background image

Dave Pelzer

Dziecko zwane "niczym" - czyli dzieci ca wola przetrwania

*
Tytul orygina u:
A CHILD CALLED "IT"
Copyright (c) 1995 Dave Pelzer
Published under arrangement
with HEALTH COMMUNICATIONS INC.,
Deerfield Beach, Florida, U.S.A.
Ali rights reserved
Projekt ok adki: Anna Troszczy ska
Redakcja: Lucyna  uczy ska
Redakcja techniczna: Anna Troszczy ska
Korekta:
Agata Mickiewicz

amanie: Anna Pianka

ISBN 83-7180-443-1
Wydawca:
Prószy ski i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul. Gara owa 7
Druk i oprawa:

ódzka Drukarnia Dzie owa SA

90-215  ód , ul. Rewolucji 1905 r. nr 45
ksi

 t  dedykuj  synowi mojemu Stephenowi, który, dzi ki Bogu, nauczy  mnie korzystania z daru mi

ci i rado ci oraz patrzenia oczyma

dziecka. Dedykuj  j  równie  nauczycielom i pracownikom administracyjnym Szko y Podstawowej im. Thomasa Edisona, zw aszcza: Stevenowi E.
Zieglerowi, Athenie Konstan, Peterowi Hansenowi, Joyce'owi Woodworthowi, Janice Woods, Betty Howell, i szkolnej piel gniarce. Wam wszystkim, za
Wasz  odwag  i za to,  e owego pami tnego dnia, 5 marca 1973, narazili cie si  na utrat  zawodowego presti u i uratowali cie mi  ycie.

Wyrazy wdzi czno ci
Po latach wyczerpuj cej pracy, po wi ce , zawodów, kompromisów i wybiegów, ksi

eczka ta nareszcie ujrza a  wiat o dzienne i znajduje si

wsz dzie w sprzeda y. Korzystaj c z okazji pragn  z

 ho d tym wszystkim, którzy ca ym sercem wierzyli w t  krucjat .

Jackowi Canfieldowi, wspó autorowi fenomenalnego bestsellera, "Roso u dla duszy", za wyj tkowo ludzkie nastawienie i otwarcie przede mn

pewnych szczelnie zamkni tych drzwi. Jack jest naprawd  rzadkim okazem cz owieka, który w ci gu dnia potrafi pomóc wi kszej liczbie ludzi, ni
niejednemu z nas udaje si  to uczyni  przez ca e  ycie. Niech Bóg ma Pana w swej opiece.

Nancy Mitchell i Kim Wiele z Grupy Canfielda za ich zara liwy entuzjazm i bezcenne rady. Dzi kuj  Paniom.
Peterowi Vegso z Health Communications, Inc., jak równie  Christinie Belleris, Matthew Dienerowi, Kimowi Weissowi i ca emu sympatycznemu

personelowi tej instytucji za uczciwo

, profesjonalizm i uprzejmo

 na co dzie , sprawiaj

,  e proces wydawania ksi

ki staje si  przyjemno ci . Bij

czo em przed Iren  Kanthos i Lori Golden za ich niewyczerpany upór i pilnowanie tempa prac. Gargantuiczne podzi kowania dla ca ego Bloku
Humanistycznego za wysi ki i oddanie sprawie.

Szczególnie gor co dzi kuj  Marshy Donohoe, superredaktorce, za ca e godziny sp dzone na wylewaniu z tego tomu wiader wody, by czytelnik nie

mia  k opotów ze zrozumieniem i odczuciem te widzianej oczyma dziecka opowie ci. Marsha uzna a to za sprawy "zaufania do prostego cz owieka".

Patti Breitman z breitman Publishing projects, za prace wstepne i solidny zastrzyk finansowy.
Cindy Adams za niezachwian  wiar , której tak bardzo wtedy potrzebowa em
Gor ce dzi ki dla Rica i Dona z Rio Villa Resort, wówczas mojego domu poza domem, za to,  e stworzyli mi doskonale zacisze na czas prac nad

realizacj  tego projektu.

Nako cu dzi kuj  Phyllis Colleen.  ycz  Pani szcz

cia.  ycz  spokoju. Niech Pani  Bóg b ogos awi.

Najserdeczniejsze  yczenia dla wszystkich tych, którzy robi  co  dla drugiego cz owieka.
Dave Pelzer
nota autora
niektóre imiona i nazwiska zosta y w tej ksi

ce zmienione, tak by nie narusza  godno ci i spokoju bli nich.

Jest to pierwsza cz

 trylogii, w której stara em si  pos ugiwa  j zykiem dziecka. Jej ton i s ownictwo odzwierciedlaj  m dro

 cz owieka w takim

nie wieku.

Ksi

ka ta osnuta jest na motywach  ycia pewnego dziecka, od wieku lat czterech do dwunastu.

Druga cz

 tej e trylogii, "Stracony ch opiec", opisuje perypetie tego samego ch opca od dwunastego do osiemnastego roku  ycia.

Rozdzia  1
Ocalenie
Marca 1973^ Pa y City, stan Kalifornia. - Ju  pó no. Trzeba zd

 ze zmywaniem, bo nie b dzie  niadania. Nie jad em wczoraj kolacji, wi c musz

koniecznie co  zje

. Mama gania we wszystkie strony i wrzeszczy na braci. S ysz  jej ci

kie kroki na korytarzu prowadz cym do kuchni. Zanurzam z

powrotem r ce we wrz cej wodzie i p ucz  talerze. Za pó no. Przy apa a mnie z za

onymi r kami.

AST! Mama bije po twarzy i przewracam si  na pod og . Wol  nie sta  i nie nara

 si  na ciosy. Odczu em na w asnej skórze,  e ona uznaje to

za bezczelno

, dlatego bije dalej i co najgorszy wyznacza kar  - dzie  bez jedzenia. Wstaj  i unikam jej wzroku, gdy tak wrzeszczy mi za uszami.

Udaj  wystraszonego i przytakuj  jej pogró kom. Prosz  - mówi  do siebie - daj mi tylko je

. Mo esz mnie zbi , ale musz  co  zje

. Kolejne

uderzenie rzuca mnie na kuchenny blat z. kafelków. Po twarzy p yn  strumieniami  zy udawanej kapitulacji a ona wypada z kuchni, zdaje si  i jest z
siebie zadowolona. Odliczywszy kroki i upewniaj c si ,  e nie wróci wzdycham z ulg . Uda o si . Mo e zbi  mnie na kwa ne jab ko ale nie da em
odebra  sobie woli przetrwania.

Ko cz  my  naczynia potem wykonuj  inne prace. W nagrod  dostaj

niadanie - resztki zlane z miski jednego z braci. Dzisiaj p atki Lucky Charms.

W po owie miski mleka p ywa zaledwie par  wiórków, ale spiesz  si  jak mog  zanim Matka nie zmieni zdania. Ona to potrafi. Z przyjemno ci
wykorzystuje jedzenie jako bro . Nigdy w  yciu nie

11
wyrzuci aby resztek do kosza. Wie,  e bym je potem odgrzeba . Zna wiele moich sztuczek.
Po chwili siedz  ju  w rodzinnym kombi. Zesz o mi bardzo d ugo i trzeba zawie

 mnie do szko y. Zwykle biegn  i wpadam akurat na pocz tek lekcji,

tak  e nie mam czasu, by ukra

 kolegom drugie  niadanie.

Mama wypuszcza najstarszego brata, a mnie wyg asza kazanie na temat swoich jutrzejszych wobec mnie planów. Zawiezie mnie do swojego brata.

Mówi,  e wujek Pan si  mn  "zajmie". To maj  by  pogró ki. Patrz  na ni  przera ony jakbym si  naprawd  czego  ba . Wiem,  e wujek jest surowy
ale na pewno nie potraktuje mnie tak jak Matka.

Jeszcze zanim kombi zd

y si  zatrzyma , p dz  do szko y. Matka drze siej  ebym wraca . Zapomnia em zmi tego woreczka z drugim  niadaniem

w którym od trzech lat jest to samo: dwie kanapki z. Mas em orzechowym i par  marchewek. Jeszcze zanim znowu wyrw  si  z samochodu, upomina:
"Powiedz... powiedz,  e uderzy

 si  o drzwi". Potem rzadko u ywanym wobec mnie tonem g osu  yczy mi mi ego dnia. Zagl dam w jej

zaczerwienione,, opuchni te oczy. Ca y czas ma kaca. Jej niegdy  pi kne, l ni ce w osy wygl daj  jak nadpalone str ki. Jak zwykle jest bez makija u.
Ma nadwag  i a  za dobrze o tym wie. Jednym s owem i wygl da jak zawsze.

Spe ni em si  i musz  zg osi  si  do biura administracji. Siwow osa sekretarka wita mnie u miechem. Po chwili zjawia si  piel gniarka, która zabiera

mnie do swojego gabinety gdzie robimy to, co zwykle. Najpierw ogl da mi twarz, i r ce. "Co to takiego nad okiem?"

Kiwam boja liwie g ow  "h, to... Uderzy em si  o drzwi na korytarzu, przypadkiem".
Jeszcze raz si  u miecha i zdejmuje z szafki jak

 teczk . Przewraca par  stron, pochyla si  nade mn  i co  mi pokazuje. "Patrz - wskazuje palcem

kartk  - to samo mówi

' w zesz y poniedzia ek. Pami tasz?"

Wymy lam na poczekaniu inn  historyjk . "Gra em w baseball i kolega uderzy  mnie kijem. Przypadkiem". Przypadek. Mam to zawsze powtarza .

/Ale piel gniarka nie daje si  nabra . Namawiaj  ebym mówi  prawd . W ko cu i tak si  za ami  i do wszystkiego przyznany chocia , wola bym broni

Matki.
Piel gniarka przekonuje,  e wszystko b dzie dobrze i ka e zdj

 ubranie. Dzieje si  tak ju  od roku, wi c s ucham bez szemrania. W koszuli z

ugim r kawem jest wi cej dziur ni  w szwajcarskim serze. Chodz  w niej dwa lata. Mama ka e j  zak ada ,  eby mnie upokorzy . Spodnie s  w

podobnym staniej w czubkach butów te  s  dziury. Jak chc , to potrafi  wyj

 na wierzch du y palec. Stoj  w samej bieli nie, a piel gniarka opisuje

wszystkie znaki i siniaki zauwa one na moim ciele. Liczy  lady jak od ci cia no em na twarzy, zapisuj c nawet takiej które mog a dawniej przeoczy .
Robi to bardzo metodycznie. Nast pnie otwiera mi usta i ogl da z by; ukruszone po uderzeniu g ow  w kuchenny blat. Jeszcze co  zapisuje. D

sz

chwil  ogl da blizn  na brzuchu.

-   czy tutaj - pytaj prze ykaj c  lin  - tutaj ci  d gn a?
- Zgadza si  - odpowiadam. "Nic z tego - mówi  sam sobie. - Znowu co  zbroi em". Piel gniarka z pewno ci  zauwa

a moj  strapion  min .

background image

Odk ada teczk  i obejmuje mnie. "O Bo e - my

 - jaka ona ciep a". Nie chc  od niej odchodzi , wol  na zawsze zosta  w jej obj ciach. Zaciskam

powieki i przez chwil  zapominam o bo ym  wiecie. Klepie mnie po g owie. Wzdragam siej gdy dotyka opuchni tego siniaka, powsta ego dzisiaj rano od
uderzenia Matki. Piel gniarka wypuszcza mnie z u cisku i wychodzi. Ubieram si  pospiesznie. Ona o tym nie wiej  e zawsze robi  wszystko mo liwie

najszybciej.
Piel gniarka wraca po chwili w towarzystwie pana Hansenaj dyrektora, i dwojga nauczycieli., panny Woods i pana Zieglera. Pan Hansen doskonale

mnie zna. Przesiedzia em w jego gabinecie wi cej ni  wszyscy inni uczniowie. W miar  jak piel gniarka odczytuje swoje spostrze enia, dyrektor
spogl da na papiery. Bierze mnie za podbródek i unosi g ow . Unikam jego wzroku, co sta o si  nawykiem po starciach z Mam . /Ale i tak nie mam
zamiaru o niczym mu opowiada . Mniej wi cej rok temu wezwa  Matk  na rozmow  w sprawie tych siniaków. Nie mia  wtedy jeszcze poj cia, co si

wi ci. Wiedzia  tylko tyle,  e mam k opoty i kradn  jedzenie. Kiedy wróci em nazajutrz do szko y od razu dojrza

lady po laniu, jakie spu ci a mi Matka.

Ju  nigdy wi cej jej nie wzywa .

Burczy,  e ma ju  tego serdecznie do

. Nie wiem, gdzie podzia  si  ze strachu. "Znowu wezwie Mam !" - wrzeszczy jaki ' g os w moim mózgu.

Wybucham p aczem. Trz

 si  ca y jak galaretka, be kocz  jak ma e dziecko prosz c  eby pan Hansen nie wzywa  Mamusi.

- Byle nie dzisiaj - skamlam - dzi  jest pi tek!
Pan Hansen obiecuje,  e nie b dzie wzywa  Matki i odsy a mnie na lekcj . Ju  za pó no na godzin  wychowawcz , wi c p dz  na lekcj

angielskiego z pani  Woodworth. Dzisiaj sprawdzian z pisowni wszystkich

13
stanów i ich stolic. Nie jestem przygotowany. Jestem do

 pilnym uczniem, ale przez kilka ostatnich miesi cy ca kiem sobie odpu ci em, przesta em

nawet ucieka  przed swoim losem w nauk .

Gdy wchodz  wszyscy zatykaj  nosy i sycz , patrz c w moj  stron . Nauczycielka na zast pstwie, jaka  m oda kobieta macha r

.

Nieprzyzwyczajona do mojego zapachu. Podaje mi test w wyci gni tej r ce, ale nie zd

am nawet usi

, gdy znowu wzywa mnie do siebie dyrektor.

Wszyscy zaczynaj  wy  - jestem wyrzutkiem z pi tej klasy.

Po biura administracji docieram w mgnieniu oka. Mam czerwone gard o. Czuj  pieczenie po wczorajszej "grze", któr

wiczy a na mnie Matka.

Sekretarka wpuszcza mnie do pokoju nauczycielskiego. Wzrok dopiero po chwili przyzwyczaja si  do panuj cego tu o wietlenia. Wokó  sto u siedz :
mój wychowawca, pan Ziegler, pani od matematyki, panna Moss, szkolna piel gniarka, pan Hansen i jaki  policjant. Uginaj  si  pode mn  nogi. Nie
wiem, czy mam ucieka , czy czeka , a  zawali mi si  na g ow  dach. Sekretarka zamyka drzwi za moimi plecami, pan Hansen daje r

 zna ,  ebym

wchodzi

mia o. Siadam u szczytu sto u, t umacz c si ,  e przecie  niczego nie ukrad em... dzisiaj. Na przygn bionych twarzach pojawiaj  si

miechy. Nawet nie podejrzewam,  e maj  zamiar zaryzykowa  swoje posady, aby mnie uratowa .

Policjant wyja nia, po co wezwa  go pan Hansen. Czuj , jak zapadam si  w krzes o. Funkcjonariusz prosi,  ebym opowiedzia  o Mamie. Potrz sam

ow . Zbyt wielu ju  ludzi pozna o nasz  tajemnic  i Mama wcze niej czy pó niej o wszystkim si  dowie. Uspokaja mnie jaki  ciep y g os. To chyba

panna Moss. Mówi,  e nie ma powodu do zmartwienia. Wzdycham g boko, tr  r ce i w ko cu opowiadam im o Matce i sobie. Po chwili piel gniarka
ka e mi wsta  i pokaza  blizn  na piersiach. Natychmiast mówi ,  e to by  przypadek; naprawd  - Mama nie chcia a mnie d gn

. Robi c w portki

acz , przekonuj c,  e Mama karze mnie dlatego, bo jestem niedobry. Powinni zostawi  mnie w spokoju. Czuj  si  jak o liz a glista. Przecie  wiem,  e

po tylu latach nikt nic na to nie poradzi.

Mija kilka minut, a potem ka

 mi wyj

 i poczeka  w s siednim pokoju. Gdy zamykam drzwi, wszyscy doro li patrz  w moj  stron  i kiwaj  g owami.

Wierc  si  na krze le, podczas gdy sekretarka przepisuje na maszynie jakie  dokumenty. Ca a wieczno

 up ywa, zanim pan Hansen zawo a mnie z

powrotem. Panna Woods i pan Ziegler wychodz . Widz ,  e s  szcz

liwi, ale jednocze nie si  martwi . Panna Woods przykl ka i obejmuje

14
 mnie. Chyba na zawsze zapami tam wo  perfum w jej w osach. Puszcza mnie i natychmiast si  odwraca, abym nie widzia ,  e p acze. Zaczyna

mnie to wszystko niepokoi . Pan Hansen podaje mi tac  z obiadem ze sto ówki. "Jezus Maria! Ju  pora obiadowa" - przychodzi mi do g owy.

Poch aniam wszystko tak szybko,  e nie czuj  nawet smaku posi ku. Bij  rekord  wiata. Po chwili dyrektor wraca z tac  ciastek, przestrzegaj c,

ebym jad  wolniej. Nie wiem, co si  dzieje. My

 sobie,  e mo e przyjecha  po mnie ojciec,  yj cy z matk  w separacji. Policjant pyta mnie o adres i

numer telefonu. "No to klops! - Przebiega mi przez my l. - Witamy w piekle. Znowu da mi popali ".

Policjant co  sobie zapisuje, za  pan Hansen i piel gniarka siedz  i przygl daj  si  nam w milczeniu. Oficer zamyka notes i mówi panu Hansenowi,

e ma ju  wszystkie potrzebne informacje. Spogl dam na dyrektora. Twarz zraszaj  mu wielkie krople potu. Czuj , jak zaczyna kurczy  mi si

dek.

Mam ochot  wyj

 do  azienki i zwymiotowa .

Pan Hansen otwiera drzwi i wszyscy nauczyciele korzystaj cy z przerwy obiadowej wytrzeszczaj  oczy. Tak mi wstyd. "Wiedz . Znaj  ca  prawd  o

Matce". S  zadowoleni, bo przekonali si ,  e nie jestem urwisem. Tak strasznie pragn  mi

ci, sympatii. Id  korytarzem. Pan Ziegler podtrzymuje

pann  Woods. Ta p acze. S ysz , jak poci ga nosem. Jeszcze raz mnie obejmuje i raptownie odwraca g ow . Pan Ziegler  ciska mi d

.

- B

 dobrym dzieckiem - mówi.

- Dobrze, prosz  pana, b

 si  stara . - Tylko tyle potrafi  z siebie wykrztusi .

Piel gniarka nic nie mówi c stoi obok pana Hansena. Wszyscy si  ze mn

egnaj . Widz  ju ,  e bior  mnie do wi zienia. "To i dobrze - my

. -

Przynajmniej tam ona mnie nie dopadnie".

Razem z policjantem mijam sto ówk  i wychodz  z budynku. Widz , jak grupa kolegów z klasy gra w dwa ognie. Niektórzy przerywaj  zabaw .
- Wylali Davida! Wylali Davida! - Wrzeszcz . Policjant dotyka mojego ramienia i zapewnia,  e wszystko jest w porz dku. Gdy jedziemy jego

samochodem i oddalamy si  od szko y podstawowej im. Thomasa Edisona, wida ,  e cz

 dzieci niepokoi mój wyjazd. Pan Ziegler mówi ,  e powie

wszystkim dzieciom prawd  - ca  prawd . Wiele odda bym za to,  eby znale

 si  w klasie w chwili, gdy b

 dowiadywa  si ,  e nie jestem niedobry.

Po chwili zatrzymujemy si  przed komend  w Pa y City. Nie wiedzie  czemu spodziewam si  zasta  tu Matk . Nie chc  wysi

 z samochodu.

15
Policjant otwiera drzwi,  agodnie bierze mnie za  okie  i prowadzi do jakiego  wielkiego biura. Siada na krze le przy stoliku w k cie i zapisuje na

maszynie kilka stron papieru. Uwa nie go obserwuj ., Ca y czas jedz c ciastka. Jem bardzo powoli napawaj c si  smakiem. Kto wiej kiedy znowu
dostan  co  do zjedzenia?

Gdy policjant ko czy formalno ci jest ju  po pierwszej. Ponownie pyta mnie o numer telefonu.
- Po co? - skamlam.
- Musz  do niej zadzwoni  - przekonuje mnie  agodnie.
- Nie! - zabraniam mu. - Chc  wraca  do szko y! Czy pan nic nie rozumie? Nie mo e si  dowiedzie ,  e wszystko wygada em.
Uspokaja mnie kolejnym ciastkiem i powoli wykr ca numer 7-5-6-2-4-6-0. Patrz  na obroty czarnej tarczy, wstaj  i id  w jego stron , zamieniaj c si

w s uch i usi uj c dos ysze  dzwonek telefonu po drugiej stronie linii. Odbiera Mama. Na d wi k jej g osu wzdragam si  z przera enia. Policjant macha

,  ebym nie podchodzi , robi g boki wdech i dopiero wtedy zaczyna:

- Pani Pelzer, tu posterunkowy Smith T- komendy policji w Pa y City. Pani syn David nie wróci dzi  do domu. B dzie przebywa  pod piecz  ludzi z

Dzia u Nieletnich w San Mateo. Je eli ma pani jakie  w tpliwo ci prosz  si  z nimi skontaktowa .

Odk ada s uchawk  i u miecha si .
- Nie le nam posz o, no nie? - Ale z jego miny wida ,  e bardziej dodaje otuchy sobie ni  mnie.
Przeje

amy par  mil i znajdujemy si  na autostradzie 280, kieruj c si  ku granicom Pa y City. Po prawo widz  napis: (NAJPI KNIEJSZA

AUTOSTRADA NA  WIECIE). Gdy wyje

amy poza granice miasta, policjant u miecha si  z ulg .

- Davidzie Pelzer - obwieszcza - jeste  wolny.
- Co? - dopytuj  siej kurczowo  ciskaj c w r ku ciastka.- Nic nie rozumiem. To nie zabiera mnie pan do jakiego  wi zienia?
- Nie, David naprawd  nie masz powodów do umartwienia. - Znowu u miecha si  i delikatnie  ciska mnie za rami .- Matka ju  nigdy w  yciu ci  nie
skrzywdzi.
Rozsiadam si  wygodniej na fotelu. O lepia mnie odbijaj ce si  s

ce. Odwracam si  unikaj c jego promieni, a po policzku cieknie mi  za.

- Wolny?
dobre czasy
Zanim matka zacz a si  nade mn  zn ca , nasza rodzina stanowi a oaz  sielskiego  ycia rodzinnego lat sze

dziesi tych. Ja i moi dwaj bracia

mieli my bardzo dobrych rodziców, którzy spe niali wszystkie nasze zachcianki, nie szcz dz c mi

ci i stara .

Mieszkali my w skromnym domku w tak zwanej "dobrej dzielnicy" Da y City. Do dzi  pami tam, jak w pogodne dni wygl da em przez wykusz w

salonie i widzia em pomara czowe wie e mostu Gol-den Gate i pi kny widnokr g od strony San Francisco.

Ojciec, Stephen Joseph, zarabia  na  ycie pracuj c w stra y po arnej w samym sercu San Francisco. Mia  metr dziewi

dziesi t wzrostu i wa

siedemdziesi t pi

 kilogramów. By  szeroki w barach, a mi

ni przedramienia nie powstydzi by si

aden atleta. G ste, czarne brwi mia  tego samego

koloru co w osy. Czu em si  jak wybraniec losu, gdy mruga  do mnie okiem i wo

 na mnie "Tygrys".

Matka, Catherine Roerva, by a kobiet  pod ka dym wzgl dem przeci tn . Nigdy nie pami ta em koloru jej oczu lub w osów, ale zawsze promienia a

macierzy sk  mi

ci . Najwi ksz  zalet  Matki by  upór. Mia a ci gle ró ne pomys y i ca y czas dzier

a ster  ycia domowego. Zdarzy o si  kiedy ,

gdy mia em chyba cztery albo pi

 lat,  e Mama o wiadczy a, i  jest chora, a mnie wyda a si  od tej chwili zupe nie inn  osob . Akurat tego dnia Ojciec

by  w pracy. Mama po kolacji wybieg a z domu i zabra a si  do malowania schodków prowadz cych do gara u. Gor czkowo pokrywaj c ka dy stopie
czerwon  farb , bez przerwy kaszla a. Farba nie zd

a jeszcze wyschn

, gdy zacz a przybija  pinezkami do schodów gumowy

17
W miar  zbli ania si

wi t narasta o nasze rozgor czkowanie. Z ka dym dniem ros a sterta prezentów pod choink , a  w ko cu ka dy mia  ich

kilkadziesi t.
W Wigili , po uroczystej kolacji i  piewaniu kol d, wolno nam by o rozpakowa  po jednym prezencie. Potem musieli my i

 spa . Le

c w 

ku

background image

nastawia em uszu i nas uchiwa em brz ku dzwonków przy saniach  wi tego Miko aja. Zawsze jednak zapada em w sen, zanim na dachu pojawi y si

renifery.

Jeszcze przed  witem do pokoju wchodzi a na paluszkach Mama i budzi a nas s owami "Przyszed  Miko aj!". Kiedy  podarowa a ka demu po

twardym, 

tym, plastikowym he mie i rozkaza a wmaszerowa  do salonu. Wieki ca e zajmowa o nam zrywanie kolorowego papieru z opakowa

naszych nowych, bo onarodzeniowych zabawek. Mama kaza a nam zak ada  nowe ubrania i wybiega  na podwórko,  eby obejrze  przez okno
choink . Jednego roku zobaczy em, jak p acze. Gdy spyta em, czemu si  smuci, odpar a,  e p acze z rado ci,  e ma prawdziw  rodzin .

Ojciec cz sto pracowa  po dwadzie cia cztery godziny, wi c Matka zabiera a nas na ca odzienne wycieczki na przyk ad do parku Gol-den Gate w

San Francisco. Jechali my powoli przez teren parku. Mama obja nia a nam ró nice pomi dzy poszczególnymi jego fragmentami i opowiada a, jak
bardzo chcia aby mie  u siebie takie pi kne kwiaty. Na koniec zostawiali my wizyt  w akwarium Steinharta. Wpadali my razem z bra mi na schody i
nacierali my na masywne drzwi. Dreszczyk emocji przeszywa  nas, gdy tak stali my oparci o mosi

 balustrad  w kszta cie konika morskiego i

spogl dali my pod nogi na male ki wodospad, w którym 

y aligatory i wielkie 

wie. Swego czasu by o to moje najulubie sze miejsce w ca ym parku.

Kiedy  przerazi em si  na my l,  e mog  po lizn

 si  i wpa

 do wody. Mama musia a chyba wyczu  ten strach, bo spojrza a na mnie i delikatnie

cisn a mnie za r

.

