O tobie jest mowa

background image

Friedhelm König

O tobie jest mowa

WYDAWNICTWO GBV

background image

Tytuł oryginału niemieckiego:
Du bist gemeint
Wydawca oryginału:
Brunnen-Verlag, Giessen/Basel, Germany
© Copyright by Brunnen-Verlag, Giessen, 1967
© Copyright for Polish Edition by Gute Botschaft Verlag,

Dillenburg, 1994

Wydanie polskie ukazuje si

ę

nakładem wydawnictwa:

Gute Botschaft Verlag, Dillenburg, Germany

Przekład:
Piotr Baron
Rudolf Cyro

ń

Redagował zespół

Korekta j

ę

zykowa:

Jolanta Smorz, Wisława Bertman

Łamanie i diapozytywy:
Agencja Wydawnicza „HEJME”
Kazimierz Leja
tel./fax (03)165 55 35

Pierwsze wydanie polskie

ISBN 83-85930-03-5

(ISBN oryginału: 3-7655-3036-0)

Wydawnictwo:

Gute Botschaft Verlag

P.O.B. 80
D-35673 Dillenburg 2
Tel. 0-049-2771-36633
Fax 0-049-2771-36960

background image

SPIS TRE

Ś

CI

Wst

ę

p............................................................................................7

O Tobie jest mowa........................................................................9
Biały Murzyn...............................................................................13
Teraz albo nigdy.........................................................................16
Szcz

ęś

liwy, komu odpuszczono! ...............................................19

Prywatny samolot.......................................................................23
Bardzo porz

ą

dni ludzie...............................................................27

Niebezpieczna zabawa...............................................................30
Prosz

ę

„wybra

ć

wła

ś

ciwy pas ruchu!”.........................................33

Warte zwiedzenia.......................................................................35
B

ą

d

ź

zawsze gotowy!.................................................................38

Wiele rzeczy...............................................................................42
Niebezpieczny sen......................................................................44
To b

ę

dzie mówione!....................................................................47

Fałszerwstwa!.............................................................................51
Jeden skuteczny list....................................................................56
Człowieku, nie irytuj si

ę

..............................................................58

Panika na stadionie....................................................................61
Co to jest dialektyka?..................................................................67
Czy jeste

ś

przygotowany?..........................................................70

Ten człowiek po

ś

rodku...............................................................74

Horoskop tygodnia......................................................................78
Przejrzany...................................................................................83
Chodzi o twoje obywatelstwo......................................................88
Najwspanialsza rzecz

ś

wiata......................................................91

Kilka słów na zako

ń

czenie..........................................................95

Wykaz skrótów ksi

ą

g biblijnych..................................................96

background image

WST

Ę

P

Ksi

ąż

ka „O tobie jest mowa” pulsuje

ż

yciem. Została napisana z my

ś

l

ą

o młodych ludziach,

którzy z zapałem szukaj

ą

szcz

ęś

cia, lecz wielu z nich przez to popada w nieszcz

ęś

cie! Duch

obecnego czasu, jak nigdy dot

ą

d, wywiera na nas nieustanny wpływ. Nie łud

ź

my si

ę

! Lampy nie

wnios

ą

ś

wiatła do naszych serc! Chcieliby

ś

my

ż

y

ć

pełni

ą

ż

ycia – przy tym nie nadaremnie.

W przedstawionych tu opowiadaniach wida

ć

wyra

ź

nie pewne

ś

wiatło, wskazuj

ą

ce na Kogo

ś

,

kto jedynie mo

ż

e przynie

ść

prawdziw

ą

rado

ść

– jest to Jezus Chrystus.

Dlatego

ż

yj swoim

ż

yciem, ale

ż

yj wła

ś

ciwie.

Je

ś

li uwa

ż

ny czytelnik tej ksi

ąż

ki przyjmie osobi

ś

cie poselstwo w niej zawarte, spowoduje ono

przełom w jego dotychczasowym spojrzeniu na

ś

wiat, wniesie

ś

wiadomo

ść

wiary i nadziej

ę

na

ż

ycie wieczne.

Paul Deitenbeck

background image

Pochwycony

ś

wiata wirem,

człeku, przysta

ń

, słuchaj chwil

ę

,

gdy

ż

Bóg Chwały – Bóg Zbawienia

ma ci co

ś

do powiedzenia...

H. Fuhrmann

background image

O TOBIE JEST MOWA

Czy wiesz o tym,

ż

e twoje imi

ę

jest zapisane w Biblii? Dlaczego robisz tak zdziwion

ą

min

ę

?

Naprawd

ę

twoje imi

ę

jest tam zapisane, z cał

ą

pewno

ś

ci

ą

twoje.

Najpierw jednak chc

ę

ci powiedzie

ć

, czego tam nie ma. Nie ma tam twojego nazwiska, pod

jakim figurujesz w spisie biura meldunkowego lub w pracy. Twego nazwiska nie ma w Biblii. Nie
jest to zreszt

ą

istotne, poniewa

ż

gdyby ono tam było, miałby

ś

słuszn

ą

w

ą

tpliwo

ść

, czy

rzeczywi

ś

cie chodzi o ciebie, czy te

ż

o kogo

ś

innego, bowiem na przestrzeni lat wielu było takich,

którzy nosili i jeszcze nosz

ą

te same nazwiska.

A wi

ę

c twego obywatelskiego nazwiska – Jan Kowalski czy Krystyna Rojówna, w Biblii nie

znajdziesz. Jest tam natomiast bez w

ą

tpienia twoje imi

ę

. Bez wzgl

ę

du na to, czy ci si

ę

ono

podoba, czy te

ż

nie – to imi

ę

brzmi: „grzesznik”. Niech ci

ę

to jednak nie zra

ż

a. Zauwa

ż

, co Biblia

mówi o Jezusie Chrystusie. Mówi ona co

ś

cudownego:

„Ten grzeszników przyjmuje” (Łuk. 15,2)

Twoje imi

ę

jest proste i jak najbardziej zasadne. Nikt z ludzi nie mo

ż

e powiedzie

ć

: „To imi

ę

do

mnie nie pasuje!”. Ono jest trafne i wła

ś

ciwe, pasuje do ciebie, i to jak! Jest te

ż

zrozumiałe. Imi

ę

takie mo

ż

e nosi

ć

jedynie człowiek, który zasłu

ż

ył na wieczne pot

ę

pienie, gdy

ż

s

ą

d Bo

ż

y ci

ąż

y na

nim. A tak wła

ś

nie jest w twoim przypadku. Tak brzmi bowiem twoje imi

ę

w Biblii, całkiem jasno

i jednoznacznie.

Zadam ci teraz jedno proste pytanie: Co czynisz, kiedy chcesz wej

ść

do jakiego

ś

domu? Na

pewno wtedy pukasz lub dzwonisz. Drzwi si

ę

otwieraj

ą

, a ty wchodzisz. Nie ma w tym nic

trudnego. Wie o tym ka

ż

de dziecko. Wi

ę

c uczy

ń

tak, uczy

ń

teraz! Zwró

ć

si

ę

do Jezusa, zapukaj

do niego, do twego Zbawiciela. On ci otworzy, On ci

ę

przyjmie.

Zapewne słyszałe

ś

ju

ż

o problemach rasowych w USA czy te

ż

w Afryce. S

ą

tam tramwaje,

restauracje i inne miejsca publiczne, które s

ą

dost

ę

pne tylko dla białych. Czarni nie maj

ą

tam

wst

ę

pu. Dla nich przeznaczone s

ą

inne miejsca. Wyobra

ź

my sobie teraz t

ę

spraw

ę

odwrotnie.

Powiedzmy,

ż

e podró

ż

ujesz po jakim

ś

afryka

ń

skim kraju. Po długotrwałej, m

ę

cz

ą

cej w

ę

drówce,

szukasz w mie

ś

cie hotelu, aby przenocowa

ć

. Bł

ą

dzisz po ulicach w tropikalnym upale straszliwie

zm

ę

czony, spragniony i senny. Gdziekolwiek jednak przychodzisz, czytasz przed wej

ś

ciem napis:

„Tylko dla czarnych”. Robi si

ę

ciemno, a ciebie ogarnia niepokój i coraz wi

ę

ksze zm

ę

czenie. Po

dwugodzinnym poszukiwaniu wleczesz si

ę

jeszcze do wskazanego hotelu, gdzie

ś

na skraju

miasta, podchodzisz i z dala widzisz ju

ż

napis: „Tu przyjmuje si

ę

białych”.

Co wtedy czynisz? Oczywi

ś

cie, wchodzisz do

ś

rodka, maj

ą

c pewno

ść

,

ż

e ten dom jest dla

ciebie. A teraz pomy

ś

l, co by si

ę

stało, gdyby w spisie hotelowym wymieniona była tylko pewna

ilo

ść

nazwisk, bez twojego! Na szcz

ęś

cie czytasz jasne i zrozumiałe słowa: „Dla białych”.

Zupełnie ci to wystarcza. Szukasz schronienia, a ono tu wła

ś

nie jest. A wi

ę

c – o tobie jest mowa!

Co do tego nie ma najmniejszej w

ą

tpliwo

ś

ci, poniewa

ż

jeste

ś

białym!

TAK SAMO PROSTA JEST EWANGELIA!

Ewangelia mówi: „grzesznik”, a wi

ę

c – o tobie jest mowa. W takim razie i ty musisz wej

ść

przez

t

ę

ciasn

ą

furtk

ę

Bo

ż

ego zaproszenia do Jezusa, gdy

ż

: „Ten grzeszników przyjmuje”.

Czytamy w Pi

ś

mie

Ś

wi

ę

tym,

ż

e: „Jezus Chrystus przyszedł na

ś

wiat, aby grzeszników zbawi

ć

(1 Tym. 1,15). Przyszedł zbawi

ć

tych, którzy uznaj

ą

si

ę

przed nim za grzeszników i szczerze, ze

skruch

ą

wyznaj

ą

mu swój grzech. Chocia

ż

wszyscy ludzie s

ą

grzesznikami, jednak wielu uwa

ż

a

si

ę

za „dobrych” i mówi

ą

: „Ja nikogo nie zabiłem ani nie okradłem”. Pan nie przyjmuje takich

„dobrych” grzeszników. Pan Jezus przedstawił t

ę

prawd

ę

na przykładzie przypowie

ś

ci o faryzeu-

szu i celniku. Ten pierwszy uwa

ż

ał si

ę

za sprawiedliwego przed Bogiem, wymienił te

ż

wiele

swoich zasług i dobrych uczynków. Celnik za

ś

nie mógł nic Bogu przedstawi

ć

, jedynie swoje

grzechy, mówi

ą

c: „Bo

ż

e, b

ą

d

ź

miło

ś

ciw mnie grzesznemu”. A Pan Jezus tak o nim powiedział:

„Ten poszedł usprawiedliwiony do domu swego, tamten za

ś

nie” (Łuk. 18,11–14).

PAMI

Ę

TAJ O TYM,

ś

E PAN JEZUS PRZYJMUJE GRZESZNIKÓW!

background image

BIAŁY MURZYN

Biały Murzyn?... Wcale nie

ż

artuj

ę

. Takich w ogóle nie ma! Odpowiesz w ten sposób, albo po-

dobnie, kiedy przeczytasz tytuł. Wła

ś

ciwie ja tak

ż

e nigdy nie spotkałem białego Murzyna.

Chocia

ż

... my

ś

l

ę

o pewnym starym pracowniku drogowym, którego skóra zbr

ą

zowiała od wiatru

i sło

ń

ca lub o tłumach turystów powracaj

ą

cych z urlopów ze słonecznego południa. Wyjechali z

białymi twarzami, a powracaj

ą

mocno opaleni – czasem nie do poznania. O innych, którzy nie

mogli wyjecha

ć

na urlop lub trafili na zł

ą

pogod

ę

, zatroszczył si

ę

przemysł kosmetyczny. S

ą

te

ż

ludzie, których celem jest zachowanie przez cały rok pi

ę

knej opalenizny. Dla nich produkowane

s

ą

kremy, które z człowieka o białej karnacji potrafi

ą

zrobi

ć

murzyna, nawet bez urlopu nad

Morzem Czarnym. Pewna sekretarka pracuj

ą

ca w zakładzie przemysłowym w

ś

rodku zimy była

tak „opalona”, jakby wróciła z Tunezji lub przebywała w wysokich górach, je

ż

d

żą

c na nartach.

Ale nie id

ź

przypadkiem do lekarza i nie pytaj, czy u

ż

ywanie tych kremów jest szkodliwe, gdy

ż

dermatolodzy nie s

ą

jednomy

ś

lni w tej sprawie. Dla urody trzeba ponie

ść

wiele ofiar.

Najzabawniejsze jest to,

ż

e Murzyni post

ę

puj

ą

zupełnie podobnie, tylko

ż

e oni nie chc

ą

by

ć

czarni, lecz biali.

W ubiegłych stuleciach badacze Afryki opowiadali o tym,

ż

e niektóre plemiona murzy

ń

skie

potrafiły przygotowa

ć

bardzo jasny kolor farbuj

ą

cej masy, któr

ą

malowali swoje ciała, aby

osi

ą

gn

ąć

zamierzony, jasny kolor skóry. Dzisiaj zacne damy murzy

ń

skie i panowie maj

ą

ułatwione zadanie. Kupuj

ą

w drogerii

ś

rodek wybielaj

ą

cy i efekt jest ten sam. Tak wi

ę

c s

ą

„biali

murzyni”, je

ś

li spojrze

ć

na to z tej strony.

Ale wszyscy dobrze wiemy,

ż

e z czarnego nie da si

ę

zrobi

ć

białego i odwrotnie. Nie pomog

ą

tu

ż

adne

ś

rodki. Przypomina o tym wiersz z Biblii: „Czy Murzyn mo

ż

e odmieni

ć

swoj

ą

skór

ę

, a

pantera swoje pr

ę

gi? A czy wy, przywykli do złego, mo

ż

ecie dobrze czyni

ć

?” (Jer. 13,23).

Nie, dla Murzyna nieosi

ą

galne jest zdj

ąć

swoj

ą

czarn

ą

skór

ę

i przyodzia

ć

now

ą

. Równie

ż

dzika

pantera zachowa swoje pr

ę

gi.

Identycznie jest z natur

ą

człowieka. Nie mo

ż

e on uczyni

ć

nic dobrego, gdy

ż

od dzieci

ń

stwa ma

grzeszne przyzwyczajenia. Nie jest on z natury grzeszny, jak próbuj

ą

udowadnia

ć

niektórzy

filozofowie, lecz jest grzeszny przez dziedzictwo grzechu i całkowicie niezdolny, aby stan

ąć

przed

Ś

wi

ę

to

ś

ci

ą

Bo

żą

. Ale Bogu niech b

ę

d

ą

dzi

ę

ki,

ż

e dla wszystkich, którzy w

ś

wietle Jego Słowa

poznaj

ą

swój zgubny stan, przygotował cud, o którym czytamy w Izaj. 1,18: „Cho

ć

wasze grzechy

b

ę

d

ą

czerwone jak szkarłat, jak

ś

nieg zbielej

ą

”.

My

ś

l

ę

o pewnym Murzynie, który na zgromadzeniu ewangelizacyjnym powiedział do

słuchaj

ą

cych: „Posiadam czarn

ą

twarz, ale moje serce jest białe, gdy

ż

zostało obmyte krwi

ą

Jezusa Chrystusa. Wy macie białe twarze, ale by

ć

mo

ż

e wasze serca s

ą

czarne. Pozwólcie

wybieli

ć

je krwi

ą

Pana i Zbawiciela!” Szcz

ęś

liwi s

ą

ci, którzy maj

ą

czyste serca! Tylko oni b

ę

d

ą

ogl

ą

da

ć

Boga.

background image

TERAZ ALBO NIGDY

Na północnych kra

ń

cach ziemi istniej

ą

obszary, gdzie podstawowym wy

ż

ywieniem

mieszka

ń

ców s

ą

jaja morskich ptaków. Ptaki te buduj

ą

swoje gniazda na niedost

ę

pnych,

wysokich skałach. Pewnego razu młody poszukiwacz ptasich gniazd zauwa

ż

ył du

ż

e gniazdo

poło

ż

one w szczelinie skalnej, zbudowane o kilka metrów poni

ż

ej miejsca, na którym si

ę

wła

ś

nie

znajdował. Stał na wyst

ę

pie skalnym, z którego nie mo

ż

na było zej

ść

bez liny. Nie namy

ś

laj

ą

c

si

ę

, młody człowiek – przywykły do podobnych trudno

ś

ci – wbił w

ś

cian

ę

hak, umocował na nim

lin

ę

, opu

ś

cił si

ę

na niej z nawisu skalnego i zawisł w powietrzu na wysoko

ś

ci upatrzonej

szczeliny. Aby jednak si

ę

do niej dosta

ć

, musiał odpowiednio rozkołysa

ć

lin

ę

i potem skoczy

ć

na

mał

ą

półeczk

ę

, tu

ż

obok szczeliny z jajami. Zadowolony z udanej sztuki i perspektywy bagatego

łupu, u

ś

miechn

ą

ł si

ę

zwyci

ę

sko do siebie i wyci

ą

gaj

ą

c r

ę

k

ę

do gniazda, mrukn

ą

ł: „No, udało si

ę

”.

W tej samej chwili jednak uczynił jaki

ś

niopatrzny ruch i upu

ś

cił koniec liny, na której miał si

ę

wydosta

ć

z powrotem. Lina odskoczyła i kołysz

ą

c si

ę

zawisła nad przepa

ś

ci

ą

, w odległo

ś

ci

jakich

ś

dwóch metrów od tkwi

ą

cego przy

ś

cianie młodzie

ń

ca.

W jednej chwili poj

ą

ł cał

ą

groz

ę

swego poło

ż

enia. O zej

ś

ciu ze skały nie mogło by

ć

mowy,

gdy

ż

była pionowa. Nad nim był nawis, o którego zdobyciu nie mógł nawet marzy

ć

. Był samotny

w

ś

ród skał, nikt nie mógł mu przyj

ść

z pomoc

ą

. Nale

ż

ało natychmiast skorzysta

ć

z kołysz

ą

cej si

ę

jeszcze liny i w momencie jej przybli

ż

enia, odbi

ć

si

ę

od skały, skoczy

ć

i uchwyci

ć

jej koniec.

Trzeba było to zrobi

ć

bez zwłoki, gdy

ż

lina kołysała si

ę

coraz wolniej i lada moment mogła zawis-

n

ąć

nad przepa

ś

ci

ą

w nieosi

ą

galnym dla niego oddaleniu.

