A n d r z e j G a b e r l e
N I E R O Z Ł Ą C Z N A
T R I A D A
PRZESTĘPCZOŚĆ
P R Z E S T Ę P C A
SPOŁECZEŃSTWO
G D A Ń S K 2 0 0 3
ROZDZIAŁ I
Kryminologia wobec przestępstwa
1. Kłopoty z prawem
Przestępczość towarzyszy człowiekowi nieodłącznie od czasów pre
historycznych do współczesnych, a historię ludzkości można by opisać
jako ciąg najazdów, rabunków, zabójstw i wyrzynania przeciwników.
Przestępstwa są obecne w codziennym życiu społeczeństw i różnymi
drogami wciskają się do naszych domów. Stale słyszymy o morderstwach,
wiele osób staje się każdego dnia ofiarami kradzieży, oszustwa czy po
bicia. I chociaż tego typu wydarzenia nie wpływają na światowy układ
sił, to dla ludzi nimi dotkniętych są źródłem znacznych trudności. Za
interesowanie przestępczością jest zatem zrozumiale, choć różne są
przyczyny, dla których poświęca się jej uwagę. Przestępczość może do
starczać okazji do zarabiana, służąc dziennikarzom za temat doniesień
prasowych, wywoływać dreszczyk emocji, stawać się pretekstem do
zdobywania popularności, co jest domeną polityków, ale także być przed
miotem badań zmierzających do opisania i wyjaśnienia samego zjawi
ska, ograniczenia jego zasięgu i łagodzenia wywoływanych przezeń skut
ków, Dziedziną nauki — niejako z samej nazwy przeznaczoną do zaj
mowania się przestępstwami — jest kryminologia, w dosłownym tłu
maczeniu właśnie „nauka o przestępczości".
Wprawdzie nie tylko kryminologia uczyniła przestępczość przedmio
tem swego zainteresowania (wspomnijmy choćby prawo karne), ale jest
jedyną dyscypliną naukową, która musiała odpowiedzieć na pytanie,
badaniem czego ma się tak naprawdę zająć, a inaczej mówiąc — co
7
należy rozumieć pod określeniem „przestępstwo"? Przecież przez wie
le wieków uznanie, co jest zachowaniem zasługującym na karę należało
do władcy, który miał w tej sprawie sporo swobody. Choć nie mógł się
całkowicie nie liczyć ze zdaniem i nastawieniem poddanych, to jego
słowo było prawem, zgodnie z którym spadały głowy albo następowało
uwolnienie od kary. Bez zgody Poncjusza Piłata nie mogłoby dojść do
ukrzyżowania Chrystusa, król Kazimierz, któremu potomni przyznali
przydomek „Wielki", mógł „spuścić pod lód" kanonika zarzucającego
mu niewłaściwość postępowania i ujść kościelnej klątwie za sprawą nie-
dolegliwcj pokuty. Ustawy określające, co jest przestępstwem, pojawiły
się w Europie w X V I wieku torując drogę zasadzie, że dozwolone jest
każde zachowanie nie zakazane jednoznacznie przez prawo. Dopiero
jednak w czasach oświecenia dostrzeżono „drugą stronę" przepisu pra
wa karnego, czyli jego funkcję gwarancyjną — nie wolno karać za to,
czego wcześniej wyraźnie nie zabroniono.
Posługiwanie się przez kryminologię pojęciem przestępstwa, które
przyjęło prawo karne, rezerwując to określenie dla czynów bezpraw
nych (sprzecznych z przepisem prawnym), zawinionych (tj. takich, któ
rych popełnienie można zarzucić temu, kto zachował się w sposób opi
sany w ustawie, czyli nie jest np. niepoczytalny), społecznie szkodli
wych (w stopniu większym niż znikomy, bo karanie za np. zabranie
jednej zapałki tak jak za kradzież byłoby „strzelaniem z armat do wró
bli") i karalnych (zagrożonych w ustawie sankcją uznawaną przez pra
wo za karę, np pozbawienie wolności, grzywna), natrafiło na szereg
trudności. Nie ma większych problemów ze zróżnicowaniem zachowań
ściganych i karanych w imieniu państwa na przestępstwa i wykrocze
nia, ponieważ zaliczenie ich do jednej z tych kategorii jest dokonywane
z przyczyn natury technicznej (m.in. ze względu na sposób ścigania),
a podstawowa różnica między nimi — nie zawsze zresztą występująca
— sprowadza się do innego stopnia szkodliwości. Niekiedy zatem to, co
było przestępstwem zostaje „zdegradowane" do roli wykroczenia, nie
kiedy zaś mamy do czynienia z „awansem" do rangi przestępstwa, np.
prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości przekwalifikowano ostat
nio w Polsce z wykroczenia na przestępstwo. Pozwalałoby to krymino-
logii na przejście do porządku nad prawnym zróżnicowaniem czynów
karanych przez państwo i z racji bliskiego pokrewieństwa uznanie ich
za jednolity obiekt badań, ale pojawiają się kolejne trudności. Dążąc do
usprawnienia reakcji na zachowania uznawane za niepożądane, ale nie-
wymagające zdaniem ustawodawcy napiętnowania jako przestępstwa
czy wykroczenia, wprowadzono pojęcie „bezprawia administracyjne
go", nie ściganego przez policję i sądy, lecz przez instytucje powołane
do realizacji innych zadań, np. pieczy nad środowiskiem naturalnym.
Instytucje takie mają prawo wymierzania „administracyjnych sankcji
finansowych" w świetle prawa niebędących karami za czyny o charak
terze kryminalnym (a więc tzw. „karami kryminalnymi"), lecz przy
sparzających podobnej dolegliwości, co „kryminalna kara finansowa"
nazywana grzywną. Dla człowieka pozbawionego odpowiedniej ilości
pieniędzy, dolegliwość jest przecież niezależna od tego, kto wydał sto
sowne orzeczenie i jak jest ono zatytułowane. Wprawdzie prawnik wska
że wiele różnic między skazaniem przez sąd a wymierzeniem sankcji
administracyjnej (wymieńmy choćby wpis do rejestru skazanych i wy
nikające stąd konsekwencje, np. przy staraniu się o wymagające „nie
karalności" stanowiska lub rodzaje zatrudnienia), ale jednego nie da
się zakwestionować — w każdym z tych wypadków państwo zwalcza
zachowania ocenione przez nic jako niepożądane. Takie „pokrewień
stwo" zachowań powinno skłaniać do uczynienia ich wszystkich obiek
tem zainteresowania kryminologii, lecz oznaczałoby to coraz większą
niejednolitość przedmiotu tej nauki. Trudno nie dostrzec różnicy mię
dzy kradzieżą drzewa z lasu (przestępstwo) a usunięciem drzewa bez
zezwolenia przy budowie domu (bezprawie administracyjne), nie wspo
minając o porównywaniu tego ostatniego zachowania z włamaniem czy
rozbojem.
Nie koniec na tym. Zgodnie z prawem przestępstwem jest czyn zawi
niony, nie jest nim zatem zachowanie mające opisane w kodeksie kar
nym cechy przestępstwa, lecz będące dziełem kogoś, komu nie można
postawie zarzutu, że zachował się w taki sposób. Pól biedy, gdy brak
zawinienia wynika z niepoczytalności — kryminologia mogłaby osta
tecznie pominąć wypadki, których opis i analiza należy do psychiatrów.
Gorzej, gdy czyny zabronione przez przepisy prawa karnego popełniają
nieletni, którzy nic są osobami w pełni dojrzałymi ani psychicznie, ani
społecznie i nie można ich traktować tak samo jak dorosłych. Prawo
uznaje czyny nieletnich (z nielicznymi wyjątkami) za niezawinione, czyli
nicprzestępne, lecz kryminologia nie może pozostawić ich poza swoim
polem widzenia. Wszak nawet przysłowie głosi, że „czym skorupka za
młodu nasiąknie, tym na starość trąci", badając zatem uwarunkowania
i przyczyny przestępczości dorosłych nic można nie interesować się za
chowaniem nieletnich. Co więcej, przestępcza „kariera" zaczyna się nie
rzadko nic od zachowań kolidujących z przepisami kodeksu karnego,
lecz od postępowania niezaliczanego w wypadku dorosłych do prze
stępstw — zaniedbywania nauki, używania alkoholu, włóczęgostwa.