Wiosn  zaczyna y si  majówki. Dzie  wcze niej Mama przygotowywa a uczt  z

on  ze sma onych kurczaków, sa atek, kanapek i mnóstwa

deserów. Nazajutrz wcze nie rano gnali my w stron  parku Junipero Serra. Biegali my tam sobie po trawie i coraz wy ej si  hu tali my. Czasami
zapuszczali my si  na niezbadane dot d tereny. Gdy nadchodzi a pora obiadu, Mama zawsze przerywa a nam zabaw . Prze ykali my  ar ocznie
jedzenie, nie czuj c prawie jego smaku, i p dzili my w poszukiwaniu przygód na nowe szlaki. Rodzicom wystarcza o,  e le eli obok siebie na kocu,

czyli czerwone wino i patrzyli, jak si  bawimy.

chodniczek. I chodniczek, i Mam  zachlapa a czerwona farba. Po pracy wesz a do domu i pad a na wersalk . Pami tam,  e zapyta em, dlaczego

po

a chodniczek na mokr  farb . U miechn a si  i powiedzia a:

- Chcia am zrobi  tacie niespodziank .
Mia a obsesj  na punkcie sprz tania i czysto ci. Gdy ju  nakarmi a Stan , Ronalda i mnie, zabiera a si  do odkurzania, dezynfekowania i szorowania

dos ownie wszystkiego. Nie przepu ci a  adnemu pomieszczeniu. W miar  jak dorastali my, pilnowa a,  eby my utrzymywali w czysto ci w asne
pokoje. Skrupulatnie piel gnowa a male ki ogródek kwiatowy, którego zazdro ci a nam ca a okolica. Wszystko, czego si  dotkn a, zamienia o si  w

oto. Nie by o mowy o tym,  eby czego  nie doko czy . Powtarza a,  e cokolwiek si  robi, zawsze i w ka dej dziedzinie trzeba dok ada  do tego

wszelkich stara .

By a naprawd  dobr  kuchark . Zdaje mi si ,  e najbardziej ze wszystkiego lubi a przyrz dza  dla swojej rodziny nowe i egzotyczne potrawy.

Szczególnie stara a si  we dnie, gdy w domu zostawa  Ojciec. Przesiadywa a w kuchni wi ksz  cz

 dnia, przygotowuj c któr

 z tych swoich

niesamowitych potraw. Czasem, gdy Tata by  w pracy, zabiera a nas na bardzo ciekawe wycieczki po mie cie. Pewnego razu pojechali my do
Chinatown w San Francisco; opowiada a nam wówczas o kulturze i historii Chin. Po powrocie nastawi a adapter i dom nape ni  si  pi knymi tonami
muzyki orientalnej. Wtedy te  ozdobi a jadalni  chi skimi lampionami. Wieczorem za

a kimono i poda a jaki  egzotyczny, wy mienity posi ek. Po

kolacji rozda a ciasteczka szcz

cia i odczyta a ka demu towarzysz ce im wró by. S dzi em,  e ciasteczkowa wró ba jest przepowiedni  mojego losu.

Po latach, kiedy umia em ju  czyta , odnalaz em jedn  z przepowiedni. By o tam napisane: "Kochaj i czcij matk  swoj , albowiem jest ona  yciodajnym

owocem".
W tamtych czasach w domu roi o si  od zwierzaków - kotów, psów, akwariów pe nych egzotycznych rybek, by  te

w zwany "Thor". Jego

zapami ta em najdok adniej, poniewa  Mama pozwoli a mi wybra  dla niego imi . By em dumny, bo bracia ju  zd

yli wybra  imiona dla innych

zwierzaków, a teraz nareszcie przysz a moja kolej. Obdarzy em gada imieniem ulubionej postaci z filmów rysunkowych.

Mo na by o odnie

 wra enie,  e wsz dzie poustawiane s  dwudziesto i czterdziestolitrowe akwaria. By y co najmniej dwa w salonie, a jedno z

gupikami w naszej sypialni. Mama wk ada a sporo twórcze-

18
go zapa u w ozdabianie tych podgrzewanych zbiorników barwionym  wirem oraz kolorowym z otkiem, i w ogóle wszystkim, co upodabnia o akwaria

do prawdziwych zbiorników wodnych. Cz sto siadali my przy akwarium, gdy Mama opowiada a o ró nych gatunkach ryb.

Bardzo pouczaj ce by o na przyk ad jedno do

 dramatyczne wydarzenie, które mia o miejsce w pewne niedzielne popo udnie. Jeden z kotów

zachowywa  si  dziwacznie. Mama kaza a nam przy nim usi

 i zacz a obja nia  proces narodzin. Niewa ne, co si  dzia o, ona zawsze umia a

wyci gn

 z tego jakie  buduj ce wnioski, chocia  nie zawsze orientowali my si ,  e nas uczy.

W naszej rodzinie - w owych dobrych czasach - Bo e Narodzenie rozpoczyna o si  od Halloween. Pewnej pa dziernikowej nocy, gdy na niebie wisia

ogromny ksi

yc w pe ni, Mama zabra a nas na dwór,  eby my obejrzeli sobie "wielk  dyni " na niebie. Gdy wrócili my do sypialni, kaza a nam zajrze

pod poduszki, gdzie odkryli my wy cigowe samochodziki. Piszczeli my z rado ci, a na twarzy Mamy wykwit! rumieniec dumy.

Nazajutrz po  wi cie Dzi kczynienia Mama schodzi a do piwnicy, by wynurzy  si  z olbrzymimi pud ami ozdóbek na choink . Wchodzi a na drabin  i

przypina a do belek sufitu kolorowe 

cuchy. W sumie w ka dym pomieszczeniu znalaz  si  jaki

wi teczny akcent. W jadalni ustawia a na swej

cennej, d bowej szafce ró nej wielko ci czerwone  wieczki. Wszystkie okna w jadalni i salonie przyozdobione by y  niegowymi p atkami; przy oknach w
naszej sypialni zawieszono choinkowe lampki. Co noc zasypia em wpatrzony w  agodny blask zapalaj cych si  i gasn cych, bo onarodzeniowych

wiate ek.

Nasza choinka zawsze mia a co najmniej dwa i pó  metra, i ca a rodzina godzinami j  ubiera a. Co rok inne dziecko trzymane mocnymi r kami Taty,

dost powa o zaszczytu umieszczenia na samym czubku anio a. Po ubraniu choinki i zjedzeniu wigilijnej kolacji  adowali my si  do kombi i
obje

ali my okolic , podziwiaj c ozdoby na domach s siadów. Mama nieustannie sypa a pomys ami na przysz oroczne  wi ta, gdzie wszystko

dzie lepsze i wi ksze, chocia  wiedzieli my,  e nasz dom i tak zawsze b dzie bezkonkurencyjny. Po powrocie siadali my przy kominku i Mama

dawa a nam ko-gel-mogel. Opowiada a ró ne historie, a z magnetofonu p yn  g os Binga Crosby'ego, który  piewa  "White Christmas". W czasie  wi t
by em tak podniecony,  e nie mog em zasn

. Od czasu do czasu Mama ko ysa a mnie do snu, a ja s ucha em trzaskania ognia na kominku.

19
20
Wielkim wydarzeniem by y równie  letnie wakacje. Ca y ich plan obmy la a jak zwykle Mama. Zajmowa a si  ka dym szczegó em i a  puch a z dumy,

e wszystko wychodzi jak trzeba. Zazwyczaj jechali my do Portoli lub do Memoria  Park i przez jaki  tydzie  mieszkali my pod swoim gigantycznym,

zielonym namiotem. Lecz za ka dym razem, gdy Ojciec wióz  nas przez most Golden Bridge, wiedzia em,  e zmierzamy do mojego ulubionego miejsca
- do Russian River.

Najmocniej zapad a mi w pami

 wycieczka nad t  rzek , któr  odbyli my, gdy chodzi em do przedszkola. W ostatni dzie  przed wakacjami Mama

zwolni a mnie pó  godziny wcze niej. Ojciec tr bi , a ja gna em na szczyt pagórka, gdzie oczekiwa  samochód. Rozpiera a mnie rado

, bo wiedzia em,

dok d pojedziemy. Po drodze nie mog em oderwa  wzroku od, zdawa oby si , nieko cz cych si  winnic. Gdy doje

ali my do spokojnego miasteczka

Guerneville, opuszcza em szyb  i wch ania em s odki zapach sekwoi.

Ka dy dzie  niós  z sob  nowe przygody. Albo oddawali my si  wspinaczce na stary, spalony pie  drzewa, robi c to w specjalnych traperskich

butach, albo k pali my si  w rzece przy Johnson's Be-ach. K pielom towarzyszy y atrakcje, których starcza o na ca y dzie . Wyruszali my o dziewi tej,
a wracali my do swojego domku o trzeciej. Mama uczy a nas p ywa  w do ku wydr

onym w rzece. Tego lata nauczy a mnie p ywa  na grzbiecie. By a

bardzo dumna, gdy w ko cu to opanowa em.

Ka dy dzie  by  jakby nasycony magi . Pewnego dnia po kolacji poszli my z rodzicami ogl da  zachód s

ca. Trzymaj c si  za r ce min li my

bezszelestnie domek pana Parkera i skierowali my si  ku rzece. Zielona woda by a g adka jak szk o. Sójki naigrawa y si  z innych ptaków, we w osach
igra  nam delikatny wietrzyk. Stali my w milczeniu i patrzyli my na ognist  kul  s

ca, ton

 za drzewami; na niebie pozostawa y po niej

jasnoniebieskie i pomara czowe smugi. Poczu em,  e kto

ciska mnie za ramiona. S dzi em,  e to Ojciec; odwróci em si  i a  zarumieni em si  z

dumy widz c,  e to Mama. Czu em bicie jej serca. Nigdy w  yciu nie czu em si  tak bezpiecznie jak w tamtej chwili nad Russian River.

rozdzia  3
nicpo
Moje stosunki z Mam  zmieni y si  drastycznie: nie chodzi o ju  tylko o utrzymywanie dyscypliny; ca a sytuacja zacz a wymyka  si  spod kontroli.

Bywa o tak,  e nie mia em ju  si y ucieka  - cho by od tego zale

o moje  ycie.

Mia em szczególnego pecha: cz sto przy apywano mnie na gor cym uczynku, mimo  e razem z bra mi dopuszczali my si  cz stokro  tych samych

"wyst pków". Z pocz tku odsy ano mnie do k ta w sypialni. Wtedy to zacz em si  ju  ba  Mamy. I to bardzo. Nigdy nie prosi em o pozwolenie wyj cia
na dwór. Czeka em, a  który  z braci wejdzie do sypialni, po czym prosi em,  eby poszed  do Mamy i spyta , czy David mo e si  i

 pobawi .

W tym okresie g bokiej przemianie zacz o te  ulega  zachowanie Mamy. Czasami, gdy Ojciec by  w pracy, le

a ca ymi dniami na wersalce,

ubrana tylko w szlafrok, i ogl da a telewizj . Podnosi a si  tylko do  azienki, po kolejnego drinka, albo  eby odgrza  resztki jedzenia. Gdy si  na nas
dar a, jej g os troskliwej matki zmienia  si  w pisk wied my. Wówczas przebiega y mi ciarki po plecach. Nawet kiedy ofukn a brata, bieg em ukry  si  do
sypialni, w nadziei,  e za chwil  wróci na wersalk , by zaj

 si  piciem i ogl daniem telewizji. Po pewnym czasie z jej ubrania "odczytywa em", co mnie

czeka danego dnia. Oddycha em z ulga, gdy wychodzi a z pokoju w  adnej sukience i umalowana. Wówczas zawsze mia a dla nas u miech.

Gdy uzna a,  e "leczenie w k cie" ju  nie skutkuje, przeszli my do fazy "leczenia przed lustrem". Z pocz tku nie by o w tym  adnej metody. Matka po

prostu mnie  apa a i pcha a na lustro, rozmazuj c na  liskim szkle ciekn ce po moich policzkach  zy. Potem mia em po-

22
wtarza : Jestem niedobry! Jestem niedobry! Jestem niedobry!", stoj c i wpatruj c si  w lustro. Sta em z r kami wyprostowanymi wzd

 boków i z

kiem oczekiwa em pory nadawania drugiego zestawu reklam. Wiedzia em,  e z t  chwil  w korytarzu rozlegn  si  ci

kie kroki Matki, która przyjdzie

sprawdzi , czy ca y czas tkwi  przyklejony do lustra, i powtórzy , jaki to ze mnie niezno ny dzieciak. Bracia wchodz c do tego pokoju zerkali w moj
stron , wzruszali ramionami i nie przerywali zabawy -jakbym by  powietrzem. Z pocz tku im zazdro ci em, lecz wkrótce zrozumia em,  e robili to po
prostu ze strachu o w asn  skór .

background image

Gdy Ojciec szed  do pracy, Matka zbiera a nas i wrzeszcz c nakazywa a przetrz sa  ca y dom w poszukiwaniu jakiej  zguby. Poszukiwania

rozpoczyna y si  zazwyczaj rano i trwa y ca ymi godzinami. Po chwili posy

a mnie do gara u, po

onego, jak i piwnica, pod cz

ci  domu. Nawet tam

dr

em, s ysz c krzyk Matki.

Poszukiwania ci gn y si  miesi cami; wreszcie ja jako jedyny mia em za zadanie je prowadzi . Raz nawet zdarzy o si ,  e zapomnia em, czego

szukam. Gdy spyta em pokornie, co w

ciwie mam znale

, uderzy a mnie po twarzy. Le

a akurat na wersalce i nawet nie oderwa a wzroku od

ekranu. Z nosa polecia a mi krew, zacz em p aka . Z apa a serwetk  ze stolika, urwa a kawa ek i wetkn a mi w nos.

- A  za dobrze wiesz, czego szukasz! - wrzasn a. - A teraz wynocha!
Pomkn em do piwnicy, ha asuj c na tyle g

no,  eby Matka trwa a w przekonaniu, i  jestem pos uszny jej poleceniu. Im cz

ciej s ysza em to jej

"wynocha", tym cz

ciej zacz em sobie wyobra

,  e znalaz em zgub . Przedstawia em sobie, jak wchodz  po schodach trzymaj c t  rzecz, a Mama

wita mnie poca unkami i obejmuje. Na koniec wszyscy w tym  nie  yli d ugo i szcz

liwie. Jednak nigdy niczego nie znalaz em, a ona nigdy nie da a mi

zapomnie , co ze mnie za niezdara.

Do

 wcze nie zorientowa em si ,  e Matka diametralnie si  zmienia, kiedy tylko w domu pojawia si  Ojciec. Gdy uczesa a w osy i zrobi a makija ,

wyra nie czu a si  swobodniej. Strasznie cieszy em si  na te chwile. Nie by o wtedy mowy o biciu, "leczeniu" przed lustrem, czy szukaniu zagubionych
przedmiotów. Ojciec sta  si  moim obro

. Gdy szed  pracowa  nad czym  do gara u, nie odst powa em go jak cie . Gdy siada  na ulubionym krze le

i czyta  gazet , siada em u jego stóp. Po kolacji zmywa  naczynia, ajaje wyciera em. Wiedzia em,  e dopóki jest przy mnie, nie stanie mi si

adna

krzywda.
23
Pewnego razu przed wyj ciem ojca do pracy prze

em wielki wstrz s. Gdy po egna  si  ju  ze Stanem i Ronem, przykl

 przy mnie, chwyci  mnie

mocno w ramiona i przykaza ,  ebym by  "grzeczny". Za jego plecami sta a Matka, zak adaj c r ce na piersi i podst pnie si  u miechaj c. Zajrza em
Ojcu w oczy i natychmiast u wiadomi em sobie, jaki to jestem "niedobry". Przez ca e cia o przebieg  mi lodowaty dreszcz. Mia em ochot  spróbowa  go
zatrzyma , ale nie zd

em go nawet obj

, gdy wyprostowa  si , odwróci  i wyszed  bez s owa.

Przez pewien czas po udzieleniu mi przez Ojca przestrogi mi dzy mn  i Matk  zapanowa  wzgl dny spokój. Gdy Ojciec by  w domu, bawi em si  z

bra mi w pokoju albo na dworze do mniej wi cej trzeciej po po udniu. Potem Mama w cza a telewizor,  eby my poogl dali troch  filmów animowanych.
Ta pora by a dla rodziców wyt sknion  godzin . Ojciec zastawia  kuchenny blat butelkami alkoholi i wymy lnymi, wysokimi kieliszkami. Kroi  cytryny i
lemonki, uk adaj c w miseczkach obok s oiczka wi ni. Cz sto pili, a  do momentu, gdy dzieci sz y spa . Pami tam,  e raz widzia em, jak ta cz  w
kuchni przy d wi kach p yn cej z radia muzyki. Tulili si  do siebie, wygl dali na takich szcz

liwych. My la em,  e mo na ju  zapomnie  o z ych

czasach. Myli em si . One dopiero nadchodzi y.

Par  miesi cy pó niej, gdy Ojca nie by o w domu, bawili my si  u siebie w pokoju, gdy us yszeli my, jak Matka p dzi korytarzem i ju  na nas

wrzeszczy. Ro  i Stan pobiegli skry  si  w salonie, ja odruchowo zastyg em na krze le. Matka run a na mnie z uniesionymi r kami. W miar  jak si
zbli

a, ja odsuwa em krzes o, a  w ko cu moja g owa dotkn a  ciany. Matka mia a zamglone i zaczerwienione oczy, zalatywa o od niej alkoholem.

Skuli em si , gdy zacz y na mnie spada  ciosy. Usi owa em zakry  twarz r kami, ale natychmiast je oderwa a. Uderzenia zdawa y si  nie mie  ko ca.
Nareszcie jako  uda o mi si  dosi gn

 lew  d oni  twarzy. Matka z apa a mnie za r

, po czym nagle straci a równowag  i zrobi a krok w ty ;

szarpn a przy tym gwa townie moj  r

, a ja us ysza em jaki  trzask i poczu em przeszywaj cy ból ramienia. Wyraz przera enia na jej twarzy

powiedzia  mi,  e tak e us ysza a ten odg os, ale po prostu mnie pu ci a i jakby nigdy nic wysz a z pokoju. Próbowa em rusza  r

, która zaczyna a

rwa . Nie zd

em jej si  dobrze przyjrze , gdy Matka zawo

a nas na kolacj .

Usiad em przy tacy i próbowa em co  zje

, ale gdy chcia em wyci gn

 r

, lewa ko czyna odmówi a pos usze stwa. Palce si  rusza y, ale rami

tylko szczypa o i nie reagowa o. Spojrza em b agalnie

24
na Matk . Nie zwraca a na mnie uwagi. Pomy la em,  e sta o si  co  bardzo z ego, ale ba em si  powiedzie  s owa. Siedzia em i gapi em si  w

jedzenie. W ko cu Matka pozwoli a mi i

 do siebie, ka

c po

 si  na najwy szym 

ku. Z regu y spa em na najni szym. Gdzie  nad ranem

zapad em wreszcie w sen, troskliwie podtrzymuj c lew  r

.

Nied ugo potem Matka obudzi a mnie mówi c,  e spad em z najwy szego 

ka. Chyba zmartwi a si  moim stanem, bo zawioz a mnie do szpitala.

Gdy opowiada a lekarzowi, jak to spad em z 

ka, domy li em si  z jego spojrzenia,  e nie wierzy w  aden wypadek. Znowu ba em si  cokolwiek

powiedzie . W domu Matka zmy li a na u ytek Ojca jeszcze tragiczniejsz  historyjk . W tej nowej wersji znalaz o si  miejsce równie  dla niej, gdy
usi owa a z apa  mnie, zanim spadn  na pod og . Siedz c na jej kolanach i wys uchuj c tych k amstw zorientowa em si ,  e jest chora. Ale ze strachu
zachowa em owo zdarzenie w tajemnicy. Wiedzia em,  e gdybym komukolwiek o tym opowiedzia , nast pny "wypadek" b dzie o wiele powa niejszy.

Oaz  spokoju sta a si  szko a, gdzie nareszcie mog em si  schroni  przed Matk . Na przerwach szala em. Goni em po przysypanym kor  placu

zabaw w poszukiwaniu nowych prze

 i przygód.  atwo zawiera em nowe znajomo ci i w ogóle bardzo si  cieszy em. Kiedy  pó

 wiosn , gdy

wróci em do domu, Matka zaci gn a mnie do swojej sypialni. Zacz a si  drze ,  e nie pójd  do szko y, bo jestem niedobry. Nic z tego nie rozumia em.
Wiedzia em,  e mam najwi cej dobrych stopni w klasie. By em pos uszny i czu em,  e nauczycielka mnie lubi. Ale Matka wrzeszcza a,  e jestem zaka
rodu i musz  zosta  srodze ukarany. Postanowi a,  e ju  przez ca e  ycie nie b dzie mi wolno ogl da  telewizji. Nie b

 dostawa  kolacji, b

 za to

wykonywa  wszelkie prace, jakie uda jej si  dla mnie wymy li . Jeszcze raz dosta em w skór  i pow drowa em do gara u, gdzie mia em sta  do chwili,
gdy trzeba b dzie pój

 do 

ka.

Tego lata, jad c na wakacje, bez  adnego uprzedzenia zostawili mnie u cioci Jose. Nikt mi nic nie mówi  i niczego z tego nie rozumia em. Patrz c za

oddalaj cym si  kombi, by em niczym wyrzutek spo ecze stwa. Czu em taki smutek i tak  wielk  pustk  w  rodku. Próbowa em uciec. Chcia em
odnale

 swoj  rodzin  i, nie wiedzie  czemu, by  przy Matce. Nie zaszed em daleko, a ciotka nie omieszka a powiadomi  o moim wybryku Matki. Przy

najbli szej okazji, gdy Ojciec pracowa  ca  dob , odpokutowa em za swój grzech. Matka bi a mnie i kopa a, dopóki nie le

em na pod odze jak szmata.

Sta-

25
ra em si  powiedzie  jej,  e ucieka em, bo chcia em by  przy niej i rodzinie. Chcia em przekona  j , jak strasznie do niej t skni em, ale nie dawa a mi

doj

 do s owa. Nie przestawa em mówi , a Matka pobieg a do  azienki, wzi a myd o i wpakowa a mi je do gard a. Od tego czasu wolno mi by o

odezwa  si  tylko na wyra ne polecenie.

Powrót do pierwszej klasy by  okazj  do ogromnej rado ci. Znalem podstawowe wiadomo ci, wi c natychmiast ochrzczono mnie klasowym

geniuszem. Z powodu jednorocznego opó nienia znalaz em si  w tej samej klasie co Stan. Na przerwach razem si  bawili my; w szkole byli my
kumplami, ale brat zdawa  sobie spraw ,  e w domu nie nale y przyznawa  si  do znajomo ci ze mn .

Pewnego razu pop dzi em do domu pochwali  si  dobr  ocen . Matka zamkn a mnie u siebie w sypialni, krzycz c o jakim  li cie, który dosta a z

bieguna pó nocnego. Twierdzi a, i  w li cie by o napisane,  e jestem "niedobry" i  wi ty Miko aj niczego mi nie przyniesie. Sta em oszo omiony, a Matka
wy ywa a si  nade mn . Poczu em,  e tkwi  w stworzonym przez ni  koszmarze i prosi em Boga,  eby si  jakim  cudem zbudzi a. Tego roku przed

wi tami pod choink  le

o zaledwie kilka prezentów dla mnie, a wszystkie z nich pochodzi y od dalszych krewnych. W Bo e Narodzenie rano Stan

mieli  si  spyta  Matk , dlaczego Miko aj przyniós  mi tylko dwa obrazki. Pouczy a go,  e "Miko aj przynosi prezenty tylko dobrym ch opcom i

dziewczynkom". Spojrza em ukradkiem na Stan . Mia  smutn  min  i wida  by o,  e orientuje si  w szale czych zabawach Matki. Jako  e ca y czas
odbywa em jak

 tam kar , w dzie  Bo ego Narodzenia musia em przebra  si  w robocze ubranie i odrabia  domow  pa szczyzn . Sprz taj c

azienk  przypadkowo pods ucha em k ótni  rodziców. Matka by a z a,  e kupi  mi obrazki "za jej plecami". Upomnia a Ojca,  e to ona zajmuje si

dyscyplin  "ch opaka" i  e nadszarpn  jej autorytet, daj c mi prezenty. Im Ojciec d

ej oponowa , tym w wi ksz  wpada a w ciek

. Zorientowa em

si ,  e przegra  i  e czeka mnie coraz wi ksza izolacja.

Po paru miesi cach Matka zosta a opiekunk  klubu skautów. Ugaszcza a innych ch opaków po królewsku. Niektórzy mówili mi, jak bardzo chcieliby

mie  tak  w

nie mam . Nic im na to nie odpowiada em, tylko zastanawia em si  w duchu, co by powiedzieli, gdyby poznali ca  prawd . Matka

sprawowa a nad nimi opiek  jedynie przez kilka miesi cy. Bardzo si  cieszy em, bo oznacza o to,  e b

 móg  w  rody chodzi  na spotkania do

kolegów.
Pewnej  rody wróci em ze szko y i zacz em przebiera  si  w z oto-b kitny strój skauta. W domu by a tylko Matka i jeden rzut oka
26
wystarczy , by domy le  si ,  e szuka ofiary. Pchn wszy mnie na lustro w sypialni, z apa a za r

 i zawlok a do samochodu. Po drodze powiedzia a,

co mi zrobi, gdy wróc  ze spotkania. Odsun em si  na brze ek fotela, ale nic nie pomaga o. Wyci gn a r

, uj a mnie pod brod  i unios a g ow  w

swoj  stron . Mia a przekrwione oczy, wygl da a jak op tana. Gdy dojechali my na miejsce, pobieg em z p aczem pod drzwi. Skamla em,  e jestem
niedobry i nie zas uguj  na to spotkanie. Opiekunka uprzejmie si  u miechn a mówi c,  e wobec tego mog  przyjecha  na nast pne. Ju  jej wi cej nie
zobaczy em.

W domu Matka kaza a mi si  rozebra  i stan

 przy kuchence. Ca y si  trz

em ze strachu i wstydu. Wtedy odkry a przede mn  moj  straszliw

zbrodni . Opowiedzia a,  e cz sto je dzi a do szko y przygl da  si , jak w czasie przerwy obiadowej bawi  si  z bra mi. Jednego dnia zobaczy a,  e
bawi  si  na trawie, co oznacza o z amanie jej najsurowszych nakazów. Bez wahania odpowiedzia em,  e nigdy w  yciu nie bawi em si  na trawie.
By em przekonany,  e na pewno si  pomyli a. W nagrod  za s uchanie jej nakazów i mówienie prawdy dosta em po buzi.

Potem w czy a gazowe palniki na kuchence. Mówi a,  e czyta a gdzie  artyku  o matce, która zmusi a syna do po

enia si  na rozgrzanej kuchni.

Sparali owa  mnie strach. Mózg stan  d ba, ugi y si  pode mn  nogi. Chcia em rozwia  si  w powietrzu jak dym. Zamkn em oczy, pragn c,  eby
gdzie  sobie posz a. Poczu em absolutn  pi stk  w g owie, gdy Matka z apa a mnie  elaznym chwytem za rami .

- Przez ciebie moje  ycie sta o si  piek em! -wyrzuca a mi. -Ale teraz poka

 ci, jak wygl da prawdziwe piek o!

