ROZDZIAŁ 1
Rozpoczynanie badań
Generowanie problemu badawczego • Zróżnicowanie metod
jakościowych • Podsumowanie
mmmmm
Niektórzy ludzie stają się badaczami jakościowymi na zasadzie negacji. Być może
nie są zbyt dobrzy w statystyce (lub myślą, że sobie z nią nie poradzą) i stąd też nie inte-
resują ich badania ilościowe. Lub też, być może, nie błyszczą w bibliotecznych kweren
dach i mają nadzieję, że pobudzą swoją leniwą wyobraźnię, wychodząc „w teren”.
Niestety, jak potwierdza wielu naukowców i filozofów, fakty, które odnajdujemy
„w terenie”, nigdy nie mówią same za siebie, lecz są przesycone naszymi założeniami.
Dla przykładu, początkowe relacje gapiów z Dallas, którzy byli tam w czasie zabójstwa
prezydenta Kennedyego w 1963 r., mówiły nie o strzałach, ale o odgłosie strzelającego
wydechu samochodowego (Sacks, 1984, s. 519). Dlaczego tak to usłyszeli?
Wszyscy wiemy, że ludzie, którzy myślą, że słyszeli strzał za każdym razem, gdy coś
huknie w ich samochodzie, mogą być uznani za niezrównoważonych lub psychopatów.
Nasze opisy nigdy nie są więc prostymi sprawozdaniami z „wydarzeń”, ale są tak zbudo
wane, by przedstawić nas jako ludzi określonego rodzaju - tych, którzy są zwykle „sen
sowni” i „rozważni”.
Lecz czyż - możecie zapytać - badacze społeczni nie są bardziej obiektywni? W koń
cu stoją za nimi naukowe metody, dzięki którym ich obserwacje są bardziej wiarygodne.
Cóż, i tak, i nie. Oczywiście, badacze społeczni zwykle bardziej rozważnie oddzielają
fakty od opinii niż większość z nas w codziennym życiu (zob. rozdz. 8). Jednakże nawet
naukowcy mogą obserwować „fakty” jedynie przez okulary własnych pojęć i teorii.
Harvey Sacks podaje tego prosty przykład:
Załóżmy, że jesteś stojącym gdzieś antropologiem lub socjologiem. Widzisz, że ktoś coś robi i po
strzegasz to jako jakieś działanie. Jak możesz sformułować wniosek na temat tego, kim jest osoba,
co robi, na potrzeby swojego sprawozdania? Czy możesz użyć chociażby tego, co wydaje się być naj
bardziej konserwatywnym sformułowaniem - jego imienia? Wiedząc oczywiście, że każda kategoria,
którą wybierzesz, przyniesie tego rodzaju problemy systemowe, jak poradzisz sobie z wyborem ka
tegorii ze zbioru tobie dostępnych, która równie dobrze charakteryzowałaby lub identyfikowałaby
osobę, z którą masz do czynienia? [1992,1.1, s. 467-468].
30
Teoria i praktyka badań jakościowych
L
,,
, „ r- ,
f
, ,,
:r
............................................................................................................................................................................................................. .
Sacks pokazuje, że nie można rozwiązać takich problemów po prostu przez „zrobie
nie możliwie najlepszych notatek w danym czasie i podjęcie decyzji później” (tamże,
s. 468). Kiedykolwiek byśmy nie robili obserwacji, zawsze są one przesiąknięte naszymi
założeniami.
Wykonaj teraz ćwiczenie 1,1
W pracy naukowej założenia te określa się dziwacznym terminem „teorie”. Lecz
czym są te „teorie”?
Martin O'Brien (1993) usiłował odpowiedzieć na to pytanie, posługując się przykła
dem kalejdoskopu. Jak sam tłumaczy:
Kalejdoskop [...] [to] dziecięca zabawka składająca się z tuby, kilku soczewek i fragmentów półprze
zroczystego, barwnego szkła lub plastiku. Kiedy obrócisz tubę i popatrzysz przez soczewki kalejdo
skopu, kształty i kolory, widoczne na spodzie, zmieniają się. Jeżeli znów obrócimy tubę, zmieniają się
soczewki, a kombinacje kolorów i kształtów przekształcają jeden wzór w następny. W podobny spo
sób możemy postrzegać teorię społeczną jako rodzaj kalejdoskopu - gdy przechodzimy od jednej per-
' spektywy teoretycznej do kolejnej, badana rzeczywistość także zmienia kształt [1993, s. 10—11].
Chcąc zobaczyć, że teoria działa jak kalejdoskop, weźmy konkretny, choć dość pro
sty przykład. Wyobraź sobie grupę naukowców z różnych dyscyplin obserwujących ludzi
na przyjęcju przez lustro weneckie. Socjolog mógłby zaobserwować układ płci w róż
nych grupach rozmówców, lingwista mógłby się przysłuchiwać, jak przebiegają „grzecz
nościowe pogawędki”, psycholog zaś mógłby się skoncentrować na cechach „samotni
ków” w przeciwieństwie do ludzi, którzy są „duszą towarzystwa”.
Problem polega na tym, że żadna z tych obserwacji nie jest bardziej rzeczywista lub
prawdziwa niż inne. Na przykład ludzie nie muszą być koniecznie definiowani albo
w kategoriach ich społecznych charakterystyk (jak płeć), albo ich osobowości (ekstra
wertycy lub introwertycy). Wszystko zależy od pytania badawczego, jakie sobie stawia
my. Z kolei pytania badawcze będą nieuchronnie wynikać z teorii. Potrzebujemy teorii,
które pomogą nam odnieść się nawet do najbardziej podstawowych kwestii w bada
niach społecznych.
Cytowana analogia O’Briena doprowadza nas tylko do tego miejsca. Ale czym „teo
ria” różni frię od „hipotezy”? I jak możemy obie je rozwijać?
Pytania takie jak te oznaczają, że nie mogę już odkładać na później potencjalnie
męczącej kwestii definiowania terminów, których używam. W tym rozdziale będziemy
omawiać modele, pojęcia, teorie, hipotezy, metody i metodologie. W tabeli 1.1 poka
załem, jak każdy z tych terminów będzie używany.
Jak wynika z tabeli, to, co nazywam „modelami”, jest nawet bardziej podstawowe
w badaniach społecznych niż teorie.
Modele
dostarczają wszechogarniającej ramy dla
naszego patrzenia na rzeczywistość. Mówiąc krótko, pokazują nam, jaka jest rzeczywi
stość i jakie podstawowe elementy zawiera („ontologia”) oraz jaka jest natura i status
wiedzy („ępistemologia”). W tym sensie modele odnoszą się do tego, co najczęściej
określa się jako „paradygmaty” (zob. Guba, Lincoln, 1994).
W badaniach społecznych przykładami takich modeli są: funkcjonalizm (który bada
funkcje instytucji społecznych), behawioryzm (który definiuje wszelkie zachowania
w kategoriach „bodźca” i „reakcji”), symboliczny interakcjonizm (który koncentruje się
1. Rozpoczynanie badań
31
|||r
-...............................
........................................ ..................... .......... ...... ..................................
................ I. »■« IM................... .... .................................................. ...... .......................... —............................ HM................................................ .... ............................................ ....................... ...........................................................i...................................................... «■•—• l- lllll I HIIii: llll ll-------------------------------------
r
I I
Tabela 1.1. Podstawowe terminy odnoszące się do badań
r
i
j Termin
Znaczenie
Wartość
| Model
Wszechogarniająca rama pozwalająca patrzeć
na rzeczywistość (np. behawioryzm, feminizm)
Użyteczność
J
Pojęcie
i
?
Idea wyrastająca z danego modelu
(np. „bodziec-reakcja”, „opresja”)
Użyteczność
Teoria
\
Zbiór pojęć używanych do definiowania i/lub
wyjaśniania pewnych zjawisk
Użyteczność
Hipotezy
Propozycje, które można testować
Ważność
Metodologia
Ogólne podejście do zgłębiania tematów
badawczych
Użyteczność
I Metoda
Określona technika badawcza
Dobre dopasowanie
do modelu, teorii,
hipotez i metodologii
na tym, jak wiążemy symboliczne znaczenia z relacjami interpersonalnymi) i etnometo-
dologia (która zachęca nas do patrzenia na to, jak ludzie w codziennym życiu wytwa
rzają uporządkowane interakcje społeczne). Korzystając z pracy Gubriuma i Holsteina
(1997), omówię znaczenie tych modeli w rozdziale 2.
Pojęcia
są jasno określonymi ideami wynikającymi z poszczególnych modeli. Przy
kładami takich pojęć są: „funkcja społeczna” (wywodząca się z funkcjonalizmu), „bo-
dziec-reakcja” (behawioryzm), „definicja sytuacji” (interakcjonizm) i „dokumentarna
metoda interpretacji” (etnometodologia). Pojęcia oferują takie sposoby patrzenia na
świat, które są niezbędne dla zdefiniowania problemu badawczego.
Teorie
dostarczają zestawu pojęć pozwalających definiować i wyjaśniać pewne zja
wiska. Jak stwierdzili Strauss i Corbin (1994, s. 278): „Teoria składa się z wiarygodnych
relacji wytworzonych między pojęciami a zestawami pojęć”. Bez teorii takie zjawiska,
jak „płeć”, „osobowość”, „rozmowa” lub „przestrzeń”, nie mogą być zrozumiałe na
gruncie nauk społecznych. W tym sensie, bez teorii nie mamy czego badać.
Teoria daje zatem podstawy dla rozważań nad światem, odseparowanych od tegoż
świata. W ten sposób teoria dostarcza jednocześnie:
• ramy dla krytycznego rozumienia zjawiska,
• bazy dla rozważań nad tym, jak zorganizować to, co nieznane (Gubrium, prywat
na korespondencja).
Teorie, przez możliwość tworzenia idei o tym, co jest w danym momencie nieznane,
dostarczają impetu do badań, przy czym same są rozwijane i modyfikowane przez rze
telne badania. Jednakże, tak jak to tutaj rozumiem, modele, pojęcia i teorie są samopo-
twierdzające się w tym sensie, że instruują nas, jak patrzeć na zjawiska w określony spo
sób. Oznacza to, że tak naprawdę nigdy nie można dowieść ich fałszywości, można jedy
nie postrzegać je jako bardziej lub mniej użyteczne.
Ta ostatnia cecha odróżnia teorie od
hipotez.
Inaczej niż teorie, hipotezy są testo
wane w trakcie badań. Przykładowe hipotezy, które omówię później w tej książce, to:
32
.
jwum
.
iii
,..n . « ■ » » , » w » » »
• '
Teoria i praktyka badań jakościowych
l.iiiimnu..- n:iiii...iiiiii[iiin iii-- niTritr"!--------------------------------------------------------1---------- -------- —......................... .................. —............... ................................—................... ........ .......................—................. .................................... —---------- ■
• Czy to, jak odbieramy czyjąś radę, jest powiązane z tym, jak takiej rady się udziela?
• Czy reakcje na nielegalne narkotyki zależą od tego, czego dana osoba uczy się od
innych?
• Czy prywatne więzi między członkami związku wpływają na głosowanie w wybo
rach związkowych?
W wielu studiach z zakresu badań jakościowych nie ma na początku konkretnych hi
potez. W zamian hipotezy są wytwarzane (lub wyprowadzane) w trakcie wczesnych sta
diów badań. W każdym przypadku, inaczej niż teorie, hipotezy mogą i powinny być testo
wane. A zatem oceniamy hipotezy przez ich wiarygodność lub prawdziwość.
Metodologia
odnosi się do naszych wyborów co do przypadków do badania, metod
zbierania danych, form ich analizy itd. w czasie planowania i przeprowadzania badań.
Nasza metodologia określa to, jak będziemy postępować, badając dane zjawisko. W ba
daniach społecznych metodologie mogą być definiowane bardzo szeroko (np. jakościo
we lub ilościowe) lub nieco węziej (np. teoria ugruntowana lub analiza konwersacyjna).
Tak jak tdorie, metodologie nie mogą być prawdziwe lub fałszywe, a jedynie bardziej
lub mniej użyteczne.
W końcu -
metody
- są określonymi technikami badawczymi. Zawierają się w nich
zarówno techniki ilościowe, np. korelacje statystyczne, jak i takie techniki, jak obserwacje,
wywiady, ńagiywanie i transkrypcje. I znów, techniki same w sobie nie są prawdziwe lub
fałszywe. Są mniej lub bardziej użyteczne w zależności od tego, jak pasują do używanych
teorii i metodologii oraz do testowanych hipotez i/lub wybranego tematu badawczego.
I tak na przykład behawioryści mogą faworyzować metody ilościowe, interakcjoniści zaś
zbieranie danych w czasie obserwacji, lecz w zależności od testowanych hipotez, beha
wioryści tfiogą czasami używać metod jakościowych - choćby na wczesnym, rozpoznaw
czym etapie badania. Tak samo interakcjoniści mogą czasami używać metod ilościowych,
szczególnie kiedy chcą znaleźć wspólny wzór przenikający ich dane.
Po przedstawieniu poszczególnych pojęć możemy się skupić na bardziej praktycz
nych kwestiach stosowania modeli i teorii do generowania problemu badawczego.
1.1. Generowanie problemu badawczego
Mam już duże doświadczenie w nadzorowaniu prac badawczych studentów, zarów
no na poziomie magisterskim, jak i wyższym, i mogę stwierdzić, że początkujący bada
cze zwykle popełniają dwa podstawowe błędy. Pierwszy z nich polega na tym, że nie
umieją rpzróżnić między problemami badawczymi a tym, o czym aktualnie dyskutuje
się w otaczającym nas świecie. „Problemy społeczne”, jak je nazywam, znajdują się
w centrufh politycznych debat i zajmują się nimi najpoważniejsze gazety. Chociaż jed
nak bezrobocie, bezdomność i rasizm są ważne, nie dostarczają same w sobie tematów
badawczych.
Drugjf błąd, z którym się spotykam, jest często powiązany z pierwszym. Pojawia
się wtedy, gdy badacze biorą na siebie nazbyt wielki problem badawczy. Na przy
kład, waine jest niewątpliwie określenie przyczyn występowania bezdomności, lecz
znajduje się to zdecydowanie poza możliwościami pojedynczego badacza, którego
1.
Rozpoczynanie badań
33
udiumn-fll .......................imwmmt«!
,;rt!Y.<,<!K-,:>-,•?.
v,t:x>W.i>>nW»tmW«tmmwWtM
9
ii«iHWMt.HW»wmilj>lNWW«mw«li»MJ^JtHIW;i wmflUlWMIMWiOMlUWUtHm.inWiWB.fcUHWUWIMHHWt wWIHHtiWrclWUHm>W—IIHWtlHHW»a>C«Mt
1
IIHIIIlM>»iMMIIltilUWWWliWtOWlWW»...^.-,
vftW.X++M.
czas i zasoby są ograniczone. Co więcej, definiując problem tak szeroko, nie można
go często zgłębić.
Zwykle mówię więc moim studentom - waszym celem powinno być powiedzenie
„dużo o małym (problemie)”. Oznacza to unikanie mówienia „mało o wielkim”. W rze
czy samej, dążenie takie może być czasami „wymówką”, a to dlatego, że skoro temat jest
tak szeroko zakrojony, to można przerzucać się z jednego aspektu na drugi bez odświe
żania i testowania każdego fragmentu analizy (zob. Silverman, 2000, s. 61-74).
W tej części rozdziału skupię się na pierwszym z tych błędów - tendencji do wybiera
nia na tematy badawcze problemów społecznych. Pokazując możliwe rozwiązania tego
problemu, jednocześnie zasugeruję, jak można zawężać temat badawczy.
1.1.1. Co to jest problem badawczy?
Wystarczy tylko otworzyć gazetę lub obejrzeć wiadomości w telewizji, by zetknąć się
z prezentacją problemów społecznych. W połowie lat 90. brytyjskie media były pełne
nawiązań do „fali” zbrodni popełnianych przez dzieci - od kradzieży samochodów po za
bójstwa starszych ludzi i innych dzieci. Było też kilka opowieści o lekarzach, którzy zara
ziwszy się HIV, kontynuowali pracę i, jak twierdzono, narazili zdrowie swych pacjentów.
Historie te miały jedną wspólną cechę: zakładały, że zachodzi upadek moralny,
przez który rodziny i szkoły nie radzą sobie z dyscyplinowaniem dzieci, a lekarze nie
biorą na poważnie swej zawodowej odpowiedzialności. Z kolei sposób opowiadania
tych historii implikuje pewne rozwiązanie: wzmocnienie „dyscypliny” w celu zwalczenia
„moralnego upadku”.
Jednakże, zanim zaczniemy zastanawiać się nad tego rodzaju lekarstwem, musi
my dokładnie rozważyć „diagnozę”. Czy rzeczywiście wzrósł odsetek przestępstw
młodocianych, czy też ta widoczna tendencja jest odbiciem zainteresowania tym, co
zalicza się do „chwytliwych” tematów społecznych? A może wzrost ten jest artefak
tem wynikającym ze sposobu relacjonowania zbrodni? I znów, jak wielu pracowni
ków służby zdrowia rzeczywiście zaraziło swych pacjentów HIV? Znamy tylko jeden
(omawiany) przypadek dentysty z Florydy. Co więcej, istnieją poważne dowody, że
to pacjenci zarażają personel medyczny, który się nimi zajmuje. Do tego, dlaczego
koncentrować się na HIV, skoro inne choroby, jak żółtaczka typu B, są dużo bar
dziej zakaźne? Czy dlatego tak często słyszymy o HIV, ponieważ wiążemy go ze
„stygmatyzowanymi” grupami?
