SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
Rozdział XV
Gwiazdy, skryjcie światło
Gwiazdy, skryjcie światło,
Czystych swych blasków nie rzucajcie na tło
Mych czarnych myśli.
– SHAKESPEARE, MAKBET
Konsulu Waylandzie,
Piszę do Ciebie w czołowej sprawie życia i śmierci. W tym właśnie czasie, gdy piszę,
jeden z Nocnych Łowców z mojego Instytutu, William Herondale, jest w drodze do Cadair
Idrysu. Zdążył odkryć niezaprzeczalny dowód, świadczący o miejscu pobytu panny Gray.
Załączam jego list ku twoim dalszym rozważaniom, ale jestem pewna, że zgodzisz się ze
mną, iż skoro lokalizacja Mortmaina została ustalona, należy natychmiastowo zebrać
wszystkie możliwe jednostki, wymaszerowując niezwłocznie ku Cadair Idrysowi. Mistrz
zdążył już w przeszłości zabłysnąć nadzwyczajnymi umiejętnościami do wyślizgiwania się
spod sieci, jakie na niego zarzucaliśmy. Musimy wykorzystać tę okazję i uderzyć z wszelkim
możliwym pośpiechem i siłą. Oczekuję Twojej rychłej odpowiedzi.
Charlotte Branwell
~
W pokoju było chłodno. Ogień już dawno zdążył zagasnąć za kratą, a wiatr za oknem
wył, obijając o ściany Instytutu i stukając w okienne szyby. Światło lampy nocnej na
komodzie zostało przytłumione, a Tessa siedziała w fotelu przy łóżku, trzęsąc się, chociaż
owinęła się mocno chustą.
Na posłaniu leżał śpiący z głową ułożoną na dłoniach Jem. Dziewczyna była ubrana w
koszulę nocną, jak wtedy, gdy po raz pierwszy się poznali, kiedy wparowała do jego pokoju,
zauważając, że gra na skrzypcach przy oknie. Will? Powiedział wtedy. Will, czy to ty?
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
Poruszył się i coś wymruczał, gdy wgramoliła się do niego do łóżka, przykrywając ich
oboje kocem. Objęła jego dłonie swoimi własnych i przytrzymywała ich złączone ręce
pomiędzy ciałami. Splątała stopy razem i pocałowała go w zimny policzek, ogrzewając
skórę oddechem. Powoli poczuła, jak budzi się obok niej, jak gdyby jej obecność
przywracała go do życia.
Jego oczy otworzyły się i spojrzały w jej. Były niebieskie, tak boleśnie niebieskie, tym
właśnie błękitem nieba, które spotyka się z morzem.
– Tessa? – powiedział Will i uświadomiła sobie, że to jego ściska, że to on umiera, on
wydaje z siebie ostatni oddech. I na jego koszuli tuż nad sercem była krew,
rozprzestrzeniająca się czerwona plama…
Tessa usiadła gwałtownie, dysząc. Przez chwilę rozglądała się wokoło,
zdezorientowana. Mały, ciemny pokój, zatęchły koc narzucony na jej ciało, jej własne
wilgotne ubrania i posiniaczone ciało wydawały się być obce. A wtedy wspomnienie
zalało ją jak powódź, a razem z nim fala mdłości.
Tęskniła za Instytutem tak mocno, że chyba nigdy nie zatęskniła w taki sposób nawet
za domem w Nowym Jorku. Tęskniła za władczym, ale opiekuńczym głosem Charlotte,
rozumiejącym dotykiem Sophie, bełkotaniem Henry`ego i oczywiście, nie mogła nic
zrobić, żeby nie zatęsknić za Jemem i Willem. Bała się o Jema, jego zdrowie, ale
przejmowała się również Willem. Potyczka na dziedzińcu była krwawa i zawzięta. Każde
z nich mogło zostać ranne lub zabite. Czy właśnie to miał znaczyć jej sen? Jem
przemieniający się w Willa? Czy Jem był chory? Czy życie Willa znajdowało się w
niebezpieczeństwie? Żaden z nich, modliła się bezgłośnie. Proszę, pozwól mi umrzeć,
zanim któremuś stanie się krzywda.
Hałas wybudził ją z zadumania. Nagłe drapanie, które wywołało brutalne dreszcze
wzdłuż kręgosłupa. Zamarła. To na pewno musiało być jedynie szuranie gałęzi o okno.
Ale nie, to się powtórzyło. Ciągnące się drapanie.
Tessa znalazła się na nogach w jednej chwili, wciąż owinięta kocem. Strach, który w
niej siedział, był jak żywa istota. Wszystkie te opowieści o potworach z ciemnych lasów
wydawały się kłócić o kawałek miejsca w zakamarkach jej umysłu. Zamknęła oczy,
biorąc głęboki wdech i zobaczyła patykowate automaty na frontowych schodach
Instytutu. Ich cienie, długie i wręcz groteskowe, jakby zniekształceni ludzie.
