Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 25 Buntownicy

background image

BENTE PEDERSEN

BUNTOWNICY

background image

1

- Są pewne sprawy, o których się nie mówi - rzekł Jewgienij z powagą.

Ciemnymi oczami spojrzał na Olega i na jego drobną, wesołą i pogodną żonę,

Antonię.

Byli najbliższymi przyjaciółmi Jewgienija. Zostali też najbliższymi przyjaciółmi Raiji.

O Jewgieniju wiedzieli prawie wszystko, a o Raiji więcej niż ona sama. Wiedzieli też o

Jumali.

Oboje zgadzali się z Jewgienijem.

- To prawda, ale nie mogę obiecać, że tak po prostu zapomnę - odezwała się Antonia.

Ciemne loki podskakiwały, kiedy potrząsała głową. Na twarzy zazwyczaj beztroskiej

Toni wyjątkowo malowała się powaga, w oczach pojawił się smutek.

Z myślami o bogini Jumali zawsze powracało cierpienie, ta niezwykła historia niosła z

sobą ból.

- Ale postaramy się o tym nie wspominać - dokończył Oleg. Druh Jewgienija z okresu

przewozów frachtowych na Morzu Białym i na rzece Dwinie oraz ku wybrzeżom północnej

Norwegii błyskawicznie przeszedł do istoty sprawy. - Masz rację, Jewgienij, są rzeczy, o

których się nie mówi. Czasami zastanawiam się, czy to, co widziała Raija, wydarzyło się

naprawdę, i wraz z upływem czasu nabieram do tego dystansu. Czasami zdaje mi się nawet,

ż

e to był tylko sen...

Jewgienij ze smutkiem pokiwał głową. Wszyscy troje wiedzieli przecież, że było

inaczej. Przeżyli to naprawdę.

- Chciałbym, żeby Raija o tym zapomniała - rzekł Jewgienij.

W jego głosie brzmiała troska. Ubóstwiał Raiję, kochał ją z siłą, która nawet jego

samego przerażała.

Być może nie powinien był dopuścić, by Raija znaczyła dla niego tak wiele.

Ale tak się ułożyło jego życie. Została jego żoną, stała się całym jego światem.

- Chciałbym, żeby cień Jumali zniknął z mego życia - rzekł stanowczo.

- A ja myślę, że Jumala nas przeżyje - zauważyła Antonia.

Słowa jakby wymknęły się z jej ust, niczym myśl, nad którą nie zdążyła się dobrze

zastanowić.

Wyglądało na to, że Jewgienijowi nie spodobały się jej przypuszczenia. Być może

obawiał się, że mogą okazać się słuszne. Jednak nic nie powiedział.

background image

Wróciła Raija.

Stąpała na palcach. W jej oczach pojawił się wyraz ulgi. Cicho zamknęła za sobą

drzwi. Musiała zajrzeć do dzieci, ponieważ Michaił się obudził i domagał się późnej kolacji.

Olga na szczęście przespała jego nocny koncert.

- Misza jest mężczyzną, który wie, czego chce - uśmiechnął się Oleg.

Cieszył się, że mogą zostawić temat Jumali. Zawsze czuł się nieswojo, kiedy rozmowa

toczyła się wokół owej pogańskiej bogini. Nie potrafił określić, co czuje. Nie bardzo wiedział,

w co wierzyć. W głowie miał gmatwaninę wspomnień o zdarzeniach sprzed roku. Antonia

uczestniczyła w nich niemal przez cały czas, on zaś przyjechał pod sam koniec. I nie

dopuszczał do siebie tego, co się stało, tak długo jak potrafił, dopóki nie zagłuszył głosu

rozsądku i ślepo nie zaakceptował faktów.

Nabrał już dystansu do niesamowitych przeżyć, które stały się udziałem Raiji.

Wydawało się, że ta kobieta przyciąga ku sobie wszystko, co niezwykłe.

Być może nie należało tworzyć jej nowego życia. Olegowi często zdarzało się

ż

ałować, że obiecał Jewgienijowi milczenie na temat przeszłości jego żony. Odnosił

wrażenie, jakby także kłamał.

Ale teraz jest za późno, by się wycofać. Od czasu, kiedy urodziło się dziecko,

przeznaczeniem Raiji jest Rosja. Oleg zastanawiał się, czy Jewgienij to sobie zaplanował. Ta

myśl nie dawała mu spokoju.

Siedzieli w domu Olega i Toni w Archangielsku. Był lipiec roku 1736.

Jeszcze raz Jewgienij i Raija przywieźli cały inwentarz z domu nad Dwiną. Raija

ponownie miała zamieszkać w mieście. Ponownie jej uszy miały wypełnić odgłosy kroków na

moście, rżenie koni i śmiech chłopców stajennych Toni. Stąd roztaczał się widok na port i

statki ze świata oddalonego o wiele mil od północnej Rosji, ze świata, w którym rozmawiano

po niemiecku.

- Może jednak nie pojadę - powiedziała Antonia chyba po raz dziesiąty tego wieczoru.

Spojrzała na męża. Szukała w jego oczach choćby najmniejszego znaku, że się z nią zgadza,

ale nie znalazła nawet cienia poparcia.

Jewgienij zaśmiał się cicho:

- Po raz pierwszy napotykam takie trudności, by namówić kobietę do wspólnej

podróży!

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - zauważyła Raija wesoło i potargała go po

włosach.

Jewgienij spojrzał na nią czule.

background image

- Potrzebujemy koni czy nie? - spytał Oleg na wpół zrezygnowany.

Wzruszył się tym, że jego niezależna żona nie chce bez niego wyjeżdżać. Nie musiał

szukać zbyt daleko w pamięci, żeby odnaleźć czasy, kiedy Antonia na jedno skinienie

wyfrunęłaby z domu niczym wędrowny ptak jesienią.

Tonią ruchem głowy wskazała na pierś Olega i chwyciła brzeg jego kurtki.

- Powinnam przyszyć ten guzik - mruknęła.

- Czy myślisz poważnie o prowadzeniu własnej hodowli? - dopytywał się dalej Oleg,

nie dając żonie szans na wynajdywanie kolejnych wymówek.

- Wiem, że muszę jechać - przyznała z ciężkim sercem.

Westchnęła równie zrezygnowana jak przed chwilą Oleg. Po chwili jednak roześmiała

się cicho. Jej twarz wydała się teraz bardzo ładna, pełna ciepła. Antonia śmiała się z siebie.

Ś

miała się tak zaraźliwie, że wszyscy wokół także musieli się uśmiechnąć.

Nikt nie potrafił tak rozładować atmosfery jak Antonia.

- Nie myślcie tylko, że podoba mi się ten pomysł - dodała szybko, kiedy zauważyła, że

odetchnęli z ulgą Jej twarz nie całkiem spoważniała. Tonią nigdy nie będzie wyglądała jak

prawdziwa zrzęda, nawet jako stara babuszka będzie przypominała niesforną dziewczynę, na

zawsze zachowując w sobie dziecięcy niepokój. - Wcale mi się to nie podoba. Niestety Oleg

ledwie zauważa różnicę między pyskiem a zadem konia i nie mogę go wysłać w tę podróż.

Wiem, że sama muszę wybrać odpowiednie okazy. Mnie przynajmniej nikt nie będzie usiło-

wał oszukać. Dawno już przestali próbować!

Kiedy Tonią po śmierci ojca, który zostawił jej w spadku stadninę, zaczynała

zajmować się hodowlą, nieraz starano się wywieść ją w pole. Wyglądała jak niewinny kwiat i

gruboskórni mężczyźni dali się zmylić temu wizerunkowi. To właśnie wtedy Tonią wyrobiła

sobie pogląd, że mężczyzn można łatwo oszukać, ponieważ bardziej wierzą oczom niż uszom.

Młodziutka Tonią udowodniła im, że zna się na koniach prawie tak samo dobrze jak

oni. Udowodniła im, że doskonale wie, co decyduje o wartości konia, którego zamierza kupić.

Ż

aden z handlarzy nie przeprosił za nieuczciwość. Ale zapamiętali ją i więcej nie

próbowali oszukiwać. Ani jeden z nich.

Wszyscy wiedzieli, kim jest Tonią.

Była jedyną kobietą, z którą hodowcy koni mieli do czynienia. Uznali ją za swoją,

ponieważ śmiała się równie głośno, umiała opowiadać pikantne historie, śpiewała smutne

pieśni fałszywym głosem. Potrafiła dorównać im w piciu, nie spadając pod stół. I znała się na

koniach. Kochała zwierzęta równie mocno jak niektórych ludzi, darzyła je szacunkiem,

dobrze się z nimi obchodziła.

background image

Ż

adnemu z hodowców na północy Rosji nie przyszłoby do głowy, żeby starać się

przechytrzyć Antonię. A ponieważ była kobietą, każdy z mężczyzn bez wahania stanąłby w

jej obronie. Jednak nigdy by się do tego nie przyznali. Zresztą Tonią, silna i niezależna, nie

potrzebowała ich pomocy.

Antonia zdawała sobie sprawę, że gdyby sama nie przyjechała po konie,

potraktowaliby to jak zdradę.

Naturalnie wybaczyli jej to w zeszłym roku, kiedy dowiedzieli się, że urodziła

dziecko. Wiedziała, iż pomyśleli, że już przestanie zajmować się końmi, że podzieli los

większości innych kobiet.

Chciała udowodnić, że pozostała sobą, choć trudno będzie znieść tak długą rozłąkę z

córeczką.

- Oleg zna się na statkach, Toniu - przekonywał Jewgienij. - Ty i ja jesteśmy

znawcami koni. Pozwólmy, by Oleg i Raija pilnowali spraw tu na miejsca Raija zajmie się

Olgą jak księżniczką. A my będziemy mogli się upijać każdego wieczoru i płakać na ramieniu

drugiego...

Tonią zwykła podróżować w towarzystwie jednego ze stajennych, ale tak bywało,

zanim poznała Olega, w czasach kiedy nie przywiązywała szczególnej wagi do tego, z kim

dzieli siennik. Kiedy lubiła wtulić się w silne ramiona stajennego.

To było inne życie. Nie żałowała, że minęło. Teraz wydawało się takie obce, jakby

cudze.

Nie chciała stwarzać powodów do nieporozumień, tym bardziej że Jewgienij sam

ofiarował się jej towarzyszyć.

Znał się na koniach, ludzie słyszeli o nim dużo, powtarzali historie o jednorękim

kapitanie.

Jego obecność da jej poczucie bezpieczeństwa.

Jewgienij twierdził, że potrafi dobijać targu, choć może nie akurat w handlu końmi.

Poza tym był przyjacielem. Nie będzie zatem tracił czasu na próby wtargnięcia jej pod

spódnicę. Jemu także odpowiadało, że Tonią nie oczekuje od niego umizgów.

Ufali sobie wzajemnie.

Mieli wyruszyć nazajutrz.

Raija i Jewgienij dzielili wąską kuchenną ławę. Czuli, że w pomieszczeniu jest

chłodno, choć Tonią i Oleg palili nawet o tej porze roku. W domach, gdzie okna wychodziły

na północny zachód, zrobiło się zimno. W nocy ucieknie jeszcze więcej ciepła.

- Nie pozwól się Antonii w nic wplątać! - szepnęła Raija.

background image

Jewgienij poczuł ciepły oddech żony na swym szorstkim policzku. Objął ją i powoli

gładził jej ramię.

- Tonią jest dorosła - roześmiał się cicho. - Może raczej to ją powinnaś poprosić, żeby

mnie pilnowała, bym się w coś nie wplątał?

- Jesteś okropny, Jewgieniju Dymitrowiczu! - odparła, choć wcale tak nie myślała.

Najbardziej ceniła w nim właśnie ową chłopięcość, za to go kochała i dlatego chciała się z

nim zestarzeć. - Tonią mówiła, że tam, dokąd jedziecie, będą sami mężczyźni. Wydaje mi się

zatem, że nie mam się specjalnie czego obawiać?

- Hm... - Jewgienij na pozór obojętnie wzruszył ramionami. - Tonią zapomniała ci

chyba wspomnieć o dziewczynach lekkich obyczajów, które podążają w ślad za handlarzami

końmi, a które przybywają z Kozakami z południa znad Donu... znad Dniepru...

Raija roześmiała się tuż przy jego szyi.

- Starasz się wzbudzić we mnie zazdrość, mój drogi? - W półmroku nie widziała

wyraźnie twarzy męża, ale domyśliła się, że zgadła. - Ufam ci - powiedziała po prostu. - Nie

muszę nikogo prosić, żeby cię pilnował. Wiem, że jesteś rozsądny, i wiem, że mnie kochasz.

Więcej mi nie trzeba. Nie muszę posiąść na własność każdej przeżywanej przez ciebie chwili,

mój najdroższy. Dopóki wiem, że wrócisz, potrafię oddychać, nawet jeśli przez jakiś czas

będę sama. Po prostu nie jestem zazdrosna. - Zamilkła, zanim zaczęła mówić dalej. - I nie

wyrażaj się źle o tych kobietach. Cóż możemy wiedzieć o powodach, które nimi kierują...

Jewgienij milczał. Mocniej uścisnął Raiję. To pewne, że na nią nie zasłużył.

Być może i świat nie zasłużył na kogoś takiego jak ona.

Łatwo jest osądzać. Jemu także. Większości osób, które znał, przychodziło to bez

trudu. Tak łatwo jest krytykować i pogardzać...

Przez moment ujrzał przed sobą te kobiety, o których rozmawiali. Większość z nich

ż

ycie ciężko doświadczyło. W mroku trudno jest dostrzec linie pozostawione przez troski,

lecz dzień je odsłaniał.

Jewgienij również trzymał kilka z tych dziewcząt w ramionach, kiedy miał jeszcze

obie ręce. Kiedy uciekał od uczuć w wiecznym poszukiwaniu namiastki tego, czego nie mógł

dostać.

Raija nie powinna o tym wiedzieć.

- Jesteś najpiękniejszą istotą na ziemi - szepnął przy jej czole. - Najpiękniejszą z

kobiet - dodał. - Michaił zajmuje w moim sercu równie ważne miejsce, ale to zupełnie co

innego. - Roześmiał się cicho. - Marzną mi stopy. Zaraz tak jak Antonia zacznę szukać

usprawiedliwienia, żeby zostać w domu...

background image

Raija pocałowała go. Pocałowała wargi, które potrafiły być tak surowe, a które teraz

poddały się jej woli. Pocałowała jego chude policzki, które z każdym upływającym rokiem

wydawały się coraz bardziej zapadnięte, co jednak wcale go nie postarzało. W każdym razie

nie w jej oczach. Zresztą wszystko, na co się patrzy z miłością, staje się piękne.

- Dobrze ci zrobi, jeśli na trochę wyjedziesz - rzekła z mądrością w oczach.

Jewgienij zastanowił się przez chwilę, co będzie tego dnia, kiedy wszystko, co

tłumione, skrywane i zapomniane, wyłoni się z cienia.

Odsunął jednak od siebie tę myśl. Całkiem dobrze już mu się to udawało, żył z tym

przecież na co dzień.

Jakoś sobie radził.

Jednocześnie potrafił być szczęśliwy. Potrafił kochać.

- Zawsze podróżowałeś - mówiła dalej Raija. - O wiele trudniej musisz znosić

siedzenie w domu, niż to przyznajesz.

Rzeczywiście tęsknił za wiatrem we włosach.

Nie mówił jej o tym, lecz często za tym tęsknił.

Za wiatrem we włosach, pokładem niespokojnym pod stopami, morzem dookoła.

Morzem i niebem.

Człowiek czuje się wtedy taki mały, a jednocześnie taki potężny. Żeglowali i żyli

pośrodku żywiołu, który nie został stworzony dla ludzi. Opanowali i morze, i wiatr.

Brakowało mu tego życia.

- Wybrałem dom - rzekł tylko. Nie potrafił wytłumaczyć Raiji swej tęsknoty.

Mógł nazwać słowami wszystkie inne pragnienia, ale nie to; owej tęsknoty kobiety nie

znają. Trudno byłoby oczekiwać, że zrozumie. Nawet Raija.

- Kiedy się pojawiłaś, rozpocząłem nowe życie, Raiju. Byłoby niewdzięcznością

tęsknić za czymś innym, skoro mam ciebie i chłopca.

Nie protestowała. Ale wiedziała, że tęsknił również za życiem, które zostawił, które,

jak twierdził, zakończył. Wiedziony poczuciem taktu starał się, by się o tym nie dowiedziała,

ale przecież nie była dzieckiem.

Widziała.

Wiedziała.

Jewgienij zasnął w jej ramionach. Raija ułożyła się tak, że jego głowa spoczęła na jej

piersi.

A kiedy zamknęła oczy, przez moment wydał się jej obcy. Jednak to wrażenie zaraz

zniknęło. Kiedy na powrót otworzyła oczy, znów był jej Jewgienijem, jej mężem.

background image

Przespał noc, podczas której Raija na moment uchyliła zasłony skrywającej

przeszłość. Ranek przywitał chłodem jej nagie stopy. Nie budząc męża, cicho wstała i

rozpaliła w pieca Potem znowu wśliznęła się pod skóry. Ogrzała się pod okryciem. Przytuliła

się do Jewgienija, przysunęła najbliżej jak mogła. Rozkoszowała się bliskością męża, ciszą i

trzaskaniem drewna w piecu.

Jewgienij obudził się w jej ramionach.

- Mogłaś się oswobodzić od mego ciężaru - rzekł ciepłym głosem, ziewając. - Nie

wyspałaś się.

Uświadomił sobie, jak bardzo ją kocha. Jednocześnie poczuł ukłucie wyrzutów

sumienia, ponieważ dla niego zrezygnowała ze snu.

- Było mi dobrze - odparła.

Jewgienij wiedział, że w Raiji drzemie ogromna potrzeba obdarowywania.

Ofiarowania. Bardziej siebie niż przedmiotów. Sam nie posiadał tego daru, ale Raija chętnie

rozdawała, jeśli tylko mogła. Jeśli ktoś bardziej niż ona sama potrzebował tego, co miała.

Raija nie przyznała się, że nie z jego powodu nie mogła zasnąć.

Poza tym chciała popatrzeć na męża ostatniej nocy, zanim wyruszy. Posiąść te cenne

minuty, których nawet on nie znał, kiedy spał w jej ramionach jak dziecko.

- Musiałam cię zaczarować, żeby nikt inny nie mógł cię obejmować, zanim znowu nie

będziesz ze mną - zażartowała.

I chociaż Jewgienij uśmiechał się, zakładając wysokie buty do jazdy konnej, w jego

głosie brzmiał cień powagi, kiedy powiedział:

- Nie zdziwiłoby mnie, gdybyś była w stanie tego dokonać, moja Raiju. Myślę, że już

dawno ci się to udało. Już wtedy, kiedy jeszcze nie wiedziałaś, kim jestem...

Zamierzał powiedzieć więcej, ale ugryzł się w język, zanim zahaczył o obszary, które

zatarły się w jej pamięci.

Omal się nie przyznał, że omotała go swą siecią już wtedy, kiedy kochał ją Aleksiej, a

on sam traktował jak ukochaną siostrę.

Musi bardziej uważać na słowa, zwłaszcza kiedy jest zmęczony.

- Nie mam ochoty obejmować innych kobiet - zapewnił.

Nie musiał tego robić.

Raija wiedziała o tym. Była go pewna. Tak otwarcie starał się ją uszczęśliwić. Kochał

ją wielką i niewzruszoną miłością. I chociaż Raija nie pamiętała czasów sprzed małżeństwa z

Jewgienijem, miała uczucie, że nie zawsze tak było.

background image

Była prawie pewna, że nigdy przedtem nie zaznała takiego spokoju, że owo poczucie

bezpieczeństwa pojawiło się w jej życiu wraz z Jewgienijem.

Wyruszyli jednym ze statków płynących Dwiną na południe. Raija usłyszała

napomnienia Toni dobiegające jeszcze z pokładu. Roześmiała się na poły rozbawiona, na poły

zrezygnowana Zdawało się, że Tonią nie wierzy, iż Raija potrafi zajmować się dziećmi. Ona,

która...

Coś zablokowało tę myśl, nie pozwoliło jej dokończyć, jakby gładka ściana, jak skała

mokra od deszczu.

Raija poczuła ucisk w skroniach.

Wiedziała, co to oznacza.

Myśl zapędziła się za daleko, zamierzała przebić się przez skałę.

Na próżno...

Raija zdusiła ją. Tłumienie myśli stało się już nawykiem, nauczyła się tego. Za

każdym razem czyniła to z mniejszym bólem. Już nawet nie zdawała sobie sprawy, że to nie

jest normalne, że nie wszyscy tak robią.

Patrzyła, jak statek z Jewgienijem i Antonią wślizguje się w ujście rzeki. Nie potrafiła

rozróżnić ich postaci na pokładzie, ale wiedziała, że tam są. Że starają się dojrzeć dom i ją w

niedużym oknie kuchni za powiewającymi firankami, ponieważ w ciągu dnia otwierała je na

oścież. Czasami w mieszkaniu robiło się za gorąco, poza tym Raija lubiła też słuchać dźwię-

ków, które brzmiały dziwnie, obco.

Już tęskniła za Jewgienijem. Kochała go. Czuła się z nim szczęśliwa.

Ale czy żyła?

Była kobietą i matką. Robiła to, co robiły inne kobiety i matki.

A kiedy Olga i Michaił spali, nudziła się. Nawet pośród tych wszystkich odgłosów z

zewnątrz, nawet z robótką w ręku czy pilnując na ogniu jedzenia dla synka, odnosiła

wrażenie, jakby całe życie toczyło się gdzieś obok.

Jej myśli wydawały się bardziej żwawe niż palce łatające ubranie. Dłonie nie

poruszały się wprawnie, wydawały się tak niezgrabne, że się tego wstydziła. Wszystkie

kobiety potrafiły przecież szyć!

Z dworu dobiegł ją tupot nóg. Nie należał do niezwykłych odgłosów, często go

słyszała. Rozmaite kroki, rozmaite buty. Chodaki, skórzane trzewiki, buty z kory brzozowej,

które szurały o podłoże w całkiem szczególny sposób, ciche kumagi. Musiały tam być,

słyszała przecież głosy ludzi.

background image

Tym razem za oknem rozległ się stukot chodaków i Raija od razu wiedziała, że to

kroki marynarza.

Nie zapukał. Otworzył drzwi na oścież, jakby zawsze był mile widzianym gościem.

- Gdzie pryncypał? - rzucił w progu zdyszany. Bez wstępów, nawet bez przywitania.

Raija zrozumiała, że szuka Olega, a nie Jewgienija. Wiedział zatem, że Jewgienija nie

ma w mieście, widocznie już z kimś rozmawiał.

- Zaraz powinien przyjść - odparła. - Szukałeś w porcie? W kantorze?

Skinął głową.

Stał w drzwiach, wpuszczając do środka popołudniowe powietrze. Miał na sobie szare

spodnie, tak szerokie, że luźno zwisały wokół nóg - jako pasek służył sznur, związany nad

biodrem w kunsztowny węzeł. Szeroką koszulę z rozcięciem na głowę, sięgającym do polowy

piersi, bez guzików czy wiązania, co sprawiało, że nie mogła być przyzwoita, choćby nie

wiem jak się starać.

Przybysz był marynarzem. Raija wiedziała o tym, nie pytając.

Nie zaprosiła go do środka. Pogardzała sobą z tego powodu, nie uważała przecież

niespodziewanego gościa za kogoś gorszego.

Ale nieprzyjemnie pachniał morzem, rybami, potem i jeszcze czymś, czego nie

potrafiła określić.

Czyżby odgadł, co o nim myślała? Uśmiechał się krzywo, jakby drwiąco. Jego zęby

lśniły bielą na tle opalonej twarzy.

Usłyszała kroki Olega, jego skórzane buty uderzające o kamienny bruk mostu. Po

chwili postać przyjaciela ukazała się w drzwiach. Oleg pochylił głowę i kark, żeby wejść.

Rozpoznał w mężczyźnie jednego ze swych pracowników. Spojrzał na niego pytająco.

Zaprosił do środka, wskazał krzesło przy stole.

Raija unikała wzroku przybysza. W jego oczach pojawiła się śmiałość, której nie

potrafiła wytłumaczyć. Coś tak wyzywającego, że poczuła się nieswojo.

- Co się dzieje, Wasilij? - spytał Oleg. Bezceremonialnie ściągnął kurtkę i buty,

patrząc jednocześnie na marynarza. - Myślałem, że macie dość roboty na „Antonii”, żeby

przygotować ją do drogi.

- Jednym z kutrów rybackich nadeszła wiadomość z Morza Białego - wyjaśnił

marynarz. Wstrzymał na chwilę oddech, zanim zaczął mówić dalej. Jego niebieskozielone

oczy przykuły wzrok Olega. - Na naszym drugim statku wybuchł bunt. Na tym, który nosi to

piekielne imię.

background image

- To moje imię - Raija usłyszała swój własny głos. - Nie uważam, żeby było

piekielne...

- Tak czy owak marynarze wszczęli bunt - rzekł Wasilij. - Załoga wyrzuciła kapitana i

sternika za burtę. Kapitan nie żyje, sternika uda się może uratować. Rybacy wyciągnęli go na

pokład kutra i przywieźli na ląd...

Patrzył wyczekująco na Olega.

Oleg znieruchomiał z pochyloną głową.

Raija pomyślała, że niedobrze się stało, iż Jewgienij dziś odpłynął. Coś jej mówiło, że

buntownicy o tym wiedzieli.

- Dlaczego? - spytała. Wasilij spojrzał na nią. Wzruszył ramionami.

Skrzywił się. Wzrokiem przebiegł po garnku na piecu. Policzki Raiji zaczerwieniły

się.

Gotowała dziś zupę na mięsie. Wiedziała, że nie takie zapachy marynarze wdychali na

statku.

- Może ktoś powinien się tego dowiedzieć? - rzucił obojętnie. Wstał. - Ja tylko

przekazałem wiadomość. Reszta nie należy do mnie. Nie biorę w tym udziału.

- Płyną dalej? - spytał Oleg. - Czy zakotwiczyli statek? Znowu wzruszenie ramion.

Mężczyzna sugerował, że niewiele go to obchodzi, że to nie jego sprawa. Nic na tym nie

skorzysta ani też wiele nie straci.

Oleg na powrót założył buty. Wstał. Nic nie zjadł. Raija zauważyła, że jest zmęczony.

Ale musiał teraz podejmować decyzje. Nie miał prawa do odpoczynku.

- „Antonia” nie odpłynie zgodnie z planem. Muszę najpierw dostać się na „Raiję” i

dowiedzieć, czego chcą buntownicy. Muszę ich powstrzymać, nie dopuścić, by posunęli się

za daleko!

- Czy aby już nie posunęli się za daleko? - spytała cicho Raija. - Kapitan nie żyje...

Ale tylko Wasilij ją słyszał Oleg był w drodze do portu Wzrok marynarza świadczył,

ż

e życie nie szczędziło mu gorzkich doświadczeń.

- Nie myśl tyle o obcych, którzy zginęli - rzekł. Uśmiechał się, gdy wychodził. Nie

zamknął za sobą drzwi. Popołudniowe powietrze wypełniło pokoje.

background image

2

Oleg wrócił dopiero następnego dnia. Był zarośnięty, bruzdy na jego twarzy pogłębiły

się, oczy pociemniały.

- Sytuacja jest poważna - oznajmił Raiji. Był tak zmęczony, że nie miał siły się

rozebrać. Opadł wyczerpany na krzesło, oparł głowę o ścianę. Na chwilę przymknął oczy. -

Dlaczego my? - spytał i z trudem podniósł powieki. Napotkał wzrok Raiji. - Czy potrafisz to

zrozumieć? Przecież dobrze ich traktujemy! W porównaniu z innymi właścicielami statków

naprawdę dobrze traktujemy naszych marynarzy! Więcej im płacimy niż inni. Staramy się dla

nich o ubrania, o żywność. Pomieszczenia dla załogi są lepsze niż na innych frachtowcach.

Przebudowaliśmy cały statek, żeby poprawić marynarzom warunki codziennego bytowania.

Dlaczego właśnie nas to spotyka?

- Być może uznali, że jesteście jedynymi, którzy potrafią ich zrozumieć? - zgadywała

Raija.

Minęła ponad doba od chwili, kiedy Oleg i marynarz o śmiałych oczach wyszli z

domu. Raija wypełniła czas domowymi obowiązkami i opieką nad dziećmi. Cieszył ją śmiech

i nowe miny Olgi i Miszy, odpowiadała czule na ich gaworzenie.

Ale myślami była daleko na morzu, razem z Olegiem.

Bała się.

- Inni właściciele statków i tak nie poszliby na ustępstwa - powiedziała zamyślona. -

Wy pokazaliście marynarzom, że traktujecie ich jak ludzi. Może dlatego mają nadzieję, że ich

wysłuchacie, może na innych machnęli ręką...

- Mówisz, jakbyś trzymała ich stronę - rzekł Oleg z goryczą. Rwał duże kawałki

chleba, który przed nim położyła. Podgrzała zupę. Nalała pełną miskę. Oleg pił z niej, nawet

nie spojrzał na łyżkę, którą mu podała. - Zabili kapitana. Może on się nie liczy? Miał żonę i

ośmioro dzieci. Czy to też się nie liczy?

Raija nie odpowiedziała. Ujrzała przed oczami twarz człowieka, który dowodził na

„Raiji”. Znała kobietę, która została wdową.

- Zabili go z zimną krwią - mówił dalej Oleg. - Poderżnęli mu gardło. Czy nadal jest ci

ich żal? Tych, którzy zaczęli ustanawiać własne prawa? - pytał wzburzony.

- Nikogo nie żałuję - odparła Raija. Usiadła po drugiej stronie stołu. Łagodnie

poprosiła, by trochę zniżył głos.

background image

Oleg skończył jeść. Przetarł ręką oczy i czoło. Uśmiechnął się przepraszająco,

rozjaśnił surową twarz.

- Wybacz - rzekł cicho. Nie miał zwyczaju przyznawać się do własnych błędów, ale

Raija była niepodobna do innych ludzi. Cenił ją i szanował. Poza Antonią niewiele osób było

mu tak bliskich. W każdym razie pośród kobiet.

Kruszył chleb między dużymi dłońmi, zlepiał okruchy w palcach i zjadał je. Pewnie

robił tak jako chłopiec. To dziwne, jak tego rodzaju przyzwyczajenia mogą towarzyszyć

człowiekowi przez całe życie.

- Nie staję po niczyjej stronie - rzekła Raija z naciskiem. Oleg nagle uświadomił sobie,

ż

e dostrzega w Raiji zbyt wiele życiowej mądrości, a w jej ciemnobrązowych oczach zbyt

wiele zrozumienia. Jest zbyt młoda, skąd u niej to doświadczenie? - Nie mam pojęcia o życiu

na morzu, Oleg, ale tak, jak nie chcę stawać po żadnej ze stron, tak też nie chcę nikogo

osądzać. Trudno jest poznać czyjeś troski, nie będąc w jego skórze. Zgadzasz się? Nie

możemy wiedzieć, co kierowało tymi ludźmi. Nie wszystko jest takie, jak to widzimy.

Musimy spojrzeć nie tylko oczyma, ponieważ obraz, który postrzegamy, może okazać się

bardzo zwodniczy. Chcę tylko zrozumieć, nie zamierzam nikogo osądzać.

- Myślisz, że i ja nie chciałbym zrozumieć? - spytał ostrym tonem. - Do diabła, że też

Jewgienij musiał wyjechać właśnie w takiej chwili! Marynarze nie mogli chyba o tym

wiedzieć...

- Bunt nie jest skierowany przeciw tobie, żadne żądania nie zostały wysunięte wobec

ciebie, Oleg!

Skinął głową.

Miska była pusta, ale Oleg nadal trzymał ją w dłoniach. Nie chciał dokładki.

- Wiem, że ludzie buntują się przeciw wszystkim właścicielom statków. Może przeciw

całemu porządkowi.

Wzruszył ramionami.

- Czy zamierzasz wysłać przeciw nim żołnierzy? - spytała Raija.

Tak radzili kapitanowie z innych krajów. Kapitan niemieckiego statku, który zawinął

niedawno do portu, twierdził, że tylko broń przemówi do buntowników.

- Żołnierze Romanowa potrzebują czasu, żeby tu dotrzeć - odparł i zmęczony zamknął

oczy.

- Nie mógłbyś chyba tego zrobić, prawda? - rozległ się głos Raiji, przemknął przez

pokój niczym powiew wiatru.

Oleg napotkał jej spojrzenie. Potrząsnął głową. Przeczesał palcami sztywne włosy.

background image

- Sam pływałem jako marynarz - rzekł. - Siedziałem przy tych wielkich kotłach na

pokładzie. Bywałem tak głodny, że rozrywało mi wnętrzności, że miałem przywidzenia.

Tkwiłem na tym cholernym pokładzie na deszczu i wietrze i czekałem, aż jedzenie będzie

gotowe. Czekałem, aż wszystko się rozgotuje, tak żebyśmy nie mogli rozróżnić ryby od

robaków, tak żeby powstała jednolita papka. Smakowała równie obrzydliwie, jak wyglądała,

ale przynajmniej już nie kręciło mi się w głowie. Mogłem wstać następnego dnia do pracy, po

której padałem między twarde maty w kajucie razem z piętnastoma towarzyszami. Spaliśmy

tak ciasno obok siebie, że pluskwy nawet nie musiały brać rozpędu, by przeskoczyć z jednego

na drugiego... - Oleg westchnął. - Byłem prostym marynarzem, Raiju. Zbyt dobrze to

pamiętam. Być może nadal jestem jednym z nich. Być może dlatego traktuję ten bunt jako

zdradę...

Pokręcił głową. Złożył wielkie dłonie, może się modlił.

- Czego chcą? - spytała Raija.

- Lepszych warunków pracy. - Uśmiechnął się zmęczony.

- Czy nie możesz na to przystać? Skinął głową.

- To żaden kłopot.

- Ale to nie wszystko?

- Nie. Domagają się wykreślenia długu, dla siebie i dla załogi na „Antonii”. Myślę, że

chcą tamtych pozyskać, żądając czegoś również dla nich. Mogą powiedzieć, że walczą także

w ich imieniu. Może to zaplanowali? Nie wiem. Nic już nie wiem, Raiju. Nigdy bym nie

pomyślał, że ci, którym dajemy pracę, zbuntują się przeciw nam...

Raija wiedziała, że Jewgienij i Oleg byli bardziej ludzcy niż inni właściciele statków.

Marynarze otrzymywali zapłatę po rejsie. To uniemożliwiało ich odejście przed

zakończeniem wyprawy. Lecz wielu z nich zostawiało w domu rodziny, którym często

brakowało środków do życia, kiedy mężczyzna wypływał w morze.

Niektórzy właściciele statków nie przejmowali się tym i uważali, że to nie ich sprawa.

Jewgienij i Oleg udzielali pożyczek tym marynarzom, którzy jej potrzebowali.

Naturalnie inni właściciele statków postępowali podobnie, ale w zamian za lichwiarski

procent. Jewgienij i Oleg nie naliczali odsetek, a jedynie oczekiwali spłaty pożyczonej kwoty.

Wielu spośród załogi zwracało pożyczkę, traktując ją jak dowód zaufania.

Ale byli też tacy, którzy nie byli w stanie uregulować długu.

Bywało, że Jewgienij i Oleg nie powinni wypłacać wynagrodzenia, ponieważ

pracownicy byli im winni więcej, niż zarobili.

background image

Raija rozumiała, dlaczego mimo wszystko dłużnicy otrzymywali wypłatę, ale czuła, że

nie tak należy prowadzić interesy.

- Nie możemy się na wszystko zgadzać - rzekł Oleg, ciężko wzdychając. - Wtedy po

prostu prowadzenie handlu stanie się niemożliwe. Poza tym inni kupcy i armatorzy również

wywierają na nas nacisk. Twierdzą, że powinniśmy trzymać się razem, nie godzą się na

uległość z naszej strony. Grożą, że jeśli mimo wszystko pójdziemy na ustępstwa,

wykorzystają swoje kontakty. Postarają się, żeby nie było dla nas towaru, żeby nikt nam nie

sprzedał drewna, niezależnie od tego, ile będziemy chcieli za nie zapłacić...

- Co zamierzasz zrobić? - spytała Raija. Zaczynała dostrzegać powagę sytuacji.

Przeciw Olegowi wystąpili nie tylko zbuntowani marynarze. Przeciwko niemu obrócili się

także właściciele innych statków.

Oleg podlegał naciskom obu grup.

- Przespać się - odparł. - Nie za długo, ale muszę się choć trochę przespać, Raija. Być

może dziś w nocy coś się wydarzy. Nie wiem. Powinienem dostać wiadomość. Obudź mnie!

Ale teraz muszę się położyć...

Raija nie protestowała. Oleg potrzebował snu. Zdjęła mu nawet buty. Sam nie zadbał o

to albo może zasnął, zanim zdążył o tym pomyśleć. Przykryła go. Delikatnie, tak jak okrywa

się dziecko, które zasnęło ze zmęczenia.

Potem usiadła na kuchennej ławie. Pilnowała ognia w piecu. Nie zamknęła drzwi na

klucz.

Po kilku godzinach zjawił się ten sam marynarz, co wcześniej, Wasilij. Raija miała

dobrą pamięć do imion.

Znowu stanął w drzwiach. Znowu zostawił je otwarte. Wypuszczał ciepło, przyniósł

ze sobą chłód nocy.

- Wejdź - Raija zaprosiła go do środka. Mówiąc to, nie spuszczała wzroku z

przybysza.

Nie powinien sobie pomyśleć, że ma nad nią przewagę, że ją onieśmiela.

Uśmiechnął się drwiąco, ale zamknął za sobą drzwi. Usiadł przy stole, oparł się o blat,

jakby był u siebie.

- Czy coś się dzieje? - spytała.

- Śpi? - Wasilij odpowiedział pytaniem. Właściwie nie udzielił jej odpowiedzi, jakby

ją lekceważył.

Raija skinęła głową. Była na siebie zła za ten gest, choć przecież nie miała powodu do

złości. Wstała.

background image

- Mogę go obudzić...

Marynarz powstrzymał ją ruchem ręki i uśmiechem równie zmęczonym, jak uśmiech

Olega kilka godzin wcześniej.

- Nie ma pośpiechu. Nic nie możemy teraz zrobić. To, co się stało, zostało

zaplanowane już wcześniej...

Raija usiadła.

Ten mężczyzna kogoś jej przypominał. Jednak nie była w stanie sobie uzmysłowić,

kogo.

- Załoga „Antonii” przyłączyła się do buntu i jakiś czas temu również wypłynęła -

wyjaśnił. - Nikt nie zdoła jej powstrzymać. Teraz w morzu są oba statki. „Antonia” uzupełniła

zapasy wody do picia. Kapitan na „Raiji” zdążył pozbyć się części słodkiej wody. Być może

właśnie to przypłacił życiem...

- Czy ty nie pływasz na „Antonii”? - spytała Raija. Niebieskozielone oczy pochwyciły

jej spojrzenie.

- Nie - odpowiedział. - Już nie. Raija przełknęła ślinę.

- Dlaczego nie jesteś na pokładzie? Musiała zapytać. Zbyt wiele się tu nie zgadzało.

Ten mężczyzna z pewnością nie stał po stronie Olega i Jewgienija. Należał do załogi.

Raija szybko się zorientowała, że nie jest głupi. Poza tym kipiała w nim wola walki, której nie

potrafił ukryć. Nie było w nim nic z pokory, nie płaszczył się, nie ugiął karku. Wręcz

przeciwnie: wysuwał żądania. Był śmiały... Czyżby działał na dwa fronty?

- Wyrzucili mnie za burtę - rzekł beztrosko. Dopiero wtedy Raija zauważyła, że ma

mokre ubranie i że przyszedł boso. Dlatego nie usłyszała jego kroków.

- Z „Antonią” jest trochę inaczej niż z „Raiją” - wyjaśnił, jakby tłumaczył coś

trudnego nierozgarniętemu dziecku. - Na „Antonii” wszyscy przyłączyli się do buntu. Kapitan

i sternik też. Wszyscy bez wyjątku. Nie trzeba było nikogo zabijać. Nie trzeba było nikogo się

pozbywać...

- ... nikogo poza tobą? - spytała Raija z niedowierzaniem. To, co usłyszała, nie

mieściło jej się w głowie. Wasilij skinął twierdząco. Jego włosy wydawały się teraz

ciemniejsze niż za dnia. Być może dlatego, że gęsta czupryna jeszcze nie całkiem wyschła. -

Dlaczego, do licha, ciebie, a nie kapitana? - wyrwało się Raiji. - Jesteś tylko...

- Zwykłym marynarzem? - dokończył z uśmiechem.

Jego twarz nie wyrażała wrogości. Raija odniosła niemal wrażenie, że Wasilij darzy ją

sympatią.

- Jesteś przecież tylko zwykłym marynarzem - powtórzyła bezbarwnie.

background image

Właśnie to chciała powiedzieć. Nie widziała powodu, dla którego miałaby udawać

lepszą, niż była. Zresztą ten człowiek i tak zdawał się prześwietlać ją na wskroś. Okazywał

taką surowość, że prawie się go bała.

Jakby nie był tylko zwykłym marynarzem.

Z taką swobodą rozsiadł się przy kuchennym stole Olega. Rozmawiał z nią z taką

lekkością, jakby uznał, że są sobie równi. Nie zważał na to, że Raija jest kobietą, że jest żoną

pryncypała.

Tak, ten człowiek z pewnością nie był zwykłym marynarzem.

Raija odgadła to, jeszcze zanim wymówił słowa, które potwierdziły jej domysły:

- To ja zaplanowałem bunt.

- Ty?! - wybuchnęła.

- Ty? - rozległo się od drzwi do bocznej izby. Oleg zamknął je za sobą. Z butami w

ręce usiadł ciężko obok Raiji.

- Ja - odparł Wasilij z powagą na twarzy i pewnością siebie.

Nie zamierzał niczego ukrywać.

- „Antonia” również odpłynęła - rzekła cicho Raija, kładąc rękę na ramieniu

przyjaciela.

Oleg drgnął.

- Czy to stanowiło część planu? - spytał ostrym tonem.

- Tak - przyznał Wasilij.

- Dlaczego przychodzisz do mnie i mi o tym mówisz? - zdziwił się Oleg. Wreszcie

postawił buty na podłodze, zdjął z ramienia rękę Raiji. - Chyba nie przypuszczasz, że nadal

będę ci ufał - dodał ze śmiechem.

- Wyrzucili mnie ze statku - rzekł Wasilij. Uczynił gwałtowny ruch głową. Raija

zauważyła, że jego włosy nadal są mokre, choć ubranie zdążyło już wyschnąć. Widocznie

było uszyte z cienkiego materiału...

- Przychodzisz tu i opowiadasz, że ty to wszystko zaplanowałeś. I jeszcze mówisz, że

wyrzucono cię za burtę. Chcesz, żebym ci uwierzył? - Oleg pokręcił głową. - Nie jesteś chyba

aż taki głupi!

- Ja mu wierzę - usłyszała Raija swój własny głos.

Obaj mężczyźni popatrzyli na nią: jeden z niedowierzaniem, drugi trochę drwiąco, ale

też i z uznaniem.

- Nie, nikt nie jest taki głupi! - utrzymywał Oleg.

- Mieliśmy walczyć o poprawę warunków na pokładzie - wyjaśnił Wasilij.

background image

Jego głos nie drżał, nie zdradzał cienia strachu.

Raija uznała, że Wasilij rzeczywiście mógł zaplanować bunt: był nieustraszony, nie

lubił się podporządkowywać, miał dość rozumu.

I wiedział, czego może żądać.

- O zapłatę, kajuty, racje żywnościowe... - mówił dalej.

- Dajemy lepsze warunki niż większość armatorów - wtrącił Oleg. - Dużo

korzystniejsze!

Marynarz wzruszył ramionami.

- Być może - przyznał. - Ale mimo wszystko nie jesteśmy traktowani jak ludzie. Biorę

zapłatę, ale muszę za nią służyć jak pies.

Raija spuściła głowę.

- Być może niektórzy z nas mogliby spłacić dług, gdyby dostawali więcej pieniędzy.

Być może niektórzy pracowaliby lepiej, gdyby posiłki dawały im więcej siły, gdyby mogli się

porządnie wyspać.

Słowa Wasilija zawisły w powietrzu. Pozostały bez odpowiedzi. Zapadły w

słuchających.

- Możesz mnie teraz posłać do więzienia - zwrócił się po chwili do Olega wciąż tym

samym lekkim tonem. - Możesz mnie wpisać na czarną listę. Masz wszelką władzę, panie.

Zdaję sobie z tego sprawę. Uważam jednak, że powinieneś znać prawdę, skoro już wypadki

potoczyły się tak, jak się potoczyły.

- Czy nie wszystko przebiegło zgodnie z twoimi założeniami? - spytała Raija.

Wasilij odpowiedział jej niedbałym uśmiechem.

- Nigdy nie było mowy o zabijaniu - odparł stanowczo. - Jesteśmy ludźmi, a nie

dzikimi bestiami. Powinniśmy zachowywać się jak ludzie, ale niektórzy stracili panowanie

nad sobą. To nie należało do planu. Być może powinniśmy zacząć na „Antonii”...

Zamilkł na chwilę.

- Ale załoga „Raiji” nie przyłączyłaby się do „Antonii” - dokończyła Raija. - Kapitan

na „Raiji” nie stał po waszej stronie.

Dostrzegła uznanie w twarzy Wasilija. Nieznacznie uniósł kącik ust.

- To prawda, kapitan „Raiji” nas nie poparł... Ponownie spojrzał na Olega.

