Część Druga
„- Ale ja nie chcę wchodzić między szaleńców.
- Nic na to nie poradzisz. – powiedział Kot. – Tu wszyscy jesteśmy szaleni.”
- Alicja w Krainie Czarów
Rozdział 13
Nie byłam sama na trawniku przed Hex Hall. Był tam tłum zgromadzonych
dzieciaków, w sumie koło setki, wszyscy wyglądali na tak samo zszokowanych i
roztrzęsionych jak ja. Zauważyłam Taylor, ciemnowłosą zmiennokształtną, z którą się tak
jakby przyjaźniłam, stała kilka stóp ode mnie. Jej oczy napotkały moje.
- Sophie? – zapytała zmieszana. – Skąd się tu wzięłaś? – Spojrzała w dół i
wydawała się być zaskoczona, że miała na sobie mundurek Hekate. – Skąd ja się tu
wzięłam? – dodała już bardziej do siebie niż do mnie.
Potrząsnęłam głową.
- Nie wiem.
Wśród uczniów pojawiał się gwar i wręcz czułam, jak zmieszanie przeradza się w
panikę. Niedaleko, dwie wróżki – pomyślałam, że Nausicaa i Siobhan – objęły się, a
kolorowe łzy zaczęły kapać z ich skrzydeł.
Gdy przechodziłam przez tłum, słyszałam tylko urywki rozmów. Pojawiały się tam
słowa typu „złoty blask” i „bycie wciąganym przez powietrze”. Widocznie to, co
przytrafiło się mi, przytrafiło się też reszcie z nich.
Dużo myślałam przez ostatnie kilka miesięcy, ale teraz byłam jak sparaliżowana.
Stałam na trawniku w Hex Hall, ubrana w mundurek, otoczona przez byłych znajomych z
klasy, nie mając zielonego pojęcia, co zrobić. W końcu mieliśmy z Brannick plan. Dotrzeć
do Irlandii, do Lough Bealach. Zgromadzić górę diablego szkła.
Moje magiczne przeniesienie z powrotem na Graymalkin – miejsce, które dziwnie
zniknęło – nie było w żadnym z tych planów.
Obracając się, szukałam bardziej znajomych twarzy. Cały teren był otoczony mgłą,
zasłaniając wszystko za drzewami otaczającymi podjazd. Białe, gorące słońce było
schowane za szarymi chmurami.
Wciąż zmieszana zaczęłam iść w kierunku domu. I wtedy usłyszałam:
- Sophie.
Obróciłam się. Jenna posłała mi niepewny uśmiech, jej różowe włosy wyblakły, a
twarz zbielała.
- Tu jesteś – powiedziała, jakbyśmy się nie widziały przez kilka minut, a nie
tygodni.
To cud, że nie przewróciłam jej na żwir, gdy pobiegłam w jej stronę i otoczyłam ją
ramionami. Czułam jej łzy na swoim obojczyku i robiłam co w mojej mocy, żeby nie
obsmarkać czubka jej głowy, ale obie się śmiałyśmy.
- Och, Mała Różowa Jenna – pół szlochałam, pół chichotałam. – Nigdy w życiu nie
cieszyłam się tak z widoku wampira.
Objęła mnie mocniej.
- Nigdy nie cieszyłam się tak z bycia zgniatanym przez demona!
W tym momencie nie martwiłyśmy się tym, że zostałyśmy przeniesione z
powrotem do Hex Hall za pomocą jakiejś przerażającej, czarnej magii, albo że
prawdopodobnie miałam umrzeć w taki lub inny sposób. Jenna tu była i żyła, i byłyśmy
razem. Nic innego się nie liczyło.
Kiedy się rozerwałyśmy, zauważyłam nowy krwawy klejnot na jej szyi, większy i
bardziej ozdobny niż ten, który zwykła nosić. Jenna podążyła za moim wzrokiem i
cieniutko się zaśmiała, przesuwając kamień na łańcuszku.
- Tak, jestem zmodernizowana – powiedziała. – Dostałam go od Byrona.
Przysięgam, że na sto procent jest nietłukący się.
Uniosłam brew, rozważając połączenie ametystu i srebra.
- Jest też na sto procent lepki, ale jeśli masz być dzięki niemu bezpieczna, nie mam
nic przeciwko.
- Mam zamiar znaleźć ci pasujący do niego, mówiący ‘BFF’ w jakiś runach, czy
czymś takim.
Zaśmiałam się z tego, prawdopodobnie nawet bardziej, niż zasługiwał na to żart,
ale tak bardzo mi ulżyło, gdy ją zobaczyłam, że miałam wręcz zawroty głowy.
- Więc naprawdę przez ten cały czas byłaś z Byronem?
Przytaknęła.
- Tak. Tej nocy, po tym jak wróciłaś z Calem i Archerem, członkowie Rady przyszli
do mojego pokoju. Zabrali mnie to tego strasznie przerażającego miejsca. – Jenna
wzdrygnęła się na wspomnienie tego i czułam, że wiedziałam, gdzie skończyła: lochy pod
Thorne Abbey, które służyły jako sala sądowa.
- Lara Casnoff chciała mnie zakołkować. – powiedziała Jenna i moje ramiona
odruchowo ją otoczyły. – Powiedziała, że pozwolenie wampirom na mieszkanie z
Prodigium było głupie, więc musiałam iść na stracenie. Pani Casnoff była poproszona o
zrobienie tego.
Teraz mój uścisk na ręce Jenny był tak mocny, że musiało ją to boleć. Wyobraziłam
sobie Jennę przerażoną i trzęsącą się, prowadzoną na górę po schodach przez osobę,
której ufała, wiedząc, że czeka ją śmierć.
Zabiłabym panią Casnoff. Zdmuchnęłabym tę jej głupią fryzurę z głowy, zaraz po
odzyskaniu mocy.
- Dziękuję Bogu za nią – powiedziała Jenna, a ja zamrugałam oczami.
- Co?
- To pani Casnoff skontaktowała się z Byronem. Zabrała mój krwawy klejnot, bo
powiedziała, że potrzebuje jakiegoś dowodu na to, że nie żyję. Podobno, jeśli zakołkujesz
wampira, jego krwawy klejnot wybucha. Wtedy wypuściła mnie przez przejście…
- Za obrazem – dokończyłam. Wydostałam się z Thorne Abbey tą samą drogą.
Przytakując, Jenna powiedziała:
- Dokładnie. Byron czekał na granicy posesji i dal mi to. – Uniosła ciężki naszyjnik z
szyi. – Zabrał mnie z powrotem do siedziby w Londynie i powiem ci, że to miejsce nie
miało nic wspólnego z gniazdem dziwaczności Lorda Dziwacznego Byrona. Ale Vix tam
była – powiedziała, delikatnie się uśmiechając. Vix była dziewczyną Jenny i również
wampirką.
Ale wtedy całe szczęście uleciało z jej twarzy.
- Słyszałam o Thorne. Byron dowiedział się, że twoje ciało nie zostało znalezione.
Przez jakiś miesiąc nie było żadnych wieści i pomyślałam…
Znowu otoczyłam ją ramionami.
- Wiem – mruknęłam. – Myślałam to samo o tobie przez pewien czas.
Pociągnęła nosem i odsunęła się, przecierając nos ręką.
- Tak czy inaczej, wtedy zaczęły docierać do niego dziwne historie, że byłaś z
Brannick.
- Byłam – powiedziałam i kiedy Jenna wytrzeszczyła na mnie oczy, podniosłam
rękę i powiedziałam – To długa historia i obiecuję, że opowiem ci później. W skrócie:
moja mama jest Brannick, jestem nieślubnym dzieckiem Brannick i demona, i poprzeczka
w dysfunkcji rodziny jest podniesiona bardzo wysoko.
Jenna z doświadczenia wiedziała, kiedy już sobie odpuścić.
- Spoko.
- Teraz najbardziej zastanawiającą rzeczą jest: czemu znowu znaleźliśmy się w Hex
Hall?
Jenna rozejrzała się, przyglądając się nienaturalnej mgle i zniszczonemu (cóż,
bardziej niż zniszczonemu) budynkowi.
- Coś mi mówi, że to nie spotkanie klasowe.
- Też byłaś wciągnięta przez jakieś magiczne tornado? – zapytałam jej.
- Nie, przyleciałam tu jako nietoperz. To nowa rzecz, której nauczył mnie Byron.
- Ha ha – powiedziałam, uderzając ją w rękę.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi i powiedziała:
- Tak, w ten sam sposób. Jakby wciągało mnie powietrze z prędkością jakiś
dziewięciu tysięcy mil na godzinę. – Jej twarz stała się poważna. – Jaki to mógł być rodzaj
magii? Rozejrzyj się, Soph. Jest tu nas koło setki. Wszyscy pojawili się Bóg wie skąd w tym
samym czasie. To nie jest już hard-core, to jest…
- Przerażające – dokończyłam.
Reszta grupy zaczęła się gromadzić wokół wejścia i miałam niepokojące
przeczucie, że wszyscy czekamy aż ktoś – lub coś – wyjdzie przez główne drzwi. Jakby w
każdej chwili miała wyjść stamtąd pani Casnoff i miałby to być kolejny rok szkolny. Jenna i
ja stałyśmy blisko siebie, wciśnięte na tyły tłumu.
Po mojej drugiej stronie, ktoś trącił moje ramię, więc przysunęłam się bliżej do
Jenny, żeby zrobić miejsce. I wtedy jakaś ręka zacisnęła się na mojej.
Jeszcze zanim odwróciłam głowę, wiedziałam.
- Mercer – Archer uśmiechnął się, spoglądając na mnie w dół. – Miło cię tu
widzieć.
Mimo że bardzo chciałam, nie mogłam zacisnąć rąk na jego karku i go wycałować.
A tak bardzo chciałam. W końcu skończyłam na spleceniu swoich palców z jego i
przyciągnięciu go nieznacznie do siebie.
Archer był tutaj, bezpieczny, trzymający mnie za rękę. i Jenna, przyciśnięta blisko
po mojej drugiej stronie. Moje serce było tak pełne, że aż trudno mi było oddychać i
mimo że starałam się, by zabrzmiało to lekko, w moim głosie słychać było napięcie.
- Oczywiście. Wszystko zmierza do piekła i ty się pojawiasz. Powinnam była to
przewidzieć.
Wzruszył ramionami, mimo że w jego oczach płonęły te same emocje, które
krążyły po moich żyłach.
- Ech, Włochy zaczynały się robić nudne. Stwierdziłem, że może zobaczę co
porabiacie, drogie panie. Jenna – powiedział, kiwając głową w kierunku Jenny.
Poczułam, jak lekko zesztywniała; Oko zabiło jej pierwszą dziewczynę, która była
też wampirką i która ją przemieniła. Krótko mówiąc, nie była największą fanką Archera.
Spokojna, krótko skinęła.
- Archer.
- Więc, ciebie również pokryło złote światło i wessało tu w jakimś wirze? –
zapytałam Archera, próbując skupić się na temacie, który był pod ręką, a nie na sposobie,
w jaki jego palce gładziły moją dłoń.
- Hmm? Och, tak, złote światło, to było jakby ktoś składał z mojego ciała origami. I
wtedy, bam, z powrotem w Hex Hall. Jakieś pomysły, o co w tym wszystkim może
chodzić?
Jenna była tą, która odpowiedziała.
- Zero. Widziałeś kogoś znajomego?
- Wpadłem na Evana, czarodzieja, z którym mieszkałem, gdy was szukałem. Uh,
nie był zbyt szczęśliwy, że mnie widział.
Archer skrzywił się lekko, podnosząc rękę do swojej kości policzkowej. Wyglądała
na trochę napuchniętą i właśnie formował się siniak.
- Och, racja – powiedziałam. Już prawie zapomniałam o różnych, krążących
pogłoskach na temat Archera po tym, jak opuścił szkołę. – Ludzie myślą, że zabiłeś Elodie.
I że próbowałeś zabić mnie, więc może powinniśmy przestać z tym trzymaniem się za
ręce.
Nie byłam pewna, czy Archer był zmieszany, pijany, czy może oba po trochu, ale
wypuścił moją rękę i powiedział:
- Dlaczego…
Ale cokolwiek zamierzał powiedzieć, przerwało mu skrzypnięcie otwieranych
drzwi. Wszystkie głowy obróciły się w tamtym kierunku i przysięgam, że słyszałam kroki
dochodzące z wnętrza. Wstrzymałam oddech i miałam nadzieję, że nie powiedziałam
Archerowi, żeby ode mnie poszedł.
Pani Casnoff wyszła w słabym świetle, ubrana w ten sam zestaw, który miała na
sobie w dniu, kiedy ją pierwszy raz spotkałam. To była jedyna rzecz, jaka się nie zmieniła.
Wyglądała na dobre dziesięć lat starszą niż ostatnio, ręce, które rozłożyła szeroko
w powitaniu, trzęsły się. Jej królewsko niebieska spódnica i marynarka wydawały się
wisieć na jej kościstej sylwetce i miała jakąś ciemną plamę na swojej jedwabnej bluzce.
Ale najdziwniejsze z tego wszystkiego było to, że jej ciemnoblond włosy, które
zawsze były straszne, uczesane czy zaczarowane w absurdalnie ozdobny kok, były teraz
całkowicie białe i spływały jej po plecach. Wirowały wokół jej głowy jak pajęczyna.
- Drodzy uczniowie Hekate Hall – powiedziała niezdecydowanym głosem starszej
pani. – Witajcie w następnym semestrze nauki.
Rozdział 14
- O mój Boże – wymruczała Jenna.
- Święta piekielna łasico – powiedziałam w tym samym czasie pod nosem.
Nie będę powtarzać tego, co powiedział Archer.
Ktoś w tłumie – podejrzewam, że Taylor – krzyczała:
- Ale szkoła jest zamknięta. Wszyscy mówili…
Jej głos się urwał i jedna z wróżek wystrzeliła w górę, wysokim i wyraźnym głosem
mówiąc:
- Nie macie prawa nas tu ściągać. Fea nie są już w przymierzu z resztą Prodigium.
W imieniu sądu Seelie, domagam się wysłania nas do domu. – Ach. To była Nausicaa.
Tylko ona wśród wróżek mówiła, jakby recytowała sztukę.
Obok mnie, Jenna pochyliła się bliżej i powiedziała:
- Fea zerwały przymierze? Wiedziałaś o tym?
Potrząsnęłam głową, a pani Casnoff przyszpiliła Nausicaa groźnym spojrzeniem.
Nie ważne, jak anemicznie wyglądała, wciąż mogła rzucać cholernie wredne spojrzenia.
- Sojusz i traktaty nie mają znaczenia tu, w Hekate Hall. Już raz byliście tu
uczniami, powinniście być wierni szkole. Zawsze. – Uśmiechnęła się, co wyglądało
bardziej jak grymas. – To było w kodeksie postępowania, który podpisaliście, gdy
zostaliście skazani na pobyt tutaj.
Pamiętałam tę grubą broszurę, którą powinnam chociaż przeczytać przed
nabazgraniem swojego imienia na kropkowanej linii. Nagle zażyczyłam sobie mocy, by
móc podróżować w czasie, żebym mogła walnąć Sophie Sprzed Roku i powiedzieć jej,
żeby najpierw wszystko przeczytała.
- Jestem pewna, że macie sporo pytań – kontynuowała pani Casnoff, co było
niedomówieniem roku. – Ale teraz zameldujcie się w swoich pokojach. Wszystko zostanie
wyjaśnione na wieczornym apelu.
- Bzdury! – ktoś wykrzyknął. Stanęłam na palcach i zobaczyłam wysokiego
chłopaka w rudawych włosach.
- Evan – wymruczał Archer.
Tłum odsunął się od chłopaka, gdy wraz z panią Casnoff mierzyli się wzrokiem.
- Słucham, panie Butler? – zapytała pani Casnoff, tym razem brzmiąc bardziej jak
jej stara wersja niż krucha staruszka.
- Oko i Brannick nas zabijają, szkoła nagle zniknęła. I teraz co, mamy tak po prostu
zacząć nowy rok szkolny?
Teraz nikt nawet nie szeptał. Zdałam sobie sprawę, że faktycznie było tu dziwnie
cicho. Nie było wiatru, ptaków, żadnego pogłosu oceanu. Było tak, jakby wyspa
wstrzymała oddech.
- Wystarczy – powiedziała pani Casnoff. – Jak już mówiłam, na dzisiejszym
zebraniu wszystkiego…
- Nie! – krzyknął Evan, jego głos odbijał się echem w nieruchomym powietrzu. –
Nie postawię nogi w tym budynku, dopóki nie powiesz nam, o co w tym wszystkim do
cholery chodzi. Jak nas tu ściągnęliście? Dlaczego on tu jest? – Evan wskazał kciukiem
Archera i kilka osób obróciło się w naszym kierunku. Archer miał znudzony wyraz twarzy,
siniec na jego policzku ściemniał na jego nagle bledszej skórze.
- Panie Butler – przerwała pani Casnoff, wydając się wyższą. – Proszę przestać.
Natychmiast.
Evan parsknął.
- Pieprzyć to. – Dziewczyna obok Evana, czarownica, która miała na imię chyba
Michaela, położyła dłoń na jego ramieniu i coś do niego powiedziała, ale odepchnął ją. –
Nie ma mowy, żebym spędził kolejny rok w jakiejś gnijącej posesji, ukrytej przed całym
światem. Nie, gdy nadchodzi wojna. – Mówiąc to, utorował sobie drogę przez tłum,
wzniecając stopami kłęby pyłu na żwirowym podjeździe.
- Evan – rozbrzmiał głos pani Casnoff i tym razem było w nim więcej złości czy
irytacji. To prawie brzmiało jak ostrzeżenie.
Ale Evan nawet się nie odwrócił.
- Co on chce do cholery zrobić, dopłynąć do stałego lądu? – mruknęłam pod
nosem.
Do tego czasu, Evan dotarł do grubego muru z mgły, otaczającego budynek.
Zawahał się, widziałam jak jego ramiona podnoszą się, a pięści zaciskają po bokach.
Podniósł rękę i zobaczyłam kilka iskier wyskakujących z jego opuszków. Zniknęły prawie
natychmiast ze słabym, trzaskającym dźwiękiem, jak mokra petarda.
Obok mnie, Archer poruszył swoimi palcami i to samo stało się z jego magią.
- Widocznie magia nie jest dozwolona – wymruczał.
Znowu spojrzałam na Evana i myślałam, że teraz wróci. Zamiast tego zrobił jednak
krok w mgłę.
Przez moment stał tam jak słup, w połowie wewnątrz, w połowie poza szarą mgłą.
- Co się dzieje? – zapytała Jenna. – Dlaczego on się nie rusza?
- Nie wiem – powiedziałam, a Archer z powrotem splótł swoją dłoń z moją.
Wtedy Evan zaczął krzyczeć. Przyglądaliśmy się, jak mgła wydawała się wyciągać
swoje macki, owijając je wokół ciała Evana. Pierwszy wystrzał objął jego ręce, połykając
je, za drugim razem owijając się wokół tułowia. Za trzecim razem owinęło się faliście
wokół jego głowy i płacz nagle ustał. Potem Evana już nie było.
Nikt się nie poruszył. Myślę, że najdziwniejsze było to, że nikt nie krzyczał, ani nie
mdlał. To się stało naprawdę. Evan… cóż, jeśli nie umarł, to zniknął.
Prawie jednocześnie, wszyscy uczniowie obrócili się w stronę pani Casnoff. Nie
wiem, jakich słów lub zachowania od niej oczekiwałam. Może rechotu. Albo spojrzenia na
nas z góry z dumnym oświadczeniem:
- Mówiłam mu, żeby nie szedł.
Ale opierała się o balustradę ganku i wcale nie wyglądała na zadowoloną z siebie,
usatysfakcjonowaną albo szczęśliwą. Wyglądała tylko na starą, zmęczoną i może trochę
smutną.
- Idźcie do środka – powiedziała obojętnie. – Macie te same pokoje, co w
poprzednim semestrze.
Nastąpiła jeszcze jedna przerwa i wtedy, powoli uczniowie stojący najbliżej
budynku zaczęli gramolić się po schodach.
- Co robimy? – zapytała Jenna.
- Strzelam, że idziemy do środka – powiedziałam. – Albo to, albo bycie pożartym
przez mgłę. Myślę, że wolę spróbować swoich szans z budynkiem.
Podążyliśmy za tłumem, przebywając swoją drogę na ganek. Gdy mijaliśmy panią
Casnoff, zatrzymałam się. Nie wiedziałam, co zamierzałam jej powiedzieć, albo co
chciałam od niej usłyszeć. Po prostu czułam, że musimy sobie jakoś okazać szacunek. Ale
mimo, że stałam może jakieś trzy stopy od niej, pani Crasnoff nawet nie spojrzała w
moim kierunku. Stała przy barierce z niepewnym oddechem, wpatrując się w miejsce,
gdzie zniknął Evan. Ostatecznie, obróciłam się i przeszłam przez frontowe drzwi.
Z wnętrza domu słychać było łapanie tchu i przytłumione szlochy, więc
przygotowałam się na to, że Hex Hall będzie w każdym calu tak samo popieprzone jak
wyspa.
Nie przygotowałam się jednak wystarczająco.
Pierwszą rzeczą, jaka mnie uderzyła było gorąco. Graymalkin znajdowała się u
wybrzeży Georgii i była połowa sierpnia, więc na zewnątrz było strasznie wilgotno. Ale
wewnątrz zawsze było chłodno i przyjemnie. Teraz było duszno, a powietrze było prawie
zbyt ciężkie, by oddychać. Czułam zapach pleśni i wilgoci, tapeta miejscami się łuszczyła.
Gdy po raz pierwszy byłam w Hex Hall, myślałam, że wygląda okropnie i zaniedbanie.
Wtedy to zaklęcie sprawiało, że widziałam to w taki sposób. Wątpię, by w tym przypadku
było tak samo.
Coś dziwnego działo się też ze światłem. Pamiętałam, że główny hol był dobrze
oświetlony, ale teraz był taki półmrok, że niektóre części pomieszczenia znikały w cieniu.
Zrobiłam krok do przodu i coś chrupnęło mi pod nogami. Spoglądając w dół
zobaczyłam jaskrawy kawałek szkła. I wtedy zrozumiałam, dlaczego wszystko wyglądało
tak inaczej. Olbrzymie witrażowe okno, które dominowało przestrzeń, było wybite.
Przedstawiało powstanie Prodigium, dużego, trzymającego miecz anioła, wykopującego z
nieba trójkę aniołów, które później stały się czarownicami, zmiennokształtnymi i Fea. Ale
teraz mściwy anioł nie miał głowy i większości swojego miecza, po prawej widniała duża
poszarpana dziura wśród pozostałych trzech postaci. Wyglądało to, jakby zostały
przecięte w połowie przez coś z gigantycznymi pazurami.
Z jakiegoś powodu te roztrzaskane okno dotarło do mnie. Najwyraźniej nie byłam
w tym odosobniona. Kilka stóp przede mną, grupa czterech czarownic spoglądało w górę
na pozbawionego głowy anioła, ich ręce otaczały siebie nawzajem.
- O co tu chodzi? – jedna z nich żałośnie lamentowała. Nikt nie odpowiedział.
Archer, Jenna i ja nie ściskaliśmy się, ani nie szlochaliśmy, ale byliśmy bardzo
wstrząśnięci, gdy trochę się do siebie przysunęliśmy.
- Dobra – powiedziałam w końcu. – Czy wszyscy się ze mną zgodzą, że jest to
prawdopodobnie najbardziej popieprzona sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy?