Wzi a mnie za r

 i przystawi a j  do pomara czowo-niebieskiego p omienia. Czu em si  tak, jakby wybucha a mi skóra. Rozniós  si  sw d

przypalanych w osków. Mimo wysi ków nie mog em uwolni  r ki. Po chwili opad em na czworaki i próbowa em dmucha  na poparzenia.

- Szkoda,  e nie mo e uratowa  ci  twój zapijaczony ojciec - sykn a.
Kaza a mi po

 si  na kuchence,  eby mog a obejrze  sobie, jak si  pal . Nie chcia em jej pos ucha , p aka em, b aga em. By em taki przera ony,

background image

e na znak protestu tupa em nogami. Ale Matka ju  pcha a mnie na ogie . Wpatrywa em si  w p omyki, modl c si ,  eby sko czy  si  gaz.

Zacz em zdawa  sobie spraw ,  e jakiekolwiek szans  prze ycia mam tylko wówczas, je li b

 unika  kuchenki. Wiedzia em,  e nie-

27

ugo ze spotkania skautów wróci Ro , a Matka nigdy nie zachowuje si  jak stukni ta w czyjej  obecno ci. Musia em gra  na zw ok . Ukradkowo

zerkn em na kuchenny zegar za moimi plecami. Wskazówka minutowa zdawa a si  pe zn

 powoli jak 

w. Chc c wytr ci  Matk  z równowagi,

zacz em zadawa

osne pytania. To wprawi o j  w jeszcze wi ksz  w ciek

 i zacz a zasypywa  mnie uderzeniami. Im mocniej bi a, tym ja niej

zdawa em sobie spraw ,  e wygra em! Wszystko, byle nie upiec si  na ogniu!

W ko cu us ysza em odg os otwieranych drzwi. To Ro . Serce wezbra o mi rado ci  i ulg , z twarzy Matki odp yn a ca a krew. Zorientowa a si ,  e

przegra a i zastyg a na chwil  w bezruchu. Skorzysta em z tej chwili, z apa em ubranie i rzuci em si  do gara u, gdzie b yskawicznie si  ubra em. Sta em
oparty o  cian  i j cza em, a  wreszcie u wiadomi em sobie,  e j  przechytrzy em. Zyska em kilka cennych minut. Sam to wykombinowa em. Po raz
pierwszy w  yciu zwyci

em!

Stoj c tak w mrocznym i wilgotnym gara u wiedzia em,  e potrafi  przetrwa . Postanowi em,  e b

 wykorzystywa  wszelkie mo liwe strategie, by

pokona  Matk , lub  eby wytr ci  j  z tego ponurego op tania. Wiedzia em,  e je li chc

, musz  ruszy  g ow . Nie wolno mi ju  p aka  jak

bezbronnemu niemowlakowi. Nie mog  si  przed ni  ugina . Tego dnia przyrzek em sobie,  e nigdy wi cej nie dam tej suce satysfakcji i nie b

aga ,  eby przesta a mnie bi .

W zimnym powietrzu gara u ca e moje cia o dr

o od ch odnej z

ci i g bokiego l ku. Liza em oparzenie i bol ce rami . Mia em ochot  wrzasn

,

ale nie chcia em sprawi  jej swym lamentem przyjemno ci. Sta em hardo. S ysza em, jak mówi na górze Ronowi,  e jest z niego bardzo dumna i nie
musi si  przejmowa ,  e stanie si  jak David - niedobry.

Rozdzia  4
walka o  ywno
Latem, po incydencie z kuchenk  szko a sta a si  dla mnie jedynym miejscem schronienia. Oprócz wycieczek na ryby podczas których panowa

wzgl dny spokój, reakcje Matki by y trudne do przewidzenia - szczególnie wobec mnie, gdy po kolejnym laniu musia em ucieka  do gara u. We
wrze niu otwiera a swe podwoje szkolna oaza. Dostawa em nowe ubranie i now , l ni

 mena

 na obiad. Matka zmusza a mnie do noszenia ca ymi

tygodniami tych samych rzeczy i ju  w pa dzierniku ubranie stawa o si  znoszone, dziurawe i zaczyna o  mierdzie . Nie stara a si  nawet ukrywa
moich siniaków na twarzy i r kach. Na wszystkie pytania mia em gotowe odpowiedzi, które wpoi a mi Matka.

Coraz cz

ciej zaczyna a "zapomina " o kolacji dla mnie. Niewiele lepiej rzecz mia a si  ze  niadaniem. W pomy lne dni dostawa y mi si  resztki

atków po braciach, ale jedynie pod warunkiem,  e przed pój ciem do szko y spe ni em wszystkie swoje obowi zki.

Noc  by em strasznie g odny, w brzuchu burcza  mi jaki  roze lony nied wied . Le

em z otwartymi oczami i skupia em wszystkie my li najedzeniu.

"Mo e jutro dostan  kolacj " - my la em. Wiele godzin up ywa o, zanim zapada em w sen, ca y czas marz c o jedzeniu. Najcz

ciej  ni y mi si

olbrzymie hamburgery ze wszystkimi dodatkami. We  nie chwyta em zdobycz i wk ada em j  do ust. W najdrobniejszych szczegó ach wyobra

em

sobie ka dy cal kanapki. Mi so ocieka o t uszczem, na wierzchu le

y p czniej ce plasterki sera. Spomi dzy sa aty i pomidorów wycieka y przyprawy.

Przystawia em hamburgera do ust, które na pró no otwiera em. Ponawia em wysi ki, ale pomimo stara  nie by em w stanie urwa  ani k sa swoich

29
marze . Po chwili budzi em si  z jeszcze wi ksz  pustk  w 

dku. Nie mog em zaspokoi  g odu nawet w marzeniach.

Nied ugo po pierwszych snach o jedzeniu zacz em kra

niadania kolegom ze szko y. 

dek kurczy  si  z l ku i nadziei. Nadziei, bo wiedzia em,

e za chwil  b

 mia  co w

 do ust. L ku, bo zdawa em sobie spraw ,  e kto  mo e przy apa  mnie na gor cym uczynku. Krad em zawsze przed

lekcjami, gdy koledzy z klasy bawili si  na podwórku. Przemyka em si  pod  cian , stawia em naczynie na obiad ko o innych i kl ka em,  eby nikt nie
widzia , co tam wyprawiam. Z pocz tku sz o jak po ma le, ale po paru dniach uczniowie zacz li odkrywa ,  e nie maj  na przyk ad Twinkies albo innych

odyczy. Nied ugo wszyscy serdecznie mnie znienawidzili. Nauczyciel powiadomi  dyrektora, który z kolei doniós  Matce. Walka o jedzenie nie mia a

ko ca. Rozmowy z dyrektorem powodowa y,  e by em jeszcze cz

ciej bity i dostawa em coraz mniejsze porcje.

W weekendy Matka w ogóle nie dawa a mi je

, za kar  za te kradzie e. W niedziel  w nocy  linka mi ciek a, gdy obmy la em nowe, niezawodne i

bezkarne sposoby kradzie y  ywno ci. Mia em na przyk ad zamiar kra

 w innych salach, pierwszoklasistom, którzy nie znali mnie a  tak dobrze. W

poniedzia ek wysiada em po piesznie z samochodu i p dzi em do jakiej  klasy, gdzie przetrz sa em teczki, zabieraj c drugie  niadania kolegom. Przez
pewien czas uchodzi o mi to na sucho, ale dyrektor wkrótce mnie wytropi .

W domu bez przerwy wymierzano mi podwójn  kar  g odówki i bicia. W

ciwie przesta em nale

 ju  do rodziny. 

em, ale nikt si  ze mn  nie

zadawa . Matka przesta a nawet odzywa  si  do mnie po imieniu i okre la a mnie mianem "ch opaka". Nie wolno mi by o je

 ze wszystkimi, bawi  si  z

bra mi i ogl da  telewizji. By em skazany na dom, bez pozwolenia na kontakty z kimkolwiek z zewn trz. Po szkole od razu zabiera em si  do ró nych
wynalezionych przez Matk  prac. Potem wysy ano mnie do piwnicy, w której sta em do czasu, gdy zawo

a mnie,  ebym posprz ta  po kolacji. Da a mi

jasno do zrozumienia,  e jak przy apie mnie w piwnicy na siedzeniu lub le eniu, to srodze popami tam. Zosta em niewolnikiem

asnej Matki.

Ca a nadzieja w Ojcu, który przemyca  dla mnie och apy jedzenia. Próbowa  upija  Matk  w nadziei,  e to wprawi j  w lepszy humor. Usi owa

przekona  j ,  e trzeba dawa  mi je

. Próbowa  i

 z ni  na jakie  uk ady, w zamian obiecuj c gwiazdk  z nieba. Ale na nic si  to zda o, Matka mia a

serce z kamienia. Pija stwo tylko pogarsza o jej stan. Zmienia a si  w potwora.

30
Wiedzia em,  e interwencje Ojca staj  si  przyczyn  napi

 mi dzy rodzicami. Wkrótce zacz y si  nocne k ótnie. Le

c w 

ku s ysza em, jak

nabieraj  tempa i ko cz  si  og uszaj cym fina em. Byli oboje zalani w pestk , Matka kl a na czym  wiat stoi. Ka dy pretekst by  dobry do k ótni.
Sta em si  przedmiotem wojny mi dzy nimi. Wiedzia em,  e Ojciec przychodzi mi z pomoc , ale i tak trz

em si  ze strachu. Domy la em si ,  e

przegra, a ja odczuj  to nazajutrz na w asnej skórze. Po pierwszej awanturze Matka wsiad a w samochód i pojecha a gdzie , ruszaj c z piskiem opon.
Zwykle wraca a po nieca ej godzinie. Rano zachowywali si  tak, jakby nic si  nie sta o. By em wdzi czny,  e Ojciec wykorzystuje wszelkie okazje, by
wymkn

 si  do piwnicy i przemyci  dla mnie kromk  chleba. Zawsze obiecywa ,  e nie ustanie w wysi kach.

W miar  jak k ótnie stawa y si  cz stsze, w Ojcu zaczyna o si  co  zmienia . Bywa o,  e w  rodku nocy pakowa  torb  i wychodzi  do pracy. Wtedy

Matka wyrzuca a mnie z 

ka i zaci ga a do kuchni. Ja dr

em, a ona miota a mn  z jednego ko ca pomieszczenia w drugi. Usi owa em si  opiera

le

c na pod odze i udaj c,  e nie mam si  wsta . Nie na wiele si  to zda o. Bra a mnie za uszy i stawia a na nogi, po czym wrzeszcza a, dysz c

przesi kni tym winem oddechem. Zawsze powtarza a,  e to przeze mnie mieli z Ojcem k opoty. Cz sto ogarnia o mnie znu enie, czu em, jak dr

 mi

nogi. Pozostawa o tylko wpatrywa  si  w pod og  i mie  nadziej ,  e Matce zabraknie nied ugo tchu.

Gdy by em w drugiej klasie, zasz a po raz czwarty w ci

. Nauczycielka, panna Moss, zaczyna a si  mn  interesowa  w sposób szczególny.

Najpierw pyta a, czemu nie uwa am. K ama em wmawiaj c jej,  e d ugo w nocy ogl da em telewizj . Nie przekonywa o jej to i wypytywa a nie tylko o
przyczyny mojej senno ci, lecz tak e o stan ubrania i siniaki na ca ym ciele. Matka zawsze uczy a mnie, co mam w takich wypadkach mówi , wi c
najzwyczajniej w  wiecie powtarza em jej historyjki.

Mija y kolejne miesi ce, a panna Moss nie ust powa a. W ko cu podzieli a si  swoimi podejrzeniami z dyrektorem. Zna  mnie jak z y szel g, wi c bez

wahania wezwa  Matk . Owego dnia w domu panowa a atmosfera jak po spuszczeniu bomby atomowej. Matka w cieka a si  jeszcze bardziej ni
zwykle,  e jaka  "hipisowska" nauczycielka zarzuci a jej zn canie si  nad dzieckiem. O wiadczy a,  e nazajutrz pójdzie do dyrektora i oczy ci si  z
wszelkich fa szywych zarzutów. Po zako czeniu naszej rozmowy z nosa lecia a mi krew i mia em wybity z b.

31
Nast pnego dnia, gdy wróci em ze szko y, Matka chodzi a rozpromieniona, jakby wygra a milion dolarów. Opowiada a, jak to porz dnie si  ubrawszy

posz a z dzieckiem na r kach do dyrektora. Wyt umaczy a mu,  e David ma zbyt bujn  wyobra ni . Robi wszystko, byle tylko zwróci  na siebie uwag ,
zw aszcza od chwili narodzin braciszka, Russella. Widzia em, jak uruchamia swój zabójczy wdzi k osobisty i chc c pokaza  si  z jak najlepszej strony,
szczególnie przed dyrektorem, pie ci niemowl . Na koniec oznajmi a,  e zale y jej, by pozostawa  ze szko  w kontakcie. Je li David b dzie sprawia
jakiekolwiek k opoty, prosi o natychmiastowe powiadomienie. Mówi a,  e pouczy a grono pedagogiczne,  eby nie s ucha o tych niestworzonych historii o
tym, jak to mnie bije, czy nie daje mi je

. Gdy tak sta em w kuchni i s ucha em jej przechwa ek, czu em w sobie kompletn  pustk . Matce wraca a

pewno

 siebie, a ja zacz em obawia  si  o w asn  skór . Mia em ochot  raz na zawsze rozp yn

 si  w powietrzu i ju  nigdy w  yciu nie spotka

adnego cz owieka.

Latem pojechali my na wakacje nad Russian River. Mimo  e z Matk  uk ada o mi si  nieco lepiej, owo magiczne odczucie szybko rozwia o si  jak

dym. Jazda na furach z sianem, mikroskopijne porcje pieczonego mi sa i bajki odesz y w zapomnienie. Coraz wi cej czasu sp dzali my w domku i
rzadko robili my wypady na Johnson Beach.

Ojciec próbowa  urozmaici  nam czas zabawami na nowej super zje

alni. Russell, który by  jeszcze za ma y, zostawa  z Matk  w domku. Pewnego

razu, gdy bawili my si  z Ronem i Stanem przy s siednim domku, Matka wysz a na ganek, krzycz c,  eby my natychmiast wracali. Dosta em bur ,  e
za bardzo ha asuj . Za kar  nie wolno mi by o i

 z Ojcem i bra mi na super zje

alni . Siedzia em na krze le w k cie, ca y si  trz

em i 

em

nadziej ,  e zdarzy si  co , co zatrzyma ich w domu. Domy la em si ,  e Matka ma jakie  obrzydliwe zamiary. Zaraz po ich wyj ciu przynios a jedn  z
brudnych pieluch Russella. Wytar a j  o moj  twarz. Stara em si  siedzie  bez ruchu. Wiedzia em,  e je eli si  porusz , to tylko pogorsz  swoje
po

enie. Nie podnosi em g owy. Nie widzia em Matki, ale s ysza em, jak ci

ko dyszy.

Po jakiej  godzinie przykl

a i kaza a mi je

. Patrzy em prosto przed siebie, unikaj c jej wzroku. "Nigdy w  yciu!" - my la em. Do wiadczenie

powinno mnie by o nauczy ,  e niepatrzenie jej w oczy nie jest dobrym wyj ciem. Zacz a mnie wali  na odlew po twarzy. Trzyma em si  kurczowo
krzes a, boj c si ,  e gdybym spad , rzuci aby si  na mnie.

32
- Kaza am ci zje

! - wykrzykiwa a.

Zmieni em taktyk  i rozp aka em si . "Niech si  uspokoi" - przekonywa em siebie. Zacz em liczy  w my lach, próbowa em si  skupi . Moim jedynym

sprzymierze cem by  up ywaj cy czas. Na p acz Matka zareagowa a jeszcze g stszym gradem ciosów, który usta  dopiero wtedy, gdy us ysza a p acz

background image

Russella.
Pomimo rozmazanych po twarzy odchodów by em zadowolony. Pojawia a si  szansa powodzenia. Usi owa em zetrze  gówno i zrzuci  je na

drewnian  pod og . S ysza em, jak co  nuci niemowl ciu, oczyma wyobra ni widzia em, jak nosi ma ego na r kach i ko ysze. Prosi em Boga,  eby
Russell nie zasn . Moje szcz

cie nie trwa o d ugo.

Matka wróci a na pole walki z tryumfalnym u miechem. Schwyci a mnie za kark i zaprowadzi a do kuchni. Tam zobaczy em nast pn , le

 na

blacie, pe

 pieluch . Od smrodu zrobi o mi si  niedobrze.

- A teraz masz to wszystko ze re ! - zapowiedzia a.
Patrzy a tak samo jak w dniu, w którym chcia a po

 mnie na zapalonych palnikach kuchenki. Nie poruszaj c g ow  zacz em rozgl da  si  za

zegarem o barwie stokrotek, który powinien by  wisie  na  cianie. W mgnieniu oka zorientowa em si ,  e jest za moimi plecami. Bez jego pomocy
czu em si  bezradny. Wiedzia em,  e musz  skupi  na czym  wzrok,  eby zyska  szans  na zapanowanie nad sytuacj . Nie zd

em go jeszcze

dojrze , a Matka z apa a mnie za kark i znowu kaza a je

 kup . Wstrzyma em oddech. Smród by  straszliwy. Stara em si  skoncentrowa  na jednym z

górnych rogów pieluchy. Sekundy wlok y si  w niesko czono

. Matka najwidoczniej mnie przejrza a. Wepchn a mi twarz w pieluch  i przesun a mn

tam i z powrotem.

Przewidzia em to. Gdy  apa a mnie za kark, zamkn em oczy i zacisn em usta. Najpierw przysz a kolej na nos. Poczu em, jak wylewa si  ze  co

ciep ego. Usi owa em wstrzyma  krwotok wci gaj c oddech. Kawa ki odchodów utkn y razem z krwi  w nosie. Z apa em r kami za blat i próbowa em
jej si  wyrwa . Miota em si  na wszystkie strony, ale mia a zbyt du

 przewag . Raptem mnie pu ci a.

- Wrócili! Wrócili! - wydysza a. Z apa a  cierk  do wycierania naczy  i rzuci a ni  we mnie.
-  cieraj to z g by - rykn a, zmywaj c z blatu br zowe plamy. Mo liwie najstaranniej wytar em twarz, wydmuchuj c przy tym z nosa kawa ki gówna.

Po chwili Matka wetkn a mi do nosa kawa ek serwetki i odes

a na krzes o w k cie. Przesiedzia em tak reszt  wieczoru, ca y czas czuj c  lady

pozostawione przez pieluch .

33
To by a ostatnia wycieczka nad Russian River.
We wrze niu wróci em do szko y w zesz orocznym ubraniu i z zardzewia , zielon  mena

. A

al by o patrze . Matka jak co dzie  pakowa a mi

takie samo drugie  niadanie: dwie kanapki z mas em orzechowym i par  zwi

ych marchewek. Nie nale

em ju  do rodziny, a zatem nie mia em

prawa je dzi  w rodzinnym kombi. Matka kaza a mi biega  do szko y. Wiedzia a,  e b

 si  spó nia  i nie zd

 niczego ukra

.

W klasie by em wyrzutkiem. Nikt nie chcia  si  ze mn  zadawa . Podczas przerwy obiadowej zapycha em usta kanapkami i s ucha em, jak dawni

koledzy uk adaj  o mnie piosenki. Hitami placu zabaw sta y si  "David z odziejem naszych  niada " i "Ence pence, w czyje r ce - Pelzer". By em sam,
nie mia em z kim si  bawi , ani pogada .

W domu, gdy wystawa em godzinami w gara u, czas zajmowa o mi wyobra anie sobie nowych sposobów zdobycia jedzenia. Ojciec od czasu do

czasu próbowa  co  mi podrzuci , ale bez wi kszego powodzenia. Zrozumia em,  e je eli chc  przetrwa , musz  liczy  wy cznie na siebie. W szkole
nie sposób by o ju  nic wykombinowa . Wszyscy albo chowali swoje mena ki, albo zamykali je w szafkach z ubraniami. Nauczyciele i dyrektor znali
mnie i uwa nie obserwowali.

Nareszcie wpad em na pomys , który mia  szans  powodzenia. W czasie przerwy obiadowej uczniom nie by o wolno schodzi  z placu zabaw, wi c

nikt nie b dzie podejrzewa  mnie o takie zamys y. Chcia em si  wtedy cichaczem wymkn

 do pobliskiego sklepu, gdzie móg bym podw dzi  ciastka,

chleb, w ogóle cokolwiek jadalnego. W my lach szczegó owo opracowywa em t  akcj . Biegn c rano do szko y, liczy em kroki, aby móc dobrze roz
tempo w czasie biegu do sklepu. W ci gu kilku tygodni mia em wszystkie niezb dne informacje. Pozostawa o jedynie zebra  si  na odwag  i przyst pi
do dzia ania. Przewidywa em,  e droga do sklepu zajmie mi d

ej, bo znajdowa  si  on na wzgórzu, wi c do

em na to kwadrans. Powrót w dó

zbocza pójdzie  atwiej, i na to przeznacza em dziesi

 minut. Czyli  e w samym sklepie zostanie mi zaledwie dziesi

 minut.

Ka dego dnia stara em si  biec do szko y coraz szybciej, wk adaj c w to tyle wysi ku, jakbym by  jakim  marato czykiem. W miar  jak plan nabiera

kszta tów, g ód ust powa  miejsca marzeniom.  ni em przy pracy w domu. Szoruj c na czworakach p ytki pod ogi w  azience wmawia em sobie,  e
jestem królewiczem z opowie ci "Króle-34

wie  i  ebrak". Jako królewicz wiedzia em,  e w ka dej chwili mog  przerwa  t  komedi  pomy ek. W piwnicy sta em jak wmurowany i marzy em,  e

jestem bohaterem komiksowym. Ale marzenia zawsze zak óca y skurcze g odu i w my lach powraca em do planów kradzie y jedzenia.

By em przekonany,  e plan jest dopi ty na ostatni guzik, lecz ba em si  go wprowadzi  w czyn. W czasie przerwy obiadowej chodzi em po placu i

wymy la em powody, t umacz ce mój brak odwagi. Przekonywa em siebie,  e na pewno mnie z api , albo  e  le wyliczy em czas. Podczas tych sporów
/. samym sob

dek burcza  i nazywa  mnie tchórzem. Na koniec, po kilku dniach bez kolacji i na resztkach  niadania, zdecydowa em si . Zaraz po

dzwonku na obiad wylecia em ze szko y i pop dzi em ulic ; serce wali o mi w piersi, a p uca chciwie  yka y powietrze. Do sklepu dotar em dwa razy
szybciej ni  planowa em. Chodz c pomi dzy pó kami mia em wra enie,  e wszyscy si  na mnie gapi . Wydawa o mi si , i  s ysz  rozmowy klientów na
temat cuchn cego, obszarpanego dzieciaka. U wiadomi em sobie,  e plan nie mo e si  powie

, bo w ogóle nie wzi em pod uwag  swojego wygl du.

Im bardziej si  tym przejmowa em, tym wi kszy ogarnia  mnie strach. Zastyg em w bezruchu, nie bardzo wiedz c, co robi . Zacz em powoli odlicza
sekundy. Przypomnia y mi si  wszystkie chwile, w których odczuwa em najwi kszy g ód. Znienacka chwyci em pierwsz  z brzegu rzecz i wypad em ze
sklepu. W r ku trzyma em zdobycz: paczk  razowych krakersów.

Gdy znalaz em si  blisko szko y, ukry em ciastka pod koszul , od strony, w której nie by o  adnych dziur, wszed em do  rodka i wyrzuci em je do

kosza w  wietlicy dla ch opców. Par  godzin pó niej zwolni em si  na chwil  z lekcji i poszed em do  wietlicy. Zaczyna a mi ju  ciekn

linka, ale na

widok pustego kosza zdr twia em. Wszystko na marne, ca e misterne plany i bolesne wmawianie sobie,  e nareszcie si  najem. Wo ny wyrzuci

mieci.

Tego dnia mi si  nie uda o, ale przy kolejnych próbach mia em wi cej szcz

cia. Raz nawet zdo

em ukry  swój skarb pod w asnym stolikiem, lecz

nazajutrz zosta em przeniesiony do szko y po przeciwnej stronie ulicy. W

ciwie tego nie 

owa em. Nikt mnie tu nie zna , mog em kra

 do woli. Nie

tylko podkrada em jedzenie kolegom, ale tak e, mniej wi cej raz w tygodniu, robi em wypady do sklepu. Od czasu do czasu, gdy co  zw szy em,
odchodzi em z pustymi r kami. W ko cu mnie przy apali. Kierownik wezwa  Matk . W domu dosta em porz dne lanie. Rodzice wiedzieli, dlaczego

35
kradn  jedzenie, ale w dalszym ci gu mi go nie dawali. Im wi kszy dr czy  mnie g ód, tym usilniej wymy la em strategie kradzie y.
Zazwyczaj po kolacji Matka zeskrobywa a resztki do ma ego kosza na  mieci. Wtedy wo

a mnie z piwnicy, gdzie sta em, podczas gdy wszyscy jedli.

Moje zadanie polega o na umyciu naczy . Gdy tak sta em z r kami w gor cej wodzie, czu em dolatuj cy z kosza zapach resztek. Z pocz tku robi o mi
si  niedobrze, ale z czasem pomys  mi si  nawet spodoba . By  to jedyny sposób zdobycia jedzenia. My em jak najszybciej talerze i wyrzuca em
zawarto

 kosza do gara u. Na widok jedzenia ciek a mi  linka, ale uwa nie wybiera em co lepsze k ski, odrzucaj c strz py papieru czy niedopa ki.

Wszystko sko czy o si  jak zwykle nagle, gdy Matka przy apa a mnie na gor cym uczynku. Nie zbli

em si  do kosza przez par  tygodni, ale

dek nie dawa  mi spokoju i musia em wróci  do tego zwyczaju. Kiedy  zjad em w ten sposób troch  wieprzowiny. Po kilku godzinach z apa y mnie

straszliwe bóle. Biegunk  mia em przez tydzie . W trakcie choroby Matka zdradzi a,  e umy lnie zostawi a mi so w lodówce przez dwa tygodnie, i
dopiero potem je wyrzuci a. Dobrze wiedzia a,  e nie opr  si  takiej pokusie. Z czasem Matka nakazywa a mi przynosi  kosz,  eby mog a le

c na

wersalce obejrze  jego zawarto

. Nie odkry a,  e zawija em jedzenie w papierowe r czniki i chowa em je na samym spodzie. Wiedzia em,  e nie

dzie si  chcia a zabrudzi  i grzeba  w  mieciach, wi c póki co, uchodzi o mi p azem.

Wyczu a,  e jakim  cudem gdzie  zdobywam jedzenie, dlatego zacz a skrapia  kosz amoniakiem. Od tej chwili da em sobie spokój z domowymi

mieciami i na powrót skupi em si  na szkole. Gdy raz jeszcze przy apano mnie na kradzie y jedzenia kolegów, zacz em podprowadza  mro one

obiady na sto ówce.

