Friedrich
Aygust
von Hayek
Zgubna pycha
rozumu.
O błędach
socjalizmu
Tłumaczenie
Miłowit i Tomasz
Kunińscy
V
TRADYCYJNEJ M O R A L N O Ś C I NIE M O Ż N A P O G O D Z I Ć
Z POSTULATAMI R O Z U M U
Cztery, dopiero co wymienione, kryteria - ustalające, iż nie
racjonalne jest to, co nie zostało naukowo dowiedzione, co nie
jest w pełni zrozumiale, czemu brakuje dokładnie określonego
celu lub co może wywołać nieznane skutki - szczególnie dobrze
współgrają z konstruktywistycznym racjonalizmem i z myślą
socjalistyczną. Obie te koncepcje wypływają z mechanistycznej
czy też fizykalistycznej interpretacji ładu rozszerzonego ludz
kiej kooperacji, to znaczy oparte są na ujęciu ładu jako pewnego
rodzaju uporządkowania i kontroli grupy, jakie można uzyskać,
jeśli tylko ma się dostęp do wszystkich faktów znanych jej człon
kom. Jednakże ład rozszerzony nie jest i nie może być porząd
kiem tego rodzaju.
Dlatego też chciałbym od razu zaznaczyć, że większość za
sad, instytucji oraz praktyk tradycyjnej moralności i kapitalizmu
nie
daje się pogodzić z podanymi wymogami czy kryteriami, i są
one - z punktu widzenia tej teorii umysłu i koncepcji nauki - „niera
cjonalne" i „nienaukowe"'. Co więcej, jak już stwierdziliśmy, skoro
ci, którzy ciągle kierują się tradycyjnymi praktykami, zwykle nie
rozumieją jak owe praktyki powstały i dlaczego są zdolne do
przetrwania, to trudno się dziwić, iż odmienne, tak zwane, „wy
jaśnienia", jakie tradycjonaliści czasami stosują wobec nich czę
sto są dość naiwne (z tego też powodu stały się przedmiotem
drwin ze strony naszych intelektualistów) i nie mają żadnego
związku z prawdziwymi przyczynami ich sukcesu. Wielu tra
dycjonalistów nawet nie dba o to, by cokolwiek wyjaśniać, co
powoduje, iż intelektualiści oskarżają ich o ignorancję i dogma-
tyzm, ci zaś w dalszym ciągu postępują zgodnie z przyjętymi
praktykami, kierując się zwyczajem lub wiarą religijną. Nie jest
ZGUBNA PYCHA ROZUMU
104
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCJALIZMU
to zresztą nic nowego. W końcu ponad 250 lat temu Hume za
obserwował, że „reguły moralności nie są konkluzjami wysnu
tymi przez nasz rozum". Jednak stanowisko Hume'a nie wy
starczyło, by odwieść całkiem współczesnych racjonalistów - co
dziwne, powołujących się na Hume'a dla wsparcia swego sta
nowiska - od przekonania, że coś, co nie zostało wydedukowa-
ne przez rozum musi być albo czystym nonsensem, albo sprawą
arbitralnego wyboru, a co za tym idzie, nie powstrzymało ich
także prged dalszym domaganiem się racjonalnych uzasadnień.
Nie tylko tradycyjne zasady religii, takie jak wiara w Boga, i
bardzo tradycyjna moralność w sferze seksualnej czy w odnie
sieniu do rodziny (kwestie, którymi w tej książce się nie zajmuję)
nie dają się pogodzić z tymi postulatami. Dotyczy to także kon
kretnych tradyqi moralnych, które mnie tu interesują, a miano
wicie własności prywatnej, oszczędzania, wymiany handlowej,
uczciwości, prawdziwości oraz umów.
Sytuacja może wydawać się nawet gorsza, jeżeli weźmie się
pod uwagę fakt, iż wspomniane tradycje oraz instytucje i wie
rzenia nie tylko nie dają się pogodzić z podanymi kryteriami lo
gicznymi, metodologicznymi i epistemologicznymi, ałe są także
odrzucane przez socjalistów z innych względów. Chisholm oraz
Keynes postrzegają je na przykład jako „obezwładniające brze
mię", a Wells i Forster jako blisko związane z godnymi pogardy
handlem i wymianą (patrz rozdział VI). Można w nich także
widzieć - co jest wyjątkowo dziś modne - źródło alienacji i uci
sku oraz „społecznej niesprawiedliwości".
W świetle takich zastrzeżeń, nasuwa się wniosek, iż powstała
nagląca potrzeba stworzenia nowej, w racjonalny sposób udo
skonalonej i uzasadnionej moralności, która spełni wymienione
kryteria, i dlatego nie będzie obezwładniającym brzemieniem,
źródłem alienacji oraz ucisku, nie będzie „niesprawiedliwa" i
kojarzona z handlem. Co więcej, jest to tylko część wielkiego
zadania, jakie postawili przed sobą nowi socjalistyczni prawo
dawcy tacy jak Einstein, Monod i Russell, oraz samozwańczy
„immoraliści" jak Keynes. Niezbędne jest także stworzenie no
wego raq'onalnego języka oraz prawa, ponieważ istniejące nie
spełniają owych kryteriów z tych samych powodów. (Jeśli o to
V. ZGUBNA PYCHA ROZUMU
105
idzie, to nawet prawa nauki ich nie spełniają
1
). To budzące ięk
zadanie może im się wydawać tym bardziej palące, ponieważ nie
wierzą oni w jakiekolwiek nadprzyrodzone usankcjonowanie
moralności (nie mówiąc już o języku, prawie i nauce), a są prze
konani, że jakieś jej uprawomocnienie jest konieczne.
Ludzkość dumna ze stworzenia swego świata, jakby był on
przez nią samą zaprojektowany, winiąc siebie za to, że nie osią
gnęła lepszych rezultatów, powinna teraz przystąpić do realiza
cji owego zadania. Celem socjalizmu jest zaś po prostu podda
nie całkowitej rewizji naszej tradycyjnej moralności, prawa oraz
języka, a przez to unicestwienie starego ładu i rzekomo nieprze-
zwyciężalnych, a nie mających uzasadnienia warunków, które
stoją na drodze ustanowieniu rządów rozumu, osiągnięciu peł
ni, wprowadzeniu prawdziwej wolności i sprawiedliwości.
U Z A S A D N I E N I E I REWIZJA TRADYCYJNEJ M O R A L N O Ś C I
Standardy racjonalistów, na których opiera się cala argu-
mentaq'a, a właściwie cały ten program, są jednak w najlepszym
razie zaleceniami dążenia do doskonałości, a w najgorszym -
skompromitowanymi regułami starej metodologii, którą można
by było uznać, za część tego, co uchodzi za naukę, lecz co nie ma
nic wspólnego z prawdziwymi badaniami naukowymi. Wysoce
rozwinięty i dość skomplikowany system moralny współistnieje
w naszym ładzie rozszerzonym z prymitywną teorią racjonal
ności i nauki, wspieraną przez konstruktywizm, scjentyzm, po
zytywizm, hedonizm oraz socjalizm. Nie przemawia to prze
ciwko rozumowi i nauce w ogóle, ale przeciw tym szczególnym
teoriom racjonalności i nauki oraz pewnym ich zastosowaniom
w praktyce. Wszystko to staje się oczywiste, gdy uświadomimy
sobie, iż nic nie może zostać uzasadnione w wymagany sposób.
Nie dotyczy to tylko moralności, ale także języka i prawa, a na
wet samej nauki.
1
D. Hume, Traktat o naturze ludzkiej, przel. Cz. Znamierowski, Kraków:
Nakładem Polskiej Akademii Umiejętności, 1952, oraz patrz: K. Popper,
Logika odkrycia naukoiuego, przeł. U.Niklas, Warszawa: Państwowe Wydaw
nictwo Naukowe, 1977.
106
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BtĘDACH SOCJALIZMU
To, co zostało właśnie powiedziane, odnosi się również do nauki, i
może być nieznane tym, którzy nie wiedzą o bieżących postępach i spo
rach w filozofii nauki. Prawdą jest nie tylko to, że obecne prawa nauki
nie są uzasadniane lub, że nie nadają się do uzasadnienia w takim stop
niu, jakiego domaga się metodologia konstruktywistyczna, ale także i
to, iż mamy podstawy, by sądzić, że wiele z naszych dzisiejszych hipotez
naukowych okaże się błędnych. Jakakolwiek koncepcja, która stanowi
dla nas lepszą wytyczną niż jakaś dotychczasowa, do której byliśmy
przekonani, może być - mimo iż stanowi wielki krok naprzód - zasad
niczo tak samo błędna, jak jej-poprzedniczka. Nauczyliśmy się od Karla
Pojjpera
2
, że naszym celem jest jak najszybsze popełnianie kolejnych
błędów. Gdybyśmy tymczasem mieli porzucić wszystkie hipotezy, któ
rych prawdziwości nie możemy udowodnić, wrócilibyśmy wkrótce do
poziomu dzikusów, którzy ufają wyłącznie swoim instynktom. To wła
śnie zalecały wszystkie wersje scjentyzmu: od kartezjańskiego racjonali
zmu do współczesnego pozytywizmu.
Co więcej, o ile prawdą jest, iż tradycyjna moralność, itp. nie
daje się uzasadnić rozumowo, jest to również prawdziwe w
odniesieniu do jakiegokolwiek kodeksu moralnego, nawet i do wszyst
kich tych, które byliby w stanie kiedykolwiek zaproponować socjaliści.
Dlatego też, niezależnie od tego, jakimi zasadami będziemy się
kierować, nie zdołamy ich uzasadnić w wymagany sposób. Ża
den argument dotyczący moralności, nauki, prawa lub języka
nie może być powiązany z kwestią uzasadnienia
3
. Jeżeli zanie
chalibyśmy dokonywania wszystkiego, czego racja nie jest nam
znana, lub dla czego nie możemy znaleźć uzasadnienia, praw
dopodobnie w krótkim czasie bylibyśmy martwi.
Problem uzasadnienia jest tak naprawdę tematem zastęp
czym, a bierze się częściowo z błędnych oraz sprzecznych zało
żeń wywodzących się z naszej dominującej epistemologicznej
oraz metodologicznej tradycji, która w pewnych wypadkach się
ga swymi korzeniami starożytności. Zamieszanie związane z
zagadnieniem uzasadnienia, szczególnie jeśli idzie o problemy,
2
K. Popper, Logika odkrycia naukowego, op. cii.
1
Patrz: W.W. Bartley, Ul, Tlie Retreat to Commitment, New York: Alfred A.
Knopf, Inc., 1962,2nd, revised and enlarged edition, La Salle: Open Court,
1984; tegoż „Rationality versus the Theory of Rationality", [w:] M. Bunge,
ed., The Critical Approach to Science and Philosophy/, New York The Free Press,
1964; tegoż „Rationality, Criticism and Logic", Pliilosophia, 1982, s. 121-221.
107
które nas tu interesują, ma swój związek z Augustem Comte'em,
który uważał, że jesteśmy zdolni do zmiany naszego systemu
moralnego jako całości i zastąpienia go w pełni skonstruowa
nym oraz uzasadnionym (lub jak sam Comte mówił: „demon-
stratywnie wywiedzionym") korpusem zasad.
