Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
Rozdział 8
Bo obszedł swoją ciężarówkę i spojrzał do góry na klub ukryty za nowymi budynkami. Dla
w pełni człowieka wyglądał on prawdopodobnie jak jakaś opuszczona rudera z przerażającymi
bramkarzami stojącymi na zewnątrz od frontu i chroniącymi przed dilerami narkotyków. Ale Bo
mógł poczuć muzykę wibrującą przez ziemię i swoje stopy, mógł poczuć zapachy różnych ras
będących wewnątrz budynku i mógł zobaczyć zmiennych wychodzących wolno bocznymi
drzwiami i znikających w otaczającej ich ciemności.
Plus fakt, że ci przerażający bramkarze mieli oczy, które odbijały się w ciemności krzycząc
mniej więcej „nie-całkiem-ludzie zebrali się w środku”.
Sami i Sander stali po jego bokach, także spoglądając do góry na budynek.
- To będzie zabawa - powiedział Sander, pocierając ręce.
- Idziemy - powiedziała Sami.
Bo chwycił ich za tył czarnych skórzanych kurtek i szarpnął ich z powrotem do swojego
boku.
- Kilka zasad - powiedział.
- Nie bądź takim nudziarzem - jęknął Sander.
- Jeszcze nawet nic nie zrobiliśmy - dodała Sami.
- Ale zrobicie... chyba, że ustalę zasady. Oto one. Żadnej kradzieży. Dotyczy to portfeli,
kart kredytowych, komórek, smartfonów, palmtopów i innych małych telefonopodobnych
przedmiotów, które uznacie za błyszczące i śliczne.
1
Nie wolno wam także nikomu zabierać
dowodu. I nie obchodzi mnie to, jak bardzo będziecie sądzili, że ktoś na to zasłużył. Jedyne
pieniądze jakich będziecie używać będą należały do was lub do mnie. Jeśli się dowiem, że
cokolwiek zaginęło, zacznę łamać palce.
- Świetnie.
- Świetnie.
Zaczęli odchodzić, ale Bo znów ich do siebie szarpnął.
- I żadnego nabierania.
- Ale...
- Żadnych długich czy krótkich historyjek. Żadnego „moja babcia umiera i potrzebuję
pieniędzy na szpital”; żadnego „okradziono mnie na Penn Station i wszystko straciłem”;
zdecydowanie żadnego „mam taki świetny pomysł i potrzebuję tylko kilku sponsorów i biletu
lotniczego do Ameryki Południowej, ale tylko wtedy, jeśli chcesz podwoić swoje pieniądze w mniej
niż tydzień”. Absolutnie żadnego udawania, że zarówno ty i Sander jesteście prostytutkami,
żebyście mogli obrobić kogoś na parkingu. Nie próbujcie nikogo upić i robić mu nieprzyzwoitych
zdjęć by wykorzystać je później. Nie obchodzi mnie, czy ten ktoś jest z kimś związany i według
was zasłużył na to.
- Okej. Świetnie.
Para znów zaczęła odchodzić a Bo ponownie szarpnął ich do siebie.
- Żadnego seksu w jedynym miejscu, w którym z pewnością zostaniecie przyłapani.
- Ach, no teraz daj spokój!
Sami tupnęła stopą.
1
Czyżby liski były spokrewnione z Gwen - bo ona też lubi śliczne i błyszczące rzeczy
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Niszczysz naszą zabawę!
- Zgadzacie się albo idziemy stąd.
- Świetnie. Zgadzamy się.
Zbliżali się do klubu i listy natychmiast przyciągnęły uwagę bramkarzy. Nic dziwnego.
Byli nie tylko lisami, zatem nie można im było ufać, ale jako zmienni niskiego wzrostu wyróżniali
się wśród ich rodzaju.
Bramkarze dokładnie obejrzeli sobie przechodzącą parę, a gdy Bo podszedł bliżej,
zobaczył rozpoznanie w oczach mężczyzn. Doznawał takiej samej reakcji, gdy taka rzecz się
zdarzała. Jeden z mężczyzn uśmiechnął się i nie pozwolił Bo wejść dostatecznie szybko, a drugi
warknął i wymamrotał „ nieutalentowany dupek” pod nosem, gdy Bo wchodził do klubu. Coś, do
czego był tak przyzwyczajony, że nawet nie starał się już reagować.
Poza tym, nie chciał się spotykać z Blayne z zakrwawionymi kostkami palców.
2
Gdy byli już w środku, to lisy w pierwszej kolejności przyciągnęły uwagę wszystkich.
Kobiety patrzyły na Sandera, mężczyźni na Sami, a ci o podwójnej orientacji seksualnej, patrzyli na
oboje. Lisy ubrały się tak, by przyciągać uwagę: Sami w swój „zimy w Nowym Yorku są dla
mięczaków” skórzany top bikini, skórzane szorty, futrzane buty i cienką skórzaną kurtkę; Sander w
skórzane spodnie, designerski jedwabny T-shirt, który idealnie pasował do jego wąskiej figury i
cienką skórzaną kurtkę. Bo wiedział, że wyglądają jakby się ubrali w Eurotrash.
3
I o to właśnie
chodziło. To sprawiało, że byli tacy dobrzy w tym co lubili robić, gdy nie było w pobliżu Bo z jego
bezwzględnymi zasadami. Uwodzili by manipulować, ale ich lojalność wobec siebie była czymś,
czego Bo nigdy nie kwestionował.
Klub był duży i zatłoczony. Zobaczył schody prowadzące na inne piętro oraz znak obok
schodów GRY NA GÓRZE i strzałkę. Na tym piętrze było kilka barów i muzyka techno. Nie była
jego ulubioną, ale mógł ją tolerować.
Trio podeszło do najbliższego baru. Sami zamówiła im trzy piwa zanim usadowiła się na
stołku. Odwróciła się twarzą od baru by móc popatrzeć na salę.
- Myślisz, że tu jest? - Sami zapytała, zdejmując kurtkę.
Bo podniósł nos, wciągnął do niego powietrze.
- Ona tu jest.
- Więc lepiej znajdź ją i zrób swój ruch - powiedział Sander.
Bo zmrużył oczy. Sander był troszkę zbyt chętny, więc sięgnął do tylnej kieszeni i
wyciągnął dwie idealnie złożone kartki papieru. Trzepnął nimi by je otworzyć i wręczył każdemu
po jednej.
- Oto zasady na dzisiejszy wieczór.
Sander gapił się na wydrukowaną stronę, którą miał przed sobą.
- Zapisałeś to?
- Uznałem, że będę zapisywać zasady, po poranku z „Ale nigdy nie mówiłeś”. Wiesz, jak
nienawidzę „Nigdy nie mówiłeś”.
