Dave Pelzer
Dziecko zwane "niczym" - czyli dzieci ca wola przetrwania
*
Tytul orygina u:
A CHILD CALLED "IT"
Copyright (c) 1995 Dave Pelzer
Published under arrangement
with HEALTH COMMUNICATIONS INC.,
Deerfield Beach, Florida, U.S.A.
Ali rights reserved
Projekt ok adki: Anna Troszczy ska
Redakcja: Lucyna uczy ska
Redakcja techniczna: Anna Troszczy ska
Korekta:
Agata Mickiewicz
amanie: Anna Pianka
ISBN 83-7180-443-1
Wydawca:
Prószy ski i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul. Gara owa 7
Druk i oprawa:
ódzka Drukarnia Dzie owa SA
90-215 ód , ul. Rewolucji 1905 r. nr 45
ksi
t dedykuj synowi mojemu Stephenowi, który, dzi ki Bogu, nauczy mnie korzystania z daru mi
ci i rado ci oraz patrzenia oczyma
dziecka. Dedykuj j równie nauczycielom i pracownikom administracyjnym Szko y Podstawowej im. Thomasa Edisona, zw aszcza: Stevenowi E.
Zieglerowi, Athenie Konstan, Peterowi Hansenowi, Joyce'owi Woodworthowi, Janice Woods, Betty Howell, i szkolnej piel gniarce. Wam wszystkim, za
Wasz odwag i za to, e owego pami tnego dnia, 5 marca 1973, narazili cie si na utrat zawodowego presti u i uratowali cie mi ycie.
Wyrazy wdzi czno ci
Po latach wyczerpuj cej pracy, po wi ce , zawodów, kompromisów i wybiegów, ksi
eczka ta nareszcie ujrza a wiat o dzienne i znajduje si
wsz dzie w sprzeda y. Korzystaj c z okazji pragn z
ho d tym wszystkim, którzy ca ym sercem wierzyli w t krucjat .
Jackowi Canfieldowi, wspó autorowi fenomenalnego bestsellera, "Roso u dla duszy", za wyj tkowo ludzkie nastawienie i otwarcie przede mn
pewnych szczelnie zamkni tych drzwi. Jack jest naprawd rzadkim okazem cz owieka, który w ci gu dnia potrafi pomóc wi kszej liczbie ludzi, ni
niejednemu z nas udaje si to uczyni przez ca e ycie. Niech Bóg ma Pana w swej opiece.
Nancy Mitchell i Kim Wiele z Grupy Canfielda za ich zara liwy entuzjazm i bezcenne rady. Dzi kuj Paniom.
Peterowi Vegso z Health Communications, Inc., jak równie Christinie Belleris, Matthew Dienerowi, Kimowi Weissowi i ca emu sympatycznemu
personelowi tej instytucji za uczciwo
, profesjonalizm i uprzejmo
na co dzie , sprawiaj
, e proces wydawania ksi
ki staje si przyjemno ci . Bij
czo em przed Iren Kanthos i Lori Golden za ich niewyczerpany upór i pilnowanie tempa prac. Gargantuiczne podzi kowania dla ca ego Bloku
Humanistycznego za wysi ki i oddanie sprawie.
Szczególnie gor co dzi kuj Marshy Donohoe, superredaktorce, za ca e godziny sp dzone na wylewaniu z tego tomu wiader wody, by czytelnik nie
mia k opotów ze zrozumieniem i odczuciem te widzianej oczyma dziecka opowie ci. Marsha uzna a to za sprawy "zaufania do prostego cz owieka".
Patti Breitman z breitman Publishing projects, za prace wstepne i solidny zastrzyk finansowy.
Cindy Adams za niezachwian wiar , której tak bardzo wtedy potrzebowa em
Gor ce dzi ki dla Rica i Dona z Rio Villa Resort, wówczas mojego domu poza domem, za to, e stworzyli mi doskonale zacisze na czas prac nad
realizacj tego projektu.
Nako cu dzi kuj Phyllis Colleen. ycz Pani szcz
cia. ycz spokoju. Niech Pani Bóg b ogos awi.
Najserdeczniejsze yczenia dla wszystkich tych, którzy robi co dla drugiego cz owieka.
Dave Pelzer
nota autora
niektóre imiona i nazwiska zosta y w tej ksi
ce zmienione, tak by nie narusza godno ci i spokoju bli nich.
Jest to pierwsza cz
trylogii, w której stara em si pos ugiwa j zykiem dziecka. Jej ton i s ownictwo odzwierciedlaj m dro
cz owieka w takim
nie wieku.
Ksi
ka ta osnuta jest na motywach ycia pewnego dziecka, od wieku lat czterech do dwunastu.
Druga cz
tej e trylogii, "Stracony ch opiec", opisuje perypetie tego samego ch opca od dwunastego do osiemnastego roku ycia.
Rozdzia 1
Ocalenie
Marca 1973^ Pa y City, stan Kalifornia. - Ju pó no. Trzeba zd
ze zmywaniem, bo nie b dzie niadania. Nie jad em wczoraj kolacji, wi c musz
koniecznie co zje
. Mama gania we wszystkie strony i wrzeszczy na braci. S ysz jej ci
kie kroki na korytarzu prowadz cym do kuchni. Zanurzam z
powrotem r ce we wrz cej wodzie i p ucz talerze. Za pó no. Przy apa a mnie z za
onymi r kami.
AST! Mama bije po twarzy i przewracam si na pod og . Wol nie sta i nie nara
si na ciosy. Odczu em na w asnej skórze, e ona uznaje to
za bezczelno
, dlatego bije dalej i co najgorszy wyznacza kar - dzie bez jedzenia. Wstaj i unikam jej wzroku, gdy tak wrzeszczy mi za uszami.
Udaj wystraszonego i przytakuj jej pogró kom. Prosz - mówi do siebie - daj mi tylko je
. Mo esz mnie zbi , ale musz co zje
. Kolejne
uderzenie rzuca mnie na kuchenny blat z. kafelków. Po twarzy p yn strumieniami zy udawanej kapitulacji a ona wypada z kuchni, zdaje si i jest z
siebie zadowolona. Odliczywszy kroki i upewniaj c si , e nie wróci wzdycham z ulg . Uda o si . Mo e zbi mnie na kwa ne jab ko ale nie da em
odebra sobie woli przetrwania.
Ko cz my naczynia potem wykonuj inne prace. W nagrod dostaj
niadanie - resztki zlane z miski jednego z braci. Dzisiaj p atki Lucky Charms.
W po owie miski mleka p ywa zaledwie par wiórków, ale spiesz si jak mog zanim Matka nie zmieni zdania. Ona to potrafi. Z przyjemno ci
wykorzystuje jedzenie jako bro . Nigdy w yciu nie
11
wyrzuci aby resztek do kosza. Wie, e bym je potem odgrzeba . Zna wiele moich sztuczek.
Po chwili siedz ju w rodzinnym kombi. Zesz o mi bardzo d ugo i trzeba zawie
mnie do szko y. Zwykle biegn i wpadam akurat na pocz tek lekcji,
tak e nie mam czasu, by ukra
kolegom drugie niadanie.
Mama wypuszcza najstarszego brata, a mnie wyg asza kazanie na temat swoich jutrzejszych wobec mnie planów. Zawiezie mnie do swojego brata.
Mówi, e wujek Pan si mn "zajmie". To maj by pogró ki. Patrz na ni przera ony jakbym si naprawd czego ba . Wiem, e wujek jest surowy
ale na pewno nie potraktuje mnie tak jak Matka.
Jeszcze zanim kombi zd
y si zatrzyma , p dz do szko y. Matka drze siej ebym wraca . Zapomnia em zmi tego woreczka z drugim niadaniem
w którym od trzech lat jest to samo: dwie kanapki z. Mas em orzechowym i par marchewek. Jeszcze zanim znowu wyrw si z samochodu, upomina:
"Powiedz... powiedz, e uderzy
si o drzwi". Potem rzadko u ywanym wobec mnie tonem g osu yczy mi mi ego dnia. Zagl dam w jej
zaczerwienione,, opuchni te oczy. Ca y czas ma kaca. Jej niegdy pi kne, l ni ce w osy wygl daj jak nadpalone str ki. Jak zwykle jest bez makija u.
Ma nadwag i a za dobrze o tym wie. Jednym s owem i wygl da jak zawsze.
Spe ni em si i musz zg osi si do biura administracji. Siwow osa sekretarka wita mnie u miechem. Po chwili zjawia si piel gniarka, która zabiera
mnie do swojego gabinety gdzie robimy to, co zwykle. Najpierw ogl da mi twarz, i r ce. "Co to takiego nad okiem?"
Kiwam boja liwie g ow "h, to... Uderzy em si o drzwi na korytarzu, przypadkiem".
Jeszcze raz si u miecha i zdejmuje z szafki jak
teczk . Przewraca par stron, pochyla si nade mn i co mi pokazuje. "Patrz - wskazuje palcem
kartk - to samo mówi
' w zesz y poniedzia ek. Pami tasz?"
Wymy lam na poczekaniu inn historyjk . "Gra em w baseball i kolega uderzy mnie kijem. Przypadkiem". Przypadek. Mam to zawsze powtarza .
/Ale piel gniarka nie daje si nabra . Namawiaj ebym mówi prawd . W ko cu i tak si za ami i do wszystkiego przyznany chocia , wola bym broni
Matki.
Piel gniarka przekonuje, e wszystko b dzie dobrze i ka e zdj
ubranie. Dzieje si tak ju od roku, wi c s ucham bez szemrania. W koszuli z
ugim r kawem jest wi cej dziur ni w szwajcarskim serze. Chodz w niej dwa lata. Mama ka e j zak ada , eby mnie upokorzy . Spodnie s w
podobnym staniej w czubkach butów te s dziury. Jak chc , to potrafi wyj
na wierzch du y palec. Stoj w samej bieli nie, a piel gniarka opisuje
wszystkie znaki i siniaki zauwa one na moim ciele. Liczy lady jak od ci cia no em na twarzy, zapisuj c nawet takiej które mog a dawniej przeoczy .
Robi to bardzo metodycznie. Nast pnie otwiera mi usta i ogl da z by; ukruszone po uderzeniu g ow w kuchenny blat. Jeszcze co zapisuje. D
sz
chwil ogl da blizn na brzuchu.
- czy tutaj - pytaj prze ykaj c lin - tutaj ci d gn a?
- Zgadza si - odpowiadam. "Nic z tego - mówi sam sobie. - Znowu co zbroi em". Piel gniarka z pewno ci zauwa
a moj strapion min .
Odk ada teczk i obejmuje mnie. "O Bo e - my
- jaka ona ciep a". Nie chc od niej odchodzi , wol na zawsze zosta w jej obj ciach. Zaciskam
powieki i przez chwil zapominam o bo ym wiecie. Klepie mnie po g owie. Wzdragam siej gdy dotyka opuchni tego siniaka, powsta ego dzisiaj rano od
uderzenia Matki. Piel gniarka wypuszcza mnie z u cisku i wychodzi. Ubieram si pospiesznie. Ona o tym nie wiej e zawsze robi wszystko mo liwie
najszybciej.
Piel gniarka wraca po chwili w towarzystwie pana Hansenaj dyrektora, i dwojga nauczycieli., panny Woods i pana Zieglera. Pan Hansen doskonale
mnie zna. Przesiedzia em w jego gabinecie wi cej ni wszyscy inni uczniowie. W miar jak piel gniarka odczytuje swoje spostrze enia, dyrektor
spogl da na papiery. Bierze mnie za podbródek i unosi g ow . Unikam jego wzroku, co sta o si nawykiem po starciach z Mam . /Ale i tak nie mam
zamiaru o niczym mu opowiada . Mniej wi cej rok temu wezwa Matk na rozmow w sprawie tych siniaków. Nie mia wtedy jeszcze poj cia, co si
wi ci. Wiedzia tylko tyle, e mam k opoty i kradn jedzenie. Kiedy wróci em nazajutrz do szko y od razu dojrza
lady po laniu, jakie spu ci a mi Matka.
Ju nigdy wi cej jej nie wzywa .
Burczy, e ma ju tego serdecznie do
. Nie wiem, gdzie podzia si ze strachu. "Znowu wezwie Mam !" - wrzeszczy jaki ' g os w moim mózgu.
Wybucham p aczem. Trz
si ca y jak galaretka, be kocz jak ma e dziecko prosz c eby pan Hansen nie wzywa Mamusi.
- Byle nie dzisiaj - skamlam - dzi jest pi tek!
Pan Hansen obiecuje, e nie b dzie wzywa Matki i odsy a mnie na lekcj . Ju za pó no na godzin wychowawcz , wi c p dz na lekcj
angielskiego z pani Woodworth. Dzisiaj sprawdzian z pisowni wszystkich
13
stanów i ich stolic. Nie jestem przygotowany. Jestem do
pilnym uczniem, ale przez kilka ostatnich miesi cy ca kiem sobie odpu ci em, przesta em
nawet ucieka przed swoim losem w nauk .
Gdy wchodz wszyscy zatykaj nosy i sycz , patrz c w moj stron . Nauczycielka na zast pstwie, jaka m oda kobieta macha r
.
Nieprzyzwyczajona do mojego zapachu. Podaje mi test w wyci gni tej r ce, ale nie zd
am nawet usi
, gdy znowu wzywa mnie do siebie dyrektor.
Wszyscy zaczynaj wy - jestem wyrzutkiem z pi tej klasy.
Po biura administracji docieram w mgnieniu oka. Mam czerwone gard o. Czuj pieczenie po wczorajszej "grze", któr
wiczy a na mnie Matka.
Sekretarka wpuszcza mnie do pokoju nauczycielskiego. Wzrok dopiero po chwili przyzwyczaja si do panuj cego tu o wietlenia. Wokó sto u siedz :
mój wychowawca, pan Ziegler, pani od matematyki, panna Moss, szkolna piel gniarka, pan Hansen i jaki policjant. Uginaj si pode mn nogi. Nie
wiem, czy mam ucieka , czy czeka , a zawali mi si na g ow dach. Sekretarka zamyka drzwi za moimi plecami, pan Hansen daje r
zna , ebym
wchodzi
mia o. Siadam u szczytu sto u, t umacz c si , e przecie niczego nie ukrad em... dzisiaj. Na przygn bionych twarzach pojawiaj si
miechy. Nawet nie podejrzewam, e maj zamiar zaryzykowa swoje posady, aby mnie uratowa .
Policjant wyja nia, po co wezwa go pan Hansen. Czuj , jak zapadam si w krzes o. Funkcjonariusz prosi, ebym opowiedzia o Mamie. Potrz sam
ow . Zbyt wielu ju ludzi pozna o nasz tajemnic i Mama wcze niej czy pó niej o wszystkim si dowie. Uspokaja mnie jaki ciep y g os. To chyba
panna Moss. Mówi, e nie ma powodu do zmartwienia. Wzdycham g boko, tr r ce i w ko cu opowiadam im o Matce i sobie. Po chwili piel gniarka
ka e mi wsta i pokaza blizn na piersiach. Natychmiast mówi , e to by przypadek; naprawd - Mama nie chcia a mnie d gn
. Robi c w portki
acz , przekonuj c, e Mama karze mnie dlatego, bo jestem niedobry. Powinni zostawi mnie w spokoju. Czuj si jak o liz a glista. Przecie wiem, e
po tylu latach nikt nic na to nie poradzi.
Mija kilka minut, a potem ka
mi wyj
i poczeka w s siednim pokoju. Gdy zamykam drzwi, wszyscy doro li patrz w moj stron i kiwaj g owami.
Wierc si na krze le, podczas gdy sekretarka przepisuje na maszynie jakie dokumenty. Ca a wieczno
up ywa, zanim pan Hansen zawo a mnie z
powrotem. Panna Woods i pan Ziegler wychodz . Widz , e s szcz
liwi, ale jednocze nie si martwi . Panna Woods przykl ka i obejmuje
14
mnie. Chyba na zawsze zapami tam wo perfum w jej w osach. Puszcza mnie i natychmiast si odwraca, abym nie widzia , e p acze. Zaczyna
mnie to wszystko niepokoi . Pan Hansen podaje mi tac z obiadem ze sto ówki. "Jezus Maria! Ju pora obiadowa" - przychodzi mi do g owy.
Poch aniam wszystko tak szybko, e nie czuj nawet smaku posi ku. Bij rekord wiata. Po chwili dyrektor wraca z tac ciastek, przestrzegaj c,
ebym jad wolniej. Nie wiem, co si dzieje. My
sobie, e mo e przyjecha po mnie ojciec, yj cy z matk w separacji. Policjant pyta mnie o adres i
numer telefonu. "No to klops! - Przebiega mi przez my l. - Witamy w piekle. Znowu da mi popali ".
Policjant co sobie zapisuje, za pan Hansen i piel gniarka siedz i przygl daj si nam w milczeniu. Oficer zamyka notes i mówi panu Hansenowi,
e ma ju wszystkie potrzebne informacje. Spogl dam na dyrektora. Twarz zraszaj mu wielkie krople potu. Czuj , jak zaczyna kurczy mi si
dek.
Mam ochot wyj
do azienki i zwymiotowa .
Pan Hansen otwiera drzwi i wszyscy nauczyciele korzystaj cy z przerwy obiadowej wytrzeszczaj oczy. Tak mi wstyd. "Wiedz . Znaj ca prawd o
Matce". S zadowoleni, bo przekonali si , e nie jestem urwisem. Tak strasznie pragn mi
ci, sympatii. Id korytarzem. Pan Ziegler podtrzymuje
pann Woods. Ta p acze. S ysz , jak poci ga nosem. Jeszcze raz mnie obejmuje i raptownie odwraca g ow . Pan Ziegler ciska mi d
.
- B
dobrym dzieckiem - mówi.
- Dobrze, prosz pana, b
si stara . - Tylko tyle potrafi z siebie wykrztusi .
Piel gniarka nic nie mówi c stoi obok pana Hansena. Wszyscy si ze mn
egnaj . Widz ju , e bior mnie do wi zienia. "To i dobrze - my
. -
Przynajmniej tam ona mnie nie dopadnie".
Razem z policjantem mijam sto ówk i wychodz z budynku. Widz , jak grupa kolegów z klasy gra w dwa ognie. Niektórzy przerywaj zabaw .
- Wylali Davida! Wylali Davida! - Wrzeszcz . Policjant dotyka mojego ramienia i zapewnia, e wszystko jest w porz dku. Gdy jedziemy jego
samochodem i oddalamy si od szko y podstawowej im. Thomasa Edisona, wida , e cz
dzieci niepokoi mój wyjazd. Pan Ziegler mówi , e powie
wszystkim dzieciom prawd - ca prawd . Wiele odda bym za to, eby znale
si w klasie w chwili, gdy b
dowiadywa si , e nie jestem niedobry.
Po chwili zatrzymujemy si przed komend w Pa y City. Nie wiedzie czemu spodziewam si zasta tu Matk . Nie chc wysi
z samochodu.
15
Policjant otwiera drzwi, agodnie bierze mnie za okie i prowadzi do jakiego wielkiego biura. Siada na krze le przy stoliku w k cie i zapisuje na
maszynie kilka stron papieru. Uwa nie go obserwuj ., Ca y czas jedz c ciastka. Jem bardzo powoli napawaj c si smakiem. Kto wiej kiedy znowu
dostan co do zjedzenia?
Gdy policjant ko czy formalno ci jest ju po pierwszej. Ponownie pyta mnie o numer telefonu.
- Po co? - skamlam.
- Musz do niej zadzwoni - przekonuje mnie agodnie.
- Nie! - zabraniam mu. - Chc wraca do szko y! Czy pan nic nie rozumie? Nie mo e si dowiedzie , e wszystko wygada em.
Uspokaja mnie kolejnym ciastkiem i powoli wykr ca numer 7-5-6-2-4-6-0. Patrz na obroty czarnej tarczy, wstaj i id w jego stron , zamieniaj c si
w s uch i usi uj c dos ysze dzwonek telefonu po drugiej stronie linii. Odbiera Mama. Na d wi k jej g osu wzdragam si z przera enia. Policjant macha
, ebym nie podchodzi , robi g boki wdech i dopiero wtedy zaczyna:
- Pani Pelzer, tu posterunkowy Smith T- komendy policji w Pa y City. Pani syn David nie wróci dzi do domu. B dzie przebywa pod piecz ludzi z
Dzia u Nieletnich w San Mateo. Je eli ma pani jakie w tpliwo ci prosz si z nimi skontaktowa .
Odk ada s uchawk i u miecha si .
- Nie le nam posz o, no nie? - Ale z jego miny wida , e bardziej dodaje otuchy sobie ni mnie.
Przeje
amy par mil i znajdujemy si na autostradzie 280, kieruj c si ku granicom Pa y City. Po prawo widz napis: (NAJPI KNIEJSZA
AUTOSTRADA NA WIECIE). Gdy wyje
amy poza granice miasta, policjant u miecha si z ulg .
- Davidzie Pelzer - obwieszcza - jeste wolny.
- Co? - dopytuj siej kurczowo ciskaj c w r ku ciastka.- Nic nie rozumiem. To nie zabiera mnie pan do jakiego wi zienia?
- Nie, David naprawd nie masz powodów do umartwienia. - Znowu u miecha si i delikatnie ciska mnie za rami .- Matka ju nigdy w yciu ci nie
skrzywdzi.
Rozsiadam si wygodniej na fotelu. O lepia mnie odbijaj ce si s
ce. Odwracam si unikaj c jego promieni, a po policzku cieknie mi za.
- Wolny?
dobre czasy
Zanim matka zacz a si nade mn zn ca , nasza rodzina stanowi a oaz sielskiego ycia rodzinnego lat sze
dziesi tych. Ja i moi dwaj bracia
mieli my bardzo dobrych rodziców, którzy spe niali wszystkie nasze zachcianki, nie szcz dz c mi
ci i stara .
Mieszkali my w skromnym domku w tak zwanej "dobrej dzielnicy" Da y City. Do dzi pami tam, jak w pogodne dni wygl da em przez wykusz w
salonie i widzia em pomara czowe wie e mostu Gol-den Gate i pi kny widnokr g od strony San Francisco.
Ojciec, Stephen Joseph, zarabia na ycie pracuj c w stra y po arnej w samym sercu San Francisco. Mia metr dziewi
dziesi t wzrostu i wa
siedemdziesi t pi
kilogramów. By szeroki w barach, a mi
ni przedramienia nie powstydzi by si
aden atleta. G ste, czarne brwi mia tego samego
koloru co w osy. Czu em si jak wybraniec losu, gdy mruga do mnie okiem i wo
na mnie "Tygrys".
Matka, Catherine Roerva, by a kobiet pod ka dym wzgl dem przeci tn . Nigdy nie pami ta em koloru jej oczu lub w osów, ale zawsze promienia a
macierzy sk mi
ci . Najwi ksz zalet Matki by upór. Mia a ci gle ró ne pomys y i ca y czas dzier
a ster ycia domowego. Zdarzy o si kiedy ,
gdy mia em chyba cztery albo pi
lat, e Mama o wiadczy a, i jest chora, a mnie wyda a si od tej chwili zupe nie inn osob . Akurat tego dnia Ojciec
by w pracy. Mama po kolacji wybieg a z domu i zabra a si do malowania schodków prowadz cych do gara u. Gor czkowo pokrywaj c ka dy stopie
czerwon farb , bez przerwy kaszla a. Farba nie zd
a jeszcze wyschn
, gdy zacz a przybija pinezkami do schodów gumowy
17
W miar zbli ania si
wi t narasta o nasze rozgor czkowanie. Z ka dym dniem ros a sterta prezentów pod choink , a w ko cu ka dy mia ich
kilkadziesi t.
W Wigili , po uroczystej kolacji i piewaniu kol d, wolno nam by o rozpakowa po jednym prezencie. Potem musieli my i
spa . Le
c w
ku
nastawia em uszu i nas uchiwa em brz ku dzwonków przy saniach wi tego Miko aja. Zawsze jednak zapada em w sen, zanim na dachu pojawi y si
renifery.
Jeszcze przed witem do pokoju wchodzi a na paluszkach Mama i budzi a nas s owami "Przyszed Miko aj!". Kiedy podarowa a ka demu po
twardym,
tym, plastikowym he mie i rozkaza a wmaszerowa do salonu. Wieki ca e zajmowa o nam zrywanie kolorowego papieru z opakowa
naszych nowych, bo onarodzeniowych zabawek. Mama kaza a nam zak ada nowe ubrania i wybiega na podwórko, eby obejrze przez okno
choink . Jednego roku zobaczy em, jak p acze. Gdy spyta em, czemu si smuci, odpar a, e p acze z rado ci, e ma prawdziw rodzin .
Ojciec cz sto pracowa po dwadzie cia cztery godziny, wi c Matka zabiera a nas na ca odzienne wycieczki na przyk ad do parku Gol-den Gate w
San Francisco. Jechali my powoli przez teren parku. Mama obja nia a nam ró nice pomi dzy poszczególnymi jego fragmentami i opowiada a, jak
bardzo chcia aby mie u siebie takie pi kne kwiaty. Na koniec zostawiali my wizyt w akwarium Steinharta. Wpadali my razem z bra mi na schody i
nacierali my na masywne drzwi. Dreszczyk emocji przeszywa nas, gdy tak stali my oparci o mosi
balustrad w kszta cie konika morskiego i
spogl dali my pod nogi na male ki wodospad, w którym
y aligatory i wielkie
wie. Swego czasu by o to moje najulubie sze miejsce w ca ym parku.
Kiedy przerazi em si na my l, e mog po lizn
si i wpa
do wody. Mama musia a chyba wyczu ten strach, bo spojrza a na mnie i delikatnie
cisn a mnie za r
.
