Waldemar Łysiak
Brak wstydu
Kiedy podczas golenia patrzę w twarz tego przystojnego faceta, który nuci sobie wakacyjny
„kawałek” Chrisa Rea: „… will I ever see Your face again?” – zastanawiam się czemu nigdy
nie wystąpił jako tenor w La Scali, lub chociaż jako gwiazdor w Kołobrzegu. Dwa właśnie
minione festiwale, sopocki (Polsat) i opolski (TVP) bezspornie bowiem dowodzą, że Stuhr
miał rację, to jest, że między Bałtykiem a Tatrami „śpiewać każdy może”, ale nie umie prawie
nikt. Również tv–konkurs „Jak oni śpiewają”, pełen notorycznie fałszujących minigwiazdek,
był obciachem rodzimego śpiewania. Polski język ma trzy soczyste wyrazy, które całkowicie
starczą za recenzję tych imprez rodem z prowincjonalno–amatorskiego wodewilu; wszystkie
na literę k, bezwzględnie (i bezpruderyjnie) tutaj właściwą: kociokwik, kakofonia i klapa. Ale
to żadna niespodzianka, bo kompromitujące międzynarodowe klęski naszych zapiewajłów
(od lat „dajemy ciała” podczas festiwalu Eurowizji) są dobrym papierkiem lakmusowym.
Słuchając tych naszych grafomanów pienia (pan Szyc i spółka) człek ma ochotę ryknąć
prawie każdej lub każdemu: „Kończ, wstydu sobie oszczędź!”. Lecz oni nie mają wstydu.
Brak wstydu jest nad Wisłą przypadłością chroniczną wskutek tradycji peerelowskiej (inna
sprawa, że piosenkarzy mieliśmy za PRL–u dużo lepszych; dzięki Krajewskiemu, Grechucie,
Osieckiej i paru innym byliśmy wokalnym Eldorado). Widać to głównie w sferze medialnej,
gdzie chrzanić każdy może co mu ślina na jęzor sprowadzi, byle nie molestował paragrafów
kodeksu, bo wtedy sąd i krewa (odszczekiwanie i grzywna). Dywagować duby smalone
wolno skolko ugodno. Do publiki telewizyjnej, parlamentarnej, wiecowej, konferencyjnej
–
wszędzie. Tysiące publicznych głupot każdego miesiąca. Jedna, świeża, dla przykładu: 18
czerwca eseldowiec Kalisz roz
wodzi się przed kamerami na temat „godności człowieka”,
której śmiertelnym wrogiem jest lustracja. Głosem płonącym cnotą i oburzeniem mówi to do
milionów ludzi bezpośredni spadkobierca totalitarnego gangu partyjnego, za którego rządów
nie tylko rutynowo gn
ojono ludzką godność kolaboranctwem, represjami, mordami (m.in.
zabójstwami księży), lecz i torturowano równie brutalnie co Gestapo czy NKWD (księdza
Isakowicza
–Zaleskiego przypalano; wielu zostało zatłuczonych pałkami; fragment zeznania,
dla komisji sejmo
wej, o zakatowaniu Mariana Bednarka: „Bito tak, że pałki nie schodziły z
niego, piętnaście minut. Wył w nieludzki sposób”; fragment wywiadu esbeckiego oprawcy,
funkcjonariusza Kmietko: „Widział pan kiedyś osobę bitą po stopach?… Słychać już nie krzyk
człowieka, ale wycie zarzynanego zwierzęcia”). A tow. Kalisz śpiewa nam o łamanej dziś
przez IPN „godności człowieka”. Bezczelny, tupeciarski, nikczemny brak wstydu.
