background image

BENTE PEDERSEN 

WYROKI LOSU 

background image

Ritva nigdy nie zastanawiała się nad starością. 

Nie myślała o śmierci. 

Miała dopiero dziewiętnaście lat. 

Hans  Fredrik  Feldt  pełnił  obowiązki  komendanta  na  wysuniętym  daleko  na  północ 

skrawku  Norwegii.  Wyznaczony  mu  okres  służby  dobiegał  końca.  Nikt  nie  oczekiwał,  że 

kapitan zechce przedłużyć swój pobyt w tych stronach. 

Nigdy nie czuł się dobrze w miejscu, gdzie zimą panowała długa noc polarna, a latem 

trwał  nie  kończący  się  dzień.  Nie  lubił  samotności  ani  pustkowia.  Posępny  krajobraz  i 

bezkresne morze wzbudzały w nim niechęć. Drażnił go ostry klimat, przy którym najbardziej 

bezwzględni mężczyźni zdawali się łagodni niczym baranki. 

Ale władza rekompensowała mu wszystko. 

Pod  tym  względem  minionych  pięć  lat  dostarczyło  mu  wiele  przyjemności. 

Ukoronowaniem służby miało być spalenie na stosie największej czarownicy, jaką widziały te 

strony. 

Niewiele brakowało, a byłby tego dokonał. 

Ale ona pozbawiła go należnej chwały, dosłownie w ostatniej chwili wymykając mu 

się z rąk. Z pomocą przyszli jej słudzy piekieł. 

Jeszcze żadnej kobiecie nie udało się go pokonać. Tej wiedźmie też się to nie uda! 

Kapitan Hans Fredrik Feldt postawił wszystko na jedną kartę. Bardzo zależało mu na 

tym,  żeby  zapisać  się  w  pamięci  mieszkańców  północy  jako  pogromca  czarownicy.  Sława 

jego  czynu  miała  się  odbić  szerokim  echem  i  zapewnić  mu  powitanie  z  honorami  w  ro-

dzinnych stronach. Pragnął, by cywilizowany świat zobaczył w nim człowieka z zasadami. 

Wraz z nastaniem lata opuści twierdzę Vardohus. 

Przedtem jednak rozpali stos, na którym spłonie czarownica. 

Nie spocznie, póki jej nie odnajdzie... 

Nie pozwoli, by kobieta wystrychnęła go na dudka. Ani teraz, ani nigdy! 

Znał jej imię i twarz. Doświadczył też jej diabelskiej mocy. Była porażająco piękna, 

jak zresztą większość istot w służbie szatana. Jej oczy płonęły niby rozżarzone węgle, włosy, 

miękkie niczym jedwab, miały barwę rodem z piekieł. Ale on, kapitan Feldt, nie uległ, nie dał 

się  omotać  podstępnie  zastawionej  sieci.  Dał  odpór  zdradzieckiemu  spojrzeniu,  udającemu 

wzrok anioła. 

background image

Czarownica  zdołała  umknąć,  ale  on  poprzysiągł  sobie,  że  ją  odnajdzie,  choćby  miał 

szukać do końca życia. 

-  Gdziekolwiek  się  ukryłaś,  Ritvo,  drzyj,  bo  nie  jesteś  bezpieczna  -  syknął  Hans 

Fredrik  Feldt,  wpatrując  się  w  morze,  które  mu  ją  odebrało  i  porwało  nie  wiadomo  dokąd. 

Tyle jest fiordów i zatok, gdzie mogła się zaszyć! Nie miał dość ludzi, by sprawdzić każdy 

skrawek wybrzeża. 

Jej wybawcy dobrze sobie to wszystko zaplanowali. 

- Mimo to nie czuj się bezpieczna - powtórzył łagodniej, zaciskając pięści. Kąciki ust 

zadrgały lekko, ale nie złagodziły nieprzeniknionego oblicza. Wyraz twarzy nadal pozostawał 

mroczny i bezwzględny, a zielononiebieskie oczy spoglądały niezmiennie chłodno. 

Ten człowiek nie potrafił się śmiać, zresztą od dawna nie próbował. 

Był  przystojny  i  urodziwy,  ale  całkiem  pozbawiony  serca.  Twarz  o  harmonijnych 

rysach nie zdołała przysłonić brutalności jego natury. 

-  Napiętnowałem  cię  -  rzucił  ku  morzu,  zwilżając  językiem  wargi.  -  Nie  uciekniesz 

przede mną, Ritvo. Naznaczyłem twą białą skórę rozżarzonym żelazem. Jesteś moja, moja na 

zawsze! To ja ci wyznaczę kres życia. Twoje ostatnie chwile należeć będą do mnie... 

Ritva, ku której kierował te słowa, naprawdę nosiła imię Raija. 

Hans  Fredrik  nie  był  tego  świadom.  Nie  miał  jednak  najmniejszej  wątpliwości,  że 

rozpozna jej twarz, gdziekolwiek ją zobaczy. 

Rozpozna jej ciało. Blizny po rozżarzonym żelastwie, którym ją pieścił. 

Nad fiordem siedział mężczyzna otoczony gromadką dzieci i opowiadał im bajki. W 

jego włosach igrały słoneczne promyki, a spojrzenie było łagodne i rozmarzone. Duże dłonie 

gładziły  delikatnie  rudą  grzywkę  trzyletniej  dziewczynki,  która  mocno  zacisnęła  rączki  na 

jego  szyi.  Mężczyzna  pochylił  się  nad  trochę  starszą  dziewczynką  i  złożył  na  policzku 

siedmiolatki niedźwiedzi pocałunek, powstrzymując wybuch jej zazdrości. 

Dwoje pozostałych dzieci, podobnie jak on, miało włosy blond, ale nie były podobne 

ani do niego, ani do siebie nawzajem. Najstarsza dziewczynka o płowych, długich niemal do 

kolan warkoczach skończyła dziesięć lat, chłopiec rozpoczął siódmy rok życia. 

Tej  bajki  słuchali  już  wcześniej.  Opowiadała  o  miłości,  o  nienawiści,  o  okrutnym 

trollu z północy. Opowiadała o pewnym dobrym człowieku i o mamie. 

Historia Raiji. 

Reijo  powtarzał  ją  często.  Poprzysiągł  sobie,  że  nie  pozwoli  dzieciom  zapomnieć 

matki. Co prawda trudno im było zrozumieć, dlaczego mama nie może być z nimi, ale Reijo 

background image

robił wszystko, by serca dzieci nie napełniły się goryczą, a one same nie otoczyły się murem 

nieprzystępności. 

Nadejdzie kiedyś dzień, gdy Raija do nich powróci, i nie powinna wówczas napotkać 

nienawiści. 

Ale w umysłach małych istot lęgnie się wiele różnych myśli! 

Tyle  już  czasu  upłynęło,  odkąd  się  rozstali.  Każdy  dzień  przynosił  nowe  zdarzenia. 

Dwa  lata  to  wieczność  cała  dla  kogoś,  kto  ledwie  sięga  do  bioder  temu,  którego  nazywa 

ojcem. 

Elise pamiętała Raiję i pielęgnowała te wspomnienia, lękając się panicznie, że może je 

utracić. Chciwie chowała je dla siebie, udając przed pozostałymi, że wszystko zapomniała. Za 

nic w świecie nie pozwoliłaby odebrać sobie najcenniejszej pamiątki. 

Utraciła  tatę  i  mamę.  W  sennych  koszmarach  nadal  jej  się  pojawiał  obraz 

bezwładnego ciała matki, sznura zaciśniętego na jej szyi... zapach obory... 

Odebrano jej też Raiję. 

Ale wspomnienia należą tylko do niej. Nikt się o nich nie dowie. Nikt jej z nich nie 

odrze. 

Maja  także  w  przebłyskach  pamięci  przypominała  sobie  pewne  zdarzenia  z 

przeszłości.  Ale  one  budziły  w  niej  głęboką  niechęć  zaprawioną  bólem  i  lękiem. 

Wspomnienia  z  wczesnego  dzieciństwa  wywoływały  w  niej  niepokój,  naruszały  poczucie 

bezpieczeństwa. 

Opowieści  Reijo  to  jednak  co  innego.  Lubiła  je.  Uwielbiała  wpatrywać  się  w  twarz 

opiekuna,  obserwować  jego  oczy  nieustannie  zmieniające  barwę.  Gdy  się  uśmiechał, 

pojawiały się w nich wesołe błyski, gdy przypominał sobie coś bolesnego, coś, co wolał ukryć 

przed dziećmi, zasnuwały się cieniem. 

Maja rozumiała o wiele więcej, niż Reijo przypuszczał. Potrafiła czytać z jego twarzy. 

Nauczyła  się  rozpoznawać  znaczenie  każdego  grymasu  i  gestu,  wychwytywała  najmniejszą 

zmianę nastroju. 

Pojmowała sprawy, których nie potrafiła jeszcze nazwać słowami. 

Tego daru lękała się równie mocno, jak własnych mglistych wspomnień. 

Gdy wpadała w złość, potrafiła zerwać się i uciekając,  gniewnie wykrzykiwać: „Nie 

chcę  tego  słuchać!  Nie  chcę!  To  jest  głupie!  Słyszysz,  Reijo?  To  głupie!  Głupie,  głupie! 

Zwykłe bajki. Nieprawdziwe. Nie mam mamy!” 

Twarz Reijo zasnuwała się wówczas mrokiem, a serce ściskało mu się z żalu. Wiele 

go kosztowało, by w takich chwilach się nie załamać i nie utracić nadziei. Wtedy czerpał siłę 

background image

od tej, która nie mogła nic pamiętać. Krył twarz w płomiennej czuprynce Idy, córeczki jego i 

Raiji, i ogrzewał serce ciepłem bijącym od drobnego ciałka. Dziewczynka uwielbiała bajki i 

jasnym głosikiem po fińsku domagała się, żeby opowiadał dalej. Była mała, nie pojmowała 

chyba nawet znaczenia słowa „matka”. Ponieważ rzadko bywali w towarzystwie innych ludzi, 

dziewczynka  nie  spotkała  zwyczajnych  rodzin  i  żyła  w  przekonaniu,  że  w  normalnych 

rodzinach jest tylko ojciec. 

Maja jako jedyna protestowała. 

Elise  słuchała.  Reijo  nie  potrafił  rozgryźć,  co  chodzi  po  głowie  tej  małej.  Ciężko 

przeżyła  utratę  Raiji.  Nie  udało  mu  się  zastąpić  dziewczynce  opiekunki.  Dla  tego 

zamkniętego w sobie dziecka Raija była tym, kim on sam był dla Mai. Kimś, kogo podziwiała 

bezgranicznie i kochała bez żadnych zastrzeżeń. Opowiadane przez niego historie pomagały 

jej zatrzymać wspomnienia. 

A Knut... 

Trudno  odgadnąć,  jak  chłopiec  przyjmował  opowieści  Reijo.  Zazwyczaj  był  dość 

ufny. Gdy jednak słuchał o matce, jego twarz, tak podobna do twarzy Kallego, zamykała się, 

a dźwięk, imienia „Raija” wywoływał drżenie w kącikach miękkich ust. 

Reijo  obawiał  się  wpływu  swych  słów  na  tego  chłopca,  który  mógłby  być  jego 

własnym synem. Za nic w świecie nie chciał go ranić, a mimo to nie potrafił powstrzymać się 

od mówienia o Raiji. 

Był jej to winien. 

Nie  mógł  wiedzieć,  co  naprawdę  myślą  i  czują  dzieci,  ale  powtarzając,  że  mama  je 

kocha,  nie  miał  żadnych  wątpliwości,  iż  mówi  prawdę.  Z  taką  samą  niezłomną  wiarą 

zapewniał je, że pewnego dnia Raija powróci... 

Znal ją dobrze, nigdy go nie okłamała. 

Przygarniając  szerokimi  ramionami  całą  czwórkę,  obejmował  spojrzeniem  fiord  od 

kamienistego nabrzeża po nagi horyzont daleko na północnym wschodzie. 

Zwilżając usta, wciąż na nowo snuł te same historie przepojone niezmienną miłością 

do Raiji i wiarą w to, że któregoś dnia wyłoni się zza linii horyzontu. 

Tymczasem w samym sercu Finlandii Raija zagryzała wargi, z trudem tłumiąc w sobie 

irytację i bezradność. 

Wśród  kobiet  z  lapońskiej  wspólnoty,  do  której  dołączyli,  nie  znalazła  pokrewnej 

duszy. Może dlatego, że sama wywodziła się z Finów? A może dlatego, że nie dorównywała 

im  zręcznością  w  pracach  przypisanych  kobietom?  Poza  tym  nigdy  nie  włączała  się  do 

background image

pogawędek  o  mężczyznach  i  dzieciach.  Gdy  rozmowa  schodziła  na  te  tematy,  Raija 

natychmiast wycofywała się. Było to dla niej zbyt bolesne. 

Nie potrafiła określić, co jest przyczyną przepaści, która wytworzyła się pomiędzy nią 

a pozostałymi kobietami. Mozę tak naprawdę nie przykładała do tego większej wagi? 

Była sama. 

Obca. 

Jak zawsze! powracała uporczywa myśl. 

Co  prawda  miała  Mikkala,  jego  miłość  i  oddanie.  Sama  zresztą  nadal  kochała  go 

równie gorąco jak kiedyś... 

Ale Mikkal pochłonięty był tyloma innym sprawami... 

Okazało się, że to on z  nich dwojga  radzi sobie  lepiej. A tak się obawiał, że będzie 

nieprzydatny, że niewładna noga całkowicie pogrzebie jego szanse na wartościowe życie! 

Stał  się  tymczasem  ważną  osobą  w  lapońskiej  społeczności.  Miał  posłuch.  Potrafił 

doskonale  planować,  nie  brakło  mu  rozsądku,  imponował  wiedzą.  Mężczyznom,  którzy 

słuchali jego rad, pracowało się znacznie lżej. 

Mikkal,  żyjący  dotąd  w  cieniu  swego  ojca,  którego  nie  darzył  szczególnym 

szacunkiem, zyskał wreszcie poczucie własnej wartości. 

W  tej  wspólnocie  nie  traktowano  go  jedynie  jako  syna  Pehra.  Na  ważności  zyskało 

jego własne imię. Był tu potrzebny. 

Przekonał się, że potrafi kierować innymi. Trochę go to napawało lękiem, ale miało 

równocześnie cudowny posmak. 

Stał się zachłanny na wszystko, co wypełniło jego nowe życie, i niechętnie myślał o 

tym, że przyjdzie mu się niebawem rozstać z tymi ludźmi. 

Matti także czuł się w tym miejscu jak ryba w wodzie. Koczownicze życie pod gołym 

niebem,  odpowiedzialność  i  obowiązki,  w  których  znajdował  sens,  wyraźnie  mu  służyły. 

Chłopak miał piętnaście lat, ale wydawał się starszy. Mikkal domyślał się, że to dziedziczne. 

W  rodzinie  Alatalo  dzieci  wcześnie  dojrzewały.  Pamiętał,  że  tak  samo  było  z  Raiją.  Teraz 

miała dwadzieścia trzy lata, ale niemal przez całe życie była dorosła. 

Najszczęśliwszy jednak był Ailo, który w obozowisku czuł się jak u siebie. 

Fińscy  pobratymcy  przyjęli  Mikkala  i  jego  syna  z  otwartymi  ramionami,  dla  Raiji 

jednak nie byli równie serdeczni. 

Dziewczyna milczała, ale Mikkal, widząc jej nieobecne spojrzenie, domyślał się, jakie 

uczucia targają ukochaną. Niejednokrotnie tkwiła nieruchomo, jakby próbując dojrzeć coś, co 

znajdowało się poza zasięgiem wzroku. Nigdy nie dzieliła się z Mikkalem swym cierpieniem. 

background image

Ale  cieszyła  się  jego  radościami.  Uśmiechała  się,  gdy  opowiadał  jej  o  swych  małych  co-

dziennych sukcesach. Radowała się szczerze, był tego pewien. 

Wszystko to miało słodko - gorzki smak. 

Mikkal uważał, że należy mu się takie życie. Zasłużył na uznanie i szacunek. 

Chętnie zostałby tu do końca swych dni, ale Raija tęsknym wzrokiem spoglądała poza 

horyzont i snuła własne marzenia. 

Nie zwierzała się Mikkalowi, ale on znał ją na tyle dobrze, by zdawać sobie sprawę, że 

Raija się zadręcza. 

Finlandia była jej ojczyzną, stąd się wywodziła, tu miała swe korzenie. Jednak teraz, 

gdy nie odnalazła ojca wśród żywych, wydało jej się, że korzenie nie są dość solidne. 

Mikkal  uśmiechnął  się  z  goryczą.  Pomyślał  sobie,  że  jego  ukochana  Raija  pod 

wieloma  względami  wyjątkowo  została  doświadczona  przez  los.  Tak  jakby  ciążyło  nad  nią 

jakieś fatum. 

Wszędzie, gdzie się pojawiała, traktowano ją jak obcą. 

Sama sprawiała też wrażenie, że zatrzymuje się tylko przelotnie, ot, krótki przystanek 

w ciągłej podróży. Nieustannie o czymś marzyła. Szczęście wymykało jej się z rąk, nigdy nie 

przeżywała jego pełni. 

Mikkal  był  zadowolony,  ale  oddałby  wszystko,  żeby  i  Raija  czuła  się  szczęśliwa, 

niczego bardziej nie pragnął. 

Późną  jesienią,  gdy  pierwsze  mrozy  skują  ziemię,  gdy  nastaną  chłody  nie  do 

wytrzymania, nadejdzie pora wyjazdu. 

Pozostało  mu  jeszcze  tylko  kilka  tygodni  we  wspólnocie,  która  obdarzyła  go  takim 

szacunkiem. Która pozwoliła mu zrozumieć, że jest coś wart, że jest kimś! 

Gdy tylko stwardnieje śnieżna skorupa, będzie musiał się z nimi pożegnać. Nie potrafi 

bowiem czuć się szczęśliwy, widząc, jak kobieta, którą kocha ponad wszystko, cierpi. 

Czeka na niego kraina na północy. 

Może  Raiji  nic  już  tam nie  grozi?  Upłynęło  tyle  czasu.  Przypuszczalnie  nikt  już  nie 

pamięta o czarownicy, która przed dwoma laty uniknęła stosu w Vardo. 

Spróbują odnaleźć Reijo... Maję... Pozostałe dzieci Raiji. 

Ciągnęło ich na północ. Raija nigdy nie będzie w stanie zerwać więzi. 

Pisane  jej  jest  życie  na  skalistym  północnym  wybrzeżu,  nie  na  łagodnej  równinie 

wśród lasów i jezior. 

Bez względu na to, co ją czeka, musi tam powrócić. 

background image

- Ty sobie drwisz z tych chłopców, Ritvo! - Ristin popatrzyła z wyrzutem na siostrę. - 

Tak nie wolno, nie rozumiesz tego? 

Ritva, wzruszywszy ramionami, odparła ze śmiechem: 

- Skoro są tacy głupi, że dają się wodzić za nos... Ristin westchnęła ciężko, z trudem 

powstrzymując się przed wypowiedzeniem kąśliwej uwagi, którą już miała na końcu języka. 

Być może jej krytyczne słowa wynikały z tego, że bardzo zazdrościła siostrze. Bo tak się już 

składało, że Ritva obdarzona została przez los tym, co najlepsze. Była ładna i miła, a przy tym 

nad  podziw  zręczna.  Niełatwo  ją  było  pognębić,  bo  miała  wyjątkowe  poczucie  humoru. 

Uśmiech rzadko znikał z jej twarzy. 

I była taka piękna! 

Niebieskie lśniące oczy przybierały wszystkie możliwe odcienie: czasem błękitne jak 

bezchmurne  letnie  niebo,  gdy  się  rozzłościła,  ciemniały,  przypominając  granatowy  mrok 

nocy. 

Pociągła  twarz  Ritvy  o  harmonijnych  rysach  wydawała  się  niezbyt  ładnej  Ristin 

nieosiągalnym ideałem. 

Wygięte  w  łuki  brwi  przypominały  skrzydła  ptaka.  Niewielki  podbródek  i  miękkie, 

uwodzicielskie wargi wcale nie pozbawiały jej twarzyczki wyrazu zdecydowania. 

Ritva była taka, jaka Ristin zawsze pragnęła być. 

Zazdrościła  więc  siostrze  w  głębi  duszy  i  czasem,  gdy  naszła  ją  chwila  goryczy, 

nienawidziła jej gorąco. Ale tak naprawdę kochała ją i poszłaby za nią w ogień. 

Były siostrami. Łączyły je więzy krwi! 

Ristin wydawało się, że Ritva szydzi sobie z Nilsa. Wszyscy wiedzieli, że ten biedny 

chłopak gotów był całować ziemię, po której stąpała, ba, wyszedłby boso w grudniową noc! 

Ritva tymczasem jednego dnia robiła mu nadzieję, by następnego wszystko puścić w 

niepamięć. 

-  Nie  powinnaś  nastawiać  Nilsa  i  Guttorma  przeciwko  sobie  -  wyrzucała  Ristin 

siostrze. - Przecież wiesz, że to najlepsi przyjaciele. 

-  Czyżby?  -  rzuciła  Ritva  lekko,  trochę  już  zmęczona  upomnieniami  swej  młodszej 

siostry. Ristin potrafiła prawić takie kazania, że można by mniemać, iż to ona, a nie Ritva, 

skończyła dziewiętnaście lat i była prawie dorosła. Tymczasem Ristin liczyła sobie dopiero 

piętnaście wiosen. 

background image

- Czy ty w ogóle myślisz? - wyrzucała jej młodsza siostra. 

- Nawet bardzo wiele - odrzekła Ritva i obróciwszy się plecami do siostry, usiadła na 

ziemi. - Wiem, że Nils i Guttorm są najlepszymi przyjaciółmi. Ale co ja na to poradzę, że obu 

cieknie ślinka na mój widok? Nie cierpię tego. 

Ristin  prychnęła  z  pogardą.  Dobrze  znała  swoją  siostrę  i  nie  miała  najmniejszych 

wątpliwości, że jest dokładnie na odwrót. 

-  Żadnemu  niczego  nie  obiecałam,  wiec  chyba  mogę  rozmawiać  i  z  jednym,  i  z 

drugim. Nie mam wpływu na to, co im się roi w głowach. Chłopcy są beznadziejnie głupi - 

dodała zrezygnowana. 

Ristin była innego zdania.  Lubiła Guttorma.  Bawił ją. Ale w głębi serca kochała się 

beznadziejnie w Nilsie, czego jednak nigdy w życiu nie wyjawiłaby Ritvie. 

Nilsowi także nie... 

Zrobiło jej się go żal, kiedy zwierzył się jej ze wszystkiego, dlatego robiła Ritvie takie 

wyrzuty. 

- Nils sądził, że nie żartujesz, mówiąc mu, że jest przystojny i że lubisz go najbardziej 

ze wszystkich - ciągnęła, urażona w jego imieniu. - Podobno obiecałaś pójść dziś z nim na 

pastwisko pilnować renifery. 

Ritva  rozłożyła  ręce.  W  jednej  chwili  przypomniała  sobie  moment,  kiedy  padły  te 

słowa, i zarumieniła się lekko. 

- Naprawdę tak myślałam, kiedy to mówiłam - broniła się - ale zaraz potem zjawił się 

Guttorm z upolowanym rysiem. Wydał mi się taki fascynujący! Poza tym obiecał mi skórę... 

- Myślisz tylko o sobie - stwierdziła Ristin z przyganą w głosie. 

Ritva  zmrużyła  oczy  i  popatrzyła  na  siostrę.  Ujrzawszy  w  jej  spojrzeniu  cierpienie, 

nagle dokonała odkrycia. 

- A ty, siostrzyczko, zdaje się nie możesz przestać myśleć o Nilsie? 

Ristin spąsowiała i odwróciła się gwałtownie. 

-  Właściwie,  dlaczegóż  by  nie?  -  ciągnęła  Ritva.  -  Mnie  on  specjalnie  nie  pociąga. 

Owszem,  jest  miły,  ale  nawet  w  połowie  nie  tak  męski  jak  Guttorm.  Nie  cierpię  tego,  że 

nieustannie okazuje mi uwielbienie. Przekaż mu to, jeśli chcesz. Może uda ci się go przejąć. 

Ż

yczę szczęścia. 

Jakże Ristin nienawidziła siostry w tym momencie! 

Z jednej strony ucieszyła się, że Ritva nie lubi Nilsa w ten sposób, ale równocześnie 

sprawiało jej to ból. 

Wiedziała, jaka będzie reakcja Nilsa, jak będzie cierpiał. 

background image

Wyznał Ristin, że kocha Ritvę. Zwierzył jej się z tego, a ona poprzysięgła, że nikomu 

o tym nie powie. 

Nils na pewno ciężko to przeżyje. 

Równocześnie bolało ją, że siostra rezygnuje z kogoś, kogo ona, Ristin, i tak nigdy nie 

dostanie. Przepaść, jaka dzieliła siostry, jeszcze nigdy nie wydawała się taka głęboka. 

-  Ci  twoi  wielbiciele  powinni  się  kiedyś  przekonać,  że  za  twoją  olśniewającą  urodą 

kryje się niezbyt piękny charakter! - rzuciła zduszonym głosem Ristin i uciekła zalana łzami. 

Ritva zacięła zęby i pochyliła głowę. Przycisnęła podbródek do kolan, aż ją zabolało. 

Cisnęła jeszcze mocniej. 

Miało boleć! 

Łatwiej będzie wówczas wytrzymać to wszystko. 

Po co w ogóle wygadywała takie rzeczy? Dlaczego zachowała się tak okropnie? 

Przecież  kocha  Ristin!  A  jednak  tak  dawno  jej  tego  nie  okazała.  Wszystko  się 

pogmatwało, wszystko jest takie trudne! Kiedy stara się być miła, czuje się jakoś głupio. Nie 

chciała wcale, żeby sprawy między nią i Nilsem ułożyły się w ten sposób. 

Nils jest taki miły. 

Nic dziwnego, że Ristin się w nim zakochała. 

Ona  sama  też  go  lubi,  nawet  bardzo.  Lubi  jego  uśmiech,  przelotne  nieśmiałe 

pocałunki. 

Nils jest przekonany, że łączy ich coś poważniejszego. 

Ritva przygryzła dolną wargę. 

Znalazła się w prawdziwej matni. 

Powaga. 

Rodzina. 

Na sam dźwięk podobnych słów czuła, jak ciarki przechodzą jej po plecach. Te słowa 

nie dawały jej spać po nocach. 

Miałaby wyjść za mąż i wyprowadzić się od rodziców i rodzeństwa? 

Wzięłaby na swe barki wielką odpowiedzialność. Urodziłaby dzieci... 

Takie są pragnienia Nilsa, choć nie powiedział tego wprost. Mówił tylko, że bardzo ją 

lubi, że ją kocha. I chce, by jego ojciec rozmówił się z jej ojcem. 

Nie  była  z  nikim  zaręczona.  Nils  także  nie.  Jej  ojciec  pewnie  chętnie  przyjmie 

oświadczyny  Nilsa.  Lubi  go,  wszyscy  go  lubią,  bo  to  doprawdy  dzielny  i  miły  chłopak. 

Starszy od niej, oczywiście, ale pasowaliby do siebie. 

A Guttorm? 

background image

Ritva czuła się podwójnie nieszczęśliwa. Guttorm, najlepszy przyjaciel Nilsa, stanowił 

dokładne  jego  przeciwieństwo.  Na  stałym  w  uczuciach  Nilsie  można  było  polegać,  zaś 

Guttorm był zmienny jak wiatr. Nils poważny i dojrzały, zaś Guttorm bez przerwy stroił sobie 

figle. Starsi wzruszali ramionami i powiadali, że on nigdy nie dorośnie. 

Ritva lubiła jego wesołość i to, że nie oczekiwał od niej żadnych zobowiązań. 

Sama czuła się równie młoda, radosna i skora do zabawy. 

Nie chciała dorastać. 

Miłość? 

To  słowo  kusiło  ją,  ale  zarazem  przerażało,  sprawiając,  że  oblewała  się  zimnym 

potem. 

Domyślała się, czym jest miłość, co niesie ze sobą, ale nie czuła się dość dorosła. 

Tyle w niej jeszcze tkwiło wesołości, tyle chęci do zabawy, której pragnęła dać upust. 

Guttorm pewnie by jej w tym pomógł, potrafił się bawić. 

Nils ze swoją powagą nie zrozumiałby tego. 

Uwielbia ją, ale nie potrafi na ten temat żartować. Guttorm pewnie ją lubi, choć tak 

naprawdę nie wiadomo, co do niej czuje. Obiecał jej skórę z rysia, to znaczy, że nie jest mu 

całkiem  obojętna.  Ale  on  wszystko  traktuje  tak  lekko,  nie  można  go  być  pewnym.  Ma  tyle 

dziewcząt. Nils nie ogląda się za innymi. Nawet nie rozmawia z innymi dziewczętami prócz 

niej. No, może jedynie z Ristin, ale ją traktuje jak dziecko. 

Być  może  lubi  Nilsa  nawet  bardziej  niż  Guttorma,  ale  tak  naprawdę  tych  dwóch 

trudno porównywać. Różnią się jak woda i ogień, i każdy z nich porusza inne struny  w jej 

sercu. 

Guttorm bezsprzecznie wydaje się ciekawszy, bardziej fascynujący. Jego towarzystwo 

ją kusi. Nils tego nie pojmie, on, ze swoją śmiertelną powagą i pragnieniem posiadania! 

Byłoby  o  wiele  prościej,  gdyby  zrozumiał  wreszcie,  że  jej  nie  można  mieć  na 

własność. Że musi dać jej możliwość wyboru. A on chce ją tego pozbawić. Chce wybierać za 

nią. 

Czy nie zdaje sobie sprawy, że w ten sposób wszystko komplikuje? 

Ritva zmrużyła oczy i popatrzyła w dal. Jeźdźcy na koniach? Serce zabiło jej mocniej. 

Zerwała się i otrzepała z wrzosów i grudek ziemi spódnicę. 

Krążyło  wiele  pogłosek  o  mężczyznach  penetrujących  płaskowyż.  Wieczorami  przy 

ogniskach ludzie opowiadali sobie po cichu różne historie. 

Podobno  jeźdźcy  przybyli  ze  wschodu,  z  potężnej  twierdzy  nad  morzem.  Szukali 

kogoś  już  od  długiego  czasu,  zamieniając  życie  mieszkańców  tundry  w  koszmar. 

background image

Gdziekolwiek  się  pojawili,  budzili  strach  i  niepewność,  a  wieść  o  ich  okrucieństwie 

wyprzedzała ich przybycie. 

Szeptano  coś  o  czarownicy.  Ludzie  wymyślają  niestworzone  rzeczy!  Ale  co  do 

jednego nikt nie miał wątpliwości: najbardziej poszkodowani są Lapończycy. To wśród nich 

ci mężczyźni kogoś szukają, siejąc postrach. 

Do  tej  pory  ich  wspólnocie  zostało  to  oszczędzone.  Nic  nie  zakłócało  bezpiecznej 

codzienności, chociaż powtarzane przy ogniskach wieści były coraz bardziej niepokojące. 

Tego wieczoru miało się to zmienić. 

Ritva zalękniona pobiegła w stronę namiotów. 

Jeźdźcy byli coraz bliżej. 

Instynktownie wyczuła, że kiedy stąd odjadą, jej życie ulegnie zmianie. Nie zdawała 

sobie jednak sprawy z tego, jak bardzo. 

Przybyło  ich  trzech,  ich  nazwiska  są  tu  bez  znaczenia.  I  tak  wykonywali  rozkazy 

kogoś innego. W ten sposób zarabiali na chleb. 

W  ciągu  minionych  dwóch  lat  zmieniło  się  ich  wielu,  ale  ci  trzej  towarzyszyli 

kapitanowi  od  samego  początku.  Oni  ją  widzieli,  byli  w  miejscu,  gdzie  im  się  wymknęła. 

Hans Fredrik Feldt im ufał. 

Ś

miech  i  drwiny  rozbrzmiewające  za  ich  plecami  po  ucieczce  czarownicy  im  także 

mocno  dopiekły.  Pragnęli  tego  samego  co  kapitan.  I  lękali  się  równie  mocno,  że  może  nie 

zdążą wypełnić zadania. 

Doznaliby  wielkiego  upokorzenia,  gdyby  z  powodu  braku  czasu  musieli  zaniechać 

walki przeciwko złu! 

Kapitan Feldt stąd wyjedzie, ale oni nie zamierzają opuszczać tych stron. Nie zniosą 

drwin i szyderstw. 

Wiedzieli, że czas ucieka, i zbliża się chwila kompromitacji. 

Jeśli jej nie odnajdą... 

Właśnie  tych  trzech,  którzy  widzieli  czarownicę,  zdesperowany  Hans  Fredrik  Feldt 

wysłał po raz ostatni na poszukiwania. 

Jeśli jej nie odnajdą... 

Ten  pomysł  przyszedł  mu  do  głowy  pewnej  bezsennej  nocy.  Wydał  mu  się  tak 

dziecinnie prosty, że sam się zdziwił, dlaczego wcześniej na to nie wpadł. 

Znalazł sposób, by zakończyć swą służbę w pełni chwały. 

Jeśli  nie  znajdzie  prawdziwej  czarownicy,  to  rzuci  na  stos  jakąś  inną  czarnowłosą 

piękność. 

background image

Nikt nie zauważy różnicy. 

Przecież tylko on i garstka żołnierzy widzieli tamtą, nim została poddana torturom. 

Tylko  oni  będą  znać  prawdę.  Mają  powód,  by  pragnąc  takiego  zakończenia  sprawy 

równie mocno jak on. Użyje sposobu, by ich przekonać. 

Potrzebna mu tylko czarnowłosa kobieta, podobna do tamtej... 

Trzej żołnierze otrzymali nowy rozkaz. I nowy termin. 

Ów termin zbliżał się do końca. 

- Powinniśmy wracać - rzucił jeden z jeźdźców. - Przed nami daleka droga. 

- Przenocujemy tu i coś zjemy - zadecydował drugi. - Potrzebujemy odpoczynku.  A 

może dopisze nam szczęście i ktoś tu będzie miał córkę albo młodą żonę o czarnych włosach? 

Zarechotali ordynarnie. 

- Nigdy nie przypuszczałem - odezwał się trzeci rzeczowym tonem - że tak niewiele 

jest czarnowłosych Laponek. Zanim wyruszyliśmy na poszukiwania, zdawało mi się, że one 

wszystkie są małe i czarne. 

Z  głuchym odgłosem kopyt konie wjechały pomiędzy jurty i ziemianki.  Mieszkańcy 

obozowiska  stłoczyli  się,  pragnąc  w  gromadzie  stawić  czoła  niebezpieczeństwu.  Ich  czujne 

spojrzenia utkwione były w trzech przybyłych. 

Ritva  stała  wraz  z  dziewczętami  z  tyłu  gromady.  Czuła  na  sobie  wzrok  Nilsa,  ale 

udając,  że  go  nie  zauważa,  rzuciła  przeciągłe  spojrzenie  w  stronę  Guttorma.  Z  nim  jednak 

było dokładnie na odwrót. Zupełnie nie zwracał na nią uwagi. 

Kiedy  żołnierze  zeskoczyli  z  koni,  Ritva  uznała,  że  lękała  się  ich  zupełnie 

niepotrzebnie. Nie byli wcale tacy starzy, a jeden wydał jej się nawet bardzo przystojny. 

Nilsowi nie spodobałyby się jej myśli i żeby mu zrobić na złość, przez dłuższą chwilę 

nie  odrywała  wzroku  od  umundurowanego  przybysza.  Chciała,  żeby  Nils  to  zauważył. 

Guttorm także. Niech sobie nie wyobrażają, że nie ma prócz nich innych mężczyzn. 

Ż

ołnierze  przechadzali  się  pomiędzy  Lapończykami  z  obozowiska,  zaglądając 

każdemu pogardliwie w twarz, jakby patrzyli na rzeczy. 

Zachwyt Ritvy nad urodą obcego mężczyzny prysnął w jednej chwili. 

Jak  wszyscy  Norwegowie  przybysze  także  uważali  się  za  coś  lepszego  od 

koczowników z tundry. Byli przekonani, że wolno im najeżdżać niespodziewanie obozowisko 

i siać grozę wśród Lapończyków, bo prawo stoi po ich stronie. 

Ritva poczuła wzbierający w niej gniew, a kiedy dwóch żołnierzy zatrzymało się przy 

grupce dziewcząt, wymieniając między sobą jakieś uwagi, wszystko się w niej zagotowało. 

background image

Nie  rozumiała,  o  czym  mówią,  bo  nie  znała  norweskiego.  Ale  ich  ton,  pogardliwy 

rechot i gesty nie pozostawiały żadnych wątpliwości. 

Rozzłoszczona,  wystąpiła  krok  naprzód  z  gromady  i  splunęła  prosto  w  twarz  temu 

zadufanemu przystojniakowi. 

- Ritva! Kochana, po co? - usłyszała zalękniony głos Nilsa. 

Sama powinna odczuwać strach, a jednak tak nie było. Odwróciła się do Nilsa i ujrzała 

w jego oczach miłość. W tym krótkim momencie poczuła się o wiele doroślejsza niż jeszcze 

przed godziną. I zrozumiała, że i ona ogromnie go kocha. 

Ż

ołnierz  otarł  twarz,  a  w  jego  wyblakłym  norweskim  spojrzeniu  dostrzegła 

niekłamaną wściekłość, ale i coś na kształt zadowolenia. 

- Ritva? - zapytał łagodnie. 

Dziewczyna nie pojmowała radości, jaka zadźwięczała w jego głosie. 

- Tak, mam na imię Ritva - odpowiedziała po lapońsku i skinęła głową. 

Było jej obojętne, że może nie zrozumieć. Wyprostowała dumnie kark, przygotowana 

na przyjęcie siarczystego policzka. Była dość dorosła, by to znieść. 

On jednak jej nie uderzył. Przeciwnie, roześmiał się. 

-  Ritva!  -  zawołał  do  swych  towarzyszy  wyraźnie  uradowany,  ale  w  jego  głosie 

pobrzmiewały złe nuty. - Z nieba nam spada, prawda? Czy możecie w to uwierzyć? - dodał, 

wskazując na Ritvę. - Nawet imię ma właściwe. Włosy czarne, wzrost taki sam. I jest, niech 

mnie diabli, niemal równie piękna jak tamta... 

- Ale chyba nie pozwolą nam tu zostać na noc - zażartował jeden z jego kompanów i 

znów wszyscy trzej wybuchnęli głośnym rechotem. 

Ritva nie pojmowała, czemu jej imię wywołuje wśród przybyszy taką wesołość. A już 

zupełnie  straciła  orientację,  kiedy  przyjaźni  na  pozór  żołnierze  wykręcili  jej  mocno  ręce  i 

pociągnęli w stronę koni. 

Kopała, biła, gryzła, ale to nie pomogło. Złapali ją jak ptaka w sidła. 

Jeden z mężczyzn dosiadł konia i popychając ją brutalnie, posadził przed sobą. 

Włosy  opadły  Ritvie  na  twarz,  oślepiły  łzy.  Twarze  najdroższych  jej  osób  zamazały 

się, jakby spowite mgłą. 

Usłyszała  głos  ojca,  mówiącego  nieporadnie  w  języku,  który  nie  był  mu  ojczysty. 

Domyśliła się, że pyta, co zamierzają z nią zrobić. 

Odpowiedzieli  coś  krótko,  a  ich  głosy  zadźwięczały  chłodno  jak  stal  strzelb,  które 

wymierzyli w ukochanego ojca i w Nilsa. 

background image

- Czarownica? - zdumiał się Nils i rzucił się ku jednemu z żołnierzy, który nie zdążył 

jeszcze dosiąść konia. Ten jednak bez wahania powalił go na ziemię kolbą. 

-  Ritva  jest  jeszcze  dzieckiem!  -  wołał  ojciec,  ale  jeźdźcy  zdążyli  już  odjechać  od 

obozowiska. 

Zamknęła oczy, mając ochotę śmiać się i krzyczeć. 

Czarownica? 

To chyba tylko jakiś koszmar. Wystarczy mocno zacisnąć powieki, a potem otworzyć 

oczy, a na pewno zniknie. 

Ale odgłos końskich kopyt nie przestawał dudnić jej w uszach. Czuła drżenie mięśni 

zwierzęcia,  czuła  mocny  uścisk  mężczyzny,  któremu  splunęła  w  twarz.  Śmiał  się  i 

wykrzykiwał na całe gardło jej imię, jakby odprawiał jakiś magiczny rytuał. 

- Ritva! Ritva! 

Zbierało jej się na mdłości z przerażenia. Po raz pierwszy poczuła, że pragnie żyć. Po 

raz pierwszy odczuła strach przed śmiercią. Miała dopiero dziewiętnaście lat. 

Ristin szlochała roztrzęsiona. Rzuciwszy się Nilsowi na szyję, wczepiła się palcami w 

jego  skórzany  kaftan  i  krzyczała  rozpaczliwie.  Nils  z  wielkim  guzem  i  sinoczarnym 

krwiakiem na czole patrzył ponuro. Nie wiadomo, co by zrobił, gdyby ta mała nie złapała go i 

nie przytrzymała mocno. 

Ritva, jego ukochana Ritva schwytana przez żołnierzy! Nazwali ją czarownicą! 

- Oni nie mogą jej nic zrobić - szlochała Ristin. - Prawda, Nils, że nie mogą? 

Nie był w stanie wydusić ani słowa, zresztą one nie pocieszyłyby dziewczynki. Ristin 

była jeszcze taka młodziutka. Niewiele wiedziała o życiu. 

-  Powiedz  coś,  Nils!  -  krzyczała.  -  Ritva  przecież  nie  zrobiła  nic  złego!  To  jakaś 

pomyłka! Musimy ich dogonić i wszystko wyjaśnić. Jedź za nimi, Nils! Przecież ją kochasz, 

sam mówiłeś! Musisz im powiedzieć, że ona nikomu nic nie zrobiła! 

- Nie będą mnie słuchać - odrzekł drżącym głosem. - Nie możemy jej teraz uratować, 

Ristin. Jesteśmy tylko Lapończykami. Ci, co sprawują władzę, traktują nas jak coś gorszego. 

Oni  wiedzą,  że  Ritva  jest  niewinna,  ale  szukali  kogoś  o  tym  samym  imieniu.  Dlatego  ją 

zabrali, maleńka. 

Odsunęła  się  od  niego  i  słuchała  z  niedowierzaniem.  Na  jej  twarzy  malowało  się 

przerażenie. 

- Nie mogą tak postępować! - odezwała się po chwili. - Nikt nie może. Nie ma prawa. 

Nils potrząsnął głową. 

background image

-  To  prawda,  ale  oni  sobie  z  tego  nic  nie  robią.  Sami  decydują,  co  jest  prawem. 

Stawiają się ponad nim, ich ono nie dotyczy. 

- Szaman... - syknęła Ristin przez zęby, a w jej oczach błysnęła desperacja. - To także 

niezgodne z prawem, skoro jednak oni mogą dopuszczać się takich rzeczy, nam wolno pójść 

do szamana. On może pomóc Ritvie... 

Nils  uśmiechnął  się  zrezygnowany.  Zbyt  wielki  ból  rozsadzał  mu  pierś,  by  mógł 

uchwycić się tej wątłej nadziei. 

- To moja wina - jęknęła Ristin. Dziewczynka przeskakiwała z tematu na temat. 

-  Życzyłam  jej  śmierci,  Nils.  Naprawdę.  Tak  bardzo  się  na  nią  zezłościłam,  że 

pragnęłam,  by  umarła.  I  to  się  wypełniło.  Chciałam  tego.  Ritva  umrze  dlatego,  że  tak 

myślałam, Nils... 

I znów wybuchnęła płaczem, trzęsąc się cała. 

Chłopak  nie  mógł  uczynić  nic  więcej,  jak  tylko  przytulić  Ristin  mocno,  szepcząc 

słowa pociechy, które nie mogły jednak jej ukoić, tak samo jak i nie ukoiłyby jego. 

Byli bezsilni. 

Może warto byłoby zwrócić się o pomoc do szamana, Nils jednak nie chciał czekać z 

założonymi rękami. 

Przecież wie, dokąd ją zabrali. Pojedzie za nimi. Co prawda nie wierzył, że zdoła jej 

pomóc, ale nie zamierzał się poddawać, nie podjąwszy nawet próby. Nie potrafiłby żyć z taką 

ś

wiadomością. Ritva nigdy nie dowierzała mu, gdy mówił, że ją kocha. Musi jej udowodnić, 

jak wielka jest jego miłość. 

Pojedzie za nimi! Będzie walczył o nią do ostatniej kropli krwi. A jeśli nie uda się mu 

jej uratować, to umrze razem z nią. 

Hans Fredrik Feldt, sącząc rum, poddawał się błogiemu spokojowi, jakim napełniało 

się  jego  ciało.  Z  zachwytem  wpatrywał  się  w  morską  dal.  Kapitan  wychował  się  w  głębi 

kraju, dlatego też morze stanowiło dla niego niezwykłe odkrycie, kiedy przybył w te strony. 

Spienione  grzywy  fal,  przewalające  się  masy  wody,  potęga  tego  morza  na  dalekiej 

północy wciągnęła go bez reszty. 

Właśnie tę potęgę, która potrafiła się ukryć pod gładką, jedwabistą powierzchnią, by 

uderzyć w chwili, kiedy się tego najmniej spodziewano, podziwiał najbardziej. 

Kapitan  nie  oczekiwał  jeszcze  powrotu  swoich  wiernych  podwładnych.  Do 

wyznaczonego terminu pozostało im jeszcze trochę czasu. Zresztą tłumaczył im wcześniej, że 

liczy się nie pośpiech, lecz wyniki poszukiwań. 

Ale odgłos zbliżających się do jego kwatery kroków zabrzmiał dziwnie znajomo. 

background image

Szczycił się tym, że rozpoznaje każdego ze swych zaufanych towarzyszy po krokach. 

Teraz nadchodziło ich kilku. 

Kapitan wstał i otrzepawszy ze spodni niewidoczne pyłki kurzu, sprawdził, czy kant 

jest odpowiednio ostry, jak tego wymaga regulamin. Potem postawił trzy dodatkowe kieliszki. 

Uznał, że chłopcy zasługują na łyk rumu, niezależnie od tego, jakie przynoszą wieści. 

Dla ludzi, którym ufał,  Feldt potrafił być szczodry. Stać  go było na to, zwłaszcza że to nie 

było duże grono. 

Rozległo się pukanie do drzwi. Kapitan nabrał powietrza i zawołał, że można wejść. 

Wepchnęli  najpierw  kobietę.  Kiedy  ją  zobaczył,  serce  mu  zamarło,  a  potem  zaczęło 

walić jak oszalałe. Z trudem się opanował. 

Zwiodły  go  jej  czarne  włosy.  Przez  chwilę  przemknęła  mu  myśl,  że  odnaleziono  tę, 

której tak długo poszukiwał. 

Twardą  jak  skała  dłonią  chwycił  podbródek  dziewczyny  i  uniósł  jej  głowę.  Znów 

przeżył  szok.  Ta  dziewczyna  naprawdę  była  podobna  do  tamtej,  jedynie  oczy  miały  inną 

barwę, niebieską. 

- Ma na imię Ritva - rzucił triumfalnie jeden z żołnierzy. 

Feldt odwrócił się do nich plecami, a kiedy się odezwał, nalewając rum, w jego głosie 

pobrzmiewało zadowolenie. 

- Dobra robota, panowie. Ta już nie zdoła wywinąć się od stosu. Myślę, że się ze mną 

zgodzicie. 

I roześmiał się, uradowany. 

Ritva  nie  zrozumiała,  że  właśnie  został  wydany  na  nią  wyrok,  poczuła  jednak  na 

plecach lodowate ciarki. 

background image

Mikkal  znów  zaczął  rzeźbić.  W  Finlandii  było  dość  lasów,  by  miał  skąd  czerpać 

potrzebny surowiec. Nie to co na rodzimym płaskowyżu, gdzie zarośla sięgały mu ledwie do 

kolan i z braku drewna musiał rzeźbić w kości renifera. 

Pierwsze  próby  dalekie  były  od  doskonałości.  Nieudane  figurki  wrzucił  od  razu  do 

ognia,  żeby  nikt  ich  nie  zobaczył.  Dopiero  kiedy  zdołał  wykonać  coś,  z  czego  był 

zadowolony,  zaczął  obdarowywać  ludzi,  których  lubił.  Ot,  taki  drobny  prezent  bez  okazji. 

Wyrzeźbił  kilka  łyżek  i  misek,  jednak  większość  dzieł  jego  rąk  stanowiły  zupełnie 

bezużyteczne, ale za to bardzo ładne przedmioty. 

Mikkal  miał  wyczucie  piękna.  Lubił  dotykać  drewna  i  wydobywać  zeń  zaklętą,  w 

każdym kawałku inną, formę i kształt. 

Rzeźbił zwierzęta i ptaki, dzieła natury, którą kochał bezgranicznie. 

Właściwie  sam  nie  wiedział,  dlaczego  nie  wspominał  Raiji  o  swym  zajęciu.  Nie 

zamierzał niczego ukrywać, znała wszak wszystkie zakamarki jego duszy, ale jakoś nigdy się 

nie złożyło, żeby o tym pomówić. Wydawało mu się to takie mało istotne. 

Wolał,  żeby  zamiast  niego  przemówiły  jego  małe  dzieła.  Pragnął  podarować  Raiji 

najpiękniejszy  wykonany  przez  siebie  przedmiot  i  długo  się  zastanawiał,  co  sprawiłoby 

ukochanej największą radość. 

Raija  tymczasem  dostrzegała  jego  częstą  zadumę  i  nieobecne  spojrzenie  i  serce 

ś

cisnęła  jej  niewidzialna  obręcz.  Mikkal  stanowił  jedyny  stały  element  w  jej  życiu,  był  jej 

oparciem. Nie może go stracić! 

Tyle czasu spędzał z dala od niej, ale budzili się obok siebie... Prawdę powiedziawszy, 

ona  budziła  się,  kiedy  on  jeszcze  spał.  Wieczorami  najczęściej  był  zajęty,  kładł  się  bardzo 

późno.  Rankiem  więc  ona  pierwsza  wymykała  się  po  cichu  spod  futrzanej  derki,  którą  się 

okrywali, i pozwalała mu dłużej pospać. Potem jadł śniadanie, zamieniali ze sobą parę słów, 

pocałunek, uścisk, po czym się rozstawali. 

Ailo wybiegał pobawić się z innymi dziećmi. 

Matti miał swoje obowiązki. 

Raija pilnowała swoich. 

Podczas długiej ucieczki przez tundrę w ich życiu więcej było ciepła niż w ostatnim 

roku,  który  spędzili  w  środkowej  Finlandii  w  bezpiecznej  gościnie,  jaką  zaofiarowała  im 

lapońska wspólnota. 

background image

Raija cierpiała w milczeniu, bo widziała, że Mikkal jest szczęśliwy. Dłużej jednak nie 

była już w stanie tego ciągnąć. 

Mikkal często wypasał swoje renifery, najczęściej towarzyszył mu ktoś z obozowiska. 

Z upływem lat nauczył się żyć i pracować pomimo swego kalectwa. Pogodził się już z tym, że 

nigdy więcej nie będzie mógł biegać, ale uświadomił sobie, że mimo ograniczeń potrafi wiele 

zdziałać. I każdego dnia próbował przekraczać granice własnych możliwości. 

Raiję bardzo to radowało. Radowało ją wszystko, co czyniło go szczęśliwym. Cieszyła 

się,  że  podejmowane  przez  Mikkala  wysiłki  są  zwieńczone  powodzeniem  i  że  ukochany 

wyznacza sobie coraz to nowe cele. 

Kiedyś, jeszcze nie tak dawno, i ona była takim celem, do którego dążył. Wtedy czuła 

się mniej nieszczęśliwa niż teraz. 

Raija  oddaliła  się  od  obozowiska,  świadoma,  że  odprowadza  ją  wiele  par  oczu. 

Ruszyła  w  kierunku,  w  którym  udał  się  Mikkal.  Nigdy  dotąd  tego  nie  robiła.  Zapewne 

członkowie wspólnoty pomyślą swoje, ale cóż ją to właściwie obchodzi? Nie ma zamiaru się 

przejmować tym, że wezmą ją na języki. Akurat w tym momencie było jej wszystko jedno. 

Mimo to odetchnęła swobodniej, kiedy oddaliła się od obozowiska na tyle, że straciła 

je z zasięgu wzroku. Wreszcie poczuła się wolna. 

Ponieważ zarośla w tym miejscu sięgały jej do kolan, uniosła dół spódnicy i zaczepiła 

o pasek w talii, by mieć swobodne ręce. 

Mogła biec! 

Roześmiała  się  do  sunących  po  niebie  obłoków  i  zatańczyła  pomiędzy  brzeziną  a 

młodymi świerkami. Ponad czubkami drzew mignęło jej niebo. Pomyślała, że chyba nikt na 

ś

wiecie nie ma tak wspaniałego dachu nad głową, dachu natury. 

Zmęczona trochę tańcem przystanęła, ale poczuła, że ucisk w piersi nieco zelżał. Od 

kiedy tu przybyli, z całych sił próbowała się dopasować do społeczności, która ich przyjęła. 

Zapomniała, że przecież zawsze była inna niż wszyscy. I tak przestała być sobą, prawdziwą 

Raiją. Także o tym musi porozmawiać z Mikkalem. 

Najpierw  poczuła  zapach  ogniska,  a  potem  zobaczyła  jego.  Wcale  nie  wypasał 

reniferów,  jak  dał  jej  do  zrozumienia  rankiem,  tylko  siedział  na  obalonym  pniu  i  strugał 

drewno.  Za  plecami  miał  stosunkowo  niedawno  wzniesioną  ziemiankę,  niewielką,  ale 

wystarczająco dużą, by jeden mężczyzna mógł schować się przed deszczem i chłodem. Omal 

nie odwróciła się na pięcie, kiedy to ujrzała. A więc miał przed nią tajemnice! 

Kiedyś  była  odważna  i  silna.  Podejmowała  najtrudniejsze  nawet  zadania  i  potrafiła 

wziąć na siebie odpowiedzialność. 

background image

Ale przy ukochanym zmieniła się, stała się całkiem bezbronna i łatwo było ją zranić. 

Mikkal  podniósł  wzrok,  instynktownie  wyczuwając  czyjąś  obecność,  a  kiedy 

zauważył Raiję, zamarł w bezruchu. 

Dziewczyna stała na tle niebieskozielonych świerków. Wydawała mu się taka drobna i 

mała wśród mrocznych niemal, złowrogich cieni rzucanych przez drzewa. 

Mikkal  spokojnie  schował  nóż  do  pochwy,  niemal  fizycznie  czując  przepełniający 

dziewczynę lęk i rozczarowanie. 

- Podejdź bliżej - poprosił i przesunął się na bok, tak by i dla niej znalazło się miejsce 

na pniu. 

Podeszła,  ale  nie  usiadła.  Jakby  w  odruchu  obronnym  założyła  ręce  na  piersi, 

odgradzając się od niego. Dłońmi pocierała nerwowo łokcie. 

Dostrzegłszy  dwie  czy  trzy  gotowe  figurki,  przykucnęła  i  chwyciła  wyrzeźbioną 

wiewiórkę, którą Mikkal uważał za udane dzieło. 

Pogładziła ją, dotknęła ogonka, przesunęła palcami po zgrabnej główce, tak starannie 

wyrzeźbionej.  A  potem  znów  zwróciła  ku  Mikkalowi  spojrzenie  dużych,  przeraźliwie 

smutnych oczu i odezwała się cicho: 

- Mogłeś mi powiedzieć. Niepotrzebnie trzymałeś to przede mną w tajemnicy. 

Rozłożył ręce i próbował przekonać ją, że nie miał złych intencji. 

-  Wkrótce  zamierzałem  ci  to  wyjaśnić  -  zapewnił.  Raija  nie  spuszczała  z  niego 

wzroku. 

- Czy jest jeszcze coś, o czym wkrótce się miałam dowiedzieć? 

- Co takiego? 

Raija  przełknęła  ślinę  i  wydobyła  z  siebie  słowa,  których  tak  się  bała  i  w  które  tak 

naprawdę nie do końca wierzyła. 

- Jest ktoś... inna kobieta? Pozwoliłeś innej nas rozdzielić? 

Patrzył  na  nią  zaskoczony,  ale  i  rozgniewany.  Wstał  bez  laski  i  zacisnąwszy  mocno 

dłonie na jej ramionach, zmusił, by usiadła przy nim. Z jego oczu posypały się skry. 

- Rozumiem, że jesteś rozczarowana - rzekł w końcu. - Ale nie pojmuję, jak możesz 

zadawać takie pytania? Nie ufasz mi? 

Raija  przymknęła  oczy,  nie  mogąc  znieść  zawodu  malującego  się  na  twarzy 

ukochanego. 

-  Nie  wiem  -  odezwała  się  wreszcie  i  pochyliła  głowę.  Nagle  poczuła  się  strasznie 

zmęczona.  -  Nie  wiem,  Mikkalu,  już  niczego  nie  jestem  pewna  -  dodała  po  chwili, 

napotykając jego zdumiony, pełen niedowierzania wzrok. - Bliska jestem utraty zmysłów. Te 

background image

porozumiewawcze  spojrzenia,  szepty  za  moimi  plecami,  złe  sny...  Wszystko  to  sprawia,  że 

tracę  rozum.  Budzę  się  okropnie  zmęczona,  bo  nie  mogę  w  nocy  spać,  a  kiedy  uda  mi  się 

zasnąć,  dręczą  mnie  koszmary.  Martwi  mnie,  że  nie  radzę  sobie  tu  ze  wszystkim,  tak  jak 

powinnam.  Nie  przestaję  się  zastanawiać,  czy  nadal  mnie  szukają.  Serce  mi  pęka,  gdy 

pomyślę  o  Reijo  i  dzieciach.  Nie  potrafię  już  nawet  przywołać  ich  z  pamięci...  Z  początku 

zmuszałam się, by o nich nie myśleć, żeby nie oszaleć z bólu, teraz znów szarpię się sama ze 

sobą,  bo  nie  mogę  sobie  przypomnieć  dokładnie  ich  twarzy,  Mikkalu.  Nie  pamiętam,  jak 

wygląda moja Maja, nie potrafię przywołać obrazu Knuta, zatarły mi się rysy maleńkiej Idy. 

Nawet Elise nie pamiętam. Bywa, że powątpiewam, czy Reijo wygląda tak, jak go sobie teraz 

wyobrażam. To wszystko sprawia, że jestem chora z rozpaczy. Zaczęłam też wątpić w ciebie. 