Teraz albo nigdy – przemkn

ę

ło błyskawicznie przez głow

ę

młodego człowieka i w tej samej

chwili powzi

ą

ł stanowcz

ą

decyzj

ę

– skoczy w kierunku liny, aby si

ę

ratowa

ć

. Oczywi

ś

cie, ryzyko

było du

ż

e, mógł przecie

ż

nie trafi

ć

i nie złapa

ć

liny, wówczas ciało ległoby zmia

ż

d

ż

one u stóp

pionowej skały. Lecz w chwili

ś

miertelnego niebezpiecze

ń

stwa człowiek czyni wszystko, aby si

ę

ratowa

ć

.

Istnieje przepa

ść

, otwieraj

ą

ca si

ę

u stóp ka

ż

dego człowieka i ka

ż

dy musi przez ni

ą

przej

ść

.

Istniej

ą

r

ę

ce, które wyci

ą

gaj

ą

si

ę

ponad przepa

ś

ci

ą

wiecznej

ś

mierci, aby ka

ż

dego ratowa

ć

. Te

r

ę

ce s

ą

przebite gwo

ź

dziami. Czy wiesz,

ż

e mo

ż

e dzi

ś

jest jedyna szansa, aby podj

ąć

ostateczn

ą

decyzj

ę

? Czy chcesz uchwyci

ć

si

ę

r

ą

k, które wyci

ą

gaj

ą

si

ę

równie

ż

do ciebie? Zauwa

ż

, jak

ź

le

dzieje si

ę

na tym

ś

wiecie, wszystko zamarło w oczekiwaniu na rozwój sytuacji, wobec której

postawiły ludzko

ść

niebezpieczne wynalazki tego wieku. Ziej

ą

ca przepa

ść

znajduje si

ę

by

ć

mo

ż

e

tak

ż

e u naszych stóp. Czy chcesz skorzysta

ć

ze zbawczej liny zwisaj

ą

cej z krzy

ż

a

Chrystusowego?

„Jam jest zmartwychwstanie i

ż

ywot; kto we mnie wierzy, cho

ć

by te

ż

umarł,

ż

y

ć

b

ę

dzie”. Tak

nas zapewnia Dawca

ś

ywota – Jezus Chrystus.

Id

ź

do tego zdroju, obmyj w nim oskar

ż

aj

ą

ce ci

ę

sumienie, skorzystaj jeszcze dzi

ś

z

wyci

ą

gni

ę

tych na ratunekj dłoni jeszcze dzi

ś

. Bo kto wie, mo

ż

e i dla ciebie ta chwila znaczy –

teraz albo nigdy!

background image

SZCZ

ĘŚ

LIWY, KOMU

ODPUSZCZONO!

Powoli i z trudem pnie si

ę

poci

ą

g poprzez górzysty teren. Stara lokomotywa, sapi

ą

c i dysz

ą

c,

wiezie go

ś

ci do miejsc wczasowych. Wsz

ę

dzie mo

ż

na dostrzec radosne, pełne oczekiwania

twarze. W jednym przedziale jednak siedzi dwóch m

ęż

czyzn, młodszy wygl

ą

da na

nieszcz

ęś

liwego. Powa

ż

ne zmartwienie obci

ąż

a jego serce. Starszy współpasa

ż

er obserwuje go

w zamy

ś

leniu, w ko

ń

cu nawi

ą

zuje z nim rozmow

ę

. Młodszy jest niespokojny i podniecony,

najpierw zaczyna rozmow

ę

niepewnie, z du

ż

ymi przerwami. Kiedy jednak spostrzega,

ż

e nie

spotyka si

ę

ze zwykł

ą

ciekawo

ś

ci

ą

, lecz ze szczerym współczuciem, z jego ust zaczyna płyn

ąć

opowie

ść

.

„Siedziałem par

ę

lat w wi

ę

zieniu – mówi – dzi

ś

rano zostałem zwolniony, teraz jestem w

drodze do domu. Ach! Jak

ą

ha

ń

b

ę

przyniosłem moim najbli

ż

szym! Przez te wszystkie lata nawet

mnie nie odwiedzili. Niewiele te

ż

pisali. Nie mam im tego za złe, poniewa

ż

zniewa

ż

yłem ich

miło

ść

do mnie. By

ć

mo

ż

e nie odwiedzili mnie z tego powodu,

ż

e podró

ż

była taka daleka i droga,

za

ś

listy w naszym domu pisało si

ę

bardzo rzadko. Czasem łudz

ę

si

ę

,

ż

e mi przebaczyli, chocia

ż

mam co do tego wiele obaw. Nienawidz

ę

mego przeszłego

ż

ycia i bardzo

ż

ałuj

ę

wszystkiego, co

si

ę

stało!” Po tych słowach ukrył w dłoniach twarz ze wzruszenia.

Po chwili mówił dalej: „Napisałem rodzicom w li

ś

cie, aby dali mi znak przebaczenia. Poniewa

ż

poci

ą

g ten przeje

ż

d

ż

a tu

ż

obok naszej małej posiadło

ś

ci, wi

ę

c prosiłem, by wywiesili biał

ą

wst

ę

g

ę

na du

ż

ej jabłoni, która ro

ś

nie koło płotu, obok toru kolejowego, je

ś

li mi przebacz

ą

. Chciałem im w

ten sposób ułatwi

ć

sytuacj

ę

. Gdyby jednak mi nie przebaczyli i nie chcieli mnie widzie

ć

w domu,

wtedy nie maj

ą

wywiesza

ć

wst

ę

gi, a ja nie wysi

ą

d

ę

z poci

ą

gu, lecz pojad

ę

dalej, sam nie wiem

dok

ą

d”.

Jego niepokój wyra

ź

nie wzrastał. Poci

ą

g zbli

ż

ał si

ę

do jego rodzinnego miasteczka, a on bał

si

ę

nawet spojrze

ć

w okno. „Za chwil

ę

przejedziemy przez mały mostek, a potem... tak, potem...”

Starszy m

ęż

czyzna zamienił si

ę

z nim miejscem i zapewnił go,

ż

e b

ę

dzie pilnie obserwował

okre

ś

lon

ą

jabło

ń

przy płocie. Wkrótce potem poło

ż

ył mu bez słowa r

ę

k

ę

na ramieniu, bowiem

i jemu stan

ę

ły łzy w oczach. Po chwili szepn

ą

ł: „Oto i ona! Wszystko w porz

ą

dku, cała jabło

ń

pełna jest białych wst

ąż

ek!” W tym momencie z twarzy młodego znikła troska, gorycz i

niepewno

ść

. Obaj poczuli si

ę

tak, jakby prze

ż

yli cud, a oczy młodszego l

ś

ni

ą

ze szcz

ęś

cia.

Równie

ż

i ty mo

ż

esz jeszcze dzi

ś

nazwa

ć

to szcz

ęś

cie swoim szcz

ęś

ciem! Ach, gdyby

ś

wiedział, jak bardzo t

ę

skni Ojciec Niebieski za tym, aby

ś

nawrócił si

ę

do niego, aby

ś

zawrócił ze

złej, grzesznej drogi

ż

ycia! Nie musiałe

ś

obrabowa

ć

banku, nikogo napa

ść

czy siedzie

ć

w

wi

ę

zieniu za jakie

ś

przest

ę

pstwa, poniewa

ż

ka

ż

dy człowiek jest wi

ęź

niem własnego „Ja”, i ju

ż

z

natury wi

ęź

niem grzechu. Czy odczułe

ś

kiedy

ś

osobi

ś

cie,

ż

e ci

ęż

ar niewoli grzechu jest dla

ciebie takim ci

ęż

arem, którego chciałby

ś

si

ę

koniecznie pozby

ć

? Je

ś

li tak, to uczy

ń

podobnie, jak

młodzieniec, o którym nam mówi Biblia – Syn Marnotrawny. On postanowił wróci

ć

do swojego

ojca i powiedział: „Wstan

ę

i pójd

ę

do mego ojca i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko

niebu i przeciwko tobie”. (Łuk. 15,18). I nie tylko postanowił w sercu swoim, ale te

ż

to uczynił.

Wstał wi

ę

c i poszedł do ojca. Z pewno

ś

ci

ą

w drodze był niespokojny, miał te

ż

w

ą

tpliwo

ś

ci,

podobnie jak młody człowiek w poci

ą

gu. Kiedy jednak ujrzał jabło

ń

pełn

ą

wst

ę

g, wtedy w jego

serce wst

ą

piła otucha i nieopisana rado

ść

. „Wstał wi

ę

c i poszedł do ojca swego. A iedy jeszcze

był daleko, ujrzał go ojciec jego, u

ż

alił si

ę

i pobiegłszy, rzucił mu si

ę

na szyj

ę

i pocałował go”

(Łuk. 15,2O).

Ten dowód boskiej miło

ś

ci jest znacz

ą

cy równie

ż

dla ciebie. Szcz

ęś

liwy, komu odpuszczono.

Jeszcze dzisiaj mo

ż

esz posi

ąść

to szcz

ęś

cie!

background image

PRYWATNY SAMOLOT

Jak to? Nie masz własnego samolotu? Wielka szkoda. Na pewno jednak posiadasz pi

ę

kn

ą

will

ę

? Co? Tak

ż

e nie? No, ale samochód, którym je

ź

dzisz jest szybki i nowoczesny! Co? Tylko

motorower? Och, ty biedaku! Pozwól,

ż

e ci wyra

żę

szczere współczucie. Przepraszam!

Zobaczysz wkrótce,

ż

e nie mówiłem całkiem powa

ż

nie. Zaraz to udowodni

ę

.

Najpierw chciałbym ci opowiedzie

ć

o pewnej pi

ę

knej kobiecie, która posiadała wszystko to, o

co ciebie pytałem. Oprócz prywatnego samolotu, komfortowej willi pod Pary

ż

em i kilku

luksusowych samochodów posiadała wiele innych, cennych rzeczy. Nale

ż

ała do nich ogromnej

warto

ś

ci bi

ż

uteria, a jej domowym zwierz

ę

ciem była oswojona, czarna pantera, któr

ą

cz

ę

sto

prowadzała na smyczy. Zapomniałem jeszcze powiedzie

ć

, jak nazywała si

ę

ta dama, której

mo

ż

na było pozazdro

ś

ci

ć

. Mówi

ę

o

ś

wiatowej sławy modelce Ninie Dyer, córce angielskiego

adwokata. Przybyła do Pary

ż

a, gdzie została zatrudniona jako modelka. Maj

ą

c 24 lata, wyszła za

m

ąż

za niemieckiego barona, wielkiego przemysłowca z Thyssen. Jej m

ąż

, w

ś

ród wielu cennych

prezentów

ś

lubnych, podarował jej jeden szczególny – wysp

ę

na Morzu Karaibskim. Mimo tego,

mał

ż

e

ń

stwo to nie trwało długo. Przy rozwodzie wypłacił jej drog

ą

ugody 1O mln marek. Równie

ż

drugie mał

ż

e

ń

stwo z ksi

ę

ciem Sadruddinem Khan nie dało jej szcz

ęś

cia. Doprowadziło znów do

rozwodu, przynosz

ą

c tak

ż

e par

ę

milionów marek.

ś

yła wi

ę

c teraz niezmiernie bogato w swojej

willi w Garsches, w zachodniej dzielnicy Pary

ż

a. Pewnego lipcowego dnia 1965 roku znaleziono

j

ą

martw

ą

w jej luksusowym domu. Maj

ą

c 35 lat popełniła samobójstwo.

My

ś

l

ę

,

ż

e wiesz ju

ż

teraz, kto wła

ś

ciwie zasłu

ż

ył na moje współczucie. Jest wielu bogatych

ludzi i wielu chce by

ć

bogatymi. Zasługuj

ą

jednak na nasze współczucie. Wielu ludzi przegrywa

mnóstwo pieni

ę

dzy w ró

ż

nych grach w nadziei,

ż

e kiedy

ś

przypadnie im wielka fortuna, która

usunie troski, da im szcz

ęś

cie i zadowolenie. Przed laty wydano pewn

ą

publikacj

ę

opisuj

ą

c

ą

ż

ycie „szcz

ęś

liwców”, „wielkich wygranych”. Boj

ę

si

ę

jednak,

ż

e czytaj

ą

c j

ą

, nie doznaliby

ś

my

zbyt du

ż

o rado

ś

ci. W jednej z klinik dla umysłowo chorych w Genui zmarł Nicolo Saccini, który

par

ę

lat wcze

ś

niej wygrał w „Toto” rekordow

ą

sum

ę

– pół miliona marek. Od tej chwili jego

ż

ycie

przybrało nieszcz

ęś

liwy obrót. Po kilku miesi

ą

cach rozwiódł si

ę

z

ż

on

ą

, kupił par

ę

domów i na

spekulacjach stracił swoje mienie. Jego odporno

ść

psychiczna nie sprostała tym „milionowym

do

ś

wiadczeniom”. Jako biedny człowiek trafił do zakładu dla obł

ą

kanych.

Biblia przytacza nam podobie

ń

stwo o zamo

ż

nym człowieku, któremu wielkie posiadło

ś

ci

przyniosły bogate

ż

niwo. Chciał wi

ę

c zbudowa

ć

nowe, wi

ę

ksze stodoły. Potem rzekł do siebie:

„Duszo, masz wiele dóbr zło

ż

onych na wiele lat; odpocznij teraz, jedz, pij i wesel si

ę

”. Dalej

czytamy jednak: „Ale rzekł mu Bóg: Głupcze, tej nocy za

żą

daj

ą

twojej duszy; a to, co przygo-

towałe

ś

, czyje b

ę

dzie? Tak b

ę

dzie z ka

ż

dym, kto skarb gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty w

Bogu” (Łuk. 12,19 – 21). Ziemskie dobra nie uczyni

ą

ci

ę

szcz

ęś

liwym. Miło

ść

pieni

ę

dzy za

ś

jest

korzeniem wszelkiego zła (1 Tym. 6,10), a w obecnych czasach ludzie szczególnie goni

ą

za

pieni

ę

dzmi (2 Tym. 3,2). Ogl

ą

daj

ą

c telewizj

ę

lub okładki ilustrowanych pism z promiennymi

twarzami na tle swoich bagactw, mo

ż

esz i ty zosta

ć

pobudzony do tego, aby by

ć

bagatym.

Rzeczywisto

ść

wygl

ą

da jednak zupełnie inaczej. Rozejrzyj si

ę

wokoło i popatrz na ludzi. Zauwa

ż

,

jak goni

ą

za bogactwem, jak pchaj

ą

si

ę

do punktu przyjmowania zakładów. Nawet ich oblicza s

ą

dalekie od tego, aby wygl

ą

dały na szcz

ęś

liwe. Jest tylko jedna droga, która prowadzi do prawdzi-

wego szcz

ęś

cia. Bóg mówi w Swoim Słowie: „Błogosławiony człowiek, który mnie słucha” (Przyp.

8,32–36). On posłał swojego jedynego Syna, Jezusa Chrystusa, który dla nas stał si

ę

ubogim,

aby

ś

my przez jego ubóstwo zostali ubogaceni (2 Kor.8,9). Dlatego id

ź

do niego! Jedynie On

mo

ż

e uczyni

ć

ci

ę

bogatym i szcz

ęś

liwym!

background image

BARDZO PORZ

Ą

DNI LUDZIE

Król pruski Fryderyk II (1712–1786) ju

ż

za

ż

ycia został nazwany Wielkim, poniewa

ż

był

rzeczywi

ś

cie niezwykłym m

ęż

em stanu. Ponadto był bardzo lubiany przez swój naród, który cenił

jego sprawiedliwo

ść

. W pó

ź

niejszych latach nazywano go z gł

ę

bokim szacunkiem „Starym

Fryderykiem”. Niejednokrotnie szedł on pomi

ę

dzy swój lud, aby pozna

ć

jego potrzeby i dzieli

ć

jego troski. Nikt nie bał si

ę

przedstawi

ć

królowi swoich problemów.

Pewnego razu król odwiedził wi

ę

zienie. Rozmawiał z wi

ęź

niami i dowiadywał si

ę

za jakie

przest

ę

pstwa zostali os

ą

dzeni i jakie wymierzono im kary. Król Fryderyk ubrany w skromne szaty,

rozmawiał z ka

ż

dym wi

ęź

niem osobi

ś

cie. Ze zdziwieniem spostrzegł,

ż

e wszyscy skazani uwa

ż

ali

si

ę

za niewinnych. Jedni twierdzili,

ż

e zostali oczernieni, inni padli ofiar

ą

czyich

ś

ę

dów, jeszcze

inni zostali niesprawiedliwie os

ą

dzeni. Król przysłuchiwał si

ę

wszystkim. Kolejny wi

ę

zie

ń

, do

którego podszedł, siedział z opuszczon

ą

głow

ą

. Na pytanie, dlaczego jest taki przygn

ę

biony,

człowiek ten powiedział: „O, Wasza Wysoko

ść

! Jestem łajdakiem! Najpierw uciekałem z lekcji w

szkole. Potem zacz

ą

łem si

ę

uchyla

ć

od regularnej pracy. Moi rodzice bardzo si

ę

o mnie martwili.

Ale ja byłem niepoprawny! Przez pró

ż

niactwo popadłem w długi, pó

ź

niej si

ę

gn

ą

łem po cudz

ą

własno

ść

.

ś

ycie moje jest zrujnowane. Ach, gdybym mógł to wszystko naprawi

ć

!”. Król zwrócił si

ę

do niego i rzekł: „Oto jedyny przest

ę

pca w

ś

ród tych «porz

ą

dnych» ludzi. Zabierzcie go st

ą

d, aby

pozostali si

ę

nie zepsuli”. I tak ów wi

ę

zie

ń

mógł rozpocz

ąć

nowe

ż

ycie. Został zwolniony. O pozo-

stałych „Stary Fryderyk” powiedział: „Ci nicponie mog

ą

siedzie

ć

tu dalej. Nie maj

ą

ż

adnego

wstydu ani poczucia winy. Kłami

ą

, uwa

ż

aj

ą

c si

ę

za sprawiedliwych”.

Wielu ludzi zabiega o to, by uchodzi

ć

za sprawiedliwych i dobrych przed innymi. I rzeczywi

ś

cie,

cz

ę

sto s

ą

tak odbierani. Przed Bogiem nie ma jednak człowieka, który byłby bez winy. Nie trzeba

wcale by

ć

w wi

ę

zieniu; własna sprawiedliwo

ść

jest ju

ż

wystarczaj

ą

c

ą

win

ą

, aby nie wej

ść

do

nieba. Szeroka droga prowadz

ą

ca na zatracenie posiada tak

ż

e „chodnik”. Nie jest on tak samo

zabrudzony, ale równie

ż

prowadzi na pot

ę

pienie. Jak

ż

e wielu pewnych siebie ludzi idzie po nim!

Maj

ą

niewła

ś

ciwe podej

ś

cie do

ż

ycia.