Przyciągnęła do siebie koc, jej palce zaciskały się spazmatycznie na materiale. To po
nią przyszły roboty na tamte pamiętne schody Instytutu. Ale przecież nie były zbyt
inteligentne. Mogły słuchać poleceń, rozpoznawać konkretne osoby, a wciąż nie myślały
za siebie. To tylko maszyny, a maszyny można było zawieść.
Koc był patchworkiem i musiał zostać uszyty przez kobietę, która żyła w tym domu.
Tessa wzięła wdech i sięgnęła, sięgnęła w koc, szukając uczuć posiadacza, znaku
jakiejkolwiek duszy, która go stworzyła i używała. To było tak, jakby włożyła rękę w
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
ciemną wodę i szukała dotykiem obiektu. Po poszukiwaniach, które wydawały się trwać
wieki, rozjaśniło jej umysł, mgiełka w ciemności, trwałość duszy.
Skoncentrowała się na tym, owijając to wokół siebie niczym koc, który trzymała.
Zmiana była teraz prostsza, mniej bolesna. Zauważyła, jak jej palce wykrzywiają się i
zmieniają, stając się pałeczkowatymi, artretycznymi kończynami starszej kobiety. Plamy
starcze pojawiły się na jej skórze, plecy zapadły, a sukienka zaczęła zwisać na wątłej
sylwetce. Kiedy włosy opadły jej na oczy, okazały się być białe.
Drapiący dźwięk znów się pojawił. W oddali przez myśli Tessy niosło się echo
gderliwego głosu starszej kobiety, która domagała się odpowiedzi na pytanie, kto jest w
jej domu. Tessa podeszła do drzwi, potykając się – jej oddech był płytki, a serce
trzepotało w piersi – i dostała się do pokoju głównego posiadłości.
Przez chwilę nie widziała nic, a wtedy coś pojawiło się przed ogniem, a Tessa zagryzła
zęby, tłumiąc krzyk. To automat. Ten został zbudowany tak, by niemalże wyglądać jak
człowiek. Miał zawiesiste ciało, ubrane w ciemnoszary garnitur, ale spod rękawów
wystawały cienkie niczym patyczki ramiona, kończące się dłońmi podobnymi do
łopatek. Głowa wyrastająca spod kołnierza była gładka i jajowata. Dwoje baniastych
oczu osadzono w głowie, ale poza nimi maszyna nie miała żadnych rysów twarzy.
– Kim jesteś? – zapytała Tessa głosem starszej kobiety, wypróbowując ostry ton, jaki
wychwyciła wcześniej. – Co robisz w moim domu, istoto?
Istota wydała z siebie wibrujący, stukający hałas, widocznie zadziwiona. Chwilę
potem drzwi frontowe otworzyły się i pani Black weszła do środka, owinięta swoją
ciemną peleryną, a jej biała twarz paliła wściekłością znad kaptura.
– Co się tutaj dzieje? – zapytała, domagając się odpowiedzi. – Czy znalazłeś… –
przerwała, patrząc na Tessę.
– Co się dzieje? – odszczekała Tessa, jej głos wydobywający się jako wysoki jęk starej
kobiety. – To ja się powinnam o to zapytać. Włamywać się do zwyczajnych domów
przyzwoitych ludzi… – Zamrugała, udając, że nie widzi za dobrze. – Wynoś się stąd i
zabierz ze sobą swojego przyjaciela. – Wepchnęła jej przedmiot, który miała w ręce
(kopystka, podpowiedział jej głos staruszki w umyśle, używasz go, żeby wyczyścić końskie
kopyta, głupiutka) – Nie znajdziesz tu nic wartościowego do skradzenia.
Przez chwilę myślała, że zadziałało. Twarz pani Black była bez wyrazu. Zrobiła krok
w przód.
– Nie widziałaś może młodej dziewczyny w tych stronach, prawda? – zapytała. –
Bardzo dobrze ubrana, brązowe włosy, szare oczy. Wyglądałaby na zagubioną. Jej ludzie
jej poszukują i oferują hojną zapłatę w zamian za odnalezienie.
– Prawdopodobna historia, poszukiwania jakiejś młodej, zgubionej dziewczyny. –
Tessa brzmiała tak grubiańsko, jak tylko potrafiła, co nie sprawiało jej trudności. Miała
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
przeczucie, że kobieta, którą udawała, z natury była opryskliwa. – Wynoś się,
powiedziałam!
Automat zaszumiał. Usta pani Balck nagle zacisnęły się razem, jakby powstrzymywała
śmiech.
– Rozumiem – rzekła – mogę zwrócić pani uwagę, jakże uroczy naszyjnik ma pani na
sobie, harpio?
Ręka Tessy podniosła się gwałtownie ku szyi, ale było już za późno. Mechaniczny
anioł wisiał tam, dobrze widoczny, tykając delikatnie.