- Tak – powiedzieli zgodnie.
- Świetnie – lekko skinęłam głową. – Czy którekolwiek z was ma jakiś pomysł, co
powinniśmy z tym zrobić?
- Cóż, nie możemy używać magii – powiedział Archer.
- I jeśli spróbujemy uciec, zostaniemy zjedzeni przez Potwora Mgłę – dodała
Jenna.
- Fakt. Czyli nie ma żadnych planów?
Jenna zmarszczyła brwi.
- Innych niż kołysanie się przez jakiś czas w pozycji embrionalnej?
- Tak, myślałem o jednym z prysznicy, gdzie można się zgromadzić w rogu w
ubraniu i płakać – zaproponował Archer.
Nie mogłam nic na to poradzić, że parsknęłam ze śmiechu.
- Świetnie. Więc wszyscy załamiemy się psychicznie i wtedy jakoś wybrniemy z
tego chaosu.
- Myślę, że najlepszym wyjściem jest bycie przez jakiś czas przybitym – powiedział
Archer. – Pozwólmy pani Casnoff myśleć, że jesteśmy zbyt wstrząśnięci i onieśmieleni, by
cokolwiek robić. Może to dzisiejsze zebranie przyniesie nam jakieś odpowiedzi.
- Odpowiedzi – prawie westchnęłam. – Marnowanie czasu.
Jenna obdarowała mnie zabawnym spojrzeniem.
- Soph, czy ty się… uśmiechasz?
Czułam, jak piekły mnie policzki, więc raczej tak.
- Słuchaj, musicie to przyznać: jeśli chcemy dowiedzieć się, co knują Casnoff, to
jest doskonałe miejsce.
- Moja dziewczyna ma rację – powiedział Archer, uśmiechając się do mnie. Teraz
moje policzki nie tylko piekły, one płonęły.
Czyszcząc gardło, Jenna powiedziała:
- Dobra, więc wszyscy idziemy na górę do swoich pokoi, a po zebraniu spotkamy
się znowu i zdecydujemy, co robimy.
- Dobra – powiedziałam w tym samym momencie, co Archer przytaknął.
- Teraz zamierzamy sobie przybić piątkę? – zapytała Jenna po chwili milczenia.
- Nie, ale mogę wymyślić jakiś sekretny uścisk dłoni, jeśli chcesz – powiedział
Archer i przez chwilę się do siebie uśmiechali.
Ale bardzo szybko uśmiech zniknął z twarzy Jenny i powiedziała do mnie:
- Chodźmy. Chcę zobaczyć, czy nasz pokój jest tak samo zdemolowany jak reszta
tego miejsca.
- Dobry pomysł – powiedziałam. Archer wyciągnął rękę i musnął palcami moje
palce.
- To do zobaczenia później? – zapytał. Jego głos był zwykły, ale moja skóra była
gorąca w miejscu, gdzie mnie dotknął.
- Zdecydowanie – odpowiedziałam, stwierdzając, że nawet dziewczyna, która ma
powstrzymać złe czarownice przed przejęciem świata mogła gdzieś znaleźć trochę czasu
na całowanie się.
Odwrócił się i poszedł. Gdy patrzyłam, jak odchodzi, czułam na sobie wzrok Jenny.
- Dobra – przyznała z dramatycznym przewrotem oczu. – Jest trochę marzycielski.
Dałam jej lekką sójkę w bok.
- Dzięki.
Jenna zaczęła wchodzić na górę.
- Idziesz?
- Tak – powiedziałam. – Zaraz będę. Chcę się tu tylko trochę rozejrzeć.
- Dlaczego, chcesz być jeszcze bardziej przygnębiona?
Tak naprawdę, chciałam zostać tu trochę dłużej, by zobaczyć, czy ktoś jeszcze się
tu pojawi. Jak dotąd widziałam prawie wszystkich, których zapamiętałam z zeszłego roku
w Hex Hall. Czy Cala też tu ściągnęli? Technicznie rzecz biorąc, nie był uczniem, ale pani
Casnoff w zeszłym roku często korzystała z jego mocy. Wciąż go tu chciała?
Do Jenny tylko powiedziałam:
- Znasz mnie. Lubię ponabijać sobie trochę siniaków.
- Jasne. Zabaw się w Nancy Drew*.
Wbiegła na górę. Czekałam w holu przez jakieś piętnaście minut, ale nie było
żadnego znaku Cala, ani żadnej z Casnoff. Zastanawiałam się, gdzie jest piwnica. Była
wzdłuż wąskiego korytarza w dół, zaraz obok holu, i kiedy zawsze korytarz był słabo
oświetlony, teraz był całkowicie ukryty w ciemnościach. Ledwo mogłam rozpoznać
drewniane drzwi i musiałam obiec je całe rękoma, by znaleźć żelazną gałkę. Przekręciłam
ją, ale było zamknięte. Oczywiście.
- Już próbowałem – powiedział stojący za mną Archer.
Cieszyłam się, że było ciemno, więc nie mógł zobaczyć mojego kolejnego
rumieńca.
- Mówię ci, Cross. Całe to całowanie się na zamku i w Applebee’s jest od teraz. –
obróciłam się plecami do drzwi.
*Nancy Drew –serialowa studentka kryminologii, rozwiązująca różne zagadki
Podszedł bliżej.
- Ach, ale technicznie nie jesteśmy w piwnicy – wymruczał, biorąc mnie w
ramiona.
Rozdział 15
Zaraz, gdy nasze usta się spotkały, byłam szczęśliwa, że oparłam się o drzwi. Moje
kolana stanowiły poważne zagrożenie, by mnie przewrócić. Archer owinął ręce w mojej
talii i przycisnął mnie mocniej, gdy chwyciłam przód jego koszuli i przelałam w ten
pocałunek wszystko, co czułam przez ostatnie kilka tygodni – rozpacz, kiedy myślałam, że
nie żyje, ulgę, którą czułam teraz, przyciśnięta między nim a piwnicznymi drzwiami.
Kiedy w końcu się rozsunęliśmy, oparłam czoło o jego obojczyk i głęboko
oddychałam. Minęło kilka chwil, zanim byłam zdolna coś powiedzieć.
- Myślałam, że mówiłeś, że zrobimy to ‘później’.
Pocałował mnie w skroń.
- To było jakieś dwadzieścia minut temu. To się liczy jako później.
Chichocząc, podniosłam głowę, by ma niego spojrzeć.
- Tęskniłam za tobą.
Mimo że było ciemno, widziałam, jak się uśmiecha.
- Też za tobą tęskniłem.
- Chyba powinnam iść już na górę.
- Chyba powinnaś – wymamrotał, przybliżając swoje usta do moich.
Po pewnym czasie, wreszcie dotarłam do naszego pokoju, prawie skacząc. Ale
zaraz, jak przeszłam przez próg, moje szczęście wyparowało tak szybko, że niemal
usłyszałam trzask.
- O jejku – powiedziałam spokojnie. – Czemu wciąż się dziwię, skoro wszystko
stało się obrzydliwe i przygnębiające?
Jenna siedziała na środku swojego łóżka.
- Myślałam, że najgorsze było okno – powiedziała szybko. – Albo, no wiesz.
Zjedzony Evan. Ale teraz naprawdę czuję, jakbym miała się zaraz rozpłakać.
Naszego pokoju nigdy nie można było nazwać luksusowym, ale dzięki obsesyjnej
miłości Jenny do różowego był… w porządku, chciałam powiedzieć „komfortowy”, ale
„jaskrawy” i „może trochę zwariowany” były raczej lepszymi określeniami. Wciąż jednak
był nasz i nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo światełka Jenny, wstążki i
Elektryzująco Malinowa narzuta sprawiały, że ten mały pokój był jak dom.
Teraz nie było tam żadnych światełek. Tylko dwa łóżka przysunięte do
przeciwnych ścian, jedno poobijane biurko i komoda mocno przechylona w jedną stronę.
Lustro nad komodą było wyblakłe i popękane, zniekształcające nasze odbicia. Może było
to szare światło pochodzące od mgły, albo po prostu ten pokój, jak i reszta domu,
wydawały się stracić kolory. Cokolwiek to było, ten pokój nie był już domem. W
rzeczywistości strasznie przypominał celę.
Zaczynałam to mówić Jennie, przechodząc z wejścia. Ale zaraz, jak weszłam, drzwi
się za mną zatrzasnęły, z takim hukiem, że aż podskoczyłam. Słyszałam jak inne drzwi na
korytarzu też się zatrzaskują i kilka przytłumionych krzyków.
- Zamknięte? – zgadywała Jenna.
Pociągnęłam za klamkę.
- Tak.
- Myślisz, że Archer ma rację co do tego, że wszyscy zostali zdemagowani? Albo
może to mgła sprawiła, że magia jego i Evana... została zdemagowana.
Przechodząc do szafy, westchnęłam i powiedziałam:
- Mogę się założyć, że wszyscy zostali zdemagowani, ale to nie ma znaczenia. –
Otworzyłam szafę. Tak jak myślałam, znajdowały się tam tylko mundurki Hex Hall. –
Ostatnimi czasy, też jestem bardzo zdemagowana – powiedziałam do Jenny przez ramię.
– Może powinnyśmy przestać mówić zdemagowani. To zaczyna dziwnie brzmieć.
Usiadła prosto.
- Co?
- No wiesz, gdy cały czas coś powtarzasz, to…
- Sophie – powiedziała Jenna, przechylając głowę i marszcząc na mnie brwi.
Wzdychając, usiadłam na swoim własnym łóżku, naprzeciwko niej.
- Dzięki jakiemuś zaklęciu rzuconemu przez Radę, jestem aktualnie pozbawiona
swoich mocy.
Jenna westchnęła, a jej wyraz twarzy zelżał.
- Och, Soph. Tak mi przykro.
- Nie jest aż tak źle, jak brzmi – powiedziałam. – Moje moce nie zniknęły zniknęły.
Wciąż gdzieś tu są, ale nie mogę ich używać, dopóki nie dotknę… whoa.
- Co?
Przeszłam przez pokój i chwyciłam ramę łóżka Jenny.
- To zaklęcie jest w rodzinnej księdze zaklęć Thorne. Kiedy jej dotknę, moje moce
wrócą. Tata był pewny, że Casnoff maja księgę. Ona może być tutaj, Jenna. – Puściłam jej
łóżko, by znowu zacząć chodzić po pokoju, gdy moja magia zgromadziła się wewnątrz
mnie. – Jeśli ją znajdziemy, mogłabym być demonem podczas kolacji. – I możliwe, że
używać swoich mocy dla Casnoff. Strach, obleśny i gorący ogarnął mnie na tę myśl, i
nagle poczułam się chora.
- Chyba, że ma ją Lara.
- Co? – zapytałam. – Och. Lara. Cholera, nie pomyślałam o tym. – Czułam, jak moja
magia opada, osiadając w żołądku, prawie jakby też była zawiedziona.
- Ale wciąż możemy jej poszukać – powiedziała szybko Jenna. – Może Lara się
pokaże. Znajdziemy jakiś sposób, żeby zwrócić ci moce, Soph.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Jenna, po raz kolejny twoja moc Niesamowitości zdumiewa mnie.
- To umiejętność – uzgodniła, kiwając posępnie.
Chichocząc, rzuciłam w nią poduszką i przez chwilę było tak, jakby nic się nie
zmieniło; byłyśmy tylko Sophie i Jenną, przesiadującymi w swoim pokoju,
przygotowującymi się do Metod Magicznej Egzekucji Piętnastego Wieku, czy jakiś innych
nudnych zajęć. Przez następną godzinę, siedziałyśmy na swoich łóżkach i mówiłyśmy
sobie o tym, co nam się przytrafiło przez ostatni miesiąc. Opowiedziała mi, jakie było
życie z Byronem (bez niespodzianek, gnieciony aksamit, picie krwi z czaszek i „open mic
night w wersji Byrona”, o którym Jenna mówiła, wzdrygając się).
- Zastanawiam się, co Vix myśli, że mi się stało – powiedziała Jenna. – Stała zaraz
obok, gdy zostałam tu wciągnięta.
- Jeszcze do niej wrócisz, Jenna. Obiecuję.
Nie wiem, w jakim stopniu Jenna w to wierzyła, ale przytaknęła.
- Wiem. Dobra, a teraz opowiedz mi o Brannick.
Tak też zrobiłam, łącznie z Finley i Izzy, i ponownym pojawieniu się taty i Cala.
Powiedziałam o moich zaręczynach z Calem, pocałunku i wszystkim, co stało się po tym,
jak Archer pojawił się w Thorne Abbey. Dopóki nie zaczęłam tego z siebie wyrzucać, nie
zdawałam sobie sprawy z tego, ile miałam sekretów przed Jenną.
Myślę, że była trochę zszokowana, bo podniosła swoje brwi i powiedziała:
- Wow. Miałaś bardziej pracowite lato niż myślałam.
- Gniewasz się?
Rozważyła to i powiedziała:
- Nie. Mam wrażenie, że powinnam, ale… - westchnęła. – Rozumiem, czemu nie
było ci łatwo powiedzieć o Archerze. Poza tym, przez prawie miesiąc myślałam, że nie
żyjesz, więc trudno jest czuć coś innego niż Jej, Sophie, rozumiesz?
Zalała mnie fala ulgi.
- Cóż, dobrze. Bo zamierzam dociec, o co tu chodzi i zdecydowanie potrzebuję
mojej wampirzej pomocniczki.
Jenna parsknęła i zarzuciła włosami.
- Dokładnie. Wampiry górą!
Ponownie się zaśmiałyśmy. Wyjrzałam przez okno. Poszarzałe niebo zaczynało
ciemnieć, a otaczająca budynek mgła wydawała się śliska.
- Jak myślisz, co się z nami stanie?
Pierwsza odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy, to „Nic dobrego”, ale zamiast tego
otoczyłam ją ramieniem i powiedziałam:
- Wszystko będzie dobrze. Pomyśl o wszystkim, przez co już przeszliśmy. Myślisz,
że mała, zabójcza mgła jest w stanie nam przeszkodzić? Ha!
Jenna nie wyglądała na przekonaną, ale powiedziała:
- Nie wiem, czy jesteś tego pewna, czy może masz urojenia, ale i tak dziękuję.
Niebo było prawie czarne, gdy nasze drzwi w końcu otworzyły się z hukiem. Głos
pani Casnoff, tak samo wątły i cienki, jak wcześniej, rozległ się po szkole.
- Uczniowie, proszę o zameldowanie się teraz w sali balowej.
Jenna i ja dołączyłyśmy do grupy dzieciaków kierujących się na dół. Nikt już nie
płakał, więc była to jakaś poprawa.
- Sophie – powiedziała Taylor, pojawiając się przy moim ramieniu. Jej głos był
trochę niezrozumiały, ponieważ jej kły były na wierzchu. – O co w tym wszystkim chodzi?
- Skąd mam wiedzieć? Jestem ta samo zbita z tropu, jak wszyscy inni.
Zmarszczyła brwi, przez co jej kły wysunęły się jeszcze bardziej. Minęło trochę
czasu, odkąd ostatnio widziałam zmiennokształtnych; zapomniałam, jak bardzo są
niepokojący. Będąc czymś między człowiekiem a zwierzęciem, mogą zdecydowanie
budzić lęk.
- Ale twój tata był Głową Rady – powiedziała. – I byłaś przez cale lato w Radzie.
Musisz coś wiedzieć.
- I czemu jest tu Archer Cross? – Pojawiło się pytanie ze strony Justina. Jego głos
najwidoczniej zmienił się przez lato, ponieważ zamiast je wypiszczeć, wypowiedział je. –
On jest z Oka.
- Czy on nie próbował cię zabić? – Podfrunęła Nausicaa, mrużąc na mnie oczy. –
Jeśli tak, to czemu trzymaliście się wcześniej za ręce?
Rozmowy tego typu zazwyczaj kończyły się widłami i pochodniami, więc
wyciągnęłam ręce w geście, który miałam nadzieję, mówił „uspokójcie się wszyscy, do
cholery”. Ale wtedy wtrąciła się Jenna.
- Sophie nic nie wie – powiedziała, zasłaniając mnie. Byłoby to bardziej efektowne,
gdyby Jenna nie była tak niska. – I bez względu na to, z jakiego powodu tu jesteśmy, Rada
nie może z tym nic zrobić. – Jenna nie dodała, że było to dlatego, że cała Rada, z
wyjątkiem Lary Casnoff i mojego taty, była martwa. – Jest tak samo wkurzona, jak cała
reszta, więc odsuńcie się. – Z wyrazów ich dziecinnych twarzy, domyśliłam się, że Jenna
obnażyła kły i może nawet błysnęła swoimi czerwonymi oczami.
- Co się tu dzieje? – ryknął znajomy głos. Świetnie. Jakby ta noc i tak nie była
wystarczająco okropna. Vandy – który była skrzyżowaniem szkolnej opiekunki i
strażniczki więziennej w Hex Hall – utorowała sobie przejście wśród tłumu, ciężko
oddychając. Jej purpurowe tatuaże, znaki po Redukcji, wyglądały prawie na czarne na jej
czerwonej twarzy. – Na dół, już! – Gdy grupa znów zaczęła się przemieszczać, spojrzała
na Jennę i mnie. – Proszę pokazać swoje kły jeszcze raz, panno Talbot, a założę im
kolczyki. Zrozumiano?
Jenna chyba wymruczała „Tak, proszę pani”, ale jej ton mówił zupełnie co innego.
Zbiegłyśmy na dół, by dołączyć do reszty uczniów, czekających w kolejce, by wejść do Sali
balowej.
- Przynajmniej jedna rzecz w Hex Hall się nie zmieniła – powiedziała Jenna.
- Taa, widocznie moc zdzirowatości Vandy jest niezniszczalna. Pocieszające.
Mniej pocieszająca była przerażająca szkoła nocą. W dzień była tylko depresyjna.
Teraz, gdy się ściemniło, złowieszczość była w pełni włączona. Staromodne lampy gazowe
na ścianach kiedyś płonęły przyjemnym, złotym światłem. Teraz, niezdrowa, zielona
poświata wydobywała się zza mlecznego szkła, rzucając szalone kształty wszędzie
dookoła.
Gdy schodziliśmy na dół, zatrzymałam się przy jednym z salonów. Duże okno,
wychodzące na staw (i chatę Cala) było wybite. Więcej przerażającej mgły wpływało
przez postrzępioną ramę, wirując po podłodze. Zauważyłam, że kilka zdjęć
pokrywających ścianę, leżało teraz na dywanie.
- Wiem, że „O co tu chodzi?” stało się tu już hasłem – powiedziałam do Jenny – ale
poważnie. O co tu chodzi?
Jenna przyglądała się mgle i potrząsnęła głową.
- Jakby dom był chory – powiedziała. – Albo otruty. Wyspa też.
- Może. Znaczy, Casnoff mają dół, w którym przywołują demony. – Archer i ja
znaleźliśmy go latem i wciąż miałam koszmary po ghoulach, które go strzegły. – Magia
tak ciemna… tak zła… Myślisz, że mogła zainfekować to miejsce?
Jenna miała zmartwiony wyraz twarzy.
- Nie zdziwiłoby mnie to – wymruczała.
- Czy powybijane okna są tu nowym motywem dekoracyjnym? – zapytał Archer,
podchodząc do nas od tyłu i wskazując głową w stronę salonu.
- Na to wygląda – powiedziałam. Wciąż wyglądałam na zewnątrz, gdy w mroku
pojawiło się słabe światło. Zajęło mi chwilę, zanim zorientowałam się, że pochodziło z
chaty Cala. Czyżby ktoś tam był? Czy Cal tam był?
Ale tak szybko, jak się pojawiło, światło znowu zniknęło. Marszcząc brwi,
odwróciłam się od wejścia i wsunęłam rękę w dłoń Archera. Wtedy przypomniałam
sobie, co mówiła wcześniej Nausicaa. Prawdopodobnie nie był to najlepszy moment na
publiczny pokaz miłości.
Nasza trójka ciągnęła się za całą resztą do Sali balowej. Tu przynajmniej wszystko
wyglądało mniej-więcej tak samo. Oczywiście, sala balowa zawsze była jedną z
najbardziej dziwacznych pomieszczeń w Hex Hall, więc mało to zmienia. Wciąż. Ulżyło mi
na widok mieszaniny stołów i krzeseł, a nie na przykład drewnianych pieńków, czy
czegokolwiek takiego.
Ale wtedy spojrzałam na przód Sali i moja ulga wyparowała. Pani Casnoff siedziała
na swoim codziennym miejscu, wpatrując się w dal. Jej włosy były teraz związane, ale
wciąż były w nieładzie. Vandy również siedziała przy stole, ale pozostała trójka
nauczycieli, którzy uczyli nas w Hex Hall – pani East, pan Ferguson i oczywiście Byron –
zaginęli.
Po drugiej stronie stołu, ubrana w jasnoniebieski komplet, uśmiechająca się, jakby
była na herbatce, siedziała Lara Casnoff.
Rozdział 16
Jakoś przetrwałam kolację. Cóż, rozgrzebałam jedzenie na talerzu. Jenna i Archer
zrobili to samo. W sumie, po rozejrzeniu się zauważyłam same pełne talerze. Może
strach, a może nerwy uniemożliwiały wszystkim jedzenie, ale w moim przypadku, była to
mieszanka wściekłości i podniecenia. Lara odebrała mi tak wiele, że moje moce kotłowały
się to uderzenia. Ale jednocześnie fakt, że tu była oznaczał, że bardzo prawdopodobnie
była też tu księga zaklęć. Zastanawiałam się, gdzie mogłaby być, gdy Lara wstała, klasnęła
i ogłosiła:
- Jeżeli wszyscy już zjedli, możemy przejść do prezentacji.
- Myślisz, że będzie jakiś pokaz taneczny? – bąknęła Jenna, gdy obracałyśmy
krzesła w tamtą stronę sali. Zawsze doceniałam dobre żarty o pokazach tanecznych, ale
trudno było chichotać patrząc na kobietę, która już kilka razy próbowała mnie zabić.
Chciałam, by napotkała moje oczy w ramach potwierdzenia tego, co zaszło tego lata. Ale
nie zrobiła tego.
Czułam wręcz przytłaczające uczucie déjà vu, gdy usiadłam na krześle obok
Archera, oglądając Larę Casnoff stojącą na czele sali. Czy naprawdę minął tylko rok odkąd
siedzieliśmy tu z Archerem, praktycznie się nie znając? Wtedy myślałam, że byłam zwykłą
czarownicą. Wtedy Hex Hall było szkołą, a nie pewnego rodzaju więzieniem.
Lara uniosła ręce w powitaniu.
- Jestem pewna, że wszyscy zastanawiacie się, co tu robicie – powiedziała, jej głos
rozbrzmiał głośno i wyraźnie w cichym pomieszczeniu. Wszyscy uczniowie byli bardzo
spokojni. Nie było już zamieszek i złości, które pojawiały się wcześniej. Może dlatego, że
wszyscy pragnęliśmy odpowiedzi. Albo może dlatego, że wszyscy baliśmy się, że też
zostaniemy pożarci.