Ogólnie znane problemy „społeczne” nie są jedynymi tematami, które mogą przy
ciągnąć uwagę badacza. Administratorzy i menedżerowie wskazują „problemy” w swoich
organizacjach i zwracają się do badaczy społecznych, by znaleźli dla nich rozwiązanie.
Istnieje tendencja, by pozwalać innym, by zdefiniowali problem badawczy - szcze
gólnie, gdy dołączony jest do tego pokaźny grant! Musimy wówczas najpierw przyjrzeć
się terminom, których używa się do definiowania problemu. Na przykład, wielu mene
dżerów będzie definiowało problemy ich organizacji jako zakłócenia „komunikacji”.
Rolą badacza staje się zatem wypracowanie sposobu, by ludzie mogli się „lepiej” komu
nikować. Niestety, mówienie o „problemach komunikacyjnych” przynosi wiele trudności.
Może odwracać uwagę od „umiejętności” komunikacyjnych nieodzownie wykorzysty
34
Teoria i praktyka badań jakościowych
wanych w interakcji. Może też wywoływać tendencję do zakładania, że rozwiązaniem
każdego problemu jest bardziej uważne słuchanie, a relacje władzy obecne wewnątrz
i poza wzorami komunikowania można ignorować. Relacje takie mogą także uczynić
charakterystykę „sprawności organizacyjnej” bardzo problematyczną. A zatem proble
my „admiiiistracyjne” nie stwarzają wcale lepszej podstawy dla badań społecznych niż
problemy „społeczne”.
Oczywiście, nie zamierzam tu twierdzić, że nie istnieją w społeczeństwie żadne real
ne problemy. Jednakże, nawet gdy zgodzimy się co do tego, jakie są te problemy, nie
oznacza to, że dostarczą nam one możliwego do zbadania tematu.
Powróćmy do przypadku problemów ludzi zarażonych wirusem HIV. Niektóre
z tych problemów są, zupełnie słusznie, przedstawiane opinii publicznej przez zorgani
zowane działania zarażonych ludzi. To, z czego może korzystać tu badacz społeczny, to
określone teoretycznie i metodologicznie umiejętności jego dyscypliny. Tak więc eko
nomista może zbadać, jak ograniczone zasoby służby zdrowia mogą być wykorzystywa
ne bardziej efektywnie w walce z epidemią zarówno na Zachodzie, jak i w krajach Trze
ciego Świata. Pośród socjologów, badacze sondażowi mogą zbadać wzory seksualnych
zachowań, by móc promować efektywną edukację zdrowotną, podczas gdy metody ja
kościowe mogą być użyte do zbadania, co kryje się za „negocjowaniem” bezpiecznego
seksu lub doradztwem na temat HIV i AIDS.
Jak pokazują te przykłady, początkowy impuls do podjęcia badań może wypływać
z potrzeby praktyków czy klientów. To badacze z różnych dyscyplin zwykle nadają
początkowemu tematowi badawczemu własny teoretyczny i metodologiczny „zwrot”. Na
przykład w moich własnych badaniach nad poradnictwem na temat HIV (Silverman,
1997b), używanie nagrań audio i szczegółowych transkrypcji, tak jak i wielu technicznych
pojęć, wynikało z mojego zainteresowania analizą konwersacyjną (zob. rozdz. 6).
Ten przykład pokazuje, że zwykle konieczne jest odejście od definiowania tematów
badawczych w kategoriach „problemów społecznych”, tak jak określają je profesjonal
ne lub wspólnotowe grupy. Wychodząc od jasno zdefiniowanej perspektywy nauk
społecznyęh, o ironio, możemy później - jak sądzę - przedstawić im nowe, znaczące ar
gumenty. Rozważę tę kwestię szczegółowo w rozdziale 9.
Wykonaj teraz ćwiczenie 1.2
1.1.2. Pułapka absolutyzmu
Pokazując do tej pory, co badania społeczne mogą zdziałać, spotykamy się z przy
chylną reakcją. Jednakże na naszej drodze pojawia się kolejna pułapka, kiedy próbuje
my zdefiniować problem badawczy. To, co nazywam pułapką „absolutyzmu”, wynika
z tendencji do przyjmowania bezkrytycznie konwencjonalnej mądrości naszych czasów.
Pozwólcie^ że wymienię cztery takie „mądrości”, które następnie rozważę:
♦ scjeiityzm,
* postęp,
• turyzm,
• romantyzm.
1. Rozpoczynanie badań
35
Dwie pierwsze kwestie odnoszą się głównie do badań ilościowych, a dwie ostatnie -
bardziej do badań jakościowych. Przeanalizujmy każdą z nich po kolei.
Scjentyzm
Oznacza on bezkrytyczne akceptowanie tego, że „nauka” jest zarówno czymś zu
pełnie innym, jak i lepszym od „zdrowego rozsądku”. Na przykład badacz ilościowy
może badać związek między „efektywnością” organizacji a jej „strukturą” zarządzania.
Celem może być uzyskanie bardziej wiarygodnego i wartościowego obrazu niż ten, któ
ry otrzymamy, posługuj ąc się zdrowym rozsądkiem.
Jednakże sprawność i struktura zarządzania nie mogą być oddzielone od tego, jak
działają jej członkowie. Efektywność i struktura nie są zatem stabilnymi rzeczywisto-
ściami, lecz są definiowane i redefiniowane w różnych kontekstach organizacyjnych
(np. wewnętrzne spotkania, negocjacje między pracownikami a zarządem, oświadcze
nia prasowe itd.). Co więcej, badacze sami będą używać swojej zdroworozsądkowej wie
dzy na temat tego, jak działają organizacje, by zdefiniować i zmierzyć te „zmienne”
(zob. podrozdz. 2.2).
Nie mówię tu, że nie ma różnic między nauką a zdrowym rozsądkiem. Oczywiście, na
uki społeczne muszą badać, jak zdrowy rozsądek działa, do tego w sposób, w jaki badacz
kierujący się tylko zdrowym rozsądkiem nie zrobiłby i nie mógłby zrobić. Czyniąc tak,
nieodzownie jednak polega się na wiedzy zdroworozsądkowej. Błędem scjentyzmu jest
umieszczanie się całkowicie poza i ponad zdrowym rozsądkiem.
Postęp
W XIX w. naukowcy wierzyli, że mogą odnaleźć drogę, którą podąża „postęp” w hi
storii (np. popularne teksty Karola Darwina na temat „ewolucji gatunków” czy Karola
Marksa o nieuchronnym upadku „wstecznych” systemów ekonomicznych). Przekona
nie to utrzymywało się - z pewnymi modyfikacjami wynikającymi z doświadczeń II woj
ny światowej - w XX w.
Niemniej bezkrytyczna wiara w postęp nie może być podstawą badań naukowych.
Na przykład niebezpiecznie jest zakładać, że możemy mówić o postępie społecznym
wtedy, kiedy lekarze zaczynają uważniej słuchać swych pacjentów (Silverman, 1987,
rozdz. 8) lub kiedy uwięzieni małżonkowie dostają zwolnienie warunkowe, lub gdy
wszyscy czujemy się swobodniej, omawiając naszą seksualność (Foucault, 1998, 2000;
Silverman, 1997b, rozdz. 9). Jeśli w każdym z tych przypadków zakładamy istnienie „po
stępu”, to nie jesteśmy w stanie zidentyfikować „podwójnego uwikłania” każdej metody
komunikowania się i/lub nowych form władzy.
Zarówno scjentyzm, jak i przywiązanie do idei postępu, wpływało znacząco na ba
daczy ilościowych. Przejdę teraz do omówienia dwóch pułapek, które miały bardziej
bezpośredni wpływ na badania jakościowe.
Turyzm
Mam tu na myśli turystów „z górnej półki”, którzy podróżują po świecie w poszuki
waniu kontaktu z obcymi kulturami. Pogardzając zorganizowanymi wycieczkami, a na
wet etykietką „turysty”, osoba taka ma nienasycony głód tego, co „nowe” i „inne”. Pro-
36
Teoria
i praktyka badań jakościowych
>
»familio WujKOnUn»:
i^x,.z,♦iw.?v*»»»««lf«Wl
,
»»W*te**tl»>*WMłWfWWWiW»>*#łl*łO##WWWfłlWWlWlł*WieiHWW}eWł»»WtW*lll«eM|IWI
blem polega na tym, że istnieją niepokojące paralele między badaczem jakościowym
a tego rodzaju turystą. Badacze ci często rozpoczynają badania bez żadnych hipotez
i, jak turyści, wpatrują się chciwie w społeczne sceny, szukając oznak działania, które
jawi się jdko nowe i inne. Tkwi w tym niebezpieczeństwo, że badacze „turystyczni”
mogą tak bardzo skupić się na kulturowych i subkulturowych (lub grupowych) różni
cach, że nie uda im się rozpoznać podobieństw między kulturą, do której należą, a kul
turami, które badają. Kiedy tylko przestawimy się z zadawania „naprowadzających” py
tań (które zakładają istnienie kulturowych różnic) na obserwację tego, co ludzie rzeczy
wiście robią, wtedy znajdziemy pewne wspólne cechy między wzorami społecznymi na
Zachodzie i na Wschodzie (zob. Ryen, Silverman, 2000, oraz omówienie w podrozdz.
1.1.3 studium Michaela Moermana, 1974, dotyczące tajskiego plemienia).
Romantyzm
Choci&ż XIX w. jest określany erą „postępu”, był także czasem, kiedy ludzie spo
dziewali się, że literatura, sztuka i muzyka potrafią wyrazić wewnętrzny świat artysty
i angażoW^ć emocje publiczności. Ruch ten został nazwany „romantyzmem”.
Jak pokażę w rozdziale 4, istnieje coś więcej niż aluzja do tego romantyzmu w nie
których Współczesnych badaniach jakościowych (zob. także Gubrium, Holstein, 1997;
Atkinson* Silverman, 1997). Widać to wyraźnie, kiedy badacze starają się wiernie zapi
sać „doświadczenie” pewnych, zwykle pokrzywdzonych grup (np. bitych kobiet, gejów,
bezrobotnych).
Jak będę się starał wykazać to później, podejście romantyczne jest kuszące, lecz nie-
bezpiecziie. Badacz może zignorować fakt, że doświadczenie jest kształtowane przez
kulturowe formy reprezentacji. Na przykład to, o czym myślimy, że jest naszym do
świadczeniem osobistym („wina”, „odpowiedzialność”), może być po prostu kulturowo
danym sposobem rozumienia świata (zob. omówienie przypadku matki młodej diabe-
tyczki w podrozdz. 6.4.2). Problematyczne zatem staje się usprawiedliwienie badań
w terminach „autentycznej” reprezentacji doświadczenia w sytuacji, gdy to, co auten
tyczne, jest zdefiniowane kulturowo.
Twierdzenie to ma swe konsekwencje dla analizowania danych pochodzących z wy
wiadów, co omówię dalej. W podsumowaniu tego podrozdziału, dotyczącego genero
wania problemu badawczego, zbadam, jak różne rodzaje wrażliwości mogą rozwiązać
problem podwójnej pułapki: absolutyzmu i „ześlizgiwania się” w kierunku ogólnie
znanych problemów społecznych.
1.1.3. Wrażliwość i problemy dostępne badaniu
Twieitłzę, że dla badaczy często mało pomocne jest rozpoczynanie pracy od proble
mów społecznych zidentyfikowanych przez praktyków lub menedżerów. Zwykle takie
definiowanie problemów służy głównie koniunkturalnym interesom. Moim zdaniem, je
śli badania społeczne mają coś do zaoferowania, to są to teoretyczne imperatywy, które
mogą zapbwnić uczestnikom życia społecznego nowe spojrzenie na ich problemy. Para
doksalni^, nie rozpoczynając od powszechnych koncepcji dotyczących tego, co jest
..
....
...
1. Rozpoczynanie badań
37
„złe” w danych okolicznościach, będziemy w stanie lepiej określić zarówno to, co się
w nich dzieje, ale w związku z tym także i to, jak można je zmodyfikować w poszukiwa
niu pożądanego zakończenia.
Różnorodne perspektywy nauk społecznych uwrażliwiają na kwestie ignorowane
przez tych, którzy definiują problemy społeczne lub administracyjne. Wyróżniłbym trzy
typy wrażliwości:
« historyczną,
• polityczną,
® kontekstualną.
Wyjaśnię teraz i omówię każdą z nich po kolei.
Wrażliwość historyczna
Tam, gdzie jest to tylko możliwe, powinniśmy analizować odpowiednie świadectwa
historyczne, jeśli tylko stanowią one temat badawczy. Na przykład w latach 50. i 60.
XX w. zakładano, że „rodzina nuklearna” (rodzice i dzieci) zastąpiła „rodzinę rozsze
rzoną” (wiele pokoleń żyjących razem w tym samym gospodarstwie domowym)
społeczeństw przedprzemysłowych. Badacze zdali się po prostu zapominać, że krótsza
przewidywana długość życia w przeszłości mogła sprawić, że wzór rodziny rozszerzonej
był relatywnie rzadki.
I znów, wrażliwość historyczna pozwala nam zrozumieć, w jaki sposób sprawowane
są rządy. Na przykład do XVIII w. większość społeczeństwa była traktowana jako prze
rażający „motłoch”, który trzeba kontrolować, kiedy zachodzi taka konieczność, przy
użyciu siły. Dzisiaj dostrzega się w nas indywidualności z „potrzebami” i „prawami”,
które muszą być zrozumiane i chronione przez społeczeństwo (zob. Foucault, 1998).
Ale, chociaż siły używa się bardzo rzadko, możemy być kontrolowani w bardziej subtel
ny sposób. Pomyśl tylko o wiedzy na temat każdego z nas zawartej w skomputeryzowa
nych bankach danych i wszechobecnych kamerach wideo, które rejestrują ruch na wielu
ulicach miast. Wrażliwość historyczna zatem, przez zróżnicowane ujęcie tematów ba
dawczych, pozwala nam uniknąć pułapki myślenia, że współczesne wizje problemów
społecznych nie podlegają dyskusji co do swego charakteru.
Wrażliwość polityczna
Pozwalanie, by „przerażające fakty” ze współczesnych mediów określały nasze te
maty badawcze, jest taką samą porażką, jak przygotowywanie badań zgodnie z admini
stracyjnymi lub menedżerskimi interesami. W każdym przypadku musimy użyć naszej
politycznej wrażliwości, by odkryć koniunkturalne interesy leżące za konkretnym sfor
mułowaniem problemów. Media przecież muszą przyciągać publiczność. Administra
torzy chcą z kolei być postrzegani jako skuteczni pracownicy.
Polityczna wrażliwość dąży do uchwycenia polityki stojącej za tematami zdefi
niowanymi w określony sposób. To z kolei potwierdza sugestię, że podejmujemy ba
dania, kiedy pojawiają się problemy społeczne. Na przykład Barbara Nelson (1984)
pokazuje, jak „wykorzystywanie dzieci” zostało zdefiniowane jako rozpoznawalny
problem pod koniec lat 60. XX w. Udowadnia, że ustalenia lekarzy dotyczące „syn
dromu maltretowanego dziecka” konserwatywna administracja Nixona przyjęła tyl-
38
<«>»»»»WTWłMEW*»» ,.W»Vi*»f‘
Teoria i praktyka badań jakościowych
ko przez połączenie społecznych problemów raczej z rodzicielską „nieadekwatno-
ścią” niż z porażką programów społecznych. Polityczna wrażliwość nie oznacza, iż -
zdaniem badaczy społecznych - w społeczeństwie nie istnieją „prawdziwe” proble
my. W zamian twierdzą, że nauki społeczne mogą wnieść istotny wkład w życie
społeczeństw przez analizę, jak wyrastają „oficjalne” definicje problemów. Żeby jed
nak zachować uczciwość, powinniśmy także być świadomi tego, że badacze społecz
ni często muszą, ze względów taktycznych, zaakceptować takie definicje po to, by
otrzymywać granty badawcze.
Wrażliwość kontekstualna
Jest to samowyjaśniąjąca się i najbardziej pojemna kategoria z prezentowanej listy.
Przez „kontekstualną” wrażliwość rozumiem umiejętność rozpoznawania, że na pierw
szy rzut o£a zuniformizowane instytucje, takie jak „rodzina”, „plemię” lub „szkoła”,
przyjmują wiele różnych znaczeń w różnych kontekstach. Wrażliwość kontekstualna
jest najbardziej widoczna w studium Moermana (1974) dotyczącym plemienia Lue
z Tajlandii. Moerman rozpoczął od konwencjonalnego antropologicznego dążenia, by
ulokować ludzi w schemacie klasyfikacyjnym. W związku z tym zaczął od zadawania
członkom plemienia pytań typu: „Jak rozpoznajesz członków swojego plemienia?”
Moerijian pisze, że jego respondenci szybko nauczyli się dostarczania mu całej listy
cech, które konstruują ich plemię i odróżniają od sąsiadów. W tym samym czasie zo
rientował się jednak, że taka lista, w kategoriach czysto logicznych, nie ma końca. Być
może, jeśl| chce się zrozumieć tych ludzi, niezbyt użyteczne jest wydobywanie z nich
abstrakcyjnych relacji na temat własnych charakterystyk.
Moerman przestał pytać: „Kim są Lue?” Jasne jest, że takie narzędzie identyfikacji
etnicznej nie jest stale używane ani przez nich, ani przez nas w naszej kulturze zachod
niej. W zamian Moerman zaczął badać, co dzieje się w codziennych sytuacjach.