Czasami brak wstydu motywuje też figury pracujące (przynajmniej formalnie) po drugiej
stronie
barykady. Jeżeli już wspomniałem lustrację, to weźmy jako dowód ciągłe
kwestionowanie autentyczności esbeckich dokumentów przez red. Perzynę („Tygodnik
Solidarność”) i red. Wielomskiego („Najwyższy Czas!”). Albo regularne próby wybielania
rozmaitych esbeków i esbeckich kapusiów przez Radio Rydzyk. Każda taka gierka ze strony
kół lansujących się jako antykomunistyczne, prawicowe, konserwatywne czy katolickie – to
nóż w plecy prawdy i patriotyzmu. Każda próba bezdowodowego dezawuowania lustracji, dla
jej uwalenia
– to przejaw haniebnego braku wstydu, panowie, skończcie to robić!
Ciężki cios próbował niedawno zadać lustracji były towarzysz partyjny (dawniej PZPR,
później UD i UW), B. Geremek, rozpętując burzę na forum międzynarodowym, przy
aprobacie Parlamentu
Europejskiego. Głównym adwokatem B. Geremka był podczas całej
afery deputowany goszystowskiej frakcji tego ogólnie zlewaczałego organu UE, eksterrorysta
z pokolenia 68, serdeczny przyjaciel Michnika, Daniel Cohn
–Bendit, który pracując swego
czasu jako wyc
howawca przedszkolny uprawiał z przedszkolakami postępowy seks i nawet
się tym pedofilstwem szczycił („… dzieci rozpinały mi rozporek i zaczynały głaskać, więc ja
również zaczynałem…” itd., oszczędzę Państwu). Dzisiaj to bydlę, pieniąc się (widzieliśmy
jeg
o furię w telewizji) i machając wściekle łapami, gardłuje wobec całego świata na rzecz
Geremka, oskarżając kaczystowską Polskę o faszyzm, rasizm, ksenofobię itp. Kliniczny brak
wstydu, jak to u lewaków.
Gdybym chciał napisać encyklopedię dzisiejszego braku wstydu u naszych figur publicznych,
znalazłyby się tam osoby ze wszystkich partii, opcji, nurtów, worków, saków tudzież krzaków,
wszystkich dziedzin kultury i sportu, wszystkich dyscyplin naukowych i artystycznych,
generalnie: zewsząd. Drażni mnie brak wstydu żula Gołoty, który umie bić ludzi, ale nie umie
walczyć w ringu (umie z niego wiać jak zając), a mimo to ciągle wraca, by zachapać trochę
grosza. Gniewa mnie brak wstydu u bliźniaków W. (Wałęsa i Wachowski), którzy pchają się
na parkiet, mimo że są kartami zgranymi do szczętu, budzącymi tylko niesmak. Budzi mój
lekki niesmak fakt, że pierwsza dama wysyła żartobliwy poczęstunek (jajka i kanapki)
hucpiarzowi z TVN
–u, niby jako żart–ripostę, lecz w sumie jest to nonsensowne kokietowanie
wrogów (niestety, charakterystyczne dla co drugiego pisowca), bo szołmen czyli oszołomen
Majewski znęca się nad Kaczorami równie bezgustownie co bezpardonowo. Wreszcie mierzi
mnie spiralne naginanie konstytucji przez Trybunał Konstytucyjny – jak nitek spaghetti wokół
widel
ca, którym trzeba przygwoździć IPN, żeby Polacy nie poznali prawdy o swych
prominentach, elitach, gronie VIP
–ów. Itd., itp. – kres wyliczanki, bo miejsce mi się kończy.
Brak wstydu nie jest karany paragrafem, ale sam los bywa czasami surowy i dokopuje
win
owajcom. Wszelacy bezwstydni obrońcy łajdactwa czy zboczeń, wszelakie obrończynie
pseudotolerancji czy feminiterroryzmu, różne Kingi, Jarugi, Szczuki, Środy et consortes –
muszą uważać. Zawsze bowiem może się zjawić jakiś uduchowiony antyfaszysta Simon Mol,
pod którym słowiańskie dziewice będą się ścieliły ławą niczym muchy padające na grzbiety
od słodkiej woni postępu, i później HIV albo inne modne paskudztwo przerabia te humanistki
na rasistki, co stanowi niejaką dolegliwość dla unijnego kraju, pełnego agorowej młodzieży
typu „generation next”.