- Na początek pozwólcie mi przeprosić za aktualny stan waszych pokoi –
kontynuowała Lara, przemierzając pokój. Jej obcasy tupały jak strzały z broni palnej. –
Skupiamy się na magii chroniącej was w Hekate Hall i obawiam się, że wpłynęła ona
również na dom. Ale przecież szkoła nigdy nie miała być pięciogwiazdkowym hotelem,
prawda? – wciąż się uśmiechała, ale w jej oczach widać było teraz surowość. – Tak, czy
inaczej, nazywam się Lara Casnoff i w tym roku będę pracować wraz z Anastazją Casnoff
jako dyrektorka szkoły. Jestem pewna, że macie teraz wiele pytań. Na początek jednak,
może powiemy wam prawdę na temat wydarzeń, które miały miejsce tego lata.
Błyszcząca plamka pojawiła się obok jej biodra i wiedziałam, co będzie dalej.
Plama rosła, dopóki nie przemieniła się w olbrzymi lśniący ekran. I wtedy wszyscy
zmrużyliśmy oczy na widok ognia który się na nim pojawił.
- To jest kwatera główna Rady w Londynie – powiedziała Lara ponad dźwiękiem
płomieni. – Kilka miesięcy temu L’Occhio di Dio wraz z liczną grupą Brannick zaatakowali.
Ponad połowa Rady została zamordowana, a oto rezultat. – Wskazała na płonący
budynek.
Głos Lary rozbrzmiał ponownie.
- Wtedy, zaledwie kilka miesięcy później, Oko zaatakowało naszą kolejną kwaterę
w Thorne Abbey. – Na ekranie wzniósł się dom tak ogromny i imponujący, jak pierwszego
dnia, gdy go zobaczyłam. Patrząc na to, czułam, jak ogarnia mnie fala smutku. Co prawda,
prawie tam nie zwariowałam i kilka razy prawie mnie zabili, ale mimo wszystko. To
właśnie tam dowiedziałam się więcej o mojej historii. To właśnie tam poznałam tatę.
Po raz kolejny jasne, pomarańczowe światło prawie mnie oślepiło, gdy Thorne
Abbey stanęło w płomieniach.
- Thorne Abbey zostało zniszczone. Anastazja i ja miałyśmy szczęście, że uszłyśmy
z życiem. Niestety, Głowa Rady, James Atherton nie miał tyle szczęścia.
Kilka głów obróciło się w moim kierunku i starałam się, by moja twarz pozostała
niewzruszona. Kiedy przeniosłam wzrok z ekranu na Larę, zauważyłam, że patrzy wprost
na mnie.
- Nie ma wątpliwości, że wkroczyliśmy na ścieżkę wojenną z naszymi wrogami –
powiedziała Lara. – Oko i Brannick nie będą szczęśliwi, dopóki całe Prodigium nie zniknie
z powierzchni ziemi. – Klasnęła i ekran skurczył się znowu w kropkę i zniknął. – I oto,
dlaczego tu jesteście.
Zdałam sobie sprawę, że siedzę na krawędzi krzesła.
- Czemu wcześniej wszyscy zostaliście zesłani do Hekate Hall? – zapytała Lara. Na
początku myślałam, że to pytanie notoryczne, ale potem Lara skinęła na jedną z
młodszych czarownic.
Dziewczyna rozejrzała się, zanim odpowiedziała.
- Ponieważ zrobiliśmy coś złego. Ujawniliśmy nasze moce w ludzkim świecie.
Lara potrząsnęła głową.
- Nie dlatego, że wasza magia była zła – powiedziała. – Dlatego, że była silna.
Potężna. Nie ma się czego wstydzić. W żadnym wypadku nie jest to coś, za co powinniście
być ukarani. Wy – rozłożyła szeroko ręce w naszym kierunku – wszyscy jesteście
najcenniejszymi osobami w całym społeczeństwie Prodigium. Czujecie, jakby wasze moce
były poza kontrolą, ale nie są. Są po prostu czasami zbyt wielkie, byście mogli nimi
manipulować.
Coś podobnego powiedział do mnie Cal w Thorne Abbey, że moje moce nie są tak
destrukcyjne, bo są „zbyt duże”.
- Więc zamierzacie nas nauczyć kontrolowania ich? – usłyszałam, jak ktoś krzyknął.
Na twarz Lary wstąpił uśmiech, tak wielki i żywy, że aż przerażający.
- Lepiej. Zostaliście tu ściągnięci w pewnym bardzo wyjątkowym celu.
- Raczej w nie za dobrym, co? – szepnęła Jenna.
- Może tym specjalnym celem jest zjedzenie przez nas ciasta czekoladowego? –
zasugerowałam. – Albo może użeranie się z jednorożcami? To by było nawet możliwe.
Jenna obrzuciła mnie spojrzeniem.
- Ty naprawdę oszalałaś.
Tak było. I wyszło to na jaw, bo następną rzeczą, jaka powiedziała Lara było:
- Przez setki lat Prodigium szukało sposobu, by stać się silniejsze. Bardziej potężne.
Wręcz niezwyciężone. – Po raz kolejny jej oczy napotkały moje. – I teraz w końcu go
znaleźliśmy. Clarice?
Vandy wstała od stołu z małą aksamitną torebką w ręce. Wyciągnęła z niej
pogniecioną i poszarpaną kartkę papieru, trzymając ją nad głową tak, by każdy mógł ją
zobaczyć. Moja magia zaczęła wariować w mojej piersi.
- Co to? – zapytał mnie Archer.
Nie miałam szansy, by odpowiedzieć.
- Ta kartka papieru jest kluczem do naszego zbawienia – kontynuowała Lara. – Jest
to najpotężniejsze zaklęcie, jakie kiedykolwiek wymyślono. Może nasycić każdego z was
najpotężniejszą magią we wszechświecie. I nie tylko będzie was trzymać bezpiecznych
przed wrogami, ale także pozwoli wam pozbyć się ich raz na zawsze.
Nagle, ręce Archera i Jenny zacisnęły się jednocześnie na moich nadgarstkach.
- Co? – wyszeptałam i obróciłam się do nich.
- Chciałaś wstać – odpowiedział Archer przez zaciśnięte zęby, nie odrywając oczu
od Lary.
- A potem pewnie miałaś zamiar wykrzyczeć, że ma zamiar pozamieniać nas w
demony – dodała Jenna tak cicho, że ledwo ją słyszałam. – Udajemy słabych, pamiętasz?
Mieli rację. Lara już mnie obserwowała z tym samym przerażającym uśmiechem,
wykrzywiającym jej usta. Chciała, żebym wyskoczyła i zaczęła krzyczeć o demonach i
kontroli umysłu. Wyglądałam pewnie na złą i tak z resztą było. I mimo że siedzenie tam
mnie zabijało, siedziałam.
Uśmiech Lary trochę zrzedł, gdy wytrzymałam jej spojrzenie, nic nie mówiąc.
- I to właśnie dlatego wszyscy zostaliście tu ściągnięci – powiedziała, skupiając
swoją uwagę z powrotem na reszcie uczniów. – By trenować. By przygotowywać się. I by
wziąć udział w rytuale, który sprawi, że będziecie potężniejsi, niż w waszych
najśmielszych marzeniach.
- Skoro jesteśmy tak wartościowi, to czemu trzymacie nas tu wbrew naszej woli? –
zapytała Siobhan, jedna z wróżek.
- Zaklęcie strzegące wyspy jest dla waszej ochrony – burknęła Vandy i mimo, że
była to kiepska odpowiedź na pytanie, była to najwyraźniej jedyna odpowiedź, na jaką
mogliśmy liczyć, ponieważ Lara przytaknęła i powiedziała:
- Dokładnie. Przede wszystkim, jutro rano zaczynamy przygotowania do rytuału.
W związku z tym proponuję, byście wszyscy skierowali się do swoich sypialni i odpoczęli.
Skoro to była „propozycja”, to zastanawiałam się, czemu brzmiała jak groźba. Ale
dzieciaki powoli zaczęły wstawać i kierować się do drzwi. Głowy tłoczyły się i pojawiły się
szepty, ale nikt nie protestował i nie próbował zadawać więcej pytań. Może reszta też
zdecydowała się udawać słabych.
Ale ja? Byłam ponad to.
Mimo że Jenna syknęła, żebym wracała, przeszłam przez pomieszczenie i stanęłam
centralnie przed Larą Casnoff, kobietą, która próbowała mnie zabić. Kobietą, która
próbowała zbić Archera i Jennę, i która skazała mojego tatę na rytuał, który prawie go
zabił.
- Chcesz zamienić ich wszystkich w demony? – upomniałam się. – Zapomniałaś, jak
wasz ostatni demon oszalał i zaczął zabijać ludzi?
Nie odpowiedziała na moje pytanie.
- Jesteś tylko małą, żywą istotą, Sophie.
- A ty jesteś zła i bardzo protekcjonalna.
- To jest ten moment, kiedy mi mówisz, że mnie powstrzymasz? Że mi to nie ujdzie
na sucho? – zapytała, podnosząc brew. – Jeśli tak, to pozwól, że dam ci pewną radę:
dorośnij.
Mówiąc to, wręczyła zaklęcie z powrotem do Vandy, która schowała je do torby.
Patrzyłam jak obie wychodzą z sali balowej, pani Casnoff daleko w tyle, gdy Archer
i Jenna podeszli do mnie.
- Cóż, znamy już ich plan – powiedziała Jenna. – Jakieś plany przeciwdziałania?
- Powstrzymać Casnoff przed wskrzeszeniem armii demonów, uratować
wszystkich i wydostać się z tej przeklętej wyspy. Potem może zrobić jakąś imprezę, czy
coś. No wiecie, by uczcić to, jak cudowni jesteśmy.
- Brzmi dość solidnie – powiedział Archer, trącając mnie ramieniem. – Jakieś
pomysły, jak dokładnie mamy to zrobić?
Zielonkawe światła sali balowej zamrugały i westchnęłam.
- Żadnych.
Rozdział 17
Następnego ranka zostałam zerwana z łóżka przez Hex Hallską wersję budzika –
donośny i straszliwy dźwięk brzmiący jak mieszanka dzwonka i ryku. W pokoju wciąż było
ciemno, a gdy wyjrzałam przez okno, widziałam jedynie tę cholerną mgłę.
Jenna była już przy szafce i wyjmowała mundurek. Poprzedniej nocy odkryłyśmy,
że kredens wypełniony był białymi koszulkami i spodniami od piżamy. Wszystkie były w
tym samym rozmiarze, ale po nałożeniu przesuwały się i zsuwały, dopóki się nie
dopasowały. Mundurki były najwyraźniej takie same, bo gdy Jenna nałożyła spódnicę,
brzeg musnął jej łydki, by zaraz potem unieść się do góry, dopóki nie sięgał lekko za
kolano.
- Nie wiem, czy to wygodne, czy przerażające – powiedziała, kontrolując swoje
nogi.
Zdejmując kołdrę, wstałam z łóżka i poszłam po swój mundurek.
- Może uznajmy to za przerażające?
Jenna nałożyła marynarkę i zauważyłam, że przygryzała swoją dolną wargę,
pewnie się nad czymś zastanawiając.
- Wiesz, to dość niebezpieczny nawyk jak na wampira – powiedziałam do niej,
kiwając w kierunku jej ust.
- Huh? Och, tak – powiedziała. – Przepraszam, po prostu… Soph, skoro mają w
planie zamienić wszystkich w demony, to czemu cię tu ściągnęły? Albo mnie? Jeszcze
kilka miesięcy temu Lara chciała, żebym była martwa. Co mogło zmienić jej zdanie?
Nad tym samym zastanawiałam się zeszłej nocy. Wciąż i wciąż powtarzałam słowa
Torin: ja na czele demonów Casnoff, używając swoich mocy dla ich celów. Czy to dlatego
tu byłam?
Ale Jennie powiedziałam tylko:
- Są złe i pokręcone. Kto wie, po co robią cokolwiek?
Ta odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała, więc dodałam:
- Ale mamy zamiar się tego dowiedzieć, prawda? Operacja Nancy Drew w Hex Hall
zaczyna się dzisiaj!
Jenna już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale wtedy na środku pokoju rozbłysło
światło. Krzyknęła, a ja podniosłam rękę, by osłonić oczy, gdy świecąca kula zmieniła
kształt na bardziej znajomy – kształt szklarni, gdzie mieliśmy zajęcia obronne.
Trójwymiarowy obraz powoli się obracał, gdy głos Lary wypełnił pokój.
- Wszyscy uczniowie są proszeni o stawienie się w najbliższym czasie w szklarni.
Marszcząc brwi, przeszłam ręką przez zaklęcie. Zawirowało niczym dym, zanim się
rozpłynęło.
- Pokręcona królowa dramatu – wymruczałam. – Aż tak trudno było ogłosić to
wczoraj? Albo zrobić tą sztuczkę z głosem?
Jenna wciąż wpatrywała się w miejsce, gdzie znajdowało się zaklęcie.
- Jak myślisz, co chcą z nami tam zrobić?
- Ja…
Nim zdążyłam powiedzieć coś jeszcze, zobaczyłam kolejny błysk światła i kolejną
rzeczą, jaką wiem, to to, że słyszałam, jak mówię:
- Słuchaj, nie zamierzają cię zabić, więc może na chwilę byś wyluzowała?
Jenna minimalnie potrząsnęła głową, jakbym właśnie ją spoliczkowała.
- Co?
Powiedz jej, że jesteś mną! Albo ja tobą. Nieważne. Domagałam się.
Nie spodziewałam się, że Elodie zareaguje. Zazwyczaj nie słuchała moich poleceń.
Ale tym razem, na szczęście, zrobiła to, o co prosiłam.
- Tu Elodie – powiedziała do Jenny. Przeszła do tłumaczenia, dlaczego właściwie
używa mojego ciała jako swojej osobistej kukiełki tak szybko, że Jenna mogła tylko
mrugać w odpowiedzi.
- Gdyby Sophie nie korzystała z mojej magii w jej ciele – podsumowywała Elodie –
byłaby martwa już jakieś dziesięć razy.
Dobra, ale to było tylko dwa razy, mruknęłam w środku.
Elodie mnie zignorowała.
- I nie – powiedziała, podnosząc moją rękę, by uciąć kolejne pytanie Jenny. – Nie
mogę nawiedzać nikogo innego. Zaufaj mi, próbowałam dostać się do Lary Casnoff,
odkąd tu się dostaliśmy. Co… nie brzmi za dobrze.
Czułam, jak wzrusza moimi ramionami.
- Tak czy inaczej, wyglądasz, jakbyś miała właśnie zjeść swoją własną wargę i to
jest totalnie obrzydliwe, więc stwierdziłam, że powinnam odciążyć twój umysł. Wczoraj w
nocy, gdy próbowałam opętać kogoś, kto nie jest tym dziwolągiem, podsłuchałam
rozmowę Casnoff. Najwyraźniej zamienienie wampira w demona wydaje się być
świetnym pomysłem, więc dlatego tu jesteś. Żadnego kołkowania w terminarzu.
Wykorzystanie Elodie jako szpiega nawet nie przyszło mi do głowy. O mój Boże, to
jest genialne! Krzyczałam. Cóż, mentalnie krzyczałam. Oczywiście! Nie widzą cię, dopóki
tego nie chcesz; możesz być w każdym miejscy w szkole i…
Jejku, nie tak głośno, przerwała. Jestem w twojej głowie, więc używaj swojego
wewnętrznego głosu w środku.
Elodie odgarnęła moje włosy z oczu, mrucząc:
- Boże, jak ona może tak żyć?
Jeśli obiecasz, że przestaniesz mnie opętywać, kiedy ci się podoba, obiecuję, że
będę używać odżywki do włosów, odpowiedziałam, a ona parsknęła.
Jenna założyła mocno ręce na piersi.
- Więc, co – teraz nam pomagasz?
Moje oczy się wywróciły.
- Nie, jestem po stronie drużyny Przejmijmy Kontrolę Nad Światem z Armią
Demonów. Oczywiście, że wam pomagam. Gdy to się skończy, Sophie będzie mogła
przejść do ważniejszych rzeczy. Na przykład, jak mnie od niej oddzielić.
Jenna skinęła w roztargnieniu.
- Mówiłaś, że czarujesz poprzez ciało Sophie. Możesz teraz spróbować coś
wyczarować? Coś prostego?
- To miejsce jest zablokowane na magię – powiedziała Elodie, w tym samym
momencie, gdy przeszło mi to przez myśl. – Tylko upoważnione osoby mogą wykonywać
zaklęcia.
- Dobra, ale Casnoff nawet nie wiedzą, że tu jesteś – powiedziała Jenna, a na jej
twarzy rozlał się powolny uśmiech. – Duch wykorzystujący pozbawionego magii demona,
by czarować? Założę się, że o tym nie pomyślały.
Warto spróbować, powiedziałam do Elodie. Najwyraźniej się z tym zgadzała, bo
moje palce się uniosły i w moich żyłach pojawiła się krótka fala mocy. Poleciało trochę
iskier i w kilka sekund różowe pasemko Jenny było w tym samym kolorze, co reszta jej
włosów.
- Kurczę – powiedziała Jenna, trzymając pasemko przed oczami. – To działa.
Ogarnęła mnie fala ulgi i nie byłam pewna, czy mojej, czy Elodie.
Nagle coś huknęło w nasze drzwi. Jenna podskoczyła, a Elodie śmignęła ręką w jej
kierunku.
Jaskrawy róż znowu pojawił się na włosach Jenny i wtedy ogarnęło mnie to samo
okropne i dezorientujące uczucie, co w noc z wilkołakiem, Elodie zniknęła.
Usiadłam na swoim łóżku, próbując złapać oddech, gdy Jenna otworzyła drzwi.
Stała tam Vandy, piorunująca nas wzrokiem, moje serce zamarło. Dowiedziały się.
Wyczuły tu magię i przysłały Vandy, żeby po nas przyszła.
Siedziałam tam, próbując nie dyszeć z przerażenia, gdy Jenna otwarcie drżała.
- Byłyście wzywane do szklarni – powiedziała Vandy, jej oczy skakały z jednej na
drugą. – Teraz ruszcie swoje chude tyłki na dół.
Wiesz, jak to jest, gdy masz najbardziej niewłaściwą reakcję wszechczasów? Byłam
tak szczęśliwa, że nie zsyłają nas na śmierć, że wybuchłam śmiechem. Olbrzymim,
głośnym i hukliwym śmiechem. Jenna posłała mi spanikowane spojrzenie, a groźne
spojrzenie Vandy się pogłębiło.
- Co jest takiego śmiesznego, panno Mercer?
Wstałam na niepewnych nogach i próbowałam, jak tylko mogłam, żeby nie
pęknąć.
- Przepraszam, po prostu, um…
- Powiedziała pani ‘tyłki’ – wyrwało się Jennie. – A Sophie ma naprawdę
niedojrzałe poczucie humoru.
- Racja – powiedziałam, przystając na tym. – Tyłki. Ha, ha!
Pomyślałam, że gdyby Vandy miałaby nas wtedy zabić, to by to zrobiła. Zamiast
tego jednak wskazała palcem na klatkę schodową i powiedziała:
- Ruszcie się.
Wyszłyśmy szybko z pokoju.
Na zewnątrz, niebo było tak samo posępne i szare, jak poprzedniego dnia. Mgła
wydawała się trochę przesunąć, byśmy mogły przebyć naszą drogę do szklarni bez lęku,
że zostaniemy pochłonięte. Ziemia pod stopami była gąbczasta, trawa, która kiedyś była
szmaragdowo-zielona, teraz była niezdrowo biało-brązowa, jak spodnia część grzyba.
Przeszliśmy obok dużego dębu, a jedna ze sczerniałych gałęzi złowieszczo pękła.
Gdy byłyśmy pewne, że Vandy jest wystarczająco daleko za nami, by nas
podsłuchać, przysunęłam swoją głowę do Jenny i powiedziałam:
- Dobra, więc mamy ducha-szpiega.
- Ducha-szpiega, który potrafi czarować – dodała Jenna.
Przytaknęłam.
- Nawet lepiej. Oznacza to, że walka jest bardziej wyrównana.
Jenna ścisnęła moją rękę i poczułam się trochę lepiej, gdy doszłyśmy do szklarni.
Nie, żebym zamierzała skakać czy coś (głownie dlatego, że bałam się poślizgnąć na tym
brudzie), ale w sumie czułam się o niebo lepiej.
Przez szklane ściany widziałam większość innych uczniów, stojących w kółku i
byłam w tak dobrym nastroju, że zażartowałam do Jenny:
- Och, ciekawe, czy będziemy grać w Kaczuszki, Kaczuszki, Demon.
Zaśmiała się, ale głos zamarł jej w gardle niemal natychmiast, gdy tłum w szklarni
lekko się dla nas rozsunął, byśmy mogły zobaczyć, co otacza.
Z owiniętymi w lśniące magiczne łańcuchy nadgarstkami, był tam Archer.
Rozdział 18
Wślizgnęłyśmy się z Jenną przez drzwi tak niepostrzeżenie, jak tylko mogłyśmy.
Coś mnie ukuło w serce i pragnęłam tylko ruszyć ku Archerowi, ale zaraz obok niego stała
Lara z uśmiechem na twarzy.
- To całe „udawanie bezradnych” jest do bani – szepnęłam do Jenny, gdy
podeszłyśmy do tłumu.
Spojrzała na mnie współczująco i obie zwróciłyśmy swoją uwagę na Larę.
- Uczniowie – powiedziała. – Jak już wielu z was słyszało, pan Cross jest członkiem
L’Occhio di Dio. – Podeszła bliżej do Archera i rozpięła kilka guzików jego koszuli i
pociągając za materiał odsłoniła złoto-czarny tatuaż przy sercu. Wśród tłumu usłyszałam
kilka westchnień. Oczywiście, wszyscy słyszeli o tym, że Archer był z Oka, ale słuchanie o
tym, a zobaczenie dowodu, to dwie różne rzeczy. – A Oko jest naszym wrogiem –
kontynuowała Lara, krążąc wokół Archera. Napotkałam jego wzrok, próbował się do mnie
uśmiechnąć, ale widziałam, jak się trząsł.
Zacisnęłam pięści, wbijając sobie paznokcie w dłonie. Moja magia była jak tsunami
wewnątrz mnie, próbująca wydostać się z więzienia.
- Ale pan Cross jest z dala od tego całego L’Occhio di Dio. Czy ktoś ma może
ochotę powiedzieć dlaczego? – Jej wzrok zatrzymał się na mnie. – Panno Mercer? Odkąd
próbował cię zamordować, czemu nie poinformowałaś swoich znajomych z klasy o
niebezpieczeństwie, jakie stwarza?
- Nie został tu przysłany, żeby mnie za-zamordować – podkreśliłam.
Prawdopodobnie brzmiałabym bardziej stanowczo, gdybym nie potknęła się na słowie
„zamordować”.
Oczyściłam gardło i kontynuowałam.
- Został tu przysłany, żeby mnie obserwować, nic więcej.
- I został także przysłany, żeby obserwować Elodie Parris? Dlaczego niby, panno
Mercer, Oko miałoby mieć jakieś korzyści z obserwowania cię?
Stałam na niepewnym gruncie i Lara wiedziała o tym równie dobrze, co ja.
Zupełnie, jakbym też była związana łańcuchami, ale ze słów, a nie z magii. Nie chciałam
przyznać się do bycia demonem przed całą szkołą – ostatecznie uczniowie Hex Hall wciąż
myśleli, że byłam zwykłą czarownicą – i bałam się, że jeśli powiem cokolwiek innego,
mogę wrobić Archera w jeszcze większe kłopoty. Dlatego, mimo że czułam się źle,
spuściłam oczy i zacisnęłam usta.
- Mogę wam powiedzieć, czego Oko chciało od Sophie – odezwał się Archer.