- „Antonia” wypłynęła, tak jak to ustalono, ale żądania załogi zaczęły rosnąć, ludzie

nie znali umiaru. Byłem temu przeciwny i dlatego wyrzucili mnie za burtę. Już nie jestem z

nimi.

background image

- Czy w takim razie jesteś z nami? - spytał Oleg. Znowu kogoś zapytał, po czyjej stoi

stronie. Raija zadrżała. Życie to nie tylko czarne i białe, nie tylko dobro i zło. Bierze w nim

udział wiele innych sił.

Wasilij długo milczał. Ten mężczyzna, który wzniecił bunt przeciwko właścicielom

statków, który z nich zadrwił, który mógł odnieść zwycięstwo, gdyby go posłuchano, nie

przyszedł pokornie prosić o wybaczenie. Wciąż zachowywał się tak, jakby miał prawo

negocjować.

- Nadal uważam, że należy poprawić warunki życia marynarzy - rzekł.

Czekał.

Oleg nie odpowiadał. Raija wstrzymała oddech. To szczyt bezczelności! Jednak

wbrew własnej woli podziwiała tego człowieka. Ależ on ma odwagę! Albo nic do stracenia...

- Zawsze będę uważał, że ludzie traktowani jak ludzie również zachowują się jak

ludzie. - Mówił z wyższością, chociaż miał na sobie nędzne marynarskie łachmany.

Odznaczał się wrodzoną dumą, wewnętrznym poczuciem godności, której nawet te szmaty

nie zdołały przesłonić. - Ale uważam też, że ci, którzy zabili kapitana, powinni zostać ukarani

- dodał. - Nie mieliśmy zamiaru zabijać, nie szukaliśmy zemsty i krwi. Chcieliśmy tylko, żeby

zaczęto nas godziwie traktować. Chcieliśmy otrzymać to, czego, jak sądzimy, jesteśmy warci.

Nie pragniemy was zrujnować, nic nie osiągniemy, jeżeli statki będą musiały stać w porcie

albo jeżeli będziecie musieli je sprzedać. Po was przyszliby inni, pewnie gorsi, którzy

myśleliby tylko o zysku. Chcemy, żeby wam się dobrze powodziło, ale pragniemy tego też

dla siebie.

Oleg skinął głową na znak, że rozumie.

- Czy stoisz teraz po mojej stronie? - spytał. Nie poddawał się. Odznaczał się wieloma

spośród tych cech charakteru, które posiadał Wasilij. Raija dostrzegała to wyraźniej niż sam

Oleg. Marynarz przytaknął.

- Teraz jestem z wami. Żal mi statków. Jeszcze długo posłużą i my jeszcze na nich

posłużymy. Marynarze nie mogą na razie dojść do porozumienia. Niektórzy chcą płynąć do

Norwegii i sprzedać wszystko, co znajduje się na pokładzie. Inni wolą wziąć kurs na Kem lub

Onegę, by sprzedać tam ryby. Inni znów chcą czekać na to, co zaproponuje właściciel...

- Ale żądasz lepszych warunków? Wasilij spojrzał Olegowi w oczy. Nie uciekł wzro-

kiem.

- Nie jestem w stanie czegokolwiek żądać - odparł. Raija zauważyła, że to wyznanie

przyszło mu z trudem, że wiele go kosztowało.

background image

- Możesz mnie posłać do więzienia. Możesz mnie umieścić na czarnej liście, co

byłoby chyba najgorsze, jak wiesz. Sam byłeś marynarzem tak jak ja, nie zawsze posiadałeś

statki, również pływałeś dla innych.

- Tak - przyznał Oleg. - Ja również byłem psem. - Zamilkł. - Chcę, żebyś ze mną

został, Wasilij. Wolę, żebyś był ze mną niż przeciw mnie. Jeżeli odzyskamy statki... obiecuję

ci poprawę warunków.

Wasilij nawet nie drgnął.

- Nie mogę wam umorzyć długów - mówił dalej Oleg. - Nie mogę nic więcej wam

obiecać. Nie mogę się zobowiązać, że będę mógł wam płacić inaczej niż za cały sezon. Inni

zawierają kontrakty tylko na poszczególne wyprawy... - Zapadła cisza. - Nie mogę posunąć

się tak daleko. Podejmuję teraz decyzje, których właściwie nie powinienem podejmować sam.

Powinienem je uzgodnić z Jewgienijem, który jest współwłaścicielem statków, ale on

wyjechał.

- Ona tu jest.

Wasilij skinął na Raiję. Postawił ją na równi z Olegiem i Jewgienijem.

Raija poczuła ogarniającą ją radość. Ceniła sobie takie uznanie.

- Jewgienij również nie mógłby posunąć się dalej. Dopiero zaczynamy. Zamierzamy

kupić więcej statków i proponować na nich takie same warunki, jakie zaproponowaliśmy na

„Raiji” i „Antonii”.

Wasilij skinął głową ze zrozumieniem.

- Zostaję z tobą - rzekł.

- Czy będziesz ze mną również po zakończeniu buntu? - naciskał Oleg.

Wasilij podniósł wzrok. Raija po raz pierwszy dostrzegła zaskoczenie na jego twarzy.

- Niewielu jest takich jak ty, Wasilij - mówił dalej Oleg. - Cenię twoją odwagę i

nieustępliwość. Możesz być nam potrzebny, a i my możemy ci się przydać. Mógłbyś zostać

kapitanem...

- Czy to znaczy, że chcesz mnie kupić? - uśmiechnął się.

Raija jednak zorientowała się, że ta propozycja wydała się Wasilijowi kusząca.

- Nie dostaniesz więcej, niż na to zasłużyłeś - odparł Oleg. - To twoja jedyna szansa.

Niełatwo jest z niej skorzystać, na to potrzeba odwagi. Jednak uważam, że jesteś

odpowiednim człowiekiem.

- To ja przygotowałem bunt...

background image

- To też wymagało odwagi i uporu - nie ustępował Oleg. Zamilkł i przez moment

badawczo przyglądał się marynarzowi. - Przyszedłeś prowadzić ze mną negocjacje?

Przyprzeć mnie do muru? Wasilij skinął głową.

- Taki był mój zamiar. Uznałem, że najlepiej będzie, jeśli to ja przedstawię nasze

żą

dania.

Raija nie mogła powstrzymać się od śmiechu, cały czas w niej narastał. Wreszcie nie

zdołała się pohamować.

- Myślę, że na pewno będziesz pasował do Jewgienija i Olega - rzekła rozbawiona. -

To bardziej zuchwałe niż jakikolwiek ich wspólny pomysł! Bierz stanowisko kapitana i

dziękuj! Bierz i dziękuj, zanim się rozmyśli!

- Idę z wami - rzekł Wasilij z przekonaniem. - Stanę po waszej stronie i postaram się

uspokoić marynarzy. Bunt może szybko wymknąć się spod kontroli. Na żadnym ze statków

nie ma nikogo dostatecznie silnego, by mógł stanąć na czele pozostałych.

- Nikogo tak silnego jak ty? - Raija nie mogła się powstrzymać od ironii.

Napotkał jej spojrzenie i jakby starał się je ujarzmić.

- Nikogo tak silnego jak ja - potwierdził z niezwykłą pewnością siebie. Nie czuł się ani

trochę speszony. Zdawał się zupełnie nie zauważać złośliwości, która czaiła się w spojrzeniu

Raiji i której zresztą nie potrafiła ukryć.

Być może zrozumiał, że Raija pozwalała sobie na drwinę tylko wobec tych, których

uważa za silnych tak jak ona...

- Powinienem był popłynąć „Raiją” - dodał. - Wtedy wszystko potoczyłoby się

inaczej. Byłoby wtedy o jedną wdowę i osiem półsierot mniej. Może zdołałbym zapanować

nad sytuacją. Źle zrobiłem, zostając na lądzie. Czuję się odpowiedzialny za to, co się stało!

Raija pragnęła, by Wasilij przystał na propozycję Olega. Odnosiła wrażenie, że w przyszłości

ten człowiek w jakiś sposób im się przysłuży.

- Ale jeżeli podtrzymasz swoją propozycję - mówił dalej marynarz - kiedy omówisz to

z jej mężem... - skinął na Raiję. - Jeśli podtrzymasz tę propozycję, kiedy będzie po

wszystkim, wtedy chętnie się nad tym zastanowię.

Oleg skinął głową.

- Niech tak będzie. Wasilij wstał, gotów do wyjścia.

- Będzie mi potrzebna jakaś mniejsza łódź z zaufaną załogą - zwrócił się do Olega.

Oleg przytaknął.

- Tylko zjem i zaraz przyjdę. Jesteś głodny?

background image

- Tak - odpowiedział Wasilij. - Ale mam dom, w którym mogę zjeść i w którym mam

swoje ubranie.

- Całą moją dumę diabli wzięli! - powiedział Oleg, kiedy Wasilij wyszedł. - Czy

potrafisz sobie wyobrazić, że zaproponowałem stanowisko kapitana człowiekowi, który

wzniecił bunt przeciwko mnie?

- On nie jest taki jak inni - odparła Raija. - Zgodzi się.

background image

3

Szkoda, że to nie zima, pomyślała Raija. Gdyby na ulicach leżał śnieg, mogłaby

dobrze opatulić dzieci w skóry i zabrać na sankach do portu.

Nie do wytrzymania było dreptanie w kółko przez cały dzień po niedużej kuchni. Z

okna roztaczał się widok na port, ale to nie pozwalało się zorientować, co naprawdę się

działo. Raija widziała tylko fragmenty rzeczywistości.

Patrzyła, jak Oleg odpływa na małym frachtowcu. Na szczęście jeden został w porcie i

nie trzeba było szukać odpowiedniej załogi.

Wasilij popłynął razem z Olegiem.

Raija widziała, jak stoi obok męża Antonii, niższy i szczuplejszy niż rosły Oleg, ale z

tym samym co on poczuciem godności.

Raija znała się na tym.

Kiedy tak wpatrywała się w morze, starając się cokolwiek zobaczyć, ponownie

zastanowiła się, kogo przypomina jej Wasilij. Domyślała się, że pewnie kogoś, kto mieszka

wewnątrz nieprzeniknionej skały w jej duszy, ukrywającej przeszłość.

Obserwując zachowanie Wasilija, Raija doszła do wniosku, że jest on urodzonym

przywódcą. Przyszedł na świat, by odważnie podejmować szybkie decyzje i zawsze

niewzruszenie stać w miejscu, na którym zdecydował się postawić nogę. Należał do osób,

których nie złamią żadne przeciwności, które wzrastały przy przeciwnych wiatrach.

Tylko ktoś taki jak on mógł zaplanować i doprowadzić do wybuchu buntu.

Raija zastanawiała się, czy pozostali marynarze z czasem nie zaczną żałować, że

pozwolili, by sprawy zatoczyły szersze kręgi, niż to wyznaczył. Czy nie pożałują, że go

zdradzili?

Zastanawiała się, kim on naprawdę jest.

- Przenocuje tutaj. - Oleg wskazał głową na Wasilija.

Raija szykowała dzieci do snu. Olga niczym jasnoróżowy aniołek leżała naga na

obrusie pośrodku stołu. W kuchni było ciepło jak w chlebowym piecu, ale Raija ofuknęła

mężczyzn, kiedy otworzyli drzwi szerzej niż trzeba.

Przewinęła dziewczynkę. Dziękowała siłom wyższym, że Misza zgłodniał trochę

wcześniej niż zwykle i że zasnął zaraz po karmieniu. Dlatego pewnie i Olga zachowywała się

spokojniej. Tego wieczoru mała nie miała już siły wołać mamy, jakby się pogodziła z jej

nieobecnością, jakby uznała, że ciepło ramion Raiji też jest miłe. Przekonała się, że od Raiji

background image

też dostanie jeść i że Raija zawsze jest blisko. Nie pachnie mamą, ale jest łagodna i troszczy

się o nią podobnie jak mama.

Dziewczynka zasnęła w ramionach Raiji, czując jeszcze smak jedzenia w ustach,

uśmiechnięta. Okrąglutka i najedzona. Miała wszystko, czego potrzeba do szczęścia w tym

wieku.

Oleg rozczulił się na widok Raiji z jego córeczką na ręku. Coś w tym jest, że kobieta

ze śpiącym dzieckiem sama w sobie jest piękna. Jej widok napawał go niezwykłym spokojem,

o którego istnieniu nie miał pojęcia, zanim nie został ojcem.

W czasie kiedy Raija kładła Olgę spać, znalazł chleb i suszone mięso. Zauważył, jak

wokół zrobiło się czysto i schludnie. To dzieło Raiji. Tonią bardziej bałaganiła.

Masło leżało na swoim miejscu. W szafie znalazł wódkę. Szczerze polał - obaj z

Wasilijem potrzebowali czegoś mocniejszego.

W milczeniu krajali mięso, jedli, pili.

Raija poruszała się lekko niczym motyl na barwnych i pachnących płatkach kwiatów.

Ułożyła Olgę w łóżeczku, po czym siadła razem z mężczyznami do stołu, uznając to za rzecz

najbardziej naturalną w świecie. Tak jak i Tonią nie uważała, by cokolwiek było zastrzeżone

tylko dla mężczyzn.

Wasilij uniósł brwi. Oleg zauważył to. W oczach tego mężczyzny, którego już niemal

uznał za przyjaciela, dostrzegł nieukrywany podziw.

W głębi duszy posłyszał jakby dźwięk ostrzegawczego dzwonka, ale nie przejął się

tym.

Przecież nie jeden Wasilij patrzył na Raiję w ten sposób, zapewne też nie on ostatni.

Ta kobieta zawsze budziła zachwyt.

I doskonale potrafiła sobie radzić z jawnie okazywanym przez mężczyzn

zainteresowaniem, miała własne sposoby, by nic poważnego z tego nie wynikło.

Potrafiła panować nad sobą.

Pod wieloma względami przypominała Wasilija.

Oleg wiedział o jeszcze jednym człowieku, który był podobny do Wasilija.

Nie z wyglądu, lecz ze sposobu zachowania, ze sposobu bycia i postawy wobec

ż

yciowych wyzwań.

O bracie Jewgienija, Aleksieju.

- Co się dzieje? - spytała Raija.

- Mamy dwa dni na podjęcie decyzji - rzekł Oleg ciężko.

Przełknął ostatni łyk wódki.

background image

Raija dolała mu. Wasilij ponownie uniósł brwi. Przyzwyczaił się, że kobiety zwykle

zatykały korkiem karafkę.

Ale Raija znała Olega wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie upije się do

nieprzytomności.

- Załoga nie ustępuje ani o cal - mówił dalej Oleg. Był bardzo zmęczony.

- Jednak to tylko gra - stwierdził Wasilij. Czekał, aż Raija na niego spojrzy, po czym

mówił dalej: - Prawie wszyscy marynarze mają rodziny, większość z nich się boi. Można im

zagrozić czarną listą. Zmuszeniem do spłaty długu. Na lądzie zostawili rodziny, które żyją z

pożyczek. To jasne, że się boją. Poddadzą się.

Wasilij uśmiechnął się, ale jego oczy były smutne. Marynarze zdradzili go, ale nadal

myślał o nich ciepło. Dziwny człowiek.

- Gorzej z tymi na lądzie - westchnął Oleg. - Sam zamierzałem poprawić warunki na

naszych statkach, lecz wielu właścicielom się to nie podoba. I niestety mają swoje sposoby,

by wywrzeć na mnie nacisk i nie dopuścić do jakichkolwiek zmian.

- Inna rzecz, że czekałoby cię o wiele trudniejsze zadanie, gdybym został na „Antonii”

- zauważył Wasilij.

Spojrzał przez okno. Na dworze nadal było jasno. Słońce zanurzało się w morzu, świat

zabarwił się na żółto. Niebo i morze stopiły się w całość wokół słonecznej tarczy.

- Nie wątpię, dlatego zależy mi na tym, byśmy stanęli po tej samej stronie - rzekł

Oleg. Stuknął się z Wasilijem, który ledwie zamoczył usta w swojej szklance. Zostało w niej

dużo wódki. - Myślę, że Wasilij może przenocować w tej małej izbie - zwrócił się do Raiji.

Raija skinęła głową.

- Zaraz pościelę łóżko.

- Nie ma potrzeby - odezwał się Wasilij. - Wystarczy mi tylko trochę miejsca na

podłodze, żeby się położyć. Poradzę sobie.

Raija uśmiechnęła się.

- Mimo wszystko przygotuję ci posłanie.

Nie było wiele do przygotowywania. W pomieszczeniu stała drewniana ława, którą

Tonią otrzymała w spadku. Trochę za krótka dla mężczyzny wzrostu Olega i trochę za wąska,

by spać na niej we dwoje, ale za kilka lat będzie dobra dla Olgi.

Raija położyła na ławie siennik. Znalazła nieduży pled, który złożyła w kostkę, by

zastąpił poduszkę. Całość przykryła prześcieradłem. Na wierzchu równiutko ułożyła wełniany

koc.

Mężczyźni jeszcze jedli.

background image

Wasilij opowiadał o marynarzach, o ludziach, którzy teraz zawładnęli statkami.

Opisywał ich tak obrazowo, że Raiji zdawało się, jakby sama ich znała. Jednak nie mogła

oprzeć się wrażeniu, że Wasilij nie mówi wszystkiego.

Widocznie to nie w jego stylu wywlekać sekrety kolegów.

Raija zauważyła, że swą postawą wymuszał pewnego rodzaju respekt, po prostu nie

sposób było traktować go inaczej.

- Mogę spróbować dostać się na „Antonię” i porozmawiać z marynarzami -

zaproponował. - Gdyby zaistniała taka potrzeba.

Ten pomysł mógł stanowić część kolejnego wymierzonego przeciw Olegowi i

Jewgienijowi planu. Ktoś, kto knuje podstęp, wypowiedziałby dokładnie takie same słowa,

dokładnie tym samym tonem.

Ale zdrajca nie uczyniłby tego z podobną pewnością siebie.

Raija ufała Wasilijowi.

- Najpierw musimy porozmawiać z pozostałymi właścicielami statków - rzekł Oleg. -

Myślę, że niestety ten obowiązek spadnie na mnie. - Odsunął butelkę i spojrzał na Raiję. -

Chyba powinienem sięgnąć do pudełka z tym białym proszkiem! - westchnął. Zamilkł, choć

otworzył usta, jakby zamierzał mówić dalej.

- Uważam, że to niezbyt mądry pomysł - rzuciła Raija bez zastanowienia.

- Z pewnością masz rację - przyznał Oleg.

Nie miał odwagi na nią spojrzeć. Ta kwestia należała do niebezpiecznych. Nie

powinien wspominać o narkotyku przy Raiji. Istniało tak wiele tematów, których nie należało

przy niej poruszać, których nie należało jej przypominać.

Nie mogła pamiętać proszku.

Wiedziała z opowiadań, że uratowała Jewgienijowi życie, ale nie pamiętała, jak to

zrobiła. Nigdy nie zdradzono jej szczegółów.

Nie mogła pamiętać proszku ze Wschodu, który uśmierzał ból i wywoływał przyjemne

wizje, po którym zasypiało się jakby w obłokach.

I który uzależniał.

Nie mogła o tym pamiętać, ale zareagowała tak, jakby pamiętała.

Olega przeszedł strach: a jeśli sobie przypomniała? Jeśli tylko udawała zanik

pamięci...?

Nigdy jednak nie wolno mu o to spytać.

Raija czuła, że w powietrzu zawisło coś niedopowiedzianego. Oleg mówił dalej,

jednak słuchała go tylko jednym uchem.

background image

Coś było nie tak.

Wstała. Prześliznęła się obok Olega. Narzuciła szal na ramiona.

- Zajrzę do koni. Chyba i ja potrzebuję trochę świeżego powietrza.

- Co powiedziałaś? - spytał Wasilij.

Oleg posłał mu surowe spojrzenie, dając do zrozumienia, że nie powinien zbytnio

interesować się Raiją.

- Są w życiu Raiji pewne okresy, których nie pamięta - wyjaśnił. W Archangielsku

sporo osób o tym wiedziało, jednak Wasilij mieszkał tu od niedawna. - Biały proszek należy

właśnie do tego okresu jej życia. Dostawałem go kiedyś jako lekarstwo.

- Proszek, który wywołuje wizje? - spytał Wasilij. Wyglądało na to, że o nim słyszał.

- Był czas, kiedy nie mogłem bez tego żyć - wyznał Oleg. Czuł się zmęczony. Być

może dlatego zwierzał się do niedawna jeszcze obcemu mężczyźnie. - Jewgienij pomógł mi

się od tego uwolnić - dodał. - Zaopiekował się też Raiją.

Oleg zamilkł.

Nie prosi się przecież mężczyzny, którego ledwie się zna, żeby trzymał się z dala od

ż

ony najlepszego przyjaciela. Nie wprost.

- Jest niepodobna do innych, prawda? - Wasilij uśmiechnął się słabo.

- Tak.

- Wiem, czyją jest żoną - zapewnił Wasilij, jakby odgadł obawy Olega. - Nie

zapominam o takich sprawach. Ale mężczyzna ma chyba prawo uważać, że jakaś kobieta jest

piękna, niezależnie od tego, kto jest jej mężem?

- Dopóki nie kryją się za tym inne myśli - odparł Oleg - wydaje się to rzeczywiście

dozwolone.

Uśmiechnęli się do siebie.

- Nie zostawiłbym takiej żony w domu innego mężczyzny - rzekł Wasilij lekko,

używając żartobliwego tonu jako tarczy obronnej. - Nawet gdyby ten drugi mężczyzna był

tobą.

Oleg wzruszył ramionami.

- Nie ryzykujemy aż tak bardzo, ani Jewgienij, ani ja. Raija prowadzi dom, zajmuje się

dziećmi. Antonia pojechała z Jewgienijem kupić konia. Raija jest bezgranicznie wierna. Jeżeli

ktoś powinien się obawiać, to chyba raczej ja. Jewgienij był kiedyś sympatią Antonii. A ona

znana jest z tego, że w jej żyłach płynie krew, nie woda...

Roześmiali się.

background image

Oleg spostrzegł, że nazwane obawy łatwiej w sobie nosić, łatwiej przyjrzeć się im i

odegnać, uznać za śmieszne.

Nie, Tonią nigdy by nie dopuściła się zdrady!

- Ty też nie wydajesz się inny - zauważył Wasilij z błyskiem w oku i miną znawcy.

Bardziej niż kiedykolwiek przypominał Olegowi Aleksie ja. Wprawdzie nie był tak

niebezpiecznie przystojny jak młodszy brat Jewgienija, ale miał w sobie coś demonicznego,

ten sam urok, który całkiem obezwładnia, gdy tylko na to pozwolić.

- Najlepsze kobiety są zajęte - rzekł Oleg i stuknął swą szklanką o szklankę Wasilija. -

Każdy żonaty mężczyzna ci to powie, stary. Masz żonę?

- Nie - odparł Wasilij lekkim tonem. - Sam przecież powiedziałeś, że najlepsze

kobiety są już zajęte.

Oleg czuł, że musi położyć się spać. Kręciło mu się w głowie ze zmęczenia.

Potrzebował snu. Nawet troska o statki nie mogła tego zmienić. Liczył na zdrowy rozsądek

Raiji, choć wiedział, że rozgniewałaby się, gdyby odgadła, że starał się grać rolę przyzwoitki.

Poza tym Wasilij nie był głupi.

Przyszłość na mostku kapitańskim na pewno była obiecująca. Propozycja Olega

otworzyła przed nim perspektywę lepszą od jakiejkolwiek innej, o której miał odwagę śnić.

Próby uwiedzenia żony właściciela statków oznaczałyby zaprzepaszczenie wszelkich

szans. Nie, ten człowiek nie jest taki głupi.

W dodatku jest ambitny i zamierza zajść daleko.

Z jego strony nie trzeba się niczego obawiać.

Przebywanie ze zwierzętami dawało tyle spokoju. Zapach stajni, ciepło, dźwięki.

Dobrze było popatrzeć w mądre końskie oczy. Poczuć bliskość i ciepło zwierzęcia, poklepać

je, przesunąć dłonią po miękkim pysku.

Oleg wniósł do domu pewnego rodzaju zamieszanie. Powiedział lub zrobił coś, czego

Raija nie potrafiła nazwać, ale czuła to.

Zdarzało się, że odnosiła wrażenie, iż wszyscy ją oszukują. Jakby stali przed nią i

zasłaniali widok. Zdarzało się, iż odnosiła wrażenie, że wszyscy wiedzą więcej niż ona, ale

nie mówią jej prawdy.

Naturalnie to tylko wrażenie, ale robiło jej się przykro, kiedy ją ogarniało.

Jednocześnie jakby traciła oddech i grunt pod nogami, tak jakby wszyscy naraz

sprzymierzyli się przeciw niej.

To bezsensowne myśli, ale nie dawały jej spokoju.

background image

Raija usiadła na sianie. Oparła się plecami o ścianę stajni. Słyszała oddechy zwierząt.

Słyszała, jak szykują się do snu. Wydawały się tak spokojne.

Od drzwi doszedł ją jakiś szelest.

Miała tylko niedużą lampę, a ciemne ściany wykradały światło.

Ale Raija rozpoznała, kto to. Nie mógł to być Oleg ani też żaden ze stajennych.

- Ty także nie możesz spać? - spytał przyjaźnie. Zamknął za sobą drzwi i usiadł pod

przeciwległą ścianą. Podniósł z ziemi słomkę i włożył ją do ust. Jego zęby i białka oczu

wydały się w mroku niezwykle białe. Nawet oczy jakby świeciły.

Znowu ją uderzyło, że kogoś jej przypomina. Nie wiedziała jednak, kogo.

- Wydarzyło się zbyt wiele - odezwał się. - Zaledwie kilka dni temu podburzałem

moich towarzyszy, a teraz zasiadam przy jednym stole z właścicielem statków.

- Czy jesteś rozgoryczony? - spytała Raija. - Pewnie uważasz, że zdradzili cię ludzie,

na których polegałeś.

- Mniejsza o mnie - odparł. Sprawiał wrażenie, jakby naprawdę tak myślał. -

Najgorsze, że marynarze zdradzili samych siebie, swoje rodziny. Nie było mowy o

stosowaniu przemocy. Mieliśmy tylko domagać się tego, na co naszym zdaniem

zasłużyliśmy. Nikt nie miał przejmować statków siłą. A właśnie tak się stało. Myślę, że nie

zdają sobie sprawy, iż posunęli się za daleko...

- Dlaczego właśnie ty ich poprowadziłeś? - spytała Raija.

Chciała się tego dowiedzieć, naprawdę ciekawiło ją, jak mu się to udało.

- Sądziłem, że ktoś, kto planuje taki zryw, powinien być starszy, bardziej

doświadczony... bardziej rozgoryczony... - roześmiał się. - Jestem wystarczająco

rozgoryczony, mogę cię zapewnić. I czuję się i stary, i doświadczony.

- Mam dwadzieścia sześć lat - rzekła Raija. - A żyję już chyba ze sto.

- Jesteśmy rówieśnikami - zauważył. - I także czuję, jakbym żył sto lat.

Raija spojrzała na niego z powagą.

- Tak właśnie myślałam. Skinął głową. Wydawał się równie poważny. Nie wyjął

słomki z ust.

- Urodziłem się dwadzieścia sześć lat temu i zdążyłem zaznać wiele bólu i goryczy.

Przeklinałem los i zżymałem się na niesprawiedliwość i niewolnicze traktowanie. Spluwałem

na widok pokładowych kotłów z zupą rybną. Znam smak chłosty za sprzeciwianie się

rozkazom. Widziałem, jak plecy mego ojca coraz bardziej się garbią. Widziałem oczy mojej

matki przez wszystkie te lata, kiedy nie mieliśmy dość pieniędzy, by kupić ziarno na chleb.

Była bogobojną kobietą i nigdy nie łamała postów. Nigdy nie mogła ich łamać, bo nawet raz

background image

w miesiącu nie jadaliśmy mięsa. Często się zdarzało, że nie mieliśmy do jedzenia nic poza

ziemniakami. Bóg nie miałby za co karać mojej matki, o, nie! - Drżąc, wciągnął powietrze. -

Jestem wystarczająco rozgoryczony, Bykowa.

- Na imię mi Raija. Jego oczy zapłonęły.

- Co powiedziałby twój mąż, gdyby usłyszał, że tak się do ciebie zwracam?

Raija wzruszyła ramionami.

- Pewnie by uznał, że ci pozwoliłam - rzekła po prostu. - Raija to ja. Bykowa... brzmi

niemal obco...

Uśmiechnęła się zmieszana. Nazwisko Jewgienija stało się dla niej oparciem, jednak

zawsze odnosiła niejasne wrażenie, że nie jest jej prawdziwym nazwiskiem.

Teraz tak się nazywała.

Ale czuła, że jest kimś innym.

- To imię jest takie niezwykłe - rzekł Wasilij. - Tak jak ty. Pasuje do ciebie. Nie

mogłabyś być Anną albo Nataszą lub Wierą... Jesteś Raiją.

Zaśmiała się.

- Z pewnością mówiłeś to samo każdej Annie, Nataszy i Wierze, które spotkałeś na

swej drodze: że nie mogły się nazywać inaczej.

Roześmiał się razem z nią. Musiał w duchu przyznać, że to prawda.

- Już chyba taki jestem - westchnął. - Niepoprawny. Dlatego pewnie stanąłem na czele

buntu, dlatego udało mi się wprowadzić myśli w czyn. Początkowo tylko się nimi bawiłem,

zachowując je dla siebie. Rozmyślałem przez wiele lat. Zastanawiałem się, jak można

przeprowadzić taki przewrót. Jak należy to zrobić. Wiedziałem, jak zachowałby się każdy z

armatorów w Archangielsku, w Kem, nad Onegą. Zastanawiałem się, co by powiedzieli,

jakich argumentów by użyli. Ustaliłem, z którymi można by się dogadać, a przeciw komu nie

warto się buntować, bo oznaczałoby to tylko stracony czas i zmarnowane życie. Wiedziałem,

ż

e jedyne statki, które wchodzą w rachubę, to „Raija” i „Antonia”.

- Dlaczego twoje plany stały się czymś więcej niż tylko marzeniami? - spytała Raija.

- Przez wódkę - odpowiedział z największą powagą. Nie uśmiechnął się nawet jednym

kącikiem ust. - Tak się raz upiłem, że z całą nagromadzoną przez lata goryczą wyrzuciłem z

siebie wszystko, co mi leżało na sercu. A potem było już za późno, by się wycofać. Zbyt

wielu ludzi mnie wtedy słuchało i zbyt wielu uznało mój plan za świetny. Wbrew swej woli

dla wielu stałem się przywódcą, dla wielu, których wypełniała znacznie większa gorycz, niż

przypuszczałem, nad którymi, jak się okazuje, nie byłem w stanie zapanować. Ale przez

chwilę wydawało się, że mi się uda.

background image

- Kiedy słucham Olega - odezwała się Raija zamyślona - i kiedy słucham ciebie,

odnoszę wrażenie, jakbyś nadał przewodził. Wygląda na to, że dostajesz to, czego chcesz,

mimo że przeszedłeś na przeciwną stronę.

Nie odpowiedział. Ale na jego ustach igrał ledwie zauważalny uśmiech. W oczach

czaił się płomień.

- Może właśnie taki był twój plan?

- Tego nigdy się nie dowiesz - odparł bez zająknięcia.

Raija wiedziała, że nigdy nie pozwoli jej na tyle się zbliżyć, żeby poznała prawdę.

- Przypominasz mi kogoś - rzekła. - Ale nie pamiętam kogo. Myślę, że ten człowiek

również był bardzo pewny siebie, jednak nie wiem, czy był tak silny jak ty.

- Przypominam ci siebie samą - odparł. - Jesteśmy podobni. Od razu to zauważyłem.

Przeżyjemy każdy kataklizm, a nie wszystkim się to udaje. Ból nas nie dosięga, a w każdym

razie nie bardzo głęboko. Naznacza nas, ale dzięki temu stajemy się jeszcze silniejsi. Krąży

nam po głowie zbyt wiele myśli. Poznaję to po twoich oczach, zauważyłem to od razu. Czy

nigdy się sobie nie przyglądasz, kobieto? Czy nie uderzyło cię, że to ty sama patrzysz na

siebie z moich oczu?

Raiję przeszedł dreszcz.

Te słowa brzmiały tak znajomo.

Kiedyś je już słyszała. Być może nie zostały wypowiedziane dokładnie w taki sam

sposób, ale brzmiały tak podobnie, że przyprawiły ją o drżenie.

Teraz i ona zauważyła łączące ich podobieństwo: tę samą żarliwość, dumę i tę samą

ciekawość, którymi i ona się odznaczała.

- Pokrewne dusze - rzekł beztrosko. - Tak się to chyba nazywa.

- Bliźniacze dusze - dodała Raija. - Być może, tak...

- Oleg obawia się, że cię uwiodę - zauważył Wasilij. Sprawił, że się zaczerwieniła.

Raija nie sądziła, że jeszcze jest do tego zdolna. Myślała, że jest już zbyt doświadczona, zbyt

stara, być może zbyt zepsuta.

- Oleg ma urojenia - uśmiechnęła się zakłopotana.

- Hm... Naprawdę nie wiem, jak bym postąpił, gdybyś była żoną kogoś innego, a nie

Jewgienija...

- Mam nadzieję, że zachowasz te myśli dla siebie - rzekła Raija stanowczo.

Roześmiał się razem z nią.

- Bądź o to spokojna, Bykowa...

Po raz pierwszy w życiu nazwisko zabrzmiało jej w uszach jak własne.

background image

Wasilij pomógł jej zamknąć drzwi do stajni. Raija omal go nie ofuknęła, że nie jest

kaleką i że sama sobie poradzi.

Zaraz jednak uświadomiła sobie, że uczynił to bez złych zamiarów, że po prostu czuł

się w obowiązku jej pomóc. Pozwoliła mu więc, by ją wyręczył.

Czasami dobrze jest ugryźć się w język, żeby nie ranić innych.

Wieczorne powietrze było łagodne. Nikt by nie zgadł, że na morzu rozgrywa się

dramat, sięgając mackami aż tu na ląd.

Wszystko wokół wydawało się takie zwyczajne.

Dokoła panowała cisza. Przyjemnie było się przejść. Stopy poprowadziły ich wąskimi

uliczkami w dół do portu. Szli obok siebie. On leniwymi krokami, z rękami mocno

wciśniętymi w kieszenie. Ona z dłońmi ukrytymi pod szalem. Nie było to konieczne, nie

marzła, ale tak wydawało się bezpieczniej.

Ku zadowoleniu Raiji nikogo nie spotkali.

Zdawała sobie sprawę, że jest w mieście znaną postacią, podczas gdy ona znała tu

niewielu. Wszyscy wiedzieli, że żoną Jewgienija jest kobieta pochodząca z obcego kraju.

Czasem odnosiła wrażenie, jakby siedziała na wystawie. Nie bardzo jej to odpowiadało. Po-

cieszała się myślą, że to minie, że kiedyś będzie lepiej.

Za jakiś czas.

Kiedy już przestanie być kimś obcym.

Nie wiedziała, jak długo to potrwa, zanim ludzie ją przyjmą jak swoją, zanim stanie

się jedną z wielu.

Wasilij domyślił się pewnie, o czym myśli, ponieważ skierował się ku bardziej

zacisznej części portu, ocienionej kadłubami dużych statków, cumujących z dala od brzegu i

noszących dziwne, obco brzmiące imiona.

Marynarz usiadł na krawędzi nabrzeża z nogami zwieszonymi w dół. Raija z początku

nie chciała usiąść obok niego.

Woda wydawała się czarna.

Jak w studni bez dna.

Raija obawiała się, że do niej wpadnie. Nie lubiła morza.

- Nie usiądziesz? - spytał. Raija potrząsnęła głową. Stała jak sparaliżowana.

Zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała, że Wasilij również to zauważył.

- Boisz się morza?

Skinęła głową.

background image

W jednej chwili wstał. Zanim Raija odgadła, co zamierza zrobić, chwycił ją za rękę i

mocno uścisnął, jakby dodawał pewności siebie. Następnie pociągnął za sobą nad krawędź i

stanął na samym skraju nabrzeża, tak że czubki butów Raiji wystawały nad wodą.

Wszystko w niej krzyczało, żeby uciec, ale czuła rękę Wasilija, która mocno trzymała.

- Myślisz, że woda cię wciągnie? - spytał łagodnie.

Nie potrafiła odpowiedzieć, nie wiedziała. Tak bardzo się bała, że po prostu nie była w

stanie myśleć. Kręciło jej się w głowie i dostawała mdłości od wpatrywania się w połyskującą

taflę.

- Woda nie chce cię pochłonąć - tłumaczył. - Wydaje mi się, że nie jesteś dzieckiem

wody. Jesteś raczej dzieckiem ognia...

Odciągnął Raiję od krawędzi nabrzeża w stronę drewnianych pękatych beczek, które

stały w kilku rzędach. Podniósł ją lekko i posadził na jednej z nich. Wreszcie mogła

oddychać, choć nadal czuła zawroty głowy i zlewał ją pot.

Coś w niej drgnęło, kiedy Wasilij powiedział, że jest dzieckiem ognia. Obudził w niej

nieprzyjemne odczucia. Być może za tą skałą, która skrywała przeszłość, kryło się coś

przykrego, co wiązało się z ogniem.

- Nie możesz uciekać od tego, co cię przeraża - powiedział poważnie, siadając na

beczce obok.

Noc przechodziła w ranek. To taki moment, kiedy przyroda wstrzymuje oddech, kiedy

słońce kąpie się w morzu, a potem wynurza się z niego, by na nowo dokonać cudu i stworzyć

nowy dzień.

- Czy ty szukasz niebezpieczeństw? - spytała Raija.

- Tak - odpowiedział bez zastanowienia, tak jakby dla niego było to coś całkiem

oczywistego. Raija uwierzyła mu. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że mógłby się czegoś bać.

Spytała go o to.

- Boję się wielu rzeczy, z którymi ty masz do czynienia na co dzień - rzekł wreszcie. -

Boję się żyć tak jak ty, w rodzinie, boję się wiązać w ten sposób. Boję się takiej

odpowiedzialności. Być może przede wszystkim dlatego, że wiem, iż nie mógłbym zapewnić

mojej żonie i dzieciom środków do życia, pracując jako marynarz. Ani też robiąc cokolwiek

innego, co potrafię. Kiedy przyszedłem pod drzwi Olega, bałem się je otworzyć. - Uśmiechnął

się. - Ogromnie się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem ciebie. - Popatrzył na morze. - Teraz też się

boję - mówił dalej. - O tych ludzi na statkach. Potwornie się boję, by nie zrobili czegoś

nierozważnego i nie sprowokowali innych armatorów do stłumienia buntu. Odebranie życia

zwykłym marynarzom, takim jak ja, kosztuje tak niewiele, jesteśmy niewiele warci. Tylko w

background image

naszych własnych oczach znaczymy więcej niż wypłata, którą dostajemy po rejsie, albo niż

ten dług, od którego nie możemy się uwolnić... Dla innych jesteśmy tacy mali...

Raija zmarzła. Zeskoczyła z beczki. Drżała od chłodu, udzielił jej się także strach

Wasilija. Mimo wszystko i tu nie było wystarczająco spokojnie.

- Dobranoc, Wasilij - powiedziała. - Zostawię drzwi otwarte. Zamknij je, jak wrócisz.

Skinął głową, ale wzrokiem błądził gdzieś w stronę horyzontu.

Myślami był przy tych, którym powinien był przewodzić, a którzy go zdradzili.

background image

4

- Może nie powinienem przynosić tych wszystkich trosk do domu - zastanawiał się

Oleg, szykując się o świcie do drogi.

Raija nie spała wiele. Mimo to nie słyszała, kiedy Wasilij przyszedł.

Teraz już go nie było. Nawet jednym gestem czy słowem nie okazał, że między nim a

Raiją wytworzyła się jakaś zażyłość.

Odnosił się do niej tak samo jak kilka dni wcześniej - jak do żony armatora.

- Nieproszone, same wtargnęły do twojego domu, Oleg - odparła Raija.

Pragnęła, by Tonią tu była. Tylko Tonią potrafiła odegnać zmartwienia z czoła Olega.

Tylko Tonią umiała dodawać mu sił, kiedy ogarniała go słabość i strach.

Gdyby Tonią nie wyjechała, byłby też i Jewgienij i Oleg mógłby dzielić z nim

kłopoty.

Tymczasem został rzucony na głęboką wodę. Sam musiał uporać się z problemami,

znaleźć takie rozwiązanie, żeby potem mogli normalnie żyć.

To może być trudne.

- Nieważne, jak się tu znalazły. Przystanął i spojrzał na Raiję. Pamiętał ją z powrotnej

podróży od wybrzeży Norwegii, z czasów, kiedy zyskała przydomek anioła w czarnej

pelerynie i kiedy została kobietą Jewgienija.

Stała się dla niego kimś wyjątkowym.

- Tylu ludzi będzie tu przychodziło i wychodziło, Raiju. Tak wielu różnych ludzi...

Jego słowa zawisły w powietrzu.

- Nie ufasz Wasilijowi? Oleg usiadł. Nie miał czasu na rozmowy, ale nie mógł odejść

bez słowa wyjaśnienia. Dręczył go niepokój. Być może zrodził się sam, być może zasiał go

Wasilij.

- Zawsze stwarzał kłopoty - westchnął. - Zdążyłem się trochę o niego rozpytać.

Dobrze jest znać swych ludzi, prawda?

Raija uśmiechnęła się słabo.

- Mówił trochę za głośno. Stawiał niewygodne pytania. Za swoją krnąbrność został

zwolniony z jednego ze statków i wysadzony w porcie u wybrzeża Finnmarku. Stało się to

kilka lat temu, ale o tym nie zapomniano. Potem jeszcze kilka razy po wielkiej awanturze rzu-

cał pracę. Trafił nawet na czarną listę. W okolicach Kem nikt go już nie zatrudni...

Oleg znowu ciężko westchnął.

background image

- To ktoś w rodzaju Stieńki Razina? - spytała Raija łagodnie, niemal z czułością.

Oleg odczuł przez moment paniczny lęk.

- Być może - odpowiedział. - Ale nie chciałbym myśleć o Wasiliju w ten sposób.

Wydaje się zbyt szlachetny.

- Mimo to chwilami myślisz, że działa tylko we własnym interesie?

- Nie wiem - odparł. - Nie wiem. Jego postępowanie budzi we mnie mnóstwo

wątpliwości. Chciałbym mu wierzyć. Przypomina mi mnie samego, choć ja nigdy nie byłem

do tego stopnia pewny siebie. Nigdy nie byłem tak butny, nie nosiłem tak wysoko głowy. Wa-

silij bardzo wyróżnia się spośród innych. Twierdzi, że jest jednym z marynarzy, ale nie jestem

przekonany, czy pozostali członkowie załogi właśnie w ten sposób go traktują. Być może

dlatego go poświęcili. Albo...

- No właśnie, najbardziej obawiasz się tej drugiej ewentualności - zauważyła Raija.

Odgarnęła Olegowi grzywkę z czoła. - Obawiasz się, że oboje postąpimy dokładnie tak, jak to

przewidział. Że nie ty podejmiesz decyzje, ale że to on pokieruje rozwojem wypadków,

ponieważ wszystko od początku dokładnie zaplanował. Nie tylko bunt i przejęcie statków...

- To niezwykłe, z jaką łatwością osiąga to, czego pragnie - wtrącił Oleg. - Właściwie

nie ma nic do zaoferowania, ale mimo to się targuje. Z największą oczywistością. Jest tak

bezczelny, że dostaję gęsiej skórki!

- Możesz go wtrącić do więzienia... Oleg skinął głową.

- Prędzej czy później niektórzy buntownicy będą musieli odpowiedzieć przed prawem.

Zabójstwo kapitana „Raiji” musi zostać ukarane. Temu, kto się tego dopuścił, nie ujdzie to

bezkarnie. Nic nie usprawiedliwia zabijania. - Znowu westchnął. - Tak, mogę go wtrącić do

więzienia, ale tego nie zrobię, bo Wasilij nie zabił kapitana. To jedna z niewielu rzeczy, co do

których jestem pewien, ponieważ jest tą zbrodnią wzburzony równie jak ja. Będę go bronił...

Do diabła, Raija, co siedzi w tym człowieku?

Przyjrzał się jej badawczo.

- Widziałaś, jak on na ciebie patrzy? - wyrwało mu się.

Raija przysunęła się bliżej, chwyciła Olega za rękę, oparła policzek o jego ramię.

- Kochany Olegu! Nie musisz mnie pilnować jak starszy brat. Nie bierz na siebie

również tych zmartwień! Już wiele lat temu dorosłam... - Roześmiała się krótko. - Nie

pamiętam, kiedy się to stało, ale jestem pewna, że bardzo dawno temu...

- Wasilij jest niebezpieczny jak wilk - rzekł Oleg. Raija pokiwała głową w

zamyśleniu.

background image

- Być może - zgodziła się. - Ale uważam, że jest uczciwy. Rozmawiałam z nim dziś w

nocy. Poszliśmy razem do portu i długo rozmawialiśmy. Odnoszę wrażenie, że jest szczery,

Oleg. Można o nim mówić, co się chce, przypisywać mu wiele wad. Z pewnością ma ich

niemało. Ale uważam, że Wasilij niczego nie ukrywa, nie ukrywa też, kim jest. Czuję, że jest

uczciwy, ufam mu. Wierzę mu.

- Kobiety łatwo ulegają urokowi tego rodzaju mężczyzn... Chyba cię... nie pociąga,

co?

Raija wybuchnęła perlistym śmiechem. Potarła policzkiem o ramię Olega, po czym

nieznacznie się odsunęła. Popatrzyła przyjacielowi długo w oczy i lekko pocałowała go w

policzek.

