background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

Rozdział 14 

 

Czekając  w  restauracji  naprzeciw  centrum  sportowego,  Lock  patrzył  jak  jego  najlepszy 

przyjaciel nie je. Zamiast tego, gapi się przez okno. 

- To nie z powodu Novikova, prawda? 

Ric zmarszczył brwi. 

- Novikowa? 

- I Blayne? Z powodu, dla którego zawisłeś 30 stóp lub coś koło tego nad ziemią? 

- Och! Racja. - Ric podniósł frytkę. - Co z nimi? 

-  Co się z tobą dzieje?  -  zapytał  Lock.  Boże, miał  nadzieję, że Ric  nie  rozmyśla wciąż o 

Dee. Ta wilczyca była tak bardzo poza zasięgiem Rica, że mogłaby być na Marsie. 

- Nic. Dlaczego? 

-  Dlaczego?  Ponieważ  wdajesz  się  w  bójki  z  facetami  cztery  razy  większymi  od  siebie. 

Kiedy to zmieniłeś się w swojego brata? 

- Nie chcę, by on wykorzystał Blayne. 

- Blayne potrafi sama sobie radzić. 

Ric wzruszył ramionami i ponownie zaczął gapić się przez okno. 

- Tak sądzę. 

- Jestes pewien, że nic innego cię nie niepokoi? Wydajesz się jakby... niespokojny. 

Ric ponownie spojrzał na Locka. 

- Co znowu? 

 

*** 

 

Blayne naciągnęła plecak na ramiona. Czuła się bardzo dobrze w tym momencie. Radziła 

sobie lepiej. Każdy tak mówił. 

Trening z Bo zdecydowanie się opłacał. Gdyby jeszcze udało jej się trzymać go z dala od 

jej pleców i towarzyskiego kalendarza aż do mistrzostw, to zdobędzie złoto. 

- Dobranoc, dziewczyny! - powiedziała, machając ręką. 

- Dobranoc Blayne! 

Gwen spotkała się z nią u drzwi. 

- Jesteś pewna, że nie chcesz iść ze mną na kolację? 

- Tak. To był długi dzień. Jestem wyczerpana. 

- Walka z Mitchem tak cię wyczerpała? 

Blayne warknęła i pchnąwszy, otworzyła drzwi do szatni. 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

- Jest szczęściarzem, że nie urwałam mu jaj. - Blayne zamarła tuż na korytarzu. - Co ty tu 

robisz? 

Bo  opierał  się  plecami  o  przeciwległą  ścianę.  Wziął  prysznic  i  przebrał  się  w  czarne 

dżinsy, niebieski t-shirt i trapery. Nigdzie nie było widać jego marynarskiego worka i Blayne zdała 
sobie sprawę, że on czekał na nią. 

- Jestem tu by cię zabrać do domu. 

Przewróciła oczami. 

- Przecież ci mówiłam. 

-  Czekaj.  Jestem  tu,  by  zabrać  cię  do  domu,  po  tym  jak  z  tobą  wyjdę.  Na  kolację.  Dziś 

wieczorem. 

- Nie idę z tobą. - Zwłaszcza, kiedy mówił to takim tonem. 

- Chcesz mi ocalić życie, prawda? 

- Co? 

- Masz lwy, które próbują mnie zabić. 

- Powiedziałam może. Może próbują ciebie zabić. 

-  Racja. Ale  jeśli  wyjdziemy,  jeśli  będziemy  na  randce,  nie  będę  cię  mógł  wykorzystać. 

Nieprawdaż, Gwen? 

- Absolutnie! 

Blayne  popchnęła  Gwen  z  powrotem  do  szatni  jednym  porządnym  ruchem  i  Bo  skinął 

swoją głową z aprobatą. 

- Nieźle. 

- To... - powiedziała Blayne zamknąwszy drzwi od szatni - ...są brednie. 

-  Dlaczego?  Czymże  jest  mała  randka  i  podwiezienie  do  domu  pomiędzy  ludźmi,  którzy 

już ze sobą spali? 

Nawet jeśli Blayne wiedziała, co Bo miał na myśli, warknęła jednak usłyszawszy zbiorowe 

Ooooooooooooooh!”, po którym nastąpiło kilka rzuconych „Mówiłam ci” oraz „Dawaj Blaynie!”, 
co naprawdę doprowadziło ją do szału. 

By  okazać  swoją  irytację,  Blayne  uderzyła  stopą  w  drzwi  i  usłyszała  kilka  szczeknięć  z 

bólu. 

- Kopnęła w drzwi! - ktoś krzyknął. 

- Nie rozumiem o co chodzi - powiedziała do niego. - Nie wiem co robisz. 

Bo podszedł bliżej dopóki nie górował nad nią. 

- Zapędzam cię w kozi róg, blokuję ci wyjście, łapię cię w pułapkę. Ale to twoja wina, że 

to robię. 

- Moja wina? 

