background image

Część Druga 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„- Ale ja nie chcę wchodzić między szaleńców. 

- Nic na to nie poradzisz. – powiedział Kot. – Tu wszyscy jesteśmy szaleni.” 

- Alicja w Krainie Czarów 

background image

Rozdział 13

 

 

Nie  byłam  sama  na  trawniku  przed  Hex  Hall.  Był  tam  tłum  zgromadzonych 

dzieciaków,  w  sumie  koło  setki,  wszyscy  wyglądali  na  tak  samo  zszokowanych  i 
roztrzęsionych jak ja. Zauważyłam Taylor, ciemnowłosą zmiennokształtną, z którą się tak 
jakby przyjaźniłam, stała kilka stóp ode mnie. Jej oczy napotkały moje. 

-  Sophie?  –  zapytała  zmieszana.  –  Skąd  się  tu  wzięłaś?  –  Spojrzała  w  dół  i 

wydawała  się  być  zaskoczona,  że  miała  na  sobie  mundurek  Hekate.  –  Skąd  ja  się  tu 
wzięłam? – dodała już bardziej do siebie niż do mnie. 

Potrząsnęłam głową. 
- Nie wiem. 
Wśród uczniów pojawiał się  gwar i wręcz czułam, jak zmieszanie przeradza się w 

panikę.  Niedaleko,  dwie  wróżki  –  pomyślałam,  że  Nausicaa  i  Siobhan  –  objęły  się,  a 
kolorowe łzy zaczęły kapać z ich skrzydeł. 

Gdy przechodziłam przez tłum, słyszałam tylko urywki rozmów. Pojawiały się tam 

słowa  typu  „złoty  blask”  i  „bycie  wciąganym  przez  powietrze”.  Widocznie  to,  co 
przytrafiło się mi, przytrafiło się też reszcie z nich. 

Dużo  myślałam  przez  ostatnie  kilka  miesięcy,  ale  teraz  byłam  jak  sparaliżowana. 

Stałam na trawniku w Hex Hall, ubrana w mundurek, otoczona przez byłych znajomych z 
klasy, nie mając zielonego pojęcia, co zrobić. W końcu mieliśmy z Brannick plan. Dotrzeć 
do Irlandii, do Lough Bealach. Zgromadzić górę diablego szkła. 

Moje magiczne przeniesienie z powrotem na Graymalkin – miejsce, które dziwnie 

zniknęło – nie było w żadnym z tych planów. 

Obracając się, szukałam bardziej znajomych twarzy. Cały teren był otoczony mgłą, 

zasłaniając  wszystko  za  drzewami  otaczającymi  podjazd.  Białe,  gorące  słońce  było 
schowane za szarymi chmurami. 

Wciąż zmieszana zaczęłam iść w kierunku domu. I wtedy usłyszałam: 
- Sophie. 
Obróciłam się. Jenna posłała mi niepewny uśmiech, jej różowe włosy wyblakły, a 

twarz zbielała. 

-  Tu  jesteś  –  powiedziała,  jakbyśmy  się  nie  widziały  przez  kilka  minut,  a  nie 

tygodni. 

To cud, że nie przewróciłam jej na żwir, gdy pobiegłam w jej stronę i otoczyłam ją 

ramionami.  Czułam  jej  łzy  na  swoim  obojczyku  i  robiłam  co  w  mojej  mocy,  żeby  nie 
obsmarkać czubka jej głowy, ale obie się śmiałyśmy. 

- Och, Mała Różowa Jenna – pół szlochałam, pół chichotałam. – Nigdy w życiu nie 

cieszyłam się tak z widoku wampira. 

Objęła mnie mocniej. 

background image

- Nigdy nie cieszyłam się tak z bycia zgniatanym przez demona! 
W  tym  momencie  nie  martwiłyśmy  się  tym,  że  zostałyśmy  przeniesione  z 

powrotem  do  Hex  Hall  za  pomocą  jakiejś  przerażającej,  czarnej  magii,  albo  że 
prawdopodobnie miałam umrzeć w taki lub inny sposób. Jenna tu była i żyła, i byłyśmy 
razem. Nic innego się nie liczyło. 

Kiedy  się  rozerwałyśmy,  zauważyłam  nowy  krwawy  klejnot  na  jej  szyi,  większy  i 

bardziej  ozdobny  niż  ten,  który  zwykła  nosić.  Jenna  podążyła  za  moim  wzrokiem  i 
cieniutko się zaśmiała, przesuwając kamień na łańcuszku. 

-  Tak,  jestem  zmodernizowana  –  powiedziała.  –  Dostałam  go  od  Byrona. 

Przysięgam, że na sto procent jest nietłukący się. 

Uniosłam brew, rozważając połączenie ametystu i srebra. 
- Jest też na sto procent lepki, ale jeśli masz być dzięki niemu bezpieczna, nie mam 

nic przeciwko. 

-  Mam  zamiar  znaleźć  ci  pasujący  do  niego,  mówiący  ‘BFF’  w  jakiś  runach,  czy 

czymś takim. 

Zaśmiałam się z tego, prawdopodobnie nawet bardziej, niż zasługiwał  na to żart, 

ale tak bardzo mi ulżyło, gdy ją zobaczyłam, że miałam wręcz zawroty głowy. 

- Więc naprawdę przez ten cały czas byłaś z Byronem? 
Przytaknęła. 
- Tak. Tej nocy, po tym jak wróciłaś z Calem i Archerem, członkowie Rady przyszli 

do  mojego  pokoju.  Zabrali  mnie  to  tego  strasznie  przerażającego  miejsca.  –  Jenna 
wzdrygnęła się na wspomnienie tego i czułam, że wiedziałam, gdzie skończyła: lochy pod 
Thorne Abbey, które służyły jako sala sądowa. 

-  Lara  Casnoff  chciała  mnie  zakołkować.  –  powiedziała  Jenna  i  moje  ramiona 

odruchowo  ją  otoczyły.  –  Powiedziała,  że  pozwolenie  wampirom  na  mieszkanie  z 
Prodigium  było głupie,  więc  musiałam iść na  stracenie.  Pani  Casnoff była poproszona  o 
zrobienie tego. 

Teraz mój uścisk na ręce Jenny był tak mocny, że musiało ją to boleć. Wyobraziłam 

sobie  Jennę  przerażoną  i  trzęsącą  się,  prowadzoną  na  górę  po  schodach  przez  osobę, 
której ufała, wiedząc, że czeka ją śmierć. 

Zabiłabym panią  Casnoff.  Zdmuchnęłabym  tę  jej głupią  fryzurę z głowy, zaraz po 

odzyskaniu mocy. 

- Dziękuję Bogu za nią – powiedziała Jenna, a ja zamrugałam oczami. 
- Co? 
-  To pani Casnoff skontaktowała  się  z  Byronem. Zabrała  mój krwawy klejnot,  bo 

powiedziała, że potrzebuje jakiegoś dowodu na to, że nie żyję. Podobno, jeśli zakołkujesz 
wampira, jego krwawy klejnot wybucha. Wtedy wypuściła mnie przez przejście… 

- Za obrazem – dokończyłam. Wydostałam się z Thorne Abbey tą samą drogą. 
Przytakując, Jenna powiedziała: 

background image

- Dokładnie. Byron czekał na granicy posesji i dal mi to. – Uniosła ciężki naszyjnik z 

szyi.  –  Zabrał  mnie  z  powrotem  do  siedziby  w  Londynie  i  powiem  ci,  że  to  miejsce  nie 
miało  nic  wspólnego  z  gniazdem  dziwaczności  Lorda  Dziwacznego  Byrona.  Ale  Vix  tam 
była  –  powiedziała,  delikatnie  się  uśmiechając.  Vix  była  dziewczyną  Jenny  i  również 
wampirką. 

Ale wtedy całe szczęście uleciało z jej twarzy. 
- Słyszałam o Thorne. Byron dowiedział się, że twoje ciało nie zostało znalezione. 

Przez jakiś miesiąc nie było żadnych wieści i pomyślałam… 

Znowu otoczyłam ją ramionami. 
- Wiem – mruknęłam. – Myślałam to samo o tobie przez pewien czas. 
Pociągnęła nosem i odsunęła się, przecierając nos ręką. 
-  Tak  czy  inaczej,  wtedy  zaczęły  docierać  do  niego  dziwne  historie,  że  byłaś  z 

Brannick. 

-  Byłam  –  powiedziałam  i  kiedy  Jenna  wytrzeszczyła  na  mnie  oczy,  podniosłam 

rękę  i  powiedziałam  –  To  długa  historia  i  obiecuję,  że  opowiem  ci  później.  W  skrócie: 
moja mama jest Brannick, jestem nieślubnym dzieckiem Brannick i demona, i poprzeczka 
w dysfunkcji rodziny jest podniesiona bardzo wysoko. 

Jenna z doświadczenia wiedziała, kiedy już sobie odpuścić. 
- Spoko. 
- Teraz najbardziej zastanawiającą rzeczą jest: czemu znowu znaleźliśmy się w Hex 

Hall? 

Jenna  rozejrzała  się,  przyglądając  się  nienaturalnej  mgle  i  zniszczonemu  (cóż, 

bardziej niż zniszczonemu) budynkowi. 

- Coś mi mówi, że to nie spotkanie klasowe. 
- Też byłaś wciągnięta przez jakieś magiczne tornado? – zapytałam jej. 
- Nie, przyleciałam tu jako nietoperz. To nowa rzecz, której nauczył mnie Byron. 
- Ha ha – powiedziałam, uderzając ją w rękę. 
Uśmiechnęła się w odpowiedzi i powiedziała: 
-  Tak,  w  ten  sam  sposób.  Jakby  wciągało  mnie  powietrze  z  prędkością  jakiś 

dziewięciu tysięcy mil na godzinę. – Jej twarz stała się poważna. – Jaki to mógł być rodzaj 
magii? Rozejrzyj się, Soph. Jest tu nas koło setki. Wszyscy pojawili się Bóg wie skąd w tym 
samym czasie. To nie jest już hard-core, to jest… 

- Przerażające – dokończyłam. 
Reszta  grupy  zaczęła  się  gromadzić  wokół  wejścia  i  miałam  niepokojące 

przeczucie, że wszyscy czekamy aż ktoś – lub coś – wyjdzie przez główne drzwi. Jakby w 
każdej chwili miała wyjść stamtąd pani Casnoff i miałby to być kolejny rok szkolny. Jenna i 
ja stałyśmy blisko siebie, wciśnięte na tyły tłumu. 

Po  mojej  drugiej  stronie,  ktoś  trącił  moje  ramię,  więc  przysunęłam  się  bliżej  do 

Jenny, żeby zrobić miejsce. I wtedy jakaś ręka zacisnęła się na mojej. 

Jeszcze zanim odwróciłam głowę, wiedziałam. 

background image

-  Mercer  –  Archer  uśmiechnął  się,  spoglądając  na  mnie  w  dół.  –  Miło  cię  tu 

widzieć. 

Mimo że bardzo chciałam, nie mogłam zacisnąć rąk na jego karku i go wycałować. 

A  tak  bardzo  chciałam.  W  końcu  skończyłam  na  spleceniu  swoich  palców  z  jego  i 
przyciągnięciu go nieznacznie do siebie. 

Archer był tutaj, bezpieczny, trzymający mnie za rękę. i Jenna, przyciśnięta blisko 

po  mojej  drugiej  stronie.  Moje  serce  było  tak  pełne,  że  aż  trudno  mi  było  oddychać  i 
mimo że starałam się, by zabrzmiało to lekko, w moim głosie słychać było napięcie. 

-  Oczywiście.  Wszystko  zmierza  do  piekła  i  ty  się  pojawiasz.  Powinnam  była  to 

przewidzieć. 

Wzruszył  ramionami,  mimo  że  w  jego  oczach  płonęły  te  same  emocje,  które 

krążyły po moich żyłach. 

-  Ech,  Włochy  zaczynały  się  robić  nudne.  Stwierdziłem,  że  może  zobaczę  co 

porabiacie, drogie panie. Jenna – powiedział, kiwając głową w kierunku Jenny. 

Poczułam, jak lekko zesztywniała; Oko zabiło jej pierwszą  dziewczynę,  która była 

też wampirką i która ją przemieniła. Krótko mówiąc, nie była największą fanką Archera. 
Spokojna, krótko skinęła. 

- Archer. 
-  Więc,  ciebie  również  pokryło  złote  światło  i  wessało  tu  w  jakimś  wirze?  – 

zapytałam Archera, próbując skupić się na temacie, który był pod ręką, a nie na sposobie, 
w jaki jego palce gładziły moją dłoń. 

- Hmm? Och, tak, złote światło, to było jakby ktoś składał z mojego ciała origami. I 

wtedy,  bam,  z  powrotem  w  Hex  Hall.  Jakieś  pomysły,  o  co  w  tym  wszystkim  może 
chodzić? 

Jenna była tą, która odpowiedziała. 
- Zero. Widziałeś kogoś znajomego? 
-  Wpadłem  na  Evana,  czarodzieja,  z  którym  mieszkałem,  gdy  was  szukałem.  Uh, 

nie był zbyt szczęśliwy, że mnie widział. 

Archer skrzywił się lekko, podnosząc rękę do swojej kości policzkowej. Wyglądała 

na trochę napuchniętą i właśnie formował się siniak. 

-  Och,  racja  –  powiedziałam.  Już  prawie  zapomniałam  o  różnych,  krążących 

pogłoskach na temat Archera po tym, jak opuścił szkołę. – Ludzie myślą, że zabiłeś Elodie. 
I  że  próbowałeś  zabić  mnie,  więc  może  powinniśmy  przestać  z  tym  trzymaniem  się  za 
ręce. 

Nie byłam pewna, czy Archer był zmieszany, pijany, czy może oba po trochu, ale 

wypuścił moją rękę i powiedział: 

- Dlaczego… 
Ale  cokolwiek  zamierzał  powiedzieć,  przerwało  mu  skrzypnięcie  otwieranych 

drzwi. Wszystkie głowy obróciły się w tamtym kierunku i przysięgam, że słyszałam kroki 

background image

dochodzące  z  wnętrza.  Wstrzymałam  oddech  i  miałam  nadzieję,  że  nie  powiedziałam 
Archerowi, żeby ode mnie poszedł. 

Pani  Casnoff wyszła w słabym  świetle,  ubrana  w ten sam zestaw, który miała  na 

sobie w dniu, kiedy ją pierwszy raz spotkałam. To była jedyna rzecz, jaka się nie zmieniła. 

Wyglądała na dobre dziesięć lat starszą niż ostatnio, ręce, które rozłożyła szeroko 

w  powitaniu,  trzęsły  się.  Jej  królewsko  niebieska  spódnica  i  marynarka  wydawały  się 
wisieć na jej kościstej sylwetce i miała jakąś ciemną plamę na swojej jedwabnej bluzce. 

Ale  najdziwniejsze  z  tego  wszystkiego  było  to,  że  jej  ciemnoblond  włosy,  które 

zawsze  były  straszne, uczesane  czy  zaczarowane  w absurdalnie  ozdobny kok, były teraz 
całkowicie białe i spływały jej po plecach. Wirowały wokół jej głowy jak pajęczyna. 

- Drodzy uczniowie  Hekate Hall –  powiedziała  niezdecydowanym głosem starszej 

pani. – Witajcie w następnym semestrze nauki. 

background image

Rozdział 14

 

 
- O mój Boże – wymruczała Jenna. 
- Święta piekielna łasico – powiedziałam w tym samym czasie pod nosem. 
Nie będę powtarzać tego, co powiedział Archer. 
Ktoś w tłumie – podejrzewam, że Taylor – krzyczała: 
- Ale szkoła jest zamknięta. Wszyscy mówili… 
Jej głos się urwał i jedna z wróżek wystrzeliła w górę, wysokim i wyraźnym głosem 

mówiąc: 

- Nie macie prawa nas tu ściągać. Fea nie są już w przymierzu z resztą Prodigium. 

W  imieniu  sądu  Seelie,  domagam  się  wysłania  nas  do  domu.  –  Ach.  To  była  Nausicaa. 
Tylko ona wśród wróżek mówiła, jakby recytowała sztukę. 

Obok mnie, Jenna pochyliła się bliżej i powiedziała: 
- Fea zerwały przymierze? Wiedziałaś o tym? 
Potrząsnęłam  głową,  a  pani  Casnoff  przyszpiliła  Nausicaa  groźnym  spojrzeniem. 

Nie ważne, jak anemicznie wyglądała, wciąż mogła rzucać cholernie wredne spojrzenia. 

-  Sojusz  i  traktaty  nie  mają  znaczenia  tu,  w  Hekate  Hall.  Już  raz  byliście  tu 

uczniami,  powinniście  być  wierni  szkole.  Zawsze.  –  Uśmiechnęła  się,  co  wyglądało 
bardziej  jak  grymas.  –  To  było  w  kodeksie  postępowania,  który  podpisaliście,  gdy 
zostaliście skazani na pobyt tutaj. 

Pamiętałam  tę  grubą  broszurę,  którą  powinnam  chociaż  przeczytać  przed 

nabazgraniem  swojego  imienia  na  kropkowanej  linii.  Nagle  zażyczyłam  sobie  mocy,  by 
móc  podróżować  w  czasie,  żebym  mogła  walnąć  Sophie  Sprzed  Roku  i  powiedzieć  jej, 
żeby najpierw wszystko przeczytała. 

-  Jestem  pewna,  że  macie  sporo  pytań  –  kontynuowała  pani  Casnoff,  co  było 

niedomówieniem roku. – Ale teraz zameldujcie się w swoich pokojach. Wszystko zostanie 
wyjaśnione na wieczornym apelu. 

-  Bzdury!  –  ktoś  wykrzyknął.  Stanęłam  na  palcach  i  zobaczyłam  wysokiego 

chłopaka w rudawych włosach. 

- Evan – wymruczał Archer. 
Tłum odsunął się od chłopaka, gdy wraz z panią Casnoff mierzyli się wzrokiem. 
- Słucham, panie Butler? – zapytała pani Casnoff, tym razem brzmiąc bardziej jak 

jej stara wersja niż krucha staruszka. 

- Oko i Brannick nas zabijają, szkoła nagle zniknęła. I teraz co, mamy tak po prostu 

zacząć nowy rok szkolny? 

background image

Teraz nikt nawet nie szeptał. Zdałam sobie  sprawę, że faktycznie było tu dziwnie 

cicho.  Nie  było  wiatru,  ptaków,  żadnego  pogłosu  oceanu.  Było  tak,  jakby  wyspa 
wstrzymała oddech. 

-  Wystarczy  –  powiedziała  pani  Casnoff.  –  Jak  już  mówiłam,  na  dzisiejszym 

zebraniu wszystkiego… 

-  Nie!  – krzyknął Evan,  jego  głos  odbijał się  echem w nieruchomym powietrzu.  – 

Nie  postawię  nogi w  tym budynku, dopóki  nie  powiesz  nam, o co w tym wszystkim do 
cholery  chodzi.  Jak  nas  tu  ściągnęliście?  Dlaczego  on  tu  jest?  –  Evan  wskazał  kciukiem 
Archera i kilka osób obróciło się w naszym kierunku. Archer miał znudzony wyraz twarzy, 
siniec na jego policzku ściemniał na jego nagle bledszej skórze. 

-  Panie  Butler  –  przerwała  pani  Casnoff,  wydając  się  wyższą.  –  Proszę  przestać. 

Natychmiast. 

Evan parsknął. 
-  Pieprzyć  to.  –  Dziewczyna  obok  Evana,  czarownica,  która  miała  na  imię  chyba 

Michaela, położyła dłoń na jego ramieniu i coś do niego powiedziała, ale odepchnął ją.  – 
Nie  ma mowy,  żebym  spędził  kolejny rok w jakiejś gnijącej posesji,  ukrytej  przed całym 
światem.  Nie,  gdy  nadchodzi  wojna.  –  Mówiąc  to,  utorował  sobie  drogę  przez  tłum, 
wzniecając stopami kłęby pyłu na żwirowym podjeździe. 

-  Evan  –  rozbrzmiał  głos  pani  Casnoff  i  tym  razem  było  w  nim  więcej  złości  czy 

irytacji. To prawie brzmiało jak ostrzeżenie. 

Ale Evan nawet się nie odwrócił. 
-  Co  on  chce  do  cholery  zrobić,  dopłynąć  do  stałego  lądu?  –  mruknęłam  pod 

nosem. 

Do  tego  czasu,  Evan  dotarł  do  grubego  muru  z  mgły,  otaczającego  budynek. 

Zawahał  się,  widziałam  jak  jego  ramiona  podnoszą  się,  a  pięści  zaciskają  po  bokach. 
Podniósł rękę i zobaczyłam kilka iskier wyskakujących z jego opuszków. Zniknęły prawie 
natychmiast ze słabym, trzaskającym dźwiękiem, jak mokra petarda. 

Obok mnie, Archer poruszył swoimi palcami i to samo stało się z jego magią. 
- Widocznie magia nie jest dozwolona – wymruczał. 
Znowu spojrzałam na Evana i myślałam, że teraz wróci. Zamiast tego zrobił jednak 

krok w mgłę. 

Przez moment stał tam jak słup, w połowie wewnątrz, w połowie poza szarą mgłą.  
- Co się dzieje? – zapytała Jenna. – Dlaczego on się nie rusza? 
- Nie wiem – powiedziałam, a Archer z powrotem splótł swoją dłoń z moją. 
Wtedy  Evan zaczął krzyczeć.  Przyglądaliśmy się,  jak mgła wydawała się  wyciągać 

swoje macki, owijając  je wokół ciała Evana. Pierwszy wystrzał objął jego ręce, połykając 
je,  za  drugim  razem  owijając  się  wokół  tułowia.  Za  trzecim  razem  owinęło  się  faliście 
wokół jego głowy i płacz nagle ustał. Potem Evana już nie było. 

Nikt się nie poruszył. Myślę, że najdziwniejsze było to, że nikt nie krzyczał, ani nie 

mdlał. To się stało naprawdę. Evan… cóż, jeśli nie umarł, to zniknął. 

background image

Prawie  jednocześnie,  wszyscy  uczniowie  obrócili  się  w  stronę  pani  Casnoff.  Nie 

wiem, jakich słów lub zachowania od niej oczekiwałam. Może rechotu. Albo spojrzenia na 
nas z góry z dumnym oświadczeniem: 

- Mówiłam mu, żeby nie szedł. 
Ale opierała się o balustradę ganku i wcale nie wyglądała na zadowoloną z siebie, 

usatysfakcjonowaną  albo szczęśliwą. Wyglądała tylko na  starą,  zmęczoną  i  może  trochę 
smutną. 

-  Idźcie  do  środka  –  powiedziała  obojętnie.  –  Macie  te  same  pokoje,  co  w 

poprzednim semestrze. 

Nastąpiła  jeszcze  jedna  przerwa  i  wtedy,  powoli  uczniowie  stojący  najbliżej 

budynku zaczęli gramolić się po schodach. 

- Co robimy? – zapytała Jenna. 
- Strzelam, że idziemy do środka – powiedziałam. – Albo to, albo bycie pożartym 

przez mgłę. Myślę, że wolę spróbować swoich szans z budynkiem. 

Podążyliśmy za tłumem, przebywając swoją drogę na ganek. Gdy mijaliśmy panią 

Casnoff,  zatrzymałam  się.  Nie  wiedziałam,  co  zamierzałam  jej  powiedzieć,  albo  co 
chciałam od niej usłyszeć. Po prostu czułam, że musimy sobie jakoś okazać szacunek. Ale 
mimo,  że  stałam  może  jakieś  trzy  stopy  od  niej,  pani  Crasnoff  nawet  nie  spojrzała  w 
moim  kierunku.  Stała  przy  barierce  z  niepewnym  oddechem,  wpatrując  się  w  miejsce, 
gdzie zniknął Evan. Ostatecznie, obróciłam się i przeszłam przez frontowe drzwi. 

Z  wnętrza  domu  słychać  było  łapanie  tchu  i  przytłumione  szlochy,  więc 

przygotowałam  się  na  to,  że  Hex  Hall  będzie  w  każdym  calu  tak  samo  popieprzone  jak 
wyspa. 

Nie przygotowałam się jednak wystarczająco. 
Pierwszą  rzeczą,  jaka  mnie  uderzyła  było  gorąco.  Graymalkin  znajdowała  się  u 

wybrzeży  Georgii  i  była  połowa  sierpnia,  więc  na  zewnątrz  było  strasznie  wilgotno.  Ale 
wewnątrz zawsze było chłodno i przyjemnie. Teraz było duszno, a powietrze było prawie 
zbyt ciężkie, by oddychać. Czułam zapach pleśni i wilgoci, tapeta miejscami się łuszczyła. 
Gdy  po  raz  pierwszy  byłam  w  Hex  Hall,  myślałam,  że  wygląda  okropnie  i  zaniedbanie. 
Wtedy to zaklęcie sprawiało, że widziałam to w taki sposób. Wątpię, by w tym przypadku 
było tak samo. 

Coś  dziwnego  działo  się  też  ze  światłem.  Pamiętałam,  że  główny  hol  był  dobrze 

oświetlony, ale teraz był taki półmrok, że niektóre części pomieszczenia znikały w cieniu. 

Zrobiłam  krok  do  przodu  i  coś  chrupnęło  mi  pod  nogami.  Spoglądając  w  dół 

zobaczyłam jaskrawy kawałek szkła. I wtedy zrozumiałam, dlaczego wszystko wyglądało 
tak  inaczej.  Olbrzymie  witrażowe  okno,  które  dominowało  przestrzeń,  było  wybite. 
Przedstawiało powstanie Prodigium, dużego, trzymającego miecz anioła, wykopującego z 
nieba trójkę aniołów, które później stały się czarownicami, zmiennokształtnymi i Fea. Ale 
teraz mściwy anioł nie miał głowy i większości swojego miecza, po prawej widniała duża 

background image

poszarpana  dziura  wśród  pozostałych  trzech  postaci.  Wyglądało  to,  jakby  zostały 
przecięte w połowie przez coś z gigantycznymi pazurami. 

Z jakiegoś powodu te roztrzaskane okno dotarło do mnie. Najwyraźniej nie byłam 

w tym odosobniona. Kilka stóp przede mną, grupa czterech czarownic spoglądało w górę 
na pozbawionego głowy anioła, ich ręce otaczały siebie nawzajem. 

- O co tu chodzi? – jedna z nich żałośnie lamentowała. Nikt nie odpowiedział. 
Archer,  Jenna  i  ja  nie  ściskaliśmy  się,  ani  nie  szlochaliśmy,  ale  byliśmy  bardzo 

wstrząśnięci, gdy trochę się do siebie przysunęliśmy. 