Nie  rozmawiasz  ze  mną.  Nie  wiem,  o  czym  myślisz,  nie  wiem,  jak  się  układają  sprawy 

między nami. Nie tak miało być... 

Bolesna  cisza,  jaka  zapadła,  gdy  przestała  mówić,  zdawała  się  ciągnąć  w 

nieskończoność. Wreszcie Mikkal puścił Raiję, a jego ręce opadły jak martwe ptaki. 

- Rzeczywiście nie tak - odrzekł ze smutkiem. - Co się z nami stało, Raiju? 

Raija mogłaby długo mówić na ten temat, ale milczała. Za nic w świecie nie chciała 

zranić  Mikkala.  Minione  dwa  lata  nie  były  całkiem  zmarnowane.  Dla  Mikkala  okazały  się 

wręcz  udane.  Gdyby  nie  wyjechali  razem,  pewnie  nadal  użalałby  się  nad  sobą.  Teraz  pod 

wieloma względami stał się takim mężczyzną, jakiego zawsze pragnęła w nim widzieć. 

Nie spodziewała się tylko, że dokona się to jej kosztem. 

Mikkal  przyjrzał  się  uważnie  Raiji.  Tak  bardzo  ją  kochał!  Czegoś  mu  jednak 

brakowało w jej wyglądzie, czegoś, co ją czyniło inną, niż była dawniej. 

Zniknęły z jej oczu figlarne iskierki, kąciki ust nie unosiły się w uśmiechu. Wygasł żar 

malujący się na jej twarzy, brakowało ruchliwości, pośpiesznych gestów... 

Zmarszczywszy czoło, Mikkal uświadomił sobie, że już od dawna nie była taka, jaką 

pragnął ją widzieć. Już od dawna nie słyszał jej śmiechu. 

- Za długo tu jesteśmy - odezwał się cicho, delikatnie i z czułością gładząc jej policzki. 

- Myślałem tylko o sobie, najdroższa. Mówiłem, że to ze względu na ciebie, ale tak naprawdę 

jestem samolubem... 

-  To  nie  tylko  to,  Mikkalu  -  rzekła,  uśmiechając  się  blado.  -  Prawda,  że  niewiele 

brakuje, bym postradała rozum. Przyznaję, że jestem chora z tęsknoty. Ale wierz mi, kochany, 

to nie wszystko. Chodzi o nas. Jesteśmy co prawda razem, ale tak, jak byśmy nie byli... 

Mikkal wyjął z powrotem nóż i z ponurym spojrzeniem uderzał ostrzem o pień. 

Zmarszczył brwi, a policzek drgał mu lekko. 

background image

- Choć może zabrzmi to niedorzecznie, przyznaję, że nie raz o tym myślałem - rzekł, 

ś

ciągając  usta.  -  Kocham  cię,  kocham  do  szaleństwa  i  właściwie  nie  wątpię  też  w  twoje 

uczucia. Ale przeznaczenie wciąż nas rozdziela. To dzieje się poza nami. Staramy się, robimy 

co w naszej mocy, a i tak nam się nie udaje. Nie mogliśmy bez siebie żyć, a teraz okazuje się, 

ż

e i razem nie możemy... 

-  Nigdy  nie  było  nam  dane  żyć  ze  sobą  w  normalnych  warunkach  -  rzuciła  tonem 

usprawiedliwienia Raija. - Żadne z nas nie dzieliło codzienności z osobą, którą kocha. Albo 

usychaliśmy z tęsknoty, albo nasze serca rozsadzały gwałtowne uczucia. Musimy rozmawiać. 

Jeśli nie będziemy chcieli zwierzać się sobie, to znaczy, że się poddajemy, że nie ma dla nas 

wspólnej przyszłości. Ale ja wierzę w nas i chcę spróbować, bo niczego bardziej nie pragnę, 

jak  dzielić  z  tobą  życie.  Muszę  jednak  czuć  się  potrzebna.  I  chcę  mieć  przy  sobie  moje 

dzieci... 

Mikkal chrząknął zakłopotany. 

- Wiesz, Raiju, nie potrafię wiele mówić. Jestem zwykłym mężczyzną, który po prostu 

cię kocha. Który kocha cię od młodzieńczych lat. 

Nie  powiedziała  mu,  że  się  myli.  Mikkal  sądzi,  że  chodzi  jej  o  długie,  poważne 

rozmowy. Ona tymczasem potrzebowała ciepłej, przyjaznej pogawędki od czasu do czasu. 

- Co z tym robisz? - zmieniła temat, wskazując głową na rzeźbione figurki. 

W jednej chwili stracił pewność siebie. 

- Rozdaję. To nic takiego - odpowiedział zakłopotany, udając, że nie przywiązuje do 

swych wyrobów większej wagi. 

Raija rozzłościła się nie na żarty. 

- Nie bądź głupcem, Mikkal! Wiesz równie dobrze jak ja, że to są piękne przedmioty. 

Musisz to wiedzieć, bo inaczej byś się tym nie zajmował. Niczego nie robisz połowicznie, a 

do rzeźbienia masz chyba największy talent! Nie opowiadaj więc, że to nic takiego. Zdobądź 

się przynajmniej na szczerość wobec mnie! 

- Wydawało mi się, że denerwuje cię, kiedy strugam w drewnie. 

- A cóż to ma za znaczenie? Jeśli coś jest dla ciebie ważne, powinieneś to robić, nawet 

gdyby nie wiem jak mnie to denerwowało. - Raija uśmiechnęła się i dodała: - A poza tym nie 

mam nic przeciwko temu. Myślałeś o jarmarkach? Na pewno mógłbyś coś tam sprzedać. 

- Oto przemówiła praktyczna kobieta! 

- Myślałeś o tym? Mikkal skinął głową. 

-  Miski,  czerpaki  i  łyżki  na  pewno  ludzie  kupią  -  myślała  na  głos  Raija.  -  A  inne 

rzeczy możesz rzeźbić dla przyjemności. Dla mnie. 

background image

Mikkal  chwycił  zawieszony  na  szyi  skórzany  woreczek.  Nadal  nosił  w  nim  pukiel 

włosów,  który  dostał  od  Raiji,  kiedy  z  dziewczęcia  przemieniała  się  w  kobietę.  Otworzył 

woreczek i wyjął figurkę, nad którą ślęczał najdłużej. Wyrzeźbienie takiego cacka wymagało 

czasu, cierpliwości i niesłychanej precyzji. 

Delikatnie  położył  maleńki  przedmiot  na  dłoni  Raiji.  A  wargami  leciutko  musnął 

nadgarstek, co podziałało na dziewczynę jak pocałunek. 

- To dla ciebie, Mały Kruku. Nigdy nie zapomnę tamtych chwil na płaskowyżu, kiedy 

pragnąłem  tylko  ciebie,  a  ty  byłaś  nieosiągalna.  Nawet  nie  rozumiałaś,  że  mogłabyś  mnie 

pokochać.  Będę  to  pamiętał  do  samej  śmierci.  Nigdy  nie  dostałaś  ode  mnie  kruka...  -  głos 

uwiązł mu w gardle. 

Raija mrugała powiekami, ale i tak nie zdołała powstrzymać łez. 

- Jest śliczny - wyszeptała i podniosła bliżej oczu, żeby go dokładnie obejrzeć. 

Figurka, tak jak tamta sprzed lat, przedstawiała ptaka w locie. Ale ten był mniejszy i 

nie  taki  gładki  jak  poprzedni.  Został  wyrzeźbiony  z  najciemniejszego  drewna,  jakie 

Mikkalowi  udało  się  znaleźć.  Dotykając  kruka,  Raija  wyczuwała  ukrytą  w  jego  skrzydłach 

moc.  Była  to  bardzo  misterna  robota,  dziewczyna  bez  trudu  odróżniała  pióra,  oczy, 

podkurczone nogi. Mikkal wyrzeźbił nawet maleńkie kółeczko, przez które przeciągnął rze-

myk, żeby można było figurkę zawiesić na szyi. Takiego cieniutkiego rzemyka Raija jeszcze 

nie widziała. 

- Kiedyś dostaniesz do tego srebrny łańcuszek - mruknął. - Ale tu w głębi lądu trudno 

o srebro... 

Raija  rzuciła  się  Mikkalowi  na  szyję  i  uściskała  go,  uważając  wszakże,  żeby  w 

porywie radości nie zgnieść pięknego podarunku. 

- Daj spokój ze srebrem i złotem, Mikkalu. Reijo i Kalle w swoim czasie tylko tym się 

zajmowali  i  do  niczego  dobrego  to  nie  doprowadziło.  Bogactwo  nigdy  nie  czyniło  mnie 

szczęśliwszą. 

- Ale z tego ptaszka się cieszysz? 

Raija pokiwała głową. Jej ciemne oczy błyszczały. Ta figurka powiedziała jej więcej, 

niż  mogłyby  wyjaśnić  słowa,  które  tak  pragnęła  usłyszeć.  Mikkal  o  niej  myślał  i  nadal  ją 

kochał. 

- Zawiesisz mi go na szyi? - zapytała i dostrzegła, że uradowała go swoją prośbą. 

Ochoczo  ujął  w  dłonie  rzemyk,  a  jego  twarz  rozpromieniła  się.  Mikkal  skończył 

dwadzieścia dziewięć lat, ale w tym momencie przypominał dziewiętnastolatka. 

background image

Zawiesiwszy  naszyjnik,  objął  Raiję  i  napełniony  spokojem,  przytulił  policzek  do  jej 

twarzy. 

- Jak dawno tak nie siedzieliśmy - wyszeptał. - Bałem się, że to niemożliwe... Kiedyś, 

kiedy nie wiadomo było, czy ujrzę cię choć raz do roku, dałbym sobie rękę uciąć, że będzie 

inaczej... że gdybym tylko mógł żyć u twego boku, nie traciłbym nawet chwili, żeby cię nie 

przytulać. A teraz mam cię przy sobie... - Westchnął. - Chyba wieczność upłynęła od czasu, 

gdy się obejmowaliśmy, a przynajmniej pół życia, odkąd się kochaliśmy. 

- Całe życie - poprawiła go. - Całe długie życie. Mikkal pochylił się nad nią i skubnął 

koniuszek jej ucha suchymi wargami. Potem przesunął je po policzku, ku szyi i ramionom, 

które kusiły go swymi miękkimi krągłościami. 

Poddała  mu  się,  pieszczoty  sprawiały  jej  przyjemność.  Kiedy  jednak  zaczął 

gwałtowniej całować jej dekolt, sunąc ustami coraz niżej, zdecydowanymi dłońmi chwyciła 

go za grzywkę i bezlitośnie odsunęła od cudownie ciepłej skóry. 

Mikkala zdziwiła reakcja Raiji, bo po zasnutym mgłą spojrzeniu poznawał, że i jej jest 

dobrze. 

- Chyba nie wpadłaś na głupi pomysł, żeby mnie w ten sposób ukarać? 

Potrząsnęła  głową  i  uśmiechając  się,  przysunęła  ku  niemu  swe  usta.  Gdy  otrzymała 

więcej niż całus, o który prosiła, znów wyrwała mu się z objęć. 

- Nie teraz, Mikkal - poprosiła. 

-  Jesteśmy  sami,  chcemy  tego,  ty  równie  mocno  jak  ja.  Przecież  mam  oczy.  Znam 

cię... 

Odepchnęła go, nie pozwalając, by jego usta pochwyciły ją znów w sidła pocałunku i 

wprowadziły w stan upojenia. 

-  Sama  mówiłaś,  że  upłynęło  niemal  całe  długie  życie  od  ostatniego  razu  - 

przypomniał. 

- Krwawię, Mikkal. 

Uniósł oczy ku niebu. A więc dlatego miał się wycofać. 

- Nigdy nam to nie przeszkadzało. Ja w każdym razie nie zwracam na to uwagi. 

- A ja tak - odparła, a po chwili dodała: - Trochę mam ochotę, ale równocześnie nie 

chcę. Nie mogę. Potrafisz to zrozumieć? 

Pokręcił głową i rzekł z uśmiechem: 

-  Ale  muszę  się  z  tym  chyba  pogodzić,  prawda?  Pozwól  przynajmniej,  żebym  cię 

pocałował. Nie będę czynił bezwstydnych prób uwiedzenia cię wbrew twojej woli. 

background image

Raija  odetchnęła  z  ulgą.  Mikkal  mógł  się  obrazić  i  odepchnąć  ją  w  złości,  ale  na 

szczęście okazał się wyrozumiały. 

Przytuliła się do piersi ukochanego. Była pewna, że zawsze będzie z radością wtulać 

się w niego, słuchać uderzeń jego serca i napotykać drżącymi wargami jego stęsknione usta. 

-  A  ja  tak  pragnąłem  mieć  z  tobą  jeszcze  jedno  dziecko  -  uśmiechnął  się,  dotykając 

czubka jej nosa. - Co najmniej jedno - poprawił się. - Dlaczego nam nie wychodzi, chociaż 

oboje tego pragniemy? Tylko wtedy, całkiem nie w porę, spłodziliśmy Maję... 

- Dzieci nie powinny przychodzić na świat podczas tułaczki - odparła Raija z powagą. 

-  Mimo  wszystko  jest  w  tym  jakiś  głębszy  sens.  Ja  także  pragnę  mieć  z  tobą  dziecko, 

Mikkalu,  ale  nie  za  wszelką  cenę.  Zatroszczmy  się  o  te,  które  już  mamy,  nim  zaczniemy 

marzyć o kolejnych... 

Mikkal  oparł  czoło  o  jej  czoło.  Opuściło  go  palące  pożądanie,  pozostała  jednak 

tkliwość, której chyba nigdy nie przestanie odczuwać wobec Raiji. 

- Wyruszymy niebawem - rzekł. - Wiele o tym myślałem. Przyjemnie jest wędrować 

latem  i  na  jesieni,  ale  to  bardzo  męczące.  Musielibyśmy  przeprawiać  się  przez  rzeki  i 

strumienie,  jest  tyle  komarów.  Same  kłopoty.  No  i  całą  drogę  trzeba  przemierzyć  na  pie-

chotę... - Przerwał na chwilę i nabrał tchu. - A zimą można jechać. 

Kiedy  zobaczył,  jak  oczy  ukochanej  ożyły  pod  wpływem  rodzącej  się  nadziei, 

pożałował gorzko, że nie wspomniał jej o tym wcześniej. 

- Przed Nowym Rokiem? - zapytała. 

-  Myślę,  że  tak.  Na  początku  zimy  nie  ma  jeszcze  tak  silnego  mrozu.  Pamiętaj,  że 

będzie z nami Ailo i Matti, którzy nie przywykli do takich wypraw. 

- Jarmark w Skibotn? - zapytała drżącym głosem. 

- Nie wiem. Za wcześnie o tym decydować. To zależy, kiedy w tym roku nadejdzie 

zima. Jeśli nie będzie się spieszyć, nie zdążymy. Ale zgadzam się z tobą, że dobrze byłoby 

odwiedzić Skibotn. Spotkalibyśmy po drodze innych, tyle przecież ludzi podąża w tamte stro-

ny  w  porze  jarmarku.  Mógłbym  sprzedać  to  i  owo.  Moglibyśmy  coś  kupić,  no  i  zobaczyć 

znajomych... 

Raija popatrzyła nieobecnym spojrzeniem. 

-  Myślę,  że  Reijo  tam  jest.  Przypuszczam,  że  wrócił  nad  fiord  Lyngen,  bo  najlepiej 

przecież zna te okolice. 

-  Chcesz,  żebyśmy  tam  pojechali,  nawet  jeśli  nie  zdążymy  na  jarmark?  -  zapytał 

Mikkal. 

background image

-  Tak  -  odparła.  -  Zresztą  tak  chyba  będzie  najbezpieczniej.  Wprawdzie  ludzie  w 

osadzie nie darzą mnie zbytnią sympatią, ale do Vardo stamtąd kawał drogi. Chyba więc nic 

mi tam nie grozi. Poza tym jestem prawie pewna, że Reijo zatrzymał się właśnie w Skibotn. 

- Ailo nie będzie zadowolony, kiedy przyjdzie mu dzielić się tobą z innymi. - Mikkal 

uśmiechnął się łagodnie. - Jemu się wydaje, że należysz wyłącznie do niego. W oczach Raiji 

zalśniły  łzy.  To  dzięki  Ailo  zdołała  jakoś  przeżyć  te  ostatnie  dwa  lata.  Syna  Mikkala  trak-

towała jak własne dziecko. Przynajmniej jego mogła obdarzyć miłością. 

- Maja wpadnie w złość - ciągnął Mikkal. - Trudno mi sobie wyobrazić, jak zareagują 

pozostali, ale co do tego, że Maja się rozzłości, mam absolutną pewność. Moja córka nigdy za 

mną nie przepadała - dodał smutnym głosem. 

- Jej prawdziwym bohaterem jest Reijo. I nie sądzę, by coś się przez ten czas zmieniło. 

Zamilkła, a on dodał: 

- Nie jestem pewien, czy Maja zgodzi się rozstać z Reijo. Ale czy on pozwoli, żeby 

dziecko decydowało o jego życiu? 

- Reijo ją kocha. Traktuje ją jak swoją córkę, na równi z Idą. 

Nagle Mikkal uświadomił sobie coś, o czym nie myślał wcześniej. Przez te dwa lata 

przyzwyczaił się przyjmować pewne rzeczy za oczywiste. Wydawało mu się, że Raija już na 

zawsze będzie z nim. 

Ale szczęście bywa ulotne i kruche. Teraz zląkł się, że straci je albo zniszczy. 

- A jeśli Maja nie zechce... - zaczął - jeśli Maja nie zgodzi się odjechać z nami i będzie 

chciała  pozostać  z  Reijo?  Jeśli  on  zdecyduje  się  zatrzymać  ją  i  Idę?  Co  wtedy  uczynisz, 

Raiju? 

- Nie pytaj - poprosiła. 

Ale on nie chciał pozostawiać tego pytania bez odpowiedzi. 

-  Muszę.  Bo  to  dotyczy  w  takim  samym  stopniu  ciebie,  jak  i  mnie.  Zresztą  sama 

wspominałaś, że nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic. Zatem rozmawiajmy! Pytam cię 

o coś, co jest dla mnie najważniejsze. Nie zbywaj mnie więc. Nadal jesteś żoną Reijo. Wiem, 

ż

e oboje gotowi byliście puścić to w niepamięć. Reijo pozostawił ci wolną rękę i powiedział, 

ż

e możesz zrobić, co zechcesz z dokumentem zaświadczającym o waszym ślubie, ale ty tego 

papieru nie zniszczyłaś, prawda? Nadal go trzymasz? 

- To moja jedyna po nim pamiątka - przyznała nieśmiało. 

-  Zresztą  nawet  gdybyś  ten  papier  spaliła,  nie  zmienia  to  faktu,  że  jesteście 

małżeństwem  -  rzekł  Mikkal  oschle.  -  Przecież  to  figuruje  w  księgach,  których  nie  da  się 

spalić. W ten sposób nie staniesz się moja. Jeśli chcemy być razem, to pozostaje nam życie w 

background image

grzechu, jak to mówią. Oczywiście możemy urządzić pogańskie zaślubiny, ale nie wiem, czy 

czułabyś się związana taką przysięgą. 

- Chcę być z tobą z miłości - odpowiedziała i ścisnęła mu dłonie. Były zbyt duże, by 

mogła je ukryć w swoich, ale ścisnęła je z całych sil. - Tego pragnę od ciebie: miłości. Bo cóż 

znaczy papier? A w błogosławieństwa też specjalnie nie wierzę. 

- Jeśli jednak Reijo zechce zatrzymać dzieci, co  wówczas zrobisz? - Mikkal uparcie 

trwał przy swoim. 

- Reijo nigdy nie stanie mi na drodze do szczęścia. Poza tym może spotkał kogoś, z 

kim mógłby być szczęśliwy, kogo mógłby pokochać... 

-  Co  zrobisz,  Raiju?  -  naciskał  Mikkal  z  kamienną  twarzą.  -  Odejdziesz  wtedy  ode 

mnie? 

Długo myślała. Zdawała sobie sprawę, że nie ucieknie od tego pytania, zrozumiała, że 

dotyczy ono w równym stopniu ich obojga. 

Dzieci...  Myślała  o  nich  każdego  dnia.  Z  powodu  rozstania  cierpiała  bardziej,  niż 

ktokolwiek byłby w stanie to zrozumieć. 

Maja, Knut, Ida, Elise... 

A na drugiej szali Mikkal. 

Reijo  nie  będzie  chciał  stanąć  między  nią  a  Mikkalem.  Pod  żadnym  pozorem. 

Niesprawiedliwe, że Mikkal zadaje takie pytanie... 

Raija poczuła, jak ogarnia ją rezygnacja. 

Nie powinna się oszukiwać. Mikkal miał prawo pytać. 

- Nie odpowiadasz? 

Odgarnął jej lok z czoła i pogładził delikatnie policzki. Miał dłonie szorstkie jak tarka. 

- Unikasz tego pytania, prawda? Ale przecież musiałaś to rozważać. 

Miał oczywiście rację. 

Zastanawiała się nad tym nie raz, nie zdając sobie nawet sprawy, że waży wszystkie za 

i przeciw. 

Znała odpowiedź. 

On także. 

Ale  mimo  to  naciskał,  żeby  się  zdeklarowała.  Chciał,  żeby  wszystko  między  nimi 

zostało wyjaśnione. 

- Ty dobrze wiesz, co zrobisz, Raiju - rzekł w końcu za nią ze smutkiem w głosie. - 

Poświęcisz się. Jakże łatwo potrafisz rezygnować z własnych pragnień, ukochana! Wiem, że 

jeśli przyjdzie ci wybierać między dziećmi a mną, wybierzesz dzieci. 

background image

Pokiwała głową. 

- Masz rację, Mikkalu. Kocham cię, ale my sobie jakoś poradzimy. Dzieci potrzebują 

mnie  bardziej.  Są  dwa  rodzaje  miłości.  To,  co  nas  łączy,  jest  dla  mnie  najważniejsze  na 

ś

wiecie. Ale jeśli trzeba będzie dokonać wyboru między tobą i dziećmi, wybacz, ale nie mogę 

wybrać ciebie. 

Mikkal wiedział o tym od początku. 

Objął ją mocno i przygarnął, bo czuł, że tego potrzebuje. 

-  Muszę  uczynić  wszystko  co  w  mojej  mocy,  żeby  przypodobać  się  mojej  córce  - 

mruknął,  próbując  obrócić  to  w  żart.  -  Gdyby  wiedziała,  że  w  swoich  maleńkich  rączkach 

trzyma całą naszą przyszłość... 

-  To  my  podejmujemy  decyzje,  Mikkalu.  I  nigdy  nie  wolno  nam  przerzucać 

odpowiedzialności na dzieci. 

Zaakceptował  to,  ale  modlił  się  w  duchu,  żeby  dane  mu  było  zatrzymać  Raiję  przy 

sobie. Bez niej czuł się tak, jakby nie w pełni był człowiekiem. 

Nagle wydało mu się, że od zimy dzieli ich bardzo krótki czas. 

background image

Ritva nie wiedziała o istnieniu zła. Takiego zła. 

Zdarzało się, że wykrzykiwała, iż nienawidzi kogoś. Dopiero teraz zrozumiała, że nie 

miała pojęcia, czym naprawdę jest to uczucie. 

Nie  wiedziała,  póki  nie  ujrzała  wzroku  mężczyzny,  do  którego  ją  przyprowadzono. 

Póki nie zjawił się w ciemnym i wilgotnym lochu, w którym ją uwięziono. 

Dopiero  tu  Ritva  pojęła,  czym  jest  nienawiść,  a  wraz  z  upływem  dni  i  tygodni 

dowiadywała się coraz więcej o istocie zła. 

Miała dziewiętnaście lat, a rozmyślała o śmierci. 

Niemal wyczekiwała jej z utęsknieniem. 

On był taki przystojny. Nikt by nie przypuszczał, że tkwi w nim tyle zła. Ritva zawsze 

sądziła, że ludzie piękni są dobrzy. Że dobro idzie w parze z urodą. 

Pojęła teraz, jak niewiele wiedziała o życiu. 

Gdyby  chociaż  rozumiała,  co  do  niej  mówi,  kiedy  przychodzi  do  lochu  albo  kiedy 

rozkazuje zawlec ją do jednej z tych izb, gdzie trzyma te okropne przyrządy. 

Przez cały czas coś mówił i wyraźnie bawiło go to, że Ritva nic nie rozumie. To był 

także rodzaj tortury. 

Ritva przeklinała w duchu, że była taka uparta i nigdy nie starała się nauczyć języka 

norweskiego. 

Ale przecież nigdy wcześniej nie było jej to potrzebne... 

On ją rozumiał, chociaż nie znał jej mowy. 

Krzyków i przekleństw nie trzeba tłumaczyć. 

Ritva  nie  pojmowała,  dlaczego  przypala  jej  ciało  żelazem,  nie  pojmowała,  dlaczego 

jest  bita,  no  i  czemu  on  się  przy  tym  uśmiecha.  Nie  rozumiała,  dlaczego  rozciągają  jej 

kończyny. 

Szukali czarownicy. Przecież chyba musieli się zorientować, że to jakaś pomyłka! 

Czasem wydawało jej się, że wiedzą. Oficer i żołnierze, którzy ją pojmali, patrzyli tak 

jakoś dziwnie na okaleczenia, jakie zostawały na jej ciele po torturach. 

I choć jej samej zdawało się to niedorzeczne, odnosiła wrażenie, że porównują jej rany 

do ran kogoś innego. 

Ale może się myliła? 

Zaczynała tracić rozum. 

background image

Oni  myśleli,  że  jest  czarownicą.  Nie  mogła  nic  uczynić,  by  odwieść  ich  od  takich 

podejrzeń. Nie mogła nic powiedzieć na swoją obronę. 

Może sprowadzą tu kogoś, kto mówi po lapońsku? Może pastora? 

Łudziła się tą nadzieją, ale tylko krótki czas. 

Potem przestała marzyć. 

Zamiast  tego  cofała  się  myślami  do  przeszłości.  Starała  się  przypomnieć  sobie  jak 

najwięcej  szczegółów  ze  swego  życia.  Musiała.  Musiała  się  upewnić,  czy  nie  odebrano  jej 

wspomnień. 

Jej ciała już nie można było bardziej okaleczyć. Przeżyła wszystkie upokorzenia, jakie 

można zadać ciału. 

Znała ból bardziej niż samą siebie.  Towarzyszył jej nieustannie. Ritva nie lękała się 

go, czasami popadała w stan otępienia, który wydawał jej się taki błogi, że nie miała ochoty 

się z niego wydobyć. Bo dzięki niemu była wolna. Nie czuła rąk ani nóg, nie czuła własnego 

ciała. Tylko jakąś taką błogą miękkość i przeświadczenie, że znów jest sobą. 

A kiedy odzyskiwała przytomność, powracał ból w ciele, na które nie chciała patrzeć 

ani go dotykać. 

W  tym  cudownym  stanie  znikał  też  strach  przed  tym,  przed  czym  wcześniej  tak  się 

wzbraniała, z czym zawzięcie walczyła. To, nad czym nie miała władzy, co znajdowało się 

poza możliwością pojmowania, przestało napełniać ją przerażeniem. 

Zdawało się cudowne, kuszące i przepełnione spokojem. 

Ritva tęskniła za tym. 

Jej  marzenia  o  wolności,  życiu  i  o  Nilsie  nie  dorównywały  temu  pragnieniu 

przeniesienia się w stan szczęśliwości. 

Ritva  wiedziała,  że  aby  tam  dotrzeć,  trzeba  przejść  przez  nieludzkie  cierpienie.  Ale 

pragnęła tego. 

Ś

mierć stanowiła wrota do tej cudownej krainy, o istnieniu której nigdy wcześniej nie 

miała pojęcia. 

Wiedziała,  jak  się  odbiera  życie  czarownicom,  i  łudziła  się  nadzieją,  że  wkrótce  to 

nastąpi. 

Po tym wszystkim, co z nią zrobili, nigdy nie byłaby normalną kobietą, nie mogłaby 

zostać żoną czy matką. 

Nils może zechciałby związać się z nią mimo wszystko, ale ona nie mogłaby mu na to 

pozwolić. 

Musi umrzeć. Musi przejść przez stos. 

background image

Potem będzie cudownie. 

Ritva  uśmiechała  się,  gdy  przypalano  ją  żelazem.  Krzyczała,  ale  z  jej  ust  nie  znikał 

uśmiech. 

Hans Fredrik Feldt oblał się potem. Od rozgrzewania żelaznych prętów zrobiło mu się 

gorąco. 

Jego  nozdrza  wychwyciły  swąd  przypalanego  ciała.  Nalał  sobie  wódki  do  kieliszka, 

wychylił duszkiem i dolał jeszcze. 

Ż

ołnierz,  który  pocił  się  wraz  z  nim,  zameldował  krótko,  że  odprowadził  skazaną  z 

powrotem do lochu. 

Feldt skinął głową. 

Ż

ołnierz nie ruszał się z miejsca. 

-  Można  by  przypuszczać,  że  to  ta  jest  prawdziwą  czarownicą  -  wyrzekł  w  końcu  z 

drżeniem  w  głosie.  -  Jeszcze  nigdy  w  moim  życiu  nie  spotkałem  kogoś  tak  wytrzymałego. 

Inni już dawno by się ugięli i wyzionęli ducha na naszych rękach. A ona czepia się życia! I w 

porównaniu  do  innych  nawet  specjalnie  nie  krzyczy!  Mało  tego,  gdy  dotykam  jej  ciała 

rozżarzonym żelazem, ona za każdym razem się uśmiecha! Doprawdy zrobiła na mnie duże 

wrażenie! 

Kapitan ujął w dłoń kieliszek i odwróci! się gwałtownie. Nigdy nie dał znać po sobie, 

ż

e on także jest zdumiony zachowaniem dziewczyny, którą mu przywiedli. 

-  Ludzie  różnie  reagują  na  ból  -  stwierdził  rzeczowo.  -  Niektórzy  znoszą  więcej. 

Kobiety  na  ogół  są  bardziej  wytrzymałe.  Podobno  dlatego,  że  rodzą  dzieci.  Co  do  mnie, 

specjalnie nie widzę związku między tymi sprawami. Ta dziewczyna wiele potrafi znieść, ale 

każdy ma jakieś granice wytrzymałości, ona także. 

- Będziemy ją torturować, póki nie odkryjemy tej granicy? - spytał żołnierz. Pobladł 

gwałtownie i uchwycił się framugi, żeby nie upaść. Zrobiło mu się niedobrze. 

Ostatnio  dużo  o  tym  rozmyślał  i  zaczęły  go  dręczyć  wyrzuty  sumienia,  doskonale 

bowiem wiedział, że dziewczyna jest niewinna. 

- Nie mam w zwyczaju uzgadniać moich planów z podwładnymi - uciął Feldt. 

Ż

ołnierz  jak  niepyszny  wycofał  się  z  izby  i  zamknął  za  sobą  drzwi.  Kapitan  w 

ostatnim czasie bardzo przestrzegał wojskowej hierarchii. Zaufani pomocnicy nie byli mu już 

dłużej potrzebni. 

Ż

ołnierz nawet się cieszył z tego powodu. Kapitan Feldt wiele stracił w jego oczach i 

już nie był dla niego świetlanym wzorem. 

background image

Radował  się  też,  że  jest  tylko  zwykłym  żołnierzem.  Nie  chciał  brać  na  siebie 

odpowiedzialności za to, co się już stało z Ritvą, i za to, co miało się z nią stać. 

Wykonuje rozkazy. 

Poczuł niewypowiedzianą ulgę, że może spojrzeć na to od tej strony. 

Zdawało mu się, że ta zbrodnia nie plami tak bardzo jego rąk. 

Ale nocami mimo to nie mógł spać. 

Hans Fredrik Feldt, przeciwnie, nie cierpiał na bezsenność. Jedyne, co nie dawało mu 

spokoju, to świadomość, że w lochu dla czarownicy została uwięziona inna, że przyszło mu 

zadowolić się namiastką. 

To nie była prawdziwa wiedźma, która oszukała go i naraziła na pośmiewisko całego 

Finnmarku. 

Usiłował  przywołać  jej  obraz  w  tej  młodej  kobiecie,  którą  poddawał  torturom,  ale 

przez cały czas miał świadomość, że to nie ona. 

Nie potrafił oszukać samego siebie, mimo że planował dać przedstawienie wszystkim 

tym, którzy z niego drwili. 

Będą mieli stos i kobietę o wyglądzie wiedźmy. Niestety, prawdziwa Ritva, kobieta, o 

której nie przestawał myśleć, pozostawała nadal na wolności. Ale on ją znajdzie! 

Nie  podobał  mu  się  sposób,  w  jaki  uwięziona  reagowała  na  ból.  Najchętniej 

przycisnąłby ją mocniej, żeby zbliżyła się do tej granicy wytrzymałości, którą przecież każdy 

posiada... Ale gonił go czas. 

Jak zauważył żołnierz, ktoś inny już dawno wyzionąłby ducha. 

Nie wolno mu ryzykować. 

Ona musi żyć po to, żeby na oczach wszystkich spłonąć na stosie. 

Nie torturował jej dla przyjemności ani z wewnętrznej potrzeby. 

To było konieczne. 

Ta  dziewczyna  musiała  upodobnić  się  do  tamtej,  żeby  nie  wzbudzić  w  nikim  nawet 

cienia podejrzeń. 

Chciał urządzić pokaz, którego tutejsi ludzie długo nie zapomną. 

Cieszył  się  na  tę  chwilę.  To  będzie  apogeum  jego  kariery.  Na  stare  lata  nieraz 

wspomni ten stos. 

Nils  podążył  za  jeźdźcami,  którzy  zabrali  Ritvę,  i  dotarł  do  Vardo.  Nic  jednak  nie 

zdziałał,  bo  do  kogokolwiek  się  zwracał,  napotykał  mur  milczenia  równie  nieprzebyty  jak 

mur wokół twierdzy. 

background image

Było  tak,  jak  tłumaczył  Ristin.  Odnosił  wrażenie,  że  wszystkie  siły  sprzysięgły  się 

przeciwko niemu. 

Być może zbyt wiele stosów płonęło w tym miejscu w ostatnim stuleciu. 

Ludzie zaczynali powoli zapominać. Skala straceń na powrót stała się zwykłą skałą, a 

nie miejscem schadzek szatańskich sług. 

Ale  wraz  z  przybyciem  nowego  komendanta  twierdzy  wróciły  polowania  na 

czarownice. Na nowo zawrzało od plotek, pomówień i kłamstw. 

Zapłonęły stosy. 

Ludzie  się  przed  tym  wzbraniali.  Pragnęli  zagrzebać  w  pamięci  niechlubne 

wydarzenia, jakie miały miejsce za życia ich rodziców i dziadków. Nie chcieli, żeby to samo 

powtórzyło się za ich życia. 

A skoro wróciło... woleli wiedzieć jak najmniej albo udawać, że o niczym nie wiedzą. 

Z nikim obcym o tym nie rozmawiali. 

Nils więc nic nie wskórał. 

Był pewien, że Ritva została uwięziona w twierdzy, skoro zabrali ją żołnierze. Ale w 

twierdzy Vardohus wszystkie bramy się przed nim zatrzaskiwały. 

Nikt nie wiedział o zatrzymanej kobiecie.  Żołnierze twierdzili, że w lochach nie ma 

ż

adnych więźniów. 

Wmawiając  sobie,  że  Ritvie  nie  może  stać  się  nic  złego,  zanim  nie  zapadnie 

prawomocny  wyrok  sądu,  Nils  oszukiwał  samego  siebie.  Potrzebował  jednak  czegoś,  w  co 

mógłby wierzyć. 

Wnet jednak rozeszły się plotki. 

A  potem  przybył  Guttorm,  a  z  nim  blada,  udręczona  zgryzotą  Ristin.  Rodzice  nie 

wiedzieli o tym, że pojechała z Guttormem. Uciekła, nie pytając ich o zgodę. 

- Musiałam - tłumaczyła się Nilsowi, który dobrze ją rozumiał. 

-  Nie  mogę  się  dostać  do  twierdzy  -  wyznał  zrezygnowany,  kiedy  odnaleźli  go  w 

jednym z tanich zajazdów, którego poza porą połowów nie odwiedzało wielu gości. - Ona jest 

w twierdzy, ale nie udało mi się dostać do środka. Starałem się podejść strażników, groziłem 

im, próbowałem ich kupić, ale wszystko na nic... nikt nic nie wie. 

- Powiadają, że ma zapłonąć stos - rzekł powoli Guttorm z powagą na twarzy. 

- Krążą pogłoski o spaleniu czarownicy - przyznał Nils. - Słyszałem, że przed dwoma 

laty jakaś kobieta zdołała im się wymknąć podczas próby wody. Podobno teraz tę czarownicę 

złapano i szykują dla niej stos. 

background image

- Przecież Ritva nigdy nie przebywała z dala od rodziny i naszej wspólnoty - wtrąciła 

Ristin żałośnie. - Co to jest próba wody? 

Wyjaśnili jej. 

- Chyba nie zrobią tego z Ritvą? Przecież ona nie potrafi pływać! Chociaż... może już 

lepiej byłoby utonąć, aniżeli spłonąć... - szlochała. 

-  Wyrwiemy  ją  ze  stosu!  -  rzucił  z  zapałem  Guttorm,  ale  kiedy  wyobraził  sobie  tę 

sytuację,  zrozumiał,  jak  niewielkie  są  szanse  powodzenia.  Ze  względu  na  Ristin  jednak  nie 

powiedział tego na głos. Poza tym najgorsza wydawała mu się bezradność i bezczynność. 

- Tak, to jedyna możliwość - zgodził się Nils, choć wiedział to samo co Guttorm. 

Będą warty, uzbrojeni strażnicy. I ludzie, tłumy ludzi z zupełnie innego świata. 

Nawet  w  myślach  trudno  mu  było  sobie  wyobrazić,  w  jaki  sposób  mogliby  uwolnić 

Ritvę.  Ale  możliwe,  że  przy  odrobinie  szczęścia  i  wsparciu  dobrych  mocy  uda  im  się  tego 

dokonać. 

- W każdym razie możemy tam być... - rzekł. - Zobaczymy i nie zapomnimy. 

Pogłoski  o  przygotowaniach  do  spalenia  czarownicy  rozeszły  się  daleko  od  Varde. 

Dotarły także do niewielkiej zatoczki na półwyspie Varanger. 

Ravna była niespokojna. 

Przed  kilkoma  dniami  usłyszała  od  jakiegoś  wędrowca,  który  przysiadł  wieczorem 

przy ognisku, że ma zostać spalona wiedźma, która parę lat temu zdołała uciec z twierdzy. 

- Raija i Mikkal chyba nie wrócili jeszcze - powtarzała co chwila. - Mieli się ukryć w 

Finlandii  i  omijać  wybrzeże  szerokim  łukiem.  Nie,  na  pewno  by  się  tam  nie  udali.  Zresztą 

myślę, że Mikkal zawiadomiłby nas jakoś... 

Ale do końca Ravna nie była pewna, bo gdy sprawy dotyczyły Raiji, Mikkal zawsze 

działał na własną rękę. 

A teraz mieli ze sobą Ailo. 

We wspólnocie ubyło mężczyzn. Ravna nie brała pod uwagę tych, którzy ożenili się z 

dziewczętami  z  ich  społeczności.  Oni  jej  nie  rozumieli  i  uważali  zapewne  za  zdziwaczałą 

staruszkę. 

Tylko jednego człowieka Ravna mogła poprosić o przysługę: Andersa, syna Pawy. 

Dwudziestopięcioletni  Anders  wyrósł  na  bardzo  przystojnego  mężczyznę,  zupełnie 

niepodobnego  do  swego  ojca,  a  już  w  ogóle  nie  przypominającego  matki.  Był  bystry  i 

uważny. Zręczny, a przy tym mądry. Jedyny potomek, jaki pozostał Pawie. Niedźwiedź za-

bójca  zabrał  mu  pozostałych.  Sigga  i  Aslak  zginęli  powaleni  łapą  tego  samego  drapieżcy. 

background image

Pawa nigdy nie podźwignął się po tej tragedii. Zestarzał się i zamknął w sobie. Tylko Anders 

i czasami Ravna potrafili nawiązać z nim kontakt. 

- Chcesz zabrać mi moje ostatnie dziecko? - krzyknął ostro Pawa, gdy Ravna wyłożyła 

jego synowi sprawę, z którą przyszła. - Nie wystarczy ci, że twój własny syn i ta czarnowłosa 

dziewka z Tornedalen ponoszą winę za śmierć moich pozostałych dwojga dzieci? 

- Nikt nie jest winien śmierci Siggi i Aslaka - surowo odezwał się Anders. - Tak się po 

prostu stało i musimy się z tym pogodzić. 

- Zabiją cię! - Pawa uparcie trwał przy swoim. - Bo jeśli zatrzymali tę wronę Mikkala, 

stracisz głowę tak samo jak on i wszystkich was zabiją. 

-  Już  od  dawna  jestem  dorosły  i  sam  podejmuję  decyzje.  -  Anders  zacisnął  usta,  a 

spojrzawszy  łagodniej  na  Ravnę,  rzekł:  -  Pojadę.  Podobnie  jak  ty  przypuszczam,  że  to  nie 

może być Raija. Pewnie to tylko plotki. Ale pojadę, żeby zyskać pewność. 

Ravna nie była w stanie wyrazić swojej wdzięczności. 

Lubiła  tego  chłopca!  Właściwie  to  mężczyzna,  ale  dla  niej  zawsze  pozostanie 

chłopcem. Czuła się już taka stara. 

- A co ze mną? - zapytał Pawa z urazą w głosie. - Kto mi pomoże, kogo będę miał pod 

ręką? Mam sobie sam ze wszystkim poradzić? Przecież to zajmie ci wiele dni! 

- Wyszłoby ci to na dobre - wyraziła swą opinię Ravna. - Za dużo narzekasz. Nie tylko 

ty straciłeś swoich najbliższych, tyle że my nie straciliśmy dodatkowo głowy. 

- Poradzisz sobie, ojcze. Prychnął. 

- Będę do ciebie zaglądać - obiecała Ravna niechętnie. Kiedyś Pawa omal nie został 

jej  mężem.  Teraz  cieszyła  się,  że  tak  się  nie  stało.  Młode  dziewczyny  nie  są  w  stanie 

wyobrazić sobie, jacy będą ich ukochani, gdy się zestarzeją. 

Szkoda. 

-  Chcesz  odsunąć  ode  mnie  syna,  tylko  o  to  ci  chodzi  -  mruknął  zgryźliwie  Pawa, 

który nie dał się udobruchać. - Wszystko z zazdrości, że twój własny cię opuścił. 

Anders nigdy nie pozwolił ojcu decydować o sobie. Chodził własnymi ścieżkami. I jak 

dał do zrozumienia Ravnie, tym razem także nie zawaha się tego uczynić. 

Plotki  huczały  przez  kilka  tygodni.  Wystarczająco  długo,  żeby  ściągnąć  do  Vardo 

tłumy ciekawskich. Straszliwa tragedia bywa dla niektórych rozrywką. 

Anders od początku podejrzewał, że coś się w tym wszystkim nie zgadza. I choć był 

niemal  całkowicie  przekonany,  że  to  nie  Raija  została  uwięziona  w  lochu,  nie  czuł  się  ani 

trochę spokojniejszy. 

background image

Spędził w Vardo dwa dni, ale wykorzystał je w pełni. Rozmawiał z wieloma ludźmi. 

Miał tu dużo znajomych. Nikt jednak nie umiał mu powiedzieć nic poza tym, że nie widziano 

ostatnio Mikkala w tych stronach. Anders krążył po okolicy, ale też go nie spotkał. 

Był pewien, że Mikkal nigdy by nie zostawił Raiji w kłopotach. 

Właściwie  Anders  mógłby  już  wracać  do  obozowiska.  Zdobył  dość  informacji,  by 

uspokoić Ravnę. Nadal jednak zbyt wiele faktów pozostawało w sferze przypuszczeń. A ona 

wysłała go przecież po to, żeby zyskać pewność. 

Kiedy przed wieczorem żołnierze przeczytali obwieszczenie, Anders przekonał się, że 

miał rację, pozostając w Vardo. 

W każdej plotce tkwi odrobina prawdy. 

Rzeczywiście, w lochach twierdzy była uwięziona czarownica. 

I miała zapłacić życiem za swoje praktyki. 

Ogłoszono, że następnego dnia zapłonie stos. 

W  miasteczku  zawrzało.  Ludzie  z  ust  do  ust  przekazywali  sobie  sensacyjną 

wiadomość. Ich twarze zmieniły się, w oczach zabłysła żądza krwi. Powszechnie potępiono tę 

kobietę, o której tak naprawdę niczego nie wiedziano. Ktoś rzucił, że nie ma dymu bez ognia, 

co zostało przyjęte przez gawiedź ordynarnym rechotem. 

Anders  poczuł  mdłości  i  żeby  zagłuszyć  w  sobie  niechęć  do  otaczających  go  ludzi, 

podnieconych  niecodziennym  wydarzeniem,  postanowił  się  upić.  Przynajmniej  nie  będzie 

musiał z nikim rozmawiać! 

Wódka nigdy mu nie służyła, wiedział, że nazajutrz głowa będzie mu pękać. Ale miał 

nadzieję zdusić w sobie w ten sposób odrazę do rozkrzyczanego tłumu. 

Dla  Ritvy  dzień  i  noc  zlały  się  w  jedno.  Do  głębokiego  lochu  nie  dochodził 

najmniejszy  nawet  promyk  słońca.  Mrok  wydawał  się  tu  tak  gęsty,  że  dziewczyna  nie 

widziała nic na wyciągnięcie ręki. 

Tylko raz dziennie, kiedy przynoszono jej coś do jedzenia, migoczące światło lampy 

malowało żółte plamy na nierównej ścianie. 

Mrużyła  wówczas  oczy  oślepiona,  jakby  w  tych  piekielnych  ciemnościach  rozbłysło 

słońce. 

Ż

ałowała, że nie zdążyła podziękować Bogu za światło dnia i letnie białe noce. 

Przestali ją torturować. Oficer nie pokazywał się więcej. Nie przychodził jej katować, 

nie  stukał  uchwytem  pejcza  o  dłoń,  wyczekująco  wybijając  rytm.  Nie  ciągnęli  jej  do  tego 

okropnego pomieszczenia. 

Była sama. 

background image

Zziębnięta i mokra. Obolała. 

Krwawiące i zachodzące ropą nie opatrzone rany pokrywały każdy skrawek jej ciała, 

ale ciemności utrzymywały to w tajemnicy. 

Przynosili jedzenie. Niedużo, ale zawsze. 

Ritva postanowiła przestać spożywać posiłki. 

Pomyślała, że w ten sposób wygra z nimi, sama zadecyduje o sobie i o swoim końcu. 

Przechytrzy ich i wywinie się od tego, co dla niej zaplanowali. 

Ale w ten sposób umierało się powoli, a poza tym jedzenie przyciągało myszy. 

Ritva  nie  cierpiała  gryzoni.  Na  widok  myszy  i  lemingów  zawsze  przechodziły  jej 

ciarki.  Odgłosy  dreptania  i  drapania  rozlegające  się  w  ciemności  stanowiły  o  wiele  gorsze 

tortury  niż  te,  które  jeszcze  byłby  w  stanie  wymyślić  kapitan.  Dlatego  też  Ritva,  chcąc  nie 

chcąc, jadła. 

Dzięki temu wciąż oglądała światło. 

Czasami wydawało jej się, że wartownicy o niej zapomnieli, że musiał minąć więcej 

niż jeden dzień od ostatniego posiłku, ale trudno jej się było zorientować, a rozmawiać z nimi 

nie potrafiła. Żaden z mężczyzn, którzy tu schodzili, nie znał lapońskiego. 

Zrozumiała, że stąd nie ma wyjścia. Ze to koniec. 

Jeszcze tylko nieludzki ból, który jest bramą do cudownego raju. 

Musi wytrzymać. 

Zapadła w odrętwienie. Zesztywniały jej członki. 

Kroki,  których  nasłuchiwała  niemal  całą  wieczność,  rozległy  się  wreszcie  głucho  na 

kamiennej posadzce. 

Było ich dwóch. Pęk kluczy zadźwięczał hałaśliwie i wesoło. 

Uklęknęła. 

Przecież przez cały czas odosobnienia przychodzili pojedynczo! 

Czy  czekali,  aż  nabierze  sił,  żeby  znowu  się  nad  nią  znęcać?  Dlatego  tym  razem 

przybyli we dwóch? 

Czy może to już...? 

Czy to się stanie teraz? 

Klucz  zazgrzytał  w  zamku  i  ciężka  krata  uchyliła  się  powoli.  Do  środka  weszli 

wartownicy, ale bez jedzenia. 

A więc nareszcie nadszedł ten dzień! 

Przez cierpienie i mękę otrzyma wolność większą niż ktokolwiek jest w stanie sobie 

wyobrazić. 

background image

Ritva podźwignęła się z trudem. Wycieńczona, ledwie stała na nogach, ale zacisnęła 

zęby, żeby wytrzymać. Słaniała się i tylko sile woli zawdzięczała, że nie upadła. 

Strażnicy nie odezwali się. Wiedząc, że ich i tak nie rozumie, nie wysilali się zbytnio, 

by jej cokolwiek wyjaśnić, tylko brutalnie chwycili pod pachy i wywlekli z ciasnego lochu. 

Ciągnęli ją za sobą po schodach na górę, nie przejmując się tym, że obija się stopami o ostre 

kanty stopni. 

Przecież i tak miała umrzeć. 

Poprzedniego  wieczoru  został  wzniesiony  stos,  który  złowieszczo  górował  u  brzegu 

morza. Wydawał się taki majestatyczny na tle spienionych fal. 

Pogoda gwałtownie się zmieniła. 

Piękna, łagodna jesień ustąpiła miejsca chłodnemu wichrowi z północy, który powiał z 

ogromną siłą. Morze rozkołysało się, biała kipiel uderzała wściekle o ląd. 

Ludzie,  przekonani,  że  to  czary  wiedźmy,  spieszyli  nad  morski  brzeg,  jakby 

przyciągani  niewidzialną  siłą.  Szli  ku  wzniesionemu  z  chrustu,  torfu  i  wszystkiego,  co 

nadawało  się  do  spalenia,  stosowi,  niemal  pewni,  że  tego  dnia  najprawdziwsza  czarownica 

zostanie posłana na spotkanie z diabłem. 

Wzdłuż skalistego wybrzeża nie rosły drzewa, więc niektórzy poświęcili nawet cenny, 

pieczołowicie gromadzony opał. Taki strach drzemał w tych ludziach. 

Anders  bez  trudu  odnalazł  drogę  prowadzącą  do  miejsca  kaźni.  Wystarczyło 

zatrzymać  się  przy  jakiejś  grupce,  a  po  kilku  chwilach  płynęło  się  wraz  z  prądem  we 

właściwym kierunku. 

Przecisnął  się  naprzód  i  zatrzymał  w  miejscu,  gdzie  powinien  wszystko  dobrze 

widzieć  i  skąd  równocześnie  będzie  mu  łatwo  się  wycofać.  Nie  był  bowiem  pewien,  czy 

znajdzie  dość  sił,  by  przyglądać  się  od  początku  do  końca  okrutnemu  przedstawieniu. 

Chodziło mu tylko o jedno: chciał zobaczyć skazaną i upewnić się, czy to nie Raija. 

Bolała go głowa, miał kłopoty z żołądkiem, a narastające w tłumie emocje dodatkowo 

nasilały te dolegliwości. 

Anders  nigdy  nie  przypuszczał,  że  ludzie  potrafią  być  tacy  okrutni.  Czy  on 

zachowywałby się podobnie, gdyby nie lękał się, że skazaną może być Raija? 

Z niechęcią uświadomił sobie, że wcale nie jest lepszy. Oczekiwał tego wydarzenia z 

równą ciekawością co pozostali... 

Otworzyła się brama i z twierdzy wytoczył się żałosny wóz eskortowany przez kordon 

uzbrojonych żołnierzy. 

Anders przełknął ślinę, kiedy na wozie dostrzegł samotną postać. 

background image

Boże święty, czuł, że za chwilę zwymiotuje! 

Wśród  gawiedzi  rozszedł  się  pomruk,  który  zagłuszył  szum  wiatru  i  sztormowe  fale 

uderzające o skały u podnóża stosu. 

Na drobnym, wychudzonym ciele dziewczyny zwisały brudne strzępy ubrania. 

Koła  terkotały,  wóz  skrzypiał.  Żołnierze  maszerowali  równym  krokiem,  stukając 

rytmicznie obcasami. Anders zacisnął powieki, jego serce biło w tym samym rytmie. 

Kiedy  w  końcu  odważył  się  znów  podnieść  wzrok,  wóz  dotarł  prawie  na  wysokość 

miejsca, w którym stał. Z tyłu jechał konno kapitan z miną władcy. Na jego ustach błąkał się 

uśmiech: lodowaty, triumfalny uśmiech. 

Anders nienawidził tego człowieka, pamiętając, co uczynił Raiji. 

Przesunął wzrok na wychudzoną postać na wozie. Podarte ubranie nie zasłaniało ciała 

dziewczyny, poranionego do żywego mięsa i posiniaczonego. 

Biedaczka nie mogła się zasłonić, bo związano jej ręce. 

Nawet  w  drodze  na  stos,  w  drodze  na  śmierć,  nie  okazano  jej  choćby  odrobiny 

miłosierdzia. Do ostatniej chwili nie skąpiono jej upokorzeń. 

Póki  stała  z  pochyloną  głową  i  długie  kruczoczarne  włosy  opadały  jej  na  twarz, 

wyglądała zupełnie jak Raija. 

Anders, przeciskając się przez tłum, bezwiednie ruszył za wozem. 

Coś mu mówiło, że już wie, ale po wczorajszej pijatyce trudno mu było zebrać myśli. 

Skazana podniosła głowę. 

Z tłumu rozległ się oszalały krzyk jakiejś dziewczyny. Chyba jednak ktoś natychmiast 

zasłonił jej usta, bo Anders nie zorientował się, kto tak rozpacza. 

Blada twarz zwrócona była w stronę tłumu, ale  Anders dałby  głowę, że  skazana nie 

widzi otaczających ją ludzi. 

To nie była Raija. 

Ale jakże do niej podobna! 

Zatrzymał  się,  wóz  potoczył  się  dalej.  Za  nim  sunął  stępa  koń,  trzymany  w  cuglach 

przez oficera o lodowatym uśmiechu. Mężczyznę ze szpicrutą. 

Andersa zalała fala rozpaczy. Wiedział, że ta dziewczyna jest niewinna, a umrzeć musi 

dlatego, że Raija uciekła. 

Czul,  że  powinien  wykrzyczeć  zgromadzonym,  że  to  pomyłka.  Ze  to  nie  jest 

czarownica i że zna tę, dla której przeznaczony jest stos. 

Ale przecież Raija także nie jest czarownicą... 

Milczał. 

background image

Wziął na siebie cząstkę winy za to, co się stało. 

Może mógłby przeszkodzić tej zbrodni... 

Strażnicy  przecięli  rzemienie,  którymi  dziewczyna  była  związana,  popchnęli  ją  ku 

drabinie i przytwierdzili do niej, krępując nadgarstki i kostki u nóg. 

Jakaś kobieta zaniosła się szlochem. 

Poza tym panowała cisza jak makiem zasiał. Można by nawet przypuszczać, że morze 

i wiatr ucichły, jakby cała natura wstrzymała oddech. 

Dwóch żołnierzy postawiło drabinę. 

Tłum jednogłośnie wydał jęk. 

Dziewczyna  uniosła  głowę  i,  Anders  był  o  tym  przekonany,  uśmiechnęła  się.  Wiatr 

odgarnął  jej  włosy  z  twarzy,  która  jaśniała  biało  ku  zgromadzonym  niczym  milczące 

oskarżenie przeciwko wszystkim. 

Czy nikt więcej nie zauważył, że to niewinna dziewczyna? 

Nie widzieli, że to jeszcze dziecko? 

Ktoś zatknął u dołu stosu kilka pochodni, a kiedy płomienie ogarnęły chrust, rozległy 

się  trzaski.  Słychać  było,  jak  ogień  miesza  się  z  pieśnią  skłębionych  fal,  jak  tworzy  duet  z 

wiatrem. 

Ż

ołnierze puścili drabinę. 

Czarne  kłęby  dymu  okryły  niemal  całkowicie  dziewczynę  i  tylko  jej  blade  oblicze 

jaśniało wśród plam sadzy i płomieni, które rosły coraz większe. 

Nagle  zrobiło  się  zamieszanie.  Jakiś  młody  mężczyzna  z  tłumu  przedarł  się  przez 

kordon żołnierzy i nie zważając na skierowane w niego lufy, przedostał się na podwyższenie, 

na którym ułożony był stos. 

Rozdzierający  krzyk,  dobywający  się  z  płomieni,  niczym  ostrze  noża  przeciął  ciszę, 

trafiając wprost do nie do końca obojętnych serc. 

- Ritva! - zawołał śmiałek, wspinając się po płonącej stercie chrustu. - Idę do ciebie, 

Ritva! 

Anders  ledwie  zdążył  zauważyć,  jak  Lapończyk  objął  dziewczynę  i  przytulił  w 

bezgranicznej miłości, bo zaraz pochłonął ich ogień. 

Z  tłumu  pospieszyli  za  nim  chłopak  i  dziewczyna,  ale  żołnierze  już  nie  dali  się 

zaskoczyć i bezceremonialnie odepchnęli ich na bok. 

Ogień ogarnął cały stos, ale już żaden krzyk stamtąd nie doleciał. 

Anders wycofał się, gdy w powietrzu uniósł się swąd spalenizny. 

Jakiej odwagi trzeba było, żeby umierać z podniesionym czołem tak jak to dziewczę! 

background image

Ileż  hartu  wykazał  ten  młody  Lapończyk,  który  pospieszył  jej  na  ratunek!  Hartu  i 

miłości. 

Ból i cierpienie są niezbędne. Cierpienie jest bramą, bez niego nie może ruszyć dalej. 

Już  prawie  tego  dokonała,  kiedy  on  znalazł  się  przy  niej.  Otoczył  ją  ramionami  i 

sprawił, że łatwiej było znieść ból. 

Cierpienie rozłożyło się na dwoje. 

A potem już było cudownie... 

Ogień usunął wszystko... 

background image

Raija  obudziła  się  z  sennego  koszmaru  rozdygotana,  na  granicy  płaczu.  Zaniosła  się 

kaszlem i wówczas uświadomiła sobie, że to nie tylko zły sen. 