ś

yj

ą

w bogatym, jak najlepszym towarzystwie. Nie daje im

to jednak zadowolenia. Pan Jezus mówi: „nie przyszedłem bowiem wzywa

ć

do upami

ę

tania

sprawiedliwych, lecz grzeszników” (Mat. 9,13). A w innym miejscu: „Nie potrzebuj

ą

zdrowi

lekarza, lecz ci, co si

ę

ź

le maj

ą

(Łuk. 5,31).

Chocia

ż

jeste

ś

„dobry” i uczciwy, to musisz przyzna

ć

,

ż

e nie wszystko jest w porz

ą

dku. Nie

tłumacz si

ę

na ró

ż

ne sposoby i nie ukrywaj si

ę

pod płaszczykiem własnej sprawiedliwo

ś

ci.

Wyznaj Wielkiemu Królowi swoj

ą

win

ę

. Nie ukrywaj potrzeb swojego serca ani swoich ci

ęż

arów.

W ten sposób uczynisz krok, po którym Bóg b

ę

dzie mógł ci pomóc!

background image

NIEBEZPIECZNA ZABAWA

Wspaniale! Jak pi

ę

knie wygl

ą

da bł

ę

kitne niebo i biały piasek! Jest uroczy, cichy niedzielny

dzie

ń

. A to burzliwe morze u wybrze

ż

a Borkum zachowuje si

ę

tak, jakby spało. Odpływ uciszył

niespokojne fale i woda si

ę

oddaliła. Trzech rozbawionych chłopców szło wzdłu

ż

brzegu.

Ś

miali

si

ę

, skakali i zaczepiali wzajemnie. Kiedy doszli do osuszonego odpływem piaszczystego

wybrze

ż

a, zainteresował ich widok, roztaczaj

ą

cy si

ę

przed nimi. Ciekawo

ść

ich wzbudził

pozostawiony przez morze olbrzymi zwój. Chłopcy od razu przyst

ą

pili do badania tego zjawiska.

Były to ci

ęż

kie i mocne ła

ń

cuchy, które słu

ż

yły do zakotwiczenia transatlantyckiego przewodu

elektrycznego. Z Borkum prowadził on do morza. Przy odpływie, kiedy masy wody przesuwały
si

ę

, ła

ń

cuchy stawały si

ę

lu

ź

ne. Na solidnie wykutych ogniwach wisiały teraz br

ą

zowe wodorosty i

zielona trawa. Udało si

ę

. Napinaj

ą

c mi

ęś

nie, Uwe podniósł go na pół metra w gór

ę

i rzucił na

wilgotny piasek. Koledzy Uwe poszli w jego

ś

lady. Mocno pracuj

ą

c mi

ęś

niami ramion, zasapani,

zako

ń

czyli zabaw

ę

.

Po paru minutach wymy

ś

lili co

ś

nowego – nale

ż

ało nog

ą

podnie

ść

ła

ń

cuch, wkładaj

ą

c stop

ę

w

jedno z ogniw. Zabawa okazała si

ę

udana. Kiedy noga z ła

ń

cuchem była uniesiona, druga stopa

grz

ę

zła jeszcze bardziej w mokrym i mi

ę

kkim gruncie. Ale co to? Uwe, najsilniejszy z nich,

przechylił si

ę

nagle do tyłu i upadł na plecy. Kiedy próbował podeprze

ć

si

ę

r

ę

kami i podnie

ść

,

koledzy

ś

miali si

ę

do rozpuku z tego, co si

ę

stało, wskazuj

ą

c palcami jego mokre spodnie.

Dopiero po chwili zauwa

ż

yli, co si

ę

wła

ś

ciwie wydarzyło. Noga Uwe utkn

ę

ła w ogniwie ła

ń

cucha.

Jens i Heiner

ś

miej

ą

c si

ę

i

ż

artuj

ą

c wołali: „Jeste

ś

uwi

ę

ziony! Musisz uton

ąć

!” Po chwili jednak

zacz

ę

li uwalnia

ć

swojego przyjaciela, próbuj

ą

c rozwi

ą

za

ć

jego trzewik i wyj

ąć

nog

ę

. Ich starania

były daremne, gdy

ż

stopa ju

ż

mocno opuchła. Tymczasem zacz

ę

ło si

ę

ś

ciemnia

ć

. Usłyszeli

najpierw słaby, ale z biegiem czasu coraz gło

ś

niejszy szum. Morze... zbli

ż

ał si

ę

przypływ.

W

ś

miertelnym strachu pracowali nad uwolnieniem kolegi. Szarpali nim i potrz

ą

sali. Krople potu

spływały po ich rozpalonych i pełnych zw

ą

tpienia twarzach. Uwe j

ę

czał i krzyczał. Woda

nieustannie napływała. Z ka

ż

d

ą

minut

ą

coraz bardziej zalewały ich fale. Nie było innego wyj

ś

cia...

Dwaj chłopcy ostatkiem sił dotarli do brzegu, a nad ich uwi

ę

zionym koleg

ą

zamkn

ę

ły si

ę

woda i

mrok. Strasznie zako

ń

czyła si

ę

ta niewinna zabawa.

Podobnie jest z ka

ż

dym, kto nie poznał jeszcze Pana Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela.

P

ę

ta go mocny ła

ń

cuch grzechów i win. Pocz

ą

tkowo wi

ąż

e go bardzo lekko, potem coraz silniej i

wreszcie zmuszony jest powiedzie

ć

: – Nie mog

ę

ju

ż

wyj

ść

! Pewnego dnia wody strasznego s

ą

du

zamkn

ą

si

ę

nad tob

ą

. Chc

ę

ci jednak powiedzie

ć

radosn

ą

nowin

ę

: „Pan Jezus uwalnia wi

ęź

niów!”

(Ps.146,7). „Je

ś

li Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi b

ę

dziecie” (Jana 8,36). Czy chcesz

dalej

ż

y

ć

zwi

ą

zany ła

ń

cuchem grzechów?

background image

PROSZ

Ę

„WYBRA

Ć

WŁA

Ś

CIWY PAS RUCHU!”

W czasie pierwszej samochodowej podró

ż

y po Holandii, podziwiali

ś

my przyozdobione domy,

wypiel

ę

gnowane ogrody, kanały, tamy i wiatraki. Wszystko równiutkie, błyszcz

ą

ce, w jaskrawych

kolorach – jak na obrazku. Nagle zauwa

ż

yli

ś

my napis, znajduj

ą

cy si

ę

na asfalcie autostrady,

wykonany du

ż

ymi, białymi literami. Była to wskazówka dla kieruj

ą

cych. „Przesortowa

ć

si

ę

” – tak

dosłownie brzmiał napis nie do przeoczenia.

Długo i gło

ś

no

ś

miali

ś

my si

ę

z tego powodu. Dziwne wydało nam si

ę

to słowo. Ale

jednocze

ś

nie rozumieli

ś

my, jakie ono ma znaczenie w j

ę

zyku holenderskim. Oznacza: „Uwaga!

Teraz b

ę

dzie wielorozjazdowe skrzy

ż

owanie. Prosz

ę

wybra

ć

wła

ś

ciwy pas ruchu!”

Równie

ż

na naszych wa

ż

nych skrzy

ż

owaniach

ż

ycia cz

ę

sto widzimy napis: „Trzeba wybra

ć

wła

ś

ciwy pas ruchu!” Na jezdni wymalowane s

ą

du

ż

ymi strzałkami mo

ż

liwe kierunki ruchu. Biada

temu kierowcy, który nie wjedzie na wła

ś

ciwy pas w odpowiednim momencie! Zostanie porwany

przez jad

ą

ce samochody w zupełnie inn

ą

stron

ę

.

„Prosz

ę

wybra

ć

wła

ś

ciw

ą

drog

ę

!” nawołuje tak

ż

e Słowo Bo

ż

e. Znajdujesz si

ę

blisko du

ż

ego

skrzy

ż

owania. Zbli

ż

a si

ę

koniec czasu łaski. Dok

ą

d zmierzasz? Chcesz i

ść

w prawo czy w lewo?

Je

ś

li nie wybierzesz w por

ę

„wła

ś

ciwego pasa ruchu”, to nie b

ę

dzie ju

ż

ź

niej mo

ż

liwo

ś

ci zmiany

kierunku. Zauwa

ż

! Wybór musi nast

ą

pi

ć

odpowiednio wcze

ś

nie. Pó

ź

niej jest za pó

ź

no, aby

zjecha

ć

z niewła

ś

ciwej drogi.

To du

ż

e skrzy

ż

owanie pojawi si

ę

na pewno. Jak szybko, tego nie wiesz. Dlatego sprawa z

wyborem drogi jest powa

ż

na i nagl

ą

ca. Ka

ż

de zwlekanie staje si

ę

niebezpieczne. Słowo Bo

ż

e

mówi jednoznacznie: „Czas jest bliski” (Obj. 1,3). Dzisiaj zwraca si

ę

do ciebie głos, mówi

ą

cy:

„Uporz

ą

dkuj swoje

ż

ycie!” Jest jeszcze czas na pokut

ę

i nawrócenie. Dzisiaj jest jeszcze aktualne

zapewnienie Pana Jezusa: „Kto do mnie przyjdzie, tego nie wyrzuc

ę

precz” (Jana 6,37).

background image

WARTE ZWIEDZENIA

Niezliczone ilo

ś

ci turystów odwiedzaj

ą

Londyn, stolic

ę

Wielkiej Brytanii. Wielu z nich zwiedza

słynne zabytki tego miasta. Wi

ę

kszo

ść

turystów odwiedza katedr

ę

Ś

w.Pawła, która jest

najwi

ę

ksza w Anglii. Została wybudowana w sercu Londynu w latach 1675 – 1710 przez

architekta Sir Christophera Wrena, który był te

ż

twórc

ą

wielu innych znanych budowli.

Katedra ta była jego najwi

ę

kszym dziełem. Kiedy zmarł, maj

ą

c 91 lat, został tam pochowany.

Na jego grobie widnieje napis: „Je

ś

li szukasz przepychu – rozejrzyj si

ę

!”

Spoczywaj

ą

tam równie

ż

inni sławni ludzie. Jednym z nich jest waleczny admirał Nelson, który

w 1805r., niedaleko południowych brzegów Hiszpanii obok przyl

ą

dka Trafalgar, zadał ci

ęż

k

ą

kl

ę

sk

ę

flocie francusko-hiszpa

ń

skiej, sam jednak został

ś

miertelnie ranny. Jest tu te

ż

pochowany

gen.Willington. Na pewno wiesz z lekcji historii,

ż

e w 1815r. wraz z pruskim marszałkiem Blu-

cherem zadał pod Waterloo ostateczny cios dumnemu Napoleonowi.

Ale chciałbym zwróci

ć

twoj

ą

uwag

ę

na co

ś

innego. B

ę

d

ą

c w Londynie, powiniene

ś

koniecznie

odwiedzi

ć

katedr

ę

Ś

w.Pawła aby zobaczy

ć

tam obraz angielskiego malarza Williama Hunta

(1827–1910) pt.: „The Light of the World”, tzn. „

Ś

wiatło

ść

ś

wiata”. Jest to dzieło, które na

zwiedzaj

ą

cych robi ogromne wra

ż

enie. Na obrazie tym panuje ciemno

ść

. Jedna z postaci, pełna

godno

ś

ci i łagodno

ś

ci, przedstawia Syna Bo

ż

ego w cierniowej koronie. W lewej r

ę

ce trzyma On

jasne

ś

wiatło, które przenika panuj

ą

c

ą

ciemno

ść

. Drug

ą

r

ę

k

ą

puka do drzwi, nasłuchuj

ą

c. Wokoło

pn

ą

si

ę

dzikie zaro

ś

la. W drzwiach tkwi

ą

zardzewiałe gwo

ź

dzie i ostre drzazgi. Jednak nie ma w

nich klamki. Czy

ż

by malarz o niej zapomniał? Dlaczego te drzwi zostały przedstawione w tak

odstraszaj

ą

cy sposób? Wydaje si

ę

,

ż

e nie zostan

ą

nigdy otwarte! Poni

ż

ej umieszczony został

wiersz ze Słowa Bo

ż

ego, który pomaga zrozumie

ć

wymow

ę

tego obrazu: „Oto stoj

ę

u drzwi i

kołacz

ę

; je

ś

li kto

ś

usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wst

ą

pi

ę

do niego...” (Obj.3,20).

Czy drzwi, o których mówi przytoczony fragment Pisma, i drzwi na obrazie przedstawiaj

ą

ludzkie serce? Z pewno

ś

ci

ą

tak! Malarz próbował przedstawi

ć

stan serca człowieka, pełnego

ciemno

ś

ci, nieczysto

ś

ci, serca nieprzychylnego i niesympatycznego. Jak beznadziejne byłoby

nasze poło

ż

enie, gdyby Pan Jezus Chrystus, b

ę

d

ą

cy

ś

wiatło

ś

ci

ą

ś

wiata” (Jan 8,12) nie pukał w

co

ś

tak odstraszaj

ą

cego, nie czekał, a

ż

kto

ś

usłyszy jego pukanie i otworzy „drzwi serca”, aby

mogła tam wej

ść

ś

wiatło

ść

,

ż

ycie i rado

ść

! Teraz rozumiesz, dlaczego w drzwiach nie ma klamki

zewn

ę

trznej? Malarz chciał zwróci

ć

uwag

ę

na to,

ż

e „drzwi serca” mog

ą

by

ć

otwierane tylko od

ś

rodka. Bóg nie chce tam wej

ść

przemoc

ą

. On tylko puka cicho lub gło

ś

no. Ty sam mo

ż

esz jemu

otworzy

ć

! Czy słyszałe

ś

ju

ż

jego pukanie? Daj wi

ę

c odpowied

ź

i otwórz bez wahania! Nie wiesz,

czy przypadkiem nie stoi dzi

ś

u drzwi twojego serca po raz ostatni!

background image

B

Ą

D

Ź

ZAWSZE GOTOWY !

Southampton, 19 grudnia 1963r. Przy wyciu syren płynie grecki luksusowy statek „Lakonia” w

ś

wi

ą

teczn

ą

podró

ż

na wyspy Madera. Chustki powiewaj

ą

na po

ż

egnanie... brzeg si

ę

oddala.

Wszyscy pasa

ż

erowie s

ą

weseli, poniewa

ż

jad

ą

w pi

ę

kn

ą

podró

ż

. W prospektach angielskiego

biura podró

ż

y napisano: „To urlop pozbawiony wszelkiego ryzyka. To urlop, który cz

ę

sto

b

ę

dziecie wspomina

ć

”. Pozbawiony wszelkiego ryzyka? No przecie

ż

, jak by nie było, „Lakonia”

ma wszelkie automatyczne zabezpieczenia przeciwpo

ż

arowe, przecie

ż

ma wi

ę

cej łodzi

ratunkowych ni

ż

pasa

ż

erów na pokładzie, pomimo

ż

e wszystkie kabiny s

ą

zaj

ę

te. Urlop, o którym

b

ę

dzie si

ę

opowiada

ć

przez reszt

ę

ż

ycia? To prawda, szczególnie dla tych, którzy prze

ż

yj

ą

. Bo

prawie 160 pasa

ż

erów statku „Lakonia” dzie

ń

przed Wigili

ą

na pełnym morzu straci swoje

ż

ycie z

powodu strasznego po

ż

aru, pomimo automatycznego zabezpieczenia po

ż

arowego. Ale jak mógł

powsta

ć

ten po

ż

ar? Z niewyja

ś

nionych przyczyn?

Bruksela, 25 lipca 1966r. Po

ś

ciel czysta, przebrana, kwiaty na stole, przygotowane dobre

jedzenie. W stolicy Belgii wiele rodzin oczekuje powrotu swoich dzieci z pi

ę

knej, wakacyjnej

podró

ż

y. Dzisiaj ma ich przywie

źć

do Brukseli autobus z Austrii, wszyscy czekaj

ą

. Jest coraz

ź

niej. Wszyscy czekaj

ą

dalej. Potem podaj

ą

wiadomo

ś

ci: Wypadek. Wkrótce wiadomo

ść

ta

zostanie potwierdzona. Potem jest to ju

ż

pewno

ść

. Wypadek na autostradzie obok Limburga.

Ranni? – tak. Zabici? – mo

ż

liwe. Zabici??? – tak. – Ilu? – wzruszenie ramion oczekuj

ą

cych

rodziców, potem straszna prawda. Z 43 pasa

ż

erów tego nowoczesnego, wycieczkowego

autobusu, tylko 10 zostało przy

ż

yciu, 33 zabitych, w tym 28 dzieci i młodzie

ż

y.

Londyn, 3 pa

ź

dziernika 1952r. Na dworcu podmiejskim Harrow stoi poranny poci

ą

g,

przepełniony lud

ź

mi. Zbli

ż

a si

ę

czas odjazdu. Nagle z wielk

ą

szybko

ś

ci

ą

wje

ż

d

ż

a poci

ą

g

po

ś

pieszny ze Szkocji prosto na ten odje

ż

d

ż

aj

ą

cy poci

ą

g. Jak pudełka zapałek wsuwaj

ą

si

ę

wagony jeden do drugiego. Sekund

ę

po

ź

niej trzeci poci

ą

g po

ś

pieszny z Londynu z pełn

ą

szybko

ś

ci

ą

wje

ż

d

ż

a na resztki porozrzucanych po szynach wagonów i ciał ludzkich. Ponad 100

osób, które były w drodze do pracy, ju

ż

tam nigdy nie dojedzie.

Ale po co podaj

ę

te wiadomo

ś

ci? Czy oznacza to,

ż

e masz ju

ż

nigdy nie je

ź

dzi

ć

poci

ą

giem

albo autobusem, lub te

ż

płyn

ąć

statkiem czy lecie

ć

samolotem? Gdy my

ś

limy o tych tysi

ą

cach

zabitych, którzy gin

ą

rokrocznie w ka

ż

dym kraju, mo

ż

na by i tak s

ą

dzi

ć

. Ale gdzie jest

bezpieczniej? Nigdzie – wypadki, choroby mog

ą

ci

ę

spotka

ć

i w domu, mog

ą

dosi

ę

gn

ąć

starych i

młodych. Mam zdj

ę

cie, przedstawiaj

ą

ce mnie i moich czterech przyjaciół przed matur

ą

. Pi

ę

ciu

młodych, zdrowych i pełnych optymizmu chłopców. Jeden zgin

ą

ł w wypadku samochodowyym, a

drugi zmarł z powodu ci

ęż

kiej choroby. I wła

ś

nie on, ten sportowiec i najmocniejszy z nas, musiał

ulec tak ci

ęż

kiej chorobie.

