9 rzeczy, których nie znosimy u sąsiadów
Co nas najbardziej denerwuje u naszych sąsiadów z bloku? Kłótnie, odgłosy z sypialni czy...?
1) Kłótnie sąsiedzkie
To jest coś, co uwielbiamy. Wrzeszcząca żona, rzucający talerzami mąż i trzaskanie drzwiami, aż u
nas, mieszkających piętro niżej, leci tynk. I tak kilka razy w tygodniu. Po trzech miesiącach
przymusowego uczestnictwa w małżeńskiej wymianie zdań wiemy już wszystko – że syn jest
kretyn, bo podobny do ojca; że mąż za bardzo się uśmiecha do Pani Krysi z ósmego; albo że żona
znowu ugotowała za słoną zupę.
2) Odwieczny remont
Wstajesz i kładziesz się z dźwiękiem wiertarki w uszach. Sąsiad od kilku miesięcy codziennie coś
wierci albo stuka młotkiem. Zaczynasz się zastanawiać, czy został mu w mieszkaniu choćby
centymetr ściany, który nie widział wiertła.
3) Dobry seks można poznać po tym, że cała klatka wychodzi na papierosa
To jedna z bardziej denerwujących i jednocześnie krępujących sytuacji. I nie chodzi tu o pruderię.
Po prostu nie każdy ma ochotę na wysłuchiwanie, kilka razy w miesiącu, pojękiwań sąsiadki i
stękania sąsiada, którzy czasem tak bardzo zatracają się w szaleństwie, że o mało nie wpadną z
łóżkiem do naszej sypialni.
4) Kuchenne hałasy
Po ciężkim tygodniu pracy czekasz z utęsknieniem na weekend. Marzysz o tym, żeby w końcu się
wyspać. Ale nic z tego - w sobotę o 7 rano zostajesz brutalnie obudzony przez sąsiadkę, która
postanowiła właśnie o tej porze ubić kotlety na najbliższe dwa dni. A ponieważ cisza nocna nie
obowiązuje już od godziny, pozostaje ci jedynie zainwestować w stopery do uszu.
5) Sąsiedzkie przyjaźnie
„Przewodnicząca bloku” – to taki nachalny osiedlowy społecznik. Wie o tobie i pozostałych
mieszkańcach bloku absolutnie wszystko: kto, z kim, kiedy, gdzie i o której. Jeśli nie wie, to i tak
sobie coś „dośpiewa”. Oczywiście uwielbia dzielić się tą wiedzą z każdym, kto tylko zechce (lub
stojąc w windzie musi) jej wysłuchać.
Organizuje zebrania, na których wręcza kartki z własnoręcznie rozpisanymi dyżurami sprzątania
zsypu, mycia okien oraz posadzki (bo dozorczyni robi to raz w tygodniu, a to, jej zdaniem, jest
zdecydowanie za rzadko). No i co jakiś czas puka do nas z powitalnym „ja do Pani męża” – a bo się
szafka w kuchni urwała, słoika nie może odkręcić, rower córce trzeba naprawić itd.
6) Sąsiadko, pożycz 10 zł
Sobotnie popołudnie, zrelaksowani siedzicie w fotelu i czytacie gazetę, kiedy nagle ktoś, jakby
łomem, dobija się do waszych drzwi. Otwieracie i waszym oczom ukazuje się, chwiejący się,
mocno „wczorajszy”, sąsiad. Oddech mógłby zabić, ale dzielnie apeluje: "Sosiadko, poszycz 10 zł".
Oczywiście nie macie najmniejszego zamiaru pożyczać żadnych pieniędzy, tym bardziej, że
delikwent jeszcze nie oddał poprzednich. Ale nie. Sąsiad jest wytrwały. Tak łatwo spławić się nie
da. Ostry negocjator. Wy jednak wykazujecie się asertywnością i odprawiacie go z pustymi rękami.
Zamykając drzwi pojawia się jednak obawa, czy w ramach odwetu, nie znajdziecie na swojej
wycieraczce mokrej niespodzianki…
7) Kochane dzieciaki
Nie mamy budzika, bo jest właściwie zbędny. Punktualnie o 6 rano zrywa nas na równe nogi ryk
syreny – to dziecko sąsiada z góry właśnie się obudziło i czuje ogromną potrzebę zakomunikowania
o tym fakcie wszystkim mieszkańcom bloku. Ale to nic takiego. Najgorsza jest pora zabaw.
Zaczyna się od jazdy na rolkach po całym mieszkaniu, potem jest drugi etap, czyli granie w piłkę,
odbijanie piłeczki tenisowej od ściany, bicie się z resztą rodzeństwa, skakanie po łóżku. Wszystko
kończy się półgodzinnym bieganiem po domu w szpilkach mamy. Po dwóch tygodniach człowiek
zaczyna układać w głowie misterny plan porwania i wywiezienia dzieciaka na drugi koniec świata.
Jedyna nadzieja w tym, że kiedyś malec pójdzie do szkoły (dzięki Ci Panie za szkolnictwo).
8) Toaleta
Śpiewanie pod prysznicem to nic przy innych odgłosach dobiegających z łazienki - np. gdy sąsiad
załatwia swoje potrzeby fizjologiczne tak głośno, że słychać go piętro niżej w salonie. I nie jest to
wina cienkich ścian…
Uroki mieszkania w bloku
9) Ławeczki
Nadejście wiosny można poznać, m.in. po tym, że od samego rana śmietanka towarzyska osiedla
spotyka się na ławkach obok bloków. To taki klub osiedlowy, tyle, że na świeżym powietrzu. Jeżeli
akurat okno mieszkania wychodzi na tę część osiedla – twój pech.
Najwcześniej ławki okupują osiedlowe plotkary – te potrafią już przed siódmą scenicznym szeptem
wymieniać się najnowszymi „newsami” o życiu sąsiadów (taki analogowy Facebook). Później ich
miejsce zajmują młode mamy ze swoimi pociechami. Po nich przychodzi czas na dzieci, które
wyszły ze szkoły, ale nie chcą jeszcze wracać do domu.
Prawdziwa elita pojawia się wieczorem. Najpierw na piwku spotyka się męska reprezentacja
osiedla w średnim wieku. Każdy obowiązkowo z piwem albo tanim winem (jedna butelka na
wszystkich) i papierosem w ręku. Prowadzą długie dialogi – o czym, ciężko zrozumieć.
Kiedy się już całkiem ściemni, ich miejsce zajmuje młodsze pokolenie. Ciężko odróżnić tych
chłopaków od siebie – każdy w dresie, bluzie z kapturem, adidasach i czapce z daszkiem. Po pięciu
minutach słuchania ich „rozmów” człowiek nadrabia wszelkie zaległości z łaciny. No i podziwiamy
chłopców za to, że za pomocą pięciu słów są w stanie opowiadać jedną historię przez pół wieczoru
(najczęściej o bijatyce, imprezie, Kaśce z piątego, albo ucieczce przed „psami”). Po prostu folklor.