background image

52

REHABILITACJA W PRAKTYCE 4/2007

PORADY, PRAWO, ZARZĄDZANIE

P

odjęcie decyzji o wyjeździe nie było proste. Oboje z moim obec-
nym mężem mieliśmy stałą pracę na pełnych etatach. On, jako 

fizjoterapeuta w jednym z największych ośrodków rehabilitacyj-
nych w południowej Polsce, ja natomiast jako rehabilitantka dba-
łam o sprawność ruchową mieszkańców domu pomocy społecznej. 
Kiedy przyszły plany o małżeństwie i własnym mieszkaniu, okaza-
ło się, że nie zarabiamy wystarczająco. Po rozpatrzeniu wszystkich 
możliwości, najbardziej obiecujący wydawał nam się wyjazd za gra-
nicę, zwłaszcza że pomocne w tym mogło być niemieckie obywatel-
stwo mojego męża i dobra znajomość języka. Zdecydowaliśmy się na 
przeprowadzkę 1000 km na zachód do Niedersachsen.

Obiecujący początek

Początek zmagań nastawił nas pozytywnie. Sprawy w urzędzie 
meldunkowym, w urzędzie miasta i załatwienie mieszkania zaję-
ło około tygodnia, mile zaskoczyło nas również podejście niemiec-
kich urzędników.

Po załatwieniu wszelkich formalności skierowaliśmy się do urzę-

du pracy, gdzie zostaliśmy poinformowani, w jaki sposób mamy 
przygotować podania o pracę i gdzie możemy szukać zatrudnienia. 
To nas motywowało do dalszego działania. Należy w tym miejscu 
dodać, że na początek dostaliśmy wsparcie finansowe od miasta, ja-
kie przysługuje każdemu mieszkańcowi, jeżeli nie ma pracy lub je-
żeli z jakiegoś powodu nie może jej podjąć. Mieliśmy więc zabezpie-
czony byt i bez szukania wsparcia u innych osób mogliśmy zacząć 
poszukiwania pracy. Wysyłaliśmy podania, osobiście odwiedzali-
śmy pobliskie przychodnie z pytaniem o wolne miejsce. Niestety, 
okazało się, że w naszym mieście są cztery szkoły fizjoterapii, co 
jest równoznaczne z tym, że co roku na rynek pracy w najbliższej 
okolicy trafia co najmniej 200 nowych rehabilitantów. 

Pierwsza przeszkoda

W tych okolicznościach z zadowoleniem przyjęliśmy informację 
o możliwości podjęcia pracy przez jedno z nas w prywatnej prak-
tyce mieszczącej się blisko naszego miejsca zamieszkania. Niestety 
radość szybko minęła, gdy właściciel przychodni zapytał, czy mamy 
„Anerkennung” dyplomu. Nie wiedzieliśmy, co to jest, w urzędzie 
pracy też nikt o tym nie wspominał. Okazało się, że najpierw musi-
my starać się o uznanie kwalifikacji i wykształcenia. Przypomnie-
liśmy sobie, ze faktycznie jeszcze w Polsce ktoś o tym mówił. Jed-
nak kiedyś, jeszcze bez obywatelstwa, mój mąż starał się o pracę 
jako rehabilitant w Leverkusen i nikt od niego takiego dokumen-
tu nie wymagał. W jednej chwili pojawiło się tysiące pytań i wąt-
pliwości. Niestety nasz potencjalny pracodawca nawet po zasię-
gnięciu informacji u innych osób, nie potrafił nam odpowiedzieć, 
co mamy zrobić dalej. 

Wróciliśmy do urzędu pracy z tym pytaniem, niestety nikt nie 

wiedział, jak nam pomóc. Postanowiliśmy się udać do „Gesundhe-
itsamt” – urzędu zdrowia. Tam otrzymaliśmy numer telefonu do 
urzędu spraw socjalnych, spraw młodzieży i rodziny w Lüneburgu. 
Okazało się, że to już właściwe miejsce, więc wysłaliśmy pod ten 
adres list z kopiami naszych dokumentów. Bardzo szybko otrzyma-
liśmy odpowiedź: wykształcenie technika fizjoterapii nie spełnia-
ło wymagań pod względem liczby godzin teoretycznych i odbytej 
praktyki zawodowej, w związku z tym zostaliśmy zobligowani do 

Ludzie marzą, snują plany, próbują realizować się w rodzinie bądź zawodowo. Warto być realistą. Trzeba oceniać wszyst-
kie za i przeciw, brać pod uwagę różne możliwości, czasem rezygnację z pewnych opcji. Kiedy człowiek chce zrealizować 
swoje plany i marzenia, to często na drodze stają mu przepisy. Czasem to nie one są przeciwnikiem, tylko ludzie, którzy 
ich nie stosują. Bo nie chcą? A może ich po prostu nie znają?