- Miły Olegu. Miły, uroczy Olegu, chyba nie myślisz, że jestem aż takim dzieckiem,

bym miała ulec pierwszemu lepszemu mężczyźnie, który spojrzy na mnie łakomie?

- Nie, tylko po prostu nie chciałbym, żeby stało ci się coś złego - odparł zakłopotany. -

Nie chciałbym patrzeć, jak cierpisz...

- Poza tym jestem żoną twego najlepszego przyjaciela - drażniła się z nim Raija z

błyskiem w oku.

- Przede wszystkim jednak martwię się o ciebie - rzekł Oleg szczerze. - Nikt nie

powinien cię ranić, ani Wasilij, ani żaden inny mężczyzna. Nawet nie ukrywa spojrzeń, które

ci posyła. Nie ukrywa swych myśli...

- Nie, jest na wskroś uczciwy - przyznała Raija. - Nie udaje, ale to nie znaczy, że nosi

się z jakimiś nieuczciwymi zamiarami wobec mnie, Oleg. Czy ty nigdy nie patrzyłeś w ten

sposób na inne kobiety niż Tonią?

- Nie tak jawnie - mruknął.

- Ale nie rzucałeś się na nie od razu i nie brałeś siłą? Nie odpowiedział. Wstał. W jego

oczach widniało to samo co wcześniej ogromne zmęczenie, ten sam strach przed tym, z czym

musiał się zmierzyć w najbliższym czasie.

- Ufasz Wasilijowi? Raija skinęła głową.

- Wierzę, że zrobi wszystko, by doprowadzić do zakończenia buntu. W każdym razie

spróbuje porozmawiać z załogą. Zrobi dla tych ludzi, co w jego mocy, mimo że go zdradzili.

Pewnie jednak nie pozwolą mu wrócić na pokład, zbyt się od nich różni, nie sądzisz?

- Wasilij różni się od wszystkich... Raija przytaknęła.

- Sam zdaje sobie z tego sprawę. Wilki są samotne. Ale zrobi, co będzie mógł, możesz

na nim polegać. Razem wam się uda.

background image

- Jeżeli nie, w Archangielsku rozpęta się prawdziwe piekło - stwierdził Oleg. - Nie

jestem pewien, czy tylko załogi wylądują na czarnych listach. Ja i Jewgienij mamy wiele

zaległych spraw do załatwienia. Nie wiem, czy będę w stanie sam sobie z nimi poradzić...

Jewgienij ma smykałkę do papierów, ja nie...

- Trudno, musisz się z tym jakoś uporać - rzekła Raija po prostu. - Jewgienij wyjechał.

- Wiem - odparł Oleg i wyszedł. Ku nowemu dniu zwiastującemu problemy, o jakich

nie śnił nawet w najgorszych snach.

Dzień mijał powoli. Raija zauważyła, że ruch w porcie jest większy niż zwykle.

Biednie odziane kobiety stały na nabrzeżu, mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie Wasilij

zaprowadził ją poprzedniej nocy.

Ale te kobiety nie bały się morza. Obawiały się tylko o los mężów, synów, braci

przebywających na statkach. Nie czuły strachu przed żywiołem, lecz przed decyzją Olega. I

jemu podobnych.

Pojawili się też inni kupcy. Przyjechali wozami, przeciskając się przez tłum biedoty.

Ledwie zwracali uwagę na milczące kobiety, jakby zasłonili się tarczą obojętności przed ich

nędzą, przed ich wzrokiem pełnym bólu i nienawiści.

Raija zobaczyła, jak wysiedli, przeszli obok zrozpaczonych niewiast jak ślepcy.

Raija poczuła chłód i strach.

Wyznała Olegowi, że nie stoi po żadnej ze stron, lecz stara się tylko zrozumieć.

Wybór okazał się potwornie trudny.

Znajdowała się przecież po jednej ze stron, czy tego chciała, czy nie. W każdym razie

te milczące kobiety tak uważały. Oceniały spojrzeniem jej ubranie, jej buty, jej zadbane ręce.

Widziały jej dom, wóz, którym jeździła, konia.

Tak, zdecydowanie by powiedziały, że Raija stoi po jednej ze stron, i na pewno nie po

stronie protestujących marynarzy.

Doskonale je rozumiała, przecież była i będzie Raiją Bykowa, żoną Jewgienija

Bykowa, właściciela statków.

I co z tego, że urodził się w domu równie ubogim, jak chaty niektórych z tych kobiet.

Nie brały tego pod uwagę, nie patrzyły wstecz, po prostu nie mogły. Musiały patrzeć przed

siebie, zastanawiać się, czy starczy jedzenia na następny dzień.

Ona, Raija Bykowa, nie była jedną z nich.

Widziała mały frachtowiec, jak odpływa z nastaniem zmroku. Oleg nawet nie wstąpił

do domu, żeby coś zjeść. Raija czuła się żałośnie. Chciałaby wiedzieć, co się stało, lecz

rozumiała, że w takiej chwili Oleg nie może o niej myśleć. Nie powinna czuć się tym urażona.

background image

Teraz nie ona była ważna.

Gdzieś na morzu, gdzie jej wzrok nie sięgał, kołysał się statek noszący jej imię i drugi,

nazwany imieniem Toni.

Właśnie tam rozgrywały się decydujące wydarzenia. Tam, gdzie wokół masztów

niestrudzenie krążyły mewy.

Raija przygotowała się na to, że spędzi noc w samotności, nasłuchując oddechów Olgi

i Miszy.

Chłopczyk przesypiał już całą noc. Raija jednak tak przywykła do czuwania, że nadal

się budziła i leżała, czekając, aż malec otworzy oczy i zacznie płakać.

I chociaż często zżymała się, że musi wstawać do dziecka z ciepłego łóżka na zimną

podłogę, teraz, kiedy nie musiała tego robić, czegoś jej brakowało.

Dziwne jest życie, dziwnie jest być człowiekiem.

Nie całkiem rozumiała, co się dzieje, kiedy nagle w półmroku ujrzała Wasilija. Usiadł

na brzegu łóżka, jakby był u siebie.

Skąd się tu wziął? Popłynął przecież z Olegiem ku statkom.

- Nie jestem duchem - rzekł w odpowiedzi na pytanie malujące się na jej twarzy. -

Oleg poprosił mnie, bym tu przyszedł.

Raija nadal nie mogła ochłonąć ze zdumienia.

- Chciałem iść do bratowej, u której mieszkam. - Długo przyglądał się Raiji, chcąc się

upewnić, że rozumie, co mówi. - To znaczy do wdowy po moim bracie bliźniaku, Waleriju.

Brat nie ma grobu, bo w mojej rodzinie mało kto został pochowany na cmentarzu, zbyt rzadko

bywamy na lądzie. Zwykle zamyka się nad nami morze. - Zamilkł. - Oleg bardzo się o ciebie

obawiał - wyjaśnił wreszcie. Wyjrzał przez okno ponad jej ramieniem. - Musiał popłynąć

dalej. Gdyby zawrócił, buntownicy mogliby go uznać za tchórza. Doszliśmy do wniosku, że

to on powinien porozmawiać z marynarzami, a nie ja.

- Dlaczego Oleg miałby się o mnie obawiać? - zdumiała się Raija.

- Może ci grozić niebezpieczeństwo ze strony ludzi równych ci pozycją, Bykowa -

wyjaśnił z powagą. - Nie wszystkim podoba się postępowanie Olega. Na razie jeszcze ma

wolną rękę, ale musiał zapewnić innych właścicieli statków, że zabójca kapitana „Raiji”

zostanie ukarany. Dopóki Oleg jako właściciel sam nie złoży doniesienia na swą załogę na

policję i do sądu, nie podejmą żadnych kroków, ale już ostrzą pazury.

- Czy i oni nie mają prawa się bać? - spytała. Chciała sprowokować Wasilija, wydawał

się tak irytująco pewny siebie!

background image

- Armatorzy są w lepszej sytuacji niż ci tam na morzu. Posiadają dużo większą władzę

i większe możliwości. Istnieją inne sposoby zabijania niż brutalne poderżnięcie gardła. Nie

jestem wcale pewien, czy bardziej ludzkie jest przyzwalać, by ludzie żyli w nieludzkich

warunkach...

- Nie należę do tej warstwy - rzekła Raija twardo.

- Jesteś żoną właściciela statków. - Wzruszył ramionami. - Masz coś do jedzenia? -

spytał bez skrępowania.

Bezpośredniość, która się między nimi zrodziła poprzedniej nocy na nabrzeżu, gdzieś

znikła. Wasilij jadł, nic nie mówiąc, nie patrząc na Raiję.

Ona zaś zachowała dla siebie tysiące pytań, które cisnęły się jej do ust.

- Olegowi grożono - rzekł wreszcie, kiedy skończył jeść i zabrał się do picia kawy.

Raija zadrżała od chłodu, który poczuła głęboko w piersi. Jednak nie nalała sobie

kawy, ponieważ nie byłaby w stanie utrzymać filiżanki. Gorąca kawa i tak by jej nie pomogła.

- Właściciele statków wiedzą, że mogą nas dotkliwie ugodzić - mówił dalej Wasilij -

jeśli wyładują swój gniew na żonie Bykowa i dzieciach Olega i Jewgienija. - Jego

niebieskozielone oczy podchwyciły spojrzenie Raiji. - To by mi się nie podobało - rzekł z

przekonaniem. - Środkiem nacisku miały być tylko statki, przedmioty, a nie ludzie. To podłe

rzucać takie groźby. Dlatego Oleg nie chciał, żebyś została sama z dziećmi.

- Czego żądają? - spytała Raija, ciągle czując zimno docierające aż po czubki palców.

- Ci, którzy wykorzystują takie metody, ludzie z mojej warstwy...

- Wyrzucenia załogi - odparł Wasilij. - To było do przewidzenia. Poza tym żądają

wpisania buntowników dożywotnio na czarną listę, osądzenia i zesłania przywódców na

przymusowe roboty. - Wzruszył ramionami. Raija uznała, że jest nadzwyczaj beztroski jak na

człowieka, którego czeka taka kara. - Nazwali Olega zdrajcą, kiedy oznajmił im, że sam

zdecyduje o tym, co zrobi na swoich statkach. Oczywiście zaraz dodał, że zabójcy zostaną

ukarani, że zajmą się nimi odpowiednie władze. Jednak jeszcze im było mało: powiedzieli, że

Byków nigdy nie dałby się przekupić buntownikom i rabusiom...

Na ustach Wasilija igrał słaby, zmęczony uśmiech.

- Jak myślisz, czy twój mąż zachowałby się podobnie jak Oleg?

W tym momencie Raija mogłaby pomyśleć, że Wasilij wymyślił nawet groźby

właścicieli statków, by usprawiedliwić swe wtargnięcie do domu Olega o tak późnej porze. Że

noc po nocy obmyślał każdy pojedynczy krok, przewidział wszystko, każdy najdrobniejszy

szczegół...

Mogłaby tak sądzić.

background image

Gdyby mu nie ufała.

- Jewgienij na pewno nie pozwoliłby się przekupić - rzekła stanowczo. - Nie dałby się

też do czegokolwiek zmusić. I zrobiłby dokładnie to samo, co Oleg. Inni właściciele statków

wiedzą o tym aż nazbyt dobrze, ale wiedzą też, że Olegowi brakuje nieco pewności siebie

Jewgienija... - napotkała wzrok Wasilija. - ... trochę twojej pewności siebie - dodała. - Dlatego

próbują wyprowadzić go z równowagi w ten sposób. Boże, dlaczego nie jestem mężczyzną?!

- Myślę, że do twarzy ci z twoją kobiecością - zauważył z najniewinniejszym w

ś

wiecie uśmiechem, choć jego oczy mówiły coś zupełnie innego.

Raija potrząsnęła głową.

- Daruj sobie takie uwagi - poprosiła. - Dla dobra nas obojga, Wasilij. Dobrze o tym

wiesz, że do niczego nie doprowadzą. Sądzę, że potrafisz być inny, taki, jakiego cię jeszcze

nie znam. Chętnie bym poznała twoją drugą twarz...

- Ale to też do niczego nie doprowadzi? Raija potrząsnęła głową.

- Kocham Jewgienija - powiedziała. - Bezgranicznie i niezmiennie. Brzmi to może jak

z bajki dla dzieci, ale tak po prostu jest.

- Niewiele znam takich kobiet jak ty - przyznał. - Może naprawdę uda ci się poznać

moje drugie ukryte ja. Nie wiem. Nie wiem nawet, czy sam je znam, bo tak dawno nie

wyglądało na światło dzienne. Zastanawiam się, jak długo potrwa ten bunt. Jak się skończy?

Być może zostanę zesłany na przymusowe roboty.

- A może zostaniesz kapitanem - dodała Raija. Uśmiechnął się. Znowu przybrał

zawadiacki wyraz twarzy, znów był śmiały i otwarty. Przyszło mu to z łatwością.

- W takim razie chcę zostać kapitanem na „Raiji” - rzekł. - Na żadnym innym statku.

Raija odniosła wrażenie, że Wasilij dostanie wszystko, czego pragnie. Miał w sobie

tyle siły, że niewielu ludzi mogło mu się sprzeciwić.

Tak wyraźnie precyzował życzenia. Trudno jest równie dobitnie i jednoznacznie

powiedzieć „nie”.

Jej się to udało.

Być może dlatego wciąż wystawiał ją na próbę.

Raija domyśliła się, że nie przywykł, by mu się sprzeciwiano. Z pewnością dotyczyło

to również kobiet.

Było w nim coś więcej niż tylko urok. Dużo więcej. Wykorzystywał każdy okruch,

jaki mu się dostał, niczego nie marnował.

Raija nie znała nikogo, kto jak on umiałby czerpać z życia, a jednak kogoś jej

przypominał...

background image

- Dawno umarł twój brat? Spojrzał na Raiję badawczo. Czyżby miał jej za złe, że

zadaje mu takie pytania?

- Cztery lata temu - odparł. - Katastrofa statku rybackiego. Wszyscy zginęli. Statek

także zatonął, ale to marna pociecha.

Raija zadrżała.

A ona go pytała, czy ma w sobie dość goryczy, by stanąć na czele buntu. Odparł, że

tak. Teraz potwierdził to innymi słowami.

- Dagnija miała dwójkę dzieci i z kolejnym była w ciąży. Straciła to nienarodzone.

Być może dobrze się stało. I tak z trudem udawało jej się wykarmić dwoje starszych.

- Żyjesz z nią? - spytała Raija. On też zadawał trudne pytania.

Ś

miech Wasilija zabrzmiał jak mruczenie kota, lecz Raija odniosła wrażenie, że

wysunął ostre pazury.

- Nie pytasz, czy ją utrzymuję - rzekł na pozór spokojnie. Raija zauważyła, że ma

mocne palce. Przesuwał nimi pieszczotliwie po uszku filiżanki. Tak jakby chciał Raiji w ten

sposób coś powiedzieć, jakby każdy jego gest stanowił jakiś tajemniczy znak. Od niej

zależało, jak to sobie wytłumaczy.

Pomyślała, że Oleg musiał się o nią naprawdę bać, skoro wysłał tu tego mężczyznę, by

jej pilnował.

- Pytasz właściwie o to, czy z nią sypiam. Naturalnie, że tak - odparł. - Jestem

jedynym, który przypomina jej Walerija. Jedynym, który może ogrzać jej ciało, z kim może

się kochać, nie zamykając oczu. Dagnija zdaje sobie sprawę, że nie jestem Walerijem. Nie

jest przecież naiwna! Ale ja jestem do niego podobny bardziej niż ktokolwiek inny. Może się

odprężyć w moich ramionach, a nawet poczuć radość. Nie taką, jaką dałby jej Walerij, ale to

też stanowi dla niej jakąś ostoję w życiu, prawda? Bóg jeden wie, ile ta kobieta potrzebuje

ciepła. Nie prosi o tak wiele. A i ja potrzebuję kobiety. Takiej, która nie żąda ode mnie

więcej, niż jej mogę ofiarować...

- Kochasz ją?

Raija słuchała ze spuszczoną głową, ale pytając podniosła wzrok.

Wasilij potrząsnął głową.

- Nie taką miłością, o jakiej myślisz - rzekł szczerze jak zawsze. - Nie mieszkam u niej

na stałe i nikt nie nakłania mnie do ślubu. Być może Dagnija liczy na to. Małżeństwo bardzo

zmieniłoby jej sytuację, dałoby jej poczucie spokoju, zatrzymało tych, którzy pukają do jej

drzwi...

Odstawił filiżankę, złożył ręce.

background image

- Nie jestem od nich dużo lepszy - dodał. - Chociaż może daję jej więcej ciepła niż

inni. I zostawiam po sobie więcej. Przytulam ją również wtedy, kiedy nie myślę o wdzieraniu

się pod jej spódnice...

- Wybacz mi! - szepnęła Raija. - Nie miałam prawa pytać.

- Nie musiałem ci tego opowiadać - odparł. - Chciałaś poznać tego kogoś bez twarzy,

być może właśnie z nim rozmawiałaś...

- Co chcesz robić... potem? - zapytała. - Jeżeli zostaniesz kapitanem. Jak zamierzasz

rozwiązać ten układ z Dagniją?

Oparł brodę na kostkach splecionych dłoni. Nie spuszczał z Raiji wzroku.

- Czy ktoś już ci powiedział, że za dużo pytasz?

- Nie musisz odpowiadać.

- Mogłabyś to przyjąć jako odpowiedź. Zgadł. Uznałaby to za odpowiedź.

- Nie wiem, co bym zrobił, Raiju. Do tej pory zachowywał dystans, zwracając się do

niej po nazwisku. Prosiła go, by mówił jej po imieniu, lecz mimo to nadal używał nazwiska.

Sprawił, że wreszcie zabrzmiało jej w uszach jak własne. Wypowiadał je tak ciepło, jak się

wymawia nazwisko przyjaciela. Ale jednak wyznaczało granicę między nimi, stwarzało mur,

dystans.

Teraz przełamał wszelkie bariery, nazywając ją Raiją.

- Pod wieloma względami czuję się za bratową odpowiedzialny. Jest taka bezradna,

ma do zaoferowania tylko swoje ciało. Kobiety szybko się starzeją, sprzedając siebie. Nie

wiem, czy chciałbym tego dla niej, ale nie marzę też o tym, by doczekać starości u jej boku. -

Potrząsnął głową. - Nigdy zresztą nie potrafiłem sobie wyobrazić siebie z jakąś kobietą jako

pary staruszków, prędzej wyobrażałem sobie, jak ginę w morzu w zawiązanym worku, nie

pozostawiając po sobie śladu. To nawet nie sprawia mi bólu. I wydaje się proste.

Raija nie chciała pytać, czy istnieje coś, co skłania go do snucia innych wizji, innych

myśli.

- Wiesz, że zmieniłem zdanie - wyznał. - Pewnie zaopiekuję się Dagniją, ale nie mogę

się z nią ożenić.

- Nie chciałabym, żebyś ją poślubił - powiedziała Raija, czując, że wyjątkowa

uczciwość Wasilija również od niej wymaga uczciwości. - Świadomość, że wypełnia się

pustkę po kimś innym, potwornie boli...

Nie odważył się jej dotknąć, ale nie spuszczał z niej wzroku.

- Ja też nie chciałbym zaspokajać tylko czyjejś tęsknoty - rzekł. - Ale w twoim

przypadku już tak się stało.

background image

5

Nasłuchiwali odgłosów dochodzących z zewnątrz. Pilnowali się nawzajem, choć

dzieliły ich drzwi i odległości większe niż te, które można by zmierzyć na stopy czy łokcie.

Zza okien nie dotarło jednak do nich nic niepokojącego, nikt nie zatrzymał się za

drzwiami w złych zamiarach.

Ale strach uwił gniazdo nad framugą.

Pewnie dzieci obudziły Wasilija. Trudno jednak zmusić niemowlęta do milczenia,

kiedy pieluchy mają mokre, brzuszki puste i nie chcą więcej spać.

Raija wstała, by się nimi zająć.

Nie ze względu na gościa.

Chociaż było jej go trochę żal, kiedy ukazał się z potarganymi włosami i oczami jak

dwie wąskie szparki.

Nie odezwał się. Podszedł prosto do okna i otworzył je, ponieważ szyby zaparowały

od wewnątrz, kiedy Raija rozpaliła w piecu, i nic nie mógł przez nie zobaczyć.

- Nie wrócili - rzekł krótko.

W jego słowach Raija wyczuła strach. Nie widział powodu, dla którego miałby go

ukrywać. To bardzo różniło go od innych mężczyzn.

Kiedy obserwował Raiję z synkiem w ramionach, oczy przesłoniła mu mgła niczym

dym z odległego ogniska.

- Czy nigdy nie czujesz się więźniem? - spytał nagle. - Skrępowana dziećmi,

domem...?

- Nie.

Gdzieś w głębi duszy odczuła niepokój, ale przecież codzienne obowiązki nigdy jej

nie ciążyły, nigdy nie tęskniła, by od nich uciec. Wypełniając je, czuła się bezpieczna.

- Z kobietami jest pewnie inaczej - rzekł.

Nadal ją obserwował. Podziwiał jej pewność ruchów i wprawę. Zobaczył miłość w jej

twarzy. Bezgraniczną szczerość i poczucie wolności.

Nigdy nie zaznał czegoś podobnego. To zupełnie co innego niż miłość do mężczyzny

czy kobiety.

Zresztą nie miał czasu na myśli o rodzinie, to luksus nie dla niego. Być może nigdy

nie będzie go na to stać.

Istniało wiele innych spraw, którymi musiał się zająć.

background image

Niepokoił się, że Oleg jeszcze nie powrócił. Minęło wystarczająco dużo czasu, by

dopłynąć do buntowników i zawinąć z powrotem do portu.

Wasilij poczuł gdzieś w żołądku dokuczliwy ucisk. Dręczyły go strach i determinacja,

które wyostrzały wszystkie zmysły, zmuszały do myślenia i do bezwzględności, wskutek

czego wydawał się zimny i opanowany.

Stał z czajnikiem w ręku i potrząsał nim, by woda z brązowymi fusami mogła stać się

prawdziwą kawą. Bywały już takie ranki jak ten. Bywały też ranki bez kawy. Kawa to luksus,

do którego jednak szybko mógłby się przyzwyczaić, przebiegło mu przez głowę.

Pomyślał, że łatwo jest nabrać przyzwyczajeń. Niemal równie łatwo, jak osądzać

innych.

Pilnował swoich spraw. Dagnija nieustannie zajmowała się dziećmi. Zasmarkanymi,

płaczącymi dziećmi, które ciągle czegoś się domagały.

Starał się tego nie słuchać, zamykał się również przed Dagniją.

W ciągu dnia była wdową po bracie Waleriju. W nocy użyczała mu swych ramion,

ciepła swego ciała. Wykorzystywali i pozwalali się wykorzystywać. Być może Dagnija się

tego wstydziła. Ale przecież niczego sobie nie obiecywali, pamiętali, kim dla siebie są.

Przybył z Kem, z przedmieścia. Jego dom rodzinny przestał istnieć, rodzeństwo

rozpierzchło się na wszystkie strony świata - nad Morzem Białym porządnie wiało.

U Dagniji znalazł namiastkę domu.

Bywały w nim ranki podobne do dzisiejszego, spędzane w towarzystwie bratowej.

Wasilij nigdy tego nie lubił. Wolał, by dzień z Dagniją toczył się poza nim, wolał zapomnieć,

ż

e w mroku nocy zaspokajał u niej cielesne pragnienia. W ciągu dnia po prostu żyła obok.

Użyczała mu domu, ale nigdy nie pragnął nazwać go swoim.

Nie będzie już takich ranków jak ten, zdecydował.

- Spodziewałeś się, że Oleg już wrócił? - spytała Raija.

Nie podobała mu się jej spostrzegawczość. Uważał, że kobiety nie powinny być

bystre. Wystarczy, by natura obdarzyła je łagodnością i ciepłem i żeby potrafiły stworzyć

przytulny dom.

Natychmiast jednak odrzucił tę myśl. Nie, to za mało. Zrozumiał, że nigdy by mu to

nie wystarczyło.

Potrzebował takiej towarzyszki życia jak Raija. Kobiety powinny być właśnie takie

jak ona. Powinny zadawać pytania, również te, na które trudno odpowiedzieć.

- To byłoby zbyt piękne, gdyby „Raija” i „Antonia” przybiły do przystani - odparł, nie

dając po sobie poznać zaskoczenia. - Ale rzeczywiście spodziewałem się powrotu Olega.

background image

- Chyba marynarze nie zrobią mu nic złego? Wasilij potrząsnął głową.

- Co by na tym zyskali? Nie znajdą takich właścicieli statków jak Oleg i twój mąż.

Podniesienie ręki na Olega oznaczałoby wyrok śmierci dla wszystkich członków załogi.

- Mogliby zbiec - zastanawiała się Raija. - Na przykład do Norwegii...

- Ale nie mieliby po co wracać - odparł Wasilij. - Ucieczka porwanymi statkami nie

oznaczałaby może wyroku śmierci dla nich samych, ale na pewno dla ich rodzin. Zbuntowani

marynarze to nie dzikie bestie, Bykowa. Są zdesperowani, ale nie są pozbawieni uczuć.

Każdy z nich ma kogoś, kogo kocha, kogoś, kto ich kocha. Dlatego właśnie odważyli się

walczyć...

Zwrócił się do Raiji po nazwisku. Doznał w tym momencie ukłucia w sercu, ale bez

trudu zdołał ukryć prawdę przed światłem dziennym. W nocy, pod osłoną mroku, pozwalał

sobie na większą szczerość. Wiedział, że to właśnie nocy powinien się obawiać. Raija

nazwała go uczciwym i chyba miała rację. Tak jak i nie myliła się co do tego, że kryje się w

nim kilka osobowości.

Teraz nie pamiętał, która z nich dominowała u progu dorosłego życia. Czas, który

upłynął od tamtej pory, wypełniło wiele goryczy.

- Być może jest wiele spraw do omówienia? Wiele do przedyskutowania...

Raija budowała mosty nadziei.

Wasilij natomiast postrzegał rzeczywistość przez pryzmat goryczy, który odmieniał

kolory, wyostrzał kontury.

Nie wierzył, że Oleg wróci z odpowiedzią, jakiej się spodziewał. A czasu ubywało. Tu

na lądzie inni właściciele statków także czekali na odpowiedź. Na odpowiedź określającą

warunki, które mogliby zaakceptować, do których sami może by się nie dostosowali, ale które

może nie odbiegałyby zbytnio od ich własnych zasad. Na odpowiedź, która nie niosłaby dla

nich zagrożenia.

Wasilij pragnął, by marynarze wysłuchali Olega.

Zaklinał ich w duchu, by nie chcieli zmienić wszystkiego od razu.

By nie żądali rzeczy niemożliwych.

Mogli przecież wiele stracić.

On sam był tylko człowiekiem. Istniały pewne granice kompromisu, określające, jak

daleko może się posunąć, by zapewnić choćby połowiczne zwycięstwo. Nie jest przecież

nieśmiertelny.

Nadal nie czuł się bezpiecznie.

background image

Musiał liczyć się z przegraną. Obietnicom bogaczy nie ufał. Również nie polegał ślepo

na Olegu. Współwłaściciel „Raiji” i „Toni” sam kiedyś nosił płócienne marynarskie ubranie.

Wreszcie uwolnił się od tego życia i nie musiał wracać do cuchnących, mrocznych i

przepełnionych kajut, położonych tak nisko pod pokładem, że nie docierał tam nawet jeden

promień słońca.

Olega nie kosztowało wiele obiecać i cofnąć obietnice. Wasilij pomyślał, że dobrze by

było, gdyby popłynął na „Antonię” razem z Olegiem i brał udział w rozmowach. Więcej

mógłby zyskać dla marynarzy, będąc tam na miejscu.

Chociaż sam pewnie skorzysta na tym, że pozostał na lądzie. Jeżeli Oleg był uczciwy.

Ale Wasilij wolał na to nie liczyć, nie mógł po prostu ślepo zawierzyć.

Grubo posmarował chleb masłem. Kwaśny żytni chleb nabierał innego smaku ze

słonym tłustym masłem. To prawdziwa rozkosz dla podniebienia.

Jedząc rozmyślał o tym, że nie powinien pozwolić sobie na słabość i utonąć w

ciemnych oczach żony Jewgienija. Życie nigdy potem nie byłoby już takie samo.

Potrafił być dla siebie surowy.

W największej tajemnicy będzie nosił w piersi marzenie o kobiecie noszącej imię

Raija.

Ale żona właściciela statku pozostanie dla niego panią Bykową.

Wasilij nie pragnął bliskości, nie chciał doznawać tego niebezpiecznego odczucia,

kiedy powietrze staje się ciężkie i gęste. Nie pragnął na to narażać gospodyni.

Bykowa...

Raija...

Wyszedł z domu, nie wyjaśniając, dlaczego. Chyba się domyślała prawdy.

Ruszył do portu.

Stał się jego domem od czasu, kiedy był już wystarczająco dorosły, by podjąć decyzję,

jaką obrać drogę.

Nie tylko ten port, również wiele innych. Na zewnątrz może się różniły, ale właściwie

były całkiem podobne.

Tacy jak on znajdowali tu towarzystwo, które pewnie przerażało innych ludzi.

Ale kiedy nie ma się środków na inne ubranie niż szmaty, za które płaci właściciel

statku, można się wydać przerażającym.

Teraz Wasilij nie był mile widziany w porcie.

Nie dzisiaj.

background image

Takie samo powitanie spotkałoby go również w innych portach, skoro nie udało mu

się nakłonić Olega, by przywiózł zwycięstwo. Dla wszystkich: dla właściciela i dla tych tam

na morzu.

Być może i dla niego, Wasilija.

Wasilij lubił ludzi, lubił, kiedy wokół niego rozbrzmiewał śmiech i tętniło życie. Z

łatwością nawiązywał rozmowę, znajdował przyjaciół. Przerażała go myśl, że ludzie mogliby

go witać milczeniem.

A mogło się tak zdarzyć. Mógł zapisać się w ludzkiej pamięci jako ten, który wszczął

bunt, lecz okazał się słaby. Który wystawiony na próbę okazał się człowiekiem bez

charakteru. Który przeszedł na służbę do Jurkowa, by ratować własną skórę...

Usiadł na skraju nabrzeża. To tutaj zabrał Raiję dziś w nocy. Dla niego była Raiją, nie

Bykową, nie żoną właściciela statków...

Dobrze, że to miejsce leży w ukryciu, dobrze, że nikt ich nie widział - dla plotkarzy

mogłoby to stanowić smakowity kąsek.

Zdrajca i żona Jewgienija Bykową.

Tu należało stąpać ostrożnie. Wiele desek już zbutwiało, a pod nimi kipiało bezdenne

morze. Łatwo można wpaść i utonąć...

Wasilij wpatrywał się w wodę. Powiedział wczoraj Raiji, że morze jej nie chce. Jeśli

chodziło o niego samego, nie był tego taki pewien. Czasami wydawało mu się, jakby morze

aż nazbyt gorliwie zamierzało go otoczyć dłońmi fal.

Niewielu marynarzy do niego zagadało. Widać nie uchodziło pozostawać z nim na

przyjacielskiej stopie.

Wasilij zrozumiał, że plotki się rozeszły, że większość ludzi już wie, kto rozniecił

iskrę buntu. Mieszkańców portu ogarnęła niepewność, nie wiedzieli, co sądzić. Widzieli

Wasilija z Olegiem, a przecież powinien znajdować się na pokładzie „Toni”.

Wasilij mógł wyczytać nieufność w oczach wielu osób, które nie zwalniały kroku,

przechodząc obok, raczej przyspieszały. Wydawało mu się, że tę samą nieufność dostrzega w

spojrzeniach tych, którzy jakby go nie widzieli, którzy patrzyli obok, ponad nim...

Zdrajca - szeptali...

Również i jego zaczęły ogarniać wątpliwości.

Może rzeczywiście był zdrajcą?

W miarę jak tarcza słońca staczała się ku zachodowi, coraz bardziej się bał.

Oleg się spóźniał.

background image

Wasilij nie był w stanie się cieszyć, kiedy ujrzał cień łodzi. Zobaczył dwa maszty i

rozpoznał frachtowiec. Zobaczył, jak wpływa do portu na pełnych żaglach. Ale nie czuł

radości. Może naprawdę był zdrajcą?

Ludzi zebranych w porcie ogarnął niepokój. Widzieli to samo, co Wasilij.

Na skraju nabrzeża wyrósł las mężczyzn. Stanęli tak, by jak najlepiej widzieć. Stanęli

wyprostowani, pod wiatr, mrużąc oczy. Stanęli na rozstawionych nogach, z wykrzywionymi

ustami i pięściami schowanymi w kieszeniach spodni. Z gołymi głowami lub czapkami

zsuniętymi mocno na czoło.

Mężczyźni podobni Wasilijowi.

Niejeden z nich ukradkiem spoglądał na niego. Rozmowy cichły, kiedy ktoś rzucał

długie spojrzenie w kierunku niedawnego przywódcy buntowników. Słowa przeszły w cichy

szmer, przypominający brzęczenie owadów nad łąkami w środku lata. Kiedy Wasilij

przymknął oczy, wydawało mu się, że ludzie też zmieniali się w owady, całe ich roje, które

tak naprawdę nie były groźne.

Siedział spokojnie na swoim miejscu. Jedną stopę postawił na krawędzi, na lekko

zgiętym kolanie oparł ramię. Drugą nogę zwiesił w dół nad powierzchnią wody. Twarz

zwrócił na północ, w stronę nadpływającego żaglowca.

Jeżeli Raija...

Jakby oparzył się na dźwięk jej imienia. Zamknął oczy i zaczął myśl od nowa.

Jeżeli żona Jewigienija widzi go teraz przez niewielkie, otwarte okno przy kuchennym

stole, rozumie, jak jest samotny. I że się boi.

Jednak nikomu innemu nawet nie przyszłoby to do głowy. Inni powiedzieliby raczej,

ż

e jest zbyt pewny siebie, że ma o sobie zbyt wysokie mniemanie i dlatego stanął po stronie

właścicieli statków.

Dałby im jeszcze więcej powodów do gadania, gdyby został kapitanem na „Raiji”.

Frachtowiec rósł w polu widzenia. Już nie wyglądał jak balia z dwoma masztami i

ż

aglami barwy nieba. W miarę zbliżania się do portu żagle stawały się brudnoszare.

Zanim łódź przybiła do przystani, minęło chyba parę godzin.

Słoneczna tarcza toczyła się powoli. Kierowała się ku Dwinie. Wolno pochylała się

nad ziemią, niemal dotykała wrzosów i kępek trawy. Wydawało się, że w każdej chwili może

zapalić tę suchą ziemię. Ludzie odruchowo wstrzymywali oddech, pragnąc, by z promieni nie

sypnęły się iskry.

Jeszcze raz się udało.

Ziemia nie zapłonęła.

background image

Wasilij bał się pożaru portu. Już kiedyś port stanął w płomieniach. Krążyło o tym tyle

historii, ilu było świadków pożogi, a może i więcej. Każdy opowiadał swoją wersję.

Wasilij podejrzewał, że Oleg wie o pożarze więcej niż inni mieszkańcy Archangielska.

Wszyscy szeptali o bracie Toni, który podłożył ogień, ale nikt nie potrafił wyjaśnić, dlaczego.

Wymieniano również imię Raiji, lecz ostrożniej, ponieważ ludzie nie byli całkiem

pewni, kim jest. Wtedy jej czarnowłosą głowę otaczała swoista gloria, gdyż przybyła znikąd

jako obca i ocaliła życie Jewgienija, kiedy jego marynarze sądzili, że wykrwawi się na śmierć.

Stała się aniołem w czarnej pelerynie.

Nikt nie mówił o tym głośno, ale czasem zastanawiano się, czy Raija jest niezwykle

dzielną kobietą, czy raczej czarownicą.

Dopiero kiedy Wasilij spotkał Raiję, zrozumiał, dlaczego żywiono wobec niej

podobne podejrzenia.

Podniósł się, kiedy łódź zaczęła przybijać do brzegu, ale trzymał się z dala. Stanął w

cieniu, za plecami mężczyzn, którzy popierali zbuntowaną załogę, lecz nie mieli odwagi

otwarcie tego przyznać. W tłumie pojawiło się bowiem wielu właścicieli statków, którzy

szybko wychwytywali spojrzeniem nielojalnych pracowników. A żaden z marynarzy nie

chciał stracić tego, co posiadał.

Tylko załogi „Raiji” i „Toni” odważyły się na bunt.

Marynarze zgromadzeni na nabrzeżu być może również marzyli o przyłączeniu się do

walki o lepszy byt, ale wiązał ich także układ z właścicielem statku. Podobnie jak chłopi

dzierżawiący ziemię i podlegający swemu panu, choć nie mieli może nad sobą właściciela

ziemskiego, nie byli bardziej wolni niż chłopi. Ciążył na nich dług, który uzależniał ich od

armatora, od sklepikarza. Mieli rodziny.

I niezależnie od tego, jak nędzne było ich życie, mocno się go trzymali.

Spluwali brązową śliną w miejsce, gdzie przybił frachtowiec Olega. Niejeden trafił w

burtę, ale żaden z właścicieli statków nie mógł zobaczyć brązowych strużek ściekających w

dół. Znikały na drewnie. Głosy niezadowolenia również nikły w panującej wrzawie.

Serce Wasilija krwawiło, kiedy patrzył na marynarzy, nie odważyłby się nawet

nazwać tych bezsilnych ludzi żałosnymi.

Nie posiadali wiele, ale i tego nie chcieli stracić.

Może w ich oczach był zdrajcą...

Sam nie miał wiele do stracenia, na pewno mniej niż oni. Nie czuł się więcej wart niż

inni. Bez wahania mógłby się poświęcić, gdyby to pomogło.

background image

W tej grze należało grać wysoko. Nawet Oleg nie zdawał sobie z tego sprawy. Albo

nie posiadał dość odwagi, by wejść do takiej gry.

Ona, Raija Bykowa, rozumiała to lepiej.

Myślała podobnie jak on, Wasilij.

To ona powinna zarządzać statkami. Stworzyłaby przedsiębiorstwo lepiej prosperujące

od jakiegokolwiek innego w Archangielsku, a nawet w całej północnej Rosji.

Posiadała dość odwagi.

Miała ten diabelski błysk w oku.

Nawet gdy tak stała z dzieckiem w ramionach, wyglądała, jakby chciała rzucić się w

wir wydarzeń - bez zastanowienia, bez względu na to, do czego by to mogło doprowadzić.

Lubił wyobrażać sobie, że sam taki jest, chciał wierzyć, że walczy dla sprawy, a nie po

to, by zagarnąć dla siebie co tylko się da.

Wasilij nie przejmował się opinią innych ludzi, ale sam często o sobie myślał. Nie

zawsze pochlebnie.

Zobaczył, jak Oleg schodzi na ląd. Jak mężczyźni rozstępują się na boki, robią mu

miejsce. Jak pochylają głowy.

Wasilij poczuł, że się rumieni. Musiał się odwrócić, popatrzeć w stronę lądu.

Wstydził się za nich, wstydził się za ich pokorę. To na pracy tych marynarzy opierał

się cały transport wodny. Od ich rąk, potu, ich pleców i siły nóg zależało funkcjonowanie

łodzi, frachtowców i statków rybackich.

Bez pracy tych ludzi armatorzy nie nosiliby wysokich skórzanych butów, a żony

armatorów nie mieszkałyby w pięknych domach z oszklonymi oknami z firankami i nie

popijały herbaty ze srebrnych samowarów.

Ci ubodzy marynarze powinni dumnie podnieść głowy, powinni patrzeć

zwierzchnikom prosto w oczy, zachować swą godność.

Na nich opierał się kraj.

Wasilij nie mógł przez cały czas trzymać się z tyłu. Podniósł głowę, wyprostował

plecy i popatrzył w twarze swych towarzyszy.

Przeszedł między nimi. Zauważył ze zdziwieniem, że i przed nim się rozstąpili.

Przeraził się. W przypadku Olega to zrozumiałe, ale jemu wcześniej nigdy nikt nie

schodził z drogi. Nadal nie był nikim więcej niż zwykłym marynarzem. Ba, może nawet nie

miał już pracy, nie znał się na przepisach. Kapitan wyrzucił go za burtę, mówiąc, że nie ma

już dla niego miejsca na „Toni”.

A właściciel statku zamierzał uczynić go oficerem.

background image

Wasilij nie mógł pogodzić się z tym, że to przed nim otwiera się owa uliczka pośród

tłumu. Obraz ten przywiódł mu na myśl przypowieść z Biblii, kiedy morze rozstąpiło się

przed Mojżeszem.

Zadrżał.

Poszedł śladem Olega i poczuł się nieco lepiej, kiedy go dogonił - łatwiej było przyjąć,

ż

e to Olegowi, a nie jemu ludzie robią miejsce. Starał się jednak zachować pewną odległość,

ż

eby nie zarzucono mu, że podążył za Jurkowem posłusznie jak pies.

Przepełniało go mnóstwo sprzecznych doznań.

Za nim poszli mężczyźni, którzy wrócili razem z Olegiem, ci, na których jeszcze mógł

polegać i którym Wasilij również nie miał powodu nie ufać.

Oleg nie odezwał się do ludzi zgromadzonych na nabrzeżu. Nie miał dla nich żadnych

nowych wiadomości.

Poczekał, aż drzwi do biura zostaną starannie zamknięte.

- Czy w domu wszystko dobrze? - spytał.

Wasilij przytaknął. Nie wspomniał, że wyszedł na dłużej. Nie przyszło mu na myśl, że

Raiji mogłoby się stać w tym czasie coś złego...

Teraz poczuł w piersi ukłucie strachu. Nigdy by sobie nie darował, gdyby coś jej się

przytrafiło...

Ale chyba nikomu nie wpadłoby do głowy skrzywdzić ją w biały dzień? Na oczach

wszystkich...

- A tam? - spytał.

- Na pokładzie doszło do nieporozumień - westchnął Oleg. - Chyba się tego

spodziewałeś?

- Na „Antonii”? - spytał i zaraz skinął głową, zanim Oleg zdążył odpowiedzieć. - Tak,

obawiałem się, że może do tego dojść.

- Kapitan traci władzę - mówił dalej Oleg. Był zmęczony, czuł pulsowanie w

skroniach. Wszystko wydawało mu się koszmarem. Pragnął jedynie obudzić się z niego i

przekonać, że wszystko jest jak dawniej: że nikt nie zagarnął jego dwóch statków, że kapitana

„Raiji” nie pozbawiono życia, a kapitan „Antonii” nie stracił dowództwa w wyniku buntu

załogi, która okazała się bardziej zaciekła, niż przypuszczał. - Czy myślisz, że zdoła utrzymać

ludzi w ryzach jeszcze dwa dni, zanim upłynie ostateczny termin odpowiedzi?

- To zależy, kto wystąpił przeciw kapitanowi - zastanawiał się Wasilij.

Oleg przedstawił mu sytuację na pokładzie. Wasilij oparł się o drzwi i założył ręce na

piersi.

background image

- Będzie ciężko - powiedział. - Tego się właśnie obawiałem. Ten drań się tak łatwo nie

podda. Nie ma nic do stracenia. Zostawił w domu jedynie starą matkę, o którą zresztą wcale

nie dba. Myśli tylko o lepszym, łatwym życiu. Jest niebezpieczny. Nie chciałem, żeby brał

udział w przygotowaniach, ale kapitan sam go wybrał...

Oleg ukrył twarz w dłoniach.

Co za koszmar...

Pomyślał, że powinien nadal najmować się do pracy u innych, a nie marzyć o

własnych statkach. Teraz spotykają go same kłopoty. Nic, tylko kłopoty.

- Na pokładzie „Antonii” są członkowie dawnej załogi Jewgienija - zauważył. - Z

„Sankt Nikołaja”, tego, co się spalił...

- Nie możesz od nich oczekiwać, że będą wierni jak w małżeństwie! - zaoponował

Wasilij.

On także czuł się zmęczony. Uważał, że rozmowa nadmiernie się przedłuża, a Oleg

ciągle nie wyjaśnił, co wynikło z jego rozmów z marynarzami i co zamierza przekazać

pozostałym właścicielom statków.

- Nie mówię o lojalności - odezwał się Oleg. Używał słów, które Wasilij z pewnością

słyszał, lecz których znaczenia dobrze nie znał, więc wolał milczeć. Wszystko się w nim

gotowało, ponieważ Oleg potrafił bawić się słowami, wywyższać się w ten sposób. - Mówię

raczej o dobrej pamięci - dodał. Podniósł wzrok. Napotkał spojrzenie Wasilija, nieco drwiące

i zniecierpliwione. - Mają na pokładzie kilku rannych, ponieważ doszło do użycia siły.

Niektórzy z nich bardzo krwawią. Chcą, by przysłać im Raiję.

Kilka sekund trwało, zanim Wasilij uświadomił sobie, że mowa nie o statku. Ale o

niej. O kobiecie. O Bykowej.

background image

6

- To absolutnie wykluczone, żebyś tam popłynęła! - wybuchnął Oleg, nie patrząc na

Raiję. - Powiedziałem im, że żądają zbyt wiele, że Jewgienij nigdy by się na to nie zgodził i

ż

e nawet nie ma o czym mówić - dodał zdenerwowany. - Poradziłem im, żeby sami zajęli się

rannymi, bo tobie nie wolno się do tego mieszać i nie masz z tym nic wspólnego...

Wasilij uśmiechnął się ukradkiem, tak żeby Oleg tego nie widział. Ale Raija to

dostrzegła. Odwróciła wzrok.

Marynarze uważali, że to, co dzieje się na statku, dotyczy Raiji tak samo jak Olega i

Jewgienija, nie potrafili na to spojrzeć w inny sposób.

- Dlaczego pokładają we mnie takie nadzieje? - zdziwiła się Raija.