Spod  wpółprzymkniętych  powiek  dostrzegła  kłęby  dymu.  W  jednej  chwili 

oprzytomniała. Potrząsnęła delikatnie Mikkalem, a sama podczołgała się do drzwi i otworzyła 

je na oścież, żeby wpuścić świeże powietrze. 

Mikkalowi udało się tymczasem odgarnąć kawałki torfu zasłaniające otwór w dachu, 

którędy zawsze uchodził dym z paleniska. 

- Dobrze, że miałem pod ręką kij, którym się podpieram. Okazuje się, że przydaje się 

także do innych celów, co? - roześmiał się ponuro i wsunąwszy się z powrotem pod futrzaną 

derkę, dodał z powagą: - Ale gdyby nie ty, strach pomyśleć! Chłopcy śpią jak zabici, nawet 

hałas ich nie zbudził. 

Rzeczywiście, koszmarne sny Raiji uratowały całą ich czwórkę przed zaczadzeniem. 

Przytuliła  się  do  Mikkala.  Musiała  poczuć  jego  bliskość.  Upewnić  się,  że  należy  do 

niej. 

Nie przestawała drżeć, a dłonie miała spocone i chłodne. 

- Zdaje się, że nie chodzi jedynie o dym? - zapytał cicho Mikkal. 

Raija pokiwała leciutko głową. 

- Mam takie okropne sny, Mikkalu. Takie... prawdziwe. 

- Opowiedz! 

Objął  ją  mocno  i  oparł  się  czołem  o  jej  czoło.  Na  wszelkie  sposoby  starał  się 

przekonać ukochaną, że pragnie dzielić z nią także i to. Że nie jest sama, kiedy grozi jej coś 

złego. 

- Śnił mi się stos, Mikkalu! Prawdziwy stos - wyszeptała. 

Poczuł na szyi jej gorący oddech. 

- I obudziłaś się w kłębach dymu. Rozumiem, że musiałaś się bardzo przerazić. 

Ale Raija, nie słuchając go, ciągnęła: 

-  Dzisiejszej  nocy  palono  mnie  na  stosie.  Widziałam  siebie,  wrzucono  mnie  na 

ogromną stertę chrustu. Czułam, jak języki ognia liżą mi stopy... 

Mikkal pogładził ukochaną po włosach. Nic nie mówiąc, głaskał ją nieprzerwanie. Po 

tym,  co  przeszła,  wszelkie  słowa  pociechy  zdawały  się  zbyt  ubogie.  Kiedy  ją  uratowali, 

background image

bardzo starała się być silna. Tyle różnych uczuć stłumiła w sobie. Mikkal spodziewał się, że 

kiedyś będzie musiała wyrzucić je z siebie. Zapewne to dopiero początek. 

-  Bolały  mnie  rany  -  ciągnęła  Raija  zduszonym  głosem.  -  Otaczała  mnie  gruba 

warstwa  czarnego  dymu,  a  spod  stóp  dochodził  trzask  płomieni.  Ręce  i  nogi  miałam 

skrępowane. Nie widziałam nikogo, ale wiem, że on tam był, on, Potwór z Vardo! Uśmiechał 

się!  Czułam,  jak  przypieka  mnie  ogień,  Mikkalu.  Czułam  naprawdę.  To  było  takie  realne! 

Wystarczyło dać krok w dół, ale ja nie mogłam uciec... I nagle ktoś znalazł się przy mnie, nie 

byłam już sama. Tak się przestraszyłam, Mikkalu, że to ty! Wtedy właśnie się obudziłam. Nie 

chciałam, żebyś i ty zginął! 

Mówiła nieskładnie, bez związku, z szeroko rozwartymi oczami. Na nowo przeżywała 

swój sen, tak rzeczywisty, jakby to wszystko zdarzyło się na jawie. 

-  Dlaczego  dręczą  mnie  ciągle  koszmary?  -  zapytała.  -  Do  tego  takie  okropnie 

prawdziwe? 

- Pewnie dlatego, że masz bujną wyobraźnię. A może dlatego, że potrafisz wczuć się 

w  to,  co  przeżywają  inni?  Tak,  to  wszystko  wina  twojej  niepospolitej  fantazji,  moja  droga. 

Wiem,  że  wydaje  ci  się  to  teraz  straszne,  ale  uwierz  mi,  dzięki  temu  szybciej  przejdziesz 

przez to, co nieuniknione. Właśnie dlatego, że wszystko przeżywasz tak intensywnie. 

Dopiero po tych słowach Raija przymknęła powieki. Zresztą obrazy ze snu widziała 

nawet wtedy, gdy oczy miała szeroko otwarte. 

- Nie wiem, Mikkalu, czy kiedykolwiek zdołam się z tym uporać. Mam wrażenie, że 

zapadam się coraz głębiej i głębiej w grząskim gruncie. 

Mikkal obrócił się na plecy i podłożył ramię pod kark Raiji. Znużona odpoczywała na 

nagim, ciepłym ramieniu ukochanego. 

- Leż spokojnie - szepnął. - Zamknij oczy i myśl tylko o tym, co czujesz w tej chwili. 

Posłuchała  go.  Jej  ciało  odprężyło  się,  a  twarz  odrobinę  wypogodziła,  choć  ciągle 

wydawała się spięta. 

Opuszkami  palców  musnął  leciutko  jej  powieki,  niemal  ich  nie  dotykając.  Raija 

popatrzyła  wprost  w  łagodne  oczy,  które  utraciły  wraz  z  upływem  czasu  swój  miodowy 

odcień i stały się bardziej brązowe. 

-  Zamknij  oczy,  najdroższa  -  poprosił  Mikkal.  -  Uspokój  się!  Bądź  po  prostu  moją 

Raiją. Moim Małym Krukiem... 

Kiedy  odwróciła  się  ku  niemu,  wydawało  mu  się,  że  dostrzega  cień  uśmiechu, 

błąkający się w kącikach ust. 

background image

Nie  przestawał  pieścić  opuszkami  palców  ukochanej  twarzy.  Znał  ją  tak  dobrze! 

Ż

aden  rys  nie  był  mu  obcy.  Ale  nigdy  nie  przestał  jej  kochać.  Wystarczyło,  że  czuł  pod 

palcami skórę ukochanej, a zalewały go fale czułości i szczęścia. Nie potrafił się przed tym 

obronić. Uwielbiał zanurzać dłonie w jej jedwabistych włosach, które wydawały mu się nadal 

najpiękniejsze na świecie. Odrosły na tyle, że opadały na plecy niczym kaskada, czarniejsze 

niźli skrzydła kruka. 

- No i jak? - zapytał, kładąc rękę na delikatnej szyi dziewczyny. Pod kciukiem wyczuł 

pulsującą gwałtownie tętnicę. 

- Dobrze - uśmiechnęła się figlarnie, ale leżała, nadal nie otwierając oczu. W jej głosie 

wyczuwało się rozleniwienie. - Chyba coś nie tak z twoimi sztuczkami miłosnymi, Mikkalu. 

Czyżbyś się starzał? Jestem tylko zmęczona... 

Ze wzrokiem pełnym ciepła obserwował ją, dopóki nie zasnęła. 

Wówczas odchylił jej grzywkę i leciuteńko pocałował powieki. 

- O to właśnie chodziło, skarbie - wyszeptał. - Teraz już nie zbudzą cię koszmary... 

Dalsza część nocy upłynęła spokojnie. Ale ów straszny sen na długo zapadł w pamięci 

dziewczyny. 

Chyliło  się  ku  jesieni.  Raija  obserwowała,  jak  usychające  liście  tracą  swą  zieloną 

barwę.  Po  raz  pierwszy  poczuła  sentyment  do  oblewającego  się  purpurą  lasu.  W  sercu  jej 

ś

piewało  na  widok  nagich  gałązek,  przypominających  szpony  jakby  wystawione  w  obronie 

przed przenikliwym chłodem. 

Tej jesieni nie ogarnie jej ponura nostalgia! 

Nadeszły pierwsze chłody, ale śnieg kazał jeszcze na siebie poczekać. 

Raija  często  zabierała  ze  sobą  Ailo  i  odwiedzała  spokojny  zakątek,  który  Mikkal 

znalazł  sobie  w  lesie.  Lubiła  obserwować  ukochanego  przy  pracy.  Ailo  także  uznał,  że  to 

ciekawe. Raiji żal było każdej chwili bez Mikkala, dopiero teraz uświadomiła sobie, jak prze-

raźliwie samotna czuła się bez niego. 

Czasami  przebywała  z  nim  przez  cały  dzień.  Nie  zwracała  uwagi  na  to,  co  mówią 

ludzie.  Dobrze  było  tak  siedzieć  razem  i  gawędzić.  Cudownie  się  uzupełniali.  Na  pozór 

wydawali się tak różni, że niemal kłuło to w oczy, ale ich dusze i serca wiele łączyło. 

- Wyrzeźbiłeś mi już renifera, tato? - ciekaw był Ailo. 

Mikkal  zaczął  rzeźbić  figurkę  dla  syna,  ale  nie  zdążył  jeszcze  dokończyć.  Ponieważ 

nie  mieściła  się  w  skórzanej  torbie,  nie  wziął  jej  ze  sobą  do  lasu.  Syna  tymczasem  zżerała 

niecierpliwość. 

background image

-  Ten  nie  dokończony  renifer  został  przy  palenisku  -  rzuciła  Raija,  która,  choć  nie 

przepadała za przypisanymi kobietom domowymi obowiązkami, miała rozeznanie, gdzie co 

leży. 

Chłopiec był wyraźnie zawiedziony. Tak bardzo  się już cieszył, chciał tę figurkę od 

razu, nie jutro czy kiedy indziej... 

Raija wstała. 

- Przyniosę. Ty zostaniesz tu z tatą. -  I mrugnąwszy porozumiewawczo do Mikkala, 

dodała: - Potrzebuję trochę ruchu. Wiesz, Ailo, tata uważa, że za bardzo się zaokrągliłam od 

tego siedzenia. 

- To prawda - mruknął Mikkal, przewracając oczami. - Później ci powiem, w którym 

miejscu najwięcej ci przybyło, moja droga... 

- Raija nie jest gruba! - zaprotestował zdecydowanie Ailo. - Jest w sam raz! 

Te słowa wyrażały całe jego dziecięce oddanie. Raija ukryła je głęboko w sercu i po 

drodze  nie  przestawała  o  nich  myśleć.  Bóg  jeden  wie,  jak  bardzo  potrzebowała  takiej 

akceptacji. Czuła się jak ptak po długim, bardzo długim locie. A dobre słowa, które piła chci-

wie niczym krople deszczu, dodawały jej otuchy. 

Z ich ziemianki unosił się dym. Raija ściągnęła brwi, trochę zdziwiona. Nie dokładała 

do paleniska przed wyjściem. Może Mikkal? Lubił ciepło, a tu, wśród lasów, nie trzeba było 

oszczędzać na opale, tak jak przywykli do tego na skalistym wybrzeżu. 

O tak wiele spraw nie musiała się tu kłopotać. Dziwnie będzie znów wrócić do starych 

przyzwyczajeń... 

Raiji zrobiło się nagle smutno. 

Zamyślona weszła do ziemianki. 

Ś

wiatło  dnia  wpadające  przez  uchylone  drzwi  i  blask  płomieni  w  palenisku  od  razu 

pozwoliły zauważyć tych dwoje leżących na posłaniu. 

Raija zastygła na moment w bezruchu. 

A potem zatrzasnęła za sobą drzwi z takim impetem, że aż jęknęły, i podeszła bliżej. 

Spod futrzanego nakrycia, pod którym zwykle spała z Mikkalem, wysunęła się jakaś 

ręka i sięgnęła po ubrania leżące obok. 

Raija była tak wściekła, że nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. 

Dziewczyna, która wychyliła się zawstydzona, najchętniej zapadłaby się pod ziemię. 

Zakrywając twarz rozpuszczonymi włosami, przemknęła się pod ścianą, nie rzuciwszy Raiji 

nawet jednego spojrzenia. 

Wydostała się, ledwie uchyliwszy drzwi. 

background image

Raija usłyszała tylko odgłos kroków i zdyszany oddech. 

Matti usiadł, z podkurczonymi nogami, ale nie patrzył na Raiję. 

Jej młodszy brat! 

Nagle  ujrzała  go  w  całkiem  innym  świetle.  Już  dawno  powinna  dostrzec,  że  urósł  i 

przestał być dzieckiem. 

Przecież nawet jako trzynastoletni wyrostek przewyższał wzrostem rówieśników, tyle 

ż

e był wiotki. Dwa lata, które właśnie upłynęły, lata wypełnione nieustanną pracą fizyczną, 

pomogły mu nabrać mięśni. Zmężniał. W ramionach równie szeroki jak Mikkal, miał proste, 

długie nogi i wąskie biodra. Był naprawdę urodziwy, niemal zbyt piękny jak na mężczyznę. 

Mogłaby zaakceptować jego przygody, gdyby nie fakt, że miał dopiero piętnaście lat! 

- Powiedz coś! - odezwał się Matti. 

Raija dopiero teraz zwróciła uwagę, że głos także mu się zmienił. 

- Powiedz coś! Cokolwiek! Wszystko będzie lepsze niż twoje milczenie. Rozumiem, 

ż

e możesz być zła... 

- Zła? - odezwała się wreszcie drżącym głosem i podeszła do niego zwinna i skupiona 

jak samica żbika podczas polowania. Popatrzyła mu w twarz. Był tak podobny do ojca, że aż 

odczuła  ból.  -  Zła,  Matti?  -  powtórzyła  głosem  łagodnym  niczym  mruczenie  kotki,  równie 

przerażająco spokojna, jak bywają ostatnie chwile tuż przed burzą śnieżną. 

Rozejrzała się wokół, żeby coś chwycić, ale nic jej nie wpadło w oko. Uniosła więc 

dłoń i wymierzyła bratu siarczysty policzek. 

- Zła? Najchętniej udusiłabym cię własnymi rękami, ty niecnoto, ty rozpustniku! Ty... 

Zabrakło jej powietrza, odetchnęła więc głęboko i usiadła. 

Matti  nie  wyglądał  na  skruszonego.  Skierował  ku  niej  spojrzenie  niewinne  jak  u 

aniołka, a w kącikach ust błąkał mu się uśmieszek, który jeszcze bardziej rozwścieczył Raiję. 

Ledwie się opamiętała. I choć nigdy nie wierzyła w skuteczność takich kar, omal nie 

spoliczkowała go ponownie. 

Matti spodziewał się kolejnego uderzenia, ale gdy nie nastąpiło, uniósł obie dłonie w 

przepraszającym geście, a uśmiech, jaki skierował do siostry, miał w sobie tyle wdzięku, że 

trudno było mu się oprzeć. 

- Zgadzam się z tobą, Raiju. Na pewno masz rację we wszystkim, co powiedziałaś i co 

sobie  pomyślałaś.  To  było  nierozsądne  z  mojej  strony...  Obiecuję,  że  więcej  się  to  nie 

powtórzy. 

Raija oniemiała ze zdumienia. Co ten smarkacz sobie wyobraża? Sądzi, że uda mu się 

tak łatwo z tego wymigać? 

background image

- Zastaję cię na naszym posłaniu z jedną z tych rozchichotanych dziewek z wioski... I 

myślisz, że wykpisz się uśmieszkiem? Co ci się, u licha, wydaje? Kim ty jesteś? 

- Twoim bratem - odrzekł hardo. - Ty w końcu też nie byłaś szczególnie cnotliwa w 

wieku  piętnastu  lat!  Potrafię  liczyć,  dobrze  wiem,  ile  miałaś  lat,  kiedy  spłodziliście  z 

Mikkalem dziecko. 

Na te słowa Raija ponownie wymierzyła mu policzek. 

- Zmykaj stąd, do diabła z tobą! - krzyczała. - Uciekaj, słyszysz? Nie chcę cię więcej 

widzieć  na  oczy!  Na  pewno  znajdziesz  sobie  inne  miejsce  na  nocleg  u  jakiejś  baby  pod 

pierzyną! 

Matti zgarnął pośpiesznie kurtkę, kumagi i wyszedł. Nie padło między nimi ani jedno 

słowo więcej. Raija rzuciła się na skóry, na których przed chwilą baraszkował jej brat z jakąś 

dziewką, i wybuchnęła płaczem. Wszystko układało się nie tak jak powinno. 

Matti znalazł Mikkala i Ailo tam, gdzie spodziewał się ich zastać. Mikkal zerknął na 

niego mimochodem i zapytał: 

- Nie widziałeś Raiji? Coś długo nie wraca. Chłopak siadł ciężko na pniu i oznajmił: 

-  Raija  mnie  wyrzuciła.  Wymierzyła  mi  taki  policzek,  że  aż  świsnęło.  A  właściwie 

dwa policzki! I zabroniła mi się pokazywać na oczy. 

Mikkal podniósł wzrok. Ailo także. 

-  Raija  cię  uderzyła?  -  zapytał  chłopczyk,  marszcząc  brwi  tak  samo  jak  ojciec.  -  To 

chyba musiałeś być bardzo niegrzeczny. Mnie Raija jeszcze nigdy nie uderzyła, choć wiele 

razy napsociłem. 

Na wyraźne polecenie ojca Ailo odszedł na bok. Naburmuszony, usiadł na pieńku, ale 

nie przestał ciekawie nadstawiać ucha. Dlaczego zawsze, kiedy dorośli zaczynają rozmawiać 

o czymś ważnym, każą dzieciom odejść? To niesprawiedliwe! 

-  Co  zrobiłeś?  -  Mikkal  popatrzył  uważnie  na  Mattiego.  -  Ailo  ma  rację,  Raija  bez 

powodu na nikogo nie podniosłaby ręki... 

Chłopak  spuścił  wzrok  i  poczerwieniawszy  lekko,  ściągnął  usta.  Trudniej 

przychodziło mu spojrzeć w oczy Mikkalowi niż siostrze. Ale przecież musi pokazać, że nie 

jest smarkaczem. Wiedział, co robi, i poniesie za to odpowiedzialność. 

Popatrzył Mikkalowi prosto w twarz i wyznał: 

-  Raija  przyłapała  mnie  na  gorącym  uczynku.  Zaprosiłem  do  ziemianki  Annę  i  nie 

trzymaliśmy się bynajmniej tylko za ręce... 

background image

Mikkal  zdumiał  się,  ale  nie  doznał  takiego  szoku  jak  Raija.  Zauważył,  że  chłopak 

dorasta  i  jak  na  swój  wiek  wygląda  dość  dojrzale.  Z  Raiją  było  podobnie,  więc  go  to  nie 

dziwiło. Zresztą już kiedy Matti miał trzynaście lat, odstawał od swych rówieśników. 

-  Podejrzewam,  że  nie  był  to  twój  pierwszy  raz?  -  zagadnął  Mikkal,  zachowując 

spokój.  Starał  się  spojrzeć  na  sprawę  z  punktu  widzenia  chłopaka.  Raija  przeżyła  szok, 

ponieważ zobaczyła swojego młodszego brata w sytuacji, w której nigdy go sobie nawet nie 

wyobrażała. 

- Pytasz, czy pierwszy raz w ogóle, czy pierwszy raz na waszym posłaniu? 

Mikkal  uśmiechnął  się  pod  nosem,  zastanawiając  się,  czy  wszyscy  chłopcy  w  tym 

wieku są równie bezczelni. 

-  Ani  jedno,  ani  drugie  -  przyznał  się  Matti.  -  Nie  jestem  już  dzieckiem,  choć  Raija 

ciągle mnie tak traktuje. Zresztą ona w moim wieku robiła to samo. 

Mikkal nabrał powietrza przez nos i zapytał: 

-  Powiedziałeś  jej  to?  Wykrzyczałeś  jej  to  w  złości?  Oczy  Mikkala  pociemniały  i 

Matti dostrzegł w nich gniew. 

Przytaknął. 

- Wiem, że postąpiłem głupio - dodał szybko. - Ale byłem zły, czułem się idiotycznie. 

A ona pouczała mnie, udając chodzącą niewinność... 

Mikkal uśmiechnął się krzywo. 

-  Spróbuj  zrozumieć  Raiję  -  poprosił.  -  Jesteś  jej  młodszym  bratem.  Osłupiała,  bo 

pewnie nawet nie pomyślała nigdy, że interesujesz się dziewczętami. 

- Powinna wiedzieć - burknął Matti przez zęby. Mikkal zacisnął pięści. 

- Nigdy nie próbuj się nawet równać z Raiją. Twoje życie i życie twojej siostry to jak 

niebo  i  ziemia.  Raija  nigdy  nie  prowadziła  się  lekko.  Dorosła  szybko  dlatego,  że  musiała. 

Zresztą z dziewczętami jest inaczej, Matti. One nie zawsze mogą wybierać. Jeśli spróbujesz 

spojrzeć na to obiektywnie, na pewno mi przyznasz rację. 

Matti przeczesał silną dłonią grzywkę. 

- A mam inny wybór? Dobrze, przeproszę Raiję za to, co powiedziałem. No i za to, że 

korzystałem z waszego posłania... 

Mikkal nie mógł dłużej powstrzymać się od śmiechu. 

- Możesz być pewien, że to ją zdenerwowało równie mocno... Jeśli ją dobrze znam, 

trzepie właśnie futrzane derki... 

- Skąd wiesz? Mikkal wykrzywił się. 

background image

- Kiedyś już ją widziałem w podobnych okolicznościach, chłopcze. Tyle że wtedy ja 

zbrukałem posłanie... 

Matti spojrzał zaciekawiony, ale Mikkal nie zamierzał mu opowiadać szczegółów. 

- Czujesz coś do Anny? - zmienił temat Mikkal. - Czy też jest dla ciebie dziewczyną, z 

którą się tylko zabawiłeś. 

-  Jest  słodka...  -  przeciągał  Matti.  -  Ale  nie  jestem  w  niej  zakochany,  jeśli  o  to  ci 

chodzi.  To  chyba  nie  ma  sensu,  prawda?  Skoro  zimą  mamy  wyruszyć  do  Ruiji,  ostatnie, 

czego mi potrzeba, to mieć na głowie dziewczynę. 

Mikkal udawał, że kaszle, starając się ukryć uśmiech. 

-  Więcej  dziewczyn  uważasz  za  słodkie?  —  zapytał.  Wiedział,  że  Matti  ma 

powodzenie  u  dziewcząt.  Ale  chłopak  był  jeszcze  taki  młody  i  bezmyślny.  Mógł  sobie 

napytać  biedy,  zwłaszcza  że  najwyraźniej  nie  zastanawiał  się  nad  skutkami  swego 

postępowania. 

- Chodzi ci o to, czy z innymi także robiłem takie rzeczy? - zapytał Matti bystro i nie 

czekając na potwierdzenie, uśmiechnął się i pokiwał głową. 

Mikkal oblał się potem. 

- Dużo ich było? 

Matti wzruszył ramionami. Nie wypadało mu jednak kłamać Mikkalowi. 

- Jeszcze dwie. Ale to nie miało znaczenia. 

-  Zdajesz  sobie  sprawę,  że  z  takich  zabaw  może  się  począć  dziecko?  -  wycedził 

Mikkal cierpkim tonem. 

-  Od  jednego  razu?  Czy  tam  od  dwóch?  -  W  głosie  Mattiego  pobrzmiewało 

niedowierzanie. 

Mikkal potrząsnął głową zrezygnowany. 

-  U  licha,  co  wy,  młokosy,  macie  w  tych  łepetynach?  Co  wy  w  ogóle  wiecie?  Ja... 

kochałem się z Raiją jeden jedyny raz. I urodziła się dziewczynka o imieniu Maja. 

- Jeden raz? - Matti był wyraźnie zaskoczony. Zabawiał się z paroma dziewczynami, 

przekonany, że raz czy dwa nikomu nie może zaszkodzić. Dopiero teraz w pełni pojął gniew 

Raiji. Rzeczywiście, ona najlepiej zdawała sobie sprawę z tego, co może wyniknąć z takich 

igraszek... Matti poczuł nagle, jak ciąży mu ta nowo nabyta mądrość. 

- Nie chcę mieć dzieci - rzekł zrozpaczony. 

Mikkal nie mógł sobie odmówić przyjemności i postanowił go trochę nastraszyć. Ze 

ś

miertelną powagą więc oznajmił: 

- W najgorszym wypadku urodzi ci się troje mniej więcej w tym samym czasie. 

background image

Matti  dyszał  ciężko  jak  ryba  wyrzucona  na  brzeg,  on  także  obdarzony  był  bogatą 

wyobraźnią. Dopiero po chwili dostrzegł wesołe ogniki w oczach Mikkala i odetchnął z ulgą. 

- Żartowałem, ale to nie znaczy, że nie możesz mieć jednego - upomniał Mikkal. - Nie 

zaszkodzi  więc,  jeśli  na  przyszłość  będziesz  uważał.  Przecież  nie  możesz  ciągnąć  każdej 

napotkanej dziewczyny pod derkę tylko dlatego, że bierze cię na nią chęć. Masz dwie zdrowe 

ręce, więc weź się do roboty, chłopie! 

Matti  spurpurowiał.  Nikt  jeszcze  nie  wygłosił  mu  takiego  kazania  bez  owijania  w 

bawełnę. I to na taki trudny temat! 

- Będę ostrożny - wymamrotał. - Ale nie jestem już dzieckiem... 

- Wyjaśnię to Raiji - obiecał Mikkal. - Może uda mi się ją udobruchać. Bo jeśli nie, 

gotowa ruszyć na ciebie z moim nożem. A wówczas możesz być pewien, nie uszy będzie ci 

chciała obciąć... 

Nawet  Matti  się  uśmiechnął  na  ten  żart.  Czuł,  że  pomimo  wszystko  Mikkal  trzyma 

jego stronę. To była męska rozmowa! 

-  Rozmawiałeś  z  nim  -  odgadła  Raija,  kiedy  Mikkal  wszedł  do  ziemianki  bez  Ailo. 

Synek  pod  opieką  Mattiego  został  na  razie  u  jednego  z  wujów  w  wiosce.  -  I  oczywiście 

trzymasz jego stronę. Pojęcia nie masz, co ja zobaczyłam... 

Mikkal usiadł spokojnie, zdjął kaftan, czapkę i popatrzył na Raiję wyczekująco. 

Zauważył, że płakała, a to znaczyło, że wyrzuciła z siebie najgorszy gniew. 

-  Widziałaś  Mattiego  z  dziewczyną  na  naszym  posłaniu  -  oznajmił  rzeczowo.  -  Nie 

trzymali się bynajmniej tylko za ręce... - Mikkal posłużył się określeniem Mattiego, które go 

tak rozbawiło. 

- On ma piętnaście lat, Mikkalu. 

- Nie jest już dzieckiem - dokończył. - Wygląda na to, że w waszej rodzinie wszyscy 

zostali obdarzeni dużym temperamentem. 

Raija popatrzyła na niego z gniewnym niedowierzaniem. 

-  Po  tobie  ostatnim  spodziewałabym  się  takiej  reakcji!  Jak  możesz  w  ogóle 

porównywać mnie z tym żałosnym szczeniakiem? 

- Przecież jesteście rodzeństwem - odrzekł Mikkal, wiedząc, że Raija nie posunie się 

do tego, by go uderzyć. Zresztą potrafił ją okiełznać. - Jest pewne podobieństwo - ciągnął. - 

Matti,  tak  jak  i  ty,  wydoroślał  szybciej,  niż  można  się  było  spodziewać.  Nikt  z  nim  nie 

rozmawiał na te tematy, działał po omacku... 

Raija roześmiała się. 

- Kiedy go nakryłam, nie wydawał się być zagubiony - rzuciła zgryźliwie. 

background image

Mikkal  chrząknął.  Czy  nie  mogła  dostrzec  komizmu  całej  tej  sytuacji?  Zapewne 

zaśmiewałaby się do rozpuku, gdyby nie chodziło o jej brata. 

- Przecież ona może zajść w ciążę. Mikkal skinął głową. 

-  Właśnie  mu  to  uświadomiłem.  Nie  miał  pojęcia,  że  następstwa  mogą  być  tak 

poważne. W ogóle niewiele wiedział o tych sprawach, Raiju. Teraz bardzo żałuje, że robił to 

pod tym dachem i że potem cię jeszcze obraził. 

Oczy Raiji nadal ciskały błyskawice. 

-  Spróbowałby  nie  żałować,  szczeniak  jeden...  -  odgrażała  się  Raija.  -  Przecież  to 

jeszcze dzieciak, Mikkalu... 

Mikkal zbliżył się do niej na klęczkach i ujął jej dłonie. Nie spuszczając z niej wzroku, 

wyznał: 

-  Kiedy  ja  miałem  piętnaście  lat,  ty,  kochana,  miałaś  dopiero  dziewięć.  Dlatego  nie 

snułem  o  tobie  podniecających  fantazji.  Ale  zdarzało  mi  się  rozbierać  spojrzeniem  niektóre 

dziewczęta.  I  zapewne  chętnie  bym  je  przytulił,  gdyby  tylko  zechciały  spojrzeć  w  moją 

stronę. - Westchnął. - Ale najwyraźniej nie byłem taki atrakcyjny w wieku piętnastu lat jak 

jest twój brat. Dziewczyny nie dały mi szansy... 

Mikkal zamilkł i uśmiechnął się pod nosem. Po chwili dodał: 

- Ale ty, malutka, bardzo szybko dojrzałaś, i jako osiemnastolatek cierpiałem katusze, 

patrząc  na  ciebie.  Byłem  przekonany,  że  umrę,  ponieważ  myślałem  o  tobie  takie 

nieprzyzwoite rzeczy... To, co się stało między nami, kiedy ukończyłaś piętnaście lat, mogło 

się stać dużo wcześniej, gdybyś była dość dorosła... 

-  Mówisz,  że  mogłeś  być  taki  jak  Matti?  -  Raija  popatrzyła  na  niego  z 

niedowierzaniem i pokręciła głową. - Nie, ty nigdy nie byłeś taki jak Matti. Kochałeś mnie, 

Mikkalu. Matti nie kocha Anny, właściwie niespecjalnie zwraca na nią uwagę. Czy w ogóle z 

nią rozmawia? To tylko pożądanie, nic więcej. Zabawa. A ja nie chcę, żeby mój brat igrał z 

ogniem. 

Raija mówiła prawdę: dla Mikkala zawsze liczyła się tylko ona, tylko ona sprawiała, 

ż

e wrzała w nim krew. 

Matti nie wiedział nic o miłości. 

Częstował się tym, na co miał ochotę, a co znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Kiedy 

poczuł głód, zaspokajał go. 

Nie doznawał żaru tego uczucia, które jest silniejsze niż pożądanie. 

-  Przyrzekł  poskromić  nieco  chuć  -  rzekł  Mikkal.  -  Chyba  go  trochę  przestraszyłem 

tymi dziećmi... 

background image

Na twarzy Raiji pojawił się grymas. 

- Przyprowadź go tu. Wybaczam mu, że powiedział za dużo, ale nie chcę go więcej 

widzieć z jakąś dziewką w naszym posłaniu. Są pewne granice! 

Mikkal uśmiechnął się. 

- Pośpiesz się i wytrzep dokładnie skóry, kochanie, bo ręce mnie świerzbią... 

Wyszedł  pośpiesznie,  nim  zdążyła  cisnąć  w  niego  miską.  Przestała  się  jednak  już 

gniewać,  choć  dla  niej  Matti  zawsze  będzie  młodszym  bratem.  Ale  może  Mikkal  ma  rację, 

twierdząc, że Matti szybko dorasta. 

Przypilnuje go! Póki stąd nie wyjadą, śledzić będzie każdy krok brata. 

Za nic w świecie nie pozwoli, by zniszczył ich dobre imię. 

background image

Tych  kilka  krótkich  tygodni  jesiennych  obfitowało  w  wiele  zdarzeń,  które,  choć 

rozegrały  się  w  różnych  miejscach  za  kołem  polarnym,  niedługo  miały  się  spleść  w  jedną 

całość. 

Daleko na północnym wschodzie hucznie fetowano na cześć komendanta, który wydał 

rozkaz  spalenia  na  stosie  młodej  czarownicy.  Uznano  go  za  bohatera  i  niemal  noszono  na 

rękach. Zakończenie jego służby zostało uświetnione salwami armatnimi, których huk odbił 

się echem od skalistego lądu. 

Sądzono, że po opuszczeniu twierdzy oficer, który według opinii wielu sumiennie i z 

honorem  odsłużył  kilka  lat  na  północy,  powróci  wprost  na  południe  do  swych  rodzinnych 

stron. Ci, którzy na temat służby kapitana Feldta mieli odmienne zdanie, na ogół milczeli, ale 

wgłębi serca cieszyli się, że wyjeżdża, i byli przekonani, że każdy następny komendant okaże 

się od niego lepszy. 

Dlatego też nikomu, kto napotkał na płaskowyżu silnie zbudowanego mężczyznę, nie 

przyszło nawet do głowy rozpoznać w nim kapitana z twierdzy Vardohus. Kiedy siedział na 

koźle wozu zaprzężonego w konia, wyglądał jak większość wędrowców. 

Mężczyzna ów tymczasem kogoś szukał. 

Wzdłuż  wybrzeża  Finnmarku  płynął  niezgrabny  żaglowiec  z  wypisanym  na  burcie 

obco brzmiącym w tych stronach imieniem świętego. Młodego szypra przyciągała na wody 

Norwegii nie tylko okazja zarobku, ale przede wszystkim gorączka, której nie potrafił ugasić. 

Jedyna namiętność, która wypełniała jego puste życie, pozbawione innych radości. 

Tylko  praca  dawała  mu  zadowolenie,  harował  więc  czasem  ciężej  niż  załoga. 

Nazywano go „Kamienna Twarz” albo „Lodowaty Kapitan”. Oba określenia były trafne. 

Zasypiał spokojnie tylko wtedy, kiedy bardzo się zmęczył, ale nic mu się nie śniło. 

Kiedy  dopadała  go  bezsenność  i  dość  miał  udawania  bohatera,  pił.  Szukał 

zapomnienia i odrobiny wesołości, tymczasem alkohol przywoływał wspomnienia, a radości 

sprawiał  niewiele.  Zawsze  jednak  była  to  jakaś  rozrywka.  Jego  załoga  oddychała  wtedy  z 

ulgą, a za plecami słyszał szepty, że Lodowaty Kapitan wreszcie okazał ludzkie uczucia. 

On  uśmiechał  się  tylko  w  stronę  fal  i  skalistego  wybrzeża.  Gdyby  marynarze 

wiedzieli, jak bardzo był ludzki... 

Teraz jednak jego życie straciło sens. 

background image

W  Tornedalen  pewien  beztroski  młodzieniec  dostał  kosza  od  dziewczyny,  która 

właściwie  go  kochała,  tyle  tylko  że  pozwoliła  matce  zadecydować  o  swoim  losie.  Ta  zaś 

wybrała dla córki innego męża przy milczącej aprobacie ojca dziewczyny, który wolał się nie 

wtrącać. 

Odrzucony  kandydat  nie  przejął  się  zbytnio.  Bogiem  a  prawdą  spodziewał  się 

odmowy.  Właściwie  wcale  nie  był  do  końca  przekonany,  czy  potrafiłby  się  ustatkować  i 

osiąść w jednym miejscu. Wędrówkę miał we krwi, całe życie gdzieś go nosiło. 

Nie posiadał wiele i w każdej chwili mógł rzucić wszystko, by ruszyć w drogę. Nigdy 

nie potrzebował więcej niż to, co mógł unieść na plecach. 

Ż

ycie w znoju i nędzy nie pociągało go. Ponad wszystko cenił sobie wolność, nawet 

gdy przychodziło mu klepać biedę. 

Płynął z prądem. Żył pełnią życia, nigdy nie wiedząc, co mu przyniesie jutro. 

Jesienią znad Zatoki Botnickiej wyruszyło ku fiordowi na północy wielu wędrowców. 

Podążył  za  nimi,  uznał,  że  tak  wielu  nie  może  się  mylić.  Miał  nadzieję,  że  i  on 

znajdzie tam coś cennego. 

Mikkal i Raija przygotowywali się do wyprawy. 

Mikkal z żalem rozstawał się ze społecznością lapońskiej wioski, gdzie zyskał pozycję 

i  poważanie.  Tych  wartości  nie  mógł  tak  po  prostu  przenieść  do  wspólnoty  w  norweskiej 

tundrze,  z  której  się  wywodził.  Mimo  że  chętnie  zostałby  tu  na  zawsze,  zdecydował  się 

wyruszyć w drogę ze względu na Raiję, Mattiego i Ailo. A także ze względu na Maję i jej 

rodzeństwo. Ze względu na Reijo, który być może pragnął uwolnić się od odpowiedzialności 

za dzieci i zacząć wreszcie żyć własnym życiem. 

Raija czuła, że oto ziszcza się jej marzenie. 

Odetchnęła też z ulgą, że wreszcie będzie mogła przestać pilnować na każdym kroku 

Mattiego.  Męczyło  ją  to,  ale  strasznie  się  bała,  że  swoją  młodzieńczą  przekorą  i 

bezmyślnością zniweczy ich plany. 

Na  szczęście  Matti  zachowywał  się  tak  jak  przystało  na  chłopca  w  jego  wieku.  Nie 

wplątał się w żadne kłopoty. 

Nadal uciekali, tyle że teraz gonili marzenie. 

Wyprawa na północ szybko straciła w oczach Mattiego ową aurę niezwykłości, z którą 

ją kojarzył. 

Niewiele  z  wielkiej  przygody  miało  bowiem  poganianie  renifera  zaprzężonego  w 

pułki, naprzód, wciąż naprzód, pod wiatr. Bolały go plecy, odmroził twarz i policzki. 

background image

Matti,  Mikkal  i  Raija  jechali  w  saniach,  częściowo  tylko  przykrytych  skórą.  Ailo 

siedział  głęboko  i  chociaż  czasem  mu  się  dłużyło,  nie  niecierpliwił  się.  Przywykł  do 

wędrówki. Dla tego małego chłopca był to naturalny sposób przemieszczania się. 

Matti nauczył się prowadzić pułki dopiero przed rokiem. Nie obyło się bez kpin, bo 

przychodziło mu to z trudem. 

Renifer  miał  całkiem  inne  usposobienie  niż  używane  w  gospodarstwie  konie,  z 

którymi tak dobrze sobie radził. Prosta uprząż rena składała się z rzemienia nakładanego na 

szyję zwierzęcia tak, żeby końce przechodziły między przednimi jego nogami. Uprząż miała 

hołoble, a pod brzuchem renifera wygięty pałąk. Pojedyncze lejce od lewej strony zwierzęcia 

służyły do kierowania nim w zaprzęgu. 

Trzy  renifery  pociągowe  ciągnęły  pułki  jezdne,  jeden  pułki  kryte,  na  których  leżały 

starannie  zapakowane  zapasy,  a  dwa  kolejne  reny,  zaprzężone  w  szerokie  i  niskie  sanie 

ciężarowe, transportowały złożoną jurtę i żerdzie potrzebne do jej postawienia. 

Taką niewielką  grupą zdążali w stronę morza. Już po kilku dniach natrafili na ślady 

prowadzące w tym samym kierunku. Wiele grup wędrowało tędy ku nadmorskiej krainie. 

Noc  za  nocą  posuwali  się  naprzód.  Starali  się  przeciągać  czas  między  kolejnymi 

postojami  i  zatrzymywali  się  na  odpoczynek,  dopiero  gdy  całkiem  się  rozjaśniało.  Nocą 

temperatura  spadała  i  tworzyła  się  szreń.  Za  dnia  podłoże  rozmiękało  pod  wpływem  sło-

necznych  promieni.  Tarcza  słoneczna  ciągle  jeszcze  pokazywała  się  na  niebie  przez  kilka 

godzin.  O  tej  porze  roku  warstwa  lodu  na  jeziorkach  i  stawach,  które  mijali,  była  niezbyt 

gruba. 

Mikkal  jechał  jako  pierwszy.  Miał  doświadczenie  i  bystry  wzrok.  Przez  całe  swoje 

ż

ycie obcował z naturą i nauczył się ją rozumieć. Matti podążał tuż za nim. Trzy dodatkowe 

renifery były przywiązane do jego sań. Kolumnę zamykała Raija. 

Matti  chętnie  zamieniłby  się  z  siostrą,  bo  pilnowanie  tyłów  było  odpowiedzialnym 

zajęciem,  ale  Mikkal  za  nic  w  świecie  nie  chciał  na  to  przystać.  Miał  większe  zaufanie  do 

Raiji, twierdząc, że powoziła lapońskimi saniami, kiedy Matti był jeszcze smarkaczem. 

Młodzieniec jakoś to przełknął, choć jego męska ambicja ucierpiała. Trudno mu było 

się pogodzić z tym, że w tej dziedzinie ustępuje kobiecie. 

Starali się jak najrzadziej zatrzymywać na postojach. Uznali, że skoro już zdecydowali 

się na wyprawę, powinna zająć im możliwie najmniej czasu. 

-  Potem  pojedziemy  na  wschód,  na  półwysep  Varanger  -  powiedział  Mikkal,  nie 

odrywając wzroku od Raiji. - To daleka droga, a chciałbym dotrzeć na miejsce, nim na dobre 

nastanie zima. Nadał mogę im się tam na coś przydać. 

background image

Matti wyczuł, że za tymi słowami coś się kryje, ale nie wiedział co. Nie miał pojęcia, 

ż

e kiedy już dotrą do celu, Raija być może będzie musiała dokonać trudnego wyboru. 

Wkrótce zresztą o tym zapomniał. Czy mógł przypuszczać, że Raija i Mikkal liczą się 

z tym, iż nie zawsze będą razem? W jego oczach stanowili jedno. Łączyła ich nieuchwytna, 

ale nierozerwalna więź. Byli tacy zauroczeni sobą! Mattiemu trudno byłoby pojąć, że ktoś lub 

coś zdolne jest tę więź przerwać. 

Przykryta  śniegiem  kraina  drżała  z  zimna  pod  kryształowo  czystym  niebem.  Mróz 

przedarł się przez nieboskłon i wczepiwszy się szponami w podłoże, zwyciężył. Od kilku dób 

posuwali się naprzód w porze dnia. Nocą było po prostu za zimno. Lodowaty chłód przenikał 

szybko przez ciepłą zimową odzież, marzły im policzki, palce u rąk i nóg. Bali się ryzykować, 

by nie nabawić się odmrożeń, które paliły równie mocno jak ogień. 

Dobrze było wrócić do naturalnego dobowego rytmu. Wprawdzie dni były krótsze, ale 

nadal rozjaśniało się na kilka godzin. Jeszcze trochę czasu miało upłynąć, nim dzień zleje się 

z nocą w jedno. 

Raija lubiła barwy tej pory poprzedzającej nastanie długiej zimowej nocy. 

Niebo  przypominało  ukwieconą  łąkę  upstrzoną  kolorami  bardziej  wymyślnymi  niż 

paleta jesiennych lasów. Zdawało się parzyć w palce tego, kto wczesnym świtem zbyt długo 

wskazywał na nie, albo zaśmiewało się sinym chłodem wprost w twarz, gdy słońce znikało za 

cienką linią horyzontu, nieco wcześniej niż poprzedniego dnia. 

A  ciemną  jak  węgiel  nocą  niebo  skrywało  swe  tajemnice.  Gwiazdy  lśniły  na  niebie 

drwiąco,  jakby  grały  na  nosie  mieszkańcom  skutej  lodem  ziemskiej  skorupy.  W  chwilach 

magicznych  niebo  nagle  zdawało  się  pękać  i  ukazywało  prawdziwą  zimową  niezwykłość: 

polarną  zorzę,  świetlisty  most  pomiędzy  gwiazdami.  Ślizgała  się  po  sklepieniu  niebieskim, 

wyczarowując bajeczną grę kolorów. Była niczym niema muzyka dla zziębniętych ludzkich 

serc. 

- Daleko jeszcze? - zapytał Matti, który czuł zmęczenie w każdym skrawku ciała. 

Miał już szczerze dosyć bezkresnej białej równiny zlewającej się z niebem. 

Mikkal zdobył się na uśmiech. Leżał rozciągnięty wygodnie na posłaniu, oparł głowę 

na zwiniętych skórach i pozwalał ciału leniwie wypoczywać. 

- Jeszcze wiele dni - odrzekł rozbawiony. - Gdyby Ruija była tuż za lasem, wszyscy 

mogliby  się  tam  wyprawić.  I  nie  powstałyby  wtedy  o  niej  takie  tęskne  opowieści,  mój 

chłopcze. 

Matti wyciągnął się na całą długość. 

- Najchętniej zasnąłbym i kazał się obudzić, dopiero gdy dotrzemy na miejsce. 

background image

Mikkal zerknął z nadzieją na brata Raiji, ale młodzik pomimo narzekań na zmęczenie 

wyglądał  równie  rześko  jak  zwykle.  Ailo  natomiast  ledwie  zdążył  zjeść,  a  już  spał 

kamiennym snem. 

- Stamtąd do Varanger jest równie daleko jak z Finlandii do Ruiji - wtrąciła Raija. 

Czesała  włosy  grzebieniem  z  kości,  który  wystrugał  dla  niej  Mikkal.  Jej  długie 

kręcone  włosy  wymagały  regularnego  rozczesywania,  bo  inaczej  natychmiast  tworzyły  się 

kołtuny. Ponieważ Raija nie należała do osób cierpliwych, ciągle łamała grzebienie. 

- Kiedy dotrzemy do fiordu Lyngen, braciszku, będziemy dopiero w połowie drogi. 

-  Nie  nazywaj  mnie  braciszkiem  -  westchnął  Matti,  który  przerósł  o  głowę  zarówno 

Raiję, jak i Mikkala. - Czy tamtejsi ludzie ciebie poznają? - zapytał zaciekawiony. 

-  Wolałabym,  żeby  mnie  nie  rozpoznali.  -  Raija  nawinęła  na  palce  pasmo  włosów  i 

mówiła  dalej,  zamyślona:  -  To  dziwne,  chciałabym  zobaczyć  tamte  strony.  Kiedy  stamtąd 

wyjeżdżaliśmy,  nienawidziłam  tego  miejsca,  ale  teraz,  po  latach,  często  nachodzi  mnie 

ochota, by wrócić i obejrzeć okolice, w których, nie da się zaprzeczyć, pozostała jakaś cząstka 

mnie samej. 

Mikkal  milczał.  Niechętnie  wspominał  okolice  fiordu  Lyngen.  Poza  tym,  że  właśnie 

tam  Raija  oddała  mu  się  po  raz  pierwszy,  nie  czuł  żadnej  więzi  z  tymi  stronami.  Raczej 

przeciwnie. Raija wiele tam przecierpiała. Kto wie, czy teraz nie będzie zmuszony pozostawić 

tam  ukochanej.  Stał  się  mimowolnie  uczestnikiem  gry,  której  wynik  trudno  przewidzieć. 

Nawet  gdyby  się  nie  wiadomo  jak  starał,  nie  od  tego  zależy  nagroda...  W  tej  loterii  o 

wszystkim zadecyduje maleńka dziewczynka. Mikkal wolał o tym nie myśleć. 

Słyszał,  jak  rodzeństwo  rozprawia  o  górach  i  morzu,  o  lasach,  polowaniach,  ale  nie 

przyłączał się do rozmowy. Miał swoje rzeki i jeziora, swoje fiordy i falujące równiny, miał 

swoje lasy, gdzie wyznaczał własne szlaki wędrówki. Nie potrzebował Lyngen. 

O  wiele  więcej  przyjemności  sprawiało  mu  obserwowanie  Raiji,  która  mówiła  nie 

tylko ustami, jak większość znanych mu ludzi, ale całą sobą. 

Gesty wyrażały niemal tyle samo treści, co słowa, a na twarzy malowała się cała gama 

uczuć.  Trzeba  by  wiele  czasu,  by  się  nauczyć  wszystkie  je  rozpoznawać.  Korzystała  ze 

sposobów, które przemawiały do niego. 

Mikkal  lubił,  kiedy  Raija  czuła  się  bezpieczna  i  zapominała  o  swoich  ponurych 

przeżyciach, tak jak w tej chwili. W brązowych oczach lśnił spokój, a wokół nich tworzyły się 

cienkie jak pajęcza nić zmarszczki, kiedy uśmiechała się, odsłaniając śnieżnobiałe zęby... 

Lubił, gdy włosy Raiji, nie skrępowane ciasnym warkoczem, opadały jej na ramiona. 

background image

Wtedy wyglądała na istotę taką, jak chciał, żeby była: wolna, radosna i silna. Że też 

zawsze  w  życiu  odkrywa  zbyt  późno,  to  co  najważniejsze!  Dopiero  teraz  w  pełni  sobie 

uświadomił, że w ciągu dwóch lat spędzonych w Finlandii stracił wiele dni i nocy. 

Był zajęty sobą, tym, że odrodził się jako mężczyzna... Zapomniał przy tym poświęcić 

choć  trochę  czasu  na  coś  równie  ważnego,  na  czułość  i  ciepło.  A  teraz pozostało  mu  może 

tylko kilka tygodni. 

Wydało  mu  się  marnotrawstwem  tracić  czas  na  czcze  rozmowy.  Zapragnął  objąć 

ukochaną,  dotykać  jej,  wciągać  w  nozdrza  jej  zapach.  Gdyby  mógł  zanurzyć  twarz  w 

zagłębieniu na jej szyi, nie tęskniłby już za niczym więcej! 

Czy ten szczeniak nigdy nie zaśnie? 

Mikkal zapragnął Raiji tylko dla siebie. 

Głosy rodzeństwa docierały do niego jakby z innego świata. 

- Żeby nie to piekielne zimno! - rzucił Matti. Raija roześmiała się perliście. 

- Tu naprawdę bywa pięknie, braciszku. Chłód mieni się różnymi barwami. Nigdy nie 

stałeś  z  zadartą  głową  wpatrzony  w  niebo  oświetlone  zorzą  polarną  i  nie  marzyłeś,  by  ta 

chwila trwała wiecznie? 

Matti zaprzeczył. Uważał, że takie fanaberie nie przystoją mężczyźnie. 

Mikkal dostrzegł szansę, by wtrącić się do rozmowy, a właściwie żeby ją przerwać. 

-  Nie  pamiętam  już,  ile  to  razy  musiałem  ściągać  Raiję  do  jurty!  Czasami  stała 

zapatrzona  na  zorzę,  nie  czując  chłodu  pomimo  cienkiego  ubrania!  Dzieci  nam  omal  nie 

zamarzły... 

Raija uśmiechnęła się smutno do wspomnień, mimo że Mikkal mocno przesadził. 

Matti przesunął się do otworu wyjściowego i uchylił odrobinę zakrywającą go płachtę. 

Do  środka  wniknął  lodowaty  podmuch  i  momentalnie  zrobiło  się  chłodniej,  mimo  że  spód 

jurty wymoszczony był ciepłymi skórami z reniferów. 

- Jeśli masz zamiar wyjść teraz na zewnątrz, siostro, musisz się bardzo ciepło ubrać - 

wzdrygnął  się  Matti.  -  Nawet  gwiazdy  drżą  z  zimna,  za  to  twoja  zorza  polarna  ma  się 

znakomicie. 

Mikkal, nie namyślając się wiele, nacisnął czapkę i zarzucił Raiji na ramiona futrzaną 

derkę, którą nakrywali się oboje podczas snu. 

Z wysiłkiem stanął na nogach i pociągnął Raiję za sobą. Oczy mu błyszczały. 

-  Chodź,  najdroższa,  właściwie  nigdy  nie  oglądaliśmy  wspólnie  zorzy  polarnej, 

prawda? 

background image

Zaskoczona  Raija  przyznała  mu  rację.  Nie  rozumiała  jednak  zupełnie,  co  się  stało 

Mikkalowi. Już dawno nie widziała go tak ożywionego. Nawet w młodzieńczych latach nie 

miał w sobie tyle beztroski. Odkąd go pamięta, zawsze zachowywał się z dorosłą powagą. 

- Zimno ci? - zaśmiał się, jakby rzucając wyzwanie. - To ubierz się ciepło. 

-  Mikkal  z  pewnością  cię  rozgrzeje  -  rzucił  Matti  z  uśmiechem.  -  Ja  podobne 

szaleństwa pozostawiam marzycielom. Rozsądny człowiek w moim wieku nie wychyla nosa 

w taki ziąb. 

-  Smarkacz  w  twoim  wieku  o  tej  porze  powinien  już  spać  -  upomniała  go  Raija. 

Pozwoliła się otulić ciężką, dużą skórą i uśmiechnęła się promiennie do Mikkala. - Ty zawsze 

wymyślisz coś szalonego. Ale ja to uwielbiam! 

Jak rozbrykane cielę przemknęła do wyjścia i nim Mikkal zdążył się ruszyć, była już 

na zewnątrz. Mikkal, udając urazę, zamruczał: 

-  Kto  to  widział,  Raiju,  uciekać  od  kaleki!  Zawsze  brakowało  ci  ogłady  i  dobrego 

wychowania. W końcu kulasowi należy się trochę współczucia! 

Raija  nie  słyszała  jego  słów.  Ujrzawszy  świetlisty  łuk,  który  zdawał  się  rozgrzewać 

mroźną  noc,  stanęła  jak  zauroczona.  Chętnie  ogarnęłaby  ramionami  cały  nieboskłon.  A  już 

najbardziej  marzyło  jej  się  wspiąć  po  drabinie  wprost  na  lśniący  most  zorzy  polarnej. 

Powędrowałaby po nim do krainy marzeń, która rozciąga się zapewne u jego kresu. 

Mikkal  powoli  wyszedł  za  nią.  Poczuł  siarczysty  mróz.  Aż  rozdzierało  mu  nozdrza, 

kiedy nabrał powietrza przez nos. A gdy oddychał przez usta, kłuło go w piersiach. 

Stał cicho, żeby nie przeszkadzać Raiji. W niewiele wierzyła ta jego dzika róża, ten 

wyrwany  z  podłoża  górski  kwiat,  lichy  odmieniec,  nie  dopasowany  do  otoczenia.  Ale  w 

oświetlone  zorzą  polarną  niebo  spoglądała  z  nabożeństwem,  traktując  je  jak  największą 

ś

więtość. 

Mikkal wsunął gołe dłonie w rękawy kaftana. Nic tak nie rozgrzewa jak ciepło ciała. 

To  najlepszy  sposób  na  uniknięcie  odmrożeń.  Nie  należy  trzeć,  a  jedynie  dotykać  skórą  do 

skóry. 

Było zimno, ale na szczęście nie wiało. Mróz bez wiatru dało się jakoś wytrzymać. 

Raija ocknęła się i odwróciła do Mikkala. 

-  Marzniesz,  najdroższy.  Wybacz,  zamyśliłam  się  -  wyznała  ze  skruchą  i  podniosła 

ramiona, żeby wpuścić go do malutkiego namiotu, jaki utworzył się z futrzanej derki, w którą 

była opatulona. - Chodź tu, zmieścimy się oboje... 

Zachichotała, bo Mikkal nie dał się prosić dwa razy. 

background image

-  Pod  tą  skórą  zmieściłaby  się  cala  rodzina,  chociaż  zapomniałam  już, że  jesteś  taki 

szeroki w barach. 

Mikkal objął Raiję, przytrzymując brzegi nakrycia. 

- Podoba ci się? - zapytał. Pokiwała głową z zapałem. 

- To coś zupełnie niezwykłego. 

Podniosła twarz ku niebu, a Mikkal popatrzył w tym samym kierunku. Cóż to był za 

widok!  Pasma  fioletu  i  czerwieni  falowały  razem  z  pastelowozielonym  i  bladoniebieskim. 

Barwy mieszały się ze sobą i rozdzielały, a zorza ciągle zmieniała swój kształt, wyginając się 

na wszystkie strony. Światło pełzało po całym niebie i przypominało niewyobrażalnie wielką 

klamrę, spinającą niebo z płaskowyżem. 

Widział zorzę niezliczoną ilość razy. Zawsze go  urzekała, choć nigdy nie wyglądała 

tak  samo.  Teraz  jednak  pochłonęła  go  bez  reszty  i  pojął  namiętność,  jaką  budziła  w  Raiji. 

Dotąd nie w pełni zdawał sobie z tego sprawę. 

Teraz już wiedział. 

Niemal wyczuwał ekscytację i uwielbienie, jakie zawładnęły ukochaną. 

- Mogłabym tak się wpatrywać w niebo przez całą noc - westchnęła. - Ale przemarzły 

mi stopy. 

Mikkal  roześmiał  się.  Otoczył  Raiję  ramieniem  i  pociągnął  za  sobą.  Ruch  miał  ich 

trochę rozgrzać. 

- Dlaczego się śmiejesz? 

Otarł się policzkiem o jej policzek, a z twarzy rozjaśnionej bladą poświatą zorzy nie 

znikał uśmiech. 

-  Gdybyś  wiedziała,  jakie  zamiary  mną  kierowały,  kiedy  cię  wyciągnąłem  na  dwór, 

pewnie także byś się śmiała. 

Zatrzymali  się  pod  osłoną  niewielkiego  wzniesienia,  tuż  obok  zacisznego  miejsca, 

gdzie  odpoczywały  renifery.  Podmuchy  mroźnego  wichru  utworzyły  ze  zlodowaciałego 

ś

niegu niszę, w której się można było schronić niczym w grocie. 

Mikkal  jedną  ręką  objął  Raiję  w  talii,  a  drugą  przytrzymywał  derkę.  Patrzył  na 

ukochaną z góry, a w jego oczach, choć nie znikały z nich iskierki wesołości, pojawiło się coś 

nowego, głębszego... 

Rozchylił wargi i przycisnąwszy Raiję mocniej do piersi, zamknął jej usta namiętnym 

pocałunkiem. 

Skóra, którą byli okryci, omal nie ześlizgnęła im się z ramion. 

background image

Niechętnie oderwali się od siebie i otulili się szczelniej. Ściskając rogi derki z całych 

sił, aż pobielały im kostki, przylgnęli znowu do siebie. 

Wargi  zapłonęły  żarem,  a  w  oczach  rozpaliła  się  taka  namiętność,  że  nawet  zorza 

zdawała się blaknąć ze wstydu. 

- Gotów już byłem zdzielić go przez głowę, żeby tylko zasnął - wymamrotał Mikkal 

wtulony twarzą w policzek Raiji, miękki, pachnący i cudownie ciepły pomimo mrozu. 

Raija poczuła, jak krew szybciej krąży jej w żyłach, a ciało ogarnia taka gorączka, że 

nawet gdyby Mikkal zrzucił z ramion cieple nakrycie, w jej objęciach byłoby mu cudownie 

ciepło. 

- Już nie pamiętam, kiedy byliśmy ze sobą tak naprawdę blisko - wyszeptał. - Ciągle 

tylko  dotykam  cię  po  omacku  przez  sen.  Tak  dawno  nie  kochaliśmy  się  ze  sobą  na  jawie. 

