Czy warto wspominać powstanie listopadowe?
Zrywy niepodległościowe Polaków z okresu zaborów znane są nam nie tylko z historii. Przede wszystkim
pamięć o nich zachowana jest w dziełach literackich, od romantyzmu, przez pozytywizm, aż po Młodą
Polskę. Powstanie listopadowe, pierwszy ze zrywów, opiewane było głównie przez narodowych
wieszczów – Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. Dzięki nim zachowało się w historiografii jako
wydarzenie niezwykłe, pełne poświęceń i bohaterstwa uczestników. Czy faktycznie takie było – nad tym
warto się zastanowić w 180 rocznicę jego wybuchu.
Decyzję o powstaniu podjęło kilkudziesięciu młodych ludzi (przede wszystkim na skutek sprzysiężenia podchorążych
pod wodzą Piotra Wysockiego). Zakładano, że po uderzeniu na Belweder i zlikwidowaniu znienawidzonego księcia
Konstantego, wojskowi i ludność cywilna spontanicznie przyłączą się do antyrosyjskiej akcji.
Książę Konstanty był bratem cara oraz naczelnym wodzem armii Królestwa Polskiego (należącego do Imperium
Rosyjskiego). Pozbycie się jego niepopularnej postaci miało być „reklamą” powstania oraz jego pierwszym udanym
punktem. Zakładano, że owy pierwszy sukces pociągnie za sobą następne – z masowym poparciem ludności na czele.
Masowego poparcia nie udało się jednak uzyskać. Podobnie, nie udało się zabić księcia Konstantego. Z umówionych
pięćdziesięciu cywilów, którzy postanowili podjąć się misji zabójstwa, zjawiło się czternastu. Zanim przedarli się przez
sieć wartowników, Konstanty zdołał się ukryć.
Ludność cywilna z kolei wcale nie wyrażała woli walki. Była nieprzygotowana, przestraszona. Wracający z Belwederu
spiskowcy połączyli się z podchorążymi i razem ruszyli w miasto. Jak wspomina w pamiętnikach jeden ze spiskowców,
Maurycy Mochnacki – „nie było ani ludu, ani wesołych okrzyków, ani świateł, ani orężnego zgiełku, choć to wszystko
powinno było mieć miejsce w pierwszych chwilach wyjarzmiającej się swobody”.
Trudno powiedzieć, aby wyłącznie ludność cywilna podeszła do zrywu niepodległościowego sceptycznie. Także polskie
wojsko zajęło postawę niejednoznaczną. Niejednoznaczność ta doprowadziła w sławną noc listopadową do rozlewu
przede wszystkim braterskiej krwi. Pisarze romantyczni przyzwyczaili nas do czarno-białego podziału postaw
wojskowych względem powstania. Ci, którzy entuzjastycznie podeszli do walk określeni byli mianem „dobrych”.
Sceptyczni generałowie przedstawieni zostali jako „źli”. „Nie do boju, nie do trudu!” określał tych ostatnich Juliusz
Słowacki na kartach dramatu „Kordian”.
Dlaczego tak ciężko było podjąć generałom decyzję o przejęciu kontroli nad zrywem niepodległościowym? Przede
wszystkim łączyło się to z wielką odpowiedzialnością. Podchorąży postawili wyższych wojskowych przed faktem
dokonanym. Nieznany był plan, niezrobiony został żaden porządny wywiad. Przejęcie dowództwa oznaczało zgodę na
podjęcie chaotycznych walk, zamieniających się chwilami w zamieszki. Zamieszki dotyczyły także ludności cywilnej.
Kiedy mieszkańcy niektórych warszawskich dzielnic nie poszli spontanicznie za powstańcami, spiskowcy udali się w
stronę części miasta zamieszkałych przez biedotę. Dopiero tłum wzbogacony o nową siłę zdobył Arsenał. Po zdobyciu
Arsenału z kolei… nie bardzo wiadomo było co właściwie dalej robić.
Zakładając, że zryw rozprzestrzeni się po całym kraju, trudno było go już zatrzymać. Za próby uspokojenia tłumu
można było przypłacić głową – jak namawiający do rozejścia się generał Potocki i pięciu innych generałów, także tych
wsławionych w czasach wojen napoleońskich. W końcu złamał się generał Józef Chłopicki, choć o powstańcach wyraził
się, jako o „półgłówkach”, którzy „zrobili burdę, za którą wszyscy ciężko przypłacić mogą”.
Powstały dwa niezależne stronnictwa. Jedno z nich, Rada Administracyjna, starała się pacyfikować nastroje i szukać
możliwości wybrnięcia z sytuacji. Drugie, Towarzystwo Patriotyczne, starało się nie dopuścić do stłumienia powstania
przez polskie władze. Nawet z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy na temat tamtych czasów, nie da się powiedzieć
jednoznacznie kto miał, a kto nie miał racji. Problemem stał się tradycyjny brak porozumienia, który zablokował
zdecydowane działanie w jedną bądź w drugą stronę.
Z jednej strony bowiem nikt, nawet najwięksi sceptycy nie zrezygnowali zupełnie z prób wykorzystania zaistniałej
sytuacji – do cara została wysłana petycja z postulatami o respektowaniu konstytucji. Z drugiej strony, dość
niezrozumiale pozwolono Konstantemu opuścić Warszawę, czego nie zablokowali najgorętszy zwolennicy idei zabicia
bądź uwięzienia księcia. Dlatego też wojna polsko-rosyjska, która wybuchła w następstwie przekazanej władcy petycji,
była krwawa i – mimo faktycznego bohaterstwa Polaków, już także spoza Warszawy – przyniosła powstaniu klęskę.
Niezależnie od przejaskrawionych legend i wybielonych przez wieszczów narodowych „listopadowych postaci” – w tym
Emilii Plater (która nie miała żadnego wpływu na losy powstania), generała Sowińskiego (który wprawdzie walczył „w
okopach Woli” na pierwszej linii, ale nie pragnął bohaterskiej śmierci, a wręcz przeciwnie: mimo chęci nie poddał
reduty tylko przez przypadkowe strzały tych, którzy nie usłyszeli o decyzji kapitulacji), czy Juliusza Ordona (który wcale
nie wyleciał w powietrze wraz ze swą redutą) – powstanie miało swoich bohaterów. Był nim każdy, kto walczył, i to
niezależnie od wiary bądź niewiary w sukces zrywu.
Dziś powtarza się często, że za klęskę powstania – które miało szansę dłużej trwać – odpowiadają nieprzemyślane i
podjęte na szybko decyzje generałów, plus konflikty w polskim społeczeństwie. Jednak „lepsze rozwiązania” przynieść
1
mogłyby zaledwie doraźne sukcesy militarne. Trudno wyobrazić sobie odzyskanie przez Polskę niepodległości w takim
momencie historycznym, w którym Rosja była niekwestionowanym imperium, zaś zainteresowane spokojem w polskich
nastrojach Austria i Prusy nie miały z nią wówczas żadnych poważniejszych konfliktów. Dlatego też jego wybuch
potraktowany mógłby być raczej jako nauczka, nie wzór, dla przyszłych nieudanych powstań. A z drugiej strony – czy
nie szkoda byłoby tracić tak działającego na wyobraźnię wydarzenia, jakim była listopadowa noc..?
Ewa Frączek
2010-11-29 (11:46)
2