DRUGI LIST DO KORYNTIAN
Pismo skierowane jest do wiernych Kościoła Koryntu (1,1) oraz do wspólnot sąsiadujących
z Koryntem (1,1b;
Kol 4,16
). Powstało podczas drugiego pobytu Pawła w Macedonii (2,12nn;
9,2;
Dz 20,1
), pod koniec r. 57, w następujących okolicznościach: Po krótkiej, zapowiedzianej
pierwszym listem (4,18nn), wizytacji Kościoła korynckiego (1,15nn; por. 12,14; 13,1) Paweł
zamierzał (1,15nn) ponownie go odwiedzić. W tym czasie zdarzył się jednak wśród Koryntian
nie znany nam bliżej, lecz z pewnością samemu Pawłowi wielką przykrość sprawiający
incydent (2,5nn), na skutek którego Apostoł (1,23; 2,3) odwołał powziętą już decyzję i zastąpił
planowaną podróż listem. W smutku wielkim więc i we łzach pisze Paweł dziś już nie
istniejący list, z którym posyła do Koryntu Tytusa (2,3; 7,8nn). Według pomyślnych
wiadomości przywiezionych następnie przez owego posłańca, na którego oczekiwał Paweł z
niecierpliwością najpierw w Troadzie, a potem w Macedonii (2,12nn), winny przestępstwa
korynckiego został ukarany, szacunek dla autorytetu Apostoła przywrócono i na nowo
zapanował we wspólnocie porządek. Aby więc usunąć nawet resztki jakichkolwiek
nieporozumień, uradowany tym stanem rzeczy Paweł pisze list, zwany dziś Drugim Listem do
Koryntian, wyjaśniając w nim, między innymi, dlaczego zmienił swą decyzję przybycia do
Koryntu.
Jest to jedno z pism Pawła najbardziej znanych z trudności introdukcyjnych. Trudności
owe, świadomie lub może podświadomie, egzegeci jeszcze do niedawna pomijali milczeniem,
koncentrując wszystkie swoje wysiłki na poszukiwaniu treści teologicznych tego listu. Krytycy
nowszych czasów dostrzegają w nim wiele aluzji, niedomówień, dubletów utrudniających
zrozumienie tak struktury całego listu, jak i niejednej szczegółowej wypowiedzi.
Jeżeli autentyczność 2 Kor jest kwestionowana – i to w nielicznych tylko fragmentach –
przez bardzo niewielu uczonych, to ciągle jeszcze jest żywo dyskutowany problem jedności
tego listu. Zastrzeżenia starszych badaczy dotyczą trzech fragmentów:
2 Kor 6,14 – 7
,1; 8,9 i
10–13. Jednak krytyka tekstu tego nie potwierdza.
Należy przyjąć – i takie jest stanowisko wielu współczesnych egzegetów katolickich – że
rozdz. 9 to rzeczywiście odrębne pismo, rodzaj biletu, który został przesłany przez Pawła
pozostałym, prócz Koryntu, Kościołom Achai. Kiedy powstawało tzw. Corpus Paulinum, ten
krótki tekst znalazł się w 2 Kor, ze względu na podobną problematykę, bezpośrednio po rozdz.
8.
Za przypuszczeniem, że rozdziały 10–13 nie należały pierwotnie do 2 Kor, przemawiają
nade wszystko racje psychologiczne. Rozdziały 10–13 wprowadzają tak odmienny nastrój i
zostały napisane w tak odmiennym tonie, iż trudno przypuścić, by mogły stanowić ciąg dalszy
fragmentu 1–9. W pierwszych dziewięciu rozdziałach Pawłowi zależy na pojednaniu się ze
wspólnotą, na usunięciu wszelkich nieporozumień, natomiast w rozdziałach 10–13 Apostoł
znów atakuje gwałtownie swoich przeciwników i zarzuca Koryntianom wiele uchybień. Tak
więc należy przypuszczać, że tekst
2 Kor 10
–13 nie stanowił pierwotnie części składowej 2
Kor.
Wspomnieć też należy o teorii tzw. piątego listu do Koryntian. Zwolennicy tej teorii
utrzymują, że Paweł napisał co najmniej pięć listów do Koryntian. List pierwszy – to tzw.
epistola praecanonica, drugi – to kanoniczny 1 Kor, trzeci z kolei jest „list we łzach pisany”,
czwarty stanowi kanoniczny 2 Kor, piąty zaś byłby list złożony z ostatnich czterech rozdziałów
2 Kor. Powstał przypuszczalnie z powodu nowych incydentów, które zdarzyły się w Koryncie
po napisaniu 2 Kor, czyli czwartego kolejnego listu do Koryntian. Teoria ta budzi szereg
zastrzeżeń.
Co do „listu we łzach pisanego” najbardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że został
on zredagowany w czasie między Pierwszym a Drugim Listem kanonicznym do Koryntian.
Listu tego nie można utożsamiać z żadnym z kanonicznych listów do Koryntian w całości, ani
z jakimikolwiek ich fragmentami. Jest to drugi zaginiony list Pawła do Koryntian.
Tak więc nie ulega wątpliwości, że pisząc 2 Kor Paweł wybiera się już po raz trzeci do
Koryntu. Jest również rzeczą pewną, że pierwszy raz bawił tam podczas drugiej podróży
misyjnej. Niewiele natomiast można z powyższych danych wywnioskować co do czasu i
okoliczności, w których doszło do drugiej podróży, zwanej inaczej podróżą pośrednią (visita
intermedia). Chociaż to określenie – wizyta pośrednia – jest w pewnym sensie przesądzeniem
spraw na rzecz jednej z hipotez rozwiązujących problem daty drugiej podróży Pawła do
Koryntu – to jednak ciągle jeszcze daleko egzegetom do jednomyślności pod tym względem.
Uznać należy za najbardziej prawdopodobną teorię, według której rzeczywiście miała
miejsce tzw. wizyta pośrednia Pawła w Koryncie. Przypadła ona najprawdopodobniej na lata
pomiędzy zredagowaniem pierwszego i drugiego listu do Koryntian, dokładniej, między 1 Kor
a „listem we łzach pisanym”, w ramach trzeciej podróży misyjnej Apostoła. Przebywając już
jakiś czas w Efezie, został Paweł powiadomiony o pewnym zamieszaniu powstałym w
Koryncie wskutek ożywionej działalności nowo przybyłych tam pseudoapostołów. Sytuacja
stawała się tym bardziej niebezpieczna, że owi pseudoapostołowie podważali nade wszystko
nauczycielską godność Pawła. Wkradało się przy tym rozluźnienie obyczajów przy
równoczesnym wzroście szacunku dla przepisów Prawa Mojżeszowego. Po pewnych
wahaniach – nie zapowiedziawszy uprzednio swojej podróży – udał się Paweł do Koryntu, by
ponownie zaprowadzić porządek w tak bardzo drogiej jego sercu wspólnocie.
Drugi List do Koryntian jest jednym z najbardziej osobistych pism Pawła. O życiu i
psychologii Apostoła dowiadujemy się właśnie najwięcej z tego listu. Nigdzie też nie broni
Paweł z podobnym zapałem swej apostolskiej powagi, nigdzie nie ukazuje się tak, jak w 2 Kor,
pasterzem dusz ludzkich.
Z ważniejszych dogmatycznie miejsc tego listu wymienić należy przede wszystkim dwa
fragmenty dotyczące nauki o odkupieniu: 5,14–21 (por.
Ga 3,13
;
Rz 8,3
i 8,9). Tematem, do
którego Paweł najczęściej nawiązuje w liście, jest sprawa apostolatu. Stawia go ponad
posługiwanie Mojżesza (3,9–11), przypisuje mu w pewnym sensie wartość warunkującą
osiągnięcie zbawienia wszystkich ludzi, gdyż przez niego dokonuje się pojednanie człowieka z
Bogiem (2,14–16; 5,18–20). Podkreśla też potrzebę dobrych uczynków: modlitw, jałmużny
(8,1), napomnień braterskich (2,7–11). Wreszcie w 2 Kor znajduje swe uzasadnienie nauka
katolicka o rzeczach ostatecznych człowieka: sądzie ostatecznym (1,14; 5,10), ponownym
przyjściu Chrystusa i chwalebnym zmartwychwstaniu (4,14).
ADRES (1,1–2)
1
1
Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa, i Tymoteusz, brat, do Kościoła Bożego,
który jest w Koryncie, ze wszystkimi świętymi, jacy są w całej Achai.
2
Łaska wam i pokój od Boga,
Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa!
1.
Wyrażenie z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa wskazuje na to, że Pawłowi zależy
szczególnie na podkreśleniu swej apostolskiej godności. Można się domyślać, że byli ludzie
podający w wątpliwość apostolskie posłannictwo Pawła i że w trakcie listu Apostoł będzie się z
nimi rozprawiał. Na razie ogranicza się do stwierdzenia, że nie jest apostołem z ustanowienia
ludzkiego, lecz z woli samego Boga, i że treścią jego apostolatu będzie osoba i życie Jezusa
Chrystusa.
Tymoteusz pochodził z Listry, a gdy Paweł podczas drugiej podróży zjawił się w tym
mieście jego matka była już chrześcijanką; zresztą nie wykluczone, że również i babka (
2 Tm
1,5
). Tymoteusz stał się z czasem jednym z najbliższych współpracowników Pawła. Apostoł
nazywa go swoim synem umiłowanym i wiernym w Panu (
1 Kor 4,17
;
Flp 2,19–22
). Listy
pasterskie – zwłaszcza 1,2 Tm – pozwalają przypuszczać, że Paweł powierzył mu szczególną
troskę o kilka Kościołów. Według
1 Kor 4,17
i 16,10 Tymoteusz miał z woli Pawła specjalną
misję do spełnienia właśnie w Koryncie. Wszystko przemawia za tym, że wywiązał się z
zadania w sposób należyty. W każdym razie jest Koryntianom znany i dlatego również od
niego przesyła im Paweł pozdrowienia. Wzmianka o wszystkich świętych, oprócz wiernych
Koryntu każe się domyślać, że list, z woli samego autora, miał być czytany we wszystkich
Kościołach Achai. Nie wiadomo gdzie, poza Koryntem, Kenchrami (
Rz 16,1
) i Atenami (
Dz
17,15
), mogłoby być w Achai inne większe skupisko chrześcijan.
2.
Życzenie łaski – od stereotypowego greckiego χαιρε – i pokoju – co kojarzy się z nie
mniej pospolitym u Żydów szalom – rozpoczyna wszystkie listy Pawła. Obydwa terminy
określają dobra nadprzyrodzone, związane z owocami zbawczej działalności Jezusa Chrystusa.
Dawcą tych dóbr jest w takim samym stopniu Bóg, jak Jezus Chrystus.
POZDROWIENIE I DZIĘKCZYNIENIE (1,3–11)
3
Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg
wszelkiej pociechy,
4
Ten, który nas pociesza w każdym naszym ucisku, byśmy sami mogli
pocieszać tych, co są w jakimkolwiek ucisku, tą pociechą, której doznajemy od Boga.
5
Jak bowiem
obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy.
6
Ale gdy
znosimy udręki – to dla pociechy i zbawienia waszego; a gdy pocieszani jesteśmy – to dla waszej
pociechy, sprawiającej, że z wytrwałością znosicie te same cierpienia, których i my doznajemy.
7
A
nadzieja nasza co do was jest silna, bo wiemy, że jak cierpień jesteście współuczestnikami, tak i
pociechy.
8
Nie chciałbym bowiem, bracia, byście nie wiedzieli o ucisku doznanym przez nas w Azji;
jak do ostateczności i ponad siły byliśmy doświadczani, tak iż zwątpiliśmy, czy uda się nam ujść z
życiem.
9
Lecz właśnie w samych sobie znaleźliśmy wyrok śmierci: aby nie ufać sobie samemu,
lecz Bogu, który wskrzesza umarłych.
10
On to ocalił nas tylekroć od śmierci i [nadal] będzie ocalał.
Tak, mamy nadzieję, że nadal będzie nas ratował
11
przy współudziale waszych za nas modlitw, aby
w ten sposób wielu dzięki składało za dar dla wielu w nas złożony.
3.
Od słów „Błogosławiony niech będzie Bóg” rozpoczynały się zazwyczaj modlitwy
Żydów. Następuje wzmianka o dwojakim ojcostwie Boga i jedyne w NT formalne, ale mające
wiele paraleli treściowych określenie: Bóg wszelkiej pociechy. Stosunkowo najczęściej u Pawła
ukazuje się Bóg w funkcji Ojca Jezusa Chrystusa, natomiast nigdzie poza tym tekstem nie jest
Bóg nazywany Ojcem miłosierdzia (por.
Mdr 9,1
). Nie wykluczone, że w ten sposób nawiązuje
Paweł do koncepcji zbawienia jako wielkiego dzieła miłosierdzia Bożego. W odwiecznej woli
Boga zrodziła się inicjatywa zbawienia i dlatego Bóg może być nazywany Ojcem tego dzieła.
4.
Choć w NT również Bóg jest często nazywany Sędzią, to jednak do Jego istoty należy
nie osądzanie i wydawanie wyroków potępienia, lecz udzielanie pociechy i podnoszenie na
duchu w utrapieniach, których życie nie szczędzi nikomu, a już szczególnie tym, którzy głoszą
Ewangelię. I jeśli ludzie niekiedy sami sobie udzielają pociechy, jeśli wzajemnie podnoszą się
na duchu, to pociechy owe mają swoje źródło w krzepiącej mocy samego Boga. Przy tej
sposobności dochodzi również do głosu bardzo specyficzna koncepcja apostolatu:
obowiązkiem apostoła jest pocieszanie. Izrael „według ciała” przechodził na przestrzeni swoich
dziejów różne nieszczęścia, uciski i niedole. Cierpienia i udręki należą również do elementów
nieodłącznych codziennego życia Izraela „według ducha”, tego Izraela, którego historia
rozpoczyna czasy mesjańskie. Chrystus wyraźnie zapowiedział swoim wyznawcom, że będą
musieli pić z kielicha Jego cierpień (
Mt 10,38n
), że spotka ich taki sam los jak Mistrza, bo nie
może być sługa większy od swego pana (
J 15,20
). Prawdziwości tego stwierdzenia Paweł sam
doświadczył wiele razy i aż nazbyt boleśnie. Sam o sobie powiedział przecież, że na swym
ciele nosi blizny, znamiona przynależności do Jezusa (
Ga 6,17
), że nosi nieustannie w swym
ciele konanie Jezusa (
2 Kor 4,10
). Zrozumiał też lepiej niż ktokolwiek potrzebę owych cierpień
w życiu każdego chrześcijanina, a zwłaszcza w życiu apostoła, i dlatego w jednym ze swych
listów pisał: Raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki
udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (
Kol 1,24
).
5.
Ale życie chrześcijanina – to nie tylko czarna noc ucisku i udręk. Cierpieniom
towarzyszy radość płynąca ze szczególnego zjednoczenia z Chrystusem. Wspólnota z Nim nie
ogranicza się bowiem jedynie do cierpień i poniżenia, lecz rozciąga się również na radość i
chwałę zmartwychwstania, co Paweł tak dokładnie wyłożył w
Rz 6
i do czego w swoich innych
pismach również wiele razy nawiązywał.
6.
Nie tylko na mocy specjalnie pojętej inwestytury apostolskiej, lecz także wskutek
wspomnianego przed chwilą zjednoczenia z Chrystusem, jest Paweł w sposób szczególny
związany z całą wspólnotą. Cokolwiek cierpi i czym się raduje – wszystko znosi z myślą o
wiernych; ich zbudowanie, ich duchowe dobro ma zawsze na względzie. Niczego już nie ma,
niczego nie przeżywa, niczego nie spodziewa się dla siebie samego, na swój własny użytek.
7.
Cierpienia Pawła były spowodowane jego własnymi doświadczeniami życiowymi. Lecz
wieści, jakie dochodziły z Koryntu, pozwalały mu również żywić nadzieję, że podobnie
owocują cierpienia wiernych tego miasta. Zarówno samego Apostoła, jak i zwykłych
wyznawców Chrystusa podtrzymywała na duchu wizja przyszłej nagrody, współwywyższenia z
Chrystusem.
8.
Wielu egzegetów, zwłaszcza starszych, uważało, że wyrażenie „udręka doznawana w
Azji” – to aluzja do fizycznych cierpień Pawła. Próbując sprecyzować rodzaj tych cierpień,
sądzili niektórzy, że chodzi tu o pewien typ malarii, której Apostoł nabawił się na bagnistych
terenach Azji Mniejszej. Zewnętrznym objawem owej choroby było przykre dla otoczenia
ropienie oczu, i dlatego Paweł jest tak bardzo wzruszony dobrocią Galatów, gotowych wydrzeć
sobie własne oczy i oddać je Pawłowi (
Ga 4,15
). Jednakże hipotezie schorzenia fizycznego
sprzeciwia się stwierdzenie Pawła, że te same udręki, co on, znoszą wszyscy Koryntianie. Poza
tym dziwne co najmniej byłoby zalecenie Apostoła wydane Koryntianom, ażeby tę dolegliwość
fizyczną zwalczali stałością swego postępowania. W tej sytuacji za bardziej prawdopodobne
należy uznać przypuszczenia tych, którzy we wspomnianych słowach Pawła widzą aluzję do
specjalnych trudności związanych z jego apostolską działalnością. Trudności te i
prześladowania były szczególnie przykre na terenie Azji. Warto na koniec wspomnieć o jeszcze
jednej, najnowszej hipotezie, dopatrującej się w „udręce Pawła” powtarzających się ciągle
wyrzutów sumienia, że oto jeszcze do niedawna był tak bezwzględnym prześladowcą
Chrystusa i Jego wyznawców. Niepokój ten, dzieło szatańskie, pozbawiał Pawła pewności
siebie i sprawiał swą natarczywością, że miewał on chwile jeśli nie desperacji, to prawdziwego
zwątpienia. Chrześcijański zwyczaj nazywania się wzajemnie braćmi i siostrami został przejęty
z języka judaistycznego i tu bardziej niż w ST harmonizował z zasadami moralnymi nowej
społeczności. Sam Chrystus oświadczył bowiem wyraźnie: kto pełni wolę Ojca mojego, który
jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką (
Mt 12,50
).
9–11.
Mimo najgroźniejszych niebezpieczeństw i najbardziej dotkliwego udręczenia
Paweł nie załamał się nigdy. Jego ostoją była wiara w Boga, który mocen jest nawet umarłych
przywrócić do życia (por.
Rz 4,17
). Może On przyjść ze skuteczną pomocą w sytuacjach po
ludzku sądząc bez wyjścia. Dlatego już w ST Bóg jest nazywany po prostu Wybawicielem (
Ps
18[17],3
;
70[69],6
). W przypadku Pawła wiara w opiekuńczą moc Boga opiera się na
doświadczeniu: Apostoł jest świadom tego, że z niejednej już opresji wydostał się tylko dzięki
wyraźnej pomocy Bożej. Aczkolwiek przekonany już o skuteczności pomocy Boga, Paweł
prosi jednak wiernych Koryntu o modlitwę. Ma to być modlitwa błagalna o opiekę Bożą nad
nim, ale i dziękczynna zarazem, bo taką winna być przede wszystkim modlitwa chrześcijanina i
taką bywała najczęściej modlitwa Pawła. Im większa będzie liczba ust modlących się do Boga,
tym milszy będzie Mu ów dar modlitewny.
PRÓBA WYJAŚNIENIA NIEPOROZUMIEŃ
ZAUFANIE APOSTOŁOWI (1,12–14)
12
Chlubą bowiem jest dla nas świadectwo naszego sumienia, bo w prostocie serca i
szczerości wobec Boga, a nie według mądrości doczesnej, lecz według łaski Bożej postępowaliśmy
na tym świecie, szczególnie względem was.
13
Nie piszemy wam bowiem czegoś innego niż to,
coście czytali i coście zrozumieli. Mam nadzieję, że i do końca będziecie nas rozumieć tak,
14
jak
już po części zostaliśmy przez was zrozumiani: mianowicie, że w dzień Pana naszego Jezusa ja
będę waszą chlubą, tak jak i wy moją.
12.
Wiersz ten stanowi wprowadzenie do nowego tematu. Prostota serca, szczerość wobec
Boga – to przymioty, których brak zarzucali prawdopodobnie Pawłowi Koryntianie. Kontekst
dalszy pozwoli przynajmniej wysunąć pewne przypuszczenia, dlaczego czyniono Pawłowi
takie zarzuty. Apostoł stanowczo przeczy tym insynuacjom, dając równocześnie do
zrozumienia, że swoim postępowaniem w pełni zasłużył na to, aby Koryntianie modlili się za
niego. Uważa, że może się nawet chlubić swoją postawą wobec chrześcijan korynckich, przy
czym warto pamiętać, że Paweł bardzo wyraźnie odróżnia fałszywe, nieuzasadnione
przechwalanie się przed ludźmi (
Rz 3,27
;
1 Kor 1,29
;
Ga 6,14
) od chlubienia się – z
najspokojniejszym sumieniem w Panu. Jeżeli zresztą ma jakiekolwiek rzeczywiste powody do
tego, żeby się chlubić, to jest w pełni świadom tego, że wszystko zawdzięcza Bogu i Jego
łasce. Korzystając z przykrych doświadczeń ateńskich, nigdy już potem nie silił się Apostoł na
mądrość tego świata, a w całej jego działalności w Koryncie – wypełnionej nauczaniem i
fizyczną pracą – chodziło mu jedynie o to, żeby zdobyć Koryntian dla Chrystusa, czego zresztą
nigdy nie ukrywał.
13–14.
O dwulicowość i hipokryzję posądzono Pawła dlatego, że w przekonaniu
oskarżycieli inaczej pisał w listach, a inaczej przemawiał, a jeszcze – być może – co innego
myślał. Jego postawa wobec wspólnoty – znów według przynajmniej jakiejś części Koryntian –
była niejasna. W odpowiedzi na ten zarzut Paweł ogranicza się do wyznania swojej szczerości i
prostolinijności jako nieodmiennych zasad traktowania wspólnoty. Przy sposobności stwierdza,
że w taki też sposób wielu wiernych korynckich rozumiało jego postawę. Apostoł ma zresztą
nadzieję, że przynajmniej dla owej części wiernych pozostanie takim na zawsze. Zresztą
wszystko okaże się kiedyś jasne. Gdy nadejdzie dzień Pański, również Koryntianie będą mieli
okazję do chlubienia się Pawłem, tak jak on – ma nadzieję – nimi, o czym zresztą wspominał
już w poprzednim liście (
1 Kor 1,7n
).
ZMIENIONY PROGRAM PODRÓŻY MISYJNO-APOSTOLSKICH
(1,15–2,4)
15
W tym przeświadczeniu postanowiłem już wcześniej do was przybyć – byście dostąpili
powtórnej łaski –
16
następnie udać się od was do Macedonii i z Macedonii znów przyjść do was po
to, byście mnie wyprawili w podróż do Judei.
17
Czyż więc poczynałem sobie lekkomyślnie,
wszystko to zamierzając? Albo układając to, czym postanawiał według ciała w ten sposób, iżby
„tak, tak” było u mnie [równocześnie] „nie, nie”?
18
Bóg mi świadkiem, że w tym, co do was mówię,
nie ma równocześnie „tak” i „nie”.
19
Syn Boży, Chrystus Jezus, Ten, którego głosiłem wam ja i
Sylwan, i Tymoteusz, nie był „tak” i „nie”, lecz dokonało się w Nim „tak”.
20
Albowiem ile tylko
obietnic Bożych, wszystkie w Nim są „tak”. Dlatego też przez Niego wypowiada się nasze „Amen”
Bogu na chwałę.
21
Tym zaś, który umacnia nas wespół z wami w Chrystusie i który nas namaścił,
jest Bóg.
22
On też wycisnął na nas pieczęć i zostawił zadatek Ducha w sercach naszych.
23
A ja
wzywam Boga na świadka mojej duszy, iż tylko dlatego, aby was oszczędzić, nie przybyłem do
Koryntu.
24
Nie żeby okazać nasze władztwo nad wiarą waszą, bo przecież jesteśmy
współtwórcami radości waszej; wiarą bowiem stoicie.
2
1
Sam to sobie postanowiłem, by nie przychodzić do was ponownie w smutku.
2
Jeżeli ja was
zasmucam, któż mi radość sprawi, jeśli nie ten, którego ja zasmucam?
3
A napisałem to, aby nie
doznać podwójnego smutku, gdy przybędę do tych, od których winienem doznawać radości;
zresztą jestem przeświadczony co do was wszystkich, że moja radość jest także waszą radością.
4
Pisałem bowiem do was będąc w wielkiej rozterce i ucisku serca, wśród wielu łez, nie po to, aby
was zasmucić, lecz żebyście wiedzieli, jak tym bardziej was miłuję.
15–16.
Licząc na zrozumienie przynajmniej u części chrześcijan korynckich zamierza
Paweł złożyć aż dwie wizyty w Koryncie. Spodziewa się, że Koryntianie z całą życzliwością
wyprawią go w dalszą drogę. W ten sposób została zapowiedziana druga podróż Apostoła do
Koryntu. Ponieważ nakreślony tu plan różni się cokolwiek od zamiarów przedstawionych w
1
Kor 16,5–9
, być może dlatego również posądzono Pawła o niestałość i hipokryzję. Jakkolwiek
rzecz miałaby się z poszczególnymi etapami tej podróży, Paweł wyraźnie stwierdza, że jego
wizyta w Koryncie będzie dla wiernych tego miasta okazją do zdobycia specjalnej łaski. Zdaje
sobie więc sprawę z tego, że jego posłannictwo jest również pośredniczeniem w otrzymywaniu
łaski od Boga. Tak zresztą pojmował Paweł swoje wizytacje wiernych także innych Kościołów.
