Ziemia obiecana opracowanie BN oraz streszczenie - A. Bosak
ROZDZIAŁ I
Poranek. Borowiecki po obudzeniu się wypytuje Mateusza o nowiny i dowiaduje się, że w nocy spaliła się fabryka
Goldberga (podpalenie fabryki było jedną z metod ratowania się przed bankructwem – otrzymywano wtedy
odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej; warto to zapamiętać, ten motyw przewija się w powieści wielokrotnie).
Później Karol rozmawia z Morycem o spaleniu się fabryki Goldberga; dołącza do nich Maks, który wspomina, że
pokłócił się z ojcem. Moryc oskarża go o kłótliwość i nieumiejętność trzymania języka za zębami – Maks
poprzedniego dnia powiedział głośno w towarzystwie, że fabrykanci (żydowscy?) to oszuści i złodzieje. Baum broni
swojego zdania, a Welt tłumaczy mu, że wszyscy są tu po to, żeby robić interesy i każdy działa tak, jak umie; każe
Maksowi siedzieć cicho i przytakiwać bogatszym. Borowiecki popiera Moryca, uspokaja obu, którzy już zaczynają się
kłócić. Wszyscy trzej zaczynają dogadywać się w sprawie swojego planowanego interesu. Moryc nazywa
Borowieckiego Lodzermenschem – „człowiekiem z Łodzi”, bezwzględnym człowiekiem interesu.
Po rozmowie Borowiecki wychodzi, idzie przez Łódź, rozmyśla i marzy o swojej fabryce.
ROZDZIAŁ II
Fabryka Bucholca. Borowiecki po przyjściu rozmawia chwilę z Murrayem o interesach, Murray chwali się także, że
kupił meble, by urządzić na nowo mieszkanie, bo ma zamiar się oświadczyć – przyszła narzeczona opowiedziała mu,
jaki chciałaby mieć wystrój domu. Borowiecki go wyśmiewa, mówiąc, że ostatnio było tak samo i nic z tego nie
wyszło. Umawiają się, że Karol przyjdzie do Murraya, by obejrzeć meble.
Borowiecki chodzi po fabryce i wydaje rozkazy pracownikom. Spotyka Bucholca, który wypytuje go o różne sprawy
(tu następuje dość obszerny opis fabryki i urządzeń w niej się znajdujących). Dygresja narratora – kilka informacji o
Bucholcu: nie prowadzi już sam fabryki, oddał rządy zięciowi, ale nie potrafi nie przychodzić do zakładu, więc
odwiedza go codziennie jak od lat.
Borowiecki odpoczywa chwilę w kantorze (biurze fabryki). Tam zauważa, że niektórzy pisarze (zwłaszcza Horn) nie
przepadają za Bucholcem.
W kantorze pojawia się Michałkowa z dziećmi, prosi o odszkodowanie za śmierć męża. Szwarc stwierdza, że „cham
umyślnie podłożył łeb pod koło, jemu się nie chciało pracować, a jemu się chciało okraść fabrykę”. Borowiecki
rozmawia z nią, wypytuje o sytuację; kobieta mieszka na Bałutach (najbiedniejsza dzielnica, gdzie osiedlali się byli
kryminaliści) z tkaczami („weberami), pochodzi spod Skierniewic, chce tam wrócić, gdy otrzyma odszkodowanie,
przybyła do miasta, bo „wszyscy szli”, więc i jej mąż pojechał szukać pracy w Łodzi, a potem siłą przywiózł ją i dzieci.
Borowiecki daje jej pieniądze i każe przyjść za kilka dni po odszkodowanie. Kobieta, podziękowawszy mu, odchodzi,
a chwilę później Karol widzi ją rozmawiającą z Hornem. Okazuje się, że Horn polecił Michałkowej iść do adwokata i
wytoczyć fabryce proces o odszkodowanie. Borowiecki go za to krytykuje, rozmawiają o współczuciu i
człowieczeństwie. Horn przyznaje, że nie chce zostać w Łodzi, nie potrafi żyć jak wszyscy tutaj, jak maszyna.
Borowiecki go wyśmiewa, Horn, obrażony, odchodzi.
Borowiecki, zaglądając do różnych części fabryki, wspomina swoje dawne życie. Stwierdza z żalem, że kiedyś był taki
jak Horn, ale zaraz opamiętuje się, zaczyna ironizować w duchu i czuje tylko pustkę („był tym, czym był, dyrektorem
drukarni Hermana Bucholca, chemikiem, człowiekiem zimnym, mądrym, obojętnym, gotowym do wszystkiego,
prawdziwym Lodzermenschem”). Robotnicy pytają go, czy to prawda, że w fabryce będą zwolnienia – on potwierdza,
mówiąc, że nowe maszyny nie będą potrzebowały tylu ludzi do obsługi.
ROZDZIAŁ III
Restauracja hotelu „Victoria” (pierwszego reprezentacyjnego hotelu w Łodzi). W lokalu panuje gwar, wszyscy piją i
bawią się. Moryc i kilku aktorów rozmawiają i śmieją się. Moryc przekomarza się z Bum-Bumem (wtrącenie – opis
Bum-Buma: kwadratowa twarz, wypukłe oczy, binokle, rzadkie włosy, pomarszczony, „figura starego rozpustnika”,
chodzi na drżących nogach). Następnie zauważa Leona Cohna, zaczyna z nim rozmawiać i prosi go o finansową
pomoc dla niego, Maksa i Borowieckiego przy zakładaniu fabryki. Cohn narzeka, że Borowiecki jest niepewny, bo to
Polak, ale Moryc tłumaczy mu, że Karol ma zmysl do interesów, wspomina też, że to Borowiecki właśnie polecił
Bucholcowi powierzenie Cohnowi agentury swoich towarów na cały Wschód. Rozmawiają o jakimś interesie, który
jest do zrobienia w Białymstoku, potem o kobietach – Cohn, przywiózł dla Bum-Buma pornograficzny rysunek.
Do restauracji przychodzi Müller, szukający Borowieckiego; Moryc prosi go, by się do nich przysiadł. Wtedy zjawia
się i Karol. Müller proponuje mu, by przeniósł się do jego fabryki, oferuje większe zarobki, ale Borowiecki nie
zgadza się – nie zostaje też u Bucholca, bo sam zakłada fabrykę. Rozmawiają jeszcze chwilę o interesach, potem o
Madzie, w końcu umawiają się na spotkanie w teatrze.
Akcja przenosi się do teatru, gdzie są obecni wszyscy przedstawiciele elity – bogaci fabrykanci różnych narodowości.
Moryc poznaje ze sobą Borowieckiego i Cohna. Karol ściąga na siebie uwagę kobiet, jest przystojny, wysoki etc.
Przygląda mu się zwłaszcza piękna, fiołkowooka Żydówka, siedząca w jednej z lóż – Lucy Zukerowa.
Cohn prosi Borowieckiego o rozmowę, ale ten wymawia się brakiem czasu i idzie do loży Müllerów, gdzie rozmawia
(a właściwie flirtuje) z Madą, która prosi go o podanie tytułów polskich książek wartych przeczytania. Karol obiecuje
sporządzić listę i odchodzi. W jednej z lóż spotyka Moryca i Horna, a także kobiety (okazuje się potem, że to kobiety z
„Kolonii”). Wszyscy dyskutują ze sobą, szepczą, plotkują na temat jakiejś nowej baronowej, o Madzie i Róży etc.
W pewnym momencie Knoll zostaje wywołany z loży, wychodzą też inni przedsiębiorcy. Okazuje się, że kupcy na
wielką skalę, najwięksi odbiorcy łódzcy, zbankrutowali, więc wielu fabrykantów poniesie ogromne straty. W teatrze
następuje ogromne poruszenie, zwłaszcza mniejsi przedsiębiorcy wpadają w rozpacz.
Borowiecki rozmawia z Knollem, który dokądś za chwilę wyjeżdża, podobno w jakiejś sprawie, którą na do
załatwienia w Petersburgu. Karol ma jednak wrażenie, że Knoll nie mówi mu wszystkiego.
Borowiecki idzie do loży Zukerowej, flirtuje z nią, zaczyna między nimi coraz bardziej iskrzyć, wreszcie odprowadza
ją do powozu, do którego ona go wciąga. Jadą razem do jej domu, w którym jest tylko służba, bo mąż wyjechał. Po
drodze całują się, wyznają sobie miłość etc. W domu Lucy, bardzo bogato i niegustownie urządzonym, Karol znajduje
telegram adresowany do Bucholca, który zawiera informację o podwyższeniu cła na bawełnę; zaczyna myśleć o tym,
jak zdobyć pieniądze, by pojechać do Petersburga i kupić jak najwięcej bawełny. W międzyczasie przychodzi do niego
Lucy, która wcześniej się przygotowywała – choć Karol myśli o interesach, udaje jej się uwieść go, spędzają razem
noc.
ROZDZIAŁ IV
Karol wychodzi od Lucy o 4 nad ranem. Chce najpierw jechać do Kurowskiego, z którym był umówiony w
Grand-Hotelu, ale ostatecznie decyduje się na spotkanie z Morycem. We wspólnie wynajmowanym przez nich
mieszkaniu znajduje jednak tylko pijanego Mateusza (który pobił się z jakimiś Niemcami w karczmie) i śpiącego
Maksa.
Borowiecki jedzie do Grand-Hotelu, ale okazuje się, że Kurowskiego dziś nie było. Zaczyna więc szukać po mieście
Moryca. Po drodze rozmyśla o telegramie i o Lucy; stwierdza, że już od dawna było widać jej zainteresowanie nim.
Zaczyna sobie wmawiać, że ten romans to nie wynik czystego pożądania, ale że ją kocha.
ROZDZIAŁ V
Borowiecki znajduje Moryca w restauracji za synagogą, gdzie całe towarzystwo pije, śpiewa i bawi się. Karol zjada
kolację i próbuje jakoś dogadać się z pijanym Morycem. Bywalcy restauracji rozmawiają o kobietach: Feluś Fiszbin
stwierdza, że nie ma w Łodzi porządnych kobiet, jego towarzysz wymienia mu kolejne, które, jego zdaniem, na takie
miano zasługują (m.in. Zukerową), ale Fiszbin do każdej ma jakieś uwagi.
Borowiecki pyta Cohna, czy udzieli mu pożyczki, Cohn zgadza się. Karol i Moryc wychodzą, Welt trzeźwieje na
powietrzu i potem w domu, wreszcie zaczynają rozmawiać o telegramie i podwyżce ceł. Moryc stwierdza, że nie
spodziewał się, iż Karol podzieli się taką tajemnicą i weźmie go do spółki, gdy sam mógł zdobyć majątek – Borowiecki
tłumaczy, że to przysługa dla przyjaciół i że Welt i Maks zrobiliby to samo dla niego. Moryc próbuje go przekonać, by
nie wtajemniczać Bauma, ale kiedy widzi niechętną miną Borowieckiego, odstępuje od pomysłu i mówi, że powiedzą
mu, kiedy wreszcie ustalą wszystkie szczegóły, a on wstanie – bo teraz nie bardzo daje się obudzić. Ostatecznie
decydują we trzech, że Moryc pojedzie kupić bawełnę, ustalają wspólny kapitał etc. Welt próbuje jeszcze ich
przekonać, że nie muszą ryzykować, on odda im ich wkład finansowy, a interesem zajmie się sam za swoje pieniądze –
ale oni nie chcą. Wszyscy trzej podpisują umowę, Maks i Moryc trochę się przy tym kłócą, ale dochodzą do
porozumienia. Idą spać.
Później do Karola przybywają ludzie z Kurowa – Sochowie – z listem od Anki, w którym poleca ich ona opiece
Borowieckiego. Sochowie żyli spokojnie, utrzymywali się z gospodarstwa, ale mieli kłótliwą sąsiadkę, która ich
oskarżała o różne przestępstwa – m.in. że kradną siano z dworu; poza tym poszczuła psem gęsi Sochowej i w inny
sposób jej się naprzykrzała. Wreszcie Sochowa, za namową męża, pobiła Pietrkową, za co ta się zemściła, obijając
sąsiadce wieprza, aż wreszcie obie poszły do sądu – a podczas rozprawy Sochowa dowiedziała się, że jej chałupa się
pali. Sochowie stracili wszystko i teraz chcą przeprowadzić się do Łodzi, a Anka obiecała im, że Borowiecki pomoże
im znaleźć jakąś pracę w fabryce. Karol każe Sosze przyjść do fabryki we wtorek.
W swoim liście Anka napisała też, że przepisała wszystkie pieniądze (dwadzieścia tysięcy rubli) na nazwisko
Borowieckiego i są do jego dyspozycji. Wspomina także Adama Stawskiego, który ma jakiś rewolucyjny pomysł na
wynalazek i niedługo będzie w Łodzi.