Skoro pojęciem „przestępczość nieletnich" obejmuje się wszelkie za
chowania świadczące o „zagrożeniu demoralizacją", o braku respektu
dla reguł, których powinni przestrzegać młodzi ludzie, nie można po
stawić znaku równości między tym pojęciem a „przestępczością doro
słych" w znaczeniu prawnym.
Mozaika zachowań, z których każde jest przez prawo inaczej zaszu
fladkowane, lecz do siebie podobnych, sprzyja tezie, że prawne ujęcie
przestępstwa nie jest dla kryminologii wystarczające, a nawet nie jest
użyteczne, bowiem wówczas jej pole zainteresowania wyznaczają orga
ny państwa zajmujące się stanowieniem prawa. To zaś, co zostaje uzna
ne za przestępstwo, zależy od wielu czynników, m i n . od polityki we
wnętrznej państwa, a żadna dyscyplina naukowa nie może pozwolić so
bie na to, aby od takich przyczyn zależał zakryj? jej badań Pojawiły się
wiec głosy, że pojęcie „przestępczości" powinno w kryminologii zostać
zastąpione pojęciem „zachowania dewiacyjnego" pojmowanego jako
zachowanie sprzeczne z przyjętymi w społeczeństwie nakazami postę
powania (normami społecznymi). Zaakceptowanie takiego poglądu mia
łoby uczynić z kryminologii dyscyplinę o jednolitym przedmiocie ba
dań, której nie grozi niebezpieczeństwo rozkawałkowania na kilka „pod-
dyscyplin", zajmujących się w istocie zupełnie odmiennymi zagadnie
niami. W rzeczywistości byłoby to jednak rozwiązanie pozorne, wręcz
„ucieczka z deszczu pod rynnę".
Pomijając nawet okoliczność, że w socjologii funkcjonują „konku
rencyjne" sposoby rozumienia
„dewiacji społecznej",
co sprzyja powsta
niu terminologicznego chaosu, rozwiązanie to polega na wrzuceniu do
jednego worka zachowań, które — mimo owego wspólnego elementu,
jakim jest naruszenie normy społecznej — zasadniczo się od siebie róż
nią. Mało tego — poszerza krąg zachowań interesujących kryminologię
o zachowania pozostawione reakcji osób zainteresowanych, które mogą,
ale wcale nie muszą zwrócić się do sądu o rozstrzygnięcie zaistniałego
sporu, np. w związku z niezwrócenicm pożyczki, niedotrzymaniem
warunków transakcji handlowej. Przecież i takie postępowanie naru
sza przyjęte w społeczeństwie normy zachowania, choć z pojęciem prze
stępczości we współczesnym rozumieniu nie ma nic wspólnego. Nic
trzeba udowadniać, że kradzież cennej wazy to zachowanie skrajnie
odmienne od rozbicia jej przez nieuwagę, że rabunek z bronią w ręku
nie może być stawiany w jednym rzędzie z lekkomyślnym zaciągnięciem
pożyczki i niemożnością jej spłaty, choć każde z tych zachowań jest nie
zgodne z nakazem nieprzyczyniania strat innym ludziom. Przedmiot
badań pozostaje zatem niejednolity, a tworzenie pozoru jednolitości tylko
utrudnia uświadomienie sobie i wyjaśnienie, na czym polegają różnice
między poszczególnymi kategoriami zachowań naruszających normy
społeczne. Łatwo o wrażenie braku różnicy między przestępstwami,
które (jeżeli nie wszystkie, to w większości) godzą w dobra uznawane
za najcenniejsze (życie, zdrowie, mienie, bezpieczeństwo, wolność),
a innymi wypadkami naruszania zakazów określonego zachowania, nie-
uznawanych ani przez prawo, ani przez opinię publiczną za aż tak po
ważne.