W pierwszej klasie ten urwis z jasnymi włosami, prawdziwy p

ę

dziwiatr, skakał przez stoły,

ławki, gdy nikt go nie widział. A był przy tym tak uczciwy i prawdomówny, stał si

ę

bardzo bliski

memu sercu. Czy kto

ś

by uwierzył,

ż

e wła

ś

nie on odejdzie z tego

ś

wiata? Nawet kiedy siedziałem

w szpitalu przy jego łó

ż

ku, a on patrzył na mnie, nie przeczuwał tego, o czym ja ju

ż

wiedziałem.

Lekarze zw

ą

tpili, miał 15 lat. Niedługo potem stali

ś

my nad otwartym grobem. Jego zegar stan

ą

ł.

I wszystkie zegary kiedy

ś

stan

ą

, dla jednego wcze

ś

niej, dla drugiego pó

ź

niej.

Po wstrz

ą

saj

ą

cej katastrofie w Londynie widziałem zdj

ę

cia w gazetach, na jednym z nich był

widoczny zegar. Był to zegar na peronie, gdzie stał rozbity poci

ą

g. Wskazówki wskazywały

godzin

ę

8 i 19 minut, był to dokładnie moment zderzenia poci

ą

gów. Obok zegara widniała

jeszcze jedna rzecz, warta uwagi, mianowicie wisiał tam plakat ze słowami:

„PRZYGOTUJ SI

Ę

NA SPOTKANIE TWOJEGO BOGA!” (Am. 4,12).

Jak mało było tych, którzy czytali ten plakat, a jeszcze mniej takich, którzy o tym my

ś

leli! Ale

nagle te słowa przemówiły i wielu musiało si

ę

w tym momencie spotka

ć

z Bogiem. Ich zegar

ż

ycia

si

ę

zatrzymał. Oby

ś

ty obok tych słów nie przeszedł obojetnie! Były one skierowane do ludu

izraelskiego. Ale słowa te jeszcze dzi

ś

przemawiaj

ą

do ka

ż

dego, kto chce ich słucha

ć

. Wcze

ś

niej

albo pó

ź

niej dla ka

ż

dego przyjdzie godzina, w której musi si

ę

spotka

ć

z Bogiem. Czy jeste

ś

gotowy i czy masz schronienie w Jezusie Chrystusie?

background image

WIELE RZECZY

Wielki grecki filozof Sokrates (469–399 p.n.e.) znajdował si

ę

kiedy

ś

w gronie swych uczniów w

Pireusie. Ogl

ą

dał z nimi ogromne ilo

ś

ci ró

ż

norodnych towarów, które przywoziły statki. Towary te

były pó

ź

niej rozładowywane i transportowane dalej, a w ko

ń

cu docierały do miasta, aby

zaspokoi

ć

potrzeby wymagaj

ą

cych mieszczan. Kiedy przypatrywali si

ę

dłu

ż

sz

ą

chwil

ę

ruchliwemu, portowemu

ż

yciu, Sokrates, pogładziwszy swoj

ą

dług

ą

brod

ę

, rzekł do uczniów: „Jak

wiele ró

ż

nych rzeczy, których ja nie potrzebuj

ę

, znajduje si

ę

na tym naszym kolorowym

ś

wiecie!”.

Wypowied

ź

Sokratesa jest bardzo ciekawa, a zarazem zawiera w sobie wielk

ą

m

ą

dro

ść

.

Gdyby zdanie to zostało wypowiedziane w obecnym czasie, to jego warto

ść

byłaby oszacowana

jeszcze wy

ż

ej, gdy

ż

dzisiaj, 2500 lat pó

ź

niej, wykaz dóbr materialnych i rzeczy u

ż

ytkowych jest

nieporównywalnie bogatszy ni

ż

w czasach staro

ż

ytnej Grecji. Wi

ę

kszo

ść

ludzi pragnie posi

ąść

wiele dóbr. Ich

ż

yciowym d

ąż

eniem stało si

ę

posiadanie wielkiego maj

ą

tku. Po latach głodu i

niedostatku przechodz

ą

przez ludzko

ść

ż

norodne „mody” czy „fale”. Wielu chce je

ść

dostatnio,

wytwornie si

ę

ubiera

ć

. Innych uniosła fala luksusów, ch

ęć

posiadania pi

ę

knego samochodu i mie-

szkania czy ch

ęć

podró

ż

owania. Wydaje si

ę

,

ż

e wielu ludzi rozmy

ś

laj

ą

c o swoich potrzebach,

popełnia fatalny bł

ą

d. O tym, czego rzeczywi

ś

cie potrzebuj

ą

, o Panu Jezusie, nie my

ś

l

ą

w ogóle,

ś

wiadomie schodz

ą

c mu z drogi.

Prosz

ę

, nie czy

ń

podobnie! Je

ż

eli twoja łód

ź

ż

ycia pokonała wszystkie p

ę

dz

ą

ce fale i t

ę

sknisz

za rozkoszami luksusów, to mo

ż

esz prze

ż

y

ć

ż

ałosne w skutkach rozbicie twojego okr

ę

tu. Na

pewno nie zaznasz te

ż

trwałego szcz

ęś

cia. Prawdziwym szcz

ęś

ciem bowiem jest jedynie to, co

daje Pan Jezus! On powinien by

ć

kapitanem i sternikiem twojego

ż

ycia. On woła do ciebie

przyja

ź

nie: „...troszczysz si

ę

i kłopoczesz o wiele rzeczy; niewiele ci za

ś

potrzeba, tylko jednego”

(Łuk. 10,41), „Przyjd

ź

i na

ś

laduj mnie” (Mat. 19,21).

background image

NIEBEZPIECZNY SEN

Przed wielu laty wydarzył si

ę

na wodospadzie Niagara niezwykle tragiczny wypadek. Młody

człowiek, o którym tu b

ę

dzie mowa, był przewodnikiem i wi

ę

kszo

ść

swego czasu sp

ę

dzał w łodzi.

Pewnego dnia napływ turystów był słaby i młodzieniec miał niewiele pracy. Zakotwiczył wi

ę

c

swoj

ą

łód

ź

powy

ż

ej wodospadu i uło

ż

ył si

ę

na niej wygodnie, by odpocz

ąć

. Miarowe kołysanie

łodzi na ci

ą

gle zmieniaj

ą

cych si

ę

falach sprawiło,

ż

e młody człowiek zapadł w ko

ń

cu w gł

ę

boki

sen. Był spokojny, gdy

ż

wydawało mu si

ę

,

ż

e łód

ź

jest bezpieczna i dobrze umocowana.

Jednak

ż

e pod wpływem silnego pr

ą

du i ci

ą

głego ruchu odwi

ą

zała si

ę

linka i łód

ź

, wraz ze

ś

pi

ą

cym w niej człowiekiem, została porwana i uniesiona w dół rzeki. Stoj

ą

cy na brzegu ludzie,

którzy to zauwa

ż

yli, zdawali sobie spraw

ę

, w jak strasznym niebezpiecze

ń

stwie znalazł si

ę

młodzieniec. Wołaniem i krzykiem usiłowali obudzi

ć

ś

pi

ą

cego. W pewnym momencie łód

ź

rzucona została na wystaj

ą

c

ą

z wody do

ść

du

żą

skał

ę

. Ludzie widz

ą

c,

ż

e łód

ź

zatrzymała si

ę

,

podwoili swoje wysiłki, aby obudzi

ć

przewodnika. Wyt

ęż

aj

ą

c głos, krzyczeli rozpaczliwie: „Uchwy

ć

si

ę

skały, uchwy

ć

si

ę

skały!” Człowiek w łodzi spał jednak spokojnie dalej, całkowicie

nie

ś

wiadomy swego poło

ż

enia. Po chwili fale oderwały łód

ź

od skały i z błyskawiczn

ą

szybko

ś

ci

ą

uniosły j

ą

wprost na wodospad. Dopiero straszliwy grzmot spadaj

ą

cych w przepa

ść

wód obudził

nieszcz

ę

snego chłopca, ale ju

ż

tylko po to, aby zobaczył swój tragiczny koniec. Có

ż

za

rozpaczliwe poło

ż

enie – spa

ć

w łodzi i nie

ś

wiadomie by

ć

niesionym wprost w otchła

ń

ś

mierci!

Przejmuje nas dreszcz, gdy sobie to u

ś

wiadomimy. Ale najtragiczniejsze w tej historii jest to,

ż

e

w podobnym poło

ż

eniu znajduje si

ę

obecnie niezliczona rzesza ludzi. Nie troszcz

ą

c si

ę

zupełnie

o to, w jakim kierunku niesie ich fala

ż

ycia, pozwalaj

ą

si

ę

wie

ść

wprost w przepa

ść

wiecznej

zguby i

ś

mierci.

Co jest powodem tej nie

ś

wiadomo

ś

ci i beztroski? Jest nim letarg grzechu, w którym pogr

ąż

ona

jest wi

ę

kszo

ść

ludzi. Zdradliwe sidła

żą

dz cielesnych i pokus

ś

wiata, fałszywe hasła i d

ąż

enia,

nadmierna ufno

ść

pokładana we własnym rozumie i własnych normach etycznych, przekonanie o

swej moralno

ś

ci, mo

ż

e nawet wygodny dla siebie rodzaj wiary – oto przyczyny niebezpiecznego

snu, w jakim si

ę

znajduje wi

ę

kszo

ść

ludzi. Jakie to smutne i tragiczne!

„Obud

ź

si

ę

, który

ś

pisz” (Efez. 5,14) – te słowa Pisma

Ś

wi

ę

tego pragn

ą

i tob

ą

dzi

ś

wstrz

ą

sn

ąć

,

wyrwa

ć

z niebezpiecznego letargu. Jeszcze dzi

ś

, w tej godzinie mo

ż

esz uchwyci

ć

si

ę

ratuj

ą

cej

dłoni Zbawiciela

ś

wiata, Jezusa Chrystusa. Uchwy

ć

si

ę

tej dłoni, ona pragnie ci

ę

wyrwa

ć

z

niebezpiecznych odm

ę

tów i postawi

ć

na skale. Ta ratuj

ą

ca r

ę

ka za ciebie dała si

ę

przybi

ć

do

krzy

ż

a na Golgocie i ona ma moc wyrwa

ć

ci

ę

i zbawi

ć

.

Nie przechod

ź

koło niej oboj

ę

tnie. Mo

ż

e to twoja ostatnia szansa w

ż

yciu. Przed ludzko

ś

ci

ą

otwiera si

ę

przepa

ść

. Mo

ż

e ju

ż

tylko chwile, kroki dziel

ą

nas od niej. Krzy

ż

Jezusa jest pomostem

nad przepa

ś

ci

ą

. Mo

ż

esz po nim przej

ść

w

ś

wiatło

ść

wiecznego

ż

ycia.

„Uwierz

w

Pana

Jezusa,

a

b

ę

dziesz

zbawiony”

(Dz. Ap.16,31).

background image

TO B

Ę

DZIE MÓWIONE !

...i to wszystko b

ę

dzie mówione! Twierdz

ę

,

ż

e na całym

ś

wiecie nie ma takiego miejsca, gdzie

by wi

ę

cej mówiono ni

ż

w Hyde Parku, w tych wielkich płucach Londynu. W centrum tego

olbrzymiego miasta, z jego milionami mieszka

ń

ców, rozpo

ś

ciera si

ę

ów park na obszarze 5oo

morgów. Mo

ż

na si

ę

w nim zgubi

ć

. Ale to mo

ż

e zdarzy

ć

si

ę

tylko cudzoziemcowi, bo londy

ń

czyk

zna ten park bardzo dobrze. Kiedy chce uciec od zgiełku wielkiego miasta, jego droga prowadzi
do Hyde Parku. Tu oddycha si

ę

jeszcze

ś

wie

ż

ym powietrzem, a nie spalinami. Hałas motorów tu

nie dociera i mo

ż

na na du

ż

ych, zadbanych ł

ą

kach nacieszy

ć

si

ę

szumem drzew. Kto chce

uprawia

ć

sport dla kondycji, ma tak

ą

mo

ż

liwo

ść

. Łowienie ryb, jazda konna – wszystko jest na

twoje

ż

yczenie i mo

ż

liwo

ś

ci twego portfela. Natomiast dla tego, który nie ma zbyt du

ż

o szylingów,

Hyde Park ma co

ś

, co nic nie kosztuje. W Hyde Parku ka

ż

dy ma prawo publicznie otworzy

ć

swo-

je usta i mówi

ć

to, co uznaje za dobre. Wyobra

ź

sobie,

ż

e mo

ż

na tam dowiedzie

ć

si

ę

wszyst-

kiego!

Pozwól mi wi

ę

c w jedno pi

ę

kne sobotnie popołudnie zabra

ć

ci

ę

z sob

ą

na spacer po Hyde

Parku. Gdy wchodzimy przez główne wej

ś

cie przy „Marble truch”, widzimy tysi

ą

ce le

ż

aków, które

londy

ń

czycy wypo

ż

yczaj

ą

za par

ę

pensów. Idziemy dalej, tam gdzie rosn

ą

pierwsze drzewa i

krzaki, widzimy ju

ż

grupy ludzi, stoj

ą

przy szerokich alejach. Po

ś

rodku takiej grupy, na skrzyni

albo drabince, przemawia mówca. A na ko

ń

cu, na „speakers corner”, najbardziej ucz

ę

szczanym

rogu w tym parku, jest tak du

ż

o mówców,

ż

e jednym uchem mo

ż

esz słysze

ć

konserwatyst

ę

, a

drugim komunist

ę

. Znajdziesz tu przedstawicieli ró

ż

nych partii i organizacji:

ś

ydów, katolików,

„Apostołów Zdrowia”, do tego mnóstwo prywatnych mówców i reformatorów, którzy chc

ą

na swój

sposób

ś

wiat uczyni

ć

lepszym.

Typy i charaktery pojedynczych mówców s

ą

tak ró

ż

ne jak dzie

ń

i noc. Tu inteligent we fraku z

muszk

ą

, tam nie ogolony typ z czapk

ą

przekrzywion

ą

na ucho. Tu mówi młody, chudy

ś

yd, który

ma ju

ż

porz

ą

dn

ą

brod

ę

, obok niego, ogolony t

ę

gi zakonnik z niewiarygodnie grubymi okularami

na nosie. Nie s

ą

wcale tacy spokojni, jak wygl

ą

daj

ą

, mog

ą

te

ż

by

ć

bardzo gło

ś

ni i zło

ś

liwi, kiedy

chce si

ę

ich sfotografowa

ć

. Tak

ż

e przedstawiciele ró

ż

nych kolorów i odcieni skóry

ć

wicz

ą

si

ę

w

sztuce mówienia, bo tam. gdzie bije serce dawnego imperium

ś

wiata, mo

ż

na zobaczy

ć

wszystkie

kolory skóry. Tu na przykład wyst

ę

puje elegancko ubrany Murzyn, z całym zapałem opowiada o

ciemi

ęż

onych braciach z Południowej Afryki.

Naprzeciw ateista ze słowami nienawi

ś

ci mówi o Jezusie Chrystusie, Synu Bo

ż

ym. Twierdzi,

ż

e Jezus nie

ż

yje i nigdy nie powstał z martwych, mimo i

ż

ja i niezliczona liczba innych mo

ż

emy

po

ś

wiadczy

ć

,

ż

e Jezus,

ż

ywy Syn Bo

ż

y, jest Panem naszego

ż

ycia. Nasuwa si

ę

wówczas pytanie

– dlaczego ateista cał

ą

swoj

ą

nienawi

ść

skierował przeciwko Temu, o którym mówi,

ż

e On nie

ż

yje. Nie

ż

yj

ą

cych przecie

ż

nie obdarza si

ę

nienawi

ś

ci

ą

, zostawia si

ę

ich w spokoju. Tak, słowa

pochodz

ą

ce z ust owego nad

ę

tego mówcy s

ą

bardzo złe i chocia

ż

brzmi to tak dziwnie, s

ą

tylko

wskazaniem na tego

ż

yj

ą

cego. „Ten, który mieszka w Niebie,

ś

mieje si

ę

z nich, Pan im ur

ą

ga”

(Ps. 2,4).

Zmartwychwstały jest obecny te

ż

w Hyde Parku. I tu, w sercu tej metropolii, Ten, którego

królestwo nie jest z tego

ś

wiata, ma swoich posła

ń

ców. O, tam stoi mała grupa chłopców i

dziewcz

ą

t, którzy

ś

piewaj

ą

pie

ś

ni wiary. A potem daj

ą

radosne

ś

wiadectwo o swym Panu i

Mistrzu. „Błogosław duszo moja Panu i wszystko, co we mnie Imieniu Jego

ś

wi

ę

temu” (Ps.

103,1). „Oby

ś

i ty zechciał przyj

ąć

Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela! Twoje

ż

ycie te

ż

byłoby

szcz

ęś

liwe i pi

ę

kne”– przemawia, młody, sympatyczny człowiek. Mówi to tak sugestywnie, tak

przekonywaj

ą

co, a na zako

ń

czenie znowu rozbrzmiewa radosna pie

śń

.

Dziwny Hyde Park. A ile ty ju

ż

mogłe

ś

słysze

ć

słów? Ilu słów ju

ż

nawet nie pami

ę

tasz? Ale

słowa

ż

ywota wiecznego z ust odwa

ż

nego

ś

wiadka nie trac

ą

swojej wa

ż

no

ś

ci nawet w Hyde

Parku.

background image

FAŁSZERSTWA!

W pewnym włoskim mie

ś

cie zmarł znany znawca sztuki. Wła

ś

nie jeste

ś

my na licytacji zbiorów,

które pozostawił – szkiców Pawła Gavarini, słynnego francuskiego grafika. Wtem do sali , gdzie
odbywa si

ę

licytacja, wchodzi pewien nieznajomy i ka

ż

e pokaza

ć

sobie dzieła.

„To s

ą

falsyfikaty!” o

ś

wiadcza. Prowadz

ą

cy okazuje oburzenie mówi

ą

c,

ż

e te dzieła s

ą

przez

artyst

ę

własnor

ę

cznie podpisane. Jednak obcy obstaje przy swoim stwierdzeniu.

„Ale one pochodz

ą

przecie

ż

ze spadku znanego zbieracza Arivano”– powiedział licytator.

„I co z tego”– odpowiada obcy zdenerwowanym głosem.

Wszyscy otaczaj

ą

z zaciekawieniem obu sprzeczaj

ą

cych si

ę

.

„Ale zmarły był osobi

ś

cie przyjacielem Gavariniego”– rzekł licytator.

„To kłamstwo! To niemo

ż

liwe!”– brzmi ostateczna odpowied

ź

obcego.

Licytator pieni si

ę

ze zło

ś

ci i krzyczy: „Jak pan mo

ż

e co

ś

tak niesłychanego opowiada

ć

!”

„Poniewa

ż

” – odpowiedział spokojnie nieznajomy – „ja jestem Gavarini”.

