Nisargadatta Maharaj Rozmowy z mędrcem

background image

Nisargadatta Maharaj

Rozmowy z mędrcem

background image

7 maja 1970 r. 

Rozmówca: Nasze codzienne doświadczenie jest tego rodzaju: gdy się budzimy, nagle pojawia się 
świat. Skąd się to bierze? 

Maharaj: Zanim się coś pojawi, musi istnieć ktoś, komu się to pojawi. Wszelkie pojawianie się i 

zanikanie zakłada zmianę w stosunku do jakiegoś stałego podłoża. 

R: Zanim się przebudziłem, byłem nieświadomy. 

M: Jak pan to rozumie? Czy doznanie uleciało nagle z pamięci, czy też był pan nieświadomy 
własnego doznania? A może jest tak, że miewa pan doznania nawet w stanie nieświadomości? Czy 

może pan istnieć bez doznawania? Czy jakaś luka w pamięci może być dowodem pana nieistnienia? 
A czy w ogóle może pan poważnie mówić o swoim nieistnieniu jako o faktycznym stanie? Przecież 

nie ma pan żadnej podstawy do stwierdzenia, że pański umysł nie istniał. Czyż nie obudził się pan, 
gdy pana zawołano? Czyż nie pierwsze pojawiło się po przebudzeniu poczucie „jestem"? Jakiś 

element świadomości musi istnieć zarówno podczas snu, jak i podczas omdlenia. Przy budzeniu się 
występuje poczucie „jestem­ja­ciało­w­świecie". Choć może wydawać się, że te człony następują po 

sobie kolejno, pojawiają się one jednocześnie. Czy mogłoby powstać owo „jestem", gdyby nie było 
tej czy innej osoby? 

R: Jestem zawsze kimś, kto posiada wspomnienia i nawyki. Żadnego innego „jestem" nie znam. 

M: A może istnieje coś, co przeszkadza panu w poznaniu? Co pan czyni, nie wiedząc czegoś, co 

wiedzą inni? 

R: Próbuję dotrzeć do źródeł ich wiedzy, kierując się ich wskazówkami. 

M: A czy nie jest dla pana ważne wiedzieć, czym pan jest w istocie ­ ciałem tylko, czy czymś 
innym? A może w ogóle niczym? Czy nie zdaje pan sobie sprawy, że wszystkie pańskie problemy są 

problemami   ciała;   chodzi   o   pożywienie,   odzież,   mieszkanie,   rodzinę,   przyjaciół,   imię,   sławę, 
bezpieczeństwo, zachowanie życia itd. Wszystko to może stracić znaczenie, gdy uświadomi pan 

sobie, że nie jest tylko ciałem. 

R: Jaką korzyść mógłbym mieć z uświadomienia sobie, że nie jestem ciałem? 

M: Nawet powiedzenie, że nie jest pan ciałem, nie jest w pełni prawdziwe. W pewnym sensie jest 
pan wszystkimi ciałami, sercami, umysłami i znacznie więcej jeszcze. Niech pan wniknie głęboko w 

treść owego „jestem", to się pan przekona. Jak odnajduje pan rzecz, którą zapodział pan gdzieś lub 
zapomniał? Myśli pan o niej tak długo, aż przyjdzie do pana. Tak i sens owego „jestem" winien 

pojawić   się   najpierw.   Niech   pan   się   zastanowi,   skąd   owo   „jestem"   się   bierze   albo   po   prostu 
spokojnie je obserwuje. Gdy umysł zatrzyma się w bezruchu na owym „jestem", doświadczy pan 

stanu, którego nie można zwerbalizować. Trzeba wytrwale próbować. „Jestem" przebywa przecież 
w panu bez przerwy, ale dodał pan do niego przeróżne rzeczy: ciało, uczucia, myśli, pojęcia, 

zewnętrzne i wewnętrzne własności itd. Utożsamianie się z tym wszystkim jest pomyłką. Uważa 
więc pan siebie za coś, czym pan nie jest. 

R: A więc czym jestem? 

M: Wystarczy wiedzieć, czym pan nie jest. Nie musi pan wiedzieć, czym pan jest. Dopóki wiedza 

background image

oznacza opis w terminach tego, co postrzeżeniowo lub pojęciowo jest już znane, dopóty niemożliwe 
jest  samopoznanie.  Tego  bowiem,  czym   pan  jest,  nie   można  opisać   inaczej   jak  przez  zupełne 

zaprzeczenie. Jedyne, co może pan stwierdzić, to „nie jestem tym, nie jestem tamtym". Nie można 
sensownie orzec: „oto, czym jestem". To, co może pan wskazać jako „to" lub „tamto", nie może być 

panem.   Nie   może   pan   również   być   „czymś   innym".   Nie   jest   pan   niczym   postrzegalnym   czy 
wyobrażalnym.   A   jednak   bez   pana   nie   może   być   ani   postrzegania,   ani   wyobrażania   sobie. 

Obserwuje pan jak czuje serce, myśli umysł, porusza się ciało. Sam akt postrzegania wskazuje, że 
nie   jest   pan   tym,   co   pan   postrzega.   Czyż   bez   pana   może   istnieć   percepcja   i   doświadczenie? 

Doświadczenie musi do kogoś „przynależeć". Musi być ktoś, kto je uzna za swoje własne. Bez 
podmiotu doświadczającego nie ma doświadczenia. To podmiot doświadczający nadaje realność 

doświadczeniu. Jaką wartość miałoby dla pana doświadczenie, którego nie może pan przeżyć? 

R: Czy poczucie, że jestem osobą doświadczającą i poczucie, że „jestem", nie stanowią również 
doświadczenia? 

M:   Oczywiście,   każde   doświadczenie   jest   doświadczeniem.   I   we   wszelkim   doświadczeniu 

występuje podmiot doświadczenia. Wprawdzie pamięć stwarza złudzenie ciągłości, ale naprawdę 
każde doświadczenie ma swój własny podmiot doświadczający, a poczucie identyczności bierze się 

ze   wspólnego   czynnika   leżącego   u   podstaw   każdej   relacji:   podmiot   doświadczający   ­ 
doświadczenie. Tożsamość i ciągłość nie są tym samym. Tak jak każdy kwiat ma swoją barwę, ale 

przyczyną wszystkich barw jest to samo światło, tak i różne przedmioty doświadczenia pojawiają 
się w nierozdzielonej, niepodzielnej świadomości ­ odrębne w pamięci, identyczne w swej istocie. 

Ta   istota   jest   korzeniem,   podstawą,   pozaczasową   i   pozaprzestrzenną   „możliwością"   każdego 
doświadczenia. 

R: Jak to osiągnąć? 

M: Nie potrzebuje pan tego osiągać, to już jest panu dane. Samo przyjdzie do pana, jeśli da mu pan 

szansę. Niech się pan wyzbędzie przywiązania do tego, co nierzeczywiste, a wówczas rzeczywiste 
szybko i łatwo pojawi się na swoim miejscu. Niech pan przestanie wyobrażać sobie, że jest pan tym 

lub tamtym, że to lub owo pan czyni, a zaświta w panu świadomość, że jest pan źródłem i duszą 
wszystkiego.   Wtedy   nastanie   w   panu   wielka   miłość   ­   poza   wyborem,   upodobaniem   czy 

przywiązaniem ­ miłość — potęga, która sprawia, że wszystko staje się jej godne i kochane. 

9 maja 1970 r. 

Rozmówca: Siedzi pan przede mną, a ja u pana stóp. Na czym polega zasadnicza różnica między 

nami? 

Maharaj: Nie ma zasadniczej różnicy. 

R: A jednak jakaś różnica musi być, skoro ja przychodzę do pana, a nie pan do mnie. 

M: To pan wyobraża sobie różnicę i dlatego krąży tu i tam w poszukiwaniu „niepospolitych" ludzi. 

R: Pan jest właśnie taką niepospolitą osobą. Przypisuje pan sobie znajomość rzeczywistego bytu, 
podczas gdy ja go nie znam. 

M: Czy kiedykolwiek twierdziłem, że pan go nie zna i z tego powodu stoi niżej ode mnie? Ci, 

background image

którzy wymyślili tego rodzaju zróżnicowanie, niechaj je udowodnią. Nie twierdzę, że wiem coś, 
czego pan nie wie. Na pewno wiem znacznie mniej od pana. 

R: Słowa pańskie są mądre, postawa ­ szlachetna, uprzejmość ­ doskonała. 

M: Nic o tym wszystkim nie jest mi wiadomo i nie dostrzegam żadnej pomiędzy nami różnicy. 

Życie moje to ciąg wydarzeń, tak samo jak u pana. Tylko, że ja nie jestem zaangażowany i patrzę na 
przemijające widowisko, jak na przemijające widowisko, podczas gdy pan tkwi uczepiony rzeczy i 

daje się nimi kierować. 

R: Co uczyniło pana tak zobojętniałym? 

M: Nic szczególnego. Zdarzyło się, że zaufałem swemu Nauczycielowi. Powiedział mi, że nie 
jestem nikim innym tylko sobą, a ja mu uwierzyłem. Ufając Mu, rozpocząłem odpowiedni tryb 

życia i przestałem dbać o to, co nie stanowiło mego „ja" ani nie było moje. 

R:   Dlaczego   miał   pan   szczęście   w   pełni   zaufać   swemu   nauczycielowi,   a   nasze   zaufanie   jest 
powierzchowne? 

M: Któż to wie? Po prostu tak się wydarzyło. Rzeczy zdarzają się bez przyczyny i bez racji. A 

zresztą, czy ma znaczenie, jaki kto jest? Pańska dodatnia opinia o mnie jest tylko pańską opinią. W 
każdej chwili może ją pan zmienić. Po co przywiązywać wagę do opinii, nawet do własnych? 

R: A jednak pan odbiega od innych ludzi. Pan zdaje się być zawsze spokojny i szczęśliwy. I dzieją 

się wokół pana rzeczy cudowne. 

M: Nic mi nie wiadomo o cudach i wątpię, czy przyroda dopuściłaby do takich odchyleń od swoich 
praw. Chyba że zgodzimy się, że wszystko jest cudem. Jednakże według mnie niczego takiego nie 

ma. Istnieje świadomość, w której wszystko się wydarza. Jest to zupełnie oczywiste i każdemu dane 
w doświadczeniu. Pan po prostu nie patrzy dość uważnie. Niech pan dobrze patrzy i dostrzeże to, co 

ja widzę. 

R: A co pan widzi? 

M: To, co ja widzę, mógłby i pan zobaczyć, tu i teraz, gdyby pan nie koncentrował błędnie swej 
uwagi. Pan nie troszczy  się dostatecznie o siebie samego.  Cały pański  umysł pochłonięty jest 

rzeczami, ludźmi, ideami ­ nigdy panem samym. Niech pan siebie ustawi w centrum uwagi i zda 
sobie sprawę z własnego istnienia. Niech pan się przyjrzy swemu postępowaniu, niech pan ustali 

motywy i skutki własnego działania. Musi pan poznać więzienie, które niebacznie wzniósł pan 
wokół siebie. Przez ustalenie czym pan nie jest, dojdzie pan do samopoznania. Droga powrotu do 

siebie prowadzi przez odmowę i odrzucenie. Jedno jest pewne: to, co rzeczywiste, nie jest dziełem 
wyobraźni   ani   tworem   umysłu.   Nawet   owo   „jestem"   nie   jest   czymś   trwałym,   chociaż   stanowi 

użyteczną wskazówkę. Wskazuje gdzie należy szukać, nie zaś czego szukać. Wystarczy dobrze 
patrzeć. Gdy się pan przekona, że poza stwierdzeniem „jestem" niczego więcej zgodnego z prawdą 

powiedzieć pan o sobie nie może i że nic, na co można by wskazać, nie jest panem, owo „jestem" 
przestanie być ważne i nie będzie pan już odczuwał potrzeby wyrażania słowami, czym pan jest. 

Jedyne, czego panu trzeba, to wyzbycie się tendencji do samookreślania. Wszystkie określenia 
odnoszą się tylko do pańskiego ciała i jego przejawów, a gdy minie pańska natrętna identyfikacja z 

ciałem, znajdzie się pan automatycznie i bez wysiłku w swoim naturalnym stanie. Jedyna różnica 
pomiędzy nami polega na tym, że ja jestem świadomy swego naturalnego stanu, natomiast pan 

background image

znajduje   się   w   stanie   zamroczenia.   Jak   złoto   przeobrażone   w   ozdobę   nie   ma   przewagi   nad 
kruszcem, chyba że umysł nadaje mu odmienną wartość, tak i my jesteśmy tacy sami w bycie, a 

różna   jest   tylko   postać,   w   jakiej   występujemy.   Prawdę   tę   odkrywamy,   jeśli   życie   traktujemy 
poważnie, jeśli poszukujemy, badamy nieustannie, jeśli życie poświęcamy na odkrywanie. 

11 maja 1970 r. 

Rozmówca: Wydaje mi się, że jeśli chodzi o mój organizm i o warunki mego bytu, to wszystko jest 
w porządku. Nie zależą one ode mnie i nie wymagają ulepszania. W złym stanie jest natomiast moje 

„ciało wewnętrzne", które można nazwać umysłem, świadomością, antahkarana lub jakkolwiek 
inaczej. 

Maharaj: Co pan znajduje złego w swym umyśle? 

R: Jest niespokojny, żądny przyjemności, a boi się rzeczy nieprzyjemnych. 

M: Cóż jest złego w tym, że szuka on przyjemności, a unika rzeczy przykrych? Rzeka życia płynie 

pomiędzy brzegami cierpienia i przyjemności. Problem powstaje dopiero wtedy, gdy umysł nie chce 
płynąć   wraz   z   życiem   i   grzęźnie   w   nadbrzeżach.   Przez   płynięcie   wraz   z   życiem   rozumiem 

akceptację ­ to, co nadchodzi, niech przyjdzie, to, co przemija, niech minie. Nie należy poddawać 
się pożądaniu ani bojaźni, lecz przyglądać się bacznie wszystkiemu, co się dzieje. Nie jest pan tym, 

co się zdarza, lecz panu wszystko się zdarza. Ostatecznie nie jest pan nawet obserwatorem. Jest pan 
najwyższą możliwością, której manifestacją i wyrazem jest wszechobejmująca świadomość. 

R: Pomiędzy ciałem i jaźnią zalega chmura myśli i uczuć, która nie służy ani ciału, ani jaźni. Myśli 

te i uczucia są marnego gatunku ­ po prostu kurz umysłowy, który zaślepia i dławi. Niemniej jednak 
one są ­ ciemne i niszczące. 

M: Z pewnością wspomnienie czegoś nie może zastąpić samego wydarzenia. To samo dotyczy 

antycypacji.   Wydarzenie   bieżące   ma   w   sobie   coś   wyjątkowego,   jedynego,   czego   nie   mają 
wydarzenia dawniejsze ani przyszłe. Jest ono żywe, rzeczywiste, mamy je przed sobą jak gdyby 

oświetlone. To, co się w danej chwili dzieje, zawiera „piętno realności", którego pozbawione są 
wydarzenia przeszłe oraz przyszłe. 

R: Co nadaje aktualnemu zjawisku owo „piętno realności"? 

M:   Nie   ma   niczego   szczególnego   w   aktualnym   zjawisku,   aby   podkreślać   jego   odmienność   w 

stosunku do wydarzeń przeszłych oraz przyszłych. Przez chwilę wydarzenie przeszłe było bieżące, 
zaś   przyszłe   takie   będzie.   Co   czyni   wydarzenie   bieżące   tak   odmiennym?   Oczywiście   moja 

obecność. Ja jestem rzeczywisty, bo jestem zawsze teraz, w teraźniejszości, i to, co mnie teraz 
spotyka,   uczestniczy   w   mojej   rzeczywistości.   Przeszłość   istnieje   w   pamięci,   przyszłość   ­   w 

wyobraźni. Nie ma niczego w samym wydarzeniu bieżącym, co by przydało mu realność. Jakieś 
proste,   okresowe   zjawisko,   jak   bicie   zegara.   Chociaż   wiemy,   że   kolejne   jego   uderzenia   są 

identyczne, bieżące odbieramy jako całkowicie odmienne niż przeszłe, zapamiętane lub przyszłe, 
spodziewane. To, co zdarza się w chwili obecnej, zdarza się w związku ze mną, bo ja jestem zawsze 

obecny. To ja aktualnemu wydarzeniu użyczam mojej własnej realności. 

R: Obcujemy jednak z rzeczami zapamiętanymi tak, jak gdyby one były realne. 

background image

M: Zajmujemy się wspomnieniami  tylko wtedy, gdy przechodzą one w teraźniejszość. Rzeczy 
zapomniane nie liczą się aż do ich przypomnienia, co stanowi przesunięcie ich do teraźniejszości. 

R: Widzę z tego, że w teraźniejszości istnieje jakiś nieznany czynnik, który temu, co minęło, nadaje 

chwilowo cechy realności. 

M: Nie jest to czynnik „nieznany", ponieważ widzi go pan w ciągłym działaniu. Czy zmienił się on 
od   czasu,   gdy   się   pan   urodził?   Rzeczy   i   myśli   ciągle   ulegały   zmianom.   Nigdy   natomiast   nie 

zmieniło się poczucie, że to, co jest teraz, jest realne; nawet we śnie. 

R: W głębokim śnie nie doświadcza się bieżącej rzeczywistości. 

M:   Pustka   głębokiego   snu   spowodowana   jest   wyłącznie   brakiem   określonych   wspomnień.   Ale 
ogólna pamięć dobrego samopoczucia pozostaje. Jest różnica pomiędzy powiedzeniem „spałem 

głęboko", a „byłem nieobecny". We śnie ciało działa poniżej progu mózgowej świadomości. 

R: Powróćmy do zagadnienia, od którego zaczęliśmy rozmowę: pomiędzy źródłem życia a jego 
wyrazem,   jakim   jest   ciało,   znajduje   się   umysł   z   jego   nieustannie   zmieniającymi   się   stanami. 

Strumień psychicznych stanów jest nieskończony, bezsensowny i bolesny. Cierpienie to czynnik 
stały. To, co nazywamy przyjemnością, jest tylko przerwą, interwałem pomiędzy dwoma przykrymi 

stanami.   Pożądanie   i   strach  to  wątek   i   osnowa  życia,   a   prowadzą   one   do   cierpienia.   Stawiam 
pytanie: czy może istnieć szczęśliwy umysł? 

M:  Pożądanie  jest  wspomnieniem   przyjemności,  zaś   lęk  ­wspomnieniem   cierpienia.   Oba   stany 

powodują niepokój umysłu. Jakże więc może on być szczęśliwy? 

R:   To   prawda,   ale   tylko   wtedy,   gdy   pragniemy   przyjemności   lub   spodziewamy   się   cierpienia. 
Istnieją jednak chwile nieoczekiwanej i nieprzewidywanej radości. Radości czystej, nieskażonej 

pożądaniem. Nieszukanej, niezasłużonej, danej przez Boga. 

M: A jednak radość jest radością tylko w stosunku do istniejącego na dalszym planie cierpienia. 

R: Czy cierpienie jest zjawiskiem kosmicznym, czy wyłącznie zrodzonym w umyśle? 

M: Wszechświat jest dziełem skończonym, a gdzie istnieje pełnia, gdzie już niczego nie brakuje ­ 
cóż może spowodować cierpienie? 

R: Wszechświat może być dziełem doskonałym w całości, ale niedoskonałym w szczegółach. 

M: Cząstka całości oceniana w związku z całością jest także doskonała. Tylko rozpatrywana w 

izolacji wykazuje braki i staje się siedliskiem cierpienia. Co powoduje takie oderwanie? 

R: Oczywiście ­ ograniczenia umysłu. Będąc częścią, umysł nie może pojąć całości. 

M: Tak jest. W samej naturze umysłu leży różnicowanie i przeciwstawianie. Czy może istnieć jakiś 
inny umysł, który jednoczy i harmonizuje, który widzi całość w części i część jako w pełni należącą 

do całości? 

R: Gdzie szukać takiego drugiego umysłu? 

background image

M:   Trzeba   wyjść   poza   umysł   ograniczający,   dzielący   i   przeciwstawiający.   Położyć   kres 
umysłowemu procesowi, jakim go znamy. Gdy jedno się skończy, narodzi się drugie. 

R: Czy nie istniałby wtedy problem radości i smutku? 

M: Nie w tej postaci, w jakiej go znamy, jako zjawisko upragnione lub odrzucone. Pozostanie już 

tylko miłość szukająca swego wyrazu i napotykająca przeszkody. Integralny umysł, to miłość w 
działaniu, walcząca z okolicznościami, początkowo zawiedziona, a w końcu zwycięska. 

R: Czy miłość jest pomostem między duchem i ciałem? 

M: A cóż innego? Umysł stwarza przepaść, a serce umożliwia jej przekroczenie. 

13 maja 1970 r. 

Rozmówca:   Wielokrotnie   spotykałam   się   z   problemem,   czy   wszechświat   podlega   prawu 
przyczynowości, czy też istnieje i działa on poza tym prawem. Pan zdaje się reprezentować pogląd, 

że   wszechświat   nie   jest   niczym   uwarunkowany   i   że   wszystko,   nawet   najdrobniejsze   zjawisko, 
niczym nie jest uwarunkowane, powstając i zanikając bez jakiejkolwiek przyczyny. 

Maharaj: Związek przyczynowy jest to czasowa kolejność pojawiania się wydarzeń w przestrzeni, 

przy czym przestrzeń ta może być fizyczna lub psychiczna. Czas, przestrzeń, związek przyczynowy 
to kategorie umysłu powstające i zanikające w umyśle. 

R: Jak długo umysł działa, związek przyczynowy jest obowiązującym prawem. 

M:   Jak   każda   rzecz   pochodząca   z   umysłu,   również   tak   zwane   prawo   przyczynowości   przeczy 

samemu sobie. Żadna rzecz nie jest wynikiem określonej przyczyny ­ na powstanie jakiejkolwiek 
rzeczy, nawet najdrobniejszej, składa się cały wszechświat. Żadna rzecz nie mogłaby być tym, czym 

jest, gdyby wszechświat nie był taki, jaki jest. Jeśli źródło i podstawa każdej rzeczy jest jedyną 
przyczyną każdej rzeczy, niewłaściwe jest mówienie o przyczynowości jako o prawie uniwersalnym 

Wszechświat nie jest związany swą treścią, ponieważ możliwości jego są nieograniczone. Poza tym 
jest on manifestacją lub wyrazem zasady totalnej wolności. 

R: Tak, przekonał mnie pan. Mówienie o jakiejś rzeczy jako jedynej przyczynie innej rzeczy jest 

całkowicie błędne. A jednak w praktycznym życiu, podejmując jakieś działanie, zawsze liczymy na 
określone skutki. 

M:   Ludzie   podejmują   mnóstwo   tego   rodzaju   działań   z   powodu   swojej   ignorancji.   Ludzie 

osiągnęliby znacznie więcej przy mniejszym nakładzie energii, gdyby wiedzieli, że nic nie może się 
wydarzyć, o ile cały wszechświat się do tego nie przyczyni. 

R: Jeśli każda rzecz jest przejawem całego zespołu przyczyn, to jak można mówić o celowości 

działania zmierzającego do jakiegoś osiągnięcia. 

M: Sama potrzeba osiągnięcia jest także wyrazem całego wszechświata. Wskazuje ona po prostu, że 
w  danym   miejscu   pojawił   się   potencjał   energetyczny.   Mówi   pani   o   przyczynowości,  ponieważ 

kieruje   panią   iluzja   czasu.   Gdy   na   przeszłość   i   przyszłość   patrzy   się   z   ponadczasowej 
teraźniejszości, jako na części wspólnego wzorca, idea przyczyny i skutku traci swoją zasadność i 

background image

miejsce jej zajmuje twórcza swoboda. 

R: A jednak nie mogę pojąć, jak może coś powstać bez przyczyny. 

M: Gdy mówię, że jakaś rzecz nie ma przyczyny, mam na myśli, że może ona być bez określonej 
przyczyny. Matka pani nie musiała pani urodzić, mogła panią urodzić jakaś inna kobieta. Natomiast 

nie mogłaby się pani urodzić bez słońca i ziemi. Nawet i te czynniki nie spowodowałyby pani 
narodzin bez czynnika najistotniejszego. Chodzi o pani własne pragnienie urodzenia się. Pragnienie 

właśnie   prowadzi   do   narodzin,   daje   imię   i   kształt.   Przedmiot   pożądany   powstaje   najpierw   w 
wyobraźni i pragnieniu, a potem ujawnia się jako coś dotykalnego. Tak powstaje świat, w którym 

żyjemy, nasz osobisty świat. Świat realny znajduje się poza zasięgiem umysłu — widzimy go 
poprzez   siatkę   naszych   pożądań   jako   podzielony   na   przyjemności   i   przykrości,   na   zjawiska 

zewnętrzne i wewnętrzne, na aspekty dobre i złe. Aby zobaczyć świat taki, jaki on jest, należy wyjść 
poza tę siatkę. Nie jest to trudne do wykonania, ponieważ siatka jest pełna otworów. 

R: Co pan rozumie przez otwory? I jak można je znaleźć? 

M: Niech pani spojrzy na siatkę i jej liczne sprzeczności. Na każdym kroku coś pani robi i coś 

niszczy.   Ludzie   pragną   spokoju,   miłości,   szczęścia,   a   jednocześnie   wysilają   się   na   wywołanie 
cierpienia, nienawiści i wojny. Pragną długowieczności, ale się przejadają, szukają przyjaźni, lecz 

wyzyskują innych. Niech pani spojrzy na własną siatkę utkaną z takich sprzeczności, a potem je 
usunie. Już samo dostrzeżenie ich sprawi, że znikną. 

R:   Jeżeli   moje   dostrzeżenie   sprzeczności   może   spowodować   ich   usunięcie,   to   czyż   nie   ma 

przyczynowego związku między dostrzeżeniem a usunięciem? 

M: Przyczynowość, nawet jako pojęcie, nie ma zastosowania do chaosu. 

R: W jakim stopniu pożądanie jest czynnikiem sprawczym? 

M:   Jest   ono   jednym   z   wielu   czynników.   Dla   każdego   zjawiska   istnieje   nieskończona   ilość 
sprawczych   czynników.   Ale   źródłem   wszystkiego,   co   istnieje,   jest   Możliwość   Nieskończona, 

Najwyższa Rzeczywistość, która znajduje się w pani i która na wszystko, czego pani doświadcza, 
rzuca swą moc, swe światło, swoją miłość. Ale źródło to nie jest przyczyną i żadna przyczyna nie 

jest źródłem. Oto dlaczego mówię, że wszystko pozbawione jest przyczyny. Może pani spróbować 
zbadać, w jaki sposób jakaś rzecz się dzieje, ale nie może pani wykryć, dlaczego dana rzecz jest 

właśnie taka. Jakaś rzecz jest taka, jaka jest, ponieważ wszechświat jest taki, jaki jest. 

15 maja 1970 r. 

Rozmówca: Czy świadomość świadka ma charakter stały, czy nie? 

Maharaj: Nie jest ona stała. Poznający powstaje i zanika wraz z poznanym. To, w czym poznający i 

poznanie łączą się, znajduje się poza czasem. Terminy „stały" i „wieczny" nie mają tu zastosowania. 

R: We śnie nie istnieje ani poznający, ani poznane. Co podtrzymuje wrażliwość i odbiorczość ciała? 

M: Na pewno nie można powiedzieć, że poznający był nieobecny. Nie doświadczało się rzeczy ani 
myśli ­ to wszystko. A jednak brak doświadczenia jest także doświadczeniem. Jest jakby wejściem 

background image

do ciemnego pokoju i stwierdzeniem „nic nie widzę". Człowiek ślepy od urodzenia nie wie, co 
znaczy ciemność. Podobnie tylko poznający wie, że nic nie wie. Sen stanowi po prostu przerwę w 

pamięci. Życie płynie dalej. 

R: A czym jest śmierć? 

M: Jest to zmiana w procesie życiowym jakiegoś ciała: kończy się integracja, a na jej miejsce 
wchodzi dezintegracja. 

R: A co się dzieje z poznającym? Czy znika on wraz z zanikiem ciała? 

M: Tak jak poznający pojawia się przy urodzeniu ciała, tak i znika w chwili śmierci. 

R: I nic nie pozostaje. 

M:   Pozostaje   życie.   Świadomość   potrzebuje   jakiegoś   narzędzia   dla   ujawnienia   się.   Gdy   życie 

powoła do istnienia nowe ciało, pojawi się nowy poznający. 

R:   Czy   pomiędzy   kolejnymi   poznającymi   i   umysłami   kolejnych   ciał   istnieje   jakiś   związek 
przyczynowy? 

M:   Tak.   Istnieje   coś,   co   można   by   nazwać   ciałem   pamięciowym   albo   przyczynowym,   zapis 

wszystkich uprzednich myśli, pragnień, czynów. Coś jakby obłok zgęszczonych obrazów. 

R: Jaki jest sens odrębnego istnienia? 

M: Jest to odbicie jednej rzeczywistości w odrębnym ciele. W odbiciu tym to, co ograniczone i 
nieograniczone, przemieszane jest razem i uważane za to samo. Zlikwidowanie tego przemieszania 

jest zadaniem jogi. 

R: Czy śmierć nie usuwa tego przemieszania? 

M: Przy śmierci umiera tylko ciało. Życie nie umiera, świadomość nie umiera, rzeczywisty byt nie 
umiera. Nawet ciało nigdy nie jest tak żywe jak po śmierci. 