Mamrocząc pod nosem, Sander wyrwał Bo kartkę i schował ją do przedniej kieszeni. Sami
wzięła kartkę, ostrożnie złożyła ją ponownie i włożyła do środka buta.
- Okej - powiedziała, sięgając za siebie, by wziąć piwo z baru, w momencie gdy Bo
wręczał gotówkę barmanowi. - Chodźmy znaleźć twojego wilkopsa.
2
Jaki troskliwy… :P
3 http://shopeurotrash.com/home/
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
***
Ric, wygodnie rozsiadły na końcu kanapy w kształcie litery U, którą zarezerwował dla ich
czwórki, miał już iść poszukać Blayne, kiedy nagle ona sama spadła na jego kolana i
poinformowała wszystkich:
- Słyszałam pieprzących się ludzi w łazience!
Nie będąc pewnym jak na to zareagować, Ric po prostu sięgnął po swoje niemieckie piwo.
- Dobre pieprzonko czy złe? - spytała Gwen.
Blayne myślała przez chwilę, wzrok miała skupiony na suficie. W końcu odpowiedziała:
- Pijackie pieprzonko.
- Ahhh.
Ric roześmiał się. Blayne zawsze sprawiała, że się śmiał, dlatego tak bardzo troszczył się o
jej bezpieczeństwo. Jego kuzyn i Dee-Ann mogli sobie myśleć, że to całkowicie dopuszczalne, aby
używać Blayne jako przynęty, ale Ricowi się to nie podobało. Jednak przyznawał, przynajmniej
przed sobą, że się martwił, że jeśli Blayne pozna prawdę, może zacząć robić rzeczy, które
sprowadzą na nią tylko większe niebezpieczeństwo. Albo może skuli się ze strachu w swoim
mieszkaniu bojąc się nawet wyjść.
Albo może w ogóle nic nie zrobi. To był nieprzewidywalny czynnik, który sprawił, że nic
nie powiedzieli Blayne o tym ryzyku. Więc, wbrew swojej opinii, nie powiedział jej nic i miał
nadzieję, że Dee-Ann jest tak dobra w swojej robocie, jak wierzył w to jego kuzyn.
- Stałaś tam i podsłuchiwałaś? - Ric musiał zapytać.
- Oczywiście, że nie! - Sięgnęła w dół, starając się poprawić obcas w swoich bardzo
seksownych butach. - Ale musiałam się wysikać - przyznała.
- Hej, Blayne. - Gwen mruknęła z komfortowych kolan Locka. - Na drugiej.
Zanim Ric mógł ją powstrzymać, Blayne odwróciła się na jego nogach i podniosła na
swoje kolana. Uniosła w górę rękę i zaczęła nią machać krzycząc jednocześnie:
- Dee-Ann! Dee-Ann! Tutaj! Siadaj tutaj!
Ric skrzywił się wiedząc, że nasłucha się o tym później. Jeśli była jedna rzecz, której Dee-
Ann Smith nie mogła znieść, to było to bycie w centrum uwagi.
Rzucając Ricowi wściekłe spojrzenie przez nowy klub sfory, wilczyca podeszła do kanapy.
- Hej wszystkim - powiedziała tym swoim kuszącym południowym akcentem.
- Dee! - Blayne wstała, obejmując Dee swoimi rękami. Przytuliła ją, jakby Dee była dawno
temu utraconą przyjaciółką. Chociaż opierając się na tym, że Dee właśnie spoglądała na nią
wilkiem, Ric wątpił, że to miałoby się kiedykolwiek zdarzyć.
- Weź ją ode mnie - Dee powiedziała bezgłośnie do niego. - Natychmiast!
- Nie wiedziałam, że przyjdziesz dziś wieczorem - Blayne ciągnęła dalej, nieświadoma jak
zawsze. - Tak się cieszę, że tu jesteś!
Gdy Ric spostrzegł, że ręka Dee sięgnęła do jej pleców, gdzie zawsze miała ukryte kilka
sztuk nielegalnej broni, szybko złapał Blayne za talię i ściągnął ją na swoje kolana, jednocześnie
szepcząc:
- Nawet nie próbuj!
Dee warknęła, jej pusta ręka opadła do boku, gdy Ric sadzał Blayne trzymając obie dłonie
na jej talii.
- Nie dołączysz do nas Dee? - zapytał.
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Nie.
- Och, no dalej, Dee! - zachęciła radośnie Blayne - Napij się. Albo chodźmy zatańczyć! -
Blayne starała się wstać ponownie, ale Ric przytrzymał ją w miejscu. - A może przedstawię cię
wszystkim! - Znów starała się wstać, ale Ric szarpnął nadgorliwego wilkopsa z powrotem na swoje
kolana.
Z gniewnym warkotem i błyskiem kłów Dee odeszła, znikając w tłumie.
- Nie odchodź Dee! - Blayne wrzasnęła za nią. - Dee! Deeeee! - ryknęła po raz ostatni,
zanim z powrotem usadowiła się naprzeciw klatki piersiowej Rica.
Blayne lekko wydęła wargi.
- Ona nigdy nie spędza z nami wolnego czasu. Zastanawiam się dlaczego.
Ric złapał spojrzenie Locka, ale obaj szybko odwrócili wzrok; każdy z mężczyzn bał się
być tym, który powie coś, co sprawi, że słodka, niewinna, całkowicie nieświadoma Blayne Thorpe
rozpłacze się.
Blayne złapała spojrzenie Gwen, ale obie szybko odwróciły wzrok; każda z kobiet bała się
roześmiać tak głośno, żeby się nie posikać ze śmiechu.
Czy Dee-Ann Smith naprawdę myślała, że Blayne jest tak głupia? Okej. Blayne miała
swoje momenty. Przyznawała to. Ale wiedziała kiedy jakaś wielka krowa ją śledziła. Trudno nie
być blisko ze Stadem O’Neilla i nie zdobyć pewnych umiejętności. Dzieki O’Neillom Blayne
wiedziała, kiedy była śledzona. Oczywiście, wiedziała także jak uruchomić silnik w samochodzie
za pomocą zwarcia, wyprać brudne pieniądze i wwieźć broń do Irlandii Północnej. Nie żeby
kiedykolwiek miałaby zrobić którąkolwiek z tych rzeczy. Nie zrobiłaby. Ale nie znaczyło to, że
brakło jej umiejętności albo rozumu by to zrobić.
Jednak z jakiegoś powodu Dee-Ann za nią chodziła.
Stale.