Nie będę tu wymieniał wszystkich powodów, dla których
tradycyjne żądania dostarczania uzasadnienia są bezprzedmio
towe. Rozważmy choćby jeden przykład (odnoszący się także
do argumentacji następnej części rozdziału) rozpowszechnione
go sposobu uzasadniania moralności. Należy zwrócić uwagę, iż
nie ma powodu, by zakładać - tak jak czynią to racjonalistyczne
i hedonistyczne teorie moralności - iż nasze zasady moralne są
uzasadnione o tyle, o ile na przykład służą osiągnięciu lub dąże
niu do pewnego określonego celu, jakim jest szczęście. Nie ma
powodu, by sądzić, że ewolucyjna selekcja takich zwyczajowych
praktyk, które umożliwiły człowiekowi zapewnienie pożywie
nia wielkim liczbom osobników, miała znaczący lub jakikolwiek
związek z osiągnięciem szczęścia, lub, że kierowało nią dążenie
do niego. Wręcz przeciwnie, wiele wskazuje na to, iż ci, którzy
skoncentrowaliby się wyłącznie na osiąganiu szczęścia, zostali
by pokonani przez tych, którzy pragnęli tylko zachować życie.
O ile naszych tradycji moralnych nie można skonstruować,
uzasadnić czy udowodnić w wymagany sposób, to jednak pro
ces ich powstawania może być częściowo zrekonstruowany. Przy
tej okazji jesteśmy w stanie w pewnym stopniu zrozumieć po
trzeby, jakim one służą. To, w jakiej mierze zabieg ten się powie
dzie, sprawi, iż będziemy rzeczywiście zmuszeni do poprawie
nia i rewizji naszych tradycji moralnych, korygując widoczne
wady metodą cząstkowego ulepszania, opartą na immanenmym
krytycyzmie
4
, to znaczy w wyniku analizy zgodności i spójności
4
Patrz K. Popper, Spotcczaistwo otwarte i jego wrogowie, przel. H. Krahel-
ska, oprać. A. Chmielewski, t. 1 „Urok Platona", t. 2 „Wysoka fala pro
roctw: Hegel, Marks i następstwa", Warszawa: Wydawnictwo Naukowe
PWN, 1993, oraz tegoż Realism and the Aim of Science, vol. I of the Postscript
to the Logic of Scientific Discovery, ed. W. W. Bartley, III, London: Hutchison,
1983, s. 29-30.
108
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCJALIZMU
ich elementów, uzyskując w ten sposób odpowiednią korektę
całości systemu.
Jako przykład takiego stopniowego ulepszania wymieniliśmy nowe,
współczesne badania nad prawami autorskimi oraz patentami. Można
też wskazać przykład kolejny. Aczkolwiek wiele zawdzięczamy kla
sycznej (wywodzącej się z prawa rzymskiego) koncepcji własności pry
watnej, rozumianej jako szczególne prawo do używania i zużycia przed
miotu materialnego wedle naszego uznania, to jednak zbytnio upraszcza
ona zasady niezbędne dla utrzymania wydajnej gospodarki rynkowej.
Rozwija się więc nowa dyscyplina w ramach ekonomii, która zajmuje
-się ustalaniem, jak tradycyjne instytucje własności mogą zostać ulepszo
ne, by rynek lepiej funkq'onowal.
Przy podejmowaniu takich analiz to, co jest potrzebne na
wstępie obejmuje tak zwaną niekiedy „racjonalną rekonstruk
cję" (słowo „konstrukqa" użyte w zupełnie innym sensie niż w
przypadku „konstruktywizmu") sposobu, w jaki dany system
mógł powstać. Jest to w rezultacie badanie historyczne, nawet z
zakresu historii naturalnej, a nie próba konstrukq'i, uzasadnie-
-nia czy dedukcyjnego wywnioskowania samego systemu. Przy
pominałoby to „hipotetyczną historię", jak ją nazywali zwolen
nicy Hume'a, która próbowała wyjaśnić, dlaczego te a nie inne
zasady przeważyły (ale nigdy nie przeoczyła podstawowego ar
gumentu Hume'a, iż „reguły moralności nie są konkluzjami wyn-
sutymi przez nasz rozum"). Tą drogą poszli nie tylko szkoccy
filozofowie, ale także wielu badaczy ewoluqi kulturowej: od kla
sycznych rzymskich gramatyków i lingwistów, przez Bernarda
Mandeville'a, Herdera, Giambattiste Vico (który z głęboką wni
kliwością stwierdził, iż homo non intelligendo fit omnia [„człowiek
dokonuje wszystkiego, nie rozumiejąc co czyni"
5
]) oraz niemiec
kich historyków prawa, o których wspominaliśmy, takich jak von
Savigny, aż po Carla Mengera. Menger jako jedyny spośród nich
działał po Darwinie, lecz wszyscy wymienieni próbowali doko
nać racjonalnej rekonstrukcji, odtworzyć hipotetyczną historię lub
wyjaśnić w sposób ewolucyjny powstanie instytuq'i kulturowych.
W tym momencie odczuwam pewną niezręczność sytuaqi,
twierdzę bowiem, że to właśnie przedstawiciele mojego zawo-
5
G. Vico, Opere, wyd. 2.., pod red. G. Ferrari, Milano, 1854, t. V, s. 183.
V. Z G U B N A PYCHA ROZUMU
109
du - ekonomiści, czyli specjaliści, którzy rozumieją proces for
mowania się ładów rozszerzonych, najprawdopodobniej będą
w stanie dokonać wyjaśnienia moralnych tradycji, które umożli
wiły rozwój cywilizacji. Jedynie ten, kto potrafi wyjaśnić na przy
kład skutki istnienia prywatnej własności, będzie w stanie wy
tłumaczyć, dlaczego ten rodzaj praktyki umożliwił grupom, które
się nią kierowały, wziąć górę nad tymi, których moralność była
lepiej dostosowana do osiągania innych celów. Chęć występo
wania w roli rzecznika moich kolegów ekonomistów, choć po
części usprawiedliwiona, byłaby może bardziej na miejscu, gdy
by tak wielu z nich nie było zainfekowanych konstruktywizmem.
Jak zatem powstaje moralność? Jaka jest nasza „racjonalna
rekonstrukq'a"? Zarysowaliśmy już odpowiedzi na te pytania w
poprzednich rozdziałach. Niezależnie od stanowiska konstruk-
tywistycznego, które głosi, iż właściwy system moralny może być
zaprojektowany i zbudowany od nowa przez rozum, można
jeszcze wskazać przynajmniej dwa źródła moralności.
Po pierwsze, istnieje - jak już widzieliśmy - tak zwana wro
dzona moralność, związana z naszymi instynktami (solidarność,
altruizm, grupowe podejmowanie decyzji i tym podobne). Prak
tyki płynące z nich są niewystarczające do utrzymania obecne
go ładu rozszerzonego oraz jego ludności.
Po drugie, istnieje rozwinięta moralność (oszczędzanie, wła
sność prywatna, uczciwość i tak dalej), która stworzyła i pod
trzymuje lad rozszerzony. Jak widzieliśmy, moralność ta sytuuje
się pomiędzy instynktem a rozumem, w położeniu przesłoniętym
przez błędnie rozumianą opozycję instynktu wobec rozumu.
Ład rozszerzony zależy od tej moralności w tym sensie, iż
powstał wskutek wzrostu - w porównaniu z innymi grupami -
bogactwa i liczebności grup ludzkich postępujących zgodnie z
jej podstawowymi zasadami. Paradoks naszego ładu rozszerzo
nego i rynku - co stanowi przeszkodę dla socjalistów oraz kon-
struktywistów - polega na tym, iż w tym procesie [postępowa
nia według zasad moralnych] jesteśmy w stanie więcej dokonać
dzięki odkrywalnym zasobom (a możemy znajdować ich więcej
właśnie dzięki temu procesowi), niż byłoby to możliwe w ra
mach procesu kierowanego przez konkretne osoby. I chociaż
1 1 0
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCJALIZMU
moralność ta nie jest „uzasadniona" przez fakt, iż umożliwia
nam osiąganie tego wszystkiego, a dzięki temu także przeżycie,
rzeczywiście pozwala nam ona przetrwać i coś jeszcze dałoby się na
ten temat powiedzieć.
G R A N I C E KIEROWANIA SIĘ W I E D Z Ą O FAKTACH.
N I E M O Ż N O Ś Ć P O Z N A N I A S K U T K Ó W D Z I A Ł A N I A
NASZEJ M O R A L N O Ś C I
Jak się wydaje, u podstaw sq'entyzmu leżą fałszywe założe
nia dt)tyczące możliwości uzasadnienia, konstrukcji czy prze
prowadzenia dowodu. Lecz nawet gdyby zwolennicy tego kie
runku zdali sobie z tego sprawę, to i tak woleliby odwołać się do
wymagań ich starej metodologii, które są związane z kryterium
uzasadniania, choć nie są w pełni od niego zależne. Na przykład
(by wrócić do naszej listy wymagań) zarzucono by, iż nie można
w pełni zrozumieć
tradycyjnej moralności oraz jej działania, że
stosowanie się do jej zasad nie służy jakiemukolwiek celowi, który
mógłby zostać z góry określony,
a postępowanie zgodne z nią nie
wywołuje skutków bezpośrednio obserwowalnych,
a więc nie można
z góry ustalić, czy są one korzystne, a
w każdym razie, nie można
ich do końca poznać lub przewidzieć.
Innymi słowy, tradycyjna moralność nie spełnia drugiego,
trzeciego i czwartego postulatu. Jak już zauważyliśmy, są one
tak blisko z sobą powiązane, że - pamiętając o różnicach uwy
puklonych przez nie aspektów - można traktować je jako ca
łość. Dlatego też, aby zwięźle ukazać ich wzajemne związki,
można by powiedzieć, iż ktoś nie rozumie tego, co robi, lub jaki
jest cel jego postępowania, jeśli nie zna i nie potrafi z góry w
pełni określić obserwowalnych skutków własnego działania.
Twierdzi się zatem, że jeśli działanie ma być racjonalne, musi
mieć charakter zamierzony i przewidywany.
Jeśliby rozumieć te postulaty w tak szeroki i trywialny spo
sób, iż straciłyby one swoje wszelkie konkretne i praktyczne zna
czenie, stwierdzając na przykład, iż rozpoznany cel ładu rynko
wego polega na uzyskiwaniu korzystnego rezultatu w postaci
„wytwarzania bogactwa", to wówczas postępowanie oparte na
V. ZGUBNA PYCHA ROZUMU
111
tradycyjnych zasadach, jak te, które wytwarzają ład rynkowy,
w sposób oczywisty nie będzie ich spełniać. Nie wierzę, by jaka
kolwiek ze stron uczestnicząca w naszej dyskusji pragnęłaby in
terpretować te postulaty w tak uproszczony sposób; z pewno
ścią nie tak są one rozumiane przez ich zwolenników czy
przeciwników. Zatem, możemy otrzymać jaśniejszy obraz sytu
acji, w której się znajdujemy uznając, iż rzeczywiście nasze tra
dycyjne instytucje nie są dla nas zrozumiałe i nie mają z góry
określonych, korzystnych czy niekorzystnych, celów ani skut
ków. I tym lepiej dla nich.
Na rynku (jak i w innych instytucjach naszego ładu rozsze
rzonego) niezamierzone skutki mają fundamentalne znaczenie:
dystrybucja zasobów jest efektem bezosobowego procesu, w któ
rym jednostki, działając na rzecz własnych celów (także często
niedookreślonych) naprawdę nie wiedzą i nie mogą wiedzieć,
jaki będzie skutek ich wzajemnych interakcji.
