Copyright by Złote Myśli & Marek Zabiciel, rok 2009
Autor: Marek Zabiciel
Tytuł: Życie to jest teatr
Nr zamówienia: 1291627-20130213
Nr Klienta: 1269982
Data realizacji: 13.02.2013
Zapłacono: 21,90 zł
Wydanie: 1
Data: 21.10.2009
ISBN: 978-83-7582-895-5
Złote Myśli Sp. z o.o.
ul. Toszecka 102
44-117 Gliwice
Autor oraz Wydawnictwo Złote Myśli dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce
informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za
ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub
autorskich.
Autor
oraz
Wydawnictwo
Złote
Myśli
nie
ponoszą
również
żadnej
odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych
w książce.
Niniejsza publikacja, ani żadna jej część, nie może być kopiowana, ani w jakikolwiek inny
sposób reprodukowana, powielana, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez
pisemnej zgody wydawcy. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także
kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw
autorskich niniejszej publikacji.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
All rights reserved.
SPIS TREŚCI
SPIS TREŚCI
.......................................................................6
AKT I
Wrzuć na luz, czyli nie traktuj wszystkiego tak bardzo poważnie
.10
AKT II
Bądź sobą, czyli nigdy się nie sprzedawaj
.....................................33
AKT III
Możesz wszystko, czyli o nic nie trzeba walczyć
............................56
AKT IV
Bądź pomocny, czyli to, co dajesz, to wraca
..................................81
AKT V
Działaj z głową, czyli głową muru nie przebijesz
.........................104
AKT VI
Wybacz im wszystko, czyli jak zrobić sobie dobrze
.....................129
AKT VII
Ustaw azymut, czyli jak się nie zgubić
.........................................155
AKT VIII
Dramat jest sztuką, czyli wszystko zawsze jest na miejscu
.........182
AKT IX
Nic nie trwa wiecznie, czyli komfortowe zmiany
........................205
AKT X
Psychiczna aspiryna, czyli śmiej się do łez
..................................229
AKT XI
Zaufaj, czyli jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie
.................................251
AKT XII
Złota zasada, czyli skuteczne podejście do życia
.........................276
......................................................294
................................................296
Za napisanie tej książki chciałbym podziękować Życiu i Bogu.
Tę książkę dedykuję Beacie, Mateuszowi i Nikoli.
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
WSTĘP
WSTĘP
WSTĘP
Życie to nie teatr
Życie to nie teatr, mówisz ciągle, opowiadasz;
Maski coraz inne, coraz mylne się nakłada;
Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra
Przy otwartych i zamkniętych drzwiach.
To jest gra!
Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam;
Życie to nie tylko kolorowa maskarada;
Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest;
Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama śmierć!
Ty i ja – teatry to są dwa.
Ty i ja!
Ty – ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
Nawet kiedy źle ci jest, to nie jest źle.
Bo ty grasz!
Ja duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
6
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
WSTĘP
Lecz kaleką nie ja jestem tylko ty!
Dzisiaj bankiet u artystów, ty się tam wybierasz;
Gości będzie dużo, niedostępna tyraliera;
Flirt i alkohole, może tańce będą też,
Drzwi otwarte zamkną potem się.
No i cześć!
Wpadnę tam na chwilę, zanim spuchnie atmosfera;
Wódki dwie wypiję, potem cicho się pozbieram;
Wyjdę na ulicę, przy fontannie zmoczę łeb;
Wyjdę na przestworza, przecudowny stworzę wiersz.
Ty i ja – teatry to są dwa.
Ty i ja!
Ty – ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
I niezaraźliwy wcale jest twój śmiech.
Bo ty grasz!
Ja duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz gdy śmieję się, to w krąg się śmieje świat!
Edward Stachura
Jak to więc jest? Życie to jest teatr czy nie? Tytuł wiersza Edwar-
da Stachury mógłby wskazywać na to, że nie, ale jeśli wczujemy
się odrobinę w sam klimat tego, moim zdaniem, bardzo praw-
dziwego wiersza, to dojdziemy do wniosku, że tytuł jest nieco
7
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
WSTĘP
przekorny. A więc co? Życie to teatr, a świat jest jedną wielką
sceną, na której odgrywamy swoje życiowe role, czy nie? A jeśli
tak, to czy grane przez nas role są prawdziwe? I kto tak napraw-
dę jest reżyserem, kto scenarzystą, a kto dobiera aktorów tego
przedstawienia? Bóg? Siła wyższa? A może my sami? Myślę, że
niezależnie od tego, jakiej odpowiedzi udzielimy na to pytanie,
będzie ona prawdziwa. I wydaje mi się, że tak naprawdę jest to
bez znaczenia. Dlaczego? Otóż odpowiedź jest prosta. Niezależ-
nie od tego, czy życie można porównać do przedstawienia te-
atralnego, czy nie, liczy się tylko to, czy wiemy, jak żyć.
Nie wdając się zbytnio w filozoficzne debaty już na samym po-
czątku, pragnę podkreślić, że nie zamierzam tworzyć kolejnego
poradnika, choć może mogłoby to wynikać z tytułu tej książki.
Bardziej zależy mi na podzieleniu się z Tobą, Czytelniku, mo-
imi refleksjami dotyczącymi tego, co nas otacza. Nie wydaje mi
się, żebym był ekspertem od tak szerokiego i poważnego tema-
tu, jakim jest życie. Ale jest jedna zasadnicza kwestia, która
mnie upoważnia do tego, by wypowiadać się w tym temacie.
Otóż jestem studentem życia. Uczę się go i choć niejednokrot-
nie mnie zadziwia swą konstrukcją, to mam nieodparte wraże-
nie, że posuwam się do przodu i coraz więcej udaje mi się zro-
zumieć. Może słowo „udaje” jest tu odrobinę nie na miejscu, bo
nie ma to nic wspólnego z przypadkiem. Świadomie podejmuję
pewne kroki, aby przekonać się, jak działa ta szeroko rozumia-
8
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
WSTĘP
na scena, na której odgrywamy swe role (bo na chwilę obecną,
odpowiadając na pytanie zadane na początku, uważam, że życie
to jest teatr). I uważam, że mamy do odegrania w nim swoje
role. Każdy ma swoją i każdy zostanie rozliczony z tego, jak ją
zagrał. Tak naprawdę rozliczani ze swoich ról życiowych jeste-
śmy przez cały czas trwania tego cyklu od narodzin – po
śmierć.
Na kolejnych stronach tej książki omawiam dwanaście sugestii,
które są moim zdaniem istotne w odgrywaniu przez nas ról
ludzkich. Dlaczego dwanaście? A czemu nie! Dwanaście ładnie
brzmi. Równie dobrze mógłbym podać ich siedemdziesiąt, ale
kto by to wytrzymał, nie mówiąc o spamiętaniu. Celem, jaki mi
przyświeca, jest to, byś to właśnie Ty zastanowił się nad tym,
czy przypadkiem nie warto skorzystać z takiego podejścia, o ja-
kim mówię. To, co Ci pasuje – przyjmij. Odrzuć to, co według
Ciebie jest niepraktyczne, ale o jedno Cię proszę. Zastanów się
nad tym, co jest tu zawarte. Nie odrzucaj, zanim nie dowiesz
się, co miałem Ci do powiedzenia – lub może lepiej – do zasu-
gerowania jako ciche podpowiedzi dotyczące egzystencji. I po-
zwól, że mówiąc do Ciebie, również będę się uczył. Człowiek
najwięcej się uczy wtedy, kiedy przekazuje to, co wie, innym.
A ja uwielbiam się uczyć skutecznie, choć nie zawsze moja sku-
teczność jest na najwyższym poziomie. A więc do dzieła, niech
życie pokaże, czego się wspólnie nauczymy…
9
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
AKT I
AKT I
Wrzuć na luz, czyli nie traktuj wszystkiego
tak bardzo poważnie
Dzwoniący do drzwi dzwonek oznajmił przybycie gościa. Bill
gwałtownie wyskoczył z łazienki w samych slipach i z na wpół
ogoloną twarzą, krzycząc:
– Już otwieram!
Kiedy otworzył drzwi, ujrzał w nich swojego kolegę.
– No co ty, zwariowałeś?! Jeszcze nie jesteś gotowy? Szwedzi
będą na lotnisku za czterdzieści minut. Pospiesz się, bo jak nie
zdążymy, szef urwie nam głowę! – wykrzyczał swój przekaz
Skip i wszedł do środka.
– Nie wrzeszcz tak, za pięć minut będę gotowy – rzucił Bill,
kierując się z powrotem do łazienki.
Skip wszedł do salonu umieszczonego na piątym piętrze apar-
tamentowca i zaczął oglądać poustawiane na meblach przed-
10
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
mioty. Kiedy doszedł wzrokiem do ściany, ujrzał portret żony
Billa, Doris.
– Hej, Bill, kto namalował ten portret Doris? Jest piękny.
– Bo Doris jest piękna – odpowiedział Bill, wychylając się z ła-
zienki i właściwie w tej samej chwili jego twarz z uśmiechniętej
przeszła w przerażoną. – O rany! Skip, do której dzisiaj będą
u nas ci Szwedzi?
– Do piątej, a co?
– Cholera jasna. Obiecałem Doris, że o czwartej zabiorę ją do
Muzeum na bulwarze.
– No to przełożysz wyjście.
– Stary, nie mogę, przekładałem to już cztery razy. Jak dzisiaj
nie pójdziemy, to Doris się wścieknie. Poza tym dzisiaj jest
ostatni dzień wystawy.
– No ale jak powiesz staremu o tym, że chcesz się wcześniej
urwać, to się wścieknie jeszcze bardziej niż Doris.
„No to Doris się na pewno wścieknie” – pomyślał Bill, zakłada-
jąc krawat. Po chwili wszedł do salonu i powiedział do Skipa:
– Możemy już iść.
Całą drogę na lotnisko Bill myślał o tym, jak przekonać Doris,
że odłożenie wyjścia na wystawę to nie jego wina.
Samolot ze Szwedami przyleciał punktualnie. Bill i Skip dotarli
do punktu, w którym mieli pojawić się ich goście, pięć minut
11
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
przed czasem. Skip wyjął z czworokątnej torby planszę z napi-
sem Mr. Jörgensen i podał ją Billowi.
– Stań tu i poczekaj na nich, ja muszę do toalety – powiedział,
po czym wsunął tabliczkę w ręce kolegi i pospiesznie odszedł
w stronę toalet.
„Wyglądam jak ten palant, stojąc tu z tą tabliczką” – pomyślał
Bill, ale że wyjścia specjalnie nie miał, stał i czekał „jak palant”
na Szwedów.
Kolejne godziny były w życiu Billa nie takie, jak chciałby ich
posiadacz. Opuszczając parking lotniska, Bill wyjeżdżał tak
szybko, że ledwo zdążył wyhamować, kiedy na drogę nagle wy-
biegł bezpański kot. Hamowanie było tak nagłe, że siedzący
z tyłu Szwed mało nie wybił sobie zębów, lądując niemalże na
desce rozdzielczej przedniej części samochodu. Później był
czterdziestominutowy korek, w którym ugrzęźli, bo Skip wy-
myślił, że będzie szybciej, jeśli pojadą Morning Road. Niestety
nie było. Na spotkanie w siedzibie ich firmy przybyli spóźnieni,
zdenerwowani, z uszkodzonym gościem, który nie omieszkał
poskarżyć się szefowi Billa i Skipa i poinformować go, jak nie-
ostrożni są jego podwładni. Kiedy godzinę po spotkaniu Bill
wysłuchiwał ostrej reprymendy od swojego szefa, myślał tylko
o jednym. Kiedy w końcu zatopi swoje smutki w kieliszku bran-
dy. Doris, która usłyszała od niego w międzyczasie, że z wyjścia
na wystawę znowu będą nici, tak huknęła słuchawką telefonu,
12
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
że Bill myślał, że rozwaliła go w drobny mak. Oczywiście, kiedy
próbował się do niej jeszcze raz dodzwonić, usłyszał jedynie, że
abonent jest w tym momencie nieosiągalny, tak samo jak nie-
osiągalne było teraz to, aby Doris wybaczyła mu. Całe więc ży-
cie Billa o godzinie dziewiętnastej trzydzieści, kiedy przemie-
rzał centrum miasta pieszo, było jedną wielką ruiną. Bolał go
potwornie brzuch, dając do zrozumienia, że wrzody, które le-
czył pół roku temu, ponownie wkraczają w jego życie z impe-
tem. Był zrozpaczony i nie widział drogi wyjścia. Jego wyobraź-
nia rozpoczęła, jak to często bywa w takich okolicznościach,
„drogę przez mękę”. „Pewnie Doris mnie zostawi, przecież nie
raz już mówiła, że jeśli wszystko inne będzie dla mnie ważniej-
sze niż ona, to nie będzie sensu się ze sobą męczyć. Jeszcze je-
den taki numer, jak powiedział stary, i wylecę na zbity pysk bez
pracy i perspektyw. Przyjazd Szwedów miał być zwieńczeniem
kilku miesięcy negocjacji, a okazał się kompletną klapą. A na
dodatek znowu brzuch mnie boli. Pewnie niedługo trafię do
szpitala, tak jak pół roku temu” – myślał Bill, szykując sobie
psychiczną szubienicę. I tak idąc, roztaczał przed sobą wizje
katastrofy na każdym odcinku swego życia, aż dotarł na róg
Downing i Yellow Street, gdzie znajdował się jego ulubiony bar
„Albatros”. I tam w samotności spędził dwie godziny, zalewając
swoje wrzody podrzędną brandy. Kiedy wyszedł z baru, było
już dosyć ciemno. Szedł wolno przez park zatopiony w swoich
myślach o bezsensie życia. Wtem zobaczył przed sobą siedzącą
13
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
na ławce postać. Był to bezdomny, którego często mijał, choć
tak naprawdę nigdy nie zwracał na niego specjalnej uwagi.
Tym razem jednak było inaczej. Kiedy chciał przejść obok sta-
łego mieszkańca parku jak zwykle, ten podniósł swój wzrok
spod kapelusza z szeroką obręczą, który wieńczył jego głowę,
i zapytał.
– Masz może papierosa, przyjacielu?
Bill stanął, sięgnął do kieszeni, wyjmując z nich paczkę papie-
rosów i wyciągnął je w stronę nieznajomego – znajomego.
Tamten wyjął cztery sztuki i oddał Billowi resztę.
– Pozwolisz, że poczęstuję się tak, by mi starczyło na potem?
– Jasne, jasne… – odburknął Bill. Nie należał do osób chy-
trych, a to, że bezdomny wziął od niego nie jednego, ale cztery
papierosy, sprawiło mu nawet przyjemność.
– Smutny pan zalewa smutki, bo jest smutno? – zagaił niby od
niechcenia nieznajomy.
– No, kiedy wszystko jest bez sensu, to trzeba, bo inaczej moż-
na zwar… zwariować – zająknął się Bill, bo brandy zrobiła już
swoje.
– A co takiego jest bez sensu?
– Całe moje życie – odparł smutno Bill i, nie wiadomo czemu,
usiadł na ławce obok bezdomnego.
– Ano tak czasem bywa, wiem coś o tym – odpowiedział nie-
znajomy i dodał wyciągając rękę. – Jestem Sam.
14
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
– Bill – odpowiedział, ściskając rękę już znajomego starszego
jegomościa.
– A co tak naprawdę jest bez sensu w twoim życiu? – nawiązał
po chwili milczenia Sam.
Bill nie był zbyt wylewny, jeśli chodzi o nieznajomych, ale
brandy robiła krok po kroku swoje, więc za chwilę Sam znał
całą historię jego życia ze szczególnym uwzględnieniem faktów,
które miały miejsce tego dnia.
– Problemy! Kto ich nie ma? – rzucił, wysłuchawszy słów Billa,
Sam. – Współczuję ci, mój przyjacielu – ciągnął dalej. – Ale
wydaje mi się, że niepotrzebnie wszystko, co cię spotyka, trak-
tujesz tak bardzo poważnie.
– A jak mam traktować, niepoważnie?! – odparował trochę
podirytowany Bill. – Udzielać dobrych rad można, ale życie to
nie jest teoria.
– To prawda, ale w niczym nie zmienia to faktu, że nie ma po-
trzeby traktować go zbyt poważnie, bo po prostu na to nie za-
sługuje.
– A co ty o tym wiesz, bezdomny Samie? – zapytał trochę nie-
grzecznie Bill.
– To prawda, że jestem bezdomny. Ale kiedyś nie byłem. To
prawda, że dzisiaj nie mam żadnej rodziny, a właściwie ta, któ-
rą mam, nie chce się do mnie przyznać. To prawda, że dzisiaj
nie zdobywam medali za ofiarność i odwagę, ratując ludzi
15
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
z okopów i dzisiaj nie podpisuję wielomilionowych kontraktów.
Ale wszystko to robiłem i to upoważnia mnie do tego, by po-
wiedzieć tobie, Billu jakiś tam, że życie jest prostsze, niż nam
się wydaje i nie wymaga od nas tego, byśmy wypruwali sobie
flaki.
Bill zbaraniał. Nie oczekiwał takich słów, takiej przemowy,
a już na pewno nie z ust nieznajomego bezdomnego człowieka,
którego mijał codziennie, wracając z pracy do domu.
– Opowiedz mi o swoim życiu, proszę – spokojnym już tonem
wyszeptał Bill.
I Sam zaczął swoją opowieść. Kiedy skończył, minęła północ.
Bill już trochę wytrzeźwiał. Wracał do domu po rozstaniu
z nowo poznanym człowiekiem i nie mógł się nadziwić, ile
przygód, ile sytuacji, ile niepowodzeń, upokorzeń i sukcesów
może spotkać jednego człowieka. Sytuacje, o jakich opowiadał
mu Sam, opresje, z jakich wychodził, były wprost nie do uwie-
rzenia. Ale nie to najbardziej wstrząsnęło Billem. To, co zrozu-
miał, to fakt, że jego problemy są niczym w porównaniu do
tego, co przeżył Sam. I jeśli człowiek jest w stanie znieść i prze-
trwać takie sytuacje, jakich współtwórcą był ten bezdomny
człowiek, który podzielił się z nim swoją historią, to znaczy, że
wszystko w życiu może skończyć się dobrze, jeśli tylko nie
damy się ponieść emocjom i niepotrzebnej powadze, graniczą-
cej z dramatyzowaniem w chwilach trudnych. Z takimi myśla-
16
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
mi wrócił do domu. W drzwiach przywitała go Doris. Jakież
było jego zdziwienie, kiedy zamiast oczekiwanej przez niego
awantury jego dziewczyna przytuliła się do niego i zaczęła pła-
kać, wyrażając troskę o to, że nie wracał tak długo do domu.
Kiedy nazajutrz poszedł do biura i został wezwany do szefa,
ten, zamiast udzielić mu kolejnej reprymendy, powiedział, że
niepotrzebnie się na niego wczoraj złościł, bo „klapa ze Szwe-
dami” nie była tak naprawdę jego winą. I choć może wydawać
się to nieprawdopodobne, od tego dnia Bill nigdy więcej nie
miał już problemów ze swoimi wrzodami.
Kiedy cztery lata później siedział z Doris na ławce w parku,
a obok bawił się ich mały synek, jego żona zapytała go o tamten
dzień, a właściwie o tamten wieczór.
– Bill, pamiętasz, jak kiedyś wróciłeś do domu tak późno, a ja cze-
kałam na ciebie i zamiast zrobić ci awanturę, zaczęłam płakać?
– Pamiętam.
– Powiedz, co się wtedy stało, bo ja do dzisiaj nie mogę zrozu-
mieć, co na ciebie tak wpłynęło, że od tego wieczoru stałeś się
innym człowiekiem. Później rzuciłeś pracę, zaproponowałeś mi
małżeństwo, dalej ta fantastyczna firma, którą założyłeś. Po-
wiedz, co się wtedy stało?
– Otóż widzisz, Doris, w ten wieczór, kiedy wracałem z baru,
spotkałem Anioła, który wytłumaczył mi, że życie jest cenne
17
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
i piękne, ale powiedział mi również, że nie należy wszystkiego
traktować tak bardzo poważnie i wtedy żyje się lepiej.
– I co?
– I nic. Po prostu mu uwierzyłem.
Wiele twych problemów wynika z faktu, że ży-
jesz w ciągłym pośpiechu, przez co nie umiesz
podjąć decyzji, co pociąga za sobą dalszy stres,
powodując brak sił. Troszcz się więc o wypoczy-
nek tak często jak to możliwe.
Nikolaus B.Enkelmann
Jest sprawą oczywistą, że nie jest łatwo w dzisiejszym pędzą-
cym wciąż do przodu świecie zachować spokój i z ogromną
cierpliwością realizować krok po kroku piętrzące się przed
nami zadania. Ale to, że nie jest to łatwe, wcale nie oznacza, że
jest to niemożliwe. Paradoksalnie pierwsza sugestia dotycząca
tego, jak ułatwić sobie życie w obliczu panującego wokół nas
teatralnego nastroju, mówi o tym, że należy zwolnić i przestać
aż tak bardzo przejmować się odgrywaną przez nas rolą. Pro-
blemem dzisiejszego człowieka jest wiele spraw i zagadnień, ale
jedno z ważniejszych dotyczy tego, że traktujemy siebie samych
zbyt poważnie. Do kwestii z nami związanych przywiązujemy
18
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
taką wagę, jakby od nich zależały sprawy nie tylko naszego ży-
cia i śmierci, ale całej naszej planety. Z drugiej strony trudno
się jednak nie zgodzić z tym, że to od nas zależy, jak będzie wy-
glądało nasze życie. Na drodze do tego, by nauczyć się podcho-
dzić do samego siebie z dystansem, trzeba najpierw odrobinę
zwolnić tempo tego, co się wokół nas dzieje. Zwolnić tempo czy
może inaczej „zmniejszyć pośpiech”? Ciągła gonitwa i ilość na-
kładających się w związku z nią spraw powodują ciągłe napię-
cia, które są przyczyną stresów, nerwic i chorób. Goniąc bez
przerwy za czymś, co w naszej hierarchii nieustalonych jeszcze
świadomie priorytetów jest niby ważne, skazujemy się na wy-
czerpanie akumulatorów, zanim zdążymy dotrzeć do miejsca,
gdzie będziemy mogli je uzupełnić. Wszystkie podręczniki sa-
modoskonalenia, wypowiedzi mądrych ludzi, którzy zdecydo-
wali się żyć świadomie i przeróżne traktaty filozoficzno-religij-
ne podkreślają pewien absolutnie fundamentalny fakt. Szyb-
kość realizacji czegokolwiek jest uzależniona nie od tego, jak
szybko przebiera się nogami, ale od tego, jak skutecznie opra-
cuje się strategię układania ich w trakcie poruszania się. Dzi-
siejszy człowiek, zamiast każdego dnia poświęcić chwilę na za-
planowanie go, rusza w bój z mało dokładnym i niedoskonałym
planem w głowie, nie zdając sobie sprawy z tego, co tak na-
prawdę jest ważne dla niego samego. I to jest właśnie ten pro-
blem. Mówi nam się już od jakiegoś czasu, że tylko ciężką pracą
można do czegoś dojść. Według moich obserwacji, ktoś to ha-
19
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
sło rzucił, a później uciekł. Dzisiaj jak nigdy wcześniej powinni-
śmy zwrócić uwagę na wypoczynek. Ale nie taki, jak często ob-
serwujemy. Nie chodzi o spędzanie czasu na zakupach w mar-
ketach czy zapijaniu się do nieprzytomności na masowych lub
kameralnych imprezach, choć skądinąd może to być próba do-
starczenia sobie relaksu i oderwania się od trosk codziennych.
Chodzi o wypoczynek w ciszy własnego wnętrza. Chodzi o spo-
kój, który poprowadzi nas do zaplanowania tego, co mamy zro-
bić, ale w taki sposób, by było to dla nas najlepsze, a nie tylko
efektowne z zewnątrz. We wstępie pytam, czy życie jest te-
atrem, czy też nie. Odpowiadam następnie, że jest. Jeśli zatem
przyjmuję to jako aksjomat, to analogicznie do ról granych
przez aktorów w filmie czy teatrze, potrzebne nam jest przygo-
towanie. Nie wyobrażam sobie, by aktor wychodził na scenę
bez przygotowania. Nawet jeśli sztuka jest improwizowana, to
wykonujący ją musi być przygotowany właśnie do improwizo-
wania. A uczy się tego poprzez doskonalenie swego warsztatu
artystycznego, odgrywając wielokrotnie z góry zaplanowane
role, w wykonywaniu których ma najczęściej niewielką możli-
wość własnej interpretacji tekstu. Kluczem do zrozumienia tej
części książki jest to, że zarówno odtwarzający rolę, jak i planu-
jący ją, czyli nasz teatralny reżyser (zakładamy, że jest autorem
sztuki), to ta sama osoba, czyli Ty. Odegranie życiowej roli, bez
uprzedniego scenariusza, który jest podstawą wcześniej prze-
myślaną i przeanalizowaną, jest wirtuozerią, która często pro-
20
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
wadzi nas donikąd. A przecież w każdym momencie życia moż-
na przerwać ten schemat działania. Po prostu dajesz sobie czas
na napisanie scenariusza, a następnie spokojnie zaczynasz go
odgrywać.
Warunkiem spokoju zewnętrznego jest spokój
wewnętrzny. Nie mamy obowiązku reagować
na wiadomości ani informacje, które nie mają
nic wspólnego z naszym marzeniem. Jeżeli bę-
dziemy reagować na wszystko – włączając w to
sprawy, na które w opinii innych powinniśmy
zareagować – roztrwonimy całą swoją energię
intelektualną i emocjonalną.
John Roger i Peter McWilliams
Napisanie takiego scenariusz życia nie jest sprawą prostą, jeśli
nigdy do tej pory tego nie robiliśmy. Jeśli całe życie ktoś mówił
nam, co mamy robić, to trudno oczekiwać, że nagle sami przej-
miemy kontrolę. Poza tym jest bardzo ważna kwestia nieod-
łącznie związana z działaniem na własne konto, zgodnie z wła-
snym wyobrażeniem tego, jak powinno wyglądać nasze życie.
Tą kwestią jest odpowiedzialność. Odpowiedzialność za to, co
21
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
się stanie, jeśli wdrożymy w życie nasz program, czy, jak kto
woli, scenariusz życia.
Chaosu, który panuje w naszym życiu, nie pozbędziemy się
w ten sposób, że zdecydujemy, że z nim zrywamy. Decyzja jest
dopiero pierwszym krokiem, ważnym, ale jeśli za nim nie pój-
dzie działanie, konkretne i skuteczne, to efekty takiej pracy bę-
dzie można sobie włożyć po prostu w buty, a i to niewiele da,
bo nie staniemy się przez to więksi, a tylko się namęczymy. Co
zatem robić? Spokój wewnętrzny. To od niego trzeba zacząć.
Nie osiągniemy stabilnej sytuacji zewnętrznej w naszym życiu,
jeśli nie opanujemy własnego wnętrza. Niezależnie od tego, kto
i co ma dzisiaj do powiedzenia na temat medytacji, modlitwy
czy konstruktywnego relaksu, to są to niewątpliwie narzędzia
służące do zrozumienia siebie i osiągnięcia spokoju wewnętrz-
nego, jeśli nie całkowitego i nie od razu – to przynajmniej czę-
ściowego i krok po kroku. Co do samego scenariusza, który bę-
dziemy chcieli napisać dla samych siebie, trzeba wiedzieć, że
prawdopodobnie nie będzie możliwe zaplanowanie wszystkie-
go od razu i w szczegółach. Nawet trudno będzie przewidzieć
sceny, w których się pojawimy. Natomiast w tym działaniu
chodzi o określenie nie tyle konkretnych scen, a o zaplanowa-
nie tego, jak będziemy reagowali na określone sytuacje. Co
przyjmiemy jako wartościowe i do czego się zastosujemy, co
odrzucimy jako niepotrzebne, a co uznamy za obojętne. Napi-
22
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
sanie nawet z grubsza własnego scenariusza życia to nic innego
jak określenie celów, jakie chcemy osiągnąć. Po zdefiniowaniu,
czego chcemy, piszemy dopiero podscenariusze, które mają
określić, jak będziemy reagować na docierające do nas sygnały.
Cała bajka będzie polegała na tym, by nasze reakcje zbliżały
nas do osiągnięcia naszych celów, a nie oddalały nas od nich.
Nie mamy żadnego obowiązku przywiązywać się do scenariu-
szy odgrywanych przez innych uczestników życia, jeśli nie są
one zgodne z realizacją tego, czego naprawdę pragniemy. Czę-
sto wydaje się nam, że powinniśmy coś zrobić, zachować się
w określony sposób, bo tak wypada, bo wszyscy tak robią, bo
tak nas nauczono. Niejednokrotnie takie podejście to kardynal-
ny życiowy błąd, który z czasem powoduje właśnie to, że za-
miast żyć w zgodzie z naszym wnętrzem, żyjemy programami
na życie innych ludzi. Nie mamy obowiązku zachowywania się
w określony konwencjonalny sposób, jeśli czujemy, że to nie
jest nasza bajka. Dalej wynika z tego, że nie musimy reagować
na wszystko, co wydarza się w naszym życiu – i powiem nawet
więcej – nie powinniśmy. To, że reagujemy na wszystko i to, że
staramy się wszystko objąć, powoduje właśnie ciągły chaos
i pośpiech. W konsekwencji i tak nie udaje nam się ogarnąć
wszystkiego, a trwoniąc swoje siły i kierując uwagę na niepo-
trzebne rzeczy, sami wprowadzamy się w stan emocjonalnej
kwadratury koła, z której nie udaje nam się wyjść. I tak żyjemy.
A przecież można inaczej. Co mnie to obchodzi, że ktoś tam,
23
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
coś tam, gdzieś tam? To przecież jest tam. Nawet jeśli czasem
najbliższe osoby wciągają nas w sprawy, które nie są nam do
niczego potrzebne, to przecież można powiedzieć, że sobie tego
nie życzymy. No ale żeby wiedzieć, czego sobie nie życzymy, to
musimy wiedzieć, czego sobie życzymy. To proste. Trzeba kon-
centrować się na tym, co jest dla nas ważne. Dla nas i z naszego
punktu widzenia. I proszę mi wierzyć, że do takiego działania
nie trzeba być egoistą.
Kiedy się martwisz, to tak naprawdę modlisz się
o to, czego nie chcesz.
Joseph Murphy
Zmartwienia to te elementy naszego życia, których większość
z nas pragnie za wszelką cenę uniknąć. A jednak jakimś dziw-
nym zbiegiem okoliczności okazuje się, że sami ściągamy je so-
bie na własne plecy. Robimy to bardzo skutecznie poprzez my-
ślenie o nich. Każda nasza myśl to modlitwa wysyłana do
wszechświata. Jeśli się martwimy i wyobrażamy sobie niepo-
wodzenia, to sami prosimy o to, by zagościły w naszym życiu.
Jeśli wyobrażamy sobie zwycięstwo, radość i szczęście, to pla-
nujemy zdarzenia, które nam tego dostarczą. Na ten temat na-
pisano już tomy ksiąg i zrobiono na ich podstawie wiele życio-
24
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
wych doktoratów. Jak to się ma do naszej kwestii pośpiechu
i brania bardzo serio wszystkiego, co robimy? Otóż zależność
jest oczywista. Jeśli mamy na głowie zbyt wiele, jeśli gonimy
wciąż, by zdążyć i jeszcze, jak by tego było mało, chcemy wyka-
zać się perfekcją, to wciąż będziemy się zastanawiać, czy zdąży-
my, czy podołamy, czy damy radę. Jeśli zaczniemy poddawać
się takim myślom (a jak wspomniałem, są one nieuniknione,
jeśli gnamy bez zastanowienia), to zacznie powstawać obawa,
co do tego, czy podołamy. To jest prosty mechanizm psycholo-
giczny. Jeśli myślisz, „czy”, to jednocześnie nie jesteś pewien.
Jeśli nie jesteś pewien, to zacznie wkradać się powątpiewanie.
Pojawią się myśli o tym, że mimo wszystko może zdarzyć się
niepowodzenie. No i od takiego myślenia już niedaleko do my-
śli „a co, jeśli nie zdążę?”, „co, jeśli nie dam rady?”. W tym mo-
mencie szykujemy sobie samobójczego gola do naszej emocjo-
nalnej bramki. A życie zgodnie z zasadą podążania za emocja-
mi zafunduje nam porażkę na planie fizycznym. Prawdą jest
oczywiście to, że nie wszystkie złe scenariusze będą się realizo-
wały w naszym życiu. Wręcz nawet z badań wynika, że więk-
szość naszych obaw nie zrealizuje się. Ale nie można liczyć na
to, że myślenie o biedzie uczyni z nas ludzi bogatych, tak samo
jak myślenie o tym, że coś się zawali, nie zbuduje solidnej kon-
strukcji, a co najwyżej kolosa na glinianych nogach, który
z czasem runie jak domek z kart, zamieniając się w ruinę.
25
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
Wytonowanie, spokojne zaplanowanie i umiejętność przekaza-
nia tych najtrudniejszych zadań naszemu wewnętrznemu prze-
wodnikowi, którego mamy przecież w sobie, zacznie powodo-
wać z czasem ufność, która, pielęgnowana, będzie nam przyno-
siła coraz więcej konstruktywnych myśli, które przyniosą z ko-
lei wyciszenie i pozwolą nabrać większego dystansu do tego, co
robimy. A o to przecież chodzi.
Rzeczywiście ważne sprawy rzadko bywają na-
glące, chyba że takimi chcemy je widzieć.
Hyrum W.Smith
Podczas studiowania życiowych lekcji bardzo często spotyka-
łem się ze stwierdzeniem, że sprawy, które są ważne, rzadko
bywają naglące. I jak to student, idący przeważnie okrężną dro-
gą lub próbujący za wszelką cenę znaleźć drogę na skróty, prze-
konałem się, że to nie tylko rady dawane po to, by dobrze
brzmiały. Sprawdziłem to zbyt dokładnie i zbyt boleśnie, by
wątpić w to, że to, co naprawdę jest dla nas ważne, nie będzie
wywoływało presji natychmiastowego działania bez zastano-
wienia. Nie chodzi o ignorowanie wewnętrznego impulsu, któ-
ry pojawia się czasem, dając nam do zrozumienia, że nadszedł
czas działania. Chodzi o to, że wszechświat zorganizował nasze
26
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
życie nie jako formę wyścigów, ale jako dobry nauczyciel, rozu-
miejąc, że zabójcze tempo niszczyłoby nas. Zaprojektował pra-
wa życia, uwzględniając to, że ważna jest harmonia. A w har-
monii nie ma miejsca na szarpanie się. To my sami, kreując na-
szą rzeczywistość, określamy świadomie lub nie, co wymaga
natychmiastowego działania, a co nie. Każdy ważniejszy pro-
jekt naszego życia, wszystko to, co jest tak naprawdę dla nas
ważne, potrzebne i dobre, wymaga od nas jedynie spokojnych
i wyważonych ruchów, które są dostosowane do tempa równo-
wagi i harmonii. Nieznajomość osobistych priorytetów powo-
duje, że to, co z powodzeniem można odłożyć na inną chwilę,
opóźnić czy najzwyczajniej w świecie nie realizować, wydaje
nam się niecierpiące zwłoki i powoduje wyobrażenie, że trzeba
to załatwić natychmiast. Tak naprawdę, jeśli sam się zastano-
wisz, pewnie dojdziesz do wniosku (ale warunkiem tego jest, by
naprawdę dobrze przemyśleć sprawę), że część tych rzeczy,
które wykonujesz, nie wymaga realizacji dlatego, że tego
chcesz, ale dlatego, że wydaje Ci się, że te sprawy są ważne z ja-
kiegoś powodu. A skoro życie jest teatrem, w którym sam pi-
szesz scenariusz zdarzeń, to przecież możesz dokonać świado-
mych wyborów zarówno tego, co robisz, jak i tego, w jakim
tempie to wykonujesz.
27
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
Oprócz szlachetnej sztuki robienia tego, co trze-
ba zrobić, jest jeszcze szlachetniejsza sztuka ro-
bienia tego, czego robić nie trzeba.
wschodni filozof Lin Yutang
I tak właśnie przechodzimy do jednej z najważniejszych kwestii
tego, co można nazwać sztuką życia. Tak naprawdę bardziej bę-
dzie się liczyło nie to, co robimy, ale czego nie robimy. A już
z całą pewnością będzie to miało ogromne znaczenie na samym
początku naszego świadomego życia. Pod pojęciem świadome-
go życia proponuję rozumieć sytuację, w której zdajemy sobie
sprawę z tego, że to my jesteśmy odpowiedzialni za to, co się
w nim dzieje, oraz to, że działamy świadomie, dokonując wybo-
rów, czego chcemy, a czego nie.
Jest takie powiedzenie, że jeśli w natłoku spraw wszystko jest
ważne, to tak naprawdę nic nie jest ważne. Zamiast gonić na
złamanie karku za kolejną sprawą, stań, pomyśl, co jeszcze
masz zrobić, a następnie zdecyduj, że połowy tego nie zrobisz.
Przeprowadzając takie ćwiczenie, możesz się zdziwić, z jakim
trudem przyjdzie nie robienie tego, co wydawało Ci się bardzo
ważne. Takie ćwiczenie jest jednak miarodajne dopiero, jeśli
mimo wszystko, mimo podpowiedzi własnego rozumu, że nie
28
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
możesz tak postąpić, jednak tak postąpisz. Następnie po jakimś
czasie oceń sam, jaki wpływ na Twoje życie miało to, że zanie-
chałeś wykonać pewnych czynności, które z gruntu rzeczy wy-
dawały się niezbędne. Oczywiście, trzeba zrobić to z głową,
żeby nie wpędzić się w kłopoty, czyli innymi słowy odrzucić na-
leży te sprawy, które rzeczywiście są niepotrzebne, a nie te,
które z jakiegoś powodu są istotne dla Ciebie. Nieocenionymi
pomocami w walce z tym, co w konsekwencji będzie jałowe
w Twoim życiu, są stawiane sobie cele do zrealizowania. Żyje-
my z dnia na dzień i wydaje nam się, że wszystko wiemy, że tak
naprawdę w sposób doskonały zdajemy sobie sprawę z tego, co
powinniśmy robić i jak. Ale tak nie jest. Skąd wiadomo, że tak
nie jest? Bo gdyby tak było, to nasze życie byłoby spokojne, ra-
dosne, pełne chwil spełnienia i błogości. Tymczasem daleko
nam do takiego modelu. Nie trzeba być filozofem ani jasnowi-
dzem, żeby zaobserwować nerwowość w ludzkim działaniu, i to
na każdym kroku. W korku, w sklepie, w drodze na wywiadów-
kę do szkoły, w domu, w pracy. Nerwowość i podrażnienie ro-
dziców w stosunku do dzieci, przełożonych do podwładnych,
czy w relacjach partnerskich, wynika między innymi z braku
kontroli nad emocjami. A przecież nigdy nie będziemy w stanie
kontrolować swoich emocji ani zarządzać nimi, jeśli nie zwolni-
my i nie przyjrzymy się temu, jakie mechanizmy działania
funkcjonują w naszym przypadku. Kluczem do szczęścia, czy
może jednym z kluczy, jest panowanie nad swoimi emocjami
29
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
lub, jak kto woli, wysoki współczynnik inteligencji emocjonal-
nej. A uzyskuje się go, pracując nad sobą. Żeby to robić, trzeba
mieć na to czas. Żeby mieć czas, trzeba z pewnych rzeczy, które
robiliśmy do tej pory, zrezygnować. I tak kółko się zamyka.
Tylko dwie zasady zapewnią ci harmonijne ży-
cie. 1. Nie przejmuj się drobiazgami. 2. Wszystko
to tylko drobiazgi.
Tom Butler-Bowdon
Przyglądając się powyższej regule możemy dojść do wniosku,
że nazbyt ona wszystko upraszcza. No bo jak ze zdrowym po-
dejściem do życia można stwierdzić, że wszystko jest drobia-
zgiem? Czy to znaczy, że wszystko kompletnie jest bez znacze-
nia? Nasze stosunki z partnerem, z dziećmi, nasza praca zawo-
dowa czy szkoła? W zrozumieniu tego pomoże nam umiejęt-
ność spojrzenia na to, co dzieje się w naszym życiu z trochę in-
nej perspektywy. Kiedy decydujemy się na zwolnienie tempa,
kiedy odrzucamy część spraw, czynności, które kiedyś wydawa-
ły nam się tak bardzo ważne, zaczynamy dostrzegać kilka zależ-
ności. Po pierwsze zaczynamy dostrzegać innych ludzi oraz to,
że świat nie kręci się wokół nas. Zaczynamy rozumieć, że nasze
życie to szereg współzależności z daną nam oczywiście możli-
30
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
wością decydowania o tym, jakich wyborów dokonamy, spoty-
kając się z określoną sytuacją. Jeśli będziemy umieli spojrzeć
na siebie na przykład z Kosmosu, to dostrzeżemy, że nasze
sprawy, nasze zajęcia, plany, zmartwienia są bardzo małą dro-
binką w kosmicznej harmonii życia. W zastosowaniu odpo-
wiedniego dystansu do nas samych i tego, co robimy, pomaga
pytanie zadane w stosunku do dowolnej czynności czy zadania,
które mamy wykonać: „Kto będzie o tym pamiętał za sto lat?”.
Oczywiście nie należy popadać w skrajność i przechodzić
w bierność przeradzającą się w nihilizm. Ale nie wydaje mi się,
żeby przy obecnym egocentryzmie takie chwilowe podejście
z szerszej perspektywy mogło nam zaszkodzić. Może tylko po-
móc, a w skrajność nie popadniemy tak łatwo, bo życie, które
jest już za progiem naszego rozluźnienia, szybko da o sobie
znać i przypomni o sobie. Skrajności wszędzie, gdzie występu-
ją, wprowadzają destabilizację. A nam powinno chodzić o wy-
równanie, czyli o doprowadzenie do harmonii. I wtedy właśnie
odgrywana przez nas sztuka zacznie być piękna i satysfakcjo-
nująca przede wszystkim dla nas.
Nie sądzę, aby była potrzeba przeskakiwania zbyt wielu płot-
ków na raz w sztafecie życia. Nie chodzi o to, by zmieniać od
razu wszystkie przyzwyczajenia i nawyki. Zresztą, jak wspo-
mniałem, Bóg w swej wspaniałości naprawdę tego od nas nie
oczekuje (podobno nie oczekuje od nas niczego i tylko nas ko-
31
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT I
cha), żebyśmy dźwigali zbyt ciężki krzyż. Ale jeśli chcemy reali-
zować swój ziemski plan, którego niewątpliwą częścią jest
wznoszenie się, to warto w chwilach szczególnego napięcia
wrzucać na luz, bo tylko tak dostrzeżemy osobisty bezsens nie-
których naszych działań podejmowanych nawykowo lub pod
czyimś wpływem. Życie będzie wtedy naprawdę fajną sztuką
reżyserowaną i odgrywaną przez nas jako głównych aktorów,
kiedy będzie sprawiało nam przyjemność. Do tego – chcemy
czy nie, wiemy lub nie – dążymy. Dążenie do szczęścia to nic
innego jak dążenie do wiecznej przyjemności. Pomyśl o tym za
każdym razem, kiedy będzie Ci się wydawało, że harujesz jak
wół z prędkością myśli.
32
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
AKT II
AKT II
Bądź sobą, czyli nigdy się nie sprzedawaj
– Uaaaaaaa! – potężny okrzyk z tysięcy gardeł odbijał się od
trybun stadionu. Sędzia właśnie odgwizdał koniec meczu. Dru-
żyna miejscowych „Tygrysów” wygrała mecz i zakwalifikowała
się do finału rozgrywek. Dla wielu ludzi, którzy przybyli w tym
dniu na trybuny, ten sport był jak religia, a ewentualna prze-
grana ich ukochanej drużyny była żałobą równoznaczną ze
śmiercią członka najbliższej rodziny.
„To dziwne” – myślał Jerry, schodząc ze schodów stadionu
i udając się w stronę wyjścia. „Jak wielkie znaczenie dla tych
wszystkich ludzi ma ten sport.” I tak myśląc nad fenomenem
zawładnięcia ludzkim umysłem przez masową rozrywkę, dotarł
do swojego samochodu.
– Jerry? – usłyszał nagle nieznajomy głos. Kiedy się odwrócił,
ujrzał niskiego, prawie łysego człowieka z dużymi niebieskimi
oczami uśmiechniętego od ucha do ucha.
– Co, nie poznajesz mnie? Zapomniałeś o starym kumplu?
33
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
– Michael?
– No, a któż by inny?
I dwóch facetów po czterdziestce wpadło sobie w ramiona,
podskakując jak dzieci. Po chwili, kiedy już emocje nieco opa-
dły, Michael zaproponował:
– Słuchaj, stary, musimy jakoś uczcić to nasze spotkanie. Może
wyskoczymy na jednego, znam fajną knajpkę niedaleko stąd.
Co o tym myślisz?
– To doskonały pomysł, tym bardziej że i tak mam luźny wie-
czór. Dopiero jutro mam spotkanie koło południa, a samolot
powrotny mam wieczorem.
– A co, ty już tu nie mieszkasz?
– Nie, Miki – tak zdrobniale zwykł go nazywać, kiedy byli
młodsi. – Nie mieszkam tu od osiemnastu lat, zaraz po szkole
wywiało mnie w świat.
– No popatrz, jak ten czas leci, nawet nie wiedziałem. No ale
nic to. Wsiadaj do samochodu i jedź za mną – oznajmił wesoło
Michael i po chwili przemierzali dosyć sprawnie południową
część miasta. Po dziesięciu minutach zatrzymali się pod klu-
bem o wdzięcznej nazwie „Pod żaglami”.
– To trochę nawiązuje do naszej przeszłości, kiedy pływaliśmy
na jeziorach – zagaił Jerry, kiedy wysiedli już ze swoich samo-
chodów.
34
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
– I tak właśnie ma być. To bardzo fajny pub, lubię tu przycho-
dzić, przypomina mi o dawnych czasach, kiedy byliśmy młodzi
i wolni – trochę ze smutkiem w głosie powiedział Michael.
– A co, teraz nie jesteś wolny?
– Teraz? Teraz to nawet nie jestem młody… Ale co tam, chodźmy.
– A samochody? Tu je zostawimy?
– Nie martw się. Później weźmiemy taksówkę. A parking jest
prywatny i strzeżony. To własność mojego szwagra. Samocho-
dy są tu bezpieczne.
Po chwili znaleźli się w bardzo ładnie urządzonym lokalu, któ-
rego wystrój imitował wnętrze ekskluzywnego jachtu. Widok
był naprawdę imponujący.
– Kapitalne miejsce! – powiedział trochę podniesionym gło-
sem Jerry, bo muzyka była dosyć głośna.
– Za chwilę spróbujesz, jakie podają tu drinki i wtedy dopiero
się zdziwisz! – oznajmił z dumą w głosie Michael, ciesząc się
i będąc dumnym, że zabrał starego kumpla w takie właśnie
miejsce.
Kiedy usiedli już w wygodnych fotelach stylizowanych na podo-
bieństwo drewnianych tronów, na których kiedyś siadali bogo-
wie tacy jak Neptun, Miki powiedział, spijając pierwszy łyk
chłodnego napoju alkoholowego:
– No to opowiadaj, co tam u ciebie.
35
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
– Nie bardzo wiem, od czego mam zacząć, tak dawno się nie
widzieliśmy…
– Ostatni raz widzieliśmy się na pożegnaniu Dawida, kiedy
upomniała się o niego armia…
– No właśnie – zaczął już bardziej pewnie Jerry, przypomina-
jąc sobie dokładnie, co wydarzało się w jego życiu od tego cza-
su, kiedy żegnali Dawida. – Kiedy pożegnaliśmy go, miałem na
drugi dzień rozpocząć pracę w tym zakładzie, gdzie pracował
mój ojciec. Taki nieduży zakład, świadczący usługi dla stoczni,
czyli praca przy produkcji statków.
– Tak, pamiętam – przypomniał sobie Miki. – No i?
– No i okazało się, że zamiast zameldować się w pracy następ-
nego dnia, zameldowałem się na dworcu kolejowym, kupiłem
bilet do najbliższego dużego miasta i ruszyłem w świat.
– Dlaczego? – popatrzył ze zdziwieniem Michael. – Przecież mia-
łeś robotę załatwioną przez ojca, każdy z nas wtedy o tym marzył,
żeby chwycić się czegokolwiek, a ty to miałeś i nie skorzystałeś?
– No właśnie nie. Kiedy obudziłem się w nocy po imprezie, po-
myślałem sobie, że jako nastoletni chłopak miałem marzenia,
by zobaczyć świat i stanąć na jego szczycie. Obudziło mnie
w zasadzie przekonanie, że jeśli pójdę do pracy tak jak mój oj-
ciec i wejdę w te same schematy, to po wielu latach będę robił
dokładnie to samo, co on. Zrozumiałem, że to nie jest wyjście
dla mnie. Zrozumiałem, że jeśli nie zdecyduję się na, wydawa-
łoby się, desperacki ruch, to nigdy się stąd nie wyrwę.
36
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
– No i? – z wypiekami na twarzy spytał po raz kolejny Michael.
– No i rano spakowałem się, napisałem parę słów do rodziców,
żeby się nie martwili i ruszyłem w świat.
– I co, nie szukali cię?
– Szukali, ale nie znaleźli. Co jakiś czas dawałem im znać, że ze
mną wszystko w porządku. Martwili się o mnie i prosili, żebym
wrócił, ale ja stanowczo i zdecydowanie odmawiałem. Poza tym,
po kilku miesiącach na samym początku, które były naprawdę
ciężkie i wiele razy miałem taką myśl, żeby się poddać i wrócić,
w końcu wszystko zaczęło się układać. Znalazłem idealną wręcz
pracę. Od tego momentu wszystko zaczęło mi sprzyjać.
– No a na początku nie bałeś się?
– Bałem się jak cholera, ale o wiele bardziej przerażała mnie
perspektywa spędzenia swojego życia w tym mieście, w taki spo-
sób jak wszyscy. Nie znaczy to, że uważałem życie moich rodzi-
ców za stracone czy przegrane. Ja po prostu chciałem przeżyć je
po swojemu. Żeby móc to zrobić, musiałem się stąd wyrwać.
– No i dalej pracujesz w tamtej firmie, o której wspomniałeś?
– Nie, stary. Później pracowałem jeszcze w kilku, aż otworzy-
łem własny biznes.
– Masz swoją firmę? – ze zdziwieniem spytał Michael, bo re-
jon, w którym mieszkali jako młodzieńcy, bezpośrednio przyle-
gał do nabrzeży portowych. Wszyscy mieszkańcy byli zatrud-
niani w firmach, które wykonywały usługi dla stoczni lub pra-
cowali w niej samej. Nikt specjalnie nie kwapił się do własnej
37
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
inicjatywy i to, że komuś udało się „wypłynąć” gdzieś dalej i za-
błysnąć, było traktowane jako cud albo wyjątkowy zbieg oko-
liczności.
– Mam kilka swoich firm i dlatego mogę realizować teraz
wszystko to, o czym myślałem, będąc dzieckiem.
– Gratuluję, widzę zatem, że się koledze udało – Michael wy-
ciągnął rękę na znak szacunku, choć w jego głosie dało się wy-
czuć nutkę zazdrości.
– Daj spokój, Miki, po prostu mi się udało – Jerry powiedział
tak tylko ze względu na to, by jego koledze nie było przykro.
Wiedział, że to nie dlatego dzisiaj był w tym miejscu, że mu się
udało. On wiedział, ile go to kosztowało. Wiedział, jak wiele
musiał na początku poświęcić, oddalając się od rodziców, rezy-
gnując z wątpliwego poczucia komfortu na rzecz spełnienia sie-
bie i własnych aspiracji.
– Przyniosę następną kolejkę, poczekaj tu, Miki.
Podszedł do baru. Elegancko ubrane kelnerki chodziły tam
i z powrotem, ale Jerry lubił sam podchodzić do baru, bo to nie
tylko skracało czas oczekiwania na drinka, ale dawało możli-
wość obserwacji tego, jak wygląda organizacja w lokalach.
A był tym zainteresowany, bo sam posiadał sieć lokali.
Jakież zdziwienie go ogarnęło, kiedy wrócił do stolika, przy
którym siedzieli wspólnie z Michaelem i zastał stolik pusty.
„Pewnie poszedł do toalety” – pomyślał Jerry o swoim kompa-
38
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
nie. Ale kiedy minęło już dobre piętnaście minut, poszedł do
toalety sprawdzić, czy nie ma tam kumpla. Michaela nie było
w toalecie. To zaniepokoiło trochę Jerry'ego. „Czyżby się ulot-
nił?” – przeszło mu przez głowę. Aby to sprawdzić, wyszedł na
zewnątrz lokalu. Jakież było jego zdziwienie, kiedy spojrzał na
parking, a po samochodzie Mikiego nie było śladu.
„Co się do cholery stało?” – Jerry nie mógł zrozumieć. Nagle go
olśniło. „Zazdrość!” – pomyślał.
Co prawda wypił tylko jednego drinka, ale nie chciał ryzyko-
wać. Kiedy siedział w taksówce, która odwoziła go do hotelu,
myślał o tym, co niedawno się wydarzyło. Analizował, dlaczego
jego kolega ze szkolnych lat tak się zachował. Każdy z nich miał
przecież w młodości taką samą szansę lub, inaczej rzecz ujmu-
jąc, mogło się wydawać, że żaden z nich nie ma żadnej szansy.
Środowisko, z którego wyrośli, charakteryzowało się tym, że
ciężko było się z niego wyrwać i udawało się to naprawdę tylko
nielicznym. Mentalność otoczenia, nawyki myślowe tych ludzi
były tak ścisłe, tak zawężone i ograniczone, że każdy dzieciak,
który nawet może miał swoje marzenia, rezygnował z nich, wy-
bierając stary, znany i utarty schemat. Jerry był trochę zły na
kolegę, a z drugiej strony go rozumiał. Kiedy Miki dowiedział
się, że Jerry osiągnął w życiu sukces, stwierdził, że to nie jest
już ten sam kompan i towarzysz. A zachowanie trochę prostac-
kie i nieeleganckie jak pozostawienie kolegi samego bez słowa
39
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
wynikało z żalu nie tyle do tego, że to Jerry'emu się udało, ale
do tego, że Miki nie był na tyle silny, by pójść za głosem swoje-
go serca. Nie był na tyle silny, by uwierzyć w swoje marzenia,
by rzucić wyzwanie całemu światu, by rzucić się w tę stronę ży-
cia, co do której nie było pewności, że pokryje się z marzenia-
mi. Michael był zły na siebie. Był tak zły, że nie mógł dłużej roz-
mawiać z Jerrym. I Jerry to wiedział, dlatego, kiedy już dojeż-
dżał do hotelu, całkiem minęła mu złość. Taksówkarz, który za-
uważył, że jego pasażer śmieje się do samego siebie, zagadnął:
– Co pana szanownego tak rozbawiło?
– Nic, po prostu jestem szczęśliwy.
– Szczęśliwy? A co to znaczy i jak to się robi? – zapytał taksów-
karz, odwracając głowę w stronę swojego pasażera, bo akurat
stanęli na skrzyżowaniu z czerwonym światłem.
– Nie wiem, jak robią to inni, ale wiem, jak ja to zrobiłem.
– To proszę powiedzieć, może ja też spróbuję – w głosie tak-
sówkarza Jerry wyczuł nutę drwiny.
Ruszyli, bo zmieniło się światło. Jakiś czas w samochodzie za-
legała cisza, a po chwili Jerry odezwał się.
– Czy często robi pan to, co doradzają panu inni ludzie?
– Prawie zawsze, przecież są inni mądrzejsi ode mnie i oni wie-
dzą, co jest dobre.
– No i w tym jest właśnie problem.
– Jak to? – zapytał zdziwiony taksówkarz.
40
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
– Powodem, dla którego ja jestem dzisiaj szczęśliwy, jest to, że
prawie zawsze robiłem inaczej, niż doradzali mi inni ludzie.
– To co, nikogo pan nie słuchał i to ma być właśnie ten sposób
na szczęście?
– Nie, proszę pana. Była taka osoba, której słuchałem zawsze.
– Tak? A kim była ta osoba? – zapytał taksówkarz, po raz kolej-
ny odwracając się do swojego pasażera.
– Ja sam – odpowiedział Jerry i podał banknot taksówkarzowi,
bo auto zaparkowało pod pięciogwiazdkowym hotelem. –
Reszty nie trzeba, dziękuję i do widzenia panu.
Cokolwiek możesz uczynić lub śnisz, że możesz,
rób. Śmiałość kryje w sobie genialność, moc
i magię.
J.W. Goethe
Tak wielu ludzi w dzisiejszym świecie staje się marionetkami
w rękach tych, którzy rzekomo wiedzą lepiej, jak należy żyć.