-  Ponieważ  postawiłaś  mnie  w  niebezpieczeństwie,  nie  mam  wyjścia.  Biedny  mały  ja 

przeciwko tym wszystkim wielkim przerażającym irlandzkim lwom. - Położył dłonie na drzwiach 
po obu stronach jej głowy. - Więc tak, to wszystko twoja wina. 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

- Jak możesz żyć sam ze sobą? 

-  Mogę  ci  o  tym  opowiedzieć  podczas  kolacji  albo  możemy  stać  tutaj  kłócąc  się  o  tę 

cholerną kwestię przez następne dziesięć tysięcy  godzin, z całą twoją drużyną podsłuchującą pod 
drzwiami. Wybieraj co jest gorsze? 

-  Świetnie.  Kolacja  i  zabierasz  mnie  do  domu.  A  potem  nigdy  więcej  się  do  mnie  nie 

odzywaj. 

-  Zostawmy  tę  konkretną  groźbę  na  po  mistrzostwach,  Blayne!  -  Gwen  krzyknęła  przez 

drzwi. 

- Zamknij się! 

 

*** 

 

Bo  wpakował  się  na  fotel  kierowcy,  zatrzasnął  drzwi  i  zapalił  silnik  swojej  ciężarówki. 

Włączył  ogrzewanie,  starając  się  nie  wyglądać  na  zbyt  zażenowanego,  gdy  ono  zadławiło  się  na 
śmierć, jako że nigdy nie używał ogrzewania w swojej ciężarówce, nawet w środku najzimniejszej 
zimy. Ale Blayne była zbyt zajęta gotowaniem się ze złości na niego, aby to zauważyć lub się tym 
przejąć. 

Bo jednak nauczył się sporo o Blayne podczas tych kilku tygodni, i jeśli była jedna rzecz, 

którą już wiedział to to, że łatwo było odwrócić jej uwagę od niemal wszystkiego. Zazwyczaj, ten 
aspekt jej osobowości doprowadzał go do szału, ale teraz tego potrzebował. 

Sięgając do tyłu swojej ciężarówki, wyciągnął małą torebkę. 

- Kupiłem ci coś - powiedział. Wyjął pudełko z torby i położył na jej kolanie. Nawet na nie 

nie spojrzała, więc Bo otworzył pudełko zamiast niej i czekał. 

Zajeło  to  jakieś  trzydzieści  sekund,  żeby  jej  ciekawość  zwyciężyła  i  spojrzała  w  dół  na 

pudełko. Dwie sekundy później, zezłoszczone brązowe oczy znieruchomiały na nim. 

- Zegarek? - spytała. - Kupiłeś mi zegarek? 

- Nie złość się - powiedział. - To tylko coś, co pozwoli ci zarządzać twoim czasem zanim 

doprowadzisz mnie do picia. 

-  Ponieważ  spoglądam  na  twój  zegarek  kiedy  muszę  znać  godzinę,  czy  ponieważ 

spóźniłam się kilka minut parę razy? 

- Piętnaście minut spóźnienia. Piętnaście to nie kilka. - Podniósł palec. 

- Nie wyrzucaj go. 

Bo chwycił z powrotem pudełko i wyciągnął zegarek. 

- Zobaczmy jak na tobie wygląda. 

- Nie mogę wziąć tego zegarka. 

-  Dlaczego  nie?  -  Zdjął  ten  głupi,  bezużyteczny  zegarek  z  jej  nadgarstka,  rzucając  go  na 

sam tył swojej ciężarówki ignorując jej oburzone sapnięcie, i założył nowy, kupiony tego wieczoru 
w sklepie jubilerskim prowadzonym przez niedźwiedzia, kilka przecznic od centrum sportowego. 

- Bo, on jest zbyt drogi. 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

- Co każe ci tak myśleć? 

- Chcesz żebym uwierzyła, że masz go od jakiegoś ulicznego handlarza? 

Zamiast odpowiedzieć, Bo patrzył na Blayne dopóki ta nie mrugnęła i nie spojrzała w dół 

na zegarek. 

- Masz go od ulicznego handlarza? 

Wciąż milczał, skoro zadziałało to poprzednim razem. 

- Za ile? 

- Pięćdziesiąt - powiedział wymijająco. 

- Pięćdziesiąt? Za to? - Lekko prychnęła. - Ja bym stargowała do co najmniej trzydziestu 

pięciu dolców. To nawet nie jest tania podróbka jakiejś marki. Meirston? Co to niby ma udawać? 

-  Nie  mam  pojęcia.  -  W  rzeczywistości  była  to  marka  bardzo  znanej  i  bardzo  potężnej 

dynastii niedźwiedzi, która tworzyła i sprzedawała biżuterię od czasów Mojżesza. Przynajmniej tak 
widniało na ich materiałach marketingowych

1

. - Jednak jest niezły, co? 

- Taa. 

- Długo z tobą wytrzyma. 

- A co dokładnie to oznacza? 

- Czy naprawdę chcesz bym wyjaśnił ci twoją niezdarność? 

- Nie. To nie będzie konieczne. 