Weźmy na przykład postulaty, które głoszą, iż nieracjonalne
jest postępowanie i dokonywanie czegokolwiek na ślepo (tzn.
bez zrozumienia), oraz że cele i skutki zakładanego działania
muszą nie tylko być znane z góry, ale powinny także być obser-
wowalne i przynosić jak największą korzyść. Załóżmy teraz, iż
postulaty te mają być zastosowane do pojęcia ładu rozszerzone
go. Jeśli rozpatrujemy go w rozleglej, ewolucjonistycznej struk
turze, w jakiej się rozwinął, to absurdalność wymienionych po
stulatów staje się oczywista. Przełomowe działania, które
doprowadziły do powstania ładu rozszerzonego i do wytwo
rzenia się praktyk górujących nad innymi, były niezmiernie od
ległymi skutkami wcześniejszych dokonań jednostek. Miały
one wpływ również na grupy, czego ich członkowie nie byli
wcześniej świadomi. Nawet gdyby byli w stanie poznać owe
skutki wcześniej, to nie musieliby ich uznać za korzystne, nieza
leżnie od tego, co potem sądziliby na ten temat ich następcy.
Choć bez wątpienia istnieją osoby biegłe w uzasadnianiu
aktualnych bądź lokalnych praktyk, nie ma powodu, by wspo
mniani następcy (lub niektórzy z nich) posiadali pełną wiedzę w
zakresie historii, nie mówiąc już o teorii ewolucji, o ekonomii/lub
o czymkolwiek koniecznym do zrozumienia, dlaczego grupa,
112
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCJALIZMU
której praktykom się podporządkowali, miałaby rozwinąć się
lepiej od pozostałych. Wiele z wypracowanych zasad, jakie za
pewniły lepszą kooperację oraz sukces ładu rozszerzonego, mo
gło całkowicie różnić się od tego, co można było przewidzieć, a
nawet mogło wydawać się komuś odpychające we wcześniej
szym lub późniejszym etapie rozwoju tego ładu. W ładzie roz
szerzonym okoliczności determinujące to, co każdy musi uczy
nić, aby osiągnąć swoje cele, obejmują w oczywisty sposób
nieznane decyzje wielu innych, anonimowych ludzi, dotyczące
użycia środków potrzebnych do zrealizowania ich własnych
planów. Dlatego też w żadnym momencie procesu [powstawa
nia ładu rozszerzonego] poszczególne jednostki nie były w sta
nie świadomie określić - stosownie do swoich celów - funkcji
zasad, które stopniowo wytworzyły ład. Dopiero później, w spo
sób niepełny i retrospektywny mogliśmy rozpocząć wyjaśnianie
zasady procesu formowania się ładu
6
.
Nie istnieje ani angielski, ani nawet niemiecki termin, który
dokładnie charakteryzowałby ład rozszerzony lub opisywałby
jak sposób jego funkcjonowania kontrastuje z postulatami racjo
nalistów. Jedyny właściwy termin „transcendentny", był tak
nadużywany, że waham się go użyć. Jednak w dosłownym sen
sie odnosi się on do tego, co dalece przekracza zakres naszego poj
mowania, naszych pragnień i celów, oraz postrzegania zmysłowego,
a także stosuje się do tego, co zawiera oraz generuje wiedzę,
jakiej żaden jednostkowy umysł, ani żadna pojedyncza organi
zacja nie byłyby w stanie posiąść, bądź wytworzyć. Uwidacznia
się to wyraźnie w religijnym znaczeniu tego słowa, ponieważ,
na przykład, w modlitwie Pańskiej prosi się, „niech Twoja wola
(tj. nie moja - F. A. H.) spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie"
7
, a
także w Ewangelii według św. Jana Chrystus mówi: „Nie wyście
6
Patrz RA. Hayek, Studies in Philosophy, Politics and Economics, London:
Routledge & Kegan Paul, Ltd., 1967, r. 1 i 2. [„Wyjaśnianie zasady" lub
„wyjaśnianie w zasadzie" (określenie używane przez K. Poppera) ozna
cza wyjaśnianie rodzajów zdarzeń, przy braku znajomości prawa ogólne
go (przyp. - M. i T. K.)].
7
Ewangelia wg św. Mateusza, Mt 6,10.
V. ZGUBNA PYCHA ROZUMU
113
Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to,
abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał"
8
.
Ale bardziej jednoznacznie transcendentny porządek, któ
ry czasem bywa także porządkiem czysto naturalistycznym (nie
pochodzącym od jakiejkolwiek nadprzyrodzonej siły), jak na
przykład w procesie ewolucji, pozbawiony jest animizmu wciąż
obecnego w religii: poglądu głoszącego, iż pojedynczy umysł lub
wola (na przykład wszechwiedzącego Boga) może sprawować
kontrolę i rządzić.
Odrzucenie racjonalistycznych postulatów z tych powodów
niesie z sobą ważne konsekwencje dla każdego rodzaju antro-
pomorfizmu i animizmu, a co za tym idzie, dla socjalizmu. Jeżeli
rynkowa koordynacja różnych działań jednostkowych, jak rów
nież inne moralne tradyqe i instytucje są wynikiem naturalnych,
samorzutnych i samoporządkujących procesów dostosowywa
nia się do większej liczby konkretnych faktów od tej, którą jeden
umysł mógłby pojąć czy nawet sobie wyobrazić, to jest oczywi
ste, iż żądanie, by te procesy były sprawiedliwe, lub posiadały
inne moralne atrybuty (patrz rozdział VII), bierze się z naiwne
go antropomorfizmu. Takie żądania mogą oczywiście być kiero
wane w sposób uzasadniony do kierujących procesem znajdu
jącym się pod racjonalną kontrolą lub do jakiegoś boga
wysłuchującego modlitw, ale w żaden sposób nie mogą one do
tyczyć bezosobowego samoporządkującego się procesu, który
właśnie się toczy.
W ładzie tak rozszerzonym, iż przekracza on możliwości
pojmowania i kierowania przez jakikolwiek pojedynczy umysł,
jednolita wola nie jest w stanie określić dobrobytu jego poszcze
gólnych członków na podstawie jakiejś koncepcji sprawiedliwo
ści lub zgodnie z ustanowionym wzorem. Nie bierze się to wy
łącznie z problemów, jakie niesie z sobą antropomorfizm. Jest
tak dlatego, iż „dobrobyt nie rządzi się żadną zasadą, ani gdy
chodzi o tego, kto go otrzymuje, ani tego kto nim dzieli (przecież
jeden znajduje go tu, drugi gdzie indziej), jest on bowiem zależ-
8
Ezvangclia wg śiv. fana, ] 15,16.
114
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCJALIZMU
ny od empirycznego materiału woli nie nadającego się do upo
wszechnienia w regule"
9
.
Wnikliwe spostrzeżenie, iż ogólne zasady muszą przetrwać,
by samorzutność mogła się rozwijać, do którego doszli Kant i
Hume, nigdy nie zostało zakwestionowane, lecz raczej zlekce
ważone lub zapomniane.
Chociaż „dobrobyt nie rządzi się żadną zasadą", i dlatego
też nie może wytworzyć ładu samorzutnego, to sprzeciw wobec
tych zasad sprawiedliwości, które umożliwiły powstanie ładu
rozszerzonego i uznanie ich za niemoralne biorą się z przekona
nia, iż bogactwo musi mieć swoją zasadę, a także wynika z nie
zgody (i tu właśnie powraca antropomorfizm) na przyznanie, iż
ład samorzutny wyrasta z procesu konkurencji, w którym rolę
decydującą ^odgrywa sukces, a nie akceptacja wielkiego umysłu,
stowarzyszenia, boga czy spójność z jakąś zrozumiałą zasadą
określającą jednostkowe zasługi. W tym ładzie postęp jednych
odbywa się kosztem niepowodzenia równie szczerych i nawet
godnych pochwały wysiłków innych. Nagroda nie jest związa
na z zasługą (np. za posłuszeństwo wobec zasad moralnych)
10
.
Możemy na przykład zaspokoić potrzeby innych, niezależnie od
ich zasług czy powodów, ze względu na które jesteśmy w stanie
to uczynić. Jak zauważył Kant, żaden, ogólny wzorzec zasług
nie może rozstrzygać o różnych możliwościach, jakie otwierają
się przed różnymi jednostkami posiadającymi różne informacje,
zdolności oraz pragnienia. I ta druga sytuacja ma charakter
zwyczajny. Odkrycia pozwalające jednym przewyższyć innych
są najczęściej niezamierzone i niemożliwe do przewidzenia za
równo przez tych, którzy przetrwali, jak i przez tych, którym się
to nie udało. Wartość rezultatów koniecznych zmian w działa
niu jednostek rzadko będzie wydawać się sprawiedliwa, skoro
9
Spór fakultetów, Wznowione pytanie czy rodzaj ludzki stale zmierza ku temu,
co lepsze?, „Fragment krakowski", „Fragment królewiecki") przekł. wstęp,
oprać. M. Żelazny; wstęp do „Fragmentu krakowskiego" W. Stark, Nowa
Wieś: Rolewski, 2003, r. II, 6, s. 138, przypis.
10
Porównaj: F. A. Hayek, Vie Cmistitution of Liberty, London: Routledge
& Kegan Paul, Ltd., 1960, s. 94.
V. ZGUBNA PYCHA ROZUMU
115
ich źródłem są nieprzewidziane zdarzenia. Tak samo kolejne eta
py procesu ewolucji zmierzającego ku temu, co wcześniej nie
było znane, nie mogą być pojmowane jako sprawiedliwe, to zna
czy zgodne z przyjętym wcześniej rozumieniem słuszności i nie
słuszności, „dobrobytu" lub wiedzą o możliwościach dostępnych
w istniejących poprzednio warunkach.
Zrozumiała niechęć wobec tak moralnie obojętnych skutków,
które są nieodłącznie związane z procesem opartym na zasa
dzie prób i błędów, wzbudza w ludziach chęć osiągnięcia czegoś
co jest wewnętrznie sprzeczne: do uzyskania kontroli nad ewo
lucją, czyli procesem przebiegającym wedle reguły prób i błę
dów i ukształtowania go zgodnie z ich obecnymi pragnieniami.
Ale wykreowane na skutek takiej reakcji systemy moralne dają
początek nieprzejednanym żądaniom, których żaden system nie
jest w stanie zaspokoić, stając się źródłem nieustannych konflik
tów. Bezowocne usiłowanie nadania jakiejś sytuacji sprawiedli
wego charakteru, której skutki, ze względu na swoją naturę, nie
mogą być zdeterminowane przez jakiekolwiek działania czy
wiedzę, jedynie narusza przebieg samego procesu [ewolucji].
Takie żądania sprawiedliwości są po prostu niedostosowa
ne do przyrodniczego procesu, jakim jest ewoluq'a, i to nie tylko
do tego, co zdarzyło się w przeszłości, lecz także do tego, co dzieje
się teraz, bo przecież proces ewolucji cały czas się dokonuje.
