 
Ziemia obiecana opracowanie BN oraz streszczenie - A. Bosak 
 
ROZDZIAŁ I 
Poranek. Borowiecki po obudzeniu się wypytuje Mateusza o nowiny i dowiaduje się, że w nocy spaliła się fabryka 
Goldberga  (podpalenie  fabryki  było  jedną  z  metod  ratowania  się  przed  bankructwem  –  otrzymywano  wtedy 
odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej; warto to zapamiętać, ten motyw przewija się w powieści wielokrotnie). 
Później Karol rozmawia z Morycem o spaleniu się fabryki Goldberga; dołącza do nich Maks, który wspomina, że 
pokłócił  się  z  ojcem.  Moryc  oskarża  go  o  kłótliwość  i  nieumiejętność  trzymania  języka  za  zębami  –  Maks 
poprzedniego dnia powiedział głośno w towarzystwie, że fabrykanci (żydowscy?) to oszuści i złodzieje. Baum broni 
swojego zdania, a Welt tłumaczy mu, że wszyscy są tu po to, żeby robić interesy i każdy działa tak, jak umie; każe 
Maksowi siedzieć cicho i przytakiwać bogatszym. Borowiecki popiera Moryca, uspokaja obu, którzy już zaczynają się 
kłócić.  Wszyscy  trzej  zaczynają  dogadywać  się  w  sprawie  swojego  planowanego  interesu.  Moryc  nazywa 
Borowieckiego Lodzermenschem – „człowiekiem z Łodzi”, bezwzględnym człowiekiem interesu.   
Po rozmowie Borowiecki wychodzi, idzie przez Łódź, rozmyśla i marzy o swojej fabryce. 
 
ROZDZIAŁ II 
Fabryka Bucholca. Borowiecki po przyjściu rozmawia chwilę z Murrayem o interesach, Murray chwali się także, że 
kupił meble, by urządzić na nowo mieszkanie, bo ma zamiar się oświadczyć – przyszła narzeczona opowiedziała mu, 
jaki  chciałaby  mieć  wystrój  domu.  Borowiecki  go  wyśmiewa,  mówiąc,  że  ostatnio  było  tak  samo  i  nic  z  tego  nie 
wyszło. Umawiają się, że Karol przyjdzie do Murraya, by obejrzeć meble. 
Borowiecki chodzi po fabryce i wydaje rozkazy pracownikom. Spotyka Bucholca, który wypytuje go o różne sprawy 
(tu następuje dość obszerny opis fabryki i urządzeń w niej się znajdujących). Dygresja narratora – kilka informacji o 
Bucholcu:  nie  prowadzi  już  sam  fabryki,  oddał  rządy  zięciowi,  ale  nie  potrafi  nie  przychodzić  do  zakładu,  więc 
odwiedza go codziennie jak od lat.   
Borowiecki odpoczywa chwilę w kantorze (biurze fabryki). Tam zauważa, że niektórzy pisarze (zwłaszcza Horn) nie 
przepadają za Bucholcem. 
W kantorze pojawia się Michałkowa z dziećmi, prosi o odszkodowanie za śmierć męża. Szwarc stwierdza, że „cham 
umyślnie  podłożył  łeb  pod  koło,  jemu  się  nie  chciało  pracować,  a  jemu  się  chciało  okraść  fabrykę”.  Borowiecki 
rozmawia z nią, wypytuje o sytuację; kobieta mieszka na Bałutach (najbiedniejsza dzielnica, gdzie osiedlali się byli 
kryminaliści) z tkaczami („weberami), pochodzi spod Skierniewic, chce tam wrócić, gdy otrzyma odszkodowanie, 
przybyła do miasta, bo „wszyscy szli”, więc i jej mąż pojechał szukać pracy w Łodzi, a potem siłą przywiózł ją i dzieci. 
Borowiecki daje jej pieniądze i każe przyjść za kilka dni po odszkodowanie. Kobieta, podziękowawszy mu, odchodzi, 
a chwilę później Karol widzi ją rozmawiającą z Hornem. Okazuje się, że Horn polecił Michałkowej iść do adwokata i 
wytoczyć  fabryce  proces  o  odszkodowanie.  Borowiecki  go  za  to  krytykuje,  rozmawiają  o  współczuciu  i 
człowieczeństwie.  Horn  przyznaje,  że  nie  chce  zostać  w  Łodzi,  nie  potrafi  żyć  jak  wszyscy  tutaj,  jak  maszyna. 
Borowiecki go wyśmiewa, Horn, obrażony, odchodzi. 
Borowiecki, zaglądając do różnych części fabryki, wspomina swoje dawne życie. Stwierdza z żalem, że kiedyś był taki 
jak Horn, ale zaraz opamiętuje się, zaczyna ironizować w duchu i czuje tylko pustkę („był tym, czym był, dyrektorem 
drukarni  Hermana  Bucholca,  chemikiem,  człowiekiem  zimnym,  mądrym,  obojętnym,  gotowym  do  wszystkiego, 
prawdziwym Lodzermenschem”). Robotnicy pytają go, czy to prawda, że w fabryce będą zwolnienia – on potwierdza, 
mówiąc, że nowe maszyny nie będą potrzebowały tylu ludzi do obsługi. 
 
ROZDZIAŁ III 
Restauracja hotelu „Victoria” (pierwszego reprezentacyjnego hotelu w Łodzi). W lokalu panuje gwar, wszyscy piją i 
bawią się. Moryc i kilku aktorów rozmawiają i śmieją się. Moryc przekomarza się z Bum-Bumem (wtrącenie – opis 
Bum-Buma: kwadratowa twarz, wypukłe oczy, binokle, rzadkie włosy, pomarszczony, „figura starego rozpustnika”, 
chodzi  na  drżących  nogach).  Następnie  zauważa  Leona  Cohna,  zaczyna  z  nim  rozmawiać  i  prosi  go  o  finansową 
pomoc dla niego, Maksa i Borowieckiego przy zakładaniu fabryki. Cohn narzeka, że Borowiecki jest niepewny, bo to 
Polak, ale Moryc tłumaczy mu, że Karol ma zmysl do interesów, wspomina też, że to Borowiecki  właśnie polecił 
Bucholcowi powierzenie Cohnowi agentury swoich towarów na cały Wschód. Rozmawiają o jakimś interesie, który 
jest do zrobienia w Białymstoku, potem o kobietach – Cohn, przywiózł dla Bum-Buma pornograficzny rysunek. 
Do restauracji przychodzi Müller, szukający Borowieckiego; Moryc prosi go, by się do nich przysiadł. Wtedy zjawia 
się  i  Karol.  Müller  proponuje  mu,  by  przeniósł  się  do  jego  fabryki,    oferuje  większe  zarobki,  ale  Borowiecki  nie 
zgadza się – nie zostaje też u Bucholca, bo sam zakłada fabrykę. Rozmawiają jeszcze chwilę o interesach, potem o 
Madzie, w końcu umawiają się na spotkanie w teatrze. 
Akcja przenosi się do teatru, gdzie są obecni wszyscy przedstawiciele elity – bogaci fabrykanci różnych narodowości. 
 
Moryc  poznaje  ze sobą  Borowieckiego i Cohna. Karol ściąga  na  siebie  uwagę  kobiet, jest przystojny,  wysoki etc. 
Przygląda mu się zwłaszcza piękna, fiołkowooka Żydówka, siedząca w jednej z lóż – Lucy Zukerowa.   
Cohn prosi Borowieckiego o rozmowę, ale ten wymawia się brakiem czasu i idzie do loży Müllerów, gdzie rozmawia 
(a właściwie flirtuje) z Madą, która prosi go o podanie tytułów polskich książek wartych przeczytania. Karol obiecuje 
sporządzić listę i odchodzi. W jednej z lóż spotyka Moryca i Horna, a także kobiety (okazuje się potem, że to kobiety z 
„Kolonii”). Wszyscy dyskutują ze sobą, szepczą, plotkują na temat jakiejś nowej baronowej, o Madzie i Róży etc. 
W pewnym momencie Knoll zostaje wywołany z loży, wychodzą też inni przedsiębiorcy. Okazuje się, że kupcy na 
wielką skalę, najwięksi odbiorcy łódzcy, zbankrutowali, więc wielu fabrykantów poniesie ogromne straty. W teatrze 
następuje ogromne poruszenie, zwłaszcza mniejsi przedsiębiorcy wpadają w rozpacz.   
Borowiecki  rozmawia  z  Knollem,  który  dokądś  za  chwilę  wyjeżdża,  podobno  w  jakiejś  sprawie,  którą  na  do 
załatwienia w Petersburgu. Karol ma jednak wrażenie, że Knoll nie mówi mu wszystkiego. 
Borowiecki idzie do loży Zukerowej, flirtuje z nią, zaczyna między nimi coraz bardziej iskrzyć, wreszcie odprowadza 
ją do powozu, do którego ona go wciąga. Jadą razem do jej domu, w którym jest tylko służba, bo mąż wyjechał. Po 
drodze całują się, wyznają sobie miłość etc. W domu Lucy, bardzo bogato i niegustownie urządzonym, Karol znajduje 
telegram adresowany do Bucholca, który zawiera informację o podwyższeniu cła na bawełnę; zaczyna myśleć o tym, 
jak zdobyć pieniądze, by pojechać do Petersburga i kupić jak najwięcej bawełny. W międzyczasie przychodzi do niego 
Lucy, która wcześniej się przygotowywała – choć Karol myśli o interesach, udaje jej się uwieść go, spędzają razem 
noc. 
 
ROZDZIAŁ IV 
Karol  wychodzi  od  Lucy  o  4  nad  ranem.  Chce  najpierw  jechać  do  Kurowskiego,  z  którym  był  umówiony  w 
Grand-Hotelu,  ale  ostatecznie  decyduje  się  na  spotkanie  z  Morycem.  We  wspólnie  wynajmowanym  przez  nich 
mieszkaniu znajduje  jednak tylko pijanego Mateusza (który pobił się  z  jakimiś Niemcami  w  karczmie) i  śpiącego 
Maksa. 
Borowiecki jedzie do Grand-Hotelu, ale okazuje się, że Kurowskiego dziś nie było. Zaczyna więc szukać po mieście 
Moryca. Po drodze rozmyśla o telegramie i o Lucy; stwierdza, że już od dawna było widać jej zainteresowanie nim. 
Zaczyna sobie wmawiać, że ten romans to nie wynik czystego pożądania, ale że ją kocha. 
 
ROZDZIAŁ V 
Borowiecki znajduje Moryca w restauracji za synagogą, gdzie całe towarzystwo pije, śpiewa i bawi się. Karol zjada 
kolację i próbuje jakoś dogadać się z pijanym Morycem. Bywalcy restauracji rozmawiają o kobietach: Feluś Fiszbin 
stwierdza, że nie ma w Łodzi porządnych kobiet, jego towarzysz wymienia mu kolejne, które, jego zdaniem, na takie 
miano zasługują (m.in. Zukerową), ale Fiszbin do każdej ma jakieś uwagi. 
Borowiecki pyta  Cohna, czy  udzieli  mu pożyczki,  Cohn zgadza się. Karol i Moryc  wychodzą, Welt trzeźwieje  na 
powietrzu  i  potem  w  domu,  wreszcie  zaczynają  rozmawiać  o  telegramie  i  podwyżce  ceł.  Moryc  stwierdza,  że  nie 
spodziewał się, iż Karol podzieli się taką tajemnicą i weźmie go do spółki, gdy sam mógł zdobyć majątek – Borowiecki 
tłumaczy, że to przysługa dla przyjaciół i że Welt i Maks zrobiliby to samo dla niego. Moryc próbuje go przekonać, by 
nie wtajemniczać Bauma, ale kiedy widzi niechętną miną Borowieckiego, odstępuje od pomysłu i mówi, że powiedzą 
mu,  kiedy  wreszcie  ustalą  wszystkie  szczegóły,  a  on  wstanie  –  bo  teraz  nie  bardzo  daje  się  obudzić.  Ostatecznie 
decydują  we  trzech,  że  Moryc  pojedzie  kupić  bawełnę,  ustalają  wspólny  kapitał  etc.  Welt  próbuje  jeszcze  ich 
przekonać, że nie muszą ryzykować, on odda im ich wkład finansowy, a interesem zajmie się sam za swoje pieniądze – 
ale  oni  nie  chcą.  Wszyscy  trzej  podpisują  umowę,  Maks  i  Moryc  trochę  się  przy  tym  kłócą,  ale  dochodzą  do 
porozumienia. Idą spać. 
Później do  Karola  przybywają  ludzie  z  Kurowa  –  Sochowie  –  z  listem  od  Anki,  w  którym  poleca  ich  ona  opiece 
Borowieckiego.  Sochowie  żyli  spokojnie,  utrzymywali  się  z  gospodarstwa,  ale  mieli  kłótliwą  sąsiadkę,  która  ich 
oskarżała o różne przestępstwa – m.in. że kradną siano z dworu; poza tym poszczuła psem gęsi Sochowej i w inny 
sposób jej się naprzykrzała. Wreszcie Sochowa, za namową męża, pobiła Pietrkową, za co ta się zemściła, obijając 
sąsiadce wieprza, aż wreszcie obie poszły do sądu – a podczas rozprawy Sochowa dowiedziała się, że jej chałupa się 
pali. Sochowie stracili wszystko i teraz chcą przeprowadzić się do Łodzi, a Anka obiecała im, że Borowiecki pomoże 
im znaleźć jakąś pracę w fabryce. Karol każe Sosze przyjść do fabryki we wtorek. 
W  swoim  liście  Anka  napisała  też,  że  przepisała  wszystkie  pieniądze  (dwadzieścia  tysięcy  rubli)  na  nazwisko 
Borowieckiego i są do jego dyspozycji. Wspomina także Adama Stawskiego, który ma jakiś rewolucyjny pomysł na 
wynalazek i niedługo będzie w Łodzi. 
Karol jedzie na obiad do Bucholca. Fabrykant mieszka w dużym domu, zwanym pałacem, bardzo smutnym i pustym, 
z żoną i służbą. Borowiecki rozmawia z Bucholcem, ten wyśmiewa teatr i Polaków, czym obraża Karola, ale zaraz 
próbuje go udobruchać. Uważa, że robotnicy to „czarna masa”, która bez jego kierownictwa nie poradziłaby sobie 
 