Wiosn zaczyna y si majówki. Dzie wcze niej Mama przygotowywa a uczt z
on ze sma onych kurczaków, sa atek, kanapek i mnóstwa
deserów. Nazajutrz wcze nie rano gnali my w stron parku Junipero Serra. Biegali my tam sobie po trawie i coraz wy ej si hu tali my. Czasami
zapuszczali my si na niezbadane dot d tereny. Gdy nadchodzi a pora obiadu, Mama zawsze przerywa a nam zabaw . Prze ykali my ar ocznie
jedzenie, nie czuj c prawie jego smaku, i p dzili my w poszukiwaniu przygód na nowe szlaki. Rodzicom wystarcza o, e le eli obok siebie na kocu,
czyli czerwone wino i patrzyli, jak si bawimy.
chodniczek. I chodniczek, i Mam zachlapa a czerwona farba. Po pracy wesz a do domu i pad a na wersalk . Pami tam, e zapyta em, dlaczego
po
a chodniczek na mokr farb . U miechn a si i powiedzia a:
- Chcia am zrobi tacie niespodziank .
Mia a obsesj na punkcie sprz tania i czysto ci. Gdy ju nakarmi a Stan , Ronalda i mnie, zabiera a si do odkurzania, dezynfekowania i szorowania
dos ownie wszystkiego. Nie przepu ci a adnemu pomieszczeniu. W miar jak dorastali my, pilnowa a, eby my utrzymywali w czysto ci w asne
pokoje. Skrupulatnie piel gnowa a male ki ogródek kwiatowy, którego zazdro ci a nam ca a okolica. Wszystko, czego si dotkn a, zamienia o si w
oto. Nie by o mowy o tym, eby czego nie doko czy . Powtarza a, e cokolwiek si robi, zawsze i w ka dej dziedzinie trzeba dok ada do tego
wszelkich stara .
By a naprawd dobr kuchark . Zdaje mi si , e najbardziej ze wszystkiego lubi a przyrz dza dla swojej rodziny nowe i egzotyczne potrawy.
Szczególnie stara a si we dnie, gdy w domu zostawa Ojciec. Przesiadywa a w kuchni wi ksz cz
dnia, przygotowuj c któr
z tych swoich
niesamowitych potraw. Czasem, gdy Tata by w pracy, zabiera a nas na bardzo ciekawe wycieczki po mie cie. Pewnego razu pojechali my do
Chinatown w San Francisco; opowiada a nam wówczas o kulturze i historii Chin. Po powrocie nastawi a adapter i dom nape ni si pi knymi tonami
muzyki orientalnej. Wtedy te ozdobi a jadalni chi skimi lampionami. Wieczorem za
a kimono i poda a jaki egzotyczny, wy mienity posi ek. Po
kolacji rozda a ciasteczka szcz
cia i odczyta a ka demu towarzysz ce im wró by. S dzi em, e ciasteczkowa wró ba jest przepowiedni mojego losu.
Po latach, kiedy umia em ju czyta , odnalaz em jedn z przepowiedni. By o tam napisane: "Kochaj i czcij matk swoj , albowiem jest ona yciodajnym
owocem".
W tamtych czasach w domu roi o si od zwierzaków - kotów, psów, akwariów pe nych egzotycznych rybek, by te
w zwany "Thor". Jego
zapami ta em najdok adniej, poniewa Mama pozwoli a mi wybra dla niego imi . By em dumny, bo bracia ju zd
yli wybra imiona dla innych
zwierzaków, a teraz nareszcie przysz a moja kolej. Obdarzy em gada imieniem ulubionej postaci z filmów rysunkowych.
Mo na by o odnie
wra enie, e wsz dzie poustawiane s dwudziesto i czterdziestolitrowe akwaria. By y co najmniej dwa w salonie, a jedno z
gupikami w naszej sypialni. Mama wk ada a sporo twórcze-
18
go zapa u w ozdabianie tych podgrzewanych zbiorników barwionym wirem oraz kolorowym z otkiem, i w ogóle wszystkim, co upodabnia o akwaria
do prawdziwych zbiorników wodnych. Cz sto siadali my przy akwarium, gdy Mama opowiada a o ró nych gatunkach ryb.
Bardzo pouczaj ce by o na przyk ad jedno do
dramatyczne wydarzenie, które mia o miejsce w pewne niedzielne popo udnie. Jeden z kotów
zachowywa si dziwacznie. Mama kaza a nam przy nim usi
i zacz a obja nia proces narodzin. Niewa ne, co si dzia o, ona zawsze umia a
wyci gn
z tego jakie buduj ce wnioski, chocia nie zawsze orientowali my si , e nas uczy.
W naszej rodzinie - w owych dobrych czasach - Bo e Narodzenie rozpoczyna o si od Halloween. Pewnej pa dziernikowej nocy, gdy na niebie wisia
ogromny ksi
yc w pe ni, Mama zabra a nas na dwór, eby my obejrzeli sobie "wielk dyni " na niebie. Gdy wrócili my do sypialni, kaza a nam zajrze
pod poduszki, gdzie odkryli my wy cigowe samochodziki. Piszczeli my z rado ci, a na twarzy Mamy wykwit! rumieniec dumy.
Nazajutrz po wi cie Dzi kczynienia Mama schodzi a do piwnicy, by wynurzy si z olbrzymimi pud ami ozdóbek na choink . Wchodzi a na drabin i
przypina a do belek sufitu kolorowe
cuchy. W sumie w ka dym pomieszczeniu znalaz si jaki
wi teczny akcent. W jadalni ustawia a na swej
cennej, d bowej szafce ró nej wielko ci czerwone wieczki. Wszystkie okna w jadalni i salonie przyozdobione by y niegowymi p atkami; przy oknach w
naszej sypialni zawieszono choinkowe lampki. Co noc zasypia em wpatrzony w agodny blask zapalaj cych si i gasn cych, bo onarodzeniowych
wiate ek.
Nasza choinka zawsze mia a co najmniej dwa i pó metra, i ca a rodzina godzinami j ubiera a. Co rok inne dziecko trzymane mocnymi r kami Taty,
dost powa o zaszczytu umieszczenia na samym czubku anio a. Po ubraniu choinki i zjedzeniu wigilijnej kolacji adowali my si do kombi i
obje
ali my okolic , podziwiaj c ozdoby na domach s siadów. Mama nieustannie sypa a pomys ami na przysz oroczne wi ta, gdzie wszystko
dzie lepsze i wi ksze, chocia wiedzieli my, e nasz dom i tak zawsze b dzie bezkonkurencyjny. Po powrocie siadali my przy kominku i Mama
dawa a nam ko-gel-mogel. Opowiada a ró ne historie, a z magnetofonu p yn g os Binga Crosby'ego, który piewa "White Christmas". W czasie wi t
by em tak podniecony, e nie mog em zasn
. Od czasu do czasu Mama ko ysa a mnie do snu, a ja s ucha em trzaskania ognia na kominku.
19
20
Wielkim wydarzeniem by y równie letnie wakacje. Ca y ich plan obmy la a jak zwykle Mama. Zajmowa a si ka dym szczegó em i a puch a z dumy,
e wszystko wychodzi jak trzeba. Zazwyczaj jechali my do Portoli lub do Memoria Park i przez jaki tydzie mieszkali my pod swoim gigantycznym,
zielonym namiotem. Lecz za ka dym razem, gdy Ojciec wióz nas przez most Golden Bridge, wiedzia em, e zmierzamy do mojego ulubionego miejsca
- do Russian River.
Najmocniej zapad a mi w pami
wycieczka nad t rzek , któr odbyli my, gdy chodzi em do przedszkola. W ostatni dzie przed wakacjami Mama
zwolni a mnie pó godziny wcze niej. Ojciec tr bi , a ja gna em na szczyt pagórka, gdzie oczekiwa samochód. Rozpiera a mnie rado
, bo wiedzia em,
dok d pojedziemy. Po drodze nie mog em oderwa wzroku od, zdawa oby si , nieko cz cych si winnic. Gdy doje
ali my do spokojnego miasteczka
Guerneville, opuszcza em szyb i wch ania em s odki zapach sekwoi.
Ka dy dzie niós z sob nowe przygody. Albo oddawali my si wspinaczce na stary, spalony pie drzewa, robi c to w specjalnych traperskich
butach, albo k pali my si w rzece przy Johnson's Be-ach. K pielom towarzyszy y atrakcje, których starcza o na ca y dzie . Wyruszali my o dziewi tej,
a wracali my do swojego domku o trzeciej. Mama uczy a nas p ywa w do ku wydr
onym w rzece. Tego lata nauczy a mnie p ywa na grzbiecie. By a
bardzo dumna, gdy w ko cu to opanowa em.
Ka dy dzie by jakby nasycony magi . Pewnego dnia po kolacji poszli my z rodzicami ogl da zachód s
ca. Trzymaj c si za r ce min li my
bezszelestnie domek pana Parkera i skierowali my si ku rzece. Zielona woda by a g adka jak szk o. Sójki naigrawa y si z innych ptaków, we w osach
igra nam delikatny wietrzyk. Stali my w milczeniu i patrzyli my na ognist kul s
ca, ton
za drzewami; na niebie pozostawa y po niej
jasnoniebieskie i pomara czowe smugi. Poczu em, e kto
ciska mnie za ramiona. S dzi em, e to Ojciec; odwróci em si i a zarumieni em si z
dumy widz c, e to Mama. Czu em bicie jej serca. Nigdy w yciu nie czu em si tak bezpiecznie jak w tamtej chwili nad Russian River.
rozdzia 3
nicpo
Moje stosunki z Mam zmieni y si drastycznie: nie chodzi o ju tylko o utrzymywanie dyscypliny; ca a sytuacja zacz a wymyka si spod kontroli.
Bywa o tak, e nie mia em ju si y ucieka - cho by od tego zale
o moje ycie.
Mia em szczególnego pecha: cz sto przy apywano mnie na gor cym uczynku, mimo e razem z bra mi dopuszczali my si cz stokro tych samych
"wyst pków". Z pocz tku odsy ano mnie do k ta w sypialni. Wtedy to zacz em si ju ba Mamy. I to bardzo. Nigdy nie prosi em o pozwolenie wyj cia
na dwór. Czeka em, a który z braci wejdzie do sypialni, po czym prosi em, eby poszed do Mamy i spyta , czy David mo e si i
pobawi .
W tym okresie g bokiej przemianie zacz o te ulega zachowanie Mamy. Czasami, gdy Ojciec by w pracy, le
a ca ymi dniami na wersalce,
ubrana tylko w szlafrok, i ogl da a telewizj . Podnosi a si tylko do azienki, po kolejnego drinka, albo eby odgrza resztki jedzenia. Gdy si na nas
dar a, jej g os troskliwej matki zmienia si w pisk wied my. Wówczas przebiega y mi ciarki po plecach. Nawet kiedy ofukn a brata, bieg em ukry si do
sypialni, w nadziei, e za chwil wróci na wersalk , by zaj
si piciem i ogl daniem telewizji. Po pewnym czasie z jej ubrania "odczytywa em", co mnie
czeka danego dnia. Oddycha em z ulga, gdy wychodzi a z pokoju w adnej sukience i umalowana. Wówczas zawsze mia a dla nas u miech.
Gdy uzna a, e "leczenie w k cie" ju nie skutkuje, przeszli my do fazy "leczenia przed lustrem". Z pocz tku nie by o w tym adnej metody. Matka po
prostu mnie apa a i pcha a na lustro, rozmazuj c na liskim szkle ciekn ce po moich policzkach zy. Potem mia em po-
22
wtarza : Jestem niedobry! Jestem niedobry! Jestem niedobry!", stoj c i wpatruj c si w lustro. Sta em z r kami wyprostowanymi wzd
boków i z
kiem oczekiwa em pory nadawania drugiego zestawu reklam. Wiedzia em, e z t chwil w korytarzu rozlegn si ci
kie kroki Matki, która przyjdzie
sprawdzi , czy ca y czas tkwi przyklejony do lustra, i powtórzy , jaki to ze mnie niezno ny dzieciak. Bracia wchodz c do tego pokoju zerkali w moj
stron , wzruszali ramionami i nie przerywali zabawy -jakbym by powietrzem. Z pocz tku im zazdro ci em, lecz wkrótce zrozumia em, e robili to po
prostu ze strachu o w asn skór .
Gdy Ojciec szed do pracy, Matka zbiera a nas i wrzeszcz c nakazywa a przetrz sa ca y dom w poszukiwaniu jakiej zguby. Poszukiwania
rozpoczyna y si zazwyczaj rano i trwa y ca ymi godzinami. Po chwili posy
a mnie do gara u, po
onego, jak i piwnica, pod cz
ci domu. Nawet tam
dr
em, s ysz c krzyk Matki.
Poszukiwania ci gn y si miesi cami; wreszcie ja jako jedyny mia em za zadanie je prowadzi . Raz nawet zdarzy o si , e zapomnia em, czego
szukam. Gdy spyta em pokornie, co w
ciwie mam znale
, uderzy a mnie po twarzy. Le
a akurat na wersalce i nawet nie oderwa a wzroku od
ekranu. Z nosa polecia a mi krew, zacz em p aka . Z apa a serwetk ze stolika, urwa a kawa ek i wetkn a mi w nos.
- A za dobrze wiesz, czego szukasz! - wrzasn a. - A teraz wynocha!
Pomkn em do piwnicy, ha asuj c na tyle g
no, eby Matka trwa a w przekonaniu, i jestem pos uszny jej poleceniu. Im cz
ciej s ysza em to jej
"wynocha", tym cz
ciej zacz em sobie wyobra
, e znalaz em zgub . Przedstawia em sobie, jak wchodz po schodach trzymaj c t rzecz, a Mama
wita mnie poca unkami i obejmuje. Na koniec wszyscy w tym nie yli d ugo i szcz
liwie. Jednak nigdy niczego nie znalaz em, a ona nigdy nie da a mi
zapomnie , co ze mnie za niezdara.
Do
wcze nie zorientowa em si , e Matka diametralnie si zmienia, kiedy tylko w domu pojawia si Ojciec. Gdy uczesa a w osy i zrobi a makija ,
wyra nie czu a si swobodniej. Strasznie cieszy em si na te chwile. Nie by o wtedy mowy o biciu, "leczeniu" przed lustrem, czy szukaniu zagubionych
przedmiotów. Ojciec sta si moim obro
. Gdy szed pracowa nad czym do gara u, nie odst powa em go jak cie . Gdy siada na ulubionym krze le
i czyta gazet , siada em u jego stóp. Po kolacji zmywa naczynia, ajaje wyciera em. Wiedzia em, e dopóki jest przy mnie, nie stanie mi si
adna
krzywda.
23
Pewnego razu przed wyj ciem ojca do pracy prze
em wielki wstrz s. Gdy po egna si ju ze Stanem i Ronem, przykl
przy mnie, chwyci mnie
mocno w ramiona i przykaza , ebym by "grzeczny". Za jego plecami sta a Matka, zak adaj c r ce na piersi i podst pnie si u miechaj c. Zajrza em
Ojcu w oczy i natychmiast u wiadomi em sobie, jaki to jestem "niedobry". Przez ca e cia o przebieg mi lodowaty dreszcz. Mia em ochot spróbowa go
zatrzyma , ale nie zd
em go nawet obj
, gdy wyprostowa si , odwróci i wyszed bez s owa.
Przez pewien czas po udzieleniu mi przez Ojca przestrogi mi dzy mn i Matk zapanowa wzgl dny spokój. Gdy Ojciec by w domu, bawi em si z
bra mi w pokoju albo na dworze do mniej wi cej trzeciej po po udniu. Potem Mama w cza a telewizor, eby my poogl dali troch filmów animowanych.
Ta pora by a dla rodziców wyt sknion godzin . Ojciec zastawia kuchenny blat butelkami alkoholi i wymy lnymi, wysokimi kieliszkami. Kroi cytryny i
lemonki, uk adaj c w miseczkach obok s oiczka wi ni. Cz sto pili, a do momentu, gdy dzieci sz y spa . Pami tam, e raz widzia em, jak ta cz w
kuchni przy d wi kach p yn cej z radia muzyki. Tulili si do siebie, wygl dali na takich szcz
liwych. My la em, e mo na ju zapomnie o z ych
czasach. Myli em si . One dopiero nadchodzi y.
Par miesi cy pó niej, gdy Ojca nie by o w domu, bawili my si u siebie w pokoju, gdy us yszeli my, jak Matka p dzi korytarzem i ju na nas
wrzeszczy. Ro i Stan pobiegli skry si w salonie, ja odruchowo zastyg em na krze le. Matka run a na mnie z uniesionymi r kami. W miar jak si
zbli
a, ja odsuwa em krzes o, a w ko cu moja g owa dotkn a ciany. Matka mia a zamglone i zaczerwienione oczy, zalatywa o od niej alkoholem.
Skuli em si , gdy zacz y na mnie spada ciosy. Usi owa em zakry twarz r kami, ale natychmiast je oderwa a. Uderzenia zdawa y si nie mie ko ca.
Nareszcie jako uda o mi si dosi gn
lew d oni twarzy. Matka z apa a mnie za r
, po czym nagle straci a równowag i zrobi a krok w ty ;
szarpn a przy tym gwa townie moj r
, a ja us ysza em jaki trzask i poczu em przeszywaj cy ból ramienia. Wyraz przera enia na jej twarzy
powiedzia mi, e tak e us ysza a ten odg os, ale po prostu mnie pu ci a i jakby nigdy nic wysz a z pokoju. Próbowa em rusza r
, która zaczyna a
rwa . Nie zd
em jej si dobrze przyjrze , gdy Matka zawo
a nas na kolacj .
Usiad em przy tacy i próbowa em co zje
, ale gdy chcia em wyci gn
r
, lewa ko czyna odmówi a pos usze stwa. Palce si rusza y, ale rami
tylko szczypa o i nie reagowa o. Spojrza em b agalnie
24
na Matk . Nie zwraca a na mnie uwagi. Pomy la em, e sta o si co bardzo z ego, ale ba em si powiedzie s owa. Siedzia em i gapi em si w
jedzenie. W ko cu Matka pozwoli a mi i
do siebie, ka
c po
si na najwy szym
ku. Z regu y spa em na najni szym. Gdzie nad ranem
zapad em wreszcie w sen, troskliwie podtrzymuj c lew r
.
Nied ugo potem Matka obudzi a mnie mówi c, e spad em z najwy szego
ka. Chyba zmartwi a si moim stanem, bo zawioz a mnie do szpitala.
Gdy opowiada a lekarzowi, jak to spad em z
ka, domy li em si z jego spojrzenia, e nie wierzy w aden wypadek. Znowu ba em si cokolwiek
powiedzie . W domu Matka zmy li a na u ytek Ojca jeszcze tragiczniejsz historyjk . W tej nowej wersji znalaz o si miejsce równie dla niej, gdy
usi owa a z apa mnie, zanim spadn na pod og . Siedz c na jej kolanach i wys uchuj c tych k amstw zorientowa em si , e jest chora. Ale ze strachu
zachowa em owo zdarzenie w tajemnicy. Wiedzia em, e gdybym komukolwiek o tym opowiedzia , nast pny "wypadek" b dzie o wiele powa niejszy.
Oaz spokoju sta a si szko a, gdzie nareszcie mog em si schroni przed Matk . Na przerwach szala em. Goni em po przysypanym kor placu
zabaw w poszukiwaniu nowych prze
i przygód. atwo zawiera em nowe znajomo ci i w ogóle bardzo si cieszy em. Kiedy pó
wiosn , gdy
wróci em do domu, Matka zaci gn a mnie do swojej sypialni. Zacz a si drze , e nie pójd do szko y, bo jestem niedobry. Nic z tego nie rozumia em.
Wiedzia em, e mam najwi cej dobrych stopni w klasie. By em pos uszny i czu em, e nauczycielka mnie lubi. Ale Matka wrzeszcza a, e jestem zaka
rodu i musz zosta srodze ukarany. Postanowi a, e ju przez ca e ycie nie b dzie mi wolno ogl da telewizji. Nie b
dostawa kolacji, b
za to
wykonywa wszelkie prace, jakie uda jej si dla mnie wymy li . Jeszcze raz dosta em w skór i pow drowa em do gara u, gdzie mia em sta do chwili,
gdy trzeba b dzie pój
do
ka.
Tego lata, jad c na wakacje, bez adnego uprzedzenia zostawili mnie u cioci Jose. Nikt mi nic nie mówi i niczego z tego nie rozumia em. Patrz c za
oddalaj cym si kombi, by em niczym wyrzutek spo ecze stwa. Czu em taki smutek i tak wielk pustk w rodku. Próbowa em uciec. Chcia em
odnale
swoj rodzin i, nie wiedzie czemu, by przy Matce. Nie zaszed em daleko, a ciotka nie omieszka a powiadomi o moim wybryku Matki. Przy
najbli szej okazji, gdy Ojciec pracowa ca dob , odpokutowa em za swój grzech. Matka bi a mnie i kopa a, dopóki nie le
em na pod odze jak szmata.
Sta-
25
ra em si powiedzie jej, e ucieka em, bo chcia em by przy niej i rodzinie. Chcia em przekona j , jak strasznie do niej t skni em, ale nie dawa a mi
doj
do s owa. Nie przestawa em mówi , a Matka pobieg a do azienki, wzi a myd o i wpakowa a mi je do gard a. Od tego czasu wolno mi by o
odezwa si tylko na wyra ne polecenie.
Powrót do pierwszej klasy by okazj do ogromnej rado ci. Znalem podstawowe wiadomo ci, wi c natychmiast ochrzczono mnie klasowym
geniuszem. Z powodu jednorocznego opó nienia znalaz em si w tej samej klasie co Stan. Na przerwach razem si bawili my; w szkole byli my
kumplami, ale brat zdawa sobie spraw , e w domu nie nale y przyznawa si do znajomo ci ze mn .
Pewnego razu pop dzi em do domu pochwali si dobr ocen . Matka zamkn a mnie u siebie w sypialni, krzycz c o jakim li cie, który dosta a z
bieguna pó nocnego. Twierdzi a, i w li cie by o napisane, e jestem "niedobry" i wi ty Miko aj niczego mi nie przyniesie. Sta em oszo omiony, a Matka
wy ywa a si nade mn . Poczu em, e tkwi w stworzonym przez ni koszmarze i prosi em Boga, eby si jakim cudem zbudzi a. Tego roku przed
wi tami pod choink le
o zaledwie kilka prezentów dla mnie, a wszystkie z nich pochodzi y od dalszych krewnych. W Bo e Narodzenie rano Stan
mieli si spyta Matk , dlaczego Miko aj przyniós mi tylko dwa obrazki. Pouczy a go, e "Miko aj przynosi prezenty tylko dobrym ch opcom i
dziewczynkom". Spojrza em ukradkiem na Stan . Mia smutn min i wida by o, e orientuje si w szale czych zabawach Matki. Jako e ca y czas
odbywa em jak
tam kar , w dzie Bo ego Narodzenia musia em przebra si w robocze ubranie i odrabia domow pa szczyzn . Sprz taj c
azienk przypadkowo pods ucha em k ótni rodziców. Matka by a z a, e kupi mi obrazki "za jej plecami". Upomnia a Ojca, e to ona zajmuje si
dyscyplin "ch opaka" i e nadszarpn jej autorytet, daj c mi prezenty. Im Ojciec d
ej oponowa , tym w wi ksz wpada a w ciek
. Zorientowa em
si , e przegra i e czeka mnie coraz wi ksza izolacja.
Po paru miesi cach Matka zosta a opiekunk klubu skautów. Ugaszcza a innych ch opaków po królewsku. Niektórzy mówili mi, jak bardzo chcieliby
mie tak w
nie mam . Nic im na to nie odpowiada em, tylko zastanawia em si w duchu, co by powiedzieli, gdyby poznali ca prawd . Matka
sprawowa a nad nimi opiek jedynie przez kilka miesi cy. Bardzo si cieszy em, bo oznacza o to, e b
móg w rody chodzi na spotkania do
kolegów.
Pewnej rody wróci em ze szko y i zacz em przebiera si w z oto-b kitny strój skauta. W domu by a tylko Matka i jeden rzut oka
26
wystarczy , by domy le si , e szuka ofiary. Pchn wszy mnie na lustro w sypialni, z apa a za r
i zawlok a do samochodu. Po drodze powiedzia a,
co mi zrobi, gdy wróc ze spotkania. Odsun em si na brze ek fotela, ale nic nie pomaga o. Wyci gn a r
, uj a mnie pod brod i unios a g ow w
swoj stron . Mia a przekrwione oczy, wygl da a jak op tana. Gdy dojechali my na miejsce, pobieg em z p aczem pod drzwi. Skamla em, e jestem
niedobry i nie zas uguj na to spotkanie. Opiekunka uprzejmie si u miechn a mówi c, e wobec tego mog przyjecha na nast pne. Ju jej wi cej nie
zobaczy em.
W domu Matka kaza a mi si rozebra i stan
przy kuchence. Ca y si trz
em ze strachu i wstydu. Wtedy odkry a przede mn moj straszliw
zbrodni . Opowiedzia a, e cz sto je dzi a do szko y przygl da si , jak w czasie przerwy obiadowej bawi si z bra mi. Jednego dnia zobaczy a, e
bawi si na trawie, co oznacza o z amanie jej najsurowszych nakazów. Bez wahania odpowiedzia em, e nigdy w yciu nie bawi em si na trawie.
By em przekonany, e na pewno si pomyli a. W nagrod za s uchanie jej nakazów i mówienie prawdy dosta em po buzi.
Potem w czy a gazowe palniki na kuchence. Mówi a, e czyta a gdzie artyku o matce, która zmusi a syna do po
enia si na rozgrzanej kuchni.
Sparali owa mnie strach. Mózg stan d ba, ugi y si pode mn nogi. Chcia em rozwia si w powietrzu jak dym. Zamkn em oczy, pragn c, eby
gdzie sobie posz a. Poczu em absolutn pi stk w g owie, gdy Matka z apa a mnie elaznym chwytem za rami .
- Przez ciebie moje ycie sta o si piek em! -wyrzuca a mi. -Ale teraz poka
ci, jak wygl da prawdziwe piek o!