R: A czy człowiek rodzi się na nowo? 

M: To, co się urodziło, musi umrzeć. Tylko nienarodzone znajduje się poza zasięgiem śmierci. 

Niech pan odkryje, czym jest to, co nigdy nie śpi i nigdy nie czuwa, i czego bladym odbiciem, jest 
nasze poczucie „ja". 

R: Jak mogę dojść do tego odkrycia? 

M: A jak pan cokolwiek odkrywa? Przez skupienie na czym: umysłu i serca. Musi być pasja i 

zapamiętanie. Pamiętanie o tym, o czym należy pamiętać, stanowi tajemnicę powodzenia. Dojdzie 
pan do tego celu, traktując zadanie poważnie. 

R: Czy chce pan przez to powiedzieć, że sama szczera chęć wystarcza? Myślę, że potrzebne są 

jeszcze umiejętności sprzyjające warunki. 

background image

M:   Wszystko   to   pojawi   się   wraz   z   gorliwym   wysiłkiem.   Ważne   jest,   aby   być   wolnym   od 
sprzeczności. Cel i wiodąca do niego droga nie powinny znajdować się na różnych poziomach, życie 

i światło nie powinny kłócić się ze sobą, zachowanie nie powinno być zdradą przekonań. Można to 
nazwać uczciwością, harmonią wewnętrzną, pełnią. Byle nie cofać się, nie niszczyć niczego po 

drodze, nie schodzić z pozycji raz osiągniętych. Wytrwałe dążenie i rzetelność w postępowaniu 
doprowadzą pana do celu. 

R: Wytrwałość i rzetelność to na pewno niezbędne cechy. Ale ja nawet ich śladu w sobie nie 

znajduję. 

M: Wszystko się pojawi, gdy pan ruszy z miejsca. Trzeba zacząć od pierwszego kroku. Wszystkie 
dobrodziejstwa przychodzą z wnętrza. Tam należy się skierować. „Jestem" ­ to już pan zna. Temu 

należy poświęcić cały czas, aż tkwić pan będzie w „jestem" spontanicznie. Nie ma drogi prostszej 
ani łatwiejszej. 

16 maja 1970 r. 

Rozmówca: Wszyscy nauczyciele doradzają medytację. Jaki jest jej cel? 

Maharaj: Znamy dobrze zewnętrzny świat wrażeń i czynności, słabo natomiast jest nam znany 
wewnętrzny świat, świat naszych myśli i uczuć. Pierwszy cel medytacji polega na tym, aby stać się 

świadomym swego wewnętrznego życia i dobrze je poznać. Ostatecznym celem medytacji jest 
dotarcie do źródła życia i świadomości. Umiejętność medytowania oddziałuje głęboko na charakter. 

Jesteśmy niewolnikami tego, czego nie znamy, zaś panami tego, co jest nam znane. Wszelkie nasze 
wady   i   słabe   strony   przezwyciężamy   przez   samo   ich   poznanie,   przez   wykrycie   i   zrozumienie 

przyczyn   ich   powstania   oraz   ich   skutków.   To,   co   nieświadome,   zanika,   gdy   przechodzi   do 
świadomości. Eliminacja nieświadomego wyzwala energię. Umysł wtedy uspokaja się. 

R: Co daje spokój umysłu? 

M: Gdy umysł jest spokojny, poznajemy siebie jako czystych świadków. Zdobywamy dystans w 

stosunku do doświadczenia i doświadczającej osoby i stajemy z boku w czystej świadomości, która 
jest między jednym i drugim, ale i poza nimi. Osobowość nasza, polegająca na samoidentyfikacji, 

na wyobrażeniu „jestem tym, jestem tamtym", trwa dalej, ale już jako część świata obiektywnego. 
Przestaje ona utożsamiać się ze świadkiem. 

R: Wydaje mi się, że żyję na wielu poziomach, a każdy wymaga nakładu energii. Jaźń prawem swej 

natury   raduje   się   każdą   rzeczą   i   jej   siły   uchodzą   na   zewnątrz.   Czy   celem   medytacji   nie   jest 
zatrzymywanie   energii   na   wyższych   poziomach   oraz   popychanie   jej   ku   górze,   aby   umożliwić 

rozwój tych wyższych poziomów? 

M: Jest to sprawa nie tyle poziomów, co sprawa cech (gun). Medytacja jest działaniem harmonijnym 
(sattwicznym), zmierzającym do zupełnego wyeliminowania ciemnoty (tamasu) oraz namiętności 

(radżasu). A czysta harmonia (sattwa) to zupełna wolność od gnuśności i niepokoju. 

R: W jaki sposób można wzmocnić i oczyścić sattwę? 

M: Sattwa jest zawsze czysta i mocna. Jest jak słońce, które może wydawać się zaciemnione przez 
chmury albo kurz ­ jednak tylko temu, kto spogląda na nie z dołu. Należy zająć się przyczynami 

background image

zaciemnienia, a nie słońcem. 

R: Jakie korzyści daje sattwa? 

M: A jakie są korzyści z prawdy, dobroci, harmonii czy piękna? Stanowią one cel same w sobie. 
Pojawiają się spontanicznie i bez wysiłku, gdy sprawy pozostawia się ich własnemu biegowi, bez 

wtrącania   się   do   nich,   bez   unikania   ich   lub   dopominania   się   o   nie;   gdy   są   po   prostu   tylko 
doświadczone w pełni świadomości. Taka świadomość sama stanowi sattwę. Nie posługuje się ona 

ludźmi ani przedmiotami, ale wypełnia je. 

R: Skoro nie mogę osiągnąć sattwy, to czy powinnam zająć się tamasem i radżasem? Jak mam z 
nimi postępować? 

M:   Obserwować   je   w   sobie   i   ich   wpływ   na   siebie.   Należy   uświadamiać   sobie   ich   działanie, 

rozpoznawać ich obecność w myślach, słowach i czynach. Stopniowo ich wpływ na panią będzie 
malał i pojawi się w pani jasne światło sattwy. Nie jest to proces trudny ani długotrwały. Jedyny 

warunek powodzenia to powaga i żarliwość. 

20 maja 1970 r. 

Rozmówca: Jest wiele interesujących książek napisanych przez rzekomo kompetentnych autorów, 

gdzie   zaprzeczana   jest   iluzoryczność   świata,   ale   nie   jego   przemijający   charakter.  Według   tych 
autorów   istnieje   hierarchia   bytów,   od   najniższych   aż   do   najwyższych.   Na   każdym   poziomie 

złożoność organizmu decyduje o głębi, zasięgu i intensywności świadomości, bez jakiegokolwiek 
widocznego, dającego się uchwycić punktu szczytowego. Tym wszystkim rządzi jedno dominujące 

prawo: ewolucja form zmierzająca do rozwinięcia i wzbogacenia świadomości oraz do ujawnienia 
jej nieograniczonych możliwości. 

Maharaj: Może tak być, ale może i nie być. Jeśli nawet tak jest, to tylko z punktu widzenia umysłu. 

W   rzeczywistości   cały   wszechświat   (madhakaś)   istnieje   wyłącznie   w   świadomości   (czidakaś), 
podczas   gdy   moje   miejsce   znajduje   się   w   absolucie   (paramakaś).   W   czystym   bycie   powstaje 

świadomość, a w świadomości pojawia się i zanika świat. Wszystko, co tam się znajduje, jest mną, 
wszystko też jest moje. Przed wszelkim początkiem i poza wszelkim końcem jestem ja. Wszystko 

znajduje swój byt we mnie, w moim „jestem". Nawet niebyt nie jest do pomyślenia beze mnie. 
Cokolwiek się zdarza, ja muszę tam być jako świadek. 

R: Dlaczego odmawia pan światu istnienia? 

M: Wcale nie neguję świata. Widzę go jako pojawiający się W świadomości, która jest sumą 

znanego w bezmiarze tego, co nieznane. Wszystko, co się zaczyna i kończy, to czysta zjawa. O 
świecie można powiedzieć, że się pojawia, a nie że istnieje. To, co się pojawia, mierzone według 

jednej skali czasu może trwać bardzo długo, zaś mierzone według innej skali ­ bardzo krótko; co 
jednak ostatecznie wychodzi na to samo. Cokolwiek jest ograniczone w czasie, jest chwilowe i nie 

przysługuje mu byt realny. 

R: Z pewnością dostrzega pan rzeczywisty świat, który pana otacza. Pan zdaje się zachowywać 
zupełnie normalnie! 

M: Panu się świat w ten sposób przedstawia. To, co u pana zajmuje całe pole świadomości, w mojej 

background image

jest małym skrawkiem. Świat istnieje tylko przez chwilę. Na skutek pamięci wydaje się panu, że 
świat trwa. Ja nie opieram się na pamięci. Widzę świat taki, jaki jest, jako chwilową zjawę w 

świadomości. 

R: W pańskiej świadomości? 

M: Wszelka idea „ja" i „moje", a nawet idea „jestem", zawarte są w świadomości. 

R: Czyż więc pana „absolutny byt" (paramakaś) jest nieświadomością? 

M: Idea nieświadomości istnieje tylko w świadomości. 

R: Skąd pan może wiedzieć, że znajduje się w stanie najwyższym? 

M: Ponieważ w nim jestem. Jest to jedyny stan naturalny. 

R: Czy może go pan opisać? 

M: Tylko poprzez negację, jako niczym nie uwarunkowany, z niczym nie związany, niepodzielny, 
niezłożony,   niewzruszony,   nie   podważalny,   nieosiągalny   drogą   wysiłku.   Wszelkie   pozytywne 

określenia pochodzą z pamięci i dlatego nie mogą mieć zastosowania. Mój stan również jest w 
najwyższym stopniu rzeczywisty i dlatego możliwy, osiągalny. 

R: Czy nie jest pan bezustannie pogrążony w abstrakcji? 

M: Abstrakcja wywodzi się z umysłu i ma charakter werbalny. We śnie lub w omdleniu znika, a po 

pewnym   czasie   pojawia   się   znowu.   Ja   żyję   w   moim   własnym   stanie   (swarupa)   w   wiecznej 
teraźniejszości. Przeszłość i przyszłość istnieją tylko w umyśle ­ ja jestem teraz. 

R: Czy świat istnieje także teraz? 

M: Który świat? 

R: Świat, który nas otacza. 

M: Świat, o którym pan mówi, to pański świat, nie mój. Co pan wie o mnie, jeżeli nawet nasza 

rozmowa odbywa się tylko w pańskim świecie? Nie ma pan podstaw, aby sądzić, iż mój świat 
pokrywa się z pańskim. Mój świat jest realny, prawdziwy i takim go postrzegam, podczas gdy 

pański pojawia się i zanika w zależności od stanu pana umysłu. Pański świat, to coś obcego, co 
wywołuje w panu lęk. Mój świat, to ja sam, to moje domostwo. 

R: Jeśli pan jest światem, jak pan może być go świadomy? Czy podmiot świadomości nie jest 

czymś innym niż jej przedmiot? 

M: Świadomość  i świat pojawiają  się i znikają  razem, dlatego są one dwoma  aspektami tego 
samego stanu. 

R: Gdy śpię, nie ma mnie, a świat trwa. 

M: Skąd pan o tym wie? 

background image

R: Dowiaduję się po przebudzeniu. Pamięć mi o tym przypomina. 

M: Pamięć istnieje w umyśle. Podczas snu umysł w dalszym ciągu działa. 

R: Częściowo znajduje się w stanie zawieszenia. 

M: Ale nie wpływa to na obraz świata. Jak długo umysł działa, jest pańskie ciało i jest pański świat. 
Pański świat stworzony jest przez umysł, jest on subiektywny, ograniczony w ramach umysłu, 

tymczasowy, osobisty, zawieszony na nitce pamięci. 

R: Czy i pański świat jest taki? 

M: O, nie! Ja żyję w świecie realnym, podczas gdy pański jest wyimaginowany. Pański świat jest 
osobisty, prywatny, egoistyczny, w pełni pana własny. Nikt nie może wejść do niego, patrzeć, jak 

pan patrzy, słuchać, jak pan słucha, odczuwać pańskie wzruszenia i myśleć pańskie myśli. W swoim 
świecie jest pan rzeczywiście sam, zamknięty we własnym kręgu stale zmieniających się urojeń, 

które pan traktuje jako życie. Mój świat to świat otwarty, wspólny dla wszystkich i wszystkim 
dostępny.   W   moim   świecie   panuje   wspólnota,   miłość,   prawdziwa   równość.   Jednostka   stanowi 

całość, całość jest w jednostce. Wszystko jest jednością i ta jedność jest wszystkim. R: Czy pana 
świat jest tak samo jak mój pełen rzeczy i ludzi? 

M: Nie, jest napełniony mną samym. 

R: A czy pan widzi i słyszy jak my? 

M: Tak, ale ja tylko pozornie słyszę, widzę, mówię i działam. Wszystko to po prostu mi się zdarza, 

tak jak panu trawienie czy pocenie się. Dba o to mechanizm ciała­umysłu, pozostawiając mnie poza 
tym wszystkim. Tak jak pan nie musi troszczyć się o to, by rosły panu włosy, tak ja nie muszę dbać 

o słowa i czyny. One po prostu zdarzają się, a mnie pozostawiają w spokoju, bo w moim świecie nic 
złego zdarzyć się nie może. 

2 czerwca 1970 r. 

Rozmówca: W dzieciństwie popadałem często w stan pełnej szczęśliwości, graniczącej z ekstazą. 
Później to ustało. Odkąd jednak przyjechałem do Indii, stany takie pojawiają się znowu, zwłaszcza 

po nawiązaniu kontaktu z panem. Są one piękne, lecz niestety nietrwałe. Pojawiają się i mijają, 
nigdy zaś nie wiadomo, kiedy powrócą. 

Maharaj: Cóż może być stałego w umyśle, który sam w sobie nie jest stały? 

R: W jaki sposób mógłbym umysł mój uczynić stałym? 

M: Jakże to niestały umysł mógłby uczynić siebie stałym? Jasne jest, że nie może. Umysł z natury 

swej podlega zmiennym stanom. Jedyne, co leży w pana możliwościach, to przeniesienie ośrodka 
świadomości poza umysł. 

R: Jak to się robi? 

M: Należy porzucić wszystkie myśli z wyjątkiem jednej: myśli „jestem". Początkowo umysł będzie 

background image

się buntował, ale cierpliwość i nieustępliwość powoli spowodują, że podda się i uspokoi. Gdy zaś się 
uspokoi,   wszystko   zacznie   się   dziać   automatycznie,   w   sposób   zupełnie   naturalny,   bez   żadnej 

interwencji z pana strony. 

R: Czy nie mógłbym uniknąć tej przewlekłej walki z własnym umysłem? 

M: Tak, może pan. Niech pan po prostu przyjmie swoje życie takie, jakie ono jest, będąc przy tym 
czujnym i uważnym. Niech pan pozwoli, aby wszystko działo się tak, jak się dzieje, robiąc naturalne 

rzeczy w naturalny sposób, cierpiąc i radując się według tego, co życie przyniesie. Również taka 
może być droga. 

R: W takim razie mogę ożenić się, mieć dzieci, prowadzić interesy... 

M: Oczywiście. Może pan osiągnąć szczęście lub nie; niech pan to z góry założy. 

R: Ale ja pragnę szczęścia. 

M: Prawdziwego szczęścia nie można znaleźć w tym, co się zmienia i przemija. Przyjemności i 

przykrości nieuchronnie się przeplatają. Szczęście przychodzi z jaźni i wyłącznie w jaźni może być 
znalezione. Niech pan znajdzie swoje prawdziwe "ja" (swarupa), a wszystko inne się pojawi. 

R: Jeśli moje prawdziwe „ja" jest spokojem i miłością, to skąd tyle niepokoju? 

M: To nie prawdziwa pana istota jest niespokojna, ale jej odbicie w umyśle, ponieważ umysł jest 

niespokojny. Podobne to jest do odbicia księżyca w wodzie poruszanej podmuchem wiatru. Wiatr 
pożądań porusza umysł, a wydaje się, że to pańskie „ja", które jest tylko odbiciem jaźni w umyśle, 

ulega   zmianom.   Wszystkie   te   wyobrażenia   o   ruchu,   o  niepokoju,   o   przyjemności   i   przykrości 
znajdują się w umyśle. Jaźń jest poza umysłem, świadoma, ale niezaangażowana. 

R: Jak do niej dotrzeć? 

M: Pan sam jest jaźnią ­ tu i teraz. Niech pan oderwie się od umysłu. Przekona się pan, że żyć 

świadomie, lecz z dystansem, obserwując jak zdarzenia przychodzą i mijają, jest cechą pańskiej 
prawdziwej natury. 

R: A jakie są inne jej cechy? 

M: Cech jest niezliczona ilość. Niech pan osiągnie jedną, a osiągnie pan wszystkie. 

R: Niech pan mi coś powie, co by mi pomogło. 

M: Sam pan najlepiej wie, czego pan potrzebuje! 

R: Jestem pełen niepokoju. Jak mógłbym osiągnąć spokój? 

M: Do czego jest panu potrzebny spokój? 

R: Do szczęścia. 

M: Czy teraz nie jest pan szczęśliwy? 

background image

R: Nie, nie jestem. 

M: Co czyni pana nieszczęśliwym? 

R: Mam to, czego nie pragnę, a pragnę tego, czego nie mam. 

M: Dlaczego pan tego nie odwróci? Niech pan pragnie tego, co pan ma, a nie dba o to, czego pan 
nie ma. 

R: Pragnę tego, co jest przyjemne, a nie chcę tego, co przykre. 

M: Skąd pan wie, co jest przyjemne, a co nie jest? 

R: Oczywiście z własnego doświadczenia. 

M: Kierując się pamięcią, podążał pan za przyjemnościami i wystrzegał się pan przykrości. Czy 

osiągnął pan sukces? 

R: Nie. Przyjemności są nietrwałe, a cierpienie powraca. M: Jakiego rodzaju cierpienie? 

R: Pragnienie przyjemności, lęk przed przykrością ­ jedno i drugie bolesne. Czy istnieje niczym 
niezmącone szczęście? 

M: Każda przyjemność, fizyczna czy psychiczna, wymaga jakiegoś podłoża. Podłoże, zarówno 

fizyczne,   jak   psychiczne,   jak   materialne,   wyczerpuje   się   i   zużywa.   Tym   samym   osiągana 
przyjemność ma z konieczności ograniczoną moc i trwałość. Cierpienie istnieje u źródeł wszystkich 

przyjemności. Pan pragnie przyjemności, ponieważ cierpi. Z drugiej strony samo poszukiwanie 
przyjemności to także przyczyna cierpienia. Błędne koło. 

R: Rozumiem mechanizm moich niepowodzeń, ale nie widzę drogi wyjścia. 

M: Samo zbadanie tego mechanizmu wskazuje drogę. Przecież pańskie błędy są tylko w pana 

umyśle, który nigdy dotąd nie buntował się przeciwko błędom i nigdy nie próbował się z nimi 
uporać. Buntował się tylko przeciwko cierpieniu. 

R: A więc nic mi nie pozostaje, jak żyć tak samo nadal. 

M: Żyć czujnie. Niech pan zastanawia się, obserwuje, bada, jak najwięcej dowiaduje się na temat 

błędów oraz ich wpływu na pana i na innych. Przez poznanie błędów uwolni się pan od nich. 

R:   Kiedy   analizuję   siebie,   dostrzegam,   że   niczego   tak   nie   pragnę,   jak   stworzenia   jakiegoś 
wiekopomnego dzieła, które by mnie przetrwało. Nawet gdy myślę o założeniu rodziny, o żonie i 

dziecku, wynika to z chęci utrwalenia mego istnienia. 

M: Niech pan sobie zbuduje pomnik. W jaki sposób zamierza pan to uczynić? 

R: Nieważne, co zbuduję, byle to było trwałe. 

M: Z pewnością sam pan dobrze wie, że nic nie jest trwałe. Wszystko się zużywa, niszczeje, 
rozkłada. Sama więc podstawa, na której pan buduje, wskazuje drogę. Czy może pan zbudować coś, 

background image

co przetrwa wszystko inne? 

R:   Intelektualnie   i   werbalnie   uświadamiam   sobie,   że   wszystko   przemija.   A  jednak   serce  moje 
pragnie nieprzemijalności. Chcę stworzyć coś, co pozostanie. 

M: W takim razie musi pan budować z trwałego materiału. Czym trwałym pan dysponuje? Zarówno 

ciało, jak umysł przeminą. Szukać więc trzeba gdzie indziej. 

R: Tęsknię do rzeczy trwałej, ale nigdzie jej nie znajduję. 

M: A czy pan sam nie jest czymś trwałym? 

R: Urodziłem się i umrę. 

M: Czy może pan naprawdę orzec, że nie było pana przed narodzinami, i czy po śmierci będzie pan 
mógł   powiedzieć   „teraz   już   nie   istnieję"?   Nie   może   pan   orzec   na   podstawie   własnego 

doświadczenia, że pana nie ma. Może pan tylko stwierdzić „jestem". Inni również nie mogą panu 
powiedzieć, że pana nie ma. 

R: We śnie nie ma „jestem". 

M:   Zanim   zrobi   pan   tego   rodzaju   stwierdzenie,   powinien   pan   dokładnie   przyjrzeć   się   swemu 

stanowi na jawie. Odkryje pan w nim wiele przerw, kiedy umysł jest nieczynny. Niech pan zwróci 
uwagę, jak niewiele pan pamięta nawet w stanie pełnego czuwania. Nie może pan powiedzieć, że 

podczas snu nie miał pan świadomości. Pan tylko nie pamięta. Luka w pamięci to niekoniecznie 
luka w świadomości. 

R: Czy mogę zapamiętać, jaki jest mój stan w głębokim śnie? 

M: Oczywiście! Przez wyeliminowanie przerw spowodowanych brakiem uwagi podczas godzin 

czuwania, wyeliminuje pan stopniowo długą przerwę nieobecności umysłu, którą nazywa pan snem. 
Wtedy będzie pan świadomy, że pan śpi. 

R: Ale problem trwałości, ciągłości bytu, nie jest rozwiązany. 

M: Trwałość to tylko idea zrodzona przez działanie czasu. Czas zaś zależy od pamięci. Trwałość to 

według pana niezawodna pamięć przez nieskończony czas. Chce pan uwiecznić umysł, co nie jest 
możliwe. 

R: Cóż więc jest wieczne? 

M: Wieczne jest to, co nie zmienia się wraz z czasem. Nie można uwiecznić rzeczy przemijającej. 

Tylko to, co niezmienne, jest wieczne, 

R: Orientuję się w ogólnym sensie tego, co pan mówi. Nie pragnę więcej wiedzy. Pragnę jedynie 
spokoju. 

M: Może pan osiągnąć pełny spokój przez samo pragnienie. 

R: Pragnę. 

background image

M: Musi pan pragnąć nierozdzielonym sercem i żyć życiem zintegrowanym. 

R: Jak? 

M:   Niech   pan   oderwie   się   od   wszystkiego,   co   czyni   umysł   pana   niespokojnym.   Niech   pan 
zrezygnuje ze wszystkiego, co zakłóca mu spokój. Jeśli chce pan mieć spokój, niech pan na niego 

zasłuży. 

R: Z pewnością każdy zasługuje na spokój. 

M: Tylko ci zasługują, którzy nie zakłócają spokoju. 

R: W jaki sposób zakłócam? 

M: Przez to, że jest pan niewolnikiem swoich pragnień i obaw. 

R: Nawet wtedy, gdy są one uzasadnione? 

M: Reakcje uczuciowe zrodzone z niewiedzy lub braku uwagi nie są nigdy usprawiedliwione. Niech 
pan dąży do czystego umysłu i czystego serca. Jedyne, czego pan potrzebuje, to trwanie w stanie 

spokojnej czujności i badanie swej własnej prawdziwej natury. Jest to jedyna droga do spokoju. 

30 maja 1970 r. 

Rozmówca: Jedni mówią, że świat został stworzony. Inni, że zawsze istniał i zawsze będzie podlegał 

przemianom. Jedni twierdzą, że rządzą nim odwieczne prawa. Inni zaprzeczają istnieniu prawa 
przyczynowości. Jedni przyjmują realność świata. Według innych świat w ogóle nie istnieje. 

Maharaj: O jakim świecie pan mówi? 

R: Oczywiście o świecie przeze mnie postrzeganym. 

M: Postrzegany przez pana świat jest bardzo mały. I całkowicie prywatny. Niech pan go potraktuje 

jak sen i skończy z nim. 

R: Potraktować go jak sen? Przecież sen nie jest niczym trwałym. 

M: Jak długo będzie trwał pana własny mały świat? 

R: Ostatecznie, mój mały świat jest tylko częścią całego świata. 

M: A czy idea całości świata nie jest częścią pana prywatnego świata? Wszechświat nic nie mówi o 
tym,   że   pan   jest   jego   częścią.   To   pan   wymyślił   całość,   aby   zmieścić   siebie   jako   część.   W 

rzeczywistości   zna   pan   tylko   swój   prywatny   świat,   który   tak   dobrze   pan   wyposażył   w   swoje 
wyobrażenia i oczekiwania. 

R: Postrzeganie to z pewnością nie imaginacja! 

M: A cóż innego? Przecież percepcja to rozpoznawanie. Coś zupełnie dotąd nieznanego może być 

background image

odczute, ale nie spostrzeżone. Postrzeganie polega na pamięci. 

R: Zgoda, ale pamięć nie musi zmieniać postrzegania w iluzję. 

M: Postrzeganie, wyobrażanie sobie, przewidywanie, antycypacje, iluzje ­ wszystko to opiera się na 
pamięci. Niełatwo dostrzec jakieś granice pomiędzy tymi zjawiskami. Zlewają się one ze sobą, a 

każde jest oddźwiękiem pamięci. 

R: Pamięć służy do potwierdzania realności mojego świata. 

M: Jak wiele pan zapamiętuje? Niech pan odtworzy z pamięci to, co pan myślał, mówił lub robił 
trzydziestego dnia ubiegłego miesiąca. 

R: To rzeczywiście biała plama. 

M: A jednak nie jest tak źle. Pamięta pan bardzo wiele. Podświadoma pamięć czyni świat, w 

którym pan żyje, tak dobrze znanym. 

R: Przyjmijmy, że świat, w którym żyję, jest subiektywny i stronniczy. A jaki jest świat, w którym 
pan żyje? 

M: Mój świat jest zupełnie podobny do pańskiego. Patrzę, słucham, czuję, myślę i działam w 

świecie, który postrzegam tak jak pan. Tylko, że dla pana na tym wszystko się zamyka, podczas gdy 
dla mnie jest to tyle, co nic. Świadom tego, że świat jest częścią mnie samego, nie przywiązuję do 

niego  więcej  wagi, niż  pan do spożytego pożywienia. Podczas przygotowywania  i spożywania 
posiłku pokarm jest czymś odrębnym od pana i pańska uwaga jest nim zajęta, natomiast po jedzeniu 

świadomość pana traci z nim kontakt. Tak i ja ­ połknąłem świat i nie muszę już więcej o nim 
myśleć. 

R: Czy nie staje się pan zupełnie nieodpowiedzialny? 

M: Jakże bym mógł? Jak mógłbym działać na szkodę czegoś, co stanowi ze mną jedność? Wręcz 

przeciwnie ­ nie myślę o świecie i wszystko, co czynię, jest z korzyścią dla niego. Tak jak ciało 
nieświadomie nastawia się prawidłowo, tak i ja jestem nieustannie zajęty prawidłowym ustawianiem 

świata. 

R: Ale jest pan świadomy, jak bardzo cierpi świat? 

M: Oczywiście. Znacznie bardziej niż pan. 

R: Cóż więc pan robi? 

M: Spoglądam na świat oczami Boga i znajduję, że wszystko jest w porządku. 

R:   Jak   może   pan   tak   mówić?   A   wojny,   wyzysk,   okrutne   konflikty   pomiędzy   obywatelem   i 
państwem? 

M: Wszystkie te cierpienia są dziełem człowieka i w mocy człowieka jest ich zlikwidowanie. Bóg 

pomaga   człowiekowi   przez   ukazywanie   mu   skutków   jego   postępowania   i   przez   żądanie,   aby 
równowaga została przywrócona. Karma jest prawem sprawiedliwym. Jest to uzdrawiająca ręka 

background image

Boga. 

10 czerwca 1970 r. 

Rozmówca: Co pan robi, gdy pan śpi? 

Maharaj: Jestem świadomy, że śpię. 

R: Czy sen nie jest stanem podświadomości? 

M: Tak, jestem świadomy tej podświadomości. 

R: A na jawie lub gdy pan śni? 

M: Jestem świadomy, że czuwam lub śnię. 

R: Nie rozumiem. Co dokładnie ma pan na myśli? Wyjaśnię mój punkt widzenia: sen jest stanem 

podświadomości, czuwanie świadomością, zaś marzenia senne to świadomość własnego umysłu, 
bez uświadamiania sobie otoczenia. 

M: Według mnie jest prawie tak samo. Wydaje mi się jednak, że jest pomiędzy nami jakaś różnica. 

Pan w każdym z tych stanów zapomina o dwóch pozostałych, podczas gdy dla mnie istnieje tylko 
jeden stan, obejmujący i przewyższający trzy wymienione stany umysłu. 

R: Czy widzi pan w świecie jakieś ukierunkowanie, jakąś celowość? 