Tak u

em sobie rozk ad zaj

,  e nauczyciel zwalnia  mnie do  wietlicy zaraz po tym, jak ci

arówka przywioz a  wie y zapas mro onych

obiadów. Zakrada em si  do sto ówki i  apa em kilka lodowatych tac. W  wietlicy ma o nie d awi em si  zimnymi hot dogami i ziemniakami. Nape niwszy
brzuch wraca em do klasy, dumny z tego,  e sam si  nakarmi em.

Biegn c z powrotem do domu, my la em o tym, jak to nazajutrz znowu ukradn  jedzenie ze sto ówki. Matka niebawem zmusi a mnie do zaniechania

owych praktyk. Zawlok a mnie do  azienki i waln a w 

dek, a  si  zgi em wpó . Zaci gn a mnie do sedesu i kaza a wetkn

 palec w gard o.

Stawi em opór. Uciek em si  do starej sztuczki, czyli liczenia w my lach i patrzenia nieruchomo

36
w porcelanow  muszl  klozetu. Nie doszed em do trzech. Matka wepchn a mi do gard a swój palec, jakby chcia a przewlec 

dek przez usta.

Wi em si , chc c si  wyrwa . W ko cu mnie pu ci a, ale pod warunkiem,  e sam zwymiotuj .

Przeczuwa em, co si  za chwil  stanie. Zamkn em oczy, nie chc c ogl da  sp ywaj cych do muszli kawa ków czerwonego mi sa. Matka sta a za

mn  z r kami na biodrach.

- Wiedzia am! Zobaczysz, powiem o wszystkim ojcu.
Napr

em si  w oczekiwaniu gradu uderze , który jednak nie nast pi . Po chwili odwróci em si  i zobaczy em,  e Matki nie ma w  azience.

Domy la em si ,  e czeka mnie jaki  ci g dalszy. Po chwili wróci a z miseczk , do której kaza a zebra  na po y strawione jedzenie z muszli. Ojca akurat
nie by o, wi c zbiera a dla niego materia  dowodowy.

Tego dnia wieczorem, gdy ju  poi obi em wszystko w domu, Matka kaza a mi sta  przy kuchennym stole i czeka , a  sko czy naradza  si  z Ojcem

w sypialni. Przede mn  postawi a miseczk  ze zwymiotowanymi hot dogami. Nie mog em na nie patrze , zamkn em oczy i próbowa em wyobra
sobie, /.e jestem gdzie  daleko st d. Po chwili wpadli obydwoje do kuchni.

- Patrz, Steve - warkn a Matka, pokazuj c na miseczk . - A ty my la

,  e ch opakowi przesz y ju  ci goty do kradzie y jedzenia!

Po minie Ojca s dzi em,  e naprawd  ma do

 tego ci

ego wyliczania wyst pków, jakich dopu ci  si  "ch opak". Potrz sn  niezadowolony g ow  i

kn :

-Wiesz co, Roerva, mo e po prostu daj ch opakowi co  do jedzenia.
Na moich oczach rozegra a si  gwa towna potyczka na s owa, z której jak zwykle zwyci sko wysz a Matka.

background image

- DO JEDZENIA? Chcesz da  ch opakowi je

? Nie ma sprawy, zaraz co  ZJE! Mo e zje

 to! - Matka wrzasn a ile tchu w piersiach, pchn a w

moj  stron  misk  i wypad a do sypialni.

W kuchni zrobi o si  tak cicho,  e s ysza em przyspieszony oddech Ojca. Delikatnie po

 mi r

 na ramieniu i powiedzia :

- Poczekaj, Tygrys, spróbuj  co  zrobi .
Po chwili wróci , maj c za sob  próby wyperswadowania Matce jej nakazu. Z przygn bionego wyrazu twarzy natychmiast pozna em,  e nic nie
wskóra .
Usiad em na krze le i zacz em wyci ga  r

 kawa ki hot doga. Gdy wk ada em j e do ust, po palcach sp ywa y mi krople g stej  liny. Usi uj c to

wszystko prze kn

, zacz em j cze . Zwróci em si  do

37
Ojca, który sta  z kieliszkiem w r ku i patrzy  na mnie pustym wzrokiem. Ruchem g owy zach ci  mnie, bym nie ustawa . Nie mie ci o mi si  w g owie,

e mo e sobie tak po prostu sta  i patrze , jak poch aniam odra aj

 zawarto

 miseczki. Wiedzia em ju ,  e dzieli nas przepa

.

Próbowa em prze kn

 bez odczuwania smaku, gdy nagle na karku zacisn a mi si  twarda r ka.

-  uj! - warkn a Matka. - Zjadaj! Zjedz wszystko! - dorzuci a, wskazuj c  lin . Przesun em si  na krze le. Po policzkach p yn y mi strugi  ez.

Prze

em wszystko, co zosta o w misce i odchyli em do ty u g ow ,  eby nie zwymiotowa . Zamkn em oczy i w my lach nakazywa em sobie

zatrzyma  to w 

dku. Oczy otworzy em dopiero, gdy poczu em,  e echo posi ku ze sto ówki pozostanie w 

dku. Gdy je otworzy em, mój wzrok

pad  na Ojca, który odwróci  si , by nie widzie  mojego cierpienia. W tej chwili Matki nienawidzi em bezgranicznie, ale nienawi

 do Ojca by a jeszcze

silniejsza. M

czyzna, który kiedy  mi pomaga , sta  teraz jak wmurowany i patrzy , jak jego syn je co , czego nie tkn by nawet pies.

Gdy sko czy em przetworzony posi ek, pojawi a si  Matka w szlafroku i rzuci a mi stos gazet. Powiadomi a mnie,  e odt d b

 mi s

 za koc, a

ko /najd  sobie pod sto em. Ponownie rzuci em okiem na Ojca, ale on zachowywa  si  tak, jakby niczego nie widzia . Powstrzymuj c  zy wgramoli em

si  w ubraniu pod stó  i przykry em gazetami; siedzia em jak szczur w klatce.

Pod sto em, obok pude ka z koci tami, spa em wiele miesi cy i nied ugo nauczy em si  korzysta  z gazet. Gdy si  nimi owin em, by o mi ciep o. W

ko cu Matka powiedzia a,  e nie zas uguj  ju , aby spa  na pi trze i zosta em wygnany do gara u. Za 

ko s

a mi teraz stara wojskowa prycza.

Usi owa em spa  jak najbli ej gazowego pieca. Po kilku nocach, gdy zmarz em, doszed em do tego,  e najlepiej trzyma  r ce pod pachami, a nogi
podkurczy  pod po ladki. Czasami si  budzi em i wyobra

em sobie,  e jestem normalnym cz owiekiem, który  pi pod elektrycznym kocem, wie,  e nic

mu nie grozi i kto  go kocha. To troch  pomaga o, ale zimne noce sprowadza y mnie na ziemi . Wiedzia em,  e znik d nie ma pomocy. Ani ze strony
nauczycieli, ani tak zwanych braci, ani Ojca. By em zupe nie sam i co noc prosi em Boga,  eby da  si  duszy i cia u. Le

em na pryczy w ciemnym

gara u, i dr

em z zimna, zanim nadszed  niespokojny sen.

Kiedy , gdy marzy em w  rodku nocy, wpad em na pomys ,  e b

ebra  o jedzenie po drodze do szko y. Mimo  e co dzie  prze-

38
prowadzano teraz w domu kontrol  wymiocin, przypuszcza em,  e jedzenie spo yte rano zostanie do tego czasu strawione. Bieg em do szko y

jeszcze szybciej,  eby zaoszcz dzi  wi cej czasu na starania o jedzenie. Zbacza em z drogi i puka em do drzwi ró nych domów. Osob , która mi
otwiera a, pyta em, czy nie natrafi a przypadkiem na mena

 z obiadem. W wi kszo ci przypadków taka metoda si  sprawdza a. Od razu by o wida ,

e panie mnie 

uj . Starannie wszystko zaplanowa em i zawsze podawa em fa szywe imi ,  eby zatrze  po sobie  lady. Wszystko by o w porz dku,

 kiedy  znalaz em si  w domu kobiety, która zna a Matk . Sprawdzona ju  metoda -"Zgubi em obiad. Czy mog aby mi pani jako  pomóc?" - straci a

sens. Zaraz domy li em si ,  e pani zadzwoni do Matki.

Tego dnia w szkole modli em si  o koniec  wiata. Wiedzia em,  e Matka le y na wersalce, ogl da telewizj  i coraz bardziej si  upija, ca y czas

my

c, co by mi tu zrobi  po powrocie do jej domu. W drodze powrotnej czu em si  tak, jakbym mia  zabetonowane nogi. Przy ka dym kroku modli em

si ,  eby owa kobieta nie zadzwoni a do Matki, albo  eby jakim  cudem pomyli a mnie z kim  innym. Niebo by o b kitne, a promienie s

ca grza y mi

plecy. Gdy zbli

em si  do domu, spojrza em na s

ce z my

, czy b

 mia  jeszcze okazj  je zobaczy . Ostro nie uchyli em drzwi wej ciowe i

podrepta em na paluszkach do gara u. S dzi em,  e Matka mo e w ka dej chwili zbiec po schodach i st uc mnie na cementowej pod odze. Nie
przychodzi a. Przebra em si  w ubranie robocze i poszed em na gór  zmywa  po obiedzie. Nie wiedzia em, gdzie jest, i uszy zmieni y mi si  w anteny
radarowe, za pomoc  których stara em si  jak najdok adniej j  namierzy . Ze strachu zacz  bole  mnie napi ty grzbiet. Trz

y mi si  r ce, nie mog em

si  skupi . Nareszcie us ysza em, jak Matka wychodzi z sypialni i kieruje si  w stron  kuchni. Spojrza em przelotnie przez okno. S ysza em krzyki i

miech bawi cych si  dzieci. Przez chwil  wyobrazi em sobie,  e do nich nale

. Zrobi o mi si  ciep o wokó  serca. U miechn em si .

Zamar em z przestrachu, gdy poczu em na karku oddech Matki. Z r ki wypad  mi talerz, ale zd

em go schwyci  w locie.

- Bystry jeste , co? - drwi a. - Umiesz te  szybko biega  i znajdujesz czas na  ebry. No dobra... to si  dopiero oka e, na co ci  sta .
Skuli em si  w oczekiwaniu na cios. Gdy nie pad , my la em,  e pójdzie sobie ogl da  telewizj . I to przypuszczenie si  nie sprawdzi o. Matka sta a z

ty u,  ledz c ka dy mój ruch. Widzia em jej odbicie w oknie kuchni. Sama te  je dojrza a i u miechn a si . Ma o co nie narobi em w portki.

39
Po zmywaniu zabra em si  do sprz tania  azienki. Gdy szorowa em wann , Matka siedzia a na klozecie. Gdy my em na czworakach pod og , sta a

bez s owa za moimi plecami. My la em,  e podejdzie od przodu i da mi kopniaka w twarz, ale tak si  nie sta o. Narasta  we mnie niepokój. Wiedzia em,

e mnie zbije, ale nie mia em poj cia jak, kiedy i gdzie. Sprz tanie  azienki trwa o ca  wieczno

. R ce i nogi dr

y mi z niepewno ci. Skupia a na

sobie wszystkie moje my li. Gdy zbiera em si  na odwag  i na ni  spogl da em, tylko si  u miecha a, zach caj c:

- Szybciej, m ody cz owieku, musisz w

 w to o wiele wi cej energii.

By em wyczerpany ze strachu. Ma o co nie zasn em, zamiast czeka , a  Matka zawo a,  ebym sprz tn  ze sto u i pozmywa  po kolacji. Gdy sta em

w gara u, wn trzno ci zacz y odmawia  pos usze stwa i mia em wielk  ochot  pobiec na gór  do  azienki; niestety, bez pozwolenia Matki by em
uwi ziony. "Mo e w

nie o to jej chodzi o. Mo e chce,  ebym pi  w asne siki". Z pocz tku co  tak obrzydliwego zupe nie nie mie ci o mi si  w g owie,

ale przecie  musia em by  przygotowany na wszystko, co ona mi zgotuje. Im bardziej skupia em si  na wymy laniu ró nych mo liwo ci, tym szybciej
opuszcza y mnie si y. Potem mnie ol ni o: wiedzia em ju , czemu Matka chodzi za mn  krok w krok. Chcia a mnie trzyma  w sta ej niepewno ci i
niewiedzy, kiedy i w jaki sposób uderzy. Nie zd

em jeszcze obmy li  sposobów obrony, gdy zawo

a mnie na gór . W kuchni oznajmi a,  e musz

osi gn

 pr dko

wiat a, bo inaczej b dzie ze mn  krucho.

- Rzecz jasna - ci gn a - nie musz  dodawa ,  e dzisiaj nie dostajesz kolacji. Ale tym si  nie martw, ju  my co  wymy limy.
Gdy sko czy em, Matka kaza a mi zej

 na parter. Sta em oparty o tward

cian  i zastanawia em si , jakie ma wobec mnie zamiary. Oblewa  mnie

zimny pot, który zdawa  si  przesi ka  do szpiku ko ci. Zm czy o mnie to tak bardzo,  e usn em na stoj co. Gdy poczu em, jak g owa opada mi do
przodu, poderwa em j  do góry i w ten sposób si  obudzi em. Na nic si  zda y wszystkie próby, g owa opada a w dó  i w gór  niczym kawa ek korka na
wodzie. Pogr

ony w swego rodzaju transie czu em, jak dusza opuszcza cia o, jakbym unosi  si  w stanie niewa ko ci. By em lekki jak piórko, dopóki

owa raz jeszcze nie polecia a do przodu; wtedy si  przebudzi em. Wiedzia em,  e powinienem czuwa , by nie zapa

 w g boki sen. Grozi o to

strasznymi konsekwencjami, wi c odp dza em senno

 gapi c si  przez okno gara u, s uchaj c odg osów przeje

aj cych samocho-

40
dów i wypatruj c czerwonych  wiate  samolotów. W g bi duszy pragn em tak e st d odlecie .
Gdy Ro  i Stan dawno spali, Matka kaza a mi wej

 na gór . Ka dy stopie  by  czym  strasznym. Wiedzia em,  e nadszed  mój czas. Wyczerpa a

mnie psychicznie i fizycznie. Nie mia em poj cia, co dla mnie szykuje. Chcia em po prostu,  eby wreszcie mnie zla a i da a spokój.

Gdy otworzy em drzwi, ogarn  mnie niespodziewany spokój. W ca ym domu pali o si  tylko md e  wiate ko w kuchni. Widzia em Matk  siedz

 przy

stole. Sta em jak wmurowany. U miechn a si , i po obwis ych ramionach pozna em,  e jest w alkoholowym do ku. Jaki  siódmy zmys  podpowiada  mi,

e tym razem nie b dzie bicia. Mia em jakie  niejasne przeczucia, ale stan uniesienia prysn , gdy Matka podesz a do zlewu. Ukl

a, otworzy a doln

szafk  i wyci gn a z niej butelk  amoniaku. Nie wiedzia em, co si  dzieje. Nala a go troch  na 

eczk . Ca y by em roztrz siony i nie mog em zebra

my li.
Matka zacz a zbli

 si  w moj  stron  z 

eczk  w r ce. Gdy rozla a nieco amoniaku na pod og , zacz em si  odruchowo odsuwa , dopóki

ow  nie uderzy em w blat przy kuchence. I to wszystko? Tyle? Da mi tylko 

eczk  tego czego ? - my la em.

Nie ba em si . By em na to zbyt zm czony. Przez g ow  przebiega a tylko jedna my l: No dobrze ju , dobrze, im pr dzej, tym lepiej. Pochylaj c si

nade mn , Matka powtórzy a,  e uratowa  mnie mo e tylko szybko

. Nie pojmowa em sensu jej zagadkowych s ów.

Otwar em bez wahania usta, a matka wsadzi a mi zimn

eczk  g boko do gard a. Znowu pomy la em,  e to strasznie proste, ale po chwili

odebra o mi dech.  cisn o w gardle. Sta em chwiejnie przed Matk , czuj c si  tak, jakby oczy mia y mi za chwil  wyskoczy  z orbit. Upad em na
czworaki. Ba ka! - wrzeszcza em w my lach. Wali em z ca ej si y w pod og , usi uj c prze kn

 i skupi  si  na ba ce powietrza, która stan a mi w

prze yku. Ogarn o mnie nag e przera enie.  zy zalewa y mi twarz. Po paru sekundach zacz y s abn

 uderzaj ce w pod og  pi

ci. Drapa em

paznokciami pod og , od której nie odrywa em te  oczu. Zacz y mi si  zlewa  kolory. Poczu em, jak gdzie  odp ywam. Wiedzia em,  e umieram.

Doszed em do siebie, gdy poczu em, jak Matka wali mnie po plecach. Si a uderze  sprawi a,  e mi si  odbi o i odzyska em oddech. Gdy zacz em

yka  wielkie hausty powietrza, Matka wróci a do kieliszka. Zdrowo sobie poci gn a i skierowa a w moj  stron  strumie  wilgotnego powietrza.

41
- Nie by o tak  le, co? - zapyta a i dopi a alkohol, po czym kaza a mi odmaszerowa  na prycz .
Nazajutrz wieczorem odby a si  druga próba, tym razem w obecno ci Ojca.
- Na pewno ch opak oduczy si  z odziejstwa - przechwala a si .
Wiedzia em,  e robi to dla swojej zboczonej przyjemno ci. Ojciec przygl da  si  z za

onymi r kami, jak Matka daje mi 

eczk  amoniaku. Tym

razem jednak nie da em tak  atwo za wygran . Musia a mi si  otwiera  usta; kr

c g ow  sprawi em,  e rozla a wi ksz  cz

 p ynu. Troch  jednak

/osta o i raz jeszcze pad em na pod og , zacisn em pi

ci i wali em nimi w pod og . Niemo, b agalnym wzrokiem wzywa em na pomoc Ojca. On za

najzwyczajniej w  wiecie sta  nade mn  i przygl da  si , jak bij  u jego stóp pi

ciami o pod og . Matka znowu przykl

a i uderzy a mnie po plecach,

jakbym by  jakim  domowym pieskiem; potem straci em przytomno

.

Nast pnego dnia rano, gdy sprz ta em  azienk , obejrza em w lustrze swój poparzony j zyk. Wypalone zosta y warstwy  ywego mi sa, reszta by a

background image

czerwona i podra niona. Sta em ze wzrokiem wbitym w zlew i my la em, i  mam wielkie szcz

cie,  e  yj .

Matka ju  nigdy wi cej nie dawa a mi amoniaku, ale par  razy wlewa a we mnie Clorox. Najbardziej za  upodoba a sobie zabaw  z p ynem do mycia

naczy . Wyciska a mi prosto do gard a tani, ró owy p yn, po czym odsy

a do gara u. Zasycha o mi w ustach, wi c p dzi em do kranu i pi em do syta

wody. Na okropne konsekwencje nie trzeba by o d ugo czeka ; zacz a si  biegunka. Krzycza em b agaj c,  eby po/woli la mi pój

 do  azienki na

górze. Sta em w bezruchu, czuj c, jak porcje wodnistej masy przesi kaj  przez majtki, spodnie i spadaj  na pod og .

Po takim upokorzeniu p aka em jak malutkie dziecko. Straci em we w asnych oczach wszelk  warto

. Chcia o mi si  do ubikacji, ale ba em si

ruszy  z miejsca. Wreszcie zdoby em si  na odruch ludzkiej godno ci, poszed em okrakiem do zlewu w gara u, wzi em du e wiadro i w nie si
wypró ni em. Zamkn em oczy i zacz em zastanawia  si , jak by tu mo na si  umy  i upra  swoje rzeczy, gdy znienacka za moimi plecami otworzy y
si  drzwi do gara u. Odwróciwszy si  ujrza em Ojca, który beznami tnie przygl da  si  "drugiej twarzy" syna, podczas gdy br zowa ciecz la a si  do
wiadra. Czu em si  gorzej sponiewierany ni  pies.

Matce nie zawsze udawa o si  ze mn  wygra . Podczas jednego tygodnia, gdy nie pozwolono mi chodzi  do szko y, nala a mi w usta p ynu i kaza a

sprz ta  w kuchni. Nie zauwa

a,  e wcale nie po-

42

kn em. Z up ywem czasu w ustach tworzy a si  mieszanka p ynu i  liny. Za wszelk  cen  nie chcia em tego prze kn

. Doko czywszy kuchni

zbieg em na dó  ze  mieciami. U miechn em si  od ucha do ucha, gdy wreszcie zamkn em za sob  drzwi i mog em wyplu  zawarto

 tego, co

mia em w ustach. W  mietniku przy gara u znalaz em zu yty papierowy r cznik i starannie wytar em nim wn trze ust, tak  eby nie zosta  w nich nawet

lad po p ynie. Czu em si  jak zwyci zca Maratonu Olimpijskiego. By em dumny,  e uda o mi si  pokona  Matk  w wymy lonej przez ni  sam  grze.

Mimo  e przewa nie przy apywa a mnie na ró nych próbach zdobycia  ywno ci, nie udawa o jej si  to zawsze. Po miesi cach wielogodzinnego

stania w gara u zdoby em si  na odwag  i zacz em wykrada  z zamra arki w gara u kawa ki mro onek. A  za dobrze wiedzia em,  e mog  za to
drogo zap aci , wi c ka dy k s  yka em tak, jakby mia  by  ostatni w  yciu.

W mroku zamyka em oczy i marzy em,  e jestem królem we wspania ych szatach, zajadaj cym najlepsze potrawy, jakie wymy li  kiedykolwiek

cz owiek. Trzymaj c w r ku kawa ek placka z dyni  lub nadziewanej tortilli, by em faktycznie królem i, jak przysta o na króla, spogl da em z góry
najedzenie i dobrotliwie si  u miecha em.

rozdzia  5
wypadek
Lato 1971 roku nada o ton reszcie czasu sp dzonego z Matk .
Nie mia em jeszcze jedenastu lat, a zna em na pami

 wszelkie mo liwe rodzaje kar. Dodatkiem do limitów czasowych, jakie Matka wyznacza a na

kolejne codzienne zaj cia w domu, by  brak jedzenia. Gdy spojrza em na ni  lub jednego z jej synów bez pozwolenia, dostawa em policzek. Gdyby
przy apa a mnie na kradzie y  ywno ci, wiedzia em,  e albo zastosuje jedn  x. poprzednich kar, albo wymy li now  i jeszcze bardziej potworn .
Sprawia a wra enie kobiety, która wie, co robi, st d te  by a do

 obliczalna. Niezale nie od tego zawsze mia em si  na baczno ci i nat

em ca

uwag  na wypadek, gdybym si  na ni  natkn .

Z pocz tkiem lipca moje poczucie godno ci zacz o si  za amywa . Spraw  jedzenia nale

oby ju  praktycznie w

 mi dzy bajki. Z rzadka

dostawa em cho by resztki  niadania, a nigdy, przenigdy nie pow cha em obiadu. Kolacj  dostawa em mniej wi cej raz na trzy wieczory.

Pewien lipcowy dzie  rozpocz  si  jak ka dy inny w moim niewolniczym  yciu. Jedzenia nie widzia em od trzech dni. W wakacje trudno by o o inne

okazje do jego zdobycia. Jak zawsze podczas kolacji siedzia em u do u schodów z r kami pod po ladkami i s ucha em, jak je "rodzina". Matka
wymaga a,  ebym siada  na r kach z g ow  odrzucon  do ty u, w pozycji "je ca wojennego". Opu ci em g ow  do przodu, marz c,  e sta em si  jednym
z nich, cz onkiem "rodziny". Pewnie zasn em, bo zbudzi o mnie warkni cie Matki:

- Wstawaj! Rusz dup !
44
Na d wi k jej g osu podnios em g ow , zerwa em si  i pobieg em po schodach. Prosi em Boga,  eby dzisiaj dosta  co , co zaspokoi oby g ód;
Zacz em gor czkowo zbiera  talerze po kolacji, gdy Matka zawo

a mnie do kuchni. Z pochylon  g ow  s ucha em, jak wyrzuca z siebie czas, jaki

przeznacza mi na ka

 czynno

.

- Masz dwadzie cia minut! Sekunda wi cej, a nie dostaniesz nic do jedzenia. Zrozumiano?
- Tak jest.
- Patrz w moj  stron , jak do ciebie mówi ! - burkn a.
Pos uszny rozkazowi, unios em powoli g ow . Widzia em, jak Russell buja si  na jej lewej nodze. Opryskliwo

 Matki najwyra niej mu nie

przeszkadza a. Po prostu wytrzeszcza  na mnie te swoje zimne oczy. Mia  dopiero cztery czy pi

 lat, ale zd

 ju  zosta  "ma ym gestapowcem"

Matki,  ledz cym ka dy mój ruch, pilnuj cym, czy nie podkradam jedzenia. Czasami zmy la  jak

 historyjk ,  eby móc popatrze , jak Matka mnie

karze. Nie by a to rzecz jasna jego wina. Wiedzia em,  e Matka nauczy a go tego wszystkiego, ale i tak go nienawidzi em.

- S yszysz? - rykn a Matka. - Patrz na mnie, jak do ciebie mówi . - Gdy podnios em g ow , zobaczy em, jak  apie za tasak z kuchennego blatu. -Jak

nie zmie cisz si  w czasie, zar

 jak psa!

Nie przej em si  zbytnio t  pogró

. Powtarza a j  mniej wi cej od tygodnia. Russell te  pozosta  oboj tny. Buja  si  na jej nodze, niczym na koniu

na biegunach. Najwidoczniej nie by a zadowolona ze swej w asnej strategii, bo bez przerwy marudzi a, podczas gdy czas up ywa  i mój limit czasowy si
kurczy . Wola em,  eby si  wreszcie zamkn a i da a zaj

 si  robot . Bardzo mi na tym zale

o, bo chcia em dosta  co  do zjedzenia, boj c si

kolejnej nocy o pustym 

dku.

Co  by o nie w porz dku. I to bardzo! Wyt

em wzrok. Zacz a wymachiwa  trzymanym w prawej r ce no em. Niezbyt si  tym przejmowa em.

"Oczy - zauwa

em. - Spójrz na jej oczy". Wygl da y jak zwykle, na po y zamglone i szkliste. Intuicja jednak podpowiada a mi,  e co  jest nie tak. Nie

obawia em si  lania, ale czu em jakie  napi cie. Stopniowo zacz em si  orientowa  w grozie sytuacji. Po cz

ci przez ko ysz cego si  Russella,

cz

ciowo w wyniku wymachiwania no em, cia o Matki buja o si  w ty  i w przód. Przez chwil  zdawa o mi si ,  e upadnie.

Chcia a utrzyma  równowag , warkn a na Russella,  eby zszed  jej z nogi, ca y czas przy tym wrzeszcz c na mnie. Przypomina a fotel bujany, który

wymkn  si  spod kontroli. Przesta em zwraca

45
uwag  na czcze pogró ki i wyobrazi em sobie, jak stara pijaczka pada na pysk. Ca   uwag  skupi em w

nie na jej twarzy. K tem oka dostrzeg em,

jak co  wypada jej z r ki. Poczu em rozdzieraj cy ból tu  powy ej 

dka. Usi owa em nie upa

, ale nogi si  pode mn  i obj a mnie nieprzenikniona

ciemno

.

