background image

BENTE PEDERSEN

PODCIĘTE SKRZYDŁA

background image

PROLOG

- Mikkal! Mikkal! Śpisz? - Sigga lekko szturchnęła mężczyznę, który pociemniałym 

wzrokiem wpatrywał się w żar paleniska. To niepogoda działała na niego przygnębiająco, ale są 

przecież jakieś granice złego humoru.

Zareagował, kiedy podsunęła mu pod nos to, co znalazła w skórzanym woreczku.

Ze zwinnością gronostaja wyrwał jej z ręki kościanego ptaszka i czule pogładził go 

silnymi palcami. Sigga zacisnęła zęby. Ile minęło już czasu od chwili, kiedy ją tak pieścił? Dwa 

miesiące? Trzy? To ostatnie było bliższe prawdy.

- Znalazłam go - powiedziała na swój zwykły miękki sposób. - Ailo mógłby się nim 

bawić.

-   Trzymaj   się   z  dala  od   moich   rzeczy   -   warknął.   Cofnęła   się.   Kiedy   był   w  takim 

nastroju, musiała postępować roztropnie. Powinna pójść do Ravny i poprosić ją, by przemówiła 

do rozsądku swemu upartemu i kapryśnemu synowi. Sigga nie miała przystępu do jego serca.

Uniosła kołyskę z dzieckiem i wyszła z namiotu. Nawet tego nie zauważył.

Mikkal   wpatrywał   się   w  ptaszka,   czubkami   palców   dotykał   chłodnej   gładzi   kostki, 

delikatnie pieścił skrzydełka, tułów - skarb, który utracił.

Jak dawno temu? Raija miała wtedy trzynaście lat i była jak pączek kwiatu, który 

właśnie się otwiera. Minęły cztery lata. Tylko cztery, choć jemu zdały się całym życiem.

Mikkal wciąż pamiętał tamten ciepły czerwcowy dzień. Samotnie doglądał reniferów na 

płaskowyżu, tylko komary dotrzymywały mu towarzystwa. Z nudów zaczął dłubać nożem w 

kawałku kości i zrobił dla Raiji coś pięknego. Coś, co mówiło wiele, nie mówiąc wszystkiego. 

Wtedy był jej starszym bratem...

Mikkal uśmiechnął się gorzko do kościanego kruka. Nigdy go nie dostała. Renifery 

rozpierzchły się, z wielkim trudem zdołał je zatrzymać i skupić na powrót w stado.

Raija cięła turzycę w pobliżu i przybiegła na pogawędkę. Mała kobietka, jakże wydała 

się mu zachwycająca. Dała prawdziwy spektakl zazdrości, sądząc, że rzeźbi coś dla Siggi. 

Mikkal roześmiał się cicho na samo wspomnienie. Pamiętał też, jak spontanicznie objęła go, 

zrozumiawszy, że podarunek jest dla niej.

Cztery lata. I wciąż czuł zapach wrzosu, widział szeroki, letni nieboskłon, widział ją. 

Chociaż... Obraz Raiji z tamtych dni na płaskowyżu pod fińską granicą zatarł mu się w pamięci. 

Oczami duszy widział tę inną Raiję, dorosłą, sprzed dwóch lat. Tę, która powiedziała, że go 

kocha. Ich losy nigdy się nie splotły, jedynie skrzyżowały, a potem każde znów poszło własną 

drogą.

background image

Nie byli sobie pisani. Ani teraz, ani przedtem. Powinien właściwie być wdzięczny za te 

krótkie chwile, które spędzili razem. Żadne z nich nie mogło prosić o więcej. Mikkal wciąż 

jednak tęsknił i tęsknota doprowadzała go na skraj obłędu. Relacja Aslaka z wizyty u Raiji 

przygnębiła go na długie tygodnie. Nie uwierzył w nią, nie wierzył słowom Aslaka. Raija 

należała przecież do niego, nie mogła być szczęśliwa z kimś innym. Szwagier musiał się mylić, 

upierał się jednak przy swoim. Twierdził, że Raija jest piękniejsza niż kiedykolwiek, jaśnieje 

jakimś wewnętrznym blaskiem. Szczęśliwa i brzemienna. Raija urodziła dziecko w tym samym 

czasie co Sigga. Czy i w tym objawia się ironia losu?

Myśl, że Raija została matką, odebrała Mikkalowi radość z syna. To Sigga zajęła się 

małym, to ona nadała mu imię Ailo. To ona wreszcie przelała na dziecko całą swą miłość. 

Mikkal spoglądał na nie z rzadka, nie zdołało wzbudzić w nim gorących ojcowskich uczuć.

Ailo zapewne nie różnił się od innych dzieci. I był jego synem, co do tego Mikkal nie 

miał żadnych wątpliwości. Powinien szaleć ze szczęścia. Powinien... Byłby szczęśliwy, gdyby 

inna kobieta urodziła mu chłopca.

Po co zaprzątać sobie tym myśli? To nie ma sensu. Raija Alatalo z rozległej fińskiej 

doliny wzdłuż rzeki Torne i Mikkal syn Pehra z zalanych światłem płaskowyżów północnej 

Norwegii daremnie wpatrywali się w gwiazdy.

Raija była córką zubożałego, dumnego chłopa Erkkiego Alatalo. Lata nieurodzaju i 

zawieruchy wojennej zmusiły go do wysłania ukochanej najstarszej córki na północ, do krainy 

zwanej Ruiją. Powierzył ją pieczy Lapończyka Pehra, ojca Mikkala.

Wtedy po raz pierwszy Mikkal ujrzał dziewczynkę o czarnych lokach tańczących na 

bezlitosnym wietrze. Od tamtej chwili ich losy splotły się ze sobą.

Raija   została   jego   Małym   Krukiem   i   młodszą   siostrą.   Pehr   i   Ravna   przyjęli   ją   do 

rodziny. Zostałoby tak do dziś, gdyby uczucia Mikkala nie przekroczyły granic braterskiego 

przywiązania.

Dostrzegł to ojciec i odprawił dziewczynę.

Dwa lata Mikkal żył marzeniami o pewnym dziecku. Ujrzał je znów, kiedy pojechał w 

konkury do Siggi. Ponowne spotkanie z Raiją przesłoniło mu cały świat i kazało zapomnieć o 

celu wyprawy. Raija nie była już dzieckiem, stała się ponętną kobietą. Na jej widok krew 

zagotowała mu się w żyłach, a rozsądek wyparował jak rosa o poranku.

Tamtej nocy spędził w jej ramionach kilka upojnych godzin. Ich ciasno splecione ciała 

przemawiały do siebie językiem miłości, w gorzkim przekonaniu, że odnalazły się zbyt późno.

Ostatnie dwa lata Mikkal żył wspomnieniami tamtej nocy. Zaklął cicho i zacisnął zęby. 

Napięta skóra wokół ust pobladła, nozdrza drżały jak u rannego zwierzęcia.

background image

Pamiętał dobrze, kto wtedy odwoływał się do szlachetności, kto mówił, że nie powinni 

się spotykać. Pamiętał dobrze, kto perorował o rozsądku, o potrzebie darzenia miłością tych, 

którzy   ich   kochali.   Mikkal   miał   dobrą   pamięć   i   przeklinał   sam   siebie   za   słowa,   które 

wypowiedział.

Błagała  go, by został, a on mówił  o obowiązkach. Sam pchnął ją w ramiona tego 

jasnowłosego, słabowitego chłopca z Lyngen. Prosił ją, by uczyniła go szczęśliwym.

Słowa Aslaka powiedziały mu, że Raija potraktowała jego prośbę dosłownie. Zrobiła 

nawet więcej, znalazła szczęście u boku syna rybaka.

Mikkal nie mógł tego pojąć, zżerała go zazdrość. Sam ożenił się z dziewczyną, która 

cały czas była mu pisana. Mądrą i piękną Siggą, która znała swoje miejsce. Dbała o dom, 

kochała go, zawsze go kochała. Dała mu syna, spełniała wszystkie małżeńskie powinności.

Ale Mikkal nie osiągnął pełni szczęścia. Raija Alatalo nazywała się teraz Elvejord. Nie 

pojmował, dlaczego było jej z tym dobrze, uznał, że zbrukała to, co ich niegdyś łączyło. On 

cierpiał. Jakże więc Raija mogła czuć się inaczej?

Może   dlatego,   że   tkwiło   w   niej   coś,   co   dostrzegł   dawno   temu   -   prawdziwa   wola 

przetrwania. Raiji Alatalo nie sposób złamać.

Mały Kruk przypominał jeden z tych upartych kwiatków, które czepiają się nagiej skały 

i kwitną rok po roku. Raija... Mikkal zagłębił się w marzenie, w pustkę, od której nie mógł, nie 

chciał uciec. Miał dwadzieścia trzy lata, a czul, jakby przeżył dwa razy tyle. Znał Raiję od 

dziewięciu lat i przez cały ten czas była jego błogosławieństwem i jego przekleństwem.

Czy mieli się jeszcze kiedyś spotkać? Bezwiednie pogładził ptaszka, w kąciku warg 

igrał mu uśmiech. Jego twarz wokół oczu i ust pokryła się siecią drobnych zmarszczek. Trudne 

życie wyciskało bezlitosne piętno na twarzach synów płaskowyżu.

Sam musiał zdecydować, czy się jeszcze spotkają, był tego świadom. Dotąd trzymał się 

z dala od Lyngen, bogowie jedynie wiedzieli, jakim kosztem. Miał tyle okazji, tysiące dobrych 

wymówek,   ale   się   powstrzymywał.   Może   teraz   ptaszek   dawał   mu   znak?   Może   Raija   go 

potrzebowała?

Pobożne   życzenia.   Sigga   znalazła   figurkę   przypadkiem   i   chciała   dać   ją   synowi   do 

zabawy. Mikkal spojrzał na ptaszka. Kość całkiem już pożółkła. Rzeźba była niezdarna, wtedy 

niezbyt sprawnie posługiwał się nożem. Teraz, po latach ćwiczeń, mógłby stworzyć dzieło 

warte Raiji.

Sigga  miała rację.  Ailo  powinien  dostać  ptaszka,  ściskać go  w  małych  paluszkach, 

znajdować radość w zabawie. Po co chować skarby dla kogoś, kto nie może ich przyjąć? 

Zresztą Mikkal ofiarował Raiji rzeczy najcenniejsze: swą miłość - i broszkę babki.

background image

Dał jej też dar znacznie hojniejszy, sam o tym nie wiedząc. Raija przysięgła sobie, że 

nigdy mu o nim nie powie, a Raija Alatalo zawsze dotrzymywała słowa.

Mikkal znalazł żonę i syna u swojej matki. Nie zdziwił się, Ravna potrafiła godzić 

zwaśnionych małżonków. Stawała pomiędzy nimi z dobrą radą, otwierała im oczy. Kochała ich, 

a w samotności roniła nad nimi łzy.

Rzucił ptaszka na kolana Siggi tak, jakby nic dla niego nie był wart.

- Daj go chłopcu - powiedział.

- Sądziłam, że to jeden z twoich tajemniczych skarbów - zdobyła się na odwagę Sigga. 

Wiedziała, że w obecności matki Mikkal powściągnie język.

- To jedynie pamiątka z dzieciństwa.

Sigga złapała ptaszka w dwa palce, jakby figurka napawała ją obrzydzeniem.

- Jeśli to pamiątka po... niej, to Ailo jej nie dostanie! - rzuciła zapalczywie.

- To ptaszek, Siggo, ptaszek z kości. Chcesz go użyć jako oręża przeciwko mnie?

- Kruk? - drażniła go z ogniem w oczach.

- Ptak. - Mikkal machnął rękoma z rezygnacją. - Wrona. Kruk. Nazwij go, jak chcesz, 

dla mnie to po prostu ptaszek!

- Dorośli, a zachowują się jak dzieci! - westchnęła Ravna. - Uważajcie, by Pehr was nie 

posłyszał.

Ukradkiem spojrzała na figurkę, dzieło Mikkala sprzed czterech lat.

- To ptaszek - zdecydowała. - Wygląda zresztą na mewę, w życiu nie widziałam białego 

kruka. Skąd ci coś podobnego przyszło do głowy, Siggo?

Sigga zacisnęła usta. Ravna wzięła stronę Mikkala - i Raiji. Nic dziwnego, zawsze czuła 

słabość do tej małej Finki.

Sigga   była   zbyt   mądra,   by   sprzeciwić   się   teściowej.   Z   westchnieniem   rezygnacji 

wcisnęła ptaszka w dłonie synka. Mały zamruczał z zadowoleniem.

Czy Ailo miał się znaleźć pod działaniem tego samego czaru, który opętał Mikkala? Złe 

przeczucie ścięło jej krew w żyłach.

Był rok 1727.

Fryderyk IV wciąż zasiadał na tronie Danii i Norwegii. W siedem lat po zakończeniu 

wojny północnej połączone królestwa trzymały się z dala od kłótni wielkich mocarstw. Tak 

było   korzystniej   dla   państwa   i   dla   poddanych,   kasa   królewska,   dotąd   świecąca   pustkami, 

zapełniała się dzięki handlowi z wojującymi stronami. U progu absolutyzmu zubożała północna 

monarchia potrzebowała pieniędzy.

Finnmark.

background image

Na   dworze   kopenhaskim   traktowano   tę   północną   część   ponad   miarę   rozciągniętej 

Norwegii jak prowincję w prowincji, jak kolonię, na równi z Grenlandią, Islandią i Wyspami 

Owczymi.

Finnmark.

Trzy  państwa rościły sobie  prawo do  obszarów dalekiej  północy:  Dania,  Szwecja i 

Rosja. Na rozległych terenach Finnmarku ścierały się interesy kilku mocarstw, każde z nich 

wysyłało tam swoich poborców podatkowych.

Granice Finnmarku były płynne. Sąsiedzi, każdy na swój sposób, usiłowali zaznaczyć tu 

własny   wpływ.   Szwedzi   zbudowali   kościoły   w   Kautokeino   i   Utsjok.   Nie   mieli   zamiaru 

dobrowolnie zrzec się praw do tych ziem.

Królestwo Danii i Norwegii starało się zasiedlać nadmorskie tereny odległej północy i 

bezkresne   obszary   płaskowyżu   Norwegami.   W   dobrych   domach   Bergen   i   Trondheim 

namawiano służbę, by jako pionierzy ruszała do Finnmarku.

To samo czyniono z obywatelami gorszej kategorii. Czyszczono południowe krańce 

monarchii z przestępców i wolnych ptaków. Z żelazną konsekwencją wysyłano ich na północ, 

motywując to postępowanie dobrem państwa i, obłudnie, wspaniałomyślnością.

Lapończycy,   pradawni   mieszkańcy   północy,   nie   zdobyli   zaufania   królewskiej 

Kopenhagi, traktowano ich jak dziwaczny, egzotyczny lud, któremu nie przysługuje miano 

godnych zaufania obywateli. Stołeczni mędrcy nie wiedzieli prawie nic o tych dzieciach natury 

i pomijali je w swoich rachubach.

Lapończycy byli ludem koczowniczym, a dwór królewski pragnął, by tę odległą krainę 

zasiedlili ludzie pracowici i obeznani z rolą.

Lata   dwudzieste   XVIII   wieku   przyniosły   pozytywne   zmiany.   Po   latach   upadku 

prowincja Finnmark odradzała się jak Feniks z popiołów.

Ludziom żyło się lepiej, klimat ocieplał się. Od najzimniejszego roku 1720 temperatury 

stale rosły. Odebrano to jako znak, zapowiedź pomyślności.

Zlikwidowano monopole, wprowadzono zasadę wolnego handlu. Choć miasta Bergen i 

Trondheim odmówiły wjazdu cudzoziemcom i same podzieliły się wpływami z handlu, to i tak 

ludzie dalekiej północy odczuli poprawę swego losu.

Ożywiły się kontakty ze światem. W Finnmarku pojawili się podróżnicy, ze wschodu 

nadciągnęli pierwsi kupcy rosyjscy.

Finnmark  zasiedlały  dwa ludy,  Norwegowie  i  Lapończycy;  z południa,  z Finlandii, 

przybywali   przedstawiciele   trzeciego   narodu.   Uciekając   od   wojny,   głodu   i   nieurodzaju,   w 

poszukiwaniu lepszego życia docierali aż do północnych fiordów. W roku 1727 przybyszów 

background image

było wciąż niewielu, pojawiali się pojedynczo lub w nielicznych grupkach. Obsiedli brzegi 

fiordu Lyngen lub wędrowali jeszcze dalej, aż do Alty.

Byli to dobrzy, pracowici chłopi z rolniczych obszarów Finlandii. Z różnych powodów 

nie widzieli dla siebie przyszłości w ojczyźnie, a Ruija, nadmorska kraina, jawiła im się rajem 

na ziemi. Byli, rzecz jasna, pośród nich także ludzie pośledniejszego autoramentu.

We wsiach Tornedalen mówiono, iż jeśli ktoś bez powodzenia próbował odmienić swój 

los, zostawało mu jedno wyjście: podróż do Ruiji. Czasami w drogę wyruszały dzieci, wysyłane 

w   nieznane   przez   nieszczęśliwych   rodziców.   Może   w   obcej   krainie   czekał   je   lepszy   los? 

Powierzano  je  opiece   wędrownych   Lapończyków,   którzy  u  kresu  drogi   sprzedawali  dzieci 

miejscowym rodzinom. Trudno ten proceder określić inaczej niż jako handel żywym towarem.

W   Ruiji   czekała   dzieci   niejasna   przyszłość.   Dla   niektórych   rodzin   były   z   dawna 

oczekiwanymi potomkami, dla innych jedynie tanią siłą roboczą. Jeden los niepodobny do 

drugiego.

Pośród wielu dzieci, które w ten sposób znalazły się w Ruiji, była Raija. Mały Kruk 

Mikkala.

background image

1

Raija   skończyła   siedemnaście   wiosen,   od   dwóch   lat   była   żoną   Karla,   zaledwie 

dziewiętnastolatka. Trzeci członek rodziny, Maria, przez wszystkich zwana Mają, niespełna 

roczne dziecko, właśnie zaczęło stawać na nóżki. Ciekawe świata kręciło się wokół i nie raz 

rodzice musieli ratować je z opresji.

Niedługo Raija miała zostać sama z córką. Jak większość mieszkańców nadbrzeżnych 

okolic   fiordu   Lyngen   rodzina   Elvejordow   prowadziła   niewielkie   gospodarstwo   i   żyła   z 

rybołówstwa. Raija doglądała zwierząt i uprawiała niewielki spłachetek ziemi, Karl miał za so-

bą kilka sezonów spędzonych na morzu. Zeszłej zimy był na Lofotach, a teraz zbliżał się 

kolejny okres połowów. Każdy, kto pragnął zapewnić rodzinie strawę i odzienie, musiał myśleć 

o wyprawie. Karl ruszał na północ, na łowiska położone u wybrzeży Finnmarku.

Raija   była   żoną   rybaka   i   do   niej   należało   dbanie   o   ekwipunek   męża.   Czekało   ją 

mnóstwo   obowiązków,   zbyt   wiele   dla   dziewczyny,   która   najchętniej   spędzałaby   dni   na 

marzeniach. Lecz  Raija Elvejord od dawna już nie oddawała się marzeniom. Biedne żony 

rybaków wypełniały całe dnie znojną pracą.

Kiedy  Karl  wyruszy na  wyprawę,  zostanie  sama.  Reijo,  najlepszy przyjaciel  Karla, 

wyprawił się wcześniej z inną załogą na te same łowiska Finnmarku.

W przeciwieństwie do Karla Reijo dawno już porzucił mrzonki o złożach złota w górach 

otaczających fiord Lyngen.

Reijo i jego ojciec, Antti Kesaniemi, byli oprócz teścia Kristiana jedynymi przyjaciółmi 

Raiji w tej nadmorskiej osadzie. Matka Karla, Marta, zachorowała i zmarła poprzedniej zimy.

Kristian również ruszał na morze. Tylko Antti zostawał w domu.

Raija uważała, że czynił tak ze względu na nią, choć Antti gorąco zaprzeczał. Na swój 

sposób był jej ojcem, którego tak potrzebowała - ten godny zaufania Kwen z domku na cyplu 

zawsze spieszył jej z pomocą. Raija nie bała się ciężkiej pracy i była gotowa zrobić wiele dla 

ludzi, których darzyła sympatią. Wrogom nie pobłażała, nie leżało to w jej naturze.

Ludziom,   których   kochała,   poświęcała   wszystkie   siły.   Tej   wiosny   przygotowała 

ekwipunek dla męża, ale nie zapomniała o teściu i Reijo. Raija dbała o swoich. Szycie nie było 

jej mocną stroną, ale zdołała zapewnić wszystkim trzem mężczyznom ciepłe odzienie. Tylko 

ona wiedziała, ile bezsennych nocy spędziła na tym zajęciu.

Zbliżał się czas wypłynięcia, więc Raija piekła od rana do wieczora. Zapasy cennej 

mąki kurczyły się w oczach, ale Raija uznała, że da sobie radę. Zdarzało się latem, iż do Lyngen 

docierał   ten  czy ów  kupiec  znad  Zatoki  Botnickiej,  często poza  wyznaczonymi  terminami 

background image

targowisk. Da sobie radę. Jak wróci Karl, wszystko znów będzie po staremu.

Trzej mężczyźni dostaną na podróż wystarczający zapas chleba i sucharów. Nikt nie 

zarzuci jej, że lekko traktuje obowiązki. Żaden z nich nie zazna głodu na łowiskach.

Karl oczekiwał wyprawy z niechęcią. Nosił w sobie przekonanie, że nie urodził się do 

zawodu rybaka. Miał tysiące planów i jedno wielkie marzenie, nie dość jednak czasu, by je 

spełnić.

Życie   dziewiętnastolatka   układało   się   w   jednostajny   ciąg   obowiązków.   Jako   ojciec 

rodziny musiał przede wszystkim dbać o żonę i dziecko. Walka o chleb codzienny trwała 

okrągły rok. Na marzenia zostawało niewiele czasu.

Wciąż natykał się na przeszkody, które skazywały go na ten sam los, jakby na zawsze 

już miał pozostać zgarbionym od pracy rybakiem.

Trzeba odwagi, by się przeciwstawić przeznaczeniu. Znacznie więcej odwagi, niż Karl 

Elvejord był w stanie z siebie wykrzesać. Kiedy już jednak minie czas połowów... jesienią, 

wtedy porozmawia z Raiją...

Najtrudniejsza jest zawsze ostatnia noc. Dla tego, kto rusza w drogę, i dla tej, która 

zostaje z brzemieniem odpowiedzialności za dom, inwentarz i rodzinę.

- Może nie powinienem wypłynąć - szepnął Karl ze wzrokiem utkwionym w powałę. I 

on, i Raija wiedzieli, że nie ma wyboru. - Tylu podłych ludzi się tu kręci. Zostaniesz sama z 

Mają, wszystko się może zdarzyć...

Raija roześmiała się.

- Kalle, Kalle - rzekła pieszczotliwie - nie ty jeden ruszasz w drogę. Zostają kobiety, 

dzieci i starcy. Dam sobie radę. Jeśli ktoś zechce mi się naprzykrzać, będę mruczeć pod nosem 

zaklęcia. Jak wrócisz, dowiesz się, że masz czarownicę za żonę...

- Nie igraj z ogniem, Raiju - wzdrygnął się. - Czarownice się pali...

Jego   uwaga   wydała   się   Raiji   niezwykle   zabawna.   Dziewczyna   miała   szczególne 

poczucie humoru.

- Nic mi się nie stanie - zapewniła męża z młodzieńczą pewnością siebie. - Antti będzie 

mnie odwiedzał, założę się, że kilka razy dziennie, tak niby przypadkiem. Co może mi grozić?

Karl nie odpowiedział, ale pomyślał o czymś bardzo konkretnym. Kiedy wyjeżdżał z 

domu, zawsze prześladowały go te same natrętne myśli.

Najgorsze mówiły mu, że Raija go opuściła. Na Lofotach zlany potem budził się z 

koszmaru, w którym widział opustoszałe domostwo.

Raija nigdy nie zrobi tego z własnej woli. Nie dlatego, że brak jej odwagi, raczej z 

nadmiaru lojalności. Karl wiedział jednak, że jej lojalność kończy się tam, gdzie zaczynają 

background image

uczucia.

Istniał jeden człowiek, dla którego Raija rzuciłaby wszystko. Człowiek, który mógł 

urzeczywistnić koszmary Karla.

Minęły dwa lata, odkąd widzieli go po raz ostatni, i zapewne sporo jeszcze upłynie 

wody w strumieniu, zanim ujrzą go ponownie. Mimo to Karl nie wątpił, że tamten w końcu się 

pojawi. Nikt, kto darzy Raiję uczuciem, nie oprze się pokusie. A jego rywal kochał Raiję. Tego 

właśnie   Karl   Elvejord   obawiał   się   najbardziej   -   że   tamten   zjawi   się   w   Lyngen   pod   jego 

nieobecność.

-   Masz   szczęście,   że   możesz   się   stąd   wyrwać.   -   W  głosie   Raiji   pojawiła   się   nuta 

rozmarzenia.

Strach złapał Karla za gardło.

- Więc tęsknisz? Chcesz wyjechać? Dokąd? - W tych urywanych słowach zawarł cały 

swój niepokój.

- Nie mogę przecież ruszyć z wami na połów. Komu potrzebna kobieta na łodzi? - 

roześmiała się głośno.

- Gdybyś jednak mogła wyjechać - drążył, unosząc się na łokciu. Wpatrywał się w żonę 

poprzez mrok, ale nie potrafił wyczytać nic z jej twarzy. Ledwo ją widział. - Gdybyś mogła, 

Raiju, wyjechałabyś?

- A ty nie? - rzuciła wymijająco.

Obojętny   ton   jej   głosu   wzbudził   czujność   Karla.   Zdradziła   się.   Nie   odpowiedziała 

wprost, ale i tak się zdradziła.

- Do Finlandii? - zapytał, choć znał odpowiedź.

- Czego miałabym tam szukać? - spytała beznamiętnie. - Wszyscy pewnie pomarli.

- Więc na północ?

Jej wahanie trwało o ułamek sekundy zbyt długo.

- Nie wiem...

Karl jednak wiedział. Raija nie miała nikogo w Finlandii, ale na północy ktoś na nią 

czekał...

- Ale to się nigdy nie stanie... - Raija zwracała się bardziej do siebie niż do niego. - W 

naszej rodzinie ty jesteś podróżnikiem. Zostanę z Mają tutaj, gdzie nasze miejsce.

Karl nie był tego taki pewien. Mocne więzy łączyły Raiję i Maję z innym miejscem na 

ziemi. Pilnował się, by głośno nie wyrazić swoich przypuszczeń.

Przysunął się do żony i objął ją.

- Długo mnie nie będzie - mruknął, wtulając wargi w zagłębienie na jej szyi. Zanurzył 

background image

się w świeżym zapachu jej włosów. Raija pogłaskała go po ramionach. Przez ostatni rok Karl 

bardzo zmężniał. Tak, długo go nie będzie.

Znalazł   ustami   jej   wargi,   a   ona   się   nie   cofnęła.   Nie   była   stworzona   do   życia   w 

samotności, potrzebowała fizycznej miłości równie mocno jak on. Trzymając ją w objęciach, 

Karl  mógł  nieomal  wyobrazić   sobie,  że Raija go  kocha. Nie  był  już tym niezdarnym ko-

chankiem z nocy poślubnej.

Wiele się nauczył, również w tej dziedzinie.

Delikatnie pieścił dłońmi każdy skrawek jej ciała. Uwielbiała pieszczoty i potrafiła je 

odwzajemnić.

Pocałował ją, a Raija się uśmiechnęła. Jej miękkie wargi potrafiły doprowadzić go do 

szaleństwa, obsypując pocałunkami w niezwykłych miejscach.

Raija   przywarła   do   męża,   zachęcając,   by   w   nią   wszedł.   Ciała   obojga   błagały   o 

spełnienie. Karl przykrył ustami jej wargi i kiedy ich języki spotkały się w namiętnym tańcu, 

zniknął rozsądek, słowa i świat wokół.

Nie istniało nic poza niewyobrażalnym szczęściem.

Karl usłyszał własny głos, szepczący słowa pełne miłości, słyszał jęki Raiji, czuł jej 

gorący oddech na policzku. Paznokciami wpiła się w jego ramiona, ale nie sprawiło mu to bólu. 

Unosił się na falach miłości, póki świat wokół nie eksplodował w spazmie rozkoszy.

Doszedł do siebie po dłuższej chwili. Leżał wciąż u boku Raiji, spocony i rozgrzany 

bliskością jej rozpalonej skóry. Futrzana kapa zsunęła się na ziemię, ale Karl nie czuł chłodu. 

Jakże mógł marznąć w objęciach Raiji? Było w niej więcej ognia niż w palenisku.

Żaden z mężczyzn w osadzie nie dzielił łoża z równie namiętną kobietą. Słuchał ich 

rubasznych opowieści i wiedział, że fantazjowali, ale nawet w ich najodważniejszych relacjach 

nie znajdował nic, co równałoby się jego doznaniom w ramionach Raiji.

A kiedy ze znaczącymi uśmieszkami pytali go o to samo, Karl zaciskał usta. Nigdy nie 

przyznałby, jaki skarb przypadł mu w udziale. Nie mógł znieść pożądliwych spojrzeń, którymi 

obrzucali jego żonę, nie chciał kusić ich ponad miarę intymnymi zwierzeniami.

-   Będziesz   tęsknić?   -   szepnął,   przykrywając   ją   futrem.   -   Do   tego...?   -   dodał   w 

przypływie odwagi.

- Oczywiście - odpowiedziała leniwie. - Przecież wiesz...

Wiedział. Nie był tylko pewien, czy jej tęsknota obejmowała coś więcej. Łóżko to 

jedyne miejsce, w którym potrafił ją zadowolić. Poza nim nie spełniał jej oczekiwań.

Tylko w takiej chwili, w czułych objęciach nocy, Karl miał pewność, że jest w nim dość 

męskiej siły, by zaspokoić pragnienia Raiji. Było zbyt ciemno, by dostrzegł ten nieuchwytny 

background image

cień, który kładł się między nimi.

Dość tych ponurych myśli!

Dłoń   Karla   spoczywała   na   udzie   żony.   Ciało   Raiji   nabrało   krągłych,   kobiecych 

kształtów, a jej skóra była niewyobrażalnie miękka. Nie mógł się powstrzymać, jego palce 

zaczęły wędrówkę. Miał przed sobą długie miesiące rozłąki.

Wiedział,   że   może   dać   upust   żądzom   w   inny   sposób.   Chętnych   dziewcząt   nie 

brakowało. Na poprzednich wyprawach zdarzało mu się znaleźć chwile ukojenia u obcych 

kobiet,   ale   nie   pozostało   mu   po   nich   nic   poza   wyrzutami   sumienia.   Żadna   nie   potrafiła 

ofiarować mu tego, co Raija.

- Uspokój się, Kalle! - szepnęła ze śmiechem, kiedy ponownie usiłował ją do siebie 

przytulić, ale nie stawiała zbytniego oporu. - Noc jest długa...

Jej głos tchnął miękkością, był pełen obietnic, brzmiał niemal miłośnie.

Karl wyciągnął się na łóżku, a Raija łasiła się jak kotka. Miała rację, noc jest długa. Lato 

będzie jeszcze dłuższe...

Kochali się raz jeszcze, zanim poranek nie rozjaśnił mroku. Oddali się sobie nawzajem z 

większą czułością niż za pierwszym razem. Tak było zawsze, kolejne zbliżenie było bardziej 

udane niż poprzednie.

Karl usypiał, rozgrzany i zaspokojony, trzymając żonę w objęciach. Zdołał nieomal 

wmówić sobie, że stal się cud, i Raija go pokochała.

Nie  pozwolił,   by odprowadziła go  nad fiord. Kiedyś  Marta  żegnała  tak Kristiana i 

wrócili z pustymi rękami. Od tego czasu Kristian twardo obstawał przy tym, by żadna kobieta 

nie stała na brzegu, gdy łódź wychodzi w morze.

Kristian Elvejord zdawał się wiedzieć, co przyniosło im pecha, i nie chciał ryzykować 

powtórnego niepowodzenia. Członkowie jego załogi musieli pożegnać się ze swoimi kobietami 

na progu domu. Od tej prostej reguły nie było wyjątków.

Oprócz Kristiana i jego syna Karla załogę stanowiło trzech mężczyzn, ojców rodzin, i 

najmłodszy brat jednego z nich. Miał czternaście lat, był kuchcikiem, po raz pierwszy ruszał do 

Finnmarku.   W   przeciwieństwie   do   pozostałych   nie   powierzono   mu   stałych   obowiązków 

podczas żeglugi, miał być pomocnikiem od wszystkiego i zbierać doświadczenia.

Karl spełniał kiedyś taką samą funkcję na kutrze ojca, teraz został przeniesiony na 

śródokręcie. Nikt nie mógł powiedzieć, że Kristian faworyzował syna - miał dość rozsądku, by 

przydzielać ludzi na stanowiska zgodnie z ich doświadczeniem. Karl wiedział niewiele o pracy 

na morzu i Kristian uznał za rzecz najzupełniej naturalną, by ustawić go najniżej w hierarchii 

załogi. Nikt nie protestował.

background image

Podczas  żeglugi  na północ czekała Karla znojna praca, wcale nie marzył o jeszcze 

cięższej harówce na dziobie i rufie czy obowiązkach sternika.

Kristian był szyprem, krótko mówiąc, pierwszym po Bogu. To on wydawał rozkazy, on 

dowodził kutrem. Sternik pilnował kursu i informował szypra o zdarzeniach godnych uwagi, 

miał jeszcze inne zadania, całkiem nie do pozazdroszczenia. Jeśli statek przy pełnych żaglach 

przechylał się niebezpiecznie, sternik służył za balast, wychylając się za okrężnicę. W czasie 

żeglugi nie raz czekała go zimna kąpiel w słonej wodzie.

Człowiek na rufie pilnował brasów, poza tym pomagał szyprowi przy szotach i żaglach. 

Stawianie żagli na łodziach o sześciu przedziałach wiosłowych wymagało współpracy dwóch 

ludzi. Rufowy także czerpał wodę, bywało, że podczas żeglugi w ogóle nie odrywał się od tego 

zajęcia.

Rybak na dziobie pomagał sternikowi, tak jak rufowy asystował szyprowi. Obsługiwał 

również wiosło, którym obracano statek podczas zwrotów. Razem ze sternikiem musiał siadać 

na okrężnicy, by utrzymać statek na równej stępce.

Rybak   na   śródokręciu   pracował   w   najgorszych   warunkach,   stojąc   na   balaście.   W 

łodziach używanych na północy balast umieszczano za masztem. Stojąc na kupie kamieni, 

marynarz   pomagał   wylewać   wodę   i   pilnował   żagla   gniezdnego,   jeśli   kuter   był   weń   wy-

posażony. Łódź Kristiana nie miała takiego żagla, więc Karl nie musiał zawracać sobie nim 

głowy. I tak cała szóstka nie narzekała na brak obowiązków. Przyszłość rodzin spoczywała w 

ich rękach i zależała od łaskawości morza u brzegów Finnmarku.

Raija nie poszła ich żegnać. Później miała żałować, że nie sprzeciwiła się woli Karla.

background image

2

Raija cieszyła się z samotności, zawsze cieszyła się, kiedy Karl wyruszał z domu. Lubiła 

go mieć przy sobie, ale nie na długo, wtedy stawała się niespokojna. Nie podzieliła się z nim 

tymi zdradzieckimi myślami, uznała więc, że go nie ranią.

Jak   przewidziała,   Antti   Kesaniemi   odwiedził   ją   popołudniem,   niby   zupełnie 

przypadkiem. Ojciec Reijo znał Raiję lepiej niż inni, nie zdziwił się więc, kiedy znalazł ją przed 

domem pogrążoną w całkowitej bezczynności.

Ludzie nie powinni mieć czasu na korzystanie z uroków ładnej pogody. Bezczynność 

była grzechem, istota ludzkiej egzystencji zawierała się w pracy. Raija miała czas, bo nawet w 

wirze nieustannych zajęć potrafiła wygospodarować chwilkę dla siebie. Siedziała w słońcu, na 

pół drzemiąc, jednym okiem doglądając harców córki. Maja biegała po łące, skryta nieomal 

pośród traw i kwiatów. Zapowiadało się piękne lato.

- Fiord wyglądał dziś naprawdę ładnie - rzucił Antti, siadając koło Raiji. Nie miała 

wątpliwości, że chodzi mu o wypływające statki rybackie.

- Z pewnością - odrzekła. - Potrafię to sobie wyobrazić. Rzeczywistość mogłaby mnie 

rozczarować. Obraz, który mam w sobie, jest bowiem niezwykle uroczy.

Antti zrozumiał. Kto potrafi marzyć, unika rzeczywistości, żeby nie stracić złudzeń.

- Ładne! - Maja przycisnęła złocisty mlecz do nosa Anttiego, żeby go lepiej widział.

Antti roześmiał  się  głośno.  Gestykulując  zabawnie,  powąchał  kwiat   i  przyznał  Mai 

rację.   Dziewczynka,   zadowolona  z  pochwały,   potuptala   z  powrotem   na  łąkę.   Śmiała   się   i 

gaworzyła, pośród zieleni sama wyglądała jak mały kwiatuszek. Antti ściskał niezdarnie mlecz 

w silnych palcach. Kwiat zwiesił główkę, pomięty rękami ledwie rocznego dziecka.

- Zauważyłaś, że robi się do niego podobna? Raija wzdrygnęła się.

- Do Karla?

Pokręcił głową. Słońce podświetliło siwe pasemka w jego jasnych włosach. Posunął się 

w latach. Raija nigdy nie myślała o nim jak o starym człowieku.

- Mnie nie zwiedziesz - uśmiechnął się. - Wiedziałem od początku, kiedy tylko ujrzałem 

ją pierwszy raz. Inni coś podejrzewali, ja miałem pewność. Wiedziałem, Raiju, a teraz trudno 

już ukryć prawdę. Tamci jednak chyba już zapomnieli...

- Są tacy, którzy nigdy nie zapomną - odrzekła gorzko.

Z cichym westchnieniem odgarnęła włosy z czoła i podążyła za jego spojrzeniem. Maja 

siedziała pośród kwiatów, jej oczy błyszczały dziecięcą radością. Brązowe oczy z niezwykłą 

miodową otoczką źrenicy. Włosy okalały czarną chmurą okrągłą twarzyczkę o oliwkowej cerze 

background image

i wyrazistych rysach, znacznie bardziej wyrazistych niż rysy matki i kogokolwiek z jej rodu.

- Masz rację - przyznała Raija, nie skrywając dumy. - Jest do niego podobna, z każdym 

dniem coraz bardziej. To mnie przeraża. Powinna być podobna do mnie, ale może kryje się w 

tym jakiś sens...

- A może kara? - spytał żartobliwie.

Raija wzruszyła ramionami, ale Antti wyczuł, że trafił w czuły punkt.

- Nie sądziłem, że takie myśli roją ci się w głowie. To wbrew twojej naturze - dodał.

Raija wybuchnęła śmiechem. Położyła się w trawie i śmiała serdecznie. Taką ją znał.

- Nie mam takich myśli - stwierdziła szczerze. - Inni je mają. Słyszałam, jak szepczą. Na 

tyle głośno, by ich słowa dotarły do moich uszu...

- Nauczyłbym ich szacunku - wybuchnął Antti.

- Już nauczyłeś - odparła, zniżając głos. - Isaka. Sigurda i... Sarę - dodała z błyskiem w 

oku.

Antti wykrzywił twarz w grymasie.

- Babsko - wycedził z odrazą. Sara nie zdobyła uznania u tego dumnego Kwena, choć 

próbowała usilnie. Przez długi czas ta przebiegła kobieta po trzydziestce chodziła za nim krok 

w krok. Dopóki, nie przebierając w słowach, nie powiedział jej, gdzie jej miejsce.

Wtedy to uczucia Sary do Anttiego Kesaniemi uległy znacznemu ochłodzeniu. Nie ma 

groźniejszej kobiety od kobiety wzgardzonej. Wzgardzona kobieta nie zapomni mężczyzny, 

który   zranił   jej   dumę.   A   Sara   z   natury   była   pamiętliwa   i   nie   puszczała   płazem   obrazy. 

Przynajmniej nie takiej.

- Cóż z tego, że mnie nie lubi? Dlaczego miałaby mścić się na tobie?

- Taka już jest - powiedziała Raija. - Nie dbam o nią. Nic mi nie zrobi.

- Isak może skorzystać z okazji. Sigurd też. Antti pamiętał napaść na Raiję przed paru 

laty.

Isak potrafił długo chować w sercu urazę. Poprzysiągł Raiji zemstę.

- Są na morzu - uśmiechnęła się Raija beztrosko. - I niech tam zostaną! Co roku jakieś 

łodzie nie wracają.

Antti zrozumiał aluzję i wcale mu się nie spodobała. Zresztą nie miała racji.

- Isak nie wypłynął - stwierdził ponuro. - Choruje, ktoś inny zajął jego miejsce.

Raija zbladła na chwilkę.

- Jest mocny tylko w gębie! - prychnęła, ale jej oczy z lekka pociemniały.

- Jednak miej się na baczności!

Antti pamiętał czasy, kiedy Isak przeszedł od słów do czynów. Dwa razy usiłował 

background image

zgwałcić Raiję. Nie kochał jej, budziła w nim tylko pożądanie. Była piękna i inna. Ludzie 

gadali   o   niej   różne   rzeczy,   zarzucali   nieprzyzwoitość.   Fakt,   że   wychowała   się   wśród   La-

pończyków, tylko wzmacniał ich podejrzenia.

Zbyt wielu widziało w niej łatwą zdobycz. Za pierwszym razem Antti powstrzymał 

Isaka i pobił drania do nieprzytomności. Za drugim uratował ją Mikkal i dał Isakowi nauczkę, 

której tamten długo nie zapomni, nieomal bowiem postradał życie. Od tamtej pory Isak wie-

lokrotnie obiecywał zemstę „kwenskiej suce”. Śmiał się przy tym ordynarnie, mówił, że jak z 

nią potańcuje, to dziewczyna zapomni o Lapończykach i tym bladym podrostku, którego miała 

za męża.

Antti nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju.

Raija położyła mu dłoń na ramieniu. Spojrzała na niego tak, jak córka patrzy na ojca.

- Nic mi się nie może stać, prawda? Wszak ty tu jesteś. Obronisz mnie, wiem to dobrze. 

Nie muszę się bać, dopóki jesteś przy mnie, Antti Kesaniemi. Zawsze byłeś dla mnie jak 

ojciec...

Zakłopotany pomachał rękoma. Oczywiście, że zadba o nią, przecież pochodziła z tego 

samego ludu.

- A przecież wcale nie musisz... Och, Antti, jesteś taki dobry.

Spontanicznym gestem zarzuciła mu ręce na szyję. Znów była tą żywiołową dziewczyną 

z Tornedalen, zapomniała o powadze należnej zamężnej kobiecie. Pocałunek powiedział mu, że 

go ceniła - i nic więcej. Dla najbliższych miała w sobie niezmierzone pokłady ciepła. Przed 

kolejną demonstracją przywiązania ze strony Raiji uratowała Anttiego Maja. Złapała go za kost-

kę, upominając się o zainteresowanie swoją osobą.

Antti podniósł dziewczynkę, posadził ją sobie na barkach i zaczął biegać po obejściu. 

Córka Raiji krzyczała z zachwytu.

Raija nie bała się. Rozumiała nienawiść Isaka, wiedziała, dlaczego się nią syci. Znała 

podobne   odczucia.   Był   pewien   człowiek,   którego   nienawidziła   równie   mocno,   jak   Isak 

nienawidził jej, i miała niemal pewność, że to się nigdy nie zmieni. Pehr, ojciec Mikkala. 

Zniszczył jej życie. Gdyby nie on...

Nie!

Raija odsunęła od siebie te myśli. Cóż po nich przyjdzie? Życie potoczyło się ścieżką, 

której   może   by   nie   wybrała,   ale   wcale   nie   było   takie   złe.   I   wciąż   widziała   przed   sobą 

przyszłość.

Mikkal mógł sprzeciwić się ojcu, gdyby tylko zechciał, ale nie leżało to w jego naturze. 

Na niego powinna się złościć, nie na Pehra. Tyle że złość na Mikkala była dla Raiji czymś 

background image

równie nieprawdopodobnym jak śnieg w środku lata. Z dna skrzyni wydobyła swój największy 

skarb.

Z namaszczeniem zaczęła rozwijać mały pakunek. Lampa stojąca na podłodze obok niej 

rzucała magiczne cienie. Nieświadomie wstrzymała oddech, odsuwając ostatnią warstwę płótna. 

Jej oczom ukazała się broszka, znak miłości Mikkala, ozdoba odziedziczona po przodkach, 

którą miał wręczyć swojej żonie. W tym jednym Mikkal odważył się sprzeciwić ojcu. Dał 

broszkę dziewczynie, którą kochał. Sigga nigdy jej nie przypnie.

Raija   podniosła   ostrożnie   broszkę,   która   błyszczała   jak   światło   księżyca,   jak   zorza 

polarna.

Raija uwielbiała przyglądać się harcom zorzy polarnej na skraju nieba. Pamiętała noce 

na   dalekiej   północy,   gdy   zorza   rozjaśniała   niebo   całymi   godzinami,   przyoblekając   je   w 

niezwykłe barwy i kształty. Była dla niej jak muzyka, zimne języki ognia opętane dzikim 

tańcem nad pustkowiem.

Zorza   polarna   tańczyła   również   nad   Mikkalem,   gdziekolwiek   przebywał.   Raija 

wyobrażała sobie, że zorza jest drogą prowadzącą na północ. Gdyby tylko zapragnęła, światło 

zeszłoby do niej i po świetle, jak po ścieżce, pobiegłaby do niego...

Marzenie, czcza fantazja. A jednak dobrze jest marzyć, dobrze jest fantazjować. To 

wszystko, co jej zostało.

Wiatr zakołysał drzewami i Raija wzdrygnęła się bezwiednie. Była taka samotna...

Nic złego się nie stanie. Antti przestraszył ją, choć wcale nie miał takiego zamiaru. 

Wcześniej też zostawała sama i nic się nie zdarzyło. Nachodziły ją złośliwe baby, ale z nimi 

dawała sobie radę. Miała cięty język, potrafiła się odgryźć.

Nie ma powodu, by nasłuchiwać odgłosów i wyobrażać sobie najgorsze. Trzaskające 

gałęzie  i   tajemniczy  szum  drzew  nie  zmuszą  jej   do  wyjścia   na  zewnątrz  w  poszukiwaniu 

nieproszonych gości.

Następnego   ranka   Raija   wpadła   we   wściekłość.   Jednak   powinna   była   zachować 

czujność. Myliła się, to Antti miał rację. Ktoś chciał ją skrzywdzić, za wszelką cenę. Teraz 

zaczęła się bać.

background image

3

Antti patrzył na Raiję z niedowierzaniem. W jego zielonych oczach odczytywała ból.

- Co znalazłaś?

Raija przytuliła Maję mocniej do siebie. Ubrała ją w pośpiechu i przybiegła do Anttiego.

- Martwą owcę. Ktoś poderżnął jej gardło.

- Pod drzwiami? - dopytywał się.

Raija skinęła głową, wciąż miała przed oczyma ten straszny widok. Z nosidłem na 

ramionach i dwoma pustymi wiadrami wychodziła po wodę.

- Potknęłam się o nią...

Nosidło uderzyło w ścianę, kiedy się cofnęła. Wiadra jeszcze tam leżały. Jak długo stała 

w progu drzwi z wzrokiem utkwionym w martwym zwierzęciu?

Zakrzepła krew na sierści pod gardłem. Nieruchome ciało, zwierzę, które ktoś zabił z 

nienawiści do niej.

- Posuwać się tak daleko... - Wargi Raiji zbielały, a oczy pociemniały. - Bezbronna 

istota...

Antti zacisnął usta. Tym razem padło na zwierzę. Kto będzie następny? Raija nie stawi 

większego oporu niż ta owca. Teraz jej kolej.

Isak jej nie zabije, na to się nie odważy. Są jednak rzeczy gorsze od śmierci.

- Więc teraz przyjmiesz moją opiekę? - zapytał tonem ostrzejszym, niż zamierzał.

Raija nie zwróciła uwagi na brzmienie jego głosu i bez słowa skinęła głową. Takiej 

nienawiści się nie spodziewała, nie była gotowa jej się przeciwstawić.

- Przeprowadzisz się do mnie.

Raija otworzyła szeroko oczy, a potem gwałtownie potrząsnęła głową.

Antti westchnął z rezygnacją.

-   Masz   mnie   za   wszetecznika?   Jak   możesz   tak   o   mnie   myśleć?   Chodzi   o 

bezpieczeństwo, twoje i Mai. Masz dziecko, co się z nim stanie? A z tobą?

- Nie wprowadzę się do ciebie - odrzekła miękko, lecz z całą siłą, na jaką było ją stać.

- Boisz się ludzkich języków? Znów potrząsnęła głową.

- Mnie?

Znów zaprzeczyła, tym razem z rozbawieniem w oczach.