Karol jedzie na obiad do Bucholca. Fabrykant mieszka w dużym domu, zwanym pałacem, bardzo smutnym i pustym,
z żoną i służbą. Borowiecki rozmawia z Bucholcem, ten wyśmiewa teatr i Polaków, czym obraża Karola, ale zaraz
próbuje go udobruchać. Uważa, że robotnicy to „czarna masa”, która bez jego kierownictwa nie poradziłaby sobie
sama i pomarłaby z głodu. W międzyczasie pojawia się lekarz Bucholca, który próbuje leczyć chorego homeopatią i
wegetarianizmem, a do Borowieckiego, na numer Bucholca, dzwoni Lucy, by znowu wyznawać kochankowi miłość i
zaprosić go do siebie.
Bucholc z Borowieckim (i służący, który musi łapać w powietrzu koperty rzucane przez Bucholca:-)) segregują listy
otrzymane przez fabrykanta, wśród których jest wiele próśb o pieniądze i równie wiele gróźb i wyzwisk. Bucholc ze
wszystkiego się śmieje i od razu spala listy w kominku, zachowuje tylko donosy i inne informacje dotyczące fabryki.
Borowiecki pyta, czemu w takim razie Bucholc daje co roku kilka tysięcy rubli na cele dobroczynne. Fabrykant
odpowiada, że mu je „z gardła wydzierają”, ale tak naprawdę nie obchodzi go los mas i że skoro jemu nikt nie pomagał,
to on nie będzie pomagał innym – każdy może przyjść do Łodzi i sam zbić majątek, jak on. Bardzo ostro krytykuje
Polaków, nazywając ich „donkiszotami” i mówiąc, że kiedy on się dorabiał, Polacy „robili u nas rewolucję” (mowa o
Wiośnie Ludów).
Potem Bucholc, Bucholcowa, doktor Hamerstein i Karol jedzą obiad, przy którym rozmawiają o homeopatii, a potem
milczą. Po krótkiej przechadzce po Łodzi (połączonej ze wspominaniem studiów w Rydze z Maksem i Morycem),
Borowiecki dociera do domu Murraya. Tam poznaje Kozłowskiego. Rozmawiają o bankructwach w Łodzi, potem o
muzyce. Dom Murraya okazuje się urządzony pięknie i ze smakiem.
Karol podczas oglądania domu przysiada na fotelu i zasypia. Murray prosi Kozłowskiego, żeby śpiewał miłosne
piosenki.
ROZDZIAŁ VI
Moryc spaceruje po Łodzi i rozważa, jak dorobić się jak najwięcej na interesie z Maksem i Karolem. Nie ma żadnych
skrupułów, mógłby nawet oszukać przyjaciół, byle odnieść korzyść. W końcu postanawia kupić dla całej trójki niezbyt
wiele bawełny, „dla zamydlenia oczu”, a jak najwięcej nabywać dla samego siebie. Potrzebuje jednak do tego
pieniędzy – a jest już dość mocno zadłużony. Postanawia więc poprosić o żyro brata swojej matki, Grünspana – choć
ten już oszukał własnego brata, Moryc nie ma innego pomysłu.
Moryc znowu idzie przez Łódź – tu następuje opis ulicy Piotrkowskiej, która wygląda różnie w zależności od odcinka;
od Gajerowskiego Rynku do Nawrot jest ulicą fabryczną, od Nawrot do Nowego Rynku – handlową, a od Nowego
Rynku do Starego miasta – tandeciarsko-żydowską. Pojawia się też po raz kolejny obraz łódzkich ulic, które są bardzo
zabłocone (dopiero w latach 70. XIX wieku zaczęły powstawać pierwsze chodniki, miasto było zaniedbane) i którymi
płyną potoki ścieków fabrycznych (miasto nie było skanalizowane); narrator opisuje też targ, odbywający się na rynku,
pełen hałasu i różnych (zwykle tandetnych) towarów, kupowanych przez robotników.
Wreszcie Moryc dociera na Drewnowską, do domu Grünspana. Tam służący (nieprzychylnie nastawiony do Żydów),
prowadzi go do salonu, gdzie siedzi cała rodzina. Rozmawiają o Albercie Grosmanie, mężu Reginy, który żyrował
weksle człowieka, który teraz zbankrutował. Wszyscy radzą Albertowi, żeby ogłosił upadłość, ale on chce honorowo
zapłacić długi.
Moryc rozmawia z Melą, która stwierdza, że Welta podobno nie interesują żydowskie kobiety – ten odpowiada, że
Grünspanówna nie ma w sobie nic żydowskiego.
Regina i Albert kłócą się – ona chce żyć wystawnie, on twierdzi, że na to trzeba pieniędzy, a ona namawia go do
kombinowania i zaciągania długów.
Mela i Moryc znowu zaczynają rozmawiać, tym razem o pieniądzach. Ona zarzuca mu, że jest cynikiem, bo pochwala
wszelkie metody pozwalające dojść do bogactwa. Stwierdza, że zna Alberta i nie wierzy, by miał ogłosić bankructwo i
dogadywać się z wierzycielami. Moryc uważa odwrotnie. Potem próbuje wypytać Melę, kto jej się podoba, ale ona
wszystkich nazywa „Żydziakami”, przez co Moryc śmieje się z niej, że wychowywała się w Warszawie i tam
przywykła do Polaków, „do rozczochranych studentów, do tej deklamującej radykalii”; oskarża ją o idealizm, ale
równocześnie mówi, że to odróżnia ją od innych Żydówek, które są idealistkami dla zabawy, do pewnego czasu.
Wreszcie zaczyna z nią flirtować, rzucać niedwuznaczne aluzje, w końcu pyta, czy ona go nie kocha – odpowiada, że
nie.
Moryc rozmyśla o małżeństwie z Melą.
ROZDZIAŁ VII
Spotkanie u Róży Mendelsohn. Wszyscy obecni straszliwie się nudzą, są zblazowani, nie wiedzą, co ze sobą zrobić.
Jedynie Wysocki patrzy na tę ich nudę ze zgorszeniem, zwłaszcza gdy Will Müller zaczyna na prośbę dziewcząt
udawać świnię. W końcu stwierdza, że ich zachowanie to nie dekadencja (jak chcieliby pozostali), ale próżniactwo,
spowodowane nadmiarem pieniędzy i czasu oraz brakiem trosk.
Tymczasem w innym pomieszczeniu Szaja Mendelsohn i śpiewacy z synagogi modlą się. Po skończonych śpiewach
Róża rozmawia z ojcem. Kiedy temat schodzi na Wysockiego, Szaja stwierdza, że zatrudni go w szpitalu przy swojej
fabryce. Szaja narzeka też na Borowieckiego, nazywając go „Szwabem”.
Mendelsohn myśli o swojej nienawiści do Bucholca (wtrącenie – historia Szai: zaczynał jako subiekt w nędznym
kramie; potem nagle zniknął i po paru latach powrócił odmieniony, po czym zaczął prowadzić interesy); uważa, że
Bucholc zabiera mu wszystko, co on powinien dostać – majątek i szacunek.
ROZDZIAŁ VIII
Horn, przeniesiony na życzenie Bucholca do jego osobistego biura, pisze list pod dyktando fabrykanta, który ciągle go
popędza. W końcu Horn nie wytrzymuje i odpowiada opryskliwie.
Michałkowa ma otrzymać od fabryki 200 rubli odszkodowania.
Lucy sprowadza Borowieckiego do lasku Milscha na schadzkę. Ten, bardzo niezadowolony, jedzie, krąży po marnym,
zniszczonym lasku i niecierpliwi się, aż wreszcie zjawia się Zukerowa. Tu następuje opis jej uczuć i umysłowości:
pragnie romantyzmu i nietypowości, stąd miejsce, w które zaprosiła kochanka. Nie obchodzi jej, czy ma on jakieś
obowiązki, najważniejsze, żeby był przy niej i że może do niego mówić i go całować. Borowiecki jest cały czas
zniecierpliwiony, chce wracać do miasta, ale stara się to jakoś ukrywać.
Kiedy wreszcie się rozstają, Karol wraca do fabryki, zastaje tam kłócących się Horna i Bucholca. Horn bezczelnie
odpowiada Bucholcowi, który oczywiście traktuje go jak wszystkich innych – czyli zupełnie bez szacunku. Wreszcie
Horn zaczyna się pakować, a Bucholc oznajmia mu, że jest zwolniony, na co ten stwierdza, że i tak go to nie obchodzi.
Fabrykant każe służącemu go wyrzucić, ale Horn grozi, że pobije i sługę, i pana, a w końcu nazywa Bucholca
„szwabską mordą”, rzuca stołkiem i wychodzi. Bucholc wścieka się i wyżywa na służącym.
Borowiecki idzie na obiad do „kolonii” (kolonie były to domki budowane przez pracodawców dla pracowników, by
związać ich z przedsiębiorstwem – w niektórych wydawano obiady wtedy, gdy w fabrykach były przerwy obiadowe),
tworzonej przez doświadczone przez życie kobiety. Wszyscy rozmawiają przy stole o nieobecnym dotąd Hornie,
Kama wtrąca, że miał dziś wypowiedzieć posadę w fabryce. Borowiecki opowiada im o tym, co widział. Wszyscy
obecni pochwalają zachowanie Horna, tylko Borowiecki stwierdza, że takie zachowanie to popisywanie się.
Borowiecki dostaje depeszę od Moryca, że wszystko idzie dobrze.
Kama broni Horna przed krytyką Borowieckiego; prosi Karola, żeby był dla Horna dobry i wyrozumiały.
Wracając, Borowiecki spotyka Kozłowskiego. Ten opowiada o jakiejś spotkanej kobiecie i o tym, jak po ubraniu
poznaje, z jakiej sfery kobieta pochodzi. Z opisu wynika, że ta, którą Kozłowski ocenił jako „zwykłą łódzką flądrę”, to
Zukerowa.
Karol kupuje ciastka i cukierki, które każe dostarczyć do „kolonii”, z liścikiem do Kamy, w którym obiecuje, że zrobi
wszystko, co będzie mógł, by pomóc Hornowi.
Podczas wędrówki po Łodzi Borowiecki natyka się ubogi pogrzeb, na który prawie nikt na ulicy nie zwracał uwagi.
Następnie spotyka jadących powozem Madę i Willa Müllerów, rozmawiają o książkach, wyjeździe Willa do Berlina,
umawia się, że przyjdzie do Müllerów w niedzielę popołudniu.
Po drodze dowiaduje się też, że pali się u Alberta Grosmana.
Wreszcie Borowiecki dociera do fabryki. Tam pracuje, ale przerywa mu Trawiński, który przychodzi prosić o
pożyczkę, by uratować się od bankructwa. Karol proponuje mu pomoc Bucholca, ale Trawiński nie chce pożyczać od
„tego Szwaba”, bo się nim brzydzi. Borowiecki stwierdza, że nie pożyczy mu nic, bo potrzebuje pieniędzy na własną
fabrykę – Trawińskiego to boli, ale okazuje zrozumienie. Karol proponuje mu jeszcze, by podpalił swoją fabrykę, ale
Trawiński nie chce o tym słyszeć. Ostatecznie Borowiecki podsuwa pomysł, by udać się po pomoc jeszcze do Bauma,
który lubi uczciwych przedsiębiorców.
Po wyjściu Trawińskiego Borowiecki ma wyrzuty sumienia, ale próbuje je stłumić.
W fabryce ma miejsce wypadek – jeden z pracowników ginie w trybach maszyny.
ROZDZIAŁ IX
Trawiński, zgnębiony, rozmyśla o tym, że nie potrafi żyć w Łodzi i wśród bezwzględnych fabrykantów. Spotyka
Halperna, rozmawiają o sytuacji w mieście, Halpern wspomina, jak rozwijała się Łódź.
Fabryka Trawińskiego jest obok ogromnej fabryki Müllera. Sam Trawiński mieszka przy jakiejś błotnistej uliczce,
daleko od centrum miasta. Jego dom jest urządzony dość bogato i bardzo artystycznie przez Ninę, która pragnie
otaczać się pięknymi przedmiotami.
Nina pokazuje Trawińskiemu blat, który za ogromne pieniądze sprowadziła w prezencie dla niego z Florencji.
Rozmawiają o bankructwach w mieście, ale Trawiński nie mówi żonie o tym, że sam ma problemy finansowe. Ona
krytykuje tych, którzy wyłudzają odszkodowania i wyraża radość z powodu tego, że jej mąż jest uczciwy.
Trawiński idzie do starego Bauma, który przesiaduje w swojej ubogiej, „półżywej” fabryce. Prosi o pożyczkę. Baum
przez dłuższą chwilę żali się na mechaniczny przemysł, stwierdza, że Trawiński, jak on sam, jest człowiekiem z innej
epoki. Nie ma pieniędzy, by je pożyczyć, ale godzi się spłacić długi Trawińskiego.
Akcja przenosi się do domu Baumów. Baum bawi się z wnukami, wszyscy siedzą razem, rozmawiają etc. Jest też z
nimi Józio Jaskólski. W pewnym momencie Maks zaczyna dogryzać Bercie, że jej mąż marnotrawi pieniądze.
Następnie Baumów przychodzi Borowiecki i oczarowuje całą rodzinę. Później rozmawia z Maksem na osobności.
Mówią o Trawińskim, naiwności Bauma, który pożycza wszystkim pieniądze i bankrutuje, bo nie chce zmienić fabryki
na mechaniczną. Rozmawiają też o Ninie, przy której „wszystkie nasze łódzkie piękności to jak perkal przy czystym
jedwabiu”.