Cywilizacja nie jest jedynie wytworem ewoluqi, sama też jest
procesem. Ustanawiając strukturę ogólnych zasad i wolność oso
bistą, przyczynia się do własnego rozwoju. Proces ten nie może
być sterowany, a jego skutki nierzadko będą różne od wymagań
stawianych przez ludzi. Część z ich wcześniej niespełnionych
pragnień może zostać zrealizowana, ale tylko koszem innych
oczekiwań. Wprawdzie dzięki moralnemu postępowaniu jed
nostka może zwiększyć swoje szanse, to ewolucja nie zaspokoi
wszystkich jego moralnie słusznych potrzeb. Ewolucja nie może
być sprawiedliwa.
Uporczywe żądanie, by każda przyszła zmiana była spra
wiedliwa, byłoby równoznaczne z domaganiem się wstrzyma
nia procesu ewolucji. Ewolucja prowadzi nas przed siebie wy
twarzając wiele z tego, co nie mogło być naszym zamiarem, ani
116 - ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCJALIZMU ;
" J. Rawls, Teoria sprawiedliwości, przel. M. Panufnik, J. Pasek, A. Roma
niuk, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 1994.
nie było przez nas przewidywane, nie mówiąc już o ocenianiu z '
góry jej rezultatów ze względu na wartość moralną. Trzeba je- ~\
dynie zapytać (szczególnie w świetle uwag o charakterze histo- \
rycznym w rozdziałach II i III), jaki byłby skutek, gdyby wcze- \
śniej jakaś magiczną siła została obdarzona władzą zdolną
1
narzucić jakieś egalitarystyczne i merytokratyczne credo. Wkrótce 1
dostrzeżono by, iż taki bieg wydarzeń sprawiłby, iż rozwój cywi- j
lizacji stałby się niemożliwy. Świat Rawlsa nigdy nie byłby z tego
powodu światem cywilizowanym: wstrzymanie przypadkowe- ;
gt> procesu różnicowania, zahamowałoby proces odkrywania
większości nowych możliwości
11
. W świecie tym bylibyśmy po
zbawieni jedynych sygnałów, które informują każdego, co trze- ]
ba robić, ze względu na tysiące zmian warunków, by podtrzy- J
mać proces produkcji, i - jeśli to możliwe - zwiększyć ją. \
Intelektualiści mogą oczywiście uważać, iż wymyślili nową ;
i lepszą „społeczną" moralność, która tego dokona, ale te „nowe" \
zasady oznaczają powrót do moralności ładu na poziomie mi
kro i z trudem są w stanie podtrzymać życie i zdrowie miliar
dów ludzi wspieranych przez lad na poziomie makro.
Zrozumienie antropomorfizmu nie przysparza trudności, ale
musimy go odrzucić ze względu na jego błędy. To zaś pozwala
nam powrócić do pozytywnego i budzącego życzliwość aspektu \
stanowiska intelektualistów, których poglądy właśnie zakwestio
nowaliśmy. Ludzka pomysłowość tak bardzo przyczyniła się do
wytworzenia ponadjednostkowej struktury, w której jednostki
znalazły ogromne możliwości, iż ludzie zaczęli sobie wyobra
żać, iż mogą celowo zaplanować ją w całości lub niektóre z jej
części. Nabrali także przekonania, że sam fakt, iż takie rozsze
rzone struktury istnieją, dowodzi, że można je w taki sposób
zaprojektować. Jest to błąd, lecz błąd szlachetny, lub - ujmując
to słowami Misesa - „wspaniały (...), ambitny (...), prześwietny
(...), śmiały".
V. ZGUBNA PYCHA ROZUMU 117
12
J. M. Keynes, Collected Works, t. IV, London: MacMillan, 1972, s. 65.
NIEOKREŚLONE CELE: W ŁADZIE ROZSZERZONYM
WIĘKSZOŚĆ C E L Ó W JEST PRZYJMOWANA
NIEŚWIADOMIE I BEZ NAMYSŁU
Jest kilka punktów i kwestii, w większości bardziej szczegó
łowo ujętych, tego, co zostało już stwierdzone, które pomagają
lepiej zrozumieć, jak to wszystko z sobą współgra.
Po pierwsze, rodzi się pytanie: jak naprawdę powstaje nasza
wiedza? Większa część naszej wiedzy - a muszę przyznać, iż zaję
ło mi trochę czasu dojście do takiego wniosku - nie bierze się z bez
pośredniego doświadczenia czy obserwacji, ale powstaje w ciągłym
procesie selekqi wyuczonej tradycji, co wymaga indywidualnego
rozpoznania tradyqi moralnych oraz postępowania zgodnego z
nimi, tradycji, których nie można uzasadnić zgodnie z kanonami
utrwalonych od dawna teorii racjonalności. Tradyqa jest wytwo
rem procesu selekcji spośród nieracjonalnych czy raczej „nieuza
sadnionych" przekonań, które - bez czyjejkolwiek wiedzy i jakie
gokolwiek celowego działania - przyczyniły się do wzrostu
liczebnego tych, którzy się nimi kierowali (niekoniecznie w
związku z motywami, na przykład religijnymi, z powodu któ
rych postępowano zgodnie z tymi tradyqami). Proces selekcji,
jaki uformował obyczaje oraz moralność, mógł uwzględnić wię
cej rzeczywistych okoliczności, niż poszczególne jednostki mo
głyby świadomie rozpoznać. W rezultacie tradycja pod pewny
mi względami przewyższa ludzki umysł lub jest od niego
„mądrzejsza" (patrz rozdział wyżej). To wnikliwe wyjaśnienie o
kluczowym znaczeniu może być docenione tylko przez bardzo kry
tycznego raq'onalistę.
Po drugie - co się ściśle wiąże z powyższym - pojawia się
postawione już wcześniej pytanie o to, co w ewolucyjnej selekcji
zasad postępowania ma rzeczywiście zasadnicze znaczenie. Bez
pośrednio postrzegane efekty działań, na których ludzie na ogół
się skupiają nie mają tutaj żadnego znaczenia. Jest raczej tak, iż
selekcja dokonuje się ze względu na dalszą perspektywę skut
ków podejmowanych decyzji, ukierunkowanych przez zasady
118
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCJALIZMU
postępowania. Tę samą dalszą perspektywę wyśmiewa Keynes
12
.
Skutki zależą - jak to wcześniej zostało przedstawione i po
nownie zostanie przeanalizowanie poniżej- głównie od reguł
odnoszących się do własności i umów, które chronią prywatną
sferę jednostki. Zauważył to już Hume, pisząc, iż te zasady „nie
wywodzą się z użyteczności czy korzyści, jaką może osiągnąć z
korzystania z danych dóbr czy to poszczególna osoba, czy ogół".
13
Ludzie nie byli w stanie przewidzieć korzyści płynących z
reguł zanim ich nie przyjęli, choć niektórzy z nich z wolna zaczęli
-sobie zdawać sprawę z tego, co zawdzięczają całemu systemowi.
Nasze wcześniej sformułowane stanowisko, które traktowało
tradycję jako „przystosowanie do tego, co nieznane", musi być
rozumiane dosłownie. Proces przystosowania jest podstawą każ
dej ewolucji, a całość okoliczności, do których współczesny ry
nek się sam dostosowuje jest rzeczywiście nikomu nie znana.
Informacje wykorzystywane przez jednostki lub instytuqe w pro
cesie przystosowania są z konieczności częściowe. Są one prze
kazywane jako sygnały (np. ceny) przez długie łańcuchy jedno
stek, z których każda przekazuje dalej w zmodyfikowanej formie
kombinację strumieni abstrakcyjnych sygnałów rynkowych. Jed
nakże cała struktura działań próbuje się przystosować dzięki tym czę
ściowym i fragmentarycznym sygnałom do luarunkóiu przez nikogo
nieprzewidzianych i nieznanych nikomu,
nawet jeśli adaptacja ta
nigdy nie jest pełna. Dlatego struktura ta może przetrwać; ci,
którzy się nią posługują mogą także przetrwać i bogacić się.
Samoporządkujący proces dostosowywania się do niezna
nego, nie może być zastąpiony przez jakiekolwiek celowo zapla
nowane substytuty. Ani rozumność, ani wrodzona „naturalna
dobroć" człowieka nie kierują nim w ten sposób, tylko przykra
konieczność podporządkowania się regułom, których nie lubi.
Zapewnia mu to przeżycie w konfrontacji z konkurencyjnymi
grupami, które już zaczęły się rozwijać, ponieważ wcześniej na
tknęły się na takie zasady.
Gdybyśmy celowo zbudowali, lub świadomie modelowali
strukturę ludzkiego działania, musielibyśmy tylko zapytać po-
13
D. Hume, Traktat o naturze ludzkiej, op. cit., s. 227.
V. Z G U B N A PYCHA ROZUMU
119
szczególne osoby, dlaczego weszły w interakcje z jakąkolwiek
strukturą. A tak naprawdę wyspecjalizowani badacze, nawet
po latach wysiłków, uważają wyjaśnienie tych zagadnień za
wyjątkowo trudne i nie mogą dojść do porozumienia, jakie są
przyczyny lub jakie będą skutki określonych zdarzeń. Ciekawym
zadaniem ekonomii jest pokazanie ludziom, jak niewiele wiedzą
o tym, co, jak im się wydaje, są w stanie zaplanować.
Naiwnemu umysłowi, który ład pojmuje tylko jako wytwór
celowego uporządkowania, może wydawać się absurdalne, że
w złożonych warunkach ład i proces dostosowywania się do
nieznanych warunków, mogą zostać osiągnięte w sposób bar
dziej skuteczny poprzez decentralizację decyzji, i że podział wła
dzy poszerzy zakres możliwości całego ładu. Decentralizacja pro
wadzi także do tego, iż większa liczba informaqi jest brana pod
uwagę. Jest to główny powód odrzucenia postulatów konstruk-
tywistycznego racjonalizmu. Z tego samego powodu tylko zmien
ny podział władzy dysponowania określonymi zasobami pośród
wielu jednostkami, które są w stanie decydować o ich użyciu -
podział uzyskany dzięki wolności jednostkowej oraz własności
prywatnej - umożliwia najpełniejsze wykorzystanie rozproszo
nej wiedzy.
Znaczna część określonych informacji, jakie posiada każda
jednostka, może zostać wykorzystana wyłącznie w takim stop
niu, w jakim jednostka może tego dokonać w ramach własnych
decyzji. Nikt nie jest w stanie przekazać komuś innemu wszyst
kiego, co wie, ponieważ większa część informacji, które mogą
przez niego zostać wykorzystane, zostanie uzyskana wyłącznie
w procesie tworzenia planu działań, zdobyta w trakcie pracy
nad konkretnym zadaniem, jakiego się podjął w określonych
warunkach, np. gdy występują względne niedostatki różnego
rodzaju materiałów, do których ma dostęp. Tylko w ten sposób
jednostka może odnaleźć to, czego szuka. A w warunkach rynko
wych pomagają jej w tym reakcje innych na to, co znajdują oni w
swoim otoczeniu. Ogólnego problemu nie stanowi jedynie wy
korzystanie danej wiedzy, lecz odkrycie tak wielu informaq'i, ja
kich warto poszukiwać w najczęściej występujących warunkach.