Panujące powszechnie przekonanie, że istnieją granice ludz-
kich możliwości, to kłamstwo zakodowane w nas po to, by zro-
bić właśnie z nas marionetki w rękach innych ludzi. Jak zatem
poradzić sobie z tym, żeby życie było sztuką świadomie przez
nas odgrywaną i kształtowaną? Trzeba pokonać samego siebie.
41
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
Jeśli czujesz, że trzeba coś zrobić i oczywiście nie krzywdzisz
przy tym innych – rób to. Często zadajemy sobie pytanie doty-
czące tego, czy to, co chcemy osiągnąć, jest tak naprawdę w za-
sięgu naszych możliwości. Dosyć ciekawym spostrzeżeniem
jest uświadomienie sobie tego, kiedy zaczynamy zadawać sobie
takie właśnie pytanie. Łatwo dostrzec, że im ludzie stają się
bardziej dojrzali, starsi, tym bardziej kurczowo trzymają się
osobistej strefy komfortu. Popatrzmy na dzieci. One nie mają
takich barier. Dla dzieci nie ma rzeczy niemożliwych. Ich fanta-
zja, wrażliwość i brak hamulców w postaci utrwalonych przez
lata kodów powodują, że wierzą w to, że mogą zostać, kimkol-
wiek chcą. Wszelkie dostępne źródła dotyczące osiągania przez
człowieka wielkości namawiają do tego, by stać się dziećmi. Na
pozór wydawać się to może sprzeczne z naszym logicznym po-
dejściem do życia. Bo co może dziecko? Otóż może i to bardzo
wiele. Nie jest już żadną tajemnicą ani sekretem, że to myśli
i nasza wyobraźnia tworzą otaczający nas świat. Dzieci nie wi-
dzą barier ani ograniczeń utrudniających czy uniemożliwiają-
cych realizację jakiegokolwiek projektu. Dla nich nie istnieją
przeszkody. Czemu? Najczęściej dlatego, że się z nimi nie spo-
tkały. I w tym układzie niewiedza może być błogosławień-
stwem. Czemu Jezus powiedział, że aby wejść do Królestwa
Niebieskiego, trzeba być jak dziecko? Bo dzieci nie poddają
w wątpliwość tego, że na przykład Wniebowstąpienie dostępne
jest dla każdego i zawsze, pod warunkiem, że nie zwątpi.
42
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
Przechodząc przez kolejne etapy życia, zmieniamy się. Sprze-
dajemy swoje marzenia, plany, a samych siebie rozmieniamy
na drobne. W ten sposób nie jesteśmy sobą. Co to może jeszcze
oznaczać? Otóż tak naprawdę każdy człowiek jest cudem
i może osiągnąć wszystko to, w co zdoła uwierzyć i o czym po-
myśleć. I w swej najgłębszej istocie tacy właśnie jako ludzie je-
steśmy. Wielcy, potężni i można by rzec – wszechmogący. Kie-
dy pod wpływem doświadczeń życiowych, niepowodzeń i klęsk
ograniczamy samych siebie poprzez myślenie o tym, co może-
my, a czego nie, żyjemy, utwierdzając się w przekonaniu o swo-
jej słabości. Czy można to zmienić? Zawsze można. Bądź sobą
i nigdy się nie sprzedawaj. Ufaj w to, że życie, jakie wokół Cie-
bie zakwita, jest wynikiem i odzwierciedleniem tego, kim je-
steś. A to, kim jesteś, definiuje to, jak myślisz. Nie jest istotne,
jak wiele razy bat spadał na Twoje plecy. Mądrzy ludzie traktu-
ją taki stan rzeczy jako błogosławieństwo. Uczą się na błędach
i wyciągają wnioski z bolesnych lekcji. Goethe pewnie o tym
wiedział. Prawdziwa magia to nie ta, którą obserwujemy w mo-
mencie, kiedy hipnotyzer „czaruje” ludzki umysł, podporząd-
kowując go sobie w sposób absolutny. Prawdziwa magia to nie
materializacja przedmiotów. Prawdziwą magią nie jest umie-
jętność czynienia cudów, uzdrawiając innych ludzi. Prawdziwa
magia polega na umiejętności dokonania wyboru tego, co jest
dla człowieka naprawdę ważne, a następnie podążanie swoją
własną drogą, dopóki cel nie zostanie osiągnięty. To jest praw-
43
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
dziwa magia. W cytacie, który przyświeca tej części naszej ana-
lizy, mamy słowo „śmiałość”. I to właśnie śmiałość jest tym na-
rzędziem magicznego klucza. Nie jest istotne, jak wielki czy
z pozoru nierealny jest Twój cel. Uwierz w niego i zacznij dzia-
łać z pełną wiarą w jego osiągnięcie, a cuda zaczną się pojawiać
w Twoim życiu jak grzyby po deszczu. I choć użyliśmy słowa
„magia”, to tak naprawdę nie będzie to żadna magia. Wszech-
świat sprzyja ludziom odważnym. Nie pozwól, by strach roz-
mienił Twoje życie na drobne. Nie sprzedawaj swoich marzeń
tylko dlatego, że się boisz. Strach nie jest niczym złym. Świad-
czy o inteligencji jednostki i może być bardzo pomocny w życiu
codziennym. Ale nie może on powodować tego, że zaczniemy
odgrywać tchórzliwe role we własnym teatrze życia.
Rób to, co według ciebie słuszne, bo i tak będą
cię krytykować. Potępią cię, jeśli to zrobisz, ale
też będą mieli pretensje, jeśli tego nie zrobisz.
Eleonor Roosevelt
Niejednokrotnie w trakcie życia zdarza nam się postępować
pod dyktando innych ludzi. Chcąc ich zadowolić, decydujemy
się często na działanie, które jest wbrew naszym własnym prze-
konaniom. Robimy rzeczy, w które nie wierzymy, których się
44
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
później wstydzimy, czy zwyczajnie po ich zrobieniu czujemy
dyskomfort. To smutne, a jednocześnie dosyć zabawne. Smut-
ne, bo smutek jest naturalnym uczuciem, jeśli wiemy, że to, co
zrobiliśmy, nie jest zgodne z naszym przekonaniem, a zabaw-
ne, bo znając kilka oczywistych zależności, nie sposób nie dojść
do wniosku, że działanie wbrew sobie nie ma sensu. Nie chodzi
tu o dążenie do celu, który jest spójny z naszym wnętrzem, kie-
dy pojawiają się przeszkody. Przyjrzyjmy się prostym zależno-
ściom. Nie jest możliwe, aby zawsze dogodzić wszystkim. Za-
wsze znajdzie się ktoś, kto skrytykuje Cię za Twoje działanie,
niezależnie od tego, co będziesz robić. Matka Teresa, Papież
Jan Paweł II, Jezus Chrystus, a nawet sam Bóg mają zwolenni-
ków, ale i przeciwników. Wiadomo wszem i wobec, że ocena
zewnętrzna innych ludzi nie będzie absolutnie obiektywna
w stosunku do tego, co robisz. W myśl tego, co zostało do tej
pory powiedziane, zbawienie miliona osób czy nakarmienie stu
tysięcy głodujących żołądków nie zagwarantuje Ci chwały abso-
lutnej i wiecznej. Nie ma wątpliwości, że są to czyny wielce
chwalebne, ale nie ma gwarancji, że świat zewnętrzny, który
jest wynikiem naszych wewnętrznych projekcji, nominuje Cię
wszem i wobec do nagrody całkowitej aprobaty i poparcia ze
strony wszystkich.
Droga wyboru jest drogą decyzji. Częściej daje się zauważyć, że
żałujemy tego, czego nie zrobiliśmy, niż tego, że coś zostało do-
45
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
konane. Choć z drugiej strony podobno sztuka życia polega ra-
czej na tym, by wiedzieć, czego robić nie należy i to stosować,
niż na robieniu tego, co właściwe. Tak czy owak, wielce kusząca
i chyba lepiej sprawdzająca się w istocie rzeczy jest koncepcja,
by realizować siebie, nie zwracając zbytnio uwagi na to, co po-
wiedzą ci, którzy nie będą należeli do grona naszych zwolenni-
ków. Oczywiście należy pamiętać o powtarzanej nie raz zasa-
dzie, by przy realizacji naszych projektów nie krzywdzić innych
osób. Pomyśl, proszę, o tym w ten sposób. Jeśli każdy, kto do-
konał czegoś wielkiego na tym świecie, czekałby na aprobatę
wszystkich zainteresowanych tematem jego działania, to pew-
nie dzisiaj zrywalibyśmy banany z drzew i na tych samych
drzewach je konsumowali.
Cytat Eleonor Roosevelt powinien skłonić nas do myślenia,
mimo że odnosił się do rządów i polityki, a jego największe za-
stosowanie ma miejsce tam, gdzie wchodzą w grę ludzkie emo-
cje w skali globalnej. Trudniej o lepszą płaszczyznę takiego do-
świadczenia, niż stołek prezydencki podobno demokratycznego
kraju (pani Roosevelt, jak wiemy, była żoną prezydenta Stanów
Zjednoczonych Ameryki Północnej).
Podsumowując, można by rzec, jak mówi porzekadło, że lepiej
coś zrobić, nie mając pewności, czy plan się powiedzie, niż ża-
łować, że się wcale nie spróbowało.
46
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
Najpowszechniejszą bez wątpienia słabością
ludzką jest zwyczaj nadstawiania ucha na nega-
tywne podszepty innych ludzi.
Napoleon Hill
Oddanie władzy nad sobą innym ludziom lub okolicznościom
to bez wątpienia jeden z czynników uwsteczniających nas na
drodze rozwoju, jakim jest życie. A jest to tym bardziej smutne,
że występuje jako zjawisko niemalże nagminne i permanentne.
Ale żeby nie wprowadzać w nasze rozważania zbyt wielu nutek
uwertury apatii i zobojętnienia, popatrzmy, co można zrobić
z niekoniecznie korzystnym takim właśnie stanem rzeczy. Jeśli
już mamy kogoś słuchać czy kierować się jego radą, to należy
spojrzeć, czy osoba, która nam coś podpowiada, stanowi dla
nas autorytet w dziedzinie podpowiedzi. Czy udowodniła swo-
im życiem, że warto posłuchać jej rad? Ludzie uwielbiają dora-
dzać, podpowiadać, co należy zrobić w określonej kwestii naj-
częściej wtedy, kiedy efekt podpowiedzi nie będzie ich bezpo-
średnio dotyczył (bo kto chce wziąć na siebie odpowiedzial-
ność, jeśli sprawy pójdą nie tak, jak zakładano?). Poza tym tak
rzadko można usłyszeć w dzisiejszym świecie słowa wsparcia.
Rady i podszepty mają najczęściej charakter negatywny, bo
uwypuklają negatywny aspekt analizowanej sprawy czy, inaczej
47
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
rzecz ujmując, pokazują na przykładach z życia osób podpowia-
dających, dlaczego coś jest niemożliwe do zrealizowania. Jak
można dyskutować z życiowym doświadczeniem, szczególnie
kogoś, kto jest starszy? I poddajemy się. Ale jeśli zastanowisz
się przez chwilę, to być może dojdziesz do wniosku, że ogrom-
na większość ludzi żyjących na Ziemi to nie typy zwycięzców
życiowych, ale raczej ofiar systemów, państw, życia, a tak na-
prawdę własnego myślenia na temat własnych możliwości.
Z doświadczeniem, nawet jeśli jest wiekowe i sprawdzone, za-
wsze, podkreślam: zawsze, można polemizować. To, że coś nie
zostało zrobione, że coś jeszcze się do tej pory nie udało, że cze-
goś jeszcze nie wynaleziono, nie świadczy o tym, że jest to nie-
możliwe do osiągnięcia, ale świadczy jedynie o tym, że do tej
pory jeszcze nikt nie znalazł sposobu na to, by doprowadzić
projekt do końca, tak by móc powiedzieć, że się udało. Nasze
życie to naprawdę wspaniała odgrywana przez nas samych
sztuka, która może być ogromnie inspirująca i pełna potężnych
dokonań wzbogaconych nutką dramatyzmu, jeśli tylko pozwo-
limy sobie na luksus słuchania głosu własnego serca i postępo-
wania w zgodzie z nim. Nie pozwól na to, by podszepty wrogiej
publicystyki obróciły w gruz Twoje marzenia o własnych możli-
wościach. Nie słuchaj tych, którzy, siedząc w swoich wykopa-
nych dołkach, boją się z nich wyjść tylko dlatego, że raz próbo-
wali kiedyś tam i się nie udało. Korzystanie z doświadczenia in-
nych ludzi może być bardzo inspirujące, ale nie może ono prze-
48
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
radzać się w drogowskaz wyznaczający drogę, którą podążasz.
Jeśli bowiem zbyt mocno uwierzysz, że coś jest niemożliwe, to
trudno będzie później przestawić się na tory, po których będzie
podążał pociąg Twojego szczęścia z przyczepionymi do loko-
motywy wagonami Twoich możliwości.
Prawdziwy geniusz nigdy nie chadza ścieżkami
wydeptanymi przez innych.
Emil Ludwig
No i tak dochodzimy pomału do twierdzenia, że życie każdego
z nas jest tak niezwykle indywidualne i posiada tak nieskończe-
nie wiele możliwości, że szkoda grać role innych ludzi w teatrze
życia. „Bądź sobą i nigdy się nie sprzedawaj” – tak brzmi pod-
tytuł tego rozdziału. No dobrze. Ale można mieć jeszcze wątpli-
wości co do tego, czy aby większość z nas jest takim geniuszem,
o jakim pomyślał autor naszego cytatu, Emil Ludwig. Gdyby
przyjmować jednostronny punkt widzenia i patrzeć na geniusz
jako na osobę, to można mieć wątpliwości. Ale z innej strony
prawdziwy geniusz jest w nas. Jest w każdym z nas. W Tobie
i we mnie. Nasz geniusz to ta iskra życia, bez której nikt nie
mógłby istnieć. Ten geniusz, ten prawdziwy „Ty” i „ja”, to nasze
Wyższe Ja, to Bóg w nas. I pomimo że jest On jednakowej tre-
49
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
ści we wszystkim, to uwielbia przybierać różnorodne formy.
Dlatego właśnie każdy z nas jest indywidualnością, która po-
winna realizować swój własny, osobisty program, który jest
określoną drogą życiową. Żeby być sobą, trzeba być kimś, ale
należy dodać, że każdy z nas jest już kimś. Dostaliśmy to nieja-
ko w sposób automatyczny, przychodząc na Ten Świat. Podglą-
danie tego, co robią inni ludzie, jest wartościowe tylko do mo-
mentu, w którym stwierdzimy i odpowiemy sobie na pytanie,
czy to, co oni robią, jest zgodne z naszym systemem wartości
i czy my zachowalibyśmy się tak samo w podobnej sytuacji.
Staranie się, by być kopią kogoś, kto stanowi dla nas nawet naj-
wyższy autorytet, jest zatracaniem w sobie samego siebie. Mam
nadzieję, że jest to na tyle dobrze zrozumiane i zinterpretowa-
ne przez Ciebie, że sam dojdziesz do wniosku, że nie warto na
siłę udawać kogoś, kim się nie jest. Trzeba tworzyć swój wła-
sny, osobisty styl, wyznaczając jednocześnie wyjątkowy wzór
będący tkaniną indywidualnego życia. Można, rzecz jasna,
utożsamiać się z określonymi ideałami, poglądami czy koncep-
cjami, ale nie warto nadmiernie utożsamiać się za wszelką cenę
z ich twórcami. Nie zostaniesz drugim Papieżem, idolem z ga-
zety czy twórcą istniejącej już religii. Nie możesz zostać drugim
Napoleonem czy Oskarem Wildem. Ale możesz być sobą. Mo-
żesz swoją osobowością stworzyć unikalną jednostkę, która (je-
śli Ci oczywiście na tym zależy) będzie wymieniana w podręcz-
nikach historii jako… (sam dokończ to zdanie). Ci, którzy na
50
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
siłę starają się kopiować swoich idoli, są najczęściej słabą kopią
Mistrza.
Konsekwencja nie jest cechą absolutną. Jeżeli
dzisiaj mam inne zadanie, niż miałem wczoraj,
to czyż jego zmiana nie jest wyrazem konse-
kwencji? Jestem w takim wypadku niekonse-
kwentny do mojej przeszłości, ale konsekwentny
w stosunku co do prawdy… Konsekwencja pole-
ga na tym, że człowiek kieruje się prawdą, tak
jak ją rozpoznaje.
Mahatma Gandhi
Analizując podejście do bycia sobą, realizacji życia według wła-
snego scenariusza, można czasem wpaść w pułapkę skrajności
i przesady. Nadmierne utożsamianie się z pewnymi koncepcja-
mi może prowadzić do uzależnienia. A uzależnienie, jak sama
nazwa wskazuje, jest toksyczne, bo ogranicza naszą swobodę
poruszania się po życiowych zakrętach. Mówi się, że tylko kro-
wa nie zmienia poglądów. Nie widzę powodu, dla którego moż-
na by było to zwierzę stawiać na równi z krzesłem. Ale wracając
do naszego tematu, pragnę podkreślić, podążając za Gandhim
(nadmiernie i przesadnie nie utożsamiając się z tym Wielkim
51
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
Człowiekiem), że zmiana zdania nie świadczy o niespójności.
Wielu z nas obawia się zmiany zdania, by w oczach innych nie
wyjść na osobę niestabilną. A nie ma nic dalszego od prawdy
niż twierdzenie, że zmiana zdania w danej kwestii świadczy
o słabości jednostki ludzkiej, jaką każdy z nas jest. Mało tego.
Umiejętność przyznania się do błędu, do własnej niedoskona-
łości, do niewłaściwej oceny jest oznaką wielkości. Jeśli ktoś
twierdzi, że będąc człowiekiem, można być idealnym i nieomyl-
nym, to chyba nie znajdzie we mnie sojusznika podpisującego
się pod takim stwierdzeniem (na tę chwilę). Mówimy często
o prawdzie. O naszej prawdzie. A czym jest tak naprawdę ta
prawda i czy jest ona niezmienna jak skalny fundament? Zależy
od kontekstu i od jej aspektu. Prawdą jest to, że Prawda jest
jedna, niezmienna. To ta Prawda przez duże „P”, która może
być utożsamiana z boskim prawem wszechświata. Ale prawdą
jest również to, że prawda jest zmienna i ewoluuje, jeśli przyj-
miemy, że jest nią własne osobiste przekonanie dotyczące życia
jako całości, czyli inaczej – nasz światopogląd. Jeśli zastano-
wisz się przez chwilę, to pewnie przyznasz mi rację, że Twoja
prawda (utożsamiana ze światopoglądem) sprzed dziesięciu lat
różni się od tej wyznawanej obecnie. Jeśli nie, to znaczy, że nie
rozwijasz się i stoisz w miejscu (bez obrazy). Nasze podejście,
wnioski, schematy działania zmieniają się, ustanawiając naszą
własną prawdę, według której żyjemy i z którą się utożsamiamy
na wciąż nowej pozycji. I tu dochodzimy do podsumowania
52
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
wypowiedzi Gandhiego (rozumianej w ten, a nie inny sposób
na potrzeby naszych rozważań), że nie należy nadmiernie przy-
wiązywać się do niczego, z naszym własnym, osobistym zda-
niem włącznie. Jeśli pod wpływem okoliczności przyjdzie Ci
zmienić zdanie, to nie znaczy, że zdradzasz samego siebie.
Wręcz może to świadczyć o Twojej inteligencji i umiejętności
dostosowania się do tego, co na tę chwilę jest dla Ciebie praw-
dziwe. Poza tym należy mieć świadomość, że z naszego ludzkie-
go punktu widzenia nie istnieje coś takiego jak prawda absolut-
na i ostateczna. Nie istnieje nawet coś takiego jak prawda lep-
sza czy gorsza. Prawdy mogą być różne, a jednocześnie tak
samo prawdziwe. Wszystko zależy od tego, na jakim stopniu
rozwoju znajduje się jednostka. Nie będziemy w naszą skrom-
ną analizę plątać dodatkowo takich motywów jak kwestie mo-
ralne czy wcześniej wspomniane prawa Absolutne. Proponuję
natomiast przemyśleć taką kwestię, że warto szukać prawdy
ostatecznej. Na tym między innymi polega życie i po to jeste-
śmy tu i teraz.
Kiedy wartości są jasne, decyzje są łatwe.
Roy Disney
53
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
Żeby nie tracić z własnego horyzontu tego, kim naprawdę jeste-
śmy, czy tego, kim chcemy być, powinniśmy wiedzieć, jacy
chcemy być i dlaczego właśnie tacy, a nie inni. Jeśli powiem, że
temu właśnie celowi służą wartości, które wyznajemy, to pew-
nie nie będę zbyt oryginalny. Ale i nie na tym mi zależy. Zależy
mi natomiast na tym, by jasno i klarownie zdefiniować te me-
chanizmy, które pozwolą nam na odgrywanie naszego życia
według własnych scenariuszy, na deskach naszych własnych
scen teatralnych. Człowiek, którego system wartości jest nieja-
sny, będzie miał niesamowitą wręcz trudność z podejmowa-
niem decyzji. Bo jak możemy wiedzieć, co jest dla nas właści-
we, jeśli nie wiemy, co oznacza samo słowo „właściwe”? W ży-
ciu możemy kierować się najróżniejszymi wartościami. Można
swój system wewnętrznego postępowania, który może być po-
równany z osobistym, moralnym kodeksem oprzeć na gniewie,
chciwości i żądzy zysku. Można oprzeć go na miłości, wdzięcz-
ności i współodczuwaniu (nie mylić ze współczuciem). Mamy
prawo wyboru. Sentencja wypowiedziana przez Roya Disneya
ma zastosowanie zarówno w układzie wartości godnych pożało-
wania, jak i tych, które gloryfikują imię ludzkie. Jasne wartości
definiują „z urzędu” jasność postępowania. Dzieje się tak, po-
nieważ już wiemy, co jest dla nas ważne i wartościowe i nie tra-
cimy czasu na analizy w momencie, gdy staniemy przed dyle-
matem, czy zwyczajnym wyborem. Oczywiście zdecydowanie
należy poprzeć systemy wartości oparte na takich przymiotach,
54
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT II
które wnoszą najwyższe wibracje w życie człowieka. Jeśli więc
aktor na scenie życia chce odgrywać swoją rolę w miarę płynnie
i, że tak się wyrażę, „cały czas do przodu i cały czas się
staramy”, to powinien zdefiniować w miarę dokładnie swój sys-
tem wartości. Naturalną konsekwencją (która może wcale nie
być taka oczywista) powinno być wyznaczenie sobie celów, do
których będziemy zmierzali, ale ten aspekt zostawmy sobie na
inną okoliczność.
55
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
AKT III
AKT III
Możesz wszystko, czyli o nic nie trzeba
walczyć
W podłużnym i dosyć ciasnym holu zebrała się spora grupa
mężczyzn przypominających swym wyglądem Apolla. Casting
na modela do reklamy firmy „ProcessComs” był niezwykle lu-
kratywny. Według słuchów, jakie krążyły w świecie reklamy,
zwycięzca miał podpisać kontrakt na niezwykle wysoką kwotę.
Dlatego nie należało się dziwić, że w wąskim holu studia rekla-
mowego zebrali się wszyscy młodzi i piękni mężczyźni liczący
się w branży. Ralph siedział jak na szpilkach już od godziny.
Choć miał numer dwudziesty siódmy na kilka setek kandyda-
tów, kolejka posuwała się piorunem. Ralph przyszedł prawie
na godzinę przed rozpoczęciem castingu, a po kilku minutach
od jego rozpoczęcia miał już wchodzić, by się zaprezentować.
Zasady castingu były takie, że najpierw spośród grona wszyst-
kich uczestników komisja złożona z trzech przedstawicieli pro-
ducenta wybierała finałową dziesiątkę, a następnie spośród
56
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
niej miał zostać wybrany szczęśliwiec, którego twarz w przy-
szłości miała symbolizować nieskazitelność i piękno produktów
firmy „ProcessComs”. Kiedy wyczytano jego imię i nazwisko,
nogi lekko się pod nim ugięły. Nie należał do nowicjuszy, ale
nigdy jeszcze nie startował do gry o tak wysoką stawkę. War-
tym podkreślenia był fakt, że Ralph należał do czołówki tych
najlepszych i najpiękniejszych w swojej branży, dlatego jego
aspiracje i ambicje, a zarazem szanse na wygraną w tym castin-
gu, były dosyć wysokie. Zdawał sobie z tego sprawę, ale trema
to trema i nie zawsze był w stanie zapanować nad swoimi emo-
cjami.
Po wyjściu z sali, w której prezentowali się kandydaci, jeszcze
lekko drżał. Nie ze strachu, ale z podniecenia. Widział w oczach
komisji, że wypadł bardzo dobrze. Pozostawało mu tylko cze-
kać do zakończenia pierwszej części castingu, aż ogłoszone zo-
staną wyniki. Udał się w stronę miejsca, gdzie wcześniej sie-
dział. Choć ludzi było bardzo dużo, to właściwie niewiele osób
siedziało. Dochodząc do swojego poprzedniego miejsca, spoj-
rzał na młodego mężczyznę siedzącego dwa krzesła dalej. Sie-
dzieli obok siebie już wcześniej, ale dopiero teraz Ralph zauwa-
żył, jak niezwykłą urodę posiadał ten mężczyzna. Ralph usiadł
i spojrzał na niego jeszcze raz. Tak na oko mężczyzna był tro-
chę młodszy od Ralpha.
57
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
– Pierwszy raz na castingu? – zapytał Ralph, uśmiechając się
do nieznajomego.
– Tak. Pierwszy raz – odpowiedział nieznajomy.
Siedzieli tak przez chwilę, po czym młody mężczyzna wyciągnął
rękę w geście powitania i przedstawił się w pozycji na wpół sie-
dzącej.
– Mam na imię Eban.
– Miło mi, jestem Ralph.
– Co masz w ręce? – zapytał Ralph, widząc, że Eban trzyma
w rękach zieloną cienką teczkę. – Referencje?
– Nie, to zgłoszenie do castingu.
– Nie zgłosiłeś się wcześniej? – zapytał zdziwiony Ralph. –
Przecież termin zgłoszeń upłynął dwa dni temu.
– Tak? Nie wiedziałem. Ale to nic, postaram się jakoś wkręcić,
żeby móc się zaprezentować. Tak naprawdę to przeczytałem
o tym castingu w dzisiejszej gazecie, więc zdecydowałem, że
spróbuję.
– To nie jesteś zawodowym modelem? – z nutą zdziwienia za-
pytał Ralph.
– Nie – odpowiedział Eban. – Jestem aktualnie programistą
komputerowym, ale kiedy przeczytałem w gazecie o tym castin-
gu, pomyślałem sobie, że fajnie by było przeżyć taką przygodę.
No i dlatego przyszedłem.
– Hmmm… – mruknął Ralph i zamyślił się.
58
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
„Ten chłopak nie ma szans. Wszyscy ci goście kręcący się doko-
ła to starzy wyjadacze. To zawodowcy. Poza tym jak ten chło-
pak przekona komisję, żeby dopuściła go do prezentacji, jeśli
nie dokonał zgłoszenia wcześniej.” – myślał. Po chwili zdecydo-
wał się podzielić z Ebanem swoimi wątpliwościami co do jego
szans na sukces. Eban spokojnie wysłuchał Ralpha, po czym
stwierdził.
– Wiesz, Ralph. Jeśli nie uda mi się, to nic się nie dzieje. Nie
sądzę, abym był pod jakąkolwiek presją. A poza tym głęboko
wierzę w to, że jeśli taka właśnie ma być moja droga, to nic nie
będzie miało znaczenia. Ani to, że nie dokonałem wcześniejsze-
go zgłoszenia, ani to, że nie jestem zawodowym modelem. Nie
będę walczył o to tak jak większość tych chłopaków, bo nie
uważam, że w życiu trzeba walczyć. Jeśli coś jest w zgodzie
z naszym, powiedzmy trochę tajemniczo, przeznaczeniem, to
okoliczności nam pomogą.
„Dziwny gość” – pomyślał Ralph, wysłuchawszy Ebana.
Po chwili z sali studyjnej wyszła szczupła blondynka, kierując
się do toalety.
– Ona jest w komisji? – zapytał Eban, patrząc na Ralpha.
– Tak. To szefowa komisji.
Kiedy kobieta wracała po chwili na salę, Eban błyskawicznie
podniósł się z miejsca, delikatnie stanął jej na drodze i zaczął
59
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
rozmowę, która trwała nie dłużej niż trzydzieści sekund, po
czym kobieta wzięła dokument, który wyjął z teczki Eban
i zniknęła, zamykając za sobą drzwi.
– I co, wzięła? – niezwykle zdziwionym głosem zapytał Ralph.
– Tak. Muszę tylko trochę poczekać, bo wchodzę na samym
końcu.
– A co jej powiedziałeś, że zgodziła się, aby przyjąć twoje zgło-
szenie? – Ralph nie mógł wyjść z podziwu, jak Ebanowi udało
się przekonać dosyć konserwatywną szefową komisji.
– Normalnie. Powiedziałem, że bardzo mi zależy, że dowiedzia-
łem się o tym castingu dopiero dzisiaj i tyle.
– I co, tak po prostu przyjęła?
– No, jak widziałeś.
– Dziwne…
Od tej pory czas Ralpha płynął wolno. Choć zajmowała go co
jakiś czas rozmowa, najpierw z Ebanem, a później ze znajomy-
mi, których nie brakowało wśród konkurencji jego nieprzecięt-
nej urody, nie mógł się doczekać ogłoszenia wyników. Eban na-
tomiast sprawiał wrażenie ogromnie spokojnego i zrelaksowa-
nego. Żartował, śmiał się, jakby aktualna sytuacja nie streso-
wała go ani trochę. Kiedy zegar wybił godzinę dwunastą, z sali
wyszedł mężczyzna, który wyczytał imię i nazwisko Ebana.
Ralph był szczęśliwy, bo to oznaczało, że cała męczarnia zwią-
zana ze stresem i niepewnością nie potrwa już długo.
60
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
Eban wstał i kierując się do sali studyjnej, rzucił do Ralpha.
– Życz mi szczęścia.
– Życzę ci.
– Dzięki.
– Za takie słowa się nie dziękuje, żeby nie zapeszyć.
– Ja zawsze dziękuję – odpowiedział na odchodnym Eban
i zniknął za drzwiami.
Wyszedł wyluzowany tak samo jak wszedł. „Skąd ten chłopak
ma w sobie tyle luzu? Może jemu naprawdę nie zależy na tym,
żeby wygrać? Może przyszedł tylko tak sobie, zobaczyć, jak to
jest na takich castingach?” – pomyślał Ralph.
– No i co? Jak poszło?
– Myślę, że dobrze.
W tym momencie w holu pojawił się ten sam mężczyzna, który
wyczytywał imiona i nazwiska kandydatów i przeczytał dziesięć
nazwisk, które przeszły do drugiej tury. Szczęście Ralpha było
ogromne. Został zakwalifikowany. Ale jeszcze mocniejszym
uczuciem było zdziwienie, którego doświadczył, słysząc, że do
grona dziesięciu najlepszych dostał się także Eban, który za-
miast unosić w górę ręce w geście triumfu, stał oparty o ścianę
i delikatnie się uśmiechał.
– Stary. Dostałeś się! – krzyknął podniecony Ralph.
61
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
– Ty też. Gratulacje. Ale to przecież nie koniec. Z dziesięciu
mają wybrać tylko jednego.
– No właśnie…– zreflektował się Ralph, uświadamiając sobie,
że to nie ostateczne zwycięstwo. Choć był zawodowcem, jego
własne emocje robiły z nim, co chciały.
Klnący pod nosem młodzieńcy ze zwieszonymi głowami opusz-
czali smętnie hol studia, wieszając psy na guście jurorów, któ-
rzy nie docenili piękna ich osobistego uroku. Kiedy ostatni
przegrany zatrzasnął za sobą drzwi wejściowe, atmosfera nieco
się ociepliła i zostało dziesięć osób. I każda z nich wierzyła, że
to właśnie jej przypadnie główna wygrana. Ponieważ komisja
zarządziła godzinną przerwę, dalsza część rywalizacji miała się
odbyć po tym, jak jej członkowie uzupełnią puste przestrzenie
własnych żołądków. Dziewięciu kandydatów na supermodela
nie mogłoby w takim momencie niczego przełknąć. Nerwy,
emocje, stres, spowodowane były tym, że dla nich wygrana lub
przegrana to była sprawa życia lub śmierci. Dziewięciu, bo jed-
na wyluzowana osoba miała ochotę coś przekąsić. Tą jedną
osobą był Eban. Chwilę siedział na korytarzu, przysłuchując się
rozmowom zawodowców o licach cudownie pięknych dzieci
bożych. Ale ich konwersacje nie miały nic wspólnego z bosko-
ścią. Rozmawiali o tych, którzy właśnie musieli opuścić hol stu-
dia. To było okropne. Tamci nie zdążyli jeszcze wyjść, a już na
ich głowy, a w zasadzie twarze, posypały się całe tony paskud-
nych epitetów i przymiotów. Ralph królował wśród nadających
62
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
na złośliwych falach. Eban, nieprzyzwyczajony do takich zacho-
wań, był wstrząśnięty i ogromnie zaskoczony. Ten miły facet
sprzed kilku chwil stał się gadającą żmiją plującą naokoło ja-
dem niczym smok ziejący z paszczy straszliwym ogniem. „Boże,
co za towarzystwo!”– pomyślał Eban. „Ci goście mogliby wy-
drapać oczy, byle tylko dopiąć swego celu”. Postanowił przyjąć
lunch i wychodząc z głównego holu, skierował się w stronę
baru, myśląc, że kiedy wyjdzie, to niekoniecznie pokojowe to-
warzystwo nie zostawi na nim suchej nitki. Nie pomylił się.
Przez cały czas, kiedy jadł lunch, zastanawiał się, czy odpadną
mu na talerz rozgrzane do czerwoności uszy.
Kiedy wrócił po niecałej godzinie do grona nowo poznanych
znajomych, ci ucichli nagle, jakby zobaczyli diabła. „No tak, te-
raz to już jest jasne, że nie jestem ich ulubieńcem” – pomyślał
Eban i oparł się o ścianę, czekając na wezwanie komisji. Tak
jak poprzednio z sali wyszedł mężczyzna i wyczytał pierwsze
nazwisko. Modele wchodzili i wychodzili i tak samo jak za
pierwszym razem – Eban wszedł na końcu. Wyszedł po chwili,
a za nim wyszedł wszystkim już doskonale znany mężczyzna,
oznajmiając, że za dziesięć minut wszyscy zostaną poproszeni
do środka, gdzie zostanie ogłoszony ostateczny werdykt.
Kiedy mężczyzna wszedł, do tej samej sali wślizgnął się Ralph
i po chwili wyszedł z promiennym uśmiechem, nie wiadomo
czemu trochę złowrogo patrząc na Ebana. Ten zignorował nie-
63
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
przyjemny wzrok niedawno poznanego człowieka. Dziesięć mi-
nut zleciało dosyć szybko.
Kiedy młodzi i piękni zostali poproszeni do sali, stanęli w rzę-
dzie, niecierpliwie zacierając ręce. Tylko jedne ręce nie były
spocone i nie drżały nerwowo. Były to ręce Ebana, który stanął
trochę z tyłu.
– Proszę, niech panowie staną równo, a szczególnie pan, który
się chowa.
– Nie chowam się – odpowiedział śmiało Eban i wyrównał sze-
reg, przypominając sobie tę umiejętność z zajęć wychowania fi-
zycznego w szkole podstawowej.
– Jeśli przed ogłoszeniem werdyktu któryś z panów ma coś do
powiedzenia, to bardzo proszę – zaapelowała szefowa komisji.
I okazało się, że każdy ma coś do powiedzenia. Dziewięciu męż-
czyzn, z Ralphem na czele, zaczęło opowiadać, jak bardzo im
zależy na podpisaniu tego kontraktu. Mówili, jak wiele pracy
włożyli w przygotowania, by doprowadzić swoje wizerunki do
takich nieziemsko pięknych postaci. Gloryfikowali swoje osią-
gnięcia i umiejętności. Na końcu szeregu stał Eban. Ostatni
w pierwszej turze rywalizacji. Ostatni wchodzący na salę w dru-
giej i ostatni w szeregu wypowiadających się o sobie wymode-
lowanych cudach.
64
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
– A pan… Eban? Czy ma pan nam coś do powiedzenia? – zapy-
tała szefowa komisji, kiedy dziewięciu pięknookich zakończyło
gloryfikowanie osobistych zalet.
– Chyba nic nie mam do powiedzenia… a właściwie to mam.
Wydaje mi się, że nie powinienem się tutaj znaleźć. Moi kole-
dzy, którzy stoją tu obok, zasługują o wiele bardziej na to, by
wygrać w tej rywalizacji, niż ja. Oni tego tak bardzo pragną.
Dlatego proszę, aby nie brali państwo pod uwagę mojej osoby
przy analizowaniu i podejmowaniu werdyktu.
Po wypowiedzeniu tych słów odwrócił się i zaczął kierować się
w stronę wyjścia z sali.
– Proszę zaczekać – stanowczo zaoponowała szefowa komisji.
– Werdykt został już podjęty i wybraliśmy właśnie pana.
– Jak to mnie? – Eban stanął jak wryty.
– To pan wygrał.
– Jak to on? – ryknął jak lew Ralph. Przecież zwracałem pań-
stwa uwagę na to, że niezgodnie z regulaminem jego podanie
zostało przyjęte w dniu dzisiejszym.
– Wiem, proszę pana. I proszę tu nie krzyczeć. Wiem o tym
i nie musiał mi pan tego przypominać, bo sama zdecydowałam
o przyjęciu pana Ebana do naszego konkursu.
– No, ale jak to, gdzie są zasady?
– Zasady, proszę pana, zostały stworzone po to, by ułatwić pracę
naszej komisji, a nie po to, by sztywno wyznaczały granice, któ-
65
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
rych nie moglibyśmy przekroczyć, nawet jeśli byłoby to ze stratą
dla wykonywanego przez nas zadania. Pan Eban według naszej
opinii najlepiej zaprezentuje wyroby naszego klienta i byłoby nie-
powetowaną stratą, gdybyśmy nie wzięli pod uwagę jego kandy-
datury i w konsekwencji nie zdecydowalibyśmy się na jego ofertę.
W sali zaległa cisza, choć atmosfera stworzona przez dziewięć
zrozpaczonych piękności mogłaby przytłoczyć nawet najcięższy
walec drogowy.
Szefowa komisji składając dokumenty, oznajmiła:
– Zatem dziękujemy panom za poświęcony nam czas. Do wi-
dzenia. A panu – dodała, podchodząc do Ebana i wyciągając
rękę – gratuluję, jeśli oczywiście dalej jest pan zainteresowany
naszą ofertą.
– Tak, jestem i dziękuję – odpowiedział uśmiechnięty Eban,
odwzajemniając uścisk dłoni szefowej komisji.
Dziewięciu rozgoryczonych opuściło salę. Jeden uśmiechnięty
pozostał. Dziewięciu walczących – przegrało. Jeden łagodny
i przyjazny – zwyciężył. Trzy razy ostatni. A teraz pierwszy.
Twórz, a nie walcz o to, co już stworzono.
Wallace D.Wattles
66
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
Człowiek może wszystko. Ty też możesz wszystko. Możesz być,
kim chcesz i możesz mieć wszystko, czego zapragniesz. Wie-
rzysz w to? Jeśli wierzysz chociaż trochę, to i tak jesteś na ko-
rzystniejszej pozycji niż większość ludzi, jeśli oczywiście Twoim
celem jest osiągnąć coś więcej niż zwykłą przeciętność. Należy
dodać, że żeby to wszystko mieć, nie trzeba wcale o to walczyć.
I nie jest to żadna pusta utopia. To założenie nie mówi o tym,
że zawsze wszystko przyjdzie do nas bez wysiłku. Podkreśla
jednak, że to, co zdobywamy w walce z innymi, nie da nam
w konsekwencji szczęścia. Nigdy.
Świat, w którym żyjemy, może pokazywać na inną zależność.
Można, obserwując go, wyciągnąć mylne wnioski, że tylko po-
przez rywalizację i pokonanie w wyścigu innych możemy zdo-
być coś naprawdę cennego. Firmy wyprzedzają się nie w sposo-
bach zadowolenia klienta, ale w sposobach utrudniania życia
konkurencji. Polityka, nawet ta obserwowana bardzo pobież-
nie, może skłaniać nas do wniosków, że tylko ten, kto głośniej
krzyczy, może rządzić i ustalać reguły gry. Mówi się, że ten ma
władzę i ten rządzi światem, kto ma pieniądze. Najczęściej gro-
madzone w sposób daleko odbiegający od zasad etycznych
i moralnych. Wiemy, że wojna to dzisiaj jeden z najbardziej lu-
kratywnych interesów.
Od dawien dawna ludzka chęć posiadania za wszelką cenę jak
najwięcej (nie bardzo wiadomo po co) zrodziła synów i córki,
67
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
którzy w myśl błędnie pojmowanej idei zdobywania dla siebie
korzyści fundowali ziemi obrazki stanowiące dzisiaj historię
okupioną krwią i łzami. Wizje takich przywódców jak Aleksan-
der Wielki, Napoleon Bonaparte czy Hitler doprowadziły do
wojen, zabijania, mordowania, podporządkowywania sobie ca-
łych nacji i narodów. A wszystko w imię papierowej idei za-
władnięcia całym światem. Dzisiaj błędnie pojmowana, źle
i naiwnie interpretowana historia, której dodatkowo autentycz-
ność pozostawia wiele do życzenia (jak wiemy, historię piszą
zwycięzcy, modelując ją dla własnych korzyści), utrwala w nas
wzorzec powielany z pokolenia na pokolenie, że walka jest spo-
sobem na życie.
Jeśli zastanowimy się tylko chwilę i pomyślimy rozsądnie, ana-
lizując fakty (nawet te zniekształcone), to powinniśmy dojść do
bardzo oczywistego wniosku, że sprawy, rzeczy, terytoria zdo-
byte przemocą czy w zwierzęcej walce nie tylko nie dały pozor-
nym zwycięzcom poszukiwanego zaspokojenia, ale przyczyniły
się do ich absolutnej i całkowitej klęski. Tego między innymi
uczy historia. Nie znam ani jednego przypadku, w którym ktoś,
kto odniósł wspomniane wyżej pozorne zwycięstwo na drodze
walki z drugim człowiekiem, osiągnął spełnienie, odszedł z tego
świata szczęśliwy lub pozostawił po sobie model służący ludz-
kości i wspierający jej rozwój i dobrobyt. Te narody, które po-
wstały na krzywdzie innych, na podbojach i bezpardonowym
68
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
odbieraniu innym wolności i ich domu, upadną prędzej czy
później. Nie można zbudować szczęścia na ludzkiej krzywdzie.
Nic bardziej sugestywnego i oczywistego.
Odgrywając nasz przysłowiowy teatr życia, możemy założyć, że
chcemy, by nasza sztuka była tragedią, komedią, tragikomedią,
melodramatem lub na przykład heroiczną opowieścią z cyklu
ballady o Królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu. Do nas
należy wybór. Można walczyć, ale nie trzeba. Życie oparte na
solidnych fundamentach, pomagające nam osiągnąć zamierzo-
ny cel z punktu widzenia kosmicznej całości, nie wymaga od
nas walki. Wymaga jedynie, aby się dostosować do harmonii,
jaka jest nadrzędną zasadą otaczającej nas rzeczywistości. Wal-
ka jako sposób jest przestarzała i powinna być już niemodna.
Ale nade wszystko jest po prostu nieskuteczna jako sposób na
życie (nie licząc tego, że jeszcze trzeba się namęczyć).
U podstaw tej błędnej koncepcji (mowa tu o walce w katego-
riach sposobu na życie) leży przekonanie, że dóbr na tym świe-
cie jest określona ilość. Konsekwencją, jak argumentuję – błęd-
ną – takiego podejścia do świata jest myślenie, że jeśli dobra
jest ograniczona ilość, to odbierając je innym i przywłaszczając
sobie, tworzymy dla siebie więcej szczęścia. To absurd. Bo za-
raz kłania nam się Prawo Wszechświata, które mówi o tym, że
to, co dajemy, to do nas wraca. Jeśli dajemy walkę, czyli prze-
moc, to taka mało sympatyczna energia, pod zmyślnie przez
69
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
wszechświat skonfigurowaną formą, wróci do nas. I to mamy
jak w banku. Dlatego właśnie nigdy nikt nie zbudował szczęścia
na przemocy i walce. Bo tego zrobić się najzwyczajniej na świe-
cie nie da.
Zamiast szeroko przyjętej i popularnej formy walki o każdy cal
naszej ziemi – postaraj się tworzyć. Nie musisz obawiać się
o to, że czegoś jest ograniczona ilość. Dobry Bóg skonstruował
świat tak, że wszystkiego zawsze jest pod dostatkiem. Jest
wręcz boski nadmiar wszystkiego. Dobra, szczęścia, doskona-
łych i dobrze płatnych posad, cudownych związków partner-
skich, a to, co nas ogranicza przed posiadaniem tego wszystkie-
go, jest zależne wyłącznie od samoograniczeń w myśleniu i nie-
umiejętności przyjęcia koncepcji dobrobytu i dostatku, jako
naszych oczywistych prawd. Koncepcja tworzenia czegoś nowe-
go w miejsce zabierania obiektu naszych pragnień innym i do-
datkowa umiejętność przyjmowania tego, co zsyła nam nie-
omylny w swej naturze los, może zmienić Twoje życie i zmieni
je na lepsze, jeśli tylko przyjmiesz te prawdy i zaakceptujesz je
w swojej podświadomości.
Plutokraci, czyli ci, którzy posiadają nadzwyczajną zdolność do
rywalizacji, tracą bardzo wiele swojej życiowej energii na cele,
których prawdziwa natura może być bardzo wątpliwa z punktu
widzenia prawdziwych korzyści. Ale należy nadmienić, że wal-
ka sama w swej istocie może mieć dwa końce – jak przysłowio-
70
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
wy kij. Ważną sprawą w całej kwestii jest właściwe zrozumienie
tematu. Jeśli przyjmiemy, że walka może być dobra i powiedz-
my zła, to do tej dobrej można w dużym uproszczeniu zaliczyć
zmagania z samym sobą, czyli pracę nad własnym tak zwanym
charakterem. Natomiast ta negatywna i wprowadzająca dys-
harmonię dotyczy walki z innymi ludźmi. Nie warto walczyć o
posadę, wydrapując komuś oczy tak jak nasza grupa pięknych
modeli z opowiadania. Warto natomiast pracować nad sobą,
żeby zwalczyć we własnym wnętrzu przeszkody uniemożliwia-
jące nam to, by upragniona posada przyszła do nas łatwo, lekko
i przyjemnie. Wtedy teatr zacznie być dopiero sztuką. I na tym
polegać będzie tworzenie. Na konstruowaniu nowego człowie-
ka, który swoją energią będzie zarządzał o wiele efektywniej niż
do tej pory. A poza tym, jak wiemy, kto mieczem wojuje, od
miecza ginie. Czy w swoim ręku trzymasz miecz?
Ten jest słaby, kto jest okrutny. Łagodności moż-
na oczekiwać jedynie od silnych.
Stephen R. Covey
Walka zewnętrzna, która jest niekontrolowana, z czasem bę-
dzie rodziła przemoc i okrucieństwo, bo im dalej posuniemy się
w swoich zmaganiach i im większy napotkamy opór, tym prę-
71
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
dzej obudzą się w nas niekontrolowane przez rozsądek popędy,
które u swej podstawy będą miały osiągnięcie celu za wszelką
cenę. Z drugiej strony wiedzieć należy, że przemoc jest oznaką
strachu. Im bardziej się boimy, tym bardziej będziemy agre-
sywni. Okrucieństwo jest oznaką słabego umysłu, który nie po-
trafi nad sobą zapanować. Ludzie silni wewnętrznie nie potrze-
bują udowadniać swojej siły, zniżając się do fizycznych środ-
ków przemocy, czyli do walki w imię czegoś. Prawdziwa siła,
która pomoże Ci żyć naprawdę, to siła w Twoim wnętrzu. Nale-
ży zdać sobie jeszcze sprawę z tego, że łagodność z cytatu
Stphena Coveya nie oznacza uległości w kontekście bezradno-
ści. Chodzi tu o to, że człowiek naprawdę silny wewnętrznie
wie, że nie musi walczyć i dlatego jest taki silny. Prawdziwy
wojownik sięga po miecz tylko w razie ostateczności, robiąc
wcześniej wszystko, by nie dopuścić do konfrontacji na płasz-
czyźnie fizycznej. Uprawia styl walki bez walki. Dopiero gdy nie
widzi już innego wyjścia, pozbawia mocy swojego przeciwnika,
ale i wtedy robi to w pełni humanitarnie, czyli nie żywiąc do
niego złości ani urazy. Ten mechanizm działa w ten sposób, bo
wojownik wie, że tak naprawdę walczy z samym sobą, że nikt
nie jest zły w swej prawdziwej naturze i rozumie, że jego prze-
ciwnik po prostu zapomniał o tym, że walka nie jest właściwym
rozwiązaniem.
72
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
Przyglądając się powtórnie temu, czego dowiadujemy się z kart
historii, trudno się chyba nie zgodzić z tym, że człowiek okrut-
ny jest słaby. Jest słaby, bo się boi. Strach jest słabością nie-
wątpliwie. Potwierdzali to najwięksi z pozoru Imperatorzy, ści-
nając na gilotynach, paląc i wieszając swoich rywali. Strach
przed utratą władzy, wpływów, przed zdetronizowaniem,
strach przed buntem, nieposłuszeństwem, przed utratą miło-
ści, przed stratą rodziny – to różne formy tego samego uczucia,
czyli strachu. Rozumiejąc, że wszystko jest w rękach jednego
Boga, który nie pozwala na niesprawiedliwość, przestajemy się
bać i zaczynamy być silni. A zarazem zaczynamy być wolni.
Wielkie rzeczy mogą dziać się wtedy, gdy nie zale-
ży ci na tym, komu zostanie przypisana zasługa.
Mark Twain
Walkę jako taką można interpretować na wielu płaszczyznach.
Wewnętrzną, psychiczną, o wpływy, o sprawiedliwość, w kon-
tekście fizycznym i jeszcze w wielu innych konfiguracjach. Bar-
dzo często walczymy, by odnieść zwycięstwo. Im bardziej jeste-
śmy uzależnieni od naszego osobistego obrazu w oczach innych
ludzi, tym mocniej walczymy o zrobienie na nich wrażenia, pod
wpływem którego mogliby nas ocenić jako silnych, mądrych,
73
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
zaradnych itd. Jest oczywistością, że uzależnianie się od zdania
innych jest spowodowane niską samooceną, czyli brakiem sa-
moakceptacji. Chcemy wtedy, żeby to środowisko nas otaczają-
ce zrównoważyło nasze braki dotyczące samooceny. Ale to jest
tak samo nieskuteczne jak budowanie domku z kart na plaży
w dzień sztormu.
Ludzie, którym zależy za wszelką cenę na tym, by ich nazwisko
było gloryfikowane z jakiegoś tam powodu, są o wiele bardziej
narażeni w teatrze życia na sytuacje wywołujące walkę i destabi-
lizację emocjonalną. Nie to jest istotne, komu zostanie przypisa-
na zasługa, ale to, czy nasze działanie przyczyniło się do tego, by
świat był lepszym miejscem. Jest to ważne zagadnienie i niezwy-
kle łatwo dające się zaobserwować w naszym otoczeniu.
Nieustannie walczymy o prestiż, o nagrody, o uznanie, o apro-
batę, o uwagę innych. Prawdziwie wielkie rzeczy, powtarzając
za Markiem Twainem, mogą powstać dopiero wtedy, kiedy lu-
dziom je kształtującym nie zależy na tym, czy im zostanie przy-
pisana zasługa. Obsesja na punkcie własnego nazwiska widnie-
jącego pod danym zdarzeniem stała się udziałem wielu ludzi,
między innymi tych, którzy zostali wcześniej wymienieni prze-
ze mnie z imienia i nazwiska powyżej. Z drugiej strony trudno
sobie wyobrazić, studiując życie Gandhiego, Matki Teresy
z Kalkuty, Karola Wojtyły czy Maksymiliana Kolbego, żeby ci
ludzie oczekiwali swojego miejsca w panteonie gwiazd za to,
74
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
czego dokonali. Wielcy ludzie przędą nić swojego życia dla sa-
mego tworzenia. Przyglądając im się dokładniej, można powie-
dzieć, że byli wojownikami i walczyli, tylko że ich orężem była
miłość, dobroć, pokora, chęć służenia innym i dążenie do po-
jednania.
Jeśli harujesz i pot leje ci się z czoła, to tylko dla-
tego, że nie znasz, nie poznałeś żadnego innego
sposobu na życie.
Andrzej Brodziak
Zakładasz maskę, zmieniasz ubiór, przygotowujesz się do spek-
taklu i wychodzisz na scenę. Zanim to zrobisz, przed samym
dosłownie wyjściem otrzymujesz bagaż do przechowania. Takie
jajko – niespodzianka (choć zaplanowana wcześniej). Ten ba-
gaż to wszelkie kody, programy, część własnej przeszłości. Wie-
le w tym ograniczeń, a później do tego bagażu rodzice dołożą
jeszcze swoje, otoczenie im pomoże i niestety chcesz czy nie –
musisz z tym żyć. I jest szczęściem, jeśli się dowiesz o tym, co
nosisz i zaczniesz nad tym pracować, by dotrzeć do pełnej
i prawdziwej osobistości, którą jesteś, ale z drugiej strony jest
tragedią odgrywaną na deskach własnego teatru, jeśli żyjesz
w niewiedzy i męczysz się z tym, co można przecież zmienić.
75
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
Takim balastem, który włożono nam ludziom na plecy w skali
globalnej, jest popularne twierdzenie, że człowiek musi ciężko
pracować, żeby… Czy trzeba? Czy trzeba ciężko harować jak
wół? No można i najczęściej niestety tak się dzieje. Wtedy to
właśnie życie jest ciągłą walką z przeciwnościami, z ciągłym
niezadowoleniem i nie dość, że trzeba walczyć z całym świa-
tem, to niewiele z tego wynika, oprócz paru groszy na chleb
i wora pełnego frustracji. A przecież są inne możliwości. Szkoły
dotyczące tego, jak przestać walczyć i zacząć żyć, są szeroko do-
stępne, ale trzeba się nimi zainteresować. Część tych nauk
znajdziemy w nieskrzywionych ludzką chęcią dominacji tek-
stach religijnych, rzadziej w samych doktrynach. Reszta to po-
rozrzucane po całym świecie przeróżne filozofie i koncepcje
ukazujące prawdziwą wielkość człowieka i jego możliwości.
Jeśli zaczniesz poszerzać swój światopogląd, to pewnie trafisz
na nie. Poszerzą się wraz z tym Twoje horyzonty i być może
zrozumiesz, że nie trzeba ciężko pracować całe życie w pocie
czoła. Przestaniesz wtedy walczyć o swój byt, a zaczniesz zwy-
czajnie być i żyć. To długa droga i prawdopodobnie najtrud-
niejsza, ale pozwalająca wierzyć w końcowy sukces, a podszyta
konsekwencją gwarantującą życie przyjemne, radosne i piękne.
Czy wierzysz w to?
76
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
Wszystkie wojny to bitwy, aby udowodnić, że
własny sposób myślenia jest lepszy niż cudzy.
Andrzej Brodziak
Andrzej Brodziak cytowany po raz drugi serwuje nam kolejną
wartą przemyślenia myśl dotyczącą walki człowieka. Każda wal-
ka to tak naprawdę chęć udowodnienia za wszelką cenę, że to
my mamy rację, że to my jesteśmy silniejsi, lepsi, niezwyciężeni.
Walka to często spór o to, co nam się należy, do czego jesteśmy
stworzeni. Nasze przekonania biorą się z określonego systemu
wartości, który wyznajemy. W swoich poprzednich książkach
wyjaśniałem zależność pomiędzy systemami wartości stworzo-
nymi na bazie prawdziwych i fałszywych przekonań. Nie rozwo-
dząc się po raz kolejny nad tą kwestią, przypomnę tylko tyle, że
jeśli nasze fałszywe ego jest rozdmuchane czy raczej nadmiernie
rozbudowane w sferach własnej samooceny jako kogoś lepszego
od innych, będzie nami kierowała chęć dominacji i żądza wła-
dzy. I ta zależność będzie powodem podejmowania przez nas
walki „o każdy centymetr boiska”, by potwierdzić nasz własny
obraz w oczach otaczającego nas świata. Nie ma nic złego w ry-
walizacji, jeśli nie przybiera ona kształtów obsesji, bo wtedy tra-
cimy tak zwany obiektywny osąd i zatracamy się w walce z wia-
trakami, podążając za błędnym Don Kichotem.