sama i pomarłaby z głodu. W międzyczasie pojawia się lekarz Bucholca, który próbuje leczyć chorego homeopatią i 
wegetarianizmem, a do Borowieckiego, na numer Bucholca, dzwoni Lucy, by znowu wyznawać kochankowi miłość i 
zaprosić go do siebie. 
Bucholc z Borowieckim (i służący, który musi łapać w powietrzu koperty rzucane przez Bucholca:-)) segregują listy 
otrzymane przez fabrykanta, wśród których jest wiele próśb o pieniądze i równie wiele gróźb i wyzwisk. Bucholc ze 
wszystkiego się śmieje i od razu spala listy w kominku, zachowuje tylko donosy i inne informacje dotyczące fabryki. 
Borowiecki  pyta,  czemu  w  takim  razie  Bucholc  daje  co  roku  kilka  tysięcy  rubli  na  cele  dobroczynne.  Fabrykant 
odpowiada, że mu je „z gardła wydzierają”, ale tak naprawdę nie obchodzi go los mas i że skoro jemu nikt nie pomagał, 
to on nie będzie pomagał innym – każdy może przyjść do Łodzi i sam zbić majątek, jak on. Bardzo ostro krytykuje 
Polaków, nazywając ich „donkiszotami” i mówiąc, że kiedy on się dorabiał, Polacy „robili u nas rewolucję” (mowa o 
Wiośnie Ludów).   
Potem Bucholc, Bucholcowa, doktor Hamerstein i Karol jedzą obiad, przy którym rozmawiają o homeopatii, a potem 
milczą. Po krótkiej przechadzce po Łodzi (połączonej ze wspominaniem studiów w Rydze z Maksem i Morycem), 
Borowiecki dociera do domu Murraya. Tam poznaje Kozłowskiego. Rozmawiają o bankructwach w Łodzi, potem o 
muzyce. Dom Murraya okazuje się urządzony pięknie i ze smakiem. 
Karol  podczas  oglądania  domu  przysiada  na  fotelu  i  zasypia.  Murray  prosi  Kozłowskiego,  żeby  śpiewał  miłosne 
piosenki. 
 
ROZDZIAŁ VI 
Moryc spaceruje po Łodzi i rozważa, jak dorobić się jak najwięcej na interesie z Maksem i Karolem. Nie ma żadnych 
skrupułów, mógłby nawet oszukać przyjaciół, byle odnieść korzyść. W końcu postanawia kupić dla całej trójki niezbyt 
wiele  bawełny,  „dla  zamydlenia  oczu”,    a  jak  najwięcej  nabywać  dla  samego  siebie.  Potrzebuje  jednak  do  tego 
pieniędzy – a jest już dość mocno zadłużony. Postanawia więc poprosić o żyro brata swojej matki, Grünspana – choć 
ten już oszukał własnego brata, Moryc nie ma innego pomysłu. 
Moryc znowu idzie przez Łódź – tu następuje opis ulicy Piotrkowskiej, która wygląda różnie w zależności od odcinka; 
od Gajerowskiego Rynku do Nawrot jest ulicą fabryczną, od Nawrot do Nowego Rynku  – handlową, a od Nowego 
Rynku do Starego miasta – tandeciarsko-żydowską. Pojawia się też po raz kolejny obraz łódzkich ulic, które są bardzo 
zabłocone (dopiero w latach 70. XIX wieku zaczęły powstawać pierwsze chodniki, miasto było zaniedbane) i którymi 
płyną potoki ścieków fabrycznych (miasto nie było skanalizowane); narrator opisuje też targ, odbywający się na rynku, 
pełen hałasu i różnych (zwykle tandetnych) towarów, kupowanych przez robotników. 
Wreszcie Moryc dociera na Drewnowską, do domu Grünspana. Tam służący (nieprzychylnie nastawiony do Żydów), 
prowadzi go do salonu, gdzie siedzi cała rodzina. Rozmawiają o Albercie Grosmanie, mężu Reginy, który żyrował 
weksle człowieka, który teraz zbankrutował. Wszyscy radzą Albertowi, żeby ogłosił upadłość, ale on chce honorowo 
zapłacić długi. 
Moryc rozmawia z    Melą, która stwierdza, że Welta podobno nie interesują żydowskie kobiety – ten odpowiada, że 
Grünspanówna nie ma w sobie nic żydowskiego.   
Regina i Albert kłócą się – ona chce żyć  wystawnie, on twierdzi, że na to trzeba pieniędzy, a ona namawia go do 
kombinowania i zaciągania długów.   
Mela i Moryc znowu zaczynają rozmawiać, tym razem o pieniądzach. Ona zarzuca mu, że jest cynikiem, bo pochwala 
wszelkie metody pozwalające dojść do bogactwa. Stwierdza, że zna Alberta i nie wierzy, by miał ogłosić bankructwo i 
dogadywać się z wierzycielami. Moryc uważa odwrotnie. Potem próbuje wypytać Melę, kto jej się podoba, ale ona 
wszystkich  nazywa  „Żydziakami”,  przez  co  Moryc  śmieje  się  z  niej,  że  wychowywała  się  w  Warszawie  i  tam 
przywykła  do  Polaków,  „do  rozczochranych  studentów,  do  tej  deklamującej  radykalii”;  oskarża  ją  o  idealizm,  ale 
równocześnie  mówi,  że  to  odróżnia  ją  od  innych  Żydówek,  które  są  idealistkami  dla  zabawy,  do  pewnego  czasu. 
Wreszcie zaczyna z nią flirtować, rzucać niedwuznaczne aluzje, w końcu pyta, czy ona go nie kocha – odpowiada, że 
nie.   
Moryc rozmyśla o małżeństwie z Melą. 
 
ROZDZIAŁ VII 
Spotkanie u Róży Mendelsohn. Wszyscy obecni straszliwie się nudzą, są zblazowani, nie wiedzą, co ze sobą zrobić. 
Jedynie  Wysocki  patrzy  na  tę  ich  nudę  ze  zgorszeniem,  zwłaszcza  gdy  Will  Müller  zaczyna  na  prośbę  dziewcząt 
udawać świnię. W końcu stwierdza, że ich zachowanie to nie dekadencja (jak chcieliby pozostali), ale próżniactwo, 
spowodowane nadmiarem pieniędzy i czasu oraz brakiem trosk. 
Tymczasem w innym pomieszczeniu Szaja Mendelsohn i śpiewacy z synagogi modlą się. Po skończonych śpiewach 
Róża rozmawia z ojcem. Kiedy temat schodzi na Wysockiego, Szaja stwierdza, że zatrudni go w szpitalu przy swojej 
fabryce. Szaja narzeka też na Borowieckiego, nazywając go „Szwabem”. 
 
Mendelsohn  myśli  o  swojej  nienawiści  do  Bucholca  (wtrącenie  –  historia  Szai:  zaczynał  jako  subiekt  w  nędznym 
kramie; potem nagle zniknął i po paru latach powrócił odmieniony, po czym zaczął prowadzić interesy); uważa, że 
Bucholc zabiera mu wszystko, co on powinien dostać – majątek i szacunek. 
 
ROZDZIAŁ VIII 
Horn, przeniesiony na życzenie Bucholca do jego osobistego biura, pisze list pod dyktando fabrykanta, który ciągle go 
popędza. W końcu Horn nie wytrzymuje i odpowiada opryskliwie. 
Michałkowa ma otrzymać od fabryki 200 rubli odszkodowania.   
Lucy sprowadza Borowieckiego do lasku Milscha na schadzkę. Ten, bardzo niezadowolony, jedzie, krąży po marnym, 
zniszczonym lasku i niecierpliwi się, aż wreszcie zjawia się Zukerowa. Tu następuje opis jej uczuć i umysłowości: 
pragnie romantyzmu i nietypowości, stąd miejsce, w które zaprosiła kochanka. Nie obchodzi jej, czy ma on jakieś 
obowiązki,  najważniejsze,  żeby  był  przy  niej  i  że  może  do  niego  mówić  i  go  całować.  Borowiecki  jest  cały  czas 
zniecierpliwiony, chce wracać do miasta, ale stara się to jakoś ukrywać.   
Kiedy wreszcie się rozstają, Karol wraca do fabryki, zastaje tam kłócących się Horna i Bucholca. Horn bezczelnie 
odpowiada Bucholcowi, który oczywiście traktuje go jak wszystkich innych – czyli zupełnie bez szacunku. Wreszcie 
Horn zaczyna się pakować, a Bucholc oznajmia mu, że jest zwolniony, na co ten stwierdza, że i tak go to nie obchodzi. 
Fabrykant  każe  służącemu  go  wyrzucić,  ale  Horn  grozi,  że  pobije  i  sługę,  i  pana,  a  w  końcu  nazywa  Bucholca 
„szwabską mordą”, rzuca stołkiem i wychodzi. Bucholc wścieka się i wyżywa na służącym. 
Borowiecki idzie na obiad do „kolonii” (kolonie były to domki budowane przez pracodawców dla pracowników, by 
związać ich z przedsiębiorstwem – w niektórych wydawano obiady wtedy, gdy w fabrykach były przerwy obiadowe), 
tworzonej  przez  doświadczone  przez  życie  kobiety.  Wszyscy  rozmawiają  przy  stole  o  nieobecnym  dotąd  Hornie, 
Kama wtrąca, że miał dziś wypowiedzieć posadę w fabryce. Borowiecki opowiada im o tym, co widział. Wszyscy 
obecni pochwalają zachowanie Horna, tylko Borowiecki stwierdza, że takie zachowanie to popisywanie się. 
Borowiecki dostaje depeszę od Moryca, że wszystko idzie dobrze.   
Kama broni Horna przed krytyką Borowieckiego; prosi Karola, żeby był dla Horna dobry i wyrozumiały. 
Wracając,  Borowiecki  spotyka  Kozłowskiego.  Ten  opowiada  o jakiejś  spotkanej  kobiecie  i  o  tym,  jak  po  ubraniu 
poznaje, z jakiej sfery kobieta pochodzi. Z opisu wynika, że ta, którą Kozłowski ocenił jako „zwykłą łódzką flądrę”, to 
Zukerowa. 
Karol kupuje ciastka i cukierki, które każe dostarczyć do „kolonii”, z liścikiem do Kamy, w którym obiecuje, że zrobi 
wszystko, co będzie mógł, by pomóc Hornowi. 
Podczas wędrówki po Łodzi Borowiecki natyka się ubogi pogrzeb, na który prawie nikt na ulicy nie zwracał uwagi. 
Następnie spotyka jadących powozem Madę i Willa Müllerów, rozmawiają o książkach, wyjeździe Willa do Berlina, 
umawia się, że przyjdzie do Müllerów w niedzielę popołudniu.   
Po drodze dowiaduje się też, że pali się u Alberta Grosmana. 
Wreszcie  Borowiecki  dociera  do  fabryki.  Tam  pracuje,  ale  przerywa  mu  Trawiński,  który  przychodzi  prosić  o 
pożyczkę, by uratować się od bankructwa. Karol proponuje mu pomoc Bucholca, ale Trawiński nie chce pożyczać od 
„tego Szwaba”, bo się nim brzydzi. Borowiecki stwierdza, że nie pożyczy mu nic, bo potrzebuje pieniędzy na własną 
fabrykę – Trawińskiego to boli, ale okazuje zrozumienie. Karol proponuje mu jeszcze, by podpalił swoją fabrykę, ale 
Trawiński nie chce o tym słyszeć. Ostatecznie Borowiecki podsuwa pomysł, by udać się po pomoc jeszcze do Bauma, 
który lubi uczciwych przedsiębiorców. 
Po wyjściu Trawińskiego Borowiecki ma wyrzuty sumienia, ale próbuje je stłumić. 
W fabryce ma miejsce wypadek – jeden z pracowników ginie w trybach maszyny. 
 
ROZDZIAŁ IX 
Trawiński,  zgnębiony,  rozmyśla  o  tym,  że  nie  potrafi  żyć  w  Łodzi  i  wśród  bezwzględnych  fabrykantów.  Spotyka 
Halperna, rozmawiają o sytuacji w mieście, Halpern wspomina, jak rozwijała się Łódź. 
Fabryka Trawińskiego jest obok ogromnej fabryki Müllera. Sam Trawiński mieszka przy jakiejś błotnistej uliczce, 
daleko  od  centrum  miasta.  Jego  dom  jest  urządzony  dość  bogato  i  bardzo  artystycznie  przez  Ninę,  która  pragnie 
otaczać się pięknymi przedmiotami.   
Nina  pokazuje  Trawińskiemu  blat,  który  za  ogromne  pieniądze  sprowadziła  w  prezencie  dla  niego  z  Florencji. 
Rozmawiają o bankructwach w mieście, ale Trawiński nie mówi żonie o tym, że sam ma problemy finansowe. Ona 
krytykuje tych, którzy wyłudzają odszkodowania i wyraża radość z powodu tego, że jej mąż jest uczciwy. 
Trawiński idzie do starego Bauma, który przesiaduje w swojej ubogiej, „półżywej” fabryce. Prosi o pożyczkę. Baum 
przez dłuższą chwilę żali się na mechaniczny przemysł, stwierdza, że Trawiński, jak on sam, jest człowiekiem z innej 
epoki. Nie ma pieniędzy, by je pożyczyć, ale godzi się spłacić długi Trawińskiego.   
Akcja przenosi się do domu Baumów. Baum bawi się z wnukami, wszyscy siedzą razem, rozmawiają etc. Jest też z 
 
nimi  Józio  Jaskólski.  W  pewnym  momencie  Maks  zaczyna  dogryzać  Bercie,  że  jej  mąż  marnotrawi  pieniądze. 
Następnie Baumów przychodzi Borowiecki  i oczarowuje całą rodzinę. Później rozmawia z Maksem na osobności. 
Mówią o Trawińskim, naiwności Bauma, który pożycza wszystkim pieniądze i bankrutuje, bo nie chce zmienić fabryki 
na mechaniczną. Rozmawiają też o Ninie, przy której „wszystkie nasze łódzkie piękności to jak perkal przy czystym 
jedwabiu”. 
 