-  Dobra  –  powiedziałam  w  końcu.  –  Czy  wszyscy  się  ze  mną  zgodzą,  że  jest  to 

prawdopodobnie najbardziej popieprzona sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy? 

- Tak – powiedzieli zgodnie. 
- Świetnie – lekko skinęłam głową. – Czy którekolwiek z was ma jakiś pomysł,  co 

powinniśmy z tym zrobić? 

- Cóż, nie możemy używać magii – powiedział Archer. 
-  I  jeśli  spróbujemy  uciec,  zostaniemy  zjedzeni  przez  Potwora  Mgłę  –  dodała 

Jenna. 

- Fakt. Czyli nie ma żadnych planów? 
Jenna zmarszczyła brwi. 
- Innych niż kołysanie się przez jakiś czas w pozycji embrionalnej? 
-  Tak,  myślałem  o  jednym  z  prysznicy,  gdzie  można  się  zgromadzić  w  rogu  w 

ubraniu i płakać – zaproponował Archer. 

Nie mogłam nic na to poradzić, że parsknęłam ze śmiechu. 
-  Świetnie.  Więc  wszyscy  załamiemy  się  psychicznie  i  wtedy  jakoś  wybrniemy  z 

tego chaosu. 

- Myślę, że najlepszym wyjściem jest bycie przez jakiś czas przybitym – powiedział 

Archer. – Pozwólmy pani Casnoff myśleć, że jesteśmy zbyt wstrząśnięci i onieśmieleni, by 
cokolwiek robić. Może to dzisiejsze zebranie przyniesie nam jakieś odpowiedzi. 

- Odpowiedzi – prawie westchnęłam. – Marnowanie czasu. 
Jenna obdarowała mnie zabawnym spojrzeniem. 
- Soph, czy ty się… uśmiechasz? 
Czułam, jak piekły mnie policzki, więc raczej tak. 
-  Słuchaj,  musicie  to  przyznać:  jeśli  chcemy  dowiedzieć  się,  co  knują  Casnoff,  to 

jest doskonałe miejsce. 

- Moja dziewczyna ma rację – powiedział Archer, uśmiechając się do mnie. Teraz 

moje policzki nie tylko piekły, one płonęły. 

Czyszcząc gardło, Jenna powiedziała: 
- Dobra, więc wszyscy idziemy na górę do swoich pokoi, a po zebraniu spotkamy 

się znowu i zdecydujemy, co robimy. 

- Dobra – powiedziałam w tym samym momencie, co Archer przytaknął. 
- Teraz zamierzamy sobie przybić piątkę? – zapytała Jenna po chwili milczenia. 

background image

-  Nie,  ale  mogę  wymyślić  jakiś  sekretny  uścisk  dłoni,  jeśli  chcesz  –  powiedział 

Archer i przez chwilę się do siebie uśmiechali. 

Ale bardzo szybko uśmiech zniknął z twarzy Jenny i powiedziała do mnie: 
- Chodźmy. Chcę zobaczyć, czy nasz pokój jest tak samo zdemolowany jak reszta 

tego miejsca. 

-  Dobry  pomysł  –  powiedziałam.  Archer  wyciągnął  rękę  i  musnął  palcami  moje 

palce. 

-  To  do  zobaczenia  później?  –  zapytał.  Jego  głos  był  zwykły,  ale  moja  skóra  była 

gorąca w miejscu, gdzie mnie dotknął. 

- Zdecydowanie – odpowiedziałam, stwierdzając, że nawet dziewczyna, która ma 

powstrzymać złe czarownice przed przejęciem świata mogła gdzieś znaleźć trochę czasu 
na całowanie się. 

Odwrócił się i poszedł. Gdy patrzyłam, jak odchodzi, czułam na sobie wzrok Jenny. 
- Dobra – przyznała z dramatycznym przewrotem oczu. – Jest trochę marzycielski. 
Dałam jej lekką sójkę w bok. 
- Dzięki. 
Jenna zaczęła wchodzić na górę. 
- Idziesz? 
- Tak – powiedziałam. – Zaraz będę. Chcę się tu tylko trochę rozejrzeć. 
- Dlaczego, chcesz być jeszcze bardziej przygnębiona? 
Tak naprawdę, chciałam zostać tu trochę dłużej, by zobaczyć, czy ktoś jeszcze się 

tu pojawi. Jak dotąd widziałam prawie wszystkich, których zapamiętałam z zeszłego roku 
w Hex Hall. Czy Cala też tu ściągnęli? Technicznie rzecz biorąc, nie był uczniem, ale pani 
Casnoff w zeszłym roku często korzystała z jego mocy. Wciąż go tu chciała? 

Do Jenny tylko powiedziałam: 
- Znasz mnie. Lubię ponabijać sobie trochę siniaków. 
- Jasne. Zabaw się w Nancy Drew*. 
Wbiegła  na  górę.  Czekałam  w  holu  przez  jakieś  piętnaście  minut,  ale  nie  było 

żadnego  znaku  Cala,  ani  żadnej  z  Casnoff.  Zastanawiałam  się,  gdzie  jest  piwnica.  Była 
wzdłuż  wąskiego  korytarza  w  dół,  zaraz  obok  holu,  i  kiedy  zawsze  korytarz  był  słabo 
oświetlony,  teraz  był  całkowicie  ukryty  w  ciemnościach.  Ledwo  mogłam  rozpoznać 
drewniane drzwi i musiałam obiec je całe rękoma, by znaleźć żelazną gałkę. Przekręciłam 
ją, ale było zamknięte. Oczywiście. 

- Już próbowałem – powiedział stojący za mną Archer. 
Cieszyłam  się,  że  było  ciemno,  więc  nie  mógł  zobaczyć  mojego  kolejnego 

rumieńca. 

- Mówię ci, Cross. Całe to całowanie się na zamku i w Applebee’s jest od teraz.  – 

obróciłam się plecami do drzwi. 

 

background image

 
*Nancy Drew –serialowa studentka kryminologii, rozwiązująca różne zagadki 
Podszedł bliżej. 
-  Ach,  ale  technicznie  nie  jesteśmy  w  piwnicy  –  wymruczał,  biorąc  mnie  w 

ramiona. 

 

background image

Rozdział 15

 

 

Zaraz, gdy nasze usta się spotkały, byłam szczęśliwa, że oparłam się o drzwi. Moje 

kolana  stanowiły  poważne zagrożenie,  by mnie przewrócić. Archer owinął ręce  w mojej 
talii  i  przycisnął  mnie  mocniej,  gdy  chwyciłam  przód  jego  koszuli  i  przelałam  w  ten 
pocałunek wszystko, co czułam przez ostatnie kilka tygodni – rozpacz, kiedy myślałam, że 
nie żyje, ulgę, którą czułam teraz, przyciśnięta między nim a piwnicznymi drzwiami. 

Kiedy  w  końcu  się  rozsunęliśmy,  oparłam  czoło  o  jego  obojczyk  i  głęboko 

oddychałam. Minęło kilka chwil, zanim byłam zdolna coś powiedzieć. 

- Myślałam, że mówiłeś, że zrobimy to ‘później’. 
Pocałował mnie w skroń. 
- To było jakieś dwadzieścia minut temu. To się liczy jako później. 
Chichocząc, podniosłam głowę, by ma niego spojrzeć. 
- Tęskniłam za tobą. 
Mimo że było ciemno, widziałam, jak się uśmiecha. 
- Też za tobą tęskniłem. 
- Chyba powinnam iść już na górę. 
- Chyba powinnaś – wymamrotał, przybliżając swoje usta do moich. 
Po  pewnym  czasie,  wreszcie  dotarłam  do  naszego  pokoju,  prawie  skacząc.  Ale 

zaraz,  jak  przeszłam  przez  próg,  moje  szczęście  wyparowało  tak  szybko,  że  niemal 
usłyszałam trzask. 

-  O  jejku  –  powiedziałam  spokojnie.  –  Czemu  wciąż  się  dziwię,  skoro  wszystko 

stało się obrzydliwe i przygnębiające? 

Jenna siedziała na środku swojego łóżka. 
-  Myślałam,  że  najgorsze  było  okno  –  powiedziała  szybko.  –  Albo,  no  wiesz. 

Zjedzony Evan. Ale teraz naprawdę czuję, jakbym miała się zaraz rozpłakać. 

Naszego pokoju nigdy nie  można  było nazwać  luksusowym, ale dzięki obsesyjnej 

miłości  Jenny  do  różowego  był…  w  porządku,  chciałam  powiedzieć  „komfortowy”,  ale 
„jaskrawy” i „może trochę zwariowany” były raczej lepszymi określeniami. Wciąż jednak 
był nasz i nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo światełka Jenny, wstążki i 
Elektryzująco Malinowa narzuta sprawiały, że ten mały pokój był jak dom. 

Teraz  nie  było  tam  żadnych  światełek.  Tylko  dwa  łóżka  przysunięte  do 

przeciwnych ścian, jedno poobijane biurko i komoda mocno przechylona w jedną stronę. 
Lustro nad komodą było wyblakłe i popękane, zniekształcające nasze odbicia. Może było 
to  szare  światło  pochodzące  od  mgły,  albo  po  prostu  ten  pokój,  jak  i  reszta  domu, 
wydawały  się  stracić  kolory.  Cokolwiek  to  było,  ten  pokój  nie  był  już  domem.  W 
rzeczywistości strasznie przypominał celę. 

background image

Zaczynałam to mówić Jennie, przechodząc z wejścia. Ale zaraz, jak weszłam, drzwi 

się za mną zatrzasnęły, z takim hukiem, że aż podskoczyłam. Słyszałam jak inne drzwi na 
korytarzu też się zatrzaskują i kilka przytłumionych krzyków. 

- Zamknięte? – zgadywała Jenna. 
Pociągnęłam za klamkę. 
- Tak. 
-  Myślisz,  że  Archer ma  rację co  do  tego, że  wszyscy zostali zdemagowani? Albo 

może to mgła sprawiła, że magia jego i Evana... została zdemagowana. 

Przechodząc do szafy, westchnęłam i powiedziałam: 
-  Mogę  się  założyć,  że  wszyscy  zostali  zdemagowani,  ale  to  nie  ma  znaczenia.  – 

Otworzyłam  szafę.  Tak  jak  myślałam,  znajdowały  się  tam  tylko  mundurki  Hex  Hall.  – 
Ostatnimi czasy, też jestem bardzo zdemagowana – powiedziałam do Jenny przez ramię. 
– Może powinnyśmy przestać mówić zdemagowani. To zaczyna dziwnie brzmieć. 

Usiadła prosto. 
- Co? 
- No wiesz, gdy cały czas coś powtarzasz, to… 
- Sophie – powiedziała Jenna, przechylając głowę i marszcząc na mnie brwi. 
Wzdychając, usiadłam na swoim własnym łóżku, naprzeciwko niej. 
-  Dzięki  jakiemuś  zaklęciu  rzuconemu  przez  Radę,  jestem  aktualnie  pozbawiona 

swoich mocy. 

Jenna westchnęła, a jej wyraz twarzy zelżał. 
- Och, Soph. Tak mi przykro. 
- Nie jest aż tak źle, jak brzmi – powiedziałam. – Moje moce nie zniknęły zniknęły. 

Wciąż gdzieś tu są, ale nie mogę ich używać, dopóki nie dotknę… whoa. 

- Co? 
Przeszłam przez pokój i chwyciłam ramę łóżka Jenny. 
- To zaklęcie jest w rodzinnej księdze zaklęć Thorne. Kiedy jej dotknę, moje moce 

wrócą. Tata był pewny, że Casnoff maja księgę. Ona może być tutaj, Jenna. – Puściłam jej 
łóżko,  by  znowu  zacząć  chodzić  po  pokoju,  gdy  moja  magia  zgromadziła  się  wewnątrz 
mnie.  –  Jeśli  ją  znajdziemy,  mogłabym  być  demonem  podczas  kolacji.  –  I  możliwe,  że 
używać  swoich  mocy  dla  Casnoff.  Strach,  obleśny  i  gorący  ogarnął  mnie  na  tę  myśl,  i 
nagle poczułam się chora. 

- Chyba, że ma ją Lara. 
- Co? – zapytałam. – Och. Lara. Cholera, nie pomyślałam o tym. – Czułam, jak moja 

magia opada, osiadając w żołądku, prawie jakby też była zawiedziona. 

-  Ale  wciąż  możemy  jej  poszukać  –  powiedziała  szybko  Jenna.  –  Może  Lara  się 

pokaże. Znajdziemy jakiś sposób, żeby zwrócić ci moce, Soph. 

Uśmiechnęłam się do niej. 
- Jenna, po raz kolejny twoja moc Niesamowitości zdumiewa mnie. 
- To umiejętność – uzgodniła, kiwając posępnie. 

background image

Chichocząc,  rzuciłam  w  nią  poduszką  i  przez  chwilę  było  tak,  jakby  nic  się  nie 

zmieniło;  byłyśmy  tylko  Sophie  i  Jenną,  przesiadującymi  w  swoim  pokoju, 
przygotowującymi się do Metod Magicznej Egzekucji Piętnastego Wieku, czy jakiś innych 
nudnych  zajęć.  Przez  następną  godzinę,  siedziałyśmy  na  swoich  łóżkach  i  mówiłyśmy 
sobie  o  tym,  co  nam  się  przytrafiło  przez  ostatni  miesiąc.  Opowiedziała  mi,  jakie  było 
życie z Byronem (bez niespodzianek, gnieciony aksamit, picie krwi z czaszek i „open mic 
night w wersji Byrona”, o którym Jenna mówiła, wzdrygając się). 

- Zastanawiam się, co Vix myśli, że mi się stało – powiedziała Jenna. – Stała zaraz 

obok, gdy zostałam tu wciągnięta. 

- Jeszcze do niej wrócisz, Jenna. Obiecuję. 
Nie wiem, w jakim stopniu Jenna w to wierzyła, ale przytaknęła. 
- Wiem. Dobra, a teraz opowiedz mi o Brannick. 
Tak  też  zrobiłam,  łącznie  z  Finley  i  Izzy,  i  ponownym  pojawieniu  się  taty  i  Cala. 

Powiedziałam o moich zaręczynach z Calem, pocałunku i wszystkim, co stało się po tym, 
jak Archer pojawił się w Thorne Abbey. Dopóki nie zaczęłam tego z siebie wyrzucać, nie 
zdawałam sobie sprawy z tego, ile miałam sekretów przed Jenną. 

Myślę, że była trochę zszokowana, bo podniosła swoje brwi i powiedziała: 
- Wow. Miałaś bardziej pracowite lato niż myślałam. 
- Gniewasz się? 
Rozważyła to i powiedziała: 
-  Nie.  Mam wrażenie,  że  powinnam, ale…  -  westchnęła.  –  Rozumiem, czemu nie 

było  ci  łatwo  powiedzieć  o  Archerze.  Poza  tym,  przez  prawie  miesiąc  myślałam,  że  nie 
żyjesz, więc trudno jest czuć coś innego niż Jej, Sophie, rozumiesz? 

Zalała mnie fala ulgi. 
-  Cóż,  dobrze.  Bo  zamierzam  dociec,  o  co  tu  chodzi  i  zdecydowanie  potrzebuję 

mojej wampirzej pomocniczki. 

Jenna parsknęła i zarzuciła włosami. 
- Dokładnie. Wampiry górą! 
Ponownie  się  zaśmiałyśmy.  Wyjrzałam  przez  okno.  Poszarzałe  niebo  zaczynało 

ciemnieć, a otaczająca budynek mgła wydawała się śliska. 

- Jak myślisz, co się z nami stanie? 
Pierwsza odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy, to „Nic dobrego”, ale zamiast tego 

otoczyłam ją ramieniem i powiedziałam: 

- Wszystko będzie dobrze. Pomyśl o wszystkim, przez co już przeszliśmy. Myślisz, 

że mała, zabójcza mgła jest w stanie nam przeszkodzić? Ha! 

Jenna nie wyglądała na przekonaną, ale powiedziała: 
- Nie wiem, czy jesteś tego pewna, czy może masz urojenia, ale i tak dziękuję. 
Niebo było prawie czarne, gdy nasze drzwi w końcu otworzyły się z hukiem. Głos 

pani Casnoff, tak samo wątły i cienki, jak wcześniej, rozległ się po szkole. 

- Uczniowie, proszę o zameldowanie się teraz w sali balowej. 

background image

Jenna  i  ja  dołączyłyśmy  do  grupy  dzieciaków  kierujących  się  na  dół.  Nikt  już  nie 

płakał, więc była to jakaś poprawa. 

-  Sophie  –  powiedziała  Taylor,  pojawiając  się  przy  moim  ramieniu.  Jej  głos  był 

trochę niezrozumiały, ponieważ jej kły były na wierzchu. – O co w tym wszystkim chodzi? 

- Skąd mam wiedzieć? Jestem ta samo zbita z tropu, jak wszyscy inni. 
Zmarszczyła  brwi,  przez  co  jej  kły  wysunęły  się  jeszcze  bardziej.  Minęło  trochę 

czasu,  odkąd  ostatnio  widziałam  zmiennokształtnych;  zapomniałam,  jak  bardzo  są 
niepokojący.  Będąc  czymś  między  człowiekiem  a  zwierzęciem,  mogą  zdecydowanie 
budzić lęk. 

-  Ale  twój tata  był  Głową  Rady  –  powiedziała.  –  I byłaś przez cale  lato w Radzie. 

Musisz coś wiedzieć. 

- I czemu jest tu Archer Cross? – Pojawiło się pytanie ze strony Justina. Jego głos 

najwidoczniej zmienił się przez lato, ponieważ zamiast je wypiszczeć, wypowiedział je. – 
On jest z Oka. 

- Czy on nie próbował cię zabić?  – Podfrunęła  Nausicaa, mrużąc na mnie oczy.  – 

Jeśli tak, to czemu trzymaliście się wcześniej za ręce? 

Rozmowy  tego  typu  zazwyczaj  kończyły  się  widłami  i  pochodniami,  więc 

wyciągnęłam  ręce  w  geście,  który  miałam  nadzieję,  mówił  „uspokójcie  się  wszyscy,  do 
cholery”. Ale wtedy wtrąciła się Jenna. 

- Sophie nic nie wie – powiedziała, zasłaniając mnie. Byłoby to bardziej efektowne, 

gdyby Jenna nie była tak niska. – I bez względu na to, z jakiego powodu tu jesteśmy, Rada 
nie  może  z  tym  nic  zrobić.  –  Jenna  nie  dodała,  że  było  to  dlatego,  że  cała  Rada,  z 
wyjątkiem  Lary  Casnoff i  mojego taty, była martwa.  –  Jest tak samo wkurzona,  jak cała 
reszta, więc odsuńcie się. – Z wyrazów ich dziecinnych twarzy, domyśliłam się, że Jenna 
obnażyła kły i może nawet błysnęła swoimi czerwonymi oczami. 

-  Co  się  tu  dzieje?  –  ryknął  znajomy  głos.  Świetnie.  Jakby  ta  noc  i  tak  nie  była 

wystarczająco  okropna.  Vandy  –  który  była  skrzyżowaniem  szkolnej  opiekunki  i 
strażniczki  więziennej  w  Hex  Hall  –  utorowała  sobie  przejście  wśród  tłumu,  ciężko 
oddychając. Jej purpurowe tatuaże, znaki po Redukcji, wyglądały prawie na czarne na jej 
czerwonej  twarzy.  –  Na  dół,  już!  –  Gdy grupa  znów zaczęła  się  przemieszczać,  spojrzała 
na  Jennę  i  mnie.  –  Proszę  pokazać  swoje  kły  jeszcze  raz,  panno  Talbot,  a  założę  im 
kolczyki. Zrozumiano? 

Jenna chyba wymruczała „Tak, proszę pani”, ale jej ton mówił zupełnie co innego. 

Zbiegłyśmy na dół, by dołączyć do reszty uczniów, czekających w kolejce, by wejść do Sali 
balowej. 

- Przynajmniej jedna rzecz w Hex Hall się nie zmieniła – powiedziała Jenna.  
- Taa, widocznie moc zdzirowatości Vandy jest niezniszczalna. Pocieszające. 
Mniej pocieszająca była przerażająca szkoła nocą. W dzień była tylko depresyjna. 

Teraz, gdy się ściemniło, złowieszczość była w pełni włączona. Staromodne lampy gazowe 
na  ścianach  kiedyś  płonęły  przyjemnym,  złotym  światłem.  Teraz,  niezdrowa,  zielona 

background image

poświata  wydobywała  się  zza  mlecznego  szkła,  rzucając  szalone  kształty  wszędzie 
dookoła. 

Gdy  schodziliśmy  na  dół,  zatrzymałam  się  przy  jednym  z  salonów.  Duże  okno, 

wychodzące  na  staw  (i  chatę  Cala)  było  wybite.  Więcej  przerażającej  mgły  wpływało 
przez  postrzępioną  ramę,  wirując  po  podłodze.  Zauważyłam,  że  kilka  zdjęć 
pokrywających ścianę, leżało teraz na dywanie. 

- Wiem, że „O co tu chodzi?” stało się tu już hasłem – powiedziałam do Jenny – ale 

poważnie. O co tu chodzi? 

Jenna przyglądała się mgle i potrząsnęła głową. 
- Jakby dom był chory – powiedziała. – Albo otruty. Wyspa też. 
-  Może.  Znaczy,  Casnoff  mają  dół,  w  którym  przywołują  demony.  –  Archer  i  ja 

znaleźliśmy  go  latem  i  wciąż  miałam  koszmary  po  ghoulach,  które  go  strzegły.  –  Magia 
tak ciemna… tak zła… Myślisz, że mogła zainfekować to miejsce? 

Jenna miała zmartwiony wyraz twarzy. 
- Nie zdziwiłoby mnie to – wymruczała. 
-  Czy  powybijane  okna  są  tu nowym motywem dekoracyjnym?  –  zapytał Archer, 

podchodząc do nas od tyłu i wskazując głową w stronę salonu. 

-  Na  to  wygląda  –  powiedziałam.  Wciąż  wyglądałam  na  zewnątrz,  gdy  w  mroku 

pojawiło  się  słabe  światło.  Zajęło  mi  chwilę,  zanim  zorientowałam  się,  że  pochodziło  z 
chaty Cala. Czyżby ktoś tam był? Czy Cal tam był? 

Ale  tak  szybko,  jak  się  pojawiło,  światło  znowu  zniknęło.  Marszcząc  brwi, 

odwróciłam  się  od  wejścia  i  wsunęłam  rękę  w  dłoń  Archera.  Wtedy  przypomniałam 
sobie,  co  mówiła wcześniej Nausicaa. Prawdopodobnie  nie  był  to najlepszy moment na 
publiczny pokaz miłości. 

Nasza trójka ciągnęła się za całą resztą do Sali balowej. Tu przynajmniej wszystko 

wyglądało  mniej-więcej  tak  samo.  Oczywiście,  sala  balowa  zawsze  była  jedną  z 
najbardziej dziwacznych pomieszczeń w Hex Hall, więc mało to zmienia. Wciąż. Ulżyło mi 
na  widok  mieszaniny  stołów  i  krzeseł,  a  nie  na  przykład  drewnianych  pieńków,  czy 
czegokolwiek takiego. 

Ale wtedy spojrzałam na przód Sali i moja ulga wyparowała. Pani Casnoff siedziała 

na  swoim  codziennym  miejscu,  wpatrując  się  w  dal.  Jej  włosy  były  teraz  związane,  ale 
wciąż  były  w  nieładzie.  Vandy  również  siedziała  przy  stole,  ale  pozostała  trójka 
nauczycieli, którzy uczyli nas w Hex Hall – pani East, pan Ferguson i  oczywiście Byron  – 
zaginęli. 

Po drugiej stronie stołu, ubrana w jasnoniebieski komplet, uśmiechająca się, jakby 

była na herbatce, siedziała Lara Casnoff. 

 

background image

Rozdział 16

 

 

Jakoś przetrwałam kolację. Cóż, rozgrzebałam jedzenie na talerzu. Jenna i Archer 

zrobili  to  samo.  W  sumie,  po  rozejrzeniu  się  zauważyłam  same  pełne  talerze.  Może 
strach, a może nerwy uniemożliwiały wszystkim jedzenie, ale w moim przypadku, była to 
mieszanka wściekłości i podniecenia. Lara odebrała mi tak wiele, że moje moce kotłowały 
się to uderzenia. Ale jednocześnie fakt, że tu była oznaczał, że bardzo prawdopodobnie 
była też tu księga zaklęć. Zastanawiałam się, gdzie mogłaby być, gdy Lara wstała, klasnęła 
i ogłosiła: 

- Jeżeli wszyscy już zjedli, możemy przejść do prezentacji. 
-  Myślisz,  że  będzie  jakiś  pokaz  taneczny?  –  bąknęła  Jenna,  gdy  obracałyśmy 

krzesła w tamtą stronę sali. Zawsze doceniałam dobre żarty o pokazach tanecznych, ale 
trudno  było  chichotać  patrząc  na  kobietę,  która  już  kilka  razy  próbowała  mnie  zabić. 
Chciałam, by napotkała moje oczy w ramach potwierdzenia tego, co zaszło tego lata. Ale 
nie zrobiła tego. 

Czułam  wręcz  przytłaczające  uczucie  déjà  vu,  gdy  usiadłam  na  krześle  obok 

Archera, oglądając Larę Casnoff stojącą na czele sali. Czy naprawdę minął tylko rok odkąd 
siedzieliśmy tu z Archerem, praktycznie się nie znając? Wtedy myślałam, że byłam zwykłą 
czarownicą. Wtedy Hex Hall było szkołą, a nie pewnego rodzaju więzieniem. 

Lara uniosła ręce w powitaniu. 
- Jestem pewna, że wszyscy zastanawiacie się, co tu robicie – powiedziała, jej głos 

rozbrzmiał  głośno  i  wyraźnie  w  cichym  pomieszczeniu.  Wszyscy  uczniowie  byli  bardzo 
spokojni. Nie było już zamieszek i złości, które pojawiały się wcześniej. Może dlatego, że 
wszyscy  pragnęliśmy  odpowiedzi.  Albo  może  dlatego,  że  wszyscy  baliśmy  się,  że  też 
zostaniemy pożarci. 