- Więc o co ci chodzi, dziewczyno? Co, na niebiosa, cię powstrzymuje?

- Tutaj jest mój dom. Zostaję. Maja też zostaje. Możesz i ty...

- To taka różnica?

background image

Tym razem poważnie skinęła głową. Antti wiedział, że nigdy nie zrozumie jej do końca. 

Znał ją dobrze, lepiej niż inni, ale żadnemu człowiekowi nie było dane zgłębić tajemnic jej 

duszy.

- Ludzie zaczną gadać...

Teraz on zachowywał się z rezerwą. Chciał uniknąć niedomówień. Nie przejmował się 

plotkami, ale zdawał sobie sprawę, że słowa potrafią ranić.

- Niech gadają. Gadania się nie boję. Boję się ludzi, którzy zabijają moje zwierzęta.

W całkowitym milczeniu Antti sprawił owcę. Raija przełknęła ostatnie łzy i wzięła się w 

garść. Nikt jej nie złamie. Jeśli będą nastawać na nią, czeka ich niespodzianka - trafią na 

Anttiego.

Uwaga Anttiego kazała Raiji przyjrzeć się człowiekowi, którego traktowała jak ojca. 

Nigdy nie widziała w nim mężczyzny, w tym szczególnym znaczeniu tego słowa. Pomagając 

Anttiemu w pracy, ukradkiem zerkała na niego.

Nie był wcale stary, miał może czterdzieści lat, ale nie wyglądał nawet na tyle. Reijo 

przypominał ojca, a Antti zachował coś chłopięcego w rysach. Podobnie jak syn, unosił brwi w 

pozornym   geście   naiwności.   Miał   zwinne,   silne   ciało   i   szerokie   ramiona.   Reijo   sprawiał 

wrażenie mocniej zbudowanego, ale i tak podobieństwo między ojcem i synem było uderzające.

Natura obdarzyła ich identycznymi, przejrzyście zielonymi oczyma, błyszczącymi jak 

woda w górskim potoku. Te oczy wszystko widziały, ale nieodgadnione w wyrazie potrafiły 

również skrywać sekrety. Nie miał szans ten, kto chciał czytać w nich jak w otwartej księdze.

Z bujną czupryną i płową brodą Antti wyróżniał się z tłumu. Siwe pasemka dodawały 

mu   jedynie   uroku.   Raija   musiała   przyznać,   że   jej   przyszywany   ojciec   jest   przystojnym 

mężczyzną.

Wiedziała,   że   ludzie   we   wsi   podejrzliwie   traktowali   ich   zażyłość.   Bawiło   ją   to,   a 

jednocześnie przyprawiało o odrobinę ekscytacji, która nadawała szarej codzienności jaśniejszy 

odcień.

Przyszłość napawała ją niepokojem. Lękała się, co może nastąpić, wiedziała przecież, że 

kolejny akt zemsty czeka ją nieuchronnie. Odczuwała jednocześnie lekkie podniecenie, żywiąc 

niezachwianą pewność, że Antti jej pomoże.

Przykrości stanowiły odmianę, a Raija nie znosiła monotonii. Dalsze dni przyniosły 

oczekiwaną reakcję: ludzie z wioski zaczęli plotkować. Z ust do ust niosły się pogłoski o 

Anttim   z   cypla   i   bezwstydnej   żonie   tego   biedaka,   Karla   Elvejorda.   Naiwny   młodzieniec 

wypruwał z siebie flaki na łodzi. Jeszcze nie zdążył wypłynąć z fiordu, a Kwen przeniósł się do 

jego żony. Ludzie śmiali się znacząco i wymieniali porozumiewawcze spojrzenia.

background image

Antti źle znosił ludzkie gadanie. Nie podobały mu się uśmiechy i złośliwe insynuacje, 

które słyszał, gdziekolwiek się ruszył. Uważał jednak, by powstrzymać się od komentarzy. 

Dolałby jedynie oliwy do ognia, a tego wszak nie chciał.

Wystarczyło, że sam wiedział, iż jego łoże jest na ławie kuchennej, a drzwi do izby Raiji 

nietykalne, jakby chroniły je grube sztaby. Inni mogli myśleć, co chcieli.

Raija była piękna i pociągająca, ale dla niego wciąż pozostawała dzieckiem. Młodszym 

od jego syna. Mógłby być jej teściem, jeśli nie ojcem.

Upłynął tydzień. Raija nie mogła pozbyć się wrażenia, że ktoś ją śledzi. Nie wychodziła 

często z domu, tyle by przynieść wodę, ale za każdym razem czuła na sobie czyjś uważny 

wzrok.

- Póki co, nic się nie stało - uspokajała Anttiego. - Może mi się przywidziało, wszak 

wiesz, że mam bujną wyobraźnię. Widzę rzeczy, które nie istnieją...

Antti traktował jej obawy znacznie poważniej. Martwa owca nie była przywidzeniem.

- Nikogo nie dostrzegłaś?

Potrząsnęła energicznie głową, a włosy upięte w wysoki kok rozsypały się długimi 

lokami wokół jej kształtnej twarzy. Wyglądała teraz jak nastroszony ptak, z którym kiedyś 

porównał ją Mikkal. Rozczochrana, lecz mimo to nieopisanie piękna.

- To mogło być jakieś zwierzę - stwierdziła lekko. Antti nie uwierzył. Coś niedobrego 

wisiało w powietrzu.

- Wciąż uważam, że u mnie byłabyś bezpieczniejsza. Wokół zabudowań jest mniej 

drzew i trudniej przemknąć się niepostrzeżenie.

Rai ja ponownie potrząsnęła głową.

- Muszę zostać. Tutaj jest mój dom...

Antti nie rozumiał jej uporu i stanowczości. Co wiązało ją z tym miejscem? Przecież nie 

dobre wspomnienia, życie nad otoczonym górami fiordem jej nie rozpieszczało. Antti często się 

zastanawiał, dlaczego Raija i Karl nie wyjechali. Byli młodzi, mogli szukać szczęścia gdzie 

indziej.

Wokół rozciągał się świat, gdzie ich nie znano. A mimo to Raija i Karl trzymali się 

ludzi, którzy traktowali ich chłodno, jak obcych.

- Musisz? Nikt cię nie zmusza, Raiju. Dlaczego nie ruszyliście na północ?

Zbladła i zacisnęła wargi.

Antti Kesaniemi zrozumiał w lot, dlaczego.

- Północna kraina jest rozległa - dorzucił ze zrozumieniem. - Nigdy byście ich nie 

spotkali. Byłoby wam dobrze. Lepiej niż tutaj...

background image

- Nie.

- Wolisz żyć w strachu? Bać się o własny los? O los własnych zwierząt?

- Nie mam teraz wyboru. Kalle wypłynął. Może zmienię zdanie, jak wróci...

- Niełatwo cię zrozumieć, Raiju...

- Pewna stara kobieta wróżyła mi kiedyś z ręki. - Raija uśmiechnęła się lekko i wbiła 

wzrok w jakiś punkt za Anttim. - Powiedziała, że czeka mnie trudna przyszłość, ale muszę 

przeżyć ją po swojemu. Dodała, że ludzie będą mnie nienawidzić. Teraz wróżba się spełnia.

- Sama w to nie wierzysz! - wybuchnął Antti. - Wróżby! Zwykłe bajanie. Ja także 

potrafię opowiadać historie, a przecież nie mam daru przewidywania...

- Mikkal też tak twierdził - odrzekła - lecz nie mógł zaprzeczyć faktom. Wszystko dotąd 

się sprawdziło i w przyszłości też tak będzie. Nie zaznam wielkiego szczęścia, ale też nic złego 

mi się nie stanie.

- Tak mówi wróżba?

- Tak mówi Elle. Może jest szalona, ale zna się na rzeczy. Byłam małą dziewczynką, 

kiedy mi wróżyła. I wciąż mają miejsce zdarzenia, o których wtedy mówiła.

Antti   nie   zapytał,   kim   jest   Elle.   Nie   chciał   wdawać   się   w   dyskusję   o   wróżbach   i 

przesądach.   Imię   było   lapońskie,   chodziło   więc   zapewne   o   kogoś,   kogo   Raija   spotkała, 

mieszkając u Ravny i Pehra. Mikkal też u niej bywał. Pewnie jakaś stara lapońska wiedźma, 

której widok pozostawił trwały ślad w pamięci małej dziewczynki z Tornedalen.

- Nie myśl o tym - poprosił. - Myśl o sobie. I o Mai.

- I o Karlu? - spytała z błyskiem w oczach.

- O Karlu też! Nie jest ci z nim źle. Daj chłopakowi choć odrobinę nadziei.

- Czyż nie robię tego? - rzuciła napastliwie. Antti westchnął. Nie mógł jej zmusić do 

miłowania kogoś, kogo traktowała wyłącznie jak przyjaciela.

- Karl ma się dobrze - stwierdziła. - Jest szczęśliwy. - A ty?

Wzruszyła ramionami.

- Ja też. Oboje jesteśmy szczęśliwi.

- A od niego dochodzą jakieś wieści? Przygarbiła się, w milczeniu upinając włosy w 

kok.

- Nie - odrzekła wreszcie bezbarwnym głosem. - I niech tak zostanie. Nie mamy sobie 

nic do powiedzenia, nic do ofiarowania...

- Nie wie...? - Antti nie skończył, tylko skinął głową w kierunku izby.

- Oszalałeś? Prędzej bym umarła. Nigdy się nie dowie! Przenigdy!

Taką ją znał. Porywczą, gwałtowną, z rozpłomienionymi policzkami i iskrami w oczach.

background image

- Jest tylko moja.

Antti zamierzał wygłosić komentarz na temat niebezpieczeństw nadmiernego zadufania, 

ale coś go powstrzymało, coś, co w ułamku sekundy przykuło całą jego uwagę.

Zerwał się na równe nogi i z dłonią na rękojeści noża szarpnął za drzwi. Poczuł znajomy 

zapach, słaby, dochodzący z daleka.

Przerażonym   wzrokiem   objął   łąkę.   Pomiędzy   wyschniętą   trawą   a   rachitycznymi 

krzakami tańczyły płomienie. Wiatr pchał ogień w kierunku zabudowań.

- Do diabła, Raiju, ktoś podpalił twoją łąkę!

Antti Kesaniemi nie wahał się ani chwili. Poleciwszy Raiji szukać z córką bezpiecznego 

schronienia, pochwycił narzędzia Karla i zaczął kopać rów w pewnej odległości od domu. 

Ogień nadciągał z zachodu, wiatr też, jak dwaj kompani skradali się wzdłuż rzeki. Połączone 

żywioły mogły zniszczyć cały majątek dziewczyny.

Od wschodniej strony rósł gęsty las. Jeśli płomienie dotrą do niego, tragedia się dopełni.

Antti kopał jak szalony, ale wobec zbliżającego się ognia jego wysiłki wyglądały więcej 

niż mizernie.

- Raija, dziecko!

Wbrew  jego  poleceniu  Raija wzięła   się  za duszenie  płomieni,  waląc   w nie gałęzią 

brzozową. Stała w deszczu iskier tak blisko żywiołu, że jej suknie zaczęły się tlić, i w dzikim 

zapamiętaniu broniła swego domostwa. Na spoconym, pokrytym sadzą obliczu dziewczyny 

malował się wyraz niezwykłego zdecydowania.

- Maja jest bezpieczna - odkrzyknęła, nie przerywając walki.

Antti nie zrozumiał, dopóki nie usłyszał dochodzącego od rzeki płaczu małej. Mimo 

powagi sytuacji uśmiechnął się pod wąsem, podziwiając roztropność Raiji. Owinęła Maję w 

kawał sukna, krępując jej nóżki i rączki, wsadziła do wiadra i zaniosła na niewielką wysepkę na 

środek rzeki.

Wysepkę   oddzielała   od   brzegu   płycizna   na   tyle   szeroka,   że   ogień   nie   mógł   jej 

sforsować. Maja była bezpieczna. Antti nie mógł pojąć, jak Raija zdołała tego dokonać, ale nie 

miał czasu na myślenie.

- Kop! Kop! - krzyknęła chrapliwie i Antti wrócił do przerwanego zajęcia. Pot zalewał 

mu oczy, nie widział nic poza tańczącymi cieniami.

Szczypało   go   pod   powiekami,   do   nosa   wciskał   się   gryzący   dym,   wokół   strzelały 

płomienie, głodne języki ognia, zżerające suchą trawę i nieubłaganie zbliżające się do domu.

Gdzie jest Raija? Nie miał czasu się rozglądać, musiał pracować. Jego twarz owionęła 

fala gorąca. Więc ogień był już tak blisko? Rzucił okiem na bruzdę, którą zdołał wykopać, 

background image

szeroką ledwie na pół metra, dość głęboką na początku, ale stopniowo zwężającą się i coraz 

płytszą. Musiał doprowadzić ją do rzeki, ale ta przeklęta łąka była bardzo szeroka, a wokół 

rosło całe mnóstwo drzew. Kapryśny podmuch wiatru czy rozżarzone polano mogły zniweczyć 

cały wysiłek. Gdyby las koło domu zajął się ogniem, nic by nie uratowało gospodarstwa.

Nie mógł pozwolić sobie na takie myśli, nie mógł stawiać sobie żadnych pytań. Musiał 

walczyć i zwyciężyć. Dla Raiji.

Wbijał motykę koło płomieni i przysypywał je ziemią. Nie miał zamiaru ich przepuścić. 

Tak się nie stanie, chyba że nie nazywa się Antti Kesaniemi!

Zacisnąwszy   pięści   na   drzewcu,   wytężył   wszystkie   siły.   Kopal,   rzucał   ziemię   na 

zdradzieckie języki ognia, deptał je stopami, dusił.

Chyba zmierzał w dobrym kierunku? Spojrzał w lewo, ku rzece, ale poprzez gęsty dym 

nic nie widział.

Kopać, trzeba kopać dalej...

Kiedy w końcu poczuł żwir pod nogami, stracił rachubę czasu. Wbił motykę po raz 

ostatni, wyżłobił zagłębienie w piasku i pod stopami ujrzał wodę.

Wtedy  dopiero   otarł   rękawem  twarz   z  potu   i   sadzy.   Poślinił   palce   i   przetarł   oczy. 

Zapiekło, ale odzyskał wzrok i mógł rozejrzeć się wokół.

Spalony   pas   łąki   ciągnął   się   nierówną   linią   od   rzeki   i   mijał   zabudowania.   Ogień 

podłożono tuż koło brzegu, ze sto metrów od miejsca, gdzie Antti stał.

Pośród żywiołu ujrzał Raiję, jak z diabelskim błyskiem w oczach waliła w płomienie 

ogromną gałęzią.

Antti odrzucił motykę i odłamał konar z najbliższego drzewa. Zanurzył go w wodzie i 

kątem oka dostrzegł, że Maja wciąż znajduje się na wysepce. Była bezpieczna, lecz darła się 

wniebogłosy. Nie zdziwiło to Anttiego, kwaśny, gęsty dym skrył całą okolicę. Żeby tylko mała 

się nie udusiła! Choć dopóki starcza jej sił, by krzyczeć... Przeskoczył bruzdę i rzucił się do 

walki z żywiołem.

Upłynęła cała wieczność, zanim stłumili ostatnie języki ognia. Łąka dymiła, tu i tam z 

czarnych popiołów wyskakiwały niewielkie ogniki i gasły szybko. Pożar zatrzymał się pięć 

metrów   od   domu,   rów   Anttiego   spełnił   swoje   zadanie.   Wspólnym   wysiłkiem   opanowali 

niszczycielski żywioł.

Zataczając się, Raija ruszyła ku rzece. Opadła na kolana w chłodnej wodzie i zaczęła 

przemywać twarz. Krzyki Mai wyrwały ją z transu, z trudem podniosła się na nogi, ale nie była 

w stanie przejść kilku metrów dzielących ją od córki.

Antti, brodząc w wodzie, wyprowadził Raiję na brzeg i położył na ocalałym skrawku 

background image

zielonej trawy. Potem ruszył na wysepkę, wyjął dziewczynkę z wiadra i uwolnił z krępującego 

ją sukna. Dziecko zamachało rączkami i nóżkami, nie rozumiejąc, co się dzieje.

Antti przemówił do Mai po fińsku, dopiero później zdał sobie z tego sprawę. Zanim 

wrócił do Raiji, mała zdążyła się uspokoić. Patrzyła na Anttiego oczkami pełnymi ufności, choć 

w swym krótkim życiu nie widziała jeszcze człowieka o tak czarnej twarzy. Włożyła kciuk do 

buzi, nie miała już powodów do niepokoju.

Raija uchwyciła się dłoni Anttiego, wstała z trudem i położyła mu głowę na piersi.

Był zmęczony, nie na tyle jednak, by nie wesprzeć tej kruchej dziewczyny i jej małej 

córeczki. Antti Kesaniemi zwykł był dźwigać większe ciężary na swoich barkach.

- Udało się - stęknęła Raija z twarzą przyciśniętą do jego piersi. - Udało się, dzięki 

tobie!

Uśmiechnął się, przypomniawszy sobie Raiję z ogromną gałęzią.

- Ty też nieźle się sprawiłaś...

- Dlaczego? - spytała, kiedy prowadził ją do domu. Byli tak zmęczeni, że ten krótki 

odcinek rozciągał się w nieskończoność.

- Z nienawiści - odrzekł. - Znajdę ich. Albo jego. A wtedy... - W jego głosie czaiła się 

groźba. Raija nie miała nic przeciwko temu, by ją spełnił.

- Isak?

Antti   zatrzymał   się   i   spojrzał   na   nią.   Nie   wiedział,   żadne   z   nich   nie   mogło   mieć 

pewności, ale ich myśli podążyły w tym samym kierunku.

- Dowiem się - obiecał.

Raija zatrzymała się w progu i odwróciła w kierunku pogorzeliska.

- Ogień użyźni glebę - uśmiechnęła się krzywo. Antti odwzajemnił się uśmiechem, ale 

w jego wzroku kryła się powaga.

-   Rozumiesz   teraz,   że   to   nie   żarty?   Rozumiesz,   że   u   mnie   na   cyplu   będziesz 

bezpieczniejsza?

Raija spojrzała mu prosto w oczy i odrzekła zdecydowanie:

- Nie. Zostaję. Co jeszcze mogą mi zrobić?

- Wielkie nieba, dziewczyno, nie pojmujesz, co ci grozi?

- Zostaję.

- Dlaczego?

Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się, nieomal marzycielsko.

- Muszę, Antti, muszę...

Isak uśmiechał się z ironią, kiedy Antti mówił o tym, co wydarzyło się poprzedniego 

background image

dnia.

- Pożar? U Raiji? jak dobrze, że u niej byłeś, Antti, bo to się mogło źle skończyć.

-   Już   ty   coś   o   tym   wiesz   -   wycedził   Antti,   ledwie   panując   nad   sobą.   Grymas 

zadowolenia rysujący się na prostackiej twarzy Isaka wystarczył mu za przyznanie się do winy.

- Niepotrzebnie się gorączkujesz, Kesaniemi.

- Gdzie byłeś wczoraj wieczorem?

Isak   wzruszył   ramionami.   Uśmieszek   nie   schodził   mu   z   warg.   Z   kilkudniowym 

zarostem wyglądał odrażająco.

- Nic ci do tego.

Antti postąpił dwa kroki naprzód i stanął na rozstawionych nogach, położywszy ręce na 

biodrach.

Uśmiech na twarzy Isaka stężał. Nerwowo oblizał wargi.

- U dziewczyny, i nic ci do tego - powtórzył. - Nie masz praw do wszystkich dziewcząt 

we wsi. Trzymaj się mężatek, Antti...

- Zamknij gębę! Nie byłeś przypadkiem nad rzeką? Koło domu Raiji?

- Nie, nie byłem koło domu Karla. Nie mam słabości do jego żony, jak co poniektórzy. 

Kiedy młody Elvejord wróci z ryb, trzeba będzie szepnąć mu coś na ucho.

- U kogo byłeś?

- U Sary - odrzekł z zadowoleniem Isak. Wiedział, że Sara żywi wrogie uczucia do tego 

jasnowłosego Kwena.

- I tak ci nie wierzę.

- Nie ma znaczenia, w co wierzysz, Antti - powiedział zjadliwie Isak. - Możesz snuć 

domysły, aż cię głowa rozboli, a i tak nic na mnie nie znajdziesz. Bo o to ci chodzi? Bierzesz 

mnie za podpalacza? Przykro mi, Antti Kesaniemi, to ci się nie uda. Nie byłem w pobliżu jej 

domu ani wczoraj, ani kiedy indziej. Nie zadaję się z takimi jak ona...

- Nie wierzę ci - powtórzył Antti. - Trzymaj się z daleka od Raiji! Mówiłem to już 

kiedyś, ale chętnie powtórzę: trzymaj się od niej z daleka.

- A jeśli cię nie posłucham? Antti spojrzał na Isaka. Jego wzrok mówił więcej niż słowa, 

ale   z  takimi   ludźmi   jak  Isak  trzeba  użyć  słów,   inaczej   nic  nie  rozumieli.   Prześlizgnął   się 

spojrzeniem   po   bliźnie   na  obliczu   Isaka,   która   biegła   od   prawej   skroni   aż   do   podbródka. 

Straszliwe cięcie, nie zrosło się dobrze. Nóż Mikkala naznaczył go na całe życie.

- Następna rana może być poważniejsza.

background image

4

- Ailo często ostatnio płacze.

Sigga nie spojrzała na męża. Wpatrywała się bezmyślnie w dach namiotu.

Mikkal obrócił się na plecy. Więc Sigga chciała rozmawiać. Nawet nie pomyślała, że 

może być zmęczony po całym dniu pędzenia reniferów.

- Wszystkie dzieci płaczą.

Sigga westchnęła niedosłyszalnie. Mikkal leżał tak blisko, że czuła ciepło jego ciała, ale 

w postawie męża było coś wrogiego. Nawet w łóżku trzymał ją na dystans.

- On nic cię nie obchodzi i nigdy nie obchodził. Dlaczego, Mikkal? To twój syn, nie 

miej wątpliwości. O mnie nie musisz dbać, ale daj trochę uczucia chłopcu...

-  Dbam  o  was  oboje  - odrzekł   beznamiętnie.  Łatwo  mu przyszły te słowa,  bo nie 

przykładał do nich wielkiej wagi. - Mały nie wyzdrowieje od mojego patrzenia - dodał. - Lepiej 

się na tym znasz, daj mu coś... Porozmawiaj z matką... Tylko nie dręcz mnie, kiedy próbuję 

złapać chwilę snu.

Sigga powstrzymała się od ostrej odpowiedzi. Łagodnym ruchem przytuliła się do męża, 

położyła rękę na jego udzie i zaczęła gładzić napięte mięśnie.

-   Nie   myślisz   nigdy   o   mnie,   Mikkal?   O   moich   potrzebach?   Jedzenie   i   sen   to   nie 

wszystko. Prawda? Ile czasu już minęło?

Zacisnął zęby i zobaczył parę płonących, ciemnych oczu.

Dłonie Siggi badały jego ciało, już nie tak ostrożnie. Ośmielona powodzeniem, Sigga 

przysunęła   się   bliżej.   Była   ciepła   i   miękka.   Kiedy   Mikkal   przymknął   oczy,   mógł   niemal 

wyobrazić sobie, że w jego ramionach leży inna dziewczyna...

Z jękiem rozpaczy odegnał od siebie ten widok, który prześladował go w dzień i w 

nocy. Przecież nie mógł jej zawieść. To ona go zawiodła, znajdując szczęście u boku innego 

mężczyzny.

Sigga nie dała mu szczęścia, dawała jednak chwile zapomnienia. I łatwiej było z nią 

żyć, kiedy ofiarowywał jej nadzieję, której tak gorąco pragnęła.

Objął ją ramionami i nie otwierając oczu, przyciągnął do piersi. Jego usta pokryły twarz 

Siggi pocałunkami. Dłonie pieściły jej ciało, mocno, gwałtownie, gorączkowo - nie tak, jak by 

pieściły ciało tamtej...

Nawet przez chwilę nie dotknął jej włosów. Niewiele trzeba było, by złudzenie prysło 

jak bańka mydlana.

Choć Mikkal traktował Siggę brutalnie, była szczęśliwa. Jednak jej potrzebował, w tych 

background image

krótkich chwilach potrafiła przełamać dzielący  ich dystans. Wiedział, jak wzbudzić w niej 

ogień i jak go ugasić.

Jego pieszczoty zostawiały ślady na jej ciele, ale nie zrezygnowałaby z nich za żadne 

skarby świata. Sigga gotowa była zapłacić każdą cenę, by móc leżeć na jego ramieniu, czuć 

jego oddech na rozgrzanej skórze. Był jej mężem. Należał do niej.

- Dlaczego nie robimy tego częściej? - spytała cicho, dziwiąc się własnej odwadze.

Nie zareagował, poruszył tylko lekko ramieniem, oddychając spokojnie.

Sigga wiedziała, że było mu dobrze, potrafiła go zaspokoić. Wiedziała też, że nie szukał 

towarzystwa innych kobiet. Zdradzał ją jednak w myślach, a ona chciała mieć go całego na 

własność.

- Daj mi spać - wymruczał, ale nie odsunął jej od siebie.

Sigga zamilkła. Patrzyła, jak zasypia. Jego ciało odprężyło się, oddech stał się miarowy.

Kiedy w końcu zasnął, usiadła na łóżku. W słabym blasku paleniska studiowała jego 

rysy,   ostre,   lecz   niezwykle   regularne.   Twarz   Mikkala   przypominała   rzeźbę.   Delikatnie 

przeciągnęła   palcami   po   jego   policzkach,   czole,   nosie,   zarysie   brwi,   lekko   dotknęła   warg. 

Chrząknął przez sen.

Sigga odsunęła dłoń.

Mikkal, ten silny Mikkal, we śnie przypominał dziecko. Tak jak Ailo, byli do siebie 

bardzo podobni. Sigga radowała się z tego powodu, w ten sposób miała cząstkę męża na 

własność.   Mógł   ją   lekceważyć,   nie   mógł   jednak   ukryć,   że   dał   jej   syna.   Tylko   oczy   Ailo 

odziedziczył po niej i Sigga uznała to za dobry znak. Nigdy nie zdołała się przyzwyczaić do 

niezwykłych oczu Mikkala, które przenikały do najskrytszych zakamarków jej duszy. Dawały 

mu przewagę, z którą czuła się nieswojo.

Ogień   zaczął   trzaskać,   czerwonawe   światło   oblało   twarz   jej   męża,   silny   kark   i 

muskularne ramiona.

Blask padł na skórzany rzemyk. Sigga machinalnie wyciągnęła rękę. Woreczek, który 

zawsze nosił na szyi, niezmiernie ją ciekawił. Mikkal strzegł go jak źrenicy oka.

Teraz spał i miała okazję, by poznać tajemnicę. Ostrożnie wsunęła dłoń pod ramię męża. 

Woreczek zsunął się na plecy, ale Mikkal pogrążony był w tak głębokim śnie, że nie powinien 

nic poczuć. Wreszcie się dowie, co jest w środku.

Mikkal poruszył się lekko, a Sigga wstrzymała oddech. Wymruczał jakieś niezrozumiałe 

słowa i uśmiechnął się.

Pociągnęła lekko za rzemyk i woreczek zsunął się z szyi Mikkala. Sigga podniosła go 

do światła. Węzeł stawił opór. Szarpnęła poirytowana...

background image

- Do diabła!

Stalowa dłoń wyrwała jej woreczek. Mikkal usiadł i odsunął się od niej. Jego oczy 

błyszczały w półmroku, zaciśnięte usta utworzyły prostą kreskę.

- Nigdy się nie poddajesz? Gotowa jesteś na wiele, żeby grzebać w moich rzeczach.

A   więc   sądził,   że   poszła   z   nim   do   łóżka   tylko   w   tym   celu!   Nie   rozumiał,   że   go 

potrzebuje? Że chce dzielić z nim wszystko? Ze go kocha?

- Nie wiedziałam, że masz tyle tajemnic, Mikkal - powiedziała z nie zamierzoną ironią.

Łzy napłynęły jej do oczu, nie mogła ich powstrzymać. Spłynęły dwiema strużkami po 

policzkach,   wzbudzając   jedynie   jego   wzgardę.   Pragnęła   tylko   odrobiny   czułości,   a   on   nie 

pozwalał jej nawet okazywać uczuć. Jak długo miała dawać, skoro on nie chciał nic od niej 

przyjąć?

Sigga wiedziała, że słowami go nie udobrucha.

Otarła łzy, pełna złości, odwróciła się do niego plecami, udając, że zasypia.

Mikkal   zaklął   cicho   i   odsunął   się   jeszcze   dalej   od   żony.   Chciał   wierzyć,   że   ich 

desperacki akt miłosny był początkiem czegoś nowego. Niezbyt czułym i gorącym, ale jednak 

początkiem czegoś nowego.

Pragnął zawrzeć pokój z nią, a może z samym sobą. Nie miał czystego sumienia, zdawał 

sobie sprawę, że traktuje Siggę z niepotrzebną brutalnością. Akceptowała ją, tak jak skłonna 

była przyjąć wszystko, co brała za akt dobrej woli. Choćby to, że pozwolił jej zasnąć na swoim 

ramieniu.

Gdyby potraktował Raiję w ten sposób, uderzyłaby go, był tego pewien. Raija miała nad 

nim  władzę,  której  Sigga   nigdy  nie posiądzie.   I  Sigga  znała swoje  miejsce,  ale  kurczowo 

trzymała się nadziei.

Nie   potrafiła   jednak   oprzeć   się   pokusie.   Woreczek,   którego   nigdy   nie   zdejmował, 

zawsze fascynował ją. Dla Mikkala stanowił świętość, tajemnicę, którą za nic w świecie nie 

podzieliłby się z żoną.

Nosił kosmyk włosów Raiji na sercu od czterech lat i tam miał pozostać aż do jego 

śmierci,   nawet   gdyby   przestał   ją   kochać.   Póki   żył,   woreczek   stanowił   amulet,   dowód   na 

istnienie miłości, niepojętej dla większości ludzi.

Sigga nie spała, ale nie odzywała się, czekała, aż on coś powie. Mikkal jednak nie miał 

takiego zamiaru. Wstał bez słowa, naciągnął futrzane portki, wcisnął nogi w kumagi wysłane 

źdźbłami turzycy, które chroniły stopy przed mrozem i wilgocią. Trzymając na ramieniu dork, 

futrzaną bluzę obróconą włosem do wewnątrz, wyszedł z namiotu.

Noc majowa była łagodna. Zbliżali  się już do letnich pastwisk, zdążając ku terenom 

background image

przygranicznym na wschodzie. Niektórzy ciągnęli na wybrzeże, ale jego ojciec trzymał się 

traktów wschodnich. Renifery same szły na wschód.

Mikkal pozwolił, by chłodne powietrze ostudziło jego rozpalone ciało i zmysły, zanim 

wciągnął kaftan przez głowę.

Może to wszystko jego wina? Ilekroć o tym myślał, dochodził do wniosku, że nie mógł 

postąpić inaczej. Zniszczyłby tak wiele, gdyby nie posłuchał rodzicielskiego nakazu i odszedł z 

Raiją. Ojciec odtrąciłby go, Pawa obraziłby się śmiertelnie. Obaj mieli przyjaciół i krewnych, 

którzy prześladowaliby jego i Raiję przez resztę ich dni. Byliby samotni na tym świecie, mieli-

by tylko siebie.

Jak wyglądałoby ich życie?

Noc nie udzieliła mu odpowiedzi.

W namiotach panowała cisza. Zbliżało się lato, noce pojaśniały, lecz powietrze wciąż 

pozostawało chłodne, a barwy przejrzyste. Za dnia przyroda grzała się leniwie w ciepłych 

pieszczotach słońca.

Nocą słońce nie było równie szczodre. Barwiło chmury czerwienią i przyoblekało się w 

płaszcz, który tłumił ciepło. Nocą żółtość emanowała chłodem. Słońce rozpalało płaskowyż 

gamą kolorów, ale w palecie nie miało odcieni złocistych.

Mikkal przykucnął obok namiotu i schował twarz w dłonie. Tęsknota doprowadzała go 

do szaleństwa.

Z sąsiedniej jurty doszedł go monotonny, zawodzący śpiew, tak cichy, że ledwo go 

dosłyszał.

Czy to miała być odpowiedź?

Poruszał się jak we śnie, nogi prowadziły go same w kierunku głosu. Odchylił płachtę 

namiotu i wszedł do środka. Podniosła głowę, w jej mądrych oczach nie było zaskoczenia. 

Dłonią wskazała mu miejsce, ciągnąc swój joik.

Mikkal nie usiadł...

Chuda, koścista i zgarbiona Elle się nie zmieniła, na jej twarzy nie było już miejsca na 

nowe   zmarszczki.   Na   głowie   nosiła   czapkę.   Nigdy   jej   nie   zdejmowała,   skrywając   resztki 

włosów, które dawno przestały ją zdobić. Suknie wisiały na wychudzonym ciele, łykowatym 

jak łozinowa witka. Niebiosa jedynie wiedziały, ile ma lat. Powinna była dawno umrzeć, ale 

wciąż tliła się w niej chęć do życia. W pajęczynie zmarszczek oczy Elle błyszczały z dawną 

wyrazistością.

Skończyła joik i otworzyła usta w bezzębnym uśmiechu.

- Czekałam na ciebie, Mikkal. Nie usiądziesz? Oboje myśleli o tym samym. Cztery lata 

background image

temu przyszedł do niej z Raiją. Wtedy śmiał się ze słów ciotki...

- Opowiedz mi o moim życiu, Elle - wymamrotał.

- Twierdziłeś, że to bzdury, Mikkal - odrzekła łagodnie stara. - Dlaczego zmieniłeś 

zdanie?

Milczał. Wbił wzrok w zaciśnięte pięści.

- Rób, co chcesz, Elle - westchnął, unosząc twarz, z której wyzierała rozpacz. - Kłam, 

jeśli musisz, ale daj mi chociaż nadzieję!

Uśmiechnęła się słabo, ale jej twarz pozostała nieprzenikniona. Może naprawdę była 

niespełna rozumu. Mikkal nie wiedział. Wróżba dla Raiji przeraziła go tym bardziej, że tyle z 

niej się sprawdziło.

-   Kiedyś   dostrzegłam   w   tobie   coś,   co   mnie   dało   nadzieję   -   odrzekła   po   chwili.   - 

Myślałam,   że   jesteś   stworzony   do   wielkich   rzeczy,   ale   się   myliłam.   Nie   przywiązuj   zbyt 

wielkiej wagi do słów starej kobiety...

- Co masz na myśli? - wychrypiał i złapał ją za ramię. Zdawało mu się, że chwyta suchą 

gałąź brzozy.

-  Jesteś   dobrym  człowiekiem,   Mikkal,   masz  wiele   przymiotów.  Nie   pojmuję  tylko, 

czemu ich nie używasz. Gardzisz rodziną. Myślisz, że jesteś pępkiem świata, lecz bardzo się 

mylisz, mój chłopcze. Co cię odmieniło? Mogłeś to powstrzymać...

Skinął lekko głową. Od dawna nikt nie mówił doń w taki sposób, a ponad wszystko 

potrzebował rozmowy. Elle przejrzała go na wylot dzięki znajomości ludzkiej natury, a nie 

siłom nadprzyrodzonym. Podniósł wzrok.

- Wiem. Stąd biorą się wszystkie kłopoty. Co jeszcze widzisz, Elle? Co jeszcze...

- Może już nic?

Błagał ją wzrokiem, obnażał duszę. Elle zawsze czuła słabość do Mikkala, upartego 

syna Pehra. Było w nim coś, co wynosiło go ponad przeciętność. Miała nadzieję, że pójdzie pod 

prąd, sprzeciwi się ojcu, ale Mikkal się ugiął. Z każdym dniem coraz bardziej przypominał 

Pehra. Chciała mu pomóc.

- Jest ciemno, mogę tylko snuć domysły - usprawiedliwiała się, ale ujęła jego dłoń w 

obie ręce. - Spotkasz się z nią - rzuciła i zamilkła na dłuższą chwilę. - To chciałeś usłyszeć, 

prawda?

- Tylko tyle?

Elle opuściła wzrok, potem zacisnęła mu dłoń w pięść i złożyła ręce na kolanach.

-   Niedługo   umrę.   To   dobrze,   Mikkal.   Nie   chcę   doświadczyć   tego,   co   przyniesie 

przyszłość. Jedyna pociecha, że nie będziesz taki jak ojciec. Nie zostaniesz jednak mężczyzną, 

background image

którego widziałam w moich marzeniach.

- Co z nią? Z Rai ją?

W oczach staruszki pojawił się ból.

- Byłeś zbyt młody. Zbyt młody, by uczynić decydujący krok. Oszczędziłbyś nieszczęść 

wam obojgu. Spotkasz się z nią, powiedziałam już. Lepiej by było, gdybyście nie ujrzeli się już 

więcej, ale wasze losy splecione są ze sobą. Daj jej to ciepło, które płonie w tobie, Mikkal! Nie 

bądź zawzięty! Nie duś uczuć w sobie!

- To Wszystko? Pokręciła głową.

-   Więcej   nic   ci   nie   powiem,   mnie   samej   robi   się   straszno.   Musisz   stawić   czoło 

przyszłości. Powiedziałam jej, że będzie walczyć o szczęście. Tobie mówię to samo, chłopcze. 

Nie zapominaj tylko o swojej rodzinie. Nie zniszcz ich, szukając radości życia dla siebie...

Mikkal delikatnie pogładził staruszkę po policzku i wyszedł w jasną noc.

Chciał wróżby, a otrzymał dobre rady. Może to jedno i to samo.

Nie  zauważył,  że Elle   odchyliła  płachtę namiotu,  i  przestraszył  się  jej  chrapliwego 

głosu. W jej słowach kryły się żal i smutek:

- Muszę ci to powiedzieć, Mikkal. Ty i Raija przeżyjecie razem wielki ból.

- Powiedziałabyś mi to wtedy, gdybym pozwolił ci powróżyć? - spytał pod wpływem 

impulsu.

- Powiedziałabym więcej.

Znów został sam. Słowa Elle nie przyniosły mu pociechy. Były brutalne, ale zasłużył na 

nie. Szukał jednak innych słów. Musiał porozmawiać z kimś, kto nie będzie go wyłącznie 

potępiał.

Z kim?

Z Aslakiem. Tylko on przyszedł mu na myśl. Aslak mógł opowiedzieć mu więcej o 

spotkaniu z Rai ją. Może coś sobie przypomni, może coś pominął. Spotkanie Aslaka z Raiją 

sprzed roku wciąż nie dawało Mikkalowi spokoju. Nie wierzył, że Raija może być szczęśliwa.

Aslak dzielił namiot z bratem, Andersem. Kiedy Mikkal stanął przed wejściem, zaczął 

żałować swego kroku. Na całe szczęście Aslak był sam. Spał. Mikkal trącił szwagra.

- Co się stało?

Aslak potarł oczy i spojrzał na Mikkala, nasłuchując dźwięków, które mogły zdradzić 

cel jego wizyty.

- Nic. Gdzie Anders?

- Wyszedł razem z Pawą i Pehrem - wyjaśnił Aslak. - Doglądać stada.

Mikkal poczuł, jak opada go zmęczenie.

background image

- Mogę spać u ciebie?

- Pokłóciłeś się z Siggą? - Aslak uśmiechnął się niewyraźnie. - O co poszło tym razem?

- Nic wielkiego. - Mikkal stracił nagle ochotę na zwierzenia. - Muszę wyjechać. Duszę 

się, brak mi swobody.

Aslak wsparł się na ramieniu.

- Ożeniłeś się za wcześnie, chłopie. Popatrz na mnie, żadna dziewczyna nie zdybie 

Aslaka, póki sam nie będzie tego chciał.

Mikkal zgrzytnął zębami. Aslak udawał, że nie domyśla się celu jego wizyty.

Mikkal oparł ramiona o kolana. Miał trudne zadanie, w końcu Sigga była siostrą Aslaka. 

Pamiętał jednak czasy, kiedy Aslak słał tęskne spojrzenia za Raiją.

- Marzyłeś kiedyś o tym, by żyć dwa razy? Aslak roześmiał się głośno.

- Pewnie. Zwłaszcza podczas targowisk...

Nie   traktował   Mikkala   poważnie.   Mikkal   westchnął   i   położył   się.   Oliwkowe   oczy 

Aslaka przewiercały go na wylot.

- Znam twoje myśli, Mikkal. Pozbądź się ich. Dokonaliście wyboru, prawda? Daj już 

spokój, nie dręcz siebie, Siggi... i jej.

- Jaka była? Opowiedz jeszcze raz! Aslak pokręcił głową.

- Nie. Nie chcę karmić twoich szalonych myśli.

- Muszę znać prawdę!

Aslak uśmiechnął się, ale jego oczy patrzyły na Mikkala z powagą.

- Więc dlaczego nie pojedziesz do niej? Boisz się, że mam rację? A może obawiasz się, 

że wszystkie twoje marzenia legną w gruzach? Ze może los, który przypadł ci w udziale, wcale 

nie jest taki zły?

- Zamknij się! - krzyknął z bólem Mikkal. Aslak zlekceważył jego wybuch.

- Delektujesz się cierpieniem, zatruwasz życie bliskim. Chciałbym, żebyś pojechał i 

przekonał się, że zapomniała o tobie...

Aslak przewrócił się na plecy i skierował wzrok na dach namiotu. Dym z paleniska 

układał się w przedziwne wzory i znikał w ciemności.

- Nie masz dość dziecinnych fantazji? - spytał. - Nie widzisz, że zachowujesz się jak 

chłopiec, a nie dorosły mężczyzna, który jest odpowiedzialny za żonę i syna?

Mikkal słuchał bez słowa.

- Nie jesteś już dzieckiem! - ciągnął Aslak z pasją. - Lata wypełnione śmiechem i 

marzeniami minęły bezpowrotnie. Dla większości z nas. Obietnice, spojrzenia, pocałunki, to 

wszystko należy do przeszłości.  Jesteśmy dorośli, Mikkal.  Inne rzeczy powinny wypełniać 

background image

nasze myśli, już nie ma czasu na marzenia. Nie chcesz uznać rzeczywistości, wolisz żyć w 

świecie ułudy. Ale młodość pozostawiłeś za sobą i nic nie wiąże jej z dniem dzisiejszym. Jeśli 

zbłądziłeś, wiń za to siebie. Żyj teraźniejszością, żyj tak, byś nie musiał budzić się z uczuciem 

wstydu. Masz syna, Mikkal. Chcesz, by dorastał w upokorzeniu, mając za ojca marzyciela 

oderwanego od świata i ludzi?

-   Ty   nigdy   nie   kochałeś   -   przerwał   mu   Mikkal   bezbarwnym   głosem.   -   Nigdy   nie 

kochałeś, Aslak. Gdybyś kochał, nie byłbyś tak surowy w swoim sądzie...

- Jeśli miłość czyni człowieka nieczułym na dobro bliskich - Aslak akcentował każde 

słowo - to jestem szczęśliwy, że jej nie zaznałem. Mam nadzieję, że nie będę traktował rodziny, 

tak jak ty traktujesz Siggę i chłopca.

- Powinienem rozgniewać się na ciebie - Mikkal uśmiechnął się kwaśno. - Powinienem 

wyjść. Ale zostanę. Możesz obrzucać mnie wyzwiskami, Aslak, lecz i tak nie sprawisz, że 

pokocham Siggę. To dobra dziewczyna, ale to nie ona wypełnia mnie tęsknotą.

-   Kobieta,   którą   ujrzałem   -   mówił   twardo   Aslak   -   była   szczęśliwa.   Miała   męża, 

spodziewała   się   dziecka   i   nie   wspomniała   o   tobie   ani   jednym   słowem.   Czy   to   oznaka 

nieśmiertelnej miłości, Mikkal? Myślisz, że płacze po tobie? Zaniedbuje męża i dziecko? Na-

prawdę tak uważasz? Sądzisz, że kocha ciebie tak, jak ty ją?

Aslak zaczerpnął tchu i bezlitośnie ciągnął:

- W takim razie nie znasz jej. Przez tę wydumaną miłość wyglądasz starzej, moja siostra 

wypłakuje sobie oczy, a chłopiec krzyczy ze strachu, kiedy z rzadka weźmiesz go na ręce. 

Myślisz, że kochałaby cię takim, jaki się stałeś?

- Ty nigdy nie kochałeś - powtórzył Mikkal. Aslak westchnął i obrócił się do niego 

plecami. Nie mógł się jednak powstrzymać od dodatkowego komentarza:

- Jesteś chory. Jedź do Lyngen, człowieku! Jedź, a ujrzysz wszystko na własne oczy. 

Jedź, obudź się ze snu i bądź sobą!

- Nie mogę teraz jechać.

- Nie możesz? A może nie chcesz?

Mikkal nie znalazł odpowiedzi. Może wszystko było snem, nie tak pięknym jak ten, 

który przechowywał w pamięci. Może Sigga była mu przeznaczona. Może dla tamtej stał się 

jedynie bladym wspomnieniem z dzieciństwa, słodkim, lecz pozbawionym znaczenia. Może. 

Może... Chciał się upewnić, czy wciąż żyć marzeniami? I cierpieć?

Źle spał. Pół nocy spędził między jawą a snem, pocąc się niemiłosiernie na całym ciele. 

W mroku nocy słyszał jej głos, łagodny, lecz zdecydowany. Widział powagę kryjącą się na dnie 

jej ciemnych oczu. Jej usta ułożyły się w coś na kształt uśmiechu, lecz się nie uśmiechnęły. 

background image

Wargi wyszeptały jedno słowo: „nie”.

Nie, przybywasz za późno. Za późno. Za późno.

Nie uśmiechała się. Złożyła ramiona na piersiach, nie dając mu do nich dostępu. Tylko 

to jedno słowo.

Nie.

Wstawał dzień, kiedy Mikkal zapadł w sen, którego tak bardzo potrzebował. Zbyt wiele 

nocy spędził bezsennie podczas tego spędu. Zbyt wiele bezsennych nocy miał za sobą tej zimy.

Wokół   zaległa   cudowna   cisza.   Słońce   pieściło   jego   skórę.   Zdjął   kaftan   i   pozwolił 

promieniom lizać nagie ciało. Wiatr muskał delikatnie kępy wrzosu. Przyroda wstrzymywała 

oddech. Mikkal wyciągnął ramiona, jakby chciał objąć cały świat. Tu pragnął zostać, na całą 

wieczność.

Zielony, potężny płaskowyż rozciągał się po krańce horyzontu, wydawało się, że sięga 

słońca, jakby chciał wzrastać w jego rozpalonej żółtości. Na granicy błękitnego bezchmurnego 

nieba zmieniał się w rozedrgane wzgórze.

Mikkal   wyciągnął   nóż  zza  pasa  i   położył   palce   na  kawałku  kości.   Ze  zdumieniem 

spoglądał na ptaka, którego wyrzeźbił, ptaka o rozpostartych skrzydłach. To był kruk.

To niemożliwe, wyrzeźbił tego ptaka wcześniej, nie mógł zrobić tego ponownie. Pakami 

sprawdził wyżłobienia, to był ten sam ptak. Teraz miał go Ailo, stał się zabawką jego syna. Nie 

mógł przecież zrobić dwóch takich samych figurek z jednego kawałka kości.

- Ailo? - szepnął wiatr. - Kto to jest Ailo? Promienie słoneczne obdarzyły go delikatną 

pieszczotą.

- Syn? - śmiały się. - Masz syna, Mikkal? Położył dłoń na policzku, nic nie pojmując. 

Gdzie podziały się zmarszczki? Koniuszki palców dotykały gładkiej skóry młodzieńca.

- Kim jest Ailo? - śmiał się wiatr.

Mikkal nie odpowiedział. Nic nie rozumiał, ale nie miało to wielkiego znaczenia. Ailo 

nie istniał, a on znów był młody. Rozpoznawał miejsce, tylko pora się nie zgadzała. Powinna 

być jesień, tak jak wtedy...

- Wtedy? - spytały wiatr i promienie. - Czyż nie jest teraz?

Mikkal przełknął ślinę. Czyżby dostał jeszcze jedną szansę, o którą tak się modlił? Czy 

teraz postąpi właściwie?

Właściwie? Raija była dzieckiem, a on młodzieńcem. Dzieci nie bierze się siłą.

- Dzieckiem? - przekomarzał się wiatr. - Sądzisz, że prowadzę ci dziecko? Ją nazywasz 

dzieckiem?

Podniósł wzrok i poczuł dławienie w gardle. W uszach rozbrzmiał jej śmiech, perlisty 

background image

jak letni strumień. Twarz Raiji jaśniała, a oczy błyszczały, kiedy biegła ku niemu, machając 

rękoma.

Podniósł się i wybiegł jej naprzeciw. Jej włosy, łaskoczące go w nos, pachniały cudnie. 

Kiedy zanurzył w nich twarz, wiatr splątał razem ich loki. Nóż i ptaszek leżały u stóp Mikkala. 

Nawet nie wiedział, kiedy je upuścił.

- Czekałeś? - spytała, a w jej głosie zadźwięczało tysiąc obietnic.