Oto co np. pisze w Liście do Rzymian: Jestem przekonany, że przybywając do was, przyjdę z
pełnią błogosławieństwa Chrystusa (15,29).
17–18.
Paweł wie dobrze, że właśnie wspomniana przed chwilą zmiana planów
najbliższych podróży stała się powodem posądzenia go o niestałość, o lekkomyślne
traktowanie ludzi itp. Nie zamierza też zapierać się podjętych przez siebie decyzji. Przykro mu,
że jest posądzony o to, iż bezpodstawnie i lekkomyślnie, jakby dla wprowadzenia w błąd
wiernych, zmienił owe plany. Otóż samego Boga wzywa Paweł na świadka swojej
prawdomówności. Rzecz sama w sobie może nawet na to nie zasługuje, ale Apostoł chce
pokazać, jak wielką rolę odgrywa w jego życiu prawdomówność.
19.
Dla umotywowania tego twierdzenia odwołuje się do prawdy wysoce dogmatycznej,
co zdarza mu się zresztą niejednokrotnie (por.
Flp 2,5–11
). Paweł, jak każdy apostoł, przez to
wszystko, co sam myśli, mówi i czyni, powinien głosić Chrystusa, będącego uosobieniem
prawdomówności. Inaczej nie byłby wysłannikiem Chrystusa, nie mógłby cieszyć się Jego
pełnomocnictwami.
20.
Chrystus uosabiał prawdomówność nie tylko ze względu na osobistą wierność
prawdzie, lecz także dlatego, że w Nim okazały się prawdą wszystkie obietnice Boga dane
ongiś Izraelowi, a przez ten naród całej ludzkości. Charakter swoistych obietnic mają też
wszystkie typy starotestamentowe. Każdy z nich – wspomnijmy dla przykładu mannę, ofiary
starotestamentowe, przejście przez Morze Czerwone – znalazł swoje dopełnienie w Chrystusie
jako w antytypie. Tej prawdomówności i wierności Boga Kościół – jak w czasach Pawła, tak
po dzień dzisiejszy – składa hołd swoim własnym „tak”, uroczyście wypowiadanym w postaci
liturgicznego „Amen”, którym kończą się wszystkie modlitwy zanoszone do Boga przez Jezusa
Chrystusa (por. np.
Rz 1,8
;
1 P 4,11
;
Jud 25
).
21.
Ostatecznym źródłem wszelkiej prawdy w Kościele jest Bóg. On umacnia wszystkich,
zarówno Pawła jak i Koryntian, a dokonuje się to przede wszystkim przez chrzest św., nazwany
tu namaszczeniem Bożym. Tak zostały przedstawione symbolicznie obrzędy związane z
udzielaniem chrztu św., mocą którego każdy chrześcijanin otrzymuje Ducha Bożego.
22.
Drugim z kolei obrazem chrztu jest tzw. przypieczętowanie Duchem Świętym. Każda
pieczęć zapewnia autentyczność dokumentowi, na którym widnieje. Pieczęć Ducha Świętego
wyciśnięta na duszy chrześcijanina decyduje o jego przynależności do Chrystusa, której chrzest
jest zewnętrzną oznaką (por.
Ez 9,4–6
;
Ap 7,2–8
). Świadcząc już teraz o naszej przynależności
do Chrystusa chrzest jest równocześnie zadatkiem tej chwały, która wskutek szczegółowego
zjednoczenia z Chrystusem czeka nas w przyszłości. Kiedy bowiem Bóg daje nam swego
Ducha, to udziela czegoś ze swej chwały. Lecz jest to tylko cząstka czekającego nas kiedyś
szczęścia (por.
2 Kor 5,2
;
Ef 1,13–14
). Tak więc zostały ukazane wszystkie trzy Osoby Trójcy
Świętej. Każda z nich ma swój udział w trosce o zbawienie człowieka.
23–24.
Jeszcze raz wzywa Paweł Boga na świadka swej prawdomówności. Kto tak
postępuje, gotów jest własnym życiem świadczyć o głoszonej prawdzie. Przy sposobności
podaje też powód, dla którego zmienił swoje plany. Nie przybył do Koryntu – mimo obietnicy
– bo pragnął zaoszczędzić przykrych przeżyć Koryntianom. Powinien był bowiem surowo
ukarać chrześcijan korynckich. Miał do tego pełne prawo. Obawiał się jednak, że jego
wystąpienie będzie pojęte niewłaściwie; że będzie posądzony o nadużywanie swej władzy.
Może z czasem Koryntianie zrozumieją, że karząc kogoś z nich kieruje się Apostoł również
miłością. Na razie jednak – Paweł znał dobrze ich mentalność – na pewno niewłaściwie
odczytaliby napomnienia apostoła i ojca, który równocześnie czuje się sługą całej wspólnoty i
pragnie spełniać swoje posługiwanie we wspólnej z wiernymi radości. Ostatecznym zaś twórcą
i założycielem korynckiego Kościoła jest Bóg, obdarzający ludzi łaską wiary.
2,1–2.
Na wstępie tego listu zaznaczył Paweł, że jego powołaniem jest pocieszanie
strapionych. Gdziekolwiek się pojawi, powinien nieść ze sobą radość. Otóż zapowiedziana
przez niego uprzednio wizytacja nie mogłaby się odbyć w radosnej atmosferze. Musiałby
bowiem zasmucić Koryntian – domagała się tego jego ojcowska troska o ich duchowe dobro –
w nim samym zaś odżyłby na nowo smutek, spowodowany zachowaniem się przynajmniej
niektórych spośród Koryntian.
3–4.
W tej sytuacji uznał Paweł za wskazane odłożyć podróż do Koryntu na czas
stosowniejszy. Chciałby bowiem być dla swoich wiernych jedynie źródłem pociechy.
Pragnąłby również, aby oni byli dla niego także radością, a nie smutkiem. Dlatego podróż
zastąpił listem. W trakcie jego pisania towarzyszyły mu łzy obfite, ucisk serca i prawdziwa
rozterka. Właśnie ze względu na nastrój, w jakim powstawał, list ten jest znany pod nazwą „we
łzach pisanego”.
ZACHĘTA DO WYROZUMIAŁOŚCI (2,5–13)
5
Jeżeli zaś ktoś smutek sprawił, to nie mnie, lecz po części – by nie przesadzić – wam
wszystkim.
6
Niech już takiemu wystarczy kara wymierzona przez większość was.
7
Raczej wypada
teraz wybaczyć mu i podtrzymać go na duchu, aby nie popadł ów człowiek w rozpaczliwy smutek.
8
Dlatego napominam was, abyście z miłością rozstrzygnęli jego sprawę.
9
W tym też celu napisałem,
aby was wypróbować i aby się przekonać, czy we wszystkim jesteście posłuszni.
10
Komu zaś
cokolwiek wybaczyliście, ja też [mu wybaczam]. Co bowiem wybaczyłem, o ile coś miałem
wybaczyć, uczyniłem to dla was wobec Chrystusa,
11
ażeby nie uwiódł nas szatan, którego
knowania dobrze są nam znane.
12
Kiedy przybyłem do Troady, by głosić Ewangelię Chrystusa, a
bramy były dla mnie otwarte w Panu,
13
duch mój nie zaznał spokoju, bo nie spotkałem Tytusa,
brata mojego. Pożegnałem się przeto i wyruszyłem do Macedonii.
5–8.
Z braku dokładniejszych danych nadal nic nie wiadomo o owym wypadku w
Kościele korynckim, tak boleśnie przez Pawła wspominanym. Nie było to chyba wykroczenie
natury doktrynalnej, bo Paweł chwali Koryntian za ortodoksyjność ich wiary (1,24), musiało
być jednak bardzo karygodne, skoro Apostoł odkłada dawno już zaplanowaną podróż i pisze
list pełen smutku. Prawdopodobnie jeden z chrześcijan korynckich dopuścił się jakiejś
niesprawiedliwości względem drugiego. Tak więc wykroczenia dokonała jednostka, ale swymi
skutkami grzech ów dotknął wielu i w pewnym sensie obciążył całą wspólnotę, która nie od
razu zareagowała na to zło we właściwy sposób. Lecz ostatecznie zdrowe opinie przeważyły.
Grzech człowieka niegodziwego potępiono z taką surowością, że Paweł, w swej ojcowskiej
trosce o każdą duszę, musiał łagodzić oburzenie rozsądnie myślących chrześcijan korynckich.
Tylko dzięki interwencji Pawła przestępca ów mógł liczyć na miłosierdzie: łaskawość ze strony
całej wspólnoty.
9–11.
Na czymkolwiek polegałoby owo wykroczenie, było – podobnie zresztą jak każdy
grzech – nieposłuszeństwem, brakiem uległości wobec woli Boga albo ludzi, którzy
reprezentowali w Kościele wolę Bożą. Dlatego zalecając łagodność względem nieszczęśliwego
grzesznika równocześnie chce Paweł wypróbować uległość wspólnoty. Polecenie to jest zresztą
umotywowane odwołaniem się do przykazania miłości bliźniego: Nie można być
niepohamowanym w złości i gniewie, bo przez to wyrządziłoby się grzesznikowi krzywdę
jeszcze większą niż on sam już sobie wyrządził. Mógłby zwątpić w miłosierdzie Boże w ogóle,
a przez to popadłby w całkowite władanie szatana. Widać stąd, jak wszystkie kary i
napomnienia zawarte w etyce, którą głosił Chrystus, miały od samego początku i mają nadal
charakter leczniczy. Zresztą tak było już w ST, gdzie m.in. czytamy: Ja nie pragnę śmierci
występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył (
Ez 33,11
). Łaskawość
Koryntian względem człowieka występnego Paweł z góry w pełni aprobuje. On również –
aczkolwiek jeszcze do niedawna tak bardzo zbolały i zasmucony – przebacza wszystko,
cokolwiek przebaczyła przestępcy cała wspólnota. Nie jeden raz jeszcze będzie Paweł wydawał
polecenia w rodzaju tego: Znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby ktoś
miał coś do zarzucenia drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy (
Kol 3,13
; por.
Mt 18,18
;
1 J
2,1
). Zresztą jeśli Paweł z góry okazuje miłosierdzie grzesznikowi, czyni to głównie ze
względu na wspólnotę, z którą pragnie stanowić szczególną jedność.
12–13.
Tytus, poganin z pochodzenia, nawrócony być może przez samego Pawła (
Tt 1,4
),
stał się z czasem nieodłącznym towarzyszem podróży misyjnych Apostoła. To właśnie Tytus
został posłany do Koryntu w celu zaprowadzenia porządku w tej wspólnocie po omówionym
przed chwilą incydencie. Nie wykluczone, że to on przywiózł Koryntianom list Pawła „we
łzach pisany”. Wywiązawszy się pomyślnie z tego zadania (por. 7,5–7), z nie znanych nam
powodów, nie zdołał przybyć na czas do Troady, gdzie miał spotkać się z Pawłem. Opóźnienie
to napełniło Apostoła niepokojem i przedłużyło jego niepewność i obawy już nie tylko o losy
Koryntian, ale i Tytusa. Nie mogąc trwać zbyt długo w takiej duchowej rozterce, Paweł
wyruszył dalej na południe, mając nadzieję spotkać gdzieś w drodze umiłowanego ucznia.
OBRONA URZĘDU APOSTOLSKIEGO
GODNOŚĆ APOSTOLSKIEGO POWOŁANIA (2,14–17)
14
Lecz Bogu niech będą dzięki za to, że pozwala nam zawsze zwyciężać w Chrystusie i
roznosić po wszystkich miejscach woń Jego poznania.
15
Jesteśmy bowiem miłą Bogu wonnością
Chrystusa zarówno dla tych, którzy dostępują zbawienia, jak i dla tych, którzy idą na zatracenie;
16
dla jednych jest to zapach zgubny – na śmierć, dla drugich zapach ożywiający – na życie. A któż
temu sprosta?
17
Nie jesteśmy bowiem jak wielu, którzy kupczą słowem Bożym, lecz ze
szczerością, jak od Boga mówimy w Chrystusie przed Bogiem.
14.
Jakby zapominając na chwilę o smutnych sprawach korynckich, stanowiących
niewielki epizod w wielkim posłannictwie Apostoła, Paweł dziękuje Bogu za to, że jednak
ostatecznie Chrystus przez swych wysłanników, słabych ludzi, wszędzie odnosi zwycięstwo.
Rozprzestrzenianie się Dobrej Nowiny o Chrystusie przyrównuje do tryumfalnego pochodu
wodza rzymskiego. Pokonanym czuje się przede wszystkim sam Paweł, który jak jeniec
wojenny odbywa pochód za zwycięskim Chrystusem, co jeszcze dosadniej wyrazi w tym oto
stwierdzeniu: Po rozbrojeniu Zwierzchności i Władz jawnie wystawił [je] na widowisko,
powiódłszy je dzięki Niemu w tryumfie (
Kol 2,15
). Z metaforą tryumfalnego pochodu łączy się
obraz kadzidła, zwykle niesionego przed zwycięzcą. Otóż wszyscy chrześcijanie – a w
pierwszym rzędzie apostołowie – swoim postępowaniem niby wonią kadzidła głoszą
zwycięstwo Chrystusa.
15–16.
Tę samą myśl przekazał Paweł Koryntianom już w pierwszym do nich liście:
Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas,
którzy dostępujemy zbawienia (
1 Kor 1,18
). Wobec Ewangelii, podobnie zresztą jak wobec
zachowania się ludzi żyjących Ewangelią, nie można zajmować postawy obojętnej. Jest się
wrogiem albo wyznawcą Ewangelii, przez co albo zarabia się na wieczne potępienie, albo na
szczęście nieprzemijające.
17.
Paweł nie ma zwyczaju atakować swoich przeciwników; najczęściej ogranicza swoje
wystąpienie do własnej obrony. Niekiedy jednak w trosce o dobro duchowe wiernych
demaskuje owych pseudoapostołów. Tak np. zarzuca im to, że kupczą słowem Bożym, że z
głoszenia Dobrej Nowiny – jeśli to rzeczywiście jest Dobra Nowina – czynią sobie źródło
materialnych korzyści. Zresztą w owym frymarczeniu słowem Bożym mogło również chodzić
o szukanie poklasku, uznania, sławy. Zaprzeczeniem takiej postawy jest głoszenie słowa
Bożego ze szczerością, jakby z Boga, w obecności Boga i w Chrystusie.
APOSTOŁ I JEGO WSPÓLNOTA (3,1–3)
3
1
Czyż ponownie zaczniemy samych siebie polecać? Albo czy potrzebujemy, jak niektórzy,
listów polecających do was lub od was?
2
Wy jesteście naszym listem, pisanym w sercach naszych,
listem, który znają i czytają wszyscy ludzie.
3
Powszechnie o was wiadomo, żeście listem
Chrystusowym dzięki naszemu posługiwaniu, listem napisanym nie atramentem, lecz Duchem
Boga żywego; nie na kamiennych tablicach, lecz na żywych tablicach serc (por.
Wj 24,12
;
Ez 11,19
;
36,26
;
Prz 3,3
;
7,3
).
3,1–3.
Odpieranie ataków przeplata się z wystąpieniami demaskatorskimi. Okazuje się, że
przeciwnicy Pawła, chcąc zapewnić większą skuteczność swojej propagandzie, posługiwali się
specjalnymi listami polecającymi. Nie znamy ani treści tych listów, ani ich autorów, ponieważ
jednak przeciwnicy Pawła rekrutowali się jeśli nie wprost spośród Żydów, to przynajmniej
spośród żydujących, nie wykluczone, że były to jakieś pisma – prawdopodobnie rzekomo –
pochodzące od Piotra, Jakuba lub innego z Apostołów przebywających w Palestynie. Zresztą
może Pawłowi również zarzucono celowe zalecanie siebie słuchaczom jego przemówień.
Jakkolwiek by rzecz się miała, Paweł nie potrzebuje, przynajmniej w stosunku do Koryntian,
posługiwać się żadnymi listami polecającymi. Wszyscy wierni Koryntu, nawróceni, zdobyci
dla Chrystusa – to najwspanialszy, żywy list, świadczący chyba najpozytywniej i
najautorytatywniej na rzecz Pawła. Nie jest to pismo tajne, lecz list otwarty, dostępny każdemu.
Życie wspólnoty korynckiej jest bowiem faktem publicznym i powszechnie znanym.
Materiałem, na którym list ten został napisany, są serca Koryntian (por.
Jr 31,33 n
awiązujący
do
Wj 31,18
), a list był pisany nie atramentem, lecz darami Ducha Świętego, otrzymanymi w
momencie chrztu. I nie Paweł jest autorem tego pisma, lecz sam Chrystus, bo to On ostatecznie
założył Kościół koryncki: Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie
znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko ten, który daje wzrost – Bóg (
1 Kor 3,6n
).
Tak pisał Paweł już przedtem o początkach tego Kościoła.
POSŁUGA MOJŻESZA A POSŁUGA APOSTOŁA NOWEGO
PRZYMIERZA (3,4–18)
4
A jeżeli dzięki Chrystusowi taką ufność w Bogu pokładamy,
5
to nie dlatego, żebyśmy uważali,
iż jesteśmy w stanie pomyśleć coś sami z siebie, lecz wiemy, że ta możność nasza jest z Boga.
6
On też sprawił, że mogliśmy stać się sługami Nowego Przymierza, przymierza nie litery, lecz
Ducha; litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia.
7
Ale jeśli posługiwanie śmierci, utrwalone literami w
kamieniu, dokonywało się w chwale, tak iż synowie Izraela nie mogli spoglądać na oblicze
Mojżesza z powodu blasku jego oblicza, który miał przeminąć,
8
to o ileż bardziej pełne chwały
będzie posługiwanie Ducha?
9
Jeżeli bowiem posługiwanie potępieniu jest chwałą, to o ileż bardziej
będzie obfitować w chwałę posługiwanie sprawiedliwości.
10
Wobec przeogromnej chwały okazało
się w ogóle bez chwały to, co miało chwałę tylko częściową.
11
Jeżeli zaś to, co przemijające, było
w chwale, daleko więcej cieszy się chwałą to, co trwa.
12
Żywiąc przeto taką nadzieję, z jawną
swobodą postępujemy,
13
a nie tak jak Mojżesz, który zakrywał sobie twarz (por.
Wj 34,33nn
), ażeby
synowie Izraela nie patrzyli na kres tego, co było przemijające.
14
Ale stępiały ich umysły. I tak aż do
dnia dzisiejszego, gdy czytają Stare Przymierze, pozostaje [nad nimi] ta sama zasłona, bo odsłania
się ona w Chrystusie.
15
I aż po dzień dzisiejszy, gdy czytają Mojżesza, zasłona spoczywa na ich
sercach.
16
A kiedy ktoś zwraca się do Pana, zasłona opada (por.
Wj 34,34
).
17
Pan zaś – to Duch, a
gdzie jest Duch Pański – tam wolność.
18
My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w
jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc,
upodabniamy się do Jego obrazu.
4–5.
Ufność owa bazuje na konkretnych dziełach dokonanych z Bożą pomocą przez
Apostoła w Koryncie. Paweł jest przekonany, że i w przyszłości również Bóg będzie mu
dopomagał. Bez pomocy Bożej ani on – Paweł – ani żaden inny ewangelista ludzkimi tylko
środkami nie mogliby niczego dokonać. Co więcej, sam z siebie człowiek nie może zdobyć się
nawet na jedną myśl wysługującą przyszłe zbawienie.
6.
Paweł odpowiada w ten sposób na pytanie postawione nieco wcześniej. Kto może
sprawić, że zwykły śmiertelny człowiek staje się sługą Nowego Przymierza? Otóż sprawia to
jedynie sam Bóg, Nowe Przymierze zaś jest tu nazwane Przymierzem Ducha, Przymierzem,
które ożywia – w przeciwieństwie do Starego Przymierza, które było Przymierzem bezdusznej,
martwej litery. Chodzi tu o myśl, że Prawo starotestamentowe nakładało na człowieka
mnóstwo obowiązków, nie dając mu sił do ich wypełnienia. Nie dochowując przepisów Prawa,
człowiek popełnia grzechy, pozbawiając się w ten sposób duchowego życia. Inaczej
Przymierze Nowe. To Przymierze jest rzeczywistym źródłem nowego życia. Niesie ze sobą
również wiele nakazów i zakazów, lecz równocześnie daje możność ich wypełnienia. Poza tym
antyteza: litera – Duch nawiązuje również do liter, którymi było wyryte na kamiennych
tablicach Stare Prawo. Równocześnie stanowi też aluzję do Ducha Świętego, będącego w NT
podmiotem działania w ludziach cieszących się przywilejem przybrania za dzieci Boże. Tak
więc Stare Przymierze pod wieloma względami jest uboższe, mniej doniosłe niż Nowe
Przymierze.
7–8.
Stwierdziwszy wyższość Nowego Przymierza nad Starym, Apostoł przechodzi do
porównania posługi Starego Przymierza z posługą Przymierza Nowego. Ze względu na skutki
spowodowane Prawem Starym posługa starotestamentowa jest nazywana posługiwaniem
śmierci, natomiast pracę apostolską NT określa się mianem posługi sprawiedliwości. Mimo
wspomnianych już niedoskonałości posługi Starego Przymierza dokonywała się ona w chwale.
Była to jednak chwała przemijająca, podobna do blasku oświetlającego twarz Mojżesza
zstępującego z góry Synaj po otrzymaniu dwu tablic z dziesięciu przykazaniami (por.
Wj
34,29–35
). Ponieważ blask ów znikał powoli z oblicza Mojżesza – co dla zebranych u stóp
góry Izraelitów mogło być powodem do zgorszenia – było ono zakryte. Ludzie nie mogli
bowiem patrzeć wprost na olśniewającą twarz Mojżesza zstępującego z góry.
9.
Wniosek ten streszcza dość typową dla Pawła argumentację. Sam zdrowy rozsądek
domaga się tego, by ufać, że posługa sprawiedliwości godna jest większej zapłaty niż
posługiwanie temu, co nie dawało usprawiedliwienia.
10–11.
Paweł nie zaprzecza, że posługę Prawu starotestamentowemu też opromieniał
swoisty blask i chwała. Jakaż jednak była to skromna chwała w porównaniu z dostojeństwem
posługi nowotestamentowej. ST spełniwszy swoją rolę, został wyraźnie przyćmiony chwałą
nowej ekonomii zbawienia. Te dwie ekonomie zbawienia mają się do siebie tak, jak to, co
przemijające, do tego, co trwałe i niezmienne.
12–13.
Ukazawszy bezwzględną wyższość posługi nowotestamentowej nad posługą
Mojżesza, przystępuje Paweł do wysnucia praktycznych wniosków. Przede wszystkim, mając
pewność, że to, co głosi, posiada już charakter definitywny, niezmienny, może Paweł
występować z całą otwartością, śmiało, niczego nie zatajając, niczego się nie obawiając.
Zresztą na podobną śmiałość będą mogli odtąd zdobywać się wszyscy chrześcijanie (por.
Ef
3,12
;
Hbr 4,16
). Nawiązując jeszcze raz do ST, Paweł podaje niedwuznaczną egzegezę faktu
zasłaniania sobie oblicza przez Mojżesza. Otóż schodząc z góry Synaj Mojżesz zakrywał swoje
oblicze dlatego, żeby zebrani u stóp góry Izraelici nie widzieli, jak znika z jego oblicza blask,
którym był okryty podczas rozmowy z Bogiem. Najwyraźniej obawiał się tego, by ludzie nie
dostrzegli powrotu jego twarzy do codziennego wyglądu, bo wówczas mogliby pomyśleć, że
podobnie tymczasowy, przejściowy charakter będzie posiadać Prawo, które Mojżesz miał im
ogłosić.
14–16.
Mimo zupełnie otwartego, wyraźnego nauczania apostołów, Żydzi nie chcą
dostrzec bezpowrotnego przeminięcia starej ekonomii zbawienia. Księgi ST są dla nich ciągle
zakryte. Nie umieją i pewnie też nie chcą zdobyć się na ich właściwe odczytanie. Nie chcą
zrozumieć, że cały ST jest również zorientowany na osobę Chrystusa. I jak kiedyś z woli Bożej
zasłona okrywała oblicze Mojżesza, tak teraz Żydzi – tylko że sami, dobrowolnie przesłonili
sobie niejako i oczy, i serce i nie chcą widzieć ani odczuwać tego wszystkiego, czego dokonał
Chrystus. Jednakże ile razy ktoś spośród owych Żydów, dobrowolnie zaślepionych i
zatwardziałych, zwróci się do Pana, wtedy natychmiast opada zasłona z jego oczu, tak jak z
oblicza Mojżesza, kiedy po rozmowie z ludźmi zwracał się znów do Boga, by Go oglądać
twarzą w twarz. W
Rz 11,25
sytuację owego zwrócenia się Izraela do Pana Apostoł przewiduje
bardzo wyraźnie: zatwardziałość dotknęła tylko część Izraela aż do czasu, gdy wejdzie [do
Kościoła] pełnia pogan. I tak cały Izrael będzie zbawiony (
Rz 11,25n
). Oczywiście nikt nie
może powiedzieć, kiedy to nastąpi.
17.