-  Na  początek  pozwólcie  mi  przeprosić  za  aktualny  stan  waszych  pokoi  – 

kontynuowała  Lara,  przemierzając  pokój.  Jej  obcasy  tupały  jak  strzały  z  broni  palnej.  – 
Skupiamy  się  na  magii  chroniącej  was  w  Hekate  Hall  i  obawiam  się,  że  wpłynęła  ona 
również  na  dom.  Ale  przecież  szkoła  nigdy  nie  miała  być  pięciogwiazdkowym  hotelem, 
prawda? –  wciąż się uśmiechała, ale w jej oczach widać  było teraz surowość.  – Tak, czy 
inaczej, nazywam się Lara Casnoff i w tym roku będę pracować wraz z Anastazją Casnoff 
jako dyrektorka szkoły. Jestem pewna, że macie teraz wiele pytań. Na początek jednak, 
może powiemy wam prawdę na temat wydarzeń, które miały miejsce tego lata. 

Błyszcząca  plamka  pojawiła  się  obok  jej  biodra  i  wiedziałam,  co  będzie  dalej. 

Plama  rosła,  dopóki  nie  przemieniła  się  w  olbrzymi  lśniący  ekran.  I  wtedy  wszyscy 
zmrużyliśmy oczy na widok ognia który się na nim pojawił. 

background image

-  To  jest  kwatera  główna  Rady w Londynie  –  powiedziała  Lara  ponad  dźwiękiem 

płomieni. – Kilka miesięcy temu L’Occhio di Dio wraz z liczną grupą Brannick zaatakowali. 
Ponad  połowa  Rady  została  zamordowana,  a  oto  rezultat.  –  Wskazała  na  płonący 
budynek. 

Głos Lary rozbrzmiał ponownie. 
- Wtedy, zaledwie kilka miesięcy później, Oko zaatakowało naszą kolejną kwaterę 

w Thorne Abbey. – Na ekranie wzniósł się dom tak ogromny i imponujący, jak pierwszego 
dnia, gdy go zobaczyłam. Patrząc na to, czułam, jak ogarnia mnie fala smutku. Co prawda, 
prawie  tam  nie  zwariowałam  i  kilka  razy  prawie  mnie  zabili,  ale  mimo  wszystko.  To 
właśnie tam dowiedziałam się więcej o mojej historii. To właśnie tam poznałam tatę. 

Po  raz  kolejny  jasne,  pomarańczowe  światło  prawie  mnie  oślepiło,  gdy  Thorne 

Abbey stanęło w płomieniach. 

- Thorne Abbey zostało zniszczone. Anastazja i ja miałyśmy szczęście, że uszłyśmy 

z życiem. Niestety, Głowa Rady, James Atherton nie miał tyle szczęścia. 

Kilka  głów  obróciło się  w moim kierunku i  starałam się,  by moja  twarz pozostała 

niewzruszona. Kiedy przeniosłam wzrok z ekranu na Larę, zauważyłam, że patrzy wprost 
na mnie. 

-  Nie  ma  wątpliwości,  że  wkroczyliśmy na  ścieżkę  wojenną  z naszymi  wrogami  – 

powiedziała Lara. – Oko i Brannick nie będą szczęśliwi, dopóki całe Prodigium nie zniknie 
z  powierzchni  ziemi.  –  Klasnęła  i  ekran  skurczył  się  znowu  w  kropkę  i  zniknął.  –  I  oto, 
dlaczego tu jesteście. 

Zdałam sobie sprawę, że siedzę na krawędzi krzesła. 
- Czemu wcześniej wszyscy zostaliście zesłani do Hekate Hall? – zapytała Lara. Na 

początku  myślałam,  że  to  pytanie  notoryczne,  ale  potem  Lara  skinęła  na  jedną  z 
młodszych czarownic. 

Dziewczyna rozejrzała się, zanim odpowiedziała. 
- Ponieważ zrobiliśmy coś złego. Ujawniliśmy nasze moce w ludzkim świecie. 
Lara potrząsnęła głową. 
-  Nie  dlatego,  że  wasza  magia  była  zła  –  powiedziała.  –  Dlatego,  że  była  silna. 

Potężna. Nie ma się czego wstydzić. W żadnym wypadku nie jest to coś, za co powinniście 
być  ukarani.  Wy  –  rozłożyła  szeroko  ręce  w  naszym  kierunku  –  wszyscy  jesteście 
najcenniejszymi osobami w całym społeczeństwie Prodigium. Czujecie, jakby wasze moce 
były  poza  kontrolą,  ale  nie  są.  Są  po  prostu  czasami  zbyt  wielkie,  byście  mogli  nimi 
manipulować. 

Coś podobnego powiedział do mnie Cal w Thorne Abbey, że moje moce nie są tak 

destrukcyjne, bo są „zbyt duże”. 

- Więc zamierzacie nas nauczyć kontrolowania ich? – usłyszałam, jak ktoś krzyknął. 
Na twarz Lary wstąpił uśmiech, tak wielki i żywy, że aż przerażający. 
- Lepiej. Zostaliście tu ściągnięci w pewnym bardzo wyjątkowym celu. 
- Raczej w nie za dobrym, co? – szepnęła Jenna. 

background image

-  Może  tym  specjalnym  celem  jest  zjedzenie  przez  nas  ciasta  czekoladowego?  – 

zasugerowałam. – Albo może użeranie się z jednorożcami? To by było nawet możliwe. 

Jenna obrzuciła mnie spojrzeniem. 
- Ty naprawdę oszalałaś. 
Tak było. I wyszło to na jaw, bo następną rzeczą, jaka powiedziała Lara było: 
- Przez setki lat Prodigium szukało sposobu, by stać się silniejsze. Bardziej potężne. 

Wręcz  niezwyciężone.  –  Po  raz  kolejny  jej  oczy  napotkały  moje.  –  I  teraz  w  końcu  go 
znaleźliśmy. Clarice? 

Vandy  wstała  od  stołu  z  małą  aksamitną  torebką  w  ręce.  Wyciągnęła  z  niej 

pogniecioną  i  poszarpaną  kartkę  papieru,  trzymając  ją  nad  głową  tak, by każdy mógł  ją 
zobaczyć. Moja magia zaczęła wariować w mojej piersi. 

- Co to? – zapytał mnie Archer. 
Nie miałam szansy, by odpowiedzieć. 
- Ta kartka papieru jest kluczem do naszego zbawienia – kontynuowała Lara. – Jest 

to najpotężniejsze zaklęcie, jakie kiedykolwiek wymyślono. Może nasycić każdego z was 
najpotężniejszą  magią  we  wszechświecie.  I  nie  tylko  będzie  was  trzymać  bezpiecznych 
przed wrogami, ale także pozwoli wam pozbyć się ich raz na zawsze. 

Nagle, ręce Archera i Jenny zacisnęły się jednocześnie na moich nadgarstkach. 
- Co? – wyszeptałam i obróciłam się do nich. 
- Chciałaś wstać – odpowiedział Archer przez zaciśnięte zęby, nie odrywając oczu 

od Lary. 

-  A  potem  pewnie  miałaś  zamiar  wykrzyczeć,  że  ma  zamiar  pozamieniać  nas  w 

demony – dodała Jenna tak cicho, że ledwo ją słyszałam. – Udajemy słabych, pamiętasz? 

Mieli rację. Lara  już mnie obserwowała z tym samym przerażającym uśmiechem, 

wykrzywiającym  jej  usta.  Chciała,  żebym  wyskoczyła  i  zaczęła  krzyczeć  o  demonach  i 
kontroli umysłu. Wyglądałam pewnie na złą i tak z resztą było. I mimo że siedzenie tam 
mnie zabijało, siedziałam. 

Uśmiech Lary trochę zrzedł, gdy wytrzymałam jej spojrzenie, nic nie mówiąc. 
-  I  to  właśnie  dlatego  wszyscy  zostaliście  tu  ściągnięci  –  powiedziała,  skupiając 

swoją uwagę z powrotem na reszcie uczniów. – By trenować. By przygotowywać się. I by 
wziąć  udział  w  rytuale,  który  sprawi,  że  będziecie  potężniejsi,  niż  w  waszych 
najśmielszych marzeniach. 

- Skoro jesteśmy tak wartościowi, to czemu trzymacie nas tu wbrew naszej woli? – 

zapytała Siobhan, jedna z wróżek. 

-  Zaklęcie  strzegące  wyspy  jest  dla  waszej  ochrony  –  burknęła  Vandy  i  mimo, że 

była  to  kiepska  odpowiedź  na  pytanie,  była  to  najwyraźniej  jedyna  odpowiedź,  na  jaką 
mogliśmy liczyć, ponieważ Lara przytaknęła i powiedziała: 

-  Dokładnie.  Przede  wszystkim,  jutro  rano  zaczynamy  przygotowania  do  rytuału. 

W związku z tym proponuję, byście wszyscy skierowali się do swoich sypialni i odpoczęli. 

background image

Skoro to była „propozycja”, to zastanawiałam się, czemu brzmiała jak groźba. Ale 

dzieciaki powoli zaczęły wstawać i kierować się do drzwi. Głowy tłoczyły się i pojawiły się 
szepty,  ale  nikt  nie  protestował  i  nie  próbował  zadawać  więcej  pytań.  Może  reszta  też 
zdecydowała się udawać słabych. 

Ale ja? Byłam ponad to. 
Mimo że Jenna syknęła, żebym wracała, przeszłam przez pomieszczenie i stanęłam 

centralnie  przed  Larą  Casnoff,  kobietą,  która  próbowała  mnie  zabić.  Kobietą,  która 
próbowała  zbić  Archera  i  Jennę,  i  która  skazała  mojego  tatę  na  rytuał,  który  prawie  go 
zabił. 

- Chcesz zamienić ich wszystkich w demony? – upomniałam się. – Zapomniałaś, jak 

wasz ostatni demon oszalał i zaczął zabijać ludzi? 

Nie odpowiedziała na moje pytanie. 
- Jesteś tylko małą, żywą istotą, Sophie. 
- A ty jesteś zła i bardzo protekcjonalna. 
- To jest ten moment, kiedy mi mówisz, że mnie powstrzymasz? Że mi to nie ujdzie 

na  sucho?  –  zapytała,  podnosząc  brew.  –  Jeśli  tak,  to  pozwól,  że  dam  ci  pewną  radę: 
dorośnij. 

Mówiąc to, wręczyła zaklęcie z powrotem do Vandy, która schowała je do torby. 
Patrzyłam jak obie wychodzą z sali balowej, pani Casnoff daleko w tyle, gdy Archer 

i Jenna podeszli do mnie. 

- Cóż, znamy już ich plan – powiedziała Jenna. – Jakieś plany przeciwdziałania? 
-  Powstrzymać  Casnoff  przed  wskrzeszeniem  armii  demonów,  uratować 

wszystkich  i  wydostać się  z tej przeklętej wyspy. Potem może  zrobić  jakąś imprezę,  czy 
coś. No wiecie, by uczcić to, jak cudowni jesteśmy. 

-  Brzmi  dość  solidnie  –  powiedział  Archer,  trącając  mnie  ramieniem.  –  Jakieś 

pomysły, jak dokładnie mamy to zrobić? 

Zielonkawe światła sali balowej zamrugały i westchnęłam. 
- Żadnych. 

 

background image

Rozdział 17

 

 

Następnego  ranka  zostałam  zerwana  z  łóżka  przez  Hex  Hallską  wersję  budzika  – 

donośny i straszliwy dźwięk brzmiący jak mieszanka dzwonka i ryku. W pokoju wciąż było 
ciemno, a gdy wyjrzałam przez okno, widziałam jedynie tę cholerną mgłę. 

Jenna była już przy szafce i wyjmowała mundurek. Poprzedniej nocy odkryłyśmy, 

że kredens wypełniony był białymi koszulkami i spodniami od piżamy. Wszystkie były w 
tym  samym  rozmiarze,  ale  po  nałożeniu  przesuwały  się  i  zsuwały,  dopóki  się  nie 
dopasowały.  Mundurki  były  najwyraźniej  takie  same,  bo  gdy  Jenna  nałożyła  spódnicę, 
brzeg  musnął  jej  łydki,  by  zaraz  potem  unieść  się  do  góry,  dopóki  nie  sięgał  lekko  za 
kolano. 

-  Nie  wiem,  czy  to  wygodne,  czy  przerażające  –  powiedziała,  kontrolując  swoje 

nogi. 

Zdejmując kołdrę, wstałam z łóżka i poszłam po swój mundurek. 
- Może uznajmy to za przerażające? 
Jenna  nałożyła  marynarkę  i  zauważyłam,  że  przygryzała  swoją  dolną  wargę, 

pewnie się nad czymś zastanawiając. 

-  Wiesz,  to  dość  niebezpieczny  nawyk  jak  na  wampira  –  powiedziałam  do  niej, 

kiwając w kierunku jej ust. 

-  Huh?  Och,  tak  –  powiedziała.  –  Przepraszam,  po  prostu…  Soph,  skoro  mają  w 

planie  zamienić  wszystkich  w  demony,  to  czemu  cię  tu  ściągnęły?  Albo  mnie?  Jeszcze 
kilka miesięcy temu Lara chciała, żebym była martwa. Co mogło zmienić jej zdanie? 

Nad tym samym zastanawiałam się zeszłej nocy. Wciąż i wciąż powtarzałam słowa 

Torin: ja na czele demonów Casnoff, używając swoich mocy dla ich celów. Czy to dlatego 
tu byłam? 

Ale Jennie powiedziałam tylko: 
- Są złe i pokręcone. Kto wie, po co robią cokolwiek? 
Ta odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała, więc dodałam: 
- Ale mamy zamiar się tego dowiedzieć, prawda? Operacja Nancy Drew w Hex Hall 

zaczyna się dzisiaj! 

Jenna już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale wtedy na środku pokoju rozbłysło 

światło.  Krzyknęła,  a  ja  podniosłam  rękę,  by  osłonić  oczy,  gdy  świecąca  kula  zmieniła 
kształt  na  bardziej  znajomy  –  kształt  szklarni,  gdzie  mieliśmy  zajęcia  obronne. 
Trójwymiarowy obraz powoli się obracał, gdy głos Lary wypełnił pokój. 

- Wszyscy uczniowie są proszeni o stawienie się w najbliższym czasie w szklarni. 
Marszcząc brwi, przeszłam ręką przez zaklęcie. Zawirowało niczym dym, zanim się 

rozpłynęło. 

background image

-  Pokręcona  królowa  dramatu  –  wymruczałam.  –  Aż  tak  trudno  było  ogłosić  to 

wczoraj? Albo zrobić tą sztuczkę z głosem? 

Jenna wciąż wpatrywała się w miejsce, gdzie znajdowało się zaklęcie. 
- Jak myślisz, co chcą z nami tam zrobić? 
- Ja… 
Nim zdążyłam powiedzieć  coś jeszcze,  zobaczyłam kolejny błysk światła i  kolejną 

rzeczą, jaką wiem, to to, że słyszałam, jak mówię: 

- Słuchaj, nie zamierzają cię zabić, więc może na chwilę byś wyluzowała? 
Jenna minimalnie potrząsnęła głową, jakbym właśnie ją spoliczkowała. 
- Co? 
Powiedz jej, że jesteś mną! Albo ja tobą. Nieważne. Domagałam się. 
Nie spodziewałam się, że Elodie zareaguje. Zazwyczaj nie słuchała moich poleceń. 

Ale tym razem, na szczęście, zrobiła to, o co prosiłam. 

-  Tu Elodie  –  powiedziała  do Jenny. Przeszła do tłumaczenia,  dlaczego właściwie 

używa  mojego  ciała  jako  swojej  osobistej  kukiełki  tak  szybko,  że  Jenna  mogła  tylko 
mrugać w odpowiedzi. 

- Gdyby Sophie nie korzystała z mojej magii w jej ciele – podsumowywała Elodie – 

byłaby martwa już jakieś dziesięć razy. 

Dobra, ale to było tylko dwa razy, mruknęłam w środku. 
Elodie mnie zignorowała. 
- I nie – powiedziała, podnosząc moją rękę, by uciąć kolejne pytanie Jenny. – Nie 

mogę  nawiedzać  nikogo  innego.  Zaufaj  mi,  próbowałam  dostać  się  do  Lary  Casnoff, 
odkąd tu się dostaliśmy. Co… nie brzmi za dobrze. 

Czułam, jak wzrusza moimi ramionami. 
-  Tak  czy  inaczej,  wyglądasz,  jakbyś  miała  właśnie  zjeść  swoją  własną  wargę  i  to 

jest totalnie obrzydliwe, więc stwierdziłam, że powinnam odciążyć twój umysł. Wczoraj w 
nocy,  gdy  próbowałam  opętać  kogoś,  kto  nie  jest  tym  dziwolągiem,  podsłuchałam 
rozmowę  Casnoff.  Najwyraźniej  zamienienie  wampira  w  demona  wydaje  się  być 
świetnym pomysłem, więc dlatego tu jesteś. Żadnego kołkowania w terminarzu. 

Wykorzystanie Elodie jako szpiega nawet nie przyszło mi do głowy. O mój Boże, to 

jest  genialne!  Krzyczałam. Cóż, mentalnie  krzyczałam.  Oczywiście! Nie widzą cię, dopóki 
tego nie chcesz; możesz być w każdym miejscy w szkole i…
 

Jejku,  nie  tak  głośno,  przerwała.  Jestem  w  twojej  głowie,  więc  używaj  swojego 

wewnętrznego głosu w środku. 

Elodie odgarnęła moje włosy z oczu, mrucząc: 
- Boże, jak ona może tak żyć? 
Jeśli  obiecasz,  że  przestaniesz  mnie  opętywać,  kiedy  ci  się  podoba,  obiecuję,  że 

będę używać odżywki do włosów, odpowiedziałam, a ona parsknęła. 

Jenna założyła mocno ręce na piersi. 
- Więc, co – teraz nam pomagasz? 

background image

Moje oczy się wywróciły. 
-  Nie,  jestem  po  stronie  drużyny  Przejmijmy  Kontrolę  Nad  Światem  z  Armią 

Demonów.  Oczywiście,  że  wam  pomagam.  Gdy  to  się  skończy,  Sophie  będzie  mogła 
przejść do ważniejszych rzeczy. Na przykład, jak mnie od niej oddzielić. 

Jenna skinęła w roztargnieniu. 
-  Mówiłaś,  że  czarujesz  poprzez  ciało  Sophie.  Możesz  teraz  spróbować  coś 

wyczarować? Coś prostego? 

-  To  miejsce  jest  zablokowane  na  magię  –  powiedziała  Elodie,  w  tym  samym 

momencie, gdy przeszło mi to przez myśl. – Tylko upoważnione osoby mogą wykonywać 
zaklęcia. 

- Dobra, ale Casnoff nawet  nie wiedzą, że  tu jesteś  – powiedziała Jenna, a na jej 

twarzy rozlał się powolny uśmiech. – Duch wykorzystujący pozbawionego magii demona, 
by czarować? Założę się, że o tym nie pomyślały. 

Warto  spróbować,  powiedziałam  do  Elodie.  Najwyraźniej  się  z  tym  zgadzała,  bo 

moje  palce  się  uniosły  i  w  moich  żyłach pojawiła się  krótka  fala  mocy. Poleciało  trochę 
iskier  i  w  kilka  sekund różowe  pasemko Jenny było w tym samym kolorze,  co reszta  jej 
włosów. 

- Kurczę – powiedziała Jenna, trzymając pasemko przed oczami. – To działa. 
Ogarnęła mnie fala ulgi i nie byłam pewna, czy mojej, czy Elodie. 
Nagle coś huknęło w nasze drzwi. Jenna podskoczyła, a Elodie śmignęła ręką w jej 

kierunku. 

Jaskrawy róż znowu pojawił się na włosach Jenny i wtedy ogarnęło mnie to samo 

okropne i dezorientujące uczucie, co w noc z wilkołakiem, Elodie zniknęła. 

Usiadłam  na  swoim  łóżku,  próbując  złapać  oddech,  gdy  Jenna  otworzyła  drzwi. 

Stała  tam  Vandy,  piorunująca  nas  wzrokiem,  moje  serce  zamarło.  Dowiedziały  się. 
Wyczuły tu magię i przysłały Vandy, żeby po nas przyszła. 

Siedziałam tam, próbując nie dyszeć z przerażenia, gdy Jenna otwarcie drżała. 
-  Byłyście  wzywane  do szklarni  –  powiedziała  Vandy, jej oczy skakały z jednej na 

drugą. – Teraz ruszcie swoje chude tyłki na dół. 

Wiesz, jak to jest, gdy masz najbardziej niewłaściwą reakcję wszechczasów? Byłam 

tak  szczęśliwa,  że  nie  zsyłają  nas  na  śmierć,  że  wybuchłam  śmiechem.  Olbrzymim, 
głośnym  i  hukliwym  śmiechem.  Jenna  posłała  mi  spanikowane  spojrzenie,  a  groźne 
spojrzenie Vandy się pogłębiło. 

- Co jest takiego śmiesznego, panno Mercer? 
Wstałam  na  niepewnych  nogach  i  próbowałam,  jak  tylko  mogłam,  żeby  nie 

pęknąć. 

- Przepraszam, po prostu, um… 
-  Powiedziała  pani  ‘tyłki’  –  wyrwało  się  Jennie.  –  A  Sophie  ma  naprawdę 

niedojrzałe poczucie humoru. 

- Racja – powiedziałam, przystając na tym. – Tyłki. Ha, ha! 

background image

Pomyślałam, że  gdyby Vandy  miałaby  nas  wtedy  zabić,  to  by  to  zrobiła.  Zamiast 

tego jednak wskazała palcem na klatkę schodową i powiedziała: 

- Ruszcie się. 
Wyszłyśmy szybko z pokoju. 
Na  zewnątrz,  niebo  było tak  samo posępne  i szare,  jak poprzedniego dnia.  Mgła 

wydawała się trochę przesunąć,  byśmy mogły przebyć naszą drogę do szklarni bez lęku, 
że zostaniemy pochłonięte. Ziemia pod stopami była gąbczasta, trawa, która kiedyś była 
szmaragdowo-zielona,  teraz  była  niezdrowo  biało-brązowa,  jak  spodnia  część  grzyba. 
Przeszliśmy obok dużego dębu, a jedna ze sczerniałych gałęzi złowieszczo pękła. 

Gdy  byłyśmy  pewne,  że  Vandy  jest  wystarczająco  daleko  za  nami,  by  nas 

podsłuchać, przysunęłam swoją głowę do Jenny i powiedziałam: 

- Dobra, więc mamy ducha-szpiega. 
- Ducha-szpiega, który potrafi czarować – dodała Jenna. 
Przytaknęłam. 
- Nawet lepiej. Oznacza to, że walka jest bardziej wyrównana. 
Jenna ścisnęła moją rękę i poczułam się trochę lepiej, gdy doszłyśmy do szklarni. 

Nie,  żebym zamierzała  skakać  czy coś (głownie  dlatego, że  bałam się  poślizgnąć  na  tym 
brudzie), ale w sumie czułam się o niebo lepiej. 

Przez  szklane  ściany  widziałam  większość  innych  uczniów,  stojących  w  kółku  i 

byłam w tak dobrym nastroju, że zażartowałam do Jenny: 

- Och, ciekawe, czy będziemy grać w Kaczuszki, Kaczuszki, Demon. 
Zaśmiała się, ale głos zamarł jej w gardle niemal natychmiast, gdy tłum w szklarni 

lekko się dla nas rozsunął, byśmy mogły zobaczyć, co otacza. 

Z owiniętymi w lśniące magiczne łańcuchy nadgarstkami, był tam Archer. 

 

background image

Rozdział 18

 

 

Wślizgnęłyśmy  się  z  Jenną  przez  drzwi  tak  niepostrzeżenie,  jak  tylko  mogłyśmy. 

Coś mnie ukuło w serce i pragnęłam tylko ruszyć ku Archerowi, ale zaraz obok niego stała 
Lara z uśmiechem na twarzy. 

-  To  całe  „udawanie  bezradnych”  jest  do  bani  –  szepnęłam  do  Jenny,  gdy 

podeszłyśmy do tłumu. 

Spojrzała na mnie współczująco i obie zwróciłyśmy swoją uwagę na Larę. 
- Uczniowie – powiedziała. – Jak już wielu z was słyszało, pan Cross jest członkiem 

L’Occhio  di  Dio.  –  Podeszła  bliżej  do  Archera  i  rozpięła  kilka  guzików  jego  koszuli  i 
pociągając za materiał odsłoniła złoto-czarny tatuaż przy sercu. Wśród tłumu usłyszałam 
kilka westchnień. Oczywiście, wszyscy słyszeli o tym, że Archer był z Oka, ale słuchanie o 
tym,  a  zobaczenie  dowodu,  to  dwie  różne  rzeczy.  –  A  Oko  jest  naszym  wrogiem  – 
kontynuowała Lara, krążąc wokół Archera. Napotkałam jego wzrok, próbował się do mnie 
uśmiechnąć, ale widziałam, jak się trząsł. 

Zacisnęłam pięści, wbijając sobie paznokcie w dłonie. Moja magia była jak tsunami 

wewnątrz mnie, próbująca wydostać się z więzienia. 

-  Ale  pan  Cross  jest  z  dala  od  tego  całego  L’Occhio  di  Dio.  Czy  ktoś  ma  może 

ochotę powiedzieć dlaczego? – Jej wzrok zatrzymał się na mnie. – Panno Mercer? Odkąd 
próbował  cię  zamordować,  czemu  nie  poinformowałaś  swoich  znajomych  z  klasy  o 
niebezpieczeństwie, jakie stwarza? 

-  Nie  został  tu  przysłany,  żeby  mnie  za-zamordować  –  podkreśliłam. 

Prawdopodobnie  brzmiałabym  bardziej  stanowczo,  gdybym  nie  potknęła  się  na  słowie 
„zamordować”. 

Oczyściłam gardło i kontynuowałam. 
- Został tu przysłany, żeby mnie obserwować, nic więcej. 
-  I  został  także  przysłany,  żeby  obserwować  Elodie  Parris?  Dlaczego  niby,  panno 

Mercer, Oko miałoby mieć jakieś korzyści z obserwowania cię? 

Stałam  na  niepewnym  gruncie  i  Lara  wiedziała  o  tym  równie  dobrze,  co  ja. 

Zupełnie, jakbym też była związana łańcuchami, ale ze słów, a nie z magii. Nie chciałam 
przyznać się do bycia demonem przed całą szkołą – ostatecznie uczniowie Hex Hall wciąż 
myśleli,  że  byłam  zwykłą  czarownicą  –  i  bałam  się,  że  jeśli  powiem  cokolwiek  innego, 
mogę  wrobić  Archera  w  jeszcze  większe  kłopoty.  Dlatego,  mimo  że  czułam  się  źle, 
spuściłam oczy i zacisnęłam usta. 

-  Mogę  wam  powiedzieć,  czego  Oko  chciało  od  Sophie  –  odezwał  się  Archer. 