Wzi a mnie za r
i przystawi a j do pomara czowo-niebieskiego p omienia. Czu em si tak, jakby wybucha a mi skóra. Rozniós si sw d
przypalanych w osków. Mimo wysi ków nie mog em uwolni r ki. Po chwili opad em na czworaki i próbowa em dmucha na poparzenia.
- Szkoda, e nie mo e uratowa ci twój zapijaczony ojciec - sykn a.
Kaza a mi po
si na kuchence, eby mog a obejrze sobie, jak si pal . Nie chcia em jej pos ucha , p aka em, b aga em. By em taki przera ony,
e na znak protestu tupa em nogami. Ale Matka ju pcha a mnie na ogie . Wpatrywa em si w p omyki, modl c si , eby sko czy si gaz.
Zacz em zdawa sobie spraw , e jakiekolwiek szans prze ycia mam tylko wówczas, je li b
unika kuchenki. Wiedzia em, e nie-
27
ugo ze spotkania skautów wróci Ro , a Matka nigdy nie zachowuje si jak stukni ta w czyjej obecno ci. Musia em gra na zw ok . Ukradkowo
zerkn em na kuchenny zegar za moimi plecami. Wskazówka minutowa zdawa a si pe zn
powoli jak
w. Chc c wytr ci Matk z równowagi,
zacz em zadawa
osne pytania. To wprawi o j w jeszcze wi ksz w ciek
i zacz a zasypywa mnie uderzeniami. Im mocniej bi a, tym ja niej
zdawa em sobie spraw , e wygra em! Wszystko, byle nie upiec si na ogniu!
W ko cu us ysza em odg os otwieranych drzwi. To Ro . Serce wezbra o mi rado ci i ulg , z twarzy Matki odp yn a ca a krew. Zorientowa a si , e
przegra a i zastyg a na chwil w bezruchu. Skorzysta em z tej chwili, z apa em ubranie i rzuci em si do gara u, gdzie b yskawicznie si ubra em. Sta em
oparty o cian i j cza em, a wreszcie u wiadomi em sobie, e j przechytrzy em. Zyska em kilka cennych minut. Sam to wykombinowa em. Po raz
pierwszy w yciu zwyci
em!
Stoj c tak w mrocznym i wilgotnym gara u wiedzia em, e potrafi przetrwa . Postanowi em, e b
wykorzystywa wszelkie mo liwe strategie, by
pokona Matk , lub eby wytr ci j z tego ponurego op tania. Wiedzia em, e je li chc
, musz ruszy g ow . Nie wolno mi ju p aka jak
bezbronnemu niemowlakowi. Nie mog si przed ni ugina . Tego dnia przyrzek em sobie, e nigdy wi cej nie dam tej suce satysfakcji i nie b
aga , eby przesta a mnie bi .
W zimnym powietrzu gara u ca e moje cia o dr
o od ch odnej z
ci i g bokiego l ku. Liza em oparzenie i bol ce rami . Mia em ochot wrzasn
,
ale nie chcia em sprawi jej swym lamentem przyjemno ci. Sta em hardo. S ysza em, jak mówi na górze Ronowi, e jest z niego bardzo dumna i nie
musi si przejmowa , e stanie si jak David - niedobry.
Rozdzia 4
walka o ywno
Latem, po incydencie z kuchenk szko a sta a si dla mnie jedynym miejscem schronienia. Oprócz wycieczek na ryby podczas których panowa
wzgl dny spokój, reakcje Matki by y trudne do przewidzenia - szczególnie wobec mnie, gdy po kolejnym laniu musia em ucieka do gara u. We
wrze niu otwiera a swe podwoje szkolna oaza. Dostawa em nowe ubranie i now , l ni
mena
na obiad. Matka zmusza a mnie do noszenia ca ymi
tygodniami tych samych rzeczy i ju w pa dzierniku ubranie stawa o si znoszone, dziurawe i zaczyna o mierdzie . Nie stara a si nawet ukrywa
moich siniaków na twarzy i r kach. Na wszystkie pytania mia em gotowe odpowiedzi, które wpoi a mi Matka.
Coraz cz
ciej zaczyna a "zapomina " o kolacji dla mnie. Niewiele lepiej rzecz mia a si ze niadaniem. W pomy lne dni dostawa y mi si resztki
atków po braciach, ale jedynie pod warunkiem, e przed pój ciem do szko y spe ni em wszystkie swoje obowi zki.
Noc by em strasznie g odny, w brzuchu burcza mi jaki roze lony nied wied . Le
em z otwartymi oczami i skupia em wszystkie my li najedzeniu.
"Mo e jutro dostan kolacj " - my la em. Wiele godzin up ywa o, zanim zapada em w sen, ca y czas marz c o jedzeniu. Najcz
ciej ni y mi si
olbrzymie hamburgery ze wszystkimi dodatkami. We nie chwyta em zdobycz i wk ada em j do ust. W najdrobniejszych szczegó ach wyobra
em
sobie ka dy cal kanapki. Mi so ocieka o t uszczem, na wierzchu le
y p czniej ce plasterki sera. Spomi dzy sa aty i pomidorów wycieka y przyprawy.
Przystawia em hamburgera do ust, które na pró no otwiera em. Ponawia em wysi ki, ale pomimo stara nie by em w stanie urwa ani k sa swoich
29
marze . Po chwili budzi em si z jeszcze wi ksz pustk w
dku. Nie mog em zaspokoi g odu nawet w marzeniach.
Nied ugo po pierwszych snach o jedzeniu zacz em kra
niadania kolegom ze szko y.
dek kurczy si z l ku i nadziei. Nadziei, bo wiedzia em,
e za chwil b
mia co w
do ust. L ku, bo zdawa em sobie spraw , e kto mo e przy apa mnie na gor cym uczynku. Krad em zawsze przed
lekcjami, gdy koledzy z klasy bawili si na podwórku. Przemyka em si pod cian , stawia em naczynie na obiad ko o innych i kl ka em, eby nikt nie
widzia , co tam wyprawiam. Z pocz tku sz o jak po ma le, ale po paru dniach uczniowie zacz li odkrywa , e nie maj na przyk ad Twinkies albo innych
odyczy. Nied ugo wszyscy serdecznie mnie znienawidzili. Nauczyciel powiadomi dyrektora, który z kolei doniós Matce. Walka o jedzenie nie mia a
ko ca. Rozmowy z dyrektorem powodowa y, e by em jeszcze cz
ciej bity i dostawa em coraz mniejsze porcje.
W weekendy Matka w ogóle nie dawa a mi je
, za kar za te kradzie e. W niedziel w nocy linka mi ciek a, gdy obmy la em nowe, niezawodne i
bezkarne sposoby kradzie y ywno ci. Mia em na przyk ad zamiar kra
w innych salach, pierwszoklasistom, którzy nie znali mnie a tak dobrze. W
poniedzia ek wysiada em po piesznie z samochodu i p dzi em do jakiej klasy, gdzie przetrz sa em teczki, zabieraj c drugie niadania kolegom. Przez
pewien czas uchodzi o mi to na sucho, ale dyrektor wkrótce mnie wytropi .
W domu bez przerwy wymierzano mi podwójn kar g odówki i bicia. W
ciwie przesta em nale
ju do rodziny.
em, ale nikt si ze mn nie
zadawa . Matka przesta a nawet odzywa si do mnie po imieniu i okre la a mnie mianem "ch opaka". Nie wolno mi by o je
ze wszystkimi, bawi si z
bra mi i ogl da telewizji. By em skazany na dom, bez pozwolenia na kontakty z kimkolwiek z zewn trz. Po szkole od razu zabiera em si do ró nych
wynalezionych przez Matk prac. Potem wysy ano mnie do piwnicy, w której sta em do czasu, gdy zawo
a mnie, ebym posprz ta po kolacji. Da a mi
jasno do zrozumienia, e jak przy apie mnie w piwnicy na siedzeniu lub le eniu, to srodze popami tam. Zosta em niewolnikiem
asnej Matki.
Ca a nadzieja w Ojcu, który przemyca dla mnie och apy jedzenia. Próbowa upija Matk w nadziei, e to wprawi j w lepszy humor. Usi owa
przekona j , e trzeba dawa mi je
. Próbowa i
z ni na jakie uk ady, w zamian obiecuj c gwiazdk z nieba. Ale na nic si to zda o, Matka mia a
serce z kamienia. Pija stwo tylko pogarsza o jej stan. Zmienia a si w potwora.
30
Wiedzia em, e interwencje Ojca staj si przyczyn napi
mi dzy rodzicami. Wkrótce zacz y si nocne k ótnie. Le
c w
ku s ysza em, jak
nabieraj tempa i ko cz si og uszaj cym fina em. Byli oboje zalani w pestk , Matka kl a na czym wiat stoi. Ka dy pretekst by dobry do k ótni.
Sta em si przedmiotem wojny mi dzy nimi. Wiedzia em, e Ojciec przychodzi mi z pomoc , ale i tak trz
em si ze strachu. Domy la em si , e
przegra, a ja odczuj to nazajutrz na w asnej skórze. Po pierwszej awanturze Matka wsiad a w samochód i pojecha a gdzie , ruszaj c z piskiem opon.
Zwykle wraca a po nieca ej godzinie. Rano zachowywali si tak, jakby nic si nie sta o. By em wdzi czny, e Ojciec wykorzystuje wszelkie okazje, by
wymkn
si do piwnicy i przemyci dla mnie kromk chleba. Zawsze obiecywa , e nie ustanie w wysi kach.
W miar jak k ótnie stawa y si cz stsze, w Ojcu zaczyna o si co zmienia . Bywa o, e w rodku nocy pakowa torb i wychodzi do pracy. Wtedy
Matka wyrzuca a mnie z
ka i zaci ga a do kuchni. Ja dr
em, a ona miota a mn z jednego ko ca pomieszczenia w drugi. Usi owa em si opiera
le
c na pod odze i udaj c, e nie mam si wsta . Nie na wiele si to zda o. Bra a mnie za uszy i stawia a na nogi, po czym wrzeszcza a, dysz c
przesi kni tym winem oddechem. Zawsze powtarza a, e to przeze mnie mieli z Ojcem k opoty. Cz sto ogarnia o mnie znu enie, czu em, jak dr
mi
nogi. Pozostawa o tylko wpatrywa si w pod og i mie nadziej , e Matce zabraknie nied ugo tchu.
Gdy by em w drugiej klasie, zasz a po raz czwarty w ci
. Nauczycielka, panna Moss, zaczyna a si mn interesowa w sposób szczególny.
Najpierw pyta a, czemu nie uwa am. K ama em wmawiaj c jej, e d ugo w nocy ogl da em telewizj . Nie przekonywa o jej to i wypytywa a nie tylko o
przyczyny mojej senno ci, lecz tak e o stan ubrania i siniaki na ca ym ciele. Matka zawsze uczy a mnie, co mam w takich wypadkach mówi , wi c
najzwyczajniej w wiecie powtarza em jej historyjki.
Mija y kolejne miesi ce, a panna Moss nie ust powa a. W ko cu podzieli a si swoimi podejrzeniami z dyrektorem. Zna mnie jak z y szel g, wi c bez
wahania wezwa Matk . Owego dnia w domu panowa a atmosfera jak po spuszczeniu bomby atomowej. Matka w cieka a si jeszcze bardziej ni
zwykle, e jaka "hipisowska" nauczycielka zarzuci a jej zn canie si nad dzieckiem. O wiadczy a, e nazajutrz pójdzie do dyrektora i oczy ci si z
wszelkich fa szywych zarzutów. Po zako czeniu naszej rozmowy z nosa lecia a mi krew i mia em wybity z b.
31
Nast pnego dnia, gdy wróci em ze szko y, Matka chodzi a rozpromieniona, jakby wygra a milion dolarów. Opowiada a, jak to porz dnie si ubrawszy
posz a z dzieckiem na r kach do dyrektora. Wyt umaczy a mu, e David ma zbyt bujn wyobra ni . Robi wszystko, byle tylko zwróci na siebie uwag ,
zw aszcza od chwili narodzin braciszka, Russella. Widzia em, jak uruchamia swój zabójczy wdzi k osobisty i chc c pokaza si z jak najlepszej strony,
szczególnie przed dyrektorem, pie ci niemowl . Na koniec oznajmi a, e zale y jej, by pozostawa ze szko w kontakcie. Je li David b dzie sprawia
jakiekolwiek k opoty, prosi o natychmiastowe powiadomienie. Mówi a, e pouczy a grono pedagogiczne, eby nie s ucha o tych niestworzonych historii o
tym, jak to mnie bije, czy nie daje mi je
. Gdy tak sta em w kuchni i s ucha em jej przechwa ek, czu em w sobie kompletn pustk . Matce wraca a
pewno
siebie, a ja zacz em obawia si o w asn skór . Mia em ochot raz na zawsze rozp yn
si w powietrzu i ju nigdy w yciu nie spotka
adnego cz owieka.
Latem pojechali my na wakacje nad Russian River. Mimo e z Matk uk ada o mi si nieco lepiej, owo magiczne odczucie szybko rozwia o si jak
dym. Jazda na furach z sianem, mikroskopijne porcje pieczonego mi sa i bajki odesz y w zapomnienie. Coraz wi cej czasu sp dzali my w domku i
rzadko robili my wypady na Johnson Beach.
Ojciec próbowa urozmaici nam czas zabawami na nowej super zje
alni. Russell, który by jeszcze za ma y, zostawa z Matk w domku. Pewnego
razu, gdy bawili my si z Ronem i Stanem przy s siednim domku, Matka wysz a na ganek, krzycz c, eby my natychmiast wracali. Dosta em bur , e
za bardzo ha asuj . Za kar nie wolno mi by o i
z Ojcem i bra mi na super zje
alni . Siedzia em na krze le w k cie, ca y si trz
em i
em
nadziej , e zdarzy si co , co zatrzyma ich w domu. Domy la em si , e Matka ma jakie obrzydliwe zamiary. Zaraz po ich wyj ciu przynios a jedn z
brudnych pieluch Russella. Wytar a j o moj twarz. Stara em si siedzie bez ruchu. Wiedzia em, e je eli si porusz , to tylko pogorsz swoje
po
enie. Nie podnosi em g owy. Nie widzia em Matki, ale s ysza em, jak ci
ko dyszy.
Po jakiej godzinie przykl
a i kaza a mi je
. Patrzy em prosto przed siebie, unikaj c jej wzroku. "Nigdy w yciu!" - my la em. Do wiadczenie
powinno mnie by o nauczy , e niepatrzenie jej w oczy nie jest dobrym wyj ciem. Zacz a mnie wali na odlew po twarzy. Trzyma em si kurczowo
krzes a, boj c si , e gdybym spad , rzuci aby si na mnie.
32
- Kaza am ci zje
! - wykrzykiwa a.
Zmieni em taktyk i rozp aka em si . "Niech si uspokoi" - przekonywa em siebie. Zacz em liczy w my lach, próbowa em si skupi . Moim jedynym
sprzymierze cem by up ywaj cy czas. Na p acz Matka zareagowa a jeszcze g stszym gradem ciosów, który usta dopiero wtedy, gdy us ysza a p acz
Russella.
Pomimo rozmazanych po twarzy odchodów by em zadowolony. Pojawia a si szansa powodzenia. Usi owa em zetrze gówno i zrzuci je na
drewnian pod og . S ysza em, jak co nuci niemowl ciu, oczyma wyobra ni widzia em, jak nosi ma ego na r kach i ko ysze. Prosi em Boga, eby
Russell nie zasn . Moje szcz
cie nie trwa o d ugo.
Matka wróci a na pole walki z tryumfalnym u miechem. Schwyci a mnie za kark i zaprowadzi a do kuchni. Tam zobaczy em nast pn , le
na
blacie, pe
pieluch . Od smrodu zrobi o mi si niedobrze.
- A teraz masz to wszystko ze re ! - zapowiedzia a.
Patrzy a tak samo jak w dniu, w którym chcia a po
mnie na zapalonych palnikach kuchenki. Nie poruszaj c g ow zacz em rozgl da si za
zegarem o barwie stokrotek, który powinien by wisie na cianie. W mgnieniu oka zorientowa em si , e jest za moimi plecami. Bez jego pomocy
czu em si bezradny. Wiedzia em, e musz skupi na czym wzrok, eby zyska szans na zapanowanie nad sytuacj . Nie zd
em go jeszcze
dojrze , a Matka z apa a mnie za kark i znowu kaza a je
kup . Wstrzyma em oddech. Smród by straszliwy. Stara em si skoncentrowa na jednym z
górnych rogów pieluchy. Sekundy wlok y si w niesko czono
. Matka najwidoczniej mnie przejrza a. Wepchn a mi twarz w pieluch i przesun a mn
tam i z powrotem.
Przewidzia em to. Gdy apa a mnie za kark, zamkn em oczy i zacisn em usta. Najpierw przysz a kolej na nos. Poczu em, jak wylewa si ze co
ciep ego. Usi owa em wstrzyma krwotok wci gaj c oddech. Kawa ki odchodów utkn y razem z krwi w nosie. Z apa em r kami za blat i próbowa em
jej si wyrwa . Miota em si na wszystkie strony, ale mia a zbyt du
przewag . Raptem mnie pu ci a.
- Wrócili! Wrócili! - wydysza a. Z apa a cierk do wycierania naczy i rzuci a ni we mnie.
- cieraj to z g by - rykn a, zmywaj c z blatu br zowe plamy. Mo liwie najstaranniej wytar em twarz, wydmuchuj c przy tym z nosa kawa ki gówna.
Po chwili Matka wetkn a mi do nosa kawa ek serwetki i odes
a na krzes o w k cie. Przesiedzia em tak reszt wieczoru, ca y czas czuj c lady
pozostawione przez pieluch .
33
To by a ostatnia wycieczka nad Russian River.
We wrze niu wróci em do szko y w zesz orocznym ubraniu i z zardzewia , zielon mena
. A
al by o patrze . Matka jak co dzie pakowa a mi
takie samo drugie niadanie: dwie kanapki z mas em orzechowym i par zwi
ych marchewek. Nie nale
em ju do rodziny, a zatem nie mia em
prawa je dzi w rodzinnym kombi. Matka kaza a mi biega do szko y. Wiedzia a, e b
si spó nia i nie zd
niczego ukra
.
W klasie by em wyrzutkiem. Nikt nie chcia si ze mn zadawa . Podczas przerwy obiadowej zapycha em usta kanapkami i s ucha em, jak dawni
koledzy uk adaj o mnie piosenki. Hitami placu zabaw sta y si "David z odziejem naszych niada " i "Ence pence, w czyje r ce - Pelzer". By em sam,
nie mia em z kim si bawi , ani pogada .
W domu, gdy wystawa em godzinami w gara u, czas zajmowa o mi wyobra anie sobie nowych sposobów zdobycia jedzenia. Ojciec od czasu do
czasu próbowa co mi podrzuci , ale bez wi kszego powodzenia. Zrozumia em, e je eli chc przetrwa , musz liczy wy cznie na siebie. W szkole
nie sposób by o ju nic wykombinowa . Wszyscy albo chowali swoje mena ki, albo zamykali je w szafkach z ubraniami. Nauczyciele i dyrektor znali
mnie i uwa nie obserwowali.
Nareszcie wpad em na pomys , który mia szans powodzenia. W czasie przerwy obiadowej uczniom nie by o wolno schodzi z placu zabaw, wi c
nikt nie b dzie podejrzewa mnie o takie zamys y. Chcia em si wtedy cichaczem wymkn
do pobliskiego sklepu, gdzie móg bym podw dzi ciastka,
chleb, w ogóle cokolwiek jadalnego. W my lach szczegó owo opracowywa em t akcj . Biegn c rano do szko y, liczy em kroki, aby móc dobrze roz
tempo w czasie biegu do sklepu. W ci gu kilku tygodni mia em wszystkie niezb dne informacje. Pozostawa o jedynie zebra si na odwag i przyst pi
do dzia ania. Przewidywa em, e droga do sklepu zajmie mi d
ej, bo znajdowa si on na wzgórzu, wi c do
em na to kwadrans. Powrót w dó
zbocza pójdzie atwiej, i na to przeznacza em dziesi
minut. Czyli e w samym sklepie zostanie mi zaledwie dziesi
minut.
Ka dego dnia stara em si biec do szko y coraz szybciej, wk adaj c w to tyle wysi ku, jakbym by jakim marato czykiem. W miar jak plan nabiera
kszta tów, g ód ust powa miejsca marzeniom. ni em przy pracy w domu. Szoruj c na czworakach p ytki pod ogi w azience wmawia em sobie, e
jestem królewiczem z opowie ci "Króle-34
wie i ebrak". Jako królewicz wiedzia em, e w ka dej chwili mog przerwa t komedi pomy ek. W piwnicy sta em jak wmurowany i marzy em, e
jestem bohaterem komiksowym. Ale marzenia zawsze zak óca y skurcze g odu i w my lach powraca em do planów kradzie y jedzenia.
By em przekonany, e plan jest dopi ty na ostatni guzik, lecz ba em si go wprowadzi w czyn. W czasie przerwy obiadowej chodzi em po placu i
wymy la em powody, t umacz ce mój brak odwagi. Przekonywa em siebie, e na pewno mnie z api , albo e le wyliczy em czas. Podczas tych sporów
/. samym sob
dek burcza i nazywa mnie tchórzem. Na koniec, po kilku dniach bez kolacji i na resztkach niadania, zdecydowa em si . Zaraz po
dzwonku na obiad wylecia em ze szko y i pop dzi em ulic ; serce wali o mi w piersi, a p uca chciwie yka y powietrze. Do sklepu dotar em dwa razy
szybciej ni planowa em. Chodz c pomi dzy pó kami mia em wra enie, e wszyscy si na mnie gapi . Wydawa o mi si , i s ysz rozmowy klientów na
temat cuchn cego, obszarpanego dzieciaka. U wiadomi em sobie, e plan nie mo e si powie
, bo w ogóle nie wzi em pod uwag swojego wygl du.
Im bardziej si tym przejmowa em, tym wi kszy ogarnia mnie strach. Zastyg em w bezruchu, nie bardzo wiedz c, co robi . Zacz em powoli odlicza
sekundy. Przypomnia y mi si wszystkie chwile, w których odczuwa em najwi kszy g ód. Znienacka chwyci em pierwsz z brzegu rzecz i wypad em ze
sklepu. W r ku trzyma em zdobycz: paczk razowych krakersów.
Gdy znalaz em si blisko szko y, ukry em ciastka pod koszul , od strony, w której nie by o adnych dziur, wszed em do rodka i wyrzuci em je do
kosza w wietlicy dla ch opców. Par godzin pó niej zwolni em si na chwil z lekcji i poszed em do wietlicy. Zaczyna a mi ju ciekn
linka, ale na
widok pustego kosza zdr twia em. Wszystko na marne, ca e misterne plany i bolesne wmawianie sobie, e nareszcie si najem. Wo ny wyrzuci
mieci.
Tego dnia mi si nie uda o, ale przy kolejnych próbach mia em wi cej szcz
cia. Raz nawet zdo
em ukry swój skarb pod w asnym stolikiem, lecz
nazajutrz zosta em przeniesiony do szko y po przeciwnej stronie ulicy. W
ciwie tego nie
owa em. Nikt mnie tu nie zna , mog em kra
do woli. Nie
tylko podkrada em jedzenie kolegom, ale tak e, mniej wi cej raz w tygodniu, robi em wypady do sklepu. Od czasu do czasu, gdy co zw szy em,
odchodzi em z pustymi r kami. W ko cu mnie przy apali. Kierownik wezwa Matk . W domu dosta em porz dne lanie. Rodzice wiedzieli, dlaczego
35
kradn jedzenie, ale w dalszym ci gu mi go nie dawali. Im wi kszy dr czy mnie g ód, tym usilniej wymy la em strategie kradzie y.
Zazwyczaj po kolacji Matka zeskrobywa a resztki do ma ego kosza na mieci. Wtedy wo
a mnie z piwnicy, gdzie sta em, podczas gdy wszyscy jedli.
Moje zadanie polega o na umyciu naczy . Gdy tak sta em z r kami w gor cej wodzie, czu em dolatuj cy z kosza zapach resztek. Z pocz tku robi o mi
si niedobrze, ale z czasem pomys mi si nawet spodoba . By to jedyny sposób zdobycia jedzenia. My em jak najszybciej talerze i wyrzuca em
zawarto
kosza do gara u. Na widok jedzenia ciek a mi linka, ale uwa nie wybiera em co lepsze k ski, odrzucaj c strz py papieru czy niedopa ki.
Wszystko sko czy o si jak zwykle nagle, gdy Matka przy apa a mnie na gor cym uczynku. Nie zbli
em si do kosza przez par tygodni, ale
dek nie dawa mi spokoju i musia em wróci do tego zwyczaju. Kiedy zjad em w ten sposób troch wieprzowiny. Po kilku godzinach z apa y mnie
straszliwe bóle. Biegunk mia em przez tydzie . W trakcie choroby Matka zdradzi a, e umy lnie zostawi a mi so w lodówce przez dwa tygodnie, i
dopiero potem je wyrzuci a. Dobrze wiedzia a, e nie opr si takiej pokusie. Z czasem Matka nakazywa a mi przynosi kosz, eby mog a le
c na
wersalce obejrze jego zawarto
. Nie odkry a, e zawija em jedzenie w papierowe r czniki i chowa em je na samym spodzie. Wiedzia em, e nie
dzie si chcia a zabrudzi i grzeba w mieciach, wi c póki co, uchodzi o mi p azem.
Wyczu a, e jakim cudem gdzie zdobywam jedzenie, dlatego zacz a skrapia kosz amoniakiem. Od tej chwili da em sobie spokój z domowymi
mieciami i na powrót skupi em si na szkole. Gdy raz jeszcze przy apano mnie na kradzie y jedzenia kolegów, zacz em podprowadza mro one
obiady na sto ówce.