M: Świat jest tylko odbiciem mojej wyobraźni. Mógłbym w nim dojrzeć wszystko, co bym chciał. 

Po co  jednak  wynajdywać  koncepcje  stworzenia,  ewolucji  czy   zagłady  świata?   Nie  jest   mi  to 
potrzebne. Świat istnieje we mnie, świat jest mną. Nie boję się go i nie mam wcale zamiaru 

zamykać go w jakimś schemacie przez umysł wypracowanym. 

R: A wracając do sprawy snu: czy miewa pan marzenia senne? 

M: Oczywiście, miewam sny. 

R: Jakie są to sny? 

M: Są to echa przeżyć na jawie. 

R: A gdy zapada pan w głęboki sen?... 

M: Świadomość mózgowa jest wówczas zawieszona. 

R: Czy jest pan wtedy nieświadomy? 

M: Nieświadomy swego otoczenia ­ tak. 

R: Ale nie całkowicie nieświadomy? 

background image

M: Zdaję sobie sprawę, że jestem nieświadomy. 

R:   Używa   pan   dwóch   terminów   angielskich   na   określenie   świadomości:   „awareness"   i 
„consciousness". Czy nie chodzi w nich o to samo? 

M: „Awareness" to praświadomość. Jest to stan odwieczny, bez początku i końca, niczym nie 

spowodowany,   samoistny,   niepodzielny,   niezmienny.   „Consciousness"   to   świadomość   ludzka. 
Wywodzi się ona z łączności ze światem, jest powierzchowna i dwoista. Świadomość nie może 

istnieć   bez   praświadomości,   ale   praświadomość   istnieje   niezależnie   od   świadomości,   jak   na 
przykład w głębokim śnie. Praświadomość to absolut. Świadomość zależna jest od swojej treści i 

dotyczy zawsze czegoś. Świadomość jest cząstkowa i ulega zmianom. Praświadomość to pełnia, 
niezmienność i spokój, to powszechne źródło i podpora każdego doświadczenia. 

R: W jaki sposób człowiek może przekroczyć świadomość i dojść do praświadomości? 

M: Ponieważ istnienie świadomości zależy od praświadomości, ta ostatnia obecna jest w każdym 

stanie świadomości człowieka. Dlatego nawet sama świadomość, że się jest świadomym, zbliża do 
praświadomości. Obserwowanie własnego nurtu świadomości wzniesie pana do praświadomości. 

Nie będzie to żaden nowy stan. Rozpozna go pan od razu jako pierwotną podstawę egzystencji, 
która jest samym życiem, miłością i radością. 

R: Skoro rzeczywisty byt ukryty jest w nas przez cały czas, na czym polega proces samorealizacji? 

M: Urzeczywistnienie jest przeciwieństwem niewiedzy. Niewiedza, przyczyna cierpienia człowieka, 

polega na uznawaniu świata za realny, a jaźni za coś nierzeczywistego. Odkrycie, że jedynie jaźń 
jest rzeczywista, zaś wszystkie inne rzeczy i zjawiska są czasowe i przemijające, to kluczowy 

warunek osiągnięcia wolności, pokoju i radości. Jest to w gruncie rzeczy bardzo proste. Zamiast 
patrzeć na świat wyimaginowany, należy uczyć się świata takiego, jaki on rzeczywiście jest. Z 

chwilą   gdy   to   nastąpi,   zobaczy   pan   także   prawdziwego   siebie.   Jest   to   jakby   oczyszczenie 
zwierciadła.   Zwierciadło,   które   ukaże   panu   świat   taki,   jaki   on   rzeczywiście   jest,   ujawni   panu 

zarazem pańskie nowe oblicze. Myśl „jestem", to jakby kawałek materiału do czyszczenia. Niech 
pan jej użyje. 

13 czerwca 1970 r. 

Rozmówca: Czy mógłby pan nam powiedzieć, jak pan doszedł do swego obecnego stanu? 

Maharaj: Guru mego spotkałem, gdy miałem 34 lata, zaś moja samorealizacja miała miejsce w 
wieku 37 lat. 

R: Na czym polegała pańska przemiana? 

M: Przyjemności i przykrości utraciły swoje panowanie nade mną. Stałem się wolny od pożądań i 

niepokoju.   Poczułem   się   pełny   i   niczego   nie   potrzebowałem.   Przekonałem   się,   że   w   oceanie 
świadomości doskonałej, na powierzchni świadomości ogólnoludzkiej nieustannie powstają i giną 

niezliczone fale świata zjawisk. Są one mną jako świadomość i moje jako wydarzenia. Istnieje 
tajemnicza siła, która nad nimi czuwa. Jest nią Świadomość Najwyższa, Jaźń, Życie, Bóg ­ wszystko 

jedno jakie imię jej nadamy. Jest to fundament, podpora wszystkiego, co istnieje, a zarazem coś 
bardzo nam bliskiego. Podobne to jest do złota, które jest tworzywem wszelkiego rodzaju biżuterii. 

background image

Proszę oddzielić od niej nazwę i kształt, a jako coś wartościowego pozostanie tylko złoto. Tak samo 
i w życiu: uwolnijmy się od nazwy i kształtu oraz powodowanych przez nie pragnień i obaw. Cóż 

wtedy pozostanie? 

R: Nic. 

M:   Tak,   pozostanie   próżnia.   Ale   będzie   ona   wypełniona   sobą.   Ta   próżnia   jest   wiecznym 
potencjałem, podobnie jak świadomość jest wieczną teraźniejszością. 

R: Czy przez potencjał rozumie pan przyszłość? 

M: Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. I jeszcze znacznie więcej. 

R: Ale skoro próżnia jest próżnią, mało mamy z niej pożytku. 

M: Niesłusznie pan tak sądzi. Proszę wziąć pod uwagę, że bez przerwy w ciągłości istnienia nie 

mogłyby nastąpić ponowne narodziny. Czy możliwa jest odnowa bez umierania? Nawet głęboka 
ciemność snu odświeża i odmładza. Bez śmierci ugrzęźlibyśmy na zawsze w starczej zgrzybiałości. 

R: A czy nie ma czegoś takiego jak nieśmiertelność? 

M: Nieśmiertelność to nierozłączny związek życia i śmierci, to dwa aspekty jednego bytu. Widzieć 

koniec w początku, a początek w końcu, to obcować z nieśmiertelnością. Nieśmiertelność nie jest 
oczywiście ciągłością. Tylko łańcuch przemian ciągle trwa i nic ponadto. 

R: Absolut i Doskonała Wszechświadomość? 

M: W ogóle nie zależy od czasu. Pojęcie czasu istnieje wyłącznie w ludzkiej świadomości. Gdzież 

poza nią może być czas i przestrzeń? 

R: Czy w polu pańskiej świadomości znajduje się również pana ciało? 

M: Oczywiście. Ale dla idei „moje ciało", jako czegoś odmiennego od innych ciał, miejsca w mej 
świadomości nie ma. Dla mnie istnieje „ciało" ­ ale nie „moje ciało", istnieje „umysł" ­ ale nie „mój 

umysł". Umysł dogląda ciała i wszystko jest w porządku, ale ja się do tego nie wtrącam. Ciało 
funkcjonuje jak ma funkcjonować w normalnym, naturalnym trybie. Może nie jesteście świadomi 

swoich fizjologicznych funkcji, ale jeśli chodzi o myśli i uczucia, pragnienia i obawy, macie bardzo 
rozbudowaną świadomość. U mnie natomiast zjawiska te znajdują się również w dużym stopniu 

poza kręgiem świadomości. Przemawiam do ludzi i działam, czyniąc to jak należy, a przecież nie 
bardzo   zdaję   sobie   z   tego   sprawę.   Wygląda   to   tak,   jakbym   pod   względem   fizycznym   żył   jak 

automat, czuwając nad życiem i reagując spontanicznie. 

R:   Czy   spontaniczność   ta   jest   wynikiem   procesu   samorealizacji   czy   następstwem   specjalnego 
przygotowania? 

M: I jednym i drugim. Przywiązanie do powziętego celu powoduje, że żyje się życiem jasnym i 

uporządkowanym, oddanym poszukiwaniu prawdy oraz pomaganiu ludziom. Z kolei samorealizacja 
czyni wszelką cnotę łatwą, odruchową. Dzieje się tak na skutek usunięcia przeszkód w postaci 

pożądań, obaw oraz fałszywych wyobrażeń. 

background image

R: Czy nie odczuwa pan żadnych pragnień ani obaw? 

M: Moim przeznaczeniem było urodzić się jako zwyczajny prosty człowiek, stać się skromnym 
wyrobnikiem,   który   otrzymał   tylko   minimalne   formalne   wykształcenie.   W   owym   czasie 

doświadczałem jak inni różnych pragnień i obaw. Gdy dzięki wierze w mego guru i poddaniu się 
jego   nakazom,   odnalazłem   prawdziwy   sens   mego   życia,   pozostawiłem   moją   ludzką   naturę 

własnemu losowi. Coś z dawnych uczuciowych i myślowych reakcji pojawia się czasem we mnie, 
ale jest to natychmiast zauważane i oddalane. Jak długo bowiem obciążeni jesteśmy indywidualną 

osobowością, jesteśmy wystawieni na działanie różnych czynników, z naszej przeszłości a także z 
bieżącego życia. 

R: A śmierci się pan nie boi? 

M: Ja już umarłem. 

R: Jak to należy rozumieć? 

M: Umarłem dwojako: stałem się obojętny w stosunku do mego ciała i do umysłu także. 

R: Ależ pan bynajmniej na martwego nie wygląda! 

M: To pan tak sądzi. Jakby pan lepiej znał mój stan ode mnie. 

R: Przepraszam, ale ja po prostu nie rozumiem. Mówi pan o sobie, jak o kimś, kto pozbawiony jest 

ciała i rozumu, a ja przecież widzę pana zdrowego i rozumnie mówiącego. 

M: A czy pan sam jest świadomy, jak wielce skomplikowana praca toczy się przez cały czas w 
pańskim mózgu i ciele? Ani trochę. A przecież komuś z zewnątrz może się wydawać, że cały ten 

proces jest wynikiem przemyślenia, precyzyjnego rozumowania i doskonałej celowości. Dlaczego 
nie mielibyśmy przyjąć, że całe jednostkowe bytowanie człowieka może opaść znacznie poniżej 

progu świadomości, a jednak przebiegać gładko i sprawnie? 

R: Ale czy to jest normalne? 

M:   Co   znaczy   „normalne"?   Czy   życie   spętane   pożądaniami   i   trwogą,   pełne   napięć   i   walk, 
pozbawione sensu i radości, można nazwać normalnym? Czy ciągłe odczuwanie swego ciała jest 

normalne? I czy można nazwać normalnym stan, gdy się jest rozdzieranym przez namiętności, 
torturowanym przez natrętne myśli? Zdrowe ciało i zdrowy umysł nie są zwykle zauważane przez 

swego właściciela. Dopiero gdy pojawia się ból i cierpienie, wołają o uwagę i interwencję. Dlaczego 
nie zastosować tej prawdy do całego jednostkowego bytowania? Można przecież funkcjonować 

prawidłowo, reagować na wszystko, co się zdarza, w sposób właściwy i pełny, bez angażowania w to 
ośrodka świadomości. Gdy samokontrola staje się drugą naturą, świadomość przesuwa swoje siły 

ku najgłębszym pokładom egzystencji i działania. 

R: Czy w ten sposób nie staje się pan robotem? 

M: Co jest złego w automatycznym wykonywaniu pewnych czynności. Niektóre godne są tylko 
automatycznego wykonywania. Gdy jednak działanie jest chaotyczne, powoduje ono cierpienie i ból 

­ na takie trzeba zwrócić uwagę. Głównym celem czystego i uporządkowanego życia jest uwolnienie 
człowieka od jarzma chaosu i brzemienia zmartwień. 

background image

R: Odnoszę wrażenie, że odpowiadałoby panu życie podobne do działania komputera. 

M: Nie ma nic złego w życiu wolnym od problemów. Osobowość jest odbiciem rzeczywistości. 
Dlaczego odbicie zgodne z oryginałem nie może być wykonane automatycznie? Czy jednostka musi 

mieć jakieś specyficzne własne rysy? Życie, którego jest ona wyrazem, będzie ją kształtowało. A 
gdy człowiek zda sobie sprawę z faktu, że jako osoba jest tylko cieniem rzeczywistości, nie zaś 

rzeczywistością samą, przestanie trapić się i niepokoić. Zgodzi się być kierowanym od wewnątrz, 
życie zaś stanie się dla niego ciekawą podróżą w nieznane. 

17 czerwca 1970 r. 

Rozmówca: Z tego, co pan mówił, wynika, że nie zdaje pan sobie sprawy ze swojego otoczenia. Ale 
nam wydaje się, że jest pan wyjątkowo czujny i czynny. Nie wierzymy też, że znajduje się pan w 

jakimś stanie hipnotycznym, który nie pozostawia po sobie nic w pamięci. Wręcz przeciwnie, 
zauważyliśmy, że ma pan znakomitą pamięć. Jak należy rozumieć stwierdzenie, że świat wraz ze 

wszystkim, co się w nim znajduje, nie istnieje? 

Maharaj: Jest to kwestia zogniskowania. Otóż pański umysł zogniskowany jest w świecie, zaś mój w 
rzeczywistym bycie. To tak, jak obecność księżyca w biały dzień, gdy słońce świeci. Jest ledwie 

widoczny. Albo inny przykład: proszę zwrócić uwagę na przyjmowany pokarm. Dopóki trzyma go 
pan w ustach, jest pan świadomy jego obecności, ale po przełknięciu niewiele już on pana obchodzi. 

Jakże kłopotliwe byłoby, gdyby człowiek musiał myśleć o pokarmie aż do czasu, gdy zostanie on 
wydalony z organizmu. Normalnie umysł powinien znajdować się w zawieszeniu, gdyż nieustanne 

jego działanie byłoby patologicznym stanem. Wszechświat działa sam przez się. Tyle wiem i to mi 
wystarcza. 

R: Wynika z tego, że mędrzec (dżniani) tylko wtedy wie, co czyni, gdy kieruje swój umysł ku tej 

czynności. W przeciwnym razie asystuje tylko przy tym, co się dzieje. 

M: Przeciętny człowiek nie  jest  świadomy swego ciała jako takiego.  Zauważa tylko wrażenia, 
uczucia i myśli. A i te z chwilą przyjęcia dystansu usuwają się z ośrodka świadomości i towarzyszą 

człowiekowi bez potrzeby skupiania na nich uwagi. 

R: Cóż więc pozostaje w ośrodku świadomości? 

M:   Coś,   czemu   nie   można   przypisać   ani   nazwy,   ani   kształtu,   ponieważ   nie   ma   ono   żadnych 
właściwości i znalazło się poza świadomością. Można by określić to jako punkcik świadomości 

znajdujący się poza świadomością. Zupełnie jak dziurka w papierze, która choć znajduje się w nim, 
sama   nie   jest   z   papieru.   Tak   jest   i   z   tym   najwyższym   stanem   obecnym   w   samym   ośrodku 

świadomości, a jednak poza nim. To jakby otwór w umyśle, przez który wlewa się do niego światło. 
Otwór jednak, to jeszcze nie światło. To tylko otwór. 

R: Otwór to pustka, nieobecność. 

M:   Tak.   Z   punktu   widzenia   umysłu   jest   to   tylko   otwór   służący   wprowadzeniu   do   przestrzeni 

umysłowej   promienia   Wszechświadomości.   Światło   to   może   być  porównane   tylko   do  solidnej, 
spoistej, twardej jak skała, jednolitej i nie ulegającej zmianom masy czystej świadomości, wolnej od 

wszelkiego rodzaju umysłowych szablonów, od kształtu i nazwy. 

background image

R: Czy istnieje jakiś związek pomiędzy umysłem i ową Najwyższą Świadomością? 

M: Najwyższa świadomość powołuje do istnienia umysł, zaś umysł powołuje do istnienia ciało. 

R: A co znajduje się poza nimi? 

M: Oto przykład: Pewien czcigodny jogin, mistrz sztuki długowieczności, sam w wieku np. 1000 
lat, chce mnie nauczyć swego mistrzostwa. Jedyne, na co mogę się zdobyć, to pytanie: "Jakiż 

miałbym pożytek z tej długowieczności?". Pytanie to zadaję mu zresztą z szacunkiem i szczerym 
podziwem dla jego osiągnięć. Osobiście znajduję się już poza czasem. Jakkolwiek długie byłoby 

życie, stanowi ono i tak tylko chwilę i jest tylko snem. Podobnie znajduję się już poza wszelkimi 
cechami osobowymi. Pojawiają się one i znikają w mojej powłoce świetlnej, ale w żadnym razie nie 

mogą mnie określać. Wszechświat składa się z nazw i kształtów opartych na właściwościach i 
istniejących pomiędzy nimi różnicach, ale ja jestem poza tym wszystkim. Świat istnieje, ponieważ ja 

istnieję, ale ja nie jestem światem. 

R: Żyje pan jednak w tym świecie! 

M: To pan tak uważa. Ja natomiast wiem, że istnieje świat, który obejmuje także moje ciało i mój 
umysł, ale ja nie uznaję tego ciała i umysłu za bardziej „moje", niż wszystkie umysły i ciała 

istniejące w czasie i przestrzeni. Jestem poza czasem i poza przestrzenią. 

R: Jeśli wszystko istnieje dzięki pańskiemu światłu, to czy nie jest pan twórcą tego świata? 

M:   Otóż   nie   jestem.   W  kręgu   mojego   światła   rzeczy   pojawiają   się   i  znikają,   jak   pyłki  kurzu 
tańczące w promieniach słońca. Światło prześwietla te pyłki, ale jest od nich niezależne. Nie można 

też mówić, że je tworzy ani że je zna. 

R: Gdy zadaję panu pytanie, a pan mi odpowiada, to czy jest pan świadomy mego pytania i swojej 
odpowiedzi? 

M: W rzeczywistości ani nie słyszę, ani nie odpowiadam. W świecie zjawisk zdarza się pytanie i 

zdarza się odpowiedź. Ale mnie nic się nie zdarza. Wszystko po prostu się dzieje. 

R: A pan jest świadkiem? 

M:   Co   to   znaczy   „świadek"?   Po   prostu   się   wie.   Padał   deszcz,   a   teraz   przestało   padać.   Nie 
przemokłem. Wiem, że padało, ale nie zostałem tym dotknięty. Byłem tylko świadkiem deszczu. 

R:   Człowiek,   który   osiągnął   pełnię   realizacji   i   samorzutnie   przebywa   w   stanie   doskonałej 

świadomości, musi jednak jeść, pić itd. Czy jest on świadkiem tego, czy nie? 

M: Świadomość powszechną albo umysł powszechny, nazywamy „eterem świadomości". Wszystkie 
przedmioty świadomości razem wzięte tworzą wszechświat. Zaś to, co pozostaje poza jednym i 

drugim, co podtrzymuje i wspiera jedno i drugie, jest stanem najwyższym ­ stanem absolutnej ciszy 
i   milczenia.   Ktokolwiek   tam   się   udaje,   znika.   Stanu   tego   nie   można   dosięgnąć   słowami   ani 

umysłem. Może pan nazywać to Bogiem czy Parabrahmanem ­ zawsze będą to jednak tylko nazwy 
nadawane   przez   umysł.   Jest   to   stan   poza   bytem   i   niebytem,   stan   bezimienny,   beztreściowy   i 

samoistny. 

background image

R: A czy jest się świadomym tego stanu? 

M: Tak jak wszechświat jest ciałem dla umysłu, tak świadomość jest ciałem dla Najwyższego. Nie 
jest to świadome, ale działa na rzecz wyzwolenia świadomości. 

R: W moim codziennym działaniu dużą rolę grają nawyki, automatyzm. Zdaję sobie sprawę z 

ogólnego kierunku, ale nie z każdego szczegółu. Ponieważ rozeznanie moje pogłębia się i rozszerza, 
niektóre szczegóły mają tendencję do przesuwania się w głąb podświadomości, dając mi swobodę w 

ogólnych dążeniach. Czy może w większym jeszcze stopniu zdarza się mędrcom to samo? 

M: Na poziomie ludzkiej świadomości ­ tak. W stanie wszechświadomości ­ nie. Ten stan bowiem 
w istocie swej jest jednością, jest niepodzielny, stanowi jedną zwartą całość. Jedyna droga do 

poznania go, to stać się nim. Umysłem nie można do niego dotrzeć. Aby go postrzegać, nie potrzeba 
zmysłów, aby poznać go, nie trzeba umysłu. 

R: Oto jak Bóg kieruje światem. 

M: Bóg nie kieruje światem. 

R: Wobec tego kto to czyni? 

M: Nikt. Wszystko dzieje się samo przez się. Pan stawia pytanie i pan daje odpowiedź. Odpowiedź 

zna pan już w chwili stawiania pytania. Wszystko jest grą świadomości. Wszelkie podziały są iluzją. 
Poznać można tylko świat fałszywy. Prawdą pan sam stać się musi. 

R: Istnieje świadomość poznawana i poznająca. Czy ta druga jest najwyższa? 

M:   Odróżnia   się   osobę   od   świadka­obserwatora.   Gdy   ujmie   pan   to   jako   jedność   i   ten   stan 

przekroczy, znajdzie się pan w Stanie Najwyższym. Dzieje się to już poza bytem i niebytem. Nie 
jest   to   ani   zwierciadło,   ani   obraz   w   zwierciadle.   Rzeczywistość   jest   ponadczasowa, 

nieprawdopodobnie silna i trwała. 

R: A czy oświecony mędrzec (dżniani) jest świadkiem, czy jest Najwyższym? 

M: Oczywiście jest Najwyższym, ale można go też nazwać uniwersalnym świadkiem. 

R: Ale pozostaje on osobą? 

M: Jeśli uważa pan, że sam jest osobą, wszędzie będzie się pan dopatrywał istnienia osób. W 
rzeczywistości osób nie ma, są tylko ciągi wspomnień i nawyki. W chwili samorealizacji osoba 

znika.   Pozostaje   tożsamość,   ale   tożsamość   to   nie   osoba,   lecz   nieodłączny   element   samej 
rzeczywistości. Osoba nie ma samoistnego bytu. Jest ona odbiciem w umyśle świadka, owego „ja 

jestem", które z kolei jest sposobem bytowania. 

R: Czy Najwyższe jest świadome? 

M: Nie jest ani świadome, ani nieświadome. Mówię to z własnego doświadczenia. 

R: „Pradżnianam Brahma". Co to jest „Pradżnia"? 

background image

M: Jest to poznanie życia jako takiego, pozbawione elementu osobistej świadomości. 

R: Czy oznacza to może witalność, energię życiową, żywotność? 

M:   Najpierw   pojawia   się   energia,   jako   że   każda   rzecz   jest   Postacią   energii.   Świadomość   jest 
najbardziej zróżnicowana podczas stanu czuwania. Nieco mniej w tak zwanych marzeniach sennych 

i jeszcze mniej podczas snu. Homogeniczna jest w stanie czwartym. Poza tymi stanami istnieje 
niewyrażalna monolityczna rzeczywistość, w której przebywa dżniani. 

R: Zaciąłem się w rękę. Rana zagoiła się. Jakie siły spowodowały wyleczenie. 

M: Sprawiła to siła życia. 

R: Czym jest ta siła? 

M: Jest świadomością. Wszystko jest świadome. 

R: A co jest źródłem świadomości? 

M: Sama świadomość jest źródłem wszystkiego. 

R: Czy może istnieć życie bez świadomości? 

M: Nie. Także świadomość nie może istnieć bez życia. Stanowią one jedność. Ale naprawdę ważne 

jest to ostatnie. Wszystko inne to sprawa nazwy i kształtu. Jak długo będzie pan sądził, że tylko to 
istnieje, co ma nazwę i kształt, tak długo będzie się panu wydawało, że nie istnieje Najwyższy Byt. 

Dopiero gdy pan zrozumie, że nazwy i kształty to puste skorupy bez jakiejkolwiek zawartości i że 
realne   jest   tylko   to,   co   nie   ma   nazwy   ani   kształtu,   co   jest   czystą   energia   życia   i   światłem 

świadomości, odnajdzie pan siebie w stanie pokoju, zatopionego w głębokiej ciszy Rzeczywistości. 

R: Jeśli czas i przestrzeń nie są niczym innym, jak iluzją, a pan jest od niej wolny, to niech pan 
powie, jaka jest teraz pogoda w Nowym Jorku ­ słoneczna czy deszczowa? 

M: Jakże mogę to powiedzieć? Tego rodzaju sprawy wymagają specjalnego przygotowania albo 

podróży do Nowego Jorku. Mogę być całkowicie pewny, że znajduję się poza czasem i przestrzenią, 
a jednak nie będę zdolny dowolnie umiejscawiać siebie w jakimś punkcie czasu i przestrzeni. Nie 

zależy mi na tym i nie widzę sensu w poddaniu się specjalnej zaprawie jogicznej. Mówił pan przed 
chwilą o Nowym Jorku. Nowy Jork to dla mnie słowo. Dlaczego miałbym wiedzieć więcej, niż to 

słowo wyraża? Każdy atom może być wszechświatem, równie skomplikowanym tworem jak nasz 
świat. Czy muszę je wszystkie poznawać? Oczywiście byłbym w stanie, gdybym odpowiednio 

poćwiczył. 

R: Gdy pytałem o pogodę w Nowym Jorku, na czym polegał mój błąd? 

M: Świat i umysł to stany bytu. To, co Najwyższe, nie jest stanem. Ono przenika wszystkie stany, ale 
samo nie jest stanem czegokolwiek innego. Jest całkowicie bezprzyczynowe, niezależne, doskonałe, 

jest poza czasem i przestrzenią, poza umysłem i wszelką materią. 

R: W jaki sposób pan poznaje Najwyższe? 

background image

M: Rzecz w tym, że nie ma ono żadnych oznak. Nie ma niczego, po czym można by je poznać. 
Postrzega się je bezpośrednio, bez uprzedniego szukania jakichkolwiek znaków. Gdy odejdzie pan 

od nazw i kształtów, znajdzie się pan w świecie rzeczywistym. Nie potrzebuje pan przeprowadzać 
poszukiwań. Wielość i różnorodność są tylko grą umysłu. Rzeczywistość jest jedna. 

R: Jeżeli Rzeczywistość nie daje nam znać o sobie, nie warto nawet o niej mówić. 

M: Ale ona jest. Nie można temu przeczyć. Ona jest. W głębiach i w mroku ­ tajemnica nad 

tajemnicami. Ona istnieje, podczas gdy wszystko inne tylko się zdarza. 

R: Czy jest niepoznawalna? 

M: Trwa poza wiedzą i niewiedzą. Ale wolałbym mówić, że jest poznawalna, bo jeśli w ogóle coś 
poznajemy, to właśnie ową Rzeczywistość. 

R: Czy cechą jej jest milczenie? 

M: Milczenie jest także cechą umysłu. Wszystkie stany i cechy Pochodzą z umysłu. 

R: A czym jest samadhi? M: Samadhi jest zawieszeniem ludzkiej świadomości. Radzę panu, aby dał 

pan swemu umysłowi spokój. Niczego pan nie potrzebuje ani od ciała, ani od umysłu. 

20 czerwca 1970 r. 

Rozmówca: Stale pan powtarza, że wydarzenia nie mają przyczyny. Po prostu rzeczy się dzieją i 

żadnej przyczyny nie można ustalić. Na pewno jednak każda rzecz ma swoją przyczynę, jedną lub 
więcej. Jak mam rozumieć tę bezprzyczynowość zjawisk? 

Maharaj: Z najwyższego punktu widzenia świat nie ma przyczyny. 

R: Ale jakie są pana własne w tym względzie doświadczenia? 

M: Świat nie ma żadnej przyczyny. 

R: Nie pytam o przyczyny, które doprowadziły do stworzenia świata. Któż widział stworzenie 

świata? Być może nie miał on początku, istniał zawsze. Ale mnie o świat w tej chwili nie chodzi. 
Przyjmuję, że świat tak czy inaczej istnieje. Zawiera on jednak tyle rzeczy, a każda z nich musi 

mieć jakąś przyczynę, jedną czy więcej. 

M: Zakładając istnienie świata w czasie i przestrzeni, świata opartego na zasadzie przyczynowości, 
zmuszony jest pan szukać przyczyn każdej rzeczy i znajdować je. Stawia pan pytanie i sam narzuca 

odpowiedź. 

R: Pytanie moje jest bardzo proste. Widzę wiele rzeczy i wnioskuję, że każda z nich musi mieć 
jakąś przyczynę. Pan twierdzi, że z pańskiego punktu widzenia tak nie jest. Ale według Pana nic nie 

istnieje i sprawa związku przyczynowego w ogóle nie wchodzi w grę. Można sądzić, że dopuszcza 
pan jednak istnienie rzeczy, chociaż odmawia im pan związku z prawem przyczynowości. Tego nie 

mogę pojąć. Dlaczego odrzucać istnienie przyczyny, jeśli przyjmuje się istnienie rzeczy? 

background image

M: Przyjmuję tylko istnienie świadomości i wiem, że wszystko jest świadomością, podobnie jak 
obrazy na ekranie nie są niczym innym jak tylko światłem. 

R: A jednak ruch światła ma swoją przyczynę. 

M: Światło wcale się nie porusza. Wie pan dobrze, że ruch jest złudzeniem, jest następstwem 

przechwytywania i nadawania barw przez film. To, co się rusza, to film, a film to umysł. 

