Światło świeci w ciemności
Pewien mały kościół ewangelicki we Francji potocznie
nazywany jest „kościołem płonących lamp”.
W każdą sobotę wieczorem ludzie ze wsi zbierają się w
nim na nabożeństwo. Każdy przybywający przynosi ze
sobą lampę oliwną, zapala ją i stawia na szerokich
oparciach ławek. W ten sposób, w czasie każdego
sobotniego nabożeństwa kościół rozświetla się od blasku
oliwnych lamp. Zwyczaj ten zrodził się w roku 1550.
Od tamtego czasu każdy członek gminy religijnej
wyznający swoją wiarę otrzymuje lampę, którą zachować
ma aż do śmierci i którą zobowiązany jest przynosić na
każde nabożeństwo. Już od czterystu lat lampy te
przechodzą z rąk do rąk i każdy wie, że jeśli nie ma go na
nabożeństwie wraz z jego lampą, w kościele będzie nieco
ciemniej.
Ten piękny obyczaj przywodzi na myśl ów fragment z
Nowego Testamentu, w którym mowa jest również o
lampach oliwnych. Chodzi w nim o panny rozważne i
nierozważne, którym wystarczy lub nie wystarczy oliwy
do lampy, by podtrzymać w niej płomień i wyjść
oblubieńcowi naprzeciw.
Jeśli przyjrzymy się dokładniej symbolowi lampy oliwnej
spostrzeżemy, że tak samo może się to odnosić do innego
światła - do niewidzialnego światła ducha. Światło to, jak
mówi o tym powszechna nauka, u zarania dziejów zstąpiło
w dół, by służyć pomocą upadłym istotom,
mikrokosmosom i by rozświetlać ich pełną trudu drogę tak
długo, aż kiedyś świadomie pochwycą to światło, by móc
powrócić do Ojca.
Do ludzkości wciąż na nowo przychodzili posłańcy tego
światła, by rozniecać je w tej naturze jak jasną pochodnię,
by stała się widoczna dla wszystkich, którzy mogą to
światło zobaczyć.
W tradycji chrześcijańskiej mówimy o świetle Chrystusa i o
Jezusie, który przed 2000 lat poprzez to światło otworzył
dla ludzkości nową możliwość ratunku.
„Pójdźcie za mną” mówił następnie do swoich uczniów i
do wszystkich, którzy w niego wierzyli.
„Postąpić za Jezusem-Chrystusem” oznacza pozwolić, by
to niewidzialne, duchowe światło w nas się rozpaliło,
podtrzymywać ten płomień i przez to samemu być
światłem dla świata i ludzkości.
Słowa z Kazania na Górze: „Wy jesteście światłem świata”
powinny się odnosić także do Was.
Kto rozpalił to światło w swoim sercu i żył z niego, stawał
się „oświeconym”. Przeżywał on nowe narodziny,
narodziny ze światła.
A jak to się ma do nas, ludzi XXI wieku, którzy co roku
świętujemy tak zwane święto światła. Czy zrozumieliśmy
coś, jeśli chodzi o te wielkie możliwości i czy je
wykorzystaliśmy? Czy potraktowaliśmy z pełną powagą
napomnienie Angelusa Silesiusa (1624-1677): „Choćby
Chrystus tysiąc razy narodził się w Betlejem, a nie w tobie,
i tak byłbyś stracony”?
Musimy sobie uświadomić, że duchowe światło, światło
Chrystusa, także dzisiaj – tu i teraz – jest obecne i czeka,
byśmy otworzyli na nie swoją istotę. Światło to chce nas
odnaleźć właśnie teraz, dzisiaj, w tej chwili.
Otwórzmy więc nasze serca i głowy, aby światło to mogło
w nas wejść i rozświetlić całą naszą istotę. I przyczyńmy
się w ten sposób do tego, aby stać się świecącym
płomieniem dla świata.
Oby nadchodzący czas przyniósł nam w tym znaczeniu
rozjaśniające światło