Po dzień dzisiejszy nie ma wśród egzegetów zgodności co do tego, jak należy
rozumieć zwrot Pan zaś – to Duch. Każdy przekład tego tekstu z oryginału na jakiś język
nowożytny jest równocześnie praktycznym zastosowaniem pewnego rozwiązania, wskutek
czego trudność dotycząca treści owego tekstu jest mało widoczna.
W rzeczywistości bowiem termin „Duch” może w tym zdaniu pełnić rolę podmiotu lub
orzecznika. Inne zdania „Pan to Duch” nadają sens: „Panem” z opisu
Wj 34,33nn
jest „Duch
Święty”. Gdyby przyjąć, że „Duch” jest podmiotem, wówczas zdanie „Duch jest Panem” albo
wyrażałoby ideę absolutnego nieskrępowania Ducha w Jego działaniu, albo równałoby się
stwierdzeniu, że Duch jest Bogiem, bo grecki termin Kύριoς w Septuagincie np. najczęściej
wyraża ideę Bóstwa. Inni zdaniu „Pan to Duch” nadają sens: „Panem z opisu
Wj 34,33nn
jest
Duch Święty”. Gdyby zaś przypisać terminowi „Duch” rolę orzecznika, to wówczas zdanie
„Pan jest Duchem” odnosiłoby się do Chrystusa – bo On jest nazywany w NT Panem – i
wyrażałoby myśl, że wszystko, co wnosi Chrystus, z całym swoim programem moralno-
społecznym, znajduje się w sferze Ducha. Może też byłaby to aluzja do swoistego przejęcia
przez Syna funkcji Ducha w dziele uświęcenia człowieka. Chrystus jest Duchem ożywiającym
(
1 Kor 15,45
), gdyż po swoim zmartwychwstaniu zlewa na wiernych dary Ducha Świętego.
Można też powiedzieć, że istnieje pewna jednoznaczność obecności Chrystusa i Ducha
Świętego. Kto bowiem posiada dary Ducha Świętego, ten również żyje w Chrystusie, a
Chrystus w nim. Otóż Paweł poucza swoich wiernych, że temu, kto zwraca się do Pana, opada
z jego serca zasłona, bo Pan jest siłą ożywczą, wyzwalającą człowieka z więzów prawa,
śmierci i grzechu (por.
Rz 5–8
).
18.
A oto szczęście tych, którzy zwracają się do Pana. Każdy chrześcijanin przez łaskę
chrztu św. otrzymuje coś z majestatu i blasku samego Boga. Chwałę tę, zdaniem Pawła, można
również dostrzec na obliczach chrześcijan. Ludzie Bogiem żyjący przedstawiają jakby żywy
obraz Boga. W ten sposób właśnie stopniowo, lecz coraz widoczniej, przechodząc z jednej
światłości w drugą, dokonuje się „przemiana” chrześcijanina w Chrystusa. Autorem tego
procesu jest Pan, zwany – jak już wiemy – Duchem ożywiającym lub wprost – Pan Duch
Święty.
W SŁUŻBIE CAŁEJ PRAWDY (4,1–6)
4
1
Przeto oddani posługiwaniu zleconemu nam przez miłosierdzie, nie upadamy na duchu.
2
Unikamy postępowania ukrywającego sprawy hańbiące, nie uciekamy się do żadnych podstępów
ani nie fałszujemy słowa Bożego, lecz ukazywaniem prawdy poddajemy siebie samych w obliczu
Boga osądowi sumienia każdego człowieka.
3
A jeśli nawet Ewangelia nasza jest ukryta, to tylko dla
tych, którzy idą na zatracenie,
4
dla niewiernych, których umysły zaślepił bóg tego świata, aby nie
olśnił ich blask Ewangelii chwały Chrystusa, który jest obrazem Boga.
5
Nie głosimy bowiem siebie
samych, lecz Chrystusa Jezusa jako Pana, a nas – jako sługi wasze przez Jezusa.
6
Albowiem
Bóg, Ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by
olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu <Jezusa> Chrystusa.
1.
Postępowanie Pawła odpowiada w pełni jego wypowiedzi o blasku nowej ekonomii oraz
o majestacie nauczania apostolskiego. Równocześnie jednak jest Paweł świadom, że wszystko,
czym jest, zawdzięcza nie własnym talentom, lecz miłosierdziu Bożemu. Jest apostołem z
miłosierdzia Bożego. Jest też przekonany, że owo miłosierdzie nigdy go nie opuści, i dlatego
nie upada na duchu.
2.
Z drugiej strony z całą słusznością może Paweł powiedzieć, że ma czyste i spokojne
sumienie. Jego postępowanie w niczym nie przypomina machinacji różnych pseudoapostołów,
którzy m.in. sądzili, że wśród prawd Ewangelii były rzeczy hańbiące, i dlatego fałszowali
naukę Chrystusa, żeby nie dopuścić do rzekomego zgorszenia maluczkich. Tak więc od obrony
przeszedł Paweł niepostrzeżenie do ataku.
3–4.
Czyniono Pawłowi najprawdopodobniej zarzut, że jego nauka jest niejasna,
tajemnicza, niezrozumiała. Otóż Paweł uznaje tę możliwość. Taka może być rzeczywiście jego
Ewangelia, ale tylko dla ludzi, którzy się na jej treść odpowiednio uodpornili, którzy
świadomie i dobrowolnie sami zeszli na drogę zatracenia. Powód niejasności nie znajduje się
ani w samej Ewangelii, ani w sposobie jej głoszenia przez Pawła, lecz tylko i jedynie w
umysłach i sercach złych ludzi. Kogokolwiek zaś nie zaślepił bóg tego świata – szatan – ten
wprost nie może nie zrozumieć Ewangelii, której treścią jest Jezus, będący obrazem, czyli
objawieniem Boga. Dlatego Chrystus sam powiedział: Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i
Ojca (
J 14,9
).
5.
Jedna spośród wielu różnic między nauczaniem Pawła a postępowaniem jego
przeciwników polega na tym, że Paweł nie głosi samego siebie. Stąd pochodzi nie tylko
obrona, lecz także i atak. Byli bowiem w Koryncie tacy, którzy głosili nie Chrystusa, lecz
samych siebie. Poza tym byli też, jak się zdaje, nauczyciele, którzy nauczając czuli się
absolutnymi panami nauczanych i dawali im to niejednokrotnie dość boleśnie odczuć. Inaczej
Paweł. On uważa się za sługę wszystkich wiernych. Czyż mogło zresztą być inaczej, skoro i
Chrystus przyszedł również, by wszystkim służyć (por.
Mk 10,45
;
Flp 2,4–8
). Nie wykluczone,
że w ten sposób właśnie wykazuje Paweł niesłuszność posądzania go o zarozumiałość i pychę.
6.
Stwierdzenie, że Jezus Chrystus jest obrazem chwały Boga samego, nasunęło Pawłowi
spostrzeżenie co do przejawów Bożej chwały, najpierw we wszystkich stworzeniach w
momencie powoływania ich do istnienia, a potem w sercach ludzi, opowiadających się przez
wiarę po stronie Chrystusa. Możliwe, że w tym momencie właśnie myślał Paweł o swoim
nawróceniu pod Damaszkiem, kiedy to aż oślepił go blask Chrystusa (por.
Dz 9,3
;
Ga 1,15n
).
Znów zdaje się chodzi o to, żeby wyznać Koryntianom z całą pokorą, iż wiara Pawła jest
dziełem zawsze tego samego Boga.
UDRĘKI I NADZIEJE APOSTOLSKIEGO ŻYCIA (4,7–18)
7
Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna
moc, a nie z nas.
8
Zewsząd cierpienia znosimy, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w
niedostatku, lecz nie rozpaczamy;
9
znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni,
obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy.
10
Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby
życie Jezusa objawiało się w naszym ciele.
11
Ciągle bowiem my, którzy żyjemy, jesteśmy wydawani
na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiało się w naszym śmiertelnym ciele.
12
Tak
więc działa w nas śmierć, podczas gdy w was – życie.
13
A że mamy tego samego ducha wiary,
według którego napisano: Uwierzyłem, dlatego przemówiłem (
Ps 116[115],10
), my także wierzymy i
dlatego mówimy,
14
przekonani, że Ten, który wskrzesił Jezusa, z Jezusem przywróci życie także
nam i stawi nas przed sobą razem z wami.
15
Wszystko to bowiem dla was, ażeby łaska, obfitująca
we wdzięczność wielu, pomnażała się Bogu na chwałę.
16
Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu,
chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia
się z dnia na dzień.
17
Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały
przyszłego wieku
18
dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne.
To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie.
7.
Wywody o godności apostolatu, choć dotyczyły wszelkiej posługi nowotestamentalnej,
stanowiły także pośrednio odpowiedź na posądzenia Pawła o zarozumiałość i arogancję w
obcowaniu z ludźmi. Obecnie przystępuje Apostoł wprost do sprawy zarzutów, które odpiera
jakby dwoma etapami. Mówi najpierw o utrapieniach i o cierpliwości, z jaką znosił cierpienia,
byle tylko podobać się Chrystusowi, bo jedynie od Niego spodziewa się zapłaty. Następnie zaś
zapewnia, że miłość była głównym motorem skłaniającym go do głoszenia Ewangelii i do
znoszenia wszystkich przeciwności apostolskiego życia. Wielkość i wartość posłannictwa
apostolskiego przyrównuje Paweł do cennego skarbu, znajdującego się w kruchym, glinianym
naczyniu. Wartości tego skarbu nikt nie może oszacować ani nawet dojrzeć, gdy przypatruje się
samemu naczyniu. Wskutek takiego stanu rzeczy apostoł, świadom swych przyrodzonych
słabości, niczego nie może przypisywać sobie samemu, a inni również nie sądzą, by mógł
dokonać czegoś człowiek tak ułomny.
8–9.
Gdyby człowiek był skazany tylko na własne siły, dawno już załamałby się pod
naporem cierpień i przeróżnych trudności. Nawet wtedy gdy już jest powalony na ziemię i
pozornie pokonany, znów jednak podnosi się, by stawić czoło nowym trudnościom.
10–11.
Owe konania Jezusa, które Paweł nosi w swym ciele, to nie są, jak czasem
sądzono, blizny w rodzaju stygmatów, lecz ustawiczne cierpienia, stwarzające nawet
niebezpieczeństwo śmierci; Apostoł ciągle jakby umiera. W ten sposób głoszoną przez siebie
naukę o męce i śmierci Jezusa potwierdza każdego dnia na nowo przykładem własnego życia.
Wszystko to – zgodnie ze słowami samego Chrystusa – było konieczne do osiągnięcia życia
wiecznego. Kto chce żyć, musi dnia każdego współumierać z Chrystusem (por.
Mk 8,34
;
Rz
8,17
;
Flp 3,10
). Poza tym w ten sposób najdosadniej i najwyraźniej odtwarza człowiek
własnym życiem pełne cierpień i samozaparcia życie Jezusa.
12–13.
Posługa apostolska – zdaje się twierdzić Paweł – ma tylko wtedy sens i osiąga
zamierzony cel, gdy jest związana z cierpieniem, bo życie wiernych musi kiełkować i wzrastać
na ustawicznym obumieraniu apostołów. I tylko tak pojęty apostolat ma charakter ofiary, którą
apostoł – jako kapłan – składa ze swego życia za wiernych (por.
J 12,24n
). Ostatecznym
motorem wszelkiej pracy każdego apostoła jest jego wiara. Apostołowanie jest rozdzielaniem
tego, co człowiek najpierw sam przeżył we własnym wnętrzu. Tak zresztą było już w ST, co
Paweł w tym wierszu przypomina.
14–15.
Przedmiotem zaś wiary są nie tylko treści prawd głoszonych przez apostoła, lecz
także przyszłe zmartwychwstanie. Wiara w owo współzmartwychwstanie z Chrystusem jest
prostym następstwem przekonania o zjednoczeniu z Chrystusem przez Jego cierpienia –
prawda, którą Paweł wiele razy przypomina, zwłaszcza w listach wielkich (por. także
Kol
1,22
). Lecz Paweł, jak przystało na prawdziwego apostoła, nigdy nie oddziela swojej –
zwłaszcza szczęśliwej przyszłości – od losów wspólnoty. Ma więc niezłomną nadzieję, że
razem z nim wszyscy zmartwychwskrzeszeni Koryntianie będą kiedyś uczestniczyć w
ostatecznym tryumfie Chrystusa. Dopóki jednak przebywa w ciele na ziemi, wszystko czyni,
aby z jego posługiwania było więcej chwały Bożej, aby ludzie jego pieczy powierzeni – w tym
wypadku Koryntianie – byli pełni łaski i wdzięczności dla Boga.
16.
Określenie człowiek wewnętrzny pojawia się w listach Pawła kilkakrotnie (por. np.
Rz
7,22
;
Ef 3,16
) i oznacza człowieka odkupionego, całą jego duchową sferę stanowiącą miejsce
zamieszkania Boga; to, co w człowieku niezniszczalne, co decyduje o jego wartości
autentycznej. Człowiek odnawiający się, wewnętrzny – to rodzący się w nas ciągle na nowo
przez wiarę i miłość Chrystus, wskutek czego cały człowiek jest jakby stworzony na nowo,
staje się nowy (por.
Kol 3,10
). Możliwe, że wyrażenie człowiek wewnętrzny zaczerpnął Paweł z
filozofii greckiej – zwłaszcza popularnej – gdzie służyło ono do określenia tzw. rozumnej
części duszy ludzkiej (pars rationalis animae) w odróżnieniu od części zmysłowej, którą
nazywano również człowiekiem zewnętrznym (homo externus). Wyrażenia człowiek
zewnętrzny poza tym tekstem nigdzie u Pawła nie spotykamy. W ten właśnie sposób określa
Apostoł człowieka według jego czysto ludzkich, zewnętrznych jakości, przy czym, choć nie
muszą to być cechy tylko ujemne, są one na pewno zniszczalne, przemijające, nietrwałe.
17–18.
Dwuwiersz ten, ukazujący dysproporcje pomiędzy doczesnymi cierpieniami a
bezmiarem przyszłej chwały – pierwsze się skończą, drugie nigdy nie przeminą – ma być
pokrzepieniem nie tylko dla Pawła i innych głosicieli Ewangelii, lecz także dla wszystkich
wyznawców Chrystusa.
NADZIEJA APOSTOŁA W OBLICZU RZECZY OSTATECZNYCH
(5,1–10)
5
1
Wiemy bowiem, że kiedy nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania,
będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie.
2
Tak
przeto teraz wzdychamy, pragnąc przyodziać się w nasz niebieski przybytek,
3
jeśli tylko odziani, a
nie nadzy będziemy.
4
Dlatego właśnie udręczeni wzdychamy, pozostając w tym przybytku, bo nie
chcielibyśmy go utracić, lecz przywdziać nań nowe odzienie, aby to, co śmiertelne, wchłonięte
zostało przez życie.
5
A Bóg, który nas do tego przeznaczył, daje nam Ducha jako zadatek.
6
Tak
więc, mając tę ufność, wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka
od Pana.
7
Albowiem według wiary, a nie dzięki widzeniu postępujemy.
8
Mamy jednak nadzieję… i
chcielibyśmy raczej opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana.
9
Dlatego też staramy się Jemu
podobać, czy to gdy z Nim, czy gdy z daleka od Niego jesteśmy.
10
Wszyscy bowiem musimy
stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe
lub dobre.
1.
Wzmianka o przyszłym współzmartwychwstaniu z wiernymi Koryntu obudziła w Pawle
tęsknotę za przyszłym życiem. Swoje życie doczesne przyrównuje do przebywania w namiocie
uczynionym ludzką ręką, zwijanym i przenoszonym na inne miejsce, gdy nadchodzą czas i
potrzeba. Temu sposobowi bytowania przeciwstawia Paweł życie wieczne, tj. przebywanie w
mieszkaniu otrzymanym od Boga, w domu nie ręką ludzką uczynionym, a zatem
niezniszczalnym, trwałym.
2–4.
Paweł pragnie jak najrychlej przejść do owego niebieskiego mieszkania, lecz
równocześnie nie chciałby być pozbawiony doczesnego przybytku, co więcej, bardzo zależy
mu na tym, by dożyć dnia paruzji. Posługując się innym obrazem – chciałby przywdziać
niejako na wierzch, na szatę doczesnego ciała, to drugie, nowe, niezniszczalne odzienie, żeby
ani przez chwilę nie być nagim. Nawiązuje tu Paweł mimo woli do przeświadczenia nie tyle
może pogańskiego, ile raczej judaistycznego, że człowiek umarły może być przyrównany do
człowieka nagiego. Tak więc pragnie Paweł, aby to, co śmiertelne, czyli jego doczesne,
ziemskie ciało, przyodziało się w to, co nieśmiertelne, czyli w ciało niebieskie.
5.
Paweł jest przekonany, że to tkwiące w człowieku pragnienie będzie spełnione. Bóg na
pewno przemieni nasze ciała i obdarzy nas pełnią tego, czego zadatek już posiadamy w postaci
darów Ducha Świętego. Ten „zadatek Ducha Świętego” już zresztą działa w nas, dokonując
stopniowej spirytualizacji ludzi wiary. Proces ów będzie trwał aż do czasu
zmartwychwskrzeszenia i wyniesienia do chwały także ludzkiego ciała (
Rz 8,11.14.23
).
6–8.
Dopóki człowiek pozostaje na ziemi – bo Paweł przemawia tu chyba w imieniu
wszystkich chrześcijan – ale trwa w wierze, jest podobny do pielgrzyma, który z daleka tylko
ogląda Pana. Oglądanie Boga twarzą w twarz nie jest bowiem możliwe, jak długo pozostajemy
w ciele. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś twarzą w twarz (
1 Kor 13,12
).
Chęć jak najrychlejszego bezpośredniego oglądania Boga każe chrześcijaninowi pragnąć
wyjścia z tego ciała, by zawsze być już tylko z Panem (por.
1 Tes 4,17
).
9–10.
Jeżeli poważnie liczymy na owo chwalebne spotkanie się z Panem i pozostawanie z
Nim na zawsze, to musimy tak żyć, by sobie na to zasłużyć; musimy ciągle troszczyć się o to,
by się Mu podobać. Zresztą jest jeszcze inna racja, która powinna nas skłaniać do takiego
postępowania, mianowicie obawa przed ewentualnym gniewem Bożym. Każdy bowiem
otrzyma zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre.
POSŁUGA APOSTOLSKA JAKO PRZEDŁUŻENIE
CHRYSTUSOWEGO DZIEŁA POJEDNANIA (5,11–21)
11
Tak więc, przejęci bojaźnią Pana, przekonujemy ludzi, wobec Boga zaś wszystko w nas jest
odkryte. Mam zresztą nadzieję, że i dla waszych sumień nie ma w nas nic zakrytego.
12
Mówimy to,
nie żeby znów wam siebie polecać, lecz by dać wam sposobność do chlubienia się nami, iżbyście
w ten sposób mogli odpowiedzieć tym, którzy chlubią się swą powierzchownością, a nie wnętrzem
własnego serca.
13
Jeśli bowiem odchodzimy od zmysłów – to ze względu na Boga, jeżeli przytomni
jesteśmy – to ze względu na was.
14
Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że
skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli.
15
A właśnie za wszystkich umarł <Chrystus>
po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał.
16
Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy
Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób.
17
Jeżeli więc ktoś [pozostaje] w Chrystusie,
jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto <wszystko> stało się nowe.
18
Wszystko zaś
to pochodzi od Boga, który pojednał nas ze sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania.
19
Albowiem w Chrystusie Bóg jednał ze sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś
przekazując słowo jednania.
20
Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga
samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!
21
On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim
sprawiedliwością Bożą.
11–13.
Opowiedziawszy już o tym, co musiał znieść wypełniając swe apostolskie
posłannictwo, z kolei będzie Paweł mówił – nie po raz pierwszy zresztą – o miłości, która jest
ostatecznym motorem apostolskiego poświęcenia. Nim jednak przystąpi do tego tematu,
zamierza bronić swego apostolskiego autorytetu, najpierw więc przedstawi cel owej apologii.
Otóż chodzi mu o wykazanie swojej szczerości nie przed Bogiem, lecz przed ludźmi.
Przypuszcza bowiem, że niektórzy z nich po prostu nie dostrzegają jego prostolinijności. Chce
zatem wszystkich o niej zapewnić. Nie pragnie jednak szukać względów lub przechwalać się
przed Koryntianami. Nie chce przecież stawać do współzawodnictwa z pseudoapostołami
korynckimi, którzy tak chętnie uciekali się do przechwałek i pochlebstw, pozbawionych
jakiegokolwiek pokrycia w rzeczywistości. Pawłowi zależy po prostu na tym, żeby dać
Koryntianom również podstawy do chlubienia się choć trochę osobą ich Apostoła, żeby
potrafili przeciwstawić się tym, którzy będą go szkalować. Jeżeli to, co za chwilę powie, będzie
zakrawało na niedorzeczność, niechże wiedzą Koryntianie, że to dla nich zupełnie świadomie i
dobrowolnie popełnia owo szaleństwo.
14–15.
Do właściwego przeżycia powołania apostolskiego należy dogłębne przejęcie się
prawdą o zbawczej śmierci Chrystusa. Powołanie Pawła i jego posługa apostolska są ściśle
powiązane z dziełem odkupienia człowieka. Wśród wypowiedzi potwierdzających to
spostrzeżenie na szczególną uwagę zasługuje
2 Kor 5,14–21
. Dwuwiersz 14–15, powiązany z
kontekstem poprzedzającym za pomocą partykuły albowiem, ma charakter wyjaśnienia
złożonego z dwu elementów: negatywnego (w. 14) i pozytywnego (w. 15). W związku z
kontekstem następnym warto zanotować to, że w. 16 rozwija myśl wyrażoną w w. 14, a temat
w. 15 jest na nowo podjęty w ww. 18–21. Brak w niektórych rękopisach całego zdania jeden
umarł za wszystkich jest łatwo wytłumaczalnym błędem przeskoku (homoioteleuton) do w. 15,
gdzie znajduje się zwrot podobnie brzmiący: za nich umarł.
Owo „przynaglenie”, zgodnie ze znaczeniem użytego tu greckiego czasownika, posiada
charakter prawie fizycznego nacisku, który nie pozwalał Pawłowi tkwić długo w jednym
miejscu, który zmuszał do aż trzykrotnego podejmowania uciążliwych wypraw misyjnych.
Wzmiankowana zaś w tym wierszu miłość, będąca podmiotem owego nacisku, to nie tyle
miłość Pawła do Chrystusa, ile raczej miłość Chrystusa do ludzi, ujawniona w sposób
szczególny na krzyżu. To po prostu męka i śmierć Jezusa. Sama decyzja głoszenia Ewangelii
zdaje się tkwić w treści przekonania, że jeden umarł za wszystkich. Wniosek stąd
wyprowadzony – to wszyscy pomarli – jest zarazem wskazaniem odpowiedzi, na jaką winien
zdobyć się człowiek medytujący nad śmiercią Jezusa. Przedmiot rozważań Apostoła stanowi
niewątpliwie zdanie: Jeden umarł za wszystkich. Występujący w tym zdaniu, podobnie jak i w
innych tego rodzaju stwierdzeniach soteriologicznych, przyimek za wyznacza do pewnego
stopnia interpretację całej nauki Pawła o odkupieniu. Przyimek ten oznacza, jak wskazuje w
większości wypadków kontekst, na czyjąś korzyść, dla czyjegoś dobra, a nie „na miejsce
kogoś”. Inaczej mówiąc, mamy tu do czynienia z ideą nie substytucji, lecz solidarności. Gdyby
ktoś chciał koniecznie pozostawać przy kategoriach substytucyjnych, to pamiętać winien, że
chodzi tu nie o jakieś czysto karno-jurydyczne zastąpienie przewidzianej dla nas kary śmierci
śmiercią Chrystusa, lecz o swojego rodzaju zamianę naszej niemożności kochania na
nieskończoną miłość i posłuszeństwo zbawcze Chrystusa. Siła wyrażenia Jeden za wszystkich
zasięgiem swym obejmuje całą przeszłość i przyszłość, wyrażając równocześnie, jak rzadko
który tekst nowotestamentowy, uniwersalizm odkupienia. Śmierć Chrystusa dosięga
wszystkich ludzi, mimo że nie wszyscy chcą sobie przyswoić jej skutki. Cel śmierci Jezusa jest
tak przedstawiony, że stanowi nie tyle suche stwierdzenie, ile raczej zachętę do życia
pozbawionego wszelkiej miłości własnej, wszelkiego egoizmu. Jeżeli poprzednie życie było
symbolem grzechu, to ten nowy rodzaj egzystencji można by określić mianem „pozostawania
w Chrystusie”. Cechą zasadniczą miłości Chrystusa jest w tym tekście jej zaborczy charakter.
Wskutek miłości pochodzącej z góry człowiek jest niejako własnością Boga. Miłość kazała
Chrystusowi oddać się za nas bez reszty, miłość nasza do Chrystusa domaga się z kolei tego,
abyśmy się Jemu całkowicie oddali.
16.
Słowa jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa wcale nie stanowią dowodu na
to, że Paweł znał osobiście Jezusa przed Jego śmiercią. Apostoł przyznaje raczej, że kiedyś
patrzył na Chrystusa w sposób tylko ludzki i widział w Nim tylko człowieka. Otóż od chwili
swego nawrócenia patrzy na Jezusa w zupełnie inny, już nie tylko ludzki sposób, lecz przede
wszystkim przez pryzmat Jego zbawczego dzieła.
17.