Odkąd  opuściliśmy  dom  twojej  matki  w  Tornedalen,  brakowało  nam  czasu,  by  cieszyć  się 

sobą i uszczęśliwiać siebie nawzajem. 

Ukryła twarz w zagłębieniu na jego szyi i poczuła, jak gwałtownie uderza mu puls. 

- Ciągle o tobie myślę, chyba od tego oszaleję - wyszeptał chrapliwie. - Siedzę w tych 

przeklętych  saniach,  wiem,  że  jesteś  daleko  za  moimi  plecami,  ale  widzę  cię  wyraźnie. 

Wydaje  mi  się,  że  opuszkami  palców  dotykam  twojej  jedwabistej  skóry.  Znam  każdy  łuk, 

każde  zaokrąglenie  twojego  ciała...  Nachodzą  mnie  tak  cudowne  marzenia  na  jawie, 

rozmyślam, jak mógłbym cię uszczęśliwić w swoich ramionach. A potem, kiedy wieczorem 

kładę się obok ciebie na posłaniu, zasypiam z wyczerpania... 

Raija zaśmiała się cicho. 

- Jeśli miałeś, mój drogi, takie plany, to doprawdy wybrałeś wspaniałe miejsce! 

- A cóż w nim złego? 

- Nic - odparła z miną niewiniątka, unosząc pięknie zarysowane brwi. - Nic poza tym, 

ż

e  śnieg  sięga  nam  po  kolana,  a  ziąb  jest  taki,  że  dech  zapiera.  Nie,  kochany  Mikkalu, 

doprawdy nic! 

-  Śnieg  sięga  ci  tu  do  kolan?  -  zdziwił  się.  -  Zmarzłaś?  Potrząsnęła  głową  i 

przymkąwszy oczy, przytuliła policzek do jego piersi. 

- Jest mi cudownie. Grzejesz mocniej niż żar z ogniska. Może masz gorączkę? 

Poprawił derkę i rozłożył ją tak, by otulała ich oboje, choć nie przytrzymywał jej za 

brzegi. 

Mając obie dłonie wolne, mógł zawojować cały świat, ale teraz marzył tylko o tym, by 

zdobyć Raiję. 

background image

Odszukał wargami jej usta i rozchyliwszy je leciutko, poczuł radość, że Raija całuje 

go z namiętnością, o jakiej marzył. 

Jej dłoń zabłąkała się pod jego kaftan i leniwie,  choć niebezpiecznie długo,  gładziła 

muskularne  barki,  zataczając  kółka  w  miejscach,  o  których  wiedziała,  że  są  szczególnie 

wrażliwe. 

-  Tak  strasznie  zmarzły  mi  ręce  -  mruknęła,  kiedy,  ciężko  dysząc,  przerwali 

pocałunek. 

- Mam w sobie mnóstwo ciepła, którym się chętnie z tobą podzielę - wyszeptał Mikkal 

pośpiesznie, za nic w świecie nie chcąc, by cofnęła rękę. - Chociaż moje dłonie także trochę 

zmarzły. A nic nie grzeje lepiej niż rozgrzane ciało... 

Ostrożnie poluzował rzemyki na piersi Raiji i wsunął dłoń pod skórzane okrycie. 

Zapach  jej  ciała,  kobiecy,  zmysłowy,  połączony  z  zapachem  skór,  uderzył  go  w 

nozdrza.  Miękka  i  ciepła  dłoń  ożywiła  się.  Opuszki  palców  bawiły  się  delikatnie  krągłą 

piersią, która pod wpływem dotyku drżała i prężyła sutek. 

Raija  dotykała  jego  nagiej  skóry  już  obiema  dłońmi.  Jedna  zsunęła  się  w  dół  do 

pośladka.  Tylko  ściągnięty  ciasno  pasek  przeszkadzał  jej  powędrować  tam,  gdzie  pragnęła 

najbardziej. 

Nie  mylił  się:  Raija  była  równie  podniecona  jak  on.  Ocierała  się  o  niego  tak  samo 

bezwstydnie jak on przyciskał się do niej. 

Musiała czuć, jak bardzo jej pragnie, i nie cofała się przed niczym. 

Zdjął  dłoń  z  jej  piersi  i  pochyliwszy  się,  zaczął  pieścić  koniuszkiem  języka  twarde 

sutki, tak jak lubiła najbardziej. Wiedział, że doprowadza ją to do szaleństwa... 

Oszołomiony  namiętnym  pocałunkiem,  od  którego  zawirowało  mu  w  głowie, 

przesunął dłonie w dół i gorączkowo uniósł brzeg spódnicy. 

Odpiął swój pasek i aż jęknął z rozkoszy, gdy Raija w obie dłonie ujęła jego pulsującą 

męskość. Był gotów, a jej zapał wzmógł jeszcze jego gwałtowność. 

Chciał, musiał jej dotykać... 

Palce  wśliznęły  się  pieszczotliwie  w  najintymniejsze  miejsce  jej  ciała.  Poruszali  się 

rytmicznie,  przepełnieni  rozkoszą.  Usłyszał  jęk  wydobywający  się  z  jej  ust,  a  potem 

chrapliwy szept: 

- Zabiję cię, jeśli nie zrobisz tego porządnie, kochany. 

Przez  moment  przeląkł  się,  że  oboje  upadną  w  śnieg,  który  ugasi  ich  namiętność 

całkiem inaczej, niż tego oboje pragnęli. A potem już przestał myśleć. Chwycił Raiję w swe 

silne ramiona, a ona zacisnęła mu nogi na biodrach. 

background image

Wszedł w nią i wczepiając się palcami w jej krągłe pośladki, poruszył biodrami. Raija 

odrzuciła  głowę  do  tyłu  i  wygięła  całe  ciało.  Chwyciła  go  mocniej  i  zaraz  oboje  doznali 

spełnienia. Zorza polarna nad ich głowami drgnęła gwałtownie, jakby poruszona tą samą co 

oni namiętnością. 

Leniwe pieszczoty musieli już sobie darować. 

-  Teraz  rzeczywiście  szukasz  po  omacku  -  zaśmiała  się  Raija  i  omal  się  nie 

przewróciła, kiedy pospiesznie poprawiała na sobie części garderoby. 

Roześmiali się oboje ciepło i ufnie, jak kochankowie pewni swojej wzajemnej miłości. 

Pomógł jej, ale nie mógł się oprzeć, by nie ucałować jej rozpłomienionych policzków. 

-  Jesteś  szalony,  Mikkalu.  Kompletny  z  ciebie  wariat!  Sądzę,  że  bardziej  jesteś 

podobny do Elle, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. 

Mikkal wybuchnął śmiechem. 

- Kochasz się w zimową noc i wśród rozkoszy widzisz twarz Elle? 

Raija roześmiała się także. 

Mikkal objął ją ramieniem i oboje popatrzyli w niebo. 

-  Teraz  i  ja  uważam,  że  zorza  polarna  jest  cudowna  -  rzekł,  obdarzając  ukochaną 

jeszcze jednym pocałunkiem. - Będą mi się z nią wiązać niezwykłe wspomnienia. 

Raija uśmiechnęła się. 

- Jeśli mogłabym wybrać, chętnie umarłabym w blasku polarnej zorzy. Czułabym się 

bezpieczna. Tak jakbym trzymała za rękę przyjaciela... 

Ale Mikkal nie chciał myśleć o śmierci. Poprowadził Raiję w stronę namiotu. 

- Teraz mnie się zrobiło zimno w nogi - wyznał. 

Matti,  mrużąc  oczy,  popatrzył  na  nich  zaspany,  kiedy  roześmiani  weszli  do  środka. 

Kiwając głową z rezygnacją, stwierdził tylko: 

-  To  musiała  być  doprawdy  niezwykła  zorza.  Zastanawiałem  się  już,  czy  nie 

powinienem was szukać. 

-  Powinieneś  już  spać  -  upomniał  go  Mikkal.  -  Chłopcy  w  twoim  wieku  potrzebują 

dużo snu. 

Matti  posłusznie  zamknął  oczy.  Dopiero  kiedy  Raija  ułożyła  się  wygodnie  na 

posłaniu,  a  Mikkal  rozsiadł  się  przy  palenisku,  żeby  ogrzać  dłonie,  Matti  przemówił 

niewinnie: 

-  Następnym  razem  poproście,  żebym  ja  wyszedł  na  dwór.  Mogliście  zamarznąć  od 

tych uciech! 

Po czym szybko zamknął oczy i udawał, że śpi kamiennym snem. 

background image

Raija zaklęła pod nosem, a Mikkal mruknął sam do siebie: 

- Rzeczywiście, uciechy były niezwykłe, ale nie wiem, czy je kiedyś powtórzymy. 

background image

Rankiem obudziło ich wycie i gwałtowne porywy wichury. Aż trudno było uwierzyć, 

ż

e jeszcze kilka godzin wcześniej panował tu taki spokój. Lodowate szpony wiatru chwytały 

wszystko,  co  znalazło  się  na  drodze,  próbując  to  zgnieść,  poderwać  w  górę  lub  chociaż 

przesunąć. 

W  palenisku  wygasło.  Raija,  trzęsąc  się  z  zimna,  wysunęła  się  spod  derki,  żeby 

rozpalić ogień. 

Zdawało się, że wieje ze wszystkich stron, mimo że jurta była szczelna. Tak odgłosy 

wichury działały na wyobraźnię. 

Ailo przebudził się i przestraszony popatrzył na Raiję. Zwykle starał się zachowywać 

jak  dorosły,  ale  teraz  naprawdę  się  bał.  Niepogoda  nie  wydawała  się  straszna,  kiedy 

przebywało  się  w  gromadzie,  oni  jednak  byli  zupełnie  sami.  Ich  jurta  stała  samotnie  wśród 

pokrytej śniegiem równiny. 

Kiedy  ogień  buzował  już  w  palenisku,  Raija  wzięła  chłopca  na  ręce  i  przeniosła  na 

posłanie  obok  śpiącego  Mikkala.  Sama  także,  szczękając  zębami,  wsunęła  się  pod  futrzane 

nakrycie. 

Mikkal przebudził się, czując łaskotanie w nozdrza. Nie były to włosy Raiji... Uniósł 

powieki i napotkał wesołe spojrzenie Ailo. Ten mały łobuziak łaskotał ojca miękką sierścią 

wyrwaną z wyprawionej skóry renifera. 

Rozbawiony  Mikkal  zwichrzył  czarną  grzywkę  synka.  Ailo  wyrósł  na  wspaniałego 

kompana. Dla ojca było to całkiem nowe doświadczenie. 

- Jesteś już na tyle duży, że powinieneś spać sam - rzucił z udawaną surowością. 

- Ty także - odciął się Ailo. - Jesteś ode mnie dużo starszy, a ciągle Raija musi z tobą 

spać. Uważam, że to niesprawiedliwe. 

Raija zatrzęsła się od tłumionego śmiechu. 

Ich  wesołe  przekomarzanie  obudziło  Mattiego,  który  poderwał  się  z  posłania  i  nim 

zdążył przetrzeć oczy, był już przy wyjściu. 

- Koszmarna pogoda - oznajmił, odsłaniając otwór namiotu. 

Sypnęło śniegiem, a podmuch wiatru, który wdarł się do środka, zgasił znów ogień w 

palenisku. 

Raija i Mikkal nie musieli wyglądać na zewnątrz, żeby się o tym przekonać. Dobrze 

znali płaskowyż. 

background image

- Nie zachowuj się jak głupiec! - warknął Mikkal wściekły. 

- Zamarzniemy, Matti! - wtórowała mu Raija. - Zasłoń wejście, zanim będziemy mieć 

tu w środku śniegu po kolana. 

Ale Matti stał jak skamieniały. A potem uklęknął i zaczął grzebać w zaspie tuż przy 

wejściu do jurty. 

- Co ty robisz? - zapytała Raija, unosząc się na łokciach. 

Matti odwrócił się i popatrzył na nich przerażonym wzrokiem. 

- Ktoś tu jest. To jakiś mężczyzna... - Usta mu zadrżały i łamiącym się głosem dodał: - 

Nie wiem, czy żyje... 

Raija w jednej chwili znalazła się przy bracie. Mikkal także usiłował wstać, ale poczuł 

nagle  silny  ból,  promieniujący  od  kręgosłupa  aż  po  piętę.  Miał  wrażenie,  że  przeszywa  go 

tysiące ostrzy. 

- Do diabła! Do diabła! - wymamrotał ze złością, opadając na posłanie. - Nie mogę się 

ruszyć! 

- Leż! Nie próbuj wstawać! - nakazała mu Raija, nie mając czasu choćby spojrzeć w 

jego stronę. 

Gołymi rękami grzebała w śniegu razem z Mattim, usiłując odkopać człowieka, który 

podszedł w nocy pod ich jurtę. Był na wpół przysypany śniegiem. 

-  Dobrze,  że  wystawał  kawałek  jego  ubrania  -  wyjaśniał  Matti.  -  Gdyby  nie  to,  nie 

zauważylibyśmy go, póki byśmy się o niego nie potknęli. 

Raija miała skostniałe z zimna ręce. Poruszała sztywno palcami i z trudem je zginała. 

Chwyciła wykopanego spod śniegu mężczyznę pod ramię, Matti pod drugie i razem wciągnęli 

go do środka. 

Już  miała  zasłonić  otwór  w  jurcie,  kiedy  jej  wzrok  zatrzymał  się  na  saniach,  na 

których wieźli wyposażenie. Jedne były puste, a drugie... 

- Matti, na pułkach leży człowiek! Brat natychmiast znalazł się przy niej. 

-  Przyprowadzę  go  do  namiotu!  -  rzucił,  a  gdy  chciała  mu  pomóc,  zaprotestował:  - 

Poradzę sobie sam! lepiej popatrz, Raiju, co z tym biedakiem, którego odkopaliśmy! - zawołał 

i nie zważając na to, że jest za lekko ubrany, wybiegł w sam środek białego piekła. Parł pod 

wiatr, co chwila grzęznąc w śnieżnych zaspach. 

Raija  zapomniała  o  wszystkim,  co  do  tej  pory  miała  mu  za  złe.  Matti  okazał  się 

dorosły. Miał rację, należało sprawdzić, jak pomóc biedakowi, którego dopiero co wciągnęli 

do środka. 

background image

Uklęknęła  przy  nim  i  ostrożnie  przewróciła  go  na  plecy.  Chociaż  nie  był  mocnej 

budowy, zmarznięty na kamień wydawał się strasznie ciężki. 

Był starszy od niej, może nawet starszy od Mikkala. Bladoszara twarz pokryta sinymi 

plamkami sprawiała wrażenie zastygłej maski. Miał zaciśnięte usta, a wargi przymarzły jedna 

do drugiej. Raija wiedziała, że to zły znak. Spróbowała odpiąć mu kurtkę, ale ubranie także 

przymarzło do ciała tego biedaka. 

Obmacała  szyję,  szukając  pulsu,  pod  opuszkami  palców  nie  wyczuła  jednak 

najmniejszego drżenia. Mikkal nakazał Ailo odwrócić się do ściany namiotu. Ale ten, jak to 

dziecko, z jeszcze większą ciekawością przyglądał się Raiji i mężczyźnie, który leżał dziwnie 

nieruchomo. 

Mikkal dźwignął się na kolana. Zaciskał zęby, aż zgrzytały, żeby nie wyć z bólu. 

Podczołgał  się  do  Raiji,  która,  chwyciwszy  nóż,  trzęsącymi  się  rękami  rozcinała 

kurtkę obcego, chcąc sprawdzić, czy bije mu serce. 

- To zbędne, Raiju - odezwał się Mikkal cicho. - On nie żyje! Zamarzł na śmierć. 

Znieruchomiała.  Siedziała  z  nożem  w  dłoni  i  bezwiednie  powiodła  spojrzeniem  po 

twarzy mężczyzny, która nie wyglądała już tak okropnie jak przed chwilą. Wiedziała jednak, 

ż

e ten człowiek nie żyje, choć zrobiłaby wszystko, by to zmienić. 

- I to tuż przed naszą jurtą - odezwała się rozdygotana. - Raptem jeden oddech dzielił 

go od ocalenia. Potrafisz to zrozumieć, Mikkalu? Jesteś w stanie to pojąć? Kim jest ten, który 

decyduje, że granica między życiem a śmiercią jest taka cienka? 

Mikkal  milczał.  Nie  potrafił  tego  wyjaśnić.  Tak  jak  i  Raija  czuł  się  całkowicie 

bezsilny. 

Do  środka  znów  wdarł  się  przeraźliwy  chłód.  Gwałtowny  powiew  wiatru  uderzył  z 

taką siłą w część jurty, gdzie znajdował się otwór wejściowy, że poluzowana krokiew trafiła 

Mattiego, który wciągał ośnieżone bezwładne ciało, w tył głowy. 

Ś

miertelnie  poważny  młodzieniec  wydał  się  nagle  dużo  starszy  niż  poprzedniego 

wieczoru. 

Nie mówiąc ani słowa,  ostrożnie położył między  Raiją a Mikkalem znalezionego na 

saniach mężczyznę. 

Raija jęknęła i zmusiła się, by nie zamknąć oczu. Patrzyła na wystające spod czapki 

rudoblond kosmyki, szczupłą twarz pozbawioną uśmiechu, bladosine, lekko rozchylone usta. 

Nic nie rozumiała. Drżąc jak liść osiki, dotknęła go, ale ręce trzęsły jej się tak, że nie potrafiła 

ocenić, czy naprawdę wyczuwa życie pod zziębniętą skórą, czy też daje się zwieść gorącemu 

pragnieniu. 

background image

- Okrył się skórami, które zostały na pułkach - odezwał się Matti. 

Mikkal  przełknął  ślinę.  To  on  wyłożył  skóry  poprzedniego  dnia,  żeby  się 

przewietrzyły, bo trochę cuchnęły. 

- Co on, u diabła, robi w tych stronach? - rzucił twardo. 

Raija spojrzała na niego, a usta jej drżały. 

- Aleksanteri jest niespokojnym duchem. Włóczęgę ma we krwi. Nie potrafi usiedzieć 

w jednym miejscu... 

-  Żyje  -  stwierdził  Matti  i  objął  ramieniem  siostrę.  Żal  mu  się  jej  zrobiło.  Była  tak 

zdenerwowana, że nie mogła zapanować nad swym ciałem. 

- Co z tym drugim? 

- Za późno. 

Mikkal przyciągnął skórę i narzucił ją na Fina, z którym połączyło go tyle wspólnych 

przeżyć. Fina, któremu tyle zawdzięczał, choć nigdy go bliżej nie poznał. 

- Musi odtajać. Zdejmijmy z niego ubrania, bo zmarznie, mimo że tu ciepło. 

- Co z tym drugim? - zapytał Matti. 

-  Chyba  będziesz  mi  musiał  pomóc  wstać,  chłopcze  -  odrzekł  Mikkal,  unikając 

bezpośredniej odpowiedzi. - Sam sobie z tym nie poradzisz. Raija zajmie się Santerim. 

Matti intuicyjnie wyczuwał, co należy zrobić, choć nie wszystko do końca pojmował. 

Upłynęła  długa  chwila,  nim  Mikkal  stanął  na  nogi.  Powoli,  powolutku  zmieniał 

pozycję.  Nawet  kiedy  już  stał,  pochylony,  przenosząc  ciężar  ciała  na  zdrową  nogę,  każdy 

najmniejszy ruch sprawiał mu ból, graniczący z torturą. 

Ale wytrzymał. 

Z pomocą Ailo i Mattiego nałożył ciepły, długi dork. Matti także ciepło się ubrał. 

-  Czy  mogę  jechać  z  wami?  -  błagał  Ailo  bezradny,  nie  chcąc  wypuścić  ojcowskiej 

dłoni. 

Ale Mikkal zdecydowanie odmówił. 

-  Zostaniesz  z  Raiją.  Ona  potrzebuje  pomocy.  Jesteś  mężczyzną,  opiekuj  się  nią 

podczas naszej nieobecności. 

Błagalne prośby nie ustały, ale Mikkal pozostał na nie nieczuły. 

-  Wyciągnijmy  go  stąd!  -  zarządził  Mikkal,  wskazując  ruchem  głowy  na  otwór 

wyjściowy. - Właściwie sam musisz to zrobić - dodał, uśmiechając się przepraszająco, a na 

jego twarzy pojawił się grymas. - Zawiniemy go w skóry. 

Matti pokiwał głową i pociągnął za sobą bezwładne ciało. 

background image

Kiedy z odsłoniętego otworu powiał ziąb, Raija ocknęła się z kompletnej niemocy, w 

którą zapadła, zrozumiawszy, że ma przed sobą Aleksanteriego. 

- Nigdzie nie pojedziecie! Nie możecie, przecież na wyciągnięcie ręki nic nie widać! 

Nie możecie nam się zgubić! 

Mikkal z powagą zatrzymał się na progu. 

-  Raiju,  dobrze  wiesz,  dlaczego  musimy  jechać.  To  konieczność.  Nie  możemy  go 

położyć  blisko  namiotu.  Bóg  raczy  wiedzieć,  jak  długo  potrwa  ta  zawieja.  Potrzebujemy 

wszystkich  reniferów,  jakie  są  z  nami.  Ani  jednego  nie  możemy  stracić.  Jest  nas  dwóch 

mężczyzn, w tym jeden półżywy, dziecko i kobieta. Nie mogę ryzykować. Odpowiadam za 

was wszystkich. Nie możemy zwabić tu drapieżników. Nikogo nie możemy stracić. 

Raija opuściła wzrok. 

Oczywiście, że ma rację, myślała, zaciskając dłonie. 

- Bądźcie ostrożni - poprosiła. - I nie podejmujcie zbyt wielkiego ryzyka. Kocham cię, 

Mikkalu! 

Posłał  jej  pełen  ciepła  uśmiech  i  pośpiesznie  wyszedł.  Nawet  gdyby  nie  potrafił  tak 

pięknie mówić, jego twarz i tak wyraziłaby, co czuje. 

A on nie chciał ryzykować. Nie mógł sobie na to pozwolić. 

Nie mógł jej stracić. 

Matti,  choć  zapewne  uważał  takie  rozwiązanie  za  zbyt  trudne,  wręcz  brutalne,  nie 

wyraził na głos sprzeciwu. 

Ujął tym Mikkala, który pomyślał, że w Mattim drzemią dwie natury. 

-  Musimy  go  położyć  na  pułkach,  owinąć  w  skóry  i  wywieźć  jak  najdalej  stąd,  tak 

daleko, jak tylko starczy nam odwagi. 

Matti  skinął  głową.  Jego  dłonie  poruszały  się  szybko.  Mikkal  nie  mógł  mu  wiele 

pomóc,  tyle  że  podtrzymywał  martwe  ciało,  tak  żeby  Matti  mógł  je  przymocować 

rzemieniami do sań. 

Wiatr trochę zelżał. Mikkal miał nadzieję, że na dłużej. Walczył z bólem, który niemal 

rozrywał  mu  jeden  bok,  ale  udało  mu  się  zaprząc  renifera,  zanim  Matti  uporał  się  z 

umocowaniem ciała zmarłego. 

-  Jedźmy  pod  wiatr!  -  rzucił  chłopakowi,  kiedy  ten  wskoczył  na  szerokie,  płaskie 

pułki. Siedział prawie na nieboszczyku, ale nie wpadł w histerię z tego powodu. 

Mikkal  poganiał  zwierzę  wprost  w  szalejącą  zawieruchę,  która  zapierała  dech  i 

pozbawiała odwagi. 

background image

Wracając,  będą  na  pewno  bardziej  zmęczeni,  a  wówczas  wiatr  w  plecy  pomoże  im, 

zamiast odebrać resztki sił. 

Raija znów musiała na nowo rozpalać ogień. Trzęsła się jak galareta i ledwie sobie z 

tym radziła, ale przecież musiała nagrzać pomieszczenie! Jeśli tego nie zrobi, Santeri może jej 

umrzeć na rękach. 

Już prawie zrezygnowała, bo w zdenerwowaniu nie mogła poradzić sobie z tą zwykłą, 

zdawałoby się, czynnością, gdy maleńka dłoń dotknęła jej ręki. 

Ailo popatrzył na Raiję dużymi oczami, w których dostrzegła podobne jak u Mikkala 

zdecydowanie. 

-  Ja  to  zrobię,  Raiju!  -  Siedmioletni  chłopiec  z  całą  powagą  wziął  na  swe  barki 

odpowiedzialność, do jakiej zobowiązał go Mikkal. 

Teraz on był tu mężczyzną, zajmie się Raiją, póki nie wróci ojciec. 

Raija pokiwała głową i usiadła bez sił. Gryzła kostki dłoni, żeby przywrócić czucie w 

nadal zupełnie skostniałych palcach. 

A była na zewnątrz tylko krótką chwilę... 

Aleksanteri i jego kompan wędrowali pewnie już długi czas. Raija nie potrafiła sobie 

wyobrazić, że chłód może wniknąć tak głęboko. Nie umiała wywołać w sobie doznań, które 

dałyby  się  przyrównać  cierpieniu  zadanemu  tym  nieszczęśnikom  przez  lodowate  jęzory 

mrozu. 

Od strony paleniska rozległ się trzask ognia. Ailo nie żałował drewna. 

Opał  stanowił  kolejny  powód  do  zmartwień.  Gromadzili,  co  tylko  napotkali  na 

postojach. Gałązki, chrust, wszystko, co nadawało się do spalenia. 

Zima dopiero się zaczęła i dzięki niezbyt grubej warstwie śniegu udawało się jeszcze 

dokopać do niskich zarośli. 

Jeśli  zawieja  nie  ustanie,  zbyt  częste  wychodzenie  na  dwór  graniczyć  będzie  z 

nieodpowiedzialnością. 

Mieli  jeszcze  zapas  opału.  Opuszczając  Finlandię,  narąbali  sporo  drewna.  Raija 

wiedziała, że Mikkal pragnie je zachować. Liczył nawet na to, że uda mu się dowieźć drewno 

do Varanger, gdzie było o nie tak trudno. Ale jeśli niepogoda ich tu zatrzyma, przyjdzie im 

zużyć to, co przeznaczyli na czarną godzinę. 

- Czy on umrze tak jak tamten? - zapytał Ailo, przytulając się do Raiji. 

Raija pokręciła przecząco głową, wyrażając w ten sposób raczej cichą nadzieję aniżeli 

pewność. 

Nie miała wszak władzy nad życiem i śmiercią. 

background image

Otoczyła  Ailo  ramieniem.  W  tej  chwili  potrzebowała  chłopca  równie  mocno,  jak  on 

potrzebował jej. 

- Ten mężczyzna to Aleksanteri. Będzie żył! Musi żyć! 

- Znasz go? 

Odgarnęła chłopcu z czoła niesforny kosmyk. Jemu tak samo jak ojcu grzywka za nic 

w świecie nie chciała się porządnie ułożyć. 

- Tak, znam. Ty także go spotkałeś, ale to było dość dawno. W Tornedalen. Tam gdzie 

mieszkał Matti, zanim przyłączył się do nas. Tam gdzie i ja mieszkałam bardzo dawno temu, 

kiedy byłam w twoim wieku, mój drogi. 

Ailo zmarszczył czoło. Kiedy cofał się myślami w przeszłość, prześladowało go tyle 

okropnych wspomnień! Wiele z nich, głównie te, których bał się najbardziej, celowo ukrył w 

mroku niepamięci. 

Podszedł  trochę  bliżej  do  nieprzytomnego  mężczyzny  i  popatrzył  mu  w  twarz. 

Wyglądał, jakby spał. Może to trochę dziwne, ale śpiący ludzie często wyglądają inaczej niż 

zwykle. Ailo uważał, że trudno ich wtedy poznać. 

Patrząc  na  oblicze  mężczyzny,  doznał  olśnienia.  Przed  oczami  przesunęły  mu  się 

jakieś  nieskładne  obrazy,  które  jednak  rozumiał  teraz  lepiej  niż  wtedy,  gdy  to  wszystko 

zdarzyło się naprawdę. 

Siedzi na wozie. Słońce grzeje mocno, na płocie wisi mnóstwo drewnianych krzyży. 

Jest z tatą, Mattim i z jeszcze jednym rudowłosym mężczyzną. 

- Wtedy ten okropny człowiek chciał cię skrzywdzić? Unikał stwierdzenia: „chciał cię 

zabić”, mimo że rozumiał, że tak właśnie było. 

Raija przytaknęła. 

-  On  także  podążał  na  jarmark?  -  zdziwił  się  chłopiec,  porzucając  pośpiesznie 

wspomnienia.  Nie  lubił  rozpamiętywać.  O  wiele  bezpieczniej  było  rozmawiać  o  tym,  co 

działo się teraz, albo o tym, co ich czekało w przyszłości. 

-  Być  może  -  odrzekła,  uświadamiając  sobie,  że  Ailo  pewnie  się  nie  myli.  -  Z 

Aleksanterim nigdy nic nie wiadomo - uśmiechnęła się. 

-  Wydaje  mi  się,  że  teraz  lepiej  oddycha.  -  Ailo  nie  odrywał  wzroku  od  twarzy 

nieprzytomnego. 

Raija przysunęła się bliżej. Nie była pewna, czy Ailo ma rację, ale starała się z tym nie 

zdradzić. 

Ostrożnie  wsunęła  dłoń  pod  futrzaną  derkę  i  dotknęła  ubrania  Aleksanteriego,  które 

nie było już takie sztywne od lodu. Zaczynało tajać i zrobiło się wilgotne. 

background image

- Pomóż mi przysunąć go bliżej paleniska - poprosiła Ailo. 

Pociągnęli bezwładne ciało, ale choć nie silili się na delikatność, Aleksanteri nawet się 

nie poruszył. 

Raija przysunęła go do ognia, najbliżej jak to było możliwe, po czym sięgnęła po swą 

jedyną halkę, żeby osuszyć przyjaciela. Poświęciła ją bez żalu. Co tam halka! Nie wiadomo, 

czy  w  ogóle  by  się  jej  przydała!  Życie  tego  mężczyzny  znaczy  dla  niej  o  wiele  więcej  niż 

beznadziejne wspomnienia. Najpierw jednak trzeba zdjąć z niego mokre ubrania. 

- Pilnuj, żeby ogień nie wygasł - przykazała małemu Ailo. - Musi tu teraz być ciepło... 

jak najcieplej. Inaczej Santeriemu może się jeszcze pogorszyć. 

Ailo skinął poważnie głową. Tak, Raija rozumie, że to on jest tu teraz mężczyzną. Ufa 

mu,  jemu  powierzyła  najbardziej  odpowiedzialne  zadanie.  Nie  zawiedzie  jej.  Uczyni,  co  w 

jego mocy, żeby się z tego wywiązać. Ojciec będzie z niego dumny. 

Raija  odsunęła  futrzaną  derkę.  Trudno,  może  przez  moment  będzie  Santeriemu 

chłodniej.  Gdyby  jednak  pozostawiła  go  w  nasiąkającej  wilgocią  odzieży,  nie  pomógłby 

nawet ogień buzujący w jurcie. Mokre ubrania wykradłyby nieprzytomnemu każdą odrobinę 

ciepła, niszcząc najmniejszą iskrę życia w półżywym ciele... 

Czapkę  zdjęła  bez  większego  trudu,  chociaż  do  lisiego  futra  przymarzły  kosmyki 

włosów. 

Zapinaną na guziki kurtkę Raija dobrze pamiętała. Santeri miał ją na sobie, kiedy go 

zobaczyła po raz pierwszy. Bez zbędnych ceregieli przecięła ją pośrodku, bo rozpiąć się jej 

nie dało, a potem już bez trudu rozchyliła poły. Obróciwszy bezwładne ciało na bok, wyjęła 

jedną rękę z rękawa, a potem powtórzyła to samo z drugą. 

Dwa  wełniane  swetry.  Ten  na  wierzchu  zupełnie  zesztywniał  od  lodu,  ale  ten,  który 

Santeri  miał  pod  spodem,  nie  zmarzł,  był  jedynie  mokry.  Raija  przełykała  ciężko  ślinę, 

mocując  się,  by  zdjąć  oba  swetry  naraz.  Zastanawiała  się  mimowolnie,  komu  Santeri 

zawdzięcza życie. 

Czy to ukochana matka wydziergała dla niego ten sweter? Czy któraś z niezliczonej 

rzeszy przyjaciółek? 

Kto  wie,  czy  Aleksanteri  to  pamięta!  Raija  pomyślała  ciepło  o  tej  kobiecie, 

kimkolwiek była, że zadała sobie tyle trudu dla tego niecnoty, który leżał teraz nieruchomo, 

przemarznięty do szpiku kości. 

Jego pierś poruszała się słabo w górę i w dół. 

Teraz buty. 

Rzemyki owinięte wokół łydek napięły się pod wpływem wilgoci. 

background image

Raija przecięła je, kalecząc się przy tym. Na szczęście nie zraniła Santeriego. Tylko 

tego brakowało! 

Musi działać szybko! 

Zdjęła  skarpety  i  westchnęła  głośno.  Czy  ludzie  nie  rozumieją,  że  nic  nie  trzyma 

ciepła lepiej niż turzyca i najlepiej wkładać wyłożone nią buty wprost na bose stopy? 

Dwie pary spodni. 

Kątem oka dostrzegła, że Ailo przygląda się jej zażenowany. 

Ale ona nie czuła wstydu, rozbierając do naga znalezionego w śniegu przyjaciela. Gra 

toczyła się o jego życie. Poza tym znała dobrze to ciało... kiedyś poznała każdy jego skrawek. 

Obejmowała wtedy te ramiona i bezwstydnie raczyła się zarówno ciepłem, jak i sokami życia 

krążącymi w tym szczupłym ciele. 

Wycierając  halką  wilgotną  skórę,  dostrzegła  na  obliczu  Santeriego  grymas,  ale  tak 

ulotny, że do końca nie miała pewności, czy nie uległa złudzeniu, bo kiedy w chwilę później 

otulała  go  dużym  futrzanym  nakryciem,  pozostawał  nadal  lodowato  zimny  i  nieporuszony. 

Opatuliła  go  po  czubek  nosa.  Widać  było  tylko  zwichrzoną  grzywkę  i  sterczące  na  boki 

jasnorude kosmyki. Odsłoniła mu usta, żeby mógł oddychać. 

Nic więcej już nie mogła zrobić. Następny krok należał do Santeriego. Jeśli podejmie 

walkę, wtedy znów mu pomogą. 

W milczeniu wpatrywali się w przerażająco blade oblicze. Czekali na cud. 

Mikkal  przekonał  się,  że  można  zmarznąć,  nawet  mając  na  sobie  dork,  choć  nigdy 

wcześniej mu się to nie zdarzyło. 

Mimo że jechali teraz z wiatrem, ledwie wytrzymywali lodowate smaganie w plecy. 

Znaleźli  się  na  granicy  wytrzymałości.  Siedzący  obok  niego  Matti  miał  równie  ściągniętą 

twarz. Zdawało mu się, że już wieczność całą trwa ich walka z żywiołem. Oddalili się trochę 

bardziej od samotnej jurty niż to było bezpieczne. 

Zrobili więcej, niż sądzili, że podołają. 

Matti zrozumiał powagę sytuacji. Po drodze słyszeli wycie wilków, a te czworonożne 

drapieżniki nigdy nie poruszały się pojedynczo. 

Musieli  wywieźć  trupa  jak  najdalej.  Stanowili  nieliczną  grupę,  a  ryzyko,  że  zwabią 

stado wygłodniałych wilków, było zbyt wielkie. 

Gołymi  rękoma  wykopali  w  śniegu  niewielki  dół  i  zagrzebali  zwłoki,  licząc,  że 

zawieja dokończy za nich. A może spadnie świeży śnieg? Wtedy ciało zostanie jeszcze lepiej 

ukryte i może będzie tak leżeć aż do wiosny. 

Mieli taką nadzieję. 

background image

Nie  rozmawiali  ze  sobą.  Demonstrujący  swą  moc  żywioł  skutecznie  tłumił  wszelkie 

głosy. Milczeli, żeby oszczędzać siły, zresztą byli zgodni w tym, co należało zrobić. 

W  powrotnej  drodze  Mikkal  kilkakrotnie  przystawał,  gdy  tylko  dostrzegł  wystające 

spod śniegu gałęzie karłowatej brzozy, i gromadził opał. W jurcie bowiem nie mieli go więcej 

niż na tę jedną noc. 

Nie przypuszczali, że przyjdzie im zostać tu dłużej. 

Od tego, czy uda im się utrzymać ciepło, zależało ich życie. 

Matti także to rozumiał. 

Mikkal wyczuł, że chłopak jest bardziej dojrzały, niż przypuszczali z Raiją, i z minuty 

na minutę miał dla niego coraz więcej sympatii i szacunku. 

Dostrzegł  w  oddali  zarysy  zarośli.  Dopiero  zapach  dymu  przywiany  przez  wiatr 

uzmysłowił mu, że są na miejscu. Szary cień okazał się ich namiotem. 

Matti  wyprzągł  renifera  i  podparłszy  Mikkala  ramieniem,  niemal  przywlókł  go  do 

jurty. 

Raija zamrugała powiekami, starając się powstrzymać łzy, kiedy Mikkal wtoczył się 

do środka i opadł bezsilny tuż przy niej. 

Matti odwrócił się i wyszedł. Raija już chciała się rzucić za nim, ale Mikkal podniósł 

dłoń i wyszeptał cicho: 

-  Chrust...  Musi  przynieść  chrust.  Zuch  chłopak  z  tego  twojego  brata!  -  I  zaciskając 

zęby, wystękał: - Pomóż mi zdjąć to wszystko. Okropnie przemarzłem. Najchętniej usiadłbym 

na palenisku. 

Ailo i Raija zmagali się ze sztywną od lodu odzieżą Mikkala i namęczyli się niemal 

tak samo jak Raija wcześniej, kiedy rozbierała Aleksanteriego. 

Matti poradził sobie sam. Zmęczony opadł na kupkę chrustu, ale widać było, że jest z 

siebie zadowolony. 

-  Już  myślałem,  że  nie  damy  rady  -  przyznał.  -  Że  zostaniemy  w  tej  zawierusze. 

Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bałem. 

- Mówisz teraz jak mężczyzna - z uznaniem rzucił Mikkal. 

Cedził słowa przez zaciśnięte zęby, dotykając swojej chorej nogi. Chłód to najgorsze, 

na co mógł ją narazić. Ale ta wyprawa była konieczna. 

Kiedy  jednak  napotkał  surowy  wzrok  Raiji,  dobrze  wiedział,  wokół  czego  krążą  jej 

myśli. Zapewne już nigdy nie zechce wyjść z nim na dwór, by podziwiać polarną zorzę. 

- Co z Aleksanterim? 

- Nie wiem - odpowiedziała. - Teraz możemy tylko czekać. 

background image

Raija nie odeszła od posłania Aleksanteriego. Niczym kwoka przy kurczętach trwała 

przy nim, ani na chwilę nie spuszczając oka z jego twarzy. Aleksanteri dwukrotnie przyszedł 

jej z pomocą, więc nie zawiedzie go teraz, kiedy on jej potrzebuje. 

-  Niesamowite,  że  zbłądził  właśnie  tutaj  -  odezwała  się  zadumana,  a  w  jej  głosie 

pobrzmiewał smutek. - Kiedy pomyśleć, jak rozległy jest płaskowyż... Tyle dróg prowadzi na 

północ... 

Mikkal podniósł się, z trudem przyjmując postawę siedzącą. 

- Zdaje się, że żywisz głębsze uczucie do tego młodzieńca, prawda? - zapytał cicho. 

Raija pokiwała głową. 

-  Sądziłem,  że  spośród  tych  dwóch  Finów,  których  spotkałem  w  Vardo,  Petriego 

darzyłaś większym zaufaniem. 

-  To  prawda.  Ale  bardzo  lubię  Santeriego,  choć  lekkoduch  z  niego  i  żyje  na  cudzy 

koszt.  Odkąd  podrósł  i  zorientował  się,  że  wystarczy  się  uśmiechnąć,  żeby  coś  dostać,  bez 

przerwy wykorzystuje swój urok osobisty. To bałamut, Mikkalu, ale nie ma w nim krztyny 

zła.  A  łazęgostwo  ma  we  krwi,  tak  jak  ty  wędrówkę.  Tyle  że  on  włóczy  się  bez  celu.  To 

niespokojny duch, ale jest miły i ma ogromne poczucie humoru. 

Można  na  niego  liczyć.  Tym,  których  uważa  za  swych  przyjaciół,  bez  wahania 

przyjdzie z pomocą. Gotów nawet nadstawić własną głowę. Kocham go za to. Zwyczajnie i 

po prostu. To wszystko. 

Mikkal zamilkł. Ten pean na cześć innego mężczyzny nie wzbudził w nim zazdrości, 

chociaż przez moment przemknęła mu myśl, że Aleksanteri Kilpi był dla Raiji kimś więcej 

niż przelotnym znajomym. 

Ale to było tak dawno. Było, minęło. 

- Santeri jest jak wiatr i nigdy się nie zmieni. On musi żyć! 

Wichura nie ustępowała, raczej jeszcze się wzmogła. Na czole Mikkala pojawiły się 

zmarszczki, świadczące o głębokim zatroskaniu. 

- Starczy nam opału? - zapytał Matti. Wyprawa z Mikkalem uświadomiła mu, że jest 

przydatny i że może wziąć część odpowiedzialności na swoje barki. Mikkal to doceniał. 

Dla  Raiji  zawsze  pozostanie  młodszym  bratem,  nie  ucieknie  od  tego,  ale  przyjdzie 

dzień, kiedy Mikkal uzna go za równego sobie. 

background image

- Musimy przysunąć pułki z zapasami jedzenia i drewnem do samej jurty - odezwał się 

Mikkal  i  wstał  z  ogromnym  wysiłkiem.  Niechętnie  pomyślał,  że  już  do  końca  życia  będzie 

musiał  mieć  baczenie  na  tę  niesprawną  nogę,  starać  się  unikać  nadmiernego  chłodu  i 

wysiłku... 

Matti  poruszał  się  zwinnie  jak  gronostaj.  Na  jego  ustach  błąkał  się  szyderczy 

uśmieszek. 

-  Widocznie  nie  wszystkie  uciechy  w  blasku  polarnej  zorzy  godne  są  polecenia  - 

ż

artował sobie z miną niewiniątka, pomagając Mikkalowi założyć długi kaftan. 

-  Nie  wszystkie  -  przyznał  Mikkal,  ale  nie  było  mu  do  śmiechu,  gdy  pomyślał,  że 

znów ma wyjść w tę piekielną białą zawieruchę. 

Aleksanteri  powoli  wracał  do  siebie.  Jego  pierś  unosiła  się  już  miarowo.  Wszystko 

było lepsze niż ta śmiertelnie biała maska i ledwie wyczuwalny oddech. 

Raija  cierpiała  podwójnie  właśnie  dlatego,  że  chodziło  o  mężczyznę,  który  zawsze 

miał w sobie tyle życia. Wydawało jej się szczególnie niesprawiedliwe, że to jemu przyszło 

balansować gdzieś na granicy życia i śmierci... 

Santeri... zawsze taki serdeczny, roześmiany. Prawda, że robił to, na co miał ochotę, 

nie  zastanawiając  się  nad  skutkami  swoich  czynów.  Każdemu  innemu  poczytywałaby  to  za 

wadę, ale w Aleksanterim ta właśnie cecha wydawała się czarująca. 

Kiedyś  uważała  go  za  kompletnie  nieodpowiedzialnego.  Od  pierwszej  chwili,  gdy 

tylko się spotkali, nie przebierał w środkach, by ją posiąść. Tak też się stało. Zresztą było to 

nieuniknione. 

Ż

yła zawieszona w próżni, taka samotna, a on zjawił się jak ożywczy powiew w jej 

ż

yciu. Pociągający i skory do flirtów. 

Raija nie miała złudzeń co do jego osoby, ale chciała go, pragnęła. 

Dawali  i  brali  na  równej  stopie.  Czerpali  rozkosz  z  uśmiechem  na  ustach.  Santeri 

nawet  podczas  miłosnego  aktu  potrafił  zanieść  się  beztroskim  śmiechem.  Tamtej  nocy,  ich 

wspólnej nocy, Raija po raz pierwszy w życiu czuła się młoda i nieodpowiedzialna. 

Zbyt  wcześnie  musiała  dorosnąć.  Aleksanteri  ofiarował  jej  całe  pokłady  tego,  co 

umknęło jej bezpowrotnie. 

Dlatego też nadal go kochała. Dlatego tak chętnie patrzyła mu w oczy. 

Ich  związek  zaczął  się  właściwie  od  końca.  Rozpoczęli  od  miłosnych  doznań,  a 

skończyli na przyjaźni. 

Teraz wydawał się taki bezbronny, taki młody. Pociągła twarz niczego nie skrywała. 

Odbiły  się  na  niej  wyraźne  ślady  życia,  jakie  wiódł.  Nigdy  nie  zwierzył  się  Raiji,  dlaczego 

background image

opuścił  rodzinny  dom.  Nie  wiedziała  nawet,  czy  był  kiedyś  szczęśliwy.  Ciągle  czegoś 

poszukiwał, za czymś gonił. I całą swą energię poświęcał na to, żeby wycisnąć z życia, ile się 

da, do ostatniej kropli... 

A teraz życie chce go okpić! 

Raija  dotknęła  zapadniętego  policzka,  nadal  chłodniejszego  niż  jej  dłoń.  Jak  on 

wygląda? Nie pamięta go takim wychudzonym. 

Dlaczego tu przybył? Co go gnało po bezdrożach ścieżkami wiodącymi ku Ruiji? 

Dlaczego los znów ich zetknął? Czy był w tym jakiś głębszy sens? 

Aleksanteri należał do przeszłości, stanowił jej barwny element, ale w obecnym życiu 

Raiji nie było dla niego miejsca. Mikkal nigdy by na to nie przystał. 

Być  może  sprawił  to  dotyk,  Raija  nie  miała  pojęcia.  Aleksanteri  także  nie  pamiętał 

później,  co  go  zbudziło.  Nagle  jednak  otworzył  oczy  i  nim  dostrzegł,  kto  przy  nim  czuwa, 

zapytał: 

- Raija? 

Dziewczyna pochyliła się nad nim i pogłaskała po włosach, a potem położyła swą dłoń 

na chłodnym policzku. 

Napotkał jej spojrzenie. Wąskie szparki oczu rozszerzyły się, czoło się wygładziło, a 

na ustach zakwitł radosny uśmiech. 

A potem, drżąc na całym ciele, przywarł do niej i z ciężkim westchnieniem przymknął 

powieki.  Z  trudem  uwolnił  spod  ciepłych  futer  nagie  ramię.  Raija  nie  mogła  nie  uchwycić 

jego ręki, szukającej po omacku. 

Mrugała,  żeby  się  nie  rozpłakać.  Santeri  się  obudził!  Odzyskał  przytomność, 

rozpoznał ją! 

Wrócił do życia! 

W  chwilach  takich  jak  ta  łatwo  przychodziła  jej  pokora.  Zdawało  jej  się  nawet,  że 

mogłaby wierzyć w Boga... 

Ocknęła  się  pod  wpływem  gwałtownego  powiewu  od  strony  wejścia.  Do  namiotu 

wślizgnęli  się  Matti  i  Mikkal.  Nie  zdążyła  ich  uprzedzić,  że  Aleksanteri  odzyskał 

przytomność,  gdyż  wpatrywała  się  w  jego  usta,  starając  się  zrozumieć  wydobywające  się  z 

nich słowa. 

- Traktuj mnie serio - prosił ten największy żartowniś, jakiego znała. - Raiju, Raiju... - 

powtarzał drżącym z namiętności głosem. - Ja nie żartuję, przynajmniej nie zawsze. Chciałem 

być poważny. Tobie się zdaje, że się bawię, że sobie kpię... A ja przez cały czas brałem to na 

poważnie,  Raiju.  Z  tobą  wszystko  jest  inaczej...  Nigdy  ci  jednak  tego  nie  powiem,  nigdy. 

background image

Kocham  cię  tak  jak  Petri,  równie  głęboko,  ale  ty  tylko  jemu  uwierzyłaś.  Santeri  to  kpiarz, 

jedynie flirtuje, myślałaś... Ale Santeri także nauczył się prawdziwie kochać... 

Wielkie nieba! Niech on przestanie! Raija ścisnęła mocniej jego dłoń, aż pobielały mu 

kostki. 

Niech niczego więcej nie wyjawia. Wystarczy już to, co powiedział! 

Mikkal cisnął ubranie, zaklął pod nosem, bo gwałtowny ruch sprawił mu ból. 

- Wraca do życia - zaśmiał się krótko. Już dawno podejrzewał, że Aleksanteriego coś 

łączyło z Raiją, ale nie chciał w to wierzyć. 

Aleksanteri  nie  przestawał  majaczyć.  Raija  śmiertelnie  się  obawiała,  że  jego  słowa 

zabrzmią zbyt wyraźnie. Bała się, że powie za dużo. 

- Jeszcze jeden - burknął Mikkal, rozcierając dłonie nad ogniem. 

Sposępniał,  a  jego  twarz  zdawała  się  być  wykuta  w  kamieniu.  Za  nic  w  świecie  nie 

chciał zdradzić uczuć, jakie nim targnęły. 

- Do diabła, Raiju, ile razy jeszcze usłyszę takie wyznania? Nie wiem, czy zdołam to 

znieść... 

- Nic nie wiedziałam - westchnęła Raija. - Po prostu nie miałam pojęcia. Zawsze tylko 

flirtował, żartował sobie ze wszystkiego, nawet z poważnych spraw. Skąd mogłam wiedzieć, 

ż

e przywiązuje do tego wagę? Nigdy się z tym przede mną nie zdradził. 

- I tak nie mogliśmy pozwolić mu zamarznąć na śmierć - wtrącił się Matti. 

Kiedy Raija i Mikkal sprzeczali się, Matti zawsze trzymał stronę siostry. Więzy krwi 

były silniejsze niż więzy przyjaźni. 

Raija  ściskała  dłoń  Santeriego  i  patrzyła  na  niego,  bo  tylko  w  ten  sposób  mogła 

uniknąć wzroku Mikkala. 

Pierwszy raz go okłamała. 

Santeri wyznał jej bowiem swoje uczucia tamtej nocy, kiedy omal nie wyzionął ducha. 

Wyznał, że ją kocha. 

Sądziłam,  że  mu  to  przeszło,  usprawiedliwiała  się  przed  samą  sobą.  Myślałam,  że 

zapomniał. Miał tak wiele dziewcząt. No i miał poślubić córkę Petriego... 

Czy  znów  stanęła  na  drodze  do  czyjegoś  szczęścia?  Czy  jej  mroczny  cień  zniszczył 

przyszłość Santeriego? 

Kochany,  miły  Santeri!  Zasługiwał  na  kobietę,  która  potrafiłaby  go  nakłonić,  by  się 

ustatkował, zwolnił nieco tempo i przestał zbyt intensywnie używać życia. 

Raija  zdawała  sobie  sprawę,  że  ona  nie  byłaby  zdolna  odegrać  takiej  roli  wobec 

ż

adnego  mężczyzny.  Z  Mikkalem  byli  jakby  ulepieni  z  tej  samej  gliny.  Mikkal  nigdy  nie 

background image

zapragnął  osiąść  gdzieś  na  stałe.  Dla  niego  wędrówka  za  reniferami,  wyznaczona  przez 

zmieniające się pory roku, stanowiła istotę egzystencji. Serce biło mu tym samym rytmem, co 

serce otaczającej go przyrody. Raija tęskniła za tym samym. 

Zerknęła ukradkiem na ukochanego, który siedział urażony, z posępną twarzą, przez 

cały czas nie spuszczając z niej wzroku. Brwi miał ściągnięte, a oczy przypominały wąskie 

szparki. 

Dobrze wiedziała, jakie myśli tłuką mu się po głowie, że nie podoba mu się, iż z takim 

oddaniem opiekuje się Santerim. Przypuszcza, że coś jednak musiało między nimi być: jeśli 

nie płomienna miłość, to przynajmniej mała iskra. 

Był zazdrosny... 

Ale przecież Raija nie zachęcała Santeriego, nie chciała wcale, by to wszystko tak się 

ułożyło. 

To się po prostu stało. 

Mikkal połamał z trzaskiem kilka suchych gałęzi i przeniósł ponury wzrok na ogień. 

Jeszcze raz połamał chrust, nim wrzucił go do paleniska. 

- Zmarznie, jeśli nie schowa ręki pod futro - oznajmił krótko. 

Raija zacisnęła zęby. Była zła na Mikkala, że posądza ją o najgorsze. 

Czy nie potrafi sobie wyobrazić, jak ciężko jej było? Nie jest w stanie zdobyć się na 

odrobinę zaufania wobec niej? 

Dlaczego dręczy ją i siebie, nie dowierzając szczerości jej wyznań? 

Dlaczego powątpiewa w jej miłość? 

Ostrożnie jednak rozluźniła uścisk i włożyła rękę Aleksanteriego pod nakrycie. 

- Raiju, zostań - majaczył chory. 

Mikkal nie pojmuje, ile zawdzięczam temu niefrasobliwemu włóczędze, pomyślała  i 

poczuła,  jak  zadrgały  jej  kąciki  ust.  Ile  zrobił  dla  mnie  ten  chłopiec  ukryty  w  ciele 

mężczyzny. 

Otuliła go starannie, dotykając leciutko palcami jego skóry, i przypomniało jej się, jak 

się kochali. 

Obejmowali się i odnajdywali drogę do siebie wśród śmiechu i wesołości. 

Powiedział, że jest inna. 

Wolała  wierzyć,  że  to  samo  mówił  pozostałym  kobietom,  że  szybko  się  otrząśnie. 

Liczyła,  że  stanie  się  dla  niego  bladym  wspomnieniem,  do  którego  niebawem  wcale  nie 

zechce powracać. 

Tak łatwo można było ulec złudzeniu, że Aleksanteri jest beztroskim kpiarzem. 

background image

Dlaczego pojawił się tak nieoczekiwanie? Czemu wyznał, że nigdy jej nie zapomniał? 

Ona  i  Mikkal  odnaleźli  drogę  do  siebie.  W  ich  związku  pojawiło  się  coś  nowego,  większa 

dojrzałość. 

Nie potrzebowała echa z przeszłości, które mogło tylko poróżnić ją z ukochanym. 

Wydawało jej się to takie... niepotrzebne. 

-  Pozwól  mu  zasnąć,  Raiju.  Niech  odpoczywa  -  odezwał  się  Mikkal.  Na  klęczkach 

przysunął się do niej i położył swe duże, bezpieczne dłonie na jej ramionach. 

Odchyliła się w tył i nie zważając na to, że ubranie Mikkala ciągle jeszcze nie ogrzało 

się po powrocie z dworu, oparła się o niego. Potrzebowała siły, która z niego emanowała. 

- Proszę, nie zadręczaj się niepotrzebnie myślami - szepnęła, nie patrząc  na niego.  - 

Nie myśl za wiele, nie musisz być... 

- ...zazdrosny? - dokończył. Przytaknęła. 

- Przecież wiem... - odparł i wtulił twarz w jej włosy. - Wiem o tym, najdroższa. Ale 

co  ja  na  to  poradzę,  że  ciągle  jestem  takim  głupcem.  Tak  potwornie  się  przeląkłem,  że 

mógłbym cię stracić. Santeri ma w sobie to coś, co ja sam chciałbym mieć. Jest taki pogodny. 

I ten błysk w oku... Jestem o niego zazdrosny mimo woli. Byłbym zazdrosny, nawet gdybym 

nie  usłyszał  jego  słów.  Wydaje  mi  się,  że  żaden  mężczyzna  ci  się  nie  oprze.  Skoro  ja  nie 

potrafię? 

Raija uśmiechnęła się na tę wyjątkowo długą jak na Mikkala przemowę, tak szczerą, 

ż

e aż poczuła ciarki na plecach. 

Mikkal  nie  zważał  wcale  na  to,  że  Matti  słyszy  jego  słowa.  Ailo  spał  zmęczony 

nadmiarem wrażeń, ale Matti siedział przejęty przy palenisku i zarzekał się w duchu, że nigdy 

się tak nie odsłoni przed żadną kobietą. 

Sentymentalne brednie, od których zbierało się na mdłości. Zupełnie jak słodki cukier 

w  kostkach.  Kiedyś,  krótko  po  ślubie  matki  z  Akim,  podkradł  kilka  takich  kostek,  ale 

przestępstwo zostało odkryte i spuszczono mu lanie. Lanie jednak było niczym w porównaniu 

z  mdłościami,  jakie  go  naszły,  gdy  położył  się  spać.  W  nocy  zwymiotował  w  łóżku,  za  co 

został znów ukarany. 

Od tamtej pory przesadna słodycz była dla niego nie do zniesienia. 

Jak Mikkal, taki mądry mężczyzna, mógł powiedzieć coś takiego? 

Uwielbiał Raiję, w porządku, pożądał jej tak, że wyciągał ją na trzaskający mróz, by 

się z nią pokochać. To Matti mógł zrozumieć. 

background image

Raija była jego siostrą, ale przez większą część życia nie znali się, dlatego nie peszyło 

go,  gdy  sam  przed  sobą  przyznawał,  że  piękniejszej  od  niej  istoty  nie  widział.  Nie  spotkał 

dziewczyny, która wyglądałaby podobnie... 

Rozumiał  doskonale,  że  Mikkal  nie  potrafi  się  jej  oprzeć,  pojmował,  dlaczego  tak 

wodzi za nią spojrzeniem. 

Ale takie przesłodzone słowa o miłości zawstydzały Mattiego. Czuł się idiotycznie i 

głupio za Mikkala. 

- Santeri wydobrzeje - orzekł Mikkal. - Jest nas kilkoro, przypilnujemy, czy czegoś nie 

potrzebuje.  Nie  musisz  czuwać  przy  nim  przez  cały  czas.  Miejsca  jest  dość,  możesz  usiąść 

przy mnie, jeśli chcesz... 

Popatrzyła na niego z lekką ironią, ale przysunęła się bliżej. Nadal jednak nic jej nie 

oddzielało  od  Santeriego.  Pozwoliła  sobie  na  krótki  odpoczynek.  W  duchu  przyznała 

Mikkalowi rację, że powinna się przespać. 

- Ciągle komuś muszę ratować życie - westchnęła. - Pomyśl, byłoby całkiem inaczej, 

gdybym się na tym w ogóle nie znała! 

Ku zadowoleniu Mattiego odsunęli się trochę od siebie, na tyle że mógł patrzeć w ich 

stronę,  nie  rumieniąc  się.  Doprawdy  żenowało  go,  że  tych  dwoje  zapewnia  się  nieustannie 

nawzajem o swoich uczuciach. 

Wiatr nie ustawał, panował straszny ziąb. 

Jeśli się jeszcze słyszy, to czy się już umarło? 