Początkowo Wasilij pomyślał, że udaje, po chwili jednak uzmysłowił sobie, że

naprawdę nie rozumie.

- Nie pamiętasz tego - mruknął Oleg. - Ale naprawdę zrobiłaś na nich duże wrażenie,

kiedy uratowałaś Jewgienija od śmierci. Wierz mi... - mówił to niemal z rozpaczą. - Kiedy z

nimi teraz rozmawiałem, wysunęli różne żądania, ale przede wszystkim domagali się twojego

przybycia. Powtórzyli to kilka razy. Nie prosili o przysłanie Raiji Bykowej, lecz kobiety w

czarnej pelerynie, ponieważ na statku są ciężko ranni.

- Nie mam już tej peleryny - zauważyła cicho Raija.

Tak jakby cała moc tkwiła w kawałku tkaniny, tak jakby ona sama się nie liczyła.

- Wybij to sobie z głowy - rzekł Oleg.

- Oleg ma rację - poparł go Wasilij. - Marynarze mogą szykować podstęp. Tak

naprawdę myślą o zdobyciu zakładnika, kogoś, kto jest więcej wart niż statki. Czują, że

zaczynają tracić przewagę.

- Czy to także przewidziałeś? - w słowach Raiji brzmiała drwina.

- Nie - odparł szczerze rozczarowany tym, że w ogóle mogła tak pomyśleć, ale też nie

zaskoczony. Wszystkim udzielało się ogromne napięcie. Rozumiał, że Raiji także nie było

łatwo, mimo że stała nieco z boku. - Teraz inni objęli przewodnictwo - dodał. - Wierz mi, są o

wiele bardziej bezwzględni niż ja.

- Może mogłabym pomóc - nie poddawała się Raija. - Ranni potrzebują opieki,

niezależnie od tego, kim są.

- Nie! - zaprotestował Wasilij z większą stanowczością niż Oleg.

Raija popatrzyła na niego z uwagą.

background image

- Myślałam, że to twoi przyjaciele - powiedziała.

Oleg zorientował się, do czego zmierzała. Zdał sobie sprawę, że stał się więźniem

własnych słów, lecz nic nie mógł na to poradzić. Znał desperację marynarzy, Raija natomiast

nie. Wiedział, że wykorzystają wszelkie możliwe środki. Zżymał się na samą myśl, że Raija

mogłaby stać się zakładnikiem w ich ręku.

- To zwykli ludzie, którzy zostali przyparci do muru - rzekł z naciskiem. - Są

zdesperowani. Robią to, na co nigdy w innych okolicznościach by się nie odważyli. Obawiam

się, że wejście na pokład może się okazać dla ciebie niebezpieczne. Myślę, że są wśród

buntowników tacy, którzy bez wahania by cię zabili, gdyby to pomogło ich sprawie. Czy to

dla ciebie dość jasne?

- Przesadzasz - odparła Raija.

Była tak piekielnie uparta!

Wasilij zdawał sobie sprawę, że niewiele mógł przeciwstawić takiej kobiecie jak

Raija. Ale sądził, że Oleg ma na nią większy wpływ, że uda mu się ją przekonać...

- Jest jeszcze coś, o czym nam nie powiedziałeś, Oleg - dodała nieoczekiwanie Raija.

Oleg aż podskoczył.

Jego policzki zmieniły barwę niczym u dziewczyny, która otrzymała pierwszą

nieprzyzwoitą propozycję.

Wasilij nie rozumiał, co się dzieje, uważał, że słowa Olega brzmiały absolutnie

wiarygodnie.

- Nie popłyniesz tam i już. Nie ma mowy, Raija - Raisa - upierał się Oleg. Zwracając

się do Raiji, użył pieszczotliwego podwójnego imienia, którego zwykle używała Antonia. Dał

w ten sposób do zrozumienia, jak bardzo ceni Raiję i jak bardzo jest mu droga. Pod żadnym

warunkiem nie zamierzał ryzykować jej życia. - Nie pozwolę ci na to, moja kochana. Poza

tym część załogi nadal słucha moich rozkazów, nikt nie pomoże ci się tam dostać.

- Co takiego przed nami ukryłeś? - spytał Wasilij.

- Jeżeli Raija dotrze do zbuntowanych marynarzy, dadzą nam jeszcze trzy dni - odparł

Oleg.

Wasilij wciągnął głęboko powietrze i wypuścił je przez nos. Ogarnęła go taka złość,

ż

e aż zazgrzytał zębami. Wiedział, kto się za tym kryje.

- Nie mamy czasu do stracenia - uznał Oleg. Udało mu się przybrać lekki ton, lecz

mimo to nie zdołał ukryć, że się boi.

Wasilij pomyślał, że gdyby on miał decydować, znalazłby rozwiązanie: albo

zaprowadziłby na statku porządek nawet za cenę rozlewu krwi, albo też pozwoliłby Raiji

background image

dostać się na pokład „Antonii” i łudził nadzieją, że trzy dodatkowe dni ułatwią zawarcie

porozumienia.

Ale decyzję musiał podjąć Oleg. Wasilij wiedział, że to wspaniałomyślny człowiek,

który unika użycia siły i nadał wierzy, że można się dogadać. Pragnął, żeby zbuntowani

marynarze docenili to i nie dali się zaślepić gładkim słowom nowego przywódcy.

Jednak uznał ze smutkiem, że Oleg nie zyska sławy bohatera.

Wręcz zabrzmiało mu w uszach słowo, którym go nazwą, niezależnie od tego, czy uda

mu się zaprowadzić porządek, czy nie.

Słaby.

Jak bardzo można się pomylić w ocenie człowieka?

Oleg poszedł porozmawiać z innymi armatorami. Oceniali go w ten sam sposób jak

załogi obu statków.

Oni już dawno zaprowadziliby porządek.

Dali do zrozumienia, że czekają tylko na znak, by przyjść mu z pomocą. W każdej

chwili mogą się stawić, jeśli będzie trzeba, wystarczy jedno skinienie Olega. Jednak nie

zamierzają się narzucać. Muszą przecież pilnować własnych spraw, nie będą rezygnować z

korzystnych transakcji tylko dlatego, że Oleg jest miękki i nie potrafi ostro potraktować

burzących się szumowin.

Każdy ma taką załogę, na jaką zasłużył.

Kończył się ostatni dzień rozmów. Oleg pocił się i trząsł z zimna na zmianę.

Zastanawiał się, czy od samego początku właściwie pokierował sprawą. Czy Jewgienij

zrobiłby to lepiej...?

Czy ktokolwiek inny lepiej by sobie z tym poradził?

Zastanawiał się, czy Wasilij jest w stosunku do niego uczciwy... Ale Raija miała do

niego zaufanie.

Zdawał sobie sprawę, że jeżeli teraz straci oba statki, nie będzie już dla niego

przyszłości na morzu. Nikt go nie zatrudni nawet jako marynarza.

Znajdzie się na czarnej liście razem ze swymi buntownikami.

Wasilij również wyszedł z domu. Nie potrafił bezczynnie czekać. Nie teraz. Gra

toczyła się o większą stawkę, niż wcześniej zakładał.

Pojawił się, zanim wrócił Oleg.

Zauważył, że Raija jest niespokojna. Nie była w stanie usiedzieć na miejscu ani też

zająć się czymkolwiek.

background image

- Oni nie ustąpią... Ci inni właściciele statków - rzekła z przekąsem. - Nic na tym nie

zyskają, jeśli staną po stronie Olega, prawda?

Wasilij potrząsnął głową. Uznał, że Raija jest bardzo rozsądna. Jej towarzystwo

działało pokrzepiająco po tygodniach spędzonych z Dagniją i słuchaniu jej paplaniny...

Właściwie Dagnija nie jest niczemu winna. Była bardzo młodziutka, wychodząc za

mąż za Walerija. Nawet jej do głowy nie przyszło, że mogłaby dążyć do czegoś więcej, niż

zostać tylko żoną i matką i zajmować się domem. Dobrze sobie radziła z obowiązkami, ale

nigdy nie wkraczała w świat mężczyzn. Nigdy nie zadawała pytań. Nikt od niej tego nie

oczekiwał.

Z pewnością niesprawiedliwie oceniał Dagniję, ale po kilku chwilach spędzonych z

Raiją nie mógłby już znieść życia z wdową po bracie.

Rozważył to bardzo dokładnie, przede wszystkim dlatego, że dręczyły go wyrzuty

sumienia. Teraz nabrał już pewności.

- Co grozi Olegowi? - spytała Raija.

- Może stracić statki - odparł Wasilij. - Ale załoga nic na tym nie zyska. Oleg mógłby

spróbować przeciągnąć pertraktacje. Na „Antonii” doszło do nieporozumień, wśród załogi nie

ma już jedności. Kapitan zaczyna tracić panowanie nad marynarzami. Jeśli konflikt się

zaostrzy, poderżną mu gardło i wyrzucą za burtę.

- To byłoby najgorsze ze wszystkiego... Co do tego nie mieli wątpliwości.

- Wiesz, gdzie zakotwiczono statki? Skinął głową.

- Czy nie wystarczy jakaś mniejsza łódź, żeby tam dotrzeć?

Zgadł, o czym myśli. Odsunął jednak od siebie te przypuszczenia. Wolał odpowiadać

na każde z pytań Raiji z osobna i udać zaskoczonego, gdy wreszcie wyjaśni, po co je

zadawała. Jeżeli w ogóle mu powie...

- Właściwie wystarczy, ale przynajmniej z jednym żaglem - odpowiedział. - To za

daleko, żeby wiosłować. Naturalnie jeśli chciałoby się tam dopłynąć w ciągu jednej nocy.

Tobie by się to nie udało.

- Czy mógłbyś mi pomóc dostać się na „Antonię”?

- Mógłbym z tobą popłynąć - odparł niechętnie. Podziwiał jej odwagę. Była naprawdę

niezwykłą kobietą!

- Popłyniesz? Wasilij potrząsnął głową.

- Znam człowieka, który objął dowodzenie na „Antonii”. On jest gotów poderżnąć

gardło kapitanowi - rzekł bez ogródek.

background image

Zdawał sobie sprawę, że bunt na „Antonii” i „Raiji” to nie przelewki, i musiał tej

kobiecie jakoś wytłumaczyć, że sytuacja na obu statkach jest dla niej zbyt niebezpieczna, że

niczego nie uda jej się zmienić przez samą swą obecność. Marynarze to ludzie, którymi łatwo

pokierować, bo nigdy nie wymagano od nich niczego innego poza posłuszeństwem. Teraz

wśród nich znalazł się ktoś, kto bez jednego mrugnięcia okiem to wykorzystał.

- Gotów jest postąpić wobec ciebie tak samo, jeżeli mu się spodoba. Wierz mi, zrobi to

bez wahania...

Raija głęboko wciągnęła powietrze. Podeszła do Wasilija i chwyciła go za ręce.

Wprawiła go w takie zakłopotanie, że nie zdobył się nawet na to, by je cofnąć.

- Proszę cię! - Jej głos był miękki jak jedwab, oczy jak ciemny aksamit. Mocno

trzymała go za ręce. Była silna. - Proszę cię, Wasilij! Mówisz, że go znasz, i z pewnością tak

jest, ale wiesz także, czym ten bunt może się skończyć. Czas, który marynarze dali Olegowi,

wkrótce dobiegnie kresu. Trzy dodatkowe dni mogą wszystko zmienić, mogą umożliwić

znalezienie jakiegoś rozwiązania...

Wasilij nie liczył na to, ale dostrzegł pewną niewielką szansę.

- Narażasz własne życie - rzekł. Jego głos brzmiał dziwnie obco i grubo, ale Raija

chyba tego nie zauważyła.

- Moje życie jest niczym w porównaniu z życiem tych wszystkich, którzy mogą

umrzeć z upływu krwi - odparła.

W ustach innej kobiety te słowa zabrzmiałyby fałszywie.

Wasilij uśmiałby się do łez, gdyby wypowiedziała je żona innego armatora.

Był jednak przekonany, że Raija mówi szczerze.

Jeśli zdecyduje się tam popłynąć, gotów był jej bronić z narażeniem własnego życia.

Ale nie mógł tego uczynić. Nie mógł wejść na statek.

- Zostaniesz tam sama - rzekł. - Zupełnie sama. Na nikogo nie będziesz mogła liczyć.

- Wiem o tym. Cofnął ręce.

- Jesteś bardzo odważna - rzekł niechętnie. Musiał usiąść. Omal nie przeciągnęła go na

swoją stronę. Nienawidził siebie za tę słabość. To tak, jakby chciał złożyć Raiję w ofierze.

Myślał jednak podobnie jak ona i rozumiał ją. Raija naprawdę uważała, że jej życie jest

niewiele warte wobec życia tych kobiet, które zostały na lądzie, życia ich dzieci i mężczyzn

na obu statkach. Życia tych mężczyzn w płóciennych koszulach, szerokich, niezgrabnych

spodniach i chodakach. Nikt nie wiedział, jak zimne były te buty! Trzeba je włożyć na bose

stopy w grudniu, żeby się o tym przekonać. Na szczęście Morze Białe w zimie zamarzało i

nikt nie musiał żeglować do ponów na północy.

background image

- Zamierzałem wyruszyć z Olegiem na statki - rzekł, jakby chciał w jakiś sposób

uniknąć zaproponowanego przez Raiję rozwiązania. Albo je odroczyć. - Chciałem podjąć

ostatnią próbę i porozmawiać z załogami.

- Nikt nie będzie cię słuchać - odparła Raija. Tak jakby już wiedziała, co powiedzą

marynarze. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby to odgadnąć. - Niech Oleg sam popłynie. A

potem znajdziemy jakąś łódź żaglową i mnie tam zawieziesz. Mniejszą i lżejszą łodzią

pokonamy tę odległość w krótszym czasie.

- Już nie boisz się wody? - spytał, nieznacznie się uśmiechając.

Udała, że nie słyszy.

- Nie ma innej możliwości - powiedziała.

- A co z dziećmi?

- Żona jednego z chłopców stajennych obiecała zająć się maluchami - odparła.

A więc zdążyła już to załatwić. Myślała bardzo trzeźwo, wszystko przewidziała.

- Ciekawe, z jakimi wieściami wróci Oleg...

- Nie mam wyboru - rzekł Oleg. - Popłynę i powtórzę marynarzom to samo, co już

mówiłem. Po prostu nie mogę obiecać nic więcej. Nie mogę skreślić długu. Nie mogę składać

obietnic bez pokrycia.

- Mógłbym spróbować się z nimi dogadać - zaproponował Wasilij.

Miał nikłą nadzieję, że Oleg się zgodzi. Usłyszał, jak Raija wstrzymała oddech.

Pomyślał, że pewnie uzna to za zdradę, ale machnął na to ręką.

- Tym bardziej nie będziesz mógł niczego obiecać w imieniu innych armatorów -

odpowiedział Oleg. - Roześmieją ci się w twarz. Wiedzą, że na nic nie masz wpływu.

- Poświęcisz statki? - spytał Wasilij z niedowierzaniem. - Jeżeli nie będą chcieli

rozmawiać... - westchnął Oleg - to jaki mam wybór? Jeżeli załogi nie odstąpią od swych

żą

dań, stracę wszystko. Wydaje mi się, że to jakiś koszmarny sen, z którego wkrótce się

obudzę. Ale to „wkrótce” chyba nigdy nie nadejdzie... - Roześmiał się gorzko. - Nawet nie

masz pojęcia, co rozpętałeś, Wasilij. Będzie co opowiadać wnukom, jeżeli pożyjesz

wystarczająco długo.

- Ludzie biedni, jak ja, zwykle umierają, zanim zostaną dziadkami - odparł Wasilij.

Nietrudno było zrozumieć jego rozgoryczenie. W znacznym stopniu ponosił winę za

wybuch buntu. To on podburzył marynarzy. Ale nie zamierzał brać odpowiedzialności za to,

ż

e wypadki potoczyły się inaczej, niż planował.

Winę za to ponosił kto inny.

Wasilij chciał jak najlepiej.

background image

Nadal miał jak najlepsze intencje.

- Dobrze, płyń do nich - zwrócił się po chwili do Olega, wzruszając ramionami. Czuł,

ż

e ogarnia go złość. - Powiedz im, że mają wolną rękę. Powiedz im, że dajesz im statki, że

dajesz im „Raiję” i „Antonię”. Ze mogą popłynąć ku wybrzeżom Norwegii, sprzedać mąkę i

zażądać gotówki albo wymienić ją na ryby, na które zapewne uda im się znaleźć kupców w

drodze powrotnej nad Morze Białe. Ponieważ tutaj nikt nawet nie tknie tego, z czym wrócą.

Tutaj zostaną aresztowani, każdy z nich, gdy tylko postawią stopę na lądzie. Niezależnie od

tego, czy to będzie jutro, czy po rejsie do Finnmarku. Może zrozumieją, jeżeli im dość jasno

wytłumaczysz. Wyjaśnij im, jaka przyszłość czeka ich żony i dzieci, kiedy na zimę zostaną

wyrzucone z domów. Postaraj się krzyczeć głośniej niż Walentin, który teraz nimi dowodzi,

na pewno cię wysłuchają. Być może kilku przejdzie na twoją stronę, może kogoś jeszcze

wyrzucą za burtę, być może na pokładzie nie zostanie już wielu.

- Zamierzałeś im to wszystko powiedzieć?

Wasilij wzruszył ramionami.

Oleg niestety nie pojmował, do jakich środków należy się uciekać. Natomiast Raija

dobrze zdawała sobie sprawę, że w sporach takich jak ten trzeba posłużyć się podstępem.

- Masz rację, że by mnie wyśmiali - odparł Wasilij. - Wcale się nie palę do takiej

rozmowy. Poczekam, aż ty im to powiesz. Na wszelki wypadek powtórzę, żebyś zapamiętał.

Myślę, że to podziała. Zresztą możesz użyć argumentów, jakich tylko chcesz. To ty jesteś

właścicielem statków, a nie ja. Nawet nie zamierzam zostać kapitanem. Już nie. To był piękny

sen, dopóki pozwoliłeś mi śnić. Już prawie się zdecydowałem przyjąć twoją propozycję, już

zacząłem się cieszyć. Możesz chłopakom powiedzieć i o tym, co straciłem... Z tego także

będą się śmiać.

- Nie zapominaj, kto to wszystko zaplanował! Wasilij długo przyglądał się Olegowi.

- Nigdy mi się nie uda wyrzucić tego z pamięci. Sprawy zaszły za daleko. Nikt zresztą

nie pozwoli mi zapomnieć.

Oleg nic nie odpowiedział. Mógłby obiecać, że nie zamierza oddać Wasilija w ręce

władz, ale nie uczynił tego.

Wasilij spojrzał na Raiję. Skinął lekko głową, widząc jej pytające spojrzenie.

Zapewnił ją, że to tylko gra. Podobnie jak Raija był przekonany, że musi istnieć jakieś

wyjście. Tak jak ona nie chciał, żeby polało się więcej krwi.

Na swój sposób oboje martwili się o tych samych ludzi. Choć Raija nie była żoną

prostego marynarza, nie stała też po drugiej stronie.

background image

Było w niej coś takiego, co kazało Wasilijowi wierzyć, że sama zaznała i głodu, i

cierpienia. Oleg twierdził, że straciła pamięć. Być może to dla niej dobrze.

- Wyjdę do portu popatrzeć, jak odpływasz - rzekł Wasilij. Miał nadzieję, że Raija

domyśli się, że i ona powinna za nim podążyć. - Ubierz się ciepło - rzucił w powietrze. - Na

morzu w nocy jest bardzo zimno.

- Zapominasz, że większą część życia spędziłem na wodzie - odparł Oleg sucho. - To

nie pierwsza moja wyprawa, nie jestem przecież szczurem lądowym. Morze to mój żywioł... -

Zamilkł, a po chwili dodał: - Przykro mi, Wasilij, przykro mi z powodu tego, co się dzieje.

Bardziej niż tobie. Myślę, że mam prawo tak powiedzieć. Ale to nie ja wznieciłem bunt.

Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnąłbym cofnąć bieg wydarzeń, ale to nie leży w mojej mocy.

Ja także wiele tracę.

- To prawda, dla ciebie też nie będzie tu zajęcia - przyznał Wasilij, uśmiechając się

krzywo. W tym uśmiechu nie było radości. - Ale kraj jest duży - dodał. Coś przecież musiał

powiedzieć. - A może mimo wszystko uda się jakoś zażegnać niebezpieczeństwo?

Nie uzyskał odpowiedzi. Zresztą wcale się jej nie spodziewał. Myślał o tym, że musi

jak najszybciej dostać się na nabrzeże i zdobyć jakąś łódź. Szybką, niedużą żaglówkę.

Bykowa jest niesamowitą kobietą!

Wasilij pokładał w niej ostatnią nadzieję. Jeśli się nie uda, on może już nie wracać do

Archangielska. Nikt inny poza Dagniją nie będzie za nim tęsknił. Minie też trochę czasu,

zanim bratowa się zorientuje, że odszedł na zawsze, bo nigdy nie zostawał długo w domu.

background image

7

Raija nie marnowała czasu. Ledwie nieduży frachtowiec Olega rozwinął żagle, a ona

już pojawiła się w porcie.

Wasilij uznał, że to godne podziwu.

- Czy na pewno wytrzyma? - spytała, stojąc na stopniu nabrzeża. Wasilij dosłyszał w

jej głosie niedowierzanie. Domyślił się, że Raija się boi, chociaż robiła co mogła, żeby tego

po sobie nie pokazać.

- Miejmy nadzieję - drażnił się z nią Wasilij, wyskakując na brzeg. Jego pomocnik stał

milczący na pokładzie. - Rybacy wypływają w tych łodziach na połowy - uspokoił Raiję. -

Dalej niż my się dziś wybieramy. Od tych łodzi zależy ich życie.

- Wygląda, jakby została zszyta z kawałków - zauważyła Raija.

Spostrzeżenie okazało się całkiem trafne - przy budowie małych rosyjskich łodzi nie

używano zbyt wielu gwoździ, ale mimo to były bardzo trwałe.

- Obiecuję ci, że dopłyniemy - zapewnił Wasilij. Raija nie pytała, czy łódź wytrzyma

również powrotną drogę, ponieważ nie wiedziała, czy wróci.

- Czy kobieta, która zajęła się dziećmi, wie, dokąd się wybierasz?

Raija skinęła głową.

- Jak zareagowała?

- Uważa, że słusznie robię - odparła Raija. - Mimo to prosiła, żebym została.

- Chyba tylko druga kobieta jest w stanie cię pojąć - mruknął Wasilij pod nosem.

- Jest żoną, matką, siostrą. Rozumie, że tu chodzi o ludzkie życie, a ludzkie życie jest

ś

więte - rzekła Raija z przekonaniem.

- Gdyby kobiety mogły być kapłanami, doskonale byś się nadawała - stwierdził

Wasilij z krzywym uśmiechem.

Wyciągnął ku niej niezupełnie czystą dłoń. Nie chwycił jej za rękę, czekał, aż sama się

przytrzyma.

- Jesteś gotowa? - spytał.

Raija napotkała spojrzenie oczu, które barwą przypominały morze. Ścisnęła palce

Wasilija. Wiedziała, że przy nim jest bezpieczna.

- Nie patrz w wodę, kiedy będziesz wchodziła na pokład - ostrzegł. - I nie wpadaj w

panikę, żeby nie rozkołysać łodzi. To nie ciężki statek, moja miła, ta żaglówka zachowuje się

na falach raczej jak skorupka jajka.

background image

- Masz niezwykły dar uspokajania - rzuciła sucho, lecz zamknęła oczy i zdała się na

Wasilija. Pozwoliła, by pomógł jej wsiąść do tej skorupki, o którą się postarał. Dała się

prowadzić niczym ślepiec.

Przerażona poczuła, że nagle cały świat się przekrzywia. Szeroko otworzyła oczy.

Przestała panować nad sobą. Zachwiała się, zrobiło jej się słabo. Zatoczyła się i odruchowo

wczepiła palce w kurtkę Wasilija. Poczuła ciało pod grubym, wełnianym materiałem.

Wasilij objął ją na moment. Usłyszała jego przyspieszony oddech.

Po chwili zdecydowanie odsunął ją od siebie, jakby wolał zachować bezpieczną

odległość.

- Spokojnie - powiedział cicho. - Nie trać głowy! Musisz usiąść...

Usłuchała. Było jej niedobrze. Miała ochotę zwymiotować, ale na szczęście przez cały

dzień ze zdenerwowania prawie nic nie jadła.

Kiedy usiadła, poczuła się trochę lepiej. Zadrżała z zimna, choć ubrała się ciepło -

odgadła intencje Wasilija, zrozumiała, że kiedy się żegnał z Olegiem, mówił do niej.

Być może powinna była włożyć spodnie, ubrać się jak mężczyzna, ale coś ją przed

tym powstrzymało.

Szczelniej otuliła się podszytą futrem, czarną peleryną, cała się w niej ukryła.

Pożyczyła ją od Toni, bo nie miała już swojej, tej, którą pamiętali marynarze z „Sankt

Nikołaja”. Jej własna peleryna była tak zniszczona, że nie chroniła już przed chłodem. W do-

datku rozdarła się i Raija uznała, że nie ma sensu jej łatać. Kupiła sobie niebieski płaszcz.

Jednak zapamiętano ją w czarnej pelerynie. Sama nie potrafiła przywołać w pamięci

ż

adnych obrazów z tamtego czasu. To, co się wydarzyło na pokładzie „Sankt Nikołaja”,

brzmiało jak bajka.

Być może teraz, kiedy znowu znajdzie się na statku w roli miłosiernego Samarytanina,

coś sobie przypomni?

Nie wiedziała, czy będzie w stanie pomóc, ale musi przynajmniej spróbować.

Marynarze pokładali w niej nadzieję, prosili, by przypłynęła.

Widziała, jak Wasilij odwiązał cumę, jak wiosłuje, by odbić trochę od nabrzeża.

Dopiero w pewnej odległości od brzegu mogli rozwinąć żagiel. Raija miała nadzieję, że wiatr

jest wystarczająco silny i że szybko znajdą się u celu. Nie wiedziała, co ją tam czeka, ale

pragnęła już być na miejscu.

- Kto to jest? - spytała Wasilija, kiedy przekazał wiosła swemu pomocnikowi i

podszedł do niej, trzymając w ręku czerpak.

background image

- Można na nim polegać - odparł, siadając w kucki. Przesunął dłońmi po pokładzie. Z

zadowoleniem stwierdził, że łódź nie nabiera zbyt szybko wody. Czerpak na razie nie będzie

potrzebny.

Jeszcze nie.

- To jeden z tych, którzy znaleźli się na czarnej liście. Obiecałem mu zapłatę.

Raija skinęła głową.

- Jewgienij doda też jakiś grosz od siebie - zapewniła, jakby przewidziała wszystkie

ewentualności.

Wasilij usiadł obok.

- Spotkasz się na „Antonii” z Walentinem - rzekł. - Chciałbym cię na to przygotować.

- Czy to on zamierza przejąć dowodzenie na statku?

Wasilij skinął ponuro. Jego twarz pociemniała, spuścił wzrok. Przez chwilę

zastanawiał się, w jaki sposób opisać tego mężczyznę, którego uważał za najnie-

bezpieczniejszego spośród zbuntowanych marynarzy.

- Uważam, że Walentinowi na pewno uda się odebrać kapitanowi władzę, ponieważ

jest urodzonym przywódcą, a przy tym posiada niezwykły dar przekonywania. Ale jest także

jednym z najbardziej bezwzględnych ludzi, jakich znam, a wierz mi, spotkałem już bardzo

wielu. - Wasilij wciągnął powietrze. - Jako pierwszy przywita cię na pokładzie, mogę cię o

tym zapewnić. I jest chyba jedynym spośród załogi, przed którym musisz się mieć na

baczności. Którego naprawdę musisz się obawiać, ponieważ ten człowiek jest nieobliczalny...

- Znasz go dobrze? - spytała Raija. Wasilij zamilkł.

- Znam go od dziecka - rzekł i spojrzał jej w oczy. - Walentin jest moim stryjecznym

bratem. Często bywaliśmy u siebie domu. Życie i jego nie rozpieszczało. Bieda sprawiła, że

stałem się zgorzkniały, ale nie straciłem do reszty człowieczeństwa. Walentin natomiast wcale

nie przejmuje się innymi. Możesz mi wierzyć lub nie, ale to człowiek bez serca.

- Myślisz, że go rozpoznam? Wasilij skinął głową.

- Niezależnie od tego, czy przejął dowództwo na pokładzie, czy nie, będzie się

wyróżniał spośród pozostałych. Jest do mnie bardzo podobny. Ma tylko nieco jaśniejsze

włosy i trochę więcej lat.

Wasilij uśmiechnął się smutno, przywołując odległe wspomnienie.

- Ludzie nie wierzyli własnym oczom, kiedy widzieli mnie i Walerija razem jako

dzieci. Ale kiedy obok pojawiał się jeszcze Walentin, wielu sądziło, że wypiło zbyt dużo...

Wciągnął powietrze. Patrzył przez chwilę na Raiję. Wystraszyła się tego, co odczytała

w jego twarzy, jednak nie umknęła wzrokiem.

background image

- Gdyby istniało jakieś inne rozwiązanie - rzekł ciężko Wasilij - wybrałbym je bez

wahania. Pamiętaj o tym. Gdyby istniała inna możliwość, nigdy, przenigdy nie popłynąłbym z

tobą, nawet gdybyś błagała mnie na kolanach. Jednak sądzę, że w ten sposób uda się nam coś

osiągnąć. Muszę wierzyć, że Walentin cię nie skrzywdzi.

Raija zamrugała. Zapiekły ją oczy. Trzęsła się z zimna - wiatr przenikał przez

wszystkie warstwy ubrania, nie pytał o pozwolenie.

- Będzie się przechwalał, że zabił - mówił dalej Wasilij, nie spuszczając z Raiji

wzroku. Zaciskał dłonie na rączce czerpaka, jakby miał zamiar ją złamać. - I wcale nie

dlatego, żeby udawać śmiałka. Naprawdę popełnił morderstwo. Zdołał jednak uniknąć kary,

ponieważ niczego mu nie udowodniono. Walentin jest wyjątkowo brutalny, gdy sobie wypije,

ale i bez tego potrafi uderzyć. Kiedy bije, jego oczy stają się niebezpiecznie zimne. Ogarnia

go gniew, ale wie, co robi, nie traci panowania nad sobą. Chełpi się swoją siłą. Nie prosi o

wybaczenie, kiedy uderzy, ponieważ nigdy nie uważa, że zrobił coś złego...

- Co za miły człowiek - mruknęła Raija. Nie chciała, by słowa Wasilija napełniły ją

lękiem i odwiodły od podjętej decyzji, jednak ogarnął ją strach. Zadrżała na samą myśl o

Walentinie.

- To też - rzekł smutno Wasilij, jakby nie dosłyszał drwiny w jej głosie i nie zrozumiał

ponurego żartu. Jego wzrok rzadko bywał równie poważny. - Walentin potrafi również być

uroczym człowiekiem. Bywa tak uroczy, że gdyby chciał, zdołałby oszukać samego świętego

Piotra i przekonał, by ten wpuścił go do nieba. Jednak tuż pod warstwą wdzięku, który

błyszczy i oślepia, tkwi zło. Walentin sam decyduje o tym, kiedy wydobyć je na światło

dzienne. Zawsze sięga po nie świadomie.

- Nikt nie jest aż tak zły - zauważyła Raija.

- Walentin jest - odparł Wasilij. - Jeśli przyjąć, że zło jest czarne, a dobro białe, to

większość z nas jest szara. Nigdy nie spotkałem nikogo, kto byłby czysty jak lilia, nawet

jednego kryształowego człowieka, nikt nie jest tak dobry. Ludzie są przeważnie tacy jak ja:

bardziej lub mniej szarzy. Również pani nie jest nieskazitelnie biała, pani Bykowa. Ma pani

jeden z jaśniejszych odcieni szarości, jednak nie jest pani jak świeży śnieg... Ale znam

człowieka, który jest zły jak sam diabeł. Raija musiała się uśmiechnąć.

- To zapewne on?

- Walentin - przyznał Wasilij ponuro. - Mam nadzieję, że nie będziesz go

prowokować. - Zamilkł na długo, zanim dodał: - Obawiam się, że potraktuje twoją obecność

jak wyzwanie.

- Mam nóż ukryty pod spódnicą - wyznała Raija. - Nie zawaham się go użyć.

background image

- Nie jestem wcale pewien, czy zdążysz - ostrzegł Wasilij.

- Czyżbyś sądził, że Walentin będzie chciał mnie zgwałcić?

Wasilij odwrócił się. Raija nie mogła zobaczyć, jak z bezsilności mocno zacisnął palce

na rączce czerpaka, usłyszała tylko trzask drewna.

- Ciężko mi to przyznać, ale muszę cię ostrzec - potwierdził. - On jest zdolny do

wszystkiego. Nie pomoże nawet to, że jesteś żoną właściciela. Wręcz przeciwnie, Walentin

potraktuje cię jak pikantną przyprawę, której jeszcze nie próbował. Nie sądzę, by chciał cię

zabić, ale boję się, że mógłby...

- Mimo to pozwalasz mi tam popłynąć?

- Znam dobrze ludzi na pokładzie - odparł z westchnieniem. - Znam ich żony, dzieci.

W Archangielsku przybyłoby wiele mogił, gdybyśmy musieli ich wszystkich pochować...

- To prawda - przyznała Raija. - Dobrze, że przynajmniej jesteś ze mną szczery,

Wasilij. Nietrudno byłoby przemilczeć prawdę o Walentinie.

- Tak, mógłbym ci tego nie mówić - przyznał. - Ale nie potrafiłem.

Ś

witało, kiedy dotarli do statków. Nawet o tak wczesnej porze morze i niebo barwiły

się wieloma kolorami.

Zanosiło się na słoneczny dzień, choć zwiastuny mogły okazać się złudne.

Niebo było krwistoczerwone, a czerwieniące się poranki oznaczały zwykle płaczące

wieczory.

Wasilij łudził się nadzieją, że barwa nieba nie zapowiada rozlewu krwi. Odsunął od

siebie tę myśl. Do takich znaków przywiązywano może wagę w dawnych czasach, ale on nie

wierzył ani w bogów, ani w diabły.

Ranek był czerwony i tyle. Więcej na ten temat nie można powiedzieć. Słońce

wydawało się białe w samym sercu, ale chętnie rozdawało najcieplejsze, najgorętsze

pocałunki marszczącemu się morzu. A niebo bez cienia wstydu wykradało czerwień.

Przystrajało się w nią, skrywało się w niej. Tylko kilka płynących obłoków zachowało swą

białą barwę, jedynie na postrzępionych brzegach lekko się zaróżowiły. Delikatne koronki

znikające w ciągu dnia.

Raija i Wasilij nie widzieli już lądu, skrywał się za horyzontem, niezależnie od tego, w

którą zwrócili się stronę. To napawało lękiem. Człowiek wydawał się taki samotny. Morze i

niebo czyniły wszystko, by go oszukać, by kazać mu wierzyć, że nic poza tym nie istnieje, by

wywołać wrażenie, że ląd jest tylko wymysłem.

- Jak znajdziesz drogę? - spytała Raija, przytłoczona bezkresną wodną przestrzenią.

Bała się, lecz jednocześnie zachwycała wspaniałym widokiem.

background image

- Bądź spokojna, trafię - rzekł Wasilij z uśmiechem. Widać, że był zmęczony, ale jego

oczy pozostały czujne. - W nocy drogę pokazują nam gwiazdy. Mamy też specjalne

przyrządy. To żadne czary, nic niezwykłego.

- Ja bym tu zginęła - wyznała.

- Nie wszyscy są stworzeni do życia na morzu - odparł, powtarzając ogólnie znaną

prawdę. - Ja zostałem do tego stworzony.

Po jakimś czasie wyraźnie ujrzeli oba statki stojące na kotwicy. Mogli je od siebie

rozróżnić. Dostrzegli sylwetki marynarzy na pokładzie.

Wszyscy troje płynący niewielką łupiną wiedzieli, że czas już upłynął, że tego dnia

„Antonia” i „Raija” wyjdą na spotkanie nowemu losowi.

Ani Raija, ani Wasilij nie wierzyli, by Olegowi udało się dojść do porozumienia z

buntownikami. Z piratami.

Raija wolała nazywać ich buntownikami.

Określenie to wydawało się jej odrobinę mniej dosadne. Uważała, że buntownikami

mogą stać się uczciwi, szarzy ludzie, których boi, gorycz, nędza popchnęły do ostateczności.

Po drodze nie spotkali frachtowca. Niemożliwe, by aż tak bardzo go wyprzedzili -

stateczek Olega miał więcej żagli, szybciej się poruszał. Chociaż Wasilij zapewnił Raiję, że

obrał o wiele krótszy kurs, że popłynęli bliżej lądu, wiatr im sprzyjał i dzięki temu osiągnęli

dobrą prędkość, nie sądziła, by dotarli wcześniej niż frachtowiec Olega.

- Gdzie jest Oleg? - spytała. Bała się o niego. Czuła, że być może pomyliła się co do

marynarzy. Ogarnął ją strach, pomyślała, że mogli zrobić mężowi Toni coś złego, zranić go,

zabić...

Zagarnęli dwa statki, dlaczego nie mieliby przejąć również trzeciego...

- Zakotwiczył w zacisznym miejscu, między „Raiją” i „Antonią” - odparł Wasilij

głosem tak spokojnym, jakby nie istniały żadne powody do obaw, jakby sam wcale się nie

bał. Jednak Raija zauważyła, że jeden jego policzek drgał. Dostrzegła, jak czujne są jego

oczy, jak zdecydowanie zacisnął usta, zagryzł zęby, mocno chwycił za burtę łodzi. - Nie

musisz się obawiać o Olega - uspokoił Raiję, unikając jej wzroku. Nie patrzył na nią. Odkąd

zrobiło się widno, odwracał wzrok. Za wszelką cenę starał się nie napotkać jej spojrzenia. Za-

jął się wiosłowaniem, zdawał się tym całkiem pochłonięty. Wydawał polecenia ostrym tonem.

Raija nie brała sobie tego do serca, w każdym razie nie chciała.

Nie mogła przecież nazwać Wasilija przyjacielem.

- Na frachtowcu mają broń.

background image

- Kłamiesz! - Raija chciała wstać, lecz przypomniała sobie, że grozi to wywróceniem

łódki, i została na miejscu. Uniosła tylko jak najwyżej głowę, by lepiej widzieć statki. Starała

się też dojrzeć łódź Olega.

- Stąd zobaczysz tylko maszt - oznajmił Wasilij obojętnym tonem. - Oleg nie jest

głupcem - mówił dalej. - Byłoby naiwnością nie przygotować się na atak ze strony

buntowników i wyruszyć zupełnie bez zabezpieczenia. Jednak Oleg nigdy pierwszy nie użył-

by siły. Nie jest taki. Właściwie bardzo różni się od innych armatorów. Bardziej mi

przypomina zwykłego marynarza.

Raija pomyślała, że Wasilij dobrze zna Olega.

Nie odezwała się więcej, dopóki nie zbliżyli się do statków. Teraz mogli zobaczyć

wszystkie trzy.

Wasilij wmanewrował między frachtowiec a „Antonię”. Statek wznosił się obok

niczym skała wystająca z morza. Przestrzeń dzieląca go od ich skorupki wydawała się

nieskończona.

Raija wiedziała, że musi ją pokonać.

Zauważono ich. Na „Antonii” wzdłuż burty zgromadzili się mężczyźni.

Raija pochyliła głowę i splotła dłonie. Modliła się w duchu, jednak sama nie była

pewna, do kogo kieruje swe prośby.

- Możesz pomodlić się do świętego Mikołaja, by miał cię w swej opiece - rzekł

Wasilij. W jego słowach można by się doszukać odrobiny czułości, jednak Raija tego nie

zauważyła, ledwie dosłyszała, co powiedział.

- Do diabła, kobieto! Nie wolno ci się do tego mieszać!

Raija spojrzała w górę.

Zobaczyła twarz Olega - jasną plamę pod ciemnymi włosami. Nie potrafiła rozróżnić

poszczególnych rysów, ponieważ fale rzucały jej łódką mocniej niż dużo cięższym

frachtowcem, który kołysał się w zupełnie innym rytmie.

- To, co chcesz zrobić, to samobójstwo! - wrzeszczał Oleg. Raija bez trudu się

zorientowała, że jest wściekły. On również na pewno się bał. Miała nadzieję, że nikt poza nią

tego nie spostrzegł.

- Co my tu mamy? - rozległ się dużo bliżej jakiś inny głos, dochodzący ze statku. -

Właściciel powiadomił nas, że nie mamy co liczyć na pomoc dla naszych rannych ani na

jakikolwiek inny przejaw litości. Czyżby się mylił?

- Raija! Prędzej cię zastrzelę, niż pozwolę ci wejść na pokład! - krzyknął Oleg.

background image

Raija wstała. Omal nie upadła, lecz na szczęście Wasilij był obok i ją podtrzymał. Nad

nimi rozległ się śmiech. Raiji zrobiło się niedobrze.

- Pomyliliśmy się co do Wasilija! - zawołał któryś z marynarzy. - Przywiózł nam

zakładnika pierwszej klasy! Wasilij, chodź do nas! Bierz ze sobą kobietę i właź na pokład!

Zrzucili sznurową drabinkę.

Raija usłyszała, jak drabinka uderza o burtę statku, zobaczyła, jak jej koniec zanurza

się w wodzie, jak fale kołyszą nią tam i z powrotem.

Miała wejść na górę po chybotliwych szczebelkach.

Przełknęła.

Wasilij mocno chwycił ją za łokieć. Stał blisko, dodawał otuchy. Gdyby Raija nie

słyszała jego oddechu, dałaby się zwieść i mogłaby pomyśleć, że jest całkiem spokojny. Że

mu wszystko jedno.

Teraz wiedziała lepiej.

Wasilij grał dobrze swą rolę. Oszukał nawet tych, którzy sądzili, że go dobrze znają.

Przede wszystkim zaś starał się przechytrzyć kogoś, kto kiedyś był mu bliski.

Raija domyśliła się, że miękki jak jedwab głos, który doszedł ją przed chwilą znad

burty „Antonii”, to głos Walentina.

Nie spojrzała w górę. Nie poznała jeszcze jego twarzy. W końcu będzie jednak

musiała spotkać się z tym człowiekiem. Zmierzyć z nim swe siły i odwagę. Musiała wierzyć,

ż

e jest od niego silniejsza.

Bała się. Miała sucho w ustach i drżała z zimna, ale przecież nie przypłynęła tu po to,

ż

eby zdradzić się ze swą słabością.

Powoli podniosła wzrok. Przełknęła kilka razy, by się upewnić, że wydobędzie z

krtani głos.

- Słyszałam, że ktoś mnie tu potrzebuje! - krzyknęła. - Słyszałam też, że moje

przybycie oznacza dla nas trzy dodatkowe dni!

- Pewnie, że trzeba nam tu kobiet! - usłyszała w odpowiedzi. - Czujemy się

zaszczyceni, że żona właściciela chce się z nami zabawić.

Nowa salwa śmiechu.

Raiję ogarnęła złość.

Myśleli pewnie, że ją upokorzyli, ale mylili się. Czuła się silna. Czuła, że owa siła

płynęła z jej wnętrza. Poczuła gorąco aż po czubki palców, po cebulki włosów. Zawrzało w

niej, odniosła wrażenie, że cała płonie.

background image

Na policzki wystąpiły jej rumieńce, a oczy stały się czarnymi, rozżarzonymi

węgielkami. Wokół całej postaci pojawiła się dziwna jasność - niesamowita, nieziemska.

- Czy któryś z was był na „Sankt Nikołaju”? - spytała. Nie starała się podnosić głosu,

lecz mimo to ją słyszeli.

- Jest wiele „Sankt Nikołajów” - odparł ów miękki głos, przed którym musiała się

mieć na baczności.

Raija zobaczyła teraz Walentina wyraźnie. Poczuła się tak, jakby otrzymała silny cios.

Zaparło jej dech. Gdyby Wasilij nie stał obok i jej nie podtrzymywał, pomyślałaby, że ów

mężczyzna na pokładzie to właśnie on.

Tak byli podobni.

Niebezpieczny buntownik miał już twarz.

- Widzieliście, jak zagrodziłam drogę śmierci? - spytała, ignorując Walentina.

Nie dobierała słów, po prostu padły. Przez krótką chwilę Raija bardziej obawiała się

samej siebie niż Walentina - tego, co sama zrobi, a nie tego, co jemu może przyjść do głowy.

- Pamiętamy - odezwał się ktoś cicho. Raija nie potrafiła odgadnąć, kto to powiedział,

ponieważ całą swą uwagę kierowała ku mężczyźnie, który teraz przewodził na statku.

- Nie zdobyłeś „Antonii” bez użycia przemocy - rzekła, zwracając się do Walentina,

dając do zrozumienia, że wie więcej, niż było w istocie, jakby mogła jakimś cudem zobaczyć

wszystko, co wydarzyło się na pokładzie.

Nic nie zaszkodzi, jeśli buntownicy poczują się trochę niepewnie, choć właściwie nie

sądziła, by udało jej się wprawić ich przywódcę w zakłopotanie. Za to reszta załogi z

pewnością wierzyła w zabobony.

Raija uznała więc, że może to wykorzystać.

- Jestem kobietą w czarnej pelerynie. To mnie udało się dokonać tego, co nie udało się

nikomu na „Sankt Nikołaju”. Beze mnie Jewgienij utonąłby we własnej krwi, otoczony

swymi dzielnymi towarzyszami.