Tak u
em sobie rozk ad zaj
, e nauczyciel zwalnia mnie do wietlicy zaraz po tym, jak ci
arówka przywioz a wie y zapas mro onych
obiadów. Zakrada em si do sto ówki i apa em kilka lodowatych tac. W wietlicy ma o nie d awi em si zimnymi hot dogami i ziemniakami. Nape niwszy
brzuch wraca em do klasy, dumny z tego, e sam si nakarmi em.
Biegn c z powrotem do domu, my la em o tym, jak to nazajutrz znowu ukradn jedzenie ze sto ówki. Matka niebawem zmusi a mnie do zaniechania
owych praktyk. Zawlok a mnie do azienki i waln a w
dek, a si zgi em wpó . Zaci gn a mnie do sedesu i kaza a wetkn
palec w gard o.
Stawi em opór. Uciek em si do starej sztuczki, czyli liczenia w my lach i patrzenia nieruchomo
36
w porcelanow muszl klozetu. Nie doszed em do trzech. Matka wepchn a mi do gard a swój palec, jakby chcia a przewlec
dek przez usta.
Wi em si , chc c si wyrwa . W ko cu mnie pu ci a, ale pod warunkiem, e sam zwymiotuj .
Przeczuwa em, co si za chwil stanie. Zamkn em oczy, nie chc c ogl da sp ywaj cych do muszli kawa ków czerwonego mi sa. Matka sta a za
mn z r kami na biodrach.
- Wiedzia am! Zobaczysz, powiem o wszystkim ojcu.
Napr
em si w oczekiwaniu gradu uderze , który jednak nie nast pi . Po chwili odwróci em si i zobaczy em, e Matki nie ma w azience.
Domy la em si , e czeka mnie jaki ci g dalszy. Po chwili wróci a z miseczk , do której kaza a zebra na po y strawione jedzenie z muszli. Ojca akurat
nie by o, wi c zbiera a dla niego materia dowodowy.
Tego dnia wieczorem, gdy ju poi obi em wszystko w domu, Matka kaza a mi sta przy kuchennym stole i czeka , a sko czy naradza si z Ojcem
w sypialni. Przede mn postawi a miseczk ze zwymiotowanymi hot dogami. Nie mog em na nie patrze , zamkn em oczy i próbowa em wyobra
sobie, /.e jestem gdzie daleko st d. Po chwili wpadli obydwoje do kuchni.
- Patrz, Steve - warkn a Matka, pokazuj c na miseczk . - A ty my la
, e ch opakowi przesz y ju ci goty do kradzie y jedzenia!
Po minie Ojca s dzi em, e naprawd ma do
tego ci
ego wyliczania wyst pków, jakich dopu ci si "ch opak". Potrz sn niezadowolony g ow i
kn :
-Wiesz co, Roerva, mo e po prostu daj ch opakowi co do jedzenia.
Na moich oczach rozegra a si gwa towna potyczka na s owa, z której jak zwykle zwyci sko wysz a Matka.
- DO JEDZENIA? Chcesz da ch opakowi je
? Nie ma sprawy, zaraz co ZJE! Mo e zje
to! - Matka wrzasn a ile tchu w piersiach, pchn a w
moj stron misk i wypad a do sypialni.
W kuchni zrobi o si tak cicho, e s ysza em przyspieszony oddech Ojca. Delikatnie po
mi r
na ramieniu i powiedzia :
- Poczekaj, Tygrys, spróbuj co zrobi .
Po chwili wróci , maj c za sob próby wyperswadowania Matce jej nakazu. Z przygn bionego wyrazu twarzy natychmiast pozna em, e nic nie
wskóra .
Usiad em na krze le i zacz em wyci ga r
kawa ki hot doga. Gdy wk ada em j e do ust, po palcach sp ywa y mi krople g stej liny. Usi uj c to
wszystko prze kn
, zacz em j cze . Zwróci em si do
37
Ojca, który sta z kieliszkiem w r ku i patrzy na mnie pustym wzrokiem. Ruchem g owy zach ci mnie, bym nie ustawa . Nie mie ci o mi si w g owie,
e mo e sobie tak po prostu sta i patrze , jak poch aniam odra aj
zawarto
miseczki. Wiedzia em ju , e dzieli nas przepa
.
Próbowa em prze kn
bez odczuwania smaku, gdy nagle na karku zacisn a mi si twarda r ka.
- uj! - warkn a Matka. - Zjadaj! Zjedz wszystko! - dorzuci a, wskazuj c lin . Przesun em si na krze le. Po policzkach p yn y mi strugi ez.
Prze
em wszystko, co zosta o w misce i odchyli em do ty u g ow , eby nie zwymiotowa . Zamkn em oczy i w my lach nakazywa em sobie
zatrzyma to w
dku. Oczy otworzy em dopiero, gdy poczu em, e echo posi ku ze sto ówki pozostanie w
dku. Gdy je otworzy em, mój wzrok
pad na Ojca, który odwróci si , by nie widzie mojego cierpienia. W tej chwili Matki nienawidzi em bezgranicznie, ale nienawi
do Ojca by a jeszcze
silniejsza. M
czyzna, który kiedy mi pomaga , sta teraz jak wmurowany i patrzy , jak jego syn je co , czego nie tkn by nawet pies.
Gdy sko czy em przetworzony posi ek, pojawi a si Matka w szlafroku i rzuci a mi stos gazet. Powiadomi a mnie, e odt d b
mi s
za koc, a
ko /najd sobie pod sto em. Ponownie rzuci em okiem na Ojca, ale on zachowywa si tak, jakby niczego nie widzia . Powstrzymuj c zy wgramoli em
si w ubraniu pod stó i przykry em gazetami; siedzia em jak szczur w klatce.
Pod sto em, obok pude ka z koci tami, spa em wiele miesi cy i nied ugo nauczy em si korzysta z gazet. Gdy si nimi owin em, by o mi ciep o. W
ko cu Matka powiedzia a, e nie zas uguj ju , aby spa na pi trze i zosta em wygnany do gara u. Za
ko s
a mi teraz stara wojskowa prycza.
Usi owa em spa jak najbli ej gazowego pieca. Po kilku nocach, gdy zmarz em, doszed em do tego, e najlepiej trzyma r ce pod pachami, a nogi
podkurczy pod po ladki. Czasami si budzi em i wyobra
em sobie, e jestem normalnym cz owiekiem, który pi pod elektrycznym kocem, wie, e nic
mu nie grozi i kto go kocha. To troch pomaga o, ale zimne noce sprowadza y mnie na ziemi . Wiedzia em, e znik d nie ma pomocy. Ani ze strony
nauczycieli, ani tak zwanych braci, ani Ojca. By em zupe nie sam i co noc prosi em Boga, eby da si duszy i cia u. Le
em na pryczy w ciemnym
gara u, i dr
em z zimna, zanim nadszed niespokojny sen.
Kiedy , gdy marzy em w rodku nocy, wpad em na pomys , e b
ebra o jedzenie po drodze do szko y. Mimo e co dzie prze-
38
prowadzano teraz w domu kontrol wymiocin, przypuszcza em, e jedzenie spo yte rano zostanie do tego czasu strawione. Bieg em do szko y
jeszcze szybciej, eby zaoszcz dzi wi cej czasu na starania o jedzenie. Zbacza em z drogi i puka em do drzwi ró nych domów. Osob , która mi
otwiera a, pyta em, czy nie natrafi a przypadkiem na mena
z obiadem. W wi kszo ci przypadków taka metoda si sprawdza a. Od razu by o wida ,
e panie mnie
uj . Starannie wszystko zaplanowa em i zawsze podawa em fa szywe imi , eby zatrze po sobie lady. Wszystko by o w porz dku,
kiedy znalaz em si w domu kobiety, która zna a Matk . Sprawdzona ju metoda -"Zgubi em obiad. Czy mog aby mi pani jako pomóc?" - straci a
sens. Zaraz domy li em si , e pani zadzwoni do Matki.
Tego dnia w szkole modli em si o koniec wiata. Wiedzia em, e Matka le y na wersalce, ogl da telewizj i coraz bardziej si upija, ca y czas
my
c, co by mi tu zrobi po powrocie do jej domu. W drodze powrotnej czu em si tak, jakbym mia zabetonowane nogi. Przy ka dym kroku modli em
si , eby owa kobieta nie zadzwoni a do Matki, albo eby jakim cudem pomyli a mnie z kim innym. Niebo by o b kitne, a promienie s
ca grza y mi
plecy. Gdy zbli
em si do domu, spojrza em na s
ce z my
, czy b
mia jeszcze okazj je zobaczy . Ostro nie uchyli em drzwi wej ciowe i
podrepta em na paluszkach do gara u. S dzi em, e Matka mo e w ka dej chwili zbiec po schodach i st uc mnie na cementowej pod odze. Nie
przychodzi a. Przebra em si w ubranie robocze i poszed em na gór zmywa po obiedzie. Nie wiedzia em, gdzie jest, i uszy zmieni y mi si w anteny
radarowe, za pomoc których stara em si jak najdok adniej j namierzy . Ze strachu zacz bole mnie napi ty grzbiet. Trz
y mi si r ce, nie mog em
si skupi . Nareszcie us ysza em, jak Matka wychodzi z sypialni i kieruje si w stron kuchni. Spojrza em przelotnie przez okno. S ysza em krzyki i
miech bawi cych si dzieci. Przez chwil wyobrazi em sobie, e do nich nale
. Zrobi o mi si ciep o wokó serca. U miechn em si .
Zamar em z przestrachu, gdy poczu em na karku oddech Matki. Z r ki wypad mi talerz, ale zd
em go schwyci w locie.
- Bystry jeste , co? - drwi a. - Umiesz te szybko biega i znajdujesz czas na ebry. No dobra... to si dopiero oka e, na co ci sta .
Skuli em si w oczekiwaniu na cios. Gdy nie pad , my la em, e pójdzie sobie ogl da telewizj . I to przypuszczenie si nie sprawdzi o. Matka sta a z
ty u, ledz c ka dy mój ruch. Widzia em jej odbicie w oknie kuchni. Sama te je dojrza a i u miechn a si . Ma o co nie narobi em w portki.
39
Po zmywaniu zabra em si do sprz tania azienki. Gdy szorowa em wann , Matka siedzia a na klozecie. Gdy my em na czworakach pod og , sta a
bez s owa za moimi plecami. My la em, e podejdzie od przodu i da mi kopniaka w twarz, ale tak si nie sta o. Narasta we mnie niepokój. Wiedzia em,
e mnie zbije, ale nie mia em poj cia jak, kiedy i gdzie. Sprz tanie azienki trwa o ca wieczno
. R ce i nogi dr
y mi z niepewno ci. Skupia a na
sobie wszystkie moje my li. Gdy zbiera em si na odwag i na ni spogl da em, tylko si u miecha a, zach caj c:
- Szybciej, m ody cz owieku, musisz w
w to o wiele wi cej energii.
By em wyczerpany ze strachu. Ma o co nie zasn em, zamiast czeka , a Matka zawo a, ebym sprz tn ze sto u i pozmywa po kolacji. Gdy sta em
w gara u, wn trzno ci zacz y odmawia pos usze stwa i mia em wielk ochot pobiec na gór do azienki; niestety, bez pozwolenia Matki by em
uwi ziony. "Mo e w
nie o to jej chodzi o. Mo e chce, ebym pi w asne siki". Z pocz tku co tak obrzydliwego zupe nie nie mie ci o mi si w g owie,
ale przecie musia em by przygotowany na wszystko, co ona mi zgotuje. Im bardziej skupia em si na wymy laniu ró nych mo liwo ci, tym szybciej
opuszcza y mnie si y. Potem mnie ol ni o: wiedzia em ju , czemu Matka chodzi za mn krok w krok. Chcia a mnie trzyma w sta ej niepewno ci i
niewiedzy, kiedy i w jaki sposób uderzy. Nie zd
em jeszcze obmy li sposobów obrony, gdy zawo
a mnie na gór . W kuchni oznajmi a, e musz
osi gn
pr dko
wiat a, bo inaczej b dzie ze mn krucho.
- Rzecz jasna - ci gn a - nie musz dodawa , e dzisiaj nie dostajesz kolacji. Ale tym si nie martw, ju my co wymy limy.
Gdy sko czy em, Matka kaza a mi zej
na parter. Sta em oparty o tward
cian i zastanawia em si , jakie ma wobec mnie zamiary. Oblewa mnie
zimny pot, który zdawa si przesi ka do szpiku ko ci. Zm czy o mnie to tak bardzo, e usn em na stoj co. Gdy poczu em, jak g owa opada mi do
przodu, poderwa em j do góry i w ten sposób si obudzi em. Na nic si zda y wszystkie próby, g owa opada a w dó i w gór niczym kawa ek korka na
wodzie. Pogr
ony w swego rodzaju transie czu em, jak dusza opuszcza cia o, jakbym unosi si w stanie niewa ko ci. By em lekki jak piórko, dopóki
owa raz jeszcze nie polecia a do przodu; wtedy si przebudzi em. Wiedzia em, e powinienem czuwa , by nie zapa
w g boki sen. Grozi o to
strasznymi konsekwencjami, wi c odp dza em senno
gapi c si przez okno gara u, s uchaj c odg osów przeje
aj cych samocho-
40
dów i wypatruj c czerwonych wiate samolotów. W g bi duszy pragn em tak e st d odlecie .
Gdy Ro i Stan dawno spali, Matka kaza a mi wej
na gór . Ka dy stopie by czym strasznym. Wiedzia em, e nadszed mój czas. Wyczerpa a
mnie psychicznie i fizycznie. Nie mia em poj cia, co dla mnie szykuje. Chcia em po prostu, eby wreszcie mnie zla a i da a spokój.
Gdy otworzy em drzwi, ogarn mnie niespodziewany spokój. W ca ym domu pali o si tylko md e wiate ko w kuchni. Widzia em Matk siedz
przy
stole. Sta em jak wmurowany. U miechn a si , i po obwis ych ramionach pozna em, e jest w alkoholowym do ku. Jaki siódmy zmys podpowiada mi,
e tym razem nie b dzie bicia. Mia em jakie niejasne przeczucia, ale stan uniesienia prysn , gdy Matka podesz a do zlewu. Ukl
a, otworzy a doln
szafk i wyci gn a z niej butelk amoniaku. Nie wiedzia em, co si dzieje. Nala a go troch na
eczk . Ca y by em roztrz siony i nie mog em zebra
my li.
Matka zacz a zbli
si w moj stron z
eczk w r ce. Gdy rozla a nieco amoniaku na pod og , zacz em si odruchowo odsuwa , dopóki
ow nie uderzy em w blat przy kuchence. I to wszystko? Tyle? Da mi tylko
eczk tego czego ? - my la em.
Nie ba em si . By em na to zbyt zm czony. Przez g ow przebiega a tylko jedna my l: No dobrze ju , dobrze, im pr dzej, tym lepiej. Pochylaj c si
nade mn , Matka powtórzy a, e uratowa mnie mo e tylko szybko
. Nie pojmowa em sensu jej zagadkowych s ów.
Otwar em bez wahania usta, a matka wsadzi a mi zimn
eczk g boko do gard a. Znowu pomy la em, e to strasznie proste, ale po chwili
odebra o mi dech. cisn o w gardle. Sta em chwiejnie przed Matk , czuj c si tak, jakby oczy mia y mi za chwil wyskoczy z orbit. Upad em na
czworaki. Ba ka! - wrzeszcza em w my lach. Wali em z ca ej si y w pod og , usi uj c prze kn
i skupi si na ba ce powietrza, która stan a mi w
prze yku. Ogarn o mnie nag e przera enie. zy zalewa y mi twarz. Po paru sekundach zacz y s abn
uderzaj ce w pod og pi
ci. Drapa em
paznokciami pod og , od której nie odrywa em te oczu. Zacz y mi si zlewa kolory. Poczu em, jak gdzie odp ywam. Wiedzia em, e umieram.
Doszed em do siebie, gdy poczu em, jak Matka wali mnie po plecach. Si a uderze sprawi a, e mi si odbi o i odzyska em oddech. Gdy zacz em
yka wielkie hausty powietrza, Matka wróci a do kieliszka. Zdrowo sobie poci gn a i skierowa a w moj stron strumie wilgotnego powietrza.
41
- Nie by o tak le, co? - zapyta a i dopi a alkohol, po czym kaza a mi odmaszerowa na prycz .
Nazajutrz wieczorem odby a si druga próba, tym razem w obecno ci Ojca.
- Na pewno ch opak oduczy si z odziejstwa - przechwala a si .
Wiedzia em, e robi to dla swojej zboczonej przyjemno ci. Ojciec przygl da si z za
onymi r kami, jak Matka daje mi
eczk amoniaku. Tym
razem jednak nie da em tak atwo za wygran . Musia a mi si otwiera usta; kr
c g ow sprawi em, e rozla a wi ksz cz
p ynu. Troch jednak
/osta o i raz jeszcze pad em na pod og , zacisn em pi
ci i wali em nimi w pod og . Niemo, b agalnym wzrokiem wzywa em na pomoc Ojca. On za
najzwyczajniej w wiecie sta nade mn i przygl da si , jak bij u jego stóp pi
ciami o pod og . Matka znowu przykl
a i uderzy a mnie po plecach,
jakbym by jakim domowym pieskiem; potem straci em przytomno
.
Nast pnego dnia rano, gdy sprz ta em azienk , obejrza em w lustrze swój poparzony j zyk. Wypalone zosta y warstwy ywego mi sa, reszta by a
czerwona i podra niona. Sta em ze wzrokiem wbitym w zlew i my la em, i mam wielkie szcz
cie, e yj .
Matka ju nigdy wi cej nie dawa a mi amoniaku, ale par razy wlewa a we mnie Clorox. Najbardziej za upodoba a sobie zabaw z p ynem do mycia
naczy . Wyciska a mi prosto do gard a tani, ró owy p yn, po czym odsy
a do gara u. Zasycha o mi w ustach, wi c p dzi em do kranu i pi em do syta
wody. Na okropne konsekwencje nie trzeba by o d ugo czeka ; zacz a si biegunka. Krzycza em b agaj c, eby po/woli la mi pój
do azienki na
górze. Sta em w bezruchu, czuj c, jak porcje wodnistej masy przesi kaj przez majtki, spodnie i spadaj na pod og .
Po takim upokorzeniu p aka em jak malutkie dziecko. Straci em we w asnych oczach wszelk warto
. Chcia o mi si do ubikacji, ale ba em si
ruszy z miejsca. Wreszcie zdoby em si na odruch ludzkiej godno ci, poszed em okrakiem do zlewu w gara u, wzi em du e wiadro i w nie si
wypró ni em. Zamkn em oczy i zacz em zastanawia si , jak by tu mo na si umy i upra swoje rzeczy, gdy znienacka za moimi plecami otworzy y
si drzwi do gara u. Odwróciwszy si ujrza em Ojca, który beznami tnie przygl da si "drugiej twarzy" syna, podczas gdy br zowa ciecz la a si do
wiadra. Czu em si gorzej sponiewierany ni pies.
Matce nie zawsze udawa o si ze mn wygra . Podczas jednego tygodnia, gdy nie pozwolono mi chodzi do szko y, nala a mi w usta p ynu i kaza a
sprz ta w kuchni. Nie zauwa
a, e wcale nie po-
42
kn em. Z up ywem czasu w ustach tworzy a si mieszanka p ynu i liny. Za wszelk cen nie chcia em tego prze kn
. Doko czywszy kuchni
zbieg em na dó ze mieciami. U miechn em si od ucha do ucha, gdy wreszcie zamkn em za sob drzwi i mog em wyplu zawarto
tego, co
mia em w ustach. W mietniku przy gara u znalaz em zu yty papierowy r cznik i starannie wytar em nim wn trze ust, tak eby nie zosta w nich nawet
lad po p ynie. Czu em si jak zwyci zca Maratonu Olimpijskiego. By em dumny, e uda o mi si pokona Matk w wymy lonej przez ni sam grze.
Mimo e przewa nie przy apywa a mnie na ró nych próbach zdobycia ywno ci, nie udawa o jej si to zawsze. Po miesi cach wielogodzinnego
stania w gara u zdoby em si na odwag i zacz em wykrada z zamra arki w gara u kawa ki mro onek. A za dobrze wiedzia em, e mog za to
drogo zap aci , wi c ka dy k s yka em tak, jakby mia by ostatni w yciu.
W mroku zamyka em oczy i marzy em, e jestem królem we wspania ych szatach, zajadaj cym najlepsze potrawy, jakie wymy li kiedykolwiek
cz owiek. Trzymaj c w r ku kawa ek placka z dyni lub nadziewanej tortilli, by em faktycznie królem i, jak przysta o na króla, spogl da em z góry
najedzenie i dobrotliwie si u miecha em.
rozdzia 5
wypadek
Lato 1971 roku nada o ton reszcie czasu sp dzonego z Matk .
Nie mia em jeszcze jedenastu lat, a zna em na pami
wszelkie mo liwe rodzaje kar. Dodatkiem do limitów czasowych, jakie Matka wyznacza a na
kolejne codzienne zaj cia w domu, by brak jedzenia. Gdy spojrza em na ni lub jednego z jej synów bez pozwolenia, dostawa em policzek. Gdyby
przy apa a mnie na kradzie y ywno ci, wiedzia em, e albo zastosuje jedn x. poprzednich kar, albo wymy li now i jeszcze bardziej potworn .
Sprawia a wra enie kobiety, która wie, co robi, st d te by a do
obliczalna. Niezale nie od tego zawsze mia em si na baczno ci i nat
em ca
uwag na wypadek, gdybym si na ni natkn .
Z pocz tkiem lipca moje poczucie godno ci zacz o si za amywa . Spraw jedzenia nale
oby ju praktycznie w
mi dzy bajki. Z rzadka
dostawa em cho by resztki niadania, a nigdy, przenigdy nie pow cha em obiadu. Kolacj dostawa em mniej wi cej raz na trzy wieczory.
Pewien lipcowy dzie rozpocz si jak ka dy inny w moim niewolniczym yciu. Jedzenia nie widzia em od trzech dni. W wakacje trudno by o o inne
okazje do jego zdobycia. Jak zawsze podczas kolacji siedzia em u do u schodów z r kami pod po ladkami i s ucha em, jak je "rodzina". Matka
wymaga a, ebym siada na r kach z g ow odrzucon do ty u, w pozycji "je ca wojennego". Opu ci em g ow do przodu, marz c, e sta em si jednym
z nich, cz onkiem "rodziny". Pewnie zasn em, bo zbudzi o mnie warkni cie Matki:
- Wstawaj! Rusz dup !
44
Na d wi k jej g osu podnios em g ow , zerwa em si i pobieg em po schodach. Prosi em Boga, eby dzisiaj dosta co , co zaspokoi oby g ód;
Zacz em gor czkowo zbiera talerze po kolacji, gdy Matka zawo
a mnie do kuchni. Z pochylon g ow s ucha em, jak wyrzuca z siebie czas, jaki
przeznacza mi na ka
czynno
.
- Masz dwadzie cia minut! Sekunda wi cej, a nie dostaniesz nic do jedzenia. Zrozumiano?
- Tak jest.
- Patrz w moj stron , jak do ciebie mówi ! - burkn a.
Pos uszny rozkazowi, unios em powoli g ow . Widzia em, jak Russell buja si na jej lewej nodze. Opryskliwo
Matki najwyra niej mu nie
przeszkadza a. Po prostu wytrzeszcza na mnie te swoje zimne oczy. Mia dopiero cztery czy pi
lat, ale zd
ju zosta "ma ym gestapowcem"
Matki, ledz cym ka dy mój ruch, pilnuj cym, czy nie podkradam jedzenia. Czasami zmy la jak
historyjk , eby móc popatrze , jak Matka mnie
karze. Nie by a to rzecz jasna jego wina. Wiedzia em, e Matka nauczy a go tego wszystkiego, ale i tak go nienawidzi em.
- S yszysz? - rykn a Matka. - Patrz na mnie, jak do ciebie mówi . - Gdy podnios em g ow , zobaczy em, jak apie za tasak z kuchennego blatu. -Jak
nie zmie cisz si w czasie, zar
jak psa!
Nie przej em si zbytnio t pogró
. Powtarza a j mniej wi cej od tygodnia. Russell te pozosta oboj tny. Buja si na jej nodze, niczym na koniu
na biegunach. Najwidoczniej nie by a zadowolona ze swej w asnej strategii, bo bez przerwy marudzi a, podczas gdy czas up ywa i mój limit czasowy si
kurczy . Wola em, eby si wreszcie zamkn a i da a zaj
si robot . Bardzo mi na tym zale
o, bo chcia em dosta co do zjedzenia, boj c si
kolejnej nocy o pustym
dku.
Co by o nie w porz dku. I to bardzo! Wyt
em wzrok. Zacz a wymachiwa trzymanym w prawej r ce no em. Niezbyt si tym przejmowa em.
"Oczy - zauwa
em. - Spójrz na jej oczy". Wygl da y jak zwykle, na po y zamglone i szkliste. Intuicja jednak podpowiada a mi, e co jest nie tak. Nie
obawia em si lania, ale czu em jakie napi cie. Stopniowo zacz em si orientowa w grozie sytuacji. Po cz
ci przez ko ysz cego si Russella,
cz
ciowo w wyniku wymachiwania no em, cia o Matki buja o si w ty i w przód. Przez chwil zdawa o mi si , e upadnie.
Chcia a utrzyma równowag , warkn a na Russella, eby zszed jej z nogi, ca y czas przy tym wrzeszcz c na mnie. Przypomina a fotel bujany, który
wymkn si spod kontroli. Przesta em zwraca
45
uwag na czcze pogró ki i wyobrazi em sobie, jak stara pijaczka pada na pysk. Ca uwag skupi em w
nie na jej twarzy. K tem oka dostrzeg em,
jak co wypada jej z r ki. Poczu em rozdzieraj cy ból tu powy ej
dka. Usi owa em nie upa
, ale nogi si pode mn i obj a mnie nieprzenikniona
ciemno
.