Uśmiechał się, ale jego głos był ściśnięty bólem. – Słyszeliśmy, że jest szczególnie
uzdolniona w sprawie Rynien i Drabin i odkąd co roku Oko obchodzi zawody Rynien i
Drabin… - Jego głos złamał się z bólu, gdy Lara poruszyła palcami, a świetliste nici magii
zapłonęły przez moment białym gorącem. Musiałam przygryźć wnętrze swojego policzka,
by powstrzymać się od krzyku.
- Archer Cross nie jest tylko członkiem L’Occhio di Dio, jest także zdrajcą –
powiedziała Lara, przysuwając się do niego. – Tworzy większe zagrożenie, niż ktokolwiek
z nas może sobie wyobrazić. Dlatego jest nam tak bardzo przydatny.
Jenna wsunęła swoją dłoń w moją i ścisnęła moje palce, gdy Lara powiedziała:
- Dzisiaj użyjemy pana Cross do ćwiczeń. Rytuał, który wczoraj omówiłam zwiększy
wasze moce, ale najpierw muszę się dowiedzieć, z czym mamy do czynienia. – I wtedy,
jak gdyby przygotowywała nas do gry w Red Rover, klasnęła w ręce i powiedziała –
Dobra, ustawcie się wszyscy w kolejce. Każde z was będzie miało jedną szansę, by użyć
swojego najsilniejszego zaklęcia ataku na panie Cross. Proszę tylko, żebyście nie
próbowali go zabić. Pan Callahan jest pod ręką, by go uzdrowić, ale nawet jego moce nie
są tak silne.
Zaschło mi w ustach, obejrzałam się. Byłam tak skupiona na Archerze, że nie
zauważyłam stojącego w tyle Cala, opierającego się o szubienicę. Ręce miał założone na
piersi. Przyglądał mi się, jego wyraz twarzy wyrażał dziwną mieszankę ulgi, złości i
napięcia. Uniosłam palce na coś w rodzaju przywitania i skinął w odpowiedzi. Jenna
podążyła za moim wzrokiem i jej uścisk się wzmocnił.
- Cal – wymruczała. – Ostatnia osoba stojącą po naszej stronie.
Tak było. Jednak nic nie było w stanie mnie ucieszyć , gdy czekało mnie kilka
godzin oglądania, jak moi koledzy z klasy torturują Archera. Ponieważ byłam pozbawiona
magii pozwolili mi siedzieć obok i tylko obserwować. Lara mnie ubezpieczała. Gdy po raz
pierwszy próbowałam zamknąć oczy, zdałam sobie sprawę, że się nie zamykają. Nie
mogłam też poruszyć szyją, więc odwrócenie głowy było niemożliwe.
Michaela była pierwszą czarownicą w kolejce. Zawahała się i zaklęcie, które
ostatecznie rzuciła było słabe. Odbiło się od piersi Archera i ledwo się zakołysał na
piętach.
Pomyślałam, że może wszyscy zrobią coś w tym stylu. Znaczy, jasne, może i Archer
był „wrogiem”, ale te dzieciaki nie były mordercami. I może, gdyby nie Lara, byliby dla
niego łagodniejsi.
Ale kiedy Michaela szła na koniec szeregu, Lara posłała na nią pas magii, który
powalił ją na kolana.
- Następna osoba, która celowo będzie się powstrzymywać, będzie miała jeszcze
gorzej – zadeklarowała Lara i zaczęłam się zastanawiać, jak kiedykolwiek mogłam myśleć,
że jest miła. Albo zdrowa na umyśle.
Więc siedziałam tam ze łzami spływającymi mi po twarzy, przyglądając się, jak
Archer przyjmuje cios za ciosem od kolejnych czarownic i czarnoksiężników. Wróżki go
zamrażały, albo spalały gorącem. Jedna osoba wyczarowała winorośl z powietrza, która
owijała się wokół jego szyi dopóki nie zemdlał.
Nie chce mówić o tym, co robili zmiennokształtni.
Po każdym ataku podchodził Cal i kładł swoje ręce na ciele Archera dopóki nie
oprzytomniał, albo przestał krwawić, albo zaczął oddychać. Za każdym razem Archer
stawał twarzą w twarz z kolejnymi dzieciakami, był trochę bledszy, bardziej załamany i im
bliżej początku kolejki była Jenna, tym bardziej mój żołądek skręcał się w supeł. Obraz
mojej najlepszej przyjaciółki gryzącej i pijącej krew z chłopaka, którego kochałam był tak
straszny, tak wzbudzający obrzydzenie, że nie mogłam nawet o tym myśleć. Dzięki Bogu,
w ostateczności nie musiałam.
Tuż przed Jenną podeszła Taylor i gdy Cal uklęknął przy Archerze, by go uzdrowić,
spojrzał na Larę i powiedział:
- Już wystarczy. Jeszcze trochę, a nie będę w stanie go przywrócić.
Lara się skrzywiła, ale machnęła ręką i powiedziała:
- Dobra. Na panią, panno Talbot, przyjdzie kolej jutro. – Zwróciła swoją uwagę z
powrotem na resztę grupy, w której wszyscy wyglądali na… Nawet nie wiem, jakie jest na
to odpowiednie słowo. Zdruzgotanych. Wyczerpanych. Nie ma gorszego uczucia od bycia
zmuszonym do użycia swoich mocy, by kogoś zranić.
- Dobrze się dzisiaj spisaliście – powiedziała Lara i można by pomyśleć, że wszyscy
dobrze poradziliśmy sobie z testem z matmy, czy coś podobnego, a nie że torturowaliśmy
kolegę z klasy. – Teraz, mam lepszy pomysł co do waszych różnorodnych mocy, możemy
popracować nad panowaniem nad nimi. Wszyscy wracajcie do domu.
Nikt nie pisnął nawet słowem, przepychając się przez drzwi. Jenna cofnęła się, by
usiąść obok mnie i zaraz, gdy Lara wyszła, znów mogłam się ruszyć. Bez zastanowienia,
podbiegłam do Archera siedzącego na jednej z mat, których używaliśmy na zajęciach z
obrony. Opierał łokcie na skrzyżowanych kolanach i głowę na dłoniach. Uklęknęłam
naprzeciw niego, niezgrabnie owijając ręce wokół jego szyi. Wyprostował się,
przyciągając mnie do siebie. Przez długi czas obejmowaliśmy się, moje ręce były
wplątane w jego włosy; jego gładziły moje plecy.
- Nic mi nie jest – powiedział w końcu. – Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale nie
mam żadnych obrażeń. Znaczy, poza tymi w umyśle i na duszy, ale one zawsze były
trochę uszkodzone. – Delikatnie się rozplątaliśmy i wstaliśmy. – Twoja moc jest świetna,
stary – powiedział do Cala, który, jak właśnie zauważyłam, stał na krawędzi maty, zaraz
obok Jenny. – i muszę powiedzieć, że po tym, jak przywróciłeś mnie do życia – może z
jakieś sto razy? – czuję, że nasza relacja jest trochę wytrącona z równowagi.
- Możesz mi kupić hamburgera jak się stąd wydostaniemy – powiedział Cal i jak
zwykle, nie miałam pojęcia czy żartuje, czy nie.
Odeszłam od Archera i wyciągnęłam ręce, by obdarzyć Cala jednym z tych
niezręcznych uścisków.
- Dobrze cię widzieć – powiedziałam do niego. – I nie tylko z powodu, um… -
wskazałam na Archera, który podniósł na mnie brew, ale nic nie powiedział. Pragnąc, by
moja twarz nie stała się czerwona, zapytałam Cala – Dostałeś się tu wczoraj, tak samo jak
reszta z nas?
Wzdychając, schował ręce do kieszeni.
- Taaa. W jednej chwili szedłem do namiotu po kilka rzeczy; w następnej było całe
to światło i byłem tutaj. Z powrotem w mojej chatce, tak dokładnie.
- Dlaczego widzimy cię dopiero teraz? – zapytała Jenna.
- Chatka była zamknięta – odpowiedział. – Okna szczelnie zamknięte, wszystko.
Rano wezwano mnie tutaj. Lara powiedziała, że potrzebują moich „nadzwyczajnych
zdolności”. Muszę przyznać, nie miałem pojęcia, że będzie to coś tak mocnego.
Teraz, gdy o tym wspomniał, wyglądał na wyczerpanego i był strasznie blady.
Magia uzdrawiająca jest ciężka i nawet jedno zaklęcie zabiera dużo z Cala. Wielokrotne
przywracanie kogoś z krawędzi śmierci? Nic dziwnego, że wyglądał, jakby miał się zaraz
przekręcić.
Wciąż jednak trzymał się nieźle i otrząsnął się z wiadomego zmęczenia, by
zapytać:
- Więc chcą pozamieniać wszystkich w demony, co?
- Wygląda na to, że taki mają plan – powiedziałam. Krótko streściłam mu
wczorajszy apel, dodając – I z tego, co mówiła Elodie, chcą też zrobić na nas pewien
eksperyment, zobaczyć, co się stanie, jak zmienią wampira w demona.
- Co masz na myśli mówiąc „Elodie powiedziała”? – zapytał Archer, podnosząc
brew.
- Och. Um, Elodie mnie nawiedza. I teraz, uh, może mnie opętać itp. Co –
pospieszyłam się z dodaniem, gdy twarz Archera stawała się niebezpiecznie posępna –
jest nawet dobre, ponieważ może poprzez mnie używać swoich mocy.
Jenna i ja stałyśmy sobie, czekając, aż chłopaki przyjmą to do wiadomości.
- Dobra – powiedział powoli Archer. – Cóż, to dość niepokojące, ale jestem w
stanie zaakceptować wszystko, co pomoże nam się czym prędzej stąd wydostać. Tym
bardziej, jeśli mam być używany jako królik doświadczalny do torturowania. –
Przysunęłam się do niego bliżej, owijając swoją rękę wokół jego talii i udawałam, że nie
zauważyłam, jak Cal nagle odwrócił wzrok.
- Więc co teraz robimy? – zapytała Jenna.
Westchnęłam.
- Szczerze, to powiedziałabym, że uciekamy. Posiedzimy trochę nad znalezieniem
zaklęcia, które przedostanie nas przez tą zabójczą mgłę i potem może jakimś, żeby
wyczarować magiczną łódkę, czy coś.
Cal wydał z siebie dźwięk na kształt śmiechu, a Jenna się do mnie uśmiechnęła.
Ręka Archera zacisnęła się mocniej wokół mojej talii.
- Ale? – podszepnął.
- Ale – dodałam – to jest jak nakładanie Marii Antoninie opatrunku na szyję.
Myślę, że naszym najlepszym rozwiązaniem jest porozmawianie z panią Casnoff.
- Czemu? – zapytał Archer.
- Nie wiem. Po prostu… mogła zakołkować Jennę, ale tego nie zrobiła.
- Ponieważ chce ją zamienić w demona – wytknął Cal.
Potrząsnęłam głową.
- Może, ale nie jestem pewna. Słuchaj, Lara jest całkowicie zła, ale pani Casnoff
była… Dobra, miła, to nie jest odpowiednie słowo, ale sami widzieliście, jak strasznie
wyglądała. Coś ją dręczy. Warto spróbować pogadać z nią na osobności.
- Może wie, gdzie jest księga zaklęć – powiedziała Jenna, chwytając mnie za rękę.
- Może – powiedziałam siląc się na entuzjazm niż raczej sprzeczność i lekki
wystraszenie. Tak samo, jak olbrzymia chęć odzyskania moich mocy, druga
przepowiednia Torin ciążyła mi na sercu jak kamień. Sama myśl o tym przyprawiała mnie
o ból w klatce piersiowej.
Odwróciłam się więc w stronę Archera, przebiegając palcami po przedzie jego
koszulki. Wciąż była poplamiona krwią.
- Dogadamy się z panią Casnoff. Ale najpierw musimy pogadać z kimś jeszcze.
Rozdział 19
- Nie podoba mi się to - powiedział Archer tego samego popołudnia, siedząc
naprzeciwko mnie na podłodze w moim pokoju.
- Mi też nie, ale musisz zrozumieć, że to lepsze niż bycie torturowanym każdego
dnia.
Archer mruknął coś pod nosem, co brzmiało jak:
-Nie byłbym taki pewien.
W Thorne Abbey, byłam w stanie wezwać Elodie. Cóż, nie wiem, czy można to
było nazwać wezwaniem. Ona po prostu pojawiała się kiedy miała na to ochotę. Więc
czułam się strasznie głupio kiedy powiedziałam:
- Um. Elodie? Jesteś tu? Muszę z tobą porozmawiać.
Kątem oka zobaczyłam ruch powietrza. I nagle Elodie unosiła się w pobliżu szafy.
Poruszyła ustami:
- Co? - spytała. I wtedy zobaczyła Archera.
Przez dłuższą chwile po prostu patrzyli na siebie. Potem jak tylko najmilej mogłam
powiedziałam:
- Słuchaj. Wiem że ty i Archer macie… do pogadania, ale potrzebuję twojej
pomocy. Siostry Casnoff używają go jako celu na zajęciach praktycznych. I jeśli będzie tak
dalej to prawdopodobnie umrze.
Elodie wykonała gest, który był dość łatwy do zinterpretowania.
- Mówiłem ci, że to bez sensu – powiedział Archer, poruszając się, by wstać.
Złapałam go za rękaw i pociągnęłam z powrotem w dół.
- Czekaj. Elodie proszę.
Unosiła się ku nam , z jej niewyraźnej twarzy i ruchu warg mogłam wyczytać:
- Co chcesz żebym zrobiła?
Z ulgą puściłam rękaw Archera i powiedziałam:
- Wszystko co w twojej mocy. Jakieś zaklęcie ochronne, albo zaklęcie
niewidzialności… cokolwiek.
Składając ręce na piersi, Elodie spojrzała na Archera. Następnie, z machnięciem
ręki oraz Och, dobrze wniknęła we mnie .
To było takie dziwne, że Archer patrzył na mnie , ale widział Elodie. Jego twarz
miała zimny, kamienny wyraz. Coś czego nigdy wcześniej nie widziałam na jego twarzy.
Jeszcze dziwniejsze było oglądanie go poprzez myśli Elodie będącej w mojej głowie. Była
zła, mogłam wyczuć ten szybko bijący puls w żyłach, ucisk w żołądku. Ale to było coś
więcej. Była… smutna. Cierpiała.
- Daj mi swoje dłonie.
Usłyszałam swój głos. Archer wahał się przez chwilę, a potem położył dłonie na
moich.
Kiedy tylko to zrobił przypomniało mi się jak trzymał w tych dłoniach moją twarz
całując mnie. Nie, nie mnie . Elodie.
Przestań o tym myśleć.
Myślisz , że chcę o tym pamiętać? warknęła w odpowiedzi.
- Okej - powiedziała do Archera, który patrzył gdzieś nad moim ramieniem. - Nie
mogę uczynić cię niewidzialnym ani nic z tych rzeczy. Ale to zaklęcie sprawi że nie
będziesz czuł bólu i rzeczywistych szkód, które mogą ci zrobić. Ale nie będzie trwać
wiecznie, więc radzę tobie i Sophie znaleźć jakieś rozwiązanie i to jak najszybciej.
- Och, świetnie, bo nie przyszło nam to do głowy.
- Chcesz to zaklęcie , czy nie?
Krzywiąc się, Archer pokiwał głową i chwycił moje ręce mocniej. Po chwili
poczułam magię Elodie. Była jak deszcz. Spływała z mojej głowy, do palców i wnikała w
Archera. Kiedy tylko magia zniknęła, Elodie opuściła ręce wycierając je o moje uda.
- Już – powiedziała.
Archer wyłamywał palce. Patrząc na swoje dłonie powiedział:
- Dziękuję.
- Nic takiego - to była jedyna odpowiedź Elodie, a później odeszła zostawiając
mnie rozwaloną na podłodze. Było to z pewnością bardzo atrakcyjne.
Poczułam rękę na ramionach i już po chwili siedziałam opierając się na piersi
Archera.
- To było dziwniejsze niż sądziłem – powiedział z ustami przy mojej skroni.
Parsknęłam.
- Co ty nie powiesz? Jak się czujesz?
- Lepiej – powiedział - Ale jeśli ta ochrona nie trwa zbyt długo , to myślę , że
powinnaś jak najszybciej porozmawiać z panią Casnoff.
Niestety, okazało się, że łatwiej było powiedzieć niż zrobić.
Przez następnych kilka dni widziałam panią Casnoff tylko na kolacji, gdzie siedziała
na swoim miejscu patrząc się tępo w ścianę a ja zastanawiałam się kiedy do cholery ją
zastanę, gdy będzie sama.
Niestety, nie była jedyna trudna rzecz do zrobienia. Razem z Jenną byłyśmy
zdecydowane odnaleźć księgę zaklęć, ale pomiędzy tymi wszystkimi „sesjami
treningowymi” Lara „trenowała” nas ( co było wciąż straszne, choć wiedziałam, że Archer
udaje ból), a fakt, że nasze drzwi były zamykane, kiedy tylko zaszło słońce nie dawał nam
wyboru. Próbowałam znów przywołać Elodie, ale po zaklęciu rzuconym na Archera
zdawała się trzymać od nas na dystans.
Po piątym dniu w Hex Hall, zaczęłam wariować.
- Musimy coś zrobić - powiedziałam do Jenny tego ranka w drodze do szklarni.
- Jesteśmy tu już prawie tydzień, a nie jesteśmy nawet o krok bliżej do znalezienia
księgi, nie mamy pojęcia jak powstrzymać Casnoff od zmienienia wszystkich dzieciaków
w demony, a ja nie widziałam pani Casnoff samej od…..
Obróciłam się za siebie, by zobaczyć dlaczego Jenna nagle zastygła w bezruchu.
Wskazała na staw.
- Um, teraz jest sama.
Faktycznie była. Pani Casnoff siedziała na kamiennej ławeczce odwrócona tyłem
do nas, jej białe włosy spływały jej po ramionach.
- Niech to szlag - powiedziałam cicho. Byłam zdecydowana zostawić ją w spokoju
tak długo, że przeżyłam szok kiedy to się w końcu stało.
- Idź – powiedziała Jenna trącając mnie łokciem. - Porozmawiaj z nią. Spotkamy się
w domu.
Wpatrywałam się w tył głowy pani Casnoff i zastanawiałam się od czego mam
zacząć. Chciałam porozmawiać o tylu rzeczach, że wszystko mi się pomieszało.
Kiedy usiadłam obok niej, nawet nie odwróciła twarzy w moja stronę.
- Witaj, Sophie – powiedziała, ale jej wzrok nadal utkwiony był w wodzie.
- Witam – to było wszystko co mogłam z siebie wydusić.
- Była taka cicha – powiedziała pani Casnoff i przez sekundę byłam
zdezorientowana. wtedy powiedziała – Kiedy byłyśmy małe, ojciec bał się, że nigdy nie
będzie mówić – i wtedy zdałam sobie sprawę, że ma na myśli Larę. – Ale ja wiedziałam.
Jej umysł ciągle pracował. Pracował, pracował, i pracował. Była bardziej podobna do ojca
niż ja. Wciąż powtarzał „Cel uświęca środki”. – wyszeptała - „Cel uświęca środki”
Pod wpływem impulsu wyciągnęłam rękę i chwyciłam jej dłoń. Była bardzo zimna,
a w dotyku krucha jak papier.
- Nie wierze w to – powiedziałam – Hex Hall… słuchaj, to nie było moje ulubione
miejsce, ale też nie było takie najgorsze. Wiem, że to – wskazałam na mgłę, szkołę i całą
zatrutą wyspę – nie jest tym czego pani chce.
Ale pani Casnoff nie patrzyła na mnie. Potrząsając głową mruknęła.
- To jest to czego chciał. To jest to dla czego wszystko poświęcił.
- Kto? – zapytałam przez ściśnięte gardło – Pani tata? - po chwili potrząsnęłam
głową. To mogła być moja jedyna szansa, by z nią porozmawiać, więc musiałam się
skupić.
- Dlaczego mnie tu sprowadziliście?
Pani Casnoff zwróciła ku mnie swoją zmęczoną i załzawioną twarz.
- Sophie Mercer. Demonie czwartej generacji. Jedyny. Wszystkie inne są, zbyt
nowe, zbyt świeże, zbyt… nieprzewidywalne. Ale ty. – Chwyciła moją twarz w dłonie i
automatycznie przygotowałam się do odepchnięcia jej. – Jesteś naszą największą
nadzieją.
- Największą nadzieją na co? – zapytałam.
- To jest we krwi – powiedziała cicho - We krwi. Twojej i mojej, i mojego ojca, i
Alice… - Urwała patrząc na mnie niewidzącym wzrokiem.
- Co to znaczy - Ale mnie nie słuchała, a jej wzrok na powrót zrobił się mglisty. –
Pani Casnoff? – wyciągnęłam rękę i potrząsnęłam ją za ramię, ale było tak jakby w ogóle
tego nie poczuła. Byłam zrozpaczona i ta rozpacz uderzyła we i z taką siłą, że walczyłam z
chęcią potrząśnięcia nią tak, żeby aż jej zęby brzęczały. Co było we krwi? Jak mogłam być
jej nadzieją na cokolwiek?
- Sophie - usłyszałam jak ktoś mówi. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego za
ławeczką CALA. - Chodź – powiedział cicho podając mi rękę.
Spojrzałam jeszcze raz na panią Casnoff, na jej białe włosy i spustoszoną twarz. A
później chwyciłam Cala za rękę i pozwoliłam poprowadzić się z dala od niej.
- Myślałam, że może pomóc – powiedziałam do Cala, kiedy pani Casnoff była już
daleko za nami. – To głupie, wiem, ale… ona dbała o nas Cal. Dbała o to miejsce.
Szliśmy obok siebie, ale ostatecznie Cal puścił moją rękę i owinął ją sobie wokół
łokcia. I tak się trzymając ruszyliśmy do domu.
- Ona jest chora, Sophie – powiedział kiedy zbliżaliśmy się do jego chatki.
Znajdujące się przed nami Hex Hall zdawało się bardziej samotne niż zwykle. – Tak jak
wszystko inne tutaj. – powiedział i westchnął. Zastanawiałam się jak bardzo Cal kochał to
miejsce, jak był z niego dumny.
- Przykro mi – powiedziałam odwracając się do niego. Jego piwne oczy spotkały
moje i dostrzegłam w nich odrobinę humoru.
- Za często to mówisz.
Szarpiąc strój do zajęć z obronnych (który był jeszcze brzydszy niż go
zapamiętałam; niebieska rozciągliwa bawełna na nikim nie wyglądała dobrze),
zachichotałam.
- Taa, bo tak się czuję - zwłaszcza gdy się martwisz, chciałam dodać.
Cal tego nie skomentował i po chwili ruszył w kierunku budynku. Odczekałam kilka
sekund nim ruszyłam za nim. Tyle chciałam mu powiedzieć ale nie wiedziałam gdzie
zacząć. Cal myślę, że cię kocham, ale chyba nie jestem w tobie zakochana. Choć w
całowaniu jesteś wspaniały to było prawdopodobnie tylko jedno podejście.
Albo: Cal, kocham Archera, ale moja uczucia względem ciebie są skomplikowane,
ponieważ obaj jesteście cudowni i niesamowicie gorący, a my już technicznie jesteśmy
zaręczeni co daje gigantyczną dawkę wrzących emocji i hormonu do naszego życia.
Dobra może nie powiedziałabym wrzących.
- Wszystko w porządku?