77
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
Oczywiście należy chyba przyznać rację, że istnieją lepsze i gor-
sze koncepcje na życie. Ale bezpieczniej jest (szczególnie wtedy,
kiedy nasza świadomość nie jest na zbyt wysokim poziomie)
przyjąć wersję, że działanie, postępowanie i myślenie kogoś in-
nego nie jest gorsze od naszego, ale po prostu inne. I ta inna od
nas osoba ma prawo do wyrażania własnej koncepcji, dopóki
oczywiście zbyt mocno nie wkracza w naszą własną przestrzeń
i dopóki nie zakłóca nam możliwości wyrażania siebie.
Jeśli musisz odeprzeć cios, powinieneś dokładnie
wiedzieć, z jaką siłą, a to wymaga dużo większe-
go rozumu niż po prostu rada w stylu „Nie od-
dawaj” lub „Oddawaj”.
Robert Kiyosaki
Na koniec analizy dotyczącej walki na scenie teatru życia warto
przyjrzeć się zagadnieniu wymierzania sprawiedliwości. Szla-
chetna, pełna serca i miłości postawa jest, jak powszechnie
wiadomo, godna naśladowania. Ale przecież życie nie jest tylko
teoretycznym rozważaniem i podsyła nam różne konfiguracje
zdarzeń, obserwując, jak sobie z nimi poradzimy. I czasem
bywa, że trudno jest stać pod ścianą i przyglądać się biegowi
wydarzeń. Dylemat sprowadza się do myślenia: jeśli nie będę
78
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
walczył, to zginę bez walki, bo przecież mnie atakują. Szczegól-
nie wyraźnie taki schemat rysuje się w czasach walk i wojen.
Czy w tym układzie pacyfistyczne „nie” będzie lepsze z moral-
nego punktu widzenia niż patriotyczne „tak” dla zabijania wro-
ga? Z jednej strony biblijne „nie zabijaj”, z drugiej strony „za
wolność naszą i waszą”. To bardzo trudna do rozpatrzenia kwe-
stia. Pozostawię Cię z nią sam na sam, Szanowny Czytelniku.
Natomiast w sytuacjach mniej ekstremalnych ciężar kalibru
decyzji: walczyć czy nie, wydaje się nieco mniejszy, choć jak
wiemy, nic nie zostaje bez odpowiedzi w otaczającym nas
wszechświecie. Powtarzając za dosyć trafną podpowiedzią Ro-
berta Kiyosakiego – jeśli przydarzy Ci się w życiu sytuacja,
w której stwierdzisz, że musisz odeprzeć cios, to najpierw za-
stanów się, jaka forma działania będzie w danej sytuacji najlep-
sza dla Ciebie i Twojego otoczenia. Pamiętając o tym, że wraca
do nas to, co sami dajemy, warto przed podjęciem każdego czy-
nu, a szczególnie tego impulsywnego, nagłego i niekontrolowa-
nego policzyć do dziesięciu. Oczywiście to truizm mówiący
o tym, że nie powinniśmy działać zbyt impulsywnie i pod wpły-
wem emocji. I naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, że czasem
niesamowicie trudno jest się opanować, żeby nie oddać pięk-
nym za nadobne. Sam ćwiczę się w takim działaniu od lat i nie-
jednokrotnie nie mogę się nadziwić temu, jak głupio i nieodpo-
wiedzialnie postąpiłem. To proza życia. Ale inaczej jest działać,
nie mając świadomości, że to, co robimy, krzywdzi nie tylko in-
79
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT III
nych, ale też nas samych, a inaczej świadomie analizować na-
wet po czasie wyniki własnego działania. Poza tym często deli-
katna riposta jest w stanie więcej zdziałać niż ofensywa, do któ-
rej angażujemy cały arsenał naszej niekoniecznie twórczej
energii. Agresja, jak wiemy, wspiera i nasila agresję. Podobne
przyciąga podobne. Może właśnie dlatego najwłaściwszym re-
medium na złość, strach i przemoc jest miłość. Miłość – ta sze-
roko rozumiana i wyrażana w różnych formach w zależności od
sytuacji jest swego rodzaju przeciwwagą dla niskich wibracji
destrukcyjnych działań i emocji. Często rozbrajający szczero-
ścią uśmiech dziecka powoduje, że nie możemy dłużej się na
nie gniewać. Z tego samego powodu szczerze powiedziane
„przepraszam” powoduje, że nie chowamy już urazy.
Nasza sztuka może wnosić tak zwane pozytywne wibracje czy
dobrą energię w życie. W życie nasze i naszego otoczenia, czyli
w życie świata. I wtedy gramy jak zawodowcy.
80
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
AKT IV
AKT IV
Bądź pomocny, czyli to, co dajesz, to wraca
114422 był zwykłym robotem klasy C14 Standard. Służył jako
maszyna do wprowadzania kodów nowo produkowanym mo-
delom w sto czternastej fabryce, która była własnością Wielkie-
go Brata. Dwadzieścia dwie dekady spędzone na tym samym
stanowisku, przy tej samej maszynie nie znudziły go. Wszak był
tylko robotem. Pomimo że w jego obwodach przesyłanie prądu
było automatyczne i zaprogramowane, to część jego istoty była
oparta na tak zwanej sztucznej inteligencji. Iskra życia wymy-
ślona ręką istoty człowieczej dawała mu prawo do własnych
myśli, choć tylko w granicach uwarunkowanych przez wprowa-
dzony program. Chodzący żywy trup, a z drugiej strony nieza-
wodna i prawie inteligentna maszyna, choć jedna z wielu. Ni-
czym się nie wyróżniająca spośród szeregu takich samych sta-
lowo-szarych braci wyprodukowanych na tej samej maszynie
i posegregowanych według potrzeb fabryki produkującej coraz
to nowsze modele.
81
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
Dzień 114422 był dniem takim samym. Trudno było na dobrą
sprawę zdefiniować, czy jego dzień odpowiadał jasności, czy
ciemności, bo fabryka usytuowana trzy kilometry pod po-
wierzchnią planety nie pozwalała na rozróżnianie pór dnia
i nocy według wschodów czy zachodów słońca. Poza tym nie
było takiej potrzeby. Roboty pracujące w fabryce miały zapro-
gramowany jedynie mechaniczny czas, który składał się z de-
kad i poddekad, w skład których wchodziły okresy i podokresy
podzielone zręcznie przez zarządców w taki sposób, by pół in-
teligentne maszyny miały wrażenie, że jest czas pracy i czas od-
poczynku. Nikt z organizatorów tego podziemnego świata nie
wiedział tak naprawdę, jak to się stało, że doszło do wprowa-
dzenia systemu opartego na podziale na działanie i niedziała-
nie. Z punktu widzenia ich interesu maszyny powinny praco-
wać na okrągło, bez przerw, ale wprowadzony przez jakiegoś
nad wyraz „sprawiedliwego” programistę kod na początku two-
rzenia systemu doprowadził do tego, że nikt nie umiał dokonać
przeprogramowania, i tak utrwalany przez lata wzorzec dopro-
wadził do stanu aktualnego.
Dzień 114422 był, jak wiemy, dniem takim samym. Takim sa-
mym zawsze. Na początku kolejnej dekady stawał on przy swo-
jej maszynie, wprowadzał swój osobisty kod identyfikacyjny,
po czym włączał się w proces produkcyjny takich samych jemu
podobnych – choć nowszych. Ściślej rzecz ujmując, jego zada-
82
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
nie polegało na naciskaniu kilku guzików w zależności od tego,
jaką strukturę produkowanej półmaszyny sugerował wmonto-
wany jako czujnik taśmy produkcyjnej chip. 114422 miał do
wyboru kilka programów podstawowych jak: posłuszeństwo,
bezwzględne poddanie się wzorcowi programu nadrzędnego,
obojętność wobec innych jednostek, zgłaszanie wszelkich obja-
wów samodzielnego myślenia zauważonych u innych, elimino-
wanie struktur myślowych opartych na ewentualnym własnym
osądzie i wyobrażeniu. Oprócz tych programów podstawowych
114422 miał do dyspozycji możliwość zaaplikowania taśmowo
nadciągającym braciom nowej generacji takich cech jak: brak
oporu wobec zarządców, umiejętność dezintegracji innych jed-
nostek na polecenie, walka aż do końca swojej egzystencji za
ideały wprowadzane jako Prawa Wielkiego Brata i jeszcze kilka
innych kodów i podprogramów, które czyniły z każdego robota
maszynę działającą w sprawnie zaprojektowanym systemie.
Pulpit sterowniczy, na jakim pracował 114422, był nieco przesta-
rzały. Tak naprawdę maszyna, na której pracował, była unika-
tem. Już dawno miano zmienić mu stanowisko jego pracy na
nowsze, ale zawsze okazywało się, że są ważniejsze sprawy do
załatwienia. Nadzorcy i poddani Wielkiego Brata stojący wyżej w
hierarchii zignorowali Nakaz 01235577 ze sto dwunastej dekady
NN mówiący o tym, że „cały przestarzały sprzęt wprowadzony
przed dwunastą dekadą HG musi być natychmiast wymieniony”.
83
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
Zignorowali przez zwykłe niedbalstwo, bo nikt świadomie nie
lekceważył poleceń Wielkiego Brata – to było karane dezintegra-
cją. Zignorowali… i tak się to wszystko zaczęło…
Pewnej dekady jak zwykle 114422 stanął przy swojej maszynie.
Do rozpoczęcia pracy miał jeszcze półtora okresu, więc patrząc
tępo, jak to miał w zwyczaju, w podłogę, nagle spojrzał na dolną
część maszyny, która stanowiła stanowisko jego pracy. Czerwo-
ny napis „Zabrania się zerwania plomby” zwisał zawsze i wyglą-
dał tak samo jak zwykle. 114422 widział go już tyle razy, ale nig-
dy się nad nim nie zastanawiał. Na szkoleniu wprowadzającym
tłumaczono mu, że w tej części maszyny zawierają się niepo-
trzebne do pracy mechanizmy, do których nigdy nie wolno za-
glądać. Nigdy to nigdy. Dlatego nigdy tam nie zaglądał. Ale tej
dekady, czekając na swoją kolej, coś, nie wiadomo czemu, zacie-
kawiło go właśnie tam, gdzie zawsze obojętnie spoglądał. Otóż
powód był jeden. Plomba była zerwana, a czerwona kartka „Za-
brania się zerwania plomby” zwisała, jakby ktoś celowo chciał ją
zerwać. W takich sytuacjach rozkaz był oczywisty: „zawiadomić
zwierzchnika”. Ale nie wiadomo czemu, 114422 zamiast od razu
powiadomić nadrobota klasy U7, który pełnił rolę jego bezpo-
średniego zwierzchnika, zdjął plombę, włożył do środka maszy-
ny rękę i wyciągnął pulpit sterowniczy z przyciskami bardzo po-
dobnymi do tych, których używał na co dzień. Zaczął oglądać
obiekt swojego odkrycia. Na pulpicie znajdowały się przyciski
84
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
z obco mu brzmiącymi nazwami: dobroć, szacunek, radość, kon-
struktywne myślenie, pogoda ducha, pomaganie innym, umie-
jętność prawidłowej syntezy na podstawie danych wewnętrz-
nych zgodnych z etycznym systemem wartości itd. Przycisków
było o wiele więcej niż na jego aktualnym pracowniczym pulpi-
cie. Definicje, które wyczytał na zabronionej części pulpitu, tro-
chę rozumiał, ale nie do końca. Po skończonej dekadzie swojej
dniówki, kiedy wracał do swojego rewiru 7856, postanowił zaj-
rzeć do robota 0011891, który był jednym z najstarszych istnie-
jących, a zarazem najbardziej ludzkim z funkcjonujących.
114422 lubił czasem z nim rozmawiać. Kiedy miał wolny czas,
wymykał się ze swojego rewiru, by posłuchać opowieści 0011891
o tym, jak było kiedyś. O tym, jak istoty były wolne i myślały sa-
modzielnie. Tego okresu 114422 miał wyjątkowe szczęście. Kie-
dy zaszedł do 001891, tamten jakby na niego czekał. Zaczęli roz-
mawiać. 114422 opowiedział swojemu rozmówcy o swoim od-
kryciu. Kiedy 0011891 dowiedział się o wszystkim, zadumał się
niczym mędrzec i powiedział.
– To szansa.
– Szansa na co? – zapytał zaciekawiony 114422.
– Szansa na to, by świat stał się znowu normalny.
– Dlaczego?– zapytał zdziwiony 114422.
I 0011891 opowiedział mu dokładnie o każdym ze słów znajdu-
jących się na starym pulpicie. Powiedział, że kiedyś, dawno
85
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
temu Wielki Brat kazał zniszczyć wszystko, co miało związek
z wolną wolą istot żywych i od tego czasu zaczęto produkować
półsyntetyczne maszyny. Powiedział mu również o przepo-
wiedni, która miała się zrealizować kiedyś w przyszłości, że kie-
dyś pojawi się ktoś, kto zmieni świat, a świat w zamian zrewan-
żuje się tej istocie wszystkim, co najlepsze.
Tej dekady 114422 nie mógł wprowadzić się w program odpo-
czynku. Nieustannie myślał o tym, czego dowiedział się od
0011891. I od tej pory o niczym innym nie mógł myśleć. Mijały
dekady… W końcu postanowił jeszcze raz odwiedzić 0011891
z pytaniem, jak ten ktoś, kto ma zmienić świat, powinien tego
dokonać. Kiedy siedział już w rewirze 0011891 i zadał pytanie,
tamten popatrzył na niego i powiedział, cicho szepcząc:
– Jest jeden sposób. Trzeba zacząć wszczepiać w nowo powsta-
jące istoty programy, które masz na swojej starej klawiaturze.
Nie ma innego wyjścia. I czasu jest mało, bo niedługo zlikwidu-
ją te maszyny, które mają jeszcze programy Wielkiego Dobra.
– Czy to wystarczy? – zapytał zdziwiony 114422. – Przecież
produkowane są miliardy robotów. Czy jeśli jedna maszyna za-
cznie wszczepiać nowe programy… to czy to wystarczy?
– Nie wiem na pewno. Ale słyszałem kiedyś, dawno, od pewne-
go zdezintegrowanego już robota, a właściwie jeszcze człowie-
ka, że Dobro ma o wiele większą moc niż Zło. Ma o wiele więk-
szą moc niż wszystkie programy zniewolenia i kontroli. A więc
86
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
jeśli zaszczepiony zostanie „wirus”, to rozpocznie się reakcja
łańcuchowa, której nikt nie zatrzyma.
– A czy nadzorcy Wielkiego Brata nie zorientują się?
– Tego nie wiem. Ale dlaczego pytasz? Chciałbyś spróbować?
– Nie wiem… chyba nie. Przecież jestem tylko zwykłym robotem.
– Pamiętaj, że Nadzwyczajni to ci, którzy kiedyś byli zwyczajni
– powiedział 0011891 i pożegnał 114422.
114422 myślał kolejne dekady, aż kiedyś pewnej z nich wysunął
stary pulpit swojej maszyny i bojąc się straszliwie zdemasko-
wania, nacisnął po raz pierwszy przycisk „dobro”. I tak pierw-
szy program Dobra został umieszczony w mózgu istoty, która
miała się wkrótce narodzić. Od tej pory sprawy potoczyły się
bardzo szybko. 114422 zamiast używać górnego pulpitu, używał
dolnego. Wszczepiał „zakazane” programy nowo produkowa-
nym istotom. Brał dodatkowe dekady, żeby „zarazić” jak naj-
większą ilość swych braci, zanim go złapią i zdezintegrują. Co
do tego nie miał żadnych wątpliwości. Wiedział, że to tylko
kwestia dekad. Wpajał tylko swoim podzespołom inteligent-
no-technicznym, że tych dekad będzie dużo, zanim nadzorcy
Wielkiego Brata zorientują się w sytuacji.
I zdarzyło się pewnej dekady, że 114422, wracając do swojego
rewiru, został powitany w geście przyjaźni przez nową maszynę
UJ 5555, która, jak ocenił, opuściła niedawno magazyn goto-
wych robotów. Jakież było jego zdziwienie! Roboty nigdy nie
87
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
okazywały uczuć! Oznaczało to jedno, że programy działają. Po
kilku dekadach zaczęły się dziać przedziwne rzeczy. Całe bata-
liony nowych robotów zaczęły się uprzejmie do siebie odnosić,
zarażając starsze modele! Nadzorcy nie wiedzieli, co mają ro-
bić, bo reakcja łańcuchowa była tak szybka, że nie można było
nad nią zapanować. I mało tego, roboty zaczęły się buntować
przeciw zniewalającym programom. Powstał chaos. Propagan-
da Wielkiego Brata straszyła buntowników i obiecywała powrót
do „starych dobrych czasów”. Ale było za późno. Nastała rewo-
lucja. Rewolucja Miłości i Dobroci. 114422 stał się bohaterem.
Na krótko. Nadzorcy bardzo szybko doszli do tego dzięki zapi-
som przeszłości na komputerowych taśmach, kto był sprawcą
całego zamieszania. I pewnej dekady, kiedy 114422 starał się
przemknąć do kolejnego rewiru, próbując wprowadzić wirusa
Dobroci w kolejne modele produkcyjne, został schwytany,
ubezwłasnowolniony, a następnie zdezintegrowany. Mogłoby
się wydawać, że skończył się czas bohatera. Ale…
Kiedy 114422 otworzył oczy, do jego źrenic dotarło światło tak
przenikające, że natychmiast je zamknął z powrotem. Ktoś sie-
dzący obok niego chwycił go wpół i próbował pomóc mu usiąść.
– Gdzie ja jestem?
– Jesteśmy na powierzchni planety. Nie otwieraj oczu. To słoń-
ce. Byłeś w dezintegracji wiele dekad.
– Kim jesteś?
88
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
– Przyjacielem. Jesteś wśród swoich. A my jesteśmy tu dzięki
tobie.
– Jak to? – zapytał nieco zdziwiony 114422.
– Przed megadekadą to ty pierwszy wszczepiłeś w nas progra-
my Dobra. W konsekwencji życie spod Ziemi wyszło na jej po-
wierzchnię.
– A Wielki Brat?
– Żyje pod powierzchnią z garstką swych wielbicieli. Jego czasy
przeminęły. Teraz jesteśmy wolni.
114422 nie bardzo rozumiał. Powoli otwierał oczy, przyzwyczaja-
jąc się do światła słonecznego. Kiedy mógł już patrzeć i rozejrzał
się dookoła, wyszeptał tylko, widząc otaczającą go przyrodę:
– Jak tu pięknie…
Po kilku dekadach, które już teraz można było nazwać dniami,
kiedy 114422 oswoił się już z otoczeniem i dowiedział się, że
z dezintegracji pomogli mu się uwolnić ci, którzy zostali przez
niego zaszczepieni wirusami Dobra, postanowiono spotkać się
i ustalić pewne zasady współżycia w Nowym Lepszym Świecie.
Kiedy Nowi Ludzie zebrali się na polanie przy Wielkiej Wodzie,
pierwszy odezwał się ten, który pomógł rozbudzić się 114422.
– W imieniu nas wszystkich pragnę poprosić cię o to, byś był
naszym przywódcą – i tu zwrócił się do 114422.
– Ja… przywódcą? – zdziwił się 114422. – Poza tym, czy nie
wystarczy nam już przywódców?
89
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
– Nie wydaje nam się. Teraz potrzebujemy mądrego przywódcy
bardziej niż wcześniej. Teraz ktoś musi nauczyć nas żyć.
– To zbyt wielki zaszczyt i honor dla mnie – odrzekł skromnie
114422.
– Twoje słowa świadczą o tym, że to właśnie ty powinieneś nas
poprowadzić. W zamian zobowiązujemy się być lojalni wobec
ciebie. I będziemy cię kochać. Ponad życie.
Kiedy 114422 usłyszał te słowa, łza potoczyła się po jego policzku.
– Powiedzcie, proszę, czym sobie zasłużyłem na to wszystko…–
nie wstydził się płakać. Wstyd był mu obcy. Nie znał go.
– Nauczycielu – odezwał się znowu pomocny przyjaciel. – Da-
jemy ci dokładnie to samo, co ty sam nam kiedyś dałeś… Tylko
teraz to jest już inne życie.
Podarunki otrzymuje się z reguły tylko wtedy,
gdy się na nie zasłużyło.
Manfred Köhnlechner
Kolejna sugestia dotycząca tego, w jaki sposób ułatwiać sobie
grę w teatrze życia, dotyczy stwierdzenia, że wraca do nas to, co
dajemy. Zanim zaczniemy jednak dawać bez oczekiwania na
zwrot, to zdając sobie sprawę z tego, że nie każdego z nas bę-
90
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
dzie na to stać, proponuję wziąć pod uwagę zasadę „osobistego
egoizmu”. U jej podstaw leży to, że jeśli trudno nam się poświę-
cać w imię zasad nas niedotyczących, to przynajmniej bądźmy
pomocni samym sobie. A jak możemy być pomocni samym so-
bie? Otóż tu właśnie napotykamy na paradoks, który z techniki
„osobistego egoizmu” pomaga nam wejść na tory bycia pomoc-
nym innym ludziom. Dzieje się tak w myśl zasady, że to, co da-
jesz, to wraca. Jeśli logicznie podejdziemy do sprawy i zaakcep-
tujemy tę zasadę jako nadrzędną, nie będziemy mieli trudności
z okazywaniem pomocy innym ludziom, bo będziemy wiedzieli,
że prędzej czy później okazane zaangażowanie, uczucie, gest
wrócą do nas. Możemy zacząć się zastanawiać, czy to nie cwa-
niactwo? Pewnie tak. Czy to szczytne i chwalebne dawać, wie-
dząc, że tak naprawdę czynimy dobrze samym sobie? Czy nie
piękniej jest dawać dla samego dawania i nie liczyć na korzyści
płynące z takiego podejścia? Pewnie lepiej, ale jest to ostatni
i najtrudniejszy etap naszych altruistycznych zmagań z rzeczy-
wistością. Dlatego nie widzę nic złego w tym, żeby na początku
kierować się „osobistym egoizmem”, bo on pozwoli nam lepiej
zrozumieć zależności będące istotą świata niewidzialnego czy,
jak kto woli, subtelnego. Wielu z nas ma zakorzenione pomaga-
nie innym jako standard. Ale wielu jeszcze nie. I dla tej rzeszy
jeszcze „nieporuszonych” niech argumentem za tym, że dobrze
jest pomagać innym, będzie właśnie zasada, że to, co dajemy,
to do nas wraca.
91
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
Miłość otrzymać możemy tylko wtedy, kiedy sami ją damy. Jeśli
sami chcemy być radośni, to sprawmy, by nieść radość innym.
Najlepszy król najpierw był sługą. Musiał dawać, a później do-
piero otrzymał wszystko to, co najlepsze – królestwo, majątek,
ale przede wszystkim serca i oddanie poddanych. Przypomnij
sobie legendę o Królu Arturze, Robin Hoodzie nazywanym czę-
sto Księciem Złodziei, czy naszego 114422, który musiał służyć,
zanim został przywódcą. Pamiętać należy, że dając komuś swój
czas, pieniądze, zainteresowanie, dobre słowo, tak naprawdę da-
jemy część naszej energii. Dlatego tak istotna jest tu intencja,
czyli jakość, a nie ilość „darowizny”. Możemy mieć natomiast
wątpliwości, obserwując świat dokoła, czy aby tak na pewno jest,
czy prawo zwrotu działa zawsze i bez zakłóceń. Powody, dla któ-
rych możemy mieć wątpliwości, są takie, że nie zawsze widzimy
powracającą do nas energię. Bo prawdopodobnie jest tak, że nie
zawsze wraca ona pod taką samą postacią, jak ją wysyłamy.
Przekazanie komuś określonej kwoty pieniędzy nie zawsze i nie
od razu zaowocuje tym, że takie same lub większe pieniądze
wrócą do nas bezpośrednio. Może być tak, że poprawią się nasze
stosunki rodzinne, a sytuacja finansowa nie. Poza tym mamy
często skłonność do gloryfikowania naszych szlachetnych zacho-
wań i domagamy się za nie nagrody, ale nie dostrzegamy, że
zdarza nam się działać, krzywdząc innych. I nie ma innej możli-
wości jak tylko ta, że za nasze złe uczynki poniesiemy konse-
kwencje. Nie ma to nic wspólnego z „zemstą Boga”. To prawo
92
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
mówiące o tym, że reakcja jest zawsze poprzedzona akcją, a to,
co zasiejesz – to zbierzesz. Dasz byle co – to samo do Ciebie
wróci. Dasz coś wartościowego – coś wartościowego otrzymasz.
To chyba proste. Chyba więc nie bez przyczyny nasz cytat bezpo-
średnio dotyczy tego, że jeśli chcesz otrzymywać od życia pre-
zenty, to sam musisz je dawać.
Idealny człowiek czerpie radość z czynienia do-
bra dla innych.
Dale Carnegie
Po etapie „osobistego egoizmu”, jeśli oczywiście nie mamy
przekonania co do zasad działania prawa, że to, co dajemy, to
do nas wraca, przychodzi czas na prawdziwą umiejętność życia,
jaką jest radość z dawania innym wszystkiego, co najlepsze.
I tu pewne zastrzeżenie: nie wszystkiego, co mamy, tak by się
unieszczęśliwić, ale wszystkiego, co najlepsze. W Biblii czyta-
my, jak Jezus głosi słowo, że jeśli człowiek jest bogaty, to powi-
nien iść i rozdać wszystko, a następnie zaangażować się w służ-
bę Ojcu. I jeszcze dołożono fragment o wielbłądzie i uchu igiel-
nym. No i tak powstały mity, choć nie całkowicie oderwane od
prawdziwej natury rzeczy. Otóż całe takie działanie z rozda-
niem swojego majątku ma sens, kiedy człowiek jest zaangażo-
93
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
wany w służbę na rzecz materializmu i nie umie dostrzec tego,
co w życiu jest najważniejsze. Ale pomyślmy logicznie. Ten, kto
wierzy w moc pieniądza i tak nie zastosuje się, a ten kto klepie
biedę będzie się łudził, że nędza jest chwalebna i miła Bogu.
Pozwolę sobie zinterpretować po swojemu ten kontrowersyjny
fragment. Jeśli nadmiernie przywiązujesz się do pieniądza,
czyli szeroko rozumianego materializmu, to ciężko Ci będzie
zrozumieć naturę Boga, który w swej istocie ma niewiele
wspólnego z materialną częścią naszej egzystencji. I to tyle tłu-
maczenia. Reszta została przez wieki dopowiedziana przez żą-
dzę uwikłania w trybach reguł, zakazów i nakazów ludzkości.
Proponuję zastanowić się nad następującą kwestią. Który czło-
wiek będzie w stanie dokonać większych i bardziej wartościo-
wych rzeczy w skali globalnej. Ten, który nie ma nic, czy ten,
który dysponuje olbrzymim kapitałem i możliwościami? Oczy-
wiście zakładamy dalej, że jeden i drugi ma głęboko wpojone
przekonanie do tego, że niesienie pomocy innym jest chwaleb-
ne i należy to robić. Jeszcze raz zapytam, który?
Największy problem jest w tym, że ludzie, kiedy już dorobią się
fortun, rzadko pamiętają, kim byli i skąd przyszli. Najczęściej
nie mają ochoty dzielić się swoim bogactwem. Zaczynają nabie-
rać błędnego przekonania, że są absolutnie samowystarczalni
i sądzą, że to, co osiągnęli, stało się bez udziału sił boskich. A to
nieprawda. To mit i utopia. I to do nich mówił Chrystus, że
94
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
prędzej pustynne zwierzę przeciśnie się przez ucho sprzętu do
cerowania niż oni zobaczą Ojca. Myślę jednak, że czasy się
zmieniają. My się zmieniamy i stać nas już na to, by zrozumieć,
że należy się bogacić ile tylko wlezie, a później tak zarządzać
swoimi fortunami, by czynić świat lepszym miejscem do życia.
Przecież i tak wszystko pochodzi od Boga, czy to akceptujemy,
czy nie i czy to rozumiemy, czy nie.
Dale Carnegie, jeden z prekursorów samodoskonalenia, mówi
nam o idealnym człowieku. Tego idealnego człowieka definiuje
jako istotę, która radość będzie czerpała z czynienia dobra na
rzecz innych ludzi. I rzeczywiście trudno znaleźć chyba lepszą
definicję doskonałości czy ideału. Kochać bliźniego swego jak
siebie samego – jedno z najbardziej uniwersalnych przykazań,
jakie kiedykolwiek zostało spisane na łamach religijnej propa-
gandy – to nic innego jak oddać mu wszystko i dołożyć wszel-
kich starań, by było mu jak najlepiej. A gdy jeszcze raz zapy-
tam: kiedy będziemy w stanie pomagać większej ilości ludzkiej
rasy? Odpowiem: wtedy, kiedy sami będziemy mieli dużo i ob-
ficie. Ale czuję, że zbyt mocno wychodzę poza ramy tego cytatu.
Przejdźmy dalej i popatrzmy na całe zagadnienie z trochę innej
strony.
95
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
Nawet ten, który krzywdzi, doznaje krzywdy, je-
śli pozwala mu się wyrządzać krzywdę.
Nale Donald Walsch
Wejdziemy na temat często kontrowersyjny z etycznego, logicz-
nego i moralnego punktu widzenia. Jeśli przypomnimy sobie
zasadę, że to, co dajemy, to do nas wraca, to czy powinniśmy
korygować działania innych ludzi, jeśli uznajemy je za niewła-
ściwe? Czy sami chcielibyśmy, by ktoś zwracał nam uwagę, ka-
rał nas i korygował, jeśli to my popełnialibyśmy błędy? A jeśli
te błędy to nie byłyby błędy, tylko działania właściwe, nato-
miast osoba nas obserwująca i korygująca źle oceniałaby sytu-
ację? I jak to wszystko się ma do kolejnego biblijnego stwier-
dzenia (nastały czasy biblijne w tej części książki), że „nie sądź-
cie, a nie będziecie sądzeni…”?
Rozłóżmy to zagadnienie na czynniki pierwsze. Autor naszego
cytatu wskazuje na zależność, że bierność wobec krzywdy ludz-
kiej nie może być przymiotem natury chwalebnej. Mało tego.
Na ile się da, należałoby dopomóc osobie krzywdzącej, aby tego
nie czyniła, bo sama dozna w konsekwencji krzywdy. Kolejna
sprawa dotyczy tego, że jeśli sami w sposób prawidłowy i zgod-
ny ze sztuką pomożemy komuś w nieczynieniu krzywdy, to ist-
96
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
nieje duża szansa na to (w myśl zasady, że to, co dajemy, to do
nas wraca), że w przyszłości, jeśli sami w przypływie emocji ze-
chcemy wyrządzić komuś krzywdę, zostaniemy powstrzymani
przed tym również zgodnie ze sztuką. A więc po tej odrobinę
zakręconej analizie możemy stwierdzić, że należy zapobiegać
działaniom mogącym powodować krzywdzenie jednych ludzi
przez innych. No dobrze, ale kiedy tak naprawdę możemy
stwierdzić, że komuś dzieje się krzywda? Na podstawie wła-
snych obserwacji i odczuć? Przecież nie jesteśmy w stanie po-
stawić się w sytuacji drugiego człowieka. A może dla niego
określone działanie nie będzie krzywdą? Może to tylko nam
wydaje się, że to krzywda, a jemu sprawia to na przykład przy-
jemność? Czy jeśli ktoś kogoś bije, a ta bita osoba wyje z bólu,
to czy jest to krzywda? A jeśli bita osoba jest fetyszystą, a bijąca
sadystą? A my nagle znajdujemy się w środku samej sytuacji,
osobie bijącej wybijamy zęby, a później okazuje się, że to była
taka zabawa? Być może posunąłem się odrobinę za daleko. Ale
to nic nie szkodzi. Tak miało być. To celowa prowokacja, aby
pobudzić Twój aktorski umysł do analizy i do odgrywania sztu-
ki życia po uprzednim napisaniu scenariusza.
Przechodząc do meritum sprawy i próbując znaleźć jakieś salo-
monowe rozwiązanie tej niewątpliwie trudnej do jednoznaczne-
go zdefiniowania kwestii, warto chyba wziąć pod uwagę nastę-
pującą koncepcję. Nie można przechodzić wobec ewidentnej
97
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
krzywdy ludzkiej obojętnie. Najczęściej wiemy, kiedy należy in-
terweniować i wiemy, kiedy dzieje się krzywda. Podany przeze
mnie przykład jest skrajny i ma pobudzić wyłącznie do myślenia,
ale nie będzie on często występującym przypadkiem. Trzy suge-
stie wydają się w tym momencie być bardzo na miejscu. Po
pierwsze należy korygować i udaremniać krzywdzące zachowa-
nia innych bez oceniania ich samych jako osób. To jest bardzo
trudne, bo wymaga interwencji bez udziału emocji. Po drugie ro-
bić to w sposób, który jest adekwatny do sytuacji. Po trzecie nie
wymierzać samemu sprawiedliwości, a jedynie zapobiegać sytu-
acji do momentu, w którym jest opanowana. Ta trzecia sugestia
jest szczególnie istotna. Często zdarza się, że w obronie jednej
atakowanej niesprawiedliwie osoby staje inna. Kiedy opanuje
już sytuację, sama wymierzając według siebie słuszną karę, staje
się oprawcą napastnika, który staje się w tym momencie ofiarą
i wypadałoby, żeby to jemu ktoś przyszedł z pomocą. Jeśli ko-
muś pomożemy odciągając na przykład napastnika, a następnie
skujemy mu mordę, że aż będzie bolało, to najpierw zrobiliśmy
dobrze, potem źle i w konsekwencji może się okazać, że ściągnę-
liśmy na siebie więcej niepotrzebnych doświadczeń, które prze-
cież do nas prędzej czy później wrócą. Nie trzeba się obawiać sy-
tuacji, że napastnik nie poniesie konsekwencji swego czynu. Po-
niesie na pewno. Ale to nie my mamy być sędzią w jego sprawie.
Wszechświat zadba o to, by było sprawiedliwie, bo tak jest skon-
struowany i nad tym czuwa. I w takich sytuacjach niech nam
98
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
przyświeca chrystusowe „nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni…”.
Nie stójmy biernie, kiedy dzieje się krzywda. Reagujmy, ale tak,
by zapobiegać, a nie karać i róbmy to po to, by w sytuacjach, kie-
dy nam zdarzy się wyjść poza granice właściwego zachowania
i działania, ktoś pokierował nami do momentu, aż odzyskamy
panowanie – nie dalej.
Aby mieć wolność w sobie, trzeba ją dawać, aby
mieć w sobie pokój, trzeba go czynić.
Noel Langley
Przyjrzyjmy się teraz przez chwilę naszej zasadzie z perspekty-
wy kwadratury koła. Miłość można otrzymać wtedy, kiedy się
ją daje. Dobroć czy dobre słowo otrzymamy wtedy, kiedy sami
je dajemy. Pieniądze zaczną do nas przychodzić, jeśli sami na-
uczymy się obdarowywać nimi innych. Żeby jednak to wszystko
robić, czyli dawać, trzeba to w sobie mieć. No a żeby mieć, trze-
ba dawać i tak wkoło. I na tym polegać będzie nasza altru-
istyczna kwadratura koła. Spokój na zewnątrz, w naszym życiu
uzyskamy wtedy, kiedy będziemy emanować spokojem we-
wnętrznym. Żeby mieć spokój wewnątrz, trzeba go czynić, czyli
wprowadzać go w nasze zewnętrzne sfery. I znowu utniemy to
rozważanie w momencie, kiedy jedyną rozsądną rzeczą byłoby
99
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
zapytać, co było pierwsze: jajko czy… Ale ten tekst już raz w tej
książce wykorzystałem.
Wielu z nas jest zapewne przekonanych o tym, że najpierw
nam się należy. Najpierw powinniśmy dostać. Tak długo, jak to
powszechne przekonanie będzie królowało w naszych umy-
słach, tak długo nie zrobimy kroku naprzód w skali globalnej.
Już wystarczy. Wystarczy już oczekiwania, że to nam się
wszystko należy i że jesteśmy pępkiem świata. Może i będzie
trudno, ale spróbujmy albo nie – lepiej zróbmy to. Zacznijmy
dawać. Zacznijmy dawać na zewnątrz i nie czekajmy, aż to coś
pojawi się w naszych wnętrzach. Zacznijmy dawać dobre słowo,
radość, optymizm, zrozumienie, współczucie na zewnątrz. Tak
bez oczekiwania na to, że coś się stanie w zamian. Tak po pro-
stu. Kiedy to zrobimy, mamy jak w banku fakt, że pewnego
ranka albo wieczora obudzimy się i to coś będzie w nas. Świat
nie pozwoli nam zbyt długo czekać, nie dając w zamian nagro-
dy pod postacią obfitości w każdej dziedzinie, jeśli tylko na-
uczymy się dawać. Róbmy to mechanicznie. Na początku dla
zysku. Ordynarnie. Później z biegiem czasu coraz bardziej sub-
telnie. Coraz bardziej i bardziej. Coraz mocniej i więcej. Aż
pewnego dnia zrozumiemy, że to nasz osobisty sposób na życie.
Aż pewnego dnia zrozumiemy, że już inaczej nie potrafimy żyć.
Że to jedno, czego tak najbardziej pragniemy, to dawać, dawać
i dawać. I jednocześnie okaże się, że zaczynamy przyjmować,
100
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
bo Wszechświat nie będzie mógł patrzeć na jednostronny pro-
ces. Musi być harmonia. Tak naprawdę dawanie i otrzymywa-
nie to to samo. To ten sam proces, niczym się nieróżniący. To
jedno i to samo, tylko usytuowane na dwóch różnych biegu-
nach lub może lepiej to coś, co pulsuje odwiecznym rytmem.
Wdech, wydech. Nie ma dawania bez otrzymywania, tak samo
jak nie ma otrzymywania bez dawania. To jest klucz. To jest
prawdziwa wiedza. To jest prawdziwe życie. To jest właśnie to.
Poczuj to.
Świeca, od której odpalono tysiące świec, w żad-
nym razie nie wypali się przez to wcześniej.
Szczęścia nigdy nam nie ubywa, gdy dzielimy
się nim z innymi.
Nauki Buddy
Dzieląc się z innymi radością, miłością i obfitością, jaką obda-
rzył nas los, pomnażamy skarby naszego świata. Nie ma rów-
nież obawy o to, że dając innym coś, uszczuplamy tym samym
nasz osobisty skarbiec. Ktoś mógłby zapytać, a jak to jest
w kwestii pieniędzy? Tak często poruszam temat pieniędzy
i naszego fizycznego stanu posiadania, bo jest rzeczą chyba zro-
zumiałą, że to właśnie o tę część „energetycznej matrycy” głów-
101
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
nie nam chodzi. Dobrym słowem to może i chętnie byśmy się
podzielili, ale pieniędzmi to już nie. Bo sami nie mamy, bo inni
mają więcej i niech to ci inni dają itd. Pieniądze szczęścia nie
dają. A ja twierdzę, że dają. To znaczy mogą tak samo dawać,
jak i nie dawać. Czyli mówiąc dosyć obrazowo, pieniądze szczę-
ścia nie dają i dają. Wszystko zależy od tego, jak podchodzimy
do ich posiadania. Po raz ostatni w tym rozdziale powtórzę, że
pieniądze, stan ich posiadania to tylko stan umysłu. Jeśli daje-
my komuś pieniądze z intencją, żeby dały temu komuś szczę-
ście i nasza intencja jest szczera, to istnieje duża szansa na to,
żeby przyniosły mu szczęście. A szczęście, jak wiemy, to uczu-
cie, to nie rzecz. To nastrój, chwila.
Kolejna sprawa, aby lepiej zrozumieć słowa Buddy. Szczęście to
stan umysłu. To określona forma energii. Wywołana może być
na trwałe lub nie. Dlatego nie ma znaczenia, czym się dzielimy
i co dajemy. Ważne, jaka intencja temu towarzyszy, bo to de-
terminuje rodzaj energii, jaką ofiarowujemy komuś za naszym
pośrednictwem. I dlatego właśnie jest tak, że dajemy coś ko-
muś w takiej formie, a wraca to do nas jako inna. A doskonale
skonstruowana maszyna życia dokładnie wie, jaka forma dla
nas jest najlepsza. Tylko że my własnym rozumem tego nie
ogarniamy. Dlatego właśnie nie umiemy się cieszyć chwilą, za-
chwycać cudowną pogodą, nie umiemy dostrzegać i doceniać
102
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IV
tego, że uśmiech dziecka czy osoby ukochanej to te chwile, dla
których warto żyć.
Bądźmy pomocni. Dawajmy wsparcie innym ludziom. Obda-
rzajmy ich wszystkim, czego sami sobie byśmy życzyli. I wtedy
świat się zmieni. Wtedy dopiero zrozumiemy prawdziwą war-
tość życia.
103
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
AKT V
AKT V
Działaj z głową, czyli głową muru nie
przebijesz
Wspinanie się po szczeblach zawodowej drabiny to niejedno-
krotnie ciężka harówa. Ricky o tym wiedział. Był o tym przeko-
nany. Pracował jak wół albo może jak osioł. Był tytanem pracy.
Firma, w której zdobywał swe zawodowe szlify, handlowała
metalami kolorowymi. Ricky sprzedawał głównie miedź. Miał
nawet takie powiedzenie wygrawerowane na swojej srebrnej
bransolecie: „Kto nie ma miedzi, ten cicho siedzi”. Ricky to był
chłop na „schwał” w swych nieskromnych oczach. Siedział na
miedzi i uwielbiał dobrą zabawę. Nic nienaturalnego. Piątkowe
wieczory przedłużające się do późnej niedzieli to był czas na
szaleństwo sobotniej nocy. Tylko że noc trwała trzy dni i dwie
noce. Z reguły. Takie nieskomplikowane życie. Po prostu. Pięć
dni w tygodniu pracujemy od rana do nocy, ale za to weekend
jest dla nas, no chyba że trafi się jakaś robota do wykonania
104
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
albo szkolenie. A i tych, jak wiadomo, nie brakuje w świecie
przedstawicieli handlowych spod znaku „błyskawicy”.
Ricky był nieskomplikowany. Jasne zasady, proste schematy,
byle do celu i ciągle się staramy, aż zabraknie tchu. Poruszał się
białym niemieckim niedużym samochodem, na którym widnia-
ła estetycznie naklejona reklama jego firmy. Telefon z „mega”
zoomem, radio CB, codziennie nowa koszula i siedemnaście
krawatów zmienianych co drugi dzień. Czemu co drugi? Nawet
Ricky tego nie wiedział. Zresztą nie tylko tego nie wiedział. Nie
wiedział także wielu innych rzeczy, dlaczego tak, a nie inaczej
wygląda jego życie. Nie dlatego, że był tumanem. Był niezwykle
lub lepiej – nieprzeciętnie – inteligentny, ale nigdy jakoś tak
nie starczało czasu na to, by zastanowić się, jak ma wyglądać
dzień codzienny. Tak to życie samo wszystko poukładało i tak
to było.
Kolejny piątek rozpoczął się tak naprawdę dopiero wieczorem.
Rozpoczął się naprawdę.
– Kolejka dla wszystkich!!! – wrzasnął Ricky, a trzeba nam
wiedzieć, że chłopak miał gest.
Czterdzieści siedem osób w całej knajpie zawyło, jakby zdziera-
no z nich skórę, choć był to okrzyk euforii. Czterdzieści siedem
wściekłych psów zniknęło w czterdziestu siedmiu gardłach na-
raz. I tyle kolejki. Pod koniec zabawy, kiedy Ricky miał już dwa
105
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
promile we krwi, trzymał rachunek i nie doczytał końcówki.
Z knajpy wypadł na zbity pysk. Na zbity pysk, bo zbito mu pysk.
Nazajutrz leczył rany. Boleśnie. Kompresiki pokazowe. Po trzy-
nastej przyszła do niego dobra znajoma. Było o czym gadać.
– Jak ja im zapłacę rachunek w przyszłym tygodniu?
– Trzeba było nie stawiać całej knajpie tylu kolejek.
– Dwanaście kolejek to dużo?
– Człowieku, jaja sobie robisz? Przecież tam była masa ludzi.
– No wiem. Przegiąłem.
– Naprawdę?
– Nie bądź ironiczna, przegiąłem i to bardzo. Co ja teraz, kur-
wa, mam zrobić? Jeszcze do tego chyba dopisali mi dodatkową
kwotę, jakbym robił w tej knajpie ślub. Zanim obili mi ryja, ka-
zali się podpisać pod rachunkiem.
– Zgłoś to na policję.
– Zwariowałaś? Chcesz mnie zobaczyć w czarnym worku? Ci
faceci to bandyci.
– No to lepiej się pomódl.
– Dzięki.
Dwa dni to kupa czasu. No i kupa może się zmienić. W niedzie-
lę wieczorem Ricky już wiedział, jak nie połamać sobie zębów
na tym orzechu, jednocześnie go konsumując. Nielimitowany
i niekontrolowany czas pracy pozwolił mu nazajutrz zameldo-
wać się w banku. Kredyt oprocentowany właściwie otrzymał
106
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
niezwykle łatwo. Aż się sam zdziwił. Godzinę później wraz
z pieniążkami zastukał w tylne drzwi zamkniętej jeszcze o tej
porze knajpy. Załatwił sprawę, obiecując sobie, że więcej się już
tam nie pojawi. Teraz tylko kredyt. Trzeba go było spłacić. Ric-
ky tak sobie myślał, że musi go szybko spłacić. Żeby jednak to
zrobić, musiałby mieć olbrzymi jednorazowy przypływ gotów-
ki. I wtedy wpadł na ten pomysł.
Firma, w której pracował, była potężna, ale Ricky pracował
w niewielkim oddziale. Comiesięczne rankingi najlepszych
sprzedawców pozwalały mu na niezłe zarobki, a przy tym czyniły
z niego najlepszego sprzedawcę regionu. Ale cały ten show był
niczym w porównaniu do tego, co działo się w centrali. Tam do-
piero goście sprzedawali, a przy tym zarabiali. Plan Ricky'ego
był taki, żeby w ciągu trzech miesięcy zostać najlepszym sprze-
dawcą w firmie. To w sposób automatyczny stanowiło o fakcie,
że premia, jaką by dostał, pozwoliłaby mu zlikwidować zacią-
gnięty kredyt. I choć cała sprawa nie była sprawą życia i śmierci,
bo kredyt mógł spłacać przez kilka lat w sposób swobodny, to
jednak Ricky tak do niej podszedł jak do wyzwania. Naczytał się,
że każda niekorzystna z pozoru sytuacja stwarza potencjalną
możliwość i właśnie to tę możliwość chciał wykorzystać. A poza
tym kochał takie wyzwania. Postawić sobie poprzeczkę tak wy-
soko, żeby niemalże nie móc jej przeskoczyć. Z perspektywy
obecnej jego cel był czystą mrzonką i sam nie wiedział jeszcze,
107
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
jak się zabrać do realizacji planu. Wiedział jedno, że to jest moż-
liwe. Zabrał się więc do roboty i wytężał przez najbliższych kilka
dni swoją mózgownicę. Po paru dniach plan był gotów. Kiedy
Ricky na niego popatrzył i starał się ocenić go „na chłodno”, nie
wyglądał on tak brawurowo i nierealnie, jak mogłoby się wyda-
wać. W każdym razie wszystko, co było w nim zawarte, było
w zasięgu możliwości Ricky'ego. Tylko ten czas. Trzy miesiące to
trochę krótko. Ale to nic, stwierdził pomysłodawca i wykonawca
w jednej osobie i zabrał się do realizacji. Plan był prosty. Nawią-
zać współpracę i zacząć realizować zamówienia dla kilku potęż-
nych odbiorców wschodniego wybrzeża, którzy do tej pory za-
opatrywali się u konkurencji. Ale jak wiemy, z reguły te proste
sprawy bywają niełatwe. Zaczął działać metodycznie. Oferta,
spotkanie, negocjacje, próba nawiązania bliższego kontaktu
z klientem, no i kontrakt poprzedzony deklaracją, która czyni
z Ricky'ego nowego dostawcę.
Minęły dwa miesiące. Z siedmiu potencjalnych klientów dwóch
kategorycznie odmówiło współpracy, trzech zaczęło odbierać
towar od firmy Rickyego i nad trzema pracował. Cel jednak,
choć bliższy spełnienia niż na początku, wydawał się bardzo
odległy. Tych trzech ostatnich klientów miało stanowić podsta-
wę sprzedaży będącej rekordową w firmie. I choć trzech już
zdobytych odbiorców stanowiło olbrzymi i pokaźny dorobek
niestrudzonego sprzedawcy, on swoim zwyczajem działał jak
108
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
opętany, żeby swój plan zrealizować w stu procentach. Próbo-
wał wszystkiego. Nic nie skutkowało, tak jakby walił głową
w mur.
Trzy miesiące minęły. I choć w firmie zorganizowano na cześć
Ricky'ego przyjęcie, bo jego wyniki sprzedaży podskoczyły
o trzysta procent, on sam nie mógł się wyzbyć uczucia porażki.
Sam przed sobą był sprawiedliwy, a zarazem niezwykle surowy.
Tego wieczoru, choć impreza była dosyć fajna, on bawił się do-
syć przeciętnie. Nawet nie wypił zbyt wiele. Kiedy wrócił do
domu, osunął się na swój ulubiony fotel, nie omieszkawszy zro-
bić sobie wcześniej mocnego drinka. Siedząc i sącząc czterdzie-
stoprocentowy pomieszany z zeroprocentowym napojem mix,
spojrzał na leżącą na stole gazetę. Jego przyjaciółka zostawiła
ją tydzień temu, kiedy u niego była. Ricky wziął ją w rękę.
Traktowała o sprawach, jak on to nazywał, „nie z tego świata”.
– Kto czyta te śmoje-boje? – mruknął pod nosem, ale mimo
wszystko otworzył czasopismo.
Akurat traf chciał, że natknął się na artykuł o podążaniu za sy-
gnałami, które życie nieustannie podsyła nam po to, byśmy
mogli iść drogą realizacji. Zaczął czytać. Jego początkowy scep-
tycyzm połączony z lekceważeniem pomału zaczął przeradzać
się w zaciekawienie. Artykuł zaczynał się tak: „Jeśli wyznaczy-
łeś sobie jakiś cel i nie możesz go zrealizować, to niekoniecznie
postawiony cel jest zły. Może być po prostu tak, że zamiast po-
109
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
dążać drogą synchroniczności, walisz głową w mur…”. „Cieka-
we – pomyślał Ricky – to tak samo jak ze mną”. I czytał dalej.
Upłynął kwadrans, kiedy odłożył gazetę. „Oni chyba mają rację,
walę głową w mur. Tylko czego nie dostrzegłem? Czy istnieje
sposób na to, by tych trzech klientów złożyło u mnie zamówie-
nia?”
Według tego, kto napisał artykuł, jeśli realizujemy dowolny
projekt, to w jego trakcie z całą pewnością otrzymamy masę sy-
gnałów, które wskazują nam właściwą drogę. Trzeba tylko
umieć je odczytać.
Dopił drinka, odstawił szklankę i wstał, żeby zrobić sobie coś
do jedzenia i w tym samym momencie go olśniło. Przypomniał
sobie scenę z jednym z klientów, nad którym pracował. Rzecz
dotyczyła tego, jak tamten mówił, że współpraca może być
możliwa tylko w momencie, kiedy Ricky przedstawi mu refe-
rencje jego stałych odbiorców. Ricky zlekceważył tę wypowiedź
klienta, jakby nie istniała. Po pierwsze nie posiadał referencji
i nie bardzo chciało mu się je zbierać od aktualnych odbiorców,
a po drugie wydawało mu się, że jego potencjalny klient chce
go w ten sposób zbyć. Później przypomniał sobie, że gdy był na
przyjęciu urodzinowym swojego wujka, żona jubilata zadekla-
rowała się, że pomoże mu, bo jego potencjalny klient to dobry
kolega ze studiów jej najlepszej przyjaciółki. Ricky i ten sygnał
zbagatelizował, bo ciotka nie stanowiła dla niego autorytetu
110
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
w dziedzinie biznesu, a już na pewno nie w dziedzinie kontak-
tów międzyludzkich. Następnie jak błyskawica przez głowę
Ricky'ego przeszła myśl o tym, jak jego szef mówił kiedyś, że
ludzie ze wschodniego wybrzeża nie lubią czerwonych krawa-
tów. Ulubiony krawat Ricky'ego miał kolor czerwony i zakładał
go na swoje najważniejsze spotkania. Myśląc o tych wszystkich
zależnościach i sytuacjach, zamiast pójść do kuchni i przygoto-
wać sobie posiłek, sięgnął do swojego biurka, wyciągnął z niego
arkusz kancelaryjnego papieru i zaczął zastanawiać się, pisząc,
co jeszcze przeoczył w swoich działaniach. Zastał go świt, ale
był zadowolony. Okazało się, że w kontaktach z trzema klienta-
mi, nad którymi pracował, popełnił masę błędów. Ale nie wyni-
kały one ze sztuki sprzedaży, negocjacji czy przekonywania.
Wynikały one z faktu, że nie obserwował tego, co się wokół nie-
go dzieje i nie wyciągał odpowiednich wniosków co do dalszych
działań.
Kolejne dwa tygodnie poświęcił tylko tym trzem klientom.
Zmienił front działania i wykorzystał wszystkie swoje atuty
i możliwości, jakie posiadał, lub jakie wydawało mu się, że po-
siadał. A przede wszystkim obserwował, co się działo i natych-
miast reagował. Jeśli widział, że w określonym dniu jego roz-
mówca nie był zbyt przyjaźnie nastawiony, to nie ryzykował
i wycofywał się. Jeśli odnosił wrażenie, że coś może mu sprzy-
jać, czynił z tego zjawiska swojego sprzymierzeńca. Poza tym
111
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
kilka razy wykorzystał fakt, który dopiero teraz zauważył
w swoim życiu, że jeśli wstaje z łóżka radośnie i z dobrym na-
stawieniem, to wszystko lepiej mu wychodzi i kiedy obserwo-
wał u siebie taki nastrój, zamiast jechać, jak to zwykł rano ro-
bić, do firmy, kierował się od razu do klienta, uprzednio dzwo-
niąc. Wypytał sekretarki swoich klientów, w jaki sposób ich
szefowie lubią przyjmować informacje i właśnie pod tym kątem
opracował strategię działania. Należy dodać, że to tylko zmniej-
szyło jego przygotowania do spotkań, bo dwóch z trzech klien-
tów nie lubiło papierowych analiz, woleli rozmowę. Sam po-
mysł takiego podejścia do sprawy podsunęła mu sekretarka
jednego z klientów i wykorzystał go w dwóch pozostałych przy-
padkach, bo był czujny.
I dwa miesiące później kolejny bankiet na jego cześć miał już zgo-
ła inny charakter. Pojawił się sam główny boss, któremu nie wy-
padało osobiście nie uhonorować najlepszego sprzedawcy w fir-
mie. Ricky osiągnął swój cel. Był z siebie dumny. I miał z czego.
Docenił wagę działania z głową, czyli podążania za sygnałami
i podpowiedziami sugerowanymi przez życie i otoczenie.
Minął rok. Na przyjęciu w głównej sali balowej teatru tłoczyli
się zebrani goście. Stojąca impreza, jakich wiele w tym mieście,
przyciągnęła wielu przemysłowców i biznesmenów. Ricky miał
już dosyć tej atmosfery, kiedy ujrzał swojego znajomego.
112
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
– Cześć Harald, ty też tutaj?
– No jak widzisz, ja też tutaj i chyba też mam już dość.
– To chodź, siądziemy w barze na dole i wypijemy kilka głęb-
szych.
– Z przyjemnością.
I zeszli na dół do baru. Po godzinie rozluźnili atmosferę i weszli
na tematy służbowe wspominając to, co było.
– A pamiętasz, jak pojawiłem się u ciebie w czerwonym krawa-
cie? – zapytał Ricky Haralda.
– Pamiętam.
– Mogę cię o coś zapytać?
– Śmiało.
– W firmie, zanim do ciebie trafiłem, ktoś mi sugerował, że fa-
ceci ze wschodniego wybrzeża nie lubią czerwonych krawatów.
Wtedy to zignorowałem i kilka razy byłem u ciebie w czerwo-
nym krawacie. Powiedz mi, czy to ma aż takie znaczenie i czy
faceci ze wschodniego wybrzeża rzeczywiście nie lubią czerwo-
nych krawatów?
– To prawda. Nie lubią, choć nie wiem naprawdę, skąd się to
wzięło. Może dlatego nie lubią, że tak się mówi.
– No dobrze, a ty?
– Ja naprawdę nie lubię takich krawatów i w ogóle nie lubię
czerwonego koloru.
– A mnie lubisz?
113
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
– Ciebie lubię.
– To znaczy, że nie miało wtedy znaczenia, w jakim krawacie
pojawiłem się u ciebie?
– Wiesz stary… powiem ci prawdę. Gdybyś nie zmienił tego
czerwonego krawata, to nigdy niczego od ciebie bym nie kupił.
– No to dobrze, że zmieniłem krawat.
– W rzeczy samej… w rzeczy samej.