Zebrani na licytacji ludzie zacz

ę

li gło

ś

no krzycze

ć

: „Wyrzuci

ć

precz tego kłamc

ę

, tego

oszusta!”. Licytator my

ś

l

ą

c,

ż

e ma do czynienia z umysłowo chorym, ka

ż

e go natychmiast

wyprowadzi

ć

. Licytacja toczy si

ę

dalej, a ceny za oferowane dzieła id

ą

w gór

ę

...

To wydarzenie miało miejsce dawno temu, a tym obcym był naprawd

ę

Paweł Gavarini.

Poniewa

ż

nie chciał on by

ć

przez swoich wielbicieli

ź

le potraktowany, nic mu nie pozostało jak

tylko milcze

ć

.

Przytoczy

ć

mo

ż

na tutaj mał

ą

anegdot

ę

Picassa, wielkiego malarza. Pewnego razu zapytano

go, który z malarzy odznaczał si

ę

– jego zdaniem – najwi

ę

kszym talentem. U

ś

miechni

ę

ty mistrz

odpowiedział: „Piotr Paweł Rubens, on w swoim

ż

yciu namalował 600 obrazów, z których jeszcze

dzisiaj istnieje 2700”. Łatwo mo

ż

na zrozumie

ć

, co Picasso w tej znacz

ą

cej odpowiedzi chciał

powiedzie

ć

. Nie ma prawie dziedziny, w której istniałoby tyle falsyfikatów co w malarstwie. Cz

ę

sto

dzieła znanych malarzy, które osi

ą

gaj

ą

astronomiczne ceny, s

ą

w istocie falsyfikatami,

sporz

ą

dzonymi dawno temu przez fałszerzy, uzyskuj

ą

cych za nie du

ż

e pieni

ą

dze. Trudno jest

bowiem odró

ż

ni

ć

fałszywego Rembrandta od prawdziwego, gdy

ż

fałszerze s

ą

bardzo sprytni i

pracuj

ą

według recepty starych mistrzów. Bardzo cz

ę

sto znaj

ą

oni tajemnice ich pracowni równie

dobrze, jak sami arty

ś

ci. Sporz

ą

dzaj

ą

farby według dawnych receptur, wiedz

ą

te

ż

, jak zdoby

ć

stare płótno i posiadaj

ą

umiej

ę

tno

ś

ci i techniczne zaplecze, aby nowo namalowany obraz w par

ę

godzin przerobi

ć

tak,

ż

e wygl

ą

da, jakby pochodził sprzed 300 lat.

Trzeba mie

ć

bardzo wysokie kwalifikacje,

ż

eby taki falsyfikat rozpozna

ć

. Czasami jednak przy

pomocy zwyczajnych metod mo

ż

na wykry

ć

fałszerza. Znane s

ą

przypadki,

ż

e odcisk palca

fałszerza albo przyklejony włos p

ę

dzla, którego stary mistrz nie mógł u

ż

ywa

ć

sprawiły, i

ż

całe

kłamstwo zostało wykryte. Znamy obraz, rzekomo namalowany przez Franciszka Halsa, który
został rozpoznany przy pomocy promieni Roentgena jako fałszywy. W drzewie pod star

ą

farb

ą

,

znaleziono jeden współczesny gwó

ź

d

ź

.

Dzisiaj fotografia, promienie ultrafioletowe, podczerwone i promienie Roentgena pomagaj

ą

odró

ż

ni

ć

obrazy prawdziwe od fałszywych.

Ale mimo to, liczba fałszerzy ro

ś

nie nadal, nawet fachowcy maj

ą

problemy z rozró

ż

nieniem

oryginałów. Przed laty w Stuttgarcie stan

ę

li przed s

ą

dem fałszerze, którzy prawie za milion marek

sprytnie sprzedali 54 kopie niemieckiego malarza jako oryginały. Bardzo przykre było to,

ż

e kilku

ekspertów zostało wprowadzonych w bł

ą

d i ostatecznie własnor

ę

cznie podpisało

ś

wiadecwa

oryginalno

ś

ci.

Im bardziej znane jest nazwisko artysty, tym bardziej jego obrazy s

ą

po

żą

dane. Ale te

ż

tym

wi

ę

cej w

ą

tpliwo

ś

ci wzbudza pytanie – prawdziwy czy fałszywy? Wielki, holenderski malarz, van

Dyck, namalował w swoim

ż

yciu nie wi

ę

cej ni

ż

70 obrazów. Gdyby jednak zgromadzi

ć

wszystkie

obrazy, które mu si

ę

przypisuje, to byłoby ich około 2000. Stanowiłby on znacznie lepszy od

Rubensa obiekt anegdoty opowiedzianej przez Picassa. Tak samo jest z grafik

ą

i drzeworytami

Dürera, prawdopodobnie w obiegu znajduje si

ę

nie mniej ni

ż

500 000 fałszywych egzemplarzy.

background image

Czy wiesz,

ż

e w dziedzinie religii te

ż

s

ą

fałszerze? S

ą

to ci, którzy post

ę

puj

ą

tak, „jak gdyby”

sami zasłu

ż

yli sobie na niebo. Jak gdyby Bóg miał si

ę

cieszy

ć

,

ż

e jeszcze s

ą

tacy jak oni. Ale

słuchaj Syna Bo

ż

ego: „Nie ka

ż

dy kto do mnie mówi Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios;

lecz tylko ten, kto pełni wol

ę

Ojca mojego, który jest w niebie” (Mat. 7,21). Mo

ż

na wi

ę

c mówi

ć

:

„Panie, Panie”, a jednak by

ć

fałszerzem.

Ale co jest wol

ą

Ojca w niebie? To, aby

ś

uczynił krok w przeobra

ż

eniu od fałszu i kłamstwa do

prawdy, i powiedział – chc

ę

nareszcie odło

ż

y

ć

cał

ą

zaciemnion

ą

polityk

ę

mojego

ż

ycia. Ja musz

ę

by

ć

tym, którym sam jestem. Marcin Luter kiedy

ś

powiedział: „Zgubiony i pot

ę

piony człowiek;

zewn

ę

trznie nawet porz

ą

dny, w zawodzie pilny, w rodzinie wzorowy – nie trzeba temu przeczy

ć

przed Bogiem pozostaje tym, który tylko musi powiedzie

ć

: „Panie, przed Tob

ą

jestem biednym

ż

ebrakiem, nie mam nic, co mógłbym Ci przynie

ść

, wszystkim Panie, jeste

ś

Ty!”.

Oto cud nawrócenia, ten cud nowonarodzenia, przyj

ś

cia do poznania wiary – kiedy

u

ś

wiadomi

ę

sobie

ś

wi

ę

to

ść

Bo

żą

w

ś

wietle Jego Słowa i poci

ą

gnie mnie ona do ukrzy

ż

owanego,

wtedy poznam godnego chwały Syna Bo

ż

ego. Ten człowiek na krzy

ż

u nie jest zwykłym zało

ż

y-

cielem jakiej

ś

religii, nie jest reformatorem społecznym. Nie jest to

ż

aden m

ę

czennik, który zmarł

za swoje ideały, Chrystus nie jest te

ż

wierzchołkiem ludzkiej piramidy. Jest to mój Zbawca, dzi

ę

ki

któremu mog

ę

ż

y

ć

wiecznie w niebie.

background image

JEDEN SKUTECZNY LIST

Pewna dziewczyna znalazła si

ę

w przest

ę

pczym

ś

wiecie miasta Chicago. Najpierw wszystko

wydawało si

ę

jej bardzo interesuj

ą

ce. Pó

ź

niej jednak popadła w n

ę

dz

ę

. Goniła z przyjaciółmi za

rozrywkami, lecz gł

ę

boko w sercu swym odczuwała t

ę

sknot

ę

za matk

ą

, która wiodła gdzie

ś

swoje

ż

ycie. Matka czekała na jej powrót przez wiele lat, ch

ę

tnie sama sprowadziłaby j

ą

do siebie,

ch

ę

tnie poszukałaby jej, lecz gdzie? Miło

ść

jednak znajduje rad

ę

. Napisze list, lecz dok

ą

d? Adres

pobytu jej córki nie jest znany nawet policji kryminalnej.

Zrobiła wiele fotografii swej postarzałej ze zmartwienia twarzy, ka

ż

d

ą

przykleiła na papier, a

poni

ż

ej fotografii napisała: „Wró

ć

do domu! Matka czeka na ciebie!” Z tak przygotowan

ą

informacj

ą

udaje si

ę

do chicagowskich restauracji i spelunek, prosz

ą

c o zgod

ę

na ich

wywieszenie.

„Wró

ć

do domu! Matka czeka na ciebie!” Czy to pomo

ż

e? Czy jej córka b

ę

dzie to czyta

ć

? Czy

posłucha wezwania?

Na dworze jest ciemno. W tanim barze licha kapela gra oklepane melodie. Jaka

ś

młoda

dziewczyna, z pustk

ą

w duszy, przesuwa si

ę

przez piekło grzechu. Nagle staje, jak gdyby

uderzona piorunem. Tam, na

ś

cianie wisi wizerunek jakiej

ś

starej kobiety... podchodzi bli

ż

ej i

czyta napisane obok słowa. Z jej serca wyrywa si

ę

przera

ż

aj

ą

cy krzyk: „Matko!”

Par

ę

godzin pó

ź

niej jest bezpieczna w domu. Jedynie sze

ść

słów, to niewiele. Jednak w tych

sze

ś

ciu słowach znajduje si

ę

cała zawarto

ść

listu, który Bóg kieruje do Ciebie. Wró

ć

do domu!

Ten, który i ciebie miłuje – czeka na Ciebie! On chce Ci da

ć

pokój, rado

ść

i szcz

ęś

cie (Mat.

11,28). Słowo Bo

ż

e jest listem do Ciebie. Wró

ć

do Niego, nigdy tego nie po

ż

ałujesz.

background image

CZŁOWIEKU, NIE IRYTUJ SI

Ę

Wynalazca tej znanej gry musiał by

ć

dobrym znawc

ą

ludzkiej natury. Wiedział, jak łatwo ludzi

irytuj

ą

małe problemy, z którymi

ż

yj

ą

i codziennie si

ę

spotykaj

ą

. Słusznie czy te

ż

niesłusznie.

Biblia mówi nam o fatalnym zgorszeniu, które mo

ż

e zaistnie

ć

, gdy człowiek gorszy si

ę

nawet

Jezusem Chrystusem. A ci, którzy to czyni

ą

, s

ą

naprawd

ę

po

ż

ałowania godni. Jest prawie

niemo

ż

liwe,

ż

eby tacy ludzie byli szcz

ęś

liwi. Jezus Chrystus bowiem mówi: „A błogosławiony jest

ten, kto si

ę

mn

ą

nie zgorszy” (Mat. 11,6).

Jak to jest mo

ż

liwe,

ż

e mo

ż

emy si

ę

Nim gorszy

ć

? Czy nie mieszkamy w chrze

ś

cija

ń

skim

ś

wiecie? Tak. Czy nie trzymamy si

ę

mocno chrze

ś

ciaja

ń

skiej formy? Tak, to te

ż

. Ale Jezus

Chrystus chce du

ż

o wi

ę

cej. On nie chce tylko chrze

ś

cija

ń

skiego poloru, pozornej, pobo

ż

nej

fasady. Czego chce? Chce ciebie! Twojego serca!

Dlatego oddał swoje bezgrzeszne

ż

ycie na krzy

ż

u, na Golgocie,

ż

eby

ś

ty za swoje winy mógł

znale

źć

przebaczenie i przy Jego boku rozpocz

ąć

nowe, wolne i szcz

ęś

liwe

ż

ycie. Trudno

zrozumie

ć

, dlaczego wielu ludzi uwikłanych w grzechu nie chce, po prostu nie chce przyj

ąć

Pana

Jezusa. Grzech, który obiecuje pozorn

ą

rado

ść

jest im milszy. Wprawdzie

ś

wieci nad nimi Bo

ż

e

ś

wiatło, ale zamykaj

ą

si

ę

przed nim, gdy

ż

bardziej umiłowali ciemno

ść

i uczynki ich s

ą

złe (Jan

3,19). Post

ę

puj

ą

mniej wi

ę

cej tak, jak niektórzy ludzie wówczas, gdy zało

ż

ono im po raz pierwszy

ś

wiatło elektryczne i pierwsze

ż

arówki. Ludzie ci potłukli te jasne lampy, bo o

ś

wietlały im cały

brud i bałagan. Gorszyło ich

ś

wiatło, jak tych, którzy gorsz

ą

si

ę

Jezusem Chrystusem. Bo

ż

e,

jasne

ś

wiatło gorszy.

Dla innych, cz

ę

sto wysoko postawionych ludzi krzy

ż

Golgoty jest bardzo wielkim zgorszeniem.

Ukrzy

ż

owany Zbawiciel? Za moje winy? Nie b

ę

d

ę

indywidualist

ą

,

ż

adnego uni

ż

enia!

Ukrzy

ż

owanego Syna Bo

ż

ego nie potrzebuj

ę

! Podobnie my

ś

li i mówi wielu ludzi.

Mówi

ą

dalej: Wiecie, kim jestem? Jestem komunist

ą

. Jestem za wolno

ś

ci

ą

i

człowiecze

ń

stwem. Ja nikomu nic nie robi

ę

. Ja jestem ka

ż

demu pomocny. Ja czyni

ę

dobrze i nie

boj

ę

si

ę

nikogo. Jeszcze nigdy nie było tylu „wspaniałych” ludzi jak dzi

ś

, ludzi, którzy otwarcie

mówi

ą

i my

ś

l

ą

,

ż

e nie potrzebuj

ą

ż

adnego Zbawiciela i sami sobie pomog

ą

. Ale wszyscy oni

zapominaj

ą

o tym, i

ż

jedynym, który wyci

ą

gn

ą

ł si

ę

z bagna własnym warkoczem był Münchhau-

sen, ale on był kłamc

ą

.

Badaj siebie, czy i ty nie gorszysz si

ę

Jezusem Chrystusem. Gdyby tak było, to szczerze ci

ę

o

jedno prosz

ę

– zechciej zrozumie

ć

,

ż

e zasadniczym złem, które do tego prowadzi, s

ą

twoje

grzechy.

Ś

wiatło

ść

i ciemno

ść

nie pasuj

ą

do siebie. Tu le

ż

y korze

ń

tego zgorszenia. Jeden,

Jedyny Zbawiciel chce ci darowa

ć

WSZYSTKO.

O, łasko, która wymazujesz
przez krew Jezusa ka

ż

dy grzech,

ogłasza

ć

wsz

ę

dzie nakazujesz

o odpuszczeniu przest

ę

pstw wszech.

Zbawienie, pokój daj

ą

c wraz,

to jest cudowny łaski czas!

background image

PANIKA NA STADIONIE

Lima, niedziela 24.05.1964 rok. Stolica Peru prze

ż

ywa wielki dzie

ń

. Kibice sportowi krzycz

ą

c,

pod

ąż

aj

ą

ulicami miasta. Wielu z nich jechało tu przez cał

ą

noc, a niektórzy nawet całymi dniami.

Dzisiaj odb

ę

dzie si

ę

spotkanie piłkarskie rozstrzygaj

ą

ce o tym, kto pojedzie na olimpiad

ę

do

Tokio – dru

ż

yna Peru czy Argentyny. Wielu kibicom przyjazd do Limy sprawił zawód. Tygodniami

oszcz

ę

dzali pieni

ą

dze na podró

ż

i bilet wst

ę

pu. Ale niestety, 50 tysi

ę

cy biletów ju

ż

rozsprzedano.

A kiedy o godzinie 15.

00

rozległ si

ę

gwizdek s

ę

dziego, tysi

ą

ce rozczarowanych kibiców sportu

tłoczyło si

ę

poza bramami stadionu.

Na stadionie wszyscy trwali w radosnym oczekiwaniu. W jednym z sektorów słycha

ć

niesamowity krzyk. Niewielka grupa argenty

ń

skich „zadymiarzy” chóralnym

ś

piewem dopinguje

swoj

ą

dru

ż

yn

ę

. Nieprzebrane tłumy peruwia

ń

skiej publiczno

ś

ci pokazuj

ą

,

ż

e potrafi

ą

to robi

ć

lepiej. Argenty

ń

ska jedenastka gra płynnie i pewnie, mo

ż

na by powiedzie

ć

– prawie elegancko.

Peruwia

ń

czycy prezentuj

ą

równie

ż

wysok

ą

form

ę

i walcz

ą

z pełnym po

ś

wi

ę

ceniem. Jest to

szybki, fascynuj

ą

cy i pełen napi

ę

cia mecz. Pierwsza połowa ko

ń

czy si

ę

wynikiem bezbram-

kowym. Teraz, po zmianie stron, podniecenie rozgor

ą

czkowanych mas ro

ś

nie jeszcze bardziej.

Nieopisane szale

ń

stwo zapanowało w

ś

ród argenty

ń

skich widzów, gdy lider ich dru

ż

yny

nieoczekiwanie zdobył bramk

ę

dla Argentyny. Była to najlepsza nagroda za trudy, które musieli

pokona

ć

, aby tu przyby

ć

. Jednak Peruwia

ń

czycy nie poddaj

ą

si

ę

. Walcz

ą

do upadłego. I nagle,

na 10 minut przed ko

ń

cem, słycha

ć

ogromny krzyk: „gol, gol!” W

ś

ród peruwia

ń

skich kibiców

zapanowała bezgraniczna rado

ść

.

Ale có

ż

to si

ę

dzieje? Mi

ę

dzy s

ę

dziami a zawodnikami powstała ostra dyskusja. S

ę

dzia

główny, Urugwajczyk, Eduardo Pazos, nie uznał bramki! Stwierdził,

ż

e krótko przed golem był

gwizdek, gdy

ż

argenty

ń

ski piłkarz był faulowany. Decyzja ta wywołała na widowni rozczarowanie,

a nast

ę

pnie zło

ść

. Na stadionie zagotowało si

ę

jak w kotle. Na płyt

ę

boiska poleciały pierwsze

butelki. S

ę

dzia główny, bezsilny wobec narastaj

ą

cego niepokoju, gwizdkiem oznajmił koniec

spotkania.

W nast

ę

pstwie tego oburzenie wzrosło jeszcze bardziej. Całe szcz

ęś

cie,

ż

e boisko było

odgrodzone płotem wys. 2,5 m., zako

ń

czonym drutem kolczastym, który skutecznie

powstrzymywał rozjuszonych kibiców. Na stadionie była tak

ż

e policja, mog

ą

ca w ostateczno

ś

ci

zareagowa

ć

. Komendant policji w Limie ju

ż

wcze

ś

niej ustawił swoich ludzi dookoła płyty boiska i

uzbroił ich w stalowe hełmy, pistolety naładowane gumowymi nabojami i gaz łzawi

ą

cy. Fanatycy

sportu na całym

ś

wiecie cz

ę

sto wpadaj

ą

w szał, szybko trac

ą

c wszelkie hamulce. Równie

ż

i tutaj

policja musiała wkroczy

ć

do akcji.