Jakim  cudem  jednak  ocalałby  ze  śnieżnej  burzy,  która  nagle  wyszczerzyła  nad  nimi 

ostre kły? 

To  było  prawdziwe  piekło  przedzierać  się  naprzód,  oddychać  albo  choćby  podnieść 

twarz,  by  sprawdzić,  czy  coś  się  nie  wyłania  przed  nimi.  Białe  piekło...  Całkiem  stracili 

orientację, bo wszystkie ścieżki zostały zasypane. Ze ściśniętym gardłem kroczyli po swoich 

ś

ladach wprost w białą, zamrażającą wszystko na wskroś rzeczywistość, nie mając pewności, 

czy zdołają powrócić. 

Szatański pomysł. 

W końcu zgubił ślady tego drugiego. 

A może to tamten się zgubił, kroczył wszak za nim? 

Nie  mógł  wydobyć  z  siebie  głosu.  Zresztą  wszelkie  słowa  zdawały  się  teraz  bez 

znaczenia.  Nie  potrafił  myśleć  o  nikim  innym,  tylko  o  sobie.  Toczyła  się  walka  o  życie.  O 

jego  własne  życie.  W  tym  zmaganiu  każdy  daje  z  siebie  wszystko.  Należało  iść,  upadać, 

pokonywać wiatr i zmęczenie, żeby znów stanąć na nogi i znów iść, tylko iść. 

background image

Nie ustawać. 

Czy miał po co żyć? 

Chyba już kiedyś znalazł się w tym samym punkcie? 

Zawsze mu się wydawało, że nie czułby żalu, żegnając się z życiem. 

Łatwo powiedzieć. 

Nie ma nikogo, nikt za nim nie zatęskni. Może jedynie będą się zastanawiać, co się z 

nim stało... 

Ale dopiero wraz z nadejściem wiosny. 

Przywykli  do  tego,  że  był  jak  wiatr.  Zawsze  w  drodze.  W  poszukiwaniu  czegoś,  co 

znajduje się po drugiej stronie lasu. 

Nikt  się  nie  dowie,  że  Aleksanteri  Kilpi  zmarł  podczas  śnieżnej  burzy  w  drodze  do 

Jykea. 

Nikt się nie domyśli, dlaczego tam szedł. 

Nawet jeśli ktoś znajdzie jego martwe ciało, nie będzie wiedział, że należało do niego, 

Aleksanteriego Kilpi, kiedy jeszcze żył na tym ziemskim padole. 

Raija... 

Ś

nił o niej. Patrzyła na niego łagodnie i klepała po policzku. Żadna inna kobieta nie 

okazała mu takiej czułości. 

Wielu się podobał, ale żadna nie miała takich troskliwych dłoni. 

Pogłaskała go po włosach, przemawiała do niego. 

On także do niej mówił. 

Wyznał, że nigdy jej nie zapomniał. Zresztą żaden mężczyzna, który choć raz trzymał 

ją w ramionach, nie był w stanie wyrzucić jej z pamięci. Wiązała go na całe życie. 

Powinien o tym wiedzieć. 

Miał wiele kobiet, więcej niż by chciał. 

Przestał je liczyć, kiedy spotkał ją. 

Myślał,  że  to  będzie  nic  nieznaczący  epizod,  tylko  że  w  niej  odnalazł  więcej,  niż  u 

wszystkich innych kochanek razem wziętych. 

Powiedział jej to, wyznał, że zawsze ją będzie kochał. A ona uśmiechała się do niego 

łagodnie. 

Pamiętał sen, jaki mu się przyśnił, ten o domu... 

Jego ręce walczyły z czymś, coś przeszkadzało mu do niej dotrzeć. Walczył, zmagał 

się, póki nie uwolnił ramion. 

- Raiju, Raiju! 

background image

Dłonie  zaciskały  się  w  powietrzu,  żeby  ją  złapać.  Gdzie  ona  się  podziała?  Czy  go 

zostawiła? 

Było  mu  zimno,  ale  musiał  do  niej  dotrzeć.  Usiadł  gwałtownie  na  posłaniu  i  zmusił 

się, by otworzyć oczy. 

Poczuł  dłonie  na  swych  ramionach.  Zobaczył  jakiegoś  nieznajomego  chłopca. 

Nieznajomego, czyżby? 

Zresztą,  czy  miało  to  jakieś  znaczenie?  Tylko  go  to  rozdrażniło.  Odwrócił  twarz  i 

ujrzał ją. Jej dłonie poznałby wszędzie, ich dotyk był wyjątkowy. 

- Raija! - jęknął i pogładził jej włosy. Nawet w tym śnie przypominały cienki jedwab i 

wydawały się takie nierzeczywiste. - Raiju, nie odchodź ode mnie! 

Pokręciła głową. Odsunęła go zdecydowanie, ale ostrożnie, i pomogła mu się położyć. 

- Jestem tu, Santeri. Nigdzie nie odchodzę. Westchnął z ulgą. Dobrze było ją znowu 

ujrzeć, ale był taki zmęczony. Tak okropnie zmęczony. 

Oczy mu się zamykają... 

Ale powinien opowiedzieć jej o swym śnie... 

Rozśmieszyło go to: we śnie chce opowiadać inny sen! 

Zacisnął palce na jej szczupłej dłoni. Nigdy nie mógł pojąć, skąd się bierze tyle siły w 

tych drobnych dłoniach, w tym drobnym ciele. 

-  Nie  odchodź  ode  mnie,  Raiju  -  szeptał  namiętnie,  poruszając  spierzchniętymi 

wargami.  Był  rozpalony  gorączką,  a  równocześnie  marzł.  Niby  niemożliwe,  a  tak  mu  się 

przydarzyło. 

Ten sen, zupełnie szalony... 

- Dom, Raiju - szeptał. - Dom... 

- Tak, Santeri? - usłyszał jej głos dochodzący z oddali, szemrzący niczym wiosenny 

potok. 

Powinien  otworzyć  oczy  i  przytulić  ją  mocno,  ale  nie  miał  siły.  Był  tak  strasznie 

zmęczony. 

- Dom nad jeziorem, Raiju - wydusił z siebie. - Nasz dom stojący wśród świerków. I 

ziemia, moja i twoja, Raiju. Nasz dom... Zabiorę cię tam, ale najpierw trochę pośpię, chce mi 

się spać... 

- Śpij, Santeri, śpij... 

Nie słyszał już tych słów, bo pogrążył się w gęstej mgle, w sennym obłoku, który go 

szczelnie otulił. Zdawało mu się, że jest lekki jak piórko, odpłynął i przestał marznąć. 

Nic już nie czuł. 

background image

Zelżał uścisk i Raija ostrożnie uwolniła swą dłoń. 

-  Wyjdzie  z  tego  -  odezwała  się  po  chwili.  Mikkal  skinął  głową,  ale  w  jego  oczach 

czaił się smutek. 

- Kiedy leżałem w gorączce, także wiele majaczyłem - rzekł cicho. - Wielu ludziom 

sprawiłem tym ból. Teraz przyszło mi za to zapłacić, zasłużyłem sobie. 

-  Ciekawa  jestem,  o  co  mu  chodziło...  -  Raija  obrzuciła  ciepłym  spojrzeniem 

przeraźliwie bladą twarz. 

Mikkal poczuł lodowate ukłucie w sercu i chłodniej niż zamierzał, rzekł: 

-  Przecież  to  jasne  jak  słońce,  on  także  ma  swoje  marzenia.  Nigdy  nie  czyniłaś  mu 

nadziei? 

Raija pokręciła głową. 

Mikkal westchnął i odwrócił wzrok. 

Matti położył się na brzuchu. To było jeszcze gorsze niż sentymentalne wyznania. Oni 

albo pożerali się wzrokiem, albo żarli się o każdy drobiazg. 

Jeśli tak ma wyglądać związek dwojga ludzi, to nigdy nie pozwoli, by jakaś kobieta 

znaczyła dla niego tak wiele. Lepiej zadowolić się drobnymi miłostkami niż tym, co nazywa 

się wielką miłością. 

- Aleksanteri lubi puszczać wodze fantazji i marzyć o tym, co nieosiągalne - wyjaśniła 

Raija.  -  Ale  jeśli  może  po  coś  sięgnąć  ręką,  natychmiast  przestaje  go  to  interesować.  A  ja 

zawsze pozostanę tylko jego marzeniem. Mikkal nie dał się całkiem udobruchać. Być może 

Raija  naprawdę  wierzy  w  to,  co  mówi,  ale  on  jako  mężczyzna  wie  lepiej.  Doskonale  zdaje 

sobie sprawę, o czym myślą mężczyźni. 

Raiji  udało  się  wytrzymać  jego  wojownicze  spojrzenie.  Kiedy  popadał  w  podobny 

nastrój, stawał się bardziej uparty niż narowiste młode samce reniferów podczas rozdzielania 

stada. 

-  Zanim  zaczniesz  odgadywać  cudze  myśli,  Mikkalu  -  rzekła  spokojnie  -  posłuchaj, 

jakie są moje. Wiedz, że moje marzenia dotyczą pięciorga małych istot, Mattiego, jeśli zechce 

z nami zostać, i jeszcze nas dwojga. 

I proszę, nie wiń mnie za cudze marzenia, na które nie mam wpływu. 

Mikkal rozważył jej słowa i w głębi serca był pewien, że wyznanie Raiji jest szczere. 

Owszem, miała innych  mężczyzn, ale nie zajmowali w jej sercu takiego miejsca jak 

on. 

Zwichrzył lekko grzywkę Raiji, a jego uśmiech przekonał ukochaną, że już się na nią 

nie gniewa. 

background image

-  Ciekawe,  jak  ty  byś  zareagowała,  gdyby  inne  kobiety  zaczęły  snuć  o  mnie  senne 

marzenia - zauważył tylko. - Chętnie bym się o tym przekonał. 

Raija poruszyła w powietrzu zgiętymi palcami, jakby wydrapywała komuś oczy. 

- No właśnie - podsumował Mikkal. 

Znowu zapanowała między nimi zgoda. Matti odetchnął z ulgą. 

Siedział  przed  niewielką  chatą.  Gładka  tafla  jeziorka  lśniła  niczym  lustro,  nie 

poruszona najlżejszym powiewem wiatru. Wciągał w nozdrza zapach lasu i wsłuchiwał się w 

ciszę. Popatrzył na falujące łany zboża o bladozielonej barwie, jak zwykle wczesnym latem, i 

czuł,  że  wypełnia  go  szczęście.  Ciszę  przerwał  radosny  śmiech  dziecka,  a  dźwięczny  głos, 

który kochał ponad wszystko na świecie, odpowiadał na pytanie. 

Wystarczyło odwrócić głowę, by ujrzeć tę jedyną, zajrzeć wprost w ukochaną twarz, 

napotkać jej wzrok, a już na pewno by od niego nie odeszła. 

Przecież obiecała, że go nie opuści. 

Opowiedział  jej  o  domu,  a  ona  była  uszczęśliwiona.  Chciała  z  nim  zamieszkać,  by 

pomóc mu okiełznać chęć wędrówki, jeśli się pojawi. 

Razem mogliby tego dokonać, dla dwojga to drobnostka. 

Wystarczyło zamknąć oczy... 

Aleksanteri  z  trudem  podniósł  powieki.  Do  diabła,  jaki  jest  zmęczony,  ciało  mu 

całkiem zdrętwiało! 

To nie lato! 

Ale przecież ona siedzi obok! Jej włosy lśnią w lichym blasku płomieni z paleniska. 

Aleksanteri leżał nieporuszony i chłonął jej obraz spod wpółprzymkniętych powiek. 

Raija. 

Dziewczyna,  jakby  wyczuwając  jego  wzrok,  zwróciła  ku  niemu  swą  twarz. 

Rozpromieniła się, gdy zauważyła, że się przebudził. Szybko przysunęła się bliżej i nachyliła 

nad nim. 

-  Dobry  Boże,  jakie  to  szczęście  widzieć,  że  wyszedłeś  z  tego!  Tak  się  bałam,  że 

umrzesz! 

Uśmiechnął się blado. Słyszał, że wichura ustąpiła. A więc to nie był sen. Raija była tu 

przez cały czas. Co jeszcze zgadza się z treścią snu? 

-  Szalała  burza  śnieżna...  -  odezwał  się  słabym  głosem,  z  wysiłkiem  wypowiadając 

każde słowo. 

- My na czas schroniliśmy się w  cieple - wyjaśniła szeptem Raija, żeby nie zbudzić 

pozostałych. - Zawierucha trwała całą noc. A wy doszliście prawie do samej jurty... 

background image

- Ten drugi? - Aleksanteri rzucił jej pytające spojrzenie. 

- Nie żyje. Musieliśmy go wywieźć stąd jak najdalej. Wilki, rozumiesz... 

Santeri skinął głową zafrasowany i rzekł: 

- Nie znałem go. Spotkaliśmy się po drodze i wędrowaliśmy razem. 

W jego oczach czaiło się pytanie, na które Raija udzieliła odpowiedzi: 

- Tak, nadal jestem z Mikkalem. Jest też z nami mój brat i synek Mikkala. 

- Mówiłem coś w gorączce? 

Pośpiesznie położyła mu dłoń na czole. Domyślił się, że powiedział wszystko. 

- To trzymało cię przy życiu, Santeri. Cieszę się, że mogłam dla ciebie coś znaczyć. 

Nie zniosłabym, gdybyś umarł. 

- Próbowałem - wyszeptał. - Próbowałem o tobie zapomnieć, ale to niemożliwe. 

Położyła  mu  palec  na  ustach,  ale  Santeri  był  tak  słaby,  że  nawet  nie  mógł  go 

pocałować. 

- Nie myśl o tym i więcej już nic nie mów. Tylko wróć do zdrowia. Mam dla ciebie 

gorącą i pożywną zupę. 

Pokiwał głową. Potrzebował tego. 

Musi  jak  najszybciej  wyzdrowieć.  Nie  będzie  jej  dłużej  ciężarem.  Nie  będzie  się 

musiała już o niego martwić. 

Raija podtrzymała go przez chwilę i podała miskę z zupą. 

Aleksanteri  zorientował  się,  że  senne  marzenia  niewiele  miały  wspólnego  z 

rzeczywistością. 

Nie było żadnej chaty nad jeziorkiem. Tylko Raija, owszem, tyle że w całkiem innej 

roli. 

- Ależ on musi mnie nienawidzić - mruknął pod nosem, spoglądając na Mikkala. Raija 

przytrzymała Aleksanteriemu kubek i posłała króciutki pocałunek. Pragnęła, żeby go ogrzał, i 

była pewna, że teraz, gdy się już ocknął, dobrze ją zrozumie. 

- Tak, jest zazdrosny - zaczęła - ale nienawiść jest mu obca. Kocham go. 

Aleksanteri opadł z powrotem na posłanie. Nie mógł oderwać od niej oczu. 

- Gdybyś to samo czuła do mnie, także byłbym w stanie wiele znieść. 

- Nie powinieneś za dużo myśleć, Santeri. Masz wypocząć, najeść się i odzyskać siły. 

- Żebyście się mogli mnie szybko pozbyć? 

- Możesz jechać z nami do Jykea - wyrwało się Raiji. Aleksanteri wiedział, że lepsze 

to niż nic. 

- Chętnie - odparł i zasnął. Raija zastanawiała się, czy nie popełniła głupstwa. 

background image

Myśli kłębiły jej się w głowie, gdy nagle usłyszała głos Mikkala: 

- Nie mogłaś mu powiedzieć nic innego. Ale potem będziesz tylko moja. 

Wdzięczna wtuliła się w jego ramię i wyszeptała: 

- Już jestem i wiesz o tym doskonale. 

background image

„Sankt Nikołaj” przemierzył długą drogę. Wyruszył z Archangielska leżącego daleko 

na wschodzie i wykorzystując sprzyjające wiatry, ciął fale, kierując się na południowy zachód 

do Malangen. 

Po drodze zawijali niemal do każdej zatoczki i fiordu. 

Mąkę już sprzedali i zostały im tylko beczki. Na południu jednak,  gdzie  lasów było 

pod dostatkiem, nikt ich nie kupował. Rosjanie mieli jednak nadzieję, że pozbędą się towaru 

w najdalej na północ wysuniętych zakątkach kraju. 

Młody ciemnowłosy szyper mógłby właściwie już wracać z powrotem do domu, ale 

powodowany  sentymentem,  zapragnął  zobaczyć  te  wszystkie  miejsca,  których  nazwy 

zapamiętał z jej opowieści. 

Pooddycham tamtejszym powietrzem, a potem zawrócę do Rosji, postanowił. 

Do życia wypełnionego pustką. 

Od  pamiętnego  rejsu  przed  trzema  laty,  kiedy  jego  brat  stracił  życie,  Jewgienij 

Dymitrowicz  Byków  właściwie  żył  w  próżni.  Ówczesna  załoga  rozpuściła  o  nim  najgorsze 

plotki,  z  których  trudno  było  mu  się  oczyścić.  Przez  ponad  rok  nie  udawało  mu  się  zebrać 

nowej  załogi.  Imał  się  wówczas  różnych  zajęć.  W  końcu  kupił  sobie  dwie  szkuty,  dzięki 

którym  stał  się  zamożny.  Niektórzy  uważali  nawet,  że  nie  uchodzi,  by  człowiek  z  taką 

pozycją sam był szyprem na swoich statkach. 

Ale dla niego liczyło się tylko morze. 

Kochał  Aleksieja.  Ciągle  obwiniał  siebie  o  jego  śmierć.  Kiedy  przebywał  na  lądzie, 

znajdował pociechę w pielęgnowaniu grobu brata. 

Jewgienij  miał  skłonność  do  melancholii,  zresztą  było  to  u  nich  rodzinne. 

Podtrzymywał w sobie ten stan, mimo że nie brakowało mu powodów do radości. 

Ciemnowłosy,  przystojny,  podobał  się  kobietom.  W  jego  obecności  krew  szybciej 

krążyła  im  w  żyłach.  Miał  nieprzeniknione  spojrzenie.  Jego  oczy,  choć  przyglądały  się 

badawczo  i  oceniały,  nigdy  nie  zdradzały  tego,  co  naprawdę  myśli.  W  twarzy  o  grubo 

ciosanych  rysach  było  coś  dzikiego.  Przypominał  nieposkromionego  niedźwiedzia  z 

bezkresnych pustkowi na wschodzie. Rozpacz wyzierająca z jego brązowych oczu wyzwalała 

w  kobietach  instynkt  opiekuńczy.  Wyczuwały,  że  potrzebny  mu  ktoś,  kto  by  go  wsparł,  u 

kogo znalazłby siły i ciepło, przy kim mógłby odpocząć. 

Potrzebował kobiety. 

background image

Kiedyś  kochał,  ale  doznał  strasznego  zawodu  i  przestał  ufać  wszystkim  niewiastom. 

Dopiero ona, piękność z obcego kraju, przywróciła mu wiarę. Udowodniła, że z niektórymi 

kobietami  można  rozmawiać,  że  rozumieją.  I  bywa,  że  mogą  znaczyć  tyle  co  najlepszy 

kompan. A nawet więcej, jeśli odnajdzie się tę właściwą. 

Szukał tej jedynej, gdy nachodziło go rozczarowanie. 

Szukał, gdy sprawy układały się po jego myśli. 

Ale nie znalazł. 

Spotykał  kobiety,  które  się  z  nim  we  wszystkim  zgadzały.  Śmiały  się,  kiedy  on  się 

ś

miał, naśladowały jego gesty i sposób mówienia. 

Inne  spoglądały  na  niego  głupawo,  kiedy  proponował  im  rozmowę,  bo  potrafiły 

jedynie plotkować. Najwięcej było takich, które miały do zaoferowania jedynie ciało. 

Brał je w ramiona i uciekał się do wszystkich tych sztuczek, które przyswoił sobie w 

młodzieńczych latach i w wieku dorosłym. Kłamał równie łatwo, jak się przymyka oczy. 

Na początku to działało. 

Ale  ciało  bez  duszy  staje  się  niczym  innym  tylko  bezdenną  pustką.  Wykorzystywał 

kobiety, one wykorzystywały jego... Narastał w nim coraz większy niesmak. 

Nadszedł dzień, gdy już miał wszystkiego dość. 

Poczuł głęboką niechęć do bezsensownych rozmów, chłodu, nie potrafił siebie dłużej 

oszukiwać, że jest coś pociągającego w kobietach, które wybierał. 

Sztuczki przestały działać. 

Z  ukłuciem  w  sercu  uświadomił  sobie,  że  nie  powinien  dawać  wiary  słowom  Raiji. 

Może znała siebie, ale nie znała innych kobiet. 

Dobrze  mu  się  z  nią  rozmawiało,  nawet  lepiej  niż  z  Aleksiejem.  Między  nim  a 

młodszym bratem bowiem zawsze istniał element męskiej konkurencji. 

Z Raiją nie musiał walczyć o prymat, nie musiał udowadniać, że jest lepszy. 

Miała szczególny dar rozumienia innych. Bogata wyobraźnia pomagała jej wczuć się 

w to, co jej opowiadano. A przy tym bywała szczera do bólu. Mówiła prawdę, nie owijając w 

bawełnę, nie było w niej jednak cienia złośliwości. 

Zawiązała się między nimi przyjaźń. 

I chociaż zdarzały się krótkie chwile, kiedy powietrze gęstniało, choć zdawało się to 

fizycznie nie do wytrzymania, nigdy nie pomyślał o niej inaczej. Nie chciał mieszać do tego 

erotyki. 

Raija  należała  do  Aleksieja,  nawet  po  jego  śmierci.  Jewgienij  zaproponował  jej  co 

prawda małżeństwo, ale ona odmówiła. 

background image

Dopiero  teraz  uświadomił  sobie,  że  nie  mógł  ułożyć  sobie  życia,  ponieważ 

wspomnienie o niej nie dawało mu spokoju. 

Przerażały  go  własne  marzenia,  w  których  należała  do  niego  nie  tylko  duszą,  ale  i 

ciałem.  Bał  się  zburzyć  to,  co  między  nimi  wydawało  mu  się  najpiękniejsze:  wspaniałą 

przyjaźń. 

Powiedziała, że przeznaczone jest jej życie w Ruiji. 

Domyślał się, że zatrzymała się w którejś z osad położonych na wybrzeżu, ale szanse, 

ż

e ją odnajdzie, wydawały mu się niewielkie. 

Szukał  jednak  we  wszystkich  tych  miejscach,  o  których  mu  opowiadała,  a  także  w 

innych,  bo  przecież  równie  dobrze  mogła  osiąść  nad  jakimś  fiordem,  którego  nigdy  nie 

wymieniła w rozmowie. 

Musi  ją  zobaczyć  i  przekonać  się,  czy  jej  nie  wyidealizował,  czy  to,  co  zapamiętał, 

chwile niemal magiczne i niezwykłe uczucie bliskości, nie jest wytworem jego wyobraźni. 

Musi się przekonać, czy jest jeszcze zdolny do miłości. 

Czy  jego  ciało  zareaguje  na  kobietę,  czy  też  koszmar  impotencji  prześladować  go 

będzie aż do grobu? 

Hans Fredrik Feldt pozbył się wozu, bo wzbudzał zbyt duże zainteresowanie, a tego 

chciał uniknąć za wszelką cenę. 

Równie  dobrze  podróżowało  się  konno.  Kiedy  zwierzę  było  zmęczone,  uznawał,  że 

trzeba się zatrzymać na nocny odpoczynek. A gdy koń padł, no cóż, dla kogoś, kto ma przy 

sobie trochę grosza, nie stanowiło to problemu. 

A on nie należał do tych, którzy rozczulają się z powodu konia. 

W porze wielkich jarmarków za kołem polarnym wędrowało wielu ludzi i łatwo było 

wtedy zasięgnąć języka. Wystarczyło odpowiednio zapłacić, by poznać najświeższe nowiny. 

-  W  Alcie  trafiłem  wreszcie  na  jej  ślad  -  przemówił  kapitan  do  zwierzęcia.  -  Znam 

teraz nie tylko jej twarz, ale i dwa nazwiska. 

Spotkał ludzi, którzy ją sobie przypomnieli. Jego przyzwoity wygląd, flaszka i garść 

brzęczących monet uczyniły cuda. W Alcie pamiętano czarnowłosą kobietę niezwykłej urody. 

Pamiętano skandal. 

Hans Fredrik sądził, że czarownica jest Laponką. 

W Alcie utrzymywano stanowczo, że kobieta wywodziła się z Finów. 

W księgach parafialnych znalazł zapis: 

„Raija  córka  Erika,  z  domu  Alatalo,  urodzona  29  lutego  1710,  zaślubiona  z  Reijo 

Kesaniemi urodzonym 3 czerwca 1708 roku”. 

background image

Nauczył się tego na pamięć. A pamięć miał dobrą. 

To był dopiero początek. Jeśli będzie trzeba, wygrzebie całą historię jej życia. 

Znajdzie ją, Raiję Kesaniemi. I zniszczy. 

Nikt nie będzie wystawiał go na pośmiewisko. 

A już na pewno nie kobieta! 

Pytani  przez  niego  ludzie  nie  wiedzieli  dokładnie,  skąd  pochodzi  ta  wiedźma.  Jako 

miejsce urodzenia podała Tornedalen, a to rozległy obszar. Zapewniano go jednak, że Raija 

nie  przybyła  tu  bezpośrednio  z  Finlandii.  Wcześniej  była  żoną  jakiegoś  Norwega,  ale  jego 

imienia nikt nie znał. Dowiedział się jedynie, że Finowie najchętniej osiedlają się w okolicach 

fiordu Lyngen i w Alcie. 

Dlatego  pojechał  konno  na  południowy  zachód  i  dołączył  do  grupki  tych,  którzy 

podążali na jarmark w Skibotn. Ubrany jak inni, w spodnie i kurtkę z samodziału założoną na 

skórzany  kaftan,  czapkę  ze  skóry  i  sfatygowane  buty,  niczym  się  nie  wyróżniał  wśród 

wędrowców. 

Nic  w  jego  wyglądzie  nie  zdradzało,  że  był  oficerem.  Nikomu  nie  przyszłoby  do 

głowy,  że  to  on  rozpętał  lawinę  cierpienia,  wznawiając  procesy  czarownic  na  daleko  na 

północ wysuniętym kawałku lądu. 

Uznano  go  za  niezbyt  rozmownego  kompana,  niezbyt  też  sympatycznego,  ale  poza 

tym niewiele można mu było zarzucić. Miał śniadą, dość charakterystyczną twarz, na której 

malowały się stanowczość i ponure usposobienie. 

Niektóre kobiety zgadywały, że doznał zawodu miłosnego, i stąd bruzdy na jego czole 

i  surowy,  niemal  rozpaczliwy  wyraz  zielononiebieskich  oczu.  Na  pytania,  skąd  pochodzi, 

odpowiadał, że zewsząd i znikąd. Uwierzyli mu, bo wokół roiło się od tego typu mężczyzn. 

Był  do  nich  podobny.  Oni  wszyscy  wyglądali  tak,  jakby  przed  czymś  uciekali  albo  czegoś 

szukali. 

Mężczyźni naznaczeni piętnem: podróżnicy, włóczędzy, wędrowcy... 

Ludzie  ich  akceptowali,  choć  dobrze  wiedzieli,  że  znajomość  z  nimi  jest  jedynie 

przelotna. 

Minął tydzień, nim odważyli się ruszyć w dalszą drogę. Wprawdzie pogoda poprawiła 

się już po paru dniach, ale Aleksanteri, który bardzo powoli wracał do zdrowia, wstrzymywał 

ich wyjazd. Raija robiła co w jej mocy. Wypróbowała większość ziół, jakie miała przy sobie, 

przez co zapasy, które starczyć miały do lata i jesieni, znacznie się uszczupliły. Ale Santeri, 

mimo że bardzo się starał, ciągle czuł w środku lodowaty chłód. A kiedy na dodatek spuchła 

mu  i  posiniała  stopa,  przeraził  się,  że  grozi  mu  jej  utrata.  Raija  zirytowała  się,  a  Mikkal 

background image

całkiem  zamknął  w  sobie.  Poznawał  ten  odór.  Zawładnęły  nim  wspomnienia,  czuł  niemal 

fizyczny ból w nodze, w której nic nie powinien czuć. 

Na  szczęście  papka  z  ziół  nałożona  pod  opatrunek  pomogła  Santeriemu.  Obrzęk 

ustąpił,  a  wraz  z  nim  i  ból.  Na  dzień  przed  wznowieniem  wyprawy  chory  po  raz  pierwszy 

wstał o własnych siłach. 

- Nie chciałbym być wam kulą u nogi - mówił. - Gdyby nie to, że jestem całkowicie 

od was uzależniony, już dawno bym poprosił, żebyście ruszyli beze mnie... - uśmiechnął się 

krzywo. - Ale ponieważ tak bardzo kocham siebie, że zamierzam żyć, uczepiłem się was jak 

rzep. 

-  Jeśli  ruszymy  za  wcześnie,  będziesz  nam  większą  przeszkodą  -  odparła  Raija 

rzeczowo.  -  Bo  jeśli  ci  się  pogorszy,  będziemy  zmuszeni  znowu  zatrzymać  się  na  dłuższy 

postój, a to o wiele większy kłopot. Lepiej poczekać, aż zupełnie wydobrzejesz. 

-  Wiem,  jak  ci  spieszno  do  dzieci...  -  zaczął,  ale  Raija  bezceremonialnie  ucięła 

dyskusję: 

-  Oczywiście,  że  najważniejsze  na  świecie  wydaje  mi  się  teraz  odnalezienie  moich 

dzieci, ale nie mogę przecież narażać cudzego życia. Nie należę do tych, którzy myślą tylko o 

sobie! 

Pierwszego dnia podróży Santeri czuł się okropnie, cierpiał jednak w milczeniu. Leżał 

w pułkach Mikkala, starannie otulony futrami, tak że wystawało mu tylko pół twarzy. 

Planowali  pokonać  niezbyt  dużą  odległość,  ale  pogoda  była  wprost  wymarzona: 

wspaniała  szreń,  bezchmurne  niebo  i  niemal  bezwietrznie,  dzięki  czemu  łatwiej  znosiło  się 

chłód. 

Aleksanteri przez całą drogę zapewniał, że nie muszą się o niego martwić, że da sobie 

radę. 

Kusiło ich, żeby nadrobić choć trochę stracony na postoju czas. 

Kiedy  w  końcu  zdecydowali  się  zatrzymać  na  odpoczynek,  była  już  późna  noc. 

Aleksanteri siadł do posiłku blady jak kreda, a ręce tak mu się trzęsły, że nie mógł utrzymać 

w nich jedzenia. 

- Przeforsowałeś się - zmartwiła się Raija. - Naucz się w końcu jednego: musisz nam 

powiedzieć, kiedy nie dajesz rady. 

- Świetnie się czułem - bronił się Santeri. - Dopiero kiedy wszedłem do namiotu... 

Nie uwierzyli mu. 

Ale  on  obstawał  przy  swoim.  Kompletnie  wyczerpany,  otulił  się  futrem  i,  nim 

pozostali skończyli jeść, zasnął kamiennym snem. 

background image

- Już pora spać? - zdziwił się Ailo, który nie czuł jeszcze znużenia. 

Z wyraźną ulgą przyjął wyjaśnienie dorosłych, że jeśli nie chce, nie musi się jeszcze 

układać do snu. 

-  Podziwiam  go...  -  przyznał  później  Mikkal,  gdy  razem  z  Raiją  leżeli  przytuleni  i 

prowadzili szeptem jedną ze swych długich nocnych rozmów. - Choć wolałbym nie żywić dla 

niego takich uczuć. Ale to silniejsze ode mnie. W tym człowieku drzemią dwie natury. Wi-

działem, jak się męczy, ale nie poskarżył się nawet jednym słowem. Mało kto wytrzymałby 

na jego miejscu. 

-  Masz  rację,  to  nie  jest  taki  sobie  żartowniś  -  odparła  cicho  Raija.  -  Udaje 

beztroskiego wesołka, ale tak naprawdę jest wrażliwy i bystry. 

- Sądzisz, że to wszystko jest grą? 

Raija wtuliła policzek w ramię ukochanego. 

- Nie wszystko, ale większość. Może on sam nawet nie zdaje sobie z tego sprawy? 

- Nie wiem, co mam o nim myśleć. Denerwuje mnie, wydaje mi się czasem taki płytki, 

dziecinny... Nawet Matti zachowuje się bardziej dojrzale. 

Raija, rozbawiona, pocałowała go w nos. 

- Pozwól, że zgadnę, Mikkalu... Jesteś zazdrosny! 

- Może... - wymamrotał i musnął wargami kąciki jej ust. - Marzy mi się letni las pełen 

tajemnic. Pagórki pokryte miękkimi kępkami mchu, gdzieniegdzie obsypane liśćmi.  Brzozy 

wystawiające  ku  niebu  swe  gałęzie.  I  my,  tylko  we  dwoje!  Prócz  nas  żywej  duszy  przy-

najmniej w odległości trzech dni wędrówki. 

- Nawet nie muszę pytać, co też chciałbyś tam robić - odrzekła szeptem i zaśmiała się 

cicho. 

- Czy to źle, że pragnę cię tylko dla siebie? - zapytał, przytulając ją mocniej. - Jestem 

normalnym mężczyzną. 

Raija uśmiechnęła się. 

Pocałowała go w policzek i ugryzła leciutko w ramię. Mikkal spał zawsze w samych 

kalesonach, z nagim torsem. Ona kładła się tylko w najcieńszej koszuli. 

Nie  wypuszczając  jej  ze  swych  silnych  ramion,  obrócił  się  tak,  że  znalazła  się  pod 

nim. 

- Jesteś najpiękniejsza na świecie, Raiju - powiedział takim tonem, jakby  właśnie to 

odkrył. 

Serce zabiło jej mocniej. Z uśmiechem gładziła jego plecy i szeroki tors. Koniuszkami 

palców zakreślała kółka na jego ciele, doprowadzając go do szaleństwa. Płonął. 

background image

Powoli pochylił się nad nią i pocałował. 

Raija  przywarła  do  niego,  spragniona  pieszczot.  Tęskniła  za  jego  dłońmi,  które 

potrafiły pobudzić ją tak, że drżała z pożądania. 

Mikkal  oderwał  się  od  jej  warg  i  uśmiechnął  porozumiewawczo.  Nie  potrzebowali 

słów. 

Jej ciało tuliło się do jego ciała, za żadne skarby nie chciała utracić tej bliskości. 

- Jeszcze obudzimy pozostałych - wyszeptał ostrzegawczo Mikkal. 

- Potrafisz na tym poprzestać? - zapytała, a wyzwanie, które usłyszał w jej głosie, tym 

mocniej go podnieciło. 

- Nie, skarbie. A ty? Uśmiechnęła się przepełniona miłością. 

- Dotykaj mnie - poprosiła. - Pieść mnie, żebym rozpaliła się jak pochodnia. Zamknij 

oczy i wyobraź sobie, że jest lato i leżymy w lesie, o którym tak marzysz. Wyobraź sobie, że 

jesteśmy tu zupełnie sami. 

-  Gdybym  to  zrobił,  błagałabyś  mnie,  żebym  się  uspokoił  -  mruknął  cicho.  - 

Podskakiwałabyś  nerwowo  przy  najlżejszym  trzasku  ognia  w  palenisku,  a  gdyby  Matti 

zakasłał przez sen, dostałabyś chyba ataku serca... 

- To może wybierz trochę łagodniejsze pieszczoty. 

- Takie jak te? 

Mikkal rozchylił na bok poły cienkiej koszuli, po czym ujął w dłonie miękkie, krągłe 

piersi Raiji. Gładził je, z uśmiechem wpatrując się w twarz ukochanej. 

Pokiwała głową w milczeniu. 

Jej ciało już całkiem mu się poddało. Mikkal uśmiechał się, odkrywając w sobie całe 

pokłady  czułości i miłości do tej jedynej. Nagle  wydało mu się, że dotąd jeszcze nigdy nie 

zdołał w pełni wyrazić, jak bardzo ją kocha. 

Zbyt mało czynów, bo cóż znaczą słowa... 

Nawet miłosny akt bladł w porównaniu z tym ogromem uczuć, jakie nim zawładnęły. 

Poruszył  się  i  musnął  leciutko  palcami  twarde  blizny,  z  powodu  których,  co  teraz 

wydawało mu się całkiem niepojęte, omal jej nie odrzucił. Nie mógł znieść ich widoku, bo 

przypominały  mu  o  jej  cierpieniu  i  o  okropnościach,  przez  jakie  przeszła.  Ale  to  przecież 

nadal była Raija, jego Mały Kruk, kobieta, którą ukochał ponad wszystko na świecie! 

Nadal pożądał tylko jej. 

Futro, którym się okrywali, niemal całkiem się z nich zsunęło. Poprawili je, a potem 

ich dłonie znów odnalazły własne ścieżki. 

background image

Mikkal  pogładził  lekko  uda  Raiji.  Przyjmowała  jego  pieszczoty  i  nakłaniała  do 

dalszych, coraz śmielszych... 

Jęknęła cicho, kiedy poczuła na brzuchu jego męskość. Jej palce wiedziały, czym go 

uradować. 

On tymczasem sunął dłońmi w dobrze sobie znane rejony. 

Mikkal potrafił swoimi pieszczotami wyzwolić w Raiji nieporównywalny do niczego 

ż

ar. 

Gra miłosna innych mężczyzn, których miała, była nierzadko bardziej wyrafinowana, 

jednak  uczucie,  jakim  darzyło  się  nawzajem  tych  dwoje,  rozpalało  silniej  niż 

najwymyślniejsze  sztuczki  miłosne.  To  do  Mikkala  tęskniła,  jego  pożądała,  a  nie  jakiegoś 

pierwszego lepszego kochanka. 

- Pragniesz mnie? - zapytał, szepcząc jej miłośnie wprost do ucha, a gdy dotknął go 

leciutko czubkiem języka, gorące prądy rozeszły się po całym jej ciele. 

Nic nie mówiąc, uniosła biodra i otworzyła się przed nim. 

Czuła, jak drży podniecona i porywa go za sobą, nadając coraz szybszy rytm. 

Zanurzając  palce  w  jego  czarnych  gęstych  włosach,  przyciskała  go  mocno  i  dobrze 

wiedziała, że tak jak i ona bliski jest spełnienia. 

Odnalazł  jej  usta,  a  od  pocałunku,  gwałtownego  i  przepełnionego  namiętnością,  nad 

którą nie dało się już dłużej zapanować, omal nie spłonęli. 

Mikkal objął dłońmi jej krągłe pośladki i poczuł, jak jej uda zamykają się wokół jego 

bioder. Przywarła do niego, jakby chciała się stopić z nim w jedno. Leżał cicho, a ona drżała 

w ekstazie. Jęknęła i pogryzła do krwi jego wargi. Wbiła się palcami w jego ramiona. 

Poruszała się jak fale przypływu. Uwielbiał na to patrzeć! Jej ciemne oczy ciemniały 

jeszcze bardziej, a na twarzy malowało się całkowite oddanie. 

A on spełnił niemą prośbę ukochanej, aby stali się jedno. 

- Mógłbym żyć tą chwilą, póki nie dotrzemy na miejsce - wyszeptał znużony. 

Raija pocałowała go lekko w policzek. 

- Nie mógłbyś, ja też nie. 

Zasnęli nasyceni miłością i szczęściem. Cieleśnie i duchowo zjednoczeni. 

Aleksanteri przebudził się i nie mógł już zasnąć. Słyszał ich... Zrozumiał, że z takim 

uczuciem nikt nie może się zmierzyć. 

I pożałował, że nie zamarzł na śmierć podczas śnieżnej burzy. 

background image

10 

Reijo  wiosłował  w  stronę  lądu  spokojnie  i  miarowo.  Knut  i  Maja,  oparci  o  burtę, 

wpatrywali  się  w  wodę.  Maja  wychylała  się  nieostrożnie,  ale  Reijo,  zamiast  ją  nieustannie 

upominać, usiadł tak blisko, żeby zdążyć ją przytrzymać, gdyby okazało się to konieczne. Do 

dziewczynki  nie  docierały  bowiem  żadne  upomnienia,  a  najlepszą  nauczką  był  strach. 

Próbowała wszystkiego, póki nie poparzyła sobie palców. Ale nawet wtedy za nic w świecie 

nie przyznałaby się do tego, że postąpiła źle albo że popełniła błąd. 

Po takich niemiłych zdarzeniach stawała się ostrożniejsza, ale nigdy nie ustąpiła. 

-  Potrzebne  nam  te  ryby?  -  zapytała,  kręcąc  się  niespokojnie.  Z  pogardą  kopnęła 

drobne dorsze, jakie udało im się złowić. 

- Tak - odrzekł Reijo. 

- Teraz? Przecież niedługo jarmark. Sprzedasz skóry i będziesz bogaty. Nie będziemy 

wtedy już musieli jeść ryb. 

Upodobania kulinarne Mai nie pasowały do ubogiej osady nad fiordem. 

-  Ryby  są  smaczne  -  stwierdził  Knut,  za  co  został  obdarzony  przez  siostrę 

pogardliwym spojrzeniem. 

- Fuj! - rzekła tylko, a jej twarz przypominała gradową chmurę. 

Dobry Boże, pomyślał w duchu Reijo. Jak sobie z tym poradzę? Dzieci dorastają. Są 

tak różne jak ogień i woda. Powinienem traktować je jednakowo, sprawiedliwie. Staram się je 

dobrze wychować, ale z Mają chyba mi się to nie uda. I tak pójdzie własną drogą. Obojętnie, 

do  czego  będę  próbował  ją  nakłonić.  Dobry  Boże,  pozwól  Raiji  wrócić.  Zachowaj  ją  przy 

ż

yciu  i  spraw,  by  nas  odnalazła!  Sam  nie  dam  rady.  Poza  tym  chciałbym  żyć  własnym 

ż

yciem. 

Daleko u wejścia do fiordu Maja dostrzegła niewielki punkt. 

- Czy to Rosjanie? - zapytała z cieniem zainteresowania w głosie. 

Bywało, że odzywały się w niej wspomnienia z czasu spędzonego na rosyjskim statku 

z żaglami. Jakieś strzępy zdarzeń, niczym bajka. Dziewczynka sama nie była pewna, czy to 

wszystko  wydarzyło  się  naprawdę.  Czasem  wspominała  mężczyznę,  który  dowodził 

wszystkimi.  Mówiła,  że był  miły,  i  opowiadała  o  pięknych  przedmiotach,  jakie  posiadał.  A 

potem na długo zapominała o wszystkim... 

Niedawno  jednak  do  ich  fiordu  przypłynęły  dwie  rosyjskie  szkuty.  Reijo  kupił  od 

Rosjan mąkę na całą zimę. 

background image

Wziął  ze  sobą  Maję,  która  nie  kryła  swego  rozczarowania.  Podstarzali  szyprowie,  z 

którymi  jej  opiekun  dobijał  handlu,  w  niczym  nie  przypominali  przystojnego  kapitana  ze 

wspomnień. 

- Nie ma tu nikogo więcej? - pytała w kółko. - Musi tu być ktoś jeszcze. Może tamten 

schował się gdzieś pod pokładem? Przecież to on wszystkimi dowodzi! 

Reijo  kosztowało  wiele  czasu  i  cierpliwości,  żeby  wytłumaczyć  dziewczynce,  że  do 

ich  wybrzeży  przypływa  wiele  statków  i  jeszcze  więcej  rosyjskich  marynarzy.  Może  jej 

kapitan minął ich osadę, nie przybijając do brzegu? Może już przestał przypływać w te stro-

ny? A może przypłynie kiedy indziej? 

Reijo wierzył, że dziewczynka zapomni, ona jednak znowu wpatrywała się tęsknie w 

widoczne w oddali żagle i znów zapytała o to samo: 

- Jak myślisz, Reijo, czy to nasz Rosjanin? Nie mógł jej powiedzieć nic poza tym: 

- Nie wiem.  Zobaczymy, Maju. Zobaczymy.  Kiedy wieczorem dzieci ułożyły się do 

snu, wiedział już, że tym razem przypłynęła właściwa szkuta: „Sankt Nikołaj”. 

Reijo nie znał rosyjskiego alfabetu, choć słyszał, że nazywany jest cyrylicą, ale poznał 

znaki widniejące na burcie i wiedział, co oznaczają. 

Co prawda sama nazwa jeszcze niczego nie dowodziła, bo przeszło połowa rosyjskich 

łodzi, które widział, nosiła nazwę różnych świętych. W głęboko religijnej Rosji wydawało się 

to zupełnie naturalne. 

Szczególną popularnością cieszył się opiekun żeglarzy, święty Mikołaj. Właścicielom 

zdawało  się,  że  nazywając  statek  jego  imieniem,  zapewniają  sobie  dodatkową  opiekę  i 

wsparcie. 

Dotąd  Rosjanie  nigdy  nie  pojawiali  się  w  porze  jarmarku.  Reijo  obawiał  się,  że  ich 

obecność  nie  zostanie  dobrze  przyjęta  przez  kupców  z  wybrzeża  i  znad  Zatoki  Botnickiej, 

którzy obawiali się dodatkowej konkurencji. Nie będą się spokojnie przyglądać zacumowanej 

w fiordzie szkucie, na której Rosjanie zechcą zbijać ceny. 

Reijo  zadrżał,  kiedy  przypomniał  sobie  podobną  sytuację  w  osadzie  na  wybrzeżu, 

gdzie  mieszkali  z  Raiją  Aleksiej  został  postrzelony  właśnie  dlatego,  że  chciano  wystraszyć 

Rosjan  i  nakłonić  ich,  by  wycofali  się z  handlu.  Reijo  nie  przypuszczał,  by  to  samo  mogło 

powtórzyć  się  tutaj,  jednak  przy  tak  dużym  zbiorowisku  ludzi  wszelkiego  autoramentu 

wszystko  było  możliwe.  W  najbliższym  tygodniu,  kiedy  trwać  tu  będzie  targ,  przybędzie 

także  pastor  i  ktoś  z  władz.  Żaden  kłopot  rozdmuchać  nienawiść  wobec  obcych.  Reijo 

wiedział to lepiej niż ktokolwiek inny. 

background image

Tutejsi  ludzie  nadal  pamiętali  Raiję.  Kiedy  powrócił  z  jej  dziećmi  w  te  strony,  z 

trudem skrywali złośliwą satysfakcję. Żaden z mieszkańców wioski nie okazał nawet cienia 

współczucia. Nawet wówczas, gdy powiedział im, że Raija nie żyje. 

- Jak kto sobie pościele tak się wyśpi - drwili. 

Reijo  żył  jakby  w  zawieszeniu.  Miał  swą  chatę  na  przylądku,  łódź,  dzieci.  Czasami 

nachodziła go jednak przemożna ochota, żeby porozmawiać z kimś dorosłym, i wtedy musiał 

wyrwać się z domu... 

Zwykle  kończyło  się  na  tym,  że  wypijał  parę  szklaneczek  wódki  w  towarzystwie 

mężczyzn, którzy także potrzebowali wytchnienia. 

Nie znajdował jednak u nich zrozumienia. Dlatego właściwie nigdy tak naprawdę nie 

rozmawiali  ze  sobą.  Co  prawda  gawędzili  o  dawnych  obyczajach,  a  ten  i  ów  się  głośno 

przechwalał, ale to Reijo nie wystarczało. 

Za każdym razem przeżywał to samo rozczarowanie. Przysięgał sobie, że więcej się to 

nie powtórzy, ale dobrze wiedział, że to nieprawda. Z kobietami w ogóle się nie spotykał. 

Wydawało się mu, że już uporał się z rozpaczą po śmierci ukochanej, którą poznał w 

portowym  mieście  na  południu  kraju.  Pamięć  o  niej  nie  sprawiała  mu  już  takiego  bólu. 

Przypominał sobie najpiękniejsze spędzone z nią chwile, ale z czasem nabrał przekonania, że 

mógłby pokochać inną równie gorąco, gdyby tylko trafiła mu się taka szansa. 

Trudniej było mu myśleć o Raiji. I to nie dlatego, że kochał ją w ten sam sposób co 

kobietę w Bergen. 

Trudno wyrazić, jak bardzo był przywiązany do Raiji. Ta dziewczyna nigdy nie stanie 

się mu obojętna. Bolało go, że nie wie, co się z nią dzieje, że od dwóch lat nie daje znaku 

ż

ycia. 

Czasami nachodziła go  przemożna chęć, by spakować  wszystko i wyjechać razem z 

dziećmi. Gdziekolwiek. Ale nie mógł, bo przecież tutaj Raija będzie ich szukać, kiedy wróci. 

Tak  bardzo  chciał,  żeby  wróciła,  ale  wolał  nie  myśleć,  co  będzie  potem.  Nadal  byli 

małżeństwem.  Wzięli  ślub  z  rozsądku  i  dla  dokumentu,  ale  ich  związek  opierał  się  na 

głębokiej przyjaźni, która, jak mieli nadzieję, nigdy nie wygaśnie. 

Dobry Boże, jak bardzo byli krótkowzroczni. 

Na szkucie zapaliło się światło. 

Ma  tam  popłynąć?  Wejść  na  pokład  i  powiedzieć,  że  nie  chce  nic  kupić,  że  szuka 

jedynie szypra o imieniu Jewgienij? 

Takich rzeczy się nie robi, nawet jeśli ktoś jest bardzo spragniony kontaktu z innymi 

ludźmi. 

background image

Mimo to Reijo wstał jak w amoku i ubrał się szybko w obawie, że może się rozmyślić. 

Wytłumaczył sobie, że robi to dla Mai, ale w głębi duszy wiedział, że i dla niego jest 

to równie ważne. 

Niebo  było  pogodne,  a  morze  spokojne.  Gwiazdy  mrugały  ku  niemu  jak  dobre 

znajome.  Reijo  co  noc  prowadził  długie  z  nimi  rozmowy,  po  to  żeby  nie  wyjść  z  wprawy. 

Pewnie już niewiele brakuje, żeby zwariował. 

Mówił trzema językami, zawsze przychodziło mu to z łatwością. Nie chciał zatracić 

tej zdolności, a poza tym teraz bardziej niż zwykle tęsknił do rozmowy z człowiekiem z krwi i 

kości. 

Jakim był głupcem, rezygnując z Raiji. Przecież Mikkal nie ma do niej prawa. To on, 

Reijo, jest jej mężem, ma na dowód odpowiedni dokument. Pamiętał te noce w jej objęciach: 

jak cudownie było wtulić twarz w jej miękkie piersi i zapomnieć o całym świecie. Co też go 

podkusiło, żeby zrezygnować z Raiji? 

Ale przecież, gdyby sytuacja się powtórzyła, uczyniłby to samo. 

Nawet zdając sobie już sprawę z tego, jaka go czeka samotność. 

Burta żaglowca wyrosła przed nim jak wysoka skała sięgająca niemal do gwiazd. 

- Ahoj! - krzyknął, wiedząc, że ktoś na pokładzie pełni wachtę. Zresztą słyszał głosy, 

pojedyncze słowa i śmiech. 

Wspólnota. 

Kula,  jaką  czuł  w  piersiach,  zdawała  się  coraz  bardziej  mu  ciążyć,  ciągnęła  go  w 

głębię. W dół, na samo dno. 

Przez reling ktoś się wychylił i oświetlił go blaskiem lampy. 

Reijo  nie  przyswoił  sobie  zbyt  wielu  rosyjskich  słówek  w  czasie  gdy  mieszkał  na 

wybrzeżu, ale potrafił się przywitać. 

- Zdrawstwujtie - zawołał, starając się, by jego głos zabrzmiał serdecznie. - Jest wasz 

kapitan? 

Mężczyzna na górze zmarszczył czoło, ale zaraz na jego twarzy pojawił się uśmiech, a 

z ust popłynął potok słów w niezrozumiałym języku. Marynarz na moment zniknął, po czym 

wychylił się ponownie i spuścił Reijo sznurową drabinkę. 

Gestem  pokazał,  żeby  rzucił  mu  linę  cumującą.  Reijo  zrobił,  co  kazał  marynarz,  i 

zręcznie wspiął się po drabince na pokład. 

Marynarz przywitał go serdecznie, uścisnął mu dłoń i ucałował w oba policzki. 

Reijo uśmiechnął się z równą serdecznością. 

background image

Skierowano  go  do  eleganckiej  kajuty.  Marynarz,  gestykulując,  wyjaśnił  coś 

siedzącemu  przy  prostym  stole  mężczyźnie,  po  czym  wycofał  się  i  zamknął  za  sobą  drzwi. 

Mężczyzna  spojrzał  na  przybysza  z  zainteresowaniem  i  pozdrowił  go  po  rosyjsku.  W  jego 

wzroku czaiło się pytanie. 

Reijo odpowiedział po lapońsku: 

- Zdaje się, że jesteś bratem Aleksieja... 

Mężczyzna  skulił  się  na  dźwięk  tego  imienia,  a  Reijo  uderzyła  nagle  myśl,  że  ten 

człowiek wygląda na tak samo zmęczonego i samotnego jak on sam. 

- Nazywam się Jewgienij Byków - odrzekł spokojnie. - A ty...? 

- Reijo Kesaniemi, mąż Raiji. 

Słowa podziałały jak cios pięścią. Rosjanin zapadł się w sobie i przymknął powieki. A 

potem poderwał się z trzęsącymi się rękami. 

- Czy ona ma się dobrze? Jak mogłeś ją zostawić? 

- Raija mi wybaczyła - uciął Reijo. - Mogę usiąść? Pokiwał głową. 

Reijo opadł na stołek po drugiej stronie ławy. Mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Nie 

od razu przypadli sobie do gustu. 

- Musiałem tu przypłynąć - rzekł Reijo. - Musiałem sprawdzić, czy tym razem to twoja 

szkuta zawinęła do nas. 

- Dlaczego? 

-  Jestem  to  winien  pewnej  małej  dziewczynce,  która  często  o  tobie  opowiada.  Za 

każdym razem, kiedy przypływają tu rosyjskie statki, ożywają jej wspomnienia. A niewiele 

wydarzeń ze swego krótkiego życia lubi sobie przypominać. 

- A Raija? 

Reijo, roztrzęsiony, nabrał powietrza w płuca i zacisnął mocno dłonie oparte o blat. 

- Nie przybyłbym tu, gdyby była ze mną. Od dwóch lat jestem sam. 

- Umarła? - Jewgienij potrząsnął głową z niedowierzaniem. To nie może być prawda, 

przeleciała mu przez głowę gorączkowa myśl. Jakiej nadziei może się uczepić, jeśli jej już nie 

ma? Czy już na zawsze będzie potępiony? 

- Myślę, że żyje - odparł Reijo. - Ale musiała uciekać. Została oskarżona o uprawianie 

czarów i groziło jej spalenie na stosie. 

Jewgienij wpatrywał się niemo w Reijo, ale w jego spojrzeniu kryło się żądanie, by 

usłyszeć całą prawdę. 

Reijo opowiedział wszystko, co wydarzyło się od chwili, kiedy Raija opuściła pokład 

„Sankt Nikołaja” i zeszła na ląd. 

background image

- Jest sama? Reijo zaprzeczył. 

- Raija nie opowiadała ci o Mikkalu? 

Teraz rosyjski szyper pokręcił głową przecząco. 

- Mikkal jest ojcem Mai - wyjaśnił Reijo. - I pierwszą miłością Raiji. Zresztą powinien 

pozostać jedyną. Nie mogli o sobie zapomnieć. Raija jest w najlepszych rękach. 

- A jeśli ona nigdy nie wróci? 

Reijo uśmiechnął się zmęczony i wzruszył ramionami. 

- Wróci. Znam dobrze Raiję. Nie porzuci swoich dzieci, a one są u mnie. 

Jewgienij wstał i zaczął krążyć po kajucie. Reijo rozejrzał się wokół. Zobaczył piękne 

przedmioty,  o  których  tak  chętnie  opowiadała  Maja,  i  zrozumiał,  że  to  wnętrze  musiało  na 

niej  zrobić  wielkie  wrażenie.  Wszystko  zdawało  się  takie  niesamowite,  pochodziło  z 

dalekiego świata, o którym mogła tylko marzyć. Maja była bardzo wrażliwa na piękno. Reijo 

nie  miał  pojęcia,  po  kim  to  odziedziczyła,  Raija  bowiem  nigdy  nie  przywiązywała  wagi  do 

rzeczy, piękna szukała raczej w naturze i w ludziach niż w przedmiotach. A Mikkal nigdy nie 

troszczył się o to, by coś posiadać. 

- Dlaczego się tak dla niej poświęcasz? - zapytał Jewgienij z żarem. - Co jest w niej 

takiego, co sprawia, że mężczyźni tracą dla niej głowę? Mój brat mógł mieć każdą kobietę, 

wystarczyło, by skinął palcem, ale on pragnął tylko jej. Oszalał na jej punkcie. 

- Raija to Raija - odparł Reijo. - Zresztą ona uczyniłaby dla mnie to samo. Ludziom 

bliskim swemu sercu odda wszystko, zapominając o sobie. Ona nie robi niczego połowicznie i 

jest bezgranicznie uczciwa. To mój najlepszy przyjaciel. 

- Przyjaciel? - Jewgienij uniósł w zdumieniu brwi. - A co z miłością? 

- Myślałem kiedyś, że kocham Raiję. To prawda, darzę ją ogromnym uczuciem, ale to 

nie jest miłość. 

Przez  wiele  lat  wmawiałem  sobie,  że  to  ta  jedyna.  Ponieważ  wszyscy  wokół  ją 

ubóstwiali, ja nie chciałem być gorszy. Trwało to tak długo, póki nie zrozumiałem, że miłość i 

przyjaźń to dwie różne sprawy. 

Jewgienij  potrząsnął  głową,  patrząc  z  niedowierzaniem  na  siedzącego  przed  nim 

mężczyznę, który był mężem Raiji, a utrzymywał, że jest jej przyjacielem. 

- To prawda, że z nikim nie rozmawiałem tak szczerze jak z nią - przyznał w końcu. - 

Wtedy też nazywałem to przyjaźnią, ale teraz sam nie wiem, jak nazwać moje uczucie do niej. 

-  Czy  przez  nią  zabiłeś  Aleksieja?  -  zapytał  Reijo  wprost.  Przypomniał  sobie,  jakie 

opowieści  krążyły  w  osadach  nad  morzem.  Razem  z  Mikkalem  opłynęli  całe  wybrzeże, 

background image

zawijając do każdego fiordu i każdej zatoczki w poszukiwaniu Raiji. Usłyszeli od ludzi, co się 

wydarzyło. 

- To był nieszczęśliwy wypadek. - Jewgienij powiedział to z trudem. Nie miał pojęcia, 

skąd ten człowiek wie o tym. On sam nie rozmawiał na ten temat z nikim poza Raiją. 

Kiedy powrócił do Archangielska, jego milczenie sprawiło, że napiętnowano go jako 

mordercę, bratobójcę. 