ROZDZIAŁ X 
Józio  Jaskólski  wraca  do  mieszkania  swojej  rodziny.  Jaskólscy  mieszkają  w  suterenie  przesiąkniętej  wilgocią,  z 
zagrzybionymi ścianami, bardzo biednie. Matka próbuje jakoś związać koniec z końcem, Józio przynosi jej pieniądze. 
Antoś leży w łóżku – umiera powoli na suchoty. Tęskni za polami, cały czas mówi o wsi, planuje wakacje etc., choć co 
pewien czas stwierdza, że on tych wakacji nie dożyje.   
Do Jaskólskich przychodzi Zośka Malinowska, przynosi Antosiowi kwiaty. Jest bardzo ożywiona, wesoła, zwłaszcza 
w porównaniu do mieszkańców sutereny. Mówi, że Kessler, właściciel fabryki, w której pracuje, chwalił jej urodę, ale 
ona  nie  zwraca  na  to uwagi,  choć  widać, że ją  to cieszy.  Zośka  sprzedaje  też kapy  i kaftany, które  robi Jaskólska 
(kupuje je Kessler). 
Józio mówi, że Stach Wilczek proponował mu pracę, ale odmówił. Jaskólscy znają Wilczka z dawnych czasów, jest 
synem organisty, więc kiedyś był niższy od nich stanem. 
Przychodzi Wysocki, by zbadać Antosia. W międzyczasie następuje opis Jaskólskiego – niedołęgi popadającego w 
alkoholizm, nie mającego zdolności do niczego. Wysocki bada Antosia, nie chce za wizytę zapłaty, obiecuje za to 
przysłać Antosiowi nowe książki do czytania.    Po wyjściu doktora Jaskólski biegnie za nim, pyta o pracę; Wysocki 
karci go za porzucenie poprzedniej posady, gdzie rzekomo dyrektor nękał Jaskólskiego. Ostatecznie Wysocki pożycza 
Jaskólskiemu trzy ruble. 
Wysocki spotyka Melę i Różę, wracające z przedstawienia. Mela jest bardzo wzruszona, ale kiedy Wysocki pyta, po co 
w takim razie chodzi na takie sztuki, stwierdza, że wszystko inne ją nudzi. 
Idą  razem  do  domu  Róży,  tam  spotykają  jeszcze  Bernarda.  Róża  złości  się  na  Bernarda,  że  jest  pozerem,  a  on 
odpowiada, że kobiety patrzą na mężczyzn powierzchownie i potrzebują ich tylko jako zabawek, oceniając jak towar i 
traktując jak błaznów, mających dostarczać kobietom rozrywki. 
Mela i Wysocki siedzą blisko siebie, ona jest smutna, zaczyna płakać, a on ją pociesza. Dziewczyna zaczyna czuć, że 
jest w doktorze zakochana i spragniona czułości. Potem chce, żeby Wysocki jechał z nią do domu, ale on się wymiguje. 
Zamiast tego rozmawia z Bernardem, spierają się, Bernard stwierdza, że Wysocki jest zakochany w Meli, ale doktor 
się sprzeciwia. W końcu Wysocki pyta, czy Bernard nie kieruje się zazdrością i czy sam nie ma wobec Grünspanówny 
jakichś zamiarów – ale Endelman odpowiada mu, że powoduje nim troska i żeby Wysocki „nie psuł sobie rasy”, żeniąc 
się z Żydówką. 
Wysocki zaczyna rozmyślać nad tym, co czuje do Meli. 
 
ROZDZIAŁ XI 
Ojciec chce wydać Melę za Leopolda Landaua. Ona kocha Wysockiego, nie chce Leopolda, mówi o tym ojcu, on 
postanawia poczekać. 
Róża i Mela postanawiają wyjechać z Szają do Włoch. 
Przyjęcie  u Endelmanów. Przeważają  Niemcy i  Żydzi, Polaków jest niewielu i tylko ci, których nie  wypadało nie 
zaprosić.  Endelmanowie  są  przerysowani,  egzaltowani,  nadmiernie  zachwycają  się  kiepską  sztuką  (punktem 
kulminacyjnym jest odsłonięcie nowego obrazu, jaki kupili); ich mieszkanie jest przepełnione kiczowatymi rzeźbami i 
obrazami. 
Szaja Mendelsohn jest w centrum uwagi, wszyscy traktują go jak króla, otaczają go półkolem i słuchają z uwagą. 
Trawińska jest ubrana najskromniej, ale  wygląda najpiękniej, najbardziej naturalnie i promiennie. Nudzi się  wśród 
tego całego kiczu i kiepskich rozmów. 
Borowiecki jest oprowadzany przez Bernarda Endelmana, który opowiada mu o wszystkich pannach, ich posagach etc. 
Karol rozmawia (a raczej flirtuje) chwilę z Madą. Bernard przedstawia go też Róży i Meli, które ze swej strony też 
obgadują  mężczyzn. Borowiecki zostaje też przedstawiony „znanej piękności łódzkiej”, która przedstawia się jako 
przyjaciółka Lucy, która jest wtajemniczona w sprawę i zachęca do kochania Zukerowej. Karol próbuje ją podrywać i 
całować, ona tylko trochę się wzbrania, ale ostatecznie wychodzi, mówiąc, że opuściła dla niego chore dziecko, ale 
zaprasza go do siebie innego dnia. 
Podczas  przyjęcia  występuje  śpiewaczka.  W  tym  czasie  Borowiecki  spotyka  swoją  dawną  kochankę,  Emmę 
Likiertową.  Podczas  rozmowy  widać,  że  kobieta  cierpi  z  powodu  ich  rozstania,  ale  dumnie  odpycha  Karola,  jest 
chłodna  i  wypytuje  tylko  o  sprawy  niezwiązane  z  ich  romansem.  Na  koniec  stwierdza,  że  nie  ma  mu  już  nic  do 
powiedzenia i że zapomniała o przeszłości. 
 
Endelman rozpacza, że goście piją bardzo szybko świetnego szampana, jakby to było tanie wino. 
Nina, Bernard i Mela rozmawiają o literaturze i sztuce (o Paulu Bourgecie, który napisał powieść Ziemia obiecana w 
1895 r.). 
Bernard  i  Mela  rozmawiają  o  Wysockim  –  Bernard  mówi,  że  ceni  go  jako  człowieka,  ale  nienawidzi  jako  jej 
wielbiciela. Objaśnia także, że to oczywiste, że Wysocki kocha Melę. 
Borowiecki wymyka się z przyjęcia, rozmyślając cały czas o słowach Emmy, z których wywnioskował, że ona nim 
pogardza i go nienawidzi. 
 
ROZDZIAŁ XII 
Michalakowa przychodzi pod drzwi mieszkania Karola, by prosić o pieniądze, których nie dostała. Borowiecki każe jej 
przyjść w poniedziałek a Mateuszowi przykazuje dać jej rubla. 
Murray rozmawia z Maksem o swoich oświadczynach. Wybranka to Polka, ale Murray oznajmia, że może dla niej 
zmienić wyznanie, bo jego religią jest miłość. 
Karol nadal  rozpamiętuje  spotkanie  z  Emmą. Wspomina  dawne  czasy, tęskni za nią,  ma  też  wyrzuty sumienia, że 
przysięgał jej miłość, a skończyło się na niczym. Czuje się przerażony tym, że mimo starań nie udało mu się całkiem 
„utopić całej duszy w interesach”. 
Idzie  do  Kurowskiego  –  przedsiębiorcy,  który  mieszka  w  podmiejskiej  wsi,  ale  ma  też  mieszkanie  w  Łodzi,  gdzie 
przyjmuje znajomych. Jest człowiekiem pełnym sprzeczności – katolikiem drwiącym z religii, konserwatysta wierzący 
w postęp wiedzy itd. – wg określenia Bucholca: polnische Misch-Masch.    Po przyjeździe do Łodzi najpierw ciągle 
tracił, kiedyś podobno miał jakąś wielką fortunę, ale nic z niej nie zostało; wreszcie założył ze wspólnikiem fabrykę 
przetworów chemicznych, która błyskawicznie się rozwinęła. 
Borowiecki i Kurowski rozmawiają o różnych bieżących sprawach, temat schodzi wreszcie na kobiety (bo Kurowski 
ma rękę na temblaku i wygląda chorobliwie, a Borowiecki domyśla się, że to przez jakąś kobietę, czemu Kurowski 
zaprzecza)  –  Karol  stwierdza,  że  kobiety  są  niewarte  poświęceń,  wszystkie  są  albo  głupie,  albo  płaczliwe  i 
sentymentalne. Rozmawiają też o znajomych (których Kurowski gości co tydzień u siebie na spotkaniach), a także o 
fabrykach i niezależności: Borowiecki potrzebuje fabryki, by nie być od nikogo zależnym, a Kurowski stwierdza, że 
„niezależność mają tylko nędzarze (...). Człowiek posiadający rubla jest już niewolnikiem tego rubla”. Karol sugeruje, 
że Kurowski oszukał wspólnika, na co tamten oburza się i próbuje (nieco mętnie) tłumaczyć. Stwierdza, że chciałby 
żyć w innych czasach, 100 lat temu, kiedy na świecie „istniały jeszcze potężne instynkty i potężne namiętności, jeśli 
byli  zbrodniarze,  to  takiej  miary  jak  Danton,  Robespierre  i  Napoleon”  (uwaga  –  nieco  podobne  podejście,  jak  to 
reprezentowane przez starego Bauma i Trawińskiego, z tym, że oni tęsknią nie za namiętnościami, a za uczciwością). 
Borowiecki  jedzie  do  „Victorii”.  W  restauracji  spotyka  Bum-Buma,  który  próbuje  łapać  widziane  wszędzie  przez 
siebie niebieskie nitki, które, jak mu się zdaje, oplatają wszystkich i wszystko wokół. 
Po posiłku Karol chce iść spać, ale przeszkadzają mu myśli o Emmie, jedzie więc do Lucy. 
 
ROZDZIAŁ XIII 
Poranek. Borowiecki śmieje się ze swojego wczorajszego stanu ducha i przygotowuje się do wizyty u Müllerów. Przy 
okazji rozmawia z Baumem, który wcześniej kłóci się z Mateuszem o źle zreperowane buty; Maks wspomina, że był 
wczoraj u Kurowskiego, ale ten go nie przyjął, później mówi, że od jutra zmniejszona będzie liczba godzin roboczych 
w fabryce starego Bauma, bo już mają cały magazyn zawalony towarem, a nikt nie chce go kupować. Maks oskarża 
ojca o naiwność – bo Baum żyruje weksle wszystkim, którzy zyskają sobie jego sympatię, sam na tym tracąc, a poza 
tym  z  uporem  maniaka  broni  ręcznej  produkcji.  Borowiecki  próbuje  go  pocieszać,  mówiąc,  że  sezon  jest  zły  i 
wszystkie fabryki tracą. 
Borowiecki idzie z wizytą do Müllerów, gdzie  wita go Müllerowa. Jest bardzo mało rozmowna, ciągle odpowiada 
tylko półsłówkami, dopiero kiedy    temat schodzi na Wilhelma, zaczyna mówić nieco więcej – ale wtedy zjawia się 
Mada. Rozmawia z Karolem o książkach i przyjęciu u Edelmanów; Borowiecki cały czas śmieje się z niej, ona się 
zawstydza,  na  co  on  przeprasza  –  i  tak  w  kółko.  Jest  też  w  tym  miejscu  krótka  wstawka  charakteryzująca  Madę: 
wychowana w prostym otoczeniu ma lekkie braki w ogładzie, ale za to posiada żywy umysł i rozsądek, skończyła 
pensję w Saksonii, jest szczera i trochę dziecinna. Zna też wartość pieniędzy – wspomina o znajomej, która zerwała z 
narzeczonym, a przecież mógł się on dorobić i była szansa na zbicie majątku, co tym cenniejsze, że panna jest nieładna 
i bez posagu. 
Przychodzi Müller i zabiera Karola do pałacu – bo wcześniej przebywali w małym, parterowym domku tuż obok. Pałac 
jest  sławny  na  całą  Łódź  i  Müller  nie  kryje  dumy.  Wszystkie  pomieszczenia  są  bardzo  drogo  wyposażone,  pełne 
jedwabiu, aksamitu, dywanów, obrazów, kandelabrów itd. Nikt nie używa mebli i urządzeń. Jest marmurowa wanna w 
wyłożonej majoliką łazience, jest też pokój „mauretański”, pełen krzykliwych barw i przez to karykaturalny; jest pokój 
do palenia, pełne bibelotów gabineciki, jadalnia z kredensami zapchanymi porcelaną, biblioteka z półkami pełnymi 
 
książek.  Sprzęty  są  kosztowne,  ale  podobierane  bez  gustu,  a  ponadto  cały  dom  jest  zupełnie  bez  życia.  Müller 
tłumaczy, że jego rodzina nie mieszka w pałacu, wygodniej im w starej chałupie – dom został zbudowany tylko po to, 
żeby wszyscy wiedzieli, że „Müller może mieć pałace, a woli mieszkać w starym domu”. Tylko Mada używa swojego 
pokoju (wg Borowieckiego: pokoju jak u „Goethowskiej Gretchen”). 
Borowiecki  mimo  początkowych  oporów  zostaje  na  kawie  i  prosi  Müllera  o  protekcję  do  Szai  dla  Horna.  Mada 
okazuje Karolowi zainteresowanie, Müller – sympatię. Borowiecki czuje, że gdyby poprosił o rękę Mady, dostałby ją 
bez problemu – kusi go ta wizja, bo dziewczyna ma milionowy posag, ale przypomina sobie o Ance. 
Karol idzie do Bucholca – mimo że Karol zrezygnował z pracy u niego, mają dobre stosunki. Bucholc jest znudzony, 
ma potrzebę spotkania się z ludźmi i czuje się dziwnie, źle. Po wyjściu Borowieckiego    kręci się po domu, nie chce 
zostać sam, więc prosi lokaja o różne rzeczy, wreszcie zaczyna bać się śmierci i zdaje mu się, że umiera. Wezwany 
lekarz podaje mu chloral i Bucholc zasypia. 
W cukierni siedzą Wysocki, Halpern i Myszkowski, inżynier z fabryki Meyera, przyłącza się do nich Borowiecki.. 
Halpern zachwyca się Łodzią i tym, ile towarów produkuje się w mieście, a Myszkowski upiera się, że tylko głupcy i 
bydło pędzone batem pracują. Stwierdza, że nie będzie wstawał pięć minut wcześniej, niż mu się chce ani nie wyda 
rubla więcej, niż potrzeba, żeby zarobić miliony: „ja nie będę robił, robił, robił! bo ja chcę żyć, żyć, żyć!”. Oznajmia, 
że  miliony  nie  dają  niczego,  służą  tylko  temu,  żeby  je  mieć  i  żeby  inni  podziwiali.  Nie  znalazłszy  zrozumienia  u 
pozostałych,  wychodzi.  Halpern  cały  czas  mówi  o  tym,  ze  on  bardzo  potrzebuje  Łodzi,  nie  wytrzymałby  na  wsi. 
Rozmawiają też o Myszkowskim – wynalazł on nowy sposób wybielania tkanin, ale nic z tego nie ma, nadal pracuje w 
laboratorium, nie chce majątku.   
Wysocki pyta Borowieckiego, czy nie znalazłby jakiegoś miejsca dla Jaskólskiego, Karol stwierdza, że poszuka. 
 