Z tej perspektywy przestaje być istotne, kim są Lue, ale kiedy, wśród ludzi
żyjących w tych tajskich wioskach, etykietki identyfikacji etnicznej są przywoływane
i jakie powoduje to konsekwencje. Co ciekawe, Moerman stwierdza, że kiedy patrzy
się na to \y ten sposób, początkowo oczywiste różnice między Lue a nami znacząco
się zmniejszają. Tylko etnocentrycznie nastawiony przedstawiciel Zachodu mógłby
zakładać coś innego, zachowując się jak turysta poszukujący pięknych widoków
poza głównymi drogami. Dokładniejsze omówienie badań Moermana znajduje się
w podrozdziale 4.1.
Nie tylko tak wielkie zbiorowości ludzi jak plemiona zyskują nowy ogląd, gdy użyje
my tego, ęo nazwałem wrażliwością kontekstualną. Inne pozornie stabilne instytucje
społeczne (takie jak „rodzina”) i tożsamości (płeć, etniczność itd.) nie mogą być w osta
teczny spósób poddane analizie jedynie z perspektywy problemu społecznego.
Komentatorzy mówią na przykład, że „rodzina jest w poważnym niebezpieczeń
stwie”. Lecz gdzie w rzeczywistości społecznej możemy odnaleźć tę zunifikowaną for
mę rodziny, o jakiej mówi się w tych wypowiedziach? Czyż „rodzina” nie wygląda ina
czej w różnych kontekstach - poczynając od gospodarstwa domowego, a kończąc na sali
sądowej czy nawet w supermarkecie (zob. podrozdz. 3.5)? Zamiast brać takie wypowie
dzi dosłownie, badacz musi wykorzystać trzy rodzaje wrażliwości, by odkryć, jak rzeczy
1
.
Rozpoczynanie badań
39
. . ^7 / ' ■ : SW '-V <'*»•». V»/V*»%
\
.Sm’*«'.
W. .*<• V.*, *V. V. A*.
.¥M,'W.',YMVAV^‘S -*wS
^ ■'/rf WWMW,V,SV *r.\ ** V' ł\Vi’A‘
< V AV.MłWA*AWZ.VANł W As»A% W«W.
e
* .W^.W ^ /<V, W/^T VA
A*. - V.*A‘ / V. V. W'AV.*, 'A-',
1
W, V/f>. ^ .».W V*'«V • .* V-^A* *-V'. ' .W V, V V. * *' *. V '* • V.*: * *.V -V. u / V»* •*%%*••* ' > V.*.\ •* ' *>*.\ ' " A <\Y V * * •*»' <** O * */.* * 'S>“A .V/. • . v JUfrr V<« * V«V. ,7 ,*. *'• .* % V ' ,V ✓
się mają w świecie społecznym, gdzie - jak pokazuje nam Moerman - działania ludzi są
w nieunikniony sposób bardziej złożone, niż mogłyby się wydawać.
I kwestia końcowa. Te trzy rodzaje wrażliwości, które tu omawialiśmy, oferują
nam różne, czasami przeciwstawne sposoby generowania tematów badawczych. Nie
sugeruję tu, że wszystkich należy użyć od razu na początku każdego studium ba
dawczego. Jednakże, jeśli nie będziemy wrażliwi na każdą z tych kwestii, to ryzykuje
my, że wpadniemy w pułapkę definiowania naszych tematów badawczych na bazie
„problemu społecznego”.
Wykonaj teraz ćwiczenie 1.3
1.2. Zróżnicowanie metod jakościowych
Istnieją cztery główne metody stosowane przez badaczy jakościowych:
* obserwacja,
* analiza tekstów i dokumentów,
• wywiady,
• nagrywanie i transkrybowanie.
Metody te często się łączy, na przykład wiele studiów przypadków łączy obserwacje
z prowadzeniem wywiadów. Co więcej, każda metoda może być stosowana albo w jako
ściowych, albo ilościowych studiach badawczych. Jak pokazuje tabela 1.2, ogólna natu
ra metodologii badań kształtuje sposób stosowania każdej z metod.
Tabela 1.2 podkreśla kwestie poruszane w tabeli 1.1: metody są technikami, które
nabierają specyficznego znaczenia stosownie do rodzaju wybranej metodologii.
A zatem w badaniach ilościowych obserwacja nie jest generalnie traktowana jako
bardzo istotna metoda zbierania danych. Dzieje się tak dlatego, że trudno przeprowa-
Tabela 1.2. Różne użycie czterech metod badawczych
Metodologia
• . ■ * * *
1
• *
.
. .
| Metoda
Badania ilościowe
Badania jakościowe
J
Obserwacja
\ Analizy
*
1 tekstualne
i V
r
Wywiady
\ Nagrania
audio
| i wideo
Prace wstępne, np. wstęp do
opracowania kwestionariusza
Analizy treści, tj. liczenie kategorii
stworzonych przez badacza
Badania sondażowe: głównie pytania
zamknięte na losowo dobranych próbach
Używane rzadko do sprawdzenia
precyzji zapisu wywiadu
Fundamentalne znaczenie dla
zrozumienia innej kultury
Próby zrozumienia kategorii
stosowanych przez uczestników
życia społecznego
Pytania otwarte na małych próbach
Stosowane do zrozumienia tego, jak j
uczestnicy życia społecznego organizują
swoją wypowiedź i ruchy ciała
40
Teoria i praktyka badań jakościowych
dzić studium obserwacyjne na danych próbach. Badacze ilościowi twierdzą także, że ob
serwacja iiie jest zbyt „wiarygodną” metodą zbierania danych, gdyż różni obserwatorzy
mogą zapisywać różne obserwacje. Jeśli w ogóle się ją stosuje, to jako odpowiednią jedy
nie na wstępnym lub „eksploracyjnym” etapie badań.
Dla odmiany, studia oparte na obserwacji okazały się być fundamentalne dla wielu
badań jakościowych. Zaczynając od pionierskich studiów przypadków społeczeństw
niezachodnich przeprowadzanych przez wczesnych antropologów (Malinowski, 2005;
Radcliffe-Brown, 2006), poprzez szkołę chicagowską sprzed II wojny światowej (Tho
mas, Znaniecki, 1976), metoda obserwacyjna często była wybierana, by zrozumieć inną
kulturę (zob. podrozdz. 3.1.1).
Kontrasty takie można dostrzec także w sposobie podejścia do tekstów i dokumen
tów. Badacze ilościowi starają się analizować materiały pisane w taki sposób, by wytwo
rzyć rzetelne stwierdzenia na temat dużej próby. Ich ulubioną metodą jest „analiza tre
ści”, w ramach której badacze tworzą zbiór kategorii, a następnie liczą ilość stwierdzeń,
które „wpadają” do każdej z nich. Podstawowym wymaganiem są kategorie wystar
czająco precyzyjne, by za pomocą różnych sposobów kodowania osiągnąć takie same
rezultaty iia tym samym materiale badawczym (np. nagłówki prasowe) (zob. Berelson,
1952).
W badaniach jakościowych małe ilości tekstów i dokumentów mogą być analizowa
ne z wielu różnych powodów. Celem jest zrozumienie kategorii używanych przez
uczestników życia społecznego i zobaczenie, jak stosuje się je w konkretnych działa
niach, takich jak opowiadanie historii (Propp, 1976; Sacks, 1974), tworzenie akt (Cico-
urel, 1968; Gubrium, Buckholdt, 1982) lub opisywanie „życia rodzinnego” (Gubrium,
1992). Rzadziej odwołuje się tutaj do rzetelności analizy. W zamian badacze jakościowi
twierdzą, że są w stanie odsłonić specyficzne praktyki, dzięki którym dany „produkt koń
cowy” (opowiadanie, akta, opisy) jest tworzony.
Wywiady są powszechnie stosowane w obu metodologiach. Badacze ilościowi prze
prowadzają wywiady lub stosują kwestionariusze na losowo dobranych z całości populacji
próbach; nazywają to badaniem sondażowym. Preferowane są zwykle pytania „zam
knięte” (z ograniczonymi możliwościami odpowiedzi), gdyż odpowiedzi na nie pozwa
lają tworzyć proste tabele, w przeciwieństwie do pytań „otwartych”, których odpowiedzi
muszą być następnie kodowane. Centralną kwestią metodologiczną dla badaczy ilo
ściowych jpst rzetelność scenariusza wywiadu i reprezentatywność próby.
Na przykład, kiedy badania preferencji wyborczych nie przełożyły się na wyniki bry
tyjskich wyborów powszechnych w 1992 r., badacze sondażowi przyjrzeli się bliżej
własnej metodologii. Zakładając, że niektórzy respondenci mogli wcześniej okłamywać
ankieterów co do swych preferencji wyborczych, niektóre firmy badawcze wprowadziły
zaklejane okienka, do których respondent wkładał małe karteczki z odpowiedziami -
co eliminowało konieczność odkrywania swoich preferencji przed ankieterem. Zwró
cono też uwagę na zapewnienie bardziej reprezentatywnych prób do badań, tzn. prób
dobieranych losowo z całości populacji Wielkiej Brytanii. Być może w rezultacie tych
zmian wyrtiki przedwyborczych sondaży były bardziej zbliżone do rzeczywistych rezul
tatów wyborów w 1997 r.
W badaniach jakościowych ważną kwestią jest raczej „autentyczność” niż rzetelność.
Celem jest zwykle osiągnięcie autentycznego zrozumienia ludzkich doświadczeń i uważa
się w związku z tym, że najbardziej efektywnym sposobem zbliżenia się do tego celu są py
tania otwarte. Na przykład, podczas zbierania historii życia lub w trakcie wywiadów
z rodzicami upośledzonych dzieci (Baruch, 1982), badanym może zostać postawione
jako zadanie: „opowiedz mi swoją historię”. Wywiady w studiach jakościowych są czę
sto prowadzone na małych próbach, a relacje między badaczem a badanym mogą być
określane raczej w kategoriach politycznych niż naukowych (np. Finch, 1984).
W końcu zaś transkrypcje z nagrań audio lub wideo są rzadko stosowane w bada
niach ilościowych, prawdopodobnie z powodu założenia, że są trudne do policzenia.
Dla odmiany, jak zobaczymy później (rozdz. 6 i 7), nagrania audio i wideo są coraz waż
niejszą częścią badań jakościowych. Transkrypcje z takich badań, oparte na zestandary-
zowanych konwencjach, dostarczają doskonałego zapisu „naturalnie występujących”
interakcji. W porównaniu do notatek terenowych z danych obserwacyjnych, nagrywa
nie i transkrypcje mogą zaoferować wysoce rzetelny zapis, do którego badacze mogą
wracać w trakcie rozwijania swoich hipotez.
Chciałbym tę raczej abstrakcyjną prezentację uczynić bardziej konkretną przez
przeanalizowanie kilku studiów jakościowych wykorzystujących każdą z tych metod.
Posłużę się przykładem z badań nad społecznym aspektem AIDS, gdyż jest on obecnie
żywo dyskutowanym tematem oraz dziedziną, którą przez jakiś czas się zajmowałem.
W każdym prezentowanym studium pokażę, jak różne imperatywy teoretyczne i meto
dologiczne kształtowały wybór oraz zastosowanie omawianej metody.
1.2.1. Obserwacje
W1987 r. zacząłem przychodzić do kliniki przy oddziale wenerologiczno-urologicz-
nym jednego z angielskich szpitali miejskich (Silverman, 1989c). Klinika powstała, by
monitorować postępy u pacjentów z HIV, którzy brali lek AZT (Retrovir). AZT, który
zdawał się spowalniać tempo reprodukcji wirusa, był wtedy w fazie testowania.
Tak jak w każdym studium opartym na obserwacji, celem było uzyskanie informacji
z pierwszej ręki na temat procesów społecznych „zachodzących w naturalnym kontekś
cie”. Nie próbowano nawet prowadzić wywiadów z poszczególnymi osobami, ponieważ
badanie koncentrowało się na tym, co one rzeczywiście robiły w klinice, a nie na tym, co
myślały, że robiły. Badacz siedział w pokoju, gdzie odbywały się konsultacje, z boku za
równo pacjenta, jak i lekarza.
Lekarz zawsze pytał pacjenta, czy zgadza się na obecność badacza. Zakładając, że
sytuacja należała do bardzo delikatnych, nie dokonywano nagrań. W zamian robiliśmy
szczegółowe zapiski; na osobnym arkuszu dla każdej konsultacji.
Próba została dobrana bez pretensji do reprezentatywności (15 mężczyzn w trakcie
37 konsultacji w ramach 7 sesji klinicznych). Ponieważ w tej dziedzinie rzadko stosowano
metody obserwacyjne, studium to było w swej istocie eksploracyjne. Jednakże, jak zoba
czymy, staraliśmy się powiązać nasze rezultaty z innymi badaniami społecznymi do
tyczącymi relacji doktor-pacjent. Jak zauważyła Sontag (1999), chorobę często traktuje
się jak moralną lub psychologiczną metaforę. Najważniejszym rezultatem tego studium
było pokazanie moralnego bagażu związanego z byciem osobą z HIV. Na przykład wie-
1. Rozpoczynanie badań
41
42
Teoria i praktyka badań jakościowych
_____
u
-______ -.-Ajuunivj.-r_______________ -:
J
^X:>V1.VTHMU| -.i IVf---------------------------------------- .-rv-.—I -rrf —..............................................................».
......................... ...... ..................
■'MW/^
J
L^^.'»
1
v>i,>^.'u^-.',»w*U'.>-w-'-.vłAiyv'..w<.w«f,v,'. w j w . v t / . . ' » f . " / M v . v v ■ s ' » ' v j y v " " w ' l ' . ' . w.'v.-wv.'.wwrv
lu pacjentów używało budzika, by przypominał im w nocy o konieczności wzięcia leku.
Jak skomentował to jeden z nich (P = pacjent):
P: To bardzo łatwo zgadnąć. Wszyscy wiedzą, co masz.
Jednane oprócz społecznego klimatu, w ramach którego postrzega się zarażenie
HIV, zaobserwowaliśmy bardzo duże zróżnicowanie w prezentowaniu się chorych per
sonelowi medycznemu. Zidentyfikowano czteiy style „autoprezentacji” (Goffman,
2000). Każdy styl został tu krótko opisany:
1. Chłodny. Nawet niepokojące stwierdzenia medyczne były przyjmowane raczej
z grzecznością i akceptacją niż z zainteresowaniem czy widocznym niepokojem. Na
przykład jeden z pacjentów odpowiadał na wszystkie pytania głównie monosylabami.
Jego jedyną znaczącą interwencją był moment, kiedy zapytał o nazwisko doktora, z któ
rym miał się skonsultować w innym szpitalu w sprawie zakażenia skóry. Nie skomento
wał w og<^le stwierdzenia lekarza, że AZT trzyma go przy życiu.
2. Lękowy. Na drugim krańcu znajdują się pacjenci, którzy nawet zwyczajowe powi
tanie traktują jako okazję do pokazania „niepokoju”. Na przykład:
Dr: Jak się Pan miewa?
P: Heh. Niezbyt dobrze. To coś, czego nie umiem wyjaśnić. Niedobrze. Nie wiem.
3. Obiektywny. Jak zauważono w innych studiach (zob. Baruch, 1982, omówienie
w podrozdz. 4.8), pracownicy służby zdrowia często przedstawiają się lekarzom jako ze
spół obiektywnych symptomów. Jeden z takich ludzi, który był pacjentem w tej klinice,
zachowywał się dokładnie w ten sposób. Na przykład:
P: Zastanawiam się, czy Acyclovir w połączeniu z AZT może wywoływać neutropenię [...] [opisuje
swoją wysypkę]. To było interesujące. Czyli sugeruje Pan, że to trzeba brać cztery razy dziennie. Bo
przecież zwykle zapisują to pięć razy dziennie.
4. Teatralny. Jednym ze sposobów odpowiadania na pytania o własny stan fizyczny
było lekceważenie ich po to, by poczynić obserwacje o sytuacjach społecznych, uświada
miając jednocześnie słuchającą publiczność. Na przykład:
Dr: J4k Pan się czuje pod względem fizycznym?
P: Dobrze. Inną kwestią jest [relacja o lekarzu, który nie odmachał mu na ulicy]. To po prostu taki
sam cholerny konował jak pan. Bez obrazy.
[do badacza i studentów medycyny] Jestem kiepskim przypadkiem, nawiasem mówiąc, także nie
zwracajcie na mnie uwagi.
Na tęmat tego omówienia trzeba poczynić trzy ważne uwagi. Po pierwsze, nie było
prostego powiązania między każdym pacjentem a określonym „stylem” samoprezenta-
cji. Raczej każdy rodzaj prezentacji był dostępny wszystkim pacjentom w trakcie kon
sultacji, jeśli tylko mógł spełnić określone funkcje społeczne. Skupialiśmy się więc ra
czej na procesach społecznych niż na stanach psychicznych. Po drugie, mogłem przed
stawić tiitaj jedynie krótkie fragmenty dla poparcia mojej argumentacji. Jak zobaczymy
w rozdziale 8, takie użycie materiału dowodowego budzi wątpliwości co do trafności lub
precyzji badań jakościowych.
Po trzecie, rezultaty te odzwierciedlają jedynie część całego studium. Odkryliśmy
również* że etos „pozytywnego myślenia” był centralny w relacjach wielu pacjentów i że
1.
Rozpoczynanie badań
43
» W • ' *'*
vs
K
' ’
«*
v*-v. A^-Ai^x.v'A.M^vsvvvV^.v.
. .