Gdy odzyska em przytomno
, poczu em bij ce z okolicy piersi ciep o. Po chwili zorientowa em si , gdzie jestem. Siedzia em na ubikacji, oparty o
cian . Russell sta przede mn i powtarza : "David umrze, ch opak umrze". Spojrza em w stron
dka. Kl cz ca na pod odze Matka przyk ada a
tampon z gazy do miejsca, z którego tryska a czerwona krew. Próbowa em co powiedzie . Wiedzia em, e to tylko wypadek. Chcia em powiedzie , e
jej wybaczam, ale nie mog em wydusi z siebie ani s owa. G owa raz po raz opada a mi na piersi. Ponownie zapad em w ciemno
.
Gdy si ockn em, Matka wci
jeszcze owija a mi doln cz
klatki piersiowej jakim r cznikiem. Trzeba przyzna , e si na tym zna a.
Wielokrotnie opowiada a dzieciom, jak jeszcze przed poznaniem Ojca mia a zamiar zosta piel gniark . Zawsze dawa a sobie rad z ró nymi urazami,
jakich doznawali domownicy. Nie w tpi em, e jest w tym dobra. Po prostu czeka em, a wsadzi mnie do samochodu i zawiezie do szpitala. By em
pewny, e zaraz to nast pi. Odczuwa em dziwn ulg , wiedzia em, e zaraz si to wszystko sko czy. Sko czy si niewolnicze ycie. Nawet Matka nie
zdo a teraz ukry prawdy. Wypadek b dzie pocz tkiem mojej wolno ci.
Opatrzenie rany zaj o jej niemal pó godziny. Nie sprawia a wra enia osoby dr czonej wyrzutami sumienia. My la em, e b dzie si przynajmniej
stara a mnie pocieszy . Obrzucaj c mnie ch odnym wzrokiem wsta a, umy a r ce i oznajmi a, e mam trzydzie ci minut na zmycie naczy .
Potrz sn em g ow , bo nie dotar do mnie sens tych s ów. Po chwili zrozumia em. Tak jak wypadek z r
przed kilkoma laty, teraz te mia a zamiar
zignorowa ca e zdarzenie.
Nie by o czasu na u alanie si nad sob . Czas bieg szybko. Wsta em, zachwia em si na nogach i skierowa em do kuchni. Przy ka dym kroku ebra
rozdziera ból, a przez podart koszulk przesi ka a krew. Doszed szy do zlewu, opar em si i zacz em dysze jak zniedo
nia y pies.
ysza em, jak Ojciec przegl da w sto owym gazet . Mimo bólu zaczerpn em tchu, licz c, e uda mi si do niego dosta . Zamiast tego upad em na
pod og . Zorientowa em si , e powinienem bra krótkie, urywane wdechy. Wszed em do sto owego. Na ko cu wersalki siedzia mój bohater.
Wiedzia em, e poradzi sobie z Matk i za-
46
wiezie mnie do szpitala. Stan em przed nim, czekaj c, a sko czy stron i mnie dostrze e. Wtedy wyj ka em:
- Tato, Ma... Ma... Mama mnie no em.
- Dlaczego? - spyta , nie unosz c nawet brwi.
- Powiedzia a, e jak nie pozmywam na czas, to mnie zabije. Czas stan w miejscu. S ysza em dochodz cy zza gazety, pe en wysi ku oddech Ojca.
Odchrz kn i odezwa si wreszcie:
- No... to... lepiej wracaj do kuchni i zmywaj te naczynia.
Nachyli em si , jakbym chcia go lepiej dos ysze . Nie wierzy em w asnym uszom. Musia wyczu moj dezorientacj , bo od
gwa townie gazet i
uniós g os:
-Jezus Maria! Czy Matka wie, e tu stoisz i ze mn gadasz? Id ju do kuchni zmywa . S uchaj, ma y, nie wolno nam jej denerwowa . Chc mie
spokój przynajmniej dzisiaj... - Urwa , zaczerpn tchu i zszed do szeptu: -Wracaj do kuchni i pozmywaj, a ja obiecuj , e nie zdradz , e si przede
mn wygada
. Mo e tak by ? To b dzie nasza ma a tajemnica. Ale tera/, zmykaj do kuchni, zanim nas obu tu przy apie.
Sta em jak sparali owany. Nawet na mnie nie spojrza . My la em, e gdyby nieco opu ci gazet i zajrza mi w oczy, od razu dowiedzia by si ca ej
prawdy; poczu by moje cierpienie, zorientowa by si , jak strasznie potrzebuj pomocy. Ale i tak wiedzia em, e by pod w adz Matki, która trzyma a
na wszystkim, co dzia o si w jej domu. Chyba obaj znali my "rodzinny" szyfr: je li si nie przyzna do istnienia problemu, to problemu takiego nie
ma. Gdy tak przed nim sta em nie wiedz c, co pocz
, spu ci em g ow i zauwa
em, jak kropelki krwi plami rodzinny dywan. W g bi duszy
czu em, e najch tniej wzi by mnie w ramiona i zabra daleko st d. Nawet przedstawi em sobie, e zdziera koszul , po czym wzbija si w powietrze i
szybuje niczym Superman, pokazuj c mi swoje prawdziwe ja.
Odwróci em si . Ojciec utraci ca y mój szacunek. To by a karykatura zbawcy, którego w nim si dopatrywa em. Z
ci em si bardziej na niego ni na
Matk . Chcia em ulecie gdzie daleko, ale pulsuj cy ból sprowadza mnie z powrotem na ziemi .
Umy em naczynia tak szybko, jak tylko pozwoli mi stan mojego cia a. B yskawicznie odkry em, e ka de poruszenie przedramieniem powoduje
przenikliwy ból w okolicach brzucha. Gdy przesuwa em si w bok, od zbiornika do mycia, do zlewu, w którym p uka em, cia o przeszywa jeszcze jeden
rodzaj bólu. Czu em, e opuszczaj mnie resztki si . W miar jak wyczerpywa si ustalony przez Matk czas, mala y szans na wieczorny posi ek.
47
Mia em ochot najzwyczajniej w wiecie po
si na ziemi i podda , ale nie wolno mi by o z ama z
onej przed laty obietnicy. Chcia em pokaza
tej suce, e pokona mnie dopiero w chwili mojej mierci poddam si dopiero wtedy. Doszed em do wniosku, e upieraj c ci
ar cia a na palcach i
nachylaj c si w kierunku blatu zmniejszam nacisk na doln cz
klatki piersiowej. Nie przechodzi em ju za ka dym razem od zlewu do zlewu, lecz
my em kilka talerzy naraz po czym pochyla em si i je p uka em. Najgorsze by o uk adanie na pó kach po wytarciu. Szafki wisia y nade mn i
wiedzia em, e wyci ganie tam r k b dzie bardzo bola o. Wzi em jeden talerz, stan em na palcach i usi owa em mo liwie najwy ej wyci gn
r
.
Prawic mi si uda o - nie wytrzyma em bólu i upad em na pod og .
Ca a koszulk mia em ju przesi kni
krwi . Próbowa em stan
z powrotem na nogach. Poczu em, jak pomagaj mi silne r ce Ojca. Chcia em go
odepchn
.
- Podawaj talerze - powiedzia . - U
je w szafce. Ty id na dó i si przebierz.
Odwróci em si bez s owa. Spojrza em na zegar. Zmywanie zaj o mi niemal pó torej godziny. Kurczowo trzymaj c si praw r
por czy,
schodzi em po schodach. Z ka dym stopniem wyp ywa a ze mnie krew.
U stóp schodów natkn em si na Matk . Koszulk zdj a ze mnie najdelikatniej jak umia a, ale poza tym w ogóle nie stara a si mi ul
. Robi a to
machinalnie. Swego czasu widzia em, jak z wi kszym wspó czuciem zajmowa a si zwierz tami.
Zrobi o mi si tak s abo, e opar em si o ni , gdy przebiera a mnie w star , za du
koszulk . My la em, e mnie uderzy, ale znios a to przez kilka
sekund, po czym usadowi a mnie na stopniu i odesz a. Po chwili wróci a nios c szklank wody, któr w po piechu prze kn em. Oznajmi a, e na razie
nie mo e da mi je
, ale dostan co za kilka godzin, gdy poczuj si lepiej. G os mia a ca y czas monotonny, wyprany z wszelkich uczu .
Rzuci em okiem przez okno i zobaczy em, jak kalifornijski pó mrok ust puje miejsca ciemno ci. Matka powiedzia a, e mog pobawi si z ch opcami
na dworze, przed drzwiami gara u. Nie bardzo rozumia em, co ona do mnie mówi.
- No ju , David, zmykaj - powtarza a.
Pomog a mi wyku tyka z gara u na podjazd. Bracia obrzucili mnie oboj tnym wzrokiem, znacznie bardziej interesowa y ich sztuczne ognie, które
dostali z okazji wi ta Niepodleg
ci. Z up ywem czasu Matka okazywa a mi coraz wi cej wspó czucia. Trzyma a
48
mnie za ramiona, gdy patrzyli my, jak bracia rysuj sztucznymi ogniami ósemki. Matka spyta a, czy te bym chcia pu ci taki ogie . Przytakn em.
Trzymaj c mnie za r
przykl
a i odpali a. Przez chwil w wyobra ni powróci a wo jej dawnych per fum. Ju jednak od dawna nie u ywa a
kosmetyków i nie robi a makija u.
Bawi c si z bra mi ca y czas my la em o zmianie, jaka zasz a w post powaniu Matki. Chce si ze mn pogodzi ? - zastanawia em si -Czy to
koniec ycia w piwnicy? Powrót na ono rodziny? Na razie by o mi wszystko jedno. Bracia chyba pogodzili si z moj obecno ci , i czu em w stosunku
do nich sympati , co mnie nawet zdziwi o.
Po chwili mój fajerwerk wystartowa . Zwróci em oczy w kierunku zachodz cego s
ca. Od dawna nie ogl da em takiego widoku. Zamkn em oczy,
by ch on
jak najwi cej ciep a. Na ulotn chwil znikn y cierpienie, g ód i
osne ycie. Otworzy em oczy, chc c na zawsze utrwali ten moment.
Przed pój ciem spa Matka da a mi jeszcze wody i troch jedzenia. Czu em si jak okaleczone zwierz , które wraca do formy, ale by o mi to
oboj tne.
W gara u po
em si na starej wojskowej pryczy. Usi owa em zapomnie o bólu, który jednak ogarnia ca e cia o. Na koniec pokona o go
wyczerpanie i zapad em jako w sen. Dr czy y mnie koszmary. Obudzi em si zlany zimnym potem. Zza pleców doszed mnie przera aj cy odg os. To
Matka. Nachyli a si i po
a mi na czole zimny kompres, zmoczywszy ciereczk do naczy . Powiedzia a, e w nocy mia em gor czk . Niemoc i
zm czenie nie pozwoli y mi zdoby si na jak kolwiek reakcj . Wszystkie my li skupi y si na bólu. Pó niej Matka wróci a do sypialni braci na dole,
bli ej gara u. Czu em si bezpiecznie, wiedz c, e jest w pobli u i ma nade mn dozór.
Niebawem pogr
em si w ciemno
i niespokojne sny, z których najokropniejsza by a wizja ulewnego, czerwonego deszczu ognia. Pada na mnie,
przemaczaj c do szpiku ko ci. Próbowa em zmy z siebie krew, która wkrótce na nowo zalewa a cia o. Gdy si nazajutrz przebudzi em, popatrzy em
szeroko otwartymi oczami na pokryte zakrzep krwi d onie. Koszulka na piersi by a ca a czerwona. Krew zasch a te na twarzy. Us ysza em d wi k
otwieranych drzwi i odwróciwszy si zobaczy em id
do mnie Matk . Oczekiwa em z jej strony jakiego wi kszego wspó czucia, ale by y to pró ne
nadzieje. By a oboj tna. Ch odnym g osem kaza a mi si umy i zabra do roboty. S ysz c jej kroki, gdy schodzi a po schodach wiedzia em ju , e nic
si nie zmieni o. By em wci
zaka rodziny.
4. Dziecko...
49
Gor czka trwa a przez trzy dni po "wypadku". Nie mia em prosi Matki cho by o aspiryn , zw aszcza kiedy Ojciec by w pracy. Wiedzia em, /c Matka
jest znowu sob . S dzi em, e gor czka jest wynikiem rany. K< wiecie na brzuchu wielokrotnie si otwiera o. Powoli podkrada em si do kranu w
gara u, nie chc c, eby us ysza a mnie Matka. / kupy swoich podartych i brudnych achów wybra em najczystszy. l) siad em i podwin em czerwon ,
wilgotn koszulk . Dotkn em rany i a wzdrygn em si z bólu. Zaczerpn em tchu i mo liwie najdelikatniej cisn em rozci cie pomi dzy dwoma
palcami. Ból by tak niezno ny, e opad em g ow na zimn , betonow pod og , niemal trac c od tego uderzenia przytomno
. Gdy ponownie
spojrza em na brzuch, z czerwonego, rozpalonego naci cia ciek a
tobia a substancja. Nie bardzo si na tym zna em, ale wiedzia em, e wda o si
zaka enie. Próbowa em wsta , eby pój
do Matki i poprosi j o opatrzenie rany. Zatrzyma em si w pó drogi. Nie - pomy la em - nie b
prosi tej
suki o pomoc. Zdawa em sobie spraw , i nale y jak najszybciej opatrzy ran i zrozumia em, e jestem zdany tylko na w asne si y. Chcia em sam
panowa nad sytuacj i nie zdawa si na Matk .
Zmoczy em szmat i dotkn em rany. R ce trz
y mi si ze strachu, po policzkach p yn y zy. Czu em si jak ma e dziecko i wcale mi si to nie
podoba o. Zap aczesz si na mier - strofowa em siebie. - No ju , zabieraj si za t ran . Wierzy em, e uraz nie zagra a yciu. Wmówieniem tego
stworzy em sobie blokad bólu.
Dzia
em szybko, eby wykorzysta resztki motywacji. Z apa em jeszcze jedn szmat , zwin em j i zatka em sobie usta. Ca uwag skupi em na
kciuku i pierwszym palcu lewej r ki, chwytaj cych skór w okolicach rany. Drug r
wytar em rop . Powtarza em tak d ugo ten sam zabieg, a z rany
wylatywa a tylko krew. Wycisn em wi kszo
bia ej cieczy. Nie mog em ju d
ej znie
straszliwego bólu. Z ca ej si y zagryza em z by na szmacie,
która t umi a krzyk. Czu em si jak cz owiek zwisaj cy z urwiska nad morzem. Gór koszulki mia em przemoczon od ez.
Boj c si , eby Matka nie przy apa a mnie w takim miejscu, wytar em krew i rop , po czym pó id c, pó czo gaj c si dotar em do swojego punktu u
stóp klatki schodowej. Obejrza em koszulk : prowizoryczny banda zaplami o zaledwie kilka kropel krwi. Rozkazywa em ranie si zagoi . Jakim
siódmym zmys em wiedzia em, e mnie pos ucha. Odczuwa em dum . By em niby jaka komiksowa posta , która pokona a pi trz ce si przeszkody i
prze
a. Po chwili g owa opad a mi na piersi i zasn em. We nie lecia em przez kolorowe powietrze. Mia em na sobie czerwon peleryn ... by em
Supermanem.
rozdzia 6
gdy Ojca nie ma w domu
Po incydencie z no em Ojciec coraz rzadziej zagl da do domu i sp dza coraz wi cej czasu w pracy. Wymy la ró ne powody, ale nic a nic mu nie
wierzy em. Cz sto siedzia em w gara u i trz
em si ze strachu, licz c jednocze nie, e z jakiego powodu zostanie w domu. Pomimo wszystkiego, co
mi dzy nami zasz o, wci
traktowa em go jak swego obro
. W jego obecno ci Matka nie wyrz dza a mi tyle krzywdy.
Zacz mi te regularnie pomaga wieczorem w zmywaniu naczy . On my , a ja wyciera em. Przy pracy rozmawiali my cicho, eby nie dos ysza a
nas Matka, ani ch opcy. Czasami okresy milczenia trwa y po kilka minut. Musieli my mie pewno
, e na horyzoncie nie czai si
adne
niebezpiecze stwo. Ojcu przypada a zazwyczaj rola zagajaj cego rozmow .
-Jak tam u ciebie, Tygrys?
- Nie le. - Stary przydomek, którego Ojciec u ywa , gdy by em ma y, zawsze wywo ywa na mojej twarzy u miech.
-Jad
co dzisiaj? - pyta . Odpowied by a zwykle przecz ca.
- Nie przejmuj si - pociesza . - Przyjdzie dzie , kiedy obydwaj wyrwiemy si z tego wariatkowa.
Wiedzia em, e Ojciec nie znosi chwil sp dzanych w domu, i to z mojego powodu. Mówi em mu, e b
ju grzeczny i nie b
krad , e b
si
jeszcze bardziej stara pilnie wype nia swoje domowe obowi zki. Zawsze przy tym si u miecha i powtarza , e to nie moja wina.
Czasami gdy wyciera em talerze, zaczyna em odczuwa nowy przyp yw nadziei. Domy la em si , e Ojciec nie wyst pi otwarcie
51
przeciw Matce, ale w jego obecno ci czu em si przynajmniej bezpieczny.
Tak jak zwykle, to Matka po
a kres pomocy Ojca. Upiera a si , e "ch opak" da sobie rad sam. Mówi a, e Ojciec po wi ca za du o uwagi mnie,
kosztem reszty rodziny. Ust pi bez walki. Matka odzyska a stuprocentow kontrol nad wszystkimi w domu.
Po pewnym czasie Ojciec przesta wraca do domu nawet w dni wolne od pracy. Wpada tylko na chwil . Zagl da do ch opców, po czym odnajdywa
mnie, zamieniali my par s ów i wychodzi . Trwa o to wszystko jakie dziesi
minut, po których wraca do swej samotni, któr bywa przewa nie bar. W
czasie rozmów ze mn powtarza , e knuje plany wspólnej ucieczki. Zawsze si wtedy u miecha em na t my l, ale w g bi serca wiedzia em, e to
tylko sen.
Pewnego razu ukl
przy mnie i wyzna , e jest mu bardzo al. Popatrzy em mu w oczy. Przerazi y mnie zmiany, które dostrzeg em w jego
wygl dzie. Oczy mia podcienione g bokimi, ciemnymi pó kolami, twarz i szyja przybra y barw
wik owego buraka. Niegdy sztywne barki teraz jakby
oklap y. Kiedy l ni ce czarne w osy przyprószy a siwizna. Tego dnia obj em go w pasie, nie wiedz c, kiedy si znowu spotkamy.
Po odrobieniu swojej pa szczyzny zbieg em na dó . Kazano mi upra swoje achmany i stos innych mierdz cych szmat. Jednak po egnanie z
Ojcem tak mnie przygn bi o, e tylko przypad em do kupy ubra i rozp aka em si . P acz c prosi em, eby wróci i zabra mnie ze sob . Po chwili
wzi em si za pranie ubra , pe nych dziur jak szwajcarskie sery. Tar em, a zacz y krwawi kostki r k. Ju mi na niczym nie zale
o. Dom Matki sta
si nie do zniesienia. Pragn em znale
jaki sposób ucieczki z tego piek a.
Podczas jednej z d
szych nieobecno ci Ojca Matka g odzi a mnie przez dziesi
kolejnych dni. adnym sposobem nie udawa o mi si wykona
zadanych prac w ustalonym przez ni czasie. Za kar nie dostawa em je
. Matka wykluczy a wszystkie mo liwo ci kradzie y. Sama sprz ta a ze sto u i
wyrzuca a resztki na mietnik. Co rano, jeszcze zanim wyrzuci em mieci, przetrz sa a starannie kosz. Zamra ark w gara u zamyka a na klucz, który
trzyma a przy sobie. Zd
em si ju przyzwyczai do trzydniowych g odówek, ale ten wyd
aj cy si okres stawa si niezno ny. Przy yciu trzyma a
mnie tylko woda. Po nape nieniu wod metalowego pojemnika na lód z zamra alnika, przystawia em go do ust i przechyla em. Potem podczo giwa em
si do kranu i odkr ca em kurek. Modl c si w my lach,
52 eby dr enie rury nie wzbudzi o czujno ci Matki, ostro nie ssa em zimny metal, dopóki prawie nie p ka mi
dek.
Szóstego dnia by em taki os abiony, e obudziwszy si nie mog em wsta ze starej wojskowej pryczy. Obowi zki wype nia em w
wim tempie.
My la em m tnie. Zrozumienie ka dego wykrzyczanego przez Matk zdania zajmowa o mi chyba d
sz chwil . Gdy powoli usi owa em podnie
na
ni oczy, dostrzega em, e dla niej to zabawa - i to ca kiem niez a.
- Ooo, biedactwo - grucha a drwi co. Pyta a, jak si czuj i mia a si z moich b aga o jedzenie. Pod koniec szóstego i kolejnych dni pragn em
tylko, eby da a mi cokolwiek do jedzenia. By o mi wszystko jedno, co to b dzie.
Pewnego wieczoru pod koniec tej "zabawy" Matka z trzaskiem postawi a przede mn talerz jedzenia. Zimne okruchy ze sto u by y prawdziw uczt
dla oka. Mia em si jednak na baczno ci: wygl da o to zbyt pi knie, eby mog o by prawdziwe.
- Dwie minuty! - warkn a. - Masz, dwie minuty na zjedzenie tego. Ani chwili d
ej.
Z szybko ci b yskawicy porwa em widelec i chcia em nabra jedzenia, ale z apa a talerz i wyrzuci a resztki do kosza.
- Spó ni
si ! - szydzi a.
Sta em oszo omiony, nie wiedz c, co powiedzie czy zrobi . Przychodzi o mi do g owy jedynie pytanie: dlaczego? Nie pojmowa em, dlaczego mnie w
ten sposób traktuje. By em tak bliski szcz
cia, e ju czu em zapach ka dego k ska. Na pewno chcia a wymusi kapitulacj , aleja sta em w bezruchu i
powstrzymywa em p acz.
Le
c w pustym gara u czu em, e przestaj panowa nad sytuacj . Pragn em jedzenia. T skni em za Ojcem. Ale przede wszystkim chcia em
minimum szacunku, odrobiny godno ci dla siebie. Siedz c na r kach s ysza em, jak bracia otwieraj lodówk i wyjmuj desery; nie mog em tego znie
.
Ogl da em swoje cia o. Skóra mia a
tawy odcie , mi
nie zwiotcza y i skurczy y si . S ysz c miech którego z braci ogl daj cych telewizj ,
przeklina em ich imiona. "Szcz
ciarze! Powinna dla odmiany bra czasem którego z nich i oi mu skór ". Z p aczem wy adowywa em nienawi
.
odowa em prawie dziesi
dni. Po wieczornym myciu naczy Matka ponowi a swoj zabaw w "dwie minuty na zjedzenie wszystkiego". Tym
razem na talerzu by o zaledwie par och apów. Czu em, e mi je znowu zabierze, wi c obmy la em ka de posuni cie. Z apa em szybciutko talerz i
po kn em jedzenie w ogóle go nie prze uwaj c. W ci gu kilku sekund zjad em wszystko i wyliza em talerz.
53
- resz jak winia! - warkn a Matka. Pochyli em g ow , jakby mnie to dotkn o. Ale w duchu si z niej mia em. "Spierdalaj! Gadaj, co chcesz! Ja co
zjad em!"
Na czas nieobecno ci Ojca przygotowa a dla mnie jeszcze jedn gr . Kaza a mi sprz ta
azienk , ustalaj c zwyk y limit czasowy. Tym razem jednak
nape ni a kube mieszanin amoniaku i Cloroxu, wstawi a go do pomieszczenia i zamkn a za mn drzwi. Za pierwszym razem mówi a, e chce
wypróbowa co , o czym wyczyta a w gazetach. Pomimo pozorów, jakie stwarza em, nie ba em si . Nie mia em poj cia, co si stanie. Martwi
zacz em si dopiero wtedy, gdy Matka zamkn a drzwi i zabroni a mi je otwiera . Powietrze w zamkni tym pomieszczeniu zacz o si zaraz zmienia .
Upad em na czworaki i wpatrywa em si w wiadro. Unosi y si nad nim wiry drobnej, bia ej mgie ki. Wch on wszy te opary upad em i zacz em plu .
Czu em si tak, jakby pali o mi si w gardle. Gaz powstaj cy z reakcji amoniaku i Cloroxu dzia
jak gaz zawi cy. My l o tym, e nie posprz tam w
ustalonym przez Matk czasie, doprowadza a mnie do szale stwa.
Wydawa o mi si , e razem z kaszlem pozb
si wn trzno ci. Wiedzia em, e Matka nie ust pi i nie otworzy drzwi. Je li chc prze
, musz
ruszy g ow . Roz
em si na p ytkach pod ogi i nog odsun em kube w stron drzwi. Robi em to z dwóch powodów: po pierwsze chcia em jak
najdalej odsun
go od siebie, po drugie - eby Matka otwieraj c drzwi nawdycha a si swojego w asnego specyfiku. Skuli em si w przeciwleg ym
cie i zakry em ca twarz cierk do mycia, uprzednio zmoczywszy j w muszli klozetowej. Nie mia em odkr ca wody, bo Matka mog a us ysze
szum. Oddychaj c przez materia patrzy em, jak mg a z wolna opada na ziemi . Czu em si jak w komorze gazowej. Przypomnia em sobie o niewielkiej
kratce wentylacyjnej, znajduj cej si tu nad pod og . Wiedzia em, e w cza si co par minut. Przysun em do niej twarz i nabra em w p uca
powietrza. Po pó godzinie Matka otworzy a drzwi i kaza a mi wyla wiadro do kana u przy gara u, ebym nie zasmrodzi jej ca ego domu. Przez godzin
kaszla em i plu em krwi . Ze wszystkich zabaw "komory gazowej" nienawidzi em najbardziej.