ROZDZIAŁ XIV 
Dawid Halpern spaceruje po Piotrkowskiej i rozmyśla o Łodzi. Tu następuje refleksja narratora na temat tej postaci: 
Łódź  zabrała  mu  wszystko, co posiadał, wciąż żyje  z  dnia na  dzień i szuka  nowych sposobów zarobku, cały czas 
bankrutuje; nie ma dzieci, tylko żonę, na którą pracuje, by mogła się leczyć w uzdrowisku, a sam nie wyjeżdża poza 
Łódź. Kocha to miasto, fabryki i robotników, nie myśli o tym, że miasto jest brudne, zaniedbane i niebezpieczne. Nie 
rozumie też podejścia Myszkowskiego. 
Wróciwszy do domu, nudzi się, więc zachodzi do sąsiadów – tam Malinowski (wiolonczela), Szulc (klarnet), Horn 
(flet), Blumenfeld (skrzypce) i Stach Wilczek (skrzypce) urządzili w mieszkaniu Horna „biesiadę muzyczną”. Jest też 
Józio Jaskólski, który się z nimi przyjaźni – przepisuje dla siebie listy miłosne, które dostaje Malinowski. Wilczek 
wspomina, że ma na oku jakiś cudowny interes, pozostali się z niego śmieją, wywiązuje się kłótnia.   
Szulc opowiada anegdotkę o Dülmanie z Sosnowca, dawnym kelnerze i handlarzu świń. Tenże Dülman gościł u siebie 
jakiegoś niemieckiego hrabiego, a po jego wyjeździe kazał zamknąć łóżko, w którym spał gość, razem z pościelą i 
innymi drobiazgami w skrzyni, zamknąć ją i postawić na honorowym miejscu z tabliczką „W tej skrzyni stoi łóżko, a 
na  łóżku  leży  pościel,  a  na  tej  pościeli  (...)  raczył  spać...”  Ta  anegdotka  staje  się  podstawą  do  rozmowy  o 
śmiesznościach łódzkich bogaczy. 
Józio Jaskólski potrzebuje stu rubli – Malinowski organizuje zbiórkę. Wszyscy poza Wilczkiem się dokładają, jedynie 
Horn obiecuje, że da pieniądze następnego dnia. 
Wilczek opowiada, że widział ładną dziewczynę, która spotkała się z Kesslerem i odjechała z nim powozem w stronę 
kolei, a także że rozpoznał w niej tę, z którą kiedyś widział Malinowskiego. Adam orientuje się, że chodzi o Zośkę. 
Biegnie do domu i wypytuje o nią – matka mówi, że Zośka pojechała do ciotki. Adam idzie do ojca, pracującego w 
fabryce Kesslera i informuje go, że Zośka prawdopodobnie jest kochanką właściciela. Stary Malinowski oznajmia, że 
załatwi to z Kesslerem i że nie powinni na razie mówić matce.   
Horn idzie do „kolonii”, jest zmęczony i smutny. Rozmawia z Kamą, droczy się z nią, a ona okazuje troskę i niepokój 
o jego zdrowie. Chce pożyczyć mu pieniądze ze swoich oszczędności – i znajduje w jego portfelu    swoje zdjęcie. Po 
wyjściu spotyka Sierpińskiego, który mówi, że wychodzi czasem za miasto, by pooglądać pola, bo tęskni za wsią. 
 
ROZDZIAŁ XV 
Jaskólski przychodzi do Borowieckiego po pracę. Karol wypytuje go o poprzednie posady, a w końcu proponuje mu 
pracę stróża magazynowego    - na to Jaskólski obraża się i oznajmia, że jest szlachcicem i woli zdechnąć z głodu niż 
być stróżem u Niemców. Po wyjściu od Borowieckiego czuje bezsilność, załamuje się, płacze. 
Murray chce sprzedać Borowieckiemu meble – ukochana nie przyjęła jego oświadczyn. Stwierdza, że małżeństwo to 
„niemoralna instytucja”, kłamstwo i podłość. Wspomina na pozór idealnych małżonków (Kaczyńskich), którzy przy 
ludziach się kochają, a sam na sam – kłócą i biją. Zapytany przez Borowieckiego, dlaczego ożenek mu się nie udał, 
tłumaczy, że „ma za wielki garb, a za mało pieniędzy” – przy okazji informuje, że dziewczyna jest Polką, a Polki to 
„uosobienie głupoty, fałszu, kaprysów,    złych instynktów”. 
 
Bucholc znowu jest znudzony, ma potrzebę ruchu – przechadza się po fabryce, ale wszędzie jest mu gorąco i duszno, 
oddycha z trudem i kaszle, szuka towarzystwa. Nazajutrz jest jeszcze gorzej; nie umie wysiedzieć spokojnie ani chwili, 
znowu chodzi po całej fabryce – a gdzie nie wejdzie, tam pracownicy na jego widok milkną i poważnieją. Bucholc nie 
rozumie  ich  zachowania.  Wreszcie  trafia  do  skladów,  siada  tam,  by  chwilę  odpocząć,  ale  czuje  się  coraz  gorzej. 
Dopada go wielki strach i poczucie bliskości śmierci; próbuje krzyczeć przez okienko, ale nie ma sił. Umiera, wydając 
przed śmiercią ostatni okrzyk, który alarmuje pracowników. 
 
ROZDZIAŁ XVI 
Śmierć Bucholca wywołuje w mieszkańcach Łodzi burzliwe emocje. Ludzie nie potrafią uwierzyć w to, że fabrykant 
nie żyje – uważali go niemal za nieśmiertelnego, niektórzy wręcz podejrzewali go o pakt z diabłem. 
Zwłoki  Bucholca  s,ą  wystawione  na  widok  publiczny  –  tu  następuje  krótka  refleksja  narratora  dotycząca  tego,  że 
„twórca i ujarzmiciel potęg przyrody [człowiek] został ich niewolnikiem”; podkreślony jest kontrast między martwym 
Bucholcem a pracującą, żywą fabryką. 
Bucholcowa po śmierci męża staje się jeszcze bardziej apatyczna, a dom Bucholców – pusty, smutny i martwy. 
Pogrzeb  Bucholca  jest  bardzo  widowiskowy;  konduktowi  towarzyszą  chorągwie,  baldachimy,  palmy  itd.,  jest  też 
mnóstwo  ludzi,  również  pracowników  fabryk.  Szaja  też  jest  obecny:  rozmyśla  o  tym,  że  teraz  nie  ma  kogo 
nienawidzić, myśli też o własnej śmierci    - czuje żal i smutek. 
W międzyczasie ceny bawełny idą w górę (jak spodziewali się Borowiecki, Moryc i Baum), co również elektryzuje 
fabrykantów. 
Kozłowski zachwyca się Różą Mendelshohn. 
Karol rozmawia z Lucy, jadącą karetą z ciotką, szepczą do siebie, a głośno przerzucają się chłodnymi grzecznościami. 
Orszak przejeżdża przez szare  miasto, potem przez ulicę  wiodącą do cmentarza, pełną  błota i otoczoną smutnymi, 
półżywymi topolami. Podczas pogrzebu wygłaszane są patetyczne mowy o zasługach zmarłego. 
Stach Wilczek próbuje namówić Józia Jaskólskiego, by zmienił pracę u Bauma na posadę „człowieka zaufanego” u 
niego – bez skutku.    Wilczek kupił grunt otaczający fabrykę Grünspana, pewien, że fabrykant będzie chciał tę ziemię 
pozyskać – z zyskiem dla Stacha, który pragnie milionów, nie licząc się z niczym. Wstawka o Wilczku: kombinator, 
który handlował wszystkim, czym się dało, a mówi się o nim, że trudni się też lichwą. 
Borowiecki i Moryc przychodzą do Wilczka po platformy przewozowe. Ten traktuje ich chłodno, jest obrażony na 
Borowieckiego („szlachcica”); po ich odejściu przeklina szlachtę, zachwyca się Łodzią, upaja się miejskim życiem, 
pragnąc jak największego bogactwa. 
 
 
TOM 2 
ROZDZIAŁ I 
Maks Baum i Karol Borowiecki spędzają czas w Kurowie. Zwłaszcza Maks bawi się dobrze – gra w karty z księdzem, 
Adamem Borowieckim i Zajączkowskim, którzy ciągle się kłócą i godzą, oraz coraz bardziej zachwyca się prostym i 
spokojnym życiem. Podoba mu się też Anka i ma żal do Borowieckiego, że ten źle ją traktuje. Karol jest bowiem 
zniechęcony  i  znudzony.  Dostaje  depeszę  od  Lucy,  która  informuje,  że  jeżeli  kochanek  nie  przyjedzie  do  niej  we 
wtorek, to ona znajdzie go nawet u narzeczonej. Jest zmęczony udawaniem miłości do Anki, ale pociesza się myślą, że 
jest wiele małżeństw zawartych dla interesów. Mimo to jest zły, bo czuje wstręt do małych przedsięwzięć – a mógłby 
ożenić się z Madą i zdobyć od razu wielkie pieniądze.   
Anka martwi się o Karola, wypytuje Bauma o to, czy nic się nie stało. Mówi też, że Borowiecki chciał sprzedać ziemię, 
ale ona i Adam się sprzeciwili z sentymentu.   
Maks  słyszy  nocną  rozmowę  Karola  i  Anki  –  Borowiecki  traktuje  dziewczynę  chłodno,  nazywa  ją  z  gniewem 
„romantyczką”, spierają się, później rozmawiają o sprzedaży Kurowa; Borowiecki nie okazuje zupełnie współczucia 
dla ojca, który przyzwyczaił się do dworku, wyśmiewa też Ankę, sugerując, że najchętniej zabrałaby całą  wieś do 
miasta,  przewiozła  stare  portrety  itd.  Anka  płacze,  Karol  ją  przeprasza.  Baum,  zirytowany,  próbuje  spać,  ale 
przeszkadzają mu odgłosy natury i myśli. 
Nazajutrz  Adam  Borowiecki,  wieziony  przez  Walusia,  odwiedza  księdza  Liberata  (ostatniego  z  dominikanów 
zamieszkujących  stary  klasztor.  Liberat  opowiada  o  tym,  że  czuje  blisko  siebie  śmierć  i  że  widział  duchy  dawno 
zmarłych  zakonników  i  przeora,  który  wzywał  go  dokądś,    a  inny  mnich  rozdzierał  kartkę  z  jego  imieniem.  Ta 
opowieść niepokoi Adama. 
Anka  karmi  drób  (jak  Zosia  w  „Panu  Tadeuszu”  –  zwraca  na  to  uwagę  Maks,  ale  ona  odpowiada,  że  to  nie  dla 
przyjemności,  a  po  to,  by  je  utuczyć  i  sprzedać  drożej  w  Łodzi).  Karol  oznajmia,  że  niedługo  on  i  Baum  muszą 
odjeżdżać, ale Anka namawia ich jeszcze na wizytę w kościele, u księdza i na obiad. Maks odpoczywa w ogrodzie, ale 
ciągle zdaje mu się, że widzi gdzieś Ankę – zirytowany tym przynagla Borowieckiego do odjazdu.   
 
Pod  kościołem  spotykają  Stacha  Wilczka;  Karol  targuje  się  z  nim  o  węgiel.  Stach  opowiada,  że  wychował  się  w 
Kurowie, Baum nie dowierza; Wilczek jest podziwiany przez mieszkańców Kurowa, na których patrzy z pobłażaniem 
jako ten, któremu udało się wybić.   
Ksiądz  Szymon  zachwyca  się  Anką,  wychwala  ją,  opisuje  jej  pracowitość  i  troskę  o  niego  –  m.in.  doradziła  mu 
posadzenie  drzew  owocowych,  pomogła  z  przygotowaniem  przetworów  itd.  Próbuje  też  bronić  Stacha  przed 
Borowieckim, który ma o nim bardzo złe zdanie. 
Podczas obiadu panuje dosyć smutna atmosfera. Pod koniec zjawia się Socha – wygląda już jak fabrykant, zmienił 
sposób ubierania się i zapuścił brodę, zmizerniał, podobnie jak jego żona, która też ubiera się już inaczej. Socha szuka 
pracy gdzieś w fabryce Borowieckiego, najchętniej przy koniach. 
Ksiądz i Adam kłócą się o Wiosnę Ludów. 
Przychodzi  Karczmarek  –  znany  Borowieckiemu  z  Łodzi  jako  Karczmarski,  który  dostarczał  cegieł  do  budowy 
fabryki. Prowadzi cegielnię, którą założył przez przypadek; wcześniej był zwykłym chłopem, który miał bardzo marną 
ziemię; dopiero widząc innych, którzy jeździli do Łodzi z piaskiem, zorientował się, że może tak dorobić, bo miał 
górkę za domem. Później Niemcy i Żydzi chcieli kupić jego grunt, ale adwokat doradził mu, że chodzi o glinę, która 
jest  pod  spodem  i  lepiej,  zamiast  sprzedawać  ziemię,  założyć  cegielnię.  Teraz  chce  kupić  albo  przynajmniej 
wydzierżawić Kurów dla syna, który nie nadaje się na fabrykanta ani handlowca. 
Karol i Maks wyjeżdżają – żegnają się ze wszystkimi; Baum dziękuje i zachwyca się, co Karol wyśmiewa. 
 