Z nowym spojrzeniem na Chrystusa kojarzy się Apostołowi idea zupełnie nowego
istnienia, bo człowiek, który sobie przyswoił przez chrzest owoce zbawczej męki Jezusa, staje
się nowym stworzeniem, poczyna istnieć w nowy sposób; tracąc całkowicie kontakt z
przeszłością (por.
Ga 2,20
;
Rz 6,6.11
).
18–20.
Oto, czym jest dla Pawła posługa apostolska: jest otrzymanym od Boga samego
urzędem jednania ludzkości ze Stwórcą. Nigdzie poza pismami Pawła nie znajdujemy w NT
podobnej definicji kapłaństwa. Jest ono prostym przedłużeniem zbawczego dzieła Jezusa.
Zgodnie z założeniami teologii Pawła cała inicjatywa zbawienia spoczywa w rękach Ojca.
Dzieło zbawienia dokonuje się przez Chrystusa. Administrowanie zaś, czyli rozdzielanie
owoców zbawienia, zostało powierzone apostołom: dał im posługę jednania. Próbując z kolei
wyjaśnić, na czym polega istota pojednania Boga z człowiekiem, zauważymy na wstępie, że w
Bogu nie dokonuje się żadna zmiana wskutek grzechów popełnionych przez ludzi. Pan Bóg nie
zamienia swej miłości na taki gniew, który każe się odwrócić od ludzi. Bóg zawsze darzy ich
jednakową miłością. Lecz miłość owa nie dosięga człowieka, gdyż właśnie w nim, w
człowieku, grzech dokonał bardzo zasadniczej zmiany: człowiek stał się nieczuły na działanie
Bożej miłości. Trzeba go więc ponownie uwrażliwić, odwrócić twarzą do Boga, pojednać z
Bogiem. Proces ten dokonuje się właśnie przy współudziale specjalnie do tego powołanych
ludzi, ludzi piastujących posługę jednania. Zmiana następuje więc – zgodnie z nawoływaniem
Pawła: W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem – tylko i wyłącznie w człowieku, a
nie w Bogu. Czy jest coś nowego w stosunku do katechezy synoptycznej w owym związku
apostolatu z dziełem odkupienia ludzkości? W zasadzie nie. Powołani przez Jezusa uczniowie
też po to tylko zostawali przy boku Mistrza, aby mogli być potem posłani na nauczanie i aby
przynosili ulgę cierpiącym. Nie było to jednak w pełni soteriologiczne spojrzenie na apostolską
misję Dwunastu. W katechezie ewangelijnej nie ma bowiem jeszcze teologicznej świadomości
apostolatu, nie ma refleksji nad tym, ku czemu zmierza apostolska posługa.
Występowanie w imieniu samego Boga jest drugim z kolei źródłem zaszczytnego
charakteru apostolstwa nowotestamentowego. Nie tylko o sobie samym, ale o wszystkich,
którzy głoszą Ewangelię, powie Paweł: w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby
Boga samego, który przez nas udziela napomnień… W imię Chrystusa prosimy. Nieco dalej w
tym samym liście czytamy: Usiłujecie bowiem doświadczać Chrystusa, który przeze mnie
przemawia (13,3). Albo gdzie indziej: oręż bojowania naszego nie jest z ciała, lecz posiada od
Boga moc burzenia twierdz warownych (10,4). Zresztą o całej swej mowie i nauczaniu
powiedział Paweł, że nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były
ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na
mocy Bożej (
1 Kor 2,4n
).
Tak więc Paweł daje tu dowód pełnego zrozumienia słów wypowiedzianych kiedyś przez
Jezusa: Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi (
Łk 10,16
). Na innym
miejscu powie Paweł, że każdy apostoł jest szafarzem tajemnic Bożych (
1 Kor 4,1
). Co to
znaczy szafować tajemnicami Bożymi? O jakie chodzi tu tajemnice? Otóż tajemnice owe, to
nie tylko plany zbawienia świata, Boże tajniki, lecz to także w pewnym sensie synonimy
naszych sakramentów i wszystkich środków, przy pomocy których łaska ma spływać na ludzi.
Całkowitą bezgrzeszność Jezusa wyrażają słowa: który nie znał grzechu, będące
prawdopodobną aluzją do starotestamentowego czasownika jada, który gdy jest zaprzeczony,
wyklucza wszelką aprobatę i doznanie grzechu.
21.
Niektórzy twierdzą, że w słowach: „Chrystus grzechem za nas” kryje się pewna aluzja
do pojmowania śmierci Chrystusa jako ofiary za grzechy (hebr. ašam, chatta’t). Zdaje się
jednak, że chodzi tu raczej o wszystkie owe warunki ziemskie, w jakie wszedł Chrystus
przyjmując na siebie ciało podobne do naszego grzesznego ciała, zwłaszcza gdy chodzi o
zdolność odczuwania wszelkiego cierpienia. Celem zejścia Chrystusa aż do takiego stanu
poniżenia było udzielenie nam sprawiedliwości Bożej. Jak Chrystus zstępując do ludzi stał się
– z woli Ojca – grzechem, tak też i ludzie, wskutek specjalnego powiązania z Chrystusem
wcielonym, umarłym i zmartwychwstałym, zostali umieszczeni niejako w sferze
sprawiedliwości Bożej w Chrystusie Jezusie. Jednakże gdy Chrystus, mimo kontaktu z
grzeszną ludzkością, nie utracił nic ze swej niewinności, to ludzie przez zjednoczenie się z
Chrystusem posiedli rzeczywistą sprawiedliwość.
Zbierając razem wszystkie wypowiedzi Pawła o jego powołaniu do godności apostoła,
widzimy, że o tyle w misji swej widzi Paweł sens, o ile wiąże się ona z dziełem odkupienia.
Nie dziwi nas przeto, że przemawiając po raz ostatni do prezbiterów-biskupów Azji Mniejszej
użyje takiego oto wyrażenia: Uważajcie na samych siebie i na całe stado, w którym Duch
Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną
krwią (
Dz 20,28
).
ZASZCZYTNY CHARAKTER APOSTOLSKICH CIERPIEŃ (6,1–
10)
6
1
Współdziałając zaś z Nim, napominamy was, abyście nie przyjmowali na próżno łaski
Bożej.
2
Mówi bowiem [Pismo]:
W czasie pomyślnym wysłuchałem cię,
w dniu zbawienia przyszedłem ci z pomocą (
Iz 49,8
).
Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia.
3
Nie dając nikomu sposobności do
zgorszenia, aby nie wyszydzono <naszej> posługi,
4
okazujemy się sługami Boga przez wszystko:
przez wielką cierpliwość, wśród utrapień, przeciwności i ucisków,
5
w chłostach, więzieniach,
podczas rozruchów, w trudach, nocnych czuwaniach i w postach,
6
przez czystość i umiejętność,
przez wielkoduszność i łagodność, przez [objawy] Ducha Świętego i miłość nieobłudną,
7
przez
głoszenie prawdy i moc Bożą, przez oręż sprawiedliwości zaczepny i obronny,
8
wśród czci i
pohańbienia, przez zniesławienie i dobrą sławę. Uchodzący za oszustów, a przecież prawdomówni,
niby nieznani, a przecież dobrze znani,
9
niby umierający, a oto żyjemy, jakby karceni, lecz nie
uśmiercani,
10
jakby smutni, lecz zawsze radośni, jakby ubodzy, a jednak wzbogacający wielu, jako
ci, którzy nic nie mają, a posiadają wszystko.
1.
Nie po raz pierwszy już czytamy pochlebne świadectwa Pawła o samym sobie. Wiemy,
że Apostoł nie wypowiada tego rodzaju słów dla zdobycia próżnej chwały. Dobro duchowe
Koryntian zmusza go do tego pochlebstwa. Nie chce bowiem, by Koryntianie sądzili, że ten,
który ich nauczał Ewangelii, jest pośledniejszy od innych apostołów albo równy swoim
konkurentom, pseudoapostołom.
Mimo że wyrwany z niewoli grzechu, chrześcijanin musi ustawicznie czuwać, aby
ponownie w nią nie popaść. Takie są warunki, w których łaska może wydawać owoce. Inaczej
będzie przyjęta na próżno. Apostoł ma obowiązek i w tym dziele przychodzić ludziom z
pomocą. Jego praca nie kończy się w chwili nawrócenia tych, którym opowiadał Chrystusa.
Współpracując z Chrystusem, w dalszym ciągu napomina ludzi. Przedmiotem jego pouczeń
jest w tej chwili pragnienie, aby łaska Boża nie była przyjmowana na próżno. Paweł ciągle
jeszcze lęka się o Koryntian. Wie, jak są zmienni i jak głęboko było wśród nich zakorzenione
pogaństwo.
2.
Cytując proroctwo Izajasza (49,8) Paweł czuje się, jak ów Sługa Cierpiący, narzędziem
użytym przez Boga do odkupienia całej ludzkości. To, co było kiedyś przepowiedziane przez
Izajasza, wypełnia się teraz w życiu i działalności Jezusa. Według teologicznej historiozofii św.
Pawła dzieje ludzkości poprzedzające przyjście Chrystusa – to czas grzechu i śmierci. Po
owych dniach nastąpi zapoczątkowany wcieleniem Chrystusa czas miłosierdzia i zbawienia.
Nowa epoka skończy się w chwili ponownego przyjścia Jezusa. Czas upragniony, dzień
zbawienia – to właśnie epoka, w której żyjemy. Ponieważ nikt nie wie, kiedy przyjdzie Pan
sądzić żywych i umarłych, dlatego wszyscy winniśmy jak najstaranniej wykorzystywać dni
przeznaczone na przygotowanie sobie zbawienia wiecznego. Oto jak Paweł zachęca adresatów
do wzmożenia wysiłków.
3.
Od upomnień, które dotyczą wiernych, niepostrzeżenie przechodzi do siebie samego i
do pracy innych apostołów. Zawsze bardzo troszczył się o to, aby jego praca i życie nie były
dla nikogo powodem do zgorszenia. Pragnie nauczać nie tylko słowem. Niech ludzie widzą w
nim żywy przykład prawdziwej troski o zbawienie. Niech go nie potępiają, lecz z całą
gorliwości naśladują. On zaś we wszystkim, cokolwiek znieść mu w życiu wypadnie, chce być
tylko sługą Bożym. Następuje długa lista apostolskich doświadczeń Pawła. Wszystkie znosił z
cierpliwością, świadom tego, co napisze: ze swej strony dopełniam niedostatki udręk Chrystusa
w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (
Kol 1,24
).
4.
Te trzy rodzaje ogólnie tylko wymienionych cierpień – utrapienia, potrzeby, uciski –
mogły być spowodowane albo przez złych ludzi, albo przez różne przeciwności natury.
5.
Paweł coraz bardziej szczegółowo i coraz konkretniej nawiązuje do własnego życia.
Wystarczy prześledzić starannie dzieje jego trzech wypraw misyjnych, żeby odnaleźć liczne
przykłady wyżej wspomnianych cierpień.
6.
Czystość, o której tu mowa, nie ogranicza się jedynie do wierności szóstemu
przykazaniu. Chodzi tu o nieskalaność intencji i czynów, o nienaganność i prawość całego
życia. Umiejętność polega na teoretycznym poznaniu i praktycznym wprowadzaniu w życie
zasad Ewangelii (por.
1 Kor 14,6
;
Rz 15,14
). Wielkoduszność jest cnotą, dzięki której możemy
znosić w imię wyższego dobra wyrządzone nam krzywdy. Łagodność zaś według Pawła to
najpiękniejszy przymiot ludzkiego serca. Objawami Ducha Świętego są tu nazwane
nadprzyrodzone dary, dzięki którym Paweł nie tylko otrzymywał specjalne światło z góry, lecz
także dokonywał rzeczy wprost cudownych. Miłość nieobłudną przeciwstawia Apostoł
obłudnej, która stanowi chyba najbardziej odrażającą karykaturę cnoty. Inaczej nazwana po
prostu hipokryzją, była często potępiana przez Chrystusa (por. np.
Mt 23,23.25.27.29
).
7.
Głoszenie prawdy – to po prostu opowiadanie Dobrej Nowiny, za moc zaś Bożą trzeba
chyba uznać wspominane przez Pawła znaki i cuda (por. 12,12). Apostoł bardzo chętnie
przyrównuje swoją posługę do żołnierskich zmagań (por.
Rz 6,13
;
13,12
;
Ef 6,13n
). Oręż,
którym żołnierz zwykł posługiwać się lewą ręką, oznaczał broń defensywną, w prawej ręce zaś
znajdowała się broń zaczepna. Paweł chce zaznaczyć, że wszystkie środki, jakimi rozporządzał
w pokonywaniu trudności życiowych, były spożytkowane do głoszenia Ewangelii. Do tego
samego celu wyzyskiwał zarówno to, co ludzie o nim dobrego mówili, jak i to, czym go
spotwarzali, a więc zarówno dobrą sławę, jak i zniesławienie, tj. oszczerstwa.
8–9.
Apostoł i jego życie – to jedno pasmo paradoksów. W oczach ludzi – zwłaszcza tych
złej woli – uchodzi za zwodziciela, a przecież jest człowiekiem najszczerszej prawdy; na pozór
zapomniany od wszystkich, lekceważony na każdym kroku, a jednak jakże dobrze znany.
Zdawało się, że życie jego już niejeden raz zanikało lub było bardzo zagrożone, a jednak
dotychczas żyje. Ileż razy był torturowany, a jednak zawsze cudownie unikał śmierci.
10.
W pewnym momencie swego życia Paweł umęczony zrozumiał, że gdy przyjdą nań
nawet największe cierpienia i smutki, wtedy powinien radować się i chlubić; właśnie w jego
słabościach winna mieć swe źródło prawdziwa apostolska radość. Choć sam nie posiadał nic i
własnymi rękami zarabiał na chleb codzienny, organizował wielkie akcje charytatywne na
rzecz ubogich w Jerozolimie. Niczego nie mając zresztą, posiadał Boga samego, czyli był
posiadaczem wszystkiego.
OSTRZEŻENIA I WNIOSKI (6,11– 7,4)
11
Usta nasze otwarły się do was, Koryntianie, rozszerzyło się nasze serce.
12
Nie brak wam
miejsca w moim sercu, lecz w waszych sercach jest ciasno.
13
Odpłacając się nam w ten sposób,
otwórzcie się i wy: jak do swoich dzieci mówię.
14
Nie sprzęgajcie się z niewierzącymi do jednego jarzma. Cóż bowiem ma wspólnego
sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością?
15
Albo jakież
jest współuczestnictwo Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym?
16
Co wreszcie łączy
świątynię Boga z bożkami? Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego – według tego, co mówi Bóg:
Zamieszkam z nimi i będę chodził wśród nich,
i będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem.
17
Przeto wyjdźcie spomiędzy nich
i odłączcie się od nich, mówi Pan,
i nie tykajcie tego, co nieczyste,
a Ja was przyjmę
18
i będę wam Ojcem,
a wy będziecie moimi synami i córkami –
mówi Pan wszechmogący (
Kpł 26,11n
;
Ez 37,27
;
Iz 52,11
;
Jr 51,45
;
Ez 20,41
;
2 Sm 7,14
;
Jr 31,9
;
Iz 43,6
).
7
1
Mając przeto takie obietnice, najmilsi, oczyśćmy się z wszelkich brudów ciała i ducha,
dopełniając uświęcenia naszego w bojaźni Bożej.
2
Otwórzcie się dla nas! Nikogośmy nie
skrzywdzili, nikogo nie przywiedli do upadku, nikogo nie oszukali.
3
Nie mówię tego, żeby was
potępiać. Powiedziałem już, że pozostajecie w sercach naszych na wspólną śmierć i wspólne z
nami życie.
4
Z wielką ufnością odnoszę się do was, chlubię się wami bardzo. Pełen jestem
pociechy, opływam w radość mimo wielkich naszych ucisków.
11–13.
Metafora otwartego serca, zaczerpnięta prawdopodobnie z ST (por. np.
Ps
119[118],32
), wprowadza znów nastrój serdeczności, choć towarzyszą jej pewne wymówki, że
serce Koryntian nie jest dla Pawła otwarte zbyt szeroko. Aluzja to do nieporządków, swarów,
nadużyć wewnątrzkościelnych, które pośrednio wynikały z braku miłości do Apostoła. Jeżeli
bowiem nie z innych pobudek, to przynajmniej ze względu na miłość do Pawła powinni
Koryntianie sami sobie okazywać miłość. O tym, że Paweł uważa Koryntian za swoje dzieci,
była mowa już w pierwszym liście (
1 Kor 4,14
). Ma on szczególne prawo do ojcostwa
względem wiernych tego Kościoła. Zresztą do Galatów również pisał: Dzieci moje, oto
ponownie w bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje (
Ga 4,19
).
14.
Następuje aż sześć pytań retorycznych. W każdym chodzi o stwierdzenie, że nie ma i
nie może być żadnej wspólnoty pomiędzy złem i dobrem. O jarzmie chrześcijańskiego życia –
obraz zbliżony do metafory wprzęgania się – mówił sam Chrystus (
Mt 11,30
). Niewierzący, o
których tu mowa – to z pewnością nie Żydzi, lecz poganie, co wynika bardzo jednoznacznie z
w. 16. Niesprawiedliwymi nazywali kiedyś Żydzi posiadający Prawo tych wszystkich, którzy
Prawa nie mieli, czyli nie-Żydów. Lecz w NT sprawiedliwość przybiera zupełnie inny
charakter. Posiadają sprawiedliwość ci, którzy przez chrzest przyswoili sobie owoce
zbawczego dzieła Jezusa (por.
Rz 3,24
). Antyteza światło – ciemność należy do częściej
spotykanych nie tylko w dokumentach qumrańskich (por. tytuł pisma „Wojna synów światłości
z synami ciemności”), lecz także w NT. Światło jest synonimem królestwa Bożego (por.
Łk
16,8
) lub Chrystusowego (
Ef 5,13n
), nad ciemnościami zaś panuje książę ciemności, czyli
szatan (por.
Ef 6,12
;
Kol 1,13
;
Łk 22,53
). Ludzie, w zależności od tego, komu się poddają, są
albo dziećmi światłości (
Ef 5,8
; por.
Rz 13,12
), albo trwają w ciemności i wtedy mogą być
nazwani jej dziećmi (
1 Tes 5,5
; por.
J 2,9
;
3,19
).
15.
Chrystus sam stwierdzał, że nie ma nic wspólnego między Nim a szatanem, gdy tak
zdecydowanie zaraz na początku swej publicznej działalności odpierał wszystkie pokusy
szatańskie i gdy przestrzegał przed pełnieniem służby u dwóch panów równocześnie (
Mt 6,24
;
por.
Hbr 2,14n
;
1 J 3,10
). Nic też chyba nie sprawiało Mu tak wielkiej przykrości jak
posądzanie Go o to, że czyniąc cuda jest w zmowie z Belzebubem. Podobnie jak Chrystus i
Beliar, tak wykluczają się wzajemnie wiara i niewiara.
16–17.
Wyrażenie świątynia Boga kojarzy się przede wszystkim ze świątynią
jerozolimską, której nic i nigdy nie zbezcześciło tak bardzo, jak umieszczenie w jej wnętrzu
posągów pogańskich bożków (por.
2 Krl 21,7
;
23,6
;
Dn 9,27
). W NT zaś świątynią Boga jest
każda chrześcijańska społeczność, a potem dusza każdego chrześcijanina. Jedno i drugie ujęcie
znajduje potwierdzenie w wielu tekstach nowotestamentowych (por. np.
1 Kor 3,9.16
;
1 P 2,5
).
Otóż owe wspólnoty chrześcijańskie nie mogą łączyć się w jedno z ludźmi nadal oddającymi
cześć pogańskim bożkom. Sprawa była szczególnie aktualna na terenie wspólnoty korynckiej i
Paweł poświęcił jej dość dużo miejsca i czasu już w 1 Kor (por. np. 10,19–22). Jedna z różnic
najistotniejszych pomiędzy Bogiem jedynym a bożkami polega na tym, że bożki są martwe,
bez życia, gdy tymczasem Bóg nasz jest Bogiem żywym, co Paweł przypominał już w
najwcześniejszych swoich pismach (
1 Tes 1,9
). Następuje formalna mozaika różnych tekstów
starotestamentowych, tak dobranych, żeby jeszcze wyraźniej nasuwała się odpowiedź
negatywna na wszystkie pytania tworzące kontekst bezpośrednio poprzedzający. I tak okazuje
się, że już w ST jest zapowiadana inna – nie tylko w świątyni – obecność Boga wśród Jego
ludu. Już w ST były formalne nakazy wystrzegania się bliższych kontaktów z pogaństwem
nieczystym, chciwym, bałwochwalczym.
18.
Słowa te wypowiedziane ongiś do Dawida przez Boga ustami proroka Natana o
Salomonie (
2 Sm 7,14
) stosuje Paweł teraz do wszystkich chrześcijan, których łączą z Bogiem
więzy prawdziwego, zaledwie przeczuwanego przez ST dziecięctwa (por.
Rz 8,17
;
Ga 4,7
).
7,1.
Słusznie zauważa się, iż obecne zakończenie szóstego rozdziału Drugiego Listu do
Koryntian jest nie bardzo fortunne. Naturalnym jego zakończeniem zdaje się być raczej w. 1
następnego rozdziału. W ten sposób napomnienia moralne, rozpoczynające się w 6,11,
stanowiłyby odrębną całość, zamkniętą słowami: Mając tedy te obietnice, najmilsi,
oczyszczajmy się od wszelkiej zmazy ciała i ducha. Zakończenie w. 1 we wszystkich prawie
kodeksach brzmi „w bojaźni Boga”, lecz według P
46
– „w miłości Boga”. Choć to drugie
wyrażenie posiada również nie mniej Pawłowy wydźwięk i może nawet jeszcze mocniejsze
potwierdzenie w paralelnych tekstach z jego listów, słusznie wszyscy chyba wydawcy NT
zatrzymują lekcję w bojaźni Bożej.
Sens wyrażenia „w bojaźni Boga” zależy w pewnym stopniu od znaczenia, jakie posiada
zwrot dopełniając uświęcenia. Tłumaczenie całego wyrażenia przez „czyniąc świętość coraz
doskonalszą” zdaje się być najwłaściwsze. Został więc opisany w ten sposób proces
zdobywania świętości, będącej celem wysiłków ziemskich każdego człowieka. Nasuwa się z
kolei pytanie, czy owa bojaźń Boga jest niejako kresem ludzkiej doskonałości, czy raczej może
wyrazem pewnej specyficznej atmosfery, w której praca nad doskonaleniem świętości ma się
dokonywać. To drugie przypuszczenie wydaje się nam bardziej prawdopodobne, a to z tego
względu, iż Paweł ma zwyczaj – jak stwierdzimy w naszych dalszych rozważaniach –
nawoływać wiernych, by z obawą i drżeniem zabiegali o zbawienie. Chodzi więc w wyrażeniu
bojaźń Boża o ów klimat specjalnego zatroskania i dogłębnego przejęcia się nakazami Boga
oraz tym, by nie urazić w niczym Jego nieskończonej miłości. Nie jest to więc timor servilis,
lecz bojaźń podyktowana prawdziwą miłością dzieci do Ojca. Taką postawą zapewne
najbardziej doskonali się świętość.
2–4.
Jest to konkluzja fragmentu 6,11–13, nawiązująca do obrazów, jakie tam
występowały. Znów jednak wraca Paweł prawdopodobnie do zarzutów, które mu czyniono: że
krzywdzi Koryntian, że ich zwodzi i oszukuje. O tym, jak własnymi rękami pracował, by nie
obciążać i nie wyzyskiwać innych, już wielokrotnie była mowa, o swej prostocie i szczerości
także już Apostoł zapewniał Koryntian, samego Boga przywołując na świadka. Jeżeli nawet
jeszcze raz wypomina Koryntianom ich zastrzeżenia, to nie dlatego, żeby się użalać nad ich
niesprawiedliwością, żeby się skarżyć i okazywać swoje niezadowolenie. Wszystko już im
przebaczył i znów oni wypełniają jego serce. Znów chlubi się nimi i darzy ich pełnym
zaufaniem. Tak więc wszystkie urazy powstałe między Apostołem a wspólnotą zostały –
przynajmniej przez Apostoła – załagodzone. Paweł wyznaje, że ta trudna społeczność dostarcza
mu nie tylko smutków i zgryzoty, lecz niekiedy także serdecznej radości i pokrzepienia.
MISJA TYTUSA (7,5–16)
5
Kiedyśmy przybyli do Macedonii, nasze ciało nie doznało żadnej ulgi, lecz zewsząd byliśmy
dręczeni: zewnątrz walki, wewnątrz obawy.
6
Lecz Pocieszyciel pokornych, Bóg, podniósł i nas na
duchu przybyciem Tytusa.
7
Nie tylko zresztą jego przybyciem, ale i pociechą, jakiej doznał wśród
was, gdy nam opowiadał o waszej tęsknocie, o waszych łzach, o waszym zabieganiu o mnie, tak
że radowałem się jeszcze bardziej.
8
A chociaż może i zasmuciłem was moim listem, to nie żałuję
tego; nawet zresztą gdybym i żałował, widząc, że list ów napełnił was na pewien czas smutkiem,
9
to teraz raduję się – nie dlatego, żeście się zasmucili, ale żeście się zasmucili ku nawróceniu.
Zasmuciliście się bowiem po Bożemu, tak iż nie ponieśliście przez nas żadnej szkody.
10
Bo
smutek, który jest z Boga, dokonuje zbawiennego nawrócenia, i tego się nie żałuje, smutek zaś
tego świata powoduje śmierć.