R: Z tego nie wynika, że obraz nie ma przyczyny. Jest przecież film, aktorzy i technicy. Jest reżyser, 
producent,   rozmaici   wytwórcy.   Światem   kieruje   związek   przyczynowy.   Wszystko   jest   ze   sobą 

powiązane. 

M: Ma pan rację, wszystko jest ze sobą powiązane. Dlatego właśnie każda rzecz jest wynikiem 
niezliczonej   ilości   przyczyn.   Cały   wszechświat   uczestniczy   w   powstaniu   każdej,   choćby 

najmniejszej rzeczy. Rzecz jest taka, jaka jest, ponieważ świat jest taki, jaki jest. Wyobraźmy sobie, 
że   handluje   pan   biżuterią.   Między   jedną   i   drugą   sztuką   biżuterii   nie   ma   żadnego   związku 

przyczynowego.   Gdy   przetapia   się   biżuterię,   aby   wykonać   inną,   to   pomiędzy   tymi   dwoma 
przedmiotami nie ma żadnego związku przyczynowego. Wspólnym elementem jest złoto, ale nie 

można powiedzieć, że jest ono przyczyną takiego czy innego kształtu, lub takiej czy innej nazwy 
klejnotu. Złoto nie może być uznane za przyczynę, ponieważ samo przez się nie jest źródłem 

przemiany. A jednak całość jest ze złota. W ten sam sposób rzeczywistość czyni każdą rzecz 
możliwą,   jakkolwiek   czynniki,   które   wpływają   na   jej   kształt   i   nazwę,   nie   wywodzą   się   z 

rzeczywistości. Ale po co zajmować się tak bardzo sprawami przyczyn? Cóż znaczą przyczyny, jeśli 
wytwory są tak przemijające? Pozwólmy rzeczom rozwijać się swobodnie. 

R: Z punktu widzenia reguły względności każda rzecz musi mieć swoją przyczynę. 

M: Komu jest potrzebny taki punkt widzenia? Zdolny pan jest do tego, aby patrzeć z punktu 

widzenia absolutu. Dlaczego więc cofać się do względności? Czyżby się pan bał absolutu? 

R: Boję się, że zasnę nad tak zwanymi dowodami absolutu. Do przyzwoitego życia absolut nie jest 
potrzebny. Gdy komuś potrzebna jest koszula, kupuje materiał, woła bieliźniarkę itd. 

M: Wszystko, co pan mówi, jest dowodem pańskiej niewiedzy. 

R: A jakie jest stanowisko znawcy? 

M: Istnieje światło i światło jest wszystkim. Wszystko inne jest tylko obrazem wykonanym ze 

światła. Obraz znajduje się w świetle a światło w obrazie. Życie i śmierć, jaźń i bezjaźń ­proszę 
porzucić wszelkie takie myśli. Nic one panu nie dadzą. 

R: Na jakiej podstawie zaprzecza pan istnieniu przyczynowości? Z punktu widzenia względności 

wszechświat jest przyczyną każdej rzeczy. Z punktu widzenia absolutu nie ma w ogóle żadnej 
rzeczy. 

M: Jak pan doszedł do swoich pytań? 

R: W samotnych bezsennych godzinach. 

M: Taka jest natura tych problemów. Ale co dobrego może przynieść stan, z którego wydobywa się 

background image

pan z poczuciem bezsilności? Jak pan może być komuś pomocny, gdy sam pan jest bezradny? Co to 
da, jeśli będzie pan wiedział, że jakieś sprawy są związane przyczynowo? 

R: Świat i stan czuwania powstają razem i razem ustają. 

M: Gdy umysł jest spokojny, absolutnie cichy, nie ma stanu czuwania. 

R: Takie słowa jak Bóg, wszechświat, pełnia, absolut, Najwyższy itp. są tylko szumem w powietrzu, 

ponieważ nie można na nich oprzeć żadnego działania. 

M: Porusza pan kwestie, na które sam może odpowiedzieć. 

R: Proszę mnie tak nie łajać! Lubi pan przemawiać w imieniu całego wszechświata i różnych 
urojonych ludzi! I nikt nie może tutaj przyjść, by zakazać panu mówić w taki sposób. Nie znoszę 

takich   nieodpowiedzialnych   uogólnień!   A   pan   chętnie   chciałby   je   uosabiać.   Bez   związku 
przyczynowego   nie   będzie   żadnego   porządku   ani   nie   będzie   można   podjąć   żadnego   celowego 

działania. 

M: Czy chce pan poznać wszelkie przyczyny każdego wydarzenia? Czy jest to w ogóle możliwe? 

R: Wiem, że to niemożliwe! Pytam jedynie, czy każda rzecz ma swoją przyczynę i czy można 
oddziaływać na przyczyny, kierując w ten sposób zjawiskami. 

M: Aby wpływać na wydarzenia, nie potrzebuje pan znać ich przyczyn. Po co ta okrężna droga 

działania? Czyż nie jest pan źródłem i kresem każdego zjawiska? Proszę badać je u samego źródła. 

R: Co dzień rano biorę do ręki gazetę i czytam z przerażeniem o okropnościach tego świata, o 
nienawiści   i   wojnach,   o   nędzy.   Moje   pytania   wiążą   się   z   tymi   tragicznymi   faktami,   z 

poszukiwaniem ich przyczyn, z poszukiwaniem zaradczych środków. Tylko proszę mi nie zamykać 
ust stwierdzeniem, że to buddyzm! Proszę mi nie przyklejać etykietek. Pański upór w sprawie 

bezprzyczynowości niszczy wszelką nadzieję na popraw? świata. 

M: Czuje się pan bezsilny, ponieważ wierzy, że żyje w świecie, a nie że świat żyje w panu. Kto 
pojawił się pierwszy ­ pan czy pańscy rodzice? Wydaje się panu, że urodził się w określonym czasie 

i w określonym miejscu, że ma ojca i matkę, ciało i imię. Oto błąd i źródło pana klęski! Oczywiście 
może   pan   zmienić   swój   świat,   jeśli   przyłoży   się   do   tego.   Któż   powstrzymuje   pana   przed 

działaniem? Ja pana nigdy nie zniechęcałem. Czy istnieją przyczyny, czy nie ­ pańskim dziełem jest 
ten świat i pan może go zmienić. 

R: Świat bez związków przyczynowych pozostaje całkowicie poza moją kontrolą. 

M: Wręcz przeciwnie: świat, którego źródłem i podstawą jest pan sam, pozostaje w pełni w pańskiej 

mocy ­ może go pan zmienić. Rzecz stworzoną można zawsze zniweczyć albo odtworzyć. Stanie się 
wszystko, czego pan pragnie, jeśli rzeczywiście pan czegoś zapragnie. 

R: Chciałbym wiedzieć, jak rozwiązać tragedie świata. 

M: Przyczynił się pan do ich powstania przez swoje pożądania i lęki, teraz zaś się pan z nimi 

boryka. Stało się tak dlatego, że zapomniał pan o swej własnej istocie. Obraz na ekranie wziął pan 
za rzeczywistość. Kocha pan ludzi, cierpi z ich powodu i szuka dla nich ratunku. Ale nie jest to 

background image

właściwa droga. Zacząć trzeba od siebie. Nie ma innego sposobu. Praca ­ oczywiście. Praca nie 
zaszkodzi. 

R: Pański wszechświat mieści w sobie wszelkie możliwe doświadczenia. Jednostka kreśli sobie 

jakąś drogę i przechodzi przez różne przyjemne i przykre stany. Powstają pytania i poszukiwania, 
które   mają   rozszerzyć   perspektywę   i   umożliwić   jednostce   wyjście   poza   jej   ciasny   świat, 

ograniczony   i   egocentryczny.   Ten   osobisty   świat   można   zmienić.   Wszechświat   zaś   jest 
ponadczasowy i doskonały. 

M: Brać pozory za rzeczywistość jest ciężkim grzechem i przyczyną wszelkich klęsk. Jest pan 

wszechświadomością wszystko przenikającą i wieczną oraz nieskończenie twórczą. Wszystko inne 
jest ograniczone w czasie i przestrzeni. Proszę nie zapominać, kim pan jest. I oczywiście proszę 

pracować ku zadowoleniu swego serca. Praca i wiedza powinny iść razem. 

R: Czuję, że nie panuję dostatecznie nad moim duchowym rozwojem. Układanie planów i próby 
realizacji do niczego u mnie nie prowadzą. Jeśli Bóg uzna ten owoc za dojrzały, zerwie go i spożyje. 

Może też pozostawić go na drzewie świata jeszcze przez ileś dni. 

M: Czy sądzi pan, że Bóg pana zna? Przecież on nawet świata nie zna. 

R: Pan ma swojego Boga. A mój jest inny. Mój jest miłosierny, cierpi razem ze mną. 

M: Modli się pan, aby uratować jednego człowieka, zaś tysiące innych giną. Ale gdyby wszyscy 
przestali umierać, zabrakłoby miejsca na ziemi. 

R: Nie chodzi mi o śmierć, ale o troski i cierpienie. Mój Bóg jest prosty i jakby bezradny. Nie ma on 

siły, aby zmusić nas do rozsądnego życia. On tylko patrzy i czeka. 

M: Czy bezradność pana i pańskiego Boga nie świadczy o tym, że światem rządzi przypadek? 
Jedyną więc rzeczą, jaką może pan uczynić, jest wydostanie się z niego. 

24 czerwca 1970 r. 

Rozmówca: Bez pomocy Boga nie da się nic zrobić. Nawet pan nie siedziałby tutaj i do nas nie 
przemawiał. 

Maharaj: Wszystko jest dziełem Boga. Ale jakie to ma znaczenie dla mnie, jeśli ja niczego nie 

pragnę? Co Bóg mógłby mi dać lub odebrać? Co moje ­ jest moje, i było moje, nawet gdy Boga 
jeszcze nie było. Oczywiście świadomość istnienia, poczucie, że jestem, to coś bardzo subtelnego, 

jak pyłek. Tu jest moje miejsce, nikt mi go nie dawał. Ziemia jest moja. To, co na niej rośnie, należy 
do Boga. 

R: Czy Bóg wydzierżawił ziemię od pana? 

M: Bóg jest mi oddany i zrobił to wszystko dla mnie. 

R: A czy poza panem nie ma Boga? 

M: Jakże może znajdować się poza mną? Świadomość „jestem" to korzeń, a Bóg to drzewo. Kogo 

background image

mam czcić i za co? 

R: Czy jest pan pobożny, czy też jest pan przedmiotem uwielbienia? 

M: Ani jednym, ani drugim. Jestem samym uwielbieniem. 

R: Za mało jest pobożności na świecie. 

M: Ciągle chciałby pan naprawiać świat. Czy naprawdę sądzi pan, że świat czeka na to, aby pan go 
zbawił? 

R: Nie wiem, jak wiele mógłbym zrobić, ale chcę spróbować. Czy pan uważa, że niesłusznie? 

M: Czy istnieje jakiś świat bez pana? O świecie wie pan wszystko, ale nic o sobie. Jest pan 

środkiem   swojego   działania   i  nie   dysponuje   innymi  środkami.  Dlaczego  nie   zatroszczyć  się  o 
środki, zanim będzie pan myślał o samym działaniu? 

R: Ja mogę czekać, ale świat nie może sobie na to pozwolić. 

M: Cóż za niedorzeczny pogląd! Nie wnikając w samego siebie, zmusza pan świat do czekania. 

R: Czekania ­ na co? 

M: Na kogoś, kto by go uratował. 

R: Bóg kieruje światem. Bóg go zbawi. 

M: To pan tak uważa. Czy Bóg powiedział panu, że świat jest jego dziełem i przedmiotem jego 

troski, a nie pańskiej? 

R: Dlaczego miałby być przedmiotem wyłącznie mojej troski? 

M: Proszę to rozważyć. Któż inny poza panem może znać świat, w którym pan żyje? 

R: Pan go zna. Każdy człowiek go zna. 

M: Czy istniał ktoś taki spoza pańskiego świata, kto panu o tym powiedział? Ja i inni mnie podobni 
pojawiamy się w pańskim świecie na jedno mgnienie oka i znikamy. Wszyscy jesteśmy zdani na 

pana łaskę i niełaskę. 

R: Nie jest aż tak źle! Istnieję przecież w pańskim świecie, tak jak pan istnieje w moim. 

M: O moim świecie nie ma pan najmniejszego pojęcia. Żyje pan w świecie przez siebie stworzonym 
całkowicie zaślepiony. 

R: Całkowicie? Ale czy naprawdę tak być musi? 

M: W świecie, który jest dla pana więzieniem, pojawia się człowiek mówiący, że stworzony przez 

pana świat bolesnych sprzeczności nie jest ani ciągły, ani trwały, że opiera się na nieporozumieniu. 
Doradza, ażeby wydostał się pan z niego tą samą drogą, którą pan wszedł, zapominając o tym, czym 

background image

pan jest. A więc wyjść z niego można tylko przez samopoznanie. 

R: Jakie by to miało znaczenie dla świata? 

M: Gdy będzie pan wolny od świata, będzie pan mógł coś dla niego zrobić. Dopóki jest pan jego 
więźniem, jest pan bezradny. Więcej nawet ­ cokolwiek by pan czynił w swoim stanie, pogarszałoby 

to sytuację. 

R: Prawość uczyni mnie wolnym. 

M: Prawość uszczęśliwi z pewnością pana i ten pański świat. I co z tego, jeśli nie jest to świat 
realny? Wszystko przeminie. 

R: Bóg mi dopomoże. 

M:   Aby   dopomóc,   Bóg   musi   wiedzieć   o   pańskim   istnieniu.   Tymczasem   pan   i   pański   Bóg 

znajdujecie się w stanie snu. W tym stanie mogą pana spotkać ciężkie cierpienia. Nikt o tym nie 
będzie wiedział i nikt nie będzie mógł pomóc. 

R: A więc wszystkie moje wątpliwości, moje poszukiwania i badania są bezużyteczne? 

M: Zachował się pan, jak człowiek znużony zbyt długim snem. Ale są oznaki, że się pan budzi i 

wychodzi ze stanu sennego zamroczenia. Proszę nie stawiać sobie więcej pozornych problemów, nie 
stawiać pytań, na które odpowiedź jest panu z góry znana. 

R: Nie zawsze znam odpowiedź. 

M: Zna pan z całą pewnością. Werbalne problemy domagają się werbalnych odpowiedzi. 

R: A jak dojść do odpowiedzi prawdziwej? 

M: Stawiając prawdziwe pytania. Nie należy żonglować słowami, ale śmiało podjąć życie zgodne z 

własnym powołaniem. Człowiek gotowy umrzeć za prawdę, osiągnie prawdę. 

R: Mam jeszcze inne pytanie. Istnieje osoba oraz znawca tej osoby. Istnieje także świadek. Czy 
znawca i świadek są tym samym, czy też są to odrębne stany? 

M: Znawca i świadek są dwojgiem albo jednością. Gdy znawca i to, co znane, jest rozróżniane i 

oddzielane, świadek również występuje oddzielnie. Kiedy to, co znane, i znawca są jednością, 
świadek także jednoczy się z nimi. 

R: Kto to jest dżniani? Czy jest on świadkiem, czy Najwyższym? 

M:   Dżniani   jest   jednym   i   drugim.   Jest   on   bytem   i   wszechświadomością.   W   stosunku   do 

świadomości   ludzkiej   jest   on   doskonałą   wszechświadomością.   W   stosunku   do   wszechświata   ­ 
czystym bytem. 

R: A co z osobą? Kto pojawia się pierwszy: osoba czy znawca? 

M:   Osoba   to   coś   bardzo   małego.   W   rzeczywistości   to   tylko   składnik.   Trudno   o   niej   nawet 

background image

powiedzieć, że istnieje sama w sobie. Niedostrzegana ­ właściwie nie istnieje. Nie jest niczym 
innym, jak tylko cieniem umysłu, sumą wszystkich wspomnień. Czysty byt odbija się w zwierciadle 

umysłu jako poznanie. To, co pozostaje, przybiera kształt osoby na podstawie pamięci i nawyków. 
Jest to tylko cień lub projekcja znawcy na ekranie umysłu. 

R: Jest więc zwierciadło i jest odbicie w zwierciadle. A gdzie znajduje się słońce? 

M: Słońce to Najwyższy. 

R: Musi ono być świadome. 

M: Nie jest świadome ani nieświadome. Proszę nie myśleć o nim w kategoriach świadomości czy 

nieświadomości ludzkiej. Jest ono samym życiem, zawiera jedno i drugie, i jest poza nimi. 

R: Życie jest takie mądre. Jak może ono być nieświadome? 

M: Mówi się o nieświadomości, gdy w pamięci występuje luka. W rzeczywistości istnieje tylko 
świadomość. Całe życie jest świadome, a cała świadomość jest żywa. 

R: Nawet kamienie? 

M: Nawet kamienie są świadome i żywe. 

R: Mój kłopot polega na tym, że skłonny jestem przeczyć istnieniu tego, czego nie mogę sobie 

wyobrazić. 

M: Mądrzej byłoby zaprzeczyć istnieniu tego, co pan sobie wyobraża. Przecież wyobrażenia są 
nierealne. 

R: Czy wszystkie wyobrażenia? 

M: Wyobrażenia oparte na wspomnieniach są nierealne. Przyszłość nie jest zupełnie nierealna. 

R: Jaka część przyszłości jest więc realna, a jaka nie? 

M: Realne jest to, czego nie można przewidzieć i co nie jest spodziewane. 

29 czerwca 1970 

Rozmówca: Najwyższe siły umysłu to rozum, inteligencja oraz intuicja. Człowiek składa się z trzech 
ciał: fizycznego, umysłowego i przyczynowego (prana, mana i karana). Ciało fizyczne jest odbiciem 

jego bytu, umysłowe ­ jego wiedzy, zaś przyczynowe ­ jego radosnej twórczości. Wszystko to są 
oczywiście postacie ludzkiej świadomości, ale każda z nich, wraz ze swymi charakterystycznymi 

cechami, wydaje się czymś odrębnym. Inteligencja (buddhi) jest odbiciem siły poznawczej (czit) w 
umyśle. Dzięki niej umysł staje się zdolny do poznania. Im jaśniejsza inteligencja, tym szersza, 

głębsza   i   bliższa   prawdy   jest   wiedza.   Funkcją   inteligencji   jest   poznawanie   rzeczy,   ludzi   oraz 
samopoznanie. To ostatnie jest najważniejsze i obejmuje również poznawanie rzeczy i ludzi. Bez 

poznawania siebie i świata popada się w fałszywe wyobrażenia i pragnienia, a to z kolei prowadzi 
do stanu zniewolenia. Prawidłowe rozumienie siebie jest niezbędne do osiągnięcia wolności od 

background image

więzów stwarzanych przez złudzenia. Wszystko jest dla mnie jasne w teorii, jednakże w praktyce 
popełniam fatalne błędy w różnych sytuacjach i wobec ludzi. Przez brak prawidłowych reakcji 

pogłębiam jeszcze bardziej moje zniewolenie. Życie biegnie zbyt szybko, jak na mój ciemny i 
powolny umysł. Uświadamiam sobie błędy zawsze za późno, wtedy gdy je znowu powtórzyłem. 

Maharaj: Na czym więc polega pański problem? 

R: Potrzebna mi jest nie tylko zdolność inteligentnego reagowania, ale także reagowania bardzo 

szybkiego. A szybka reakcja to reakcja w pełni spontaniczna, odruchowa. W jaki sposób mógłbym 
tę zdolność osiągnąć? 

M: Zwierciadło nie może ściągnąć ku sobie promieni słońca. Może tylko zachować czystość. Kiedy 

umysł będzie gotowy, wówczas przeniknie go światło. 

R: Czy światło pochodzi z jaźni, czy z umysłu? 

M: Jest w obu. Dzięki jaźni jest ono niezmienne i nieuwarunkowane, zaś przez umysł podlega 
ruchowi i zmianie. Podobne to jest do kina. W filmie nie ma światła, ale film zabarwia światło i 

przechwytując je sprawia wrażenie ruchu. Proszę utrzymywać swój umysł w stanie czystości i 
spokoju, a reszta sama się zdarzy. Na początku potrzebny będzie panu ogromny wysiłek, ale w 

końcu dojdzie pan do doskonałości nie wymagającej już żadnego wysiłku. 

R: Czy pan znajduje się w takim doskonałym stanie? 

M: Doskonałość umysłu to jego czystość. Ja przebywam poza umysłem, poza wysokim czy niskim 
jego   poziomem.   Moją   siostrą   jest   Najwyższa   Świadomość.   Znajduję   się   więc   poza   bytem   i 

niebytem. 

R: Czy medytacja pomogłaby mi w osiągnięciu pańskiego stanu? 

M: Medytacja dopomoże panu w rozpoznaniu własnych więzów, rozluźnieniu ich i rozwiązaniu. 
Gdy nie będzie pan już do niczego przywiązany, wtedy osiągnie pan swój cel. Wszystko inne będzie 

panu dane. 

R: Przez kogo? 

M: Przez te same siły, które doprowadziły pana już tak daleko, które wzbudziły w pańskim sercu 
pragnienie prawdy i w umyśle wolę jej poszukiwania. Jest to ta sama siła, która utrzymuje Pana 

przy życiu. Może pan ją nazwać Życiem albo też Najwyższym. 

R: Ta sama siła zabije mnie, kiedy przyjdzie na to czas. 

M: Czy nie był pan obecny przy swoim urodzeniu? I czy nie będzie pan obecny przy swojej 
śmierci?   Proszę   znaleźć   to,   co   jest   zawsze   obecne,   a   problem   spontaniczności   i   doskonałości 

pańskich życiowych reakcji będzie rozwiązany. 

R: Urzeczywistnienie tego, co wieczne, oraz spontaniczna i właściwa reakcja na zmienne sytuacje 
życiowe to dwie różne sprawy. Pan natomiast wydaje się je utożsamiać. Dlaczego? 

M: Urzeczywistnić Wieczne, to stać się Nim, stać się pełnią, wszechświatem i wszystkim, co on 

background image

zawiera. Każde wydarzenie jest skutkiem i wyrazem tej pełni oraz pozostaje z nią w absolutnej 
harmonii.   Każda   reakcja,   która   wyłania   się   z   tej   pełni,   musi   być   właściwa,   spontaniczna   i 

natychmiastowa. Inaczej być nie może. Reakcja spóźniona jest błędna. Myśl, uczucie i działanie 
muszą stanowić jedność i muszą w czasie odpowiadać sytuacji, która je wyzwala. 

R: Jak do tego dojść? 

M: Już mówiłem. Proszę znaleźć to, co było obecne przy pana narodzinach i co będzie świadkiem 

pańskiego zgonu. 

R: Chyba nie chodzi o mego ojca i matkę? 

M:  Tak,  o  Ojca­Matkę,  o  źródło   pańskiego  istnienia.  Aby  rozwiązać   swój   problem,   musi  pan 
sięgnąć głęboko. Dojdzie pan do rozwiązania, gdy uwolni się pan od żywiołu namiętności. 

1 lipca 1970 r. 

Rozmówca: Pański sposób opisywania wszechświata jako całości składającej się z materii, umysłu i 
ducha podziela wiele osób. Istnieją jednak jeszcze inne koncepcje i człowiek ostatecznie nie wie, 

który system jest prawdziwy. Nasuwa się podejrzenie, że wszystkie te systemy są tylko grą słów i 
rzeczywistość nie mieści się w żadnym z nich. Według pana rzeczywistość składa się z trzech sfer: z 

materii­energii   (madhakaś),   świadomości   ludzkiej   (czidakaś)   i   czystego   ducha   (paramakaś). 
Pierwsza obejmuje ruch i bezwładność ­ to postrzegamy. Zdajemy sobie także sprawę z tego, że 

postrzegamy, jesteśmy bowiem świadomi i zarazem zdajemy sobie z tego faktu sprawę. W ten 
sposób mamy już dwie sfery: materię­energię i ludzką świadomość. Materia zdaje się posiadać 

wymiary przestrzenne, zaś energia ­ czasowe, ponieważ jest ona związana ze zmianami i mierzy się 
ją szybkością tych zmian. Świadomość wydaje się być czymś aktualnym, związanym z określonym 

punktem czasu i przestrzeni. O ile wiem, twierdzi pan, że świadomość to także coś uniwersalnego, 
coś   Poza   czasem,   przestrzenią   i   poza   osobą.   W   jakimś   stopniu   mogę   zrozumieć,   że   nie   ma 

sprzeczności pomiędzy tym, co Jest poza czasem i przestrzenią, a tym co, aktualne. Nie mogę 
jednak uznać bezosobowej świadomości. Dla mnie świadomość jest zawsze czymś indywidualnym i 

związanym   z   osobą.   Pan   zaś   wydaje   się   mniemać,   że   możliwe   jest   postrzeganie   bez   osoby 
postrzegającej, poznawanie bez osoby poznającej, kochanie bez osoby kochającej, działanie bez 

osoby działającej. Mnie natomiast w każdej chwili życia uderza troistość w postaci poznawania, 
podmiotu  poznającego   i  przedmiotu  poznania.  Świadomość  zakłada   istnienie  świadomej  istoty, 

przedmiotu świadomości oraz faktu bycia świadomym. To, co jest świadome, nazywam osobą. 
Osoba żyje w świecie i, jako jego część, oddziałuje nań i jest przedmiotem oddziaływania. 

Maharaj: Dlaczego nie zbada pan, na ile rzeczywisty jest świat oraz osoba? 

R: Och, nie! Nie potrzebuję tego badać. Wystarczy mi wiedzieć, że osoba jest nie mniej realna niż 

świat, w którym żyje. 

M: A więc jakie jest pańskie pytanie? 

R: Czy osoby istnieją realnie, a uniwersalia tylko pojęciowo, czy też uniwersalia istnieją realnie, zaś 
osoby to twór imaginacji? 

M: Nic z tego nie jest realne. 

background image

R: A jednak jestem na tyle realny, by zasłużyć sobie na pańską odpowiedź. Jestem osobą. 

M: Ale nie wtedy, gdy pan śpi. 

R: Wyłączenie się nie oznacza nieobecności. Nawet gdy śpię, istnieję. 

M: Aby być osobą, trzeba mieć samoświadomość. Czy ma pan ją zawsze? 

R: Oczywiście nie wtedy, gdy śpię ani gdy znajduję się w omdleniu lub pod działaniem narkotyków. 

M: Czy podczas godzin czuwania jest pan siebie świadomy? 

R: Nie zawsze. Niekiedy jestem roztargniony albo po prostu czymś zaabsorbowany. 

M: A czy jest pan osobą w tych przerwach samoświadomości? 

R: Oczywiście pozostaję stale tą samą osobą. Pamiętam siebie dokładnie z wczorajszego dnia i z 
ubiegłego roku. Jestem tą samą osobą. 

M: A więc, aby być osobą, potrzebna jest pamięć? 

R: Oczywiście. 

M: A czym pan jest bez pamięci? 

R: Niekompletna pamięć pociąga za sobą niepełną osobowość. Bez pamięci nie mogę istnieć jako 

osoba. 

M: Z całą pewnością tak. Istnieje pan podczas snu. 

R: Tak, ale w tym sensie, że pozostaję żywy. W żadnym razie nie jako osoba. 

M: Skoro zakłada pan, że jako osoba istnieje pan z przerwami, to czym pan jest w czasie tych 
przerw? 

R: Istnieję, ale nie jako osoba. Ponieważ w czasie tych przerw nie jestem świadomy siebie, mogę 

powiedzieć tylko tyle, że istnieje, ale nie jako osoba. 

M: Czy można by to nazwać istnieniem bezosobowym? 

R: Nazwałbym to raczej istnieniem nieświadomym. Istnieję, ale nie wiem o tym, że istnieję. 

M: A czy mógłby pan stwierdzić to samo o sobie w stanie nieświadomości? 

R: Nie, nie mógłbym. 

M: Może pan to powiedzieć tylko w czasie przeszłym: „nie wiedziałem, byłem nieświadomy", w 
tym znaczeniu, że pan nie zapamiętał. 

R: Jak mógłbym coś zapamiętać, gdybym był nieświadomy? 

background image

M: Czy naprawdę był pan nieświadomy, czy tylko nic pan nie pamięta? 

R: Nie bardzo rozumiem pytanie. 

M: Proszę się zastanowić. Czy przypomina pan sobie każdą sekundę dnia wczorajszego? 

R: Oczywiście, że nie. 

M: A więc był pan świadomy, tylko pan nie pamięta? 

R: Tak. 

M: Może był pan świadomy także podczas snu, ale nic pan już nie pamięta? 

R: Nie, nie byłem świadomy. Spałem. Nie zachowywałem się jak osoba świadoma. 

M: Skąd pan o tym wie? 

R: Od tych, co widzieli mnie śpiącego. 

M:   Mogli   oni   tylko   stwierdzić,   że   widzieli   pana   leżącego   spokojnie   z   zamkniętymi   oczami   i 
regularnie oddychającego. W żaden sposób nie mogli stwierdzić, czy był pan świadomy, czy nie. 

Jedynym sprawdzianem może być tylko pańska pamięć. Przedstawił pan bardzo niepewny dowód. 

R: Tak, przyznaję, że według moich pojęć jestem osobą tylko w godzinach czuwania. Nie wiem, 
czym jestem w międzyczasie. 

M: Teraz przynajmniej wie pan tyle, że pan nie wie. Skoro twierdzi pan, że nie jest świadomy w 

przerwach   pomiędzy   okresami   czuwania,   proponuję   nie   zajmować   się   więcej   tymi   przerwami. 
Przyjrzyjmy się bliżej godzinom spędzanym na jawie. 