- To był wypadek, Aleksiej sam go spowodował. Ale ja ciągle obwiniam siebie o to, 

co  się  stało...  Niekiedy  wydaje  mi  się,  że  naprawdę  mógłbym  go  zabić.  Ciężko  nieść  takie 

brzemię. 

- Przepraszam, nie powinienem był pytać. Zachowałem się jak gbur. Ale odwykłem od 

ludzi. 

- Doskwiera ci samotność? Reijo przytaknął. 

-  No  to  jest  nas  dwóch  -  uśmiechnął  się  blado  Jewgienij.  Coraz  bardziej  lubił  tego 

Fina, jedyną więź łączącą go z Raiją. - Sądziłem, że ona tu jest. Ciągle mam nadzieję, że ją 

spotkam. Nie odzyskam spokoju, póki z nią nie porozmawiam... - Zamilkł, a po chwili podjął 

na nowo: 

- Mam kłopoty. Może mogłaby mi pomóc, nie wiem. 

- Jeśli mogę być ci pomocny... Rosjanin pokręcił głową stanowczo. 

-  Dziękuję,  ale  nie.  Nie  podzielę  się  tym  z  nikim  prócz  niej.  Nie  mogę  o  tym 

rozmawiać. 

Reijo zaakceptował to. 

- Wypijesz ze mną szklaneczkę? - zapytał Jewgienij. 

- Jestem samotny, dawno z nikim nie rozmawiałem. 

-  Tak  samo  jak  i  ja  -  uśmiechnął  się  Reijo  i  z  namaszczeniem  wziął  do  ręki  ciężki 

kielich, który podał mu szyper. Domyślił się, że trzeba go chwycić za cienką nóżkę. Własne 

palce wydały mu się niezgrabne, ale opanował się. Nabożnie spoglądał na maleńkie kwiatki 

szlifowane w szkle. Nie mieściło mu się w głowie, jak można coś takiego zrobić. 

Jewgienij nalał rumu. 

- Wasz bimber jest lepszy od naszego - uśmiechnął się. - Wymieniamy go na rum. 

Przepił do Reijo i wychylił kieliszek. Reijo uczynił to samo. Otoczenie, piękny kielich, 

rum, wszystko to sprawiło, że poczuł się, jakby się znalazł w innym świecie. A tymczasem 

dzieliło go ledwie kilka uderzeń wioseł od chaty na przylądku. 

Obudziła się w nim dawna tęsknota za dalekimi stronami, za przygodą, niezwykłymi 

przeżyciami i sprawami, o których nawet nie miał pojęcia. 

background image

Gotów był umrzeć, by stać się częścią tego świata. 

Wypił  do  dna.  Spojrzał  na  kajutę  przez  szlifowane  w  delikatnym  krysztale  kwiatki. 

Tego świata dane było jemu - Kwenowi - ledwie zasmakować, tak jak tego złocistego płynu 

w kieliszku. 

Tak  naprawdę  jego  miejsce  było  w  zbudowanej  z  bali  chacie.  Musiał  chwytać  za 

wiosła, żeby zarobić na swój powszedni chleb. 

Taka była jego codzienność. Zabrakło w niej miejsca dla marzeń. 

- Mówiłeś o Mai, prawda? To ona o mnie pyta? Reijo potwierdził. 

Rosjanin uśmiechnął się, a jego ponura twarz złagodniała. 

-  To  dziwne  dziecko  -  powiedział.  -  Byłem  pewien,  że  mnie  znienawidzi,  a  ona 

tymczasem uznała mnie za dobrego wujaszka. Natomiast nigdy nie zaakceptowała Aleksieja. 

Nie wiedziałem nic o dzieciach. Dzięki niej zrozumiałem, że je lubię. - Na chwilę zapadła ci-

sza,  a  potem  Jewgienij  mówił  dalej:  -  Marzę  o  tym,  żeby  mieć  własne  dzieci,  syna,  córkę. 

Kiedy sobie je wyobrażam, mają twarze jej dzieci. Przeraża mnie to. 

Reijo nie wiedział, co odpowiedzieć. Bo ten mężczyzna odkrył przed nim najskrytsze 

zakamarki swej duszy. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się odsłonił. 

- Maja na pewno się ucieszy, jeśli nas odwiedzisz. Zapewne chętnie też  obejrzałaby 

szkutę. 

Jewgienij ocknął się z zamyślenia. 

- To nie jest ta sama szkuta -  rzekł. - Poprzednia nie należała do mnie,  ta jest moją 

własnością.  Ale  wyglądają  oczywiście  podobnie.  Urządziłem  tu  wszystko  tak,  żeby  mi 

przypominało tamtą. 

Ż

ył wspomnieniami. 

Reijo zastanawiał się, czy ten mężczyzna naprawdę kochał Raiję, czy też wspomnienia 

obudziły w nim to chore marzenie o miłości. 

Nie mógł jednak o to zapytać. 

- Odwiedzę Maję. - Twarz Jewgienija rozjaśnił uśmiech. Teraz widać było, jak bardzo 

jest podobny do Aleksieja. - Odwiedzę dzieciaki i przyniosę im tyle cukierków, że starczy im 

do końca życia. - Roześmiał się na tę myśl. A uchwyciwszy wzrok Reijo, dodał: - Dziękuję, 

ż

e przyszedłeś. Rozmowa z tobą dobrze mi zrobiła. Zyskałem pewność, dzięki tobie mam się 

na co cieszyć. 

Jewgienij  odprowadził  gościa  na  pokład.  Zanim  Reijo  zszedł  po  drabince  do  swej 

łódki, wskazał Rosjaninowi swoją chatę. 

Nad samym brzegiem nadal przeważały ziemianki. 

background image

- Przyjdę - zapewnił Jewgienij. 

Kiedy Reijo wiosłował w stronę lądu, było mu lżej na sercu. 

Zrobił to dla Mai, ale równie wiele zyskał sam na tym spotkaniu. 

Jewgienij  odwiedził  ich,  jak  obiecał.  Nie  robił  wokół  siebie  szumu.  Mimo  że  był 

właścicielem szkuty i szyprem, sam przypłynął łódką do brzegu. 

Reijo nie wspomniał dzieciom o tym, że był na statku. Póki co nie chciał rozbudzać w 

nich nadziei. Co by to było, gdyby Jewgienij nie dotrzymał obietnicy? 

Ale  kiedy  zobaczył,  że  z  żaglowca  została  opuszczona  na  wodę  szalupa,  do  której 

wchodzi tylko jeden człowiek, zwołał dzieci. 

- Pamiętasz, Maju, jak rozmawialiśmy o rosyjskiej szkucie, która wczoraj wpłynęła od 

fiordu? 

Pokiwała głową. 

- Wieczorem, kiedy już spaliście, powiosłowałem tam... 

- Byłeś na pokładzie? - Knut przybliżył się. - Czemu nie wziąłeś nas ze sobą? 

-  Było  już  późno,  poza  tym  nie  wiedziałem,  czy  to  ten  sam  statek.  -  Reijo  nabrał 

oddechu.  Kątem  oka  dostrzegł,  że  Jewgienij  wciąga  łódź  na  brzeg.  -  Okazało  się,  że  nie  tą 

szkutą płynęliście... 

Rozczarowanie niczym woal zamgliło ich oczy. 

- Ale za to jest ten sam kapitan - dokończył Reijo. Minęło kilka chwil, zanim to do 

nich dotarło. Ida nic nie rozumiała. 

- Kapitan właśnie przyszedł się z wami przywitać. 

Przepychali się do drzwi, bo każdy chciał je otworzyć pierwszy, i omal nie przewrócili 

Jewgienija, który właśnie wchodził do izby. 

Ukucnął, roześmiany, i pozwolił się wyściskać całej trójce. Elise, trochę zawstydzona, 

pocałowała go szybko, po czym zarumieniona spuściła wzrok. 

Reijo  przypomniał  sobie  matkę  dziewczynki,  Eve,  do  której  Elise  coraz  bardziej  się 

upodabniała. Na pewno wyrośnie na piękną dziewczynę. Czuł, że w przyszłości może się to 

stać przyczyną konfliktów między Mają a jej przybraną siostrą. 

Reijo wziął na ręce swoją córkę i podszedł do Rosjanina, który, przemawiając wesoło, 

rozdawał dzieciom torby ze słodyczami, wielkie jak pół worka z mąką.  Takie przynajmniej 

wydawały się maluchom. 

- Tylko nie zjedzcie wszystkiego na raz - upominał Reijo, choć wiedział, że i tak go 

nie posłuchają. 

background image

Domyślał się, że trudno je będzie dziś namówić na kolację i że nie uniknie kłopotów z 

bolącymi  brzuchami  późnym  wieczorem.  Otoczyły  kołem  Jewgienija,  póki  nie  rozdał  im 

toreb  z  cukierkami,  a  potem  wycofały  się  i  ukryły  za  domem.  Usiadły  grzecznie  i  zaspo-

koiwszy  apetyt na słodycze, weszły po  cichutku do chaty i szybko prześliznęły się do swej 

izby, w której zapadła podejrzana cisza. 

Jewgienij chłonął widok roztaczający się z okien. Plaża, rzeka wpływająca do fiordu, 

skały schodzące do wody. 

- Tutaj mieszkaliście? - zapytał. 

-  To  dom  mojego  ojca  -  wyjaśnił  Reijo.  -  Raija  mieszkała  kawałek  dalej  stąd,  nad 

rzeką. Chata stała wśród drzew bardziej w głębi lądu. Raija nie lubiła wysokich wzniesień i 

ź

le znosiła rozkołysane morze. 

Jewgienij uśmiechnął się: 

- Zdaje się, że na „Sankt Nikołaju” jej to przeszło. Ale rzeczywiście, nie przepadała za 

morzem. 

Reijo bez trudu przyszło uwierzyć w jego słowa. 

-  Stała  mi  się  jeszcze  bliższa,  kiedy  zobaczyłem  to  miejsce  -  rzekł  Jewgienij 

wyważonym tonem. - Może to zabrzmi trochę niedorzecznie, ale zawsze zdawała mi się taka 

odległa,  rozmywała  mi  się  w  pamięci.  I  dlatego  nie  miałem  czym  karmić  swojej  tęsknoty. 

Myślałem wówczas o wszystkich tych miejscach, o których mi opowiadała, i próbowałem je 

sobie  wyobrazić.  Próbowałem  wyobrazić  sobie  jej  życie.  Było  to  prawie  niemożliwe,  ale 

podtrzymywało mnie na duchu, kiedy potrzebowałem otuchy. 

Reijo zapragnął ofiarować temu mężczyźnie coś, co nadałoby sens jego życiu. Ale nie 

mógł. 

Nie wiedział nawet, czy Raija by potrafiła, choć Jewgienij święcie w to wierzył. 

Będzie wierzył dopóty, dopóki Raija nie zniszczy jego marzeń albo ich nie umocni. 

Jeśli Jewgienij nigdy nie odnajdzie Raiji, do końca życia tkwić będzie w próżni. 

Reijo  bliski  był  zadania  Jewgienijowi  tego  samego  pytania,  które  usłyszał  od  niego 

poprzedniego wieczoru: Co takiego jest w Raiji, na czym polega ten jej tajemniczy urok? 

Ale  chyba  nikt  nie  potrafiłby  tego  wyjaśnić.  Zdawał  sobie  z  tego  sprawę,  choć  do 

końca nie był pewien. 

Raija była po prostu sobą. 

- Zostaniesz tu długo? - zapytał, żeby zmienić temat. 

-  Nie  mamy  nic  na  sprzedaż  -  uśmiechnął  się  Jewgienij.  -  Moi  ludzie  nie  pojmują, 

dlaczego nie wracamy. Są niespokojni, chcą płynąć z powrotem do żon i kochanek. 

background image

- Możecie narazić się na kłopoty, jeżeli kupcy pomyślą, że przypłynęliście na jarmark 

z towarami... 

Jewgienij pokiwał głową zamyślony. 

-  Nie  pomyślałem  o  tym.  Tak,  rzeczywiście,  odpłyniemy,  ale  najpierw  muszę  się 

napatrzeć na to miejsce... 

Cokolwiek by Reijo powiedział, nie uśmierzyłoby to i tak cierpienia tego mężczyzny. 

- Pokażę dzieciakom „Sankt Nikołaja”. Może im się spodoba. 

Reijo przytaknął. 

Wizyta Rosjanina stanowiła urozmaicenie szarej codzienności. Dla nich wszystkich. 

background image

11 

Dotarli do miejsca, gdzie dolina się rozszerzała, i ich oczom ukazał się widok na fiord. 

Na Raiji krajobraz ów wywarł tak silne wrażenie, że odwróciła się gwałtownie i odeszła na 

bok. 

-  Pięknie  tu  -  odezwał  się  Matti.  -  Chociaż  wyobrażałem  sobie  bardziej  otwartą 

przestrzeń. - I rozwarł szeroko ramiona, jakby chciał pokazać, o co mu chodzi. 

- Raija zawsze narzekała, że te piętrzące się nad wodą szczyty trzymają ją w żelaznym 

uścisku - uśmiechnął się Mikkal. 

- Ale las niczym się nie różni od tego w naszych stronach. 

Matti zmrużył oczy i zapatrzył się w zielone pasmo ciągnące się wzdłuż doliny aż po 

sam fiord. 

-  To  sosny  -  wyjaśnił  Mikkal.  -  Niemal  takie  same  jak  w  Finlandii.  Chyba  dlatego 

fińscy  przesiedleńcy  czują  się  tu  jak  w  domu,  mimo  że  szczyty  zasłaniają  widok  i  nie 

przepuszczają słonecznych promieni. 

Aleksanteri także po raz pierwszy znalazł się w tych stronach. Nigdy nie ciągnęło go 

nad fiord Lyngen, bo i cóż miał do roboty w tych stronach. Zresztą nie przepadał za górami. 

- Wątpię, czy zasnę tu spokojnie - oznajmił. - Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jakieś 

górskie trolle przez cały czas nie spuszczają nas z oczu... 

Raija, zatoczywszy koło, wracała powoli. Podeszła do Mikkala i wsunęła rękę w jego 

dłoń. Już dawno nie czuła się taka bezradna. 

Przytłoczyły  ją  wspomnienia  z  przeszłości,  te  dobre  i  te  bolesne.  Ożyły  w  niej  na 

nowo z niezwykłą siłą. Nie musiała nawet przymykać oczu, żeby zobaczyć obrazy z czasów, 

kiedy mieszkała w wiosce położonej u stóp gór. 

-  Raiju,  przecież  przeżyłaś  tu  także  dobre  chwile  -  pocieszał  łagodnie  Mikkal, 

głaszcząc ukochaną po włosach i przytulając, jakby chciał ją osłonić. - Bywałaś tu szczęśliwa. 

- Ale nie to najbardziej zapada w pamięć - odpowiedziała. 

Wszystko w niej protestowało przeciwko temu, by jechać w dół do osady. Bała się nie 

tylko  tego,  że  spotka  kogoś  znajomego,  ale  i  tego,  że  zostanie  rozpoznana  i  pojmana  przez 

ż

ołnierzy. 

Poza tym lękała się spotkania z dziećmi, za którymi tak tęskniła, choć jeszcze większą 

trwogą napełniała ją myśl, że może ich tu nie zastać. 

background image

-  One  mnie  nie  poznają,  Mikkalu  -  szeptała,  a  z  jej  twarzy  wyzierał  strach.  -  Nie 

pamiętają mnie! 

- Ale Reijo przecież cię nie zapomniał - odparł trzeźwo Mikkal. - A ja przez cały czas 

będę  przy  tobie.  Nie  zostawię  cię!  Nigdy  cię  nie  opuszczę,  Mały  Kruku.  Nic  nie  może  nas 

rozdzielić. Nie zrezygnuję z ciebie. 

Słowa ukochanego trochę uspokoiły Raiję, ale strach nadal tkwił w jej sercu jak cierń. 

- Myślałem, że Skibotn jest większe - przerwał im Matti, spoglądając w stronę fiordu 

spod przyłożonej do czoła dłoni, a w jego głosie zabrzmiał cień zawodu. 

-  To,  co  widzisz,  to  tylko  fragment  osady,  większość  domostw  ciągnie  się  wzdłuż 

fiordu. 

- A gdzie ty mieszkałaś, Raiju? 

Dziewczyna pociągnęła brata nieco wyżej i wskazując ręką, zapytała: 

- Widzisz rzekę? Pokiwał głową. 

-  Mieszkałam  tam,  gdzie  rzeka  tworzy  zakole,  niemal  przy  samym  ujściu  do  fiordu. 

Zaraz  obok  wznosi  się  strome  zbocze,  a  z  drugiej  strony  rośnie  las.  Teraz  śnieg  zakrył 

wszystko i nie widać dokładnie... 

Matti uważnie śledził miejsce, które wskazywała drżącą dłonią. 

- Widzę jakiś cień... 

-  Tak,  tam  na  lewo.  To  jest  chata,  którą  Kalle  zbudował  razem  z  Reijo.  Nie 

przypuszczali nawet, że jeden i drugi będzie w niej gospodarzem. Mieszkają tam teraz pewnie 

jacyś obcy ludzie, zresztą ja także czułam się w niej obco. Wcale mnie tam nie ciągnie. 

-  A  Reijo?  Nie  wprowadził  się  tam?  -  pytał  z  zapałem  Matti.  Chciał  wiedzieć 

wszystko, co miało jakikolwiek związek z siostrą. 

- Reijo z pewnością by tam nie wrócił. - Raija spoglądała w dal i wskazując palcem 

punkt  nad  samym  fiordem,  dodała:  -  Reijo  mieszkał  z  ojcem  na  samym  brzegu.  Widzisz 

wrzynający  się  w  morze  przylądek?  Antti  Kesaniemi  wybudował  tam  pierwszą  w  osadzie 

chatę z bali. Wielu nie podobało się, że Kwen ma lepszy dom niż miejscowi. 

- Chata z bali to przecież żaden zbytek - zdziwił się Matti. 

- Dla tych, co mieszkają w ziemiankach, i owszem - wtrącił się Mikkal. 

-  To  co,  jedziemy  od  razu?  -  dowiadywał  się  Matti,  a  w  jego  głosie  wyczuwało  się 

zniecierpliwienie. Nie pojmował, dlaczego Raija zwleka. Zauważył jednak, że im bliżej byli 

celu, tym bardziej stawała się niespokojna. Po co przeciągać coś, na co czekało się aż dwa la-

ta? zastanawiał się. 

background image

- A jeśli wieści o procesie o czary dotarły i tu... - odezwała się Raija. - Jeśli i tu mnie 

szukają? 

-  Wątpię  -  orzekł  Mikkal.  -  Vardo  leży  daleko  stąd.  Tak  daleko  nie  dotrze  żadna 

plotka. 

Raija  bała  się  uwierzyć  jego  słowom.  Oddychała  z  trudem,  a  w  głowie  kołatała  jej 

tylko jedna myśl: Tak blisko już... tak blisko... 

Strach,  wielki  i  drżący,  umiejscowił  się  w  okolicach  brzucha.  Raija  czuła  zawroty 

głowy i mdłości. 

Tak bardzo się lękała rozczarowania! 

Bardzo możliwe, że w osadzie nie ma ani Reijo, ani dzieci. 

Jednocześnie  jednak  trudno  jej  było  sobie  wyobrazić,  by  Reijo  powrócił  do  wioski, 

gdzie prowadzili sklep. W ich domu nad morzem zamieszkał przecież Nils. 

Reijo  nie  czuł  się  związany  z  tamtym  miejscem.  Jego  prawdziwy  dom,  z  którym 

łączyło go wiele wspomnień, stal w Skibotn. 

Poza tym wiedział, że tutaj Raija będzie go szukać. 

Ale może się myli... 

Zapragnęła odwlec ten moment, choć odrobinę, tak by jeszcze przez jakiś czas mogła 

ż

yć nadzieją. 

Tak łatwo zniszczyć marzenia, cienkie i kruche jak szkło. Pewność może okazać się 

trudna do zniesienia. 

- Mikkalu, nie wiem, czy się odważę... 

Przytulił  ją  mocno  do  piersi  i  otoczywszy  silnymi  ramionami,  pochylił  się  nad  nią, 

jakby chciał zasłonić przed całym światem, chłodem i nieprzyjemnym wiatrem. Jakby poza 

nimi dwojgiem nic nie istniało. Wargami dotknął leciutko czoła Raiji, powiódł po łukach brwi 

i skroniach. Poprawił niesforny lok, który opadł jej na oko. 

Uspokoiła się i powoli odzyskiwała poczucie bezpieczeństwa. Ukochany  upewnił ją, 

ż

e nigdy nie będzie zdana wyłącznie na siebie. 

-  Jesteś  silna,  maleńka.  Odważysz  się,  jeśli  tylko  to  sobie  postanowisz.  Moja  Raija 

poradzi  sobie  ze  wszystkim.  Nie  ugniesz  karku,  Mały  Kruku,  nawet  jeśli  inni,  z  pozoru 

silniejsi, ulegną. 

- Pójdziesz ze mną? 

Objął ją, jakby chciał uczynić tak silną i pewną siebie, jak o niej mówił. 

- Pójdę z tobą, ale tylko ty możesz uczynić to, co należy. 

background image

-  Bardzo  cię  będę  potrzebowała,  Mikkalu  -  rzekła  słabym  głosem.  -  Kiedy  mnie 

trzymasz za rękę, czuję się spokojniejsza. 

- Nie jesteś, Raiju, sama. Póki oddycham, zawsze będę przy tobie. Przecież nigdy tak 

naprawdę się nie rozstaliśmy, prawda? Nawet gdy dzieliła nas odległość, żadne z nas nie było 

samo. Póki myśli unoszą się w przestrzeni jak ptaki, nic nie może nas rozłączyć! 

Raija wiedziała, że Mikkal ma rację. Gdyby on potrzebował wsparcia, nie zabrakłoby 

jej odwagi. Byłaby dla niego niczym skała. Ale teraz chodziło o nią samą. 

Ze zdenerwowania ugięły się pod nią nogi i ścisnęło ją w żołądku. 

- Tyle rozmyślałam o tym wszystkim - wyszeptała. - Nocą nie mogłam zmrużyć oka, a 

dziś przez cały dzień nawet nie patrzyłam na drogę. W głowie mam jeden wielki chaos. Tak 

bardzo się boję, Mikkalu. Tak okropnie się lękam, że one mnie nie poznają. Boję się swojej 

reakcji i swoich uczuć. Śmiertelnie lękam się, że... 

- ...że zostaniesz odrzucona? Jak dobrze ją rozumiał! Przytaknęła w milczeniu. 

Prześladował ją okropny koszmar: że dzieci poznają w niej matkę, ale nie zechcą mieć 

z nią nic wspólnego. Że potraktują ją jak daleką krewną. 

- W tej chwili wszystko wydaje ci się straszne, ale kiedy zrobisz pierwszy krok, reszta 

jakoś się ułoży. 

Raija zagryzła wargi do bólu. 

-  Wiem  -  przyznała  w  końcu.  -  Rozum  mi  to  mówi,  ale  serce  ściska  mi  żelazna 

obręcz.... 

Oparła  policzek  o  uszyty  ze  skóry  renifera  kaftan  Mikkala.  Ciepło  miękkiego  futra 

dobrze jej zrobiło. Zapragnęła nagle stać się na powrót beztroskim dzieckiem nad łagodnymi 

brzegami rzeki Torne. 

-  Coraz  lepiej  rozumiem  mojego  ojca  -  wyznała  cicho,  a  po  jej  policzkach  popłynął 

strumień  łez,  zrodzonych  z  lęku  i  cierpienia.  -  Przez  tyle  lat  go  nienawidziłam.  Tyle  czasu 

zmarnowałam w dzieciństwie, pielęgnując w sobie nienawiść do niego za to, że mnie odesłał 

z  domu.  Nie  dochodziło  do  mojej  świadomości,  że  ojciec  uczynił  to  dla  mojego  dobra. 

Kierowała  nim  wyłącznie  troska  o  mnie,  sam  przeżył  piekło,  mama  chyba  też.  O  tym,  że 

cierpiałam,  nie  mógł  przecież  wiedzieć.  On  się  poświęcił,  złożył  ofiarę  w  imię  miłości  do 

mnie... 

- Nie możesz porównywać... 

- Ale porównuję. Zamilkła na chwilę. 

- Tak, porównuję, Mikkalu. Bo moje dzieci także nie rozumieją, dlaczego opuściłam je 

na tak długo. Bo i jak mają zrozumieć? Wiedzą tylko jedno, że matki nie ma przy nich. Na 

background image

pewno zastanawiają się, dlaczego, i same szukają wyjaśnienia. Jestem pewna, że w głębi serca 

czują  złość.  To  naturalne  w  takiej  sytuacji.  Nie  chciałabym  ujrzeć  nienawiści  w  oczach 

któregokolwiek  z  moich  dzieci.  Tak  bardzo  je  kocham,  Mikkalu.  Nie  potrafię  żyć  ze 

ś

wiadomością, że choć jedno z nich mnie nienawidzi. 

- Mały Kruku, jeśli trzeba, człowiek potrafi wiele znieść. 

- To samo powiedział mi tata dawno, dawno temu. Dodał też, że kiedyś to zrozumiem. 

-  One  także  zrozumieją,  kiedy  dorosną.  Może  los  ich  oszczędzi  i  nie  będą  musiały 

uczynić  tego,  do  czego  był  zmuszony  twój  ojciec  i  ty,  ale  na  pewno  niejednokrotnie  staną 

przed trudnym wyborem. Czasem człowiek musi postąpić wbrew sobie, nawet jeśli serce mu 

pęka. 

- Nigdy nie rozumiałam ojca lepiej niż teraz. Mikkal nie wypuszczał Raiji z ramion. 

Stali ciasno przytuleni, a on czule scałowywał łzy z jej policzków. 

- Kiedyś staniemy się, Raiju, prawdziwą rodziną. Obiecuję ci, znajdziemy prawdziwe 

szczęście... - Zmusił usta do uśmiechu. - Nie pamiętasz, że Elle ci to wywróżyła? 

Raija  pamiętała  słowa  starej  ciotki  Mikkala,  ale  nie  była  już  pewna,  czy  powinna 

dawać im wiarę. 

- Jesteś gotowa pojechać tam teraz? 

Mikkal  odsunął  ukochaną  na  odległość  ramion  i  popatrzył  na  nią  badawczo. 

Zauważył, jak pociemniały jej oczy, i domyślił się, że nadal trudno jej uczynić ten pierwszy 

krok. 

- Chyba nigdy nie będę gotowa - rzekła, ciężko przełykając ślinę. Za każdym razem, 

gdy rzucała spojrzenie na leżącą nad fiordem osadę, sztywniała. 

Matti  i  Aleksanteri  próbowali  ją  zrozumieć,  Ailo  jednak  nie  pojmował,  dlaczego 

zatrzymali  się  na  tak  długo  w  miejscu,  które  nie  nadaje  się  na  obozowisko.  Przecież  nie 

rozbiją się na wysokim wzgórzu, gdzie hula wiatr. 

-  Muszę  to  zrobić  -  powiedziała  wreszcie  Raija  i  uścisnęła  dłoń  Mikkala,  po  czym 

niezbyt szybkim krokiem podążyła w stronę pułków. 

Czuła  w  środku,  jak  cała  dygocze.  Ręce  jej  się  trzęsły.  Zdołała  jednak  wziąć  się  w 

garść. 

Ż

eby tylko dzieci nie odwróciły się od niej! Żeby jej nie odtrąciły! 

Więc  jednak  pisane  jej  było  wrócić  w  te  strony!  Kiedy  stąd  wyjeżdżała,  nie 

spodziewała  się,  że  to  kiedykolwiek  nastąpi.  Nawet  nie  zadała  sobie  wtedy  trudu,  by  się 

obejrzeć za siebie, przekonana, że Żegna się z tym miejscem na zawsze. 

background image

Mikkal  zatrzymał  się  niemal  nad  samym  fiordem,  blisko  rzeki  na  płaskiej  równinie 

pokrytej teraz warstwą śniegu. 

W tej okolicy zimy bywały łagodniejsze, z mniejszą ilością opadów. To chyba jedyna 

zaleta Skibotn, pomyślała Raija. 

Nie doceniała tego, kiedy tu zamykał się cały jej świat. 

Dom,  w  którym  wówczas  mieszkała,  znajdował  się  trochę  dalej,  na  drugim  brzegu 

rzeki, ale Raija celowo odwracała wzrok, nie miała ochoty go widzieć. 

- Nigdy nie przepadałem za mieszkańcami wsi i zawsze wolałem trzymać się od nich z 

daleka - uśmiechnął się krzywo Mikkal. - Tutaj jest ładnie! Blisko stąd do fiordu, nie na tyle 

jednak, by nas ktoś tu nękał. Nie chodzi o dzisiejszy dzień, ale o kolejne, kiedy na jarmark 

zjadą różni ludzie. 

Raija ochoczo przystała na tę propozycję, upatrując w tym szansę, żeby jeszcze trochę 

odwlec moment spotkania z Reijo i dziećmi. 

Zdawało  jej  się,  że  stanowczo  zbyt  szybko  uporali  się  z  ustawieniem  jurty, 

zgromadzeniem opału i przygotowaniem posiłku. 

Aleksanteri był już bardzo wyczerpany. Kiedy usiłował się uśmiechać, na jego twarzy 

malował się grymas. Matti jednak nie mógł sobie znaleźć miejsca. Dotarł do Ruiji! Ciągnęło 

go, by zobaczyć to wszystko, o czym tyle słyszał. Był żądny nowych wrażeń. Nie miał ochoty 

siedzieć w namiocie, kiedy w pobliżu szykowano się do jarmarku. 

Ruszyli  więc  na  dwoje  sań:  dwaj  mężczyźni  i  drobna  kobieta,  która  im  była  bliżej 

celu, tym mniej miała odwagi. 

- Chyba najpierw pojadę z wami na plac targowy - zagadnęła Mikkal a. - Ktoś musi 

być z Mattim, a ja wolałabym nie iść sama do chaty na przylądku. 

Mikkal przejrzał bez trudu, że to tylko wybieg z jej strony. Sparaliżowana strachem, 

próbowała odwlec moment spotkania z dziećmi. Darował sobie jednak pouczenia, że w ten 

sposób, tylko pogarsza sprawę. 

-  Nie  zostaniemy  tu  długo  -  uprzedził  ją,  przywiązując  zwierzęta  w  pobliżu  bud 

targowych. 

Pokiwała  głową,  ale  Mikkal  wcale  nie  był  przekonany,  czy  naprawdę  się  z  nim 

zgadza. 

Na jarmark przybyło już wiele ludzi. Pierwszego dnia wszyscy krążyli od straganu do 

straganu i oglądali towary. Ale nie było jeszcze tak tłoczno, jak zwykle w porze targów. 

Na  pewno  do  wieczora  i  nazajutrz  zjadą  się  tłumy  sprzedających  i  kupujących. 

Spotkają się znajomi. Zapanuje gwar. Obce zapachy zmieszają się z tymi dobrze znanymi. 

background image

Z jarmarkami wiązały się chyba jej najmilsze wspomnienia ze Skibotn. 

- O rany! - wymamrotał Matti i całkiem odjęło mu mowę. Rozglądał się zaciekawiony 

na prawo i lewo. - Tu chyba zgromadzono wszystkie cuda świata! - wołał do Raiji i Mikkala. 

Raija uśmiechnęła się z lekkim smutkiem. 

- Kiedyś też tak sądziłam - powiedziała cicho, gdy Matti znów odłączył się od nich, 

ż

eby popatrzeć z bliska na te wszystkie niezwykłości. 

Nareszcie  coś  interesującego  po  tej  długiej  wyprawie  po  bezkresnym  ośnieżonym 

płaskowyżu, na którym nie było o co zahaczyć spojrzeniem, pomyślał. 

- Popatrz, w fiordzie zacumowała szkuta - pokazał ręką Mikkal. 

Raija zastygła na moment, ale zaraz się rozluźniła. 

- Rosjanie - rzekła niemal zupełnie normalnym głosem, w którym można było wyczuć 

jedynie  leciutkie  drżenie.  -  Tylko  oni  pływają  na  takich  nieforemnych  statkach,  które 

przypominają cielne krowy, czyż nie? 

Mikkal roześmiał się wraz z nią i czule ją objął. 

-  Och,  moja  ty  Raiju,  ty  masz  wyobraźnię!  Nigdy  bym  nie  skojarzył  statku  z  cielną 

krową, ale gdy mi to powiedziałaś, widzę wyraźne podobieństwo. 

- Tobie także nie brakuje fantazji, w końcu kto pierwszy nazwał mnie Krukiem? 

-  Nie  jakimś  zwykłym  krukiem,  tylko  moim  Małym  Krukiem  -  poprawił  ją.  - 

Szczególnym,  jedynym  w  swoim  rodzaju.  Dla  mnie  na  zawsze  pozostaniesz  kimś 

wyjątkowym.  Nigdy też nie zapomnę tamtej chwili, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, 

ten obraz na zawsze zostanie w moim sercu. Pamiętam, byłaś załamana, ale zacisnęłaś zęby, a 

wiatr rozwiewał na wszystkie strony twoje niesforne włosy. Tak, byłaś Małym Krukiem. 

-  Chyba  w  niczyich  ustach  to  określenie  nie  brzmiałoby  równie  pięknie,  niemal  jak 

miłosne wyznanie. 

- Bo to jest miłosne wyznanie - odparł i pocałował ją w policzek. - Kocham cię, Mały 

Kruku. Nigdy tego nie zapominaj! Cokolwiek by się stało, musisz o tym pamiętać. 

-  Nie  wymyśliłam  dla  ciebie  żadnego  specjalnego  imienia,  ale  kocham  cię  równie 

mocno. 

Chciała  jeszcze  coś  dodać,  ale  słowa  uwięzły  jej  w  gardle.  Ścisnąwszy  Mikkala  za 

ramię, wyszeptała tylko: 

- O Boże, Mikkalu, trzymaj mnie mocno! Spójrz, to Reijo, prawda? 

Z  początku  miał  tylko  niejasne  przeczucie,  że  ktoś  mu  się  przygląda.  Czuł  na  sobie 

czyjś palący wzrok. Dawno już nikt tak na niego nie patrzył. Tak, to musiała być kobieta. 

background image

Skoro  kobiety  nadal  uważają,  że  wart  jest  ich  spojrzenia,  to  chyba  powinno  go  to 

cieszyć! 

Odwrócił  się  i  uchwycił  jakiś  przelotny  błysk,  ponieważ  nie  miał  odwagi  podnieść 

oczu na dłużej niż ułamek sekundy. 

Stanął  gwałtownie,  jakby  zatrzymany  przez  wichurę  i  rozszalałe  morze.  Jakby 

wszystkie  żywioły  sprzysięgły  się  przeciwko  niemu.  Jakby  nie  mógł  się  wyrwać  z  sennego 

koszmaru... 

Zobaczył  dwoje  czarnowłosych  ludzi  w  lapońskich  strojach.  Stali  przytuleni,  tacy 

sobie bliscy i patrzyli wprost na niego. 

Ona wyglądała jak mała puchata kulka, cala odziana w futra. Nawet na nogach miała 

skórzane  spodnie  i  nakolanniki,  które  jej  sięgały  do  połowy  ud.  Spod  czapki  wystawały 

czarne, długie do ramion włosy. 

Reijo widywał ją już w najprzeróżniejszych strojach, ale ten pasował do niej najlepiej. 

Była  w  nim  sobą,  wolna  i  nieujarzmiona.  Jedwabne  suknie  z  koronkami  i  bufiaste  rękawy 

nigdy nie odzwierciedlały prawdziwej natury Raiji. 

Nie  kochał  jej  tak,  jak  mąż  powinien  kochać  swoją  żonę.  Ale  darzył  ją  uczuciem, 

którego nie potrafił określić, a którego nikt, poza Raiją, nie był w stanie pojąć. 

Dawno temu sama powiedziała, że istnieje wiele rodzajów miłości. 

Mikkal wypuścił Raiję z objęć i lekko popchnął w plecy: 

- Idź! To Reijo, nic się nie zmienił. 

Raija  z  ociąganiem  zrobiła  krok  naprzód.  Niepewnie.  Zatrzymała  się,  ale  gdy 

dostrzegła jego twarz, poznała, że on ją kocha równie mocno jak ona jego. Że nie żywi do niej 

nienawiści. 

Rzuciła się ku niemu, a on ruszył ku niej. Spotkali się na skraju targowiska, zasłonięci 

kilkoma budami przed spojrzeniami ciekawskich. Choć wokół kłębił się tłum, oni stali niemal 

zupełnie sami. 

Reijo otworzył ramiona i z drżeniem przycisnął ją mocno do piersi. Przez długą chwilę 

nie zwalniał uścisku, ciągle nie dowierzając, że to ona, prawdziwa Raija. Odchylił się w tył i 

popatrzył jej w twarz. 

Płakali oboje. 

Każde  z  nich  wtuliło  twarz  w  ramię  drugiego  i  przez  długą  chwilę  tak  trwali 

nieporuszeni. 

Przywitanie może być równie rozdzierające jak pożegnanie. 

background image

-  Wróciłaś  -  odezwał  się  wreszcie  drżącym  głosem.  Zdjął  rękawicę  i  otarł  łzy  z  jej 

twarzy. - Czy nic ci nie grozi? - wpadła mu do głowy nagła myśl. 

Rozejrzał się dookoła, ale nie zauważył niczego podejrzanego. 

Mikkal, który podszedł wolno, usłyszał pytanie Reijo. 

-  Nie  wiemy  -  odpowiedział.  -  Ale  nie  mogliśmy  dłużej  zostać  w  Finlandii.  Raija  z 

tęsknoty omal nie oszalała... 

Reijo wypuścił Raiję z rąk i uścisnął mocno dłoń przyjaciela. 

- Jak dobrze was widzieć - odrzekł, nie kryjąc, jak bardzo wzruszyło i uszczęśliwiło go 

to spotkanie. - Choć z jednej strony trochę się lękam, z drugiej czuję niewypowiedzianą ulgę - 

dodał,  obrzucając  wzrokiem  Raiję.  -  Ciągle  o  was  myślałem  i  zastanawiałem  się,  co  się  z 

wami dzieje. Czy w ogóle będziecie mogli wrócić. 

-  Niewiele  brakowało  -  przyznała  Raija.  -  Ale  chyba  chroni  mnie  jakaś  opiekuńcza 

dłoń, mimo wszystko, bo w końcu wychodzę cało z większości opałów... 

Mikkal popatrzył na nią z czułością, a napotkawszy wzrok Reijo, rzekł: 

-  Pogawędzimy  później.  Myślę,  że  potrzebujecie  pobyć  chwilę  sami.  Musicie 

porozmawiać... 

Reijo  spoglądał  to  na  niego,  to  na  Raiję.  Na  dłużej  zatrzymał  wzrok  na  przyjacielu, 

którego nie widział od tamtej pory, kiedy uratowali Raiję przed stosem. 

- Czy to nie dotyczy także ciebie, Mikkalu? Przecież wszystko, co wiąże się z Raiją i 

ze mną, łączy się też z twoim życiem. Nie chcę, żebyś stał z boku. 

Mikkal potrząsnął głową. 

- Raija i ja jesteśmy co do tego zgodni. Ona wie, o czym mówię i co czuję. Zresztą na 

pewno  rozumiesz.  -  Uśmiechnął  się  i  dodał:  - Chcę,  żebyście  mieli  dla  siebie  trochę  czasu. 

Mój honor nie pozwala mi zachować się inaczej. 

Reijo pojął. Mikkal zawsze był bardzo dumny,  niemal tak samo jak Raija, która nie 

chciała się ugiąć ani odrobinę. Jedynie Mikkalowi gotowa była ustąpić. 

Przy nim ta harda kobieta stawała się miękka jak wosk. 

- Niech będzie - ustąpił Reijo. - Ale odwiedzicie mnie w chacie oboje. Nie zaśniemy 

długo w noc. Przygotuję najlepsze jedzenie i będziemy gawędzić tak długo, póki nie spuchną 

nam szczęki. 

Charakterystyczna twarz Mikkala rozjaśniła się w szerokim uśmiechu. 

-  Pogadamy  sobie,  Reijo.  I  zapewniam  cię,  że  nie  zasnę  pierwszy.  -  Ręką  wskazał 

przejście między budami i dodał: - Pochodzę sobie w pobliżu. Gdzieś tu powinien być Matti. 

background image

Może  uda  mi  się  go  trochę  okiełznać...  Raija  uśmiechnęła  się  i  wspiąwszy  się  na  palcach, 

pocałowała go leciutko w policzek. 

- Nie zajmie nam to wiele czasu, Mikkalu. I pamiętaj, że obiecałeś pójść ze mną. 

Pogładził ją delikatnie po twarzy. 

Reijo  zwrócił  uwagę  na  niezwykłą  czułość,  z  jaką  to  uczynił.  Nadal  darzyli  się 

płomiennym  uczuciem,  ale  wzajemne  zrozumienie  i  dojrzałość  to  było  coś  nowego  w  ich 

związku.  Wcześniej  łączyły  ich  marzenia  i  tęsknota  przesycona  namiętnością.  Spotykali  się 

ukradkiem,  pośpiesznie,  nigdy  nie  mieli  dość  czasu.  Teraz  przebywali  ze  sobą  na  co  dzień 

przez  przeszło  dwa  lata.  Szara  codzienność  potrafi  zniszczyć  niejeden  związek.  Albo 

wzmocnić go tysiącem nierozerwalnych nici. 

- Nie zapomniałem, kochanie - odrzekł Mikkal cierpliwie, ciepło i łagodnie. - Zawsze 

dotrzymuję słowa. 

- Wiem o tym, Mikkalu - ucałowała go raz jeszcze. - Jestem niemądra, tak tylko mi 

przyszło do głowy. 

- Zostań tu razem z Reijo, Mały Kruku, mnie zawsze znajdziesz. 

Kiwnęła głową i odprowadzała go spojrzeniem, póki nie zniknął jej z oczu. Dopiero 

wówczas odwróciła się do Reijo. 

- Między wami nic się nie zmieniło? - zapytał. 

-  Właściwie  nie  -  pokręciła  głową.  -  Choć  przez  długi  czas  byliśmy  nierozumni. 

Boczyliśmy się na siebie, trochę kłóciliśmy. Zbyt długo traktowaliśmy nasz związek jako coś 

oczywistego. Ale teraz... - wzięła głębszy wdech i rozpromieniła się. - Teraz, Reijo, jestem 

szczęśliwa.  Stanowimy  jedno.  Nigdy  nie  odczuwałam  takiej  harmonii.  Właściwie  bez 

ż

adnego  specjalnego  powodu,  po  prostu  tak  jest  i  już!  Dlatego,  że  on  to  on,  a  ja  to  ja,  i 

dlatego, że jesteśmy razem. 

- Cieszę się z tego powodu. 

Usiedli na jakichś skrzyniach ustawionych za jedną z bud, skąd roztaczał się widok na 

fiord. Po drugiej jego stronie szczyty wznosiły się majestatycznie ku niebu. Patrzyli daleko, 

tam gdzie fiord się kończył, a zaczynało prawdziwe, otwarte wielkie morze. 

Raija  dostrzegła  przylądek  i  chłostaną  sztormem  chatę  z  bali  zbudowaną  własnymi 

rękami przez Anttiego Kesaniemi. 

- Tak, mieszkam tam - odparł, odczytawszy z jej oczu nieme pytanie. - Mieszkamy. 

- Jak one się mają? 

background image

Raija pobladła, zacisnęła usta i skrzyżowała ręce na piersi. Palce wpiła w przedramię. 

Strach  sprawił,  że  zasłoniła  się  jak  tarczą  nawet  przed  Reijo,  którego  przecież  darzyła 

niepojętym uczuciem. 

- Dobrze - odparł. - Chodzą najedzone, mają w co się ubrać. Mamy dach nad głową. 

Mają wszystko, co mogłem im zapewnić. Kocham je tak... 

- ...jak kochałbyś swoje - dokończyła Raija, uśmiechając się blado. - Jedno z nich jest 

twoje. 

Reijo rozłożył ręce. 

-  Dla  mnie  one  wszystkie  są  moje.  Nie  potrafię  myśleć  inaczej.  Są  takie  różne,  ale 

wszystkie wspaniałe. Tak to czuję. 

Takie  wyznanie  powinno  wywołać  radość  w  jej  sercu,  ona  tymczasem  nie  mogła 

pozbyć się uczucia goryczy. 

Reijo jest cudownym ojcem, pomyślała, ale ja nie zawsze potrafiłam być równie dobrą 

matką. 

Prawdę  powiedziawszy,  nie  sprawdziła  się  w  tej  roli.  Popełniła  mnóstwo  błędów, 

sprawiła wiele rozczarowań... 

Ale przecież pragnęła dla swych dzieci tego, co najlepsze. 

Tylko że one były za małe, żeby to zrozumieć. 

Reijo wyczuł jej przygnębienie i domyślił się, co sprawiło, że oczy jej pociemniały i 

zadrżały kąciki ust. Objął ją ramieniem i uścisnął lekko. 

-  Opowiadałem  im  o  tobie.  Nie  zapomniały  cię,  kochana  Raiju.  Dbałem  o  to,  żeby 

zachowały  wspomnienia.  Tłumaczyłem,  że  nie  opuściłaś  ich  z  własnej  woli,  że  musiałaś 

uciekać, żeby zachować życie. Ze ktoś chciał cię skrzywdzić... 

- To brzmi jak bajka - odezwała się Raija ze smutkiem. - Domyślam się, co czują. Ale 

uczynię  wszystko  co  w  mojej  mocy,  żeby  odzyskać  ich  zaufanie.  Ich  miłość...  -  Podniosła 

wzrok  i  napotkała  spojrzenie  zielonych  oczu  Reijo,  wokół  których  pojawiła  się  siateczka 

zmarszczek. Poza tym nic się nie zmienił, włosy miał nadal płowe i emanowała zeń ta sama 

dobroć. Nie był chyba już taki załamany. Zapewne otrząsnął się trochę po stracie ukochanej z 

Bergen, dziewczyny, której nie dane było żyć i nadać sens jego życiu. 

- Mikkal miał rację, mówiąc, że omal nie oszalałam z tęsknoty. Mało brakowało, bym 

straciła rozum. Przekonałam się, jak cienka jest ta granica. Czułam, że tęsknota zżera mnie od 

ś

rodka... Tak się boję, Reijo. 

background image

-  Musisz  dać  dzieciom  trochę  czasu  -  mówił  Reijo,  wciąż  ją  obejmując.  -  Potrzeba 

będzie  więcej  niż  jeden  dzień,  nim  się  przyzwyczają,  że  wróciłaś.  Rozumiesz,  co  mam  na 

myśli? 

Raija pokiwała głową. 

-  Nie  zamierzam  wtargnąć  w  ich  życie  znienacka  i  wyrwać  ich  stąd.  Bo  wiem,  że 

mogłyby  mnie  za  to  znienawidzić.  Ale  i  tak  się  lękam.  Nadal  jestem  przewrażliwiona, 

ś

miertelnie przeraża mnie myśl, że mogę zostać odtrącona... 

- Mówisz o Mai - stwierdził, a Raija nawet nie musiała tego potwierdzać. Reijo znał ją 

dobrze. 

- Ona tęskni za tobą chyba najbardziej ze wszystkich - dorzucił po chwili. - Ale za nic 

w  świecie  by  się  do  tego  nie  przyznała.  Zmaga  się  ze  swoimi  wspomnieniami.  Wyrosła  na 

osobliwą małą damę, wrażliwą i silną równocześnie. Tak bardzo jest podobna do Mikkala, że 

to aż niesamowite. Ale w środku zupełnie przypomina mi ciebie. Myślę, że byłaś taka sama 

jako mała dziewczynka. 

-  Odnalazłam  moją  rodzinę  -  wtrąciła  Raija.  -  Ojciec  nie  żyje,  a  mama  ponownie 

wyszła  za  mąż.  A  Matti  dołączył  do  nas.  Ma  teraz  piętnaście  lat,  Reijo.  Polubisz  go,  choć 

przez niego przybył mi niejeden siwy włos... 

- Jak tam było? 

Raija odparła szczerze: 

- Niezbyt dobrze, opowiem ci o wszystkim potem, bo teraz chciałabym się dowiedzieć 

czegoś więcej o naszych dzieciach. 

-  Elise  jest  zupełnie  podobna  do  Evy,  równie  cicha  jak  ona.  Rośnie  na  prawdziwą 

piękność.  Już  teraz  wyczuwam  zgrzyty  między  nią  a  Mają,  która  nie  lubi,  żeby  ktoś  inny 

przyciągał  większą  uwagę  niż  ona.  Elise  jest  najdokładniejsza  i  bierze  na  swoje  barki 

większość domowych prac, ona pilnuje pozostałych i poczuwa się do odpowiedzialności za 

wszystko.  Ciągle  mi  się  wydaje,  że  jest  zbyt  obciążona  obowiązkami.  To  taka  mała 

mateczka...  Knut:  łobuziak,  dzikus,  wierny  sojusznik  Mai.  Podziwia  ją  ślepo  i  próbuje 

naśladować we wszystkim. Ale równocześnie łatwo go zranić. Chciałby nie tylko dorównać, 

ale wręcz prześcignąć Maję; nie udaje mu się to nigdy. Nie odnajduję w nim podobieństwa do 

ciebie, za to do złudzenia przypomina mi Kallego. 

- A Ida? 

Reijo rozpromienił się. 

- Mały troll - rzekł ciepło. - Tak, tak, po prawdzie serce bije mi dla niej ciut mocniej. 

Jest  taka  maleńka,  ale  zgrabniutka.  Jako  niemowlę  zupełnie  była  podobna  do  mnie,  teraz 

background image

jednak  coraz  częściej,  patrząc  na  nią,  dostrzegam  twoją  twarz,  twoje  gesty.  Ze  wszystkich 

twoich dzieci ona najbardziej przypomina ciebie. Maleńka Raija, tyle że jej włosy mają inną 

barwę. 

- Czy byłbyś w stanie je oddać? 

Reijo głęboko odetchnął i cicho wyznał: 

- Myślisz, że nie zadawałem sobie tego pytania wielokrotnie? Zmuszanie nas do tego, 

ż

ebyśmy żyli ze sobą, byłoby naigrywaniem się z losu. Żywię do ciebie wielkie uczucie, ale 

to nie jest prawdziwa miłość. Myślę, że z tobą jest podobnie. - Długo spoglądał na Raiję i był 

pewien, że zrozumiała, zanim jeszcze wymówił te słowa: - Myślę, że uda mi się odnaleźć sens 

ż

ycia. Ale żeby tak się stało, muszę stąd wyjechać. Nie zdołam ułożyć sobie życia na nowo, 

jeśli nadal będę mieszkać z tobą i dziećmi. Będę je często odwiedzał, nigdy nie przestanę ich 

kochać,  ale  nie  wiem,  czy  słuszne  byłoby  ulokowanie  w  nich  wszystkich  marzeń.  Mam 

dwadzieścia  pięć  lat,  to  jeszcze  nie  tak  wiele.  Myślę,  że  los  szykuje  coś  jeszcze  dla  Reijo 

Kesaniemi, coś wyłącznie dla niego. 

-  Rozumiem,  że musi  upłynąć  trochę  czasu  -  rzekła  Raija.  -  Nie  zamierzam  niczego 

przyśpieszać. Wiem jedynie, że nie wyjadę stąd bez nich. 

Reijo wstał i trzymając dłonie Raiji w swoich, popatrzył na nią. 

-  Uda  ci  się  -  rzekł.  -  Odzyskasz  je,  one  należą  przecież  do  ciebie!  Teraz  wrócę  do 

chaty i przygotuję dzieci na to spotkanie, a wy z Mikkalem przyjdziecie trochę później. 

Raija pokiwała głową. 

- Znajdę go, dziękuję ci, Reijo, że rozumiesz. Uśmiechnął się szeroko. 

- To się chyba nie zmieni. Zawsze będziemy się rozumieć, prawda? Może to także jest 

miłość... - rzucił na odchodnym. 

Raija wyszła zza budy. Nie zdawała sobie zupełnie sprawy z tego, że od momentu gdy 

przybyli  z  Mikkalem  na  plac  targowy,  śledzi  ją  para  oczu.  Nie  miała  pojęcia,  że  jej  życie 

właśnie tu i teraz zmieni bieg, gwałtownie i w sposób niezrozumiały dla nikogo. 

Raija biegła, przepełniona nadzieją na rychłe szczęście. 

background image

12 

Wszystkie tropy prowadziły do Lyngen. 

Instynkt  także  podpowiadał  mu,  żeby  jej  szukać  w  rzadko  zaludnionej  osadzie  nad 

fiordem, do której trzy razy w roku zjeżdżali na jarmark ludzie z różnych stron: z wybrzeża, z 

głębi lądu, a nawet zza granicy. Ściągali tu nie tylko po to, by sprzedać przywiezione towary i 

kupić to, co najpotrzebniejsze, ale także po to, by spotkać znajomych. 

Hans  Fredrik  nie  wierzył  swemu  szczęściu,  kiedy  się  dowiedział,  że  właśnie  tutaj 

dorastała. 

Miejscowi  nadal  ją  pamiętali.  To,  co  o  niej  opowiadali,  tylko  utwierdziło  go  w 

przekonaniu, że trafnie ją osądził. 

Była  niebezpieczna.  Od  dziecka  siała  niezgodę.  Jej  mąż  nie  powrócił  z połowów  na 

północy. Poróżniła ze sobą ojca i syna. Sprowokowała śmierć... 

Ludzie utrzymywali, że nie żyje. Podobno tak rozgłosił Reijo, który wrócił w rodzinne 

strony i mieszkał teraz razem z czwórką dzieci w chacie na przylądku. 

Hans  Fredrik  nie  miał  wcześniej  pojęcia  o  dzieciach.  Być  może  ktoś  czegoś  nie 

dopatrzył i informacja o tym nie dotarła do niego. 

Ale teraz ta wiadomość mogła mu się przydać. 

Pragnął ujrzeć tę czarownicę żywą. Doznałby zawodu, gdyby się okazało, że umarła. 

To tak, jakby zabrać komuś coś sprzed nosa. Jakby wytrącić z ręki najsmaczniejszy kąsek. 

Nie mógł się doczekać konfrontacji z wiedźmą. Chciał zmierzyć się z nią i udowodnić, 

ż

e to on ma większą moc. Gdyby nie żyła, nie doszłoby do spotkania, a to oznaczałoby jej 

zwycięstwo. 

Oczywiście, pośle ją na śmierć, tak jak sobie zaplanował, ale to on ustali porę. 

Postanowił  porozmawiać  z  jej  mężem,  z  Reijo  Kesaniemi.  Co  do  tego,  że  wydusi  z 

niego  prawdę,  nie  miał  najmniejszych  wątpliwości.  Ludzie  są  dziwnie  słabi  na  punkcie 

swoich bachorów. Hans Fredrik nigdy nie potrafił tego zrozumieć. 

Wystarczy trochę przycisnąć dzieciaka, a nawet największych uparciuchów skłoni się 

do mówienia. 

Szkoda,  że  nie  znał  tego  szczegółu  z  jej  życia,  kiedy  więził  ją  w  lochach  twierdzy 

Vardohus.  Zdusiłby  wówczas  jej  żelazny  upór  i  nie  trzeba  by  było,  w  trosce  o  zachowanie 

pozorów, spalić na stosie niewłaściwej kobiety. 

background image

Hans  Fredrik  przyjrzał  się  dobrze  temu  Reijo.  Poznał,  że  to  twardy  orzech  do 

zgryzienia  -  jeśli  użyć  zwykłych  środków.  Tacy  jak  on  potrafią  wiele  znieść.  W  tym 

przypadku as w rękawie w postaci dzieciaków może się okazać bardzo przydatny. 

Nastawił się już na rozmowę z Kesaniemi, gdy nagle okazało się to niepotrzebne. 

Ona wcale nie umarła! 

Przeciwnie, wyglądała na osobę bardzo żywotną. Przechadzała się po placu targowym 

w objęciach jakiegoś Lapończyka. Świata nie widzieli poza sobą. 

Potem spotkali Reijo. 

Krew się nie polała i nie wyglądało na to, że się kłócą. Czym innym to wytłumaczyć, 

jak nie czarami? Na ogół mąż i kochanek nie ściskają sobie przyjaźnie dłoni i nie gawędzą ze 

sobą serdecznie! 

Obserwował ich, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Nie wyglądała jak tamta kobieta, 

którą  wrzucili  do  morza,  nie  przypominała  wychudzonego  dziewczęcia,  które  przypalał 

ż

elazem, smagał pejczem, rozciągał na kole tortur. Tej, której wymierzał razy, a ona na wrza-

ski i złowrogi szept reagowała jednakowo: pluła mu w twarz i odmawiała zeznań. 

Tamta kobieta była dziką, przepełnioną nienawiścią kotką, którą usiłował poskromić. 

Ta,  którą  ujrzał  tutaj,  sprawiała  wrażenie  trochę  zagubionej,  ale  pełnej  życia,  a  przy 

tym łagodnej. 

- To ona! Tylko że mami ludziom wzrok! - Hans Fredrik Feldt mówił do siebie, ażeby 

nie ulec czarom. - Patrzą na nią i widzą kogoś innego! Jest groźna, bardzo groźna! Ale ja ją 

powstrzymam. I udowodnię, że nikt nie ma prawa wystawiać mnie na pośmiewisko. Nie dam 

się pokonać! 

Kiedy  rozstała  się  z  mężem  i  każde  ruszyło  w  swoją  stronę,  zrozumiał,  że  nadeszła 

pora działania. 

Poczekał, aż Reijo zniknie. Wolał załatwić to bez świadków, gotowych jej przyjść z 

pomocą. 

Co  prawda  ona  ma  własną  broń,  ale  teraz  czary  jej  nie  pomogą,  pomyślał  i  ścisnął 

mocniej strzelbę. 

Wychylił się z ukrycia i pobiegł za nią. Śnieg stłumił odgłos jego kroków. 

Gdy zorientowała się, że ktoś ją goni, było już za późno. 

Ten ktoś zakrył dłonią jej usta i pociągnął za budy, gdzie nie było żywej duszy. 

- Dobry Boże - jęknęła Raija bezsilnie. 

Kiedy zobaczyła, kto przed nią stoi z wycelowaną strzelbą, wolałaby już nie żyć. 

Nie tak miało być! 

background image

A  tak  się  cieszyła!  Już  naprawdę  niewiele  dzieliło  ją  od  tego,  by  poczuć  pełnię 

szczęścia... 

Zaśmiał  się  chrapliwie,  a  oczy  zalśniły  mu  jak  wówczas,  gdy  przypalał  ją  żelazem. 

Dokładnie to zapamiętała. 

- Myślałaś, że ci się uda, Ritvo - Raiju? 