Uśmiechał  się,  ale  jego  głos  był  ściśnięty  bólem.  –  Słyszeliśmy,  że  jest  szczególnie 
uzdolniona  w  sprawie  Rynien  i  Drabin  i  odkąd  co  roku  Oko  obchodzi  zawody  Rynien  i 
Drabin… - Jego głos złamał się z bólu, gdy Lara poruszyła palcami, a świetliste nici magii 

background image

zapłonęły przez moment białym gorącem. Musiałam przygryźć wnętrze swojego policzka, 
by powstrzymać się od krzyku. 

-  Archer  Cross  nie  jest  tylko  członkiem  L’Occhio  di  Dio,  jest  także  zdrajcą  – 

powiedziała Lara, przysuwając się do niego. – Tworzy większe zagrożenie, niż ktokolwiek 
z nas może sobie wyobrazić. Dlatego jest nam tak bardzo przydatny. 

Jenna wsunęła swoją dłoń w moją i ścisnęła moje palce, gdy Lara powiedziała: 
- Dzisiaj użyjemy pana Cross do ćwiczeń. Rytuał, który wczoraj omówiłam zwiększy 

wasze moce, ale najpierw muszę  się dowiedzieć, z czym mamy  do czynienia. – I wtedy, 
jak  gdyby  przygotowywała  nas  do  gry  w  Red  Rover,  klasnęła  w  ręce  i  powiedziała  – 
Dobra, ustawcie  się  wszyscy w kolejce. Każde z was będzie  miało jedną  szansę,  by użyć 
swojego  najsilniejszego  zaklęcia  ataku  na  panie  Cross.  Proszę  tylko,  żebyście  nie 
próbowali go zabić. Pan Callahan jest pod ręką, by go uzdrowić, ale nawet jego moce nie 
są tak silne. 

Zaschło  mi  w  ustach,  obejrzałam  się.  Byłam  tak  skupiona  na  Archerze,  że  nie 

zauważyłam stojącego w tyle Cala, opierającego się o szubienicę. Ręce miał założone na 
piersi.  Przyglądał  mi  się,  jego  wyraz  twarzy  wyrażał  dziwną  mieszankę  ulgi,  złości  i 
napięcia.  Uniosłam  palce  na  coś  w  rodzaju  przywitania  i  skinął  w  odpowiedzi.  Jenna 
podążyła za moim wzrokiem i jej uścisk się wzmocnił. 

- Cal – wymruczała. – Ostatnia osoba stojącą po naszej stronie. 
Tak  było.  Jednak  nic  nie  było  w  stanie  mnie  ucieszyć  ,  gdy  czekało  mnie  kilka 

godzin oglądania, jak moi koledzy z klasy torturują Archera. Ponieważ byłam pozbawiona 
magii pozwolili mi siedzieć obok i tylko obserwować. Lara mnie ubezpieczała. Gdy po raz 
pierwszy  próbowałam  zamknąć  oczy,  zdałam  sobie  sprawę,  że  się  nie  zamykają.  Nie 
mogłam też poruszyć szyją, więc odwrócenie głowy było niemożliwe. 

Michaela  była  pierwszą  czarownicą  w  kolejce.  Zawahała  się  i  zaklęcie,  które 

ostatecznie  rzuciła  było  słabe.  Odbiło  się  od  piersi  Archera  i  ledwo  się  zakołysał  na 
piętach. 

Pomyślałam, że może wszyscy zrobią coś w tym stylu. Znaczy, jasne, może i Archer 

był  „wrogiem”,  ale  te  dzieciaki  nie  były mordercami. I może,  gdyby nie Lara,  byliby  dla 
niego łagodniejsi. 

Ale  kiedy  Michaela  szła  na  koniec  szeregu,  Lara  posłała  na  nią  pas  magii,  który 

powalił ją na kolana. 

-  Następna  osoba,  która celowo będzie  się  powstrzymywać,  będzie miała  jeszcze 

gorzej – zadeklarowała Lara i zaczęłam się zastanawiać, jak kiedykolwiek mogłam myśleć, 
że jest miła. Albo zdrowa na umyśle. 

Więc  siedziałam  tam  ze  łzami  spływającymi  mi  po  twarzy,  przyglądając  się,  jak 

Archer  przyjmuje  cios  za  ciosem  od  kolejnych  czarownic  i  czarnoksiężników.  Wróżki  go 
zamrażały,  albo  spalały gorącem. Jedna  osoba  wyczarowała  winorośl  z powietrza,  która 
owijała się wokół jego szyi dopóki nie zemdlał. 

Nie chce mówić o tym, co robili zmiennokształtni. 

background image

Po  każdym  ataku  podchodził  Cal  i  kładł  swoje  ręce  na  ciele  Archera  dopóki  nie 

oprzytomniał,  albo  przestał  krwawić,  albo  zaczął  oddychać.  Za  każdym  razem  Archer 
stawał twarzą w twarz z kolejnymi dzieciakami, był trochę bledszy, bardziej załamany i im 
bliżej  początku  kolejki  była  Jenna,  tym  bardziej  mój  żołądek  skręcał  się  w  supeł.  Obraz 
mojej najlepszej przyjaciółki gryzącej i pijącej krew z chłopaka, którego kochałam był tak 
straszny, tak wzbudzający obrzydzenie, że nie mogłam nawet o tym myśleć. Dzięki Bogu, 
w ostateczności nie musiałam. 

Tuż przed Jenną podeszła Taylor i gdy Cal uklęknął przy Archerze, by go uzdrowić, 

spojrzał na Larę i powiedział: 

- Już wystarczy. Jeszcze trochę, a nie będę w stanie go przywrócić. 
Lara się skrzywiła, ale machnęła ręką i powiedziała: 
-  Dobra. Na  panią,  panno  Talbot, przyjdzie  kolej jutro.  –  Zwróciła swoją  uwagę  z 

powrotem na resztę grupy, w której wszyscy wyglądali na… Nawet nie wiem, jakie jest na 
to odpowiednie słowo. Zdruzgotanych. Wyczerpanych. Nie ma gorszego uczucia od bycia 
zmuszonym do użycia swoich mocy, by kogoś zranić. 

- Dobrze się dzisiaj spisaliście – powiedziała Lara i można by pomyśleć, że wszyscy 

dobrze poradziliśmy sobie z testem z matmy, czy coś podobnego, a nie że torturowaliśmy 
kolegę z klasy. – Teraz, mam lepszy pomysł co do waszych różnorodnych mocy, możemy 
popracować nad panowaniem nad nimi. Wszyscy wracajcie do domu. 

Nikt nie pisnął nawet słowem, przepychając się przez drzwi. Jenna cofnęła się, by 

usiąść  obok mnie  i  zaraz,  gdy Lara  wyszła, znów mogłam się  ruszyć. Bez zastanowienia, 
podbiegłam  do  Archera  siedzącego  na  jednej  z  mat,  których  używaliśmy  na  zajęciach  z 
obrony.  Opierał  łokcie  na  skrzyżowanych  kolanach  i  głowę  na  dłoniach.  Uklęknęłam 
naprzeciw  niego,  niezgrabnie  owijając  ręce  wokół  jego  szyi.  Wyprostował  się, 
przyciągając  mnie  do  siebie.  Przez  długi  czas  obejmowaliśmy  się,  moje  ręce  były 
wplątane w jego włosy; jego gładziły moje plecy. 

- Nic mi nie jest – powiedział w końcu. – Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale nie 

mam  żadnych  obrażeń.  Znaczy,  poza  tymi  w  umyśle  i  na  duszy,  ale  one  zawsze  były 
trochę uszkodzone. – Delikatnie się rozplątaliśmy i wstaliśmy. – Twoja moc jest świetna, 
stary – powiedział do Cala, który, jak właśnie zauważyłam, stał na krawędzi maty, zaraz 
obok  Jenny.  –  i muszę  powiedzieć,  że  po  tym, jak przywróciłeś mnie  do życia  –  może  z 
jakieś sto razy? – czuję, że nasza relacja jest trochę wytrącona z równowagi. 

-  Możesz  mi  kupić  hamburgera  jak  się  stąd  wydostaniemy  –  powiedział  Cal  i  jak 

zwykle, nie miałam pojęcia czy żartuje, czy nie. 

Odeszłam  od  Archera  i  wyciągnęłam  ręce,  by  obdarzyć  Cala  jednym  z  tych 

niezręcznych uścisków. 

-  Dobrze  cię  widzieć  –  powiedziałam  do  niego.  –  I  nie  tylko  z  powodu,  um…  - 

wskazałam na Archera, który podniósł na mnie brew, ale nic nie powiedział. Pragnąc, by 
moja twarz nie stała się czerwona, zapytałam Cala – Dostałeś się tu wczoraj, tak samo jak 
reszta z nas? 

background image

Wzdychając, schował ręce do kieszeni. 
- Taaa. W jednej chwili szedłem do namiotu po kilka rzeczy; w następnej było całe 

to światło i byłem tutaj. Z powrotem w mojej chatce, tak dokładnie. 

- Dlaczego widzimy cię dopiero teraz? – zapytała Jenna. 
-  Chatka  była  zamknięta  –  odpowiedział.  –  Okna  szczelnie  zamknięte,  wszystko. 

Rano  wezwano  mnie  tutaj.  Lara  powiedziała,  że  potrzebują  moich  „nadzwyczajnych 
zdolności”. Muszę przyznać, nie miałem pojęcia, że będzie to coś tak mocnego. 

Teraz,  gdy  o  tym  wspomniał,  wyglądał  na  wyczerpanego  i  był  strasznie  blady. 

Magia  uzdrawiająca jest ciężka  i  nawet jedno zaklęcie  zabiera  dużo z Cala. Wielokrotne 
przywracanie kogoś z krawędzi śmierci? Nic  dziwnego, że wyglądał, jakby miał się zaraz 
przekręcić. 

Wciąż  jednak  trzymał  się  nieźle  i  otrząsnął  się  z  wiadomego  zmęczenia,  by 

zapytać: 

- Więc chcą pozamieniać wszystkich w demony, co? 
-  Wygląda  na  to,  że  taki  mają  plan  –  powiedziałam.  Krótko  streściłam  mu 

wczorajszy  apel,  dodając  –  I  z  tego,  co  mówiła  Elodie,  chcą  też  zrobić  na  nas  pewien 
eksperyment, zobaczyć, co się stanie, jak zmienią wampira w demona. 

-  Co  masz  na  myśli  mówiąc  „Elodie  powiedziała”?  –  zapytał  Archer,  podnosząc 

brew. 

-  Och.  Um,  Elodie  mnie  nawiedza.  I  teraz,  uh,  może  mnie  opętać  itp.  Co  – 

pospieszyłam  się  z  dodaniem,  gdy  twarz  Archera  stawała  się  niebezpiecznie  posępna  – 
jest nawet dobre, ponieważ może poprzez mnie używać swoich mocy. 

Jenna i ja stałyśmy sobie, czekając, aż chłopaki przyjmą to do wiadomości. 
-  Dobra  –  powiedział  powoli  Archer.  –  Cóż,  to  dość  niepokojące,  ale  jestem  w 

stanie  zaakceptować  wszystko,  co  pomoże  nam  się  czym  prędzej  stąd  wydostać.  Tym 
bardziej,  jeśli  mam  być  używany  jako  królik  doświadczalny  do  torturowania.  – 
Przysunęłam się do niego bliżej, owijając  swoją rękę wokół jego talii i udawałam, że nie 
zauważyłam, jak Cal nagle odwrócił wzrok. 

- Więc co teraz robimy? – zapytała Jenna. 
Westchnęłam. 
- Szczerze, to powiedziałabym, że uciekamy. Posiedzimy trochę nad znalezieniem 

zaklęcia,  które  przedostanie  nas  przez  tą  zabójczą  mgłę  i  potem  może  jakimś,  żeby 
wyczarować magiczną łódkę, czy coś. 

Cal  wydał  z  siebie  dźwięk  na  kształt  śmiechu,  a  Jenna  się  do  mnie  uśmiechnęła. 

Ręka Archera zacisnęła się mocniej wokół mojej talii. 

- Ale? – podszepnął. 
-  Ale  –  dodałam  –  to  jest  jak  nakładanie  Marii  Antoninie  opatrunku  na  szyję. 

Myślę, że naszym najlepszym rozwiązaniem jest porozmawianie z panią Casnoff. 

- Czemu? – zapytał Archer. 
- Nie wiem. Po prostu… mogła zakołkować Jennę, ale tego nie zrobiła. 

background image

- Ponieważ chce ją zamienić w demona – wytknął Cal. 
Potrząsnęłam głową. 
-  Może,  ale  nie  jestem  pewna.  Słuchaj,  Lara  jest  całkowicie  zła,  ale  pani  Casnoff 

była…  Dobra,  miła,  to  nie  jest  odpowiednie  słowo,  ale  sami  widzieliście,  jak  strasznie 
wyglądała. Coś ją dręczy. Warto spróbować pogadać z nią na osobności. 

- Może wie, gdzie jest księga zaklęć – powiedziała Jenna, chwytając mnie za rękę. 
-  Może  –  powiedziałam  siląc  się  na  entuzjazm  niż  raczej  sprzeczność  i  lekki 

wystraszenie.  Tak  samo,  jak  olbrzymia  chęć  odzyskania  moich  mocy,  druga 
przepowiednia Torin ciążyła mi na sercu jak kamień. Sama myśl o tym przyprawiała mnie 
o ból w klatce piersiowej. 

Odwróciłam  się  więc  w  stronę  Archera,  przebiegając  palcami  po  przedzie  jego 

koszulki. Wciąż była poplamiona krwią. 

- Dogadamy się z panią Casnoff. Ale najpierw musimy pogadać z kimś jeszcze. 

 

background image

Rozdział 19 

 

-  Nie  podoba  mi  się  to  -    powiedział  Archer  tego  samego  popołudnia,  siedząc 

naprzeciwko mnie na podłodze w moim pokoju. 

-  Mi  też  nie,  ale musisz zrozumieć,  że to lepsze  niż bycie  torturowanym każdego 

dnia. 

Archer mruknął coś pod nosem, co brzmiało jak: 
-Nie byłbym taki pewien. 
W  Thorne  Abbey,  byłam  w  stanie  wezwać  Elodie.  Cóż,  nie  wiem,  czy  można  to 

było  nazwać  wezwaniem.  Ona  po  prostu  pojawiała  się  kiedy  miała  na  to  ochotę.  Więc 
czułam się strasznie głupio kiedy powiedziałam: 

- Um. Elodie? Jesteś tu? Muszę z tobą porozmawiać. 
Kątem oka zobaczyłam ruch powietrza. I nagle Elodie unosiła się w pobliżu szafy.  
Poruszyła ustami: 
- Co? - spytała. I wtedy zobaczyła Archera. 
Przez dłuższą chwile po prostu patrzyli na siebie. Potem jak tylko najmilej mogłam 

powiedziałam: 

-  Słuchaj.  Wiem  że  ty  i  Archer  macie…  do  pogadania,  ale  potrzebuję  twojej 

pomocy. Siostry Casnoff  używają go jako celu na zajęciach praktycznych. I jeśli będzie tak 
dalej to prawdopodobnie umrze. 

Elodie wykonała  gest, który był dość łatwy do zinterpretowania. 
-  Mówiłem  ci,  że  to  bez  sensu  –  powiedział  Archer,  poruszając  się,  by  wstać. 

Złapałam go za rękaw i pociągnęłam z powrotem w dół. 

- Czekaj.  Elodie proszę.  
Unosiła się ku nam , z jej niewyraźnej twarzy i ruchu warg mogłam wyczytać: 
- Co chcesz żebym zrobiła? 
Z ulgą puściłam rękaw Archera i powiedziałam: 
-  Wszystko  co  w  twojej  mocy.    Jakieś  zaklęcie  ochronne,  albo  zaklęcie 

niewidzialności… cokolwiek. 

Składając  ręce  na  piersi,  Elodie  spojrzała  na  Archera.  Następnie,  z  machnięciem 

ręki oraz Och, dobrze wniknęła we mnie . 

To  było  takie  dziwne,  że  Archer  patrzył  na  mnie  ,  ale  widział  Elodie.  Jego  twarz 

miała  zimny, kamienny wyraz. Coś czego nigdy wcześniej nie  widziałam na  jego twarzy. 
Jeszcze dziwniejsze było oglądanie go poprzez myśli Elodie będącej w mojej głowie. Była 
zła,  mogłam  wyczuć  ten  szybko  bijący  puls  w  żyłach,  ucisk  w  żołądku.  Ale  to  było  coś 
więcej.  Była… smutna. Cierpiała.  

- Daj mi swoje dłonie.  
Usłyszałam swój głos.    Archer  wahał  się  przez chwilę, a  potem  położył  dłonie  na 

moich. 

Kiedy tylko to zrobił przypomniało mi się jak trzymał w tych dłoniach moją twarz 

całując mnie. Nie, nie mnie . Elodie. 

Przestań o tym myśleć. 

background image

Myślisz , że chcę o tym pamiętać? warknęła w odpowiedzi. 
- Okej - powiedziała do Archera, który patrzył gdzieś nad moim ramieniem. - Nie 

mogę  uczynić  cię  niewidzialnym  ani  nic  z  tych  rzeczy.  Ale  to  zaklęcie  sprawi  że  nie 
będziesz  czuł  bólu  i  rzeczywistych  szkód,  które  mogą  ci  zrobić.  Ale  nie  będzie  trwać 
wiecznie, więc radzę tobie i Sophie znaleźć jakieś rozwiązanie i to jak najszybciej. 

- Och, świetnie, bo nie przyszło nam to do głowy. 
- Chcesz to zaklęcie , czy nie?  

  

Krzywiąc  się,  Archer  pokiwał  głową  i  chwycił  moje  ręce  mocniej.  Po  chwili 

poczułam magię Elodie. Była jak deszcz. Spływała z mojej głowy, do palców i wnikała w 
Archera.  Kiedy tylko magia zniknęła,  Elodie opuściła ręce wycierając je o moje uda. 

- Już – powiedziała.  
Archer wyłamywał palce. Patrząc na swoje dłonie powiedział: 
- Dziękuję. 
-  Nic  takiego  -  to  była  jedyna  odpowiedź  Elodie,  a  później  odeszła  zostawiając 

mnie rozwaloną na podłodze. Było to z pewnością bardzo atrakcyjne. 

Poczułam  rękę  na  ramionach  i  już  po  chwili  siedziałam  opierając  się  na  piersi 

Archera.  

- To było dziwniejsze niż sądziłem – powiedział z ustami przy mojej skroni. 
Parsknęłam. 
- Co ty nie powiesz? Jak się czujesz? 
-  Lepiej  –  powiedział  -  Ale  jeśli  ta  ochrona  nie  trwa  zbyt  długo  ,  to  myślę  ,  że 

powinnaś jak najszybciej porozmawiać z panią Casnoff. 

Niestety, okazało się, że łatwiej było powiedzieć niż zrobić.  
Przez następnych kilka dni widziałam panią Casnoff tylko na kolacji, gdzie siedziała 

na swoim miejscu  patrząc się  tępo w ścianę  a  ja  zastanawiałam się kiedy  do cholery ją 
zastanę, gdy będzie sama. 

Niestety,  nie  była  jedyna  trudna  rzecz  do  zrobienia.    Razem  z  Jenną  byłyśmy 

zdecydowane  odnaleźć    księgę  zaklęć,  ale  pomiędzy  tymi  wszystkimi  „sesjami 
treningowymi” Lara „trenowała” nas ( co było wciąż straszne, choć wiedziałam, że Archer 
udaje ból), a fakt, że nasze drzwi były zamykane, kiedy tylko zaszło słońce nie dawał nam 
wyboru.  Próbowałam  znów  przywołać  Elodie,  ale  po  zaklęciu  rzuconym  na  Archera 
zdawała się trzymać od nas na dystans.  

Po piątym dniu w Hex Hall, zaczęłam wariować.  
- Musimy coś zrobić - powiedziałam do Jenny tego ranka w drodze do szklarni. 
- Jesteśmy tu już prawie tydzień, a nie jesteśmy nawet o krok bliżej do znalezienia 

księgi,  nie  mamy  pojęcia jak powstrzymać  Casnoff  od zmienienia  wszystkich dzieciaków 
w demony, a ja nie widziałam pani Casnoff samej od….. 

Obróciłam  się  za  siebie,  by  zobaczyć  dlaczego  Jenna  nagle  zastygła  w  bezruchu. 

Wskazała na staw. 

- Um, teraz jest sama. 
Faktycznie  była.  Pani  Casnoff  siedziała  na  kamiennej  ławeczce  odwrócona  tyłem 

do nas, jej białe włosy spływały jej po ramionach. 

- Niech to szlag - powiedziałam cicho. Byłam zdecydowana zostawić ją w spokoju 

tak długo, że przeżyłam szok kiedy to się w końcu stało. 

background image

- Idź – powiedziała Jenna trącając mnie łokciem. - Porozmawiaj z nią. Spotkamy się 

w domu. 

Wpatrywałam  się  w  tył  głowy  pani  Casnoff  i  zastanawiałam  się  od  czego  mam 

zacząć. Chciałam porozmawiać o tylu rzeczach, że wszystko mi się pomieszało.  

Kiedy usiadłam obok niej, nawet nie odwróciła twarzy w moja stronę.  
- Witaj, Sophie – powiedziała, ale jej wzrok nadal utkwiony był w wodzie. 
- Witam – to było wszystko co mogłam z siebie wydusić. 
-  Była  taka  cicha  –  powiedziała  pani  Casnoff  i  przez  sekundę  byłam 

zdezorientowana.  wtedy powiedziała  – Kiedy byłyśmy małe, ojciec bał się, że nigdy nie 
będzie mówić – i wtedy zdałam sobie sprawę, że ma na myśli Larę. – Ale ja wiedziałam. 
Jej umysł ciągle pracował. Pracował, pracował, i pracował. Była bardziej podobna do ojca 
niż ja. Wciąż powtarzał „Cel uświęca środki”. – wyszeptała -  „Cel uświęca środki” 

Pod wpływem impulsu wyciągnęłam rękę i chwyciłam jej dłoń. Była bardzo zimna, 

a w dotyku krucha jak papier.  

- Nie wierze w to – powiedziałam – Hex Hall… słuchaj, to nie było moje ulubione 

miejsce, ale też nie było takie najgorsze. Wiem, że to – wskazałam na mgłę, szkołę i całą 
zatrutą wyspę – nie jest tym czego pani chce.  

Ale pani Casnoff nie patrzyła na mnie. Potrząsając głową mruknęła. 
- To jest to czego chciał. To jest to dla czego wszystko poświęcił. 
-  Kto?  –  zapytałam  przez  ściśnięte  gardło  –  Pani  tata?  -  po  chwili  potrząsnęłam 

głową.  To  mogła  być  moja  jedyna  szansa,  by  z  nią  porozmawiać,  więc  musiałam  się 
skupić.  

- Dlaczego mnie tu sprowadziliście? 
Pani Casnoff zwróciła ku mnie swoją zmęczoną i załzawioną twarz.  
-  Sophie  Mercer.  Demonie  czwartej  generacji.  Jedyny.  Wszystkie  inne  są,  zbyt 

nowe,  zbyt  świeże,  zbyt…  nieprzewidywalne.  Ale  ty.  –  Chwyciła  moją  twarz  w  dłonie  i  
automatycznie  przygotowałam  się  do  odepchnięcia  jej.  –  Jesteś  naszą  największą 
nadzieją.  

- Największą nadzieją na co? – zapytałam. 
- To jest we krwi – powiedziała cicho -  We krwi. Twojej i mojej, i mojego ojca,  i 

Alice… - Urwała patrząc na mnie niewidzącym wzrokiem. 

- Co to znaczy - Ale mnie nie słuchała, a jej wzrok na powrót zrobił się mglisty. – 

Pani Casnoff? – wyciągnęłam rękę i potrząsnęłam ją za ramię, ale było tak jakby w ogóle 
tego nie poczuła. Byłam zrozpaczona i ta rozpacz uderzyła we i z taką siłą, że walczyłam z 
chęcią potrząśnięcia nią tak, żeby aż jej zęby brzęczały. Co było we krwi? Jak mogłam być 
jej nadzieją na cokolwiek?  

-  Sophie  -  usłyszałam  jak  ktoś  mówi.  Odwróciłam  się  i  zobaczyłam  stojącego  za 

ławeczką CALA. - Chodź – powiedział cicho podając mi rękę. 

Spojrzałam jeszcze raz na panią Casnoff, na jej białe włosy i spustoszoną twarz. A 

później chwyciłam Cala za rękę i pozwoliłam poprowadzić się z dala od niej. 

- Myślałam, że może pomóc – powiedziałam do Cala, kiedy pani Casnoff była już 

daleko za nami. – To głupie, wiem, ale… ona dbała o nas Cal. Dbała o to miejsce. 

Szliśmy obok siebie, ale ostatecznie  Cal  puścił  moją  rękę  i  owinął  ją  sobie  wokół 

łokcia. I tak się trzymając ruszyliśmy do domu.  

background image

-  Ona  jest  chora,  Sophie  –  powiedział  kiedy  zbliżaliśmy  się  do  jego  chatki. 

Znajdujące  się  przed  nami  Hex  Hall  zdawało  się  bardziej  samotne  niż  zwykle.  –  Tak  jak 
wszystko inne tutaj. – powiedział i westchnął. Zastanawiałam się jak bardzo Cal kochał to 
miejsce, jak był z niego dumny.  

-  Przykro  mi  –  powiedziałam  odwracając  się  do  niego.  Jego  piwne  oczy  spotkały 

moje i dostrzegłam w nich odrobinę humoru.  

- Za często to mówisz.  
Szarpiąc  strój  do  zajęć  z  obronnych  (który  był  jeszcze  brzydszy  niż  go 

zapamiętałam;  niebieska  rozciągliwa  bawełna  na  nikim  nie  wyglądała  dobrze), 
zachichotałam. 

- Taa, bo tak się czuję - zwłaszcza gdy się martwisz, chciałam dodać. 
Cal tego nie skomentował i po chwili ruszył w kierunku budynku. Odczekałam kilka 

sekund  nim  ruszyłam  za  nim.  Tyle  chciałam  mu  powiedzieć  ale  nie  wiedziałam  gdzie 
zacząć.  Cal  myślę,  że  cię  kocham,  ale  chyba  nie  jestem  w  tobie  zakochana.  Choć  w 
całowaniu jesteś wspaniały to było prawdopodobnie tylko jedno podejście

Albo: Cal, kocham Archera, ale moja uczucia względem ciebie są skomplikowane, 

ponieważ  obaj  jesteście  cudowni  i  niesamowicie  gorący,  a  my  już  technicznie  jesteśmy 
zaręczeni co daje gigantyczną dawkę wrzących emocji i hormonu do naszego życia

Dobra może nie powiedziałabym wrzących
- Wszystko w porządku? 
-  Huh?  -    zamrugałam  zaskoczona  że  doszliśmy  już  do  progu  szkoły.  Stał  jedną 

nogą w na schodku ganku, patrząc na mnie. 