Od Annasza do Kajfasza

wykonania co najmniej 8-miesięcznej praktyki w dziale ortopedii, 
medycyny wewnętrznej i chirurgii. Niestety fakt, że w Polsce praco-
waliśmy już około czterech lat w zawodzie nie miał najmniejszego 
znaczenia. Owa praktyka miała być zakończona egzaminem w jed-
nej ze szkół fizjoterapii. Trochę nas załamała perspektywa praco-
wania za darmo przez następne 8 miesięcy, w dodatku daleko od 
domu, bez rodziny, bez przyjaciół. Oprócz tego po konsultacji te-
lefonicznej z urzędnikiem dowiedzieliśmy się, że sami musimy so-
bie znaleźć miejsce praktyki. Chcieliśmy wracać do Polski, ale po 
przemyśleniu, ile już osiągnęliśmy i załatwiliśmy, postanowiliśmy 
podjąć to wyzwanie. Poza tym w Polsce złożyliśmy wymówienia, 
więc i tak też trzeba by było zacząć wszystko od początku. 

Obowiązkowa bezpłatna praktyka

Nasza wędrówka po mieście zaczęła się od nowa. Tam, gdzie wcze-
śniej składaliśmy podania, teraz chodziliśmy pytać, czy może nie 
chcieliby za darmo dwóch par rąk do pracy. Niestety bez skutku. 
Udało się dopiero po telefonie do kliniki przypadkowo wybranej 
z książki telefonicznej. Kierownik działu fizjoterapii okazał się miłą 
i przystępną osobą, która skłonna była się zgodzić na realizację na-
szej prośby. Okazało się, że na oddziale geriatrii, na którym mieli-
śmy odbywać praktykę, mieści się: chirurgia, ortopedia, choroby 
wewnętrzne, jest też wiele przypadków neurologicznych. Przyjęto 
nas bardzo miło, nie czuliśmy się wyobcowani, bo na oddziale per-
sonel był wielonarodowościowy – składał się z Ukraińców, Greków, 
Holendrów, a nawet Polaków. Przez pierwsze parę tygodni głów-
nie się przyglądaliśmy i pomagaliśmy innym terapeutom, a po za-
poznaniu otrzymaliśmy własny przydział obowiązków i pacjentów. 
W sumie traktowano nas na równi ze zwykłymi pracownikami. Już 
na samym początku dało się zauważyć, że tu pracuje się na innych 
zasadach niż w Polsce, że jest bardzo dużo różnic w wykształceniu, 
w prowadzeniu terapii, w podejściu do pacjentów.

Końcowy egzamin

Kiedy praktyka zbliżała się do końca, nie uznawaliśmy już tego okresu 
za stracony, ponieważ zapoznaliśmy się z innym podejściem do wy-
konywania zawodu, poznaliśmy wielu ciekawych i sympatycznych 
ludzi – niektórzy z nich do dziś są naszymi przyjaciółmi. Powoli za-
częliśmy odliczać tygodnie do egzaminu. Kierownik działu rehabili-
tacji nawiązał kontakt z dyrektorką jednej ze szkół i ona zgodziła się 
poprowadzić ten egzamin. Jednak znowu nikt nie wiedział, jak ten 
egzamin ma wyglądać. Postanowiłam sama coś wyszukać w inter-
necie i znalazłam dyrektywę 92/51/EWG. Na początku wchodziłam 
na stronę www.buwiwm.edu.pl, jednak na stronie: http://eurlex.eu-
ropa.eu/LexUriServ/LexUriServ.do?uri=OJ:L:1992:209:0025:007:PL:
HTML znalazłam pełny zapis tej dyrektywy, według której faktycznie 
obowiązywało nas przeprowadzenie procesu uznania wykształcenia, 
ale zaznaczone było, że na podstawie praktyki lub na podstawie zda-
nego egzaminu z różnic pomiędzy kształceniem w obu systemach, 
czyli tylko z tego, czego w Polsce nas nie uczono, a co w niemieckich 
szkołach fizjoterapii jest wykładane. Najważniejsze w tym przepi-
sie było słowo „lub”, które wyraźnie określało dwa warianty, a wy-
bór jednego miał należeć do nas. Niestety w naszym przypadku nie 
było ani znacznych różnic między tym, czego uczyliśmy się w ojczyź-
nie, a czego w Niemczech, ani też nie dano nam wyboru pomiędzy 

background image

53 

REHABILITACJA W PRAKTYCE 4/2007

PORADY, PRAWO, ZARZĄDZANIE

tymi możliwościami, a kazano dopełnić obydwu. Zastanawialiśmy 
się, dlaczego nas tak potraktowano, skoro prawo europejskie, nad-
rzędne w stosunku do prawa obowiązującego w danym landzie, mó-
wiło inaczej. Najpierw zwróciliśmy się do opiekunów praktyki, oni 
rozłożyli ręce i powiedzieli, że chyba i tak musimy zrobić ten egza-
min. Potem zwróciliśmy się do urzędnika w Lüneburgu, który stwier-
dził, że w ogóle tego przepisu nie zna i czy możemy mu jego tekst 
przesłać na adres e-mail. Zaskoczyła nas ta nieznajomość przepisów. 
Znalazłam wersję niemiecką i wysłałam. Jednak urzędnik stwierdził, 
że jego wcześniejsze zalecenia dotyczące możliwości zatrudnienia 
są właściwe. Zadaliśmy sobie wtedy pytanie, to po co ta dyrektywa 
właściwe istnieje, skoro tutejsi urzędnicy się do niej nie stosują. Za-
dzwoniliśmy w końcu do Ministerstwa Zdrowia w Warszawie, tam 
dowiedzieliśmy się, że pomóc może nam SOLVIT.