* > a<i .'^s y« rf'.i.v/,« )t >v
;4U v<^ ,\wmw<4i«vW( **,. »«VA'rVAV' wv,‘
V
M v>v,VA' i.VA <*• .*'WW. » v.v
V. iïùV/.'i v»v. va .w ’-V W A w A .'S
AsV/.<.v/ vvsw/ <Av'«*Wv av.* * '«*•./ Ate^#4ifr**W*MMVWt*fc»i*eNW#W*Wś**MWMr*W4ft*WitW*"*W*»M<e*A»^**4WWWilWWtiWWMW*łff#NW»M0***1*#WNlW**4*
lekarze koncentrowali się raczej na „ciałach” niż „umysłach” swoich pacjentów. Mieliś
my tego próbkę we fragmencie następującym po tym, który był pokazany, kiedy pacjent
opierał się wysiłkom lekarza, by zmusić go do powiedzenia czegoś więcej o swoim stanie
fizycznym. Doprowadziło nas to do postawienia kilku praktycznych pytań o podział
pracy między lekarzami a konsultantami.
1.2.2. Analizy tekstów
Jenny Kitzinger i David Miller (1992) przyjrzeli się związkom między mediami rela
cjonującymi problem AIDS a rozumieniem ich przez odbiorców. Ich analiza brytyjskie
go biuletynu wiadomości telewizyjnych dostarcza dobrego przykładu, jak analizy tek-
stualne mogą być stosowane w badaniach jakościowych dotyczących społecznych
aspektów AIDS.
Pokazuje także, jak badacze jakościowi próbują unikać pytań wyłaniających się
z perspektywy „problemu społecznego”, mając cały czas na uwadze, że zjawiska te są
zawsze definiowane społecznie. Kitzinger i Miller interesują się społeczną definicją zja
wisk, co odzwierciedlają cudzysłowia, w jakich umieszczają takie pojęcia, jak „AIDS”,
„Afiyka” i to, co „rzeczywiście” jest istotą sprawy. Jak wyjaśniają sami autorzy:
Rozdział ten koncentruje się na publiczności i roli mediów w zmienianiu, wprowadzaniu lub wspo
maganiu pewnych idei na temat AIDS, Afryki i rasy. Nie twierdzimy, że
Hiy
pochodzi lub nie
z Afryki [...]. Nie zajmujemy się pytaniem o to, skąd wirus „rzeczywiście” pochodzi lub jak wygląda
jego rozprzestrzenianie się. W zamian koncentrujemy się na tym, jak różne odpowiedzi na te pytania
są wytwarzane, kształtowane i podtrzymywane, co mówi nam to o konstrukcjach „AIDS” i „Afryki”
oraz jakie społeczno-polityczne konsekwencje one niosą [1992, s. 28, podkr. D.S.].
Omawiani autorzy przebadali reportaże z wiadomości telewizyjnych z trzech lat.
W jednym z takich reportaży pokazane zostały statystyki dotyczące zakażenia HIV
w całej Afryce i mapa Afryki ze słowem „AIDS” na środku kontynentu. Na mapie wypi
sane były także słowa „3 miliony chorych”.
W ciągu tych trzech lat jedyny kraj, który przedstawiono jako inny niż reszta Afryki, to
RPA. I rzeczywiście, tylko raz RPA została opisana jako „opierająca się” inwazji HTV
z czarnej Afryki. Dla kontrastu, obrazy czarnych Afrykanów z AIDS były używane we
wszystkich przebadanych reportażach. Co więcej, rozprzestrzenianie się epidemii wiązano
z „tradycyjnymi wartościami seksualnymi” lub - bardziej ogólnie - z „afrykańską kulturą”.
Aby zobaczyć, jak te obrazy pokazywane w mediach wpływały na odbiorców, zebra
no wiele grup dyskusyjnych spośród ludzi o określonych zawodach (np. pielęgniarka,
policjant, nauczyciel), a także postrzeganych jako „wysoce zaangażowanych” w tę kwe
stię (np. geje, więźniowie) oraz tych „mało zaangażowanych” (np. emeryci, studenci).
Chociaż członkowie wszystkich grup byli sceptyczni, jeśli chodzi o przekazywane
przez media wiadomości, akceptowali jednak generalne założenie, że AIDS pochodzi
z Afryki i tam dominuje. Biali często zaczynali od stwierdzenia, że Afryka jest kolebką
chorób przenoszonych drogą płciową, a wynikało to - według nich - z tego, że stosunki
seksualne rozpoczyna się tam przeważnie w młodym wieku, a choroby weneryczne roz
przestrzeniają się z powodu poligamii.
44
Teoria
i praktyka badań jakościowych
łVVMV<
• vAt#
:* V •
••
% «■>
MWW , * V*AV/ y4V/.\SAV.<^^W^MSW,V^ Y^WAy^MW»W*
<—**»•
VttfcM
Nie wszyscy jednak podzielali te przekonania. Kitzinger i Miller przytaczają kilka
czynników, które sprawiają, że ludzie zaczynają wątpić w przekaz mediów. Są to m.in.:
osobisty kontakt z odmiennymi informacjami pochodzącymi od zaufanych osób lub
wiarygodnych organizacji, osobiste doświadczenia bycia „niesłusznie oskarżanymi”,
osobiste wetknięcie się z warunkami w Afryce oraz bycie czarnym.
Autorzy podsumowują:
Nasze badania pokazują zarówno silę mediów, jak i perswazyjność nagromadzonych obrazów czar
nej Afryki pochodzących z białej kultury; łatwo jest wierzyć, że Afryka jest rezerwuarem zakażeń
HIV, ponieważ „nadaje się” do tego. Dziennikarze opierają się na tych kulturowych założeniach,
kiedy tworzą swoje reportaże o AIDS i Afryce, a czyniąc tak, pomagają je reprodukować i legitymi
zować [1992, s. 49].
Studium Kitzinger i Millera opiera się na znacznie większej liczbie danych niż moje
studium dotyczące kliniki medycznej. Jednakże mają one dwie cechy wspólne. Po
pierwsze^ w obydwu studiach badacze rozpoczynają bez żadnych hipotez. W zamian, jak
w większości badań jakościowych, dążono do wypracowania, a następnie testowania hi
potez w tfakcie analizy danych. Po drugie, obydwa studia kierowały się w kwestiach teo
retycznych założeniem, że zjawiska społeczne wywodzą swe znaczenie z tego, jak są de
finiowane przez uczestników życia społecznego. Cechy te można odnaleźć także
w dwóch innych pracach badawczych, którymi się teraz zajmiemy.
1.2.3. Wywiady
Peter Weatherbum i współpracownicy (1992) zauważyli, że często zakłada się
związek ijiiędzy „nadużywaniem” alkoholu i narkotyków a „ryzykownymi” zachowania
mi seksualnymi. Dla odmiany sugerują, co następuje:
Powiązanie to stwierdza się, lecz się go nie dowodzi; świadectwa na jego istnienie są w najlepszym razie
przeciwstawne, a stwierdzenie to wywodzi się ze zbioru moralnych zasad purytanizmu [1992, s. 119].
W icfy własnych badaniach możemy odnaleźć dwa postulaty, których nie ma w tych
wcześniejszych, ogólnie jakościowych studiach badawczych:
1. Nie czyni się założenia, że istnieje silna relacja wzajemna między używaniem alkoholu a seksem
i
bez zabezpieczenia.
2. Cechy psychologiczne (takie jak wady charakteru lub nieradzenie sobie pod wpływem alkoholu)
są uznawane za nieodpowiednie wyjaśnienie wchodzenia w niebezpieczne praktyki seksualne
[tamże; s. 122—123].
Badanie Weatherbuma i współpracowników było częścią Projektu SIGMA -
brytyjskiego, długoterminowego, pozaklinicznego studium kohorty ponad 1000 ge
jów. Tak jak inni badacze jakościowi, nie uznawali takich wyjaśnień zachowania,
według których życie społeczne to jedynie reakcje na określone „czynniki stymu
lujące” lUb „zmienne”.
W konsekwencji faworyzują oni pytania otwarte, kiedy próbują zrozumieć znacze
nia powiązane z używaniem alkoholu w badanej próbie. Na przykład:
1. Rozpoczynanie badań
45
Pierwsze pytanie, jakie zadawaliśmy respondentom, brzmiało: „Czy powiedziałbyś, że alkohol od
grywa znaczącą rolę w twoim życiu seksualnym?” Tych respondentów, którzy odpowiedzieli „Tak”,
pytaliśmy szczegółowo o naturę tej roli. Pytaliśmy także respondentów, czy alkohol kiedykolwiek
wpłynął na nich tak, że dopuścili się niebezpiecznych zachowań seksualnych [tamże, s. 123].
Tak j ak w typowej analizie wykorzystującej pytania otwarte w wywiadzie, zachęcano
respondentów, by podawali własne definicje określonych zachowań, np. „niebezpiecz
nego seksu”.
Wyniki tego studium odzwierciedlają złożoność wysiłku wyjaśnienia „przyczyn” za
chowania społecznego. Efekty wywoływane przez alkohol zależały, jak się okazało, od
„kontekstu seksualnego spotkania i od drugiej strony zaangażowanej w seksualne ne
gocjacje” (tamże, s. 129). Tylko w kilku relacjach alkohol był traktowany jako „przyczy
na” ryzykownych zachowań. W większości przypadków, chociaż ludzie mogli określać
samych siebie jako „nieco pijanych”, opisywali swoją seksualną aktywność jako wynik
świadomego rozważenia sytuacji.
Autorzy podnoszą tu jednak kluczową kwestię dotyczącą znaczenia, jakie powinniś
my przypisywać takim relacjom, biorąc pod uwagę fakt, że ludzie odwołują się do tych
cech, które opisują ich zachowanie jako społecznie pożądane:
Stwierdzone jest, że retrospektywne pytanie ludzi o używanie alkoholu może być problematyczne,
zarówno z powodu kierowania się tym, co społecznie pożądane, jak i dlatego, że alkohol sam w so
bie osłabia pamięć [tamże, s. 123].
Jak zobaczymy w rozdziale 4, obserwacja ta trafia w samo sedno nierozstrzygniętej
debaty o statusie stwierdzeń padających w wywiadzie, a dokładniej mówiąc, wątpliwo
ści, czy takie stwierdzenia są:
® prawdziwymi lub fałszywymi reprezentacjami postaw czy zachowań lub
*
po prostu „objaśnieniami”, w których chodzi raczej o sposób ich skonstruowania
niż o ich precyzję.
To studium pokazuje zalety badań jakościowych, które mogą dać niewątpliwie
„głębszy” obraz niż korelacje zmiennych w studiach ilościowych. Jednakże wskazuje tak
że, dlaczego może być trudno uzyskać dofinansowanie lub akceptację dla badań jako
ściowych. Jakkolwiek kwestionowane bywają założenia leżące u podstaw badań ilościo
wych, to zdają się one dostarczać, postrzeganych jako rzetelne i trafne, korelacji między
„zmiennymi”. Co więcej, korelacje te zwykle prowadzą do jasnego wyznaczenia kierun
ków polityki społecznej.
Niektóre badania jakościowe mogą łączyć wrażliwość na definicje uczestników ży
cia społecznego z korelacjami niosącymi jasne implikacje dla polityki społecznej. Zoba
czymy to w ostatnim omawianym tu studium badawczym.
1.2.4. Nagrania audio i wideo
Studium Silvermana (1997a) wykorzystywało nagranie magnetofonowe z konsulta
cji na temat HIV/AIDS z różnych centrów medycznych w Wielkiej Brytanii, USA i Try
nidadu. Skupiało się na poradach (na tym, jak ich udzielano oraz jak je odbierano). Za
interesowanie tymi poradami pochodziło z trzech źródeł:
46
Teoria i praktyka badań jakościowych
1. Badanie byio częściowo finansowane przez English Health Education Authority
(Zarząd Angielskiej Edukacji Zdrowotnej), co oznaczało, że analizy przebiegu konsul
tacji będą odpowiednie w stosunku do jego zainteresowania promocją zdrowia.
2. Wczesne prace nad tym projektem pozwoliły określić dwa podstawowe „formaty
komunikacyjne”, w ramach których takie konsultacje się odbywają. Analizy tych forma
tów - „dóstarczanie informacji” i „wywiad” - stanowiły kluczowe źródło dla analizy
tego, jak działa system dawania rad (zob. Perakyla, Silverman, 1991).
3. Praca Johna Heritage’a i Sue Sefi (1992) dotycząca pielęgniarek środowiskowych
i matek dostarczyła ważnych wniosków na temat związku między różnymi formami
udzielani# porad a ich przyjmowaniem przez klientów.
Jak pokazuję w podrozdziale 8.3.2, byliśmy w stanie przedstawić w formie tabeli
związek między formą udzielania porady a sposobem jej odbioru w 50 sekwencjach da
wania rad. Mówiąc ogólnie, osobista rada, przedstawiona po tym, jak klient został po
proszony o uszczegółowienie tego, co go interesuje, była powiązana z „zaznaczonym
potwierdźeniem odbioru” (np. komentarz na temat rady lub kolejne pytanie ze strony
klienta), pla odmiany konsultanci, którzy dawali uogólnione rady, bez uprzedniego po
proszenia klienta o sprecyzowanie problemu, otrzymywali jedynie „nieoznaczone po
twierdzenie odbioru” (np. „mm”, „dobrze”, „tak”).
Dostępność szczegółowych transkrypcji oznaczała jednak, że mogliśmy pójść dalej
poza te łątwe do przewidzenia wyniki. W szczególności, zamierzaliśmy odnieść się do
funkcji ząchowania konsultantów, biorąc pod uwagę fakt, że wielu z nich, kiedy ich o to
pytano, stwierdzało, że generalizowane porady są najprawdopodobniej mało skutecz
ne. Mieliśmy zatem nadzieję wnieść konstruktywny wkład w debatę nad polityką
społeczną przez badanie funkcji sekwencji komunikacyjnych w określonym kontekście
instytucjonalnym.
Przyjrzyjmy się odpowiedniemu fragmentowi danych (fragment 1.1). Symbole trans-
krypcyjne objaśnione są w Załączniku na końcu książki.
Fragment 1.1 (SWZ-A)
(K = Konsultantka; P = Pacjentka)
1 K: .hhhh Teraz jeśli kto:ś er zrobi test (.) i ma
2 ttegatywriy rezultat testu .hh to oczywiście
3 idealnie Uh:m byłoby, gdyby (.) oni następnie uważali
4 na siebie by zapobiec [ryzyku=
5 P:
[Mm hm
6 =in/ekcj{i .hhhh Oczywiście jest to tylko
7 możliwe do pewnego momentu, ponieważ jeśli .hhh
8 zaangażuje się Pani w poważny związek z kimś, na
9 dłu:go .hh nie musi Pani oczywiście używać prezerwatyw
10 zawsze.
<hh Uh:m a moment ten nadejdzie, kiedy
11 podejmie Pani taką decyzję (0.4) uh:m jeśli ustatkuje
12 się Pan} w sprawie rodziny i rzeczy, które Pani zna (0.6)
13 nie będzie Pani musiała dalej się zabezpieczać.
14
[. hhhh Uh:m ale oczywiście: (1.0) Pani=
15 P: [Mm:
16 K: =musi być (.) uh:m (<) uważać uhm (0.3)
17 i irzymąć się tych bezpiecznych praktyk .hhh jeśli: oczywiście
2. Rozpoczynanie badań
47
w..MVi *»•
, v ; ' / » / ; - » : ■ > . / « * ? / ; . m v T / . V . * * * » * * ; < « «
^
K
W
.
X
W
W
W
>
4
*
A
>
K
/
^
y
y
^
e
y
^
r
m
w
;
o
t
18 chce Pani w przyszłości uniknąć zakażenia.
19 P: [Mm hm
20 K: [.hhhh Problem w tym momencie polega na tym, że mamy
21 w {nazwa miasta} w szczególności (.) do czynienia
22 jak Pani wie, z ludźmi ze wszystkich grup zawodowych.
23 P: Mm hm
24 K: Uh :: m jak Pani wie (.) pewien rodzaj określonych
25 grup wysokiego r-ryzyka (.) teraz mamy też do czynienia z heteroseksualnymi (.)
26
[zakażeniami również, .hh uhm=
27 P: [Mm hm
28 K: =tak więc z pewnością każdy musi być ostrożny, .hhh
29 Teraz kie-kiedy ktoś ma pozytywny wynik testu er:
30 wtedy oczywiście zaczynamy do- myśleć bardzo
31 dokładnie o tych sprawach, .hhhh .Bycie seropozytywnym
32 nie oznacza koniecznie, że u tej osoby
33 rozwinie się AI:DS. (.) później.
34 (.)
35 P: Mm hm
Możemy w związku z tym fragmentem poczynić trzy obserwacje. Po pierwsze, K da
je rady bez wydobycia od P problemów, które odczuwa. Z powodu braku miejsca nie
możemy pokazać, co poprzedza ten fragment, ale mówi się tam o innym temacie (zna
czenie pozytywnego wyniku testu) i nie czyni się żadnych wysiłków, aby zapytać P o jej
reakcję na ten temat, tj. jak mogłaby zmienić swoje zachowanie po tym, jak wynik testu
okazał się być negatywny.
Co więcej, w tym fragmencie K wprowadza nowe tematy (co robić w „poważnym”
związku w wersach 7-13, rozprzestrzenianie się HIV w mieście w wersach 20-22) bez
żadnej próby wydobycia od P jej własnego punktu widzenia. Po drugie, co było do prze
widzenia, P mówi jedynie „mm hm” w odpowiedzi na rady K. Chociaż może to pokazy
wać, że P słucha, to jednak nie wskazuje na to, czy przyjmuje rady i może być uznane za
pasywny opór wobec rad (zob. Heritage, Sefi, 1992). Po trzecie, K nie personalizuje
swych rad. Zamiast używać zaimka osobowego lub imienia pacjentki, odwołuje się do
„kogoś” i „nich” (wersy 1-3) oraz „każdego” (wers 28).