Blayne miała wrażenie, że to Ric ją wynajął. Martwił się o Blayne. Wiedziała, że hybrydy
były wyłapywane a ich ciała znajdowane tygodnie albo miesiące później, z rozszarpanymi gardłami
i głownymi żyłami, a ich ciała były pokryte bliznami. Chociaż pełnej krwi zmienni jak
niedźwiedzie i lwy były często wykorzystywane do polowań przez ludzi z większym portfelem niż
rozumem, to hybrydy zawsze były ignorowane. Aż do teraz. Dopóki ktoś nie zadecydował, że to
świetny pomysł, by zmienić je w pit bulle.
Więc, czy Blayne miała coś przeciwko ochronie? Nic a nic. Trochę ochrony ze strony
jakiejś wilczycy z Południa było lepszym przekleństwem niż kończąca się po złej stronie walka
jako pit. Ale to, czego Blayne nie rozumiała, i co czyniło z niej zabawkę w rękach Dee-Ann i Rica,
to czemu nie mogli zwyczajnie powiedzieć jej prawdy?
Może Ric martwił się, że Blayne nie będzie czuła się komfortowo praktycznie biorąc od
niego pieniędze. I normalnie, nie wzięłaby. Ale znów, czy lepiej skorzystać z dobroczynności
przyjaciela czy skończyć pośrodku walki pitów? Blayne Thorpe nie zastanawiała się długo nad
odpowiedzią. Jednak nie podobał jej się podstępny sposób w jaki z nią postępowali. Niespecjalnie
podobało jej się, że Ric, ktoś kogo uważała za jednego ze swoich najlepszych przyjaciół, nie był z
nią szczery.
Czy to było okrutne, że się z nich ponabijała? Może.
Czy to by ją powstrzymało? Wątpliwe.
A przynajmniej nie do momentu kiedy powiedzą jej prawdę. Poza tym, tak niewiele trzeba
było, żeby zagrać wilczycy na nerwach. Wszystko, co Blayne musiała zrobić, to być sobą, ale z
dawką przysłowiowej amfetaminy dla wzmocnienia efektu. Uwielbiała to robić. Zachowywała się
tak, od kiedy zdała sobie sprawę, że to cholernie zawstydza jej ojca.
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
Szczerze mówiąc, wojskowe typy były tak cholernie proste.
Cień padł na nich i Blayne usiadła, uśmiechając się i myśląc, że Dee wróciła. Ale kiedy
cień rósł wiedziała, że to nie Dee. To był Novikov.
- Hej! - zawołała radośnie, ciesząc się, że postarał się przyjść. - Jesteś tu!
- Hej - powiedział Novikov wpatrując się w Blayne.
Musiała podjąć tę grę z gapieniem się. Wiele kobiet by to odstraszyło, ale gdyby on chciał
się spotykać z wilczycą, ryzykowałby swoimi oczami. Wilczyce nie znosiły gierek w stylu „kto
pierwszy odwróci wzrok”.
Kiedy Blayne już ominęła jego intensywne spojrzenie zauważyła, że miał w ręce piwo i
kobietę wiszącą u jego szyi.
Okej. Musiała to przyznać, że nie spodziewała się, że on przyprowadzi ze sobą randkę. Ale
nie miała nic przeciw. Nie. Ani trochę. Chciała pomóc facetowi wyjść i zabawić się… nawet jeśli to
oznaczało randkę z oczywistą gwiazdą porno.
I czy nie było jej zimno w tym stroju? Czekaj. Czy to on kazał założyć jej to wdzianko?
Grono popadło w niezręczną ciszę, ani Lock ani Ric nie zadali sobie nawet trudu by
pokusić się o podstawową uprzejmość. Będzie musiała porozmawiać z nimi o tym później. Jak
miała nauczyć Novikova być uprzejmym, skoro dwóch najbardziej uprzejmych facetów jakich
znała, nie zachowywało się uprzejmie? To była zagwozdka!
Gdy cisza się przeciągała, Gwen wreszcie zadała pytanie, na które Blayne umierała, by
poznać odpowiedź.
- Co to jest? - zapytała Gwen, wskazując na lisa z pozycji bezpiecznych kolan Locka.
I, trzeba to zaliczyć na rachunek Novikova, on wydawał się być naprawdę zdumiony jej
pytaniem.
- Co jest co?
Gwen zmarszczyła brwi.
- Na szyi.
Spojrzał, wzruszył ramionami i odpowiedział:
- To jest mój lis. Sami.
- Hejka - powiedziała Sami wyglądająca na dość nieskrępowaną. Była słodkim
maleństwem. Lisem polarnym, z tego co widziała, z białymi włosami sięgającymi jej do ramion.
Ale jej brązowa skóra i kształt oczu sugerowały, że była Eskimoską. Czekaj. Czy to określenie było
poprawne politycznie?
Blayne nie wiedziała i teraz czuła się winna. A co jeśli to nie było poprawne wyrażenie?
Co, jeśli nazwanie Sami Eskimoską było tym samym, co nazwanie Blayne „miłą kolorową
dziewczyną” przez tego starca w Małej Italii w zeszłym tygodniu?
- Więc... - Novikov kontynuował, nieświadomy walki Blayne by znaleźć poprawne
określenie na opisanie ludzkiej strony jego lisa. - Co chłopaki robicie?
- Nic - powiedział Lock, i kurczę, czy mógłby sprawić, że to jedno słowo zabrzmiałoby
bardziej niechętnie?
- Przepraszam, ale nie. - Gwen, która nawet nie była blisko do skończenia rozmowy ze
swojej strony, pochyliła się troszkę do przodu na kolanach Locka i powiedziała: - Nie odpuszczę
tego tak po prostu. Co masz na myśli mówiąc, że jest twoim lisem?
- Nie wiem jak to wyjaśnić.
Kiedyś Blayne pomyślałaby, że Novikov jest zwyczajnie niegrzeczny, ale teraz wiedziała,
że taki ma sposób mówienia. To był sposób w jaki jego umysł tworzył rzeczy. Bezpośredniość bez
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
dołączonego jadu. To był jego sposób… i coś, nad czym ona musiała z nim popracować.
Oczywiście, to czy myślała, że on był niegrzeczny czy też nie, Gwen to nie obchodziło,
gdy próbowała to pojąć. To było coś w stylu tej dziury, którą Blayne wykopała w ogródku swojego
ojca kilka miesięcy temu, i za którą on wciąż na nią krzyczał.
- Więc - naciskała Gwen, - czy ona jest twoją dziewczyną?
- Gwen - ostrzegła ją Blayne, ale Gwen tylko podniosła rękę, by się zamknęła.
- Nie - odpowiedział zwyczajnie Novikov.
- Twoją kochanką? - Gwen kontynuowała. - Twoją kumpelą do pieprzenia? Czy któreś
wyrażenie pasuje tutaj?
Novikov i lisica spojrzeli na siebie, a następnie oboje potrząsnęli głowami.