ROZDZIAŁ X
Józio Jaskólski wraca do mieszkania swojej rodziny. Jaskólscy mieszkają w suterenie przesiąkniętej wilgocią, z
zagrzybionymi ścianami, bardzo biednie. Matka próbuje jakoś związać koniec z końcem, Józio przynosi jej pieniądze.
Antoś leży w łóżku – umiera powoli na suchoty. Tęskni za polami, cały czas mówi o wsi, planuje wakacje etc., choć co
pewien czas stwierdza, że on tych wakacji nie dożyje.
Do Jaskólskich przychodzi Zośka Malinowska, przynosi Antosiowi kwiaty. Jest bardzo ożywiona, wesoła, zwłaszcza
w porównaniu do mieszkańców sutereny. Mówi, że Kessler, właściciel fabryki, w której pracuje, chwalił jej urodę, ale
ona nie zwraca na to uwagi, choć widać, że ją to cieszy. Zośka sprzedaje też kapy i kaftany, które robi Jaskólska
(kupuje je Kessler).
Józio mówi, że Stach Wilczek proponował mu pracę, ale odmówił. Jaskólscy znają Wilczka z dawnych czasów, jest
synem organisty, więc kiedyś był niższy od nich stanem.
Przychodzi Wysocki, by zbadać Antosia. W międzyczasie następuje opis Jaskólskiego – niedołęgi popadającego w
alkoholizm, nie mającego zdolności do niczego. Wysocki bada Antosia, nie chce za wizytę zapłaty, obiecuje za to
przysłać Antosiowi nowe książki do czytania. Po wyjściu doktora Jaskólski biegnie za nim, pyta o pracę; Wysocki
karci go za porzucenie poprzedniej posady, gdzie rzekomo dyrektor nękał Jaskólskiego. Ostatecznie Wysocki pożycza
Jaskólskiemu trzy ruble.
Wysocki spotyka Melę i Różę, wracające z przedstawienia. Mela jest bardzo wzruszona, ale kiedy Wysocki pyta, po co
w takim razie chodzi na takie sztuki, stwierdza, że wszystko inne ją nudzi.
Idą razem do domu Róży, tam spotykają jeszcze Bernarda. Róża złości się na Bernarda, że jest pozerem, a on
odpowiada, że kobiety patrzą na mężczyzn powierzchownie i potrzebują ich tylko jako zabawek, oceniając jak towar i
traktując jak błaznów, mających dostarczać kobietom rozrywki.
Mela i Wysocki siedzą blisko siebie, ona jest smutna, zaczyna płakać, a on ją pociesza. Dziewczyna zaczyna czuć, że
jest w doktorze zakochana i spragniona czułości. Potem chce, żeby Wysocki jechał z nią do domu, ale on się wymiguje.
Zamiast tego rozmawia z Bernardem, spierają się, Bernard stwierdza, że Wysocki jest zakochany w Meli, ale doktor
się sprzeciwia. W końcu Wysocki pyta, czy Bernard nie kieruje się zazdrością i czy sam nie ma wobec Grünspanówny
jakichś zamiarów – ale Endelman odpowiada mu, że powoduje nim troska i żeby Wysocki „nie psuł sobie rasy”, żeniąc
się z Żydówką.
Wysocki zaczyna rozmyślać nad tym, co czuje do Meli.
ROZDZIAŁ XI
Ojciec chce wydać Melę za Leopolda Landaua. Ona kocha Wysockiego, nie chce Leopolda, mówi o tym ojcu, on
postanawia poczekać.
Róża i Mela postanawiają wyjechać z Szają do Włoch.
Przyjęcie u Endelmanów. Przeważają Niemcy i Żydzi, Polaków jest niewielu i tylko ci, których nie wypadało nie
zaprosić. Endelmanowie są przerysowani, egzaltowani, nadmiernie zachwycają się kiepską sztuką (punktem
kulminacyjnym jest odsłonięcie nowego obrazu, jaki kupili); ich mieszkanie jest przepełnione kiczowatymi rzeźbami i
obrazami.
Szaja Mendelsohn jest w centrum uwagi, wszyscy traktują go jak króla, otaczają go półkolem i słuchają z uwagą.
Trawińska jest ubrana najskromniej, ale wygląda najpiękniej, najbardziej naturalnie i promiennie. Nudzi się wśród
tego całego kiczu i kiepskich rozmów.
Borowiecki jest oprowadzany przez Bernarda Endelmana, który opowiada mu o wszystkich pannach, ich posagach etc.
Karol rozmawia (a raczej flirtuje) chwilę z Madą. Bernard przedstawia go też Róży i Meli, które ze swej strony też
obgadują mężczyzn. Borowiecki zostaje też przedstawiony „znanej piękności łódzkiej”, która przedstawia się jako
przyjaciółka Lucy, która jest wtajemniczona w sprawę i zachęca do kochania Zukerowej. Karol próbuje ją podrywać i
całować, ona tylko trochę się wzbrania, ale ostatecznie wychodzi, mówiąc, że opuściła dla niego chore dziecko, ale
zaprasza go do siebie innego dnia.
Podczas przyjęcia występuje śpiewaczka. W tym czasie Borowiecki spotyka swoją dawną kochankę, Emmę
Likiertową. Podczas rozmowy widać, że kobieta cierpi z powodu ich rozstania, ale dumnie odpycha Karola, jest
chłodna i wypytuje tylko o sprawy niezwiązane z ich romansem. Na koniec stwierdza, że nie ma mu już nic do
powiedzenia i że zapomniała o przeszłości.
Endelman rozpacza, że goście piją bardzo szybko świetnego szampana, jakby to było tanie wino.
Nina, Bernard i Mela rozmawiają o literaturze i sztuce (o Paulu Bourgecie, który napisał powieść Ziemia obiecana w
1895 r.).
Bernard i Mela rozmawiają o Wysockim – Bernard mówi, że ceni go jako człowieka, ale nienawidzi jako jej
wielbiciela. Objaśnia także, że to oczywiste, że Wysocki kocha Melę.
Borowiecki wymyka się z przyjęcia, rozmyślając cały czas o słowach Emmy, z których wywnioskował, że ona nim
pogardza i go nienawidzi.
ROZDZIAŁ XII
Michalakowa przychodzi pod drzwi mieszkania Karola, by prosić o pieniądze, których nie dostała. Borowiecki każe jej
przyjść w poniedziałek a Mateuszowi przykazuje dać jej rubla.
Murray rozmawia z Maksem o swoich oświadczynach. Wybranka to Polka, ale Murray oznajmia, że może dla niej
zmienić wyznanie, bo jego religią jest miłość.
Karol nadal rozpamiętuje spotkanie z Emmą. Wspomina dawne czasy, tęskni za nią, ma też wyrzuty sumienia, że
przysięgał jej miłość, a skończyło się na niczym. Czuje się przerażony tym, że mimo starań nie udało mu się całkiem
„utopić całej duszy w interesach”.
Idzie do Kurowskiego – przedsiębiorcy, który mieszka w podmiejskiej wsi, ale ma też mieszkanie w Łodzi, gdzie
przyjmuje znajomych. Jest człowiekiem pełnym sprzeczności – katolikiem drwiącym z religii, konserwatysta wierzący
w postęp wiedzy itd. – wg określenia Bucholca: polnische Misch-Masch. Po przyjeździe do Łodzi najpierw ciągle
tracił, kiedyś podobno miał jakąś wielką fortunę, ale nic z niej nie zostało; wreszcie założył ze wspólnikiem fabrykę
przetworów chemicznych, która błyskawicznie się rozwinęła.
Borowiecki i Kurowski rozmawiają o różnych bieżących sprawach, temat schodzi wreszcie na kobiety (bo Kurowski
ma rękę na temblaku i wygląda chorobliwie, a Borowiecki domyśla się, że to przez jakąś kobietę, czemu Kurowski
zaprzecza) – Karol stwierdza, że kobiety są niewarte poświęceń, wszystkie są albo głupie, albo płaczliwe i
sentymentalne. Rozmawiają też o znajomych (których Kurowski gości co tydzień u siebie na spotkaniach), a także o
fabrykach i niezależności: Borowiecki potrzebuje fabryki, by nie być od nikogo zależnym, a Kurowski stwierdza, że
„niezależność mają tylko nędzarze (...). Człowiek posiadający rubla jest już niewolnikiem tego rubla”. Karol sugeruje,
że Kurowski oszukał wspólnika, na co tamten oburza się i próbuje (nieco mętnie) tłumaczyć. Stwierdza, że chciałby
żyć w innych czasach, 100 lat temu, kiedy na świecie „istniały jeszcze potężne instynkty i potężne namiętności, jeśli
byli zbrodniarze, to takiej miary jak Danton, Robespierre i Napoleon” (uwaga – nieco podobne podejście, jak to
reprezentowane przez starego Bauma i Trawińskiego, z tym, że oni tęsknią nie za namiętnościami, a za uczciwością).
Borowiecki jedzie do „Victorii”. W restauracji spotyka Bum-Buma, który próbuje łapać widziane wszędzie przez
siebie niebieskie nitki, które, jak mu się zdaje, oplatają wszystkich i wszystko wokół.
Po posiłku Karol chce iść spać, ale przeszkadzają mu myśli o Emmie, jedzie więc do Lucy.
ROZDZIAŁ XIII
Poranek. Borowiecki śmieje się ze swojego wczorajszego stanu ducha i przygotowuje się do wizyty u Müllerów. Przy
okazji rozmawia z Baumem, który wcześniej kłóci się z Mateuszem o źle zreperowane buty; Maks wspomina, że był
wczoraj u Kurowskiego, ale ten go nie przyjął, później mówi, że od jutra zmniejszona będzie liczba godzin roboczych
w fabryce starego Bauma, bo już mają cały magazyn zawalony towarem, a nikt nie chce go kupować. Maks oskarża
ojca o naiwność – bo Baum żyruje weksle wszystkim, którzy zyskają sobie jego sympatię, sam na tym tracąc, a poza
tym z uporem maniaka broni ręcznej produkcji. Borowiecki próbuje go pocieszać, mówiąc, że sezon jest zły i
wszystkie fabryki tracą.
Borowiecki idzie z wizytą do Müllerów, gdzie wita go Müllerowa. Jest bardzo mało rozmowna, ciągle odpowiada
tylko półsłówkami, dopiero kiedy temat schodzi na Wilhelma, zaczyna mówić nieco więcej – ale wtedy zjawia się
Mada. Rozmawia z Karolem o książkach i przyjęciu u Edelmanów; Borowiecki cały czas śmieje się z niej, ona się
zawstydza, na co on przeprasza – i tak w kółko. Jest też w tym miejscu krótka wstawka charakteryzująca Madę:
wychowana w prostym otoczeniu ma lekkie braki w ogładzie, ale za to posiada żywy umysł i rozsądek, skończyła
pensję w Saksonii, jest szczera i trochę dziecinna. Zna też wartość pieniędzy – wspomina o znajomej, która zerwała z
narzeczonym, a przecież mógł się on dorobić i była szansa na zbicie majątku, co tym cenniejsze, że panna jest nieładna
i bez posagu.
Przychodzi Müller i zabiera Karola do pałacu – bo wcześniej przebywali w małym, parterowym domku tuż obok. Pałac
jest sławny na całą Łódź i Müller nie kryje dumy. Wszystkie pomieszczenia są bardzo drogo wyposażone, pełne
jedwabiu, aksamitu, dywanów, obrazów, kandelabrów itd. Nikt nie używa mebli i urządzeń. Jest marmurowa wanna w
wyłożonej majoliką łazience, jest też pokój „mauretański”, pełen krzykliwych barw i przez to karykaturalny; jest pokój
do palenia, pełne bibelotów gabineciki, jadalnia z kredensami zapchanymi porcelaną, biblioteka z półkami pełnymi
książek. Sprzęty są kosztowne, ale podobierane bez gustu, a ponadto cały dom jest zupełnie bez życia. Müller
tłumaczy, że jego rodzina nie mieszka w pałacu, wygodniej im w starej chałupie – dom został zbudowany tylko po to,
żeby wszyscy wiedzieli, że „Müller może mieć pałace, a woli mieszkać w starym domu”. Tylko Mada używa swojego
pokoju (wg Borowieckiego: pokoju jak u „Goethowskiej Gretchen”).
Borowiecki mimo początkowych oporów zostaje na kawie i prosi Müllera o protekcję do Szai dla Horna. Mada
okazuje Karolowi zainteresowanie, Müller – sympatię. Borowiecki czuje, że gdyby poprosił o rękę Mady, dostałby ją
bez problemu – kusi go ta wizja, bo dziewczyna ma milionowy posag, ale przypomina sobie o Ance.
Karol idzie do Bucholca – mimo że Karol zrezygnował z pracy u niego, mają dobre stosunki. Bucholc jest znudzony,
ma potrzebę spotkania się z ludźmi i czuje się dziwnie, źle. Po wyjściu Borowieckiego kręci się po domu, nie chce
zostać sam, więc prosi lokaja o różne rzeczy, wreszcie zaczyna bać się śmierci i zdaje mu się, że umiera. Wezwany
lekarz podaje mu chloral i Bucholc zasypia.