Pod koniec lata Matk najwidoczniej znudzi y tortury domowe. Pewnego dnia, gdy odrobi em porann pa szczyzn , kaza a mi kosi u ludzi trawniki.
Ju to kiedy robi em, podczas ferii wielkanocnych w zesz ym roku. Ustali a pewien kontyngent zarobków i kaza a mi je sobie skrupulatnie oddawa . By
niemo liwie wielki, wi c -w rozpaczy nie wiedz c, co zrobi - ukrad em jednej dziewczynce
54
z s siedztwa dziewi
dolarów ze skarbonki. Po paru godzinach zjawi si u nas jej ojciec. Matka rzecz jasna odda a te pieni dze i zwali a ca win
na mnie. Po wyj ciu m
czyzny zbi a mnie na kwa ne jab ko. Pieni dze ukrad em, eby sprosta jej wymaganiom.
Koszenie tego lata sko czy o si równie fatalnie jak w tamt Wielkanoc. Pyta em ludzi, czy chcieliby, ebym skosi im trawniki. Nikt nie chcia .
Ubranie w strz pach i wyn dznia e cia o musia y by zaiste
osnym widokiem. Jedna pani, wiedziona wspó czuciem, da a mi obiad w br zowej torbie i
odes
a dalej. Kilkana cie domów dalej jakie ma
stwo poleci o mi skosi trawnik. Potem wzi em torb z obiadem i zacz em gna do domu Matki.
Chcia em ukry jedzenie jeszcze gdzie przed jej ulic . Nic z tego. Kr
a samochodem po okolicy. Zatrzyma a si i zabra a mnie razem z obiadem.
Nie zd
a zahamowa , a ju podnios em r ce do góry jak z oczy ca. Nie chcia em, eby taka historia, jak z t
yczliw pani jeszcze si kiedy
powtórzy a.
Matka wypad a z samochodu, jedn r
schwyci a torb , drug da a mi kuksa ca. Cisn a mnie do wozu i pojechali my do pani, która przygotowa a
mi obiad. Nie by o jej w domu. Matka by a przekonana, e wszed em tam ukradkiem i sam wzi em jedzenie. Wiedzia em, e posiadanie ywno ci to
najci
sze przest pstwo. W duchu karci em si za to, e nie schowa em wcze niej obiadu.
W domu po zwyczajowej rundzie le
em rozp aszczony na pod odze. Matka kaza a mi siedzie na podwórku za domem, gdy ona zawiezie "swoich"
synów do zoo. Miejsce, w którym kaza a mi usi
, pokryte by o warstw kilkucentymetrowych kamieni. Gdy tak siedzia em w pozycji je ca wojennego,
w wielu odcinkach organizmu usta o kr
enie krwi. Traci em wiar w Boga. Czu em, e mnie znienawidzi . Jaki móg by by sens takiego ycia?"
Wszelkie wysi ki, aby najzwyczajniej w wiecie prze
, wydawa y si zdawa na marne. Na nic okaza y si starania, by zawsze o krok wyprzedza
plany Matki. Zawisn nade mn czarny cie .
Nawet s
ce jakby mnie unika o, kryj c si za grub warstw chmur. Skuli em si i uciek em w marzenia. Nie mam poj cia, ile up yn o czasu, ale
us ysza em wreszcie odg os wje
aj cego do gara u kombi Matki. Sko czy o si siedzenie na kamieniach. Zastanawia em si , co Matka teraz
wymy li. B aga em, eby tylko nie nast pn komor gazow . Rykn a z gara u, ebym wszed za ni na gór . Zaprowadzi a do azienki. Straci em
otuch . Wdycha em wielkie porcje wie ego powietrza, zdaj c sobie spraw , e b dzie mi go bardzo brakowa o.
55
Co dziwne, w azience nie by o adnych wiader ani butelek. Ujdzie mi p azem? - pomy la em. To by by o zbyt pi kne. Patrzy em, jak Matka odkr ca
zimn wod w wannie. Dziwi em si , e zapomnia a o ciep ej. Gdy wanna nape nia a si wod , Matka zerwa a ze mnie ubranie i kaza a do niej
wchodzi . Wszed em i po
em si . Sparali owa mnie strach.
- Ni ej-wrzasn a. - Zanurz twarz!
Nachyli a si , z apa a mnie za kark i wepchn a g ow pod wod . Odruchowo macha em r kami i nogami, usi uj c wychyli g ow nad powierzchni i
zaczerpn
tchu. Jej chwyt by za mocny. Otworzy em pod wod oczy. Widzia em, jak z ust wydostaj si ba ki i ulatuj ku powierzchni. Miota em si ,
widz c, e ba ki staj si coraz mniejsze. Zacz em s abn
. W szale czym wysi ku wyci gn em r ce i z apa em j za ramiona. Musia em wczepi si
w nie palcami, bo mnie pu ci a. Patrzy a, jak api oddech.
- Zanurz si pod wod , bo nast pnym razem potrzymam ci tam d
ej.
Pogr
em si w wodzie, tak by nozdrza wystawa y nieco ponad powierzchni . Czu em si jak aligator na mokrad ach. Gdy Matka wysz a z azienki,
zacz em pojmowa jej plan. Gdy tak le
em na wznak, temperatura wody stawa a si niezno nie niska. Czu em si jak w lodówce. Za bardzo ba em
si Matki, wi c tkwi em nieruchomo pod wod .
Mija y godziny, zaczyna a zbiega mi si skóra. Brak o odwagi, by dotkn
i ogrza któr
z cz
ci cia a. Wychyn em nieco nad wod , eby lepiej
ysze . Gdy tylko kto przechodzi korytarzem ko o azienki, zanurza em si znowu.
Zazwyczaj kroki nale
y do jednego z braci, id cego do siebie. Czasem który przychodzi do azienki si za atwi . Wytrzeszczali tylko na mnie
oczy, kr cili g owami i odwracali si . Próbowa em wyobrazi sobie, e jestem gdzie indziej, ale zbytnie napi cie nie pozwala o mi ni na jawie.
Tu przed kolacj Matka przysz a, kaza a mi wy azi z wanny i ubiera si . Us ucha em bez wahania, api c jaki r cznik, eby si wytrze .
- Nic z tego! - rozdar a si . - Ubieraj si taki, jaki jeste .
Pos ucha em i, zbiegaj c do gara u, mia em na sobie ociekaj ce wod ubranie. S
ce zaczyna o ju zachodzi , ale kawa ek podwórka by wci
sk pany w jego promieniach. Chcia em usi
w s onecznym miejscu, ale matka kaza a mi przej
do cienia. Siedzia em w k cie podwórka w pozycji
je ca i ca y si trz
em. Potrzeba mi by o
56
ciep a, ale z ka
minut mala y szans na wysuszenie si . Z okna na pi trze dochodzi y g osy rodziny, która posila a si z pe nych pó misków. Od
czasu do czasu wybucha
miech. Ojciec by w domu, wi c potrawy musia y by znakomite. Mia em ochot odwróci g ow i popatrze , jak jedz , ale
brakowa o mi odwagi.
em w innym wiecie. Nie zas ugiwa em nawet, by popatrze na lepsze ycie.
Pobyt w wannie i na podwórku rozszerzy y repertuar moich zaj
. Zdarza o si , e bracia przyprowadzali kolegów, eby mogli sobie popatrze na
le
cego w wannie, nagiego brata. Koledzy cz sto si ze mnie nabijali:
- Co on przeskroba tym razem?
- Nie wiemy - odpowiadali przewa nie bracia, potrz saj c przy tym g owami.
Z pocz tkiem roku szkolnego za wita a dla mnie nadzieja na wyrwanie si z tego ponurego ycia. Przez pierwsze dwa tygodnie klas czwart
zajmowa a si inna nauczycielka. Mówili, e nasz dotychczasowy wychowawca jest chory. Zast pczyni by a m odsza ni inni nauczyciele i mniej
surowa. Pod koniec pierwszego tygodnia rozdawa a uczniom lody za dobre sprawowanie. Tym razem nic nie dosta em, ale stara em si jeszcze
bardziej i na koniec drugiego tygodnia moje marzenia si spe ni y. Nowa nauczycielka puszcza a z adaptera "po-powe przeboje" i sama nam piewa a.
Bardzo j polubili my. W pi tek po po udniu nie chcia em wraca do domu. Gdy ju wszyscy sobie poszli, pochyli a si nade mn i powiedzia a, e b
ju musia i
. Wiedzia a, e sprawiam k opoty. Powiedzia em, e wol zosta z ni . Przez chwil mnie obejmowa a, potem pu ci a mi ulubion
piosenk . Wyszed em. By em ju spó niony, wi c bieg em ile si w nogach i po piesznie wype nia em domowe obowi zki. Gdy sko czy em, Matka
kaza a mi siedzie na zimnym cemencie podwórza za domem.
W to popo udnie spogl da em na zakrywaj
s
ce g st mg i w g bi serca p aka em. Nauczycielka na zast pstwie by a dla mnie taka dobra.
Podesz a do mnie jak do prawdziwego cz owieka, a nie le
cego w rynsztoku miecia. Siedz c tak i u alaj c si nad sob my la em, gdzie ona teraz
jest i co robi. W owej chwili nie mia em o tym poj cia, ale si w niej zadurzy em.
Zdawa em sobie spraw , e ani tego, ani nast pnego wieczoru nikt mnie tu nie nakarmi. Ojca nie by o, wi c weekend szykowa si fatalny. Siedz c
na zimnych stopniach schodów s ucha em, jak Matka przygotowuje braciom posi ek. By o mi wszystko jedno. Pod zamkni tymi powiekami widzia em
miechni
twarz nowej nauczycielki. Tego wieczoru ogrzewa a mnie jej uroda i sympatia.
57
W pa dzierniku moje ponure ycie zacz o si na dobre. W szkole brakowa o jedzenia. Miejscowi si acze bijali mnie do woli. Po szkole p dzi em do
domu i wymiotowa em, eby Matka mog a obejrze zawarto
dka. Czasami kaza a mi od razu zabiera si do roboty. Gdy by a w naprawd
wietnym nastroju, szykowa a azienkow mieszank . Gdy jej si znudzi o, wysy
a mnie w poszukiwaniu pracy przy strzy eniu trawników, rzecz jasna
uprzednio spuszczaj c mi lanie. Par razy obi a mnie
cuchem dla psa. Bardzo bola o, ale po prostu zaciska em z by i znosi em ws/.ystko w
milczeniu. Najgorsze by o uderzenie w ty nóg kijem od szczotki. Czasami bola o tak, e le
em na pod odze niezdolny do jakiegokolwiek ruchu.
Wielokrotnie szed em ulic , pchaj c star , drewniani kosiark , i stara em si zarobi dla niej troch pieni dzy.
Nadszed wreszcie czas, gdy obecno
Ojca nie pomaga a, bo Matka zabroni a mu si ze mn widywa . Opuszcza a mnie nadzieja, nabiera em
przekonania, e moje ycie nigdy si nie zmieni. S dzi em, e a do mierci b
niewolnikiem Matki. Z ka dym dniem s ab a we mnie si a woli. Nie
marzy em ju o Supermanie czy innym bohaterze, który by przyby i mnie uratowa . Domy la em si , i ojcowskie przyrzeczenie, e mnie st d zabierze,
to tylko wybieg. Przesta em si modli i prze ywa em swe ycie /. godziny na godzin , nie my
c o jutrze.
Pewnego dnia kazano mi si zg osi do szkolnej piel gniarki. Wypytywa a mnie o odzie i siniaki, które pokrywa y ca e r ce i ramiona. Z pocz tku
powtarza em historyjk zmy lon przez Matk . Ale z czasem, gdy coraz wi cej ufa em piel gniarce, zacz em ods ania przed ni ca prawd o Matce.
Notowa a i namawia a, ebym przychodzi , gdy tylko poczuj ochot na rozmow . Pó niej dowiedzia em si , e piel gniarka zainteresowa a si moj
osob ze wzgl du na pewne raporty, sporz dzane przez nauczycielk na zast pstwie.
Pod koniec pa dziernika w domu Matki bracia tradycyjnie robili rze by z dyni. Mnie przedtem nie dana by a taka okazja, bo mia em zaledwie siedem
czy osiem at. Gdy przyszed wieczór rze bienia, Matka b yskawicznie nala a wody do wanny. Jak zwykle przestrzeg a, e mam trzyma g ow pod
wod . Wypad a z azienki, gasz c po drodze wiat o. Przez male kie okienko po lewo widzia em, e zapada ju noc. Po wi ca em czas na odliczanie w
my lach. Ko czy em na tysi cu, po czym z powrotem zaczyna em od jedynki. Po pewnym czasie poczu em, e ubywa wody, a mnie jest coraz zimniej.
em r ce i cisn em je mi dzy nogami, a ca e cia o przytuli em do prawego boku wanny. S ysza em p yt na Halloween, ja-
58
l
Matka kupi a par lat temu Stanowi. W powietrzu roi o si od duchów i widm, s ycha by o skrzypienie drzwi. Gdy sko czyli wycina dynie, Matka
opowiedzia a im swym agodnym g osem przera aj
histori . Im d
ej ich s ucha em, tym mocniej ka dego nienawidzi em. Nie do
, e siedzia em
na kamieniach za domem jak pies i patrzy em, jak zajadaj kolacj , to jeszcze musia em le
w wannie i trz
si z zimna, gdy oni raczyli si pop
cornem i s uchali opowiada Matki. Chcia o mi si wy .
Tego wieczoru barwa g osu Matki przywiod a mi na my l ukochan Mamusi sprzed lat. Teraz moj obecno
ignorowali ju nawet bracia. By em dla
nich czym mniej znacz cym ni duchy wyj ce na p ycie Stan . Gdy poszli w ko cu spa , do azienki zawita a Matka. Na widok mnie, le
cego ca y
czas w wannie, chyba si troch przerazi a.
- Zimno ci? - szydzi a. Kr ci em g ow , co mia o oznacza , e jestem przemarzni ty do szpiku ko ci. - Niech rozkoszny synalek bierze dup w troki i
zagrzeje si w
eczku tatusia.
Wygramoli em si z wanny, za
em bielizn i wpe
em do
ka Ojca, mocz c ca po ciel. Matka nie wiedzie czemu postanowi a, e niezale nie
od obecno ci czy nieobecno ci Ojca mam sypia w najwi kszej sypialni. Ona spa a razem z bra mi w sypialni na górze. By o mi w
ciwie wszystko
jedno, wa ne, e nie musia em ju spa na starej, wojskowej pryczy w piwnicy. Tej nocy Ojciec wróci , ale zanim zd
em cokolwiek powiedzie ,
zapad em w sen.
Bo e Narodzenie oznacza o kompletny do ek. Dwutygodniowe ferie by y nie do zniesienia, wyczekiwa em powrotu do szko y. W prezencie dosta em
par wrotek. Bardzo si zdziwi em, e co w ogóle dla mnie jest, ale wkrótce okaza o si , e nie jest to tak naprawd prezent gwiazdkowy. Matka u
a
wrotek, by zada mi kolejne tortury i pozby si mnie z domu. W weekendy kaza a mi je dzi na wrotkach po ulicach, gdy wszystkie dzieci siedzia y z
powodu zimna w domach. Je dzi em po okolicy nawet bez kurtki. Tony, jeden z naszych s siadów, widzia mnie par razy po po udniu, gdy zabiera
spod drzwi gazet . U miecha si do mnie yczliwie, po czym zmyka w ciep o domowego zacisza. Chc c si jak najskuteczniej rozgrza je dzi em
mo liwie najszybciej. Widzia em, jak nad niektórymi domami unosi si dym. Marzy em o wej ciu do takiego domu, i znalezieniu si w pokoju przed
kominkiem. Matka zmusza a mnie do wielogodzinnej jazdy na wrotkach. Do domu wo
a mnie tylko wtedy, gdy czeka a na mnie jaka praca.
W marcu tego roku podczas ferii wielkanocnych Matka pojecha a do szpitala rodzi . Gdy Ojciec j odwozi , prosi em Boga, eby
59
nie by a to adna ci
a urojona. Tak strasznie pragn em, eby wynios a si z domu. Wiedzia em, e wtedy Ojciec da mi je
. Unikn bym w takich
okoliczno ciach bicia.
Podczas pobytu Matki w szpitalu Ojciec pozwala bawi mi si z bra mi. Zaakceptowali mnie w mgnieniu oka. Bawili my si w "Star Trek" i Stan
powierzy mi zaszczytn rol kapitana Kirka. W pierwszy dzie na obiad by y kanapki, które mog em sobie dobiera . Gdy Ojciec pojecha do Matki do
szpitala, poszli my we czterech bawi si do s siadki z naprzeciwka, Shirley. Traktowa a nas bardzo dobrze, jak swoje w asne dzieci. Urz dza a na
przyk ad gr w ping-ponga, albo po prostu puszcza a na dwór. Przypomina a mi troch Mam za starych, dobrych czasów.
Po paru dniach Matka wróci a i pokaza a rodzinie nowego braciszka Kevina. Po kilku tygodniach nasze ycie wróci o do normy. Ojca przewa nie nie
by o, ja za sta em si na powrót koz em ofiarnym, na którym Matka m ci a si za wszelkie swoje niepowodzenia.
Matka rzadko utrzymywa a kontakty z s siadami i jej za
z Shirley by a czym nienormalnym. Codziennie sk ada y sobie wizyty. W obecno ci
Shirley Matka odgrywa a rol kochaj cej i troskliwej - tak samo jak w dniu, w którym go ci a skautów. Po paru miesi cach Shirley zapyta a j , dlaczego
nie pozwala Davidowi bawi si z innymi dzie mi. Dziwi a si te , czemu na Davida spadaj tak cz ste kary. Matka mia a na poczekaniu ró ne
wymówki. David albo by przezi biony, albo pisa wypracowanie domowe. Koniec ko ców wyzna a Shirley, e David jest niedobry i nale y go trzyma
bardzo, bardzo krótko.
Z czasem w ich stosunki wkrad o si pewne napi cie. Pewnego dnia Matka bez wyra nego powodu przerwa a t znajomo
. Synowi Shirley nie
wolno by o bawi si z moimi bra mi, a Matka gania a po domu, na ca y g os wyzywaj c s siadk od suk. Mimo e i tak nie by o mi wolno bawi si z
innymi, czu em si bezpieczniej, dopóki trwa a ta przyja
.
W pewn niedziel pod koniec letnich wakacji Matka wesz a do sypialni, gdzie siedzia em na r kach w pozycji je ca wojennego. Kaza a mi usi
na
samym rogu
ka, po czym przyzna a si , e ma ju do
takiego sposobu ycia. By o jej przykro i chcia a mi wynagrodzi ca y utracony czas.
miechn em si od ucha do ucha, pad em jej w ramiona i mocno obj em. Gdy g adzi a mnie po w osach, zacz em p aka . Ona te si rozp aka a i
ju czu em si tak, jakby nadszed koniec ci
kich czasów. Zajrza em jej prosto w oczy. Musia em si upewni . Musia em us ysze , jak to powtarza.
60
- I to ju naprawd koniec? - zapyta em nie mia o.
- Koniec, kochany. Musisz jak najszybciej zapomnie , e co takiego w ogóle mia o miejsce. B dziesz stara si by grzeczny, prawda? Pokiwa em
ow .
- A ja b
dobr matk .
Gdy si pogodzili my, matka pozwoli a mi si wyk pa i za
nowe rzeczy, które dosta em pod choink . Potem pojechali my z ch opcami na
kr gle, za Ojciec zosta w domu z Kevinem. W drodze powrotnej zatrzymali my si przed sklepem i Matka kupi a ka demu z nas zabawk . W domu
mog em ju bawi si z bra mi, ale wola em zosta w sypialni i pobawi si w k cie. Po raz pierwszy od kilku lat - z wyj tkiem wi t, podczas których
mieli my go ci - jad em przy wspólnym stole. Wszystko toczy o si za szybko i jako nie bardzo mog em w to uwierzy . Pomimo rado ci czu em si jak
cz owiek chodz cy po ruchomych piaskach. By em pewien, e Matka lada chwila przebudzi si i stanie na powrót sob . Ale nic takiego nie nast powa o.
Zjad em, po czym wolno mi by o przed pój ciem spa ogl da ze wszystkimi telewizj . Dziwi o mnie, e chce, ebym dalej spa przy Ojcu, ale mówi a,
e woli nie zostawia dziecka samego.
Nazajutrz po po udniu przysz a do nas pani z opieki spo ecznej. Matka pos
a mnie na dwór, ebym pobawi si z ch opcami, i sama przyj a t
kobiet . Rozmawia y ponad godzin . Jeszcze przed odej ciem tamtej Matka zawo
a mnie do domu. Pani chcia a ze mn chwil porozmawia . Pyta a,
czy czuj si szcz
liwy. Odpowiedzia em, e tak. Pyta a, jak mi si uk ada z mam . Powiedzia em, e dobrze. Na koniec spyta a, czy mama mnie bije.
Popatrzy em na Matk , która uprzejmie si u miecha a. Czu em si tak, jakby w
dku wybuch a mi bomba. Zrobi o mi si niedobrze. Wreszcie
zorientowa em si , co by o powodem wczorajszej zmiany w post powaniu Matki i dlaczego by a dla mnie taka dobra. Da em si wystrychn
na dudka.
Tak bardzo pragn em mi
ci, e bez wahania po kn em przyn
. R ka Matki na ramieniu przywróci a mnie do rzeczywisto ci.
- Powiedz pani wszystko, kochanie - zach ca a mnie u miechni ta. - Powiedz, e ci g odz i bij jak psa. - Zachichota a, chc c roz mieszy tamt
pani .
Popatrzy em na kobiet . Czu em, e si czerwieni , a na czo o wyst puj mi kropelki potu. Nie odwa
em si powiedzie prawdy.
- Nie, to jakie wymys y - powiedzia em. - Mama traktuje mnie ca kiem dobrze.
- I nigdy ci nie bije? - nie ust powa a pani.
- Nie... hm... chyba e za kar ... kiedy jestem niegrzeczny. -
61
Stara em si ukry prawd . Po minie Matki pozna em, e powiedzia em co niew
ciwego. Uczy a mnie przez tyle lat, a ja le wyrecytowa em lekcj .
Wida te by o, i pani spostrzeg a, e si ze sob porozumiewamy.
- No dobrzej tak po prostu wpad am tu do was przy okazji. -Gdy si ze mn po egna a, Matka odprowadzi a j do drzwi. Gdy pani sobie posz a,
Matka zatrzasn a z furi drzwi.
- Ty gnojku! - rykn a.
Odruchowo zakry em twarz, gdy zacz a wymachiwa r kami. Uderzy a mnie kilka razy, po czym odes
a do gara u. Gdy da a je
ch opcom,
zawo
a, ebym przyszed posprz ta . W g bi serca czu em, e Matka jest dla mnie taka dobra nie dlatego, e pragnie mnie pokocha . Powinienem
si by domy li , bo zachowywa a si tak samo, jak wówczas gdy babcia przyje
a odwiedzi nas w wi ta. Przynajmniej sp dzi em przyjemnie dwa
dni, gra by a wi c w pewnym sensie warta wieczki. Wróci em do normalnych zaj
, a wiar w ycie dawa a mi samotno
. Nie musia em
w domku
z kart, zastanawiaj c si , kiedy dach zawali mi si na g ow . Znowu zosta em s
cym -jak zwykle.
Chocia zaczyna em ju godzi si ze swym losem, najwi ksz samotno
i bezradno
odczuwa em w poranki, kiedy Ojciec wychodzi do pracy. W
dni robocze wstawa oko o pi tej rano. Nie mia poj cia, e ja te ju wtedy nie spa em. S ysza em, jak si goli, a potem idzie do kuchni zrobi sobie co
do jedzenia. Wiedzia em, e po za
eniu butów b dzie zbiera si do wyj cia. Czasami zjawia em si w momencie, gdy zak ada na rami sw
ciemnoniebiesk torb . Na po egnanie ca owa mnie w czo o i mówi :
- Staraj si jej przymili i nie wchod w drog .
umi em zy, ale nigdy mi si to nie udawa o. Nie chcia em, eby odje
. Nigdy mu o tym nie mówi em, ale na pewno to wiedzia . Po zamkni ciu
drzwi odlicza em kroki, które dzieli y go od podjazdu. S ysza em, jak idzie cie
, oddalaj c si od domu. Oczyma duszy widzia em, jak skr ca w lewo i
idzie na przystanek autobusu do San Francisco. Czasem zbiera o mi si na odwag i podbiega em do okna, eby jeszcze raz rzuci na niego okiem.
Zazwyczaj zostawa em w
ku i przytula em si do ciep ego miejsca, które wygrza . Zdawa o mi si , e s ysz go d ugo po tym, jak odszed . Czu em
narastaj ce we mnie odczucie ch odnej pustki. Tak bardzo go kocha em. Chcia em by zawsze przy nim i p aka em w duszy, bo nie mia em poj cia,
kiedy go znowu zobacz .
roz.dz.ia 7
OJCZ.G nasz.
niej wi cej na miesi c przed zdaniem do pi tej klasy doszed em do wniosku, po wielu przemy leniach, e Bóg nie istnieje.
Siedz c samotnie w gara u, lub czytaj c w pogr
onej w pó mroku sypialni my la em, e moje ycie ju nigdy si nie zmieni. aden sprawiedliwy
Bóg nie pozostawi by mnie na pastw takiego losu. Uwierzy em, e jestem samotny w swojej walce o przetrwanie.
Gdy tak przekona em si , e nie ma Boga, zupe nie odizolowa em si od poczucia fizycznego bólu. Gdy Matka mnie bi a, wygl da o to tak, jakby
zn ca a si nad szmacian kuk . Nastroje przechodzi y wtedy od przestrachu do gniewu. Na zewn trz jednak sprawia em wra enie robota, który
okazuje swoje uczucia jedynie w chwilach, gdy s dzi, e sprawi oby to przyjemno
okrutnej Matce i wysz oby mu na dobre. yka em zy, bo nie
chcia em dawa jej satysfakcjonuj cego poczucia tryumfu.