11
To bowiem, że zasmuciliście się po Bożemu – jakąż wzbudziło w
was gorliwość, obronę, oburzenie, bojaźń, tęsknotę, zapał i potrzebę wymierzenia kary! We
wszystkim okazaliście się bez zarzutu.
12
Dlatego też, choć napisałem wam tak, to nie z powodu
tego, który dopuścił się niesprawiedliwości, ani też przez wzgląd na pokrzywdzonego, lecz by
okazać nasze wobec Boga zatroskanie o was.
13
Tak więc doznaliśmy pociechy. A radość nasza
spotęgowała się jeszcze bardziej przez tę radość, jakiej doznał Tytus, przez was wszystkich
podniesiony na duchu.
14
Przeto jeśli się wami chlubiłem przed nim, nie doznałem zawstydzenia.
Podobnie jak wszystko mówiliśmy wam zgodnie z prawdą, tak też prawdziwa jest nasza chluba
wobec Tytusa.
15
Serce zaś jego jeszcze bardziej lgnie ku wam, gdy wspomina wasze
posłuszeństwo i to, jak przyjęliście go z bojaźnią i drżeniem.
16
Cieszę się, że we wszystkim mogę
wam ufać.
5–7.
Z wieści, które przyniósł Tytus – nie spotkany co prawda w Troadzie, lecz w końcu
odnaleziony, cały i zdrów – wynikało, że i wspólnota pragnie również szczerego pojednania z
Apostołem. Radość Pawła była więc podwójna: z przybycia Tytusa i z pomyślnych wieści.
Lecz ten radosny moment poprzedzały długie dni wypełnione zewnętrzną walką i
wewnętrznymi obawami. Autorzy, którzy w
1 Kor 2,3
widzieli aluzję do choroby Pawła,
podobnie interpretują również wyrażenie zewnątrz walki, wewnątrz obawy w
2 Kor 7,5
.
Jeżeli mamy prawo sądzić, że zdrowie Pawła było wskutek wytężonej pracy nadszarpnięte,
to jednak trudno pogodzić z usposobieniem Apostoła przypuszczenie, że jego troska o zdrowie
fizyczne była posunięta do tego stopnia, że aż napełniała go bojaźnią i drżeniem.
Wydaje się, że również i w tym tekście dochodzi do głosu raczej Pawłowa świadomość
powierzonej mu misji, mającej zdobyć dla Kościoła mieszkańców Macedonii. Lęk ogarnia
Pawła na samą myśl o przyszłości mieszkańców tej krainy, narażonej na zgubne działanie
przeciwników Ewangelii. Być może, iż łączyła się z tym wszystkim, choć na pewno w sposób
wtórny, troska i o własne życie, narażone przecież ciągle na nowe niebezpieczeństwa.
Owa troska, aż lęk rodząca w związku z niepewnymi losami wspólnoty ewangelizowanej
przez Pawła, posiadała charakter wybitnie religijny. Mamy tu znów do czynienia z obawą,
której można dać miano: timor salutem praedicantium. Być może, iż źródłem wewnętrznych
obaw były także walki, jakie musiał Apostoł prowadzić ze swymi przeciwnikami. Walkę
zresztą nie lada stanowiło ciągłe pokonywanie trudności, których katalog podaje Paweł właśnie
w Drugim Liście do Koryntian (11,23–29). Nie wiemy, jak długo trwały owe udręki Apostoła,
lecz jak to często bywało w podobnych sytuacjach, z pomocą przyszedł mu Bóg, nie na darmo
zwany Pocieszycielem pokornych.
8–10.
Reakcja wywołana „listem we łzach pisanym” była przez Pawła jak najświadomiej
zamierzona. Apostołowi zależało na zasmuceniu Koryntian. Nie ma bowiem prawdziwego żalu
bez smutku, co więcej, istota prawdziwego żalu polega na smuceniu się tym, że się Boga
obraziło. Jest to smutek, który pochodzi od Boga i dokonuje zbawiennego nawrócenia. Może
żałował Paweł przez chwilę – wtedy gdy Tytus długo nie przybywał i brakło jakichkolwiek
wieści z Koryntu – że pisał tak ostro, teraz jednak, poznawszy reakcję Koryntian, niczego nie
pragnie odwoływać.
11.
Surowy list napisany do Koryntian w celu zgromienia ich za nieznane nam bliżej
wykroczenia spowodował reakcję, określoną przez Apostoła następującymi wyrazami:
gorliwość…, oburzenie, bojaźń, tęsknota, zapał (
2 Kor 7,11
). Każde z tych uczuć autor listu
uważa za objaw bardzo pozytywny. Pismo to, na skutek surowości, która w nim dominowała,
miało cel pedagogiczny. Apostoł chciał, aby postawa Koryntian wobec niego była oparta
przynajmniej na bojaźni, skoro łagodne napomnienia nie skutkowały. Może chodziło najpierw
o lęk przed ewentualną karą, lecz także chyba i o ów metus reverentialis, którym powodując się
Koryntianie naprawdę pragnęliby w przyszłości pełnić wolę Pawła.
Gdyby się zachował ów list „we łzach pisany”, łatwo byłoby stwierdzić, co właśnie jest w
tej chwili problemem i czy owa bojaźń z tego wiersza oznacza strach przed Pawłem, czy też
bojaźń Bożą. Jeżeli w. 15 sugerowałby myśl, że chodzi o lęk tylko przed Apostołem, co byłoby
zgodne zresztą z
1 Kor 4,21
, to bardziej prawdopodobne wydaje się przypuszczenie, że
Koryntianie lękali się raczej kary Bożej, na którą zasługiwali. Biorąc pod uwagę ogólny
charakter napomnień, jakich Paweł udzielał wiernym – czy to gdy wytykał zło, czy gdy do
dobra zachęcał – mamy prawo przypuszczać, że i w tym wypadku, mówiąc o wykroczeniach
Koryntian, na pewno nie ograniczył się do stwierdzenia, że mieszkańcy Koryntu urazili
godność Apostoła, lecz że tym samym zachowali się niewłaściwie wobec Boga. Nie przed
Pawłem, lecz przed Bogiem samym wypadnie im kiedyś za to odpowiadać, podobnie zresztą
jak i Paweł pisał ów list nie tylko ze względu na Koryntian, lecz w poczuciu odpowiedzialności
przed Bogiem. Nie chodzi tu więc o Pawła jako o apostoła, lecz o stosunek Koryntian do Boga.
Dlatego to i wspomniany wyżej lęk ma charakter religijny. Nie obawę przed sobą jako
Apostołem surowo, autorytatywnie przemawiającym ma Paweł ostatecznie na myśli, tylko
bojaźń Bożą. Lęk wywołany listem Pawła można więc słusznie nazwać timor medicinalis. Pod
wpływem tego uczucia Koryntianie zmienią swoją postawę nie tylko wobec Pawła, lecz także
wobec Boga samego.
12.
Znów wraca Paweł do sprawy będącej powodem przesłania listu „we łzach pisanego”.
Ostatecznie nie chodzi mu tylko o pokrzywdzonego czy krzywdziciela, lecz o społeczny
wydźwięk owej sprawy, o dobro całego Kościoła korynckiego, które nigdy nie było Pawłowi
obojętne. Nie zależy mu zresztą na poprawie stosunków wspólnota – Apostoł, lecz o zajęcie
należytej postawy wobec Boga.
13–14.
Choć Pawłowi przychodziły z pewnością do głowy różne myśli w związku z
postępowaniem Koryntian, to jednak ostatecznie uwierzył w ich uczciwość. Chwalił ich przed
innymi Kościołami, a teraz raduje się, że owe pochwały nie były daremne.
15–16.
Mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, że lęk Koryntian witających Tytusa
pozbawiony jest wszelkiego pierwiastka religijnego. Lecz przy takim założeniu ich reakcja
okazałaby się zupełnie anormalna. Dlaczego miałoby budzić przerażenie połączone z
fizycznym drżeniem pojawienie się Tytusa w mieście słynącym z lekceważenia wszystkich
autorytetów? Jeżeli się wyłączy z postawy Koryntian ich pewne przeżycia religijne, sytuacja
staje się trudna do wyjaśnienia.
Otóż uczucia Koryntian będą dość zrozumiałe, jeśli się przyjmie, że Tytus był dla nich
rzecznikiem spraw Bożych, że ustosunkowanie się do niego utożsamiało się tym samym z
zajęciem pewnej postawy wobec Ewangelii, głoszonej im niedawno przez św. Pawła. Przyjęcie
Tytusa, Pawłowego pełnomocnika, wiąże się w jakiś sposób ze sprawą zbawienia Koryntian.
Chodzi tu więc o poczucie pewnej odpowiedzialności religijnej, o swoiste zatroskanie, by w
niczym nie urazić Boga przez niewłaściwe potraktowanie tego, który ma im Boga opowiadać.
Tytus nie był ani zaskoczony, ani zdziwiony; wiedział bowiem, że ludzie okazują pewien lęk
nie przed nim jako człowiekiem, lecz przed Bogiem, którego sprawy on, człowiek, miał swoim
bliźnim głosić.
Zaproponowana wyżej interpretacja nie traci nic ze swej wartości, nawet jeśli przyjmiemy,
że Koryntianie, witając Tytusa, byli jeszcze pod wrażeniem surowego, „we łzach pisanego”
listu Pawła. Być może pamięć na tamto ostre w tonie pismo napełnia ich niepokojem, czy aby
Tytus nie przybywa czasem z podobnymi gromami. Otóż – powtarzamy – przy tym,
psychologicznie możliwym do przyjęcia założeniu postawa Koryntian da się zrozumieć tylko
wtedy, kiedy za źródło ich niepokoju uznamy nie pogróżki, lecz uświadomienie sobie ich
niewłaściwego, grzesznego stosunku do Boga. Koryntianie ulękli się Pawła nie z pobudek
tylko naturalnych, bali się go nie jako człowieka, lecz jako wysłannika Bożego. Jeżeli te same
uczucia odżyły w nich, gdy witali Tytusa, mamy prawo przypuszczać, że chodziło znów o
religijne przeżycia bojaźni.
O JAŁMUŻNIE DLA UBOGICH Z JEROZOLIMY
HOJNOŚĆ NA RZECZ UBOGICH (8,1–15)
8
1
Donosimy wam, bracia, o łasce Bożej, jakiej dostąpiły Kościoły Macedonii,
2
jak to w
dotkliwej próbie ucisku radowały się bardzo i jak skrajne ich ubóstwo zajaśniało bogactwem
prostoty.
3
Według możliwości, a nawet – zaświadczam to – ponad swe możliwości okazali oni
gotowość,
4
nalegając na nas bardzo i prosząc o łaskę współdziałania w posłudze na rzecz
świętych.
5
I nie tylko tak było, jakeśmy się spodziewali, lecz ofiarowali siebie samych naprzód
Panu, a potem nam przez wolę Bożą.
6
Poprosiliśmy więc Tytusa, aby, jak to już rozpoczął, tak też i
dokonał tego dzieła miłosierdzia pośród was.
7
A podobnie jak obfitujecie we wszystko, w wiarę, w
mowę, w wiedzę, we wszelką gorliwość, w miłość naszą do was, tak też obyście i w tę łaskę
obfitowali.
8
Nie mówię tego, aby wam wydawać rozkazy, lecz aby wskazując na gorliwość innych,
wypróbować waszą miłość.
9
Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc
bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić.
10
Tak więc udzielam wam
rady, a to przyniesie pożytek wam, którzy zaczęliście już od ubiegłego roku nie tylko chcieć, lecz i
działać.
11
Doprowadźcie teraz to dzieło do końca, aby czynne podzielenie się tym, co macie,
potwierdzało waszą chętną gotowość.
12
A gotowość uznaje się nie według tego, czego się nie ma,
lecz według tego, co się ma.
13
Nie o to bowiem idzie, żeby innym sprawiać ulgę, a sobie utrapienie,
lecz żeby była równość.
14
Teraz więc niech wasz dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby
ich bogactwo było wam pomocą w waszych niedostatkach i aby nastała równość, jak to jest
napisane:
15
Nie miał za wiele ten, kto miał dużo. Nie miał za mało ten, kto miał niewiele (
Wj 16,18
).
1.
Pozbywszy się już wszelkiej niechęci do Koryntian i przekonawszy się, że Koryntianie
również wrócili na właściwą drogę, może Paweł już z całą śmiałością zwrócić się o jałmużnę
na ubogich w Jerozolimie, tym bardziej, że Macedonia już przeprowadziła zbiórkę i teraz
właśnie nadeszła kolej na Achaję. Warto pamiętać, że pisząc ten list Paweł przebywa w
Macedonii i jest, jak widać, pod bardzo jeszcze żywym wrażeniem ofiarności chrześcijan
macedońskich. Z
Dz 16,11–19
,14 wiadomo przynajmniej o kilku Kościołach macedońskich z
ośrodkami w takich miastach, jak Tesalonika, Berea i Filippi. Miłość wyrażająca się
udzieleniem konkretnej pomocy bliźniemu słusznie jest nazywana łaską. Skazany bowiem na
własne siły, bez pomocy nadprzyrodzonej, człowiek skłonny jest myśleć jedynie o samym
sobie i sobie tylko świadczyć miłość. Swoją działalność charytatywną Kościół zawsze uważał
za owoc działającej w nim łaski Bożej (por.
2 Kor 8,4.6.9.19
). Wierni czując się w pełni
obdarowanymi przez Boga; sami pragną obdarowywać innych, pamiętając o słowach Pana
Jezusa przytoczonych przez Apostoła: więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu (
Dz
20,35
).
2–4.
W przypadku Macedończyków ofiarność owa zasługuje na tym większe uznanie, że
sami żyli w skrajnym ubóstwie. Dawali więc nie z tego, co im zbywało, lecz z prawdziwej
obfitości serca. Co więcej, nim Paweł zwrócił się do nich – pewnie zresztą z największą
nieśmiałością – sami usilnie nalegali, by mogli się przyczynić w miarę swoich możliwości do
zaspokojenia potrzeb życiowych ich braci w wierze. Uważali to sobie za prawdziwą łaskę,
zgodnie z tym, co Apostoł powiedział na samym wstępie.
5.
Takie odniesienie się chrześcijan do sprawy zbiórki na ubogich sprawiło, że Paweł mógł
o nich powiedzieć: ofiarowali siebie samych naprzód Panu, a potem nam. Z ostatnich słów
tego stwierdzenia wynika również, że Macedończycy spostrzegli, jak bardzo Pawłowi leży na
sercu ubóstwo Kościołów palestyńskich i łączność z nimi przez okazywanie im czynnego
miłosierdzia. Dlatego na apel Pawła zareagowali całkowitym ofiarowaniem swoich możliwości
do jego dyspozycji: dali siebie samych.
6–7.
Przedstawiwszy w ten sposób – na pewno nie bez powodu – ofiarność
Macedończyków, zwraca się Paweł z prośbą o pomoc do Koryntian. Zbiórką zajmie się Tytus,
znany już im z akcji przedtem rozpoczętej (por.
1 Kor 16,1
). Pierwsze słowa w tej sprawie mają
charakter bardzo typowej captatio benevolentiae. Abstrahując od wszystkiego, co kiedykolwiek
stało się w Koryncie, Paweł nie szczędzi słów uznania dla wiary, wiedzy i gorliwości
mieszkańców tego miasta, zaznaczając równocześnie, że mogą się poszczycić nadto niezwykłą
miłością, jaką on dla nich żywi, oraz słowem od niego usłyszanym. Każda z tych
niecodziennych wartości jest swoistą łaską Bożą. Tak więc Koryntianie są prawdziwie bogaci
w łaskę Bożą.
8–9.
Żeby zaś zabezpieczyć się przed ewentualnym zarzutem wywierania jakiejkolwiek
presji czy wykorzystywania swojej władzy, oświadcza Paweł, że apeluje jedynie do miłości
Koryntian i ma nadzieję, że nie będzie to miłość mniej ofiarna niż opisana przed chwilą
hojność Macedończyków.
Motywem determinującym Koryntian w ich ofiarności na rzecz ubogich w Jerozolimie ma
być przykład dobrowolnego poniżenia się Chrystusa. W kontekście poprzedzającym
wprowadził Paweł już takie wyrażenia, jak wielka radość, skrajne ubóstwo, bogactwo prostoty.
Można zatem przypuszczać, że w pierwszych ośmiu wierszach 8 rozdz. przygotowywał Paweł
terminologię potrzebną do wyrażenia myśli głównej, zawartej w w. 9. Wiersz ten stanowi tekst
klasyczny, gdy chodzi o wcielenie Chrystusa, lecz wspomniane w nim ubóstwo pośrednio
odnosi się do Jego śmierci na krzyżu. Idea bogactwa, wprowadzona tu ze względu na kontekst,
w którym mowa o ubogich, służy za swojego rodzaju obraz ukazujący pełnię Chrystusowego
Bóstwa. Paweł mówi zresztą nieraz o bogactwach Chrystusa, gdy odnosi je do Jego chwały (
Rz
9,23
;
Ef 1,18
), dobroci (
Rz 2,4
), miłosierdzia (
Ef 2,4
) lub łaski (
Ef 1,7
). Samo wyrażenie będąc
bogatym przypomina cokolwiek słowa z
Flp 2,6
: istniejąc w postaci Bożej i na równi… z
Bogiem. Boski majestat Chrystusa uwydatnia się zresztą jeszcze bardziej przez użycie pełnego
tytułu Zbawiciela: Pan nasz Jezus Chrystus. Pawłowi bardzo zależy na wykazaniu, kim
Chrystus był od wieków i kim stał się ze względu na ludzi.
Ubóstwo Chrystusa zostało ukazane jako proste przeciwstawienie bogactwa. Chociaż więc
chodzi tu o specjalne kategorie zarówno bogactwa, jak i ubóstwa, to jednak nie wykluczone, że
przez te słowa właśnie czyni Paweł aluzję do skargi wypowiedzianej przez Jezusa: Lisy mają
nory i ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł
położyć (
Mt 8,20
). W dalszej perspektywie chodzi tu niewątpliwie o nawiązanie do Deutero-
Izajaszowego Sługi Cierpiącego (
Iz 52,13 – 53
,12), szczególnie gdy weźmie się pod uwagę
słowa: aby was ubóstwem swoim ubogacić.
Zejście Chrystusa z wyżyn pełni Bóstwa do stanu ubóstwa absolutnego dokonało się dla
nas. Sens owego zwotu jest niewątpliwie taki sam jak znaczenie zwrotu za nas w innych
soteriologicznych wypowiedziach Pawła (por.
1 Kor 8,11
).
Tak więc zbawcza miłość Chrystusa ukazuje się tu w formie miłosierdzia współczującego
czynnie ludzkiej nędzy. Określenie zaś całego dzieła Chrystusa mianem łaski przypomina
absolutną darmowość Jego zbawczych dobrodziejstw.
10–13.
Jeszcze jedno przypomnienie: Paweł nie występuje w charakterze mającego
władzę. Po prostu udziela pożytecznej rady. Bez wahania mówi o pożytku, bo przecież
wiadomo, że czyn Koryntian nie pozostanie bez nagrody. Rzecz zaś jest tym prostsza do
wykonania, że chodzi o zwykłe dokańczanie dzieła rozpoczętego przed rokiem. Naleganie
przeplata się w tym apelu co chwila ze swoistą powściągliwością. Jeszcze nic nie wiadomo o
rozmiarach hojności Koryntian, a już Paweł przestrzega ich, żeby przypadkiem sobie samym
nie wyrządzili krzywdy, gdy innym będą śpieszyć z pomocą.
14–15.
Lecz gdy to mówił, równocześnie chyba rodziła się w jego świadomości obawa,
że będzie zrozumiany zbyt dosłownie i że wobec tego wynik zbiórki może się okazać nazbyt
skromny. Dlatego pozwala sobie zauważyć, że Koryntianie nie są najbiedniejsi, że stać ich na
podzielenie się z innymi tym, co posiadają. Tym razem wyraźnie już mówi, jak bardzo będzie
się to opłacało: niedostatki duchowe chrześcijan korynckich zostaną wyrównane wskutek tego,
że podzielili się z innymi bogactwami materialnymi. W ten sposób zapanuje prawdziwa
równość: ci, co są ubodzy, będą posiadać środki konieczne do życia, a ci, którym zbywało dóbr
materialnych, dzieląc się z innymi nie będą ich mieli za wiele. Przypomina to trochę sytuację
Izraelitów podczas wędrówki po pustyni. Choć nie wszyscy zebrali jednakowe ilości manny, to
jednak okazało się potem, że w poszczególnych naczyniach nie było jej ani za mało, ani za
dużo.
ZAPOWIEDŹ PRZYBYCIA WYSŁANNIKÓW PAWŁA (8,16–9,5)
16
A Bogu niech będą dzięki za to, że wszczepił tę troskę o was w serce Tytusa,
17
tak iż przyjął
zachętę, a będąc jeszcze bardziej gorliwym, z własnej woli wybrał się do was.
18
Posłaliśmy z nim
brata, którego sława w [głoszeniu] Ewangelii rozchodzi się po wszystkich Kościołach.
19
Co więcej,
przez same Kościoły został on ustanowiony towarzyszem naszej podróży w tym dziele, około
którego się trudzimy ku chwale samego Pana i ku zaspokojeniu naszego pragnienia,
20
wystrzegając się tego, by ktoś na nas nie sarkał z okazji darów, tak obficie przez nas zebranych.
21
Staramy się bowiem o dobro nie tylko wobec Pana, lecz także wobec ludzi (
Prz 3,4
LXX).
22
Posłaliśmy z nim również brata naszego, którego gorliwość mieliśmy sposobność wielokrotnie
wypróbować, a który teraz, naprawdę ufając wam, okazał się jeszcze bardziej gorliwy.
23
Tytus jest
moim towarzyszem i trudzi się ze mną dla was; a bracia nasi – to wysłańcy Kościołów, chwała
Chrystusa.
24
Okażcie więc im wobec Kościołów waszą miłość i dajcie dowód naszej z was chluby.
9
1
O posłudze zaś, którą się pełni dla świętych, nie potrzebuję wam pisać.
2
Znam bowiem
waszą gorliwość dzięki której chlubię się wami wśród Macedończyków: «Achaja gotowa jest już od
zeszłego roku». I tak wasza gorliwość pobudziła wielu do współzawodnictwa.
3
Posłałem zaś braci,
aby pod tym względem nie była daremna nasza chluba z was, abyście – jak to już powiedziałem –
byli gotowi.
4
Gdyby bowiem przybyli ze mną Macedończycy i gdyby stwierdzili, żeście nie
przygotowani, zawstydzilibyśmy się my – nie chcę już mówić, że i wy – z powodu takiego stanu
rzeczy.
5
Uważałem przeto za konieczne prosić braci, aby przybyli wcześniej do was i przygotowali
już przedtem obiecaną przez was darowiznę, która oby się okazała hojnością, a nie sknerstwem.
16–17.
Postawa Tytusa wobec zbiórki na ubogich w Jerozolimie przypomina cokolwiek
zachowanie się Macedończyków: Tytus nie tylko z całą uległością przyjął polecenie Pawła
udania się do Koryntu, ale równocześnie dał do zrozumienia, że było to jego serdecznym
pragnieniem. Bogu dziękował Paweł za to, że owo pragnienie, wszczepione w serce Tytusa,
było tak bardzo zgodne z jego osobistą troską o Koryntian.
18–21.
Drugi wysłannik Pawła był prawdopodobnie Koryntianom nie znany i być może
dlatego właśnie nie podał Paweł jego imienia. Niech go przedstawi sam Tytus. Paweł ograniczy
się jedynie do stwierdzenia, że człowiek ten ma już znaczne osiągnięcia, gdy chodzi o
głoszenie Ewangelii. Być może był to jakiś wytrawny, utalentowany kaznodzieja. O szacunku,
jakim go darzyła wspólnota, świadczył fakt delegowania właśnie jego, jako męża zaufania, do
pomocy Pawłowi w przeprowadzeniu zbiórki na ubogich Jerozolimy. Pozostawienie
wspólnotom możności wyboru owego wysłannika świadczy również o zaufaniu, jakim Paweł
je darzył oraz o jego pragnieniu, aby całe owo charytatywne dzieło było aktem w pełni
dobrowolnym samych wiernych, a tym samym przyczyniało się do większego pomnożenia
chwały Bożej. Jednakże był też inny powód, dla którego Paweł z radością przyjął inicjatywę
wspólnoty wybierającej delegata w celu przeprowadzenia zbiórki. Oto chciał uwolnić się od
najmniejszych podejrzeń, że sam może z owej zbiórki czerpie jakiekolwiek zyski. Nie
wykluczone, że przeciwnicy Pawła już nawet wysuwali takie zarzuty pod jego adresem. Otóż
autentycznemu apostołowi nie powinno być obojętne to, co o nim mówią wierni. Swoim
postępowaniem nigdy nie powinien stwarzać żadnych podstaw do posądzenia czy
podejrzewania go o cokolwiek niewłaściwego.
22.
A oto drugi towarzysz Tytusa, nie nazwany po imieniu, lecz cieszący się doskonałymi
referencjami Pawła. Wśród przymiotów jego umysłu i serca na plan pierwszy wysunął Paweł
gorliwość apostolską, której szczególne dowody dał ów człowiek pragnąc udać się na zbiórkę
do Koryntu. Ze względu na tę samą wiarę i wspólne, apostolskie trudy, nazywa go Paweł,
podobnie jak pierwszego towarzysza, Tytusa, bratem.
23–24.