W cukierni siedzą Wysocki, Halpern i Myszkowski, inżynier z fabryki Meyera, przyłącza się do nich Borowiecki..
Halpern zachwyca się Łodzią i tym, ile towarów produkuje się w mieście, a Myszkowski upiera się, że tylko głupcy i
bydło pędzone batem pracują. Stwierdza, że nie będzie wstawał pięć minut wcześniej, niż mu się chce ani nie wyda
rubla więcej, niż potrzeba, żeby zarobić miliony: „ja nie będę robił, robił, robił! bo ja chcę żyć, żyć, żyć!”. Oznajmia,
że miliony nie dają niczego, służą tylko temu, żeby je mieć i żeby inni podziwiali. Nie znalazłszy zrozumienia u
pozostałych, wychodzi. Halpern cały czas mówi o tym, ze on bardzo potrzebuje Łodzi, nie wytrzymałby na wsi.
Rozmawiają też o Myszkowskim – wynalazł on nowy sposób wybielania tkanin, ale nic z tego nie ma, nadal pracuje w
laboratorium, nie chce majątku.
Wysocki pyta Borowieckiego, czy nie znalazłby jakiegoś miejsca dla Jaskólskiego, Karol stwierdza, że poszuka.
ROZDZIAŁ XIV
Dawid Halpern spaceruje po Piotrkowskiej i rozmyśla o Łodzi. Tu następuje refleksja narratora na temat tej postaci:
Łódź zabrała mu wszystko, co posiadał, wciąż żyje z dnia na dzień i szuka nowych sposobów zarobku, cały czas
bankrutuje; nie ma dzieci, tylko żonę, na którą pracuje, by mogła się leczyć w uzdrowisku, a sam nie wyjeżdża poza
Łódź. Kocha to miasto, fabryki i robotników, nie myśli o tym, że miasto jest brudne, zaniedbane i niebezpieczne. Nie
rozumie też podejścia Myszkowskiego.
Wróciwszy do domu, nudzi się, więc zachodzi do sąsiadów – tam Malinowski (wiolonczela), Szulc (klarnet), Horn
(flet), Blumenfeld (skrzypce) i Stach Wilczek (skrzypce) urządzili w mieszkaniu Horna „biesiadę muzyczną”. Jest też
Józio Jaskólski, który się z nimi przyjaźni – przepisuje dla siebie listy miłosne, które dostaje Malinowski. Wilczek
wspomina, że ma na oku jakiś cudowny interes, pozostali się z niego śmieją, wywiązuje się kłótnia.
Szulc opowiada anegdotkę o Dülmanie z Sosnowca, dawnym kelnerze i handlarzu świń. Tenże Dülman gościł u siebie
jakiegoś niemieckiego hrabiego, a po jego wyjeździe kazał zamknąć łóżko, w którym spał gość, razem z pościelą i
innymi drobiazgami w skrzyni, zamknąć ją i postawić na honorowym miejscu z tabliczką „W tej skrzyni stoi łóżko, a
na łóżku leży pościel, a na tej pościeli (...) raczył spać...” Ta anegdotka staje się podstawą do rozmowy o
śmiesznościach łódzkich bogaczy.
Józio Jaskólski potrzebuje stu rubli – Malinowski organizuje zbiórkę. Wszyscy poza Wilczkiem się dokładają, jedynie
Horn obiecuje, że da pieniądze następnego dnia.
Wilczek opowiada, że widział ładną dziewczynę, która spotkała się z Kesslerem i odjechała z nim powozem w stronę
kolei, a także że rozpoznał w niej tę, z którą kiedyś widział Malinowskiego. Adam orientuje się, że chodzi o Zośkę.
Biegnie do domu i wypytuje o nią – matka mówi, że Zośka pojechała do ciotki. Adam idzie do ojca, pracującego w
fabryce Kesslera i informuje go, że Zośka prawdopodobnie jest kochanką właściciela. Stary Malinowski oznajmia, że
załatwi to z Kesslerem i że nie powinni na razie mówić matce.
Horn idzie do „kolonii”, jest zmęczony i smutny. Rozmawia z Kamą, droczy się z nią, a ona okazuje troskę i niepokój
o jego zdrowie. Chce pożyczyć mu pieniądze ze swoich oszczędności – i znajduje w jego portfelu swoje zdjęcie. Po
wyjściu spotyka Sierpińskiego, który mówi, że wychodzi czasem za miasto, by pooglądać pola, bo tęskni za wsią.
ROZDZIAŁ XV
Jaskólski przychodzi do Borowieckiego po pracę. Karol wypytuje go o poprzednie posady, a w końcu proponuje mu
pracę stróża magazynowego - na to Jaskólski obraża się i oznajmia, że jest szlachcicem i woli zdechnąć z głodu niż
być stróżem u Niemców. Po wyjściu od Borowieckiego czuje bezsilność, załamuje się, płacze.
Murray chce sprzedać Borowieckiemu meble – ukochana nie przyjęła jego oświadczyn. Stwierdza, że małżeństwo to
„niemoralna instytucja”, kłamstwo i podłość. Wspomina na pozór idealnych małżonków (Kaczyńskich), którzy przy
ludziach się kochają, a sam na sam – kłócą i biją. Zapytany przez Borowieckiego, dlaczego ożenek mu się nie udał,
tłumaczy, że „ma za wielki garb, a za mało pieniędzy” – przy okazji informuje, że dziewczyna jest Polką, a Polki to
„uosobienie głupoty, fałszu, kaprysów, złych instynktów”.
Bucholc znowu jest znudzony, ma potrzebę ruchu – przechadza się po fabryce, ale wszędzie jest mu gorąco i duszno,
oddycha z trudem i kaszle, szuka towarzystwa. Nazajutrz jest jeszcze gorzej; nie umie wysiedzieć spokojnie ani chwili,
znowu chodzi po całej fabryce – a gdzie nie wejdzie, tam pracownicy na jego widok milkną i poważnieją. Bucholc nie
rozumie ich zachowania. Wreszcie trafia do skladów, siada tam, by chwilę odpocząć, ale czuje się coraz gorzej.
Dopada go wielki strach i poczucie bliskości śmierci; próbuje krzyczeć przez okienko, ale nie ma sił. Umiera, wydając
przed śmiercią ostatni okrzyk, który alarmuje pracowników.
ROZDZIAŁ XVI
Śmierć Bucholca wywołuje w mieszkańcach Łodzi burzliwe emocje. Ludzie nie potrafią uwierzyć w to, że fabrykant
nie żyje – uważali go niemal za nieśmiertelnego, niektórzy wręcz podejrzewali go o pakt z diabłem.
Zwłoki Bucholca s,ą wystawione na widok publiczny – tu następuje krótka refleksja narratora dotycząca tego, że
„twórca i ujarzmiciel potęg przyrody [człowiek] został ich niewolnikiem”; podkreślony jest kontrast między martwym
Bucholcem a pracującą, żywą fabryką.
Bucholcowa po śmierci męża staje się jeszcze bardziej apatyczna, a dom Bucholców – pusty, smutny i martwy.
Pogrzeb Bucholca jest bardzo widowiskowy; konduktowi towarzyszą chorągwie, baldachimy, palmy itd., jest też
mnóstwo ludzi, również pracowników fabryk. Szaja też jest obecny: rozmyśla o tym, że teraz nie ma kogo
nienawidzić, myśli też o własnej śmierci - czuje żal i smutek.
W międzyczasie ceny bawełny idą w górę (jak spodziewali się Borowiecki, Moryc i Baum), co również elektryzuje
fabrykantów.
Kozłowski zachwyca się Różą Mendelshohn.
Karol rozmawia z Lucy, jadącą karetą z ciotką, szepczą do siebie, a głośno przerzucają się chłodnymi grzecznościami.
Orszak przejeżdża przez szare miasto, potem przez ulicę wiodącą do cmentarza, pełną błota i otoczoną smutnymi,
półżywymi topolami. Podczas pogrzebu wygłaszane są patetyczne mowy o zasługach zmarłego.
Stach Wilczek próbuje namówić Józia Jaskólskiego, by zmienił pracę u Bauma na posadę „człowieka zaufanego” u
niego – bez skutku. Wilczek kupił grunt otaczający fabrykę Grünspana, pewien, że fabrykant będzie chciał tę ziemię
pozyskać – z zyskiem dla Stacha, który pragnie milionów, nie licząc się z niczym. Wstawka o Wilczku: kombinator,
który handlował wszystkim, czym się dało, a mówi się o nim, że trudni się też lichwą.
Borowiecki i Moryc przychodzą do Wilczka po platformy przewozowe. Ten traktuje ich chłodno, jest obrażony na
Borowieckiego („szlachcica”); po ich odejściu przeklina szlachtę, zachwyca się Łodzią, upaja się miejskim życiem,
pragnąc jak największego bogactwa.
TOM 2
ROZDZIAŁ I
Maks Baum i Karol Borowiecki spędzają czas w Kurowie. Zwłaszcza Maks bawi się dobrze – gra w karty z księdzem,
Adamem Borowieckim i Zajączkowskim, którzy ciągle się kłócą i godzą, oraz coraz bardziej zachwyca się prostym i
spokojnym życiem. Podoba mu się też Anka i ma żal do Borowieckiego, że ten źle ją traktuje. Karol jest bowiem
zniechęcony i znudzony. Dostaje depeszę od Lucy, która informuje, że jeżeli kochanek nie przyjedzie do niej we
wtorek, to ona znajdzie go nawet u narzeczonej. Jest zmęczony udawaniem miłości do Anki, ale pociesza się myślą, że
jest wiele małżeństw zawartych dla interesów. Mimo to jest zły, bo czuje wstręt do małych przedsięwzięć – a mógłby
ożenić się z Madą i zdobyć od razu wielkie pieniądze.
Anka martwi się o Karola, wypytuje Bauma o to, czy nic się nie stało. Mówi też, że Borowiecki chciał sprzedać ziemię,
ale ona i Adam się sprzeciwili z sentymentu.
Maks słyszy nocną rozmowę Karola i Anki – Borowiecki traktuje dziewczynę chłodno, nazywa ją z gniewem
„romantyczką”, spierają się, później rozmawiają o sprzedaży Kurowa; Borowiecki nie okazuje zupełnie współczucia
dla ojca, który przyzwyczaił się do dworku, wyśmiewa też Ankę, sugerując, że najchętniej zabrałaby całą wieś do
miasta, przewiozła stare portrety itd. Anka płacze, Karol ją przeprasza. Baum, zirytowany, próbuje spać, ale
przeszkadzają mu odgłosy natury i myśli.
Nazajutrz Adam Borowiecki, wieziony przez Walusia, odwiedza księdza Liberata (ostatniego z dominikanów
zamieszkujących stary klasztor. Liberat opowiada o tym, że czuje blisko siebie śmierć i że widział duchy dawno
zmarłych zakonników i przeora, który wzywał go dokądś, a inny mnich rozdzierał kartkę z jego imieniem. Ta
opowieść niepokoi Adama.
Anka karmi drób (jak Zosia w „Panu Tadeuszu” – zwraca na to uwagę Maks, ale ona odpowiada, że to nie dla
przyjemności, a po to, by je utuczyć i sprzedać drożej w Łodzi). Karol oznajmia, że niedługo on i Baum muszą
odjeżdżać, ale Anka namawia ich jeszcze na wizytę w kościele, u księdza i na obiad. Maks odpoczywa w ogrodzie, ale
ciągle zdaje mu się, że widzi gdzieś Ankę – zirytowany tym przynagla Borowieckiego do odjazdu.
Pod kościołem spotykają Stacha Wilczka; Karol targuje się z nim o węgiel. Stach opowiada, że wychował się w
Kurowie, Baum nie dowierza; Wilczek jest podziwiany przez mieszkańców Kurowa, na których patrzy z pobłażaniem
jako ten, któremu udało się wybić.
Ksiądz Szymon zachwyca się Anką, wychwala ją, opisuje jej pracowitość i troskę o niego – m.in. doradziła mu
posadzenie drzew owocowych, pomogła z przygotowaniem przetworów itd. Próbuje też bronić Stacha przed
Borowieckim, który ma o nim bardzo złe zdanie.
Podczas obiadu panuje dosyć smutna atmosfera. Pod koniec zjawia się Socha – wygląda już jak fabrykant, zmienił
sposób ubierania się i zapuścił brodę, zmizerniał, podobnie jak jego żona, która też ubiera się już inaczej. Socha szuka
pracy gdzieś w fabryce Borowieckiego, najchętniej przy koniach.
Ksiądz i Adam kłócą się o Wiosnę Ludów.
Przychodzi Karczmarek – znany Borowieckiemu z Łodzi jako Karczmarski, który dostarczał cegieł do budowy
fabryki. Prowadzi cegielnię, którą założył przez przypadek; wcześniej był zwykłym chłopem, który miał bardzo marną
ziemię; dopiero widząc innych, którzy jeździli do Łodzi z piaskiem, zorientował się, że może tak dorobić, bo miał
górkę za domem. Później Niemcy i Żydzi chcieli kupić jego grunt, ale adwokat doradził mu, że chodzi o glinę, która
jest pod spodem i lepiej, zamiast sprzedawać ziemię, założyć cegielnię. Teraz chce kupić albo przynajmniej
wydzierżawić Kurów dla syna, który nie nadaje się na fabrykanta ani handlowca.