Gdy odzyska em przytomno

, poczu em bij ce z okolicy piersi ciep o. Po chwili zorientowa em si , gdzie jestem. Siedzia em na ubikacji, oparty o

cian . Russell sta  przede mn  i powtarza : "David umrze, ch opak umrze". Spojrza em w stron

dka. Kl cz ca na pod odze Matka przyk ada a

tampon z gazy do miejsca, z którego tryska a czerwona krew. Próbowa em co  powiedzie . Wiedzia em,  e to tylko wypadek. Chcia em powiedzie ,  e
jej wybaczam, ale nie mog em wydusi  z siebie ani s owa. G owa raz po raz opada a mi na piersi. Ponownie zapad em w ciemno

.

Gdy si  ockn em, Matka wci

 jeszcze owija a mi doln  cz

 klatki piersiowej jakim  r cznikiem. Trzeba przyzna ,  e si  na tym zna a.

Wielokrotnie opowiada a dzieciom, jak jeszcze przed poznaniem Ojca mia a zamiar zosta  piel gniark . Zawsze dawa a sobie rad  z ró nymi urazami,
jakich doznawali domownicy. Nie w tpi em,  e jest w tym dobra. Po prostu czeka em, a  wsadzi mnie do samochodu i zawiezie do szpitala. By em
pewny,  e zaraz to nast pi. Odczuwa em dziwn  ulg , wiedzia em,  e zaraz si  to wszystko sko czy. Sko czy si  niewolnicze  ycie. Nawet Matka nie
zdo a teraz ukry  prawdy. Wypadek b dzie pocz tkiem mojej wolno ci.

Opatrzenie rany zaj o jej niemal pó  godziny. Nie sprawia a wra enia osoby dr czonej wyrzutami sumienia. My la em,  e b dzie si  przynajmniej

stara a mnie pocieszy . Obrzucaj c mnie ch odnym wzrokiem wsta a, umy a r ce i oznajmi a,  e mam trzydzie ci minut na zmycie naczy .
Potrz sn em g ow , bo nie dotar  do mnie sens tych s ów. Po chwili zrozumia em. Tak jak wypadek z r

 przed kilkoma laty, teraz te  mia a zamiar

zignorowa  ca e zdarzenie.

Nie by o czasu na u alanie si  nad sob . Czas bieg  szybko. Wsta em, zachwia em si  na nogach i skierowa em do kuchni. Przy ka dym kroku  ebra

rozdziera  ból, a przez podart  koszulk  przesi ka a krew. Doszed szy do zlewu, opar em si  i zacz em dysze  jak zniedo

nia y pies.

ysza em, jak Ojciec przegl da w sto owym gazet . Mimo bólu zaczerpn em tchu, licz c,  e uda mi si  do niego dosta . Zamiast tego upad em na

pod og . Zorientowa em si ,  e powinienem bra  krótkie, urywane wdechy. Wszed em do sto owego. Na ko cu wersalki siedzia  mój bohater.
Wiedzia em,  e poradzi sobie z Matk  i za-

46
wiezie mnie do szpitala. Stan em przed nim, czekaj c, a  sko czy stron  i mnie dostrze e. Wtedy wyj ka em:
- Tato, Ma... Ma... Mama mnie no em.
- Dlaczego? - spyta , nie unosz c nawet brwi.
- Powiedzia a,  e jak nie pozmywam na czas, to mnie zabije. Czas stan  w miejscu. S ysza em dochodz cy zza gazety, pe en wysi ku oddech Ojca.

Odchrz kn  i odezwa  si  wreszcie:

- No... to... lepiej wracaj do kuchni i zmywaj te naczynia.
Nachyli em si , jakbym chcia  go lepiej dos ysze . Nie wierzy em w asnym uszom. Musia  wyczu  moj  dezorientacj , bo od

 gwa townie gazet  i

uniós  g os:

-Jezus Maria! Czy Matka wie,  e tu stoisz i ze mn  gadasz? Id  ju  do kuchni zmywa . S uchaj, ma y, nie wolno nam jej denerwowa . Chc  mie

spokój przynajmniej dzisiaj... - Urwa , zaczerpn  tchu i zszed  do szeptu: -Wracaj do kuchni i pozmywaj, a ja obiecuj ,  e nie zdradz ,  e si  przede
mn  wygada

. Mo e tak by ? To b dzie nasza ma a tajemnica. Ale tera/, zmykaj do kuchni, zanim nas obu tu przy apie.

Sta em jak sparali owany. Nawet na mnie nie spojrza . My la em,  e gdyby nieco opu ci  gazet  i zajrza  mi w oczy, od razu dowiedzia by si  ca ej

prawdy; poczu by moje cierpienie, zorientowa by si , jak strasznie potrzebuj  pomocy. Ale i tak wiedzia em,  e by  pod w adz  Matki, która trzyma a

 na wszystkim, co dzia o si  w jej domu. Chyba obaj znali my "rodzinny" szyfr: je li si  nie przyzna  do istnienia problemu, to problemu takiego nie

background image

ma. Gdy tak przed nim sta em nie wiedz c, co pocz

, spu ci em g ow  i zauwa

em, jak kropelki krwi plami  rodzinny dywan. W g bi duszy

czu em,  e najch tniej wzi by mnie w ramiona i zabra  daleko st d. Nawet przedstawi em sobie,  e zdziera koszul , po czym wzbija si  w powietrze i
szybuje niczym Superman, pokazuj c mi swoje prawdziwe ja.

Odwróci em si . Ojciec utraci  ca y mój szacunek. To by a karykatura zbawcy, którego w nim si  dopatrywa em. Z

ci em si  bardziej na niego ni  na

Matk . Chcia em ulecie  gdzie  daleko, ale pulsuj cy ból sprowadza  mnie z powrotem na ziemi .

Umy em naczynia tak szybko, jak tylko pozwoli  mi stan mojego cia a. B yskawicznie odkry em,  e ka de poruszenie przedramieniem powoduje

przenikliwy ból w okolicach brzucha. Gdy przesuwa em si  w bok, od zbiornika do mycia, do zlewu, w którym p uka em, cia o przeszywa  jeszcze jeden
rodzaj bólu. Czu em,  e opuszczaj  mnie resztki si . W miar  jak wyczerpywa  si  ustalony przez Matk  czas, mala y szans  na wieczorny posi ek.

47
Mia em ochot  najzwyczajniej w  wiecie po

 si  na ziemi i podda , ale nie wolno mi by o z ama  z

onej przed laty obietnicy. Chcia em pokaza

tej suce,  e pokona mnie dopiero w chwili mojej  mierci poddam si  dopiero wtedy. Doszed em do wniosku,  e upieraj c ci

ar cia a na palcach i

nachylaj c si  w kierunku blatu zmniejszam nacisk na doln  cz

 klatki piersiowej. Nie przechodzi em ju  za ka dym razem od zlewu do zlewu, lecz

my em kilka talerzy naraz po czym pochyla em si  i je p uka em. Najgorsze by o uk adanie na pó kach po wytarciu. Szafki wisia y nade mn  i
wiedzia em,  e wyci ganie tam r k b dzie bardzo bola o. Wzi em jeden talerz, stan em na palcach i usi owa em mo liwie najwy ej wyci gn

 r

.

Prawic mi si  uda o - nie wytrzyma em bólu i upad em na pod og .

Ca a koszulk  mia em ju  przesi kni

 krwi . Próbowa em stan

 z powrotem na nogach. Poczu em, jak pomagaj  mi silne r ce Ojca. Chcia em go

odepchn

.

- Podawaj talerze - powiedzia . - U

 je w szafce. Ty id  na dó  i si  przebierz.

Odwróci em si  bez s owa. Spojrza em na zegar. Zmywanie zaj o mi niemal pó torej godziny. Kurczowo trzymaj c si  praw  r

 por czy,

schodzi em po schodach. Z ka dym stopniem wyp ywa a ze mnie krew.

U stóp schodów natkn em si  na Matk . Koszulk  zdj a ze mnie najdelikatniej jak umia a, ale poza tym w ogóle nie stara a si  mi ul

. Robi a to

machinalnie. Swego czasu widzia em, jak z wi kszym wspó czuciem zajmowa a si  zwierz tami.

Zrobi o mi si  tak s abo,  e opar em si  o ni , gdy przebiera a mnie w star , za du

 koszulk . My la em,  e mnie uderzy, ale znios a to przez kilka

sekund, po czym usadowi a mnie na stopniu i odesz a. Po chwili wróci a nios c szklank  wody, któr  w po piechu prze kn em. Oznajmi a,  e na razie
nie mo e da  mi je

, ale dostan  co  za kilka godzin, gdy poczuj  si  lepiej. G os mia a ca y czas monotonny, wyprany z wszelkich uczu .

Rzuci em okiem przez okno i zobaczy em, jak kalifornijski pó mrok ust puje miejsca ciemno ci. Matka powiedzia a,  e mog  pobawi  si  z ch opcami

na dworze, przed drzwiami gara u. Nie bardzo rozumia em, co ona do mnie mówi.

- No ju , David, zmykaj - powtarza a.
Pomog a mi wyku tyka  z gara u na podjazd. Bracia obrzucili mnie oboj tnym wzrokiem, znacznie bardziej interesowa y ich sztuczne ognie, które

dostali z okazji  wi ta Niepodleg

ci. Z up ywem czasu Matka okazywa a mi coraz wi cej wspó czucia. Trzyma a

48
mnie za ramiona, gdy patrzyli my, jak bracia rysuj  sztucznymi ogniami ósemki. Matka spyta a, czy te  bym chcia  pu ci  taki ogie . Przytakn em.

Trzymaj c mnie za r

 przykl

a i odpali a. Przez chwil  w wyobra ni powróci a wo  jej dawnych per fum. Ju  jednak od dawna nie u ywa a

kosmetyków i nie robi a makija u.

Bawi c si  z bra mi ca y czas my la em o zmianie, jaka zasz a w post powaniu Matki. Chce si  ze mn  pogodzi ? - zastanawia em si  -Czy to

koniec  ycia w piwnicy? Powrót na  ono rodziny? Na razie by o mi wszystko jedno. Bracia chyba pogodzili si  z moj  obecno ci , i czu em w stosunku
do nich sympati , co mnie nawet zdziwi o.

Po chwili mój fajerwerk wystartowa . Zwróci em oczy w kierunku zachodz cego s

ca. Od dawna nie ogl da em takiego widoku. Zamkn em oczy,

by ch on

 jak najwi cej ciep a. Na ulotn  chwil  znikn y cierpienie, g ód i 

osne  ycie. Otworzy em oczy, chc c na zawsze utrwali  ten moment.

Przed pój ciem spa  Matka da a mi jeszcze wody i troch  jedzenia. Czu em si  jak okaleczone zwierz , które wraca do formy, ale by o mi to
oboj tne.
W gara u po

em si  na starej wojskowej pryczy. Usi owa em zapomnie  o bólu, który jednak ogarnia  ca e cia o. Na koniec pokona o go

wyczerpanie i zapad em jako  w sen. Dr czy y mnie koszmary. Obudzi em si  zlany zimnym potem. Zza pleców doszed  mnie przera aj cy odg os. To
Matka. Nachyli a si  i po

a mi na czole zimny kompres, zmoczywszy  ciereczk  do naczy . Powiedzia a,  e w nocy mia em gor czk . Niemoc i

zm czenie nie pozwoli y mi zdoby  si  na jak kolwiek reakcj . Wszystkie my li skupi y si  na bólu. Pó niej Matka wróci a do sypialni braci na dole,
bli ej gara u. Czu em si  bezpiecznie, wiedz c,  e jest w pobli u i ma nade mn  dozór.

Niebawem pogr

em si  w ciemno

 i niespokojne sny, z których najokropniejsza by a wizja ulewnego, czerwonego deszczu ognia. Pada  na mnie,

przemaczaj c do szpiku ko ci. Próbowa em zmy  z siebie krew, która wkrótce na nowo zalewa a cia o. Gdy si  nazajutrz przebudzi em, popatrzy em
szeroko otwartymi oczami na pokryte zakrzep  krwi  d onie. Koszulka na piersi by a ca a czerwona. Krew zasch a te  na twarzy. Us ysza em d wi k
otwieranych drzwi i odwróciwszy si  zobaczy em id

 do mnie Matk . Oczekiwa em z jej strony jakiego  wi kszego wspó czucia, ale by y to pró ne

nadzieje. By a oboj tna. Ch odnym g osem kaza a mi si  umy  i zabra  do roboty. S ysz c jej kroki, gdy schodzi a po schodach wiedzia em ju ,  e nic
si  nie zmieni o. By em wci

 zaka  rodziny.

4. Dziecko...
49
Gor czka trwa a przez trzy dni po "wypadku". Nie  mia em prosi  Matki cho by o aspiryn , zw aszcza kiedy Ojciec by  w pracy. Wiedzia em, /c Matka

jest znowu sob . S dzi em,  e gor czka jest wynikiem rany. K< wiecie na brzuchu wielokrotnie si  otwiera o. Powoli podkrada em si  do kranu w
gara u, nie chc c,  eby us ysza a mnie Matka. / kupy swoich podartych i brudnych  achów wybra em najczystszy. l) siad em i podwin em czerwon ,
wilgotn  koszulk . Dotkn em rany i a  wzdrygn em si  z bólu. Zaczerpn em tchu i mo liwie najdelikatniej  cisn em rozci cie pomi dzy dwoma
palcami. Ból by  tak niezno ny,  e opad em g ow  na zimn , betonow  pod og , niemal trac c od tego uderzenia przytomno

. Gdy ponownie

spojrza em na brzuch, z czerwonego, rozpalonego naci cia ciek a 

tobia a substancja. Nie bardzo si  na tym zna em, ale wiedzia em,  e wda o si

zaka enie. Próbowa em wsta ,  eby pój

 do Matki i poprosi  j  o opatrzenie rany. Zatrzyma em si  w pó  drogi. Nie - pomy la em - nie b

 prosi  tej

suki o pomoc. Zdawa em sobie spraw , i  nale y jak najszybciej opatrzy  ran  i zrozumia em,  e jestem zdany tylko na w asne si y. Chcia em sam
panowa  nad sytuacj  i nie zdawa  si  na Matk .

Zmoczy em szmat  i dotkn em rany. R ce trz

y mi si  ze strachu, po policzkach p yn y  zy. Czu em si  jak ma e dziecko i wcale mi si  to nie

podoba o. Zap aczesz si  na  mier  - strofowa em siebie. - No ju , zabieraj si  za t  ran . Wierzy em,  e uraz nie zagra a  yciu. Wmówieniem tego
stworzy em sobie blokad  bólu.

Dzia

em szybko,  eby wykorzysta  resztki motywacji. Z apa em jeszcze jedn  szmat , zwin em j  i zatka em sobie usta. Ca  uwag  skupi em na

kciuku i pierwszym palcu lewej r ki, chwytaj cych skór  w okolicach rany. Drug  r

 wytar em rop . Powtarza em tak d ugo ten sam zabieg, a  z rany

wylatywa a tylko krew. Wycisn em wi kszo

 bia ej cieczy. Nie mog em ju  d

ej znie

 straszliwego bólu. Z ca ej si y zagryza em z by na szmacie,

która t umi a krzyk. Czu em si  jak cz owiek zwisaj cy z urwiska nad morzem. Gór  koszulki mia em przemoczon  od  ez.

Boj c si ,  eby Matka nie przy apa a mnie w takim miejscu, wytar em krew i rop , po czym pó  id c, pó  czo gaj c si  dotar em do swojego punktu u

stóp klatki schodowej. Obejrza em koszulk : prowizoryczny banda  zaplami o zaledwie kilka kropel krwi. Rozkazywa em ranie si  zagoi . Jakim
siódmym zmys em wiedzia em,  e mnie pos ucha. Odczuwa em dum . By em niby jaka  komiksowa posta , która pokona a pi trz ce si  przeszkody i
prze

a. Po chwili g owa opad a mi na piersi i zasn em. We  nie lecia em przez kolorowe powietrze. Mia em na sobie czerwon  peleryn ... by em

Supermanem.
rozdzia  6
gdy Ojca nie ma w domu
Po incydencie z no em Ojciec coraz rzadziej zagl da  do domu i sp dza  coraz wi cej czasu w pracy. Wymy la  ró ne powody, ale nic a nic mu nie

wierzy em. Cz sto siedzia em w gara u i trz

em si  ze strachu, licz c jednocze nie,  e z jakiego  powodu zostanie w domu. Pomimo wszystkiego, co

mi dzy nami zasz o, wci

 traktowa em go jak swego obro

. W jego obecno ci Matka nie wyrz dza a mi tyle krzywdy.

Zacz  mi te  regularnie pomaga  wieczorem w zmywaniu naczy . On my , a ja wyciera em. Przy pracy rozmawiali my cicho,  eby nie dos ysza a

nas Matka, ani ch opcy. Czasami okresy milczenia trwa y po kilka minut. Musieli my mie  pewno

,  e na horyzoncie nie czai si

adne

niebezpiecze stwo. Ojcu przypada a zazwyczaj rola zagajaj cego rozmow .

-Jak tam u ciebie, Tygrys?
- Nie le. - Stary przydomek, którego Ojciec u ywa , gdy by em ma y, zawsze wywo ywa  na mojej twarzy u miech.
-Jad

 co  dzisiaj? - pyta . Odpowied  by a zwykle przecz ca.

- Nie przejmuj si  - pociesza . - Przyjdzie dzie , kiedy obydwaj wyrwiemy si  z tego wariatkowa.
Wiedzia em,  e Ojciec nie znosi chwil sp dzanych w domu, i to z mojego powodu. Mówi em mu,  e b

 ju  grzeczny i nie b

 krad ,  e b

 si

jeszcze bardziej stara  pilnie wype nia  swoje domowe obowi zki. Zawsze przy tym si  u miecha  i powtarza ,  e to nie moja wina.

Czasami gdy wyciera em talerze, zaczyna em odczuwa  nowy przyp yw nadziei. Domy la em si ,  e Ojciec nie wyst pi otwarcie
51
przeciw Matce, ale w jego obecno ci czu em si  przynajmniej bezpieczny.
Tak jak zwykle, to Matka po

a kres pomocy Ojca. Upiera a si ,  e "ch opak" da sobie rad  sam. Mówi a,  e Ojciec po wi ca za du o uwagi mnie,

kosztem reszty rodziny. Ust pi  bez walki. Matka odzyska a stuprocentow  kontrol  nad wszystkimi w domu.

Po pewnym czasie Ojciec przesta  wraca  do domu nawet w dni wolne od pracy. Wpada  tylko na chwil . Zagl da  do ch opców, po czym odnajdywa

mnie, zamieniali my par  s ów i wychodzi . Trwa o to wszystko jakie  dziesi

 minut, po których wraca  do swej samotni, któr  bywa  przewa nie bar. W

czasie rozmów ze mn  powtarza ,  e knuje plany wspólnej ucieczki. Zawsze si  wtedy u miecha em na t  my l, ale w g bi serca wiedzia em,  e to
tylko sen.

background image

Pewnego razu ukl

 przy mnie i wyzna ,  e jest mu bardzo  al. Popatrzy em mu w oczy. Przerazi y mnie zmiany, które dostrzeg em w jego

wygl dzie. Oczy mia  podcienione g bokimi, ciemnymi pó kolami, twarz i szyja przybra y barw

wik owego buraka. Niegdy  sztywne barki teraz jakby

oklap y. Kiedy  l ni ce czarne w osy przyprószy a siwizna. Tego dnia obj em go w pasie, nie wiedz c, kiedy si  znowu spotkamy.

Po odrobieniu swojej pa szczyzny zbieg em na dó . Kazano mi upra  swoje  achmany i stos innych  mierdz cych szmat. Jednak po egnanie z

Ojcem tak mnie przygn bi o,  e tylko przypad em do kupy ubra  i rozp aka em si . P acz c prosi em,  eby wróci  i zabra  mnie ze sob . Po chwili
wzi em si  za pranie ubra , pe nych dziur jak szwajcarskie sery. Tar em, a  zacz y krwawi  kostki r k. Ju  mi na niczym nie zale

o. Dom Matki sta

si  nie do zniesienia. Pragn em znale

 jaki  sposób ucieczki z tego piek a.

Podczas jednej z d

szych nieobecno ci Ojca Matka g odzi a mnie przez dziesi

 kolejnych dni.  adnym sposobem nie udawa o mi si  wykona

zadanych prac w ustalonym przez ni  czasie. Za kar  nie dostawa em je

. Matka wykluczy a wszystkie mo liwo ci kradzie y. Sama sprz ta a ze sto u i

wyrzuca a resztki na  mietnik. Co rano, jeszcze zanim wyrzuci em  mieci, przetrz sa a starannie kosz. Zamra ark  w gara u zamyka a na klucz, który
trzyma a przy sobie. Zd

em si  ju  przyzwyczai  do trzydniowych g odówek, ale ten wyd

aj cy si  okres stawa  si  niezno ny. Przy  yciu trzyma a

mnie tylko woda. Po nape nieniu wod  metalowego pojemnika na lód z zamra alnika, przystawia em go do ust i przechyla em. Potem podczo giwa em
si  do kranu i odkr ca em kurek. Modl c si  w my lach,

52  eby dr enie rury nie wzbudzi o czujno ci Matki, ostro nie ssa em zimny metal, dopóki prawie nie p ka  mi 

dek.

Szóstego dnia by em taki os abiony,  e obudziwszy si  nie mog em wsta  ze starej wojskowej pryczy. Obowi zki wype nia em w 

wim tempie.

My la em m tnie. Zrozumienie ka dego wykrzyczanego przez Matk  zdania zajmowa o mi chyba d

sz  chwil . Gdy powoli usi owa em podnie

 na

ni  oczy, dostrzega em,  e dla niej to zabawa - i to ca kiem niez a.

- Ooo, biedactwo - grucha a drwi co. Pyta a, jak si  czuj  i  mia a si  z moich b aga  o jedzenie. Pod koniec szóstego i kolejnych dni pragn em

tylko,  eby da a mi cokolwiek do jedzenia. By o mi wszystko jedno, co to b dzie.

Pewnego wieczoru pod koniec tej "zabawy" Matka z trzaskiem postawi a przede mn  talerz jedzenia. Zimne okruchy ze sto u by y prawdziw  uczt

dla oka. Mia em si  jednak na baczno ci: wygl da o to zbyt pi knie,  eby mog o by  prawdziwe.

- Dwie minuty! - warkn a. - Masz, dwie minuty na zjedzenie tego. Ani chwili d

ej.

Z szybko ci  b yskawicy porwa em widelec i chcia em nabra  jedzenia, ale z apa a talerz i wyrzuci a resztki do kosza.
- Spó ni

 si ! - szydzi a.

Sta em oszo omiony, nie wiedz c, co powiedzie  czy zrobi . Przychodzi o mi do g owy jedynie pytanie: dlaczego? Nie pojmowa em, dlaczego mnie w

ten sposób traktuje. By em tak bliski szcz

cia,  e ju  czu em zapach ka dego k ska. Na pewno chcia a wymusi  kapitulacj , aleja sta em w bezruchu i

powstrzymywa em p acz.

Le

c w pustym gara u czu em,  e przestaj  panowa  nad sytuacj . Pragn em jedzenia. T skni em za Ojcem. Ale przede wszystkim chcia em

minimum szacunku, odrobiny godno ci dla siebie. Siedz c na r kach s ysza em, jak bracia otwieraj  lodówk  i wyjmuj  desery; nie mog em tego znie

.

Ogl da em swoje cia o. Skóra mia a 

tawy odcie , mi

nie zwiotcza y i skurczy y si . S ysz c  miech którego  z braci ogl daj cych telewizj ,

przeklina em ich imiona. "Szcz

ciarze! Powinna dla odmiany bra  czasem którego  z nich i  oi  mu skór ". Z p aczem wy adowywa em nienawi

.

odowa em prawie dziesi

 dni. Po wieczornym myciu naczy  Matka ponowi a swoj  zabaw  w "dwie minuty na zjedzenie wszystkiego". Tym

razem na talerzu by o zaledwie par  och apów. Czu em,  e mi je znowu zabierze, wi c obmy la em ka de posuni cie. Z apa em szybciutko talerz i
po kn em jedzenie w ogóle go nie prze uwaj c. W ci gu kilku sekund zjad em wszystko i wyliza em talerz.

53
-  resz jak  winia! - warkn a Matka. Pochyli em g ow , jakby mnie to dotkn o. Ale w duchu si  z niej  mia em. "Spierdalaj! Gadaj, co chcesz! Ja co

zjad em!"

Na czas nieobecno ci Ojca przygotowa a dla mnie jeszcze jedn  gr . Kaza a mi sprz ta

azienk , ustalaj c zwyk y limit czasowy. Tym razem jednak

nape ni a kube  mieszanin  amoniaku i Cloroxu, wstawi a go do pomieszczenia i zamkn a za mn  drzwi. Za pierwszym razem mówi a,  e chce
wypróbowa  co , o czym wyczyta a w gazetach. Pomimo pozorów, jakie stwarza em, nie ba em si . Nie mia em poj cia, co si  stanie. Martwi
zacz em si  dopiero wtedy, gdy Matka zamkn a drzwi i zabroni a mi je otwiera . Powietrze w zamkni tym pomieszczeniu zacz o si  zaraz zmienia .
Upad em na czworaki i wpatrywa em si  w wiadro. Unosi y si  nad nim wiry drobnej, bia ej mgie ki. Wch on wszy te opary upad em i zacz em plu .
Czu em si  tak, jakby pali o mi si  w gardle. Gaz powstaj cy z reakcji amoniaku i Cloroxu dzia

 jak gaz  zawi cy. My l o tym,  e nie posprz tam w

ustalonym przez Matk  czasie, doprowadza a mnie do szale stwa.

Wydawa o mi si ,  e razem z kaszlem pozb

 si  wn trzno ci. Wiedzia em,  e Matka nie ust pi i nie otworzy drzwi. Je li chc  prze

, musz

ruszy  g ow . Roz

em si  na p ytkach pod ogi i nog  odsun em kube  w stron  drzwi. Robi em to z dwóch powodów: po pierwsze chcia em jak

najdalej odsun

 go od siebie, po drugie -  eby Matka otwieraj c drzwi nawdycha a si  swojego w asnego specyfiku. Skuli em si  w przeciwleg ym

cie i zakry em ca  twarz  cierk  do mycia, uprzednio zmoczywszy j  w muszli klozetowej. Nie  mia em odkr ca  wody, bo Matka mog a us ysze

szum. Oddychaj c przez materia  patrzy em, jak mg a z wolna opada na ziemi . Czu em si  jak w komorze gazowej. Przypomnia em sobie o niewielkiej
kratce wentylacyjnej, znajduj cej si  tu  nad pod og . Wiedzia em,  e w cza si  co par  minut. Przysun em do niej twarz i nabra em w p uca
powietrza. Po pó godzinie Matka otworzy a drzwi i kaza a mi wyla  wiadro do kana u przy gara u,  ebym nie zasmrodzi  jej ca ego domu. Przez godzin
kaszla em i plu em krwi . Ze wszystkich zabaw "komory gazowej" nienawidzi em najbardziej.

Pod koniec lata Matk  najwidoczniej znudzi y tortury domowe. Pewnego dnia, gdy odrobi em porann  pa szczyzn , kaza a mi kosi  u ludzi trawniki.