- Huh? - zamrugałam zaskoczona że doszliśmy już do progu szkoły. Stał jedną
nogą w na schodku ganku, patrząc na mnie.
- Masz taki dziwny wyraz twarzy – powiedział - Jakbyś obliczała naprawdę
skomplikowane matematyczne działanie w głowie.
Nie mogłam się powstrzymać od parsknięcia śmiechem.
- Wykonywałam właśnie manewr mówienia.
Przeszłam obok niego i weszłam do środka budynku. Byłam zdecydowana
porozmawiać z nim jak dojrzała, dorosła osoba.
Ostatecznie.
Na razie tylko mu pomachałam i uciekłam do swojego pokoju.
Kiedy tam weszłam, Jenna siedziała na łóżku, niemalże wibrując z podniecenia.
- No i?- spytała.
- Dupa. Casnoff jest zbyt popieprzona, żeby zaoferować jakąkolwiek pomoc.
Ku mojemu zdziwieniu Jenna nie wydawała się tą wiadomością jakoś szczególnie
przytłoczona. Zamiast tego pochyliła się i powiedziała:
- Dobra, to jest do bani. Ale Soph, zgadnij co dzisiaj widziałam.
Podeszłam do swojego łóżka i zdjęłam trampki.
- Jesteśmy na przeklętej wyspie otoczonej mgłą mordercą i rządzonej przez dwie
szalone czarownice. Naprawdę nie mogę się doczekać zgadywania, Jen.
- Lara wychodziła z piwnicy – powiedziała, zdmuchując z czoła różowe pasemko. –
I wyglądała bardzo podejrzanie i tajemniczo. To znaczy bardziej podejrzanie i tajemniczo,
niż zwykle.
Ach, piwnica. Ciemne, straszne miejsce, pełne magicznych artefaktów, które miały
tendencję do poruszania się. Archer i ja spędziliśmy tam bardzo dużo czasu w zeszłym
roku.
- W każdym razie, ja wspomniałam o tym Taylor, a ona powiedziała, że widuje tam
Larę codziennie odkąd nas tu sprowadzili. Co dało mi do myślenia…
- Jest tam coś ważnego. Na przykład księga zaklęć – powiedziałam i mogłabym
przysiąc, że moja magia zrobiła skok z podniecenia wewnątrz mnie.
Jenna pokręciła głową, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć znajoma postać
się wtrąciła:
- Właśnie zamierzałam wam to powiedzieć – usłyszałam, jak mówię. - Ona na
pewno ukrywa coś tam , na dole. Drzwi są niemalże oblepione zaklęciami tak bardzo, że
to zakrawa na wariactwo.
Długo cię nie widziałam, powiedziałam jej.
Byłam zajęta.
Jenna zamrugała szybko. To zawsze był dla mnie szok, kiedy Elodie nagle się
pojawiała. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, jak dziwne musiało to być, dla ludzi,
którzy się temu przyglądają. Ale Jenna szybko się otrząsnęła.
- Możesz otworzyć te drzwi za pomocą magii? – zapytała.
- Oczywiście – powiedziała z drwiną Elodie. Siadając, przesunęła ręką po moich
włosach, ale włosy zaplątały mi się beznadziejnie między palce – Na miłość boską –
mruknęła, próbując odplątać włosy z pierścionka, który włożyłam.
Rozległo się pukanie do drzwi i poczułam że Elodie szykuje się, żeby zniknąć, kiedy
usłyszałyśmy Archera:
- Mercer? Jesteś tam?
Idź, powiedziałam do Elodie, ale nawet nie drgnęła. Na szczęście Jenna otworzyła
drzwi i od razu powiedziała:
- Sophie jest tutaj, ale aktualnie opętuje ją Elodie.
- W takim razie zaczekam tu – powiedział.
Mogłam poczuć… jakieś narastające w Elodie emocje, ale zanim zdążyłam je
nazwać ona już zniknęła.
Kiedy doszłam do siebie, Archer siedział na moim łóżku z ramionami owiniętymi
wokół moich. Jenna powiedziała mu zarówno o mojej rozmowie z panią Casnoff jak i o
tym, czego się dowiedziałyśmy o piwnicy.
- Elodie uważa, że może rzucić czar na drzwi i wpuścić Sophie do środka. –
skończyła.
Archer przesunął się na łóżku tak, by mógł spojrzeć mi w twarz.
- Pójdę z tobą - powiedział.
Uniosłam brwi.
- Cross, jesteś osobistym królikiem doświadczalnym do torturowania dla Casnoff.
To cud, że pozwoliły ci zostać w swoim pokoju, a nie zamknęły w lochu. Jeśli cię złapią
kręcącego się koło piwnicy…
- Gdyby chciały mnie zamknąć, to już by to zrobiły.
- Dlaczego tego nie zrobiły? - zastanawiała na głos się Jenna, a Archer wzruszył
ramionami.
- Może dlatego, że nie mogę uciec? Albo patrzenie na kolesia, którego codziennie
obdzierają ze skóry żywcem jest karą dla innych uczniów? Tak czy inaczej, piszę się na to.
Archer odwrócił się do mnie i ten znajomy, figlarny uśmieszek przemknął mu po
twarzy.
- Dalej, Mercer. Ty, ja, piwnica. Co może pójść nie tak?
Rozdział 20
Kilka dni później znalazłam się znowu w piwnicy. Tym razem jednak w bardziej
interesującym celu, niż katalogowanie magicznych rupieci.
- Co z naszym planem udania się do zamku? – zapytałam, gdy z Archerem
przyhamowaliśmy, by trochę odetchnąć. Opierałam się o szafkę, obejmując Archera w
pasie. Nad jego ramieniem widniał słoik z gałkami ocznymi, które się na mnie gapiły i
skinęłam głową w ich stronę. – Bo, no widzisz, rzeczy takie jak te? Są jak zabójcy nastroju.
Spojrzał na słoik i odwrócił się z powrotem w moją stronę, podnosząc brwi.
- Naprawdę? Ja zauważyłem odwrotny efekt.
Chichocząc, dźgnęłam go w brzuch i odepchnęłam się od szafki.
- Jesteś chory.
Uśmiechnął się i nachylił głowę, by znów mnie pocałować, ale go wyminęłam.
- Odpuść, Cross, przyszliśmy tu z pewnego powodu i nie było nim wygłupianie się.
Uśmiechając się, Archer założył ręce na piersi.
- Może nie dla ciebie, ale…
Przerwałam mu.
- Nie. Nie rozpraszaj mnie swoją przyciągającą przemową. Musimy przeszukać to
miejsce, zaklęcie Elodie trwa już zbyt długo. – Elodie wniknęła w moje ciało przy drzwiach
do piwnicy, rzucając drobne zaklęcie, by je otworzyć. Nawet nie spojrzała na Archera,
tym bardziej nic nie powiedziała. W momencie, gdy drzwi się odblokowały, zniknęła.
Uśmiech zniknął z twarzy Archera i wyglądał ponuro.
- Naprawdę jesteś tak przybity z powodu nieflirtowania w tej chwili? – droczyłam
się.
Ale był śmiertelnie poważny, gdy powiedział:
- Nie w tym rzecz. Chodzi o Elodie.
- Co w związku z nią?
Archer wywrócił oczami.
- No nie wiem, Mercer. Może to, że nie jestem wybitnie szczęśliwy, że duch mojej
byłej okazyjnie zamieszkuje ciało mojej obecnej dziewczyny.
Cofnęłam się o jeszcze jeden krok i przeszłam do kolejnej półki. Coś upadło i
uderzyło z głuchym odgłosem o brudną podłogę.
- Whoa, teraz jestem twoją dziewczyną?
Archer wzruszył ramionami.
- Próbowaliśmy się nawzajem zabić, walczyliśmy z ghoulami i dużo się
całowaliśmy. Jestem pewien, że w niektórych kulturach jesteśmy małżeństwem.
Teraz to ja wywróciłam oczami.
- Nieważne. Słuchaj, chodzi o to, że nie mam teraz magii. Elodie ma. Jeśli to, że
czasami używa mojego ciała jako marionetki oznacza, że mogę korzystać z mocy, nie
mam nic przeciwko temu. I ty też nie powinieneś. Moje ciało, mój duch i to wszystko.
Oczywiście Archer miał dużo do powiedzenia, ale w końcu przytaknął i powiedział:
- Dobrze. Niech będzie.
Coś w sposobie w jaki to wypowiadał irytowało mnie, ale to olałam.
- Dobra, więc od czego powinniśmy zacząć?
Archer odpiął mankiety i podwinął rękawy.
- Czyli Jenna mówiła, że Lara tu była? Przynajmniej trzy razy w tym tygodniu?
Przytaknęłam.
- Tak. Nigdy niczego ze sobą nie przynosiła, ani nie wynosiła.
- Dobra – powiedział, wypuszczając powietrze. – Więc cokolwiek tu robi, musi
używać rzeczy tu się znajdujących.
Rozejrzałam się po zapchanych półkach.
- Czyli tak w skrócie: Ona coś… robi. Używając jakiś rzeczy. I one gdzieś są.
- Tak mniej-więcej – odpowiedział Archer.
- Hura dla niejasności – mruknęłam, zdejmując blezer*. Rzuciłam go na najbliższą
półkę i skrzywiłam się, gdy w powietrze wzniosła się chmurka kurzu. – Ble, obrzydlistwo.
Czy to by je zabiło, gdyby okazjonalnie rzuciły tu zaklęcie sprzątające? Dam sobie rękę
uciąć, że wszystko tutaj jest pokryte grubą warstwą… - Urwałam, gdy do głowy przyszła
mi pewna myśl. Sądząc po uśmiechu, który pojawił się na twarzy Archera, pomyślał o tym
samym.
- Jeśli używasz czegoś jakieś trzy razy tygodniowo, jest to raczej niezakurzone –
powiedział.
- Więc szukamy najmniej obrzydliwej półki. Całkiem łatwe.
A raczej tak mi się wydawało. Przez jakieś dwadzieścia minut krążyliśmy z
Archerem po pokoju, zaglądając w każdą szczelinę. Było kilka przedmiotów, które
pamiętałam z kary w piwnicy (czerwony kawałek materiału, jakieś wampirze kły w słoiku)
i kilka rzeczy, które widziałam tylko w koszmarach. Tym, czego nie widziałam, była czysta
półka. Nawet same przedmioty były całe w kurzu, co było dziwne. Przedmioty w piwnicy
były zaczarowane i same się przemieszczały. Zazwyczaj nie miały czasu na zarośnięcie…
Nagle mnie oświeciło.
Stanęłam na palcach, by spojrzeć ponad szafką.
- Cross.
Jego głowa podniosła się kilka półek dalej.
- Co?
- Spójrz na te rzeczy.
Obrzucił mnie wzrokiem.
- Och, to to mieliśmy robić? Bo rysowałem w tym brudzie serduszka z twoimi
inicjałami.
*blezer – coś w rodzaju sportowej marynarki.
- Zabawne – powiedziałam ze śmiertelną powagą. – Chodzi mi o to, że czemu te
wszystkie słoiki, pudełka i wszystko inne też są pokryte kurzem? Nie powinny się cały czas
przemieszczać z miejsca na miejsce? Nie powinny mieć czasu na zarośnięcie kurzem.
- Dobre spostrzeżenie. – Oczy Archera przeskanowały całą stojącą przed nim
półkę, chwilę później powiedział –Jest – i zdjął duży, szklany słoik. W środku mogłam
dostrzec parę białych rękawiczek. Pamiętałam je; latały i któregoś razu spędziliśmy z
Archerem prawie pół godziny, goniąc je po piwnicy. Strasznie trudno było nam je zagonić
z powrotem do słoika.
Archer odkręcił pokrywkę i wyrzucił rękawiczki na szczyt półki. Leżały tam
kompletnie bez ruchu i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że umarły.
Archer podszedł do innej półki, pogrzebał trochę i wyciągnął stary bęben, jego
skóra była zapleśniała i rozdarta.
- W tym też już nie ma magii – powiedział, podnosząc bęben, bym mogła go
zobaczyć.
Krążyłam i od wszystkich magicznych przedmiotów wyczuwałam… cóż, spokój.
- W niczym nie ma magii – powiedziałam do Archera. – Czy magia może tak po
prostu… wyparować?
Podszedł, by stanąć obok mnie.
- Nigdy o czymś takim nie słyszałem, ale kto wie? Na pewno to dość dziwne.
- Dziwne rzeczy dzieją się w Hex Hall. Kto by pomyślał? – powiedziałam z
lekkością, ale w sercu byłam zawiedziona. Byłam pewna, że znajdziemy tu coś, co
pomoże nam powstrzymać Casnoff. Nie wiem, czemu myślałam, że to będzie takie
proste.
Archer objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej, by przycisnąć usta do mojego
czoła.
- Wymyślimy coś, Mercer – wymruczał i przycisnęłam policzek do jego piersi.
Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, zanim powiedział:
- Wiesz, mamy jeszcze jakieś pół godziny na siedzenie tutaj. Szkoda je zmarnować.
Dźgnęłam go w żebro, a w odpowiedzi przesadnie się skrzywił.
- Mowy nie ma. Moje dni miłości w piwnicy, młynie i lochach są skończone. Idź do
zamku, albo wracaj do domu.
- Nie ma sprawy – powiedział, gdy spletliśmy palce i skierowaliśmy się ku
schodom. – Ale musi to być prawdziwy zamek, czy może to być jeden z tych
nadmuchiwanych?
Zaśmiałam się.
- Och, nadmuchiwane zamki nie wchodzą w…
Zatrzymałam się na pierwszym stopni, pociągając za sobą Archera.
- Co to, do cholery, jest? – zapytałam, wskazując na ciemną plamę w najbliższym
rogu.
- Dobra, to jest ostatnie pytanie, które chcesz usłyszeć w obślizgłej piwnicy –
powiedział Archer, ale go zignorowałam i zeszłam ze schodów. Plama wypływała spod
kamiennej ściany i zakrywała może stopę na brudnej podłodze. Wyglądała na czarną i
trochę… lepką. Przełknęłam z obrzydzeniem, klękając i ostrożnie dotknęłam kleksa
jednym palcem.
Archer przykucnął obok mnie i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął latarkę i po kilku
próbach, wydobył się z niej niepewny promień.
Przyglądaliśmy się mojemu opuszkowi w słabym świetle.
- Więc to…
- Jest krew, tak – odpowiedziała, nie odrywając oczu od dłoni.
- Przerażające.
- Chciałam powiedzieć wstrętne, ale przerażające też pasuje.
Archer znów sięgnął do kieszeni i tym razem wyciągnął papierową serwetkę.
Wzięłam ją i rzuciłam Lady Makbet* wyzwanie w dziedzinie tarcia rąk. Próbowałam
nawet zedrzeć płat skóry, coś mnie denerwowało. Coś innego niż fakt, że właśnie
dotknęłam plamy krwi.
- Sprawdź inne kąty – powiedziałam do Archera.
Wstał i przeszedł przez pokój. Ja zostałam na miejscu, próbując sobie przypomnieć
tamto popołudnie z tatą przy rodzinnej księdze zaklęć Thorne. Przeglądaliśmy tuziny
zaklęć, ale jedno…
- Krew jest w każdym rogu – zawołał Archer z drugiej strony piwnicy. – Albo
przynajmniej wydaje mi się, że to nią jest. W odróżnieniu od niektórych, nie muszę
babrać w tym palców.
Opuściłam głowę i wywróciłam oczami.
- Wiem, co to jest. Czytałam o zaklęciu, wykorzystującym krew w czterech kątach
pokoju. – Wyobraziłam sobie księgę zaklęć, widziałam moje palce przekładające strony. –
To było zaklęcie powstrzymujące – powiedziałam w końcu. – Krew zmienia
pomieszczenie w klatkę, ale potrzeba do tego strasznie dużo magii. Jedna czarownica nie
mogłaby tego zrobić sama, bo mogłoby to wyczerpać jej moc. – Spojrzałam w górę i
napotkałam wzrok Archera. – Chyba, że czarownica może czerpać magię z czegoś innego
– powiedziałam.
Archer rozejrzał się po piwnicy.
- Albo wielu innych rzeczy.
- Cóż, jedna zagadka rozwiązana – powiedziałam, wstając. – Oczywiście, teraz
zostaje nam pytanie, co Crasnoff tu trzymają?
- I gdzie? – dodał Archer, ale potrząsnęłam głową.
- Wiem, gdzie – powiedziałam. – Przynajmniej tak mi się wydaje. Zaklęcie
powstrzymujące jest jak magiczna sieć. Krew w rogach ją uziemia, a zaklęcie zakreśla łuki
przez pokój.
Oboje spojrzeliśmy w górę, jakbyśmy chcieli zobaczyć ikrzące nici wzdłuż sufitu.
Ale nie było tam niczego oprócz zakurzonych belek.
- Zaklęcie jest najsilniejsze pośrodku pomieszczenia – dodałam. – Więc cokolwiek
chcesz trzymać, musisz położyć to najbliżej martwego punktu, jak to tylko możliwe.
- Musiałaś być w dzieciństwie dobra w przypominanie – rozmyślał Archer.
Wzruszyłam ramionami.
- Gdy przeglądasz księgę najpotężniejszych, mrocznych zaklęć wszechczasów, to
poświęcasz jej dużo uwagi.
*Lady Makbet – postać z „Makbeta” Szekspira, żona głównego bohatera.
Nasze oczy skierowały się na środek pomieszczenia, gdzie nie było nic innego, jak
tylko jedna z wielu piwnicznych półek. A pod półką czarne znaki na brudzie.
Zbliżyliśmy się do siebie i razem do niej podeszliśmy. Minęła minuta (i parę
niegrzecznych słów od naszej dwójki), ale udało nam się przesunąć ją o kilka stóp. Potem
staliśmy, lekko spoceni, ciężko oddychając i wpatrując się w klapę na podłodze.
- Cokolwiek jest na dole – powiedział po chwili Archer – musi to być coś
hardcorowego, skoro Casnoff tak się namęczyły, żeby to schować. Jesteś pewna, że
chcesz to zrobić, Mercer?
- Oczywiście, że nie – powiedziałam, chwytając za żelazne koło przymocowane do
klapy. – Ale i tak to zrobię.
Szarpnęłam za uchwyt, a klapa z łatwością się podniosła. Wydobyło się spod niej
chłodne, śmierdzące brudem i rozkładem powietrze. Od wewnątrz przykręcona była
metalowa drabina i naliczyłam dziesięć szczebli, zanim zniknęłam w ciemności.
Archer już chciał wykonać krok w stronę dziury, ale go powstrzymałam.
- Ja schodzę pierwsza. Gdybym poszła po tobie, to byś mi zaglądał pod spódnicę.
- Sophie…
Ale było za późno. Próbując pozbyć się uczucia, że idę do grobu, chwyciłam za
drabinę i zaczęłam schodzić na dół.
Rozdział 21
Prawdopodobnie istnieje kilka rzeczy gorszych niż schodzenie do otworu, który
jest centralnie pod przerażającą piwnicą, ale w tej chwili, trudno mi było myśleć o
którejkolwiek z nich.
Byłam tylko kilka kroków w dół przed pogrążeniem się w ciemnościach. Słabe
światło piwniczne nie było wystarczająco silne, aby przeniknąć mrok. Byłam również
całkowicie przekonana, że tunel się teraz zwężał, bo gdy zrobiłam kolejny krok w dół, oba
moje ramiona ocierały się ściany.
Metaliczny posmak strachu nagle zalał mi usta, gdy moje spocone dłonie zsuwały
się z żelaznych szczebli.
- Mercer? - zawołał Archer przede mną – Wszystko w porządku?
Oparłam czoło o ręce i próbowałam ukryć panikę w moim głosie, kiedy
odpowiadałam:
- Tak, w porządku. Czemu pytasz?
- Bo sapiesz.
Och. Teraz, kiedy o tym wspomniał, mój oddech był urywany i wychodził z moich
płuc dość szybko. Starałam się go uspokoić, kiedy zapytał:
- Jest ciemno czy… - mruknął i przesunął się. Spadł na mnie brud, więc zamknęłam
oczy.
- Oba – wykrztusiłam – Widocznie teraz jestem klaustrofobiczką. To coś, uh,
nowego. Prawdopodobnie skutek uboczny uciekania z płonącego budynku przez
podziemny tunel – wzięłam kolejny chwiejny oddech – Hura dla urazów psychicznych.
- Wracaj na górę – powiedział Archer automatycznie, za co go kochałam.
- Nie – powiedziałam, zmuszając swoje nogi, by szły dalej – Jesteśmy tu by
uratować świat, Cross. Nie ma czasu na ataki paniki.
Schodziłam dalej, po jednym szczeblu na raz i ostatecznie Archer też ruszył. Nie
byłam pewna jak długo szliśmy na dół. Czułam jakby mijały godziny, a moje serce cały
czas podchodziło mi do gardła, a sama ziemia zdawała się mnie przygniatać.
Wreszcie tunel zaczął się rozszerzać i mrok przeniknęło słabe światło. Kiedy moje
nogi w końcu uderzyły o gruntową podłogę, odwróciłam się i znalazłam w obliczu
drugiego, krótszego tunelu. Miał co najwyżej sześciu stóp wysokości i około czterech
szerokości. Czymkolwiek było źródło światła, pochodziło z czegoś na końcu większego
tunelu. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego za mną Archera, miał nieufny wyraz
twarzy.
- Z mojego doświadczenia wiem, że nic dobrego nie świeci – powiedział.
- To nieprawda – odpowiedziałam, łapiąc go za rękę. Zaczęliśmy iść w kierunku
światła – Dużo dobrych rzeczy świeci. Pałeczki fluorescencyjne. Świetliki. Cudne
świecące w ciemności koszulki…
Parsknął śmiechem, ale jego palce zacisnęły się mocniej na moich. Szliśmy dalej,
coś zimnego i mokrego kapnęło na moją szyję. Wzdrygnęłam się, ale szłam dalej. Światło
stało się jaśniejsze. Archer i ja skręciliśmy za róg i chwilę później niski jęk wypełniał
powietrze. Zajęło mi chwilę zanim zdałam sobie sprawę, że pochodził ode mnie.
Przed nami rozciągało się olbrzymie pomieszczenie o ceglanych ścianach. Blask,
który widzieliśmy pochodził z żarówki wiszącej na gołym przewodzie, podobnie jak na
górze, w piwnicy. Staliśmy w pomieszczeniu , ramię w ramię, z około tuzinem dzieci. Albo
przynajmniej tymi, którzy nimi byli.
Patrzyli przed siebie niewidzącym wzrokiem, mając ręce sztywne przy bokach, jak
mechaniczne lalki czekały, aby je włączyć. Archer mruknął coś za mną, ale go nie
dosłyszałam. Ogarnęła mnie fala mdłości, jak podeszłam do Nicka, wpatrując się w jego
puste oczy. Obok niego stała Daisy, jej ciemne włosy były potargane, usta lekko
rozchylone, jak gdyby była w trakcie mówienia czegoś, kiedy została zamrożona. Za nimi
zobaczyłam Annę i Chaston. Urok, który roztaczały, by wyglądać tak pięknie jak Elodie,
teraz zniknął, wyglądały bardziej blado niż zapamiętałam. Wyglądały też młodziej i wtedy
ból przeszył moją klatkę piersiową.
Przypomniałam sobie żarty z Nickiem w ogrodzie w Thorne, korzystanie z magii,
aby przebierać się nawzajem w głupie ubrania. I to, jak zwykł patrzeć na Daisy. Sposób, w
jaki ona się w niego wtulała za każdym razem, gdy siedzieli obok siebie.