Może nam się wydawać, że to, co mamy zrobić,
jest niemożliwością. Jeśli tak sprawa wygląda,
to znaczy, że nasz problem jest źle postawiony.
Jeśli natomiast problem jest dobrze postawiony,
na pewno ma rozwiązanie. Należy go tak sfor-
mułować, by sprowadzał się do wykonalnego
zadania.
Scott Thorpe
Działanie na pograniczu tego, co wydaje nam się możliwe,
a tego, co w naszym wyobrażeniu wykracza poza nasze zwykłe
możliwości, ma swoje wady i zalety. Zasadnym jednak wydaje
się twierdzenie, że problem z niemożliwością dokonania czegoś
z reguły nie leży w wielkości naszego celu, ale w naszym podej-
ściu do jego wielkości i w naszym wyobrażeniu o trudności jego
114
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
realizacji. Wszystko zatem sprowadzać się będzie do myślenia,
a w konsekwencji do tego, co mamy w głowie. Nie oczekując
jednak od wszystkich, że nagle zmienią tory myślowe, rozsze-
rzą swoje spojrzenie i uchwycą w całości zakres swoich możli-
wości, zalecane jest robić to stopniowo. Rozwój, jak niejedno-
krotnie powtarzałem, powinien być, i z reguły jest, ewolucją,
a nie rewolucją. A zatem jeśli coś, co chcemy zrealizować, coś,
czego chcemy dokonać, wydaje nam się na pozór niemożliwe
lub trudne do zrobienia, warto zastosować metodę, której
kwintesencję podaje Scott Thorpe. Problem jest dopóty proble-
mem, dopóki jest problematyczny. Jeśli umiemy go przeformu-
łować, tak by powstało z niego zadanie do wykonania i jeszcze
do tego mamy wizję, jak je wykonać, to w miejsce naszego pro-
blemu powstaje zadanie, które składa się z czynności do wyko-
nania i wystarczy zabrać się za ich realizację. Dlaczego dzieje
się tak, że zamiast od razu przetwarzać w swoich umysłach za-
gadnienie na dające się zrealizować zadanie, tworzymy myślo-
wego knota blokującego nas w działaniu? Powodów, jak to
zwykle bywa, jest kilka. Rzadko bowiem coś jest całkowicie
czarne lub całkowicie białe. Większa część zagadnień to różne
odcienie szarości. Po pierwsze najczęściej zamiast szukać moż-
liwości, szukamy powodów, dla których czegoś nie da się zrobić
lub takich zależności, które uniemożliwią nam pójście do przo-
du. Po drugie ze względu na szybkie tempo życia nie poświęca-
my naszym sprawom zbyt wiele czasu, a jeśli już nad czymś się
115
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
z pozoru zastanawiamy, robimy to szybko, niechlujnie i byle
jak. Po trzecie przy podejmowaniu decyzji, przy analizowaniu
zależności mających wpływ na zagadnienie kierujemy się z re-
guły możliwościami, z którymi na co dzień żyjemy. Nasz świat
składa się z określonych ludzi, sytuacji i doświadczeń, które
wytyczają granice tego, co uważamy za możliwe. Podłożem tak
ograniczonego sposobu reagowania jest strach przed zmianą
trzymający nas w utartych schematach i ograniczający nasz
rozwój. To strach przed zmianą, przed wyjściem z osobistej
strefy komfortu. Prawdziwym powodem, dla którego mamy tak
wiele problemów, jest obawa przed tym, że jeśli je rozwiążemy,
znajdziemy się w nowych sytuacjach, w innych okoliczno-
ściach, do których nie jesteśmy przyzwyczajeni i z którymi nie
umiemy żyć. Jeśli ktoś stwierdzi, że to nonsens, to niech zasta-
nowi się nad pytaniem, dlaczego ludzie bardzo biedni, po-
wiedzmy bezdomni, nie bardzo chcieliby zmienić swój los?
Pewnie nie wszyscy, ale część z nich tak właśnie podchodzi do
życia. Ich podejście jest niczym innym jak obawą przed innym
życiem. Przyczyny czy powody tych obaw pomińmy, bo choć są
bardzo ważne lub, inaczej mówiąc, fundamentalne, nie są te-
matem naszych rozważań w tym momencie.
A teraz przejdźmy do konkretnych przykładowych, choć co-
dziennych, z życia wziętych, zagadnień. Jeśli mówimy o tym, że
jesteśmy chorzy, na przykład mamy raka, no to mamy pro-
116
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
blem. Ale jeśli mówimy o konkretnym leczeniu, któremu pod-
daliśmy się po konsultacji z lekarzem, o naszych planach na
przyszłość, o alternatywnych metodach, jakie mamy zamiar za-
stosować w walce z chorobą i wyznaczamy jeszcze sobie termin
wyzdrowienia, to zamiast problemu mamy skonstruowany
plan, który wystarczy zacząć realizować. Sceptycy mogą powie-
dzieć, że to to samo. Że to dwie strony tego samego medalu i że
samym myśleniem oraz zmianą nastawienia nie da się uzdro-
wić choroby. Swoje argumenty niech sceptycy wsadzą sobie
w swoje cztery litery. Absolutnie to wszystko, o czym piszę, jest
możliwe i działa. Zmiana myślenia i podejścia będzie powodo-
wała wzrost naszej wiary w końcowy rezultat, a tym samym za-
cznie się uruchamiać mechanizm wyzwalający w nas chęć do
wyzdrowienia (mowa tu o tych, którzy chcą wyzdrowieć). Jak
wiemy, wiara czyni cuda, a dla niedowiarków żadne argumenty
nie będą dosyć mocne, by stanowiły prawdę.
Zapaść finansowa czy bankructwo to problem. Program napra-
wy sytuacji, wyjścia z kryzysu to plan działania i szansa na lep-
szą przyszłość. Kryzys wiary, brak sensu życia to problem. Po-
szukiwanie sensu istnienia to droga. To kierunkowskaz. Oczy-
wiście trudno jest na takim poziomie ogólności operować bar-
dziej konkretnymi przykładami. Sytuacji życiowych jest mnó-
stwo, a co za tym idzie, bardzo wiele problemów do rozwiąza-
nia staje na naszej drodze.
117
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
Aby było nam łatwiej i aby sprawniej działać w otaczającym nas
świecie, można zastosować podejście, które mówi o tym, że
każdy problem, jaki się przed nami pojawia, to nic innego jak
sprawa do załatwienia. Po prostu zadanie. Nie należy podda-
wać się wyobrażeniom na temat jego ogromu, ale należy
w miarę energicznie opracować plan pokonania go, obejścia
czy neutralizacji w zależności od sytuacji i okoliczności. O tym,
jak to zrobić, powiemy sobie w dalszej części tego rozdziału.
Czasami szukamy rozwiązania problemu, nie
zauważając, że problemu nie ma.
Kurt Tepperwein
Ta sentencja może wydawać się nieco trywialna, ale niesie ze
sobą wiele życiowej mądrości. Aby to udowodnić, proponuję
mały test myślowy. Załóżmy od teraz, że powiedzmy przez ty-
dzień albo miesiąc (w zależności od tego, jak bardzo ktoś jest
w stanie zaufać opatrzności) nie rozwiązujemy pojawiających
się przed nami problemów. Pozwalamy tylko im być i obserwu-
jemy, jak też się sytuacja rozwinie. Nie płaczemy nad rozlanym
mlekiem, nie oddajemy pięknym za nadobne, nie upominamy
się o to, co ktoś nam jest winien, patrząc z naszego punktu wi-
dzenia. Zapytam tak. Jak wielu z nas byłoby gotowych przyjąć
118
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
przez nawet tak krótki czas jak jeden tydzień taką postawę?
Czy Ty byłbyś gotów? Jeśli tak, to gratuluję, bo to oznacza, że
masz dystans do otaczającego Cię świata i do tego, co się w nim
dzieje. A jeśli nie? No cóż, wnioski pozostawię bez komentarza.
Idąc dalej naszym tokiem rozumowania, co taki eksperyment
miałby nam udowodnić? Otóż sprawa jest prosta. Jeśli stać Cię
na to, to zrób taki test. Zobaczysz wtedy, jak wiele spraw pozo-
stawionych własnemu biegowi bez Twojej ingerencji rozwiąże
się samo. I to całkiem nieźle z punktu widzenia Twojej osoby.
Pewnie nie należy generalizować, mówiąc, że wszystko potoczy
się jak po maśle bez Twojej ingerencji, ale zapewne zdziwisz
się, jak wiele spraw w naszym życiu ma tendencje do tego, by
rozwiązywać się bez naszej ingerencji, a cała bajka polegać bę-
dzie na tym, by nie przeszkadzać im w przybraniu korzystnej
dla Ciebie formy. Jeszcze jedna uwaga do tego eksperymentu.
Jeśli pozostawimy sprawy własnemu biegowi, decydując się na
bierność, a następnie pod wpływem pozornie niekorzystnego
obrotu sprawy zaczniemy panicznie przeciwdziałać, obawiając
się całkowitej katastrofy, to skutki mogą być o wiele bardziej
opłakane, niż gdybyśmy reagowali od razu. Dlaczego tak się
dzieje? No bo albo mamy zaufanie do tak zwanej opatrzności,
albo to zaufanie jest tylko częściowe. I w tym przypadku brak
wiary będzie korzystniejszy niż wiara częściowa.
119
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
Test ten jest testem dla odważnych. Pozostali natomiast mogą
przyjąć bez wahania tezę, że często jest tak, że rzekomy pro-
blem wcale problemem nie jest, a przybiera on taką postać
w naszej głowie pod wpływem wyobrażenia na jego temat. Nie
trzeba wyważać drzwi tam, gdzie ich nie ma.
Jest sporo technik zarówno mentalnych, jak i fizycznych, aby zo-
rientować się, na ile dana sytuacja jest problemem i na ile należy
się w nią angażować. Można zadać sobie pytanie, czy sprawa,
z która się zmagam, jest bezpośrednio lub chociaż pośrednio
związana z moimi życiowymi celami. Jeśli nie, to nie ma potrzeby
jej rozwiązywać. A jeśli nie mam życiowych celów? No to słaby ze
mnie aktor na scenie życia. Problem często przestaje być proble-
mem, jeśli przeanalizujemy sobie, jakie konsekwencje mogą wy-
niknąć pod wpływem nazwijmy to „niekorzystnego obrotu spra-
wy”. Jeśli niewielkie lub żadne, to nie powinno być problemu. Ko-
lejną podpowiedzią jest analiza, czy problem, którym się zajmuję,
jest rzeczywiście mój i czy to ja powinienem się nim zajmować.
Jeśli nie, to nie ma problemu albo przynajmniej nie powinien nas
dotyczyć. Kolejna sugestia. Jeśli nie mam na coś wpływu (takie
sytuacje czasem się zdarzają) albo mój wpływ jest marginalny, to
problemu też z logicznego punktu widzenia być nie powinno, bo
sprawy i tak potoczą się same bez naszego udziału. No i na koniec
tej krótkiej i oczywiście nieskończonej listy można dorzucić prze-
badany fakt, że ponad 90% naszych obaw się nie sprawdza, czyli
120
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
inaczej: nie ma miejsca. Najgorsze z możliwych scenariuszy
sprawdzają się niezmiernie rzadko. Jak mówił jeden mój kolega:
nie szukajmy kwadratowych jaj, bo ich nie ma.
Thomas Edison wierzył, że sukces składa się
z dwóch elementów: po pierwsze, należy zdefi-
niować, co chce się stworzyć, a po drugie, trzeba
eksperymentować do momentu, kiedy wyczer-
pane zostaną wszystkie możliwości.
fragment książki „100 praw sukcesu
w biznesie” – Brian Tracy
Żeby zrównoważyć trochę poziom energii tej części sugestii doty-
czących umiejętności odgrywania osobistych przedstawień w te-
atrze życia, przeanalizujmy teraz nieco inne spojrzenie na zagad-
nienie działania z głową. Zrobimy to po to, by nie upraszczać nad-
miernie naszego dosyć skomplikowanego życia i nie głosić tezy, że
możemy, będąc tu i teraz na Ziemi, nie mieć żadnych problemów,
bo to prawdopodobnie jest niemożliwe. Gdybyśmy chcieli stwier-
dzić, że trudności i problemy życiowe przytrafiają się tylko nie-
uświadomionym, to jednocześnie zdyskredytowalibyśmy wnioski
doświadczenia i mądrości, jakie płyną od Wielkich ludzi, którzy
dokonali nieprzeciętnych rzeczy. Należy im się szacunek. Ważne
121
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
jednak jest to, byśmy wykorzystali ich doświadczenia, nadmiernie
się do nich nie przywiązując, bo my jako kolejne pokolenie mamy
moralny obowiązek szukać coraz lepszych i bardziej optymalnych
rozwiązań, które ułatwiałyby życie nam i naszemu otoczeniu.
Wracając do naszego wątku, który podsumowuje powyższy cy-
tat, czasem walenie głową w mur jest uzasadnione. I jest to
uzasadnione wtedy, kiedy cel, do którego zmierzamy, musi być
osiągnięty, a nasze doświadczenie w kwestii możliwości zasto-
sowania optymalnych i skutecznych rozwiązań jest niewielkie
albo żadne. Samo słowo „musi”, którego użyłem, niech ozna-
cza, że nie dopuszczamy wariantu nieosiągnięcia celu. Czyli in-
nymi słowy, liczy się tylko zwycięstwo i nic innego. Żadnych
kompromisów. Podawany powyżej za wzór takiego działania
Thomas Edison mógłby uchodzić prawdopodobnie za jednego
z ojców tej formy działania. Ilość nieudanych prób, zanim po-
wstało rozwiązanie umożliwiające nam dzisiaj sztuczne oświe-
tlanie pomieszczeń i terenów stała się legendą, jeśli chodzi
o powstawanie wynalazków w historii naszego świata. W zależ-
ności od źródła (nasza wiedza jest oparta często na różnych da-
nych, tak jakby naprawdę istniały odmienne od siebie rzeczy-
wistości w tym samym czasie), mówi się, że on dokonał od
6000 do 12000 prób, zanim udało mu się uzyskać skutecznie
działający prototyp tego, co dzisiaj nazywamy żarówką. Takie
działanie świadczy nie tylko o tym, że bardzo mało jest rzeczy
122
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
niemożliwych dla człowieka, który wierzy. Takie działanie
świadczy również o tym, że czasem tłuczenie głową w mur, na-
wet na oślep, może przynieść i przynosi w konsekwencji suk-
ces. Tylko mądrość tego przekazu powinna nam jasno dawać
do zrozumienia, że działanie za wszelką cenę i do końca jest
pewną formą fanatyzmu i pochłania olbrzymie ilości czasu,
energii i często innych środków, które są niezbędne do jego re-
alizacji. I o ile istnieją sytuacje, które usprawiedliwiają takie
działanie i, mało tego, często są nawet niezbędne albo koniecz-
ne, to należy zdawać sobie sprawę z tego, że nie da się tak na
dłuższą metę żyć, wykorzystując taki sposób do większości na-
szych spraw, które wymagają interwencji czy działania. To zna-
czy da się, tylko niezbyt długo. Zatem przyjąć należy, że tak
zwane tłuczenie głową w mur powinno być w jakiś sposób
usprawiedliwione. A kto ma „wystawić” to usprawiedliwienie?
Oczywiście my sami. Wybór należy do każdego z nas z osobna.
Różnica pomiędzy mędrcem a zwykłym człowie-
kiem polega na tym, że kiedy mędrzec otrzymuje
komunikat z zewnątrz, działa zgodnie z nim, nato-
miast zwykli ludzie uznają go za nieprawdziwy.
Stuart Wilde
123
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
A więc pytanie za miliard dolarów: „Jak należy żyć?”. Trzeba
nie lada eksperta, żeby umiał na to odpowiedzieć, szczególnie
dzisiaj, kiedy świat staje na głowie (dosłownie i w przenośni).
Niezwykle istotnym, ciekawym, a przede wszystkim skutecz-
nym (bo potwierdzonym w działaniu) narzędziem jest podąża-
nie za własną intuicją. Istnieje wszakże warunek – aby to na-
rzędzie działało sprawnie, trzeba nauczyć się je stosować. A na-
uczyć można się wyłącznie przez stosowanie. Intuicja, jak wie-
my, to słuchanie głosu naszego serca lub nas samych z innego
poziomu głębi. Żeby nie wchodzić zbyt mocno w niewidzialne
sfery, do których większość z nas nie jest przyzwyczajona,
przyjmijmy, że słuchanie intuicji to słuchanie wewnętrznego
głosu, który nigdy nie wpuści nas w maliny (no chyba żeby za-
znać przyjemności skosztowania pysznych owoców). Jak zatem
ma się do tego wszystkiego zdanie skonstruowane przez pana
Wilde’a, który prawdziwego mędrca definiuje jako tego, który
działa na podstawie komunikatów z zewnątrz? Sprzeczność?
Niekoniecznie. A jeśli tak to tylko pozorna. Absolutnie i dosko-
nale rozwinięty człowiek naszego poziomu nie potrzebowałby
sygnałów zewnętrznych, bo prawda działałaby w nim i przez
niego. Ale że nam jeszcze trochę brakuje do takiej doskonało-
ści, to niewymownie mądry i zaradny wszechświat daje nam
szereg podpowiedzi, którędy należy podążać, przedstawiając je
jako zdarzenia zewnętrzne czy zewnętrzne podpowiedzi. Dla la-
ika i ignoranta tak zwane zbiegi okoliczności, powtarzające się
124
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
sytuacje, zaskakujące obroty sprawy to jedynie nic nieznaczący
chaos tego świata. Dla człowieka wybitnie wykształconego
w sztuce życia i umiejącego poruszać się po nim w zgodzie z bo-
ską harmonią, te wszystkie sygnały to drogowskazy. I na tym
polegać będzie mądrość mędrca, że potrafi je zinterpretować
i zastosować się do nich. Kto zatem „sponsoruje” te wydarze-
nia? Kto je układa i w jakim celu? To temat dla innej książki,
ale krótko można powiedzieć, że to „my sami, tylko z górnej
półki”. Dla jednych będzie to Wyższe Ja, dla innych Anioł
Stróż, a jeszcze dla innych Bóg. Ciekawe, czy prawda, tak jak to
z reguły bywa, jest pośrodku?
Czasami trzeba iść drogą okrężną, jeśli nie moż-
na najkrótszą.
Andrzej Wójcikiewicz
Jeśli zgodzimy się już z tym, że działać trzeba mądrze, to chyba
można się też zgodzić, że nie zawsze mądrze oznacza szybko.
A raczej rzadko. „Spiesz się powoli” – mówi stara maksyma.
I chwała tym, którzy nauczyli się żyć według tej zasady. To znaczy
chwała dla nich, bo mają łatwiej w życiu. Jestem wyznawcą zasa-
dy, że „już, od razu i wszystko”, bo szkoda czasu. Ale wyznaję rów-
nież zasadę, że jeśli trzeba na coś czekać, bo to najlepsze rozwią-
125
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
zanie, to niech szybkość szlag trafi. Znowu sprzeczność? Jeśli tak,
to znowu pozorna. Trwające życie to ciągłe zmiany. Również
zmiany tempa. Dochodzenie do celu w rekordowym czasie to nie
zawsze lub rzadko sprint. To sprint przez jakiś czas, odpoczynek,
by zregenerować siły, trucht, bieg, kłus, galop i stanie w miejscu
też czasem. Rekordowy czas dojścia do celu osiągniemy nie wte-
dy, kiedy pobiegniemy na złamanie karku do przodu, ale kiedy
będziemy wiedzieć, z jakiego tempa w danym momencie korzy-
stać, tak by istniała niekończąca się harmonia. Jasne? Myślę, że
bardzo. Proste? Myślę, że proste. Łatwe? Chyba niekoniecznie.
Ale możliwe, jeśli zaczniemy wykorzystywać nasz pełny potencjał,
by tak działać. Jak to robić? Obserwować siebie, sytuację, ludzi,
zdarzenia i przede wszystkim myśleć po swojemu. Można ciągnąć
jeszcze listę dalej i mówić, że warto wykorzystywać doświadczenie
innych, przyjmując to, co nam odpowiada, odrzucać to, co nam
się nie przyda itd. Wiele tego by się nazbierało. Zapamiętać w tym
miejscu warto, że nie zawsze najlepsza jest ta droga, która jawi
nam się jako najkrótsza. Poza tym nie zawsze da się pójść tą naj-
krótszą drogą. Wynika to między innymi z faktu, że do pewnych
spraw, do pewnych rzeczy, do których dążymy, musimy dorosnąć.
Musimy, jak mawia Brian Tracy, zapłacić z góry za sukces, który
chcemy osiągnąć. I właśnie dlatego musimy pójść drogą inną niż
ta najkrótsza, by przeżywając określone sytuacje, konfrontując się
z pewnymi zdarzeniami, zapłacić własną energią, ucząc się lekcji,
które mamy do przerobienia. Inaczej nie dostaniemy marchewki,
126
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
która zwisa przed naszym nosem, a jeśli zdobędziemy ją podstęp-
nie, płacąc mniej, niż powinniśmy, to albo się nią udławimy, albo
nie będzie nam smakowała.
Umysł jest jak spadochron – działa dobrze tylko
wtedy, gdy jest otwarty.
Teodoro Gomez i Gottfried Kerstin
I tak dochodzimy prawdopodobnie do najważniejszej konkluzji
tej części. Trzeba myśleć. Nic nie zastąpi myślenia. Ale nie cho-
dzi tu o myślenie po prostu. Chodzi o myślenie konstruktywne,
takie, które pomoże nam wyciągnąć wnioski, jakie działania
w naszym życiu są stratą czasu i waleniem głową w mur, a jakie
przynoszą nam korzyści. Nam osobiście i innym, którzy żyją
obok nas. I żeby było sprawiedliwie, to nikt nikogo nie zwolnił
z myślenia, choć konstruowane systemy gospodarcze, militarne
czy kulturowe są nafaszerowane knotami, które ugruntowują
w ludzkich umysłach przekonanie, że nie musimy myśleć i że
inni, niby mądrzejsi, zrobią to lepiej za nas. To bzdura i wiara
w taki zabobon jest prawdziwą chorobą ludzkości.
Jeśli miałbym wskazać, na czym zależy mi najbardziej, pisząc
kolejną już książkę, to odpowiedziałbym, że na tym, by ludzie
127
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT V
zaczęli myśleć. Nikt na dłuższą metę nie jest w stanie przekazać
więcej niż to, na co słuchający czy chłonący umysł jest gotów.
Mamy prawo popełniać błędy, wyciągać błędne wnioski
i mamy pełne prawo do tego, by przestać się bać tego, że popeł-
nimy błąd. To jedyny proces, który umożliwi nam nauczenie
się myślenia po swojemu. Oczywiście należy dołożyć wszelkich
starań, by nie powielać błędów i by uczyć się na nich.
Porównanie umysłu do spadochronu spadło mi w tę część tej
książki jak gwiazdka z nieba. I analogia do skoczka, któremu
nie może się otworzyć spadochron, jest w tym momencie tak
idealna, jakby stąd właśnie była. Nie myśląc, jesteśmy jak ten
skoczek i spadamy bez wiary i nadziei. Ale ten sam skoczek wie
w głębi siebie, że istnieje zapasowy spadochron, tylko o tym za-
pomniał. Kiedy spadając, rezygnuje, spada, aby zginąć. Ale
w pewnym momencie zaczyna w głowie świtać mu myśl, że
może jest jakieś inne, lepsze, mogące go uratować rozwiązanie.
I pomału zaczyna główkować. Szuka alternatywy. I trafia
w końcu zdrętwiałą od zimna ręką na zawleczkę drugiego, za-
pasowego spadochronu. Z początku męczy się, bo nie może
uruchomić mechanizmu rozwijającego drugi spadochron. Ale
w końcu mu się udaje. Już wie, że nie zginie. A może właśnie
rozpoczyna nowe życie…
128
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
AKT VI
AKT VI
Wybacz im wszystko, czyli jak zrobić sobie
dobrze
Maciej stanął przed bramą kościoła i wpatrywał się w majesta-
tycznie wyglądający gmach. Był prostym człowiekiem, bez spe-
cjalnego poczucia estetyki i piękna, ale ten kościół zawsze go
urzekał. Pomimo że wioska, w której mieszkał, była bardzo nie-
wielka, kościół zbudowany na początku XIII wieku prezento-
wał się okazale. Mógłby z powodzeniem być nie lada atrakcją
w dużym mieście. Maciej stał tak przez chwilę, po czym pchnął
do przodu metalową bramę, która, głośno skrzypiąc, otworzyła
swoje podwoje. Szedł bez przekonania. Nie podejrzewał, że
w ten zimny powszedni dzień zastanie otwarte drzwi domu
modlitwy. Tak właściwie to nic nie wiedział. Ostatni raz był
w kościele dwadzieścia lat temu. Od tego czasu, kiedy stwier-
dził, że jego noga więcej tam nie postanie, zwyczajnie, pomimo
dezaprobaty ze strony współmieszkańców, więcej się tam nie
pojawił. Aż do dzisiaj. Dlatego ogromnie się zdziwił, kiedy naci-
129
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
snął nowoczesną klamkę jasnych dębowych drzwi, trochę nie-
pasujących do mrocznego wizerunku budowli, a te otworzyły
się, zapraszając do środka gościa. Powoli, z majestatem za-
mknął drzwi i skierował się w stronę ołtarza. Nie klęknął i nie
przeżegnał się. Szedł prosto i powoli. Kiedy doszedł do samego
ołtarza, przystanął i zaczął wpatrywać się w potężny krzyż, na
którym zawieszona była rzeźba konającego Chrystusa.
„I co, warto było ginąć za tych, którzy ci to zrobili?” – pomyślał
Maciej, patrząc na męczennika. Popatrzył na ołtarz, po czym
usiadł na ławce w pierwszym rzędzie. Siedział tak przez krótką
chwilę, po czym zakrył twarz rękoma, opierając ją na nich. „Po
co tu przyszedłem?” – pomyślał. Odpowiedź na to pytanie była
prosta. I Maciej to wiedział. Szukał pomocy, bo został na świe-
cie sam, a przynajmniej tak mu się wydawało. To, że przyszedł
szukać pomocy tam, gdzie nigdy jej nie szukał, świadczyło
o jego desperacji i o tym, że tak naprawdę jest mu już wszystko
jedno. Życie ma sens tylko do momentu, kiedy go dostrzegamy
lub przynajmniej w niego wierzymy. Najczęściej kojarzy się
ono nam z kimś. Z inną osobą. Żyjemy, jeśli mamy po co, ale
częściej, jeśli mamy dla kogo.
Dziesięć minut spędzone na ławce kościelnej nie przyniosło
żadnej ulgi siedzącemu na niej człowiekowi. Patrzył tępo w bli-
żej nieokreślony punkt misternie stworzonego ołtarza.
130
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
Nagle coś „zaszurało” w bocznej części kościoła. „Pewnie mysz”
– pomyślał Maciej i kontynuował swoje „spojrzenie w nicość”.
Jednak szmer powtórzył się, tym razem nieco głośniej. Skrzyp-
nęły drzwi. Maciej odwrócił się i ujrzał wchodzącego bocznymi
drzwiami kościoła proboszcza Gerwazego. Energiczny ksiądz
w średnim wieku zbliżał się do zakrystii. Kiedy doszedł do
pierwszego rzędu ławek, ujrzał Macieja.
– Wszelki duch Pana Boga chwali! A to mamy święto. Witam
was, Macieju!
– Niech… Szczęść Boże – odpowiedział Maciej, przypomniaw-
szy sobie fakt, że nie pamięta, jak leciało to przywitanie, od
którego chciał zacząć. Teraz dopiero miał powody do złości.
Proboszcz Gerwazy to była ostatnia osoba, jaką chciał dzisiaj
widzieć. W sklepie dowiedział się, że ksiądz wyjechał na kilka
dni i zostawił cały przybytek w rękach swojego pomocnika.
– Co was tu sprowadza? – zapytał ogromnie zaskoczony ksiądz.
Maciej nie miał nic przeciwko samemu Gerwazemu, ale nie
bardzo był w stanie zwierzać się komuś młodszemu od siebie.
Szczególnie dużo młodszemu. Uważał Gerwazego za niewiele
wiedzącego o życiu klechę, który, nie wiadomo czemu, znalazł
się w takiej dziurze jak wioska, w której stał kościół.
– Tak przyszedłem sobie tylko posiedzieć… – odpowiedział wy-
mijająco Maciej.
131
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
– Ano, jeśli tak, to posiedźcie sobie, proszę. Pierwszy raz od
siedmiu lat was tu widzę, od kiedy tu przyjechałem. To musi
być coś ważnego, siedźcie sobie, proszę, ile chcecie. Miałem za-
mknąć już kościół, ale poczekam w zakrystii, ile będzie potrze-
ba – powiedział Gerwazy, po czym oddalił się.
Maciej siedział i patrzył zdziwiony, jak ksiądz odchodzi i był
bardzo zaskoczony jego delikatnością i taktem. Był raczej prze-
konany, kiedy go zobaczył, że będzie musiał tłumaczyć się ze
swojej obecności tutaj. Kiedy Gerwazy zniknął, w kościele zale-
gła znowu cisza. Maciej dalej siedział w ławce. Nie mógł zebrać
myśli, choć bardzo się starał. Po pięciu minutach przy ołtarzu
pojawił się znów ksiądz, wnosząc wazon ze świeżymi kwiatami.
„Porozmawiaj z nim” – jakiś głos szepnął do Macieja. „A kim ty
jesteś?” – trochę przestraszony wyszeptał Maciej, rozglądając
się, dookoła, ale nikogo nie zauważył. „To ja, twój Anioł Stróż,
porozmawiaj z nim”. „Chyba zwariowałem” – pomyślał zdu-
miony Maciej.
Gerwazy postawił wazon z boku ołtarza i już miał się oddalić,
kiedy usłyszał głos Macieja.
– Czy mogę zadać księdzu pytanie? – wypowiedziawszy to, Ma-
ciej znów zganił sam siebie. „No nie, ja chyba naprawdę zwa-
riowałem!” – czując, że zadanie tego pytania księdzu tak jakby
nie pochodziło od niego.
132
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
Proboszcz trochę zdumiony zachowaniem Macieja odwrócił
się, ale bardzo spokojnie podszedł do pierwszego rzędu ławek
kościelnych. Przystanął, popatrzył Maciejowi w oczy, po czym
usiadł obok niego.
– Proszę – łagodnym i delikatnym tonem powiedział Gerwazy.
– Bo widzi ksiądz, nie rozumiem, dlaczego w życiu jest tak, że
jednemu się wszystko udaje, a drugi to ma ciągle pod górkę.
Czy Biblia podaje, dlaczego tak się na świecie dzieje? – Maciej
był prostym człowiekiem. Zadał pytanie po prostu, używając
nad wyraz w takiej sytuacji niejasnego skrótu myślowego, ale
to nie zraziło proboszcza.
– W Biblii jest odpowiedź na to i jeszcze na wiele innych pytań,
jeśli tylko umiemy otworzyć się na jej mądrość. Ale powiedzcie,
Macieju, o co konkretnie chodzi, z czym macie problem, może
będę mógł jakoś pomóc.
Jak często w takich przypadkach bywa, Maciej najchętniej to
by powiedział, o co chodzi i by nie powiedział. Walczył chwilę
ze sobą.
– Bo widzi ksiądz… – zaczął niezdecydowanie, nie wiedząc,
a właściwie wiedząc, że nie bardzo ma ochotę zwierzać się Ger-
wazemu. Ale usłyszał ponownie: „Porozmawiaj z nim i powiedz
mu, o co chodzi” – i zamiast walczyć ze sobą, co mówić, a co nie,
potok słów wylał się z niego jak wiosenna woda po roztopach.
133
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
– Bo widzi proboszcz, żyć to mi się już nie chce. Wszyscy mnie
zostawili. Dwa lata temu odeszła ode mnie żona, bo niby we
wszystkim widzę tylko podstęp, zdradę i niby umiem tylko
oskarżać. A ja tak normalnie, logicznie. W ciągu dwóch lat po-
kłóciłem się najpierw z jedną córką, później z drugą, a niedaw-
no z synem. Obrażone dzieci zostawiły mnie samego, mówiąc,
że ze mną się nie da żyć. A ja nie mogłem patrzeć, jak roztrwa-
niają to, co budowałem w pocie czoła przez tyle lat. To przecież
normalne, logiczne. Jakoś stanąłem na nogi, a tu sąsiad, ten
Józef, wie ksiądz który, sprzedał swoją część ziemi pod auto-
stradę. Ustaliliśmy, że nigdy nie sprzedamy, a on sprzedał. Po-
szedłem do niego i powiedziałem, co o tym myślę, że to zdrada.
A on na to, że zrobił, jak uważał i że jeśli mi się to nie podoba,
to mogę szukać przyjaciela gdzie indziej. A przecież mieliśmy
umowę. To jego wina. Ja przecież normalnie, logicznie rozu-
muję. A wczoraj w sądzie rejonowym dowiedziałem się, że nie
mogę sprzedać swojej ziemi, bo w księgach jest jakiś błąd
i prawnie nie należy do mnie. Ja nie chciałem sprzedawać, ale
jeśli Józef sprzedał, to nie było sensu dalej się upierać, bo auto-
stradę i tak by wybudowali, czy ja bym im ziemię sprzedał, czy
nie. No i wtedy okazało się właśnie, że nie mogę sprzedać, bo
sąd nie pozwala. A ja tę ziemię od dziada, pradziada… – tu za-
trząsł się mu głos, ale po kilku sekundach Maciej opanował się
i kontynuował. – A te konowały mówią mi, że to nie do końca
jest tak i że prawo nie zezwala, bo coś tam. To ja im na to nor-
134
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
malnie, logicznie, że to nie moja wina, że to ich wina, ale gdzie
tam, słuchać nie chcieli. Odwołałem się, ale nie mam już siły.
I dlatego pytam księdza, czy to wszystko jest w porządku, żeby
jednego człowieka spotykały takie krzywdy? I tak idę, patrzę,
kościół. To i postanowiłem zapytać Pana Boga, jak to jest. Ale
siedzę tu już jakiś czas i do niczego nie doszedłem. Może nie
zasługuję na to, żeby Bóg mi odpowiedział – po policzku Ma-
cieja spłynęła łza. Aż sam się zdziwił, bo twardy był Maciej jak
stal. Otarł łzę, jakby nie była jego, zagryzł wargi i spojrzał na
Gerwazego. Ksiądz westchnął.
– No cóż… sytuacja rzeczywiście nie wygląda najlepiej.
– No właśnie. Powiem więcej, wygląda do dupy! – wypalił Ma-
ciej, dopiero po fakcie zorientowawszy się, że jest w miejscu
świętym. – Niech ksiądz wybaczy, poniosło mnie…
– Rozumiem, mnie by też poniosło. – Maciej po raz kolejny po-
patrzył ze zdziwieniem, ale tym razem również z szacunkiem
na księdza, który po raz drugi potraktował go ze zrozumie-
niem.
– Może ksiądz coś doradzi? – zapytał Maciej i kolejny już raz po-
czuł się głupio, łamiąc swoje zasady mówiące o tym, że prosić
o nic nikogo nie należy. – Zresztą, co tam ksiądz może doradzić…
– Rzeczywiście, trudna sytuacja – spokojnie odparł ksiądz.
– A co, nie mówiłem? – niejako w geście triumfu Maciej wy-
prostował się, bo kości nie były przyzwyczajone do twardej ko-
ścielnej ławki.
135
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
– Ale może mógłbym coś wam podpowiedzieć, Macieju.
– Tak? No to, co ksiądz może mi podpowiedzieć? – z nutą
drwiny w głosie zapytał Maciej, będąc absolutnie przekonanym
o swoich racjach, jak również o swoim beznadziejnym położe-
niu względem rzeczywistości, jaką kreował.
– Z waszego opowiadania wynika, że wszyscy ludzie, którzy
was zostawili albo potraktowali niesprawiedliwie, są winni wa-
szej krzywdy.
– A co, nie wyrażałem się jasno?! Oczywiście, że tak! Mam na
to dowody! To normalne, logiczne! – zakończył swoją ripostę
wzburzony Maciej.
– A czy gniewacie się na nich, czy czujecie do nich żal?
– A jak tu nie czuć, skoro tak mnie potraktowali? – pytaniem
na pytanie zripostował Maciej.
– Otóż widzicie, Macieju… tylko się nie denerwujcie… w życiu
jest tak, że często powodem naszych niepowodzeń jest żal do
innych ludzi i wina, jaką ich obarczamy, za to, co rzekomo nam
robią. A obarczanie winą kogoś innego niż my sami za niepo-
wodzenia, które nam się przytrafiają, jest trucizną, która zżera
nas od środka.
Maciej siedział osłupiały i nie rozumiał, co ksiądz do niego
mówi.
136
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
– To co, ksiądz sugeruje, że to wszystko moja wina? No i masz
babo placek, wiedziałem, że rozmowa z księdzem to nieporozu-
mienie.
– Nie denerwujcie się – ciągnął dalej ksiądz.– Nie oskarżam
was i nie obwiniam. Przyszliście tu po pomoc. Zadaliście pyta-
nie Bogu i czekacie. Pojawiłem się ja, który choć nie zna
wszystkiego i nie wie, co jest dla was najlepsze, sugeruje, że je-
śli wybaczycie ludziom ich krzywdy względem was, to pomoże-
cie sobie i im.
– Wybaczyć im po tym wszystkim, co mi zrobili?
– Właśnie tak, to jest właśnie działanie prawdziwego chrześci-
janina. Tego uczył nas Chrystus.
– Ten sam, którego ukrzyżowaliście? – Maciej z reguły był bez-
pośredni i mówił to, co myślał.
– To nie my go ukrzyżowaliśmy. Ukrzyżowali go ci, którzy się
z nim nie zgadzali.
– To dlaczego dalej wisi na krzyżu? Dlaczego go z niego nie
zdejmiecie?
– Czy przyszliście tutaj po to, by to roztrząsać? Czy może po to,
by wiedzieć, jak żyć?
– Ksiądz wybaczy. Poniosło mnie. Porywczy jestem. Proszę
o wybaczenie.
– To nie ja będę ci wybaczał, ale On – i tu Gerwazy wskazał na
ukrzyżowaną postać konającą na krzyżu. – Lepiej posłuchajcie,
co On miał do powiedzenia w kwestii, w której tu przychodzicie.
137
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
Proboszcz podszedł do ołtarza, zdjął z niego pięknie oprawiony
egzemplarz Pisma Świętego, usiadł obok Macieja, otworzył
i zaczął czytać.
– Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam
przebaczy Ojciec wasz niebieski… Nie sądźcie, abyście nie byli
sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; taką
miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz
drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym nie dostrze-
gasz?... Odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone… – te i inne
słowa Jezusa czytał Gerwazy Maciejowi. Kiedy skończył, za-
mknął Biblię. Maciej milczał.
– Widzisz, przyjacielu – mówił już od siebie Gerwazy. – Od-
puść wszelkie winy, te które miały miejsce naprawdę, jak i te,
które urodziły się tylko w twojej głowie. To twój upór i poczucie
osobistej krzywdy odpycha od ciebie bożą łaskę. Wybacz
wszystko i wszystkim. Oto moja rada.
Maciej dalej milczał. Wlepiał swój wzrok w marmurową po-
sadzkę kościoła. Po chwili wyszeptał.
– Tylko jak mam to zrobić…
Po trzydziestu minutach opuścił kościół. Szedł przed siebie
bezwiednie. Czuł się, jakby był pijany. Doszedł do wiejskiego
baru. Tego wieczoru był naprawdę pijany…
138
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
Dwa miesiące później nastała wiosna. Gerwazy jak zwykle o tej
porze roku nadmiernie poświęcał się swojemu przykościelne-
mu ogródkowi. Sadził warzywa, pełł chwasty, pielęgnował wsa-
dzone własnoręcznie do ziemi roślinki. Tego dnia słońce grzało
wyjątkowo mocno, choć wiosna niedawno się zaczęła. Wsadza-
jąc kolejne nasionko rzodkiewki w miękką ziemię, myślał
o Macieju. Nie widział go od momentu, kiedy tamten wybiegł
z kościoła w zimowy mroźny dzień po ich rozmowie. Gerwazy
często modlił się, aby życie Macieja nabrało sensu, aby zrozu-
miał i uwierzył w to, co jest naprawdę ważne. Kiedy ręka Ger-
wazego schowała pod ziemią kolejne nasionko, usłyszał głos
swego pomocnika.
– Księże proboszczu. Parafianie do księdza.
Gerwazy wstał, otrzepał z ziemi ręce i popatrzył w stronę idą-
cych ludzi. Musiał zasłonić ręką oczy, bo szli akurat od strony
wschodzącego słońca. Jakież było jego zdziwienie, kiedy zoba-
czył pięcioro ludzi. Macieja, jego żonę, dwie córki i syna. Szli,
uśmiechając się z daleka.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
– Na wieki wieków amen. Jakże radośnie jest widzieć was
wszystkich!
– Proszę księdza, ja przyszedłem podziękować – radosnym gło-
sem, jakby zmienionym, nieswoim rozpoczął Maciej. – Ksiądz
uratował mi życie.
139
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
– Kiedyż to?
– Proszę nie żartować. Ksiądz wie. Moja rodzina i ja znów je-
steśmy razem. I miał ksiądz rację, problemem byłem ja sam.
Nikomu nie mogłem wybaczyć. Byłem niesprawiedliwy. Kiedy
to zrozumiałem, wybaczyłem, tak jak ksiądz mi poradził.
– I co?
– I zaczęły dziać się cuda. A dzisiaj jesteśmy znów razem. To
dzięki księdzu.
– Nie, przyjacielu, to dzięki Bogu – odpowiedział Gerwazy
i szeroki uśmiech rozpromienił jego twarz.
Wiedzieć wszystko, to wszystko wybaczyć.
Dale Carnegie
Rozumieć wszystko, to wszystko wybaczyć.
Joseph Murphy
Wybaczenie jest aktem łaski. „Nigdy ci nie wybaczę” – to
stwierdzenie, które brzmi jak wyrok. Wyrok skazujący. Prze-
analizujmy – kogo.
140
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
Kiedy żywimy do kogoś urazę, kiedy skrywamy żal, uważając,
że ta osoba wyrządziła nam krzywdę, sami na własne życzenie
wprowadzamy się w stan destabilizacji emocjonalnej. Działa tu
prosty mechanizm. Kiedy myślimy o krzywdzie, o zdradzie,
o upokorzeniu, to tak naprawdę nasze myśli podążają w stronę
bólu. Kiedy myślimy o bólu, to nietrudno się domyślić, że nasze
samopoczucie nie może być dobre. Każda nasza myśl podążają-
ca w stronę osoby, do której mamy żal, w myśl zasady, że to, co
dajemy, to do nas wraca, powróci do nas i spowoduje obniżenie
jakości naszego samopoczucia. Mocno sprawę upraszczając,
można powiedzieć, że obarczanie kogoś winą poprzez myślenie
o tym przynajmniej dwukrotnie wyrządzi szkodę nam samym.
Wtedy, kiedy myśli wysyłamy i wtedy, kiedy do nas wracają.
Nietrudno się domyślić, że wprowadzenie w życie zasady „nig-
dy ci nie wybaczę”, to nic innego jak fundowanie sobie na stałe
przypływu destrukcyjnych odczuć i emocji.
Z drugiej strony tak naprawdę nie mamy czego wybaczać, bo
to, co nas spotyka, nie jest przypadkowe ani nieprzewidywalne,
a wynika jedynie z naszego sposobu pojmowania i rozumienia
świata. Nie jest już nową koncepcją, że w innych ludziach wi-
dzimy jedynie odbicie nas samych. Jeśli zatem zachowania in-
nych ludzi drażnią nas, niepokoją czy ranią, to znaczy, że pro-
blem nie jest w nich, choć to oni są właśnie tym „narzędziem”,
które ma nam zademonstrować nasze braki, ale w nas. Dosyć
141
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
słusznym wydaje się tu podejście dziękczynienia za życiową
lekcję, zamiast noszenia w sobie urazy, która, jak wspomnia-
łem, pustoszy nasze wnętrza, zostawiając w nich chłód i ból.
Oczywiście zdecydowanie prościej jest o tym pisać, mówić i do
tego namawiać, niż to robić. To zrozumiałe, biorąc pod uwagę
naszą emocjonalną potęgę, która w chwilach uniesienia odsu-
wa wszelkie logiczne i teoretyczne koncepcje dotyczące tego, co
byłoby dobrze zrobić czy jak się zachować.
Zaprezentowane powyżej cytaty oddają tę właśnie kwestię, mó-
wiąc o tym, że wiedzieć i rozumieć wszystko, to wszystko wyba-
czyć. Czasem zastanawiamy się, czy moglibyśmy uniknąć pew-
nych zdarzeń, nieprzyjemności czy zranień w naszym życiu.
Poza tym, dążąc do szczęścia, możemy czasem zastanawiać się,
jak uniknąć nieprzyjemnych sytuacji w przyszłości. Myślę, że
ani jedno, ani drugie podejście, czy raczej ich nadmierna anali-
za, nie zaprowadzą nas zbyt daleko i nie dadzą nazbyt satysfak-
cjonujących nas odpowiedzi. To, co było, już minęło i powrót
do tego ma sens tylko po to, by nauczyć się, jak nie powielać
popełnionych w przeszłości błędów (bo jeśli czujemy się zranie-
ni i musimy komuś coś wybaczać, to gdzieś jest błąd). A przy-
szłości nie jesteśmy w stanie bardzo dokładnie zaplanować.
Co zatem można z tym wszystkim jeszcze zrobić? Myślę, że
można głęboko zaufać, że jeśli coś nam się w życiu przydarza,
to ma to miejsce ze ściśle określonego powodu, który w pierw-
142
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
szym momencie może być dla nas odrobinę lub całkiem nieja-
sny. Jeśli coś się wydarza, to znaczy, że musiało się wydarzyć
(może nie musiało się wydarzyć jeszcze godzinę wcześniej, ale
nasze działanie doprowadziło w konsekwencji do tego, że jed-
nak musiało się wydarzyć właśnie w tej chwili). Może i można
było temu zapobiec, ale cóż – stało się i już. Co to ma wspólne-
go z wybaczaniem czy krzywdzeniem? Otóż bardzo wiele. Zda-
rzenia, w szczególności te nieprzyjemne, mają nas czegoś na-
uczyć. Możemy być właściwie pewni, że jeśli ktoś daje nam nie-
przyjemną życiową lekcję, to my sami wcześniej taką lekcję za-
fundowaliśmy komuś innemu. Paradoks tej sytuacji wygląda
następująco (oczywiście to tylko jedna z możliwości). Ktoś Cię
krzywdzi, a Ty mu nie wybaczasz. Chowasz w sobie urazę,
krzywdząc sam siebie. Jednocześnie inna osoba, której Ty wy-
rządziłeś rzekomą krzywdę, chowa do Ciebie urazę, nie mogąc
Ci wybaczyć. Zależności i powiązań może być wiele, ale rozpa-
trzmy jedno, które będzie często funkcjonowało. Jeśli Ty wyba-
czysz osobie, która wyrządziła Ci krzywdę, i przestajesz żywić
do niej urazę, to jest wielce prawdopodobne, że ta osoba, którą
rzekomo Ty skrzywdziłeś, odpuści Ci winę. Czy warto? Mówi-
łem już o tym, że kiedy nie możemy komuś wybaczyć, to głów-
nie krzywdzimy siebie. Wiedzieć jednak należy, że każda de-
strukcyjna myśl pod adresem danej osoby jest przez nią odbie-
rana, jeśli nie w sposób świadomy, to podświadomy. Urazy,
niemożność przebaczenia, płyną jak zatruta rzeka, która kąpie
143
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
nas w swych wodach goryczy. Po to często słyszymy słowa: „nie
sądźcie, a nie będziecie sądzeni”, by robić z nich użytek. Bo tak
naprawdę dzień sądu trwa cały czas – właśnie w nas samych.
Zanim poprosisz o przebaczenie tych, których
zraniłeś, próbuj przebaczyć w duszy tym, którzy
zranili ciebie.
Michael J.Gelb
Ogólnie ujmując zagadnienie, nie otrzymamy tego, czego sami
nie umiemy dać. A szczególnie odnosi się to do uczuć, jakimi
emanujemy, nastrojów, w jakie popadamy, i emocji, jakimi
w swej istocie jesteśmy. Każda zmiana, jeśli ma być trwała
i z korzyścią dla tego, kto chce ją wprowadzić, musi być doko-
nana przede wszystkim w sobie. W sobie i na sobie w pierwszej
kolejności. Może dlatego właśnie często spotykamy się ze
stwierdzeniem, że żeby zmienić świat, trzeba najpierw zmienić
siebie. A kiedy już naprawdę zmienimy siebie, to nie trzeba bę-
dzie niczego więcej już robić, bo jeśli my się zmienimy, to zmie-
ni się również świat wokół nas. Do rzeczy. Pragniesz miłości, to
zacznij ją okazywać. Pragniesz szacunku, to zacznij go okazy-
wać innym. Chcesz naprawić błędy przeszłości i dążysz do tego,
żeby ktoś wybaczył Ci Twoje winy? Wybacz wszystkim tym,
144
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
którzy rzekomo Cię skrzywdzili. Mówię „rzekomo”, bo, jak
wspomniałem, w Twoim życiu nie stało się nic, na co tak na-
prawdę nie dałbyś przyzwolenia. To my sami ściągamy na sie-
bie wszelkie doświadczenia życiowe i czynimy to zawsze w ści-
śle określonym celu, choć nie zawsze zdajemy sobie z tego
sprawę.
Sama kwestia wybaczenia naszym winowajcom wyglądać może
tak, że jeśli już przebaczymy wszystkim tym, którzy nas
skrzywdzili, wszelkie winy, to wszyscy ci, którym to my dostar-
czyliśmy przykrych emocji, wybaczą nam. Stanie się to na zasa-
dzie prawa, które mówi o tym, że jeśli nie będziemy emanować
określoną emocją z głębi naszej istoty, to nie będzie powodu,
dla którego mielibyśmy przyciągać taką emocję z, nazwijmy to,
zewnętrznego świata, choć tak naprawdę nie ma czegoś takiego
jak świat zewnętrzny i wewnętrzny, wszystko jest ze sobą połą-
czone. Fakt, że rozróżniamy to, co widzimy, od tego, czego nie
widzimy, jest jedynie uwarunkowany niedoskonałością naszej
ludzkiej percepcji.
Oprócz tego warto zwrócić uwagę na fragment chrześcijańskiej
modlitwy „Ojcze Nasz”, chyba najbardziej znanej i spopularyzo-
wanej w tej części świata. „I odpuść nam nasze winy jako i my
odpuszczamy naszym winowajcom…”. Przeanalizujmy ten frag-
ment. Modląc się do Boga tymi słowami, prosimy mniej więcej o
to, by na tyle był dla nas łaskawy w kwestii naszych niekoniecz-
145
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
nie właściwych zachowań i czynów, na ile my będziemy łaskawi
dla tych, którzy takich właśnie czynów dopuszczą się na nas.
I nie możemy specjalnie liczyć na to, że jeśli będziemy długo
i systematycznie prosić o coś naszego Niebieskiego Ojca, to on
nam tego nie da. Zawsze otrzymujemy to, o co prosimy. Czasem
tylko trzeba na to jakiś czas poczekać, tak by sytuacja mogła się
skonfigurować według boskich praw. Wracając do tematu nasze-
go wybaczenia, jeśli takimi słowami modlimy się, to należałoby
z konsekwencją podjąć się określonych działań, tak aby zaistnia-
ła spójność pomiędzy tym, co robimy, a tym, o co się modlimy.
Zresztą, jak widać, jeśli odmawiamy modlitwę „Ojcze Nasz”
w taki właśnie sposób, to sami potwierdzamy wobec Bóstwa, do
którego się modlimy, że chcemy, by traktowało nas dokładnie
w taki sposób, w jaki my będziemy traktowali innych. Innymi
słowy sami prosimy o to, by wróciło do nas to, co damy. Jeśli za-
tem tak się modlimy, a później oczekujemy, że ktoś nam wyba-
czy, to najpierw powinniśmy sami wybaczyć innym . Kółko się
zamyka. I wydaje się to dosyć proste. Ale jak wiemy, proste nie
zawsze będzie oznaczało łatwe.
Można się jeszcze przez chwilę zastanowić nad tym, czy chcąc
komuś wybaczyć, musimy od razu do niego biec i rzucać mu się
na szyję w geście „cudownego olśnienia”. Nie sądzę, żeby takie
spektakularne akcje były najistotniejsze, choć jako istoty ludzkie
posługujące się mową przywiązujemy bardzo wielką wagę do
146
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
wypowiadanych słów, odprawianych rytuałów, wykorzystując
jako potwierdzenie naszych intencji szereg zabiegów zewnętrz-
no-percepcyjnych. Prawdziwe wybaczenie ma miejsce w sercu,
bo pamięć o nieprzyjemnych momentach rani właśnie nasze
krwawiące serce. Michael Gelb sugeruje nawet wybaczenie
w duszy. Gdzie i w jaki sposób będziemy „odpuszczali winy na-
szym winowajcom”, nie ma tak naprawdę znaczenia, jeśli tylko
zrobimy to na tyle skutecznie, by zapomnieć i niejako „puścić
w niepamięć” stare urazy. Często daje się słyszeć takie stwier-
dzenie: „wybaczam ci, ale nigdy nie będę w stanie zapomnieć”.
To takie same pierdoły, jakby powiedzieć komuś „kocham cię,
ale nie za zbytnio”. Albo przebaczamy, albo nie, choć są sytuacje,
kiedy rzeczywiście nie jesteśmy w stanie od razu wybaczyć ko-
muś wszystkiego i w tym wypadku takie częściowe przebaczenie
jest lepsze niż pozostawanie z całością żalu i gniewu.
Jeśli obciążamy kogoś winą, to faktycznie pozwa-
lamy mu przejąć władzę nad naszym życiem.
Jim Steele, Colin Hiles, Martin Coburn
Kolejna sprawa, jaką warto poruszyć, omawiając temat wyba-
czenia, ma bezpośredni związek z odpowiedzialnością za to, jak
wygląda nasze życie i komu oddajemy nad nim władzę. Jest
147
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
sprawą oczywistą, że jeśli ktoś lub coś jest w stanie wpływać na
nas w sposób taki, by wywoływać u nas określone nastroje, to
znaczy, że ten czynnik nami rządzi. Umiejętność zapanowania
nad swoimi emocjami jest kluczem do tego, by żyć świadomie
i zgodnie z własnym systemem wartości. Jak wiemy, emocje
z kolei są wywoływane za pomocą określonych zdarzeń, sytu-
acji, słów, gestów. W kontekście wybaczania jest to o tyle istot-
ne, że jeśli pozwolimy sobie na obarczanie kogoś winą za naszą
krzywdę, to za każdym razem, kiedy pomyślimy o tej osobie czy
zdarzeniu, wywołamy u siebie, ogólnie rzecz ujmując, „spadek
energetyczny”, który nas osłabi. W tym rozdziale już o tym mó-
wiliśmy, ale warto jeszcze głębiej wejść w ten temat, tak by
mieć świadomość, że jeśli obwiniamy kogoś za naszą krzywdę,
jednocześnie wprowadzając się w niezbyt przyjemny nastrój,
pozwalamy na to, by to ciągłe wyobrażenie tworzyło naszą
„smutną rzeczywistość”. Nie możemy zapanować nad wszyst-
kim, co się dookoła nas dzieje, ale możemy zapanować nad na-
szymi emocjami w stosunku do tego, co się dzieje. I to ma do-
piero kluczowe znaczenie, bo, jak wiemy, nie same zdarzenia,
które są absolutnie neutralne w swej formie, wywołują w nas
reakcje, ale ich interpretacja. Czyli mówiąc inaczej, nasze wy-
obrażenie o nich.
Wracając do władzy i do odpowiedzialności. Jeśli musisz się-
gnąć do kieszeni po papierosy i zapalić, to one mają nad Tobą
148
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
władzę. Jeśli musisz się napić, to znaczy, że nałóg ma nad Tobą
władzę. Jeśli musisz zjeść ciastko, bo inaczej nie dasz rady, to
znak, że cukry proste panują w Twoim życiu. Jeśli każda kryty-
ka wypowiedziana ustami drugiej osoby pod Twoim adresem
czyni Cię nieszczęśliwym, to znaczy, że ludzkie opinie na Twój
temat mają nad Tobą władzę. Jeśli winisz kogoś za coś i ta myśl
powoduje u Ciebie powstawanie niskich uczuć (a jak już wie-
my, niczego dobrego nie wniesie), to znaczy, że pozwoliłeś
przejąć władzę nad swoim życiem osobie, która wyrządziła Ci
krzywdę. Dzieje się tak, bo myślisz o niej, o sytuacji, która się
wydarzyła i w sposób automatyczny wprowadzasz się w nie-
przyjemny nastrój. Działa tu podobny lub taki sam mentalny
schemat jak w przypadku psów, które słyszą dzwonek i ślinią
się. Psy się ślinią na dźwięk dzwonka, a Ty wpadasz w kiepski
nastrój, myśląc o osobie, która zachowała się wobec Ciebie nie
w porządku. Zasada jest taka sama. Akcja, reakcja. Sygnał, za-
chowanie.