Jeszcze jedna rekomendacja wszystkich trzech delegatów i prośba do Koryntian o
łaskawe ich potraktowanie, gdyż zasługują na to w pełni jako wysłańcy – dosłownie:
apostołowie – Kościołów i piewcy chwały Chrystusa lub jej odbicia. Okazanie miłości przez
Koryntian utwierdzi tych trzech w przeświadczeniu, że Paweł miał rzeczywiste powody do
chlubienia się wspólnotą koryncką.
9,1.
O stosunku wzajemnym do siebie rozdz. 8 i 9 była już mowa we wstępie. Ze względu
na liczne powtórzenia całych zwrotów i wyrażeń także egzegeza poszczególnych wierszy tego
rozdziału będzie bardziej zwięzła.
Za świętych należy tu uważać chrześcijan jerozolimskich, przyjście zaś z pomocą ich
materialnym potrzebom zostało określone tym samym terminem, który oznacza obrzędy
urzędowego kultu: liturgia. O tej posłudze nie potrzebuje Paweł już więcej pisać być może
dlatego, że wszystkie zlecenia – zgodnie z
1 Kor 16,1–4
– zostały już wydane,
najprawdopodobniej podczas tzw. wizyty pośredniej.
2–4.
Motywacja zachęty do udziału w zbiórce jest tu, jak już wiadomo, nieco inna niż w
rozdz. 8. Paweł oznajmia Koryntianom, że o ofiarności nie tylko ich, lecz całej Achai mówił
często Macedończykom, i nie bez dumy, jako o fakcie prawie już udokumentowanym
konkretnymi czynami. Jakżeby też mógł owym mieszkańcom Macedonii spojrzeć w twarz,
gdyby się okazało nieprawdą to, co opowiadał im o Koryntianach? Niechże więc Koryntianie
mają wzgląd na osobę Pawła i na swoje dobre imię w Kościołach sąsiednich.
5.
Zapowiadając rychłe przybycie swych wysłanników – ich liczba nie jest tym razem
podana – zachęca Paweł Koryntian do hojności.
BŁOGOSŁAWIONE SKUTKI ZBIÓRKI (9,6–15)
6
Tak bowiem jest: kto skąpo sieje, ten skąpo i zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też
zbierać będzie.
7
Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i
nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg (
Prz 22,8
LXX).
8
A Bóg
może zlać na was całą obfitość łaski, tak byście mając wszystkiego i zawsze pod dostatkiem,
bogaci byli we wszystkie dobre uczynki,
9
według tego, co jest napisane:
Rozproszył, dał ubogim,
sprawiedliwość Jego trwa na wieki (
Ps 112[111],9
).
10
Ten zaś, który daje siewcy ziarno [do zasiewu i] chleb do jedzenia, dostarczy również wam
ziarna i rozmnoży je, i zwiększy plon waszej sprawiedliwości (
Iz 55,10
;
Oz 10,12
).
11
Wzbogaceni
we wszystko, będziecie pełni wszelkiej prostoty, która składa przez nas dziękczynienie Bogu.
12
Posługiwanie bowiem tej sprawie społecznej nie tylko uzupełnia to, na co nie stać świętych, lecz
obfituje w liczne dzięki składane Bogu.
13
Ci, którzy oddają się tej posłudze, wielbią Boga za to,
żeście posłuszni w wyznawaniu Ewangelii Chrystusa, a w prostocie stanowicie jedno z nimi i ze
wszystkimi.
14
A w swych modlitwach za was okazują wam miłość z powodu przebogatej w was
łaski Boga.
15
Dzięki Bogu za Jego dar niewypowiedziany.
6.
Mówiąc o ofiarności na rzecz ubogich, Apostoł tym razem daleki jest od jakiejkolwiek
powściągliwości czy przypominania Koryntianom, aby naprzód pamiętali o potrzebach
własnych, a potem dopiero troszczyli się o innych. Wszystkie jego wywody, cała argumentacja
zmierza do przekonania chrześcijan korynckich, iż powinni być jak najbardziej ofiarni. Oto
racja główna; dając hojną jałmużnę, obfitą również otrzyma się kiedyś zapłatę. Obraz żniwa
jako metafora ilustrująca dzień sądu i zapłaty występuje już w ST (por. np.
Jl 3,13
; zob. też
Mt
13,39
).
7–8.
Nie po raz pierwszy przypomina Paweł o potrzebie radości w praktykowaniu
chrześcijańskiego miłosierdzia. Kto pełni uczynki miłosierdzia, niech to czyni ochoczo (
Rz
12,8
). Dar wymuszony, jakby siłą wydarty, przestaje być darem i tym samym nie posiada
wartości zasługującej na wieczną zapłatę.
9–10.
Owa zapłata zaś nie jest zwykłym tylko zwrotem równoważnym tego, co się dało
ochoczym sercem. Bóg odpłaca przede wszystkim łaską, umożliwiającą dokonywanie
dalszych, jeszcze cenniejszych czynów chrześcijańskiego miłosierdzia. Inaczej mówiąc,
wspieranie innych, litowanie się nad ubogimi, nigdy nie czynią człowieka uboższym, lecz
przeciwnie, wzbogacają go, i to w dobra o wiele wyższego rzędu. Bóg może przecież dokonać
wszystkiego. I choć ludzie nie zawsze są sprawiedliwi, sprawiedliwość Boża – jak stwierdza
już Psalmista – trwa na wieki. Znów obraz żniw – wzbogacony przenośnią zasiewu – stanowi
motyw i zarazem zachęcającą wizję zapłaty czekającej tych, co świadczą innym swoje
miłosierdzie. Dawcą zapłaty będzie sam Bóg, Pan wszechwładny zarówno zasiewów, jak i
żniwa.
11–12.
I dlatego – zarówno dzielący się dobrami materialnymi, jak i obdzieleni – powinni
Bogu dziękować za łaskę tak otrzymywania jak posiadania i obdzielania innych doczesnymi
dobrami. Świadczący owo miłosierdzie wyraźnie przyczyniają się do powiększenia tej
dziękczynnej chwalby: im więcej dają, tym większa liczba tych, którzy dziękują Bogu za Jego
dobroć.
13–14.
Składającymi owo dziękczynienie będą judeochrześcijanie jerozolimscy. Oni też
będą wielbić Boga za to, że i pogan – takimi ongiś byli Koryntianie – doprowadził do uległości
Ewangelii. Wszystkiemu zaś będzie towarzyszyć radość, że tak jedni, jak drudzy stanowią
jedność w Chrystusie. Na zgodzie, harmonii judeochrześcijan z chrześcijanami nawróconymi z
pogaństwa w Kościele korynckim – do niedawna jeszcze podzielonym na ugrupowania i
stronnictwa – zależy Pawłowi szczególnie. Temu celowi służy też wcale nie drugorzędnie
organizowanie pomocy materialnej dla chrześcijan jerozolimskich. Za łaskę materialnego
wsparcia wierni Jerozolimy odwdzięczą się miłością i modlitewną troską o Koryntian.
15.
Co w tej sytuacji powinien czynić Paweł? Nic, tylko dziękować Bogu za Jego
niewypowiedzianą dobroć.
OSOBISTA OBRONA APOSTOŁA
O RZEKOMEJ SŁABOŚCI APOSTOŁA (10,1–11)
10
1
Zresztą ja sam, Paweł, upominam was przez cichość i łagodność Chrystusa, ja, który
będąc między wami, uchodzę w oczach waszych za pokornego, a z daleka od was jestem dla was
zbyt surowy,
2
ja was proszę: żebym nie musiał odwołać się do tej surowości, na jaką zamierzam
się zdobyć względem tych, którzy sądzą, że postępujemy według ciała.
3
Chociaż bowiem w ciele pozostajemy, nie prowadzimy walki według ciała,
4
gdyż oręż
bojowania naszego nie jest z ciała, lecz posiada od Boga moc burzenia twierdz warownych.
Udaremniamy ukryte knowania
5
i wszelką wyniosłość przeciwną poznaniu Boga, a wszelki umysł
poddajemy w posłuszeństwo Chrystusowi,
6
z gotowością ukarania każdego nieposłuszeństwa,
kiedy już wasze posłuszeństwo stanie się doskonałe.
7
Zauważcie to, co [jest zresztą] oczywiste!
Jeżeli ktoś jest przekonany, że należy do Chrystusa, niechże znów weźmie sobie pod rozwagę i to,
że my również, podobnie jak on, jesteśmy Chrystusowi.
8
Choćby mi bowiem wypadło jeszcze
bardziej chlubić się władzą, jaką nam dał Pan ku zbudowaniu, a nie ku zagładzie waszej, nie będę
się wstydził dlatego [rzekomo],
9
iżby się nie wydawało, że chcę was straszyć listami.
10
«Listy
bowiem – jak utrzymują – są groźne i nieubłagane, lecz gdy się zjawia osobiście, jest słaby, a jego
mowa nic nie znaczy».
11
Kto tak sądzi, niech sobie zapamięta, że jakimi jesteśmy w słowach
naszych listów, będąc poza wami, takimi też będziemy w czynach jako obecni wśród was.
Treścią trzech ostatnich rozdziałów 2 Kor jest osobista obrona Apostoła. Spoza
kontrargumentów wyłaniają się co chwila nowe zarzuty, jakie przeciwko niemu wysuwano.
1–2.
I tak np. na samym początku dowiadujemy się, że Paweł, choć groźny i surowy w
listach, w rzeczywistości jest zwykłym tchórzem, człowiekiem uległym i słabym. Jest to
wielkie i zarazem bardzo przykre dla Pawła nieporozumienie. Cichością i łagodnością
najwyraźniej pragnie Apostoł naśladować Chrystusa w Jego postawie służebnej względem całej
ludzkości (por.
Mt 20,28
;
Mk 10,45
;
1 P 2,21–23
). Nie bez powodu też odwołuje się na wstępie
tak uroczyście do owej cichości i łagodności Chrystusa. Ma nadzieję, że jego perswazje będą
miały wskutek tego większą siłę przekonującą. Jeśli to jednak nie pomoże, będzie musiał –
zgodnie z ostrzeżeniem przesłanym już w
1 Kor 4,19
– okazać Koryntianom, już nie w liście
tylko, lecz podczas osobistej wizytacji, surowość, na jaką zasługują. W zakończeniu w. 2 mamy
do czynienia z drugim zarzutem, jaki stawiano Pawłowi. Posądzono go mianowicie o to, że
postępuje według ciała, czyli kieruje się w swym traktowaniu Koryntian racjami czysto
ludzkimi: wyrachowaniem, egoizmem itp.
3–6.
Otóż to prawda, że Paweł pozostaje jeszcze w ciele, w ciele żyje, ale nie jest to życie
według ciała. Całym jego postępowaniem kieruje Duch (por.
Ga 2,20
;
Rz 6,7
). Tak też się rzecz
ma i z bojowaniem, które jako apostoł prowadzi. Nie posługuje się wcale fizyczną, materialną
bronią, lecz orężem, który może pokonać każdą przeszkodę. Przyrównując się do wodza
wielkiej armii zmierzającej na podbój całego świata dla Chrystusa, przypomina Paweł swą
postawą starotestamentalnych zdobywców Kanaanu, którzy również byli w pełni świadomi
tego, że nie walczyli własnymi siłami, lecz wyciągniętą prawicą Jahwe (por.
1 Sm 17,45.47
;
zob. także
1 Mch 3,19
). Trudności, na jakie teraz napotyka Ewangelia, to mądrość tego świata,
zaślepiająca ludzi. Obłuda, zarozumiałość i pycha – to wady, które swym nagromadzeniem i
rozmiarami przypominają twierdze warowne, groźne na pozór, lecz rozsypujące się w proch
pod naporem Bożych mocy. Ostateczne zwycięstwo nad owymi twierdzami ludzkich słabości
będzie miało miejsce wtedy, gdy wszyscy wynoszący się dotychczas złożą w akcie wiary hołd
mocy Bożej, gdy okażą swe posłuszeństwo Chrystusowi. Wzmianka o ewentualnej karze za
nieposłuszeństwo stanowi, być może, aluzję do owego zaślepienia umysłu, wspominanego
często jako doraźna kara za uporczywe przeciwstawianie się woli Bożej.
Kilka owych wierszy (3–6) stanowi jeden z klasycznych wyrazów apostolskiej
świadomości Pawła. Apostoł na pewno zdaje sobie sprawę z tego, że wspólnoty pozakładane
przez niego – to jeszcze tak niewiele, że on sam boryka się z ogromnymi trudnościami.
Równocześnie jakże rozległe horyzonty przyszłego Kościoła zarysowuje przed Koryntianami,
jakże niezwykłą moc zdobywczą przypisuje swojej działalności apostolskiej.
7.
Wydaje się, iż mówiono o Pawle, że nie zna prawdziwego Chrystusa, że nie należy do
Niego. Zarzuty te opierano prawdopodobnie na fakcie, że Paweł nie należał do grona Dwunastu
tak jak pozostali Apostołowie. Być może, iż to zastrzeżenie wysuwali ludzie ze stronnictwa
tzw. chrystusowych. Nie przedstawiając żadnych kontrargumentów, Paweł odwołuje się do
całkiem oczywistego stanu rzeczy – niech się zastanowią, niech wezmą pod rozwagę –
stwierdza, że on również jest apostołem Chrystusa.
8–11.
Wyposażony w pełnię Chrystusowej władzy posługuje się nią nie w celu zagłady,
lecz zbudowania Koryntian. Ale jeśli zajdzie konieczność, zademonstruje ogrom i grozę owej
władzy. Nie może bowiem dłużej tolerować posądzania go o to, że przemawia surowo tylko w
listach, a w rzeczywistości czuje się całkiem bezradny i słaby. Być może czyniono w ten
sposób aluzję do stosunkowo prostego, nie wygładzonego na wzór języka sofistów greckich
stylu Pawła. Nie był to jednak dowód nieudolności oratorskich Apostoła, lecz wierność
zasadzie, by w zewnętrznym pięknie słowa nie zatracić treści Ewangelii, która zupełnie
świadomie w nauczaniu Pawła miała za przedmiot tylko Chrystusa, i to wyłącznie
ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów a głupstwem dla pogan (
1 Kor 1,23
).
PRZECIWKO POSĄDZANIU APOSTOŁA O PRÓŻNE AMBICJE
(10,12–18)
12
Nie mamy bowiem odwagi ani równać się, ani stawiać siebie obok tych, którzy zachwalają
sami siebie; nie okazują wielkiego rozsądku, gdy siebie samych mierzą miarą własnej osoby i
porównują się sami z sobą.
13
My nie będziemy się wynosili ponad miarę, lecz będziemy się
oceniali według granic wyznaczonych nam przez Boga, a sięgających aż do was.
14
Nie
przekraczamy bowiem [słusznej] miary jak ci, którzy do was jeszcze nie dotarli; przecież doszliśmy
do was z Ewangelią Chrystusa.
15
Nie przechwalamy się ponad miarę kosztem cudzych trudów.
Mamy jednak nadzieję, że w miarę rosnącej w was wiary my również wzrastać będziemy według
naszej miary,
16
niosąc Ewangelię poza wasze granice, a nie chlubiąc się tym, co już było dokonane
przez innych.
17
Ten, kto się chlubi, w Panu niech się chlubi (
Jr 9,22n
).
18
Nie ten jest bowiem
wypróbowany, kto się sam przechwala, lecz ten, kogo uznaje Pan.
12.
Aczkolwiek Paweł zmuszony jest powiedzieć o sobie całą prawdę Koryntianom –
żeby, jak to już zaznaczył wcześniej, mogli się chlubić swoim apostołem – to jednak wcale nie
zamierza współzawodniczyć z tymi, którzy troszczą się jedynie o chwalenie samych siebie.
Ludzie ci dają w ten sposób dowód braku elementarnego rozsądku i Paweł wcale nie zamierza
ich naśladować. Mówiąc o swej rzekomej niższości w porównaniu z tymi samochwalcami nie
szczędzi cierpkiej ironii.
13–14.
Nie potrzebuje zresztą porównywać się z kimkolwiek. Sam Bóg wyznaczył mu
granicę jego apostolskiej działalności. Kościół, który z woli Bożej założył w Koryncie, jest
świadectwem i miarą jego zasług. I zasługami w takiej postaci ma Paweł pełne prawo chlubić
się przed światem. Pierwszy przyszedł z Ewangelią do Koryntu, nikt nie może go więc
posądzać o to, że działa na obcym terenie. Nie wykluczone, że mając tu na uwadze swoich
żydujących przeciwników, czyni jednak pewną aluzję do korynckiej działalności Apollosa.
15–16.
Odpierając ataki oponentów, Paweł równocześnie żywi nadzieję, że prosty lud
Boży Kościoła korynckiego potrafi coraz bardziej doceniać jego zasługi dla wspólnoty.
Potrzebna jest jednak do tego pewna dojrzałość w wierze, której na razie brakuje Koryntianom.
Z czasem ruszy Paweł poza Korynt, by innym również głosić Dobrą Nowinę, zawsze jednak
pozostanie wierny zasadzie niewkraczania na teren działalności innych wysłanników Chrystusa
(
Rz 15,20
).
17.
Cytując proroka Jeremiasza, z jednej strony oświadcza Paweł, że nie przechwala się
swoimi ludzkimi osiągnięciami, z drugiej zaś przypomina swoim przeciwnikom, że wolno im
chlubić się jedynie w Panu, czyli jedynie tym, co otrzymali od Pana. A prawdziwy wysłannik
Boga od Boga posiada wszystko. Nie ma nic, czego by nie otrzymał.
18.
Miernikiem wartości człowieka jest nie to, co on nam o sobie mówi, ani nawet to, co
sądzą o nim inni ludzie – lecz jedynie Boża o nim opinia. Wyrazem zaś owej oceny Boga jest
urząd, jaki człowiek piastuje, dary Boże, których posiadaniem się cieszy, błogosławieństwa
zsyłane na niego przez Boga (por.
J 5,31
).
APOSTOŁ CHLUBI SIĘ SWYM ŻYCIEM PEŁNYM TROSKI O
WIERNYCH (11,1–12,13)
11
1
O, gdybyście mogli znieść trochę szaleństwa z mojej strony! Ależ tak, wy i mnie
zniesiecie.
2
Jestem bowiem o was zazdrosny Boską zazdrością. Poślubiłem was przecież jednemu
mężowi, by was przedstawić Chrystusowi jako czystą dziewicę.
3
Obawiam się jednak, ażeby nie
były odwiedzione umysły wasze od prostoty i czystości wobec Chrystusa w taki sposób, jak w
swojej chytrości wąż zwiódł Ewę.
4
Jeśli bowiem przychodzi ktoś i głosi wam innego Jezusa,
jakiegośmy wam nie głosili, lub bierzecie innego Ducha, któregoście nie otrzymali, albo inną
ewangelię, nie tę, którąście przyjęli – znosicie to spokojnie.
5
Otóż sądzę, że dokonałem nie mniej
niż „wielcy apostołowie”.
6
Choć bowiem niewprawny w słowie, to jednak nie jestem pozbawiony
wiedzy. Zresztą ujawniliśmy się wobec was we wszystkim, pod każdym względem.
7
Czyż
popełniłem jakiś grzech przez to, że poniżałem siebie, by was wywyższyć? Ze za darmo głosiłem
wam Ewangelię Bożą?
8
Ogołacałem inne Kościoły, biorąc, co potrzebne do życia, aby wam przyjść
z pomocą.
9
A kiedy byłem u was i znajdowałem się w potrzebie, nikomu nie okazałem się
ciężarem. Czego mi niedostawało, dopełnili bracia przybyli z Macedonii. W niczym nie obciążałem
was i nadal nie będę obciążał.
10
[Zapewniam was przez] prawdę Chrystusa, która jest we mnie, że
nikt nie pozbawi mnie tego tytułu do chluby w granicach Achai.
11
Dlaczego? Czy dlatego, że was
nie miłuję? Bóg to wie.
12
Co zaś czynię, będę i nadal czynił, aby nie mieli sposobności do
chlubienia się ci, którzy jej szukają; aby byli jak i my w tym, czym się chlubią.
13
Ci fałszywi
apostołowie – to podstępni działacze, udający apostołów Chrystusa.
14
I nic dziwnego. Sam bowiem
szatan podaje się za anioła światłości.
15
Nic przeto wielkiego, że i jego słudzy podszywają się pod
sprawiedliwość. Ale skończą według dzieł swoich.
16
Jeszcze raz mówię: niech mnie nikt nie uważa za szaleńca, a jeżeli już tak, to przyjmijcie
mnie nawet jako szaleńca, abym i ja mógł się nieco pochełpić.
17
To, co powiem, nie według Pana
powiem, lecz jakby w szaleństwie, mając rzekomy powód do chluby.
18
Ponieważ wielu chlubi się
według ciała – i ja będę się chlubił.
19
Chętnie przecież znosicie głupców, sami będąc mądrymi.
20
Zezwalacie na to, że was ktoś bierze w niewolę, że was objada, wyzyskuje, że was z góry traktuje,
że was policzkuje.
21
Mówię to ku waszemu zawstydzeniu, tak jakbym chciał okazać moją pod tym
względem słabość. Jeżeli inni zdobywają się na odwagę – mówię jak szalony – to i ja się odważam.
22
Hebrajczykami są? Ja także. Izraelitami są? Ja również. Potomstwem Abrahama? I ja.
23
Są
sługami Chrystusa? Zdobędę się na szaleństwo: Ja jeszcze bardziej! Bardziej przez trudy, bardziej
przez więzienia; daleko bardziej przez chłosty, przez częste niebezpieczeństwa śmierci.
24
Przez
Żydów pięciokroć byłem bity po czterdzieści razów bez jednego.
25
Trzy razy byłem sieczony
rózgami, raz kamienowany, trzykrotnie byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc przebywałem
na głębinie morskiej.
26
Często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w
niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w
niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na
pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci;
27
w
pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w licznych postach, w zimnie i
nagości,
28
nie mówiąc już o mojej codziennej udręce płynącej z zatroskania o wszystkie Kościoły.
29
Któż odczuwa słabość bym i ja nie czuł się słabym? Któż doznaje zgorszenia, żebym i ja nie
płonął?
30
Jeżeli już trzeba się chlubić, będę się chlubił z moich słabości.
31
Bóg i Ojciec Pana
Jezusa, Ten, który jest błogosławiony na wieki, wie, że nie kłamię.
32
W Damaszku namiestnik króla
Aretasa rozkazał pilnować miasta Damasceńczyków, chcąc mnie pojmać.
33
Ale przez okno
spuszczono mnie w koszu za mur i tak uszedłem rąk jego:
12
1
Jeżeli trzeba się chlubić – choć co prawda nie wypada – przejdę do widzeń i objawień
Pańskich.
2
Znam człowieka w Chrystusie, który przed czternastu laty – czy w ciele nie wiem, czy
poza ciałem, też nie wiem, Bóg to wie – został porwany aż do trzeciego nieba.
3
I wiem, że ten
człowiek – czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, <też nie wiem>, Bóg to wie –
4
został uniesiony
do raju i słyszał tajemne słowa, których się nie godzi człowiekowi powtarzać.
5
Z tego więc będę się
chlubił, a sobą samym nie będę się chlubił, chyba że moimi słabościami.
6
Zresztą choćbym i chciał
się chlubić, nie byłbym szaleńcem; powiedziałbym tylko prawdę. Powstrzymuję się jednak, aby
mnie nikt nie szacował ponad to, co widzi we mnie lub co ode mnie słyszy.
7
Aby zaś nie wynosił
mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie
policzkował – żebym się nie unosił pychą.
8
Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode
mnie,
9
lecz mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa.
10
Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w
prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć
jestem mocny.
11
Oszalałem, a wyście mnie do tego zmusili! To wy powinniście wyrażać mi uznanie.
W niczym przecież nie byłem mniejszy od „wielkich apostołów”, chociaż jestem niczym.
12
Dowody [mojego] apostolstwa okazały się pośród was przez wielką cierpliwość, a także
przez znaki, cuda i przejawy mocy.
13
W czymże otrzymaliście mniej niż pozostałe Kościoły? Chyba
tylko w tym, że nie byłem wam ciężarem. Wybaczcie mi tę krzywdę!
1.
Przed chwilą oświadczył Paweł, że nie zamierza stawać do zawodów ze swymi
antagonistami, że niczym nie będzie się przechwalał, bo chlubić się wolno tylko w Panu. Lecz
oto teraz zmienia zdanie. Przez moment przynajmniej będzie się zachowywał jak szaleniec. Nie
wykluczone zresztą, że posługując się zwrotem znosić szaleństwo nawiązuje do słów swoich
przeciwników, utrzymujących, że przemawia często jak szalony.
2.
W każdym razie i to niezwykłe zachowanie się Pawła będzie wynikiem jego wielkiego,
pełnego zazdrości umiłowania Koryntian. Jest to tak samo zazdrosna miłość jak ta, którą w ST
Jahwe-Oblubieniec darzył swą oblubienicę-Izraela (por.
Pnp 5,9
), będącą typem Kościoła,
Oblubienicy Chrystusa. W tym procesie zaślubiania chrześcijan korynckich przez Chrystusa
Paweł pełni funkcję tzw. przyjaciela oblubieńca, czyli jakby starszego drużby. Za jego sprawą,
dzięki jego staraniom, dokonuje się ceremonia zaślubin, ale najważniejszym spośród
wszystkich jego obowiązków jest opieka nad Oblubienicą, troska o jej wierność względem
Oblubieńca i ostatecznie – gdy nadejdzie odpowiednia chwila – dobre, właściwe
przygotowanie Oblubienicy na gody. Wiadomo, że metafora godów wyraża ideę przyszłego
szczęścia, płynącego ze spotkania z Panem i z pozostawania z Nim na zawsze. Tak więc ze
strony Pawła jest to miłość absolutnie bezinteresowna, nie spodziewa się on z niej żadnej
korzyści dla siebie, we wszystkim ma na względzie Chrystusa.