Raija wzdrygnęła się i wbiła w niego przerażony wzrok. 

Znał jej imię! 

- Zdziwiona? - zaśmiał się. - Dowiedziałem się, kim jesteś. Zabrało mi to dwa lata, ale 

poprzysiągłem sobie, że znajdę cię nawet, gdyby mi przyszło poświęcić na to całe życie. Nie 

ma więc o czym mówić. Trzeba przyznać, że sprytnie wymyśliłaś, podając się za Ritvę. Ale i 

tak cię przejrzałem! 

Raija nic nie odpowiedziała, usiłując zachować zimną krew. 

Tutaj nie może mnie spalić na stosie, pomyślała trzeźwo. Skoro wytrzymałam tortury 

tego potwora, dam sobie radę i teraz. 

- Latem posłałem na stos młodą kobietę o imieniu Ritva. Zostało to tak upozorowane, 

ż

e  wszyscy  myśleli,  iż  to  ty.  Zresztą  ulepiona  była  z  tej  samej  gliny.  Podczas  przesłuchań 

prawie nie krzyczała, a na stosie stała dumna niczym sam diabeł. 

Raija pobladła. Coś jakby  poluzowało się w jej żołądku, wezbrało niczym wiosenny 

potok niosący szlam... 

Nie  zdołała  przełknąć  śliny,  nie  potrafiła  się  opanować  i  zwymiotowała  mu  wprost 

pod nogi. 

Mimo że uznał to za obrazę, mówił dalej. Nie miała wyjścia, musiała go słuchać. Była 

całkowicie w jego mocy... 

Trzymał w garści potężną czarownicę. 

Zawsze wiedział, że jest od niej silniejszy. 

Kobieta, nawet jeśli chroni ją szatan, nigdy nie zdoła zyskać nad nim władzy! 

- Wiem o tobie wszystko - słyszała przeciągły, aksamitny głos kapitana. Prychał jak 

zadowolony, syty kocur. - Wiem, że masz męża, dzieci, dowiedziałem się, gdzie mieszkają. I 

nie zawaham się wykorzystać ich do własnych celów. Nie jestem słabeuszem i nie pozwalam, 

ż

eby  uczucia  kierowały  moim  postępowaniem.  Znany  jestem  z  bezwzględności.  Nikt  mnie 

dotąd nie złamał i nikomu nie udało się zrobić rysy na moim wizerunku. I tobie się to też nie 

uda. 

Poczuła, jak ogarnia ją lodowaty strach. 

A więc wie o Reijo i o dzieciach. Teraz dopiero stał się rzeczywiście groźny. 

background image

Nikt nie ośmieli się tknąć jej dzieci! A szczególnie ten potwór. 

- Wszędzie cię znajdę! Nie zaprzestanę poszukiwań, nawet jeśli teraz zdołasz mi się 

wymknąć.  Jestem  cierpliwy,  mogę  poświęcić  na  to  nawet  całe  życie.  Mam  dość  siły,  dość 

męskiej odwagi, by temu podołać. 

Raija  wbiła  w  niego  nienawistne  spojrzenie.  Z  ciemnych  oczu  posypały  się 

błyskawice. 

Nie zdradzi się, że udało mu się ją przerazić! 

- Jesteś szaleńcem - cisnęła. 

Wymierzył  jej  siarczysty  policzek  i  zmrużył  oczy,  które  przypominały  teraz  wąskie 

szparki. Zaciśnięte, drżące wargi aż pobielały. 

- Nie ośmielaj się mnie tak nazywać! Nie jestem obłąkany! Słyszysz! Nie chcę tego 

więcej słyszeć! Zamierzałem ci dać trochę czasu, ale sama przyśpieszasz wyrok! 

Mikkal  razem  z  Mattim  przechadzali  się  od  straganu  do  straganu.  Wabiły  ich 

różnorodne cuda, ale przez cały czas konsekwentnie opierali się pokusom. 

- Jaki jest ten Reijo? - zapytał Matti. 

-  Wspaniały  -  odrzekł  Mikkal  bez  namysłu.  -  Zaraz  po  Raiji  i  mojej  rodzinie  to 

człowiek, którego lubię najbardziej. Jest taki, jaki powinien być przyjaciel, jeśli rozumiesz, co 

mam na myśli. 

- Rozumiem - odparł Matti. - Choć inne sprawy pozostają dla mnie niejasne. 

Mikkal uśmiechnął się lekko. 

-  Nawet  nie  staraj  się  ich  pojąć.  I  nie  próbuj  oceniać  Raiji!  Zaakceptuj  ją  po  prostu 

taką, jaka jest. Ona bardzo cię kocha. To, że cię odnalazła, bardzo wiele dla niej znaczy. 

Matti  zamilkł.  Takie  rozmowy  nie  były  łatwe  dla  piętnastoletniego  chłopca.  Pragnął 

być dorosły, ale krępowało go mówienie o uczuciach. Wydawało mu się to takie mało męskie. 

Co prawda w ustach Mikkala takie słowa nie raziły, ale sam nawet nie chciał próbować. 

- Co będzie teraz? 

- Musimy zatrzymać się tutaj na parę dni. Raija nie wyjedzie stąd bez dzieci. 

- A ty wyjechałbyś bez Raiji? 

- Nie, o ile mnie sama o to nie poprosi. Bez niej moje życie traci sens... 

Matti  nie  odpowiedział.  Znowu  ten  sam  trudny  temat!  Żeby  przerwać  kłopotliwe 

milczenie, zapytał: 

-  Nie  wydaje  ci  się,  że  coś  długo  jej  nie  ma?  Mikkal  pomyślał  o  tym  samym,  tym 

bardziej że uświadomił sobie nagle, iż już dobrą chwilę temu widział Reijo oddalającego się 

w kierunku przylądka. 

background image

Ś

cisnęło go w żołądku. 

Chyba jest za nerwowy. Co może jej tu grozić... A jeśli? 

Musi ukryć swój lęk przed Mattim! Chłopak uważa  go za prawdziwego  mężczyznę, 

który niczego się nie boi. Zdziwiłby się, jak wiele mu brakuje do takiego ideału. 

- Rozejrzyjmy się, trzeba jej poszukać! - rzucił lekko i ruszył tak szybko na skraj placu 

targowego,  że  Matti  musiał  podbiec,  żeby  dotrzymać  mu  kroku.  Nie  zdarzało  się  to  na  co 

dzień. 

Mikkal  nigdy  nie  widział  mężczyzny,  którego  Raija  nazwała  „Potworem  z  Vardo”. 

Opisała go jednak tak trafnie, że Mikkal od razu go rozpoznał. 

Błyskawicznie  popchnął  Mattiego  na  bok,  żeby  chłopak  nie  został  zauważony,  i 

syknął przez zaciśnięte zęby: 

- Nie wychodź stąd! 

Sam zaś skierował swe kroki ku tamtym, jakby nie zauważając broni w ręku obcego 

mężczyzny. 

Uczynił to świadomie w imię miłości do Raiji. 

Raija nie czuła strachu, kiedy oprawca w nią wycelował. Pomyślała nawet, że jeśli ją 

zastrzeli, przynajmniej dzieci będą bezpieczne. Ich życie było dla niej cenniejsze niż własne. 

Skoro już ktoś musi umrzeć, niech to będzie ona. 

Oczy kapitana zalśniły groźnym blaskiem. Był bliski spełnienia swojej groźby. Bliski 

wykonania  egzekucji.  Rzuciwszy  mu  w  twarz,  że  jest  szaleńcem,  Raija  dotknęła  czułego 

punktu. 

Mikkal  pojawił  się  bezgłośnie.  Raija  usłyszała  cichy  niczym  tchnienie  wiatru  szept. 

Dopiero  długo  po  wszystkim  uświadomiła  sobie,  że  Mikkal  wydał  wtedy  komuś  jakieś 

polecenie. Jego pojawienie się kompletnie zaskoczyło Feldta. 

Mikkal zlekceważył śmiertelnie niebezpiecznego Potwora z Vardo. 

Odrzucił  kij  i  mocno  utykając,  podszedł  do  Raiji.  W  jego  postaci  było  coś 

majestatycznego. 

Wyciągnąwszy ręce, odezwał się po lapońsku: 

- Chodź, kochanie! Chodź do mnie. On nie może ci nic zrobić. 

Feldt, który nie rozumiał po lapońsku, uznał to za kolejny afront. 

Raija  przesunęła  się  o  krok  w  stronę  Mikkala.  Sądziła,  że  szaleniec  zrezygnuje,  że 

przy świadku wróci mu rozsądek i uzna swoją porażkę. 

Dotknęli się z Mikkalem opuszkami palców. Poczuła ciepło płynące od ukochanego, 

poczuła jego siłę. 

background image

-  On  ci  nic  nie  zrobi  -  powtarzał  Mikkal,  jakby  zaklinając.  Przez  cały  czas  patrzył 

tylko na nią. 

Ich dłonie splotły się ze sobą. Mikkal uśmiechnął się, pochylił się nad nią i pocałował. 

Raija  przymknęła  oczy,  lękając  się  patrzeć  na  Feldta.  Być  może  właśnie  pocałunek 

sprowokował  wystrzał.  Może  okazał  się  iskrą,  która  wywołała  eksplozję  w  chorym  umyśle 

tego mężczyzny. 

Feldt  wycelował  wprost  w  okryte  skórami  plecy  i  przymknąwszy  oczy,  nacisnął  na 

spust. Miał nadzieję, że zabije ich oboje jednym strzałem. Do rzeczywistości przywrócił go 

przeraźliwy krzyk Raiji. 

Nagle zdał sobie sprawę, że jeśli ktoś go tutaj zobaczy, może mieć poważne kłopoty. 

Przez kilka sekund patrzył na zamieszanie wywołane strzałem. 

- Jeszcze cię znajdę - rzucił z uporem, choć nie był pewien, czy Raija go rozumie. - 

Nawet gdybym miał poświęcić na to całe życie! 

A słysząc krzyki i odgłos kroków nadbiegających ludzi, odwrócił się, dosiadł konia i 

zniknął. 

Ludzie nie zorientowali się, co naprawdę się wydarzyło, pomyślał. 

Ale czuł niedosyt. 

Nadejdzie  dzień,  kiedy  zada  jej  decydujący,  śmiertelny  cios.  Nic  już  go  nie 

powstrzyma! Udowodnił, że ma dość siły, by unicestwić czarownicę. Wiedział już, kim jest, i 

przekonał ją, że gdziekolwiek się znajdzie, nigdzie i nigdy nie zazna spokoju. 

Powietrzem  targnął  huk  wystrzału.  Mikkal  drgnął,  odchylił  głowę,  przerywając 

pocałunek, i zesztywniał. 

Tylko jęk niedowierzania wydobył się z jego ust. 

To ona krzyczała rozdzierająco. I tuliła go mocno, jakby chciała podtrzymać. Mimo to 

osunął się na kolana i upadł, barwiąc śnieg krwią. Raija przez cały czas nie wypuszczała go z 

rąk. 

Usłyszała znienawidzony głos, ale nie rozumiała, co do niej mówi. A potem dobiegł ją 

gwar  innych  głosów  i  dostrzegła  zamazane  sylwetki  ludzi.  Wszystko  to  wydawało  jej  się 

nierealne. 

W  ramionach  trzymała  człowieka  najdroższego  sercu,  który,  wykrzywiając  dziwnie 

twarz, poruszał pobielałymi wargami, szepcząc: 

- Kocham cię, Mały Kruku! - Wbił palce w jej ramiona. - Kocham cię... 

Napotkał  jej  wzrok,  widziała,  jak  walczy.  Chwytał  się  życia,  tak  jak  uczepił  się  jej. 

Siłą woli, wyłącznie siłą woli... 

background image

- Ja także cię kocham, Mikkalu, i zawsze będę kochać tylko ciebie... 

-  Bądź  szczęśliwa...  -  szepnął  i  głos  mu  zamarł.  Raija  połykała  łzy,  walcząc  z 

rozpaczą.  Z  całych  sil  starała  się  być  dzielna,  dzielniejsza  niż  kiedykolwiek.  Potrzebował 

tego. 

Przywarła wargami do jego drżących ust i pocałowała go. 

Spojrzenie ukochanych oczu napełniło się szczęściem i spokojem. 

Nic więcej już nie powiedział. Nie był w stanie nawet poruszyć palcami. 

Coraz  bardziej  bezwładnym  ciałem  wstrząsnęły  drgawki.  Raija  jednak  nie  oderwała 

ust od warg Mikkala, póki nie wydał ostatniego tchnienia. 

Zgasła ostatnia iskierka w jego spojrzeniu jak gaśnie zalane wodą palenisko. 

-  Zegnaj,  ukochany  -  wyszeptała.  -  Zegnaj!  Zabrałeś  ze  sobą  światło.  Kocham  cię, 

Mikkalu, kocham tylko ciebie... 

Ale on już nie słyszał jej słów. 

Reijo zbliżał się do chaty, kiedy padł strzał. Zatrzymał się gwałtownie. 

W tej samej chwili życie na jarmarku zamarło. 

Reijo rzucił się biegiem z powrotem, a w głowie kołatała mu tylko jedna myśl: Raija. 

Ona zawsze ściągała na siebie nieszczęścia. Lgnęły do niej jak muchy do syropu. 

Nie miał nawet cienia wątpliwości, że i tym razem w coś się wplątała. 

Nim  zdążył  dobiec  na  plac,  zauważył  uciekającego  na  koniu  mężczyznę.  Zwierzę 

niosło go prosto w leśny dukt Jechał tak szybko, że trudno byłoby za nim nadążyć. 

Tłum ludzi kłębił się bardziej niż mewy w porze lęgowej. 

Reijo przepychał się łokciami, odsuwał, kogo się dało, i kopał w łydki, nie wstydząc 

się wcale swego zachowania. 

Za wszelką cenę musiał sprawdzić, co się naprawdę wydarzyło. I stanąć u boku Raiji. 

Jacyś znajomi usiłowali go zatrzymać. 

- To ona, Reijo, nie umarła! A mówiłeś... 

- To Raija, ubrana w strój lapoński, ale to Raija... - powtarzali inni. 

I wreszcie ktoś z fałszywym współczuciem zawołał: 

- Przepuśćcie go, przepuśćcie męża! 

Reijo, choć zabolał go złośliwy ton, nie przestawał myśleć o Raiji. 

Była  bliska  spełnienia  marzeń...  tylko  chwile  dzieliły  ją  od  momentu,  w  którym  jej 

ż

ycie znów nabrałoby pełnego wymiaru. 

Tłum się rozstąpił i Reijo już swobodnie przedostał się na skraj targowiska. 

background image

Znalazł się za budami w tym samym miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą rozmawiał z 

Raiją. 

Był pewien, że to, co zobaczył, na zawsze zapadnie mu w pamięć. 

Czy mógł temu zapobiec? Może to się stało dlatego, że Raija została sama? Dlaczego 

nie odprowadził jej do Mikkala? 

Do oczu napłynęły mu łzy, paliły go policzki. 

Poczuł się nagle tak, jakby uszła z niego cała energia, ale nogi same poniosły go do 

Raiji, ściskającej odzianą w futra postać. 

Opadł  przed  nią  na  kolana.  Dziewczyna  trzymała  kurczowo  ukochanego,  nie  czując 

nawet,  że  palce  skostniały  jej  z  zimna,  a  paznokcie  całkiem  posiniały.  Drobną  dłonią, 

miejscami  czerwoną,  miejscami  rdzawobrązową  od  zakrzepłej  krwi,  przyciskała  plecy 

Mikkala, gdzie ziała okropna rana wielkości pięści. 

Oczy Mikkala wpatrywały się nieruchomo w blade niebo. 

Raija  podniosła  zapuchniętą  od  płaczu  twarz  i  popatrzyła  na  Reijo  przez  łzy,  które 

spływały jej po policzkach nieprzerwanym strumieniem. Najwyraźniej nie docierało do niej, 

kogo ma przed sobą. 

Wszystko i wszyscy zdawali się jej obcy. 

Wreszcie  wyrwała  się  z  odrętwienia  i  uświadomiła  sobie,  że  jest  przy  niej  Reijo. 

Miażdżące uczucie kompletnej samotności trochę ustąpiło. Nie widziała, że ludzie tłoczą się, 

ciekawi słów, jakie padną między nią a mężem. Łamiącym się głosem wyrzekła: 

- Mikkal... Mikkal nie żyje, Reijo. Nie żyje. 

I jeszcze mocniej przytuliła martwe ciało, jakby za nic w świecie nie chciała wypuścić 

z rąk tego, który należał tylko do niej. 

Reijo zapłakał tak samo rozpaczliwie jak ona. 

Jakże  niezrozumiała  i  niepotrzebna  wydała  mu  się  ta  śmierć!  Okrutny  wyrok  losu, 

który nie po raz pierwszy tak bezlitośnie obszedł się z Raiją. 

A przecież zasłużyła na odrobinę szczęścia, na miłość! 

Mikkal, którego życie także nie rozpieszczało, był jeszcze taki młody! Tacy byli teraz 

szczęśliwi! 

- To ten Potwór z Vardo - wyszeptała Raija nieswoim głosem. - Celował we mnie... 

mnie powinien zabić. Mnie, nie Mikkala... 

Reijo nie mógł znieść spojrzenia martwych oczu. 

background image

Drżącymi  rękami,  delikatnie,  zamknął  powieki  zmarłemu,  który  był  mu  taki  bliski. 

Nikogo  tak  dobrze  nie  rozumiał.  Przez  całe  swoje  życie  nie  spotkał  drugiego  mężczyzny, 

którego darzyłby taką przyjaźnią. 

Jaki sens miała ta śmierć? 

W  tym  człowieku  tkwiło  tak  wiele  dobra,  które  w  pełni  ujawniło  się  dopiero,  gdy 

Raija stała się częścią jego codzienności. 

Rozmawiali  przed  chwilą  i  patrzył  w  oczy  człowieka  spełnionego,  planującego 

przyszłość... 

- Może pozazdrościły go nam anioły - odezwała się Raija cienkim głosem. - Było nam 

tak dobrze... widać mnie szczęście nie jest pisane... 

W tłumie znów rozległ się szum. Ludzie rozstąpili się z wyraźną niechęcią. 

Na jarmark przybyło kilku ludzi wójta, żeby przypilnować porządku i przestrzegania 

prawa. Bójki i walki na noże były na porządku dziennym podczas targów, gdzie spotykali się 

ludzie ze wschodu i zachodu, ludzie różniący się kulturą, językiem, tradycją. Zbyt często przy 

użyciu  siły  rozwiązywano  nieporozumienia  i  konflikty,  ale  strzelano  rzadko.  Mało  kto  z 

mieszkańców  tamtych  terenów  posiadał  broń.  Polowali  za  pomocą  sideł  i  pułapek, 

nowomodna broń do zabijania nie była im potrzebna. 

Mężczyzn, którzy wyłonili się z tłumu, otaczała aura władzy i siły. 

Ludzie ich znali i woleli schodzić im z drogi. 

Strażnicy  porządku,  którzy  niejedno  już  widzieli,  nie  spodziewali  się,  że  ofiarą 

strzelaniny okaże się Lapończyk. 

Sądzili, że jakiś kupiec albo szyper wyrównuje porachunki, a w każdym razie ktoś z 

pozycją i majątkiem. 

Emocje opadły, kiedy zobaczyli martwe ciało człowieka odzianego w wilczą skórę. 

- Co tu się stało? - zapytał jeden ze strażników po norwesku. 

Właściwie nie spodziewał się odpowiedzi, bo, jak dobrze wiedział, niewielu spośród 

tych dzikich koczowników znało język norweski. 

Tymczasem  kobieta,  która  obejmowała  martwe  ciało,  spojrzała  na  nich  i 

odpowiedziała nienaganną norweszczyzną: 

- Został zastrzelony. Nie żyje. 

Drugi strażnik prawa przykucnął i obejrzał ranę, głównie z ciekawości. Nieczęsto byli 

ś

wiadkami podobnych zdarzeń. 

- Strzał w plecy - orzekł. 

- Chciał mnie osłonić - powiedziała Raija już wyraźniej. 

background image

Łzy ciągle spływały jej po policzkach, ale głos się nie łamał. Być może pogarda, jaką 

dostrzegła w oczach tych stróżów prawa, pomogła jej się wziąć w garść. 

Dla nich Mikkal nie był człowiekiem. Traktowali go jak zdechle zwierzę. 

Lapończyk to człowiek gorszej kategorii! 

Na nią patrzyli podobnie. Nie wiedzieli, z kim mają do czynienia. 

- Ta kula była przeznaczona dla mnie, ale on mnie zasłonił. 

- A kto strzelał? - usłyszała pogardliwe pytanie. - Zazdrosny rywal? 

Raija pokręciła głową ze smutkiem. 

-  Szaleniec  -  odrzekła  cicho  i  mocniej  chwyciła  Mikkala.  Gdyby  próbowali  zabrać 

jego ciało, nie zdołaliby tego uczynić. 

Chociaż martwy, nadal należał do niej. Teraz już aniołowie nie muszą jej zazdrościć 

szczęścia. 

- Nazywa się Hans Fredrik Feldt, przed paru laty pełnił służbę komendanta w twierdzy 

Vardohus. Nie wiem, co robi teraz, ale nie miał na sobie munduru. Wyglądał jak włóczęga. 

Strażnicy mrugnęli do siebie, nawet nie siląc się na zachowanie dyskrecji. 

- Komendant, hm? Twierdza Vardohus? A skąd ty możesz wiedzieć takie rzeczy? Kim 

jesteś? 

- Nazywam się Raija Kesaniemi - odrzekła bez zająknięcia i dodała twardym głosem: - 

Znam go, poznałam go tam. 

Reijo  chrząknął,  żeby  zwrócić  na  siebie  uwagę,  i  dopiero  wówczas  ludzie  wójta  go 

dostrzegli. 

- Raija jest moją żoną. Nazywam się Reijo Kesaniemi. Mogę potwierdzić, że kapitan z 

twierdzy Vardohus jest nam dobrze znany. Skoro Raija twierdzi, że go widziała, to na pewno 

się nie myli. 

Unieśli brwi. To jest żona tego Kwena? Dziwne. Wyglądało bardziej, jakby była żoną 

zabitego.  Ale  w  takich  sprawach  łatwo  o  pomyłkę.  Zresztą  ci  Finowie  nie  dbają  zbytnio  o 

moralność. Może są spokrewnieni z Lapończykami? 

- A kim on był, u diabła? - zapytał strażnik, wskazując czubkiem buta na Mikkala. 

Reijo wstał zagniewany i warknął: 

- Trochę szacunku dla zmarłego! 

Reijo był dobrze zbudowany, wyglądał na krzepkiego mężczyznę. Ludzie wójta woleli 

z nim nie zadzierać. O Finach krążyło wiele opowieści. Podobno łatwo wpadają w złość. Z 

takimi nigdy nic nie wiadomo. 

- Nazywał się Mikkal - dopowiedziała kobieta. - Pehr - Mikkal. 

background image

-  To  znaczy  Mikkal  Persen  -  rzekł  strażnik.  Znów  jedno  z  tych  beznadziejnych 

lapońskich  imion.  Te  dzikusy  twierdzą,  że  są  ochrzczeni,  ale  to  tylko  pozory...  Mogliby 

przynajmniej  mieć  normalne,  łatwe  do  wymówienia  dla  porządnych  ludzi,  imiona.  Imiona, 

które coś znaczą. 

Raija  wykrzywiła  twarz  w  grymasie,  doskonale  wiedząc,  że  w  Mikkalu  reakcja 

strażnika wywołałaby niechęć. Drażniły go wszelkie próby wynaradawiania Lapończyków i 

narzucania im norweszczyzny. Uważał to za przejaw pogardy wobec jego ludu. 

Ale jakie to miało teraz znaczenie? 

Mogą go sobie nazywać, jak chcą. 

- Skąd pochodzi? 

- Z Yaranger - odpowiedziała. 

- Daleko stamtąd na jarmark... 

-  Odprowadzał  mnie  -  skłamała  Raija.  -  Jego  matka  przygarnęła  mnie,  gdy  byłam 

dzieckiem.  Opiekowałam  się  nią,  gdyż  od  kilku  lat  chorowała.  Niedawno  umarła.  A  ja  tu 

mieszkam... 

- To znaczy przybrany brat? 

Raija skinęła głową i uśmiechnęła się blado: 

- Tak, przybrany brat - powtórzyła. 

- Czy ktoś widział, jak to się stało? 

Matti  wystąpił  z  tłumu,  blady,  ledwie  trzymając  się  na  nogach.  Musiał  oprzeć  się  o 

Raiję. 

- Taki młodzik - westchnął jeden ze strażników. 

- Matti jest moim bratem - wyjaśniła Raija. - Ma piętnaście lat i nie jest już dzieckiem. 

- Co się stało? 

Matti, jąkając się, opowiedział wszystko po fińsku. Reijo musiał tłumaczyć. 

Mówił, że wraz z Mikkalem zaniepokoili się, dlaczego Raija tak długo nie wraca po 

rozmowie  z  Reijo.  I  szukając  jej,  zobaczyli,  że  jakiś  mężczyzna  celuje  w  nią  ze  strzelby. 

Mikkal kazał się Mattiemu ukryć, a sam stanął na linii strzału. Obcy strzelił i uciekł. 

- O czym rozmawiałaś z tym komendantem? 

Strażnicy  zwrócili  się  do  Raiji.  Pytanie,  które  zostało  skierowane  do  niej  znienacka, 

dosięgnęło  ją  równie  mocno  jak  kula,  która  trafiła  Mikkala.  Raija  odniosła  wrażenie,  że 

strażnicy najchętniej ją obarczyliby winą za wszystko. 

- Zeznawałam kiedyś w pewnej sprawie - odparła. - Moje zeznania rzuciły na niego 

złe światło i naraziły na pośmiewisko. Szaleniec nigdy nie zapomina. 

background image

- O czym rozmawialiście? 

-  Ja  prawie  nic  nie  mówiłam.  On  zaś  odgrażał  się,  że  mnie  zabije.  I  uczyniłby  to, 

gdyby nie wszedł między nas Mikkal. To ja powinnam leżeć martwa, a nie on... 

Ludzie wójta nie dowierzali zbytnio historyjce o kapitanie z twierdzy Vardohus. Ktoś 

taki nie włóczy się po kraju i nie nosi w sobie urazy do kobiet wątpliwej reputacji. Nie strzela 

do Lapończyków! 

Ale z tłumu odezwały się nagle głosy, że widziano uciekającego na koniu mężczyznę 

chwilę  po  tym,  jak  rozległ  się  strzał.  Niektórzy  już  go  kiedyś  spotkali  w  tych  stronach  i 

twierdzili, że chodził wyprostowany jak żołnierz. 

Ktoś inny krzyknął, zagłuszając pozostałych: 

- Ten człowiek pytał o Raiję! Strażnicy stracili pewność siebie. 

- Będziemy musieli donieść o wszystkim wójtowi, ale najpierw ruszymy w pościg za 

uciekinierem.  Na  pewno  ktoś  go  widział,  w  końcu  mało  kto  w  tych  dniach  wyjeżdża  ze 

Skibotn. 

-  Jest  wysoki,  ma  ciemne  falowane  włosy  i  zielono  -  niebieskie  oczy.  Prosty  nos, 

mocny podbródek.  Bije  od niego lodowaty chłód. Ten człowiek ma kamień zamiast serca  - 

wyjaśniała Raija beznamiętnie. Czuła się martwa, jakby wola życia całkiem w niej wygasła. 

-  Nikomu  z  was  nie  wolno  opuszczać  osady  -  nakazali  ludzie  wójta  Raiji,  Reijo  i 

Mattiemu. 

-  Mieszkamy  na  przylądku  -  wyjaśnił  Reijo,  wskazując  dłonią  swoją  chatę.  -  Tam 

możecie nas znaleźć. 

- Ciało zostanie tutaj. 

- Nie! - krzyknęła Raija, przytrzymując z całych sił zwłoki Mikkala. 

- Weźmiemy je na przylądek - oświadczył Reijo. - Mam stodołę niedaleko domu. Dla 

was  to  nic  nie znaczy,  a  dla  nas  bardzo  wiele.  Zresztą  chyba  nie  powinniśmy  zostawiać  na 

jarmarku trupa? 

Zgodzili się, przekonani słowami Reijo. 

I wówczas stało się coś, czego Raija w życiu nie doznała. Mieszkańcy osady otoczyli 

ją kołem. 

Obcy  ptak  nagle  stał  się  częścią  wspólnoty,  która  swą  niechęć  zwróciła  przeciwko 

ludziom wójta. Nakłonili ich, by szukali mężczyzny, który strzelał, zabójcy. Potwierdzili jej 

zeznanie i stanęli po jej stronie. 

Zaakceptowali  ją,  mimo  że  pojawiła  się  w  osadzie  nieoczekiwanie  i  w  wyjątkowo 

dziwnych okolicznościach. 

background image

Tyle lat starała się dopasować do lokalnej społeczności, żyć jak oni. Nie udało jej się i 

z tego powodu bardzo cierpiała. 

Teraz  wróciła  jakby  z  zaświatów,  Reijo  powiedział  przecież,  że  jego  żona  nie  żyje. 

Swoje  myśleli  i  nie  przyjęli  równie  gładko  opowiedzianej  przez  nią  historyjki.  Raczej 

przychylali się do tego, że porzuciła męża i dzieci. 

Stała  się  główną  atrakcją  jarmarku,  tuląc  w  objęciach  umierającego  kochanka. 

Zastrzelił go obcy, o którym nic nie wiedzieli. Uwierzyli jednak, że jest tak, jak ona mówiła. 

Przygarnęli ją do serca. 

Zaakceptowali, jakby była jedną z nich. 

Reijo  wyczuwał  płynące  z  tłumu  współczucie  dla  niej  i  serce  mu  krwawiło.  Jaka  to 

niesprawiedliwość, że dopiero w takich okolicznościach zdobyła ich przychylność! 

- Raiju, kochanie, puść Mikkala, nie możesz mu już pomóc - przemawiał łagodnie. 

Potrząsnęła głową. 

Reijo  położył  ręce  na  jej  ramionach,  zmusił,  by  spojrzała  na  niego.  Dostrzegł  jej 

przerażenie. 

- Weźmiemy go na przylądek. Będzie z nami, Raiju. Ale nie możemy mu pomóc, on 

nie żyje. 

Popatrzyła  rozbieganym  wzrokiem.  Dłonie,  nie  czuła  własnych  dłoni!  Ale  musi 

trzymać Mikkala, nie może go wypuścić z rąk! 

- Niedaleko stąd zostawiliśmy zaprzęg - wtrącił się Matti. 

Reijo poprosił go, żeby przyprowadził renifery, a do Raiji rzekł: 

-  Musisz  się  trochę  ogrzać,  Raiju.  Nie  możemy  pozwolić,  żebyś  nam  tu  zamarzła. 

Mikkal nigdy by nam tego nie wybaczył. 

Rozluźniła się, stopniowo uległa. Dała się przekonać słowom Reijo, zaufała mu. 

Pozwoliła podnieść zwłoki Mikkala i położyć je ostrożnie na jednym z pułków. 

Wstała  rozdygotana  i  skrzyżowała  ręce  na  piersiach.  Nieprzytomnym  wzrokiem 

spojrzała na dłonie pokryte zastygłą krwią, a gdy uprzytomniła sobie, co to jest, znów ścisnęło 

ją w gardle od tłumionego płaczu. 

Powstrzymała jednak łzy, by wylać je w samotności. 

- Chodź ze mną, Raiju. - Reijo objął ją, jakby chcąc poprowadzić. 

Ale ona stała nieporuszona. Zastanawiała się, co na jej miejscu zrobiłby Mikkal. 

- Nie mogę - odrzekła w końcu. - Muszę wracać do obozowiska. Tam został Ailo. Nie 

chcę, żeby dowiedział się o tym, co się stało z jego ojcem, od kogoś obcego. 

Pochlipując, wsiadła do sań. 

background image

Musi być silna. 

Najchętniej załamałaby się i płakała, ale nie było jej wolno. Nie mogła sobie pozwolić 

na słabość. 

Teraz na nią spadła odpowiedzialność za dziecko Mikkala. 

Napotkawszy wzrok Reijo, wyjaśniła: 

- Nie obawiaj się! Nie ucieknę, nie tym razem. Nie mam już dokąd uciec. Zjawię się 

na przylądku, bo przecież tam są wszyscy ci, których kocham. Wszyscy, z wyjątkiem małego 

chłopca, którego muszę przywieźć. 

Reijo pokiwał głową, nie mógł jej tego zabronić. Czasem ta drobna kobieta wydawała 

się twarda jak skała, chociaż tuż pod skórą czaiły się lęk i przerażenie. 

Ale  rzeczywiście  na  niej  spoczywa  odpowiedzialność  za  syna  Mikkala.  Może  to  ją 

jakoś pocieszy w smutku. 

- Dobrze, jedź - rzekł do niej. - Wiem, że wrócisz. 

background image

13 

Rześkie  powietrze  chłodziło  jej  zapłakaną  twarz,  przynosząc  ulgę.  Raija  poganiała 

ostro biedne zwierzę w nadziei, że lodowate tchnienie wiatru ostudzi zapuchnięte policzki i 

zaczerwienione oczy, ukoi smutek i złagodzi cierpienie. 

- Długo was nie było - rzucił Aleksanteri, kiedy weszła do namiotu. 

Stanąwszy  przed  nim  twarzą  w  twarz  pożałowała,  że  nie  poprosiła  Reijo,  by 

przyjechał razem z nią. Potrzebowała kogoś, kto by ją wsparł w tej trudnej chwili. 

Ale przecież Reijo i tak nie mógłby jej towarzyszyć, bo dzieci przeraziłyby się, gdyby 

ktoś obcy zajechał do obejścia ze zwłokami mężczyzny na saniach. 

W palenisku trzaskał ogień, a Ailo bawił się, podśpiewując sobie pod nosem coś, co 

miało przypominać dorosły jojk. 

O mój Boże, jak tu przytulnie! 

Już nigdy więcej w tej jurcie nie będzie tak jak w domu! I w żadnym innym miejscu. 

Raija czulą domowe ciepło tylko wówczas, gdy leżała w ramionach Mikkala, ale on 

już nie mógł jej przygarnąć. 

Była więc bezdomna. 

Straciła wszystko. 

- A  gdzie pozostali? Czy  coś się stało? - Aleksanteri wyczuł, że  coś jest nie tak jak 

powinno. 

- Musimy złożyć jurtę - rzuciła Raija krótko i odwróciła się do niego plecami. 

- A tata i Matti nie przyjadą? - był ciekaw Ailo. Raija pokręciła głową. 

-  Spakujemy  wszystko.  Zamieszkamy  w  chacie.  Aleksanteri  nie  dał  się  oszukać. 

Podszedł do niej i zmusił, by popatrzyła mu w oczy. 

-  O  czym  ty  mówisz,  Raiju?  Dlaczego  Matti  i  Mikkal  nie  przyjadą?  Dlaczego 

płakałaś? 

Raija wyrwała mu się i pochyliwszy głowę, wybuchnęła głośnym szlochem, mimo że 

przyrzekła sobie, że powie im o śmierci Mikkala w sposób godny. 

- Co jest, Raiju? Coś cię zasmuciło? 

Raija  objęła  mocno  Ailo  i  przymknąwszy  oczy,  uścisnęła  go  mocniej  niż  zwykle. 

Potem przełknęła ślinę, wzięła się w garść i nie wypuszczając chłopca z objęć, powiedziała: 

- Jesteś już dużym chłopcem, Ailo. Słyszałeś o śmierci. Ailo pokiwał głową poważnie. 

- Tak, moja mama umarła. 

background image

- Twój tata także umarł, maleńki przyjacielu. 

-  Nie!  To  nieprawda,  kłamiesz!  Tata  nie  umarł!  -  krzyknął  Ailo,  uderzając  Raiję 

piąstkami. 

Wymachiwał rękami, póki nie opadł z sił. 

- Tata nie umarł - powtarzał drżącym głosem, wtulając się w Raiję. - Nie umarł. 

Raija głaskała sterczącą czarną czuprynę. 

-  Tak  bardzo  bym  pragnęła,  żebyś  miał  rację  -  szeptała.  -  Ale  on  umarł  na  moich 

rękach... 

-  Co  się  stało?  -  dopytywał  się  Aleksanteri,  stojąc  bezsilnie  obok  pogrążonych  w 

rozpaczy  przyjaciół,  dla  których  Mikkal  był  jedyną  opoką.  Ręce  opadły  mu  ciężko.  Nie 

potrafił ich pocieszyć. 

- Potwór z Vardo - wyjaśniła Raija sucho. - Celował we mnie, a Mikkal stanął między 

nami i kula trafiła go w plecy. 

Ailo szlochał rozdzierająco, przytulony do piersi Raiji. 

- Jeszcze mam na rękach jego krew... - Raija wyciągnęła dłonie do Aleksanteriego. 

Ailo nie słyszał, walczył ze łzami i ze straszliwym cierpieniem, jakie nim zawładnęło. 

Ciągle nie mógł uwierzyć w przerażające nowiny. 

Na jego oczach umarła mama, nie umiał wyobrazić sobie ojca padającego od kuli. 

Tata nie może umrzeć. 

Tata nie żyje. 

Raija powiedziała, że umarł, Raija rozpacza tak samo jak on... 

Płakali oboje, wtuleni w siebie. Nic nie mówili, tylko szlochali tak, że serce pękało. 

Wiedzieli, że muszą się uporać z rozpaczą, ale pewne było, że bez Mikkala ich życie 

już nigdy nie będzie takie jak dotąd. 

Dopiero późnym popołudniem złożyli namiot i zapakowali na pułki cały dobytek. 

Raija  i  Ailo  dotykali  delikatnie  wszystkiego,  co  należało  do  Mikkala.  Raija 

postanowiła, że żaden z wyrzeźbionych przez niego przedmiotów nie zostanie sprzedany. Ani 

na tym jarmarku, ani na żadnym innym. 

Kiedy ruszyli w stronę fiordu, Ailo przytulił się mocno do niej. Była teraz dla niego 

jedynym oparciem. 

Wiele  czasu  upłynęło  od  rozstania  z  babką  Ravną.  Chłopiec  pamiętał  ją,  ale  Raija 

znaczyła dla niego teraz więcej. 

Razem z Raiją i z tatą tworzyli rodzinę. A tata nie żyje. 

background image

Raija dobrze wiedziała, co czuje syn Mikkala. I nie miała wątpliwości, że to dziecko 

jest tak samo jej dzieckiem, jak czwórka mieszkająca na przylądku. 

-  Mama  wraca,  będzie  tu  dzisiaj,  już  niebawem  -  powiedział  Reijo  do  Mai  i  Knuta, 

którzy  wybiegli  z  chaty  i  nim  Reijo  zdążył  im  przeszkodzić,  zobaczyli  leżące  na  pułkach 

zwłoki. 

- To Mikkal - rozpoznała Maja. - Nie żyje? Naprawdę, jesteś pewien? 

Dopiero  później  Reijo  uświadomił  sobie,  że  w  głosie  dziewczynki  pobrzmiewała 

radość. 

I Maja, która zaciekle upierała się, że mama nigdy nie wróci, nagle zmieniła zdanie. 

-  Może  jednak  wróci  -  powiedziała,  zmrużywszy  oczy.  Reijo  poczuł,  jak  dreszcz 

przebiegł mu po plecach. 

Nagle uderzyło go, jak bardzo Maja jest podobna do Mikkala. Nie potrafiłby wyjaśnić, 

dlaczego tak mocno ścisnęło mu się serce. 

Maja pobiegła do alkierza i przebrała się w swoją najładniejszą sukienkę: błękitną ze 

stójką i marszczoną od karczku. Dziewczynka uważała, że w niej wygląda najpiękniej. 

Reijo modlił się w duchu, żeby Raija zwróciła na to uwagę. 

- Może teraz już przyjdzie - powtórzyła Maja, zasiadając przy oknie wychodzącym na 

las.  Było  to  jedyne  okno  z  szybą  w  całym  domu.  U  biedaków  nie  spotykało  się  takich 

zbytków. Reijo nie miał pojęcia, skąd ojciec wziął szybę, ale od kiedy pamiętał, zawsze była 

w tym oknie. 

Reijo wiedział, że Maja domyśla się, kim Mikkal był dla Raiji, i zazdrość zatruwała jej 

małe serce. Nienawidziła Mikkala, bo wydawało jej się, że matka bardziej od niej kocha tego 

obcego mężczyznę. 

Reijo  zapragnął  nagle  cofnąć  czas  i  uczynić  wszystko,  by  Maja  pokochała  Mikkala. 

Łatwiej przyszłoby jej się pogodzić z tym, że był jej ojcem, o czym z pewnością kiedyś się 

dowie. 

Wreszcie  Raija  przyjechała.  Była  zmęczona,  zapłakana,  brudna.  A  za  rękę  trzymała 

małego chłopca. 

Maja,  która  już  miała  rzucić  się  matce  na  powitanie,  zatrzymała  się  gwałtownie  i 

wczepiła paznokciami w dużą dłoń Reijo. 

Spojrzeniem  przygwoździła  chłopca,  który  nie  chciał  puścić  Raiji.  Wydał  jej  się 

znajomy, ale nie pamiętała, gdzie go spotkała. 

Jakim prawem tak trzyma jej mamę, czyżby nie miał swojej? 

background image

Raija przesunęła się, żeby zrobić miejsce wchodzącemu mężczyźnie. Reijo pomyślał, 

ż

e skądś go zna. 

-  Tak,  to  ja  -  uśmiechnął  się  Aleksanteri  niepewnie.  -  Gdyby  nie  oni,  zamarzłbym. 

Uratowali mnie od śmierci, ale przez to opóźnili trochę przyjazd. - Rozłożył dłonie w geście 

zakłopotania i dodał: - To niezrozumiałe i bezsensowne! 

Reijo pokiwał głową ponuro. 

Raija zdjęła kaftan i po lapońsku poprosiła Ailo, żeby też się rozebrał. 

Zabrzmiało to intymnie, tak jak mama powinna przemawiać do dziecka. 

Reijo  był  pewien,  że  nie  uszło  to  uwagi  Mai.  I  na  nic  już  się  nie  zdało,  że  Raija 

niepewnie  podeszła  kilka  kroków  i  uklęknęła  przed  gromadką,  która  otoczyła  Reijo. 

Wyciągnęła  do  nich  zmarzniętą  dłoń  i  leciutko  pogładziła  maluchy  po  policzkach.  Ale 

uczyniła to niepewnie, inaczej niż wtedy, gdy trzymała za rękę czarnowłosego chłopca. 

Zauważyli różnicę. 

Raija  najchętniej  przytuliłaby  je  wszystkie  naraz,  ale  nie  zmieściłyby  się  w  jej 

ramionach. 

Musiała więc zadowolić się tym, żeby przywitać się z nimi po kolei. 

Ida  wstydziła  się  i  trochę  lękała  obcej  pani.  Nie  pozwoliła  się  nawet  pogłaskać  po 

pucołowatych policzkach i szybko odwróciła się do Reijo, który wziął ją na ręce, widząc, że 

jest bliska płaczu. Zarzuciła ojcu na szyję tłuściutkie ramionka, nie spuszczając jednak z oczu 

Raiji. 

Ida była zbyt mała, żeby pamiętać mamę. Ida jej nie znała. 

Raija zamrugała powiekami, chociaż przecież spodziewała się tego. 

Elise, płacząc i śmiejąc się na przemian, w ogóle nie chciała puścić Raiji. 

- Wiedziałam, że wrócisz - szeptała jej do ucha, tak żeby nikt inny nie słyszał. - Maja 

powtarzała, że nigdy nie wrócisz, ale ja jej nie wierzyłam. 

Raija ucałowała ją w czoło. Reijo miał rację, pomyślała, patrząc na dziewczynkę przez 

wilgotne rzęsy. Elise zupełnie przypominała Eve. Wykapana matka. 

Wyrośnie na prawdziwą piękność. Już teraz wyróżniała się urodą. 

-  Jesteś  śliczna,  maleńka  -  mruknęła  Raija  zduszonym  głosem,  bez  najmniejszego 

zamiaru ujmowania czegoś pozostałym dzieciom. 

Knut nie chciał ucałować matki. Cofnął się i popatrzył na nią wzrokiem Kallego. 

- Jesteś moją mamą? - zapytał. 

Raija pokiwała głową, bo żadne słowo nie przechodziło jej przez gardło. 

- Zostaniesz? Raija przytaknęła. 

background image

- Dlaczego cię tak długo nie było? 

- Nie mogłam przyjechać. Reijo wam to tłumaczył. Kocham was wszystkich i nie było 

dnia, bym o was nie myślała. 

Knut pokiwał głową z powagą dorosłego mężczyzny. 

- To dobrze, że wróciłaś. 

Maja...  została  jeszcze  tylko  Maja,  która  spoglądała  na  nią  pociemniałym, 

odpychającym wzrokiem. Miała rysy twarzy Mikkala i jego uśmiech. Maja, córka Mikkala. 

Ale  dziewczynka,  która  wystroiła  się  w  swoją  najładniejszą  sukienkę,  rozplotła 

warkocz, rozpuściła i wyszczotkowała włosy, doznała rozczarowania. 

- Nie lubię cię - powiedziała. 

Raija  obawiała  się  właśnie  takiej  reakcji.  W  tej  chwili  najbardziej  potrzebowała 

wsparcia Mikkala. 

Odszukała  wzrokiem  spojrzenie  córki  i  drżącym  głosem,  siląc  się  na  spokój, 

powiedziała: 

- Mam nadzieję, że kiedyś zmienisz zdanie, Maju. 

Bo ja cię bardzo kocham i bardzo bym pragnęła, żebyś ty też mnie kochała. 

Maja skrzywiła twarz i oparła się o Reijo. 

- Kto to jest? - skinęła głową w stronę Ailo, który przytulał się do Mattiego. Chłopiec 

poczuł  się  niepewnie,  kiedy  Raija  zajęła  się  dziećmi.  Czyżby  już  go  nie  chciała?  Może  ją 

także straci? 

- Ailo jest waszym nowym bratem. 

- Nie potrzebujemy więcej braci. 

-  Jego  tatą  był  Mikkal.  -  Raiji  zadrżał  głos,  gdy  wypowiadała  imię  ukochanego.  - 

Teraz Ailo nie ma nikogo na świecie prócz nas. 

- Nie potrzebujemy go - upierała się Maja. 

- Ale Ailo potrzebuje was - wtrącił się Reijo. - I potrzebuje Raiji. 

Maja  zamilkła.  Nigdy  nie  przeciwstawiała  się  Reijo,  choć  nie  zawsze  się  z  nim 

zgadzała. Nie bez zainteresowania zerknęła w stronę chłopca. Wydawało jej się, że jest w tym 

samym wieku co ona. 

- Przecież on nie potrafi nawet porządnie mówić - prychnęła. 

- Mówi po lapońsku i po fińsku - powiedziała Raija. - Ty także znasz fiński. 

Maja pokiwała  głową, zapomniawszy, że postanowiła we wszystkim sprzeciwiać się 

mamie. Puściła dłoń Reijo i podeszła do wujka, który też niewiele mówił, i do tego obcego 

chłopca, żeby mu się przyjrzeć. 

background image

Raija  niepewnie  wyciągnęła  palec  do  Idy.  Pamiętała,  że  jako  dziecko  uwielbiała  się 

przeglądać w stawach i kałużach i widziała wówczas odbicie takiej samej twarzyczki jak ta, 

którą miała przed sobą. 

Ida  naprawdę  była  do  niej  podobna,  choć  jako  niemowlę  wypisz  wymaluj 

przypominała Reijo. 

Maleństwo  nie  chwyciło  palca  matki.  Wygięło  usteczka  w  podkówkę,  ale  nie 

rozpłakało się, tylko jeszcze mocniej objęło Reijo za szyję. 

Raija z ciężkim sercem usiadła obok przyjaciela. Nie mogła się napatrzyć na dzieci, 

bez których przyszło jej żyć tyle lat. Ileż to razy marzyła o tym, jak je wyściska! 

- To musi trochę potrwać - westchnęła cicho, napotkawszy pełen zrozumienia wzrok 

Reijo. 

- Wszystko będzie dobrze - odparł. 

W sercu Raiji także zakiełkowała nadzieja, kiedy usłyszała, jak Maja rozmawia z Ailo. 

- Mój tata też umarł - mówiła. - Na początku jest trochę smutno, ale potem wszystko 

mija. Kochałeś swojego tatę? 

Ailo  pokiwał  głową.  Powoli  wysunął  się  z  rąk  Mattiego  i  usiadł  na  podłodze  obok 

Mai. Dzieci popatrzyły na siebie i wbrew wszelkim oczekiwaniom polubiły się. 

Raiji głos uwiązł w gardle, bo niczego bardziej nie pragnęła. 

Mam  nadzieję,  że  to  widzisz,  Mikkalu,  powiedziała  w  myślach.  Bardzo  by  cię  to 

uradowało. 

Raija już nie płakała. Ukryła uczucia głęboko przed światem. Nie chciała, żeby dzieci 

widziały jej rozpacz. Spośród nich tylko Ailo rozumiał, jak bardzo tęskni za Mikkalem i jak 

wielka jest jej żałoba. Dla pozostałych była mamą, która powróciła do domu. Nie rozumiały, 

dlaczego jej tak długo nie było, i obserwowały Raiję czujnie, jakby obawiały się ją za bardzo 

polubić. Bo może znowu od nich odjedzie, a wtedy będzie im jeszcze ciężej na sercu? Lepiej 

być ostrożnym. 

A na zewnątrz leżał martwy Mikkal z wielką dziurą w plecach. Najchętniej poszłaby 

do  niego,  siedziała  przy  nim,  dotykała  jego  zimnego  ciała  i  płakała  nad  tym,  że  jest  taki 

samotny. 

Powstrzymywał  ją  jedynie  wzrok  Reijo.  Jakimś  sposobem  czytał  w  jej  myślach  i  w 

jego  oczach  dostrzegała  prośbę,  żeby  została  w  izbie,  bo  i  tak  nic  nie  może  zrobić  dla 

Mikkala. 

Miał oczywiście rację, i rozum mówił jej to samo, tyle że ona rzadko kierowała się w 

ż

yciu rozsądkiem. 

background image

Wiedziała, że Mikkal nie żyje, całą sobą o tym wiedziała, ale pragnęła przytulić się do 

niego. To on był sensem jej życia! Czuła się tak, jakby runęły podstawy jej egzystencji. Nie 

miała pojęcia, czy potrafi istnieć bez niego. 

Ida, nim poszła spać, odważyła się postawić trzy kroczki dzielące ją od bezpiecznych 

kolan Reijo do nieznajomej pani w dziwnych ubraniach. 

Dotknęła pośpiesznie Raiji i zmarszczywszy nosek, szybko cofnęła rączkę. 

Raija nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. 

- Zdaje się, że nie pachnę zbyt ładnie! 

- Nastawię wody - oznajmił Reijo. - Gorąca kąpiel dobrze ci zrobi. 

Skinęła  głową  z  wdzięcznością.  Co  prawda  nie  da  się  zmyć  z  siebie  smutku  i 

cierpienia, ale może kąpiel ją trochę uspokoi i uczyni senną. 

Może dzięki temu odpocznie nocą? 

Dzieci były już zmęczone.  Ida i Knut jako pierwsi poszli spać. Elise siedziała cicho 

jak myszka i nie spuszczała wzroku z Raiji. Jej oddanie graniczyło z uwielbieniem. Ledwie 

omiotła  spojrzeniem  Mattiego  i  Aleksanteriego.  Dla  niej  byli  tylko  dwoma  panami,  którzy 

przybyli w towarzystwie Raiji. Gdyby poproszono ją, by ich opisała, nie potrafiłaby. Elise pa-

trzyła tylko na Raiję. 

Nie  chciała  pójść  spać,  póki  przybrana  matka  się  nie  położy.  Najchętniej  zasnęłaby 

przytulona, trzymając ją za rękę. Ale kiedy Reijo posłał wszystkie dzieci do łóżka, posłuchała 

go, na dobranoc raz jeszcze mocno ściskając i całując Raiję. 

- Tak bardzo cię kocham, Raiju... mamo - wyszeptała i już jej nie było. 

Ailo także przyszedł ją pocałować. Tulił się do niej długo i zapytał w końcu cichutko: 

- Czy ja mogę się bawić, mimo że tata umarł? 

- Oczywiście, kochanie. Tata cieszył się zawsze, kiedy byłeś radosny. Nie musisz czuć 

z tego powodu wyrzutów sumienia. 

Chłopcu  wyraźnie  ulżyło.  Pełen  wdzięczności  zeskoczył  z  kolan  Raiji  i  pobiegł  za 

Mają, która wyściskała tylko Reijo, nie wykazując najmniejszego zainteresowania matką. 

Raija nie potrafiła ukryć zawodu, bo ponad wszystko pragnęła odzyskać miłość tego 

dziecka poczętego z wielkiej miłości. 

Z  wolna  w  chacie  ucichło.  Dorośli  posilali  się  w  milczeniu.  Raiji  trzęsły  się  ręce. 

Zauważyła, że Matti miał ten sam kłopot. 

- Co teraz zrobimy? - zapytał zachrypniętym głosem. 

- Nie chcę tutaj zostać - odpowiedziała zamyślona. - Nigdy nie zamierzałam wrócić tu 

na stałe. Wspomnienia stąd są ciągle zbyt żywe... 

background image

- A mnie się zdaje, że teraz tutaj jesteś tak samo bezpieczna jak gdziekolwiek indziej. 

Przynajmniej na razie. Bo nie sądzę, żeby on odważył się tu wrócić. 

- Owszem, wróci za jakiś czas. Uparł się, żeby mnie zabić, i od tego nie odstąpi. To 

zemsta za to, że wtedy wymknęłam mu się z rąk. 

- Jak on ciebie znalazł? - Reijo potrząsał głową, nie pojmując tego, co się stało. - Czy 

to przypadek? 

-  Wiedział,  jak  się  nazywam,  chociaż  w  Vardo  znał  mnie  jako  Ritvę.  Nigdy  nie 

zdradziłam  mu  swojego  prawdziwego  imienia.  Nie  mam  pojęcia,  jak  się  tego  dowiedział. 

Wiedział też o dzieciach i na pewno o tobie. Ciarki mi przechodzą po plecach, kiedy sobie o 

tym pomyślę. Potwornie się boję! 

Reijo  zadrżał.  Zmarszczywszy  czoło,  przypomniał  sobie  nagle,  jak  na  placu  ktoś 

krzyknął, że jakiś mężczyzna pytał o Raiję... 

- Że też musieliście wrócić akurat teraz! 

Oczy Raiji pociemniały jak dwa czarne stawy bez dna. 

-  Myślisz,  że  się  tym  nie  zadręczam?  Ale  to  na  nic.  Bo  przyjechaliśmy!  Mikkal  nie 

ż

yje. I choćbym czuła nie wiem jak wielkie wyrzuty sumienia, nie zmienię tego, co się stało. 

Reijo też o tym wiedział. 

- Jakie były dla was te ostatnie lata? - zapytał. - Jak odnaleźliście Mattiego? No i w 

jaki sposób ten człowiek spotkał się z wami? - Kiwnął głową w stronę Aleksanteriego. 

Opowiadanie  przyniosło  Raiji  ulgę.  Oddaliła  się  myślami  od  strasznej  chwili,  kiedy 

usłyszała wystrzał, a Mikkal osunął się w jej ramionach. 

Z  radością  przypomniała  sobie  o  tym,  jak  dobrze  było  im  razem.  Wspomnienia 

okazały się prawdziwym ukojeniem dla jej skołatanych nerwów. 

-  Na  półwyspie  Varanger  nie  masz  czego  szukać  -  oznajmił  Reijo,  kiedy  skończyła 

mówić. - Tam jest rodzina Ailo, nie twoja. A Ravna już mocno posunęła się w latach... 

Raija poczuła się rozdarta. 

-  Nie  chcę  pogrzebać  tutaj  Mikkala.  Był  dzieckiem  natury  i  na  płaskowyżu  czuł  się 

najszczęśliwszy. A te góry trzymają każdego w żelaznym uścisku. Poza tym Ravna ma prawo 

wiedzieć, co się stało z jej synem, powinna też zobaczyć się z Ailo. 

-  Nie  pozwolę  ci  jechać  samej.  Nie  o  tej  porze  roku.  Już  kiedyś  byłem  w  drodze 

podczas śnieżnych zamieci i robi mi się zimno na samo wspomnienie. 

- Nie mogę cię prosić, Reijo, żebyś jechał ze mną. 

- Ale przecież oni i tak nie pogrzebią go przed nastaniem wiosny. Płaskowyż jest teraz 

skuty lodem. Przetrzymamy tutaj ciało, póki nie zrobi się cieplej. 

background image

To, co mówił, miało sens. 

Mikkal zostanie pochowany w ziemi, którą kochał i na której żył, tam gdzie czuł się 

szczęśliwy. 

- Nadal jesteś moją żoną - przypomniał Reijo, jakby Raija mogła o tym zapomnieć. 

Popatrzyła  na  niego,  usiłując  odgadnąć  jego  myśli,  ale  Reijo  potrafił  jak  nikt  inny 

spoglądać nieprzeniknionym wzrokiem, a jego twarz skrywała wszelkie tajemnice. 

- Nie mogę cię do niczego zmusić, ale mamy dokument na to, że stanowimy rodzinę. 

Oboje znamy dobrze siebie nawzajem. Oboje też kochamy dzieci. I już kiedyś wspieraliśmy 

się  wzajemnie  w  codziennych  trudach.  Wiemy,  czego  możemy  się  po  sobie  spodziewać. 

Będziemy  strzec  się  kapitana  z  Vardo.  Jeśli  będzie  trzeba,  uczynię  dla  ciebie  to  samo,  co 

Mikkal. 

Raija spuściła wzrok. 

Nie pozwoli na to, by Reijo poświęcił dla niej życie. Już dość ludzi miała na sumieniu. 

- Matti i Aleksanteri oczywiście także zostaną z nami, o ile zechcą. Zimą przydadzą 

się dodatkowe ręce do pracy. 

- I więcej gąb do nakarmienia - wtrącił Aleksanteri. 

- Oboje z Raiją zawdzięczamy ci tak wiele, że właściwie jesteś dla nas jak rodzina - 

odparł Reijo z powagą. - Ludziom we wsi powiemy, że jesteś kuzynem Raiji. 

Aleksanteri skrzywił się i stwierdził: 

- Rzeczywiście, z czasem stosunki rodzinne trochę się skomplikowały... 

- Chyba zostaniemy - uznała Raija. - Co z moją kąpielą? 

Reijo wstał. 

- Naniosę tyle śniegu, ile zdołamy zagrzać. Balię ustawimy w mojej izbie. Możesz tam 

spać. My, chłopy, prześpimy się w kuchni. Potrzebujesz snu bardziej niż ktokolwiek z nas. 