R: Ależ w moich snach jestem tą samą osobą. 

M: Zgoda. Rozważmy to razem ­ czuwanie i sny. Różnica leży tylko w ciągłości tych zjawisk. 

Gdyby pańskie sny wykazywały konsekwentną ciągłość, przenosząc pana każdej nocy w to samo 
otoczenie i między tych samych ludzi, trudno byłoby panu orzec, co jest czuwaniem, a co snem. 

Dlatego też, gdy mówimy o stanie czuwania, stan snu również musimy wziąć pod uwagę. 

R: Zgoda. Jestem osobą o świadomym stosunku do świata. 

M: Czy świat i świadomy stosunek do niego mają istotne znaczenie dla pańskiego istnienia jako 
osoby? 

R: Pozostałbym sobą, nawet gdyby zamurowano mnie w jaskini. 

M: Zakłada to istnienie ciała i jaskini, ale także świata, w którym one będą przebywać. 

R: Tak, rozumiem. Świat i świadomość świata mają dla mego istnienia jako osoby zasadnicze 

znaczenie. 

background image

M: Znaczy to, że osoba jest częścią, fragmentem świata, ale i odwrotnie. Tymczasem stanowią one 
jedność. 

R: Świadomość jest czymś odrębnym. Osoba i świat pojawiają się w świadomości. 

M: Powiedział pan „pojawiają się". Można by dodać: i znikają. 

R: Nie, nie można. Mogę być świadomy tylko mojego pojawienia się i pojawienia się mego świata. 

Jako osoba nie mogę powiedzieć, że świata nie ma. Bez niego nie byłoby mnie tutaj. Tylko dlatego, 
że świat istnieje, jestem tutaj i stwierdzam, że on istnieje. 

M: Być może chodzi o to samo. Za pana sprawą istnieje świat. 

R: Mnie takie stwierdzenie wydaje się bez sensu. 

M: W toku dalszych dociekań pańska ocena może ulec zmianie. 

R: Od czego więc zaczniemy? 

M: Wiem tyle, że jeśli coś jest uwarunkowane, to nie jest rzeczywiste. To, co rzeczywiste, jest w 

pełni niezależne. Skoro istnienie osoby zależy od istnienia świata i przez świat jest ona określona i 
ograniczona, to z pewnością osoba nie może istnieć realnie. 

R: Nie może też chyba być snem. 

M: Nawet sen ma swoją egzystencję, gdy się go doświadcza. Cokolwiek pan myśli i czuje ­ to 

istnieje. Jednak pańskie myśli i uczucia mogą nie być tym, za co pan je uważa. To, co traktuje pan 
jako osobę, może być czymś zupełnie innym. 

R: Jestem tym, za kogo siebie uważam. 

M: Nie może pan chyba tak twierdzić! Pańskie myśli o sobie samym z dnia na dzień ulegają 

zmianom, zmieniają się nawet co chwila. Pański obraz własnej osoby jest najmniej trwałą z rzeczy, 
jakie pan posiada. To bardzo przykre pozostawać na łasce przypadkowych okoliczności. Śmierć 

wśród najbliższych, utrata posady, obelga ­ i oto obraz własnej osoby zmienia się do głębi. Aby 
poznać, czym pan jest, powinien pan najpierw uprzytomnić sobie, czym nie jest. Aby zaś to sobie 

uprzytomnić,   trzeba   uważnie   wsłuchać   się   w   siebie   i   odrzucić   wszystko,   co   wychodzi   poza 
podstawowy fakt „jestem". Takie wyobrażenia, że urodził się pan w określonym dniu, w określonym 

miejscu, z określonych rodziców, że jest pan żonaty, że jest pan ojcem, że pracuje pan tam a tam ­ 
nic z tego nie jest zawarte w określeniu „jestem". Nasza typowa postawa wyraża się w słowach 

„jestem   tym   a   tym".   Musi   pan   oddzielać   dokładnie   i   wytrwale   wszystko,   co   mieści   się   w 
stwierdzeniu „jestem", od tego, co mieści się w stwierdzeniu „jestem tym a tym". Proszę spróbować 

odczuć,  co  znaczy  być,  po  prostu  być,  bez  utożsamiania  się  z   czymkolwiek.  Wszystkie  nasze 
nawyki   są   przeciwne   takiej   postawie,   toteż   przezwyciężanie   ich   bywa   długie   i   trudne.   Jasne 

zrozumienie pomaga jednak wiele. Im wyraźniej zda pan sobie sprawę z tego, że na poziomie 
umysłu   może   pan   siebie   określić   tylko   poprzez   negację,   tym   szybciej   dojdzie   pan   do   kresu 

poszukiwań i osiągnie swój wieczny byt. 

background image

7 lipca 1970 r. 

Rozmówca: Mówi pan, że rzeczywistość jest jedna. Jedność, jednolitość to cecha osoby. A więc czy 
rzeczywistość jest osobą, której ciało stanowi wszechświat? 

Maharaj: Cokolwiek pan o tym powie, będzie to prawdą i fałszem. Słowa bowiem nie sięgają poza 

umysł. 

R: Niełatwo to zrozumieć. Mówi pan o sobie, o jaźni i o Najwyższym (wjakti, wjakta, awjakta). 
Światło Czystej Świadomości (pradżnia) skupione jest w Jaźni (dżiwatma) jako poczucie „jestem", 

oświeca umysł (antahkarana) jako świadomość (czetana) i jako życie (prana) ożywia ciało (deha). 
Wszystko wygląda ładnie, dopóki się o tym mówi. Kiedy jednak mam odróżnić osobę od Jaźni, a 

Jaźń od Najwyższego, wszystko mi się plącze. 

M: Osoba nie jest nigdy podmiotem. Osobę może pan zobaczyć, ale pan nie jest osobą. Pozostaje 
pan zawsze Najwyższym, który pojawia się w danym punkcie czasu i przestrzeni jako świadek, jako 

łącznik pomiędzy Wszechświadomością Najwyższego i wieloraką świadomością osoby. 

R: Gdy przyglądam się sobie, dostrzegam, że w gruncie rzeczy stanowię wiele osób walczących 
pomiędzy sobą o wykorzystanie mego ciała. 

M: Odpowiadają one różnym skłonnościom (samskara) pańskiego umysłu. 

R: A czy mógłbym te skłonności jakoś pogodzić? 

M:   W   jaki   sposób?   Przecież   są   one   tak   sprzeczne!   Proszę   zauważyć,   czym   one   są   ­   tylko 

myślowymi i uczuciowymi nawykami, wiązką wspomnień i popędów. 

R: Ależ wszystkie one mówią „jestem"! 

M: Tylko dlatego, że utożsamia się pan z nimi. Z chwilą gdy zda pan sobie sprawę, że cokolwiek 
pojawia się przed panem, nie może nim być i nie może mówić „jestem", będzie pan wolny od 

wszelkich tkwiących w panu „osób" i nacisku z ich strony. Odczucie „jestem" należy tylko do pana i 
prawem tym nie może się pan dzielić z nikim. Jeśli jednak będzie pan je rozszerzać do takich 

stwierdzeń,   jak   na   przykład   „jestem   młody",   „jestem   bogaty",   będą   to   całkowicie   fałszywe 
samoidentyfikacje prowadzące do zniewolenia. 

R: Rozumiem. Nie jestem osobą lecz tym, co się w niej odbija i nadaje jej sens istnienia. A jaka jest 

rola Najwyższego? W jaki sposób poznaję siebie jako Najwyższego? 

M: Źródło świadomości nie może być przedmiotem w świadomości. Aby znać źródło, trzeba być 
źródłem.   Gdy   zda   pan   sobie   sprawę,   że   nie   jest   osobą   lecz   samym   cichym   świadkiem,   i   że 

nieustraszona Wszechświadomość jest pańskim prawdziwym bytem, wówczas stanie się pan tym 
bytem. Jest to wielkie źródło, niewyczerpana skarbnica możliwości. 

R: Czy jest wiele źródeł, czy tylko jedno dla wszystkich? 

M:   Zależnie   od   tego,   w   jaki   sposób,   z   której   strony   pan   na   to   patrzy.   W   świecie   jest   wiele 

przedmiotów, lecz oko, które je widzi, jest jedno. Wyższy przedmiot zawsze jawi się niższemu jako 
jedność, zaś niższy wyższemu jako wielość. Jedna matka ­ wiele dzieci! 

background image

R: Czy wszystkie kształty i imiona pochodzą od jednego, tego samego Boga? 

M: I w tym przypadku wszystko zależy od punktu widzenia. Na płaszczyźnie werbalnej wszystko 
jest względne. Absolut może być tylko doświadczany, nigdy zaś dyskutowany. Nie można go ująć 

słowami. 

R: Jak można doświadczyć absolutu? 

M: Absolut nie jest przedmiotem, który można zobaczyć i zarejestrować w pamięci. Dany jest on 
raczej w odczuciu. Bardziej pasuje do niego formuła „jaki" niż formuła „co". Należy go szukać w 

jakości, w wartości. Będąc źródłem wszystkiego, przebywa on w każdej rzeczy. 

R: Jeśli jest źródłem wszystkiego, to po co i w jaki sposób się ujawnia? 

M: Z niego rodzi się świadomość ludzka. A w świadomości znajduje się wszystko inne. 

R: Dlaczego ośrodków świadomości ludzkiej jest tak wiele? 

M: Obiektywny wszechświat (madhakaś) trwa w ciągłym ruchu powołując i likwidując niezliczone 
kształty. Gdziekolwiek kształt jednoczy się z życiem (prana), tam pojawia się ludzka świadomość 

(czetana) jako odbicie Najwyższej Świadomości. 

R: Jak bardzo zajmuje to Najwyższego? 

M: Cóż może go dotyczyć i w jaki sposób? Kaprysy rzeki nie oddziaływują na źródło, kształt 
biżuterii nie wpływa na rodzaj metalu, z którego jest ona wykonana. Czyż źródło światła ponosi 

odpowiedzialność za obraz, który pojawia się na ekranie? Najwyższy czyni każdą rzecz możliwą. 
Oto wszystko! 

R: Jak to się dzieje, że pewne rzeczy zdarzają się a inne nie? 

M: Szukanie przyczyn to ulubiona rozrywka umysłu. Nie istnieje dwoistość: przyczyna i skutek. 

Każda rzecz jest swoją własną przyczyną. 

R: Celowe działanie nie jest więc możliwe? 

M: Twierdzę, że świadomość obejmuje wszystko i wszystko jest w niej możliwe. Jeśli pan chce, 
może pan mieć przyczyny, ale tylko we własnym, wyimaginowanym świecie. Ktoś inny zadowoli się 

jedną przyczyną: wolą Boga. Podstawowa przyczyna jest jedna ­ „jestem". 

R: Jaki istnieje związek pomiędzy jaźnią (wjakta) i Najwyższym (awjakta)? 

M: Dla jaźni światem jest to, co znane. Najwyższe jest nieznane. Nieznane daje życie znanemu, ale 
pozostaje   nieznane.   Jeśli   znane   jest   nieograniczone,   to   nieznane   jest   nieskończonością 

nieskończoności. Tak jak promień światła nigdy nie jest widoczny, chyba że tańczą w nim pyłki 
kurzu, tak i Najwyższy czyni wszystko znanym, nie ujawniając siebie. 

R: Czy znaczy to, że nieznane jest niedostępne? 

M: O nie! Najłatwiej do niego trafić, gdyż jest ono pańskim najprawdziwszym bytem (swarupa). 

background image

Wystarczy, aby człowiek przestał pragnąć czegokolwiek poza nim. 

R: A jeśli nie będę pragnął niczego, nawet Najwyższego? 

M: Wtedy z pewnością pan umrze lub stanie się Najwyższym. 

R: Świat jest pełen pożądań. Każdy czegoś pragnie. Kto właściwie pragnie, osoba czy jaźń? 

M: Jaźń. Wszelkiego rodzaju pragnienia, święte czy bezbożne pochodzą z jaźni. Wszystkie one 
wspierają się na poczuciu „jestem". 

R: Rozumiem to w przypadku pragnień pobożnych, uświęconych (satjakama), które mogą być w 

jaźni   wyrazem   Bytu   ­Świadomości   ­   Szczęśliwości   (Satczitananda).   Ale   niecne   i   bezbożne 
pożądania? 

M:   Wszelkie   pragnienia   zmierzają   do   szczęścia.   Ich   rodzaj   i   jakość   zależą   od   warunków 

psychicznych (antahkarana). Gdzie dominuje gnuśność (tamas), spotykamy wypaczenia. Wraz z 
energią (radżas) wzrastają namiętności. Przy zachowaniu umiaru (sattwa) bodźcem pragnień jest 

dobra   wola,   współczucie,   chęć   dopomagania   ludziom   a   nie   zdobywania   szczęścia   dla   siebie. 
Najwyższy jest poza tym wszystkim, a jednak dzięki jego nieskończonej hojności każde godziwe 

pragnienie może być spełnione. 

R: A jakie pragnienia można uznać za godziwe? 

M:   Pragnienia,   które   niszczą   swoje   podmioty   lub   przedmioty,   oraz   takie,   których   nie   sposób 
zadowolić,   są   same   w   sobie   sprzeczne   i   nie   mogą   być   spełnione.   Tylko   pragnienia,   których 

motywacją jest miłość, życzliwość i współczucie, są dobroczynne zarówno dla podmiotu, jak i dla 
przedmiotu. I tylko takie mogą być spełnione. 

R: Wszystkie pragnienia wywołują ból ­ i te bezbożne i te święte. 

M: Nie taka sama jest ich bolesność. Namiętność powoduje cierpienie, współczucie ­ nigdy. Cały 

świat dąży do spełnienia wszystkich życzeń zrodzonych ze współczucia. 

R: Czy Najwyższy zna siebie? Czy jest On świadomy? 

M:   Czynnik,   który   jest   źródłem   wszystkiego,   musi   także   wszystkim   dysponować.   Cokolwiek 
wypływa z niego, musi znajdować się w nim w postaci zalążka. Jak każde nasienie w całej masie 

innych nasion zawiera wszystkie uprzednie doświadczenia swego gatunku i nosi w sobie zapowiedź 
niezliczonych lasów, tak i Nieznany obejmuje wszystko, co było lub mogło być, a także to, co 

będzie  lub  być  może.  Nieograniczone  pole  stawania  się  jest otwarte  i  dostępne  ­  przeszłość  i 
przyszłość współżyją i łączą się w odwiecznej teraźniejszości. 

R: Czy żyje pan w Najwyższym Nieznanym? 

M: A czy mógłbym żyć gdzie indziej? 

R: Jak to się dzieje, że mówi pan w ten sposób o sobie? 

M: W moim umyśle nigdy nie powstaje pożądanie. 

background image

R: A więc jest pan nieświadomy? 

M: Wręcz przeciwnie! Dysponuję pełnią świadomości, ale ponieważ żadne pragnienia ani lęki nie 
dostają się do mego umysłu, panuje we mnie doskonała cisza. 

R: Kto zna tę ciszę? 

M: Ona sama siebie zna. Jest to cisza milczącego umysłu. Cisza obezwładnionych namiętności i 

pożądań. 

R: Czy miewa pan niekiedy pragnienia? 

M: Pragnienia są tylko falami w umyśle. Należy je śledzić i poznawać. Pragnienie jest jednym z 
wielu   zjawisk.   Nie   odczuwam   potrzeby   zaspokajania   go,   nic   w   tym   kierunku   nie   podejmuję. 

Wolność od pragnień oznacza, że nie ma przymusu, aby je zaspokajać. 

R: Dlaczego pragnienia w ogóle powstają? 

M: Ponieważ ludzie wyobrażają sobie, że się urodzili i umrą, jeśli nie będą martwić się o swoje 
ciało. Pragnienie ucieleśnionej egzystencji jest główną przyczyną udręki. 

R: A jednak tak wiele indywidualnych istnień (dziwa) umiejscawia się w ciałach. Z pewnością nie 

jest to przypadek, musi w tym być jakiś cel. Ale jaki? 

M: Aby poznać samą siebie, jaźń musi skonfrontować się ze swoim przeciwieństwem ­ bezjaźnią. 
Pragnienia prowadzą do doświadczeń życiowych, a doświadczenia do zdolności rozpoznawania, do 

niezależności i wreszcie do wyzwolenia poprzez samopoznanie. Czym ostatecznie jest wyzwolenie? 
Jest to zrozumienie, że znajdujemy się poza narodzinami i śmiercią. Przez zapomnienie kim jest i 

wyobrażanie siebie jako stworzenia śmiertelnego, człowiek przysparza sobie tak wiele różnych 
trudności. Trzeba obudzić się jak ze złego snu. 

R: Czy trzeba cierpieć, aby się obudzić? 

M: Budzi dociekanie. Nie trzeba czekać na cierpienie. Lepiej medytacją przeniknąć wprost do 

szczęścia, aby umysł znalazł się w harmonii i spokoju. 

25 lipca 1970 r. 

Rozmówca:   Czy   praktykowanie   jogi   jest   zawsze   świadome,   czy   też   może   być   zupełnie 

nieświadome, to jest poniżej progu świadomości? 

Maharaj: U początkujących praktykowanie jogi jest zawsze wynikiem aktu woli i często wymaga 
wielkiej  determinacji.  Ci jednak, którzy praktykują ją  rzetelnie  przez  wiele  lat,  a nawet przez 

niejedno   życie,   zmierzają   do   samorealizacji   przez   cały   czas,   świadomie   lub   nieświadomie. 
Najbardziej   skuteczna   jest   praktyka   (sadhana)   nieświadoma,   ponieważ   jest   ona   spontaniczna   i 

wytrwała. 

R: Jak się przedstawia sytuacja człowieka, który szczerze oddawał się jodze przez jakiś czas, ale 
później zniechęcił się i zaprzestał wszelkich w tym zakresie wysiłków? 

background image

M: To, co wydaje się, że człowiek robi lub nie robi, jest często mylące. Pozorny letarg może być po 
prostu gromadzeniem sił. Przyczyny naszego zachowania się są bardzo subtelne. Nie trzeba spieszyć 

się   z   potępianiem   lub   oskarżaniem.   Proszę   pamiętać,   że   joga   jest   dziełem   wewnętrznego   „ja" 
(wjakta) dokonywanym na zewnętrznym „ja" (wjakti). Wszystko, co czyni zewnętrzne „ja", jest 

tylko odpowiedzią na to, co dzieje się wewnątrz. 

R: A jednak czynnik zewnętrzny pomaga. 

M: W jakiej mierze i w czym? Sprawuje pewną kontrolę nad ciałem i może wpływać dodatnio na 
postawę człowieka i na proces oddychania. Ale jako umysł czynnościami umysłu, myślą i uczuciem 

prawie nie kieruje. To czynnik wewnętrzny może kontrolować zewnętrzny, który mądrze zrobi, jeśli 
się podporządkuje. 

R: Jeśli za duchowy rozwój człowieka ostatecznie ponosi odpowiedzialność czynnik wewnętrzny, to 

dlaczego ten zewnętrzny jest tak bardzo eksponowany? 

M: Czynnik zewnętrzny może pomagać przez zachowanie spokoju i odporność na pożądanie i lęk. 
Może pan zauważył, że wszystkie zalecenia dla czynnika zewnętrznego podawane są w formie 

negacji, na przykład nie czyń tego, zaprzestań, powstrzymaj się, wyrzeknij, zrezygnuj, poświęć się, 
poddaj się, patrz na fałsz jak na fałsz. Nawet krótki opis rzeczywistości formułowany jest za pomocą 

przeczenia „nie to, nie to" (neti, neti). Wszystkie natomiast pozytywy odnoszą się do czynnika 
wewnętrznego, zaś terminy absolutne ­ do Rzeczywistości. 

R: A w zwykłym doświadczeniu jak mamy odróżniać czynnik wewnętrzny od zewnętrznego? 

M: Czynnik wewnętrzny jest źródłem inspiracji, zaś czynnik zewnętrzny uruchamia pamięć. Źródła 

inspiracji nie sposób wytropić, podczas gdy wszelka pamięć gdzieś ma swój początek. Stąd czynnik 
zewnętrzny jest zawsze określony, a dla wewnętrznego brakuje wyrazu. Błąd osób początkujących 

polega na tym, że wyobrażają sobie wnętrze jako coś uchwytnego i zapominają, że wszystko, co 
daje się pochwycić, jest przemijające, a więc nierzeczywiste. Realne jest tylko to, co postrzeganie 

umożliwia. Można to nazwać Życiem, Brahmanem albo jeszcze inaczej. 

R: Czy aby znaleźć ten wyraz, Życie musi posiadać ciało? 

M: Ciało chce żyć. To nie życie potrzebuje ciała, lecz ciało potrzebuje życia. 

R: Czy życie działa w tym przypadku świadomie? 

M: A czy miłość działa świadomie? I tak i nie. Życie jest miłością. Cóż utrzymuje ciało w jedności, 
jeśli nie miłość? Czymże jest pożądanie, jak nie miłością samego siebie? Czymże jest strach, jak nie 

wołaniem o bezpieczeństwo? A czymże jest poznanie, jak nie ukochaniem prawdy? Środki i metody 
mogą być niewłaściwe, ale motywem jest zawsze miłość ­ ukochanie swego „ja" i swego „moje". 

„Ja" i „moje" mogą się rozrastać, aż ogarną wszechświat, ale miłość pozostaje zawsze ta sama. 

R: Powtarzanie imienia Boga jest w Indiach rozpowszechnionym zwyczajem. Czy ma to jakąś 
wartość? 

M: Gdy zna się imię jakiejś osoby lub rzeczy, można ją łatwo odnaleźć. Przez wołanie Boga po 

imieniu zbliża go pan do siebie. 

background image

R: W jakiej postaci Bóg się objawia? 

M:   To   zależy   od   oczekiwań.   Jeśli   zdarzyło   się   człowiekowi   nieszczęście   i   zły   los,   a   jakaś 
świątobliwa dusza da mu mantrę na szczęście, on zaś powtarza ją z wiarą i nabożeństwem, to los 

musi się odmienić. Niezachwiana wiara jest silniejsza niż przeznaczenie. Przeznaczenie wynika 
najczęściej ze zdarzeń przypadkowych i dlatego jest luźnym splotem. Ciągłe stosowanie mantry z 

głęboką wiarą i najlepszą nadzieją może łatwo przezwyciężyć przeznaczenie. 

R: Gdy wymawia się mantrę, to co właściwie się dzieje? 

M: Dźwięk stwarza kształt, w który wciela się Jaźń. Jaźń może wcielać się w każdy kształt i 
poprzez niego działać. Ostatecznie Jaźń wyraża się w działaniu, a mantra jest po prostu energią w 

działaniu. Oddziałując na kogoś, wpływa także na jego otoczenie. 

R: Stosowanie mantry należy do tradycji. Czy jest ono konieczne? 

M: Od niepamiętnych czasów wytworzyła się więź pomiędzy niektórymi słowami i odpowiednimi 
rodzajami energii, wzmacniana przez niezliczone powtórzenia. Jest to łatwy potrzebna jest tylko 

wiara. 

R: W Europie nie ma tradycji mantr, za wyjątkiem niektórych klasztorów kontemplacyjnych. Jaki 
może być z niej pożytek dla współczesnej młodzieży na zachodzie? 

M:   Oczywiście   żaden.   Prawidłowym   postępowaniem   dla   młodego   człowieka   na  zachodzie   jest 

przyzwyczajanie   się   do  myśli,   że   jest   on  podstawą   wszelkiej   wiedzy,   niezmienną   i   odwieczną 
świadomością wszystkiego, co dzieje się w kręgu umysłu i zmysłów. Gdy świadomy i czujny będzie 

o tym zawsze pamiętał, przerwie więzy nieświadomości i przeniknie do czystego życia, światła i 
miłości. Idea „jestem tylko świadkiem" oczyści ciało i umysł oraz otworzy oko mądrości. Człowiek 

wykracza wtedy poza świat ułudy, a dusza jego staje się wolna od wszelkich pragnień. Tak jak lód 
zmienia się w wodę, woda w parę, a para rozpływa się w powietrzu i znika w przestrzeni, tak i ciało 

rozpływa się w czystej świadomości (czidakaś), a następnie w czystym bycie (paramakaś), który 
znajduje się już poza wszelkim istnieniem i nieistnieniem. 

R: Człowiek wyzwolony je, pije, śpi. Co go do tego skłania? 

M: Ta sama siła, która utrzymuje w ruchu wszechświat. 

R: Wszyscy są poruszani przez tę samą siłę. Na czym więc polega różnica? 

M: Na jednym tylko: człowiek wyzwolony zna to, o czym inni ludzie zaledwie słyszeli, ale czego 

nie   doświadczali.   Rozumowo   mogą   wydawać   się   przekonani,   ale   w   działaniu   ujawniają   swoje 
więzy, podczas gdy człowiek wyzwolony działa zawsze z wewnętrznego impulsu i nigdy nie kieruje 

się żadnym motywem. Dlatego zachowanie jego jest zawsze właściwe. 

R: Każdy mówi „jestem". Człowiek wyzwolony także. Na czym polega różnica? 

M: Różnica polega na odmiennym znaczeniu słowa „jestem", na odmiennym odczuciu i działaniu. 
Gdy   człowiek   wyzwolony   mówi:   „jestem   światem,   świat   jest   mój",   ma   to   pełne   pokrycie. 

Odpowiadają temu jego myśli, uczucia i czyny, stanowi on jedność ze wszystkim, co żyje. Może on 
nawet nie znać teorii i praktyki samorealizacji, może być urodzony i wychowany poza kręgiem 

background image

religijnych   i   metafizycznych   pojęć,   ale   nie   będzie   najmniejszej   skazy   w   jego   rozumowaniu   i 
współczuciu. 

R: Może się zdarzyć, że spotkam nagiego i głodnego żebraka, i zapytam go: „Kim jesteś?". A on mi 

odpowie: „Jestem Najwyższą Jaźnią". Ja mu na to: „Skoro jesteś Najwyższym, zmień swój obecny 
stan". Co on uczyni? 

M: Zapyta pana: „Jaki stan? Co wymaga zmiany? Co jest niewłaściwego we mnie?" 

R: Dlaczego by tak odpowiedział? 

M: Ponieważ nie jest obciążony pamięcią, nie utożsamia się już z przeszłością. Używa wprawdzie 

pamięci, ale pamięć nie może jego użyć. 

R: A czy wiedza nie polega na pamięci? 

M: Zwykła wiedza ­ tak. Ale wyższy stopień wiedzy, to jest poznanie Rzeczywistości, należy do 
prawdziwej natury człowieka. 

R: Czy mogę o sobie powiedzieć, że nie jestem zwykłą świadomością ani jej przedmiotami? 

M: Dopóki jest pan poszukującym uczniem, proszę trzymać się raczej myśli, że jest pan czystą 

świadomością pozbawioną wszelkiej treści. Wyjście poza zwykłą świadomość to stan najwyższy. 

R: Czy pragnienie samorealizacji powstaje w świadomości, czy poza nią? 

M: Oczywiście w świadomości. Wszystkie pragnienia wywodzą się z pamięci i znajdują się w kręgu 
świadomości.   To,   co   znajduje   się   poza   tym   kręgiem,   nie   wymaga   żadnego   wysiłku.   Samo 

pragnienie wyjścia poza świadomość należy w dalszym ciągu do sfery świadomości. 

R: Czy istnieje jakiś ślad lub znak tego, co znajduje się poza świadomością? 

M: Nie, nie może istnieć. 

R: Jakie więc ogniwo łączy jedno i drugie? Jak można znaleźć drogę pomiędzy dwoma stanami, 
które nie mają ze sobą nic wspólnego. Czyż nie Najwyższa Świadomość stanowi ogniwo? 

M: Najwyższa Świadomość jest też rodzajem świadomości. 

R: Cóż więc znajduje się poza tym wszystkim? Czy próżnia? 

M: Próżnia jest także pojęciem należącym do świadomości ludzkiej. Pełnia i próżnia są pojęciami 

względnymi. Rzeczywiste znajduje się poza ­ nie w stosunku do ludzkiej świadomości, ale w 
stosunku do wszelkich zależności. Trudność powstaje, gdy używa się terminu „stan". Rzeczywiste 

nie jest stanem umysłu, świadomości lub duszy i nie jest też stanem czego innego. Nie ma również 
początku i końca, swego bytu czy niebytu. Wszystkie przeciwstawne cechy są w nim zawarte, ale 

jego samego te cechy nie dotyczą. Nie należy go również traktować jako kresu pewnej przemiany. 
Odsłania   się   ono,   gdy   zwykła   świadomość   przestaje   istnieć.   Wówczas   określenia   „jestem 

człowiekiem",   „jestem   Bogiem"   nie   mają   w   ogóle   sensu.   Tylko   w   ciszy   i   ciemności   można 
Rzeczywiste usłyszeć i zobaczyć. 

background image

20 marca 1971 r. 

Rozmówca:   Jestem   z   zawodu   lekarzem.   Zacząłem   od   chirurgii,   potem   przerzuciłem   się   na 
psychiatrię. Napisałem kilka książek na temat zdrowia psychicznego i leczenia przy pomocy wiary. 

Przyszedłem do pana, aby poznać prawa rządzące duchowym zdrowiem. 

Maharaj:   Gdy   próbuje   pan   wyleczyć   pacjenta,   co   właściwie   stara   się   pan   leczyć?   Czym   jest 
leczenie? Kiedy może pan powiedzieć, że człowiek jest wyleczony? 

