Do Halki
str.-47
Jest niedziela… Mokro, ciemno.
A Ty w kuchni, lecz nie ze mną.
Ja w pokoju. W taką ciszę.
Siedzę, czekam, czytam, piszę.
W cierpliwości dziwnej trwam.
Coś mi przynieść obiecałaś.
Obiecałaś – lecz nie dałaś.
Na drzwi zerkam, piszę, liczę.
Z żalu skrywam swe oblicze.
Chyba wezmę sam.
Czy się dzisiaj ja doczekam?
Samowolę swą odwlekam..
A czas płynie, szybko leci.
I nadzieja mi nie świeci.
Już niedługo pójdę spać.
Ale jeszcze, jeszcze czekam.
Myśl, że „może” mnie urzeka.
I na szafę zerkam z żalem.
I z pragnienia aż się palę.
Zapomniałaś jabłko dać
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Żebym nie musiał pisać wierszy.
Jabłko obrane dziś mi dałaś.
Lecz ja – na przekór, p oraz pierwszy
Piszę ten wiersz. A Ty myślałaś.
Że gdy uprzedzisz me życzenie
Zdejmiesz z mych ramion przykre brzemię…
Twa troska o mnie, myśl zamienia.
W poezję, która we mnie drzemie.
I nie potrafię już inaczej.
Żyć bez poezji i bez Ciebie.
Powiem czym jesteś i co znaczy.
Poezja, która mnie kolebie.
Szczytu Parmasu się nie zlęknę.
Ma pieśń obejmie kręgi szersze.
A gdy mi podasz jabłko piękne.
Ja Ci napiszę znowu wierszem.