Skinął głową, bo nie udało mu się wydobyć słowa spomiędzy zaschniętych warg. Był 

szczęśliwy, mógł umrzeć, trzymając ją w ramionach. Wiatr miał rację, to niepojęte, ale miał 

rację. Nie była dzieckiem, lecz Raiją z jego wspomnienia.

Trzymał   w   ramionach   kobietę,   tę,   która   budziła   w   nim   pożądanie.   O   niej   marzył 

codziennie przez ostatnie dwa lata.

- Mamy mało czasu - szepnęła.

Mikkal napotkał spojrzenie brązowych oczu i zrozumiał. Były lustrem dla jego oczu. 

Lustrem jego duszy, jego namiętności.

-   Ukochana   -   mruknął   w   miękkość   jej   skóry   na   szyi.   Drżącymi   dłońmi   zaczął 

rozplątywać tasiemki sukni.

- Pragnę cię - szepnęła, gorącym tchem omiatając jego policzek. - Tylko ciebie zawsze 

pragnęłam. Mamy tak mało czasu...

Niecierpliwe palce szarpały oporny pasek. Mikkal wstrzymał oddech, kiedy jej dłoń 

znalazła się na jego brzuchu i powędrowała w dół...

Zamknął oczy, przyciskając usta do jej jędrnych piersi i walcząc ze spódnicą, która 

zaplątała się na jej biodrach. Śmiejąc się, pomogła mu ją zdjąć. Miękka skóra Raiji zapłonęła 

pod dotykiem szorstkich palców. Jęknęła cicho, odwzajemniając się podobnymi pieszczotami, 

jej dłonie nie pominęły ani jednego skrawka jego skóry.

Mikkal dotknął rozpalonymi wargami lekko rozchylonych ust ukochanej. Westchnęła i 

przywarła do niego całym ciałem. Wyglądali jak wyciosani z jednego kawałka drewna, jakby na 

całą wieczność mieli zapamiętać, że należą do siebie.

Splotła ręce na jego ramionach, on objął ją w talii. Nikt nie mógł ich rozdzielić. Wsunął 

kolano między jej nogi, przycisnął do niej biodra. Był gotów, ona też, oboje pragnęli tego z 

równą siłą, równie mocno tęsknili.

Napotkał wzrok Raiji, zamglony, ciemniejszy niż kiedykolwiek.  Jej  wargi  pod jego 

ustami były jak pączek kwiatu, czerwone jak krew, gorące jak ogień, drżące...

- Chodź, kochany! - błagała.

Położył się na niej z czułą delikatnością, pogładził jej ciało, śledząc dłonią krągłość 

background image

bioder...

Kiedy miał w nią wejść, jej twarz wykrzywił ból, a z gardła wydarł się krzyk, straszny, 

bolesny.

Usiadł, trzymając Raiję w ramionach, zaglądając jej w oczy. Patrzyła na niego, ale go 

nie widziała. Krzyk wybrzmiał i przeszedł w jęk. Jej ciało zapadło się, a blask w oczach zmącił, 

jak mąci wodę rzucony kamień.

Nóż. Położył ją na nożu...

Przesunął   dłonią   po   wciąż   rozgrzanych   plecach   dziewczyny,   po   skórze,   na   której 

odcisnęły się kwiatki wrzosu.

Ciepła, gęsta krew pociekła mu między palcami i dała pewność, zanim dłoń trafiła na 

stal.

- Nie! Nie! Nie umarła! Krzyk przeszedł w łkanie.

- Zabiłem ją! Zabiłem! Kochana moja, zabiłem cię...

- Mikkal! Mikkal! Co cię napadło? Obudź się!

Dłonie na jego ramionach należały do innej rzeczywistości. Tak jak i głos Aslaka.

- Umarła! - jęknął słabo Mikkal. - Zabiłem ją...

-   Do   diabła,   ocknij   się!   Jego   głowa   eksplodowała   tysiącem   gwiazd,   w   uszach   mu 

zadzwoniło,   zapiekły  policzki...   Aslak   siedział   przed  nim  w  kucki   i  zmrużywszy  powieki, 

przyglądał się mu z niepokojem. Uśmiechnął się gorzko, kiedy spotkał wzrok Mikkala.

-   Niech   będą   dzięki!   -   szepnął   Mikkal.   Wciąż   miał   przed   oczyma   tamte   obrazy. 

Bezwiednie podniósł dłonie i przyjrzał się im. Nie było na nich krwi.

-   Obudziłeś   pół   obozowiska   -   rzucił   sucho   Aslak.   -   Co   cię   napadło,   człowieku? 

Przepraszam, że cię uderzyłem - dodał - ale nic innego nie przyszło mi do głowy.

- Dziękuję! - powiedział Mikkal. Wstał rozdygotany i wyszedł z namiotu.

Krew pulsowała mu w skroniach. Wszystko zdało mu się tak prawdziwe, jego ciało 

wciąż   drżało   na   wspomnienie   namiętności,   która   nie   znalazła   ujścia.   Wciąż   czuł   ten 

niewypowiedziany ból, kiedy trzymał w ramionach martwe ciało Raiji.

To był tylko sen, nocny koszmar. Aslak mógł sądzić, że Mikkal zwariował. Mikkal 

wiedział jednak, że dano mu znak.

Wpatrując się w horyzont na zachodzie, podjął decyzję.

Musi jechać do Lyngen. Musi ją zobaczyć. Jeśli to nie było wołanie o pomoc, to znaczy, 

że zwariował.

Raija go potrzebowała.

Natychmiast.

background image

5

Od pożaru nic nowego nie zaszło. Nic, co pachniałoby prześladowaniem.

Nienawistnymi   spojrzeniami   Raija   nie  zawracała   sobie   głowy.   Bolały,   ale   stały   się 

poniekąd stałym elementem dnia codziennego. Słowa towarzyszące spojrzeniom również nie 

były niczym nowym, już wcześniej nazywano ją dziwką i suką. Słowa raniły, ale Raija za-

ciskała zęby i prostowała się z godnością, w myślach przeklinając oszczerców.

Obraźliwe słowa świadczyły gorzej o tych, którzy je wypowiadali, niż o niej samej. Tak 

twierdził Antti, a on się na tym znał. Odkąd wprowadził się do Raiji, sam wiele razy spotkał się 

z przejawami ludzkiej niechęci.

Raija prała. To była żmudna praca. Przynosiła wodę i podgrzewała w dużym kociołku 

nad brzegiem rzeki. Musiała przydźwigać wiele wiader, zbyt wiele jak na drobną kobietę. Raija 

nigdy nie unikała pracy. I nikt nie mógł powiedzieć, że nie dbała o czystość.

Nazywali ją „zawszoną Kwenką”, ale wszy nie miały przystępu do domu Raiji. W 

przeciwieństwie do domostw najmocniejszych w gębie plotkarzy. Na samo wspomnienie o tym 

Raija wzdrygnęła się z obrzydzenia.

Wczesną zimą Maja bawiła się z dziećmi pewnej rodziny mieszkającej tuż nad morzem. 

Karl znał gospodarza, zdarzało się, że się odwiedzali. Kiedy samotność doskwierała Raiji, z 

wdzięcznością przyjmowała ich towarzystwo. Aż do chwili, gdy najmłodszy chłopiec owych 

ludzi, po dłuższej chwili spędzonej na dzikiej zabawie z Mają, podpełzł do Raiji i czule objął za 

kolana. Nachyliła się, by pogłaskać malucha po głowie, ale gwałtownie cofnęła wyciągniętą 

rękę.

Wciąż robiło jej się niedobrze, kiedy o tym myślała. W czuprynie chłopca roiło się od 

wszy.

Ze wstrętem odepchnęła dziecko od siebie i wybiegła z Mają na jednej ręce i okryciami 

całej ich trójki na drugiej.

Nie podziękowała za gościnę, nie pożegnała się, wypadła za drzwi bez słowa. Karl 

musiał przepraszać za jej zachowanie. Nie znalazł dla niej zrozumienia, był rozgniewany nie na 

żarty. Rai ja aż popłakała się ze złości. Wyszorowała Maję, Karla i samą siebie w gorącej 

wodzie.

Mąż wyzwał ją od histeryczek i ze stoickim spokojem odmówił pójścia po wodę. Raija 

sama   ją   przyniosła   i   wygotowała   wszystkie   ubrania,   które   miały   na   sobie   podczas   tamtej 

wizyty. Nie chciała robactwa w swoim domu, nie mógł tego zrozumieć?

Nie   mógł.   Zamiast   tego   powiedział   jej,   że   w   życiu   rybaka   na   północy   wszy   są 

background image

wszechobecne. Żaden mężczyzna znad fiordu nie umarł od ich ugryzień. Histeria dobra jest dla 

bab.

Co ci ludzie pomyślą o jej zachowaniu? Gotowi się obrazić.

Raija nie odpowiedziała. Zacisnęła usta i milczała.

Karla   nie  zaczepiali,   Raija   spotykała   się   z   docinkami.   Nie   przejmowała   się   jednak 

ludzkim gadaniem. Patrzyła mieszkańcom Lyngen prosto w oczy z niezachwianą pewnością, że 

nie jest mniej warta.

Rzecz jasna, ten epizod był wodą na ich młyn. Parszywi Kwenowie nie będą uczyć 

Norwegów czystości. A już zwłaszcza nie ona, Raija Elvejord, która wiele lat spędziła pośród 

Lapończyków. O, nie, zwłaszcza nie ona. Najwyższy czas nauczyć ją pokory.

Może powinna była postąpić roztropniej, ale z perspektywy czasu wszystko wygląda 

inaczej,   niż   kiedy   tkwi   się   w   środku   zdarzeń.   W   głębi   duszy   wiedziała   jednak,   że   dziś 

uczyniłaby tak samo.

Zacisnęła zęby i wyciągnęła bieliznę z wrzątku. Była ciężka, ale Raija zdołała ją unieść. 

Chwyciła stare wiosło, na którym nosiła pranie nad rzekę. Dostała parę wioseł od Kristiana, 

nadawały się znakomicie do tego celu.

Zmęczona, z jękiem zrzuciła wygotowaną bieliznę na płaski kamień nad brzegiem i 

wróciła po resztę. Płukania nie znosiła, zwłaszcza o tej porze roku, kiedy zima wciąż nie chciała 

się poddać, a lato jeszcze nie nadeszło. Woda w rzece była zimna, wydawała się chłodniejsza 

niż zimą. Wtedy człowiek przynajmniej się nie dziwił, że jest lodowata.

Złapała  parującą  koszulę,  parząc  sobie  pałce,  i  zanurzyła ją w  wodzie.   Z początku 

poczuła ulgę, potem woda stawała się coraz zimniejsza. Mechanicznym ruchem wyjęła koszulę, 

wyżęła ją, odłożyła, potarła sine dłonie i znów sięgnęła do zawiniątka z bielizną. Płukała, 

wyżymała, tarła dłonie...

Kiedy   skończyła   i   rozwiesiła   pranie   na   rei,   którą   Kalle   umocował   między   dwoma 

drzewami niedaleko domu, nie czuła palców.

Następnego dnia pranie wciąż tam wisiało, kołysząc się na słońcu, prawie suche. Ale 

Raija nie miała już nigdy użyć ani jednej sztuki. Ktoś pociął je na wąskie paski. Trzepotały 

teraz wyzywająco w lekkiej bryzie.

Raija   oparła   się   o   ścianę   domu   i   zaczęła   płakać.   Podłość   nieznanego   dręczyciela 

przekroczyła wszelkie granice. Ludziom znad fiordu Lyngen nie przelewało się, a Raija i Karl 

nie mieli więcej niż inni. Ten czyn bolał bardziej niż obelżywe słowa.

Nowe sukno kosztowało fortunę, a szycie ubrań było dla Raiji udręką, natura poskąpiła 

jej umiejętności na tym polu. Miała wrażenie, że ten, kto to zrobił, wiedział o jej ułomności.

background image

Antti zaklął szpetnie, kiedy Raija pokazała mu pocięte strzępy.

- Dwie koszule należały do ciebie - powiedziała. Wiedziała, że uszyła je Leena, żona 

Anttiego. Antti utracił ją w drodze na północ. Wyruszyli z domu w Finlandii we trójkę, lecz do 

krainy, z którą wiązali tyle nadziei, dotarł tylko z synem.

Raija była jedną z niewielu osób, które znały historię życia Anttiego Kesaniemi. Nigdy 

nie nadużyła zaufania, którym ją obdarzył, powierzając jej cząstkę swej przeszłości.

Antti - ojciec, który nie był jej ojcem, lecz znał ją lepiej niż rodzony. Wszystkie jej 

tajemnice były u niego bezpieczne, a ona nikomu nie zdradzała sekretów, którymi się z nią 

dzielił. Łączyły ich silne więzy, równie silne jak więzy krwi.

- Do diabła z koszulami, Raiju! Jakiś szatan wyrządził ci krzywdę i teraz rechocze z 

zadowolenia. Dostanę go w swoje ręce!

-   Jak?   -   spytała   ze   znużeniem.   -   Nie   ma   śladów.   Nie   sposób   przewidzieć,   kiedy 

ponownie uderzy.

- To właśnie jest najgorsze!

W głosie Anttiego zabrzmiało zdecydowanie, a w zielonych oczach pojawiły się iskierki 

gniewu. Czuł się wyzwany i gotował się do zemsty. Tego Raija bała się najbardziej. Nie mogła 

go utracić, Antti był jak skała w rwącym strumieniu zdarzeń. Ten rosły mężczyzna z ojczystych 

stron, wyrozumiały i godny zaufania, zastąpił jej ojca. Ojca, do którego tęskniła od dnia, kiedy 

rodzony ojciec zniknął z jej życia w pewien wietrzny, zimowy dzień nad rzeką Torne. Anttiego 

nie może utracić, życie nie byłoby już takie same.

Przez wszystkie młode lata Raija traciła tych, których kochała. Moja czara jest już pusta, 

pomyślała z goryczą. A zresztą, skąd mogła wiedzieć, co los jej gotuje. Nie miała złudzeń co do 

przyszłości. Dawno już porzuciła marzenia o srebrnych rybach, które gołymi rękami łowi się w 

morzach północy.

Wszędzie był głód, wszędzie tęsknota i ból. I niespełnione marzenia. Nawet w Ruiji.

Szkoda, że nie mogła wrócić do domu i opowiedzieć wszystkim o rzeczywistej Ruiji. 

Piękne opowieści różniły się od codzienności po tej stronie granicy. Zresztą pewnie by jej nie 

uwierzyli...

Zbyt wiele powtarzano legend o szczęśliwej krainie. Jeden krytyczny głos utonąłby w 

morzu sag o złocie i srebrnych rybach.

-  Karl   nie  powinien   był  wypływać!   -  westchnął   Antti.   Trzymał   Maję  na  kolanach. 

Dziewczynka   śmiała   się   radośnie,   nie   zdając   sobie   sprawy,   że   są   ludzie,   którzy   chętnie 

widzieliby jej krzywdę.

- Musiał - odrzekła hardo Raija. - Trzeba jakoś żyć. Utkwił w niej spojrzenie mądrych 

background image

oczu.

-   Nie   rozumiem,   dlaczego   tu   zamieszkaliście.   Kristian   da   sobie   radę   bez   was. 

Powinniście wyjechać, jak tylko Kalle wróci. Jesteście młodzi, znajdziecie lepsze miejsce do 

życia.

Zamachał ramionami, by podkreślić wagę swych słów, i Maja omal nie spadła z jego 

kolan. Kiedy ją złapał, dziewczynka roześmiała się z zachwytem, myśląc, że to nowa zabawa.

Nie dała mu spokoju, póki nie powtórzył tego gestu ze sześć razy. Śmiech dziecka 

rozbrzmiewał perliście w skromnych ścianach izby, łagodząc powagę sytuacji. Pod czulą opieką 

matki Maja nie zaznała jeszcze bólu.

-   Zostaniemy   -   odrzekła   Raija.   -   Jeszcze   jakiś   czas...   W   jej   wzroku   kryło   się 

zdecydowanie.

- Żebym tylko wiedział, dlaczego...

- Muszę.

Stara śpiewka. Antti przeklął w duchu jej upór. Jeśli Raija coś sobie postanowiła, nikt 

nie mógł jej od tego odwieść.

Nie rozumiał, co ją tu trzymało, pewnie coś ważnego, ale nie zapytał. Zresztą nie chciał, 

by wyjechała.

Raija i dziewczynka stanowiły jasny punkt jego codzienności, dla nich warto było żyć. 

Szkoda, że Kristina nie chciała Reijo za zięcia. Jego syn, Reijo, lepiej by pasował na męża dla 

Raiji niż Karl. Karl Elvejord był dobrym człowiekiem, zbyt jednak uległym. Raija potrzebowała 

silnej ręki, inaczej zyskiwała niebezpiecznie dużą przewagę nad mężczyzną.

Ta drobna kobieta sprawowała władzę nad wieloma duszami, Antti mógł dopisać swoje 

nazwisko   do   listy.   Miał   tylko   nadzieję,   że   nie   do   końca   zdawała   sobie   sprawę   ze   swojej 

magicznej siły. Taka świadomość mogłaby ją zniszczyć.

-   Znajdę   ich   -   wycedził.   Musiał   głośno   wypowiedzieć   te   słowa,   by   nabrały   mocy 

wiążącej obietnicy.

-   Wyprą   się   wszystkiego...   -   uśmiechnęła   się   krzywo   Raija.   -   Powiedzą,   że   sama 

pocięłam własne rzeczy, żeby się wyróżnić...

Antti posadził Maję i wyszedł z izby. Nie radził sobie ze świadomością, że zna sprawcę, 

a nie może powstrzymać go przed dalszymi niegodziwościami. Mógł stłuc Isaka, ale w gruncie 

rzeczy   był   zbyt   poważny   na   takie   zachowanie.   Nie   powstrzymałoby   to   napastnika,   wręcz 

przeciwnie, podjudziło do nowych występków. Antti dobrze go znał.

Był bezradny.

Isak pojawił się tego samego wieczora tuż po wyjściu Anttiego. Antti poszedł po rzeczy, 

background image

tak przynajmniej powiedział, ale Raija przypuszczała, że chce ochłonąć na świeżym powietrzu. 

Incydent z praniem wyraźnie nie dawał mu spokoju.

Isak zjawił się jak duch, nagle stanął w progu i wbił w Raiję wzrok.

Poczuła w sercu ukłucie strachu, ale ukryła to mistrzowsko. Nie chciała sprawiać mu 

satysfakcji.

Na całe szczęście Maja już spała. Isak rozchylił grube wargi w uśmiechu, ukazując żółte 

od tytoniu zęby. Raija zadrżała mimowolnie, ale natychmiast tego pożałowała, jego wzrok 

bowiem stwardniał.

Isak wyglądał  odrażająco, ale nie mogła okazywać niechęci zbyt ostentacyjnie. Był 

pamiętliwy, a teraz dała mu jeszcze jeden powód do nienawiści.

- Jesteś sama? - spytał. Uśmieszek zadowolenia na jego twarzy świadczył, że doskonale 

zna odpowiedź. Musiał obserwować dom i widzieć wychodzącego Anttiego. Raija poczuła 

cierpki smak w ustach.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej, ale nie było w tym za grosz życzliwości. Raija tkwiła w 

bezruchu przy kołowrotku.

- Często myślałem, co moglibyśmy robić we dwójkę - ciągnął Isak, wycierając ręce o 

spodnie na udach.

Raija rozpaczliwie usiłowała przypomnieć sobie, gdzie położyła nóż - nóż, który mąż 

kazał jej zawsze trzymać w pogotowiu. Używała go dzisiaj, czyściła nim ryby. Jej obawy 

przerodziły się w pewność: w wyobraźni ujrzała nóż w zielonej trawie nad brzegiem rzeki. 

Ryby zabrała do domu, ale o nożu zapomniała. Była bezbronna, a Isak z pewnością nie miał 

dobrych zamiarów.

Leniwie oderwał się od drzwi i kocim krokiem przeciął izbę. Sprężystość jego ruchów 

zdumiewała, był bowiem dość przysadzisty i krępy. Z pozoru wydawał się silnym mężczyzną, 

ale wystający brzuch świadczył o czymś wręcz przeciwnym.

Raija zacisnęła kurczowo dłonie. Będzie gryźć, kopać i bić. Nie zdoła się obronić, ale 

tanio się nie sprzeda.

Kiedy Isak nachylił się nad Raiją, odór przyprawił ją o mdłości. Czy ten człowiek nigdy 

się nie myje? Śmierdzi gorzej niż śnięta ryba...

Mocne palce zacisnęły się na jej włosach. Z błyskiem w oku zmusił ją brutalnie, by 

wstała. Raija syknęła z bólu, ale ugryzła się w wargę i powstrzymała od krzyku. Poczuła smak 

krwi. Nie krzyknie ze strachu na oczach tego nikczemnika, nawet gdyby miała utoczyć jej 

więcej.

Isak pociągnął mocniej, jakby chciał wyrwać jej włosy wraz ze skórą. Raija wbiła zęby 

background image

w wargę i uniosła się na palcach. Ból trochę zelżał.

Isak zaśmiał się chrapliwie i oblizał usta. Jego cuchnący oddech zemdlił Raiję, a kiedy 

przycisnął brzuch do jej ciała, myślała, że zwymiotuje. Podniosła instynktownie ręce, by go 

odepchnąć, a Isak natychmiast to wykorzystał. Chwycił ją za nadgarstki, pozbawiając szans na 

obronę, jednocześnie jednak puścił jej włosy.

Ból ustąpił, pozostało jedynie uczucie swędzenia w miejscach, gdzie pozbawił ją paru 

kosmyków.

Isak   zdawał   sobie   sprawę   ze   swojej   przewagi.   Raija   była   sama,   Antti   dopiero   co 

wyszedł. Miał mnóstwo czasu na to, by zrobić z nią, co zechce. Raija bała się śmiertelnie, ale 

nie okazywała tego. Nie chciała dawać napastnikowi powodów do złośliwej satysfakcji, a już 

najmniej pragnęła obudzić Maję. Sądziła, że Isak w ogóle nie pomyślał o dziewczynce. Był 

przepełniony   pragnieniem   zemsty   i   nie   uświadamiał   sobie,   że   najboleśniej   zraniłby   Raiję, 

krzywdząc jej córkę. Nie wpadnie na ten pomysł tak długo, jak Raija zdoła odciągnąć jego 

uwagę od Mai. Była gotowa oddać życie za swoją małą córeczkę.

- Milczysz, fińska dziwko? - Isak obnażył żółte zęby w uśmiechu. Raija wstrzymała 

oddech, ale bez drżenia wytrzymała jego spojrzenie. Ujrzała w nim zwierzęce pożądanie i ślepą 

nienawiść.

Isak oblizał wargi. Opór Raiji zwiększał jego podniecenie. Wsunął kolano między jej 

uda. Szarpnęła się, ale widząc niebezpieczny błysk w wyblakłych oczach Isaka, poddała się 

jego woli. Przylgnął do niej udami i stęknął. Pięść zaciśnięta do tej pory na plecach Raiji 

powędrowała w dół po miękkim zaokrągleniu biodra.

Raija plunęła mu w twarz.

Jego oczy zwęziły się do szparek ukrytych w fałdach twarzy, a usta wykrzywiły w 

okrutnym grymasie.

-   Diabelska   suko!   -   warknął.   -   Pożałujesz!   Tak   cię   urządzę,   że   już   nigdy   żaden 

mężczyzna nie będzie miał na ciebie ochoty...

Wierzchem dłoni otarł twarz. Dotknął przy tym blizny, która odcinała się wyraźną, jasną 

smugą.

- Już ja lepiej cię przyozdobię - dodał z groźbą w głosie. - Ale najpierw pokażę ci, co 

prawdziwi mężczyźni mają w spodniach. Smarkacze, którzy cię dotąd ujeżdżali, nie mogą się 

ze mną mierzyć... - zarechotał.

Wsadził brudną, spoconą łapę pod spódnicę Raiji, położył na biodrze, potem wsunął 

między uda i wtargnął w nią pożądliwymi palcami...

Raija omal nie zemdlała. Jej oczy wypełniły się łzami, ale zdołała powstrzymać się od 

background image

płaczu. Brutalne palce wciskały się głębiej, natarczywie. Isak nie zważał na to, że sprawia jej 

ból, uśmiechał się i jęczał z zachwytu. Z kącików jego ust ściekała ślina. Wygiął się ku Raiji, 

ocierał obrzydliwie o jej brzuch swoją nabrzmiałą męskością. Nie przestawał penetrować jej 

palcami, stękał z podniecenia, myśląc, że obudzi w niej żądzę. Nie mógł mylić się bardziej.

Jednym ruchem dłoni podniósł  jej  spódnicę i przywarł do jej obnażonego brzucha. 

Drugą ręką złapał Raiję z tyłu i ścisnął aż do bólu.

- Ilu fińskich prostaków głaskało cię po futerku? - wyszeptał. Z ust spływała mu strużka 

śliny, ale nie zważał na to. - Nie liczyłaś, moja damo? Dla nich chętnie rozkładałaś nogi?

Szarpał   się   z   guzikami   przy   spodniach,   a   Raija   przeszkadzała   mu,   jak   mogła.   Ze 

skrępowanymi rękoma mogła niewiele.

Isak   dyszał   ciężko.   Z   czerwoną,   zlaną   potem   twarzą   i   nabiegłymi   krwią   oczyma 

wyglądał   jeszcze  bardziej  odrażająco niż zazwyczaj.  Raija  zdołała przekręcić  się  na bok i 

uwolnić uda od nacisku jego kolana. W ogóle tego nie zauważył, zajęty rozpinaniem spodni. 

Żądza dawno już przyćmiła mu resztki rozsądku.

Cały czas obrzucał Raiję wyzwiskami, znajdując widoczną satysfakcję w okazywaniu 

jej pogardy.

- Schowaj pazurki, lapońska dziwko! Wiem, że tego właśnie chcesz! Nigdy nie masz 

dość. Najpierw zabawiałaś się z każdym parszywym Finem, który zapukał do twoich drzwi. 

Potem napatoczył się ten młokos, Karl Elvejord. Pewnie niejednego go nauczyłaś, po to tylko 

by mu przyprawić rogi z mężczyznami z rodu Kesaniemi... Wpuścić i ojca, i syna między 

nogi... Jesteś nienasycona...

Obnażył się. Raija zagryzła zęby i wbiła mu kolano w krocze, raz, drugi... Isak zatoczył 

się do tyłu, potknął o ławę przy stole i runął jak długi na podłogę. Jego twarz wykrzywiła się w 

grymasie bólu, z ust popłynęła ślina. Wycharczał przekleństwa i skulił się u jej stóp. Raija 

obciągnęła spódnicę. Uda paliły ją nieznośnym bólem, ale nie zważała na to. Wyjęła zapłakaną 

Maję z kołyski i pobiegła do drzwi.

Śmiała się z ostrzeżeń Anttiego, twierdziła, że przesadza. Nic nie może się zdarzyć, Isak 

nie ośmieli się zaatakować w biały dzień. Jak bardzo się myliła! O mały włos jej nie zgwałcił. 

Groził,   że   ją   oszpeci.   Teraz   wierzyła   już,   że   jest   w   stanie   to   uczynić,   nienawidził   jej 

bezgranicznie.

Dlaczego   nie   wyjedzie?   Zanim   ktoś   nie   wpadnie   na   pomysł,   by   ją   zabić?   Ludzie 

traktowali ją z wzgardą, życie nad fiordem nie przyniosło jej szczęścia. Jedyne chwile szczęścia 

zdobyła ukradkiem, drogocenne sekundy w ramionach mężczyzny obiecanego innej kobiecie. 

Bolesny poród jego dziecka.

background image

Mikkal, Mikkal!

Nie mógł słyszeć jej cichego krzyku, nie była w stanie go przywołać. A bardziej niż 

kiedykolwiek potrzebowała jego obecności.

Tęskniła do jego czułych ramion, tylko w nich bowiem znajdowała ukojenie. Nikt inny 

jej nie rozumiał. Potrzebowała go rozpaczliwie. To dla niego została w tym miejscu, które 

kochała i nienawidziła jednocześnie. Dla niego tłumiła w sobie tęsknotę do lepszego życia. Dla 

niego...

Pewnego dnia zjawi się, a ona będzie czekać. Musi czekać.

- Mikkal! - zaszlochała, przytulając córeczkę do piersi. - Mikkal!

Nie mógł jej usłyszeć. Znajdował się daleko na wschodzie, gdzie równiny stroiły się we 

wrzosy   na   przekór   upartemu   śniegowi,   gdzie   niebo   czerwieniło   się,   a   szron   osiadał   na 

policzkach. Żył własnym życiem. Tak jak Raija swoim.

Tylko Antti mógł dać jej schronienie.

background image

6

Sigga nie rozmawiała z Mikkalem od nocy, którą spędził w namiocie Aslaka. Mikkal 

zdawał sobie sprawę, że musi pierwszy wyciągnąć rękę do zgody. Nie chciał. Tak było lepiej.

Z rodziną przebywał ciałem, duchem był w drodze na zachód. Rozmyślał, pracował, a 

każdy dzień marszu oddalał go od Raiji. Zdradzał Siggę niegodnym zachowaniem i złymi 

myślami, ale nie poczytywał tego sobie za grzech. Sigga sama sobie była winna. Miała oczy, 

nikt jej nie zmuszał do niczego - on najmniej ze wszystkich.

Ale od tamtej koszmarnej nocy nie opuszczało go poczucie, bardziej dojmujące niż ból 

fizyczny, że zdradza Raiję.

W głębi duszy żywił przeświadczenie, że to nie był zwykły sen. Więź łącząca go z Raiją 

przekraczała granice wyobraźni. Kiedyś potrafili zgadywać własne nastroje i rzadko się mylili.

Ta więź nie osłabła mimo dzielących ich rzek i gór. Rai ja wysłała do niego wołanie o 

pomoc, a przecież nie była skora do próśb. Potrzebowała go, a on nie mógł jej zawieść.

Znajdowali się już niedaleko letnich pastwisk. Mikkal poganiał, dni marszu dłużyły się 

niemiłosiernie.   Wszyscy   byli   zmęczeni   ponad   miarę,   dzieci   grymasiły,   kobiety   narzekały. 

Nawet ojciec uważał, że Mikkal przesadza.

- Możesz sobie pofolgować w inny sposób - zauważył, niedwuznacznie wskazując na 

Siggę.  Ten  komentarz zirytował oboje. Sigga  zaczerwieniła się i kazała teściowi  pilnować 

własnych spraw.

Ludzie gadali. Wszyscy wiedzieli, jak rzadko i niechętnie kładł się u boku Siggi. Dla 

niej gorycz porażki była podwójna. Mikkal wiedział o tym, ale nie potrafił wzbudzić w sobie 

pożądania.

Zresztą pożądanie  budziło w nim wiele   kobiet,  a  jeszcze więcej   skłonnych było je 

zaspokoić.   Mikkal   jednak   pozostał   wierny   żonie.   Sigga   znajdowała   w   tym   fakcie   niejaką 

pociechę, choć nie umniejszało to w niczym jej przygnębienia.

Tak   więc   Mikkal   trzymał   się  od  niej   z  daleka.   Kładł   się,   kiedy   Sigga   spała,   jadał 

samotnie, pracował za dwóch, byle tylko uniknąć spotkania z żoną.

O   chłopcu   dowiedział   się   od   matki.   Ravna   znalazła   go   pewnego   poranka   przed 

namiotem Elle. Całą noc spędzili w marszu po coraz cieńszej pokrywie śniegu. Pastwiska leżały 

o dzień drogi. Jeszcze tylko ostatni etap i będzie wolny. Mikkal spędzał dużo czasu w namiocie 

Elle. Stara nie dręczyła go już swoim gadaniem. Mikkal wiedział, że ją irytuje, choć tego nie 

okazywała. Zawsze ją lubił, a ona odpłacała mu przywiązaniem. Nie akceptowała jego stylu ży-

cia, ale i nie czyniła mu z tego powodu wyrzutów. Odzywała się tylko wtedy, kiedy Mikkal 

background image

zaczynał rozmowę. Chciał siedzieć przed wejściem do namiotu, mógł siedzieć. Chciał wejść do 

środka, wpuszczała go. Elle nie wtrącała się do jego życia, a on już nie prosił jej o rady czy 

wróżby. Zaprzątały go własne myśli i zmartwienia.

- Szukałam cię.

Ravna była niewielkiego wzrostu, ale z jej postaci emanowała siła. Zaczęła rozmowę 

ostrym tonem, do którego Mikkal nie przywykł. Ravna kochała Raiję i zwykle brała jego 

stronę.

- Sigga cię potrzebuje - ciągnęła tym samym tonem, nie ruszając się z miejsca.

-   Być   może   -   westchnął   Mikkal   -   ale   ja  jej   nie  potrzebuję.   Ma   braci   do  pomocy. 

Chętnych   do   jej   łoża   znajdzie   się   wielu.   Ma   moje   błogosławieństwo,   nie   będę   dla   takiej 

błahostki sięgał po nóż...

- Zamilcz, chłopcze! - Oczy Ravny zalśniły gniewem. - Wstyd mi za ciebie, Mikkal! Nie 

spodziewałam się, że do tego dojdzie!

Mikkal wzruszył ramionami. Nie mógł nic poradzić na to, że tak myśli.

- Sigga potrzebuje mężczyzny, który jest ojcem jej syna. Nieważne, co do niej czujesz, 

wciąż jednak pozostajesz ojcem Ailo. Nie znasz go wprawdzie, chłopak wrzeszczy na twój 

widok, jakby ujrzał kogoś obcego, ale i tak jesteś jego ojcem, Mikkal...

- Tak, tak, to mój syn... - przerwał jej niecierpliwie. Miał dość matczynej tyrady.

- Jest chory. Pluje krwią, płacze, jest rozpalony. Wykaż choć trochę przyzwoitości i 

poczucia obowiązku i stań u boku Siggi w takiej chwili.

Mikkal wstał bez słowa i ruszył za matką. Ravna nie przesadzała, zresztą nigdy nie 

rzucała słów na wiatr. Chłopiec  rzeczywiście  był  w złym stanie. Poznaczona strugami  łez 

twarzyczka płonęła rumieńcem. Sigga podała Mikkalowi dziecko, nie mówiąc ani słowa. Nie 

musiała, wszystko można było odczytać z jej spojrzenia. Kiedyś jej duże oczy wypełniała 

miłość, teraz pogarda. Mikkal zdziwił się, w swej naiwności wierzył, że będzie go wielbić przez 

całe życie.

Ailo krzyczał wniebogłosy. Jego buzia poczerwieniała jeszcze mocniej i chłopiec zaczął 

kaszleć. Mikkal ujrzał z przerażeniem, że matka mówiła prawdę - ślina dziecka zmieszana była 

z krwią.

Sigga wyciągnęła ręce po synka, otarła mu usta kawałkiem sukna i przytuliła. Na jej 

twarzy malował się ból.

Mikkal poczuł, jak ten sam ból kładzie się ciężarem na jego piersi. Wreszcie pojął, że 

kocha tego chłopca, choć go prawie nie zna.

- Przyrządziłaś dla niego jakąś mieszankę? - spytał matkę. - Zeszłego lata napełniłaś 

background image

tobołek po brzegi, przecież nie zużyłaś wszystkiego?

Ravna zbierała zioła każdego lata. Znała się na zielarstwie, choć nie przyznawała się 

głośno   do   swego   kunsztu.   Do   północnej   krainy   przybywało   wielu   Norwegów.   Nauczali   o 

Chrystusie i głośno potępiali wiarę w starych bogów. Ravna wciąż jednak pokładała zaufanie w 

tajemnych mocach przyrody, choć nie odrzucała nowej nauki przybyszów.

W swej mądrości nie przyznawała się do znajomości ziół, bo wiedziała, że patrzono by 

na to podejrzliwie. Misjonarze uznaliby jej sztukę za podarunek diabła i ukarali stosownie do 

przewiny.

Ravna nigdy nikogo nie skrzywdziła. Całą wiedzę przekazała jej matka, która zdobyła ją 

od własnej matki. W rodzie Ravny kunszt leczenia ziołami od wielu pokoleń dziedziczono po 

kądzieli. Miał przejść na córeczkę Ravny, ale Laila umarła, potem na Raiję, ale i ją Ravna 

utraciła. Sigga nie chciała się uczyć, jak to nazywała, czarnej magii. A przecież Ravna swoimi 

ziołami   nie   wyrządziła   krzywdy   żadnej   żywej   istocie.   Znała   trujące   rośliny,   lecz   ich   nie 

zbierała. Niosła ludziom dobro, nie była czarownicą, potrafiła leczyć. Ta umiejętność, jakże 

rzadka i niezwykła w tamtych czasach, budziła w ludziach nieufność. Synowa nie stanowiła 

wyjątku.

- Chyba nie chcesz, by Ailo pił to świństwo? - Głos Siggi zabrzmiał piskliwie, ale w jej 

niedowierzaniu kryła się iskierka nadziei. - Nie będziesz wypróbowywał pogańskich sztuczek 

na własnym dziecku?

Mikkal objął żonę ramieniem. Uczynił to mechanicznie, lecz kiedy Sigga skuliła się pod 

dotykiem, natychmiast pożałował swego gestu.

- Te pogańskie sztuczki zdziałają więcej niż twoje łzy. Masz coś, matko?

Błagał ją wzrokiem i Ravna uśmiechnęła się słabo mimo powagi sytuacji. Lekarstwo 

przygotowała już dawno, kiedy Ailo zaczął kaszleć. Kiedyś podała je Laili, zbyt późno jednak, 

by uratować dziecko. Choroba Ailo przypominała tę straszną dolegliwość, która posłała jej 

córkę do grobu. Wciąż żywiła nadzieję, że jest jeszcze szansa na ratunek.

Mikkal okazał się mądrzejszy od synowej. Szkoda, że nie dostała mu się Raija, ona też 

miała dość oleju w głowie.

Ravna wydobyła miseczkę z lekarstwem i podała ją Mikkalowi. Sigga nie powstrzymała 

go, kiedy wlewał wywar do ust chłopca, ale też nie uczyniła nic, by mu pomóc.

Mikkal nie potrafił obchodzić się z małymi dziećmi, a Ailo się go bał. Chłopczyk bronił 

się z całych sił przed wypiciem niesmacznego napoju, lecz Mikkal zmusił go do przełknięcia 

jednej porcji na pięć wyplutych i wykaszlanych. Pozostawało wierzyć, że tyle wystarczy.

- Musisz podawać mu lekarstwo co jakiś czas - rzuciła sucho Ravna, patrząc synowi 

background image

prosto w oczy. Mikkal zrozumiał, że matka uznaje to za jego obowiązek. On jednak miał do 

wykonania poważniejsze zadanie.

Postawił miseczkę u stóp Siggi, spojrzał na nią surowo i rozkazał:

- Dopilnuj, by mały przełknął to, co przyniesie matka. Nie zaszkodzi, a jeśli będziesz się 

modlić, może pomóc. Ja muszę już iść.

Sigga   nie   odpowiedziała,   wykrzywiła   usta   w   gorzkim   grymasie.   Natomiast   Ravna 

zaprotestowała:

- Chyba nie masz zamiaru ruszać z innymi? Pastwiska są o dzień drogi stąd, dadzą sobie 

radę bez ciebie.

Mikkal założył kciuki za pas. Nie patrzył na syna.

- Do niczego się wam nie przydam - stwierdził z przesadną szorstkością. - Poproszę 

Andersa, by został. On ma lepsze podejście do dzieci...

- Przecież chodzi o twojego syna!

Mikkal wytrzymał niewzruszenie zdumiony wzrok matki.

- I tak tu więcej niż Anders nie zdziałam, za to lepiej niż on znam się na reniferach. Od 

zwierząt zależy życie mojego syna. I od mojej żony...

Wyszedł, czując pogardę do samego siebie. Wiedział jednocześnie, że los znów dał mu 

szansę.

Dotąd   zastanawiał   się,   jakich   użyć   wymówek.   Spędzał   bezsenne  noce,   wymyślając 

kłamstwa, choć zdawał sobie sprawę, że Sigga w żadne z nich nie uwierzy. A teraz niebiosa 

zsyłały   mu   okazję,   o   której   marzył.   Minie   jeszcze   jedna   noc,   ludziom   przyniesie   sen   i 

odpoczynek,   a   jemu   da   wolność.   Nie   wieczną   wolność,   jedynie   jej   namiastkę.   Wystarczy 

jednak, by podążyć za głosem, który wzywał go nieustannie. Minie jeszcze jedna noc i skieruje 

swe sanie na zachód.

background image

7

Antti nie mógł sobie wybaczyć, że zostawił Raiję samą tamtego dnia, kiedy zjawił się 

Isak.

Niewielką pociechę znajdował w tym, że zajście skończyło się szczęśliwie. Kiedy Raija 

przybiegła do niego, zapłakana, w potarganym odzieniu i z Mają na ręku, oślepiony gniewem 

ruszył szukać Isaka.

Nie znalazł go ani wtedy, ani później. Isak wiedział, że Antti Kesaniemi ruszy jego 

tropem. Choć Fin był od niego sporo starszy, wciąż zachował siłę i temperament młodzieńca, 

więc Isak wolał się nie narażać. Siedząc w ukryciu, wymyślał nowe sposoby, by zranić Raiję.

Zapłaci, drogo mu zapłaci. Wszystkiego jej pozbawi - domu, dziecka, pięknej twarzy, 

ale nie życia... Isak uśmiechał się do swoich fantazji. W końcu sprawiedliwość zatriumfuje, 

tymczasem trzeba ją trochę nastraszyć. Sam nie mógł zbliżyć się do domu nad rzeką, ale znał 

kogoś, kto chętnie wyświadczy mu przysługę. Sara nienawidziła Raiji równie mocno jak on, a z 

Anttim też miała na pieńku. Isak wiedział, jak ją wykorzystać. Na różne zresztą sposoby...

Złe przeczucia dręczyły Raiję od chwili, gdy Maja zgubiła lalkę. Lalka była jej jedyną 

zabawką. To Reijo wystrugał ją dla niej. Dla Mai stanowiła najdroższy skarb. Reijo nazwał 

lalkę imieniem matki: Leena.

Maja zgubiła Leenę w czasie zabawy na łące. Raija i Antti próżno szukali jej przez kilka 

godzin. Antti uważał, że lalka wpadła do rzeki, która o tej porze roku niosła znacznie więcej 

wody niż zwykle.

Raija była przerażona.

Jej przerażenie sięgnęło zenitu, kiedy następnego poranka znalazła lalkę pod drzwiami. 

Ktoś postąpił z nią podobnie jak z owcą. Połamał ręce i nogi, oderwał głowę od tułowia. 

Sukienka lalki, pocięta na drobne paseczki, leżała obok.

Antti pociemniał na twarzy.

- Jak można zrobić coś takiego dziecku? - zagrzmiał. - Jak można nienawidzić dziecko? 

To chore!

- Isak jest chory - odrzekła bezsilnie Raija. Wiedziała, że to znak. Zapowiedź. Teraz 

lalka, następnym razem Maja. Dziewczynka często bawiła się sama. Antti i Raija oddawali się 

obowiązkom, pewni, że mała jest bezpieczna.

Jednak nie była bezpieczna. Lalkę ukradziono, choć oboje znajdowali się w pobliżu. 

Maję może spotkać podobny los.

Raiję może spotkać podobny los.

background image

Od tej chwili nie pozwalali dziewczynce na swobodę, do której była przyzwyczajona. 

Raija miała wrażenie, że za każdym drzewem czają się cienie. Zdawała sobie sprawę, że to 

wyobraźnia płata jej figle, ale wolała nie ryzykować.

Antti wyciął  zagajnik rosnący wokół  domu,  ale  Raija nie  poczuła się  bezpieczniej. 

Wiele wieczorów spędziła, pochlipując, wsparta na jego silnym ramieniu. Antti pocieszał ją po 

ojcowsku i przysięgał, że powstrzyma zło, choćby przyszło mu za to zapłacić życiem.

Wypowiadał te słowa z taką mocą, że Raija się przestraszyła. Nie cofała się przed 

niczym, zawsze gotowa odpłacać pięknym za nadobne, ale tym razem coś w postawie Anttiego 

niezwykle ją zaniepokoiło. Nie mogła określić przyczyn tego niepokoju i popadała w coraz 

większe przygnębienie.

Tydzień pracy dobiegał końca. Raija siedziała z Anttim przed domem, wypatrując cieni 

pomiędzy drzewami. Maja spała. Od dnia, w którym znaleźli lalkę, nikt nie kręcił się koło 

domu, ale Raija nie mogła pozbyć się uczucia lęku. Ten, kto zniszczył zabawkę, dopiął swego.

Gwałtownym ruchem złapała Anttiego za ramię. Jej oczy zaokrągliły się, wpatrując 

czujnie w jakiś punkt pomiędzy brzozami. Nie myliła się.

- Spójrz! - syknęła, nie odwracając głowy.

Antti podążył za jej wzrokiem. W lesie coś się poruszyło. Wstał i przyjął wyczekującą 

postawę, rozstawiwszy szeroko nogi. Raija też się podniosła i stanęła blisko Anttiego,  tak 

blisko, że przez cienką koszulę czuła ciepło jego ciała. Promieniował spokojem, mogła mu ufać. 

Przysunęła się jeszcze bliżej, chwyciła go za ramię, znajdując w tym uścisku wsparcie, którego 

potrzebowała.

Cień zbliżał się, stał się wyraźniejszy na tle lasu i zmienił w sylwetkę człowieka. Postać 

ubrana była na brązowo i poruszała się kołyszącym krokiem, który Raiji wydał się dziwnie 

znajomy. Bezwiednie ścisnęła mocniej ramię Anttiego, wbiła mu paznokcie w skórę. Kiedy 

postać zbliżyła się do skraju lasu, z ust Raiji wydobyło się westchnienie. Była blada jak stycz-

niowy śnieg.

Antti uwolnił się z uścisku, odruchowo pogładził Raiję po włosach i zajrzał jej w oczy.

- Pójdę, Raiju. On cię obroni. Wrócę, kiedy zechcesz.

Mężczyzna wyszedł z lasu i znieruchomiał. Antti podniósł rękę w geście pozdrowienia i 

pomaszerował w dół rzeki. Nie chciał się z nim spotkać.

Raija nie mogła się poruszyć. Syciła oczy widokiem. Niepojęte! To był on! On! Tylko 

dlaczego nie podchodził?

Mikkal  wbił  badawczy wzrok w plecy Anttiego.  W jego oczach pojawił  się wyraz 

niedowierzania i podejrzliwości.

background image

Zrobił kilka kroków, teraz widziała go dokładnie i mogła usłyszeć pytanie.

- Żyjesz z... nim?

To samo niedowierzanie w głosie, znajomym, kochanym głosie, który zachowała w 

pamięci   przez  wszystkie   lata.   Te   słowa  miały  być  pierwszymi,   które  wypowiedział,   kiedy 

marzenia stały się rzeczywistością.

Wytarła ręce o fartuch, czuła niezwykłą suchość w gardle.

Musi coś powiedzieć! Zaprzeczyć! Wyznać prawdę! Wciąż jest taki przystojny...

A jednak odmieniony...

Omiotła wzrokiem jego postać. Widać małżeństwo mu służy... Raija poczuła ukłucie w 

sercu.

Znów spotkały się ich spojrzenia, w jego oczach wciąż tkwił niemy wyrzut.

- Potrzebuję przyjaciół - powiedziała z odcieniem dumy, którą pamiętał z dawnych lat.

Mikkal uznał z zawstydzeniem, że się pomylił. Na ułamek sekundy zazdrość przyćmiła 

mu umysł.

Tyle o niej myślał, tak bardzo tęsknił, marzył... Wypełniała mu cały świat na jawie i we 

śnie. Raija. Jego Raija. Na zawsze.

- Oczywiście - odrzekł, a potem jego wargi wyszeptały jej imię, cicho i delikatnie jak 

powiew wiatru. Kąciki ust uniosły się w górę w znajomym uśmiechu. W oczach Raiji dostrzegł 

to, co tak skrzętnie ukrywał.

Nogi poniosły go ku ukochanej. Poczuł zapach jej włosów, a kiedy objął ją ramionami, 

wspomnienie lat pełnych smutku i tęsknoty rozwiało się. Mógł wręcz uwierzyć, że nigdy się z 

nią nie rozstawał.

Raija poddała mu się, pragnęła tego. Wciąż nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę. W 

jej myślach jak niemy wyrzut sumienia pojawił się Karl. Kalle, nie mogę nic na to poradzić! 

Mikkal jest wiatrem w koronach drzew, wodą w rzece, słońcem grzejącym mą zziębniętą duszę. 

Był przed tobą i pozostanie na zawsze. To, kim jesteś dla mnie, Karl, nie przysłoni Mikkala...

- Przyszedłeś - szepnęła, wtulona w jego ramię. Czuła szorstkość jego skóry na wargach, 

jego zapach. Zapach potu, wiatru, otwartych przestrzeni, do których wciąż tęskniła.

Fiordy i góry miały w sobie dość uroku, ale Raija urodziła się w innym krajobrazie. 

Krainę jej marzeń stanowiły rozległe płaskowyże i łagodne, porośnięte lasem wzgórza Finlandii 

i północnej Norwegii.

Przestrzenie, na których mogła z wiatrem iść w zawody.