Karol i Maks wyjeżdżają – żegnają się ze wszystkimi; Baum dziękuje i zachwyca się, co Karol wyśmiewa.
ROZDZIAŁ II
Kantor Grosglika. Wszyscy pracownicy traktują szefa z uniżeniem, śmieją się z jego kiepskich dowcipów itd. Grosglik
wypytuje wszystkich o informacje, a gdy od Blumenfelda dowiaduje się, że Wiktor Hugo zmarł ubiegłego dnia, myśli,
że chodzi o jakiegoś fabrykanta, a potem myli pisarza z Sienkiewiczem. Prosi też Blumenfelda, by udzielał jego
córce, Mery, lekcji gry na fortepianie.
Rozmowa Grosglika ze Szteimanem – Grosglik każe pracownikom płacić za gaz używany do gotowania wody na
herbatę, tłumacząc, że to dla ich dobra, bo nie będą mieli wyrzutów sumienia, że okradają firmę. Poproszony przez
Szteimana o przyznanie podwyżek, stwierdza, że gdyby podzielił nadwyżkę pieniędzy między wszystkich, to
wyszłyby grosze, za które każdy kupi „drobiazgi” – garnitur, kapelusz dla żony itd.; woli więc za to kupić sobie meble
do pokoju stołowego, żeby pracownicy mogli się chwalić, że ich szef ma nowe. Zamiast podwyżek daje do podziału
weksle, ale jakiejś marnej firmy, więc warte grosze.
Do Grosglika przychodzi Bronek Klein (kuzyn i powiernik), rozmawiają o interesach, chcą zniszczyć Borowieckiego
przy pomocy Welta. Jeden z urzędników wpada do gabinetu i mówi, że pracownik, Tuszyński, zainkasował czterysta
rubli i uciekł. Grosglik obarcza za to odpowiedzialnością tego właśnie urzędnika (który na upoważnienie szefa wydał
Tuszyńskiemu pieniądze) i każe mu zapłacić.
Zjawia się wezwany przez Grosglika Moryc. Zdaje bankierowi raport z dokonań spółki – sprzedali już bawełnę,
fabryka rośnie, w październiku będzie można otwierać. Grosglik informuje, że musiał cofnąć Borowieckiemu weksel,
kusi Welta propozycją interesu. Mówi, że boi się, iż fabryka Borowieckiego pokaże Polakom, że mogą konkurować z
Żydami; tymczasem Polacy powinni siedzieć na wsi, jeździć za granicę, polować, uwodzić cudze żony, politykować,
ale nie zakładać fabryki.
Po wyjściu od Grosglika Moryc rozmyśla; nie zgadza się z obawami bankiera, ale nie podoba mu się zmowa na
Borowieckiego. Zaczyna przypuszczać, że może stracić na tym interesie – widzi, że wszystkie złe zdarzenia dotyczące
budowy fabryki (kontrole, denuncjacje itd.), a także złe plotki o Borowieckim mają związek ze zmową.
ROZDZIAŁ III
Budowa fabryki. Borowiecki przebudowuje starą fabrykę Meinera. Moryc ma pretensje, że wszystkie materiały są za
drogie, można przecież było budować taniej, z gorszych surowców – ale Karol nie zgadza się na tandetę, chce dobrej
jakości.
Maks jest zły na Borowieckiego o zachowanie wobec Anki i o jego coraz częstsze wizyty u Müllerów.
Borowieckiemu znudziła się już zupełnie Lucy. Flirtuje coraz częściej z Madą. Jada obiady u Baumów, gdzie
Baumowa leży chora i bardzo słaba, a Baum częściej bywa w swojej umierającej fabryce niż w domu.
Borowiecki wybiera się do Wysockiego – ten w gabinecie przyjmuje biedotę, Żydów etc., wszystkim pomaga. Matka
jest o to na niego zła, o czym mówi Borowieckiemu – uważa, że powinni to robić lekarze z „odpowiedniej sfery, z
mniejszą wrażliwością”. Jest dumna ze swojego pochodzenia, nie podobają jej się też plotki o miłości Meli do
Wysockiego i nie zgadza się kategorycznie na ich ślub – „mój syn może się kochać nawet i w Żydówce, ale nie może
myśleć o połączeniu naszej krwi z krwią obcą, z rasą wstrętną i wrogą”. Prosi Borowieckiego o to, by wybił
Wysockiemu z głowy te pomysły, ale Borowiecki nie do końca zgadza się z jej zdaniem i uważa to za przesadę.
Borowiecki idzie do parku (Helenowa) – spotyka tam Horna z Kamą, którzy karmią karpie; wyśmiewa ich, ale bez
złośliwości. Kama wstydzi się i prosi, by nie mówił o tym spotkaniu jej ciotce. Karol informuje Horna, że jest dla niego
praca u Szai.
W Helenowie Karol spotyka też Emmę, ale wymieniają tylko spojrzenia i ona, zimna i pełna wymuszonej pogardy,
odchodzi szybko. Pojawia się Lucy, kokietuje Karola i przez to on odsuwa od siebie myśl o rozstaniu. Zukerowa
zaczyna płakać, co niecierpliwi Borowieckiego; później rozpacza, żąda, by Karol zabrał jej od rodziny, która zmusza ją
zajścia w ciążę. Karol próbuje jakoś ją uspokajać, odpowiadać wymijająco na jej żądania, ale w końcu Lucy odchodzi
wystraszona i smutna, sądząc, że przestał ją kochać.
ROZDZIAŁ IV
Rozmowa Horna z Kamą, która stara się go wspierać. Później Horn zaczyna szukać Malinowskiego, z którym mieszka
i o którego się martwi. Po drodze trafia do Jaskólskich, rozmawia chwilę z Antosiem, potem z Józiem, który podobno
dostał jakiś list miłosny i ma schadzkę. Wreszcie dociera do domu Malinowskich, tam trafia na awanturę – matka
wypędza Zośkę z domu za romans z Kesslerem. Adam i ojciec nie wtrącają się, ale Adam idzie za Zośką i uspokaja ją,
po czym zabiera do swojego mieszkania, przez co Horn musi zamieszkać u Wilczka.
Malinowski i Adam chcą zemścić się na Kesslerze. Ojciec w tajemnicy przed matką prosi Adama o opiekę nad Zośką.
ROZDZIAŁ IV
Horn u Wilczka. Okazuje się, że Stach jest lichwiarzem – pożycza pieniądze ubogim kobietom na bardzo wysoki
procent. Horn jest tym zbulwersowany, ale Wilczek tłumaczy się, ze to nie lichwa, bo działa z polecenia Grosglika.
Horn mówi, że i tak uznaje go za nieuczciwego, bo obdziera z pieniędzy biedotę, na co Wilczek próbuje się bronić,
pokazując księgi - jego poprzednik brał wyższy procent. To jednak nie przekonuje Horna.
Grünspan przychodzi do Wilczka w sprawie gruntu – Stach pokazuje mu ziemię i złośliwie ją zachwala, pokazując, że
jest wiele warta. Grünspan proponuje mu dwa razy tyle, ile zapłacił, ale Stach chce więcej.
ROZDZIAŁ VI
Horn zaczyna pracę u Szai. Jest świadkiem m.in. rozmowy Stanisława Mendelsohna z Wysockim, który wydaje zbyt
dużo na leczenie robotników; zleca mu oszczędzanie.
Zjawia się Starża Stajewski, opowiada o swoim pochodzeniu i wykształceniu (ogólnym, jezuickim, nie nadaje się więc
do żadnej konkretnej roboty), szuka pracy, ale Szaja nic dla niego nie ma.
Przewijają się też inne postaci: Endelmanowa z Trawińską, które proszą o wsparcie kolonii letnich dla dzieci
robotników i inni.
Horn rozmawia z Malinowskim – dowiaduje się, że Zośka uciekła do Kesslera.
Szaja i Wysocki jadą na dworzec po Różę i Melę. Wysocki uświadamia sobie w pełni swoją miłość do Meli. Idzie za
miasto na przechadzkę; spotyka umierającego, biedaka, któremu opatruje rany – chory zaczyna go uważać za anioła.
ROZDZIAŁ VII
Przyjęcie u Trawińskich. Zjawia się na nim też Anka, którą wszyscy się zachwycają. Całe przyjęcie jest zupełnie inne
niż u Endelmanowej – bardziej eleganckie, alewysmakowane. Borowiecki oprowadza Horna, przedstawia mu innych.
Pojawia się też informacja o przejściu Bernarda na protestantyzm – Grosglik bardzo to krytykuje, bo uważa ich
miejsca modlitw za brzydkie. Kurowski podczas rozmowy z Niną wyraża się pogardliwie i z niechęcią na temat
„jałówek łódzkich” (Mady i Meli). Wiele osób się nudzi, sporo wychodzi – bo nie ma szampana, a za to są Polacy, przy
których „miliony” czują się źle. Mela zdaje sobie sprawę, że środowisko, w którym Wysocki czuje się dobrze, dla niej
jest zupełnie obce, że czuje się w nim intruzem. Mimo to, gdy Wysocki próbuje ją powstrzymać przed wyjściem,
zaczyna mieć nadzieję, że może się uda i sytuacja jakoś się zmieni.
Mada dowiaduje się, że Anka jest narzeczoną Karola.
Maks otrzymuje informację o tym, że jego matka umiera.
ROZDZIAŁ VIII
Ciąg dalszy przyjęcia. Müller mówi, że oddałby Madę Kurowskiemu albo Borowieckiemu, a na pewno nie pozwoliłby
na jej ślub z Kesslerem.
Wysocki, mimo niechęci matki, odprowadza Melę do Róży. Wysocki prosi Mendelsohnównę o pomoc w zdobyciu
przychylności Meli, która przypadkiem słyszy jego zwierzenia – Róża zostawia ich samych, wtedy wyznają sobie
miłość i całują się. Mendelsohnówna, widząc to, rozpacza, że nikt jej nie kocha. Mela tymczasem mówi Wysockiemu,
że ma nie przychodzić do niej, dopóki nie otrzyma listu – odpycha od siebie myśl o rozstaniu, ale wie, że tak musi być.
ROZDZIAŁ IX
Wysocki wraca do domu, zastaje tam m.in. Trawińską i Ankę, która broni Meli przed oskarżeniami Wysockiej.
Wpada Józio Jaskólski, który wzywa Wysockiego do umierającej Baumowej.
Baumowa umiera powoli i długo w otoczeniu rodziny i służby. Po jej śmierci wszyscy odczuwają głęboki żal, nawet
Maks płacze; stary Baum natomiast idzie do fabryki i chodzi po niej, rozmyślając.
Wysocki rozmawia z Borowieckim, spotykają też Moryca, a także Myszkowskiego i Murraya. Myszkowski znowu
snuje swoje rozmyślania na temat pracy, Murray informuje, że dostał miejsce w fabryce Bucholca po Borowieckim,
ale pensję ma dwa razy niższą.
ROZDZIAŁ X
Anka i Adam Borowiecki są już w Łodzi. Oboje są smutni i przygnębieni, tęsknią za wsią, choć Adam stara się tego po
sobie nie pokazywać i rozweselać Ankę. Odwiedza ich m.in. Kama, Wysocka i Moryc, poza tym oczywiście Karol.
Wysocka wspomina Ance, że jej syn nie ożeni się z Melą – nie chciała go, napisała list, w którym wyznaje miłość, ale
informuje, że rodzina nie pozwala jej zmienić religii.
W fabryce Borowieckiego przewraca się rusztowanie. Anka chce pomóc robotnikom – wszyscy w fabryce są obojętni,
tylko Jaskólski opatruje rannych. Anka pomaga, posyła po lekarza, opatruje rany robotników, a jednego –
nastoletniego chłopaka, który bał się iść do szpitala, a sypiał w cegielni Karczmarka – zabiera do domu. Borowiecki
wieczorem krytykuje takie zachowanie, ironizuje i wyśmiewa jej filantropię. Ona jest zdruzgotana tym, że zawiódł jej
oczekiwania, przez co on się na nią obraża.
Karol ma coraz większe kłopoty finansowe, wszyscy odmawiają mu kredytów. Moryc radzi mu wzięcie bogatego
wspólnika albo obniżenie kosztów budowy, ale Borowiecki tego nie chce. Welt sugeruje też udanie się po pomoc do
Müllera, ale Karol wie, że to wiązałoby się z małżeństwem z Madą. Ostatecznie Moryc proponuje, że powiększy swój
wkład w spółkę. Borowiecki pozornie się zgadza, ale nie ufa Weltowi i nie wierzy w jego bezinteresowność.
Borowiecki rozmyśla. Nie wierzy, że ożeni się z Anką, dlatego ciągle flirtuje też z Madą; nie umiałby spalić swojej
fabryki dla zysku ani posunąć się do innych tego typu czynów – zło jest dla niego coś warte wtedy, kiedy jest
konieczne i opłaci się, ale woli cnotę.