-  Masz  taki  dziwny  wyraz  twarzy  –  powiedział  -  Jakbyś  obliczała  naprawdę 

skomplikowane matematyczne działanie w głowie.  

Nie mogłam się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. 
- Wykonywałam właśnie manewr mówienia. 
 Przeszłam  obok  niego  i  weszłam  do  środka  budynku.  Byłam  zdecydowana 

porozmawiać z nim jak dojrzała, dorosła osoba. 

Ostatecznie. 
Na razie tylko mu pomachałam i uciekłam do swojego pokoju. 
Kiedy tam weszłam, Jenna siedziała na łóżku, niemalże wibrując z podniecenia. 
-  No i?- spytała. 
- Dupa. Casnoff jest zbyt popieprzona, żeby zaoferować jakąkolwiek pomoc. 
Ku mojemu zdziwieniu Jenna nie wydawała się tą wiadomością jakoś szczególnie 

przytłoczona. Zamiast tego pochyliła się i powiedziała: 

- Dobra, to jest do bani.  Ale Soph,  zgadnij co dzisiaj widziałam. 
Podeszłam do swojego łóżka i zdjęłam trampki. 
- Jesteśmy na przeklętej wyspie  otoczonej mgłą mordercą i rządzonej przez dwie 

szalone czarownice. Naprawdę nie mogę się doczekać zgadywania, Jen. 

- Lara wychodziła z piwnicy – powiedziała, zdmuchując z czoła różowe pasemko. – 

I wyglądała bardzo podejrzanie i tajemniczo. To znaczy bardziej podejrzanie i tajemniczo, 
niż zwykle. 

Ach, piwnica. Ciemne, straszne miejsce, pełne magicznych artefaktów, które miały 

tendencję  do  poruszania  się.  Archer  i  ja  spędziliśmy  tam  bardzo  dużo  czasu  w  zeszłym 
roku. 

background image

- W każdym razie, ja wspomniałam o tym Taylor, a ona powiedziała, że widuje tam 

Larę codziennie odkąd nas tu sprowadzili.  Co dało mi do myślenia…  

-  Jest  tam  coś  ważnego.  Na  przykład  księga  zaklęć  –  powiedziałam  i  mogłabym 

przysiąc, że moja magia zrobiła skok z podniecenia wewnątrz mnie.  

Jenna pokręciła głową, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć znajoma postać 

się wtrąciła: 

-  Właśnie  zamierzałam  wam  to  powiedzieć  –  usłyszałam,  jak  mówię.  -  Ona  na 

pewno ukrywa coś tam , na dole. Drzwi są niemalże oblepione zaklęciami tak bardzo, że 
to zakrawa na wariactwo. 

Długo cię nie widziałam, powiedziałam jej. 
Byłam zajęta. 
Jenna  zamrugała  szybko.  To  zawsze  był  dla  mnie  szok,  kiedy  Elodie  nagle  się 

pojawiała.  Nie  mogłam  sobie  nawet  wyobrazić,  jak  dziwne  musiało  to  być,  dla  ludzi, 
którzy się temu przyglądają. Ale Jenna szybko się otrząsnęła. 

- Możesz otworzyć te drzwi za pomocą magii? – zapytała. 
-  Oczywiście  –  powiedziała  z  drwiną  Elodie.  Siadając,  przesunęła  ręką  po  moich 

włosach,  ale  włosy  zaplątały  mi  się  beznadziejnie  między  palce  –  Na  miłość  boską  – 
mruknęła, próbując odplątać włosy z pierścionka, który włożyłam. 

Rozległo się pukanie do drzwi i poczułam że Elodie szykuje się, żeby zniknąć, kiedy 

usłyszałyśmy Archera: 

 - Mercer? Jesteś tam? 
Idź, powiedziałam do Elodie, ale nawet nie drgnęła. Na szczęście Jenna otworzyła 

drzwi i od razu powiedziała: 

- Sophie jest tutaj, ale aktualnie opętuje ją Elodie. 
- W takim razie zaczekam tu – powiedział. 
Mogłam  poczuć…  jakieś  narastające  w  Elodie    emocje,  ale  zanim  zdążyłam  je 

nazwać ona już zniknęła. 

Kiedy  doszłam do  siebie, Archer siedział na  moim łóżku z ramionami  owiniętymi 

wokół  moich. Jenna  powiedziała  mu zarówno  o mojej rozmowie  z panią  Casnoff jak i  o 
tym, czego się dowiedziałyśmy o piwnicy. 

-  Elodie  uważa,  że  może  rzucić  czar  na  drzwi  i  wpuścić  Sophie  do  środka.  – 

skończyła. 

Archer przesunął się na łóżku tak, by mógł spojrzeć mi w twarz. 
- Pójdę z tobą -  powiedział. 
Uniosłam brwi. 
- Cross, jesteś osobistym królikiem doświadczalnym do torturowania dla Casnoff. 

To  cud,  że  pozwoliły ci  zostać  w swoim pokoju, a  nie  zamknęły w lochu. Jeśli  cię  złapią 
kręcącego się koło piwnicy… 

- Gdyby chciały mnie zamknąć, to już by to zrobiły. 

background image

-  Dlaczego  tego  nie  zrobiły?  -  zastanawiała  na  głos  się  Jenna,  a  Archer  wzruszył 

ramionami. 

- Może dlatego, że nie mogę uciec? Albo patrzenie na kolesia, którego codziennie 

obdzierają ze skóry żywcem jest karą dla innych uczniów? Tak czy inaczej, piszę się na to. 

Archer odwrócił  się  do mnie  i  ten znajomy, figlarny uśmieszek przemknął mu po 

twarzy. 

- Dalej,  Mercer. Ty, ja, piwnica. Co może pójść nie tak? 

 

background image

Rozdział 20

 

 

Kilka  dni  później  znalazłam  się  znowu  w  piwnicy.  Tym  razem  jednak  w  bardziej 

interesującym celu, niż katalogowanie magicznych rupieci. 

-  Co  z  naszym  planem  udania  się  do  zamku?  –  zapytałam,  gdy  z  Archerem 

przyhamowaliśmy,  by  trochę  odetchnąć.  Opierałam  się  o  szafkę,  obejmując  Archera  w 
pasie.  Nad  jego  ramieniem  widniał  słoik  z  gałkami  ocznymi,  które  się  na  mnie  gapiły  i 
skinęłam głową w ich stronę. – Bo, no widzisz, rzeczy takie jak te? Są jak zabójcy nastroju. 

Spojrzał na słoik i odwrócił się z powrotem w moją stronę, podnosząc brwi. 
- Naprawdę? Ja zauważyłem odwrotny efekt. 
Chichocząc, dźgnęłam go w brzuch i odepchnęłam się od szafki. 
- Jesteś chory. 
Uśmiechnął się i nachylił głowę, by znów mnie pocałować, ale go wyminęłam. 
- Odpuść, Cross, przyszliśmy tu z pewnego powodu i nie było nim wygłupianie się. 
Uśmiechając się, Archer założył ręce na piersi. 
- Może nie dla ciebie, ale… 
Przerwałam mu. 
- Nie. Nie rozpraszaj mnie swoją  przyciągającą przemową. Musimy przeszukać to 

miejsce, zaklęcie Elodie trwa już zbyt długo. – Elodie wniknęła w moje ciało przy drzwiach 
do  piwnicy,  rzucając  drobne  zaklęcie,  by  je  otworzyć.  Nawet  nie  spojrzała  na  Archera, 
tym bardziej nic nie powiedziała. W momencie, gdy drzwi się odblokowały, zniknęła. 

Uśmiech zniknął z twarzy Archera i wyglądał ponuro. 
- Naprawdę jesteś tak przybity z powodu nieflirtowania w tej chwili? – droczyłam 

się. 

Ale był śmiertelnie poważny, gdy powiedział: 
- Nie w tym rzecz. Chodzi o Elodie. 
- Co w związku z nią? 
Archer wywrócił oczami. 
- No nie wiem, Mercer. Może to, że nie jestem wybitnie szczęśliwy, że duch mojej 

byłej okazyjnie zamieszkuje ciało mojej obecnej dziewczyny. 

Cofnęłam  się  o  jeszcze  jeden  krok  i  przeszłam  do  kolejnej  półki.  Coś  upadło  i 

uderzyło z głuchym odgłosem o brudną podłogę. 

- Whoa, teraz jestem twoją dziewczyną? 
Archer wzruszył ramionami. 
-  Próbowaliśmy  się  nawzajem  zabić,  walczyliśmy  z  ghoulami  i  dużo  się 

całowaliśmy. Jestem pewien, że w niektórych kulturach jesteśmy małżeństwem. 

Teraz to ja wywróciłam oczami. 

background image

-  Nieważne.  Słuchaj,  chodzi  o  to,  że  nie  mam  teraz  magii.  Elodie  ma. Jeśli  to,  że 

czasami  używa  mojego  ciała  jako  marionetki  oznacza,  że  mogę  korzystać  z  mocy,  nie 
mam nic przeciwko temu. I ty też nie powinieneś. Moje ciało, mój duch i to wszystko. 

Oczywiście Archer miał dużo do powiedzenia, ale w końcu przytaknął i powiedział: 
- Dobrze. Niech będzie. 
Coś w sposobie w jaki to wypowiadał irytowało mnie, ale to olałam. 
- Dobra, więc od czego powinniśmy zacząć? 
Archer odpiął mankiety i podwinął rękawy. 
- Czyli Jenna mówiła, że Lara tu była? Przynajmniej trzy razy w tym tygodniu? 
Przytaknęłam. 
- Tak. Nigdy niczego ze sobą nie przynosiła, ani nie wynosiła. 
- Dobra – powiedział, wypuszczając powietrze. – Więc cokolwiek tu robi, musi 

używać rzeczy tu się znajdujących. 

Rozejrzałam się po zapchanych półkach. 
- Czyli tak w skrócie: Ona coś… robi. Używając jakiś rzeczy. I one gdzieś są. 
- Tak mniej-więcej – odpowiedział Archer. 
- Hura dla niejasności – mruknęłam, zdejmując blezer*. Rzuciłam go na najbliższą 

półkę i skrzywiłam się, gdy w powietrze wzniosła się chmurka kurzu. – Ble, obrzydlistwo. 
Czy  to  by  je  zabiło,  gdyby  okazjonalnie  rzuciły  tu  zaklęcie  sprzątające?  Dam  sobie  rękę 
uciąć, że wszystko tutaj jest pokryte grubą warstwą…  - Urwałam, gdy do głowy przyszła 
mi pewna myśl. Sądząc po uśmiechu, który pojawił się na twarzy Archera, pomyślał o tym 
samym. 

-  Jeśli  używasz  czegoś  jakieś  trzy  razy  tygodniowo,  jest  to  raczej  niezakurzone  – 

powiedział. 

- Więc szukamy najmniej obrzydliwej półki. Całkiem łatwe. 
A  raczej  tak  mi  się  wydawało.  Przez  jakieś  dwadzieścia  minut  krążyliśmy  z 

Archerem  po  pokoju,  zaglądając  w  każdą  szczelinę.  Było  kilka  przedmiotów,  które 
pamiętałam z kary w piwnicy (czerwony kawałek materiału, jakieś wampirze kły w słoiku) 
i kilka rzeczy, które widziałam tylko w koszmarach. Tym, czego nie widziałam, była czysta 
półka. Nawet same przedmioty były całe w kurzu, co było dziwne. Przedmioty w piwnicy 
były  zaczarowane  i  same  się  przemieszczały. Zazwyczaj nie  miały czasu na  zarośnięcie… 
Nagle mnie oświeciło. 

Stanęłam na palcach, by spojrzeć ponad szafką. 
- Cross. 

 

Jego głowa podniosła się kilka półek dalej. 
- Co? 
- Spójrz na te rzeczy. 
Obrzucił mnie wzrokiem. 
-  Och,  to  to  mieliśmy  robić?  Bo  rysowałem  w  tym  brudzie  serduszka  z  twoimi 

inicjałami. 
 

 
*blezer – coś w rodzaju sportowej marynarki. 
 

background image

- Zabawne – powiedziałam ze śmiertelną powagą. – Chodzi mi o to, że czemu te 

wszystkie słoiki, pudełka i wszystko inne też są pokryte kurzem? Nie powinny się cały czas 
przemieszczać z miejsca na miejsce? Nie powinny mieć czasu na zarośnięcie kurzem. 

-  Dobre  spostrzeżenie.  –  Oczy  Archera  przeskanowały  całą  stojącą  przed  nim 

półkę,  chwilę  później  powiedział  –Jest  –  i  zdjął  duży,  szklany  słoik.  W  środku  mogłam 
dostrzec  parę  białych  rękawiczek.  Pamiętałam  je;  latały  i  któregoś  razu  spędziliśmy  z 
Archerem prawie pół godziny, goniąc je po piwnicy. Strasznie trudno było nam je zagonić 
z powrotem do słoika. 

Archer  odkręcił  pokrywkę  i  wyrzucił  rękawiczki  na  szczyt  półki.  Leżały  tam 

kompletnie bez ruchu i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że umarły. 

Archer  podszedł  do  innej  półki,  pogrzebał  trochę  i  wyciągnął  stary  bęben,  jego 

skóra była zapleśniała i rozdarta. 

-  W  tym  też  już  nie  ma  magii  –  powiedział,  podnosząc  bęben,  bym  mogła  go 

zobaczyć. 

Krążyłam i od wszystkich magicznych przedmiotów wyczuwałam… cóż, spokój. 
-  W  niczym  nie  ma  magii  –  powiedziałam  do  Archera.  –  Czy  magia  może  tak  po 

prostu… wyparować? 

Podszedł, by stanąć obok mnie. 
- Nigdy o czymś takim nie słyszałem, ale kto wie? Na pewno to dość dziwne. 
-  Dziwne  rzeczy  dzieją  się  w  Hex  Hall.  Kto  by  pomyślał?  –  powiedziałam  z 

lekkością,  ale  w  sercu  byłam  zawiedziona.  Byłam  pewna,  że  znajdziemy  tu  coś,  co 
pomoże  nam  powstrzymać  Casnoff.  Nie  wiem,  czemu  myślałam,  że  to  będzie  takie 
proste. 

Archer  objął  mnie  ramieniem  i  przyciągnął  bliżej,  by  przycisnąć  usta  do  mojego 

czoła. 

- Wymyślimy coś, Mercer – wymruczał i przycisnęłam policzek do jego piersi. 
Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, zanim powiedział: 
- Wiesz, mamy jeszcze jakieś pół godziny na siedzenie tutaj. Szkoda je zmarnować. 
Dźgnęłam go w żebro, a w odpowiedzi przesadnie się skrzywił. 
- Mowy nie ma. Moje dni miłości w piwnicy, młynie i lochach są skończone. Idź do 

zamku, albo wracaj do domu. 

-  Nie  ma  sprawy  –  powiedział,  gdy  spletliśmy  palce  i  skierowaliśmy  się  ku 

schodom.  –  Ale  musi  to  być  prawdziwy  zamek,  czy  może  to  być  jeden  z  tych 
nadmuchiwanych? 

Zaśmiałam się. 
- Och, nadmuchiwane zamki nie wchodzą w… 
Zatrzymałam się na pierwszym stopni, pociągając za sobą Archera. 
- Co to, do cholery, jest? – zapytałam, wskazując na ciemną plamę w najbliższym 

rogu. 

-  Dobra,  to  jest  ostatnie  pytanie,  które  chcesz  usłyszeć  w  obślizgłej  piwnicy  – 

powiedział  Archer,  ale  go  zignorowałam  i  zeszłam  ze  schodów.  Plama  wypływała  spod 
kamiennej  ściany  i  zakrywała  może  stopę  na  brudnej  podłodze.  Wyglądała  na  czarną  i 
trochę…  lepką.  Przełknęłam  z  obrzydzeniem,  klękając  i  ostrożnie  dotknęłam  kleksa 
jednym palcem. 

background image

Archer  przykucnął  obok  mnie  i  sięgnął  do  kieszeni.  Wyciągnął  latarkę  i  po  kilku 

próbach, wydobył się z niej niepewny promień. 

Przyglądaliśmy się mojemu opuszkowi w słabym świetle. 
- Więc to… 
- Jest krew, tak – odpowiedziała, nie odrywając oczu od dłoni. 
- Przerażające. 
- Chciałam powiedzieć wstrętne, ale przerażające też pasuje. 
Archer  znów  sięgnął  do  kieszeni  i  tym  razem  wyciągnął  papierową  serwetkę. 

Wzięłam  ją  i  rzuciłam  Lady  Makbet*  wyzwanie  w  dziedzinie  tarcia  rąk.  Próbowałam 
nawet  zedrzeć  płat  skóry,  coś  mnie  denerwowało.  Coś  innego  niż  fakt,  że  właśnie 
dotknęłam plamy krwi. 

- Sprawdź inne kąty – powiedziałam do Archera. 
Wstał i przeszedł przez pokój. Ja zostałam na miejscu, próbując sobie przypomnieć 

tamto  popołudnie  z  tatą  przy  rodzinnej  księdze  zaklęć  Thorne.  Przeglądaliśmy  tuziny 
zaklęć, ale jedno… 

-  Krew  jest  w  każdym  rogu  –  zawołał  Archer  z  drugiej  strony  piwnicy.  –  Albo 

przynajmniej  wydaje  mi  się,  że  to  nią  jest.  W  odróżnieniu  od  niektórych,  nie  muszę 
babrać w tym palców. 

Opuściłam głowę i wywróciłam oczami. 
- Wiem, co to jest. Czytałam o zaklęciu, wykorzystującym krew w czterech kątach 

pokoju. – Wyobraziłam sobie księgę zaklęć, widziałam moje palce przekładające strony. – 
To  było  zaklęcie  powstrzymujące  –  powiedziałam  w  końcu.  –  Krew  zmienia 
pomieszczenie w klatkę, ale potrzeba do tego strasznie dużo magii. Jedna czarownica nie 
mogłaby  tego  zrobić  sama,  bo  mogłoby  to  wyczerpać  jej  moc.  –  Spojrzałam  w  górę  i 
napotkałam wzrok Archera. – Chyba, że czarownica może czerpać magię z czegoś innego 
– powiedziałam. 

Archer rozejrzał się po piwnicy. 
- Albo wielu innych rzeczy. 
-  Cóż,  jedna  zagadka  rozwiązana  –  powiedziałam,  wstając.  –  Oczywiście,  teraz 

zostaje nam pytanie, co Crasnoff tu trzymają? 

- I gdzie? – dodał Archer, ale potrząsnęłam głową. 
-  Wiem,  gdzie  –  powiedziałam.  –  Przynajmniej  tak  mi  się  wydaje.  Zaklęcie 

powstrzymujące jest jak magiczna sieć. Krew w rogach ją uziemia, a zaklęcie zakreśla łuki 
przez pokój. 

Oboje  spojrzeliśmy  w  górę,  jakbyśmy  chcieli  zobaczyć  ikrzące  nici  wzdłuż  sufitu. 

Ale nie było tam niczego oprócz zakurzonych belek. 

- Zaklęcie jest najsilniejsze pośrodku pomieszczenia – dodałam. – Więc cokolwiek 

chcesz trzymać, musisz położyć to najbliżej martwego punktu, jak to tylko możliwe. 

- Musiałaś być w dzieciństwie dobra w przypominanie – rozmyślał Archer. 
Wzruszyłam ramionami. 
-  Gdy  przeglądasz  księgę  najpotężniejszych,  mrocznych  zaklęć  wszechczasów,  to 

poświęcasz jej dużo uwagi. 

 
 
*Lady Makbet – postać z „Makbeta” Szekspira, żona głównego bohatera. 

background image

Nasze oczy skierowały się na środek pomieszczenia, gdzie nie było nic innego, jak 

tylko jedna z wielu piwnicznych półek. A pod półką czarne znaki na brudzie. 

Zbliżyliśmy  się  do  siebie  i  razem  do  niej  podeszliśmy.  Minęła  minuta  (i  parę 

niegrzecznych słów od naszej dwójki), ale udało nam się przesunąć ją o kilka stóp. Potem 
staliśmy, lekko spoceni, ciężko oddychając i wpatrując się w klapę na podłodze. 

-  Cokolwiek  jest  na  dole  –  powiedział  po  chwili  Archer  –  musi  to  być  coś 

hardcorowego,  skoro  Casnoff  tak  się  namęczyły,  żeby  to  schować.  Jesteś  pewna,  że 
chcesz to zrobić, Mercer? 

- Oczywiście, że nie – powiedziałam, chwytając za żelazne koło przymocowane do 

klapy. – Ale i tak to zrobię. 

Szarpnęłam za uchwyt, a klapa z łatwością się podniosła. Wydobyło się  spod niej 

chłodne,  śmierdzące  brudem  i  rozkładem  powietrze.  Od  wewnątrz  przykręcona  była 
metalowa drabina i naliczyłam dziesięć szczebli, zanim zniknęłam w ciemności. 

Archer już chciał wykonać krok w stronę dziury, ale go powstrzymałam. 
- Ja schodzę pierwsza. Gdybym poszła po tobie, to byś mi zaglądał pod spódnicę. 
- Sophie… 
Ale  było  za  późno.  Próbując  pozbyć  się  uczucia,  że  idę  do  grobu,  chwyciłam  za 

drabinę i zaczęłam schodzić na dół. 

background image

Rozdział 21 

 

Prawdopodobnie  istnieje  kilka  rzeczy  gorszych  niż  schodzenie  do  otworu,  który 

jest  centralnie  pod  przerażającą  piwnicą,  ale  w  tej  chwili,  trudno  mi  było  myśleć    o 
którejkolwiek z nich. 

Byłam  tylko  kilka  kroków  w  dół  przed  pogrążeniem  się  w  ciemnościach.  Słabe 

światło  piwniczne  nie  było  wystarczająco  silne,  aby  przeniknąć  mrok.  Byłam  również 
całkowicie przekonana, że tunel się teraz zwężał, bo gdy zrobiłam kolejny krok w dół, oba 
moje ramiona ocierały się ściany. 

Metaliczny posmak strachu nagle zalał mi usta, gdy moje spocone dłonie zsuwały 

się z żelaznych szczebli. 

- Mercer? -  zawołał Archer przede mną – Wszystko w porządku?  
Oparłam  czoło  o  ręce  i  próbowałam  ukryć  panikę  w  moim  głosie,  kiedy 

odpowiadałam: 

- Tak, w porządku. Czemu pytasz? 
- Bo sapiesz. 
Och. Teraz,  kiedy o tym  wspomniał, mój oddech był urywany i wychodził z moich 

płuc dość szybko. Starałam się go uspokoić, kiedy zapytał: 

- Jest ciemno czy… - mruknął  i przesunął się. Spadł na mnie brud, więc zamknęłam 

oczy. 

-  Oba  –  wykrztusiłam  –  Widocznie  teraz  jestem  klaustrofobiczką.  To  coś,  uh, 

nowego.  Prawdopodobnie  skutek  uboczny  uciekania  z  płonącego  budynku  przez 
podziemny tunel – wzięłam kolejny chwiejny oddech – Hura dla urazów psychicznych. 

- Wracaj na górę – powiedział Archer automatycznie, za co go kochałam. 
-  Nie  –  powiedziałam,  zmuszając  swoje  nogi,  by  szły  dalej  –  Jesteśmy  tu  by 

uratować świat, Cross. Nie ma czasu na ataki paniki. 

Schodziłam  dalej,  po  jednym  szczeblu  na  raz  i  ostatecznie  Archer  też  ruszył.  Nie 

byłam  pewna  jak  długo  szliśmy  na  dół.  Czułam  jakby  mijały  godziny,  a  moje  serce  cały 
czas podchodziło mi do gardła, a sama ziemia zdawała się mnie przygniatać. 

Wreszcie tunel zaczął się rozszerzać i mrok przeniknęło słabe światło. Kiedy moje 

nogi  w  końcu  uderzyły  o  gruntową  podłogę,  odwróciłam  się  i  znalazłam  w  obliczu 
drugiego,  krótszego  tunelu.  Miał  co  najwyżej  sześciu  stóp  wysokości  i  około  czterech 
szerokości.  Czymkolwiek  było źródło światła,   pochodziło  z  czegoś  na  końcu większego 
tunelu.  Odwróciłam  się  i  zobaczyłam  stojącego  za  mną  Archera,  miał  nieufny  wyraz 
twarzy. 

- Z mojego doświadczenia wiem, że nic dobrego nie świeci – powiedział. 

background image

-  To  nieprawda  –  odpowiedziałam,  łapiąc  go  za  rękę.  Zaczęliśmy  iść  w  kierunku 

światła  –  Dużo  dobrych  rzeczy  świeci.  Pałeczki  fluorescencyjne.    Świetliki.  Cudne 
świecące w ciemności koszulki… 

Parsknął śmiechem, ale jego palce zacisnęły  się  mocniej na  moich. Szliśmy dalej, 

coś zimnego i mokrego kapnęło na moją szyję. Wzdrygnęłam się, ale szłam dalej. Światło 
stało  się  jaśniejsze.    Archer  i  ja  skręciliśmy  za  róg  i  chwilę  później  niski  jęk  wypełniał 
powietrze. Zajęło mi chwilę zanim zdałam sobie sprawę, że pochodził ode mnie. 

Przed  nami  rozciągało  się  olbrzymie  pomieszczenie  o  ceglanych  ścianach.  Blask, 

który  widzieliśmy  pochodził  z  żarówki  wiszącej  na  gołym  przewodzie,  podobnie  jak  na 
górze, w piwnicy. Staliśmy w pomieszczeniu , ramię w ramię, z około tuzinem dzieci. Albo 
przynajmniej tymi, którzy nimi byli. 

Patrzyli przed siebie niewidzącym wzrokiem, mając ręce sztywne przy bokach, jak 

mechaniczne  lalki  czekały,  aby  je  włączyć.  Archer  mruknął  coś  za  mną,  ale  go  nie 
dosłyszałam. Ogarnęła mnie fala mdłości,  jak podeszłam do Nicka, wpatrując się w  jego 
puste  oczy.  Obok  niego  stała  Daisy,  jej  ciemne  włosy  były  potargane,  usta  lekko 
rozchylone, jak gdyby była w trakcie mówienia czegoś, kiedy została zamrożona. Za nimi 
zobaczyłam  Annę  i  Chaston.  Urok,  który  roztaczały,  by  wyglądać  tak  pięknie  jak  Elodie, 
teraz zniknął, wyglądały bardziej blado niż zapamiętałam. Wyglądały też młodziej i wtedy 
ból przeszył moją klatkę piersiową. 