- Wątpiłaś? - spytał cicho.

Potrząsnęła głową. Nigdy nie wątpiła, inaczej dawno by stąd wyjechała. Tylko tu mógł 

background image

ją znaleźć, w osadzie rad fiordem, dlatego została. Mikkal ujął w dłonie je; twarz.

- Nie miałem powodów, by wyruszyć - wyrzucił  z siebie chrapliwie. - Zostawiłem 

wszystkich. Potrzebowali mnie, a jednak ich zostawiłem. Dla ciebie, Raiju. Nienawidzisz mnie 

za to?

Raija uwolniła się z jego uścisku. Obrzuciła wzrokiem okolicę, nie czuła się bezpieczna. 

Las ją obserwował, śledził każdy jej krok.

Otworzyła drzwi do izby i zaprosiła Mikkala do środka. Na szczęście Maja się nie 

przebudziła.

- Jakże mogłabym cię nienawidzić? - odpowiedziała pytaniem. - Wobec ciebie nigdy nie 

kierowałam się rozsądkiem...

Popchnął stopą drzwi. Rozsądek. Mikkal nie znosił tego słowa. W związku z Raiją 

wykazał go zbyt wiele. W całym życiu wykazał go zbyt wiele.

- Karl? - spytał z napięciem, podchodząc do niej. Raija rozchyliła wargi w lekkim 

uśmiechu.

- Wypłynął. Jestem żoną rybaka, Mikkal.

Nie słuchał jej. Wbił w nią wzrok przepełniony uwielbieniem i miłością. Nie ukrywał 

swych uczuć, nie chciał ich skrywać. Czyż nie po to przybył do niej, by w pełni być sobą?

- Mały Kruku! - szepnął miękko, wtulony w jej włosy.

Raija podniosła twarz. Musiał czuć, jak mocno bije jej serce!

Czuł i rozumiał.

Oczy Mikkala płonęły blaskiem, którego dotąd nie znała. Na dnie źrenic o przedziwnej 

miodowej barwie kryła się jakaś tajemna moc.

- Pocałuj mnie! - poprosiła. - Pocałuj, zanim zbudzę się ze snu!

Dotknął ustami jej ust. Jego wargi spękane były od wiatru, ale nie straciły nic z dawnej 

namiętności. Wreszcie znalazł ujście dla swojej tęsknoty.

- Zmieniłaś się! - wykrzyknął, puszczając ją niechętnie. Odsunął ukochaną na długość 

wyciągniętych ramion, by się jej lepiej przyjrzeć.

Miała   pełniejsze   kształty,   inaczej   układała   usta.   Ciemne   oczy   były   oczami 

doświadczonej kobiety.

- Wydoroślałaś, Raiju - stwierdził ze zdumieniem w głosie.

Raija roześmiała się.

- A czego się spodziewałeś? - spytała filuternie. - Że na wieki zostanę twoją młodszą 

siostrzyczką?

- Tylko nie siostrą! - odrzekł ostro.

background image

Raija pchnęła go na ławę, a sama usiadła na stole. Nerwowo mięła fartuch, nie mogła 

zapanować nad rękoma. Myślami była w sąsiedniej izbie.

Żeby tylko Maja się nie obudziła! Wiedziała, że popełnia zdradę, ale nie mogła postąpić 

inaczej.

- Jesteś głodny? - To banalne pytanie ostudziło emocje. Mikkal potrząsnął głową i 

chwycił ją za kostkę.

- Nie odchodź!

Jego dłoń powędrowała w górę. Silna, spracowana, a jednocześnie czuła i delikatna.

- Mikkal!

Raija cofnęła gwałtownie nogę. Jego pieszczoty sprawiały, że zbyt łatwo traciła głowę.

Uśmiechnął   się   niemądrze,   ale   w   jego   stęsknionym   i   rozczarowanym   spojrzeniu 

dostrzegła błysk zrozumienia.

Odsunął się nieco. Nie patrząc na Raiję, oparł łokcie o blat stołu.

Musiał zadać pytanie, które od dawna gnębiło jego myśli i duszę.

- Co u ciebie, Raiju? Jesteś szczęśliwa?

- Szczęśliwa? - powtórzyła beznamiętnie. - A co to jest szczęście?

Jego oczy domagały się jaśniejszej odpowiedzi.

- Kiedyś człowiek przestaje marzyć - powiedziała, utkwiwszy wzrok w swoich dłoniach. 

- Może wtedy zrozumiem twoje pytanie. Może wtedy będę wiedziała, co to jest szczęście...

Raija delektowała się tym słowem.

- A ty, Mikkal, jesteś szczęśliwy?

Roześmiał się, krótko, szyderczo. Jego urodziwą twarz o wyrazistych rysach wykrzywił 

grymas bólu.

- Ja wiem, co to szczęście. Wypuściłem je z rąk. Pamiętasz, ptaszyno? Byłaś przy tym...

Raija poczuła dławienie w gardle. Dobrze go rozumiała. Skłamała, mówiąc, że nie zna 

tego uczucia.

Uśmiechnął się, ale w jego uśmiechu nie było krzty radości.

- Nie powinienem narzekać, czyż nie, Raiju? Sam postawiłem ściany mojego piekła. 

Doprowadzam siebie do udręki, a na dodatek wszystko wokół zarażam swoim bólem. Nawet 

smutku nie potrafię utrzymać we własnym sercu!

Raija nie przerywała mu, wciąż wiązała ich niewidzialna, ale mocna nić wzajemnego 

zrozumienia.

Mikkal musiał się wygadać, wyrzucić z siebie troski. Rai ja potrafiła spojrzeć prawdzie 

w oczy. Jego słowa sprawiały jej ból, ale była jedyną osobą, której mógł zawierzyć.

background image

- Pamiętasz wróżby Elle?

Raija skinęła głową, ale Mikkal tego nie zauważył i sam pospieszył z odpowiedzią.

- Na pewno. A pamiętasz, że i mnie namawiałaś, bym wysłuchał przepowiedni?

Twarz Raiji pojaśniała w uśmiechu.

- Wtedy tego nie rozumiałam - przyznała - lecz teraz już wiem dlaczego. Chciałam 

znaleźć sobie miejsce w twoim życiu...

- A ja się tego bałem! - odrzekł z rozbrajającą szczerością. - Zabrakło mi odwagi i za 

wszelką cenę chciałem to ukryć. Teraz jest inaczej...

Raija uniosła pytająco brwi.

- Dzisiaj u innych szukam nadziei.

Mikkal skrzywił się, a Raiji ścisnęło się serce. Czy z jej winy tak bardzo się zmienił? 

Czy ich wzajemna ofiara przyniosła jedynie smutek i ból?

- Poprosiłem Elle o wróżbę...

Powtórzył jej słowa starej kobiety. Raija zachowała kamienną twarz.

- Więc uwierzyłeś? Wtedy byłeś pełen wątpliwości. Mikkal wzruszył ramionami.

- To nie ma znaczenia. Wcale nie dodała mi otuchy. ..

- Musisz ufać, że jesteś panem swego losu! - Głos Raiji zabrzmiał niespodziewanie 

ostro.

- Tak sądzisz? - Na jego ustach malował się uśmiech pobłażliwości.

Raija spojrzała mu odważnie w oczy.

- Jaki sens miałoby życie, gdyby wszystkie nasze postępki były nieuchronne?

- W takim razie dlaczego Elle nie pomyliła się, czytając ci z dłoni? - spytał wyzywająco. 

- Nazwiesz to przypadkiem?

Raija odrzuciła włosy z czoła. Zanim zdążyła opuścić wzrok, dostrzegł w nim błysk 

rozpaczy.

- Nie wiem! Chciałabym wierzyć, że jest inaczej!

- Aslak twierdził, że jesteś szczęśliwa.

Raija posłała mu ukradkowe spojrzenie. Mieli niewiele czasu. Nie zdziwiła się, że tak 

nagle zmienił temat.

- Wtedy...  - Raija nabrała tchu i dokończyła drżącym głosem: - ...zrozumiałbyś... - 

Ugryzła się w język. O mały włos nie wydała swojej najdroższej tajemnicy. - Nie życzysz mi 

szczęścia? - dodała zdziwiona.

Mikkal   zacisnął   bezsilnie   pięści.   Pod   skórą   na   ramionach   uwydatniły   się   mięśnie, 

nozdrza mu drgały. Mikkal walczył z samym sobą. I przegrał. Desperackim gestem objął Raiję i 

background image

położył ciężko głowę na jej kolanach.

Raija patrzyła na niego ze zdumieniem, ale tylko przez chwilę. Potem sama go objęła, 

pochyliła nad jego głową, głaszcząc sztywną, czarną czuprynę. Znalazła ustami jego skroń, 

pocałowała go, czując pod wargami przyspieszony rytm pulsu.

Mikkal   uniósł   lekko   głowę,   wystarczająco   jednak,   by   napotkała   spojrzenie   jego 

miodowych oczu.

Twarz   wykrzywiał   mu   grymas   bólu,   w   zwężonych   źrenicach   Raija   wyczytała 

samotność.

- Mógłbym teraz przychylić ci nieba! - wyszeptał chrapliwie. Jego wargi drżały.

Raija poczuła falę ciepła w piersiach. Tylko jej dane było zobaczyć Mikkala w chwili 

słabości.   I  właśnie  owa   słabość  świadczyła   mocniej   o jego   przywiązaniu  niż  jakiekolwiek 

słowa.

Tęsknił do jej ciała, to prawda, ale równocześnie pokładał w niej wiarę i zaufanie. 

Łączyło ich więcej niż pociąg fizyczny, znacznie więcej.

- Tobie miałbym odmawiać prawa do szczęścia, Raiju?

W ustach Mikkala jej imię brzmiało jak pieszczota, jak pocałunek.

Przyłożył usta do dłoni ukochanej, musnął spierzchłymi wargami miękką skórę na jej 

przedramieniu. Raija westchnęła ciężko i powoli cofnęła rękę.

Nie   była   w   stanie   nic   powiedzieć,   gardło   miała   ściśnięte,   usta   suche,   a   po   ciele 

rozlewało się znajome omdlewające ciepło.

Wiedziała dobrze, co oznacza.

Wzrok Mikkala wyrażał nieme zdziwienie.

- Nie mogę! - Raija zmusiła się, by spojrzeć na niego. - Nie poprzestaniemy na tym. 

Oboje   jesteśmy   wystarczająco   dorośli,   by   zdawać   sobie   z   tego   sprawę.   Po   pierwszym 

pocałunku przestają istnieć wszelkie granice...

- Przecież tego chcesz! - wychrypiał.

W jej spojrzeniu krył się ból i zdecydowanie.

- Chcę - odparła, drżąc. - Chcę, Mikkal. Ale nie mogę. Nie mogę. Słyszysz?

- Dlaczego?

Raija   westchnęła   i   potargała   lekko   jego   niesforną   grzywkę.   Nie   patrząc   na   niego, 

odpowiedziała:

- Próbuję żyć normalnie. Staram się być dobrą żoną dla Karla. On robi, co może, więc 

odpłacam mu tym samym. Rozumiesz?

- A co z nami? - zapytał po chwili milczenia. - Co z nami, Mały Kruku? Nie mamy do 

background image

tego prawa?

- Może je zmarnowaliśmy - odpowiedziała powoli. - Wypuściliśmy z rąk.

Mikkal roześmiał się gorzko.

-   Wciąż   pamiętam   te   wielkie,   szlachetne   słowa,   które   wtedy   wypowiadałem.   Jak 

mogłem być aż tak głupi? Możesz to zrozumieć, Raiju?

Skinęła głową.

- Byłeś dobry, Mikkal...

- Byłem?

Łagodnym   ruchem   palca   pogładziła   go   po   podbródku.   Chwycił   ją   za   nadgarstek, 

przerywając pieszczotę.

Jej uśmiech zgasł. Wobec Mikkala musiała zdobyć się na szczerość.

- Zmieniłeś się. Może Elle miała rację?

- W czym?

Raija kontynuowała z niechęcią:

- Sigga, jak się czuje Sigga? Dobrze ją traktujesz, Mikkal?

Wstał   gwałtownie   i   odwrócił   się   do   niej   plecami.   Drżącą   dłoń   oparł   o   kamienie 

paleniska.

- Co mnie obchodzi Sigga? Ona...

Nie panował nad uczuciami. Odwrócił się i posłał Raiji błagalne spojrzenie.

- To ty jesteś mi najdroższa! Ptaszyno, ty... Podszedł bliżej, ale Raija powstrzymała go, 

krzyżując ręce na piersiach.

- Ale wybrałeś Siggę - odrzekła cicho. - Nie zapomnij o tym, Mikkal! Ona nie może na 

to nic poradzić, że cię kocha. Przez wzgląd na mnie obdarz ją uczuciem, bądź dla niej dobry.

- Wstawiasz się za nią? - spytał zdumiony.

Raija skinęła słabo głową, mnąc w dłoniach poły fartucha. Nigdy się nie dowie, ile 

kosztowała ją ta prośba.

Mikkal schylił głowę ze wstydem. Ta niezwykła kobieta dała mu kiedyś miłość większą 

niż ktokolwiek przedtem. Mógł przysiąc, że jej uczucia są równie szczere i głębokie jak jego.

A mimo to miała dość miejsca w sercu, by prosić go o odrobinę ciepła dla innej kobiety.

Sam ją wybrałeś, szeptał mu wewnętrzny głos,  sam wybrałeś  Siggę.  Odrzuciłeś  tę, 

której serce biło jednakim rytmem z twoim sercem. Dałeś jej tylko broszkę, choć kochałeś nad 

życie. Zwykłą broszkę i garść wspomnień.

- Lubisz go? Karla? - Zacisnął pięści, aż mu pobielały kostki.

- Tak.

background image

Uśmiech zgasł na jego ustach.

- Kochasz? - spytał i poczuł, jak umiera, czekając na odpowiedź.

Raija ściągnęła usta i prychnęła. Mikkal znał tę reakcję i w tej chwili nic bardziej nie 

mogło go uszczęśliwić. Objął ją delikatnie. Gdyby tylko zechciała, mogła się wyswobodzić z 

jego ramion.

- Jestem zazdrosny, Mały Kruku - mówił ledwie słyszalnym szeptem. - Dręczą mnie 

myśli. I obrazy....

- Obrazy? Jestem w nich?

Skinął smutno głową.

- On też - dodał, czerwieniąc się.

Raija nie była wstydliwa, ale od jego słów zapłonęły jej policzki.

- To mój mąż - wycedziła. - A ty żyjesz z Siggą, nie mów, że jest inaczej. Aslak 

opowiadał, że spodziewacie się dziecka. Co się urodziło?

- Chłopiec. A u ciebie?

- Dziewczynka.

Raija miała białe usta, Mikkal sądził, że ze złości.

- Śpi - dodała szybko, widząc pytanie w jego spojrzeniu. - Maja ostatnio chorowała...

Nic więcej nie rzekła, jej brązowe oczy zalśniły dziwnym blaskiem. Przyciągnął ją do 

siebie. Miękkim głosem powtórzył imię córki.

- Maja?

Raija starała się opanować. Tak łatwo byłoby powiedzieć całą prawdę. Zatopić się w 

jego spojrzeniu, zapomnieć o konsekwencjach i obietnicy złożonej Karlowi w dniu urodzenia 

dziewczynki.

Przemogła chwilę słabości. Co by to przyniosło? Kilka zmarszczek na twarzy Mikkala, 

kolejny powód do nienawiści dla Siggi, nowe zmartwienia dla Karla.

Żadne z nich na to nie zasługiwało.

Miała dość sił, by unieść sekret.

- Moja matka miała na imię Marja - wyjaśniła - a matka Kallego Marta. Nazwaliśmy ją 

Maria, ale najczęściej wołamy Maja...

Mikkal   westchnął   słabo   i   uśmiechnął   się.   Tłumaczenie   wydało   mu   się   aż   nazbyt 

drobiazgowe.

- Pozwól mi wierzyć, że za wyborem imienia kryje się jeszcze jedno wspomnienie...

Raija nie zaprzeczyła.

- Mój syn ma na imię Ailo. To była decyzja Siggi. Raija nie rozumiała, dlaczego jego 

background image

głos zabrzmiał wrogo, kiedy wspomniał o synu.

- Mogę ją zobaczyć?

Najbardziej bała się tego pytania. Od dnia urodzin Mai wiedziała, że ta chwila musi 

nadejść.   Nie   mogła   mu   odmówić.   Gdzieś   w   głębi   serca   czaiła   się   nadzieja,   że   wszystko 

zrozumie...

Oswobodziła się z jego objęć i otworzyła drzwi do sąsiedniej izby. Kładąc palec na 

wargach, pierwsza przekroczyła próg. Mikkal obrzucił wnętrze ponurym spojrzeniem. Ściany z 

bali.

Skrzynia.

Kołyska.

Łóżko.

Usta   zacisnął   w   wąską   kreskę.   Tego   łóżka   nie   zapomni.   Nocne   koszmary   nabiorą 

wyrazistości. Wiedział już, jak wygląda. Wyobraźnia podsunie mu nowe obrazy ich dwojga.

Raija zatrzymała się przy kołysce i spojrzała na Mikkala z wyczekiwaniem.

Mikkal nie rozumiał, dlaczego się tak dręczy. Byłoby lepiej, gdyby nigdy nie ujrzał 

dziecka i łoża, które Raija dzieliła z innym mężczyzną.

Zatrzymał się za nią, położył jej dłonie na ramionach i zajrzał do kołyski.

Raija wstrzymała oddech, ale Mikkal tego nie zauważył, zajęty samym sobą.

- Wykapana mama - skomentował z bolesnym uśmiechem. Na widok córki Raiji serce 

wezbrało mu żalem, że dziecko nie jest jego.

- Więc górujesz nad nim? - droczył się, bezwiednie pieszcząc jej ramiona. - Mała w 

ogóle nie przypomina ojca...

Raija nie odpowiedziała. Poczuła ulgę i rozczarowanie jednocześnie. W głębi duszy 

marzyła, że Mikkal rozpozna siebie w dziewczynce. Tymczasem on w ogóle nie dostrzegł, że 

dziecko w kołysce to jego córka.

Dała mu szansę, jedna wystarczy. Leżała przed nim wierna kopia jego osoby, ale on był 

ślepy.

Mikkal nie rozumiał milczenia Raiji.

- Wiesz - powiedział w końcu, uśmiechając się - ona przypomina Ailo.

Raija wstrzymała oddech. Więc teraz to nastąpi. Odkrycie. Przyznanie.

- Pewnie dlatego, że wszystkie małe dzieci są podobne do siebie - dodał lekko, ani się 

domyślając, jak blisko jest prawdy.

Raija miała dość zgadywanek. Wyciągnęła go z izby.

- Może się obudzić.

background image

- A ty? - spytał.

-   Ja?   -   Raija   oparła   się   o   drzwi.   Tego   pytania   też   się   obawiała.   Antti   poszedł, 

zostawiając ją sam na sam z Mikkalem. Antti, który znał prawdę, oddał ją pod opiekę Mikkala.

Bała się zostać sama. Bała się iść nad fiord i dalej, na cypel.

Antti utrudnił jej decyzję. Czy zdawał sobie z tego sprawę?

- Musisz zostać - zdecydowała, wzdychając ciężko. - Nie mogę być sama. Powiem ci 

dlaczego...

Mikkal domyślał się, że nie chodzi o błahostki. Nie zważając na protesty, objął ją i 

zaciągnął na długą ławę stojącą przy stole. Oparł ją sobie na ramieniu, pogładził po włosach i 

przytulił mocno, tak jak to robił w czasach, gdy była małą dziewczynką i przychodziła do niego 

ze swoimi troskami.

- Mów, Mały Kruku! - dodał jej odwagi. - Mnie możesz zawierzyć wszystkie troski...

Kiedy skończyła, Mikkal już się nie uśmiechał. Poruszał nerwowo szczękami i oddychał 

przez nos.

- Powinienem był zdusić tę wesz, kiedy miałem okazję po temu - wysyczał z ustami tuż 

przy jej policzku. - Zabiję go. Znajdę i zabiję...

Raija zarzuciła mu ramiona na szyję. Pokręciła przecząco głową.

- Zostaniesz ze mną - odrzekła z desperacją. - Nie zostawiaj mnie samej. Boję się, 

Mikkal!

Na   jej   policzkach   zalśniły   łzy.   Naprawdę   się   bala.   Mikkal   pojął,   że   jego   sen   był 

proroczy. Raija go potrzebowała.

- Jestem z tobą - wyszeptał miękko. Grzywa czarnych włosów opadła mu na czoło, 

kiedy pochylił się nad nią. Wargi Raiji drżały. Dziewczyna walczyła z uczuciami, które w niej 

budził.

Pocałował ją. Raija rozwarła powieki i zajrzała w miodowe oczy Mikkala. Nie ukrywały 

niczego, widniała w nich bezdenna czułość. To, co inni zwali miłością. Nieskończone pokłady 

ciepła.

Jego oczy były zwierciadłem jej duszy. Bliźniaczej duszy. Skazanej na wspólny z nim 

los, na jego miłość.

Kradzione chwile szczęścia nie powinny być tak cudowne. Powinny być przyćmione 

koniecznością ukrywania się, zbrukane podnieceniem. Chwile skradzione szczęściu powinny 

być grzechem...

- To szaleństwo - mruknęła, oddając pocałunek.

- Przeznaczenie - odrzekł miękko, nie odrywając się od jej ust. - Poddaj się mu, Mały 

background image

Kruku!

Jego ręce wyczyniały rzeczy, które powinny ją zawstydzić. Tymczasem Raija drżała ze 

szczęścia.

- Mamy mało czasu... - przypomniał jej. Sumienie przegrało walkę z uczuciami.

Nie miała nic do stracenia. Może widzieli się po raz ostatni?

- Nie przekroczyłem płaskowyżu Finnmark, by usłyszeć, że nie możesz - szepnął jej do 

ucha. - Przecież chcesz. I ja chcę. Istnieją uczucia, których nie da się okiełznać.

- Byliśmy głupi - stwierdziła i ukryła twarz na jego szyi. Jego skóra była ciepła, żywa, 

nie mogła się nią nasycić...

- Tylko nie w łóżku! - wyrzucił z siebie. Oczy miał rozwarte, ale nie patrzał na Raiję.

Raija   zesztywniała   w   jego   ramionach,   potem   rozluźniła   się   i   roześmiała   cicho.   Ze 

zrozumieniem.

Przyniosła futrzaną kapę i rozłożyła ją na podłodze przed paleniskiem.

- Czy to posłanie ci odpowiada?

Mikkal zdjął skórzany kaftan i po krótkiej chwili wahania pozbył się spodni.

Stanął przed nią nagi, niepewnie usiłując odczytać reakcję z jej twarzy. Raija potrafiła 

jednak ukrywać uczucia, jeśli tylko tego chciała.

W istocie z trudem nad sobą panowała. Przez cale lata nie odważyła się myśleć o nim w 

ten sposób, nawet wspomnienie jego harmonijnie zbudowanego ciała wyparła z pamięci. Teraz 

przeżyła wstrząs. Gasnący płomień paleniska rzucał słabe światło, ale i tak musiała przyznać, że 

Mikkal   wyglądał   wspaniale.   Jego   atletyczne,   sprężyste   ciało   dojrzało,   nabrało   klasycznych 

form. To był Mikkal z jej marzeń.

W gruncie rzeczy przewyższał postać z jej snów, nigdy bowiem nie pozwalała na to, by 

fantazje przybierały tak realny kształt.

Spoconymi   palcami   rozwiązała   supeł   fartucha.   Mikkal   opadł   na   kolana   przed   nią. 

Powoli, niemal z nabożeństwem zdjął z niej cieniutką koszulę. Z jego twarzy nie znikał wyraz 

zadziwienia.

Musnął dłońmi jej skórę. Jak łagodny wiatr pieścił ramiona, piersi, brzuch...

Raija rozwiązała rzemyki skórzanych bucików i z lekkim zawstydzeniem wyślizgnęła 

się ze spódnicy i bielizny. Za pierwszym razem nie wstydziła się swego ciała, wtedy z dumą 

oddała mu całą siebie. Teraz miała tyle do ukrycia...

A przecież chciała wzbudzić w nim pożądanie, chciała przyćmić wszystko to, co dostał 

od innych kobiet. Może miał inne oprócz Siggi. Nie wiedziała, nie chciała wiedzieć. Pragnęła 

jedynie znaczyć dla niego więcej niż jakakolwiek kobieta na świecie.

background image

Zdradzała  Karla,   sprzeniewierzała   się   obietnicom  danym  samej   sobie.   Ale  pragnęła 

Mikkala,   pragnęła   go   do   szaleństwa.   Jeśli   życie   miało   ofiarować   jej   tylko   rzadkie   chwile 

szczęścia, to zamierzała z nich korzystać.

- Czy mówiłem ci już, że jesteś piękna? - Pociągnął ją na kapę, nakrył własnym ciałem.

Skinęła głową.

- Tak tęskniłem - jęknął i wtulił twarz w jej aksamitną skórę, pozwolił się odurzyć 

zapachom jej ciała. - To przekleństwo tak tęsknić.

Raija poczuła jego palące łzy. Ona też płakała bezgłośnie.

- Spalam się, Raiju, i tylko ty przynosisz mi ulgę. Tylko przy tobie znajduję spokój...

Teraz już łkała, tuląc się do jego policzka. Ich pocałunki miały smak soli, ich miłość 

miała   smak   soli.   Płakali   i   śmiali   się   na   przemian,   kochając   się   na   skórzanej   kapie   przed 

paleniskiem.

Mieli do odrobienia lata rozłąki.

Dopiero nad ranem ich pieszczoty wypaliły się z namiętności i złagodniały.

Palce Raiji bawiły się skórzanym woreczkiem, który Mikkal wciąż nosił. Woreczek był 

wytarty, budził smutne wspomnienia, Raija dobrze pamiętała dzień, w którym zawiesiła go na 

szyi Mikkala. To, że nie zdjął amuletu, znaczyło więcej niż słowa.

- Zdejmiesz go, kiedy przestaniesz mnie kochać - odezwała się z powagą.

- Zabiorę go ze sobą do grobu - odrzekł równie poważnie.

Przyciągnął Raiję do siebie i oparł policzek o jej czoło. Patrząc w dal, powiedział:

-   Chciałbym   móc   dać   ci   dziecko,   Raiju.   Powinniśmy   mieć   potomka,   znak   naszej 

miłości...

Raija wstrzymała oddech. Znów stwarzał okazję do wyznań. Nie zdawał sobie sprawy, 

jak bardzo ją dręczy!

Mikkal zauważył jej wahanie, ale zrozumiał je opacznie.

- Czy to nie byłoby wspaniałe? - ciągnął rozmarzony.

- Już masz dziecko - odrzekła. - Ja też. - Przerwała na chwilę i dokończyła brutalnie: - I 

noszę w sobie dziecko Kallego.

- Co?

Mikkal uniósł się, patrząc na nią niedowierzająco.

Rai ja skinęła głową.

- Musimy porzucić marzenia - dodała z bólem. - Mamy tylko tę noc. Jutro musisz 

odejść.

- Co będzie z tobą? Ten szaleniec ci nie popuści, bądź pewna...

background image

- Antti mnie obroni.

- Nie dobierał się do ciebie? - Mikkal stał się podejrzliwy. Nie mógł sobie wyobrazić 

mężczyzny, który oparłby się jej urokowi.

Roześmiała się z taką szczerością, że pozbył się wszelkich podejrzeń.

- Antti znaczy dla mnie więcej niż ojciec, który oddał mnie z domu. Poza tym ciebie 

jednego kocham.

- Ale odsyłasz...

Nic nie odrzekła, tylko przytuliła się do niego, przywarła doń tak, że ich ciała stopiły się 

w jedno.

- Mamy tylko tę noc - powtórzyła. - Jutro znowu będziesz mężem Siggi, a ja żoną 

rybaka. Ta noc jest zaczarowana, a ty należysz do mnie.

Mikkal nie zaprzeczył, nie miał wyboru. Przybył do niej, by się upewnić, i zyskał tę 

pewność. Dostał coś więcej. Garść wspomnień, skrawek nieba na czas, kiedy rzeczywistość 

wyda się zbyt brutalna.

I nową tęsknotę.

Przybył z pustymi rękoma i wróci bez niczego. Na wschodzie czeka żona z synem. 

Tylko w ramionach Raiji mógł o tym zapomnieć.

Zasnęli przytuleni. Obudzą się razem i wszystko się skończy.

U skraju lasu czujne oczy zarejestrowały jego przybycie. Te same złe oczy obserwowały 

jego odejście.

background image

8

Antti nigdy nie zapytał, co zaszło między Raiją a Mikkalem.

Widział, jak Lapończyk odprowadza ją nad fiord, i czeka, póki Raija nie dojdzie do 

domu na cyplu.

Widział, jak Raija ukrywa twarz dziecka w szalu, i wiedział, dlaczego to robi.

Była niezwykle dumna. Być może popełniała błąd, ale Antti Kesaniemi nie uważał 

siebie za odpowiednią osobę, by jej o tym powiedzieć.

Antti   ujrzał,   jak   Mikkal   odwraca   się   i   znika   między   sosenkami,   ani   razu   nie 

oglądnąwszy się za siebie.

Antti niechętnie przyznawał, że podziwia tego chłopca. Był na tyle młody, że mógłby 

uchodzić za jego syna, a odznaczał się przymiotami, które starszych przyprawiłyby o zazdrość.

A jednak... choć przybysz z północnej krainy kochał Raiję, zniszczył jej życie.

Nie mógł żyć bez niej, to akurat Antti rozumiał bez trudu. Powinien jednak znaleźć w 

sobie dość siły, by zostawić ją w spokoju. Z czasem Raija nauczyłaby się żyć normalnie, z 

czasem może by zapomniała, gdyby Mikkal nie podsycał w niej zakazanych uczuć. Przyciągali 

się jak dwa bieguny i za każdym razem za chwile szczęścia płacili cierpieniem.

Jak zwykle zaczęło się od szeptów. Wkrótce cala wieś mówiła o tym samym, Raija i 

Mikkal byli  na ustach  wszystkich. Jakieś  oczy widziały  przybycie Mikkala  i śledziły jego 

odejście. Następnego ranka.

Niektórzy   zdmuchnęli   kurz   ze   wspomnień   z   przeszłości   i   porównali   je   z   dniem 

dzisiejszym.

Kiedy brzuch Raiji urósł, ludzie poskładali fakty w jedną całość i wyciągnęli ten sam 

wniosek.

Historia zatoczyła koło.

Raija milczała, nawet wobec Anttiego. Raniło go jej milczenie, ale nie przyznał się do 

tego ani słowem. Antti też potrafił trzymać język za zębami.

Kiedy Mikkal maszerował przez płaskowyż, który rozdzielał jego dwie kobiety, żonę i 

kochankę, obie tęskniły do niego. Jedna zachowała go w smutnych wspomnieniach. Druga 

poprzysięgła zemstę tej, która stanęła pomiędzy nią a mężem.

Sigga i Raija skazane były na ten sam obiekt miłości i obie cierpiały z tego powodu.

Sigga przeklinała Mikkala. Kochała go i przeklinała.

W   skrytości   ducha.   Ani   słowem   nie   okazała,   jak   bardzo   ją   zawiódł.   Ani   jednym 

grymasem twarzy nie dała znać o swoich podejrzeniach. Ludzie milkli w jej obecności, lecz 

background image

Sigga potrafiła poruszać się lekko, prawie bezszelestnie.

Słyszała, jak szepczą na jej temat.

Znała ich dobrze. Tych, którzy uważali, że Mikkal powinien był sprzeciwić się ojcu i 

ożenić   z   Raija   Alatalo.   Tych,   którzy   mieli   Mikkala   za   romantycznego,   niedojrzałego 

marzyciela. Tych, którzy jej współczuli.

Tymi ostatnimi gardziła najsilniej.

Sigga była dumną kobietą. Nie potrzebowała współczucia. Współczucie ją poniżało.

Zamierzała   pokazać   wszystkim,   że   potrafi   sobie   radzić   z   niewiernym,   kochliwym 

mężem.

Od dawna myślała o zemście. I od dawna wiedziała, że nie dozna satysfakcji, kierując 

ostrze gniewu przeciwko Mikkalowi.

Nie mogła go skrzywdzić, nie krzywdząc samej siebie.

Musiała uderzyć w tę fińską dziewkę, która sprawowała taką władzę nad Mikkalem, że 

gotów był porzucić żonę i chore dziecko i przemierzyć góry i równiny, by ją zobaczyć.

W Raiję Alatalo.

Tylko w ten sposób mogła odzyskać Mikkala. Jak nie jego miłość, to przynajmniej 

obecność.

Sama nie była w stanie tego dokonać. Fiord Lyngen leżał daleko. Nie mogła porzucić 

wszystkiego i tak jak Mikkal, kierując się emocjami, wyruszyć na zachód. Znalazła jednak 

lepsze wyjście.

Nie był stary, na dodatek dość przystojny. Nie był też taki młody, dawno przekroczył 

trzydziestkę.   Sigga   pamiętała   z   czasów   dzieciństwa,   że   on   już   wtedy   należał   do   świata 

dorosłych, ale przez te lata niewiele się zmienił.

Ten sam czujny wzrok, wyraziste i bystre spojrzenie jak u gronostaja. Sprężyste ciało. 

Dość niewysoki, ale zwinny.

Nosił   krótkie,   równo   obcięte   włosy,   ale   w   tej   fryzurze   było   mu   do   twarzy.   Miał 

regularne rysy. Dość pospolite, jednym wydałyby się ładne, innym wręcz przeciwnie.

W porównaniu z Mikkalem Matte przegrywał, ale przecież nie wygląd fizyczny ciągnął 

Siggę do jego namiotu, który stał w pewnej odległości od obozowiska.

Jego ojciec był noaidą, szamanem. Matte odziedziczył po nim coś więcej niż magiczny 

bęben.

Wizyta Siggi nie zaskoczyła go. Jego oczy emanowały dziwnym blaskiem.

- Zastanawiałem się, kiedy przyjdziesz - powiedział śpiewnym głosem. - Wiem, czego 

chcesz. Nic się przede mną nie ukryje.

background image

Sigga  usiadła  w stosownej  odległości.   Z  takimi   mężczyznami  należało mieć  się  na 

baczności. Choć twierdził, że wie wszystko, Sigga uznała, że powinna opowiedzieć mu całą 

historię.

Szamani też się mogą mylić.

- Masz ją skrzywdzić - wyrzekła przez spierzchnięte wargi, a potem wypluła z siebie 

nazwisko: - Raiję Alatalo. Masz ją skrzywdzić tak, by nie rzucała czarów na mojego męża.

Skinął głową. Jego oczy świeciły jak rozżarzone kule w półmroku. Tak złowieszczo, że 

Sigga  przez chwilę poczuła strach. Opanowała się jednak, pragnienie zemsty dodawało jej 

odwagi.

Wysiliła wzrok. W namiocie panowała ciemność, a dym z paleniska nie ułatwiał jej 

zadania. W środku było mroczniej niż pod rozgwieżdżonym letnim niebem.

Słońce rzucało czerwone promienie, kiedy Sigga szła przez wrzosowisko do namiotu 

Mattego. Czerwony kolor był znakiem dla niej. Dobrym znakiem...

- Czym zapłacisz? - spytał chciwie. - Mój ojciec nie dbał o zapłatę i zmarł w nędzy. Nie 

popełnię tego samego błędu. Więc pytam cię Siggo, córko Pawy, co możesz mi ofiarować, by 

pozbyć się zagrożenia?

- Pozbyć się?

Sigga chciała mieć pewność. Matte skinął głową.

- Cokolwiek zechcesz - odrzekła zdecydowanie. - To, czego zażądasz.

Ogniste kule zwęziły się w dwie wąskie szparki.

- Cokolwiek, powiadasz? Silna musi być twoja nienawiść... - Roześmiał się zimno. - 

Pomogę ci, Siggo. I nie bój się, nie będę zachłanny...

Matte  wyciągnął  szamański  bęben. Instrument  wyglądał  dość  niewinnie,   wydrążona 

drewniana skorupa z otworami po obu stronach służącymi jako uchwyty. Skorupę pokrywał 

kawałek skóry umocowany kościanymi gwoździami i wzmocniony nicią z turzycy.

Membranę   bębna   Mattego   zdobiły   figury   wymalowane   czerwonym   barwnikiem   z 

przeżutej kory olchowej. Umieszczone pomiędzy równoległymi liniami wyobrażały bóstwa. 

Matte podniósł instrument do oczu Siggi i wskazał na rysunek postaci na koniu.

Sigga zadrżała mimowolnie ku wyraźnemu rozbawieniu Mattego.

- Nie obawiaj się swego pomocnika, Siggo. To Roto, on da mi moc, bym pojechał do 

Lyngen i dopełnił twojej zemsty. Nie bój się Roto, bóg śmierci i choroby będzie z tobą. Któż 

lepiej się nadaje do tego zadania? Przy tym nie jest zbyt wymagający...

- A czego zażąda ode mnie? - spytała, drżąc, czy władca śmierci nie zapragnie renifera 

lub nawet konia. Z takiej ofiary nie zdołałaby się wytłumaczyć, zresztą prawo nie zezwalało na 

background image

nią.

Sprawujący władzę głosili, że bogowie Saamów nie istnieją. Zakazywali oddawać im 

cześć   i   składać   ofiary.   Tylko   Bóg   króla   był   wystarczająco   dobry,   nawet   Ravna   w   niego 

wierzyła.

Wizyta   u   szamana   mogła   mieć   przykre   konsekwencje,   należało   utrzymać   ją   w 

tajemnicy.

- Roto nie jest wymagający - powtórzył Matte. - Roto chce spać z tobą...

Sigga pobladła i położyła dłoń na sercu. Spać z demonem? Co Matte miał na myśli?

- Roto chce cię posiąść przeze mnie - wyszeptał. - Spłacisz w ten sposób dług wobec 

niego   i   wobec   mnie.   -   Matte   oblizał   wargi.   -   Zdecyduj.   Możemy   zniszczyć   tę,   której 

nienawidzisz. Jesteś gotowa za to zapłacić?

Sigga skinęła głową.

Uśmiechnął się, jakby z góry znał odpowiedź.

Sigga   poczuła   mrowienie   na   plecach.   Patrząc   na   tego   człowieka,   nietrudno   było 

uwierzyć,   że   obdarzony   został   ponadnaturalnymi   zdolnościami.   Twarz   Mattego   przybrała 

zwierzęcy wyraz.

Nie był teraz zwykłym człowiekiem. Stał się noaidą. Szamanem, czarownikiem.

Powolnym ruchem wydobył rozszczepioną na końcu pałeczkę wykonaną z kawałka 

poroża renifera.

Poprzez dym Sigga dostrzegła, że pałeczka też pokryta jest ornamentami.

Słyszała o noaidach, ale nigdy nie widziała ich w trakcie obrzędów.

Wpatrywała się jak zahipnotyzowana w Mattego, który ukląkł i zaczął uderzać w bęben.

Zaczął   powoli   i   rytmicznie,   koncentrując   się   na   graniu   i   lekceważąc   jej   obecność. 

Ledwie   słyszalnym,   monotonnym   głosem   wypowiadał   słowa,   których   Sigga   nie   potrafiła 

zrozumieć. Może mówił w obcym języku, może składał ze sobą nic nieznaczące sylaby, dość że 

mruczenie miało w sobie coś przerażającego.

Skuliła się tuż przy wyjściu z jurty, jak najdalej od niego, gotowa do ucieczki.

Rytm zgęstniał, ton bębna nabrał dzikości.

Matte tracił kontakt z rzeczywistością.

Jego oczy błyszczały silniej niż kiedykolwiek, ale wzrok szamana stał się nieuchwytny.

Poruszał ciałem w takt uderzeń, kołysał się jak drzewo na wietrze.

Sigga wstrzymała oddech, bojąc się zakłócić jego trans.

Odgadła, co ma nastąpić. Nasłuchała się opowieści starych ludzi, choć dotąd nie bardzo 

w nie wierzyła.

background image

Waląc w bęben, Matte oddalał się od rzeczywistego świata. Przemieszczał się do krainy 

bogów, tam gdzie panował Roto. Roto, który mógł jej pomóc zemścić się na Raiji. Niech ją 

posiądzie!

W   Salvo,   czyli   w   zaświatach,   nie   było   rzeczy   niemożliwych   dla   noaidy.   Słusznie 

postąpiła, zwracając się do Mattego. Mimo przerażenia Sigga nie mogła oderwać od niego 

oczu. Czoło szamana pokrył perlisty pot, niepokojący rytm z wolna uspokajał się.

Cisza pomiędzy uderzeniami nabrzmiała czarodziejską, obezwładniającą mocą.

Uświadomiła sobie, że robi to samo co on, kołysze się w takt wyznaczany przez bęben. 

Dźwięk instrumentu odmierzał rytm uderzeń serca.

Kościana pałeczka coraz rzadziej uderzała w skórzaną membranę, monotonna pieśń, 

która rozkołysała gęste powietrze pomiędzy nimi, ucichła.

Matte  patrzył   na  Siggę   nie  widzącymi   oczyma,   przezroczystymi  jak  szklane   kule   i 

równie pozbawionymi wyrazu.

Patrzył za nią, przez nią, na coś, czego sama nie potrafiła dojrzeć.

Potem upadł jak martwy.

Bęben leżał na nim, pałeczka potoczyła się aż do paleniska, na którym ogień ledwie się 

żarzył.

Sigga budziła się z wolna. Ile czasu spędziła w jurcie szamana? Jak długo bił w bęben?

Nie wiedziała. Bała się.

Umarł? Wyglądał jak trup!

Upiornie blady mimo ciemnej karnacji skóry, o spojrzeniu, które nie miało w sobie nic 

ludzkiego! Był jej ostatnią deską ratunku. Dotąd nie wierzyła, że Salvo istnieje.

Teraz   zaczęła   rozumieć,   że   poza   rzeczywistością   zmysłów   istnieje   to,   o   czym 

opowiadali starzy ludzie.

Matte opuścił ciało i przeniósł się do świata bogów.

Stamtąd mógł dosięgnąć Raiję, gdziekolwiek się znajdowała. W Salvo odległości nic nie 

znaczyły. W asyście bogów i noaidów wszystko stawało się możliwe.

Sigga wpatrywała się w nieruchome ciało Mattego.

A może rzeczywiście pożegnał się z życiem?

Poczuła mrowienie na plecach. Za nic w świecie nie odważyłaby się sprawdzić. Zbyt 

wiele miała szacunku do bogów, w których ponoć nie wierzyła.

Nie chciała przeszkadzać szamanowi, bała się przerwać stan, w który popadł.

Nie starczyło jej jednak odwagi, by z nim zostać. Wyślizgnęła się z jurty.

Wciąż była noc i wciąż czerwonozłote barwy nocy znaczyły niebo. Wokół panowała 

background image

cisza. Z oddalonych o sto metrów namiotów unosiły się smużki dymu, ale nigdzie nie było 

widać żywej duszy.

Namiot   Mattego   stał   na   osobności,   ale   wiatr   zaniósł   zapewne   odgłosy   bębna   do 

obozowiska. Mimo to Sigga czuła się bezpiecznie. Jej tajemnica pozostawała nienaruszona.

Nikt nie odważyłby się zakłócić spokoju noaidy. Wszyscy utrzymywali pełen respektu 

dystans. Jeśli nikt nie wyjrzy z jurty, a ona dotrze do swego namiotu nie zauważona, to będzie 

bezpieczna. Sekret pozostanie sekretem.

Pokonała drogę bez przeszkód. Ailo spał słodko w kołysce, tak jak go zostawiła.

W   pulchnych   paluszkach   chłopca   tkwiła   zabawka,   głupi   ptaszek   wyrzeźbiony   ręką 

Mikkala.

W nagłym przypływie wściekłości Sigga wyrwała ptaszka z dłoni dziecka i zgniotła 

stopą.

Kawałki kości leżące na ubitej ziemi przestały wreszcie przypominać ptaka, przeklętego 

kruka!

Niedługo Raija skończy jak idiotyczna zabawka Mikkala!

Już Matte się o to postara.

Sigga wślizgnęła się między futrzane kapy, ale nie mogła zasnąć, była zbyt podniecona.

Jak  długo  szaman mógł  tak  leżeć?  Usiłowała  przypomnieć sobie opowieści  starych 

ludzi. Nigdy nie miała cierpliwości wysłuchać ich do końca.

To pewnie zależało od zadania i odległości, którą Matte musiał pokonać.

Do Lyngen był szmat drogi, a zadanie do łatwych nie należało.

Co jeszcze opowiadali starcy?

Że jeśli noaida nie zdołał wykonać polecenia, to jego duch nie powracał już do tego 

świata...

Wtedy nie budził się z transu.

Przerażające.

Sigga obgryzła paznokcie do krwi. Chciała pobiec z powrotem do jurty Mattego, ale nie 

miała odwagi. Bała się tego, co mogła tam zobaczyć.

Ale nie żałowała.

Jeśli szaman dotrzyma słowa, gotowa była zapłacić właściwą cenę.

Raija spała niespokojnie. Śniła.

Słońce stało rozżarzoną kulą na niebie. Była sama. Poszukała wzrokiem Mai, ale jej nie 

znalazła. Antti, Karl, Reijo, Mikkal - wszyscy zniknęli. Była sama.

Potem   spostrzegła,   że   miejsce,   w   którym   się   znajduje,   w   niczym   nie   przypomina 

background image

Lyngen z jego stromymi zboczami wynurzającymi się wprost z błękitnego fiordu. Wokół niej 

nie było sosnowych lasów i pagórków porośniętych brzozami. Otaczał ją krajobraz, do którego 

wracała   w   tęsknych   myślach,   otwarty,   szeroki,   piękny   krajobraz.   Jak   okiem   sięgnąć, 

rozpościerały   się   falujące   równiny   pokryte   kępami   wrzosu   i   zaroślami   łozy,   poprzecinane 

strumykami. Żadnych gór w zasięgu wzroku, gór, które rzucają długie cienie i dławią duszę 

człowieka nawykłego do otwartych przestrzeni.

Rozległe   płaskowyże   Laponii   były   dla   Raiji   najwspanialszą   częścią   Finlandii   i 

Norwegii, krainą, którą kochała, ziemią, do której należała. Ziemią Mikkala...

Poczuła się wolna. Chciała biec i czuć pieszczotę wiatru na skórze. Chciała poczuć tę 

ziemię pod stopami, nasycić się powietrzem i wspomnieniami...

Pobiegła...

Daleko za nią pędził ogromny renifer, potężniejszy i szybszy od wszystkich zwierząt, 

które przemierzały równiny. Wydawało się, że unosi się ponad ziemią, w tanecznym pędzie 

pomykając przez wrzosowiska, których dotknęły stopy Raiji.

Raija nie zauważyła go. Przepełniona niewypowiedzianym szczęściem upadła na kępy 

wrzosu i przymknęła powieki. Wdychała zapachy roślin i ziemi, marząc, że kiedy otworzy 

oczy, ujrzy Mikkala. W marzeniach wszystko jest możliwe...

W przedziwny sposób naprawdę żyła we śnie. To było zupełnie nowe doznanie, ale nie 

napawało jej strachem. Czuła czyjąś obecność.

Z początku wydało się jej, że to zwierzę, renifer. Kiedy mieszkała u Ravny i Pehra, 

nieraz słyszała ciche stąpanie renów.

Kroki zbliżały się, kroki człowieka. Raija zadrżała z emocji, w głowie kołatała się jej 

jedna natrętna myśl. To musi być on.

Kroki zatrzymały się tuż przy niej. Poczuła na sobie czyjś wzrok.

Powoli otworzyła powieki. Zobaczyła niebo nad sobą, płonącą kulę słońca, przysłoniętą 

czarną sylwetką.

Zmrużyła oczy i przekręciła głowę. Zobaczyła znajome kumagi, skórzane portki, kaftan 

i zupełnie obcą twarz.

W gruncie rzeczy dość przystojną. Wyraźne szare oczy obserwowały ją spod prawie 

niewidocznych brwi. Regularne rysy twarzy, wąskie wargi. Nos lekko wygięty, nie na tyle 

jednak, by nadać obliczu szczególny charakter. Ciemne, równo obcięte włosy. Był niewysoki, 

ale proporcjonalnie zbudowany.

- Raija Alatalo? - spytał.

Raiji spodobało się miękkie brzmienie jego głosu. Przemknęło jej przez głowę, że ten 

background image

człowiek z pewnością potrafi śpiewać.

Skinęła  głową.   Nie   podniosła   się   z  ziemi,   leżała   wsparta   na  łokciu,   nie   odrywając 

wzroku od przybysza.

- Czego chcesz ode mnie?

Nieznajomy ukucnął, złożył ręce i posłał spojrzenie, które w innym miejscu uznać by 

musiała za nieuprzejme.

W innym świecie...

- Nie powiedziano mi, że jesteś taka piękna - rzekł nieznajomy z nie tajonym podziwem.

Raija nie spytała, kto przemilczał ten szczegół. Nie miało to żadnego znaczenia. W 

innych okolicznościach spytałaby, ale teraz nie miało to żadnego znaczenia. Była sama i zaczęła 

zdawać sobie sprawę, że musi samotnie stawić czoło temu, co ją czeka. Nie wiedziała, jakie 

zamiary ma wobec niej ten obcy człowiek, ale nie odczuwała lęku.