Taka sekwencja udzielania porad była powszechna w 3 spośród 5 ośrodków, które ba
daliśmy. Zapytaliśmy więc samych siebie, dlaczego konsultanci używają takiej formuły,
która najprawdopodobniej nie wywołuje pożądanej reakcji u pacjenta. Ponieważ nie cho
dziło nam o krytykowanie konsultantów, ale o zrozumienie logiki ich pracy, musieliśmy
przyjrzeć się zarówno funkcjom, jak i dysfunkcjom tego sposobu postępowania. Po czę
ści odpowiedź leży w treści samych porad. Zauważmy, że we fragmencie 1.1 konsultant
ka mówi o tym, co przekazuje pacjentom po określonym wyniku testu. Ale ta pacjentka
nie zna jeszcze rezultatu testu; nie zgodziła się nawet na jego przeprowadzenie. To po
zwala pacjentce traktować to, co słyszy, niejako poradę, ale jako dostarczanie informa
cji (rady K udzieli, kiedy P okaże się być seropozytywna lub seronegatywna). Co więcej,
od początku do końca K unika personalizowania swoich rad. Zamiast powiedzieć, co
radzi P, używa nieokreślonego terminu „ktoś”. Wszystkie dostępne badania sugerują,
że zmiany zachowania rzadko osiąga się na bazie samej informacji. Dlaczego zatem
48
Teońa i praktyka badań jakościowych
wujli W iiüTiwniwn'nxfwniwir‘wrin‘«iwi iwiTiinrmrTHnrvunvi i u n mi niimr
mmmmm
r iiuirninnirr nr ‘tum inrmrn~VT‘ntn - nrr n i rrrr umrni rn ~rn r i " ~~~ri n i tirr n- r
konsultantka tak przekazuje swoje rady, by istniało mniejsze prawdopodobieństwo, że
pacjent j£ przyjmie?
Po części odpowiedź na to pytanie leży w dysfunkcji rady nakierowanej na odbiorcę.
W naszych wywiadach konsultanci szybko wycofywali się ze spersonalizowanych rad,
kiedy uzyskiwali od pacjenta tylko minimalne reakcje, jak „mm hm”. Wydaje się, że jeśli
ktoś daje ci osobistą radę, a ty nie okazujesz nic poza powiedzeniem „mm hm”, to staje
się to dlą udzielającego rady problematyczne. Dla odmiany, jeśli przekazujesz komuś
tylko ogólną informację, to okazjonalne „mm hm” jest akurat tym, co wystarczy, by
mówca kontynuował mówienie w tej formie. Co więcej, okrojone nieosobiste sekwencje
porad są także zwykle dużo krótsze - co warte jest rozważenia przez nadmiernie
obciążonych konsultantów.
Inna funkcja przekazywania porad w ten sposób rozwiązuje kwestię delikatności,
która może się pojawić w trakcie omawiania czyjegoś zachowania seksualnego. Po
pierwsze, konsultantka jest postrzegana jako odnosząca się do „kogoś”, tak więc ta
określona pacjentka nie odczuwa, że akurat jej prywatne życie przykuło uwagę. Po dru
gie, ponieważ nie ma tu metody pytania krok po kroku, pacjenci nie wypowiadają się
o innych praktykach seksualnych z tą pewną dozą wahania, jaką odkryliśmy w innym
miejscu ńaszego badania (Silverman, 1997b, rozdz. 4). Po trzecie, układanie sekwencji
udzielania porad tak, by mogły być odebrane jako dostarczanie informacji, chroni kon
sultanta przed interakcyjną trudnością, jaką jest powiedzenie obcej osobie, co ma robić
w najbardziej intymnych sferach jej zachowania. W końcu, co było do przewidzenia,
konsultacja nakierowana na informację nie wywołuje zbyt wielu konfliktów. We frag
mencie Kl nie dostrzegamy aktywnego oporu ze strony P. W zamian, temat pojawia się
za tematem.
Charakter doradztwa na temat HIV jako zogniskowanej konwersacji na najbardziej
delikatni tematy wyjaśnia, dlaczego okrojone sekwencje udzielania porad (takie, jakie
można zobaczyć we fragmencie 1.1) zdominowały nasze transkrypcje.
Oczywiście, takie transkrypcje są funkcjonalne zarówno w kontekście sytuacyjnym,
jak i instytucjonalnym. Podkreśla to potrzebę umiejscowienia „problemów komunika
cyjnych” w szerszym kontekście strukturalnym. Nasze badania mogłyby dużo powie
dzieć na temat tego, jak konsultanci mogą zorganizować swoją wypowiedź tak, by
zmaksymalizować przyjęcie rady przez pacjenta. Jednakże bez zmiany organizacyjnej
wpływ tajdch technik komunikacyjnych byłby minimalny lub nawet szkodliwy.
Na przykład, zachęcanie pacjenta do przyswojenia sobie rad zwykle wymaga dłuż
szych sesji doradczych. Doświadczony konsultant powie ci wtedy, że jeśli będzie poświę
cał tyle czasu jednemu pacjentowi, to wydłuży się okres oczekiwania dla innych, a nie
którzy klienci mogą się po prostu zniechęcić - i kontynuować swoje ryzykowne zacho
wania bóz uzyskania informacji o tym, czy mają HIV, czy nie.
Bez wątpienia istnieją zatem w oczach konsultantów zalety przekazywania zastawu
okrojonych i zdepersonalizowanych porad. Oczywiście, towarzyszą temu jednak pewne
straty. Jak pokazaliśmy, takie zestawy porad powodują, że pacjenci dużo mniej z nich
sobie przyswajają, a zatem i funkcja tworzenia środowiska, w którym ludzie mogą prze
myśleć swoje własne zachowanie seksualne, jest znacząco problematyczna. Dwa możli
we rozwiązania nasuwają się same po przejrzeniu danych z tego studium. Po pierwsze,
1. Rozpoczynanie badań
49
konieczne jest unikanie „delikatnych” i mało stanowczych sekwencji porad; powinno
się zachęcać pacjentów, by wyciągali własne wnioski z poszczególnych serii pytań. Po
drugie, konieczne jest zapewnienie większej ilości czasu, gdyż zarówno ta metoda, jak
i dawanie rad krok po kroku, są bardzo czasochłonne. Rozważę tę kwestię szczegółowo
w rozdziale 9.
Wykonaj teraz ćwiczenie 1,4
1.3. Podsumowanie
Koncentrując się na temacie HIV i AIDS, próbowałem pokazać, jak cztery różne
metody badawcze mogą być stosowane w badaniach jakościowych. Mimo różnych ro
dzajów danych, jakie wytwarzają, prowadzą do charakterystycznej formy analizy, która
przez pytanie, jak uczestnicy życia społecznego przypisują znaczenia swoim działaniom
i problemom, unika ograniczającej perspektywy problemu społecznego.
Chciałbym poczynić dwie ogólne obserwacje. Po pierwsze, jak już podkreślałem,
żadna metoda badawcza nie mówi sama za siebie. Jak dotąd próbowałem pokazać
powiązanie między metodami a metodologiami w badaniach społecznych. Jednakże ist
nieje szerszy, społeczny kontekst, w ramach którego metody są umiejscawiane i rozwi
jane. Jaskrawym przykładem są tu teksty, które opierają się na wynalazku maszyny dru
karskiej lub telewizja czy nagrywanie magnetofonowe korzystające z nowoczesnych
technologii komunikacyjnych.
Co więcej, takie działania, jak obserwacje i prowadzenie wywiadów, nie są właści
we jedynie badaczom społecznym. Jak zauważył Foucault (1998), obserwacja więź
niów była sednem nowoczesnej reformy więziennictwa, a metoda pytania używana
w wywiadach powiela wiele cech katolickiej spowiedzi lub konsultacji psychoanali
tycznej. Jej perswazyjność odzwierciedlona jest w centralnej pozycji, jaką zajmują stu
dia oparte na wywiadach w tak wielu współczesnych badaniach społecznych. Na
przykład, w dwóch zbiorach artykułów, z których wybrano przedstawione studia,
14 z 19 studiów empirycznych powstało na podstawie danych z wywiadów. Jedna
z przyczyn, dlaczego tak się dzieje, może nie wynikać z kwestii metodologicznych. Za
uważmy, że to właśnie wywiady są główną (i cieszącą się popularnością) cechą pro
dukcji mass mediów, od „talk show” do „wywiadów z gwiazdami”. Być może wszyscy
żyjemy w czymś, co można nazwać „społeczeństwem wywiadu”, w którym wywiady wy
dają się być podstawowym środkiem do nadawania sensu naszemu życiu (Atkinson,
Silverman, 1997).
Wszystko to oznacza, że nie powinniśmy traktować metod badawczych jak zwykłych
technik. Stąd w tej książce przywiązuje się uwagę raczej do analizy danych niż do metod
ich zbierania.
W części II tej książki omówiona jest szczegółowo każda metoda badawcza, a część
III powraca do kwestii wiarygodności i trafności, które w tym rozdziale zostały tylko za
znaczone. Jednakże zanim zetkniemy się z tymi szczegółowymi kwestiami, pomocne
ROZDZIAŁ
2
Czym są badania jakościowe?
Sens badań ilościowych • Nonsens badań ilościowych • Sens
badań jakościowych • Nonsens badań jakościowych • Łączenie
badań jakościowych i ilościowych • Rodzaje badań jakościo
wych
Nazywanie siebie badaczem „jakościowym” określa zdumiewająco mało. Po pierw
sze, jak źóbaczymy pod koniec tego rozdziału, pod szyldem „badania jakościowe” mieś
ci się szerokie spektrum różnych, nawet sprzecznych ze sobą działań. Po drugie, jeśli
opis ten sprowadzałby się jedynie do pewnego rodzaju negatywnego epitetu (mówiące
go o tym, kim nie jesteśmy, np. badacze nieilościowi), to nie jestem pewien, na ile byłby
użyteczny. Jak stwierdził Peter Grahame:
Pogląd, że badania jakościowe to badania nie-ilościowe, jest prawdziwy, lecz nie niesie ze sobą żad
nych ihformacji: potrzebujemy czegoś więcej niż definicja negatywna [1999, s. 4].
To drugie określenie zdaje się zapowiadać, że będziemy unikać lub bagatelizować
techniki statystyczne oraz te, które stosuje się w obrębie badań ilościowych, np. badania
sondażowe lub epidemiologiczne. Niebezpieczeństwo, jakie wiąże się z tak używanym
terminerh, polega na tym, że zakłada określone preferencje lub przedwczesną ocenę
tego, co i,dobre” (tj. badanie jakościowe) i „złe” (tj. badania ilościowe). A przecież wy
bór między różnymi metodami badawczymi powinien zależeć od tego, czego próbujemy
się dowiedzieć.
Na przykład, jeśli chcemy zbadać, jak ludzie zamierzają głosować, to wówczas metody
ilościowy, takie jak sondaż społeczny, wydają się być najodpowiedniejszym wyborem.
Jeśli jesteśmy jednak zainteresowani zgłębianiem historii życia ludzi lub zachowań dnia
codziennego, wtedy wybierzemy raczej metody jakościowe.
Jednakże, jeśli wybieramy między „ilościowymi” a „jakościowymi” metodami, poja
wiają się inne, mniej praktyczne kwestie. Badacz musi zdawać sobie sprawę, że metody
te są różnie oceniane. Przedstawia to tabela 2.1, która zawiera określenia używane
przez prelegentów na konferencji dotyczącej metod badawczych.
Tabela 2.1 pokazuje, jak nieprecyzyjne i oceniające stwierdzenia pojawiają się, kie
dy badacze zaczynają opisywać ilościowe i jakościowe metody. Zależnie od przyjętego
punktu widzenia, tabela ta może sugerować, że ilościowe badania są najlepsze, gdyż -
2. Czym są badania jakościowe?
53
V *v<<*y-sy«* twń'w.ww.v v.v>• *v ^ v vr.\s* -i «w v v •,
+ <.vvs.v v«v%%• • v.«
<
v.v/a*>v vy. «.-^v
*** %v.wwa\v,v v*.w, <vv.*.v a. w* vw; (av,vm*^w w w.v w/w«/.* ****** w/w\y>waav.v.v^^ *«v*\
*mp+,s~V4• W4V A/.V v*. w*v*v NV*^y,v.*«,viV\VAVvfcV • • w«m*av*v/y*.*Av.vw««*M**AK
v/;*s/.vwe*
\«¿rAW/.* y <•**•*<*vw w.•/.v.•>**.v
'
1*^14**'^*' '
na przykład - są wolne od wartościowania. Wniosek z tego wyciąga się taki, że badania
ilościowe prosto i obiektywnie opisują rzeczywistość, podczas gdy badania jakościowe
pozostają pod wpływem wartości i przekonań politycznych, jakie wyznaje badacz. Dla
odmiany, inni mogą twierdzić, że taka wolność od wartościowania w naukach społecz
nych jest albo niepożądana, albo niemożliwa do osiągnięcia.
Ten sam spór może wynikać w kwestii „elastyczności” badań. Dla niektórych jest to
walor, dla innych elastyczność winna być skrytykowana jako synonim braku struktury.
Dla odmiany, bycie „zogniskowanym” daje taką strukturę badaniom, lecz nie daje im
elastyczności.
Z całą pewnością jest to spór wyważony. Poza społecznością badaczy społecznych
nie ma najmniejszych wątpliwości, że to dane ilościowe odgrywają ważniejszą rolę.
Rządy faworyzują badania ilościowe, ponieważ przypominają one badania robione
przez ich własne agencje (Cicourel, 1964, s. 36). Żądają szybkich odpowiedzi opartych
na „rzetelnych” zmiennych.
Podobnie wiele agencji sponsorujących badania nazywa badaczy jakościowych
„dziennikarzami” lub „miękkimi naukowcami”, których praca jest:
nazywana nienaukową lub tylko wstępną, lub jawnie osobistą i pełną uprzedzeń [Denzin, Lincoln,
1994, s. 4].
Większość społeczeństwa patrzy na dane ilościowe z mieszaniną szacunku i podej
rzeń („posługując się liczbami, możesz powiedzieć wszystko, co chcesz”, „kłamstwa,
cholerne kłamstwa i statystyki”). Widać to wyraźnie w mediach. Z jednej strony, sonda
że opinii publicznej uważa się za warte przedstawienia w wiadomościach - szczególnie
tuż przed wyborami. Z drugiej jednak, statystyki dotyczące bezrobocia i inflacji często
odbierane są dość podejrzliwie - szczególnie, kiedy stoją w sprzeczności z twoim
własnym doświadczeniem (statystyki pokazujące, że inflacja spada, mogą nie być wiary
godne, jeśli widzisz, że ceny rosną!).
Z tego powodu od lat 90. XX w. w wielu krajach zachodnich zakładana wcześniej
rzetelność badań ilościowych zaczęła być kwestionowana. Na przykład w Wielkiej Bry
tanii, sposoby szacowania inflacji i bezrobocia w czasie rządów Margaret Thatcher re
gularnie się zmieniały. Sugerowało to, że wskaźniki takie mogą być „ustalane” po to, by
oświetlić dane sprawy w odpowiedni sposób. Podobnie porażka sondaży wyborczych,
Tabela 2.1. Cechy przypisywane metodom jakościowym i ilościowym
Jakościowe
Ilościowe
>
Miękkie
Elastyczne
Subiektywne
Polityczne
Studia przypadków
Spekulatywne
Ugruntowane w rzeczywistości
Twarde
Ustrukturyzowane
Obiektywne
Wolne od wartościowania
Sondaże
Testujące hipotezy
Abstrakcyjne
Źródio: Halfpenny, 1979, s. 799
54
Teoría i praktyka badań jakościowych
trę vrvrv^^ifnijn uniwniwniflnTinifiYiif rrrnrr~<nrr> rm*n -iTnrniirrmr ~r~rrrnn-- iiirTrrrfrffrr iinirrrr ~irrriT-rTr •mT*ri^‘ffrrfViin
ü
wT‘if~(i‘<inrr - v '■' ’.v* * v ✓<* v. v.v.vw.v,#«** v
í
.
mw
.
v
^
v
v
v
które miaiy pokazać wyniki wyborów powszechnych w Wielkiej Brytanii w 1992 r. (pra
wie taka, jak porażka telefonicznych sondaży robionych w USA w 1948 r. w czasie wyści
gu do Białego Domu, jaki rozegrał się między Trumanem a Deweyem) sprawiła, że opi
nia publięzna stała się sceptyczna w stosunku do takich statystyk - mimo że firmy ba
dawcze podkreślały, iż dostarczają tylko stwierdzeń dotyczących nastrojów wyborczych
w danej chwili, a nie przewidywań faktycznych wyników wyborów.
Niemniej takie stwierdzenia mogą wywołać jedynie chwilowy zgrzyt w nieprzerwa
nej dominacji badań ilościowych. Badacze jakościowi wciąż w większości czują się jak
obywatele drugiej kategorii, których praca zwykle wywołuje podejrzenia w sytuacji, gdy
najwyższym standardem są badania ilościowe.
Jak cjotąd mieliśmy do czynienia wyłącznie z pustymi określeniami powiązanymi
z tym, czy badacze używają metod statystycznych jakiegoś rodzaju, czy też nie. Jeśli,
jak już wykazałem wcześniej, wartość danej metody badawczej może być właściwie
oszacowana wyłącznie w odniesieniu do tego, co badacz próbuje znaleźć, to powinniś
my naszkicować teraz krótko sposoby używania i nadużywania obydwu rodzajów metod
- ilościowych oraz jakościowych.