- Nie.
- W takim razie nie rozumiem co masz na myśli mówiąc, że ona jest twoim lisem.
- Niedźwiedzie polarne mają lisy - wyjaśnił Lock, ale Gwen i Blayne wciąż nie mogły
załapać co to miało znaczyć.
- Co? - zapytała Gwen.
- Dlaczego sobie tego zwyczajnie nie odpuścimy? - spytała Blayne, starając się by każdy
zachował spokój i rozsądek.
Ale Gwen była już po trzech Guinnessach i czterech Sprite’ach do kolacji. Cały ten cukier
i alkohol tworzyły mieszankę wybuchową dla O’Neill.
- Odpuścić? - Gwen ponownie wskazała na licicę. - Przychodzi tutaj wyglądając jak
przyszła rozkładówka Playboya a ty chcesz to odpuścić?
Lisica zdjęła ręce z Novikova i spadła na ziemię. Nie mogła mieć więcej niż metr
sześćdziesiąt i czterdzieści pięć kilogramów, jak już. A fakt, że w Nowym Yorku był środek zimy
nie wydawał się jej również przeszkadzać, jako że wystrojona była w skórzaną wersję czarnego
topu bikini i szorty. Coś, co Blayne nosiła latem, kiedy ona i Gwen jeździły nad jezioro Jersey, w
każdym bądź razie dżinsową wesję tego stroju, ale w zimie? Nie w tym życiu.
- Masz jakiś problem, kocie? - spytała lisica.
Gwen próbowała ruszyć się z kolan Locka, ale grizzly znał swoją kobietę.
Wzmocnił uścisk, przytrzymując ją jedną ręką, podczas gdy drugą popijał swoje piwo.
- Puść mnie - zażądała Gwen. - Zamierzam zedrzeć twarz tej małej cipie!
Lock zachichotał.
- To się nie stanie.
Blayne, która zawsze nienawidziła, gdy ktoś walczył, zeskoczyła z kolan Rica i stanęła
pomiędzy nimi. Nie były blisko siebie, ale zwarły ze sobą spojrzenie. I chociaż lisica była mała,
nawet jak na standardy ludzkie, Blayne wiedziała, że lepiej jej nie lekceważyć. Lisy może i były
małe… ale wredne. Czasami były naprawdę wredne.
- Okej - zarządziła Blayne. - Dość tego. - Spojrzała na Gwen. - To jest otwarcie klubu
naszych przyjaciół, i ty nie zaczniesz bójki.
Gwen lekko syknęła, ale usiadła z powrotem na kolanach Locka.
Blayne obróciła się do lisicy, wyciągając rękę.
- Cześć. Jestem Blayne. Miło mi cię poznać.
Lisica mrugnęła zaskoczona swoimi bardzo jasnozłotymi oczami.
- Uhm… cześć. - Spojrzała na rękę Blayne i, w końcu, chwyciła ją. To było krótkie
potrząśnięcie, ale Blayne je doceniła. - Jestem Sami. Mnie również miło cię poznać.
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Dołączysz do nas na drinka?
Przyglądając się Blayne z bliska, lisica nagle się uśmiechnęła i pokręciła głową.
- Wiesz, pójdę sprawdzić co z moim partnerem. Ale jestem pewna, że Bo z przyjmnością
zostanie. - W jakiś sposób, jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. - Było mi naprawdę miło cię poznać,
Blayne.
- Mi ciebie też.
Lisica odeszła dumnym krokiem, poklepując Novikova w ramię, gdy przechodziła. Gwen
zmrużyła oczy obserwując ją, i Blayne powiedziała:
- Której części „odpuszczamy sobie” nie zrozumiałaś?
- Nie lubię jej. I jestem w nastroju do dobrej walki.
- Nie ma więcej Guinnessa dla ciebie - powiedziała Blayne, wyrywając swojej przyjaciółce
do połowy pustego drinka.
- Chcesz stracić swoją łapę, psie?
- Bądź miła! - Blayne wrzasnęła.
Niechętnie, ale Gwen usiadła, nawet jeśli reszta drapieżników wokół nich patrzyła z uwagą
na Blayne. Pewnie. Pijany tyglew nie jest zagrożeniem, ale trzeźwy wilkopies - uważajcie!
Zdenerwowana hipokryzją, Blayne rzuciła szklankę na tacę, którą trzymała przechodząca
kelnerka, zanim opadła na kanapę tuż przy Ricu. Odprężając się, uświadomiła sobie, że Novikov
nadal tam stał. I nadal się gapił.
- Siadaj - powiedziała, wskazując na puste miejsce na kanapie.
I owszem, oczekiwała, że on zajmie miejsce, które mu wskazała. Zwłaszcza, że nie
wydawał się być jednym z tych typów, którzy celowo robili na przekór. Ale nie oczekiwała, że
wąski tyłek niedżwiedzio-kota będzie się nagle wpychał pomiędzy nią a Rica.
Gdy Bo umościł się już pomiędzy Blayne a Van Holtzem, poczuł się znacznie lepiej. Nie
podobało mu się, że wilk i Blayne siedzieli tak blisko siebie, z zarzuconym z tyłu ramieniem Van
Holtza na jej części kanapy. W ocenie Bo, było to tochę zbyt terytorialne. Więc usiadł pomiędzy
nimi.
Blayne lekko pisnęła robiąc mu miejsce a Van Holtz spadł na podłogę, ponieważ siedział
tuż na krawędzi. Wilk rzucił mu gniewne spojrzenie, na które Bo odpowiedział tym samym,
popijając jego piwo. Doszedł do wniosku, że to już koniec, dopóki Blayne nie uderzyła go w ramię.
- Przeproś - rozkazała mu.
- Za co?
- Zrzuciłeś go na podłogę. Naprawdę jesteś tak niegrzeczny?
- Zdaje się, że odpowiedź na to pytanie brzmi „tak”.
- Wszystko w porządku, Blayne. - Van Holtzowi udało się wstać na swoje wielkie wilcze
stopy bez żadnej pomocy ze strony Bo. - Myślę, że pójdę po kolejnego drinka. Zaraz wracam.
Odszedł, a Blayne ponownie uderzyła Bo.
- Co znowu?
- To twoja wina.
- Co jest moją winą?
- Że Ric jest zdenerwowany.
- Nie wygląda mi na takiego, co pobiegnie do pokoju dla dziewczyn by sobie popłakać.
- Czy obchodziłoby cię to, gdyby tak zrobił?
- W inny sposób niż śmiejąc się? Prawdopodobnie nie.
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
Blayne odwróciła się na kanapie by spojrzeć mu w twarz, podciągając do góry nogi tak, że
usiadła na swoich kolanach.