Nocami nie mia em ju marze sennych, za dnia nie dawa em si ponie
wyobra ni. Sprawiaj cy mi niegdy tyle rado ci obraz siebie samego,
lataj cego w ród ob oków w migocz cym barwami kostiumie, ju si nie pojawia . Gdy zasypia em, moja dusza zapada a si w czarn dziur . Rano nie
czu em si wypocz ty; by em zm czony i wmawia em sobie, e pozosta mi jeden dzie mniej do prze ycia na tym wiecie. Odb bnia em pa szczyzn ,
co dzie boj c si ka dej nadchodz cej chwili. Przy braku marze s owa w rodzaju "nadzieja" i "wiara" sta y si literami, zestawionymi w niczym
nieuzasadniony sposób i mog y mie jakie znaczenie tylko w krainie ba ni.
63
|n /yjr iimn. ci jcd/.ciiia korzysta em niczym bezdomny pies; < lu/.)k.il< m |.ik /.wierz , zdane na lask i nie ask Matki. By o mi ws/ysiko |<-tliio, c/.y si
ze mnie nabija, bo po era em najmniejszy k.(M-k. Nit nic znajdowa o si poni ej niojej godno ci. Pewnej so-l)ni\. gdy /.mywa em talerze, Matka
wyrzuci a niedojedzone nale niki do miski psa. Dobrze dokarmione pieski przebiera y w jedzeniu, a/ pr/.rstalo je to bawi i odesz y si zdrzemn
. Gdy
ju u
em ws/.ystkic graty kuchenne w jednej z szafek na dole, podpe
em do psiej miski i wyjad em z niej wszystko, co po sprawiedliwo ci nale
o
si zwierzakom. Czu em psi zapach, ale mi to zupe nie nie prze-s/kad/a o. Zdawa em sobie w pe ni spraw , e gdybym zosta przy apany na
podkradaniu psiej strawy, drogo bym za to zap aci ; ale zdobywanie jedzenia wszelkimi mo liwymi sposobami by o jedyn metod utrzymania si przy
yciu.
Dusza ozi
a mi do tego stopnia, e nienawidzi em ca ego wiata. Gardzi em nawet s
cem, wiedz c, e nie b dzie mi dane pobawi si w jego
promieniach. Dreszcz nienawi ci przeszywa mnie na d wi k miechu dzieci, które bawi y si na dworze.
dek kurczy si , gdy tylko poczu em
podawane komu jedzenie. Za ka dym razem, gdy wzywano mnie na gór , eby posprz ta po tych pró niakach, mia em ochot w co uderzy .
Najbardziej nienawidzi em Matki, ycz c jej nag ej mierci. Ale chcia em te , eby jeszcze przed mierci odczu a ogrom mojego cierpienia i
samotno ci, wszystkiego co prze ywa em przez te lata. Bóg wys ucha moich pró b tylko raz. Gdy mia em pi
albo sze
lat, kiedy Matka bij c
niemi osiernie, goni a za mn przez ca y dom. Wieczorem ukl
em i zacz em si modli . Prosi em Boga, eby spu ci na Matk chorob , tak by nie
mog a mnie ju wi cej bi . Modli em si d ugo i w skupieniu, a rozbola a mnie od tego g owa. Nazajutrz, ku mojemu zaskoczeniu, Matka le
a chora.
Ca y dzie le
a na wersalce i ledwie si porusza a. Ojciec by w pracy, wi c razem z bra mi zaj li my si ni jak lekarze.
Z up ywem lat i w miar zwi kszania si nawa u kar, zacz em zastanawia si , ile Matka ma lat i kiedy mo e umrze . T skni em do dnia, gdy skona
i diabli porw jej dusz ; dopiero wtedy bym si od niej uwolni .
Nienawidzi em tak e Ojca. Zdawa sobie w pe ni spraw z warunków, wjakich yj , ale brak o mu odwagi, by spe ni tyle razy sk adane obietnice i
mnie uratowa . Z drugiej strony rozmy laj c nad swoimi stosunkami z Ojcem dostrzega em, e on poniek d uwa a mnie za przyczyn swoich k opotów.
Uzna chyba, e go zdradzi em. Cz -
64
sto, gdy si k ócili, Matka wci ga a do sporu mnie. Wyrywaj c z jakiego k ta, kaza a powtarza wszystkie pod e s owa, jakich Ojciec u
w trakcie
jakiej ich dawnej k ótni. Doskonale wiedzia em, o jak stawk toczy si gra, ale wybór by bardzo prosty. Gniew Matki by o wiele gorszy w skutkach.
Zawsze tylko kiwa em g ow i potulnie jej przytakiwa em. Upiera a si , e nawet je li nie pami tam dok adnie s ów ojca, to mam je zmy li i powtórzy
wjego obecno ci. Bardzo si tym martwi em; próbuj c unikn
lania, gryz em cz sto r
, która mog aby mnie nakarmi . Z pocz tku usi owa em si
przed Ojcem t umaczy , dlaczego sk ama em i stan em po stronie przeciwnej. Najpierw mówi , e mnie rozumie, ale z czasem poj em, e przesta mi
wierzy . W sumie, zamiast mu wspó czu , coraz bardziej go nienawidzi em.
Ch opcy na pi trze przestali mi by bra mi. W przesz
ci zdarza o im si dodawa mi otuchy. Ale latem 1972 roku, jeden po drugim bili mnie, i
sprawia o im to ogromn przyjemno
. Najwyra niej wywy szali si ponad rodzinnego niewolnika. Na ich widok twardnia o mi serce i z pewno ci
widzieli maluj
si na mej twarzy nienawi
. W chwilach pró nych triumfów szepta em s owo "gówniarz", gdy jeden z nich przechodzi napuszony
obok mnie. Robi em to tak, by mnie nie s yszeli. W pogardzie mia em s siadów, krewnych i wszystkich ludzi, którzy wiedzieli, jak jestem traktowany.
Zosta a mi ju tylko nienawi
.
W g bi duszy najbardziej nienawidzi em samego siebie. Nabra em przekonania, e wszystko, co si przydarza mnie albo dzieje si wokó mnie, jest
dowodem niojej winy, gdy ja sam na to pozwalam. Chcia em wszystkiego, co mieli inni, ale nie wiedzia em, jak to zdoby , dlatego reagowa em
nienawi ci wobec nich. Chcia em by silny, ale czu em, e jestem szmat . Nie mia em stawi czo o suce, wi c na wszystko sobie zas
em. Matka
przez wiele lat robi a mi pranie mózgu, ka
c powtarza : "Nienawidz siebie! Nienawidz siebie!". Jej starania wyda y owoce. Tu przed rozpocz ciem
pi tej klasy znienawidzi em siebie do tego stopnia, e pragn em umrze .
Szko a ju nie n ci a mnie jak dawniej. Próbowa em si skupi na nauce, ale mój ci gle t umiony gniew wybucha w nieodpowiednich momentach.
Pewnego popo udnia zim 1973 roku wypad em nie wiedzie czemu z klasy, wrzeszcz c po drodze na wszystkich. Tak mocno trzasn em drzwiami, e
o ma o nie rozbi em znajduj cej si nad nimi szyby. Polecia em do azienki i wali em czerwonymi pi
ciami w kafelki pod ogi tak d ugo, a opu ci y mnie
wszystkie si y. Pó niej pad em bezradny i modli em si o cud. Nie zdarzy si .
5. Dziecko...
65
Od przebywania w "piekie ku" Matki lepszy by tylko czas poza szko . Jako e by em czarn owc , koledzy cz sto podejmowali dzie o porzucone
przez Matk . Nale
do nich mi dzy innymi Clifford, miejscowy udzielny ksi
, który cz sto stawa mi na drodze, gdy bieg em do domu. Bij c mnie
popisywa si przed kolegami. Pada em na ziemi i zas ania em g ow , podczas gdy Clifford i spó ka, jeden po drugim, wymierzali mi kopniaki.
Aggie zadawa a mi innego rodzaju katusze. Prowokowa a przeró ne sytuacje, i mówi a, e yczy mi "nag ej i niespodziewanej mierci". By a snobk
do kwadratu, zawsze musia a sta na czele jakiej dziewcz cej bandy. Wy cznym celem ycia Aggie i jej kliki by o, poza dr czeniem mnie,
popisywanie si ciuchami. Zawsze wiedzia em, e Aggie mnie nie lubi, ale g bi tej niech ci pozna em dopiero w ostatnim dniu czwartej klasy. Matka
Aggie by a opiekunk naszej klasy i w ostatni dzie przed wakacjami Aggie wpad a do naszej sali, zachowuj c si tak, jakby zbiera o jej si na
md
ci i powiedzia a:
- Dosta am wychowawstwo klasy z Davidem Pelzerem.
Ka dego dnia pozwala a sobie na jak
k
liw uwag pod moim adresem.
Serio zacz em j traktowa dopiero w pi tej klasie, gdy pojechali my na wycieczk do San Francisco, obejrze okr t-muzeum Clipper Ships. Gdy
sta em samotnie na rufie statku, Aggie podesz a do mnie ze z
liwym u mieszkiem, szeptem zach ca a, ebym wyskoczy za burt . Popatrzy em na
ni zdumiony, próbuj c zrozumie , o co jej chodzi. Jej g os brzmia cicho i spokojnie:
- Mówi , eby
mia o skaka . Wiem o tobie wszystko, Pelzer, i jedyn szans ucieczki jest dla ciebie skok.
Zza jej pleców dobieg inny g os, który jak si okaza o nale
do Johna, jednego z jej maczowatych kolesiów:
- Ona wie, co mówi.
Spojrza em za reling na zielon wod , uderzaj
w drewnian burt statku. Przez chwil wyobrazi em sobie, e tam skacz , i topi si . By a to
uspokajaj ca wizja; w ten sposób uwolni bym si od Aggie, jej znajomych i wszystkiego, czego nienawidzi em. Zwyci
jednak rozs dek; unios em
ow i spojrza em na Johna, staraj c si patrze mu prosto w oczy. Pewnie wyczu mój gniew, bo zabra Aggie i odeszli.
Pan Ziegler, wychowawca w pi tej klasie, nie mia poj cia, czemu sprawiam tyle k opotów. Gdy piel gniarka wyjawi a mu, dlaczego kiedy krad em
jedzenie i dlaczego chodz tak dziwacznie ubrany,
66
pan Ziegler bardzo si przej i traktowa mnie jak osob normaln . Do jego obowi zków opiekuna szkolnej gazety nale
o utworzenie z
onej z
dzieci komisji, która wymy li dla tej gazety tytu . U
em sprytne wyra enie i moja propozycja znalaz a si na li cie tytu ów, które mia y wzi
udzia w
szkolnych wyborach. Pomys przeszed przygniataj
wi kszo ci g osów. Po wyborach pan Ziegler powiedzia , e jest ze mnie bardzo dumny.
Ch on em ka de jego s owo jak g bka. Od tak dawna nikt mnie nie chwali , e teraz o ma o nie rozp aka em si z rado ci. Pó niej, zapewniaj c, e nic
mi nie grozi, pan Ziegler przekaza list, który mia em odda Matce.
W stanie uniesienia bieg em do domu Matki jeszcze szybciej ni zwykle. Powinienem by przygotowa si , e rado
b dzie krótkotrwa a. Suka
rozdar a list i szybciutko przebieg a po nim oczami.
- Pan Ziegler pisze, e powinnam by z ciebie dumna, bo wymy li
tytu szkolnej gazetki. Twierdzi te , e jeste jednym z najlepszych uczniów w
klasie. Faktycznie, jeste wyj tkowy. -Jej g os sta si znienacka lodowato zimny. - Zapami taj to sobie na zawsze, ma y skurwysynu! Niczym i nigdy nie
zdo asz mi zaimponowa ! Rozumiesz? Jeste nikim! Niczym! Nie istniejesz! Jeste bachorem! Nienawidz ci i ycz ci mierci! mierci! S yszysz?
Podar a list na strz py, po czym odwróci a si ode mnie i zaj a si ogl daniem telewizji. Sta em jak wmurowany i patrzy em na le
ce u mych stóp
nie nobia e p atki listu. Chocia tyle razy s ysza em to samo, s owo "niczym" wprawi o mnie w os upienie. Pozbawi a mnie w asnego istnienia. Zrobi em
wszystko, co w mej mocy, eby uzna a we mnie cz owieka. I znowu nic z tego. Wpad em w wi ksze ni zwykle przygn bienie. Jej s owa nie by y
wynikiem dzia ania alkoholu, wypowiedzia a je przytomnie i szczerze. Ul
oby mi, gdyby przysz a do mnie z no em i po
a temu wszystkiemu kres.
Ukl
em i usi owa em z
strz py listu w ca
. Niemo liwe. Wyrzuci em je do kosza. W tej chwili szczerze wierzy em, e mier by aby lepsza
od jakichkolwiek perspektyw szcz
liwego ycia. By em po prostu "niczym".
Moje morale podupad o na tyle, e w samobójczych marzeniach widzia em, jak ona mnie zabija, czego si zreszt pr dzej czy pó niej
spodziewa em. Chodzi o jeszcze o wybór terminu. Zacz em si wi c z ni dra ni , licz c, e w ko cu rozz oszcz j na tyle, by sko czy a moje n dzne
ycie. Pa szczyzn odrabia em niedbale. Umy lnie zapomina em wytrze pod og w azience, maj c nadziej , e Matka, lub jeden z jej wasali,
po li nie si i co sobie zrobi, gdy upadnie na twarde p ytki. Zmywaj c naczynia, pozostawia em na
67
nich kawa ki jedzenia. Chcia em pokaza suce, e ju mi na niczym nie zale y.
Z up ywem czasu zacz em si te coraz bardziej stawia . Napi cie si gn o szczytu, gdy pewnego dnia udali my si po zakupy. Zazwyczaj
siedzia em w samochodzie, ale tym razem Matka, nie wiedzie czemu, postanowi a zabra mnie z sob . Nakaza a mi zacisn
r
na wózku i spu ci
ow . Na z
nie wype nia em adnego z polece . Wiedzia em, e nie yczy sobie publicznych scen, wi c celowo szed em przed wózkiem, w
odleg
ci co najmniej metra od niej. Gdy bracia co do mnie mówili, oddawa em pi knym za nadobne. Powiedzia em sobie po prostu, e nikt ju nie
dzie si na mnie wy ywa .
Matka zdawa a sobie spraw , e inni klienci obserwuj nas i s uchaj , wi c par razy bra a mnie agodnie /.a rami i przekonywa a, ebym si
uspokoi . Bardzo o ywia a mnie my l, e w sklepie mam nad ni przewag , mimo e wiedzia em, i zaraz po wyj ciu ze sklepu, s ono za wszystko
zap ac . Tak jak si spodziewa em, jeszcze przed doj ciem do samochodu Matka spu ci a mi solidne manto. Wwozie kaza a mi si po
na
pod odze / ty u, tak by bracia mogli po mnie depta za to, e "odszczekiwa em" Matce oraz im. Po powrocie do domu sporz dzi a specjaln mieszank
Cloroxu i amoniaku. Chyba domy li a si , e ciereczka s
a mi jako maska, bo wrzuci a j do kub a. Gdy tylko drzwi si za ni zamkn y,
podbieg em do kratki wentylacyjnej. Nie w cza a si i nie wpada o przez ni
wie e powietrze. Musia em siedzie w azience z godzin , bo siwe opary
nape ni y ma e pomieszczenie a/, do pod ogi. Oczy mia em pe ne ez, które stawa y si jakby katalizatorem reakcji p ynu. Plu em luzem i o ma o co nie
zemdla em. Gdy Matka otworzy a, chcia em wylecie na korytarz, ale z apa a mnie mocn r
za kark. Usi owa a wepchn
mi twarz do wiadra, ale
stawi em opór i da a za wygran . Plan buntu te si nie powiód . Po przed
onym pobycie w "komorze gazowej" na powrót sta em si tchórzem, cho w
bi duszy czu em narastaj ce napi cie, niczym wulkan przed wybuchem.
Przy zdrowych zmys ach pozosta em chyba tylko dzi ki malutkiemu Kevinowi. By
licznym dzieckiem i wprost za nim przepada em. Mniej wi cej na
trzy i pó miesi ca przed jego narodzinami Matka da a mi obejrze specjalny zestaw filmów rysunkowych na Bo e Narodzenie. Po programie z jakich
sobie tylko znanych powodów kaza a mi usi
w pokoju braci. Po chwili wpad a tam i zacz a mnie dusi . Miota em si , usi uj c wyrwa si z uchwytu.
Gdy zacz o robi mi si s abo, odruchowo kopa em j po nogach. Nied ugo mia em tego po
owa .
68
Jaki miesi c po próbie uduszenia Matka oznajmi a, e kopn em j tak mocno, e dziecko przyjdzie na wiat z niemo liw do usuni cia wrodzon
wad . Poczu em si jak morderca. Matka nie ograniczy a si do poinformowania tylko mnie. Przygotowa a odmienne wersje tej historii na u ytek
ró nych s uchaczy. Mówi a, e chcia a mnie przytuli , gdy ja albo j wielokrotnie kopn em, albo waln em w brzuch. Twierdzi a, e to wszystko z
zazdro ci o nowe dziecko. Podobno obawia em si , e niemowl poch onie jeszcze wi cej jej czasu. Naprawd kocha em Kevina, ale skoro nie wolno
mi by o nawet na niego spojrze , nie by o szans na okazanie mu moich prawdziwych uczu . Zapad a mi w pami
pewna sobota, gdy Matka zabra a
ch opców na mecz baseballowy w Oakland, podczas gdy Ojciec zajmowa si Kevinem, a ja pracowa em w domu. Gdy sko czy em, Ojciec wyj go z
wózka. Patrzy em z zachwytem, jak raczkuje w swych zabawnych ciuszkach. Mnie wyda si pi kny. Gdy uniós g ówk i u miechn si do mnie, serce
przepe ni a mi rado
. Dzi ki niemu na chwil zapomnia em o swym losie. Jego niewinno
poci ga a mnie jak g os hipnotyzera, tak e chodzi em za
nim po ca ym domu, wycieraj c mu za linione usta. Jeszcze przed powrotem Matki pobawili my si w kosi kosi apci. miech Kevina rozgrzewa mi
serce i zawsze potem w chwilach przygn bienia przypomina em sobie o nim.
Wra enie krótkiego zetkni cia z Kevinem szybko si zatar o, gór wzi a znowu nienawi
. Stara em si skrywa swoje uczucia, ale przychodzi o mi
to z trudem. Wiedzia em, e nie spotka mnie mi
, e nigdy nie b dziemy yli jak bracia. Co najgorsze, zdawa em sobie spraw , e z up ywem czasu
Kevin znienawidzi mnie tak samo jak inni.
Tej e jesieni Madta zacz a wy adowywa swoje frustracje na wi kszej liczbie osób. Ca y czas mnie nie znosi a, ale teraz na dodatek oddalali si od
niej znajomi, m
, brat, a nawet w asna matka. Uwa
a, e wszyscy chc dyktowa jej, jak ma
. Szczególnie skr powana czu a si w obecno ci
swojej matki, która równie by osob upart . Babka zazwyczaj proponowa a, e kupi Matce now sukienk , lub zafunduje jej wizyt u kosmetyczki.
Matka nie tylko odmawia a, ale dar a si na ni , a w ko cu tamta wychodzi a z jej domu. Babcia od czasu do czasu próbowa a mi pomóc, lecz to tylko
pogarsza o spraw . Matka powtarza a, e w asny wygl d i wychowanie dzieci to ,jej zasrany interes". Po kilku takich starciach babcia przesta a nas
odwiedza .
Im bli ej wakacji, tym cz
ciej k óci y si przez telefon. Matka wyzywa a swoj w asn rodzicielk od ostatnich. Mia o to tak e ten
69
y skutek, e wszystko odbija o si na mnie. Pewnego razu siedz c w piwnicy s ysza em, jak Matka zbiera wszystkich braci w kuchni i zapowiada im,
e od tej chwili nie maj ju babci ani wujka Dana.
Równie bezlitosna by a w stosunku do Ojca. Gdy tylko pojawia si w domu, czy to na krótko, czy na ca y dzie , zaczyna a si na niego drze od
chwili, gdy przest pi próg. W zwi zku z tym coraz cz
ciej przychodzi pijany. Unikaj c jej Ojciec wynajdywa sobie ró ne drobne zaj cia. Dostawa o
mu si za swoje nawet w pracy. Matka cz sto wydzwania a do stra y i wymy la a mu. Najbardziej przypad y jej do gustu okre lenia "ladaco" i "pijany
nieudacznik". Po kilku takich telefonach stra ak, który je odbiera , nawet nie powiadamia o nich Ojca. To doprowadza o Matk do bia ej gor czki, a ja,
jak zwykle, s
em do wy adowywania w ciek
ci.
Matka na jaki czas zabroni a mu wst pu do domu i widywali my si tylko wtedy, gdy jechali my do San Francisco po jego wyp at . Raz
przeje
ali my przez park Golden Gate. Zapomnia em o gniewie i przypomnia em sobie czasy, gdy teren ten tyle znaczy dla ca ej rodziny. Bracia
równie umilkli. Chyba wszyscy poczuli, e park straci du
cz
dawnego blasku i e wszystko si nieodwo alnie zmieni o. Bracia chyba pomy leli, e
dla nich te sko czy y si ju dobre czasy.
Stosunek Matki do Ojca uleg zmianie, ale na krótko. Której niedzieli wsiedli my wszyscy do auta i je dzili my po sklepach w poszukiwaniu pewnej
niemieckiej p yty. Matka chcia a stworzy w domu szczególn atmosfer na powrót Ojca. Ca e popo udnie po wi ci a na przygotowanie uczty, w któr
a ca y swój niegdysiejszy zapa . Godzinami uk ada a fryzur i robi a makija . Za
a nawet sukienk , która przypomnia a nam dobre stare czasy.
My la em, e Bóg musia w ko cu wys ucha moich pró b. Gdy chodzi a po domu i ustawia a wszystko w nale ytym jej zdaniem porz dku, moje my li
obraca y si wy cznie wokó jedzenia. Przypuszcza em, e z yczliwo ci pozwoli mi je
razem ze wszystkimi. Pró ne nadzieje.
Czas wlók si w niesko czono
. Ojciec mia wróci o pierwszej i na d wi k ka dego nadje
aj cego samochodu Matka bieg a do drzwi, by móc
powita go z otwartymi ramionami. Ju dobrze po czwartej Ojciec wszed zataczaj c si , a z nim jaki kolega z pracy. Zaskoczy go od wi tny nastrój i
wygl d domu. S ysza em pe en napi cia g os Matki, która zdobywa a si na wiele cierpliwo ci. Po chwili Ojciec wtoczy si do sypialni. Unios em
zadziwiony g ow . Jeszcze nigdy nie widzia em go a tak pijanego. Od razu wyczu em fetor alkoholu. Oczy mia wi cej ni przekrwione i ogranicza
swoje wysi ki do tego, by nie straci przytomno ci i utrzyma si na nogach. Jesz-
cze nim doszed do szafy, wiedzia em, po co w ogóle przyszed . Gdy pakowa niebiesk torb , zacz em w duchu p aka . Chcia em skurczy si na
tyle, by wskoczy do tej torby i odej
daleko st d.
Po spakowaniu si Ojciec przykl
i co do mnie wybe kota . Im d
ej na niego patrza em, tym bardziej ugina y si pode mn nogi. Dr czy y mnie
pytania: Gdzie podzia si mój Bohater? Co si z nim sta o? Gdy otworzy drzwi sypialni, pijany kolega wpad na niego i prawie obali na ziemi . Ojciec
potrz sn g ow i powiedzia ze smutkiem w g osie:
- D
ej tego nie znios . Wszystkiego. Matki, tego domu, ciebie. Po prostu nie znios . - Zza zamykanych drzwi dosz y mnie jeszcze mamrotane
owa przeprosin.
Kolacja w wi to Dzi kczynienia by a tego roku jedn wielk klap . W ge cie dobrej woli Matka pozwoli a mi je
przy stole z ca rodzin .
Zasiad em na krze le i uwa
em, eby nie powiedzie i nie zrobi niczego, co by j rozdra ni o. Czu em narastaj ce mi dzy rodzicami napi cie. Prawie
si do siebie nie odzywali, a bracia te prze uwali w milczeniu. Ledwie sko czy si posi ek, gdy pad y pierwsze ostre s owa. Po k ótni Ojciec wyszed z
domu. Matka wyj a z szafki swoj butelkowan rozkosz i usadowi a si na wersalce. Siedzia a tak sama i nalewa a sobie kolejne kieliszki. Sprz taj c
ze sto u i zmywaj c naczynia orientowa em si , e tym razem jej post powanie ma pewne konsekwencje nie tylko dla mnie. Bracia odczuwali zapewne
k, którego ja sam doznawa em ju od tylu lat.
Rodzice przez jaki czas przestrzegali pewnych form grzeczno ci. Do Bo ego Narodzenia zd
yli si ju chyba znu
t maskarad . Nie byli w
stanie d
ej znosi prób bycia dla siebie mi ymi. Siedz c na szczycie schodów, gdy bracia otwierali swoje gwiazdkowe prezenty, s ysza em pe ne z
ci
owa. Modli em si , eby jakim cudem pogodzili si , przynajmniej w tym szczególnym dniu. Siedz c tego ranka na schodach do piwnicy by em
przekonany, e je li Bóg chcia , eby rodzice byli szcz
liwi, ja musia bym umrze .