- One tu tych ludzi magazynują – powiedziałam, mój głos odbił się echem. – Jakby
byli rzeczami. Archer. To jest… Słuchaj, wiedziałam, że to, co tu znajdziemy będzie złe.
Wątpię, by Lara Crasnoff używała zaklęcia krwi by strzec jej przepisu na czekoladowe
ciasteczka. Ale to?
-Taaa - powiedział cicho Archer. – To wykracza poza złe i zamienia się w koszmar.
– Położył rękę na moim karku. – To jest gościu, który zaatakował mnie w młynie, prawda?
– skinął na Nicka.
- Tak. Musiały go jakoś złapać. – Dotknęłam ręki Nicka. Była zimna i jakby z wosku.
- Jak myślisz, co im się stało?
- Nie wiem. To może być zaklęcie przytrzymujące, albo jakiś inny rodzaj tego typu
magii. – Od tych dzieciaków pochodziło tak wiele czarnej magii, że wiedziałam, iż
wszystkie były demonami. Każdy z nich. Poza moimi mocami, które szalały we mnie, nie
miałam pojęcia ile faktycznie magii znajduje się w tej strasznej, małej pieczarze.
Archer wypuścił przeciągle powietrze.
- Nigdy nie myślałem, że będę żałował kogoś kto próbował mnie wypatroszyć.
- To nie był on. Znaczy, to był on, ale nie on. Casnoff zmieniły go w potwora.
Ponieważ go wskrzesiły, one… nie wiem, nasłały go na ciebie. Zmieniły ich wszystkich w
potwory. – Machnęłam ręką na pozostałe dzieci stojące w małej celi. – Ale jeżeli Casnoff
mają taki zwyczaj, wszyscy tu wylądujemy.
Przyciągając mnie bliżej, Archer mruknął:
- Nie dopuścimy do tego.
- Jak? – dopytywałam się, a moje słowa odbijały się w pomieszczeniu. – Spójrz na
to, z czym mamy do czynienia, Cross. Nie możemy używać magii. Nie możemy opuścić
tego miejsca. – Wypuściłam swoją rękę z uścisku. - Nawet nie wiemy, co dzieje się w
pozostałej części świata. Wszystko co możemy zrobić, to… to grać w Scooby-Doo w
piwnicy.
- To nie wszystko co możemy zrobić, Sophie – powiedział Archer.
Ilekroć wypowiadał moje imię, wiedziałam, że jest mówi poważnie.
- Co masz na myśli? – cofnął się o kilka kroków.
- Słuchaj, chcesz by Crasnoff odeszły i te dzieciaki były ocalone, lub przynajmniej…
Cóż, strzelam, że wyciągnąć je z tej nędzy. Nie chcesz aby ktokolwiek po raz kolejny
wskrzeszał demony. Są też inne osoby, które tego chcą.
- Proszę, powiedz mi, że nie mówimy o Oku.
Odwrócił wzrok i schował ręce do kieszeni.
- Ja tylko mówię, że ty i Oko macie tutaj wspólny cel.
Nie byłam pewna, czy byłam oszołomiona, zła czy obrzydzona. Był to raczej rodzaj
mieszany wszystkich tych trzech rzeczy.
- Okej, jest tu na dole może jakiś wyciek gazu? A może uderzyłeś głową w tunel?
Bo tylko to jest naprawdę wymówką dla mówienia czegoś tak głupiego.
- Och, masz rację, Mercer – powiedział. – Pomysł, by walczyć z armią demonów u
boku wyszkolonych żołnierzy jest wręcz niedorzeczne. Możemy iść do Nausicaa, by dała
nam jakiś proszek na oddalenie problemów.
- Nie bądź osłem - warknęłam.
- Więc nie bądź naiwna – odparł. – To jest dla nas zbyt trudne, by sobie z tym
poradzić, Sophie. To jest zbyt ciężkie dla Prodigium, aby zwalczyć to na własną rękę. Ale
jeśli byśmy złączyli siły, byłaby szansa, że…
- Co ty sobie myślisz, Cross? Że poprosimy Oko o pomoc, a oni wszyscy
odpowiedzą „Jasne nie ma problemu! A kiedy skończymy unicestwiać demony, to na
pewno nie zabijemy reszty z was, mimo że taka jest nasza misja życiowa!”?
Patrząc na mnie Archer powiedział:
- Jeszcze kilka miesięcy temu, myślałaś, że Brannick też takie są. Zabójczynie
Prodigium. Ale nie miałaś nic przeciwko, by ci pomogły.
Zamrugałam niepewnie.
- To… To coś innego – wybełkotałam. - To moja…
- Twoja rodzina? – zapytał cicho. – Bo Oko jest moją.
- Ale ty nie jesteś jednym z nich. Nie do końca.
- Jestem, Mercer – powiedział. – I jeśli wciąż tego nie rozumiesz… - Odetchnął, i
potarł się po karku, wpatrując się w jakiś punkt nad moim ramieniem - Nieważne –
podsumował w końcu.
Odwrócił się i ruszył z powrotem w kierunku drabiny. Wpatrywałam się w jego
plecy jeszcze przez kilka sekund, zanim za nim ruszyłam. Trudno było uwierzyć, że jeszcze
chwilę temu żartowaliśmy i całowaliśmy się; myślenie o tym sprawiło, że miałam ochotę
wybuchnąć płaczem. Czy nasz związek nie może być prosty i szczęśliwy trochę dłużej niż
kilka godzin?
Udaliśmy się z powrotem na górę po drabinie i tym razem byłam zbyt
nieszczęśliwa i zła by czuć się klaustrofobicznie. Na górze oparł się, by podać mi rękę, ale
ja go zignorowałam i sama dźwignęłam się z tunelu.
Zamknęłam za nami klapę i bez słowa przesunęliśmy nad nią z powrotem półkę.
Przeszłam obok niego, kierując się do schodów. Byłam już na pierwszym, kiedy poczułam
palce zaciskające się wokół mojego nadgarstka.
- Sophie, proszę. Nie chcę z tobą walczyć.
Obróciłam się i otworzyłam usta, żeby powiedzieć, że też nie chcę z nim walczyć.
Ale zanim to zrobiłam, zobaczyłam kątem oka charakterystyczny błysk, a następne co
pamiętam, to jak moja ręka wyszarpała się z jego uścisku.
- Jeśli nie chcesz nią walczyć, może nie powinieneś sugerować współpracy z
ludźmi, którzy chcą ją zabić – mój głos warknął.
Archer cofnął się tak szybko, że prawie się przewrócił, i nie byłam pewna, czy
kiedykolwiek nie widziałam go tak wkurzonego. Ale szybko się otrząsnął.
- Elodie, gdybym chciał z tobą porozmawiać, zrobiłbym to w seansie czy coś. Może
poszedłbym do odcinku Ghost Hunters. Ale teraz, chcę porozmawiać z Sophie, więc
wynoś się.
Elodie nie miała zamiaru tego zrobić.
- Zawsze byłeś beznadziejnym chłopakiem – powiedziała. –Gdy odszedłeś,
dopisałam do twojego konta, wiesz, to, że mnie nie lubisz. Ale nie jestem tak ślepa, jak
martwa, naprawdę lubisz Sophie. W rzeczywistości, trudno mi to pojąć, ale myślę, że ją
kochasz.
Zamknij się, zamknij się, zamknij się.
Pieprzyć to, odparła. Spędzacie cały czas na wygłupach i dowcipach. Ktoś musi
zejść na ziemię.
- Do czego zmierzasz? – zapytał Archer mrużąc na mnie oczy. Na nią. Nieważne.
Boże, to stawało się niezręczne.
- Cal też ją kocha, wiesz. I z tego, co wiem, to nie był częścią kultu zabójców
potworów. Chodzi mi o to, że jeśli masz zamiar mieć lojalność w obie strony, być może
nadszedł czas abyś się pokłonił w podziękowaniu.
Nie można powiedzieć, że Elodie nie wie jak zrobić dramatyczne wyjście. Następną
rzeczą, którą pamiętałam, było, jak wpadłam w ramiona Archera, moja głowa odpłynęła.
Archer chwycił mnie w pasie i nagle odepchnął na długość ramienia.
- Sophie? – spytał, patrząc uważnie w moje oczy.
- Tak – powiedziałam drżącym głosem. – Wróciłam.
Jego palce rozluźniły się i była to teraz bardziej pieszczota niż uścisk.
- Nie możesz kontrolować, gdy się w ten sposób pojawia? Ona może cię
nawiedzać… w każdej chwili?
Starałam się zaśmiać, ale wyszło bardziej jak kaszel.
- Znasz Elodie. Nie sądzę, żeby ktoś kiedykolwiek ją kontrolował.
Marszcząc brwi, Archer zabrał ręce i wepchnął je do kieszeni.
- Cóż, świetnie.
Archer… To co ona mówiła. Wiesz, że to nie prawda.
Wzruszył ramionami, wszedł obok mnie na schody.
- Najgorszą, możliwą rzeczą, jaką można powiedzieć jest to, jak Elodie jest super
silna. Nie martw się o to. - Zatrzymał się i spojrzał przez ramię. – Musimy chyba
powiedzieć Jennie co tu na dole odkryliśmy.
Racja. Właśni odkryliśmy całą bandę demonów. To może pomóc nam rozwiązać
zagadkę. Minęło kolejne kilka sekund.
- Chodź, Mercer – powiedział Archer, podając mi rękę.
Tym razem ją wzięłam.
Rozdział 22
- Widzisz? Tak jest o wiele lepiej - powiedziała Elodie, kiedy podziwiałyśmy moje
odbicie w lustrze nad kredensem. Mimo że obraz był zdeformowany i zniekształcony
musiałam przyznać, że wyglądałam bardzo ładnie. Elodie pogładziła dłonią moje włosy,
które pod wpływem jej dotyku opadły miękkimi falami na moje ramiona.
Jest niesamowicie, powiedziałam, ale pozwalam ci używać mojego ciała, żebyśmy
mogły włamać się do biura Lary, a nie po to, żebyś dawała mi rady odnośnie wyglądu.
Poza tym, jeśli będę chodzić tak wyglądając, to ludzie zaczną podejrzewać, że albo jakimś
cudem uprawiam magię , albo jakoś udało mi się przemycić prostownicę do Hex Hall.
To było dziwne obserwować swoją twarz wykrzywiająca się w grymasie na… mnie.
- Jesteś niezwykle irytująca, gdy masz rację - powiedziała, machając ręką. Po raz
kolejny, moje włosy ułożyły się w roztrzepane loki.
Po tym jak wróciliśmy z piwnicy, Archer i ja, powiedzieliśmy Jennie i Calowi o
dzieciakach przebywających tam na dole. Razem zdecydowaliśmy że dostanie się do
biura Lary będzie kolejnym planem ataku.
- Tam musi coś być - powiedziała Jenna. – Albo zaklęcie, które zmienia dzieciaki w
demony, albo księga zaklęć…
- Może będzie miała teczkę podpisaną Mój Zły Plan – zasugerowałam. - To byłoby
bardzo pomocne.
Trzy dni zajęło nam wymyślenie strategii jak dostać się do biura. Cal będzie
rozpraszał Larę pytaniami o swoje moce i o to jak mogą być użyteczne, a Jenna i Archer
będą mieli oko na panią Casnoff. A ponieważ ona w dalszym ciągu po prostu spacerowała
dookoła stawu nie powinno to być szczególnie trudne.
Najważniejsza rzecz została dla mnie i Elodie: przy użyciu magii Elodie, dostać się
do biura i wyszukać czegoś co mogłoby pomóc nam powstrzymać siostry Casnoff. Jeśli
plan się powiedzie, nie będzie to jakiś ważny dzień, ale będziemy ten jeden krok dalej.
Elodie spojrzała w moje odbicie i powiedziała:
-To dziwne. Patrzeć w lustro i widzieć ciebie.
Tak, myślę, że już ustaliliśmy że jest to okropne dla wszystkich zaangażowanych.
Możemy już iść? Nie mamy dużo czasu.
Wzdychając odwróciła się od kredensu. Gdy to robiła, zobaczyłam coś w lustrze…
Nie wiem ,jakby coś się na chwilę ruszyło.
Widziałaś to? W lustrze?
Elodie się obejrzała.
- Widzę tylko ciebie. Mnie. - Machnęła ręką. - No wiesz.
Wpatrywałam się w szkło, jednak Elodie miała rację. Nic tam nie było.
To pewnie tylko gra światła, powiedziałam do niej. Przepraszam.
- Nie zdziwiłabym się - mruknęła otwierając drzwi. - To lustro jest strasznie
rozwalone.
Przeszłyśmy przez salon. Zauważyłam tam kilka młodszych czarownic stłoczonych
na jednej z kanap, ich głowy się stykały. To nie był pierwszy raz, kiedy byłam obiektem
szeptów dzieciaków. Zastanawiałam się, czy może nie byliśmy jedynymi, którzy obmyślali
plan.
Ja nie kołysze tak biodrami, kiedy chodzę, powiedziałam do Elodie, kiedy je
mijałyśmy. Przestań.
Udała, że mnie nie słyszała.
Dom był niemal całkiem cichy. Kolacja skończyła się jakąś godzinę temu i zbliżał się
już zachód słońca. Wszyscy będą więc zamknięci w swoich pokojach, co oznaczało, że
musiałyśmy się pospieszyć.
Mogłam poczuć jak mocno bije mi serce, kiedy weszłyśmy na główny korytarz. Z
witrażowego okna odpadło jeszcze więcej szkła. Teraz aniołowi, który stworzył
czarownice i czarowników brakowało połowy twarzy i przeszedł mnie lekki dreszcz, kiedy
przechodziłyśmy na placach między kawałkami szkła. Nie byłam pewna, czy to ja czuje się
tak nieswojo, czy może to była Elodie. Prawdopodobnie my obie.
Gdy dotarłyśmy do biura Lary, Elodie położyła dłoń na klamce. Czułam jak magia
przepływa przez moją rękę i mentalne westchnęłam.
- Skąd wiesz, że Lara to Lara Casnoff, a pani Casnoff jest panią Casnoff? - szepnęła
Elodie, pracując nad zaczarowanymi drzwiami. - To jej panieńskie nazwisko prawda? Tak
wiec nie powinna być panną Casnoff?
Ze wszystkich rzeczy nad którymi można się zastanawiać, ty skupiłaś się akurat na
tym? Jaki jest jej stan cywilny?
- Mówię tylko, że to dziwne - syknęła w odpowiedzi.
Wiesz, że możesz mówić do mnie w myślach prawda? Nie musisz mówić na głos i
sprawiać , żeby wszyscy myśleli, że jestem stuknięta. Tak dla twojej informacji.
- Mogę mówić tylko wtedy, kiedy jestem w twoim ciele, więc pozwól mi z tego
korzystać.
Zanim zdążyłyśmy się pokłócić, drzwi nagle ustąpiły. Elodie popchnęła je i rzuciła
się do środka, zamykając je za sobą. Biuro Lary było całkowitym przeciwieństwem biura
Pani Casnoff, włączając w to wznoszące się wszędzie biblioteczki ciężkie, drewniane
biurko, które było tak bardzo wypolerowane, że mogłam się w nim przejrzeć.
- Jakiś pomysł, gdzie mamy zacząć? – szepnęła Elodie.
Biurko, powiedziałam w końcu. Będzie zamknięte, i jeśli jest takie, jak biurko pani
Casnoff to magia na nie nie zadziała. Mam w kieszeni gwóźdź. Wyjmij go i powiem ci jak
otworzyć zamek.
Zalała mnie pogarda Elodie, ale wzięła gwóźdź i zabrała się do pracy.
- Czy w prawdziwym świecie byłaś włamywaczem? - mruknęła, wciąż grzebiąc przy
zamku.
Nie. Mieszkałyśmy kiedyś z mamą w bardzo wadliwym mieszkaniu. Zamek nigdy
dobrze nie działał i zawsze musiałyśmy się włamywać. Muszę przyznać, że nigdy nie
myślałam, że ta umiejętność przyda mi się ponownie.
Zachichotała.
- Co chciałaś ukraść z biurka pani Casnoff?
Informacje o Archerze. Po tym jak odszedł.
- Ach. Przy okazji. Nie ma za co.
Za co?
Wbiła gwóźdź mocniej.
- Za doprowadzenie go do porządku tamtej nocy. Współpraca z Okiem – zadrwiła.
- Tak, to był genialny plan.
On po prostu próbował coś wymyślić. – powiedziałam automatycznie. Nie byłam
pewna dlaczego go broniłam, kiedy chciałam powiedzieć, że to była najgłupsza rzecz
wśród najgłupszych rzeczy, ale nie podobała mi się pogarda w jej głosie. Cóż, w moim
głosie, jej słowach.
Elodie przerwała próby otworzenia szuflady i odgarnęła moje włosy obiema
rękami.
- Co musiałoby się stać, żebyś uświadomiła sobie, że Archer Cross to zła
wiadomość? On jest członkiem Oka. Jest kłamcą i dupkiem, i nie jest ani trochę tak
śmieszny jak mu się wydaje. A ty jesteś zaręczona z Calem. Faceci, którzy potrafią uleczyć
każdą ranę, są super gorący i do wzięcia? To naprawdę, nie zdarza się codziennie.
Nie myślę o Calu w ten sposób.
Wróciła do zamka, przyciskając mocniej gwóźdź. Elodie prychnęła.
- Um, hej, byłam w twojej głowie. Oczywiście, że myślisz o nim w ten sposób.
Słuchaj, to nie jest impreza piżamowa, warknęłam. Mogłabyś wrócić do pracy?
- Dobra – mruknęła - Nie słuchaj mnie. Ale mówię ci, Cal to jest to. Znaczy,
gdybym miała ciało, nawet bym się nie…
Nie kończ.
Jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna, że nie zamierzała tego zrobić,
ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zamek w szufladzie ustąpił.
- Aha – wyszeptała Elodie – Sukces.
Kiedy wysunęła szufladę, nie spodziewałam się niczego znaleźć. Naprawdę. To
znaczy, może jakąś tajemniczą zapiskę, albo dwie, albo głupią zagadkę, zapisaną na
pergaminie, która mielibyśmy rozwiązać.
Więc kiedy zobaczyłam książkę, leżącą na stercie papierów, nie zdałam sobie
sprawy na co właśnie patrzyłam. Zrozumiałam, dopiero, kiedy Elodie się odezwała:
- Hmm… czy to jest księga zaklęć o której mówiliście?
Spojrzałam na popękaną okładkę z czarnej skóry. Poczułam moc, która od niej
biła.
Tak. To zdecydowanie ona.
- Cóż to było… proste.
Wyciągnęła rękę, by ją wziąć, kiedy bez namysłu krzyknęłam:
Nie!!!
Krzywiąc się zakryła uszy dłońmi.
- Au! Mówiłam ci, wewnętrzny głos!
To nie może być tak proste, powiedziałam jej, słowa Torin dzwoniły mi w uszach.
To jest pułapka. Sztuczka.
- Albo może coś w końcu idzie po naszej myśli – zasugerowała. - Dalej Sophie.
Darowany koń. Zęby. Nie zaglądaj.
Ponownie wyciągnęła rękę, by podnieść księgę, ale tym razem to nie mój
mentalny krzyk ja zatrzymał. To było skrzypienie otwieranych drzwi.
Rozdział 23
Zanim drzwi zdążyły otworzyć się chociażby o cal, Elodie zgarnęła księgę i
schowała ją niezdarnie za ściągacz mojej spódnicy. Zaraz, gdy dotknęła mojej skóry na
plecach, skrzywiłyśmy się. Magia z niej pochodząca była jak szok elektryczny o niskim
natężeniu, a na moich rękach i nogach pojawiła się gęsia skórka.
Musiałam to pozostawić Elodie. Gdybym to ja kontrolowała swoje ciało,
potykałabym się, poprzewracała wszystko i przycięła ubrania szufladą. A Elodie płynnie
zamknęła szufladę, nie wydając przy tym żadnego dźwięku i usiadła na miejscu Lary,
jakby tam było jej miejsce. W jej głowie – albo mojej, trudno było stwierdzić –
formułowała się już wymówka, kiedy zza drzwi wysunęła się głowa Cala.
Elodie opadła z ulgą.
- Och, to ty.
Marszcząc brwi, lakonicznie skinął.
- Zatrzymywałem Larę tak długo, jak tylko mogłem. Powiedziała, że idzie do
szklarni, ale chciałem was ostrzec.
Elodie wstała i obeszła biurko.
- W porządku – powiedziała. – Znalazłam, czego szukałam.
Ja? Czemu mówisz „ja” a nie „my”?
W mojej głowie nie pojawiła się żadna odpowiedź, gdy uśmiechała się do Cala.
- Dzięki za ostrzeżenie.
Przestudiował moją twarz z kolejnym swoim nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Zastanawiałam się, czy nie są one przypadkiem jego znakiem rozpoznawczym.
- Więc jesteś Sophie? Czy Elodie w Sophie?
- Tylko ja – powiedziała z lekkim wzruszeniem ramion. – Elodie się ulotniła, gdy
otworzyłeś drzwi.
Nie martwiłam się teraz o wewnętrzne głosy.
Co ty wyprawiasz? Krzyczałam tak głośno, jak tylko umiałam. Trochę zesztywniała i
złapała Cala za rękę.
- Chodź. Powinniśmy stąd iść.
Gdy wracali na górę po schodach, księga kiwała się na moich plecach, moje palce
gnieździły się w zgięciu ręki Cala, a ja wciąż powtarzałam Elodie te same słowa, jak refren.
Przestań. Już. Albo powiedz mu, że nie jesteś mną, albo się wynoś z mojego ciała.
Doszliśmy na trzecie piętro. Salon był pusty, Elodie poprowadziła Cala do mojego
pokoju.
Zaufaj mi, w końcu odpowiedziała. Robię ci przysługę.
Otworzyła drzwi i wskazała Calowi, by wszedł za nią. Zauważyłam, że się na chwilę
zawahał i pomyślałam, że może się zorientuje, że to nie ja. Ale wtedy poszedł za nią.
Jenny nie było, Elodie wskoczyła na kredens, krzyżując nogi w kostkach. Cal delikatnie
zamknął za sobą drzwi.
- Znalazłaś coś? – zapytał niskim głosem.
Elodie przytaknęła.
- Nie coś. Znalazłam księgę zaklęć.
Cal zamrugał kilka razy.
- Księgę zaklęć? Leżała od tak na wierzchu?
- W zamkniętym biurku Lary. Ej, wiesz może, czemu pani Casnoff jest, cóż, panią
Casnoff? Znaczy, to jest nazwisko jej taty, więc czemu pani?
Poważnie? Zapytałam.
Pocierając kark, Cal odpowiedział:
- Huh? Och, uh, była kiedyś mężatką, ale wszyscy Casnoff zatrzymują nazwisko. To
tradycja, czy coś takiego. Ale co do księgi…
- Miała zaaranżowane małżeństwo? Tak jak my? – zapytała Elodie, ześlizgując się z
kredensu. Podeszła do Cala na tyle blisko, że mogłam zobaczyć swoje odbicie w jego
oczach. Tak głupio, jak tylko to brzmi, byłam zaskoczona tym, jak wyglądałam. Byłam
wręcz pewna, że na mojej twarzy pojawi się jakiś znak obecności Elodie. Ale niczego
takiego nie było.
Stojąc w miejscu, Cal dziwnie na nią spojrzał, gdy przysunęła się bliżej.
Proszę, prosiłam po cichu. Dostrzeż to. Zobacz mnie.