2.1. Sens badań ilościowych
Alan Bryman (1988) jest autorem omówienia pięciu głównych metod badań ilościo
wych stosowanych w naukach społecznych, które zostały przedstawione w tabeli 2.2.
Zeby wyciągnąć najważniejsze wnioski z tej tabeli, posłużę się przykładem ilościo
wych analiz statystyk urzędowych. Przykład odnosi się do danych z General Social Sur-
Tabela 2.2. Metody badań ilościowych
| Metoda
Cechy
Zalety
| Sondaż społeczny
\
\%
Próby losowe
Mierzalne zmienne
Reprezentatywność
Umożliwia testowanie hipotez
%
j Eksperyment
\
*■
/,
<
j
Eksperymentalny czynnik stymulujący
Grupa kontrolna niewystawiona
na działanie czynnika stymulującego
Precyzyjny pomiar
j
Statystyki
| urzędowe
Analiza wcześniej zebranych danych
Duże zbiory danych
j
Obserwacja
ustrukturyzowana
Obserwacje zapisywane na wcześniej
zdefiniowanej matrycy
Rzetelność obserwacji
j Analiza treści
\
s
r
aC
Z góry określone kategorie używane,
by policzyć zawartość produkcji mass
mediów
Rzetelność mierzenia
Źródło: na podstawie Bryman, 1988, s. 11-12
2. Czym są badania jakościowe?
Y</#/,vV.VA\V/ V.'V.A? W.WW/ ASWWAW
1
V.W'.VA /f.*, rW.
V*V,* •».VV.WV^AV.^».W^VW.Va .V.V^^V,VVV»
,
W^yWA
,
t
ł
>»
>
.yX,'/MVW^»
l
i»^Wroy^>y
<
AV^,V>Wy/,V.
,
A
,
,VA/A>yf-W<W*
l
^»WV*.
,
^^W^AWi
,
.V>V^N-W
>%fV»
55
WN*«WMW^WWl^llWWWWtWI*>iWWWWWW»WIWWWtW
vey (GSS - Generalny Sondaż Społeczny), badania przeprowadzanego co roku przez
US National Opinion Research Center (NORC) i omówionego przez Michaela Procte-
ra (1993).
Procter pokazuje, jak można użyć tych danych do obliczenia korelacji między dwiema
lub więcej zmiennymi. Socjologowie od dawna interesują się „ruchliwością społeczną” -
przechodzeniem od jednej pozycji społecznej do drugiej zarówno w trakcie życia jed
nostki, jak i między pokoleniami. Dane z GSS mogą być użyte do oszacowania tego dru
giego rodzaju ruchliwości, co pokazuje tabela 2.3.
W tabeli 2.3 przedstawiono związek między zawodem ojca a zawodem syna. W tym
przypadku zawód ojca jest zmienną „niezależną”, ponieważ jest traktowany jako możli
wa przyczyna wyboru przez syna jego zawodu (zmienna „zależna”).
Tabela 2.3 zdaje się pokazywać silny związek (lub „korelację”) między zawodem
ojca a syna. Na przykład w grupie, gdzie ojcowie wykonywali prace niefizyczne, 63,4%
synów miało również taką pracę. Jednocześnie, wśród synów, których ojcowie wykony
wali prace fizyczne, tylko 27,4% wykonywało prace niefizyczne. Ponieważ próba ponad
1000 osób była dobierana losowo, możemy być pewni, w określonych granicach, że jest
mało prawdopodobne, by korelacja ta była przypadkowa.
Tabela 2.3. Zawód respondenta w stosunku do zawodu jego ojca
Zawód ojca
Praca niefizyczna
Praca fizyczna |
1 Zawód
Praca niefizyczna
63,4%
27,4%
syna
Praca fizyczna
36,6%
72,6%
Źródło: na podstawie Procter, 1993, s. 246
Jednakże badacze ilościowi wykazują wstrzemięźliwość, jeśli chodzi o przechodze
nie od stwierdzenia występowania korelacji do stwierdzenia występowania związku
przyczynowo-skutkowego. Na przykład, zarówno zawód ojca, jak i syna, mogą być
powiązane z inną zmienną (powiedzmy, odziedziczonymi zasobami), która leży poza
widocznym powiązaniem między zawodem ojca a syna. Z powodu tej „poprzedzającej”
zmiennej nie możemy przekonująco utrzymywać, że zawód ojca jest znaczącą przy
czyną wyboru takiego a nie innego zawodu przez syna. W rzeczy samej, ponieważ to po
przedzająca zmienna powoduje, że dwie następne zmieniają się razem, związek między
zawodami ojców a synów jest mylący lub „pozorny”.
W podobny sposób Michael Procter (1993, s. 248-249) dokonuje interesującej ob
serwacji. Zdaje się, jakoby istniała znacząca korelacja między ceną rumu na Barbado
sie a poziomem zarobków duchownych Metodystów, tzn. w jakimkolwiek roku, który
weźmiemy pod uwagę, obie wielkości idą razem w górę lub w dół. Jednakże nie powin
niśmy wyciągać wniosku, że producenci rumu sponsorują Kościół Metodystów. Jak
wskazuje Procter, zarówno cena rumu, jak i zarobki duchownych, mogą być po prostu
reakcją na presję inflacyjną. Tutaj początkowa korelacja okazała się być zatem „po
zorna”.
56
Teoria i praktyka badań jakościowych
••
,v V/.
u/.
- ti T Vł<Vl ViV*.Yfl' Wli* MljifWf
1
f l
~
l
•
UffliW f^fWf I......................................... I*« '
1
*■( l" ■*Vf ‘ I' ** *' T................... «f»— f “f ' ■! T ff" *f
f -f“ ■*»■«»■
..................................................................................... ... ................lnu»-«»».».!«...........................................
|
Wykonaj teraz ćwiczenie 2.1
9
Patrząc na tabele 2.2 i 2.3, może uderzyć cię stopień, w jakim ilościowi badacze
społeczni używają tego samego języka, jakiego uczono nas na fizyce, chemii czy biologii.
Jak odnotowuje Bryman:
IlościoWe badanie jest [...] rodzajem, który używa specjalnego języka [...] [podobnego] do przyrod
niczego porządku - zmienne, kontrola, mierzenie, eksperyment [1988, s. 12].
Prowadziło to czasem krytyków do stwierdzeń, że badacze ilościowi ignorują różnicę
między światem przyrodniczym a społecznym, gdyż nie umieją zrozumieć „znaczeń”, ja
kie są zawarte w życiu społecznym. Ten zarzut często pojawia się wśród krytyków, którzy
etykietują badania ilościowe jako „pozytywistyczne” (np. Filmer i in., 1972).
Niestety,
pozytywizm
to bardzo „śliski” i naładowany emocjami termin. Nie tylko
jest trudny do zdefiniowania, ale także niewielu badaczy ilościowych jest skłonnych go
zaakceptować (zob. Marsh, 1982, rozdz. 3). Odwrotnie, większość badaczy ilościowych
twierdziłoby, że ich celem nie jest stworzenie nauki składającej się z praw (jak fizyka),
ale chcą po prostu uzyskać zbiór skumulowanych generalizacji opartych na krytycznej
segregacji danych, tj. tworzyć „naukę” taką, jak ją tu zdefiniowaliśmy.
Twierdzę w tym miejscu, że wiele widocznych różnic między ilościowymi a jakościo
wymi ba4aniami powinno zniknąć - chociaż niektórzy badacze jakościowi upierają się,
że nie chęą mieć nic wspólnego nawet z tak ograniczoną odmianą nauki (zob. podrozdz.
2.6). Dla odmiany, przynajmniej z mojego punktu widzenia, badacze jakościowi powin
ni raczej doceniać niż krytykować dążenie badaczy ilościowych do krytycznego zbiera
nia i segregowania własnych danych (zob. rozdz. 8).
2.2. Nonsens badań ilościowych
Wysiłki Proctera, by kontrolować korelacje pozorne były możliwe, gdyż robił badania
w stylu ilościowym. Ma to tę wadę, że jest się zależnym od metod sondażowych ze wszyst
kimi trudnościami, jakie one ze sobą niosą. Jak twierdzą Nigel i Jane Fieldingowie:
Nawet najbardziej zaawansowane procedury sondażowe same w sobie jedynie manipulują danymi,
które zostały uzyskane w jakimś momencie po prostu przez pytanie ludzi [1986, s. 12].
Jak zobaczymy w rozdziale 4, to, co mówią ludzie, odpowiadając na pytania wywia
du, nie pozostaje w stabilnym związku z tym, jak zachowują się w rzeczywistych sytu
acjach. Tutaj także Fielding i Fielding czynią stosowną uwagę:
Badacie, którzy dokonują generalizacji z sondażu przeprowadzonego na próbie osób na większą
populącję, ignorują możliwy rozdźwięk między dyskursem dotyczącym niektórych badanych kwes
tii, w którym biorą udział aktorzy społeczni a sposobem, w jaki odpowiadają oni na pytania w sytu
acji formalnej [tamże, s. 21].
Dlatego właśnie poleganie wyłącznie na metodach ilościowych może ignorować
społeczne i kulturowe konstrukcje „zmiennych”, których badacze ilościowi poszukują
po to, by odnajdywać korelacje między nimi. Jak wskazują Jerome Kirk i Marc Miller
2. Czym są badania jakościowe?
57
.
V(
^4v
V
4
'
.
'
*
s
*
.
w
<
-
v
^
/
4
v
.
’
a
v
v
.
«
w
w
»
<
w
>
j
/
m
*
m
v
w
^
r
i
i
i
n
>
w
w
i
w
i
M
i
a
i
m
>
n
w
>
,
nnnwwff»»tfww»wiqvKWfi»M>nw<>¥wi
|,
^)Wi
,
tii<«-?w».
|
i<^v»^ł»»wftHy4af
mas
ł
mm:r
(1986), „stosunek” ludzi do czegoś nie odnosi się po prostu do tego, co mają oni w swo
ich głowach - badanie stosunku ludzi do danej kwestii opiera się bowiem na całej serii
założeń
analitycznych. Podsumowują to następująco:
Badacz robiąc sondaże, a następnie omawiając je, nie postępuje źle. Postępuje źle wtedy, gdy zapo
mina zwrócić uwagę na teoretyczne podstawy, w ramach których pomiary takich jednostek niosą ze
sobą jakieś znaczenia, i uczynić to samo z pytaniami sondażu [tamże, s. 15].
Jak twierdzą krytycy, wiele badań ilościowych prowadzi do używania przy definio
waniu, liczeniu i analizie zmiennych zbioru procedur ad hoc (Blumer, 1956; Cicourel,
1964; Silverman, 1975). Wniosek jest taki, że badacze ilościowi bezwiednie stosują pro
cedury dnia codziennego, chociaż roszczą sobie pretensje do naukowej obiektywności
(Cicourel, 1964; Garfinkel, 2007). To dlatego właśnie niektórzy badacze jakościowi
preferowali opisywanie, jak w codziennym życiu rzeczywiście postępujemy, definiując,
licząc i analizując.
Pozwólcie, że skonkretyzuję ten zarzut za pomocą pojedynczego przykładu. Ponad
30 lat temu dwóch amerykańskich socjologów, Peter Blau i Richard Schoenherr, prze
prowadziło badanie kilku dużych organizacji. Badanie to jest interesujące dla nas w tym
momencie dlatego, że wprost zostało oparte na krytyce metod jakościowych. Z punktu
widzenia tych autorów, zbyt wiele badań prowadzonych w latach 60. używało metod ja
kościowych, by opisać „nieformalne” aspekty organizacji - takie jak sposób, w jaki pra
cownicy postrzegają swoją organizację i jak działają raczej stosownie do tego postrzega
nia niż do organizacyjnych „zasad”.
Blau i Schoenherr (1971) sugerowali, że nadszedł już czas, by przesunąć punkt cięż
kości i skoncentrować się na organizacji „formalnej”, czyli na tym, jak praca jest oficjal
nie definiowana i jak wiele „stopni” istnieje w hierarchii organizacyjnej. Cechy te
mogłyby być później uznane za „zmienne”, co umożliwi uzyskanie korelacji statystycz
nych, które są zarówno rzetelne, jak i trafne.
Zobaczmy, jak ta zdawałoby się prosta logika ilościowa działa w praktyce. Blau
i Schoenherr używali jako danych organizacyjnych grafików, które pokazują hierarchie
i funkcje poszczególnych prac. Niestety, z ich punktu widzenia, który został ujawniony
w początkowym rozdziale, grafiki te są często wieloznaczne i różnią się strukturą w zależ
ności od organizacji, z której pochodzą. W konsekwencji trzeba było omówić ich zna
czenie w trakcie wywiadów z „kluczowymi informatorami” z każdej z organizacji. Uży
wając tych informacji, Blau i Schoenherr skonstruowali zestandaryzowaną miarę róż
nych aspektów struktury organizacyjnej, takich jak „hierarchia” i „specyfikacja prac”.
Rezultatem tego wszystkiego był zestaw statystycznych korelacji, które przekonująco
pokazywały związek między zmiennymi, które Blau i Schoenherr skonstruowali.
Niestety, zastana nieokreśloność danych, na których pracowali, wymusiła na auto
rach podjęcie serii rozważnych, lecz z całą pewnością przyjętych ad hoc decyzji do
tyczących standaryzacji sposobów, w jakie ludzie mówią o swojej własnej organizacji.
Na przykład zdecydowali się na połączenie w jedną kategorię dwóch stopni „urzędni
czych”, które pojawiły się na grafiku zarządzania jednej z organizacji.
Decyzja ta była zgodna z logiką statystyczną, która wymaga jasno zdefiniowanych,
„rzetelnych” miar. Jednakże decyzja badaczy ma nieznany związek z tym, jak członko
wie danej organizacji są związani tym grafikiem i jak lub kiedy się na niego powołują.
58
Teoría i praktyka badań jakościowych
■
w.‘ys
»í.í/w»..'-«/«'.! WU.YY-.-.y-- V.V.M.VA.V. •■»•.».'«wwwyliii ■>-k'V.VVlVI.W.WA»VV.r'.'.V,' V.- ■v/»>.'.SV / • V.V/.'«.•.•.'•f.NC.W. .^M«W/A»AVWVW« •
W rzeczy samej, Blau i Schoenherr nie analizowali tych kwestii, gdyż podjęli decyzję,
iż pozostają na czysto „strukturalnym” poziomie i unikają badania „nieformalnych”
zachowań. Oznacza to, że ich własna interpretacja znaczenia statystycznych korela
cji tak uzyskanych, choć niewątpliwie zgodna z zasadami statystyki, jest jednocześ
nie ad hoc.
To, có tu mamy, to piękny przykład „ogona machającego psem”. Blau i Schoenherr
przyjęli czysto statystyczną logikę dokładnie po to, by zastąpić potoczne rozumienie wyja
śnieniami statystycznymi opartymi na przekonujących, rzetelnych, policzalnych zmien
nych. Mimo to nieuchronnie muszą się odwoływać do wiedzy potocznej zarówno przy de
finiowaniu swoich „zmiennych”, jak i korelacji między nimi. Ilościowe pragnienie, by
określić „operacyjne” definicje już na początkowym etapie badań społecznych, może się
stać arbitralnym procesem, który odwraca uwagę od procedur nadawania sensu w co
dziennym życiu, jakie stosują ludzie w konkretnych środowiskach. W konsekwencji,
„twarde^ dane dotyczące struktury społecznej, które badacze ilościowi - jak sami twier
dzą - dostarczają, okazują się być złudzeniem (zob. także Cicourel, 1964).
Ten krótki (wybrany nielosowo!) przykład powinien pozwolić wam zrozumieć krytykę
kierowaną pod adresem czysto ilościowych badań przez badaczy robiących badania jako
ściowe. Z braku miejsca główne punkty tej krytyki przedstawię zbiorczo w tabeli 2.4.
Tabela 2.4. Niektóre uwagi krytyczne pod adresem badań ilościowych
1. Badania ilościowe mogą sprowadzać się do „szybkiego załatwienia sprawy”, bez kontaktu
lub po krótkim kontakcie z ludźmi czy też z „terenem”.
2.
Statystyczne korelacje mogą być oparte o „zmienne”, które, w odniesieniu do naturalnie
przebiegających interakcji, są arbitralnie definiowane.
3.
Spekulowanie po fakcie o znaczeniu uzyskanych korelacji może pociągać za sobą stosowanie
procedur wnioskowania związanych z wiedzą potoczną, których wszakże nauka chciałaby
unjkać.
4.
Pojgoń za zjawiskami „mierzalnymi” może oznaczać, że ukryte wartości wkradają się
w badania po prostu wtedy, gdy na warsztat brane są tak bardzo problematyczne i niepewne
pojęcia, jak „przestępczość” lub „inteligencja”.
5.
Podczas gdy testowanie hipotez jest rzeczą istotną, to czysto statystyczna logika może
uczynić rozwijanie hipotez sprawą trywialną i zawieść, jeśli chodzi o stawianie hipotez na
podstawie danych (zob. Glaser, Strauss, 1967, omówienie w podrozdz. 3.4.1).
■■=.......‘..... . -4............. -..................... .................................... ............ ---------------- ---------- ----------------------------------------------- ----------------------- ------ ---------------------------------------------- ------------------—............................ ........ .................................................. .......
Trzeba zaznaczyć, że tabela 2.4 zawiera jedynie niektóre zarzuty stawiane niektórym
badaniom ilościowym. Ponadto, ponieważ badacze ilościowi rzadko bywają „idiotami”,
wielu stara się traktować takie problemy poważnie i próbować je rozwiązać. Na przy
kład epidemiolodzy, którzy zajmują się statystykami urzędowymi dotyczącymi chorób,
i kryminolodzy są w pełni świadomi problematycznego charakteru tego, co jest odnoto
wywane powiedzmy jako „przyczyna śmierci” czy „przestępstwo kryminalne” (zob.