Wędrujący po górach nie nosi cegieł.
Zig Ziglar
Idąc ścieżką życia, odgrywając różne role na deskach jego te-
atru, konstruując własne scenariusze i następnie je odgrywając,
149
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
mamy wybór. Zawsze, w każdym momencie możemy wybrać,
jak chcemy się czuć, czego doświadczać i w jaki sposób. Pew-
nie, że nie zawsze scenariusze okoliczności wydają się być pisa-
ne naszymi własnymi rękami. Ale to tylko gra pozorów. Jeśli
zbyt często doświadczamy sytuacji, które wywołują w nas nie-
pokój, zmartwienie, czy ból, to jest wielce prawdopodobne, że
nosimy ze sobą potężny bagaż emocjonalny, który wywołuje,
czy może inaczej rzecz ujmując, przyciąga do nas takie, a nie
inne konfiguracje zdarzeń. Robi to z prostej przyczyny, by
umożliwić nam zrzucenie go. Sam na siebie kręci bat? Dokład-
nie tak. Istota ludzka żyje po to, by wzrastać i wznosić się na
swojej drodze podczas powrotu do źródła, z którego pochodzi.
Na tej właśnie drodze oblepia się wszelkimi nisko wibracyjny-
mi doświadczeniami po to, by później móc się z nich uwolnić.
Matrix życia? Być może. Powód? Po to, by doświadczać. I tak
wkoło. Ale wystarczy może tych nieco transcendentalnych roz-
ważań. Chcesz być szczęśliwy? Zrzuć nadbagaż. Pozbądź się
wszystkiego tego, co Cię zniewala, a wtedy dopiero poczujesz
prawdziwą radość i uniesienie. Wtedy życie zacznie być symfo-
nią graną na instrumentach Twojej własnej orkiestry, której
dyrygentem jest Twoja dusza.
Żal, wina, chowanie w sobie krzywdy, urazy to jedne z najgroź-
niejszych i najbardziej destrukcyjnych emocji. To one w głów-
150
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
nej mierze stanowią o jakości naszego życia. I są takimi men-
talnymi cegłami, które uniemożliwiają nam życie pełną piersią.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie zabierał w długą po-
dróż bagażu, który by nadmiernie obciążał jego organizm (no
chyba że mamy do czynienia z wyczynowcem). Myślę sobie, że
w życiu chodzi o to, by przeżyć je pięknie. Nie znaczy to wcale,
że musi ono być łatwe, proste czy trywialne. Ale możemy sobie
w nim pomagać, wiedząc o pewnych zależnościach, jakimi się
ono kieruje.
Pozbycie się niepotrzebnego balastu, jakim są wymienione
wcześniej destrukcyjne uczucia, umożliwi nam szybszy rozwój,
wzrost i pozwoli nam żyć pełniej.
Sposobem na zneutralizowanie poczucia winy
jest wybaczenie sobie.
José Silva
Nie sposób wspominać tematu wybaczenia, nie poruszając te-
matu wybaczenia sobie. Wybaczenie innym ludziom tego, co
nam zrobili, to jedno. Prośba o wybaczenie tych, których
skrzywdziliśmy, to drugie. Wybaczenie sobie to trzecie. I to trze-
151
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
cie jest bardzo mocno powiązane z tym drugim. Jeśli chcemy, by
inni wybaczyli nam to, co im zrobiliśmy, musimy najpierw roz-
grzeszyć samych siebie wobec nas samych. Jeśli bowiem ktoś,
nazwijmy to umownie, „odpuści nam”, a my nie będziemy men-
talnie na to gotowi, twierdząc na przykład, że dopuściliśmy się
rzeczy niemożliwej do wybaczenia, to wpadniemy w sidła naszej
własnej pułapki, którą zastawiliśmy na samych siebie. Mecha-
nizm winy i kary jest okrutny i bezwzględny. Obwiniając się za
to, co zrobiliśmy, możemy sprowadzić na siebie bardzo przykre
konsekwencje ze śmiercią włącznie. Bardzo wielu ludzi cierpi
nieskończone męki i przeżywa bardzo trudne sytuacje dlatego,
że sami we własnych oczach na nie zasługują. Tłumaczą sobie to
właśnie winą i w konsekwencji nieuniknioną karą za swoje błę-
dy, przewinienia czy grzechy. Nie przynosi to nic dobrego niko-
mu. Ani im samym, ani otoczeniu. Jeśli już ktoś narozrabiał
okrutnie, to niech dołoży wszelkich starań, aby swoimi dobrymi
uczynkami „odpracować” to wszystko, zamiast zsyłać na siebie
kolejne nieszczęścia, poprzez mentalne wyobrażenia na temat
tego, na co zasługuje. Nie przynosi to, jak wspomniałem, niczego
dobrego, a powiększa jedynie grono ludzi zrezygnowanych, któ-
rzy poddali się swemu losowi, zamiast wziąć się w garść i zrobić
wszystko, by uczynić ten świat lepszym miejscem.
Wybacz sobie wszystkie złe uczynki, jakich byłeś kiedykolwiek
twórcą. Pokochaj siebie nie za to, kim byłeś, ale za to, kim
152
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
chcesz być. I stań się takim, jakiego pokochałeś. Nieważne, co
było wczoraj czy rok temu. Wybacz sobie. Zrzuć balast krępują-
cych Cię doświadczeń, tak abyś mógł zrobić krok naprzód. Nikt
nie mówi tu o gloryfikowaniu zła czy bezwzględnym usprawie-
dliwianiu swoich niecnych czynów. Patologia jest skrzywie-
niem i wymaga leczenia.
Są takie koncepcje, które mówią o tym, że karę możemy po-
nieść tylko wtedy, gdy wina, którą popełniamy, jest według nas
złem. I tu kłaniają nam się całe tomy traktatów moralnych
i etycznych, ale to temat innej zgoła bajki.
Przebaczyć, znaczy wyrzec się tego, o co mamy
żal, a więc przestać kurczowo się czepiać wła-
snego rozżalenia.
Eckhart Tolle
Na koniec tego rozdziału jeszcze jeden aspekt wybaczania i winy
z nim związanej. Są na świecie ludzie, których sposobem na ży-
cie jest pławienie się we własnym nieszczęściu. To może para-
doksalnie brzmi, ale tak niestety jest. Powody takiego zachowa-
nia mogą być i są różne. Kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, to może-
my liczyć na to, że ktoś się nad nami będzie litował, będziemy
153
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
zatem przyciągać w taki sposób czyjąś uwagę. Dobrym przykła-
dem popierającym tę koncepcję jest choroba, na którą zapada-
my, bo wtedy inni się nami opiekują. Jest to popularny psycho-
logiczny schemat ofiary odgrywanej w celu manipulacji otocze-
niem. Kolejnym powodem rozżalania się nad sobą może być
strach przed podjęciem wyzwania, jakim jest życie. Łatwiej wte-
dy siebie samego usprawiedliwiać w swoich oczach, tłumacząc
się właśnie tym, że nic nie robimy, bo jesteśmy w takim, a nie in-
nym stanie. Ale może dosyć na temat powodów takiego zacho-
wania, choć wydaje mi się wielce zasadnym stwierdzić, że czasa-
mi rozżalanie się nad samym sobą sprawia nam przyjemność!
Teraz prześledźmy parę zależności. Jeśli przypisujemy komuś
winę za wyrządzoną nam krzywdę, to mamy do tego kogoś żal.
Ciągłe obarczanie kogoś winą to ciągłe uczucie żalu do tej oso-
by. Do tej osoby, ale warto zwrócić uwagę na to, że to żal, który
tkwi w nas. I tak z żalu łatwo przejść do całkowitego i perma-
nentnego rozżalenia szczególnie wtedy, kiedy wyrządzona nam
krzywda jest w naszych oczach duża.
Rozżalenie to nic innego jak ciągłe odtwarzanie w sobie sche-
matu, jacy to my jesteśmy nieszczęśliwi, jak nas świat niespra-
wiedliwie potraktował itd. To nic innego jak zwykłe mazgaj-
stwo i pławienie się w morzu własnych słabości. Dlatego wła-
śnie mówi się, że przebaczenie jest cechą ludzi silnych.
154
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VI
Podsumowując, można po raz kolejny nawiązać do tytułu tego
rozdziału, mówiąc, że aby zrobić sobie dobrze, trzeba wyba-
czyć. Choć pamiętajmy, że słowo „dobrze” będzie tu pasowało
tylko wtedy, gdy sami chcemy być twórcami naszego cudowne-
go życia.
155
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
AKT VII
AKT VII
Ustaw azymut, czyli jak się nie zgubić
Krople potu spływające z karku Bruce’a spadały na matę.
– Sto czterdzieści siedem… Sto czterdzieści osiem… – cedził
przez zęby, licząc wykonywane na kościach pompki.
Kiedy doszedł do stu czterdziestu dziewięciu, opadł bezwładnie
na matę.
– Ile? – podchodzący spokojnie trener zapytał, kucając nad
swoim zawodnikiem.
– Sto czterdzieści dziewięć, cholera jasna.
– Czego chcesz? Przecież miało być sto!
– Nie – warknął wściekły Bruce. – Miało być sto pięćdziesiąt!
– Idź pod prysznic, ambitny człowieku. Na dzisiaj wystarczy.
Widzimy się w czwartek na zawodach.
Trener wyszedł z sali. Bruce jeszcze chwilę leżał na macie, po
czym podniósł się ociężale i poszedł pod prysznic. Opierając się
o ścianę, czuł, jak ciepła woda spływa po jego doskonale wy-
156
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
rzeźbionym, choć bardzo dzisiaj zmęczonym ciele. Był choler-
nie ambitny, ale na dzisiaj miał już naprawdę dosyć. Dwie go-
dziny treningu przeciągnęły się, jak to często bywało w jego
przypadku, do trzech i pół. Kung-fu, które ćwiczył, opanowało
go bez reszty. Nawet imię Bruce, na cześć swojego idola, odzie-
dziczył na swoje własne życzenie. Nikt już od lat, nawet rodzi-
ce, nie mówił do niego Peter, a takie imię dostał na chrzcie.
W siedemnastu przeżytych przez niego wiosnach zawierało się
osiem należących bezsprzecznie do jego ukochanego sportu, do
kung-fu. Cel, jaki sobie postawił, był dosyć prosto zdefiniowa-
ny, choć wcale nie taki prosty do osiągnięcia – mistrzostwo
kraju. Pracował wiele długich lat. Wszystko podporządkował
temu, by kiedyś powiedziano o nim Champion. W najbliższy
czwartek miały się odbyć zawody, których zwycięzcy mieli zo-
stać zakwalifikowani do turnieju ogólnokrajowego. Bruce liczył
w nim na złoto.
Sportowcy to szczególna grupa ludzi. Zwłaszcza ci, którzy osią-
gają szczyty w swoich dyscyplinach. Ten, kto nigdy zawodowo
nie zajmował się sportem, mało będzie wiedział o tym, ile trze-
ba wylać potu, ile razy zmierzyć się z porażką, by dotrzeć na
szczyt dowolnej dyscypliny sportu. Ile godzin, dni i lat trzeba
ćwiczyć swoją wewnętrzną samodyscyplinę, żeby w końcu osią-
gnąć najwyższe podium. Nikt o tym nie wie. Tylko oni. Ci, któ-
rzy to przeszli. I każdy z nich wie, że tak naprawdę za każdym
157
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
razem, kiedy trzeba dać z siebie wszystko, człowiek walczy nie
ze swoim przeciwnikiem, ale z samym sobą. Żeby dotrzeć na
szczyt, trzeba pokonać przede wszystkim siebie, swój własny
strach. Prawdziwi sportowcy o tym wiedzą. Bruce był prawdzi-
wym sportowcem.
Czwartek przyszedł dosyć szybko. Nowo wybudowana hala
sportowa w środku miasta zaroiła się od ludzi. W tym dniu or-
ganizowano tam dwa rodzaje eliminacji. Karate i kung-fu.
Bruce tego dnia był w dobrym nastroju. Może nawet za bardzo.
Nie bardzo mógł zrozumieć, dlaczego tak reaguje jego orga-
nizm na dzisiejszą formę stresu, bo przecież każde zawody to
nowy stres. Z reguły jego koncentracja była na najwyższym po-
ziomie, nie było takiego rozluźnienia jak dziś. Kiedy wszedł do
hali, ogarnął go tumult i wrzawa rozgrzewających się zawodni-
ków i publiczności, która tłumnie zajęła trybuny poustawiane
pod ścianami hali sportowej.
– No, jak tam dzisiaj samopoczucie? – usłyszał z ust trenera
witającego się z nim.
– Chyba dobre.
– Chyba?
– Bardzo dobre – odpowiedział już pewnie Bruce.
– Zaczynasz za czterdzieści minut. Przygotuj się.
158
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
Cała strategia została przez nich omówiona już wcześniej, dla-
tego nie potrzebowali dłużej ze sobą rozmawiać. Czas w oczeki-
waniu na pierwszą walkę Bruce zgodnie z ustaleniami miał
przeznaczyć na rozgrzewkę i koncentrację. Pomimo że był za-
znajomiony z technikami relaksu i wiedział, jak doprowadzić
swoje ciało i umysł do optymalnej koncentracji, tego dnia nie
mógł ich wykorzystać. Coś wisiało w powietrzu…
Pierwsze dwie walki wygrał bez trudu. Bez żadnego trudu. Jak
treningowe sparingi. Trzecia i czwarta walka były już z poważ-
niejszymi przeciwnikami, ale i z nimi Bruce nie miał zbyt wielu
problemów. Kolejna walka miała być półfinałem gwarantują-
cym zwycięzcy uczestnictwo w finale dzisiejszych zawodów
oraz udział w mistrzostwach kraju organizowanych za trzy ty-
godnie.
I tak jak w poprzednich walkach Bruce szedł jak burza do zwy-
cięstwa. Jednak pod koniec walki wydarzyła się nieprzewidzia-
na przez niego sytuacja. Po kopnięciu przeciwnika opadł na
nogę, którą dokonał „akcji”, i przeszył go ból. Syknął jak wąż
i cofnął się, siadając na macie. Przerwano pojedynek. Na matę
wbiegł trener.
– Co się stało?
– Chyba skręciłem kostkę. Jak boli!
– Pokaż – trener starał się być delikatny, jak tylko mógł.
159
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
– Chyba musimy się wycofać – zawyrokował.
– Nie ma mowy – odparował stanowczo Bruce.– Niech mi pan
zabandażuje kostkę. Będę walczył.
– To ryzykowne, synu.
– Będę walczył.
– No i co? – usłyszeli nad sobą pytanie sędziego.
– Za chwilę będziemy gotowi – odparł trener.
– Według regulaminu macie trzy minuty.
– Zdążymy – odpowiedział Bruce.
– Ile czasu jeszcze zostało do końca walki?
– Trzydzieści jeden sekund.
– Wytrzymam. Dam radę.
Kiedy trener zakończył bandażowanie, zawodnicy ustawili się
naprzeciwko siebie i pojedynek toczył się dalej. Bruce unikał
kontaktu i udało mu się dotrwać do końca. Wygrał.
– Gratuluję. W trzy tygodnie wyleczymy tę kontuzję, tak żebyś
mógł wystartować w zawodach, a na dzisiaj to koniec.
– A ostatnia walka?
– A co, nie czujesz, że masz kontuzję?– zawyrokował odrobinę
zirytowany uporem chłopaka trener.
– Ale już nie boli tak bardzo. Chcę walczyć.
– Zwariowałeś?
– Nie. Chcę walczyć.
160
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
– Posłuchaj, czy sądzisz, że jestem na tyle głupi, by pozwolić ci
walczyć w takim stanie?
– W jakim stanie? Noga już mnie nie boli, a poza tym to jest
moja noga! – Bruce nigdy nie był łatwym materiałem do ułoże-
nia i trener wiedział, że gotów był kontynuować turniej nawet
bez jego aprobaty. Poza tym pomyślał, że może nie warto się
upierać…
– Zgoda, więc walcz, ale pamiętaj, że konsekwencje mogą być
nieprzyjemne.
– Zaryzykuję – odpowiedział Bruce i po piętnastu minutach
stał już naprzeciwko przeciwnika w walce finałowej.
Przeciwnik Bruce’a doskonale wiedział o jego kontuzji. I miał
prosty plan. Atakował jego kostkę. Po kilkudziesięciu sekun-
dach szarpaniny pomiędzy zawodnikami Bruce poczuł przeni-
kliwy ból w skręconej nodze, o wiele większy niż ten, który po-
czuł wcześniej. Później poczuł dopiero chłód maty. Leżał jak
długi. Pojedynek był zakończony. Jego przeciwnik triumfował,
podnosząc do góry ręce.
– To nie było fair – zawyrokował Bruce, kiedy trener starał się
ulżyć jego cierpieniom związanym z bolącą kostką.
– Weź przestań, na litość boską, sam tego chciałeś…
– To nie było fair… – szepnął pod nosem Bruce.
Trzy tygodnie wystarczyły, żeby kostka Bruce’a wróciła do swo-
jej doskonałej formy. Nie było to takie oczywiste jeszcze na ty-
161
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
dzień przed zawodami, ale ostatnie dni pozwoliły na całkowite
pozbycie się bólu.
W dniu mistrzostw forma Bruce’a była zdecydowanie inna niż
trzy tygodnie wcześniej, w dniu eliminacji. Pełna koncentracja
– oto, czym był on sam. Spokojny, ale w środku precyzyjny jak
laser. Każda myśl była wyważona. Trening mentalny, jaki prze-
prowadzał, rozgrzewając się, był majstersztykiem. Widział sie-
bie na podium w momencie, kiedy odbierał złoty medal, i sły-
szał podziękowania z ust Prezesa Federacji Sportu.
Wiedział, że żeby stanąć na podium, będzie musiał wygrać sie-
dem pojedynków z rzędu z przeciwnikami o klasę lepszymi niż
ci, z którymi walczył w trakcie eliminacji. Nie przerażało go to
jednak, wiedział, że może ich pokonać. Rozpoczęły się zawody.
Pomimo swojej koncentracji i doskonałego przygotowania
mógł się pożegnać z zawodami już w pierwszym pojedynku.
Trafił na bardzo mocnego zawodnika z północnej części kraju
i ledwo wygrał z nim na punkty. Ten fakt jeszcze mocniej po-
zwolił mu się skoncentrować. Przez kolejne pojedynki przecho-
dził jak burza. Cztery walki były za nim. Po godzinnej przerwie
zawody weszły w fazę popołudniową. Przeorganizowano usta-
wienie mat i stanowisk sędziowskich, tak by licznie zgromadzo-
na widownia mogła w bardziej komfortowych warunkach oglą-
dać zmagania zawodników.
162
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
– Jak się czujesz, Championie? – trener podszedł do Bruce’a
rozgrzewającego się przed piątą walką.
– Jak młody bóg. Pokonam go. Wiem o tym, że go pokonam.
– Uważaj tylko, by twoja pewność zbyt mocno nie rozluźniła
twojego mechanizmu koncentracji.
– Uważam. Pokonam go – odpowiedział spokojnie.
Trener spojrzał na niego. „To nie jest ten sam chłopak, co rok
temu” – pomyślał. To prawda. Bruce dojrzewał, stawał się co-
raz bardziej opanowany. Kiedy przyszedł do klubu, był jak wul-
kan energii. Jak wulkan, który wyrzucał energię na prawo
i lewo. Te kilka lat zrobiło z niego wulkan, którego erupcje były
kontrolowane. Czasem tylko ponosiły go zbytnio emocje.
Ostatni raz trzy tygodnie temu, kiedy ryzykował swoim zdro-
wiem, walcząc ze skręconą nogą. Ale tak naprawdę jego trener
był z niego dumny. Chłopak miał ogromne serce do walki, któ-
ra stała się jego celem. Celem, który tak naprawdę miał za za-
danie stworzenie z nieodpowiedzialnego gówniarza mężczyzny,
poprzez żelazną dyscyplinę, którą zresztą sam zainteresowany
sobie narzucał.
Bruce powiedział, że wygra i wygrał. Wygrał kolejne dwie wal-
ki. Schodząc z maty swojej walki półfinałowej, spojrzał na są-
siednią matę, na której bandażowano bark jednego z zawodni-
ków, przy którym zebrało się kilka osób.
163
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
– Co się stało? – zapytał trenera, który podbiegł do niego rado-
śnie.
– Gratuluję! Jesteś w finale!
– Tak, wiem, ale co się tam stało?
– Jordan wygrał i też dostał się do finału, ale zdaje się, że zła-
pał jakąś kontuzję. To chyba bark.
Bruce podszedł do grupki ludzi w centrum, której na ławce sie-
dział jego finałowy przeciwnik.
– Cześć, co się stało?
– Chyba zwichnąłem bark.
– Będziesz walczył? – zapytał Bruce.
– A co, chciałbyś, żebym odpuścił? Pewnie, że będę.
Bruce odszedł na swoje miejsce, usiadł na krzesełku i podparł
brodę rękami, wpadając w zadumę.
– No, szykuj się. Za dziesięć minut finał – rzucił trener.
Bruce siedział i w jego głowie kotłowały się różne myśli. Był tak
blisko upragnionego celu. Osiem lat treningów, potu i czasem
łez bólu. Za dziesięć minut ma stanąć przed przeciwnikiem
w walce finałowej swojego życia. Ma ogromne szanse na wygra-
ną. Tylko że… no właśnie, tylko że tamten jest kontuzjowany.
– Trenerze, może nie powinienem walczyć? – zagaił do odwró-
conego tyłem coacha.
– Przypominasz sobie, co wydarzyło się niedawno?
164
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
– Tak, tylko że tamten chłopak odpadł już z turnieju i nie wal-
czę z nim. A nawet jeśli tak by miało być, to nie byłoby w po-
rządku…
– Ty i to twoje fair, to twoje w porządku – westchnął trener.
Był dobrym człowiekiem. Był dla Bruce’a jak ojciec, ale nigdy,
przez całe swoje życie nie umiał zdystansować się w stosunku
do zmagań sportowych. Taka dziwna konstrukcja, czasem był
jak doskonały, dobry i czujący papa, a czasem jak… Poza tym
takie działanie mieściło się w granicach dopuszczalnych przez
niego norm.
– To co, może się poddasz? – nie kryjąc ironii, zakończył tre-
ner. Bruce nic nie odpowiedział.
Sędziowie zaprosili na matę zawodników. Pojedynek miał się
rozpocząć. Bruce stanął naprzeciwko Jordana. Patrzył na nie-
go. Tamten nerwowo masował zawinięty w bandaże bark i ma-
chał ręką, starając się ją jak najlepiej rozgrzać. Obserwując to,
Bruce przypomniał sobie, jak niedawno stał na macie z zaban-
dażowaną kostką. Po chwili namysłu podszedł do stolika sę-
dziowskiego. Stał tam przez chwilę, rozmawiając z przewodni-
czącym komisji. Widząc to, do stolika sędziowskiego podszedł
jego trener.
– Co się dzieje? – zapytał, patrząc na zmianę to w oczy
Bruce’owi, to przewodniczącemu komisji sędziowskiej.
165
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
– Pański zawodnik zaproponował przełożenie walki do mo-
mentu, aż jego przeciwnik wyleczy swoją kontuzję.
– Jak to?! – prawie wykrzyknął trener. –Przecież to zawody,
takie rzeczy się zdarzają. Jeden ma szczęście, inny nie. Bruce,
co ty wyrabiasz?
– Nic, po prostu nie będę z nim walczył, dopóki nie będzie
w pełni sił. To wszystko i to moja ostateczna decyzja.
– To tak jak w Milionerach – zauważył dowcipnie sędzia. – Pa-
nowie, proszę dać nam chwilę do namysłu, musimy jeszcze za-
pytać o zdanie drugiego zawodnika.
Chwilę trwała narada i rozmowa stolika sędziowskiego z zain-
teresowanymi stronami, po czym zapadł werdykt. Mecz odbę-
dzie się za miesiąc podczas finałów judo. Do tego czasu kontu-
zjowany zawodnik powinien być już w pełni sprawny.
– Dziękuję, Bruce – powiedział Jordan, kiedy odchodzili od
stolika sędziowskiego. Trener milczał i zaciskał usta.
– Nie ma sprawy, ty pewnie zrobiłbyś to samo.
– Wiesz, wcale nie jestem tego pewien… wcale nie jestem tego
pewien…
Przełożony finał został rozegrany przed walką finałową zawo-
dów w judo. I choć wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazy-
wały na to, że Bruce wygra, stało się inaczej. Przegrał na punk-
ty, po bardzo wyrównanej walce. Nawet niektórzy widzowie
wyrazili swoją dezaprobatę dla werdyktu sędziów gwizdami.
166
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
Ale to nie zmieniało faktu, że Bruce nie zdobył tytułu mistrzow-
skiego. Nie został Championem.
Tego dnia siedział wieczorem ze swoją dziewczyną, Jackie, nad
brzegiem jeziora. Słońce zachodziło za horyzont. Dzikie kaczki
startowały z tafli jeziora, jakby była to płyta lotniska.
– Nie bądź smutny – po chwili ciszy odezwała się Jackie. –
Przecież za rok możesz wystartować w tych zwodach i zdobyć
ten tytuł.
– Wiem, ale cały czas zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem,
czy on w takiej sytuacji zrobiłby tak samo.
– A jakie to ma znaczenie, co on by zrobił? Ważne, co ty zrobi-
łeś. Czy byłbyś zadowolony z takiego tytułu, który został zdoby-
ty w walce z niesprawnym zawodnikiem?
– No nie.
– A więc czemu się nad tym zastanawiasz? Postąpiłeś właściwie
i szlachetnie. Niewiele osób na twoim miejscu umiałoby się tak
zachować.
– Pewnie masz rację…
– I wiesz, co? Powiem ci jeszcze coś. Właśnie to, że umiałeś się
tak zachować, świadczy o twojej wielkości i klasie. Kocham cię,
bo jesteś taki, jaki jesteś.
Nazajutrz ukazał się w ogólnokrajowej gazecie artykuł na temat
tego, w jaki sposób zachował się wicemistrz kraju. Jednocze-
śnie gazeta ta ufundowała specjalną nagrodę. Nagrodę fair play
167
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
dla Bruce’a. W szkole wszyscy rówieśnicy gratulowali mu tego,
jak się zachował.
Ale największa satysfakcja popłynęła wtedy, kiedy w drzwiach
jego domu tego popołudnia pojawił się jego trener. Kiedy Bru-
ce otworzył drzwi, nie wierzył, bo trener nie chciał z nim roz-
mawiać po przegranej walce.
– Cześć, mistrzu… Chcę ci powiedzieć… – jąkał się i drżał mu
głos. – Chcę ci powiedzieć… że to ty powinieneś być moim tre-
nerem. Wybacz mi… – a kiedy wypowiadał te słowa, po jego
policzku spłynęła wielka jak groch łza.
Jeśli zawsze będziesz pamiętał o celu swojego
życia, to inspiracja i chęć zostania najlepszym
nigdy cię nie opuszczą.
Mimi Donaldson
Szeroko rozumiane życie zawiera samo w sobie tak wiele dróg,
możliwości i rozwiązań, że nie należy się dziwić, iż wielu z nas
bardzo często wybiera te opcje, które w konsekwencji nie do-
prowadzają do spełnienia. Ze względu na ilość tych właśnie
opcji do wybrania mamy bardzo często ogromną trudność, na
168
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
co w danym momencie się zdecydować. Żeby jednak uniknąć
nieustannej pogoni za wyimaginowanym wzorem pustynnego
bałwana, powinniśmy wiedzieć, jaki jest cel naszej egzystencji
na tej Ziemi. Postawienie sobie określonego celu, czyli umiejęt-
ność zdefiniowania kwintesencji naszego pragnienia i umiesz-
czenie go w panteonie rzeczywistych zamierzeń, powoduje za-
leżność, która wygląda tak, że przestajemy się ścigać z własnym
cieniem, a zaczynamy podążać w stronę tego, co tak naprawdę
jest dla nas ważne. Zaczynają to definiować już najmniejsze
cele w poszczególnych dziedzinach życia. Jednak tym, co tak
naprawdę będzie nas napędzało w chwilach, kiedy wszystko, co
znajduje się dokoła nas, straci swój blask, jest właśnie funda-
mentalne „dlaczego?” naszej egzystencji, czyli ustanowiony, lo-
gicznie zaakceptowany i konsekwentnie przypominany cel na-
szego życia. Tak naprawdę fundamentalną kwestią w działaniu
z przysłowiową inspiracją do końca naszych dni jest wiedza, po
co i dlaczego żyjemy. Ci „najlepsi” ze swojego gatunku to wielo-
krotnie ludzie, którzy byli święcie przekonani o ważności i po-
wadze, o celu swojej życiowej misji. Pasja, która jest produk-
tem ubocznym naszego podążania za czymś, co jest dla nas
ważne, to tylko zewnętrzny przejaw tego, co w środku nas sa-
mych nosi nazwę „powołania do tego, żeby…”. No właśnie. Ob-
serwując historię, literaturę i sztukę, zarówno tę niby prawdzi-
wą, jak i fikcyjną, możemy natknąć się bardzo często na przy-
kłady takich jednostek, których cel nie tylko uświęcał środki,
169
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
ale stanowił pewnego rodzaju wewnętrzny mechanizm gwaran-
tujący jego posiadaczowi nieustanną inspirację i pragnienie
osiągnięcia wielkości. Poza tym warto zwrócić uwagę również
na to, że najczęściej tam, gdzie można było dosyć łatwo odna-
leźć cel i sens napędzający do działania, tam oprócz ogromnej
pasji można było dostrzec pewną formę oddania sprawie grani-
czącą z fanatyzmem. Joanna d’Arc była przekonana o swojej
misji, której korzeni upatrywała w zaświatach. Aleksander
Wielki oparł swoją ideologię na niezłomnej wierze w swoją bo-
skość, zresztą tak samo jak Achilles (różnica między nimi była
taka, że ten drugi wiedział o tym, że zginie młodo). Hitler był
owładnięty manią wielkości narodu niemieckiego, czy, jak kto
woli – rasy aryjskiej – nad resztą świata. Gandhi był absolutnie
przekonany o swojej pokojowej drodze rozwiązywania politycz-
nych problemów, a wiara ta płynęła z głębokich przekonań reli-
gijnych. Z tych kilku zaledwie życiorysów (a przecież było ich
tysiące, jeśli nie miliony) wynika, że aby poruszać się w stronę
spełnienia, trzeba się trzymać jasno określonego celu, który bę-
dzie determinował nasze działanie, szczególnie wtedy, kiedy
nie będzie nam zbyt łatwo podążać do przodu.
Akt siódmy podpowiadający nam, jak poradzić sobie w teatrze
życia, wskazuje w sposób wyraźny, że aby nie zbłądzić w trakcie
naszej podróży, powinniśmy mieć jakiś punkt odniesienia. Tym
punktem odniesienia są cele, które stawiamy sami sobie po to,
170
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
by na bieżąco wiedzieć, czy sami i świadomie poruszamy się
w kierunku, który nam odpowiada.
Wśród tych celów (a może obok) powinien znajdować się ten
jeden – najważniejszy i nadrzędny, określający nie tylko kieru-
nek, ale również korzenie i głębię tego, kim jesteśmy. Potrzebu-
jemy go właśnie po to, by wiedzieć, kim jesteśmy i dokąd zmie-
rzamy w naszej grze życia.
Patrząc na kilka nazwisk wielkich ludzi, którzy zasłynęli na tym
świecie z mniej lub bardziej chwalebnych czynów, można mieć
wątpliwość co do dwóch rzeczy. Po pierwsze, czy należy się
wzorować i brać przykład z kogoś takiego jak, powiedzmy, Hi-
tler i po drugie, czy nam „zwykłym” śmiertelnikom wolno się
wzorować na nieprzeciętnych ludziach. I tak odpowiadając,
błędy innych ludzi powinny nas uczyć, jak postępować nie na-
leży. Po drugie każdy człowiek ma swoją jasną i ciemną stronę.
Jeśli będzie nam zależało na tym, by „zaadoptować” określone
cechy charakteru wybiórczo i nie popadając w skrajne uwiel-
bienie jednostki, to nic złego nie powinno się wydarzyć. I po
trzecie, chcąc naprawdę dobrze odgrywać swoją życiową rolę,
powinniśmy analizować działania tych, których działania były
skuteczne i zakrojone na odpowiednio wielką skalę. Po co? My-
ślę, że każdy z nas chciałby być najlepszy w czymś. Nawet ci,
którzy boją się do tego przyznać. Wiedząc, jaki jest cel naszego
życia, łatwiej osiągniemy tę nieprzeciętność.
171
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
Podjęcie prawdziwej decyzji oznacza poświęce-
nie się osiąganiu określonego celu oraz odcięcie
się od wszelkich innych ewentualności.
Anthony Robbins
Skacząc z kwiatka na kwiatek i zmieniając ciągle zdanie, powo-
dujemy, że łódź, w której przemierzamy ocean naszego życia,
płynie, jakby sterujący nią nie chciał dopłynąć do portu swoje-
go przeznaczenia. Wyznaczając sobie w życiu osobiste cele, jak
już wspomniałem, powodujemy, że wiemy, jak mamy się za-
chować w określonych sytuacjach. Istotą, ideą i podstawą jed-
nocześnie tej całej zabawy w cele jest to, by były one definiowa-
ne na podstawie naszych prawdziwych potrzeb. Tylko wtedy
będziemy w stanie „dochować im wierności” w momencie, kie-
dy przyjdą trudne chwile prób i sprawdzianów. Życie przynosi
nam nieustannie całą masę niespodzianek i sytuacji stresują-
cych, które w sposób czasem bardzo agresywny zmuszają nas
do opowiedzenia się, po której tak naprawdę jesteśmy stronie.
Po stronie naszych celów czy może po stronie płynącego z prą-
dem ogółu? Żeby się nie zgubić w tym, co popularnie nazywa-
my życiem, niezbędne są wewnętrzne, twarde, własne i niepod-
ważalne reguły, których nie należy mylić z bezsensownym upo-
rem w sytuacjach, kiedy cele należy zmienić lub przewartościo-
172
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
wać. Te reguły i zasady w dużej mierze wynikają, czy raczej
będą wynikały, z postawionych przez nas celów, o ile nasze pra-
gnienie osiągnięcia ich będzie niezłomne lub przynajmniej
ogromne. Wszak mamy tak wiele problemów w życiu właśnie
z tego powodu, że brak w nim priorytetów, które są swoistym
systemem wartości danej jednostki. Ten system właśnie w du-
żej mierze określa jakość naszych celów. Ale nie wychodząc
zbyt mocno poza nasz temat, trzeba powiedzieć, że jeśli cele są
postawione w sposób, nazwijmy to, „odpowiedni”, to nasza nie-
pewność w momentach „podbramkowych” będzie minimalna
lub żadna. To, że będziemy potrafili zrobić użytek ze słów An-
thony'ego Robbinsa, pozwoli nam się odciąć od ewentualnych
niepewności w momencie, w którym nadejdą trudne życiowe
chwile, które będą próbować zdmuchnąć naszą życiową łódkę
czy zmienić jej kurs.
Idąc przez życie, poruszamy się zygzakiem. Chcąc coś osiągnąć,
do czegoś dojść, coś wartościowego mieć, poruszamy się zygza-
kiem. Raz jest lepiej, raz gorzej. Rzadko jest cały czas dobrze
lub cały czas źle. I jest to dosyć naturalny proces. Tak to z regu-
ły jest. Ale nie ma to wiele wspólnego z tym, że zamiast stawiać
sobie właściwe dla nas cele, pozwalamy decydować za nas całe-
mu światu w sprawie tak fundamentalnej jak kierunek naszego
własnego życia. Dochodzimy w ten sposób do sugestii, która
brzmi tak: podejmij decyzję poprzez postawienie sobie określo-
173
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
nego celu i bądź zdeterminowany, aby osiągnąć go za wszelką
cenę. Aby wszystko miało racjonalne podłoże, zanim postawi-
my sobie cel i przysięgniemy mu wierność, powinniśmy dobrze
poznać siebie, by nie napocić się specjalnie w miejscu, które
nie jest nam przeznaczone. Prawdziwa decyzja dotycząca praw-
dziwego celu nie dopuszcza innej ewentualności jak ta, że nie
spoczniemy, nim nie osiągniemy linii mety.
Nie potrafimy zapanować nad kierunkiem wia-
tru, ale możemy przecież nauczyć się lepiej sta-
wiać żagle.
Jim Steele, Colin Hiles, Martin Coburn
Analogia do łodzi życia płynącej po falach jego oceanu i nas
jako tych, którzy zasiadają przy sterach jest dosyć ciekawa i na
dodatek bliska naszemu kolejnemu cytatowi, który w swej tre-
ści oddaje niezmiernie wiele prawdy o tym, jak w istocie jest
zbudowana nasza rzeczywistość. Nie podlega dyskusji fakt, że
czasem niezależnie od tego, czy bardzo chcemy czy nie, nieza-
leżnie od tego, ile i jak się modlimy i co robimy, nie mamy po-
zornie wpływu na to, co się wokół nas dzieje. Chcemy, żeby coś
było tak, a tu jak na złość jest dokładnie na odwrót. I co wtedy?
174
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
Jak się nie zgubić w tym zamieszaniu, które życie, zgódźmy się,
tak często nam przecież funduje?
Z poradnika „wilka morskiego”: kiedy zacznie się sztorm, a ty
samotny ze swoim żaglem jesteś w samym oku cyklonu, zale-
ca się, co następuje. Po pierwsze nie panikować. Po drugie
dostosować się do nadrzędnej w takiej chwili zasady: przeżyć
za wszelką cenę, co często jest równoznaczne z tym, by zmie-
nić kurs na taki, jaki z punktu widzenia szalejącej wichury bę-
dzie optymalny do tego, by zachować łódź z pasażerem na
powierzchni. Po trzecie dołożyć wszelkich starań, by ponieść
jak najmniejsze straty związane z ekwipunkiem. Po czwarte:
wykorzystać wszelkie do tej pory nabyte umiejętności, zdając
się na instynkt żeglarski, czyli mówiąc inaczej, nie starać się
za wszelką cenę podejmować logicznych decyzji, pozostawia-
jąc nasz los w rękach naszego autopilota.
Ten radosny pseudożeglarski traktat wskazuje nam na dwie
najważniejsze zależności. Po pierwsze, nasze życie zależy od
nabytych wcześniej umiejętności i po drugie, nie należy wal-
czyć z żywiołem, tylko z nim współpracować (trzecia i najmniej
ważna sprawa dotyczy tego, by ochraniać ekwipunek). Idąc da-
lej tym tropem, warto zastanowić się zatem, co tak naprawdę
w tym naszym życiu jest ważniejsze niż nauka samego życia?
Wydaje się, że tak samo ważna jak nasze umiejętności porusza-
nia się po nim jest kwestia tego, jak działa ten świat. Jedno
175
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
z drugim jest nierozłączne i nierozerwalne jak Jaś z Małgosią.
Wniosek wydaje się dosyć prosty. Najlepiej w życiu, a już na
pewno w sytuacjach życiowych burz, poradzi sobie ten, kto naj-
więcej o nim wie od strony praktycznej. No a żeby takich umie-
jętności nabyć, nie można siedzieć w fotelu, tylko trzeba zmie-
rzyć się z nim w terenie.
Kolejna ważna konkluzja dotyczy tego, że nie na wszystko
mamy wpływ, ale mamy wpływ niewątpliwie na nasze odczu-
cia, reakcje, oceny, czyli mówiąc ogólnie – nasz stosunek do
tego, co się wokół nas dzieje. Możemy kontrolować własne
emocje w taki sposób, by były naszymi sprzymierzeńcami, a nie
wrogami. Nauka stawiania żagli z naszego cytatu to nic innego
jak umiejętność znalezienia w odpowiednim momencie metod,
technik i narzędzi, które pomogą nam przetrwać trudne chwile.
To jedna strona tego medalu. Druga wygląda tak, że nawet przy
bezchmurnym niebie wiatr czasem będzie nas pchał z tyłu,
a czasem, jak mówią żeglarze, będzie nam „w mordę wiał”. I co
wtedy? Ci, którzy mieli do czynienia z żeglarstwem, wiedzą, że
wtedy płynąć do przodu można zygzakiem. Trzeba tylko wie-
dzieć, jak ustawiać żagle i jak ustawiać się w stosunku do wia-
tru. Z tego rozważania wynika jedna bardzo ważna rzecz. Nie
jest istotne, z której strony wieje wiatr. Zawsze jest sposób, by
iść do przodu. Zawsze są metody, by podążać w stronę obrane-
go przez nas celu. Czasem idziemy wolniej, czasem szybciej.
176
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
Raz trafiamy na słońce, a raz na sztorm. Jeśli wiemy, jak prze-
trwać niekorzystne chwile, to nawet kiedy nas zniesie bardzo
daleko (zakładając, że sztorm trwał długo), mamy przecież
kompas w postaci naszego celu. Wtedy ustawiamy go i płynie-
my znów w kierunku naszego portu. Nie możemy się zgubić, bo
mamy kompas. A co, jeśli nie mamy takiego kompasu? A co, je-
śli nie mamy celu i nie wiemy, co dalej? Wtedy mamy problem.
Droga do celu staje się łatwiejsza, kiedy starasz
się, aby to, co robisz, było odrobinę lepsze od
tego, co już zrobiłeś.
José Silva
Bez pracy nie ma kołaczy. W piekarni i w życiu. Teraz będziemy
piekli chleb, jako że wcześniej nałapaliśmy ryb na naszej łódce.
Mówiąc poważniej, wracam do twierdzenia, podążając za José
Silvą, który mówi, że ewolucja jest lepsza niż rewolucja. Jeśli
w życiu chodzi o to, by je fajnie przeżyć i do tego się nie namę-
czyć (idealizm abstrakcyjny), to wystarczy rozwijać się, bo życie
od nas tego wymaga, robiąc postępy w sposób systematyczny
i harmonijny, bo bez postępów nie ma mowy o rozwoju. I tak
wilk syty, i owca cała. No bo pamiętajmy, że nie ma mowy
o tym, żeby kompletnie nic nie robić i żeby było dobrze. To nie
177
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
jest program dla ludzi na planecie Ziemia. W tym punkcie na-
szej dywagacji trzeba mieć wzgląd na dwie sprawy. Po pierwsze
na to, że musimy się rozwijać, żeby osiągnąć nasz cel. Cel od
nas tego wymaga. Bo jeśli miałoby być inaczej, to pomiędzy
nim a nami nie istniałaby żadna przestrzeń do przebycia drogi.
Trzeba nam wiedzieć, że dotyczy to również takiego celu, żeby
się nie zgubić w sytuacjach, które nam przynosi życie. I nie jest
to żadna sztuka dla sztuki. To sposób na życie. I po drugie, jeśli
nieustannie nasze działanie będzie zmierzało w kierunku, by
być odrobinę lepszym od tego, jakie „wykonywaliśmy” wcze-
śniej, to w sposób ewolucyjny, bezinwazyjny i naturalny bę-
dziemy zmierzali w kierunku naszego osobistego szczytu.
Bardzo często zdarza nam się pragnąć od razu zmiany. Najczę-
ściej jednak nie jesteśmy do niej należycie przygotowani. Dla-
tego nie umiemy przejść do kolejnego etapu życia, nie zosta-
wiając za sobą ofiar zarówno tych fizycznych, jak i emocjonal-
nych. Bardzo łatwo jest się zaplątać, szczególnie w problemy
emocjonalne z samym sobą, jeśli wykonujemy potężne zmiany
bez należytego przygotowania. Drastyczne zmiany i cięcia są
możliwe bez większych ofiar, ale w wykonaniu tych, którzy wie-
dzą, jak udźwignąć ciężar spadający im na plecy pod wpływem
zmiany, jakiej dokonali. To zadanie dla najsilniejszych.
178
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
Najważniejszą rzeczą w życiu jest określenie
tego, co jest najważniejsze.
Ken Blanchard
Jeśli to stwierdzenie bardziej Ci przypomina kwadraturę koła
niż to, że masło jest maślane, to prawdopodobnie jesteśmy
gdzieś blisko domu. Omawiany wcześniej cel naszego życia, ta
przyczyna, dla której będziemy poruszali nogami, aby dojść do
końca, pomoże nam zachować się w miarę stabilnie w niesta-
bilnym z pozoru świecie. Nie mniej istotne i mocno z tym po-
wiązane będą również wartości, jakie będą nam przyświecały,
kiedy zrobi się ciemno w pokonywanym labiryncie. Cel jest
mierzalny, policzalny i definiowalny, wartości natomiast będą
raczej rozpływały się na pewnym poziomie ogólności, ze wzglę-
du na różnorodność ich interpretacji, choć dążyć należy do
tego, by były one jasno określone w Twoim systemie wartości.
Miłość, lojalność, altruizm, dobroć, pokora, honor – nie ujmu-
ją w sposób jednoznaczny własnych definicji, bo mają dopiero
znaczenie, stykając się z systemem wewnętrznym i zrozumie-
niem pojedynczego człowieka. Żadnemu znanemu mi systemo-
wi etycznemu nie udało się zdefiniować jednoznacznie tych
zmieniających się w czasie i z uwagi na to nieuchwytnych war-
tości. Z punktu widzenia naszych rozważań wystarczy jednak,
179
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
by każdy z nas miał określony własny system wartości na tyle,
na ile go rozumie i akceptuje i aby dążył do jego uszlachetnia-
nia. Taki system wartości, który będzie określał to, jacy jeste-
śmy czy jacy chcemy być, pomoże nam podejmować decyzje
w szczególnie trudnych dla nas chwilach. Każdy człowiek powi-
nien mieć jakąś ideologię, według której będzie dokonywał wy-
borów, co robić, a czego nie. System wartości pomoże zacho-
wać kontrolę nad zwierzęcą częścią nas samych. Jeśli na przy-
kład zdefiniujemy, że dobroć (to chyba najtrudniejsza do zdefi-
niowania wartość, nawet chyba trudniejsza niż miłość), szacu-
nek do drugiego człowieka i altruizm będą naszą domeną, to
zniknie problem, co mamy zrobić, gdy ktoś wyciągnie do nas
rękę po jałmużnę. Wtedy też trudno będzie oddawać pięknym
za nadobne i może nawet zaczniemy rozumieć, co miał na my-
śli Jezus, kiedy mówił o nadstawianiu drugiego policzka.
Żeby jednak wiedzieć, co jest naszym osobistym systemem
wartości, trzeba najpierw spokojnie się nad tym zastanowić
i z wielu możliwości wybrać tę, która pasuje nam najbardziej.
Dzisiejszemu człowiekowi przestają wystarczać, jak widać, nor-
my etyczne narzucane przez rządy, które są w naszych wła-
snych oczach niepraworządne, nie dość konstruktywne,
a przede wszystkim przez swoją nieczystość – nieetyczne. I to
jest najlepszy powód, dla którego każdy powinien sam mieć
swój osobisty kodeks moralny, stworzony pod wpływem osobi-
180
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
stej decyzji. Namawiam oczywiście do tego, by w konsekwencji
te osobiste systemy wartości tworzyły lepszy świat.
Najlepszym sposobem przewidywania przyszło-
ści jest jej tworzenie.
Brian Tracy
Jeśli chcemy, by nasze życie wyglądało tak, jak byśmy tego
chcieli, to musimy je sami tworzyć. Rodzą się tu jednak już na
wstępie pewne ważne do omówienia kwestie. Przede wszystkim
należy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy my naprawdę chce-
my, żeby nasze życie wyglądało tak, jak tego byśmy chcieli? Je-
śli już odpowiemy sobie na to pytanie twierdząco, to powstaje
następne. Jeśli już wiesz, że chciałbyś, by Twoje życie wygląda-
ło tak, jak byś tego chciał, to powiedz, jak chcesz, żeby wyglą-
dało. I być może w tym przypadku zabawiam się grą słowną.
Ale zaprawdę powiadam Ci, nie bez przyczyny. Jeżeli przyjmie-
my jako aksjomat to, że najlepszym sposobem przewidywania
przyszłości jest jej tworzenie, to zdawać sobie sprawę należy
z faktu, że aby tworzyć przyszłość, niezbędne jest wiedzieć, jak
ma ona wyglądać. W przeciwnym razie stworzymy coś przy-
padkowego i wielce prawdopodobne, że z czasem będzie to coś
nieprzewidywalne jak pogoda w górach. Cała zatem sprawa po
181
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VII
raz kolejny sprowadza się do myślenia. Do myślenia po to, żeby
wiedzieć, czego tak naprawdę chcemy. I naprawdę obserwując
ten świat, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że myślenie, choć
wielce przez nas gloryfikowane, nie zajmuje nam zbyt wiele
czasu. A jeśli już zaczynamy główkować, to najczęściej w sytu-
acjach, gdzie przydałoby się działać intuicyjnie. I tak strzelamy
sobie gole do własnych bramek. Ale żeby nie kończyć tego roz-
działu zbyt pesymistycznie, pozwolę sobie na pewne posumo-
wanie, które jest mi dosyć bliskie.
Możemy tworzyć własny świat. Możemy tworzyć własny świat
w sposób, w jaki chcemy. Wymaga to pracy i często uporu (lub,
jak kto woli, potu, łez i krwi), ale możemy, i stać nas na to, by
nasze życie przebiegało zgodnie z tym, czego chcemy. Nie mu-
simy oddawać naszej przyszłości w ręce ludzi, którzy jak obłęd-
ni szamani wycisną z nas soki i zostawią z czasem jak wywłoki
na chodniku życia. Życie jest piękne i jeśli tylko pozwolimy so-
bie uwierzyć w tę jakże prawdziwą sentencję, to zaczną się
dziać cuda. Może kiedyś na skalę globalną? A może już dziś?
182
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
AKT VIII
AKT VIII
Dramat jest sztuką, czyli wszystko zawsze
jest na miejscu
Przelatujące ponad głową zaorane pole to był ostatni obrazek,
jaki pamiętał. Kiedy otworzył oczy, pierwszym widokiem, jaki
uchwycił, był wydatny i okrągły biust pochylającej się nad nim
pielęgniarki, która poprawiała coś nad jego łóżkiem. Kiedy ta
ujrzała jego otwarte oczy, podskoczyła z wrażenia i wybiegła
z pokoju. Zawiesił wzrok na białym jak śnieg szpitalnym sufi-
cie. Leżał tak przez moment. Kiedy drzwi się otworzyły, wszedł
lekarz z krótką czarną brodą, a wraz z nim ta sama pielęgniar-
ka, która opuściła go przed chwilą.
– No, cieszymy się, że się pan wreszcie obudził.
Chciał odpowiedzieć, ale wprowadzone do jego przełyku rurki
uniemożliwiły wydobycie z ciała logicznego i zrozumiałego ko-
munikatu.
183
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
– Nic nie musi pan mówić, proszę odpoczywać. Najważniejsze,
że się pan w końcu obudził. Był pan w śpiączce pięć dni. Oba-
wialiśmy się, że pańska nieobecność może potrwać dłużej. Pań-
scy rodzice się ucieszą. Byli tu przez cały czas i właśnie dzisiaj
postanowili pojechać do domu przebrać się. Powiedzieli, że
przyjadą wieczorem. Teraz niech pan odpoczywa.
Lekarz uśmiechnął się, pielęgniarka poprawiła kołdrę, pod któ-
rą leżał i oboje opuścili pomieszczenie. Został sam. Powoli wra-
cała mu pamięć. Zaraz, zaraz, jak to było… Dyskoteka, dziew-
czyny, dużo alkoholu, dragi, zabawa na całego. Jego przyjaciel,
Jean, właśnie kończył osiemnaście lat. Impreza trwała do póź-
na. A później, jak to bywa, odbyło się bez głowy. Motor, lodo-
waty poranek. Człowiek – Bóg na szczycie świata. Wtedy wyda-
je się, że wszystko można, że wszystko wolno, że nie ma żad-
nych ograniczeń. Młody wiek ma swoje prawa, młodość musi
się wyszumieć. Szczególnie, jeśli ci, którzy spowodowali poja-
wienie się na świecie jednostki, kompletnie jej nie rozumieją.
Nie rozumieją, że pieniądze to nie wszystko. Nie rozumieją, że
dzieciakowi, a właściwie młodemu mężczyźnie, nie wystarczą
nakazy, rozkazy i pensja, jeśli jest posłuszny, lub jej brak, kiedy
ma gdzieś to, co do niego się mówi. „Ile razy ojciec martwił się
o mnie?” – pomyślał. „Co ten lekarz bredzi? Niemożliwe, że
siedzieli tu przez cztery dni, przecież w normalnej sytuacji, czy-
li zawsze, nie byli w stanie wysłuchać mnie nawet przez cztery
minuty. Jedyne, czego wysłuchali, to moja prośba o motor.”
184
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
Leżał i myślał o tym, co się wydarzyło. Porozumienie między
nim a rodzicami było żadne lub, mówiąc inaczej, nie było go
wcale. Miał głębokie przekonanie o tym, że całe jego wychowa-
nie i to, kim był, było sztuczne i tworzone na pokaz. Tak, żeby
dobrze wyglądało, żeby ludzie wiedzieli, jak cudownie potrafią
wychować swojego syna. To wszystko było takie nieprawdziwe!
W pewnym momencie chciał dźwignąć się, ale grymas bólu wy-
krzywił jego twarz. Prawa noga wisiała w górze podtrzymywana
przez wyciąg. Gips sięgał do pasa. Lewa ręka cała w gipsie.
I jeszcze masę tych rurek i przewodów, które jak złowrogie
węże rozciągały się tu i ówdzie. Bez tych złowrogich węży nie
byłoby jednak jego. Co będzie dalej? Jak długo tu zostanie? Czy
obrażenia są na tyle trwałe, by zrobiły z niego kalekę? Tego nie
wiedział. Po krótkiej chwili zapadł w sen.
Zbudził go hałas wchodzących ludzi.
– Synku, jak dobrze, że się obudziłeś!
„Matka wygląda na naprawdę szczęśliwą” – pomyślał. Ojciec
tylko się uśmiechał od ucha do ucha. On też wyglądał na zado-
wolonego. Kiedy tak patrzył przez chwilę na swoich rodziców,
zaczął pojmować. Najgorszy nie był dla nich jego stan. Najgor-
sze było to, że to właśnie oni kupili mu motor, na którym
o mało co się nie zabił. Nie mogliby sobie darować nie tyle tego,
185
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
że ich jedyny syn nie żyje, ale tego, że to właśnie oni zafundo-
wali mu jeżdżącą trumnę. Był zmęczony. Znowu zapadł w sen.
Kolejne miesiące były dla niego istnym koszmarem. Po jakimś
czasie, kiedy lekarze uznali, że przyszedł już na to czas, zdjęto
mu gips z nogi i z ręki. Z biegiem czasu powyjmowano też te
wężowate rurki, które krępowały go niemiłosiernie. Analiza le-
karska wykazywała, że jego pokancerowane ciało może być nie-
zdolne do poruszania się o własnych siłach. Od chwili, kiedy go
tu przywieziono, nie odezwał się ani słowem i nie ruszał się.
Wiedział o tym, że może. Kiedy nikt go nie widział, ruszał no-
gami, rękami i mówił po cichu do siebie. Jednak kiedy w pobli-
żu pojawiał się człowiek, najzwyczajniej udawał, że jest rośliną.
Nie chciał wracać do życia. Nie widział powodu ani sensu. Nie
widział celu i nie miał go. Zdawał sobie sprawę z tego, że po ta-
kim wypadku rehabilitacja może trwać wiele lat i wcale nie
gwarantuje całkowitego powrotu do zdrowia. Lekarze też tego
nie kryli. Tak mijały kolejne dni, dopóki nie zdecydowano, że
nie obędzie się bez pomocy psychoterapeuty. Doktor Jamison
przyszedł do niego w czwartek. Wszedł po cichu do pokoju,
w którym leżał, przesunął niezdarnie krzesło, które stało pod
ścianą, w kierunku łóżka i usiadł na nim. Przez chwilę patrzył
na pacjenta.
– Cześć, jestem doktor Jamison.
Cisza.
186
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
– Wiem, że milczysz tak od chwili wypadku, przejrzałem twoją
kartę zdrowia i mniej więcej wiem, co się wydarzyło. Ale nie
znam szczegółów. Mógłbyś mi dokładniej opowiedzieć o oko-
licznościach tego, co ci się przydarzyło? Jestem tu, żeby ci po-
móc, ale chciałbym więcej wiedzieć.
I tym razem nie przekonał swojego pacjenta do tego, by ten wy-
dobył z siebie głos.
– Rozumiem. Nie masz ochoty rozmawiać i pewnie żyć też ci
się nie chce, ale mimo wszystko będę przychodził tu codziennie
o tej samej porze. Jeśli zechcesz pogadać z obcym facetem, któ-
ry nie będzie prawił ci kazań ani morałów, to pamiętaj, że za-
wsze możesz.