Ale ten moment uleciał i po lekkim potrząśnięciu głową, Cal powiedział:
- Tak, pewnie tak. Sophie, widziałaś zaklęcie? Te, które przywróciło by ci twoje
moce?
Elodie była tym zaskoczona, moja ręka zaczęła błądzić w poszukiwaniu księgi,
wciąż przyciśniętej do moich pleców.
- Och, racja, to. Tak właściwie, to właśnie miałam zamiar go poszukać.
Nie! krzyknęłam ponownie, ale Cal na szczęście był tej samej myśli.
- Nie rób tego – warknął, chwytając mój nadgarstek w momencie, kiedy palce
sięgały po księgę. Póki moja ręka wciąż była za moimi plecami, trzymał mnie blisko siebie.
Rezultat, cieszyła się Elodie w mojej głowie.
Czułam ciepły oddech Cala, gdy mówił:
- Może zostawiła księgę tak, by łatwo było ją znaleźć z jakiegoś powodu. Jeśli
dotkniesz tej strony i odzyskasz moce, będziesz znowu demonem. Może to jest właśnie
to, czego chcą.
Teraz skręcało mnie w żołądku nie w związku z tym, co chciała zrobić Elodie, ale z
tym, co powiedział mi Torin. Po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, że nie chciał mnie
tylko wkręcić. Ta myśl była nie do zniesienia.
- Nie pomyślałam o tym – powiedziała Elodie głosem, jakiego nigdy wcześniej u
siebie nie słyszałam. Był zachrypnięty. Prawie seksowny.
Po raz pierwszy usłyszałam, jak Cal się zawahał.
- Myślę, że nie powinnaś dotykać tego zaklęcia. Przynajmniej nie teraz.
- Nie dotknę.
- Dobrze.
- To czemu wciąż mnie trzymasz?
Czułam się, jakbym oglądała wypadek samochodowy w zwolnionym tempie, tylko
że byłam w samochodzie.
Przestań, powiedziałam znowu, ale tym razem nie krzyczałam. Błagałam. Nie dla
mnie, dla Cala. Bawisz się nim, a on na to nie zasługuje.
Nie, odpowiedziała, otaczając moimi palcami kark Cala. Ale Archer zasługuje.
Usta Cala były niepewne i część mnie zastanawiała się, czy podejrzewa. Ale wtedy
Elodie przyciągnęła go bliżej i myślę, że nawet gdyby podejrzewał, już go to nie
obchodziło. Pocałunek w namiocie był intensywny, ale ten… cóż, był namiętny. Pewnie
dlatego, że Elodie praktycznie owinęła moje ciało wokół Cala, całując go z o wiele
większym zapałem, niż ja bym kiedykolwiek okazała.
Zalało mnie tyle emocji, że już nie widziałam, które są moje, a które Elodie. Złość,
żądza, smutek, zwycięstwo. Wszystkie tłukły się wewnątrz mnie wraz z magią dudniącą
jak moje serce w klatce piersiowej i wstrząsem elektrycznym wzdłuż kręgosłupa,
powodowanym przez księgę, czułam się jakbym miała zaraz eksplodować na milion
kawałków.
Ale zanim mogło to się zdarzyć, drzwi się otworzyły, i nawet to, że krzyczałam do
Elodie, żeby puściła Cala, wiedziałam, że już było za późno.
- Whoa – usłyszałam, jak mówiła Jenna, a zaraz po niej Archer:
- Co?
Nagle moje oczy się otworzyły i zobaczyłam ich dwoje stojących w drzwiach. Jenna
wyglądała na bardziej zmieszaną, niż kiedykolwiek. Ale Archer…
Jeśli miałam kiedykolwiek, jakiekolwiek wątpliwości co do jego uczyć w stosunku
do mnie, prysły, gdy zobaczyłam jego wyraz twarzy. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale
gdybym była, to pewnie miałabym taki sam wyraz twarzy.
Poczułam, jak moje usta rozciągają się w uśmiechu, a wewnątrz mnie Elodie
prawie tańczyła.
- Nie za fajnie jest oglądać, jak ktoś, kogo kochasz obściskuje się z kimś innym,
nieprawdaż? – powiedziała do Archera.
Cal, który wciąż nie puścił mojego nadgarstka, nagle się cofnął.
- Elodie – powiedział. Nie było to pytanie.
Nigdy ci tego nie wybaczę, powiedziałam do niej. Nie obchodzi mnie, jeśli nie będę
mogła nigdy więcej korzystać z magii, nigdy więcej nie wejdziesz w moje ciało.
Nie chodziło o ciebie, to była jej jedyna odpowiedź.
I zniknęła.
Upadłam na podłogę i jedno z moich kolan boleśnie otarło się o drewnianą
posadzkę. Cal i Jenna rzucili się, by pomóc mi wstać. Zaraz, gdy poczułam się stabilnie, Cal
zabrał ręce i cofnął się. Jenna trzymała mnie mocno za łokieć i zaraz, gdy podniosłam
wzrok, zrozumiałam, dlaczego Archer mi nie pomógł.
Nie było go.
Obróciłam się z przykrością do Cala.
- Przepraszam. Znowu. Bardzo przepraszam. Ja… nigdy bym…
Uciął mi, potrząsając energicznie głową.
- To nie twoja wina – powiedział, ale gburowatym głosem i wciąż na mnie nie
patrząc.
Nie wiedząc, co by jeszcze powiedzieć, wygrzebałam księgę zaklęć i wręczyłam ją
Jennie.
- Znalazłyśmy to w biurku Lary. Cal uważa, że może to być jakaś pułapka. Bo niby
czemu była taka łatwa do znalezienia? – Przypomniałam sobie, jak któregoś dnia pani
Casnoff powiedziała, że jestem ich największą nadzieją, przez coś „we krwi”. Jeśli Casnoff
chciały, żebym odzyskała moce, to nie było dobrze.
Jenna wzięła ode mnie książkę, ale jej nie otworzyła.
- Dobra – powiedziała. – Idź pogadać z Archerem.
- Jest wkurzony, ale to jest ważniejsze – powiedziałam, wskazując na księgę.
Pozwoliłam im myśleć, że jestem odważna i że się poświęcam. Było to lepsze niż
powiedzenie im, że byłam zbyt tchórzliwa, by pogadać teraz z Archerem. Co niby miałam
mu powiedzieć, „Przepraszam, że duch twojej byłej wykorzystał mnie, by się zabawić z
moim narzeczonym”?
Ale Jenna była moją najlepszą przyjaciółką.
- Soph – powiedziała spokojnie. – Idź z nim pogadać. Teraz.
Westchnęłam.
- Wiesz, apodyktyczność jest jedną z moich najmniej ulubionych cech w tobie.
Wraz z twoją nieomylną zdolnością, by mieć zawsze rację.
Uśmiechnęła się.
- Kochasz mnie.
Zanim wyszłam z pokoju, zauważyłam wymijający wyraz twarzy Cala i jego spięte
ramiona. Oddałabym wszystko za to, żebym mogła czytać w myślach.
Znalezienie Archera nie było trudne. Był w zielonym pokoju ze zdjęciami, w tym,
gdzie pierwszy raz spotkałam Elodie, Chaston i Annę. Siedział na podłodze, opierając się
plecami o sofę, nogi miał wyciągnięte przed siebie. Przyglądał się fotografii na ścianie.
Usiadłam obok niego, mimo że dywan był nieprzyjemnie wilgotny. Słabe, blade
światło z jednej lampy w pokoju ukrywało dużą część jego twarzy w cieniu.
- Do bani – powiedziałam, starając się brzmieć jak najbardziej pogodnie, jak tylko
umiałam. – To chyba efekt uboczny związków w świecie magii.
Wydał dźwięk rozbawienia, a jego ramiona lekko się zatrzęsły. Ale wciąż na mnie
nie patrzył.
- Myślisz, że te dzieciaki miały kiedyś takie problemy? – zapytał, kiwając głową w
stronę fotografii. Było to zdjęcie pierwszej w historii klasy w Hex Hall z 1903 roku.
Widniało tam tylko kilkoro uczniów, a szkoła nie była wtedy karą, lecz schronieniem.
- Możliwe – powiedziałam. – Ta laska w słomianym kapeluszu wygląda na trochę
obrzydzoną.
Szczerze się zaśmiał i w końcu się do mnie odwrócił.
- Wiem, że to była ona – powiedział, sięgając po moją rękę. Nasze palce się
splotły. – Ale wciąż. Widok dziewczyny, którą… widok ciebie całującej się z Calem. I mimo
że wiedziałem, że to ona w momencie, gdy tylko zobaczyłem waszą dwójkę…
- Wciąż było beznadziejnie – dokończyłam spokojnie. – Rozumiem to. Widok
ciebie całującego się z Elodie mnie zabijał.
- A mnie zabijało całowanie jej – powiedział i jego oczy z powrotem powędrowały
w stronę zdjęcia. – Ale to nie było tylko do bani widząc swoją dziewczynę wpychającą
język do gardła innego faceta.
Skrzywiłam się, przypominając sobie, jak zrobiło się gorąco, gdy Archer i Jenna
weszli. Archer nawet nie zwrócił uwagi, albo tylko udawał.
- Ale Elodie ma rację. Cal się o ciebie troszczy. I jest naprawdę dobrym facetem. I
mimo że chciałbym go nienawidzić za to, że jesteście zaręczeni… - Wzruszył bezradnie
ramionami. – Nie potrafię. A to może tylko oznaczać, że jest naprawdę niesamowicie
wymarzony.
- Przestań – powiedziałam, szarpiąc za nasze złączone dłonie. – Cal jest moim
przyjacielem. Tylko tyle. To ty jesteś tym, którego…
Kocham, chciałam powiedzieć. Ale to słowo ugrzęzło mi w gardle i dokończyłam
mówiąc tylko:
- Chcę. Wybrałam. Cokolwiek.
Przytrzymał mój wzrok, nigdy nie widziałam takiej powagi w jego ciemnych
oczach.
- Może nie powinienem.
Zszokowana odsunęłam się od niego.
- Co masz na myśli?
- Po prostu… Jeśli byłabyś z nim szczęśliwsza. Byłoby lepiej.
Okej, zaczynałam się już wkurzać.
- Nie ty tu decydujesz. Ale jeśli się tak czujesz, to może powinieneś mi po prostu
teraz wyskoczyć z tym całym tekstem „Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie”.
Ku mojemu zaskoczeniu, Archer się uśmiechnął.
- Tu jest problem – powiedział. – Nie mogę. Zniósłbym, gdybyś to ty mnie
zostawiła, ale ja bym ciebie nigdy nie zostawił.
Zmrużyłam na niego oczy.
- Jesteś nienormalny.
- To próbowałem ci powiedzieć.
Owijając ręce na jego szyi, przyciągnęłam jego twarz do mojej.
- Ale lubię cię takiego nienormalnego – wyszeptałam, gdy nasze usta już się
prawie dotykały. – Więc nigdy więcej nie gadaj takich głupot, dobrze?
Chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale tylko westchnął i powiedział:
- Dobrze.
- Cóż za urocza chwila.
Obróciłam głowę. W pokoju stała Lara, uśmiechając się w naszą stronę.
- Miło panią widzieć, panno Mercer – powiedziała do mnie. – Myślę, że musimy
porozmawiać.
Rozdział 24
Po raz drugi tego dnia znalazłam się w gabinecie Lary.
Pokój wychodził na drzewa na tyłach budynku i obserwowałam mgłę wijącą się
wokół poczerniałych pni. Skupiałam się na tym, tak, by nie zwracać uwagi na małą
leżankę przed oknem, gdzie leżała pani Casnoff z rękoma na kolanach i pustą twarzą.
Tonąc w skórzanym fotelu po drugiej stronie biurka, Lara studiowała mnie. Nie
wyglądała na złą. Tylko na ciekawą. Prawie rozbawioną.
- Mam nadzieję, że nie przerwałam niczego zbyt ważnego między tobą a panem
Crossem.
Zacisnęłam palce tak mocno, żeby nie mogła zobaczyć jak drżą.
- Nie, po staremu. Wiesz… jak zrujnować ten wasz cały pokręcony plan i uciec z tej
szalonej wyspy.
Roześmiała się.
- Nawet teraz twoje poczucie humoru cię nie opuszcza. Gdyby nie było to tak
denerwujące, szanowałabym je. - Pochyliła się nad biurkiem, złączając dłonie i coś w niej,
przypominało mi tych wszystkich doradców których poznałam (a uwierzcie mi, że kiedy
chodziłam do normalnej szkoły, poznałam ich mnóstwo). - Czy dlatego próbujesz
porozmawiać z moją siostrą? Dlaczego włamałaś się dzisiaj do mojego biura?
Wzdrygnęłam się, a Lara oparła się z powrotem na krześle, wykrzywiając usta w
uśmiechu zadowolenia.
- Nie sądziłaś, że o tym wiem, prawda?
Chciałam być żartobliwa. Chciałam powiedzieć coś, by pokazać, że się jej, do
cholery, nie boję. Mielibyśmy przewagę przez może dziesięć minut? I skoro wiedziała, że
byłyśmy w jej biurze, to czy wiedziała też, że mamy księgę?
Przynajmniej miałam sarkazm po swojej stronie.
- Jestem rozczarowana, że o tym wiesz - powiedziałam Larze, siadając na krześle,
naprzeciw biurka - ale widząc, jaką jesteś okrutną wiedźmą, nie jestem za bardzo
zaskoczona.
Zmrużyła oczy.
- Wszystko dla ciebie jest żartem. Grą. Dzieło życia mojego ojca, zbawienie naszej
rasy...
- Dziełem życia twojego ojca było zniewolenie grupki nastolatków? Nic dziwnego,
że wasza dwójka okazała się tak niesamowita - powiedziałam, wskazując głową w stronę
pani Casnoff. Nie dawała żadnego znaku, że mnie słuchała.
Dobra teraz Lara się wkurzyła. Usiadła wyprostowana na krześle.
- Czy wiesz co mój ojciec poświęcił by stworzyć ciebie i całą twoją linię? Czy wiesz
co straciliśmy? - wskazała długim palcem panią Casnoff. - Aby utrzymać naszą rasę
bezpieczną? Aby chronić nasz rodzaj od tych, którzy chcieliby nas wyeliminować?
- Zamieniasz ludzi w potwory - powiedziałam. - Dzieci. Twojemu ojcu udało się
zniszczenie Alice. A potem zniszczył jej córkę, a jeśli wy to kontynuujecie, zrobicie to
samo ze mną i moim tatą.
- Koniec...
- Cel uświęca środki. To powiedziała. To wasze motto rodzinne, czy coś?
Lara zesztywniała, jej kostki zbielały.
- Co chciałabyś wiedzieć o mojej rodzinie, Sophie?
Wcisnęłam się z powrotem w moje krzesło i pokręciłam głową.
- Myślę, że wiem wystarczająco dużo o twojej rodzinie, dzięki.
- Nie wiesz nic - powiedziała Lara, a potem przesunęła palce w moim kierunku.
Początkowo nic się nie stało, a ja zastanawiałam się czy to nie jest przypadkiem
czarownicowa wersja środkowego palca.
I wtedy mój wzrok zaczął czarnieć. Trzęsąc się, próbowałam chwycić
podłokietniki krzesła, ale już go nie było. Mnie już tam nie było. Otoczona przez
ciemność, prawie czułam się jakbym była z powrotem w Itineris. To uczucie klaustrofobii
zaczęło mnie dusić.
Świecąca plamka rozpościerała się w ciemnościach, powoli zmieniając się w obraz.
Patrzyłam na zimowy krajobraz wsi, a potem wszystko zaczęło się poruszać. Mężczyźni i
kobiety maszerowali w dół białą ścieżką, ich głowy były schylone przed zimnem i
wiatrem. Nikt mi nie powiedział, czego szukałam, ale wiedza wypełniała moją głowę,
jakbym zawsze wiedziała. To była wieś, w której mieszkał Alexei Casnoff, a mały dom na
samym środku obrazu był jego domem.
Wtedy go zobaczyłam, ciemnowłosego chłopaka przyciśniętego twarzą do okna.
Czekał na swojego ojca, czułam zniecierpliwienie i martwiłam się, jakby to były moje
własne emocje. Piękna kobieta o ciemnych blond włosach pogładziła jego głowę i
szeptała coś do niego po rosyjsku. Mimo, że nie mogłam powiedzieć ani słowa w tym
języku, mogłam zrozumieć, co mówiła.
- Wszystko będzie w porządku Alexei. Twój ojciec i inni będą nas bronić, obiecuję.
Zrozumiałam wtedy, że cała wieś składa się z Prodigium i dziś została podjęta jakaś
ważna decyzja. Coś o ruchu, bezpieczeństwie. Ukryciu. Ale zanim mogłam dowiedzieć się,
co to było, obraz przesunął się ponownie.
Ulice nie były już pokryte śniegiem, nie było też już małych, oryginalnych chatek.
Był tylko chaos, ogień i dym. Płomienie były tak jasne, że chciałam zasłonić oczy, ale nie
miałam rąk. Bądź też oczu. Widziałam Alexeia biegnącego wzdłuż ulicy, ściganego przez
wieśniaków.
Wiedzą, czym jesteśmy, pomyślał Alexei. Znaleźli nas, znaleźli.
Za nim, na ulicy leżały nieruchome postacie, wiedziałam, że to jego rodzice. Wokół
głowy matki roztrzepane były jej blond włosy, częściowo wciąż jeszcze się tliły. Malutki
kształt obok niego, był jego kochaną siostra, a on sam był bardzo przerażony. Jego strach
i smutek zalewał mnie prawie nie do zniesienia. Płomienie zaczęły blaknąć, a obraz zaczął
się zmieniać. Alexei był teraz starszy, miał może z dwadzieścia lat. Był przystojny i mniej
surowy w odróżnieniu od kilku zdjęć, na których go widziałam.
Jechał na tylnym siedzeniu samochodu, obok wzgórz i jasnozielonej trawy, które
wydawały mi się znajome. Był podekscytowany, a jago palce bębniły nerwowo w książkę
znajdującą się na jego kolanach.
Księgę czarów.
Samochód brzęczał na kamiennym moście, a w polu widzenia nagle znalazło się
Thorne Abbey.
Alexei mógł dostrzec dziewczyny na trawniku, wszystkie studentki z żeńskiej
uczelni w Londynie. Zostały sprowadzone do Thorne, ponieważ w mieście nie było już
dla nich innego bezpiecznego miejsca. Alexei spoglądał na nie, a na jego twarzy malował
się wąski uśmiech.
W końcu, pomyślał. W końcu.
Wtedy obraz nagle pociemniał, następne co pamiętam to to, że byłam z
powrotem w biurze Lary dysząc w fotelu.
- Myślę, że to oddaje sens sprawy - powiedziała Lara spokojnie porządkując jakieś
papiery.
Jeszcze mną trzęsło, próbowałam uświadomić sobie, że to nie moja cała rodzina,
właśnie została zamordowana na ulicy. Kiedy poczułam, że mogę znowu rozmawiać,
powiedziałam:
- Ludzie zamordowali jego rodzinę. Był przerażony i chciał znaleźć sposób by
ochronić resztę Prodigium i może trochę się zemścić. Ale... to nie znaczy, że zrobił
dobrze.
Zdławiłam odruch wymiotny, przypominając sobie radość w głowie Alexeia na
widok gromadki niewinnych dziewcząt biegających po trawniku Thorne Abbey. Alice,
moja prababcia, była jedną z nich.
- Poza tym, wiem, że nie chodzi o ochronę. Może od tego się zaczęło, ale do czego
twój tata naprawdę chciał użyć Alice? Bo wiesz, co ja myślę? Myślę, że demon-zwierzątko
byłby całkiem przydatny, jeśli chciałby mieć całe Prodigium chodzące po ziemi pod
kontrolą.
Lara nawet nie próbowała zaprzeczyć.
- Być może. Oczywiście, cały oddział „demonów-zwierzątek” byłby jeszcze
wygodniejszy.
Odłożyła papiery i ostrożnie otworzyła szufladę. Wyciągnęła księgę a moje serce
pulsowało, aż w moich stopach.
- Skąd...
- Och, panna Talbot bardzo szybko mi ją oddała. Jeśli chciałaś księgę, musiałaś
tylko poprosić - kontynuowała, a ja wpatrywałam się w nią zdezorientowana.
- Co?
- I tak mieliśmy zamiar ci ją w końcu dać. Nie jesteś wiele warta bez swoich mocy
- przewracała strony, aż dotarła do zaklęcia, które mogło przywrócić mi magię. Sam
widok tych słów na kartce sprawiał, że chciałam wyskoczyć ze skóry.
Lara przysunęła do mnie książkę.
- Dalej. Dotknij - potem zachichotała. - O tak, Sophie, wiedziałam, że twój ojciec
mówił ci, żebyś go dotknęła. Wiedziałam o tych wszystkich godzinach , które spędzaliście
przy tej księdze.
Moja magia była tylko kilka cali ode mnie. Wszystko wewnątrz mnie wręcz się
tego domagało. Ale napotkałam oczy Lary i zapytałam:
- Po co miałabyś chcieć moich mocy, skoro w chwili gdy je odzyskam, to stąd
ucieknę?
Lara tylko się do mnie uśmiechnęła.
- Sophie, kiedy twój ojciec opowiadał ci o demonach, powiedział ci w jaki sposób
są one kontrolowane?
- Czarownica lub czarnoksiężnik, który stworzył demona może go kontrolować, ale
ponieważ technicznie nikt mnie nie stworzył, nikt nie może mnie kontrolować.
- My również tak myśleliśmy - przyznała Lara z niewielkim skinieniem. - Ale potem
zrobiliśmy kilka badań. Wiesz, kolekcje twojego ojca w Thorne było bardzo przydatne. I
wyobraź sobie nasze zdziwienie, gdy okazało się, że zdolność kontrolowania jest
przekazywana z krwią.
We krwi, powiedziała pani Casnoff. We krwi. Twojej i mojej, mojego ojca i Alice...
Nagle uświadomiłam sobie co to oznacza.
- Nasz ojciec wykonał rytuał, który okazał się zmienić twoją prababcię w demona -
powiedziała Lara. - Nasz ród cię stworzył. Oznacza to, że jeśli odzyskasz moce, będziesz
pod naszą kontrolą.
Nie mogłam oderwać oczu od zaklęcia, nawet, gdy zaczęłam się trząść.
- To niemożliwe - powiedziałam, jakby mówienie tak miało sprawić, że stanie się
to prawdą. - Jeżeli mogłyście mnie kontrolować, to czemu nie robiłyście tego wcześniej?
- Nie wiedziałyśmy, że możemy, więc nie próbowałyśmy - powiedziała pani
Casnoff, odzywając się po raz pierwszy.
- Ale po co? Po co chcecie mnie kontrolować, skoro możecie wskrzesić tyle
demonów, ile tylko chcecie?
- Nowe demony potrafią być... nieobliczalne - powiedziała Lara. - Ale ty? Czwartej
generacji demon? U ciebie szansa, że... stracisz kontrolę, powiedzmy, że jest bardzo,
bardzo mała. Co sprawia, że lepiej nadajesz się do roli lidera. - Lara uśmiechnęła się do
mnie, ale w jej oczach nie było zdrowego rozsądku. - Każda armia potrzebuje w końcu
lidera.
Dostałam skurczu żołądka, zerwałam się na równe nogi, odsuwając się od biurka.
- Nie, nie, zostanę na zawsze pozbawiona mocy, nie będę pod waszą kontrolą.