Ju  to kiedy  robi em, podczas ferii wielkanocnych w zesz ym roku. Ustali a pewien kontyngent zarobków i kaza a mi je sobie skrupulatnie oddawa . By
niemo liwie wielki, wi c -w rozpaczy nie wiedz c, co zrobi  - ukrad em jednej dziewczynce

54
z s siedztwa dziewi

 dolarów ze skarbonki. Po paru godzinach zjawi  si  u nas jej ojciec. Matka rzecz jasna odda a te pieni dze i zwali a ca  win

na mnie. Po wyj ciu m

czyzny zbi a mnie na kwa ne jab ko. Pieni dze ukrad em,  eby sprosta  jej wymaganiom.

Koszenie tego lata sko czy o si  równie fatalnie jak w tamt  Wielkanoc. Pyta em ludzi, czy chcieliby,  ebym skosi  im trawniki. Nikt nie chcia .

Ubranie w strz pach i wyn dznia e cia o musia y by  zaiste 

osnym widokiem. Jedna pani, wiedziona wspó czuciem, da a mi obiad w br zowej torbie i

odes

a dalej. Kilkana cie domów dalej jakie  ma

stwo poleci o mi skosi  trawnik. Potem wzi em torb  z obiadem i zacz em gna  do domu Matki.

Chcia em ukry  jedzenie jeszcze gdzie  przed jej ulic . Nic z tego. Kr

a samochodem po okolicy. Zatrzyma a si  i zabra a mnie razem z obiadem.

Nie zd

a zahamowa , a ju  podnios em r ce do góry jak z oczy ca. Nie chcia em,  eby taka historia, jak z t

yczliw  pani  jeszcze si  kiedy

powtórzy a.
Matka wypad a z samochodu, jedn  r

 schwyci a torb , drug  da a mi kuksa ca. Cisn a mnie do wozu i pojechali my do pani, która przygotowa a

mi obiad. Nie by o jej w domu. Matka by a przekonana,  e wszed em tam ukradkiem i sam wzi em jedzenie. Wiedzia em,  e posiadanie  ywno ci to
najci

sze przest pstwo. W duchu karci em si  za to,  e nie schowa em wcze niej obiadu.

W domu po zwyczajowej rundzie le

em rozp aszczony na pod odze. Matka kaza a mi siedzie  na podwórku za domem, gdy ona zawiezie "swoich"

synów do zoo. Miejsce, w którym kaza a mi usi

, pokryte by o warstw  kilkucentymetrowych kamieni. Gdy tak siedzia em w pozycji je ca wojennego,

w wielu odcinkach organizmu usta o kr

enie krwi. Traci em wiar  w Boga. Czu em,  e mnie znienawidzi . Jaki móg by by  sens takiego  ycia?"

Wszelkie wysi ki, aby najzwyczajniej w  wiecie prze

, wydawa y si  zdawa  na marne. Na nic okaza y si  starania, by zawsze o krok wyprzedza

plany Matki. Zawisn  nade mn  czarny cie .

Nawet s

ce jakby mnie unika o, kryj c si  za grub  warstw  chmur. Skuli em si  i uciek em w marzenia. Nie mam poj cia, ile up yn o czasu, ale

us ysza em wreszcie odg os wje

aj cego do gara u kombi Matki. Sko czy o si  siedzenie na kamieniach. Zastanawia em si , co Matka teraz

wymy li. B aga em,  eby tylko nie nast pn  komor  gazow . Rykn a z gara u,  ebym wszed  za ni  na gór . Zaprowadzi a do  azienki. Straci em
otuch . Wdycha em wielkie porcje  wie ego powietrza, zdaj c sobie spraw ,  e b dzie mi go bardzo brakowa o.

55
Co dziwne, w  azience nie by o  adnych wiader ani butelek. Ujdzie mi p azem? - pomy la em. To by by o zbyt pi kne. Patrzy em, jak Matka odkr ca

zimn  wod  w wannie. Dziwi em si ,  e zapomnia a o ciep ej. Gdy wanna nape nia a si  wod , Matka zerwa a ze mnie ubranie i kaza a do niej
wchodzi . Wszed em i po

em si . Sparali owa  mnie strach.

- Ni ej-wrzasn a. - Zanurz twarz!
Nachyli a si , z apa a mnie za kark i wepchn a g ow  pod wod . Odruchowo macha em r kami i nogami, usi uj c wychyli  g ow  nad powierzchni  i

zaczerpn

 tchu. Jej chwyt by  za mocny. Otworzy em pod wod  oczy. Widzia em, jak z ust wydostaj  si  ba ki i ulatuj  ku powierzchni. Miota em si ,

widz c,  e ba ki staj  si  coraz mniejsze. Zacz em s abn

. W szale czym wysi ku wyci gn em r ce i z apa em j  za ramiona. Musia em wczepi  si

w nie palcami, bo mnie pu ci a. Patrzy a, jak  api  oddech.

- Zanurz si  pod wod , bo nast pnym razem potrzymam ci  tam d

ej.

Pogr

em si  w wodzie, tak by nozdrza wystawa y nieco ponad powierzchni . Czu em si  jak aligator na mokrad ach. Gdy Matka wysz a z  azienki,

zacz em pojmowa  jej plan. Gdy tak le

em na wznak, temperatura wody stawa a si  niezno nie niska. Czu em si  jak w lodówce. Za bardzo ba em

si  Matki, wi c tkwi em nieruchomo pod wod .

Mija y godziny, zaczyna a zbiega  mi si  skóra. Brak o odwagi, by dotkn

 i ogrza  któr

 z cz

ci cia a. Wychyn em nieco nad wod ,  eby lepiej

ysze . Gdy tylko kto  przechodzi  korytarzem ko o  azienki, zanurza em si  znowu.

Zazwyczaj kroki nale

y do jednego z braci, id cego do siebie. Czasem który  przychodzi  do  azienki si  za atwi . Wytrzeszczali tylko na mnie

oczy, kr cili g owami i odwracali si . Próbowa em wyobrazi  sobie,  e jestem gdzie indziej, ale zbytnie napi cie nie pozwala o mi  ni  na jawie.

Tu  przed kolacj  Matka przysz a, kaza a mi wy azi  z wanny i ubiera  si . Us ucha em bez wahania,  api c jaki  r cznik,  eby si  wytrze .
- Nic z tego! - rozdar a si . - Ubieraj si  taki, jaki jeste .
Pos ucha em i, zbiegaj c do gara u, mia em na sobie ociekaj ce wod  ubranie. S

ce zaczyna o ju  zachodzi , ale kawa ek podwórka by  wci

sk pany w jego promieniach. Chcia em usi

 w s onecznym miejscu, ale matka kaza a mi przej

 do cienia. Siedzia em w k cie podwórka w pozycji

je ca i ca y si  trz

em. Potrzeba mi by o

background image

56
 ciep a, ale z ka

 minut  mala y szans  na wysuszenie si . Z okna na pi trze dochodzi y g osy rodziny, która posila a si  z pe nych pó misków. Od

czasu do czasu wybucha

miech. Ojciec by  w domu, wi c potrawy musia y by  znakomite. Mia em ochot  odwróci  g ow  i popatrze , jak jedz , ale

brakowa o mi odwagi. 

em w innym  wiecie. Nie zas ugiwa em nawet, by popatrze  na lepsze  ycie.

Pobyt w wannie i na podwórku rozszerzy y repertuar moich zaj

. Zdarza o si ,  e bracia przyprowadzali kolegów,  eby mogli sobie popatrze  na

le

cego w wannie, nagiego brata. Koledzy cz sto si  ze mnie nabijali:

- Co on przeskroba  tym razem?
- Nie wiemy - odpowiadali przewa nie bracia, potrz saj c przy tym g owami.
Z pocz tkiem roku szkolnego za wita a dla mnie nadzieja na wyrwanie si  z tego ponurego  ycia. Przez pierwsze dwa tygodnie klas  czwart

zajmowa a si  inna nauczycielka. Mówili,  e nasz dotychczasowy wychowawca jest chory. Zast pczyni by a m odsza ni  inni nauczyciele i mniej
surowa. Pod koniec pierwszego tygodnia rozdawa a uczniom lody za dobre sprawowanie. Tym razem nic nie dosta em, ale stara em si  jeszcze
bardziej i na koniec drugiego tygodnia moje marzenia si  spe ni y. Nowa nauczycielka puszcza a z adaptera "po-powe przeboje" i sama nam  piewa a.
Bardzo j  polubili my. W pi tek po po udniu nie chcia em wraca  do domu. Gdy ju  wszyscy sobie poszli, pochyli a si  nade mn  i powiedzia a,  e b
ju  musia  i

. Wiedzia a,  e sprawiam k opoty. Powiedzia em,  e wol  zosta  z ni . Przez chwil  mnie obejmowa a, potem pu ci a mi ulubion

piosenk . Wyszed em. By em ju  spó niony, wi c bieg em ile si  w nogach i po piesznie wype nia em domowe obowi zki. Gdy sko czy em, Matka
kaza a mi siedzie  na zimnym cemencie podwórza za domem.

W to popo udnie spogl da em na zakrywaj

 s

ce g st  mg  i w g bi serca p aka em. Nauczycielka na zast pstwie by a dla mnie taka dobra.

Podesz a do mnie jak do prawdziwego cz owieka, a nie le

cego w rynsztoku  miecia. Siedz c tak i u alaj c si  nad sob  my la em, gdzie ona teraz

jest i co robi. W owej chwili nie mia em o tym poj cia, ale si  w niej zadurzy em.

Zdawa em sobie spraw ,  e ani tego, ani nast pnego wieczoru nikt mnie tu nie nakarmi. Ojca nie by o, wi c weekend szykowa  si  fatalny. Siedz c

na zimnych stopniach schodów s ucha em, jak Matka przygotowuje braciom posi ek. By o mi wszystko jedno. Pod zamkni tymi powiekami widzia em

miechni

 twarz nowej nauczycielki. Tego wieczoru ogrzewa a mnie jej uroda i sympatia.

57
W pa dzierniku moje ponure  ycie zacz o si  na dobre. W szkole brakowa o jedzenia. Miejscowi si acze bijali mnie do woli. Po szkole p dzi em do

domu i wymiotowa em,  eby Matka mog a obejrze  zawarto

dka. Czasami kaza a mi od razu zabiera  si  do roboty. Gdy by a w naprawd

wietnym nastroju, szykowa a  azienkow  mieszank . Gdy jej si  znudzi o, wysy

a mnie w poszukiwaniu pracy przy strzy eniu trawników, rzecz jasna

uprzednio spuszczaj c mi lanie. Par  razy obi a mnie 

cuchem dla psa. Bardzo bola o, ale po prostu zaciska em z by i znosi em ws/.ystko w

milczeniu. Najgorsze by o uderzenie w ty  nóg kijem od szczotki. Czasami bola o tak,  e le

em na pod odze niezdolny do jakiegokolwiek ruchu.

Wielokrotnie szed em ulic , pchaj c star , drewniani  kosiark , i stara em si  zarobi  dla niej troch  pieni dzy.

Nadszed  wreszcie czas, gdy obecno

 Ojca nie pomaga a, bo Matka zabroni a mu si  ze mn  widywa . Opuszcza a mnie nadzieja, nabiera em

przekonania,  e moje  ycie nigdy si  nie zmieni. S dzi em,  e a  do  mierci b

 niewolnikiem Matki. Z ka dym dniem s ab a we mnie si a woli. Nie

marzy em ju  o Supermanie czy innym bohaterze, który by przyby  i mnie uratowa . Domy la em si , i  ojcowskie przyrzeczenie,  e mnie st d zabierze,
to tylko wybieg. Przesta em si  modli  i prze ywa em swe  ycie /. godziny na godzin , nie my

c o jutrze.

Pewnego dnia kazano mi si  zg osi  do szkolnej piel gniarki. Wypytywa a mnie o odzie  i siniaki, które pokrywa y ca e r ce i ramiona. Z pocz tku

powtarza em historyjk  zmy lon  przez Matk . Ale z czasem, gdy coraz wi cej ufa em piel gniarce, zacz em ods ania  przed ni  ca  prawd  o Matce.
Notowa a i namawia a,  ebym przychodzi , gdy tylko poczuj  ochot  na rozmow . Pó niej dowiedzia em si ,  e piel gniarka zainteresowa a si  moj
osob  ze wzgl du na pewne raporty, sporz dzane przez nauczycielk  na zast pstwie.

Pod koniec pa dziernika w domu Matki bracia tradycyjnie robili rze by z dyni. Mnie przedtem nie dana by a taka okazja, bo mia em zaledwie siedem

czy osiem  at. Gdy przyszed  wieczór rze bienia, Matka b yskawicznie nala a wody do wanny. Jak zwykle przestrzeg a,  e mam trzyma  g ow  pod
wod . Wypad a z  azienki, gasz c po drodze  wiat o. Przez male kie okienko po lewo widzia em,  e zapada ju  noc. Po wi ca em czas na odliczanie w
my lach. Ko czy em na tysi cu, po czym z powrotem zaczyna em od jedynki. Po pewnym czasie poczu em,  e ubywa wody, a mnie jest coraz zimniej.

em r ce i  cisn em je mi dzy nogami, a ca e cia o przytuli em do prawego boku wanny. S ysza em p yt  na Halloween, ja-

58
l

 Matka kupi a par  lat temu Stanowi. W powietrzu roi o si  od duchów i widm, s ycha  by o skrzypienie drzwi. Gdy sko czyli wycina  dynie, Matka

opowiedzia a im swym  agodnym g osem przera aj

 histori . Im d

ej ich s ucha em, tym mocniej ka dego nienawidzi em. Nie do

,  e siedzia em

na kamieniach za domem jak pies i patrzy em, jak zajadaj  kolacj , to jeszcze musia em le

 w wannie i trz

 si  z zimna, gdy oni raczyli si  pop

cornem i s uchali opowiada  Matki. Chcia o mi si  wy .

Tego wieczoru barwa g osu Matki przywiod a mi na my l ukochan  Mamusi  sprzed lat. Teraz moj  obecno

 ignorowali ju  nawet bracia. By em dla

nich czym  mniej znacz cym ni  duchy wyj ce na p ycie Stan . Gdy poszli w ko cu spa , do  azienki zawita a Matka. Na widok mnie, le

cego ca y

czas w wannie, chyba si  troch  przerazi a.

- Zimno ci? - szydzi a. Kr ci em g ow , co mia o oznacza ,  e jestem przemarzni ty do szpiku ko ci. - Niech rozkoszny synalek bierze dup  w troki i

zagrzeje si  w 

eczku tatusia.

Wygramoli em si  z wanny, za

em bielizn  i wpe

em do 

ka Ojca, mocz c ca  po ciel. Matka nie wiedzie  czemu postanowi a,  e niezale nie

od obecno ci czy nieobecno ci Ojca mam sypia  w najwi kszej sypialni. Ona spa a razem z bra mi w sypialni na górze. By o mi w

ciwie wszystko

jedno, wa ne,  e nie musia em ju  spa  na starej, wojskowej pryczy w piwnicy. Tej nocy Ojciec wróci , ale zanim zd

em cokolwiek powiedzie ,

zapad em w sen.

Bo e Narodzenie oznacza o kompletny do ek. Dwutygodniowe ferie by y nie do zniesienia, wyczekiwa em powrotu do szko y. W prezencie dosta em

par  wrotek. Bardzo si  zdziwi em,  e co  w ogóle dla mnie jest, ale wkrótce okaza o si ,  e nie jest to tak naprawd  prezent gwiazdkowy. Matka u

a

wrotek, by zada  mi kolejne tortury i pozby  si  mnie z domu. W weekendy kaza a mi je dzi  na wrotkach po ulicach, gdy wszystkie dzieci siedzia y z
powodu zimna w domach. Je dzi em po okolicy nawet bez kurtki. Tony, jeden z naszych s siadów, widzia  mnie par  razy po po udniu, gdy zabiera
spod drzwi gazet . U miecha  si  do mnie  yczliwie, po czym zmyka  w ciep o domowego zacisza. Chc c si  jak najskuteczniej rozgrza  je dzi em
mo liwie najszybciej. Widzia em, jak nad niektórymi domami unosi si  dym. Marzy em o wej ciu do takiego domu, i znalezieniu si  w pokoju przed
kominkiem. Matka zmusza a mnie do wielogodzinnej jazdy na wrotkach. Do domu wo

a mnie tylko wtedy, gdy czeka a na mnie jaka  praca.

W marcu tego roku podczas ferii wielkanocnych Matka pojecha a do szpitala rodzi . Gdy Ojciec j  odwozi , prosi em Boga,  eby
59
nie by a to  adna ci

a urojona. Tak strasznie pragn em,  eby wynios a si  z domu. Wiedzia em,  e wtedy Ojciec da mi je

. Unikn bym w takich

okoliczno ciach bicia.

Podczas pobytu Matki w szpitalu Ojciec pozwala  bawi  mi si  z bra mi. Zaakceptowali mnie w mgnieniu oka. Bawili my si  w "Star Trek" i Stan

powierzy  mi zaszczytn  rol  kapitana Kirka. W pierwszy dzie  na obiad by y kanapki, które mog em sobie dobiera . Gdy Ojciec pojecha  do Matki do
szpitala, poszli my we czterech bawi  si  do s siadki z naprzeciwka, Shirley. Traktowa a nas bardzo dobrze, jak swoje w asne dzieci. Urz dza a na
przyk ad gr  w ping-ponga, albo po prostu puszcza a na dwór. Przypomina a mi troch  Mam  za starych, dobrych czasów.

Po paru dniach Matka wróci a i pokaza a rodzinie nowego braciszka Kevina. Po kilku tygodniach nasze  ycie wróci o do normy. Ojca przewa nie nie

by o, ja za  sta em si  na powrót koz em ofiarnym, na którym Matka m ci a si  za wszelkie swoje niepowodzenia.

Matka rzadko utrzymywa a kontakty z s siadami i jej za

 z Shirley by a czym  nienormalnym. Codziennie sk ada y sobie wizyty. W obecno ci

Shirley Matka odgrywa a rol  kochaj cej i troskliwej - tak samo jak w dniu, w którym go ci a skautów. Po paru miesi cach Shirley zapyta a j , dlaczego
nie pozwala Davidowi bawi  si  z innymi dzie mi. Dziwi a si  te , czemu na Davida spadaj  tak cz ste kary. Matka mia a na poczekaniu ró ne
wymówki. David albo by  przezi biony, albo pisa  wypracowanie domowe. Koniec ko ców wyzna a Shirley,  e David jest niedobry i nale y go trzyma
bardzo, bardzo krótko.

Z czasem w ich stosunki wkrad o si  pewne napi cie. Pewnego dnia Matka bez wyra nego powodu przerwa a t  znajomo

. Synowi Shirley nie

wolno by o bawi  si  z moimi bra mi, a Matka gania a po domu, na ca y g os wyzywaj c s siadk  od suk. Mimo  e i tak nie by o mi wolno bawi  si  z
innymi, czu em si  bezpieczniej, dopóki trwa a ta przyja

.

W pewn  niedziel  pod koniec letnich wakacji Matka wesz a do sypialni, gdzie siedzia em na r kach w pozycji je ca wojennego. Kaza a mi usi

 na

samym rogu 

ka, po czym przyzna a si ,  e ma ju  do

 takiego sposobu  ycia. By o jej przykro i chcia a mi wynagrodzi  ca y utracony czas.

miechn em si  od ucha do ucha, pad em jej w ramiona i mocno obj em. Gdy g adzi a mnie po w osach, zacz em p aka . Ona te  si  rozp aka a i

ju  czu em si  tak, jakby nadszed  koniec ci

kich czasów. Zajrza em jej prosto w oczy. Musia em si  upewni . Musia em us ysze , jak to powtarza.

60
- I to ju  naprawd  koniec? - zapyta em nie mia o.
- Koniec, kochany. Musisz jak najszybciej zapomnie ,  e co  takiego w ogóle mia o miejsce. B dziesz stara  si  by  grzeczny, prawda? Pokiwa em

ow .

- A ja b

 dobr  matk .

Gdy si  pogodzili my, matka pozwoli a mi si  wyk pa  i za

 nowe rzeczy, które dosta em pod choink . Potem pojechali my z ch opcami na

kr gle, za  Ojciec zosta  w domu z Kevinem. W drodze powrotnej zatrzymali my si  przed sklepem i Matka kupi a ka demu z nas zabawk . W domu
mog em ju  bawi  si  z bra mi, ale wola em zosta  w sypialni i pobawi  si  w k cie. Po raz pierwszy od kilku lat - z wyj tkiem  wi t, podczas których
mieli my go ci - jad em przy wspólnym stole. Wszystko toczy o si  za szybko i jako  nie bardzo mog em w to uwierzy . Pomimo rado ci czu em si  jak
cz owiek chodz cy po ruchomych piaskach. By em pewien,  e Matka lada chwila przebudzi si  i stanie na powrót sob . Ale nic takiego nie nast powa o.
Zjad em, po czym wolno mi by o przed pój ciem spa  ogl da  ze wszystkimi telewizj . Dziwi o mnie,  e chce,  ebym dalej spa  przy Ojcu, ale mówi a,

e woli nie zostawia  dziecka samego.

background image

Nazajutrz po po udniu przysz a do nas pani z opieki spo ecznej. Matka pos

a mnie na dwór,  ebym pobawi  si  z ch opcami, i sama przyj a t

kobiet . Rozmawia y ponad godzin . Jeszcze przed odej ciem tamtej Matka zawo

a mnie do domu. Pani chcia a ze mn  chwil  porozmawia . Pyta a,

czy czuj  si  szcz

liwy. Odpowiedzia em,  e tak. Pyta a, jak mi si  uk ada z mam . Powiedzia em,  e dobrze. Na koniec spyta a, czy mama mnie bije.

Popatrzy em na Matk , która uprzejmie si  u miecha a. Czu em si  tak, jakby w 

dku wybuch a mi bomba. Zrobi o mi si  niedobrze. Wreszcie

zorientowa em si , co by o powodem wczorajszej zmiany w post powaniu Matki i dlaczego by a dla mnie taka dobra. Da em si  wystrychn

 na dudka.

Tak bardzo pragn em mi

ci,  e bez wahania po kn em przyn

. R ka Matki na ramieniu przywróci a mnie do rzeczywisto ci.

- Powiedz pani wszystko, kochanie - zach ca a mnie u miechni ta. - Powiedz,  e ci  g odz  i bij  jak psa. - Zachichota a, chc c roz mieszy  tamt
pani .
Popatrzy em na kobiet . Czu em,  e si  czerwieni , a na czo o wyst puj  mi kropelki potu. Nie odwa

em si  powiedzie  prawdy.

- Nie, to jakie  wymys y - powiedzia em. - Mama traktuje mnie ca kiem dobrze.
- I nigdy ci  nie bije? - nie ust powa a pani.
- Nie... hm... chyba  e za kar ... kiedy jestem niegrzeczny. -
61
Stara em si  ukry  prawd . Po minie Matki pozna em,  e powiedzia em co  niew

ciwego. Uczy a mnie przez tyle lat, a ja  le wyrecytowa em lekcj .

Wida  te  by o, i  pani spostrzeg a,  e si  ze sob  porozumiewamy.

- No dobrzej  tak po prostu wpad am tu do was przy okazji. -Gdy si  ze mn  po egna a, Matka odprowadzi a j  do drzwi. Gdy pani sobie posz a,

Matka zatrzasn a z furi  drzwi.

- Ty gnojku! - rykn a.
Odruchowo zakry em twarz, gdy zacz a wymachiwa  r kami. Uderzy a mnie kilka razy, po czym odes

a do gara u. Gdy da a je

 ch opcom,

zawo

a,  ebym przyszed  posprz ta . W g bi serca czu em,  e Matka jest dla mnie taka dobra nie dlatego,  e pragnie mnie pokocha . Powinienem

si  by  domy li , bo zachowywa a si  tak samo, jak wówczas gdy babcia przyje

a odwiedzi  nas w  wi ta. Przynajmniej sp dzi em przyjemnie dwa

dni, gra by a wi c w pewnym sensie warta  wieczki. Wróci em do normalnych zaj

, a wiar  w  ycie dawa a mi samotno

. Nie musia em 

 w domku

z kart, zastanawiaj c si , kiedy dach zawali mi si  na g ow . Znowu zosta em s

cym -jak zwykle.

Chocia  zaczyna em ju  godzi  si  ze swym losem, najwi ksz  samotno

 i bezradno

 odczuwa em w poranki, kiedy Ojciec wychodzi  do pracy. W

dni robocze wstawa  oko o pi tej rano. Nie mia  poj cia,  e ja te  ju  wtedy nie spa em. S ysza em, jak si  goli, a potem idzie do kuchni zrobi  sobie co
do jedzenia. Wiedzia em,  e po za

eniu butów b dzie zbiera  si  do wyj cia. Czasami zjawia em si  w momencie, gdy zak ada  na rami  sw

ciemnoniebiesk  torb . Na po egnanie ca owa  mnie w czo o i mówi :

- Staraj si  jej przymili  i nie wchod  w drog .

umi em  zy, ale nigdy mi si  to nie udawa o. Nie chcia em,  eby odje

. Nigdy mu o tym nie mówi em, ale na pewno to wiedzia . Po zamkni ciu

drzwi odlicza em kroki, które dzieli y go od podjazdu. S ysza em, jak idzie  cie

, oddalaj c si  od domu. Oczyma duszy widzia em, jak skr ca w lewo i

idzie na przystanek autobusu do San Francisco. Czasem zbiera o mi si  na odwag  i podbiega em do okna,  eby jeszcze raz rzuci  na niego okiem.
Zazwyczaj zostawa em w 

ku i przytula em si  do ciep ego miejsca, które wygrza . Zdawa o mi si ,  e s ysz  go d ugo po tym, jak odszed . Czu em

narastaj ce we mnie odczucie ch odnej pustki. Tak bardzo go kocha em. Chcia em by  zawsze przy nim i p aka em w duszy, bo nie mia em poj cia,
kiedy go znowu zobacz .

roz.dz.ia  7
OJCZ.G nasz.
niej wi cej na miesi c przed zdaniem do pi tej klasy doszed em do wniosku, po wielu przemy leniach,  e Bóg nie istnieje.
Siedz c samotnie w gara u, lub czytaj c w pogr

onej w pó mroku sypialni my la em,  e moje  ycie ju  nigdy si  nie zmieni.  aden sprawiedliwy

Bóg nie pozostawi by mnie na pastw  takiego losu. Uwierzy em,  e jestem samotny w swojej walce o przetrwanie.

Gdy tak przekona em si ,  e nie ma Boga, zupe nie odizolowa em si  od poczucia fizycznego bólu. Gdy Matka mnie bi a, wygl da o to tak, jakby

zn ca a si  nad szmacian  kuk . Nastroje przechodzi y wtedy od przestrachu do gniewu. Na zewn trz jednak sprawia em wra enie robota, który
okazuje swoje uczucia jedynie w chwilach, gdy s dzi,  e sprawi oby to przyjemno

 okrutnej Matce i wysz oby mu na dobre.  yka em  zy, bo nie

chcia em dawa  jej satysfakcjonuj cego poczucia tryumfu.