Maks mówi Karolowi, że jego ojciec zupełnie zwariował – oddał zięciom wszystkie place, kazał im tylko ostawić
fabrykę, w której siedzi całe noce. Baum podejrzewa też Moryca o jakieś złe zamiary.
ROZDZIAŁ XI
Karol wspomina półżartem Morycowi, że Maks podejrzewa go o coś złego. Welt się z tego śmieje, stwierdza, że radził
przecież Maksowi dobrze – by ubezwłasnowolnił ojca. Wychodzi gdzieś, sugerując, że może będzie się oświadczał.
Moryc wysyła kwiaty Meli, potem idzie do „kolonii” na obiad. Tam Kama wypytuje Horna, czy ma metresę, bo w
książkach wyczytała, że każdy młody człowiek ma swoją przyjaciółkę. Wyśmiana przez wszystkich ucieka, Horn idzie
za nią. Ona ma pretensje o to, że w niedzielę imprezował, zamiast przyjść do nich i że kiedy był nieszczęśliwy, to prosił
o pomoc, a teraz już jej – Kamy – nie dostrzega. On mówi, że nigdy nie był nieszczęśliwy – na co ona wybucha
płaczem, krzyczy, że modliła się za niego, że ją oszukał i jest złym człowiekiem.
Moryc idzie wreszcie do Grosglika. Mówi mu, że nie może oddać mu pieniędzy danych na zakup i sprzedaż wełny, bo
zainwestował ją w coś (co jest nieprawdą); Grosglik się oburza, próbuje się kłócić, żąda wypłaty. Moryc oznajmia, że
to pieniądze na podkupienie fabryki Borowieckiego. Dopiero wtedy Grosglik zgadza się na spółkę i zachwyca się
sprytem Moryca.
ROZDZIAŁ XII
Moryc idzie do Grünspana. Po drodze spotyka Kesslera, który zaprasza go do siebie na wieczór, gdzie będą
„niespodzianki”. Razem idą do fabryki, by wybrać odpowiednie pracownice. Oceniają je, wybierają najładniejsze,
którym Kessler każe pojawić się na przyjęciu. Spotykają też starego Malinowskiego, który patrzy na Kesslera wrogo.
ROZDZIAŁ XIII
Moryc u Grünspanów. Grünspan przedstawia rodzinie sprawę Stacha, który nie chce mu sprzedać ziemi i żąda bardzo
wysokiej ceny. Mela jest smutna, ale dziękuje Morycowi za kwiaty.
Grünspan ustala, co dalej będzie działo się z Grosmanem – kupią plac od Wilczka i zbudują interes pod nazwą
Grünspan, Grosman i S-ka.
Wreszcie Moryc zaczyna dogadywać się z przyszłym teściem – rozmawiają najpierw tylko o pieniądzach, obaj
wypytują się nawzajem, co który ma i co da, próbują się targować. W końcu Grünspan każe zapytać Melę o zdanie.
Mela słucha oświadczyn Moryca, ale cały czas zdaje jej się, że mówi do niej Wysocki. Wreszcie zgadza się na ślub,
choć Welt nie umie powiedzieć jej, że ją kocha.
Moryc idzie do Karola, chce mu dać pieniądze, ale Borowiecki się wstrzymuje, mówi, że już pożyczył, chociaż to
nieprawda. Mówi też Weltowi, że Mela kochała się w Wysockim, co pozornie nie interesuje Moryca, ale w
rzeczywistości jest tym wzburzony. Wyżywa się na robotnikach.
ROZDZIAŁ XIV
Przyjęcie u Kesslera. Zośka pełni honory domu, wszyscy piją i relaksują się na werandzie. Willhelm Müller, gdy inni
idą na spacer, zostaje z Zośką i próbuje z nią flirtować. Tymczasem Kessler oznajmia Morycowi, że już się z nią
znudził, bo jest głupia i ma za duży temperament. Kessler pokazuje też gościom swoją menażerię – rozwściecza
zwierzęta, doprowadza je do szału, drażniąc kijami etc. Kiedy wracają z przechadzki, Müller okazuje się
niezadowolony (i chyba nawet został spoliczkowany przez Zośkę).
Zośka zajmuje się robotnicami wezwanymi z fabryki – a kiedy Kessler widzi, jak rozmawia z innymi mężczyznami,
zaczyna jednak czuć zazdrość. W tym czasie reszta gości bawi się w najlepsze; pojawiają się półnagie tancerki,
dziewczyny z fabryki dostają alkohol, a potem mężczyźni się nimi wymieniają, traktując jak prostytutki. Pijana Zośka,
widząc przebieg przyjęcia, zaczyna płakać i krzyczeć, że to świństwo.
ROZDZIAŁ XVI
Anka źle się czuje w Łodzi. Rozczarowuje się też coraz bardziej Borowieckim, który źle ją traktuje i ma zmienne
nastroje. Kiedy Borowiecki się zjawia, mówi mu, że odwiedziły ją Müllerowa i Mada – i że narzekały, iż Karol za
rzadko je odwiedza. On próbuje załagodzić sprawę. Wrócił dopiero od Lucy i mimowolnie porównuje z nią Ankę – na
niekorzyść narzeczonej. Anka znajduje w jego kieszeni wyperfumowaną chusteczkę, co Karol próbuje wytłumaczyć
niezdarnością Mateusza, który nie pilnuje, by w pralni nie zamieniano drobiazgów i perfumuje Karola bardzo mocno.
Anka pyta potem Mateusza o perfumowanie, ale on się wypiera.
Nazajutrz do Anki przychodzą robotnicy, by podziękować za jej dobroć. Karol każe dać im wódkę i jedzenie, ale
potem wykpiwa to. Kiedy Anka wyrzuca mu, że cały czas ironizuje, on próbuje się tłumaczyć, mówiąc, że nie ma w
tym krytyki jej samej, ale dziewczyna nie słucha, idzie do Trawińskiej.
Kurowski zabiera Ninę i Ankę na przejażdżkę poza miasto, do lasu. Anka dziwi się, że takie coś można w ogóle
nazywać lasem – jest tam mnóstwo czarnych, obumarłych drzew, mrok i smutek, a dołem biegną strumienie
fabrycznych ścieków.
Po powrocie Anka odmawia z Borowieckim nieszpory, co ją trochę uspokaja i nawet chce przeprosić Karola, ale on nie
przychodzi. Zjawia się za to Wysocka, która informuje Ankę, że w Łodzi mówi się, iż Karol ożeniłby się chętnie z
Madą, gdyby nie narzeczeństwo. Idą razem do Trawińskich, ale po drodze widzą przez okno Karola w domu
Müllerów, otoczonego całą ich rodziną, rozmawiającego z Madą.
Nazajutrz Anka rozmawia z Borowieckim; kłócą się, on chce jakichś wyjaśnień, ale ona nic nie mówi, więc Karol
wreszcie wychodzi. W następnych dniach stara się być znowu dobrą narzeczoną, ale czuje, że jej miłość umiera.
Słyszy coraz więcej plotek.
ROZDZIAŁ XVI
Poświęcenie fabryki Borowieckiego. Ksiądz Szymon święci mury, maszyny i ludzi, wreszcie fabryka zostaje
ostatecznie uruchomiona. Później zostaje wyprawione przyjęcie, na którym wszyscy piją i bawią się. Anka nadal
niezbyt chce rozmawiać z Borowieckim, za to Kurowski zamienia z nią co chwila kilka słów. Wypytuje Ankę o jej
uczucia, podejrzewa, że dzisiejszy dzień jej nie cieszy – chociaż ona mówi co innego.
Do Borowieckiego przychodzi Zuker. Pokazuje anonim, w którym opisany jest związek Karola z Lucy i prosi o
wyznanie prawdy, mówiąc o swojej miłości i poświęceniu dla żony, którą wykształcił za własne pieniądze i która jest
dla niego wszystkim. Borowiecki wprost i bez skrupułów zaprzecza, kłamie, że żadnego romansu nie ma. W
międzyczasie dyskretnie pisze kartkę do Lucy, żeby się z niczym nie zdradziła. Zuker żąda przysięgi na obrazek Matki
Boskiej – Karol przysięga uroczyście, że nic nie łączyło go nigdy z Lucy. Zuker dziękuje gorąco Karolowi i nazywa go
przyjacielem.
Wieczorem Karol spotyka się z Lucy, opowiada jej wszystko, a ona mówi, że dostała od męża prezent. Borowiecki
sugeruje, że powinni przestać się spotykać na jakiś czas, Zukerowa informuje, że mąż chce ją wywieźć do Berlina. W
dodatku Lucy jest w ciąży. Próbuje całować Karola, nie chce go wypuścić z objęć, ale on jest chłodny, co bardzo ją
niepokoi. W końcu zmusza go do obiecania, że będzie odwiedzał ją w Berlinie. Płacze przy tym, rozpacza i mówi, że
ma wrażenie, jakby to było ich ostatnie spotkanie.
ROZDZIAŁ XVII
Fabryka Borowieckiego pracuje całkiem nieźle. Zajmują się nią wszyscy trzej. W międzyczasie Moryc przez różne
podstawione osoby pożycza Karolowi pieniądze, wykupuje też jego weksle. Tymczasem Polacy faktycznie patrzą na
Borowieckiego z nadzieją i podziwem. Jest coraz większe zainteresowanie jego towarami, a kilku Polaków chce
zakładać własne fabryki. Jednak kiedy Moryc mówi o tym Karolowi, ten wyśmiewa wszystkie obawy, mówiąc, że nie
tak łatwo być konkurencją dla Szai czy Bucholca.
Moryc staje się coraz pewniejszy i coraz bardziej bezczelny. Karol natomiast potrzebuje pieniędzy, musi obniżać
trochę koszty produkcji. Zaczyna mu też być żal Anki, która jest zgaszona i smutna. Musi zajmować się Adamem
Borowieckim, który miał atak paraliżu i ciągle leży bezwładny, mając coraz to więcej kaprysów. Robi to z
przywiązania, ale dom jest dla niej jak grób, pusty i smutnym, a dni mijają jednostajnie. Żal jej też Karola, wyrzuca
sobie, że nie była dobrą narzeczoną. Nina sugeruje jej rozstanie, ale Anka boi się tego ze względu na Adama, którego
mogłaby taka informacja zabić. Nie wie już, czy kocha Karola, czy nie.
Trawiński wychodzi wieczorem na spotkanie u Kurowskiego – i będzie to wieczór „poświęcony mówieniu sobie
prawdy bezwzględnej”.
ROZDZIAŁ XVIII
Spotkanie u Kurowskiego:
- Kessler: Polacy, zanim zaczną mieć rozwinięte fabryki, powinni popracować nad swoją kulturą, ucywilizować się;
wszystko robią po to, by pokazać się światu, są „królami flirtu ze wszystkim”;
- Kurowski: słowa Kesslera to „gniewne warczenie osobnika niższego gatunku”; podobnie wypowiadałaby się świnia
o orle; naród, żeby żyć, musi być otoczony „kołem szakalów gotowych go rozszarpać”;
- Trawiński: zwykły człowiek to „zero w postępie”, tworzy tylko szare tło; jednostki wybitne pchają świat naprzód;
- Wysocki: jednostki są produktem tła społecznego, nie biorą się znikąd; są tylko instrumentami, przez które
wypowiada się ich rasa, naród czy państwo;
- Trawiński: legenda o pochodzeniu geniuszów – zrodzili się z łez boga Indry, współczującego ludzkości;
Myszkowski informuje, że wyjeżdża jutro w nocy do Australii, bo nudzi się i zbrzydła mu Europa i jej fałsz. Kurowski
mówi mu szeptem, że też chciałby tak zrobić, ale czuje obowiązek pozostania tu do śmierci. Myszkowski stwierdza, że
zabiera ze sobą zdrowe ręce i głowę oraz że nie jedzie uwodzić kobiet czy bawić się, a po prostu żyć wolno i
swobodnie.
Borowiecki proponuje Kurowskiemu wejście do spółki; ten zgadza się, ale pod warunkiem, że Karol nie ożeni się z
Anką. Borowiecki najpierw w duchu się cieszy, ale ostatecznie czuje się dotknięty tym, że według Kurowskiego Anka
go nie kocha, więc odmawia.
ROZDZIAŁ XIX
Kessler musi zostać na noc w fabryce, bo robotnicy pracują. Moryc przestrzega go przed Malinowskim, ale Kessler
drwi z tego, choć w głębi duszy czuje niepokój.
Znajduje Malinowskiego w fabryce; pyta o list, który od niego dostał i o to, czego chce. Malinowski pyta, co Kessler
zrobił z Zośką i mówi, że zapłaci za to. Zaczynają się szarpać i bić; Malinowski prawie zwycięża, niemal dusi Kesslera,
ale ostatecznie obaj wpadają w tryby maszyny i giną.