ROZDZIAŁ II 
Kantor Grosglika. Wszyscy pracownicy traktują szefa z uniżeniem, śmieją się z jego kiepskich dowcipów itd. Grosglik 
wypytuje wszystkich o informacje, a gdy od Blumenfelda dowiaduje się, że Wiktor Hugo zmarł ubiegłego dnia, myśli, 
że chodzi  o jakiegoś fabrykanta, a  potem  myli pisarza z  Sienkiewiczem.    Prosi też  Blumenfelda, by  udzielał jego 
córce, Mery, lekcji gry na fortepianie. 
Rozmowa  Grosglika  ze  Szteimanem  –  Grosglik  każe  pracownikom  płacić  za  gaz  używany  do  gotowania  wody  na 
herbatę, tłumacząc, że to dla ich dobra, bo nie będą mieli wyrzutów sumienia, że okradają firmę. Poproszony przez 
Szteimana  o  przyznanie  podwyżek,  stwierdza,  że  gdyby  podzielił  nadwyżkę  pieniędzy  między  wszystkich,  to 
wyszłyby grosze, za które każdy kupi „drobiazgi” – garnitur, kapelusz dla żony itd.; woli więc za to kupić sobie meble 
do pokoju stołowego, żeby pracownicy mogli się chwalić, że ich szef ma nowe. Zamiast podwyżek daje do podziału 
weksle, ale jakiejś marnej firmy, więc warte grosze. 
Do Grosglika przychodzi Bronek Klein (kuzyn i powiernik), rozmawiają o interesach, chcą zniszczyć Borowieckiego 
przy pomocy Welta. Jeden z urzędników wpada do gabinetu i mówi, że pracownik, Tuszyński, zainkasował czterysta 
rubli i uciekł. Grosglik obarcza za to odpowiedzialnością tego właśnie urzędnika (który na upoważnienie    szefa wydał 
Tuszyńskiemu pieniądze) i każe mu zapłacić. 
Zjawia  się  wezwany  przez  Grosglika  Moryc.  Zdaje  bankierowi  raport  z  dokonań  spółki  –  sprzedali  już  bawełnę, 
fabryka rośnie, w październiku będzie można otwierać. Grosglik informuje, że musiał cofnąć Borowieckiemu weksel, 
kusi Welta propozycją interesu. Mówi, że boi się, iż fabryka Borowieckiego pokaże Polakom, że mogą konkurować z 
Żydami; tymczasem Polacy powinni siedzieć na wsi, jeździć za granicę, polować, uwodzić cudze żony, politykować, 
ale nie zakładać fabryki. 
Po  wyjściu  od  Grosglika  Moryc  rozmyśla;  nie  zgadza  się  z  obawami  bankiera,  ale  nie  podoba  mu  się  zmowa  na 
Borowieckiego. Zaczyna przypuszczać, że może stracić na tym interesie – widzi, że wszystkie złe zdarzenia dotyczące 
budowy fabryki (kontrole, denuncjacje itd.), a także złe plotki o Borowieckim mają związek ze zmową. 
 
ROZDZIAŁ III 
Budowa fabryki. Borowiecki przebudowuje starą fabrykę Meinera. Moryc ma pretensje, że wszystkie materiały są za 
drogie, można przecież było budować taniej, z gorszych surowców – ale Karol nie zgadza się na tandetę, chce dobrej 
jakości. 
Maks jest zły na Borowieckiego o zachowanie wobec Anki i o jego coraz częstsze wizyty u Müllerów. 
Borowieckiemu  znudziła  się  już  zupełnie  Lucy.  Flirtuje  coraz  częściej  z  Madą.  Jada  obiady  u  Baumów,  gdzie 
Baumowa leży chora i bardzo słaba, a Baum częściej bywa w swojej umierającej fabryce niż w domu. 
Borowiecki wybiera się do Wysockiego – ten w gabinecie przyjmuje biedotę, Żydów etc., wszystkim pomaga. Matka 
jest o to na niego zła, o czym mówi Borowieckiemu – uważa, że powinni to robić lekarze    z „odpowiedniej sfery, z 
mniejszą  wrażliwością”.  Jest  dumna  ze  swojego  pochodzenia,  nie  podobają  jej  się  też  plotki  o  miłości  Meli  do 
Wysockiego i nie zgadza się kategorycznie na ich ślub – „mój syn może się kochać nawet i w Żydówce, ale nie może 
myśleć  o  połączeniu  naszej  krwi  z  krwią  obcą,  z  rasą  wstrętną  i  wrogą”.  Prosi  Borowieckiego  o  to,  by  wybił 
Wysockiemu z głowy te pomysły, ale Borowiecki nie do końca zgadza się z jej zdaniem i uważa to za przesadę.   
Borowiecki idzie do parku (Helenowa) – spotyka tam Horna z Kamą, którzy karmią karpie; wyśmiewa ich, ale bez 
 
złośliwości. Kama wstydzi się i prosi, by nie mówił o tym spotkaniu jej ciotce. Karol informuje Horna, że jest dla niego 
praca u Szai. 
W Helenowie Karol spotyka też Emmę, ale wymieniają tylko spojrzenia i ona, zimna i pełna wymuszonej pogardy, 
odchodzi  szybko. Pojawia  się Lucy, kokietuje  Karola  i przez  to on odsuwa  od siebie  myśl o rozstaniu.  Zukerowa 
zaczyna płakać, co niecierpliwi Borowieckiego; później rozpacza, żąda, by Karol zabrał jej od rodziny, która zmusza ją 
zajścia w ciążę. Karol próbuje jakoś ją uspokajać, odpowiadać wymijająco na jej żądania, ale w końcu Lucy odchodzi 
wystraszona i smutna, sądząc, że przestał ją kochać. 
 
ROZDZIAŁ IV 
Rozmowa Horna z Kamą, która stara się go wspierać. Później Horn zaczyna szukać Malinowskiego, z którym mieszka 
i o którego się martwi. Po drodze trafia do Jaskólskich, rozmawia chwilę z Antosiem, potem z Józiem, który podobno 
dostał jakiś list miłosny i ma schadzkę. Wreszcie dociera do domu Malinowskich, tam trafia na awanturę  –  matka 
wypędza Zośkę z domu za romans z Kesslerem. Adam i ojciec nie wtrącają się, ale Adam idzie za Zośką i uspokaja ją, 
po czym zabiera do swojego mieszkania, przez co Horn musi zamieszkać u Wilczka. 
Malinowski i Adam chcą zemścić się na Kesslerze. Ojciec w tajemnicy przed matką prosi Adama o opiekę nad Zośką. 
 
ROZDZIAŁ IV 
Horn u Wilczka. Okazuje  się, że Stach jest lichwiarzem  –  pożycza  pieniądze ubogim  kobietom na  bardzo  wysoki 
procent. Horn jest tym zbulwersowany, ale Wilczek tłumaczy się, ze to nie lichwa, bo działa z polecenia Grosglika. 
Horn mówi, że i tak uznaje go za nieuczciwego, bo obdziera z pieniędzy biedotę, na co Wilczek próbuje się bronić, 
pokazując księgi    - jego poprzednik brał wyższy procent. To jednak nie przekonuje Horna. 
Grünspan przychodzi do Wilczka w sprawie gruntu – Stach pokazuje mu ziemię i złośliwie ją zachwala, pokazując, że 
jest wiele warta. Grünspan proponuje mu dwa razy tyle, ile zapłacił, ale Stach chce więcej.   
 
ROZDZIAŁ VI 
Horn zaczyna pracę u Szai. Jest świadkiem m.in. rozmowy Stanisława Mendelsohna z Wysockim, który wydaje zbyt 
dużo na leczenie robotników; zleca mu oszczędzanie. 
Zjawia się Starża Stajewski, opowiada o swoim pochodzeniu i wykształceniu (ogólnym, jezuickim, nie nadaje się więc 
do żadnej konkretnej roboty), szuka pracy, ale Szaja nic dla niego nie ma. 
Przewijają  się  też  inne  postaci:  Endelmanowa  z  Trawińską,  które  proszą  o  wsparcie  kolonii  letnich  dla  dzieci 
robotników i inni. 
Horn rozmawia z Malinowskim – dowiaduje się, że Zośka uciekła do Kesslera.   
Szaja i Wysocki jadą na dworzec po Różę i Melę. Wysocki uświadamia sobie w pełni swoją miłość do Meli. Idzie za 
miasto na przechadzkę; spotyka umierającego, biedaka, któremu opatruje rany – chory zaczyna go uważać za anioła.   
 
ROZDZIAŁ VII 
Przyjęcie u Trawińskich. Zjawia się na nim też Anka, którą wszyscy się zachwycają. Całe przyjęcie jest zupełnie inne 
niż u Endelmanowej – bardziej eleganckie, alewysmakowane. Borowiecki oprowadza Horna, przedstawia mu innych. 
Pojawia  się  też  informacja  o  przejściu  Bernarda  na  protestantyzm  –  Grosglik  bardzo  to  krytykuje,  bo  uważa  ich 
miejsca  modlitw  za  brzydkie.  Kurowski  podczas  rozmowy  z  Niną  wyraża  się  pogardliwie  i  z  niechęcią  na  temat 
„jałówek łódzkich” (Mady i Meli). Wiele osób się nudzi, sporo wychodzi – bo nie ma szampana, a za to są Polacy, przy 
których „miliony” czują się źle. Mela zdaje sobie sprawę, że środowisko, w którym Wysocki czuje się dobrze, dla niej 
jest  zupełnie  obce,  że  czuje  się  w  nim  intruzem.  Mimo  to,  gdy  Wysocki  próbuje  ją  powstrzymać  przed  wyjściem, 
zaczyna mieć nadzieję, że może się uda i sytuacja jakoś się zmieni. 
Mada dowiaduje się, że Anka jest narzeczoną Karola. 
Maks otrzymuje informację o tym, że jego matka umiera. 
 
ROZDZIAŁ VIII 
Ciąg dalszy przyjęcia. Müller mówi, że oddałby Madę Kurowskiemu albo Borowieckiemu, a na pewno nie pozwoliłby 
na jej ślub z Kesslerem.   
Wysocki, mimo niechęci matki, odprowadza Melę do Róży. Wysocki prosi Mendelsohnównę o pomoc w zdobyciu 
przychylności  Meli,  która  przypadkiem  słyszy jego zwierzenia  –  Róża zostawia  ich samych,  wtedy  wyznają  sobie 
miłość i całują się. Mendelsohnówna, widząc to, rozpacza, że nikt jej nie kocha. Mela tymczasem mówi Wysockiemu, 
że ma nie przychodzić do niej, dopóki nie otrzyma listu – odpycha od siebie myśl o rozstaniu, ale wie, że tak musi być. 
 
ROZDZIAŁ IX 
 
Wysocki  wraca  do  domu,  zastaje  tam  m.in.  Trawińską  i  Ankę,  która  broni  Meli  przed  oskarżeniami  Wysockiej.   
Wpada Józio Jaskólski, który wzywa Wysockiego do umierającej Baumowej. 
Baumowa umiera powoli i długo w otoczeniu rodziny i służby. Po jej śmierci wszyscy odczuwają głęboki żal, nawet 
Maks płacze; stary Baum natomiast idzie do fabryki i chodzi po niej, rozmyślając. 
Wysocki rozmawia z Borowieckim, spotykają też Moryca, a także Myszkowskiego i Murraya. Myszkowski znowu 
snuje swoje rozmyślania na temat pracy, Murray informuje, że dostał miejsce w fabryce Bucholca po Borowieckim, 
ale pensję ma dwa razy niższą. 
 
ROZDZIAŁ X 
Anka i Adam Borowiecki są już w Łodzi. Oboje są smutni i przygnębieni, tęsknią za wsią, choć Adam stara się tego po 
sobie nie pokazywać i rozweselać Ankę. Odwiedza ich m.in. Kama, Wysocka i Moryc, poza tym oczywiście Karol. 
Wysocka wspomina Ance, że jej syn nie ożeni się z Melą – nie chciała go, napisała list, w którym wyznaje miłość, ale 
informuje, że rodzina nie pozwala jej zmienić religii. 
W fabryce Borowieckiego przewraca się rusztowanie. Anka chce pomóc robotnikom – wszyscy w fabryce są obojętni, 
tylko  Jaskólski  opatruje  rannych.  Anka  pomaga,  posyła  po  lekarza,  opatruje  rany  robotników,  a  jednego  – 
nastoletniego chłopaka, który bał się iść do szpitala, a sypiał w cegielni Karczmarka – zabiera do domu. Borowiecki 
wieczorem krytykuje takie zachowanie, ironizuje i wyśmiewa jej filantropię. Ona jest zdruzgotana tym, że zawiódł jej 
oczekiwania, przez co on się na nią obraża. 
Karol ma  coraz  większe  kłopoty  finansowe,  wszyscy odmawiają  mu kredytów. Moryc  radzi  mu  wzięcie  bogatego 
wspólnika albo obniżenie kosztów budowy, ale Borowiecki tego nie chce. Welt sugeruje też udanie się po pomoc do 
Müllera, ale Karol wie, że to wiązałoby się z małżeństwem z Madą. Ostatecznie Moryc proponuje, że powiększy swój 
wkład w spółkę. Borowiecki pozornie się zgadza, ale nie ufa Weltowi i nie wierzy w jego bezinteresowność. 
Borowiecki rozmyśla. Nie wierzy, że ożeni się z Anką, dlatego ciągle flirtuje też z Madą; nie umiałby spalić swojej 
fabryki  dla  zysku  ani  posunąć  się  do  innych  tego  typu  czynów  –  zło  jest  dla  niego  coś  warte  wtedy,  kiedy  jest 
konieczne i opłaci się, ale woli cnotę. 
Maks mówi Karolowi, że jego ojciec zupełnie zwariował  – oddał zięciom wszystkie place, kazał im tylko ostawić 
fabrykę, w której siedzi całe noce. Baum podejrzewa też Moryca o jakieś złe zamiary. 
 