Wysuwany jest często zarzut, iż instytuq'a własności jest ego-
120
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCJALIZMU
istyczna, ponieważ przynosi korzyść wyłącznie tym, którzy coś
posiadają, i została „wynaleziona" przez ludzi, którzy - zdo
bywszy jakieś własne mienie - pragnęli chronić je przed innymi
dla swej wyłącznej korzyści. Przekonania te, leżące u podstaw
niechęci Rousseau do własności oraz jego zarzutu, iż „okowy"
zostały nam narzucone przez samolubne oraz nastawione na
wyzysk interesy innych, nie biorą pod uwagę faktu, iż wielkość
ogólnego produktu jest tylko dlatego tak znacząca, ponieważ
umiemy - poprzez wymianę rynkową oraz własność prywatną
- wykorzystywać szeroko rozproszoną wiedzę o poszczególnych
faktach w celu alokacji indywidualnie posiadanych zasobów. Ry
nek jest jedynym znanym sposobem dostarczania informacji po
zwalającej jednostkom oceniać porównywalne korzyści płynące
z różnych możliwości wykorzystania zasobów, o których mają
bezpośrednią wiedzę. A wykorzystując je służą - czy do tego
dążą czy nie - potrzebom nie znanych sobie ludzi. Wiedza roz
proszona jest istotnie rozproszona i nie może być zebrana w ca
łość i przekazana władzy, której powierzono zadanie celowego
utworzenia ładu.
Dlatego też instytucja własności prywatnej nie jest egoistycz
na, ani nigdy taką nie była i nie mogła być. Nie została także
„wynaleziona", by ci, którzy posiadają własność, mogli narzu
cić wolę innym. Właściwie, ogólnie rzecz biorąc, jest ona korzyst
na, ponieważ przenosi ona kierowanie produkcją z rąk małej
liczby jednostek posiadającej — niezależnie od tego, za kogo chcą
uchodzić - ograniczoną wiedzę, na grunt procesu - ładu rozsze
rzonego, który wykorzystuje wiedzę w najwyższym stopniu,
przynosząc niemal taką samą korzyść nie posiadającym własno
ści, jak tym, którzy ją mają.
Wolność wszystkich w ramach prawa nie oznacza, że wszy
scy
będą posiadaczami własności prywatnej, ale że będzie to udzia
łem wielu ludzi. Ja sam wolałbym żyć w kraju, w którym wielu coś
posiada, nawet gdybym nie miał własności, niż gdybym miał żyć
tam, gdzie własność pozostaje w „kolektywnym" posiadaniu i jest
wykorzystywana przez władzę do określonych celów.
Ale powyższy argument jest także kwestionowany, a nawet
wyśmiewany jako egoistyczne usprawiedliwienie uprzywilejo-
V. ZGUBNA PYCHA ROZUMU
121
wanych warstw społeczeństwa. Intelektualiści, myślący według
zasad ograniczonych procesów kauzalnych, jakie przyswoili sobie
w celu interpretowania badań z zakresu na przykład fizyki, w
łatwy sposób przekonują robotników fizycznych, iż to raczej
egoistyczne decyzje poszczególnych właścicieli kapitału, niż sam
proces rynkowy, spożytkowały szeroko rozproszone możliwości
oraz ciągle zmieniające się istotne fakty. Cały proces kalkulacji
za pomocą cen rynkowych był nawet czasem przedstawiany jako
zwodniczy manewr części właścicieli kapitału, którzy chcieli
ukryć to, jak wykorzystują robotników. Ale podobna retoryka
nie radzi sobie z argumentami oraz faktami już przedstawiony
mi: jakiś hipotetyczny zbiór obiektywnych faktów nie jest bardziej
dostępny dla kapitalistów pragnących manipulować ich całością, niż
dla zarządzających kierowników (managers), którymi socjaliści chcie
liby tych pierwszych zastąpić.
Takie obiektywne fakty pó prostu
nie istnieją i nikt nie ma do nich dostępu.
Po trzecie, istnieje z jednej strony, różnica pomiędzy postępowa
niem wedle reguł, a z drugiej strony wiedzą o czymś
(różnica, na
którą zwracali uwagę różni autorzy na różne sposoby, na przy
kład Gilbert Ryle, dokonując rozróżnienia na „wiedzę, jak", oraz
na „wiedzę, że"
1 4
). Nawyk kierowania się w postępowaniu re
gułami jest zdolnością zupełnie inną niż dysponowanie wiedzą
o skutkach, do jakich pewne działanie doprowadzi. Postępowa
nie takie powinno być rozumiane jako zdolność dostosowania
(dopasowania) się do wzoru, o którego istnieniu i jego wewnętrz
nej strukturze właściwie nic się nie wie. Większość ludzi jednak
potrafi rozpoznać i przystosować się do kilku różnych wzorców
postępowania, pomimo iż nie potrafią ich wyjaśnić czy opisać.
Dlatego też sposób, w jaki ktoś reaguje na postrzegane zdarze
nia, nie musi być zdeterminowany przez wiedzę o skutkach wła
snych działań, ponieważ często nie dysponujemy lub nie może
my dysponować taką wiedzą. Jeśli nie jesteśmy w stanie jej
uzyskać, to stawianie żądania, by koniecznie nią dysponować,
jest nieracjonalne. W gruncie rzeczy powinniśmy zubożeć, gdy-
14
G. Ryle, Czym jest umysł? przekl. i wstęp W. Marciszewski, Warsza
wa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1970.
122
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BtĘDACH SOCJALIZMU
byśmy kierowali się w naszym działaniu wyłącznie ograniczoną
wiedzą o takich skutkach.
Wcześniejsze ukształtowanie ładu lub wzorca w mózgu czy w umyśle
nie tylko nie jest lepszym sposobem zachowania ładu, ale po prostu
gorszym. Musi bowiem istnieć zawsze jakaś niewielka część całego sys
temu, w której niektóre jego cechy mogą się same uwidaczniać. Jest
równie mało prawdopodobne, by umysł ludzki mógł kiedykolwiek w
pełni wyjaśnić siebie samego, jak to, iż może wyjaśnić lub przewidzieć
skutej^interakcji dużej liczby ludzkich umysłów
15
.
Po czwarte, istnieje istotny problem, że ład powstający w ivy-
niku oddzielnych decyzji wielu jednostek, podjętych na podstawie róż
nego rodzaju informacji, nie może być zdeterminowany przez wspól
ną skalę względnej ważności różnych celów.
To zbliża nas do
ważnego zagadnienia krańcowej użyteczności, którego omówie
nie odłożymy do rozdziału VI. Tutaj jednak wypada zastanowić
się ogólnie nad korzyściami różnicowania, jakie umożliwia ład
rozszerzony. Wolność zakłada wolność różnienia się, określania
celów we własnym zakresie. Ład wszędzie zakłada zróżnico
wanie elementów, nie tylko w sprawach dotyczących ludzi. Zróż
nicowanie takie może być ograniczone zaledwie do lokalnego,
chwilowego położenia jego elementów, ale wtedy taki ład nie
byłby przedmiotem żadnego zainteresowania, dopóki różnice nie
stałyby się większe. Ład jest pożądany nie dlatego, by wszystko
znalazło się na swoim miejscu, ale by wytwarzał nowe zdolno
ści i moce {powers), który nie istniałby bez niego. Stopień upo
rządkowania - nowe zdolności i moce {powers), które ład two
rzy oraz narzuca - bardziej zależy od zróżnicowania elementów
składowych, niż od ich chwilowego czy lokalnego położenia.
Przykłady można znaleźć wszędzie. Weźmy pod uwagę, jak
ewolucja genetyczna sprzyjała wyjątkowemu przedłużeniu okre
su niemowlęcego oraz dzieciństwa ludzi, ponieważ umożliwiło
to ogromne zróżnicowanie, a przez to bardzo duże przyspiesze
nie ewolucji kulturowej oraz zwiększenie tempa wzrostu gatun
ku homo. Pomimo iż biologicznie zdeterminowane różnice mię-
15
F. A. Hayek, The Sensory Order, Chicago: University of Chicago Press,
1952, §§ 8.66-8.86, s. 184-190.
V. Z G U B N A PYCHA ROZUMU
123
dzy poszczególnymi ludźmi są prawdopodobnie mniejsze, niż
występujące pośród udomowionych zwierząt (zwłaszcza psów),
to długi okres uczenia się po narodzinach daje osobnikom więcej
czasu na przystosowanie się do danego środowiska i do przy
swojenia sobie różnych wątków tradycji, w których się urodzili.
Rozmaitość umiejętności, która umożliwiła powstanie podziału
pracy, a wraz z nim ładu rozszerzonego, są wynikiem istnienia
odmiennych tendencji w ramach tradycji. Czynnikiem wzmac
niającym odmienność tradycji jest leżące u ich podstaw zróżni
cowanie pod względem uzdolnień i preferencji. Co więcej, ca
łość tradycji jest nieporównywalnie bardziej złożona, niż
cokolwiek, nad czym pojedynczy ludzki umysł jest w stanie pa
nować i może być w ogóle przekazywana jedynie wtedy, gdy
istnieje wiele różnych jednostek mogących przyswoić sobie roż
ne jej części. Korzyść, jaka płynie ze zróżnicowania pomiędzy
jednostkami, jest najważniejszym czynnikiem, który sprawia, iż
duże grupy są bardziej efektywne.
W ten sposób różnice pomiędzy jednostkami zwiększają siłę
współpracującej grupy, tak, iż przekracza ona sumę jednostko
wych wysiłków. Współpraca grupowa umożliwia włączenie do
gry i spożytkowanie różnych talentów, które nie zostałyby wy
korzystane, gdyby ludzie nimi obdarzeni zostali zmuszeni do
samodzielnego utrzymania się. Specjalizacja umożliwia i stymu
luje rozwój kilku jednostek, których szczególny wkład w życie
grupy, może im zapewnić utrzymanie, a nawet przekroczyć
wkład innych do całości życia. Cywilizacja jest - jak mówi słyn
na myśl Wilhelma von Humboldta, którą Qolin] Stuart Mili umie
ścił jako motto na stronie tytułowej swego eseju O wolności - oparta
na „[rozwoju ludzkim] w całym bogactwie jego różnorodności."
Wiedza, która odgrywa prawdopodobnie główną rolę w tym
zróżnicowaniu - nie będąc w posiadaniu żadnego człowieka,
nie mówiąc już o jakimś kierującym superumyśle - rodzi się w
procesie eksperymentujących i sprawdzających oddziaływań
pomiędzy przekonaniami - szeroko rozproszonymi, różniącymi
się między sobą, a nawet sprzecznymi - żywionymi przez milio
ny komunikujących się z sobą ludzi. Wobec tego wzrastająca
inteligencja człowieka nie zależy tak bardzo od rozwoju indywi-
124
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BIEDACH SOCJALIZMU
dualnej wiedzy poszczególnych jednostek, ale raczej od sposo
bów łączenia różnych, rozproszonych informacji, które z kolei
wytwarzają ład i zwiększają produktywność.
Dlatego też wzrost różnorodności stanowi istotną część
ewolucji kulturowej, a znacząca część wartości jednostki dla in
nych zależy od różnic pomiędzy nimi. Waga oraz wartość ładu
rośnie wraz ze zróżnicowaniem jego elementów, natomiast po
większony ład zwiększa z kolei wartość zróżnicowania, i w ten
sposóLrlad ludzkiej kooperacji rozszerza się w sposób nieograni
czony. Gdyby było na odwrót, gdyby na przykład wszyscy lu
dzie byli tacy sami i nie mogliby się różnić między sobą, podział
pracy nie miałby właściwie sensu (może wyłącznie pośród ludzi
mieszkających na różnych terenach), koordynacja wysiłków
przynosiłaby nieznaczne korzyści, i szanse na zbudowanie ładu
0 jakiejkolwiek znaczącej sile czy wielkości byłyby znikome.