R:   Staram   się   leczyć   ciało,   jak   i   naprawiać   więź   pomiędzy   ciałem   i   umysłem.   Próbuję   także 

ustawiać prawidłowo umysł. 

M: Czy zbadał pan związek między ciałem i umysłem? 

R: Pomiędzy ciałem i przenikającą je świadomością znajduje się umysł. 

M: Czy ciało nie jest zbudowane z pożywienia? A czy może istnieć jakiś umysł bez pożywienia? 

R: Ciało zbudowane jest i utrzymywane przez pożywienie. Umysł pozbawiony pożywienia działa 
zazwyczaj   słabo.   Ale   umysł   to   nie   tylko   kwestia   pożywienia.   Istnieje   jeszcze   czynnik 

przetwarzający, który powołuje umysł w ciele. Czym jest ten czynnik przetwarzający? 

M: Tak jak drewno wytwarza ogień, który nie jest drewnem, tak i ciało wytwarza umysł, który nie 
jest ciałem. U kogo jednak umysł się pojawia? Kto jest obserwatorem myśli i uczuć nazywanych 

przez pana umysłem? Jest drewno i ogień i jest także użytkownik ognia. A kto korzysta z umysłu? 
Czy użytkownik jego jest także efektem pożywienia, czy też jest on niezależny? 

R: Obserwator jest niezależny. 

M: Skąd pan wie? Proszę mówić na podstawie własnego doświadczenia. Mówi pan, że nie jest 

ciałem ani umysłem. Skąd pan o tym wie? 

R: Naprawdę nie wiem. Przypuszczam tylko. 

M: Prawda jest trwała. Rzeczywisty byt jest niezmienny. To, co się zmienia, nie jest realne; co jest 
realne, nie ulega zmianom. A co w panu nie ulega zmianom? Jak długo się pan odżywia, istnieje 

ciało i umysł. Gdy nie będzie pożywienia, ciało zemrze a umysł ulegnie rozkładowi. A czy świadek 
ulega zniszczeniu? 

R: Przypuszczam, że nie. Ale nie mam na to dowodu. 

M: Pan sam jest dowodem. Żadnego innego dowodu pan nie ma i mieć nie może. Pan jest sobą, pan 

zna siebie, pan kocha siebie. Wszystko, co czyni umysł, czyni z miłości do siebie. Samą istotę jaźni 
stanowi miłość; jaźń jest kochana, kochająca i godna miłości. To jaźń czyni ciało i umysł tak 

interesującymi, tak drogimi. Troska, jaką się je otacza, pochodzi z jaźni. 

R: Jeśli jaźń nie jest ciałem ani umysłem, to czy może ona istnieć bez ciała i umysłu? 

M: Tak, może. Jest to sprawa faktycznego doświadczenia: istnienie jaźni nie zależy od umysłu i 
ciała. Jest to byt ­ świadomość ­ szczęśliwość. Świadomość bytu jest szczęśliwością. 

background image

R: Może to być przedmiotem doświadczenia dla pana, ale nie dla mnie. Jak mogę dojść do takiego 
samego doświadczenia? Jakie podjąć praktyki, jakie wykonać ćwiczenia? 

M: Aby przekonać się, że nie jest pan ciałem ani umysłem, niech pan siebie stale obserwuje i żyje w 

oderwaniu od ciała i umysłu, zupełnie na uboczu, jak gdyby pan był martwy. To znaczy, że nie może 
pan mieć żadnych zainteresowań związanych z ciałem czy z umysłem. 

R: To niebezpieczne! 

M: Nie żądam od pana samobójstwa. Nie jest ono zresztą możliwe. Może pan zabić tylko ciało, ale 

nie   może   pan   zatrzymać   procesu   myślenia   ani   zlikwidować   osoby,   którą   pan   jest   w   swoim 
mniemaniu.   Wystarczy,   aby   pan   pozostał   niezaangażowany.   Taka   zupełna   powściągliwość, 

obojętność w stosunku do umysłu i ciała, będą najlepszym dowodem, że w głębi swej istoty nie jest 
pan ani ciałem, ani umysłem. Może pan co prawda nie mieć wpływu na to, co dzieje się z ciałem i 

umysłem,   ale   może   pan   zawsze   położyć   kres   wyobrażaniu   sobie   siebie   jako   ciało   i   umysł. 
Cokolwiek się dzieje, niech pan pamięta, że odnosi się to tylko do pańskiego ciała i umysłu, ale nie 

do pana. Im lepiej pan będzie o tym pamiętał, tym szybciej uświadomi pan sobie, czym pan jest, 
ponieważ   pamiętanie   zamieni   się   w   doświadczenie.   Żarliwość   ujawnia   prawdziwy   byt.   Rzecz 

wyobrażana i upragniona staje się rzeczywistością ­ jest to niebezpieczeństwem, ale i drogą wyjścia. 
Niech mi pan powie, co pan zrobił, aby oddzielić swoje prawdziwe „ja" ­ to, co jest w panu 

niezmienne ­ od swego ciała i umysłu? 

R: Jestem lekarzem. Wiele się uczyłem. Narzuciłem sobie ścisłą dyscyplinę ćwiczeń i okresowych 
postów, a poza tym jestem wegetarianinem. 

M: A w głębi serca co jest pańskim pragnieniem? 

R: Chcę odnaleźć rzeczywisty byt. 

M: Jaką cenę jest pan gotów za to zapłacić? Każdą cenę? 

R: W teorii ­ każdą cenę. W praktycznym jednak życiu pomiędzy mną i rzeczywistym bytem 

pojawiają się ciągle siły przeciwstawne. Odciągają mnie różne pragnienia. 

M: Niech pan postępuje naprzód i rozszerza swe pragnienia, aż tylko rzeczywisty byt będzie mógł je 
zaspokoić. To nie pragnienia są złe, ale ich ograniczoność i małostkowość. Oddanie i nabożność to 

także pragnienia. Musi pan koniecznie być oddany temu, co rzeczywiste, nieskończone, co stanowi 
wieczne źródło bytu. Trzeba przetworzyć pragnienie w miłość. Chce pan przecież być szczęśliwy. 

Wszystkie pańskie pragnienia są wyrazem tęsknoty do szczęścia. W gruncie rzeczy dobrze pan 
sobie życzy. 

R: Wiem, że nie powinienem... 

M: Przepraszam! Kto powiedział, że pan nie powinien? Czy to źle, że ktoś chce być szczęśliwy? 

R: Wiem o tym, że trzeba odrzucić własne „ja". 

M: Ale jaźń istnieje. Pańskie pragnienia istnieją. Pańska tęsknota do szczęścia istnieje. Dlaczego? 

Bo kocha pan siebie. Proszę kochać siebie ­ ale mądrze. Zła jest głupia miłość, która sprowadza 
cierpienie. Niech pan kocha siebie mądrze. Zarówno pobłażanie sobie, jak i skromność mają na 

background image

względzie ten sam cel: uczynić pana szczęśliwym. Folgowanie sobie to droga głupia. Skromność i 
powściągliwość to droga mądra. 

R: Na czym polega powściągliwość? 

M: Powściągliwością jest nie uleganie jakiemuś już przeżytemu doświadczeniu i nie powtarzanie 

dawnych błędów. Unikanie tego, co niekonieczne, nie spodziewanie się rozkoszy lub bólu, baczne 
obserwowanie siebie przez cały czas ­ tym jest powściągliwość. Pragnienie samo w sobie nie jest 

złe. Jest ono wyrazem samego życia, jest wołaniem o wyższy stopień wiedzy i doświadczenia. To 
pański wybór przedmiotu pragnień jest zły. Wyobrażanie sobie, że takie błahe rzeczy, jak jedzenie, 

seks, władza, sława, uczynią pana szczęśliwym, jest oszukiwaniem siebie. Tylko coś tak rozległego i 
głębokiego jak pańskie prawdziwe „ja" może uczynić pana prawdziwie i trwale szczęśliwym. 

R: Skoro w pragnieniu, które jest przejawem miłości własnej, nie ma niczego złego, w jaki sposób 

należałoby je wykorzystywać? 

M:   Przeżywać   inteligentnie   swoje   życie,   nieustannie   pamiętając   o   swej   najgłębszej   jaźni. 
Ostatecznie o co panu naprawdę chodzi? O doskonałość ­ nie, bo jest pan doskonały. W gruncie 

rzeczy pragnie pan wyrazić w działaniu to, czym pan w istocie swej jest. Dla tego celu ma pan do 
dyspozycji ciało i umysł. Niech pan je weźmie w swoje ręce i każe im służyć sobie. 

R: Kto tutaj ma działać? Kto ma wziąć w swoje ręce ciało i umysł? 

M:   Oczyszczony   umysł   jest   wiernym   sługą   jaźni.   Sprawuje   on   władzę   nad   wewnętrznymi   i 

zewnętrznymi narządami oraz każe im pełnić swe role zgodnie z przeznaczeniem. 

R: A jakie jest ich przeznaczenie? 

M: Jaźń jest uniwersalna i jej cele są uniwersalne. Jaźń nie ma w sobie nic osobistego. Niech pan 
prowadzi uporządkowane życie, ale niech pan z tego nie robi samoistnego celu. Powinno ono być 

punktem wyjścia ku wielkiej przygodzie. 

R: Czy radziłby mi pan przyjeżdżać do Indii od czasu do czasu? 

M: Jeśli pan traktuje rzecz poważnie, nie ma potrzeby odbywania takich podróży. Jest pan sobą bez 
względu na to, gdzie pan się znajduje, i pan sam tworzy swój własny klimat. Ruch i przenoszenie 

się nie dadzą panu zbawienia. Nie jest pan ciałem, więc przenoszenie ciała z miejsca na miejsce 
nigdzie pana nie zaprowadzi. Ma pan wolny umysł i może pan wędrować przez trzy światy ­ niech 

pan w pełni z tego korzysta. 

R: Jeśli jestem wolny, dlaczego znajduję się w ciele? 

M: Nie pan jest w ciele, ale to ciało jest w panu. Umysł jest w panu. One się panu przydarzyły. 
Znalazły   się   tu,   ponieważ   pan   się   nimi   zainteresował.   Sama   pańska   natura   ma   nieskończoną 

zdolność radowania się i pełna jest zapału oraz uczucia. Promieniuje na wszystko, co znajduje się w 
centrum jej świadomości, i nie odrzuca niczego. Nie zna brzydoty ani zła, jest pełna nadziei, 

ufności i miłości. Nie wiecie, ludzie, jak wiele tracicie nie znając swej prawdziwej jaźni. Nie 
jesteście ciałem ani umysłem ­ ani drewnem, ani ogniem. Pojawiają się one i znikają zgodnie z 

własnymi prawami. Jesteście przecież własną prawdziwą jaźnią i ją kochacie. Cokolwiek czynicie, 
czynicie   to   dla   własnej   szczęśliwości.   Głównym   zadaniem   waszym   jest   osiągnąć   ją,   poznać   i 

background image

pielęgnować. Od niepamiętnych czasów kochaliście siebie ale nigdy mądrze. Używajcie waszego 
ciała i umysłu mądrze, w służbie własnej jaźni. Bądźcie wierni waszej prawdziwej jaźni, kochajcie 

ją   bez   zastrzeżeń.   Nie   udawajcie,   że   kochacie   bliźnich   tak,   jak   siebie   samych.   Zanim   nie 
uświadomicie sobie ich jedności z wami, pokochać ich nie możecie. Nie stwarzajcie pozorów, że 

jesteście tym, czym nie jesteście, i nie wypierajcie się tego, czym jesteście naprawdę. Wasza miłość 
ku innym jest wynikiem waszego samopoznania, a nie jego przyczyną. Bez samorealizacji żadna 

cnota nie jest autentyczna. Gdy będziecie wiedzieć bez cienia wątpliwości, że we wszystkim, co 
istnieje, płynie to samo życie i że wy jesteście tym życiem, pokochacie wszystko w sposób naturalny 

i spontaniczny. Gdy zdacie sobie sprawę z głębi i pełni waszej miłości do siebie samych, będziecie 
wiedzieć, że każde żywe stworzenie i cały wszechświat mieszczą się w waszym uczuciu. Kiedy 

jednak   patrzycie   na   coś,   jak   na   rzecz   od   was   oddzieloną,   pokochanie   tego   nie   jest   możliwe, 
ponieważ się tego boicie. Alienacja powoduje lęk, a lęk pogłębia alienację. Błędne koło. Tylko 

samorealizacja może je przerwać. Niech pan dąży do niej zdecydowanie i wytrwale. 

14 sierpnia 1971 r. 

Rozmówca: Przybyłem z Anglii. Wybieram się teraz do Madrasu, gdzie spotkam swego ojca, z 

którym mam powrócić do Londynu. Będzie to daleka podróż samochodem. Studiuję psychologię. 
Nie wiem jeszcze, co będę robił po dyplomie. Może zajmę się psychologią przemysłową, może 

psychoterapią. Mój ojciec jest lekarzem. Chyba podążę w jego ślady. To, o czym przed chwilą 
mówiłem, stanowi tylko część moich problemów. Są przecież także pewne pytania odwieczne, na 

które pan podobno udziela odpowiedzi. 

Maharaj: Wątpię, czy jestem właściwą osobą do udzielania odpowiedzi. O ludzkich sprawach wiem 
niewiele. Wiadomo mi tylko, że jestem i pan wie o sobie to samo. Jesteśmy sobie równi. 

R: Oczywiście, wiem że jestem. Ale co to znaczy? Jak to należy rozumieć? 

M: To, co pan traktuje jako jaźń w stwierdzeniu „ja jestem", nie jest panem. Wiedzieć, że się jest, to 

rzecz naturalna, ale wiedzieć czym się jest, to wynik wielu dociekań. Najpierw musi pan zbadać 
całe  pole  swej  świadomości,  potem  będzie  pan mógł  pójść dalej.  Dobrze  by  też  było znaleźć 

właściwego nauczyciela, co by sprzyjało pańskiemu rozwojowi. Ogólnie mówiąc, są dwie drogi. 
Można związać się z kimś, kto zna Prawdę i poddać się jego kierownictwu oraz wpływowi, albo 

trzeba znaleźć przewodnika w sobie, iść wiernie za własnym wewnętrznym światłem tam, dokąd 
ono prowadzi. Człowiek uczy się przez naśladownictwo albo przez własny twórczy wysiłek, na 

drodze biernej lub czynnej. Niech pan pozwoli, aby pokierowała panem potęga miłości uosobiona w 
pańskim   guru,   albo   też   sam   zdobędzie   się   na   odkrywanie   i   idzie   za   swoją   gwiazdą.   W   obu 

przypadkach   potrzebna   jest   rzetelność   i   poważne   podejście.   Spotkać   kogoś   w   pełni   godnego 
zaufania, komu by można było podporządkować się całkowicie, bez zastrzeżeń, to bardzo rzadkie 

szczęście. Większość ludzi musi obrać drogę trudniejszą, drogę samodzielnego wgłębiania się i 
rozumienia, rozpoznawania i bezstronności (wiweka ­ wajragja). Ta droga jest dostępna dla każdego. 

R: Dobrze się stało, że tutaj przyszedłem. Jutro wyjeżdżam, ale ta jedna rozmowa może zdecydować 

o całym moim życiu. 

M: Gdy raz pan stwierdzi, że pragnie poznać Prawdę, odbije się to głęboko na dalszym pańskim 
losie, na całym pańskim życiu. Wyobrażenia i nawyki, uczucia i emocje, zamiary i decyzje ulegną 

radykalnej zmianie. Przestaną panem kierować pragnienia i lęk. 

background image

R: Skoro już postanowiłem odkryć rzeczywiste, to jaki jest następny krok? 

M: Zależy to od pana usposobienia oraz indywidualności. Jakąkolwiek drogę pan obierze, przy 
rzetelnych wysiłkach doprowadzi ona pana do celu. Decydującym czynnikiem jest żarliwość. 

R: Co jest źródłem żarliwego dążenia? 

M: Jest nim tkwiący w panu instynkt; ten sam, który sprawia, że ptak powraca do swego gniazda a 

ryba odnajduje swój rodzimy potok górski. Gdy owoc dojrzeje, nasienie trafia do ziemi. Potrzebna 
jest tylko dojrzałość. 

R: Co uczyni mnie dojrzałym? Chyba długi ciąg doświadczeń? 

M: Posiada pan wszystkie potrzebne doświadczenia, w przeciwnym razie nie trafiłby pan tutaj. Nie 

musi   pan   gromadzić   więcej   doświadczeń,   ale   wyjść   poza   nie.   Mnożenie   doświadczeń   nie 
wyprowadzi pana z ich kręgu. Nie pomogą panu także książki. Owszem, wzbogacą one pański 

umysł, ale pana wewnętrzna istota pozostanie nietknięta. A gdyby pan spodziewał się korzyści po 
swoim szukaniu ­ materialnych, intelektualnych lub innych ­ byłoby to zasadnicze nieporozumienie. 

Prawda nie daje korzyści. Nie zapewnia lepszej pozycji ani władzy nad innymi. Jedyne co pan 
uzyska, to właśnie prawdę i wolność od fałszu. 

R: Z pewnością poznanie prawdy umożliwia panu pomaganie innym. 

M: To złudzenie, jakkolwiek szlachetne! W rzeczywistości nie pomagamy innym, bo nie ma innych. 

Dzieli pan ludzi na szlachetnych i nieszlachetnych, oczekując, że jedni będą wspierali drugich. 
Segreguje pan, ocenia, osądza, potępia, i tak w imię prawdy niszczy pan ją. Samo pragnienie aby 

prawdę ująć w schematy, już od niej oddala. Prawda nie mieści się w słowach. Prawdę wyrażamy 
przez czynne zaprzeczenie fałszu. Trzeba ujrzeć fałsz jako fałsz (wiweka) i go odrzucić (wjaragja). 

Uwolnienie się od fałszu potęguje siły i otwiera drogę do doskonałości. 

R: Kiedy człowiek wie, że odkrył prawdę? 

M: Gdy w jego umyśle nie pojawia się myśl, że to lub tamto jest prawdą. Prawda nie wymaga 
potwierdzenia. Gdy umysł nie widzi fałszu, szukanie prawdy jest bezowocne. Musimy dojść do 

pełni zrozumienia, aby prawda mogła w nas zaświtać. 

R: Ale co jest fałszem? 

M: Na pewno to, co nie istnieje. 

R: Ależ fałsz istnieje, jest faktem tak konkretnym i namacalnym jak kamień! 

M: To, co sobie zaprzecza, nie istnieje realnie. Albo też istnieje tylko chwilowo, gdyż ma początek i 
koniec, formę i nazwę nadaną przez umysł. To umysł stwarza niezliczone nazwy i kształty bez istoty 

i treści. 

R: Jeśli wszystko, co przemija, nie istnieje, to nie istnieje również wszechświat. 

M: Oczywiście, wszechświat nie jest rzeczywisty. 

background image

R: W takim razie co istnieje? 

M: To, co w swoim istnieniu nie jest uwarunkowane, co nie pojawia się wraz z pojawianiem się 
wszechświata, nie kończy się z jego końcem. To, co nie potrzebuje żadnych uzasadnień, co obdarza 

istnieniem wszystko, z czym się styka. Cechą fałszu natomiast jest to, że wydaje się on chwilowo 
czymś rzeczywistym i ludzie uważają go za brata prawdy. Ograniczony czasem i przestrzenią fałsz 

jest wytworem okoliczności. 

R: Jak mam wyjść z kręgu pozorów i dotrzeć do tego, co rzeczywiste? 

M: W jakim celu? 

R: Aby prowadzić lepsze życie, dające więcej satysfakcji, harmonijne i szczęśliwe. 

M: Cokolwiek wyobraża sobie umysł, musi to być fałszem, gdyż jest z konieczności względne i 
ograniczone. Rzeczywiste przerasta umysł. Prawdy należy pragnąć dla niej samej, a nie ze względu 

na taki czy inny cel. 

R: Jak można pragnąć tego, czego pojąć nie sposób? 

M: A cóż innego warte jest pragnienia? Ma pan jednak rację, że tego, o czym mówimy, nie można 
pragnąć w ten sam sposób, jak się pożąda rzeczy. Wystarczy traktować to, co nierzeczywiste, jako 

nierzeczywiste. Rozpoznanie fałszu otwiera drogę do prawdy. 

R: Rozumiem. Ale jak to się przejawia w codziennym życiu? 

M: Nastawienie na własne korzyści i zaniknięcie się w sobie ­ oto główne znamiona fałszu. Życie 
upływa ludziom między trwogą a pożądaniem. Niech pan wytropi w swych czynach samolubne 

pobudki i tak długo im się przygląda, aż się rozpłyną. 

R: Aby żyć, człowiek musi dbać o swoje sprawy. Musi zarabiać na życie. 

M: Dotychczas jeszcze pan pieniędzy nie zarabiał, ale pewnie będzie pan musiał to czynić ­ dla 
kobiety, dla dziecka. Trzeba będzie się trudzić dla dobra innych. Nawet trwanie przy życiu może być 

ofiarą. Czy koniecznie trzeba kierować się dobrem własnym? Proszę patrzeć szerzej, uwolnić się od 
samolubnych motywów, a nie będzie pan musiał szukać prawdy. Prawda znajdzie pana. 

R: Ale każdy ma przecież jakieś minimum potrzeb. 

M: Czyż nie były one zaspokajane od chwili pańskiego poczęcia? Proszę zrzucić z siebie więzy 

egocentryzmu i stać się tym, kim pan jest: Jaźnią Najwyższą i miłością. 

R: Ależ trzeba zachować życie! 

M: Nie może pan nie istnieć! Pan prawdziwy jest poza czasem, poza narodzinami i śmiercią. Ciało 
utrzyma się tak długo, jak będzie trzeba. Nie jest sprawą ważną, aby długo żyć. Życie pełne jest 

lepsze od długiego życia. 

R: Kiedy można powiedzieć, iż życie jest pełne? To zależy od tradycji i kultury. 

background image

M:   Jeśli   szuka   pan   prawdy,   musi   pan   wyzwolić   się   od   wszelkich   środowisk,   kultur,   wzorów 
myślenia i doznawania. Niech pan nie myśli o sobie nawet w kategoriach mężczyzny ani człowieka. 

Bezmiar   życia   obejmuje   wszystko,   nie   tylko   ludzi.   Tak   więc   proszę   zaniechać   wszelkiego 
samookreślania, myślenia o sobie takim czy innym. Niech pan odrzuci troskę o własny dobrobyt, 

nawet troskę o własny poziom duchowy. Wolny od nacisku pragnień, tak niższych jak i wyższych, 
niech pan nie wyznacza sobie zadań, nie planuje osiągnięć. Jest pan doskonały teraz i tutaj, nie brak 

panu niczego. Nie znaczy to, że ma pan być nierozumny lub naiwny, lekkomyślny czy niedbały. 
Musi pan tylko wyjść poza tę uporczywą troskę o własną osobę. Potrzeba panu jedzenia, ubrania i 

mieszkania   dla   siebie   i   bliskich   i   nie   przysporzy   to   panu   problemów   tak   długo,   jak   długo 
zachłanności   nie   potraktuje   pan   jako   potrzeby.   Niech   pan   działa   w   zgodzie   z   życiem,   nie 

zniekształcając go swymi wyobrażeniami. 

R: Kim jestem, jeśli nie człowiekiem? 

M: To, co sprawia, że myśli pan o sobie jako o człowieku, nie jest człowiecze. Może pan o sobie 
stwierdzić tylko tyle: „jestem". Jest pan czystym bytem, Najwyższą Świadomością i szczęśliwością. 

Uświadomienie sobie tego stanowi kres wszelkich poszukiwań. Osiągnie pan stan, w którym ujrzy 
pan   wszystko,   co   sobie   przypisuje   jako   imaginację.   Stanie   pan   z   dala   od   zgiełku   z   jasną 

świadomością przemijalności tego, co przemijające i nierealności tego, co nierzeczywiste. Nie jest 
to zadanie trudne, ale niezbędny jest wewnętrzny spokój i dystans. Przywiązanie do fałszu sprawia, 

że trudno jest ujrzeć prawdę. Gdy zrozumie pan, że fałsz zależy od czasu, a co zależy od czasu jest 
fałszem, wówczas zbliży się pan do rzeczywistości, która jest poza czasem. Wieczność w czasie to 

tylko   powtarzalność,   jak   ruch   zegara.   Płynie   ona  od   przeszłości   ku   przyszłości   nieprzerwanie. 
Przeszłość i przyszłość są wytworem umysłu. Jeśli potrzeba panu czasu na spełnienie, musi w tym 

być fałsz. Rzeczywiste zawsze panu towarzyszy; nie musi pan czekać aby być tym, kim pan jest. Nie 
może pan tylko pozwolić umysłowi, żeby podążał gdzieś w poszukiwaniach, odłączywszy się od 

pana. Gdy ma pan na coś ochotę, proszę zastanowić się, czy jest to naprawdę potrzebne. Jeśli 
odpowiedź będzie negatywna, niech pan z tego zrezygnuje. 

R: Czy nie wolno mi być szczęśliwym? Może się okazać, że coś nie jest niezbędne, ale sprawi mi 

radość. Czyż nie lepiej to zdobyć? 

M:   Nic   nie   może   uczynić   pana   szczęśliwszym   niż   pan   jest.   Pogoń   za   szczęściem   nie   czyni 
człowieka szczęśliwym, lecz raczej nieszczęśliwym. Jedynym szczęściem godnym tego miana jest 

przyrodzony stan szczęśliwości istoty świadomej. 

R: Zapewne muszę przejść przez wiele doświadczeń, zanim osiągnę wysoki poziom świadomości. 

M: Doświadczenia zostawiają po sobie tylko ciąg wspomnień, pomnażając i tak już ciężkie brzemię. 
Nie potrzeba panu więcej doświadczeń. Ale jeśli pan pragnie ich mimo wszystko, proszę zajrzeć w 

serca ludzi żyjących wokół pana. Znajdzie pan taką różnorodność doświadczeń, że nie przebrnie 
przez   wszystkie   nawet   w   ciągu   tysiąca   lat.   Niech   pan   uczy   się   na   cudzych   niepowodzeniach, 

oszczędzając sobie takich przeżyć. 

R: A pana własne doświadczenia? 

M: Dzieją się wokół mnie różne rzeczy, lecz ja sam nie biorę w tym udziału. Wydarzenie staje się 
doświadczeniem tylko wtedy, gdy ulegamy mu emocjonalnie. Moje życie jest pełne, nie mam w nim 

czego poprawiać. Po cóż mi doświadczenia? 

background image

R: Ale człowiekowi potrzebna jest wiedza. 

M: Gdy się ma do czynienia z rzeczami, potrzebna jest wiedza o rzeczach. Przy obcowaniu z ludźmi 
niezbędne jest zrozumienie, sympatia i życzliwość. W kontakcie z samym sobą wiedza nie jest 

potrzebna. Niech pan będzie sobą ­ świadomą istotą, i siebie nie zdradza. 

R: Uważam, że bardzo dobrze mieć uniwersyteckie wykształcenie. 

M: Niewątpliwie. Będzie panu łatwiej zarobić na życie. Ale nie nauczy ono pana żyć. Jest pan 
studentem psychologii. Może się to panu w różnych sytuacjach przydać. Czy można jednak żyć 

psychologią? Życie jest godne tylko wtedy, gdy wyraża prawdę w działaniu. Żaden uniwersytet nie 
nauczy pana żyć w taki sposób, aby mógł pan powiedzieć, gdy przyjdzie czas umierania: żyłem 

dobrze. Ja nie muszę żyć raz jeszcze. Większość z nas umiera, pragnąc ponownych narodzin. Tyle 
popełnionych   błędów,   tyle   dzieł   nie   dokonanych.   Ludzie   wegetują   zamiast   żyć.   Gromadzą 

doświadczenia i wzbogacają pamięć. Doświadczenie jednak jest sprzeczne z Rzeczywistością, która 
nie jest zmysłowa ani pojęciowa, cielesna ani umysłowa. 

R: A ja uważam, że doświadczenie jest ogromnie przydatne. Dzięki doświadczeniu człowiek uczy 

się nie dotykać ognia. 

M: Jak już powiedziałem, wiedza jest bardzo pożyteczna przy obcowaniu z rzeczami, nie uczy ona 
jednak,   jak   postępować   z   ludźmi   i   ze   sobą.   Nie   uczy   jak   żyć.   Nie   chodzi   tu   o   prowadzenie 

samochodu ani o zarabianie pieniędzy. Do tego potrzebna jest wiedza. Chcąc jednak samemu być 
światłem dla siebie, nie znajdzie pan oparcia w wiedzy. Aby być sobą, w prawdziwym sensie tego 

słowa,   potrzeba   czegoś   znacznie   bardziej   intymnego   i   głębszego   niż   wiedza   naukowa.   Czyż 
zewnętrzne życie decyduje o szczęściu? Można zostać stróżem nocnym i żyć szczęśliwie. Ważne 

jest wnętrze. Mieć w sobie spokój i pogodę ducha! O to zaś jest znacznie trudniej, niż o pieniądze. 
Żaden uniwersytet nie nauczy pana być sobą. Jedyny sposób to praktyka. Po prostu niech pan 

zacznie być sobą. Niech pan odrzuci to, czym pan nie jest i wnika coraz głębiej, podobnie jak 
człowiek, który kopiąc studnię odrzuca wszystko, co nie jest wodą, aż dotrze do wodnych zasobów. 