ROZDZIAŁ XI 
Karol wspomina półżartem Morycowi, że Maks podejrzewa go o coś złego. Welt się z tego śmieje, stwierdza, że radził 
przecież Maksowi dobrze – by ubezwłasnowolnił ojca. Wychodzi gdzieś, sugerując, że może będzie się oświadczał. 
Moryc wysyła kwiaty Meli, potem idzie do „kolonii” na obiad. Tam Kama wypytuje Horna, czy ma metresę, bo w 
książkach wyczytała, że każdy młody człowiek ma swoją przyjaciółkę. Wyśmiana przez wszystkich ucieka, Horn idzie 
za nią. Ona ma pretensje o to, że w niedzielę imprezował, zamiast przyjść do nich i że kiedy był nieszczęśliwy, to prosił 
o pomoc, a  teraz już  jej  –  Kamy  –  nie  dostrzega. On  mówi, że nigdy nie  był nieszczęśliwy  –  na  co ona  wybucha 
płaczem, krzyczy, że modliła się za niego, że ją oszukał i jest złym człowiekiem.   
Moryc idzie wreszcie do Grosglika. Mówi mu, że nie może oddać mu pieniędzy danych na zakup i sprzedaż wełny, bo 
zainwestował ją w coś (co jest nieprawdą); Grosglik się oburza, próbuje się kłócić, żąda wypłaty. Moryc oznajmia, że 
to pieniądze na  podkupienie  fabryki Borowieckiego. Dopiero wtedy Grosglik zgadza się  na  spółkę  i zachwyca się 
sprytem Moryca. 
 
ROZDZIAŁ XII 
Moryc  idzie  do  Grünspana.  Po  drodze  spotyka  Kesslera,  który  zaprasza  go  do  siebie  na  wieczór,  gdzie  będą 
„niespodzianki”. Razem idą  do fabryki,  by  wybrać odpowiednie  pracownice. Oceniają  je,  wybierają  najładniejsze, 
którym Kessler każe pojawić się na przyjęciu. Spotykają też starego Malinowskiego, który patrzy na Kesslera wrogo. 
 
ROZDZIAŁ XIII 
Moryc u Grünspanów. Grünspan przedstawia rodzinie sprawę Stacha, który nie chce mu sprzedać ziemi i żąda bardzo 
wysokiej ceny. Mela jest smutna, ale dziękuje Morycowi za kwiaty.   
Grünspan  ustala,  co  dalej  będzie  działo  się  z  Grosmanem  –  kupią  plac  od  Wilczka  i  zbudują  interes  pod  nazwą 
Grünspan, Grosman i S-ka.   
Wreszcie  Moryc  zaczyna  dogadywać  się  z  przyszłym  teściem  –  rozmawiają  najpierw  tylko  o  pieniądzach,  obaj 
wypytują się nawzajem, co który ma i co da, próbują się targować. W końcu Grünspan każe zapytać Melę o zdanie.   
Mela słucha oświadczyn Moryca, ale cały czas zdaje jej się, że mówi do niej Wysocki. Wreszcie zgadza się na ślub, 
choć Welt nie umie powiedzieć jej, że ją kocha.   
Moryc idzie do Karola, chce mu dać pieniądze, ale Borowiecki się wstrzymuje, mówi, że już pożyczył, chociaż to 
 
nieprawda.  Mówi  też  Weltowi,  że  Mela  kochała  się  w  Wysockim,  co  pozornie  nie  interesuje  Moryca,  ale  w 
rzeczywistości jest tym wzburzony. Wyżywa się na robotnikach. 
 
ROZDZIAŁ XIV 
Przyjęcie u Kesslera. Zośka pełni honory domu, wszyscy piją i relaksują się na werandzie. Willhelm Müller, gdy inni 
idą  na  spacer, zostaje  z Zośką  i próbuje z  nią  flirtować. Tymczasem Kessler oznajmia  Morycowi,  że już  się  z  nią 
znudził,  bo  jest  głupia  i  ma  za  duży  temperament.  Kessler  pokazuje  też  gościom  swoją  menażerię  –  rozwściecza 
zwierzęta,  doprowadza  je  do  szału,  drażniąc  kijami  etc.  Kiedy  wracają  z  przechadzki,  Müller  okazuje  się 
niezadowolony (i chyba nawet został spoliczkowany przez Zośkę).   
Zośka zajmuje się robotnicami wezwanymi z fabryki – a kiedy Kessler widzi, jak rozmawia z innymi mężczyznami, 
zaczyna  jednak  czuć  zazdrość.  W  tym  czasie  reszta  gości  bawi  się  w  najlepsze;  pojawiają  się  półnagie  tancerki, 
dziewczyny z fabryki dostają alkohol, a potem mężczyźni się nimi wymieniają, traktując jak prostytutki. Pijana Zośka, 
widząc przebieg przyjęcia, zaczyna płakać i krzyczeć, że to świństwo. 
 
ROZDZIAŁ XVI 
Anka źle się czuje w Łodzi. Rozczarowuje się też coraz bardziej Borowieckim, który źle ją traktuje i ma zmienne 
nastroje. Kiedy Borowiecki się zjawia, mówi mu, że odwiedziły ją Müllerowa i Mada  – i że narzekały, iż Karol za 
rzadko je odwiedza. On próbuje załagodzić sprawę. Wrócił dopiero od Lucy i mimowolnie porównuje z nią Ankę – na 
niekorzyść narzeczonej. Anka znajduje w jego kieszeni wyperfumowaną chusteczkę, co Karol próbuje wytłumaczyć 
niezdarnością Mateusza, który nie pilnuje, by w pralni nie zamieniano drobiazgów i perfumuje Karola bardzo mocno. 
Anka pyta potem Mateusza o perfumowanie, ale on się wypiera. 
Nazajutrz  do Anki przychodzą  robotnicy, by podziękować za jej dobroć. Karol każe  dać im  wódkę  i jedzenie, ale 
potem wykpiwa to. Kiedy Anka wyrzuca mu, że cały czas ironizuje, on próbuje się tłumaczyć, mówiąc, że nie ma w 
tym krytyki jej samej, ale dziewczyna nie słucha, idzie do Trawińskiej. 
Kurowski zabiera  Ninę  i  Ankę  na  przejażdżkę  poza  miasto, do lasu.  Anka  dziwi  się, że takie coś  można  w ogóle 
nazywać  lasem  –  jest  tam  mnóstwo  czarnych,  obumarłych  drzew,  mrok  i  smutek,  a  dołem  biegną  strumienie 
fabrycznych ścieków.   
Po powrocie Anka odmawia z Borowieckim nieszpory, co ją trochę uspokaja i nawet chce przeprosić Karola, ale on nie 
przychodzi. Zjawia się za to Wysocka, która informuje Ankę, że w Łodzi mówi się, iż Karol ożeniłby się chętnie z 
Madą,  gdyby  nie  narzeczeństwo.  Idą  razem  do  Trawińskich,  ale  po  drodze  widzą  przez  okno  Karola  w  domu 
Müllerów, otoczonego całą ich rodziną, rozmawiającego z Madą. 
Nazajutrz Anka rozmawia z Borowieckim; kłócą się, on chce jakichś wyjaśnień, ale ona nic nie mówi, więc Karol 
wreszcie  wychodzi.  W  następnych  dniach  stara  się  być  znowu  dobrą  narzeczoną,  ale  czuje,  że  jej  miłość  umiera. 
Słyszy coraz więcej plotek. 
 
ROZDZIAŁ XVI 
Poświęcenie  fabryki  Borowieckiego.  Ksiądz  Szymon  święci  mury,  maszyny  i  ludzi,  wreszcie  fabryka  zostaje 
ostatecznie  uruchomiona.  Później  zostaje  wyprawione  przyjęcie,  na  którym  wszyscy  piją  i  bawią  się.  Anka  nadal 
niezbyt chce rozmawiać z Borowieckim, za to Kurowski zamienia z nią co chwila kilka słów. Wypytuje Ankę o jej 
uczucia, podejrzewa, że dzisiejszy dzień jej nie cieszy – chociaż ona mówi co innego.   
Do  Borowieckiego  przychodzi  Zuker.  Pokazuje  anonim,  w  którym  opisany  jest  związek  Karola  z  Lucy  i  prosi  o 
wyznanie prawdy, mówiąc o swojej miłości i poświęceniu dla żony, którą wykształcił za własne pieniądze i która jest 
dla  niego  wszystkim.  Borowiecki  wprost  i  bez  skrupułów  zaprzecza,  kłamie,  że  żadnego  romansu  nie  ma.  W 
międzyczasie dyskretnie pisze kartkę do Lucy, żeby się z niczym nie zdradziła. Zuker żąda przysięgi na obrazek Matki 
Boskiej – Karol przysięga uroczyście, że nic nie łączyło go nigdy z Lucy. Zuker dziękuje gorąco Karolowi i nazywa go 
przyjacielem. 
Wieczorem Karol spotyka się z Lucy, opowiada jej wszystko, a ona mówi, że dostała od męża prezent. Borowiecki 
sugeruje, że powinni przestać się spotykać na jakiś czas, Zukerowa informuje, że mąż chce ją wywieźć do Berlina. W 
dodatku Lucy jest w ciąży. Próbuje całować Karola, nie chce go wypuścić z objęć, ale on jest chłodny, co bardzo ją 
niepokoi. W końcu zmusza go do obiecania, że będzie odwiedzał ją w Berlinie. Płacze przy tym, rozpacza i mówi, że 
ma wrażenie, jakby to było ich ostatnie spotkanie.   
 
ROZDZIAŁ XVII 
Fabryka Borowieckiego pracuje całkiem nieźle. Zajmują się nią wszyscy trzej. W międzyczasie Moryc przez różne 
podstawione osoby pożycza Karolowi pieniądze, wykupuje też jego weksle. Tymczasem Polacy faktycznie patrzą na 
Borowieckiego  z  nadzieją  i  podziwem.  Jest  coraz  większe  zainteresowanie  jego  towarami,  a  kilku  Polaków  chce 
 
zakładać własne fabryki. Jednak kiedy Moryc mówi o tym Karolowi, ten wyśmiewa wszystkie obawy, mówiąc, że nie 
tak łatwo być konkurencją dla Szai czy Bucholca. 
Moryc  staje  się  coraz  pewniejszy  i  coraz  bardziej  bezczelny.  Karol  natomiast  potrzebuje  pieniędzy,  musi  obniżać 
trochę koszty produkcji. Zaczyna mu też być żal Anki, która jest zgaszona i smutna. Musi zajmować się Adamem 
Borowieckim,  który  miał  atak  paraliżu  i  ciągle  leży  bezwładny,  mając  coraz  to  więcej  kaprysów.  Robi  to  z 
przywiązania, ale dom jest dla niej jak grób, pusty i smutnym, a dni mijają jednostajnie.    Żal jej też Karola, wyrzuca 
sobie, że nie była dobrą narzeczoną. Nina sugeruje jej rozstanie, ale Anka boi się tego ze względu na Adama, którego 
mogłaby taka informacja zabić. Nie wie już, czy kocha Karola, czy nie.   
Trawiński  wychodzi  wieczorem  na  spotkanie  u  Kurowskiego  –  i  będzie  to  wieczór  „poświęcony  mówieniu  sobie 
prawdy bezwzględnej”. 
 
ROZDZIAŁ XVIII 
Spotkanie u Kurowskiego: 
- Kessler: Polacy, zanim zaczną mieć rozwinięte fabryki, powinni popracować nad swoją kulturą, ucywilizować się; 
wszystko robią po to, by pokazać się światu, są „królami flirtu ze wszystkim”; 
- Kurowski: słowa Kesslera to „gniewne warczenie osobnika niższego gatunku”; podobnie wypowiadałaby się świnia 
o orle; naród, żeby żyć, musi być otoczony „kołem szakalów gotowych go rozszarpać”; 
- Trawiński: zwykły człowiek to „zero w postępie”, tworzy tylko szare tło; jednostki wybitne pchają świat naprzód; 
-  Wysocki:  jednostki  są  produktem  tła  społecznego,  nie  biorą  się  znikąd;  są  tylko  instrumentami,  przez  które 
wypowiada się ich rasa, naród czy państwo; 
- Trawiński: legenda o pochodzeniu geniuszów – zrodzili się z łez boga Indry, współczującego ludzkości; 
 
Myszkowski informuje, że wyjeżdża jutro w nocy do Australii, bo nudzi się i zbrzydła mu Europa i jej fałsz. Kurowski 
mówi mu szeptem, że też chciałby tak zrobić, ale czuje obowiązek pozostania tu do śmierci. Myszkowski stwierdza, że 
zabiera  ze  sobą  zdrowe  ręce  i  głowę  oraz  że  nie  jedzie  uwodzić  kobiet  czy  bawić  się,  a  po  prostu  żyć  wolno  i 
swobodnie. 
Borowiecki proponuje Kurowskiemu wejście do spółki; ten zgadza się, ale pod warunkiem, że Karol nie ożeni się z 
Anką. Borowiecki najpierw w duchu się cieszy, ale ostatecznie czuje się dotknięty tym, że według Kurowskiego Anka 
go nie kocha, więc odmawia. 
 