Hindess; 1973). Podobnie dobrzy badacze ilościowi są świadomi problemów, jakie
pociąga za sobą interpretacja korelacji statystycznych w odniesieniu do tego, co po
szczególne zmienne „znaczą” dla badanych (zob. Marsh, 1982, rozdz. 5).
Czyniąc to zastrzeżenie, podsumuję ten podrozdział uwagą, że upieranie się, iż każ
de wartościowe badanie powinno bazować na logice czysto statystycznej wyłącza z pola
2. Czym są badania jakos'ciowe?
59
.'.v*M'Vw:vw"„(,.-7.-i'AWWi</*iW/irtvi«v«/'.w»'/.v,i«
,
.viWi.' ■'■■vAłi'y.yw,:.v,A\y'.'.y,Av,,'t'.»v»vwwiw,/Ły,ys<;'w.y,
<**’*•»«••
a
w.
zainteresowań badawczych wiele interesujących zjawisk odnoszących się do tego, co lu
dzie rzeczywiście robią w swym codziennym życiu, czy to w domach, w biurach, czy też
w innych publicznych i prywatnych miejscach. Jednakże, jak pokaże to następny pod
rozdział, wyważony ogląd tych spraw powinien uwzględniać zarówno zalety, jak i ogra
niczenia badań ilościowych.
2.3. Sens badań jakościowych
Badacze jakościowi twierdzą, że nie powinniśmy zakładać, iż techniki stosowane
w badaniach ilościowych są jedynymi, jakie pozwalają wyciągać trafne wnioski z badań
jakościowych czy terenowych. Oznacza to, że wiele praktyk badawczych pochodzących
z badań ilościowych może byt nieodpowiednich dla badań jakościowych. Dotyczy to tak
że założenia, że badania prowadzone w ramach nauk społecznych są trafne jedynie wte
dy, gdy korzystają z danych uzyskanych z eksperymentów, oficjalnych statystyk i badań
robionych na losowo dobranych próbach oraz że jedynie policzalne dane są jedynymi
trafnymi i możliwymi do zgeneralizowania typami danych.
Krytycy badań ilościowych wskazują, że założenia te mają wiele wad (zob. Cicourel,
1964; Denzin, 1970; Schwartz, Jacobs, 1979; Hammersley, Atkinson, 2000; Gubrium,
1988). Zauważają również, że eksperymenty, oficjalne statystyki i dane sondażowe
mogą być po prostu nieodpowiednie w odniesieniu do zadań, jakie stawiają przed sobą
nauki społeczne. Wykluczają na przykład obserwacje zachowań w codziennych sytu
acjach. W związku z tym, chociaż policzalność może być czasami użyteczna, może za
równo ukrywać, jak i odsłaniać podstawowe procesy społeczne.
Rozważmy problem mierzenia postaw w sondażach. Czy wszyscy mamy spójne po
stawy wobec kwestii, które prezentują nam pytania badacza? I jaki związek istnieje mię
dzy naszymi „postawami” a tym, co rzeczywiście robimy - czyli praktyką? Lub też zasta
nówmy się nad porównaniem oficjalnych statystyk dotyczących przyczyn śmierci i stu
diów na temat tego, jak personel szpitalny (Sudnow, 1968a), patolodzy i urzędnicy-sta-
tystycy (Prior, 1987) zajmują się zgonami (zob. podrozdz. 5.3.2). Zauważmy, że nie
twierdzimy, iż statystyki takie są błędne. Chodzi o to, że są takie sfery rzeczywistości
społecznej, których statystyki te nie są w stanie zmierzyć.
Metody stosowane przez badaczy jakościowych są wyrazem powszechnej wiary w to,
że mogą one dostarczyć „głębszego” rozumienia zjawisk społecznych, niż można byłoby
uzyskać z danych czysto ilościowych. Jednakże, tak jak badacze ilościowi odrzuciliby
oskarżenie, że wszyscy są „pozytywistami” (Marsh, 1982), tak z kolei nie ma jednej usta
lonej doktryny, która leżałaby u podstaw wszystkich jakościowych badań społecznych
(zob. podrozdz. 2.6).
2.4. Nonsens badań jakościowych
W wielu zorientowanych ilościowo podręcznikach metodologii nauk społecznych,
badania jakościowe traktowane są jako podrzędny rodzaj metodologii. Jako taki, jak się
sugeruje, winien być doceniany na poziomie początkowym lub „rozpoznawczym” ba-
60
Teońa i praktyka badań jakościowych
* * * * * * s ‘ s i ............................i — r ~i............. rvi‘ r i ' “im........................... r~w^“iri~i‘ii‘ririTrniimrnftfrirTy<rrrrrTMfr‘<wnMM
mmmmm
MrMiirnnwn~—^~fir rmw fjfinHTtnngynfififrwrnnm
dań. Postrzegane z tej perspektywy, badania jakościowe mogą być używane do zaznajo
mienia się z miejscem badań, zanim zacznie się poważne dobieranie próby i liczenie.
Pogląd ten jest wyrażony w cytacie z jednego ze starszych tekstów. Zauważcie, jak
autorzy odnoszą się do „niepoliczalnych danych” - sugerując, że to dane ilościowe sta
nowią pod tym względem standard:
Przeglądanie niepoliczalnych danych może być dość pomocne, jeśli jest prowadzone systematycznie
w trakcie badań, a nie odkładane na koniec analiz statystycznych. Często pojedyncze zdarzenie do
strzeżone przez obserwatora może stać się kluczem do zrozumienia konkretnego zjawiska. Jeśli ba
dacz społeczny uświadomi to sobie w momencie, kiedy może jeszcze dodać do swego materiału czy
też zbadać dogłębniej własne dane, które zdążył już zgromadzić, może to znacząco wzbogacić ja
kość jego wniosków [Selltiz i in., 1964, s. 435, podkr. D.S.]
Mimo „przyjaznego” spojrzenia autorów na kwestię używania „niepoliczalnych”
danych, ¡zakładają oni, że „analizy statystyczne” stanowią podstawę badań. Podobny
punkt widzenia można odnaleźć w innym, późniejszym o ćwierćwiecze, ilościowo nasta
wionym tekście:
Badariia terenowe są w swej istocie kwestią zanurzenia się w zbiorze naturalnie przebiegających [...]
wydarzeń, dokonywanego po to, by uzyskać wiedzę o danej sytuacji z pierwszej ręki [Singleton i in.,
1988, s. U].
Zauważcie zaakcentowanie „zanurzania się” i jego implicite określany kontrast
z późniejszymi, bardziej zogniskowanymi badaniami. Podkreślone jest to w dalszym
identyfikowaniu przez autorów badań jakościowych i terenowych z „rozpoznawaniem”
i „opisem” (tamże, s. 296) i ich aprobatą dla używania badań terenowych wtedy, „kiedy
wie się relatywnie mało o przedmiocie badań” (tamże, s. 298-299).
Zastrzeżenia te mają pewną podstawę, biorąc pod uwagę fakt, że badania jakościo
we są - z definicji - bardziej nastawione na długie, opisowe narracje niż na produkowa
nie tabel statystycznych. Problem, który się wtedy pojawia, polega na tym, jak badacz
radzi sobie z kategoryzowaniem opisywanych wydarzeń czy działań.
Probjem ten bywa określany czasami jako problem rzetelności. Według Hammers-
leya rzetelność:
Odno9i się do konsekwencji, z jaką poszczególne stwierdzenia są przypisywane do tej samej katego
rii przez różnych badaczy lub przez tego samego obserwatora w różnych sytuacjach [1992, s. 67].
Kwestia konsekwencji w tym działaniu jest szczególnie istotna również dlatego że,
z powodli braku miejsca, wiele studiów jakościowych dostarcza jedynie krótkich, przy
ciągających uwagę, wycinków z danych. Jak odnotował Bryman w odniesieniu do typo
wych studiów opartych na obserwacji:
Rzadko dostępne są notatki terenowe lub rozszerzone transkrypcje wywiadów; byłyby one bardzo
pomocne dla czytelnika, który mógłby wyrazić swoje własne odczucia na temat perspektywy, jaką
przyjmują badani [1988, s. 77].
Co więcej, nawet jeśli działania ludzi są nagrywane lub filmowane, a następnie do
konuje się transkrypcji tych zapisów, rzetelność interpretacji tych transkrypcji może być
znaczącó osłabiona przez zaniedbanie zapisania pozornie trywialnych, lecz często bar
dzo znaczących pauz, wchodzenia sobie w słowo lub ruchów ciała. Na przykład przepro
2
.
Czym są badania jakościowe?
61
wadzono ostatnio studium dotyczące konsultacji medycznych, które miało pokazać, czy
pacjenci chorzy na raka rozumieli, że ich choroba jest śmiertelna. Kiedy początkowo
badacze przesłuchiwali taśmy z konsultacji szpitalnych, odnosili czasami wrażenie, że
nie ma na nich śladu, by do pacjentów docierało to, co lekarze, często ostrożnie, mówili
o ich rokowaniach. Jednakże, kiedy taśmy zostały ponownie przepisane, okazało się, że
pacjenci wypowiadali się bardzo oszczędnie („tak” lub, dużo częściej, „mm”), by zazna
czyć, że docierają do nich te informacje. Podobnie, lekarze uważnie śledzili milczenie
pacjentów i powtarzali swoje diagnozy (zob. Clavarino i in., 1995).
Niektórzy badacze jakościowi uważają, że troska o rzetelność obserwacji pojawia
się jedynie w tradycji badań ilościowych. Ponieważ to, co nazywają „pozytywistycznym”
punktem widzenia, nie dostrzega różnicy między światem przyrodniczym a społecznym,
więc tylko oni mogą domagać się rzetelnych pomiarów życia społecznego. Dla odmiany,
twierdzi się, że skoro uważamy, iż życie społeczne cały czas się zmienia, nie ma sensu
troszczyć się o to, czy nasze narzędzia badawcze umożliwiają dokonanie dokładnych
pomiarów (np. Marshall, Rossman, 1989).
Zajęcie takiego stanowiska wykluczałoby wszelkie systematyczne badania, gdyż
oznacza ono, iż nie możemy zakładać istnienia żadnych stałych właściwości świata
społecznego. Jednakże, jeśli zgodzimy się, że takie właściwości istnieją, to czemuż inne
prace nie miałyby ich powielić. Jak twierdzą Kirk i Miller:
Badacze jakościowi nie mogą już dłużej pozwalać sobie na opieranie się w kwestii rzetelności na
mglistych przesłankach. Podczas gdy mocną stroną badań terenowych jest zdolność do oceny praw
dziwości twierdzeń, ich wyniki nie będą (rozsądnie) brać pod uwagę tego, że nie zwraca się specjal
nej uwagi na rzetelność. W kwestii oceny rzetelności to na badaczu-naukowcu spoczywa obowiązek
dokumentowania swych działań [1986, s. 72].
Drugi rodzaj krytyki badań jakościowych odnosi się do tego, jak pewne są wyjaśnie
nia, które badania te przynoszą. Są one czasami nazywane kwestią
anegdotyzmu,
któ
ra ujawnia się w sposobie pisania raportów z badań jakościowych. Polega ona na przy
woływaniu kilku wymownych „przykładów” odnoszących się do danego zjawiska bez
podejmowania żadnych wysiłków analizowania mniej jasnych (lub nawet opozycyjnych)
danych (Silverman, 1989a). Problem ten opisał bardzo jasno Bryman:
W badaniach jakościowych pojawia się tendencja do anegdotycznego podejścia do używania da
nych w powiązaniu z wyjaśnieniami czy wnioskami. Krótkie rozmowy, wycięte z nieustrukturyzowa-
nych wywiadów, [...] są używane jako dowody na poparcie poszczególnych twierdzeń. Stwarza to
podstawy do niepokoju o reprezentatywność czy też ogólność, której miałyby dostarczać takie frag
menty [1988, s. 77].
Stawianie zarzutu „anegdotyzmu” pozwala kwestionować
trafność
większości ba
dań jakościowych. „Trafność” to słowo będące synonimem prawdy (sob. rozdz. 8). Cza
sami można wątpić w trafność danego wyjaśnienia, ponieważ badacz w ogóle nie próbu
je zmierzyć się z przypadkami, które pokazują coś zupełnie przeciwnego do tego, co on
sam twierdzi. Czasami także głębokie zanużenie się w „teren”, tak typowe dla badań ja
kościowych, prowadzi do koncetracji na kwestii rzetelności interpretacji badacza do
tyczących „jego” plemienia czy organizacji. Lub też czasami wymagania redaktorów
czasopism, by coraz bardziej skracać własne teksty, sprawia, że badaczowi nie pozostaje
nic innego, jak tylko używać „wymownych” przykładów - coś podobnego zdarza się
62
Teoria i praktyka badań jakościowych
zresztą także w naukach przyrodniczych, kiedy to, na przykład, asystenci laboratoryjni
dostawali zadanie, by dobrać „perfekcyjne” slajdy do ważnego wykładu swojego profe
sora (zob, Lynch, 1984).
Wykonaj teraz ćwiczenie 2.2
Poza tymi powszechnymi problemami, wątpliwości dotyczące rzetelności i trafności
badań jakościowych powodują, że wielu badaczy ilościowych deprecjonuje wartość ja
kościowych badan. Jak jednak widzieliśmy, ten rodzaj „pogrążenia przez nikłą po
chwałę” jest całkowicie równoważony przez krytyki pod adresem badań ilościowych wy
suwanych przez badaczy jakościowych.
2.5. Łączenie badań jakościowych i ilościowych
Z naszego pragmatycznego punktu widzenia, prowadzenie badań jakościowych oznacza zaanga
żowanie się w działania w terenie. Jednakże nie oznacza ono oddania się temu, co niepoliczalne
[Kirk, Miller, 1986, s. 10].
Od lat 60. XX w. powszechna była opinia, że dobrzy socjologowie nie powinni sobie
brudzić rąk liczbami. Była ona czasami wspierana przez słuszną krytykę racjonalności
leżącej u podstaw analiz ilościowych (Blumer, 1956; Cicourel, 1964). Niemniej krytycy
lepsi byli w wytykaniu błędów niż w rozwijaniu pozytywnych, alternatywnych strategii
badawczych.
Różne formy etnografii, przez które starano się opisywać procesy społeczne, miały
jedną wspólną wadę. To krytyczny czytelnik musi rozważyć, czy badacz wybrał wyłącznie
te fragmenty danych, które popierają jego argumentację. Jeśli nieprzystające do linii ar
gumentacji przykłady są cytowane i wyjaśniane (zob. Strong, 1979; Heath, 1981), czytel
nik ma większe zaufanie do prezentowanych analiz, lecz ciągle pozostają wątpliwości co
do przekonującej mocy twierdzeń opartych na kilku wybranych przykładach.
W tej części rozdziału chciałbym przedstawić kilka praktycznych sugestii doty
czących tego, jak dane ilościowe mogą być włączane do badań jakościowych. Propozy
cje te płyhą z moich ostatnich doświadczeń badawczych, a jedno z tych studiów będzie
niedługo pokrótce omówione.
Nie zamierzam tu bronić ilościowych czy pozytywistycznych badań jako takich. Nie
przekonują mnie projekty badawcze, które koncentrują się na metodach ilościowych
i/lub pozostają niewrażliwe na interpretacyjny problem znaczenia. W zamian za to po
staram się zademonstrować niektóre sposoby użycia metod ilościowych w badaniach,
które są zaprojektowane jako jakościowe czy też interpretacyjne.
Postaram się też pokazać, że proste techniki obliczeniowe mogą się stać sposobem
na sondówanie całego zbioru danych, które zwykle traci się w trakcie intensywnych ba
dań jakościowych. Zamiast polegać jedynie na słowie badacza, czytelnik ma szansę po
czuć smak danych jako całości. Z kolei badacze są w stanie testować i poprawiać swoje
uogólnienia i usuwać dręczące wątpliwości na temat dokładności ich wrażeń na temat
danych.
2
.
Czym są badania jakościowe?
63
Jak wiele lat temu zauważył Cicourel (1964), liczby przemawiają do biurokratycz-
no-technologicznego społeczeństwa. Dzisiaj, wypróbowując metody jakościowe, nie
możemy sobie pozwolić, by żyć jak pustelnicy, ślepi na globalne, teoretyczne krytyki
możliwych analitycznych i praktycznych sposobów użycia metod ilościowych. W nowym
tysiącleciu, jak wierzę, kwestia ta wciąż jest bardzo ważna.
Błędem jest oczywiście liczyć po prostu dla samego liczenia. Bez racji teoretycz
nych, leżących poza ułożonymi w tabele kategoriami, liczenie ma dla badań jedynie
trafność pozorną.
Na przykład Hugh Mehan sugeruje, w odniesieniu do prowadzonych przez siebie
badań zachowań w klasie szkolnej, że wiele rodzajów liczenia ma jedynie ograniczoną
wartość:
Ilościowe podejście do obserwacji w klasie szkolnej jest z pewnych przyczyn użyteczne, powiedzmy,
by określić częstotliwość, z jaką wypowiada się nauczyciel w porównaniu do częstotliwości wypowie
dzi uczniów. [...] Jednakże podejście takie zaniża rzeczywisty udział uczniów w lekcji, pomija wza
jemne relacje między werbalnymi a niewerbalnymi zachowaniami, zaciemnia złożoną istotę inter
akcji i ignoruje (często licznie występujące jednocześnie) funkcje języka [1979, s. 14].