- Jak mam ci pomóc, skoro zachowujesz się w taki sposób?
- Pomóc mi? Pomóc mi w czym?
- Pomóc ci ze sobą. - Pomachała swoją ręką przed jego twarzą. - Biedną-żałosną-samotną-
bogatą-supergwiazdą sportową-osobą jaką jesteś.
Bo spojrzał na grizzly’ego i tyglewa siedzących naprzeciw nich.
- Ona mówi poważnie - tyglew powiedziała do niego bezgłośnie i Bo westchnął.
- Jestem dobrym człowiekiem - powiedziała szczerze Blayne, przykładając rękę do piersi. -
A ponieważ jestem dobrym człowiekiem, mam przyjaciół. I chcę, żebyś i ty miał przyjaciół. Ale to
się nie stanie, jeśli będziesz powalał wilki na podłogę. Wilkami nie wolno się bawić tylko dlatego,
że można. - Podniosła w górę palec - Przytrzymaj tę myśl… - i obróciła się na kolanach tak, że
zwrócona była twarzą do kanapy. - Hej, Dee-Ann! - wrzasnęła przez cały klub. - Dee-Ann! Chyba
jeszcze nie wychodzisz, prawda? Usiądź tutaj! Nadal mamy miejsce! Dee! Annnnn!
Z dzwoniącym lewym uchem, Bo obserwował jak jakaś wilczyca wyszła sztywnym
krokiem z tłumu, Blayne zaś wróciła do poprzedniej pozycji, twarzą zwróconą do Bo.
- Otóż… gdzie to ja byłam?
- Jeśli chcę być takim dobrym człowiekiem jak ty, nie wolno mi bawić się wilkami
4
tylko
dlatego, że mogę.
- Dokładnie! - Ponownie przyłożyła rękę do piersi, wyglądając doskonale niewinnie. -
Jestem tu, by ci pomóc. Pozwól mi.
***
- Dee-Ann, zaczekaj!
Dee-Ann szła dalej, dopóki silna dłoń nie schwyciła ją za ramię, ciągnąc ją z powrotem.
- Proszę.
- Skończyłam z tym, szefie. Skończyłam.
- To nie takie proste i oboje o tym wiemy.
- Znajdź kogoś innego. Nie mogę się nią zajmować. - Starała się wyjść fronotwymi
drzwiami, ale Van Holtz pociągnął ją korytarzem w dół, do niedawno opuszczonego prywatnego
pokoju, wciąż przesiękniętego ciężkim zapachem kociego seksu.
- Nie możesz od tego odejść - powiedział jej Van Holtz jak tylko zamknął drzwi. - Blayne
cię potrzebuje.
- To, czego potrzebuje ten wilkopies, to poważne leczenie.
- Posłuchaj, porozmawiajmy. Okej? Tylko chwilę.
Van Holtz usiadł na kanapie a Dee powiedziała:
- Ktokolwiek był przed tobą na tej kanapie, właśnie się tam pieprzył.
Wilk natychmiast wstał.
- Więc postoimy. - Wziął głęboki oddech. - Nie możesz jej pozwolić, by tak cię wnerwiała.
Znasz Blayne. Ona po prostu chce, by każdy dobrze się bawił. By był szczęśliwy.
To, co uszczęśliwiłoby Dee-Ann to głowa Blayne Thorpe nad kominkiem jej ojca tuż obok
4
a ona to co?? Tylko jej należy się zabawa??!!??!!
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
poroża dwunastaka
5
, którego sprzątnął w latach młodości. To by uszczęśliwiło Dee-Ann.
Kontynuowanie rozmowy o wrzodzie-na-tyłku jakim był ten wilkopies, jakkolwiek, nie.
Boże, gdyby oni wszyscy byli tacy jak Blayne, Dee-Ann nie pomogłaby żadnemu z nich.
Ale na szczęście, nie wszyscy byli jak Blayne. W rzeczywistości, spotkała kilka interesujących
osobników ostatnio. Hybrydy z rzeczywistym potencjałem, które nie marnowały jej czasu
publicznie zachowując się idiotycznie i żenująco.
- Nie chcę, żeby Blayne Thorpe mnie uszczęśliwiała. Chcę, żeby trzymała usta zamknięte i
cicho czekała aż złapią ją te szumowiny. I nie myśl sobie, że proszę o zbyt wiele.
- Myślę, że oboje wiemy, że to nie będzie takie proste.
- Cóż, nie zniosę więcej jej szaleństwa.
- Wiem. Wiem. Porozmawiamy o tym na następnym spotkaniu grupy. Okej?
- Jak tam chcesz. Ale zastanawiam się, dlaczego nie weźmiesz jej po prostu ze sobą do
domu. Uczyń ją swoją a wtedy będzie podlegała ochronie przez twoją rodzinę. I nic nie będą mogli
z tym zrobić.
Wilk wgapiał się w nią przez dłuższą chwilę, zanim w końcu zapytał:
- Zrobić Blayne swoją? Masz na myśli… masz na myśli oznaczyć Blayne?
Dee-Ann zrobiła to, co zawsze robił jej ojciec, kiedy zadawano mu głupie pytanie. Nic nie
mówił i czekał aż osoba sama zorientuje się, że zadała głupie pytanie. I, trzeba przyznać, wilk
szybko załapał, całe jego ciało tak jakby zaczęło się napinać.
- Nie mogę oznaczyć Blayne. Ona jest dla mnie jak siostra.
- Uhm.
- Zapewniam cię, Dee-Ann, moje zainteresowanie Blayne jest czysto przyjacielskie.
Mam… inne zainteresowania.
Cokolwiek to znaczyło. Aczkolwiek Dee-Ann nie obchodziło to w żaden sposób. Jej
największym zmartwieniem w chwili obecnej było pozbycie się obserwacji Blayne Thorpe na
dobre. Ale dopóki to się nie stanie, musiała kręcić się w pobliżu, jako dzienny pies pilnujący
Blayne. Normalnie Dee-Ann poinformowałaby swoich dowódców o zmianach, jakie poczyniła, ale
Grupa nie była Marines a Ulrich Van Holtz nie był jej dowódcą. Był po prostu bogatym chłoptasiem
z potężnym wujkiem, który go lubił. Więc Dee zrobi to, co robiła od miesięcy… poprowadzi show
na swój sposób bez zawracania sobie głowy, by poinformować o tym Van Holtza. Czemu miałaby
się wysilać? Chłoptaś był tak bezużytecznny jak cycki u byka, chociaż jednak upewniał się, żeby
miała płacone na czas, a ona lubiła dostawać pieniądze. Było to więcej, niż myślała i znacznie
więcej niż potrzebowała, nawet jak to na śmieszne miasto, ale było miło rzeczywiście mieć fundusz
emerytalny. Zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie miała żadnego.