– Weź ją – powiedziała pani Black znudzonym głosem, a robot rzucił się do przodu,
sięgając po Tessę. Upuściła koc i wycofała się, wypróbowując kopystkę. Zdążyła zrobić
dość długą szramę na przedzie maszyny, zanim ją dosięgła i odtrąciła rękę na bok.
Kopystka stuknęła o ziemię, a Tessa zawyła w bólu, kiedy frontowe drzwi otworzyły się
z trzaskiem i fala automatów zalała pomieszczenie, wysuwając ku niej ręce, zaciskając je
na jej ciele. Wiedząc, że została przezwyciężona i że nie czeka ją nic dobrego, w końcu
pozwoliła sobie krzyczeć.
~
Willa obudziło Słońce na jego twarzy. Zamrugał, otwierając powoli oczy.
Błękitne niebo.
Przewrócił się i przeciągnął sztywno do siedzącej pozycji. Znajdował się na
wzniesieniu zielonego pagórka, nieopodal drogi Shrewsburry–Welshpool. Wokół widział
tylko same farmy porozrzucane w oddali. Podczas swojej gwałtownej, nocnej podróży z
Green Manu minął jedynie kilka wioseczek, gnając, póki wprost nie ześlizgnął się z
grzbietu Baliosa z wyczerpania i nie uderzył o błoto z łomoczącą kości siłą. Na wpół
krocząc i czołgając się, pozwolił swojemu zmęczonemu koniowi wywlec go z drogi do
lekkiego wgłębienia w ziemi, gdzie zwinął się i zasnął, nie zważając na mżawkę
chłodnego deszczu, który wciąż padał.
Chociaż od czasu do czasu na niebie pojawiało się słońce, osuszając jego ubrania i
włosy, to i tak był brudny, a na koszuli miał z zaschnięte błoto zmieszane z krwią. Wstał,
jego całe ciało było obolałe. Nawet nie zadbał o żadne runy lecznicze zeszłej nocy. Udał
się do gospody, pozostawiając za sobą ślady błota i deszczu, wrócił jedynie na chwilę,
żeby zabrać rzeczy, zanim nie znalazł się z powrotem w stajni, uwalniając Baliosa,
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
pędząc w ciemną noc. Rany zadane podczas pojedynku ze sforą Woolseya wciąż bolały,
tak jak i siniaki od spadania z konia. Zatoczył się w kierunku miejsca, gdzie Balios
podgryzał trawę w cieniu rozpostartego dębu. Przeszukując torby przy siodle, wyjął z
nich stelę i garść suszonych owoców. Użył steli, by nakreślić na sobie runy
przeciwbólowe i leczące, a w międzyczasie posilał się przekąską.
Wydarzenia z poprzedniej nocy wydawały się być odległe o tysiące mil. Pamiętał
walkę z wilkołakami, trzask kości i smak własnej krwi, błoto i deszcz. Pamiętał ból
rozłąki z Jemem, choć nie mógł go już czuć. Ból zastąpiła pustka. Jakby jakaś magiczna
dłoń wyciągnęła się w jego kierunku i odcięła wszystko to, co ludzkie, spośród jego
wnętrzności, pozostawiając go jedynie próżną powłoką.
Kiedy skończył ze śniadaniem, włożył stelę z powrotem do sakwy, zdjął z siebie
zniszczoną koszulę i przebrał się w nową, czystą. Kiedy to robił, nie mógł nie spojrzeć w
dół i zauważyć runy parabatai na swojej piersi.
Nie była czarna, ale srebrzystobiała niczym dawno już wyblakła blizna. Will mógł
jeszcze usłyszeć głos Jema w swojej głowie, niezachwiany, poważny i znajomy: "I stało
się tak, że dusza Jonathana złączyła się z duszą Davida i Jonathan pokochał go jak własną
duszę. Potem Jonathan zawarł z Davidem przymierze, bo kochał go jak własną duszę." Byli
dwoma wojownikami, a ich dusze zostały połączone ze sobą w niebie i stąd Jonathan
Nocny Łowca wziął pomysł parabatai i umieścił tę ceremonię w Prawie.
Przez lata ten Znak i obecność Jema były w życiu Willa wszystkim, co mogłoby
zaświadczyć o tym, że ktoś go jeszcze kocha. Wszystkim, czego potrzebował, by
wiedzieć, że jest prawdziwy i żyje. Powędrował palcami po brzegach runy. Myślał, że
będzie ją nienawidzić, nienawidzić jej widoku w słońcu, ale zaskoczył sam siebie, kiedy
tak się nie stało. Znak, który mówił o stracie, wciąż był Znakiem, pamiątką. Nie można
stracić czegoś, czego nigdy się nie posiadało.
Wyciągnął z torby nóż, który Jem mu podarował: wąskie ostrze z zawiłą rączką. W
cieniu dębu przeciął dłoń i patrzył, jak krew leje się na podłoże, przesiąkając przez
ziemię. Wtedy ukląkł i wbił ostrze w zakrwawioną glebę. Klęcząc, zawahał się z jedną
ręką na rękojeści.