Nieznajomy nie był już taki młody.

Wyciągnął rękę i chwycił pukiel jej włosów między palce.

Na   jego   twarzy   pojawił   się   wyraz   ekstazy.   Owinął   kruczoczarny   lok   wokół   palca 

wskazującego, bawił się nim.

Raija   nie   poruszyła   się.   Nic   nie   czuła,   zdziwiła   się   jedynie,   że   jej   włosy   są 

rozpuszczone.   Pamiętała,   że   upięła   je   starannie   przed   pójściem   do   łóżka.   Włosy   spływały 

połyskującą czarną kaskadą na ramiona i plecy, przykuwając uwagę nieznajomego. Jego zain-

teresowanie pochlebiło Raiji. Lubiła wzbudzać podziw, a jej włosy były naprawdę piękne.

- Miałam być stara i brzydka? - spytała.

Drgnął,   jakby  ktoś   przyłapał  go  na  gorącym   uczynku.   Niechętnie   puścił   lok,   który 

ułożył się miękko przy uchu Raiji, dodając jej powabu.

- To by mi ułatwiło zadanie - powiedział, przełykając ślinę.

- Czego chcesz? - powtórzyła. - Jakie zadanie? Kim jesteś?

- Mam cię zaprowadzić do Roto.

Znała to imię. Demon na koniu. Bóg śmierci i choroby.

- Dlaczego?

- Muszę. Takie dano mi polecenie. Jeśli go nie spełnię...

- Co wtedy? Uśmiechnął się smutno.

- Tego nie mogę zdradzić.

- Kim jesteś?

Usiadł obok Raiji, nie spuszczając z niej wzroku. W istocie był młody!

- Noaidą - odrzekł. - Szamanem. Muszę zaprowadzić cię do Roto.

background image

Sprawiał   wrażenie,   jakby   przekonywał   samego   siebie.   Raija   uznała,   że   nieznajomy 

żartuje.

- Nie jesteś szamanem! - roześmiała się i przyjaźnie potargała mu włosy, tak jak się 

karci młodszego brata przyłapanego na kłamstwie.

Wzdrygnął się i odtrącił jej rękę.

- Nie rób tak! - warknął. Minęła dłuższa chwila, nim odzyskał panowanie nad sobą.

- Czego Roto chce ode mnie? - spytała wreszcie, nie odwracając od niego wzroku. 

Nieznajomy unikał jej spojrzenia.

Dziwnie wyglądał ten człowiek, który twierdził, że jest szamanem. Zupełnie inaczej 

wyobrażała sobie noaidów.

- Roto bierze to, co dostaje - stwierdził dwuznacznie.

- Więc mnie mu nie dawaj. - Raija zrozumiała aluzję nieznajomego i rozchyliła wargi w 

uśmiechu. - Nie mogę opuścić mojego świata - dodała. - Mam tyle jeszcze do zrobienia. I 

dziecko...

- O tym mi nie powiedziano... - Przygryzł wargę i westchnął. Dotąd wszystko wydawało 

się takie proste. Tylko słyszał o niej, nigdy jej nie widział.

Znał plotki. Niektórzy nazywali ją aniołem, inni dziwką i czarownicą.

Tak bardzo pragnął wreszcie dokonać wielkiego czynu, pokazać, że posiadł wielką moc. 

Ze potrafi znacznie więcej poza odnalezieniem zabłąkanego rena czy wytropieniem wilka.

Marzył o czymś innym. Obserwował Siggę, wychudłą i pogrążoną w smutku. Wiedział, 

że jakaś kobieta jest przyczyną jej cierpienia.

Długo   myślał   o  tym,   a   kiedy   w   końcu   przywołał   Siggę,   zmusił   ją   do   postawienia 

wygórowanych żądań.

Sigga chciała jedynie, by pozbawił tamtą władzy nad Mikkalem. Z łatwością mógł to 

uczynić.

Parł jednak do trudniejszych zadań. Chciał usunąć istotę, która stanęła między Siggą a 

mężem, pragnął udowodnić sobie i bogom, że posiadł moc większą niż inni noaidzi.

Nikt jednak nie wspomniał o dziecku. Nikt nie powiedział, że Raija jest najpiękniejszą 

istotą na świecie, że w przepastnych głębinach jej oczu mieści się tysiąc tajemnic.

Nikt nie napomknął o jej jedwabistych włosach, czarnych i błyszczących jak skrzydła 

kruka.

Nikt nie powiedział, że jest księżniczką. Sigga, którą dotąd uważał za piękność, stała się 

wyblakłym cieniem, kiedy jego oczy spoczęły na Raiji.

Nie była zwykłą kobietą. Jej  miejsce było w Salvo,  zdawała się boginią raczej niż 

background image

zwykłą śmiertelniczką.

Miał doprowadzić ją przed oblicze Roto. Zabić ją własnymi rękami. Dłoń powędrowała 

do pasa, trąciła rękojeść noża.

Jej   oczy   śledziły   każdy   jego   ruch.   Wiedziała,   co   zamierza,   znała   jego   myśli,   była 

świadoma walki, jaką toczył z samym sobą...

Dotąd nie spotkał takiej istoty. Całe życie skrywał myśli i uczucia. Żadna kobieta nie 

zajrzała w głąb jego duszy.

A ta przejrzała go na wylot. Jej poważne ciemne oczy znały całą prawdę o nim, choć nie 

dały tego poznać po sobie. Czuł, że moc go opuszcza. Powinien napić się wody. Woda z Salvo 

była jedynym lekarstwem, kiedy tracił siły.

Niedaleko szemrał strumyk. Wystarczyło zaczerpnąć pełną garść, by odzyskać pełnię 

władzy i przeciwstawić się tej dziwnej kobiecie. Zdołała już usidlić jednego mężczyznę, teraz 

jego pragnie wciągnąć w pułapkę...

A jednak nie poruszył się. Oblizał jedynie spękane wargi.

- Czemu tu przybyłeś? - usłyszał jej głos. - Nie mogłeś zostać kimś innym? Słyszałam, 

że ostatni noaidzi umarli. Myślałam, że spalili swe bębny...

- Jestem nim - odrzekł. - Nie mogłem stać się nikim innym. Musiałem... - W nagłym 

przebłysku zrozumiał, dlaczego podążył tą drogą.

Całe dotychczasowe życie wiodło go do tej chwili, w której dane mu było osiągnąć 

prawdziwą   wielkość.   Nikt   nie   dowie   się   o   niej,   ale   też   uznanie   ludzi   przestało   mu   być 

potrzebne.

Dzięki niej wreszcie to dostrzegł i uwolnił się od ludzkich sądów i opinii. Dzięki niej 

mógł uwolnić się od wielu rzeczy...

- Ktoś pragnie twej śmierci - stwierdził bezbarwnym głosem.

Raija usiadła i wzruszyła ramionami, potem spojrzała na niego przyjaźnie. Tysiąc lat 

skrywało się w tym spojrzeniu, choć przecież nie przeżyła nawet połowy tego, co on. A jednak 

wiedział, że żyła dłużej od niego. Nieskończenie dłużej.

- Powiedz mi lepiej coś, o czym nie wiem.

- Ktoś prosił mnie o twoją śmierć - ciągnął, jakby pragnąc ją przekonać, że nie czyni 

tego z własnej woli. Lecz przecież przejrzała go i znała prawdę. Wykręty na nic się nie zdadzą. 

Wiedziała...

Trafiła kosa na kamień. Była silniejsza od niego.

- Wielu mnie nienawidzi - powiedziała głosem cienkim jak u malej dziewczynki. - Nie 

chcę być znienawidzona. Chcę, by ludzie mnie lubili, lecz oni skąpią mi przyjaźni. Moje życie 

background image

się pogmatwało. Nie życzę nikomu złego... no, może prawie nikomu - dodała szczerze - ale 

wszystko, co dobre, przecieka mi przez palce. Nie dane mi zatrzymać tego, co mi drogie...

- Ja nigdy nie kochałem.

- Doprawdy? - Spojrzała na niego ze zdziwieniem, współczuciem nieomal. - Nigdy nie 

kochałeś?

Potrząsnął przecząco głową. Patrząc na nią, zdał sobie sprawę, jak wiele utracił. Tak 

było może lepiej. Teraz nie potrafił już wyobrazić sobie innej kobiety, a ona przecież nigdy nie 

obdarzyłaby go miłością.

- Lubię cię i nie dbam o to, kim jesteś... - Raija pogłaskała go po policzku.

Nie zaprotestował, choć pieszczota paliła mu skórę jak ogień. Nie odtrącił jej dłoni. 

Podążył za nią, by ją zabić. Ona powitała go przyjaźnią i polubiła.

Wszystka woda z Salvo nie mogła mu teraz pomóc!

- Nazywam się Matte - powiedział. - Nie zapomnisz mnie?

Raija spojrzała na niego zdziwiona.

- Przecież miałeś zabrać mnie do Roto? Znów potrząsnął głową.

- Odejdź! Roto cię nie dostanie. Uciekaj z Salvo, Raiju Alatalo! Tutaj nikt nie chce 

twojej krzywdy!

Wstała, obdarzyła go długim spojrzeniem i pobiegła. Z rozwianymi włosami mknęła 

przez otwarte wrzosowiska i zniknęła mu z oczu.

Matte położył się i spojrzał w niebo. Teraz będzie mógł w nieskończoność patrzeć w 

niebo.

Znał reguły, jego życie w zamian za życie dziewczyny. Nie spełnione zadanie oznaczało 

śmierć.

Odnalazł sens istnienia. Gdyby nie został szamanem, Sigga poszłaby do kogoś innego. 

Stał się noaidą po to, by ocalić życie tej kruchej, drobnej kobiety, którą kochał Mikkal.

Siggę   obudził   harmider   panujący   wśród   jurt.   Ze   ściśniętym   sercem   zabrała   się   za 

poranną toaletę.

Ravna przekazała jej nowiny.

- Matte zmarł w nocy. Ten przeklęty bęben! Wiedziałam, że prędzej czy później to 

nadejdzie.   Z  konszachtów   ze   starymi   bogami   nic   dobrego   nie   wyniknie.   Musiało   stać   się 

nieszczęście...

Sigga nie słuchała. Starała się, by jej zdumienie nie wyrażało zbyt wiele. Nie mogli się 

dowiedzieć, że szaman bił w bęben dla niej!

Nikt nie mógł odkryć, że Matte dla niej wyruszył w drogę! I że z jej powodu spotkał się 

background image

ze śmiercią!

Matte był martwy, plan spalił na panewce.

Sigga martwiła się bardziej z drugiego powodu...

Raija obudziła się sztywna, nogi bolały ją jak po długim biegu. Maja wciąż spała. Raija 

uświadomiła sobie nagle, że córeczka nie zapłakała ani razu przez całą noc. To dobrze, że spała.

Pamiętała każdy szczegół swojego dziwnego snu.

Salvo. Matte. Roto.

Uśmiechnęła   się.   Postacie   z   dawnych   legend,   które   Mikkal   opowiadał   jej   w 

dzieciństwie. W jej wyobraźni sny pomieszały się ze starymi lapońskimi klechdami.

Noaida, który przybył, by ją zabić! Znów uśmiechnęła się do własnych myśli.

Kiedyś opowie Mikkalowi o tym śnie. Może...

Albo Mai.

Baśń o tym, jak matka targowała się z wysłannikiem Roto o własne życie.

Raija ubrała się. Musiała przestać myśleć o Mikkalu, przestać marzyć. Po prostu żyć.

To był doprawdy dziwny sen...

Raija nigdy nie miała dowiedzieć się o tych dwóch, którzy ze skraju lasu obserwowali 

jej dom. Zastanawiali się, z której strony podłożyć ogień, by strawił wszystkie zabudowania.

Ciemne deszczowe chmury ponad górami na zachodzie odwiodły ich od tego zamiaru.

Przepełnieni nienawiścią ruszyli w stronę fiordu.

Raija nie wiedziała, że śmierć stała już na progu.

I nie wiedziała też, jak potężnych ma opiekunów.

background image

9

Minął środek lata. Słoneczne światło nocą barwiło góry na czerwono, za dnia szczyty 

pyszniły się zielonym listowiem. Było już po żniwach, siano schło na żerdziach wbitych w 

ziemię. Wieczorami kopy siana wyglądały jak milcząca armia, straszne postacie rozbudzające 

wyobraźnię. Raija widziała w nich trolle i straszydła.

Maja uwielbiała się bawić pośród snopków, ale Raija była przerażona.

Od dłuższego czasu nic złego nie zaszło, ale lęk tkwił jak kolec w jej sercu.

Prześladowcy Raiji znali się na ludzkiej duszy. Wystraszyli ją, a potem trzymali się z 

daleka, pozwalając, by wyobraźnia powiększyła strach do niebotycznych rozmiarów. A może 

zechcą uderzyć wtedy, gdy już zapomni o zagrożeniu? Te rozterki dręczyły jej duszę. Raija 

cierpiała.

Kiedy Maja bawiła się na polu, Raija lub Antti byli zawsze w pobliżu. Ich czujne 

spojrzenia śledziły każdy ruch dziewczynki.

Maja nie przejmowała się niczym. Zainteresowanie dorosłych sprawiało jej radość, a 

zresztą   przyjmowała   je   za   rzecz   oczywistą.   Była   najmniejsza,   a   tych   dwoje   od   zawsze 

towarzyszyło wszelkim jej poczynaniom.

Raija zdawała sobie sprawę, że nie ma czasu, by zajmować się dzieckiem cały dzień. 

Maja była jednak jej najdroższym skarbem. Utraciłaby cząstkę siebie, gdyby córce stała się 

jakaś krzywda.

Nie miała czasu, ale musiała poświęcić go Mai.

I tak, gdy przyroda w pełnym rozkwicie otwierała się ku niebu i słońcu, czekano na 

powrót rybaków z Finnmarku.

Zbliżał się czas, kiedy statki ruszą w stronę fiordu Lyngen. Ludzie na brzegu ujrzą żagle 

na   północy   i   będą   wiedzieć,   że   rybacy   wracają   z   pieniędzmi   na   daniny,   na   zakup 

najniezbędniejszych rzeczy. Dość, by przeżyć do następnych połowów.

Chodziły pogłoski, że tym razem ryby w morzu było ponad wszelką obfitość.

Mieli za sobą lata nieurodzajne, lecz przyszłość rysowała się w jaśniejszych barwach.

Raija też czekała. Zapasy zostawione przez Karla wystarczyły jej na przeżycie, a dzięki 

pomocy Anttiego nie zaznała głodu. Mogła nawet podzielić się z kimś, kto miał mniej od niej. 

Z młodą kobietą znad fiordu, której mąż, Fredrik, wypłynął razem z Kristianem i Karlem na 

północ.

Tego roku dołączył do rybaków brat Fredrika, czternastoletni Hans. Cztery lata temu 

zmarli ich rodzice i chłopiec zamieszkał z bratem i szwagierka. Hans miał wprawdzie zamężne 

background image

siostry na wyspach na północy i zachodzie, ale nie chciał opuszczać brzegu fiordu, nad którym 

przeszło jego dzieciństwo. Tak było z tymi, którzy rodzili się u ujścia rzeki, gdzie góry sięgały 

nieba, a sosnowe lasy porastały równiny - nie mogli się obejść bez zapachu sośniny i szmeru 

płynącej wody.

Eva   była   drobnej   postury,   nawet   Rai   ja   wydawała   się   przy   niej   wyższa   niż   w 

rzeczywistości. Hans służył bratowej za pomocnika, a choć był ledwo podrostkiem i nie miał 

siły mężczyzny, oznaczał dodatkową parę rąk do pracy.

Tej   wiosny   musiała   obejść   się   bez   niego,   zdana   na   własne   siły   i   towarzystwo 

czteroletniej córeczki Elise.

Wszystko szło więc jej jak po grudzie. Eva była w ciąży, spodziewała się rychłego 

rozwiązania, tym niecierpliwiej więc wypatrywała powrotu męża i szwagra.

Raija nie znała jej dobrze, ale wiedziała, że Evie źle się powodzi. Nie urodziła się nad 

fiordem, a rodzina Fredrika przeniosła się w inne strony, nikt więc nie poczuwał się do tego, by 

wyciągnąć  do  niej   pomocną dłoń. Dlatego   też Raija  posłała jej  przez  Anttiego   rzeczy,   na 

których jej zbywało.

Gest przyjaźni, ani nazbyt nachalny, ani uwłaczający dumie tamtej kobiety. Raija nie 

prosiła o podziękowania, nie żądała przysług. Robiło jej się jedynie ciepło na sercu, gdy mogła 

okazać   pomoc   bliźniemu.   Kiedy   wrócą   mężczyźni,   życie   Evy,   dziewczynki   i   nowo 

narodzonego dziecka pobiegnie znów normalnym torem.

Dobrze było myśleć o tym.

A jednak świadomość rychłego powrotu rybaków napawała ją także przestrachem. Na 

pewien sposób tęskniła za Kallem. Nawet po wizycie Mikkala tęskniła za mężem.

Należeli do siebie. Nie mogła żyć samotnie, a Mikkal był dla niej stracony. Mikkal ją 

kochał, ale nie potrafił nawet rozpoznać własnej córki w dziecku zrodzonym z ich miłości, 

dziecku, którego tak pragnął. Marzenia o Mikkalu nie służyły niczemu. Kalle był jej mężem, w 

nim musiała pokładać wszelkie nadzieje.

Dlatego właśnie się bała.

Obawiała się,  jak przyjmie ludzkie  gadanie.  Pamiętała dobrze ciężkie  chwile,  które 

przeżywał wraz z narodzeniem Mai. Ludzie gadali tamtym razem, gadali i teraz. Wtedy Raija 

żyła w strachu, bo wiedziała, że rodzi dziecko Mikkala. Teraz żyła w strachu, bo wiedziała, że 

Kalle będzie podejrzewał to samo.

Cała wieś tak myślała. Tylko Raija znała prawdę. Dziecko, które nosiła pod sercem, 

poczęła z Kallem, ale nie mogła tego udowodnić. Będzie patrzył na nią z powątpiewaniem i 

rozczarowaniem aż do narodzin, może dłużej.

background image

Ta świadomość sprawiała jej ból. Chciała oszczędzić mu cierpień, ale nie za cenę nocy z 

Mikkalem.

Jej życie podążało krętą ścieżką.

Rybacy wrócili z Finnmarku wcześniej, niż się spodziewano.

Antti był przypadkiem w domu. Z cypla otwierał się wspaniały widok na północ. Stojąc 

w progu, Antti dostrzegł żagiel i prowadził go wzrokiem, aż ten stał się czymś więcej niż 

niewyraźną plamką na powierzchni wody.

Z trwożnym przeczuciem śledził łódź wpływającą do fiordu i biorącą kurs na wschód, 

ku zabudowaniom na brzegu.

Tylko jedna łódź.

W cichości ducha podziękował, że to ten kuter, by zaraz przekląć tę myśl.

Kiedy łódź zbliżyła się do lądu na tyle blisko, że mógł rozróżnić sylwetki, przepełniły 

go radość i ból. Sam nie wiedział, co z większą mocą.

Przygarbiony zszedł nad wodę, minął dom z bali, który od wiosny czekał na powrót 

właściciela. Tuż obok leżało kolejne opuszczone gospodarstwo.

Wreszcie rybacy postawili stopy na kamienistej plaży swojej wioski.

Uśmiechali   się   z   ulgą,   drapali   po   brodach   i   po   włosach,   dowcipkując   o   wszach, 

pasażerkach na gapę. Tubalnymi głosami wychwalali obfitość połowów. Kieszenie mieli pełne 

brzęczących monet.

Dość na daninę, dość na jedzenie i spłatę długów. Dość na własne zachcianki.

Mrugali porozumiewawczo do Anttiego. Część pieniędzy zmieniła już właściciela. Taki 

był zwyczaj i Kesaniemi znał go dobrze. Mężczyzna potrzebował rozrywek na północnym 

szlaku. Wódka grzała duszę zmarzniętego rybaka. Nie tylko wódka...

Śmiali się rubasznie. Rzecz jasna, wieźli ze sobą podarki dla pań serca. Płat sukna, 

szykowną   chustę,   ozdobną   spinkę.   Żony   nie   będą   narzekać,   kiedy   dostaną   prezenty   z 

Finnmarku i własnego męża na okrasę. Znów wybuchnęli śmiechem.

Antti milczał. Znał kogoś, kto nie dostanie podarków. Znał dwie takie kobiety.

Śmiech ucichł. Rybacy przycumowali łódź i zeszli na ląd, niosąc skrzynie i worki. 

Wiedzieli, że ich powrót nie umknął uwagi mieszkańców wioski. Zaraz zjawią się rodziny z 

wozami, na których zawiozą do domów swój dobytek.

Cisza stała się bolesna, spojrzenia ukradkowe.

Mężczyźni chrząkali, ale nikt się nie odezwał. Nie mieli odwagi.

Antti zwrócił się do syna. Nie ogolona twarz Reijo była spalona słońcem i osmagana 

wiatrem, włosy zwisały mu do ramion. Wokół ust pojawił się wyraz zaciętości.

background image

Zrobił krok w kierunku ojca. Zdawał sobie sprawę, że ojciec zna już prawdę, i wiedział, 

co powinien zrobić.

Myślał nad tym podczas żeglugi na południe, wzdłuż wybrzeża. Myślał nad tym od 

tamtej chwili, kiedy zdarzyła się tragedia.

- Rozbili się - powiedział spokojnie, jakby w odpowiedzi na nieme pytanie ojca. - Zaraz 

jak  dotarliśmy  na  łowiska.   Wszystko  dobrze  szło,   ryba  brała.  Trzymaliśmy   się  razem,   ale 

tamtego   dnia   odpłynęli   dalej   niż   my.   Za   daleko.   Poprzedniego   wieczora   zanosiło   się   na 

niepogodę i uznaliśmy, że trzeba dać baczenie...

- Co się stało?

Pozostali mężczyźni zbili się w gromadę, czekając na swoich bliskich. Czekali i na tych, 

którym mieli przekazać złe nowiny. Byli posłańcami śmierci, ale zdążyli się już przyzwyczaić 

do tej myśli. Wypadek napełnił ich bólem i goryczą, ale przecież czas goi rany, a życie musi 

toczyć   się   dalej.   Tyle   innych   zdarzeń   oddzielało   tragedię   od   teraźniejszości.   Sprzyjało   im 

szczęście, a teraz nie dane im było okazać radości. Musieli ukryć ją głęboko pod maską żałoby, 

którą dawno już wyrzucili z serc.

Tyle tylko byli winni rodzinom zaginionych rybaków.

Reijo   usiadł   ciężko   na   swoim   worku   żeglarskim   i   nie   patrząc   na   ojca,   ciągnął 

beznamiętnym tonem:

-   Wiatr   się   wzmógł   i   przyszła   nagła   zmiana   pogody.   Większość   łodzi   szukała 

schronienia na lądzie. Wiatr przygnał mgłę, nie widzieliśmy, kto jest z nami, a kogo brakuje. 

Myśleliśmy, że Karl i Kristian pozostali z tyłu...

Nabrał powietrza. Wspomnienia sprawiały mu wyraźny ból, dotąd ukrywał je głęboko.

- Sztorm szalał przez dwa dni i nikt nie mógł wypłynąć. Chcieliśmy ruszyć z pomocą, 

ale byliśmy bezradni. Stawiać żagle w taką pogodę to czyste szaleństwo. Myśleliśmy o nich, ale 

nie   mogliśmy   zapominać   o   własnym   życiu.   Kiedy   się   rozjaśniło,   straciliśmy   już   wszelką 

nadzieję,   ale   opłynęliśmy   wyspy,   sprawdziliśmy   każdą   zatoczkę,   gdzie   mogli   szukać 

schronienia.   Nic   nie   znaleźliśmy,   żadnych   szczątków   łodzi.   Rybacy   z   wysp   twierdzili,   że 

musiało zwiać ich na pełne morze, a tam szukaj igły w stogu siana. Ciągnęliśmy to jeszcze 

przez tydzień...

Antti nie odezwał się. Zgadzał się z Reijo, że nie mogli zapobiec nieszczęściu.

Jakże   miał   przekazać   te   wieści   Raiji?   Została   sama,   bardziej   osamotniona   niż 

kiedykolwiek przedtem.

- Jak ona się czuje?

Głos syna przerwał mu rozmyślania.

background image

- Jak się ma Raija?

- Nie najlepiej - Antti niczego nie ukrywał.

W krótkich zdaniach zrelacjonował synowi wydarzenia, nie pominął żadnego szczegółu. 

Z każdym ojcowskim słowem rysy twarzy Reijo twardniały. Antti znal jego myśli, byli podobni 

do siebie jak dwie krople wody.

- Sam jej o wszystkim powiem!

Reijo   podniósł   się.   Miał   ledwie   dziewiętnaście   lat,   a   zachowywał   się   jak   dojrzały 

mężczyzna. Dla Anttiego wciąż był chłopcem, jego synem.

Przez te miesiące zdążył jednak nabrać powagi,  która usunęła z jego duszy resztki 

chłopięcości.

Antti ujrzał to wyraźnie.

Reijo zawsze był rozwinięty ponad wiek, psychicznie i fizycznie.

Teraz rozrósł się jeszcze w barach, nabrał krzepy, urósł kilka cali. Nie był wysoki, ale z 

pewnością  wyższy niż na przednówku.  Z dumą przyglądając   się synowi,  Antti  postanowił 

ułatwić mu zadanie.

- Idź do Raiji - powiedział, jakby nie słyszał słów Reijo. - Zanieś rzeczy do domu, 

ogarnij się i idź do niej...

Reijo nie poruszył się i nie odwrócił wzroku.

- Nie rozumiesz mnie, ojcze - odrzekł powoli. - Wezmę ze sobą worek.

Antti spojrzał na niego przeciągle. W jego wzroku kryło się nieme pytanie. Czy syn 

wiedział, na co się poważa?

Zdecydowany wyraz zielonych oczu Reijo powiedział mu, że syn dobrze przemyślał 

swój krok.

- Niech sama zdecyduje - rzekł jedynie. - Ja zajmę się Evą. Idź do Raiji...

Na podwórzu przed domem Raiji panowała cisza. Reijo miał nadzieję, że dotrze do 

drzwi nie zauważony, nie chciał przysparzać dziewczynie dodatkowych cierpień. Wieści, które 

niósł, były i tak nazbyt okrutne.

Zapukał do drzwi, ale nikt nie odpowiedział.

Pchnął je z wahaniem i wszedł do środka. W izbie panował idealny porządek. Reijo 

wiedział, że Raija poczytywała sobie za punkt honoru, by dbać o obejście. Wielu zazdrościło jej 

nawet tego, że mieszka w solidnym domu. Dla właścicieli chat okładanych darnią dziewczyna z 

Tornedalen była solą w oku.

Cicho wypowiedział jej imię.

Nikt nie odpowiedział.

background image

Reijo położył worek przy drzwiach i zrobił trzy kroki, by otworzyć drzwi do sąsiedniej 

izdebki.

W środku było równie schludnie. Reijo zamknął drzwi i wyszedł na podwórze. Gdzie 

mogła być?

Zaniepokoił   się,  może   Isak  wpadł   na  kolejny  szatański   pomysł...   Niemożliwe.   Isak 

zobaczył żagiel i powracającą łódź. Zdążał teraz zapewne nad fiord, bardziej zainteresowany 

nowinami z północy niż losem Raiji.

Raija nie mogła odejść daleko, skoro Anttiego nie było w pobliżu.

Zszedł   nad   rzekę,   która   przecinała   równinę,   a   jednocześnie   jak   niebieska,   falująca 

wstążka łączyła ze sobą porozrzucane domostwa osady.

Dla Reijo była niebieską nitką, na którą nanizały się kolejne wydarzenia z jego życia. 

Tyle się zdarzyło nad brzegami tej rzeki...

Tutaj po raz pierwszy zrozumiał, że kocha Raiję, tutaj bil się o nią z Karlem, w tym 

samym miejscu porzucił nadzieję, że ją zdobędzie.

A teraz?

Reijo nie wiedział, co myśleć. Karl nie żył, on został przy życiu. Raija nie kochała 

żadnego z nich prawdziwą miłością.

Nigdy jej jednak nie zawiedzie. Przenigdy.

Znalazł Raiję nad wodą, zajętą praniem. Maja bawiła się kamykami.

Jego zielone oczy wypełniły się czułością dla tych dwu istot. Stał chwilę, sycąc się 

widokiem. Nie chciał zakłócać tej idyllicznej sceny.

Jak zwierzęta potrafią zwietrzyć intruza, tak i Raija poczuła na sobie czyjś wzrok.

Podniosła spłoszona oczy, ale zaraz potem jej twarz się rozjaśniła. Wargi bezgłośnie 

wyszeptały jego imię. Uśmiech zgasł, patrzyła na niego rozszerzonymi źrenicami.

Maja   też   go   zauważyła.   Widok   silnego   jasnowłosego   mężczyzny   obudził   w 

dziewczynce mgliste wspomnienia. Podreptała niezdarnie w jego kierunku i ufnie objęła za 

nogę.

- Reijo! - krzyknęła triumfalnie.

Reijo zwichrzył jej włosy, nie odrywając wzroku od Raiji. Podniosła się ociężale i otarła 

zaczerwienione dłonie o rąbek fartucha.

Ujrzał to, o czym wioska wiedziała od dawna. Jej kibić nie była już wiotka i wąska, 

Raija spodziewała się dziecka. Złe nowiny nie mogły przyjść w gorszym momencie.

Poczuł, jak bardzo jest bezsilny.

- Gdzie jest Karl, Reijo? - spytała sztywno. - Gdzie jest Kalle?

background image

Nawet   Maja   poczuła   zmianę   jego   nastroju.   Nie   głaskał   już   jej,   jego   dłoń   ciężko   i 

nieruchomo spoczywała na głowie dziewczynki.

Matka Mai nie poruszyła się, tylko patrzyła na przybysza. Maja też się nie odezwała, 

choć miała ochotę krzyczeć, by zwrócić uwagę na siebie. Instynkt podpowiadał jej, że tym 

razem na nic się to nie zda. Zaczęła ssać kciuk, drugą rączką trzymając się nogi Reijo. Tak było 

bezpiecznie.

- Karl nie wrócił - odrzekł głucho Reijo. Światło w oczach Raiji zgasło. Zachwiała się. 

Nie myśląc o dziecku, rzucił się do przodu, by ją podtrzymać.

Z   tyłu,   za   nim,   Maja   uderzyła   w   krzyk.   Kiedy   Reijo   wyrwał   się   z   jej   uścisku, 

dziewczynka przewróciła się i potłukła, ale rozczarowanie, że ją opuścił, było boleśniejsze od 

zadrapań. Reijo podtrzymał Raiję i ułożył ją na miękkiej trawie na brzegu.

Nadąsana Maja podążyła za nim i bez słowa zatrzymała się przy matce. Reijo ocierał 

policzki Raiji skrawkiem fartucha zmoczonym w wodzie.

W końcu Raija przyszła do siebie. Zacisnęła zęby i odgarnąwszy włosy z czoła, usiadła 

z trudem.

- Opowiedz mi wszystko - wyszeptała, zwracając na niego wzrok.

Reijo ukucnął przed nią. Nie odrywając od niej spojrzenia, zaczął mówić.

Trochę się zdziwił, że mu nie przerywała, ani jednym drgnieniem twarzy nie okazała 

uczuć. Zamknęła się w sobie, nawet jemu broniąc dostępu do swego wnętrza.

Skonstatował w duchu, że go to zabolało.

Maja usiadła obok matki. Na swój dziecięcy sposób czuła, że stało się coś złego, i 

chciała pomóc. Przytuliła się do Raiji i głaskała ją po ręce.

Raija zdawała się tego nie dostrzegać. Patrzyła przed siebie, na Reijo, a poprzez niego w 

wieczność, której nie widział. Nigdy nie lubił tego jej stanu zadziwiającej nieobecności.

- Może jednak przeżyli, mimo że ich nie odnaleźliście? - spytała z próżną nadzieją w 

głosie.

Reijo potrząsnął przecząco głową.

-  Przepatrzyliśmy  wszystkie   wyspy,  Raiju.  Za  daleko  wypłynęli,   nie  mieli   żadnych 

szans... Sami ledwie dobiliśmy do brzegu. Mgła była tak gęsta, że ginął w niej dziób łodzi...

- Rozumiem...

Schyliła   głowę,   wargi   jej   zbielały,   twarz   pokryła   się   bladością,   uwydatnioną   przez 

kontrast z kruczoczarnymi włosami. W oczach kryła się rozpacz, której nie musiała wyrażać 

słowami, Reijo i tak ją rozumiał. Kiedy się odezwała, była na krawędzi płaczu:

- Co będzie ze mną, Reijo? Co będzie ze mną, Mają i dzieckiem, którego oczekuję?

background image

Jej  rozpacz miała uzasadnienie. Los  samotnej  kobiety był  nie do pozazdroszczenia, 

zwłaszcza zaś los kobiety obdarzonej dziećmi i nie cieszącej się sympatią otoczenia.

Prowadzenie gospodarstwa w pojedynkę nie należało do łatwych zadań, choć Raija 

dawała sobie radę pod nieobecność Karla. Bez dodatkowych dochodów z ryb ich życie stałoby 

się nie do zniesienia.

- Tutaj nie mogę łowić... - pisnęła.

Mimo powagi sytuacji Reijo uśmiechnął się. Raija nie lubiła wody. Odnoga fiordu, przy 

której mieszkali, wydawała jej się morzem.

- Znajdziemy na to radę - odrzekł spokojnie. Jeszcze nie nadszedł odpowiedni moment, 

by powiedzieć jej o postanowieniu, które powziął.

Raija wciąż znajdowała się w stanie szoku, musiał dać jej ochłonąć i wtedy wyłożyć 

swoje argumenty. Ojciec miał rację, decyzja należy do Raiji. Jeśli odmówi, nie pozostanie mu 

nic innego, jak strzec jej z daleka, tak jak to czynił do tej pory.

- Idź do domu.

- Pranie - sprzeciwiła się drżącym głosem. Reijo spojrzał na nią z czułością.

- Ja to zrobię, moja mała. Zabierz Maję do domu. Przyjdę, jak się uporam z twoim 

praniem.

Skinęła mechanicznie głową i ruszyła do domu z Mają na ręku. Biedaczki, westchnął. 

Jedna straciła męża, którego na swój sposób kochała, druga jedynego ojca, jakiego znała.

Nim wszedł do domu, Raija zdążyła zaparzyć kawę. Na stole stal kubek Karla. Udał, że 

tego nie widzi, choć w tej samej chwili zrozumiał, że Raija domyśla się jego zamiarów.

Nie zdradził się ani słowem, lecz ona już wiedziała.

Wszak zostawił worek pod drzwiami! Worek go zdradził i tych kilka słów pociechy, 

które rzucił.

- Ostatnie ziarna kawy - powiedziała Raija, siadając po drugiej  stronie stołu. Maja 

bawiła się na podłodze. Reijo zauważył, że dziewczynka potrafiła zająć się sama sobą.

Raija sięgnęła po swój kubek i napełniła go do połowy.

- Oszczędzałam kawę na powrót Karla... Pociągnęła spory łyk. Reijo nie mógł pozwolić, 

by drogocenny płyn wystygł. Zaczął pić, choć w takich okolicznościach kawa nabrała aż nadto 

gorzkiego smaku.

- Ale wyjdzie na to samo...

Reijo  wiedział,   że  Raija   czyta  w jego   myślach.  Pozostało  tylko  ubrać  je  w  słowa, 

zapytać ją o zdanie. Proste, a takie trudne!

Znali   się   od   dawna.   Na   dobrą   sprawę   był   jej   bliższy   niż   Karl,   lepiej   rozumiał   jej 

background image

marzenia, uczucia, nastroje...

Łączyły ich wspólne korzenie.

A jednak trudno mu było zdobyć się na szczerość. Wiedział, że Raija nie ma wyboru, 

musi się zgodzić. To mąciło jego radość, wolałby dać jej możliwość odmowy.

Z drugiej strony Raija była nieobliczalna, patrzyła na świat z innej perspektywy. I miała 

nadzwyczaj rozwinięty instynkt przeżycia.

Ściskał   kubek   w   silnych,   spracowanych   dłoniach,   poznaczonych   pajęczyną   nie 

domytego   brudu.   Bał   się   spojrzeć   jej  w   oczy,   ale   musiał.   Odrzucił   z   czoła  jasne  włosy   i 

poszukał jej wzroku. Raija spoglądała na niego wyczekująco, jakby już dawno odgadła jego 

plany.

- Dużo myślałem od tamtego wypadku - wykrztusił w końcu. - Nie możesz zostać sama. 

Myślałem o Mai... - Uśmiechnął się miękko, a jego twarz przybrała wyraz łagodności. - Będzie 

ci trudno bez dodatkowej pary rąk do pracy. Tobie, malej i dziecku, które nosisz...

- Wyrzuć to z siebie - uśmiechnęła się Raija. - Nie musisz się tłumaczyć, Reijo. Mów!

Wysunął w przód podbródek pokryty jasnym zarostem.

- Zajmę się tobą, Mają i dzieckiem, jeśli mi na to pozwolisz.

Wreszcie!

Teraz wszystko zależało od niej. Chyba nie była niechętna jego zamiarom, skoro się tak 

zachowała, zmusiła nieomal do tych słów. Prawdę mówiąc, Reijo zwlekałby dłużej.

- Czego oczekujesz w zamian?

Spojrzał na nią ze zdumieniem. Co miała na myśli? Raija nie odwróciła spojrzenia, jej 

twarz nie drgnęła. Zadała to pytanie z pełną powagą.

- O co ci chodzi? - spytał podenerwowany. Wstał i znów usiadł. - O co ci właściwie 

chodzi, Raiju?

- Chcesz się nami zająć - odrzekła. - Niewielu uczyniłoby to bez zapłaty. Pytam, czego 

oczekujesz za opiekę. Jeszcze nie odpowiedziałeś.

Reijo był w szoku. Jakże mogła myśleć w ten sposób? Jak mogła sądzić, że chce ją 

kupić? Za kogo go uważa?

- Więc, twoim zdaniem, takim się stałem mężczyzną? - rzucił wzburzony. - Jesteś żoną 

mojego   najlepszego   przyjaciela,   który   niedawno   zginął.   Jesteś   osobą,   którą   cenię   ponad 

wszystko w świecie...

- Wiem - przerwała mu łagodnie. - Właśnie dlatego pytam...

- Co to byłaby za miłość? - rzucił ze złością. Raija znała jego uczucia, od samego 

początku   o   nich   wiedziała.   Nie   mogli   udawać,   że   nic   się   nie   stało.   Nie   mogli   tkwić   w 

background image

kłamstwie.

- Czy naprawdę uważasz, że mógłbym zmusić cię do czegokolwiek, Raiju? - Chwycił ją 

za dłonie i ścisnął mocno. Zajrzał jej prosto w oczy i nie pozwolił, by odwróciła wzrok. - 

Sądzisz, że chcę kupić uczucie właśnie teraz, kiedy potrzebna ci moja pomoc i wsparcie? Robię 

to w imię przyjaźni, uparta kobieto! Wiem, komu dałaś serce, i nie proszę o nic. Nie proszę o 

twe ciało, Raiju Alatalo Elvejord. Nie proszę o nic, czego sama nie zechcesz mi ofiarować. 

Chcę ci jedynie pomóc, a to uczynię najlepiej, mieszkając z tobą. Nie proszę o miejsce w twoim 

łożu. Chcę tylko być blisko ciebie, chronić cię, być ci przyjacielem i podporą, tak byś i ty była 

moją przyjaciółką i podporą...

Zgięła dumny kark. Reijo uśmiechnął się słabo, bo nieczęsto jej się to zdarzało.

- Nie powinnam była pytać - westchnęła. - Wybacz mi podejrzliwość. To tak boli, Reijo, 

tak strasznie boli. Nie to, że moje życie będzie jeszcze trudniejsze. Chodzi o Kallego. Kochałam 

go, nie tak jak Mikkala, ale kochałam. Teraz dopiero rozumiem, jak bardzo... To tak boli...

Reijo skinął głową ze zrozumieniem. Znał to uczucie, ale uważał, że nie można zbyt 

długo nosić w sercu żałoby, bo zamieszka tam na zawsze.

- Więc jak będzie, Raiju, mogę zostać? Skinęła głową prawie niezauważalnie. Potem 

chrząknęła i powiedziała:

-  Tak,   Reijo,  będę wdzięczna,  jeśli   zostaniesz.  Pozbędę się  wyrzutów sumienia,  że 

składam wszystkie ciężary na barki twego ojca. Ma przecież własne życie.

Urwała, lecz po chwili dodała:

- Co na to powie? Co sobie pomyśli?

Reijo westchnął. Teraz nie żałował już, że powiedział ojcu o swym postanowieniu.

- Co sobie pomyśli? To samo, co inni. A co powie? Rozmawiałem z nim na brzegu. 

Kazał mi iść do ciebie...

- To dobrze - odrzekła, uprzedzając kolejne pytania. - Nie dbam o to, co inni powiedzą, 

ale liczę się ze zdaniem Anttiego. Twój ojciec jest mądrym człowiekiem, Reijo...

- Cieszę się, że przyjmujesz moją pomoc - powiedział Reijo z szerokim uśmiechem. - 

Jestem pewien, że Kalle życzyłby sobie tego...

Raija spojrzała na niego z powątpiewaniem, a potem uśmiechnęła się. Reijo uczynił to 

samo.

- Jestem pewien, że nie chciał, by tak się stało - poprawił się. - Nie ma jednak lepszego 

rozwiązania, pamiętaj o tym. Znam jeszcze jednego człowieka, który przyznałby mi rację w 

tym względzie...

Oboje wiedzieli, jak bardzo Karl potrafił być zazdrosny. Raija podejrzewała jednak, że 

background image

Mikkal dorównywał mu na tym polu. W czasie ostatniej wizyty dał popis zazdrości. Pochlebiło 

to jej próżności, ale kiedy Mikkal odszedł, zmieniła zdanie. Uznała, że powinien pozbyć się tej 

przywary. Zazdrość nie prowadzi do niczego dobrego.

-   To   moje   życie   -  urwała   rozmowę   na  ten   temat.   W  chwilę  potem   mieli   już   inne 

zmartwienie. Do izby wszedł Antti, wzburzony i zadyszany. Od razu spostrzegli, że zgubił 

gdzieś   swój   nieodłączny   kapelusz,   który   nosił   w   słońce   i   w   niepogodę.   Teraz   nawet   nie 

zauważył jego braku. Musiało zajść coś poważnego.

Dopiero kiedy usiadł na drugim końcu ławy, którą zajmował Reijo, dostrzegli, że nie 

jest sam.

W cieniu drzwi, tam gdzie nie docierało światło z małego okienka, stała dziewczynka o 

dużych niebieskich oczach. W jej długich jasnych warkoczach tkwiły źdźbła słomy i listki, ale 

mała nie zwracała na to uwagi.

Oba kciuki wsadziła do buzi, w jej wzroku kryło się przerażenie. Oczy czteroletniej 

dziewczynki ujrzały coś, czego nie powinny były zobaczyć.

- Elise? - Raija rozpoznała w dziecku córkę Evy. - Dlaczego przyprowadziłeś ją ze 

sobą?

Pożałowała swoich słów, kiedy na ich dźwięk dziewczynka skuliła się w sobie, jakby 

ktoś ją uderzył.

- Nie powinna być u Evy? - dodała bezradnie. - Nie sądzisz, że matka jej potrzebuje? 

Ona też kogoś straciła...

Zamilkła pod ciężarem spojrzenia Anttiego. Jego zielone oczy wyrażały ból. Zmieniły 

kolor, tak jak morze zmienia barwę przed sztormem.

- Zabrałem ją ze sobą, Raiju... - zaczął zduszonym głosem. - Nie mogła tam zostać, nie 

chciałem, by ci padlinożercy dostali ją w swoje łapy. Bogowie jedynie wiedzą, co by się z nią 

stało. Musiałem zabrać ją ze sobą...

- Co zaszło?

Reijo chwycił ojca za ramiona i potrząsnął nim. Oczy Anttiego Kesaniemi rozjaśniły się, 

ale ból wciąż malował się na jego twarzy.

Musiał zaczerpnąć tchu, zanim zaczął opowiadać. Elise córka Fredrika nie poruszyła się 

w kącie za drzwiami.

- Znad fiordu poszedłem prosto do Evy. Chciałem powiedzieć jej o wszystkim. Czekał 

ją równie ciężki los jak ciebie, Raiju... Wciąż jednak zatrzymywano mnie po drodze, musiałem 

opowiadać,   com   wiedział.   Na   miejsce   dotarłem   zbyt   późno.   Ktoś   był   tam   przede   mną. 

Spóźniłem się...

background image

- Chyba nic złego się nie stało? - spytała ostro Raija. Była przerażona.

- Stało się najgorsze. Usłyszałem krzyk dziewczynki dochodzący ze stodoły. Wszedłem 

do środka. Eva... powiesiła się. Elise siedziała u jej stóp.

Mówił po fińsku, by oszczędzić małej cierpień. Dość już widziała, po co budzić w niej 

straszne wspomnienia.

- O, nie! - jęknęła Raija, instynktownie kładąc ręce na brzuchu. - Eva spodziewała się... 

na dniach...

Antti skinął głową.

- Tego było dla niej za wiele. Ta wiosna ciężko ją doświadczyła. Eva musiała ujrzeć swe 

przyszłe życie w samym tylko ponurym świetle...

Raija   pochyliła   głowę   nad   blatem   stołu   i   rozpłakała   się.   Płakała   za   siebie,   Karla, 

Kristiana, Fredrika, innych zaginionych rybaków, ich żony i dzieci, za Maję, Evę i za Elise... 

Najmocniej za Elise.

Reijo ścisnął jej dłoń.

- Zajmiemy się Elise - powiedział zdecydowanie.

-   Będziesz   miał   liczną   rodzinę,   synu   -   zauważył   Antti.   -   Bierzesz   na   siebie   dużą 

odpowiedzialność...

Reijo skinął głową, a Raija otarła łzy grzbietem dłoni.

- Wiem. Damy sobie radę.

Raija wstała i wolno podeszła do dziecka. Przestraszone oczy Elise śledziły każdy jej 

krok, dziewczynka bała się, ale rozpoznała Raiję. Wiedziała, że Raija jest miła. A mamy nie 

było. Wisiała w stodole, tak jakoś dziwnie, i nie odpowiadała na jej wołania. Milczała nawet 

wtedy, kiedy Elise zaczęła ją szarpać. Twarz nie przypominała twarzy mamy. Taka straszna...

- Elise... - Głos Raiji brzmiał miękko. Jej głos zawsze nabierał miękkości w rozmowie z 

kimś, kogo lubiła.

Wyciągnęła ręce ku dziecku.

- Podejdź do mnie, Elise.

- Mama - zażądała mała. Jej wargi drżały.

- Mama nie może przyjść - ciągnęła łagodnie Raija. - Tata też nie. Są razem, daleko 

stąd, a my nie możemy pójść do nich.

- Nie?

Raija potrząsnęła przecząco głową i uklękła przed dziewczynką. Wciąż wyciągała ręce, 

ale nie chciała małej do niczego zmuszać. W nagłym przebłysku myśli ujrzała inne dziecko i 

inną kobietę. Jak długo raniła Ravnę, zanim w obcej kobiecie ujrzała matkę, zanim nazwała ją 

background image

matką?

Zrozumiała, ile bólu i cierpienia kryło się w braku akceptacji, bo teraz czuła lęk przed 

tym samym.

- Możesz zostać ze mną, Elise. I z Mają. Możesz się z nią bawić, czy to nie byłoby 

przyjemne? I zostaniesz z Reijo, a Antti będzie nas odwiedzać. Chcesz?

Wszyscy   wstrzymali   oddech,   kiedy   Raija   rozmawiała   z   córką   Evy.   Nawet   Maja 

przyglądała się tej scenie z ciekawością. Wiele z niej nie rozumiała, ale w powietrzu wisiało 

napięcie, które instynktownie wyczuwała.

- Chcesz zostać moją małą dziewczynką, Elise?

Dziecko nie odpowiedziało. Stało nieruchomo, patrząc na Raiję, taksując ją wzrokiem. 

Jej strach zniknął, ale wyraz bólu, którego nie powinno być w oczach czteroletniej dziewczynki, 

pozostał. Wyjęła kciuki z buzi i zrobiła dwa kroki do przodu, prosto w objęcia Raiji.

Zamknęła ramiona na jej szyi i przytuliła się mocno.

- Moja mała dziewczynka - powiedziała Raija. - Nikt nam ciebie nie odbierze. Tu jesteś 

bezpieczna.

Maja nie rozumiała, dlaczego matka tuli obce dziecko, więc wdrapała się na kolana 

Reijo, by zdobyć zainteresowanie dorosłych.

Reijo uśmiechnął się do niej.

- Masz siostrzyczkę - powiedział. O tym Maja wiedziała od dawna, od mamy. Nie 

sądziła   jednak,   że   siostrzyczka   zjawi   się   tak   szybko.   Zresztą   tak   było   lepiej,   zyskała 

towarzyszkę zabaw.