- Zrozumiałaś? - zapytał.
- Taak. Pewnie. - Nieważne. Nie rozumiała mężczyzn. Nie wydawał się dbać o to, że
Blayne jest hybrydą i tworzą ładną parę. Poza tym, jeśli nie będzie ostrożny, ten wielki samiec
hokeista zabierze Panu Towarzyskiemu małą Blayne sprzed jego nosa. Wystarczyło jedno
spojrzenie i Dee-Ann mogła powiedzieć, że Novikov nie grał według niczyich zasad oprócz
własnych. A sposób w jaki patrzył na tę małą dziewczynę… cóż, tatuś Dee myślał, że nikt nie
widzi, jak on wciąż patrzy na jej mamę w ten sam sposób, w jaki Novikov patrzył na Blayne.
Ale na dłuższą metę, to nie był problem Dee. Jeśli Van Holtz chciał stracić swoją szansę na
rzecz tego idioty, to był jego problem.
5
Aga mnie uświadomiła, że nie każdy wie, czym jest dwunastak, więc tłumaczę ;) Dwunastak, w języku łowieckim -
jeleń posiadający poroże o sześciu odnogach na każdej tyce.
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
Dochodząc do wniosku, że rozmowa jest skończona, Dee wyszła ignorując dolatujące do
niej:
- Gdzie do cholery ona poszła?
***
Kiedy te dwa wieprze patrzyły na siebie odrobinę zbyt długo w ocenie Blayne, złapała
Novikova za rękę i pociągnęła go z dala od kanapy i Locka MacRyrie.
Ku jej zdziwieniu poszedł za nią bez skargi, a ona poprowadziła go dwa pietra w górę, aż
dotarli na poziom „Sali Nastrojów”. Spokojna muzyka elektroniczna i słabe światła były dla tych,
którzy nie tolerowali czegoś odwrotnego. Blayne miała przeczucie, że to jest idealne miejsce dla Bo
Novikova. Nie wydawał się w najmniejszym stopniu czuć komfortowo w pobliżu parkietu a
wątpiła, żeby poczuł się lepiej na piętrze z grami hazardowymi albo w sali do karaoke, gdzie
wiedziała, że znajdzie całą Sforę Kuznetsovów. Była jasne, że Jess nie przyszła na otwarcie. Gdyby
przyszła, obeszłaby każde piętro żeby się upewnić, że wszystko poszło bez najmniejszych
problemów. Ale była w zaawansowanej ciąży i nieco nieszcześliwa w tym momencie, więc
otwarcie klubu zmiennych na Manhatanie nie było dla niej dobrym pomysłem. Było jej znacznie
lepiej i bezpieczniej w domu i ze swoim partnerem.
Na szczęście, choć wydawało się, że klub nie będzie miał doskonałego początku, danie
zmiennym wyboru takiego jak Sala Nastrojów było bardzo sprytnym posunięciem.
Wciąż trzymając Novikova za rękę, Blayne weszła głebiej do Sali Nastrojów, starając się
znaleźć jakiś stolik albo kabinę, ale wszystko w tej chwili było zajęte a kiedy doszła do ostatniej
kabiny na końcu Sali zatrzymała się i spojrzała siedzące w niej trzy małe lwy. Starała się ocenić,
kiedy mogą skończyć i ją opuścić, gdy trójka mężczyzn spojrzała za nią do góry. Blayne popatrzyła
w górę na Novikova w momencie, gdy przechylił głowę w kierunku wyjścia. To był nieznaczny
ruch, prawie niezauważalny gdyby nie patrzyła wprost na niego, ale jasna cholera trzy lwy się
poruszyły! Blayne zrobiła krok do tyłu, gdy koty wzięły swoje drinki i uciekły, ich spojrzenia
koncentrowały się teraz na podłodze tuż przed nimi.
Blayne westchnęła.
- To było niepotrzebne.
- Nie chciałem tu stać całą noc. - Nacisnął dłonią na jej plecy, ponaglając ją do zajęcia
miejsca w kabinie a Blayne nie mogła uwierzyć w wielkość dłoni dotykającej jej przez jej
podwędzoną designerską kieckę. Dłoni wielkości krateru na księżycu.
Okej. Trochę przesadziła, ale Blayne była znana z tego, że przesadza, jeśli to pomagało jej
dotrzeć do sedna sprawy.
Usiadła w kabinie i - ponownie - pomyślała, że on usiądzie po przeciwnej stronie, ale nie.
Wcisnął się obok niej. Ale Blayne nie miała zamiaru tym razem tego tak zostawić.
- Tam! - krzyknęła, gdy on próbował ją przesunąć w miejsce, z ktorego nie mogłaby wyjść,
mając go na swojej drodze. - Tam!
Jej rozkaz podziałał, ponieważ usiadł po przeciwnej stronie.
- Potrzebuję przestrzeni - wyrzuciła z siebie, rozkładając szeroko ręce by zilustrować swój
punkt. - Osobistej przestrzeni! Jestem wilkopsem. Zapędzanie nas w róg sprawia, że robimy się
psychiczni. Przestrzeń! - Ogólnie zirytowana, kontynuowała. - I przestań straszyć ludzi aby ich
usunąć ze swojej drogi. I nie próbuj się wgapiać w swoich kolegów z drużyny. To jest po prostu
niegrzeczne! Jesteś w tej samej drużynie. Powinniście pracować razem, kumple do końca. - Opadła
z powrotem do kabiny. - Mam tak wiele pracy z tobą.
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
Gdy Novikov nic nie powiedział, zapytała.
- Więc?
- Co gdybym kupił ci nowy zegarek?
- O mój boże! - wyrzuciła z siebie. - Znów do tego wracamy?
- To mnie irytuje.
A jego spokój wkurzał ją bardziej niż mogła powiedzieć.
- Ten zegarek pasuje idealnie do stroju - argumentowała.
- Ale nosiłaś go podczas treningu i do twoich bojówek do pracy.
- Zostaw w spokoju zegarek - ryknęła, zaskakując w pełni ludzką kelnerkę, która nosiła
znak jakiegoś wilka na nagim ramieniu wystającym spod klubowej koszulki bez rękawów. Blayne
odchrząknęła. - Dietetyczną Colę poproszę.
Kelnerka potaknęła i skoncentrowała na Novikovie.
- Butelkę wody - powiedział, wręczając jej swoje do połowy wypite piwo. - Dziękuję.
Gdy kelnerka odeszła Bo powiedział:
- Wiesz Blayne, jestem całkiem zadowolony z tego jakie teraz jest moje życie.
- To niemożliwe żebyś był szczęśliwy.