– Jamesie Carstairs – powiedział i przełknął ślinę. Zawsze tak było. Kiedy najbardziej
potrzebował słów, nie mógł ich znaleźć. Zdania z biblijnej przysięgi parabatai wskoczyły
mu do głowy: "Dokądkolwiek pójdziesz, tam ja pójdę; gdzie ty umrzesz, tam ja umrę i tam
zostanę pochowany. I tylko śmierć nas rozłączy, tak nam dopomóż, Aniele"
Ale nie. Tak się mówiło, kiedy mieliście pozostać złączeni, nie kiedy was rozdzielono.
Davida i Jonathana również odseparowała śmierć.
– Już ci kiedyś mówiłem, Jem, że mnie nie opuścisz – powiedział z zakrwawioną ręką
na uchwycie. – I wciąż jesteś ze mną. Kiedy oddycham, będę myślał o tobie, bo bez ciebie
byłbym martwy wieki temu. Kiedy będę się budził, kiedy będę spał, kiedy podniosę ręce
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
w obronie, albo kiedy położę się, by umrzeć, będziesz ze mną. Mówisz, że rodzimy się
wciąż na nowo i nowo. Ja natomiast uważam, że jest tu rzeka, która dzieli i żywych i
umarłych. Ale wiem, że jeśli znów się narodzimy, znajdę cię w nowym życiu, i jeśli taka
rzeka faktycznie istnieje, to poczekasz na mnie przy brzegu, żebym do ciebie przyszedł i
żebyśmy mogli przekroczyć ją razem. – Will wziął głęboki oddech i wypuścił sztylet.
Odciągnął rękę. Rana na jego dłoni już się goiła. Był to rezultat połowy tuzina iratze na
jego skórze. – Słyszysz, Jamesie Carstairs? Jesteśmy złączeni, ty i ja, ponad podziały
śmierci, poprzez jakiekolwiek generacje, jakie mają nadejść. Na zawsze.
Podniósł się na nogi i spojrzał na nóż. Należał do Jema, ale krew była jego. Ta plama
na ziemi, czy będzie umiał ją kiedykolwiek jeszcze znaleźć, czy nie, czy dożyje prób
odszukania, pozostanie ich własnością.
Odwrócił się, żeby odejść do Baliosa i odjechać w kierunku Walii i Tessy. Nie
odwracał się.
~
Do: Charlotte Branwell
Od: Konsul Josiah Waylanad
Przez posłańca
Moja droga Pani Branwell,
Nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem Twoje pismo. Wydaje się mi być czymś
niesamowitym, że kobieta tak rozważna jak Pani pokłada tyle zaufania w pustym słowie
chłopca tak nierozważnego i niesolidnego jak William Herondale, co czas i obecna sytuacja
właśnie dowiodły. Ja na pewno tego nie uczynię. Pan Herondale, jak napisała Pani w liście,
wdał się dziką pogoń bez Twojej wiedzy. Z pewnością jest zdolny do fałszerstwa w celu
uzyskania wsparcia w jego sprawie. Nie wyślę wielkiej armii moich Nocnych Łowców na
zawołanie i pochopne słowa chłopca.
Proszę, powstrzymaj się od swoich apodyktycznych powstańczych nawołań do Cadair
Idrysu. Postaraj się zapamiętać, że to ja jestem Konsulem. Ja zarządzam siłami Nocnych
Łowców, madam, a nie Ty. Lepiej zmień swoje myślenie i bardziej trzymaj w ryzach swoich
podopiecznych.
Z poważaniem,
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
Josiah Wayland, Konsul
– Jest tu mężczyzna, który przyszedł się z panią zobaczyć, pani Branwell.
Charlote podniosła znużony wzrok, zauważając Sophie w przejściu. Wyglądała na
zmęczoną, jak z resztą każdy z nich. Niezaprzeczalne ślady opłakiwania były widoczne
pod jej oczami. Charlotte rozpoznawała te oznaki bez problemu, widziała je tamtego
ranka w swoim lusterku na własnej twarzy.
Zasiadła za biurkiem w pokoju gościnnym, przyglądając się listowi w jej ręce. Nie
oczekiwała, że Konsul będzie zadowolony z jej wieści, ale nie myślała też, że spotka się z
czystą pogardą i odmową. Ja zarządzam siłami Nocnych łowców, madam, a nie Ty. Lepiej
zmień swoje myślenie i bardziej trzymaj w ryzach swoich podopiecznych.
Trzymaj ich w ryzach. Wzburzyła się. Jakby wszyscy oni byli dziećmi, a ona nikim
więcej jak ich guwernantką lub nianią, która chwali się nimi przed Konsulem, kiedy są
wyczyszczeni i wystrojeni, a potem chowa w pokoju zabaw na resztę czasu, by nie
przeszkadzali. Oni byli Nocnym Łowcami, podobnie, jak ona. I jeśli nie uważał Willa za
godnego zaufania, to był głupcem. Wiedział o klątwie, przecież sama mu powiedziała.