Właśnie dlatego najpierw musiało dojść do zróżnicowania
jednostek między sobą, zanim mogły się połączyć w złożone
struktury kooperacji. Co więcej, musiały się połączyć w twory o
określonym charakterze, nie będące wyłącznie sumą jednostek,
lecz strukturami w pewnym sensie podobnymi do organizmu,
choć pod wieloma względami różniącymi się od niego.
Po piąte, pojawia się pytanie, z jakiego powodu rodzi się - w
obliczu tych wszystkich trudności oraz przeszkód - potrzeba ograni
czenia czyichś działań do planowego dążenia do znanych i poddają
cych się obserwacji korzystnych celów.
Jest to po części pozostałość
po instynktownej, ostrożnej i o znikomym zakresie etyce małej
grupy (micro-ethic), w której wspólnie postrzegane cele zależały
od potrzeb osobiście znanych współtowarzyszy (np. solidarność
1 altruizm). Wcześniej argumentowałem, iż w obrębie ładu roz
szerzonego, solidarność oraz altruizm są możliwe tylko w ogra
niczonej formie pośród niektórych pod-grup, a ograniczenie za
chowania grupy jako całości do tych form obróciłoby się
przeciwko koordynacji wysiłków jej członków. Z chwilą, gdy
najbardziej produktywne działania członków współpracującej
grupy przekroczą zasięg jednostkowej percepcji, stara skłonność
do kierowania się wrodzonym, altruistycznym instynktem w rze
czywistości przeszkadza powstaniu bardziej rozszerzonych ładów.
V. Z G U B N A PYCHA ROZUMU
125
Jeśli idzie o wpajanie zachowań korzystnych dla innych,
wszystkie systemy moralne zalecają oczywiście działania altru-
istyczne, ale rodzi się pytanie, jak to osiągnąć. Szlachetne inten
cje nie wystarczą: dobrze wiemy, co jest nimi wybrukowane. Kie
rowanie się wyłącznie działaniami przynoszącymi innym
konkretnym osobom dostrzegalne i korzystne dla nich skutki nie
wystarczy do powstania ładu rozszerzonego, ani nawet nie daje
się z nim pogodzić. Moralność rynkowa prowadzi nas do dzia
łań korzystnych dla innych nie dlatego, że tego chcemy, ale dlate
go, że skłania nas ona do postępowania, w taki właśnie sposób.
Lad rozszerzony przechytrza jednostkową niewiedzę (dostosowu
jąc nas tą metodą do czegoś, czego nie znamy, jak to zostało omó
wione wcześniej) w sposób, w jaki same dobre intencje nie są w
stanie tego dokonać i tym samym sprawia, iż nasze starania przy
noszą altruistyczne skutki.
W ładzie korzystającym z większej produktywności rozwi
niętego podziału pracy, jednostka nie może wiedzieć, czyim po
trzebom będą służyć lub służyć powinny jej działania ani także,
jakie przyniosą one rezultaty nieznanym jej ludziom, którzy kon
sumują jej produkt lub produkty, do których wytworzenia jed
nostka ta się przyczyniła. Podporządkowanie działań produk
cyjnych pobudkom altruistycznym jest po prostu niemożliwe.
Możemy motywy jednostki uważać za altruistyczne tylko w tym
sensie, iż w końcu przyczyniają się one do wzrostu korzyści ogó
łu. Ale nie dzieje się tak dlatego, że celem czy zamiarem jednost
ki jest służyć określonym potrzebom innych, lecz dlatego, iż prze
strzega ona abstrakcyjnych reguł postępowania. Nasz
„altruizm", w tym nowym znaczeniu, jest czymś zupełnie in
nym od altruizmu instynktownego. Działanie staje się dobre lub
złe już nie ze względu na cel, do którego się dąży, ale wskutek
podporządkowania się przestrzeganym regułom. Chociaż ich
przestrzeganie skierowuje większość naszych działań na zdo
bywanie środków do życia, to przy tym umożliwia nam prze
niesienie pewnych korzyści poza zasięg naszej konkretnej, bez
pośredniej wiedzy (lecz zarazem rzadko kiedy jest w stanie
powstrzymać nas przed wykorzystaniem tego, co zarobimy do
datkowo, do zaspokojenia naszego instynktownego pragnienia,
126
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCJALIZMU
by uczynić jakieś widoczne dobro). Wszystko to staje się niejasne
wskutek systematycznego nadużywania słowa „altruistyczny"
przez socjobiologów.
Można także wziąć pod uwagę inne wyjaśnienie postulatu,
by działania jednostek zostały ograniczone do świadomego dą
żenia do znanego i korzystnego celu. Postulat ten nie ma swego
źródła wyłącznie w archaicznym i nie wspartym żadną wiedzą
instynkcie, ale wiąże się także ze specyficzną cechą tych intelek
tualistów, którzy występują w jego obronie; właściwość ta jest w
pełni zrozumiała, lecz prowadzi do skutków odwrotnych do
zamierzonych. Intelektualiści są szczególnie owładnięci pragnie
niem uzyskania wiedzy o ostatecznym celu, do którego zostanie
wykorzystane to, co nazywają „dziećmi własnego intelektu". Stąd
też namiętnie interesują się losem swoich idei i bardziej wahają
się uwolnić myśli spod własnej kontroli, niż robotnicy fizyczni
wytworzone przez siebie materialne produkty. Reakcja ta spra
nia często, iż owi znakomicie wykształceni ludzie niechętnie
angażują się w procesy wymiany, które zakładają pracę na rzecz
celów, wymykających się bezpośredniemu postrzeganiu, w sytu
acji, gdy jedynym możliwym do rozpoznania rezultatem ich wysił
ków może być - jeśli w ogóle - zysk przypadający komuś innemu.
Robotnik fizyczny bez wahania przyjmuje, iż obowiązkiem
jego pracodawcy - jeśli w ogóle jest to czyjekolwiek zadanie -
jest wiedzieć, jakie potrzeby ostatecznie zaspokaja praca jego rąk.
Lecz wkład indywidualnej pracy intelektualnej w wytworze wie
lu oddziałujących na siebie intelektualistów w ramach łańcucha
wzajemnych usług i pojawiających się idei będzie trudniejszy do
określenia. Należy oczekiwać, że wykształceni ludzie będą nie
chętnie podporządkowywali się niezrozumiałym formom ukie
runkowywania działań, takim jak rynek (mimo iż sami mówią o
„rynku idei"), to zaś niesie z sobą określony skutek (również nie
zamierzony): wykazują oni skłonność do przeciwstawiania
się temu, co (bez zrozumienia z ich strony) zwiększyłoby ich przy
datność dla kolegów.
Niechęć ta pozwala lepiej wyjaśnić wrogość, jaką żywią in
telektualiści wobec ładu rynkowego, a po części także ich podat
ność na wpływy socjalizmu. Być może owa wrogość i podatność
V. ZGUBNA PYCHA ROZUMU
127
zostałyby ograniczone, gdyby rozumieli oni lepiej rolę, jaką w
całym życiu pełnią abstrakcyjne i samorzutnie porządkujące
wzorce. Stałoby się tak wówczas, gdyby posiedli rozleglejszą
wiedzę o ewolucji, biologii i ekonomii. Gdy jednak mają do czy
nienia z wiedzą z tych dziedzin, często nie kwapią się, by po
święcić jej uwagę, ani by rozważyć możliwość przyznania, iż
istnieją złożone twory {enłiłies), o których działaniu nasze umy
sły mogą mieć wyłącznie wiedzę abstrakcyjną. Jednak abstrak
cyjna wiedza o ogólnej strukturze takich tworów nie wystarczy
do tego, byśmy mogli je rzeczywiście „budować" (to znaczy zło
żyć je ze znanych nam części) czy przewidzieć konkretny kształt,
jaki przybiorą. W najlepszym razie wiedza może określić ogólne
warunki, w których wiele takich ładów czy systemów może się
samodzielnie uformować; warunki te jesteśmy czasem w stanie
wytworzyć. Ten rodzaj problemów jest znany chemikom, zaj
mującym się podobnie złożonymi zjawiskami, lecz zazwyczaj
obcy badaczom przyzwyczajonym do wyjaśniania wszystkiego
za pomocą prostych powiązań pomiędzy kilkoma wydarzenia
mi poddającymi się obserwaqi. Skutek jest taki, iż ludzie ci skła
niają się do wyjaśniania bardziej złożonych struktur na sposób
animistyczny, jako rezultat planu. Podejrzewają przy tym istnie
nie jakiejś ukrytej i nieuczciwej manipulacji - konspiracji „kla
sy" panującej - kryjącej się za „planami", których projektodaw
ców nigdzie nie można znaleźć. Wzmacnia to z kolei ich początkową
niechęć do rezygnacji z kontroli nad ich własnymi wytworami w
obrębie ładu rynkowego. Generalnie dla intelektualistów poczucie,
iż są oni jedynie narzędziami ukrytych, nawet jeśli bezosobowych,
sił rynkowych, jawi się jako prawie osobiste poniżenie.
Bez wątpienia nie przyszło im na myśl, że kapitaliści podej
rzewani o kierowanie tym wszystkim, sami także są narzędzia
mi bezosobowego procesu i tak samo nie zdają sobie sprawy z
końcowych rezultatów oraz celów swoich działań, lecz tylko
interesują się wyższym poziomem struktury, a co za tym idzie
szerszym zasięgiem wydarzeń występujących w obrębie jej ca
łości. Ponadto myśl, iż kwestia realizacji celów intelektualistów
zależy od działań takich ludzi - dbających wyłącznie o środki -
jest sama w sobie dla nich odrażająca.
128
Z G U B N A PYCHA ROZUMU. O
BŁĘDACH SOCJALIZMU
P O R Z Ą D K U J Ą C E O D D Z I A Ł Y W A N I E
N A N I E Z N A N E W A R U N K I
Niestety w angielskim nie ma odpowiednika popularnego
słowa występującego w języku niemieckim: Machbarkeit (pol.
wykonalność, możność wytworzenia, zrobienia). Czasami za
stanawiam się, czy nie można byłoby pomóc słusznej sprawie i
ukuć jego angielskiego odpowiednika „makeability" (wykonal
ność). „Manufacturability" (możność wytworzenia, wyprodu
kowania) nie w pełni się do tego nadaje, a mój „konstruktywizm"
(constructivism)
z trudem można oddać jako „konstruowalny"
(constructible)
- dla opisania stanowiska, któremu przeciwstawia
liśmy się, analizowaliśmy i zakwestionowaliśmy je w całym tym
i poprzednim rozdziale: że mianowicie cokolwiek, co jest wyni
kiem procesu ewoluq'i mogłoby zostać lepiej wytworzone dzięki
ludzkiej pomysłowości.
Pogląd ten jest nie do utrzymania, ponieważ w rzeczywi
stości możemy doprowadzić do uporządkowania tego, co nie
znane wyłącznie loywohtjąc proces jego samoporządkowania się.
Mając do czynienia z naszym przyrodniczym otoczeniem, mo
żemy czasami rzeczywiście osiągnąć nasze cele polegając na sa-
moporządkujących się silach natury, ale nie poprzez zamierzo
ne ułożenie elementów w takim porządku, jaki chcemy, by
osiągnęły. Postępujemy tak na przykład wówczas, kiedy inicju
jemy procesy tworzenia się kryształów lub nowych substancji
chemicznych (patrz poprzedni podrozdział oraz Dodatek C). W
chemii, a jeszcze wyraźniej ną gruncie biologii, musimy posługi
wać się samoporządkującymi się procesami na większą skalę.