Kilka dni potem Matka spakowa a rzeczy Ojca do pude i pojechali my gdzie w pobli e stra y po arnej. Przed jakim obskurnym motelem czeka na
nas Ojciec. Na jego twarzy widnia a ulga. Ogarn o mnie przygn bienie. Po wielu latach bezskutecznych modlitw wiedzia em, e w ko cu do tego
dosz o - rodzice si rozchodz . Tak mocno zacisn em pi
ci, e palce prawie wbi y si w d onie. Gdy Matka z bra mi posz a do pokoju, ja siedzia em w
wozie i przeklina em imi Ojca. Tak strasznie nienawidzi em go za to, e ucieka od w asnej rodziny. By mo e jeszcze mocniej mu zazdro ci em, bo je-
mu uda o si wymkn
, a mnie nie. Musia em zosta z Matk . Jeszcze zanim odjechali my, Ojciec pochyli si w stron otwartego okna, za którym
siedzia em, i poda mi jak
paczk . Zawiera a informacje, które by y mi potrzebne do szko y. Wiedzia em, e rozstanie z Matk niesie mu ulg , ale na
jego twarzy, gdy patrzy , jak si oddalamy, malowa si równie smutek.
Powrót do Da y City odby si w podnios ym nastroju. Bracia mówili cicho, eby nie dra ni Matki. Gdy dojechali my do miasta, Matka usi owa a
rozerwa ch opców, zabieraj c ich do McDonalda. Ja jak zwykle zosta em w samochodzie. Przez opuszczon szyb patrzy em na niebo. Wszystko
okryte by o szaro ci , na twarzy czu em kropelki mg y. Zacz o narasta we mnie przera enie. Wiedzia em, e teraz nic Jej ju nie powstrzyma. Prys y
ostatnie nadzieje. Gdzie ulotni a si wola przetrwania. Czu em si jak wi /ic w celi mierci, niewiedz cy, kiedy nadejdzie jego pora.
Mia em ochot czmychn
, ale odwagi zabrak o mi nawet do tego, by poruszy si o centymetr. Nienawidzi em si za t s abo
. Mocniej
schwyci em paczk od Ojca i próbowa em wyczu w niej zapach jego wody kolo skiej.
Gdy mi si to nie uda o, mimowolnie j kn em. W tej chwili najbardziej na ca ym wiecie nienawidzi em Boga. Przygl da si mym zmaganiom od tylu
lat, a mimo wszystko sta z boku i patrzy , jak po
enie coraz bardziej si pogarsza. Nie pocies/y mnie nawet ladem zapachu Old Spice Ojca. Odebra
mi najwi ksz nadziej . W duchu przeklina em jego imi i
owa em, e w ogóle si urodzi em.
Z zewn trz dosz y mnie g osy Matki i ch opców, wracaj cych z McDonalda. Szybko otar em zy i zamkn em si w swojej skorupie. Wyje
aj c z
parkingu Matka obejrza a si w moj stron i zadrwi a:
- Teraz nale ysz w ca
ci do mnie. Jaka szkoda, e Ojciec nie b dzie ci ju móg obroni .
Wiedzia em, e jestem bez szans. Nie prze yj . Na pewno mnie zabije. Jak nie dzi , to jutro. Pragn em tylko, eby si zlitowa a i zrobi a to jak
najszybciej.
Gdy bracia po ykali hamburgery, nie widzieli nawet, jak sk adam r ce, spuszczam g ow , zamykam oczy i z ca ych si si modl . Gdy kombi
wje
o na podjazd przed domem, czu em, e przysz a moja pora. Zanim otworzy em drzwi, pochyli em g ow i wyszepta em:
- "... ale nas zbaw ode z ego. Amen".
epilog
Sonorna Kalifornia
uj tak pe ni
ycia.
Stoj i napawam si pi knem niesko czonego Pacyfiku, agodna, popo udniowa bryza wieje od strony wzgórz za moimi plecami. Jak z-wykle pi kny
dzie . Zachodzi s
ce. Zaraz. zacznie si czarodziejska pora. Niebo zap onie jasnym ogniem. Na razie przechodzi od agodnego b kitu w jaskrawy
pomara cz.. Patrz na zachód i jak zahipnotyzowany wpatruj si w fale. Tworzy si gigantyczny grzywacz, który rozbija si z. hukiem o brzeg. Na
twarz, spada niewidzialna mgie ka, a po chwili stopy obmywa bia a, spieniona woda. Piana ust puje miejsca morskiej wodzie. Znienacka na brz.eg
wynurza si kawa ek drewna dz.iwacz.nie poskr cany. Jest wyszczerbione, cho d ugi pobyt na s
cu wyg adz.i je i wybieli . Pochylam si po nie.
Jeszcze nie z apa em, gdy wyrywa mi go morska woda. Przez chwil odnosz wra enie, jakby drewno wola o zosta na brzegu. Zostawiaj c za sob
siad, dociera do wody, w której przez moment gwa townie si ko ysze i w ko cu poddaje woli oceanu.
Rozmy lam o tym drewnie, porównuj c je do swojego dawnego ycia. Z pocz tku by o burzliwe, pchano i ci gano mnie na wszystkie strony. Im
bardz.iej pogarsza o si moje po
enie, tym mocniej utwierdza em si w przekonaniu, e wci ga mnie jaki pot
ny wir. Opiera em si z ca ych si , ale
cykl zdawa si nie mie ko ca. Wreszcie nagle i niespodziewanie si wyswobodzi em.
Mia em tyle szcz
cia. Mroczna przes z
ju nie wróci. Zawsze wiedzia em, e mimo wszystko jestem jednak kowalem swego losu. Przy-
73
rzek em sobie, e je li uda mi si wyjs' z tego ca o, uczyni swoje y-cie jak najbardziej wartos'ciowe. Mi wolno mi go zmarnowa . I uda o si .
Uwolni em si do ko ca od brzemienia przesz
ci, przekonuj c si , e pewna cz
ycia stanowi a zaledwie jego u amek. Wiedzia em, e czarna
dziura czeka, gotowa mnie poch on
i zadecydowa o mym losie - jes'li tylko na to poz.wol . Zapanowa em nad w asnym yciem.
Mia em tyle szcz
cia. Ci
-kie przej cia bardzo mnie wewn trznie zahartowa y. B yskawicznie przystosowywa em si do nowych sytuacji, ucz c si
w sz.kole przetrwania. Pozna em tajemnic motywacji wewn trznej. Los nauczy mnie takiego spojrzenia na ycie, jakiego inni mog w ogóle nie
zazna . Poceniam sprawy, które dla ludzi bywaj oczy-wiste. Pope ni em przy okazji kilka b dów, ale jako znios em ich konsekwencje. Nie
koncentrowa em si na przesz
ci, zachowuj c to samo skupienie, którego nauczy em si wiele lat temu w gara u, przekonany, e ca y czas czuwa
nade mn dobry Pan, który w najwi ksz-ej potrz-ebie udz.iela mi cichej zach ty i u -ycza si y.
Pz.i kuj Bogu takie za to, e dane mi by o spotka tylu ludzi, którzy bardzo pozytywnie wp yn li na moje -ycie. Nieogarnione morze twarzy,
pchaj cych do przodu, radz cych, jaki poczyni wybór, wspieraj cych na drodz.e do sukcesu. Podsycali we mnie g ód. \/V innej z kolei dz.iedz.inie,
-ba w lotnictwie Stanów Zjednoczonych poz.woli a mi odkry warto ci patriotyczne, da a mi poczucie dumy i przynale no ci, o których wcze niej nie
mia em poj cia. Po wieloletniej walce odnala-z. em jasny cel; przede wszystkim zda em sobie spraw , e Ameryka jest krain , w której kto
zacz-ynaj cy wi cej ni . skromnie mo e sta si duchowym triumfatorem.
Pocz.ucie rz.ecz.ywisto ci przywracaj mi ha
liwe wybuchy fal. Kawa ek drewna, który przedtem obserwowa em, znika w ród wirów. Bez. wahania
odwracam si na pi cie i id do samochodu. Po chwili jestem ju . na serpentynach mojej drogi do tajemnicz-ej utopii. Pawno temu, gdy miesz-ka em w
mroku, marzy em o tym ustroniu. Teraz., gdy tylko uda mi si oderwa od obowi z-ków, zawsze powracam nad rzek . Po postoju przy Rio Yilla w
pobliskim Monte Rio, sk d zabieram swój cenny adunek, wracam na asfaltow jednopasmówk . Jest to dla mnie wy cig z. czasem, bo s
ce zacz.yna
ju . zachodz-i i zaraz, spe ni si jedno z. marz.e mego .ycia.
Gdy wje .d am do pogodnego miasteczka Guerneuille, cz-terosilniko-wy truck z-walnia i z.acz.yna sun
w
wim tempie. Naciskam lekko hamu-
74
lec i skr cam w prawo, na podjazd nad rz.ek . Opusz.cz.am sz.yby i ch on wonne, ocz.ysz.cz.one powietrz.e lasów sekwoi, które ko ysz , si
agodnie na wietrz.e.
Zatrzymuj si przed bia ym domkiem letniskowym, w którym moja rodzina przed laty sp dza a wakacje. 17426 Riverside Prive. Jak wszystko inne,
dom te . si zmieni . 'Wiele lat temu za kominkiem dobudowano dwie ma e sypialnie. Przed powodzi w 1986 poczyniono pewne starania, w celu
powi kszenia niewielkiej kuchni. Nawet pot
ny pie , na który si niegdy z bra mi wspinali my, zaczyna gni . Tylko pociemnia y, cedrowy sufit, i
one z rzecznych kamieni palenisko pozosta y takie same.
Odczuwam dziwny smutek; odwracam si i przechodz przez wirow drog . Potem cichutko, eby nie zak óci niczyjego spokoju, wo am syna,
Stephena, i prowadz go przez w ski przesmyk ko o domu, przez który onegdaj przeprowadzali mnie i ch opców rodzice. Znam w
ciciela i wiem na
pewno, e nie mia by nic przeciwko temu. Obracamy wzrok na zachód. 1?ussian River taka sama jak zawsze, ciemnozielona i g adka jak szk o, p yn ca
ku pot
nemu Oceanowi Spokojnemu. Sójki nawo uj si w powietrzu, po czym znikaj w sekwojowym g szczu. Przez niebo przebiegaj smugi b kitu
i pomara czy. Bior g boki oddech i zamykam oczy, jak przed laty syc c si t chwil .
Gdy je otwieram, po policzku toczy si
za. Przykl kam i obejmuj ramieniem Stephena. Bez wahania si o mnie opiera i ca uje.
- Kocham ci , tato.
- Ja ciebie te - wtóruj .
Spogl da na ciemniej ce niebo. Oczy rozszerzaj mu si , próbuj c obj
znikaj ce s
ce.
- To moje najbardziej ulubione miejsce na wiecie! - oznajmia Ste-phen.
ciska mnie w gardle. Czuj wzbieraj cy potok ez.
- Moje te ! - mówi . - Moje te !
Stephen znajduje si na etapie czaruj cej niewinno ci, ale jest nad wiek m dry. Gdy po policzkach sp ywaj mi s one zy, u miecha si i w ten
sposób chroni moj godno
. \A/ie, czemu p acz . We, e to zy rado ci.
- Kocham ci , tato.
- Te ci kocham, synu.
Jestem wolny
osy na temat z.n cania si nad d z. i e cm i
Dav e Pelzer,
który wyszed z tego ca o
]ako dziecko, mieszkaj c w wiecie mroku, ba em si o w asne ycie i s dzi em, e jestem sam jak palec. Teraz wiem, e to nieprawda. Rodzice
zn caj si nad tysi cami dzieci.
Podawane s ró ne liczby, ale w naszym kraju mniej wi cej co pi te dziecko jest fizycznie, psychicznie lub seksualnie wykorzystywane. Na
nieszcz
cie s ludzie, którzy uwa aj , e wi kszo
przypadków zn cania si , to najzwyczajniej w wiecie wprowadzane przez rodziców w ycie próby
egzekwowania "prawa" do wymuszenia na dziecku pos usze stwa, poniewa wymkn o si ono nieco spod kontroli. Twierdz oni, e nadmierna
surowo
nie odbije si negatywnie na pó niejszym yciu dziecka. Pope niaj tragiczny w skutkach b d.
Ka dego w
ciwie dnia jaki doros y, który pada kiedy ofiar zn caj cych si nad nim rodziców, mo e wy adowa swoje ukryte frustracje na
innych ludziach, a nawet osobach najbli szych. Opinia publiczna doskonale wie o najbardziej niezwyk ych tego rodzaju wypadkach. Wyj tkowe
incydenty przyci gaj uwag mediów i zwi kszaj im nak ady. S yszeli my o prawniku, który przed pój ciem spa uderzy dziecko pi
ci tak, e pad o
nieprzytomne na pod og . O ojcu, który wsadzi dziecko do muszli klozetowej. Dzieci zmar y. Wjeszcze bardziej osobliwym przypadku matka i ojciec
pozabijali po jednym dziecku i przez cztery lata ukrywali ich zw oki. Mamy inne nag
niane przyk ady, jak cho by maltretowane dziecko, które potem
wyros o na morderc z McDonalda, strzelaj cego do bezbronnych ofiar, dopóki policja go nie zabi a.
Powszechniejsze s przypadki nieznane, na przyk ad ch opiec, który pi pod mostem i na noc okrywa si tekturowym pud em. Co
76
roku tysi ce wykorzystywanych dziewcz t ucieka z domu na ulic , gdzie zarabia na ycie sprzedaj c swoje cia o. Inni odwzajemniaj si
spo ecze stwu jako cz onkowie gangów, oddani przemocy i niszczeniu.
Wiele maltretowanych niegdy dzieci skrywa sw przesz
w g bi duszy, na tyle g boko, e sami nigdy nie zaczn zn ca si nad w asnym
potomstwem. yj jak wszyscy inni, zak adaj rodziny i prowadz
ycie zawodowe. Wtedy jednak codzienne k opoty zmuszaj dawne ofiary
okrucie stwa do zachowa , których wyuczono je w dzieci stwie. Wy adowuj swe frustracje na partnerach czy dzieciach i, sami o tym nie wiedz c,
wracaj do samego pocz tku, w czaj c si w niesko czony kr g z a.
Niektóre ofiary maltretowania chowaj si w swych szczelnych skorupach. Odwracaj g owy w przekonaniu, e gdy zignoruj sw przesz
,
odejdzie ona w mroki zapomnienia.
Agencje ochrony dziecka otrzymuj w naszym kraju miliony dolarów. Fundusze przekazywane s miejscowym domom dziecka i wietlicom.
Dotowane s tysi ce prywatnych organizacji, których celem jest profilaktyka i prowadzenie poradni dla rodziców i dzieci. Liczby stale rosn . W 1990
roku w Stanach Zjednoczonych zanotowano ponad 2,5 min przypadków zn cania si nad dzie mi. Po roku liczba ta wzros a do 2,7 min. W chwili, gdy to
pisz , szacuje si , e takich dzieci jest ponad trzy miliony.
Dlaczego? Sk d bior si takie tragedie? Dlaczego los dziecka bywa a tak straszny? Czy mo na przerwa ten proces? A przede wszystkim, jak
wygl da wiat oczyma maltretowanego dziecka?
Przeczytali Pa stwo opowie
o przeci tnej rodzinie, któr rozerwa y od rodka ukryte tajemnice. Cele tej ksi
eczki s dwojakie: po pierwsze ma
ona pokaza , jak kochaj cy rodzic mo e zmieni si w bezlitosnego, zimnego potwora, który wy adowuje na bezbronnym dziecku swoje frustracje; po
durgie, jak d
enie do przetrwania i duch cz owiecze stwa pokonuj pozornie niebotyczne przeszkody.
Niektórzy czytelnicy nie uwierz w t histori , nie b dzie im ona dawa spokoju; lecz zn canie si nad dzieckiem, to zjawisko niepokoj ce, które
sta o si w naszym spo ecze stwie faktem. Mamy przy okazji do czynienia z efektem domina, kiedy to maltretowanie ma wp yw na wszystkich, którzy
maj z nim styczno
. Najbardziej cierpi dziecko i najbli sza rodzina, kiedy na przyk ad ma onek jest rozdarty pomi dzy uczuciem dla potomka i
swojego partnera. Skutki odczuwaj te inne dzieci, które niczego nie rozumiej i czuj si zagro one. Sprawa zatacza coraz szersze kr gi i obejmuje
siadów,
77
którzy s ysz krzyki, ale nie reaguj , nauczycieli, którzy widz siniaki i musz poradzi sobie z dzieckiem, które nie mo e skoncentrowa si na
nauce, wreszcie krewni, którzy chcieliby interweniowa , a nie chc zrywa wi zi rodzinnych.
Jest to opowie
o czym wi cej ni o przetrwaniu. To historia o zwyci stwie i jego wi towaniu. Serce bije czule nawet w najbardziej ponurych
fragmentach. Wa ne jest trwanie cia a, ale jeszcze istotniejsza jest przewaga ducha.
To historia tylko i wy cznie mego ycia. Latami siedzia em zamkni ty w lochu w asnej duszy i serca, samotny,
osny "nieudacznik". Najpierw
chcia em by po prostu taki jak inni, ale do g osu zacz y dochodzi tak e odmienne motywy. Pragn em "zwyci stwa". Przez ponad trzyna cie lat
em w wojsku. Teraz pomagam krajowi, organizuj c seminaria i warsztaty dla ludzi potrzebuj cych, którym staram si pomóc zerwa kr puj ce ich
wi zy. Jako naoczny wiadek staj przed cierpi cymi dzie mi i lud mi, którzy si nimi zajmuj . Reprezentuj punkt widzenia stworzony w brutalnym
wiecie zn cania si i wyros y z nadziei na lepsze jutro. Najwa niejsze jednak, e wyrwa em si z owego zgubnego kr gu i zosta em ojcem, który
wobec swego syna zawini jedynie tym, e rozpieszcza go mi
ci i yczliwo ci .
Obecnie w naszym kraju yj miliony potrzebuj cych pomocy. Moim zadaniem jest jej niesienie. Ludzie powinni zrozumie , e zawsze mog
otrz sn
si z ponurej przesz
ci i wyj
na radosne wiat o dnia. Mo na uzna za paradoks fakt, e gdyby nie ówczesne maltretowanie, by bym teraz
zupe nie innym cz owiekiem. Dzi ki mrokom, w jakich pogr
one by o moje dzieci stwo, znacznie wy ej ceni
ycie. Mia em du o szcz
cia, e
zmieni em tragedi w tryumf. Tak mo na stre ci moj opowie
.
Chyba nigdy jeszcze w dziejach naszego kraju rodzina nie mia a a tylu przeciwników. Przekszta cenia gospodarcze i spo eczne doprowadzaj j do
skrajno ci, co z kolei rodzi wiele patologii. Problem nale y na wietli , tak by spo ecze stwo mog o stawi mu czo o. Dopiero wtedy mo na b dzie
zrozumie przyczyny maltretowania dzieci i rozpocz
jak najskuteczniejsz akcj pomocy. Dzieci stwo winno by czasem beztroski i zabaw w s
cu,
a nie yciem w mrocznych lochach w asnej duszy.
E. Ziegler
nauczyciel
W
rzesie 1992 roku zacz si jak typowy pierwszy miesi c szko y. Po dwudziestu dwu latach pracy w zawodzie znowu wraca em do gor czkowego,
nieustannego zamieszania. Musia em nauczy si imion i nazwisk oko o dwustu nowych uczniów, oraz powita kilku nowych cz onków naszego grona
pedagogicznego. Po egnanie wakacji oznacza o przej cie dodatkowych obowi zków i zetkni cie z ponurymi prognozami finansowymi. Nic si
ciwie nie zmienia o, a do czasu owego telefonu, który do
bole nie przeniós mnie o dwadzie cia lat w przesz
: "Niejaki David Pelzer prosi o
kontakt ze swoim agentem w sprawie jakich raportów na temat maltretowania dziecka, z którym mia pan dwadzie cia lat temu co wspólnego".
A tak, Davida Pelzera pami tam jak dzi . By em wie o po college^, zaczyna em dopiero uczy ; z perspektywy lat musz przyzna , e o swoim
rodowisku zawodowym wiedzia em niewiele. A zielonego poj cia nie mia em o zn caniu si nad dzie mi. W tamtych czasach nie by em nawet pewien,
czy takie co w ogóle istnieje, a je li istnia o, pozostawa o tajemnic poliszynela, podobnie jak wiele innych patologicznych zjawisk. Tyle si od tego
czasu nauczyli my, a ile jeszcze przed nami.
My lami wróci em do Szko y Podstawowej im. Thomasa Edisona w Da y City w Kalifornii, do wrze nia roku 1972. Na scen wkracza David Pelzer,
jeden z uczniów pi tej klasy. By em wtedy naiwny, lecz obdarzony wra liwo ci , która podpowiada a, e w yciu Davida dzieje si co okropnego. lady
kradzie y ywno ci wiod y do tego wychud ego, smutnego ch opca. Na odkrytych cz
ciach cia a pojawia y si podejrzane siniaki. Wszystko
wskazywa o na jedn przyczyn : dzieciaka bito i do przesady surowo karano. Kilka lat pó niej
79
(louicd/i.iU ni si , e jestem wiadkiem jednego z najbardziej ma-kabryc/nydi przypadków maltretowania dzieci w ca ym stanie Kali-lornia.
Moja rola nie polega na powtarzaniu wszystkich szczegó ów, które wówczas spostrzegali my i o których donosili my odpowiednim w adzom. To
przywilej i szansa Davida. Temu m odemu cz owiekowi nadarzy a si rzeczywi cie wspania a okazja do publicznego opowiedzenia historii swego ycia,
eby dzi ki temu inne dzieci mo e mniej cierpia y. ywi g boki podziw dla jego odwagi.
David, najlepsze yczenia. Bez w tpienia zaszed
bardzo daleko.
Val<sHe Bivens
pracownica opieki spo ecznej
J
ako pracownica Kalifornijskiej Ochrony Dziecka, a za dobrze zdaj sobie spraw z cz stotliwo ci i brutalno ci przest pstw przeciw dzieciom.
Ksi
ka niniejsza, to opowie
dziecka o niemieszcz cych si w g owie torturach, jakim by poddawany. Obserwujemy, jak przechodzi straszliw drog
od sielankowego ycia rodzinnego do statusu "je ca wojennego" we w asnym domu. Czytelnik poznaje histori z ust cz owieka, który przez to wszystko
przeszed , obdarzonego odwag i m stwem.
Opinia publiczna niewiele wie o skali zn cania si nad dzie mi. Te ofiary mro
cych krew w
ach przest pstw cz stokro nie s w stanie
opowiedzie o torturach, czy ich pot pi . Zwracaj si przeciwko sobie samym, lub przeciw swoim bliskim, i kr g si zamyka.
wiadomo
spo eczna jednak wzrasta. Coraz cz
ciej pojawiaj si filmy i artyku y na ten temat, ale robi si z tego sensacj i z takiego, odleg ego
punktu widzenia trudno jest nam poj
wiat dziecka i mu wspó czu . Ksi
ka ta poucza i wychowuje. W miar jak przechodzimy razem z Davidem
przez stadia l ku, osamotnienia, izolacji, cierpienia i furii, by na koniec osi gn
etap nadziei, z bolesn jaskrawo ci widzimy ca y jego wiat. Krzyk
dziecka s yszymy uszami, oczami i ca ym cia em Davida. Czujemy te , jak serce ofiary bije w rytm niezno nego bólu, a pó niej tryumfu.
6. Dziecko...
Glenn . Go dberg
byty dyrektor Kalifornijskiego Konsorcjum Zapobiegania Przemocy Wobec Dzieci
nie wiedzia em
H
i istori Davida Pelzera trzeba opowiedzie , tak by poruszy sumienia Amerykanów i zbudowa kraj, w którym bycie dzieckiem nie b dzie bolesnym
prze yciem. Miliony naszych dzieci, najcenniejszych zasobów naturalnych, padaj ofiar tragicznej i bezsensownej epidemii okrucie stwa i
zaniedbania. W ci gu ostatnich dziesi ciu lat znacznie nasili y si okrucie stwo i cz stotliwo
zn cania si nad dzie mi. Opowie
Davida pomo e
zrozumie , e maltretowanie dzieci nie sprowadza si do zwyk ej przesady w biciu. Co roku setki tysi cy bezbronnych dzieci poddawanych jest
fizycznym, psychicznym i seksualnym torturom.
Ka dy przypadek zn cania si nad dzieckiem wywo uje reperkusje. Gdy cierpi dziecko, konsekwencje owego zdarzenia mo emy odczu wszyscy.
Davidowi Pelzerowi uda o si na szcz
cie wyj
z tego ca o, a jego opowie
mo e by dla nas wszystkich niewyczerpanym ród em natchnienia. Nie
wolno nam jednak nigdy zapomina dziesi tek tysi cy dzieci, na których pozostawi o to niezatarty lad, i o milionach, które ca y czas cierpi . Jedynym
lekarstwem na maltretowanie dzieci jest profilaktyka; dlatego te wyra am gor
nadziej , e ksi
ka ta pomo e umocni ruch ludzi po wi caj cych
si zapobieganiu aktom okrucie stwa wobec dzieci.
Nie wiedzia em, e jest tak ci
ko; s ysza em, e jest co takiego. By o to dla mnie okropne, e w ten sposób kradnie si m odym ich "specjalny"
okres.
Nie wiedzia em, jak bardzo to boli; nikt nie widzi siniaków i blizn. A dlaczego gdzie w drodze ycia musia
zap aci za okrutne zn canie.
Nie wiedzia em, jak si czujesz, e sam siebie przestajesz szanowa . Wiedzia em, e chowasz si w k cie i uczu nie okazujesz.
Nie wiedzia em, co mo na zrobi ; e mo na jako pomóc. e wystarczy ci jaki przyjaciel, kto , kto zostanie kumplem.
Lecz teraz wiem, e mog pomóc; ja te co mog zmieni . Stan przy tobie, krzykn z tob , inni niech mówi "Nie wiedzia em".
Cindy M. Adams
spis tre ci
Icalenie ................ 11
dobre cz.asy ................. 17
nicpo ..................... 22
walka o .ywno
.............. 29
wypadek ................... 44
gdy Ojca nie ma w domu ......... 51
Ojcz.e nasz. ................. 63
epilog ..................... 73
osy na temat z.necania si
nad dz.ie mi ................. 76