ROZDZIAŁ XIX 
Kessler musi zostać na noc w fabryce, bo robotnicy pracują. Moryc przestrzega go przed Malinowskim, ale Kessler 
drwi z tego, choć w głębi duszy czuje niepokój. 
Znajduje Malinowskiego w fabryce; pyta o list, który od niego dostał i o to, czego chce. Malinowski pyta, co Kessler 
zrobił z Zośką i mówi, że zapłaci za to. Zaczynają się szarpać i bić; Malinowski prawie zwycięża, niemal dusi Kesslera, 
ale ostatecznie obaj wpadają w tryby maszyny i giną. 
Pogrzeb Malinowskiego. Ojciec Zośki został uznany za samobójcę i mordercę, nie ma więc księdza, a ludzi też jest 
niezbyt wielu. Blumenfeld i Wilczek rozmawiają o Zośce – podobno kiedy dowiedziała się o śmierci Kesslera, zaczęła 
wymyślać na ojca, że będzie musiała znaleźć nowego kochanka; chodzą słuchy, że Will Müller się nią zajął. 
Wilczek sprzedał już plac Grünspanowi. Jednak ten okpił go, bo po dobiciu targu powiedział, że był gotów dać o 
dziesięć tysięcy rubli więcej. 
Adam Malinowski chodzi po Łodzi, a wszyscy znajomi próbują go pocieszać. 
Wilczek szuka okazji do zemsty na Grünspanie. Chce powiedzieć też Borowieckiemu o zmowie Grosglika i Moryca. 
Odwiedza Adama Borowieckiego i Ankę, ojciec Karola chce z nim wspominać jego dzieciństwo spędzone w Kurowie, 
ale Stachowi się to nie podoba. Borowiecki natomiast nie potrafi zrozumieć, jakim cudem taki Wilczek jest zamożnym 
człowiekiem i traktuje ich jak równych sobie. 
 
ROZDZIAŁ XX 
Borowiecki jest w Berlinie, gdzie przyjechał na wezwanie Lucy. Zukerowa zbrzydła i zrobiła się prosta i ordynarna, 
więc spotkania z nią są męczące. Torturuje Karola grożeniem śmiercią i przypominaniem, że nosi jego dziecko. Po 
kilku dniach Karol mówi jej, że wyjeżdża, ale zostaje w mieście.   
Dostaje telegram od Moryca, że fabryka się pali. 
Jedzie specjalnym pociągiem od razu, w nocy, po drodze rozmyślając o tym, że jeśli fabryka spłonie, to ubezpieczenie 
pokryje tylko długi, wkład wspólników i posag Anki, a z jego własnych pieniędzy nie zostanie nic. Po drodze dostaje 
kolejne depesze, w których jest napisane, że fabryka nadal płonie, dopiero w Koluszkach depeszy już nie ma, ale wtedy 
on zaczyna się już doprowadzać do porządku i zmusza się do spokoju. 
 
 
ROZDZIAŁ XXI 
Anka czyta Adamowi Borowieckiemu, kiedy z fabryki dochodzi wiadomość o pożarze. Dziewczyna stara się ukryć to 
przed Borowieckim. Mówi, że to jakiś wypadek u Trawińskiego, nic poważnego. Zasłania okna, przestrzega służbę, by 
nie  krzyczeli  zbyt  głośno,  stara  się  hałasować,  potem  czyta  bardzo  głośno,  wreszcie  zaczyna  gwałtownie  grać  na 
fortepianie.  Wreszcie  Borowiecki,  słysząc  wielki  huk,  zrywa  się  z  łóżka  i  przez  okno  widzi  płonącą  fabrykę.  Ten 
widok zabija go. Anka mdleje, znajduje ją Wysocki.   
Huk, który zabił Borowieckiego, to dźwięk wybuchającego kotła, który zniszczył część budynku fabryki Karola, ale 
też  Bauma.  Straż  wreszcie  daje  fabryce  Borowieckiego  płonąć,  bo  nie  da  się  jej  uratować,  a  trzeba  zabezpieczyć 
sąsiednią fabrykę Trawińskiego.   
Wreszcie nad ranem przyjeżdża Karol. Zobaczywszy dogorywające gruzy, nie okazuje żadnych uczuć, a w głębi duszy 
czuje tylko złość, nienawiść i upór. Mówi Morycowi, że trzeba zacząć od nowa – a Welt skarży się, ze bardzo przeżył 
pożar, obserwując przy tym twarz Borowieckiego. Karol szepcze mu do ucha, że wie, iż to była jego robota. Choć 
Moryc się wypiera, Karol nie wierzy mu. 
Borowiecki dowiaduje się o śmierci ojca; idzie do Anki, która jest przenoszona właśnie do Trawińskich; dziewczyna 
płacze jest zupełnie osłabiona i załamana. 
Przy  zwłokach  ojca  Karol podsumowuje  w  duchu  całe  swoje  życie.  Podejmuje  jakąś  decyzję,  która  go  smuci,  ale 
uspokaja. 
Moryc występuje ze spółki, tłumacząc się, że nie może utrzymywać martwego interesu. Chce kupić place po fabryce i 
pozostałe resztki, ale Karol jest oburzony, nie zgadza się. Uświadamia sobie natomiast, że nie zostanie mu zupełnie nic 
i znowu będzie musiał pracować u kogoś – nie chce tego. 
Maks również wycofuje się, bo nie może patrzeć na gruzy; zbyt wiele serca włożył w fabrykę i nie ma siły ani wiary, 
by budować ją na nowo. 
Müller proponuje Borowieckiemu małżeństwo z Madą, chce mu pożyczyć pieniądze i pomóc w rozkręceniu nowego 
interesu. Karol zgadza się. 
 
ROZDZIAŁ XII 
Anka po pożarze nadal jest załamana. Leży w domu Trawińskich, odwiedzają ją Nina, Wysocka i Kama, ale nic jej nie 
rozwesela. Nina maluje jej portret. Anka chce zerwać zaręczyny z Borowskim. 
Przychodzi do niej Stach, opowiada o tym, że zawarł spółkę z Baumem i na placach starego Bauma postawią fabrykę 
chustek  półwełnianych,  żeby  zrobić  konkurencję  Grünspanowi.  Stary  Baum  zwariował  po  pożarze  fabryki 
Borowieckiego zupełnie – oddał Maksowi cały towar, wszystkie place etc., chciał tylko obietnicy, że nikt nie ruszy do 
jego śmierci murów fabryki i że one zostaną jego własnością.   
Trawiński krytykuje Wilczka po jego wyjściu, nazywa „kombinacją płazu i dzikiego zwierzęcia”. 
Ankę odwiedza Maks, który czuje coraz głębszą miłość do niej, ale boi się ją wyznać. Obiecuje jednak, że jeszcze ją 
odwiedzi. Jedzie na ślub Meli z Morycem. 
Wreszcie zjawia się Borowiecki. Bez słowa zwracają sobie pierścionki zaręczynowe; Karol obwinia się o wszystko, 
Anka stwierdza, że to jej wina, że nie umiała kochać tak, żeby zapomnieć o sobie. Życzy mu szczęścia. Karol czuje żal 
i wstyd, ma ochotę rzucić jej się do kolan. Anka płacze. 
 
ROZDZIAŁ XIII 
Ślub Borowieckiego z Madą. Wszystko jest urządzone z wielkim przepychem, nowobogacko; jest mnóstwo gości. 
Mada okazuje wzruszenie, jest bardzo szczęśliwa, cały czas tuli się do Karola, a on milczy i zupełnie się nie cieszy, a 
tylko  nudzi.  Wesele  również  jest  bardzo  bogate,  tak  bardzo,  że  aż  niesmaczy  to  Borowieckiego,  który  z  pogardą 
traktuje rodzinę żony i wszystkich pozostałych, stara się rozmawiać tylko z Maksem, a nawet z Morycem, z którym się 
pogodził. 
Mela króluje na salonach – małżeństwo z Morycem bardzo ją zmieniło, co zauważa Kurowski. 
Murray wdzięczy się do brzydkiej i ordynarnej panny Knaabe, która ma jednak wielki posag.     
Karol z obrzydzeniem patrzy na jedzącą rodzinę Mady, niechętnie się z nimi ściska, ma ich wszystkich dość. Wszyscy 
są pijani i zachowują się prostacko, kłócą się, wymiotują itd. 
Akcja przenosi się o cztery lata do przodu. Kurowski, Baum i Stach Wilczek bogacą się; firma Bucholca ma się dobrze, 
Szaja spalił się i powiększył fabrykę, ale nadal nie prześcignął zakładu Bucholca, bo zaczyna postępować jak filantrop: 
wyzyskuje pracowników, by za zyski budować szpital i przytułek dla okaleczonych i niezdatnych do pracy. Grosglik 
nadal  oszukuje,  wydał  Mery  za  „jakieś  nadgryzione  mocno  rozpustą  hrabiątko,  które  musiał  wciąż  leczyć  i 
utrzymywać”. Müller oddał fabrykę Borowieckiemu i zamieszkał z synem, któremu kupił dom na Kujawach. Wilhelm 
pozuje na szlachcica, podpisuje się „de Meller” i ma się żenić z hrabianką. 
 
Borowiecki jest właścicielem olbrzymiej, zreformowanej fabryki. Pracował przez ten czas nadludzko, śpiąc po kilka 
godzin na dobę, nigdzie nie wyjeżdżając ani nie używając majątku. Mada jest dobrą żoną i dobrą matką dla ich syna, 
ale jest nudna i czci Karola jak bóstwo; nic poza mieszkaniem i dzieckiem ich nie łączy. 
Wszyscy przyjaciele odsunęli się od niego, nie ma też czasu na znajomości z milionerami. Kurowski ma do niego żal 
za Ankę, więc się nie spotykają; Maks też, są więc ze sobą w stosunkach ledwo koleżeńskich; Moryc mu obrzydł. 
Karol czuje się samotny, smutny i znudzony wszystkim. To, o czym marzył, dało mu tylko znużenie i nudę. Nie umie 
używać bogactwa – ma już dosyć kobiet i zabaw, nie pije z racji surowego trybu życia i ogromu pracy, przepychu też 
nie lubi.   
W Helenowie podczas przechadzki spotyka Ankę. Otworzyła ona ochronkę dla dzieci, jest szczęśliwa i spełniona, w 
pełni  sił.  Praca  daje  jej  wielkie  zadowolenie,  czuje,  że  spełnia  obowiązek  i  czyni  dobrze.  Z  troską  patrzy  na 
zmizerniałego Borowieckiego. Karol mówi, że nie ma co go żałować – sam tego chciał, na własne życzenie zdobył 
wszystko oprócz szczęścia. Ona na te słowa zaczyna płakać; Karol szybko żegna się z nią. 
W domu rozmyśla o tym, że zmarnował swoje życie i przegrał szczęście. Próbuje znaleźć przyczynę takiego stanu i 
wreszcie formułuje ostateczny wniosek: 
 
„Człowiek nie może żyć tylko dla siebie – nie wolno mu tego pod grozą własnego nieszczęścia.” 
 
Postanawia  działać  teraz  dla  innych.    Pisze  list  do  Anki,  prosząc  o  wskazówki,  jak  założyć  ochronkę  dla  dzieci 
robotników.  Szuka  też  innych  sposobów  wyjścia  z  sytuacji.  O  wschodzie  słońca  czuje  się  zupełnie  nowym 
człowiekiem – „smutnym, ale silnym i gotowym do walki”. 
 
Opracowanie BN 
 
I. Reymont w Łodzi 
W 1896 roku Reymont przeprowadził się do Łodzi, by zbierać materiały do swojej poweści o bujnie rozwijającej się 
włókienniczej  metropolii.  Wtedy  jego  nazwisko  było  znane  tylko  niektórym,  publikował  w  "Głosie"  oraz  napisał 
pierwszą powieść "Komediantka" - jednak, jak sam uważał, nie były to szczyty jego możliwości.   
Studiował  miasto  w zachłanny  sposób, był bardzo  wnikliwym obserwatorem. Notował  wszystkie  ważne  dla  niego 
informacje  -  dbał  o  szcezgóły  wyglądu  ulic,  domów,  ubiorów.  Problemy  zaczeły  się,  keidy  miał  opisać  fabrykę. 
Dopiero kiedy odwiedził ją kilka razy, dokładnie zrozumiał na czym polega praca ludzi oraz jak działają maszyny, 
mógł dokonać relanego opisu. Jak sam pisze: "Udałem się więc do zarządu z prośbą, by mi wyjaśnili śrubka za śrubką, 
ustrój mechanizmu, tak, bym myślowo mógł ją sobie rozłożyć na części...". Pracy w fabryce doświadczył tekże na 
sobie - dyrektorzy pozwolili mu popracować kilka dni.   
Pisanie "ziemi..." Reymont rozpoczął we Francji, dlatego często pisał do swych przyjaciół, by podawali mu informacje 
na temat miasta, aktualnych cen bawełny, plotek miejskich.   
"ZO" zaczęła pojawiać się w druku już podczas pisania - pierwszy odcinek wydrukował "Kurier codzienny" 2 stycznia 
1897  r.  Jednak  powieść  robi  ogromne  zamieszanie,  ponieważ  Reymont  opisał  łódzkich  potentatów  finansowaych, 
którzy byli prototypami bohaterów ksiązki. Fabrykanci przekupili cenzurę rosyjską, by ta, nie drukowała fragmentów 
obrażających ich.   
 
II. Temat miasta przemysłowego 
Wcześniej R. sięgał do tematyki wiejskiej, dlatego temat miasta był zaskoczeniem, jednak nowela "Pewnego dnia" 
zapoczątkowała nowy temat w jego utworach - temat fabryk. W Polsce jednak tematyka ta z trudem wdzierała się w 
świadomość literacką. Ośrodki przemysłowe traktowano jak dziwną narośl na naszej ziemiańskiej kulturze.   
Jeśli chodzi o samą przemysłową Łódź, to była ona miastem, które na początku XIX wieku miało 400 mieszkańców, a 
w latach 50. liczyła już 20 tysięcy. Napływali tam liczni fachowcy rękodzieła włókienniczego.   
Łódź była zwana "polskim Manchesterem", wyjątkową metropolią.   
 