Przy takim ujęciu przedmiotu badań kryminologicznych pojawia się
jeszcze jedna trudność. Otóż w społeczeństwie występuje kilka syste
mów normatywnych (prawny, religijny, moralny i obyczajowy), których
normy nie zawsze są ze sobą zgodne. Przykazanie „nie cudzołóż" za
brania zachowania uznanego przez religię za grzech główny, lecz nie-
opatrzonego przez prawo żadnym zakazem, a coraz częściej tolerowa
nego przez obyczaj. Znane są w niektórych środowiskach normy oby
czajowe, które nakazują odpowiedzieć uderzeniem lub nawet pobiciem
11
na obrazę czy inne „naruszenie czci*', co w świetle prawa jest przestęp
stwem. Określając przedmiot kryminologii jako „zachowania narusza
jące normy społeczne" (zachowania dewiacyjne) popada się w trudny
do rozwiązania konflikt: to samo zachowanie może jednocześnie — w za
leżności od punktu widzenia — być i nie być „dewiacyjne".
Jakie jest więc wyjście z tej skomplikowanej sytuacji? Rozplątywa
nie gordyjskiego węzła jest — wiemy to od czasów Aleksandra Wielkie
go — zajęciem nierokującym powodzenia, należy go po prostu prze
ciąć. Spośród wszystkich zachowań dewiacyjnych najdalej sięgające
skutki
społeczne wywołują te. które przełamują zakazy wprowadzone
przez prawo karne; im zatem trzeba poświęcić najwięcej uwagi i one —
jako specyficzny rodzaj zachowania dewiacyjnego
— stać się muszą głów
nym przedmiotem badań kryminologicznych obejmujących ich opis
(tzw fenomenologia przestępczości) oraz przyczyny i uwarunkowania
(tzw. etiologia przestępczości). Pozostałe rodzaje zachowań dewiacyj-
nych kryminolog winien oceniać z punktu widzenia swojej dyscypliny,
czyli badać ich związki z przestępczością, nie zaś kwestie należące do
innych gałęzi nauki. Używanie alkoholu jest — pomijając nieliczne sy
tuacje — obojętne z prawnego punktu widzenia, lecz choćby obserwa
cja, że ok.70% sprawców rozboju popełnia to przestępstwo po spożyciu
piwa, wódki lub „jabola", nakazuje rozważenie, co łączy ze sobą te zja
wiska
Kryminologia nie wkracza natomiast w przyczyny zapadania na
chorobę alkoholową i nie zajmuje się opisem jej przebiegu, chociaż jest
ona wynikiem naruszania norm obyczajowych lub religijnych określa
jących warunki spożywania alkoholu. Oznaczałoby to wycieczkę na te
ren zastrzeżony dla medycyny Stosunki między najbliższymi to temat
dla socjologii rodziny, lecz napięcia w tej małej grupie społecznej lub jej
rozpad wymagają uzyskania odpowiedzi na pytanie, czy zjawiska takie
mogą wpływać na aspołeczne zachowania nieletnich i ich przestępczość
jako dorosłych, a ta kwestia należy już do kryminologii.
Takie podejście rozwiązuje problem jednolitości przedmiotu krymi
nologii, która koncentruje się na przestępczości, a innymi zachowania
mi dewiacyjnymi interesuje się wyłącznie pod kątem widzenia ich związ
ków z przestępczością
.
Do zadań kryminologii zalicza się też wyjaśnie-
12
nie, dlaczego niektóre zachowania zostają opatrzone stemplem „prze
stępstwo" a inne nie, oraz badanie, dlaczego nie każde popełnione prze
stępstwo jest ścigane. Oznacza to wyjście poza przedmiot badań wy
znaczony kryminologii przez państwo w drodze zakreślenia kręgu za
chowań uznanych za przestępstwa, jak również włączenie do zakresu
badań kryminologicznych problematyki reakcji państwa na zachowa
nia przestępne. Odpowiedź na pytanie, jak doszło do takiego poszerze
nia przedmiotu kryminologii i jakie z tym łączą się konsekwencje, wy
maga poczynienia pewnych objaśnień.