Teraz przypomniała sobie Jewgienija i krew. Przypomniała sobie pokład i stopy

zgromadzonych wokół marynarzy. Ujrzała wyraźnie czarne poły swego okrycia, jak wtedy

kiedy uklęknęła obok rannego. Wydało jej się, że czuje na rękach krew...

Przeżyła to naprawdę.

Przypomniała sobie.

- Mogę uratować twoich rannych - powiedziała z pewnością siebie, która wprost z niej

emanowała.

Ranek pojaśniał, ale niebo pozostało czerwone.

background image

Raija stała w swej czarnej pelerynie na tle owej czerwieni, drobna i wyprostowana.

Wasilij podtrzymywał ją, ale ludzie jakby go nie dostrzegali.

Zapomnieli niemal o tym, że Raija jest żoną Jewgienija Bykowa, współwłaściciela

statków.

Dla nich była niezwykłą kobietą w czarnej pelerynie.

Czarne włosy falowały na wietrze. To sprawiało, że wydawała się jeszcze bardziej

nieziemska.

Patrząc na nią, można by naprawdę uwierzyć, że została zesłana przez niebiosa i jest w

stanie dokonać cudu.

Podmuchy wiatru wdzierały się pod ubranie, ostudziły falę gorąca. Raija nieporuszona

czekała na odpowiedź Walentina.

- Nie wolno ci, Raija! - krzyczał Oleg. - Czy nie masz za grosz rozsądku? Pamiętaj o

dziecku, Raija!

Odwróciła się na krótko. Odnalazła spojrzeniem oczy przyjaciela, popatrzyła na niego,

lecz nie odezwała się ani słowem.

Oleg stanął plecami do statku i do niej. Bezsilny ukrył twarz w dłoniach.

- Za to, że ją sprowadziłeś, zasłużyłeś na wybaczenie, Wasilij - rozległ się z góry głos.

- Możesz wrócić na pokład.

- Ta kobieta prosi o trzy dodatkowe dni - rzekł Wasilij. - Wiem, że to nie ty złożyłeś

taką obietnicę, Walentin, ale co ci szkodzi się na to zgodzić?

- Czy mi się zdaje, czy ten chłopak nadal trzyma stronę właścicieli? Jesteś z nimi czy z

nami, Waśka?

Walentin chciał ubliżyć Wasilijowi, zwracając się do niego w sposób, w jaki wabi się

zwierzęta. Wasilij nawet nie drgnął.

- Trzy dni - powiedział. - Albo będziesz musiał wyprawić swoim rannym mokre

pogrzeby.

- Jurków! - krzyknął Walentin. - Słyszysz mnie, Jurków?

Oleg odwrócił się powoli w stronę własnego statku, w stronę mężczyzny, którego sam

na nim zatrudnił. Zastanawiał się, czy jest bliźniaczym bratem Wasilija. Byli tak podobni, że

można by ich pomylić.

- Kupiła wam trzy dni, ale żądania pozostają te same. Jeżeli ich nie spełnicie,

pamiętajcie, że ją mamy.

- Ani się ważcie ją ruszyć! - zagroził Oleg. Odpowiedział mu szyderczy śmiech.

Pomocnik Wasilija podpłynął łodzią bliżej statku.

background image

Wasilij stał obok Raiji.

- Mogę pójść z tobą - zaproponował cicho. Raija napotkała jego wzrok. Wiedziała, że

ma dobre intencje, że chce ją chronić. Uważał, że spoczywa na nim odpowiedzialność nie

tylko dlatego, że Walentin jest jego krewnym. - Pozwolą mi wejść na pokład.

Potrząsnęła głową.

- Walentin bez wahania mógłby się ciebie pozbyć na zawsze. Sam mówiłeś, że jest

bezwzględny.

- Na nikogo nie będziesz mogła liczyć. Skinęła głową. Zdawała sobie z tego sprawę.

Mimo że na pokładzie było kilku marynarzy z „Sankt Nikołaja”, nie mogła się spodziewać, że

zechcą stanąć w jej obronie.

Będzie zdana tylko na siebie.

Ale czuła się dziwnie silna, pokrzepiona świadomością, że uratowała życie Jewgienija.

Do tej pory zawsze trochę w to powątpiewała. Teraz wreszcie przypomniała sobie tamte

wydarzenia i stały się jej własnym wspomnieniem.

Zdała sobie sprawę, że posiada coś niezwykłego, jakąś przedziwną siłę, która i teraz

się ujawniła.

Zamierzała wziąć udział w tej niebezpiecznej grze.

- Muszę iść sama - zdecydowała. Wasilij przytrzymywał ją, póki się nie upewnił, że

mocno chwyciła drabinkę.

Raija zamknęła oczy. Słyszała pod sobą morze. Zaczęła się wspinać.

Kiedy dotknęła brzegu burty, złapały ją czyjeś silne ręce. Podniosła wzrok i zajrzała w

twarz tak bardzo przypominającą twarz Wasilija, że przeszył ją dreszcz.

- Witamy na pokładzie, Bykowa - rozległ się już jej znany miękki głos. - Jestem

Walentin. Ja tu rządzę.

background image

8

- No to kupiłaś im trzy dni - rzekł, mrużąc niebieskozielone oczy.

Brwi miał trochę ciemniejsze niż czuprynę, podobnie jak Wasilij. Trochę dłuższe

włosy, może odrobinę jaśniejsze. Bardziej ostre i wyraziste rysy. Bruzdy na twarzy wyraźniej

zaznaczone, choć nie mógł być wiele starszy od swego kuzyna.

- Dlaczego? - spytał.

Zaprowadził Raiję do kapitańskiej kajuty. Z największą oczywistością zasiadł na

krześle dowódcy. Cały czas towarzyszyło mu dwóch ludzi.

- Macie rannych na pokładzie - odparła. - Chciałabym do nich zajrzeć.

Walentin roześmiał się.

Inaczej niż Wasilij. Ten śmiech napełniał przerażeniem.

- Nic ze sobą nie zabrałaś - rzekł z niedowierzaniem. Odchylił się do tyłu na krześle i

mierzył ją wzrokiem.

Starał się, by to zauważyła. Chciał, by poczuła się nieswojo, chciał zademonstrować,

kto tu ma władzę.

Tego akurat nie musiał jej tłumaczyć. Od razu też dostrzegła, że posiadanie władzy

wprost go upaja.

Lubił, gdy innych przenikał dreszcz strachu, kiedy do nich mówił, kiedy przeszywał

ich surowym wzrokiem.

Tak działo się i teraz. Raija nie czuła się zbyt pewnie, nie chciała jednak tego po sobie

pokazać. Poza tym odkryła w sobie siłę, o której dotąd nie wiedziała.

Przez moment pomyślała o swoich niezwykłych podróżach w marzeniach. Tak

właśnie je nazywała od czasu, kiedy Tonią po raz pierwszy określiła te dziwne stany mianem

podróży. Wydawały się przez to mniej niebezpieczne.

Wtedy też posiadała tę siłę.

Wyprawy były może bardziej rzeczywiste, niż by chciała. Może też coś po sobie

pozostawiły na takie chwile jak ta.

- Dlaczegóż to żona Bykowa zaszczyca nas swą wizytą? - powtórzył Walentin. -

Wybacz, ale wprost nie mogę uwierzyć, że robisz to z troski o moich ludzi, o załogę statku.

Dlaczego przypłynęłaś z moim kuzynem? Co cię z nim łączy? Czy jest twoim kochankiem?

Wąskie oczy zwęziły się jeszcze bardziej.

background image

- Był jedynym, który zgodził się mnie tu przywieźć - odparła Raija oburzona. - Nie

potrafię dobrze pływać.

- Masz cięty język. - Walentin potarł ręką brodę. Raija zauważyła, że jego palce i

dłonie są szczuplejsze niż Wasilija. - Co dzięki temu zyskasz, Bykowa?

Mówił ze śmiechem i drwiną w głosie, z budzącym lęk zadowoleniem na twarzy.

Ponieważ była niczym ptak w klatce, ponieważ miał ją w swej władzy.

- Na lądzie zostały kobiety - rzekła podnosząc głowę. Nie bała się patrzeć

Walentinowi w oczy, nie sądziła, by coś jej zagrażało. Przynajmniej nie przed upływem

trzech dni. Zacznie się bać, jeżeli po tym czasie Oleg nie wróci z wiadomościami, które zado-

wolą tego człowieka. Ale na razie była pewna, że jej życie jest bezpieczne. - Dzieci. Jeżeli

wam się nie uda, zapłacą za to kobiety i dzieci. Pomyślałeś o tym?

Nie odpowiedział. Tylko się uśmiechnął. Wyglądało, jakby sytuacja naprawdę go

bawiła.

- Może właśnie o nich myślę. Raija nie odezwała się więcej, nie zamierzała się

wysilać, by go przekonać. Nic nie szkodzi, że patrzy na nią z niedowierzaniem, niech nawet

podejrzewa, że coś knuje.

- Twoja troska o nieco gorzej sytuowanych jest wzruszająca, Bykowa.

Nie pytał o nic więcej. Po prostu wstał, równie lekko i zwinnie jak Wasilij. Nietrudno

było dopatrzyć się podobieństw między kuzynami.

Niewiele brakowało, a dałaby mu się zwieść. Raija dziękowała w duchu Wasilijowi,

ż

e ją ostrzegł. Walentin był tak bardzo podobny do Wasilija, że z łatwością przypisałaby mu

te same cechy charakteru.

To mogłoby okazać się groźne.

- Chciałaś zajrzeć do naszych rannych - odezwał się. Raija wyczuła powątpiewanie w

głosie Walentina, ale brzmiało w nim także wyzwanie.

- Proszę bardzo. Mam nadzieję, że na coś się przydasz i że naprawdę czegoś dokonasz.

Krążą o tobie różne pogłoski. Jeśli wierzyć tym, którzy płynęli wtedy na „Sankt Nikołaju” i

zapamiętali cię niemal jako Matkę Boską. Mam nadzieję być świadkiem jakiegoś cudu. Może

dzięki temu stanę się pobożnym człowiekiem?

Roześmiał się.

Raija poszła za nim wzdłuż burty. Słyszała za sobą kroki dwóch ludzi Walentina.

Dotarli na dolny pokład statku. Walentin podkręcił lampy, żeby mogła lepiej widzieć.

Raija zadrżała.

background image

- Nie znalazłeś innego miejsca do ułożenia rannych? - spytała, nie mogąc ukryć

oburzenia.

Wzruszył ramionami. W najmniejszym stopniu nie przejmował się opinią Raiji.

W kubryku zawsze brakowało prześcieradeł i wszelkiego wyposażenia poza

najbardziej niezbędnym. Pomieszczenie dla załogi znajdowało się głęboko pod górnym

pokładem, w części pozbawionej dostępu światła dziennego.

W kapitańskiej kajucie było przytulnie, mogła nawet przypominać dom.

Kubryk w niczym nie przywodził na myśl domu, chyba że wnętrze najnędzniejszej z

chat. Raija wiedziała, że na statkach Olega i Jewgienija panują dużo lepsze warunki niż na

większości innych jednostek. Wiedziała, że załodze żyje się lepiej. Lecz mimo to

pomieszczenie dla marynarzy, które teraz ujrzała, uwłaczało ludzkiej godności.

Raiję przeszedł dreszcz na myśl, że Walentin mógł ułożyć tu rannych, podczas gdy

sam przeprowadził się do kajuty kapitana. To przecież jego towarzysze.

Nie przeszkadzało mu, że ci biedacy leżą na zgrzebnych workach i drelichach

wypchanych sianem w wilgotnej i ciemnej norze. Nawet teraz, kiedy podkręcono lampy,

musiała natężać wzrok, żeby cokolwiek zobaczyć.

- Nie wstyd ci? - spytała.

- To nie mój statek - odparł po prostu. - Powinnaś zadać to pytanie swemu mężowi,

Bykowa. To jego powinnaś spytać, czy mu nie wstyd. Oto co daje swojej załodze! Właśnie z

tego żyjesz. Robi wrażenie, co?

Być może w pewnym stopniu miał prawo tak zapytać.

- Ci ludzie są ranni!

- Większość z nich i tak umrze - odparł lekko. - Lepiej, że leżą tutaj, gdzie inni ich nie

widzą, gdzie Jurków nie może zobaczyć, ilu ludzi straciliśmy.

A więc tak to tłumaczył.

Dlatego ranni przebywali w tym wilgotnym, ciemnym i zimnym pomieszczeniu.

Nieszczęśnikom leżącym w takim miejscu śmierć musi wydawać się wybawieniem.

- Czekamy na twoje cuda. Jeden niewielki mógłby sprawić, by tu pojaśniało, nie

sądzisz?

Raija nie zwracała na niego uwagi. Była poruszona do głębi. Nigdy by nie uwierzyła,

ż

e ktoś mógł tak traktować innych ludzi, a już zwłaszcza swoich współtowarzyszy.

Nie mieściło się jej to w głowie.

Ale czuła również wstyd. Postanowiła, że musi porozmawiać z Jewgienijem i

Olegiem. Pomieszczenie takie jak to nie nadaje się dla marynarzy.

background image

Uklęknęła przy jednym z rannych. Było ich tu chyba tuzin. Może mniej, dokładnie nie

liczyła. Kubryk wydawał się pełny. Marynarze leżeli ciasno jeden obok drugiego, zajmując

całą podłogę.

- Oni nie mogą tutaj zostać! - rzuciła, nie patrząc na Walentina. Powiedziała to w

przypływie rozpaczy i nie chciała, by potraktował jej słowa jak rozkaz. Wiedziała, że nigdy

nie pozwoliłby na to, by rozkazywała mu kobieta. A w każdym razie nie żona właściciela

statku. - Ci ludzie tutaj umrą!

- Staną się męczennikami, którzy oddali swe życie za kolegów - odpowiedział tonem

tak zimnym, że zadrżała.

Spojrzała na Walentina. Spokojnie wytrzymał jej wzrok, stał nieporuszony z rękami

skrzyżowanymi na piersi. Sprawiał wrażenie całkowicie obojętnego i nie poczuwającego się

do żadnej odpowiedzialności za rannych leżących na mokrej podłodze...

Raija zrozumiała to w jednej chwili.

Zamordowano kapitana „Raiji”...

Bóg jeden wie, jaki los spotkał kapitana „Antonii”.

Walentin zdawał sobie sprawę, że buntownikom przyda się współczucie, gdy władze

zechcą ich rozliczyć. Po drugiej stronie był już co najmniej jeden zabity. Kapitan „Raiji”.

Marynarze też potrzebowali zabitych.

Potrzebowali męczenników.

Dlatego ranni towarzysze Walentina leżeli właśnie tutaj.

- Jak można stać się tak nieczułym? - spytała tylko.

- Czy nigdy nie rozmawiałaś o tym z Wasilijem? - odpowiedział pytaniem. Obrzucił

spojrzeniem mężczyzn, nie odezwał się do nich ani słowem. - Chyba nie będę mógł

obserwować twoich cudów... Zresztą nieważne, jestem niewierzący. To może być nudne.

Zostań tu i rób to, co do ciebie należy. Zapukaj, kiedy uznasz, że skończyłaś. Moi ludzie

poczekają za drzwiami.

Uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby. Wasilij miał rację. Walentin potrafił

również być uroczy.

I potrafił to wykorzystać.

Wyszedł, a jego dwaj ludzie jak cienie podążyli za nim.

Raija usłyszała, że przekręca w zamku klucz.

Przepełniała ją złość i poczucie bezsilności. Zacisnęła pięści w fałdach spódnicy.

Klęczała na podłodze, zamknięta z mężczyznami, których Walentin wyznaczył na

męczenników. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że mieli stać się bronią w walce, którą

background image

podjął, ale dopóki żyli, nie przedstawiali dla niego żadnej wartości. Potrzebował zabitych,

wielu zabitych.

Raija zastanawiała się, ilu marynarzy zamierzał poświęcić, by zrównoważyć śmierć

zamordowanego kapitana.

Chłopak leżący najbliżej był ciężko ranny. Jego koszula przesiąknęła krwią w okolicy

piersi, oczy miał jak ze szkła, jednak zachował przytomność. W tej zimnej norze lał się z

niego pot, jego szczęki drżały.

- Słuchaliśmy go - wykrztusił.

W tych dwu słowach powiedział wszystko, zawarł całe rozczarowanie, złość i gorycz,

które kierował nie tylko ku właścicielom statków. Zrozumiał, że Walentin mimo wszystko nie

był jednym z nich, a jedynie wykorzystał okazję, by upiec przy wspólnym ogniu własną

pieczeń.

Raija poprosiła rannego, by nic nie mówił. Wiedziała, że będzie potrzebował sił, żeby

walczyć o życie. Musiała ściągnąć z chłopca koszulę, żeby go obejrzeć.

Jęknął z bólu, zazgrzytał zębami. W oczach Raiji pojawiły się łzy.

Młody marynarz miał ciętą ranę na piersi, a drugą, głębszą, w boku.

Ktoś je przewiązał, a w każdym razie próbował. Raija zobaczyła, że nadal ciekła z

nich krew.

To cud, że chłopak zachował przytomność. Leżąc, przyciskał rękoma głębszą ranę.

Gdyby zemdlał, być może już by nie żył. Raija przełknęła ślinę.

Bała się i jednocześnie czuła złość, ale starała się zapanować nad sobą.

Rany były bardzo rozległe i chłopak stracił dużo krwi. Był przeraźliwie blady.

Taki młody...

Pewnie w domu czeka na niego matka, która zastanawia się, co się z nim dzieje, która

się za niego modli. Jest chyba za młody, by mieć żonę.

Raija potrzebowała czystej wody, materiału do opatrzenia ran, spirytusu do ich

oczyszczenia, ognia...

Szybko podniosła się na nogi.

Zapukała do drzwi.

Otworzył jej sam Walentin. Cały czas stał zatem za drzwiami, czekał, nasłuchiwał.

Nie próbowała zrozumieć, dlaczego.

- Masz dosyć? - spytał drwiąco. - Czy to zbyt silne wrażenia dla pani Bykowej? A

może już dokonałaś cudu? Muszę przyznać, że nie trwało to zbyt długo. Chyba nasz Pan ma

background image

dla ciebie szczególne względy. - Odsunął się na bok. - Chodź, moja piękna, nie musisz dłużej

tam tkwić, ale pamiętaj, że sama o to prosiłaś.

Raija nie ruszyła się z miejsca. Boże, jak gardziła tym człowiekiem! Życzyła mu jak

najgorzej.

- Nigdzie się nie wybieram - rzekła stanowczo. - Ci ludzie wymagają w równym

stopniu opieki, co cudu. Potrzebna mi woda, materiał na bandaże. Pozbieraj jakieś koszule,

prześcieradła, tylko czyste. Muszę dostać spirytus, nóż, ogień...

- Duże masz potrzeby - zadrwił z uśmiechem na ustach. - Chyba nie myślisz, że ci

dam nóż i że pozwolę użyć ognia?

- Walentin boi się kobiety! - odezwał się z triumfem ktoś z kubryka.

Zaraz potem rozległ się krótki śmiech kilku innych rannych.

- Boisz się kobiety? - powtórzyła Raija. Walentin wciąż się uśmiechał, lecz Raija nie

miała pewności, co się za tym kryje. - Myślisz, że uda mi się dokonać tego, co nie udało się

tylu mężczyznom? Myślisz, że Oleg mnie tu przysłał, bym cię zabiła? Albo podłożyła ogień?

- Dostaniesz to, o co prosisz - odparł krótko. Zatrzasnął z powrotem drzwi tuż przed

jej nosem, ale nie zamknął ich na klucz.

Raija wiedziała, że chce ją wypróbować, pozostawiając możliwość ucieczki.

Jednocześnie czuła, że zyskała przychylność rannych marynarzy. Przyjęli ją z życzliwością.

Chociaż była żoną armatora, była też ich ostatnią nadzieją.

Zrozumieli, że Walentin ich już nie potrzebuje, że dla niego mogą tu choćby zgnić.

Natomiast ona być może mogła uratować im życie. Odważyła się sprzeciwić temu

łotrowi, chociaż wiele ryzykowała.

Raija zdjęła pelerynę i okryła nią jednego z rannych, który nie miał koca. Był tak

osłabiony, że nawet tego nie zauważył.

Nie wiedziała, czy uda się jej uratować tego człowieka, ale przynajmniej nie pozwoli

mu zmarznąć.

- Dziękuję - odezwał się chłopak z ranami na piersi i w boku. Chwycił Raiję za rękę i

uścisnął. - Masz wokół siebie światło - dodał i zamknął oczy.

Raija uznała, że ból i utrata krwi nie pozwalają mu odróżnić fantazji od

rzeczywistości.

Czuła, że wypełniło ją dziwne ciepło. Działała, nie zdając sobie sprawy z tego, co

robi.

Nikt z pozostałych rannych niczego nie zauważył. Ci, którzy leżeli najbliżej, nie mogli

nawet podnieść głowy, by na nią spojrzeć.

background image

Pozornie nic się nie zmieniło, ale cuchnące stęchlizną ciasne pomieszczenie wypełnił

niezwykły spokój. Momentami rannym udawało się odróżnić oddech Raiji od oddechów

innych. Nic nie mówiła, ale czuli jej obecność. Przycisnęła dłonie do ran chłopca i stracił

przytomność. Wreszcie odważył się złożyć swe życie w czyjeś ręce, odważył się uciec od

przeszywającego bólu w zbawienną nieświadomość. Wystarczyło tylko zrobić krok.

Kubryk nabrał nowego blasku, który mógł pochodzić od światła lamp, ale przecież nie

zostało w nich już wiele oleju, w niektórych płomyk chwiał się niebezpiecznie, grożąc

wygaśnięciem.

Ów blask mógł pochodzić też od niej, kobiety w czarnej pelerynie.

Nie rozumieli tego, nie chcieli rozumieć, nie chcieli się nawet nad tym zastanawiać.

Czuli tylko ogromną wdzięczność i to, że przy niej są bezpieczni.

Była młoda, młodsza niż większość z nich, ale miała w sobie coś takiego, co można

znaleźć tylko u siwiejącej, starzejącej się matki.

Ż

aden z rannych nie pływał na „Sankt Nikołaju”. Na pokładzie z tamtej załogi

pozostało też niewielu.

Ale wszyscy słyszeli, co się wtedy wydarzyło. Wszyscy poznali opowieść o tym, jak

Byków spadł z masztu, jak jego ramię zostało niemal całkiem wyrwane z barku, jak leżał w

kałuży krwi na pokładzie, podczas gdy wkoło szalał sztorm.

Wtedy pojawiła się ona: w czarnym okryciu, z czarnymi włosami powiewającymi

wokół bladej twarzy, z oczami niczym czarne płomienie. Krzyczała coś do mężczyzn, nie

chciała oddać Jewgienija śmierci.

Wszyscy słyszeli o jej niewiarygodnym czynie, o tym, że dokonała rzeczy

niemożliwych, cudem powstrzymując krwotok O tym, jak przykryła rannego swym ciałem i

leżała tak do chwili, kiedy marynarze wreszcie odważyli się wnieść oboje do środka.

Przeciwstawiła się śmierci.

Już raz to zrobiła.

Może jest i ich nadzieją.

Raija sama dobrze nie wiedziała, co się stało. Nikt też nie mógł jej tego opowiedzieć.

Obudziła się z twarzą na piersi chłopca. Kiedy usiadła, jej ciało było wiotkie. Czuła

jeszcze na policzku puls rannego. Wpatrywała się w półmrok i po chwili zobaczyła, że

chłopak oddycha. Miał lekko rozchylone wargi, wydawało się, że się uśmiecha. Wyglądał

młodziej.

Rana w boku już nie krwawiła.

background image

Serce Raiji zamarło, kiedy to zobaczyła. Musiała wprost dotknąć, żeby uwierzyć.

Wystraszyła się - bała się o siebie.

Rozejrzała się dokoła. W najdalej wysuniętej ku rufie części pomieszczenia zauważyła

marynarza, który mógł siedzieć. Zobaczyła, jak błyszczą białka jego oczu. Zorientowała się,

ż

e jest od niej sporo starszy.

- Porządnie ich wystraszyłaś, kobieto - powiedział.

Raija rozpoznała ten głos. To ten człowiek odważył się zakpić z Walentina. - Nie mieli

odwagi tu wejść. Zostawili tylko rzeczy w drzwiach i poszli, nie śmieli wejść do środka...

Raija patrzyła, nie rozumiejąc.

- Wokół ciebie lśniło dziwne światło - wyjaśnił. Raija zobaczyła teraz, że mężczyzna

siedzi ze złożonymi rękami. - Biło od ciebie światło. Nigdy nie widziałem czegoś takiego.

Przeraziło to nawet tego bohatera Walentina i jego straż przyboczną. Nie wierzyłem, że w

oczach tej bestii kiedykolwiek zobaczę strach, ale naprawdę się bał...

Marynarz roześmiał się i zakaszlał, ale i to nie powstrzymało go od śmiechu.

- Żyje - powiedziała Raija ze zdumieniem, wskazując wzrokiem na chłopca.

- Uratowałaś go - rzekł człowiek w ciemności. - Z pewnością się wyliże. Miał umrzeć

jako pierwszy. Teraz inni cię potrzebują...

Raija doczołgała się do drzwi. Znalazła to, o co prosiła Walentina. Nawet więcej.

Dostarczono jej wodę i puste naczynie, prześcieradła porwane na długie pasy, ogarek,

a także nóż z szerokim i błyszczącym ostrzem, niemal tak długim jak jej przedramię. Raija

skrzywiła się i odłożyła nóż na bok. Znalazła też pełną butelkę spirytusu. Zmarszczyła nos i

włożyła korek na miejsce. W innym naczyniu dostała olej.

Napełniła i zapaliła lampy. Wkoło zrobiło się jasno niemal jak w pogodny słoneczny

dzień.

Potem przemyła zakrwawioną pierś młodzieńca, starając się zużyć jak najmniej wody.

Nie zdezynfekowała ran spirytusem - chłopak spał i nie chciała go budzić. Wiedziała, że nie

grozi mu zakażenie.

Szybko i delikatnie go opatrzyła.

Miał umrzeć jako pierwszy... Starszy mężczyzna mówił chyba prawdę, nikt inny nie

doznał tak głębokich ran.

Może pozostałym zadano więcej ciosów, ale nie tak groźnych. Jednak, gdyby zostawić

ich bez opieki, wielu mogłoby się wykrwawić. Albo umrzeć z zimna. Raija zadrżała.

Pomyślała, że Walentin byłby ich pewnie zagłodził.

background image

Ranni wciąż nie mogli czuć się całkiem bezpieczni. Raija zdawała sobie z tego

sprawę. Nie wiedziała też, co ją czeka.

Poznała jednak Walentina na tyle dobrze, by mieć pewność, że jej nie zabije.

Gdyby mógł dokonać tego w tajemnicy, na pewno by się nie zawahał, ale o jej

obecności na statku wiedziało zbyt wiele ludzi.

Niewątpliwie nadal będzie z niej drwił, zrobi wszystko, by ją poniżyć, ale zabić jej się

nie odważy.

Woda już się prawie skończyła, gdy Raija dotarła do mężczyzny leżącego najbliżej

rufy. Jako jeden z nielicznych zachował przytomność.

- Nie jest ze mną tak źle - szepnął. Raija zorientowała się, że jest starszy, niż sądziła.

Miał co najmniej pięćdziesiąt lat. - Najbardziej ucierpiały plecy - wyjaśnił z grymasem. -

Wymierzono mi chłostę, ale tak szybko zemdlałem, że przestali mnie bić.

Raija zagryzła wargi na widok krzyżujących się długich ran, z których sączyła się ropa

i krew.

- Za co? - spytała.

- Ośmieliłem się stanąć w obronie kapitana. Nie musiał mówić nic więcej.

- Zabili go? Wyjął korek z butelki.

- Kiedy mnie tu wtrącono, jeszcze żył - powiedział. - Wiem, że będzie bolało, ale nie

zwracaj na to uwagi.

Drżał na całym ciele, kiedy Raija czyściła mu rany, ale z jego ust nie wydobył się

nawet jęk. Raija nie pojmowała, jak można wytrzymać taki ból.

- Długi trening - odparł sucho, kiedy spytała.

W pomieszczeniu było zimno, ale ściągnęła z marynarza koszulę przesiąkniętą krwią,

nie mogła pozwolić, by dotykała czystych bandaży.

Mężczyzna zmarszczył czoło i zacisnął wargi. W jego oczach pojawiły się łzy.

- Dlaczego to robisz? - spytał. - Czy jesteś aniołem?

- Nie, nie jestem aniołem - odparła. - Jestem ziemską istotą, ale chyba zostałam

wybrana do tego, by pomagać innym. Posiadam coś, co sprawia, że muszę...

Pokręcił głową.

- Wszystko od początku nam nie wychodziło - westchnął. - Nie powinniśmy się

porywać na naszych pracodawców. To był błąd... - Zamilkł. - Może by się udało, gdyby

Wasilij pozostał naszym przywódcą, ale daliśmy się omamić temu draniowi, Walentinowi...

Raija nie wiedziała, co odpowiedzieć.

background image

- Dobrze, że uratowałaś chłopca - mówił dalej marynarz. - Miał umrzeć pierwszy. To

syn Walentina.

background image

9

Wezwał Raiję na górę. Nie miała zamiaru pukać do drzwi, postanowiła o nic nie

prosić tego człowieka.

Ale jego dwaj służalcy nie pytali jej o zdanie. Rzucili tylko krótkie polecenie. Raija

wiedziała, że lepiej się nie sprzeciwiać, poza tym dali jej do zrozumienia, że gotowi są użyć

pięści, gdy słowa nie poskutkują.

Strząsnęła z siebie ich ręce. Szła wyprostowana między dwoma osiłkami. W kubryku,

gdzie leżeli ranni, zostawiła zapalone lampy. Nie zabrała noża. Strażnicy nie pytali jej, co z

nim zrobiła. W razie czego zamierzała powiedzieć, że o nim zapomniała, że po prostu nie

pomyślała.

Możliwe, że jej uwierzą.

Zapewne Walentin nie da jej drugiego, ale to już połowa zwycięstwa.

- Naprawdę wygląda na to, że nie kłamałaś - rzekł, lekko pochylając się w jej stronę.

Czekał na nią na pokładzie. Raija domyślała się, dlaczego. „Antonię” ze wszystkich

stron otaczało morze, z lewej burty stała „Raija”.

Mały frachtowiec zniknął, nie było go widać nawet na horyzoncie. Odpłynęła także

łódka Wasilija.

Walentin chciał, by Raija wiedziała, że została z buntownikami sama, niczym na

wyspie odciętej od świata.

- Aleś ty zakrwawiona i brudna - ciągnął. - Istne wcielenie ofiarności! Czy

wystarczyło ci wody do dokonywania cudów? Przemieniłaś ją w wino dla moich biednych

rannych? - zapytał szyderczo.

Raija nie zadała sobie trudu, by odpowiedzieć.

Ś

wiatło dzienne ją oślepiało i musiała się przytrzymać burty. Niedobrze jej się robiło

od patrzenia w dół na wodę, ale wolała to, niż patrzeć na Walentina. Uśmiechał się do niej.

Raija odniosła wrażenie, że w jego oczach czai się strach, ale niełatwo jej było w to wierzyć.

Ten człowiek nie doznawał tego rodzaju uczuć, nie wierzyła, że mógłby się bać.

- Nie chcesz się dowiedzieć, co z twoim synem? Spojrzał na nią zaskoczony, niemal

zakłopotany.

Potem roześmiał się serdecznie. Raiję ogarnęło obrzydzenie.

- Domyślam się, że uratowałaś tego słabeusza?

background image

- Żyje - odparła twardo Raija. - Ale umrze, jeżeli nie dostanie jedzenia, opieki, ciepła,

ś

wiatła... Zabijesz go, jeżeli będziesz trzymał go tam na dole. Jego i wszystkich pozostałych.

- Uważasz więc, że powinienem ich przenieść?

Skinęła głową. Nie uciekła wzrokiem, nie przestraszył jej. Nie bala się go. Raczej

budził w niej złość, która przesłaniała strach, rodzący się w głębi duszy.

- Żona armatora zdobędzie piórko u kapelusza, jeśli uratuje biednych, wyzyskiwanych

marynarzy?

- Tu chodzi o życie, do diabła! - wybuchnęła. - Czy dla ciebie to nic nie znaczy? Nie

będzie ci łatwo się wymigać, jeżeli wyrzucisz na ląd tuzin zmarłych. Może nawet dwa tuziny.

Ludzie bez trudu odgadną, kto odpowiada za ich śmierć. Zrozumieją, że winę ponosisz ty, nie

kapitan.

- Podziwiam twoją odwagę, Bykowa! Raiji nie podobał się sposób, w jaki się do niej

zwracał.

- Nie wolno ci tak traktować rannych! Możesz uratować ich od śmierci, jeżeli

przeniesiesz ich na górę. Nawet chłopak prawdopodobnie przeżyje...

- Mój syn? - spytał drwiąco.

- Jak możesz? - spytała cicho. Nie przez delikatność. Rozumiała, że nie należy o tym

mówić zbyt głośno. Nic nie zyska, otwarcie upokarzając Walentina w obecności marynarzy,

którzy pozostali mu wierni. Coś jej mówiło, że Walentin prowadzi dokładny rachunek razów,

które otrzymał, i że stara się za nie odpłacić.

- Może mieć tuzin innych ojców - odparł lekko. - Dlaczego miałbym wierzyć jakiejś

latawicy?

Był wyjątkowo nieczuły.

Jak można się wypierać własnego dziecka?

Pomyślała o Michaile i pożałowała, że zaangażowała się w coś takiego. To

szaleństwo!

Kto wie, ile ją jeszcze czeka bólu.

Ujrzała przed oczyma twarz synka i po raz pierwszy, odkąd weszła na pokład

„Antonii”, odczuła lęk, że nie wróci.

Ż

e już nie zobaczy Michaiła.

- Myślisz, że Oleg z Wasilijem zjawią się tu lada chwila? - spytał Walentin, starając

się wzbudzić w Raiji niepewność. - Może właściciele statków zdecydują się jednak spełnić

nasze żądania - mówił dalej, oparłszy łokcie na krawędzi burty.

background image

Sprawiał wrażenie znudzonego. Słaby wiatr odgarnął mu grzywkę do tyłu. Walentin

miał wyższe czoło niż Wasilij. Raija bez wysiłku dostrzegała takie szczegóły. Mimo woli.

- Czy mogę się gdzieś umyć? - spytała. Nie zamierzała go o nic prosić, w każdym

razie o nic ważnego. Jednak chciała się jakoś doprowadzić do porządku.

- Dlaczego Wasilij nie wszedł na pokład? - spytał nieoczekiwanie Walentin.

Odwrócił się i stanął na wprost Raiji. Przebiegał po niej leniwym wzrokiem. Za

każdym razem, kiedy zadawał sobie trud, by na nią spojrzeć, rozbierał ją oczami. Raija

pomyślała, że pewnie patrzy w ten sposób na wszystkie kobiety. Nie stanowiła wyjątku...

Wzruszyła ramionami.

- Spytaj go sam, kiedy następnym razem go zobaczysz - rzekła obojętnie.

- Teraz pytam ciebie! - zagrzmiał, chwytając ją za przedramię. Jego dłonie okazały się

silne, mimo że sprawiały wrażenie delikatniejszych niż ręce innych mężczyzn, których znała.

Jego oczy ciskały błyskawice. - Nie lubię, gdy stroi się ze mnie żarty! Myślę, że wiesz,

dlaczego Wasilij odpłynął z Jurkowem, choć mógł do nas wrócić. Co prawda nie zostałby

przywódcą, bo tylko dla jednego jest miejsce... - Walentin roześmiał się ochryple: - ... ale

mógłby wrócić na pokład. Dałem mu tę szansę. A może razem z Olegiem Jurkowem coś

knują? Czy jesteś częścią ich planu? Po co, u diabła, się tu zjawiłaś, Bykowa?

- Sądzę, że twój kuzyn Wasilij po prostu nie ufał ci do tego stopnia, by wrócić - rzekła

zrezygnowana. - Mnie także nie ufał na tyle, by zwierzać się ze swych tajemnic.

- Ale opowiadał ci o mnie? Raija westchnęła.

- Powiedział tylko, że na pewno ty przejąłeś przywództwo i że jesteście kuzynami. Nie

miałam przyjemności poznać historii twego życia ani dzięki Wasilijowi, ani dzięki komuś

innemu.

- A chłopak? Skąd wiesz, że jest moim synem?

- Jeden z rannych mi o tym powiedział - odparła Raija lodowato. - Uważał pewnie, że

powinnam wiedzieć, jak bardzo jesteś miły. Czy dostanę trochę wody, żeby się umyć?

- Jesteś wymagająca - rzekł zamyślony. - Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli nie

zostaniesz na pokładzie. To zbyt otwarta przestrzeń jak dla ciebie, a nie chciałbym, by

zamąciło ci się w głowie.

- Jestem potrzebna rannym. Zachichotał.

- A więc chcesz wrócić na dół? Do tych ciemności? - Pokręcił głową z

niedowierzaniem. - Zupełnie nie mogę cię rozgryźć! Albo naprawdę mówisz to, co myślisz, w

takim razie chyba całkiem rozum postradałaś, albo też zostając tu masz więcej do wygrania,

niż gdybyś wróciła do domu. Uważam, że prowadzisz jakąś potwornie skomplikowaną grę,

background image

Bykowa. - Spojrzał na Raiję wyzywająco, uśmiechnął się szeroko i wyrzucił ramiona na boki.

- Mamy przecież wszystko: oba statki, ciebie, trzymamy w ręku wszystkie karty. Czegóż

moglibyśmy się obawiać? Dlaczego mielibyśmy przegrać?

- Dlatego, że nie działacie w jednej grupie i brak między wami zgody - odparła.

- Podejrzewam, że kryje się za tym Wasilij - mruknął, zaciskając pięści. - To na pewno

sprawka Wasilija, jakbym widział jego cień, słyszał jego drwiący śmiech. Ale tym razem ten

ż

ółtodziób nie zdoła mi przeszkodzić... - Popatrzył badawczo na Raiję. - Jakim cudem zdołał

cię nakłonić, byś się zgodziła? W jaki sposób zmusił cię, byś zaryzykowała? Czy liczył na to,

ż

e cię nie tknę? - Potrząsnął głową i złowrogo się roześmiał. - Musiał przecież wiedzieć, że

nie obchodzi mnie, kim jest twój mąż. Nie wiadomo, jak długo będziesz tu potrzebna. Może

się zdarzyć, że będę wolał cię poświęcić.

Raija słuchała, nie odzywając się.

- Nie boisz się? - spytał. Nie odpowiedziała.

Jej strach jest jej sprawą.

Nagle odwrócił się, wściekły i oburzony. Zawołał swoich ludzi. Zjawili się obaj.

Ś

ledzili każde drgnienie na jego twarzy. Raija domyśliła się, że znają go od dawna.

Wyglądało na to, że wiedzą, czego się mogą po nim spodziewać.

To strach ich przy nim trzymał. I być może wiara, że Walentin rzeczywiście jest w

stanie zapewnić im lepsze życie.

- Zabrać ją! - zarządził. - Zaprowadźcie ją do mojej kajuty! Zamknijcie na klucz. I

dajcie jej wodę, caryca musi się umyć!

Raija poszła z mężczyznami. Nie zadała sobie trudu, by się do nich odezwać. Pewnie

zresztą nie mieli ochoty na rozmowę.

Wyglądali całkiem zwyczajnie, choć wydawali się silniejsi od innych i z pewnością

nie baliby się rzucić do walki z gołymi pięściami. Właśnie takich ludzi potrzebował Walentin.

Najwidoczniej wiedział, jakie przyjaźnie opłaca się pielęgnować. Piękna przyjaźń...

Nikogo nie traktował jak równego sobie, uważał siebie za kogoś lepszego. A w takiej

sytuacji trudno o odpowiedni grunt dla przyjaźni.

Zamknęli Raiję w kajucie. Wkrótce potem jeden z nich wrócił, niosąc miskę ciepłej

wody.

Raija podziękowała, a wtedy mężczyzna obrzucił ją podejrzliwym spojrzeniem.

- Nazywają to uprzejmością - wyjaśniła - lub powszechnym zwyczajem. Na jedno

wychodzi. U większości ludzi to całkiem naturalny odruch.

background image

Raija miała pewność, że chłopak przekaże jej słowa dalej, ale pewnie tylko rozbawi

tym Walentina, który nie przejmował się opiniami innych na swój temat.

Pobieżne ochlapanie się wodą nie pomogło wiele. Po takim myciu Raiji nie

wpuszczono by do salonów w Archangielsku. Ba, wątpiła też, czy mogłaby wejść do

własnego domu. Zdarzało się, że czasami i ona bardziej zwracała uwagę na wygląd

zewnętrzny człowieka niż na to, co tkwiło w jego wnętrzu.

Przynajmniej ręce udało jej się obmyć z krwi i odświeżyć twarz. Ściągnęła też bluzkę,

wypłukała ją w słonej wodzie, po czym przewiesiła przez krawędź koi Walentina. Niech sobie

drań nie myśli, że się krępuje!

Cienką kurtkę, którą włożyła na koszulę, zapięła aż pod szyję.

Następnie rozejrzała się po kajucie.

Na jednej ze ścian, nad stołem przymocowanym do podłogi, wisiała ikona. Raija

pomyślała, że to tutaj zwykle siadywał kapitan, kiedy prowadził zapiski w dzienniku

pokładowym, że patrzył na obraz Madonny i myślał o tych, których zostawił w domu.

Zastanawiała się, co się z nim stało. Jeżeli go nie zabito, to musi przebywać gdzieś w

zamknięciu. Tylko gdzie?

Raija dziwiła się, że Walentin dał jej tak dużo czasu na umycie się i doprowadzenie do

porządku. Podejrzewała, że wróci szybko, by zaskoczyć ją bez ubrania. Że będzie to początek

upokorzeń.

Upłynęło jednak sporo czasu, zanim się pojawił. Raija zaczynała być głodna.

Postanowiła zajrzeć do szafek. Nie uważała tego za występek. Przecież nie Walentina

okradam, pomyślała, stojąc z garścią pełną owoców kandyzowanych i napychając nimi usta.

Minęła już prawie doba, odkąd ostatnio jadła. Do tej pory nie myślała o jedzeniu, nie

czuła głodu, zajmując się rannymi.

Wtedy była zła, a złość tłumiła inne doznania. I jeszcze ta siła - której nie rozumiała,

lecz za którą była wdzięczna... - ona również odsunęła na bok potrzeby Raiji.

Okradała ją z jej własnej energii, ale dzięki temu pozwalała uczynić coś dla innych.

Raija nie znalazła słodkiej wody, by zrobić herbatę w samowarze. Uznała, że na likier

kapitana raczej się nie skusi. Ponieważ niewiele jadła, tak silny trunek w jednej chwili

powaliłby ją z nóg.

Wrócił Walentin i przyniósł na wpół ciepłą zupę ugotowaną na rybie i kaszy.

Postawił miskę na stole i zachęcił Raiję do jedzenia, nie podając jej jednak łyżki.

Raija bez mrugnięcia okiem wypiła zupę prosto z naczynia. Niech sobie nie myśli, że

jest tak wymagająca, w domu nad Dwiną też nie miała srebrnej zastawy.

background image

- Jak udaje ci się zmusić tych mężczyzn do czekania w takim spokoju? - spytała.

Zauważyła, że Walentin jest podenerwowany, że nie potrafi usiedzieć dłużej na

miejscu, a jego wzrok nieustannie czegoś szuka.

Ale nie spytała, jak on to wytrzymuje.

- Śpiewają - rzekł beztrosko. - Mógłbym nakazać im łatanie lub sprzątanie statku, ale

nie jest mój. Nie chcę, by robili to dla twojego męża i Jurkowa, gdyby przypadkiem statki

miały trafić z powrotem w ich ręce. Marynarze nie robią nic - mówił dalej po chwili

milczenia, przyglądając się swoim dłoniom. - Nie tak często mają ku temu okazję. A kiedy

sytuacja staje się naprawdę trudna, częstuję ich wódką. Zwykle muszą zadowolić się kwasem.

Raija uśmiechnęła się. Kwas chlebowy był niemal napojem narodowym tu w

okolicach Archangielska. Nawet biedaków stać było na żyto, jęczmień, owies i trochę

przypraw. A woda nic nie kosztuje.

Robiono z tego napój na tyle słaby, że nikt się nim nie upijał, a z dodatkiem mięty lub

innych ziół o mocnym aromacie mógł nawet orzeźwiać i smakować.

- Czego dokładnie żądacie? - spytała Raija. Siedziała przy stole, Walentin zaś dreptał

niespokojnie wkoło.

- Nie wiesz? - spytał. Najwyraźniej nie wierzył jej. Potrząsnęła głową.

- Lepszych statków. Lepszych warunków na pokładzie - wymienił jednym tchem, nie

patrząc na Raiję. - Lepszych zarobków, lepszego jedzenia. Umowy na więcej niż jeden rejs.

Prawa do wykupienia naszych domów, które teraz są własnością armatorów. Umorzenia

długów. Gwarancji, że żaden z marynarzy nie zostanie ukarany za udział w buncie.

- Nikt nie pozwoli, by zabójstwo kapitana uszło wam bezkarnie - zauważyła Raija.

Wzruszył ramionami, tak jakby zamordowanie człowieka nie miało większego

znaczenia.

- To wszystkie nasze żądania - rzekł. - Nie dotyczą one wyłącznie załóg na „Antonii” i

„Raiji”, lecz także pozostałych statków w Archangielsku.

Teraz dopiero spojrzał na Raiję. Na jego twarzy malowało się zadowolenie i upór.

- Co ci z tego przyjdzie? - spytała Raija. - Wiesz dobrze, że pozostali właściciele się

nie zgodzą na takie warunki.