3–4.
Wiersz 4 wyjaśnia zresztą dokładnie, gdzie leży źródło Pawłowej bojaźni. W
dyskusjach nad ustaleniem sensu tego wiersza może niedostatecznie uwzględnia się rolę
kontekstu poprzedzającego, dokładniej, nie docenia się funkcji czasownika obawiam się w
rozumieniu całego, omawianego fragmentu. Według wielu, zwłaszcza starszych egzegetów w.
4 należy uważać za pewnego rodzaju przypuszczenie nierzeczywiste (modus conditionalis
irrealis): „Gdyby wam głoszono innego Jezusa… przyjęlibyście to spokojnie”. Otóż tego
rodzaju stanowisko osłabia bez potrzeby znaczenie czasownika obawiać się, który pozostaje
według powyższej interpretacji jakby bez dopełnienia. Obawy miałyby charakter tak samo
hipotetyczny jak treść całego w. 4. Niepokój Pawła o całe dzieło Ewangelii, które zbudowane
już w duszach Koryntian może ulec zniszczeniu, zdaje się być oparty nie na przypuszczeniu
tylko, lecz na faktycznej znajomości charakteru Koryntian – niezrównoważonych, skłonnych
do wszelkiego występku i do pogoni za nowinkarstwem. Podobnie nie hipotetyczne, lecz realne
było przybycie fałszywych apostołów do Koryntu i ich nauczanie. Przyrównanie ich metod
uwodzenia ludzi do chytrości węża świadczy tylko o tym, jak bardzo uzasadnione były obawy
Pawła. Nadto jasne się staje to, jak dobrze przemyślał Apostoł prawdę o następstwach grzechu
Adama i Ewy. Szatańska chytrość bynajmniej nie ustała w swym działaniu. Tak więc cały w. 4,
powtórzmy to jeszcze raz, jest uzasadnieniem lęku i zazdrości apostolskiej Pawła. Zazdrość zaś
owa była wyrazem bojaźni, by ktoś inny nie pokochał tych, którzy są przez nas kochani.
Nie ma potrzeby dodawać, że w omawianym kontekście są to uczucia na wskroś religijne i
wyrażają nic innego, jak tylko wielkie zatroskanie Pawła, by wierni przez niego nawróceni byli
na zawsze związani z Chrystusem. Niewłaściwość postępowania Koryntian polega na tym, że
czynią oni wszystko inaczej niż ich uczył Paweł. Słuchają chętnie tych, którzy głoszą innego
Chrystusa, biorą i otrzymują rzekomo innego ducha, przyjmują inną Ewangelię. Okazuje się
więc, że pseudoapostołowie korynccy nie ograniczali się do zwalczania Pawła, lecz także
posługiwali się pewnym własnym jakby systemem teologicznym, choć niełatwo stwierdzić, do
czego sprowadza się ostatecznie ten system. Być może Chrystus, którego głosili, był nie tak
trudny do naśladowania, pozbawiony krzyża, nie domagający się od swoich wyznawców
ciągłego współumierania ze sobą? Odmienność ducha wiąże się z odrębnością nauki: Paweł
twierdził, że jego Ewangelia była pełna Ducha Bożego (
1 Kor 2,4
;
7,40
;
1 Tes 1,5
). Z
konieczności musieli przekazywać innego ducha pseudoapostołowie, skoro głosili inną
Ewangelię. Wszystko zaś wskazuje na to, że była to Ewangelia co prawda o Jezusie Chrystusie,
lecz głosili ją ludzie, którzy utrzymywali, że do osiągnięcia usprawiedliwienia potrzebne jest
nadal przestrzeganie Prawa. Otóż na twierdzenie tego rodzaju Paweł odpowiada: Jeżeli zaś
usprawiedliwienie dokonuje się przez Prawo, to Chrystus umarł na darmo (
Ga 2,21
).
5–6.
Swoich przeciwników nazywa Paweł, pozwalając sobie na cierpką ironię, wielkimi
apostołami i zaraz dodaje, że wcale nie czuje się od nich mniejszy, choć wiadomo, że inny
rodzaj wielkości ma na myśli. Nawet wtedy gdy mówi, że jest niewprawny w słowie – jest to
prawdopodobnie dosłowny cytat jednego z powiedzeń o Pawle – też chyba ironizuje. Wiadomo
bowiem skądinąd, że byłoby go stać na doskonałość słowa, lecz świadomie zrezygnował z
tego, aby wskutek upiększania formy nie zagubić treści głoszonej nauki. A choćby nawet
rzeczywiście ustępował niektórym pod względem umiejętności posługiwania się słowem (por.
1 Kor 1,17
), to na pewno nie jest mniejszy co do prawd, których nauczał, gdyż pochodziły one
z objawienia Bożego. W ten sposób zaatakował Paweł równocześnie tzw. gnozę swoich
przeciwników. Zresztą góruje nad nimi m.in. tym, że wobec Koryntian jest zawsze szczery i
bezpośredni. Mieli więc okazję poznać wszystkie jego zalety i wady.
7–10.
Stosunkowo dużo miejsca poświęca Paweł bezinteresowności swego nauczania.
Miano mu za złe to, że nie chciał przyjmować za swą działalność apostolską żadnego
wynagrodzenia. Wysnuwano z tego, jak się zdaje, przynajmniej dwa wnioski, zresztą nie
bardzo dające się ze sobą pogodzić. Mówiono mianowicie, że Paweł sam nie czuje się
pełnowartościowym apostołem i dlatego nie ma nawet śmiałości domagać się za swą pracę
jakiegokolwiek wynagrodzenia. Z innej strony słyszało się, że Pawła w rzeczywistości z
Koryntianami nic nie łączy, nie darzy on tych ludzi żadnym uczuciem i dlatego nie chce
przyjmować od nich nawet najskromniejszych datków. W odpowiedzi Apostoł nie od razu
nawiązuje do tych zarzutów, lecz pytaniem retorycznym stwierdza, że głoszenie Ewangelii bez
żadnej zapłaty nie jest przecież grzechem, podobnie jak nie można poczytywać za przestępstwo
tego, że nie wynosi się nad chrześcijan korynckich, nie korzysta z władzy, jaką legalnie ma nad
nimi. Poniżaniem się jednak – w oczach ówczesnych ludzi – była fizyczna praca, od której
Paweł, jak wiemy, nie stronił (
Dz 18,3
) i wcale się jej nie wstydził w swoich późniejszych
wspomnieniach (
1 Kor 4,12n
). Apostoł nie omieszka też zaznaczyć, że uniżał się zupełnie
świadomie, żeby Koryntianie mogli być wywyższeni. Ilekroć bowiem człowiek zdobywa się na
uległość względem Ewangelii, ilekroć dokonuje się jakieś nawrócenie, tylekroć bywa
wywyższany, podnoszony z poniżenia grzechów, w których przedtem się znajdował. Otóż
nawracający się Koryntianie, za sprawą Pawła, za cenę jego poniżeń, byli wywyższani. W
rzeczywistości jednak inne były przyczyny, dla których Paweł własnymi rękami zarabiał na
życie i bezinteresownie głosił Ewangelię. Chodziło mu o to, by dla nikogo nie być ciężarem.
Chrześcijanie korynccy nie należeli do możnych tego świata. Apostoł nie chciał więc stwarzać
im swoją osobą dodatkowych kłopotów.
Lecz jest jeszcze i drugi powód tego postępowania. Nie pobierając żadnego wynagrodzenia
za swą pracę, Paweł czuje się absolutnie niezależny. To stanowi jego broń najskuteczniejszą w
walce z „wielkimi apostołami”. Tym właśnie – a nie zebranymi pieniędzmi – chlubi się przed
nimi. Jest przekonany, że oni nie zdobędą się nigdy na „heroizm” bezinteresownego nauczania.
Przyznaje też Paweł, że jest to taktyka, którą stosuje tylko w Achai ze względu na
specyficzność sytuacji, jaka tam się wytworzyła. Od innych Kościołów przyjmuje materialne
wsparcie, i to chyba w rozmiarach dość znacznych, skoro mówi ogołacałem inne Kościoły.
Czasownik „ogołacać” – termin techniczny, przyjęty w opisach zwycięskich wojen – pozwala
przypuszczać, że Paweł wobec innych Kościołów – zwłaszcza w Macedonii (np.
Flp 4,15n
) –
zachowuje się tak jak wódz zwycięski wobec podbitych narodów, gdy każe sobie dostarczać
specjalne daniny na pokrywanie kosztów dalszych wojen. Wyprawa do Koryntu, zakładanie
tamtejszej wspólnoty – to wszystko łączyło się z kosztami.
11–12.
A oto odpowiedź konkretna na jeden z zarzutów. Bezinteresowność Pawła wcale
nie jest dowodem braku miłości do Koryntian. Apostoł czuje się chyba szczególnie dotknięty
tym oskarżeniem. Przygnębiony i jakby trochę zrezygnowany, odwołuje się do świadectwa
Boga. Bo jakże im udowodnić inaczej, że ich miłuje, skoro nie wierzą ani jego słowom, ani
czynom? W każdym razie z rady przeciwników swoich nie skorzysta i nadal nie będzie
przyjmował żadnych datków od Koryntian. Wie bowiem dobrze, że nie chodzi tu o korynckich
chrześcijan, lecz o ich dobrze płatnych pseudonauczycieli. Niech spróbują nauczać za darmo,
tak jak Paweł! Wtedy będą mieli pewne prawo do przechwalania się przed ludźmi. Oczywiście
w takiej sytuacji zmieni się sens tych przechwałek.
13–15.
Oto jedna z główniejszych charakterystyk przeciwników Pawła. Nie mając
własnego autorytetu, próbują podstępnie korzystać z powagi autentycznych apostołów.
Demaskując z całą bezwzględnością kłamstwa zwodzicieli, zauważa Paweł równocześnie, iż
ich postępowanie właściwie nikogo nie powinno dziwić. Ludzie ci pozostają na usługach
szatana, który – poczynając od chwili pierwszego grzechu – podaje się ciągle za anioła
światłości. Spotka ich za to należna zapłata.
Atak skierowany przeciwko pseudoapostołom korynckim jest równocześnie przestrogą,
przypominającą cokolwiek słowa Chrystusa: Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy
przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami (
Mt 7,15
).
16–21.
Paweł chce być dobrze zrozumiany. To, co powie za chwilę, nie będzie
„przemawianiem w Panu”, czyli wystąpieniem z inspiracji Ducha Świętego; będzie to raczej
coś, co zakrawa na szaleństwo. Lecz jest on tego w pełni świadom – jego szaleństwo jest
dobrowolnie zaplanowane. Paweł przy tym żywi nadzieję, że i jego posłuchają Koryntianie –
zwani tu, nie bez ironii, mądrymi – cierpliwie, skoro od dawna znoszą potulnie
najrozmaitszych głupców, i to nie tylko wówczas, gdy ci swoim nauczaniem bałamucą
uczciwych ludzi, lecz także i wtedy, gdy popisują się nad nimi swoją władzą, gdy ich
wykorzystują materialnie, gdy nie okazują im żadnego szacunku, a co więcej, nawet wtedy, gdy
ich fizycznie znieważają. To, czego dokonywali w Koryncie nieprzychylni Pawłowi
pseudoapostołowie, nie może być nazwane inaczej, jak tylko głupotą. Koryntianie mimo to
tolerowali takie niedorzeczności. W rzeczywistości słowa Pawła zawierają niemało ironicznego
politowania dla „mądrości” Koryntian.
Ulegając propagatorom judaizmu Koryntianie, raz już wyrwani mocą śmierci i
zmartwychwstania Jezusa z niewoli Prawa, znowu stają się niewolnikami rytualnych przepisów
żydowskich, a równocześnie słuchają bezkrytycznie fałszywych nauczycieli, stają się ich
niewolnikami. Ci zaś, wykorzystują brak uświadomienia religijnego swoich słuchaczy,
nadużywają ich gościnności i ciągną z niecnego apostolstwa materialne zyski. Nadto są
nieprzystępni, wyniośli, aroganccy. Nie ma też powodu, by zwrot że was policzkują uważać za
metaforę. Bicie niewolników w starożytnej Grecji nie należało do rzadkości, a Paweł myślał,
być może, o przeciwstawieniu się postępowaniu tego rodzaju apostołów, gdy w listach
pasterskich żądał, żeby kandydaci na biskupów nie uciekali się do fizycznego karania
wiernych.
Paweł rzekomo wstydzi się tego, że nie potrafi dorównać swoim rywalom. Nigdy nie
traktował Koryntian jak niewolników ani ich nie objadał, ani nie wyzyskiwał, ani nie wynosił
się nad nich, ani nie policzkował. Nie dorównuje tamtym. Nie ukrywa swojej słabości.
Paweł chętnie pozostałby w oczach Koryntian człowiekiem słabym, nie dorównującym
swym konkurentom doktrynalnym. Jednakże w grę wchodzi dobro wiernych. Muszą oni
przecież wiedzieć, że Paweł nie jest apostołem-samozwańcem, że posiada talenty, którymi po
stokroć przewyższa tamtych nauczycieli. Bardzo niechętnie mówi o swoich przymiotach, co
więcej, takie przechwalanie się przed ludźmi uważa po prostu za szaleństwo. Skoro jednak
tylko w ten sposób będzie mógł zyskać sobie szacunek i posłuch Koryntian, nie zawaha się
przed użyciem nawet takiego środka. Odważy się – nie po raz pierwszy zresztą (por.
Ga
1,13nn
;
Rz 11,1
;
Flp 3,4–6
) – i zacznie mówić według ciała, pytając sam siebie i udzielając
sobie odpowiedzi.
22.
W praktyce owo szaleństwo Apostoła będzie polegać na tym, że zacznie porównywać
się ze swymi przeciwnikami. Okaże się najpierw, że pod wieloma względami w niczym im nie
ustępuje. Tak jak oni jest Hebrajczykiem, Izraelitą i potomkiem Abrahama. Te trzy zestawienia
rzucają wiele cennego światła na środowisko, z którego rekrutowali się przeciwnicy Pawła.
Było to według wszelkiego prawdopodobieństwa – środowisko judaistyczne. Przechwalali się
oni tym, że należą do narodu, który jest spadkobiercą zaszczytnych obietnic Bożych.
Określenia Hebrajczyk, Izraelita i potomstwo Abrahama nie są zwykłymi tylko
synonimami, choć niektórzy egzegeci (np. H. Lietzmann) tak właśnie je interpretują. Jeśli
Paweł mówi, że jest Hebrajczykiem – w
Flp 3,5
powie: Hebrajczyk z Hebrajczyków – to myśli
o swej przynależności do narodu wprowadzonego ongiś przez Mojżesza i Jozuego do Ziemi
Obiecanej. Paweł nie jest prozelitą, tj. kimś pochodzącym z pogan, który wszedł do
społeczności narodu wybranego wskutek nawrócenia się na judaizm. Jest Hebrajczykiem z
urodzenia. Jego ojciec zamieszkały w Tarsie, aczkolwiek obywatel rzymski, był również
Hebrajczykiem i nawet faryzeuszem, który – jeśli wierzyć św. Hieronimowi – przybył do
Cylicji jako jeniec rzymski z Giskali, jego pierwotnej ojczyzny w Galilei. Hebrajczyk – to
określenie wskazuje na odrębne pochodzenie, odmienne obyczaje, religię i język w porównaniu
ze wszystkimi innymi narodami (
Ga 2,14n
). Jest to aluzja do „czystej” krwi, którą Żydzi tak
często przechwalali się przed poganami. Izraelem Bóg nazwał kiedyś Jakuba (por.
Rdz 32,29
) i
związał z tym imieniem raz na zawsze wielkie obietnice. Nadzieją ich spełnienia się żyły
później całe pokolenia izraelskie.
Gdy św. Paweł mówi, że jest Izraelitą, to przyznaje się przede wszystkim do religijnych
przekonań i zwyczajów kultycznych ludzi wyznających religię Mojżesza. Ale za spadkobiercę
głównego i najważniejszego obietnic mesjańskich uchodził Abraham. Być potomkiem
Abrahama – znaczyło to mieć udział już w przyszłych dobrach mesjańskich. Kiedy więc Paweł
nazywa się potomstwem Abrahama, to daje równocześnie do zrozumienia, że mógłby
wylegitymować się fizycznym pochodzeniem od Abrahama. Syntetyzując, należy stwierdzić, iż
Paweł był w pełni świadom swego pochodzenia żydowskiego i skoro tylko zachodziła
potrzeba, nie wahał się o tym mówić (por.
Rz 11,1
;
Flp 3,4n
).
23.
Z kolei przechodzi Apostoł do spraw, w których niezmiernie przewyższa swoich
przeciwników. Jest to przede wszystkim wkład, dzieło posługiwania Chrystusowi. Pod tym
względem nie tylko pseudoapostołowie korynccy, ale i żaden spośród autentycznych apostołów
nie może się równać z Pawłem. Paweł oświadczył to już raz Koryntianom wyraźnie (
1 Kor
15,10
). Przewyższa wszystkich ogromem apostolskiego udręczenia. Chyba żaden z
przeciwników Pawła nie przypuszczał, że właśnie w tym kierunku pójdzie owa swoista
licytacja. Oto, czym według Pawła powinien się przechwalać prawdziwy apostoł. To
dobrowolne cierpienie mogło zakrawać na szaleństwo w oczach przeciwników Pawła, których
on nie nazywa zresztą nawet sługami Chrystusa, lecz sługami szatana (por. w. 15). By zasłużyć
sobie na miano Chrystusowego sługi i aby rzeczywiście nim być, trzeba nade wszystko wiele
wycierpieć. Zanim przejdzie do szczegółów, wymienia Apostoł cztery rodzaje wyjątkowo
ciężkich sytuacji: apostolskie trudy, więzienia, przesłuchania sądowe z biczowaniem włącznie i
formalne wyroki śmierci. Według relacji św. Łukasza (por.
Dz 16
) do czasu napisania Drugiego
Listu do Koryntian Paweł przebywał w więzieniu tylko jeden raz, i to tylko przez jedną noc, w
Filippi. Wspomniane tu liczne uwięzienia wskazywałyby na to, że Łukasz nie opisał
wszystkich tego rodzaju perypetii Pawła.
Natomiast ostatnie lata misjonarskiej działalności Apostoła są znaczone długotrwałymi
więzieniami. Pierwsze rozpoczęło się od aresztowania w Jerozolimie i poprzez Cezareę trwało
do wyroku uwalniającego w Rzymie, po raz drugi zaś zakończyło się męczeńską śmiercią w
Rzymie. Klemens Rzymski nie uciekał się chyba do symboliki żydowskiej (siedem: liczba
pełna, doskonała), gdy pisał (Ad Cor. 5) o siedmiokrotnym wtrąceniu Pawła do więzienia. Inne
trudy i doświadczenia apostolskie wymienia Paweł najpierw ogólnie, a potem pisze o nich
nieco dokładniej.
24.
Karę biczowania wymierzano prawie z reguły podejrzanym o głoszenie fałszywych i
niebezpiecznych nauk. Prawo zezwalało na czterdzieści uderzeń (
Pwt 25,3
), lecz w obawie, by
nie przekroczyć tego nakazu, poprzestawano zazwyczaj na trzydziestu dziewięciu. Kara –
zwłaszcza gdy chodziło o słabe, wyczerpane organizmy – mogła zakończyć się również
śmiercią biczowanego. Bliższych szczegółów tego biczowania Pawła przez Żydów nie podają
ani Dzieje Apostolskie, ani listy Apostoła.
Owe chłosty mogły mieć miejsce już w Damaszku (
Dz 9,23
), w Jerozolimie (9,29), w
Antiochii Pizydyjskiej (13,50), w Ikonium (14,2.4), w Tesalonice (17,5n), w Berei (17,13) lub
w Koryncie (18,6). We wszystkich tych miastach natrafiał Paweł na trudności, nigdzie jednak
nie mówił wprost, że był chłostany przez Żydów. Ze źródeł pozabiblijnych wiadomo, że w
czasach Jezusa przełożeni synagog lokalnych mogli wymierzać Żydom m.in. karę chłosty za
wykroczenia natury religijnej lub za niepłacenie podatków. Według Józefa Flawiusza kara
chłosty należała do bardziej poniżających.
25.
O biczowaniu Pawła rózgami przez pogan w Filippi mówią
Dz 16,22
. Pozostałe dwa
biczowania również nie są znane. Władze rzymskie skazywały zazwyczaj na sieczenie rózgami
ludzi posądzonych o zakłócanie publicznego porządku, ale tylko w przypadku, gdy nie mogli
się oni wylegitymować obywatelstwem rzymskim. Kamienowanie miało miejsce w Listrze (
Dz
14,19
) i w przeświadczeniu wykonawców tego wyroku, jak każde kamienowanie, zakończyło
się śmiercią (por. kamienowanie Szczepana –
Dz 7,60
). W przypadku Pawła nie była to jednak
śmierć.
Nie ma żadnych danych o jego przeżyciach w związku z rozbiciem się okrętu do czasu
napisania 2 Kor. Dzieje Apostolskie wspominają o jednym tylko rozbiciu się okrętu z
pasażerami, wśród których znajdował się Paweł (27,9–44). Miało to miejsce jednak dopiero w
kilka lat po napisaniu 2 Kor, podczas przewożenia uwięzionego Pawła z Antiochii do Rzymu.
Wiadomo jednak, że niedługo przed napisaniem wspomnianego listu Paweł odbywał liczne
podróże morskie. Oto niektóre z nich. Podczas pierwszej wyprawy misyjnej z Seleucji na Cypr,
z Cypru do Pamfilii oraz z powrotem; podczas drugiej podróży misyjnej z Troady do
Macedonii, a potem z Koryntu aż do Cezarei; w okresie trzeciej wyprawy misyjnej,
prawdopodobnie z Efezu do Koryntu, a potem z Mizji do Macedonii. Zdanie dzień i noc
pozostawałem w głębinie morskiej jest uzupełnieniem relacji o następstwach rozbicia okrętu.
Nie oznacza to, że Paweł znalazł się na dnie morza i po dwudziestu czterech godzinach –
niczym drugi Jonasz – został cudownie wyłowiony. Należy raczej przypuszczać, iż Apostoł
wspomina tu o ratowaniu swego życia na jakiejś resztce rozbitego okrętu, tak jak to po dzień
dzisiejszy zdarza się ludziom przeżywającym podobne nieszczęście. Zdając sobie sprawę z
otwierającej się pod nim niebezpiecznej głębiny morskiej, przez dzień i noc czekał Paweł na
ratunek.
26.
Ówczesne podróże nie należały do przyjemności. Były bardzo wyczerpujące i pełne
trudów. Znaczna część Dziejów Apostolskich jest poświęcona relacjonowaniu podróży Pawła.
Częściej niż okrętem podróżował Paweł pieszo, co powiększało jeszcze liczbę grożących
zewsząd niebezpieczeństw. Niebezpieczeństwa na rzekach zdarzały się chyba głównie w
Anatolii, obfitującej w rwące strumyki górskie, groźne w czasie zimowych deszczów.
Niebezpieczeństwa od zbójców groziły Pawłowi w górach Taurus, znanych już w starożytności
jako siedziba różnych opryszków. Zbójcy urządzali zasadzki nie tylko za czasów Jezusa i nie
tylko na drodze z Jerozolimy do Jerycha. Niebezpieczeństwa na pustkowiu – to aluzja albo do
dzikich płaskowyżów Azji Mniejszej, albo do Pustyni Arabskiej, o której wspomina Paweł w
Ga 1,17
. Spośród ludzi wszyscy zmówili się niejako przeciw Pawłowi: Żydzi i poganie,
otwarci wrogowie i fałszywi bracia. O niebezpieczeństwach ze strony własnego narodu, a
nawet przykrych represjach z jego strony była mowa przed chwilą. Może szczególnie trudno
było przewidzieć zachowanie się fałszywych braci, ukrywających się jakby między
domownikami w poszczególnych wspólnotach. Mianem tym określa Paweł albo fałszywych
apostołów, albo może fanatycznych judeochrześcijan, którzy prawdopodobnie donosili
odpowiednim władzom o działalności Apostoła w danym mieście.
27.
Cały wiersz nie wymaga żadnego komentarza. Czuwania nocne były spowodowane
albo trwaniem na modlitwie, albo, być może, koniecznością przygotowania wystąpień
apostolskich. Dni bowiem wypełniała fizyczna praca, która i tak niedostatecznie zapewniała
utrzymanie, skoro Apostoł skarży się na częsty głód i pragnienie. Różnice temperatur między
dniem a nocą w Palestynie i w Azji Mniejszej sprawiały, że Pawłowi dokuczały już to
nieznośny upał, już to dotkliwe zimno. To ostatnie musiało być szczególnie przykre, jeśli tak
bardzo troszczy się on, pisząc do Tymoteusza, o swój pozostawiony przez zapomnienie płaszcz
(
2 Tm 4,13
).
28–29.
Jednakże źródłem największego udręczenia był nieodstępujący Pawła ani na
chwilę niepokój o Kościoły, które dzięki jego wysiłkowi poczęły żyć, lecz ciągle wymagały
dalszej opieki. Wspominając słabych, być może myślał o rzeszach wiernych korynckich (por.