- To dobrze - uznała, nawet nie wiedząc, że rodzeństwo, o którym wspomniała matka, 

miało zjawić się później.

background image

10

Droga powrotna na północny wschód zabrała Mikkalowi miesiąc. Śnieg zdążył stopnieć, 

więc musiał pieszo wędrować przez płaskowyż. Wdrapywał się na góry, przeprawiał przez 

rzeki, mijał wrzosowiska. Miejscami, nawet o tym nie wiedząc, przekraczał granice.

To była jego ojczyzna. Laponia, kraina Saamów na długo przedtem, zanim Szwedzi, 

Finowie i Norwegowie nazwali ten kraj swoim. Na długo przedtem, zanim obcy zaczęli ściągać 

daninę z tych, którzy żywili się darami przyrody. Zanim przysłali osadników na ich ziemie.

Laponia należała do Lapończyków, zanim najeźdźcy wybudowali kościoły Chrystusa na 

pustkowiach, zabronili oddawać cześć innym bogom, spalili szamańskie bębny i kazali chrzcić 

dzieci swoimi imionami.

Norwegowie mogli nazywać go Mikkelem Persenem i zmuszać do wiary w Zbawiciela, 

lecz on na zawsze pozostanie Mikkalem synem Pehra i zawsze wierzyć będzie w to, co oczy 

widzą i uszy słyszą. A ten kraj nie przestanie być własnością jego ludu.

Przez   całą   drogę   żył   wspomnieniami   godzin   spędzonych   z   Raiją   w   Lyngen. 

Wspaniałych, choć zbyt krótkich godzin.

Spotkania   z   Raiją   nie   mogły   ukoić   tęsknoty   Mikkala,   jedynie   wzmagały   jego   ból. 

Dziewczyna stawała się coraz bardziej nieosiągalna, a powrót do szarej rzeczywistości coraz 

trudniejszy. Zastanawiał się, jak Sigga przyjmie jego powrót.

I ojciec...

Reakcji ojca Mikkal obawiał się bardziej. Siggę zdoła sobie podporządkować, zresztą 

mógł żyć bez jej miłości. Jego serce biło dla tej, której lok nosił w skórzanym woreczku na 

piersi. Dopiero teraz w pełni uświadomił sobie, co utracił.

Mikkal gardził sobą. Wybierając między rodowym zobowiązaniem a uczuciem, sprzedał 

miłość...

Dotarł do domu pod wieczór, prawie dwa miesiące od dnia, kiedy wyruszył.

Sigga przywitała go tak, jak się spodziewał. Milczeniem. Ojciec - gniewem.

Zaciągnął go do swojej jurty i zaczął prawić mu wymówki tak głośno, że słyszeli go 

wszyscy w obozowisku.

- Co, do diabła, przyszło ci do głowy, chłopcze? Czy przystoi dorosłemu mężczyźnie 

zachowywać się jak głupiec? Byłeś nam tutaj potrzebny, nie rozumiesz? To twój psi obowiązek, 

słyszysz, co mówię, Mikkal?

- Znam swoje obowiązki - odparł z uporem Mikkal, lekceważąc ostrzegawcze spojrzenia 

matki. Nigdy dotąd nie sprzeciwił się ojcu, milczał, przedkładając obowiązek wobec rodziny 

background image

ponad wszystko. To właśnie stanowiło tragedię jego życia.

- I ja mam w to uwierzyć - powiedział Pehr z goryczą. Poczerwieniał na twarzy, z 

trudem   hamował   gniew.   Podczas   nieobecności   syna   układał   przemowę   na   jego   powrót   i 

poprzysiągł sobie, że nie będzie niczego owijać w bawełnę. Teraz zaś, kiedy winowajca siedział 

naprzeciwko   niego,   nie   potrafił   znaleźć   właściwych   słów.   Chłopak   miał   czelność   mu   się 

sprzeciwiać!

- Całe dwa miesiące musieliśmy dawać sobie radę bez ciebie, kiedy ty gziłeś się z tym 

diabelskim nasieniem, z tą przeklętą córką Erkkiego Alatalo. Przeklinam dzień, w którym moja 

stopa stanęła w domu tego wieśniaka z Tornedalen. Przyniósł mi jedynie ból i okrył hańbą całą 

moją   rodzinę.   Przejrzyj   na   oczy,   synu,   przynosisz   wstyd   mnie,   matce,   żonie   i   synowi. 

Zapomniałeś o nich? Ta kweńska dziewka sprawiła, że zapomniałeś o takich drobnostkach?

Twarz Mikkala była jak wykuta z kamienia. Miał ochotę rzucić się na ojca, zmusić go, 

by odwołał pogardliwe słowa, które cisnął mu w twarz. Wiedział jednak, że niczego nie zyska. 

Zrozumiał, że tu jest jego miejsce. Podczas wędrówki przez płaskowyż Mikkal uświadomił 

sobie,   że   Raija   ma   swój   dom   nad   fiordem,   a   on   należy   do   tej   niezmierzonej   krainy   pod 

otwartym niebem, pachnącej dymem z ognisk, skórą, suszonym mięsem i turzycą.

Nie powinien prowokować ojca. Pehr puści słowa mimo uszu, sam bowiem był mocny 

w gębie, ale nie wybaczy, jeśli syn podniesie na niego rękę.

Pehr nie umiał się bić i musiał zdawać sobie sprawę, że syn bez trudu powaliłby go na 

ziemię.

Mikkal przewyższał ojca siłą fizyczną i Pehr nie do końca potrafił to zaakceptować. 

Wobec innych pysznił się synem, ale w głębi duszy zazdrościł mu sprawności, którą natura go 

nie   obdarzyła.   Uważał   przy   tym,   że   Mikkal   marnuje   życie.   Pehr   widział   świat   w   ostrych 

kontrastach.   Wygrać   lub   przegrać,   przeżyć   lub   zginąć,   mieć   więcej   lub   stracić   wszystko. 

Wyższe  uczucia,   które   targały   Mikkalem,   były   mu  obce.   Nie   mógł   zrozumieć,   że   istnieje 

miłość, dla której mężczyzna ryzykuje swoje mienie i cześć.

Dlatego właśnie Mikkal ograniczył się do jednego zdania, które wypowiedział przez 

zaciśnięte zęby:

- To było konieczne.

Pehr roześmiał się wzgardliwie, uderzając się w kolana. W ostatnim czasie stracił kilka 

zębów, co Mikkal skonstatował z odrazą. Podświadomie szukał w ojcu cech, które wzmacniały 

niechęć i wstręt do niego. Czynił tak, by znaleźć nową pożywkę dla nienawiści.

- Konieczne! Dobre sobie! Konieczne! Myślałby kto, że w domu nie masz kobiety. 

Takiej, że lepsza nie mogłaby ci się trafić.

background image

- Siggi w to nie mieszaj! - syknął Mikkal.

- Już jest zamieszana - odrzekł Pehr. - Zapomniałeś o odpowiedzialności za nią? Za 

żonę? Matkę twojego potomka? Gdybyś był mężczyzną, postarałbyś się o kolejne, na jednym 

synu nie zbudujesz rodu. Skoro jednak nie potrafisz dbać o jedyne dziecko, nie rób następnych. 

Bardziej ci chyba zależy na tym, by zapłodnić tę sukę z Lyngen...

- Milcz! - Mikkal pobladł. Ręce mu się zatrzęsły, ale zdołał opanować wściekłość. 

Gdyby na miejscu ojca był ktoś inny, pożałowałby takich słów.

-   Prawda   bywa   gorzka   -   stwierdził   Pehr   z   uśmiechem   -   ale   przez   to   nie   staje   się 

nieprawdą. Mówiłem ci to już wcześniej, ale powtórzę po raz kolejny i ostatni: Trzymaj się z 

daleka od córki Erkkiego Alatalo - niech jego ród będzie przeklęty na wieki! Trzymaj się z 

daleka od tej czarnowłosej wiedźmy! Niech więcej nie słyszę, że mój syn zhańbił swoją rodzinę 

przez nią, tę dumną i upartą diablicę, Raiję Alatalo! Wypluł te słowa, jakby zawierały truciznę 

lub jakby wypowiedzenie imienia dziewczyny ściągało chorobę.

- Jeśli choć raz sprzeciwisz się mojej woli, możesz nie wracać od tej bezwstydnicy.

Pehr przerwał i spojrzał na Mikkala z ukosa. Jego uśmiech nie wróżył nic dobrego.

- Nie wierzysz, że dotrzymam przyrzeczenia? - Pehr podniósł palec wskazujący. - Więc 

pozwól, że wyjaśnię. Moje przyrzeczenia są więcej warte niż obietnice mego syna. Zawsze 

dotrzymuję słowa. Jeśli twoje oczy spoczną na tej ladacznicy, wyrzeknę się ciebie. Tak się 

stanie!

Pehr wstał demonstracyjnie i sztywno wyprostowany opuścił jurtę, zostawiając syna z 

własnymi myślami. Żadne słowa, Mikkala czy Ravny, nie mogły odwieść go od postanowienia. 

Stanowczość Pehra była powszechnie znana.

Matka i syn milczeli, póki nie nabrali pewności, że Pehr się oddalił.

Kłótnia   przypominała   wszystkie   poprzednie   scysje   między   ojcem   a   synem,   które 

wybuchały regularnie od chwili, kiedy Mikkal dorósł na tyle, by przeciwstawiać się woli Pehra. 

Od chwili, kiedy pokochał Raiję...

I   zawsze   Ravna   zgadzała   się   z   Mikkalem,   ale   nigdy   otwarcie   nie   występowała 

przeciwko   mężowi.   Dopiero   po   jego   wyjściu   wygłaszała   swoją   opinię.   Potem   usiłowała 

udobruchać Pehra, skłonić go, by spojrzał na świat oczami syna.

Ten   rytuał   niezmiennie   się   powtarza,   pomyślał   z   rezygnacją   Mikkal.   Nie   ukrywał 

jednak, że rozmowy z matką były mu pociechą, i bardzo cenił jej milczące poparcie.

Potrzebował przyjaznej duszy.

Tym bardziej się zdziwił, kiedy Ravna nie wyraziła zachwytu jego długą nieobecnością.

-   Nie   powinieneś   był   wyjeżdżać   -   powiedziała   krótko.   -   Ailo   zachorował, 

background image

potrzebowaliśmy cię. Tyle pracy spadło na barki innych. Nie pomyślałeś o tym?

- To było konieczne - powtórzył Mikkal.

Spojrzała na niego oczami, w których kryła się mądrość. Wzrok matki zawsze sprawiał, 

że Mikkal czuł się lekkomyślnym dzieckiem.

- Aż tak konieczne, by nam zatruć życie? By poniżyć rodziców, żonę i dziecko? By 

obciążyć wspólnotę dodatkowymi obowiązkami? Jesteś lepszy od innych, Mikkal?

Spuścił głowę.

-   Coś   zżerało   mnie   od   środka   -   odrzekł   po   dłuższej   chwili.   -   Byłem   na  krawędzi 

szaleństwa, nie mogłem spać, nie mogłem pracować. Coś pochłaniało wszystkie moje myśli, 

całą uwagę. Zatraciłbym się zupełnie, gdybym został...

- Teraz czujesz się lepiej? - spytała. Ravna umiała trafić w sedno rzeczy.

- Pozbyłeś się potwora, który zżerał ci duszę, synu?

Mikkal   uśmiechnął   się   krzywo.   Wyznanie   przyszło   mu   z   trudem,   ale   nie   chciał 

okłamywać matki. Tylko ona gotowa była go zrozumieć.

- Nie - wyrzekł z bólem w głosie. - Wciąż tam tkwi, równie potężny jak przedtem.

- Więc nie osiągnąłeś niczego? Jedynie nas zasmuciłeś...

-   Przeżyłem   chwile   szczęścia   -   szepnął   Mikkal   tak   cicho,   że   Ravna   z   trudem   go 

dosłyszała. - Ona też. Dla mnie jest najważniejsza. Nieważne, co powiesz, matko, co on powie. 

Co ludzie gadają. Na zawsze pozostanie najważniejsza w moim życiu. Dałem jej chwile szczę-

ścia, to wystarczy. Z tą pewnością mogłem ruszyć w drogę powrotną, choć wiedziałem, co mnie 

tu czeka...

Ravna westchnęła. Los  tych  dwojga   przejmował  ją niepokojem. Dawniej  delikatnie 

podsycała ich miłość, marzyła o tym, by Raija zajęła miejsce jej zmarłej córeczki, Laili.

Teraz żałowała. Powinna była zrozumieć już wtedy, że związek Mikkala i Raiji nie miał 

perspektyw. Pehr nigdy by go nie zaakceptował.

Młodzi cierpieli, każde w samotności, a cierpienie jest pożywką miłości. Im bardziej 

wyrzekali   się   siebie,   tym   mocniej   tęsknili.   Rozumiała   ich   ból,   kiedyś   sama   kochała   bez 

wzajemności. Nauczyła się jednak znosić swój los z godnością i cenić jasne strony życia.

Szkoda, że Mikkal nie miał dość rozsądku, by uczynić to samo.

Sigga   była   dobrą   kobietą   i   zasługiwała   na   lepsze   traktowanie.   Zgorzknienie   i 

rozczarowanie wyżłobiły pierwsze zmarszczki na jej młodej twarzy. Młoda żona nie powinna 

mieć zmarszczek.

Ravna nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy na ustach synowej gościł uśmiech. To też 

obciążało sumienie Mikkala. Miłość czasem buduje, lecz równie często rujnuje.

background image

- Jak ona wygląda? - spytała, i tym razem rezygnując z matczynych napomnień.

- Pięknie - odrzekł Mikkal, łagodniejąc. Takim lubiła go najbardziej.

Z czułością w głosie opisał jej wszystko, co zdarzyło się w domku nad rzeką pomiędzy 

górami daleko na zachodzie. Nie pominął żadnego szczegółu. I choć Ravne zabolały szczere 

słowa syna, była mu wdzięczna za zaufanie.

Mikkal   wiedział,   że   Ravna   kocha   jak   własną   córkę   tę   niezwykłą   dziewczynę   z 

otwartych   równin   nad   rzeką   Torne   na   południu   Finlandii.   I   zdawał   sobie   sprawę,   że   nie 

zatajając niczego, wciąga matkę do spisku. Po tym wszystkim nie mogła go zawieść.

Ravna też o tym wiedziała i ta świadomość budziła w niej mieszane uczucia.

-   To   był   ostatni   raz   -   zapewnił   ją   Mikkal.   Jego   ściągnięta   cierpieniem   twarz 

przyprawiała Ravne o ból serca. - Nie spotkamy się więcej. Nikt jednak nie może zabronić nam 

czuć...

Mikkal mówił poważnie, lecz Ravna wiedziała lepiej. To nie był ostatni raz, to nie było 

ostateczne pożegnanie.

I Raija, i Mikkal w to wierzyli, ale nie sposób przerwać łączących ich więzi w tak łatwy 

sposób. Przed nimi jeszcze wiele zaprawionych bólem pożegnań...

- Sigga czeka na ciebie - rzuciła. - Powinieneś był wpierw pójść do niej, ale zawsze 

możesz zrzucić winę na Pehra...

- Co z Ailo? - Dopiero teraz Mikkal spytał o syna. Ravna wzruszyła ramionami, z 

trudem ukrywając uśmiech satysfakcji.

- Moje zioła pomogły, ale Sigga mi nie wybaczyła. Unika mnie, choć może przez 

wzgląd na ciebie. Chłopiec ma się dobrze. Zaprzyjaźnij się z nim, Mikkal! - Słowa matki 

zabrzmiały jak prośba i ostrzeżenie jednocześnie. Mikkal uniósł brwi w zdziwieniu.

- Co masz na myśli?

Nie chciała odpowiedzieć, ale w końcu uległa.

- Sądzę, że zbuntuje syna przeciwko tobie, Mikkal - stwierdziła z powagą. - Nie pozwól, 

by tak się stało! Pokochaj go! Ofiaruj mu miłość, będzie musiał odpłacić ci tym samym!

Mikkal uśmiechnął się, ale żarliwość, z jaką mówiła matka, wzbudziła jego niepokój. 

Sigga była zdolna do wszystkiego...

Żona przywitała go milcząco i ozięble. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.

-   Przykro   mi,   że   cię   zraniłem   -   powiedział   Mikkal,   nie   wiedząc,   jak   zacząć.   Nie 

poczuwał się do przeprosin, ale postąpił zgodnie z wolą matki.

- Doprawdy? - Głos Siggi był przesiąknięty sarkazmem. Spojrzała na niego pogardliwie. 

- Dała ci to, czego chciałeś?

background image

Mikkal rozłożył ramiona.

- Spróbuj mnie zrozumieć, Siggo! Nie chodzi o ciebie. Gdyby na twoim miejscu była 

inna, postąpiłbym tak samo...

Dopiero kiedy ujrzał wyraz twarzy Siggi, zrozumiał, że zachował się niezręcznie.

Żadna kobieta nie chciałaby usłyszeć takich słów z ust mężczyzny, któremu poświęciła 

wszystko.

Mikkal zranił żonę silniej niż wtedy, kiedy nieoczekiwanie wyruszył na zachód.

- Wielkie nieba! - mruknął, ale było już za późno. Twarz Siggi pociemniała. Spojrzała 

na niego przenikliwie.

- Możemy spróbować od początku - dodał ostrożnie. - Będę się starał, obiecuję. Dla 

dobra dziecka. Dla twojego dobra... Daj mi jeszcze jedną szansę, Siggo!

Wypowiadając   te   słowa,   Mikkal   widział   przed   sobą   twarz   Raiji.   Wzbudziłby   jej 

szacunek takim zachowaniem, może zdołałby jej udowodnić, że te wszystkie lata wcale go nie 

zmieniły. Prosił Siggę, by mu dała nową nadzieję.

Te słowa Sigga powinna potraktować jak dar niebios. Przecież go kochała, zawsze go 

kochała, a choć Mikkal nie potrafił odpłacić jej uczuciem, gotów był uczynić dla niej wszystko. 

Poza tym, co pozostawiał dla tej jedynej, dla Raiji. Nie rozumiał, dlaczego Sigga przygląda się 

mu oczyma pełnymi wzgardy. Ofiarowuje jej życie, jakiego pragnie, czyż nie?

Słowa żony raniły jak pchnięcia nożem.

- Spróbować od początku? Za kogo się uważasz, Mikkal? - roześmiała się drwiąco, jej 

oczy lśniły zimnym blaskiem. - Kiedy odszedłeś, zobaczyłam cię w nowym świetle - ciągnęła z 

dziwnym, dwuznacznym uśmiechem na wargach.

Mikkal nic nie rozumiał. Chciał zadać jakieś pytanie, ale Sigga nie dopuściła go do 

głosu.

- Nigdy nie pojmiesz, jak bardzo cię kochałam. Próbowałam tysiące razy. Próbowałam 

wybaczyć ci, że myślisz o niej. Próbowałam wybaczyć ci, że nie kochasz własnego syna, bo nie 

ona go zrodziła. I że szepczesz jej imię, kiedy leżysz ze mną. Starałam się wybaczyć, że nosisz 

na   szyi   skórzany   woreczek,   że   przez   sen   zwracasz   się   do   niej.   I   że   żyjesz   przeszłością, 

odgradzasz   się   ode  mnie   murem   wspomnień.   Próbowałam   zapomnieć,   że  porzuciłeś   chore 

dziecko, by pojechać do niej. Naprawdę próbowałam, Mikkal, więc nie każ mi zaczynać od 

początku! Wystarczy!

- Mam cię zwolnić ze słowa? - spytał, skrywając starannie nadzieję w głosie.

- Zwolnić? - roześmiała się i potrząsnęła dumnie głową. Włosy starannie upięła w kok 

na  karku,   dobrze  wiedziała,   że  nie   wytrzymują  porównania  z  włosami   Raiji.   -  Wtedy  nie 

background image

miałabym nic - stwierdziła gorzko - ty zaś wszystko. Nie pozwolę na to, Mikkal. Odtąd zajmę 

się chłopcem. Sobą i chłopcem, twoim synem. Dostanie to, co mu się należy...

- Czego więc chcesz?

Oddał jej inicjatywę. Wyrachowanie Siggi przeraziło go, napełniło poczuciem winy. 

Kiedyś była pogodną dziewczyną. To on sprawił, że przybyło jej lat.

To przez niego twarz Siggi przedwcześnie pokryła się zmarszczkami.

- Pozostanę twoją żoną do końca moich dni - ciągnęła z zawziętością. - Przysięgam, 

nigdy nie wypuszczę cię z rąk. Możesz łajdaczyć się, z kim chcesz, także z nią. Póki jednak 

żyję, nie zwolnię cię z przysięgi. Zostaniesz mój. Mój, rozumiesz?

- Przecież tego właśnie pragnę - zdziwił się. Sigga pokręciła głową.

- To nie wszystko. Nie dotkniesz mnie. Jeśli zbliżysz się do mnie, poproszę pierwszego 

lepszego noaidę, by rzucił na ciebie urok. Gdybym była na twoim miejscu, nawet bym nie 

próbowała. Pozostanę twoją żoną przez resztę życia, Mikkal, ale nigdy już nie odpoczniesz na 

moim łonie. Może wezmę sobie innego mężczyznę, nic ci do tego. Pozostaniemy mężem i żoną, 

Mikkal...

- Co z chłopcem?

- To twój syn, czyż nie? A ty jesteś jego ojcem. Jeśli jednak usłyszę, że zadajesz się z tą 

dziewką, to już go nie zobaczysz!

- Stawiasz ciężkie warunki, żono...

- A ty nie masz wyboru - odrzekła niemal kokieteryjnie. - Musisz je przyjąć, dobrze to 

przemyślałam. Miałam mnóstwo czasu na myślenie.

Mikkal nie odrywał od niej wzroku.

- Czemu to robisz? - spytał w końcu głosem miękkim i pełnym współczucia. Nie uszło 

to uwagi Siggi. Sigga była wrażliwą kobietą.

- Z nienawiści - powiedziała, niemal sycząc. - Z nienawiści. Wiele mnie nauczyłeś, 

Mikkal. Nauczyłeś mnie kochać, nauczyłeś nienawidzić. Nikt nie potrafił miłować jak ja. Nikt 

nie będzie silniej nienawidził, niż ja nienawidzę ciebie i jej. Dlatego to robię, Mikkal, dlatego.

Rozumiał, co gorsza, nie mógł jej za to winić. Sam był sobie winien.

- Masz rację - westchnął. - Muszę przystać na twoje warunki.

I pomyślał o Raiji, która wstawiła się za Siggą. Co by teraz powiedziała? Uznałaby, że 

się starał? Zrozumiałaby Siggę? A może postąpiłaby podobnie? Mikkal wątpił. Raija potrafiła 

kochać i nienawidzić, ale instynkt samozachowawczy pozwalał jej zachować wewnętrzną siłę i 

odwagę   do   działania.   Zawsze   znajdowała  najlepsze   wyjście   z   sytuacji.   Poza   tym  potrafiła 

dzielić się uczuciem. To bolało najmocniej, ale Mikkal musiał spojrzeć prawdzie w oczy. Raija 

background image

umiała kochać na wiele sposobów i miała dar uszczęśliwiania ludzi.

Tej właśnie umiejętności Mikkal, dla spokoju własnej duszy, chętnie by jej odmówił. 

Dla Raiji była ona jednak błogosławieństwem.

background image

11

Daleko   na   południu,   nad   brzegiem   rzeki   zwanej   Tornionjoki,   rzeką   Tome,   leżało 

cmentarzysko osłonięte posępnymi świerkami.

Drewniane   krzyże   opowiadały   proste   historie   ludzi,   którzy   żyli   po   obu   stronach 

szerokiej, leniwie toczącej swe wody rzeki, i znaleźli spoczynek w rodzinnej ziemi.

Krewni i przyjaciele zmarłych wyryli na krzyżach ich nazwiska, nazwiska chłopów, ich 

żon i dzieci. Najwięcej było grobów dzieci.

Większość mogił nosiła podobne daty z nieurodzajnych lat 1717 i 1718. Pamięć o nich 

wciąż była żywa wśród ludzi z doliny.

Każda rodzina straciła kogoś w tamtym czasie, dziecko, dziadka, babkę, chorą żonę lub 

męża. Tych, którzy nie mieli dość sił, by przetrzymać głód na chlebie z kory. Tych, którym 

zabrakło grudki soli w wodnistej zupie, udającej posiłek.

Najsłabsi pomarli. Nędza i głód przerzedziły mieszkańców Tornedalen.

Niektórzy stawiali wszystko na jedną kartę, porzucali domostwa i ruszali na północ. Do 

Ruiji - krainy, w której ponoć żyło się lepiej niż w Finlandii. Tam, gdzie w morzu była obfitość 

srebrzystych ryb, wielkich jak wieloryby.

Nadmorska kraina, mlekiem i miodem płynąca, kraina marzeń.

Inni trwali, zapewniając byt rodzinie w sposób, który mógł wydać się brutalny, choć dla 

nich  stanowił   najwyższą   ofiarę.   Zostawali   w  dolinie,   wysyłając   potomstwo  do  Ruiji.   Zbyt 

mocno wrośli w tę ziemię, by ją opuścić, lecz pragnęli dać własnym dzieciom szansę lepszego 

życia.

Oznaczało to rozstanie na zawsze, wieczną niepewność co do losów ukochanych synów 

i córek. Z miłości do dzieci gotowi byli wziąć na siebie ten ciężar.

Małe istoty opuszczały rodzinne strony, zdane tylko na siebie i życzliwość ludzi, którzy 

przyjmowali je pod swój dach...

Pewnego   czerwcowego   dnia   na   nadrzecznym   cmentarzu   złożono   w   ziemi   prostego 

chłopa. Gromadka sąsiadów, przyjaciół i krewnych odprowadziła go na wieczny spoczynek. 

Zmówiono modlitwę i odśpiewano kilka psalmów. Żałobnicy zasypali mogiłę i rozeszli się do 

domów, złożywszy wyrazy współczucia wdowie i synowi.

Matka i syn stali w milczeniu nad grobem. Wymizerowana kobieta nosiła jeszcze ślady 

dawnej urody w błyszczących od płaczu błękitnych oczach i złocistych włosach upiętych na 

karku. Była niewielkiego wzrostu, trzymała się prosto jak leśny świerk. W czerni wyglądała na 

szczuplejszą i starszą niż w rzeczywistości. Miała trzydzieści osiem lat.

background image

Jej syn był drobny jak na swoje dziesięć lat. Po matce odziedziczył złocistą barwę 

włosów, po ojcu ciemnobrązowe oczy. Najbardziej brązowe oczy w całej Tornedalen.

Erkki Alatalo dożył w zdrowiu czterdziestu jeden lat. Całe życie ciężko pracował dla 

rodziny.   Własnymi   rękami   wykarczował   spłachetek   ziemi   i   uprawiał   go   ze   zmiennym 

szczęściem.   Zazwyczaj   nie   cierpieli   głodu,   poza   tymi   dwoma   pamiętnymi   latami,   kiedy 

doprowadzony   do   rozpaczy   Erkki   odesłał   córkę   do   Ruiji.   Wtedy   nie   znalazł   lepszego 

rozwiązania. Właśnie urodził się Matti i ojciec musiał dokonać dramatycznego wyboru.

Raija zawsze była jego oczkiem w głowie. Kiedy kolejnego roku zebrali przyzwoity 

plon, na tyle obfity, by móc spłacić długi i nie przymierać głodem, Erkki wyrzucał sobie tamtą 

decyzję.

Marja, jego żona, od początku sprzeciwiała się odesłaniu córki, ale Erkki upierał się 

przy swoim. Teraz Marja musiała utwierdzać go w przekonaniu, że postąpił właściwie. Że Raiji 

żyło się lepiej na północy.

Marja wątpiła, czy córce się poszczęściło, ale nie odważyła się dzielić tych obaw z 

mężem.  Nie  chciała burzyć kruchego  fundamentu,  na którym Erkki  opierał   nadzieję.  Zbyt 

dobrze wiedziała, że mąż niesie większy ciężar na swoich barkach.

Erkki   zabawiał   Mattiego   historiami   z   dzieciństwa   Raiji.   Malec   niewiele   jeszcze 

pojmował z otaczającego go świata, a już ojciec brał go na kolana i opowiadał o siostrze w 

dalekiej nadmorskiej krainie.

W umyśle dziecka Raija nabrała cech nadludzkich, stała się aniołem pod postacią małej 

dziewczynki.

Dla Mattiego starsza siostra była na poły człowiekiem, na poły boginią, postacią z baśni 

i snów, kimś szczególnie ważnym.

Matti miał bujną wyobraźnię, podobnie jak siostra.

Karmił się obrazami i choć nie mógł pamiętać Raiji, czuł, że ją zna. Jeszcze będąc 

małym dzieckiem, obiecał sobie i ojcu, że wyruszy na północ, do Ruiji, i odnajdzie siostrę. 

Teraz obietnica nabrała szczególnej mocy.

Ojciec nie żył.

Nić jego życia urwała się nagle. Był sam w lesie na wyrębie i przygniotło go upadające 

drzewo.

Marja i Matti znajdowali pociechę w tym, że nie cierpiał. Zginął na miejscu. Zaczęli 

szukać go wieczorem, zaniepokojeni, że nie wraca do domu. Nie mogli mu pomóc.

Matti wiedział, jak bardzo ojciec czekał na wieści z północy. Trzymał się nadziei, że 

pewnego dnia pierworodna córka da znak życia.

background image

Może prześle pozdrowienia przez jakiegoś wędrowca, może napisze list.

Na próżno.

Matti marzył o tym, by wyruszyć na północ, odnaleźć siostrę i sprowadzić ją do domu. 

Dać ojcu więcej niż ulotną wiadomość - dać mu ukochaną córkę.

Teraz było już za późno. Wciąż jednak Matti mógł odnaleźć Raiję i odnowić rodzinne 

więzy zerwane pewnego dnia przed dziewięciu laty.

Matti czuł, że jest to winien ojcu. Dzieci Erkkiego Alatalo nie mogły pozostać sobie 

obce. Poza tym wciąż żyła matka i tęskniła do córki.

Matti nabrał powietrza. Raija miała siedemnaście lat, była dorosła, on nie przekroczył 

dziesięciu.

Upłynie kilka lat, zanim będzie mógł wyruszyć w drogę i spełnić obietnicę daną ojcu.

Wyruszy do Ruiji, kiedy tylko przyjdzie na to czas. Do siostry.

background image

12

Listopad.

Pierwszy śnieg zalegał od dawna na wzgórzach, pokrył grubą warstwą zalesione zbocza 

gór, a w wiosce sięgał ludziom do kostek.

Niepogoda, która jesienią wciskała się w ramiona fiordu, ustąpiła pola. Najpierw zdusiła 

górskie osady w żelaznym uścisku ulewnych deszczów i północno - zachodniego wiatru, a 

potem złagodniała i wycofała się pod naporem mrozu.

Ludzie   i   przyroda   gotowali   się   do   zimy.   Nadchodziła   pora   wiecznego   mroku,   dni 

stawały się krótsze. Kilka godzin słonecznego światła poświęcano na prace w obejściu, zajęcia 

domowe szybko męczyły wzrok.

Lampy parafinowe paliły się przez całą dobę. Dla większości gospodarstw parafina 

stanowiła poważną pozycję na liście niezbędnych wydatków.

Do   świąt   zostało   pięć   tygodni.   Najbardziej   zapobiegliwi   zdążyli   już   rozpocząć 

przygotowania, zmniejszając codzienne porcje, by na Boże Narodzenie najeść się do syta.

Nadszedł czas  płacenia daniny. Dla tych, którzy mieli  pieniądze, i dla tych, którzy 

musieli zaciągnąć nowe długi.

Nad fiordem zaś rozpoczął się targ.

Od ponad pięćdziesięciu lat urządzano targowisko na polanach w miejscu, gdzie rzeka 

Skibotn wlewa się do fiordu Lyngen i miesza ze słoną wodą morską.

Było to miejsce spotkań ludzi z wybrzeża i z gór. Tu wymieniano towary, tu przybywali 

kupcy   z   odległych   nadmorskich   miast   Norwegii   i   znad   Zatoki   Botnickiej.   W   atmosferze 

wzajemnej   życzliwości   spotykali   się   ze   sobą   przedstawiciele   czterech   narodowości: 

Norwegowie,  Lapończycy,  Finowie  i Szwedzi.   Jarmarki  w Lyngen  urządzano od  początku 

siedemnastego wieku, jeden przed świętami, drugi po Bożym Narodzeniu. Od razu tak mocno 

wrosły w tutejszą obyczajowość, że stali bywalcy powystawiali własne stragany, do których 

wracali rok w rok.

W roku 1608 Norwegowie uznali, że Szwedzi mogliby skorzystać z bud jarmarcznych, 

gdyby przyszła im myśl o łupieżczej wyprawie na zachód.

Zarządzono likwidację straganów. Norweski namiestnik Nils Palsen dopilnował, by tak 

się   stało.   Stragany   rozebrano,   a   budulec   wywieziono,   by   nie   wpadł   w   ręce   ewentualnym 

napastnikom.

Pomimo tego rodzaju zarządzeń tradycja targów utrzymała się. W latach dwudziestych 

osiemnastego wieku pierwszy jarmark odbywał się na pięć tygodni przed Bożym Narodzeniem, 

background image

drugi   w   kilka   tygodni   po   świętach.   Okolicznym   mieszkańcom   te   dwie   daty   wyznaczały 

najważniejsze wydarzenia roku.

Mała, nic nie znacząca osada przemieniała się na kilka dni w ośrodek handlu. Ludzie 

napływali z bliska i z daleka. Wokół rozbrzmiewał gwar głosów, niósł się śmiech, a towary 

nieustannie zmieniały właściciela.

Trzy, nawet cztery języki mieszały się ze sobą. Jeśli brakowało słów, pomagano sobie 

żywą gestykulacją. Zwykle szare i smutne skupisko gospodarstw tętniło życiem.

Rozpoczynał się właśnie ostatni dzień targu. Reijo wrócił z placu zadowolony. Udało 

mu się sprzedać swoje towary: ryby, trochę masła, drewniane łyżki i narzędzia, które zrobił po 

powrocie z tragicznej wyprawy do Finnmarku. I jeszcze całą górę rękawiczek, które Raija 

udziergała z owczej wełny. Nie miała serca do tej roboty, ale kupujący tego przecież wiedzieć 

nie   mogli,   więc   Reijo   sprzedał   wszystkie   pary.   Zdawał   sobie   sprawę,   że   zapłata,   choć 

niewspółmierna do wysiłku Raiji, dawała jej poczucie przydatności.

Żyli   razem   od   pięciu   miesięcy.   Od   śmierci   Karla,   która   z   wolna   zacierała   się   w 

świadomości ludzi znad fiordu.

Wspominali go znacznie rzadziej niż w pierwszych tygodniach po powrocie rybaków z 

Finnmarku.

Od pięciu miesięcy Raija i Reijo mieszkali pod wspólnym dachem, jadali przy tym 

samym stole, mieli te same smutki i radości.

Nie dzielili jednak łoża.

Ludzie we wsi znaleźli nową pożywkę dla plotek. Tej jesieni Raija znów była na ustach 

wszystkich.

Nikt nie wierzył, że związek między piękną wdową po Karlu Elvejordzie a synem 

Anttiego ma wyłącznie duchowy charakter. Są zbyt młodzi, szeptano w ciasnych, ciemnych 

izbach, zbyt pełni temperamentu, w ich żyłach płynie gorąca krew. Jaki ojciec, taki syn, śmiano 

się nie bez złośliwej satysfakcji. Antti Kesaniemi musiał ustąpić pola młodszemu. Raija po-

trzebuje silniejszych doznań, dodawali kąśliwie, prześcigając się w brudnych fantazjach.

Przeprowadzka   Reijo   pogorszyła   i   tak   kiepską   reputację   dziewczyny,   ale   Raija   nie 

przejmowała się ludzkim gadaniem. Reijo też nie, lecz to akurat nie dziwiło mężczyzn we wsi. 

Raija Elvejord, a właściwie Alatalo, bo tak zaczęła się nazywać po śmierci Karla, warta była 

poświęceń.

Spoglądali na Reijo z podziwem, choć nie wyrażali go słowami. Potępiali, rzecz jasna, 

grzeszne pożycie tych dwojga, ale nie traktowali chłopaka z dystansem. Drzwi ich domostw 

stały dla niego otworem i chętnie wdawali się z nim w pogawędkę. Jednak ci sami mężczyźni, 

background image

którzy wodzili za Raiją pożądliwym wzrokiem, nie omieszkaliby splunąć za jej plecami...

Ludziom we wsi nie spodobało się również i to, że Raija wzięła do siebie córkę Evy i 

Fredrika. Przeklinali matkę i nie chcieli zrozumieć rozpaczy, która pchnęła ją w objęcia śmierci.

Nie przyjęliby Elise do siebie, ale niechętnie akceptowali fakt, że Raija i Reijo podjęli 

się opieki nad dzieckiem.

Elise   i   Raija   były   jak   dwie   ciemne   plamy   na   honorze   wioski.   Mieszkańcy   osady 

najchętniej odesłaliby je w siną dal i zapomnieli o nich na zawsze.

Gadanie przeszło w szept, kiedy Antti, z pociemniałymi od gniewu oczyma i groźbą w 

głosie, wezwał najmocniejszych w gębie do przejęcia odpowiedzialności za dziecko.

Nikt go nie posłuchał.

Lecz szeptanie nie ustało. Łajanie Anttiego nie przypadło ludziom do gustu, ale nikt nie 

zechciał wziąć na siebie ciężaru wykarmienia dziecka samobójczyni.

Plotki o Raiji także nie cichły...

Reijo zapłacił daninę poborcy.

Lyngen i Ullsfjorden należały do Karlsoy, ale poborcy przybywali aż z odległej wyspy 

Helgoy, leżącej z dala od wybrzeża nad otwartym morzem.

Reijo przedstawił się jako Karl Elvejord. Raija bała się, że straci ziemię, jeśli wieść o 

śmierci Karla wydostanie się z wioski, dlatego właśnie Reijo podał fałszywe nazwisko. Istniało 

niebezpieczeństwo, że ktoś znający prawdę wygada się, ale nikt nie puścił pary z ust. Taka była 

niepisana umowa, mieszkańcy osady sami prali swoje brudy i mieli  własny kodeks postę-

powania. Poborcy podatków zmieniali się i Reijo nie przypuszczał, by któryś z nich pamiętał 

twarz Karla Elvejorda ze Skibotn.

Poszło jak z płatka. Reijo zapłacił żądaną sumę. Urzędnik spojrzał na niego obojętnie, a 

Reijo nie odwrócił wzroku. Na papierze nic się nie zmieniło.

Teraz zapragnął kontaktu z ludźmi. Był ostatni dzień jarmarku, najżywszy, najweselszy 

dzień. Plac targowy tętnił życiem.

Reijo   wiedział,   że   nie   musi   zdawać   Raiji   relacji   ze   swoich   uczynków.   Gdyby   tak 

postąpił, wyśmiałaby go i kazałaby mu robić to, na co ma ochotę. Mimo to Reijo zwlekał z 

wyjściem, jakby czekał na jej radę.

Machinalnie ubrał się w najlepsze rzeczy i zaczął niespokojnie krążyć po izbie. Miał na 

sobie   koszulę,   prawie   nową,   ledwie   co   cerowaną,   spodnie,   które   przywdziewał   zwykle   w 

niedzielę, i kamizelkę. Wyglądał całkiem paradnie.

Elise pierwsza wyczuła jego niezdecydowanie. Dziewczynka zdążyła już zaakceptować 

nową rodzinę, ale w jej niebieskich oczach wciąż czaił się strach.

background image

- Dokąd się wybierasz, Reijo? - spytała z typową dla siebie bezpośredniością. - Pięknie 

wyglądasz. Będziesz się żenić?

Raija uśmiechnęła się szeroko, a Reijo popadł w zakłopotanie. Mała potrafiła dopiec im 

pytaniami. Całkiem niedawno usiłowała dociec, dlaczego Reijo nie śpi razem z Raiją w tym 

szerokim łóżku. Tak robią mamusie i tatusiowie, dodała rezolutnie. Tak przynajmniej czynili jej 

mama i tata, a dziewczynka traktowała Raiję i Reijo w podobny sposób.

Elise dotąd nie mówiła o swoich rodzicach. Zresztą nikt jej nie zmuszał do wspomnień, 

z wiekiem przyjdą same.

- Muszę poczekać, aż dorośniesz - odrzekł Reijo. Podniósł Elise wysoko i zakręcił się 

dokoła.

Mała roześmiała się radośnie. Maja poczuła się urażona. Reijo najpierw należał do niej!

- Ja też! - zażądała stanowczo, kiedy Reijo opuścił Elise na podłogę. Ten nie potrafił 

odmówić jej prośbie.

Maja pofrunęła w powietrze z takim samym piskiem radości. Na ustach Raiji wciąż 

błąkał się uśmiech. Była w zaawansowanej ciąży i wyglądała tak pięknie, że Reijo poczuł 

ukłucie bólu w sercu.

- Reijo idzie na targ - wyjaśniła dziewczynkom, choć on dotąd nie wspomniał o swym 

zamiarze. Raija rozumiała go bez słów, a Reijo wciąż nie mógł się nadziwić jej przenikliwości. 

Nie pomyślał o tym, że zdradza go odświętny strój. Uważał, że Raija w cudowny sposób trafia 

za każdym razem w sedno sprawy.

Jego uczucia do niej rosły. To było coś więcej niż zwykłe zadurzenie i pożądanie. Lubił 

ją, kochał, zresztą od samego początku. I wciąż znajdował w niej nowe źródło zadziwienia, 

które   brało   się   z   tego   niezwykłego   zrozumienia,   na   którym   opierali   swój   związek.   Nie 

przyznawał się do tego, ale pragnął, by połączyła ich mocniejsza nić.

Raija  nigdy  nie  okazała,   że  odwzajemnia  to pragnienie.   Reijo  nie  pytał,   nie  chciał 

niszczyć ich przyjaźni.

- Dobrze ci zrobi, jak pobędziesz wśród ludzi - powiedziała lekko, kiedy narzucił na 

siebie   kaftan   i   zaczął   go   zapinać.   -   Tylko   się   w   nic   nie   wmieszaj   -   dodała   z   wzrokiem 

utkwionym w nożu, który wisiał u jego pasa.

- Niby w co? - spytał ze złością, głównie dlatego, że znów go przejrzała. Zwykle nie 

nosił broni, ale docinki ludzkie drażniły go niepomiernie. Dziś nie puści ich płazem. Jeśli 

zajdzie taka potrzeba, użyje noża...

Raija nie wdawała się w szczegóły.

- Zachowaj spokój! - poradziła jedynie, kiedy zamykał drzwi.

background image

Kiedy   zbliżał   się   do   placu   Nalovuoppe   nad   błękitnym   fiordem,   czul   narastające 

podniecenie.

Na zdeptanej ziemi nie było śniegu. Wokół placu rozstawiono naprędce sklecone budy, 

które   służyły   za   miejsce   handlu   doświadczonym   kupcom   z   norweskiego   wybrzeża,   znad 

brzegów rzeki Torne i Zatoki Botnickiej. Nie wszystkie były zajęte, część kupców zdążyła już 

pozbyć   się   własnych   towarów   i   nabyć   miejscowe;   Norwegowie   kupowali   mięso   renifera, 

Finowie i Szwedzi ryby. Na pozostałych straganach wciąż kwitł handel, w paru miejscach 

niezwykle ożywiony.

Kupiec   z   Tromso   nie   narzekał   na   brak.   klientów.   Wokół   niego   kłębił   się   tłum 

zainteresowanych i wciąż przybywali nowi. Sprzedaż szła jak po maśle, ale też i towar należał 

do najbardziej poszukiwanych.

Kupiec z Tromso handlował wódką.

Reijo nie był świętoszkiem, jak większość mężczyzn nie wylewał za kołnierz. Tym 

razem   jednak   nie   dołączył   do   klientów   sprzedawcy   alkoholu,   zdążył   zrobić   zakupy 

poprzedniego   dnia.   Badawczy   wzrok   Raiji   nie   zarejestrował   butelki,   którą   Reijo   ukrył   w 

wewnętrznej kieszeni kaftana.

Ostatni dzień jarmarku miał charakter powszechnego święta i Reijo zamierzał w nim 

uczestniczyć. Był młody, potrzebował towarzystwa innych ludzi poza ojcem, Raiją i dziećmi. 

Potrzebował nowych bodźców.

Wraz ze śmiercią Kallego stracił najlepszego przyjaciela.

Duchowa więź z Raiją miała ogromne znaczenie, ale była czymś innym. Kochał ją, jak 

się kocha kobietę, i to odróżniało ich związek. Sam o tym nie wiedząc, Reijo szukał przyjaciela, 

kogoś, kto zająłby miejsce Karla, powiernika myśli.

Zapewne nie mógł go znaleźć pośród bud na Nalovuoppe, ale z mężczyznami na placu 

łączyła  go   wspólnota  przeżytych   trosk  i   radości,   atmosfera  zatęchłych  i   zawszonych   łodzi 

rybackich. Obecność Isaka przyjął z niechęcią, ale stanął z dala od niego i starał się go nie 

zauważać.

Nie było to proste zadanie, więc żeby dodać sobie otuchy, Reijo odkorkował butelkę i 

pociągnął kilka łyków palącej gorzałki. Peder, ledwie kilka lat starszy od Reijo, lecz już ojciec 

czworga dzieci, szturchnął go przyjaźnie w bok i uczynił to samo.

- Więc udało ci się wyrwać?

Reijo spojrzał zdumiony na kompana z wypraw na północ. Peder miał jasne włosy i 

wodniste niebieskie oczy o lekko zalęknionym wyrazie. Jego twarz była pokryta zmarszczkami 

i wyglądał staro jak na swój wiek. Reijo lubił go. W ciągu długich tygodni w ciasnych chatach 

background image

rybackich Finnmarku Peder był duszą towarzystwa, zawsze pełen życia, urodzony gawędziarz. 

Potrafił zrobić z siebie błazna tylko po to, by rozbawić znajomych. Wtedy jeszcze jego oczy pa-

trzyły   jasno   i   nie   czaił   się   w   nich   strach.   Może   dopiero   teraz   poczuł   na   sobie   brzemię 

odpowiedzialności?   Reijo   bez   trudu   dostrzegł,   że   Peder   jest   mocno   wstawiony.   Musiał 

przebywać na placu od dawna, zdążył już bowiem do polowy opróżnić butelkę. Jego śmiech 

brzmiał złośliwie, zupełnie inaczej niż podczas długich wieczorów na północy, kiedy ugryzienia 

wszy bolały dotkliwiej niż smaganie mroźnego wiatru.

- Wyszedłem - odrzekł Reijo. - Nie musiałem się wyrywać.

- Nie mów, że pozwala ci wychodzić? Z flaszką w kieszeni?

Reijo zlekceważył prowokacyjny ton kompana i wzruszył ramionami.

- Robię to, na co mam ochotę. Jestem wolnym człowiekiem...

Śmiech   zabrzmiał   zjadliwiej,   mniej   przyjaźnie.   Reijo   zauważył   to,   ale   zmiana   w 

zachowaniu Pedera nie wzbudziła jego podejrzliwości.

Nie zwracał też uwagi na Isaka. Isak trzymał się na uboczu, milczał ze wzgardliwym 

uśmiechem przylepionym do warg.

- Ty to się urządziłeś, chłopie! - rzucił któryś z mężczyzn. - Mieszkasz z najpiękniejszą 

kobietą nad fiordem, a mimo to czujesz się wolnym człowiekiem.

Nowy wybuch śmiechu.

Reijo nie zdążył zareagować, ktoś inny bowiem pospieszył z kolejną ciętą repliką:

- Szkoda, że ma tyle bachorów do wyżywienia. Tylko nie zrób jej nowego...

-   Skoro   ty   jesteś   wolny,   to   ona   też?   -   rzucił   kolejny   z   mężczyzn,   podochocony 

zawartością butelki.

- Każdy ma prawo spróbować, no nie? Tobie nic do tego, Reijo. Słodka mała Raija...

Reijo   starannie   zakorkował   butelkę,   zanim   ją   odstawił.   Kiedy   odwrócił   się   do 

rozochoconych mężczyzn, dłonie miał zaciśnięte w pięści i twarz ściągniętą gniewem. Oczy 

błyszczały mu wojowniczo. Szyderczy śmiech ucichł.

- Jeszcze jedno słowo o Raiji, a ktoś za to zapłaci! - warknął i zaklął po fińsku. Któryś z 

mężczyzn roześmiał się, ale pozostali go uciszyli.

Peder, od którego wszystko się zaczęło, podszedł zakłopotany do Reijo, poklepał go po 

ramieniu i uśmiechnął się głupkowato, choć zdecydowanie przyjaźnie.

- Uspokój się, Kesaniemi! - powiedział i w pojednawczym geście wyciągnął do niego 

butelkę. Reijo pociągnął spory łyk mocnej gorzałki.