Nagle dwóch

ś

miałków podj

ę

ło prób

ę

przedostania si

ę

przez płot i zaatakowało s

ę

dziego.

Policja próbowała odci

ąć

im drog

ę

i zabra

ć

ich stamt

ą

d. U

ż

yto gumowych naboi i usuni

ę

to

chuliganów z boiska. Lecz ju

ż

nast

ę

pna grupa nastolatków zacz

ę

ła szturmowa

ć

płot. Policjanci

próbowali powstrzyma

ć

kolejny atak, ale stawało si

ę

to coraz trudniejsze. W mgnieniu oka wzbu-

rzeni kibice zacz

ę

li niszczy

ć

ogrodzenie i oderwanymi kawałkami

ż

elaza rzuca

ć

na boisko. Na

szcz

ęś

cie s

ę

dzia i zawodnicy znajdowali si

ę

ju

ż

w bezpiecznym miejscu, ale gniew wzmagał si

ę

coraz bardziej. Jedni niszczyli ławki na trybunach, inni zacz

ę

li rozwala

ć

murowane elementy i

rzuca

ć

kawałkami cegieł w policj

ę

. Aby unikn

ąć

rozlewu krwi, nale

ż

ało nie dopu

ś

ci

ć

do dalszej

walki z rozw

ś

cieczonymi fanatykami sportu. Policja postanowiła u

ż

y

ć

gazu łzawi

ą

cego. Tysi

ą

ce

ludzi zacz

ę

ło si

ę

dusi

ć

, kaszle

ć

i trze

ć

oczy. Zaatakowani gazem kibice nic nie widzieli.

Niezliczona masa ludzi trzymała si

ę

jednak razem.

Wtem przeleciała przez tłum, jak iskra, jedna my

ś

l. Nagle wszyscy podj

ę

li wspóln

ą

decyzj

ę

wyj

ść

st

ą

d, ucieka

ć

. Natychmiast tłumy zacz

ę

ły prze

ć

ku wyj

ś

ciu, w dół, do tunelu czterometrowej

szeroko

ś

ci, który mie

ś

cił si

ę

pod trybunami. Ka

ż

dy chciał ratowa

ć

swoje

ż

ycie, swobodnie

odetchn

ąć

i wyj

ść

„na wolno

ść

”. W powstałym tłoku wielu powalono i stratowano na

ś

mier

ć

.

Najwi

ę

kszy dramat miał jednak dopiero nast

ą

pi

ć

. Ci

ęż

kie

ż

elazne wrota, które znajdowały si

ę

na ko

ń

cu tunelu były zamkni

ę

te. Stra

ż

nicy krótko przed zako

ń

czeniem meczu opu

ś

cili swoje

stanowiska, gdy

ż

chcieli zobaczy

ć

ostatnie minuty spotkania i pó

ź

niej ju

ż

nie mogli przedosta

ć

si

ę

z powrotem. Fala za fal

ą

na wpół obł

ą

kanych ludzi nacierała na zamkni

ę

t

ą

bram

ę

. Krzyki

zw

ą

tpienia i rozpaczy pozostały bez odzewu. Wielu zaduszono, zmia

ż

d

ż

ono albo stratowano. W

background image

tej wielkiej katastrofie, któr

ą

odnotowano w historii sportu, zgin

ę

ło 300 osób, a liczba rannych

była ogromna. Zamkni

ę

te drzwi zablokowały tym ludziom drog

ę

do

ż

ycia, drog

ę

do wolno

ś

ci.

Równie

ż

w Słowie Bo

ż

ym jest mowa o zamkni

ę

tych drzwiach. Czytamy w nim o pewnym m

ęż

u

imieniem Noe, który ostrzegał ludzi przed nadchodz

ą

cym s

ą

dem Bo

ż

ym i nawoływał do pokuty.

W odpowiedzi spotkały go

ś

miech i szyderstwa, uznano go za obł

ą

kanego. Któ

ż

bowiem na

suchym l

ą

dzie buduje statek przez dziesi

ą

tki lat? Pó

ź

niej jednak zapowiedziana kara nadeszła,

dotykaj

ą

c pewnych siebie ludzi. „Wytrysn

ę

ły

ź

ródła wielkiej otchłani i otworzyły si

ę

upusty nieba.

I padał deszcz na ziemi

ę

przez czterdzie

ś

ci dni i nocy”. „I zamkn

ą

ł Pan za nim drzwi” (1 Moj.

7,16). Noe wraz z rodzin

ą

byli uratowani i bezpiecznie schronieni, natomiast wszyscy inni zgin

ę

li.

Pocz

ą

tkowo głos nawołuj

ą

cy do pokuty i wskazuj

ą

cy ratunek był skierowany do wszystkich.

ź

niej jednak, przed tłumami zoboj

ę

tniałych i oci

ą

gaj

ą

cych si

ę

na

ś

miewców, zamkni

ę

to jedyne

drzwi wiod

ą

ce do ocalenia. Czas łaski sko

ń

czył si

ę

bezpowrotnie. Sam Pan nawoływał przez

Noego do pokuty i nawrócenia. Ale teraz nastał czas s

ą

du. Ten, który wcze

ś

niej wyci

ą

gał

zbawcz

ą

dło

ń

, stał si

ę

dla tych, którzy go nie słuchali, S

ę

dzi

ą

.

Historia o zamkni

ę

tych drzwiach tchnie

ś

wi

ę

t

ą

powag

ą

. Tak

ż

e i teraz nikt z ludzi nie wie, kiedy

drzwi łaski zostan

ą

na zawsze zamkni

ę

te. Pan Jezus jeszcze woła: „Ja jestem drzwiami” (Jana

10,9). On jedynie jest drog

ą

, która prowadzi do wiecznego

ż

ycia. Tylko przez niego mo

ż

na

przyj

ść

do Ojca. Dlatego ostrzega dzisiaj wszystkich, którzy chc

ą

go odrzuci

ć

. Mo

ż

e sta

ć

si

ę

tak,

jak z niem

ą

drymi pannami, które przyszły za pó

ź

no i, podobnie jak w wy

ż

ej opisanym zdarzeniu –

„zamkni

ę

to drzwi” (Mat. 25,10). Pomimo pukania i wołania: „Panie, Panie, otwórz nam!” – nie

uzyskały pomocy. Było bezpowrotnie za pó

ź

no. Drzwi zostały na zawsze zamkni

ę

te. Usłyszały

słowa Pana: „Zaprawd

ę

powiadam wam, nie znam was!”. Dlatego wejd

ź

przez te drzwi, dopóki s

ą

jeszcze otwarte!

background image

CO TO JEST DIALEKTYKA ?

Pewnego razu przedstawiciele Stowarzyszenia Chłopów przyszli do burmistrza z pytaniem:

Obywatelu burmistrzu, co nale

ż

y rozumie

ć

przez słowo „dialektyka”? Burmistrz odpowiedział:

Drodzy obywatele, nie jest to takie łatwe do wyja

ś

nienia. Chc

ę

wam jednak przedstawi

ć

pewien

przykład, który pomo

ż

e to zrozumie

ć

. Tak wi

ę

c, wyobra

ź

cie sobie,

ż

e przyszło do mnie dwóch

chłopów. Jeden z nich jest czysty, a drugi brudny. Ja zapraszam moich go

ś

ci do k

ą

pieli. Który z

nich skorzysta z mojej oferty?

–Ten brudny – odpowiedzieli słuchacze.

– Nie, ten czysty! – odrzekł burmistrz – gdy

ż

jest on przyzwyczajony do mycia; ten drugi

natomiast nie widzi w myciu

ż

adnej warto

ś

ci. Czyli, który z nich we

ź

mie k

ą

piel?

– Ten czysty – odpowiedzieli chłopi.

– Nie, ten brudny, gdy

ż

jemu jest k

ą

piel potrzebna – odrzekł burmistrz – a wi

ę

c, który b

ę

dzie

si

ę

mył?

– No, brudny! – zawołali chłopi.

– Nie, obydwaj! – kontynuował burmistrz – gdy

ż

czysty jest przyzwyczajony do mycia, a

brudnemu jest k

ą

piel bardzo potrzebna.

Czyli, który skorzysta z łazienki?

– Obydwaj – wycedzili chłopi.

– Nie,

ż

aden z nich – powiedział burmistrz – gdy

ż

brudny nie jest przyzwyczajony do mycia, a

czystemu k

ą

piel nie jest potrzebna.

– Tak, towarzyszu burmistrzu – zauwa

ż

yli słuchaj

ą

cy – tylko jak mamy to wszystko zrozumie

ć

?

Za ka

ż

dym razem mówi pan co

ś

innego, a mianowicie to, co panu akurat odpowiada.

– Rozumiecie wi

ę

c teraz, co to jest dialektyka – odpowiedział,

ś

miej

ą

c si

ę

burmistrz.

W tym zabawnym opowiadaniu zawarta jest pewna prawda. Czy i ty nie jeste

ś

podobnym

dialektykiem? Wiesz dobrze,

ż

e popełniłe

ś

wiele złego. Głos twego sumienia mówi ci o tym jasno

i wyra

ź

nie. Równocze

ś

nie jednak odzywa si

ę

w tobie inny głos, głos dialektyczny, głos rzecznika

złego. Słyszysz, jak ten głos bez przerwy i z wielkim upodobaniem mówi do ciebie: – Nie bierz
sobie tych spraw tak bardzo do serca! Ja bym te

ż

inaczej nie post

ą

pił! Jeden raz si

ę

nie liczy!

Zwraca si

ę

do ciebie z takimi lub bardzo podobnymi słowami. Wszystko, co si

ę

wydarzyło,

próbuje zniekształci

ć

, odwróci

ć

, przedstawi

ć

w zupełnie innym

ś

wietle. Jest to szata

ń

ski głos,

który bez przerwy sprzeciwia si

ę

czuwaj

ą

cemu sumieniu.

Diabeł jest najwi

ę

kszym przeciwnikiem prawdy. Wszelkimi sposobami próbuje j

ą

wypaczy

ć

.

Dosłowne tłumaczenie greckiego słowa „diabeł” (diabolos) oznacza: przewracaj

ą

cy, oczerniaj

ą

cy.

Ka

ż

dego dnia chce wi

ę

c wszystko poprzewraca

ć

w twoim sumieniu. On stawia wszelkie

przeszkody, aby

ś

nie czytał Biblii.

Jedynie w Pi

ś

mie

Ś

wi

ę

tym mo

ż

esz znale

źć

nie sfałszowan

ą

miar

ę

dobra i zła. „Bo Słowo Bo

ż

e

jest

ż

ywe i skuteczne, ostrzejsze ni

ż

miecz obosieczny, przenikaj

ą

cy a

ż

do rozdzielenia duszy i

ducha, stawów i szpiku, zdolne os

ą

dzi

ć

zamiary i my

ś

li serca” (Hebr. 4,12). To cudowne słowo

chce ci

ę

przyprowadzi

ć

do Jezusa, Pana i Zbawiciela, oczekuj

ą

cego, aby

ś

przyszedł do niego

teraz, w tej chwili. Wiedz,

ż

e owo „teraz” jest dla ciebie niezmiernie wa

ż

ne. By

ć

mo

ż

e równie

ż

w

tej chwili słyszysz głos, który mówi: „Tylko powoli, masz jeszcze czas”. Lecz pomy

ś

l o tym,

ż

e

„nie ma nic ukrytego, co by nie miało by

ć

ujawnione” (Mat. 10,26) przed tym, którego „oczy s

ą

jak

płomie

ń

ognia” (Obj. 19,12). Pan Jezus zaprasza ci

ę

jeszcze dzisiaj! Nie odrzucaj go!

background image

CZY JESTE

Ś

PRZYGOTOWANY?

Przed wielu laty, kilku studentów medycyny stało w prosektorium uniwersyteckiej kliniki,

ż

ywo

rozprawiaj

ą

c o zdarzeniach dnia i planach na popołudnie. Wła

ś

nie sko

ń

czyli swoj

ą

prac

ę

, a

pozostałe na stole sekcyjnym

ż

ałosne szcz

ą

tki nie psuły im dobrego humoru. Byli do tego widoku

tak przyzwyczajeni,

ż

e nie robił on na nich ju

ż

ż

adnego wra

ż

enia. Nikomu nie przyszło na my

ś

l,

ż

e ka

ż

dy z nich przecie

ż

mo

ż

e lada chwila by

ć

takim wła

ś

nie porzuconym, bezbronnym i mil-

cz

ą

cym ciałem, jak to le

żą

ce obok na stole. Dusz

ą

wesołego grona był student czwartego roku,

Alfred, który swoim nonszalanckim, gło

ś

nym zachowaniem i niewybrednymi

ż

artami bawił swoich

kolegów. Lekkomy

ś

lnie i bez zastanowienia rzucane słowa byłyby mo

ż

e wzbudziły niesmak i

odruch protestu u słuchaczy o sumieniu subtelnym i wra

ż

liwym, lecz koledzy Alfreda byli ju

ż

przyzwyczajeni do jego sposobu bycia i niewybrednego humoru. Nikomu z nich nie przyszło wi

ę

c

na my

ś

l,

ż

e mo

ż

e to by

ć

nie na miejscu wobec tych le

żą

cych zwłok ludzkich. Alfred, oparty o

ś

cian

ę

, opowiadał co

ś

, dowcipnie ilustruj

ą

c słowa z wrodzonym sobie temperamentem i

ż

yw

ą

gestykulacj

ą

. W białym fartuchu tkwiła niedbale wpi

ę

ta igła, której przed chwil

ą

u

ż

ywał przy

sekcji. W pewnym momencie, gdy przy jakim

ś

ż

ywszym ge

ś

cie zadrasn

ą

ł si

ę

mocno igł

ą

w r

ę

k

ę

,

twarze kolegów spowa

ż

niały.

– Alfredzie, to jest niebezpieczne – powiedział jeden z nich.

– Wiem – odpowiedział pobladły nagle Alfred – jak my

ś

licie, co tu robi

ć

? – Mo

ż

e poszuka

ć

profesora, na pewno jest jeszcze w klinice... dorzucili inni. Wszyscy udali si

ę

na poszukiwanie

profesora. Po dłu

ż

szej chwili znale

ź

li go i opowiedzieli o zdarzeniu. Spojrzał powa

ż

nie na Alfreda

mówi

ą

c:

– W ci

ą

gu 24 godzin mo

ż

e by

ć

po tobie młodzie

ń

cze...

Człowiek jest tak długo odwa

ż

ny i pewny siebie, póki czuje si

ę

zdrowy i bezpieczny. Ale gdy

nie b

ę

d

ą

c przygotowany na

ś

mier

ć

, stanie z ni

ą

twarz

ą

w twarz i zaczn

ą

si

ę

przed nim otwiera

ć

czarne wrota wieczno

ś

ci, wówczas i najodwa

ż

niejszy mo

ż

e straci

ć

panowanie nad sob

ą

,

wpadaj

ą

c w przera

ż

enie i rozpacz.

Tak było z Alfredem. Młody kpiarz i cynik, gdy znalazł si

ę

nagle w obliczu

ś

miertelnego

niebezpiecze

ń

stwa, stracił cał

ą

pewno

ść

siebie i tupet. W czasie nast

ę

pnych godzin, gdy

czyniono wszystko, by uratowa

ć

mu

ż

ycie, był zupełnie załamany i stał si

ę

strz

ę

pem człowieka.

Jeden z jego kolegów opowiadał pó

ź

niej,

ż

e ci

ęż

ko było patrze

ć

na rozpaczliwy, obł

ę

dny wprost

l

ę

k, jaki opanował Alfreda w obliczu

ś

mierci.

– Był przecie

ż

tak zupełnie na to nieprzygotowany – mówił do przyjaciół.

Nagła

ś

mier

ć

nale

ż

y zawsze do zjawisk wstrz

ą

saj

ą

cych, dlatego te

ż

ludzie niech

ę

tnie

dopuszczaj

ą

do siebie my

ś

l o niej. A przecie

ż

w dzisiejszym

ś

wiecie, w którym człowiek na

ka

ż

dym kroku nara

ż

ony jest na niebezpiecze

ń

stwo nagłej utraty

ż

ycia, zjawisko to stało si

ę

cz

ę

stsze i bardziej naturalne. Tym bardziej wi

ę

c człowiek powinien zastanowi

ć

si

ę

nad

mo

ż

liwo

ś

ci

ą

nagłej

ś

mierci i konsekwencjami, jakie ona ze sob

ą

przynosi.

Czy jeste

ś

my gotowi spojrze

ć

ś

mierci w oczy? Czy jeste

ś

my w stanie stan

ąć

przed Bogiem

dzi

ś

? Młody wiek nie jest wcale gwarancj

ą

, na ka

ż

dym kroku przekonujemy si

ę

,

ż

e wypadki

drogowe pochłaniaj

ą

niezliczone ofiary, gin

ą

w nich młodzi ludzie. Musimy wi

ę

c powa

ż

nie

spojrze

ć

faktom w oczy. Wiek post

ę

pu technicznego, jak zły, okrutny Moloch, wybiera sobie na

ofiar

ę

młodych ludzi. Dlatego nie wolno sprawy zbawienia odkłada

ć

na lata staro

ś

ci. Jest ona dla

nas aktualna ju

ż

dzi

ś

, a nie dopiero jutro.

Bóg mówi do nas w swym Słowie: „Oto teraz czas łaski, oto teraz dzie

ń

zbawienia” (2 Kor. 6,2).

A dalej: „Dzi

ś

, je

ś

li głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hebr. 3,15).

A wi

ę

c nie zatwardzajmy naszych serc, po

ś

pieszmy jeszcze dzi

ś

i złó

ż

my je u stóp Zbawcy!

background image

TEN CZŁOWIEK PO

Ś

RODKU

Rzymski gubernator my

ś

li nad tym, co ma zrobi

ć

. Jak mógłby ochroni

ć

Jezusa Chrystusa, w

którym nie znajduje

ż

adnej winy, przed dzik

ą

zło

ś

ci

ą

kapłanów i podjudzanym przez nich

narodem? Nagle przychodzi mu do głowy pewna my

ś

l. Jest ju

ż

w zwyczaju,

ż

e podczas wielkiego

ś

wi

ę

ta wypuszcza si

ę

na wolno

ść

jednego wi

ęź

nia. Naród mo

ż

e sam sobie go wybra

ć

.