Pomocny SOLVIT

SOLVIT zajmuje się rozwiązywaniem konkretnych problemów wy-
nikających z nieprawidłowego stosowania prawa wspólnotowego 
przez organy administracji publicznej w państwach członkowskich. 
Nie tylko fizjoterapeuta, ale każdy, kto wyjeżdża za granicę, aby 
pracować, powinien być informowany, że istnieje taka instytucja. 
Po kontakcie telefonicznym z przedstawicielem SOLVIT-u okazało 
się, że jak najbardziej mamy prawo powoływać się na dyrektywę 
92/51/EWG. Aby odwołać się od decyzji tutejszego urzędu, wystar-
czyło złożyć wniosek, poczekać na jego zaakceptowanie i na roz-
patrzenie sprawy, co miało trwać około trzech miesięcy. Mieliśmy 
wątpliwości, jaką podjąć decyzję. Z jednej strony naszym uporem 
i doprowadzeniem sprawy do końca chcieliśmy ułatwić drogę ko-
lejnym rehabilitantom, którzy chcieliby wyjechać za granicę, nie 
tylko do Niemiec. Nagłośnienie sprawy przez SOLVIT mogło za-
owocować przestrzeganiem dyrektywy. Z drugiej strony musieli-
śmy pomyśleć, co dla nas jest w tym momencie ważniejsze i ko-
rzystniejsze. Postanowiliśmy zrobić ten egzamin, pomimo tego, że 
czuliśmy się potraktowani bardzo niesprawiedliwe.

Trzy tygodnie temu dostaliśmy świadectwo, że nasze wykształ-

cenie jest uznane w Niemczech. Mąż znalazł już pracę jako fizjo-
terapeuta w klubie fitness, ja jeszcze szukam. W końcu zaczynamy 
normalnie żyć. Być może przeprowadzimy się bliżej wschodniej gra-
nicy lub do Bawarii, gdzie jest wielkie zapotrzebowanie na fizjote-
rapeutów. Czy ten rok był rokiem straconym? Z jednej strony tak, 
ale nie do końca. Na pewno nasze sprawy inaczej by się potoczyły, 
gdybyśmy na samym początku mieli wybór pomiędzy egzaminem 
a praktyką. Z pewnością wybralibyśmy krótszą drogę. 

Nauczka na przyszłość

Nie chcę nikogo obwiniać ani oskarżać. Może to też i nasza wina, 
że się więcej nie dowiedzieliśmy przed wyjazdem. Wszyscy za-
angażowani w mniejszy lub większy sposób w naszą sprawę byli 
bardzo mili i uprzejmi. Jednak miarą profesjonalizmu w zawodzie 
urzędnika nie jest miłe podejście do obywatela, a znajomość prze-
pisów prawnych i ich stosowanie. Być może zaistnieje okazja, by 
szerzej podjąć dialog w sprawie uznawania wykształcenia, żeby 
wykluczyć niewłaściwe stosowanie przepisów i tak skompliko-
wany przebieg wydarzeń, jaki nam się przytrafił. Odwiedzałam 
stronę Polskiego Towarzystwa Fizjoterapii i wiem, że są też inni, 
którzy się upominają o konkretne działanie w tej kwestii. Jako 
rehabilitanci nie jesteśmy tak silną grupą zawodową jak lekarze 
lub pielęgniarki, ale też musimy pilnować swoich praw. Pozosta-
wiam do osądu, czy podchodząc do egzaminu, zrobiliśmy wła-
ściwie. Mimo wszystko uważam, że najważniejsze jest działanie 
i uparte dążenie do celu. Każdy następny poważny krok, który po-
dejmę w swoim życiu, będzie na pewno poparty rzetelną lekturą 
przysługujących lub obowiązujących mnie praw. Wszystkim wy-
jeżdżającym rehabilitantom, aby ominęło ich to przeklęte „od An-
nasza do Kajafasza”, polecam to samo.

‰

K

ATARZYNA

 M

ŁOTEK

zrmh

qlh}e˜gqh

qdu}˜g}lh

e|

ÊÝ

ăÍÑ

ËÝ

xplhv}f}rq|

ÌÝ

nzrw|

uhqxphudwru}|

duwr«

ƒ

srovnd

|gdmhp|

ÏÎÓ

hj}hpsodu}|

surihvmrqdoq|fk

|vrnl

 

g

zzzÝphg|f}q|ÝhodphgÝso