- Nie znasz się na żartach, człowieku? - dodał Peder. - Jesteśmy mocni w gębie, ale 

przecież nie mamy złych zamiarów, prawda, chłopcy?

background image

Mężczyźni potwierdzili ze śmiechem. Rzecz jasna, Raija jest kobietą Reijo. Nikt nie 

ośmieli   się   nastawać   na   jej   cześć.   Zaczęli   prześcigać   się   w   wychwalaniu   własnych   żon   i 

narzeczonych. Obdarzali je przymiotami, których nie miały i nigdy nie posiądą. Zdawały się 

greckimi boginiami w ustach mężczyzn, którzy w życiu o greckich boginiach nie słyszeli.

Każdy   po   kolei   przedstawiał   zalety   swojej   pani,   a   pozostali   kiwali   głowami, 

stwierdzając, że mówiący jest zbyt skromny. Po czym dorzucali własne pochlebstwa, które mąż 

rzeczonej kobiety przyjmował bez mrugnięcia okiem. Po każdej turze wznosili toast za zdrowie 

wychwalanej pod niebiosa niewiasty.

Kiedy przyszła pora na Reijo, ten już dosięgną! dna butelki. Gdyby miał wznieść toast 

za   Raiję,   który  choć  w  części   oddawałby   przymioty  jej   charakteru,   musiałby   dysponować 

większą ilością trunku. Podjął jednak wyzwanie. Obrócił się do grupy słuchaczy, którzy w 

napięciu oczekiwali jego przemowy.

- Raija - wydeklamował nieomal - jest cudowna. Jego słowa przyjęto z aplauzem.

- Piękna - ciągnął rozochocony Reijo. Nowy wybuch entuzjazmu.

- I mądra. Diabelnie mądra. I jest miła, rozumie mnie. Gospodarna. Dobra kobieta, 

mówię wam, dobra kobieta...

Tamci czekali na coś, ale Reijo zakończył pean pochwalny. Jeden z mężczyzn wychynął 

z tłumu i spytał szeptem:

-   A   w   łóżku,   człowieku?   Jaka   jest   w   łóżku?   Reijo   zaczerwienił   się   lekko.   Miał 

dziewiętnaście lat, był już mężczyzną i takie pytania nie powinny przyprawiać go o rumieniec, 

ale przecież nie mógł odpowiedzieć, że nie żyje z Raiją. Momentalnie straciłby ich szacunek, a 

w tej chwili na niczym innym bardziej mu nie zależało.

- Wspaniała - odrzekł i ponownie się zaczerwienił.

Odpowiedź wywołała znaczące uśmiechy. To jedno słowo i barwa policzków Reijo 

wystarczyły, by każdy z mężczyzn dopowiedział sobie resztę. Wiedzieli o tym od dawna: Raija 

nie była zwykłą kobietą. Zwłaszcza w łóżku.

Zanim przyszła kolej następnego chwalipięty, zrzucono się na butelkę gorzałki. Kupiec 

z Tromso nie wróci do domu z towarem, to jedno było pewne.

Nikt nie zauważył braku Isaka. Zniknął bezszelestnie, zanim zaczęli przepijać do swoich 

ukochanych.

Z uśmiechem, który nie zwiastował nic dobrego, ruszył na północny wschód wzdłuż 

rzeki.

Wypito jeszcze morze wódki. Zmierzchało już, kiedy na placu pojawiła się ubrana na 

czarno kobieca postać owinięta brązowym szalem i ciągnąca za sobą zapłakane dziecko.

background image

Tylko w nielicznych straganach panował ruch. Targowisko pustoszało z wolna, ślady 

reniferów, koni i sań rozbiegały się w kierunku gór na południu i fiordu na północy.

Nieliczni mieszkańcy osady kręcili się jeszcze w pobliżu. Kiedy Raija ukazała się na 

skraju lasu, spojrzeli znacząco po sobie; wiedzieli, w jakim stanie jest Reijo. Pojawienie się 

dziewczyny   przyjęli   pogardliwymi   uśmieszkami.   Raija   Alatalo   musiała   być   bardzo 

zdesperowana,   skoro   przyszła   po   syna   Anttiego   z   cypla.   Pewnie   się   bała,   że   młodzieniec 

znajdzie sobie lepszą partię niż wdowa w zaawansowanej ciąży i z dwójką dzieci.

Uśmiechy   zamarły,   kiedy   ujrzeli   ją   z   bliska.   Oczy   Raiji   błyszczały   gorączkowo   w 

nienaturalnie bladej twarzy, widać było, że płakała. Drżącym głosem zapytała o Reijo.

Nikt nie ośmielił się zażartować. Powstrzymali się od złośliwych uwag, które mieli na 

końcu   języka.   Kilka   rąk   wskazało   grupkę   straganów   na   południowym   skraju   placu,   który 

graniczył z sosnowym zagajnikiem.

Najodważniejsi zarzucili ją pytaniami, ale Raija nie odpowiedziała. Ciągnąc za sobą 

płaczące i wyrywające się dziecko, pobiegła we wskazanym kierunku.

- Czy to nie mała od Evy i Fredrika? - spytał któryś, a pozostali potwierdzili, kiwając 

głowami.

- Przecież ma jeszcze jedno dziecko?

Ma, przyznali i ruszyli gromadnie za Raiją. Zapowiadało się niezłe widowisko, prawie 

tak dobre jak pijacka bijatyka, która zazwyczaj kończyła jarmark i na którą, po prawdzie, 

czekali.

Za budami  mężczyźni ustawili   pod  ścianą  ławę z  pieńków,  ale  mało  który potrafił 

zachować pionową postawę. Niektórzy pogrążeni byli w niespokojnej drzemce, inni, dopijając 

resztki z butelek, opowiadali grube dowcipy, które śmieszyły wyłącznie ich samych.

Reijo   wspierał   się   ciężko   o   ramię   Pedera.   Bełkotał   coś   pod   nosem,   ale   wciąż 

zachowywał przytomność.

Najpierw zobaczył czarny skraj jej sukni, potem jego przyćmiony umysł przeszył krzyk 

Elise. Podniósł ociężale głowę i z trudem uchwycił spojrzenie Raiji.

- Mój kwiatuszku... - wymamrotał i wyciągnął do niej ręce.

Raija cofnęła się, wpadając na tłumek ciekawskich, który podążał za nią. Oszczędziła 

im widowiska.

Głosem wezbranym pogardą powiedziała tylko:

- Do niczego mi się nie przydasz, Reijo Kesaniemi. Z jej oczu popłynęły łzy. Płakała z 

bezsilności i wściekłości. Nieomal po omacku ruszyła dalej, przez plac, wzdłuż brzegu, ku 

cyplowi, gdzie stał samotny domek z bali. Do Anttiego. Jemu mogła zaufać!

background image

Reijo   potrząsnął   głową,   co   przyprawiło   go   o   mdłości,   i   spojrzał   za   dziewczyną. 

Dręczyło go przeczucie, że coś jest nie w porządku. Minęło parę minut od chwili, gdy Raija i 

Elise zniknęły w mroku, kiedy Reijo zrozumiał. Wyprostował się gwałtownie i ześlizgnął się z 

pieńka. Pozostali w ogóle tego nie zauważyli.

- Maja! - ryknął. Jego mózg wciąż pracował na zwolnionych obrotach. - Gdzie, do 

diabła, jest Maja?

Towarzysze pijackiej biesiady nie odpowiedzieli. Jeśli któryś z nich zrozumiał pytanie, 

to i tak uznał je za mało ważne.

Reijo usiłował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa.

Był kompletnie pijany. Spocony leżał  na śniegu, opierając się policzkiem o kolano 

Pedera.

- Maja - bełkotał nieustannie. Po policzkach spływały mu łzy. Załkał i znów wykrzyknął 

imię dziewczynki: - Maja...!

Nikt   się   nie   zainteresował.   Gromada   gapiów   rozeszła   się,   kiedy   spotkanie   Raiji   z 

kochankiem, bo tak traktowali Reijo, nie zakończyło się awanturą. Jego krzyki przyjęli za 

zwyczajny pijacki bełkot i nie przywiązywali do niego żadnej wagi.  Nikt nie miał ochoty 

wszczynać kłótni z pijakiem.

Reijo obudził się, ktoś potrząsał nim gwałtownie. Całą twarz miał w śniegu. Splunął, 

żeby usunąć śnieg z ust.

Utrzymywał się na nogach tylko dlatego, że niezdarnie wspierał się o drewnianą ścianę 

straganu. W głosie ojca nie było współczucia.

- Do diabła, chłopcze! Właśnie teraz musiałeś się upić?

Reijo zmusił się do rozwarcia powiek, chociaż najchętniej położyłby się i zasnął.

- Maja - wykrztusił.

Antti pchnął go bezlitośnie na ścianę.

-   Maja   zniknęła   -   powiedział.   -   Elise   twierdzi,   że   widziała   brzydkiego   człowieka. 

Bawiły się razem na dworze. Raija czuła się bezpieczna, od ostatnich zdarzeń minęło sporo 

czasu. To zapewne sprawka Isaka. Teraz mu nie daruję!

- Ja... - zaczął Reijo, ale język odmówił mu posłuszeństwa.

- Nie mogłeś się upić w gorszym momencie! - westchnął ojciec. - Wracaj do mojego 

domu, choćbyś miał się czołgać całą drogę. Wytrzeźwiej. Raija potrzebuje twojej obecności. 

Jest wyczerpana, a Elise histeryzuje. Wracaj do domu, chłopcze!

Reijo skinął głową. Zbierało mu się na wymioty, ale zdołał się opanować. Wsparł się 

ciężko o ścianę, a Antti ruszył biegiem w ciemność.

background image

W głowie Reijo kołatała się jedna myśl: Maja zniknęła. Zawiódł Raiję...

Łapczywie wciągał w płuca zimne powietrze. Powiał silny wiatr i mróz się wzmógł. 

Reijo miał szczęście, że nie zasnął.

Oderwał się od ściany, zakołysał niebezpiecznie, ale mobilizując całą siłę woli, utrzymał 

równowagę.

Świat zawirował, ale Reijo zdołał wyznaczyć sobie cel wędrówki - nikłe światełko z 

domu na cyplu.

Ruszył powoli. Co chwila w brutalny sposób wracała mu świadomość, kiedy twarzą 

padał w śnieg. Wrodzony upór, siła charakteru i sprawność fizyczna kazały mu się za każdym 

razem podźwignąć i brnąć do przodu. I z każdego upadku podnosił się odrobinę trzeźwiejszy. 

Nie miał pojęcia, ile minęło czasu, kiedy stanął na progu ojcowskiego domu.

Potknął się o próg i wtoczył się do ciepłej izby. Raija o twarzy białej jak papier siedziała 

na ławie przy stole. Elise spała.

Raija skierowała na niego spojrzenie pełne rozpaczy. Spodziewał się znaleźć w nim 

pogardę, zamiast tego dostrzegł przejmujący smutek i ból Wiedział, jak wiele znaczyła dla niej 

Maja. Ukochane dziecko, córka Mikkala.

- Zrobiłam ci kawy - powiedziała beznamiętnie.

Reijo zatoczył się w kierunku paleniska, na którym stał garnek z kawą. Napełnił kubek 

gorącym, mocnym napojem i wypił wszystko kilkoma łykami.

Opróżniwszy zawartość garnka, poczuł się na tyle dobrze, by wysłuchać jej relacji. Było 

tak, jak powiedział ojciec. Raija uznała, że dzieciom nic nie grozi, i pozwoliła im na zabawę w 

śniegu. Od złych wydarzeń minęło sporo czasu. Trwał jarmark, wszyscy przebywali na placu.

Siedziała w izbie, porządkując rzeczy dla maleństwa, które miało się narodzić. Drzwi na 

zewnątrz były zamknięte i nie usłyszała krzyku dziewczynek. Zrozumiała, że stało się coś 

złego, dopiero wtedy, kiedy do izby wpadła Elise i nieskładnie, przez łzy, zaczęła opowiadać o 

jakimś złym człowieku. Brzydkim człowieku. Raija wybiegła przed dom i nie znalazła córki. 

Elise zdołała wykrztusić, że brzydki mężczyzna porwał Maję.

W rozpaczy Raija ruszyła za śladami, ale doprowadziły ją one do ścieżki zdeptanej 

wieloma   stopami.   Biegała   tam   i   z   powrotem,   wykrzykując   imię   córeczki,   ale   jedyną 

odpowiedzią było złośliwe wycie wiatru pośród drzew. Wtedy ruszyła na plac targowy. Biegła 

trzy kilometry, ciągnąc za sobą Elise, kawał drogi dla ciężarnej kobiety.

- Żeby tylko nic się jej nie stało!

Raija zacisnęła kurczowo dłonie. Z jej zaczerwienionych oczu wciąż płynęły łzy, a głos 

drżał. Reijo chciał ją przytulić, ale się nie odważył. Zawiódł ją.

background image

Oddał  się pijaństwu i  teraz nie  miał  dość sił,  by szukać córki  Raiji.   Maja - mała, 

niewinna istota, którą tak kochali. Mógł przysiąc, że to sprawka Isaka. Pamiętał jak przez mgłę, 

że Isak dość wcześnie odłączył się od gromady. Wtedy nie zwrócił na to uwagi. Co za głupota! 

Może któreś z jego słów pchnęły Isaka do działania.

Może   sama   obecność   Reijo   na   jarmarku   wyzwoliła   w   tamtym   szatańskie   myśli. 

Zorientował się, że Raija jest sama i nikt jej nie chroni.

Reijo raczył się gorzałką, a Isak wykorzystał szansę. Reijo czuł się podle. Nigdy nie 

zdoła naprawić błędu.

Jeśli Mai stanie się krzywda...

Nie miał odwagi myśleć o tym. Wiedział jedynie, że nigdy by sobie tego nie wybaczył. 

Postanowił odtąd zmienić swój stosunek do alkoholu. Czuł się taki dorosły, kiedy trunek drapał 

go w gardło i palił w żołądku. Teraz już wiedział, że to nie były myśli godne mężczyzny, tylko 

naiwne mrzonki głupca.

Reijo zaklął po fińsku, jakby chciał przydać słowom więcej wagi, choć w tej sytuacji 

przekleństwa na niewiele się zdały. Nagle przerwał niespokojny marsz po izbie.

Dostrzegł wykrzywioną bólem twarz Raiji, przestraszone oczy, kropelki potu u nasady 

czarnych włosów.

Otworzył usta, ale nie wydobył z nich żadnego dźwięku.

Raija uśmiechnęła się słabo i odrzuciła kosmyk włosów z czoła. Nieznacznie skinęła 

głową.

- Mam bóle - szepnęła. - Dziecko urodzi się wcześniej...

- Wielki Boże!

Reijo osunął się na ławę i patrzył na nią z przerażeniem.

- Wszystko w tym samym czasie - dodał, zdumiony spokojem Raiji.

Miała, zdaje się, zamiar urodzić przy kuchennym stole. Co począć? Skąd sprowadzić 

pomoc? Podniósł się niezdarnie.

- Muszę znaleźć jakąś kobietę - wykrztusił i ruszył ku drzwiom.

Mała dłoń chwyciła go za ramię. Raija zatrzymała go, przywarła do niego, nie chciała 

puścić.

- Nie zostawiaj mnie, Reijo! Tak się boję...

- Doprawdy, potrafisz mnie uspokoić - odrzekł i usiadł.

Na jej ustach pojawił się blady, smutny uśmiech.

-  Nie  tego  się  boję.  -  Poklepała  się  po brzuchu. -  Kiedy  przyjdzie  właściwy  czas, 

wszystko pójdzie dobrze. Boję się o Maję. Co on może jej zrobić?

background image

Reijo nie odpowiedział. Sam się nad tym zastanawiał, też się bał. Zmienił temat.

- Ojciec ją znajdzie - stwierdził z przekonaniem. - Nigdy nie przyjmowałem porodu. Nie 

dam sobie rady, Raiju.

Jego przerażenie było aż nadto widoczne. Znowu się uśmiechnęła i lekko dotknęła jego 

ramienia.

- Zajmę twoje łóżko, Reijo. Powiem ci, co powinieneś zrobić, zanim się zacznie. Mamy 

jeszcze dużo czasu.

Reijo brakowało jej pewności siebie. Kobiety wiedziały wszystko o rodzeniu dzieci, on 

nic. Mężczyzn trzymano od tych spraw z daleka. Byłaby niezła sensacja, gdyby wyszło na jaw, 

że pomógł dziecku Raiji przyjść na świat.

Potrzebowała go jednak i tylko to się liczyło. Bardziej przyda się jej tutaj, niż krążąc w 

pijanym widzie po okolicy.

- Zagotuj wodę - powiedziała. - Wrzuć żar do garnka. Trochę soli. I nożyce. Znajdź 

czystą bieliznę. Może masz koszulę, z której wyrosłeś? Wsuń nóż pod poduszkę...

Reijo skinął głową. Odpiął nóż od pasa i położył na stole. Stal odgania złe moce.

- Nie wierzysz w Boga, Raiju? Spojrzenie, jakie mu posłała, było twarde jak klinga 

noża.

- A powinnam? - spytała. Nie odpowiedział. Może miała rację. Życie nie przyniosło jej 

wiele dobrego i ta noc niczego nie zmieniała. U r o d z i drugie dziecko, ale żadne z nich nie 

wiedziało, czy nie straci pierwszego...

background image

13

Urodził się w ciemną listopadową noc, niebieskooki, z jasnymi loczkami na głowie, 

rozkrzyczany i kapryśny.

Dziewiętnastoletni Kwen pomógł mu przyjść na świat, przyjął go trzęsącymi rękoma, 

zlany potem, z przerażeniem wymalowanym na twarzy.

- To się nie uda! - powtarzał Reijo raz po raz w trakcie porodu.

Gdyby Raija nie rodziła wcześniej, podzielałaby jego obawy.

Zdyszanym głosem tłumaczyła mu, co ma robić, przeklinając swój los po fińsku. W 

chwilach najostrzejszego bólu przechodziła na lapoński.

W innej sytuacji Reijo by się roześmiał. Nie spotkał nikogo, kto by znał tyle soczystych 

określeń w różnych językach.

Teraz nie było mu do śmiechu. Stał nachylony, podwinął rękawy koszuli, odsłaniając 

muskularne przedramiona, nie wiedząc, co począć z niezdarnymi dłońmi. Cierpiał wraz z Raiją, 

jakże chętnie ująłby jej bólu. Złapał się na zdziwieniu, że dziecko rodzi się takie duże, usiłował 

wyobrazić   sobie  ukłucia   bólu,   nawracające   fale   cierpienia   i   coraz  mniej   rozumiał   kobiety. 

Gdyby choć raz przeszedł przez taką mękę, nigdy nie zdecydowałby się na to ponownie. To był 

najgorszy kac w jego życiu - tego jednego mógł być pewien. Spełniać funkcję akuszera, kiedy 

ręce drżą jak w gorączce, a głowa odmawia posłuszeństwa...

I myśleć o drugim dziecku Raiji, o Mai, która zniknęła...

Unikał słów „na zawsze”, choć same cisnęły się mu na usta.

Jeśli Raija utraci Maję...

Nie narodzone dziecko stawało się przez to jeszcze ważniejsze, choć przecież każde 

dziecko jest ważne przez sam fakt istnienia. Reijo dotkliwie odczuwał własną bezradność. 

Zamknął oczy i czekał na cud, kiedy z ust Raiji wydobył się krzyk niepodobny do poprzednich. 

Dotąd była dzielna, zagryzała wargi do krwi i z rzadka pojękiwała.

W wyobraźni Reijo poród jawił się jako koncert nieustających postękiwań i wrzasków.

Ukazała się czerwona główka. Reijo zatoczył się i nic nie usłyszał, choć widział, jak 

wargi Raiji układają się w słowa. Nachylił się instynktownie i objął główkę dziecka.

Ciało Raiji wygięło się, jej twarz błyszczała od potu. Pojawiły się ramiona niemowlęcia. 

Reijo był jak w transie. Doświadczał cudu narodzin i wiedział już, że od tej chwili pragnie 

ponosić odpowiedzialność za to nowe życie. Pomógł maleństwu przyjść na świat, trzymał jego 

drobne ciałko w dłoniach...

Przeciął pępowinę, tak jak mu Raija kazała, choć nie sprawiło mu to przyjemności.

background image

Potem umył niemowlę. Czuł, że jego ręce są za duże dla tego małego człowieka, ale 

chłopczyk nie protestował. Pojawił się na świecie wśród krzyków, lecz teraz ucichł i pozwolił 

owinąć się w starą zniszczoną koszulę.

Raija   była   wykończona.   Strach   o   Maję,   trudy   długiego   marszu   do   wioski   z   Elise, 

przedwczesny poród - wszystko to wyczerpało jej siły.

Nie potrafiła zdobyć się na uśmiech, kiedy Reijo podał jej synka. Pogłaskała go palcem 

po policzku.

Reijo poczuł łaskotanie w gardle, najchętniej rozpłakałby się na ten widok, ale jakoś się 

opanował.

Miał zamiar zachować to wspomnienie na chwile samotności.

- To syn Kallego, taki sam jak Kalle! - powiedział. Raija uniosła wzrok, a po jej twarzy 

przemknął cień zawodu.

- A czego się spodziewałeś? Mikkal dał mi Maję. To jest syn Kallego, Knut.

Położyła dziecko obok siebie na łóżku. Patrzyła, jak zasypia, ale sama czuwała.

Reijo sądził, że już po wszystkim, i zdawało się, że na widok pojawiającego się łożyska 

padnie trupem. Otworzył usta, ale nie wydobył z nich żadnego dźwięku.

- Tak ma być - stwierdziła. - Wyrzuć to. Zapakuj w coś i wyrzuć.

Reijo nic nie rozumiał, ale posłusznie owinął krwawą masę w jakąś brudną szmatę. 

Niechętnie podniósł pakunek i wyszedł z nim w noc. Wyrzuć, powiedziała. Ale gdzie?

Do piwnicy z nawozem? Ten pomysł nie przypadł mu do gustu. Znalazł stary parciany 

worek, włożył do niego zawiniątko i dorzucił parę kamieni.

Zszedł   do   łodzi,   odpłynął   na   piętnaście   uderzeń   wiosła   od   brzegu   i   opuścił   tę 

tajemniczą, zakrwawioną rzecz w głębiny. Kiedy wciągał łódź na brzeg, był zupełnie trzeźwy. 

Niech Bóg da, by nigdy już nie musiał przyjmować porodu!

Wszedł   bezszelestnie   do   domu,   spodziewając   się   ujrzeć   -   matkę   śpiącą   z   nowo 

narodzonym dzieckiem na ramieniu.

Chłopczyk spał, ale Raija siedziała na łóżku, obejmując Elise.

Dziewczynka   zacisnęła   piąstki   na   włosach   Raiji,   kurczowo   ściskała   czarne   loki 

opiekunki, a jej ciałem wstrząsało łkanie.

- Myślałam, że umrzesz! - wykrztusiła pomiędzy kolejnymi spazmami płaczu.

Dotąd nie wracała do złych wspomnień, nie rozmawiała ani o ojcu, ani o matce, choć 

Raija i Reijo wiedzieli, że ich pamięta. Teraz długo skrywane lęki powróciły z całą mocą.

- Mama była gruba... jak ty, matko Raiju - szlochała Elise.

Reijo zatrzymał się przy drzwiach, bojąc się, że swoją obecnością zamknie małej usta. 

background image

Dziewczynka nie zwracała jednak uwagi na niego. Jej świat mieścił się teraz między ramionami 

Raiji. Raiji, która nie umarła!

- Mama nie żyła. Nie rozmawiała ze mną. Krzyczałam do niej, dotknęłam jej, ale była 

jakaś dziwna. I twarz miała dziwną. I oczy... To było okropne. Potem zrozumiałam, że nic nie 

mówi, bo umarła. Tak się bałam. Myślałam, że też umrzesz. W oborze jak mama. Bałam się, że 

pójdziesz tam sama...

Raija   i   Reijo   wymienili   spojrzenia.   Zrozumieli,   dlaczego   Elise   tak   chętnie   ostatnio 

doglądała zwierząt. Zrozumieli i poczuli ból w sercach.

Po policzkach Raiji toczyły się łzy. Na chwilę zapomniała o Mai, przez tę jedną chwilę 

nie było ważniejszej rzeczy niż wyjaśnienie tej małej dziewczynce, że ludzie nie umierają tylko 

dlatego, że spodziewają się dziecka.

- Byłam gruba, żebyś ty i Maja miały małego braciszka - wyjaśniała łagodnie, gładząc 

Elise po jasnych włosach. - Mama nie umarła dlatego, że była gruba. Spodziewała się dziecka, 

ale Bóg zabrał ją do siebie, bo jej potrzebował. Mama nie zachorowała i nie umarła przez 

dziecko. Tak po prostu musiało być. Teraz jesteś z nami i masz brata. Chcesz mu się przyjrzeć? 

jest piękny. Dałam mu na imię Knut...

Zagadywała dziewczynkę. Elise uspokajała się z wolna, pociągnęła nosem, otarła twarz 

i zapłakane oczy i wspięła się na kolana, by się przyjrzeć niemowlęciu.

- Jest taki mały - stwierdziła po chwili z lekkim rozczarowaniem w głosie.

Skoro już miała brata, to mógłby być nieco większy. Z tego malca nie będzie dużego 

pożytku, to zrozumiała od razu. Z kimś takim trudno się bawić.

- Gdzie jest Maja? - spytała, wstając. Dostrzegła Reijo i skierowała pytanie do niego.

Jasny   dziecięcy   głosik   wyraził   to,   o   czym   wszyscy   myśleli.   Raija   skuliła   się   pod 

futrzaną narzutą i zbladła. Reijo poczuł, jak bardzo jest bezradny.

- Maja jest z Anttim - powiedział powoli. - Jest u mojego ojca. Z pewnością już śpi. Ty 

też musisz się położyć. Maja wróci jutro.

Miał nadzieję, że się nie myli. Elise uspokojona wsunęła się do łóżka Anttiego.

Reijo wiedział, że tej nocy nie zmruży oka. Usiadł przy stole, wsparł głowę na dłoniach, 

i zaczął się modlić, unikając wzroku Raiji.

- Nie możesz tam teraz iść - przerwała mu Raija, znów czytając w jego myślach. - To 

nic nie da. Jest za ciemno. Nie chcę zostać sama i niepokoić się także o ciebie...

Podniósł głowę i spojrzał na nią płonącym wzrokiem.

- A więc mimo wszystko coś dla ciebie znaczę?

- Oczywiście - odrzekła lekko obrażona. - Jesteś tutaj moim najbliższym i najlepszym 

background image

przyjacielem.

Westchnął cicho. Tutaj. To małe słowo brzmiało jak obelga. Wiedział jednak, że nie 

mogła ofiarować mu nic więcej.

Tutaj.

Znał doskonale najbliższego i najlepszego przyjaciela Raiji i nie potrafił go nienawidzić.

W tej chwili Reijo nienawidził tylko samego siebie.

Wciąż była noc, kiedy Reijo zamknął za sobą drzwi i ruszył przed siebie.

Pojaśniało już jednak na tyle, że wyraźnie widział ścieżkę. Zanim dotrze do domu Raiji 

nad rzeką, wstanie świt.

Nie miał planu. Nie wiedział, w którym kierunku pójść, gdzie i czego szukać.

Bał się. Ojciec powinien był wrócić dawno temu. Poprzedniego wieczora, może w nocy.

Las szeptał do niego w tajemniczym języku, którego Reijo nie rozumiał.

Trzymał się brzegu rzeki, oddalając od zabudowań. Pomyślał, że tym szlakiem ruszyłby 

ktoś mający złe zamiary.

Nie patrzył na ślady, ścieżka w tym miejscu rozszerzała się i była zdeptana przez ludzi i 

zwierzęta. Goście, zaludniający osadę przez ostatnie dni, zdążyli już ją opuścić, większość z 

nich tą właśnie drogą. Reijo miał przeczucie, że ojciec zmierzał w tym samym kierunku. A 

przed nim... Nie, nie wolno o tym myśleć.

Jego oczy lustrowały badawczo ścieżkę, ale nie mogły odróżnić pojedynczych śladów. 

Dopiero kilka kilometrów od domu, w miejscu gdzie ścieżka stykała się z rzeką, dostrzegł ślad 

oddzielający się od szlaku ku Laponii.

Serce załomotało mu w piersiach. Było zimno, mróz szczypał w policzki, ale Reijo nic 

nie czuł. Tylko jedno go zajmowało. Ślady.

Należały do dwóch osób. Dwóch mężczyzn. Jedne były głębsze.

Wszystko się zgadzało. Isak ważył więcej niż Antti i niósł dziecko.

Strach ścisnął mu gardło, wzrok stężał, dłonie zacisnęły się w pięści.

Obraz, jaki czekał go w miejscu, gdzie podwójny ślad się kończył, miał na zawsze 

zapaść   mu   w   pamięć,   prześladować   w   koszmarnych   snach   i   do   końca   życia   napełniać 

poczuciem winy.

Gdyby się nie upił, może by do tego nie doszło.

Reijo zatrzymał  się  i  rozejrzał  dokoła.  Wprost   ze śniegu  wyrastało ciemne,   groźne 

zbocze górskie, gdzieniegdzie stały nagie brzozy pokryte szadzią, w której odbijało się światło 

wstającego dnia.

Nad jego głową stalowe zimowe niebo.

background image

Na bieli śniegu krew.

Reijo wiedział, że odtąd na zawsze znienawidzi czerwień. Będzie przywoływała na 

pamięć ten obraz, przypominała o krwi. Zrobiło mu się słabo, ale musiał postawić jeszcze kilka 

kroków.

Przy skalnym zboczu leżał człowiek ubrany tak, jak Reijo go zapamiętał, w czarne liche 

spodnie z wełny, pocerowane w wielu miejscach, i gruby szaro - biały sweter. Obrzmiałe ciało 

rozciągnięte było na śniegu w nienaturalnej pozycji.

Jasną grzywę włosów pokrywał szron, zmrożone kosmyki zwisały wokół okrągłej jak 

księżyc   twarzy,   z   której   spozierały   nic   nie   widzące   szkliste   oczy.   Twarz   zastygła   w 

przerażającym grymasie nienawiści, bólu i szaleństwa.

Rana biegnąca od skroni do podbródka nadawała trupowi groteskowy wygląd.

Sweter na piersi zbroczony był krwią, śnieg wokół zlany czerwienią. Krew cieplejsza od 

białych kryształków rozpłynęła się na boki, tworząc rdzawe wzory we wszechobecnej bieli.

W   dłoni   wciąż   ściskał   nóż   o   długiej   klindze,   jakiego   używa   się   do   szlachtowania 

zwierząt.

Reijo   wzdrygnął   się,   ale   jednocześnie   poczuł   ulgę.   Ten   człowiek   nikomu   już   nie 

wyrządzi krzywdy.

Isak był zimny jak lód.

Reijo zrobił kilka kroków, nogi miał jak z ołowiu. Parę metrów dalej, połączony z 

Isakiem strużką krwi, leżał ojciec. Ślady na śniegu opowiadały historię, Antti czołgał się na 

czworakach, aby oddalić się od Isaka.

Może bał się, że tamten jeszcze żyje. Może szukał Mai.

Reijo   widział   ślady   brutalnej   walki.   Głębokie   wyrwy   w   śniegu,   którego   fontanny 

zatrzymały   się   na   skale,   czerwone   strużki   zakrzepłej   krwi   na   kamieniu   i   na   ziemi.   Za 

nieruchomą sylwetką ojca ślady drobnych stopek, rozbiegające się niespokojnie we wszystkich 

kierunkach jak tropy spłoszonego zwierzęcia. Reijo pojął, że walka musiała przerazić Maję, ale 

znaki na śniegu głosiły radosną nowinę. Dziewczynka żyła! Serce Reijo wezbrało radością.

Nie myślał o tym, że noc była długa i mroźna. Nie chciał myśleć o tym, że małe dziecko 

samotnie przemierzało las w tę listopadową noc.

Żyła poprzedniego wieczora, ale czy przetrwała? Reijo zamierzał ruszyć śladami Mai, 

najpierw jednak przykucnął przy skulonym ciele ojca.

Przeniknęła go fala czułości. Mógł wyobrazić sobie, jak Antti się kuli, by utrzymać 

ciepło i zatamować upływ krwi.

Nie użyli pięści, od razu poszły w ruch noże. Zakrwawione pobojowisko świadczyło o 

background image

tym aż nadto wymownie.

Ojciec,   który   był   mu   rodzicielem   i   przyjacielem   jednocześnie.   Ojciec,   który   tyle 

wiedział, tyle go nauczył, skała i opoka, nie żył...

Wysunął   dłoń   z   rękawicy   i   łagodnie   pogłaskał   zakrwawiony   policzek.   Nóż   Isaka 

zostawił na nim taki sam ślad, jak kiedyś nóż Mikkala na policzku Isaka. Twarz Anttiego była 

sztywna, ale dotyk zrobił swoje.

Ten, którego Reijo uznał za martwego, otworzył wolno powieki.

Reijo upadł na kolana, nie wierząc własnym oczom.

W Anttim Kesaniemi wciąż tliło się życie.

Poika... Chłopcze...

W  lodowatych  objęciach   śmierci  wargi  Anttiego  wyszeptały  to  słowo w  ojczystym 

języku. Reijo ujął dłonie ojca i zaczął na nie chuchać, chował je pod kaftan, by tchnąć w nie 

choć odrobinę ciepła. Antti nie czuł już nic, ani bólu. ani dotyku synowskich rąk. Poruszył z 

trudem wargami, dobywając z siebie ledwie słyszalny szept. Reijo wpił się wzrokiem w usta 

ojca, zgadując, co mu chce przekazać. Zdawał sobie sprawę, że Antti umiera i nic nie może 

zatrzymać go po tej stronie granicy między życiem a śmiercią. Stał u progu nieskończoności. 

Mimo to Reijo nie puszczał pomarszczonych i lodowatych rąk ojca, tarł je w swoich dłoniach, 

nie odwracając spojrzenia od twarzy człowieka, którego tak ukochał.

- Znalazłem go - wyjąkał Antti. - Policzki Mai. Włosy. Przeklęty nóż...

Reijo zmartwiał, ale nie powiedział ani słowa. Ojciec miał niewiele czasu. To cud, że 

wciąż trzymał się życia. Czyżby czekał, by mu to przekazać? Czekał na przybycie syna?

- Musiałem... go zabić. On albo ja. Raija...

-   Raija   ma   się   dobrze   -   wyrzekł   szybko   Reijo,   kiedy   ojciec   chrapliwie   nabierał 

powietrza. Sądził, że chce o nią zapytać. - Urodziła syna w nocy.

Antti zdawał się go nie słuchać. Oczy skierowane na syna nic nie widziały. Zawędrował 

już tam, gdzie rozum ludzki nie sięga. Wciąż jednak miał coś do przekazania.

- Dla niej. Tylko dla niej. Zawsze dla niej. Raija... Teraz dopiero Reijo pojął sens słów 

ojca i jego serce wezbrało bólem.

- To dla niej. Jestem... szczęśliwy... nigdy... jej nie mów o mojej... miłości...

- Nigdy!

Reijo ułożył wargi w to jedno słowo i miał wrażenie, że ojciec zrozumiał lub odczytał je 

z ruchu ust. To była obietnica, której nie można złamać.

- Raija - powiedział jeszcze Antti Kesaniemi i wyzionął ducha. Zasnął na zawsze z 

uśmiechem na ustach.

background image

Zakrwawiony, poraniony, odszedł w śmierć, ale odszedł, uśmiechając się, ponieważ 

wspomnienie kobiety, którą kochał, ogrzewało jego duszę. Raija była światłem jego życia.

Mikkal obdarował Raiję córką, Karl synem. Reijo dał jej opiekę.

Lecz tylko Antti Kesaniemi oddał za nią życie.

Nigdy nie miała się o tym dowiedzieć. Reijo był to winien ojcu.

Nie okłamywał Raiji, ale teraz zamierzał to uczynić. Powie, że przybył za późno.

Położył martwe ciało na śniegu. Nie mógł już pomóc ojcu. Teraz musiał ruszyć za 

śladem, który chwiejną linią biegł wzdłuż skał do lasu. W gąszczu pokrytych szronem gałęzi 

znajdzie może Maję.

Musi ją znaleźć. Słowa ojca o nożu i dziecku przeraziły go.

Odsunął myśli o Anttim w głąb świadomości. Reijo nie mógł pozwolić sobie na to, by 

żal odebrał mu siły do działania.

Ślad prowadził nierówną, chaotyczną linią. Dziewczynka musiała przeciskać się między 

drzewami, chwilami chodziła w kółko, biegła, potykała się i przewracała. Serce Reijo biło w 

oszalałym rytmie.

Nigdzie nie dostrzegł plamek krwi na śniegu i zaczął wierzyć, że ojciec się pomylił albo 

miał co innego na myśli. Antti umierał i nie był w stanie mówić składnie ani myśleć jasno. Ból 

poplątał mu rozum.

Reijo chciał w to wierzyć.

Myśl   o   rannej   dziewczynce,   samotnie   przemierzającej   las,   przyprawiała   go   o 

szaleństwo. Liczyła sobie raptem półtora roku.

Co mogło myśleć takie maleństwo? Nie wiedział, sam nie pamiętał  wiele  z okresu 

wczesnego dzieciństwa.

Maja była rozpieszczona, większość czasu spędzała w towarzystwie dorosłych. Raija 

zrobiła wszystko, by uchronić dziecko przed trudami i niebezpieczeństwami życia.

Reijo nie wiedział, czy małe dziecko miało jakąś szansę przeżycia. Noc była mroźna. 

Myśl o zimnie najbardziej go przerażała, rozpraszała tę nikłą nadzieję, która towarzyszyła mu w 

drodze z cypla i rozkwitła na widok sznureczka śladów drobnych stóp na śniegu.

Reijo ze strachem zastanawiał się, co znajdzie na końcu tego śladu, którym szedł na 

podobieństwo psa myśliwskiego lub dzikiego zwierzęcia ścigającego ofiarę. W duchu układał 

zdania.

Słowa, które łagodnie przekazywały prawdę. Pocieszające słowa.

Oczyma wyobraźni widział, jak wnosi dwoje zmarłych do domku nad rzeką.

I zbija dwie trumny. Czy ojciec miał jakieś deski? Zwykle trzymał mały zapas.

background image

Musi być silny, by wspierać Raiję. Ta tragedia nie może jej złamać, zniszczyć.

Utrata   dwojga   bliskich   osób   w   tak   krótkim   czasie   przekraczała   granice   ludzkiej 

wytrzymałości, ale jego Raija nie utonie w odmętach rozpaczy.

Będzie przy niej, we dwójkę stawią czoło żałobie, obydwoje zapłaczą.

Wywiezie ją z Lyngen, na północ, tropem marzeń.

Może wreszcie przemieni chłopięce rojenia w rzeczywistość. Może spełni to, o czym 

śnili on i Karl: znajdzie złoto i da Raiji wszystko, czego dziewczyna zapragnie. No, prawie 

wszystko...

Reijo zatrzymał się zdezorientowany. Okolica wydała mu się dziwnie znajoma.

Bywał tu często, skrycie wymykając się z domu po skończonej pracy.

W tę stronę wyruszali razem z Karlem co wieczór, dobywali narzędzi i dzień po dniu 

usiłowali wyrwać przyrodzie skarby, których zazdrośnie strzegła.

Ślad prowadził w tym samym kierunku. Nieświadomie dziewczynka wybrała właściwą 

drogę. W górę, cały czas w górę...

Jeśli nie zboczyła z obranego szlaku, miała szansę ocalenia...

Serce Reijo biło jak oszalałe. Jeśli, jeśli...

Wdrapał się na wierzchołek wzgórza i zobaczył ślady prowadzące do zagajnika, który 

porastały sosny i brzozy.

Zagajnik był rzadki i na tyle duży, że mierzące niespełna metr dziecko mogło w nim 

zabłądzić i nie trafić na drugą stronę.

Razem z Karlem uznali, że miejsce jest idealne. Leżało w pobliżu rzeki. Widzieli ją 

doskonale, sami ukryci przed okiem przypadkowego wędrowca.

Zbudowali pokrytą darnią chatę u podnóża zbocza, gdzie nie docierał wiatr.

Drzewa osłaniały ją przed spojrzeniami ciekawskich, nie rosły jednak na tyle gęsto, by 

przesłonić wspaniały widok na okolicę. W tej chacie rodziły się chłopięce marzenia. Tutaj 

spędzali długie godziny, zastanawiając się, co poczną ze znalezionym złotem.

Życie nijak się ma do marzeń, pomyślał Reijo z goryczą. Ślad po raz pierwszy biegł 

równą linią, prosto do wejścia do chaty.

Reijo starał się uspokoić oddech, nie wpadać w histerię.

Maja   znalazła   schronienie,   miała   dach   nad   głową.   Reijo   pamiętał   jednak,   że   chata 

chroniła   przed   wiatrem,   ale   darń   nie   mogła   zatrzymać   chłodu   wciskającego   się   tysiącem 

drobnych szczelin. Dawno nikt tu nie był, nikt nie uzupełnił ubytków świeżym torfem i mchem. 

Poza tym zawsze rozpalali ognisko. Maja nie potrafiła obchodzić się z ogniem.

Ręka  bez  wahania  odnalazła   wejście.   Darń   pokryta  była  szronem.   Reijo  wstrzymał 

background image

oddech, podniósł prymitywną zasłonę służącą za drzwi i schylił się, aby wejść. Nie zasłonił 

otworu wejściowego, tak że słabe światło dnia mogło rozjaśnić wnętrze.

Jego oczy z wolna przyzwyczajały się do mroku. Rozejrzał się wokół.

Wszystko wyglądało jak za dawnych czasów, przybyło tylko szczelin w poszyciu. W 

środku   panował   taki   sam   chłód   jak   na   zewnątrz,   ale   dach   i   ściany   tworzyły   iluzoryczną 

namiastkę ciepła.

Odważył się spojrzeć w najciemniejszy kąt i postąpił parę kroków do przodu. Chata była 

niewielka, wystarczająco duża na chłopięce potrzeby. Dawała im osłonę, kiedy pracowali ponad 

siły., by spełnić swe marzenia.

Tej nocy stała się schronieniem dla Mai, dziecka, które obaj kochali, któremu obaj 

zastępowali ojca.

Upadł na kolana przed skulonym ciałem i zamknął oczy. Modlił się. Czuł łzy płynące po 

policzkach, łzy ulgi, szczęścia, żalu i wściekłości...

Owcza skóra, którą dawno temu zostawił w chacie, uratowała życie córki Raiji.

Przegniła i brzydko pachniała, ale zapewniła dziewczynce ciepło.

Maja   spała,   owinięta   w   skórę,   jej   policzki   były   białe   jak   śnieg,   ale   słabe   światło 

wpadające przez otwór wejściowy powiedziało Reijo, że ojciec się nie mylił. Teraz zrozumiał, 

dlaczego Antti musiał zabić Isaka.

Isak, zaślepiony nienawiścią do Raiji, nie cofnął się przed najgorszą podłością.

Użył noża. Oba policzki dziewczynki nosiły ślady nacięć.

Obciął jej włosy, miejscami brutalnie kalecząc skórę.

To musiało bardzo boleć. Reijo zobaczył zaschnięte łzy, zakrzepłą krew w nacięciach.

Isak   oszpecił   dziewczynkę,   naznaczył   na   całe   życie   tak,   jak   kiedyś   sam   został 

naznaczony przez jej ojca.

Wypisał swą nienawiść na pulchnych policzkach dziecka. Reijo płakał.

Powinien krzyczeć z radości, że ją odnalazł, ale nie potrafił. Wiara w nadprzyrodzoną 

moc, która miała baczenie na wszystkie ludzkie potrzeby, ta wiara w nim przygasła.

To nie powinno było się wydarzyć. Wysoką cenę przyszło zapłacić za ocalenie dziecka.

Zbyt wiele nieszczęść, by usunąć ze świata jednego nikczemnika. Po Isaku nikt nie 

uroni łzy. Mai przyjdzie żyć z oszpeconą twarzą, tak dorastać i kochać. Bóg raczy wiedzieć, ile 

goryczy przyniosą jej te blizny...

Reijo   złożył   sobie   nowe   obietnice.   Będzie   chronił   Maję   przed   złem   tego   świata. 

Zaopiekuje   się   nią,   osłoni   przed   drwinami   i   szyderczym   śmiechem.   Obdarzy   radością   i 

pięknymi przedmiotami, które wynagrodzą jej krzywdę.

background image

Objął ją ramionami. Maja obudziła się z krzykiem i spojrzała na niego przerażonym 

wzrokiem. Jej wrzaski wypełniły chatę, wymachiwała rękoma. Usiłowała wyplątać nogi spod 

skóry, by go kopnąć.

- Malutka, to ja, Reijo. Nie zrobię ci krzywdy. Nie ma już brzydkiego człowieka. Jesteś 

z Reijo. Już dobrze... - Przemawiał do niej z aksamitną łagodnością. - Uspokój się, Maja. Zaraz 

się ogrzejesz, skarbie. Nikt cię już nie skrzywdzi, obiecuję. Wyjedziemy stąd, nigdy tu nie 

wrócimy...

Jego słowa padały jak ciepły letni deszcz, przyjazne i kojące.

Maja   rozbudziła   się   całkiem.   Szczękała   zębami   i   płakała,   tarła   bolące   policzki   i 

krzyczała jeszcze głośniej, kiedy dotykała świeżych ran. Łzy zaczęły ją szczypać, rozpłakała się 

na dobre...

W końcu jednak rozpoznała Reijo.

Wyplątał ją ze skóry i schował pod kaftan. Tam było ciepło i sucho i ładniej pachniało. 

Maja nie stawiała oporu, ale wciąż łkała żałośnie.

Wyniósł dziewczynkę na światło dzienne i zobaczył, że rany wyglądają gorzej,  niż 

przypuszczał.

Poczuł ucisk w gardle. Łzy ponownie napłynęły mu do oczu, ale się powstrzymał. Nie 

było czasu na lament, musiał być silny, musiał okazać się mężczyzną.

Żyła   mimo   wszystko.   Przyniesie   Raiji   żywe   dziecko.   Wiedział   jednak,   że   rany   na 

twarzy małej będą dla matki ogromnym wstrząsem. Będzie cierpieć razem z Mają.

- Reijo - wyszeptała dziewczynka. Z westchnieniem objęła go drobnymi rączętami.

Chciał jej powiedzieć, by schowała dłonie pod kaftan, ale się powstrzymał. Maja czuła 

się   bezpieczna.   Wtuliła   główkę   w   zagłębienie   na   szyi   Reijo.   Oznaka   zaufania   ze   strony 

okaleczonego dziecka.

Była lekka jak drozd i równie bezbronna.

- Wracamy do domu, do mamy i Elise, i do małego braciszka - powiedział z wymuszoną 

wesołością. - Masz braciszka, Maju. Urodził się w nocy. Mama dała mu na imię Knut. Ładnie, 

prawda?

Nie   odpowiedziała,   w   ogóle   nie   zareagowała,   tylko   płakała,   nie   otwierając   oczu. 

Desperacko ściskała go za szyję.

Reijo przemawiał  do niej,  zastanawiając   się,  jakie  okropne  obrazy  przemykały pod 

przymkniętymi powiekami dziecka.

Elise miała cztery lata i przez pół roku oswajała się ze strasznymi wspomnieniami. 

Minęło sześć długich miesięcy, zanim zdołała ubrać w słowa myśli, koszmary i lęki, które ją 

background image

prześladowały.

Maja nie skończyła jeszcze dwóch lat. Na własnej skórze doznała przemocy, poczuła 

chłód stali na policzkach. Reijo nie wiedział jeszcze, jakich innych krzywd doznała od Isaka.

I nie wiedział, czy była świadkiem okrutnej walki dwóch mężczyzn.

Nie   miał   pojęcia,   jakie   ślady   w   duszy   małej   zostawi   ucieczka   przez   ciemny   las, 

samotność w zimnej chacie, ból...

Jeśli Isak nie byłby martwy, Reijo z przyjemnością wysłałby go na tamten świat.

Ominął zakrwawione pobojowisko przy skale i ruszył truchtem do cypla. Nie zatrzymał 

się w domu Raiji nad rzeką. Wiedział, że potrzebuje mnóstwa drobiazgów, ale teraz liczyła się 

tylko Maja.

Najgorsza jest niepewność.

Nie spała już, kiedy stanął w progu. Była blada, miała sińce pod oczyma, a jej włosy 

zwisały w nieładzie.

Reijo zatrzymał się w drzwiach, trzymając dziecko w ramionach.

Kiedy Raija podbiegła do niego, bez słów podał jej córeczkę. Zanim oswobodził się z 

uścisku małych rąk, Raija zdążyła przyjrzeć się Mai.

Krzyknęła urywanie, ale zaraz mocniej przytuliła małą. Powstrzymała łzy. Jej  oczy 

pociemniały.

- Nie żyje - powiedział beznamiętnie. - I ojciec nie żyje. Muszę iść po niego...

Raija nie poruszyła się, tuląc śpiące okaleczone dziecko. Jej twarz zmieniła się na wieść 

o śmierci Anttiego, ale skinęła jedynie głową.

- Dziękuję, Reijo - wyszeptała. Kiedy zamykał za sobą drzwi, usłyszał:

- I dziękuję ci, Antti... Reijo miał nadzieję, że ojciec, gdziekolwiek jest, wie już, że nie 

oddał życia na próżno...

background image

14

Nadmorska   osada   była   w   szoku.   Wiadomości   przechodziły   z   ust   do   ust.   Ludzie 

wzdrygali się na okrucieństwo zdarzeń, ale też na swój sposób ekscytowali się nimi.