Przebywał wła

ś

nie w wi

ę

zieniu jeden szczególnie niebezpieczny przest

ę

pca, zamkni

ę

ty za

morderstwo. Barabasz był bardzo gro

ź

nym przywódc

ą

bandy. Rzymscy legioni

ś

ci zrobili

naprawd

ę

dobr

ą

robot

ę

, gdy go nareszcie schwytali. Tak wi

ę

c ludzie zostali uwolnieni od tego

złoczy

ń

cy. „Oto wyj

ś

cie – my

ś

li Piłat – ja zostawi

ę

wybór ludowi, przecie

ż

nie wybior

ą

mordercy”.

Wiesz, jaki jest dalszy ci

ą

g tej historii. Trzy razy zwraca si

ę

Piłat do zgromadzonych przed

pałacem. Trzy razy stawia ich przed wyborem, mówi

ą

c: „Chcecie, abym wypu

ś

cił Jezusa czy

Barabasza? Có

ż

złego Jezus uczynił? Niczego, czym by zasłu

ż

ył na

ś

mier

ć

w nim nie znalazłem”

(Łuk. 23,22). I trzy razy za

ś

lepiona masa krzyczy: „Precz, precz z nim, ukrzy

ż

uj go!” (Jana 19,15).

„Stra

ć

Jezusa, a wypu

ść

Barabasza!” (Łuk. 23,18). I Barabasz, morderca, zostaje wypuszczony.

Ulice i zaułki

ż

ydowskiej stolicy s

ą

jak wymarłe! Wielu z jej mieszka

ń

ców wyszło na Golgot

ę

,

aby tam przygl

ą

da

ć

si

ę

ukrzy

ż

owaniu przest

ę

pców. Wtem (tak to sobie mo

ż

emy wyobrazi

ć

),

pojawia si

ę

jaka

ś

posta

ć

i cicho posuwa si

ę

obok domów – to Barabasz. Nie mo

ż

e poj

ąć

tego,

ż

e

jest wolny! Rzymski gubernator sam go zwolnił!

Pomy

ś

lał,

ż

e i on mógłby pój

ść

na Golgot

ę

. Tam miała dzi

ś

wybi

ć

jego ostatnia godzina. Tak

wi

ę

c idzie powoli pod gór

ę

i miesza si

ę

nierozpoznany z tłumem gapiów i pełnymi zapału

oprawcami. A teraz, kiedy stoi przed trzema krzy

ż

ami, my

ś

li sobie: „Tych po lewej i prawej stronie

znam dobrze ze wspólnych rabunków i morderstw, tak, to s

ą

moi towarzysze. I to miał by

ć

mój

koniec, tam po

ś

rodku tych dwóch. Ale ten człowiek po

ś

rodku? Jego nie znam. To nie był jeden z

nas. Jedno wiem na pewno – ten krzy

ż

, na którym on wisi, był przeznaczony dla mnie...”

Czy ty te

ż

ju

ż

tak kiedy

ś

stałe

ś

? Czy i ty poj

ą

łe

ś

,

ż

e Jezus cierpiał na twoim miejscu? Bóg

zrobił cudown

ą

zamian

ę

, bo straszny s

ą

d dosi

ę

gn

ą

łby ciebie. To ty powiniene

ś

umrze

ć

, a nie ten

czysty,

ś

wi

ę

ty Syn Bo

ż

y.

Oto tajemnica Golgoty. Co za niezbadana miło

ść

! Czy jeste

ś

uwolniony od grzechu? Czy

jeste

ś

pojednany z Bogiem? Czy przyjmujesz do wiadomo

ś

ci radosn

ą

nowin

ę

o Bo

ż

ej miło

ś

ci?

To wspaniałe poselstwo jest aktualne równie

ż

dla ciebie! Przygotowano dla ciebie cenny

podarunek, ale to ty musisz go przyj

ąć

. Musisz uczyni

ć

dwa kroki:

– Wyzna

ć

,

ż

e zasłu

ż

yłe

ś

na kar

ę

i

ś

mier

ć

, któr

ą

poniósł Jezus na krzy

ż

u. Potraktuj twoje

grzechy całkiem powa

ż

nie i wyznaj je przed Bogiem. „Bo je

ś

li wyznajemy grzechy swoje, wierny

jest Bóg i sprawiedliwy, i odpu

ś

ci nam grzechy, i oczy

ś

ci nas od wszelkiej nieprawo

ś

ci” (1 Jana

1,9).

– Dzi

ę

kowa

ć

serdecznie i z pełnym zaufaniem za odpuszczenie twoich grzechów. To, co Jezus

Chrystus wykonał, jest i dla ciebie. Nie musisz czeka

ć

na specjalne uczucia. Wiara całkowicie wy-

starczy tym, którzy z dziecinn

ą

prostot

ą

zaufaj

ą

Bo

ż

ym przyrzeczeniom. Wyrok został

uniewa

ż

niony!

Wiadomo

ść

ta jest potwierdzona Bo

ż

ym podpisem i

ż

adna moc

ś

wiata nie mo

ż

e cofn

ąć

tego

wyroku, dlatego id

ź

i ty na Golgot

ę

w modlitwie i spójrz na te trzy krzy

ż

e. A patrz

ą

c na krzy

ż

stoj

ą

cy po

ś

rodku, pomy

ś

l,

ż

e to ty musiałby

ś

na nim cierpie

ć

. Ten Człowiek po

ś

rodku zmarł za

mnie...Teraz to wiem i ciesz

ę

si

ę

, i chwal

ę

go za to miłosierdzie. Doceniam warto

ść

Bo

ż

ej miło

ś

ci,

ż

e Ojciec mnie – zgubionego grzesznika – uratował i nie

ż

ałował nawet własnego Syna, lecz

wydał go za mnie (Jana 3,16).

Nie odrzucaj tej Bo

ż

ej miło

ś

ci!

background image

HOROSKOP TYGODNIA

W codziennej gazecie lub czasopi

ś

mie mo

ż

esz zauwa

ż

y

ć

rzucaj

ą

cy si

ę

w oczy tytuł

„Horoskop”. Dlaczego w dzisiejszych czasach po

ś

wi

ę

ca si

ę

temu tyle miejsca i czasu?

Słowo „horoskop” pochodzi cz

ęś

ciowo z j

ę

z. łaci

ń

skiego, cz

ęś

ciowo z greckiego i znaczy tyle

co „przegl

ą

d godzinny”. Zapisuje si

ę

on w chwili urodzenia człowieka, zale

ż

y od usytuowania

gwiazd wzgl

ę

dem siebie. Z owego układu gwiazd, jak niektórzy wierz

ą

, mo

ż

na si

ę

wiele

dowiedzie

ć

na temat swojej przyszło

ś

ci. Grecy i Rzymianie przej

ę

li horoskop od Babilo

ń

czyków,

ich kapłani zajmowali si

ę

astrologi

ą

. W

ś

redniowieczu wierzenia w gwiazdy były szeroko

rozpowszechnione. Jednak zabobon ten kwitł nie tylko w

ś

redniowieczu, ale i dzi

ś

szerzy si

ę

w

sposób alarmuj

ą

cy. Cz

ę

sto traktuje si

ę

go z przymru

ż

eniem oka, ale jest gorzk

ą

prawd

ą

,

ż

e w

naszym, tak m

ą

drym

ś

wiecie, w którym wynaleziono atom i wysyłamy rakiety w kosmos, wiara w

horoskopy jest tak rozpowszechniona.

Jak to jest mo

ż

liwe? Du

ż

o ludzi wierzy w Boga, a jednak

ż

yj

ą

tak, jak gdyby Boga nie było.

Chc

ą

by

ć

niezale

ż

ni, chc

ą

robi

ć

to, co im si

ę

podoba. Cz

ę

sto wi

ę

c uciekaj

ą

si

ę

do zabobonu,

który te

ż

jest wiar

ą

, ale nakierowan

ą

w przeciwn

ą

stron

ę

, „wiar

ą

w szatana”. Kto jest zabobonny,

ten automatycznie dostaje si

ę

pod wpływ złych mocy. A kto podaje szatanowi mały palec, mo

ż

e

straci

ć

cał

ą

r

ę

k

ę

. Takim małym palcem jest horoskop.

W Ameryce wydaje si

ę

rocznie 800 mln dolarów na wró

ż

enie z gwiazd. Działa tam co najmniej

30 tysi

ę

cy astrologów, którzy dzi

ę

ki horoskopom robi

ą

wspaniałe interesy. W Anglii, według

statystyk, dwie trzecie dorosłych obywateli czyta horoskopy albo je przegl

ą

da. A jak jest w

Niemczech? Jeden z instytutów przeprowadził wywiad z wieloma osobami na temat, co s

ą

dz

ą

o

astrologii. Wynik był nast

ę

puj

ą

cy: 28 procent czyta codziennie horoskop, 25 procent czyta przy

okazji, 47 procent nie czyta go wcale. Innymi słowy, wi

ę

cej ni

ż

połowa ludzi czyta codziennie albo

przy okazji horoskopy.

Czy to, co jest napisane w horoskopie, potwierdza si

ę

w rzeczywisto

ś

ci? Gdyby horoskop w

naszej gazecie był prawdziwy, to nale

ż

y podzieli

ć

ludzi na dwana

ś

cie grup zgodnie ze znakami

zodiaku, z których ka

ż

da musiałaby dzie

ń

po dniu prze

ż

ywa

ć

to samo. Oprócz tego horoskopy z

ż

nych gazet przecz

ą

sobie wzajemnie albo mog

ą

by

ć

tak ró

ż

norodnie interpretowane,

ż

e

mo

ż

na je dostosowa

ć

do ka

ż

dego. Równie

ż

„reguły gry” w astrologii s

ą

dowolne i nie maj

ą

z

nauk

ą

nic wspólnego. Nie musimy si

ę

wi

ę

c dziwi

ć

,

ż

e prawdziwi uczeni, którzy zajmuj

ą

si

ę

gwiazdami – astronomowie – s

ą

wielkimi przeciwnikami nienaukowej astrologii. W pewnym

do

ś

wiadczeniu Towarzystwa Astronomicznego stwierdzono: „to, co dzi

ś

nazywamy astrologi

ą

,

kosmologi

ą

, jest niczym innym jak pomieszaniem zabobonu, szarlata

ń

stwa i interesu”.

Jest obiektywn

ą

prawd

ą

,

ż

e horoskopom nie mo

ż

na wierzy

ć

, byłoby to głupot

ą

albo naiwnym

ż

artem! Nie, w

ż

adnym wypadku! Kto pokłada swoje zaufanie w horoskopie, sprzeciwia si

ę

bezpo

ś

rednio Bogu, dostaje si

ę

pod wpływ szatana. Bo według Biblii zabobon jest nie tylko

znakiem głupoty, lekkomy

ś

lno

ś

ci i braku rozeznania, lecz wydaniem si

ę

w r

ę

ce złego. „Nie

b

ę

dziesz si

ę

zwraca

ć

do wywoływaczy duchów, ani do wró

ż

bitów. Nie wypytujcie ich, bo

staniecie si

ę

przez nich nieczystymi. Ja, Pan jestem Bogiem waszym” (3 Moj. 19,31).

Wiara w horoskop jest wiar

ą

czasów ostatecznych – wiar

ą

demoniczn

ą

i szata

ń

sk

ą

. Skutki tej

wiary otaczaj

ą

nas wsz

ę

dzie: oboj

ę

tno

ść

wobec Słowa Bo

ż

ego, marzycielstwo, zoboj

ę

tnienie.

Jest to droga, która prowadzi na zatracenie. Nie na darmo mówi Bóg o tych, którzy to czyni

ą

:

„Zwróc

ę

swoje oblicze przeciwko temu m

ęż

owi i przeciwko jego rodzinie, wytrac

ę

go spo

ś

ród

jego ludu” (3 Moj. 20,6). Dlatego nie nale

ż

y wierzy

ć

horoskopom. Dlatego nie powinno si

ę

ich

nawet czyta

ć

i traktowa

ć

powa

ż

nie tak, jak wszystkich okultystycznych praktyk, magii, wró

ż

enia z

kart, z r

ę

ki itd. Horoskop jest telefonicznym poł

ą

czeniem z podziemiem. Jest podst

ę

pny, jak sie

ć

paj

ę

cza. Kto raz si

ę

w ni

ą

dostanie, cho

ć

by to było w

ż

artach, zamota si

ę

coraz gł

ę

biej.

Ale jak mo

ż

na si

ę

wydosta

ć

z tej niebezpiecznej sieci? Gdzie le

ż

y ocalenie? Najpierw musisz

uzna

ć

,

ż

e sam nie mo

ż

esz tego zrobi

ć

.

ś

aden człowiek nie jest tak mocny, aby przeciwstawi

ć

si

ę

ciemno

ś

ciom tego

ś

wiata. Tym jedynym, który jest na tyle silny, aby to uczyni

ć

, jest zwyci

ę

zca z

Golgoty, Jezus Chrystus, który zwyci

ęż

ył na krzy

ż

u moc szatana. Dlatego id

ź

do niego z

wszystkimi twoimi nałogami i grzechami. Wyznaj mu swoj

ą

win

ę

! On ci przebaczy i oczy

ś

ci twoje

background image

serce. Jezus Chrystus da ci sił

ę

, aby

ś

mógł przy jego boku zacz

ąć

nowe

ż

ycie i powiedzie

ć

grzechowi – nie!

ź

niej nie b

ę

dziesz ju

ż

potrzebował

ż

adnego horoskopu. Maskotk

ę

mo

ż

esz wyrzuci

ć

na

ś

mietnik. Kominiarz nie jest ci potrzebny do szcz

ęś

cia. Czarnego kota, który przejdzie ci przez

drog

ę

, mo

ż

esz uwa

ż

a

ć

za pi

ę

knego lub nie, ale szcz

ęś

cie lub nieszcz

ęś

cie od tego nie zale

ż

y. W

pi

ą

tek 13-go pójdziesz do pracy równie wesoły jak w inne dni. Nie potrzebujesz trzy razy puka

ć

w

stół,

ż

eby ochroni

ć

twoj

ą

przyszło

ść

. Kiedy Jezus Chrystus jest twoim Panem, on j

ą

zabezpiecza.

Nie

ż

yjemy przecie

ż

jak zwierz

ę

ta, jeste

ś

my wyposa

ż

eni w duchowe dary i mo

ż

emy sami o sobie

stanowi

ć

, wraca

ć

do przeszło

ś

ci i patrze

ć

naprzód w przyszło

ść

. A przy tym w gruncie rzeczy nie

wiemy nic. Nawet tego, co przyniesie nast

ę

pna minuta. Nikt nie mo

ż

e nam tego powiedzie

ć

, ale

gdy Jezus Chrystus jest twoim Panem, wiesz,

ż

e tak jest we wszystkich okoliczno

ś

ciach

ż

ycia.

Wówczas ty i ja mo

ż

emy z pełnym zaufaniem powiedzie

ć

: „Nic nie mo

ż

e mi si

ę

sta

ć

, tylko to, co

On mi przeznaczył i co jest dla mnie dobre”. Tak wi

ę

c nasza przyszło

ść

nie le

ż

y w gwiazdach,

lecz w łaskawej i miłosiernej Woli Bo

ż

ej.

background image

PRZEJRZANY

„Ach, gdyby człowiek był przezroczysty jak

ź

ródło,

ż

eby mo

ż

na zobaczy

ć

przyczyn

ę

jego

choroby”. Tymi słowami pewien lekarz rozpocz

ą

ł swe przemówienie do grona kolegów lekarzy,

wówczas, gdy stali bezradni przed czym

ś

nieznanym w ludzkim organizmie, bo bezpo

ś

redni

wgl

ą

d do wn

ę

trza chorego był dla nich niemo

ż

liwy.

Kto mógł przypuszcza

ć

,

ż

e to

ż

yczenie zostanie kiedykolwiek spełnione? A jednak miał

nadej

ść

taki dzie

ń

8 listopada 1895 roku, w Würzburgu, w mie

ś

cie, o którym

ś

piewał kiedy

ś

Walter von der Vogelweide, w którym Tilman Riemenschneider rze

ź

bił swoje wielkie dzieła, a

Baltazar Neumann stawiał pi

ę

kne budowle.

W mie

ś

cie panuje cisza,

ś

wiatła s

ą

pogaszone, ale pewien człowiek nie szuka tej nocy snu,

jest nim Wilhelm Roentgen, profesor fizyki na uniwersytecie. Ju

ż

wieczorem był jaki

ś

dziwny. Jadł

bardzo mało i nie słyszał prawie nic, co si

ę

w jego obecno

ś

ci mówiło. Jak zwykle

ś

pieszył do

swojego laboratorium. Towarzyszył mu jaki

ś

niewytłumaczalny niepokój. Roentgen przeczuwał,

ż

e jest na tropie wielkiego odkrycia. Ale ta sprawa jest jeszcze tajemnicza i pełna zagadek.

Noc po nocy pali si

ę

ś

wiatło w jego pracowni przy Pleichering, który dzi

ś

nazywa si

ę

Roentgenring. Raz po raz zaciemniaj

ą

si

ę

okna, potem znów pokazuje si

ę

w nich

ś

wiatło. Jednak

kto chciałby dowiedzie

ć

si

ę

czego

ś

bli

ż

szego, nie ma szans. Posiłki musz

ą

by

ć

przywo

ż

one do

laboratorium, uczony postawił tam sobie łó

ż

ko. Tylko

ż

onie mówi: „robi

ę

co

ś

, w co ludzie nie

uwierz

ą

, gdy si

ę

dowiedz

ą

; pomy

ś

l

ą

,

ż

e zwariowałem”. I tak samotnie pracuje 43 dni w swojej

pracowni. Dopiero, gdy uzyska pewno

ść

, zechce poinformowa

ć

innych o swoim odkryciu.

Wreszcie 28 grudnia 1895 roku, przedkłada wyniki swojej uci

ąż

liwej pracy przewodnicz

ą

cemu

Towarzystwa Fizyko–Medycznego w Würzburgu. Zawieraj

ą

one 17 dowodów. Jest to rezultat

jego

ż

mudnych do

ś

wiadcze

ń

, które tygodniami, dzie

ń

i noc bez wytchnienia, zajmowały jego

umysł. Praca ta nosi skromny tytuł: „Nowy rodzaj promieniowania”. Jest to sensacja w dziedzinie
fizyki, mówi

ą

ca o odkryciu wszystko prze

ś

wietlaj

ą

cych promieni. Zaraz polecono wydrukowa

ć

zawiadomienia o zwołaniu na dzie

ń

23 stycznia 1896 roku posiedzenia uczonych, przed którymi

o swoim odkryciu ma mówi

ć

sam Roentgen. Ale bez wiedzy twórcy ju

ż

wcze

ś

niej co

ś

przedostało

si

ę

do publicznej wiadomo

ś

ci. On sam napisał list do przyjaciela w Wiedniu – profesora Exnera,

w którym opisał swoje odkrycie i doł

ą

czył fotografi

ę

prze

ś

wietlonej r

ę

ki. Exner opowiedział o tym

innym i pokazał ow

ą

fotografi

ę

.