Tak i pan musi wyzbywać się tego, co nie jest pańskie, aż nic nie zostanie do odrzucenia. Przekona 
się pan wtedy, że tego, do czego pan dotarł, nie można pojąć umysłem. Pan jest, po prostu jest. Jest 

pan punktem świadomości współdziałającym z czasem i przestrzenią, ale ponad jednym i drugim, 
ostateczną przyczyną, która leży poza wszelkim uwarunkowaniem. Zrozumie pan, że nie jest pan 

nawet ludzką istotą. Jeśli zapyta mnie pan, kim jestem, odpowiem: nie jestem niczym określonym. 
Po prostu jestem. 

R: Skoro nie jest pan niczym w szczególności, niczym określonym, to musi pan być uniwersalny. 

M: Na czym polega uniwersalność ­ nie jako pojęcie, lecz jako sposób życia? Na tym, by siebie nie 

odgradzać, nie przeciwstawiać nikomu i niczemu, ale rozumieć i kochać wszystko, z czym się 
stykamy.   To   jest   uniwersalny   sposób   życia.   Móc   powiedzieć   szczerze   i   prawdziwie:   ja   jestem 

światem, a świat jest mną, świat jest moim domem, świat jest moim światem. Każde istnienie jest 
moim istnieniem, każda jaźń jest moją jaźnią, każdy smutek jest mój i moja jest każda radość ­ oto 

uniwersalny   sposób   życia.   Jednakże   byt   rzeczywisty,   zarówno   mój   jak   i   pana,   jest   poza 
wszechświatem i dlatego kategorie szczególności i uniwersalności go nie dotyczą. Jest on w pełni 

samowystarczalny i niezależny. 

R: Trudno mi to pojąć. 

background image

M: Niech pan zostawi sobie czas na zrozumienie. Trzeba usunąć z mózgu stary zapis doświadczeń, 
nie tworząc nowego. Musi pan poznać siebie ponad i poza tym, co zmienne i nietrwałe, jako cichego 

świadka wszelkich zdarzeń. 

R: Czy znaczy to, że powinienem wycofać się z czynnego życia? 

M: Bynajmniej. Ożeni się pan, będzie pan miał dzieci, będzie zarabiał na utrzymanie rodziny; 
wszystko to nastąpi jako naturalny ciąg zdarzeń, bo przeznaczenie musi się wypełnić. Podda mu się 

pan bez sprzeciwu, stawiając czoła zadaniom. Będzie pan spełniał swoje obowiązki uważnie i 
starannie, zarówno w drobnych jak i wielkich sprawach. Zasadniczą pana postawą będzie dystans 

wewnętrzny,  nieskończenie   dużo   dobrej   woli   bez   spodziewania   się   nagrody,  stałe   dawanie   bez 
domagania się czegokolwiek dla siebie. W rodzinie będzie pan czymś więcej niż mężem, będzie pan 

samą miłością, która jednoczy. Będzie pan czystością i dobrocią, wnosić pan będzie wszędzie ład, 
harmonię, radość. Może się to panu wydawać dziwne, ale po zastanowieniu uzna pan, że to co 

mistyczne, jest zarazem najbardziej praktyczne i w życiu przydatne, bo czyni życie twórczym i 
szczęśliwym. Świadomość pańska wzniesie się na wyżyny, z których każdą rzecz widzieć pan 

będzie jaśniej. Niech pan zda sobie sprawę, że osoba, która się urodziła i która przeminie wraz ze 
śmiercią, jest nierzeczywista. Proszę pamiętać, że pańskie zmysły, emocje, intelekt, pragnienia i 

obawy ­ to nie pan. Niech pan odkryje swą prawdziwą istotę. „Czym jestem?" Oto fundamentalne 
pytanie wszelkiej filozofii i psychologii. Proszę wniknąć w to pytanie głęboko. 

9 lutego 1972 r. 

Rozmówca: Urodziłam się w Stanach Zjednoczonych. Ostatnie piętnaście miesięcy spędziłam w 
aśramie Maharisziego. Obecnie znajduję się już w drodze powrotnej do domu, gdzie oczekuje mnie 

matka. 

Maharaj: Jakie są pani dalsze plany? 

R: Chciałabym zdobyć kwalifikacje pielęgniarki, wyjść za mąż i mieć dzieci. 

M: Co panią skłania do małżeństwa? 

R: Stworzenie ogniska domowego uważam za najwyższą formę dostępnej mi służby społecznej. 
Oczywiście życie może ułożyć się inaczej. Jestem przygotowana na wszelkie okoliczności. 

M: Co pani dało te piętnaście miesięcy spędzonych w aśramie? W jakim stopniu jest pani teraz inna 

w porównaniu ze stanem, z którym pani tam przybyła? 

R: Nie żyję już w strachu. Jestem spokojniejsza. 

M: Jakiego rodzaju jest to spokój? Czy spokój posiadania tego, czego się pragnie, czy spokój nie 
pragnienia tego, czego się nie posiada? 

R:   Myślę,   że   z   każdego   po   trochu.   Nie   było   to   bynajmniej   łatwe   do   osiągnięcia.   Aśram   jest 

miejscem pełnym spokoju, ja jednak wewnętrznie znajdowałam się w stanie śmiertelnej udręki. 

M: Jeśli zda pani sobie sprawę z tego, że rozróżnienie pomiędzy wnętrzem i światem zewnętrznym 
znajduje się tylko w umyśle, to nie będzie pani już się lękać. 

background image

R: Taka świadomość rodzi się we mnie, ale i zanika. Niezmienności absolutnej pełni jeszcze nie 
osiągnęłam. 

M:   Jak   długo   pani   tak   sądzi,   musi   pani   kontynuować   swoją   sadhanę,   aby   rozproszyć   błędne 

wyobrażenie o swej niezupełności. Sadhana usuwa nakładające się oddziaływania. Wszystkie udręki 
znikną, gdy przekona się pani, że jest czymś mniejszym jeszcze niż punkt w przestrzeni i w czasie, 

że jest czymś zbyt małym, aby można było panią zranić, i czymś zbyt przemijającym, aby można 
było panią uśmiercić. Gdy stanie się pani mniejsza niż koniuszek igły, wtedy igła nie będzie mogła 

pani przebić ­ to pani przebije igłę. 

R:   Tak,   i   dlatego   czuję   się   niekiedy   nieustraszona.   Jestem   czymś   większym   ­   jestem   samą 
nieustraszonością. 

M: Co skłoniło panią do zamieszkania w aśramie? 

R: Przeżyłam nieszczęśliwą miłość i bardzo cierpiałam. Nie pomógł mi ani alkohol, ani narkotyki. 

Szukałam wyjścia po omacku i wtedy wpadły mi w ręce książki o jodze. Tak więc od książki do 
książki, od jednego śladu do drugiego i wylądowałam w aśramie. 

M: Biorąc pod uwagę pani stan dzisiejszy: gdyby zdarzyła się pani taka sama tragedia raz jeszcze, 

czy cierpiałaby pani tak samo? 

R: O nie! Już nie pozwoliłabym sobie na cierpienie. Odebrałabym sobie życie. 

M: A więc nie boi się pani śmierci? 

R:   Boję   się   umierania,   ale   nie   samej   śmierci.   Wyobrażam   sobie,   że   umieranie   jest   bolesne   i 
brzydkie. 

M: Wcale tak być nie musi. Śmierć może być piękna i spokojna. Gdy rozumie pani, że śmierć 

dotyczy tylko ciała, obserwuje pani jak ono ginie, niby niepotrzebne już ubranie. 

R: Mój strach przed śmiercią wynika chyba rzeczywiście z nieznajomości rzeczy. 

M: Co chwilę ktoś umiera, strach i śmiertelna udręka wiszą nad światem jak chmura. Nic więc 
dziwnego, że i pani żyje w lęku. Gdy jednak posiądzie pani wiedzę o tym, że tylko ciało ginie, a nie 

ciągłość pamięci i poczucie „jestem" odbijające się w niej, nie będzie już miejsca na lęk. 

R: Umrzyjmy najpierw. Wtedy zobaczymy. 

M: Wgłębiwszy się w istotę rzeczy, zrozumie pani, że narodziny i śmierć są tym samym. Życie 
pulsuje pomiędzy istnieniem i nieistnieniem. Wszystko dla swego dopełnienia czegoś potrzebuje. 

Urodziła się pani, aby umrzeć, i umrze, aby urodzić się ponownie. 

R: A czy postawa pełnego dystansu nie zatrzymuje tego procesu? 

M: Wraz z tą postawą uchodzi lęk, ale sam fakt pozostaje bez zmiany. 

R: Czy będę musiała powtórnie się narodzić? To byłoby straszne! 

background image

M: Nie ma żadnego przymusu. Będzie pani miała to, co zechce. Sama stawia pani sobie cele i 
doprowadza do ich spełnienia. 

R: Czy my sami skazujemy siebie na cierpienia? 

M:  Wzrastamy dzięki  poznawaniu, a  do  tego  potrzebujemy  doświadczeń.  Mamy  skłonność do 

powtarzania tego, czego nie zrozumieliśmy. Człowiek wrażliwy a mądry nie musi cierpieć. Ból jest 
wołaniem o skupienie się i karą za ospałość. Jedynym środkiem zaradczym jest inteligentne i 

współczujące działanie. 

R: Właśnie dlatego, że zmądrzałam, nie zgodziłabym się na powtórne cierpienie. A co złego jest w 
samobójstwie? 

M: Nie byłoby nic złego, gdyby samobójstwo rozwiązywało problem. Cóż jednak będzie, jeśli nie 

rozwiąże?   Cierpienie   spowodowane   przez   takie   zewnętrzne   czynniki,   jak   bardzo   bolesna   lub 
nieuleczalna   choroba,   albo   też   klęska   trudna   do   zniesienia,   może   stanowić   pewne 

usprawiedliwienie,   ale   samobójstwo   niczego   nie   załatwia,   gdy   człowiekowi   brak   mądrości   i 
współczucia. Nierozsądna śmierć oznacza równie nierozsądne ponowne narodziny. Istnieje także 

kwestia karmy. Najmądrzejszą postawą jest z reguły cierpliwość. 

R: Czy cierpliwym należy być nawet wtedy, gdy cierpienie jest ostre i beznadziejne? 

M:   Cierpliwość   to   rzecz   jedna,   a   bezradność   wobec   bólu   nie   do   zniesienia   to   rzecz   druga. 
Cierpliwość ma głęboki sens i jest owocna, podczas gdy męczarnia nie ma sensu. 

R: Po co martwić się o karmę? Przecież ona spełnia się sama. 

M: Nasza karma na ogół jest kolektywna. Cierpimy za grzechy innych, a inni cierpią za nasze 

grzechy.   Ludzkość   jest   jedna.   Nieznajomość   tego   faktu   niczego   nie   zmieni.   Moglibyśmy   być 
bardziej szczęśliwi, ale za cenę obojętności wobec cierpienia bliźnich. 

R: Wydaje mi się, że jestem teraz znacznie bardziej wrażliwa. 

M: O kim pani mówi? O sobie jako istocie zamkniętej w kobiecym ciele? 

R: Istnieje ciało, ale istnieje również współczucie, a także pamięć i mnóstwo rzeczy oraz postaw. 

Wszystko to razem nazwałabym sobą. 

M: Włączając w to poczucie „jestem"? 

R: Idea „jestem" podobna jest do koszyka zawierającego wiele rzeczy, które w sumie składają się na 
osobę. 

M: A może jest ona raczej nicią, z której koszyk jest upleciony? Gdy myśli pani o sobie jak o 

kobiecie, czy ma pani na myśli, że sama jest kobietą, czy też że ciało pani jest określane jako 
kobiece? 

R: To zależy od nastroju. Czasem czuję się tak, jakbym była tylko ośrodkiem świadomości. 

M: A może oceanem świadomości? Czy przeżywa pani nieraz takie chwile, gdy nie czuje się 

background image

mężczyzną ani kobietą, ani niczym innym spowodowanym przez okoliczności lub warunki? 

R: Są takie chwile. Ale jestem zbyt nieśmiała, żeby o tym mówić. 

M: To mi wystarcza. Nie musi pani mówić więcej. 

R: Czy mogę zapalić papierosa w pańskiej obecności? Podobno zwyczaj nie pozwala na palenie w 
obecności mędrca, zwłaszcza kobiecie. 

M: Ależ proszę zapalić, nikt nie będzie miał do pani pretensji. My to rozumiemy. 

R: Chciałabym trochę ochłonąć. 

M: Europejczykom zdarza się często, że po napięciu spowodowanym sadhaną przeładowani są 

energią i gorączkowo szukają dla niej ujścia. Organizują wspólnoty, stają się nauczycielami jogi, 
żenią się, piszą książki, robią mnóstwo rzeczy ­ zamiast po prostu zachować spokój i skierować swą 

energię ku wnętrzu, gdzie by znaleźli źródło swej nieograniczonej energii, ucząc się nią kierować. 

R: Przyznaję, że po powrocie i ja chciałabym prowadzić życie bardzo aktywne. Czuję się pełna 
energii. 

M: Może pani robić, co się podoba, byle tylko nie utożsamiała pani siebie z ciałem i umysłem. 

Chodzi tu nie tyle o faktyczne odrzucenie swego ciała i wszystkiego, co się z nim wiąże, ale o jasne 
pojmowanie, że nie jest pani ciałem, o dystans, o brak emocjonalnego zaangażowania. 

R: Wiem, o co panu chodzi. Około czterech lat temu przeszłam przez okres odrzucania wszystkiego, 

co fizyczne. Nie chciałam kupować sobie ubrania, jadłam najprostsze potrawy, spałam na gołych 
deskach. Ważna w tym była nie tyle faktyczna niewygoda, co zasada akceptowania niedostatku. 

Teraz   rozumiem,   że   najdoskonalszą   prostotą   jest   witanie   życia   takiego,   jakie   przychodzi,   i 
pokochanie wszystkiego, co ono daje. Z radosnym sercem przyjmę każde wydarzenie i zrobię z 

niego najlepszy użytek. Jeśli nie będę mogła uczynić niczego więcej niż dać kilkorgu dzieciom 
życie i prawdziwą kulturę, to i tak dosyć. Naprawdę moje serce kieruje się do każdego dziecka, ale 

po wszystkie sięgnąć nie mogę. 

M: Jest pani mężatką i matką tylko wtedy, gdy żyje pani ze świadomością dwójni „mężczyzna­
kobieta". Gdy nie utożsamia pani siebie z ciałem, życie rodzinne ciała, jakkolwiek by ono było 

intensywne i interesujące, staje się tylko grą na ekranie umysłu, zaś światło czystej świadomości jest 
jedyną rzeczywistością. 

R: Dlaczego pan uważa świadomość za jedyny byt realny? Czyż trwały przedmiot świadomości nie 

jest tak samo realny? 

M: Rzecz w tym, że on nie trwa. Chwilowy byt jest czymś wtórnym, zależy od tego, co jest poza 
czasem.

 
R: Czy ma pan na myśli ciągłość, czy też trwałość? 

M: W istnieniu nie ma ciągłości. Ciągłość zakłada identyczność w przeszłości, teraźniejszości i 

przyszłości. Identyczność taka nie jest możliwa, ponieważ same sposoby identyfikacji są płynne i 
zmienne. Niech pani odrzuci wszelkie pojęcia czasowości i trwałości, ciała i umysłu, mężczyzny i 

background image

kobiety ­ i co wtedy pozostanie? Czymże będzie umysł, gdy zaniecha się dzielenia go na różne 
sposoby? Nie mówię oczywiście, że nie należy dostrzegać różnic ­ bez nich nie byłoby żadnej 

manifestacji. 

R: Gdy siebie nie izoluję, żyję szczęśliwie i w spokoju. Lecz jakoś tracę tę postawę i zaczynam 
szukać szczęścia poza sobą. Nie rozumiem dlaczego mój wewnętrzny spokój nie jest stały. 

M: Spokój jest ostatecznie także stanem umysłu. 

R: Poza umysłem jest milczenie. O tym nie da się niczego powiedzieć. 

M: Tak, wszystko, co się mówi o milczeniu, jest po prostu hałasem. 

R:   Dlaczego   szukamy   szczęścia   na   zewnątrz   ­   nawet   wtedy,   gdy   już   zakosztowaliśmy   naszej 

naturalnej, spontanicznej szczęśliwości? 

M: Gdy umysł zaangażowany jest w troskę o ciało, szczęście znika. Aby je odzyskać, ludzie szukają 
przyjemności. Pęd do szczęścia jest słuszny, ale środki stosowane do jego osiągnięcia są zwodnicze 

­ niszczą one prawdziwe szczęście. 

R: Czy przyjemność jest zawsze czymś złym? 

M:   Właściwy   stan   i   właściwe   używanie   umysłu   oraz   ciała   są   bardzo   przyjemne.   Złe   jest 
poszukiwanie przyjemności. Niech pani nie próbuje uczynić siebie szczęśliwą, ale zbada raczej 

swoje dążenie do szczęścia. Przecież dlatego chce pani być szczęśliwa, że nie jest szczęśliwa. 
Proszę zbadać, dlaczego nie jest pani szczęśliwa. Nie będąc szczęśliwa, szuka pani szczęścia w 

przyjemnościach.   Przyjemność   powoduje   przykrości,   i   dlatego   nazywa   to   pani   zewnętrznym 
szczęściem.   Tęskni   pani   do   innych   przyjemności,   bezbolesnych,   które   nazywa   boskimi.   W 

rzeczywistości   zaś   przyjemność   jest   tylko   wytchnieniem   wśród   bólu.   Szczęście   jest   zarówno 
wewnątrz wszystkiego, co się zdarza, jak i poza tym. Niech pani nie wprowadza tu rozróżnień, nie 

rozdziela tego, czego nie można rozdzielić, i nie doprowadza do wyobcowania siebie z życia. 

R: Jak dobrze pana teraz rozumiem! Przed moim pobytem w aśramie dręczyło mnie sumienie, 
ciągle siebie oceniałam. Teraz jestem całkowicie odprężona, w pełni siebie akceptuję. Gdy powrócę 

do domu, przyjmę życie takie, jakie będzie, wraz z jego goryczami i słodyczami. Jest to jedna z 
rzeczy, których nauczyłam się w aśramie: ufać Bhagawanowi (Maharisziemu). Przedtem taka nie 

byłam. Nie umiałam ufać. 

M: Ufając Bhagawanowi, ufa pani sobie. Proszę sobie uświadomić, że wszystko, co się zdarza, 
zdarza się pani, przez panią i w pani, że sama jest pani twórcą, użytkownikiem i niszczycielem 

wszystkiego, co do pani przenika ­ a niczego nie trzeba będzie się obawiać. Nie mając obaw, nie 
będzie pani nieszczęśliwa ani nie będzie pani poszukiwała szczęścia. W zwierciadle pani umysłu 

pojawiają się i znikają wszelkiego rodzaju obrazy. Wiedząc, że są one bez reszty pani własnym 
dziełem, proszę obserwować w milczeniu, jak przychodzą i odchodzą ­ czujnie ale w spokoju. Ta 

postawa cichego obserwatora jest prawdziwą postawą jogi. Widzi pani obraz, ale sama nim nie jest. 

R: Wydaje mi się, że myśl o śmierci przeraża mnie dlatego, że nie chcę powtórnie się urodzić. 
Wiem, że nikt mnie do tego nie zmusza, ale nacisk nie spełnionych pragnień mnie przytłacza. Może 

nie będę mogła mu się oprzeć? 

background image

M: Nie chodzi tutaj o opór. To, co się odradza lub się rodzi, nie jest panią. Niech się to zdarza, a 
pani będzie tylko obserwatorem. 

R: Po cóż więc w ogóle angażować się? 

M: Przecież jest pani zaangażowana. I będzie zaangażowana tak długo, jak długo obraz wchodzić 

będzie   w   kolizję   z   pani   własnym   poczuciem   prawdy,   miłości   i   piękna.   Pragnienie   harmonii   i 
spokoju nie da się wykorzenić. Gdy jednak zostanie spełnione, uwaga się odwraca i życie fizyczne 

płynie dalej już bez wysiłku. Wówczas będąc nawet w ciele, nie będzie pani urodzona. Jest dla pani 
obojętne, czy ma pani ciało, czy go nie ma. Osiąga pani stan, w którym nic nie może się pani 

przydarzyć. Nie mając ciała, nie może pani być uśmiercona. Nie mając majątku, nie może pani być 
obrabowana.   Nie   mając   umysłu,   nie   może   być   pani   wprowadzona   w   błąd.   Nie   będzie   punktu 

zaczepienia dla pożądania czy lęku. A gdy żadna zmiana nie będzie mogła się pani wydarzyć ­ cóż 
innego będzie miało jeszcze znaczenie? 

R: A jednak nie lubię myśli o umieraniu. 

M: To dlatego, że jest pani taka młoda. Im lepiej będzie pani siebie znała, tym mniej będzie się bać. 

Oczywiście nie jest przyjemnie patrzeć na przedśmiertną agonię, ale człowiek umierający rzadko 
bywa przytomny. 

R: Czy powraca on do świadomości? 

M:   Stan   ten   najbardziej   podobny   jest   do   snu.   Przez   pewien   czas   człowiek   ma   wyłączoną 

świadomość, ale potem ona wraca. 

R: Czy jest to ta sama osoba? 

M:  Będąc  dziełem  okoliczności,  osoba  z  konieczności  zmienia  się  wraz  z  nimi;  podobnie  jak 
płomień, który zmienia się w zależności od paliwa. Tylko sam proces toczy się dalej, tworząc czas i 

przestrzeń. 

R: A więc dobrze! Bóg będzie czuwał nade mną. Niech się dzieje Jego wola. 

M: Nawet wiara w Boga jest tylko etapem na drodze. W końcu bowiem odrzuci pani wszystko, bo 
dojdzie do czegoś tak prostego, że nawet nie będzie słów, aby to wyrazić. 

R:   Ja   dopiero   zaczynam.   Na   początku   nie   miałam   wiary   ani   ufności.   Bałam   się   samoistnego 

rozwoju wydarzeń. Świat wydawał mi się miejscem niebezpiecznym i nieprzyjaznym. Teraz mogę 
przynajmniej stwierdzić, że ufam mojemu guru i Bogu. Niech pan pozwoli mi rosnąć. Proszę mnie 

nie popędzać. Niech mi wolno będzie posuwać się naprzód tak szybko, jak potrafię. 

M: Ależ oczywiście. Tylko, że pani się jeszcze nie posuwa. Tkwi pani nadal w wyobrażeniach 
mężczyzna   ­   kobieta,   stary   i   młody,   życie   i   śmierć.   Proszę   to   wszystko   przekroczyć. 

Przezwyciężenie dokonuje się dzięki zrozumieniu. 

R: Proszę pana, ludzie ciągle uważają za swój obowiązek wynajdywać we mnie błędy i mnie 
strofować. Jestem już przesycona tym budowaniem duchowego szczęścia. Cóż jest złego we mnie 

takiej, jaką jestem? Dlaczego mam coś poświęcać dla przyszłości, choćby nawet najwspanialszej? 
Mówi pan, że rzeczywistość jest teraźniejszością. Kocham moją teraźniejszość, pragnę jej. Nie chcę 

background image

wiecznie się martwić o swój poziom człowieczy i jego przyszłość. Nie chcę polować na więcej ani 
uganiać się za tym, co lepsze. Pozwólcie mi kochać to, co mam. 

M: Bezwzględnie ma pani rację. Proszę tak postępować. Ale niech pani będzie rzetelna ­ po prostu 

kocha to, co ma. Nie wytęża się i nie żyje w napięciu. 

R: Oto, co nazywam poddaniem się mojemu guru. 

M: Po co wychodzić na zewnątrz? Proszę poddać się własnej jaźni ­ wszystko jest jej wyrazem. 

19 lutego 1972 r. 

Rozmówca:   Mój   przyjaciel,   człowiek   25­letni,   dowiedział   się   że   jego   choroba   serca   jest 

nieuleczalna. Napisał do mnie, że woli sam pozbawić siebie życia niż czekać na powolną śmierć 
Wiadomo   mi   jednak,   że   oprócz   zachodniej   medycyny   istnieją   również   inne   sposoby   leczenia. 

Istnieje   przecież   coś   takiego   jak   potęga   jogi,   zdolna   niemal   natychmiast   naprawić   organizm 
człowieka. Znane są również cudowne skutki diety głodowej Uprosiłem więc mego przyjaciela, aby 

się nie spieszył z decyzją; będziemy jeszcze szukać ratunku. Pod Bombajem mieszki pewien jogin 
posiadający niezwykłe zdolności. Umie on podobno wyzwalać życiodajne siły z organizmu. Znam 

kilku jego uczniów; posłałem przez nich list i fotografię przyjaciela. Teraz czekam, co z tego 
wyniknie. 

Maharaj: Owszem, cudowne wyzdrowienia są możliwe, ale człowiek musi pragnąć żyć. Bez tego 

żaden cud się nie wydarzy. 

R: A czy można w kimś wzniecić takie pragnienie? 

M: Nie byłoby ono naturalne i szybko by się wyczerpało. Właściwie nie można nikogo zmusić do 
życia. Niektóre społeczności zezwalają na samobójstwo lub traktują je nawet jako czyn chlubny. 

R: Czy jednak nie jest obowiązkiem człowieka wytrwać do naturalnego końca swoich dni? 

M: W sposób naturalny, łatwy i spontaniczny ­ tak, niewątpliwie. Choroba i ból nie należą jednak 

do stanów naturalnych. Trzeba przyznać, że jest coś szlachetnego w niezłomnym znoszeniu swego 
losu wbrew wszelkim przeciwnościom.  Lecz  z drugiej strony ­ czyż  nie jest oznaką  godności 

człowieka protest przeciwko bezsensownej męczarni, przeciwko poniżeniu? 

R:   Czytałem   pewną   książkę   o   drodze   ucznia   do   guru.   Autor   opisuje   dziwne,   zdumiewające 
doświadczenia. Jego zdaniem szczęśliwy jest człowiek, który spotkał swego mistrza i postawił do 

jego   dyspozycji   wszystko:   swoje   ciało,   umysł   i   serce.   Guru   przejmuje   wówczas   pełną 
odpowiedzialność za to, co ucznia w życiu spotyka. W końcu jest tak, że obaj stapiają się w jedno. 

Autor pisze, że ucznia porywa siła, której nie jest w stanie się oprzeć, nad którą nie ma kontroli. 
Uczeń staje się równie bezwolny jak liść porwany przez wichurę. Jednakże pewność miłości guru i 

jego dobroczynnej mocy chroni ucznia przed wszelkim upadkiem. 

M: Każdy naucza stosownie do własnego doświadczenia. Doświadczenie wyznacza wiarę, z kolei 
zaś wiara kształtuje doświadczenie. Sam guru jest dziełem ucznia, odpowiada jego wzorom. To 

uczeń czyni guru wielkim. Jeśli ktoś traktuje guru jako czynnik wyzwalający, jako moc, która działa 
wewnątrz i na zewnątrz ucznia, to czyż całkowite oddanie mu się nie jest rzeczą naturalną? Kto 

background image

odczuwa potrzebę pomocy, ten się za nią rozgląda. Człowiek dręczony bólem ufnie powierza siebie 
chirurgowi. Tak samo uczeń powierza siebie swemu guru. Guru nikomu swojej woli nie narzuca. 

Jeśli uczeń się waha, jeśli nie ma do guru zaufania, nie znajdzie w nim oparcia; będzie tak wszakże 
za sprawą ucznia, a nie nauczyciela. 

R: I co wówczas dzieje się z człowiekiem? 

M: Gdy inne możliwości zawodzą, uczy go samo życie. To jednak wymaga czasu. Kto umie darzyć 

wiarą i być posłusznym, skraca i ułatwia sobie drogę. Możliwe to jest tylko, gdy człowiek ma w 
sobie jasność i spokój. Człowiek, któremu brak wiary w siebie, który sam siebie nie ceni, nie będzie 

umiał   zaufać   drugiej   istocie,   tak   samo   jak   nie   umie   zaufać   sobie   Toteż   nauczyciel   stara   się 
wzmocnić w uczniu świadomość jego własnej wartości. Uczeń powinien mieć pewność swego 

szczytnego powołania, swej szlachetności, świętości swej istoty Nauczyciel przekazuje uczniowi 
doświadczenia różnych mędrców i swoje własne, uprzedza o początkowych trudnościach i daje 

wizję wspaniałej dalszej drogi, wpajając uczniowi wiarę w swe nieograniczone możliwości. Jeśli 
człowiek wierzy w siebie i w swego nauczyciela, następują szybkie i zasadnicze zmiany. 

R: Dlaczego ja miałbym pragnąć zmian? Moje życie ­ takie jakie jest ­ jest dobre. 

M: Mówi pan to, nie zdając sobie sprawy, ile jest w pańskim życiu braków. Jest pan jak dziecko, 

które śpi ze smoczkiem w ustach. Może jest pan w tej chwili zadowolony, ale wystarczy rozejrzeć 
się po ludzkich twarzach, aby sobie uświadomić wszechobecność cierpienia. Czyż pańskie szczęście 

nie jest kruche, chwiejne, zależne od przypadku? Czy ostanie się wobec bankructwa firmy albo 
choroby wrzodowej żołądka? Takie szczęście jest tylko chwilą wytchnienia, małą przerwą między 

dwiema klęskami. Prawdziwego szczęścia nic nie obali. Prawdziwe szczęście jest niezależne od 
zmienności wypadków. 