- Ile razy w Archangielsku dochodziło do buntów? - odpowiedział pytaniem. - Ilu

ludzi im przewodziło? Wreszcie musi się udać coś zmienić.

- To nie jest jedyny powód - Raija nie wierzyła mu, ale Walentin nie chciał wyjawić

więcej. Starannie dobierał słowa.

background image

- Być może - odpowiedział. - Może nie jedyny, ale jedyny, który mogę ci podać.

Dzisiaj...

- Gdybyście częściowo ustąpili, gdybyście ograniczyli wasze żądania tylko do statków

Olega i Jewgienija, moglibyście ocalić swą skórę...

- Kto mówi o ocaleniu skóry? - spytał z nagłą złością. - Nie posądzaj nas o

tchórzostwo. Prowadzimy wojnę. Nie jesteśmy już marynarzami, lecz żołnierzami.

Nie chciała przyjąć tego do wiadomości.

- Czy sam w to wierzysz? - spytała cicho.

Wydawało się, że jej smutek go nie poruszył, a raczej wprawił w jeszcze większą

złość.

- Nie powiedziałbym tego, gdybym w to nie wierzył! Raija zauważyła, że Walentin

jest wyższy od Wasilija, niewiele, parę centymetrów. Jest starszy i większy...

Domyśliła się, że stosunki między kuzynami nie układały się dobrze. Domyśliła się, że

w rywalizacji ze swym stryjecznym bratem Wasilij przeważnie lepiej wypadał, i to pod

wieloma względami.

To w pewien sposób tłumaczyło dystans między nimi. To wyjaśniało, dlaczego

Wasilij tak niewiele mówił o Walentinie, i uzasadniało wrogość, którą Walentin odczuwał w

stosunku do Wasilija.

Raiję ogarnął lęk, kiedy zrozumiała, że owa rywalizacja ujawniła się również teraz, w

czasie buntu, w sprawie znacznie poważniejszej niż kiedykolwiek wcześniej.

- Czy załoga podziela twoje zdanie? - spytała ostrożnie. - Czy ci ludzie są zadowoleni,

ż

e z marynarzy stali się żołnierzami? Czy są gotowi chwycić za broń? Czy też o wszystkim

decydują tylko generałowie...?

- Kobiety powinny trzymać język za zębami - odparł wyraźnie zirytowany.

Uważał, że zadaje za wiele pytań. Ta kobieta zbijała go z tropu, a on nie lubił tracić

wątku, bo zbyt wiele czasu zabierał mu powrót do punktu wyjścia. Należał do tych, których

łatwo było zapędzić w ślepy zaułek. Często mu to mówiono.

Nie lubił myśleć o kilku sprawach naraz.

- Twój kuzyn twierdził tak samo - zauważyła sucho Raija. - Widać, że otrzymaliście

podobne wychowanie. Lecz Wasilij przynajmniej znał umiar i wiedział, że nie powinien

prosić o zbyt wiele...

- Wasilija wyrzucono z pokładu, ponieważ okazał się zbyt słaby! - zagrzmiał

Walentin. Usiadł na krześle po drugiej stronie stołu. - Wasilij nie jest wystarczająco silny, by

pokierować buntem. Zabrakło mu odwagi, by wysunąć śmiałe żądania. Widzę, że zrobiliśmy

background image

słusznie, każąc mu się wynosić. Pobiegł prosto do Jurkowa, prawda? Stanął po jego stronie?

Nie chciał przecież wrócić...

- Sam pozwoliłeś mu odejść - rzekła Raija zamyślona, szukając wzroku Walentina.

Udało jej się pochwycić jego spojrzenie, ale na krótko. Nie chciał na nią patrzeć, nie chciał jej

słuchać. - Nikt mu nie groził...

Walentin nie odpowiedział.

- Pozwoliłeś mu odejść - powtórzyła Raija. - Pozwoliłeś mu zrezygnować. W

przeciwnym razie Wasilij leżałby teraz w kubryku razem z innymi. Niezależnie od tego, co do

niego czujesz, pozwoliłeś mu odejść. Myślę, że nawet w tobie jest coś dobrego, gdzieś na

dnie...

- Wtedy jeszcze tu nie rządziłem! - rzekł ochrypłym głosem. - To się stało, zanim

miałem cokolwiek do powiedzenia. Kapitan był co najmniej równie miękki jak Wasilij. Na

początku działaliśmy według planu Wasilija. Nie wiedział, że potem dokonaliśmy pewnych

poprawek. Gdybyśmy nie wykluczyli mojego poczciwego kuzyna, niczego nie udałoby się

nam osiągnąć. - Spojrzał na Raiję. - Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, Bykowa. Nie myśl sobie,

ż

e znajdziesz we mnie choćby ślad łagodności. Nie myśl sobie, że darzę Wasilija serdecznymi

uczuciami. Jest moim krewnym. Krew z mojej krwi. Ale ani jemu, ani mnie jak dotąd nie

sprawiało to szczególnej radości. Nawet nie kiwnąłem palcem, by go chronić. To zasługa

kapitana, że cało uszedł z „Antonii”, to kapitanowi Jurków może podziękować za życie swego

chłopca na posyłki. Nie mnie. Gdybym ja decydował, Wasilij pływałby teraz jako karma dla

krabów.

Używał zbyt wielu słów i zbyt wiele czasu na usprawiedliwienie swego postępowania.

Raija nie mogła uwierzyć w jego szczerość.

Pomimo nienawiści, którą otwarcie żywił wobec Wasilija, kierowało nim coś jeszcze,

coś, co powstrzymało go od pozbawienia kuzyna życia.

- Tamci zostali więc ranni później? - spytała Raija ostrożnie.

- Jak na zakładnika jesteś odrobinę zbyt ciekawa.

- Przybyłam tu dobrowolnie - odparła z dumą. - Nie jestem zakładnikiem.

- Tak czy owak podziwiam twoją odwagę - uśmiechnął się, ale w jego wzroku Raija

dostrzegła pogardę. - Nieważne, skąd się bierze. Stać mnie na ów podziw, dopóki w niczym

mi nie przeszkadzasz.

Wyjął tytoń i napełnił fajkę. Raija pomyślała, że to także pożyczka od kapitana.

Marynarze nałogowo palili nieforemne skręty, ale Walentin, jak widać, bez trudu

przejmował nowe, bardziej wyrafinowane przyzwyczajenia.

background image

- Ci na dole zostali ranni później - przyznał wreszcie między dwoma głębokimi

pociągnięciami. - Zwrócili się przeciw mnie i stanęli po stronie kapitana. Chcieli jak Wasilij

pójść na ustępstwa. Nawet kapitan zaczął później mieć wątpliwości. Rozumiesz, że taki

człowiek nie mógł nami przewodzić. Wystarczy Wasilijowi spojrzeć w oczy, by się

przekonać, że nie jest urodzonym przywódcą. Ani też ten żałosny kapitan. To mnie większość

marynarzy wybrała na przywódcę. Nie mogliśmy pozwolić, by powstrzymała nas garstka

ludzi.

- Ale mogliście pozwolić im odejść - zauważyła Raija. - Jak Wasilijowi. - W tej samej

chwili jednak uświadomiła sobie, że to byłoby niemożliwe. - No tak, nie mogliście... Jeden

mógłby odejść, ale nie wszyscy, którzy leżą teraz pod pokładem.

Takie ustępstwo mogłoby zostać uznane za słabość. Nawet Raija to rozumiała. A

Walentin został obrany przywódcą właśnie dlatego, że uważano go za człowieka

bezwzględnego. Marynarze bali się go, a dopóki tak było, dopóty miał ich w garści.

Raija pomyślała, że może mu się udać.

- Przynajmniej chłopcu mogłeś pozwolić odejść - rzekła po dłuższej chwili. - Syn

Walentina był ciężko ranny i chociaż krwotok ustał, Raija nie miała pewności, czy wyżyje. -

Ludzie będą się starali zrozumieć, będą się zastanawiali, dlaczego znalazł się na statku, przez

kogo został zraniony, kim są jego rodzice... Wszystko trzeba będzie wytłumaczyć.

- Nigdy nie twierdziłem, że to mój chłopak - odparł twardo i opryskliwie. - Jego matka

szła z każdym, kto wcisnął jej do ręki jakiś grosz. Mówią, że jest do mnie podobny. I co z

tego? Mam pięciu braci. Ojcem może być każdy z nich. Mógł też nim być Walerij lub ten

dwulicowy Wasilij...

Raija obliczyła, że Wasilij musiałby w takim razie zostać ojcem, mając trzynaście lat,

ale nie wyraziła na głos swych wątpliwości.

- Nawet gdyby chłopak był moim synem... gdyby...

to nie potraktowałbym go inaczej niż pozostałych, którzy zwrócili się przeciwko mnie.

Nie znałbym litości. Zdrajcy nie mogą się spodziewać łagodnego potraktowania, skoro ruszyli

na mnie z nożami. Wiedzieli, czym to się może skończyć. I tak mieli szczęście, że nie stracili

ż

ycia.

Mówił to z takim przekonaniem, że Raija wątpiła, by zmienił zdanie w ciągu tych

kilku dni, które jeszcze pozostały na układy z właścicielami statków.

Czuła, że uparcie będzie trwał przy swoim.

- Możesz do nich zajrzeć - rzekł z drwiącym uśmiechem.

Nie wierzył, że Raija naprawdę chce pomóc rannym.

background image

Nie rozumiał, że można być tak ofiarnym, że można odsunąć na dalszy plan swe

własne życie i bezpieczeństwo dla ratowania ludzi, których nawet się nie zna.

Był nieufny w stosunku do Raiji, czujnie ją obserwował. Pragnął ją przyłapać na

jakimś błędzie.

Ale Raija dobrze grała swą rolę. Podziwiał ją za to tak samo, jak podziwiał jej

odwagę. Była co prawda kobietą, ale uważał ją za godnego przeciwnika.

- Przeniosłem ich z kubryka - zauważył mimochodem. - I zająłem się nożem, który

zostawiłaś. Wygląda na to, że nie jest ci już potrzebny...

Raija zagryzła zęby.

- Rzeczywiście chciałabym do nich zajrzeć. Cieszę się, że ich przeniosłeś z tej nory.

- Sprawianie innym radości to dla mnie zawsze radość - odparł z jadowitym

uśmiechem.

Nadal panował nad sytuacją.

background image

10

Czuli się lepiej, choć jeszcze dużo czasu miało upłynąć, nim całkiem dojdą do siebie.

Raija nie spodziewała się cudów.

Mimo to odniosła wrażenie, że cud się jednak stał.

Ranni wyjaśnili jej, że pomieszczenie, do którego ich przeniesiono, wcześniej

zajmował sternik. Wydawało się dużo mniejsze niż kajuta kapitana, ale znajdowało się w

wyższej części statku, bliżej pokładu. Było suche - stęchła wilgoć nie zajęła ścian i podłogi.

Co prawda nie dostali więcej miejsca, ale odczuli poprawę.

Leżeli na suchej podłodze, nie wdychali zgniłego, niezdrowego powietrza. Słyszeli

ruch na pokładzie. Mieli dosyć oleju, by utrzymać płomień w lampach.

To naprawdę było niczym cud.

Przyjęli Raiję jak królową, niemal jak boginię, ponieważ to jej przypisywali poprawę

swego położenia.

Nie pokazywali po sobie cierpienia. Nie mogli. Nie chcieli, by strażnicy usłyszeli, że

się skarżą. To oznaczałoby za nisko upaść.

Co prawda potraktowano ich nieludzko, ale nie utracili do reszty dumy. Uświadomili

to sobie, kiedy ta kobieta zeszła do nich na dół do mrocznego kubryka. Odczuli to, kiedy

położyła ręce na ich ranach i użyczyła im swego ciepła, ciepła, które być może nie należało

do niej.

Uczyniła coś więcej poza tym, że wydostała ich z ciemnej i wilgotnej nory, poza tym,

ż

e opatrzyła rany i uratowała życie.

Przywróciła im dumę.

Wdzięczność rannych cieszyła Raiję, ale ona nie przypisywała sobie zbyt wiele

zasług. A do rozwiązania sprawy było jeszcze daleko.

Nie wiedziała już, po czyjej stoi stronie.

Na lądzie wydawało się to takie proste.

Teraz czuła, że w tej grze nie tylko jedna strona może przegrać. Przegrana może stać

się udziałem wszystkich. Raiję przerażała taka ewentualność.

- Chłopak jest nadal bardzo słaby - odezwał się starszy człowiek. - Na imię mu Piotr,

ale Piotrem Wielkim to on nie jest - zauważył.

Raija spojrzała na chłopca. Tu na górze, gdzie docierało więcej światła, wydawał się

jeszcze młodszy. Bandaż na ranie w boku nasiąknął krwią.

background image

Raija nie zmieniła opatrunku, jedynie mocniej zawiązała bandaże. Czuła, że każdy jej

ruch śledzi wiele par oczu.

Piotr, syn Walentina, nie odzyskał przytomności, ale najwyraźniej jego stan się

poprawił.

- Ile ma lat? - spytała, otulając poszarpaną koszulą chude, blade ciało.

- Czternaście? - zgadywał jeden z rannych. Popatrzył pytająco po twarzach marynarzy,

a oni uznali, że może mieć rację.

Wcześniej w mrocznym kubryku, Raija oceniła chłopaka na szesnaście - siedemnaście

lat.

Z pewnością nie miał jednak więcej jak czternaście. Był wątły i bardzo chudy. Jego

dłonie świadczyły o tym, że ciężka praca to dla niego nie pierwszyzna. Szorstkie stopy

wskazywały na to, że nie należał do tych, którzy chodzili w butach. Twarz miał niemal

dziecinną, włosy nieco za długie. Raija rozpoznała rysy Walentina. Będzie przystojny, jeżeli

przeżyje. Ciężka praca zaznaczy bruzdy na chłopięcej twarzy Piotra. Ciężka praca go

ukształtuje. Zmieni w mężczyznę.

Serce Raiji krwawiło z powodu tego dziecka, które zbyt wcześnie stało się dorosłe.

Omal nie straciło życia w walce, która być może miała poprawić jego los, ale powinna się

rozegrać między dorosłymi.

Jak można zadać dziecku takie rany?

- Sam Walentin go ugodził - odezwał się starszy marynarz imieniem Kazimir.

Raija nie chciała tego słuchać, nie chciała przyjąć do wiadomości.

Ale nie mogła uciec od prawdy.

- Chciał poświęcić chłopaka - stwierdził ktoś inny.

- Kapitan zdecydował się w końcu przyjąć propozycję Jurkowa. Uznał, że tak mimo

wszystko będzie najlepiej, że nic nie zyskamy, trwając w uporze, wysuwając coraz więcej

żą

dań...

- To dlaczego nie słuchaliście Wasilija? - spytała Raija. - Dlaczego wszyscy zgodnie

wystąpili przeciw niemu, a potem wyrzucili za burtę...? Wasilij nie przeciągałby sporu jak

Walentin.

Wymienili spojrzenia. Nie czuli się bohaterami. Byli ranni i bali się.

- Nawet kapitan nie chciał, by Wasilij został na statku - mruknął któryś na swoje

usprawiedliwienie.

Raija przyjrzała się twarzom marynarzy. Zobaczyła, że są zarośnięte, brudne i

zmęczone. Pomyślała, że ci ludzie nie pamiętali już dokładnie, jaki był przebieg wydarzeń.

background image

Uwięzieni w ciasnym, mrocznym kubryku długo rozmyślali i rozmawiali ze sobą. Wspo-

mnienia jednego z nich stawały się wspomnieniami innych. Połączyły się w całość. Żaden już

nie pamiętał, co widział czy słyszał, myślał albo czuł.

Ich przeżycia stanowiły jeden wielki splot.

Nie kłamali.

Raija jednak nie mogła być pewna, co wydarzyło się naprawdę, a co stanowiło tylko

ich życzenia.

- Kapitan nie ufał Wasilijowi - wyjaśnił ktoś.

Spytała, dlaczego.

Odpowiedzieli, że Wasilij pragnął zdobyć również zaufanie właścicieli statków, że

chciał sam prowadzić negocjacje. Kapitan podejrzewał, że Wasilij działa dla obu stron

równocześnie.

Raija zastanawiała się, czy kapitan sam to wymyślił, czy ktoś pomógł mu to ubrać w

słowa. Czy to przypadkiem Walentin nie szeptał mu przez ramię.

- Wasilij pragnął waszego dobra - rzekła Raija ciężko.

- Kobiety mają do niego słabość - mruknął Kazimir. Raija chciała się roześmiać, ale

nie było tu miejsca na śmiech.

- Może my, kobiety, szukamy w mężczyznach czegoś, co kryje się głębiej? - spytała z

wyzwaniem w głosie. - Może w przeciwieństwie do was staramy się doszukać w człowieku

prawdziwych wartości?

Nie odpowiedzieli. Nie rozumieli motywów jej postępowania i starali się znaleźć

jakieś wytłumaczenie. Naturalnie najprościej było uznać, że pozwoliła się zauroczyć

Wasilijowi.

Nie starali się dociec, czemu tak naprawdę ich krytykuje. Nie słuchali, co miała do

powiedzenia, bo jej słowa mogły okazać się trudne do przyjęcia.

Jeśli nawet stała po ich stronie, to nie w taki sposób, jakby tego chcieli. Nie powinna

przyglądać im się tak dokładnie i wytykać im słabości. Nie powinna dostrzegać, że i oni nie

są bez wad.

Łatwiej było uznać, że Raija, tak jak wiele kobiet przed nią, dała się oczarować

Wasilijowi i dlatego bezgranicznie mu wierzyła. Stała może kilka szczebli wyżej niż oni, ale

miała męża bez ręki. A Wasilij miał obie ręce.

- Nie mamy zaufania do Wasilija - westchnął Kazimir. - Cała rodzina jest podejrzana!

Nikt ich nie przegada i są sprytni.

- Na wszystkim potrafią zarobić! - dodał ktoś inny.

background image

- A czy my też tak nie postępujemy? - spytała cicho Raija.

Wiedziała, że i ona nie jest całkiem bezinteresowna. Wszyscy ludzie od czasu do

czasu pozwalają sobie na drobne nieuczciwości, choć z ręką na sercu gotowi są powiedzieć,

ż

e nigdy nie oszukiwali, nie kradli, nie kłamali lub nie zbłądzili w taki czy inny sposób.

- Wasilij może by nas trochę lepiej traktował niż Walentin! Ale kto, u diabła, mógł

wiedzieć, że Walentin zamierza przejąć władzę? Kto mógł podejrzewać, że tylko czekał, żeby

obalić kapitana? Kto mógł przypuszczać, że rozpocznie własną walkę? - rzucił Kazimir

ponuro. - Wszyscy w tej rodzinie są sprytni i nikt ich nie przegada - powtórzył, jakby to

tłumaczyło całą sytuację.

Może właśnie to był właściwy argument.

Bunt nie wybuchłby bez Wasilija.

Bez Walentina nie udałoby się opanować statków.

Niektórzy przejrzeli na oczy dopiero wtedy, kiedy poczuli smak stali na swym ciele.

Szkoda, że aż tyle było trzeba, żeby zrozumieć.

- Nie mamy żadnych szans, prawda? - spytali ją. Co miała odpowiedzieć?

- To zależy od Walentina - rzekła tylko. - Nie możemy chyba nic zrobić...

- My nie - odparł Kazimir i spojrzał Raiji prosto w oczy. - Ale może ty. Gdyby nie ty,

Piotr już by nie żył. Umieralibyśmy jeden po drugim w tej norze pod pokładem. Walentin

wcale by się tym nie przejął, kazałby jedynie komuś do nas zaglądać co drugi dzień i wynosić

zwłoki.

- Walentin mnie nie słucha - rzekła Raija.

- Jesteś piękną kobietą. Naprawdę tak uważali. Brali pod uwagę wszystko, co się z

tym wiązało. Chodziło przecież o ich życie, rozważali różne możliwości.

Raija smutno potrząsnęła głową.

- Nie mogę nic kupić ani sprzedać. Walentin traktuje mnie jak zakładnika, a z

zakładnikami się nie handluje. Muszę ufać, że Olegowi wspólnie z Wasilijem uda się coś

wymyślić. To moja szansa. I wasza.

- Walentin się ciebie boi.

- To niedobrze - westchnęła Raija. - Walentin jest człowiekiem, który nie lubi się bać.

Niszczy wszystko, co budzi w nim lęk.

- Nie wiedziałaś o tym? - padło pytanie.

- Nie - odparła. Siedziała między nimi w grubej, czarnej spódnicy, która w kubryku

przesiąknęła wilgocią i teraz była mokra i dwa razy cięższa.

background image

Raija zapomniała zabrać bluzki z kajuty, a ciemna wełniana kurtka zapięta pod szyję

trochę kłuła przez cienką koszulę. Najważniejsze jednak, że wyglądała przyzwoicie.

Czuła, że część włosów wysunęła się jej z węzła upiętego na karku, jednak ich nie

poprawiała. Niezależnie od tego, jak by się starała, zawsze kilka kosmyków wymykało się

niepostrzeżenie. Teraz taka fryzura w nieładzie dodawała Raiji łagodności, która koiła trochę

gorycz rannych marynarzy.

Stracili już nadzieję.

Właściwie nie wierzyli, że uda im się wyjść cało, przez jakiś czas było im nawet

obojętne, czy przeżyją, czy zginą w wilgotnym, ciemnym kubryku.

Wtedy zjawiła się ona. Kobieta w czarnej pelerynie. Kobieta z „Sankt Nikołaja”.

I wraz z jej przybyciem nastąpiły zmiany. Zmiany na lepsze.

Nie śmieli w to wierzyć. Wydawało im się, że to tylko marzenia. A przecież dawno

przestali marzyć. Marzyć to tak, jakby obserwować płynące po niebie obłoki. Marzenia tak

łatwo pryskają...

- Mimo wszystko masz więcej szans na przeżycie niż my - odezwał się jeden z

rannych. Inni zgodnie przytaknęli.

- Nie zamierzam was zdradzić! - zapewniła Raija. Siedziała pośrodku tych ludzi,

czuła, że należy do nich, mimo że od rannych marynarzy dzieliła ją ogromna przepaść.

Roześmiali się cicho, bez drwiny. Wierzyli jej na swój sposób.

Jednak zdążyli się przyzwyczaić do obietnic. Słyszeli ich tysiące. Wypowiedzianych z

największą lekkością i z największą w świecie oczywistością przez ludzi, którzy mogli coś

obiecywać, a potem zapominać, gdy im się podobało.

Raija również należała do tych, których składanie obietnic nic nie kosztowało. Z

pewnością wierzyła nawet w to, co mówi. Teraz.

Jednak mógł nadejść taki moment, w którym za zrealizowanie tych obietnic Raija

będzie musiała zapłacić. Mężczyźni w brudnych i zakrwawionych ubraniach, z bandażami,

które sama nałożyła, o spracowanych rękach i zębach brązowych od tabaki, nie wierzyli, by

Raija chciała to zrobić.

Sądzili, że podobnie jak wszyscy inni zechce w pierwszej kolejności ratować własną

skórę.

Różnica polegała na tym, że jej byli skłonni wybaczyć, ponieważ mimo wszystko

uczyniła dla nich więcej niż ktokolwiek inny.

Spędzili długie godziny za zamkniętymi drzwiami, w ciasnocie. Dostawali wodę i

trochę chleba, które bez słowa wstawiano do pomieszczenia.

background image

Nic ciepłego. Nic bardziej pożywnego niż suchy chleb. Ani odrobiny masła.

Raija nie wiedziała, co dostawali do jedzenia marynarze przebywający na pokładzie,

dlatego nie chciała się skarżyć. Starała się dzielić chleb między rannych sprawiedliwie.

Odkładała porcje dla Piotra.

Będzie musiał się posilić, kiedy się obudzi.

Odzyskał już przytomność i teraz spał. Jego usta poruszały się we śnie, jakby z kimś

rozmawiał. Twarz wykrzywiała się w grymasie. Był bardzo podobny do Walentina. Do

Wasilija także.

Raija sama nic nie jadła, przecież wcześniej nasyciła głód. Napiła się tylko trochę

wody.

Zmieniła bandaże, które tego wymagały. Zebrała w jednym miejscu zakrwawione

szmaty, uznała, że trzeba je wyrzucić. Trochę się z niej podśmiewali, ale uważali, że ma

prawo do swoich kaprysów.

Kobiety takie są.

Poczuła się zmęczona. Zasnęła na siedząco, oparta plecami o ścianę. Chcieli zrobić jej

miejsce, by mogła się położyć, ale odmówiła.

Było ciasno, a przecież musieli nabrać sił, musieli się wyspać.

Był chyba ranek, kiedy się obudziła. Ciało miała obolałe, ale trochę wypoczęła. A

kiedy się przeciągnęła, poczuła, że jest nie najgorzej.

Zaczął się drugi z trzech dni.

Piotr nie spał. Nie odezwał się, kiedy przyklęknęła obok, ale wodził za nią wzrokiem.

Jego oczy przypominały oczy czujnego ptaka.

- Czy to ty? - spytał, kiedy zdjęła mu opatrunek z rany. - Czy to ty jesteś kobietą w

czarnej pelerynie?

Skinęła z uśmiechem.

- Tak, to ja, ale nie jestem jakąś czarownicą czy cudotwórczynią. Jestem zwykłym

ś

miertelnikiem, który też się boi, lecz tego nie okazuje...

- Już byś leżał martwy, gdyby nie ona - powiedział ktoś.

Raija założyła chłopcu czysty opatrunek.

- Nie przesadzajcie! - poprosiła. - Ten chłopak musiał przeżyć, bo jego czas jeszcze się

nie skończył. A ja byłam może narzędziem, niczym więcej. To nie moja zasługa... - Nie

wiedziała, jak im to wytłumaczyć.

- Twierdzisz, że Bóg nagle uznał, że nam także należy się trochę litości? - spytał z

powątpiewaniem jeden z rannych.

background image

- Nie wiem - odparła Raija szczerze. Wiązała bandaże silną ręką, pewnymi ruchami.

Potem pospiesznie pogładziła Piotra po policzku, a on zaczerwienił się, zawstydzony. Dorośli

mężczyźni nie potrafią przyjmować pieszczot, a chłopcom, którzy ledwie zajrzeli w świat

mężczyzn, nie jest wcale łatwiej. - Nie wiem - powtórzyła i popatrzyła na wszystkich po

kolei. - Nie wiem, skąd to się we mnie bierze. Czuję, że owa zdolność jest we mnie, a

jednocześnie pochodzi z zewnątrz. Nie jest moja. W każdym razie nie w tym sensie, bym

mogła nią kierować. Ujawnia się, kiedy jest potrzebna. Kiedy ja jestem do czegoś potrzebna.

Ale ja nie mogę decydować i nakazać, żeby się pojawiła. Nie mogę tej siły wykorzystywać

dla siebie samej. To coś nieprzewidywalnego. Jest moje i jednocześnie wcale nie jest moje.

Nie wiem, skąd się bierze i dlaczego, ale pojawia się po to, żebym czyniła dobro. Nie

zaszkodzi wierzyć, że owa moc pochodzi od Boga...

Wzruszyła ramionami.

- A ty sama w to nie wierzysz?

- Nigdy moja wiara w Boga nie była tak silna. - odpowiedziała cicho.

Nie pytali więcej. Przyjęli jej wyjaśnienia.

Upłynęło trochę czasu. Raiję ogarnął niepokój. Nie była już w stanie określić, czy jest

dzień, czy noc. Zastanawiała się, czy Oleg znajduje się w pobliżu. Czy codziennie przypływa

do statków? Co teraz robią on i Wasilij? Zastanawiała się, czy nie odsunęła tylko w czasie

tego, co nieuniknione. Kupiła trzy nowe dni oczekiwania, może trzy kolejne dni cierpienia.

Zastanawiała się, czy dla innych armatorów i kupców ma to jakieś znaczenie, że

zjawiła się na pokładzie „Antonii”?

Na pewno tak by się stało, gdyby Jewgienij nie wyjechał razem z Tonią z

Archangielska.

Doszła też do wniosku, że chociaż była żoną właściciela statków, nie mogła stać po

stronie Olega i Jewgienija. Wiedziała, jak wiele może przez to stracić, ale sama podjęła

decyzję, że wejdzie na pokład „Antonii”.

To był jej wybór. Tylko jej.

Za drzwiami rozległ się odgłos kroków. Poderwali się wszyscy - i Raija, i ranni. Ci,

którzy nie mogli usiąść, unieśli się na łokciach. Nasłuchiwali w milczeniu, utkwiwszy wzrok

w drzwiach. Żółte światło obnażało białe twarze z szeroko otwartymi oczyma i na wpół

otwartymi ustami. Na wszystkich malowało się wyczekiwanie, pozbawione jednak radości.

Nikt nie spodziewał się dobrych wieści. Nikt na to nie liczył. Mięśnie marynarzy zastygły na

kamień, kiedy usłyszeli przekręcany w zamku klucz. Drzwi otworzyły się z żałosną skargą.

background image

Dwaj służalcy Walentina byli małomówni jak zwykle i jak zwykle zachowali

kamienne twarze. Raija dowiedziała się, że jeden z nich wcześniej zaciągnął się na „Antonię”,

drugiego Walentin sprowadził na pokład, kiedy przejął statek. Właśnie takich ludzi po-

trzebował - silnych i bezgranicznie posłusznych.

- Kobieta na górę do Walentina! - powiedział jeden z nich, a drugi uczynił ruch głową,

tak żeby Raija zrozumiała. Zebrała fałdy spódnicy i wstała. Uczyniła to z godnością królowej.

Nie pozwoliła się dotknąć.

- Mogę iść sama - rzekła lodowatym głosem. - Znajdę drogę. Możecie się oczywiście

upewnić, czy trafię, ale ręce trzymajcie przy sobie!

Jej upór, dumę i gniew marynarze uznali za oznakę sprzeciwu. Kiedy za Raiją i

poplecznikami Walentina zamknęły się drzwi, roześmiali się cicho, choć wcześniej żaden z

nich nawet nie odważył się uśmiechnąć. Ale teraz poczuli się bezpieczni, mimo że wciąż

pozostawali więźniami.

Ś

miali się z tych dwóch osiłków. Śmiali się zaskoczeni, że Raija odważyła się

odezwać do nich tym tonem i tymi słowami.

Ś

miali się też, ponieważ w oczach strażników dostrzegli cień strachu.

- Jest dwa razy niższa i waży chyba mniej niż jedna noga każdego z nich, lecz obaj

cofnęli się o pół kroku na jej widok I jeszcze o jeden, kiedy otworzyła usta!

- Powinna zostać carycą! - westchnął któryś z marynarzy.

Jak wielu biedaków snuł złote marzenia o bogactwie cara i o rodzinie Romanowów.

Do niego również dotarły opowieści o życiu na carskim dworze, które przekraczały wszelkie

wyobrażenia i najśmielsze sny. Mimo wszystko lubił się bawić podobnymi myślami, lubił

wyobrażać sobie, że tacy jak on chodzą w jedwabiach i aksamitach, przerzucają między

palcami złoto i drogocenne ozdoby, najadają się do syta, nie martwiąc się, co będą jedli

następnego dnia.

Takie snuł marzenia.

Nigdy jednak nie widział w nich siebie, widział obcych ludzi bez twarzy, podobnie

wyobrażał sobie carską rodzinę.

- Ta kobieta mogłaby zniewolić wielki tłum jednym uśmiechem - dodał. Po raz

pierwszy udało mu się dać postaci z marzeń twarz i duszę. - Mogłaby utrzymać w posłuchu

całe narody, i to bez żadnego wysiłku...

Wśród mężczyzn rozległ się zgodny pomruk. Jednak Piotr nie podzielał ich zdania.

Był młody i porywczy i nie wierzył, że marzenia mogą koić rany. Wypełniała go tylko

gorycz.

background image

- Raija nigdy nie mogłaby zostać carycą - rzekł ponuro. - Pomijając to, że przybyła z

innego kraju i że z pewnością pochodzi z równie ubogiej rodziny jak niektórzy z nas, to jest

zbyt szlachetna. Nie mogłaby mieszkać za złotymi murami, wiedząc, że lud głoduje.

Kazimir uśmiechnął się smutno. Chłopak miał rację.

Jednak stary marynarz pragnął ocalić okruchy pięknego marzenia.

- Właśnie dlatego powinna zostać carycą, mój chłopcze. Ten kraj potrzebuje tam na

górze kogoś, kto potrafiłby zejść do najmniejszych spośród poddanych. Do tych, którzy

oglądają większe ciemności niż my w kubryku. Mamy szczęście, że jest z nami Raija. Ten

kraj potrzebuje takiej carycy jak ona...

background image

11

Raiję zaprowadzono do kajuty kapitana. Wprowadzono do środka i zamknięto drzwi

na klucz.

Została sama.

- Pokazujesz mi swą władzę - mruknęła, zwracając się do nieobecnego Walentina.

Czuła się zmęczona, ale bardziej psychicznie niż fizycznie. - Trzeba jednak czegoś więcej,

ż

eby mnie wystraszyć - dodała ze złością.

Musiała się złościć, wykrzesać w sobie tyle wściekłości, by nie dać się omotać siecią

niemal łagodnego głosu Walentina. Jednocześnie jednak musiała zachować zdrowy rozsądek,

musiała panować nad uczuciami i myślami. Wydawało jej się, że balansuje na ostrzu noża -

niemal czuła jego ostrze pod stopami.

Uznała, że gorzej już być nie może.

Usiadła na krześle przy stole, oparła głowę na rękach.

Od razu zauważyła, że Walentin w ogóle nie troszczył się o utrzymanie porządku w

kajucie. Wokół panował nieład. Walentin wyciągał z szafy szklanki, żeby się napić, i

zostawiał brudne na stole. Wszystkie nosiły ślady używania. Teraz będzie chyba musiał

sięgnąć po porcelanowe filiżanki kapitana, pomyślała z ironią Raija.

Długo czekała na Walentina. Zamknęła oczy i poczuła rytm morza - spokojne

kołysanie. Panowała ładna pogoda. Morze lekko falowało, przyjemnie byłoby siedzieć teraz

na brzegu i na nie patrzeć. Gorzej, być narażonym na jego kaprysy.

Teraz właśnie wydawało się przyjazne, zdradliwie przyjazne. Raija wiedziała o tym.

Nie ufała morzu, czuła, że chętnie by ją wciągnęło na dno...

- Śpisz? Walentin pojawił się nagle niczym jastrząb, raróg albo jak orzeł z

wysuniętymi pazurami, gotowymi wbić się w nic nie podejrzewającą ofiarę.

Raija aż podskoczyła. Obudziła się i otworzyła oczy. Gdy podnosiła głowę poczuła, że

jeden policzek ma odrętwiały.

Widocznie przysnęła z twarzą na twardym blacie stołu.

Wyprostowała się.

Walentin stał przy szafie z przeszklonymi drzwiczkami, przez które widać było półki

ze specjalnymi zagłębieniami, dzięki czemu schowane tam rzeczy nie wypadały podczas

długiej morskiej podróży. Nie zawsze morze bywa tak spokojne jak dziś.

background image

- Nie sądziłem, że możesz zasnąć. Myślałem, że będziesz umierać z niepokoju o tych

biedaków, dla których tu przybyłaś.

Nie przestawał drwić.

- Wszyscy ranni czują się dobrze - odparła spokojnie Raija. Nie pozwoliła

wyprowadzić się z równowagi. - Nawet twój syn wraca do zdrowia. Piotr to ładny chłopak...

Walentin zacisnął pięści. Wyglądał na zmęczonego. Teraz Raija wyraźniej widziała

zmarszczki na jego twarzy, a sprawiło to nie tylko lepsze oświetlenie.

Na pewno nie wyobrażał sobie, że sprawy przyjmą taki obrót, być może w ogóle

wcześniej się nad tym nie zastanawiał. Może po prostu wykorzystał szansę, nie mając pojęcia,

co będzie dalej.

- On nie jest moim synem - wycedził przez zęby. - Czy muszę to tyle razy powtarzać,

kobieto?

- Nie, bo na pewno nie targnąłbyś się z nożem na kogoś z twej krwi i kości - rzuciła

Raija i natychmiast pożałowała swych słów. Powinna się ugryźć w język i nie prowokować

tego szaleńca... Najwidoczniej i ona była już zmęczona.

Ale Walentin tylko przyznał jej rację:

- Tak, wtedy na pewno nie użyłbym przeciw niemu noża...

Przypadkowa osoba z pewnością uznałaby jego słowa za szczere, jednak Raija nie

dała się zwieść pozorom. Bez trudu zauważyła, że Walentin posiadł szczególną zdolność -

potrafił sprawiać wrażenie otwartego i prawdomównego. Patrząc mu w oczy, można by

uwierzyć, że dzieli się z tobą całą duszą. Ale to tylko wyuczona sztuczka, pozwalająca

osiągać wiele korzyści.

- Twoja bluzka jest już sucha - rzekł. Raija sama to zauważyła, ale nic nie

odpowiedziała.

Zbił ją z tropu. Przecież nie mogła się przy nim ubierać.

Nie rozumiała tego człowieka. Nie czuła do niego nawet odrobiny sympatii, ale wiele

dałaby za to, by go bliżej poznać. Jedyne, co Raiję interesowało w Walentinie, to właśnie

charakter. Wolała nie zastanawiać się, czemu teraz do niej przyszedł.

Nadal miała nóż, który w każdej chwili mogła wydobyć i użyć w razie zagrożenia, ale

uważała to za ostateczność. Nie była pewna, czy Walentin nie zemściłby się na niewinnych

marynarzach.

Rozległo się pukanie do drzwi. Trzy uderzenia. Potem dał się słyszeć odgłos

oddalających się kroków. Buty miały obcasy z twardej skóry.

Raija bez trudu rozpoznała, kto jeszcze przed chwilą stał za drzwiami.

background image

Wśród załogi takie buty nosili tylko Walentin i jego dwaj poplecznicy.

Walentin rzucił Raiji kurtkę.

- Załóż to. Wychodzimy na pokład, a na górze jest dość chłodno.

W pierwszej chwili omal nie uniosła się dumą i nie odmówiła, ale uznała, że to by nie

było rozsądne.

Nawet duma ma swe granice, nie warto ryzykować zdrowia...

Raija wzięła kurtkę bez słowa. Zobaczyła, że jest gruba i o wiele na nią za duża.

Podejrzewała, że jest za duża także na Walentina.

Może to kurtka kapitana?

Niemal całkiem o nim zapomniała. Znowu zaczęła się zastanawiać, co się z nim stało.

Pewnie potrzebował pomocy, może został ranny...

- Czekasz na kogoś? - spytała.

Podążała drobnymi krokami za Walentinem, który z rozmysłem udał, że nie dosłyszał

pytania. Kolejny kaprys: jak najmniej mówić. Raija uznała, że szykuje jakąś niespodziankę.

Najwyraźniej bawił się tym jak dziecko.

Tylko, że niespodzianka, jaką mógł przygotować dla niej Walentin, z pewnością nie

będzie nawet przypominała niewinnych dziecięcych figli.

Nie odzywał się.

Raija już na tyle go poznała, by wiedzieć, że mówi wtedy, kiedy ma ochotę. Uważał,

ż

e milczenie jest demonstracją władzy.

Niewielu zasługiwało, by raczył się do nich odezwać. Poza tym słowa zdradzałyby

jego myśli, a on tego nie chciał.

Raija pomyślała, że i tak go całkiem nie rozgryzie.

Zabraknie jej czasu, na całe szczęście.

Walentin ją przerażał tym bardziej, że choć szalony i zaślepiony nienawiścią, na

pierwszy rzut oka nie różnił się zbytnio od innych ludzi, a nawet potrafił być uroczy i miły.

Jeżeli chciał.

Chwycił ją za ramiona. Raija nie protestowała, nie chciała niepotrzebnie go

denerwować. Nigdy nie była całkiem pewna, kiedy zbliża się do niebezpiecznej linii, której

przekroczenie obudzi w tym człowieku bestię...

Pod gładką powierzchnią niebezpiecznie się tliło, nigdy nie wolno jej o tym

zapomnieć.

Podprowadził ją do burty.

background image

Raija zrozumiała, dlaczego, kiedy wyjrzała poza krawędź i zobaczyła niewielką łódź

ż

aglową, a na jej pokładzie Olega i Wasilija.

- Jest cała! - ze śmiechem zawołał w ich stronę Walentin, mocno zaciskając ręce na

ramionach Raiji. Przysunął ją jeszcze bliżej burty, żeby mogli ją dokładnie zobaczyć.

Raiję ogarnęła rozpacz.

- Czy Michaił dobrze się czuje? - zawołała. Zobaczyła, że Oleg skinął głową. Długo

udawało się jej nie myśleć o synu, lecz widok bliskich przypomniał Raiji o domu.

Czy uda jej się przeżyć, czy jeszcze zobaczy Misze?

Zastanawiała się nad tym już wcześniej, kiedy podejmowała decyzję o popłynięciu na

„Antonię”. Wtedy wydawało jej się, że w pełni zdaje sobie sprawę, jakie podejmuje ryzyko,

ż

e dobrze wie, jakie to niebezpieczne.

A jednak nie całkiem sobie to uświadamiała... Teraz to zrozumiała.

Przywiodło ją tu jednak coś silniejszego od jej własnej woli. Wcale nie była taka

szlachetna ani bohaterska, jak sądzili marynarze.

- Pozwól jej wrócić! - próbował przekonać Walentina Oleg. - Spełniła już swe

zadanie. Zjednasz sobie przychylność wielu ludzi, jeśli ją wypuścisz!

Ś

miech Walentina zabrzmiał miękko jak mruczenie kota, zadowolonego i pewnego

siebie.

- Myślisz, że tak łatwo wypuszczę bezcennego zakładnika? - spytał drwiąco. -

Myślisz, że pozwolę jej po prostu odejść?

- Nie mogę ręczyć za innych - zawołał Oleg z dłońmi zwiniętymi przy ustach w

trąbkę. - Właściciele innych statków zamierzają użyć wobec ciebie siły. Nie zdołam ich

powstrzymać, jeżeli zatrzymasz Raiję! Wypuść ją! Jest żoną Jewgienija!

- Wiem, że to żona Bykowa - odparł Walentin. Ściągnął brwi i opuścił ręce. Nie

spodobała mu się wiadomość, że ma wyruszyć za nim pogoń.

Jego sytuacja wyraźnie się zmieniła. Już nie miał pewności, czy utrzyma swą pozycję.

Załoga bała się go i była mu posłuszna, teraz jednak i do marynarzy dotarła wiadomość

przywieziona z lądu.

Głos Olega niósł daleko.

Nie tylko Walentin go usłyszał.

Raija dostrzegła wokół siebie niespokojne spojrzenia, zobaczyła, że marynarze wcale

nie palą się do stawiania oporu.

background image

Przez kilka ostatnich dni żyli marzeniami, ale wielu w jednej chwili wróciło do

rzeczywistości. Strach zajrzał im w oczy, uświadomili sobie, że mogą stracić wszystko, co

kiedykolwiek posiadali. Także i życie.

- Dam wam moich rannych - rzekł Walentin. Raija zaskoczona wpatrywała się w

niego szeroko otwartymi oczyma.

- To niczego nie zmienia - odparł Oleg. - Nie mogę obiecać ci więcej niż do tej pory.

Walentin wzruszył ramionami.

- Nie proszę o nic w zamian - powiedział, tak jakby tuzin ludzi nic dla niego nie

znaczyło.

Raija zacisnęła ręce na krawędzi burty. Poczuła zimne drewno. Deska była gładka,

niebieska. W Rosji statki malowano zawsze tak jaskrawo, że przywodziły na myśl kwitnącą

łąkę.

Raija dobrze wiedziała, że Walentinowi los rannych był zupełnie obojętny. Tak

naprawdę liczył, że ranni umrą. Teraz tylko udawał wspaniałomyślnego, żeby zaskarbić sobie

przychylność ich rodzin, które zostały na lądzie. To mogło przemawiać na jego korzyść.

Nie spodziewał się, że na „Antonię” przybędzie ktoś z zewnątrz. Tym bardziej nie

wierzył, że żona Jewgienija Bykowa zechce dobrowolnie wejść na pokład, nie podejrzewał,

ż

e ta kobieta potrafi dokonywać cudów.

Skazał dwunastu swych ludzi na śmierć. Potrzebował ich martwych. Teraz, kiedy

wracali do zdrowia, nie przedstawiali dla niego żadnej wartości.

Jednak fakt, że chciał ich oddać Olegowi, nie żądając niczego w zamian, z pewnością

doda mu chwały. Raija nie mogła ochłonąć z zaskoczenia, że tak szybko to sobie

wykalkulował.

Wasilij mówił prawdę - jego kuzyn był zimny i wyrachowany jak mało kto.

- Naturalnie zabierzemy ich na ląd. Walentin długo milczał, obojętnie wzruszył ramio-

nami.

Stał boso, z odkrytą głową i rękoma na biodrach. Raija musiała przyznać, że jest

bardzo przystojnym mężczyzną.

Rzucił krótki rozkaz.

Po chwili załoga przyprowadziła dwunastu rannych, którzy mieli umrzeć w kubryku.

Niektórzy szli sami, kilku wspierało się nawzajem. Pozostałych wynieśli marynarze

posłuszni Walentinowi.

Kazimir podtrzymywał Piotra.

background image

- Co się dzieje? - spytał jeden z rannych. Źle widział, bo długo przebywał w ciemności

i teraz nie mógł przyzwyczaić oczu do światła dziennego.

- Puszczam was wolno - odparł Walentin. Na krótko jego spojrzenie spoczęło na

chłopcu, który wspierał się na swym starszym towarzyszu i ze wszystkich sił starał się

utrzymać na nogach. Równie stanowczo jak Walentin wypierał się ojcostwa, Piotr nie chciał

przyznać, że jest jego synem. - Wszystkich, bez wyjątku - dodał.