Lara rzuciła otwartą księgę na swoje biurko, a moja magia zawyła.
- Ty tak mówisz - powiedziała opierając się o krzesło. – Ale twoje moce chcą być
uwolnione. Jako demon jesteś kim jesteś, a teraz, kiedy zobaczyłaś zaklęcie, magia
wewnątrz ciebie nie spocznie, dopóki nie zostanie przywrócona.
Wszystko co chciałam zrobić to zacisnąć ręce na tej stronie.
- Dlaczego nie możesz mnie po prostu zmusić? - zapytałam jej.
Jeśli wszystko co musiałam zrobić to dotknąć strony, mogła przejść wokół biurka i
złapać mnie. Przerażona uświadomiłam sobie, że chciałam by to zrobiła i cofnęłam się.
- Czary takie jak ten są delikatne - powiedziała. - Nie można kogoś zmusić do
zrobienia czegoś tak potężnego. To musi być twój wybór. Księga będzie tutaj –
powiedziała do mnie Lara, gdy podchodziłam do drzwi – Codziennie otwarta na tym
zaklęciu, Sophie. Wzywając cię. Możesz zaoszczędzić sobie wiele bólu jeśli się temu
poddasz.
Sięgnęłam do klamki, moją skórę nagle zalał zimny pot. Kiedy drzwi wreszcie się
odtworzyły, wybiegłam, moja magia krzyczała tak głośno, że chciałam zatkać uszy.
Jenna czekała na mnie w naszym pokoju, a kiedy otworzyłam drzwi ona skoczyła
na równe nogi.
- O mój Boże, wszystko w porządku? Kiedy Lara przyszła tutaj i poprosiła o księgę,
prawie umarłam i... Soph?
Tutaj tęsknota za księgą nie była tak intensywna, ale wciąż drżałam dając się
poprowadzić do łóżka. Jenna skuliła się obok mnie.
- Co się stało? - spytała cicho.
Kiedy skończyłam opowiadać Jennie o tym, co się stało w biurze Lary, przestałam
się trząść, ale zaczęłam płakać.
- Tak bardzo chcę z powrotem moje moce - powiedziałam Jennie, gdy głaskała
mnie po włosach - ale nie mogę ryzykować... bycia rzeczą, którą mogą kontrolować.
Byłam pewna, że gdy odzyskam swoje moce z powrotem to wszystko będzie w porządku.
Ale to? Boże, Jenna, to jest o wiele gorsze.
- Ciii - szepnęła - Rozgryziemy to. Rozgryziemy.
Ale jej głos był drżący. Zasnęłyśmy na jej łóżku przytulając się nawzajem jak małe
dzieci.
Myślałam, że to grzmot mnie obudził. Usiadłam na łóżku, mrugałam, a niski huk
przepełnił dom. Szyby brzęczały, a ja kiedy stawiałam nogi na podłodze, mogłam poczuć
lekkie drganie.
- Co? - mruknęła Jenna sennie.
Podeszłam do okna, starając się zrozumieć, co widziałam. Światła grały we mgle,
na początku migotały niewyraźnie, ale potem rozbłysły tak mocno, że mogłam zobaczyć
ciemne kształty drzew zwykle ukrytych we mgle. Słyszałam jak w holu otwierają się drzwi
i odgłosy bosych stóp na drewnianej podłodze.
Światło coraz bardziej wypełniało nasz pokój, huknęło ponownie, tym razem tak
mocno, że zagrzechotały mi zęby. Teraz już w pełni obudzona Jenna wyskoczyła z łóżka i
otworzyła nasze drzwi. Inne dziewczyny były już zgromadzone na półpiętrze, patrząc
przez potłuczony witraż. Wciąż wyczuwałam księgę, wbiłam paznokcie w dłonie, mając
nadzieję, że ból będzie mnie powstrzymywał od zbiegnięcia na dół. Światła nadal migały,
a huki stawały się głośniejsze i mocniejsze. Kilka młodszych dziewczyn zatkało uszy.
Ktoś trącił mnie łokciem, obejrzałam się, aby zobaczyć stojącą tam Nausicaa, jej
skrzydła delikatnie grały w gęstym powietrzu.
- Lara przyszła dzisiaj do naszego pokoju po Taylor – powiedziała. - Myślisz, że... -
skinęła na światła – Coś jej zrobiły?
Moja magia niemal dusiła się we mnie, gdy wibracje umacniały się, coraz więcej
odłamków szkła zaczynało się wyłamywać. Nie słyszałam, jak rozbijały się o podłogę.
Światła rozbłysły po raz ostatni, tak jasno, że wszyscy zamknęli oczy i odwrócili głowy.
I wtedy wszystko ucichło.
Staliśmy tam drżąc, gdy nagły zimny wiatr wpadł przez rozbite okno.
Gdzieś w oddali usłyszałam nieludzkie wycie.
- Tak - powiedziałam do Nausici. - Myślę, że tak.
Rozdział 25
Gdy następnego ranka się obudziłam, bolały mnie wszystkie kości z powodu księgi
zaklęć. Wcześniejszego popołudnia czułam, że będę mogła wstać z łóżka. Schodzenie ze
schodów było agonią, ale musiałam sprawdzić, co się stało.
Było jeszcze gorzej niż myślałam, a uwierzcie, przygotowałam się na wszelkiego
rodzaju okropieństwa. Witraż był już całkowicie potłuczony, w drewnianej ramie zostało
tylko kilka odłamków szkła. W nocy co jakiś czas zaczynało padać i teraz woda wlewała
się przez postrzępiony otwór. Stałyśmy z Jenną w głównym holu, oglądając jak deszcz
spływa po tapecie, wsiąkając potem w dywan.
- Myślisz, że w nocy zabrały tylko Taylor? – zapytała Jenna.
Byłam tak zajęta próbowaniem nie odepchnięcia jej i nie popędzenia do biura Lary
i księgi, że odpowiedziałam dopiero po chwili.
- Nie wiem. Nie wiem czy mogą za jednym razem przemienić więcej niż jedną
osobę. Ale to nie ma znaczenia.
Przeszedł mnie dreszcz, a moje moce zebrały się tuż pod moją skórą, błagając o
uwolnienie.
- Co wy dwie tu robicie? – warkną jakiś głos.
Za nami, z rękami na biodrach, stała Vandy. Mimo że się krzywiła, jej oczy były
zmęczone, a zmarszczki wokół nich jeszcze bardziej wydajne.
- My tylko… - zaczęła Jenna, ale Vandy podniosła rękę.
- Nie obchodzi mnie, co robiłyście. Wracajcie do swojego pokoju. Już.
Jenna skierowała się w stronę schodów, ale ja wciąż stałam w miejscu.
- Ty też tego chciałaś? – zapytałam Vandy. – Zamienić te wszystkie dzieciaki w
demony? Wiedziałam, że jesteś pewnego rodzaju kretynką, ale nie pomyślałam nawet, że
jesteś zła.
Jej grymas zmienił się w coś jeszcze brzydszego. Coś prawie bolesnego.
- Wystarczy! – warknęła, wskazując na schody. – Idźcie.
Opierając się ciężko o Jennę, wróciłam do pokoju. Zaraz gdy drzwi się za nami
zamknęły, usłyszałam kliknięcie zamka. Gdy ja opadłam na łóżko, trzęsąc się z bólu i
trudności, Jenna chodziła.
- Mają zamiar tak po prostu po nas przychodzić. Co noc będziemy leżeć w łóżkach i
słuchać tego… tego koszmaru i zastanawiać się, czy nie jesteśmy następni.
Usiadła ciężko na łóżku.
- Sophie, co my zrobimy?
Zdobędziemy księgę. Przywrócimy moje moce. Ta myśl była tak silna, że aż
jęknęłam i zatkałam uszy.
- Nie wiem – odpowiedziałam, łzy wezbrały mi się w gardle. Czy było w świecie
gorsze uczucie od braku nadziei?
Przekręciłam się na bok, pragnienie księgi zapulsowało w moich żyłach. Byłam tak
ogarnięta agonią, że gdy zobaczyłam coś poruszającego się w lustrze, pomyślałam, że to
tylko halucynacja. Ale wtedy Jenna powiedziała:
- Co to do cholery było?
Zmuszając się do skupienia, usiadłam i zerknęłam na szkło. Kolejne drgnięcie,
niemalże jak cień, poruszało się wewnątrz lustra. I wtedy obraz się wyostrzył.
Torin.
Był tam tylko przez sekundę, zanim znowu zniknął, ale zeskoczyłam z łóżka,
ignorując wrzask w swojej głowie.
- Widziałaś to, prawda? – zapytałam Jenny.
Wciąż była na swoim łóżku z szeroko otwartymi oczami.
- Tak. W lustrze był jakiś koleś. Co…
Ale już przyciskałam dłonie do szkła.
- Torin? Jesteś tam?
Nie miałam pojęcia, jak udało mu się przedostać z lustra u Brannick do tego w
naszym pokoju, ale nie narzekałam. Jego wizerunek po raz kolejny zamigotał przede mną,
prawie jak w telewizorze przy złym odbiorze. Wyłapałam na jego twarzy błysk irytacji,
gdy znów zaczął znikać. Ale zanim zniknął zdążył wypowiedzieć dwa słowa:
- Twoi rodzice.
- Co? – domagałam się odpowiedzi, uderzając jedną ręką w taflę szkła. – Co z
moimi rodzicami? Torin? TORIN!
Kiedy znów się pojawił, miałam ochotę krzyczeć z frustracji.
Jenna stanęła u mojego boku.
- Elodie. Może magia Elodie może… nie wiem, wyciągnąć go.
Po tym, co zrobiła, nie chciałam nawet myśleć o tym, by wróciła do mojego ciała.
Ale byłam zdesperowana…
- El… - to było wszystko co zdołałam wypowiedzieć, zanim się wślizgnęła.
Wyciągnij go, powiedziałam zimnym tonem.
Nie odpowiedziała, ale poczułam jak jej magia przeze mnie przepływa, wydostając
się przez opuszki palców. A ja, tak długo jak ona próbowała, powtarzałam, dawaj, dawaj,
dawaj, ale nie było żadnego znaku Torin. W końcu moje ręce odsunęły się od lustra i
Elodie powiedziała:
- Nie mogę. Cokolwiek on próbuje zrobić, moja magia nie jest wystarczająco silna,
by mu pomóc.
Wzdychając, obróciła się i oparła o komodę. Jenna wciąż stała przede mną z
rękoma założonymi na piersi.
- Magia Sophie mogłaby pomóc – powiedziała do niej Elodie.
Jenna podeszła bliżej i wiedziałam, że szukała dla mnie oczu Elodie.
- Nie może odzyskać mocy. Gdyby to zrobiła, Casnoff by ją…
- Kontrolowały? Tak, wiem. Ale czy nie uważasz, że warto zaryzykować?
Um, nie? powiedziałam, gdy Jenna przygryzła usta i nie odpowiedziała.
- Mówię tylko, że – kontynuowała Elodie – co, gdyby to była walka między Sophie
a Larą? Ja bym stawiała na Sophie. Może one mogłyby ją kontrolować, a może, tylko
może ona byłaby w stanie się temu przeciwstawić.
Nie mogę. To za duże ryzyko. Co by się stało z Jenną, gdybym była pod kontrolą
Lary?
A co z nią będzie, gdy dalej będziesz taka jak teraz? Czuję to co ty, Sophie. Będziesz
w agonii, dopóki nie dotkniesz tego zaklęcia. Dlatego mówię ci, idź, dotknij je i zobacz, co
się stanie.
Jenna sięgnęła ręką do mojej twarzy i przechyliła ją w dół.
- Soph – powiedziała. – Nie wierzę, że to mówię, ale… myślę, że Elodie ma rację. Z
twoimi mocami jest szansa, że będziesz pod władaniem Casnoff. Ale bez nich? Nie ma
mowy, żebyśmy się stąd wydostali.
Elodie obróciła się i otworzyła górną szufladę komody. Tam, na stercie ciuchów,
leżała księga zaklęć.
Jak to się tu znalazło? zapytałam, nagle rozumiejąc, dlaczego jej przyciąganie było
rano tak silne.
Przyniosłam ją tu, żeby to zrobić. Moja ręka dobrała się do księgi, szukając
zaklęcia, Elodie przysunęła moją dłoń do zaklęcia.
Nie, krzyknęłam i Elodie się zawahała.
Musisz, powiedziała stanowczym głosem. Pomyślałam, że będzie łatwiej, jeśli
zrobię to za ciebie.
Nie, powtórzyłam, ale nawet we własnych myślach brzmiałam słabo.
Zrób to, odpowiedziała. Skończ to.
Poczułam, jak mnie opuszcza i znów oparłam się o komodę. Po odzyskaniu
oddechu, podniosłam głowę i wpatrywałam się w otwarte drzwi. Moja magia się we mnie
kotłowała.
Jenna wzięła mnie za rękę.
- Możesz to zrobić – powiedziała. – Wiem, że możesz. Jesteś silniejsza niż one.
Nie byłam tego taka pewna.
Ale wiedziałam, co muszę zrobić.
Nawet o tym nie myślałam. Po prostu podniosłam księgę z podłogi, gdzie ją
upuściłam, gdy Elodie mnie opuściła. Moje palce bezbłędnie znalazły zaklęcie, które do
mnie krzyczało. Wtedy, nie pozwalając sobie nawet na głęboki wdech, przycisnęłam dłoń
do strony.
Czułam, jakby coś eksplodowało w mojej piersi. Stałam jak słup soli, gdy moja
magia się rozprężyła i rozlała po żyłach. Drewniana podłoga wokół moich stóp popękała,
a Jenna odskoczyła ode mnie z krzykiem.
Oddychając ciężko, prawie że dysząc, cisnęłam księgą o podłogę i przywarłam
obiema rękoma do lustra. Torin, pomyślałam i szarpnęłam.
Pojawił się tak nagle, że aż podskoczyłam.
- Co to do cholery było? – krzyknął, mrużąc oczy w furii, dopóki nie napotkał mnie
wzrokiem. Wtedy się uśmiechnął. – Och, brawo, Sophio.
Nie miałam za dużo czasu. Czułam coś, jakby swędzenie na brzegu świadomości i
wiedziałam, że gdzieś na tej wyspie Lara uświadamiała sobie, co się stało.
- Dlaczego próbowałeś mnie znaleźć? Gdzie są moi rodzice?
- Hmm? Ach, tak, moja wspaniała misja. Jak odeszłaś…
- Daruj sobie – warknęłam. – Czego chcesz i gdzie oni są?
Skrzywił się.
- Dobrze, dobrze. Są w Irlandii. W Lough Bealach. Miałem sprawdzić, czy was jakoś
skrzywdzono, ale…
Ale już się odwracałam, podnosząc księgę i po raz kolejny chowając ją za ściągacz.
Wysadzenie zamka w drzwiach było proste. Jeszcze prostsze było magiczne
porozumienie się z Calem i Archerem. Cal był w swojej chatce, a Archer u siebie w
pokoju, odezwałam się w obu ich głowach w tym samym momencie. Spotkajcie się ze
mną i Jenną na zewnątrz. Przygotujcie się do ucieczki. Potem zdałam sobie sprawę, że
wręcz krzyczałam w ich mózgach i dodałam, Proszę. I przepraszam za krzyczenie.
Jenna poszła za mną na półpiętro. Byłam może na trzecim schodku, kiedy to się
stało.
Z nagłym szarpnięciem, zatrzymałam się. Nie mogłam uciec. Nie mogłam opuścić
wyspy. Jaka ze mnie kretynka. Nie, musiałam teraz iść do Lary. Lara mnie potrzebowała i
może…
- Sophie? – zapytał Jenna łapiąc mnie za łokieć.
Obróciłam się i spojrzałam na nią. Stała na mojej drodze. Powstrzymałaby mnie
przed pójściem do Lary, przed wypełnieniem mojego przeznaczenia. Została tylko jedna
rzecz do zrobienia.
Musiałam ją zabić.
Rozdział 26
Chwyciłam Jennę jedną dłonią, przyciągając ją do siebie, w moim sercu nie było
już ani żalu, ani smutku. Jeśli już, to czułam się trochę obrzydzona, jakbym zabijała
robaka. Ta... rzecz była na mojej drodze. Musiałam się jej pozbyć.
Magia wzrastała we mnie od stóp, zawracając mi w głowie.
Widziałam jak zaczynała rozumieć, co ma się wydarzyć, widziałam wzbierające się
w niej strach i rozpacz. Po raz kolejny niczego nie poczułam. Żadnego żalu, ani
zadowolenia. Po prostu chciałam się jej pozbyć i pójść do Lary.
Ale zanim zaklęcie zdążyło przedostać się do moich opuszków palców, Jenna
chwyciła moją twarz.
- Sophie - powiedziała cicho. W trybie pilnym. - Spójrz na mnie. Jesteś lepsza iż
one. Możesz z nimi walczyć. - Łzy wypełniły jej oczy i poczułam ukłucie w piersi. Jej palce
wbiły się w moje policzki. - Proszę - błagała. – Soph, jesteś moją najlepszą przyjaciółką.
Kocham cię, i znam. Wiem, że możesz z tym walczyć.
Zamknęłam oczy, mimo że wszystko we mnie krzyczało, by ją zabić. Zniszczyć ją,
zniszczyć wszystko. Ścisnęłam poręcz, czując jak drewno pęka i ugina się pod moją ręką.
- Sophie – powtórzyła Jenna i nagle zobaczyłam ją siedzącą na łóżku, śmiejącą się
pierwszej nocy, gdy ją spotkałam. Wręcz poczułam jak objęła mnie w nocy, kiedy
płakałam o księgę zaklęć.
Jenna, pomyślałam. Nie mogę skrzywdzić Jenny.
Coś wewnątrz mnie ustąpiło, pękło prawie jak łańcuch. Usłyszałam w głowie wycie
wściekłości Lary, a chwilę potem płakałam i przytulałam Jennę tak mocno, że byłam
zdziwiona, że się nie zgięła w pół.
- O mój Boże, przepraszam, tak bardzo mi przykro - powiedziałam.
Roześmiała się przez łzy.
- Mówiłam ci, że jesteś lepsza od nich.
W oddali coś mrugnęło, odsunęłam się od Jenny, aby spojrzeć na potłuczony
witraż. Dzień był jeszcze bardziej ponury, a macki mgły zaczęły wić się wokół ramy
okiennej.
- Miejmy taką nadzieję - powiedziałam.
- Mercer! - odwróciłam się i zobaczyłam stojącego na szczycie schodów Archera.
W tej samej chwili Cal wszedł przez frontowe drzwi.
Spojrzałam to na jednego, to na drugiego i powiedziałam:
- Dobra, obiecuję wam, że wyjaśnię wszystko dokładniej, kiedy będziemy
bezpieczni. Jak na razie powiem wam tyle, że mam swoje moce z powrotem, wiem, gdzie
są moi rodzice, idziemy do Itineris wydostać się z wyspy. Chodźmy!
Nie wiem czy to było coś w moim głosie czy fakt, że dudnienie stało się
głośniejsze, ale obaj chłopcy ruszyli do działania.
Nasza czwórka wybiegła z Hex hall na padający deszcz. Mgła przesuwała się do
przodu, zatrzymałam się i podniosłam jedną rękę. Iskry strzelały z moich palców, a mgła
wycofała się i zbiła w sobie. Zalało mnie poczucie zadowolenia, kiedy poczułam magię
gwałtownie wzrastającą spod moich stóp. Podniosłam drugą rękę, a mgła wydawała się
cofać pośpieszniej.
- Dobrze - powiedziała Jenna, szarpiąc mnie za ramię. - Wróciłaś do bycia
twardzielką! Teraz biegnijmy!
Usłyszałam z tyłu otwierające się drzwi budynku. Nie odwróciłam się. Cal, Jenna,
Archer i ja przebiegliśmy przez teraz już czysty trawnik, kierując się do lasu. Odważyłam
się na szybkie spojrzenie przez ramię. Ktoś stał w drzwiach. Po jego wzroście
rozpoznałam, że to może być Nick. A następnie postać zeskoczyła z werandy i zaczęła
biec w naszym kierunku, już byłam pewna, że to Nick. Nic nie może poruszać się tak
szybko, nawet zmiennokształtny. Gdy się zbliżył, widziałam jego twarz i te straszne puste,
czerwone oczy. Byłam wystarczająco silna, aby zrzucić kontrolę Lary, ale było oczywiste,
że Nick nadal był jej zabawką. Rzuciłam zaklęcie ataku, ale on zbył je prostym ruchem
ręki.
Przestałam się opierać, ale on nie biegł po mnie. Jego pazury przedłużyły się i
sięgały Jenny.
- Nie! - krzyknęłam.
A potem wszystko działo się tak szybko. Jenna zatrzymała się i spojrzała za siebie,
Nick rzucił się na nią i nagle między nimi pojawił się Archer, chwycił wyciągniętą rękę
Nicka i odrzucił ją z dala od Jenny, w tym samym momencie, gdy Nick drugą ręką
zaatakował pazurem Archera. Zobaczyłam na obu ich twarzach grymas bólu, zanim
rzuciłam w Nicka kolejnym piorunem magii. Te uderzenie było wystarczająco silne, by
odrzucić go od Archera i powalić na ziemię.
Krew Archera plamiła trawę. Cal ruszył ku niemu, ale Archer tylko pokręcił głową.
- Daj spokój. Nie mamy czasu.
Podeszłam do Jenny, która była blada i roztrzęsiona, ale bez obrażeń.
- Dzię-Dziękuję - powiedziała do Archera, który tylko powtórzył:
- Nie mamy czasu.
I miał rację. Coś poruszyło się w naszym kierunku od domu. Czułam przybywającą
czarną magię, wiedziałam, że to kolejny demon. Rzuciliśmy się do lasu.
Zatrzymałam się na chwilę, aby powiedzieć Archerowi:
- Zaprowadź ich do Itineris. - Archer wykorzystywał już wcześniej Itineris, żeby
wydostać się z Graymalkin. - Sprawdzę tyły.
Nie odpowiedział tylko wskazał ręką Jennę i Cala, którzy pobiegli się za nim.
Cofnęłam się kawałek, ramiona miałam blisko uszu, oczekując magicznego zaklęcia.
Chociaż słyszałam krzyki i płacze za nami, nie było żadnej magii.
Wyszliśmy z lasu na odcinek plaży.
I wtedy sobie coś przypomniałam. Kurczę, byłam bez magii tak długo, że
zapomniałam o najfajniejszym zaklęciu, jakiego mogłam użyć.
- Stop - krzyknęłam.
Archer, Cal i Jenna wpadli w poślizg, próbując zatrzymać się na piasku. Machnęłam
rękoma chcąc by się zbliżyli.
- Dobra, wszyscy złapmy się za ręce - powiedziałam.
Archer spojrzał na mnie, trzymając jedną rękę przy krwawiącej piersi.
- Sophie, to naprawdę nie jest czas na krąg przyjaźni.
- To nie to - powiedziałam. – Tylko to.
Zamknęłam oczy i kierowałam całą moją magię na zaklęcie teleportacji. Pojawił się
pęd mroźnego powietrza, a potem staliśmy w lasku, który mieści się obok Hex Hall, tam
właśnie znajduje się Itineris.
- Wow - odetchnęła Jenna. – Cudownie jest mieć cię z powrotem.
Byłam usatysfakcjonowana i przepełniona magią.
- Ty to powiedziałaś - zgodziłam się. - Teraz chodźmy.
Wtedy nasza czwórka wskoczyła do Itineris.