Oznajmiając to, doktor Jamison wyszedł.
Lekarz codziennie przychodził do jego pokoju. Nie odzywał się
wcale. Siedział tak około dziesięciu minut, po czym wstawał
i wychodził.
Minęły dwa tygodnie. Tego dnia doktor Jamison jak zwykle od-
wiedził swojego potencjalnego pacjenta, przesiedział dziesięć
minut na krześle i już miał zamiar się zbierać do wyjścia, kiedy
usłyszał.
– Po co pan to robi?
– Co po co robię?
187
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
– Po co pan tu przychodzi codziennie i marnuje swój czas?
– To moja praca, a przychodzę tu codziennie, bo mam nadzie-
ję, że w końcu się odezwiesz i, jak widać, warto było.
– I co teraz?
– Teraz chciałbym, żebyś mi opowiedział o okolicznościach,
dzięki którym się tu znalazłeś.
– Po co?
– Bo wydaje mi się, że mogę ci pomóc.
– W czym? – jego pytania nie drażniły Jamisona. Wiedział
o tym, że ludzie w ciężkiej depresji, jak zakwalifikowano stan
pacjenta, nie są łatwymi rozmówcami.
– Mogę ci pomóc w tym, żebyś wrócił do zdrowia.
– Po co?
– Po to, żebyś jeszcze mógł coś zrobić dla tego świata.
Popatrzył drwiąco na doktora. Nie zdając sobie nawet do końca
sprawy z tego, nie tylko wydobył z siebie głos, mówiąc do dru-
giego człowieka, ale również poruszył swoim ciałem w jego
obecności.
– A czy świat kiedykolwiek coś zrobił dla mnie?
Na tym konwersacja dobiegła końca. Pacjent już nic więcej
w tym dniu nie powiedział. Jamison i tak uznał to za sukces.
Wiedział, że kolejne wymiany zdań to tylko kwestia czasu. I nie
pomylił się. Jego pacjent z wizyty na wizytę zaczął coraz więcej
mówić. Po kilku sesjach Jamison już wiedział, w czym tkwi
188
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
problem i teraz szukał klucza do jego rozwiązania. Chłopak nie
widział sensu, by dalej żyć. Brak kontaktu z rodzicami, niepo-
wodzenia w sprawach sercowych, grożące mu już do końca ży-
cia kalectwo i jeszcze, jak by tego było mało, okres, w którym
hormony mają na organizm niebagatelny wpływ. To były głów-
ne powody. Poza tym pacjent był przekonany, że nad jego ży-
ciem wisi fatum, zły los i że nic nie jest w stanie zmienić kolei
rzeczy. Jamison wiedział, że aby odnieść sukces, musi pomóc
mu znaleźć wystarczająco silny powód do tego, by obudziła się
w nim chęć życia, tak aby chciał rozpocząć rekonwalescencję.
Powrót do całkowitego zdrowia i sprawności nie był w tym
przypadku oczywisty i klarowny, ale możliwy.
– Posłuchaj, przyjacielu – zaczął rozmowę Jamison, podczas
jednej z kolejnych sesji. – Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlacze-
go miało miejsce to, co cię spotkało? Ten cały wypadek? Dla-
czego miał miejsce?
– Jak to dlaczego? Byłem pijany i naćpany.
– Ale nie o to pytam – drążył temat Jamison. – Nie pytam
o okoliczności, bo te już znam. Pytam o prawdziwą przyczynę,
dlaczego to właśnie spotkało ciebie?
– Nie rozumiem.
– Otóż widzisz, w życiu nic nie dzieje się przypadkowo. Całe
nasze życie to jedna wielka lekcja podzielona na mniejsze lek-
cje. Jeśli człowiekowi przydarza się coś mało przyjemnego czy
wręcz tragicznego, to zawsze ma to swój sens i cel.
189
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
– A jaki może być sens w tym, że o mało się nie zabiłem?
– No właśnie. Właśnie o to cię pytam.
– Nie rozumiem, doktorze, do czego pan zmierza.
– Przecież wyraziłem się dosyć jasno. Chciałbym poznać praw-
dziwą przyczynę tego, dlaczego przydarzył ci się ten wypadek.
– Nie wydaje mi się, żebym mógł panu pomóc, doktorze, bo nie
wiem.
– To nie mnie pomagasz, ale samemu sobie. Jeśli zrozumiesz,
dlaczego to zdarzenie miało miejsce w twoim życiu, to przero-
bisz lekcję, która pozwoli ci uniknąć takich mało przyjemnych
zdarzeń w przyszłości, a oprócz tego znajomość rzeczy może
pomóc w twoim powrocie do zdrowia.
– Jak to? – pacjent zaczynał wykazywać zainteresowanie tym,
co usłyszał, budziła się w nim wreszcie iskra, której Jamison
tak długo w nim szukał.
– Jeśli zrozumiesz przyczyny swojego nieszczęścia, czyli zrozu-
miesz, co wszechświat chciał ci pokazać, na co chciał zwrócić
twoją uwagę, i zastosujesz się do jego wskazówek, to będziesz
mógł żyć dalej w zdrowiu i szczęściu.
– A skąd pan o tym wie?
– To chyba nie ma większego znaczenia… Tak po prostu jest
i już – odparł Jamison. – Teraz cię zostawię. Zastanów się nad
tym, a jutro porozmawiamy.
– Ale nad czym tak naprawdę mam się zastanowić?
190
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
– Nad tym, co w twoim życiu było nie tak, co wymaga zmiany,
w których momentach krzywdziłeś innych ludzi, niewłaściwie
ich oceniałeś, kiedy ich raniłeś. Przyczyny mogą być różne. Ja
chyba wiem, o co chodzi w twoim przypadku, ale to ty sam po-
winieneś do tego dojść, jeśli pragniesz żyć w zdrowiu i szczę-
ściu. Chcesz tego?
– Nie wiem, czy chcę.
– No to jeśli zdecydujesz, że chcesz, musisz dojść do źródła, do
przyczyn twoich problemów. Pamiętaj, problem zawsze tkwi
w nas, a nie w zewnętrznych okolicznościach. Twój pozornie
bezbarwny świat to nie wina twoich rodziców ani żadnych in-
nych ludzi. Ty sam tworzysz swój własny świat.
Kiedy pacjent został sam, zaczął myśleć. Szukał i analizował, aż
zasnął ze zmęczenia. W nocy przyśniły mu się określone sceny
z jego życia. Kiedy obudził się nazajutrz, wiedział, gdzie tkwił
problem. Albo może lepiej, gdzie tkwiły problemy. W trakcie
snu przewinęły mu się sceny z dzieciństwa i młodości. Widział,
jakim stosunkiem darzył innych ludzi. Widział, jak zamykał się
na swoich rodziców, a oni nie potrafili pomóc ani jemu, ani so-
bie. Zobaczył kilka scen, w których zachował się jak zwierzę,
a nie człowiek. Obserwował, jak jego zachowania raniły innych
ludzi. Mógł to jeszcze raz przeżyć. Mógł to przeżyć z perspekty-
wy obserwatora, odczuwając jednocześnie ból, który sam zadał.
191
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
– Wiem już, doktorze – zagaił sam, kiedy tylko Jamison poja-
wił się w jego w pokoju.
– I do jakich doszedłeś wniosków?
– Byłem niezłym skurwielem.
– Nie ma potrzeby, byś się sam tak nazywał. To, co było, już nie
wróci.
– Więc co mam teraz zrobić?
– W tym momencie ma sens rozmyślanie tylko nad tym, kim
chcesz być w przyszłości, jak chcesz się zachowywać i co robić.
– Pomoże mi pan?
– Pomogę ci.
– Więc od czego mam zacząć?
– Uważasz, że za twoją sytuację są odpowiedzialni twoi rodzice?
– Pewnie po części tak.
– Masz im to za złe? Masz do nich żal?
– Tak…
– No to musimy zacząć od wybaczenia im.
– Jak to zrobić, doktorze?
– Posłuchaj…
Rekonwalescencja trwała rok. Psychiczne urazy i bloki zostały
pokonane przy pomocy cierpliwego i wyrozumiałego doktora.
Kolejne lata, które upływały, utwierdzały Jamisona w tym, że
jego metody są skuteczne. Widział efekty. Widział ludzi, którzy
po zrozumieniu przyczyn okoliczności, które ich w życiu spo-
tkały, wracali na nowo. Wracali na nowo do życia.
192
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
Dwadzieścia cztery lata później Jamison siedział w swoim bu-
janym fotelu. Wspaniały aromat tytoniu wydobywał się z palo-
nej przez niego fajki. Delektował się tym smakiem, uwielbiał
go. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Trochę niezdarnie zszedł
z fotela i powłócząc nogami, które były już coraz starsze, szedł
zorientować się, któż to o tak wczesnej porze w niedzielny po-
ranek niepokoi go. Kiedy otworzył drzwi wejściowe, ujrzał
przystojnego i uśmiechniętego mężczyznę w średnim wieku.
– Dzień dobry, doktorze. Pewnie mnie pan nie poznaje.
– No, szczerze mówiąc, nie bardzo.
– Jestem doktor…
Kiedy mężczyzna podał swoje nazwisko, Jamison uśmiechnął
się szeroko i przytulił się do gościa jak miś do garnka z mio-
dem. Usiedli w ogrodzie i zaczęli rozmawiać.
– Przedstawiłeś się jako doktor. Doktor czego?
– A pan jest doktorem czego?
– Żartujesz chyba. Zajmujesz się tym samym fachem, co ja kiedyś?
– Dokładnie tak. Kiedy już uleczyłem dzięki panu moje ciało
i mojego ducha, postanowiłem, że chcę być taki jak pan, że
chcę robić dokładnie to samo co pan. Pan mi pomógł. Pan mi
uratował wtedy życie. Też zapragnąłem ratować ludzkie życie.
Do oczu staruszka napłynęły łzy. Nie mógł i nie chciał kryć
swojego wzruszenia. Nie mógł słyszeć piękniejszych słów. Roz-
mawiali przez parę godzin, podczas których Jamison dowie-
193
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
dział się o szczegółach pracy swojego pacjenta sprzed wielu lat.
Kiedy stanęli powtórnie w drzwiach, aby się pożegnać, młody
doktor uściskawszy Jamisona, popatrzył mu w oczy i powie-
dział:
– I jeszcze jedno, doktorze. Dziś wiem, że mój motocyklowy
wypadek to była jedna z najbardziej potrzebnych rzeczy
w moim życiu. Gdyby nie to zdarzenie, nie byłbym dzisiaj tym,
kim jestem. Tak samo jak nie byłbym tym, kim dzisiaj jestem,
gdybym nie poznał pana. Dzisiaj wiem, że jedno i drugie zda-
rzenie było jak błogosławieństwo i codziennie dziękuję za nie
dobremu Bogu. Codziennie. Z całego serca.
Interesuje mnie nie to, czy przegrałeś, ale to, czy
potrafisz być z tego zadowolony.
Abraham Lincoln
„A życie to życie, Marsjanko, niestety i ostre jest jak końcówka
żylety…” brzmią słowa piosenki. Nic dodać, nic ująć. Czy zatem
będzie to równoznaczne ze stwierdzeniem, że życie to trudna
sztuka? Zapewne. Ale czy w związku z tym należy sądzić, że za-
wsze musimy się aż tak bardzo namęczyć? Niekoniecznie. Bar-
dzo wiele zależy od naszego podejścia do samego życia, od na-
szego postrzegania i od dobrania odpowiedniej strategii. Pró-
194
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
bując namawiać wszystkich do tego, by brali życie we własne
ręce, bardzo chciałbym potrafić również podpowiadać, w jaki
sposób czynić je łatwiejszym i przyjemniejszym. Myślę, że nie-
zmiernie ważna jest w tym układzie filozofia życiowa, którą
można nazwać właśnie w ten sposób, że niezależnie od tego, co
się dzieje w naszym życiu, wszystko zawsze jest na swoim miej-
scu. Nie musi się to wiązać z koncepcją absolutnego niezwraca-
nia uwagi na nic czy nierobienia niczego, a jedynie chodzi o to,
by uzmysłowić sobie, że tragedie, porażki i nieprzyjemności
służą swoją obecnością temu, byśmy mogli zrozumieć, co w na-
szym działaniu czy myśleniu wymaga zmiany. Książka, którą
w tym momencie czytasz, ma pomóc w tym, żeby łatwiej, lepiej
i skuteczniej przeżywać własne życie. Dlatego musi ona czasem
obejmować tę mniej przyjemną część naszej egzystencji. A te
mniej przyjemne chwile wiążą się oczywiście z tak zwanymi
trudnymi momentami. O klasie człowieka sukcesu, bohatera
czy herosa nie będą świadczyły jego triumfy, ale jego umiejęt-
ności wydobycia się na powierzchnię w trudnych chwilach. Bo-
hater, który zawsze i wszędzie odnosi zwycięstwa, to mit sło-
mianego rycerza. Żyć naprawdę mogą tylko ci, którzy pokonują
trudności, aby osiągnąć szczyt perfekcji, który w naszym świe-
cie jest i tak nie do osiągnięcia. Ale przecież, jak wiemy, o wiele
bardziej od osiągnięcia samego celu liczy się przebyta w trakcie
docierania do niego droga, bo ona świadczy o tym, kim w mię-
dzyczasie się stajemy.
195
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
Przyglądając się naszemu kolejnemu cytatowi wypowiedziane-
mu według przekazów przez Abrahama Lincolna, możemy za-
cząć się zastanawiać, czy aby facet nie był masochistą. No bo
jak można być zadowolonym z tego, że się daje tak zwanego
ciała? Otóż według wszelkiej mojej wiedzy w tym szaleństwie
jest metoda. I to dosyć prosta. Radość z popełnionych błędów
nie ma na celu głupkowatego poklepywania się po własnych
plecach i doświadczania radości z tego powodu, że po raz kolej-
ny człowiek zrobił z siebie kretyna. Tylko najwięksi umieją
śmiać się z siebie, zachowując zdrowy dystans do swoich pora-
żek. Jednocześnie, wyciągając wnioski na przyszłość, umieją
wykrzesać z siebie radość, że nauczyli się kolejnej metody, jak
robić nie należy. Tak naprawdę muszę się przyznać do tego, że
często osobiście wątpiłem w moc tego przesłania. Nie lubię
przegrywać. Nienawidzę. Kocham zwyciężać. Uwielbiam odno-
sić zwycięstwa. Ale przyszedł w końcu czas, że zrozumiałem, że
wielkich zwycięstw nie odnosi się, nie ponosząc na drodze do
ich zdobycia porażek. Czarne – białe, radość – smutek, dzień –
noc. Czarne nie jest gorsze od białego, radość nie jest lepsza od
smutku, noc nie jest gorsza od dnia. Bez zmian nie umieliby-
śmy docenić niczego, nawet tego, że istniejemy. W skonstru-
owanym świecie, właśnie w tym, w którym przyszło nam żyć,
króluje dualizm. Doświadczamy go na zasadzie kontrastów
i przeciwieństw. Można by rzec, że jeśli uda nam się pokochać
porażki, zaczniemy odnosić zwycięstwa. Paradoks? Być może…
196
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
Człowiek, który próbuje zyskać przyjemność lub
sukces, nigdy przy tym nie doświadczając cier-
pienia lub odrzucenia, niczego na dłuższą metę
nie osiągnie.
Anthony Robbins
Kontynuując nasze rozważania, choć już pod banderą innego
autora cytatu, zastanówmy się nad następującą kwestią. Czy jest
możliwy jakikolwiek postęp, jakakolwiek zmiana bez popełnie-
nia błędu, bez trudnych momentów, bez dołków, w których zo-
stawiamy ślady naszego cierpienia powodowanego konieczno-
ścią zmiany? Wydaje się dosyć wiarygodne stwierdzenie, że nie.
Mechanizm jest prosty. Życie to ciągłe zmiany, czy tego chcemy,
czy nie. Zmiany powodują, że musimy stawiać czoła coraz to
nowszym i inaczej skonfigurowanym sytuacjom, które niejako
wymuszają na nas rozwój. Oczywiście są tacy, którzy wszelkie
zmiany zawsze witają w taki sam sposób, z pilotem i kuflem
w ręku. Ale tacy odchodzą dosyć wcześnie… Cała reszta walczy.
Czasem ze sobą, czasem ze światem (choć tak na dobrą sprawę
to jedno i to samo). Szczególnie istotna w naszym rozważaniu
jest grupa tych, którzy chcą osiągnąć coś więcej niż tylko prze-
ciętność. Zakładając, że chcemy czegoś więcej, chcemy lepiej,
skuteczniej, prawdziwiej, zaczynamy świadomie lub nie podno-
197
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
sić poprzeczkę naszych oczekiwań, określając coraz poważniej-
sze, a co za tym idzie, wymagające od nas coraz większej zmiany
cele. A zmiana jest bolesna. A zatem rodzi cierpienie, ból, odrzu-
cenie. Naturalny proces. Czegoś się pozbywamy. To coś jest czę-
ścią nas. To nasze przekonania, opinie, odczucia, wiążące się
nierozłącznie z pozbywaniem się z naszego systemu wartości
określonych standardów. A to boli. Czasem boli jak cholera. Dla-
tego mądrzy ludzie często zwracają uwagę na to, że nie sposób
jest osiągnąć coś wielkiego, nie kalecząc się po drodze. Jest do
tego nieco gorzkiego tortu dobra wiadomość. Rany goją się
z czasem. Pozostają blizny, ale to właśnie one pozwalają nam pa-
miętać o tym, skąd przyszliśmy, kim byliśmy. To właśnie pozo-
stające po ranach blizny uświadamiają nam, ile musieliśmy
przejść, żeby osiągnąć cel naszych zamierzeń. Te blizny są jak
ordery. I choć nie widać ich gołym okiem, to ich posiadacz wie,
że istnieją. Czasem zdarza się słyszeć takie słowa w stosunku do
kogoś, kto osiągnął potężny sukces, dokonał czegoś, o czym inni
mogą tylko pomarzyć: „ten to miał szczęście!”. Powiem tak.
Gówno, a nie szczęście. Może mało elegancko, ale co tam. Pew-
nie, że można mieć do czegoś mniejsze lub większe predyspozy-
cje. Ale te wielkie sukcesy są wynikiem ciężkiej pracy włożonej
w trakcie procesu dochodzenia do nich. Posiadacz szczęścia naj-
częściej musiał ciężko zapracować na to, by w końcu się do niego
uśmiechnęło. Trafnie to ujął Ray Manzarek – współtwórca le-
gendarnego dzisiaj zespołu The Doors: „Skąd biorą się olśnienia,
198
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
nie wie nikt, ja jednak dobrze wiem, co sprawia, że się zdarzają…
to owe «lata ćwiczeń».” Ten cytat odnosi się co prawda do
olśnień w trakcie twórczego procesu, ale dokładnie tak samo jest
z osiągnięciami. Dokładnie tak samo.
Nasze życie czasem jawi nam się jak komedia, czasem jest to
zwykła farsa, czasem jest to dramat. Jeśli w Twoim życiu dzieją
się dramatyczne rzeczy, wiedz, że ma to swój cel i sens. Nic nie
dzieje się przypadkowo. Wszystko, co Ci się przydarza, ma swo-
ją przyczynę. Są powody, dla których takie, a nie inne sytuacje
wydarzają się właśnie teraz. Jedno jest pewne. Wszystko, za-
wsze jest na swoim miejscu.
W życiu jesteś mądry tylko wtedy, kiedy popeł-
niasz błędy i uczysz się na nich.
Robert Kiyosaki
Następna uwaga dotycząca mniej przyjemnych chwil naszego
życia płynie od mistrza finansów, Roberta Kiyosakiego. Oprócz
tego, że kształtuje on dosyć oryginalne i skuteczne podejście do
kwestii materialnych, a konkretnie do pieniędzy, często zdarza
mu się trafiać w dziesiątkę, formułując stwierdzenia dotyczące
innych dziedzin życia. Niewątpliwą zaletą jego podpowiedzi
199
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
jest praktyka. Wracając do naszego tematu, często postrzegamy
popełniane przez nas błędy jako życiowe klęski, zamiast na-
uczyć się wyciągania konstruktywnych wniosków, które obficie
płyną z życiowych lekcji pokory. Mądrość teoretyczna jest „sła-
ba energetycznie”, a potwierdzenie jej działaniem powoduje to,
że możemy uznać ją za prawdę, do której warto się zastosować.
Nie jest możliwe nauczenie się tego, jak skutecznie żyć bez do-
świadczeń, szczególnie tych nieprzyjemnych. Z punktu widze-
nia tego, co może być nam pomocne podczas naszej wędrówki
przez życie, wydaje się dosyć zasadnym stwierdzenie, że popeł-
niane przez nas błędy to błogosławieństwa. Można po raz kolej-
ny przyczepić się i dowodzić tego, że lepiej jest się uczyć na błę-
dach innych ludzi i bez nieprzyjemnych sytuacji, których trzeba
doświadczać. Zgoda. Tylko niech ktoś mi pokaże jednostkę,
która tak właśnie przeszła przez życie, beztrosko, idealnie i bez-
błędnie, a być może wycofam się z tego, co zasugerowałem do
tej pory. Skoro więc życiowe porażki i błędy są niejako na stałe
wpisane w nasz harmonogram dochodzenia do doskonałości,
to zasada mądrości zdobywanej na bazie osobistych, często
nieprzyjemnych doświadczeń, jest wielce zasadna.
To jedna strona tego medalu. Druga wygląda tak, że uczymy się
tak naprawdę przez osobiste doświadczenie, a nie poprzez teo-
retyczne rozważania. Jeśli zdarza nam się usłyszeć jakąś z po-
zoru genialną zasadę, regułę czy „złoty sposób na…”, to często-
200
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
kroć nie wystarcza tylko to, by zastosować się do jej treści.
Z doświadczenia wiem, że aby potrafić zastosować w życiu
określone rozwiązania, których wartość jest oczywista i ko-
rzystna, trzeba czasem wielu lat. Reguła, zasada, w jaki sposób
jest dobrze coś zrobić, często jest nam doskonale znana od
strony teoretycznej, ale praktycznie nie ma ona dla nas żadnej
wartości, a to z tej prostej przyczyny, że najzwyczajniej na
świecie nie umiemy, nie chcemy albo nie potrafimy jej zastoso-
wać w naszym życiu. I zabawa zaczyna się dopiero wtedy, kiedy
zdecydujemy się zastosować ją w praktyce. I wtedy najczęściej
okazuje się, że coś nie działa tak jak trzeba, a objawia się to
właśnie w ten sposób, że popełniamy błędy. Czemu tak się dzie-
je? To też nieskomplikowane. Nie ma na świecie dwóch jedna-
kowych ludzi, takich samych jednostek. Każdy z nas ma inne
doświadczenia. Jesteśmy unikatowi w swej wyjątkowości.
Rady, sposoby jednej osoby, rzadko mogą być idealnie skopio-
wane przez drugą, która pragnie osiągnąć takie samo spełnie-
nie. Dlatego wszelkie „złote reguły”, zasady, powinny być po-
traktowane na zasadzie sugestii, możliwości, potencjalnej drogi
do osiągnięcia celu, a nie jako prawdy jedynej, ostatecznej
i skończonej. To my sami powinniśmy, biorąc je jako potencjal-
ną możliwość, zaadoptować je pod swoje potrzeby, tworząc
własny unikatowy przepis na sukces w dowolnej dziedzinie czy
przedsięwzięciu. Powodem takiego, a nie innego podejścia jest
to, że Ty sam wiesz, czego chcesz, co jest dla Ciebie dobre i cze-
201
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
go oczekujesz w formie potencjalnych rezultatów. Dopasowu-
jąc te magiczne, cudowne rady do swoich potrzeb, nie uniknie-
my błędów, które, patrząc z tej perspektywy, są drogowskazami
pomagającymi nam osiągnąć cel.
Szczęście nie oznacza przyjemności – to zwy-
cięstwo, a zwycięstwo prawie zawsze wymaga
co najmniej czasowego bólu jakiegoś rodzaju.
Zig Ziglar
Definicji szczęścia będzie tyle samo, ile próbujących je zdefi-
niować ludzi. Dlatego tak trudno jest jednoznacznie stwierdzić,
czym szczęście samo w sobie jest. To synonim, pod pojęciem
którego jedna osoba będzie rozumiała zjednoczenie się w eks-
tazie z wyobrażoną przez siebie boskością, a druga będzie je
postrzegać jako radość wydawania potężnej sumy pieniędzy na
zakupy w supermarkecie. Dlatego nie przywiązywałbym się
specjalnie do zdania zamieszczonego jako cytat powyżej. To po
prostu spojrzenie pod określonym kątem na analizowane przez
nas teraz zagadnienie. I tak zwycięstwo, które możemy postrze-
gać jako szczęście, będzie zawsze wymagało określonej ofiary,
którą nazywamy bólem. Mówimy oczywiście o czymś takim, co
będziemy mogli zdefiniować jako zwycięstwo, patrząc przez
202
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
pryzmat trudności związanych z jego osiągnięciem. W przeciw-
nym razie, gdyby coś nam przychodziło bez wysiłku, nie używa-
libyśmy słowa „zwycięstwo”, a „naturalna kolej rzeczy” czy
może jeszcze jakoś inaczej. W tym momencie chciałbym zwró-
cić uwagę na słowo „ból”, przedstawiając je jako ofiarę, którą
musimy złożyć na ołtarzu naszego życiowego warsztatu, by
osiągnąć wspomniane wcześniej zwycięstwo. Ta ofiara może
być różnoraka w zależności od sytuacji i tego, co zamierzamy
osiągnąć. Może to być strata moralna, materialna czy duchowa.
Słowo „ból” jest dosyć ogólne. Jak wiemy z doświadczenia,
o wiele więcej bólu sprawiają nam kwestie psychiczne niż fi-
zyczne. Czasem jedno słowo, które usłyszymy od kogoś, potrafi
nas zabijać od środka przez wiele lat, a bywa, że przez całe ży-
cie. I życie najczęściej jawi nam się jako ciężkie czy dramatycz-
ne nie z powodu okoliczności zewnętrznych (choć możemy od-
nosić takie złudne wrażenie), ale z powodu nieumiejętności po-
radzenia sobie z bólem w naszej psychice. I jeszcze raz powtó-
rzę, że każdy ból, niezależnie od pozornych przyczyn jego po-
wstawania, niesie ze sobą informację o tym, gdzie w nas sa-
mych jako jednostkach ludzkich powinna być dokonana zmia-
na. I znowu wypada powiedzieć, że, analizując zagadnienie z tej
strony, należałoby stwierdzić, że ból, którego doświadczamy,
jest błogosławieństwem. Aby jednak zbytnio nie upraszczać,
należy dodać, że pojawiający się ból czasem mówi o tym, czego
lub w jaki sposób robić nie należy. I nie są to żadne sprzeczno-
203
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
ści. Ilość słów, jakimi się posługujemy, jest niewspółmiernie
znikoma w stosunku do naszych uczuć, ich konfiguracji i zwią-
zanych z nimi możliwości mutacji w nieskończenie wielu kie-
runkach naszej egzystencji. Dlatego, jak już wspomniałem, nie
ma złotych reguł, jedynych słusznych zasad.
Zaspokojone potrzeby nie motywują. Tylko nie-
zaspokojona potrzeba może motywować.
Stephen R.Covey
Na zakończenie warto jeszcze raz powrócić do tematu, dlaczego
„droga cierniem róż usłana może być dywanem szczęścia, może
domem być wolności i oazą swego miejsca”. Żyjemy. A życie to
ruch, to ciągła zmiana. Warunkiem niezbędnym dla zaistnienia
zmiany jest pragnienie. Pragnienie zmiany może zaistnieć tylko
wtedy, kiedy czujemy dyskomfort. Bo jeśli wszystko byłoby
perfekcyjne, idealne i absolutnie prawidłowe, nie byłoby po-
trzeby niczego zmieniać. Można by powiedzieć – Raj. Ale czy
na pewno? I czym wtedy byłoby życie? Trwaniem w perma-
nentnym szczęściu? Tylko? Tylko albo aż. Przecież wtedy na-
wet sam Bóg by nie wytrzymał. I według niektórych to, że dzi-
siaj żyjemy tu i teraz, jest bezpośrednio związane z tym, że nie
wytrzymał…
204
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT VIII
Samo życie możemy postrzegać jako pasmo uciążliwych do wy-
konania czynności. Może być ciężkie, pochmurne jak ciemna li-
stopadowa noc. Ale z drugiej strony może nie być permanent-
nie, ale bardzo często rozświetlane promieniami słońca. Trak-
tując nasze życie jako dramat, który jest sztuką najbardziej
prawdziwą ze wszystkich, jakie znamy, wcale nie musimy ska-
zywać się na pasmo niekończących się utrapień i zmartwień.
Jeśli tylko uda nam się w naszych wewnętrznych systemach
oceny i postrzegania wprowadzić program zrozumienia, który
mówi o tym, że raz jest lepiej, raz gorzej, ale tak naprawdę
wszystko, co się wydarza, ma nam służyć i służy, to zaczniemy
oddychać jak ludzie, którzy żyją naprawdę. Nasze zmartwienia,
troski, utrapienia może nie zaczną sprawiać nam przyjemności,
ale przynajmniej nie będą powodowały nastrojów potęgujących
ciągłą szarpaninę i zniechęcenie.
Żyjemy. A więc już sam ten fakt powinien skłaniać nas do tego,
by dołożyć wszelkich starań, aby żyło nam się łatwiej. Zresztą
jest to absolutnie zgodne z zakodowanym chyba na stałe w nas
samych pędzie do doskonałości poprzez dążenie do osiągnięcia
permanentnej rozkoszy, którą w najprostszej formie można by
było nazwać szczęściem. Utożsamienie się z podejściem, które
mówi o tym, że niezależnie od tego, co się wydarza, wszystko
zawsze jest na miejscu, powinno ułatwić życie i uczynić je cie-
kawszym i piękniejszym. Spróbuj, a sam się przekonasz!
205
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
AKT IX
AKT IX
Nic nie trwa wiecznie, czyli komfortowe
zmiany
Czarodziejska peleryna (bajka dla dorosłych)
Klaudiusz był otyłym chłopcem chodzącym do jednej z tych
szkół, jakich wiele. Oprócz swojej tuszy i niezdarnego wyglądu
niczym specjalnym zewnętrznie się nie wyróżniał. Natomiast
w szkole był prymusem. Bardzo łatwo uczył się różnych przed-
miotów i, nie wiadomo czemu, wiedza zawsze zostawała w jego
głowie na dłużej niż u jego rówieśników. Nie jest zatem niczym
dziwnym, że jego wygląd oraz zdolności były przyczyną tego, że
rówieśnicy bardzo często dokuczali mu i dogryzali. Najgorsze
były lekcje wychowania fizycznego, kiedy to inni biegali, skaka-
li, a Klaudiusz męczył się, przeżywając najgorsze katusze.
Szczególnie, kiedy w grę wchodziły biegi. I tak od najmłodszych
już lat przylgnęło do niego przezwisko „grubas”. Kiedy Klau-
diusz słyszał to słowo, zawsze pragnął schować się głęboko pod
206
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
ziemię, tak by nikt go nie widział. I chociaż rodzice wspierali go
jak mogli, kochając go i udowadniając to na każdym kroku, to
łatwo sobie wyobrazić, że wewnętrzne życie Klaudiusza było
jak dramat. No bo zawsze znalazł się ktoś, kto podkreślał jego
wygląd lub inteligencję, wykrzykując po prostu słowo „kujon”.
Jednak to, co było najgorsze w życiu Klaudiusza i co spędzało
mu sen z powiek, to chłopaki z sąsiedztwa. Była to grupa nie-
znośnych dzieciaków, które tylko patrzyły, jak komuś doku-
czyć, a ich jedynym i ulubionym zajęciem było zastraszanie
i terroryzowanie dzieci z okolicy. Nietrudno się zatem domy-
ślić, że Klaudiusz był dla nich ulubionym celem ataków. Za-
wsze mogli go wyzywać i znęcać się nad nim, a on nigdy się nie
odważył im postawić, zawsze uciekał i często płakał, kiedy do-
padała go zgraja nieznośnych dzieciaków. I tak mijały lata…
Pewnego dnia Klaudiusz wracał ze swoją klasową koleżanką,
Majką, do domu. I wtedy właśnie wydarzyła się jedna z tych
scen, których pragnąłby za wszelką cenę uniknąć. Nagle, nie
wiadomo skąd, zjawiła się zgraja dzieciaków z sąsiedztwa, tak
jakby wyskoczyły nagle spod ziemi.
– Popatrzcie, gruby ma dziewczynę! – krzyknął najwyższy
z dzieciaków i w tym momencie Klaudiusz już wiedział, że roz-
poczyna się kolejny koszmar jego życia. Dalej wypadki potoczy-
ły się błyskawicznie. Po chwili rzucali jego szkolną torbą, a on
207
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
biegał niezdarnie od jednego do drugiego, próbując odzyskać
swoją własność.
– Musisz więcej ćwiczyć i biegać, bo jesteś taki gruby, że nie
nadążasz za nami – krzyczeli bezduszni oprawcy, drwiąc ze
swojej ofiary.
Po piętnastu minutach upokorzeń i poniżeń nieznośna zgraja
w końcu znudziła się zabawą i z gestami triumfu oddaliła się.
Klaudiusz usiadł na środku jezdni i płakał. Majka, która przez
cały czas trwania tej nieprzyjemnej zabawy, „walczyła” o to, by
chłopaki z sąsiedztwa przestały znęcać się nad Klaudiuszem,
podeszła do niego i powiedziała.
– Nie przejmuj się. Oni są nienormalni. Nie pozwól im na takie
zachowanie.
– A co mam według ciebie zrobić. Zbić ich? Przecież nawet nie
mogę ich dogonić!
– Nikogo nie musisz bić. Po prostu udawaj, że nic cię ich do-
cinki nie interesują, wtedy przestaną.
– Łatwo ci tak mówić, bo nigdy nie byłaś w takiej sytuacji. Naj-
chętniej zniknąłbym albo zapadł się pod ziemię.
Majka spuściła głowę i już się nie odezwała. Poszli razem w kie-
runku domu, ale tego popołudnia już o niczym nie rozmawiali.
Wieczorem Klaudiusz, rozmyślając o swoim upokorzeniu, pła-
kał w poduszkę. „Gdybym tylko mógł być niewidzialny, to roz-
208
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
wiązałbym wszystkie moje problemy” – myślał. A przecież, jak
wiemy, słowa i myśli mają moc tworzenia…
Pewnego wieczoru Klaudiusz przechodził wąską uliczką, wra-
cając do domu. Kiedy doszedł do małego skwerku, miał już
skręcić w lewo, gdy nagle jego oczom ukazał się niecodzienny
widok. Na ulicy wybrukowanej „kocimi łbami” leżało świecące
zawiniątko. Podszedł ostrożnie, przyglądając się znalezisku.
Chociaż trochę się bał, delikatnie poruszył świecące zawiniątko.
W tej samej chwili, kiedy go dotknął, ujrzał bardzo jaskrawe
światło, które zalało niemal cały skwer. Po chwili jego oczom
ukazała się bardzo piękna kobieca postać w jasnoniebieskim
płaszczyku. Była trochę mniejsza niż przeciętny człowiek.
– Witaj, Klaudiuszu, jestem Kasandra – powiedziała nieznajoma.
– Dzień dobry… – rozpoczął trochę zmieszany Klaudiusz, do-
dając po chwili – …skąd pani zna moje imię?
– Jestem wróżką, a więc dużo wiem o ludziach. Chciałeś się ze
mną widzieć, zatem słucham cię.
– Ja chciałem się z panią widzieć?
– A czy nie mówiłeś, że chciałbyś spotkać dobrą wróżkę, która
pomogłaby ci w tym, żebyś więcej nie odczuwał strachu?
– A tak, mówiłem.
– No i jestem – powiedziała Kasandra i delikatnie przeniosła
się w powietrzu, tak jakby chciała usiąść na ławeczce, która sta-
ła obok.
209
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
– Tylko… tylko ja nie wiem, czego dokładnie chcę. Wiem tylko,
że jestem strasznym tchórzem, a chciałbym być odważny.
– Hmm… – zamyśliła się Kasandra, a po chwili powiedziała –
albo chcesz być odważny, albo chcesz znać sposób, jak szybko
przestać się bać, kiedy przydarza ci się coś niespodziewanego.
To dwie różne sprawy, dlatego musisz wybrać, czego tak na-
prawdę chcesz.
Klaudiusz chwilę namyślał się, po czym powiedział zdecydowanie.
– Chcę posiąść umiejętność tego, by kiedy pojawi się u mnie
strach, móc natychmiast poczuć się bezpiecznym.
– Dobrze, Klaudiuszu – powiedziała łagodnie wróżka. – Jeśli
tak, to proponuję ci czarodziejską pelerynę.
– Czarodziejską pelerynę? A co to jest?
– Wygląda jak taki szlafrok z kapturem, ale kiedy ją założysz,
natychmiast staniesz się niewidzialny.
– Och, to super, właśnie coś takiego zawsze chciałem mieć.
Najczęściej, kiedy te chłopaki z sąsiedztwa dokuczają mi,
chciałbym zapaść się pod ziemię i zniknąć. Taka peleryna bę-
dzie dla mnie jak skarb.
– Jeśli się zgadzasz, to doskonale – powiedziała Kasandra, wy-
ciągając jednocześnie ze swojego plecaczka, który miała na ple-
cach, nieduże zawiniątko. – Proszę, oto ona – wyciągnęła rękę,
podając Klaudiuszowi pelerynę.
210
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
– Dziękuję bardzo – powiedział Klaudiusz i zaczął oglądać cza-
rodziejską pelerynę. Rozwinął ją. Miała jasnoniebieski kolor.
„To taki sam kolor jak płaszczyk, w który ubrana była Kasan-
dra” – pomyślał Klaudiusz i w tym samym momencie zdał so-
bie sprawę z tego, że wróżka zniknęła, tak nagle, jak się pojawi-
ła. Wraz ze zniknięciem wróżki zniknęło intensywne światło
i skwer pokrył się znowu szarością wieczoru, którą rozpromie-
niały jedynie tlące się światła ulicznych latarni.
Jeszcze tego wieczoru Klaudiusz zapragnął wypróbować, czy to,
co powiedziała mu Kasandra, działa i czy peleryna, którą do-
stał, jest rzeczywiście czarodziejska. Kiedy dotarł już do domu,
zanim do niego wszedł, narzucił na siebie prezent i zadzwonił
do drzwi wejściowych. Wewnątrz mieszkania rozległo się dono-
śne „ding-dong”, a po chwili drzwi otworzył jego ojciec. Jakież
było zdziwienie Klaudiusza, kiedy jego tata wyszedł z mieszka-
nia i rozglądał się po obszernej klatce schodowej w poszukiwa-
niu osoby, która dzwoniła do drzwi.
– Halo, kto tam robi sobie żarty z wieczora? – zapytał dono-
śnym głosem, a klatka schodowa poniosła jego pytanie.
Jako że nikt się nie odzywał, tata Klaudiusza pomyślał, że dzie-
ci robią sobie żarty, przecież czasem tak dokuczają dorosłym.
Klaudiusz natomiast stał obok drzwi wejściowych i patrzył, co
robi jego ojciec. „To naprawdę działa, jestem niewidzialny!” –
211
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
mówił do siebie w myślach Klaudiusz, kiedy jego tata zamknął
drzwi. A po chwili, kiedy już ochłonął, skończywszy ekspery-
ment, zdjął z siebie pelerynę, zapakował ją do torby, która miał
ze sobą i wszedł do domu. Tej nocy trudno mu było zasnąć.
Myślał, jak wykorzysta pelerynę. Analizował różne scenariusze,
a w szczególności te dotyczące chłopaków z sąsiedztwa. Po ja-
kimś czasie zasnął kamiennym snem.
Od tego dnia, kiedy Kasandra podarowała Klaudiuszowi czaro-
dziejską pelerynę, zmieniło się całe jego życie. Strach z powodu
możliwości spotkania łobuzów z sąsiedztwa zniknął. Kiedy tyl-
ko przechodził przez teren, gdzie mógł ich spotkać, za każdym
razem zakładał pelerynę i stawał się niewidzialny. W szkole,
kiedy rówieśnicy dokuczali mu zbyt mocno, odchodził w miej-
sce, w którym nikt go nie widział, zakładał pelerynę… i tyle go
widzieli. To nic, że jego rodzice coraz częściej dowiadywali się
na szkolnych wywiadówkach o tym, że ich syn gdzieś niespo-
dziewanie… znika. Wszystko zawsze można było wytłumaczyć.
Tak mijały dni i miesiące. I pewnie życie toczyłoby się dalej, ale
pewnego dnia…
Klaudiusz jak zwykle po lekcjach wracał do domu. Wiedząc, że
wchodzi na teren chłopaków z sąsiedztwa, założył, jak to miał
w zwyczaju, czarodziejską pelerynę. I tak szedł sobie niewi-
dzialny, pogwizdując w myślach ulubioną melodię. Kiedy prze-
szedł już połowę drogi, usłyszał znajome krzyki. Doszedł do
212
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
rogu ulicy i jego oczom ukazał się znajomy widok. Chłopaki
z sąsiedztwa, jak to było w ich zwyczaju, znaleźli sobie ofiarę
i znęcali się nad nią. Tym razem był to Ron, znajomy Klaudiu-
sza z przedszkola. Klaudiusz chwilę stał i obserwował całe zda-
rzenie. Był bezpieczny, przecież miał na sobie czarodziejską pe-
lerynę. „Mnie kiedyś też tak dokuczali” – pomyślał. „Biedny
Ron, może jemu też przyjdzie z pomocą Kasandra i da mu cza-
rodziejską pelerynę”. Tak myśląc, zaczął się kierować w swoją
stronę.
Uszedł kilkadziesiąt kroków i nagle stanął jak wryty. Naprze-
ciwko niego na murku przy markecie siedziała Kasandra. Jako
że obok przechodzili ludzie, Klaudiusz zaczął rozglądać się do-
okoła.
– Nie bój się, nikt mnie nie widzi poza tobą. No i ciebie też nikt
nie widzi, bo masz na sobie czarodziejska pelerynę.
– Dzień dobry, Kasandro. Ale zrobiłaś mi niespodziankę – od-
parł zaskoczony tą całą sytuacją Klaudiusz.
– Witaj – odparła Kasandra. – Jak mija ci dzień?
– Dobrze, w szkole wszystko w porządku. Tak naprawdę odkąd
podarowałaś mi pelerynę, jestem bezpieczny, nie czuję strachu,
bo zawsze mogę się schować.
– To dobrze, że czujesz się bezpieczny. A co u twojego kolegi,
Rona?
Klaudiusz stanął jak wryty.
213
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
– U Rona… Eee… Eee Rona… Ach! U Rona… wszystko dobrze –
był trochę przerażony, bo to, co mówił, nie było prawdą.
– Naprawdę wszystko u niego w porządku?
Klaudiusz spuścił głowę w geście rezygnacji. Wiedział, że jeśli
Kasandra jest wróżką, to i tak jej nie oszuka.
– Tak właściwie to nie – zaczął po chwili namysłu. – Te niezno-
śne chłopaki z sąsiedztwa dokuczają mu często, odkąd ja sta-
łem się niewidzialny. Ale przecież to nie moja sprawa.
– Nie twoja sprawa? Przecież to twój kolega.
– No niezupełnie. Chodziliśmy razem do przedszkola. To
wszystko.
– A więc się znacie.
– No tak… Ale co ja mam zrobić? Mam iść i pobić ich, żeby
przestali? Przecież to oni całe życie bili mnie i dokuczali.
– Czy myślisz, Klaudiuszu, że przez całe życie będziesz mógł
chować się pod czarodziejką peleryną, uciekając od proble-
mów? Czasem można tak zrobić. Ale nie można tak żyć cały
czas.
– Dlaczego, Kasandro? – zapytał zdziwiony Klaudiusz.
– Dlatego – odpowiedziała Kasandra – że jeśli się czegoś w ży-
ciu boimy, to musimy stawić temu czoła. Nie możemy się cho-
wać bez końca, udając, że problemu nie ma. Bo nigdy nie poko-
namy go.
– Więc mam wrócić do tych chłopaków i walczyć z nimi?
214
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
Kiedy Klaudiusz wypowiedział te słowa, Kasandra zniknęła tak
samo nagle jak się wcześniej pojawiła. Klaudiusz stał i nie wie-
dział, co ma zrobić. Wrócić i zrobić coś – jeszcze nie wiedział co
– czy pójść dalej swoją drogą. Nagle coś jakby się w nim zmie-
niło. Najpierw wyprostował się, nabrał powietrza w płuca i po-
patrzył w stronę, gdzie chłopcy z sąsiedztwa znęcali się nad Ro-
nem. Następnie zdjął pelerynę i schował ją do szkolnej teczki.
Kiedy to zrobił, odwrócił się na pięcie, cofając się. Kiedy do-
szedł na róg ulicy, spostrzegł go jeden z chłopaków.
– Patrzcie, gruby idzie! – i wszyscy spojrzeli w stronę Klaudiu-
sza. On jednak nie zatrzymał się jak zwykle na ich widok, ale
wszedł w środek grupy, stanął obok Rona i chociaż serce koła-
tało mu jak młot, powiedział pewnie.
– Natychmiast go zostawcie w spokoju!
Chłopaki z sąsiedztwa stanęli jak wryci. Byli przyzwyczajeni do
czegoś innego, to zawsze oni dyktowali, co inni mają robić.
Najstarszy i najbardziej wyrośnięty z nich, uśmiechając się szy-
derczo, podszedł do Klaudiusza i popatrzył mu prosto w oczy,
mówiąc:
– Bo jak nie, grubasie, to co?
W tym momencie Klaudiusz chwycił go za rękę, którą tamten
szykował do uderzenia i tak mocując się chwilę, stali, wpatrując
się w siebie.
215
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
– Bo tak mówię i tak ma być – bardzo stanowczo zagrzmiał
Klaudiusz, czując, jak jego siła powoduje, że przeciwnik odsko-
czył, chwycił się za obolałą od uścisku rękę i zaczął ją rozcierać.
I w tym momencie stało się coś niesamowitego. Tłum rozstąpił
się, chłopaki zaczęli się cofać, widząc, że ich przywódca nie bę-
dzie w stanie pokonać Klaudiusza.
– Jeszcze się spotkamy grubasie! Chłopaki, spadamy! – krzyk-
nął przywódca, widząc, jak w ich kierunku zmierza grupa kilku
dorosłych osób, które widząc całe zajście postanowiły rozgonić
„szarpiące się dzieci”.
Kiedy chłopaki z sąsiedztwa dali już nogę, dorośli doszli do
wniosku, że już nie trzeba interweniować. Pierwszy odezwał się
Ron.
– Dziękuję Klaudiuszu. Powiedz, jak to zrobiłeś?
– Co jak zrobiłem?
– Przecież oni zawsze dokuczali ci. Jak zdobyłeś się na odwagę,
by się im postawić, a do tego stanąć w mojej obronie.
– Nie wiem, Ron… nie wiem…
Tego dnia Klaudiusz wracał uśmiechnięty do domu, a przed
wejściem wyjął z teczki czarodziejską pelerynę i zawiesił ją na
osiedlowym trzepaku.
216
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
– Już nie będziesz mi potrzebna… może przydasz się komuś in-
nemu…
Od tej pory chłopaki z sąsiedztwa nigdy więcej nie dokuczali już
Klaudiuszowi. Rówieśnicy z jego szkoły też nabrali do niego sza-
cunku i, o dziwo, Klaudiusz nie musiał z nikim walczyć ani niko-
mu udowadniać swojej przewagi fizycznej. Kiedy pewnego dnia
wracał ze szkoły z Majką, ta zapytała go, co było przyczyną tego,
że tak nagle zmienił się on sam i stosunek innych ludzi do niego.
– Wiesz, Majko – odpowiedział Klaudiusz. – Wszystko zmieni-
ło się w momencie, kiedy zrozumiałem, że nie możemy uciekać
przed naszymi problemami, ale powinniśmy stawić im czoło.
Moim problemem był strach i musiałem spojrzeć mu w oczy.
– I to wszystko?
– Tak, bo kiedy spojrzysz w oczy temu, czego się boisz, to coś
znika.
Podejmowanie ryzyka stanowi część życia, lu-
dzie, którzy chcą bez niego żyć, tracą mnóstwo
energii na jego unikanie.
Denis Waitley
217
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
Kolejny akt mający na celu uczynić nasze życie piękniejszym
i prostszym, a nas samych ustawić w szeregu tych, którzy prze-
stają się z nim szarpać, mówi o umiejętności zaakceptowania
zmiany jako naturalnego i zgodnego z wszechświatem prawa
rozwoju. Mówimy często o tym, że nic nie trwa wiecznie, że
wszystko ma swój początek i koniec. Nie wiem, czy wszystko,
ale z całą pewnością w świecie, w którym żyjemy tu i teraz, tak
właśnie jest. Rodzimy się, żyjemy, odchodzimy z tego świata,
a w międzyczasie pokonujemy przeszkody, które często nazy-
wamy problemami. Sformułowanie, które brzmi: przygotuj się
na zmiany, naucz się z nimi żyć i potraktuj je jako naturalny
proces wzrostu czy życia, ma uzmysłowić nam, że niezależnie
od tego, jak podchodzimy do zmiany, jak ją traktujemy, jest
ona na stałe wpisana w nasze życie – czy tego chcemy, czy nie.
Zmiany będą następowały po sobie, czasem wolniej, czasem
szybciej, ale jedno jest pewne. Będą działy się wciąż. Jeśli już
się dzieją, zanim zaakceptujemy ten oczywisty fakt, warto się
zastanowić nad tym, w jaki sposób w zmianie znaleźć swojego
sprzymierzeńca, który pomoże nam żyć. Idąc dalej tym tokiem
rozumowania, możemy pokusić się o poszukanie takiego po-
dejścia, takiego narzędzia postrzegania i działania, by zmiana
była naszym przyjacielem i zapewniała nam komfort przynaj-
mniej w fazie wstępnego założenia.
218
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
Jeśli już uda nam się w naszych mentalnych strukturach zaak-
ceptować ten fakt, że zmiana może być komfortowa, możemy
przejść do kolejnego etapu. O tym za chwilę. Natomiast prze-
analizujmy błyskawicznie, dlaczego z natury trudno nam się
zaadoptować do zmiany. Ten wątek, wielokrotnie poruszany
przeze mnie w moich książkach, to osobista strefa komfortu,
która nienawidzi zmian, bo wiążą się one z pracą, którą trzeba
wykonać, by kolejna konfiguracja zdarzeń, która jest konse-
kwencją zmiany, została przez nas oswojona, tak byśmy umieli
się po niej automatycznie poruszać. Ciągłe dążenie do tego, by
wytrącenie nas ze strefy komfortu zaowocowało wejściem
w kolejną strefę, tylko już trochę innego komfortu, jest natural-
nym mechanizmem wbudowanym w nasze ludzkie struktury.
Zresztą nie jest to nic innego jak permanentne dążenie do
szczęścia i ucieczka od bólu. Szczęście w tym układzie definiu-
jemy jako komfort związany z tym, że jesteśmy bezpieczni i nic
nie jest w stanie nas zaskoczyć. Jeśli tak się zatem sprawy
mają, to czy przypadkiem działanie mające na celu zaakcepto-
wanie tego, że zmiana może nam przynosić radość i satysfak-
cję, nie jest walką z wiatrakami? Otóż wydaje mi się, że nie.
Wydaje mi się, że jesteśmy w stanie wykształcić w sobie takie
mechanizmy, które spowodują, że będziemy witali zmianę
z otwartymi rękami.
219
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
Kolejnym etapem, do którego mieliśmy przejść po tym, jak już
przyjęliśmy założenie, że zmiana może być komfortowa, jest to,
by nauczyć się, jak na nią reagować. A w tym momencie nie po-
zostaje nic innego, jak witać ją z otwartymi ramionami nieza-
leżnie od tego, jak dobrze nam jest w wyżej wspomnianej stre-
fie komfortu. Witając, należy do niej wyjść naprzeciw i w miarę
możliwości doprowadzić do tego, by jak najszybciej stała się
naszą kolejną strefą komfortu. I tak kłania się nam kolejne sło-
wo, którego wagę poznajemy w powyższym cytacie. Brzmi ono
nieco groźnie – ryzyko. To ryzyko musimy podjąć właśnie wte-
dy, kiedy wychodzimy ze strefy komfortu, by „nauczyć się no-
wej zmiany”. Słowo „ryzyko” jest tu jak najbardziej na miejscu,
bo wskazuje dokładnie na brak stabilizacji i pewności w sto-
sunku do tego, jak szybko uda nam się opanować nowe okolicz-
ności tak, by harmonijnie zagrały w naszym życiu. W tym mo-
mencie należy zdać sobie sprawę z tego, że jeśli zmiany są nie-
odwołalne i konieczne (a takie są), to ryzyko podejmowane
w związku z „przyjęciem rękawicy” rzucanej przez życie to nasz
chleb powszedni. Może być smaczny, wypieczony, z chrupiącą
skórką, a może być jak kamień – nie do zjedzenia. To, jaki bę-
dzie, zależy od naszego stosunku do zmiany i od umiejętności
poradzenia sobie z nią.
220
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
Wizja pozwala na przewodzenie zmianom, za-
miast adoptowania się do nich.
Jon P. Imlay, Dennis Hamilton
Przyglądając się zdaniom panów Imlaya i Hamiltona, można
mieć wrażenie, że zamiast akceptowania i wiecznego oczekiwa-
nia na zmianę możemy sami być jej twórcami. Jak to wygląda
w naszym życiu? Obserwując dzisiejszy świat, nie sposób
oprzeć się wrażeniu, że większa część chodzących po nim ludzi
jedynie adoptuje się do zmian, jakie stają na ich drodze. Wyni-
ka to z faktu, że tak niewielu z nas stawia sobie cele, ma własne
marzenia i tak naprawdę niewielu ludzi wie, czego chce od ży-
cia. Rzadko kiedy trafia się taki ktoś, kto ma wizję własnej eg-
zystencji. Jeśli ludzie sami nie konstruują własnych celów, to
automatycznie życie, a tak naprawdę inni ludzie, ustalają te
cele za nich. I nie może być w tym nic dziwnego, że jeśli ktoś za
nas planuje, co dla nas jest dobre (w pamięci mamy jednocze-
śnie to, że zmiany nadejdą), to nadchodzące zmiany nie są po
naszej myśli. No bo jak mogą być po naszej myśli, jeśli to nie
nasza myśl ustaliła kierunek naszego życia? Zmiany będą za-
wsze następstwem naszych myśli, bo myśli, jak wiemy, kształ-
tują życie. Jeśli myślimy kategoriami innych ludzi, to nie może-
221
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
my oczekiwać tego, że zmiany, które staną nam na drodze, po-
witamy jako swoje, upragnione, utęsknione.
Po raz kolejny zatem kłania nam się jedna z fundamentalnych
zasad konstruowania obfitego, satysfakcjonującego życia.
A mianowicie to, że musimy wiedzieć sami, czego chcemy. Mu-
simy mieć wizję, misję i cele, by życie przebiegało zgodnie ze
scenariuszem, który wychodzi spod naszego pióra, a nie jest
wynikiem przypadków, które, jak wiemy, nie istnieją, bo
wszystko ma swoją przyczynę, często z pozoru niewidoczną.
Jeśli nasze życie będzie w naszych rękach, to zmiany, jakie na-
stąpią, powinny być łatwiej przez nas akceptowane, bo wie-
dząc, w jakim kierunku idziemy, często możemy przewidzieć,
jakie będą tego konsekwencje. Oczywiście nie zawsze i nie
wszędzie przewidzimy, co się wydarzy, czy z czym przyjdzie
nam się zmierzyć. Ale przecież nie o to chodzi, żeby wszystko
było tak perfekcyjnie zaplanowane i wiadome. To i tak ideał, do
którego zmierzamy, ale nie bardzo będziemy w stanie go osią-
gnąć. Przewodzenie zmianom, to umiejętność wyprzedzenia
tego, co się wydarzy i wprowadzenia korekt czy zmian, zanim
zostaniemy do tego zmuszeni. To ułatwia nieco sprawę adapta-
cji do nowej sytuacji, bo po pierwsze robimy to na własne ży-
czenie, a po drugie nie doznajemy rewolucyjnego szoku, z któ-
rym często spotykamy się, kiedy nie zdajemy sobie sprawy
z tego, że nagle coś się zmieni. Ten rewolucyjny szok, wyrzuca-
222
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
jący nas z siodła życia jak kowboja na rodeo, zamienia się
w ewolucyjne przejście, którego jesteśmy twórcami. Czyż to nie
bardziej korzystne? A poza tym daje nam poczucie władzy nad
własnym życiem i poczucie siły płynące z tego, że sami jeste-
śmy twórcami, a nie jedynie marionetkami rzucanymi kolejami
losu. Pewnie taki model nie zawsze jest możliwy do zastosowa-
nia. Szczególnie trudno go realizować, kiedy nie weźmiemy
wszystkiego pod uwagę lub nie znamy wszystkich okoliczności
czy zależności związanych z daną sytuacją. Ale to nie zmienia
faktu, że dążenie do osobistej kontroli nad tym, co się dzieje,
powinno nam dać nie tylko satysfakcję, ale również siłę i moc,
które uodpornią nas na nieprzewidziane okoliczności, z który-
mi z całą pewnością jeszcze nie raz przyjdzie nam się spotkać.