Kazimir odwrócił się do Raiji.

Skinęła lekko głową i pomogła mu podeprzeć Piotra. Chłopak uśmiechnął się do niej z

wdzięcznością.

Kazimir wychylił się przez burtę. Tuż przy kadłubie „Antonii” zobaczył na wodzie

łódź Olega. Przyglądał się, jak marynarze przymocowują sznurową drabinkę.

Na Walentina nawet nie spojrzał.

Nie czuł wdzięczności.

- Bez ciebie bylibyśmy już martwi - odezwał się cicho. - Dziękuję, Raiju Bykowa.

Będziesz naszą carycą.

- Co? - spytała Raija, nie rozumiejąc.

- To tylko takie marzenie - wyjaśnił Kazimir z uśmiechem. - Chłopak pierwszy! -

zawołał, zwracając się do Olega. - Trzeba go przewiązać liną. Sam nie zejdzie.

- Przecież on jest tak ciężko ranny! - zaprotestowała Raija.

- Jednak trzeba go jak najszybciej zabrać z tego statku! - zdecydowanie rzekł Kazimir.

- Zanim ktokolwiek się rozmyśli...

Z dołu rozległ się głos Wasilija:

- Mogę wejść? Zniosę chłopaka.

- Czy to nie kolejna próba udawania bohatera? - Walentin najwyraźniej nie ufał

kuzynowi. - Pierwszej podjęła się Bykowa!

- Nie jestem bohaterem, Walentin. W naszej rodzinie nie ma bohaterów - rzekł Wasilij

z naciskiem.

Walentin udał, że nie zrozumiał aluzji.

- Wchodź, kuzynku! Pomóż nam się pozbyć tych ludzi.

Wasilij bez trudu wspiął się po drabince.

- Dobrze się czujesz? - spytał Raiję. Skinęła głową. Nie było jej tu gorzej niż innym.

- Posłaliśmy posłańca po twego męża - rzucił pospiesznie szeptem, tak by nikt poza

Raiją go nie usłyszał. Bez trudu uniósł Piotra i skierował się ku burcie „Antonii”.

background image

- Raija...! - zawołał chłopak. Podeszła do niego. Na twarzy Piotra malowało się nieme

uwielbienie. Podniósł szczupłą dłoń i pogładził Raiję po policzku i po włosach. Zdawał sobie

sprawę, że uratowała mu życie.

Jego rany zaczynały się goić. Pozostaną po nich blizny, ale to niewielka cena za życie.

Patrząc na nie, zawsze będzie wspominał Raiję.

Piotr wiedział, że już nigdy nie znajdzie się tak blisko Raiji, że nie będzie mógł

zwracać się do niej po imieniu. Raija na powrót stanie się dla niego żoną właściciela statku.

Ale teraz była mu bliska. Będzie żyła w jego myślach, okryta czarną peleryną, z

twarzą anioła...

Raija odgadła jego uczucia. Piotr nie umiał ich jeszcze skrywać. Tylko niektórzy

dorośli posiedli tę sztukę, nauczyli się nosić maski przy każdej okazji. Inni wkładali je tylko

od czasu do czasu.

Nie chciała niszczyć niewinnych marzeń Piotra.

Dlatego uśmiechnęła się do niego. Wydobyła całą pogodę ducha, jaka jeszcze jej

pozostała, okazała mu całe ciepło. Martwiła się o jego przyszłość, zdążyła polubić tego

chłopca. Mogła tylko mieć nadzieję, że życie potraktuje go łaskawie. Zasłużył na coś więcej

niż tylko odciski na dłoniach...

Pochyliła się i lekko pocałowała go w usta, jak siostra.

- Wszystkiego najlepszego, Piotrze - szepnęła. - Wyrośnij na dobrego człowieka.

Myślę, że możesz się nim stać!

Wydawała się nie zauważać jak policzki chłopca oblewają się rumieńcem. Nie

wiedziała, że ten moment stanie się dla niego najważniejszym wspomnieniem.

Wasilij zarzucił sobie Piotra na plecy. Aby chłopiec nie spadł, sczepił jego pasek ze

swoim.

Z rannym na plecach zaczął schodzić w dół.

Raija stała z innymi marynarzami przy burcie i z zapartym tchem śledziła każdy jego

ruch. Złożyła ręce. Czuła lodowaty ucisk w żołądku. Serce waliło jak młotem, zaschło jej w

gardle.

Pod nimi było morze. Nadal tylko lekko falowało, lecz wydawało się niebezpiecznie

zielone i nieskończenie głębokie. Mogło ich pochłonąć. Mogło schwytać tych dwóch ludzi,

którzy stawali się coraz mniejsi i mniejsi, w miarę jak zsuwali się coraz niżej wzdłuż burty

statku.

Na samym dole czekało ich najtrudniejsze zadanie. Frachtowiec nie mógł podpłynąć

całkiem blisko i od drabinki dzielił go prawie metr. Kiedy Wasilij zawisł mniej więcej na

background image

wysokości burty, Olegowi udało się podpłynąć trochę bliżej, tak że łódź otarła się dziobem o

statek.

Trwało to zaledwie kilka sekund.

Wszyscy wstrzymali oddech.

Raija wbiła paznokcie w dłonie i tak mocno zacisnęła zęby, że aż zabolały ją szczęki.

Ale Wasilij wiedział, kiedy działać, i wiedział, jak. Nie mógłby zmarnować takiej

chwili.

Słyszał oddech Piotra i zorientował się, że chłopcu wkrótce zabraknie sił. Poczuł

dziwne ciepło na plecach. Widocznie rany zaczęły znowu krwawić.

Wasilij puścił drabinkę dokładnie na moment przed tym, jak żaglowiec Olega otarł się

o „Antonię”, i rzucił się w stronę łodzi. Nie udało mu się jednak skoczyć tak daleko, jakby

tego chciał, dźwigał przecież na plecach dodatkowy ciężar. Zawisł nad wodą uczepiony jedną

ręką burty.

Drugą przytrzymywał Piotra, bojąc się, że chłopak, tracąc siły, zsunie mu się z

pleców.

Natychmiast pojawiły się ręce, które chwyciły Wasilija i Piotra i obu wciągnęły na

pokład frachtowca.

Rozdzielono ich paski. Zajęto się rannym.

Wasilij czul, jak leje się z niego pot. Słyszał oklaski ze statku. Zobaczył twarze nad

burtą.

Spośród nich wyróżniała się twarz Raiji.

Zobaczył też Walentina. Od razu wiedział, że kuzyn z trudem opanowuje wściekłość.

Z pewnością miał nadzieję, że mu się nie uda, że zobaczy, jak giną z Piotrem w morzu...

Wasilij podniósł dłoń w stronę marynarzy. Uśmiechnął się i zawołał:

- Czy ktoś jeszcze potrzebuje pomocy?

Potrząsnęli głowami. Z pokładu „Toni” zaczął schodzić następny mężczyzna. Znowu

Oleg musiał podpłynąć jak najbliżej. Ranny, choć przerażony, zaryzykował skok. Udało mu

się.

Schodzili jeden po drugim. Dla wielu był to ogromny wysiłek, lecz wiedzieli, że to ich

jedyna szansa. Mieli też świadomość, że w ten sposób mogą pokazać Walentinowi, że zostało

w nich jeszcze trochę siły, że nie odebrał im do reszty woli życia.

Każdy z rannych, zanim zszedł z pokładu, ściskał dłoń Raiji. Nie znajdowali

odpowiednich słów, by podziękować, nie znali takich. Nie mieli też zbyt wiele czasu na

pożegnania, ponieważ Walentin zaczynał się niecierpliwić.

background image

Ś

pieszyło mu się i popędzał ich - wołał, żeby prędzej przebierali nogami, jeżeli nie

chcą wrócić do kubryka.

Nie musiał dwa razy tego powtarzać.

Schodzili, ratując życie.

Kazimir, najstarszy z nich, miał opuścić statek jako ostatni. Nie mógł wprost

uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Do końca obawiał się, że Walentin ich jeszcze zatrzyma.

Dlatego chciał, by Piotra zniesiono w pierwszej kolejności.

- Poddaj się, póki masz taką możliwość - rzucił, przechodząc obok Walentina. Nic

więcej nie dodał. Nawet na niego nie spojrzał.

Walentin nie odpowiedział.

Następnie Kazimir objął Raiję i uścisnął ją.

- Bez ciebie już byśmy nie żyli - rzekł. - Dziękuję ci za wszystko. Wiele bym dał, żeby

cię zabrać z sobą!

- Będę na siebie uważać - obiecała Raija cicho.

- Szybko za burtę! - Walentin odepchnął Kazimira.

Raija odsunęła się i stanęła bliżej krawędzi. Nie patrzyła na Walentina. Wiedziała, że

nie odważy się jej skrzywdzić na oczach Olega.

Kazimir ruszył na dół po sznurowej drabince. Jednak zatrzymał się za nisko i odbił

odrobinę za późno. Źle wymierzył skok.

Rozległ się głuchy stuk, kiedy burta łodzi uderzyła go tuż nad biodrem. Trwało to

ułamki sekundy.

Lecz również ułamki sekundy mogą mieścić w sobie wieczność.

Kazimir krzyknął, jego głos uniósł się niczym ptak ku obłokom, nie zniknął pod wodą

razem z nim. Palce marynarza ześliznęły się z drabinki.

Raija uświadomiła sobie, że i ona krzyknęła.

Ku niebu leciały dwa ptaki.

Lecz ptak Raiji miał wrócić, ten Kazimira był w drodze do gniazda.

Ciało rannego nie wypłynęło już na powierzchnię. Stracił świadomość.

Może przez krótki moment rozumiał, że jego życie się kończy.

- Umarł wolny! - krzyknął Wasilij do Walentina, kiedy woda się uspokoiła i morze

znowu tylko lekko falowało.

Raija miała oczy pełne łez. Nie była w stanie ich powstrzymać. Nie chciała.

Pomyślała, że nikt nie powinien umierać, jeśli ktoś po nim nie płacze. Kazimira

ż

egnało wiele łez.

background image

- Nie zabiłem go - odparł Walentin głosem równie zimnym i surowym jak zawsze.

Najwyraźniej śmierć starego marynarza nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia.

Raija miała ochotę uderzyć go w twarz... Jednak się pohamowała. Płakała, tłumiąc

złość, gniew i nienawiść.

- Nie, twoje ręce są czyste jak śnieg! - zawołał w odpowiedzi Wasilij. - Poddaj się,

jeśli potrafisz! Narażasz na śmierć wielu ludzi, Walentin, nie tylko swoją własną cenną skórę.

Nie masz żadnych szans, jeśli wyślą za tobą inne statki z uzbrojonymi ludźmi na pokładzie...

- Mam Bykową.

- Żaden z armatorów się tym nie przejmuje - odparł za Wasilija Oleg.

Niechętnie to przyznał, ale taka była prawda. Dla innych właścicieli statków rybackich

i frachtowców to, że Raija znalazła się w rękach buntowników nie miało żadnego znaczenia.

Nie zamierzali ulec naciskom marynarzy tylko dlatego, że żona Bykowa straciła rozum i

dobrowolnie weszła na pokład uprowadzonego statku.

Jeżeli zaczną ścigać Walentina i zajęte przez niego jednostki, to na pewno nie z

powodu Raiji Bykowej. Nawet im to by nie przeszło przez myśl, zrobią to tylko dla siebie.

Nie pragnęli jej ratować. Jeśli będzie trzeba, zabiją wszystkich na „Raiji” i „Antonii”.

Nie mieli skrupułów - wszak Raija dobrze wiedziała, na co się decyduje.

Nie traktowali jej jak zakładniczki, którą trzeba wykupić za wysoką cenę. Niech to

załatwia Oleg.

Walentin nie potrafił tego zrozumieć.

Raija od początku wiedziała, jak jest naprawdę.

Walentin mniemał, że w osobie żony Jewgienija Bykowa zyskał cennego zakładnika.

Nie chciał przyjąć do wiadomości, że ta kobieta nie przedstawia dla innych właścicieli

statków żadnej wartości.

- Pamiętaj, że nie zawaham się jej zabić - rzekł lodowatym głosem.

Raija czuła, że nie kłamie.

- Mogę tylko podtrzymać swoją propozycję - odparł Oleg. - Jednak dotyczy ona

wyłącznie marynarzy na naszych statkach. Obiecuję, że nawet ty ujdziesz bezkarnie,

Walentin, pod warunkiem, że zaciągniesz się gdzie indziej. Gotów jestem ci wręcz zapłacić,

ż

ebyś zniknął. Zastanów się, co robisz. Radzę ci, oddaj nam Raiję, nic dzięki niej nie zyskasz.

- Nie ma mowy!

- W takim razie przyjmij i mnie! - zaproponował Wasilij. - Nie przyłączę się do twoich

zwolenników, ale i mnie możesz potraktować jak zakładnika. Nie mam broni...

Walentin wahał się.

background image

- No, dobrze - rzekł wreszcie. W jego głosie brzmiało zadowolenie. - Wchodź, Wasilij.

Wreszcie rodzina będzie razem! - Następnie zwrócił się do Raiji i patrząc na nią, pogardliwie

spytał: - Jest twoim kochankiem? Czy dlatego tak się poświęca?

Raija splunęła na pokład tuż pod jego stopy. Potem popatrzyła na morze, a następnie

na Wasilija, który zwinnie jak kot wspinał się po sznurowej drabince z łodzi Olega na statek.

- A więc znalazł się ktoś, dla kogo pani Bykowa przedstawia wielką wartość -

przywitał go ironicznie Walentin.

Wasilij nie odpowiedział. Raija nie pojmowała, dlaczego dobrowolnie oddaje się w

ręce kuzyna. Przecież chyba nie tylko z jej powodu.

background image

12

- Nie musiałeś tego robić - powiedziała Raija do Wasilija.

Wzruszył ramionami niemal w ten sam sposób jak Walentin. Zobaczyła, jak bardzo

kuzyni są do siebie podobni - w ruchach, budowie ciała... I jak bardzo niepodobni pod innymi

względami.

- Zrobiłem w życiu wiele rzeczy, których nie musiałem robić - rzekł beztrosko, ale w

jego oczach było coś, co mówiło Raiji, ze za ową beztroską kryje się powaga.

Walentin nie pozwolił im rozmawiać. Z kamienną twarzą mocno chwycił Raiję za

rękę i pociągnął za sobą, a ruchem głowy dał Wasilijowi do zrozumienia, żeby poszedł za

nimi.

- Jak widzę, zachowałeś swe dobre maniery - zauważył sucho Wasilij.

Słysząc te słowa, Raija musiała się uśmiechnąć, choć Walentin sprawiał jej ból. Z

pewnością na jej ręce zostaną sińce.

Ludzie Walentina przeszukali Wasilija, kiedy tylko wszedł na pokład. Nie znaleźli

przy nim broni, czego najwyraźniej spodziewał się Walentin. Teraz wyglądał na

rozczarowanego, tak jakby zawiódł się na kuzynie.

Poprowadził swych zakładników do kajuty kapitana. Traktował ją już jak swoją.

Całkiem zapomniał, że jeszcze niedawno sypiał w kubryku. Szybko przyzwyczaił się do

lepszych warunków i przyjął za coś zupełnie oczywistego.

- Co słychać na lądzie? - spytał Wasilija, siadając. Wasilij usiadł na drugim krześle

przy stole. Więcej krzeseł nie było, więc Raija została przy drzwiach. Nic na świecie nie

zmusiłoby jej do zajęcia miejsca na jednym z łóżek, które umieszczono w niszach, przez co

stanowiły niejako małe osobne sypialnie.

- Oleg już ci przekazał najnowsze wieści - odparł Wasilij spokojnie. Patrzył

Walentinowi prosto w oczy, nie okazując najmniejszych oznak strachu.

Raija pragnęła w głębi duszy, żeby nie odnosił się w ten sposób do Walentina. Bała się

ż

e swym opanowaniem zirytuje samozwańczego przywódcę buntu.

- Armatorzy gotowi są zaatakować. Wielu z nich bez wahania użyje przeciwko tobie

broni... - Wasilij na moment zamilkł, po czym mówił dalej: - Nawet marynarze, za których

tak dzielnie walczysz, są na ciebie wściekli. Nie chcą dla siebie żadnych zmian. Co więcej,

boją się, że ktoś mógłby posądzić ich o udział w planowaniu buntu lub pomoc w jego zor-

ganizowaniu...

background image

- Co ty powiesz? - rzekł Walentin z uśmiechem, który przyprawiłby o dreszcz lęku

samego diabła.

- Myśl sobie, co chcesz, ale to prawda - odparł Wasilij bez mrugnięcia okiem. -

Obawiam się jednak, że tylko Oleg się wami przejmuje...

- Oleg - powtórzył Walentin powoli. - Szybko przeszedłeś z szefem na ty, co?

Zawdzięczasz to pewnie swej otwartości i urokowi osobistemu, prawda? A może szeptałeś

komuś czułe słówka?

Zerknął na Raiję.

- To zwykle pomaga: wykorzystać do swoich spraw kobietę...

Kiedy Wasilij nie odpowiedział, Walentin spytał nagle:

- Czy mają wiele statków? Jakich? Ilu ludzi?

- Sporo - odparł Wasilij. - Szkunery - uśmiechnął się nieznacznie. Trochę krzywo,

podobnie jak Walentin, ale mimo wszystko inaczej, ponieważ miał w sobie więcej ciepła i

pogody. - Armatorzy nie odważą się posłać swoich statków handlowych, wiesz, bogaci to

bogaci! Nieważne, czy chodzi o ich chleb, czy nie. Dobrze płacą, by zdobyć ludzi. Obiecują

marynarzom wykreślenie długów, jeżeli staną po ich stronie. Podjęto wiele kroków, drogi

Walentinie. Wydaje mi się, że zostałeś całkiem sam...

- Mam ją - Walentin skinął na Raiję. Spojrzenie, jakie mu posłała, ciskało błyskawice,

ale ledwie zdawał się to zauważać.

- Wydaje ci się, że to wiele? Byków wyjechał z miasta - wyjaśnił Wasilij. - Możesz

próbować szantażować Olega, ale on nie poruszy nieba i ziemi, żeby ratować cudzą żonę.

Rozumiesz? Lepiej pozwól jej odejść. Żaden z właścicieli statków nie da ci za nią złamanej

kopiejki. Co ich obchodzi żona jakiegoś Bykowa, który w dodatku jest dla nich

parweniuszem. Ani trochę się nie zmartwią, jeżeli te statki znikną, a Jurków i Byków

zrezygnują z przewozów. Chętnie przejmą ich interes. Może jakoś udałoby ci się przycisnąć

tych dwóch, ale z pewnością nie innych. Jeśli jednak zechcesz poczekać na pościg, to nie

wiem, czy z tego wyjdziesz cało, chłopcze. Nie zapominaj, że czas płynie!

- Nie jestem dla ciebie chłopcem! - wybuchnął Walentin.

Nalał sobie wódki do brudnej szklanki. Nie poczęstował Wasilija, ale ten sam napełnił

drugie naczynie. Wypił jednym haustem i popatrzył uważnie na Walentina.

- Tylko kapitana trzymasz teraz pod kluczem? - spytał.

Walentin skinął głową. Nie marnował słów, jeśli nie chciał i jeśli nie musiał.

- Czy na „Raiji” wszystko w porządku?

background image

- Tak. Byłem tam niedawno. Morale wśród załogi wysokie. Nie zamierza się poddać, a

jeżeli trzeba, będzie walczyć.

- Czy wielu jest w stanie się bić? I tu, i na „Raiji” jest po kilku starszych marynarzy i

paru bardzo młodych chłopców. Nie masz broni...

- Morale jest wysokie - powtórzył uparcie Walentin. Raija wiedziała, że kłamie.

Widziała niepewność na twarzach marynarzy z „Antonii”. Ludzie się bali. Kiedy usłyszeli od

Olega, że zanosi się na prawdziwą bitwę, zrozumieli, czym to się może skończyć.

Zakończenie buntu nie zapowiadało się tak różowo, jak to sobie wyobrażali i jak

obiecywał im Walentin.

Nie będzie umorzenia długów, wyższych zarobków, z których będzie można się

utrzymać, zatrudnienia na kilka lat, domów na własność...

Wreszcie pojęli, jak bardzo się mylili i jaką przyjdzie im za to zapłacić cenę. Nie

umieli walczyć, nie byli żołnierzami, lecz prostymi marynarzami.

Walentin pokładał nadzieje w ludziach, którzy się bali. Raija nie sądziła, by na drugim

statku panowały inne nastroje. „Raija” kotwiczyła na tyle blisko, że jej załoga także usłyszała

słowa Olega i z pewnością myślała swoje.

Walentin musiał o tym wiedzieć.

Ale mimo to upierał się, że jego ludzie są zdecydowani stawiać opór, że myślą tak

samo jak on i są gotowi zginąć.

Być może sam w to wierzył.

Raija jednak nie była co do tego przekonana. Wasilij również nie. Wymienili

pospieszne spojrzenia.

Zrobili to jednak nie dość szybko, by uszło to uwagi Walentina. Wypił resztę wódki ze

szklanki. Nalał sobie jeszcze.

- Uważam, że twoją jedyną szansą jest się poddać - powtórzył Wasilij. Nie starał się

dotrzymać Walentinowi towarzystwa w piciu.

- Czy to Jurków, twój drogi Oleg, prosił cię, byś mnie przekonał? - spytał Walentin

drwiąco. - Ciekawe, że zawsze tak szybko nawiązujesz przyjaźnie, Wasilij. Jeden Bóg wie,

jak to robisz. Przychodzi ci to z dziwną łatwością. I w dodatku jesteś piekielnie pewny siebie.

Uważaj, żebyś się nie sparzył! Pamiętaj, że inni również myślą. Zdarza się, że inni myślą

równie jasno jak ty, mimo że dochodzą do innych wniosków. - Zamilkł, ale zaraz dodał: - Nie

zapominaj, że to ty wznieciłeś ten bunt, Wasilij! To był twój plan. Nawet jeśli teraz skumałeś

się z Jurkowem, to nie jest pewne, czy będziesz mógł się schować za jego plecami, gdy się

znajdziesz w tarapatach. Jeżeli staniesz się niewygodny, nie zawaha się, by cię poświęcić. Oni

background image

tacy są. Twój Oleg tak łatwo nie zapomni, że bunt był twoim pomysłem. Nikt ci nie poda ręki,

bo i kto będzie chciał zaufać takiemu człowiekowi?

Wasilij nie był w stanie na to odpowiedzieć. Westchnął tylko, bawiąc się szklanką, na

której dnie tańczył łyk wódki. Lekko uśmiechał się do siebie.

- Sądzę, że moje szanse są chyba równe twoim, Walentin - odezwał się wreszcie. - A

gdybym nie miał tu czego szukać, to nic mnie przecież nie wiąże. Do diabła, mogę wyjechać

dokądkolwiek Kto powiedział, że Archangielsk jest jedynym miejscem na świecie, gdzie

można być szczęśliwym? Mogę zakotwiczyć w Sankt Petersburgu! - Roześmiał się cicho. -

Tam przecież wspaniale kwitnie handel i żegluga. To prawdziwy raj dla marynarzy...

- Słusznie, może nawet wkradłbyś się w łaski Romanowów - wtrącił ironicznie

Walentin. - Mógłbyś zostać doradcą cara...

- Mamy teraz carycę - poprawił łagodnie Wasilij. - Annę.

- Zatem nic dziwnego, że kraj stoi na głowie - stwierdził Walentin lekceważąco. -

Kobiety powinny zajmować się mężem i dzieciakami. Inaczej się nie godzi. Powinny siedzieć

na swych tyłkach i dbać o porządek w domu, bo niby po co mają tak szerokie tyłki?

- To pewnie dlatego, że rodzimy - odezwała się słodko Raija, zakładając ręce na piersi.

- W tym wypadku szerokie biodra są zaletą, rozumiesz, Walentin...

- Dam Olegowi jeszcze jedną szansę - zaproponował Walentin, zupełnie nie zwracając

uwagi na słowa Raiji. - Ostatnią szansę. Termin, który wyznaczyłem, już się zbliża. Nie ma

powodu czekać do ostatniej chwili.

- Obiecałeś! - rzekła Raija wzburzona. Walentin zareagował tak dobrze jej znanym

wzruszeniem ramion. Popatrzył Raiji w oczy. Na jego twarzy malowało się rozbawienie.

- Czy jeszcze nie zauważyłaś, że składam obietnice bez pokrycia, Bykowa? Czy nie

wiesz, że nie zawsze dotrzymuję słowa? Nie jestem kryształowy, nigdy nie chciałem taki być

i wcale nie zamierzam się teraz zmieniać. Jestem na to za stary. Tę grę rozegramy według

moich zasad. Jakoś się z tego wypłaczę, tak czy inaczej.

- Nie możesz płynąć do Kem ani w stronę Onegi - ostrzegł Wasilij. - Nie powinienem

ci może tego mówić, ale mimo wszystko jesteśmy spokrewnieni, mimo wszystko jedziemy na

tym samym wózku...

- Co mnie to obchodzi - burknął Walentin.

- Wiadomość o rebelii dotarła już na zachód. Nie ma ani jednego portu nad Morzem

Białym, do którego mógłbyś zawinąć, ponieważ żaden cię nie przyjmie. Przykro mi Walentin,

ale dopóki wiadomo, że ty dowodzisz „Raiją” i „Antonią”, żaden z tych statków nie będzie

mógł wpłynąć do któregokolwiek portu w Rosji.

background image

- Oho, pokazują pazury - mruknął Walentin. - Szykowali na mnie pułapkę, a ja nie

miałem się o tym dowiedzieć, co?

Wasilij przytaknął.

Raija nie pojmowała, czemu ostrzegł kuzyna. To niepodobne do Wasilija dawać coś za

nic. Nie sądziła też, by uczynił to z uwagi na łączące go z Walentinem pokrewieństwo.

Walentin też nie bardzo mu dowierzał, na jego twarzy wypisana była nieufność.

Wasilij jednak nie dodał nic więcej. Uznał, że i tak powiedział za dużo.

- Nie ma o czym gadać - odezwał się Walentin. - Nie licz na to, że potraktuję cię ze

szczególnymi względami, bo jesteś moim krewnym. Przyjaciół się wybiera, a rodziny nie.

- Ilu wybrałeś? - zdziwił się Wasilij. - Ilu wybrało ciebie?

- Dostaniesz kajutę sternika - oznajmił samozwańczy dowódca, ignorując pytanie. -

Zostało tam może trochę krwi, ale to chyba nie powinno ci przeszkadzać. W tym

pomieszczeniu między innymi nasza piękna Bykowa, nasza bohaterka, nasza Madonna

dokonywała swoich cudów. Na pewno poczujesz się tam jak w domu.

- Ani się waż jej ruszyć! - rzekł Wasilij z naciskiem.

Walentin w jednej chwili poderwał się na nogi, złapał kuzyna za kołnierzyk koszuli i

podciągnął do góry. Ich twarze znalazły się bardzo blisko i wtedy Raija zauważyła, że ich

profile są prawie identyczne.

- Jakim prawem śmiesz mi wydawać polecenia? - syknął przez zęby. - Jakim prawem

się o nią troszczysz?

- Jest żoną Bykowa - odparł spokojnie Wasilij. Mógłby uwolnić się z rąk Walentina,

gdyby chciał, ale zachował spokój, nie wyrywał się. Raiji wydało się to dziwne.

- I twoją dziwką?

Raija na moment zamknęła oczy. Chciała się odwrócić, ale nie zdołała - stała jak

sparaliżowana. Obelgi były tak niedorzeczne i obrzydliwe, że aż obezwładniały.

- Zapłacisz za to! - rzucił Wasilij. - Może nie dziś ani nie jutro, ale odpowiesz za te

oszczerstwa!

- Nigdy przedtem nie stawałeś tak gorliwie w obronie swych przyjaciółek - syknął

Walentin. U nasady włosów pojawiły mu się krople potu. Raiji nie podobał się jego ochrypły

głos. - Żona Bykowa musi być dla ciebie kimś szczególnym, kimś wyjątkowym, co? Nie

opowiesz mi o tym? Zawsze lubiłeś opowiadać mi o swoich dziewczynach. Pamiętasz?

Pamiętasz, jak dokładnie opisywałeś, jak było? Jakie one były? Mogłem je sobie dokładnie

wyobrazić. Do diabła, widziałem je w wyobraźni tak wyraźnie, że mogłem je później brać w

swych marzeniach. Oczywiście nie tak, jak ty to robiłeś, chłopcze, ty byłeś zawsze słaby i

background image

łagodny, ale na swój sposób, po męsku. Twardo, bez ceregieli, bez gadania. Mogę się założyć,

ż

e wolałyby mnie. Kobiety trzeba traktować silną ręką, kierować nimi. Lubią, kiedy

mężczyźni je ujarzmiają...

Puścił Wasilija. Nie patrząc na kuzyna, podszedł do Raiji. Objął ją, nie zwracając

uwagi na jej sprzeciw. Przywarł do niej całym ciałem.

- Na pewno byś mnie polubiła - rzekł z przekonaniem. - Jestem trochę inny niż

Byków. Mam dwa silne ramiona. Takie kobiety jak ty powinni ujeżdżać mężczyźni o dwóch

rękach. Zobaczysz, jestem lepszy niż ten mięczak Wasilij, który nie chce mi o was

opowiedzieć...

Mówiąc to położył dłoń na piersi Raiji i mocno zacisnął.

Raija szarpnęła się, ale nie zdołała się uwolnić. Walentin tylko roześmiał się

ironicznie. Wasilij całą silą woli starał się zachować spokój. Jego spojrzenie pociemniało,

dłonie zacisnęły się mocno na poręczach krzesła, ale nie uczynił nic, by powstrzymać kuzyna.

- Ostatnio Wasilij nie chce mi już opowiadać o kobietach, z którymi sypia, ani o tym,

jak się z nimi zabawia. Nie powtarza też, co im mówi i co one odpowiadają, nie opisuje ich

twarzy, które się nad nim pochylają. Ale mam nadzieję, że ty, Bykowa, opowiesz mi o tym

wszystkim, o czym on nie chce mówić. A ja dostarczę ci takich wrażeń, których nigdy nie

zapomnisz. I to nie raz, lecz wiele razy...

- Mam nadzieję, że to jeszcze jedna z tych obietnic, których nie spełnisz - syknęła

Raija.

Podniosła nogę i z całych sił kopnęła Walentina w krocze.

Zacisnął zęby z bólu. Cofnął ręce.

- Przyjdzie na ciebie czas - zagroził. - Przyjdzie jeszcze na ciebie czas, Bykowa!

- Mogę się przejść po pokładzie? - spytał Wasilij dziwnie zmienionym głosem.

Walentin roześmiał się.

- Jesteś bezczelny!

- To typowe w naszej rodzinie - odparował Wasilij.

- Nigdy nie pozwolę takiemu wilkowi jak ty krążyć między mymi ludźmi po

pokładzie. Nie, drogi kuzynie, nie zgodzę się, byś buszował po statku. Jesteś zbyt

niebezpieczny. Nie ma gorszego wroga niż członek najbliższej rodziny!

Wasilij wzruszył ramionami.

- Możesz zostać tutaj, dopóki nie wrócę, nie ma tu nic do zabrania... - dodał Walentin.

- Razem z nią? - spytał Wasilij.

background image

- Przypuszczam, że już nie raz zostawałeś z nią sam na sam - odparł Walentin. - Taka

okazja może się już nie powtórzyć, a mnie to nie przeszkadza. Na pewno jest wiele spraw, o

których chcielibyście porozmawiać...

Wyszedł i zamknął za sobą drzwi na klucz.

- Przepraszam za jego zachowanie. Wstyd mi, w końcu jesteśmy krewnymi - rzekł

Wasilij, kiedy umilkły kroki na korytarzu. - On nie potrafi inaczej. Skrzywdził cię? Zrobił ci

coś?

- Czy mnie zgwałcił? - spytała Raija i usiadła na krześle. - Jeszcze nie.

- Zapłaci za każde słowo - obiecał Wasilij. - Jestem tchórzem. W twoich oczach

okazałem się pewnie słabeuszem, Raija, ale nie mogłem postąpić inaczej. Zapewniam cię, że

nie zawsze zachowuję się tak biernie. Walentin pożałuje swych słów, pożałuje, że cię

dotknął...

- Siłą nic nie zdziałasz - westchnęła Raija. - On jest tak pewny siebie, przekonany o

swojej nieomylności. Nie znasz go? Nie da sobie nic powiedzieć, nic go nie przekona. Teraz

chce mnie, ponieważ jestem żoną Jewgienija Bykowa. Ponieważ...

- ponieważ myśli, że ja cię miałem - dokończył za nią Wasilij. Chwycił dłoń Raiji i

uścisnął ją z szacunkiem. - Walentin widzi, że nie jesteś mi obojętna. Dla niego istnieje tylko

jeden sposób okazywania kobiecie zainteresowania, sam zresztą to wyjaśnił. Nie potrafi sobie

wyobrazić, że między nami może być inaczej. Niestety, widzi wyraźnie, że cię lubię.

Obawiam się, że nie udało mi się tego ukryć, pani Bykowa...

- Nie mów do mnie w ten sposób! - poprosiła. - To Walentin zwraca się do mnie

wyłącznie po nazwisku. Nie chcę, byś mi go przypominał.

- Dobrze, więcej cię tak nie nazwę - obiecał, wypuszczając jej dłoń. - Wiesz,

zobaczyłem twoją bluzkę wiszącą na łóżku - powiedział z gorzkim uśmiechem. - Przez głowę

przemknęło mi wiele bolesnych myśli...

- Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda - rzekła cicho Raija. Nie lubiła wódki, ale

teraz nalała sobie trochę z karafki. Nie zwróciła uwagi na to, że wypiła z brudnej szklanki. -

Nie, nie wszystko jest takie, na jakie wygląda... - powtórzyła. Wasilij wciągnął powietrze.

- Czy nadal masz nóż, Raiju? Gdy wymawiał jej imię, jego głos zdradziecko drżał.

Zrozumiała, jak wiele dla niego znaczy, i zrobiło jej się przykro.

Nie chciała, by się do niej przywiązywał, a potem tęsknił. Wiedziała jednak, że nie

może tego zmienić, że Wasilij również nic na to nie poradzi.

Skinęła głową.

- Potrzebujesz go? Boże, co powinna odpowiedzieć?

background image

- Nic mi chyba nie grozi - rzekła beztrosko. - No, poza tym, że Walentin wykorzysta

pierwszą nadarzającą się okazję, by mnie zgwałcić. Nie, nie sądzę, by nóż był mi potrzebny.

- Wiem, że nie powinienem cię pytać w ten sposób - westchnął Wasilij. - Matko

Boska, zawsze mówię coś nie tak! - Popatrzył na Raije. Jego niebieskozielone oczy wydawały

się teraz bardziej zielone niż zwykle. To spostrzeżenie poruszyło w duszy Raiji jakąś strunę.

Zdała sobie sprawę, że takie oczy już kiedyś widziała. W każdym razie podobne, tego samego

koloru.

Ale i to wspomnienie mieszkało w niej gdzieś głęboko.

- Mam pewien plan, ale wolałbym ci go nie zdradzać, Raija. Po prostu lepiej dla

ciebie, żebyś nie wiedziała. - Przełknął ślinę. - Nie mogę ci wyjawić szczegółów. Wybacz, ale

muszę je zachować dla siebie. Mogę ci tylko powiedzieć, że nie przez przypadek znalazłem

się na pokładzie. Walentin nawet nie wie, jak bardzo mi pomógł. Ważne, że już tu jestem.

Myślę, że potrafię tak pokierować wypadkami, żeby zakończyć bunt bez przelewu krwi, bez

poświęcania czyjegoś życia. Jednak może się zdarzyć, że będę potrzebował poświęcenia z

twojej strony...

Spojrzał na nią. Nie uciekł wzrokiem.

Raiję ogarnął gniew. Zrozumiała, co miał na myśli. Jak mógł ją prosić o coś takiego?

Przez długą chwilę milczała.

- O wiele prosisz - rzekła wreszcie. Głos jej drżał.

- Wiem o tym i wierz mi, nie czuję się godzien miana mężczyzny. Zdaję sobie sprawę,

ż

e możesz mnie znienawidzić do końca życia. Ale jestem gotów zapłacić tę cenę.

- Nie jest wysoka w porównaniu z tą, o której zapłacenie mnie prosisz - rzekła z

goryczą Raija.

Wasilij skinął głową.

- Wiem, że Walentin może cię skrzywdzić, ale ja potrzebuję twojego noża. Muszę

mieć nóż, a innego nie uda mi się zdobyć. - Westchnął. - Zresztą i tak nie obronisz się przed

gwałtem za pomocą noża ukrytego pod spódnicą. Pomyśl, co by było, gdyby Walentin go

znalazł, gdy przed chwilą cię dotykał? Jesteś od niego o wiele słabsza, Raiju. Jeżeli będzie

chciał cię wziąć siłą, zrobi to. Czy chcesz, czy nie. Mówią, że bardzo lubi, kiedy kobiety się

bronią...

Raija nie odpowiedziała. Wsunęła rękę pod brzeg spódnicy i wyjęła nóż. Walentin

rzeczywiście omal go nie wyczuł, kiedy niedawno ją obejmował. Co do tego Wasilij miał

rację.

Podała mu nóż, a on natychmiast wsunął go do cholewy buta.

background image

- Jak się czuje mój Michaił?

- Tęskni za mamą - odpowiedział Wasilij. - Ale żona stajennego dobrze się nim

zajmuje. Posłaliśmy ludzi po twojego męża i Antonię...

- Nie chcę o nich więcej słyszeć - rzekła nagle. Odchyliła głowę do tyłu, zdołała

powstrzymać łzy, choć ścisnęło ją za gardło i zapiekło pod powiekami.

- Zdajesz sobie sprawę, że wszyscy możemy zginąć? Skinęła głową.

- Jeżeli nas zaatakują - rzekła. - Biedny Oleg! Nie pomyślałam o takim rozwoju

sytuacji, kiedy nalegałam, byś mnie tu przywiózł.

- Nie zmusiłabyś mnie - rzekł z goryczą - gdybym i ja nie sądził, że sprawy potoczą

się inaczej. Widziałem inne rozwiązanie, jeśli mam być szczery, Raiju. Nigdy nie chciałem,

byś ucierpiała.

Właśnie to musiał jej powiedzieć, uważał, że to ważne.

- Czy widzisz jakieś rozwiązanie? Teraz, kiedy masz mój nóż?

Wasilij skinął głową. Rozlał do szklanek resztkę wódki.

- Tak. Wypijmy za to, Raiju.

background image

13

Raija nie do końca pojmowała, czemu Walentin zamknął ją w kajucie razem z

Wasilijem. Niejasno to przeczuwała, zgadywała jego tok myślenia, ale czy rzeczywiście

wpadło mu do głowy coś takiego? Chyba sam nie wierzył, że mogliby się tak zachować.

Nie są przecież zwierzętami...

A jednak tak było. Kiedy Walentin wrócił do kajuty przyjrzał się obojgu podejrzliwie.

Popatrzył na szklanki i pustą butelkę, niby przypadkiem zerknął na prycze.

Raija poczuła, że robi jej się niedobrze.

- Wypiliśmy twoją wódkę - oznajmił Wasilij. - W naszej rodzinie nie pytamy o

pozwolenie, prawda, stary? To dobra wódka, zupełnie co innego niż kwas. Przypuszczam, że

kapitan zgromadził większy zapas, nie będziesz więc musiał pościć. Rozejrzyj się też za

rumem, jest niezły, choć może trochę słodki...

Wasilij wstał i przeciągnął się leniwie. Był szczuplejszy i bardziej sprężysty niż

Walentin. Gdyby stanęli do uczciwej walki wręcz, z pewnością Wasilij byłby górą, uznała

Raija.

- Rozmawiałem z chłopakami - odezwał się Walentin. - Mogę na nich liczyć, wcale

nie zamierzają się wycofać. Dostałem też wieści z „Raiji”. Tamci marynarze także nie myślą

o tym, by się wycofać... Przykro mi, ale muszę cię rozdzielić z Bykową - dodał drwiąco, ale z

niewinnym uśmiechem i pokornym spojrzeniem. Nawet wyraz oczu go nie zdradzał, tak

doskonale potrafił się maskować.

Raija już wiedziała, dlaczego tylu ludzi brało jego słowa za dobrą monetę, pozwoliło

mu się oczarować, a potem oszukać.

Ciekawa była, co też Walentin powiedział marynarzom.

- Ale nie martw się, dostaniesz osobną kajutę, w której będziesz bezpieczny, Wasilij.

Muszę cię niestety zamknąć na klucz, ale czegóż się nie robi, by ochronić człowieka, w

którym płynie ta sama krew...

- Jasne, przekonaliśmy się o tym na przykładzie Piotra - odezwała się Raija.

Musiała to powiedzieć.

- Piotr nie jest moim synem - rzekł z naciskiem Walentin.

Wciąż zachowywał spokój, wciąż się uśmiechał, ale jeden policzek zaczął mu

zdradziecko drgać.

background image

- No to chodźmy - rzekł Wasilij. - Nie mam chyba prawa spytać, co zamierzasz teraz

zrobić?

- Nie mylisz się - odparł Walentin. - Nie możesz spytać, a w każdym razie nie

otrzymasz odpowiedzi. Ale lepiej dla ciebie, żebyś znalazł się bezpieczny w kajucie sternika,

zanim cokolwiek zacznie się dziać.

Więcej nic nie powiedział.

Raija czuła, jak ogarnia ją lodowaty strach, który z żołądka rozlewał się na całe ciało.

Zrobiło jej się zimno, jak gdyby znalazła się na dworze w zimowy dzień, a północny wiatr

przeszywał ją na wskroś. Nigdy chyba bardziej nie zmarzła.

- Dobrze wiem, gdzie jest moje miejsce - zapewnił beztrosko Wasilij. Wyglądał tak,

jakby nie miał żadnych zmartwień, niespiesznie ruszając do drzwi. - Przypuszczam, że ktoś

mnie tam odprowadzi. Nie ty? Walentin nawet nie drgnął, nie odpowiedział słowem ani

gestem.

- Nie rób jej krzywdy! - poprosił Wasilij. - Ze względu na nią i ze względu na siebie

samego. Jeszcze nie tak dawno temu Jewgienij Byków był nieokrzesanym gburem. Ma

wprawdzie jedno ramię mniej, ale sądzę, że nadal gdzieś w głębi jego duszy drzemie zabijaka.

Jeśli wyrządzisz krzywdę Raiji, z pewnością się zemści.

Walentin nawet się nie skrzywił, choć nie miał zwyczaju przyjmować niczyich rad i

pouczeń. Potrafił ukryć ogarniający go gniew, tym większy, iż podejrzewał, że Wasilij i Raija

są kochankami. Dla niego słowo „miłość” miało tylko jedno znaczenie, kojarzyło mu się

wyłącznie z fizycznym pożądaniem.

Uważał, że kobieta to tylko ciało, dzięki któremu mógł zaspokoić swoje żądze. Teraz

też nie ukrywał swoich zamiarów wobec żony właściciela statku.

Ku swemu zaskoczeniu Raija nagle dostrzegła, że teraz twarz Walentina się zmieniła.

Na jego policzkach wykwitły rumieńce, a niebieskozielone oczy lśniły dziwnym blaskiem.

Czyżby tak wpłynęła na niego ostatnia rozmowa ze zbuntowanymi marynarzami? Z

pewnością to nie jej bliskość tak na niego działała.

- Boisz się mnie? - spytał wyzywająco, kiedy zostali sami.

Nie odpowiedziała. Ona również znała sztukę milczenia, choć nie potrafiła tak jak on

sprawić, by jej twarz kłamała, by z oczu nie dało się nic wyczytać.

- A może Wasilij tak bardzo cię pocieszył, że nabrałaś odwagi?

- Wasilij i ja nie rozmawialiśmy o sytuacji na statku.

- Oczywiście, że nie! - wykrzyknął, wymachując rękami. - Rozmawialiście o bardziej

wzniosłych sprawach, co? Takich, na których ty się znasz, a on udaje, że rozumie... Taka

background image

wymiana myśli to pewnie miła odmiana od mojego towarzystwa, co? Ja nie mam głowy do

takich rzeczy. Jestem tylko prostakiem, który uprowadził dwa statki.

- Nie jesteś prostakiem - zaprzeczyła Raija, starając się zachować spokój.

Była w stanie się opanować, dopóki mówiła to, co naprawdę myśli, dopóki nie musiała

kłamać.

Uniesione brwi świadczyły o zdumieniu Walentina. Najwyraźniej spodziewał się

usłyszeć od niej inne słowa. Wciąż jednak nie przestawał jej prowokować.

- Jakim kochankiem jest mój kuzyn Wasilij? - dopytywał się uparcie.

- Nie mam pojęcia - odparła, nie uciekając spojrzeniem. Nie wiedziała, co Walentin

chce osiągnąć. Może stara się przyłapać ją na kłamstwie?

Jak dobrze, że na jego pytania mogła szczerze odpowiadać.

- Założę się, że w swym długim życiu pościelowego jeźdźca nauczył się sztuczek,

które są w stanie zaskoczyć nawet tak wymagającą damę jak ty!

Raija westchnęła.

- Pewnie jest tak, jak myślisz. Nie potrafię nic na ten temat powiedzieć. Jestem

szczęśliwą żoną i od kiedy poznałam Jewgienija, nie spotkałam mężczyzny, który by mnie

pociągał. Po prostu nie ma drugiego takiego człowieka jak on...

- Nie, trudno jest znaleźć w okolicy drugiego jednorękiego...