2. Kto jest przestępcą?
Kryminologia długo opierała się na założeniu, że przestępstwa są dzie
łem ludzi, którzy pod pewnym względem różnią się od innych, a jej za
daniem jest właśnie zbadanie, na czym polega ta różnica. Zgodnie z tym
ujęciem, przestępcy to jedynie stosunkowo niewielka część społeczeń
stwa, która — w przeciwieństwie do pracującej ku ogólnemu pożytko
wi większości — przyczynia szkód poszczególnym ludziom oraz ogóło
w i . Należy ich zatem albo ..wyeliminować" (trwałe lub czasowo), albo
„poprawić" (zresocjalizować). Będzie jeszcze okazja do bliższego za
poznania się z tą koncepcją, lecz na razie wystarczy poprzestać na stwier
dzeniu, że była ona powszechnie akceptowana dopóty, dopóki na pań
stwo patrzono jako na sposób zorganizowania społeczeństwa dokona
ny w imię wspólnego dobra oraz zapewniania wszystkim ludziom do
chodzenia do zadowalających ich warunków życia. W tym ujęciu jed
nym z istotnych zadań państwa miała być ochrona ogółu „porządnych
obywateli" przed zagrażającymi im nielicznymi „łotrzykami".
Taka wizja społeczeństwa, którego organizacja miała być wynikiem
swego rodzaju „umowy społecznej" i dlatego określana jest jako „kon-
sensualna". nie mogła się jednak ostać w zderzeniu z powtarzającymi
się w każdej epoce przejawami niezadowolenia znacznej części ludno
ści. Bywały one niekiedy gwałtowne i miały krwawy przebieg, do czego
przyczyniało się ich bezwzględne tłumienie przez ludzi pozostających
13
u władzy, traktujących owych „niezadowolonych" jako przestępców na
ruszających ustalony lad społeczny. Nie ulega przy tym wątpliwości, że
występujący z żądaniami zmiany porządku społecznego rzeczywiście
gwałcili przepisy prawa, nie rzadko w sposób drastyczny. W historii ludz
kości niewiele było przewrotów albo ich prób nie obfitujących w mor
derstwa i podpalenia, lecz najwidoczniej „ład społeczny" nie zadowala)
dążących do jego zmiany, za to zdecydowanie odpowiadał tłumiącym
rewolucje, powstania lub rewolty.
Obserwacje tego typu postawiły pod znakiem zapytania „konsensu-
alną" koncepcję społeczeństwa i pozwoliły zauważyć różnicę interesów
między jego częściami, wyróżnianymi czy to na podstawie stosunku do
środków produkcji („klasami społecznymi" w ujęciu Karola Marksa),
czy to w oparciu o zakres udziału we władzy lub stopień zamożności
(wówczas najczęściej mówi się o „warstwach społecznych"). Stąd był
już tylko krok do konstatacji, że sprawujący władzę lub mający wpływ
na rządzących mają nieporównanie większe możliwości zaspokajania
swoich potrzeb i osiągania korzyści niż ludzie należący do „podporząd
kowanych" części społeczeństwa. Nierówność dostępu do takich dóbr
jak mienie, władza, bogactwo, możliwość interesującego spędzania czasu
wolnego (odpowiedniego wypoczynku) jest więc źródłem konfliktu prze
nikającego całe społeczeństwo, zaś klamrą spinającą składające się nań
części nie może być umowa, lecz przymus stosowany przez powołane
w tym celu agendy państwa. Policja, prokuratura i sądy, a także cała
sieć instytucji administracyjnych (np. urzędy podatkowe, meldunkowe,
zajmujące się nadzorowaniem prac budowlanych) — wszystkie te in
stytucje sprawują w imieniu państwa kontrolę nad zachowaniem osób
pozostających w zasięgu jego władzy.
Przy takim spojrzeniu na społeczeństwo i państwo zmienia się też
podejście do prawa. Rola prawa polega w głównej mierze na ustanowie
niu ładu społecznego poprzez ustalanie uprawnień i obowiązków, z czego
wynika wzajemny stosunek różnych części społeczeństwa i relacje mię
dzy jednostkami. Prawo dzieliło niegdyś społeczeństwo m i n . na „wol
nych" i „niewolników", na „szlachetnie urodzonych" i „pospólstwo",
na „pomazańców Bożych" i „zwykłych śmiertelników". Współcześnie
14
wiole z wcześniejszych podziałów zanikło, a inne są znacznie słabsze,
ale zastąpiły je nie mniej istotne, np. na „producentów" i „konsumen
tów", na „zatrudniających" i „zatrudnionych", „rolników" i „pracują
cych poza rolnictwem". Zatem ustalanie ładu społecznego to porząd
kowanie nieustannie żarzących się konfliktów i utrzymywanie ich w gra
nicach nie grożących wybuchem pożaru, który strawiłby istniejący „ład".