Nocami nie mia em ju  marze  sennych, za dnia nie dawa em si  ponie

 wyobra ni. Sprawiaj cy mi niegdy  tyle rado ci obraz siebie samego,

lataj cego w ród ob oków w migocz cym barwami kostiumie, ju  si  nie pojawia . Gdy zasypia em, moja dusza zapada a si  w czarn  dziur . Rano nie
czu em si  wypocz ty; by em zm czony i wmawia em sobie,  e pozosta  mi jeden dzie  mniej do prze ycia na tym  wiecie. Odb bnia em pa szczyzn ,
co dzie  boj c si  ka dej nadchodz cej chwili. Przy braku marze  s owa w rodzaju "nadzieja" i "wiara" sta y si  literami, zestawionymi w niczym
nieuzasadniony sposób i mog y mie  jakie  znaczenie tylko w krainie ba ni.

63
|n /yjr iimn. ci jcd/.ciiia korzysta em niczym bezdomny pies; < lu/.)k.il< m |.ik /.wierz , zdane na lask  i nie ask  Matki. By o mi ws/ysiko |<-tliio, c/.y si

ze mnie nabija, bo po era em najmniejszy k.(M-k. Nit nic znajdowa o si  poni ej niojej godno ci. Pewnej so-l)ni\. gdy /.mywa em talerze, Matka
wyrzuci a niedojedzone nale niki do miski psa. Dobrze dokarmione pieski przebiera y w jedzeniu, a/ pr/.rstalo je to bawi  i odesz y si  zdrzemn

. Gdy

ju  u

em ws/.ystkic graty kuchenne w jednej z szafek na dole, podpe

em do psiej miski i wyjad em z niej wszystko, co po sprawiedliwo ci nale

o

si  zwierzakom. Czu em psi zapach, ale mi to zupe nie nie prze-s/kad/a o. Zdawa em sobie w pe ni spraw ,  e gdybym zosta  przy apany na
podkradaniu psiej strawy, drogo bym za to zap aci ; ale zdobywanie jedzenia wszelkimi mo liwymi sposobami by o jedyn  metod  utrzymania si  przy

yciu.

Dusza ozi

a mi do tego stopnia,  e nienawidzi em ca ego  wiata. Gardzi em nawet s

cem, wiedz c,  e nie b dzie mi dane pobawi  si  w jego

promieniach. Dreszcz nienawi ci przeszywa  mnie na d wi k  miechu dzieci, które bawi y si  na dworze. 

dek kurczy  si , gdy tylko poczu em

podawane komu  jedzenie. Za ka dym razem, gdy wzywano mnie na gór ,  eby posprz ta  po tych pró niakach, mia em ochot  w co  uderzy .

Najbardziej nienawidzi em Matki,  ycz c jej nag ej  mierci. Ale chcia em te ,  eby jeszcze przed  mierci  odczu a ogrom mojego cierpienia i

samotno ci, wszystkiego co prze ywa em przez te lata. Bóg wys ucha  moich pró b tylko raz. Gdy mia em pi

 albo sze

 lat, kiedy  Matka bij c

niemi osiernie, goni a za mn  przez ca y dom. Wieczorem ukl

em i zacz em si  modli . Prosi em Boga,  eby spu ci  na Matk  chorob , tak by nie

mog a mnie ju  wi cej bi . Modli em si  d ugo i w skupieniu, a  rozbola a mnie od tego g owa. Nazajutrz, ku mojemu zaskoczeniu, Matka le

a chora.

Ca y dzie  le

a na wersalce i ledwie si  porusza a. Ojciec by  w pracy, wi c razem z bra mi zaj li my si  ni  jak lekarze.

Z up ywem lat i w miar  zwi kszania si  nawa u kar, zacz em zastanawia  si , ile Matka ma lat i kiedy mo e umrze . T skni em do dnia, gdy skona

i diabli porw  jej dusz ; dopiero wtedy bym si  od niej uwolni .

Nienawidzi em tak e Ojca. Zdawa  sobie w pe ni spraw  z warunków, wjakich  yj , ale brak o mu odwagi, by spe ni  tyle razy sk adane obietnice i

mnie uratowa . Z drugiej strony rozmy laj c nad swoimi stosunkami z Ojcem dostrzega em,  e on poniek d uwa a mnie za przyczyn  swoich k opotów.
Uzna  chyba,  e go zdradzi em. Cz -

64
sto, gdy si  k ócili, Matka wci ga a do sporu mnie. Wyrywaj c z jakiego  k ta, kaza a powtarza  wszystkie pod e s owa, jakich Ojciec u

 w trakcie

jakiej  ich dawnej k ótni. Doskonale wiedzia em, o jak  stawk  toczy si  gra, ale wybór by  bardzo prosty. Gniew Matki by  o wiele gorszy w skutkach.
Zawsze tylko kiwa em g ow  i potulnie jej przytakiwa em. Upiera a si ,  e nawet je li nie pami tam dok adnie s ów ojca, to mam je zmy li  i powtórzy
wjego obecno ci. Bardzo si  tym martwi em; próbuj c unikn

 lania, gryz em cz sto r

, która mog aby mnie nakarmi . Z pocz tku usi owa em si

przed Ojcem t umaczy , dlaczego sk ama em i stan em po stronie przeciwnej. Najpierw mówi ,  e mnie rozumie, ale z czasem poj em,  e przesta  mi
wierzy . W sumie, zamiast mu wspó czu , coraz bardziej go nienawidzi em.

Ch opcy na pi trze przestali mi by  bra mi. W przesz

ci zdarza o im si  dodawa  mi otuchy. Ale latem 1972 roku, jeden po drugim bili mnie, i

sprawia o im to ogromn  przyjemno

. Najwyra niej wywy szali si  ponad rodzinnego niewolnika. Na ich widok twardnia o mi serce i z pewno ci

widzieli maluj

 si  na mej twarzy nienawi

. W chwilach pró nych triumfów szepta em s owo "gówniarz", gdy jeden z nich przechodzi  napuszony

obok mnie. Robi em to tak, by mnie nie s yszeli. W pogardzie mia em s siadów, krewnych i wszystkich ludzi, którzy wiedzieli, jak jestem traktowany.
Zosta a mi ju  tylko nienawi

.

W g bi duszy najbardziej nienawidzi em samego siebie. Nabra em przekonania,  e wszystko, co si  przydarza mnie albo dzieje si  wokó  mnie, jest

dowodem niojej winy, gdy  ja sam na to pozwalam. Chcia em wszystkiego, co mieli inni, ale nie wiedzia em, jak to zdoby , dlatego reagowa em
nienawi ci  wobec nich. Chcia em by  silny, ale czu em,  e jestem szmat . Nie  mia em stawi  czo o suce, wi c na wszystko sobie zas

em. Matka

przez wiele lat robi a mi pranie mózgu, ka

c powtarza : "Nienawidz  siebie! Nienawidz  siebie!". Jej starania wyda y owoce. Tu  przed rozpocz ciem

pi tej klasy znienawidzi em siebie do tego stopnia,  e pragn em umrze .

Szko a ju  nie n ci a mnie jak dawniej. Próbowa em si  skupi  na nauce, ale mój ci gle t umiony gniew wybucha  w nieodpowiednich momentach.

Pewnego popo udnia zim  1973 roku wypad em nie wiedzie  czemu z klasy, wrzeszcz c po drodze na wszystkich. Tak mocno trzasn em drzwiami,  e
o ma o nie rozbi em znajduj cej si  nad nimi szyby. Polecia em do  azienki i wali em czerwonymi pi

ciami w kafelki pod ogi tak d ugo, a  opu ci y mnie

wszystkie si y. Pó niej pad em bezradny i modli em si  o cud. Nie zdarzy  si .

5. Dziecko...
65
Od przebywania w "piekie ku" Matki lepszy by  tylko czas poza szko . Jako  e by em czarn  owc , koledzy cz sto podejmowali dzie o porzucone

przez Matk . Nale

 do nich mi dzy innymi Clifford, miejscowy udzielny ksi

, który cz sto stawa  mi na drodze, gdy bieg em do domu. Bij c mnie

popisywa  si  przed kolegami. Pada em na ziemi  i zas ania em g ow , podczas gdy Clifford i spó ka, jeden po drugim, wymierzali mi kopniaki.

Aggie zadawa a mi innego rodzaju katusze. Prowokowa a przeró ne sytuacje, i mówi a,  e  yczy mi "nag ej i niespodziewanej  mierci". By a snobk

do kwadratu, zawsze musia a sta  na czele jakiej  dziewcz cej bandy. Wy cznym celem  ycia Aggie i jej kliki by o, poza dr czeniem mnie,
popisywanie si  ciuchami. Zawsze wiedzia em,  e Aggie mnie nie lubi, ale g bi  tej niech ci pozna em dopiero w ostatnim dniu czwartej klasy. Matka

background image

Aggie by a opiekunk  naszej klasy i w ostatni dzie  przed wakacjami Aggie wpad a do naszej sali, zachowuj c si  tak, jakby zbiera o jej si  na

md

ci i powiedzia a:

- Dosta am wychowawstwo klasy z Davidem Pelzerem.
Ka dego dnia pozwala a sobie na jak

 k

liw  uwag  pod moim adresem.

Serio zacz em j  traktowa  dopiero w pi tej klasie, gdy pojechali my na wycieczk  do San Francisco, obejrze  okr t-muzeum Clipper Ships. Gdy

sta em samotnie na rufie statku, Aggie podesz a do mnie ze z

liwym u mieszkiem, szeptem zach ca a,  ebym wyskoczy  za burt . Popatrzy em na

ni  zdumiony, próbuj c zrozumie , o co jej chodzi. Jej g os brzmia  cicho i spokojnie:

- Mówi ,  eby

mia o skaka . Wiem o tobie wszystko, Pelzer, i jedyn  szans  ucieczki jest dla ciebie skok.

Zza jej pleców dobieg  inny g os, który jak si  okaza o nale

 do Johna, jednego z jej maczowatych kolesiów:

- Ona wie, co mówi.
Spojrza em za reling na zielon  wod , uderzaj

 w drewnian  burt  statku. Przez chwil  wyobrazi em sobie,  e tam skacz , i topi  si . By a to

uspokajaj ca wizja; w ten sposób uwolni bym si  od Aggie, jej znajomych i wszystkiego, czego nienawidzi em. Zwyci

 jednak rozs dek; unios em

ow  i spojrza em na Johna, staraj c si  patrze  mu prosto w oczy. Pewnie wyczu  mój gniew, bo zabra  Aggie i odeszli.

Pan Ziegler, wychowawca w pi tej klasie, nie mia  poj cia, czemu sprawiam tyle k opotów. Gdy piel gniarka wyjawi a mu, dlaczego kiedy  krad em

jedzenie i dlaczego chodz  tak dziwacznie ubrany,

66

pan Ziegler bardzo si  przej  i traktowa  mnie jak osob  normaln . Do jego obowi zków opiekuna szkolnej gazety nale

o utworzenie z

onej z

dzieci komisji, która wymy li dla tej gazety tytu . U

em sprytne wyra enie i moja propozycja znalaz a si  na li cie tytu ów, które mia y wzi

 udzia  w

szkolnych wyborach. Pomys  przeszed  przygniataj

 wi kszo ci  g osów. Po wyborach pan Ziegler powiedzia ,  e jest ze mnie bardzo dumny.

Ch on em ka de jego s owo jak g bka. Od tak dawna nikt mnie nie chwali ,  e teraz o ma o nie rozp aka em si  z rado ci. Pó niej, zapewniaj c,  e nic
mi nie grozi, pan Ziegler przekaza  list, który mia em odda  Matce.

W stanie uniesienia bieg em do domu Matki jeszcze szybciej ni  zwykle. Powinienem by  przygotowa  si ,  e rado

 b dzie krótkotrwa a. Suka

rozdar a list i szybciutko przebieg a po nim oczami.

- Pan Ziegler pisze,  e powinnam by  z ciebie dumna, bo wymy li

 tytu  szkolnej gazetki. Twierdzi te ,  e jeste  jednym z najlepszych uczniów w

klasie. Faktycznie, jeste  wyj tkowy. -Jej g os sta  si  znienacka lodowato zimny. - Zapami taj to sobie na zawsze, ma y skurwysynu! Niczym i nigdy nie
zdo asz mi zaimponowa ! Rozumiesz? Jeste  nikim! Niczym! Nie istniejesz! Jeste  bachorem! Nienawidz  ci  i  ycz  ci  mierci!  mierci! S yszysz?

Podar a list na strz py, po czym odwróci a si  ode mnie i zaj a si  ogl daniem telewizji. Sta em jak wmurowany i patrzy em na le

ce u mych stóp

nie nobia e p atki listu. Chocia  tyle razy s ysza em to samo, s owo "niczym" wprawi o mnie w os upienie. Pozbawi a mnie w asnego istnienia. Zrobi em

wszystko, co w mej mocy,  eby uzna a we mnie cz owieka. I znowu nic z tego. Wpad em w wi ksze ni  zwykle przygn bienie. Jej s owa nie by y
wynikiem dzia ania alkoholu, wypowiedzia a je przytomnie i szczerze. Ul

oby mi, gdyby przysz a do mnie z no em i po

a temu wszystkiemu kres.

Ukl

em i usi owa em z

 strz py listu w ca

. Niemo liwe. Wyrzuci em je do kosza. W tej chwili szczerze wierzy em,  e  mier  by aby lepsza

od jakichkolwiek perspektyw szcz

liwego  ycia. By em po prostu "niczym".

Moje morale podupad o na tyle,  e w samobójczych marzeniach widzia em, jak ona mnie zabija, czego si  zreszt  pr dzej czy pó niej

spodziewa em. Chodzi o jeszcze o wybór terminu. Zacz em si  wi c z ni  dra ni , licz c,  e w ko cu rozz oszcz  j  na tyle, by sko czy a moje n dzne

ycie. Pa szczyzn  odrabia em niedbale. Umy lnie zapomina em wytrze  pod og  w  azience, maj c nadziej ,  e Matka, lub jeden z jej wasali,

po li nie si  i co  sobie zrobi, gdy upadnie na twarde p ytki. Zmywaj c naczynia, pozostawia em na

67
nich kawa ki jedzenia. Chcia em pokaza  suce,  e ju  mi na niczym nie zale y.
Z up ywem czasu zacz em si  te  coraz bardziej stawia . Napi cie si gn o szczytu, gdy pewnego dnia udali my si  po zakupy. Zazwyczaj

siedzia em w samochodzie, ale tym razem Matka, nie wiedzie  czemu, postanowi a zabra  mnie z sob . Nakaza a mi zacisn

 r

 na wózku i spu ci

ow . Na z

 nie wype nia em  adnego z polece . Wiedzia em,  e nie  yczy sobie publicznych scen, wi c celowo szed em przed wózkiem, w

odleg

ci co najmniej metra od niej. Gdy bracia co  do mnie mówili, oddawa em pi knym za nadobne. Powiedzia em sobie po prostu,  e nikt ju  nie

dzie si  na mnie wy ywa .

Matka zdawa a sobie spraw ,  e inni klienci obserwuj  nas i s uchaj , wi c par  razy bra a mnie  agodnie /.a rami  i przekonywa a,  ebym si

uspokoi . Bardzo o ywia a mnie my l,  e w sklepie mam nad ni  przewag , mimo  e wiedzia em, i  zaraz po wyj ciu ze sklepu, s ono za wszystko
zap ac . Tak jak si  spodziewa em, jeszcze przed doj ciem do samochodu Matka spu ci a mi solidne manto. Wwozie kaza a mi si  po

 na

pod odze / ty u, tak by bracia mogli po mnie depta  za to,  e "odszczekiwa em" Matce oraz im. Po powrocie do domu sporz dzi a specjaln  mieszank
Cloroxu i amoniaku. Chyba domy li a si ,  e  ciereczka s

a mi jako maska, bo wrzuci a j  do kub a. Gdy tylko drzwi si  za ni  zamkn y,

podbieg em do kratki wentylacyjnej. Nie w cza a si  i nie wpada o przez ni

wie e powietrze. Musia em siedzie  w  azience z godzin , bo siwe opary

nape ni y ma e pomieszczenie a/, do pod ogi. Oczy mia em pe ne  ez, które stawa y si  jakby katalizatorem reakcji p ynu. Plu em  luzem i o ma o co nie
zemdla em. Gdy Matka otworzy a, chcia em wylecie  na korytarz, ale z apa a mnie mocn  r

 za kark. Usi owa a wepchn

 mi twarz do wiadra, ale

stawi em opór i da a za wygran . Plan buntu te  si  nie powiód . Po przed

onym pobycie w "komorze gazowej" na powrót sta em si  tchórzem, cho  w

bi duszy czu em narastaj ce napi cie, niczym wulkan przed wybuchem.

Przy zdrowych zmys ach pozosta em chyba tylko dzi ki malutkiemu Kevinowi. By

licznym dzieckiem i wprost za nim przepada em. Mniej wi cej na

trzy i pó  miesi ca przed jego narodzinami Matka da a mi obejrze  specjalny zestaw filmów rysunkowych na Bo e Narodzenie. Po programie z jakich
sobie tylko znanych powodów kaza a mi usi

 w pokoju braci. Po chwili wpad a tam i zacz a mnie dusi . Miota em si , usi uj c wyrwa  si  z uchwytu.

Gdy zacz o robi  mi si  s abo, odruchowo kopa em j  po nogach. Nied ugo mia em tego po

owa .

68
Jaki  miesi c po próbie uduszenia Matka oznajmi a,  e kopn em j  tak mocno,  e dziecko przyjdzie na  wiat z niemo liw  do usuni cia wrodzon

wad . Poczu em si  jak morderca. Matka nie ograniczy a si  do poinformowania tylko mnie. Przygotowa a odmienne wersje tej historii na u ytek
ró nych s uchaczy. Mówi a,  e chcia a mnie przytuli , gdy ja albo j  wielokrotnie kopn em, albo waln em w brzuch. Twierdzi a,  e to wszystko z
zazdro ci o nowe dziecko. Podobno obawia em si ,  e niemowl  poch onie jeszcze wi cej jej czasu. Naprawd  kocha em Kevina, ale skoro nie wolno
mi by o nawet na niego spojrze , nie by o szans na okazanie mu moich prawdziwych uczu . Zapad a mi w pami

 pewna sobota, gdy Matka zabra a

ch opców na mecz baseballowy w Oakland, podczas gdy Ojciec zajmowa  si  Kevinem, a ja pracowa em w domu. Gdy sko czy em, Ojciec wyj  go z
wózka. Patrzy em z zachwytem, jak raczkuje w swych zabawnych ciuszkach. Mnie wyda  si  pi kny. Gdy uniós  g ówk  i u miechn  si  do mnie, serce
przepe ni a mi rado

. Dzi ki niemu na chwil  zapomnia em o swym losie. Jego niewinno

 poci ga a mnie jak g os hipnotyzera, tak  e chodzi em za

nim po ca ym domu, wycieraj c mu za linione usta. Jeszcze przed powrotem Matki pobawili my si  w kosi kosi  apci.  miech Kevina rozgrzewa  mi
serce i zawsze potem w chwilach przygn bienia przypomina em sobie o nim.

Wra enie krótkiego zetkni cia z Kevinem szybko si  zatar o, gór  wzi a znowu nienawi

. Stara em si  skrywa  swoje uczucia, ale przychodzi o mi

to z trudem. Wiedzia em,  e nie spotka mnie mi

,  e nigdy nie b dziemy  yli jak bracia. Co najgorsze, zdawa em sobie spraw ,  e z up ywem czasu

Kevin znienawidzi mnie tak samo jak inni.

Tej e jesieni Madta zacz a wy adowywa  swoje frustracje na wi kszej liczbie osób. Ca y czas mnie nie znosi a, ale teraz na dodatek oddalali si  od

niej znajomi, m

, brat, a nawet w asna matka. Uwa

a,  e wszyscy chc  dyktowa  jej, jak ma 

. Szczególnie skr powana czu a si  w obecno ci

swojej matki, która równie  by  osob  upart . Babka zazwyczaj proponowa a,  e kupi Matce now  sukienk , lub zafunduje jej wizyt  u kosmetyczki.
Matka nie tylko odmawia a, ale dar a si  na ni , a  w ko cu tamta wychodzi a z jej domu. Babcia od czasu do czasu próbowa a mi pomóc, lecz to tylko
pogarsza o spraw . Matka powtarza a,  e w asny wygl d i wychowanie dzieci to ,jej zasrany interes". Po kilku takich starciach babcia przesta a nas

odwiedza .
Im bli ej wakacji, tym cz

ciej k óci y si  przez telefon. Matka wyzywa a swoj  w asn  rodzicielk  od ostatnich. Mia o to tak e ten

69

y skutek,  e wszystko odbija o si  na mnie. Pewnego razu siedz c w piwnicy s ysza em, jak Matka zbiera wszystkich braci w kuchni i zapowiada im,

e od tej chwili nie maj  ju  babci ani wujka Dana.

Równie bezlitosna by a w stosunku do Ojca. Gdy tylko pojawia  si  w domu, czy to na krótko, czy na ca y dzie , zaczyna a si  na niego drze  od

chwili, gdy przest pi  próg. W zwi zku z tym coraz cz

ciej przychodzi  pijany. Unikaj c jej Ojciec wynajdywa  sobie ró ne drobne zaj cia. Dostawa o

mu si  za swoje nawet w pracy. Matka cz sto wydzwania a do stra y i wymy la a mu. Najbardziej przypad y jej do gustu okre lenia "ladaco" i "pijany
nieudacznik". Po kilku takich telefonach stra ak, który je odbiera , nawet nie powiadamia  o nich Ojca. To doprowadza o Matk  do bia ej gor czki, a ja,
jak zwykle, s

em do wy adowywania w ciek

ci.

Matka na jaki  czas zabroni a mu wst pu do domu i widywali my si  tylko wtedy, gdy jechali my do San Francisco po jego wyp at . Raz

przeje

ali my przez park Golden Gate. Zapomnia em o gniewie i przypomnia em sobie czasy, gdy teren ten tyle znaczy  dla ca ej rodziny. Bracia

równie  umilkli. Chyba wszyscy poczuli,  e park straci  du

 cz

 dawnego blasku i  e wszystko si  nieodwo alnie zmieni o. Bracia chyba pomy leli,  e

dla nich te  sko czy y si  ju  dobre czasy.

Stosunek Matki do Ojca uleg  zmianie, ale na krótko. Której  niedzieli wsiedli my wszyscy do auta i je dzili my po sklepach w poszukiwaniu pewnej

niemieckiej p yty. Matka chcia a stworzy  w domu szczególn  atmosfer  na powrót Ojca. Ca e popo udnie po wi ci a na przygotowanie uczty, w któr

a ca y swój niegdysiejszy zapa . Godzinami uk ada a fryzur  i robi a makija . Za

a nawet sukienk , która przypomnia a nam dobre stare czasy.

My la em,  e Bóg musia  w ko cu wys ucha  moich pró b. Gdy chodzi a po domu i ustawia a wszystko w nale ytym jej zdaniem porz dku, moje my li
obraca y si  wy cznie wokó  jedzenia. Przypuszcza em,  e z  yczliwo ci pozwoli mi je

 razem ze wszystkimi. Pró ne nadzieje.

Czas wlók  si  w niesko czono

. Ojciec mia  wróci  o pierwszej i na d wi k ka dego nadje

aj cego samochodu Matka bieg a do drzwi, by móc

powita  go z otwartymi ramionami. Ju  dobrze po czwartej Ojciec wszed  zataczaj c si , a z nim jaki  kolega z pracy. Zaskoczy  go od wi tny nastrój i

background image

wygl d domu. S ysza em pe en napi cia g os Matki, która zdobywa a si  na wiele cierpliwo ci. Po chwili Ojciec wtoczy  si  do sypialni. Unios em

zadziwiony g ow . Jeszcze nigdy nie widzia em go a  tak pijanego. Od razu wyczu em fetor alkoholu. Oczy mia  wi cej ni  przekrwione i ogranicza
swoje wysi ki do tego, by nie straci  przytomno ci i utrzyma  si  na nogach. Jesz-

cze nim doszed  do szafy, wiedzia em, po co w ogóle przyszed . Gdy pakowa  niebiesk  torb , zacz em w duchu p aka . Chcia em skurczy  si  na

tyle, by wskoczy  do tej torby i odej

 daleko st d.

Po spakowaniu si  Ojciec przykl

 i co  do mnie wybe kota . Im d

ej na niego patrza em, tym bardziej ugina y si  pode mn  nogi. Dr czy y mnie

pytania: Gdzie podzia  si  mój Bohater? Co si  z nim sta o? Gdy otworzy  drzwi sypialni, pijany kolega wpad  na niego i prawie obali  na ziemi . Ojciec
potrz sn  g ow  i powiedzia  ze smutkiem w g osie:

- D

ej tego nie znios . Wszystkiego. Matki, tego domu, ciebie. Po prostu nie znios . - Zza zamykanych drzwi dosz y mnie jeszcze mamrotane

owa przeprosin.

Kolacja w  wi to Dzi kczynienia by a tego roku jedn  wielk  klap . W ge cie dobrej woli Matka pozwoli a mi je

 przy stole z ca  rodzin .

Zasiad em na krze le i uwa

em,  eby nie powiedzie  i nie zrobi  niczego, co by j  rozdra ni o. Czu em narastaj ce mi dzy rodzicami napi cie. Prawie

si  do siebie nie odzywali, a bracia te  prze uwali w milczeniu. Ledwie sko czy  si  posi ek, gdy pad y pierwsze ostre s owa. Po k ótni Ojciec wyszed  z
domu. Matka wyj a z szafki swoj  butelkowan  rozkosz i usadowi a si  na wersalce. Siedzia a tak sama i nalewa a sobie kolejne kieliszki. Sprz taj c
ze sto u i zmywaj c naczynia orientowa em si ,  e tym razem jej post powanie ma pewne konsekwencje nie tylko dla mnie. Bracia odczuwali zapewne

k, którego ja sam doznawa em ju  od tylu lat.

Rodzice przez jaki  czas przestrzegali pewnych form grzeczno ci. Do Bo ego Narodzenia zd

yli si  ju  chyba znu

 t  maskarad . Nie byli w

stanie d

ej znosi  prób bycia dla siebie mi ymi. Siedz c na szczycie schodów, gdy bracia otwierali swoje gwiazdkowe prezenty, s ysza em pe ne z

ci

owa. Modli em si ,  eby jakim  cudem pogodzili si , przynajmniej w tym szczególnym dniu. Siedz c tego ranka na schodach do piwnicy by em

przekonany,  e je li Bóg chcia ,  eby rodzice byli szcz

liwi, ja musia bym umrze .