Przypomniałam sobie  żarty  z Nickiem w ogrodzie  w Thorne, korzystanie  z magii, 

aby przebierać się nawzajem w głupie ubrania. I to, jak zwykł patrzeć na Daisy. Sposób, w 
jaki ona się w niego wtulała za każdym razem, gdy siedzieli obok siebie. 

- One tu tych ludzi magazynują – powiedziałam, mój głos odbił się echem. – Jakby 

byli  rzeczami. Archer. To jest…    Słuchaj,  wiedziałam,  że to,  co tu znajdziemy będzie  złe.  
Wątpię,  by  Lara  Crasnoff  używała  zaklęcia  krwi  by  strzec  jej  przepisu  na  czekoladowe 
ciasteczka. Ale to? 

-Taaa - powiedział cicho Archer. – To wykracza poza złe i zamienia się w koszmar. 

– Położył rękę na moim karku. – To jest gościu, który zaatakował mnie w młynie, prawda? 
– skinął na Nicka. 

- Tak. Musiały go jakoś złapać. – Dotknęłam ręki Nicka. Była zimna i jakby z wosku. 
- Jak myślisz, co im się stało? 
- Nie wiem. To może być zaklęcie przytrzymujące, albo jakiś inny rodzaj tego typu 

magii.  –  Od  tych  dzieciaków  pochodziło  tak  wiele  czarnej  magii,  że  wiedziałam,  iż 
wszystkie były demonami. Każdy z nich. Poza moimi mocami, które szalały we mnie, nie 
miałam pojęcia ile faktycznie magii znajduje się w tej strasznej, małej pieczarze.  

Archer wypuścił przeciągle powietrze. 
- Nigdy nie myślałem, że będę żałował kogoś kto próbował mnie wypatroszyć. 
-  To  nie  był  on.  Znaczy,  to  był  on,  ale  nie  on.  Casnoff  zmieniły  go  w  potwora. 

Ponieważ go wskrzesiły, one… nie wiem, nasłały go na ciebie. Zmieniły ich wszystkich w 

background image

potwory. – Machnęłam ręką na pozostałe dzieci stojące w małej celi. – Ale jeżeli Casnoff 
mają taki zwyczaj, wszyscy tu wylądujemy. 

Przyciągając mnie bliżej, Archer mruknął: 
- Nie dopuścimy do tego. 
- Jak? – dopytywałam się, a moje słowa odbijały się w pomieszczeniu. – Spójrz na 

to,  z  czym  mamy  do  czynienia,  Cross.  Nie  możemy  używać  magii.  Nie  możemy  opuścić 
tego  miejsca.  –  Wypuściłam  swoją  rękę  z  uścisku.  -  Nawet  nie  wiemy,  co  dzieje  się  w 
pozostałej  części  świata.  Wszystko  co  możemy  zrobić,  to…  to  grać  w  Scooby-Doo  w 
piwnicy. 

- To nie wszystko co możemy zrobić, Sophie – powiedział Archer. 
Ilekroć wypowiadał moje imię, wiedziałam, że jest mówi poważnie. 
- Co masz na myśli? – cofnął się o kilka kroków. 
- Słuchaj, chcesz by Crasnoff odeszły i te dzieciaki były ocalone, lub przynajmniej… 

Cóż,  strzelam,  że  wyciągnąć  je  z  tej  nędzy.  Nie  chcesz  aby  ktokolwiek  po  raz  kolejny 
wskrzeszał demony. Są też inne osoby, które tego chcą. 

- Proszę, powiedz mi, że nie mówimy o Oku. 
Odwrócił wzrok i schował ręce do kieszeni. 
- Ja tylko mówię, że ty i Oko macie tutaj wspólny cel. 
Nie byłam pewna, czy byłam oszołomiona, zła czy obrzydzona. Był to raczej rodzaj 

mieszany wszystkich tych trzech rzeczy.  

- Okej, jest tu na dole może jakiś wyciek gazu? A może uderzyłeś głową w tunel?  

Bo tylko to jest naprawdę wymówką dla mówienia czegoś tak głupiego. 

- Och, masz rację, Mercer – powiedział. – Pomysł, by walczyć z armią demonów u 

boku wyszkolonych żołnierzy jest wręcz niedorzeczne.  Możemy iść do Nausicaa, by dała 
nam jakiś proszek na oddalenie problemów. 

- Nie bądź osłem - warknęłam. 
-  Więc  nie  bądź  naiwna  –  odparł.  –  To  jest  dla  nas  zbyt  trudne,  by  sobie  z  tym 

poradzić, Sophie. To jest zbyt ciężkie dla Prodigium,  aby zwalczyć to na własną rękę. Ale 
jeśli byśmy złączyli siły, byłaby szansa, że… 

-  Co  ty  sobie  myślisz,  Cross?  Że  poprosimy  Oko  o  pomoc,  a  oni  wszyscy 

odpowiedzą  „Jasne  nie  ma  problemu!  A  kiedy  skończymy  unicestwiać  demony,  to  na 
pewno nie zabijemy reszty z was, mimo że taka jest nasza misja życiowa!”? 

Patrząc na mnie Archer powiedział: 
-  Jeszcze  kilka  miesięcy  temu,  myślałaś,  że  Brannick  też  takie  są.  Zabójczynie 

Prodigium. Ale nie miałaś nic przeciwko, by ci pomogły. 

Zamrugałam niepewnie. 
- To… To coś innego – wybełkotałam.  - To moja… 
- Twoja rodzina? – zapytał cicho. – Bo Oko jest moją. 
- Ale ty nie jesteś jednym z nich. Nie do końca. 

background image

-  Jestem,  Mercer  –  powiedział.  –  I jeśli  wciąż tego nie  rozumiesz…  -  Odetchnął,  i 

potarł  się  po  karku,  wpatrując  się  w  jakiś  punkt  nad  moim  ramieniem  -    Nieważne  – 
podsumował w końcu. 

Odwrócił  się  i  ruszył  z  powrotem  w  kierunku  drabiny.  Wpatrywałam  się  w  jego 

plecy jeszcze przez kilka sekund, zanim za nim ruszyłam. Trudno było uwierzyć, że jeszcze 
chwilę temu żartowaliśmy i całowaliśmy się; myślenie o tym sprawiło, że miałam ochotę 
wybuchnąć płaczem. Czy nasz związek nie może być prosty i szczęśliwy trochę dłużej niż 
kilka godzin?  

Udaliśmy  się  z  powrotem  na  górę  po  drabinie  i  tym  razem  byłam  zbyt 

nieszczęśliwa i zła by czuć się klaustrofobicznie.  Na górze oparł się, by podać mi rękę, ale 
ja go zignorowałam i sama dźwignęłam się z tunelu. 

Zamknęłam  za  nami  klapę i  bez słowa  przesunęliśmy nad nią  z powrotem półkę. 

Przeszłam obok niego, kierując się do schodów. Byłam już na pierwszym, kiedy poczułam 
palce zaciskające się wokół mojego nadgarstka. 

- Sophie, proszę. Nie chcę z tobą walczyć.  
Obróciłam się i otworzyłam usta, żeby powiedzieć, że też nie chcę  z nim walczyć. 

Ale  zanim  to  zrobiłam,  zobaczyłam  kątem  oka  charakterystyczny  błysk,  a  następne  co 
pamiętam, to jak moja ręka wyszarpała się z jego uścisku. 

-  Jeśli  nie  chcesz  nią  walczyć,  może  nie  powinieneś  sugerować  współpracy  z 

ludźmi, którzy chcą ją zabić – mój głos warknął. 

Archer  cofnął  się  tak  szybko,  że  prawie  się  przewrócił,  i  nie  byłam  pewna,  czy 

kiedykolwiek nie widziałam go tak wkurzonego. Ale szybko się otrząsnął. 

- Elodie, gdybym chciał z tobą porozmawiać, zrobiłbym to w seansie czy coś. Może 

poszedłbym  do  odcinku  Ghost  Hunters.  Ale  teraz,  chcę  porozmawiać  z  Sophie,  więc 
wynoś się. 

Elodie nie miała zamiaru tego zrobić. 
-  Zawsze  byłeś  beznadziejnym  chłopakiem  –  powiedziała.  –Gdy  odszedłeś, 

dopisałam  do twojego konta, wiesz, to, że mnie nie lubisz. Ale nie  jestem tak ślepa,  jak 
martwa, naprawdę lubisz Sophie. W rzeczywistości, trudno mi to pojąć, ale myślę, że ją 
kochasz. 

Zamknij się, zamknij się, zamknij się. 
Pieprzyć  to,
  odparła.  Spędzacie  cały  czas  na  wygłupach  i  dowcipach.  Ktoś  musi 

zejść na ziemię. 

-  Do  czego zmierzasz?  –  zapytał Archer mrużąc  na  mnie  oczy. Na  nią.  Nieważne. 

Boże, to stawało się niezręczne. 

-  Cal  też  ją  kocha,  wiesz.  I  z  tego,  co  wiem,  to  nie  był  częścią  kultu  zabójców 

potworów. Chodzi mi o to, że  jeśli masz zamiar mieć lojalność w obie strony, być może 
nadszedł czas abyś się pokłonił w podziękowaniu. 

Nie można powiedzieć, że Elodie nie wie jak zrobić dramatyczne wyjście. Następną 

rzeczą, którą pamiętałam, było, jak wpadłam w ramiona Archera, moja głowa odpłynęła. 

background image

Archer chwycił mnie w pasie i nagle odepchnął na długość ramienia.  
- Sophie? – spytał, patrząc uważnie w moje oczy. 
- Tak – powiedziałam drżącym głosem. – Wróciłam. 
Jego palce  rozluźniły się i była to teraz bardziej pieszczota niż uścisk. 
-  Nie  możesz  kontrolować,  gdy  się  w  ten  sposób  pojawia?  Ona  może  cię 

nawiedzać… w każdej chwili? 

Starałam się zaśmiać, ale wyszło bardziej jak kaszel. 
- Znasz Elodie. Nie sądzę, żeby ktoś kiedykolwiek ją kontrolował. 
Marszcząc brwi, Archer zabrał ręce i wepchnął je do kieszeni. 
- Cóż, świetnie.  
Archer… To co ona mówiła. Wiesz, że to nie prawda. 
Wzruszył ramionami, wszedł obok mnie na schody.  
-  Najgorszą,  możliwą  rzeczą, jaką można  powiedzieć  jest to, jak Elodie  jest super 

silna.  Nie  martw  się  o  to.  -  Zatrzymał  się  i  spojrzał  przez  ramię.  –  Musimy  chyba 
powiedzieć  Jennie co tu na dole odkryliśmy. 

Racja.  Właśni  odkryliśmy  całą  bandę  demonów.  To  może  pomóc  nam  rozwiązać 

zagadkę. Minęło kolejne kilka sekund. 

- Chodź, Mercer – powiedział Archer, podając mi rękę.  
Tym razem ją wzięłam. 

 

background image

Rozdział 22 

 

- Widzisz? Tak jest o wiele lepiej - powiedziała  Elodie, kiedy podziwiałyśmy moje 

odbicie  w  lustrze  nad  kredensem.  Mimo  że  obraz  był  zdeformowany  i  zniekształcony 
musiałam  przyznać,  że  wyglądałam  bardzo  ładnie.  Elodie  pogładziła  dłonią  moje  włosy, 
które pod wpływem jej dotyku opadły miękkimi falami na moje ramiona. 

Jest niesamowicie, powiedziałam, ale pozwalam ci używać mojego ciała, żebyśmy 

mogły  włamać  się  do  biura  Lary,  a nie  po  to, żebyś  dawała  mi  rady  odnośnie  wyglądu. 
Poza tym, jeśli będę chodzić  tak wyglądając, to ludzie zaczną podejrzewać, że albo jakimś 
cudem uprawiam magię , albo jakoś udało mi się przemycić prostownicę do Hex Hall.
 

To było dziwne obserwować swoją twarz wykrzywiająca się w grymasie na… mnie. 
-  Jesteś niezwykle  irytująca, gdy masz rację  -  powiedziała,  machając  ręką. Po raz 

kolejny, moje włosy ułożyły się w roztrzepane loki. 

Po  tym  jak  wróciliśmy  z  piwnicy,  Archer  i  ja,  powiedzieliśmy  Jennie  i  Calowi  o 

dzieciakach  przebywających  tam  na  dole.  Razem  zdecydowaliśmy  że  dostanie  się  do 
biura Lary będzie kolejnym planem ataku.  

- Tam musi coś być - powiedziała Jenna. – Albo zaklęcie, które zmienia dzieciaki w 

demony, albo księga zaklęć… 

- Może będzie miała teczkę podpisaną Mój Zły Plan – zasugerowałam. - To byłoby 

bardzo pomocne. 

Trzy  dni  zajęło  nam  wymyślenie  strategii  jak  dostać  się  do  biura.  Cal  będzie 

rozpraszał Larę pytaniami o swoje moce i o to jak mogą być użyteczne, a Jenna i Archer 
będą mieli oko na panią Casnoff. A ponieważ ona w dalszym ciągu po prostu spacerowała 
dookoła stawu nie powinno to być szczególnie trudne. 

Najważniejsza rzecz została dla mnie i Elodie:  przy użyciu magii Elodie, dostać się 

do  biura  i  wyszukać  czegoś  co  mogłoby  pomóc  nam  powstrzymać  siostry  Casnoff.  Jeśli 
plan się powiedzie, nie będzie to jakiś ważny dzień, ale będziemy ten jeden krok dalej.  

Elodie spojrzała w moje odbicie i powiedziała: 
-To dziwne. Patrzeć w lustro i widzieć ciebie. 
Tak, myślę,  że  już ustaliliśmy że  jest to okropne  dla wszystkich zaangażowanych. 

Możemy już iść? Nie mamy dużo czasu. 

Wzdychając odwróciła się od kredensu. Gdy to robiła, zobaczyłam coś w lustrze… 

Nie wiem ,jakby coś się na chwilę ruszyło.  

Widziałaś to? W lustrze?  
Elodie się obejrzała.  
- Widzę tylko ciebie. Mnie. - Machnęła ręką. - No wiesz. 
Wpatrywałam się w szkło, jednak Elodie miała rację. Nic tam nie było. 

background image

To pewnie tylko gra światła, powiedziałam do niej. Przepraszam.  
-  Nie  zdziwiłabym  się  -  mruknęła  otwierając  drzwi.  -  To  lustro  jest  strasznie 

rozwalone.  

Przeszłyśmy przez salon. Zauważyłam tam kilka młodszych czarownic stłoczonych 

na  jednej  z  kanap, ich głowy się  stykały. To nie  był  pierwszy raz, kiedy byłam obiektem 
szeptów dzieciaków. Zastanawiałam się, czy może nie byliśmy jedynymi, którzy obmyślali 
plan.  

Ja  nie  kołysze  tak  biodrami,  kiedy  chodzę,  powiedziałam  do  Elodie,  kiedy  je 

mijałyśmy. Przestań

Udała, że mnie nie słyszała. 
Dom był niemal całkiem cichy. Kolacja skończyła się jakąś godzinę temu i zbliżał się 

już  zachód  słońca.  Wszyscy  będą  więc  zamknięci  w  swoich  pokojach,  co  oznaczało,  że 
musiałyśmy się pospieszyć. 

Mogłam poczuć  jak mocno bije  mi  serce,  kiedy  weszłyśmy  na  główny korytarz.  Z 

witrażowego  okna  odpadło  jeszcze  więcej  szkła.  Teraz  aniołowi,  który  stworzył 
czarownice i czarowników brakowało połowy twarzy i przeszedł mnie lekki dreszcz, kiedy 
przechodziłyśmy na placach między kawałkami szkła. Nie byłam pewna, czy to ja czuje się 
tak nieswojo, czy może to była Elodie. Prawdopodobnie my obie. 

Gdy dotarłyśmy do  biura Lary, Elodie położyła dłoń na klamce. Czułam jak magia 

przepływa przez moją rękę i mentalne westchnęłam.  

- Skąd wiesz, że Lara to  Lara Casnoff, a pani Casnoff jest panią Casnoff? - szepnęła 

Elodie, pracując nad zaczarowanymi drzwiami. - To jej panieńskie nazwisko prawda? Tak 
wiec nie powinna być panną Casnoff? 

Ze wszystkich rzeczy nad którymi można się zastanawiać,  ty skupiłaś się akurat na 

tym? Jaki jest jej stan cywilny? 

- Mówię tylko, że to dziwne - syknęła w odpowiedzi.  
 Wiesz, że możesz mówić do mnie w myślach prawda? Nie musisz mówić na głos i 

sprawiać , żeby wszyscy myśleli, że jestem stuknięta. Tak dla twojej informacji. 

-  Mogę  mówić  tylko  wtedy,  kiedy  jestem  w  twoim  ciele,  więc  pozwól  mi  z  tego 

korzystać.  

Zanim zdążyłyśmy się pokłócić, drzwi nagle ustąpiły. Elodie popchnęła je i rzuciła 

się do środka, zamykając je za sobą. Biuro Lary było całkowitym przeciwieństwem biura 
Pani  Casnoff,  włączając  w  to  wznoszące  się  wszędzie  biblioteczki  ciężkie,  drewniane 
biurko, które było tak bardzo wypolerowane, że mogłam się w nim przejrzeć.  

- Jakiś pomysł, gdzie mamy zacząć? – szepnęła Elodie. 
Biurko, powiedziałam w końcu. Będzie zamknięte, i jeśli jest takie, jak biurko pani 

Casnoff to magia na nie nie zadziała. Mam w kieszeni gwóźdź. Wyjmij go i powiem ci jak 
otworzyć zamek. 

Zalała mnie pogarda Elodie, ale wzięła gwóźdź i zabrała się do pracy.  

background image

- Czy w prawdziwym świecie byłaś włamywaczem? - mruknęła, wciąż grzebiąc przy 

zamku. 

Nie. Mieszkałyśmy  kiedyś  z mamą  w bardzo wadliwym mieszkaniu. Zamek nigdy 

dobrze  nie  działał  i  zawsze  musiałyśmy  się  włamywać.  Muszę  przyznać,  że  nigdy  nie 
myślałam, że ta umiejętność przyda mi się ponownie.  

Zachichotała. 
- Co chciałaś ukraść z biurka pani Casnoff? 
Informacje o Archerze. Po tym jak odszedł. 
- Ach. Przy okazji. Nie ma za co. 
Za co? 
Wbiła gwóźdź mocniej.  
- Za doprowadzenie go do porządku tamtej nocy. Współpraca z Okiem – zadrwiła. 

- Tak, to był genialny plan. 

On  po  prostu próbował  coś  wymyślić.  –  powiedziałam automatycznie.  Nie  byłam 

pewna  dlaczego  go  broniłam,  kiedy  chciałam  powiedzieć,  że  to  była  najgłupsza  rzecz 
wśród  najgłupszych  rzeczy,  ale  nie  podobała  mi  się  pogarda  w  jej  głosie.  Cóż,  w  moim 
głosie, jej słowach. 

Elodie  przerwała  próby  otworzenia  szuflady  i  odgarnęła  moje  włosy  obiema 

rękami. 

-  Co  musiałoby  się  stać,  żebyś  uświadomiła  sobie,  że  Archer  Cross  to  zła 

wiadomość?  On  jest  członkiem  Oka.  Jest  kłamcą  i  dupkiem,  i  nie  jest  ani  trochę  tak 
śmieszny jak mu się wydaje. A ty jesteś zaręczona z Calem. Faceci, którzy potrafią uleczyć 
każdą ranę, są super gorący i do wzięcia? To naprawdę, nie zdarza się codziennie.  

Nie myślę o Calu w ten sposób. 
Wróciła do zamka, przyciskając mocniej gwóźdź. Elodie prychnęła. 
- Um, hej, byłam w twojej głowie. Oczywiście, że myślisz o nim w ten sposób. 
Słuchaj, to nie jest impreza piżamowa, warknęłam. Mogłabyś wrócić do pracy? 
-  Dobra  –  mruknęła  -  Nie  słuchaj  mnie.  Ale  mówię  ci,  Cal  to  jest  to.  Znaczy, 

gdybym miała ciało, nawet bym się nie… 

Nie kończ.  
Jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna, że nie zamierzała tego zrobić, 

ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zamek w szufladzie ustąpił. 

- Aha – wyszeptała Elodie – Sukces. 
Kiedy  wysunęła  szufladę,  nie  spodziewałam  się  niczego  znaleźć.  Naprawdę.  To 

znaczy,  może  jakąś  tajemniczą  zapiskę,  albo  dwie,  albo  głupią  zagadkę,  zapisaną  na 
pergaminie, która mielibyśmy rozwiązać. 

Więc  kiedy  zobaczyłam  książkę,  leżącą  na  stercie  papierów,  nie  zdałam  sobie 

sprawy na co właśnie patrzyłam. Zrozumiałam, dopiero, kiedy Elodie się odezwała: 

- Hmm… czy to jest księga zaklęć o której mówiliście? 

background image

Spojrzałam  na  popękaną  okładkę  z  czarnej  skóry.  Poczułam  moc,  która  od  niej 

biła.  

Tak. To zdecydowanie ona. 
- Cóż to było… proste. 
Wyciągnęła rękę, by ją wziąć, kiedy bez namysłu krzyknęłam: 
Nie!!! 
Krzywiąc się zakryła uszy dłońmi. 
- Au! Mówiłam ci, wewnętrzny głos! 
To nie może być tak proste,  powiedziałam jej, słowa Torin dzwoniły mi w uszach. 

To jest pułapka. Sztuczka. 

-  Albo  może  coś  w  końcu  idzie  po  naszej  myśli  –  zasugerowała.  -  Dalej  Sophie. 

Darowany koń. Zęby. Nie zaglądaj. 

Ponownie  wyciągnęła  rękę,  by  podnieść  księgę,  ale  tym  razem  to  nie  mój 

mentalny krzyk ja zatrzymał. To było skrzypienie otwieranych drzwi.  

 

background image

Rozdział 23

 

 

Zanim  drzwi  zdążyły  otworzyć  się  chociażby  o  cal,  Elodie  zgarnęła  księgę  i 

schowała  ją  niezdarnie  za  ściągacz  mojej  spódnicy.  Zaraz,  gdy  dotknęła  mojej  skóry  na 
plecach,  skrzywiłyśmy  się.  Magia  z  niej  pochodząca  była  jak  szok  elektryczny  o  niskim 
natężeniu, a na moich rękach i nogach pojawiła się gęsia skórka. 

Musiałam  to  pozostawić  Elodie.  Gdybym  to  ja  kontrolowała  swoje  ciało, 

potykałabym  się,  poprzewracała  wszystko  i  przycięła  ubrania  szufladą.  A  Elodie  płynnie 
zamknęła  szufladę,  nie  wydając  przy  tym  żadnego  dźwięku  i  usiadła  na  miejscu  Lary, 
jakby  tam  było  jej  miejsce.  W  jej  głowie  –  albo  mojej,  trudno  było  stwierdzić  – 
formułowała się już wymówka, kiedy zza drzwi wysunęła się głowa Cala. 

Elodie opadła z ulgą. 
- Och, to ty. 
Marszcząc brwi, lakonicznie skinął. 
-  Zatrzymywałem  Larę  tak  długo,  jak  tylko  mogłem.  Powiedziała,  że  idzie  do 

szklarni, ale chciałem was ostrzec. 

Elodie wstała i obeszła biurko. 
- W porządku – powiedziała. – Znalazłam, czego szukałam. 
Ja? Czemu mówisz „ja” a nie „my”? 
W mojej głowie nie pojawiła się żadna odpowiedź, gdy uśmiechała się do Cala. 
- Dzięki za ostrzeżenie. 
Przestudiował  moją  twarz  z  kolejnym  swoim  nieodgadnionym  wyrazem  twarzy. 

Zastanawiałam się, czy nie są one przypadkiem jego znakiem rozpoznawczym. 

- Więc jesteś Sophie? Czy Elodie w Sophie? 
-  Tylko  ja  –  powiedziała  z  lekkim  wzruszeniem  ramion.  –  Elodie  się  ulotniła,  gdy 

otworzyłeś drzwi. 

Nie martwiłam się teraz o wewnętrzne głosy. 
Co ty wyprawiasz? Krzyczałam tak głośno, jak tylko umiałam. Trochę zesztywniała i 

złapała Cala za rękę. 

- Chodź. Powinniśmy stąd iść. 
Gdy wracali na górę po schodach, księga kiwała się na moich plecach, moje palce 

gnieździły się w zgięciu ręki Cala, a ja wciąż powtarzałam Elodie te same słowa, jak refren. 

Przestań. Już. Albo powiedz mu, że nie jesteś mną, albo się wynoś z mojego ciała. 
Doszliśmy na trzecie piętro. Salon był pusty, Elodie poprowadziła Cala do mojego 

pokoju. 

Zaufaj mi, w końcu odpowiedziała. Robię ci przysługę. 
Otworzyła drzwi i wskazała Calowi, by wszedł za nią. Zauważyłam, że się na chwilę 

zawahał  i  pomyślałam,  że  może  się  zorientuje,  że  to  nie  ja.  Ale  wtedy  poszedł  za  nią. 

background image

Jenny  nie  było,  Elodie  wskoczyła  na  kredens,  krzyżując  nogi  w  kostkach.  Cal  delikatnie 
zamknął za sobą drzwi. 

- Znalazłaś coś? – zapytał niskim głosem. 
Elodie przytaknęła. 
- Nie coś. Znalazłam księgę zaklęć. 
Cal zamrugał kilka razy. 
- Księgę zaklęć? Leżała od tak na wierzchu? 
- W zamkniętym biurku Lary. Ej, wiesz może, czemu pani Casnoff jest, cóż, panią 

Casnoff? Znaczy, to jest nazwisko jej taty, więc czemu pani? 

Poważnie? Zapytałam. 
Pocierając kark, Cal odpowiedział: 
- Huh? Och, uh, była kiedyś mężatką, ale wszyscy Casnoff zatrzymują nazwisko. To 

tradycja, czy coś takiego. Ale co do księgi… 

- Miała zaaranżowane małżeństwo? Tak jak my? – zapytała Elodie, ześlizgując się z 

kredensu.  Podeszła  do  Cala  na  tyle  blisko,  że  mogłam  zobaczyć  swoje  odbicie  w  jego 
oczach.  Tak  głupio,  jak  tylko  to  brzmi,  byłam  zaskoczona  tym,  jak  wyglądałam.  Byłam 
wręcz  pewna,  że  na  mojej  twarzy  pojawi  się  jakiś  znak  obecności  Elodie.  Ale  niczego 
takiego nie było. 