Szczególne zadanie w tym dziele przypada prawu karnemu. Stanowio
ne przez rządzących, ma pozwalać karać i piętnować jako „przestęp
ców" lub „wichrzycieli" tych, którzy chcieliby naruszyć lub zmienić ist
niejący stan rzeczy. Przy takiej wizji ludzkiego świata przestępca prze
staje być wyrzutkiem społeczeństwa, a przeobraża się w człowieka, który
wprawdzie zadaje ból lub przyczynia szkody innym ludziom, lecz jest
zarazem — wprawdzie nie zawsze, ale wcale nic rzadko — ofiarą po
rządku społecznego, ustanowionego w cudzym interesie. A jeżeli zmie
nia się diametralnie spojrzenie na organizację społeczeństwa i rolę od
grywaną w niej przez prawo, zwłaszcza karne, czy może to pozostać
bez wpływu na odpowiedź na pytanie: czym ma się zajmować krymino
logia?
Kluczowe znaczenie ma tu stwierdzenie, że prawo karne jest narzę
dziem dyscyplinowania jednostek, które „uwiera" aktualny system spo
łeczny. Możliwości powołanych w tym celu instytucji nic sięgają wszak
tak daleko, aby ścigać każdego, kto naruszy określone zakazy. Z tego
przede wszystkim względu — choć nie tylko — policja i sądy zajmują
się jedynie częścią naruszeń przepisów prawa karnego i niektórymi na-
ruszycielami tych przepisów, którzy są wskazywani jako przestępcy, choć
łamie przepisy prawne cała rzesza osób zachowujących miano porząd
nych obywateli. Zgodnie z tym ujęciem, nie ma sensu nazywanie „prze
stępstwem" samego naruszenia normy prawnokarnej, gdyż jak długo
osoba, która się tego dopuszcza, nic spotyka się z reakcją ze strony pań
stwa, tak długo nie ponosi ona konsekwencji wiązanych przez prawo
z popełnieniem przestępstwa. W takiej sytuacji nic dotykają też na ogół
osób naruszających przepisy prawa karnego inne następstwa ich czy
nów, np. negatywna ocena ze strony przyjaciół lub współpracowników,
a prawo wprost nakazuje traktować osoby nie skazane za przestępstwo
15
jako niewinne. Dopiero, gdy na kimś zostanie nalepiona etykietka „prze
stępca", skutki tego są daleko idące i to niezależnie od tego, czy rzeczy
wiście przekroczył on granice wyznaczone przez prawo karne, czy też li
tylko padl ofiarą pomyłki lub celowego działania tych. którzy go w ten
sposób naznaczyli. Wprawdzie nigdy nie dowiemy się, ilu ludzi trafiło
do więzienia mimo niepopełnienia zarzucanych im czynów, lecz nawet
najnowsza historia Polski, Rosji czy Niemiec pokazuje, że w okresach
tzw. „napięć społecznych" ich liczba rośnie zastraszająco. Są też spek
takularne przykłady skazań ze względu na „zapotrzebowanie społecz
ne", jak choćby słynna sprawa Drcyfussa, francuskiego oficera ukara
nego za rzekome szpiegostwo, którego proces miat odwrócić uwagę od
osób rzeczywiście winnych poniesionych strat, czy też proces Sacco
i Vanzetti'ego. straconych w U S A w imię wykazania stanowczości w ści
ganiu anarchistycznych poglądów politycznych. Z trudem i to w dodat
ku niezbyt dokładnie udaje się oszacować, ilu naruszycieli przepisów
prawa karnego uchodzi rok rocznie spod ręki tych, którzy mają stać na
straży „prawa i porządku". Wobec tego — wedle zwolenników takiego
podejścia — o zaistnieniu przestępstwa należy mówić dopiero wtedy,
gdy je stwierdzono (a dokładniej — uczynił to uprawniony organ), a naj
lepiej wówczas gdy czyn taki przypisano określonej osobie, uznając ją
winną naruszenia przepisu opatrzonego stosownym numerem w kodek
sie karnym. Nic wystarczy więc że naruszono przepis prawa karnego,
trzeba nadto wskazać kto to uczynił
Stanowisko to jaskrawo odbiega od potocznych przekonań na temat
zachowań kryminalnych i może dziwić albo nawet szokować. Jak to.