Do pewnego stopnia, kiedy liczę pytania pacjentów w studium poświęconym klini
kom onkologicznym (Silverman, 1984), czuję się okropnie z powodu krytyk Mehana.
Chociaż moje porównanie klinik miało teoretyczne podstawy (pochodzące z pracy Stron-
ga, 1979, gdzie znajduje się jego omówienie „porządku ceremonialnego”), moje tabele
oparte były na wątpliwych, potocznych kategoriach. Na przykład liczenie pytań pacjen
tów jest bardzo problematyczne, kiedy twoimi jedynymi danymi są notatki terenowe. Bez
możliwości przesłuchania taśm, moja kategoria „pytanie” pozostaje w nieznanej relacji
do nastawienia badanych. Zatem metody ilościowe mogą zgrabnie wiązać się z logiką ba
dań jakościowych, kiedy, zamiast przeprowadzać sondaże lub eksperymenty, liczymy
własne kategorie stosowane przez badanych w ich naturalnym środowisku.
Przedstawię odpowiedni przykład. We wczesnych latach 80. (zob. Silverman, 1987,
rozdz. 1-6) kierowałem grupą badaczy przygotowujących studium dotyczące oddziału
kardiologii dziecięcej. Wiele z naszych danych pochodziło z nagrań z rozmów z pacjen
tami kliniki przyszpitalnej, przyjmującej w każdą środę.
Szybko zainteresowało nas to, jak decyzje (czy też „dyspozycje”) były wydawane
i ogłaszane. Wydawało się prawdopodobne, że sposób, w jaki lekarze ogłaszali swoje de
cyzje, był ściśle powiązany nie tylko z czynnikami klinicznymi (jak np. stan serca dziecka),
ale także czynnikami społecznymi (tak jak to, co będzie mówione rodzicom na różnych
etapach leczenia). Na przykład na pierwszej konsultacji ambulatoryjnej lekarze przeważ
nie nie informowali rodziców, że stwierdzili taką wadę serca, iż konieczna jest ratująca ży
cie operacja. Zamiast tego sugerowali, że należy przeprowadzić więcej badań i czynili je
dynie aluzje, że być może będzie potrzebna poważniejsza operacja. Przytakiwali również
rodzicom, którzy podawali przykłady świadczące o „dobrym zdrowiu” ich dzieci.
Takiej metody udzielania informacji krok po kroku nie zastosowano jedynie w dwóch
przypadkach. Po pierwsze, jeśli dziecko zostało zdiagnozowane przez kardiologa jako
„zdrowe”, lekarz przekazywał wszystkie informacje za jednym zamachem i stosował pro
cedurę, którą nazywaliśmy „znajdź i zniszcz” - opierała się ona na odnalezieniu i rozwia
niu wszelkich wątpliwości, jakie jeszcze mieli rodzice, i pokazaniu, że się mylili.
64
Teoria i praktyka badań jakościowych
x
h»j*.i)*ww.» m»m»w)m»hhm—«»mmmm........... ite.numk.mm.......».........................
Drugi przypadek dotyczył grupy dzieci z zespołem Downa, u których podejrzewano
chorobę serca. Lekarze podawali wszystkie informacje przy jednej wizycie, bez zastoso
wania metody krok po kroku. Ponadto, nietypowo, lekarz pozwalał rodzicom podjąć
decyzję o przyszłym leczeniu, zachęcając ich, by brali pod uwagę takie niemedyczne
czynniki, jak radość życia dziecka czyjego przyjacielską osobowość.
To lekarskie koncentrowanie się na społecznej charakterystyce dziecka było wi
doczne już na początku każdej konsultacji. Byłem w stanie zbudować tabelę opartą na
porównaniu między konsultacjami dzieci z zespołem Downa a dzieci, które nie cier
piały na tę chorobę, która zestawiała różne formy zadawania pytań rodzicom przez le
karzy i formy odpowiedzi udzielanych przez rodziców. Pokazywała ona silną skłonność,
zarówno u lekarzy, jak i u rodziców, by w stosunku do dzieci z zespołem Downa nie uży
wać słowa „zdrowy”, a ten brak odniesień do „dobrego zdrowia” okazał się być kluczo
wy dla zrozumienia charakteru późniejszych konsultacji klinicznych.
Co więcej, kategorie umieszczone w tabeli nie pochodziły ode mnie. Po prostu
umieściłam w tabeli różne pytania i odpowiedzi, jakie rzeczywiście padały w rozmowie.
Na przykład najczęstsze pytanie, jakie rodzicom zadawali lekarze, brzmiało:
Dziecko jest zdrowe?
Ale takie pytanie rodzice dzieci z zespołem Downa słyszeli rzadko. W zamian za to,
najczęstsze pytanie brzmiało:
Jak on (ona) się ma?
To uhikanie słowa „zdrowe” okazało się być kluczowe dla zrozumienia kierunku,
w jakim hastępnie szły konsultacje z rodzinami dzieci z zespołem Downa.
Przykład ten pokazuje, że nie ma żadnego powodu, dla którego badacze jakościowi
nie powihni, jeśli jest to odpowiednie, używać ilościowych miar. Proste techniki oblicze
niowe, wywiedzione teoretycznie na podstawie własnych kategorii badanych, mogą do
starczyć narzędzia sondowania całego zbioru danych, które zwykle gubią się w inten
sywnych ¡badaniach jakościowych. Zamiast polegać jedynie na słowach badacza, czytelnik
ma szansę przyjrzeć się danym jako całości. Z kolei badacze są w stanie testować
i sprawdzać własne uogólnienia bez dręczących wątpliwości na temat dokładności wra
żeń, jakię wywołują w nich dane.
Zakończę ten podrozdział stwierdzeniem, które pokazuje absurdalność posuwania
zbyt daleko rozróżnienia na to, co jakościowe i to, co ilościowe:
Nie staje zatem przed nami ostry wybór między słowami a liczbami czy nawet między precyzyjnymi
a nieprecyzyjnymi danymi; raczej mamy do czynienia za spektrum rozciągającym się od bardziej do
mniej precyzyjnych danych. Ponadto, nasze decyzje co do tego, jaki stopień precyzji będzie odpo
wiedni w odniesieniu do danego twierdzenia, powinny zależeć od istoty tego, co próbujemy opisać,
od prawdopodobnej dokładności naszego opisu, od naszych celów oraz od źródeł, które są nam do-
stępnę. Nie powinny być natomiast zależne od ideologicznego zaangażowania w jeden czy drugi pa
radygmat metodologiczny [Hammersley, 1992, s. 163].
Wykonaj teraz ćwiczenie 2.3
2. Czym są badania jakos'ciowe?
65
i n n »
,
i i ~ ~ f r * r « | - i r i H ' T i n i i i i i f r n i T f r f i - r r T i i r f r T r i m - - i i T T T - | — i - n - i r - n r r i f f n i f i n n i i ' m i i r n i f t f i r r r n i m f t T l f f f r i n ' f U i r i n r n i t w f n r M n i m m i n n n m i f l m ■ m i r -
b
-
i i i
- H - » • ~ r r r » i m
i h m i a
- T i ■ i n n l 4 f r - t i w i i T t n • m i l i
f i T i i i r n r r i i i n f a f m r n i i r i n r f - m i W i i i i r r i r r r i t i i r f i t - n f i f M t n f i i i m T n T i ‘ - | i i n r c r t r n i i t m - i n i i - > i - i i n r w n | - i » M r « i ; » « ) H i '
w i w i m
W
i
I
i i
i i i i n i u m i m
2.6. Rodzaje badań jakościowych
Autorzy podręczników na temat metod jakościowych, łącznie ze mną (Silverman,
1993), zwykle czują się zobligowani do zdefiniowania zjawiska, którym się zajmują, i za
ryzykowania sugestii, co też badacze jakościowi mogą mieć ze sobą wspólnego. Martyn
Hammersley (1992) wybrał bezpieczną drogę, twierdząc, że co najwyżej podzielamy pe
wien wspólny zestaw preferencji. Przedstawione są one w tabeli 2.5.
Tabela 2.5. Preferencje badaczy jakościowych
.mint—HiinMHiTimimr........ .................. ......................... ....................................... .................... .......................... .................. .........................
1
............. .................................~r—ii—...... —~i.............................. ........... ...........in.............. r.........i—n-------- ----i...... irt ri iri—rr~r"rrn-n rimniminiiiiiiririirrmiiiiiri
1.
Preferowanie danych jakościowych - rozumianych po prostu jako analizy słów i obrazów
raczej niż liczb.
2.
Preferowanie danych pojawiających się naturalnie - obserwacji raczej niż eksperymentów,
nieustrukturyzowanych raczej niż ustruktuiyzowanych wywiadów.
3.
Preferowanie raczej znaczeń niż zachowań - podejmowanie wysiłków, by „dokumentować
świat z punktu widzenia badanych” (Hammersley, 1992, s. 165).
4.
Odrzucanie modelu nauk przyrodniczych.
5.
Preferowanie badań indukcyjnych, opartych raczej na wywodzeniu hipotez z danych niż
testowaniu hipotez (zob. Glaser, Strauss, 1967).
j
Źródio: na podstawie Hammersley, 1992, s. 160-172
Niestety, jak zauważa sam Hammersley, nawet tak ostrożna lista, jak ta z tabeli 2.5,
jest zdecydowanie za bardzo uogólniona. Na przykład, biorąc chociażby pod uwagę
punkt 5 w tabeli - badacze jakościowi wyglądaliby nieco dziwnie, gdyby po 100 latach
nie mieli żadnych hipotez do testowania!
Co więcej, jeśli potraktujemy tę listę jako rozsądne przybliżenie głównych cech ba
dań jakościowych, możemy zacząć się zastanawiać, dlaczego mogłyby być krytykowane.
Jak już wspominałem, w świecie, gdzie przemawiają liczby, a ludzie używają terminu
„twarde” nauki, niepowodzenie w testowaniu hipotez, idące w parze z odrzucaniem
metod nauk przyrodniczych, z pewnością powoduje, że badacze jakościowi narażeni są
na krytykę.
Chociaż używamy negatywnego kryterium, określając się jako „nie-ilościowi”, nie
ma uzgodnionej doktryny leżącej u podstaw wszystkich jakościowych badań społecz
nych. W zamian za to mamy wiele „-izmów”, z których czerpią metody jakościowe. Zo
baczyliśmy już, jak krytycy badań ilościowych oskarżają je o pozytywizm. Zapewne wie
lu czytelników tej książki natknęło się już na inne „izmy”, takie jak feminizm czy post
modernizm.
Najbardziej użyteczny wysiłek, by przedstawić różne podejścia obecne w badaniach
jakościowych, podjęli Gubrium i Holstein (1997). Używają terminu „idiom”, obej-
mującego zarówno analityczne preferencje, na które wskazuje termin model (zob. tab.
1.1), jak i określone słownictwo, style badawcze i sposoby pisania. Wyróżniają oni
(i poddają analizie) cztery różne „idiomy”:
1.
Naturalizm. Niechęć do narzucania znaczenia i preferowanie „wyjścia na zew
nątrz i obserwowanie terenu”.
66
Teoria i praktyka badań jakościowych
*j<nMjiin>iniinn!<r!«Miwiij.m»jiwt»<iiw»*i»n>mw>tii
l
i>iiiiiiiiiHiiii«ii»»rii»<*>i<«iw>ii«i>»i«>w»»i»ii>wiwM>>iiiiiw»i»«wiiiiw*i«KWiiiiiiii»>iii)>i«ii»ii;iiiiii<»iiwi'iiiiw»«ii
i
iiwni«iiiiniim«m»wwniin»mwm»wninuwi»Miiiiiiiiii>r>«ii«wni»iiiiiiimwmm«ninim»inMiiiininii«nwwiii!i't:»ttmmiiinwi^r^vt(;» ww»».'»w*)n
2. Etnpmetodologia. Podziela wagę, jaką naturalizm przywiązuje do szczegółów, ale
dostrzegą je w rozmowach, w interakcjach.
3. Emocjonalizm. Poszukuje „intymnego” kontaktu z przedmiotem badań i fawory
zuje indywidualną biografię.
4. Postmodernizm. Usiłuje dokonać dekonstrukcji koncepcji „przedmiotu badań”
i „terenu**.
Niektóre rozwinięcia tych pomysłów można znaleźć w tabeli 2.6.
Tabela 2.6. Cztery idiomy jakościowe
Idiom
Pojęcia
Preferowane dane
Naturalizm
i
Etnometodologia
Emocjonalizm
Postmodernizm
Aktorzy
Znaczenie
Metody uczestników życia społecznego stosowane,
by kategoryzować pojawiające się zjawiska
Subiektywizm
Emocje
Przedstawienie
Zwrotność
Obserwacje
Wywiady
Nagrania audio i wideo
Wywiady
Wszystko, co pasuje
Źródło: na podstawie Gubrium, Holstein, 1997
Według Gubriuma i Holsteina, badacze jakościowi poruszają się na „granicy mię
dzy rzeczywistością a przedstawieniem” (1997, s. 102), gdzie - z ich punktu widzenia -
każdy idiom skręca gwałtownie w jedną ze stron:
1. Naturalizm. Jego pogoń za treścią życia codziennego oferuje głęboki wgląd
w „co?”, lecz za cenę „jak?” w odniesieniu do przedstawiania rzeczywistości (zarówno
jeśli cho4zi o badanych, jak i badaczy).
2. Etrłpmetodologia. Jej koncentracja na potocznych praktykach daje zadowalające od
powiedzi na pytanie „jak?”, ale pomniejsza znaczenie pytania „co?” w danym kontekście.
3. Emocjonalizm. Pomaga zrozumieć doświadczenia ludzi, ale za cenę uprzywilejo
wania kategorii potocznych („emocji”).
4. Postmodernizm. Odsłania praktyki przedstawiania, ale może prowadzić do nihili-
stycznego wyparcia się treści.
Żeby wyjść poza czystą krytykę, Gubrium i Holstein proponują badaczowi jakościo
wemu trzy wartościowe praktyczne sztuczki. Po pierwsze, szukając złotego środka, który
„przezwyciężyłby napięcia między rzeczywistością a przedstawieniem” (tamże, s. 114),
zastanawiają się, jak możemy oddać głos każdemu z idiomów w kwestiach, w których
jest zagłuszany przez inne. Postać „informatora”, tak drogą naturalizmowi, można
traktować jako „przedstawianą rzeczywistość” (tamże, s. 103), podobnie jak „czujący”
podmiot ęmocjonalizmu. Tak samo analizy konwersacyjne objaśniające proces instytu-
cjonalizapji (zob. rozdz. 6) i analizy kategoryzowania przynależności dokonane przez
Sacksa (zob. rozdz. 5) pokazują, jak etnometodologia może dodać ciała nagim kościom
przedstawienia. W końcu, chociaż musimy uszanować to, co postmodernizm mówi nam
2
.
Czym są badania jakościowe?
67
o przedstawianiu, można traktować to jako bodziec do tworzenia opartych na empirii
opisów, a nie jako epitafium dla nich.
Wykonaj teraz ćwiczenie 2.4
Jeśli „badania jakościowe” zawierają w sobie wiele różnych, potencjalnie konflikto
wych modeli czy idiomów, to znaczy, że cała dychotomia „jakościowe/ilościowe” może
być zakwestionowana.
W kontekście tej książki ostrzegam, że takie dychotomie lub polaryzacje w naukach
społecznych są wysoce niebezpieczne. Co najwyżej są to narzędzia pedagogiczne, które
pozwalają studentom uchwycić się czegoś na początku rozglądania się w tej trudnej
dziedzinie: pozwalają nam nauczyć się specyficznego żargonu. Niestety, mogą się one
stać wymówką dla zaprzestania myślenia, które czyni z grup badaczy „obozy wojskowe”
niewyrażające chęci, by uczyć się od siebie nawzajem.
Wyciągam z tego wniosek, że robienie badań „jakościowych” nie powinno chronić od
stosowania rygorystycznych, krytycznych standardów, które winny obowiązywać w każdym
przedsięwzięciu badawczym, w którym zamierza się oddzielić „fakty” od „fantazji”. W koń
cu uzyskanie opartej na solidnych podstawach wiedzy powinno być wspólnym celem
wszystkich nauk społecznych (zob. Kirk, Miller, 1986, s. 10-11). Jak twierdzi Hammersley:
Proces badawczy w nauce zawsze przebiega tak samo, bez względu na to, jakich metod się używa,
a ucieczka w stronę paradygmatów faktycznie czyni debaty nudnymi i bezmyślnymi oraz utrudnia
postęp [1992, s. 182].
Główne zagadnienia
* Kiedy porównujemy badania ilościowe i jakościowe, znajdujemy głównie różne
rozłożenie akcentów między „szkołami”, które same w sobie zawierają wiele wewnętrz
nych zróżnicowań.
• Badacze jakościowi winni raczej doceniać niż krytykować dążenie badaczy ilo
ściowych do zbierania i krytycznego analizowania danych.
* Kluczowe kwestie przy ocenie badań to rzetelność i trafność.
♦ Pewne rodzaje ilościowych sposobów mierzenia mogą być czasami odpowiednie
dla badań jakościowych.
^Niemniej wykorzystywanie jedynie metod czysto ilościowych może lekceważyć
społeczne i kulturowe konstrukcje „zmiennych”, których poszukują badacze ilościowi,
by korelować je ze sobą.
Polecane lektury
Najbardziej użyteczne teksty wprowadzające to prace Alana Brymana (1988), Nige-
la Gilberta (1993) i Clive’a Seale’a (1998). Rozsądne stwierdzenia na temat stanowiska
badaczy ilościowych można znaleźć u Marsh (1982) (o badaniach sondażowych) i Hin-
dessa (1973) (o statystykach urzędowych).