- To dobrze. - Położył dłoń na dźwigni skrzyni biegów. - Nadal jesteś zła? 

-  Wściekła.  -  Ale  potem  uśmiechnęła  się  do  niego.  -  Ale  myślę,  że  mi  przejdzie  jeśli 

jedzenie będzie dobre. 

-  Będzie  najlepsze  -  powiedział  wycofując  się  ze  swojego  miejsca  parkingowego.  - 

Obiecuję. 

 

*** 

 

- To ona - powiedział dzieciak siedzący obok niego, wskazując na ciężarówkę wycofującą 

się z parkingu. - Jest z... 

-  Nie  obchodzi  mnie  to.  -  Poklepał  kierowcę  po  barku.  -  Trzymaj  się  blisko,  ale  nie 

przestrasz ich. 

Van podążył za parą a on wrócił do swojego zespołu. Był w tej robocie zaledwie od sześciu 

miesięcy, ale opłacało się to bardziej, niż to co robił przez ostatnie dwadzieścia lat. 

Praca  najemnika  była  niestabilna  i  dziesięć  razy  bardziej  niebezpieczna.  Jednak  gdy  już 

człowiek przyzwyczaił się do tego, że ma do czynienia ze zwierzętami a nie z ludźmi, reszta roboty 
była łatwa. 

Zapalił papierosa i uchwycił się jednego ze słupków by utrzymać równowagę. 

                                                 

1

  Rzeczywiście,  to  bardzo  znana  firma  -  zaczynali  od  produkcji  „zegarów  słonecznych‟  i  „zegarów  na  koniec‟;  ten 

konkretny model będzie zapewne oznaczał „koniec Bo‟, kiedy Blayne dowie się ile... :P 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

-  Jesteśmy  gotowi?  -  zapytał  jednego  z  techników,  który  zajmował  się  środkami 

uspokajającymi. 

-  Tak.  -  Wręczył  broń,  która  była  używana  do  uspokajania  słoni.  Ta  będzie  dla  chłopaka 

hybrydy. Mieli drugi, mniejszy karabin ze środkiem dla hybrydy, ale byłoby lepiej gdyby  zamiast 
tego,  chwytając  ją  jednocześnie  użyli  strzykawki.  Ze  wszystkich  hybryd,  na  które  polowali, 
wilkopsy  były  najtrudniejsze.  Żaden  z  nich  zdawał  się  nie  mieć  takiego  samego  układu 
wewnętrznego. Weźmiesz za dużo leku i ci umrze. Weźmiesz za mało... 

Podrapał rany na swojej szyi. 

Ale tego żywiołowego wilkopsa obserwowali już od miesięcy. Ich technik od usypiania był 

pewien, że ma odpowiednią dawkę dla kogoś o rozmiarze i wadze tego dziwadła. 

Jednak wolał mieć pewność niż na to liczyć. Dlatego gdy jego zespół przyprowadzi ją do 

vana, zakują ją w łańcuchy i będą tak trzymali dopóki nie dojadą na północ, do miejsca, które każdy 
nazywał Fight Farm.

2

 Więc nawet jeśli środek usypiający nie byłby dla niej wystarczający, nie było 

to problemem. Wilkopsy, chociaż ciężko było dawać sobie z nimi radę, to wciąż jednak były psy. 
Kiedy  już  nauczyłeś  radzić  sobie  z  kobietą  z  rzeczywistymi  pazurami,  reszta  to  była  bułka  z 
masłem.  Ponieważ  w  odróżnieniu  od  prawdziwych  psów  i  kotów,  ludzie  wiedzieli  co  naprawdę 
znaczy przystawiona broń do głowy albo nóż na gardle. 

Co ułatwiało mu jego pracę. 

 

*** 

 

Byli w  Brooklynie,  stali  na  czerwonym  świetle,  gdy  Bo zorientował  się,  że  ta  mała  Miss 

Krótkotrwającej Uwagi bawi się swoim zegarkiem. 

- Co robisz? 

- Nic - powiedziała z pochyloną głową i palcem naciskającym na różne przyciski. 

Bo  spojrzał  z  powrotem  na  czterysta  trzydziestą  stronę  podręcznika  użytkownika  tej 

szczególnej serii zegarków Meirston. Wersja w rozmiarze dla szczeniaków. Poza chęcią pomocy jej 
w  zarządzaniu  swoim  czasem,  chciał  by  miała  taki  poziom  bezpieczeństwa,  jakiego  przeciętni 
zmienni nie mają. Niedźwiedziego bezpieczeństwa. 

Normalnie, Bo udzieliłby Blayne wskazówek w tym samym czasie co dał jej zegarek, ale 

wiedział, że jeśli teraz da jej wskazówki, to ona zorientuje się, że to była prawdziwa transakcja i 
kosztowała go znacznie więcej niż pięćdziesiąt dolców. Ale jednak... jeśli ona naciśnie niewłaściwy 
przycisk,  on  będzie  musiał  zapłacić  ten  rachunek  na  sto  tysięcy  dolców  za  przypadkowy  alarm, 
ponieważ  -  wnioskując  z  małego  mieszkania  Blayne  -  ona  nie  będzie  w  stanie  finansowo  temu 
podołać.  

- Hmm - podrapał się - wiesz co jest fajnego w tym zegarku? 

- Co? 

- Jest w nim sygnał naprowadzający w nagłych wypadkach.  

- Sygnał naprowadzający w nagłych wypadkach? W taniej podróbce? 

                                                 

2

 To jest zdaje się jakiś ośrodek/centrum walk 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

- To naprawdę dobra podróbka. - Albo jakoś tak. 

- I do czego ten sygnał naprowadzający ma służyć? 

Bo zatrzymał się na kolejnych światłach i pochylił się, chwytając ją za nadgarstek. 

-  Kiedy  masz  kłopoty,  otwierasz  to,  wyciągasz  tę  małą  część  i  naciskasz  przycisk.  On 

wyśle sygnał naprowadzający, który może być śledzony przez pewnego rodzaju wojska. 

- Pewnego rodzaju wojska? 

- Naszego rodzaju wojska. 

Westchnął z ulgą w duchu, kiedy odsunęła dłoń od zegarka zamiast kontynuować zabawę. 

- W jakiego rodzaju kłopotach muszę być? 

Nawet lepiej, zadawała pytania na ten temat. Świetnie. Wspaniale. 

- Być uwięzionym w Andach i zmuszonym jeść swoich przyjaciół ponieważ nie ma innego 

wyjścia  -  to  jest  dobry  przykład.  Spóźnić  się  na  autobus  do  śródmieścia  i  musieć  umówić  się  na 
wizytę u dentysty... zły przykład. 

Zaśmiała się lekko gdy ruszył. 

-  Innymi  słowy,  postępuj  zgodnie  z  zasadami  mojego  taty  kiedy  mu  zawracać  głowę  a 

kiedy  nie.  Obdarte  ze  skóry  kolano  -  wyssij  i  przyjmij  to  jak  Thorpe.  Skóra  zwisająca  z  twojej 
twarzy po zderzeniu się twojego Harleya z ziemią  - wtedy zdecydowanie zadzwoń, ale nie oczekuj 
współczucia.
 

Bo przytaknął. 

- Coś jak zasady mojego wujka.  Dopóki części ciała nie były  rzeczywiście oderwane, nie 

chciał o tym słyszeć. 

Blayne uśmiechnęła się.  

-  Przypuszczam,  że  twoja  rodzina  jest  z  ciebie  dumna,  co?  Jesteś  wielkim  hokeistą  i  w 

ogóle. 

Bo wzruszył ramionami. 

- Nie mam pojęcia. Nie rozmawiałem z nimi od jakiegoś czasu. 

- Od jakiego czasu? 

- Odkąd odszedłem. 

Odwróciła  się  nieznacznie  na  swoim  fotelu  tak,  by  mogła  patrzeć  na  niego  tymi  swoimi 

ogromnymi brązowymi oczami. 

- Odkąd odszedłeś? Masz na myśli dziesięć lat temu? 

- Tak przypuszczam. 

- Dlaczego nie rozmawiałeś z nimi tak długo? 

Bo wzruszył ramionami, nie wiedząc, dlaczego ona wydaje się tak zmartwiona. 

- Nie wiem. Byłem zajęty. 

Otworzyła usta i gapiła się na niego. 

- Okej, dlaczego tak na mnie patrzysz? 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

- Jak możesz nie pozostawać w kontakcie ze swoją rodziną? 

- Nie podnosząc słuchawki i nie wykręcając numeru? 

- To jest... przygnębiające. 

- Przygnębiające? 

- Przygnębiające. 

- Dlaczego? 

- Ponieważ potrzebujesz rodziny. Każdy potrzebuje rodziny. 

Wzruszył ramionami, wciąż niepewien dlaczego ona jest tym zmartwiona. 

- Myślę, że jestem zatem szczęściarzem. 

- Tak sądzę. 

Nie mówiła nic od dłuższego czasu, po prostu patrzyła przez okno. Zastanawiał się na co 

patrzy, o czym myśli. Czy myśli o nim? Jego braku rodziny? A może wciąż była na niego zła? A 
może jej umysł przeskoczył już do innego tematu? 

Świat? Społeczeństwo? Polityka? 
Jak się nazywał ten aktor, który grał w “Ojcu Chrzestnym 2”? Wiem, że widziałem go w 

odcinku  „Prawo  i  porządek”

3

  zeszłej  nocy,  ale  nie  mogę  sobie  przypomnieć  jego  cholernego 

nazwiska.  

Byli mniej niż milę od restauracji, do której jechali. Bo zadzwonił wcześniej i właściciel 

zostawił dla nich swój najlepszy stolik. Ale najpierw Bo musiał coś zrobić po drodze, więc zjechał 
na bok, za róg pustej ulicy. 

Blayne rozejrzała się. 

- Dlaczego się zatrzymaliśmy? 

Odetchnął. 

- Przepraszam. 

Zmrużyła oczy. 

- Ten zegarek wcale nie jest podróbką, prawda? 

- Nie o to mi chodzi, Blayne. - Odwrócił się nieznacznie na siedzeniu, by mógł spojrzeć jej 

w twarz. - Po pierwsze, przepraszam, że wcześniej zaczaiłem się na ciebie. 

- Powinieneś przeprosić. Jest łatwiejszy sposób by umówić się na randkę.  

- Z każdą inną, ale ty nie pozostawiłaś mi wielkiego wyboru. 

Ręce opadły jej na kolana. 

- Co to znaczy? 

-  To  znaczy...  to  znaczy...  -  Bo  potrząsnął  głową.  Nie  mógł  jasno  myśleć.  Nie  z  nią  tak 

blisko. - Pieprzyć to. Kogo obchodzi co to znaczy? 

- O ile zamierzasz wkurzyć wszystkich tym co robisz? 

                                                 

3

 „Law & Order” - amerykański serial kryminalny 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

I  wtedy  to  Bo  ją  pocałował,  jego  usta  nacisnęły  ciepło  i  stanowczo  jej  usta,  jego  język 

łagodnie odnalazł drogę pomiędzy jej wargami. 

Ten kontakt zaskoczył ją zwyczajnie dlatego, że naprawdę się go nie spodziewała. Ale to, 

że  się  go  nie  spodziewała,  nie  oznaczało,  że  nie  był  mile  widziany.  I,  niech  to  szlag,  jeśli  ten 
człowiek nie potrafił całować równie dobrze, jak grać w hokeja. 

Blayne przechyliła głowę na bok, aby łatwiej mogli czerpać przyjemność ze swoich ust i 

języków.  Boże,  tak  bardzo  przyjemnie  jej  było.  Smakował  dobrze,  jego  język  pocierał  jej  w  taki 
sposób,  że  przywodził  na  myśl  seks  oralny.  Nie  rozumiała  dlaczego,  ale  zastanawiała  się  co  on 
mógłby zrobić, gdyby w końcu to zrobili... 

Czekaj. Gdyby w końcu to zrobili. Gdyby. On jeszcze tam nie był . Prawda? 

Prawda, Blayne? 

Hę? 
Bo  nagle  odsunął  się  od  niej,  jego  język  polizał  jej  wargi,  jakby  on  wciąż  ją  smakował, 

jego spojrzenie spoczęło na jej ustach. Czy on w ogóle zamknął oczy, gdy ją całował? 

- Będę szczery - wymamrotał. - Nie jestem pewien, czy to pomogło sytuacji czy sprawiło, 

że reszta nocy będzie się dłużyła, jeśli nie będę mógł zrobić tego ponownie dopóki nie odprowadzę 
cię do drzwi wejściowych. 

Gdyby  mogła  mówić,  całkowicie  by  się  z  nim  zgodziła.  Może  powinna  zapomnieć  o 

swoich  wszystkich  ostatnich  zasadach  dotyczących  włóczenia  się  z  facetami.  Może  powinna  po 
prostu zaszaleć, zapomnieć o przeszłości i wziąć dużą hybrydę do swojego maleńkiego mieszkania i 
wykorzystać jej naprawdę wytrzymałe łóżko. To prawda, to nie było w jej stylu ale... ale... 

Ale Boże, naprawdę tego chciała. 
Blayne chwyciła go za rękę i powiedziała: 

- Bo... 

Dźwięk rozbijanego szkła wypełnił  zbyt  dużą  ciężarówkę  Bo i  wielka klatka piersiowa i 

ramiona hybrydy szarpnęły się do przodu, popychając Blayne do tyłu, na drzwi po stronie pasażera, 
przyszpilając ją tam. 

Krzywiąc się z nagłego bólu w swojej głowie, w miejscu gdzie jej czaszka spotkała się z 

drzwiami, Blayne popchnęła ramiona Bo. 

- Bo? - zawołała. - Bo? Słyszysz mnie? 

Zdezorientowana  jak  diabli,  Blayne  pochyliła  się  nieco.  Szyba  nie  była  zniszczona 

całkowicie.  Zamiast  tego,  była  w  niej  sporej  wielkości  dziura  a  na  pozostałości  były  pęknięcia. 
Spojrzawszy  w  dół,  na  leżącą  na  niej  hybrydę,  Blayne  zobaczyła  metalową  końcówkę  czegoś, 
wystającą z jego brązowo-białej grzywy. Sięgnęła po nią i ciągnęła, aż z jego skóry nie wysunęła 
się strzałka. Podniosła ją do góry i popatrzyła. 

- Kurwa...

4

 

                                                 

4

 Przepraszam, ale sytuacja wymaga dobitnego słowa ;)  

A propos wulgaryzmów. Niedawno TVN nadawała film „Blade 3” i tam była taka scenka: aktor na widok małego psa z 
wielką szczęką (Chihuahua wampir) krzyczy: „What the fuck?!” lektor czyta: „Co to?” i znów aktor: „What the fuck?!” 
a lektor ponownie: „Co to?” :P i jeszcze jedna scenka z tego samego filmu. Nieźle się wszyscy grzmocą i ktoś mówi: 
„Fuck” a lektor: „Kurczę” ;) 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

Drzwi  od  strony  pasażera  otworzyły  się,  a  ponieważ  Blayne  się  o  nie  opierała,  upadła 

razem z nimi. Zobaczyła czarne maski i zrozumiała, że ma kłopoty. 

Ktoś wbił igłę w jej szyję i poczuła płyn wpuszczany w jej żyłę. Krzyknęła, jej pierwszym 

odruchem  było  walczyć,  ale  przypomniała  sobie  jak  szybko  upadł  Bo  i  zamiast  tego,  zrobiła  się 
wiotka, jej oczy się zamknęły. 

Jakieś ręce złapały ją za ramiona i nogi i  wyniosły z ciężarówki Bo. Czuła, jak niosą  jej 

ciało do uruchomionego pojazdu. Wyczuwała, że to van, ponieważ byli w stanie ją tam wnieść bez 
żadnego problemu. Usłyszała, jak męski głos pyta: 

- Nie. Zostaw go. 

Blayne  poczuła,  jak  przepływa  przez  nią  ulga,  gdy  położyli  ją  na  ławce  a  drzwi  vana 

zatrzasnęły  się.  Van  przyspieszył  i  Blayne  ciężko  pracowała  by  nie  poddać  się  panice.  Musiała 
zachować  spokój,  podejść  do  tego  racjonalnie.  Nie  było  to  łatwo  skoro  czuła  się  jak  w  pułapce, 
jakby ściany vana zbliżały się do niej, jakby już była zamknięta w klatce. 

I jeśli była jedna rzecz, jakiej Blayne nienawidziła, to było to uczucie bycia w pułapce. 

 

*** 

 

Zniknęła. Jednak w odróżnieniu do ostatniego razu, nie uciekła od niego. Została zabrana. 

A on chciał ją z powrotem. Chciał ją z powrotem natychmiast. 

Bo  Novikov  wyprostował  się  na  siedzeniu  kierowcy.  Mógł  wyczuć  w  pełni  ludzi,  którzy 

zabrali  ją  od  niego,  i  wściekłość  na  zuchwałość  tego  co  zrobili  przeszła  przez  niego,  jego  wargi 
podwinęły  się,  ukazując  kły  trzy  razy  większe  niż  jakiegokolwiek  lwa  albo  niedźwiedzia 
narodzonego po erze prehistorycznej. 

Otwierając  drzwi  od  strony  kierowcy,  wysiadł  i  natychmiast  skupił  wzrok  na  światłach 

stopu  w  vanie,  który  widział  przed  sobą  w  ciemności.  Blayne  była  w  tym  vanie.  Zrobił  krok  w 
przód, gotów wystartować za nią, kiedy coś uderzyło go w plecy. Poczuł to, tak jak małe wstrząsy 
po tym jak się przesunie ręką po dywanie a następnie dotknie metalowej klamki. To uczucie było 
irytujące, ale nic poza tym. 

Obrócił się w kierunku dwóch mężczyzn, którzy stali za nim; ich van był zaparkowany po 

drugiej stronie cichej ulicy na wypadek gdyby Bo próbował uciec swoją ciężarówką. A on nawet nie 
wiedział, że oni tam byli. I tak się z nią zaangażował... 

Nie mógł się martwić tym teraz. Tym, jak był niespotrzegawczy. 
Jak głupi. Nie, jeśli chciał ją odzyskać. 
Sięgając za siebie, chwycił za sondę przyczepioną do jego pleców i zerwał ją. 

-  Jezu  Chryste  -  wybełkotał  młodszy  w  pełni  człowiek,  potykając  się  do  tyłu,  paralizator 

wypadł mu z dłoni. Starszy sięgnął po swoją broń osobistą. 

Nie mając czasu, by walczyć z tymi dwoma, Bo chwycił tylne drzwi swojej ciężarówki i 

wyrwał je z zawiasów. 

Starszy mężczyzna podniósł swoją broń i nacisnął na spust. Kula uderzyła w ramię Bo, ale 

wszystko co tak naprawdę udało jej się osiągnąć, to jeszcze bardziej go wkurzyć. 

Rycząc  -  jego  grzywa  rosła  gdy  wściekłość  przepływała  przez  niego  silnie  i 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

niekontrolowanie - rzucił drzwiami. Uderzyły w tego, który trzymał broń; część jego głowy została 
przez  nie  urwana.  Młodszy  krzyknął  i  uciekł,  nie  próbując  nawet  wrócić  do  swojego  vana  i 
odjechać. Po prostu uciekł, nie spoglądając do tyłu ani razu. 

Z jedyną myślą o Blayne, Bo odwrócił się i popędził za drugim vanem. Nie widząc więcej 

świateł,  zaryzykował  i  przeciął  park,  zbaczając  z  drogi,  modląc  się,  by  był  dostatecznie  szybki. 
Modląc się, by tamci nie wjechali na drogę szybkiego ruchu. Nie trudził się po swoją ciężarówkę, 
ponieważ ona ograniczała jego możliwości. A on był dostatecznie szybki by nadążyć za większością 
samochodów czy vanów. 

Gdy pędził pomiędzy drzewami i przez ławki, Bo ujrzał szybko poruszające się światła w 

oddali przed sobą. Warknął, przyspieszył gdy pomyślał o samotnej Blayne w tym vanie. 

Dostali ją. Dostali Blayne. 

 

*** 

 

Ci,  którzy  ją  porwali,  rozmawiali  ze  sobą  swobodnie.  Robili  to  już  wcześniej.  Do  tego 

stopnia,  że  byli  zajęci  rozmawianiem  na  temat  biletów  na  mecze  koszykówki  i  omawianiem  ich 
planów na następny weekend. A kiedy tak rozmawiali, cokolwiek  to był  za lek, jaki zaaplikowali 
Blayne by pozbawić ją świadomości, wydostawał się on przez jej pory jak pot. Było jej zimno, jej 
gruby sweter w niewielkim stopniu ją ogrzewał, płyn wsiąkał w materiał. Zaczęła szczękać zębami, 
ale zacisnęła szczękę, by to powstrzymać. 

Ktoś pochylił się bliżej. Wpełni człowiek. Wszyscy oni byli wpełni ludźmi. 

- Jezu. Ona poci się jak świnia. 

- W tym zimnie? - zapytała kobieta. 

- Skuj ją - rozkazał szorstki głos dobiegajacy z przodu vana. 

- Ale, sir. 

- Zrób to. 

Mężczyzna westchnął i Blayne poczuła jak dłonie chwytają jej nadgarstki; chłodny dotyk 

metalu  na  jej  skórze.  Zaczerpnęła  oddech,  przygotowując  się  na  to,  co  miała  za  chwilę  zrobić.  I 
wtedy to zarzuciło vanem. 

- Jezu Chryste! 

- Co do cholery... 

Blayne usłyszała nad głową ryk i prawie się uśmiechnęła. 

Bo. 

Przyszedł po nią. 

- Powinnismy go byli zabić - kobiecy głos szepnął do kogoś innego. 

-  On  jest  na  dachu  -  odpowiedział  ktoś  inny,  jego  słowa  były  niemal  zagłuszone  przez 

dźwięk rozrywanego pazurami metalu. 

- Zabić go - rozkazał szorstki głos. - Zabijcie go natychmiast. 

Blayne otworzyła oczy i szybko się rozejrzała. Obok niej siedział młody mężczyzna, jego 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

uwaga skupiała się na suficie vana. Spojrzała na niego raz i spostrzegła nóż przyczepiony do jego 
nogi. Sprzęt wojskowy. 

-  A  ją  skujcie!  -  szorstki  głos  warknął.  Młody  mężczyzna  oderwał  swoje  spojrzenie  od 

sufitu i zwrócił je ku Blayne. 

Uśmiechnęła się do niego. Mrugnął, zaskoczony, i szybko usiłował złapać jej nadgarstki. 

Wyszarpnęła  je  i  uderzyła  go  w  twarz.  Jego  głowa  odskoczyła  na  bok,  a  Blayne  pochyliła  się  i 
schwyciła jego nóż. 

Wyciągając  go  z  futerału  powtarzała  sobie  to,  co  zawsze  mówił  jej  ojciec:  „Zrób  coś, 

Blayne. Nawet jeśli to jest złe, zrób coś.” 

I właśnie to zrobiła. 

 

*** 

 

Bo ponownie uderzył pazurami w dach, rozrywając go by dostać się do środka. 
Słyszał teraz krzyki i, rycząc gniewnie pewien, że oni ranią Blayne, zabijają Blayne, odgiął 

metal, by dostać się do niej. By ją uratować. Ale szok na widok tego co zobaczył, kiedy zajrzał do 
środka vanu zaskoczył go; ten ułamek sekundy zmieszania drogo go kosztował, bowiem samochód 
ponownie gwałtownie skręcił, obracając się w kółko i zrzucając go. 

Ciało Bo leciało w powietrzu dopóki mocno nie uderzył o ziemię, jego prawe przedramię 

rozstrzaskało się pod wpływem siły uderzenia, a gdy jego ciało nadal leciało, jego żebra walnęły w 
niefortunnie  umiejscowione  skały.  Potoczył  się  kilka  metrów  dalej,  w  końcu  zwalniając  i 
zatrzymując się; czuł rozdzierający ból, z ledwością mógł oddychać. 

Bo spojrzał na drzewa ponad swoją głową. Wokół panowała cisza i wiedział, że van rozbił 

się gdy on przelatywał nad parkiem. Szczerze mówiąc, chciał zostać tam, gdzie był. Chciał tu leżeć 
i starać się znaleźć sposób by oddychać bez tego nieszczęśliwego świszczącego dźwięku. Chciał tu 
umrzeć gapiąc się na drzewa i mając nadzieję, że niebo naprawdę było skutym lodem stawem gdzie 
wszyscy najlepsi hokeiści spotykają się codziennie by sobie pograć. 