Kilka dni potem Matka spakowa a rzeczy Ojca do pude  i pojechali my gdzie  w pobli e stra y po arnej. Przed jakim  obskurnym motelem czeka  na

nas Ojciec. Na jego twarzy widnia a ulga. Ogarn o mnie przygn bienie. Po wielu latach bezskutecznych modlitw wiedzia em,  e w ko cu do tego
dosz o - rodzice si  rozchodz . Tak mocno zacisn em pi

ci,  e palce prawie wbi y si  w d onie. Gdy Matka z bra mi posz a do pokoju, ja siedzia em w

wozie i przeklina em imi  Ojca. Tak strasznie nienawidzi em go za to,  e ucieka  od w asnej rodziny. By  mo e jeszcze mocniej mu zazdro ci em, bo je-

mu uda o si  wymkn

, a mnie nie. Musia em zosta  z Matk . Jeszcze zanim odjechali my, Ojciec pochyli  si  w stron  otwartego okna, za którym

siedzia em, i poda  mi jak

 paczk . Zawiera a informacje, które by y mi potrzebne do szko y. Wiedzia em,  e rozstanie z Matk  niesie mu ulg , ale na

jego twarzy, gdy patrzy , jak si  oddalamy, malowa  si  równie  smutek.

Powrót do Da y City odby  si  w podnios ym nastroju. Bracia mówili cicho,  eby nie dra ni  Matki. Gdy dojechali my do miasta, Matka usi owa a

rozerwa  ch opców, zabieraj c ich do McDonalda. Ja jak zwykle zosta em w samochodzie. Przez opuszczon  szyb  patrzy em na niebo. Wszystko
okryte by o szaro ci , na twarzy czu em kropelki mg y. Zacz o narasta  we mnie przera enie. Wiedzia em,  e teraz nic Jej ju  nie powstrzyma. Prys y
ostatnie nadzieje. Gdzie  ulotni a si  wola przetrwania. Czu em si  jak wi /ic  w celi  mierci, niewiedz cy, kiedy nadejdzie jego pora.

Mia em ochot  czmychn

, ale odwagi zabrak o mi nawet do tego, by poruszy  si  o centymetr. Nienawidzi em si  za t  s abo

. Mocniej

schwyci em paczk  od Ojca i próbowa em wyczu  w niej zapach jego wody kolo skiej.

Gdy mi si  to nie uda o, mimowolnie j kn em. W tej chwili najbardziej na ca ym  wiecie nienawidzi em Boga. Przygl da  si  mym zmaganiom od tylu

lat, a mimo wszystko sta  z boku i patrzy , jak po

enie coraz bardziej si  pogarsza. Nie pocies/y  mnie nawet  ladem zapachu Old Spice Ojca. Odebra

mi najwi ksz  nadziej . W duchu przeklina em jego imi  i 

owa em,  e w ogóle si  urodzi em.

Z zewn trz dosz y mnie g osy Matki i ch opców, wracaj cych z McDonalda. Szybko otar em  zy i zamkn em si  w swojej skorupie. Wyje

aj c z

parkingu Matka obejrza a si  w moj  stron  i zadrwi a:

- Teraz nale ysz w ca

ci do mnie. Jaka szkoda,  e Ojciec nie b dzie ci  ju  móg  obroni .

Wiedzia em,  e jestem bez szans. Nie prze yj . Na pewno mnie zabije. Jak nie dzi , to jutro. Pragn em tylko,  eby si  zlitowa a i zrobi a to jak
najszybciej.
Gdy bracia po ykali hamburgery, nie widzieli nawet, jak sk adam r ce, spuszczam g ow , zamykam oczy i z ca ych si  si  modl . Gdy kombi

wje

o na podjazd przed domem, czu em,  e przysz a moja pora. Zanim otworzy em drzwi, pochyli em g ow  i wyszepta em:

- "... ale nas zbaw ode z ego. Amen".
epilog
Sonorna Kalifornia

uj  tak  pe ni

ycia.

Stoj  i napawam si  pi knem niesko czonego Pacyfiku,  agodna, popo udniowa bryza wieje od strony wzgórz za moimi plecami. Jak z-wykle pi kny

dzie . Zachodzi s

ce. Zaraz. zacznie si  czarodziejska pora. Niebo zap onie jasnym ogniem. Na razie przechodzi od  agodnego b kitu w jaskrawy

pomara cz.. Patrz  na zachód i jak zahipnotyzowany wpatruj  si  w fale. Tworzy si  gigantyczny grzywacz, który rozbija si  z. hukiem o brzeg. Na
twarz, spada niewidzialna mgie ka, a po chwili stopy obmywa bia a, spieniona woda. Piana ust puje miejsca morskiej wodzie. Znienacka na brz.eg
wynurza si  kawa ek drewna dz.iwacz.nie poskr cany. Jest wyszczerbione, cho  d ugi pobyt na s

cu wyg adz.i  je i wybieli . Pochylam si  po nie.

Jeszcze nie z apa em, gdy wyrywa mi go morska woda. Przez chwil  odnosz  wra enie, jakby drewno wola o zosta  na brzegu. Zostawiaj c za sob
siad, dociera do wody, w której przez moment gwa townie si  ko ysze i w ko cu poddaje woli oceanu.

Rozmy lam o tym drewnie, porównuj c je do swojego dawnego  ycia. Z pocz tku by o burzliwe, pchano i ci gano mnie na wszystkie strony. Im

bardz.iej pogarsza o si  moje po

enie, tym mocniej utwierdza em si  w przekonaniu,  e wci ga mnie jaki  pot

ny wir. Opiera em si  z ca ych si , ale

cykl zdawa  si  nie mie  ko ca. Wreszcie nagle i niespodziewanie si  wyswobodzi em.

Mia em tyle szcz

cia. Mroczna przes z

 ju  nie wróci. Zawsze wiedzia em,  e mimo wszystko jestem jednak kowalem swego losu. Przy-

73
rzek em sobie,  e je li uda mi si  wyjs'  z tego ca o, uczyni  swoje  y-cie jak najbardziej wartos'ciowe. Mi  wolno mi go zmarnowa . I uda o si .

Uwolni em si  do ko ca od brzemienia przesz

ci, przekonuj c si ,  e pewna cz

ycia stanowi a zaledwie jego u amek. Wiedzia em,  e czarna

dziura czeka, gotowa mnie poch on

 i zadecydowa  o mym losie - jes'li tylko na to poz.wol . Zapanowa em nad w asnym  yciem.

Mia em tyle szcz

cia. Ci

-kie przej cia bardzo mnie wewn trznie zahartowa y. B yskawicznie przystosowywa em si  do nowych sytuacji, ucz c si

w sz.kole przetrwania. Pozna em tajemnic  motywacji wewn trznej. Los nauczy  mnie takiego spojrzenia na  ycie, jakiego inni mog  w ogóle nie
zazna . Poceniam sprawy, które dla ludzi bywaj  oczy-wiste. Pope ni em przy okazji kilka b dów, ale jako  znios em ich konsekwencje. Nie
koncentrowa em si  na przesz

ci, zachowuj c to samo skupienie, którego nauczy em si  wiele lat temu w gara u, przekonany,  e ca y czas czuwa

nade mn  dobry Pan, który w najwi ksz-ej potrz-ebie udz.iela mi cichej zach ty i u -ycza si y.

Pz.i kuj  Bogu takie za to,  e dane mi by o spotka  tylu ludzi, którzy bardzo pozytywnie wp yn li na moje  -ycie. Nieogarnione morze twarzy,

pchaj cych do przodu, radz cych, jaki poczyni  wybór, wspieraj cych na drodz.e do sukcesu. Podsycali we mnie g ód. \/V innej z kolei dz.iedz.inie,

-ba w lotnictwie Stanów Zjednoczonych poz.woli a mi odkry  warto ci patriotyczne, da a mi poczucie dumy i przynale no ci, o których wcze niej nie

mia em poj cia. Po wieloletniej walce odnala-z. em jasny cel; przede wszystkim zda em sobie spraw ,  e Ameryka jest krain , w której kto
zacz-ynaj cy wi cej ni . skromnie mo e sta  si  duchowym triumfatorem.

Pocz.ucie rz.ecz.ywisto ci przywracaj  mi ha

liwe wybuchy fal. Kawa ek drewna, który przedtem obserwowa em, znika w ród wirów. Bez. wahania

odwracam si  na pi cie i id  do samochodu. Po chwili jestem ju . na serpentynach mojej drogi do tajemnicz-ej utopii. Pawno temu, gdy miesz-ka em w
mroku, marzy em o tym ustroniu. Teraz., gdy tylko uda mi si  oderwa  od obowi z-ków, zawsze powracam nad rzek . Po postoju przy Rio Yilla w
pobliskim Monte Rio, sk d zabieram swój cenny  adunek, wracam na asfaltow  jednopasmówk . Jest to dla mnie wy cig z. czasem, bo s

ce zacz.yna

ju . zachodz-i  i zaraz, spe ni si  jedno z. marz.e  mego  .ycia.

Gdy wje .d am do pogodnego miasteczka Guerneuille, cz-terosilniko-wy truck z-walnia i z.acz.yna sun

 w 

wim tempie. Naciskam lekko hamu-

74
lec i skr cam w prawo, na podjazd nad rz.ek . Opusz.cz.am sz.yby i ch on  wonne, ocz.ysz.cz.one powietrz.e lasów sekwoi, które ko ysz , si

agodnie na wietrz.e.

Zatrzymuj  si  przed bia ym domkiem letniskowym, w którym moja rodzina przed laty sp dza a wakacje. 17426 Riverside Prive. Jak wszystko inne,

dom te . si  zmieni . 'Wiele lat temu za kominkiem dobudowano dwie ma e sypialnie. Przed powodzi  w 1986 poczyniono pewne starania, w celu
powi kszenia niewielkiej kuchni. Nawet pot

ny pie , na który si  niegdy  z bra mi wspinali my, zaczyna gni . Tylko pociemnia y, cedrowy sufit, i

one z rzecznych kamieni palenisko pozosta y takie same.

Odczuwam dziwny smutek; odwracam si  i przechodz  przez  wirow  drog . Potem cichutko,  eby nie zak óci  niczyjego spokoju, wo am syna,

Stephena, i prowadz  go przez w ski przesmyk ko o domu, przez który onegdaj przeprowadzali mnie i ch opców rodzice. Znam w

ciciela i wiem na

pewno,  e nie mia by nic przeciwko temu. Obracamy wzrok na zachód. 1?ussian River taka sama jak zawsze, ciemnozielona i g adka jak szk o, p yn ca
ku pot

nemu Oceanowi Spokojnemu. Sójki nawo uj  si  w powietrzu, po czym znikaj  w sekwojowym g szczu. Przez niebo przebiegaj  smugi b kitu

i pomara czy. Bior  g boki oddech i zamykam oczy, jak przed laty syc c si  t  chwil .

Gdy je otwieram, po policzku toczy si

za. Przykl kam i obejmuj  ramieniem Stephena. Bez wahania si  o mnie opiera i ca uje.

- Kocham ci , tato.
- Ja ciebie te  - wtóruj .
Spogl da na ciemniej ce niebo. Oczy rozszerzaj  mu si , próbuj c obj

 znikaj ce s

ce.

- To moje najbardziej ulubione miejsce na  wiecie! - oznajmia Ste-phen.

ciska mnie w gardle. Czuj  wzbieraj cy potok  ez.

- Moje te ! - mówi . - Moje te !
Stephen znajduje si  na etapie czaruj cej niewinno ci, ale jest nad wiek m dry. Gdy po policzkach sp ywaj  mi s one  zy, u miecha si  i w ten

background image

sposób chroni moj  godno

. \A/ie, czemu p acz . We,  e to  zy rado ci.

- Kocham ci , tato.
- Te  ci  kocham, synu.
Jestem wolny

osy na temat z.n cania si  nad d z. i e cm i

Dav e Pelzer,
który wyszed  z tego ca o
]ako dziecko, mieszkaj c w  wiecie mroku, ba em si  o w asne  ycie i s dzi em,  e jestem sam jak palec. Teraz wiem,  e to nieprawda. Rodzice

zn caj  si  nad tysi cami dzieci.

Podawane s  ró ne liczby, ale w naszym kraju mniej wi cej co pi te dziecko jest fizycznie, psychicznie lub seksualnie wykorzystywane. Na

nieszcz

cie s  ludzie, którzy uwa aj ,  e wi kszo

 przypadków zn cania si , to najzwyczajniej w  wiecie wprowadzane przez rodziców w  ycie próby

egzekwowania "prawa" do wymuszenia na dziecku pos usze stwa, poniewa  wymkn o si  ono nieco spod kontroli. Twierdz  oni,  e nadmierna
surowo

 nie odbije si  negatywnie na pó niejszym  yciu dziecka. Pope niaj  tragiczny w skutkach b d.

Ka dego w

ciwie dnia jaki  doros y, który pada  kiedy  ofiar  zn caj cych si  nad nim rodziców, mo e wy adowa  swoje ukryte frustracje na

innych ludziach, a nawet osobach najbli szych. Opinia publiczna doskonale wie o najbardziej niezwyk ych tego rodzaju wypadkach. Wyj tkowe
incydenty przyci gaj  uwag  mediów i zwi kszaj  im nak ady. S yszeli my o prawniku, który przed pój ciem spa  uderzy  dziecko pi

ci  tak,  e pad o

nieprzytomne na pod og . O ojcu, który wsadzi  dziecko do muszli klozetowej. Dzieci zmar y. Wjeszcze bardziej osobliwym przypadku matka i ojciec
pozabijali po jednym dziecku i przez cztery lata ukrywali ich zw oki. Mamy inne nag

niane przyk ady, jak cho by maltretowane dziecko, które potem

wyros o na morderc  z McDonalda, strzelaj cego do bezbronnych ofiar, dopóki policja go nie zabi a.

Powszechniejsze s  przypadki nieznane, na przyk ad ch opiec, który  pi pod mostem i na noc okrywa si  tekturowym pud em. Co
76
roku tysi ce wykorzystywanych dziewcz t ucieka z domu na ulic , gdzie zarabia na  ycie sprzedaj c swoje cia o. Inni odwzajemniaj  si

spo ecze stwu jako cz onkowie gangów, oddani przemocy i niszczeniu.

Wiele maltretowanych niegdy  dzieci skrywa sw  przesz

 w g bi duszy, na tyle g boko,  e sami nigdy nie zaczn  zn ca  si  nad w asnym

potomstwem.  yj  jak wszyscy inni, zak adaj  rodziny i prowadz

ycie zawodowe. Wtedy jednak codzienne k opoty zmuszaj  dawne ofiary

okrucie stwa do zachowa , których wyuczono je w dzieci stwie. Wy adowuj  swe frustracje na partnerach czy dzieciach i, sami o tym nie wiedz c,
wracaj  do samego pocz tku, w czaj c si  w niesko czony kr g z a.

Niektóre ofiary maltretowania chowaj  si  w swych szczelnych skorupach. Odwracaj  g owy w przekonaniu,  e gdy zignoruj  sw  przesz

,

odejdzie ona w mroki zapomnienia.

Agencje ochrony dziecka otrzymuj  w naszym kraju miliony dolarów. Fundusze przekazywane s  miejscowym domom dziecka i  wietlicom.

Dotowane s  tysi ce prywatnych organizacji, których celem jest profilaktyka i prowadzenie poradni dla rodziców i dzieci. Liczby stale rosn . W 1990
roku w Stanach Zjednoczonych zanotowano ponad 2,5 min przypadków zn cania si  nad dzie mi. Po roku liczba ta wzros a do 2,7 min. W chwili, gdy to
pisz , szacuje si ,  e takich dzieci jest ponad trzy miliony.

Dlaczego? Sk d bior  si  takie tragedie? Dlaczego los dziecka bywa a  tak straszny? Czy mo na przerwa  ten proces? A przede wszystkim, jak

wygl da  wiat oczyma maltretowanego dziecka?

Przeczytali Pa stwo opowie

 o przeci tnej rodzinie, któr  rozerwa y od  rodka ukryte tajemnice. Cele tej ksi

eczki s  dwojakie: po pierwsze ma

ona pokaza , jak kochaj cy rodzic mo e zmieni  si  w bezlitosnego, zimnego potwora, który wy adowuje na bezbronnym dziecku swoje frustracje; po
durgie, jak d

enie do przetrwania i duch cz owiecze stwa pokonuj  pozornie niebotyczne przeszkody.

Niektórzy czytelnicy nie uwierz  w t  histori , nie b dzie im ona dawa  spokoju; lecz zn canie si  nad dzieckiem, to zjawisko niepokoj ce, które

sta o si  w naszym spo ecze stwie faktem. Mamy przy okazji do czynienia z efektem domina, kiedy to maltretowanie ma wp yw na wszystkich, którzy
maj  z nim styczno

. Najbardziej cierpi dziecko i najbli sza rodzina, kiedy na przyk ad ma onek jest rozdarty pomi dzy uczuciem dla potomka i

swojego partnera. Skutki odczuwaj  te  inne dzieci, które niczego nie rozumiej  i czuj  si  zagro one. Sprawa zatacza coraz szersze kr gi i obejmuje

siadów,

77
którzy s ysz  krzyki, ale nie reaguj , nauczycieli, którzy widz  siniaki i musz  poradzi  sobie z dzieckiem, które nie mo e skoncentrowa  si  na

nauce, wreszcie krewni, którzy chcieliby interweniowa , a nie chc  zrywa  wi zi rodzinnych.

Jest to opowie

 o czym  wi cej ni  o przetrwaniu. To historia o zwyci stwie i jego  wi towaniu. Serce bije czule nawet w najbardziej ponurych

fragmentach. Wa ne jest trwanie cia a, ale jeszcze istotniejsza jest przewaga ducha.

To historia tylko i wy cznie mego  ycia. Latami siedzia em zamkni ty w lochu w asnej duszy i serca, samotny, 

osny "nieudacznik". Najpierw

chcia em by  po prostu taki jak inni, ale do g osu zacz y dochodzi  tak e odmienne motywy. Pragn em "zwyci stwa". Przez ponad trzyna cie lat

em w wojsku. Teraz pomagam krajowi, organizuj c seminaria i warsztaty dla ludzi potrzebuj cych, którym staram si  pomóc zerwa  kr puj ce ich

wi zy. Jako naoczny  wiadek staj  przed cierpi cymi dzie mi i lud mi, którzy si  nimi zajmuj . Reprezentuj  punkt widzenia stworzony w brutalnym

wiecie zn cania si  i wyros y z nadziei na lepsze jutro. Najwa niejsze jednak,  e wyrwa em si  z owego zgubnego kr gu i zosta em ojcem, który

wobec swego syna zawini  jedynie tym,  e rozpieszcza go mi

ci  i  yczliwo ci .

Obecnie w naszym kraju  yj  miliony potrzebuj cych pomocy. Moim zadaniem jest jej niesienie. Ludzie powinni zrozumie ,  e zawsze mog

otrz sn

 si  z ponurej przesz

ci i wyj

 na radosne  wiat o dnia. Mo na uzna  za paradoks fakt,  e gdyby nie ówczesne maltretowanie, by bym teraz

zupe nie innym cz owiekiem. Dzi ki mrokom, w jakich pogr

one by o moje dzieci stwo, znacznie wy ej ceni

ycie. Mia em du o szcz

cia,  e

zmieni em tragedi  w tryumf. Tak mo na stre ci  moj  opowie

.

Chyba nigdy jeszcze w dziejach naszego kraju rodzina nie mia a a  tylu przeciwników. Przekszta cenia gospodarcze i spo eczne doprowadzaj  j  do

skrajno ci, co z kolei rodzi wiele patologii. Problem nale y na wietli , tak by spo ecze stwo mog o stawi  mu czo o. Dopiero wtedy mo na b dzie
zrozumie  przyczyny maltretowania dzieci i rozpocz

 jak najskuteczniejsz  akcj  pomocy. Dzieci stwo winno by  czasem beztroski i zabaw w s

cu,

a nie  yciem w mrocznych lochach w asnej duszy.

E. Ziegler
nauczyciel
W
rzesie  1992 roku zacz  si  jak typowy pierwszy miesi c szko y. Po dwudziestu dwu latach pracy w zawodzie znowu wraca em do gor czkowego,

nieustannego zamieszania. Musia em nauczy  si  imion i nazwisk oko o dwustu nowych uczniów, oraz powita  kilku nowych cz onków naszego grona
pedagogicznego. Po egnanie wakacji oznacza o przej cie dodatkowych obowi zków i zetkni cie z ponurymi prognozami finansowymi. Nic si

ciwie nie zmienia o, a  do czasu owego telefonu, który do

 bole nie przeniós  mnie o dwadzie cia lat w przesz

: "Niejaki David Pelzer prosi o

kontakt ze swoim agentem w sprawie jakich  raportów na temat maltretowania dziecka, z którym mia  pan dwadzie cia lat temu co  wspólnego".

A tak, Davida Pelzera pami tam jak dzi . By em  wie o po college^, zaczyna em dopiero uczy ; z perspektywy lat musz  przyzna ,  e o swoim

rodowisku zawodowym wiedzia em niewiele. A zielonego poj cia nie mia em o zn caniu si  nad dzie mi. W tamtych czasach nie by em nawet pewien,

czy takie co  w ogóle istnieje, a je li istnia o, pozostawa o tajemnic  poliszynela, podobnie jak wiele innych patologicznych zjawisk. Tyle si  od tego
czasu nauczyli my, a ile jeszcze przed nami.

My lami wróci em do Szko y Podstawowej im. Thomasa Edisona w Da y City w Kalifornii, do wrze nia roku 1972. Na scen  wkracza David Pelzer,

jeden z uczniów pi tej klasy. By em wtedy naiwny, lecz obdarzony wra liwo ci , która podpowiada a,  e w  yciu Davida dzieje si  co  okropnego.  lady
kradzie y  ywno ci wiod y do tego wychud ego, smutnego ch opca. Na odkrytych cz

ciach cia a pojawia y si  podejrzane siniaki. Wszystko

wskazywa o na jedn  przyczyn : dzieciaka bito i do przesady surowo karano. Kilka lat pó niej

79
(louicd/i.iU ni si ,  e jestem  wiadkiem jednego z najbardziej ma-kabryc/nydi przypadków maltretowania dzieci w ca ym stanie Kali-lornia.
Moja rola nie polega na powtarzaniu wszystkich szczegó ów, które wówczas spostrzegali my i o których donosili my odpowiednim w adzom. To

przywilej i szansa Davida. Temu m odemu cz owiekowi nadarzy a si  rzeczywi cie wspania a okazja do publicznego opowiedzenia historii swego  ycia,

eby dzi ki temu inne dzieci mo e mniej cierpia y.  ywi  g boki podziw dla jego odwagi.

David, najlepsze  yczenia. Bez w tpienia zaszed

 bardzo daleko.

Val<sHe Bivens
pracownica opieki spo ecznej
J
ako pracownica Kalifornijskiej Ochrony Dziecka, a  za dobrze zdaj  sobie spraw  z cz stotliwo ci i brutalno ci przest pstw przeciw dzieciom.

Ksi

ka niniejsza, to opowie

 dziecka o niemieszcz cych si  w g owie torturach, jakim by  poddawany. Obserwujemy, jak przechodzi straszliw  drog

od sielankowego  ycia rodzinnego do statusu "je ca wojennego" we w asnym domu. Czytelnik poznaje histori  z ust cz owieka, który przez to wszystko
przeszed , obdarzonego odwag  i m stwem.

Opinia publiczna niewiele wie o skali zn cania si  nad dzie mi. Te ofiary mro

cych krew w 

ach przest pstw cz stokro  nie s  w stanie

opowiedzie  o torturach, czy ich pot pi . Zwracaj  si  przeciwko sobie samym, lub przeciw swoim bliskim, i kr g si  zamyka.

wiadomo

 spo eczna jednak wzrasta. Coraz cz

ciej pojawiaj  si  filmy i artyku y na ten temat, ale robi si  z tego sensacj  i z takiego, odleg ego

punktu widzenia trudno jest nam poj

wiat dziecka i mu wspó czu . Ksi

ka ta poucza i wychowuje. W miar  jak przechodzimy razem z Davidem

przez stadia l ku, osamotnienia, izolacji, cierpienia i furii, by na koniec osi gn

 etap nadziei, z bolesn  jaskrawo ci  widzimy ca y jego  wiat. Krzyk

dziecka s yszymy uszami, oczami i ca ym cia em Davida. Czujemy te , jak serce ofiary bije w rytm niezno nego bólu, a pó niej tryumfu.

6. Dziecko...

background image

Glenn  . Go dberg
byty dyrektor Kalifornijskiego Konsorcjum Zapobiegania Przemocy Wobec Dzieci
nie wiedzia em
H
i istori  Davida Pelzera trzeba opowiedzie , tak by poruszy  sumienia Amerykanów i zbudowa  kraj, w którym bycie dzieckiem nie b dzie bolesnym

prze yciem. Miliony naszych dzieci, najcenniejszych zasobów naturalnych, padaj  ofiar  tragicznej i bezsensownej epidemii okrucie stwa i
zaniedbania. W ci gu ostatnich dziesi ciu lat znacznie nasili y si  okrucie stwo i cz stotliwo

 zn cania si  nad dzie mi. Opowie

 Davida pomo e

zrozumie ,  e maltretowanie dzieci nie sprowadza si  do zwyk ej przesady w biciu. Co roku setki tysi cy bezbronnych dzieci poddawanych jest
fizycznym, psychicznym i seksualnym torturom.

Ka dy przypadek zn cania si  nad dzieckiem wywo uje reperkusje. Gdy cierpi dziecko, konsekwencje owego zdarzenia mo emy odczu  wszyscy.

Davidowi Pelzerowi uda o si  na szcz

cie wyj

 z tego ca o, a jego opowie

 mo e by  dla nas wszystkich niewyczerpanym  ród em natchnienia. Nie

wolno nam jednak nigdy zapomina  dziesi tek tysi cy dzieci, na których pozostawi o to niezatarty  lad, i o milionach, które ca y czas cierpi . Jedynym
lekarstwem na maltretowanie dzieci jest profilaktyka; dlatego te  wyra am gor

 nadziej ,  e ksi

ka ta pomo e umocni  ruch ludzi po wi caj cych

si  zapobieganiu aktom okrucie stwa wobec dzieci.

Nie wiedzia em,  e jest tak ci

ko; s ysza em,  e jest co  takiego. By o to dla mnie okropne,  e w ten sposób kradnie si  m odym ich "specjalny"

okres.
Nie wiedzia em, jak bardzo to boli; nikt nie widzi siniaków i blizn. A dlaczego gdzie  w drodze  ycia musia

 zap aci  za okrutne zn canie.

Nie wiedzia em, jak si  czujesz,  e sam siebie przestajesz szanowa . Wiedzia em,  e chowasz si  w k cie i uczu  nie okazujesz.
Nie wiedzia em, co mo na zrobi ;  e mo na jako  pomóc.  e wystarczy ci jaki  przyjaciel, kto , kto zostanie kumplem.
Lecz teraz wiem,  e mog  pomóc; ja te  co  mog  zmieni . Stan  przy tobie, krzykn  z tob , inni niech mówi  "Nie wiedzia em".
Cindy M. Adams
spis tre ci
Icalenie   ................ 11
dobre cz.asy   ................. 17
nicpo  ..................... 22
walka o  .ywno

 .............. 29

wypadek  ................... 44
gdy Ojca nie ma w domu ......... 51
Ojcz.e nasz.    ................. 63
epilog  ..................... 73

osy na temat z.necania si

nad dz.ie mi   ................. 76