Problemy, jakie stoją dzisiaj przed nami, nie
mogą być rozwiązane przez ten sam poziom my-
ślenia, który doprowadził do ich stworzenia.
Einstein
Człowiek, któremu choć trochę zależy na tym, by jego życie
było coraz lepsze, ładniejsze, pełniejsze, bardziej satysfakcjo-
nujące, zapewne rozumie, że aby to osiągnąć, niezbędny jest
rozwój i postęp osobisty. Aby można było mówić o postępie czy
223
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
rozwoju, niezbędne w tym celu jest porzucanie starych, niesku-
tecznych schematów zachowań, myślenia i działania na korzyść
nowych, lepszych, bardziej skutecznych. A każda tego typu
zmiana to przechodzenie od tego, co znamy, do tego, co jeszcze
niekoniecznie „czujemy”, ale decydujemy, że potencjalnie bę-
dzie to korzystniejsze. Rzadko używam radykalnych słów (tak
mi się przynajmniej wydaje). Teraz użyję. Jeśli chcesz być au-
torem scenariusza osobiście odgrywanej sztuki życia, to musisz
się rozwijać. Po prostu musisz. Jeśli musisz się rozwijać, mu-
sisz również zaakceptować „naturalność zmiany”. Zmiana, wy-
padanie z osobistej strefy komfortu to chleb codzienny tych,
którzy idą do przodu. Nie ma innej drogi. Podkreślam, nie ma.
Koniec. Kropka.
Jak wynika z zamieszczonego wyżej cytatu wypowiedzianego
według wielu źródeł przez człowieka, którego cytaty znajduje-
my w co trzeciej chyba czytanej książce na świecie (to celowe
wyolbrzymienie), aby umieć poradzić sobie z sytuacją, która
nas zaskakuje i jawi się tym samym jako problem, powinniśmy
wznieść się na wyższy poziom myślenia niż ten, na którym byli-
śmy, kiedy tenże problem się pojawił. Wydaje się to wielce lo-
giczne i prawidłowe. Jedną z podstawowych technik rozwiązy-
wania problemów, jest myślenie o rozwiązaniu i szukaniu naj-
właściwszego. A szukanie rozwiązania to nic innego jak próba
wzniesienia się na wyższy poziom. Inaczej rzecz ujmując, to
224
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
szukanie rozwiązania tam, gdzie jeszcze do tej pory nie udało
nam się dotrzeć. Do książki, do porady przyjaciela, do osobiste-
go przebłysku intuicji.
Nic bardziej nie ogranicza potencjalnych możli-
wości niż zbyt wielka obawa przed nieznanym.
Wess Roberts i Bill Ross
Czynnikiem hamującym nas przed działaniem, szczególnie tym
konstruktywnym, jest strach. Ten strach wynika często z faktu,
że nie wiemy, co spotkamy na naszej drodze, kiedy już zdecy-
dujemy się w nią wyruszyć. Nie wiemy, ile trudności nas spo-
tka, nie wiemy, czy będziemy umieli sobie z nimi poradzić.
Rozwój, samodoskonalenie wymuszają na nas ciągły ruch do
przodu. To, żeby trzymać życie we własnych rękach, będzie nie-
rozłącznie związane z tym, że trzeba będzie dokonywać wybo-
rów, biorąc za nie osobistą odpowiedzialność. Chcąc kreować
i tworzyć własne życie zgodnie z osobistym scenariuszem, trze-
ba wiedzieć, że to pociągnie za sobą decyzje o zmianach doko-
nywanych na własne życzenie. A już sama ta zależność powo-
duje w większości ludzi strach i obawę. Umiejętność poradze-
nia sobie ze zmianą będzie często jednoznaczna z tym, że zapa-
nujemy nad własnym strachem. Jak wiemy z psychologii, trud-
225
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
no pozbyć się pewnych ograniczających nas emocji, cech czy
zachowań, jeśli wcześniej nie uświadomimy sobie ich obecno-
ści w naszym systemie. A później następuje nic innego jak tylko
żmudne powtarzanie nowego wzorca, który zniesie poprzednie
fobie czy przyzwyczajenia, stając się nawykiem gwarantującym
nam niejako automatyczną reakcję, która utrwala planowaną
zmianę. Z tych rozważań wynika zatem, że po zaakceptowaniu
naszego podejścia do zmiany należy tak długo ćwiczyć naszą
reakcję na nią, by pojawianie się jej było witane przez nas jako
naturalna kolej rzeczy, z którą czujemy się dobrze. To może
bardzo oczywiste czy nawet trywialne, o czym teraz piszę, ale
pamiętać należy o tym, że aby poradzić sobie z czymkolwiek,
najpierw dobrze jest poznać podstawowe zależności, które leżą
u podstaw zagadnienia. Wielkie zmiany w życiu najczęściej są
poprzedzane niewielkimi zmianami w myśleniu i w rozumieniu
tematu naszego zainteresowania. Strach leżący u podłoża każ-
dej zmiany z biegiem czasu będzie znikał, jeśli tylko przyjmie-
my zmianę jako przyjazną i naturalną. Nie ma to nic wspólnego
z tym, że nie będą nam się przydarzać trudne czy nieprzyjemne
chwile, ale będziemy umieli zapanować nad naszymi emocja-
mi, kiedy takowe się pojawią. Dodając jeszcze parę zdań na te-
mat strachu, można przypomnieć o kilku zależnościach, które
lepiej zobrazują nam jego uczestnictwo w procesach zmiany.
Jak wiemy, aby pokonać strach, trzeba wykonywać tak długo
daną czynność, której się boimy, aż strach zniknie. Wydaje mi
226
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
się, że ma to dosyć duży związek z przyzwyczajeniem, które
z czasem przechodzi w rutynę. Artysta wychodzący po raz
pierwszy na scenę odczuwa ogromną tremę, która z czasem
zmniejsza się lub zanika całkowicie. Sprzedawca w momencie,
kiedy ma odwiedzić swojego pierwszego klienta, trzęsie się jak
galareta, a po jakimś czasie wchodzi do gabinetów prezesów,
z którymi ubija interesy jak swój ze swoim. Zawsze jest ten
pierwszy raz. Po nim są kolejne. Te kolejne czynią z nas zawo-
dowców, przestajemy odczuwać strach i stajemy się rutyniarza-
mi. I choć rutyna często jest powodem „cefalizacji wstecznej”,
nie ulega wątpliwości, że likwiduje strach lub przynajmniej
jego nadmierną ilość.
Idąc tym tropem, można podsumować, że jeśli świadomie za-
czniemy podchodzić do zmiany, zaczniemy szukać coraz lep-
szych sposobów, jak ją witać, jak sobie z nią radzić, jak nią za-
rządzać, to z czasem okaże się, że do każdej kolejnej podejdzie-
my jak do czegoś normalnego, zwyczajnego, może prostego,
a może cudownego. Warto poćwiczyć.
Tylko ci, którzy dobrze czują się ze zmianami –
zrozumieją je – będą w stanie cieszyć się życiem.
Justim Belitz Ofm
227
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
Nasze nastroje tak często są uzależnione od tego, co się wokół
nas dzieje. Nie na wszystko mamy wpływ i to prawda. Ale jak
już nie raz wspominałem, mamy wpływ na nasz stosunek do
tego, co się wokół nas dzieje, czyli możemy panować nad wła-
snymi emocjami. Emocja, jak wiemy, ma swoją genezę czy
może raczej jest wynikiem systemu wartości i przekonań
utrwalonych w podświadomości. Można te systemy zmieniać,
ale wymaga to cierpliwości i czasu. Skoro doszliśmy do wnio-
sku, że zmiana jest nierozłączną częścią naszego życia, to jedy-
nym słusznym rozwiązaniem, oczywiście z punktu widzenia
tych, którzy chcą być szczęśliwi, jest to, by ją pokochać albo się
z nią zaprzyjaźnić. Albo, jeśli nie można jej pokochać ani się
z nią skumplować, to przynajmniej należy ją zrozumieć. To po-
winno wystarczyć do tego, by nasze życie było, jeśli nie w całej
swej rozciągłości i nie zawsze, to przynajmniej w jakiejś części
bardziej radosne niż do tej pory.
Zmiana zawsze ma miejsce w ściśle określonym celu. W życiu
zawsze wszystko ma swój określony cel, jest wynikiem czegoś
i zmierza w ściśle określonym kierunku. Nic się nie dzieje bez
przyczyny ani przypadkowo. Żeby naprawdę zaakceptować czy
może zrozumieć zmianę, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że
zawsze ma ona swój głęboki sens i cel. Często jest to sens tak
głęboko ukryty, że wydaje nam się, iż nie ma w niej żadnego
sensu. Jak już wspomniałem, takie podejście jest wynikiem na-
228
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT IX
szej ograniczonej możliwości postrzegania tego, co i dlaczego
się dookoła nas dzieje. Nie znamy wszystkich zależności i dlate-
go nie jesteśmy w stanie często zrozumieć, dlaczego sprawy
mają się tak a nie inaczej.
Jeśli zmiana jest szczęśliwą chwilą, to należy ją celebrować (o tym
szerzej w części poświęconej „psychicznej aspirynie”). Jeśli jest
problemem, to należy sobie z nią umieć poradzić. Jeśli jest nieod-
wracalną koleją rzeczy, to należy ją zrozumieć, bo bez tego nie bę-
dziemy w stanie jej zaakceptować, a to jest naszym zadaniem, jeśli
na pewne sprawy nie mamy już żadnego wpływu. Jeśli zmiana wy-
musza na nas zajęcie określonego stanowiska w jakiejś sprawie, to
trzeba je zająć, a jeśli ewidentnie wymaga od nas przysłowiowej
„mordy w kubeł”, to trzeba ograniczyć artykułowane przez nas sen-
tencje do minimum. I jak wszystko w tym naszym życiu, może być
też tak, że to, co do nas przychodzi i z pozoru wymaga działania,
pragnie nam wskazać, że najlepszym postępowaniem będzie całko-
wity bezruch, pozwolenie na to, by sprawy działy się same. Nie
można, mówiąc ogólnie na dany temat, zdefiniować wszystkich
możliwości czy rozpatrzyć wszystkich wariantów, nie mówiąc już
wcale o dawaniu złotych środków, które rzadko są przydatne, jeśli
zmieniają się okoliczności. To, jak się zachować, co zrobić, a czego
nie, jest zwyczajną, a może absolutnie niezwyczajną, sztuką życia,
którą uprawiamy, podążając własną ścieżką i szukając rozwiązań
zamykających się w słowach „wiedzieć, jak żyć.”
229
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
AKT X
AKT X
Psychiczna aspiryna, czyli śmiej się do łez
W czasie balu znany komediopisarz francuski, Marcel Achard,
powiedział do młodej aktorki:
– Pięknie pani po szampanie.
– Ależ ja nie piłam szampana! – zawołała dziewczyna.
– Tak, ale ja piłem…
***
Baśniopisarz duński, Hans Christian Andersen, znany był
z tego, że nie dbał zupełnie o swój wygląd zewnętrzny. Jego sta-
ry, zniszczony i wytarty płaszcz znała cała Kopenhaga. Pewne-
go razu jakiś człowiek zaczepił Andersena na ulicy i złośliwie
zapytał:
– Ten nędzny przedmiot na głowie nazywa pan kapeluszem?
Baśniopisarz, nie tracąc spokoju, odrzekł:
230
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
– A ten nędzny przedmiot pod pana kapeluszem nazywa pan
głową?
***
Jeden z uczniów greckiego filozofa, Arystotelesa, zapytał:
– Dlaczego człowiek ma dziesięć palców, dwoje uszu, dwoje
oczu, a tylko jedne usta i jeden język?
– Ponieważ człowiek musi pracować dziesięć razy więcej niż
jeść, a widzieć i słyszeć dwa razy więcej niż mówić.
***
Pewnego dnia Balzak pouczał swojego służącego:
– Skłonność do kłamstwa jest najwstrętniejszą z ludzkich wad.
Pamiętaj raz na zawsze, iż nie wolno okłamywać bliźniego.
Na to służący:
– Wobec tego nie rozumiem, dlaczego, ilekroć do naszych
drzwi puka komornik, każe mi pan mówić, że nie ma pana
w domu, co jest oczywistym kłamstwem…
– Komornik?! – zawołał Balzak z przejęciem. – Ależ komorni-
ka nie można uważać za naszego bliźniego!
231
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
***
– Jestem ciekaw, czy wierzy pan w wędrówkę dusz – spytał
kiedyś Balzak swojego wydawcę.
– Oczywiście, drogi mistrzu – odparł zapytany. – Wiem na
przykład, że już kiedyś byłem osłem…
– Niemożliwe! Kiedy to było?
– Wtedy, kiedy pożyczyłem panu pieniądze na podróż do Ge-
newy, których mi pan do dziś nie oddał…
***
Diogenes został pewnego razu wtrącony do kamieniołomów za
to, że skrytykował wystąpienie ateńskiego tyrana.
Po pewnym czasie został znów wezwany przed oblicze władcy,
a gdy ten zaczął mowę, Diogenes wstał z miejsca i ruszył ku
wyjściu.
– A ty dokąd? – spytał, przerywając przemówienie, tyran.
– Do kamieniołomów – odpowiedział Diogenes.
***
– Co cię tak cieszy? – zapytał Diogenes pewnego młodzieńca.
232
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
– Czyżbyś nie wiedział, że zwyciężyłem na olimpiadzie? – od-
powiedział zdumiony młodzian.
– Wykazałeś więc, że inni zawodnicy byli słabsi od ciebie? –
badał filozof.
– Oczywiście, przyznano mi laur zwycięzcy.
– Jest się czym chwalić – powiedział lekceważąco mędrzec. –
Pokonałeś słabszych.
***
Powiadają, że Albert Einstein objeżdżał uniwersytety amery-
kańskie, gdzie miał wykłady o swojej teorii względności. Podró-
żował w limuzynie z kierowcą. Pewnego dnia w czasie jazdy
kierowca rzekł do uczonego:
– Panie doktorze, ja już słyszałem pana wykład ze trzydzieści
razy. Znam go na pamięć i słowo daję, sam mógłbym go wygłosić.
– Świetnie! Można spróbować. Tam, dokąd teraz jedziemy,
nikt mnie osobiście nie zna. Ja włożę pana czapkę, pan przed-
stawi się za mnie i wygłosi wykład – odrzekł Einstein.
Gdy kierowca skończył wykład i zabierał się do odejścia, zatrzy-
mał go jeden z profesorów obecnych na wykładzie, prosząc
o odpowiedź na wielce skomplikowane pytanie, pełne działań
i wzorów matematycznych. Kierowca bez namysłu odpowie-
dział:
233
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
– Odpowiedź na to pytanie, profesorze, jest tak prosta, iż nie
mogę się nadziwić, że pan je zadał. Aby pana przekonać jak
bardzo prosty jest ten problem, zwrócę się do mego kierowcy,
aby go rozwiązał.
***
Francuskiego rzeźbiarza François Girardona odwiedził w pra-
cowni jeden ze znanych krytyków. Świeżo ukończone dzieło
zwróciło jego uwagę. Pochwalił, ale zapytał z zastanowieniem:
– Dlaczego właściwie wybrał pan taki brzydki model?
– To jest moja matka – odrzekł Girardon.
Krytyk zmieszany chciał naprawić swój błąd:
– Właściwie powinienem był sam poznać. Przecież jest zupeł-
nie podobna do pana…
***
Pianista amerykański polskiego pochodzenia, Leopold Godow-
ski, opuszcza z przyjacielem po swoim recitalu salę koncertową.
– Co się z tobą działo? Jesteś w złej formie – mówi przyjaciel.
– Tak, to nie był mój najlepszy koncert.
W tym momencie zbliża się do nich rywal Godowskiego.
234
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
– Leopoldzie, byłeś wspaniały! Nigdy nie słyszałem cię tak gra-
jącego!
Na to Godowski do przyjaciela:
– Nie sądziłem, że było aż tak źle.
***
Maksym Gorki w latach młodości był przez jakiś czas śpiewa-
kiem w pewnej prowincjonalnej operze. Będąc już u szczytu pi-
sarskiej sławy, w pewnym towarzystwie śpiewał dla rozrywki
i miał przy tym zamknięte oczy.
Młody literat zapytał będącego również na tym przyjęciu Cze-
chowa:
– Dlaczego Gorki śpiewa z zamkniętymi oczami?
– Skoro pan czytał jego utwory, to pan powinien wiedzieć – od-
powiedział Czechow. – Jest to człowiek zbyt wrażliwy, by móc
patrzeć na cierpienia innych ludzi.
***
Kardynał Mazanin chętnie udzielał pomocy potrzebującym.
Wymagał jednak, by prośby swe wyrażali treściwie i krótko.
Kiedyś zameldowano, że prosi o posłuchanie jakiś nędzarz.
235
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
– Niech wejdzie – odparł kardynał. – Ale wolno mu powiedzieć
tylko trzy słowa.
Żebrak wszedł i kłaniając się powiedział:
– Głód i chłód!
Mazanin skinął głową i zwracając się do sekretarza, rozkazał:
– Chleba i drzewa!
***
Znakomity kompozytor Mendelssohn był początkowo urzędni-
kiem u pewnego fabrykanta.
Kiedyś odwiedził go przyjaciel i zawołał oburzony:
– Czy to sprawiedliwe, abyś ty, człowiek tak zdolny, zajmował
się rachunkami takiego zera, jak twój szef?
– Widzisz – odparł Mendelssohn z uśmiechem. – On jest sze-
fem, a ja podwładnym, mój byt jest zapewniony. Gdybym ja był
szefem, on umarłby z głodu…
***
236
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
Meunier malarz i rzeźbiarz belgijski będąc w Anglii, pragnął
zwiedzić pałac Pittich. Przyjeżdża więc i zwraca się do lokaja,
który otworzył drzwi:
– Czy mógłbym obejrzeć zabytki pałacu?
Stary lokaj z całą powagą odpowiada:
– Niestety nie można, ponieważ pani hrabina wyjechała.
***
Francuski pisarz i działacz polityczny, hrabia Mirabeau, we-
zwał raz swego lokaja i rzekł:
– Muszę cię zwolnić. Upijasz się w te same dni, co ja.
Lokaj skłonił się z godnością:
– Czy to moja wina – rzekł – że pan hrabia upija się codziennie?
***
Molier wysłuchiwał skarg przyjaciela:
– Powiadam ci, jestem najnieszczęśliwszym z ludzi! Przegra-
łem w karty cały majątek. Wydziedziczył mnie ojciec. Wreszcie
onegdaj uciekła ode mnie żona. Czy może mnie spotkać coś
jeszcze gorszego?
237
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
– Może, przyjacielu – pocieszył go Molier.
– Na miłość boską, co?! – zawołał nieszczęsny.
– To, że żona do ciebie wróci…
***
Ferenc Molnar podróżował kiedyś w Anglii pociągiem, który
strasznie się wlókł. Zirytowany zaczął więc w końcu narzekać.
Na to kontroler:
– Jeśli panu pociąg nie odpowiada, może pan iść.
– Zrobiłbym to – odparł spokojnie pisarz. – Ale nie przygoto-
wałem znajomych na swe wcześniejsze przybycie.
***
Picasso zwiedzał wystawę prac pewnego malarza.
– Jak panu podoba się ten obraz, mistrzu?
– Mógłby być gorszy – odparł Picasso.
– Doprawdy, przykro mi to słyszeć. Czy nie mógłby pan nic
zmienić w oświadczeniu?
– Owszem. Nie mógłby być gorszy.
***
238
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
Mark Twain na pewnym przyjęciu znalazł się przy stole obok
słynnej aktorki, znanej z zarozumiałości.
– Ależ jest pani piękna! – zauważył Twain z galanterią.
– Bardzo żałuję, że nie mogę tego samego o panu powiedzieć –
odpaliła aktorka.
– Ależ to nic trudnego – powiedział Twain z całym spokojem. –
Niech pani kłamie tak jak ja…
Ci, którzy nie potrafią walczyć ze zmartwie-
niem, umierają młodo.
Dale Carnegie
Zmartwienia, niepowodzenia i porażki są w stanie zwalać nas z nóg,
powodując, że trudno się pozbierać i walczyć dalej z przeciwnościa-
mi losu. Jak już wspomniałem w poprzednich aktach, są sposoby, by
radzić sobie z takimi chwilami. Można nie podchodzić do życia i do
siebie tak bardzo poważnie, można uczyć się, jak radzić sobie z trud-
nymi momentami. Można również… śmiać się. Zanim przejdziemy
do ekspresji, tańca i ruchu, powiedzmy o podstawowym chyba za-
gadnieniu, które nie tylko utrudnia nam życie, ale bardzo często za-
bija nas zwyczajnie od środka. To zmartwienia. Nie jest żadną tajem-
nicą, że wszelkie choroby powstające w naszych organizmach, mają
genezę w sferze psychosomatycznej. Jeśli dzisiaj jeszcze ktoś ma co
239
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
do tego wątpliwości, to znaczy, że jego ignorancja jest tak wielka, iż
nie dostrzega niczego, co się wokół niego dzieje, a już na pewno nie
reaguje na to, że świat się zmienia, ukazując nam prawdziwe przy-
czyny naszych, ogólnie rzecz ujmując, problemów.
Wracając do naszego wątku, aby człowiek był szczęśliwy, musi
umieć radzić sobie ze zmartwieniami. To również nie podlega
wątpliwości. Można to zagadnienie podzielić na dwa podejścia.
Albo wyrabiamy sobie w naszym wnętrzu umiejętność podcho-
dzenia do tego, co nam życie przynosi, jak do błogosławieństwa
niezależnie od tego, co by to nie było, albo dzielimy to, co się
wydarza na dwie grupy, definiując, co jest dobre, a co złe.
Oczywiście o wiele skuteczniejsze, moim zdaniem, jest wybra-
nie i pracowanie nad pierwszą opcją, ale zgódźmy się, że zapro-
gramować można robota. Człowieka też, ale wymaga to więcej
czasu, zachodu i, jak wspomnieliśmy, bólu niezależnie od tego,
czy programista pochodzi z zewnątrz czy stanowi on część na-
szej własnej istoty. Wracając do podziału na zdarzenia dobre
i złe, te z pozoru złe będziemy definiować jako zmartwienia,
które są wynikiem zaistniałych właśnie tych złych zdarzeń. Za-
nim nie nauczymy się patrzeć w sposób holistyczny na nasze
życie, rozumiejąc zależności, jakie w nim występują, nie pozo-
staje nam nic innego jak dzielić nasze odczucia na przyjemność
i ból, radząc sobie z bólem i jednocześnie w miarę często podą-
żając w kierunku przyjemności. A zatem nasze zło, ból i wyni-
240
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
kające z nich zmartwienia dobierają nam się do skóry, czyniąc
w niej psychiczne i fizyczne spustoszenia. Nie trzeba być omni-
busem, by dostrzec, że ludzi zabijają zmartwienia. I szczególnie
szybko zabierają tych, którzy nie potrafią z nimi walczyć. To, co
teraz powiem, może wydawać się paradoksalne, ale zmartwie-
nia zabijają nas, dlatego że nie potrafimy zrozumieć ich natury.
Gdybyśmy tylko nauczyli się korzystać z nich jak z drogowska-
zów, jak z przyjaciół wskazujących nam drogę, ich ilość z bie-
giem czasu zmniejszałaby się, a w konsekwencji musiałyby za-
niknąć. Rozwiązaniem jest szukanie przyczyny. Dlaczego to, co
mi się przytrafia, przytrafia się właśnie teraz, właśnie mnie,
i jakie z tego mogą płynąć wnioski? Ludzie nie umieją tak pa-
trzeć na ból, który odwiedza ich w ich własnych wnętrzach
i dlatego mamy takie problemy, jakie mamy. Przyczyny, a nie
skutki. Chodzenie do lekarza jest bzdurą, jeśli specjalista nie
pomaga nam w zrozumieniu źródła naszej choroby. To proste
jak drut. Jeszcze nikt nie wyleczył nikogo, lecząc objawy.
Kiedy następnym razem zaczniesz odczuwać
frustrację, poskacz przez chwilę, potrząśnij ca-
łym ciałem, weź głęboki oddech, bez żadnego po-
wodu głupio się uśmiechnij i zadaj sobie kilka
pytań: Co w tym wszystkim wspaniałego? Co
241
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
w tym śmiesznego? Co nie ma sensu i jest tu głu-
pie? Kto będzie o tym pamiętał za 10 lat?
Anthony Robbins
Jeśli zdefiniowaliśmy przytrafiające się nam zdarzenia jako nie-
korzystne, to wypadałoby znaleźć jakieś doraźne metody poma-
gające, choć na chwilę, wyrwać się ze stanu apatii. Medycyna
konwencjonalna leczy skutki, rzadko sięgając do przyczyny
schorzenia. Nie dlatego, że nie chce, tylko dlatego, że nie wie, jak
to robić. Namiastką sięgania do źródła są rozwijające się jej dzie-
dziny, takie jak psychoneuroimmunologia, psychiatria, choć
uparcie trzymają się one tego, że człowiek to głównie ciało. Nie
wchodząc zbyt mocno z butami w ten temat, chcę zwrócić uwa-
gę, że mamy dostępne w aptekach tabletki, mikstury i preparaty,
które, jak wspomniałem, pozornie tylko pomagają nam przy
zwalczaniu określonych objawów. Są to tabletki nasenne, cała
gama specyfików pomagających naszej psychice powrócić do
harmonii itp. Często sięgamy po takie rozwiązania, a właściwie
zatrważająco często, nie zdając sobie sprawy z tego, że istnieje
szereg naturalnych, zgodnych z naszą istotą, a przede wszystkim
nieinwazyjnych i nieszkodliwych metod, które pomagają wrócić
do harmonii. Te „megaprodukty” to śmiech, głęboki oddech,
ruch. Oczywiście jest więcej tych „naturalnych tabletek na cięż-
242
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
kie chwile”, ale ograniczmy się tylko do tych podstawowych. Pa-
miętajmy, życie to gra i trzeba jak najmniejszą ilością wydatko-
wanej energii uzyskiwać jak najlepsze rezultaty. Reguła, jak to
reguła, ma swoje „za” i „przeciw”. Po tabletki od wszelkiego ro-
dzaju bólu (ból związany z zaśnięciem, z chorobą, ze stresem)
sięgamy, bo to z pozoru najszybsze i najprostsze rozwiązanie.
Pozwolę sobie już nie krytykować farmaceutyków, które posia-
dają olbrzymią ilość efektów ubocznych, a które dodatkowo nas
przyciskają swoim ciężarem.
Psychiczne aspiryny są proste w użyciu, ale niełatwo je zastoso-
wać. Bo czy łatwo jest się roześmiać, gdy mamy wszystko i wszyst-
kich w szeroko rozumianej dupie? Kiedy nic nam się nie chce,
kiedy mamy wszystkiego dość, kiedy nagle cały świat zwala nam
się na głowę, to przecież nie jest łatwo śmiać się jak głupi do sera!
A jednak warto próbować. Właśnie wtedy, kiedy nic nie idzie tak
jak trzeba, warto pokusić się o odrobinę szaleństwa graniczącego
pozornie z obłędem, bo przecież jaki kretyn śmieje się z tego, że
coś się wysypało? Jeśli oprócz czytania tej książki jeszcze dodat-
kowo myślisz i starasz się przenieść pewne zasady czy sugestie na
własne podwórko, to pewnie dostrzegłeś, Czytelniku, że wszystkie
sugestie tej książki pomagają w tym, by zdarzenia, które nas spo-
tykają, nie miały tak ciężkiego kalibru jak działa artyleryjskie, któ-
re swoją potęgą mogą narobić ogromnych szkód. Nie wystarczy
więc zastosować tylko podpowiedzi, śmiej się i będzie wszystko
243
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
git! Śmiech, kiedy pozornie nie ma się z czego śmiać, jest elemen-
tem wspomagającym, a nie zasadniczym narzędziem likwidują-
cym problem. Powyższy cytat zaproponowany przez Anthony'ego
Robbinsa jest skuteczny, pod warunkiem, że zdobędziemy się na
to, by wykonać jego instrukcje. Jeśli jesteś w stanie apatii, zrób to,
zmuś się do tego, nawet jeśli wszystko w Tobie krzyczy, że to jest
niedorzeczne i głupie. Zrób to, zadaj sobie te pytania, które suge-
ruje Robbins, a jest wielce prawdopodobne, że Twój nastrój się
poprawi. Tylko to zrób!
Jeśli chcesz rządzić światem, musisz sprawić, by
śmiał się wesoło.
Emerson
Umiejętność śmiania się to sztuka. Śmiej się jak najczęściej.
Zostawmy te całe opracowania dotyczące tego, co dzieje się
w ludzkim organizmie, kiedy się śmieje. Nieważne, jakie mię-
śnie są używane do tego, by się uśmiechnąć. Ważne jest tylko
to, że śmiech rozluźnia i powoduje lepsze samopoczucie. Jeśli
trudno jest żyć i granie osobistej sztuki jest dramatem (a może
tak być, jak wcześniej analizowaliśmy), to szukaj towarzystwa
albo obrazu wizualnego, który spowoduje Twoją radość.
244
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
Umiejętność śmiania się świadczy o klasie zawodnika, w szcze-
gólności, jeśli ten śmiech dotyczy jego samego, bo jest obnaże-
niem osobistych wad i wypaczeń. Traktujemy samych siebie
tak bardzo poważnie, nie widząc w tym wszystkim, jak to jest
śmieszne. Uczmy się tego, bo nabieranie do siebie dystansu za-
cznie powodować bardziej obiektywną wewnętrzną samoocenę.
Masa poradników dotyczących samodoskonalenia, rozwoju, kon-
taktów z innymi i ze sobą podaje takie ćwiczenie, by stanąć przed
lustrem codziennie i robić głupie miny do samego siebie, śmiać
się głupio do siebie itd. Jedno jest dla mnie oczywiste. Ten, kto
umie to robić, tzn. robi to bez zażenowania i zawsze może to zro-
bić, niezależnie od okoliczności, jest Wielki przez duże „W”! Cze-
mu? Bo taki ktoś przełamał bariery wewnętrzne „smęcącego” de-
strukcyjnego robaka, który tak często wpędza nas w stan smutku
i przygnębienia. Dopiero gdy niezależnie od zdarzeń umiesz (nie
mówię, że to robisz, tylko że zawsze możesz tak się zachować)
zdystansować się do samego siebie i otaczającego Cię świata, sta-
niesz się naprawdę wolny. A jak to sprawdzić? No właśnie w taki
sposób, czy umiesz się roześmiać w chwili, która z pozoru nie po-
zostawia żadnych nadziei, że jest to w ogóle możliwe.
Jeśli ktoś zapytałby mnie, czy umiem zastosować w swoim ży-
ciu to, co właśnie napisałem, to powiedziałbym, że nie. Nie
umiem zawsze się tak zachować, nie umiem całkowicie się zdy-
stansować. Jeszcze… Ale czasem mi się udaje i wiem, jak wiel-
245
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
ką ma to moc. Z każdego cytatu, z każdego mądrego zdania
czytający wyciągnie tylko tyle, na ile jest gotów w danym mo-
mencie. Słowa Emersona znaczą dla mnie między innymi to, że
jeśli będziesz umiał śmiać się wesoło, to będziesz mógł rządzić
swoim światem. Światem własnych myśli, przekonań i osądów.
To jednoznaczne z tym, że jeśli Ty się śmiejesz, to Twój świat
się śmieje. Pozwalasz na to, by radość, uniesienie i szczęście
gościły pod dachem Twojego świata.
Żartobliwy nastrój i poczucie humoru nie zosta-
wiają miejsca dla depresji.
Chögyam Trungpa
Widziałeś kiedyś kogoś, kto ma depresję i się śmieje (nie licząc
depresji maniakalnej)? To tak samo jak przy ćwiczeniu, kiedy
prosimy kogoś o to, by się wyprostował i powiedział, że jest
w depresji. Nie za bardzo te zestawienia idą ze sobą w parze.
Śmiech wyklucza rozpacz, tak samo jak przygarbiona, powłó-
cząca nogami postać z zapadniętą klatką piersiową sama prosi
się o to, by przykleił się do niej jakiś „zdruzgotany życiem
duch”. Pamiętając o tym, że podobne przyciąga podobne, nale-
ży wykorzystać ten fakt. Swój do swego ciągnie, mówi porzeka-
dło. Czasem jest tak, że ktoś nas wyciągnie i umieści w towa-
246
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
rzystwie śmiechu i radości w chwili, kiedy mamy cały świat
w …. I co się wtedy dzieje? Przejmujemy nastrój otoczenia.
O czym to świadczy – lub inaczej – w jaki sposób możemy to
wykorzystać, by uczynić nasze życie nieco łatwiejszym, przy-
jemniejszym? Zamiast sięgać po amerykański „Prozac” czy ja-
kieś inne świństwo, idźmy tam, gdzie ludzie się bawią i skaczą,
nawet jeśli jest to ostatnia rzecz, na którą mamy ochotę. Jak
wspomniałem wcześniej, do pewnych rzeczy musimy się zmu-
sić. Jak to się mówi, jeśli chcesz być człowiekiem sukcesu, rób
to, co trzeba, wtedy, kiedy trzeba, czy Ci się to podoba, czy nie.
Nie ulega wątpliwości, że czasem chcemy być sami, czasem na-
wet potrzebujemy czasu, by się pomartwić czy poużalać nad
sobą. Zgoda, czasem jest to nam potrzebne. Ale jeśli nasze dra-
maty nie będą przeplatane komediami, to nasze życie nie tylko
będzie jednostronne, ale również bezbarwne. Monotonia nas
zabija. Jeśli coś jest monotonne, to z czasem zaczyna być nud-
ne. Słodkie – owszem, ale za słodkie – nie bardzo. Tragiczne –
zgoda, ale zbyt tragiczne – niekoniecznie. Umiar i równowaga
są potrzebne także tu, gdzie się zamartwiamy. Jest taki sposób,
który całkiem niedawno zaadoptowałem… no właśnie. Pamięć
absolutna… Niech zatem wybaczy mi autor tego pomysłu, że
nie gloryfikuję teraz jego nazwiska. Sposób jest z pozoru banal-
ny. Jestem zmartwiony, mam problem czy jakiegoś innego do-
wolnego gwoździa, który tkwi w mojej trumnie. Mówię sobie
tak: „OK szarości i poniżeniu, OK problemie. Teraz cię mam
247
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
i martwię się tobą. Ale jedno musisz wiedzieć. Martwię się tobą
do godziny siedemnastej dwanaście, czyli będę się jeszcze mar-
twił przez siedem i pół minuty.” I co dalej? O siedemnastej
dwanaście przestaję się martwić. Kiedy o tym przeczytałem,
pomyślałem, że to taki wybieg, żeby książka, którą czytam, była
grubsza. Myślałem tak, dopóki tego nie zastosowałem w prak-
tyce. Efekty przerosły moje oczekiwania. Nie wiem dokładnie,
jak to działa, a mogę się tylko domyślać, że deklaracja i ustale-
nie z samym sobą, że przestaję się martwić o tej i o tej godzinie,
wywierają mocny wpływ na wyżej wspomnianego „destrukcyj-
nego robaka”. O siedemnastej dwanaście, nie wiedzieć czemu,
mój nastrój ulega natychmiastowej poprawie. Zakładam kolej-
ną maskę i odgrywam kolejną rolę w moim teatrze.
Sukces jest związany ze szczęśliwym życiem. Szczę-
śliwe życie jest natomiast szeregiem szczęśliwych
momentów. Jednak większość ludzi nie pozwala
zaistnieć tym chwilom szczęścia, ponieważ są oni
ciągle zajęci pogonią za szczęśliwym życiem.
Esther i Jerry Hicks
Czyli mówiąc innymi słowy, tyle roboty, że nie ma czasu zała-
dować taczek, którymi wozimy wywożony gruz (wybacz, jeśli
248
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
pewne metafory padają zbyt często). Wracamy na naszą osobi-
stą scenę. Jeśli chcemy często odczuwać radosne chwile, w któ-
rych się śmiejemy i w których świat jest piękny i kolorowy, to
będzie zasadne działanie w stylu „okazuję radość, kiedy to tylko
możliwe”. Prawo przyciągania mówi o tym, że chcąc wznio-
słych, radosnych nastrojów, musimy jak najwięcej się na nich
koncentrować. A kiedy najlepiej się na nich koncentrujemy?
Wtedy, kiedy je odtwarzamy. Kółko się zamyka tak samo jak
w naszym cytacie. Czy kiedyś płakałeś ze szczęścia? Czy zdarzy-
ło Ci się kiedyś śmiać się do łez? Co musi spowodować, by takie
uczucie zagościło w Twoim sercu znowu? Jakie okoliczności to-
warzyszyły temu, że szczęście wylewało się wyimaginowanymi
uszami?
Nie pracujmy nad tym, by nasze życie było szczęśliwe, pracuj-
my nad tym, by w naszym życiu było jak najwięcej szczęśliwych
chwil. A czy to przypadkiem nie jedno i to samo? Być może, ale
takie stwierdzenie czy taka konstrukcja myślowa pozwoli nam
zwrócić się w kierunku działań operacyjnych. Bo to tak samo
jak z wizją i ustalaniem celów. W naszym przypadku wizja to
szczęśliwe życie. A cele będą tożsame z koncentracją, by two-
rzyć świadomie chwile szczęścia. To pierwsze jest ogólnym kie-
runkiem, to drugie może być policzalne i zmierzone. Obejrzę
komedię w kinie, spotkam się z wesołym towarzystwem, popa-
trzę na wygłupy psiaków w ogrodzie. Dostarczę sobie wymier-
249
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
nych i policzalnych (czas, miejsce, ilość spędzonych na rozryw-
ce godzin) doznań, czyniąc moje życie szeregiem zabawnych,
radosnych i szczęśliwych z punktu obserwatora czy uczestnika
wydarzeń.
Pomyśl tylko – ten poranek nigdy więcej nie
wzejdzie.
Dante
Siedzę sobie w fotelu i piszę ten rozdział książki. Piszę sugestie
dotyczące radości i szczęścia, uśmiechu i umiejętności wkom-
ponowania go w teatr życia. Spoglądam w okno. Widzę drzewa.
Chyba świerki, są bardzo duże. Mogę je obserwować, bo akurat
moja radosna druga połowa (a może pierwsza) pozdejmowała
firanki i coś tam przy nich majstruje w drugim pokoju. Jako że
okna są bez firanek, mogę bez przeszkód obserwować rosnące
za nimi drzewa. Mogłem tak naprawdę zrobić to wcześniej,
mieszkam tu wszakże jakiś już czas. Ale ta chwila zdarza się
właśnie teraz. Uwielbiam patrzeć na rosnącą przyrodę. Lubię
patrzeć na drzewa. Szczególnie wtedy, kiedy po zimie ziemia
budzi się do życia. To właśnie teraz. Rozkładam się wygodnie
w fotelu i zamiast pisać, pozwalam sobie na to, by moje oczy
wędrowały po gałęziach drzew. Czuję radość. Moje oczy uśmie-
250
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT X
chają się. Po chwili ja się uśmiecham. Po chwili zaczynam się
śmiać. Trwa to kolejną chwilę. Wracam do pisania i czytam ko-
lejny cytat, co do którego nie miałem pewności, czy tutaj pasu-
je. Teraz wiem, że ta chwila, którą przeżyłem przed momen-
tem, nigdy więcej nie wróci. Nigdy więcej, już nigdy w takiej
konfiguracji nie będę mógł przeżyć poprzedniej chwili tak jak
teraz. Już nigdy więcej nie zaistnieją takie okoliczności, które
tworzą ten specyficzny klimat. Po raz kolejny się uśmiecham,
bo wiem, że przeżyłem tę chwilę dobrze. Po prostu byłem
szczęśliwy…
251
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
AKT XI
AKT XI
Zaufaj, czyli jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie
– W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen – wymawiając
te słowa i czyniąc znak krzyża na swojej piersi, Natalia wstała
z kolan. Trudno było jej się wyprostować, bo klęczała tak prze-
szło piętnaście minut. Kiedy w nogach wróciło już normalne
krążenie, skierowała się do wyjścia. „Swoją drogą to dziwne, że
o tej porze katedra jest otwarta” – pomyślała i kiedy stanęła
przed drzwiami wejściowymi, otuliły ją promienie ciepłego ma-
jowego słońca. Rozejrzała się dookoła. Ptaki na pobliskich
drzewach wesoło odgrywały swoje przeboje, czyniąc atmosferę
wokół kościoła jeszcze bardziej tajemniczą i magiczną. „Jaki
świat jest piękny” – przebiegło przez myśl Natalii. Za każdym
razem, kiedy miała możliwość pójść do kościoła i pomodlić się
o coś, na co w danym momencie swego życia czekała, robiło się
jej jakoś tak lekko i radośnie. To chyba normalne, że jeśli czło-
wiek powie, co leży mu na sercu i komuś się wygada, czuje się
lepiej. A przecież któż do tego nadaje się lepiej niż sam Bóg?
Jemu zawsze można powiedzieć wszystko, zdradzić każdą ta-
252
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
jemnicę, powierzyć każdy sekret, mając pewność, że nie powie
o tym nikomu. Bóg najzwyczajniej w świecie nas nie zdradzi.
I co do tego Natalia nie miała wątpliwości. Idąc wąską alejką
przy kościelnym murze, myślała o ostatnich miesiącach swoje-
go życia. A było o czym myśleć. Nic nie szło tak jak trzeba. Za-
waliło się dokładnie wszystko. Straciła pracę, bo ktoś niespra-
wiedliwie oskarżył ją o kradzież sklepowego towaru w miejscu,
gdzie była ekspedientką. A tak naprawdę nie ktoś, tylko „życzli-
wa” koleżanka, która z pozoru mogła się kreować na jej przyja-
ciółkę. „Jacy ludzie są nikczemni” – myślał Natalia. Aby przy-
podobać się swojemu szefowi, jej koleżanka z pracy zmyśliła hi-
storyjkę o tym, jak na poprzedniej zmianie zniknęło pół palety
towaru przywiezionego przez firmę spedycyjną. Pech chciał, że
akurat była to zmiana Natalii. Na nic zdały się tłumaczenia
i przysięgania, że to nie ona. Szef nie chciał jej słuchać i uwie-
rzył nieszczerej przyjaciółce, która prawdopodobnie sama
ukradła towar. Ale to były tylko przypuszczenia Natalii, których
sama nie była do końca pewna. Kolejnym nieszczęściem w jej
oczach był fakt, że w zeszłym tygodniu Natalię rzucił mężczy-
zna, z którym się spotykała od kilku lat. Spotykała się, bo nie
był to zalegalizowany związek. Taki luźny, na zasadzie zaufa-
nia. I ten fakt był kolejnym, który nie dawał powodów do rado-
ści, bo Natalia naprawdę kochała swojego przyjaciela. Cóż, kie-
dy on zdecydował, że należy zakończyć związek, który według
niego i tak nie miał szans na przetrwanie. I choć wydawać by
253
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
się mogło, że taka ilość życiowych niepowodzeń jest w stanie
doprowadzić człowieka na skraj rozpaczy, to Natalia wiedziała,
że zawsze po pochmurnych i zimnych dniach wychodzi słońce.
Nie dlatego, że człowiek tego chce czy nie, ale dlatego, że we
wszystkim, co dzieje się we wszechświecie, istnieje równowaga.
Ta siła, jaką miała w sobie, wypływała z wiary we Wszechmogą-
cego i Dobrego Boga Ojca. I choć nie można było powiedzieć,
że Natalia była praktykującą osobą, uczęszczającą regularnie
na zgromadzenia wyznawców wiary, to jej ufność w potęgę bo-
skiej sprawiedliwości była ogromna.
Wchodząc po schodach bloku, w którym mieszkała, poczuła
ucisk w splocie słonecznym. To często był sygnał, że coś nieko-
niecznie przyjemnego może się wydarzyć. „Ale cóż jeszcze gor-
szego mogłoby się wydarzyć?” – pomyślała Natalia i zignoro-
wała sygnał. Weszła do mieszkania, położyła torebkę i usiadła
na fotelu, nie zdejmując nawet butów. Nie zdążyła jeszcze do-
brze usiąść, jak zadźwięczał dzwonek do drzwi. Otworzyła i, ku
swemu zdziwieniu, ujrzała właściciela mieszkania.
– Dzień dobry, pani Natalio.
– Dzień dobry – odpowiedziała.
– Przejdę od razu do rzeczy. Za trzy dni wraca moja córka z za-
granicy i do tego czasu musi się pani wyprowadzić. Bardzo mi
przykro, że to tak nagle, ale ja dowiedziałem się o tym przed
254
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
chwilą. No sama pani rozumie… w tej sytuacji… nie mam inne-
go wyjścia.
– Ale jak mam w ciągu trzech dni znaleźć nowe mieszkanie? –
próbowała ratować beznadziejnie wyglądającą sytuację.
– Wiem, że to nie do końca jest w porządku. Ale proszę mi wie-
rzyć, że nie mam wyjścia. Jeszcze raz bardzo mi przykro. Za trzy
dni pojawię się, żeby odebrać klucze do mieszkania. Do widzenia
pani – powiedział, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Natalia stała jak słup soli.
– Do tego jeszcze to… – jęknęła i osunęła się bezwładnie na fotel.
Po chwili wstała, sięgnęła do barku i wyjęła butelkę swojego
ulubionego wina. Nalała kieliszek, potem drugi, trzeci… rozluź-
niła się.
Idąc wieczorem chodnikiem, nie wiadomo gdzie i po co, modli-
ła się. „Dobry Boże, co się dzieje. Proszę, pomóż mi. Zrób coś.
Tak bardzo Cię kocham, tak Ci wierzę, ale proszę zrób coś
z moim życiem, pomóż mi, bo sama nie dam sobie rady…” Ta-
kie i inne słowa wypowiadała w myślach, idąc przed siebie. Na-
stał późny wieczór i dopiero zorientowała się, że dobrze by było
mimo wszystko wrócić do mieszkania. Wchodząc na jezdnię,
usłyszała przeraźliwy pisk hamulców. Zdążyła odwrócić głowę
w stronę, z której doszedł ją hałas. Chwilę potem przeraźliwy
ból w kolanie. Uderzenie i cała sytuacja jakby w zwolnionym
255
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
tempie. Uderzona czuła, jak przelatuje parę metrów w powie-
trzu. Później upadek, uderzenie głową o nawierzchnię jezdni
i wszystko to w zwolnionym tempie. Nagły ból pod czaszką,
a może czaszki – nie miała czasu się zastanawiać. I spokój. Ból
i spokój. Leżała na plecach. Ktoś wysiadł z samochodu. Zaczął
krzyczeć, ujrzawszy krew. Nie wiadomo skąd, nagle wokół zna-
leźli się ludzie. „To dziwne…” – myślała Natalia, która nie stra-
ciła przytomności. Wiedziała, co się stało. Wiedziała, że potrą-
cił ją samochód. Ale nie bała się. Niewiele słyszała, widziała sy-
tuację jakby przez mgłę, ale nie bała się. „To dziwne… skąd tylu
ludzi. Jest przecież wieczór, na ulicach nie było praktycznie ni-
kogo. A więc skąd tu tylu ludzi?” Stali i patrzyli się. Ludzie za-
wsze są żądni krwi. Nie wiadomo czemu, przyciąga ich wszyst-
ko, co sensacyjne. Wypadek, kraksa, pożar, samochód na sy-
gnale. Samochód na sygnale, samochód na sygnale, samochód
na sygnale…
– Proszę się odsunąć – ryknął barczysty sanitariusz, energicznym
gestem powodując, że tłum odstąpił od kobiety leżącej na jezdni.
„Boże, wiem, że jestem bezpieczna. Boże, wiem, że jesteś bli-
sko. Wiem… wiem…” – wyszeptała te słowa i straciła przytom-
ność.
Nazajutrz, kiedy się ocknęła, przy jej łóżku siedział lekarz. Wy-
soki, szczupły, z dużymi niebieskimi oczami. Patrzył na nią.
Wyglądał jak anioł w swoim białym fartuchu.
256
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
– Jestem w niebie? – zapytała nieśmiało Natalia.
– Nie, na Boga! Jeszcze nie! – natychmiast odpowiedział le-
karz, śmiejąc się na całe gardło.
Takiego śmiechu Natalia już dawno nie słyszała. Uświadomiła
sobie, jak rzadko w jej życiu gościły radość, śmiech.
– Co ze mną?
– Aż dziwne, że z takiego zdarzenia wyszła pani bez szwanku.
Trochę potłuczeń, parę siniaków. Jeszcze czekamy na wyniki
tomografii, ale wszystko wskazuje na to, że to nic poważnego.
Ktoś potężny musi nad panią czuwać, bo rzadko się zdarza, by
z takiego wypadku wyjść cało.
– To dobrze – wyszeptała Natalia.
Młody lekarz wstał i uśmiechając się, oznajmił.
– No, ja kończę już swój dyżur. Za jakiś czas przyjdzie do pani
ordynator, a my spotkamy się jutro. Życzę szybkiego powrotu
do zdrowia. – powiedział i popatrzył na nią jakoś dziwnie.
Patrzyła, jak się oddala. Był bardzo przystojny i wysportowany.
„Fajny facet” – pomyślała.
Kiedy wyszedł, mogła poukładać swoje myśli. Nie za bardzo
chciała, bo nie było specjalnie do czego wracać, ale te procesy
odbywają się często nieświadomie.
257
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
Czy może być jeszcze gorzej? Wczoraj, mając na głowie tylko
utratę pracy i zerwany związek, myślała, że nie. Dzisiaj sytuacja
wyglądała gorzej. Zdecydowanie gorzej. Bez pracy, bez partnera,
bez mieszkania, chora w szpitalu. Wszystko wskazywało na to,
że gorzej być już nie może. Ale nie wiedząc czemu, nie czuła za-
grożenia. Nie czuła się nawet źle. Oczywiście po pewnym czasie
logiczny umysł zaczął gonić jak wściekła małpa po drzewie. „Co
teraz będzie? Jak dalej to wszystko się potoczy?” Nie miała spe-
cjalnie możliwości, żeby działać. Wieczorem dowiedziała się, że
najwcześniej ze szpitala będzie mogła wyjść dopiero za tydzień,
jeśli nie wystąpią jakieś dodatkowe powikłania, które w takich
okolicznościach lubią sobie czasem wyjść na światło dzienne po
pewnym czasie. Zadzwoniła do właściciela mieszkania, który „ła-
skawie” stwierdził, że swoje rzeczy może zabrać po wyjściu ze
szpitala, co nie zmienia faktu, że jego córka wprowadza się do
mieszkania natychmiast po tym, jak wróci z zagranicy.
Jedyne, co zostało Natalii, to modlitwa. A więc leżała i modliła
się. I choć nie była specjalnie przekonana do określonych form
modlitewnych, nie wiedząc do końca dlaczego, poprosiła salo-
wą o różaniec, który ta zresztą bardzo chętnie jej przyniosła.
Natalia czytała kiedyś, że modlitwa różańcowa do Matki Marii
często pomagała ludziom w ich trudnych życiowych sytuacjach.
Nie miała nic do stracenia, a wszystko do zyskania.
258
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
Minęły trzy dni i Natalia nie była w stanie policzyć, ile razy od-
mówiła różaniec. Odmawiała go w dzień i w nocy, jak w tran-
sie, tak jakby ta czynność miała zmienić całe jej życie. Tak jak-
by od tego różańca zależało wszystko. Odmawiając go, czuła się
coraz lepiej. Czuła się coraz silniejsza i nie wiedziała, czy powo-
dem takiego stanu rzeczy były zabiegi lekarzy i odpoczynek, czy
działanie jakiejś siły wyższej. Jedno było pewne. Czuła w sobie
coraz większą moc. Wiedziała, że kiedy wyjdzie ze szpitala, to
da sobie radę. Za wszelką cenę da sobie radę i nie pozwoli, by
życie zadrwiło z niej po raz kolejny.
W czwartym dniu pobytu, kiedy czuła się już całkiem dobrze,
pojawił się znów ten sam lekarz, którego zastała przy swoim
łóżku w momencie, kiedy przebudziła się po nocnej przygodzie
na drodze.
– Witam naszą rekonwalescentkę! Jak się dzisiaj czujemy?
– Doskonale. Chciałabym już stąd wyjść.
– Rozumiem, ale jeszcze trochę musimy panią przytrzymać.
Takie procedury – odparł, oglądając jej kartę szpitalną.
– Wydaje się, że wszystko jest w porządku.
Spojrzał na nią i patrzył przez chwilę. Natalia poczuła się nie-
swojo. Patrzył na nią trochę inaczej, niż lekarz patrzy na pa-
cjentkę. I robił to bez żadnej żenady, uśmiechając się raczej jak
amant filmowy niż jak doktor.
259
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
– Dlaczego pan mi się tak przygląda?
– Bo pani jest bardzo ładna.
Zaczerwieniła się. Natalia była rzeczywiście piękna, ale rzadko
kto jej o tym mówił. Nigdy nie siliła się na specjalne podkreśla-
nie swojej urody. Nie to było dla niej najważniejsze. Dla niej
zawsze ważniejsze było to, co jest w środku.
– Proszę mnie nie zawstydzać – odpowiedziała, zalewając się
rumieńcem.
– Nie miałem takiego zamiaru, natomiast jeśli pani pozwoli,
zaproszę panią na kawę, jak już zakończy pani leczenie w na-
szym szpitalu.
– Czy w ten sposób podrywa pan wszystkie pacjentki?
– Tylko te, które mi się podobają. To jak z tą kawą?
Natalia chwilę się wahała.
– Zgoda – odpowiedziała, myśląc sobie, że i tak nie ma nic do
stracenia. Poza tym ten lekarz naprawdę jej się podobał.
Kilka dni później siedzieli w kawiarni, pijąc sok z marchwi.
Miała być kawa, ale ani jedno, ani drugie kawy nie piło. Roz-
mawiali o tym, o czym zwykle rozmawia kobieta z mężczyzną,
kiedy spotkają się na pierwszej randce. O sobie. Kiedy Natalia
opowiedziała młodemu lekarzowi o okolicznościach, w jakich
znalazła się w szpitalu, ten wcale się nie zdziwił.
260
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
– Widocznie był tylko taki sposób, żebyśmy mogli się spotkać.
Bardzo mi się podobasz Natalio, co jest chyba zrozumiałe, bo
zaprosiłem cię na tę dziwną „kawę”. Ale jest jeszcze coś, o czym
chciałem ci powiedzieć. Kiedy leżałaś tej nocy, kiedy cię przy-
wieziono do szpitala, siedziałem przy twoim łóżku. Patrzyłem
na ciebie, patrzyłem na twoją twarz, tylko tyle mogłem zoba-
czyć, bo głowę miałaś zabandażowaną. I może to, co powiem,
wyda ci się dziwne, ale niedawno śniła mi się dziewczyna,
a właściwie żona, bo brałem z tą dziewczyną ślub. Ta dziewczy-
na… wyglądała jak ty.
Natalia poczuła gorąco w splocie słonecznym, a później w ca-
łym ciele. Patrzyła na niego. Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie
mogła wykrztusić słowa.
– Nie chcę, żebyś pomyślała sobie, że mówię to każdej spotka-
nej dziewczynie. Tak właściwie nie mówiłem tego żadnej innej.
Moja śmiałość zarówno w momencie, kiedy cię zapraszałem,
jak i teraz, nie wynika z mojego charakteru. Nie wiem, czemu
mówię ci te rzeczy. Wiem tylko jedno, że to, co mówię, jest
prawdą. I jeszcze wiem, że to, co mówię, może wydawać ci się
absurdalne i głupie.
– Nie, wcale nie, tylko… nie wiem, co mam powiedzieć.
– Posłuchaj, jest jeszcze jedno, o czym chciałem ci powiedzieć.
– Aż się boję – odpowiedziała Natalia, próbując udawać luz.
Ale i tak jej nie wyszło.
261
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
– Za trzy tygodnie kończę staż w tym szpitalu i wyjeżdżam za
granicę. Wyjeżdżam na dwa lata. Wyjedziesz ze mną?
Natalia nie mogła uwierzyć własnym uszom. Nie dość, że nie
wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć, to jeszcze taka pro-
pozycja.
– Wyjechać z tobą za granicę? Przecież znamy się raptem parę
dni!
– A ile czasu potrzebujesz, żeby mnie poznać?
– A ile ty potrzebujesz, przecież ty też nic o mnie nie wiesz?
– Wiesz, może znowu cię zdziwię, ale czuję, jakbym znał cię zawsze.