Stojąc w miejscu, Cal dziwnie na nią spojrzał, gdy przysunęła się bliżej.  
Proszę, prosiłam po cichu. Dostrzeż to. Zobacz mnie. 
Ale ten moment uleciał i po lekkim potrząśnięciu głową, Cal powiedział: 
-  Tak,  pewnie  tak.  Sophie,  widziałaś  zaklęcie?  Te,  które  przywróciło  by  ci  twoje 

moce? 

Elodie  była  tym  zaskoczona,  moja  ręka  zaczęła  błądzić  w  poszukiwaniu  księgi, 

wciąż przyciśniętej do moich pleców. 

- Och, racja, to. Tak właściwie, to właśnie miałam zamiar go poszukać. 
Nie! krzyknęłam ponownie, ale Cal na szczęście był tej samej myśli. 
-  Nie  rób  tego  –  warknął,  chwytając  mój  nadgarstek  w  momencie,  kiedy  palce 

sięgały po księgę. Póki moja ręka wciąż była za moimi plecami, trzymał mnie blisko siebie. 

Rezultat, cieszyła się Elodie w mojej głowie. 
Czułam ciepły oddech Cala, gdy mówił: 
-  Może  zostawiła  księgę  tak,  by  łatwo  było  ją  znaleźć  z  jakiegoś  powodu.  Jeśli 

dotkniesz tej strony i odzyskasz moce, będziesz znowu demonem. Może  to jest właśnie 
to, czego chcą. 

Teraz skręcało mnie w żołądku nie w związku z tym, co chciała zrobić Elodie, ale z 

tym, co powiedział mi  Torin. Po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, że nie chciał mnie 
tylko wkręcić. Ta myśl była nie do zniesienia. 

-  Nie  pomyślałam  o  tym  –  powiedziała  Elodie  głosem,  jakiego  nigdy  wcześniej  u 

siebie nie słyszałam. Był zachrypnięty. Prawie seksowny. 

Po raz pierwszy usłyszałam, jak Cal się zawahał. 

background image

- Myślę, że nie powinnaś dotykać tego zaklęcia. Przynajmniej nie teraz. 
- Nie dotknę. 
- Dobrze. 
- To czemu wciąż mnie trzymasz? 
Czułam się, jakbym oglądała wypadek samochodowy w zwolnionym tempie, tylko 

że byłam w samochodzie. 

Przestań,  powiedziałam  znowu, ale tym razem nie  krzyczałam. Błagałam.  Nie  dla 

mnie, dla Cala. Bawisz się nim, a on na to nie zasługuje. 

Nie, odpowiedziała, otaczając moimi palcami kark Cala. Ale Archer zasługuje. 
Usta Cala były niepewne i część mnie zastanawiała się, czy podejrzewa. Ale wtedy 

Elodie  przyciągnęła  go  bliżej  i  myślę,  że  nawet  gdyby  podejrzewał,  już  go  to  nie 
obchodziło. Pocałunek  w namiocie był  intensywny, ale ten…  cóż,  był  namiętny. Pewnie 
dlatego,  że  Elodie  praktycznie  owinęła  moje  ciało  wokół  Cala,  całując  go  z  o  wiele 
większym zapałem, niż ja bym kiedykolwiek okazała. 

Zalało mnie tyle emocji, że już nie widziałam, które są moje, a które Elodie. Złość, 

żądza,  smutek, zwycięstwo. Wszystkie  tłukły się  wewnątrz mnie  wraz z magią  dudniącą 
jak  moje  serce  w  klatce  piersiowej  i  wstrząsem  elektrycznym  wzdłuż  kręgosłupa, 
powodowanym  przez  księgę,  czułam  się  jakbym  miała  zaraz  eksplodować  na  milion 
kawałków. 

Ale zanim mogło to się zdarzyć, drzwi się otworzyły, i nawet to, że krzyczałam do 

Elodie, żeby puściła Cala, wiedziałam, że już było za późno. 

- Whoa – usłyszałam, jak mówiła Jenna, a zaraz po niej Archer: 
- Co? 
Nagle moje oczy się otworzyły i zobaczyłam ich dwoje stojących w drzwiach. Jenna 

wyglądała na bardziej zmieszaną, niż kiedykolwiek. Ale Archer… 

Jeśli miałam kiedykolwiek, jakiekolwiek wątpliwości co do jego uczyć w stosunku 

do mnie, prysły, gdy zobaczyłam jego wyraz twarzy. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale 
gdybym była, to pewnie miałabym taki sam wyraz twarzy. 

Poczułam,  jak  moje  usta  rozciągają  się  w  uśmiechu,  a  wewnątrz  mnie  Elodie 

prawie tańczyła.  

-  Nie  za  fajnie  jest  oglądać,  jak  ktoś,  kogo  kochasz  obściskuje  się  z  kimś  innym, 

nieprawdaż? – powiedziała do Archera. 

Cal, który wciąż nie puścił mojego nadgarstka, nagle się cofnął. 
- Elodie – powiedział. Nie było to pytanie. 
Nigdy ci tego nie wybaczę, powiedziałam do niej. Nie obchodzi mnie, jeśli nie będę 

mogła nigdy więcej korzystać z magii, nigdy więcej nie wejdziesz w moje ciało. 

Nie chodziło o ciebie, to była jej jedyna odpowiedź. 
I zniknęła. 
Upadłam  na  podłogę  i  jedno  z  moich  kolan  boleśnie  otarło  się  o  drewnianą 

posadzkę. Cal i Jenna rzucili się, by pomóc mi wstać. Zaraz, gdy poczułam się stabilnie, Cal 

background image

zabrał  ręce  i  cofnął  się.  Jenna  trzymała  mnie  mocno  za  łokieć  i  zaraz,  gdy  podniosłam 
wzrok, zrozumiałam, dlaczego Archer mi nie pomógł. 

Nie było go. 
Obróciłam się z przykrością do Cala. 
- Przepraszam. Znowu. Bardzo przepraszam. Ja… nigdy bym… 
Uciął mi, potrząsając energicznie głową. 
-  To  nie  twoja  wina  –  powiedział,  ale  gburowatym  głosem  i  wciąż  na  mnie  nie 

patrząc. 

Nie wiedząc, co by jeszcze powiedzieć, wygrzebałam księgę zaklęć i wręczyłam ją 

Jennie. 

- Znalazłyśmy to w biurku Lary. Cal uważa, że może to być jakaś pułapka. Bo niby 

czemu  była  taka  łatwa  do  znalezienia?  –  Przypomniałam  sobie,  jak  któregoś  dnia  pani 
Casnoff powiedziała, że jestem ich największą nadzieją, przez coś „we krwi”. Jeśli Casnoff 
chciały, żebym odzyskała moce, to nie było dobrze. 

Jenna wzięła ode mnie książkę, ale jej nie otworzyła. 
- Dobra – powiedziała. – Idź pogadać z Archerem. 
-  Jest  wkurzony,  ale  to  jest  ważniejsze  –  powiedziałam,  wskazując  na  księgę. 

Pozwoliłam  im  myśleć,  że  jestem  odważna  i  że  się  poświęcam.  Było  to  lepsze  niż 
powiedzenie im, że byłam zbyt tchórzliwa, by pogadać teraz z Archerem. Co niby miałam 
mu  powiedzieć,  „Przepraszam, że  duch  twojej  byłej  wykorzystał  mnie,  by  się  zabawić z 
moim narzeczonym”? 

Ale Jenna była moją najlepszą przyjaciółką. 
- Soph – powiedziała spokojnie. – Idź z nim pogadać. Teraz. 
Westchnęłam. 
-  Wiesz,  apodyktyczność  jest  jedną  z  moich  najmniej  ulubionych  cech  w  tobie. 

Wraz z twoją nieomylną zdolnością, by mieć zawsze rację. 

Uśmiechnęła się. 
- Kochasz mnie. 
Zanim wyszłam z pokoju, zauważyłam wymijający wyraz twarzy Cala i jego spięte 

ramiona. Oddałabym wszystko za to, żebym mogła czytać w myślach. 

Znalezienie Archera  nie było  trudne. Był w zielonym pokoju ze zdjęciami, w tym, 

gdzie pierwszy raz spotkałam Elodie, Chaston i Annę. Siedział na podłodze, opierając się 
plecami o sofę, nogi miał wyciągnięte przed siebie. Przyglądał się fotografii na ścianie. 

Usiadłam  obok  niego,  mimo  że  dywan  był  nieprzyjemnie  wilgotny.  Słabe,  blade 

światło z jednej lampy w pokoju ukrywało dużą część jego twarzy w cieniu. 

- Do bani – powiedziałam, starając się brzmieć jak najbardziej pogodnie, jak tylko 

umiałam. – To chyba efekt uboczny związków w świecie magii. 

Wydał dźwięk rozbawienia, a jego ramiona lekko się zatrzęsły. Ale wciąż na mnie 

nie patrzył. 

background image

- Myślisz, że te dzieciaki miały kiedyś takie problemy? – zapytał, kiwając głową w 

stronę  fotografii.  Było  to  zdjęcie  pierwszej  w  historii  klasy  w  Hex  Hall  z  1903  roku. 
Widniało tam tylko kilkoro uczniów, a szkoła nie była wtedy karą, lecz schronieniem. 

- Możliwe – powiedziałam. – Ta laska w słomianym kapeluszu wygląda na trochę 

obrzydzoną. 

Szczerze się zaśmiał i w końcu się do mnie odwrócił. 
-  Wiem,  że  to  była  ona  –  powiedział,  sięgając  po  moją  rękę.  Nasze  palce  się 

splotły. – Ale wciąż. Widok dziewczyny, którą… widok ciebie całującej się z Calem. I mimo 
że wiedziałem, że to ona w momencie, gdy tylko zobaczyłem waszą dwójkę… 

-  Wciąż  było  beznadziejnie  –  dokończyłam  spokojnie.  –  Rozumiem  to.  Widok 

ciebie całującego się z Elodie mnie zabijał. 

- A mnie zabijało całowanie jej – powiedział i jego oczy z powrotem powędrowały 

w  stronę  zdjęcia.  –  Ale  to  nie  było  tylko  do  bani  widząc  swoją  dziewczynę  wpychającą 
język do gardła innego faceta. 

Skrzywiłam  się,  przypominając  sobie,  jak  zrobiło  się  gorąco,  gdy  Archer  i  Jenna 

weszli. Archer nawet nie zwrócił uwagi, albo tylko udawał. 

- Ale Elodie ma rację. Cal się o ciebie troszczy. I jest naprawdę dobrym facetem. I 

mimo  że  chciałbym  go  nienawidzić  za  to,  że  jesteście  zaręczeni…  -  Wzruszył  bezradnie 
ramionami.  –  Nie  potrafię.  A  to  może  tylko  oznaczać,  że  jest  naprawdę  niesamowicie 
wymarzony. 

-  Przestań  –  powiedziałam,  szarpiąc  za  nasze  złączone  dłonie.  –  Cal  jest  moim 

przyjacielem. Tylko tyle. To ty jesteś tym, którego… 

Kocham,  chciałam  powiedzieć.  Ale  to  słowo ugrzęzło mi  w gardle  i dokończyłam 

mówiąc tylko: 

- Chcę. Wybrałam. Cokolwiek. 
Przytrzymał  mój  wzrok,  nigdy  nie  widziałam  takiej  powagi  w  jego  ciemnych 

oczach. 

- Może nie powinienem.  
Zszokowana odsunęłam się od niego. 
- Co masz na myśli? 
- Po prostu… Jeśli byłabyś z nim szczęśliwsza. Byłoby lepiej. 
Okej, zaczynałam się już wkurzać. 
- Nie ty tu decydujesz. Ale jeśli się tak czujesz, to może powinieneś mi po prostu 

teraz wyskoczyć z tym całym tekstem „Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie”. 

Ku mojemu zaskoczeniu, Archer się uśmiechnął. 
-  Tu  jest  problem  –  powiedział.  –  Nie  mogę.  Zniósłbym,  gdybyś  to  ty  mnie 

zostawiła, ale ja bym ciebie nigdy nie zostawił. 

Zmrużyłam na niego oczy. 
- Jesteś nienormalny. 
- To próbowałem ci powiedzieć. 

background image

Owijając ręce na jego szyi, przyciągnęłam jego twarz do mojej. 
-  Ale  lubię  cię  takiego  nienormalnego  –  wyszeptałam,  gdy  nasze  usta  już  się 

prawie dotykały. – Więc nigdy więcej nie gadaj takich głupot, dobrze? 

Chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale tylko westchnął i powiedział: 
- Dobrze. 
- Cóż za urocza chwila. 
Obróciłam głowę. W pokoju stała Lara, uśmiechając się w naszą stronę. 
-  Miło panią  widzieć,  panno  Mercer  –  powiedziała  do mnie.  –  Myślę,  że  musimy 

porozmawiać. 

 

background image

Rozdział 24 

 

Po raz drugi tego dnia znalazłam się w gabinecie Lary.  
Pokój  wychodził  na  drzewa  na  tyłach  budynku  i  obserwowałam  mgłę  wijącą  się  

wokół  poczerniałych  pni.  Skupiałam  się  na  tym,  tak,  by  nie  zwracać  uwagi  na    małą 
leżankę przed oknem, gdzie leżała pani Casnoff z rękoma na kolanach i pustą twarzą. 

Tonąc  w  skórzanym  fotelu  po  drugiej  stronie  biurka,  Lara  studiowała  mnie.  Nie 

wyglądała na złą. Tylko na ciekawą. Prawie rozbawioną. 

-  Mam nadzieję, że  nie  przerwałam niczego zbyt ważnego między tobą  a  panem 

Crossem. 

Zacisnęłam palce tak mocno, żeby nie mogła zobaczyć jak drżą. 
- Nie, po staremu. Wiesz… jak zrujnować ten wasz cały pokręcony plan i uciec z tej 

szalonej wyspy. 

Roześmiała się. 
-  Nawet  teraz  twoje  poczucie  humoru  cię  nie  opuszcza.  Gdyby  nie  było  to  tak 

denerwujące, szanowałabym je. - Pochyliła się nad biurkiem, złączając dłonie i coś w niej, 
przypominało  mi  tych  wszystkich doradców  których poznałam (a  uwierzcie  mi, że  kiedy 
chodziłam  do  normalnej  szkoły,  poznałam  ich  mnóstwo).  -  Czy  dlatego  próbujesz 
porozmawiać z moją siostrą? Dlaczego włamałaś się dzisiaj do mojego biura? 

Wzdrygnęłam  się,  a  Lara  oparła  się  z  powrotem  na  krześle,  wykrzywiając  usta  w 

uśmiechu zadowolenia. 

- Nie sądziłaś, że o tym wiem, prawda? 
Chciałam  być  żartobliwa.  Chciałam  powiedzieć  coś,  by  pokazać,  że  się  jej,  do 

cholery, nie boję.  Mielibyśmy przewagę przez może dziesięć minut? I skoro wiedziała, że 
byłyśmy w jej biurze, to czy wiedziała też, że mamy księgę? 

Przynajmniej miałam sarkazm po swojej stronie. 
- Jestem rozczarowana, że o tym wiesz - powiedziałam Larze, siadając na krześle, 

naprzeciw  biurka  -  ale  widząc,  jaką  jesteś  okrutną  wiedźmą,  nie  jestem  za  bardzo 
zaskoczona. 

Zmrużyła oczy. 
- Wszystko dla ciebie jest żartem. Grą. Dzieło życia mojego ojca, zbawienie naszej 

rasy... 

- Dziełem życia twojego ojca było zniewolenie grupki nastolatków? Nic dziwnego, 

że wasza dwójka okazała się tak niesamowita - powiedziałam, wskazując głową w stronę 
pani Casnoff. Nie dawała żadnego znaku, że mnie słuchała. 

Dobra teraz Lara się wkurzyła. Usiadła wyprostowana na krześle. 

background image

- Czy wiesz co mój ojciec poświęcił by stworzyć ciebie i całą twoją linię? Czy wiesz 

co  straciliśmy?  -  wskazała  długim  palcem  panią  Casnoff.  -  Aby  utrzymać  naszą  rasę 
bezpieczną? Aby chronić nasz rodzaj od tych, którzy chcieliby nas wyeliminować? 

-  Zamieniasz  ludzi  w  potwory  -  powiedziałam.  -  Dzieci.  Twojemu  ojcu  udało  się 

zniszczenie  Alice.  A  potem  zniszczył  jej  córkę,  a  jeśli  wy  to  kontynuujecie,  zrobicie  to 
samo ze mną i moim tatą. 

- Koniec... 
- Cel uświęca środki. To powiedziała. To wasze motto rodzinne, czy coś? 
Lara zesztywniała, jej kostki zbielały. 
- Co chciałabyś wiedzieć o mojej rodzinie, Sophie? 
Wcisnęłam się z powrotem w moje krzesło i pokręciłam głową. 
- Myślę, że wiem wystarczająco dużo o twojej rodzinie, dzięki. 
- Nie wiesz nic - powiedziała Lara, a potem przesunęła palce w moim kierunku. 
Początkowo nic  się  nie stało, a ja  zastanawiałam się  czy to  nie  jest przypadkiem 

czarownicowa wersja  środkowego palca. 

I  wtedy  mój  wzrok  zaczął  czarnieć.    Trzęsąc  się,    próbowałam  chwycić 

podłokietniki  krzesła,  ale  już  go  nie  było.  Mnie  już  tam  nie  było.  Otoczona  przez 
ciemność, prawie czułam się jakbym była z powrotem w Itineris. To uczucie klaustrofobii 
zaczęło mnie dusić. 

Świecąca plamka rozpościerała się w ciemnościach, powoli zmieniając się w obraz. 

Patrzyłam na zimowy krajobraz wsi, a potem wszystko zaczęło się poruszać. Mężczyźni i 
kobiety  maszerowali  w  dół  białą  ścieżką,  ich  głowy  były  schylone  przed  zimnem  i 
wiatrem.  Nikt  mi  nie  powiedział,  czego    szukałam,  ale  wiedza  wypełniała  moją  głowę, 
jakbym zawsze wiedziała. To była wieś, w której mieszkał Alexei Casnoff, a mały dom na 
samym środku obrazu był jego domem. 

Wtedy  go  zobaczyłam,  ciemnowłosego  chłopaka  przyciśniętego  twarzą  do  okna. 

Czekał  na  swojego  ojca,  czułam  zniecierpliwienie  i  martwiłam  się,  jakby  to  były  moje 
własne  emocje.  Piękna  kobieta  o  ciemnych  blond  włosach  pogładziła  jego  głowę  i 
szeptała  coś  do  niego  po  rosyjsku.  Mimo,  że  nie  mogłam  powiedzieć  ani  słowa  w  tym 
języku, mogłam zrozumieć, co mówiła. 

- Wszystko będzie w porządku Alexei. Twój ojciec i inni będą nas bronić, obiecuję. 
Zrozumiałam wtedy, że cała wieś składa się z Prodigium i dziś została podjęta jakaś 

ważna decyzja. Coś o ruchu, bezpieczeństwie. Ukryciu. Ale zanim mogłam dowiedzieć się, 
co to było, obraz przesunął się ponownie. 

Ulice nie były już pokryte śniegiem, nie było też już małych, oryginalnych chatek. 

Był tylko chaos, ogień i dym. Płomienie były tak jasne, że chciałam zasłonić oczy, ale nie 
miałam rąk. Bądź też oczu. Widziałam Alexeia biegnącego  wzdłuż ulicy, ściganego przez 
wieśniaków. 

Wiedzą, czym jesteśmy, pomyślał Alexei. Znaleźli nas, znaleźli.  

background image

Za nim, na ulicy leżały nieruchome postacie, wiedziałam, że to jego rodzice. Wokół 

głowy  matki  roztrzepane  były jej  blond włosy,  częściowo wciąż jeszcze  się  tliły. Malutki 
kształt obok niego, był jego kochaną siostra, a on sam był bardzo przerażony. Jego strach 
i smutek zalewał mnie prawie nie do zniesienia. Płomienie zaczęły blaknąć, a obraz zaczął 
się zmieniać. Alexei był teraz starszy, miał może z dwadzieścia lat. Był przystojny i mniej 
surowy w odróżnieniu od kilku zdjęć, na których go widziałam. 

Jechał  na  tylnym siedzeniu  samochodu,  obok  wzgórz  i  jasnozielonej trawy, które 

wydawały mi się znajome. Był podekscytowany, a jago palce bębniły nerwowo w książkę 
znajdującą się na jego kolanach.  

Księgę czarów. 
Samochód  brzęczał  na  kamiennym moście,  a  w  polu  widzenia  nagle  znalazło  się 

Thorne Abbey. 

Alexei  mógł  dostrzec  dziewczyny  na  trawniku,  wszystkie  studentki  z  żeńskiej 

uczelni  w  Londynie.    Zostały  sprowadzone  do  Thorne,  ponieważ  w  mieście  nie  było  już 
dla nich innego bezpiecznego miejsca. Alexei spoglądał na nie, a na jego twarzy malował 
się wąski uśmiech. 

W końcu, pomyślał. W końcu. 
Wtedy  obraz  nagle  pociemniał,  następne  co  pamiętam  to  to,  że  byłam  z 

powrotem w biurze Lary dysząc w fotelu.  

- Myślę, że to oddaje sens sprawy - powiedziała Lara spokojnie porządkując jakieś 

papiery. 

Jeszcze mną trzęsło, próbowałam uświadomić sobie, że to nie moja cała rodzina, 

właśnie  została  zamordowana  na  ulicy.  Kiedy  poczułam,  że  mogę  znowu  rozmawiać, 
powiedziałam: 

-  Ludzie  zamordowali  jego  rodzinę.  Był  przerażony  i  chciał  znaleźć  sposób  by 

ochronić  resztę  Prodigium  i  może  trochę  się  zemścić.  Ale...  to  nie  znaczy,  że  zrobił 
dobrze. 

 Zdławiłam  odruch  wymiotny,  przypominając  sobie  radość  w  głowie  Alexeia  na 

widok  gromadki  niewinnych  dziewcząt  biegających  po  trawniku  Thorne  Abbey.  Alice, 
moja prababcia, była jedną z nich.  

- Poza tym, wiem, że nie chodzi o ochronę. Może od tego się zaczęło, ale do czego 

twój tata naprawdę chciał użyć Alice? Bo wiesz, co ja myślę? Myślę, że demon-zwierzątko 
byłby  całkiem  przydatny,  jeśli  chciałby  mieć  całe  Prodigium  chodzące  po  ziemi  pod 
kontrolą. 

Lara nawet nie próbowała zaprzeczyć. 
-  Być  może.  Oczywiście,  cały  oddział  „demonów-zwierzątek”  byłby  jeszcze 

wygodniejszy.  

Odłożyła papiery i  ostrożnie  otworzyła szufladę. Wyciągnęła  księgę  a  moje  serce 

pulsowało, aż w moich stopach. 

- Skąd... 

background image

-  Och,  panna  Talbot  bardzo  szybko  mi  ją  oddała.  Jeśli  chciałaś  księgę,  musiałaś 

tylko poprosić - kontynuowała, a ja wpatrywałam się w nią zdezorientowana. 

- Co? 
- I tak mieliśmy zamiar ci ją w końcu dać.  Nie jesteś wiele warta bez swoich mocy 

-  przewracała  strony,  aż  dotarła  do  zaklęcia,  które  mogło  przywrócić  mi  magię.  Sam 
widok tych słów na kartce sprawiał, że chciałam wyskoczyć ze skóry. 

Lara przysunęła do mnie książkę. 
-  Dalej. Dotknij  -  potem zachichotała.  -  O tak,  Sophie,  wiedziałam, że  twój ojciec 

mówił ci, żebyś go dotknęła. Wiedziałam o tych wszystkich godzinach , które spędzaliście 
przy tej księdze. 

Moja  magia  była  tylko  kilka  cali  ode  mnie.  Wszystko  wewnątrz  mnie  wręcz  się 

tego domagało. Ale napotkałam oczy Lary i zapytałam: 

-  Po  co  miałabyś  chcieć  moich  mocy,  skoro  w  chwili  gdy  je  odzyskam,  to  stąd 

ucieknę?  

Lara tylko się do mnie uśmiechnęła. 
- Sophie, kiedy twój ojciec opowiadał ci o demonach, powiedział ci w jaki sposób 

są one kontrolowane? 

- Czarownica lub czarnoksiężnik, który stworzył demona może go kontrolować, ale 

ponieważ technicznie nikt mnie nie stworzył, nikt nie może mnie kontrolować. 

- My również tak myśleliśmy - przyznała Lara z niewielkim skinieniem. - Ale potem 

zrobiliśmy  kilka  badań. Wiesz, kolekcje  twojego ojca  w Thorne było bardzo przydatne. I 
wyobraź  sobie  nasze  zdziwienie,  gdy  okazało  się,  że  zdolność  kontrolowania  jest 
przekazywana z krwią. 

We krwi, powiedziała pani Casnoff. We krwi. Twojej i mojej, mojego ojca i Alice... 
Nagle uświadomiłam sobie co to oznacza. 
- Nasz ojciec wykonał rytuał, który okazał się zmienić twoją prababcię w demona - 

powiedziała Lara. - Nasz ród cię stworzył. Oznacza to, że  jeśli  odzyskasz moce, będziesz 
pod naszą kontrolą. 

Nie mogłam oderwać oczu od zaklęcia, nawet, gdy zaczęłam się trząść. 
- To niemożliwe - powiedziałam, jakby mówienie tak miało sprawić, że stanie  się 

to prawdą. - Jeżeli mogłyście mnie kontrolować, to czemu nie robiłyście tego wcześniej? 

-  Nie  wiedziałyśmy,  że  możemy,  więc  nie  próbowałyśmy  -  powiedziała  pani 

Casnoff, odzywając się po raz pierwszy. 

-  Ale  po  co?  Po  co  chcecie  mnie  kontrolować,  skoro  możecie  wskrzesić  tyle 

demonów, ile tylko chcecie? 