III. Miejsce i czas akcji. Realny obiektywizm i realne urojenia 
W 1899 "ZO" ukazała się w wydaniu książkowym. Cechuje ją duża pojemność poznawcza decydująca o jej walorach 
jako powieści realistycznej. Łodź nie ma rynku ani placu, życie tam toczy się wzdłuż ulicy  Piotrkowskiej. Tak też 
opisał miasto R. Zamiast serca to miasto ma szyję.   
Opisów  tego  miejsca  jest  wiele  -  w  niedzielę,  w  dni  powszednie,  w  południe,  wczesnym  rankiem,  nocą.  Na 
Piotrkowskiej można było spotkać całą Łódź. Pojawiają się także nazwy innych ulic, jednak nie są one tak istotne jak 
wspomniana przeze mnie już Piotrkow. Przez przywoływanie autentycznych nazw ulic R przedstawia dość szeroką 
skalę przestrzeni geograficznej. Jednak trudno powiązać je z łódzkimi realiami, gdyż domy, kamienice, przestrzeń 
 
wypełniająca  miasto  nie  jest  zindywidualizowana.  R.  rysuje  mało  wyrazistą  przystawalność  portretu  miasta  do 
oryginału.   
R. oddał dobrze wygląd oraz pracę głownego bohatera, czyli fabryk. Ich obraz jest sumą wrażeń, w których strona 
zmysłowa: barwa, dżwięk, ruch, odgrywa decydujacą rolę. Kompozycja planu miasta i opis fabryk wskazują na pewną 
iluzoryczność konwencji realistycznej, jaką zwykle przypisywało się powieściom Reymonta. W rozległych i ważnych 
dla całości utworu fragmentach panują raczej "realne urojenia" niż realny obiektywizm i szególowość.   
 
IV. Kompozycja 
"ZO"  jest  skomponowana  tak  by  przedstawić  najpełniej  głównego  bohatera,  jakim  jest  metropolia  przemysłowa. 
Struktura, zgodnie z zasadami naturalizmu nie koncentruje się wokół fabuły, brak pierwszoplanowej postaci. Dzieje 
Borowskiego są tylko jednym z wielu pasm, z jakich spleciona jest materia fabularna. Reymont tworzy obraz miasta i 
zamieszkującej go społeczności z mnogości scen obyczajowych, rozgrywających się w różnych wnętrzach, w wieloma 
postaciami, o zmiennej toncji nastrojowej. R. osiąga przez to wyrazistość każdej sceny.   
Warto dodoać, że bohaterowie przemieszczają się po mieście w pośpiechu, co narzuca czytelnikowi szybkie tempo 
zwiedzania Łodzi. Technika ta często przywołuje skojarzenia z ujęciami filmowymi. To tak, jakbyśmy mogli pztrezć 
na R. rejestrującego obraz Łodzi - byłby to pan biegający z kamerą filmową ;).   
 
V. Bohaterowie 
Opisywanych jest kilka rodzin: Mullerów, Borowieckich, Grunspanów, Mendelsohnów, Buchholców, Trawińskich, 
Malinowskich, Jaskólskich, Wysockich, Zuckerów, Endelmannów. Zageczszenie i ruchliwość świata postaci połączył 
R.  z  ogromną  plastycznością  obrazu  poszczególnych  bohaterów.  W  bogactwie  typów  widoczne  jest  silne 
zróżnicowanie. Współistnieją tam i opisane są trzy żywioły w bawełnianej metropolii: polski, żydowski i niemiecki. 
Naszkicowany Polak posiada tam szlechecko-wiejski rodowód - Borowiecki, Trawiński, Kurowski. Sprzedali majątki 
i za to wybudowali fabryki. Zaś wątek Sochów ilustruje    przemianę chłopa wiejskiego w miejskiego robotnika. Za to 
postacie Wilczka i Karczmarka obrazują mechanizm awansu społecznego, którego drogi wiodą od chłopskiej chaty do 
łódzkiego pałacu.   
Jednak już ani środowisko żydowskie, ani niemieckie nie ma takiego wspólnego rodowodu - są bardzo zróżnicowani. 
Różnice charakterologiczne i światopoglądowe dzielą starego Bauma i Kesslera, milionera Bucholca i kantorowicza 
Horna czy nawet Melę Grunspan i Różę Mendelsohn od ich ojców.   
Niewielkie znaczenie mają w "ZO" konflikty społeczne.   
Robotnicy istanieją jako masa, anonimowy zwart tłum 
Bohaterowie rzucają wyzwanie miastu, należą do nich Borowiecki, Welt i Baum, Ich przymierze jest owocem marzeń 
o zdobyciu Łodzi, o bogactwie i niezależności. 
Często bohater powieści czuje się obco w pozostawionej go pzrestrzeni, dlatego buduje swój własny świat, który może 
oswoić - inaczej niż wielką metropolię.   
Borowiecki  -  próbuje  w  Łodzi  założyć  fabrykę  i  zdobyć  bogactwo.  Młody,  zdolny  i  podobający  się  kobietom 
szlachcic, z całych sił próbuje zapomnieć o swoim pochodzeniu i wszelkich normach moralnych, jakie z w związku z 
tym mu wpojono. Stopniowo pozbywa się skrupułów i coraz lepiej poznaje łódzkie reguły gry. Nie cofnie się przed 
niczym, aby urzeczywistnić swój cel, a jest nim zbudowanie własnej fabryki i zdobycie ogromnego majątku. Nawet za 
żonę  wybierze  kobietę  tylko  z  powodu  jej  olbrzymiego  posagu.  Porzucając  przy  okazji  kobietę,  którą  mógł  być 
prawdziwie szczęśliwy. Myliłby się ten, kto sądziłby, że Borowiecki jest odosobniony w swojej chciwości. Każdy, kto 
w Łodzi chce odnieść sukces i utrzymać się „na powierzchni” musi postępować tak samo. Podpalanie własnych fabryk, 
aby  otrzymać  odszkodowanie,  oszustwa,  lichwa,  wyzysk  robotników,  produkcja  tandety  wiele  innych  występków 
popełniają  bohaterowie,  aby  zdobyć  upragnione  miliony.  Nikt  się  temu  nie  dziwi.  Ci,  którzy  chcieliby  prowadzić 
fabryki  w  sposób  zgodny  z  prawem  i  swoim  sumieniem  w  końcu  ponoszą  klęskę.  Szczęścia  nie  odnajduje  także 
główny bohater. Borowiecki w końcu zdobywa  miliony i staje się właścicielem wymarzonej fabryki, ale po latach 
zauważa, że wcale ta sytuacja go nie cieszy. Żonę i dziecko ledwie toleruje, ze zgromadzonego bogactwa w ogóle nie 
korzysta. Któregoś dnia spotyka w parku dawną narzeczoną. Okazuje się, że Anka prowadzi szkółkę dla dzieci i czuje 
się spełniona w swojej roli. Szczęście przyniosła jej praca na rzecz innych. Karol ucieka z miejsca spotkania, czuje się 
winny wobec dawnej miłości. Postanawia jednak zacząć swoje życie od nowa i skorzystać z lekcji, której udzieliła mu 
Anka. Od tej pory jego działania mają być poświęcone pomocy innym ludziom. 
 
 
VI. Pseudokultura, czyli łódzkie teartum 
Jednym z bardziej intrygujących przedmiotów powieściowych zmagań były narodziny mieszczańsko przemysłowej 
kultury  czy  raczej  pseudokultury.  Za  jej  symboliczny  portret  można  uznać  łódzką  architekturę,  dzieło  swoistego 
 
eklektyzmu, łączące wszystkie możliwe style, od renesansu po secesję. Rodzi się ona głównie jako naśladownictwo 
form  gotowych.  Wynika  stąd  konieczność  gry  pozorów,  podszywania  się  pod  coś,  czym  się  nie  jest.  Warto 
przypomnieć, że tym właśnie torem szła diagnoza europejskiej kultury mieszczańskiej XIX wieku, najostrzej wyra-
żona  piórem  naturalistów:  Flauberta,  Zoli,  Maupassanta.  Burzenie  fasady  cnót,  za  którą  ukrywały  się  wszystkie 
grzechy główne ze złodziejstwem, sknerstwem i cudzołóstwem na czele, osiągnęło literackie wyżyny w twórczości 
francuskich pisarzy. W ujęciu Reymonta temat ten zyskuje szczególny wymiar. Z jednej strony zostaje on odniesiony 
do  wyraźnej  skali  wartości:  opozycji  prawda  -  fałsz.  To  co  sztuczne  jest  dla  niego  zdecydowanie  odrażające,  w 
przeciwieństwie  do  tego  wszystkiego,  co  można  przypisać  naturalności,  szczerości,  jawności.  Z  drugiej  strony 
naśladowcze  cechy  łódzkięj  rzeczywistości  zostają  potraktowane  Jako  element  teatralizacji  świata.  Nie  trudno  ów 
zmysł  teatralności  pisarza  wywieść  z  jego  zamiłowania  do  teatru  i  osobistych  kontaktów  z  wędrownymi  trupami 
teatralnymi. W praktyce pisarskiej doprowadziło to do uwrażliwienia na udawanie, fałsz, i konsekwentne odkrywanie 
tych  właściwości  we  wszystkich  wymiarach  rzeczywistości.  Raz  po  raz  mamy  do  czynienia  w  łódzkim  świecie  z 
tandetnymi  imitacjami  klejnotów,  posadzek,  komodami,  które  się  „nie  domykały  i  brązowym  bejcem  udawały 
mahoń", lustrami, w których nie można się przeglądnąć, kamienicami „udającymi ciężkie pałace w stylu florenckim".   
 
 
VII. W nurcie antycywilizacyjnym 
Powieściowy obraz miasta jest przesycony jest nie tylko udawaniem, fałszem, tchnie "on również brzydotą. R. nie 
szczędzi czytelnikowi ekspresywnych, silnie wartościujących opisów szpetoty. Miasto zatopione w wiecznym błocie 
ulic (nie przypadkowy jest wybór pór roku: wczesnej wiosny, jesieni i zimy), zostaje jakby napiętnowane brudem, 
który zaczyna pełnić rolę symbolu. Brzydota znamionuje otoczenie ludzi bogatych; krzyczący przepych, brak smak u 
w  urządzaniu  domu  czy  w  ubiorze  ukazuje  R.t  sięgając  chętnie  po  kary  katurę  i  groteskę.  Odrażające  są  także 
domostwa  łódzkiej  biedoty,  nędza,  choć  bywa  opromieniona  sentymentalną  aureolą  współczucia,  jak  w  scenie  z 
umierającym robotnikiem, jest w ZO równie odpychająca i na modłę naturalistyczną wyjaskrawiona. 
Są w Łodzi tereny szczególnego nasycenia przerażającą, chorobliwą brzydotą. Ich opisami Reymont wyraża całą
niechęć do cywilizacji zamieniającej wszystko w chorobę i śmierć, odzierającej z urody to, co w jego mniemaniu
było kwintesencją życia — przyrodę. Opisy umierających drzew, zniszczonych łąk, ogrodów zamienionych w
śmietniki, stawów o „martwej, zaropiałej wodzie" należą do najbardziej wstrząsających kart ZO. Sądzę, że trafiają
one na żywy odbiór także ze strony współczesnego czytelnika, coraz bardziej świadomego zagrożeń, jakie niesie
cywilizacja końca XX wieku.
W czasach R. z wielu stron przypuszczano atak na postępującą industrializację. Negatywne skutki uprzemysłowienia 
były intuicyjnie odczuwane przez każdego wrażliwego obserwatora zmian zachodzących w świecie.   
 
VIII. Potwór - miasto 
Potwór-miasto'' — takie określenia Łodzi nie są w powieści czymś sporadycznym ani przypadkowym. Są syganłem 
grozy, jaką  ma emanować obraz miasta. Już od pierwszych zdań  widać wyraźnie, jak w powieści  nad dbałością o 
wierność obrazu bierze górę wizja, jak realia wprowadzane kolejno do utworu nikną pod naporem nasyconych emocją 
słów, sugestywnych metafor, ekspresywnych obrazów, uniwersalnych symboli. Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem 
określanym jako poetyzacja czy mityzacja cywilizacji miejskiej. Temat metropolii tylko pozornie sprzyjał rozwojowi 
konwencji realistycznej. Sam Balzak uważany był przez wielu współczesnych, m.in. Baudelaire'a, przede wszystkim 
za  genialnego  wizjonera.  Swoiste  nachylenie  nurtu  naturalistycznego,  głównie  twórczości  Zoli,  ku  mityzacji,  a  w 
końcowym etapie także ku mistycyzmowi, pokazuje jak zawiłe bywają drogi literatury.  Ten rodzaj mityzacji, jakiej 
ulega Łódź w ZO jest efektem wielu, zróżnicowanych co do stopnia intensywności zabiegów. Najbardziej znamienne 
jest tu wprowadzenie elementów powieści kryminalnej, romansu grozy oraz modernistycznego mitu miasta - Molocha. 
 
XIX. Język powieści
Język powieści Reymonta jest jednym z najbardziej intrygujących problemów literackich okresu Młodej Polski. Już
wśród współczesnych budził żywe emocje angażując tak zwolenników, jak i przeciwników pióra Reymonta. Stefan
Żeromski chwaląc Ziemię obiecaną i postępy, jakie pisarz czynił z każdym utworem, ganił „obrazy nieuramione" i
„styl trochę zaniedbany".
Równocześnie jednak styl właśnie zapewnił Reymontowi popularność wśród międzynarodowych rzesz czytelników,
a także wyjątkowe zainteresowanie krytyków literackich. Tych pierwszych pociągał bardziej barwnym językiem
bohaterów, żywością dialogu, rzeczowością narracji, tych drugich zaś intrygował podskórnym napięciem i dynamiką
obrazowania, plastyką opisów. Ten podział literackich sympatii odzwierciedla pewien znamienny rys
reymontowskiego stylu: jego wewnętrzną niejednolitość. Owo zróżnicowanie opisywali i wnikliwie analizowali
m.in. Maria Rzeuska i Kazimierz Wyka. Rzeuska wskazała dwie tendencje widoczne w stylistyce Chłopów, z jednej 
strony  będzie  to  umiarkowany  obiektywizm  wywodzący  się  z  tradycji  realizmu,  z  drugiej  -  emocjonalny 
maksymalizm bliski literackim gustom naturalizmu jak i modernizmu. 
Reymont w pełni wykorzystuje szerokie możliwości funkcjonowania stylu neutralnego. Świadomie operuje nim dla
 
oddania momentów szczególnie dramatycznych. W scenie wypadku w fabryce rzeczowy, beznamiętny ton potęguje
nastrój grozy.