Prasa wiede

ń

ska 7 stycznia 1896 roku drukuje artykuł pod tytułem „Sensacyjne odkrycie”.

Telegramy id

ą

w

ś

wiat, we wszystkich gazetach pojawiaj

ą

si

ę

rewelacyjne informacje: „Odkrycie

cudownych promieni”, „Ciało człowieka prze

ś

wietlone”. Nie tylko laicy, ale i uczeni z

niedowierzaniem przyjmuj

ą

wiadomo

ś

ci gazet. Do społecze

ń

stwa przenika wie

ść

,

ż

e cesarz w

dniu 12 stycznia zawołał do siebie uczonego, aby osobi

ś

cie przedstawił mu swój wynalazek.

W dniu 23 stycznia 1896 roku na sali posiedze

ń

Towarzystwa Fizyko–Medycznego panuje

wielki tłok i gor

ą

czkowe oczekiwanie. W sprawozdaniu posiedzenia czytamy: „W czasie długo

utrzymuj

ą

cych si

ę

owacji wszedł na sal

ę

50-letni uczony. Roentgen referował nowe odkrycie w

sposób fachowy i trze

ź

wy. Dokumentował swoje przemówienie za pomoc

ą

zainstalowanych

przyrz

ą

dów. Ka

ż

dy na sali mógł zobaczy

ć

na kliszy szkielet lub r

ę

k

ę

. Pan Koelliker poddał si

ę

prze

ś

wietleniu r

ę

ki w obecno

ś

ci wszystkich zgromadzonych i zaraz wywołano to zdj

ę

cie. Na

ko

ń

cu posiedzenia Koelliker proponował, aby nowe promienie Roentgen nazwał liter

ą

„X”, co

przyj

ę

to z wielk

ą

aprobat

ą

”.

Od tych listopadowych dni 1895 roku, człowieka mo

ż

na „przejrze

ć

” ku po

ż

ytkowi niezliczonych

chorych. Wiele miejsc w ludzkim organizmie mo

ż

na prze

ś

wietli

ć

. Ale jednego człowiek nie mo

ż

e

zrobi

ć

, mianowicie nie mo

ż

e sfotografowa

ć

i rozpozna

ć

tego, co jest dla

ń

zakryte – my

ś

li,

rzeczywistych uczu

ć

serca, charakteru i jego wszystkich odcieni. Tego nie da si

ę

prze

ś

wietli

ć

.

Nawet psychologia ze swoj

ą

wiedz

ą

i poznaniem stoi przed progiem wielkiego i nieznanego

Boga. Człowiek to istota nieznana, mo

ż

na tak powiedzie

ć

. Ile jest ciemno

ś

ci, ile fałszywego s-

chlebiania, mo

ż

liwo

ś

ci udawania i innych rzeczy, których si

ę

nawet nie zauwa

ż

a. Ile powstaje

złych i nieprzyzwoitych my

ś

li, tego nikt nie wie. A jednak jest Kto

ś

, kto odkrył człowieka a

ż

do

ostatniego zakamarka serca. Wszystko jest dokładnie przejrzane, nawet najskrytsze my

ś

li, ukryte

drogi oraz ka

ż

de słowo, bo powiedziano: „Rozumiesz my

ś

l moj

ą

z daleka (...) Wiesz dobrze o

background image

wszystkich

ś

cie

ż

kach moich. Jeszcze bowiem nie ma słowa na j

ę

zyku moim, a Ty, Panie, ju

ż

znasz je całe” (Ps. 139,2–4). Przyjdzie czas,

ż

e Bóg jako S

ę

dzia wszystko odkryje, naprawd

ę

wszystko. „Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało by

ć

ujawnione ani nic tajemniczego, co

by nie miało by

ć

poznane i nie miało wyj

ść

na jaw” (Łuk. 8,17).

Przemy

ś

l swoje

ż

ycie, b

ą

d

ź

uczciwy! Nie wmawiaj sobie niczego, wtedy Bóg ci pomo

ż

e. Ale

najpierw musisz odkry

ć

przed nim twoje grzechy. Je

ż

eli tego nie uczynisz, wtedy On je odkryje i

ciebie o nie oskar

ż

y. Ale dzi

ś

jeszcze ofiaruje ci w Jezusie Chrystusie przebaczenie.

Przebaczenie – to znaczy wymazanie win, prawdziwe zapomnienie u Boga. Twoje przewinienia
mog

ą

by

ć

radykalnie wymazane. Dlatego zacznij nowe

ż

ycie przy boku twojego Zbawiciela! On ci

obiecuje: „Starłem jak obłok twoje wyst

ę

pki, a twoje grzechy jak mgł

ę

. Nawró

ć

si

ę

do mnie, bo ci

ę

odkupiłem” (Izaj. 44,22).

background image

CHODZI O TWOJE
OBYWATELSTWO

Na krótko przed wybuchem II wojny

ś

wiatowej Benito Mussolini wydał rozporz

ą

dzenie, które

zabraniało Włochom wyje

ż

d

ż

a

ć

do Stanów Zjednoczonych Ameryki. W jednym z włoskich miast

przebywało dwoje ludzi, których to zarz

ą

dzenie bardzo zaskoczyło. Mieszkali oni wcze

ś

niej w

Stanach Zjednoczonych i Ameryka była ich ojczyzn

ą

.

Jeden z nich był powa

ż

nym bankierem. Jako młody człowiek opu

ś

cił Włochy i pojechał do

Ameryki. Dzi

ę

ki swej pilno

ś

ci wktótce dorobił si

ę

wielkiego maj

ą

tku i cieszył si

ę

ogromnym

powa

ż

aniem. Nie troszczył si

ę

jednak wcale o to, aby załatwi

ć

formalno

ś

ci zwi

ą

zane z

uzyskaniem obywatelstwa. Mieszkał przecie

ż

w Ameryce, korzystał ze wszystkich zysków, a za

liczb

ą

okre

ś

laj

ą

c

ą

maj

ą

tek mógł ju

ż

zapisa

ć

sze

ść

zer. Ci

ą

gle jednak nie miało dla niego

znaczenia ameryka

ń

skie obywatelstwo. Dalej pozostawał obywatelem Włoch.

Bankier ów, bawi

ą

c akurat w Italii, czynił przygotowania do wyjazdu. Wtem wyszło zarz

ą

dzenie

Mussoliniego. Pocz

ą

tkowo wcale go to nie zaniepokoiło. Pewny siebie, poszedł do ambasady

ameryka

ń

skiej. Tam za

żą

dał bezpo

ś

redniej rozmowy z konsulem i prosił go o pomoc w uzyskaniu

wizy. Jakie

ż

było jego rozczarowanie i zło

ść

, gdy usłyszał,

ż

e nie ma

ż

adnych szans na wyjazd!

Pocz

ą

tkowo protestował, potem szalał ju

ż

ze w

ś

ciekło

ś

ci. Nic to nie pomogło. Prosił, błagał – bez

skutku. Był przecie

ż

obywatelem włoskim, a nie ameryka

ń

skim. Nie pomogły mu ani bagactwa,

ani prywatne i słu

ż

bowe kontakty, ani płynne posługiwanie si

ę

j

ę

zykiem angielskim. Musiał

pozosta

ć

we Włoszech.

Drugi z nich był prostym człowiekiem, z zawodu rolnikiem. W Ameryce mieszkał niedługo.

Mówił łaman

ą

angielszczyzn

ą

i nie miał manier Amerykanina. Teraz chciał wróci

ć

do USA, do

swojej nowej ojczyzny.

Stan

ą

ł przed odpowiednim urz

ę

dnikiem i poprosił o zezwolenie na wyjazd z Włoch. „Czy jest

pan obywatelem Stanów Zjednoczonych?” – zapytał urz

ę

dnik. „O, yes!” – odparł. A pó

ź

niej,

mieszaj

ą

c włoskie i angielskie słowa, z trudem odpowiedział: „Jestem obywatelem USA!

Przysi

ę

gałem na konstytucj

ę

! Prosz

ę

spojrze

ć

, tu s

ą

moje dokumenty”. Urz

ę

dnik konsulatu

sprawdził okazane dokumenty i poło

ż

ył piecz

ęć

. „Mo

ż

e pan jecha

ć

” – powiedział z u

ś

miechem,

„Jest pan Amerykaninem, zarz

ą

dzenie Mussoliniego pana nie dotyczy”.

A ty? Na jakiej znajdujesz si

ę

drodze? Chocia

ż

nie masz zamiaru nigdzie wyjecha

ć

, kiedy

ś

b

ę

-

dziesz musiał to zrobi

ć

. Czy chcesz, czy nie – pójdziesz do zupełnie innego kraju. Tylko gdzie

b

ę

dzie prowadzi

ć

ta droga? Do wiecznej rado

ś

ci czy na pot

ę

pienie?

Jedno musisz wiedzie

ć

: to, gdzie si

ę

znajdziesz, nie rozstrzygnie si

ę

po twojej

ś

mierci, lecz

teraz, tu na ziemi. Musisz uzyska

ć

obywatelstwo niebieskie, aby pój

ść

do nieba.

I jeszcze jedno: niebieskiego obywatelstwa nie uzyskuje si

ę

przy urodzeniu ani te

ż

w dowód

uznania lub te

ż

za to,

ż

e jest si

ę

porz

ą

dnym człowiekiem pochodz

ą

cym z przyzwoitej rodziny czy

te

ż

dzi

ę

ki dobrym stosunkom z ksi

ę

dzem. O, nie! To wszystko nie jest potrzebne. Pan Jezus

chce ci podarowa

ć

to obywatelstwo. Ona kosztowało go

ż

ycie –

ś

mier

ć

na krzy

ż

u Golgoty. Bóg

musiał ofiarowa

ć

swego jednorodzonego Syna.

A do tych, którzy uwierz

ą

w dzieło Zbawienia na krzy

ż

u, Słowo Bo

ż

e mówi: „Tak wi

ę

c ju

ż

nie

jeste

ś

cie obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami

ś

wi

ę

tych i domownikami Boga” (Efez.

2,19).

Zapami

ę

taj dokładnie: CHODZI O TWOJE OBYWATELSTWO!

background image

NAJWSPANIALSZA

RZECZ

Ś

WIATA

Sport jest czym

ś

pi

ę

knym! Nie my

ś

l

ę

tu o modnym sporcie dla widzów, który zatacza koło

siebie coraz wi

ę

ksze kr

ę

gi. Wi

ę

kszo

ść

ludzi wierzy,

ż

e ju

ż

s

ą

sportowcami, kiedy zapełniaj

ą

stadion albo siedz

ą

przed telewizorami i ogl

ą

daj

ą

zawody sportowe.

Nie, sam musisz

ć

wiczy

ć

swoje ciało na

ś

wie

ż

ym powietrzu, na łonie natury, bo to daje nowe

siły. Tak rozumiany sport przynosi równowag

ę

w naszym nie uregulowanym

ż

yciu. A gdy

ć

wi-

czysz, grasz w piłk

ę

, pływasz albo je

ź

dzisz na nartach, to nie chodzi o to, by

ś

pobił rekordy, ale

by

ś

doprowadził do tego,

ż

e twoje ciało b

ę

dzie zahartowane, elastyczne i zdrowe.

Gdzie zrodziło si

ę

wła

ś

ciwie słowo „sport”? Oczywi

ś

cie w Anglii – ojczy

ź

nie sportu. Tam

powstało w XV wieku z łaci

ń

skiego „disportowi” (zabawa, rozrywka). W pierwotnym znaczeniu

sport był rozrywk

ą

i zabaw

ą

, a wi

ę

c sposobem sp

ę

dzania czasu. To pierwotne znaczenie

treningu ciała

ż

yje jeszcze dzisiaj w takich dziedzinach jak zbieranie znaczków czy łowienie ryb,

wszak to te

ż

jest sport. Specjali

ś

ci lekarze wskazuj

ą

na to,

ż

e ludzie byliby o wiele zdrowsi, gdyby

mniej przesiadywali na stadionach i przed telewizorami, a wi

ę

cej na boiskach i pływalniach.

A wła

ś

nie pasywni, bierni sportowcy, którzy traktuj

ą

sport tak powa

ż

nie,

ż

e mog

ą

gor

ą

co

dyskutowa

ć

, nawet głow

ą

rozbi

ć

mur, kiedy powstaje pytanie – czy piłka wpadła do siatki, czy te

ż

nie – zapominaj

ą

całkowicie, czym jest sport. Pewien Anglik wyraził si

ę

kiedy

ś

w ten sposób:

„Sport jest najwspanialsz

ą

, cho

ć

nie najwa

ż

niejsz

ą

rzecz

ą

na

ś

wiecie”.

Najwspanialsz

ą

rzecz

ą

ś

wiata? Czasami jeste

ś

my skłonni w to w

ą

tpi

ć

. Lipiec 1966.

Mistrzostwa

ś

wiata w piłce no

ż

nej w Anglii. W wielkim finałowym meczu na londy

ń

skim stadionie

Wembley, 30 lipca angielska dru

ż

yna pokonała niemieck

ą

jedenastk

ę

4 : 2 i otrzymała z r

ą

k

królowej upragniony, złoty puchar. Było to czyste i pi

ę

kne spotkanie, obie dru

ż

yny walczyły ponad

120 min. Niemcy byli dobrzy, ale przegrali. Jednak to, co si

ę

działo w

ć

wier

ć

i półfinałach,

naprawd

ę

nie wygl

ą

dało na sport b

ę

d

ą

cy najwspanialsz

ą

rzecz

ą

na

ś

wiecie. Coraz bardziej miało

si

ę

wra

ż

enie,

ż

e chodziło o to, by by

ć

albo nie by

ć

. Do tych mistrzostw gazeta w Niemczech dała

komentarz z takim tytułem: „

ś

ałobna gra”. W niektórych meczach nie mo

ż

na było dostrzec sportu,

s

ę

dziowie musieli niestety wiele razy usun

ąć

zawodników z boiska, a niekórzy z nich byli przez

organizacj

ę

FIFA całkowiecie wykluczeni. Próbowali zamieni

ć

boiska na ring bokserski. Faule

były tak zdradliwie zadawane,

ż

e wykry

ć

je mogły jedynie fotokomórki. Ale i po meczu królował

ten sam duch. Uwe Seller, kapitan niemieckiej dru

ż

yny, dostał w policzek od angielskiego

zawodnika. S

ę

dziowie musieli pod osłon

ą

policji opuszcza

ć

stadion.

Najwspanialsza rzecz

ś

wiata! Niestety, czasami ma si

ę

całkiem inne wra

ż

enie. I znowu lipiec

1966r. Jest całkiem ciemno, kiedy jedenastka Włoch, która przegrała mecz z Kore

ą

Północn

ą

,

l

ą

duje na lotnisku w Genui. Dokładnie jest godzina 3.30 nad ranem.. Zawodnicy nie maj

ą

sztucznych bród, jak pewien karykaturzysta przedtem zapowiedział. Włosi kryj

ą

si

ę

jednak pod

osłon

ą

nocy i policji. Kiedy zawodnicy wychodz

ą

z samolotu, nie ma dla nich rozci

ą

gni

ę

tego

chodnika ani kwiatów. Fakt,

ż

e nie podano godziny ich przylotu nie chroni ich przed

„przywitaniem” przez rodaków, rzucaj

ą

w nich pomidorami i tym, co najgorsze. Siedemset osób

przyjmuje ich krzykiem i przekle

ń

stwami. Wreszcie zawodnicy musz

ą

przebiec pod ochron

ą

karabinierów z samolotu do oczekuj

ą

cych ich samochodów.

A teraz zrób ze mn

ą

sportowy skok, taki naprawd

ę

skok w dal. Chc

ę

ci

ę

odwie

ść

od tego, co

miało by

ć

najwspanialsz

ą

rzecz

ą

ś

wiata i wskaza

ć

na zdecydowanie najwa

ż

niejsz

ą

spraw

ę

w

ż

yciu. Paweł, ten wielki i odwa

ż

ny herold swojego umiłowanego Pana, w swoim

ż

yciu i w swoich

tysi

ą

ckilometrowych pieszych i ryzykownych morskich podró

ż

ach, miał wi

ę

ksze wyczyny fizyczne

od niejednego sportowca dzisiejszych czasów. I oto, co pisał do swojego młodego przyjaciela
Tymoteusza: „Albowiem

ć

wiczenie cielesne przynosi niewielki po

ż

ytek, pobo

ż

no

ść

natomiast do

wszystkiego jest przydatna, poniewa

ż

ma obietnic

ę

ż

ywota tera

ź

niejszego i przyszłego”. I mówi

uroczy

ś

cie dalej: „Prawdziwa to mowa i warta ch

ę

tnego przyj

ę

cia” (1 Tym. 4,8–9). To samo

chciałbym i tobie powiedzie

ć

:

ć

wiczenia fizyczne nie s

ą

złe, uprawiaj sport. Czy

ń

co

ś

dla dobra

twojego ciała, ale my

ś

l o tym,

ż

e jest to drugorz

ę

dna rzecz tego

ś

wiata i nie mo

ż

e ona by

ć

najwa

ż

niejsza. A co jest najwa

ż

niejsze? Najwa

ż

niejsze jest to, aby

ś

uporz

ą

dkował swoje

ż

ycie

background image

przed Bogiem, a potem

ż

ył dla twojego Pana! Masz wówczas zapewnienie

ż

ycia wiecznego i

oczekuje ci

ę

wieniec zwyci

ę

stwa, który nigdy nie zwi

ę

dnie!

background image

KILKA SŁÓW

NA ZAKO

Ń

CZENIE

W ksi

ąż

ce tej stare opowiadania mieszaj

ą

si

ę

ze wzmiankami z czasów najnowszych. Wyko-

rzystano w nich niejeden cytat, niejedn

ą

my

ś

l. Szczególnie podobały mi si

ę

opowiadania dwóch

ś

wiadków: Georga von Viebahna i Paula Humburga, których chciałbym tu wyró

ż

ni

ć

. Wiele

zawdzi

ę

czam tak

ż

e ewangelistom naszych czasów. Im wszystkim nale

żą

si

ę

w tym miejscu moje

serdeczne podzi

ę

kowania.

Autor


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
W TOBIE JEST ŚWIATŁO, Teksty piosenek i pieśni liturgicznych wraz z akordami
W tobie jest światło, religijne
Co to jest mowa
0 w tobie jest l
Co w tobie jest
W Tobie jest
97a W Tobie jest światło
97 97a Jezu, ufam Tobie W Tobie jest światło
W Tobie jest
0 w tobie jest l
17 w tobie jest nasze zbawienie
W Tobie jest światło
Słaby mocnym w Tobie jest
o czym jest mowa w ustawie
6 Piosenki Słaby, mocnym w Tobie jest

więcej podobnych podstron