Możemy stworzyć warunki, w których będą one działały, ale nie
możemy z góry określić co stanie się z każdym poszczególnym
elementem. Większość syntetycznych związków chemicznych
„nie daje się skonstruować" w tym znaczeniu, że moglibyśmy je
wytworzyć poprzez umiejscowienie poszczególnych elementów
składowych w odpowiednich miejscach. Wszystko co możemy
zrobić, to pobudzić proces ich formowania się.
Należy postępować zgodnie z podobną procedurą przy ini
cjowaniu procesów koordynujących jednostkowe działania wy-
V. Z G U B N A PYCHA ROZUMU
kraczające poza nasze możliwości obserwacji. Aby pobudzić
samodzielne powstawanie określonych abstrakcyjnych struktur
międzyosobowych relacji, musimy zapewnić wsparcie w posta
ci jakichś bardzo ogólnych warunków, a potem pozwolić, aby
każdy poszczególny element odnalazł własne miejsce w ramach
większego porządku. Najwięcej możemy uczynić dla wspomo
żenia tego procesu pozwalając działać tylko tym elementom, które
podporządkowują się wymaganym regułom. Ograniczenie na
szego wpływu wzrasta z konieczności wraz ze złożonością struk
tury, jaką chcemy wytworzyć.
Jednostka znajdująca się w jakimś miejscu ładu rozszerzo
nego, gdzie zna wyłącznie swoje najbliższe otoczenie, może za
stosować tę radę do swojej sytuacji. Być może będzie musiała
zacząć od ciągłych prób sondowania tego, co jest poza zasię
giem jej wzroku, aby ustanowić oraz podtrzymać komunikację,
która tworzy i podtrzymuje cały lad. Utrzymywanie komunika
cji w ramach ładu wymaga, by rozproszone informacje były
wykorzystywane przez wiele różnych jednostek nieznających
się nawzajem w taki sposób, by zróżnicowana wiedza, jaka jest
w posiadaniu milionów ludzi, wytworzyła egzosomatyczną czy
materialną strukturę. Każda jednostka staje się ogniwem w wie
lu łańcuchach przekazów, poprzez które otrzymuje ona sygnały
pozwalające jej dostosować własne plany do nieznanych oko
liczności. Całościowy ład staje się w ten sposób zdolny do nie
skończonego rozszerzania się, samorzutnie dostarczając infor
macji o zwiększającym się zakresie środków, nie służąc przy tym
wyłącznie partykularnym celom.
Wcześniej rozpatrywaliśmy niektóre z ważnych aspektów
takich procesów komunikacji, łącznie z rynkiem i jego koniecz
nymi i ciągłymi zmianami cen. Należy tu jeszcze tylko dodać i
podkreślić, że poza funkcją regulowania obecnej produkcji to
warów i usług, działanie tych samych tradyq"i i praktyk obejmu
je również przyszłość. Ich skutki ujawnią się nie tylko w postaci
ładu łączącego różne poszczególne miejsca, ale także poszcze
gólne momenty czasowe. Działania zostaną dostosowane nie
tylko do innych działań, oddalonych w przestrzeni, ale także do
wydarzeń przekraczających przeciętne trwanie życia działają-
130
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCIALIZMU
cych jednostek. Tylko jawny immoralista może naprawdę bro
nić stanowiska głoszącego, że „w dalszej perspektywie i tak wszy
scy umrzemy". Dlatego też jedynymi grupami jednostek, które
się rozprzestrzeniły i rozwinęły są te, gdzie zwyczajowo zabez
pieczano na przyszłość dzieci i kolejnych potomków, których na
wet nie można było nigdy zobaczyć na własne oczy.
Część ludzi jest tak zatroskana niektórymi skutkami działa
nia ładu rynkowego, iż nie dostrzega, jak nieprawdopodobne, a
nawet wspaniałe jest to, że możemy przekonać się, iż panuje on
w większej części współczesnego świata. W świecie tym żyją
miliardy ludzi pracujących w ciągle zmieniającym się otoczeniu,
zapewniając środki do życia innym ludziom, których w więk
szości przypadków w ogóle nie znają, a jednocześnie zaspokaja
ją własne oczekiwania, gdyż sami otrzymują jakieś dobra oraz
usługi wyprodukowane przez równie nieznanych im ludzi. Na
wet w najgorszych czasach jakieś dziewięć na dziesięć osób uzna,
jiż ich oczekiwania zostały spełnione.
Ład, choć daleki od ideału i często niewystarczający, może
rozszerzyć się bardziej, niż jakikolwiek ład stworzony przez czło
wieka w rezultacie celowego umieszczenia niezliczonych elemen
tów w określonych „właściwych" miejscach. Większość wad oraz
niepowodzeń ładów samorzutnych jest rezultatem prób ingero
wania w normalne funkcjonowanie ich mechanizmów, bądź ich
blokowania; powodowana jest również próbami korygowania
szczegółów skutków ich działania. Owe próby ingerowania w
ład spontaniczny rzadko przynoszą efekty, choćby w części zbli
żone do ludzkich zamiarów, ponieważ łady te są zdetermino
wane przez bardziej szczegółowe fakty, niż jakikolwiek czynnik
ingerujący jest w stanie to rozpoznać. Jednak, podczas gdy celo
wa interwencja mająca na celu - powiedzmy - zniwelowanie
nierówności w interesie losowo określonych członków ładu po
ciąga za sobą ryzyko zakłócenia funkcjonowania całości, to sa-
moporządkujący się proces zapewnia przypadkowo wybrane
mu członkowi takiej grupy lepszą szansę wyboru spośród
szerszego zakresu dostępnych wszystkim możliwości, niż jaki
kolwiek inny konkurencyjny system.
V. ZGUBNA PYCHA ROZUMU
131
D L A C Z E G O TO, C Z E G O NIE M O Ż N A P O Z N A Ć ,
NIE M O Ż E BYĆ Z A P L A N O W A N E
Dokąd zaprowadziła nas dyskusja przeprowadzona w
dwóch poprzednich rozdziałach? Wątpliwości, jakie Rousseau
sformułował wobec instytuq'i własności prywatnej, stały się pod
stawą socjalizmu i wywierały wpływ na niektórych spośród naj
większych myślicieli naszego stulecia. Nawet tak wielka postać
jak Bertrand Russell określił wolność jako „brak przeszkód w
realizacji naszych pragnień".
16
Przynajmniej jeszcze przed oczy
wistym gospodarczym upadkiem socjalizmu wschodnioeuropej
skiego podobni mu racjonaliści byli głęboko przekonani, że cen
tralnie planowana gospodarka zapewni nie tylko „społeczną
sprawiedliwość" (patrz rozdział VII poniżej), ale także bardziej
efektywne wykorzystanie ekonomicznych zasobów. Stanowisko
takie na pierwszy rzut oka wydaje się wyjątkowo rozsądne. Ale
świadczy ono o pomijaniu przedstawionych tu wcześniej fak
tów: że ogół zasobów, które można by wykorzystać w takim pla
nie, jest po prostu nikomu nieznani/, i z tego powodu tylko w zni
komym zakresie może być centralnie kontrolowany.
Jednak socjaliści wciąż nie są w stanie uświadomić sobie prze
szkód, jakie stwarza dostosowanie odrębnych, indywidualnych
decyzji, tak by utworzyły wspólną strukturę pojmowaną jako
„plan". Konflikt pomiędzy naszymi instynktami, które od cza
sów Rousseau zaczęły być utożsamiane z „moralnością", a mo
ralnymi tradycjami, jakie przetrwały ewolucję kulturową i słu
żyły opanowywaniu tych instynktów, uwidacznia się w często
teraz dokonywanym rozdziale na niektóre rodzaje etyki i filozo
fii politycznej z jednej strony oraz ekonomii z drugiej strony. Spra
wa nie polega na tym, że to, co ekonomiści określają jako skutecz
ne jest z tej racji „właściwe", lecz na tym, że analiza ekonomiczna
może ukazać użyteczność praktyk dotychczas uznawanych za
słuszne - użyteczność z punktu widzenia jakiejkolwiek filozofii,
która nie aprobuje ludzkiego cierpienia i śmierci, do czego musiał-
"• B. Russell, „Freedom and Government", [w:] R. N. Anshen, ed., Fre
edom, Its Meaning, New York: Harcourt, Brace & Co., 1940, s. 251.
132
.ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCJALIZMU
by doprowadzić upadek naszej cywilizacji. Teoretyzowanie o
„sprawiedliwym społeczeństwie" bez uważnego rozważenia kon
sekwencji gospodarczych wprowadzenia w życie tego rodzaju
poglądów jest perfidną rezygnacją z troski o innych. Jednak po
siedemdziesięciu latach doświadczeń z socjalizmem można bez
obawy stwierdzić, iż większość intelektualistów spoza terenów
Wschodniej Europy i Trzeciego Świata, gdzie socjalizm był pod
dawany praktycznemu sprawdzianowi, zadowala się lekcewa
żeniem nauk, jakich może dostarczyć ekonomia i nie pragnie
dociekać, czy istnieje jakaś przyczyna, która powoduje, iż socja
lizm, mimo tak licznych prób wprowadzenia w życie, nigdy nie
wydaje się funkcjonować w sposób zgodny z zamierzeniami jego
intelektualnych przywódców. Daremne poszukiwanie przez in
telektualistów prawdziwie socjalistycznej wspólnoty, owocują
ce najpierw idealizacją, a następnie rozczarowaniem niekończą
cym się szeregiem „utopii" - Związkiem Sowieckim, następnie
Kubą, Chinami, Jugosławią, Wietnamem, Tanzanią czy Nikara
guą - powinny wskazywać, że w socjalizmie jest coś, co nie zga
dza z pewnymi faktami. Lecz fakty te, najpierw wyjaśnione przez
ekonomistów ponad wiek temu, nie zostały przeanalizowane
przez tych, którzy szczycą się, iż w sposób racjonalnie uzasadnio
ny odrzucili pogląd o możliwym istnieniu jakichkolwiek faktów
wykraczających poza kontekst historyczny czy stanowiących
nieprzezwyciężoną barierę dla ludzkich pragnień.
Tymczasem pośród tych, którzy zajmowali się ekonomią w
duchu tradycji Mandeville'a, Hume'a i Smitha, stopniowo poja
wiło się nie tylko zrozumienie procesów rynkowych, ale także
poddano ostrej krytyce [rzekomą] możliwość zastąpienia tych pro
cesów przez socjalizm. Korzyści płynące z rynkowych procedur
były tak sprzeczne z oczekiwaniami, że można było je tłumaczyć
wyłącznie w sposób retrospektywny, analizując sam ów samo
rzutny twór. Kiedy to się dokonało, odkryto, że zdecentralizowa
na kontrola nad zasobami i nad własnością prywatną umożli
wia wytwarzanie oraz wykorzystywanie większej liczby
informacji, niż jest to możliwe w warunkach centralnego zarzą
dzania. Ład i kontrolę wykraczające poza bezpośredni zakres
jakiejkolwiek centralnej władzy można osiągnąć w wyniku cen-
V. ZGUBNA PYCHA ROZUMU
133
tralnego kierowania jedynie wtedy, gdy - niezgodnie ze stanem
faktycznym - lokalni kierownicy {local managers), mogący osza
cować osiągalne i potencjalne zasoby, byliby także na bieżąco in
formowani o ciągle zmieniającym się względnym znaczeniu tych
zasobów. Mogliby wówczas podawać na czas pełne i dokładne
informacje o szczegółach jakiemuś centralnemu organowi pla
nowania tak, by organ ten mógł im polecić, jakie należy podej
mować decyzje w świetle pozostałych różnych konkretnych in
formacji, docierających do niego od różnych regionalnych czy
lokalnych kierowników, którzy z kolei oczywiście napotykają na
podobne trudności w uzyskaniu czy przekazaniu informacji tego
typu.