Takie rzeczy rzadko miały miejsce. I to tuż po jarmarku! Niesłychane, tyle sensacji w 

tak krótkim czasie.

Kiwano   głowami   nad   losem   dwóch   zabitych.   Cicho   szeptano   o   tragediach 

spowodowanych wódką.

Ci, którzy widzieli Reijo na placu targowym, opowiadali własną wersję wydarzeń. O 

przybyciu Raiji w brązowym szalu zarzuconym na ramiona i z małą Elise. Powtarzali w kółko, 

że Reijo się źle zachował.

Nie płakano po zmarłych. Isaka nikt nie lubił. Był nikczemnym człowiekiem, ale należał 

do społeczności. Jego rodzice nie żyli, a rodzeństwo nie szukało zemsty.

Nie mieli powodów do dumy z brata, który nie raz okrył rodzinę wstydem i hańbą. Jak 

żył, tak i umarł.

Ród   Isaka   miał   przez   lata   nosić   na   sobie   piętno   jego   występków   i   to   najbardziej 

niepokoiło krewniaków.

Zaś Antti Kesaniemi nie był jednym z nich.

Przybył wprawdzie dawno i żył z nimi szmat czasu. Był nawet dobrym człowiekiem, ale 

chyba nie do końca. Inaczej nie spotkałby go tak okrutny los. No i pochodził z Kwenów.

Zgodzili się zatuszować sprawę. Nie chcieli, by obcy urzędnicy mieszali się do ich 

życia, takie sprawy załatwiało się we własnym gronie. Ziemia wciąż była skuta lodem. Nie 

można chować zmarłych, a zresztą do kolejnej wizyty pastora zostało sporo czasu.

Zimową   porą   kładli   zmarłych   do   trumien   i   czekali   do   wiosny,   by   ich   złożyć   do 

poświęconej ziemi. Dostojnik w księżowskiej sukience nie dowie się, że tych dwóch nie ma 

prawa do godnego pochówku. Zadbają o to, by dobrze zabić wieka.

Skoro Reijo zajął się swoim ojcem, oni sprawią trumnę Isakowi.

I wszyscy będą milczeć.

Ale między sobą gadali o zdarzeniach nader chętnie. Trzeba było znaleźć winnego.

Raija.

To od niej wszystko się zaczęło. Przed jej przybyciem w wiosce panował ład i porządek, 

opowiadali ludzie, zapominając o dawnych swarach.

Odgrzebywano stare wspomnienia.

Peder zmarł zaraz, jak przyjęli Raiję. Kristina też. Wtedy wypadki potoczyły się jak 

background image

lawina.

Najpierw ten niepoczytalny Lapończyk oszpecił Isaka nożem.

Marta odeszła z tego świata, kiedy Raija została jej synową. Kalle i Kristian zginęli na 

morzu, wreszcie Antti i Isak. Wszystko przez nią. I jeszcze ten mały bękart o pociętej twarzy...

Przecież to nie Kalle ją spłodził. Maja poczęła się z grzechu i zasługiwała na karę. Teraz 

cały świat mógł ujrzeć jej matkę we właściwym świetle.

Dobrze jej tak...

Rai ja przeniosła się do domku nad rzeką. Nie lubiła mieszkać na cyplu. Góry przerażały 

ją swoją bliskością, doskwierało jej surowe morskie powietrze.  Nienawidziła krzyku mew, 

który witał ją za progiem. Nie mogła znieść bezpośredniego sąsiedztwa wsi.

Przed Bożym Narodzeniem podzieliła się swoim zamiarem z Reijo. Nie pytając wiele, 

przeniósł się razem z nią.

Knut dorastał. Ku radości Reijo z rysów twarzy coraz bardziej przypominał ojca.

Mieli za swoje plotkarze, którzy rozpowiadali o nowym bękarcie Raiji!

Reijo nie wiedział, że ludzie nie zaprzątali już sobie tym głowy.

Elise została prawą ręką Raiji. Wymawiała się od zabawy i chodziła krok w krok za 

przybraną matką.

Naśladowała ją we wszystkim i wyrastała na prawdziwą gospodynię i troskliwą siostrę.

Rany Mai zagoiły się, być może dzięki ziołowej kuracji matki. Blizny nie były tak 

wyraźne i szpecące, jak się obawiał Reijo, ale Isak zadał dziecku inne rany.

Stało się lękliwe i płochliwe jak ptaki, które przylatują z wiosną.

Darzyła zaufaniem matkę i Reijo, ale nawet siedząc u nich na kolanach, wodziła wokół 

przerażonym   wzrokiem,   napięta,   gotowa   do   ucieczki.   Nie   powiedziała   ani   słowa   o 

wydarzeniach tamtej nocy.

Kiedy   minęło  kilka   miesięcy,  usiłowali   coś   z  malej  wydobyć.   Przemawiali   do  niej 

łagodnie, stawiali ostrożne pytania.

W przedziwnych oczach Mai z miodową obwódką wokół źrenic pojawił się strach. 

Ściągnęła buzię, jej wargi drżały, ale nic nie powiedziała.

Zrozumieli wtedy, że jedynie pogarszają sprawę. Pytania nie uwalniały Mai od lęków, 

lecz kazały przeżywać na nowo koszmar tamtej nocy. Otwierały stare rany.

Pozwolili   jej   milczeć.   Może   zdoła   zapomnieć.   Nigdy   już   nie   wracali   do   tych 

wspomnień.

Tylko Knut nie wiedział nic o trudach życia.

Nadszedł rok 1728.

background image

Zima była taka sama. Data nie miała znaczenia.

Życie Raiji i Reijo nie uległo żadnym zmianom. Reijo coraz częściej wracał myślami do 

obietnicy, którą złożył samemu sobie w tę tragiczną noc.

Chciał wyjechać z Lyngen, znad fiordu wciśniętego pomiędzy góry. Opuścić wieś, z 

którą wiązało go tyleż dobrych, co złych wspomnień.

Pragnął ruszyć na północ. Tam, gdzie krajobraz otwierał się na podobieństwo kraju 

rodzinnego, lecz klimat był surowszy, a ziemia mniej urodzajna. Tam, gdzie czekało złoto, o 

którym śnił, zanim jeszcze zamieszkał nad fiordami.

W pewien styczniowy wieczór zebrał się na odwagę i poprosił Raiję o rozmowę.

Raija właśnie położyła dzieci i sama szykowała się do snu. Jej ciało nie nosiło już 

śladów połogu, kształtnie zaokrąglone wyglądało równie powabnie jak dawniej.

Policzki miała pełne, ale coś nieuchwytnego w jej twarzy mówiło mu, że Raija na 

zawsze utraciła młodzieńczą naiwność. Życie nauczyło ją, że sny się nie spełniają. A teraz Reijo 

zapragnął wtajemniczyć ją w swoje plany.

- Mieliśmy marzenia, Karl i ja - rozpoczął, zerkając na nią ponad stołem.

Chociaż raz siedziała bezczynnie, nie zajęta robotą.

- Ja też miałam marzenia - odrzekła twardo. - Dawno już je porzuciłam.

-   Chcesz   posłuchać   o   naszych?   -   zapytał.   -   Nie   ciekawi   cię,   gdzie   Kalle   znikał 

wieczorami?

- Ciekawi - wyszeptała. - Opowiadaj, Reijo: Reijo zaczął snuć opowieść. O chłopięcych 

rozmowach. O tym, co kupią za znaleziony kruszec.

O ciężkiej pracy i nieustannym rozczarowaniu. I o tęsknotach, którymi dodawali sobie 

otuchy. Wszystkie biegły ku niej, to jej gotowi byli podarować gwiazdkę z nieba.

Reijo uświadamiał sobie teraz niedojrzałość chłopięcych pragnień. Pobłażliwy uśmiech 

Raiji świadczył, że i ona miała podobne odczucia.

Tak jednak było.

- To naszą chatę znalazła Maja - zakończył Reijo. - W końcu na coś się przydała.

- Ale nie dlatego opowiedziałeś mi tę historię. Znowu się uśmiechnęła. Była piękna. 

Wyrzucona   poza   nawias   społeczności,   zmęczona   i   tragicznie   doświadczona   emanowała 

pięknem,   jakiego   Reijo   dotąd   nie   widział.   Poruszała   tajemne   struny   jego   duszy,   budziła 

tęsknotę.

- Nie marzysz o wyjeździe stąd? - spytał, nachylając się ku niej.

- Codziennie - odpowiedziała bez zastanowienia.

- Wyjechałabyś, gdybyś mogła?

background image

Raija pochyliła głowę.

- Sama? Z trójką dzieci?

- Wiesz, że możesz na mnie liczyć - odrzekł rozczarowany.

Napotkał spojrzenie jej mądrych oczu.

- Chcę, Reijo, ale się boję. Zaufam tobie, a ty zakochasz się w jakiejś dziewczynie i 

zapragniesz założyć własną rodzinę. I będziesz miał do tego prawo. Nie mogę ci się narzucać...

- Mam ochotę wyjechać - przerwał jej, udając, że nie słyszy jej argumentów. - Wielu 

wyruszy po następnym jarmarku. Moglibyśmy dołączyć do nich i uniknąć trudów samotnej 

wędrówki. Damy sobie radę. Jesteście moją rodziną, to się nigdy nie zmieni...

Wzrok Reijo zdradzał to, o czym Raija wiedziała od dawna.

- Jesteście mi potrzebni. Czuję się odpowiedzialny za was. Tylko was mam!

- My ciebie też potrzebujemy, Reijo - przyznała otwarcie. - Nic mnie tutaj nie trzyma. 

Nie   zaznałam   ludzkiej   życzliwości,   a   ten   krajobraz   mnie   przytłacza.   Śnię   o   otwartych 

przestrzeniach, gdzie dzieci mogłyby iść z wiatrem w zawody... - Roześmiała się. - Niemądrze 

gadam?

Reijo  potrząsnął   głową.   Cieszyło   go   zaufanie   Raiji,   świadomość,   że  wciąż   potrafią 

rozmawiać jak w czasach beztroskiej młodości.

Niewiele lat upłynęło, lecz jemu zdały się całym, życiem.

- Pojedziesz ze mną?

Uśmiech Raiji ciepłem i urodą dorównywał słońcu. Skinęła głową i położyła dłoń. na 

jego splecionych rękach.

- Pojedziemy z tobą. Choćbyśmy mieli wyruszyć jutro...

Reijo poczuł się niewypowiedzianie szczęśliwy. Uchwycił jej dłonie, pogładził kształtne 

palce, dotknął stwardniałej skóry na szorstkich rękach chłopki i żony rybaka. Raija ciężko 

pracowała na chleb. Lecz skóra na jej ramionach była miękka i gładka jak sukna, których Reijo 

dotykał w kupieckich straganach na wybrzeżu Finnmarku.

Nie powiedział jej nigdy, że trzymał w rękach belę materiału, zdecydowany kupić dla 

niej skrawek tej cudownej i drogiej tkaniny. W końcu ją odłożył. Wydałby mnóstwo pieniędzy 

na próżno. Raija nie potrzebowała sukni. Pierwsza by mu wypomniała rozrzutność.

Potrafiła oczarowywać ludzi. Nie tylko urodą, także czymś, czego nie umiał nazwać 

słowami. Trudno było nie ulec jej urokowi. Natura wyposażyła ją w tę niezwykłą siłę, która od 

wieków fascynuje i pociąga mężczyzn.

Natura   hojnie   też   obdarowała   ją   przymiotami   ciała.   Dała   jej   cerę   barwy   złotej   o 

jasnoróżowym   odcieniu,   tej   samej   o   każdej   porze   roku.   Karnacją   wyróżniała   się   z   tłumu 

background image

dziewcząt, które Reijo znał. Obdarzyła oczami, w których można było utonąć i które w ciemnej 

bezdennej otchłani kryły tajemnice niedostępne innym ludziom.

I jeszcze innymi zaletami, których Reijo nie potrafił nawet nazwać. A może nie chciał? 

Tajemniczość jej natury podsycała jedynie jego fascynację.

Starczyło, że wypełniała mu wszystkie myśli, stała się celem i istotą życia...

Bezwiednie podała mu drugą dłoń. Jej spojrzenie przyprawiło Reijo o szybsze bicie 

serca.

Wokół  nich panowała ciemność,  rozpraszana nikłym światłem lampy, która rzucała 

długie cienie. Reijo nie zgasił jej. W słabym poblasku Raija wyglądała jak księżniczka. Światło 

igrało na jej policzkach, odbijało się we włosach splecionych w warkocz.

Zapragnął   ujrzeć,   jak   spływają   po   jej   ramionach   na   podobieństwo   wiosennego 

wodospadu...

Puścił jej dłonie. W oczach Raiji pojawił się błysk rozczarowania.

Reijo podniósł się i usiadł obok niej. Ławka była wąska. Bliskość Raiji sprawiła, że 

krew   w   nim   zawrzała.   Ich   uda   zetknęły   się,   przez   nogawkę   spodni   napiętymi   mięśniami 

wyczuwał miękkość jej ciała.

Raija nie posunęła się nawet o cal.

Obiecał jej kiedyś, że nie uczyni nic wbrew jej woli. Że nie poprosi o coś, czego nie 

będzie mogła mu ofiarować. Teraz czekał, by go odtrąciła.

Raija nie zrobiła tego.

Drżącymi   rękoma   rozplatał   tasiemkę   w   jej   włosach   i   rozczesał   je   palcami.   Poczuł 

chłodny dotyk jedwabistych loków.

Z głuchym jękiem objął ją w talii, przyciągnął do siebie i zajrzał w brązowe oczy. 

Zdawało mu się, że śni, ale na ustach Raiji pojawił się uśmiech, który przywołał Reijo do 

rzeczywistości. To nie był sen, naprawdę trzymał ją w ramionach. Objęła go za szyję, wsunęła 

dłonie za kołnierz koszuli. Reijo nie mógł złapać tchu, serce biło jak oszalałe, szumiało mu w 

głowie.

Od dawna wiedział, że to musi przyjść. Zawsze tego pragnął, choć czasami bal się 

własnych myśli.

W oczach Raiji pojawiła się tęcza. Światło lampy błysnęło wszystkimi kolorami pod jej 

powiekami.

- Raiju...

Usłyszał jej imię i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to jego głos wypowiedział je 

szeptem przepełnionym miłością i tęsknotą.

background image

- Nie wstydź się mnie! - dodał niezdarnie.

Ręce   Raiji   błądziły   po   jego   twarzy,   śledziły   jej   rysy,   niezbyt   piękne,   ale   męskie   i 

zdecydowane.

Całował palce Raiji. Jego spragnione ciało płonęło.

- Nie umiałabym wstydzić się ciebie - szepnęła. Głos miała odmieniony, zachrypnięty. 

Zapowiadał coś, czego Reijo nie potrafił nazwać.

Dostrzegł jedynie, że na jej twarzy pojawił się wyraz pożądania.

Palce Raiji, które przed chwilą tańczyły na twarzy Reijo, przesunęły się na jego szyję, 

zatrzymały na pulsującej tętnem skórze i ponownie zamknęły na karku. Potem wplątały się we 

włosy i pociągnęły twarz Reijo w dół.

Ujrzał usta rozchylające się jak karminowy kwiat i nie miał sił, by się im oprzeć. Nie 

chciał się im opierać.

Miękkość jej  warg go upoiła.  Błądził  po nich leniwie  językiem,  nie potrafił dłużej 

zapanować nad rękami.

Czuł pieszczoty na plecach, badawcze, spokojne, cudowne.

Rozgorączkowanymi   dłońmi   sięgnął   pod   jej   cienką   koszulę.   Jęknęła   cicho,   kiedy 

dotknął krągłych piersi. Cofnęła się lekko, by zrobić mu więcej miejsca na ławie.

Nie odrywając się od ust Raiji, zaczął walczyć z opornymi guzikami jej koszuli. Omal 

ich nie poodrywał. Raija z promiennym uśmiechem wyślizgnęła się z jego objęć. Przez ułamek 

sekundy Reijo sądził, że mu się wymyka, że pożałowała...

Raija wstała nie po to, by go opuścić. Zebrała futra leżące na lawie i rozpostarła je na 

podłodze.   Uśmiech   wciąż   błąkał   się   po   jej   wargach,   jej   policzki   pałały,   a   usta   nabiegły 

czerwienią.

Reijo wstał jak pijany i chciał ją wziąć w ramiona, ale powstrzymała go.

Utkwiwszy w nim lekko zawstydzony wzrok, rozpięła guziki koszuli, jednym ruchem 

ściągnęła ją przez głowę i stanęła przed nim naga od pasa w górę.

Reijo   przełknął   ślinę   i   cofnął   się   na   widok   białej   skóry,   pełnych   piersi,   kusząco 

nachylonych ku niemu jak dojrzale jesienne maliny.

Miał   ochotę   położyć   na   nich   dłonie,   pieścić   je,   dotykać   ustami,   językiem   zbadać 

stwardniałe   sutki...   Jeszcze   raz   przełknął   ślinę,   kiedy   zobaczył,   jak   Raija   rozpina   suknię, 

przyglądając się mu znacząco. Reijo zrozumiał.

Pospiesznie ściągnął koszulę i rzucił ją w kąt. Poczuł jej badawczy wzrok na swoim 

ciele  i wiedział,  że nie ma się czego wstydzić. Zresztą nie po raz pierwszy widziała jego 

obnażony tors. Jednak nie w takiej sytuacji...

background image

Nigdy dotąd nie było w spojrzeniu Raiji takiej zmysłowości i takiego podziwu. Reijo 

podobał się kobietom. Miał zresztą za sobą niejedno doświadczenie.

Młodzieniec szybko staje się mężczyzną na wyprawach rybackich.

Zaczerwienił się, rozpinając spodnie.

Do diabła! Dotąd to dziewczęta czerwieniły się z powodu jego natarczywości...

Wzrok Raiji wszystko odmienił. Wcześniej Reijo nie liczył się z uczuciami kobiet, nie 

dbał o to, co sądziły o nim i jego ciele. Nic nie znaczyły poza kolejnym doświadczeniem.

Z Raiją to coś zupełnie innego.

Raija   była   najważniejsza.   Wyraz   rozczarowania   w   jej   ciemnych   oczach   stanowiłby 

wyrok. Reijo czuł się jak młokos.

Teraz żałował, że nie zgasił lampy. Chciał patrzeć na nią, ale oznaczało to przecież, że 

sam wystawiał się na osąd jej oczu.

- Nie wstydź się, Reijo! Tak jest dobrze...

Jej dłonie puściły suknię. Stanęła przed nim naga.

Piękna. Niewypowiedzianie piękna.

Reijo zaczął niezdarnie wyplątywać się ze spodni.

Ledwie   panował   nad   podnieceniem.   Rzucał   ukradkowe   spojrzenia   na   jej   wspaniałe 

ciało, jego ręce tęskniły do miękkości skóry, usta do całowania.

Raija dawno już posiadła duszę Reijo. Teraz on płonął, by posiąść jej ciało.

Uklęknęła na futrzanym posłaniu. Nie znać było po niej ni cienia wstydu i Reijo w 

okamgnieniu pozbył się natrętnych myśli, które przelatywały mu przez głowę.

Nie miało żadnego znaczenia, że była kiedyś z Mikkalem i Karlem.

Teraz jemu ofiarowywała siebie.

Reijo zapomniał o wstydzie. Z Raiją w ramionach zatonął w miękkości futer.

Chciał powiedzieć jej o swojej miłości, ale się powstrzymał. Żadnych obietnic, żadnych 

zobowiązań.

Reijo wiedział, że tego właśnie chciała.

Pieścił ją odważniej niż w snach.

A ona oddawała pieszczoty inaczej niż kobiety, z którymi Reijo uprawiał miłość.

Nie była bierna, każdy skrawek jej skóry płonął ogniem. Drobne dłonie bez żenady 

szukały tych miejsc na jego ciele, gdzie dotyk sprawiał największą rozkosz.

Jej biegłość sprawiała, że jęczał z zachwytu.

Przewracali  się po posłaniu, badali najtajniejsze zakamarki ciała,  upojeni wzajemną 

bliskością ofiarowywali sobie ciepło, czułość, aż do ostatecznego spełnienia.

background image

Reijo   przykrył   ją   sobą,   kompletnie   wyczerpany.   Nigdy   dotąd   nie   zaznał   takiego 

szczęścia w ramionach kobiety.

Raija śmiała się cicho. Obejmowała go wpół, jej oczy błyszczały.

- Udusisz mnie - szepnęła, lecz kiedy chciał się unieść, zwinnie przewróciła go na plecy, 

nie puszczając z objęć.

Z   westchnieniem   zadowolenia   położyła   głowę   na   piersi   Reijo,   wplotła   palce   w 

porastające ją jasne loki, pogłaskała mięśnie rysujące się pod skórą.

Reijo zamknął oczy, rozkoszując się chwilą. Raija poruszała się w takt jego oddechów.

Wciąż był w niej. Coś takiego przeżywał po raz pierwszy. Nie był w stanie myśleć 

jasno, dłonie znów zatęskniły za jej skórą.

Pogładził miękkie zaokrąglenia jej ramion, odrobinę za szerokich, ale wciąż niezwykle 

kobiecych. Przeniósł dłonie na jej plecy, wzdłuż łagodnego zagłębienia na środku poprowadził 

je na miękkie pagórki bioder. Raija była zawsze chłopięco szczupła w talii, ale ciąże dodały jej 

krągłości i w tym miejscu.

Reijo pocałował ją leniwie w czoło, nie przerywając badawczej podróży.

Pieścił jej pośladki, po czym wsunął ręce między uda. Znalazł palcami to wilgotne i 

ciepłe miejsce. Raija jęknęła, ocierając się o jego dłonie. Przekręciła do niego twarz, wysunęła 

usta. Reijo przerwał pieszczotę, objął ją za ramiona i odwrócił na plecy.

Znalazł jej usta, pocałował namiętnie. Reijo poczuł, jak jego ciało budzi się do miłości. 

Rósł w niej, napełniał ją sobą, a ona tuliła się do niego w radosnym oczekiwaniu.

Wygięła w górę biodra, przepełniona tą samą tęsknotą.

Podniecała go, poruszała w nim nowe pokłady doznań. Dotąd nie zawracał sobie głowy 

zadowoleniem kobiety w miłosnym akcie. Dbał tylko o siebie.

Teraz nie mógł się obyć bez cichych jęków Raiji, potrzebował dowodów na to, że 

rozkosz jest obopólna. Potrzebował ognia namiętności w jej oczach. Krzyków, które mówiły 

mu, że oboje znajdują się w tym samym niebie.

Wargami, dłońmi robił bezwstydne rzeczy, by zyskać nowe świadectwo jej miłosnego 

uniesienia.

Reijo sądził dotąd, że wie, co to miłość fizyczna. Uważał, iż ma dość doświadczenia, by 

obdarzyć kobietę wspomnieniem na całe życie.

Teraz zdał sobie sprawę, że przedtem nie zaznał namiętności.

Nie poznał prawdziwej miłości, zanim nie wziął Raiji w ramiona. W jedną noc nauczyła 

go, czego trzeba kobiecie i co kobieta może ofiarować.

Z wargami złączonymi w gorącym pocałunku sięgali po nowe szczyty.

background image

Ich dłonie ofiarowywały więcej niż brały, a mimo to oboje dostawali więcej, niż mogli 

dać. Znaleźli wspólny rytm i razem osiągnęli rozkosz. Ich paznokcie pozostawiły na skórze 

ślady tej nocy, kiedy stali się jednością, kiedy leżeli spleceni, złączeni każdym skrawkiem ciała. 

Nocy spełnionych marzeń. Tego im było trzeba, by stawić czoło surowej rzeczywistości.

Tak długo musieli obywać się bez ciepła i bliskości drugiego człowieka, a przecież nie 

sposób wtedy zachować wiarę w dobro. Cielesne zaspokojenie złagodziło tęsknotę, wypełniło 

pustkę.

Wykorzystali tę szansę. W czułym uścisku nie mieli nic do stracenia, ale też nic do 

wygrania...

Raija zapadła w sen. Reijo leżał z otwartymi oczyma, nie mogąc uwierzyć w to, co się 

stało.

Nie tracił czasu na próżne rozważania, poddał się uczuciom. Przeżywał jeszcze raz 

każdą chwilę miłosnej nocy, póki wciąż była świeżym wspomnieniem.

Miał gorzkie przeczucie, że ta noc się nie powtórzy. Rozkosz miała smak skradzionego 

owocu...

Raija obudziła się przed świtem. Przeciągnęła dłonią po czole i odrzuciła włosy na 

plecy. Reijo zrozumiał, że wszystko jest jak dawniej. W jej oczach nie było żalu i wstydu, ale i 

żadnych obietnic na przyszłość.

A on?

Nie wiedział. Był zadowolony, przeżył coś wyjątkowego, a jednak... Czy w ich związku 

nie pojawi się teraz nowe napięcie, niepodobne do tego, które znalazło ujście poprzedniej nocy?

- Dobrze się sprawiłeś - powiedziała, głaszcząc go po policzku. - Potrzebowałam tego. 

Nie potrafię żyć w samotności. Bez mężczyzny...

Reijo nie słyszał nigdy podobnych słów z ust kobiety.

Takie potrzeby miały ponoć jedynie tanie dziewki, choć nawet one rzadko sprawiały 

wrażenie zadowolonych. Leżały z nieporuszoną twarzą, brały zapłatę i znikały.

Wszystkie porządne kobiety uprawiały miłość z obowiązku - żeby rodzić dzieci.

Raija przyznawała, że to lubi i potrzebuje fizycznego spełnienia. Na przekór rozsądkowi 

Reijo przyjął to szczere wyznanie z szacunkiem.

- Byłaś wspaniała - przyznał głosem zachrypniętym jak nigdy, ale też nigdy dotąd nie 

przeżył takiej rozkoszy. Raija uśmiechnęła się pobłażliwie, jej twarz tchnęła spokojem. Reijo 

wiedział, że ją kocha, że potrzebuje jej przyjaźni, mądrości i siły. Jej całej.

I wiedział, czego musi sobie odmówić, by zatrzymać Raiję u swego boku.

- To nic nie zmienia - dodał, szukając jej wzroku. - Wiesz o tym, Raiju, prawda?

background image

Skinęła nieznacznie głową.

- Potrzebowałam kogoś - powiedziała. - Ty potrzebowałeś kogoś. Było pięknie, nieomal 

zbyt pięknie, Reijo. Będę wracała myślami do tej nocy. Będę marzyć, by się powtórzyła...

Reijo przytaknął. Czuł to samo.

- Nie może się powtórzyć - wyszeptał. Pragnął dotknąć jej ciała, ale powstrzymywał się, 

nie podchodził zbyt blisko.

Z   łatwością   mogli   zerwać   obietnice.   Oboje   czuli   tę   samą   słabość,   oboje   żyli 

wspomnieniem nocy.

A jednak nie byliby w stanie tego uczynić, nie niszcząc wszystkiego. Łączyło ich coś 

więcej niż fizyczne pożądanie.

- Pozbądźmy się niedomówień - rzuciła, błądząc wzrokiem po jego ciele, tak jak on 

śledził spojrzeniem miękkie linie jej sylwetki. Pozostawały im wspomnienia. Nikogo nie można 

pozbawić wspomnień. - Jesteś jednym z najlepszych ludzi, jakich znam, Reijo. Nie chcę cię 

stracić,   ale   jeśli   będziemy   spać   ze   sobą,   zniszczymy   to,   co   nas   łączy.   Potrzebuję   twojej 

przyjaźni!

Ostatnie słowa nieomal wykrzyknęła. Reijo chciał ją wziąć w ramiona i pocieszyć, ale 

powstrzymał się w ostatniej chwili. Uśmiechnął się smutno.

- Wiem, Raiju, wiem. Obdarowałaś mnie najwspanialszym wspomnieniem. O więcej nie 

poproszę. Utracimy to, co najcenniejsze, jeśli posuniemy się za daleko. Wiem, do kogo należy 

twoje serce. Zbyt mocno go szanuję, by zniszczyć nasz związek. Nie jesteśmy sobie pisani - 

dodał z krzywym uśmiechem, ale jego wzrok powiedział Raiji, że przyjmie to jak mężczyzna. - 

Nic nie mogę na to poradzić, że czuję żal z tego powodu...

Usiadła i włożyła koszulę przez głowę. Brak guzika przywołał uśmiech na jej twarz.

- Nic nikomu nie jestem winna - stwierdziła. Nie zwracała się do Reijo, sprawiała 

wrażenie, jakby usiłowała przekonać samą siebie. - Mikkal ma Siggę. Gardzi nią, ale sam 

dokonał wyboru. Nie muszę dochowywać mu wierności. Kalle nie żyje. Na pewno nie życzyłby 

sobie, bym została wdową przez całe życie. Jestem młoda. Mogę kochać, kogo zechcę.

Reijo leżał, przyglądając się jej. Uniósł kąciki ust w górę.

- Sama sobie przeczysz, dziewczyno - powiedział łagodnie. - Usiłujesz usprawiedliwić 

nasz związek? Nie posuwaj się za daleko, Raiju. Chcę mieć wszystko albo nic. Nie zadowolę 

się okruchami...

Westchnęła i sięgnęła po suknię. Założyła ją i zapięła starannie.

-   Gdybym   mogła   cię   pokochać,   Reijo!   Zapewniłbyś   mi   życie,   jakiego   pragnę.   Na 

dodatek mnie kochasz. - Jej słowa raniły mu serce, ale szczerość jest ważną cechą przyjaźni.

background image

- Ale ty mnie nie kochasz - przypomniał jej. - Nie mów o mrzonkach, bo ranisz nas 

oboje. Wszystko zostanie bez zmian. Nie będziemy wracać do tej nocy, była cudowna, ale 

nigdy się nie powtórzy. Lepiej jest kochać i przegrać, niż nie kochać wcale.

Raija rzuciła mu długie spojrzenie i ponownie westchnęła.

- Szkoda, że cię nie kocham. Mikkal jest częścią mnie. Nic mu nie jestem winna - 

powtórzyła - nawet nie zauważył, że Maja to jego córka. Ale nigdy nie będę należeć do nikogo 

innego. Straszny los, ale nic na to nie poradzę. Umrę jako stara zgorzkniała kobieta, a on będzie 

wciąż płodził dzieci z Siggą. Ta kobieta ma wszystko, o czym marzę, a ja nawet nie potrafię jej 

nienawidzić...

- Bo go kochasz - rzekł Reijo. Przytaknęła. Reijo podniósł się i ubrał. Zwinęli futra i 

wsunęli pod ławę. Wstał poranek. Noc, ich jedyna wspólna noc, należała do przeszłości. Już 

nigdy się nie powtórzy.

- Wciąż chcę was zabrać na północ - stwierdził. Raija uśmiechnęła się.

- A ja wciąż chcę jechać z tobą.

background image

15

Kiedy decyzja zapadła, łatwiej było planować podróż.

Przejrzeli skromny dobytek i spakowali najniezbędniejsze rzeczy.

Resztę sprzętów złożyli w kącie w kuchni. Reijo uważał, że można je sprzedać na targu 

i dostać trochę grosza. Ludzie gotowi byli kupić wszystko. No i musieli pozbyć się zwierząt i 

łodzi.

Nie chcieli mieć nic, co łączyło ich z tym miejscem. Wyjeżdżali, by nigdy nie wrócić. 

Decyzja była nieodwołalna.

Zamierzali spalić za sobą wszystkie mosty i ruszyć ku nowemu światu, zacząć nowe 

życie, dla siebie i dla dzieci.

W Lyngen nic już ich nie trzymało. Byli młodzi, pełni chęci do działania. Nie wątpili, że 

się im uda.

Nie przyjechali na jarmark. W nadmorskiej krainie upatrywali szansę na lepsze życie. 

Wyruszyli w długą podróż bez grosza przy duszy.

Od rzeki Tome do wioski Skibotn nad brzegiem fiordu było pięćset kilometrów.

Przebyli tę drogę pieszo. Szli cały rok, najmując się do pracy w czasie wędrówki, by 

zarobić na trochę strawy.

Ludzie traktowali ich życzliwie, dawali skromną zapłatę, choć sami nie mieli wiele.

Szli śladem innych wędrowców drogą wiodącą wśród gór ku fiordowi, onieśmieleni 

przytłaczającym ogromem krajobrazu, jakże odmiennego od tego, który zostawili w rodzinnej 

Finlandii. Postępowali doliną, słuchając ludzkich opowieści o wielkim targowisku.

Ludzie wychwalali pod niebiosa obfity w ryby fiord i łagodny klimat. Tam zawsze 

świeci słońce, mówili, a zimą spada niewiele śniegu. Nie ma lepszego miejsca na ziemi.

Wierzyli   im,   bo   byli   wyczerpani   i   chętnie   słuchali   opowieści   o   Ruiji.   Wierzyli   z 

tęsknoty za lepszym losem.

Wstydzili się swego wyglądu i nie odważyli się wzorem innych wejść do wioski. Zostali 

z tyłu, niepewni, co robić. Starali wesprzeć się nawzajem, tak jak zawsze czynili. Nie mieli 

dobytku, ale wciąż mieli siebie.

Raija   dostrzegła   ich   na   ścieżce   biegnącej   koło   domu.   Była   sama   z   dziećmi.   Reijo 

wyruszył do wioski, by sprzedać łódź ojca.

Przyjechało już sporo kupców i Reijo liczył, że z którymś dobije targu. Łódź była w 

dobrym stanie, spodziewał się niezłej ceny.

Tych   dwoje   oberwańców  różniło  się   od   tłumu   ludzi   zdążających   na  jarmark.   Raiji 

background image

ścisnęło się serce na ich widok.

Nie musiała zgadywać, skąd pochodzą. Nie musiała pytać, po co przyjechali. Wiedziała 

jedynie, że powinna przywitać ich ciepło i przyjaźnie, bo nikt inny tego nie uczyni.

Wyszła na podwórze i zaprosiła do środka, zwracając się do nich w ich ojczystym 

języku.

Zdumieni posłuchali wezwania. Podeszli bliżej, trzymając się za ręce. Mieli na sobie 

podarte łachmany i znoszone skórzane kierpce.

Raija od razu ich polubiła.

- Jesteś Finką? - spytał mężczyzna o jasnych włosach i typowo fińskich szarych oczach, 

wyciągając ku niej silną dłoń.

Raija uścisnęła ją, zapewniając gościa, że pochodzi z Finlandii.

Jego drobna żona dygnęła wstydliwie, wprawiając Raiję Alatalo w zakłopotanie. Dotąd 

nikt się jej nie kłaniał!

Posadziła ich w izbie i postawiła jedzenie na stole. Coś jej mówiło, że tych dwoje od 

dawna nie miało nic ciepłego w ustach.

Przedstawili się jako Tarja i Taavi Parkkinen. Pochodzili z wioski leżącej po przeciwnej 

stronie rzeki Tome, z dala od jej rodzinnych stron, ale Raija i tak uznała ich za ziomków. 

Przywozili ze sobą tchnienie ojczystej ziemi.

Opowiedzieli swoją historię. Czasy nie były wcale złe, lecz Taavi pochodził z licznej 

rodziny. Kiedy ojciec umarł, synowie zamierzali podzielić ziemię między siebie, ale było jej 

zbyt mało, by wyżywić wszystkich.

Czterej najmłodsi bracia postanowili szukać szczęścia na własną rękę.

Taavi zabrał młodą żonę i ruszył w drogę. Tyle dobrego słyszał o Ruiji.

Raija  wiedziała   swoje  i   znała  te  opowieści.   Nie   chciała   jednak  pierwszego   dnia  w 

nadmorskim kraju pozbawiać przybyszów złudzeń.

Zaofiarowała im dach nad głową i wyszukała coś do ubrania.

Fińska duma i godność kazały im odmówić przyjęcia daru, ale Raija użyła mocnych 

argumentów.

- Nie kieruje mną współczucie! - zaczęła. - Nie ruszyłabym palcem, by pomóc dwóm 

wędrownym   oberwańcom,   ale   jesteście   moimi   rodakami.   Mam   pozwolić   wam   chodzić   w 

łachmanach, skoro mnie zbywa na odzieniu? Nie obrażajcie mnie odmową! Chcę, byście zostali 

jakiś czas. Już wieki całe nie miałam wieści z rodzinnych stron.

Przemowa pomogła, a jej zdecydowanie wywołało uśmiech na ustach gości. Przyjęli 

propozycję kąpieli i wzięli ubranie, w ramach pożyczki. Raija nie miała nic przeciwko temu. 

background image

Wysłała ich do drugiej izby, by się oporządzili.

Maja i Elise z ciekawością przyglądały się scenie. Obcy ludzie rzadko bywali w ich 

domu. W ogóle rzadko kto zachodził do nich z wizytą.

- Kto to? - spytała Elise. Była starsza i zwykle pierwsza zabierała głos.

- Przyjaciele - odrzekła Raija. Uśmiechała się, jej policzki pokryły się rumieńcem. - 

Dobrzy przyjaciele. Ciocia Tarja i wujek Taavi.

- Dziwne imiona - stwierdziła Elise.

- Są z Finlandii - wyjaśniła Raija. - Ja i Reijo też stamtąd pochodzimy. Wyruszą z nami 

w długą podróż...

Nie zastanawiała się nad swoimi słowami, ale z chwilą gdy je wymówiła, wiedziała, że 

nie może być inaczej.

Tarja i Taavi mieli za sobą długą wędrówkę, ale Raija czuła, że ich nie zostawi, zbyt 

bardzo ich polubiła. Na północy czekały wspaniałe możliwości, tego była pewna. Musi skłonić 

Reijo, by przemówił im do rozsądku.

Dobrze by było wędrować razem. Rozmawiać, czuć bliskość przyjaznych osób. Raija 

nie miała wielu przyjaciół w Ruiji.

Reijo wrócił z dobrymi nowinami. Sprzedał łódź rybakowi z przeciwnej strony fiordu i 

dostał godziwą zapłatę. Starczyło na konia i jeszcze w kieszeni zostało kilka monet.

Dzieci przyglądały się zwierzęciu z zachwytem i od razu zapałały do niego miłością. 

Był   to   niewielki   koń   drobnej   budowy,   ale   silny   i   wytrzymały,   stworzony   do   marszu   po 

płaskowyżach północnej Norwegii.

Miał długą, szorstką sierść i raźnie parskał w mroźnym powietrzu, które zdawało się 

sprawiać mu przyjemność.

- Kasztan pomoże nam dostać się na północ - stwierdził Reijo, dumny ze swego zakupu. 

- Nie jest taki młody, ale ma silne nogi i da sobie radę nawet w kopnym śniegu.

Kasztan okazał się taką sensacją, że dzieci zapomniały o wizycie gości z dalekich stron.

Koniecznie   chciały   zostać   z   nim  w   zagrodzie   i   Raija   nie   widziała  powodu,   by  im 

odmawiać. Przynajmniej nie czepiały się fartucha, a i robota szła żwawiej bez ich pomocy.

Para  młodych Finów z rezerwą  podeszła do spotkania z Reijo,  ale jego zachwyt z 

powodu wizyty rodaków był tak szczery, że rozwiał wszelkie ich obawy. Pierwsze zetknięcie z 

nowym   krajem   okazało   się   nad   wyraz   łagodne,   spotkali   nawet   rodaków.   Taavi   zauważył 

rozgardiasz w ich domu i niepokoiło go to trochę.

- Dlaczego wyjeżdżacie? - spytał. - Wszak macie dzieci, dom, zwierzęta, trochę ziemi. 

Czego wam brak? Chcecie porzucić to wszystko?

background image

Raija wymieniła się spojrzeniami z Reijo. W ich wzroku była gorycz, świadectwo złych 

doświadczeń, świadomość, że nie była to kraina mlekiem i miodem płynąca.

Dobre miejsce, by się osiedlić, złe, by czuć się jak w domu...

Reijo pospieszył z wyjaśnieniami.

- Niełatwo tu mieszkać przybyszom z Finlandii. Od dziesięcioleci Finowie zjeżdżali nad 

fiordy, by łowić ryby. Nic w tym złego, ryb starczy dla wszystkich. Tyle że wchodzimy w 

drogę ludziom, do których ta ziemia należy. Oni żyją z rybołówstwa i opłacają podatki z po-

łowów. Finowie jedzą z tego samego półmiska, a potem wracają do domu, nie dzieląc się z 

nikim zarobkiem. To budzi niechęć...

- Finowie muszą opłacać się poborcom u siebie - zauważył Taavi.

- Wytłumacz to tym z osady... - Reijo uśmiechnął się krzywo. - Wojna na wschodzie 

nastroiła ludzi łagodniej do przybyszów. Wszystkich stać na chwilę miłosierdzia, ale pamięć 

ludzka jest krótka...

- Nie lubią was? - spytała ostrożnie Tar ja i znowu spłoszyła się na widok znaczących 

spojrzeń gospodarzy.

- Nienawidzą - odrzekła Raija z brutalną szczerością.

Reijo spojrzał na nią czule.

- Raija przyciąga nieszczęścia. Przyjechała tu jako mała dziewczynka i miała w sobie 

tyle uporu, że musiała wpaść w tarapaty...

Nabrał powietrza w płuca i zaczął opowiadać o życiu Raiji, nie opuszczając niczego 

poza najbardziej osobistymi szczegółami.

Oczy przybyszów rozszerzały się ze zdumienia w miarę, jak Reijo snuł swą opowieść. 

Zerkali raz po raz na Raiję, jakby chcieli się upewnić, że jest istotą z krwi i kości.

- Dlatego właśnie wyjeżdżamy - zakończył Reijo.

Zapadła cisza. Raija spojrzała na niego z ulgą. Była wdzięczna, że wtajemniczył ich we 

wszystko. Jeśli mają razem ruszyć w drogę, muszą poznać się lepiej. Sama nie potrafiłaby 

mówić o własnym losie.

Jednocześnie dręczyła ją niepewność. Jej życie nie było piękne i nie brakowało łudzi, 

gotowych ją potępić, obsypać wyzwiskami. Bała się, że młodzi przybysze uznają ją za złą 

kobietę. Nie zniosłaby tego, potrzebowała ich przyjaźni. Pragnęła kontaktu z rówieśnikami.

Tarja odezwała się pierwsza.

- Nie potrafię zrozumieć, jak to wytrzymałaś, Raijo! I nie straciłaś pogody ducha!

Raija uśmiechnęła się promiennie, w oczach tamtej kobiety ujrzała odbicie własnych 

pragnień.

background image

- Też tego nie rozumiem - odrzekła szczerze. - Może dlatego, że kocham życie...

Wiedziała już, że zyskała przyjaciółkę. To było dziwne uczucie, nieznane jej, ale dobre.

- Dokąd chcecie pójść? - spytał poważnie Taavi. - Czego szukacie?

Raija czuła, że spełnią się jej marzenia...

Poszło szybciej, niż się spodziewali. Z Tarją i Taavim łatwiej było planować przyszłość, 

podzielić   się  ciężarem   odpowiedzialności.  A  że   nadszedł   czas   jarmarku,   mogli   pozbyć  się 

niepotrzebnych rzeczy.

Częścią   podzielili   się   z   nowymi   przyjaciółmi,   resztę   wymienili   na   pożywienie   i 

przedmioty niezbędne w drodze.

Owce sprzedali. Raija z ciężkim sercem oddawała zwierzęta nowym właścicielom, ale 

wiedziała, że czeka je dobry los.

Sama pragnęła tego samego. Miała nadzieję, że przyszłość ofiaruje jej szansę na nowe 

życie.

Była gotowa na wszystko, by z niej skorzystać.

Smutkiem napawało ją tylko jedno. Musieli zostawić ciało Anttiego, nie złożywszy go 

w ziemi.

Jeden z towarzyszy rybackich wypraw Reijo obiecał zająć się pochówkiem w zamian za 

drobną zapłatę, ale i tak Raija czuła się winna. Anttiemu należy się porządny pogrzeb, rodzina 

powinna zgromadzić się nad trumną.

-  Nie  żyje -  przekonywał  ją  Reijo.  -  Nic  nie ma już znaczenia.  Najważniejsze,   że 

kochaliśmy go za życia.

I tak zostało.

Trzeba było wyruszyć, póki leżał śnieg. Dorośli mieli ułatwione zadanie, póki kasztan 

mógł ciągnąć sanie z dziećmi i dobytkiem.

Czekała ich długa droga, ale patrzyli z optymizmem w przyszłość.

Pożegnanie przyszło im bez trudu. Ruszyli przez góry na północ, nie roniąc łez. Na 

szczycie wzniesienia zatrzymali się, by po raz ostatni objąć spojrzeniem Lyngen.

Był piękny zimowy dzień. Majestatyczne, ośnieżone góry opadały stromymi zboczami 

ku spokojnej toni wody. Wiecznie zielone lasy rozciągały się po sam kres horyzontu, gdzie jak 

okiem sięgnąć rosły sosny. Tylko gdzieniegdzie nagie szkielety drzew czekały, by okryć się 

wiosennym listowiem.

Rzeka wciąż jeszcze skuta była lodem, zlewając się w jedno z płaszczyzną śniegu. 

Mogli tylko wyobrazić sobie jej błękitną wstęgę, kiedy letnie słońce przegoni zimę.

Nad brzegiem morza stały ubogie chaty.

background image

- Zegnaj - powiedział Reijo i odwrócił się plecami do przeszłości. Droga wiodła na 

północ, ku nowemu życiu. Jego wzrok wyrażał zdecydowanie i wolę działania.

- Ruszamy?

Pozostali skinęli głowami.

Raija szła na końcu. Zatrzymała się i ostatnim spojrzeniem ogarnęła wioskę i fiord. Lata 

spędzone pośród gór miały na zawsze zapaść jej w pamięć.

Była jak ptak, któremu podcięto skrzydła. Musiała od nowa uczyć się życia, od nowa 

uczyć się latać.

Z nadzieją patrzyła w przyszłość. Z uniesioną głową wychodziła na spotkanie nowego.

Nie pożegnała się z wioską, w której spędziła cztery lata.

Nigdy nie czuła się tu jak u siebie...

Daleko   na  północy,   znacznie   dalej   niż   sięgały   marzenia   wędrowców,   nad   głowami 

dwojga młodych ludzi krążyło stado krzykliwych mew.

Siedzieli blisko siebie na łodzi i wpatrywali się w horyzont. Rześkie morskie powietrze 

szczypało ich w policzki, wciąż trzymał mróz.

Morze miało barwę zieleni. Kolor wody budził w młodzieńcu niejasne wspomnienia, 

wyzwalał obrazy odległych zdarzeń, które nie chciały ułożyć się w logiczną całość. Sprawiało 

mu to ból.

Niewiele pamiętał, całe jego życie pogrążone było w mroku.

Znał teraźniejszość i cieszył się każdym nowym dniem. Od przeszłości odgradzał go 

mur. Czuł, że kryje się za nim coś ważnego, ale nie potrafił tego nazwać.

Młodzieniec nie wiedział, kim jest.

Dziewczyna ściskała go za rękę. Była młoda, zaledwie szesnastoletnia, ale jej wzrok 

wyrażał dojrzałość i pewność siebie.

Jenny, bo takie nosiła imię, miała kręcone czarne włosy i śmiałe brązowe oczy. To ona 

znalazła młodzieńca w pewien letni dzień po sztormie.

Z początku myśleli, że umrze. Był przemoczony, podrapany i wycieńczony, bledszy niż 

śmierć, ale kiedy zanieśli go do domu, jeszcze dychał.

Jenny wzięła go pod opiekę.

Miał jasne włosy, niebieskie oczy i mimo wieku dziecinnie zaokrąglone policzki, co ją 

wzruszyło. Nigdy nie spotkała piękniejszego mężczyzny i od razu postanowiła, że będzie do 

niej należał.

Młodzieniec wyzdrowiał i nie wyjechał.

Nikt nie protestował. Rodzina Jenny była liczna, ale w tej odciętej od świata wiosce 

background image

rybackiej położonej na małej wysepce nie narzekano na nadmiar rąk do pracy.

Młodzieniec, którego morze wyrzuciło na brzeg, nie bał się obowiązków.

Mieszkańców wioski nie martwiło, że chłopak nie ma przeszłości. Jego ł ó d ź zatonęła, 

okoliczności tego zdarzenia i czasy wcześniejsze przestały się liczyć.

Są rzeczy, które chce się zapomnieć, zdarzenia, które pragnie się wymazać z pamięci. 

Wielu marzy, by zacząć wszystko od nowa i pozbyć się bagażu wspomnień. W gruncie rzeczy 

uważali, że Karl, bo takie imię przybrał młodzieniec, dostał nieoczekiwany prezent od losu.

Postąpił tak, jak oczekiwali. Stał się jednym z nich. I na pewien sposób pokochał Jenny.

W   takich   jednak   chwilach   jak   ta   stawał   się   niespokojny.   Jego   oczy   przeszukiwały 

horyzont, nigdy nie znajdując tego, czego wypatrywały.

Jenny wiedziała, że nie całkiem do niej należy. Tęsknił za czymś lub za kimś. Nie miał 

zaznać spokoju, póki nie znajdzie tego, czego szukał.