- Nowe demony potrafią być... nieobliczalne - powiedziała Lara. - Ale ty? Czwartej 

generacji  demon?  U  ciebie  szansa,  że...  stracisz  kontrolę,  powiedzmy,  że  jest  bardzo, 
bardzo mała. Co sprawia, że lepiej nadajesz się do roli lidera. - Lara  uśmiechnęła  się do 
mnie,  ale  w  jej  oczach  nie  było  zdrowego  rozsądku.  -  Każda  armia  potrzebuje  w  końcu 
lidera. 

background image

Dostałam skurczu żołądka, zerwałam się na równe nogi, odsuwając się od biurka. 
- Nie, nie, zostanę na zawsze pozbawiona mocy, nie będę pod waszą kontrolą. 
Lara rzuciła otwartą księgę na swoje biurko, a moja magia zawyła. 
- Ty tak mówisz - powiedziała opierając się o krzesło. – Ale twoje moce chcą  być 

uwolnione.  Jako  demon  jesteś  kim  jesteś,  a  teraz,  kiedy  zobaczyłaś  zaklęcie,  magia 
wewnątrz ciebie nie spocznie, dopóki nie zostanie przywrócona. 

Wszystko co chciałam zrobić to zacisnąć ręce na tej stronie. 
- Dlaczego nie możesz mnie po prostu zmusić? - zapytałam jej. 
Jeśli wszystko co musiałam zrobić to dotknąć strony, mogła przejść wokół biurka i 

złapać mnie. Przerażona uświadomiłam sobie, że chciałam by to zrobiła i cofnęłam się.  

-  Czary  takie  jak  ten  są  delikatne  -  powiedziała.  -    Nie  można  kogoś  zmusić  do 

zrobienia  czegoś  tak  potężnego.  To  musi  być  twój  wybór.  Księga  będzie  tutaj  – 
powiedziała  do  mnie  Lara,  gdy  podchodziłam  do  drzwi  –  Codziennie  otwarta  na  tym 
zaklęciu,  Sophie.  Wzywając  cię.  Możesz  zaoszczędzić  sobie  wiele  bólu  jeśli  się  temu 
poddasz. 

Sięgnęłam  do klamki,  moją  skórę nagle  zalał  zimny pot. Kiedy drzwi  wreszcie  się 

odtworzyły, wybiegłam, moja magia krzyczała tak głośno, że chciałam zatkać uszy. 

Jenna czekała na mnie w naszym pokoju, a kiedy otworzyłam drzwi ona  skoczyła 

na równe nogi. 

- O mój Boże, wszystko w porządku? Kiedy Lara przyszła tutaj i poprosiła o księgę, 

prawie umarłam i... Soph? 

Tutaj  tęsknota  za  księgą  nie  była  tak  intensywna,  ale  wciąż  drżałam  dając  się 

poprowadzić do łóżka. Jenna skuliła się obok mnie. 

- Co się stało? - spytała cicho. 
Kiedy skończyłam opowiadać Jennie o tym, co się stało w biurze Lary, przestałam 

się trząść, ale zaczęłam płakać.  

-  Tak  bardzo  chcę  z  powrotem  moje  moce  -  powiedziałam  Jennie,  gdy  głaskała 

mnie  po  włosach  -  ale  nie  mogę  ryzykować...  bycia  rzeczą,  którą  mogą  kontrolować. 
Byłam pewna, że gdy odzyskam swoje moce z powrotem to wszystko będzie w porządku. 
Ale to? Boże, Jenna, to jest o wiele gorsze. 

- Ciii - szepnęła - Rozgryziemy to. Rozgryziemy. 
Ale jej głos był drżący. Zasnęłyśmy na jej łóżku przytulając się nawzajem jak małe 

dzieci. 

Myślałam,  że  to  grzmot  mnie  obudził.  Usiadłam na  łóżku,  mrugałam,  a  niski  huk 

przepełnił dom. Szyby brzęczały, a ja kiedy stawiałam nogi na podłodze, mogłam poczuć 
lekkie drganie. 

- Co? - mruknęła Jenna sennie. 
Podeszłam do okna, starając się zrozumieć, co widziałam.  Światła grały we mgle, 

na początku migotały niewyraźnie, ale potem rozbłysły tak mocno, że mogłam zobaczyć 

background image

ciemne kształty drzew zwykle ukrytych we mgle. Słyszałam jak w holu otwierają się drzwi 
i odgłosy bosych stóp na drewnianej podłodze. 

Światło  coraz bardziej  wypełniało nasz  pokój,  huknęło  ponownie,  tym razem tak 

mocno, że zagrzechotały mi zęby. Teraz już w pełni obudzona Jenna wyskoczyła z łóżka i 
otworzyła  nasze  drzwi.  Inne  dziewczyny  były  już  zgromadzone  na  półpiętrze,  patrząc 
przez  potłuczony  witraż.  Wciąż  wyczuwałam  księgę,  wbiłam  paznokcie  w  dłonie,  mając 
nadzieję, że ból będzie mnie powstrzymywał od zbiegnięcia na dół. Światła nadal migały, 
a huki stawały się głośniejsze i mocniejsze.  Kilka młodszych dziewczyn zatkało uszy. 

Ktoś  trącił  mnie  łokciem,  obejrzałam  się,  aby  zobaczyć  stojącą  tam  Nausicaa,  jej 

skrzydła delikatnie grały w gęstym powietrzu. 

- Lara przyszła dzisiaj do naszego pokoju po Taylor – powiedziała. - Myślisz, że... - 

skinęła na światła – Coś jej zrobiły? 

Moja magia niemal dusiła się  we mnie, gdy wibracje umacniały się, coraz więcej 

odłamków  szkła  zaczynało  się  wyłamywać.  Nie  słyszałam,  jak  rozbijały  się  o  podłogę. 
Światła rozbłysły po raz ostatni, tak jasno, że wszyscy zamknęli oczy i odwrócili głowy. 

I wtedy wszystko ucichło. 
Staliśmy tam drżąc, gdy nagły zimny wiatr wpadł przez rozbite okno. 
Gdzieś w oddali usłyszałam nieludzkie wycie. 
- Tak - powiedziałam do Nausici. - Myślę, że tak. 

 

background image

 Rozdział 25

 

 

Gdy następnego ranka się obudziłam, bolały mnie wszystkie kości z powodu księgi 

zaklęć. Wcześniejszego popołudnia czułam, że będę mogła wstać z łóżka. Schodzenie ze 
schodów było agonią, ale musiałam sprawdzić, co się stało. 

Było  jeszcze  gorzej  niż  myślałam,  a  uwierzcie,  przygotowałam  się  na  wszelkiego 

rodzaju okropieństwa. Witraż był już całkowicie potłuczony, w drewnianej ramie zostało 
tylko  kilka  odłamków  szkła. W nocy co jakiś czas zaczynało padać  i teraz woda  wlewała 
się  przez  postrzępiony  otwór.  Stałyśmy  z  Jenną  w  głównym  holu,  oglądając  jak  deszcz 
spływa po tapecie, wsiąkając potem w dywan. 

- Myślisz, że w nocy zabrały tylko Taylor? – zapytała Jenna. 
Byłam tak zajęta próbowaniem nie odepchnięcia jej i nie popędzenia do biura Lary 

i księgi, że odpowiedziałam dopiero po chwili. 

-  Nie  wiem.  Nie  wiem  czy  mogą  za  jednym  razem  przemienić  więcej  niż  jedną 

osobę. Ale to nie ma znaczenia. 

Przeszedł  mnie  dreszcz,  a  moje  moce  zebrały  się  tuż pod moją  skórą, błagając  o 

uwolnienie. 

- Co wy dwie tu robicie? – warkną jakiś głos. 
Za  nami,  z  rękami  na  biodrach,  stała  Vandy.  Mimo  że  się  krzywiła,  jej  oczy  były 

zmęczone, a zmarszczki wokół nich jeszcze bardziej wydajne. 

- My tylko… - zaczęła Jenna, ale Vandy podniosła rękę. 
- Nie obchodzi mnie, co robiłyście. Wracajcie do swojego pokoju. Już. 
Jenna skierowała się w stronę schodów, ale ja wciąż stałam w miejscu. 
-  Ty  też  tego  chciałaś?  –  zapytałam  Vandy.  –  Zamienić  te  wszystkie  dzieciaki  w 

demony? Wiedziałam, że jesteś pewnego rodzaju kretynką, ale nie pomyślałam nawet, że 
jesteś zła. 

Jej grymas zmienił się w coś jeszcze brzydszego. Coś prawie bolesnego. 
- Wystarczy! – warknęła, wskazując na schody. – Idźcie. 
Opierając  się  ciężko  o  Jennę,  wróciłam  do  pokoju.  Zaraz  gdy  drzwi  się  za  nami 

zamknęły,  usłyszałam  kliknięcie  zamka.  Gdy  ja  opadłam  na  łóżko,  trzęsąc  się  z  bólu  i 
trudności, Jenna chodziła. 

- Mają zamiar tak po prostu po nas przychodzić. Co noc będziemy leżeć w łóżkach i 

słuchać tego… tego koszmaru i zastanawiać się, czy nie jesteśmy następni. 

Usiadła ciężko na łóżku. 
- Sophie, co my zrobimy? 
Zdobędziemy  księgę.  Przywrócimy  moje  moce.  Ta  myśl  była  tak  silna,  że  aż 

jęknęłam i zatkałam uszy. 

background image

-  Nie  wiem  –  odpowiedziałam,  łzy  wezbrały mi  się  w  gardle.  Czy  było  w  świecie 

gorsze uczucie od braku nadziei? 

Przekręciłam się na bok, pragnienie księgi zapulsowało w moich żyłach. Byłam tak 

ogarnięta agonią, że gdy zobaczyłam coś poruszającego się w lustrze, pomyślałam, że to 
tylko halucynacja. Ale wtedy Jenna powiedziała: 

- Co to do cholery było? 
Zmuszając  się  do  skupienia,  usiadłam  i  zerknęłam  na  szkło.  Kolejne  drgnięcie, 

niemalże jak cień, poruszało się wewnątrz lustra. I wtedy obraz się wyostrzył. 

Torin. 
Był  tam  tylko  przez  sekundę,  zanim  znowu  zniknął,  ale  zeskoczyłam  z  łóżka, 

ignorując wrzask w swojej głowie. 

- Widziałaś to, prawda? – zapytałam Jenny. 
Wciąż była na swoim łóżku z szeroko otwartymi oczami. 
- Tak. W lustrze był jakiś koleś. Co… 
Ale już przyciskałam dłonie do szkła. 
- Torin? Jesteś tam? 
Nie  miałam  pojęcia,  jak  udało  mu  się  przedostać  z  lustra  u  Brannick  do  tego  w 

naszym pokoju, ale nie narzekałam. Jego wizerunek po raz kolejny zamigotał przede mną, 
prawie  jak  w  telewizorze  przy  złym  odbiorze.  Wyłapałam  na  jego  twarzy  błysk  irytacji, 
gdy znów zaczął znikać. Ale zanim zniknął zdążył wypowiedzieć dwa słowa: 

- Twoi rodzice. 
-  Co?  –  domagałam  się  odpowiedzi,  uderzając  jedną  ręką  w  taflę  szkła.  –  Co  z 

moimi rodzicami? Torin? TORIN! 

Kiedy znów się pojawił, miałam ochotę krzyczeć z frustracji. 
Jenna stanęła u mojego boku. 
- Elodie. Może magia Elodie może… nie wiem, wyciągnąć go. 
Po tym, co zrobiła, nie chciałam nawet myśleć o tym, by wróciła do mojego ciała. 

Ale byłam zdesperowana… 

- El… - to było wszystko co zdołałam wypowiedzieć, zanim się wślizgnęła. 
Wyciągnij go, powiedziałam zimnym tonem. 
Nie odpowiedziała, ale poczułam jak jej magia przeze mnie przepływa, wydostając 

się przez opuszki palców. A ja, tak długo jak ona próbowała, powtarzałam, dawaj, dawaj, 
dawaj
,  ale  nie  było  żadnego  znaku  Torin.  W  końcu  moje  ręce  odsunęły  się  od  lustra  i 
Elodie powiedziała: 

- Nie mogę. Cokolwiek on próbuje zrobić, moja magia nie jest wystarczająco silna, 

by mu pomóc. 

Wzdychając,  obróciła  się  i  oparła  o  komodę.  Jenna  wciąż  stała  przede  mną  z 

rękoma założonymi na piersi. 

- Magia Sophie mogłaby pomóc – powiedziała do niej Elodie. 
Jenna podeszła bliżej i wiedziałam, że szukała dla mnie oczu Elodie. 

background image

- Nie może odzyskać mocy. Gdyby to zrobiła, Casnoff by ją… 
- Kontrolowały? Tak, wiem. Ale czy nie uważasz, że warto zaryzykować? 
Um, nie? powiedziałam, gdy Jenna przygryzła usta i nie odpowiedziała. 
- Mówię tylko, że – kontynuowała Elodie – co, gdyby to była walka między Sophie 

a  Larą?  Ja  bym  stawiała  na  Sophie.  Może  one  mogłyby  ją  kontrolować,  a  może,  tylko 
może ona byłaby w stanie się temu przeciwstawić. 

Nie  mogę.  To za duże  ryzyko. Co by się  stało z Jenną, gdybym była pod kontrolą 

Lary? 

A co z nią będzie, gdy dalej będziesz taka jak teraz? Czuję to co ty, Sophie. Będziesz 

w agonii, dopóki nie dotkniesz tego zaklęcia. Dlatego mówię ci, idź, dotknij je i zobacz, co 
się stanie. 

Jenna sięgnęła ręką do mojej twarzy i przechyliła ją w dół. 
- Soph – powiedziała. – Nie wierzę, że to mówię, ale… myślę, że Elodie ma rację. Z 

twoimi  mocami  jest  szansa,  że  będziesz  pod  władaniem  Casnoff.  Ale  bez  nich?  Nie  ma 
mowy, żebyśmy się stąd wydostali. 

Elodie  obróciła  się  i  otworzyła górną  szufladę  komody. Tam, na stercie  ciuchów, 

leżała księga zaklęć. 

Jak to się tu znalazło? zapytałam, nagle rozumiejąc, dlaczego jej przyciąganie było 

rano tak silne. 

Przyniosłam  ją  tu,  żeby  to  zrobić.  Moja  ręka  dobrała  się  do  księgi,  szukając 

zaklęcia, Elodie przysunęła moją dłoń do zaklęcia. 

Nie, krzyknęłam i Elodie się zawahała. 
Musisz,  powiedziała  stanowczym  głosem.  Pomyślałam,  że  będzie  łatwiej,  jeśli 

zrobię to za ciebie. 

Nie, powtórzyłam, ale nawet we własnych myślach brzmiałam słabo. 
Zrób to, odpowiedziała. Skończ to. 
Poczułam,  jak  mnie  opuszcza  i  znów  oparłam  się  o  komodę.  Po  odzyskaniu 

oddechu, podniosłam głowę i wpatrywałam się w otwarte drzwi. Moja magia się we mnie 
kotłowała. 

Jenna wzięła mnie za rękę. 
- Możesz to zrobić – powiedziała. – Wiem, że możesz. Jesteś silniejsza niż one. 
Nie byłam tego taka pewna. 
Ale wiedziałam, co muszę zrobić. 
Nawet  o  tym  nie  myślałam.  Po  prostu  podniosłam  księgę  z  podłogi,  gdzie  ją 

upuściłam,  gdy  Elodie mnie  opuściła. Moje palce  bezbłędnie  znalazły zaklęcie,  które do 
mnie krzyczało. Wtedy, nie pozwalając sobie nawet na głęboki wdech, przycisnęłam dłoń 
do strony. 

Czułam,  jakby  coś  eksplodowało  w  mojej  piersi.  Stałam  jak  słup  soli,  gdy  moja 

magia się rozprężyła i rozlała po żyłach. Drewniana podłoga wokół moich stóp popękała, 
a Jenna odskoczyła ode mnie z krzykiem. 

background image

Oddychając  ciężko,  prawie  że  dysząc,  cisnęłam  księgą  o  podłogę  i  przywarłam 

obiema rękoma do lustra. Torin, pomyślałam i szarpnęłam. 

Pojawił się tak nagle, że aż podskoczyłam. 
- Co to do cholery było? – krzyknął, mrużąc oczy w furii, dopóki nie napotkał mnie 

wzrokiem. Wtedy się uśmiechnął. – Och, brawo, Sophio. 

Nie miałam za dużo czasu. Czułam coś, jakby swędzenie na brzegu świadomości i 

wiedziałam, że gdzieś na tej wyspie Lara uświadamiała sobie, co się stało. 

- Dlaczego próbowałeś mnie znaleźć? Gdzie są moi rodzice? 
- Hmm? Ach, tak, moja wspaniała misja. Jak odeszłaś… 
- Daruj sobie – warknęłam. – Czego chcesz i gdzie oni są? 
Skrzywił się. 
- Dobrze, dobrze. Są w Irlandii. W Lough Bealach. Miałem sprawdzić, czy was jakoś 

skrzywdzono, ale… 

Ale już się odwracałam, podnosząc księgę i po raz kolejny chowając ją za ściągacz. 
Wysadzenie  zamka  w  drzwiach  było  proste.  Jeszcze  prostsze  było  magiczne 

porozumienie  się  z  Calem  i  Archerem.  Cal  był  w  swojej  chatce,  a  Archer  u  siebie  w 
pokoju,  odezwałam  się  w  obu  ich  głowach  w  tym  samym  momencie.  Spotkajcie  się  ze 
mną  i  Jenną  na  zewnątrz.  Przygotujcie  się  do  ucieczki.  
Potem  zdałam  sobie  sprawę,  że 
wręcz krzyczałam w ich mózgach i dodałam, Proszę. I przepraszam za krzyczenie. 

Jenna  poszła  za  mną  na  półpiętro.  Byłam może  na  trzecim schodku, kiedy to  się 

stało. 

Z nagłym szarpnięciem, zatrzymałam się. Nie mogłam uciec. Nie mogłam opuścić 

wyspy. Jaka ze mnie kretynka. Nie, musiałam teraz iść do Lary. Lara mnie potrzebowała i 
może… 

- Sophie? – zapytał Jenna łapiąc mnie za łokieć. 
Obróciłam  się  i  spojrzałam  na  nią.  Stała  na  mojej  drodze.  Powstrzymałaby  mnie 

przed pójściem do Lary, przed wypełnieniem mojego przeznaczenia. Została tylko jedna 
rzecz do zrobienia. 

Musiałam ją zabić. 

background image

Rozdział 26

 

 

Chwyciłam Jennę jedną dłonią,  przyciągając  ją  do siebie, w  moim sercu nie  było 

już  ani  żalu,  ani  smutku.  Jeśli  już,  to  czułam  się  trochę  obrzydzona,  jakbym  zabijała 
robaka. Ta... rzecz była na mojej drodze. Musiałam się jej pozbyć.  

Magia wzrastała we mnie od stóp, zawracając mi w głowie.  
Widziałam jak zaczynała rozumieć, co ma się wydarzyć, widziałam wzbierające się 

w  niej  strach  i  rozpacz.  Po  raz  kolejny  niczego  nie  poczułam.  Żadnego  żalu,  ani  
zadowolenia. Po prostu chciałam się jej pozbyć i pójść do Lary.  

Ale  zanim  zaklęcie  zdążyło  przedostać  się  do  moich  opuszków  palców,  Jenna 

chwyciła moją twarz. 

-  Sophie  -  powiedziała  cicho.  W  trybie  pilnym.  -  Spójrz  na  mnie.  Jesteś  lepsza  iż 

one. Możesz z nimi walczyć. - Łzy wypełniły jej oczy i poczułam ukłucie w piersi. Jej palce 
wbiły  się  w  moje  policzki.  -  Proszę  -  błagała.  – Soph, jesteś moją  najlepszą  przyjaciółką. 
Kocham cię, i znam. Wiem, że możesz z tym walczyć. 

Zamknęłam  oczy,  mimo że  wszystko we  mnie krzyczało, by ją  zabić.  Zniszczyć  ją, 

zniszczyć wszystko. Ścisnęłam poręcz, czując jak drewno pęka i ugina się pod moją ręką. 

- Sophie – powtórzyła Jenna i nagle zobaczyłam ją siedzącą na łóżku, śmiejącą się 

pierwszej  nocy,  gdy  ją  spotkałam.  Wręcz  poczułam  jak  objęła  mnie  w  nocy,  kiedy 
płakałam o księgę zaklęć. 

Jenna, pomyślałam. Nie mogę skrzywdzić Jenny
Coś wewnątrz mnie ustąpiło, pękło prawie jak łańcuch. Usłyszałam w głowie wycie 

wściekłości  Lary,  a  chwilę  potem  płakałam  i  przytulałam  Jennę  tak  mocno,  że  byłam 
zdziwiona, że się nie zgięła w pół. 

- O mój Boże, przepraszam, tak bardzo mi przykro - powiedziałam.  
Roześmiała się przez łzy. 
- Mówiłam ci, że jesteś lepsza od nich. 
W  oddali  coś  mrugnęło,  odsunęłam  się  od  Jenny,  aby  spojrzeć  na  potłuczony 

witraż.  Dzień  był  jeszcze  bardziej  ponury,  a  macki  mgły  zaczęły  wić  się  wokół  ramy 
okiennej. 

- Miejmy taką nadzieję - powiedziałam. 
- Mercer! - odwróciłam się i zobaczyłam stojącego  na szczycie schodów Archera. 

W tej samej chwili Cal wszedł przez frontowe drzwi. 

Spojrzałam to na jednego, to na drugiego i powiedziałam: 
-  Dobra,  obiecuję  wam,  że  wyjaśnię  wszystko  dokładniej,  kiedy  będziemy 

bezpieczni. Jak na razie powiem wam tyle, że mam swoje moce z powrotem, wiem, gdzie 
są moi rodzice, idziemy do Itineris wydostać się z wyspy. Chodźmy! 

background image

Nie  wiem  czy  to  było  coś  w  moim  głosie  czy  fakt,  że  dudnienie  stało  się 

głośniejsze, ale obaj chłopcy ruszyli do działania. 

Nasza  czwórka  wybiegła  z  Hex  hall  na  padający  deszcz.  Mgła  przesuwała  się  do 

przodu, zatrzymałam się i podniosłam jedną rękę. Iskry strzelały z moich palców, a mgła 
wycofała  się  i  zbiła  w  sobie.  Zalało  mnie  poczucie  zadowolenia,  kiedy  poczułam  magię 
gwałtownie wzrastającą  spod moich stóp. Podniosłam drugą  rękę, a mgła wydawała się 
cofać pośpieszniej. 

-  Dobrze  -  powiedziała  Jenna,  szarpiąc  mnie  za  ramię.  -  Wróciłaś  do  bycia 

twardzielką! Teraz biegnijmy

Usłyszałam z tyłu otwierające się  drzwi budynku. Nie  odwróciłam się. Cal, Jenna, 

Archer i ja przebiegliśmy przez teraz już czysty trawnik, kierując się do lasu. Odważyłam 
się  na  szybkie  spojrzenie  przez  ramię.  Ktoś  stał  w  drzwiach.  Po  jego  wzroście 
rozpoznałam,  że  to  może  być  Nick.  A  następnie  postać  zeskoczyła  z  werandy  i  zaczęła 
biec  w  naszym  kierunku,  już  byłam  pewna,  że  to  Nick.  Nic  nie  może  poruszać  się  tak 
szybko, nawet zmiennokształtny. Gdy się zbliżył, widziałam jego twarz i te straszne puste, 
czerwone oczy. Byłam wystarczająco silna, aby zrzucić kontrolę Lary, ale było oczywiste, 
że  Nick  nadal  był  jej  zabawką.  Rzuciłam  zaklęcie  ataku,  ale  on  zbył  je  prostym  ruchem 
ręki. 

Przestałam  się  opierać,  ale  on  nie  biegł  po  mnie.  Jego  pazury  przedłużyły  się  i 

sięgały Jenny. 

- Nie! - krzyknęłam.  
A potem wszystko działo się tak szybko. Jenna zatrzymała się i spojrzała za siebie, 

Nick  rzucił  się  na  nią  i  nagle  między  nimi  pojawił  się  Archer,  chwycił  wyciągniętą  rękę 
Nicka  i  odrzucił  ją  z  dala  od  Jenny,  w  tym  samym  momencie,  gdy  Nick  drugą  ręką 
zaatakował  pazurem  Archera.  Zobaczyłam  na  obu  ich  twarzach  grymas  bólu,  zanim 
rzuciłam  w  Nicka  kolejnym  piorunem  magii.  Te  uderzenie  było  wystarczająco  silne,  by 
odrzucić go od Archera i powalić na ziemię. 

Krew Archera plamiła trawę. Cal ruszył ku niemu, ale Archer tylko pokręcił głową. 
- Daj spokój. Nie mamy czasu. 
Podeszłam do Jenny, która była blada i roztrzęsiona, ale bez obrażeń. 
- Dzię-Dziękuję - powiedziała do Archera, który tylko powtórzył: 
- Nie mamy czasu. 
I miał rację. Coś poruszyło się w naszym kierunku od domu. Czułam przybywającą 

czarną magię, wiedziałam, że to kolejny demon. Rzuciliśmy się do lasu. 

Zatrzymałam się na chwilę, aby powiedzieć Archerowi: 
-  Zaprowadź  ich  do  Itineris.  -  Archer  wykorzystywał  już  wcześniej  Itineris,  żeby 

wydostać się z Graymalkin. - Sprawdzę tyły. 

Nie  odpowiedział  tylko  wskazał  ręką  Jennę  i  Cala,  którzy  pobiegli  się  za  nim. 

Cofnęłam  się  kawałek,  ramiona  miałam  blisko  uszu,  oczekując  magicznego  zaklęcia. 
Chociaż słyszałam krzyki i płacze za nami, nie było żadnej magii. 

background image

Wyszliśmy z lasu na odcinek plaży. 
I  wtedy  sobie  coś  przypomniałam.  Kurczę,  byłam  bez  magii  tak  długo,  że 

zapomniałam o najfajniejszym zaklęciu, jakiego mogłam użyć. 

- Stop - krzyknęłam. 
Archer, Cal i Jenna wpadli w poślizg, próbując zatrzymać się na piasku. Machnęłam 

rękoma chcąc by się zbliżyli.  

- Dobra, wszyscy złapmy się za ręce - powiedziałam. 
Archer spojrzał na mnie, trzymając jedną rękę przy krwawiącej piersi. 
- Sophie, to naprawdę nie jest czas na krąg przyjaźni. 
- To nie to - powiedziałam. – Tylko to. 
Zamknęłam oczy i kierowałam całą moją magię na zaklęcie teleportacji. Pojawił się 

pęd mroźnego powietrza, a potem staliśmy w lasku, który mieści się obok Hex Hall, tam 
właśnie znajduje się Itineris. 

- Wow - odetchnęła Jenna. – Cudownie jest mieć cię z powrotem. 
Byłam usatysfakcjonowana i przepełniona magią. 
- Ty to powiedziałaś - zgodziłam się. - Teraz chodźmy. 
Wtedy nasza czwórka wskoczyła do Itineris.