1
Kor 9,22
), którzy niedostatecznie jeszcze uświadomieni teologicznie, borykali się z różnymi
trudnościami ze strony własnych sumień. Gdy mówił o zgorszeniach, może w wyobraźni
przebywał wśród tych, którzy z przerażeniem prawie patrzyli na tzw. mocnych, beztrosko
spożywających mięso składane w ofierze bożkom pogańskim.
To prawdziwe ojcowskie współczucie okazywane wiernym we wszystkim, co ich spotyka,
jest wyrazem apostolskiej miłości Pawła. Żaden z jego korynckich rywali nie mógł, nie
rozmijając się przy tym z prawdą, uczynić podobnego wyznania.
30–33.
Niełatwo przychodzi Pawłowi mówić o sobie samym. Musi mimo to powiedzieć
wiele takich rzeczy, które mogły uchodzić za chwalenie się. Mówił dotąd tylko o apostolskich
osiągnięciach. Ale oto teraz wspomina o sprawie nie stanowiącej w jego mniemaniu chlubnej
karty historii jego życia. W dalszym ciągu nie będzie niczego zmyślał.
Chodzi tym razem o przybycie Pawła do Damaszku po okresie trzyletniego przebywania
na Pustyni Arabskiej (
Ga 1,18
). Wspomniane tu zarządzenie króla Aretasa położyło kres
pierwszym próbom apostolskiej działalności w tym mieście. Fakt mało bohaterskiej ucieczki
Pawła w koszu od ryb (lub chleba) być może opowiadano sobie już nawet w Koryncie.
Płaskorzeźba oglądana po dzień dzisiejszy przez turystów w kościele św. Pawła w Damaszku
trafnie chyba oddaje ducha niniejszego tekstu, ukazując Apostoła – dokładnie tylko jego ledwie
wystającą głowę – zażenowanego i przerażonego zarazem, w koszu spuszczonym po murze
więziennym. Heros, pokonujący tak niezwykłe przeszkody, ukryty w koszu, spuszczony nocą
po sznurze! Wstydził się tego Paweł jako słabości nie licującej z godnością obywatela
rzymskiego i apostoła Jezusa Chrystusa.
Król Aretas IV rządził państwem Nabatejczyków od r. 9 przed Chr. do 40 po Chr. Od roku
37 po Chr. z polecenia cesarza Kaliguli Aretas stał się również marionetkowym władcą
Damaszku. Pod koniec życia zwalczał gwałtownie swego zięcia, króla Heroda Antypasa.
12,1.
Znowu wraca poczucie pewnego zakłopotania w związku z koniecznością mówienia
o sobie. Onieśmielenie jest tym większe, że chodzi o dowody szczególnego wybrania
człowieka przez Boga. Paweł będzie mówił o swych wizjach i objawieniach. Musi więc
wyjątkowo umocnić się na duchu. Mimo iż używa liczby mnogiej: wizje i objawienia, w
rzeczywistości będzie mówił o jednej tylko – co prawda ogromnie brzemiennej w skutkach –
wizji. W Dziejach Apostolskich Łukasz relacjonuje wiele wizji Pawła, a sam Apostoł wyznaje
jeszcze w
1 Kor 14,6.18
, że mówi tak, jak nikt inny, wielu językami. Jeśli Paweł mówi teraz o
sprawach tak bardzo intymnych, jak prywatne objawienia, to nie dlatego, że jego przeciwnicy
podawali w wątpliwość rzeczywistość tych objawień. Raczej z tego powodu, że
pseudoapostołowie, oponenci Pawła, przechwalali się własnymi wizjami. Ich przechwałkom
przeciwstawia Apostoł nie znany dotąd nikomu przebieg jednego ze swych objawień.
2.
Człowiekiem, którego zna, jest – jak wynika z poprzedniego wiersza – on sam Paweł
Apostoł. Użycie trzeciej osoby wynika ze wspomnianego już onieśmielenia, towarzyszącego
przedziwnemu wyznaniu Pawła. Apostoł zachowuje się tak, jakby nadal nie dowierzał, że to, o
czym mówi, przydarzyło się jemu samemu. Szczegół chronologiczny w postaci wyrażenia
przed laty czternastu, czyli ok. r. 43, nie pozwala utożsamiać opisywanej tu przez Pawła wizji z
jego przeżyciami mającymi miejsce około r. 37 u bram Damaszku. Kiedy Paweł mówi, że nie
wie, czy w ciele…, czy poza ciałem został porwany aż do trzeciego nieba, daje wyraz dość
rozpowszechnionemu w jego czasach przekonaniu, że dusza jest substancją, która może się
oddzielać od ciała nie przestając jednak być sobą ani nie tracąc zdolności poznawczych.
Oświadczenie Apostoła o trzecim niebie oznacza, iż – według własnego przekonania –
znalazł się w szczególnej bliskości Boga. Niebo jest bowiem uważane za mieszkanie Boga.
Nazywając je trzecim niebem być może czyni Paweł aluzję do Księgi Henocha lub do
Apokalipsy Mojżesza. W obydwu tych apokryfach odróżnia się pierwsze niebo, czyli naszą
atmosferę, drugie niebo, czyli zbiór wszystkich planet niebieskich, i wreszcie trzecie niebo,
tzw. niebo empirejskie, czyli miejsce zamieszkania Boga.
3–4.
Wspomniany tu raj, mimo iż stanowi aluzję do innej rzeczywistości, jest symbolem
owego trzeciego nieba. Tam to właśnie usłyszał Paweł słowa, których nie godzi się
człowiekowi powtarzać nie dlatego, że wyrażają one wiedzę ezoteryczną, przeznaczoną tylko
dla wtajemniczonych, lecz ponieważ za pomocą ludzkiego języka nie można było wyrazić
rzeczy zasłyszanych w niebie.
5.
Nie ulega już najmniejszej wątpliwości, kto był człowiekiem, który przed czternastu laty
został porwany do trzeciego nieba. Paweł jeszcze jednak nie ma odwagi powiedzieć po prostu:
to ja nim jestem, człowiekiem tak uprzywilejowanym przez Boga!
Jeśli nawet opowiada o owym doświadczeniu, to nie eksponuje siebie, tylko wychwala
Boga, tak wspaniałomyślnego w obsypywaniu ludzi swymi darami. On sam może się
poszczycić jedynie słabościami, nie wątpiąc przy tym, że i tak przewyższy swoich
przeciwników z ich pozorną aureolą sztucznej wielkości.
6.
Jeszcze jedno usprawiedliwienie: Paweł nie przesadziłby wcale, gdyby opowiedział
nawet o wszystkich swoich wizjach i objawieniach. Powiedziałby prawdę. Nie chce jednak, by
jemu jako człowiekowi przypisywano to, co pochodzi wyłącznie od Boga.
7.
Dotychczas nie wiadomo, co oznacza wyrażenie oścień dla ciała, wysłannik szatana.
Najmniej prawdopodobne wydaje się przypuszczenie, że chodzi tu o upokarzające pokusy.
Wielu egzegetów sądzi, że Paweł skarży się w ten sposób na jakąś dolegliwość fizyczną, przy
czym, według hipotezy powtarzającej się najczęściej, chodziłoby o pewną chorobę oczu, które
wskutek tego odrażająco ropiały, utrudniając Pawłowi apostolską pracę. Najbardziej
prawdopodobna jest chyba opinia, której zwolennicy mówią, że chodzi tu o dręczące Pawła
wyrzuty sumienia z powodu jego prześladowczej działalności w okresie, gdy jeszcze nie był
apostołem Chrystusa. Owe podszepty szatańskie słyszał Paweł w chwilach największego
zapału, w momentach prawdziwie apostolskich uniesień. Wyrzuty sumienia pozbawiały go
wtedy spokoju i czyniły jego życie wysoce uciążliwe lub wprost nieznośne.
8.
Jeden to z bardzo nielicznych przykładów modlitwy Pawła za siebie samego.
Wysłuchanie tej prośby nie leżało jednak w zamiarach Opatrzności Bożej.
9–10.
Paweł może być spokojny. Mimo owych upokorzeń wystarczy łaski Bożej, by jego
nauczaniu zapewnić odpowiednią powagę i skuteczność. Poza tym przez pokonywanie
trudności związanych z codziennym życiem doskonali się coraz bardziej moc apostolska
Pawła. Konkluzja całej apologii jest następująca: Najchętniej więc będę się chełpił z moich
słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Skoro inaczej nie może się ona ujawnić,
postanawiam rozmiłować się w moich słabościach, w uciskach, w nieszczęściach, w udrękach
znoszonych dla Chrystusa. Postanawiam je afirmować jako znak od Boga. Apostoł jest przy
tym święcie przekonany, że tego rodzaju konkurencji przeciwnicy jego nie wytrzymają.
11.
Paweł jest ciągle świadom swego szaleństwa. Przecież to, co on sam niejako pod
przymusem opowiedział o sobie, powinni o nim powiedzieć właśnie Koryntianie. Jeżeli się
zdobył na ten szaleńczy krok, to dlatego, żeby wiedzieli, że nie jest mniejszy od wielkich
apostołów. Zarówno tego ostatniego określenia, jak i wyznania Pawła, że sam jest niczym, nie
należy brać dosłownie.
12.
Podczas apostolskiej działalności Pawła wśród Koryntian dokonywały się rzeczy, które
powinny chyba dostatecznie mocno przekonać chrześcijan korynckich o autentyczności jego
posłannictwa. Znaki, cuda i przejawy mocy – to synonimiczne określenia rzeczy niezwykłych
(por.
Rz 15,18n
). Jest to najprawdopodobniej aluzja do cudownych uleczeń, egzorcyzmów,
glosolalii i innych charyzmatów, którymi był obdarzony św. Paweł w stopniu nie mniejszym
niż pozostali apostołowie w chwili rozsyłania ich na samodzielne prace misyjne (por.
Mt 10,1
;
Mk 9,29
;
Łk 10,1
).
13.
Nigdy i w niczym nie skrzywdził Paweł wspólnoty korynckiej. Wyróżnił nawet
Koryntian tym, że nie był dla nich ciężarem. Za tę krzywdę – tym terminem prawdopodobnie
posługiwali się przeciwnicy Pawła – zdaje się ich teraz przepraszać.
ZAPOWIEDŹ WIZYTY W KORYNCIE
BEZINTERESOWNOŚĆ APOSTOŁA (12,14–18)
14
Oto po raz trzeci zamierzam do was przybyć, a nie będę was obciążał. Nie szukam bowiem
tego, co wasze, ale was samych. Nie dzieci rodzicom winny gromadzić majętności, lecz rodzice
dzieciom.
15
Ja zaś bardzo chętnie poniosę wydatki i nawet siebie samego wydam za dusze wasze.
Czyż więc, coraz bardziej was miłując, mniej będę miłowany?
16
Zresztą niech i tak będzie: nie
byłem dla was ciężarem, ale będąc chytrym, zdobyłem was podstępem.
17
Czy może oszukałem
was przez kogoś spośród tych, których do was posłałem?
18
Prosiłem Tytusa i wysłałem z nim
brata. Czy Tytus was oszukał? Czyż nie postępowaliśmy w tym samym duchu? Czy nie tymi
samymi śladami?
14–15.
Lecz poprawy żadnej nie przyrzeka. Zapowiadając swoją trzecią wizytę w
Koryncie z góry uprzedza, że i tym razem nie będzie przyjmował żadnych materialnych
datków, natomiast gotów jest nadal zdobywać się na największe ofiary dla dobra Koryntian.
Jest nawet gotów siebie samego złożyć za nich w ofierze. Znów mamy do czynienia z bardzo
wyraźnym powiązaniem posługi apostolskiej ze zbawczym dziełem Chrystusa (por.
Flp 2,19
),
które Paweł tu jakby naśladuje. W każdym razie wyrażenia wydał samego siebie używa aż
sześciokrotnie, gdy opisuje zbawczą śmierć Chrystusa. Chrystus jest dla Pawła Tym, który nas
ukochał i wydał siebie samego za nas.
Poza tym Apostoł czuje się ojcem Koryntian, a przecież jest między ludźmi zwyczaj taki,
że nie dzieci gromadzą majętność dla rodziców, tylko rodzice dla dzieci. Jeszcze raz zapewnia,
że jego postawę wobec Koryntian inspiruje tylko i wyłącznie miłość. Ma nadzieję, że
Koryntianie zaczną wreszcie okazywać mu podobne uczucie.
16–18.
Nawiązanie do następnego zarzutu: Paweł zdobył Koryntian podstępem. Apostoł
domaga się konkretnych dowodów, rozumując w sposób następujący: Dobrze, załóżmy, że was
oszukałem. Ale kiedy i jak się to stało? Czy może wtedy, gdy z mego polecenia udawał się do
Koryntu Tytus i jeszcze inny brat? Wszystko wskazuje na to, że zarzuty wiązały się ze zbiórką
przeprowadzoną w Koryncie na rzecz ubogich w Jerozolimie. Paweł był jednak absolutnie
spokojny o dobrą reputację Tytusa u Koryntian. Tytusowi nic Koryntianie nie mieli do
zarzucenia. Tymi kilku retorycznymi pytaniami chce Paweł dać do zrozumienia, że między nim
a Tytusem istniała zawsze jak najdalej posunięta jednomyślność. W tej sytuacji zupełnie
bezpodstawne są też zarzuty wysuwane przeciw Pawłowi.
ZBAWIENIE KORYNTIAN CELEM APOSTOLSKICH ZABIEGÓW
PAWŁA (12,19–21)
19
Od dawna już sądzicie, że się przed wami usprawiedliwiamy. W obliczu Boga w Chrystusie
mówimy, a wszystko, najmilsi, ku zbudowaniu waszemu.
20
Obawiam się, że gdy przyjdę, znajdę
was nie takimi, jakimi pragnąłbym was znaleźć, a i dla was okażę się takim, jakiego sobie nie
życzycie. Żeby przypadkiem nie [było wśród was] sporów, zazdrości, gniewu, niewłaściwego
współzawodnictwa, obmów, szemrania, wynoszenia się, kłótni.
21
Oby mnie ponownie nie upokorzył
wobec was Bóg mój i żebym nie musiał płakać nad wieloma spośród tych, którzy popełnili przedtem
grzechy i wcale się nie nawrócili z nieczystości, rozpusty i rozwiązłości, jakich się dopuścili.
19.
Trwająca zbyt długo apologia Pawła mogła nasunąć podejrzenie, że Apostoł ma jednak
nie całkiem czyste sumienie i dlatego tak drobiazgowo się tłumaczy. Znów nie ma Paweł do
dyspozycji innego argumentu jak tylko zapewnienie, że nigdy nie miał na uwadze własnej
osoby, ale wyłącznie dobro duchowe – zwane tu zbudowaniem – Koryntian.
20–21.
W rezultacie Paweł obawia się, że gdy przybędzie po raz trzeci do Koryntu,
spotka go prawdziwe rozczarowanie. Nie zastanie bowiem w tej wspólnocie sytuacji, której
życzyłby korynckim chrześcijanom i sobie. Nadal będą wśród wiernych spory, waśnie,
rozdwojenia i w rezultacie Apostoł, zamiast współradować się z Koryntianami, będzie musiał
nad nimi gorzko zapłakać, co upokorzy go wobec Boga, który obdarzył Apostoła
odpowiedzialnością za stan moralny wspólnoty. Wszystko przemawia za przypuszczeniem, że
w momencie gdy Paweł kończył pisać 2 Kor, napłynęły z Koryntu jakieś nowe wieści,
szczególnie niepomyślne gdy chodzi o sprawy związane z szóstym przykazaniem. Pogańskie
otoczenie, atmosfera i zwyczaje libertyńskiego wielkiego portowego miasta – widocznie z
uporem robiły swoje.
OZNAKI APOSTOLSKIEJ POWAGI PAWŁA (13,1–10)
13
1
Oto teraz po raz trzeci wyruszam do was. Na ustach dwu albo trzech świadków zawiśnie
cała sprawa (
Pwt 19,15
).
2
Zapowiedziałem to już i teraz zapowiadam – jako obecny za drugim
razem, a nieobecny teraz – tym, którzy już przedtem grzeszyli, i wszystkim innym, że gdy znów
przyjdę, nie będę oszczędzał [nikogo].
3
Usiłujecie bowiem doświadczać Chrystusa, który przeze
mnie przemawia, a nie jest słaby wobec was, lecz ukazuje w was moc swoją.
4
Chociaż bowiem
został ukrzyżowany wskutek słabości, to jednak żyje dzięki mocy Bożej. I my także niemocni
jesteśmy w Nim, ale żyć będziemy z Nim przez moc Bożą względem was.
5
Siebie samych
badajcie, czy trwacie w wierze; siebie samych doświadczajcie. Czyż nie wiecie o samych sobie, że
Jezus Chrystus jest w was? Chyba żeście odrzuceni.
6
Mam zaś nadzieję, iż uznacie, że my nie
jesteśmy odrzuceni.
7
Prosimy przeto Boga, abyście nie czynili nic złego. Nie o to chodzi, byśmy się
sami okazali wypróbowani, lecz byście wy czynili, co dobre, a my – żebyśmy byli jakby odrzuceni.
8
Nie możemy niczego dokonać przeciwko prawdzie, lecz [wszystko] dla prawdy.
9
Cieszymy się
bowiem, gdy my słabi jesteśmy, wy zaś – mocni, i modlimy się o wasze udoskonalenie.
10
Dlatego
też jako nieobecny tak piszę, abym jako obecny wśród was nie musiał postępować surowiej –
według władzy, którą Pan mi dał ku zbudowaniu, a nie ku zgubie waszej.
13,1–2.
Dlatego, zapowiadając jeszcze raz swoje trzecie przybycie do Koryntu,
postanawia Paweł być bezwzględny. Tak jak od zeznań trzech świadków – już w Prawie
Mojżeszowym – zależały losy oskarżonego, tak też decydujący charakter dla korynckiej
wspólnoty będzie miała trzecia wizytacja Pawła. Koryntianie sami wydadzą o sobie trzecie,
definitywne świadectwo.
3.
Dalsze tolerowanie nadużyć i panoszenia się zuchwałych przeciwników Pawła byłoby
lekkomyślnym zezwoleniem na doświadczanie Chrystusa, na naigrawanie się z Jego mocy,
pozornie tylko działającej przez Apostoła, w rzeczywistości bardzo słabego.
4.
Chrystus tylko pozornie został pokonany – nota bene dla naszego umocnienia. W
rzeczywistości żyje i naprawdę udziela Pawłowi swoich ciągle nowych mocy. Apostoł tylko
pozornie jest bezradny i słaby. Przybędzie wkrótce i pokaże, na co go stać.
5.
Najprawdopodobniej nawiązuje tu Paweł do różnych zabiegów Koryntian, pragnących
zbadać, czy Paweł jest naprawdę apostołem. Nic nie wiemy, na czym ich próbowanie Pawła
polegało. W każdym razie radzi on im zaniechać tego trudu, a raczej zbadać swe dusze, by
przekonać się, czy Chrystus jeszcze w nich przebywa, czy jeszcze jest dość silna ich wiara.
6–9.
Nastrój listu znów się zmienia. Wraca nadzieja, że jednak Koryntianie zmienią swoje
zdanie o Pawle i że wskutek tego nie będzie on musiał okazywać im swojej surowości. Jeżeli w
Kościele wszystko będzie w należytym porządku, Paweł – nie bez radości prawdziwej – stanie
się bezradny, mimo całej władzy duchowej, jaką ma nad Koryntianami. Wobec prawdy bowiem
wszelka władza jest bezsilna. I znów zastrzega się Apostoł, że wcale nie chodzi mu o
postawienie na swoim, o zmuszenie Koryntian do przyznania mu racji. Przeciwnie, godzi się
nawet na to, żeby był odrzucony, byleby oni czynili to, co dobre. Będzie bezsilny, nie będzie
mógł ich skarcić, gdy staną się uczciwi, czyli mocni. Nie pozostanie mu wtedy nic innego, jak
tylko szczera radość z własnej słabości i z mocy wiernych.
10.
Znów jednak następuje przestroga. Mimo wszystko – jeśli tylko zajdzie potrzeba –
Paweł może okazać się bezwzględny. Listem owym ostrzega ich więc i przygotowuje na to
najgorsze. Dałby Bóg, żeby jego władza służyła tylko zbudowaniu Koryntian, a nie ich zgubie.
KOŃCOWE POLECENIA, POZDROWIENIA I ŻYCZENIA (13,11–
13)
11
Zresztą, bracia, radujcie się, dążcie do doskonałości, pokrzepiajcie się na duchu, bądźcie
jednomyślni, pokój zachowujcie, a Bóg miłości i pokoju będzie z wami.
12
Pozdrówcie się nawzajem
świętym pocałunkiem! Pozdrawiają was wszyscy święci.
13
Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość
Boga i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi!
11.
Jak w każdym zakończeniu listu, tak i tu mamy do czynienia z ostatnimi poleceniami,
pozdrowieniami i życzeniami.
Wśród poleceń na pierwszym miejscu znajduje się zachęta do radości. Radość nadawała
specyficzny charakter atmosferze życia religijnego pierwszych chrześcijan: Codziennie trwali
jednomyślnie w świątyni – pisze św. Łukasz o wiernych Kościoła jerozolimskiego – a łamiąc
chleb po domach, spożywali posiłek w radości i prostocie serca (
Dz 2,46
). Obowiązek ciągłego
wzrastania w doskonałości wynika z samej natury chrześcijaństwa. Wyznawca Chrystusa – to
ten, który zmierza ustawicznie do coraz ściślejszego zespolenia się ze swym Mistrzem.
Wzajemne podnoszenie się na duchu należy do obowiązków społecznych każdego
chrześcijanina.
Zachęty do jedności powtarzają się w Listach Pawła najczęściej. Zawsze chodzi w tych
napomnieniach nie o zewnętrzną tylko jedność, lecz o prawdziwą harmonię nawet myśli
ludzkich. Chrześcijanie – to ludzie, którzy nie różnią się między sobą nawet najskrytszymi
myślami: jednego pragną, ku jednemu zmierzają. Tylko w takich warunkach można mówić o
zachowaniu pokoju będącego nie tylko zewnętrzną układnością, ale pokojem, który napełnia
wnętrze człowieka. Jeśli tak bardzo nastaje Paweł właśnie w liście do Koryntian na potrzebę
zachowania pokoju, to dlatego, że pamięta zbyt dobrze bolesny podział korynckiej wspólnoty
na zwalczające się wzajemnie ugrupowania i stronnictwa (por.
1 Kor 1,10 – 4
,21).
Apostoł jest jednak świadom, że tak idealnego, prawdziwie ewangelicznego pokoju nie da
się utrzymać bez pomocy Bożej. Dlatego życzy Koryntianom specjalnej pomocy Boga, który
jest samą miłością i pokojem. To Bóg miłości i pokoju – dlatego, że zostawił nam przykłady
największej miłości, dlatego, że przez swego Syna dokonał dzieła, które się nazywa wielkim,
powszechnym pojednaniem. Zechciał bowiem [Bóg], aby w Nim zamieszkała cała Pełnia i aby
przez Niego znów pojednać wszystko ze sobą: przez Niego – i to, co na ziemi, i to, co w
niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża (
Kol 1,19n
).
12.
Zewnętrznym wyrazem pokoju – ale prawdziwym symbolem, a nie tylko pustym
gestem – był wśród pierwszych chrześcijan pocałunek pokoju. Pozostałością tego pięknego
znaku miłości jest znak pokoju, którego celebrans, przynajmniej podczas niektórych Mszy
świętych, udziela towarzyszącym mu koncelebransom i asyście, niekiedy wiernym. Wydaje się,
że ów święty pocałunek pokoju był normalnym pozdrowieniem chrześcijan zwłaszcza wtedy,
gdy spotykali się razem na zebraniach liturgicznych.
Najprawdopodobniej podczas takich zebrań czytano również listy Pawła, zawierające nie
tylko ogólnie sformułowane pozdrowienia, lecz także długą listę imion pozdrawianych osób
(por.
Rz 16,3–16
). Pozdrawiający się nawzajem tworzą jedną wielką społeczność świętych,
czyli ludzi, którzy choć nie są wcale wolni od grzechów, zostali uświęceni łaską chrztu
świętego. Każdy z nich jest więc świątynią Boga, przybytkiem Ducha Świętego (por.
1 Kor
6,19
). Cały list kończy się pięknym życzeniem łaski, miłości i wspólnoty nierozłącznej z
Duchem Świętym. Ta trójczłonowa formuła posiada bogatą treść dogmatyczną, zwłaszcza z
zakresu nauki o trzech Osobach Boskich.
13.
Łaska, pojęcie tu bliżej nie sprecyzowane, zdaje się oznaczać wszystkie
nadprzyrodzone dary. Ich dawcą jest ostatecznie Bóg Ojciec. W Jego to bowiem rękach
spoczywa całe dzieło zbawienia, a właśnie zbawcze dzieło Chrystusa jest źródłem wszelkich
łask. Dlatego w tekście mowa o łasce Pana Jezusa Chrystusa.
Odwieczna miłość Boga została objawiona w Jezusie Chrystusie. Jezus Chrystus i
wszystkie dobrodziejstwa związane z Jego życiem, męką, śmiercią i zmartwychwstaniem – to
po prostu objawienie miłości Boga. Celem wszystkich wysiłków ascetycznych każdego
chrześcijanina jest więc to, by mógł być zawsze przybytkiem Ducha Świętego, by cieszył się
posiadaniem Jego darów, by trwał w ustawicznej z Nim wspólnocie. Wszystko to zawiera się w
trudnym do przekładu wyrażeniu greckim: dar jedności (koinonia) w Duchu Świętym.