Kiedy już zdamy sobie sprawę z tego, jaka byłaby rola cen
tralnego organu planowania, staje się jasne, że zarządzenia, które
musiałby on wydawać, nie mogłyby pochodzić z informaqi uzna
nych przez lokalnych kierowników za istotne, ale mogłyby być
określone przez bezpośrednie transakcje zawierane pomiędzy jed
nostkami lub grupami kontrolującymi ściśle określone zespoły środ
ków. Hipotetyczne założenie, zwyczajowo stosowane w teoretycz
nych opisach procesu rynkowego (opisach tworzonych przez
ludzi, których intenq'ą zazwyczaj nie jest wspieranie socjalizmu),
że wszystkie te fakty (lub „parametry") są znane badaczowi dą
żącemu do osiągnięcia wyjaśnienia, zaciemnia wszystko, o czym
była mowa, i w konsekwencji wytwarza niezwykłą iluzję, utrwa
lającą różne formy socjalistycznego myślenia.
Ład rozszerzonej gospodarki jest i może być wytworzony
jedynie w wyniku zupełnie innego procesu: dzięki rozwiniętej
metodzie komunikacji umożliwiającej przekazywanie jedynie
informacji o niektórych abstrakcyjnych własnościach pewnych
konkretnych warunków (jak na przykład o konkurencyjnych
cenach, które muszą zostać wzajemnie dostosowane dla uzy
skania ogólnego ładu), a nie na podstawie nieskończonej wielo
ści komunikatów o poszczególnych faktach. Ceny informują o
różnych stopach substytucyjności czy równoważności, jakie
według kilku zainteresowanych przeważają między różnymi
towarami i usługami, których wykorzystanie kontrolują. Okre
ślone ilości którychkolwiek z tych obiektów mogą okazać się
134
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BŁĘDACH SOCJALIZMU
wzajemnymi równoważnikami lub potencjalnymi substytutami,
albo ze względu na zaspokojenie określonych ludzkich potrzeb,
albo w związku z wytwarzaniem w sposób bezpośredni lub po
średni środków niezbędnych do ich zaspokojenia. Chociaż zaska
kujące może być w ogóle istnienie samego tego procesu, nie mó
wiąc już o tym, iż równie zdumiewające może zdać się, iż jest on
niezaplanowanym rezultatem ewolucyjnej selekcji, to nic mi nie
wiadomo o żadnych próbach odparcia tego stanowiska lub zdys
kredytowania samego procesu, chyba że ktoś podobnie traktuje
proste stwierdzenia, że wszystkie tego typu fakty mogą być w
pewien sposób poznane przez jakiś centralny organ planowania
17
.
Prawdę mówiąc cala idea „centralnej kontroli" jest nieja
sna. Nie istnieje i nigdy nie może powstać jeden kierujący umysł.
Zawsze będzie to jakaś rada lub zarząd odpowiedzialny za plan
działania jakiegoś przedsiębiorstwa. Chociaż poszczególni człon
kowie mogą czasami dla przekonania innych powoływać się na
informaq'e, które wpłynęły na ich stanowisko, to jednak wnioski
całego ciała nie będą zazwyczaj oparte na wspólnej wiedzy, ale
na uzgodnieniu kilku punktów widzenia związanych z różny
mi źródłami. Każda cząstka wiedzy dostarczona przez jednost
kę będzie skłaniać inne osoby do przywołania tych faktów, o któ
rych ważności zdały one sobie sprawę wyłącznie dlatego, iż
poznały jeszcze inne okoliczności, o których wcześniej nie wie-
17
Porównaj także w związku z tym dyskusję o ekonomicznych pro
gnozach w: Ch. Babbage, On the Economy of Machinery and Manufacture,
London: C. Knight, 1832; H. H. Gossen, Entwicklung der Gesetze des men
schlichen Verkehrs und der daraus fließenden Regeln für mensdüiches Handeln
Braunschweig: Vieweg, 1854 (Berlin: R. L. Prager, 1889, 3. wyd. z wprowa
dzeniem F. A. Hayeka: Berlin: R. L. Prager, 1927), przekład angielski: The
Laws of Human Relations and Hie Rules of Human Action Derived Tliercfrom, przeł.
Rudolph C. Blitz, Cambridge: MIT Press, 1983; N. G. Pierson, Principles of
Economics, przekład z duńskiego przez A. A. Wotzela, London, New York:
Macmillan and Co., Ltd., 1902/1912; L. von Mises, Socialism, Indianapolis:
Liberty Classics, 1981 (1. wyd. niemieckie 1921); FA. Hayek (ed.), Collectivist
Economic Planning: Critical Studies on tlie Possibilities of Socialism, London: Geo
rge Routledge & Sons, 1935; P. Rutland, Tiie Myth of the Plan: Lessons of Soviet
Planning Experience, London: Hutchinson, 1985; P. C. Roberts, Alienation in
tlie Soviet Economy, Albuquerque: University of New Mexico Press, 1971.
V. Z G U B N A PYCHA ROZUMU
135
działy. Proces ten polega zatem na wykorzystywaniu rozpro
szonej wiedzy (w ten sposób naśladuje on handel, choć w bardzo
nieudolny sposób, ponieważ zazwyczaj nie występuje w nim kon
kurencja i charakteryzuje go niższy poziom odpowiedzialności),
a nie na połączeniu wiedzy będącej w posiadaniu wielu ludzi.
Członkowie grupy będą w stanie komunikować sobie nieliczne
ze swoich najważniejszych racji, ale przede wszystkim wnioski
wyprowadzone z odpowiedniej osobistej wiedzy o rozpatrywa
nym problemie. Ponadto, tylko z rzadka okoliczności będą na
prawdę te same dla różnych ludzi rozpatrujących tę samą sytu
ację, przynajmniej wtedy, gdy dotyczy to jakiejś części ładu
rozszerzonego, a nie zaledwie mniej lub bardziej zamkniętej grupy.
Być może najlepszym przykładem tego, iż celowa, „racjo
nalna" alokacja zasobów w rozszerzonym ładzie jest niemożli
wa bez odwoływania się do cen powstałych na konkurencyj
nych rynkach, jest problem alokaq'i obecnej podaży płynnego
kapitału tam, gdzie mógłby on zwiększyć końcowy produkt. Istotę
problemu stanowi to, jak wiele z obecnie przyrastających zaso
bów produkcyjnych można zaoszczędzić na bardziej odległą
przyszłość w porównaniu z dzisiejszymi potrzebami. Adam
Smith był świadom, iż kwestia ta ma typowy charakter, kiedy
odnosił się do problemu, przed jakim stanął prywatny właściciel
takiego kapitału. Napisał: „Jest rzeczą oczywistą, że każdy czło
wiek może w konkretnej sytuacji znacznie lepiej ocenić, w jakiej
gałęzi gospodarki krajowej może umieścić swe kapitały i w jakiej
gałęzi produkt osiągnie największą wartość, niżby to mógł zań
zrobić mąż stanu czy prawodawca."
18
Kiedy rozważamy problem wykorzystania wszystkich środków do
stępnych do inwestowania w rozszerzonym ladzie ekonomicznym rzą
dzonym przez jeden organ kierowniczy, stajemy przed pierwszą trud
nością, jaką jest fakt, iż nikomu nie może być znana określona
zagregowana ilość kapitału nadająca się do aktualnego wykorzystania.
Wielkość tego kapitału jest jednak ograniczona w tym sensie, że skutek
większych lub mniejszych od niego inwestycji musi prowadzić do roz
bieżności pomiędzy popytem na różnego rodzaju towary oraz usługi.
A. Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, t. II, przeł.
A. Prejbisz, B. Jasińska, Warszawa: PWN, 1954, ks. IV, r. II, s. 46.
136
ZGUBNA PYCHA ROZUMU. O BtĘDACH SOCJALIZMU
Rozbieżności nie zostaną skorygowane samorzutnie, lecz będą się ujaw
niać w niektórych poleceniach pochodzących od organu kierowniczego,
niemożliwych do wypełnienia albo z powodu braku wymaganych to
warów, albo dlatego, iż niektóre dostępne materiały oraz narzędzia nie
będą mogły być wykorzystane ze względu na brak uzupełniających je
środków (narzędzi, materiałów lub siły roboczej). Żadna z wielkości,
jaka musiałyby być wzięta pod uwagę, nie może zostać określona przez
badanie lub pomiar jakichkolwiek „danych" przedmiotów, lecz będzie
zależeć od możliwości, spośród których inne osoby będą musiały wy
bierać w świetle posiadanej przez nie w tym czasie wiedzy. Przybliżone
^^rozwiązanie tego zadania stanie się możliwe tylko przez wzajemne od
działywanie tych, którzy mogą uznać za istotne pewne okoliczności, na
jakie wskazują aktualne warunki, na podstawie ich oddziaływania na
ceny rynkowe. Dostępna „ilość kapitału" pokazuje na przykład, co dzie
je się, kiedy udział obecnych zasobów wykorzystywanych do zaspoko
jenia potrzeb w bardziej odległej przyszłości jest większy niż to, co lu
dzie są w stanie zaoszczędzić z bieżącej konsumpcji, aby zwiększyć
zapasy na tę przyszłość, tj. jaka jest ich skłonność do oszczędzania.
Uświadomienie sobie roli, jaką spełnia przekazywanie infor
macji (lub wiedzy o faktach), otwiera drogę do zrozumienia ładu
rozszerzonego. Jednakże te zagadnienia mają wysoce abstrakcyj
ny charakter i są szczególnie trudne do uchwycenia przez ludzi
wykształconych według mechanicystycznych, scjentystycznych
i konstruktywistycznych kanonów racjonalizmu, jakie dominu
ją w naszym systemie edukacyjnym, a którzy wciąż pozostają igno
rantami w dziedzinie biologii, ekonomii i ewolucji. Przyznaję, że i
mnie zajęło dużo czasu, jaki upłynął od mojego pierwszego przeło
mowego artykułu „Ekonomia a wiedza"
19
, przez rozpoznanie kon
kurencji jako procedury odkrywania w „Competition as a Discove
ry Procedurę"
20
, i artykuł „The Pretence of Knowledge"
21
, bym
mógł dojść do sformułowania mojej teorii o rozproszeniu informa
cji, z której wynikają wnioski o wyższości samorzutnych struktur
nad centralnym zarządzaniem.
19
F. A. Hayek „Ekonomia a wiedza", [w:] Indywidualizm i porządek ekono
miczny, przeł. G. Łuczkiewicz, Kraków: Wydawnictwo Znak, Kraków 1998.
20
F. A. Hayek, Nov Studies in Philosophy, Politics, Economics and the Histo
ry of Ideas, London: Routledge & Kegan Paul, Ltd., 1978, s. 179-190.
21
Tamże, s. 23-34.