zapyta ktoś, choć pchnięto człowieka nożem w plecy, z muzeum „wy
parowały" cenne eksponaty, pobito przechodnia, nie mamy do czynie
nia z przestępstwami, ponieważ nie można wskazać palcem złodzieja
lub bandyty? Przecież to nonsens! Zastrzeżenia takie były podnoszone
przez przeciwników omówionych wyżej poglądów, ale zachodzi w tym
wypadku istotne nieporozumienie. Oczywiste jest. że w wyniku przy
kładowo podanych zachowań doszło do zmian w świecie zewnętrznym
— człowiek zraniony broczy krwią, obrazy znajdują się nic tam, gdzie
powinny — i nie sposób temu przeczyć, jeżeli chce się pozostać w zgo
dzie z rzeczywistością. Nie ma również wątpliwości co do przestępnego
charakteru takich zachowań, gdy oceniamy je z punktu widzenia pra
wa karnego, ale przypomnieć trzeba, że spór o przedmiot badań krymi-
nologicznych dotyczył tego, czy ma to być „przestępstwo" w rozumie
niu prawa, czy też na potrzeby kryminologii należy inaczej zdefiniować
to pojęcie. Nikt w związku z tym nie twierdził, że policja nie ma poszu
kiwać niewykrytych sprawców pobić, zranień czy kradzieży, bo jest ona
do tego zobowiązana, natomiast przedmiotem badań kryminologii chcia
no uczynić działania państwowych agend powołanych do zajmowania
się sprawcami zachowań uznawanych przez prawo za przestępne,
a przede wszystkim wyjaśnić, czym kierują się owe agendy (policja, sądy
itd.) w swoich działaniach.
Podejście to — jak wskazywano — narodziło się w wyniku odmien
nego spojrzenia na społeczeństwo i wykazania, że na jego funkcjono
wanie ogromny wpływ wywierają przenikające je konflikty. Tak jednak
jak nie wolno negować istnienia społecznych podziałów i sprzeczności
interesów, tak też nie wolno nie dostrzegać, że żadne społeczeństwo nie
mogłoby przetrwać w stanie nieustającej wojny między ludźmi należą
cymi do różnych jego odłamów. Oprócz spraw dzielących ludzi, istnieją
liczne płaszczyzny wspólnych interesów, wiele zaś osiągnięć ludzkość
zawdzięcza podziałowi pracy, który wymaga zgody, a nie konfliktu. Rze
czywistość społeczna jest skomplikowana i nie da się wtłoczyć w sche
mat ani „umowy społecznej", ani „powszechnego konfliktu", lecz przy
jej wyjaśnianiu musi się znaleźć miejsce dla każdej z tych wizji ludzkie
go świata. Dla kryminologii płynie stąd wniosek o niezbędności przy
glądania się przestępczości z różnych stron, bowiem tylko w ten sposób
można uniknąć pomijania istotnych jej aspektów. Tak więc kryminolog
musi zająć się nie tylko opisem i wyjaśnianiem zachowań uznanych przez
prawo za przestępstwa, ale podjąć również próbę odpowiedzi na pyta
nia o rolę państwa i jego organów w powstawaniu tego zjawiska, o spo
soby reagowania na zachowania naruszające przepisy prawa karnego
i możliwości zapobiegania takim postępkom. Problemy zarysowane
w tym rozdziale ukazują jednak, jak różne są sposoby patrzenia na spo
łeczną rzeczywistość i jak jest ona skomplikowana. Czyni to zadania
stawiane przed kryminologią szczególnie trudnymi.
17