Szaleństwo Willa zawsze przypominało to Hamleta – na wpół gra, na wpół dzikość, a
wszystko i tak prowadziło ku pewnemu zakończeniu.
Ogień trzeszczał w kominku. Na zewnątrz lał się deszcz, obmalowując okna
srebrnymi liniami. Tego ranka przeszła obok sypialni Jema – drzwi były otwarte, łóżko
ogołocone z pościeli, rzeczy prywatne zabrane. To mógł być czyjkolwiek pokój. Cały
dowód na lata spędzone z nimi zniknął za jednym skinieniem ręki. Oparła się o ścianę
korytarza, pot jej zstąpił na brew, oczy płonęły. Razjelu, czy postąpiłam poprawnie?
Przetarła dłonią powieki.
– Akurat teraz? To nie Konsul Wayland, prawda?
– Nie pszepani. – Sophie potrząsnęła swoją ciemną głową. – To Aloysius
Starkweather. Mówił, że to bardzo pilna sprawa.
– Aloysius Starkweather? – Charlotte westchnęła. Niektóre dni zdawały się być
pasmem katastrof. – Proszę, wpuść go więc.
Złożyła list, który napisała w odpowiedzi do Konsula i zapieczętowała go, kiedy
Sophie wróciła zapraszając Aloysiusa Starkweathera do pokoju, przepraszając i
odchodząc. Charlotte nie wstała. Starkweather nie zmienił się zbytnio od czasu, gdy go
ostatnio widziała. Wyglądał jakby zwapniał, jakby nie mógł ani odmłodnieć, ani też
zestarzeć się jeszcze bardziej. Jego twarz tworzyła mapę pomarszczonych linii,
obramowaną białą brodą i włosami. Miał suche ubrania. Sophie musiała zdążyć powiesić
jego płaszcz na dole. Garnitur, który miał na sobie był przynajmniej z dziesięć lat do tylu
w modzie i czuć był od niego lekką woń naftaliny.
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
– Proszę usiąść, panie Starkweather – powiedziała Charlotte najukładniej, jak dała
radę do kogoś, o kim wiedziała, że jej nie znosi i nienawidził jej ojca.
Ale on wciąż stał. Jego ręce były zaciśnięte za plecami i kiedy obrócił się, oceniając
wnętrze pokoju wokół niego, Charlotte zauważyła, że jeden z rękawów jego marynarki
został skropiony krwią, co ją zaalarmowało.
– Panie Starkweather – powtórzyła i tym razem wstała. – Czy jest pan ranny?
Powinnam wezwać Cichych Braci?
– Ranny? – warknął. – Dlaczego miałbym być ranny?
– Pański rękaw – wskazała.
Odciągnął dłoń i spojrzał na nią obruszając się śmiechem.
– Nie moja krew – odrzekł. – Wdałem się wcześniej w potyczkę. Sprzeciwił się…
– Sprzeciwił się czemu?
– Sprzeciwił się mojemu zamiarowi obcięcia mu wszystkich jego palców i
późniejszego poderżnięcia gardła – odpowiedział, spotykając jej wzrok. Jego oczy były
szaroczarne, koloru skały.
– Aloysiusie. – Charlotte zapomniała o uprzejmościach. – Przymierze zabrania
niesprowokowanych ataków na Podziemnych.
– Niesprowokowanych? Powiedziałbym, że ten był sprowokowany. Jego ludzie
zamordowali moją wnuczkę. Moja córka niemalże umarła ze smutku. Dom
Starkweatherów zniszczony…
– Aloysiusie! – Charlotte zaniepokoiła się porządnie. – Twój dom nie został
zniszczony. Starkweatherowie wciąż jeszcze przebywają w Idrysie. Nie mówię tego tylko
po to, by zminimalizować twój żal, bo niektóre z naszych strat pozostają z nami na
zawsze. – Jem, pomyślała spontanicznie i ból tej myśli odepchnął ją z powrotem na
krzesło. Oparła łokcie o blat i ukryła twarz w dłoniach. – Nie wiem, po co przyszedłeś mi
to powiedzieć właśnie teraz – wymruczała. – Czy nie zauważyłeś runów na drzwiach
Instytutu? To jest czas wielkiego smutku dla nas…
– Przyszedłem ci to powiedzieć, bo to ważne! – uniósł się Aloysius. – Dotyczy Mistrza i
Tessy Gray.
Charlotte opuściła dłonie.
– Co wiesz na temat Tessy Gray?
Aloysius odwrócił się. Twarzą był skierowany ku ogniu, jego postać rzucała długi cień
na perski dywan na podłodze.