- Możesz sobie myśleć, co chcesz - rzekła Raija zrezygnowana. - Wielu kobietom

wystarcza jeden mężczyzna, choć tobie z pewnością trudno to zrozumieć. Jestem bardzo

szczęśliwa z Jewgienijem. Daje mi wszystko, czego pragnę. Również w miłości.

Powiedziała to wprost, tak żeby Walentin nie miał wątpliwości. Nieważne, że

rozmawia z nim o swoich osobistych sprawach, choć właściwie nic mu do tego.

- A więc kuzyn Wasilij w ogóle cię nie pociąga, mała kobietko? Naprawdę nigdy nie

sprawił, że krew zaczęła ci szybciej krążyć?

- Nie - odparła Raija, ale głos lekko jej przy tym zadrżał. W głębi duszy musiała

przyznać, że Wasilij miał w sobie wiele cech, których szukała u mężczyzny. Gdyby nie była

ż

oną Jewgienija, gdyby chciała się związać z kimś, przy kim mogłaby zostać sobą i czuć się

bezpiecznie, wybrałaby właśnie jego.

Walentin potrafił wyłowić owo drżenie głosu. Bez trudu odgadł, że Raija zawahała

się, zanim odpowiedziała. Dosłyszał niepewność, z której ledwie sama zdawała sobie sprawę.

I wyciągnął własne wnioski.

Roześmiał się.

Zadowolony roześmiał się głośno.

background image

- Nie jesteś całkiem niewinna, co, Bykowa? Kobiety to niewierne istoty! Nie znam

ż

adnej zamężnej niewiasty, która nie miałaby ochoty zdradzić swego męża, o ile nikt by się o

tym nie dowiedział. A ty bynajmniej nie jesteś wyjątkiem, choć już prawie uwierzyłem, że

jesteś ideałem. Gdybyś była taka niedostępna, jak początkowo sądziłem, warto by było

spróbować cię zdobyć. Ale ty jesteś jak wszystkie - westchnął. - Jesteś całkiem zwyczajna.

Nawet nie wiesz, jak mnie rozczarowałaś...

Raija przełknęła. Zachciało jej się pić. Teraz chętnie sięgnęłaby nawet po gorzką i

palącą wódkę. W gardle całkiem jej zaschło.

- Czego się po mnie spodziewałaś? - spytał i pochylił ku niej, jakby w przypływie

zaufania. - Oczekiwałaś, że okażę się taki jak Wasilij? Myślę, że byłbym lepszym

kochankiem. Dałbym ci więcej. O wiele więcej... - Roześmiał się. - Może jeszcze będziesz

miała okazję się o tym przekonać. Może... - mrugnął porozumiewawczo. - Ale teraz muszę cię

zostawić samą. Pewnie cię zawiodłem, ale nie ma innej rady.

- Czy musisz zamykać mnie na klucz? - spytała, starając się przybrać żałosny,

błagalny ton. Właściwie nie musiała udawać, naprawdę się bała.

- Zapewne nie wyrządziłabyś wielkich szkód na pokładzie - uśmiechnął się - ale

prowokujesz moją załogę do myślenia o innych sprawach niż te, dla których tu jest. A na to

nie mogę pozwolić, poza tym i ty nie byłabyś bezpieczna. Wygląda na to, że oprócz mnie i

mojego kuzyna jest jeszcze kilku innych mężczyzn, którym na twój widok przychodzą do

głowy brzydkie i grzeszne myśli, moja droga. Zrozum, że najbezpieczniej jest dla ciebie tutaj,

w mojej ciepłej i przytulnej kajucie...

Raija westchnęła. Skinęła głową.

- Z pewnością masz rację - przyznała zrezygnowana. Teraz już nie miała wątpliwości,

ż

e jest jego więźniem.

Chciała jednak wiedzieć, co się dzieje na pokładzie.

- Dokąd się tak spieszysz? - spytała. - Czyżby groziło nam jakieś niebezpieczeństwo?

Uśmiechnął się do niej, choć ten uśmiech przypominał raczej grymas.

- Nie zauważyłaś, jak się zrobiło cicho? - spytał. - Czy nie doznajesz wrażenia, jakby

morze się uspokoiło?

Przytaknęła, miał chyba rację.

- Nadciąga sztorm - wyjaśnił. - Nie możemy stać na kotwicy, bo liny i tak by się

zerwały. Stawiamy żagle, moja droga, popłyniemy mimo nawałnicy. Może uda się ją ominąć.

Nie wiem, gdzie zakotwiczymy jutro. Ale i Jurków tego nie wie...

Roześmiał się i wyszedł. Potrafił wyjść we właściwym momencie.

background image

Uwięziona w kajucie Walentina Raija miała dużo czasu na myślenie. Próbowała

odgadnąć, czy morze rzeczywiście jest spokojne, ale nie znała się ani na żegludze, ani na

pogodzie. Słyszała tylko, że na pokładzie zapanował ruch, zewsząd rozlegał się tupot

chodaków, kroki biegających ludzi. Słyszała, jak marynarze śpiewają, rytmicznie wciągając

ż

agle. Gdy natężyła słuch, dobiegał ją niekiedy głos Walentina.

Zastanawiała się, co teraz czuje, dowodząc dwoma statkami, które w jednej chwili

stały się dwiema pływającymi wysepkami.

Mimo nadciągającej burzy podnieśli żagle.

Raija zastanawiała się, czy to dlatego Walentin wydał jej się tak odmieniony. Czyżby

liczył na to, że właśnie teraz wydarzy się coś ważnego, i ta nadzieja dodała mu skrzydeł?

Powiedział, że popłyną mimo nawałnicy. Skąd wiedział, że będzie sztorm? Prawda,

ludzie morza potrafią takie rzeczy przewidywać, umieją bezbłędnie odczytywać znaki w

przyrodzie. Jewgienij również znał tę sztukę. Zwykle się nie mylił, kiedy przepowiadał po-

godę na następny dzień. Marynarze nie musieli znać liter, ale przyroda powinna być dla nich

otwartą księgą.

Wyglądało na to, że Walentin bez trudu ją odczytywał. Z pewnością posiadł wiele

umiejętności i potrafił je wykorzystać.

Raija bała się.

Zachodziła w głowę, po co Wasilij wziął od niej nóż. Jeśli siedzi teraz zamknięty w

kajucie sternika, nie będzie przecież mógł go użyć. Znajdował się w podobnej sytuacji jak

ona. Zapewne i on słyszał, że się na coś zanosi. Wątpliwe jednak, by Walentin zadał sobie

trud i wyjaśnił mu, dlaczego podniesiono kotwicę i dlaczego rozwinięto żagle.

Raija nie znała planów Wasilija, ale bala się, bo przecież burza mogła mu je

pokrzyżować.

Chociaż i on pewnie był w stanie wcześniej przewidzieć, że nadciągnie sztorm.

Nagle Raija usłyszała, że za drzwiami coś się dzieje. Zazgrzytało w zamku.

Niepewnie, nie tak, kiedy Walentin przekręcał klucz.

Nie dobiegł jej też odgłos kroków.

Szybko znalazła się przy wejściu i spytała szeptem:

- Kto tam?

Nie zdążyła otrzymać odpowiedzi, kiedy zamek ustąpił. Cofnęła się.

Za drzwiami stał Wasilij.

Wśliznął się bezszelestnie do środka i zamknął za sobą drzwi. Raija zobaczyła, jak

chowa nóż w rękawie kurtki.

background image

- Przydatna rzecz - zauważył. - Chyba będzie sztorm.

Raija skinęła głową. Nawet nie pytała, skąd o tym wie. On także był marynarzem.

- Weź pelerynę, bluzkę... Chodź ze mną! Nie pytała, dokąd ani po co. Ufała

Wasilijowi. Bluzkę wepchnęła pod kurtkę - później ją założy.

Pelerynę zwinęła w rulon i wzięła pod pachę.

- Może powinniśmy zabrać też trochę jedzenia - dodał Wasilij. Przeszukał szafki.

Butelka likieru i słoik kandyzowanych owoców zniknęły pod jego kurtką. Raija urwała kawał

chleba, chleb był bardziej sycący.

- Musimy stąd uciekać! - rzucił niespokojnie Wasilij.

Spieszył się, rozglądał, wciąż nasłuchiwał. Dzięki docierającym do kajuty odgłosom

mógł odgadnąć, co dzieje się na pokładzie. Był przecież doświadczonym marynarzem.

Kiedy wyszli z kajuty, rzucił:

- Poczekaj, zamknę drzwi na klucz... Raija uważała, że to zbyteczne, ale nie

protestowała. Wasilij działał w sposób przemyślany. Za pomocą noża przekręcił zamek w

drzwiach. Jeśli ktoś teraz naciśnie klamkę, przekona się, że kajuta jest zamknięta, i przez

dziurkę od klucza zobaczy, że lampy są przykręcone, a zasłony na pryczach zasunięte. Pomy-

ś

li pewnie, że ktoś tam śpi.

Raija zrozumiała, że Wasilij nie zdawał się na los szczęścia.

Podał jej rękę, kiedy biegli przez ciemne, wąskie korytarze, w których ledwie mieścili

się obok siebie. Z dłonią w jego dłoni Raija czuła się bezpieczniej.

- Dokąd biegniemy? - szepnęła, kiedy posuwali się coraz niżej i coraz bardziej ku rufie

statku. Kajuta sternika znajdowała się przecież zupełnie gdzie indziej!

- Tss! - uciszył Wasilij Raiję. Uniósł pokrywę luku i pomógł jej zsunąć się w dół.

Raija kurczowo chwyciła stromą drabinkę.

Serce mocno waliło jej w piersi, kiedy po niej schodziła. Wasilij nie odezwał się ani

słowem, zanim na powrót nie zamknął za sobą włazu.

- Jak myślisz, gdzie najpierw będą cię szukać? - spytał.

- U ciebie, to znaczy w kajucie sternika - odparła. Skinął głową. Uśmiechnął się, mimo

ciemności dostrzegła błysk jego zębów.

- Sądzę, że Walentin nie będzie miał czasu do ciebie zaglądać, Raija, i nie zauważy

twojego zniknięcia. Na wszelki wypadek muszę cię jednak ukryć.

Wasilij roześmiał się i poprowadził Raiję w stronę ciasnego, ciemnego i wilgotnego

pomieszczenia, przypominającego kubryk, w którym wcześniej leżeli ranni.

background image

- To być może nie jest konieczne, ale nie lubię ryzykować, kiedy stawka jest tak

wysoka. Tym razem gra toczy się o wszystko. Walentin pewnie zajrzy najpierw do kajuty

sternika, a gdy przekona się, że i tam cię nie ma, będzie po kolei sprawdzał wszystkie za-

kamarki. Kiedy przyjdzie mu do głowy, że mogłaś się ukryć tutaj, być może będzie już za

późno...

Za późno, pomyślała Raija. Tylko dla kogo? W pomieszczeniu paliła się jedna lampa.

Raija dostrzegła jakąś postać i kurczowo ścisnęła Wasilija za rękę, ale on pogładził ją

uspokajająco. Odsunął się i zamknął drzwi. Na wszelki wypadek przekręcił nożem zasuwę w

zamku.

- Nie obawiaj się, to kapitan, Raiju. Teraz jesteśmy po jednej stronie - znowu się

roześmiał. - Jeżeli Walentin zacznie szukać kapitana tu, gdzie go zamknął, i przekona się, że

pomieszczenie jest puste i zamknięte na klucz, jak sądzisz, zmartwi się?

Raija skinęła głową.

- I co pomyśli? - dopytywał się.

- Że to twoja sprawka - odparła bez wahania. Wasilij przytaknął. Wyglądał na

zadowolonego z siebie.

- Na pewno - przyznał. - I co jeszcze?

- Ze pomaga ci ktoś z załogi - dodała bez zastanowienia.

- Mądra dziewczyna!

Wasilij ułożył wilgotne prześcieradła jedno na drugim w ten sposób, że utworzyły

piramidkę, i usiadł na nich z Raiją.

Następnie wyciągnął likier i owoce kandyzowane. Wziął od Raiji chleb i podzielił go

na trzy równe części. Najpierw podał kapitanowi.

- Nie pamiętali chyba o posiłkach dla ciebie? - spytał. Kapitan potrząsnął głową i

zaczął łapczywie jeść. Wasilij otulił Raiję płaszczem.

- Nie możemy pozwolić, byś zmarzła - rzekł. - Będę musiał zgasić lampę. Wolałbym

tego nie robić, ale obawiam się, że to konieczne.

Skinęła głową, rozumiała, dlaczego.

- Zamykałeś za sobą drzwi, przekręcając nożem zamek - zauważyła między jednym

kęsem chleba a drugim. Za likier podziękowała, bo pragnęła zachować jasny umysł. I tak tu

na statku wlała już w siebie więcej wódki niż kiedykolwiek wcześniej. Zwykle po mocnych

trunkach robiła się senna, a to ostatnie, czego teraz chciała. - Walentin pomyśli, że jest z tobą

ktoś, kto ma klucz. Wasilij roześmiał się.

background image

- Właśnie, jestem sprytniejszy, niż się wszystkim zdaje! Mam nadzieję, że Walentin

połknie przynętę, choć nie do końca jestem tego pewien. On też nie jest taki głupi, na jakiego

wygląda. Obawiam się, że to rodzinne...

Wziął butelkę od kapitana, wypił odrobinę albo tylko udawał, bo Raija nie dosłyszała,

ż

eby przełykał.

- Kiedy zaczynaliśmy bunt, nikt nie wziął pod uwagę kaprysów pogody - mówił dalej

Wasilij. - Trudno ją rozszyfrować. Przyznam, że później, kiedy wyrzucono mnie ze statku,

liczyłem na to, iż morze się trochę rozkołysze! Święta Panienko, nigdy bym nie śmiał prosić o

sztorm. To za wiele. A teraz właśnie spełniają się moje życzenia.

Rozsadzała go radość.

- Ja także nie jestem taka głupia, na jaką wyglądam - zauważyła Raija. - Ale nie do

końca rozumiem, Wasilij. Zanosi się na coś więcej niż sztorm, tak? Czy ty coś szykujesz?

Chyba nieprzypadkowo wszedłeś na pokład?

- Oczywiście, że to nie przypadek! - roześmiał się i objął ją ramieniem. Raija nie

widziała w tym nic niestosownego. Co prawda Wasilij podobał jej się jako mężczyzna, ale w

tej chwili nie miało to żadnego znaczenia. Był przyjacielem. Obejmował ją jak przyjaciel. -

Oczywiście, że to część planu, Raiju. Walentin pomyśli, że pomaga mi jeden lub dwóch

członków załogi. Będzie szukał ciebie, mnie, kapitana i tych zdrajców.

Raija wstrzymała oddech. Wasilij potrafił mówić z równym przekonaniem, jak jego

kuzyn. To pewnie jeszcze jedna z ich wspólnych cech.

- Wymyśliłem pewien plan - mówił dalej Wasilij. Świadomie przeciągał, by rozbudzić

ciekawość kapitana i Raiji. - A moje plany zawsze były lepsze od planów Walentina. On o

tym wie. To jeden z powodów, dla których mnie nie lubi. Nigdy nie lubił przegrywać. Nigdy

też nie wyciągnął nauki ze swych błędów. Okrada mnie z moich kobiet, ubrań, sposobów

przyrządzania piwa, moich pomysłów... Ale jemu nigdy nic nie udaje się tak jak mnie...

- Jednak przechwala się tak samo jak ty - przerwała Raija niecierpliwie. - Wyjaśnij

wreszcie, o co chodzi, zanim Walentin się tu zjawi. Co się właściwie dzieje?

- Udało mi się przeciągnąć całą załogę na swoją stronę - rzekł Wasilij. - Bez trudu

udowodniłem ludziom, że ich okłamał. Morale marynarzy jest wysokie, Walentin ma rację,

ale nie takie, jak by sobie życzył.

Wasilij znowu się roześmiał. Raija nie pojmowała, jak można się śmiać w takiej

chwili jak ta. Jej wcale nie było wesoło.

- Walentin bardzo się zdziwi. To nowy bunt, Raiju Bykowa. Odbieramy statek

Walentinowi - potwierdził słowa Wasilija kapitan.

background image

14

Fragmenty późniejszych wydarzeń na zawsze utrwaliły się w pamięci Raiji.

Decydujących lub trudnych momentów życia nigdy jednak nie zapamiętuje się takimi, jakimi

były naprawdę, bo to zbyt wiele dla zwykłego człowieka. Zachowuje się w świadomości

jedynie urywki.

Być może właśnie dzięki temu ludzie potrafią nadal normalnie żyć.

Raija usnęła z głową na ramieniu Wasilija. Pamiętała niejasno, że było jej zimno.

Pamiętała, że w pomieszczeniu panowała wilgoć, a na podłodze zebrało się sporo wody. I że

zewsząd otaczały ją nieprzeniknione ciemności. Ciemność przypominała ścianę. Pojawiała się

natychmiast wraz z otworzeniem oczu.

Dlatego dobrze było zamknąć oczy i uciec stąd na skrzydłach snu.

Kiedy Wasilij ją obudził, nie pojmowała, jakim cudem mogła w tych warunkach spać.

Czyżby jednak wypiła za dużo wódki?

Statkiem już nie kołysało, rzucało nim z burty na burtę.

Raiję ogarnęła panika. Zerwała się na równe nogi, chciała wybiec na pokład, za

wszelką cenę dostać się na górę, ku światłu! Nie chciała utonąć uwięziona pod pokładem.

Wasilij musiał potrząsnąć Raiją, by oprzytomniała. Nadal czuła lęk, ale opanowała

krzyk.

- Nie bój się, nic ci tu nie grozi. Nikt nie zginie - uspokajał ją.

Raija podejrzewała, że nie mówi prawdy. Powiedział przecież, że przygotował kolejny

bunt. Na pewno dojdzie do rozlewu krwi! W pewnej chwili przemknęło jej przez głowę, że

ona sama pragnie śmierci Walentina.

Przeraziła się.

Nigdy nikomu nie życzyła śmierci. Nie przypuszczała, by w ogóle była do tego

zdolna. Teraz, zdumiona, musiała uznać, że nie znała siebie tak dobrze, jak jej się wydawało.

To zaskakujące i przerażające, że tli się w niej taka żądza zemsty.

- Nie bój się - powtórzył Wasilij. - Takie kołysanie to jeszcze nic.

Raiję przeszedł dreszcz. Czyżby naprawdę mogło być gorzej?

- Właśnie nadszedł odpowiedni moment - mówił dalej Wasilij. - Walentin chyba nie

zauważył, że uciekłaś z kajuty kapitana. Nie miał czasu sprawdzić, ale wcześniej czy później

zechce do ciebie zajrzeć, Raiju. Teraz jest zbyt zajęty, bo nie udało mu się ominąć sztormu.

Burza nadciągnęła szybciej, niż się spodziewał. Marynarze muszą jak najprędzej ściągnąć

background image

ż

agle, a z tym jest dużo pracy. - Uścisnął Raiję i dodał: - Krótko mówiąc, nie możemy dłużej

czekać. Nie możemy czekać, aż morze się uspokoi. Myślę, że Walentin spróbuje dostać się w

sam środek burzy. Tam zwykle jest spokojnie. To brzmi jak niedorzeczność, prawda?

Myślisz, że tam kipi piekło, a tymczasem zazwyczaj panuje spokój, morze gładkie jak szklana

tafla. A wkoło koniec świata.

Nie możemy czekać, Raiju. Musimy wydostać się na pokład i wykorzystać

zamieszanie...

Raija pojmowała, że mówiąc „musimy”, nie myśli o niej.

- Ty zostaniesz na dole, będziesz tu bezpieczniejsza - potwierdził jej przypuszczenia.

Zdawało się, że tak naprawdę uważa, ale tym samym przeczył wcześniejszym

zapewnieniom. Mówił przecież, że nikt nie zginie...

Weź się w garść, Raija! szeptał jej jakiś wewnętrzny głos, który próbował pomóc jej

zachować rozsądek.

Jedyne, czego pragnął Wasilij, to ją ochronić, chciał dla niej jak najlepiej.

Ale tu, głęboko pod pokładem, było mokro i przerażająco ciemno. Raija nie

dostrzegała nawet ścian. Powietrze do tego stopnia przesycone było wilgocią, że odnosiła

wrażenie, iż zamieniało się w ciecz.

Słyszała plusk.

Statek nabierał wody.

Nie, za nic tu nie zostanie, nie chce utonąć uwięziona pod pokładem!

- Nie możemy cię zabrać ze sobą na górę - tłumaczył Wasilij.

Jego głos rozlegał się tuż przy jej uchu, ciepły oddech muskał jej policzek. Chciała

uwierzyć i dać się przekonać, ale wszystko się w niej sprzeciwiało.

- Będę przeszkadzała?

- Nie w tym rzecz. Boję się, że Walentin mógłby cię dostać w swoje łapy - powiedział

Wasilij wprost. - A wtedy wykorzystałby cię jako zakładnika i użył jako broni przeciwko

mnie. Doskonale wie, że to jedyny sposób, żebym się ugiął.

Raija nie chciała o tym myśleć.

- To dla ciebie najbezpieczniejsze miejsce, jakie znam - dodał. - Zostawimy tu owoce i

ostatni łyk likieru, będziesz się więc mogła w razie czego pocieszyć...

- Mam się upić ze szczurami, zanim pójdziemy na dno?

- Kiedy usłyszysz, że szczury uciekają, masz moje pozwolenie, by czmychnąć stąd

razem z nimi - odparł Wasilij. Nie żartował, jego głos brzmiał wyjątkowo poważnie. - Ale

wcześniej nie chcę cię widzieć na górze, Raija, bo zapowiada się na piekielne przedstawienie.

background image

Sztorm nie ucichnie tylko dlatego, że my się pokażemy na pokładzie; będzie mocno kołysało.

Może się zdarzyć, że na moment stracimy panowanie nad statkiem. Ale wierz mi, „Antonia”

ś

wietnie trzyma się na wodzie. To marzenie, nie statek. Będziesz się śmiała, lecz kocham go!

Myślę, że i on kocha mnie z wzajemnością, a kiedy poczuje, że to ja stanąłem za sterem,

posłucha mnie, odda mi się we władanie jak kobieta...

- Jak, do diabła, możesz mówić coś takiego? - prychnęła Raija.

Roześmiał się niemal tak samo jak Walentin. Raija przez moment zastanowiła się, czy

przypadkiem to nie on stoi obok.

- Próbuję cię tylko przekonać, że wszystko będzie dobrze, Raiju. Chwilami sytuacja

może wydawać się niebezpieczna, ale pamiętaj o tym, co ci powiedziałem. Będzie dobrze.

Prawie cała załoga przeszła na naszą stronę. Walentin nie ma żadnych szans. Sztorm

dodatkowo nam sprzyja...

- Burza zjawiła się jak na zawołanie - dodał kapitan.

Raija nie mogła oprzeć się wrażeniu, że minęło zaledwie parę godzin, od kiedy Wasilij

wszedł na pokład, a marynarze już przestali słuchać Walentina.

Wiatry szybko się zmieniają.

Wyglądało jednak na to, że Wasilij ma zaufanie do swych kolegów i nie żywi do nich

urazy za to, że wcześniej się od niego odwrócili.

- Nie chcę cię widzieć na pokładzie, jasne? - rzekł stanowczo.

- Tak - odparła posłusznie Raija.

Bała się zostać w tym ciasnym i ciemnym pomieszczeniu, ale musiała też przyznać, że

na pokładzie bałaby się jeszcze bardziej. Mogłaby ją zmyć fala albo zepchnąć wiatr, wokół

niej mogłaby się lać krew. Najbardziej obawiała się tego, że wpadnie w ręce Walentina.

Gdyby stała się zakładniczką Wasilija, także nie czułaby się bezpieczna, dodała w

myśli.

- Nie pokażesz się na górze, zanim po ciebie nie przyjdę, niezależnie od tego, jak

długo to potrwa!

- Dobrze.

- Bez względu na to, co się wydarzy, zostań tutaj. Zachowuj się cicho, pod żadnym

pozorem nie zapalaj lampy, nie próbuj czerpać wody, nie krzycz.

- Dobrze.

Była coraz bardziej pokorna. Wreszcie Wasilij puścił ją i wstał. Raija usłyszała plusk

wody, która przesiąkła do środka. Bała się, ale przecież obiecała Wasilijowi, że się stąd nie

ruszy. Potrafiła dochowywać obietnic, miała to we krwi.

background image

- Nie spodziewałem się, że będziesz taka zgodna - przyznał Wasilij, kładąc dłoń na jej

kolanie.

Raija cieszyła się, że wokół panują ciemności. Dzięki temu kapitan nie dostrzegł gestu

Wasilija, a ona sama nie widziała wyrazu twarzy mężczyzny, któremu najwyraźniej nie była

obojętna. Powietrze zrobiło się jeszcze bardziej ciężkie.

- Chciałbym zostawić ci nóż - rzekł z westchnieniem. - Ale będzie nam potrzebny na

górze.

Doskonale to rozumiała.

- Zostanę tu - przyrzekła, starając się, by jej słowa zabrzmiały przekonująco. Nie

chciała, by Wasilij się o nią martwił. Miał na głowie tyle ważnych spraw, które znaczyły

więcej niż jej życie. O wiele więcej. - Dopóki szczury nie zaczną w popłochu biec w górę -

dodała ze słabym uśmiechem, którego Wasilij w tych ciemnościach nie mógł zobaczyć. Ale

mógł go usłyszeć. I rozpoznać ciepło w jej głosie.

Uścisnął jej kolano. Raija wiedziała, że chce się z nią w ten sposób pożegnać, a także

przekazać coś, czego nigdy nie ubierze w słowa. Z pewnością nie był skłonny do składania

deklaracji. Nie należał do tego typu mężczyzn. Nie padał na kolana - w każdym razie nie

często.

Wiedział, że jest szczęśliwa z Jewgienijem.

- Powodzenia - rzekła cicho. Poszli. Została sama w absolutnej ciemności. Wasilij nie

zamknął drzwi na zamek, ale to niczego nie zmieniało. I tak była sama.

Pomyślała, że ciemność nie jest ścianą, tak jak początkowo sądziła, lecz czymś, co ją

spowijało. Nie tak jak mgła, raczej jak woalka. Przesłaniała jej twarz, okręcała się wokół

głowy, Raija nie mogła się od niej uwolnić, nic przez nią nie widziała.

Przez chwilę uważnie nasłuchiwała. Coś plusnęło na podłodze gdzieś niżej. Raija nie

siedziała zbyt wysoko, mogła dotknąć desek, gdyby tylko trochę wyciągnęła nogi. Ale nie

chciała próbować. Wręcz przeciwnie - podkurczyła nogi jeszcze bardziej. Nie chciała

wiedzieć, jak wysoko podeszła woda, której przed burzą tu nie było.

Statek przeciekał.

Raija słyszała, jak trzeszczy i skrzypi. Słyszała, jak burty się skarżą. Po każdym

potężnym uderzeniu fal tak jęczały, że obawiała się, iż lada chwila ustąpią.

Wytrzymywały dzielnie napór wody i wichru.

Chyba Wasilij nie kłamał, kiedy mówił, że „Antonia” to dobry i solidny statek. Wciąż

jednak nie czuła się całkiem bezpieczna.

background image

Wyjęła korek z karafki z likierem, którego niewiele już zostało. Wiedziała, że trunek

jej nie posłuży, ale musiała jakoś zagłuszyć strach.

Przełknęła ostatnie krople. Napój miał słodki smak owoców, których nazwy nie znała,

ale pomyślała, że to smak lata, kwiatów i słonecznych promieni.

Poczuła, jak alkohol pali w żołądku, rozgrzewa na moment. Jednak w piersi czuła

chłód. Słyszała, jak wali jej serce, brzmiało chyba równie głośno jak skarga burt statku.

Chwilami Raija miała wrażenie, że nawet na pokładzie słychać uderzenia jej serca.

Walentin wcale nie będzie musiał jej szukać, podąży tylko za tym odgłosem.

Nasłuchiwała, co się dzieje na pokładzie, ale to nie zdało się na nic. Wydawało jej się,

ż

e słyszy tupot nóg w chodakach, by za moment dojść do wniosku, że nikt nie biega w taki

sposób, a poza tym ów odgłos rozległ się zbyt blisko.

Wasilij prosił ją, by siedziała spokojnie i żeby była cicho.

Przypomniała sobie powiedzenie o szczurach uciekających z tonącego okrętu i

wyobraziła sobie, jak gryzonie opuszczają „Antonię”.

Czy naprawdę są tu, pod pokładem? Nie słyszała nic, co mogłoby świadczyć o ich

obecności, ale mimo to w wyobraźni ujrzała całe hordy gryzoni.

Przebiegł ją dreszcz.

Bujna wyobraźnia naprawdę może być przekleństwem.

Statkiem wciąż silnie kołysało, burza jeszcze się nie skończyła. Najwidoczniej

„Antonia” nie zdołała jeszcze dotrzeć w samo serce sztormu. Burza najwyraźniej sprzyjała

Wasilijowi. Wykorzystując zamieszanie na pokładzie, z pewnością zamierzał rozprawić się z

Walentinem. Dlatego tak bardzo mu się spieszyło.

Miała do Wasilija żal, że nie wtajemniczył jej w swe plany, że jej nie zaufał. Choć

wywodzili się z różnych światów, przecież stali się sobie bardzo bliscy.

Jednocześnie jednak rozumiała, czemu zataił przed nią szczegóły. Tak było dla niej

bezpieczniej.

Powiedział, że prawie cała załoga przeszła na jego stronę. Ciekawe, jak przekonał

marynarzy, jakich użył argumentów. Dopiero co popierali Walentina, a już zwrócili się

przeciw niemu. Wasilij musiał być o wiele bardziej przekonujący.

Raija zmarzła tak bardzo, że dzwoniła zębami. Nie miała pojęcia, ile minęło czasu od

chwili, kiedy Wasilij i kapitan zostawili ją samą. Wydawało jej się, że ciągle słyszy trzask

zamykających się za nimi drzwi.

A może jeszcze nie zdążyli dotrzeć na pokład?

A może jest już po wszystkim?

background image

Albo właśnie walka rozgorzała na dobre.

Raija nie wiedziała. W myślach przywoływała obraz bitwy, słyszała wokół krzyki tak

wyraźne, że prawie od nich ogłuchła. Słyszała szalejący sztorm i uderzenia wichru.

Zacisnęła powieki. Objęła dłońmi pustą karafkę. Czuła tak silne kołysanie, że

momentami rzucało nią od ściany do ściany.

A kiedy na powrót otworzyła oczy, panowała cisza. Absolutna cisza.

Raija wstrzymała oddech.

Było cicho.

Poniżej jej stóp pluskała woda, lekko i niemal przyjaźnie.

Cicho.

Minęło trochę czasu, zanim Raija zrozumiała, co się stało. To nie ten sztorm miotał

statkiem, to nie ten sztorm czuła i słyszała każdą częścią ciała.

Uświadomiła sobie, że odżyło jakieś inne doświadczenie, które właśnie uwolniło się z

okowów niepamięci. Sytuacja, w jakiej się znalazła, obudziła wspomnienia.

Jakby wytoczyły się pod wpływem uderzeń fal.

Raija przypomniała sobie, że już raz przebywała pod pokładem statku w czasie

sztormu, i to znacznie silniejszego niż ten. Fale ze wspomnień były wysokie jak góry.

Pulsowało jej w skroniach, głowa ciążyła, w uszach dudniły mocne uderzenia serca.

Niewiarygodne, ale wrażenia powróciły jak żywe. Wiedziała, że wtedy tak samo się bała.

Może nawet bardziej. Strach mocno utkwił jej w pamięci.

Poczuła, że otacza ją wielka pustka.

Nie znała swej przeszłości, mogła tylko zgadywać, że przeżyła coś podobnego wtedy,

kiedy Jewgienij stracił ramię. Tak mało o tym wiedziała, choć wiele razy opowiadano jej, jak

uratowała Jewgienijowi życie. Teraz zdała sobie sprawę, że postąpiła podobnie, jak niedawno

w przypadku Piotra.

Już nie miała wątpliwości, że tkwiła w niej jakaś moc, coś wielkiego i potężnego, coś,

czego sama nie mogła pojąć. Coś, czego nie powinna poznać.

Choć wiedziała, że jest tylko narzędziem sił z zewnątrz, cieszyła się, że może zrobić

coś dobrego dla innych. To wielka rzecz, wspaniałe uczucie, które sprawiało, że nabierała

pokory.

Zrobiło się niebezpiecznie cicho. Tak przerażająco i przenikliwie cicho.

Cisza również może grzmieć w uszach.

Cisza również może przypominać krzyk.

background image

Zakłócały ją jedynie uderzenia fal. Nie były to fale sztormowe, woda obmywała burty

z lekkim pluskiem.

Pewnie znaleźli się w samym środku sztormu, jakby w oku cyklonu. To o tym mówił

Wasilij. Użył bardzo trafnego określenia, uznała Raija. Oko musi być spokojne, spojrzenie

właściwe sztormowi - zimne.

A może burza już przeszła?

Dlaczego jest tak cicho? Co z Wasilijem? Dlaczego po nią nie przychodzi?

Obiecał, że zejdzie na dół, jak tylko sytuacja się wyjaśni, jak będzie po wszystkim.

Nie wątpiła w jego prawdomówność. Jeżeli jakikolwiek człowiek dotrzymywał danego słowa,

to był nim właśnie Wasilij.

Ale dlaczego to tak długo trwa?

Czyżby Wasilij się przeliczył? Może jednak marynarze nie stanęli po jego stronie?

Albo Walentin swymi gładkimi obietnicami po raz drugi zdołał ich przekonać do swych racji?

Raiję dręczyło tak wiele pytań.

Kołatały w jej głowie. I na każde pojawiało się mnóstwo sprzecznych odpowiedzi.

Raija całą wolą pragnęła się wydostać: ruszyć do drzwi, wspiąć się po drabince, potem

pójść wzdłuż długich, ciemnych korytarzy na powietrze i ku światłu.

Nie wiedziała, jaka to pora dnia. Im dłużej siedziała w ciemnym pomieszczeniu pod

pokładem, tym bardziej się bała. Całkiem zaschło jej w ustach, serce podchodziło do gardła.

Dlaczego Wasilij nie przychodzi? Dlaczego, do diabła, nie przychodzi? Może zranił

go Walentin? Może w tej chwili walczy ze śmiercią?

Trzeba mu pomóc! Tak, z pewnością trzeba mu natychmiast pomóc...

Ale prosił ją, by pod żadnym pozorem się stąd nie ruszała. Powiedział to z naciskiem.

Powtórzył kilka razy. Kazał jej czekać, póki po nią nie przyjdzie. Powiedział, że nigdzie

indziej nie będzie bezpieczna.

A może zaprzątnęły go inne sprawy, ważniejsze niż ona?

Raija drżała z niepewności. Nie ma nic gorszego, niż tak siedzieć i czekać.

Zmarzły jej ręce, zgrabiały palce. Nie była w stanie utrzymać karafki. Próbowała ją

uchwycić, ale karafka stoczyła się ze stosu prześcieradeł i wpadła z pluskiem do wody.

Przechyły statku sprawiały, że uderzała rytmicznie to w jedną, to w drugą ścianę.

Raiji przyszło do głowy, że może słychać to na pokładzie i że ten odgłos może ją

zdradzić.

Ogarniało ją coraz więcej wątpliwości.

W końcu była już niemal pewna, że Walentin zatriumfuje.

background image

- Diabeł pomaga sobie podobnym - syknęła przez zaciśnięte zęby.

Wasilij był idealistą, walczył o poprawę losu marynarzy i ich rodzin. Walentin zaś

myślał tylko o własnych sprawach, chciał władzy dla siebie, a nie dobra innych.

Raija poczuła, że ogarnia ją złość. Ciągle się bała, ale gniew w końcu wziął górę nad

strachem. Nie była już w stanie dłużej znosić bezczynnego siedzenia i czekania. Uznała, że

musi wyjść na pokład. Musi zobaczyć, co się stało.

Zsunęła się ze stosu prześcieradeł do wody, która już sięgała jej do pół łydki. Po

omacku posuwała się w ciemności. Znalazła drzwi i drabinkę prowadzącą do góry.

Musi się dowiedzieć.

background image

EPILOG

Było coś nierzeczywistego w tym, że tak stała razem z Wasilijem i spoglądała na

wyłaniający się zarys katedry Świętego Michała.

Jeszcze niedawno nie wierzyła, iż doczeka takiej chwili. Sądziła, że przyjdzie jej

zginąć.

A teraz Walentin leżał na pokładzie w płóciennym worku, starannie zasznurowanym,

jak gdyby w obawie, że nawet martwy zechce się jeszcze wymknąć.

- Dobrze, że tak się stało - odezwał się Wasilij.

Stał, obejmując Raiję ramieniem. Nikomu nie wydawało się to dziwne, nikt nie

doszukiwał się w tym żadnej dwuznaczności. Nawet Raija.

Walczyli przecież po jednej stronie. Teraz wracali do domu otoczeni swego rodzaju

chwałą.

- Oleg prawie cały dzień i całą noc rozmawiał z policjantami w swym kantorze. Oni

nie dopuszczą, by sprawa buntu odeszła w niepamięć. Chcą znaleźć i ukarać winnego, dostać

tych, którzy zamordowali kapitana „Raiji”. Dobrze, że Walentin nie żyje.

Zamilkł. Uścisnął Raiję, po czym opuścił rękę i odsunął się. Zacisnął dłonie na

krawędzi burty.

Nie chciał, by ktoś z lądu ich zobaczył, kiedy tak stoją razem. Mogliby w ten sposób

dać powód do plotek.

- To najniższa cena, jaką mogliśmy zapłacić, Raija. Nie odzyskalibyśmy statków w

inny sposób. Walentin nigdy dobrowolnie by się nie poddał. Uprowadziłby „Raiję” i

„Antonię”, a ciebie razem z nimi. Bóg jeden wie, dokąd by popłynął. Może udałoby mu się

zawinąć do jakiegoś rosyjskiego portu i sprzedać statki. Wszędzie można znaleźć

nieuczciwych ludzi. Zgubiłby wiele rodzin, a ciebie za nic by nie wypuścił. Możesz mi nie

wierzyć, ale bardzo chciał cię mieć. I wziąłby cię, nawet gdyby miał zostać za to surowo

ukarany. Nie bał się niczego. Nie bał się nawet śmierci...

Raija zamknęła oczy.

Pomyślała, że Wasilij miał rację. Walentin nie bał się śmierci. Sam wyszedł jej na

spotkanie.

Takim go zapamięta...

Wspinanie się w ciemności po chybotliwej i wąskiej drabince przywodziło na myśl

scenę z sennego koszmaru. Raija, stojąc na śliskim szczeblu, walczyła z pokrywą włazu, która

background image

zagradzała jej wyjście na pokład. Nigdy by nie pomyślała, że może być taki ciężki! Dobrze,

ż

e nie mogła spojrzeć w dół.

Kiedy już była pewna, że zgnije tu w ciemności, że Walentin triumfuje i że wszyscy o

niej zapomnieli, pokrywa ustąpiła.

Ostrożnie wchodziła coraz wyżej, wreszcie dotarła na pokład. Uderzyły ją cisza i

chłód. Powietrze było zimne i rześkie, gęsto spowijało statek. Całkiem niedaleko dostrzegła

maszty „Raiji”. Tam też panował dziwny spokój.

I morze było spokojne.

Wydawało się, jakby wszystko wstrzymało oddech, jakby wszyscy poumierali. Jak

gdyby ona jedna pozostała przy życiu.

Serce waliło jej jak młotem. Snuła coraz bardziej niesamowite myśli i wyobrażenia.

Przerażony człowiek wszystko wyolbrzymia. W strachu nawet to, co najbardziej

nieprawdopodobne, wydaje się możliwe.

Raija krążyła po statku. Znalazła nóż, ale właściciel jakby się rozpłynął. Nie

zauważyła krwi. Żadnych śladów walki.

Wydawało jej się, że trafiła na statek - widmo, który wszyscy opuścili w popłochu.

Nie pomyślała, że ktoś musiał stać u steru, nie pomyślała o takim drobiazgu.

Morze nie było jej żywiołem, nie znała go i przerażało ją. Myśl, że jest sama,

dodatkowo potęgowała lęk.

Dotarła do kajuty kapitana. Nie wiedziała, czemu poszła akurat w tę stronę. Może

dlatego, że znała drogę, a może pomieszczenie to kojarzyło się jej z pewnego rodzaju

bezpieczeństwem.

Drzwi stały otworem.

Weszła do środka.

W kajucie zobaczyła tylko Walentina i Wasilija. Wasilij przyciskał do brzucha

Walentina poduszkę, która cała była czerwona. Raija zobaczyła, że prześcieradła również są

zaplamione krwią.

W pierwszej chwili Raija pomyślała, że Walentin nie żyje. Jego twarz nawet nie

drgnęła, była całkiem bez wyrazu, jak twarz martwego człowieka.

Wasilij spojrzał na Raiję.

- To już koniec - rzekł. I zaraz dodał z wyrzutem: - Miałaś zostać pod pokładem, póki

po ciebie nie przyjdę. Czy tak trudno ci dotrzymać tego, co obiecałaś?

Raija potrząsnęła głową. Odsunęła ręce Wasilija i podniosła poduszkę.

Walentin miał głęboką ranę w brzuchu. Mocno krwawił.

background image

Poduszka nic nie pomoże. Wasilij musiał o tym wiedzieć, ale pewnie złapał to, co

pierwsze wpadło mu w rękę.

Raija usiadła na brzegu koi. Położyła ręce na ranie, na zimnej skórze.

Walentin spojrzał na nią.

- Nie mogłaś beze mnie wytrzymać - szepnął ochryple i uśmiechnął się. Raija nie

odpowiedziała. Słyszała jego słowa jak przez mgłę, ale ich sens do niej nie dotarł. Nawet nie

mogły jej rozzłościć.

To nie trwało długo. Nie zabrało wiele czasu. Walentin stracił dużo krwi. Raija nadal

trzymała dłonie na ranie, ale poświata wokół niej zniknęła.

Walentin uśmiechał się, umierając.

Być może zobaczył coś, czego żywi nie mogli dojrzeć. Raija uśmierzyła najgorsze

cierpienia, ale nie zdołała uratować mu życia.

Nie wiedziała, czy tego chce.

Jednocześnie uświadomiła sobie, że to nie zależy od niej. Jak dobrze, że nie sama tym

kieruje.

Nie musi wybierać.

Czuła się wyczerpana. Wasilij przeniósł ją na krzesło.

Następnie umył ciało zmarłego i włożył do płóciennego worka, który dobrze zawiązał,

choć wiedział, że na lądzie jeszcze zostanie otworzony. Walentin nie od razu spocznie w

pokoju.

Potem Wasilij opowiedział Raiji o wszystkim, co wydarzyło się pod jej nieobecność

na pokładzie.

O Walentinie, który stracił władzę. O marynarzach, którzy nie chcieli walczyć do

upadłego, którym w zupełności wystarczyła poprawa warunków na statku, wyższa płaca i

ś

wiadomość, że mają pracę i zatrudnienie na więcej niż jeden rejs, jeżeli dobrze się sprawią.

Nie zamierzali wysuwać dodatkowych żądań. Kiedy dowiedzieli się, że przeciw nim wyru-

szyła cała flota, zrozumieli, że nie chcą walczyć w prywatnej wojnie Walentina.

- Tak, to zadecydowało - stwierdziła Raija bezbarwnie. Poznała to po twarzach wielu

marynarzy, którzy wyraźnie zazdrościli rannym opuszczającym pokład.

- To było kłamstwo - rzekł Wasilij i usiadł ciężko po drugiej stronie stołu.

Raija spojrzała w jego niebieskozielone oczy, podkrążone, z przekrwionymi białkami.

Policzki Wasilija jeszcze nigdy nie wydawały się tak chude i zapadnięte.

- To było kłamstwo - powtórzył cicho, ponieważ drzwi pozostały otwarte. -

Zaryzykowaliśmy. Spodziewaliśmy się, że Walentin nie będzie czekał z założonymi rękami,

background image

aż zostanie pokonany. Liczyliśmy na to, że marynarze nie zechcą za niego umierać.

Skłamaliśmy. To właśnie było częścią mojego planu, którego nie chciałem ci wyjawić.

Minęło trochę czasu, zanim do Raiji dotarło znaczenie tych słów i zanim zrozumiała,

ż

e Wasilij z Olegiem razem to uknuli. Może zresztą nie tyle Oleg, co Wasilij.

- Nie mogliśmy Walentinowi nic zaproponować - dodał Wasilij, wzruszając

ramionami. - Inni właściciele statków powiedzieli, że nic ich nie obchodzi bunt na „Antonii” i

„Raiji”, że Oleg musi to załatwić na własną rękę. Oni niczym nie ryzykowali, zaś Jurków i

Byków mogli stracić wszystko.

- A co ty z tego masz? - spytała Raija blado. Znowu to samo wzruszenie ramion.

- Zakładam, że Oleg dotrzyma obietnicy. Nie mam nic przeciwko temu, by zostać

kapitanem...

- A marynarze?

- Dostaną to, co Oleg przez cały czas obiecywał. Tylko ci, którzy zamordowali

kapitana „Raiji”, zostaną oddani w ręce gubernatora, co do tego mówiliśmy prawdę...

- Ale z ciebie zimny drań - zauważyła Raija. Skinął głową.

- To typowe w naszej rodzinie - odparł, przebiegając wzrokiem po worku leżącym na

podłodze.

Wpłynęli do portu. Czekały ich zwykłe dni.

Znowu będzie trzymała Michaiła w ramionach. Jewgienij wróci do domu. Wiele

będzie musiała wyjaśnić.

Ale nie mogła postąpić inaczej, wybór nie należał do niej. Do działania popchnęło ją

coś, co istniało poza nią, coś dużo silniejszego.

Tak, wiele trzeba będzie wyjaśnić.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron