background image

 

MI

CHAŁ

 R

OZB

ICKI

Pożegnanie

Stanisław Dąbrowski 

był trzynastym 

I prezesem Sądu 

Najwyższego. 

I nikogo nie trzeba 

przekonywać, 

że jednym 

z najwybitniejszych

prawnik

Piątek – niedziela | 17–19 stycznia 2014

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               1 / 8

background image

 

C2

Wspomnienie

 

Stanisław Dąbrowski

tylko po to, aby Ministerstwo Spra-

wiedliwości miało większy wpływ na 

zarządzanie sądami. 

Strażnik niezawisłości 

A zwiększania wpływu władzy wyko-

nawczej na władzę sądową Stanisław 

Dąbrowski obawiał się najbardziej. 

Przy każdej możliwej okazji podkre-

ślał, jak ważne jest, aby sędziowie byli 

niezawiśli, a sądy niezależne. 

– Sąd, w którym orzekaliby sędzio-

wie zawiśli, byłby sądem tylko z nazwy 

– mówił. Zaznaczał jednocześnie, że 

niezawisłość sędziów nie jest ich przy-

wilejem, a umacnianie w społeczeń-

stwie takiego przekonania jest wiel-

kim błędem. 

– Niezawisłość sędziego nie jest jego 

prawem. Jest to podmiotowe prawo 

publiczne obywatela. To obywatel ma 

prawo do niezależnego sądu i do nieza-

wisłego sędziego, czyli prawo do sądu. 

Niezawisłość sędziów jest fundamentem 

demokratycznego państwa prawnego 

– przypominał na jednej z konferencji 

zorganizowanej przez KRS. 

Dlatego też przestrzegał przed roz-

szerzaniem nadzoru administracyjnego 

ministra sprawiedliwości nad sądami. 

Zauważał jednak także, że niebezpie-

czeństwo pochodzi nie tylko ze strony 

rządzących. W jednym z wywiadów dla 

DGP mocno akcentował, że sędzia musi 

być niezawisły także od mediów, preze-

sa sądu, przełożonych, swoich bliskich, 

Namiętne 

oddawanie się 

paleniu było jedną 

z niewielu słabości 

sędziego Stanisława 

Dąbrowskiego. 

Niedawno 

zastanawiał się 

nawet, czy na 

tamtym świecie są 

papierosy

fo

T.

 Bo

GD

AN

 S

AR

W

iNSK

i\

E

AST

 N

EWS

Sędzia bez skazy, człowiek bez pychy

małgorzata Kryszkiewicz  
malgorzata.kryszkiewicz@infor.pl

Z

 

nowotworem walczył kil-

ka lat. o tym, że jest po-

ważnie chory, wiedziało 

niemal całe środowisko 

sędziowskie. Choroby 

zresztą nie ukrywał. 

– Mój duch jest dobry, 

tylko ciało mdłe – przyznawał w jed-

nym z ostatnich wywiadów udzielonych 

prasie. Nie widział więc powodu, aby 

odchodzić ze stanowiska i prezesa Sądu 

Najwyższego. Żartobliwie dodawał, że 

jeszcze trochę mu brakuje do papieża 

emeryta. Benedykt XVi abdykował bo-

wiem w wieku 86 lat, on w kwietniu 

tego roku skończyłby dopiero 66 lat. 

Pracował więc niemal do końca, czym 

wzbudzał niemały podziw wśród ko-

legów. 

– To był człowiek niesamowicie obo-

wiązkowy. o ile stan zdrowia mu na to 

pozwalał, zawsze uczestniczył w posie-

dzeniach Krajowej Rady Sądownictwa, 

której, jako i prezes SN, był członkiem 

– wspomina Antoni Górski, sędzia Sądu 

Najwyższego, przewodniczący KRS. 

Prezes Dąbrowski walkę z rakiem 

przegrał 9 stycznia. Wiadomość o jego 

śmierci dla wielu była szokiem. 

– Trudno jest pogodzić się ze śmiercią 

tak wybitnej osobistości, człowieka, któ-

ry dla wielu z nas był niekwestionowa-

nym autorytetem i wzorem – przyznaje 

Marek Celej, sędzia Sądu okręgowego 

w Warszawie, wieloletni współpracow-

nik Stanisława Dąbrowskiego.

Ale ludzie cenili go nie tylko za roz-

ległą wiedzę. Stanisław Dąbrowski był 

bowiem po prostu ciepłym, serdecznym 

człowiekiem. Nie było w nim ani krzty 

pychy, która niestety często cechuje 

sędziów. 

– Pamiętam nasze ostatnie spotkanie 

w Krajowej Radzie Sądownictwa. To było 

w pomieszczeniu przeznaczonym dla 

palaczy. Prezes Dąbrowski zastanawiał 

się, czy na „tamtym” świecie są papie-

rosy. W tym momencie uświadomiłem 

sobie, że już niedługo może go nie być 

pośród nas – wspomina z żalem sędzia 

Waldemar Żurek, członek KRS.  

Stanisław Dąbrowski był namiętnym 

palaczem. Ale – jak podkreślają osoby, 

które go znały – była to jedna z niewielu 

jego słabości. 

Misja życia 

Stanisław Dąbrowski całe swoje ży-

cie zawodowe spędził za sędziowskim 

stołem. Karierę rozpoczynał w sądach 

powiatowych (obecnie sądy rejonowe). 

Najpierw orzekał w SR w Siedlcach, 

a później w Węgrowie oraz Sokołowie 

Podlaskim. Do Sądu Wojewódzkiego 

(dziś sąd okręgowy) awansował szyb-

ko, bo już po czterech latach orzekania 

w „powiatówkach”. Do Sądu Najwyż-

szego trafił w 1990 r. 

– Był pierwszym prezesem SN, który 

całą swoją karierę zawodową był sędzią. 

Dzięki temu potrafił celnie zdiagnozo-

wać problemy, z jakimi musi borykać się 

wymiar sprawiedliwości – zaznacza Ma-

ciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia 

Sędziów Polskich „iustitia”. Do samego 

końca orzekał w izbie Cywilnej SN. 

– Był wybitnym sędzią. Poszukując 

idei sprawiedliwości, nigdy nie gubił 

z oczu człowieka. Zawsze starał się brać 

pod uwagę, w jaki sposób decyzja, któ-

rą jako sędzia wyda, wpłynie na losy 

podsądnego – wspomina kolegę Anto-

ni Górski. 

Potrafił przy tym w sposób bardzo 

precyzyjny, syntetyczny i zrozumiały 

nawet dla nieprawników uzasadniać 

swoje decyzje. Zawsze zresztą podkre-

ślał, jak ważne jest, aby sędziowie mó-

wili do podsądnych w taki sposób, aby 

ci rozumieli i dzięki temu byli w stanie 

zaakceptować wyrok sądu nawet wów-

czas, gdy jest on dla nich niekorzystny. 

Dla Stanisława Dąbrowskiego sędzia to 

nie był tylko zawód. To była misja. Często 

podkreślał, że każdy, kto decyduje się za-

łożyć togę z fioletowym żabotem, musi 

sobie zdawać sprawę z tego, jak wielki 

ciężar na siebie przyjmuje. 

Człowiek dialogu 

Stanisław Dąbrowski zawsze nazywał 

rzeczy po imieniu. Wielokrotnie przy-

pominał sędziom, że mają nie tylko 

przywileje, ale przede wszystkim obo-

wiązki. Robił to w sposób zdecydowa-

ny, czym nieraz wywoływał niezado-

wolenie w środowisku sędziowskim. 

Tak jak wówczas, gdy sprzeciwiał się 

akcjom protestacyjnym sędziów, tzw. 

dniom bez wokand, czy wówczas gdy 

napominał ich, że mają nienormowa-

ny czas pracy i że kiedy wymaga tego 

sytuacja powinni pracować nawet po 

12 godzin na dobę. 

– Taki już był. Miał bardzo sprecyzo-

wane poglądy i nie bał się ich prezen-

tować. Zresztą jego zdanie, nawet wów-

czas, gdy szedł pod prąd, przyjmowane 

było w środowisku z dużym szacunkiem 

– mówi sędzia Celej. 

Mimo to wszyscy odbierali go jako 

człowieka dialogu. 

– on przede wszystkim potrafił słu-

chać. Pamiętam, że kiedy prowadził 

obrady Krajowej Rady Sądownictwa, 

zawsze dbał o to, aby każdy mógł się 

wypowiedzieć – opowiada Marek Celej. 

Z kolei Waldemar Żurek podkreśla, że 

prezes Dąbrowski był mistrzem w pro-

wadzeniu dialogu. Gdy się z kimś spie-

rał, zawsze robił to z dużym taktem i in-

teligencją. – To wielka sztuka, zwłaszcza 

gdy druga strona dyskusji nie przebiera 

w słowach i nie stosuje zasad fair play 

– zwraca uwagę sędzia Żurek. 

Tę umiejętność Stanisława Dąbrow-

skiego cenili także ci, którzy stali po 

drugiej stronie barykady. – Pamię-

tam, że były sytuacje, kiedy mieliśmy 

inne zdanie. Ale nigdy nie zdarzyło 

się, abyśmy doszli do takiego momen-

tu, w którym nie było już sensu dalej 

rozmawiać – mówi Krzysztof Kwiat-

kowski, były minister sprawiedliwości, 

dziś prezes Najwyższej izby Kontroli. 

Wspomina, jak twardym negocjato-

rem był prezes Dąbrowski w trakcie 

konsultacji nad projektem zmieniają-

cym prawo o ustroju sądów powszech-

nych. 

– Tą nowelizacją wprowadziliśmy 

oceny okresowe sędziów. i to właśnie 

prezes Dąbrowski przekonał mnie, aby 

odejść od pierwotnie zakładanej cenzu-

rowej formy oceniania sędziów i zde-

cydować się na ocenę opisową – mówi 

były minister. 

Śmieje się, że kiedy podczas spotka-

nia ze Stanisławem Dąbrowskim poin-

formował go o poczynionych zmianach 

w projekcie, ten przyjął to z satysfakcją, 

lecz od razu zaznaczył: no dobrze, ale 

jeszcze musimy porozmawiać o tym 

i o tym. Sprzeciwiał się wówczas m.in. 

wprowadzeniu menedżerskiego syste-

mu zarządzania sądami, który polegał 

na tym, że część władzy prezesa sądu 

przejmował dyrektor finansowy. Akurat 

jeżeli chodzi o tę kwestię, to nie udało 

mu się przekonać Krzysztofa Kwiat-

kowskiego do swoich racji. Kiedy więc 

regulacja weszła w życie, nie ukrywał 

swojego niezadowolenia. 

– Menedżerski sposób zarządzania 

sądami to oszustwo. Tyle że słowo po-

chodzenia angielskiego ładnie brzmi. 

oszustwem jest mówienie, że ta zmia-

na ma na celu odciążenie prezesów od 

dodatkowych obowiązków – mówił bez 

ogródek w jednym z wywiadów udzie-

lonych DGP. Uważał, że menedżerowie 

to obca narośl w strukturze sądownic-

twa, a system ten został wprowadzony 

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               2 / 8

background image

 

małżonka, przyjaciół. Dlatego tak bar-

dzo zbulwersowała go historia prezesa 

Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszar-

da Milewskiego. Wiedząc, że sprawa ta 

odbije się w społeczeństwie szerokim 

echem i może negatywnie wpłynąć na 

wizerunek sądu, zdecydował się udzielić 

wywiadu na ten temat jednemu z ta-

bloidów. 

– Nie ma co bronić prezesa Milew-

skiego! To zachowanie karygodne, szko-

dliwe dla wymiaru sprawiedliwości. Sę-

dzia powinien być impregnowany na 

takie naciski z zewnątrz – grzmiał na 

łamach „Super Expressu”. 

Stanisław Dąbrowski nigdy nie bał 

się mediów. – Jeżeli chodzi o kontakt 

z dziennikarzami, to był on dla mnie 

guru. Doskonale rozumiał społeczną 

rolę środków masowego przekazu. Wie-

dział, że za ich pośrednictwem moż-

na dotrzeć do społeczeństwa i robił to 

– mówi Waldemar Żurek. To m.in. dzię-

ki otwartości I prezesa SN w mediach 

zaczęła toczyć się poważna dyskusja 

na temat bolączek wymiaru sprawie-

dliwości. 

Broniąc sądów przed wpływami z ze-

wnątrz, Stanisław Dąbrowski jednocze-

śnie zwracał sędziom uwagę na fakt, 

że to przede wszystkim od nich zależy, 

czy będą niezawiśli. – Najważniejszym 

ograniczeniem niezawisłości sędziego 

pozostaje jego sumienie. Niedostatek 

sumienia prowadzi do nadużycia nie-

zawisłości – mówił. Nie można mu było 

przy tym zarzucić, że to tylko czcza ga-

danina. – Sędzia Dąbrowski wielokrot-

nie udowodnił, że ma silny kręgosłup 

moralny. Świadczy o tym chociażby jego 

działalność z czasów PRL – przypomina 

Krzysztof Kwiatkowski. 

„W 1980 r. wstąpił do NSZZ „Solidar-

ność”; pełnił funkcję przewodniczącego 

Międzyzakładowej Komisji NSZZ „So-

lidarność” sądów okręgu Sądu Woje-

wódzkiego w Siedlcach, był również 

członkiem Krajowej Komisji Koordy-

nacyjnej Pracowników Wymiaru Spra-

wiedliwości. Z chwilą wprowadzenia 

stanu wojennego nie wystąpił z NSZZ 

„Solidarność” – czytamy w komunika-

cie zamieszczonym na stronie inter-

netowej Sądu Najwyższego. 

Na początku lat 80. współtworzył 

w Siedlcach Klub Inteligencji Katolickiej. 

W latach 1981–1985 był jego pierwszym 

prezesem. – To także świadczy o tym, że 

prezes Dąbrowski potrafił iść pod prąd 

i nie bał się prezentować swoich po-

glądów na zewnątrz. Przyznawanie się 

w tamtych czasach do wiary katolickiej 

nie było przecież dobrze postrzegane 

nawet w środowisku sędziowskim – za-

znacza minister Kwiatkowski. 

Z drugiej jednak strony przekonania 

religijne prezesa Dąbrowskiego nigdy 

nie rzutowały na jego działalność pu-

bliczną. 

Poselski epizod

O swoje ideały walczył nie tylko za sto-

łem sędziowskim. W latach 1989–1991 

był bowiem posłem na Sejm kontrakto-

wy. To m.in. jemu zawdzięczamy kształt 

obecnego sądownictwa. Z polityki jed-

nak wycofał się bardzo szybko, gdyż – jak 

sam stwierdził – jej uprawianie kłóciło 

się z jego charakterem. Nie potrafił zabie-

gać o poklask wśród wyborców, bo – jak 

zaznaczał – nie umiał mówić tego, w co 

nie wierzył. Jego doświadczenia miały 

konkretne przełożenie na uregulowania 

prawne. To z jego inicjatywy wprowa-

dzono zakaz sprawowania przez sędziów 

mandatu poselskiego i senatorskiemu. 

Po wycofaniu się z czynnej polityki 

nie zrezygnował jednak z działalności 

publicznej. Chcąc przysłużyć się sprawie 

przyjął na siebie ciężar pełnienia dwóch 

Sędzia bez skazy, człowiek bez pychy

Z polityki szybko 

się wycofał, gdyż jej 

uprawianie kłóciło się 

z jego charakterem. 

Nie potrafił zabiegać 

o poklask wyborców, bo, 

jak tłumaczył, nie umiał 

mówić tego, w co nie wierzy

prawnik 

 17–19 stycznia 2014 nr 11 (3652)  

gazetaprawna.pl

najważniejszych funkcji dla sądownic-

twa: najpierw był przewodniczącym 

Krajowej Rady Sądownictwa, a później 

został I prezesem Sądu Najwyższego. 

– To, że powierzono mu obydwie te 

role, także świadczy o tym, jakim auto-

rytetem cieszył się w środowisku – pod-

kreśla Maciej Strączyński. 

Kierując radą i pracami SN nieraz 

nadeptywał rządzącym na odcisk. Tak 

jak wówczas, gdy wyraził bardzo ostry 

sprzeciw po zapowiedziach rządu do-

tyczących zamrożenia płac sędziow-

skich na rok 2012. Wytykał, że władza, 

szukając oszczędności, nie wszystkich 

pracowników strefy budżetowej po-

traktowała tak samo. O zamrożeniu 

płac np. nauczycieli nie było bowiem 

nawet mowy. Podczas jednego z posie-

dzeń w Sejmie zapowiedział, że jeżeli 

ta regulacja zostanie uchwalona, on za-

skarży ją do Trybunału Konstytucyjne-

go. Jak zapowiedział, tak zrobił. I choć 

poniósł klęskę, to zaskarbił tym sobie 

sympatię wśród szeregowych sędziów. 

Błędem byłoby jednak stwierdzenie, 

że prezesowi Dąbrowskiemu chodziło 

wówczas tylko o poprawę warunków fi-

nansowych sędziów. On to zrobił, bo był 

przekonany, że godne wynagrodzenie 

jest gwarantem niezawisłości sędziow-

skiej. Mówił: „Od wieków przyjmuje się, 

że aby sędziowie mogli należycie pełnić 

swoją służbę, musi być im zapewniony 

ponadprzeciętny standard życia”.

– Rozmawiając z nim człowiek zdawał 

sobie sprawę, że on autentycznie wal-

czy o dobro wymiaru sprawiedliwości, 

a nie o pieniądze dla sędziów – przy-

znaje Krzysztof Kwiatkowski. 

Ciepły człowiek 

A jaki prywatnie był sędzia Dąbrowski? 

Udzielenie odpowiedzi na to pytanie 

nie jest wcale takie proste. Niechętnie 

bowiem dzielił się z mediami swoim 

życiem pozazawodowym. 

– Nie uważam się za celebrytę i ani 

myślę kokietować czytelników swoimi 

zainteresowaniami – mówił na łamach 

DGP. Ci, którzy go znali bliżej, podkre-

ślają, że był to człowiek szalenie ciepły, 

nie wynoszący się, bardzo empatyczny. 

– Kiedy był przewodniczącym KRS, za-

wsze starał się znaleźć chwilę na roz-

mowę z pracownikami biura. Znał ich 

wszystkich z imienia, wiedział, co się 

dzieje w ich życiu, kto bierze ślub, komu 

urodziło się dziecko, a kogo dotknęła ro-

dzinna tragedia – wspomina Marek Celej. 

Był przy tym bardzo bezpośredni. 

Miał dar skracania dystansu z rozmów-

cą. – Pamiętam jak pewnego razu Sta-

nisław Dąbrowski zadzwonił do mnie, 

gdyż właśnie degustował jedną z nalewek 

mojej roboty, którą mu sprezentowałem. 

Bardzo mu smakowała, żartobliwie za-

pytał nawet, czy nie zastanawiałem się 

nad zmianą zawodu – opowiada sędzia 

Celej. Z kolei Antoni Górski podkreśla, jak 

bardzo słownym człowiekiem był prezes 

Dąbrowski. – Chciałoby się rzec, para-

frazując znane powiedzenie: na słowie 

Stanisława Dąbrowskiego polegaj jak na 

Zawiszy – mówi przewodniczący Górski. 

Waldemar Żurek wspomina, jak wiele 

razy prezes Dąbrowski podnosił go na du-

chu. – Pamiętam kilka naszych rozmów, 

podczas których załamywałem ręce nad 

tym, co politycy wyprawiają w stosunku 

do sądów. Narzekałem, że cała nasza pra-

ca nie ma sensu, bo oni i tak będą robili 

to, co będzie im się podobało. On tymcza-

sem ze stoickim spokojem przypominał 

mi, że to nasze zadanie i że najgorsze, co 

możemy zrobić, to właśnie poddać się 

– wspomina Waldemar Żurek. 

Stanisław Dąbrowski spoczął w czwar-

tek na Powązkach Wojskowych w War-

szawie. Był trzynastym I prezesem Sądu 

Najwyższego. I nikogo nie trzeba prze-

konywać, że jednym z najwybitniej-

szych. 

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               3 / 8

background image

 

C4

 

„Prawnik” powstaje we współpracy z   

Krajową Radą Sądownictwa

   

Naczelną Radą Adwokacką 

 

Krajową Radą Komorniczą

   

Krajową Radą Notarialną

 

 

Krajową Izbą Doradców Podatkowych 

 

Krajową Radą Radców Prawnych

biblioteka

 

prawnika

Publikacja prof. Ewy Łętowskiej i Krzysz-

tofa Pawłowskiego uczy oraz skłania do 

myślenia o wpływie prawa i prawników 

na stosunki społeczne. Warto ją przeczy-

tać ze względu na treść, jak i niespoty-

kaną formę. W skład książki wchodzą 

32 eseje. Każdy z nich przedstawia w ra-

mach wprowadzenia krótki opis wybra-

nego mitu greckiego. Następnie autorzy 

odkrywają jego drugie oblicze. Odnoszą 

historię jego bohaterów oraz często nie-

widoczny na pierwszy rzut oka morał do 

współczesnych problemów. Są to zasad-

niczo kwestie związane z funkcjonowa-

niem państwa, wymiaru sprawiedliwości 

i społeczeństwa. Mity o greckich bogach 

i herosach – ku zaskoczeniu czytelni-

ków – są przyczynkiem do wysnuwania 

ciekawych opowieści o prawie. Pokazują 

przykładowo, skąd bierze swoje źródło 

manipulacja w przekazach medialnych, 

czym grozi zwlekanie z wymierzaniem 

sprawiedliwości czy lekceważenie pro-

blemu przemocy w rodzinie.

Autorzy szczególnie dużo uwagi po-

święcili władzy sądowniczej. Wskazują 

na ciążącą na sędziach odpowiedzialność 

za wydawane wyroki, jak również starają 

się dać receptę na wydawanie orzeczeń 

sprawiedliwych, nawet gdy prawo będą-

ce ich podstawą takie nie jest. Książka 

spodoba się prawnikom (niezależnie od 

rodzaju wykonywanej profesji), ale bez 

wątpienia może zaciekawić także inne 

osoby zainteresowane sprawami publicz-

nymi. Na żadnej stronicy nie znajdą one 

bowiem nudnego, suchego wywodu, a już 

na pewno prawniczej interpretacji mitu 

podobnej do prawnego komentarza do 

przepisu ustawy. Uwagę zwraca też lek-

kość przekazu oraz wypływająca z niego 

wiedza, doświadczenie życiowe i zawo-

dowe autorów.

Mimo że książka traktuje o spawach 

poważnych, nie brakuje w niej żarto-

bliwych spostrzeżeń i poczucia humo-

ru. Co ciekawe, wybrane eseje ilustru-

ją rysunki Andrzeja Mleczki. Profesor 

Stanisław Waltoś, który przygotował 

wprowadzenie do książki, nazwał ją „ar-

cydobrą lekturą”. Z tą oceną należy się 

w pełni zgodzić. 

AM

Inne spojrzenie na 

prawo i prawników

Ewa Łętowska, 

Krzysztof Pawłowski, 

„O prawie i o mitach”, 

Warszawa 2013, 

wyd. Wolters Kluwer 

Polska 

cytat

 

tygodnia 

Określenie „oczywista 

bezzasadność” jest 

bardzo dowolne i zależy 

od swobodnego uznania 

jednego sędziego (...). Wnioski 

[składane przez prezydenta lub 

grupę posłów czy senatorów] są 

niezwykle rzadko uznawane za 

oczywiście bezzasadne, a skargi 

konstytucyjne niemal z reguły

Marek Chmaj, 
konstytucjonalista, o nadmiernym formalizmie 
Trybunału Konstytucyjnego, na łamach DGP

Funkcjonowanie polskiego sądownictwa 

od lat spotyka się z wieloma krytycznymi 

uwagami ze strony przedstawicieli in-

nych władz, mediów oraz opinii publicz-

nej. Sami sędziowie również dostrzegają 

potrzebę dokonania istotnych zmian. 

Nikt bowiem lepiej niż praktycy nie  wie, 

co wymaga  naprawy. Oczywiście najlep-

sze jest połączenie doświadczenia sę-

dziów i innych  praktyków z teoretyka-

mi prawa i legislatorami, bo sędziowie 

nie mają patentu na nieomylność. Nie 

dostrzega się tego, że to nie sędziowie, 

lecz politycy (władza wykonawcza i usta-

wodawcza) meblują nam wymiar  spra-

wiedliwości, ale za skutki niewłaściwego 

umeblowania obarcza się sędziów, a nie 

polityków.

Sędziowie widząc tę sytuację, próbo-

wali wyjść z inicjatywą i wskazać, jakie 

rozwiązania przeszkadzają w dobrym 

sprawowaniu wymiaru sprawiedliwo-

ści i co można byłoby zrobić, by sądy 

stały się bardziej skuteczne i przyjazne 

dla obywatela. Od dawna przedstawiają 

propozycje zmian w prawie. Tymczasem 

głos sędziów był dotąd na ogół ignoro-

wany. Podejmowane przez Ministerstwo 

Sprawiedliwości i władzę ustawodawczą 

próby zmierzające do poprawy sytuacji 

okazują się wyrywkowe i nieskuteczne. 

Brak jest spójnej i przemyślanej wizji na 

temat docelowego modelu sądownic-

twa. Kolejni politycy piastujący stano-

wisko ministra sprawiedliwości często 

negują działania swoich poprzedników, 

a inicjatywy innych przedstawicieli wła-

dzy  wykonawczej i ustawodawczej są 

cząstkowe oraz nie zawsze przemyślane 

w  skutkach.

Sądownictwo poddawane było wielu 

„reformom”, których konsekwencją było 

głównie zwiększenie obciążenia sądów 

obowiązkami orzeczniczymi i wykonaw-

czymi. Wszelkie zmiany ustrojowe były 

i są wycinkowe, a zmierzają raczej do 

zwiększenia  wpływu władzy wykonaw-

czej na sądowniczą, niż zapewnienia jej 

prawdziwej, przewidzianej konstytucją 

niezawisłości. Stowarzyszenie Sędziów  

Polskich „Iustitia” odpowiedziało na ape-

le licznych zgromadzeń sędziowskich 

i zainicjowało w II połowie 2011 r. przed-

sięwzięcie pod nazwą „Okrągły Stół dla  

sądownictwa”. Właśnie porozumienie 

Okrągłego Stołu z 1989 r., które dokonało 

w Polsce historycznego zwrotu, będą-

cego  początkiem drogi do demokracji 

parlamentarnej, było dla nas wzorem  

i  natchnieniem. Ono właśnie wskazało  

wśród zasad przyszłego systemu poli-

tycznego, niezawisłość sądów. Obrady 

Okrągłego Stołu toczyły się między opo-

zycją a ówczesną władzą. Nasz Okrągły 

Stół dla sądownictwa jest wymianą po-

glądów na podstawowe problemy wy-

miaru sprawiedliwości w obrębie pod-

miotów, które w nim funkcjonują. Nie  

ma więc tu pozycji władza – opozycja, 

a raczej partnerska wymiana myśli.

Nie we wszystkich kwestiach myślimy 

podobnie. Jednak właśnie wola usłysze-

nia głosu innych oraz próba doprowadze-

nia do konsensusu w najważniejszych 

sprawach i wskazanie rozwiązań, które 

uczyniłyby sądy efektywnymi, ale też 

niezawisłymi (tak by mogły skutecznie 

realizować prawo obywatela do szybkie-

go i sprawiedliwego sądu) była głównym 

celem naszego pomysłu.

9 grudnia 2011 r. członkowie za-

rządu SSP „Iustitia” w osobach Anny 

Adamskiej-Gallant i mojej zainicjo-

wali publicznie projekt na spotkaniu 

z przewodniczącym KRS sędzią Anto-

nim Górskim oraz z I prezesem Sądu 

Najwyższego sędzią Stanisławem Dą-

browskim. Obaj sędziowie przychylnie  

zaopiniowali pomysł stowarzyszenia, 

a I prezes SN objął swoim patronatem 

nasze przedsięwzięcie. Podstawą pro-

jektu było przygotowanie przy udziale 

przedstawicieli środowisk prawniczych, 

nauki, władz publicznych oraz organi-

zacji pozarządowych całościowej kon-

cepcji tego, jak powinien funkcjonować 

wymiar sprawiedliwości w Polsce, ze 

szczególnym uwzględnieniem jego po-

zycji ustrojowej. Zaproszenia do udziału 

w Okrągłym Stole zostały skierowane do 

stowarzyszeń sędziów, prokuratorów, 

asystentów, referendarzy sądowych, sa-

morządów adwokackiego, radcowskiego, 

notarialnego i komorniczego, związków 

zawodowych, wydziałów prawa wyższych 

uczelni, instytucji zajmujących się pro-

mowaniem rządów prawa, KRS oraz 

przedstawicieli władz państwowych: 

Sejmu, Senatu, MS.

Władze  państwowe dosyć chłodno 

i bez entuzjazmu potraktowały  naszą 

inicjatywę, ograniczając się do wysłania 

swoich przedstawicieli do uczestnictwa 

w panelach. W przeprowadzonych do tej 

pory czterech debatach, które odbyły się 

w okresie od lutego do listopada 2012 r., 

dyskusji poddaliśmy następujące zagad-

nienia: struktura sądownictwa, zasa-

dy tworzenia i znoszenia sądów, droga 

dojścia do zawodu sędziego, nadzór nad 

sądami, samorząd sędziowski i Krajowa 

Rada Sądownictwa, kognicja sądów, sta-

tus sędziego, referendarzy, asystentów 

i urzędników sądowych, udział obywateli 

w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości.

Dyskusja podczas tych debat, jak też  

pisemna wymiana poglądów pozwoliły  

na ustalenie  zbieżnych poglądów w  pod-

stawowych  sprawach przez większość 

organizacji i stowarzyszeń biorących 

udział w projekcie. Zaowocowało to pod-

pisaniem  14 stycznia 2014 r. dokumen-

tu  końcowego, w którym postulujemy:

1  

przestrzeganie gwarancji ustrojowych 

określonych w Konstytucji RP, w tym 

trybu ustawy jako właściwego aktu 

prawnego do tworzenia i znoszenia 

sądów, zapewnienia dalszego rozwoju 

wyspecjalizowanego sądownictwa ro-

dzinnego we wszystkich instancjach, 

jak i stworzenie obywatelowi dostęp-

ności do sądów, w tym z uwzględnie-

niem sądów pracy,

2  

zwiększenie samorządności w orga-

nizacji władzy sądowniczej, by w ten 

sposób, podobnie jak w samorzą-

dach zawodowych, kształtować jej 

autorytet oraz odrębność i nieza-

leżność od władzy ustawodawczej 

i wykonawczej, zarazem zapewnia-

jąc pieczę i dając gwarancję należy-

tego pełnienia funkcji sędziowskiej 

z uwzględnieniem interesu publicz-

nego, a przez utworzony centralny 

organ przedstawicielski stworzyć re-

prezentację całego środowiska,

3  

skierowanie tak zwanego nadzoru ad-

ministracyjnego poza obszar władzy 

wykonawczej ze wskazaniem, by na 

wzór sądownictwa administracyjne-

go sprawował go w sądach powszech-

nych I prezes Sądu Najwyższego,

4  

odstąpienie od założeń menedżer-

skiego zarządzania wymiarem spra-

wiedliwości jako nieprzystającego do 

jego zadań, na rzecz postulowanej sa-

morządności, aby kształtować prawi-

dłowość funkcjonowania autorytetem 

i odpowiedzialnością, poziomymi re-

lacjami współoddziaływania środowi-

skowego jako naturalniejszymi dla 

służby sędziego i związanego z nią 

etosu, a nie ograniczającymi nieza-

leżność zarządzeniami w trybie nad-

zorczych relacji pionowych, przy tym 

obejmujących materię daleko wykra-

czającą poza granice dopuszczalnego 

nadzoru władzy wykonawczej,

5  

zapewnienie poprzez właściwy system 

wyborczy reprezentatywności wszyst-

kich sędziów w wyborach do Krajowej 

Rady Sądownictwa, a także poprzez 

przywrócenie właściwej rangi sędziom 

sądów rejonowych jako podstawowej 

sile wymiaru sprawiedliwości,

6  

stworzenie takiej drogi do zawodu, 

która umożliwi praktyczną weryfika-

cję zdolności kandydata i potwierdze-

nie jego kompetencji jeszcze przed 

powołaniem go na urząd sędziego,

7  

stworzenie gwarancji przestrzega-

nia regulacji dotyczących statusu 

sędziego jako fundamentu niezawi-

słych i niezależnych sądów, z rozwa-

żeniem wzmocnienia go o immuni-

tet cywilny,

8  

zweryfikowanie przedmiotowej i pod-

miotowej kognicji sądów,

9  

dookreślenie statusu referendarza 

sądowego, asystenta sędziego, urzęd-

nika sądowego oraz zapewnienie 

właściwych form udziału obywateli 

w sprawowaniu wymiaru sprawie-

dliwości (po rozważeniu aktualnych 

oczekiwań społecznych i możliwości 

w tym zakresie).

Mam nikłą nadzieję, że nasze wspólne 

propozycje spowodują z czasem wdroże-

nie prac legislacyjnych tak, by całościowo 

dokonać zmian w wymiarze sprawiedli-

wości, przy uwzględnieniu właściwej ran-

gi władzy sądowniczej i dobra obywateli. 

Celowo użyłem słowa „nikłą” albowiem 

zarówno przedstawiciele  władzy  wyko-

nawczej (Ministerstwo Sprawiedliwości), 

jak i ustawodawczej (posłowie) mało an-

gażowali się w ideę okrągłego stołu dla 

sądownictwa. W przeszłości wiele razy 

było widać, że sami wolą decydować 

o wymiarze sprawiedliwości bez realne-

go uwzględnienia tego, co sądzą o nim 

ci, którzy go sprawują i najlepiej znają.

Chciałbym się tu jednak mylić.

Okrągły Stół dla sądownictwa

Nikt lepiej  

niż praktycy nie wie, 

co w wymiarze  

sprawiedliwości  

wymaga zmian

To politycy (władza 

wykonawcza 

i ustawodawcza) 

meblują 

nam wymiar 

sprawiedliwości, 

ale za skutki 

niewłaściwego 

umeblowania 

obarcza się sędziów, 

a nie polityków

MA

TERIAŁ

y

 P

RASO

WE

JAceK PrzyGucKi

sędzia Sądu Okręgowego w Suwałkach, współor-

ganizator projektu „Okrągły Stół 

dla sądownictwa”

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               4 / 8

background image

 

W jednej z genialnych scen z kultowe-

go „Misia” w reżyserii Stanisława Barei 

dwóch mężczyzn wnosi kobietę do kio-

sku. Zaczyna się awantura. Jeden z męż-

czyzn zarzuca ekspedientce, że sprze-

dała jego żonie regeneracyjny szampon 

do włosów, po zastosowaniu którego 

kobieta została, krótko mówiąc… łysa. 

Mężczyzna w trakcie kłótni rozrzuca 

włosy żony po całym kiosku, na co eks-

pedientka wybucha: „Będzie mi tu kłaki 

rozrzucał. Panie, tu nie jest salon dam-

sko-męski. To jest kiosk Ruchu, ja tu 

mięso mam”. 

Scena ta według mnie idealnie od-

zwierciedla obecną sytuację, w której 

listy z sądów i prokuratur zamiast jak 

dotychczas przez Pocztę Polską dostar-

czane są przez prywatne firmy do róż-

nych punktów handlowych. 

Internet pełen jest już doniesień 

o tym, jak to przesyłki sądowe trafiły do 

sklepów spożywczych, zoologicznych, 

rybnego albo kiosku zlokalizowanego na 

terenie giełdy, na którą wstęp jest płat-

ny, czy stoiska w hali targowej, a nawet 

klubu nocnego. 

Konsorcjum Polskiej Grupy Pocztowej, 

InPostu i Ruchu wygrywając przetarg, 

swoją ofertą przebiło dotychczasowego 

operatora, czyli Pocztę Polską. Oznacza 

to, iż od początku roku powiadomienia 

i wezwania do sądu nie odbierzemy już 

z urzędu pocztowego, ale z punktów han-

dlowo-usługowych współpracujących 

z operatorem. Prowadzić to będzie za-

pewne do wielu sytuacji „rodem z Barei”. 

To może na początku budzić wesołość, 

ale są też aspekty dalece poważniejsze, 

które mogą mieć istotne, długofalo-

we skutki. Co będzie, jeżeli sprzedawca 

w takim  punkcie wyda sądową lub pro-

kuratorską przesyłkę, nie weryfikując 

tożsamości odbiorcy, albo jeżeli wyda ją 

mężowi zamiast żonie, a będzie to we-

zwanie dla żony na sprawę rozwodową?

Rodzą się poważne obawy, że z powo-

du wadliwego systemu doręczeń  strony 

nie będą dochowywać terminów do zło-

żenia np. odpowiedzi na pozew, apelacji. 

Jaki to będzie miało wpływ na zapadające 

wyroki, decyzje prokuratur, a idąc dalej, 

ewentualne zaskarżenia i pozwy o sto-

sowne odszkodowania? 

Lektura komentarzy adwokatów 

w prasie i internecie budzi moje oba-

wy także o to, czy rzetelnie wypełniony 

zostanie obowiązek dochowania tajem-

nicy korespondencji. Tak ważny w przy-

padku przesyłek sądowych i prokura-

torskich. Bez trudu można wyobrazić 

sobie bowiem sytuację, w której w małym 

miasteczku list polecony z sądu i pro-

kuratury odbierać się będzie ze sklepu 

spożywczego, który jest centrum życia 

towarzyskiego. Kto dowie się pierwszy 

o nadejściu takiego listu – adresat czy 

okoliczni mieszkańcy i jak szybko lawi-

na plotek, domysłów i posądzeń dotknie 

adresata. 

Czy listy z prokuratur i sądów mają 

być przetrzymywane na półce z chemią, 

czy kabanosami? Czy mamy pewność, że 

dany punkt się nie zamknie na tydzień 

albo dwa z powodu urlopu albo choroby 

sprzedawcy? Należy przecież pamiętać, 

że sądy dwa razy awizowaną przesyłkę 

uznają za dostarczoną, a powiadomie-

nie takie może zawierać np. termin zło-

żenia apelacji od wyroku.

Ktoś powie, że to rewolucyjna zmia-

na, przełamanie monopolu Poczty Pol-

skiej w kolejnym segmencie rynku, 

a każda zmiana wymaga przyzwycza-

jenia, z czasem nowe rozwiązania zo-

staną dopracowane, każda rewolucja na 

początku wnosi drobny chaos itp. itd. 

Ja też jestem zwolennikiem wolnego 

rynku i uczciwej konkurencji, również 

wśród operatorów pocztowych, ale uwa-

żam, że są dziedziny życia, w których 

eksperymentowanie jest ostatnią rze-

czą, jaką należy robić. W tym przypad-

ku są to życiowe sprawy postronnych 

obywateli, które rozstrzygają sądy i o 

których czasem decydują prokuratorzy. 

Jedno pytanie rodzi kolejne. Odpo-

wiedzi na nie powinno dać państwo. 

To aparat państwa jest bowiem zobli-

gowany do zadbania, by postępowanie 

sądowe i prokuratorskie przebiegało 

rzetelnie. 

Prezydium Naczelnej Rady Adwokac-

kiej podjęło uchwałę, w której wnioskuje, 

aby państwo zwróciło szczególną uwagę 

na zasady funkcjonowania systemu do-

ręczeń tego typu przesyłek, monitoro-

wało poprawność dokonywania doręczeń 

lub ich zwrotu, dbało o zabezpieczenie 

tajemnicy korespondencji oraz ochro-

nę danych osobowych osób, do których 

kierowana jest korespondencja. 

Niezależnie od tego władze samo-

rządu adwokackiego rozpoczęły moni-

toring wszystkich sygnałów na temat 

nowego systemu doręczeń przesyłek. 

Pomorska Izba Adwokacka w Gdańsku 

uruchomiła e-maila, na który można 

przesyłać wszelkie niepokojące informa-

cje, problem monitorują władze innych 

izb adwokackich. 

Na końcu jednak trzeba postawić py-

tanie zasadnicze, które powinno być 

przez twórców reformy postawione, za-

nim przystąpiono do wyboru nowego 

operatora. Czy wymiar sprawiedliwości 

będący zadaniem państwa (a doręcze-

nia pism są jego nierozerwalną częścią) 

może podlegać komercjalizacji? 

Układając kryteria wyboru nowego 

operatora pomyślano o kosztach i moż-

liwych oszczędnościach, a zapomniano 

zadbać o gwarancje właściwej obsługi 

wymiaru sprawiedliwości. Szkoda. Są 

bowiem rzeczy, na których odpowie-

dzialne państwo oszczędzać nie może.

prawnik 

 17–19 stycznia 2014 nr 11 (3652)  

gazetaprawna.pl

Dominika  

Bychawska-

-Siniarska

 

koordynatorka 
projektu „Europa 
Praw Człowieka” 
Helsińskiej Fundacji 
Praw Człowieka

Niebezpieczny

eksperyment 

MA

T

e

RIA

ły

 P

RASO

W

e

Są obszary, w których odpowiedzialne państwo nie powinno oszczędzać. 

Jednym z nich jest wymiar sprawiedliwości

prosto

 

ze Strasburga

Na początku stycznia 2014 r.  

europejski Trybunał Praw 

Człowieka uznał narusze-

nie swobody wypowiedzi 

w dwóch sprawach wniesio-

nych przez wydawcę gazety 

„Novy Cas” – jednego z naj-

popularniejszych tytułów na 

Słowacji, zaliczanych do pra-

sy tabloidowej.

Pierwsza sprawa (skarga 

nr 21666/09) dotyczyła odpo-

wiedzialności spółki (dalej: 

RASS) pozwanej o ochronę 

dóbr osobistych. Przyczyn-

kiem była publikacja arty-

kułu na temat wypadku sa-

mochodowego, w którym 

ujawniono dane osobowe 

pieszego – śmiertelnej ofia-

ry zdarzenia, oraz jego ojca, 

lokalnego prokuratora. Au-

torzy tekstu zwrócili uwagę 

na długotrwały areszt spraw-

cy wypadku, a przeciągające 

się postępowanie (w związku 

z przekazywaniem akt z jed-

nej prokuratury do drugiej) 

powiązali z osobą poszko-

dowanego, sugerując, że to 

ustosunkowany ojciec mści 

się za śmierć syna. Proku-

rator uznał, że ujawnienie 

jego danych w artykule spo-

wodowało u niego dodatko-

wą wiktymizację i cierpienie. 

Słowackie sądy przyznały mu 

rację, nakazując RASS wypła-

tę 2600 euro tytułem zadość-

uczynienia oraz publikację 

przeprosin.  

Druga skarga (nr 21666/09) 

dotyczyła serii artykułów opu-

blikowanych w „Novym Casie” 

na temat oskarżonego o oszu-

stwa uczestnika teleturnieju 

„Postaw na milion”. Opisano 

w nich spór pomiędzy organi-

zatorem show i człowiekiem 

rzekomo wykorzystującym 

podczas programu elektro-

niczne urządzenie, za pomo-

cą którego otrzymywał dobre 

odpowiedzi. I w tym przypad-

ku RASS przegrał w słowac-

kich sądach, które nakaza-

ły przeproszenie publicznie 

napiętnowanego gracza oraz 

wypłacenie mu 1450 euro za-

dośćuczynienia.  

Ringier Axel Springer Slo-

vakia zwrócił się do euro-

pejskiego Trybunału Praw 

Człowieka, zarzucając są-

dom słowackim brak posza-

nowania dla wolności słowa 

i dawanie prymatu ochronie 

prywatności osób, które wy-

toczyły powództwa przeciwko 

wydawcy.

W dwóch wyrokach z 7 

stycznia 2014 r. eTPC podjął 

rozważania na temat tego, 

czy ingerencja w swobodę 

wypowiedzi RASS była nie-

zbędna w demokratycznym 

społeczeństwie i czy w oma-

wianych przypadkach sędzio-

wie zastosowali standardy 

wynikające z orzecznictwa 

wypracowanego w oparciu 

o art. 10 europejskiej Kon-

wencji Praw Człowieka (wol-

ność słowa). W obu sprawach 

trybunał zwrócił uwagę, że 

sądy błędnie skoncentrowa-

ły się wyłącznie na dowodze-

niu prawdziwości artykułów. 

Uznając, że doszło do naru-

szenia dóbr osobistych pro-

kuratora i uczestnika konkur-

su, sądy nie uwzględniły ich 

pozycji w debacie publicznej. 

Nie rozważyły również, czy 

teksty opublikowane zostały 

w dobrej wierze, w interesie 

publicznym oraz czy wydaw-

ca działał zgodnie z obowiąz-

kami wynikającymi z art. 10 

konwencji.

W pierwszej sprawie sę-

dziowie jednogłośnie uznali 

naruszenie swobody wypo-

wiedzi wydawcy, przyznając 

RASS 6191,76 euro odszko-

dowania i 5850 euro zadość-

uczynienia. W drugiej, do-

tyczącej programu „Postaw 

na milion”, eTPC przyznał 

medialnej spółce 4431 euro 

odszkodowania i 9750 euro 

zadośćuczynienia. Dwóch sę-

dziów złożyło jednak zdanie 

odrębne do wyroku, wskazu-

jąc, że przyznana suma jest 

zbyt wygórowana w porów-

naniu z dotychczasowym 

orzecznictwem oraz w zesta-

wieniu z kompensatą przy-

znaną w pierwszym orzecze-

niu ze skargi RASS.

Wyroki w sprawach Ringier 

Axel Springer Slovakia można 

uznać za precedensowe i od-

chodzące od dotychczasowe-

go orzecznictwa eTPC, który 

w odpowiedzi na fenomen ga-

zet bulwarowych nie przyzna-

wał ochrony artykułom ma-

jącym dostarczać odbiorcom 

sensację i zabawę  (por. spra-

wy Stoll przeciwko Szwajcarii 

oraz Kania i Kittel przeciwko 

Polsce). Takie podejście trybu-

nału było często oceniane jako 

nadmiernie rygorystyczne. 

Jak wskazuje prof. Ireneusz 

C. Kamiński, tabloidy również 

mogą bowiem spełniać funk-

cję kontrolną, informując spo-

łeczeństwo o sprawach waż-

kich, nawet jeżeli nie realizują 

jej w sposób znany z prasy ja-

kościowej. Nierzadko to wła-

śnie one alarmują opinię pu-

bliczną, zwracając uwagę na 

pewne zdarzenia.

Dwa przytoczone rozstrzy-

gnięcia eTPC są też dobrą 

wiadomością dla dzienni-

karzy i wydawców w Polsce. 

Okazuje się bowiem, że trybu-

nał skłonny jest uznać naru-

szenie swobody wypowiedzi 

przez sam fakt nieuwzględ-

nienia przez sądy narodowe 

standardów wynikających 

z orzecznictwa w sprawach 

z art. 10 konwencji. O ile 

grubsza skóra polityka jako 

standard strasburski zako-

rzeniła się głęboko w głowach 

polskich sędziów, o tyle nie 

zawsze pamiętają oni o dzia-

łaniu w interesie publicznym, 

szerszej ochronie debaty 

o charakterze politycznym 

czy też rozróżnieniu faktów 

od opinii. W świetle orzeczeń 

w sprawach RASS uzasadnio-

na jest konkluzja, że amnezja 

sędziów może prowadzić Pol-

skę do naruszeń konwencji 

w sprawach z zakresu wolno-

ści słowa.

Tabloidy też korzystają z wolności słowa

Prenumerata:

Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard: miesięczna (styczeń 2014 r.): 100,80 zł, styczeń–grudzień 2014 r.: 1095,00 zł. Wersja Premium: miesięczna  
(styczeń 2014 r.): 117,60 zł, styczeń–grudzień 2014 r.: 1296,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8 % VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/prenumerata

JACEK TRElA

adwokat, wiceprezes Naczelnej Rady Adwokackiej

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               5 / 8

background image

 

C6

KodeKs Karny

 

Sporu o zapisy antyaborcyjne cd.

stronie Ministerstwa Sprawiedliwości 

(komunikat z 17 grudnia).

A oto przyczyny. Nie wiedząc, jaki jest 

status konferencji (naukowa czy prezen-

tacja stanowiska komisji jako organu 

pomocniczego MS i jaki charakter ma 

to stanowisko: definitywny czy wstęp-

ny) – wprost zapytałam. Odpowiedział 

Pan, że to prezentacja poglądów komisji, 

w postaci „wstępnych założeń”. Do mnie 

(i w ogóle do opinii publicznej) dotarł 

jednak dokument w postaci artykuło-

wanego, gotowego projektu. To suge-

ruje, że komisja przestawiła MS – tak 

jak to zresztą wynika z jej regulaminu 

– po prostu gotowy projekt legislacyjny 

zmian k.k. Komisja kodyfikacyjna zgod-

nie bowiem z jej statusem przygotowu-

je projekty dla resortu i rządu. I takim 

właśnie projektem jest dokument, o któ-

ry chodzi, który sobie wydrukowałam 

i oczywiście przeczytałam. Nawet jeśli 

wedle komisji to są wstępne założenia, 

to forma ich prezentacji wprawia w kon-

fuzję. Sugeruje bowiem co innego niż 

to, co wynika z pana informacji. 

 W ramach swych prac komisja (tak to 

wynika z jej regulaminu) może przepro-

wadzać konsultacje. Należałoby ocze-

kiwać, że te konsultacje będą tym bar-

dziej reprezentatywne i wszechstronne, 

z im bardziej radykalnymi propozycjami 

komisja występuje. Komisja wystąpiła 

z projektami bardzo radykalnego za-

ostrzenia przepisów antyaborcyjnych, 

dokonanego przy okazji wielu różnych 

zmian kodeksu karnego. 

Istota zmian w zakresie prawa anty-

aborcyjnego dotyczy zaostrzenia ochro-

ny płodu/dziecka nienarodzonego (bo 

określenie „dziecko poczęte” jest lap-

susem językowym i logicznym). Kodeks 

karny w pierwotnej wersji w ogóle nie 

przewidywał karania kobiety. Chronił jej 

wolność przed niechcianą aborcją, a se-

mantycznie nie używał terminologii su-

gerującej utożsamienie spędzenia płodu 

i zabójstwa, co występuje w projekcie 

idącym nota bene dalej niż Kodeks Ka-

noniczny (kanony 1397 i 1398, gdzie się 

rozróżnia między zabójstwem i spędze-

niem płodu wyraźnie tak nazwanym). 

Terminologia użyta w projekcie k.k. jest 

zabiegiem erystyczno-semantycznym, 

oswajającym prawników i społeczeń-

stwo z akceptacją karania kobiet (skoro 

ma dochodzić do zabójstwa). 

Zmiany były tu stopniowe i dokony-

wały się na drodze semantycznej (w 

1999 r. utożsamienie płodu i dziecka 

poprzez wprowadzenie postaci zabój-

stwa w art. 157a, który jednak wyłączał 

karalność matki). Projekt już wprowa-

dza karalność kobiety ciężarnej za za-

bójstwo dziecka, i to także w wypadku 

poronienia będącego skutkiem działań 

ryzykownych samej kobiety, o ile chodzi 

o dziecko zdolne do życia poza organi-

zmem matki i gdy matce można przypi-

sać winę umyślną (zamiar ewentualny 

jest tu granicą – tak wywiad z Andrze-

jem Zollem w „Gazecie Wyborczej” z 17 

grudnia 2013 r.).

Historia królowej Bony, która w 1527 

r. wybrała się na tragicznie zakończo-

ne (także dla trwałości dynastii, ponie-

waż urodzone przedwcześnie i zmarłe 

dziecko było płci męskiej) łowy konne, 

jest przykładem sytuacji, gdy prokurator 

musiałby zastanawiać się nad kwalifi-

kacją winy kobiety: już dolus eventualis 

czy jeszcze lekkomyślność. W każdym 

razie postępowanie karne z pewnością 

musiałoby być wdrożone. 

Projekt zmian w k.k. przynosi zmia-

nę radykalną karalności kobiet, które 

w ten sposób obarcza się penalnym ry-

zykiem utrzymania ciąży. Oczywiście 

nie każde tragicznie zakończone póź-

ne poronienie czy przedwczesny poród 

spowoduje ukaranie kobiety. Z pewno-

ścią należy się spodziewać efektu mro-

żącego i konieczności tłumaczenia się 

kobiety, niezbędnego do oceny stopnia 

winy przy podejmowaniu działań uzna-

wanych za ryzykowne. Na przykład Ma-

ria Skłodowska-Curie urodziła córkę, na 

szczęście żywą, przedwcześnie, w wy-

niku wycieczki rowerowej. Prokuratura 

jest konformistyczna i niektórych rze-

czy nie chce widzieć, a niekiedy stosuje 

excés du zéle, zależy, skąd wiatr wieje. 

Wprowadzenie takiej zmiany wyraźnie 

wskazuje kierunek wiatru. 

Na tym nie koniec w zarządzaniu 

strachem wobec kobiet. Postęp medy-

cyny coraz dalej „wstecz” przesuwa gra-

nice zdolności utrzymania dziecka przy 

życiu poza organizmem matki. Kobieta 

staje się zatem także zakładniczką tego 

postępu medycyny, wpływającego na 

poszerzanie granicy jej odpowiedzialno-

ści karnej i grożącego ryzyka odpowie-

dzialności. To bardzo drastyczna zmiana 

prawa przewidziana w projekcie i do-

tyczy – z natury rzeczy – tylko kobiet. 

Mam podejrzenia 

że organizowana 

przez Komisję 

Kodyfikacyjną Prawa 

Karnego konferencja 

służy spóźnionej 

legitymizacji 

nieudanego 

przedsięwzięcia. 

A w tym nie 

chciałabym 

uczestniczyć

fOT

M

u

Z

eu

M

 SZT

u

KI

 W

 f

Il

AD

elf

II

List do prof. Piotra Hofmańskiego

S

zanowny Panie profeso-

rze, dziękuję za zaprosze-

nie na spotkanie w dniu 

21 stycznia, na którym – jak 

Pan pisze w liście do mnie 

z 3 stycznia – „Komisja mia-

łaby szanse przedstawienia 

wstępnych założeń nowelizacji przepi-

sów o przestępstwach przeciwko życiu 

i zdrowiu przygotowanych przez komi-

sję poprzedniej kadencji (kierował nią 

prof. A. Zoll). Żadnych konsultacji dotąd 

nie było, albowiem nie powstał jeszcze 

nawet projekt. Mamy tylko stanowi-

sko komisji, które może (ale wcale nie 

musi) być podstawą projektu rządowe-

go. Mamy też głosy świętego oburze-

nia z różnych stron, które wyrażane są 

– najwyraźniej – bez lektury założeń. 

uznaliśmy przeto za stosowne przed-

stawienie szerszemu kręgowi odbior-

ców istoty propozycji i umożliwienie 

dyskusji na ich temat. Nie jest to konfe-

rencja karnistyczna. Przeciwnie: karni-

ków będzie niewielu (przede wszystkim 

feministycznie nastawione panie kar-

niczki), za to spodziewamy się dyskusji 

z lekarzami, bioetykami, genetykami, 

przedstawicielami środowisk femini-

stycznych itd”.

Z udziału w tej konferencji posta-

nowiłam ostatecznie zrezygnować. 

Zrobiłam to po lekturze projektu i po 

obserwacji tego, jak konferencja jest 

organizowana, oraz po lekturze poglą-

dów upublicznionych w mediach i na 

PROf. Ewa 

ŁętOwSka 

rzecznik praw  

obywatelskich 

w latach 1987–1992, 

sędzia Naczelnego 

Sądu administra-

cyjnego w latach 

1999–2002 i trybunału  

konstytucyjnego 

w latach 2002–2011

Historia królowej Bony, która w 1527 r. 

wybrała się na zakończone poronieniem 

łowy konne, jest przykładem sytuacji, 

gdy prokurator musiałby zastanawiać 

się nad kwalifikacją winy kobiety

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               6 / 8

background image

 

Nie rozumiem, jak można w takiej 

sytuacji, bez stosownych konsultacji 

jeszcze na etapie wstępnym – prezen-

tować publicznie stanowisko w posta-

ci artykułowanego projektu „pakieto-

wego”, przygotowanego przez komisję, 

która musiała chyba zdawać sobie spra-

wę z własnej niereprezentatywności 

z uwagi na płeć. Jest to w tym wypadku 

szczególnie rażące, skoro zaostrzenie 

karania ma dotyczyć wyłącznie kobiet. 

W liście do mnie z 6 stycznia pisze pan: 

„Komisja nie prowadzi prac za zamknię-

tymi drzwiami. Umożliwiamy każdemu 

wypowiedzenie się w analizowanych 

przez nas kwestiach na stronie komisji, 

a ponadto zapraszamy na obrady gości 

z różnych środowisk (np. rozmawiali-

śmy z profesorem genetyki na temat 

tzw. przestępstw aborcyjnych). Zorga-

nizowaliśmy także konferencję karni-

styczną, na której dyskutowane były (lub 

mogły być) wszystkie aspekty pracy nad 

wstępnym projektem”.  Wynika stąd, że: 

żadnych szerzej zakrojonych konsul-

tacji dotychczas nie było; 

w szczególności – mimo że regu-

lamin komisji na to zezwala i to 

przewiduje – nie było analizy, czy 

istniejące instrumenty wpływu na 

orzecznictwo nie mogłyby usunąć 

części błędów praktyki orzeczniczej, 

skoro one miały być przyczyną zmian;

skład komisji jest niereprezenta-

tywny ;

szczególnym zgrzytem „gendero-

wym” (używam tego terminu celo-

wo) jest okoliczność, że przewidując 

obecnie udział karników, oddzielnie 

wymienia Pan „feministycznie nasta-

wione panie karniczki”. Obawiam się, 

że – niezależnie od feministycznego 

lub niefeministycznego nastawienia 

List do prof. Piotra Hofmańskiego

Uważam, że sposób 

przygotowania 

i przedstawienia projektu 

jest arogancki. Być 

może sama komisja nie 

dostrzega tego faktu 

wynikającego z jej 

niereprezentatywności 

i braku konsultacji 

przy jednoczesnym 

radykalizmie postulatów

prawnik 

 17–19 stycznia 2014 nr 11 (3652)  

gazetaprawna.pl

Kontakt: 22 212 08 27, prenumeratadgp@infor.pl

Więcej na: www.gazetaprawna.pl/oferta2014

prenumeratorów

Specjalnie dla 

Dziennika Gazety Prawnej

Dostęp do elektronicznego archiwum 

dziennika z lat 2002 – 2013

Szczegóły na 

www.gazetaprawna.pl/archiwumdgp

Elektroniczne archiwum, czyli zbiór wszystkich tekstów, które 

ukazały się w gazecie i jej dodatkach w latach 2002-2013. 

Przywilej korzystania z archiwum przysługuje 

tylko aktualnym prenumeratorom DGP.

P I S Z E M Y   O D P O W I E D Z I A L N I E

P A T R Z Y M Y   O B I E K T Y W N I E                

  aUtOPROMOCJa

wszystkie panie-karniczki mogą czuć 

się co najmniej nieswojo; 

atmosfera dyskusji – której otwarcia 

komisja, wedle słów swego dawnego 

przewodniczacego, „się nie obawia” 

(cytowany wywiad a. Zolla), jest bar-

dzo zła. I szkoda, skoro komisja chcia-

ła otwarcia dyskusji, że jej po prostu 

nie przygotowano. Przecież projekt 

nie miał uzasadnienia (dopiero teraz 

ten brak się nadrabia). Zwłaszcza cie-

kawe byłoby poznać dane dotyczące 

orzecznictwa, warunków i możliwo-

ści jego ukształtowania oraz statysty-

ki sytuacji spowodowania uszkodze-

nia czy śmierci płodu przez lekarzy 

na skutek (dotychczas niekaranych) 

interwencji medycznych w ostatnich 

stadiach ciąży, co obecnie zamierza 

się karalnością jednak objąć. Bo taki 

jest główny motyw wprowadzenia 

zmian, więc chyba to badano.

Uważam, że sposób przygotowania 

i przedstawienia projektu jest aroganc-

ki. Być może sama komisja nie dostrze-

ga tego faktu wynikającego z jej niere-

prezentatywności i braku konsultacji, 

przy jednoczesnym radykalizmie po-

stulatów. to jednak uzasadnia podej-

rzenie, że komisja reprezentuje przed-

stawicieli jednego światopoglądu, i to 

w wersji radykalnej (vide terminologia 

i systematyka Kodeksu Kanonicznego). 

Być może tak nie jest, ale takie wraże-

nie powstaje, sądząc po treści projektu 

i sposobie jego prezentacji. 

We wszelkich pracach ciał pomocni-

czych afiliowanych przy organach pań-

stwowych istnieje niebezpieczeństwo 

zdominowania prac zewnętrznych, kole-

gialnych ciał eksperckich przez element 

urzedniczo obsługowy, który w rzeczy-

wistości steruje tymi pracami. Ostat-

nie publikacje wypowiedzi wiceministra 

sprawiedliwości odpowiedzialnego za 

prace nad projektem i uczestniczącego 

w pracach KK, a zwłaszcza jego wypowie-

dzi na temat jego interpretacji  aksjologii 

konstytucyjnej (wnioskuję z cytatów po-

dawanych przez media, nie z opisu po-

glądów), nie pozostają w zgodzie z zasa-

dą neutralności światopoglądowej służby 

publicznej. to przekonuje mnie, że rację 

miał Lech Gardocki, twierdząc, że pro-

jekt radykalnego zaostrzenia odpowie-

dzialności kobiet za aborcje, idący dalej, 

niż Kodeks Kanoniczny, był przemyśla-

ną próbą strategii „zajętego pola” przez 

jedną opcję ideową. 

Wreszcie ostatnia kwestia. Projekt 

bardzo mocno angażuje się (poprzez za-

ostrzenie odpowiedzialności karnej cię-

żarnej kobiety i lekarza) w ochronę płodu 

w ostatnich dwóch trymestrach ciąży. 

Groźba karnej odpowiedzialności musi 

wywołać kolejny efekt mrożący, hamu-

jąc nie tylko prenatalistykę, ale i leczenie 

kobiet w ciąży w ogóle, jeżeli miałoby to 

się wiązać ze wzrostem ryzyka odpowie-

dzialności, choćby w postaci tłumaczenia 

się przed prokuratorem. Projekt (nawet 

dostępne obecnie, ex post, uzasadnienie) 

nie przekonuje, jakoby kwestia ta była 

jakoś analizowana (za pomocą jakich na-

rzędzi) w toku prac komisji. Efekt mrożą-

cy jest realny, wobec notoryjnie znanego 

oportunizmu społecznego, nieomijające-

go środowisk lekarskich i prawniczych. 

Krytycznie zaś nadto należy ocenić sta-

nowisko prawników, którzy proponując 

jakieś rozwiązania, nawet konstrukcyjnie 

dające się tłumaczyć, sądzą, że prakty-

ka ukształtuje się zgodnie z założenia-

mi, jakie sami przyjmują w przepisach, 

w związku z czym lekceważą możliwość 

wystąpienia negatywnych, niepożada-

nych skutków ubocznych. Jest to jedno-

stronność w operowaniu prawem, gdzie 

dostrzega się tylko tekst, konstrukcję 

powinnościową, bez refleksji nad uwa-

runkowaniami społecznie efektywnego 

oddziaływania prawa, i to także w nie-

pożądanym kierunku.

Biorąc to wszystko pod uwagę, docho-

dzę do wniosku, że moja obecność na 

konferencji 21 stycznia byłaby jedynie 

legitymizowaniem dokumentu, który 

wobec wycofania zainteresowania rzą-

du – po prostu nie istnieje. Jeżeli zaś 

miałaby to być konferencja naukowa, 

to nie rozumiem, dlaczego organizu-

je ją komisja. Mam podejrzenia (jeśli 

niesłuszne, to trudno, ale okoliczności 

do tego skłaniają), że konferencja służy 

spóźnionej legitymizacji nieudanego 

przedsięwzięcia. a w tym nie chciała-

bym uczestniczyć. 

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               7 / 8

background image

 

C8

SzkolniCtwo wyżSze

 

Tytuły naukowe

 Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl 

 Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska  

 Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Łukasz Korycki, Dominika Sikora, Paweł Nowacki 

 Sekretarze: Rafał Drzewiecki, Marcin Hadaj, Anna Godlewska, Leszek Majkut, 

Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska 

 Redaguje: Ewa Szadkowska 

 Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz 

 Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44):  

Dyrektor: Monika Szulc-Wąsikowska, tel. 22 530 40 17 

 Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz 

 Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24

Gdybym mógł zmienić jeden przepis...

dr hab. Piotr 

korzeniowski 

prof. nadzw. UŁ, 

kierownik Zakładu 

Prawa Ochrony 

Środowiska, Katedra 

Prawa Administra-

cyjnego i Nauki 

Administracji, 

Wydział Prawa 

i Administracji, 

Uniwersytet Łódzki

G

dybym mógł 

zmienić jeden 

przepis, to 

w pierwszej 

kolejności zacząłbym od 

kompleksowego uporządko-

wania systemu prawa 

ochrony środowiska 

w formie kodeksu. Pojedyn-

cze zmiany jednego przepisu 

lub jednego aktu prawnego 

stały się niestety dominują-

cą metodą błędnego 

„poprawiania ” prawa 

ochrony środowiska. 

W zdecydowanej większości 

systemów prawa państw 

członkowskich UE można 

obserwować proces 

integracji i uproszczenia 

przepisów prawa ochrony 

środowiska z akcentem na 

procesy konsolidacji 

i kodyfikacji. 

Rosnąca ilość regulacji 

prawnych rodzi pilną 

potrzebę zmniejszenia ich 

liczby, poprawienia jakości, 

uchylenia pewnych 

przepisów oraz ogólnego 

usprawnienia procesu 

legislacyjnego w obszarze 

prawa ochrony środowiska. 

Równolegle coraz bardziej 

widoczny jest problem 

nieskuteczności lub słabej 

skuteczności norm praw-

nych chroniących środowi-

sko. Lekarstwem na ten stan 

stało się chaotyczne 

wprowadzanie kolejnych 

nowelizacji. W procesie 

legislacyjnym praktyką 

niestety dominującą jest też 

mechaniczne wprowadzenie 

jakiegoś przepisu lub aktu 

prawnego z pominięciem 

skutków, jakie jego działanie 

spowoduje w całym 

systemie prawa ochrony 

środowiska. Zgadzam się, że 

konieczność częstych 

nowelizacji aktów norma-

tywnych dotyczących 

ochrony środowiska wynika 

z ciągłej zmiany stosunków 

społecznych, gospodarczych 

i politycznych. Jest to 

sytuacja niezależna od 

prawodawcy. Dodatkowo 

niektóre akty prawne 

chroniące środowisko 

szybciej dezaktualizują się, 

niż to ma miejsce w innych 

dziedzinach prawa. 