R: Może dzieli się pan ze mną własnym doświadczeniem? Czy pan również bywa nieszczęśliwy? 

M: Ja nie mam żadnych własnych trosk ani problemów. Ni świecie jednak pełno jest istot, które 

miotają się między trwogą i pożądaniem. Ludzie przypominają jagnięta pędzone na rzeź: skaczą 
beztrosko, choć za godzinę będą leżeć martwe odarte ze skóry. Mówi pan o swoim szczęściu. Czy 

naprawdę jest pan szczęśliwy? Proszę przyjrzeć się sobie uważnie. Pańskie szczęście zależy od 
czynników zewnętrznych, jest więc chwilowe, przemijające, nierzeczywiste. Prawdziwe szczęście 

ma swe źródło we wnętrzu człowieka. 

R: Jakiż pożytek mógłbym mieć ja z pańskiego rodzaju szczęścia? Mnie ono nie urządza. 

M: Moje szczęście może się stać również pańskim, ale trzeba go pragnąć; pan zaś je odrzuca. 

R: Ależ ja także pragnę szczęścia! 

M: Zadowala się pan jednak przyjemnościami. W takim życiu nie ma miejsca na szczęście. Miejsce 
musiałby pan dopiero stworzyć. 

R: Tak, ciąg przyjemnych zdarzeń właściwie mi wystarcza. 

M:   Przyjemność   łatwo   kończy   się   bólem,   a   nierzadko   klęską.   Czym   jest   joga,   jeśli   nie 

poszukiwaniem trwałego szczęścia we własnym wnętrzu? 

background image

R: Pan może mówić tylko za ludzi wschodu. My na zachodzie żyjemy inaczej. To, co pan głosi, nie 
ma dla nas zastosowania. 

M: Gdy chodzi o takie zjawiska jak lęk i cierpienie, przestaje istnieć podział na wschód i zachód. 

Obecność cierpienia i jak się od niego uwolnić ­ oto problemy wieczne i uniwersalne. Joga jest 
nauką i sztuką wyzwalania siebie przez dojście do wiedzy o własnej istocie. 

R: Nie sądzę, abym ja nadawał się do jogi. 

M: A do czego innego człowiek się nadaje? Przecież wszystko, co pan czyni, świadczy o tym, że 

pragnie   pan   czegoś   więcej   niż   tkwić   w   świecie   pełnym   więzów,   które   pana   krępują.   W   swej 
nieświadomości popełnia pan błędy, sprawiając ból sobie i innym. A przecież nosi pan w sobie 

wielką tęsknotę. Musi pan zdać sobie z niej sprawę i dopuścić ją do głosu. Jest to jak żar ukryty w 
ładowni   z   bawełną;   może   pan   o   nim   nie   wiedzieć,   ale   wcześniej   czy   później   okręt   stanie   w 

płomieniach. Wyzwolenie jest procesem naturalnym i w dalszym ciągu nieuchronnym. W pańskiej 
mocy jest, aby ziściło się ono już teraz, w tej chwili. 

R: Dlaczego więc tak mało jest na świecie ludzi wyzwolonych? M: W lesie też ujrzy pan niewiele 

drzew kwitnących w danym czasie. Na każde jednak drzewo przyjdzie pora. Co uczyni pan, gdy 
pewnego dnia wyczerpią się zasoby pańskich sił fizycznych i psychicznych? Pewnie będzie pan 

rozpaczał, potem jednak zacznie pan się zastanawiać, zacznie stawiać pytania. I tak dojrzeje pan do 
jogi. 

R: Uważam, że całe to szukanie i ponure rozmyślanie jest obce naturze. 

M: Naturalność człowieka, który tak twierdzi, jest naturalnością kaleki od urodzenia. Może pan nie 

zdawać sobie sprawy ze swego stanu, ale to nie czyni pana zdrowym. Nie wie pan, czym jest stan 
normalny, i nawet nie wie pan, że tego nie wie. Daje się pan wciągnąć w wir drugorzędnych spraw i 

jest w niebezpieczeństwie, bo kto bezwolnie poddaje się rzece, naraża się na utonięcie. Proszę 
obudzić się i uświadomić sobie, czym pan jest. Wie pan o swoim istnieniu, ale nie wie pan jeszcze, 

czym jest. 

R: Dlaczego na świecie jest tak wiele cierpienia? 

M: Odgradzanie się od reszty świata, samolubne skupianie się na sobie ­ oto przyczyna cierpienia. 

4 marca 1972 r. 

Rozmówca: Od wczesnych lat życia prześladuje mnie poczucie braku pełni. Od czasów szkoły do 

uczelni,   do  warsztatu  pracy,  do  małżeństwa,  do  dni  dostatku   ­  zawsze   wyobrażałem  sobie,   że 
następna rzecz da mi z pewnością spokój. Ale spokoju nie zaznałem. To poczucie braku spełnienia 

potęguje się w miarę upływu lat. 

Maharaj: Jak długo istnieje ciało i poczucie jedności z ciałem, nie da się uniknąć frustracji. Tylko 
wtedy, gdy pozna pan siebie jako całkowicie obcego w stosunku do ciała i od niego odmiennego, 

znajdzie pan wytchnienie od splotu lęku i pragnień, który zawsze towarzyszy przekonaniu „jestem 
ciałem". Samo uśmierzanie lęków i zaspokajanie pożądań nie usunie pustki, której próbuje pan się 

pozbyć. Tylko samopoznanie może panu pomóc. Pod słowem „samopoznanie" rozumiem pełną 
wiedzę o tym, czym pan nie jest. Taka wiedza jest osiągalna i jest skończona, natomiast odkrywanie 

background image

tego,   czym   się   jest,   nie   może   mieć   końca.   Im   więcej   się   odkrywa,   tym   więcej   pozostaje   do 
odkrywania. 

R: Aby to osiągnąć, trzeba mieć innych rodziców, inne szkoły, a także żyć w innym społeczeństwie. 

M: Nie może pan zmienić swoich warunków życiowych, ale może pan zmienić swoją postawę. Nie 

trzeba przywiązywać wagi do tego, co nieistotne. Tylko to, co konieczne, jest dobre. Spokój można 
znaleźć tylko w tym, co istotne. 

R: Ja szukani prawdy, a nie spokoju. 

M: Nie może pan ujrzeć prawdy, zanim nie osiągnie pan spokoju. Spokój umysłu ma podstawowe 

znaczenie dla prawidłowego postrzegania, a ono z kolei jest niezbędne dla samorealizacji. 

R: Mam tak wiele do zrobienia. Po prostu nie mogę sobie pozwolić na utrzymanie umysłu w 
spokoju. 

M: To z racji złudzenia, że pan jest sprawcą. W rzeczywistości rzeczy dzieją się wobec pana, a nie 

przez pana. 

R: Jeśli pozwolę, aby rzeczy działy się same przez się, jakże mogę być pewny, że będą one służyć 
moim celom? Jasne jest, że muszę naginać je do moich zamierzeń. 

M: Pańskie pragnienia po prostu zdarzają się w toku ich realizacji, na który nie ma pan żadnego 

wpływu. Może się panu wydawać, że dokłada pan starań, że wytęża siły i walczy. W rzeczywistości 
wszystko po prostu dzieje się, łącznie z wynikami pańskiej pracy. Nic się nie dzieje przez pana czy 

dla pana. Wszystko znajduje się w obrazie, nic w świetle; razem z tym, co pan uważa za własną 
osobę. Pan jest tylko światłem. 

R: Jeśli jestem tylko światłem, jak mogłem zapomnieć o tym? 

M: Pan nie zapomniał. To tylko w obrazie na ekranie pan zapomina, a potem przypomina sobie. Pan 

nigdy nie przestanie być człowiekiem, chociaż we śnie może pan być tygrysem. Podobnie jest pan 
czystym światłem pojawiającym się jako obraz na ekranie i stanowiącym jedność z nim. 

R: Skoro wszystko się dzieje, dlaczego miałbym się czymś przejmować? 

M:   Właśnie!   Wolność   jest   wolnością   od   zmartwień.   Gdy   pan   zda   sobie   sprawę,   że   nie   może 

wpływać na wyniki zdarzeń, przestanie pan zwracać uwagę na swoje pragnienia i niepokoje. Niech 
pan ich nie podtrzymuje swoim zainteresowaniem i uwagą. 

R: Jeśli odwrócę uwagę od tego, co się dzieje, z czego się utrzymam? 

M: To tak, jakby pan pytał: „Co będę robił, gdy przestanę spać?" Niech się pan przekona. Nie 

należy myśleć o tym, co dalej. Zawsze coś się dzieje dalej. Życie ani się zaczyna, ani kończy; 
nieruchome ­ jest w ruchu, chwilowe ­ trwa. Tak jak światła nie można wyczerpać żadną ilością 

wyświetlanych obrazów, tak i życie wypełnia każdy kształt aż do końca, po czym wraca do źródła, 
gdy dany kształt przestaje istnieć. 

R: Jeśli życie jest tak wspaniałe, to jak mogło dojść do powszechnej ignorancji? 

background image

M:   Chce   pan   leczyć   chorobę   bez   uprzedniego   zbadania   pacjenta.   Zanim   pan   będzie   pytał   o 
ignorancję, niech pan najpierw zapyta, kto jest tym ignorantem. Gdy pan stwierdza o sobie, że jest 

ignorantem, chodzi w istocie o to, że ignorancja przesłoniła rzeczywisty stan pańskich myśli i 
uczuć. Jeśli pan jednak zbada, jak one powstają, poświęcając im pełną uwagę, przekona się pan, że 

nie ma niczego takiego jak ignorancja, lecz jest tylko brak uwagi. Niech pan zwróci uwagę na to, co 
pana niepokoi, i to wszystko. Ostatecznie zmartwienie jest bólem psychicznym, a ból jest zawsze 

wezwaniem do uwagi. Z chwilą gdy uwaga się pojawia, wołanie o nią ustaje, a problem ignorancji 
przestaje istnieć. Zamiast oczekiwać odpowiedzi na swoje pytania, niech pan zastanowi się nad tym, 

kto stawia pytanie i dlaczego je stawia. Szybko dojdzie pan do wniosku, że to umysł pobudzany 
przez   lęk   przed   bólem   stawia   pytanie,   zaś   w   lęku   decydującą   rolę   odgrywa   pamięć   oraz 

antycypacja, przeszłość i przyszłość. Uwaga sprowadza człowieka na grunt teraźniejszości, do tego, 
co   dzieje   się   teraz,   a   obecność   teraźniejszości   jest   zawsze   w   zasięgu   ręki,   chociaż   rzadko 

uświadamiana. 

R: Sprowadza pan sadhanę do zwykłej uwagi. Jak to się dzieje, że inni nauczyciele uczą sadhan 
złożonych, trudnych i wymagających dużego nakładu czasu? 

M: Guru uczą zazwyczaj tych sadhan, poprzez które sami osiągnęli swój cel, jakikolwiek byłby to 

cel. Jest to zupełnie naturalne, ponieważ najlepiej znają swoją własną sadhanę. Mnie nauczono 
zwracać uwagę na odczucie „jestem" i przekonałem się o wielkiej skuteczności tej metody. Dlatego 

mogę mówić o niej z całym przekonaniem. Często jednak ludzie przychodzą ze swoim ciałem, 
mózgiem i umysłem w stanie takiego zniszczenia, deprawacji i słabości, że zdobycie się na nie 

uprzedmiotowioną uwagę leży poza ich możliwościami. W takich przypadkach właściwszy byłby 
prosty   dowód   żarliwości.   Powtarzanie   jakiegoś   słowa   oraz   wpatrywanie   się   w   jakiś   obraz 

przygotowuje   ciało   i   umysł   do   głębszego   i   bardziej   bezpośredniego   poszukiwania.   Zresztą, 
żarliwość jest i tak niezbędnym, decydującym czynnikiem. Sadhana jest tylko naczyniem, które 

należy wypełnić aż po brzegi żarliwością, a ta jest niczym innym jak miłością w działaniu. Bo 
niczego nie można dokonać bez miłości. 

R: Kochamy tylko siebie samych. 

M: Gdyby tak było ­ byłoby wspaniale! Kochaj siebie mądrze, a osiągniesz szczyty doskonałości! 

Każdy kocha swoje ciało, ale niewielu kocha swoją rzeczywistą istotę. 

R: Czy moja rzeczywista istota potrzebuje miłości? 

M:   Pańska   rzeczywista   istota   jest   samą   miłością,   a   pańskie   liczne   miłości   są   jej   odbiciem 
odpowiadającym danej sytuacji. 

R: Jesteśmy egoistami. Znamy tylko miłość własną. 

M: Na początek to wystarczy. Niech pan koniecznie życzy sobie dobrze. Niech pan przemyśli, niech 

pan wyczuje, co jest dla pana naprawdę dobre i dąży do tego z całą gorliwością. Bardzo szybko pan 
się przekona, że to, co realne, jest pańskim jedynym dobrem. 

R:   A   jednak   nie   mogę   zrozumieć,   dlaczego   rozmaici   guru   upierają   się   przy   trudnych   i 

skomplikowanych sadhanach. A może mają rację? 

M: Liczy się nie to, co się czyni, ale to, co się osiąga w rezultacie. Ludzie rozpoczynający sadhanę 
są tak zgorączkowani i niespokojni, że aby utrzymać się na tej drodze, muszą być bardzo czynni. 

background image

Absorbująca rutyna jest dla nich bardzo przydatna. Po pewnym czasie uspokajają się i temperują 
swoją aktywność. W ciszy i spokoju zasłona z „ja" opada. To, co z zewnątrz, i wnętrze stają się 

jednym. Prawdziwa sadhana nie wymaga trudu. 

R: Wydaje mi się nieraz, że cała przestrzeń jest moim ciałem. 

M: Człowiek skrępowany złudzeniem „jestem tym ciałem" stanowi tylko punkcik w przestrzeni i 
chwilę w czasie. Gdy kończy się utożsamianie z ciałem, cała przestrzeń i cały czas znajdują się w 

umyśle, który jest tylko małą zmarszczką na powierzchni świadomości. Świadomość zaś jest tylko 
odbiciem   Świadomości   Najwyższej   w   przyrodzie,   substancją   wszystkich   jej   przejawów. 

Świadomość i substancja są czynnym i biernym aspektem Czystego Bytu, który jest w obu tych 
aspektach, a także poza nimi. Przestrzeń i czas są ciałem i umysłem kosmicznego bytu. W moim 

odczuciu, wszystko, co dzieje się w przestrzeni i w czasie, wydarza się mnie; każde doświadczenie 
jest moim doświadczeniem, każdy kształt jest moim kształtem. Co upodobam sobie dla siebie, staje 

się   moim   ciałem,   i   wszystko,   co   przydarza   się   ciału,   przenika   do   umysłu.   Ale   u   podstaw 
wszechświata jest Świadomość Najwyższa ­ poza przestrzenią i poza czasem, tu i teraz. Niech pan 

wie, że to jest pański byt rzeczywisty. I niech pan stosownie do tego działa. 

R: Na ile to, za kogo siebie samego uznam, wpłynie na moje działanie? O czynach i tak decydują 
okoliczności. 

M: Okoliczności i warunki rządzą tymi, którzy nie wiedzą. Kto posiadł wiedzę o rzeczywistości, nie 

jest do niczego zmuszony. Jedynym prawem, któremu jest on posłuszny, jest prawo miłości. 

22 kwietnia 1972 r. 

Rozmówca: We wszystkich prawie krajach świata organa śledcze stosują praktyki, których celem 

jest wymuszenie od badanego zeznań, a gdy trzeba ­ dokonanie zmiany jego osobowości. Stosując 
specjalne środki nacisku, fizyczne i moralne, łamią one osobowość starą, wprowadzając na jej 

miejsce nową. Badany słyszy tyle razy, że jest wrogiem państwa i zdrajcą swego kraju, że wreszcie 
któregoś dnia coś się w nim załamuje i sam zaczyna powtarzać z pełnym przekonaniem, że jest 

zdrajcą,   godnym  pogardy  buntownikiem   zasługującym  na   najstraszniejsze   kary.  Uderzyło   mnie 
podobieństwo tego rodzaju „prania mózgu" do praktyk religijnych i jogicznych. Takie same naciski 

fizyczne i moralne, izolowanie w samotności, ogromne poczucie grzechu, rozpacz i pragnienie 
ratunku   na   drodze   pokuty   i   nawrócenia,   przyswojenie   sobie   nowego   wzoru   własnej   osoby   i 

ucieleśnienie tego wzoru. Takie samo powtarzanie innych treściowo formułek, jak na przykład „Bóg 
jest dobry", „Partia wie najlepiej", „Tylko wiara mnie zbawi". Interesuje mnie, czy w tak zwanych 

jogicznych   lub   religijnych   praktykach   działa   ten   sam   mechanizm.   Zmusza   się   mózg   do 
skoncentrowania się na jakiejś specjalnej idei, z wykluczeniem wszelkiej innej. Koncentrację tę 

wydatnie   się   wzmacnia   rygorystyczną   dyscypliną   i   niełatwymi   do   zniesienia   ograniczeniami. 
Ludzie   płacą   za   to   wysoką   cenę   życia   i   szczęścia,   a   zaś   to,   co   w   zamian   uzyskują,   nabiera 

szczególnej wagi. Takie wyreżyserowane nawracanie, jawne czy ukryte, religijne czy polityczne, 
etyczne czy społeczne, może wydawać się autentyczne i trwałe, a jednak wyczuwa się w nim coś 

sztucznego. 

Maharaj: Ma pan całkowitą rację. Przy tego rodzaju postępowaniu umysł ulega wypaczeniu i popada 
w bezwład. Jego stan można łatwo przewidzieć: każde poczynanie prowadzi do większego jeszcze 

zniewolenia. 

background image

R: Dlaczego więc zaleca się sadhanę? 

M: Dopóki człowiek nie uczyni największego wysiłku, nie może się przekonać, że wysiłek do 
niczego nie prowadzi. Jaźń tak wierzy w siebie, że nie skapituluje, dopóki nie dozna całkowitej 

porażki. Samo werbalne uznanie nie wystarcza. Tylko oczywiste fakty mogą wykazać absolutną 
nicość własnego wyobrażenia o sobie. 

R: „Pranie mózgu" doprowadza mnie do obłędu, a guru doprowadza mnie do zdrowia. W obu 

przypadkach działanie jest podobne, ale motywy i cele są całkowicie różne. Podobieństwo jest tylko 
werbalne. 

M: Wzywanie lub zmuszanie do cierpienia ma w sobie coś z okrucieństwa i przemocy, a owoc 

przemocy nie może być słodki. Są w życiu sytuacje przykre, których nie można uniknąć i na które 
człowiek   musi   być   przygotowany.   Zdarzają   się   też   sytuacje   ohydne,   które   człowiek   stwarza 

rozmyślnie lub przez zaniedbanie; na nich trzeba się uczyć sztuki niepowtarzania tych samych 
błędów. 

R: Musimy cierpieć, aby uczyć się przezwyciężać ból. 

M: Ból jest bólem i trzeba go znieść. Nie ma niczego takiego jak przezwyciężanie bólu i nie jest do 

tego potrzebna zaprawa. Przygotowywanie się na przyszłość, wyrabianie w sobie odpowiednich 
postaw, jest oznaką lęku. 

R: Gdy umiem poradzić sobie z cierpieniem, jestem od niego wolny, nie boję się go i dlatego jestem 

szczęśliwy. Podobnie jest z więźniem, który akceptuje nałożoną na siebie karę jako sprawiedliwą i 
nie buntuje się przeciwko więzieniu i państwu. Wszystkie religie nie robią nic innego, tylko głoszą 

pogodzenie się z losem i kapitulację. Wzbudza się w nas poczucie winy i odpowiedzialności za 
wszelkie zło na świecie i wmawia się nam, że jesteśmy jedyną jego przyczyną. Mój problem jest 

następujący: nie umiem dopatrzeć się większej różnicy pomiędzy „praniem mózgu" a sadhaną, z 
takim wyjątkiem, że w przypadku sadhany człowiek nie spotyka się z fizyczną przemocą. Natomiast 

czynnik nacisku poprzez sugestię występuje w obu przypadkach. 

M: Sam pan stwierdził, że podobieństwa są powierzchowne. Niepotrzebnie pan się przy nich upiera. 

R: Proszę pana, podobieństwa nie są powierzchowne. Człowiek to istota bardzo złożona. Może być 
jednocześnie oskarżycielem i oskarżonym, sędzią, strażnikiem i katem. Niewiele jest dobrowolności 

w „dobrowolnej" sadhanie. Człowiek sterowany jest przez siły leżące poza zasięgiem jego wiedzy i 
kontroli   Mój   wpływ   na   przemianę   psychiczną   jest   równie   mały   jak   m   fizyczną,   z   wyjątkiem 

długiego   i   przykrego   wysiłku,   jakim   jest   joga.   Chodzi   mi   o   to:   czy   pan   zgadza   się   z   moim 
stwierdzeniem, że joga stosuje przemoc? 

M:   Zgadzam   się,   że   joga   oznacza   przemoc.   Ale   ja   z   kolei   nigdy   nie   jestem   za   stosowaniem 

przemocy.   Moja   droga   jest   całkowicie   pozbawiona   gwałtu.   To   właśnie   chcę   stwierdzić:   jest 
pozbawiona gwałtu. Niech pan sam wykryje, jaka jest. Ja mówię tylko: pozbawiona jest gwałtu. 

R: Nie nadużywam słów. Gdy jakiś guru każe mi medytować przez szesnaście godzin na dobę do 

końca mego życia, nie mogę tego czynić bez zadawania sobie najcięższego gwałtu. Czy taki guru 
ma rację, czy nie? 

M: To nie nauczyciel stosuje przemoc lecz umysł, który ponadto boi się swojej własnej przemocy. 

background image

Wszystko, co bierze się z umysłu, jest względne. Byłoby błędem czynić z tego absolut. 

R: Jeśli pozostanę bierny, nic nie ulegnie zmianie. Jeśli będę aktywny, muszę stosować przemoc. Co 
można uczynić, aby nie być biernym ani gwałtownym? 

M: Istnieje oczywiście droga ani gwałtowna, ani niegwałtowna, a jednak wysoce skuteczna. Niech 

pan spojrzy na siebie samego, niech pan zobaczy, jaki pan jest i takiego siebie zaakceptuje, a potem 
zgłębi, czym pan jest. Gwałt i jego przeciwieństwo określają pańską postawę wobec innych. Jaźń w 

stosunku do siebie samej nie jest gwałtowna ani niegwałtowna, nie jest świadoma siebie samej ani 
nieświadoma. Jeśli siebie zna, wszystko, co uczyni, będzie właściwe, jeśli siebie nie zna, wszystko, 

co uczyni, będzie niewłaściwe. 

R: Co pan ma na myśli mówiąc: „znam siebie takiego, jakim jestem"? 

M: Jestem poza umysłem. Formuła „jestem" nie jest myślą w umyśle. To umysł mi się zdarzył, a nie 
ja umysłowi. A ponieważ czas i przestrzeń są w umyśle, ja istnieję poza czasem i przestrzenią ­ 

wieczny i wszechobecny. 

R: Czy pan to mówi poważnie? Czy pan naprawdę uważa, że istnieje wszędzie i we wszystkich 
czasach? 

M: Tak. Jest to dla mnie tak oczywiste, jak dla pana jest oczywista swoboda poruszania się. Niech 

pan wyobrazi sobie drzewo pytające małpę: „Czy naprawdę sądzisz, że możesz poruszać się z 
miejsca na miejsce?" A małpa odpowiada: „Tak właśnie sądzę". 

R: Czy jest pan także wolny od związków przyczynowych? Czy może pan czynić cuda? 

M: Sam świat jest cudem. Jestem poza cudami ­ w pełni normalny. U mnie wszystko zdarza się tak, 

jak   powinno   się   zdarzać.   Nie   mieszam   się   do   dzieła   stworzenia.   Po   co   mi   drobne   cuda,   gdy 
największy z cudów dzieje się na moich oczach przez cały czas? Cokolwiek człowiek widzi, widzi 

swą własną istotę. Niech pan przeniknie głębiej siebie samego i tam szuka. W odkrywaniu siebie 
nie ma żadnego przymusu. Niszczenie tego, co fałszywe, nie jest gwałtem. 

R: Gdy badam siebie samego lub zagłębiam się w sobie z myślą, że będzie to dla mnie korzystne z 

tego czy innego powodu to i tak uchylam się od tego, czym jestem. 

M:   Słusznie.   Prawdziwe   badanie   skierowane   jest   zawsze   ku   czemuś,   a   nie   od   czegoś.   Gdy 
zastanawiamy się, jak coś zdobyć lub jak czegoś uniknąć, nie przeprowadzamy wcale badania. Aby 

jakąś rzecz poznać, trzeba ją w pełni zaakceptować. 

R: Tak. Aby poznać Boga, muszę zaakceptować Boga. Jakie to straszne! 

M:   Zanim   zaakceptuje   pan   Boga,   musi   pan   zaakceptować   siebie   samego,   a   to   jest   jeszcze 
straszniejsze.   Pierwsze   kroki   w   samoakceptacji   nie   są   bynajmniej   przyjemne,   bo   to,   co   się 

spostrzega, nie jest miłym obrazem. Trzeba wielkiej odwagi, aby pójść dalej. Jedyne, co pomaga, to 
spokój. Niech pan popatrzy na siebie w zupełnym spokoju i nie próbuje siebie oceniać. Gdy pan 

spojrzy na osobę, o której pan sądził że jest panem, pamiętając, że nie jest pan tym, co pan widzi, to 
podstawowe pytanie w procesie samopoznania będzie brzmiało "Nie jestem tym ­ czym zatem 

jestem?" Nie ma innych dróg wyzwolenia, wszystkie inne zawodzą. Niech pan śmiało od rzuci 
wszystko,   czym   pan   nie   jest,   a   wtedy   prawdziwe   "ja"   wyłoni   się   w   pełnej   chwały   pustce,   w 

background image

bezrzeczowości. 

R:   Świat   przechodzi   gwałtowne   przemiany.   Widać   to   szczegół   nie   wyraźnie   w   Stanach 
Zjednoczonych, ale i w wielu innych krajach dzieje się to samo. Wzrost zbrodni ­ z jednej stron) a z 

drugiej ­ coraz więcej prawdziwej świętości. Powstają wspólnoty, a niektóre z nich odznaczają się 
wysokim   poziomem   integracji   i   dyscypliny.   Wygląda   to   tak,   jakby   zło   samo   się   niszczyło   za 

pomocą swych własnych sukcesów, jak ogień pochłaniający swoje paliwo, podczas gdy dobro, jak 
życie, się utrwala. 

M: Jak długo dzieli pan zjawiska na dobre i złe, może pan mieć rację. W rzeczywistości dobro staje 

się złem, a zło ­ dobrem, dzięki temu, że się uzupełniają. 

R: A miłość? 

M: Gdy miłość przeradza się w żądzę, prowadzi do zguby. 

R: Czym jest żądza? 

M: Pamiętanie ­ wyobrażanie sobie ­ antycypacja. Jest ona zmysłowa, jest swego rodzaju nałogiem. 

R: Czy wstrzemięźliwość (brahmaczarja) jest również w jodze potrzebna? 

M: Życie oparte na przymusie i dławieniu uczuć nie jest zgodne z jogą. Pragnienia winny być 
swobodne, a umysł wolny od pamięci. Osiąga się to drogą zrozumienia, a nie przez postanowienie, 

które jest tylko inną formą pamiętania. Umysł rozumiejący jest wolny od pragnień i obaw. Kiedy 
one się pojawiają, trzeba je zrozumieć, a nie dławić i zmieniać. 

R: Jak mogę dojść do zrozumienia? 

M: Dzięki medytacji. A medytacja to wzmożenie uwagi. Trzeba być w pełni świadomym swego 

problemu, przyjrzeć mu się ze wszystkich stron, zaobserwować, jak on wpływa na życie. A potem 
przestać się nim zajmować. Nic więcej nie może pan zrobić. 

R: Czy to uczyni mnie wolnym? 

M: Będzie pan wolny od tego, co pan zrozumiał. Na pojawianie się zewnętrznych oznak wolności 

trzeba   będzie   jeszcze   zaczekać,   ale   zmiany   w   panu   już   zaszły.   Niech   pan   nie   spodziewa   się 
doskonałości. Nie ma doskonałości w świecie zjawisk. Detale muszą się dotrzeć. Żaden problem nie 

jest rozwiązany bez reszty, ale może pan wznieść się na poziom, na którym problemy tracą swe 
znaczenie. 


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nisargadatta Maharaj Rozmowy z medrcem
Nisargadatta Maharaj Rozmowy z medrcem
Maharaj N. - Rozmowy z medrcem, parapsychologia
Nisargadatta Maharaj Rozmowy z mistrzem
Maharaj Nisargadatta Rozmowy z Mędrcem
Excerpts from Sri Nisargadatta Maharaj's I AM THAT
Nisargadatta Maharaj ISTNIEJESZ BĄDŹ
Nisargatta Maharaj Istniejesz badz
Rozmowy z Mędrcem
Nisargadatta Maharaj x
Nisargadatta Maharaj Pragnienie vs oderwanie i beznamiętność (wypisy z I am That)
Rozmowa kwalifikacyjna 2
JavaScript Rozmowki jscroz
Kurs PONS Rozmowki ilustr niem demo

więcej podobnych podstron