Choć  wiedział,  że  nie  może  tego  zrobić.  Nie  dlatego,  że  był  zdeterminowany  by  żyć, 

chociaż  zdecydowanie  chciał  żyć,  ale  dlatego,  że  musiał  się  dostać  do  Blayne.  Jeśli  było  coś,  co 
mógł dla niej zrobić, chciał to zrobić. 

Bo zmusił się, by wstać doświadczając nowego, będącego torturą, bólu. Miał nadzieję, że 

nigdy więcej nie będzie musiał przez to przechodzić. Zmuszając się by widzieć przez wszystko co 
pływało przed nim, Bo potykając się po drodze, podszedł do vana; roztrzaskane prawe ramię było 
przyciśnięte do jego boku. 

Poczuł  jak  ogarnia  go  panika,  gdy  zobaczył  vana  owiniętego  wokół  drzewa;  przednia  i 

boczne szyby były roztrzaskane, ciała leżały wszędzie. 

-  Blayne?  -  Jego  głos  był  zniekształcony  i  uświadomił  sobie,  że  to  krew  wylewa  się  z 

niego. Zignorował to i wyszukiwał Blayne wśród pokrytych krwią i ubranych w czerń ciał. 

Dysząc i starając się nie zemdleć, Bo wciągnął nosem powietrze. Jego zmysł wzroku mógł 

być średni, ale zmysł powonienia... 

Jego  spojrzenie  pobiegło  ku  drzewu  oddalonemu  o  jakieś  sześć  metrów.  Pokuśtykał  do 

niego i gdy się zbliżył, zobaczył ją. 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

 

Blayne  była  cała  we  krwi  i,  co  bardziej  przerażające,  była  owinięta  wokół  własnego 

drzewa. Ukucnął przy niej i dotknął jej ramienia. Jak zepsuta szmaciana lalka, przewróciła się na 
bok,  i  ze  sposobu  w  jaki  jej  ciało  się  poruszyło  mógł  powiedzieć,  że  jej  kości  były  złamane... 
prawdopodobnie wszystkie. 

-  Och,  Boże.  Blayne.  -  Dotknął  jej  policzka  wierzchem  swojej  lewej  dłoni.  Wciąż 

oddychała, ale z ledwością. - Blayne. Tak mi przykro. 

Jego nogi ugięły się pod nim i upadł na tyłek. Siedział tak, dysząc, pragnąc móc zmienić 

całą noc. Pragnąc móc powiedzieć Blayne jak naprawdę się czuje zanim ją stracił, jak stracił prawie 
wszystkich,  którzy  się  dla  niego  liczyli.  Żałował,  że  nie  jest  Jezusem  Chrystusem  na  krzyżu,  ty 
idioto

Bo  rozejrzał  się  wokół,  z  każdą  sekundą  wszystko  było  bardziej  zamglone.  Jednak 

wiedział, że to głos jego wujka. Słyszał go, tak jak zwykł go słyszeć odkąd skończył dziesięć lat. 

Nie siedź tutaj tak żałośnie. Zrób coś, chłopcze. Nawet jeśli to jest złe - zrób coś! 
Jego wuj miał rację. Bo musiał coś zrobić. Cokolwiek. 
Spojrzał na Blayne. Wciąż miała na sobie zegarek, który jej podarował, swój roztrzaskał, 

kiedy  przedzierał  się  przez  dach  vana.  Oprawa  była  poważnie  uszkodzona,  ale  Bo  wciąż  miał 
nadzieję, że środek jest nietknięty. I za cenę prawie pięćdziesięciu patoli

5

, lepiej żeby to cholerstwo 

przetrwało ten okropny wypadek. 

Wyciągając  rękę  -  więcej  krwi  wylało  się  z  jego  ust,  ale  przynajmniej  nic  więcej  go  nie 

bolało  -  Bo  chwycił  zegarek  Blayne  i  nacisnął  mały  przycisk  z  boku,  otwierając  pokrywę.  I 
szczęśliwie, w przeciwieństwie do wierzchu zegarka, jego wnętrze pozostawało w idealnym stanie. 
Używając  czubka  małego  palca,  Bo  wyciągnął  teraz  aktywną  antenę  i  nacisnął  wbudowany 
wewnątrz przycisk.  

Wypuszczając  westchnienie  ulgi,  że  zrobił  tak  wiele,  Bo  upadł.  Jego  ostatnią  przytomną 

myślą, jaką zapamiętał zanim wszystko  się skończyło,  było  otoczenie swoim ramieniem Blayne i 
pragnienie, żeby wszystko mogło być dla nich inaczej. 

                                                 

5

 Ooooopadła mi szczęka... choć w sumie, Bo mówił, że kupił go za pięćdziesiąt... tylko, że nie dodał tysięcy