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
– Nie jestem mężczyzną, który dba o Przymierze – powiedział. – Wiesz o tym. Byłaś
razem ze mną w Radzie. Zostałem wychowany, by wierzyć, że wszystko, czego tkną się
demony, jest brudne i zepsute. Że to z racji krwi Nocni Łowcy zabijali te stworzenia, żeby
zagarniać zdobycze i skarby. Skarbiec Instytutu w Yorku został oddany mi pod opiekę i
trzymałem go pełnym, póki nowe Prawa nie zostały uchwalone. – Skrzywił się.
– Pozwól mi zgadnąć – odrzekła Charlotte. – Nie poprzestałeś na tym.
– Oczywiście, że nie – stwierdził starszy mężczyzna. – Czym są ludzkie Prawa wobec
Praw Anioła? Wiem, jak powinno się postępować. Trzymałem się na uboczu, ale nie
przestałem zbierać łupów ani niszczyć tych Podziemnych, którzy weszli mi w drogę.
Jednym z nich był John Shade.
– Ojciec Mistrza.
– Czarnoksiężnicy nie mogą mieć dzieci – warknął Starkweather. – To tylko jakiś
ludzki chłopiec, którego znaleźli i wytrenowali. Shade nauczył go swoich bezbożnych,
kombinatorskich sztuczek. Zdobył jego zaufanie.
– To bardzo mało prawdopodobne, żeby Shade wykradł Mistrza od jego rodziców –
powiedziała Charlotte. – Pewnie był po prostu chłopcem, który w przeciwnym razie
umarłby w przytułku.
– To było nienaturalne. Czarnoksiężnicy nie powinni wychowywać ludzkich dzieci. –
Aloysius wpatrywał się głęboko w czerwony żar płomieni. – To dlatego najechaliśmy na
dom Shade`a. Zabiliśmy jego i żonę. Chłopiec uciekł. Mechaniczny książę Shade`a–
prychnął. – Wzięliśmy ze sobą z powrotem do Instytutu kilka z jego rzeczy, ale żadne z
nas za nic nie mogło rozpoznać, co do czego służy. To wszystko, co się wtedy wydarzyło,
rutynowy napad. Akcja poszła zgodnie z planem, przynajmniej póki nie narodziła się
moja wnuczka, Adele.
– Wiem, że umarła przy ceremonii pierwszych runów – powiedziała Charlotte,
nieświadomie przesuwając ręką po brzuchu. – Bardzo mi przykro. To wielka rozpacz
mieć chorowite dziecko…
– Nie urodziła się chorowita! – wycharczał. – Była zdrowym niemowlakiem. Pięknym,
z oczami mojego syna. Wszyscy ją ubóstwiali, póki jednego ranka moja synowa nie
obudziła nas krzykiem. Upierała się, że dziecko w kołysce nie jest jej córką, mimo że
wyglądały identycznie. Przysięgała, że potrafiłaby rozpoznać własne dziecko, a to nie
jest jej. Myśleliśmy, że postradała zmysły. Nawet, kiedy oczy dziecka zmieniły się z
niebieskich na szare, przecież tak często dzieje się z niemowlętami. Ale uświadomiłem
sobie, że moja synowa miała rację, dopiero wtedy, gdy próbowaliśmy naznaczyć dziecko
runami. Adele… ból był dla niej nie do zniesienia. Krzyczała i krzyczała, skręcając się.
Skóra paliła się w miejscach, gdzie została dotknięta stelą. Cisi Bracia zrobili wszystko,
co w ich mocy, ale następnego ranka była już martwa.
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
Aloysius zatrzymał się i milczał przez długi czas, patrząc jakby zafascynowany w
ogień.
– Moja córka niemalże oszalała. Nie mogła znieść dalszego pobytu w Instytucie. Ja
zostałem. Wiedziałem, że miała rację, Adele nie mogła być moją wnuczką. Słyszałem o
faerie i innych Podziemnych, którzy chwalili się, że w końcu zemścili się na
Starkweatherach, zabrali jedno z ich dzieci i zastąpili chorowitym człowiekiem. Żadne z
moich dochodzeń nie odkryło niczego konkretnego, ale byłem zdeterminowany, by
odnaleźć wnuczkę. – Oparł się o gzyms kominka. – Niemalże zaprzestałem poszukiwań,
ale wtedy w moim Instytucie pojawiła się Tessa Gray w towarzystwie dwóch Nocnych
Łowców. Była jak cień mojej synowej, tak podobnie wyglądały. Ale w jej żyłach nie było
widać śladu po krwi Nocnych Łowców. Stało się to tajemnicą, którą postanowiłem
odkryć. Faerie, którego przesłuchałem dzisiaj, dołożył ostatniego puzzla do układanki. W
dziecięctwie moja wnuczka została podmieniona na porwane ludzkie dziecko,
chorobliwe stworzenie, które umarło przy nałożeniu Znaków, bo nie należało do
Nefilim. –W jego głosie pojawiła się nuta twarda jak rysa w krzemieniu. – Moją wnuczkę
pozostawiono do wychowania Przyziemnej rodzinie, a ich słabą Elizabeth wybrano tylko
ze względu na jej zewnętrzne podobieństwo do Adele, zastępując naszą zdrową
dziewczynkę. To była zemsta Rady Podziemnych na mnie. Wierzyli, że zabiłem jednego z
nich, więc oni zabili kogoś mojego. – Jego wzrok był zimny, kiedy spoczął na Charlotte. –
Adele /Elizabeth wyrosła na kobietę w ludzkiej rodzinie, nigdy nie dowiadując się, kim
naprawdę jest. A potem wyszła za mąż za Przyziemnego mężczyznę. Miał na imię
Richard. Richard Gray.