Pogrzeb Malinowskiego. Ojciec Zośki został uznany za samobójcę i mordercę, nie ma więc księdza, a ludzi też jest
niezbyt wielu. Blumenfeld i Wilczek rozmawiają o Zośce – podobno kiedy dowiedziała się o śmierci Kesslera, zaczęła
wymyślać na ojca, że będzie musiała znaleźć nowego kochanka; chodzą słuchy, że Will Müller się nią zajął.
Wilczek sprzedał już plac Grünspanowi. Jednak ten okpił go, bo po dobiciu targu powiedział, że był gotów dać o
dziesięć tysięcy rubli więcej.
Adam Malinowski chodzi po Łodzi, a wszyscy znajomi próbują go pocieszać.
Wilczek szuka okazji do zemsty na Grünspanie. Chce powiedzieć też Borowieckiemu o zmowie Grosglika i Moryca.
Odwiedza Adama Borowieckiego i Ankę, ojciec Karola chce z nim wspominać jego dzieciństwo spędzone w Kurowie,
ale Stachowi się to nie podoba. Borowiecki natomiast nie potrafi zrozumieć, jakim cudem taki Wilczek jest zamożnym
człowiekiem i traktuje ich jak równych sobie.
ROZDZIAŁ XX
Borowiecki jest w Berlinie, gdzie przyjechał na wezwanie Lucy. Zukerowa zbrzydła i zrobiła się prosta i ordynarna,
więc spotkania z nią są męczące. Torturuje Karola grożeniem śmiercią i przypominaniem, że nosi jego dziecko. Po
kilku dniach Karol mówi jej, że wyjeżdża, ale zostaje w mieście.
Dostaje telegram od Moryca, że fabryka się pali.
Jedzie specjalnym pociągiem od razu, w nocy, po drodze rozmyślając o tym, że jeśli fabryka spłonie, to ubezpieczenie
pokryje tylko długi, wkład wspólników i posag Anki, a z jego własnych pieniędzy nie zostanie nic. Po drodze dostaje
kolejne depesze, w których jest napisane, że fabryka nadal płonie, dopiero w Koluszkach depeszy już nie ma, ale wtedy
on zaczyna się już doprowadzać do porządku i zmusza się do spokoju.
ROZDZIAŁ XXI
Anka czyta Adamowi Borowieckiemu, kiedy z fabryki dochodzi wiadomość o pożarze. Dziewczyna stara się ukryć to
przed Borowieckim. Mówi, że to jakiś wypadek u Trawińskiego, nic poważnego. Zasłania okna, przestrzega służbę, by
nie krzyczeli zbyt głośno, stara się hałasować, potem czyta bardzo głośno, wreszcie zaczyna gwałtownie grać na
fortepianie. Wreszcie Borowiecki, słysząc wielki huk, zrywa się z łóżka i przez okno widzi płonącą fabrykę. Ten
widok zabija go. Anka mdleje, znajduje ją Wysocki.
Huk, który zabił Borowieckiego, to dźwięk wybuchającego kotła, który zniszczył część budynku fabryki Karola, ale
też Bauma. Straż wreszcie daje fabryce Borowieckiego płonąć, bo nie da się jej uratować, a trzeba zabezpieczyć
sąsiednią fabrykę Trawińskiego.
Wreszcie nad ranem przyjeżdża Karol. Zobaczywszy dogorywające gruzy, nie okazuje żadnych uczuć, a w głębi duszy
czuje tylko złość, nienawiść i upór. Mówi Morycowi, że trzeba zacząć od nowa – a Welt skarży się, ze bardzo przeżył
pożar, obserwując przy tym twarz Borowieckiego. Karol szepcze mu do ucha, że wie, iż to była jego robota. Choć
Moryc się wypiera, Karol nie wierzy mu.
Borowiecki dowiaduje się o śmierci ojca; idzie do Anki, która jest przenoszona właśnie do Trawińskich; dziewczyna
płacze jest zupełnie osłabiona i załamana.
Przy zwłokach ojca Karol podsumowuje w duchu całe swoje życie. Podejmuje jakąś decyzję, która go smuci, ale
uspokaja.
Moryc występuje ze spółki, tłumacząc się, że nie może utrzymywać martwego interesu. Chce kupić place po fabryce i
pozostałe resztki, ale Karol jest oburzony, nie zgadza się. Uświadamia sobie natomiast, że nie zostanie mu zupełnie nic
i znowu będzie musiał pracować u kogoś – nie chce tego.
Maks również wycofuje się, bo nie może patrzeć na gruzy; zbyt wiele serca włożył w fabrykę i nie ma siły ani wiary,
by budować ją na nowo.
Müller proponuje Borowieckiemu małżeństwo z Madą, chce mu pożyczyć pieniądze i pomóc w rozkręceniu nowego
interesu. Karol zgadza się.
ROZDZIAŁ XII
Anka po pożarze nadal jest załamana. Leży w domu Trawińskich, odwiedzają ją Nina, Wysocka i Kama, ale nic jej nie
rozwesela. Nina maluje jej portret. Anka chce zerwać zaręczyny z Borowskim.
Przychodzi do niej Stach, opowiada o tym, że zawarł spółkę z Baumem i na placach starego Bauma postawią fabrykę
chustek półwełnianych, żeby zrobić konkurencję Grünspanowi. Stary Baum zwariował po pożarze fabryki
Borowieckiego zupełnie – oddał Maksowi cały towar, wszystkie place etc., chciał tylko obietnicy, że nikt nie ruszy do
jego śmierci murów fabryki i że one zostaną jego własnością.
Trawiński krytykuje Wilczka po jego wyjściu, nazywa „kombinacją płazu i dzikiego zwierzęcia”.
Ankę odwiedza Maks, który czuje coraz głębszą miłość do niej, ale boi się ją wyznać. Obiecuje jednak, że jeszcze ją
odwiedzi. Jedzie na ślub Meli z Morycem.
Wreszcie zjawia się Borowiecki. Bez słowa zwracają sobie pierścionki zaręczynowe; Karol obwinia się o wszystko,
Anka stwierdza, że to jej wina, że nie umiała kochać tak, żeby zapomnieć o sobie. Życzy mu szczęścia. Karol czuje żal
i wstyd, ma ochotę rzucić jej się do kolan. Anka płacze.
ROZDZIAŁ XIII
Ślub Borowieckiego z Madą. Wszystko jest urządzone z wielkim przepychem, nowobogacko; jest mnóstwo gości.
Mada okazuje wzruszenie, jest bardzo szczęśliwa, cały czas tuli się do Karola, a on milczy i zupełnie się nie cieszy, a
tylko nudzi. Wesele również jest bardzo bogate, tak bardzo, że aż niesmaczy to Borowieckiego, który z pogardą
traktuje rodzinę żony i wszystkich pozostałych, stara się rozmawiać tylko z Maksem, a nawet z Morycem, z którym się
pogodził.
Mela króluje na salonach – małżeństwo z Morycem bardzo ją zmieniło, co zauważa Kurowski.
Murray wdzięczy się do brzydkiej i ordynarnej panny Knaabe, która ma jednak wielki posag.
Karol z obrzydzeniem patrzy na jedzącą rodzinę Mady, niechętnie się z nimi ściska, ma ich wszystkich dość. Wszyscy
są pijani i zachowują się prostacko, kłócą się, wymiotują itd.
Akcja przenosi się o cztery lata do przodu. Kurowski, Baum i Stach Wilczek bogacą się; firma Bucholca ma się dobrze,
Szaja spalił się i powiększył fabrykę, ale nadal nie prześcignął zakładu Bucholca, bo zaczyna postępować jak filantrop:
wyzyskuje pracowników, by za zyski budować szpital i przytułek dla okaleczonych i niezdatnych do pracy. Grosglik
nadal oszukuje, wydał Mery za „jakieś nadgryzione mocno rozpustą hrabiątko, które musiał wciąż leczyć i
utrzymywać”. Müller oddał fabrykę Borowieckiemu i zamieszkał z synem, któremu kupił dom na Kujawach. Wilhelm
pozuje na szlachcica, podpisuje się „de Meller” i ma się żenić z hrabianką.
Borowiecki jest właścicielem olbrzymiej, zreformowanej fabryki. Pracował przez ten czas nadludzko, śpiąc po kilka
godzin na dobę, nigdzie nie wyjeżdżając ani nie używając majątku. Mada jest dobrą żoną i dobrą matką dla ich syna,
ale jest nudna i czci Karola jak bóstwo; nic poza mieszkaniem i dzieckiem ich nie łączy.
Wszyscy przyjaciele odsunęli się od niego, nie ma też czasu na znajomości z milionerami. Kurowski ma do niego żal
za Ankę, więc się nie spotykają; Maks też, są więc ze sobą w stosunkach ledwo koleżeńskich; Moryc mu obrzydł.
Karol czuje się samotny, smutny i znudzony wszystkim. To, o czym marzył, dało mu tylko znużenie i nudę. Nie umie
używać bogactwa – ma już dosyć kobiet i zabaw, nie pije z racji surowego trybu życia i ogromu pracy, przepychu też
nie lubi.
W Helenowie podczas przechadzki spotyka Ankę. Otworzyła ona ochronkę dla dzieci, jest szczęśliwa i spełniona, w
pełni sił. Praca daje jej wielkie zadowolenie, czuje, że spełnia obowiązek i czyni dobrze. Z troską patrzy na
zmizerniałego Borowieckiego. Karol mówi, że nie ma co go żałować – sam tego chciał, na własne życzenie zdobył
wszystko oprócz szczęścia. Ona na te słowa zaczyna płakać; Karol szybko żegna się z nią.
W domu rozmyśla o tym, że zmarnował swoje życie i przegrał szczęście. Próbuje znaleźć przyczynę takiego stanu i
wreszcie formułuje ostateczny wniosek:
„Człowiek nie może żyć tylko dla siebie – nie wolno mu tego pod grozą własnego nieszczęścia.”
Postanawia działać teraz dla innych. Pisze list do Anki, prosząc o wskazówki, jak założyć ochronkę dla dzieci
robotników. Szuka też innych sposobów wyjścia z sytuacji. O wschodzie słońca czuje się zupełnie nowym
człowiekiem – „smutnym, ale silnym i gotowym do walki”.
Opracowanie BN
I. Reymont w Łodzi
W 1896 roku Reymont przeprowadził się do Łodzi, by zbierać materiały do swojej poweści o bujnie rozwijającej się
włókienniczej metropolii. Wtedy jego nazwisko było znane tylko niektórym, publikował w "Głosie" oraz napisał
pierwszą powieść "Komediantka" - jednak, jak sam uważał, nie były to szczyty jego możliwości.
Studiował miasto w zachłanny sposób, był bardzo wnikliwym obserwatorem. Notował wszystkie ważne dla niego
informacje - dbał o szcezgóły wyglądu ulic, domów, ubiorów. Problemy zaczeły się, keidy miał opisać fabrykę.
Dopiero kiedy odwiedził ją kilka razy, dokładnie zrozumiał na czym polega praca ludzi oraz jak działają maszyny,
mógł dokonać relanego opisu. Jak sam pisze: "Udałem się więc do zarządu z prośbą, by mi wyjaśnili śrubka za śrubką,
ustrój mechanizmu, tak, bym myślowo mógł ją sobie rozłożyć na części...". Pracy w fabryce doświadczył tekże na
sobie - dyrektorzy pozwolili mu popracować kilka dni.
Pisanie "ziemi..." Reymont rozpoczął we Francji, dlatego często pisał do swych przyjaciół, by podawali mu informacje
na temat miasta, aktualnych cen bawełny, plotek miejskich.
"ZO" zaczęła pojawiać się w druku już podczas pisania - pierwszy odcinek wydrukował "Kurier codzienny" 2 stycznia
1897 r. Jednak powieść robi ogromne zamieszanie, ponieważ Reymont opisał łódzkich potentatów finansowaych,
którzy byli prototypami bohaterów ksiązki. Fabrykanci przekupili cenzurę rosyjską, by ta, nie drukowała fragmentów
obrażających ich.
II. Temat miasta przemysłowego
Wcześniej R. sięgał do tematyki wiejskiej, dlatego temat miasta był zaskoczeniem, jednak nowela "Pewnego dnia"
zapoczątkowała nowy temat w jego utworach - temat fabryk. W Polsce jednak tematyka ta z trudem wdzierała się w
świadomość literacką. Ośrodki przemysłowe traktowano jak dziwną narośl na naszej ziemiańskiej kulturze.
Jeśli chodzi o samą przemysłową Łódź, to była ona miastem, które na początku XIX wieku miało 400 mieszkańców, a
w latach 50. liczyła już 20 tysięcy. Napływali tam liczni fachowcy rękodzieła włókienniczego.
Łódź była zwana "polskim Manchesterem", wyjątkową metropolią.
III. Miejsce i czas akcji. Realny obiektywizm i realne urojenia
W 1899 "ZO" ukazała się w wydaniu książkowym. Cechuje ją duża pojemność poznawcza decydująca o jej walorach
jako powieści realistycznej. Łodź nie ma rynku ani placu, życie tam toczy się wzdłuż ulicy Piotrkowskiej. Tak też
opisał miasto R. Zamiast serca to miasto ma szyję.