W takich okolicznościach 

powstaje konieczność 

szybkiej zmiany dopiero co 

wprowadzonych w życie 

aktów normatywnych. 

Przykładem mogą być 

nieustające nowelizacje 

ustawy z 13 września 1996 r. 

o utrzymaniu czystości 

i porządku w gminach 

i eksperymentowanie nad 

kształtem modelu prawnego 

systemu gospodarki 

odpadami komunalnymi. 

Nie powinniśmy akcepto-

wać braku systemowego 

podejścia do zmian prawa 

ochrony środowiska. W 

obecnej sytuacji należy 

podjąć działania formalno 

– organizacyjne mające na 

celu uporządkowanie prawa 

ochrony środowiska 

zmierzające w kierunku jego 

kodyfikacji. 

Not. PB

kronika

 

bubli prawnych

Skąd się bierze się to cudowne roz-

mnożenie? Po pierwsze, z ostatnich 

zmian w przepisach ustawy – Pra-

wo o szkolnictwie wyższym i usta-

wy o stopniach naukowych i tytule 

naukowym oraz o stopniach i tytule 

w zakresie sztuki. Wprowadzają one 

bowiem nową procedurę uzyskania 

tytułu profesora, co powoduje, że Cen-

tralna Komisja ds. Stopni i Tytułów 

Naukowych zalana jest dokumentami, 

które należało złożyć przed 1 paździer-

nika 2013 r., aby postępowanie prze-

biegło według starych reguł. Mamy 

więc wysyp wniosków, które po po-

zytywnym rozstrzygnięciu zaowocują 

nowymi tytułami profesorów.

Problem dotyczy jednak czegoś in-

nego niż gorączka habilitacyjno-pro-

fesorska, z którą mamy do czynienia 

w ostatnich 2 latach. Chodzi o rze-

czywisty stan rzeczy. Cytowana wy-

żej ustawa wyraźnie rozdziela (i w tym 

zakresie nic się nie zmieni) dwie spra-

wy: stopnie naukowe i tytuł naukowy. 

Stopnie naukowe są dwa: doktor i dok-

tor habilitowany. I właśnie kłopot jest 

z tymi ostatnimi. 

Bo po zdobyciu stopnia doktora 

habilitowanego, który jest dopiero 

podstawą do tego, aby w przyszłości 

uzyskać tytuł profesora, zaczynają się 

czuć profesorami tytularnymi, często 

wprowadzając w błąd otoczenie.

Profesor plasuje się oczko wyżej 

niż doktor habilitowany. Co prawda 

w szkołach wyższych, po uzyskaniu 

stopnia doktora habilitowanego, nie-

jednokrotnie obejmuje się stanowi-

sko profesora nadzwyczajnego (mimo 

pięknej nazwy jest on „gorszy” niż 

zwyczajny), ale jest to jedynie stano-

wisko, a nie tytuł. Zresztą na wielu 

uczelniach na stanowisko profesora 

nadzwyczajnego należy trochę po-

czekać, a znam takie, które godzą się 

na powierzenie stanowiska profesora 

„uczelnianego” dopiero po uzyskaniu 

tytułu profesora.

Można bez wątpliwości stwier-

dzić, że doktor habilitowany, który 

jest mianowany na stanowisko pro-

fesora uczelnianego, nie jest jeszcze 

profesorem prawa. Stąd przywołane 

na początku felietonu sformułowa-

nie „ja jako profesor prawa” jest nie-

prawdziwe.

Dlaczego w ogóle poruszam ten te-

mat? Z powodów etycznych i praw-

nych, o czym w dalszej części. Nie 

może wszakże być tak, że również 

w dziedzinie „oznaczania rangi” 

w środowisku akademickim będzie-

my nadal chodzili na skróty. W woj-

sku albo się jest pułkownikiem, albo 

generałem, a w nauce nie ma to zna-

czenia. Skoro przyjęty został system 

odrębnego od stopni naukowych ty-

tułu profesora, który wymaga spełnie-

nia szczególnych wymogów, to prawo 

jest prawem. Nawet nie powiem dura 

lex sed lex, bo to wcale nie dura, ale 

normalne wymogi na poszczególnych 

etapach rozwoju naukowego. Dlate-

go też nadużyciem jest i dziwi mnie, 

dlaczego środowisko naukowe nie 

reaguje na używanie skrótu „prof.” 

przed nazwiskiem w sytuacji, gdy dana 

osoba profesorem nie jest. Gdy ktoś 

uzyskał stanowisko profesora uczel-

nianego, to w środowisku tej uczelni 

może być określany jej profesorem, ale 

poza nią należy informować o tym, 

tylko uczelnianym, statusie. Utarł się 

też pewien dobry zwyczaj używania 

przez doktorów habilitowanych skró-

tu „prof.” z określeniem uczelni, ale 

po nazwisku.

Przepisy ustawy z 14 marca 2003 r. 

o stopniach naukowych i tytule na-

ukowym oraz o stopniach i tytule 

w zakresie sztuki nie tylko wyraźnie 

oddzielają stopnie (doktor, doktor ha-

bilitowany) od tytułu naukowego, ale 

formułują konkretne zasady uzyskania 

tychże stopni i tytułów. W przypad-

ku habilitacji rozprawa habilitacyjna 

powinna stanowić znaczny wkład au-

tora w rozwój określonej dyscypliny 

naukowej (pomijam w tym miejscu 

to, że rozprawę habilitacyjną może 

zastąpić jednotematyczny cykl publi-

kacji). Obok rozprawy habilitacyjnej 

ocenie podlega również dorobek na-

ukowy habilitanta. Po spełnieniu jesz-

cze innych, dodatkowych wymogów 

można uzyskać stopień doktora ha-

bilitowanego. Ale nie profesora, gdyż 

ten ostatni tytuł może być nadany co 

do zasady tylko osobie, która uzyska-

ła stopień naukowy doktora habili-

towanego i ma osiągnięcia naukowe 

znacznie przekraczające wymagania 

stawiane w postępowaniu habilita-

cyjnym. Ponadto kandydat powinien 

posiadać poważne osiągnięcia dydak-

tyczne (kształcenie kadr, kierowanie 

zespołami badawczymi) oraz, zgodnie 

z obowiązującymi przepisami, cze-

go nie było wcześniej, posiadać do-

świadczenie w kierowaniu zespołami 

badawczymi realizującymi projekty 

finansowane w drodze kontraktów 

krajowych i zagranicznych oraz od-

być staże naukowe i prowadzić prace 

naukowe w instytucjach naukowych, 

w tym zagranicznych.

Bez względu na to, czy starania o ty-

tułu profesora odpowiadają starej czy 

nowej procedurze, jest oczywiste, że 

dorobek naukowy zainteresowanego 

musi w stopniu znacznym przekraczać 

wymogi stawiane przy habilitacji. Czy-

li należy ponieść dużo większy wysiłek 

niż ten, z którym należało się zmie-

rzyć przy postępowaniu habilitacyj-

nym. A jaka jest rzeczywistość? Wła-

śnie taka, jak napisałem na początku 

felietonu, że profesorem się jest, choć 

się nim nie jest. Delikatność mate-

rii powoduje, że sprawa nie zostaje 

nazwana z imienia i nazwiska. O ile 

uczelnie próbują walczyć ze zjawi-

skiem popełniania plagiatów czy ne-

potyzmem, to takie nieetyczne dzia-

łania pozostają nietknięte. Są wręcz 

akceptowane, chyba z grzeczności. 

A przecież takie działania narusza-

ją zwyczaje akademickie, a pewnych 

przypadkach należałoby je wręcz trak-

tować jako czyn nieuczciwej konku-

rencji, ze wszystkimi tego skutkami. 

Dotyczy to w szczególności osób nie-

mających tytułu profesora, a posłu-

gujących się nim w czasie prowadze-

nia działalności gospodarczej. Są oni 

przedsiębiorcami w rozumieniu art. 2 

ustawy o zwalczaniu nieuczciwej kon-

kurencji, a skoro tak, to przez wprowa-

dzanie w błąd oznaczeniem (np. „Prof. 

X i wspólnicy”) nieuczciwie reklamują 

swoje usługi.

A więc szanowni nieprofesorowie 

– do pracy, aby stać się profesorami 

zgodnie z przepisami prawa.

Do napisania tego felietonu skłoniły 

mnie słowa pewnego wiceministra, 

który w przeprowadzanej z nim roz-

mowie użył sformułowania „ja jako 

profesor prawa”. To już kolejna inspi-

racja publiczną wypowiedzią, bowiem 

jeden z moich poprzednich tekstów 

(Prawnik z 17 kwietnia 2013 r. nr 75) 

był sprowokowany przez innego mi-

nistra, notabene na drugi dzień po fe-

lietonie odwołanego, choć tych faktów 

nie należy łączyć.

Powracając do wspomnianego wice-

ministra – z pewnością kiedyś rzeczy-

wistym profesorem prawa będzie, ale 

póki co z tego co wiem jeszcze nim nie 

jest. Wielokrotnie słyszę „profesor ten, 

profesor tamten” wiedząc, że chodzi 

o osoby bez owego tytułu. W dziedzi-

nie, którą reprezentuję, profesorów 

jest kilkunastu, a ma się wrażenie, że 

idą oni w setki.

Cudowne rozmnożenie 

profesorów prawa

Używanie tytułu naukowego, 

którego się jeszcze nie uzyskało, 

jest nieetyczne, a czasem może 

wręcz zostać uznane za czyn 

nieuczciwej konkurencji

FOT

W

O

jT

e

K

 SZAB

el

SKI

PROf. ZW. DR HAB.  

ANDRZEJ KiDyBA 

kierownik Katedry Prawa Gospodarczego 

i Handlowego na UMCS w Lublinie 

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               8 / 8