– Twoja wnuczka – zaczęła Charlotte powoli – była matką Tessy? Elizabeth Gray?
Matka Tessy była Nocną Łowczynią?
– Tak.
– To są zbrodnie, Aloysiusie. Powinieneś z tym iść do Rady…
– Oni nie dbają o Tessę Gray – wycedził Starkweather. – Ale ty owszem. Właśnie z
tego powodu wysłuchasz mojej historii i tylko dlatego możesz mi pomóc.
– Mogę – powiedziała Charlotte – jeśli tylko tak będzie właściwe postąpić. Nie
rozumiem jedynie, jaką rolę w tym wszystkim odgrywa Mistrz.
Aloysius poruszał się niespokojnie.
– Mistrz dowiedział się o tym, co się stało i postanowił, że wykorzysta Elizabeth Gray,
Nocną Łowczynię, która nic nie wie o swoim pochodzeniu. Wierzę, że to Mistrz zabiegał
o wynajęcie Richarda Greya jako pracownika, żeby dostać się do Elizabeth. Wierzę, że
nasłał na moją wnuczkę zmiennokształtnego demona, który udał jej męża, żeby mogła
począć Tessę Gray. Tessa była celem. Dziecko Nocnego Łowcy i demona.
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
– Ale potomstwo demonów i Nocnych Łowców rodzi się martwe – powiedziała
automatycznie Charlotte.
– Nawet jeśli Nocny Łowca nie wie o tym, kim jest? – zapytał Starkweather. – Nawet
jeśli w życiu nie nosił runów?
– Ja… – Charlotte zamknęła usta. Nie miała pojęcia, jak odpowiedzieć na to pytanie. O
tyle, o ile słyszała, taka sytuacja jeszcze nigdy się nie zdarzyła. Nocni Łowcy byli
naznaczeni już od dzieciństwa, kobiety i mężczyźni, wszyscy z nich.
Ale Elizabeth Gray do nich nie należała.
– Wiem, że dziewczyna jest zmiennokształtna – odrzekł Starkweather. – Ale myślę, że
nie dlatego jej chce. Jest jeszcze coś innego, co pragnie, żeby zrobiła. Coś, co tylko ona
potrafi. Ona jest kluczem.
– Kluczem do czego?
– To były ostatnie słowa, jakie powiedział mi faerie dzisiejszego wieczoru. –
Starkweather spojrzał na zakrwawiony rękaw. – Powiedział: „Ona będzie naszą pomstą
za wszystkie marnotrawne śmierci. Doprowadzi Nefilim do zagłady, a Londyn będzie
płonął i kiedy Mistrz przezwycięży was wszystkich, nie pozostaniecie niczym więcej jak
tylko bydłem w zagrodzie”. Nawet jeśli Konsul zamierza odbić Tessę dla jej własnego
dobra, muszą ją uwolnić, jeżeli chcą zapobiec nieszczęściu.
– Jeżeli tylko w to uwierzą – odrzekła Charlotte.
– Jeśli słowa zostaną wypowiedziane z twoich ust, nie będą mieli innego wyjścia –
odparł Starkweather. – Gdybym to ja miał to zrobić, tylko by mnie wyśmiali jako
szalonego staruszka tak samo, jak robili to przez lata.
– Och, Aloysiusie. Przeceniasz zaufanie, jakie Konsul we mnie pokłada. Stwierdzi
jedynie, że jestem głupiutką, naiwną kobietą. Powie, że faerie skłamał… w zasadzie to
oni nie mogą kłamać, więc ogłosi że przekręcił prawdę, albo powtórzył jedyną prawdę,
jaką znał.
Staruszek odwrócił wzrok, poruszając ustami.
– Tessa Gray jest kluczem w planie Mistrza – odrzekł. – Nie wiem w jaki sposób, ale
jest. Przyszedłem do ciebie, bo nie ufam Radzie w jej sprawie. Ona jest pół–demonem.
Pamiętam co w przeszłości robiłem z rzeczami pokroju pół–demonów albo
nadnaturalnymi istotami.
– Tessa nie jest rzeczą – odparła Charlotte. – Jest dziewczyną, została porwana i
najprawdopodobniej jest przerażona. Myślisz, że gdybym znała sposób na jej ocalenie,
nie zdążyłabym już tego zrobić?