- Dlaczego? Bo nie jestem taki jak ty?
Blayne parsknęła.
- Nie dałbyś sobie rady będąc mną. - Zakręciła palcami wskazującymi wokół swojej głowy
i przyznała: - Wszystko to, co dzieje się w tej głowie w danym momencie… to by cię zniszczyło.
6
Nie wiedziała kto był bardziej zaskoczony gdy Novikov nagle się roześmiał, ale to było
coś co zapamięta na bardzo długo, ponieważ to było coś, co każdy mówił, że Bo nigdy tego nie
robi. No wiesz, chyba że śmiał się z ciebie.
Śmiech go zaskoczył. To nie było tak, że nie uważał różnych rzeczy za śmieszne, ale
dlatego, że uważał je za śmieszne później. Dopiero po tym, kiedy pomyślał o tym przez kilka
godzin i przeanalizował co było śmiesznego w kontekście.
Ale jakikolwiek kontekst by nie był, nawet Bo wiedział, że Blayne była zabawna.
Nawet gdy była zła lub rozdrażniona wiedziała jak zachować poczucie humoru. Podziwiał
to, ponieważ znał niewielu ludzi, którzy posiadali takie umiejętności.
Jednak jego problem z Blayne był taki, że ona chciała go „naprawić”.
Osobiście nie uważał, żeby potrzebował naprawy, ale ona wydawała się być naprawdę o
tym przeświadczona.
Kelnerka postawiła na stole napoje. Blayne osuszyła pół swojej dietetycznej Coli zanim Bo
zdołał podnieść swoją małą butelkę włoskiej wody, co do której był pewien, że będzie kosztować
dwadzieścia dolców.
- Więc to jest to co myślę - powiedziała uderzając butelką o stół. - Całkowita zmiana
osobowości.
- Nie.
- Jesteś nierozsądny.
- Ja myślę, że jesteś śmieszna. Jesteśmy kwita, prawda?
- Mówię o zmianie osobowości, ponieważ na zewnątrz nie jesteś taki zły.
- O rany, dzięki.
6
I tu się chyba wszyscy z nią zgadzamy :P
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Znaczy, jesteś słodki, zwłaszcza te dziwaczne niebieskie oczy.
- Dziwaczne?
- Białe włosy już same w sobie wyglądałyby zabójczo, ale brązowa grzywa dodatkowo ma
w tym swój udział. Choć może warto byś pomyślał o zmianie odżywki. - Nagle uniosła się na
kolanach i sięgnęła ręką przez stół, chwytając jego włosy i oglądając końce. - Nie sądzę byś miał
rozdwojone końcówki, ale są nieco poskręcane. Dobra odżywka ci w tym pomoże.
- Blayne.
Usiadła z powrotem.
- A twoja garderoba nie jest wcale zła. Tylko po prostu mija się z twoją osobowością. I jeśli
mi pozwolisz, pomogę ci to naprawić.
- To nie wymaga naprawy. To jest to, kim jestem; ja to zaakceptowałem. Może ty też
powinnaś.
- Nie mam z tobą problemu.
- W takim razie dlaczego…
- Wytłumacz mi o co chodzi z lisami - powiedziała, nagle wyglądając bardzo po
profesorsku.
- Dlaczego?
- Kim oni są? Skąd pochodzą? Ona powiedziała, że ma partnera; czy on nie ma nic
przeciwko temu, że ona się na tobie wyleguje? - Pochyliła się bardziej. - A może on też to robi? Czy
wszyscy sypiacie w tym samym łóżku? - Praktycznie prawie wyskoczyła z kabiny. - Jesteś bi? O
mój Boże! To by było super!
- Hej, hej, hej! - Podniósł ręce by odprzeć jej szalony zapał. - To nie tak! To nigdy nie było
tak.
Opadła z powrotem na siedzenie.
- Och.
- Przykro mi, że jesteś bardzo rozczarowana.
7
- Nie, nie. Nie rozczarowana… per se.
8
I Bo znów usłyszał jak sam się śmieje, Blayne przyłączyła się do niego.
- Próbuję tylko zrozumieć upodobania. Czy oni byli do ciebie przypisani? Czy to ty ich
wybrałeś, jak się wybiera szczeniaka ze schroniska?
- Myślę, że to raczej oni wybrali mnie. Pierwszego dnia w szkole, gdy przeprowadziłem
się do Ursus County, oni jakoś tak przyłączyli się do mnie. Odprowadzili mnie do domu mojego
wujka. Myślałem, że on każe im wyjść, ale zamiast tego nakarmił ich i powiedział mi „żebym do
tego przywykł”. Myślę, że to ma sens. W naturze, w pełni-lisy przyłączają się do niedźwiedzi
polarnych i jedzą to, co pozostanie z upolowanego przez nich posiłku, co jest bardzo logiczne
ponieważ polary najczęściej jedzą tylko tłuszcz…
- Yyy
- …zostawiając mięso i kości dla innych.
Jej twarz się wygięła.
- Urocze.
- Sama spytałaś.
- Więc w zasadzie są jak pasożyty.
7
Szczerze - ja też… ;P
8
Łac. samo przez się, samo z siebie
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Myślę, że Sami i Sander wolą określenie „padlinożercy”.
- Ale oni żerują na tobie, prawda? Jedzą twoje jedzenie? Kradną twoje pieniądze?
- Nigdy nic mi nie ukradli. Sami po prostu przychodzi i mówi: „Biorę pieniądze z twojego
portfela” a ja mówię: „Okej”.
- Jak miło.
- Ale oni zawsze robią jakiś przekręt i nie dostają ode mnie pieniędzy przez jakiś czas. Po
prostu upewniam się, że mam kasę na kaucję albo, wiesz, jakiś haracz. Kiedy się w coś wdadzą.
Blayne przycisnęła dłonie do głowy.
- Mam tak wiele pracy.
- Jak na to wpadłaś?
- Co? Myślisz, że jakaś lwica albo wilczyca będą znosić twoją gorącą lisicę włóczącą się
po twoim domu i wyciągającą ci gotówkę z portfela? To nie będzie dla nich w porządku.
Patrzył badawczo na Blayne przez chwilę, nim spytał:
- A co z tobą? Dla ciebie byłoby to w porządku?
- No cóż… moja najlepsza przyjaciólka może przekręcić swoją głowę o sto osiemdziesiąt
stopni kiedy ma na to ochotę, jej cała rodzina ma powiązania z irlandzką mafią a mój ojciec podążał
za klubem motocyklowym udającym Sforę, więc muszę powiedzieć, że nie wiem czy mam prawo
to oceniać. Ale jestem sobą. Jestem wyjątkowa.
Taak. Blayne była zdecydowanie wyjątkowa.