Raija uścisnęła mu dłoń. 

-  Nie  znam  kobiety,  która  miałaby  takiego  dobrego  męża  jak  ja  -  rzekła  miękko.  - 

Jesteś moim najlepszym przyjacielem. 

-  Zasłużyłaś  na  więcej  -  odparł  Reijo,  a  na  jego  twarzy  odmalowało  się  cierpienie. 

Potem wyszedł przygotować Raiji kąpiel. 

background image

14 

Gorąca kąpiel wydała się Raiji prawdziwym błogosławieństwem. Siedziała w wielkiej 

drewnianej  balii,  zanurzona  po  samą  szyję  w  wodzie,  która  przelewała  się  przy  każdym 

gwałtowniejszym ruchu. 

Doprawdy,  Reijo  nie  poskąpił  jej  wody,  wraz  z  Santerim  i  Mattim  nanieśli  wiele 

kubłów, nim napełnili balię po brzegi. 

Po paru tygodniach podróży, podczas której nie było warunków do porządnego mycia, 

kąpiel w parującej wodzie wydała się Raiji cudownie oczyszczająca, tak ciało, jak i duszę. 

Reijo przyniósł Raiji kawałek mydła własnej roboty i wychodząc z izby, powiedział: 

- Nie oszczędzaj! Uspokój się i pozwól, by ogarnęło cię zmęczenie. W nocy powinnaś 

spać. Nie chcę, żeby dręczyły cię koszmary. Nie wolno ci płakać ani robić sobie wyrzutów. 

Ż

adne z nas nie mogło zapobiec śmierci Mikkala! Winę za to, że nie żyje, ponosi jedynie ten, 

kto go zastrzelił. Mikkal chciał cię ocalić. Nie zważał na nic, bo dla niego najważniejsze było 

twoje dobro. Byłaś jego sercu najdroższa. 

Raija  uwolniła  trzymane  na  uwięzi  myśli.  Czuła  się  taka  rozdarta!  Coś  w  niej 

krzyczało,  że  postępuje  podle,  pławiąc  się  w  gorącej  wodzie,  podczas  gdy  martwe  ciało 

Mikkala leży na mrozie. 

Czy jej rozpacz jest szczera, skoro równocześnie potrafi odczuwać radość z tego, że 

zażywa cudownej kąpieli? 

Ale przecież żelazna rozpacz ściska jej serce, a oczy pieką od łez, które wylała, i od 

tych, których zabrakło, choć ciągle chciało jej się płakać. 

Coś jej mówiło, że go zawiodła, ponieważ nie zanosi się płaczem, a z drugiej strony 

wiedziała, że ogromu żałoby nie da się zmierzyć ilością wylanych łez. 

Mikkal  już  nigdy  do  niej  nie  przemówi!  Nigdy  nie  uśmiechnie  się,  mrużąc  oczy  i 

błyskając  zębami.  Nigdy  już  nie  usłyszy  jego  głosu,  nie  zobaczy  gestów,  które  ją  tak 

rozczulały.  Nigdy  nie  schowa  dłoni  w  jego  mocnych,  dobrych  dłoniach.  Nigdy  więcej  nie 

przytuli się do jego policzka, żeby odzyskać siłę i spokój. Nigdy więcej jego usta nie dotkną 

jej warg. Ich ciała nie stopią się w jedno, by zaznać radości i spełnienia. 

Nigdy więcej... 

„Nigdy”.  To  jedno  słowo  niczym  ostry  nóż  brutalnie  przecięło  teraźniejszość  i 

przyszłość. Co ono ze sobą niesie, Raija uświadamiała sobie coraz wyraźniej. 

Powoli pojmowała, że „nigdy” znaczy tyle samo co „wieczność”. 

background image

Na tak długo została oddzielona od Mikkala, który w krótkiej chwili stał się jedynie 

wspomnieniem z przeszłości. 

Od tej pory będzie sama. 

„Sama”. To słowo miało równie przerażający wydźwięk jak słowo „nigdy” i ten sam 

gorzki smak. 

Bywała samotna w swym życiu. Nigdy jednak nie czuła się tak beznadziejnie sama jak 

teraz. 

Mikkal nie żyje. 

Odszedł na zawsze. Na całą wieczność. Już więcej go nie zobaczy, nie obejmie. 

Byli tak blisko osiągnięcia pełnej harmonii, tego, co zwie się szczęściem. 

Znów została ograbiona, odebrano jej szansę, kiedy się tego najmniej spodziewała. 

Czekają ją teraz długie, samotne lata bez cienia nadziei. 

Powinniśmy umrzeć razem! kołatała jej w głowie uporczywa myśl. 

Sama  jednak  nie  miała odwagi  ze  sobą  skończyć  ani  udać  się  na  poszukiwanie  tego 

mężczyzny, który chętnie zrobiłby to za nią. 

Nadal tliła się w niej wola walki. Nie chciała się poddać. Mikkal zawsze powtarzał, że 

jest uparta i potrafi się dopasować do każdych warunków, niczym górskie kwiaty, które tak 

kochał. 

Udowodni więc, że nadal drzemie w niej to, co tak podziwiał! Podźwignie się jak owe 

kwiaty po największej wichurze, wniknie korzeniami w skalisty grunt i znajdzie niezbędny do 

ż

ycia  pokarm.  Odnowi  siły  i  rosnąć  będzie  z  uporem,  a  potem  podniesie  głowę  i  pokaże 

wszystkim odwagę i niezłomność. 

Ale czy zdoła zachować godność, czy też da się złamać jak trzcina? 

Raija pocierała skórę, aż zrobiła się ognistoczerwona, a błogie ciepło rozeszło się po 

całym ciele. Potem umyła włosy, co sprawiło jej przyjemność, jakiej od  dawna nie czuła, i 

szybko wyszła z balii. 

W porównaniu z gorącą kąpielą powietrze w izbie wydawało się chłodne. Wytarła się 

do  sucha  i  założyła  pożyczoną  od  Reijo  koszulę  oraz  za  szerokie  dla  niej  spodnie,  które 

musiała związać w pasie rzemieniem, żeby nie opadły. 

Zmyła z siebie brud z podróży, ślady krwi i wyrzuty sumienia. 

Ale  nie  rozpacz!  Kochała  Mikkala  wielką  miłością.  Nadal  był  dla  niej  wszystkim, 

mimo  że  wiedziała,  iż  leży  martwy.  Uczuć  nie  da  się  przeciąć  równie  łatwo  jak  nici  życia. 

Raija  potrzebowała  czasu,  żeby  uporać  się  z  cierpieniem  i  smutkiem.  Żałoby  nie  można 

zrzucić jak brudnych ubrań, których nie chce się dłużej nosić. 

background image

To musi potrwać. 

Boso wkroczyła do kuchni. Choć od podłogi ciągnęło, w pomieszczeniu było ciepło. 

Usiadła na ławie, która służyła jako dodatkowe miejsce do spania, i podwinęła nogi. 

- Wyglądasz lepiej - uznał Reijo. - Potrzebowałaś tego, Raiju. 

Raija rozczesywała mokre włosy, rozdzielała loki i wygładzała je grzebieniem. 

- Jestem przerażona - wyznała. - Dopiero teraz w pełni zrozumiałam, co się naprawdę 

stało. Nie docierało do mnie dość jasno, że Mikkal zniknął z mojego życia na zawsze. Że nic 

już tego nie odmieni. 

-  Jeśli  może  cię to  w  jakiś  sposób  pocieszyć,  to  wiedz, że  zawsze  będę przy  tobie  - 

zapewnił Reijo, siadając obok na tej samej ławie. 

Aleksanteri  i  Matti  położyli  się  już.  W  chacie  panowała  cisza  przerywana  jedynie 

przyciszonymi głosami małżonków i trzaskaniem ognia w palenisku. 

-  Oczywiście,  że  to  dla  mnie  pociecha.  -  Raija  chwyciła  go  za  rękę.  -  Ale  był  tylko 

jeden Mikkal, a on umarł. I nikt go nie zastąpi. 

-  To  samo  przeżywałem  po  powrocie  z  Bergen.  Najchętniej  sam  bym  umarł.  Ale 

brakowało  mi  odwagi.  Omal  nie  pogrążyłem  się  całkiem  we  własnej  rozpaczy.  Wszystko 

straciło dla mnie sens. 

- Czy już ci przeszło? Zapomniałeś o niej? - zapytała Raija. 

-  Zapomniałem?  -  Reijo  pokręcił  głową.  -  Nigdy  nie  zapomnę.  Człowiek  z  czasem 

nabiera  dystansu,  a  to  całkiem  co  innego.  Chyba  już  pogodziłem  się  z  jej  stratą  i  gotów 

byłbym rozpocząć nowe życie. Może nawet mógłbym kogoś pokochać. Zdaję sobie sprawę, 

ż

e  to  nie  byłoby  to  samo,  ale  myślę,  że  gdybym  tylko  dał  sobie  szansę,  mógłbym  przeżyć 

jeszcze coś pięknego. 

-  Coś  na  kształt  miłości  -  przerwała  mu  Raija,  powtarzając  słowa,  którymi  określali 

uczucie,  jakie  ich  łączyło.  Po  chwili  dodała  niechętnie:  -  Nie  wiem,  czy  pozwoliłabym  ci 

zbliżyć  się  do  siebie.  Brak  mi  odwagi,  Reijo.  Zbyt  wiele  dla  mnie  znaczysz.  Nie  mogę  cię 

stracić. 

- Przecież układało nam się dosyć dobrze. Pokiwała głową. 

- Właśnie, dosyć, trafnie to ująłeś. Tak do końca nigdy między nami nie istniała pełna 

harmonia. Zresztą po powrocie z Bergen sam to zrozumiałeś. Coś na kształt miłości... Wątpię, 

czy potrafilibyśmy się tym zadowolić do końca swoich dni. 

- A jeśli poza tym nie  ma nic innego? - zapytał. - Jeśli tylko taką namiastkę można 

otrzymać od losu? 

background image

- To już wolę żyć bez miłości - odrzekła drżącym głosem. - Kiedyś potrafiłam znaleźć 

radość  w  ramionach  innych  mężczyzn.  Ale  teraz,  kiedy  Mikkal  nie  żyje,  czułabym  się, 

jakbym bluźniła, jakbym bezcześciła pamięć o nim. Po tym cudownym,  nie mającym sobie 

równych związku nie mogłabym być teraz blisko z nikim innym. 

Reijo pogładził palcem jej policzek. Pozwoliła mu na to. 

W tej pieszczocie nie było żadnego erotycznego podtekstu. Jedynie sympatia, ciepło, 

przyjaźń. 

- Przystanę na twoje warunki - rzekł. - Musisz mi tylko obiecać, że będziesz wobec 

mnie szczera. 

- Nie mogę się na to zgodzić - odparła. - Nie chcę po raz kolejny stanąć ci na drodze 

do spełnienia twoich marzeń. Wiem, że mógłbyś założyć normalną rodzinę. 

- A może mnie jest przeznaczone życie z tobą? Skrzywiła się. 

- Nie wierzę w to, Reijo. Uważam, że zasłużyłeś na więcej. 

-  Myślę  to  samo  o  tobie,  Raiju,  maleńka.  -  W  smutnym  spojrzeniu,  jakie  napotkała, 

dostrzegła powagę. - Ale tak się nie dzieje. Zasługujesz, by żyć jak bogini. 

- A może boginie wcale nie mają tak dobrze? - zakpiła ponuro. 

Uśmiechnęli  się  do  siebie.  Właściwie  powiedzieli  już  sobie  wszystko  i  mogliby 

położyć się spać, ale żal im było tego uczucia wspólnoty. 

Lękali się też nocnych koszmarów. 

Drzemali, kiedy rozległo się lekkie pukanie do drzwi. 

Reijo zerwał się na równe nogi, ale zaraz opanował strach. 

- Przecież ten Potwór z Vardo nie pukałby - uspokajał Raiję, która skuliła się w sobie, 

jakby chciała się stać niewidoczna. 

Po chwili zastanowienia przyznała mu rację. 

Reijo otworzył. 

W drzwiach stal rybak z wioski. Raija pamiętała go jak przez mgłę z czasów, kiedy 

mieszkała  w  osadzie.  Przez  kilka  sezonów  pływał  w  załodze  Kristiana  Elvejorda,  jej 

pierwszego teścia, ale nigdy nie poznała go bliżej. 

-  Trochę  późno  na  wizytę  -  powiedział  rybak  niepewnie,  ze  spuszczoną  głową.  - 

Uważałem  jednak,  że  muszę  tu  przyjść.  -  W  końcu  odważył  się  spojrzeć  w  oczy  Reijo  i 

wyjaśnił: - Nie mogłem usiedzieć spokojnie w chacie, tłumacząc sobie, że na pewno uprzedzi 

was ktoś inny. 

Raija  poczuła,  jak  ogarnia  ją  lodowaty  chłód.  Ale  nie  za  przyczyną  chwilowego 

przeciągu, który owionął jej bose stopy. Chłód pojawił się w środku, tak jakby krew zastygła 

background image

jej w żyłach. Z trudem oddychała. Domyśliła się, że nie odsłoniło się przed nią jeszcze całe 

oblicze nieszczęścia. 

Ś

mierć Mikkala to nie wszystko. 

Jeszcze nie całkiem została zgnębiona. 

- Mów! - poprosił Reijo. 

- Późnym wieczorem wrócili do osady ludzie wójta - zaczął rybak. - Raija jest jedną z 

nas.  Powinniśmy  chronić  swoich,  ale  co  my  możemy?  Nikt  nie  odważy  się  sprzeciwić 

władzy... - Nabrał powietrza i ciągnął: - Z nimi przybył ktoś jeszcze, podobno także strażnik. 

Ale  wielu  z  nas,  mnie  także,  ten  mężczyzna  wydał  się  dziwnie  znajomy.  -  Rybak  napotkał 

wzrok Raiji. - To ten sam, który pytał o ciebie przed kilkoma dniami, ten, który... Słyszałem, 

jak opisywałaś zabójcę... Wrócił bez konia, ale ma ciemne, układające się w fale włosy i oczy 

przypominające  rozbite  bryłki  lodu.  Nie  śmieje  się.  Ma  wojskowe  maniery.  Stawia  szybkie 

kroki, wysoki, dobrze zbudowany. Jest w nim coś takiego, co sprawia, że ze strachu oblewam 

się zimnym potem. 

- Gdzie on jest? 

Rybak popatrzył na Reijo, a na jego twarzy odmalowała się bezsilność. 

-  Pije  razem  z  ludźmi  wójta  w  jednej  z  bud,  gdzie  sprzedają  alkohol.  Śmieją  się  i 

gawędzą jak starzy znajomi. Uważamy, że to hańba. Nie można bratać się z kimś, kto zabił 

człowieka. Lapończycy to też ludzie. 

-  Dziękuję,  że  to  mówisz  -  wtrąciła  Raija.  -  Większość  nazywa  ich  dzikusami. 

Przywróciłeś mi wiarę w ludzi. 

- Grozi ci niebezpieczeństwo - rzekł Reijo, zaciskając usta w białą kreskę. - Dziękuję 

ci, Oskarze, że przyszedłeś. Gdyby nie ty, byłoby z nami krucho. 

-  Tak  właśnie  myślałem.  Teraz  wracam  do  mojej  chaty.  Jestem  tchórzem.  Nie  chcę, 

ż

eby  ktoś  się  dowiedział,  że  u  was  byłem.  W  naszej  osadzie  jeszcze  nigdy  nie  było 

strzelaniny.  Na  wszystkich  padł  blady  strach.  Ludzie  pozamykali  się  w  czterech  ścianach  i 

wolą udawać, że nic nie widzą. 

- Jestem ci wdzięczna za to, że zachowałeś się inaczej - powiedziała Raija. - Być może 

uratowałeś mi życie, cokolwiek ono jest warte. 

Gdy Oskar wyszedł, zrobiło się cicho. 

- Znów muszę uciekać - westchnęła Raija. - Nienawidzę już samej myśli o tym, żeby 

w środku zimy ciągnąć dzieci w drogę. 

Mąż objął ją ramieniem i wpatrywał się razem z nią w ogień, w nicość. 

background image

- Widzisz, Reijo, ludzie wójta zbratali się z zabójcą. Co nam, biedakom, do ludzi ze 

sfer władzy. Oni stoją ponad prawem. 

- Oskarżą ciebie o zamordowanie Mikkala - stwierdził ponuro Reijo. 

-  I  wtedy  kapitan  Feldt  dostanie  mnie  w  swoje  ręce.  Może  tak  będzie  najlepiej  dla 

wszystkich?  -  dokończyła  Raija  zmęczonym  głosem.  -  Zbiorą  dowody  przeciwko  mnie, 

opłacą  kilku  świadków  i  wtedy  Potwór  z  Vardo  wyjmie  asa  z  rękawa  i  oznajmi  wszem  i 

wobec, że naprawdę jestem czarownicą. Stos dla Raiji. 

- Czy skrzywdziłby dzieci, gdybyś zniknęła? 

-  Nie  sądzę.  Nie  wysila  się  niepotrzebnie.  On  chce  zniszczyć  mnie.  Nie  wie,  że  ty 

pomogłeś mi uciec z Vardo, a dziś być może nie widział cię dokładnie. 

- Ale nie zawahałby się posłużyć się dziećmi przeciwko tobie? 

-  Bez  wątpienia.  Jest  pozbawiony  wszelkich  uczuć.  Na  moim  ciele  pozostały  tego 

niezbite dowody. 

Reijo oparł się o zimną ścianę, starając się zebrać myśli, a potem objął mocniej Raiję i 

rzekł: 

- Jesteś najodważniejszą osobą, jaką znam... 

-  Nie  jestem  tego  pewna,  ale  wydaje  mi  się,  że  pragnę  ocalić  życie.  Masz  jakiś 

pomysł? 

- Tak mi się zdaje - odrzekł powoli, z ociąganiem. Jakby wbrew sobie. - Nienawidzę 

siebie za to, że ci to proponuję. Nie widzę jednak innego ratunku. Pragnę, żebyś żyła, a poza 

tym nie chcę narażać dzieci. 

- Czy to coś niebezpiecznego? 

- Raczej samotnego. Raija prychnęła. 

- Już jestem samotna, czuję się tak, jakbym wpadła w pustkę. 

- Zauważyłaś szkutę zacumowaną w fiordzie? 

- Tak, jeszcze jeden „Sankt Nikołaj”. Ci Rosjanie nie mają fantazji - rzuciła szyderczo, 

ale  zaraz  rozszerzyła  oczy  ze  zdumienia.  -  Chcesz,  żebym  popłynęła  z  Ruskimi?  Oni  nie 

wezmą kobiety na pokład! 

- Kapitanem szkuty jest brat Aleksieja. 

-  Jewgienij?  -  Raija  zamilkła  na  długą  chwilę,  ważąc  wszystkie  za  i  przeciw. 

Wiedziała, że nie liczy się to, na co ma ochotę, ale to, co się stanie, jeśli stąd nie ucieknie. - 

Być może nieprzypadkowo Jewgienij przypłynął tutaj i zarzucił kotwicę u brzegu - wyrzekła 

w końcu. - Może to przeznaczenie. 

background image

- Zapewne tak - przyznał Reijo, przemilczając wszystko, co mu wyznał Rosjanin. Sam 

jej się zwierzy, jeśli będzie chciał, pomyślał. 

- To mój ratunek, jedyny ratunek... - powtarzała. 

- Na to wygląda. 

- Przecież będę mogła wrócić. On przypływa tutaj raz do roku. Rok to nie wieczność... 

Reijo nic nie odpowiedział. Rzucił ten pomysł, choć wszystko w nim protestowało. Im 

bardziej Raija przychylała się, by go zaakceptować, tym goręcej go nienawidził. 

Rosja leży tak daleko! 

Dzieci miały na nowo przywyknąć do mamy. 

Synowi Mikkala potrzebny jest ktoś bliski. 

Ale przecież jeśli zostanie, mogą ją zabić albo wykorzystać dzieci, by ją zniszczyć. 

Dzieciom trzeba za wszelką cenę oszczędzić cierpień. Nic im się nie może stać! 

-  Wrócisz  za  rok,  na  jesieni  -  odparł  chrapliwie.  -  To  długi  czas,  ale  przecież  nie 

rozstajemy się na zawsze. Sama mówiłaś przed chwilą, że po stracie Mikkala zrozumiałaś, co 

zawierają  w  sobie  słowa  „na  zawsze”.  Ale  my  cię  nie  stracimy,  Raiju!  Nie  możemy  cię 

stracić! 

- Ty tutaj zostaniesz? - upewniała się. 

-  Ruszę  do  Varanger  na  przedwiośniu,  Mikkal  zostanie  pochowany  w  ukochanej 

tundrze. Ale przed zimą wrócimy i będziemy na ciebie czekać. 

Raija nabrała powietrza w płuca. 

- Wygląda na to, że nie mam wyboru - odezwała się cienkim głosem. 

Reijo najchętniej sam by się rozpłakał. Ale wiedział, że to jedyne rozwiązanie. 

- Przebiorę się - zdecydowała Raija. - Obawiam się, że niewiele moich ubrań nadaje 

się na statek. Cóż, wezmę te, które mam. 

Reijo wszedł za nią do alkierza. Widział ją nagą nie raz i zawsze krew mu się burzyła 

w takich chwilach. Ale teraz nie było między nimi żadnego napięcia. 

Raija zdjęła rzeczy należące do Reijo i założyła odświętną bluzkę i spódnicę. 

- Mało praktyczne - zmartwiła się, pokazując, jak cienka jest tkanina. - Ale to jedyny 

nie  lapoński  strój,  jaki  posiadam.  Nie  wiem,  jak  zareagowałaby  załoga,  gdybym  założyła 

skórzany kaftan. 

- Weź ze sobą futro - doradził Reijo. - Na północnym wschodzie panują także chłody, 

choć to już Rosja. 

Raija spakowała niewiele rzeczy, jakby chciała mieć do czego wracać. 

background image

-  Jewgienij  na  pewno  kupi  mi  jakieś  sukno.  Nie  będę  miała  wiele  do  roboty,  więc 

równie dobrze mogę nauczyć się szyć. 

Potem wyjęła srebrną broszkę od Mikkala i podała ją Reijo. Nie chciał jej przyjąć, ale 

Raija uparcie obstawała przy swoim. 

- Przecież to najdroższa rzecz, jaką posiadasz! - protestował. 

-  To  dla  Mai,  pamiątka  po  ojcu.  Gdyby  coś  mi  się  stało,  nie  miałaby  po  nim  nic. 

Przechowaj dla mnie, Reijo, tę broszkę, bardzo cię proszę. Oddasz mi, kiedy wrócę. A jeśli 

nie wrócę... 

- Nie wolno ci tak mówić! - przerwał jej Reijo gwałtownie. - Wrócisz! Ale zrobię, jak 

zechcesz. 

- ...jeśli nie wrócę, broszkę dasz Mai. Reijo zamilkł, a ona mówiła dalej: 

-  Cały  komplet  srebra  zaręczynowego  Ravna  przechowuje  dla  Ailo,  żeby  mógł  je 

ofiarować  swojej  wybrance.  Ale  tę  broszkę  Mikkal  zabrał  z  kompletu  i  podarował  mnie. 

Dlatego nie oddawaj jej Ravnie. Mikkal by sobie tego nie życzył. 

- Nie masz nic po nim... 

-  Owszem  -  uśmiechnęła  się  i  pokazała  cienki  rzemyk  z  misternie  wyrzeźbionym 

krukiem. - Mikkal zrobił go specjalnie dla mnie. Nikt nigdy nie da mi piękniejszej ozdoby. 

Będę ją nosić na szyi do samej śmierci... - Raija przełknęła ślinę i dodała: - Mikkal też ma na 

szyi skórzany woreczek... 

-  ...z  kosmykiem  twoich  włosów  -  dokończył  za  nią  Reijo.  -  Pochowamy  go  z  nim, 

moja Raiju. 

-  Dziękuję  -  wyszeptała.  Więcej  nie  musiała  mówić.  Zapakowała  wszystko  w 

niewielki węzełek i zakłopotana, rozejrzała się wokół. 

- A miałam tej nocy spać - odezwała się z goryczą. 

-  Rzadko  kiedy  sprawy  się  toczą  tak,  jak  oczekujemy.  Mam  tylko  nadzieję,  że  nie 

czynię tego na próżno. Chciałabym zobaczyć dzieci... 

Reijo milczał. 

-  Ale  wiem,  że  nie  powinnam.  -  Ustąpiła,  blada  i  spięta.  -  Czy  mógłbyś  im 

opowiedzieć bajeczkę, dlaczego ich mama tym razem uciekła? 

Pokiwał głową. Dobry Boże, jak go ściska w gardle! 

-  Dobrze  się  nimi  opiekuj!  Zrób  to  dla  mnie.  Wiem,  że  nie  muszę  cię  o  to  prosić.  I 

spróbuj  im  wytłumaczyć,  że  mama  je  bardzo  kocha,  ale  właściwie  nie  powinna  być  mamą. 

Nie powinnam mieć dzieci... 

- Nie mów tak! Gdybyś tylko mogła zostać, byłabyś wspaniałą matką. 

background image

- Tak, gdybym mogła - potwierdziła smutno. - Moje życie składa się z samych jeśli i 

gdyby...  Zaopiekuj  się  Ailo!  Ten  biedaczek  straci  wszystko.  Powinnam  go  wziąć  ze  sobą, 

powinnam zabrać całą gromadkę... 

- U mnie będą bezpieczne. Niewiadomo, co czekałoby je za granicą. - Reijo oceniał 

trzeźwo  sytuację.  -  Ty,  Raiju,  poradzisz  sobie.  Zawsze  wychodzisz  cało  z  najgorszych 

opałów. 

- Tak, czepiam się życia - zaśmiała się głucho. 

- Jakże bym pragnął, by istniało jakieś inne wyjście - powtarzał w kółko Reijo. 

- Nie wiń siebie, że wpadłeś na taki pomysł - prosiła Raija. - Nie ma innego sposobu. 

Uratowałeś moje nędzne życie. Powinnam ci za to podziękować, ale sama nie wiem, czy ono 

jest jeszcze coś warte dla kogoś prócz mnie samej. 

- Znaczysz wiele dla wielu osób. Dla mnie jesteś bardzo ważna. 

Reijo  objął  ją  i  pocałował  delikatnie  w  oba  policzki.  Kiedyś  tyle  wystarczyło,  by 

zapłonął z pożądania. Ale to było dawno temu. 

- Jesteś gotowa? - zapytał. - Popłyniemy łodzią na „Sankt Nikołaja”. Byłem tam, dużo 

rozmawiałem  z  Jewgienijem.  Nawet  się  ze  sobą  zaprzyjaźniliśmy.  Wiele  mówił  o  tobie. 

Dzieci też odwiedziły go na szkucie. Maja ciągle o nim opowiada... 

-  Tak,  zastąpił  jej  ciebie  -  rzekła  Raija  i  zebrawszy  się  na  odwagę,  dodała 

zdumiewająco  zdecydowanym  głosem:  -  Zaprowadź  mnie  tam,  Reijo!  Zabierz  mnie  stąd, 

zanim się rozmyślę. 

background image

15 

Reijo z ciężkim sercem kroczył drogą prowadzącą z chaty na brzeg. Za nim, trzymając 

lampę, szła Raija. Wsiadła do lodzi, którą zepchnął na wodę. 

W fiordzie nadal cumował „Sankt Nikołaj” z Archangielska. 

Reijo  trochę  się  dziwił,  że  Jewgienij  jeszcze  nie  odpłynął.  Czyżby  szósty  zmysł 

nakazał mu pozostać? Może wyczuł, że Raija jest blisko. 

Noc dopiero co zapadła, ale zachmurzone niebo wydawało się czarniejsze niż zwykle. 

Ani jedna gwiazda nie rozjaśniała mroku i księżyc także nie zdołał się przebić przez chmury. 

Z  placu  targowego  dochodziły  odgłosy  rozmów  i  śmiech.  Większość  straganów  już 

zamknięto, ale ludzie, którzy przybyli na jarmark, rozłożyli się wokół placu, a w niektórych 

budach kupcy nadal handlowali wódką. O tej porze zresztą mieli najwięcej klientów. 

Gdyby nie Oskar, ani Raiji, ani Reijo nie przyszłoby nawet do głowy, kto tam się teraz 

bawi z innymi. 

Raija patrzyła na blade światełko w oknie chaty Reijo. 

- Dopiero co wróciłam do domu - odezwała się smutno. 

Od  dawna  nie  nazwala  Skibotn  swoim  domem,  ale  Reijo  udał,  że  nie  zwrócił  na  to 

uwagi. Ukrył tylko te słowa głęboko w sercu. 

- Nie uścisnęłam go po raz ostatni... - westchnęła, wpatrując się w gęsty mrok. 

- I tak by nie poczuł. Zrozum, jego już nie ma, umarł. Dla niego już nie ma znaczenia, 

czy jesteś blisko, czy daleko. On nie żyje, Raiju - tłumaczył Reijo. 

- To znaczy, że nie wierzysz? 

Mocno poruszając wiosłami, odrzekł zamyślony: 

- Czy wierzę w życie po śmierci? Nie, chyba już nie. Sądzę raczej, że każdy z nas ma 

do wypełnienia pewne zadanie w czasie, który mu tu na ziemi został dany. Potem jest już za 

późno. Jakoś nie potrafię pocieszać się tym, że po śmierci spotkam bliskich, którzy wcześniej 

umarli i za którymi tęsknię. 

- Ja też w nic nie wierzyłam, nie miałam takiej potrzeby. Dopiero teraz pragnęłabym 

ufać, że spotkam jeszcze Mikkala. Ale nie chcę umierać, więc tak do końca chyba nie potrafię 

uwierzyć w życie po śmierci. Nigdy nie byłam zbyt wierząca. Może dlatego życie tak mi się 

ciągle komplikowało. 

- Nie powinnaś się zadręczać takimi myślami - uznał. - Życie jest takie, jakie jest. 

background image

Dopływali do szkuty. Potężna czarna burta wyrosła tuż przed nimi, z góry  doleciała 

ich nastrojowa rosyjska pieśń. 

- Pewnie marynarze siedzą na pokładzie i śpiewem umilają sobie czas - powiedziała 

Raija i przypomniała sobie chwile spędzone na  pokładzie poprzedniego  „Sankt Nikołaja”. - 

Czy załoga nadal żyje w takich okropnych warunkach? 

- Nie wiem - przyznał Reijo. - Nie zastanawiałem się nad tym, kiedy tu byłem. Wydaje 

mi się jednak, że spośród szyprów, u których pływali, Jewgienij nie jest najgorszy. 

Raija  nie  odezwała  się.  Poprzednio  także  słyszała,  że  załoga  ma  dobre  warunki, 

tymczasem  ona  miała  zupełnie  inne  zdanie  na  ten  temat.  Pamiętała,  jak  różniła  się  kajuta 

kapitana  od  wspólnego  pomieszczenia  dla  marynarzy  tuż  pod  pokładem.  Jaka  była  różnica 

między tym, co gotowała sobie załoga, a tym co jadał kapitan i jego goście. 

Wszyscy  jednak  przywykli  do  ciężkiego  życia  na  statku  i  nikt  się  nad  tym  nie 

zastanawiał. Odkąd żeglowano, zawsze tak było. 

Ciężko walczyć z głęboko zakorzenionymi przyzwyczajeniami. 

-  Ahoj!  -  zawołał  Reijo,  kiedy  podpłynęli  do  burty  tak  blisko,  że  mogli  dotknąć  jej 

ręką. 

Ktoś  na  górze  wychylił  się  i  oświetlił  ich  lampą.  Marynarz  uśmiechnął  się, 

rozpoznawszy Reijo, i spuścił mu sznurową drabinkę. 

Reijo rzucił na górę linę, żeby przycumować łódkę. Nie zamierzał od razu wracać do 

chaty. 

-  Wchodź  pierwsza  -  nakazał  Raiji.  -  Ja  wezmę  twój  węzełek  i  wejdę  za  tobą.  Nie 

będziemy się przecież żegnać na łódce w chłodzie i mroku nocy. 

Raija chwyciła za linki. Od rozhuśtanych fal uderzających z pluskiem o burtę robiło 

jej się niedobrze. Spojrzała w dół na poruszającą się czarną otchłań. 

Nadal lękała się morza. Z zamkniętymi oczami zaczęła się wspinać. Wyczuwała ręką 

linkę, potem chwytała ją mocno, stawiała krok i dopiero wtedy przenosiła wyżej drugą rękę. I 

tak na przemian, aż doszła do krawędzi burty. 

Otworzyła oczy i zauważyła zdumione spojrzenia marynarzy, którzy najwyraźniej nie 

spodziewali się ujrzeć kobiety. Chętne dłonie pomogły jej dostać się na deski pokładu. Raija, 

choć  nie  rozumiała  ich  języka,  z  tonu  wypowiadanych  słów  i  rzucanych  jej  ukradkiem 

spojrzeń domyślała się, o czym mówią. 

Tuż za nią wyłonił się Reijo, ale jemu nie poświęcono tyle uwagi i musiał sam sobie 

poradzić. 

background image

Przywitał krótko załogę  i, nie zważając na ciekawe spojrzenia i szepty,  poprowadził 

Raiję za łokieć na dół do kajuty szypra. 

Zapukał  trzy  razy.  Zza  drzwi  usłyszeli  niski  głos  Jewgienija,  który  po  rosyjsku 

zaprosił ich do środka. 

Reijo przepuścił przodem Raiję. 

Jewgienij siedział w głębi kabiny, gdzie nie sięgało liche światełko olejowej lampki. 

Reijo poczuł jednak, jak nastrój w pomieszczeniu ulega zmianie, kiedy Jewgienij rozpoznał 

Raiję. 

Podeszła  do  niego  powoli  i  ująwszy  za  ręce,  zgodnie  z  rosyjskim  zwyczajem 

pocałowała go w oba policzki. 

-  Dobry  wieczór,  Jewgieniju  Byków  -  powiedziała.  -  Nie  przypuszczałam,  że  się 

jeszcze kiedyś spotkamy. 

Jewgienij ściskał dłonie Raiji i przypatrywał się jej dokładnie, jakby chciał sprawdzić, 

czy rzeczywiście wygląda tak, jak ją zapamiętał. Czy jest taka, o jakiej marzył. 

Pachniała latem, lśniące włosy wydały mu się jeszcze czarniejsze, a oczy ciemniejsze. 

Bardzo blada, miała sińce pod oczami, ale była to ta sama Raija. 

- Jesteś ciągle piękna, Raiju, pewnie nigdy się nie zmienisz - rzekł. 

-  Owszem,  zmieniłam  się  -  odpowiedziała  mu  smutnym  głosem.  -  Tylko  że  to  jest 

niewidoczne dla oczu. 

Jewgienij przypomniał sobie, co Reijo opowiadał o jej życiu, i z żarem rzucił: 

-  Powinnaś  była  wtedy  popłynąć  ze  mną  na  wschód!  Źle  uczyniłem,  pozwalając  ci 

zejść na ląd. Ponoszę winę za to, co się stało. 

Uśmiechnęła się słabo i cofnęła ręce. 

- Nikt nie jest winien, Jewgieniju. Tak się po prostu zdarzyło. Na szczęście wyszłam z 

tego  cało.  I  stoję  tu  dzisiaj  przed  tobą...  -  urwała  i  nabrawszy  powietrza  w  płuca,  mówiła 

dalej, nie spuszczając z niego wzroku: - Potrzebuję twojej pomocy. Muszę prosić cię o więcej, 

niż śmiem. 

- To Reijo nie może ci pomóc? - zdziwił się Jewgienij, nie pojmując zachowania Fina, 

który, oparty o drzwi kajuty z rękami skrzyżowanymi na piersiach, milczał, przez cały czas 

jakoś dziwnie im się przyglądając. 

- Akurat w tej chwili tylko w tobie nadzieja - odparła Raija. - Zresztą to właśnie Reijo 

wpadł na ten pomysł. 

- Wysyłasz ją do mnie? - zdumiał się Jewgienij. Reijo tylko skinął głową. 

background image

-  W  osadzie  jest  człowiek,  który  torturował  mnie  w  twierdzy  Vardohus  -  wyjaśniła 

Raija. - Chce mnie zabić. Dziś zastrzelił Mikkala... 

Jewgienij  usiadł  ciężko.  Reijo  opowiadał  mu  o  Mikkalu...  Słyszał  o  strzelaninie  na 

jarmarku, ale nawet do głowy mu nie przyszło, że zamieszana jest w to Raija. 

-  Nie  mogę  jej  ukryć  -  tłumaczył  Reijo.  -  Ten  mężczyzna  ma  za  sobą  ludzi  wójta, 

którzy  reprezentują  władzę.  Raija,  pozostając  tutaj,  naraża  na  niebezpieczeństwo  nie  tylko 

siebie,  ale  i  dzieci.  Jeśli  odjedzie  tak  daleko,  że  nie  zdołają  jej  dosięgnąć,  dzieci  przestaną 

mieć  dla  nich  wartość  jako  narzędzie  szantażu.  Wówczas  będą  bezpieczne.  Razem  z  Raiją 

uznaliśmy, że to najlepsze wyjście. Jeśli zgodzisz się ją zabrać do Rosji, ufam, że zadbasz o 

nią. Za rok na jesieni będzie mogła już bezpiecznie tu wrócić. Przypływacie w te strony raz 

do roku, prawda? 

Jewgienij pokiwał głową twierdząco, a w jego głowie kłębiły się różnorakie myśli. Nie 

mógł  pojąć,  że  Reijo,  mimo  że  wie  o  jego  uczuciach  do  Raiji,  ryzykuje  i  powierza  mu  ją, 

jakby na przekór wszystkiemu, o czym usłyszał. 

- Zrobisz to dla mnie? - prosiła Raija. - Wiem, że proszę o wiele. Już kiedyś przecież 

miałeś przeze mnie kłopoty. - Z goryczą dodała: - Przeze mnie zginął twój brat. 

Twarz Jewgienija stężała. 

- Aleksiej sam spowodował swoją śmierć - przerwał jej gwałtownie. - Ty nie miałaś z 

tym nic wspólnego. A ja także jestem twoim dłużnikiem. Nie zapominaj, że podpaliłem twój 

sklep. 

- I tak handel nie szedł mi wtedy najlepiej - stwierdziła oschle. 

- Twojemu życiu zagraża niebezpieczeństwo. Jesteś moim przyjacielem, a ja nigdy nie 

zawodzę przyjaciół. 

- Musisz odpłynąć jeszcze tej nocy - odezwał się Reijo. - Bo jutro rano może być za 

późno. 

Jewgienij zrozumiał powagę sytuacji. Nie mieli czasu do stracenia. 

-  Możemy  od  razu  podnosić  kotwicę.  Nie  puściłem  nikogo  z  załogi  na  ląd. 

Słyszeliśmy  o  strzelaninie  i  uznałem,  że  tak  będzie  bezpieczniej.  Nie  przyjęto  nas  tu  zbyt 

serdecznie... 

-  Akurat  wieje  korzystny  wiatr.  Nim  się  rozwidni,  zdążycie  wypłynąć  na  otwarte 

morze  -  stwierdził  Reijo,  któremu  nieobce  było  żeglowanie.  Wypływał  wszak  na  połowy 

łodzią na sześć przedziałów wiosłowych, pływał handlowymi łodziami do kupieckiego portu 

Bergen. 

background image

Jewgienij  popatrzył  na  nich  przeciągle.  I  zapragnął  stać  się  częścią  tej  wspólnoty, 

którą tworzyli. Raiję i jego łączyło zaufanie, ale  przyjaźń, jaką związani byli Raija i Reijo, 

była  zupełnie  innego  rodzaju,  mało  komu  z  ludzi  dane  jest  przeżyć  coś  podobnego.  Tych 

dwoje rozumiało się bez słów. Gotowi byli wiele poświęcić dla siebie nawzajem i troszczyli 

się o siebie bezgranicznie. 

Mimo  że  jak  twierdził  Reijo,  nie  było  między  nimi  miłości  w  pełnym  tego  słowa 

znaczeniu. 

Jewgienij nie potrafił pojąć, że istnieje mężczyzna, który nie pożąda Raiji. On sam nie 

zwariował tylko dzięki temu, że nie przestawał o niej marzyć. 

Z pewnością powoli postradałby zmysły, gdyby nie marzenia. 

A teraz została mu powierzona. 

Ledwie  powstrzymywał  drżenie  w  spiętym  ciele,  a  w  jego  sercu  zakiełkowała 

nadzieja. 

Przypomniał sobie, jak niemal zaraz po śmierci Aleksieja coś między nimi zaiskrzyło. 

Wystarczyło,  by  zrobił  pierwszy  krok.  Ona  patrzyła  na  niego  jak  na  mężczyznę  i 

chciała go, ale on jej nie pragnął, wtedy jeszcze nie. Dopiero kiedy kolejny raz nie sprawdził 

się jako mężczyzna i został napiętnowany jako impotent, dopiero wtedy pomyślał o niej. 

Marzenia uratowały go przed szaleństwem. 

Bo kiedy przywoływał jej obraz, męskość go nie zawodziła. 

Ale nie sprawdzało się to, gdy trzymał w ramionach inną kobietę. 

Tylko  w  całkowitej  samotności  był  gotów  i  płonąc  z  pożądania,  sam  musiał  szukać 

spełnienia. 

Ocknąwszy  się,  Jewgienij  oblał  się  rumieńcem,  mimo  że  jego  goście  nie  mogli 

wiedzieć, jakie myśli chodziły mu po głowie. Nie powinien łudzić się nadzieją. 

Przecież ona należała do innego mężczyzny i kochała go. A teraz, kiedy został zabity, 

prawo do niej miał Reijo. Jakkolwiek by na to patrzeć, nadal byli małżeństwem. Biedacy nie 

mogą uzyskać rozwodu, tylko bogaczom udaje się wykupić od przysięgi na wierność aż po 

grób. 

Mimo  wszystko  nie  potrafił  opanować  drżenia  warg,  niecierpliwego  pieczenia  w 

opuszkach palców i we wnętrzu dłoni. Po raz pierwszy od długiego czasu czuł, że żyje każdą 

cząstką swego ciała. 

- Powiadomię załogę, że odpływamy - powiedział władczym tonem, jak przystało na 

kapitana. Założył kurtkę i zapiął guziki długimi, mocnymi palcami. 

background image

- Pożegnaj się z Raiją, nie będę nad wami stał - rzucił krótko, gdy Reijo odsunął się, 

ż

eby go przepuścić. 

I wyszedł. 

Ta chwila zdawała się tak intensywna. 

Zawsze mieli mało czasu. Coś, co mogło oznaczać dla nich początek nowego, legło w 

gruzach. Reijo już nawet nie chciał o tym myśleć. 

Był pewien tylko jednego: jutrzejszy dzień będzie dla niego straszny. 

Ale ją czeka coś gorszego: wyjazd w nieznane. 

- Nie pojmuję, co się z nami dzieje - próbował się roześmiać. 

- A ja już przestałam się zastanawiać - odparła Raija. - Wszystko straciło sens, kiedy 

Mikkal  umarł  na  moich  rękach.  Czułam  na  ustach  jego  ostatnie  tchnienie.  Próbowałam 

przywrócić  go  do  życia,  ale  nadaremnie.  I  zdaje  mi  się,  że  cały  świat  wokół  mnie  runął. 

Chociaż to wszystko zdarzyło się dzisiaj, mnie się zdaje, jakby od tej pory minęła wieczność. 

- Rok szybko minie - powiedział Reijo, nieporadnie próbując ułatwić pożegnanie. 

Ale nie pomogło. 

Oboje wiedzieli, że rok może dłużyć się w nieskończoność. 

- Sądziłam, że dzięki dzieciom odnajdę sens życia. One by wypełniły mi dni. Byłabym 

dla kogoś ważna, miałabym jakiś cel. Nie chcę być tylko dekoracją. 

To słowo przyswoiła sobie w Alcie. Ole Edvard przywiązywał dużą uwagę do tego, 

ż

eby  miała  klasę.  Ingerował  nawet  w  jej  sposób  wysławiania  się,  wzbogacał  jej  język  w 

wyszukane sformułowania, o których zwykli ludzie nie mieli pojęcia. 

- Mam w sobie coś więcej prócz urody! 

-  Oczywiście.  Nie  zważaj  na  to,  co  mówią  inni.  Jesteś  wrażliwą,  cudowną  kobietą, 

Raiju. Wspaniałym człowiekiem. Tylu ludzi obdarzyło cię uczuciem głębszym, niż można to 

sobie wyobrazić. Kochamy cię, najdroższa, nie tylko ze względu na twoją urodę. Uważamy, 

ż

e to, co najpiękniejsze w tobie, jest niewidoczne dla oczu. 

Raija ukryła twarz na jego piersi i pozwoliła, by ją otoczył ramionami. 

- Tak bardzo bym pragnęła zostać z wami, Reijo. Czuję się jak ostatni nędznik. Ciągle 

sprawiam  dzieciom  zawód,  znikając  z  ich  życia.  Gdybym  wiedziała,  że  tak  się  sprawy 

potoczą,  nie  pokazałabym  się  im  na  oczy.  Przeżyłabym  piekło,  ale  im  byłoby  lżej.  Co  one 

sobie pomyślą, Reijo? Teraz naprawdę mnie znienawidzą! 

-  Nie  pozwolę,  żeby  ciebie  znienawidziły  -  mówił  Reijo,  głaszcząc  delikatnie  jej 

jedwabiste  włosy.  Ileż  to  marzeń  snuł  o  tych  kruczoczarnych  lokach,  kiedy  był  jeszcze 

background image

młokosem! Nie potrafił wtedy odróżnić zauroczenia od prawdziwej miłości. Ale gdyby nie to, 

nie trzymałby może jej teraz w ramionach. Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy. 

Nigdy się tego nie dowie. 

Lepiej w ogóle o tym nie myśleć. 

- Pozdrów Mattiego i Aleksanteriego. Spróbuj wytłumaczyć wszystko mojemu bratu. 

Jemu  także  sprawiam  zawód.  Dopiero  co  go  odnalazłam.  Mogliśmy  mieć  cudowne 

dzieciństwo, a tymczasem spędziliśmy ze sobą tylko ostatnie dwa lata, i to ciągle w drodze. 

- Zaopiekuję się nimi wszystkimi - obiecał Reijo. - Matti jest już niemal dorosły. Ty w 

jego wieku byłaś już prawie mężatką. 

- On za bardzo interesuje się dziewczętami. Trzymaj go krótko. Nie chciałabym, żeby 

przez własną głupotę zniszczył sobie życie. Wystarczy, że ja to uczyniłam. Czuję się, jakby 

oplatały mnie wodorosty albo jakbym grzęzła w bagnie. Tak bardzo pragnę zostać z wami, że 

nawet  nie  jestem  w  stanie  tego  wyrazić,  a  tymczasem  okoliczności  zmuszają  mnie,  żebym 

wyjechała od was tak daleko. 

-  Tylko  na  jeden  rok  -  powtórzył  Reijo.  -  Jeden  jedyny  rok,  maleńka.  Jesteś  silna, 

wytrzymasz. Będzie Triy na ciebie czekać. A potem już zawsze będziesz im mamą. Będę za 

tobą tęsknił, tęsknił za tą cudowną wspólnotą, jaka nas łączy... 

-  Reijo...  -  Raija  spoważniała.  -  Jeżeli  spotkasz  kobietę,  którą  pokochasz  prawdziwą 

miłością,  nie  rezygnuj  z  mojego  powodu.  Nie  zniosłabym  myśli,  że  stanęłam  na  drodze  do 

twojego szczęścia. Zbyt wiele dla mnie znaczysz. 

- Nigdy nie stałaś mi w drodze do czegokolwiek, Raiju. 

Całował ją długo, przysięgając sobie, że ta kobieta musi żyć. 

- Postaraj się dobrze wykorzystać ten czas... - zawahał się, nie wiedząc, czy powinien 

o tym mówić. Uznał jednak, że musi ją uprzedzić. - Wydaje mi się, że Jewgienij ma jakieś 

kłopoty.  Nie  wiem  dokładnie  jakie,  ale  czymś  się  gryzie.  Znasz  go  lepiej  niż  ja,  może 

będziesz mogła mu pomóc. Zawsze potrafiłaś rozmawiać z ludźmi. Potrafiłaś wysłuchać... 

- Tak, potrafiłam rozwiązywać cudze problemy, gorzej z własnymi - odparła z goryczą 

w głosie. 

- Postaraj się coś zrobić dla niego. 

-  Uczyniłabym  to,  nawet  gdybyś  mnie  nie  poprosił.  -  Zwichrzyła  mu  włosy.  -  Mój 

Boże,  Reijo,  zawsze  brakuje  nam  czasu.  Czy  to  jakaś  klątwa  wisi  nad  nami?  Nade  mną? 

Czasem tak myślę. 

- Nie, to nie klątwa. Tylko kręta i o wiele trudniejsza ścieżka losu niż te, które zostały 

przydzielone innym ludziom. Ale musisz nią kroczyć, Raiju, bo to twoje życie. 

background image

Ucałował ją w oba policzki, a potem uniósł palcem podbródek i musnął  leciutko jej 

wargi. 

-  Do  zobaczenia,  Raiju.  Będę  liczył  dni  do  następnej  jesieni.  Gdy  tylko  ujrzę 

wpływającą do fiordu szkutę, zepchnę łódź na wodę i popłynę wam na spotkanie. 

- Na ile cię znam, jestem pewna, że tak zrobisz. Raija otarła łzy i jeszcze raz ucałowała 

męża, a potem popchnęła do drzwi. 

- Idź już! Nienawidzę pożegnań. Zawsze mi się wydaje, że już nigdy nie ujrzę tych, 

których żegnam. Moje życie składa się z samych pożegnań... Idź, Reijo. Kocham cię. 

- Ja też cię kocham, wszyscy ciebie kochamy i będziemy za tobą tęsknić każdego dnia. 

- Lepiej nie mów już nic więcej - pociągnęła nosem i znów otarła łzy. - Idź, zanim się 

całkiem rozpłaczę! 

Reijo popatrzył na nią długo i cicho zamknął za sobą drzwi. 

Czuł się dokładnie tak jak ona... Jakby już nigdy więcej nie mieli się zobaczyć. 

Ale przecież tylko rok dzieli ich od jesieni. 

Rok to nie wieczność. 

Na pokładzie panowało ożywienie. Załoga już wspinała się na maszty, żeby rozwinąć 

ż

agle. 

Reijo, przechodząc przez burtę, kiwnął do Jewgienija i poprosił: 

- Uważaj na nią. Ona bardzo wiele znaczy nie tylko dla mnie. 

Nie usłyszał odpowiedzi, ale był pewien, że Raija znalazła się w dobrych rękach. 

Kiedy Reijo wrócił do chaty, Matti nie spał. 

- Gdzie, do diabła, zniknęliście? - zapytał chłopak. - Gdzie Raija? Budzę się, a was nie 

ma. Cierpiałem prawdziwe katusze, ale nie miałem odwagi budzić Aleksanteriego. Nic by to 

nie dało... 

Reijo  zdjął  z  siebie  wierzchnie  ubrania  i  usiadł  ciężko  na  lawie,  gdzie  jeszcze 

niedawno siedział razem z Raiją. 

- Ktoś z wioski ostrzegł nas - zaczął, westchnąwszy ciężko. - Kapitan z Vardo wrócił z 

ludźmi wójta. Piją razem i dobrze się bawią. Raija znalazła się w niebezpieczeństwie. 

- Gdzie ona jest? 

Reijo  wyjrzał  przez  okno.  Na  szkucie  paliło  się  wiele  lamp.  O  ile  dobrze  widział, 

marynarze podnosili właśnie kotwicę. 

-  Musiałem  ją  ukryć,  bo  kapitan  nie  zawahałby  się  skrzywdzić  dzieci,  żeby  ją 

zniszczyć. Jesteś na tyle dorosły, że musisz to rozumieć. Raija nigdy w życiu nie naraziłaby 

swoich dzieci. 

background image

- Gdzie ona jest? 

Reijo  kiwnął  w  stronę  okna.  Matti  popatrzył  w  mrok,  ale  nic  nie  widział.  Nic  poza 

rosyjską szkutą, na której rozwijano żagle. Matti nie widział dobrze załogi, ale zdziwiło go, 

dlaczego robią to o tej porze: w samym środku nocy. 

Nagle go olśniło. 

- Raija płynie do Rosji. Kapitan jest jej starym znajomym - potwierdził Reijo. 

-  Kochanek?  -  wybuchnął  Matti  i  pożałował  w  tej  samej  chwili  swoich  słów. 

Zawstydzony spuścił głowę. 

-  Nie  sądzę  -  odparł  spokojnie  Reijo.  -  Raija  ma  także  przyjaciół.  Być  może  nie 

zawsze żyła jak Bóg przykazał, ale nigdy nie straciła poczucia własnej godności. Robiła to, co 

musiała,  ani  mniej,  ani  więcej.  Nie  masz  prawa  jej  osądzać.  Ona  bardzo  cię  kocha,  Matti, 

bardzo... 

- Wiem, przepraszam, nie myślałem tak. Reijo popatrzył na chłopca, na brata Raiji. 

- Nadał mamy kłopot - rzekł. 

Matti spojrzał na niego, nic nie rozumiejąc. 

-  Kłopot  z  tobą  -  wyjaśnił  Reijo.  -  Opowiedziałeś  ludziom  wójta,  kto  zastrzelił 

Mikkala. Byłeś świadkiem. A teraz, kiedy Raija zniknęła, pozostajesz jedynym świadkiem. 

Matti poczuł, jak ogarnia go strach. 

- Przypuszczam, że wszystko przekręcą i będą  chcieli udowodnić, że to Raija zabiła 

Mikkala, a wówczas ty staniesz się dla nich bardzo niewygodny. Przynajmniej dopóki jesteś 

w osadzie. 

- Ukryłeś Raiję, więc może... 

-  Niestety,  na  śniegu  zostają  ślady,  a  ciebie  łatwo  zauważyć.  Brązowe  oczy  i  blond 

włosy to rzadkość w tych stronach. 

Popatrzył na Mattiego przeciągle. 

-  Zdaje  się,  że  na  pułkach  zostało  jeszcze  trochę  ubrań...  Mógłbyś  przebrać  się  za 

Lapończyka. Znam paru Lapończyków, którzy przybyli na jarmark. Myślę, że zgodziliby się, 

ż

ebyś pobył z nimi dzień, może dwa. Ale musisz udawać dziewczynę... 

- Dziewczynę? - krzyknął Matti. - Nie ma mowy! Mogę założyć ubrania Mikkala, ale 

nigdy w życiu nie przebiorę się za dziewczynę! 

-  Ale  to  będzie  podwójne  przebranie,  nie  rozumiesz?  Oni  będą  szukać  młodego 

chłopaka,  którego  widzieli  tylko  przez  krótką  chwilę.  Wyglądałeś  niepozornie,  byłeś  blady. 

Nie przyjdzie im do głowy patrzeć na dziewczęta. 

background image

Reijo  nie  dodał,  że  Matti  ma  dziewczęce  rysy  twarzy  i  w  odpowiednim  stroju  przy 

niezbyt dobrym świetle bez trudu zostanie uznany za dorodną dziewkę. 

-  Powinienem  także  popłynąć  z  Ruskimi  -  mruknął  Matti  pod  nosem,  ale  Reijo 

wyczuł, że przestał się opierać. 

- Raiji nie dałoby się przebrać - rzekł. - Ktoś, kto ją raz widział, nigdy jej nie zapomni. 

Zaprowadzę  cię  do  Lapończyków  od  razu.  Weź  ze  sobą  to  wszystko,  co  byś  wziął,  gdybyś 

wybierał się do Rosji. 

Matti niechętnie zrobił, co mu Reijo przykazał. 

Przybyli wczesnym rankiem. Dwaj ludzie wójta. 

- Gdzie twoja żona? - zapytali Reijo. 

Ten wzruszył tylko ramionami i popatrzył na nich pociemniałym wzrokiem. 

- A skąd mam to wiedzieć? Ona zawsze chadza własnymi ścieżkami. 

Przeszukali  dokładnie  izby.  Szarpali  drzwi  i  sprawdzali  skrupulatnie  wszystko,  choć 

sami rozumieli, że trudno jej byłoby się ukryć w skrzyni na ubrania. 

- Znaleźliście tego mężczyznę, który strzelał? - zapytał Reijo. 

-  Chodzi  właśnie  o  to,  że  to  wcale  nie  on  zabił  Lapończyka.  Ale  za  to  widział 

dokładnie, jak strzelała twoja żona. 

Reijo udawał zdziwienie. 

- Ale przecież Raija i Matti mówili... 

- Właśnie, gdzie chłopak? - przerwał mu strażnik. Reijo znów wzruszył ramionami. 

- Nie wiem. 

-  Ty  coś  ukrywasz,  a  to  niemądrze  z  twojej  strony.  Możemy  cię  zaaresztować  jako 

współwinnego, jeśli coś przed nami zataisz. 

- Obudziłem się w nocy - zaczął Reijo niechętnie, tak jak mężczyzna, który wolałby 

nie mówić o tym, że żona go okłamała i od niego uciekła. - Wtedy już ich obojga nie było. 

- Kiedy w nocy? 

-  Nie  jestem  pewien  -  mówił  Reijo.  Trzeba  było  wyciągać  z  niego  każde  słowo.  - 

Wydaje mi się, że wtedy, kiedy Ruscy podnosili kotwicę. 

Dwaj mężczyźni wymienili spojrzenia. Reijo udawał, że nic nie rozumie. 

- Po raz pierwszy cię zostawiła? - zapytali z udawaną troską. 

- Nie - przyznał, patrząc w bok. - Ale nie wierzę, żeby mogła kogoś zabić. 

Roześmiali się mu prosto w twarz, a potem wyszli. 

Szukali jej przez cały dzień, ale nie znaleźli i zanim jarmark dobiegł końca, razem z 

Hansem Fredrikiem Feldtem opuścili wioskę. 

background image

Matti mógł przebrać się we własne ubrania. 

A Reijo powiedział Aleksanteriemu i dzieciom prawdę. 

Dorośli uwierzyli mu, Ailo i Elise także. 

Maja nie chciała uwierzyć i nie pozwoliła też na to Knutowi. 

Ida była zbyt mała, żeby pamiętać mamę, która tylko ją lekko pogłaskała. 

A  Raija  tymczasem  znajdowała  się  już  na  otwartym  morzu,  w  drodze  na  wschód. 

Płynęła ku nowemu życiu, którego nawet nie mogła sobie wyobrazić. 

- Rok to nie wieczność - szeptała do samej siebie. - Tylko jeden rok, do jesieni. Rok to 

nie znaczy na zawsze.