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
– Nie uczyniłem niczego złego – odpowiedział Aloysius. – Chcę wszystko naprawić.
Moja krew płynie w żyłach tej dziewczyny, nawet jeśli dzieli ją z krwią demona. Ona jest
moją prawnuczką. – Podniósł podbródek, jego załzawione, jasne oczy obwiedzione były
czerwienią. – Proszę cię jedynie o jedną rzecz, Charlotte. Kiedy już odnajdziesz Tessę
Gray, a zrobisz to, powiedz jej, że Starkweatherowie przyjmą ją z otwartymi ramionami.
~
Nie pozwól mi żałować tego, że ci zaufałam, Gabrielu Lightwoodzie.
Gabriel zasiadł za biurkiem w swoim pokoju z piórem w ręce, pisząc na rozpostartym
przed nim papierze. Lampy w pomieszczeniu nie zostały zapalone, w kątach i na
podłodze kryły się cienie.
Do: Konsul Josiah Waylanad
Od: Gabriel Lightwood
Najczcigodniejszy Konsulu,
Piszę do ciebie dzisiaj w końcu z informacjami, o jakie poprosiłeś mnie wcześniej.
Oczekiwałem, iż wieści te nadejdą do mnie z Idrysu, ale los chciał, że źródło znalazło się
znacznie bliżej domu. Dzisiejszego dnia Aloysius Starkweather, głowa Instytutu w Yorku,
poprosił o widzenie z panią Branwell.
Odłożył pióro i wziął głęboki wdech. Słyszał wcześniej dźwięk dzwonka Instytutu,
obserwował ze schodów, jak Sophie wprowadziła Starkweathera do środka, a potem do
pokoju gościnnego. Wtedy już było łatwo usadowić się przy drzwiach, podsłuchując
rozmowy zza ściany.
W końcu Charlotte nigdy nie podejrzewałaby, że ktoś mógłby ją szpiegować.
Jest starszym mężczyzną, który oszalał z rozpaczy, a tacy jak on tylko opracowują coraz
to nowe fałszerstwa, które usprawiedliwiają wielką stratą. Z pewnością można okazywać
mu litość, ale nie brać na poważnie i dalsze postępowania Rady nie powinny się opierać na
słowach ludzi niegodnych zaufania i wariatów.
Deski podłogowe zatrzeszczały. Gabriel podniósł głowę. Serce mu łomotało. Jeżeli to
Gideon… byłby przerażony odkryć, co jego brat teraz robił. Wszyscy by byli. Pomyślał o
uczuciu zdrady, który wykwitłoby na małej twarzy Charlotte, gdyby się dowiedziała i
oszałamiającym gniewie Henry`ego. Przede wszystkim pomyślał o parze błękitnych oczu
SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM
Tłumaczenie:
Windy Dreams
Korekta:
Feather
osadzonych na sercowatej buzi, spoglądających na niego z rozczarowaniem. Być może,
Gabrielu Lightwood, wierzę w ciebie.
Gdy wrócił piórem do listu, pisał z takim rozmachem, że nieomal przebił się przez
papier.
Przykro mi to stwierdzić, ale oboje wyrażali się bez szacunku o Radzie i Tobie, Konsulu.
Jasne jest, że pani Branwell czuje się dotknięta tym, co postrzega jako niepotrzebną
przeszkodę w jej planach. Została zaznajomiona z niemożliwymi przekonaniami pana
Starkweathera takimi jak kłamstwo o zmieszaniu ras demona i Nocnego Łowcy przez
Mistrza, co jest czystą niedorzecznością z prostą naiwnością. Wygląda na to, że miałeś
rację i jest ona zbyt uparta i łatwowierna, żeby móc zarządzać Instytutem jak należy.
Gabriel przygryzł wargę i zmusił się do zaprzestania myśli o Cecily. Zamiast tego
pomyślał o Domu Lightwoodów, jego wrodzonej racji, odnowionym dobrym mieniu
rodziny i bezpieczeństwie brata i siostry. Tak naprawdę nie krzywdził Charlotte. Był to
tylko uszczerbek na jej pozycji, a nie bezpieczeństwu. Konsul nie miał żadnych
mrocznych planów wobec niej. Z pewnością będzie szczęśliwsza w Idrysie, albo w
jakimś wiejskim domku, obserwujące jak jej dzieci rozbiegają się po zielonych
trawnikach, nie martwiąc się bez przerwy o los wszystkich Nocnych Łowców.
Mimo że pani Branwell usilnie namawia Cię do wysłania sił Nocnych Łowców w
kierunku Cadair Idrysu, ktokolwiek sugerujący się opiniami i histeriami szaleńca,
określając je jako bazę swojego postepowania, traci zbyt wiele obiektywności, żeby można
mu było zaufać.
Jeśli zajdzie taka potrzeba, to przysięgnę na Miecz Anioła, że wszystko, co właśnie tu
napisałem, jest prawdą.
W imieniu Razjela,
Gabriel Lighwood