- Ale nie mówimy tu o mnie. Tylko o znalezieniu ci miłej dziewczyny.
- W takim razie wykluczamy lwice i wilczyce. To znaczy… jeśli wybieramy miłe
dziewczyny.
Jej uśmiech stał się ogromny, pochyliła się nad stołem i lekko uderzyła go w żebra.
- I widzisz, żartujesz.
Czując się z tym całkiem dobrze, że ją rozśmieszył, Bo zirytował się widząc MacRyriego
wlekącego się do ich stolika.
- Normalnie nie powiedziałbym nic, żebyś pocierpiał - grizzly oświadczył bez wstępu - ale
Gwen powiedziała, że Blayne będzie wściekła na mnie, że ci nie powiedziałem. A ja lubię Blayne.
- Powiedzieć o czym?
- Aresztują twoje lisy.
Bo skrzywił się i potarł czoło.
- Cholera.
- Co zrobiły? - spytała Blayne.
- To prawdopodobnie stary nakaz - wyjaśnił Bo, opuszczając dłoń na stół. Gdy Blayne nic
nie robiła tylko patrzyła na niego ze smutnym wyrazem twarzy, Bo domyślił się. - I znów wracamy
do zmiany osobowości, czyż nie?
- Ja jedynie sugeruję, że z moją niewielką pomocą możesz rzeczywiście zdobyć przyjaciół,
z którymi będziesz mógł wyjść i nie zostaną oni aresztowani na podstawie starych nakazów. -
Podniosła ręce do góry. - Jedynie sugeruję.
Nie będąc w nastroju by dyskutować z tym stwierdzeniem, Bo powoli wydostał się z
kabiny i wstał. Grizzly miał prawie 214 centymetrów wzrostu więc ich spojrzenia ponownie się
zwarły.
- Aresztują twoich przyjaciół - przypomniała mu Blayne. - Zwarcie wieprz-z-wieprzem
albo pomoc twoim przyjaciołom. Twój wybór.
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
Niech to cholera. Miała rację. Bo przeniósł spojrzenie na Blayne.
- Jutro. Siódma rano. Nie bądź za wcześnie ani za późno. Po prostu bądź na czas.
- Będę.
Nie mając pewności, jak będzie wspominać ten wieczór, Bo odszedł w nadziei, że uda mu
się nie dopuścić do tego, by jego przyjaciele spędzili tę noc w więzeniu.
Blayne potrząsnęła głową.
- To ci mężczyzna.
- Co jest pomiędzy wami? - zapytał Lock i Blayne nie mogła nie zauważyć, że wyglądał na
zatroskanego. To takie słodkie!
9
- Staram się mu pomóc stać się lepszym człowiekiem. Lepszy człowiek oznacza
szczęśliwszy człowiek.
- Może powinnaś wziąć się w pierwszej kolejności za łatwiejsze zadanie. Jak na przykład
przeniesienie Empire State Building do Jersey we własnych zębach. Albo zamknięcie aktywnego
wulkanu za pomocą kamieni i butelki wody.
- Mogę się mylić, Locku MacRyrie, ale wyczuwam sarkazm.
***
Bo wyciągnął lisy z klubu za ich karki po tym, jak kazał zwrócić im każdy portfel,
zegarek, torebkę i sztukę biżuterii, którą „chwycili”, jak to lubili nazywać. Ponieważ lisy uważały,
że „kradzież” ma takie brzydkie konotacje.
Na szczęście dwóch tajniaków z policji, którzy ich aresztowali, było zmiennymi i
pozwolili parze odejść z zastrzeżeniem, że mają wszystko zwrócić.
- Ludzie, dałem wam listy. - Bo warknął, rzucając ich na tył swojej ciężarówki. - A wy je
całkowicie zignorowaliście!
10
Walnął drzwiami zamykając je i pobiegł na drugą stronę ciężarówki. Wsiadł i odwrócił się
do nich.
- Potrzebowaliśmy kasy - wyjaśniła Sami. - Wyruszamy do Tajlandii jutro.
- Wiecie, że bym zapłacił za waszą podróż.
- Nie chcemy żebyś pomyślał, że na tobie żerujemy.
- Bo żerujecie na mnie.
- Taak… ale nie chcemy, żebyś tak myślał.
Bo patrzył na parę przez swoje ramię mrucząc:
- Może ona ma rację.
- Kto może ma rację? Na jaki temat?
- Blayne. Uważa, że powinienem zmienić osobowość.
- Co jest złego w twojej osobowości?
- Najwyraźniej przyciągam do siebie tylko przestępców.
Żaden z lisów nie kłócił się z tym stwierdzeniem, pozwalając Bo się z tym zmierzyć i
zapytać na głos:
- Nie rozumiem co ona robi. Upiera się, że chce mi pomóc.
9
Taaa… niedźwiadek najdał się za dużo miodku, i teraz wpyływa mu on porami - to dlatego jest taki słodki ;)
10
Ale przecież nie mówił nic o portfelach, torebkach czy biżuterii!!! Powinien być bardziej precyzyjny!!!!
Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Ponieważ ona cię lubi - wyjaśniła Sami. - Dlatego cię szufladkuje. Stawia cię w
bezpiecznej strefie.
- Nie chcę być w bezpiecznej strefie.
- Więc rób to, co robiłeś do tej pory.
- I jak niby ma mi to pomóc?
- Po pierwsze: nie doszukuj się logiki. Wybrałeś najbardziej nielogiczną z hybryd na tej
planecie. Po drugie: ona jest jedną z tych lasek, które muszą być „przyjaciółkami” - lisica podniosła
dłonie i zrobiła w powietrzu znak cudzysłowia, - mężczyzny, zanim on będzie miał nadzieję na coś
bliższego, ale do tego czasu on się wprowadzi do dziewczyny, która tego nie potrzebuje i już
zacznie myśleć o wilkopsie jako o siostrze. Zaufaj mi, ona ma tysiące kumpli i braci na obszarze
trzech stanów. Jeśli chcesz czegoś więcej, musisz nad tym popracować.
- Nie mam nic przeciwko popracowaniu nad tym. Tylko…
- Tylko co?
- Jej brak zarządzania czasem naprawdę mnie martwi.
Sander usiadł z przodu, kładąc rękę na ramieniu Bo.
- Czy obchodziłby cię jej brak zarządzania czasem gdyby owinęła te swoje szalenie długie
nogi wokół twojej głowy?
Bo pomyślał nad tym przez chwilę, a potem szczerze odpowiedział:
- Nie.
11
- W takim razie dlaczego wciąż tu siedzimy i o tym dyskutujemy?
Lis miał rację.
11
Gdyby odpowiedział „TAK” zaczęłabym go podejrzewać o niepoczytalność ;)