Opisów tego miejsca jest wiele - w niedzielę, w dni powszednie, w południe, wczesnym rankiem, nocą. Na
Piotrkowskiej można było spotkać całą Łódź. Pojawiają się także nazwy innych ulic, jednak nie są one tak istotne jak
wspomniana przeze mnie już Piotrkow. Przez przywoływanie autentycznych nazw ulic R przedstawia dość szeroką
skalę przestrzeni geograficznej. Jednak trudno powiązać je z łódzkimi realiami, gdyż domy, kamienice, przestrzeń
wypełniająca miasto nie jest zindywidualizowana. R. rysuje mało wyrazistą przystawalność portretu miasta do
oryginału.
R. oddał dobrze wygląd oraz pracę głownego bohatera, czyli fabryk. Ich obraz jest sumą wrażeń, w których strona
zmysłowa: barwa, dżwięk, ruch, odgrywa decydujacą rolę. Kompozycja planu miasta i opis fabryk wskazują na pewną
iluzoryczność konwencji realistycznej, jaką zwykle przypisywało się powieściom Reymonta. W rozległych i ważnych
dla całości utworu fragmentach panują raczej "realne urojenia" niż realny obiektywizm i szególowość.
IV. Kompozycja
"ZO" jest skomponowana tak by przedstawić najpełniej głównego bohatera, jakim jest metropolia przemysłowa.
Struktura, zgodnie z zasadami naturalizmu nie koncentruje się wokół fabuły, brak pierwszoplanowej postaci. Dzieje
Borowskiego są tylko jednym z wielu pasm, z jakich spleciona jest materia fabularna. Reymont tworzy obraz miasta i
zamieszkującej go społeczności z mnogości scen obyczajowych, rozgrywających się w różnych wnętrzach, w wieloma
postaciami, o zmiennej toncji nastrojowej. R. osiąga przez to wyrazistość każdej sceny.
Warto dodoać, że bohaterowie przemieszczają się po mieście w pośpiechu, co narzuca czytelnikowi szybkie tempo
zwiedzania Łodzi. Technika ta często przywołuje skojarzenia z ujęciami filmowymi. To tak, jakbyśmy mogli pztrezć
na R. rejestrującego obraz Łodzi - byłby to pan biegający z kamerą filmową ;).
V. Bohaterowie
Opisywanych jest kilka rodzin: Mullerów, Borowieckich, Grunspanów, Mendelsohnów, Buchholców, Trawińskich,
Malinowskich, Jaskólskich, Wysockich, Zuckerów, Endelmannów. Zageczszenie i ruchliwość świata postaci połączył
R. z ogromną plastycznością obrazu poszczególnych bohaterów. W bogactwie typów widoczne jest silne
zróżnicowanie. Współistnieją tam i opisane są trzy żywioły w bawełnianej metropolii: polski, żydowski i niemiecki.
Naszkicowany Polak posiada tam szlechecko-wiejski rodowód - Borowiecki, Trawiński, Kurowski. Sprzedali majątki
i za to wybudowali fabryki. Zaś wątek Sochów ilustruje przemianę chłopa wiejskiego w miejskiego robotnika. Za to
postacie Wilczka i Karczmarka obrazują mechanizm awansu społecznego, którego drogi wiodą od chłopskiej chaty do
łódzkiego pałacu.
Jednak już ani środowisko żydowskie, ani niemieckie nie ma takiego wspólnego rodowodu - są bardzo zróżnicowani.
Różnice charakterologiczne i światopoglądowe dzielą starego Bauma i Kesslera, milionera Bucholca i kantorowicza
Horna czy nawet Melę Grunspan i Różę Mendelsohn od ich ojców.
Niewielkie znaczenie mają w "ZO" konflikty społeczne.
Robotnicy istanieją jako masa, anonimowy zwart tłum
Bohaterowie rzucają wyzwanie miastu, należą do nich Borowiecki, Welt i Baum, Ich przymierze jest owocem marzeń
o zdobyciu Łodzi, o bogactwie i niezależności.
Często bohater powieści czuje się obco w pozostawionej go pzrestrzeni, dlatego buduje swój własny świat, który może
oswoić - inaczej niż wielką metropolię.
Borowiecki - próbuje w Łodzi założyć fabrykę i zdobyć bogactwo. Młody, zdolny i podobający się kobietom
szlachcic, z całych sił próbuje zapomnieć o swoim pochodzeniu i wszelkich normach moralnych, jakie z w związku z
tym mu wpojono. Stopniowo pozbywa się skrupułów i coraz lepiej poznaje łódzkie reguły gry. Nie cofnie się przed
niczym, aby urzeczywistnić swój cel, a jest nim zbudowanie własnej fabryki i zdobycie ogromnego majątku. Nawet za
żonę wybierze kobietę tylko z powodu jej olbrzymiego posagu. Porzucając przy okazji kobietę, którą mógł być
prawdziwie szczęśliwy. Myliłby się ten, kto sądziłby, że Borowiecki jest odosobniony w swojej chciwości. Każdy, kto
w Łodzi chce odnieść sukces i utrzymać się „na powierzchni” musi postępować tak samo. Podpalanie własnych fabryk,
aby otrzymać odszkodowanie, oszustwa, lichwa, wyzysk robotników, produkcja tandety wiele innych występków
popełniają bohaterowie, aby zdobyć upragnione miliony. Nikt się temu nie dziwi. Ci, którzy chcieliby prowadzić
fabryki w sposób zgodny z prawem i swoim sumieniem w końcu ponoszą klęskę. Szczęścia nie odnajduje także
główny bohater. Borowiecki w końcu zdobywa miliony i staje się właścicielem wymarzonej fabryki, ale po latach
zauważa, że wcale ta sytuacja go nie cieszy. Żonę i dziecko ledwie toleruje, ze zgromadzonego bogactwa w ogóle nie
korzysta. Któregoś dnia spotyka w parku dawną narzeczoną. Okazuje się, że Anka prowadzi szkółkę dla dzieci i czuje
się spełniona w swojej roli. Szczęście przyniosła jej praca na rzecz innych. Karol ucieka z miejsca spotkania, czuje się
winny wobec dawnej miłości. Postanawia jednak zacząć swoje życie od nowa i skorzystać z lekcji, której udzieliła mu
Anka. Od tej pory jego działania mają być poświęcone pomocy innym ludziom.
VI. Pseudokultura, czyli łódzkie teartum
Jednym z bardziej intrygujących przedmiotów powieściowych zmagań były narodziny mieszczańsko przemysłowej
kultury czy raczej pseudokultury. Za jej symboliczny portret można uznać łódzką architekturę, dzieło swoistego
eklektyzmu, łączące wszystkie możliwe style, od renesansu po secesję. Rodzi się ona głównie jako naśladownictwo
form gotowych. Wynika stąd konieczność gry pozorów, podszywania się pod coś, czym się nie jest. Warto
przypomnieć, że tym właśnie torem szła diagnoza europejskiej kultury mieszczańskiej XIX wieku, najostrzej wyra-
żona piórem naturalistów: Flauberta, Zoli, Maupassanta. Burzenie fasady cnót, za którą ukrywały się wszystkie
grzechy główne ze złodziejstwem, sknerstwem i cudzołóstwem na czele, osiągnęło literackie wyżyny w twórczości
francuskich pisarzy. W ujęciu Reymonta temat ten zyskuje szczególny wymiar. Z jednej strony zostaje on odniesiony
do wyraźnej skali wartości: opozycji prawda - fałsz. To co sztuczne jest dla niego zdecydowanie odrażające, w
przeciwieństwie do tego wszystkiego, co można przypisać naturalności, szczerości, jawności. Z drugiej strony
naśladowcze cechy łódzkięj rzeczywistości zostają potraktowane Jako element teatralizacji świata. Nie trudno ów
zmysł teatralności pisarza wywieść z jego zamiłowania do teatru i osobistych kontaktów z wędrownymi trupami
teatralnymi. W praktyce pisarskiej doprowadziło to do uwrażliwienia na udawanie, fałsz, i konsekwentne odkrywanie
tych właściwości we wszystkich wymiarach rzeczywistości. Raz po raz mamy do czynienia w łódzkim świecie z
tandetnymi imitacjami klejnotów, posadzek, komodami, które się „nie domykały i brązowym bejcem udawały
mahoń", lustrami, w których nie można się przeglądnąć, kamienicami „udającymi ciężkie pałace w stylu florenckim".
VII. W nurcie antycywilizacyjnym
Powieściowy obraz miasta jest przesycony jest nie tylko udawaniem, fałszem, tchnie "on również brzydotą. R. nie
szczędzi czytelnikowi ekspresywnych, silnie wartościujących opisów szpetoty. Miasto zatopione w wiecznym błocie
ulic (nie przypadkowy jest wybór pór roku: wczesnej wiosny, jesieni i zimy), zostaje jakby napiętnowane brudem,
który zaczyna pełnić rolę symbolu. Brzydota znamionuje otoczenie ludzi bogatych; krzyczący przepych, brak smak u
w urządzaniu domu czy w ubiorze ukazuje R.t sięgając chętnie po kary katurę i groteskę. Odrażające są także
domostwa łódzkiej biedoty, nędza, choć bywa opromieniona sentymentalną aureolą współczucia, jak w scenie z
umierającym robotnikiem, jest w ZO równie odpychająca i na modłę naturalistyczną wyjaskrawiona.
Są w Łodzi tereny szczególnego nasycenia przerażającą, chorobliwą brzydotą. Ich opisami Reymont wyraża całą
niechęć do cywilizacji zamieniającej wszystko w chorobę i śmierć, odzierającej z urody to, co w jego mniemaniu
było kwintesencją życia — przyrodę. Opisy umierających drzew, zniszczonych łąk, ogrodów zamienionych w
śmietniki, stawów o „martwej, zaropiałej wodzie" należą do najbardziej wstrząsających kart ZO. Sądzę, że trafiają
one na żywy odbiór także ze strony współczesnego czytelnika, coraz bardziej świadomego zagrożeń, jakie niesie
cywilizacja końca XX wieku.
W czasach R. z wielu stron przypuszczano atak na postępującą industrializację. Negatywne skutki uprzemysłowienia
były intuicyjnie odczuwane przez każdego wrażliwego obserwatora zmian zachodzących w świecie.
VIII. Potwór - miasto
Potwór-miasto'' — takie określenia Łodzi nie są w powieści czymś sporadycznym ani przypadkowym. Są syganłem
grozy, jaką ma emanować obraz miasta. Już od pierwszych zdań widać wyraźnie, jak w powieści nad dbałością o
wierność obrazu bierze górę wizja, jak realia wprowadzane kolejno do utworu nikną pod naporem nasyconych emocją
słów, sugestywnych metafor, ekspresywnych obrazów, uniwersalnych symboli. Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem
określanym jako poetyzacja czy mityzacja cywilizacji miejskiej. Temat metropolii tylko pozornie sprzyjał rozwojowi
konwencji realistycznej. Sam Balzak uważany był przez wielu współczesnych, m.in. Baudelaire'a, przede wszystkim
za genialnego wizjonera. Swoiste nachylenie nurtu naturalistycznego, głównie twórczości Zoli, ku mityzacji, a w
końcowym etapie także ku mistycyzmowi, pokazuje jak zawiłe bywają drogi literatury. Ten rodzaj mityzacji, jakiej
ulega Łódź w ZO jest efektem wielu, zróżnicowanych co do stopnia intensywności zabiegów. Najbardziej znamienne
jest tu wprowadzenie elementów powieści kryminalnej, romansu grozy oraz modernistycznego mitu miasta - Molocha.
XIX. Język powieści
Język powieści Reymonta jest jednym z najbardziej intrygujących problemów literackich okresu Młodej Polski. Już
wśród współczesnych budził żywe emocje angażując tak zwolenników, jak i przeciwników pióra Reymonta. Stefan
Żeromski chwaląc Ziemię obiecaną i postępy, jakie pisarz czynił z każdym utworem, ganił „obrazy nieuramione" i
„styl trochę zaniedbany".
Równocześnie jednak styl właśnie zapewnił Reymontowi popularność wśród międzynarodowych rzesz czytelników,
a także wyjątkowe zainteresowanie krytyków literackich. Tych pierwszych pociągał bardziej barwnym językiem
bohaterów, żywością dialogu, rzeczowością narracji, tych drugich zaś intrygował podskórnym napięciem i dynamiką
obrazowania, plastyką opisów. Ten podział literackich sympatii odzwierciedla pewien znamienny rys
reymontowskiego stylu: jego wewnętrzną niejednolitość. Owo zróżnicowanie opisywali i wnikliwie analizowali
m.in. Maria Rzeuska i Kazimierz Wyka. Rzeuska wskazała dwie tendencje widoczne w stylistyce Chłopów, z jednej
strony będzie to umiarkowany obiektywizm wywodzący się z tradycji realizmu, z drugiej - emocjonalny
maksymalizm bliski literackim gustom naturalizmu jak i modernizmu.
Reymont w pełni wykorzystuje szerokie możliwości funkcjonowania stylu neutralnego. Świadomie operuje nim dla
oddania momentów szczególnie dramatycznych. W scenie wypadku w fabryce rzeczowy, beznamiętny ton potęguje
nastrój grozy.