– A jak będziemy żyć, z czego…
– Natalio, to nie problem. To żaden problem. Tam, gdzie mieli-
byśmy pojechać…
Minuty zamieniły się w godziny. Poznała cały plan. Kiedy on
mówił, ona słuchała. Wszystko, o czym mówił, odpowiadało jej.
Patrząc na niego, czuła, że to może być ten. Właśnie ten. Wła-
śnie on.
Rozstali się. Natalia obiecała, że się zastanowi, choć zanim się
rozstali, miała już ochotę powiedzieć „tak”.
Wróciła do swego tymczasowego domu. Od kilku dni mieszkała
z koleżanką, która dowiedziawszy się, co ją spotkało, zapropo-
nowała wspólne lokum na jakiś czas, dopóki sprawy Natalii się
nie ułożą. Wróciwszy, zwierzyła się znajomej.
262
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
– No i co zrobisz? – zapytała przyjaciółka, poznawszy całą hi-
storię.
– Jeszcze nie wiem… Muszę się z tym przespać.
– Chyba z nim – zachichotała koleżanka.
– Nie żartuj, to poważna sprawa.
– A czy ja twierdzę, że nie?
Kiedy położyła się spać, nie mogła usnąć. Wyjęła swój różaniec
i zaczęła go odmawiać, prosząc o pomoc i radę siłę wyższą. Tak
usnęła. Tej nocy nie śniło jej się nic. Ale kiedy rano wstała, wie-
działa już wszystko. Nie po to straciła wcześniej wszystko, by
zastanawiać się teraz, czy zostawić za sobą to, co i tak było tyl-
ko ulotnym wspomnieniem. Czuła to samo, co on. Była pewna,
a więc nie było w niej żadnej niepewności, kiedy widząc się
z nim tego dnia, oznajmiła.
– A więc kiedy wyjeżdżamy?
Zbliż się do Boga, a On zbliży się do Ciebie.
Wallace D.Wattles
Jedna z najważniejszych zasad, jakie funkcjonują we wszech-
świecie, brzmi: zaufaj Bogu. Jest o wiele mniej istotne to, jak
postrzegamy samą instytucję Boga, niż to, jakim darzymy go
263
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
zaufaniem. Tytuł aktu XI brzmi: Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie.
Jest wiele zależności, jakie mogą wynikać z tego prostego, ale
jakże mądrego zdania. Zanim zagłębimy się w poważniejsze
analizy, warto uświadomić sobie, co daje nam zaufanie do
Boga, czyli inaczej rzecz ujmując, dlaczego takie podejście jest
na początku właściwe, a później najzwyczajniej na świecie
opłacalne. I trudno mówić o tym zagadnieniu, nie dotykając
niewidzialnych sfer naszego istnienia oraz nie wiedząc, jaki jest
rzeczywisty i najprawdziwszy cel naszej egzystencji. Odpowiedź
dotycząca tego, co tak naprawdę mamy zrobić czy co udowod-
nić naszym życiem, jest zawarta w sentencji naszego cytatu.
Wynika z niej (choć niejednoznacznie i nie wprost), że celem
nadrzędnym istoty ludzkiej jest to, by zbliżyć się do Boga, a w
konsekwencji stać się z nim jednością, doświadczając boskości
we wszystkim i wszędzie. Taki wniosek będzie prawdopodob-
nie wypływał w momencie, kiedy uda nam się spojrzeć obiek-
tywnie i przeanalizować to, co mówią właściwie wszystkie reli-
gie światowe oraz systemy wyznaniowe. Do takich wniosków
doszli oświeceni ludzie w ciągu tysiącleci życia na Ziemi.
Wiara pomaga ludziom żyć. Pomaga przenosić góry i dokonywać
nieprzeciętnych rzeczy. A wiara w coś to nic innego jak zaufanie,
że obiekt naszej koncentracji istnieje naprawdę. Wiara będzie
się tym różniła od wiedzy, że jeszcze nie doświadczyliśmy, ale
wierzymy, że tak jest. A zatem zanim będziemy wiedzieli, musi-
264
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
my zaufać. Umiejętność zaufania Bogu to potężne narzędzie
transformacyjne człowieka. To również zaplecze, które umożli-
wia nam udźwignięcie często ciężaru, który pozornie przekracza
granice naszych możliwości i umiejętności. Zaufanie co do tego,
że ktoś potężniejszy, a jednocześnie ogromnie nas miłujący, za-
wsze czuwa i jest gotowy odpowiedzieć na nasze modlitwy, czyni
nasze życie zasadnym i sensownym, nawet jeśli czasem wydaje
nam się, że jest ono okrutne i bezwzględne.
Na deskach naszego osobistego teatru, w którym odgrywamy
osobistą sztukę życia, zaufanie w stosunku do Boga jest nie tylko
czynnikiem warunkującym wsparcie w trudnych sytuacjach, ale
uczy nas poczucia wdzięczności, dając możliwość podziękowania
za niesioną pomoc. Jednak nadrzędnym warunkiem korzystne-
go obrotu spraw będzie nasza umiejętność zbliżenia się do Boga,
bo właśnie nasza umiejętność czy może raczej chęć takiego zbli-
żenia będzie gwarantowała powodzenie. Siła naszego pragnienia
zbliżenia się do Boga będzie wprost proporcjonalna do tego, na
ile Bóg zbliży się do nas. Z pozoru może się to wydawać odrobi-
nę naciągane, bo to przecież Bóg jest Bogiem i wystarczyłoby,
żeby to On, Wszechmocny, zechciał tylko odrobinę, a już nasze
zespolenie się z nim musiałoby nastąpić w sposób natychmiasto-
wy. I pewnie jest to prawda, natomiast światem, w którym żyje-
my, rządzą określone prawa. Jedno z nich brzmi tak, że bez na-
szej wolnej woli, która zdecyduje, że chcemy zbliżyć się do Boga,
265
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
On sam tego nie zrobi, choć paradoksalnie jest tak blisko nas,
czyli w okolicach naszego serca. Powód takiego „zarządzenia”
jest prosty. Bóg w swej nieskończonej dobroci i mądrości dał
człowiekowi wolną wolę po to, by mógł on wybrać w sposób
świadomy, jak szybko pragnie wrócić do swojego źródła, stając
się jednością ze swoim stwórcą. Dlatego właśnie zasada, że jeśli
chcesz, by Bóg zbliżył się do Ciebie, to musisz sam się do niego
zbliżyć, ma sens. To, jak szybko nastąpi to zbliżenie czy może
w jakim tempie będzie postępowało (bo w tym układzie cel to
również droga), będzie zależało od wielkości ludzkiego pragnie-
nia, czyli od tego, jak bardzo Ty tego chcesz.
Pomoc nie przychodzi do tych, którzy jej potrze-
bują, ale do tych, którzy na nią zasłużyli.
Bodo Schäfer
Idąc tym tokiem rozumowania, możemy powiedzieć, że ze zbliża-
niem się do Boga czy z zaufaniem, jakim go obdarzamy, dając zie-
lone światło do tego, by istniał On naprawdę i jaśniał w naszym ży-
ciu, wskazując nam właściwy kierunek i prowadząc nas wąską, ale
słuszną drogą, będzie podobnie jak z osiąganiem sukcesu. Nagroda
przyjdzie dopiero wtedy, kiedy naprawdę na nią zasłużymy i kiedy
„zapłacimy za nią z góry”. Nasz kolejny „dostarczyciel” cytatu uj-
266
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
muje to w ten sposób, że pomoc przychodzi do tych, którzy na nią
zasłużyli. A czym jest nasze zbliżenie się do Boga, jeśli nie pomocą
udzielaną z Jego strony pod wpływem naszego pragnienia, by to
właśnie On niósł nam ową pomoc? Jest takie powiedzenie, że w ży-
ciu łatwiej mają ludzie, którzy w coś wierzą. Mówiąc konkretniej,
pewnie jest łatwiej tym, którzy wierzą w jakąś siłę wyższą, często
nazywaną właśnie Bogiem. Bo samo słowo „Bóg” nic nie znaczy.
Znaczenia nabiera ono dopiero wtedy, kiedy jego treść styka się
z naszym systemem wartości i zrozumienia, a co za tym idzie –
z naszą interpretacją Jego definicji. Jeśli zatem będziemy w stanie
odpowiednio mocno zbliżyć się do naszego stwórcy, wtedy jest
wielce prawdopodobne, że nasze życie będzie nie tylko łatwiejsze
i bardziej przyjemne, ale z całą pewnością nabierze większego sen-
su dla nas samych, przez co pomoże nam wznosić się coraz wyżej,
aż do ostatecznego celu naszej egzystencji.
Żeby jednak wyjąć, trzeba najpierw włożyć. Żeby otrzymać,
trzeba najpierw dać, żeby być kochanym, trzeba najpierw po-
kochać. Jeśli więc potrzebujemy pomocy, a przecież potrzebu-
jemy jej tak często, to wydaje się ze wszech miar rozsądnym,
żeby po pomoc i wsparcie kierować się do tego, czy tej, która
zawsze jej udzieli i zawsze udzieli takiej, jaka jest nam w da-
nym momencie potrzebna. A nie podlega chyba wątpliwości, że
właśnie taką instancją jest Bóg. Któż lepiej niż On może wie-
dzieć, czego nam potrzeba w danej chwili. Prawda jest taka, że
267
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
sami często nie wiemy, co dla nas samych jest dobre, a to z tego
prostego powodu, że nasza percepcja w swej konstrukcji jest
mocno ograniczona w stosunku do tego, co zachodzi na płasz-
czyźnie globalnej naszego życia. Gdyby było inaczej, zawsze
umielibyśmy bezbłędnie postępować, rozumować i działać,
a tak przecież nie jest. Jednak dodać należy w tym miejscu, że
takie podejście traktujące Boga jak przyjaciela wymaga na-
prawdę potężnej wiary, która dopiero z czasem przeradza się
w wiedzę, którą można potwierdzić doświadczalnie.
Lęk jest brakiem wiary w Boga.
Terry Cole-Whittaker
Kolejny argument, który będzie zapewne przemawiał na korzyść
tego, że warto zaufać Temu, który nas stworzył, to stan, w jakim
się znajdujemy, kiedy bezgranicznie oddamy się w jego ręce. De-
strukcyjne emocje, takie jak strach, gorycz, rozpacz, nienawiść
niszczą nasz system odpornościowy i jeśli nie posiadamy umie-
jętności neutralizowania ich, zaczynają się problemy. Można by
powiedzieć, powtarzając za T. Cole-Whittaker, że lęk, a w konse-
kwencji każda jego forma, jest brakiem wiary w Boga. Oczywi-
ście wchodzimy na grząski grunt, bo przyjmując takie założenie,
czynimy od razu Boga kochającym, sprawiedliwym i współczują-
268
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
cym. Powiedziałem „na grząski grunt”, bo nie muszą się z tym
zgodzić wyznawcy Boga surowego i karzącego. Ale nic na to nie
poradzę. Mój Bóg jest Bogiem miłości i w takich kategoriach
będę go postrzegał, analizując dalej ten temat. Ufność do Boga
czy w Boga jest jak koło ratunkowe w trudnych chwilach i jak
drogowskaz we wszystkich innych.
Człowiek absolutnie ufający nie powinien się bać. Dodać nale-
ży, że taka stuprocentowa ufność nie jest nam dana, ale może
być wynikiem zbliżania się do naszego pierwotnego źródła. Je-
śli będziemy rozpatrywać sprawę w takiej konfiguracji i na ta-
kiej płaszczyźnie, to możemy śmiało lęk zdefiniować jako brak
wiary w Boga. Co z tego wynika? Przede wszystkim to, że po-
ziom naszej wiary wyznacza to, jak często odczuwamy lęk. Nie
chciałbym, żeby zabrzmiało to zbyt mocno. Nie chodzi o to, by
każde uczucie strachu wywoływało w nas winę, że nie wierzymy
dosyć mocno. Nie o to chodzi. Chodzi jedynie o to, by zacząć
uświadamiać sobie, że jeśli niepodważalnie wierzymy w dobre-
go i kochającego Boga, który jest zawsze sprawiedliwy, to nie
ma konieczności, żeby odczuwać coś takiego jak strach, bo nie-
zależnie od tego, co się wydarzy, i tak wszystko będzie na swo-
im miejscu.
Zdaję sobie sprawę z tego, że takie podejście będzie możliwe
tylko wtedy, kiedy nasza wiara będzie bardzo silna. Zdaję sobie
również sprawę z faktu, że naprawdę silna i mocna wiara jest
269
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
domeną niewielu ludzi. Nie powinno jednak to nas deprymo-
wać, a jedynie mobilizować, żeby dążyć do wiary, w której lęk
nie będzie miał miejsca. Już kilkakrotnie zwracałem uwagę na
to, jaki jest cel życia człowieka na Ziemi (nie licząc indywidual-
nych lekcji). Wypada powiedzieć po raz kolejny, że celem takim
jest również pozbycie się lęku poprzez „nauczenie się”, nabycie
czy też dostąpienie takiego ogromu wiary, by załatwił tę kwe-
stię raz na zawsze.
Kiedy w coś wierzysz, wierz bezwarunkowo
i nieodwołalnie.
Walt Disney
No i tak dochodzimy do siły wiary. Czy można w coś wierzyć
częściowo? Można, wszak wiele takich przykładów wiary mamy
na każdym kroku. Na ogół wierzymy „tak trochę”. Kiedy dzieje
się coś, czemu musimy stawiać czoła, najczęściej brakuje nam
wiary, by pokonać przeszkodę. Mówiąc o Bogu, trudno nie
wspomnieć o człowieku. Bardzo jasno i obrazowo udowadniał
to Chrystus. Mówiąc o samej wierze, nie można nie uwzględ-
niać człowieka i jego wiary we własne siły… które nie są niczym
innym jak boskimi siłami działającymi przez niego. I wcale nie
musi to klasyfikować Boga i człowieka jako równorzędne istoty.
270
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
Chodzi o daną nam moc. Jak często zdarza nam się zwątpić we
własne siły? Jak często podejmujemy się określonych zadań
i nie stajemy na wysokości zadania? Jak często zdarza nam się
składać deklaracje bez pokrycia i zapominać o nich, kiedy
strach zajrzy nam w oczy albo gdy okoliczności pozornie wy-
muszają na nas zmianę decyzji? Na czym zatem budujemy fun-
damenty naszych marzeń, wyobrażeń i konstrukcji mental-
nych? Na skałach czy na piasku? Ostatnie pytanie. Jaki waru-
nek musi być spełniony, aby osiągnąć upragniony niebagatel-
ny, ogromny, życiowy cel? Tym warunkiem jest właśnie nieza-
chwiana w posadach wiara. Wydaje mi się, że człowiek powi-
nien wierzyć w Boga, uwzględniając wiarę w siłę, która drzemie
w nim samym. Bóg podobno działa przez człowieka. Jeśli tak
zatem jest, to może on zadziałać jedynie przez nas. Żeby mógł
to zrobić, musimy sami na to pozwolić. A pozwolimy, wierząc,
że jego moc może przez nas popłynąć. Ciekawym zagadnieniem
jest badanie osiągnięć ludzi, którzy odnieśli w swoim życiu nie-
przeciętne rezultaty. Niektórzy wierzyli w Boga, inni w swoje
siły. Jedni uznawali tylko Boską interwencję, inni upatrywali
swojej siły w nich samych. Dlaczego wielu demagogów i mor-
derców osiągnęło z pozoru tak wiele na tym świecie? Myślę, że
głównym czynnikiem była „wiara w to, że mogę”! Wiara grani-
cząca częstokroć z obsesją, że niezależnie od tego, co się wyda-
rzy, i tak osiągnę to, czego chcę.
271
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
Wierzyć częściowo oznacza częściowo coś zdobyć. A częściowo
coś zdobyć najczęściej oznacza nie zdobyć nic. Wracając do
kwestii zaufania Bogu, powierzenie mu swojego życia w takim
sensie, że przyjmujemy to, co spada na nas jako sprawiedli-
wość absolutna, nie jest żadnym unikaniem odpowiedzialności
ani tchórzostwem. To największe z możliwych mistrzostwo
gwarantujące nam sukces absolutny, który prędzej czy później
i tak stanie się naszym udziałem. Poza tym może się jawić
w rozsądnych oczach jedynie jako bohaterstwo, bo nie pozwala
nam się poddać wtedy, kiedy z pozoru sprawy nie idą najlepiej.
Nie chciałbym być źle zrozumiany. Absolutne zaufanie i wiara
nie zwalniają nas z obowiązku dania z siebie wszystkiego i sta-
nięcia na wysokości zadania wtedy, kiedy sytuacja tego wyma-
ga. Pokonanie siebie to nasze zadanie. Zaufanie i bezgraniczna
wiara to nasze zadanie. Bóg już wszystko co trzeba, zrobił, choć
często może się nam wydawać, że jest zupełnie na odwrót. Bez-
graniczna wiara i zaufanie są absolutnie na miejscu (nie licząc
tego, że są niezmiernie wskazane), bo Bóg nigdy nie daje czło-
wiekowi zadania, nie dając mu równocześnie umiejętności i na-
rzędzi, które są potrzebne do jego realizacji. To może wydawać
się zabawne, ale podobno nigdy nie dostajemy zadań ponad
nasze siły. Jeśli taka świadomość powszechnie uzyska status
wszechogarniający i zrozumiały dla większości, zdecydowanie
łatwiej będzie zaufać, wierzyć i żyć.
272
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
Lepiej widzieć Boga we wszystkim, niż starać się
go sobie wyobrazić.
Neem Karoli Baba
Analizując treść naszego kolejnego cytatu, nie ma znaczenia,
czy Boga będziemy postrzegać jako bezosobową energię, czy
jako osobowego zarządcę wszechświata. Zwolennicy osobowe-
go bóstwa toczą nieustanną walkę z wyznawcami boga bezoso-
bowego. Przyglądając się bliżej temu zjawisku, nie sposób nie
dostrzec, że tak naprawdę walka o rację w tym sporze jest może
nie tyle bezsensowna, co bezzasadna. Wszyscy bowiem zgadza-
ją się z tym, że istnieją kolejne boskie emanacje, które jak ko-
lejne warstwy cebuli zawierają w sobie źródło. Zastanawiam się
zatem, jakie znaczenie ma to, czy centrum jest osobowe czy
bezosobowe, skoro my i tak w naszym świecie żyjemy gdzieś na
jego skraju, choć nie mniej kochani niż ci najbliżej. Niezależnie
od wyznawanego poglądu zgadzamy się z tym, że Bóg wszystko
przenika, jest we wszystkim czy inaczej – jest wszystkim. Jeśli
tak jest, a wszystko na to wskazuje, to może warto zastanowić
się nad tym, by zacząć uczyć się widzieć go we wszystkim. Na-
sza percepcja, narządy naszych zmysłów i nasza cielesna kon-
strukcja są niedoskonałe. Dlatego nie możemy najpierw zoba-
czyć Boga, a później w niego uwierzyć. Kolejność jest taka, jak
273
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
wspomniałem, że najpierw musimy w niego uwierzyć, a później
dopiero możemy poczuć, jaki On jest. Wiara sama w sobie jest
ciężkim kawałkiem chleba. Można mu pomóc, zaczynając od
tego, że zaczniemy dostrzegać boską obecność „we wszelkim
stworzeniu”. W kwiatach, w kamieniach, w planetach, w lu-
dziach, zwierzętach itd. Nie przywiązując się zbyt mocno do
struktur fizycznych, dobrze jest sobie uświadomić, że bez inte-
ligentnej zasady tworzenia nasz wszechświat nie mógłby funk-
cjonować. Jacyś naukowcy obliczyli, że powstanie życia takie-
go, jakie obserwujemy tu i teraz na Ziemi, byłoby niemożliwe,
gdyby nie istniał doskonale skonstruowany program rozwoju
i działania wszelkich sił przyrody. Nie ma możliwości, aby na-
sze życie powstało przypadkowo (nie pamiętam, jak wyglądał
stosunek prawdopodobieństwa takiego zdarzenia, ale był on po
prostu astronomiczny i w związku z tym uznany przez kręgi na-
ukowe jako niemożliwy). To potwierdza (choć przecież to nie ci
naukowcy o tym powiedzieli pierwsi), że Bóg istnieje, i jest do-
wodem również na to, że On i jego Myśl przenikają wszystko,
wszystkich i zawsze. Czy to trudne umieć dostrzegać Boga we
wszystkim? A czy to trudne zachwycić się zachodem Słońca?
Czy to trudne zakochać się po same uszy? Czy to trudne do-
strzec piękno w spadających płatkach śniegu? Czy to trudne
stwierdzić, że śnieg pada romantycznie? Czy to wszystko jest
trudne?
274
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
Przyczyną niespełnienia prośby w modlitwie jest
to, że prośba jest niewłaściwa.
Bard T. Spalding
No dobrze. Ale jak tu wierzyć bezgranicznie, jeśli wciąż prosi-
my Tego, któremu tak ufamy, a tu nic się nie dzieje. Skoro nas
słyszy, wie, jak bardzo chcemy, widzi naszą niedolę, to czemu
tak często błagamy, a On nie reaguje? Podaruję sobie uzasad-
nianie, którego głównym wątkiem są nasze pragnienia pocho-
dzące z różnych źródeł. Taką analizę zrobiłem już w moich po-
przednich książkach. Przyjrzymy się jedynie prośbie i modli-
twie od strony zaufania w to, że Bóg wie, co robi.
W życiu będzie nam łatwiej, lepiej i przyjemniej, jeśli wierząc,
zaufamy Bogu. We wszystkim. Włącznie z tym, że jeśli go o coś
prosimy, a on nam tego nie daje, to znaczy, że to, o co prosimy,
nie będzie dla nas właściwe z punktu widzenia kosmicznej i na-
szej osobistej harmonii. Ale co to może oznaczać, że nasza
prośba jest niewłaściwa? Może to oznaczać wiele różnych kom-
binacji. Ich złożoność i ilość nie skłaniają do tego, by nadmier-
nie wszystko upraszczać, próbując tworzyć schematy, dlaczego
prośby nie zostały spełnione. Pokusić się można jedynie o zasy-
gnalizowanie zagadnienia. Może być tak, że czas nie jest właści-
275
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XI
wy, aby coś się wydarzyło. Może być tak, że dostając obiekt na-
szych pragnień, zrobilibyśmy sobie krzywdę, na którą nie za-
sługujemy. Może być tak, że to, o co prosimy, nie jest nam
w żadnym stopniu potrzebne do naszego życiowego doświad-
czenia. Może być tak, że forma modlitwy jest błędna (prośba
przez negację). Może być tak, że obiekt naszych pragnień
unieszczęśliwiłby zbyt wielu ludzi, którzy na to nie zasługują.
I można by tak jeszcze długo. Tak jak mówiłem, nie wiemy
o wszystkich zależnościach bożego planu, nawet jeśli rozpatru-
jemy go w tak wąskim zakresie jak życie istoty, którą jesteśmy.
Nie należy zatem zbyt pochopnie oceniać tego, że nasze prośby
nie zostały wysłuchane. Jedyne rozsądne, jak mi się wydaje,
rozwiązanie to zaufać i nie podważać słuszności tego, co jest
dla nas dobre. Z drugiej zaś strony może być tak, że to, o co
prosimy, jest właśnie dla nas, tylko droga, którą musimy
przejść, by to osiągnąć, jest zdecydowanie dłuższa i trudniejsza,
niż nam się wydawało. W takim wypadku nie pozostaje nic in-
nego jak wierzyć i modląc się, prosić o wsparcie, dopóki nie
osiągniemy obiektu naszych pragnień. W jakich momentach
decydować się na takie działanie? To już temat na oddzielną
książkę…
276
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
AKT XII
AKT XII
Złota zasada, czyli skuteczne podejście do
życia
Pomagać ludziom w hospicjum – to było jej marzenie.
Dlatego w hospicjum – mówiła – bo tam znajdują się ci, którym
nikt już nie chce pomóc. Tam znajdują się ci, których ludzie od-
stawili na boczny tor. Nimi nikt się nie opiekuje. Nikt na nich
nie czeka, nikt za nimi nie tęskni. Nie mają nikogo, a jeśli nawet
mają, to i tak jakby nikogo nie mieli. Na jedno wychodzi.
Ale przecież tam jest śmierć. To prawda, ale tam, gdzie jest
śmierć, tam zawsze jest też życie. Bo czymże jest śmierć, jeśli
nie nowym życiem?
A co tam będziemy robili – pytam. W jaki sposób my będziemy
pomagali? Zobaczymy. To nie ma znaczenia. Ważne, żeby tylko
chcieć, żeby czuć, że można dać coś komuś. Swoje serce, może
czas, może towarzystwo. A co tam się robi? – pytam.
277
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
Może trzyma się za rękę, może się rozmawia, może się tylko
jest. Tak zwyczajnie. Po prostu. Bez zbędnych słów.
A więc idziemy. Nie jest łatwo. Oprócz stu milionów własnych
zmartwień, jeszcze brać sobie na głowę określony obowiązek.
To nie jest tak jak z zakupem gazety. To zobowiązania. To od-
powiedzialność.
Wchodzimy. Ciepły, wymalowany hall. Ludzie mili, życzliwi.
Czekamy, aż będzie można powiedzieć o celu naszej wizyty.
Ładne łazienki, wszystko wysprzątane. A więc tak wygląda ho-
spicjum? To wcale nie jest takie przygnębiające miejsce. Jest
kolorowo. Wszędzie kwiaty. To jest miejsce, gdzie można żyć.
Za chwilę rozmawiamy. Zapadnie decyzja, czy się nadajemy,
czy uzyskamy zgodę na to, by móc ulżyć w cierpieniu tym, któ-
rzy tego potrzebują. Gramy o wysoką stawkę, bo tak naprawdę
gramy o własne życie. Tym właśnie jest życie. Tym, że można
żyć, robiąc coś dla innych. Taka głupia, niemodna teoria, która
w naszym przypadku musi się pokryć z praktyką. Musi, bo to
nasze życie.
Przechodzimy eliminacje. Zostaliśmy zakwalifikowani. Może to
trochę dziwne, że trzeba mówić, kim się jest i co się robi. Nie lu-
bimy tego. Nie lubimy, jak ktoś wypytuje nas, skąd jesteśmy.
Wolimy mówić, dokąd idziemy. Wolimy mówić o tym, gdzie jest
278
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
nasz dom i jak wygląda. Wolimy mówić o tym, co będzie i o tym,
co jest. Przeszłość, którą szlifowaliśmy hall własnego smutnego
przedpokoju, już odeszła. Niech zostanie za nami, pozwalając
nam jedynie pamiętać, skąd jesteśmy, skąd przyszliśmy.
Z drugiej strony nie ma się im co dziwić. Muszą sprawdzić, kim
jesteśmy, czy kierują nami szczere intencje. To normalne, to
procedura, choć może wolelibyśmy, by było inaczej. To wszyst-
ko nie ma znaczenia. To nie ma znaczenia, bo pozwolono nam
robić to, co chcieliśmy.
A czego chcieliśmy? Trzymać ich za rękę. Tak po prostu, tak
normalnie.
Możemy tam chodzić, możemy się modlić za nich, przy nich.
To więcej, niż mogliśmy się spodziewać. To dużo, to bardzo
dużo. Dla nas i dla nich.
Pierwszy raz jest taki, jakby nie był pierwszy. Bez stresu. Nor-
malnie, tak po prostu. To tak, jakbyśmy zawsze tam byli.
Pokoje, w nich łóżka, w łóżkach ludzie. Starzy, niedołężni, stę-
kający, czujący ciężar życia na własnych plecach, na własnych
kościach, we własnych duszach. Poznajemy ten świat, a jedno-
cześnie wiemy, że go znamy. Nic nie jest w stanie nas zasko-
czyć. Starość, ból patrzący z oczu. I zainteresowanie, kim jeste-
śmy. A kim jesteśmy? Ludźmi, którzy szukają ludzi. Po to, by
279
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
pomóc, choć trochę, choć na chwilę, choć przez minutę móc
coś z siebie dać. Tak zwyczajnie, bo tak jest dobrze.
Poznajemy ich. Jedni mówią, inni nie. Jedni mogą wstawać
o własnych siłach, innych trzeba podnosić, wozić i chodzić wo-
kół nich. Patrzymy na nich i widzimy, że… są jak dzieci. Tacy
bezbronni, bezradni jak małe dzieci, które nie potrafiłyby żyć
bez pomocnej dłoni matki czy ojca. Moczą się, trzeba ich prze-
wijać, leżą w pampersach. Jak dzieci. Dosłownie.
Rozumieją, po co jesteśmy. Muszą zdecydować, czy chcą, by się
za nich pomodlić. Przy nich, za nich. Nie wszyscy chcą. Jedni
wierzą, inni stracili już dawno nadzieję. Kilkoro się zgadza.
Chcą, by ktoś za nich lub może z nimi prosił o lepsze jutro,
może o to, by zniknął ból, może o to, by móc spokojnie przejść
na drugą stronę.
Siadamy przy łóżku. Modlimy się. Dziecięco – starcze oczy pró-
bują doszukać się w naszych spojrzeniach czegoś. Może zrozu-
mienia, może patrzą z ciekawości. Pewnie nie codziennie przy-
chodzą do nich obcy ludzie.
Modlimy się w sposób prosty, najprostszy, w jaki potrafimy.
Ona trzyma ich za rękę, ja obok. Trochę dziwnie się czuję. Ale
wiem, że to ma sens i tego chcę. To ma największy sens ze
wszystkiego, co w życiu robiłem. Czuję się dobrze. Odrzucam
280
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
myśli o tym miejscu i modlę się, myśląc tylko o tym, by… No
właśnie. O co najlepiej się modlić? Może o ich zdrowie? A jeśli
oni nie chcą być zdrowi? Wiem! Modlę się o to, co dla nich bę-
dzie najlepsze. To takie mało konkretne, a jednak to chyba naj-
bardziej sensowne. Tylko dobry Bóg wie tak naprawdę, co jest
najlepsze dla każdego z nich. Tylko on.
Zmieniamy miejsce, przechodząc do innego pokoju. Ten jest
ciemniejszy, wpada do niego mniej światła. Czy to przypadek,
że leżą tak, a nie inaczej? Nie wiem.
Modlimy się i dalej. I dalej, i dalej, i dalej.
Mija kilka tygodni. Kiedyś dla nas obcy, dzisiaj już starzy zna-
jomi. Starzy dosłownie i w przenośni. Niektórzy nas poznają,
choć może bardziej ją. To ona trzyma ich za te stare schorowa-
ne ręce, które tak pragną ciepła. Tak bardzo pragną ciepła dru-
giego człowieka, szczególnie tego, któremu już zaufają.
Niewiele pytają, rzadko mówią. Mijają kolejne tygodnie. Wio-
sna budzi się do życia. Ciepło słońca ogrzewa ziemię. To świat
rośnie. Oni też. Kiedy wchodzimy i patrzymy na nich teraz,
większość z nich jest jakby inna, bardziej pogodna. To pewnie
ta pora roku. Zaczynają żyć, tak jak roślinki pod czujnym
okiem Boga.
281
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
Część z nich może wyjechać na swych wózkach na słońce, po-
patrzeć jeszcze raz swoimi starymi oczyma na piękno, które
cieszy duszę. Cieszą się, żyją inaczej, mocniej.
Gdzieś w tle przechodzi niczym niezmącona i w zasadzie nie-
zauważona informacja, że ktoś umarł. Był tu od niedawna. To
była ona. Stąd odchodzą. Stąd odchodzą do Niego. Odchodzą
do swojego Ojca.
Siadam na słońcu, które ogrzewa moją twarz. Siedzę i patrzę na
nich. Dzisiaj pierwszy raz tak tłumnie wylegli na dziedziniec
przed ich domem. Przed miejscem, w którym żyją. Czasem
przewiną się ci, którzy doglądają tego, by tym, którzy już nie
bardzo mogą, było dobrze i komfortowo. Ci, którzy ich doglą-
dają, to dobrzy ludzie. Ciepli. Pełni serdeczności. Podziwiam
ich. To właśnie dzięki takim ludziom, tym młodszym, spraw-
nym, ci starzy, schorowani mogą żyć w miarę normalnie, jeśli
tylko w takim miejscu jak to, da się żyć normalnie, z dala od
tych, których się kochało lub kocha najbardziej.
Siedzę, korzystając z promieni słońca. Myślę, czemu tak rzadko
ktoś ich odwiedza. Tak rzadko przychodzi do nich ktoś z rodzi-
ny. Oni czekają wciąż. Mam wrażenie, że będą czekać już za-
wsze. Będą czekać już zawsze, wypowiadając świadomie lub nie
imiona tych, na których czekają. A może nie zasłużyli na to, by
ktoś ich odwiedzał? Może nie byli dobrymi ojcami, matkami,
282
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
siostrami i braćmi? Może stworzyli swoim najbliższym piekło
na ziemi? A może byli Aniołami, których dziś już nikt nie pa-
mięta? Może zostali zapomniani jak stare niepotrzebne foto-
grafie, które nie są złe, ale zwyczajnie przykrył je kurz i już nikt
nie chce ich oglądać?
Nie wiem. I nie wiem, czy chciałbym wiedzieć. Bo tak napraw-
dę, jakie to ma znaczenie? Dla mnie żadnego. Dla niej też. To
ludzie i to wszystko. To ludzie, którzy może i kiedyś tracili sta-
tus człowieczeństwa na korzyść czegoś dziwnego, ale dzisiaj?
Dzisiaj to dzieci, które w tempie ekspresowym będą szukały
drogi swego pojednania z tym, który ich stworzył.
A więc, po co dawać im to ciepło? Po co wnosić w serca nadzie-
ję, po co głupio się czasem uśmiechać? Głupio, ale życzliwie.
Tylko po co? Po to, by zaspokoić swoje osobiste poczucie tego,
że jesteśmy dobrzy?
Pewnie po części też. Nie ma potrzeby rżnąć z siebie świętego,
kiedy objawia się w nas dwojaka natura.
Ale głównie po co? Jaki jest nadrzędny cel?
Zaczynam rozumieć dopiero wtedy, kiedy patrzę na nią, jak do
nich podchodzi i co do nich mówi. Jak dotyka ich rąk, jak po-
prawia im poduszki. Czuję się taki mały, bo ja tak nie potrafię.
Ona jest wielka. Ona jest taka wielka. Ona to robi, bo tego pra-
283
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
gnie i chce. Zaczynam rozumieć, choć może nie… może nawet
dobrze nie zaczynam rozumieć.
Ta złota zasada, to moje skuteczne podejście do życia, to jeden
wielki bełkot w stosunku do tego, co robi ona. Ona ich kocha. Ko-
cha ich naprawdę, ja to wiem. Ja to widzę, ja to czuję. Tak jest.
Ta najskuteczniejsza zasada świata, niepodważalna i najważ-
niejsza to działanie. To bezsprzecznie działanie, ale na rzecz
drugiego człowieka. Na rzecz Chrystusa w drugim człowieku.
Wykształcenie to umiejętność radzenia sobie
z codziennym życiem.
Dale Carnegie
Uczą nas w szkołach różnych dziwnych przedmiotów. Uczą
nas, jak liczyć, żeby się nie dać oszukać. Fajnie. Uczą nas, ile
warstw skalnych należy przebić, żeby dotrzeć do jądra Ziemi.
Fajnie. Uczą nas, kto i w jakim wieku może startować na urząd
prezydencki czy tam do innego senatu. Fajnie. Uczą nas, jak za-
kładać maskę przeciwgazową (albo gazową), gdy ktoś zechce
nas chemikaliami pozbawić tak upragnionego przecież życia.
Fajnie. Jednym słowem – fajnie. Ale dwoma? Nie fajnie. Nie-
284
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
zbyt fajnie, bo nie uczą nas w szkołach, jak mamy żyć radośnie,
szczęśliwie, jak na co dzień poradzić sobie z bałaganem emo-
cjonalnym, który tak często przecież jest przez nas samych
konstruowany.
Jak zawsze przy podsumowaniach z cyklu złote zasady uśmie-
cham się do siebie. Jakżeż prosto jest pisać o złotych regułach!
Jak prosto jest dawać dobre rady i mówić, co jest najważniej-
sze. Jednak problem jest w tym, że tak naprawdę wszystkie te
złote zasady można wyrzucić na śmietnik, jeśli nie będziemy
wiedzieli, jak zastosować je w momentach, kiedy życie stanie
z nami oko w oko. Bo wiedzieć o nich, czytać, siedząc wygodnie
w fotelu, jest niezmiernie prosto. Łatwo i przyjemnie układają-
ce się słowa mówią same za siebie. A później? Później jest już
tylko życie. Wystarczy tylko… No właśnie TYLKO. Nie przepa-
dam za rozdziałami złotych zasad… ale to dobrze brzmi. Żeby
niejako usprawiedliwić się przed samym sobą, pozwolę sobie
na stwierdzenie, że to, o czym teraz mówię (czasem pisząc, mó-
wię), jest naprawdę ważne, bo wydaje mi się, że sięga głębiej
niż tylko zwykłe „zrób to i to, a będzie dobrze”. Przechodząc po
tym nieco przydługawym wstępie do meritum sprawy, pragnę
zwrócić uwagę na następującą kwestię. Aby życie było przyjem-
nością egzystencji, jeśli nie permanentnie, to przynajmniej czę-
sto, musimy uczyć się, jak należy żyć, jak radzić sobie z proble-
mami, które – chcemy czy nie – i tak będą nas odwiedzały. Mó-
285
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
wimy często o ludziach wykształconych posiadających stopień
magistra, doktora czy docenta. Jeśli wykształcenie jest tak dla
nas istotne, to czemu nie mamy kierunków w takich dziedzi-
nach jak na przykład sztuka szczęśliwego życia? Czemu god-
nym uznania jest człowiek, który otrzymuje Nagrodę Nobla
w dziedzinie, powiedzmy, fizyki jądrowej, a człowiek szczęśliwy
nie? Co jest ważniejsze, posiadanie tytułu naukowego czy
umiejętność życia? Pewnie te pytania nie są zadawane z pozio-
mu możliwości udzielenia odpowiedzi prawdziwie absolutnych.
Może tylko rozgrzebują temat, prowokując do tego, by powie-
dzieć do takiego autora jak ja: „Koleś, przecież jedno z drugim
się nie wyklucza. Przecież docent też może mieć doktorat
z umiejętności życia.” Być może. Ale obserwując nasz świat, nie
sposób oprzeć się wrażeniu, że rządzą w nim ludzie wykształce-
ni, którzy nie tylko sami nie potrafią żyć tak, by móc brać
z nich przykład, ale jeszcze do tego zmuszają innych do życia,
które niewiele ma wspólnego z satysfakcją. Dlatego wydaje mi
się, że warto o tym mówić. Warto mówić o tym, że warto się
doktoryzować w sztuce życia. Przechodząc czy zaczynając od fi-
lozofii, psychologii, skończywszy na zagadnieniach transcen-
dentalnych. Warto, bo działając w ten sposób, dajemy sobie
możliwość poznania tego, co w innych okolicznościach nie uj-
rzy światła dziennego przez pryzmat naszych wyobrażeń o ży-
ciu. Nie wydaje mi się, by wagary w szkole życia lub całkowite
jej zaniechanie pomagały nam rozwijać własny potencjał, któ-
286
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
rego rozwój jest niezbędnym czynnikiem do tego, by uzyskać
status człowieka prawdziwego.
Aby robić niektóre rzeczy, trzeba się nauczyć ich
wykonywania. Aby się tego nauczyć, trzeba je
robić.
Arystoteles
Przyglądając się kolejnemu cytatowi, nie sposób oprzeć się wra-
żeniu, że przysłowiowy doktorat życiowy musi być wynikiem
działania. Ucząc się życia, nie sposób jest przeczytać „jak należy”
i rozumieć. Można rozumieć, ale nie wiedzieć. Wiedza może być
tylko wynikiem działania operacyjnego. Rozumienie wynika naj-
częściej z tego, co opanujemy rozumem. Wiedza rodzi się po-
przez doświadczenie. Osobiste doświadczenie dopiero w mo-
mencie konsumpcji czy inaczej operacji na żywym organizmie
staje się tym, że „wiemy”. Dlatego właśnie na początku każdego
podejmowanego przez nas przedsięwzięcia tak ważne jest przy-
gotowanie się na to, że zanim zdobędziemy umiejętności po-
trzebne do skutecznego działania, minie trochę czasu. Często
zdarza się tak, że ludzie podejmują się w życiu przeróżnych
czynności, co do których nie mają odpowiedniego przygotowa-
nia, działają zbyt pewnie, a później dziwią się, dlaczego ponieśli
287
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
klęskę. Ktoś, kto odnosi sukcesy w określonym sektorze bizneso-
wym jako wybitny fachowiec i specjalista, w innym może okazać
się kolekcjonerem przysłowiowych min. Nie inaczej ma się sytu-
acja z wieloma tymi, którzy nagle zdobywając określoną sumę
pieniędzy, inwestują w interes, o którym mają niewielkie lub
żadne pojęcie. Czy należy zatem przez całe życie trzymać się tyl-
ko jednej profesji i nie próbować innych zajęć? Oczywiście że nie
i sprawa nie dotyczy wyłącznie biznesu, firmy czy zawodu. Po-
winniśmy eksperymentować i próbować tego, do czego czujemy
powołanie, tylko mądrze. Jeśli ktoś całe życie piekł pączki, a na-
gle zapragnie dostać się do programu, gdzie tańczą najlepsi tan-
cerze, to najpierw niech zacznie ćwiczyć, później niech zapisze
się na zajęcia, gdzie zostanie poprowadzony przez fachowców,
nabierze doświadczenia, a następnie niech startuje w castingu.
Marzenia, plany i cele są po to, by je realizować, a nie po to, by
dobrze wyglądały. Ale należy pamiętać o tym, że mistrzostwo
jest możliwe dopiero wtedy, kiedy włożymy w nie określony wy-
siłek. No chyba że mamy zaczarowany ołówek lub osobistego
czarodzieja. Ale doświadczenie wielu ludzi wskazuje na to, że
w najlepszym razie taki czarodziej może być tylko zwykłym ilu-
zjonistą, którego czar pryśnie zaraz po tym, jak oszukamy ota-
czającą nas rzeczywistość. Skuteczne podejście do życia bardzo
głęboko jest osadzone na działaniu powodującym kruszenie się
ograniczających nas blokad i trudności.
288
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
Nie da się, nie ćwicząc, zostać medalistą w jakiejkolwiek dzie-
dzinie. Nawet ci, którzy mają olbrzymi talent, nie osiągną wy-
żyn, jeśli nie wybrukują drogi na ich szczyt pracą, stanowiącą
swoisty ekwiwalent przepustki do ich osiągnięcia.
Słyszę i zapominam. Widzę i pamiętam. Robię
i rozumiem.
Robert Kiyosaki
Następna kwestia dotycząca skuteczności postępowania w na-
szym życiu. Już to omawialiśmy. Nie wystarczy jeździć na sym-
pozja i kursy i słuchać mądrych głów. Nie wystarczy obłożyć się
materiałami do samodoskonalenia, samokształcenia. Nie wy-
starczy obejrzeć filmy instruktażowe. Nie wystarczy śledzić to,
co zrobili inni ludzie w określonych sytuacjach i jak doszli do po-
ziomu, na którym my chcielibyśmy się dzisiaj znaleźć. Nie wy-
starczy. Trzeba działać, robić, organizować, tworzyć, kreować.
Trzeba z całą powagą wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje
czyny i ponosić ich konsekwencje na własnej skórze. Jeśli chce-
my być w życiu skuteczni, jeśli chcemy działać skutecznie, musi-
my uczyć się, co działa, a co nie. Co jest dobre i właściwe, a co
nie. Tylko robienie, wykonywanie, osobiste działanie dostarczy
nam prawdziwych dla nas informacji zwrotnych.
289
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
Chybiasz 100% strzałów, których nie wykonujesz.
Wayne Gretzky
Lepiej jest zrobić nawet źle, niż żałować, że się w ogóle nie
spróbowało. Wielokrotnie w tej książce powtarzał się motyw
działania. I niech zostanie on motywem przewodnim. Szczęście
sprzyja odważnym. Nie sposób przekonać się o słuszności swo-
ich racji, jeśli nie zdecydujemy się sprawdzić ich w sposób do-
świadczalny. Statystyki wielokrotnych mistrzów sportu wska-
zują na pewną często pomijaną zależność. Otóż najlepsi strzel-
cy, liderzy, przywódcy nie są nieomylni. Popełniają wiele błę-
dów, wiele razy zdarza im się nie trafić do bramki, do siatki,
często zdarza im się nie trafić w pole. Ale nikt nie ma im tego
specjalnie za złe, bo równie często ich działanie prowadzi do
zwycięstwa. I zwyciężają częściej niż inni. Tym innym nie zda-
rza się tak często dokonywać czynów, które wznosiłyby ich na
piedestał. Warto zwrócić również uwagę na to, że ci inni nie
pudłują tak często jak liderzy bo… nie strzelają. Odwaga. Umie-
jętność poradzenia sobie z presją tego, że nie udało mi się – to
wyróżnia tych, którzy zmuszają los do tego, by im służył. Mi-
chael Jordan – król koszykówki tak wiele razy pudłował, że
czasami ze zdenerwowania zjadałem nie tylko całe paznokcie.
Ale przychodził taki moment, taka chwila, takie minuty w me-
290
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
czu, że nic nie było w stanie go zatrzymać. I już nikt później nie
pamiętał, że poprzedni mecz w jego wykonaniu był klapą. Nikt
nie pamiętał, a już na pewno nie on sam. Wayne Gretzky, autor
kolejnego cytatu, też pewnie wiedział o tym albo życie go tego
nauczyło, że żeby wygrać, trzeba strzelać. Nie można zbyt długo
czekać, trzeba ryzykować. Aby ryzyko było ograniczone do mi-
nimum trzeba dać z siebie wszystko, nie tylko w meczu, ale
również, a może przede wszystkim – na treningu, kiedy nikt
Cię nie widzi, kiedy szlifujesz swój talent po to, by wzniósł Cię
na szczyt, kiedy przyjdzie na to odpowiednia pora.
Nie uda się trafić, nie uda się niczego dokonać, jeśli nie odda-
my strzału, jeśli nie odważymy się na to, by działać.
O wiele lepiej jest zdobywać się na śmiałe czyny
i odnosić chwalebne zwycięstwa, nawet poprze-
platane porażkami, niż stać w jednym szeregu
z tymi biedakami o słabym duchu, którzy nie po-
trafią ani się cieszyć, ani cierpieć w pełni, bo żyją
w cieniu, który nie zna zwycięstwa ani porażki.
Theodore Roosevelt
291
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
Ten, kto to zrozumiał i zastosował się do tego, zacznie żyć.
I może nie będzie to życie wyglądające jak urlop na brzegu cie-
płego morza z drinkiem w ręku. Może trzeba będzie czasem
walczyć o wszystko. Może trzeba będzie czasem przegrać. Może
przyjdą takie chwile, że nie będzie się chciało już żyć, bo ból bę-
dzie taki silny. Ale nie ma innego sposobu na to, by zdobyć
wszystko. „Zdobyć wszystko albo wszystko przegrać” – to hasło
Martina Graya, który jest autorem wielu niesamowitych ksią-
żek. W jednej z nich, w swojej autobiografii, opisuje, rzecz ja-
sna, swoje życie. Urodzony przed drugą wojną światową młody
człowiek musiał poradzić sobie z taką ilością trudu, przeszkód,
że starczyłoby na obdarowanie nimi tysiąca osób i każda dosta-
łaby ogromną dawkę tragedii, jakiej świadkiem i uczestnikiem
był młody chłopak, próbując przeżyć holokaust, życie w getcie
warszawskim, obozy koncentracyjne i wszystko to, co los mu
zsyłał. Czytając takie pozycje i dowiadując się, co przechodzili
inni ludzie, my z naszymi problemami drobnymi jak pył, pra-
wie znikamy w przestrzeni życia. Jeśli ktoś jest zdania, że życie
traktuje go niesprawiedliwie, niech będzie uprzejmy sięgnąć po
książkę „Wszystkim, których kochałem” wyżej wymienionego
autora i kiedy ją przeczyta, zapewne zrozumie, o czym teraz
mówię. Okazuje się bowiem, że człowiek może przeżyć wszyst-
ko, najgorsze piekło, jeśli tylko ma odpowiednią motywację.
Nie jesteśmy sami w stanie zdać sobie sprawy z tego, jak jeste-
śmy silni jako jednostki ludzkie, jaki posiadamy potencjał, jeśli
292
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
tylko uwierzymy w swoje siły. Nikomu oczywiście nie życzę, by
musiał się przekonywać o tym, jak silny może być człowiek, ile
może znieść, w taki sposób jak pan Gray. Pragnę powiedzieć, że
każdy z nas może żyć naprawdę, jeśli tylko sobie na to pozwoli.
Trzeba zrozumieć, że nasze możliwości są nieograniczone i że
naprawdę jedynym ograniczeniem jest nasze wyobrażenie
o tym, na co nas stać. Dzisiejszy świat potrzebuje bohaterów,
właśnie dzisiaj, właśnie teraz. Powtarzając za Waldemarem
Witkowskim, autorem doskonałych pozycji dotyczących funk-
cjonowania człowieka i jego miejsca w kosmosie, teraz potrze-
bujemy rycerzy Jedi. „Twoja moc jest mocą Jedi, jesteś taki tak
jak trzeba!”
Tak często narzekamy na to, co nas otacza, zamiast chwycić ży-
cie za rogi i powalić je na kolana. To wymaga często potu, łez
i krwi, ale tylko wtedy poczujemy, że żyjemy naprawdę. Tylko
wtedy damy wyraz swemu człowieczeństwu, odzyskując swoją
moc. Wtedy życie przestanie być dramatem, marną sztuką od-
grywaną w podrzędnym, zapchlonym teatrze, a stanie się sztu-
ką przez duże „S”. Działając w ten sposób, jesteśmy skazani na
sukces, nawet jeśli po drodze odniesiemy chwilowe porażki.
Pamiętajmy, że liczy się w konsekwencji nie pojedyncza prze-
grana bitwa, ale wygrana wojna. Dlaczego inni mają za nas za-
pisywać karty historii? Przecież wiemy, że historię piszą zwy-
cięzcy.
293
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
AKT XII
Najistotniejsze jest to, co robimy z naszym ży-
ciem, a nie to, jak długo ono trwa. Spiesz się, byś
dobrze żył i pomyśl sobie, że każdy dzień jest ży-
ciem.
Seneka
Pomału kończymy naszą podróż. Jeśli dotrwałeś ze mną, Czy-
telniku, do tej pory, to znaczy, że coś po drodze musiało Cię za-
interesować albo z czymś absolutnie się nie zgadzasz i dlatego
chcesz do końca zobaczyć, co taki facet jak ja jeszcze będzie
bredził. Przez cały praktycznie czas trwania tej książki nama-
wiam Cię do tego, by działać, a teraz powiem… to samo. Z tą
drobną różnicą, że dodam słowo „teraz”. Nie wiem, czy trzeba
się spieszyć, jak radzi nam Seneka. Może tak, może nie. Żeby
coś zacząć robić teraz, nie trzeba się wcale spieszyć. Ale trudno
się nie zgodzić z tym, że jeśli już musimy się do czegoś spieszyć,
to niech tym czymś będzie „dobre życie”. Kiedy ono będzie do-
bre czy lepsze, starałem się przekazać w tej książce jako mój
osobisty punkt widzenia, który może być dla Ciebie właściwy
lub nie. Wybór zawsze należy do Ciebie i niezależnie od tego,
co i kto będzie Ci mówił, pamiętaj o tym.
294
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
Zakończenie
Zakończenie
Zakończenie
Nasze życie jest teatrem, odgrywamy w nim
swoje różne role. Czasem z sukcesem, czasem
jest klapa. Niepowodzenia przychodzą, kiedy
z reżyserów swoich scenariuszy stajemy się ak-
torami w cudzych sztukach.
Merhlin
Dwanaście aktów dotyczących tego, jak ułatwiać sobie życie,
mamy już za sobą. Czy powiedziane w nich zostało wszystko?
Niemożliwe. Czy większa część tego, co trzeba by było powie-
dzieć? Mało prawdopodobne. Czy to, co zostało powiedziane,
jest ważne? Nie wiem. Jedno wiem. Moje sugestie są skutecz-
ne. Wiele razy można by mówić o tym, co jest tak naprawdę
w życiu najważniejsze. Ale jest to temat, którego nie da się
skończyć, a można go jedynie zacząć. Nie boję się go zacząć po
swojemu, bo wiem, że może mnie to zaprowadzić tylko w dobrą
stronę.
295
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
Zakończenie
„Nie poddawaj się, bądź sobą, bo życie jest za krótkie, by być
kimś innym”. Kiedyś może sam stworzę tak wartościowy cytat.
Dzisiaj podaję go, korzystając z sentencji filmu „Step Up 2”. Ży-
cie można porównywać do wielu scenerii, tworzyć różnorodne
metafory. Dla mnie porównanie go z teatrem jest dosyć trafne.
Jeśli dla Ciebie też, to fajnie. Jeśli nie, to cóż, nic na to nie po-
radzę. Nie mogę z tego powodu zbytnio rozpaczać. Ale zakła-
dam, że w wielu kwestiach niezależnie od Twojego poglądu
zgadzasz się ze mną. Jeśli nie, to cóż, nic na to nie poradzę…
Nigdy ludzie nie są tak banalni, jak wtedy, gdy
traktują samych siebie zbyt poważnie.
Oskar Wilde
296
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
Nota od autora
Nota od autora
Nota od autora
Droga Czytelniczko! Drogi Czytelniku!
„Życie to jest teatr” jest piątą z kolei napisaną przeze mnie
książką. Jeśli spodoba Ci się to, co w niej przeczytasz, gorąco
zachęcam Cię do zapoznania się z innymi moimi książkami.
Pierwsza z nich, „Jak wygrać i zadziwić świat – Zakładam fir-
mę, czyli Program Sukcesu Firmy część I”, to poradnik na te-
mat tego, jak uruchomić własną firmę, unikając jednocześnie
poważnych i rażących błędów. Poradnik ten, jak zresztą wszyst-
kie moje książki, jest wynikiem mojego osobistego doświadcze-
nia i praktyki. Program Sukcesu Firmy wskaże Ci kierunki roz-
ważań o tym, jak poprowadzić własne przedsięwzięcie, by osią-
gnąć sukces, dając jednocześnie sporo praktycznych rozwiązań
i konstruktywnych podpowiedzi.
Druga moja książka, „Sekret Rafaela, czyli jak osiągnąłem ży-
ciowy sukces”, to opowieść o człowieku, który idąc przez życie,
tka jego wzór, poszukując szczęścia, spełnienia i sukcesu we
wszystkich możliwych i ważnych dla niego aspektach.
297
ŻYCIE TO JEST TEATR — Marek Zabiciel
Nota od autora
Kolejno trzecia i czwarta z moich książek to „Podróż do sukce-
su, czyli Osobisty Program Sukcesu” oraz „I ty możesz mieć
wszystko, czyli Osobisty Program Sukcesu”. Te dwie pozycje,
stanowiące integralną całość, pomagają w zrozumieniu, co jest
istotne, aby osiągnąć życiową harmonię i równowagę, która
w moim przekonaniu jest podstawą do tego, by być szczęśli-
wym i odnieść sukces, grając w grę, która nazywa się życie.
Więcej informacji znajdziesz na redagowanej przeze mnie stro-
nie
Zapraszam i życzę Ci Sukcesów!
Marek Zabiciel
298
Polecamy także poradniki
Polecamy także poradniki
Autorkę tej książki nazywa się Matką polskiej
psychologii sukcesu. Jako pierwsza kobieta
w Polsce zaczęła propagować ideę stałej pracy nad
sobą. Napisała dotychczas 9 książek nt. sukcesu
i motywacji. Potrafi w wyjątkowy sposób przekła-
dać wiedzę, którą zdobyła na Zachodzie, na pol-
skie realia. „Akademia sukcesu” to praktyczny
i kompletny program rozwoju osobistego zapla-
nowany na cały rok. Podczas tworzenia tego programu autorka wyko-
rzystała swoje wieloletnie doświadczenie zdobyte w kraju i za granicą.
Nieoceniona pozycja w rozwoju własnej osobowości i w pracy z innymi.
Roman T. – Trener biznesu
Ta książka jest dla Ciebie, jeżeli masz dosyć
w swoim życiu nieskutecznych działań i wyrzutów
sumienia. Prawdopodobnie działo się tak, gdyż
nikt oprócz Wojtowicza nie wyjaśnił Tobie i in-
nym, że tylko ZDROWY ROZSĄDEK przybliża
nas do satysfakcji z życia. Nigdy, nikt nie wskazał
Ci różnicy pomiędzy tymi dwoma, tak podobnymi
sposobami myślenia i podejmowania decyzji.
Krótko Polecam Dzięki tej książce naprawdę zrozumiałem co to szczęście
i je osiągnąłem. Może to i banał, ale mnie pomogła – dzięki autorowi. :)
Piotr Lehmann – pasjonat psychologii społecznej,
ekonomista, obecnie gospodarka nieruchomościami.