background image

BENTE PEDERSEN

TAJEMNICZA NIEZNAJOMA

background image

1

Po lecie owego 1749 roku jak zwykle nadeszła jesień. Las sposobił się do przywdziania 

złotej szaty. Zielone korony drzew upstrzyły się już tu i ówdzie złocistymi plamami. Słoneczne 

promienie jakoś inaczej oświetlały okolicę, a i fiord nie mienił się już tak szmaragdowo jak 

letnią porą.

Niebo przegląda się w wodach fiordu niczym w zwierciadle, pomyślała Ida, sadowiąc 

się z robótką na schodach prowadzących do chaty. Teraz jest blade, rozmyte, jak gdyby ktoś 

pozbawił je mocnych odcieni. Niemal równie bezbarwne jak goniące się chmury. Choć posępne 

i nieco chłodne, nie ma w nim wrogości. Raczej zdawać by się mogło, że celowo usunęło się w 

cień, przekonane, iż lazur obok intensywnych kolorów jesieni, jakimi wnet okryje się natura, to 

zbyt wiele naraz. Przyroda nie lubi przesady.

Ida machinalnie sięgnęła po szarą wełnę i zabrała się za dzierganie grubych skarpet. 

Uznała, że rękawic, których już nagromadziła pełen kosz, powinno wystarczyć. Szara włóczka 

przesuwała się jej między palcami.

Dni na cyplu dłużyły się nieco, szczególnie teraz, kiedy została sama i tak rzadko gdzieś 

wychodziła. Przy dwójce małych dzieci wciąż trzeba było się uwijać. Mała Raija i Mikkal 

skończyli właśnie pół roku i ciągle się domagali obecności mamy. Tym bardziej że tylko ją 

jedną mieli.

Ida wzdrygnęła się. Trochę zmarzła w cienkim kaftanie narzuconym na ramiona. Było 

późne popołudnie. Mimo że rześkie powietrze wydawało jej się ożywcze, gdy trochę dłużej 

siedziała na dworze, dokuczał jej chłód. Potrzebowała jednak tej chwili wytchnienia.

Dwa małe trolle już spały.

Nie karmiła ich piersią, straciła pokarm. Czuła do siebie żal, że nie sprostała roli matki. 

Anjo tłumaczyła, że wielu kobietom pod wpływem zmartwień piersi przestają napełniać się 

mlekiem,   i   radziła,   by   Ida   się   tym   nie   zadręczała.   Łatwo   powiedzieć!   Anjo   kierowały 

niewątpliwie szczere intencje i jej rady płynęły prosto z serca, ale czy ona mogła wczuć się w 

sytuację Idy? Anjo miała męża, który chętnie ją wspierał w codziennych kłopotach i z którym 

mogła się podzielić najmniejszym problemem. Ida zaś była sama. W jej głowie kłębiły się 

myśli, z których nie potrafiła się zwierzyć nikomu, bo dotyczyły tylko jej i Ailo, i uczucia, jakie 

ich łączyło. A co komu do tego.

Niekiedy odwiedzał ją Emil. Ale po wyjeździe Reijo nie zachodził zbyt często. W miarę 

upływu czasu stał się bardziej ostrożny. Obawiał się ludzkiego gadania. Gdy uganiał się za Idą, 

aż huczało od plotek, a teraz, kiedy została sama z dwojgiem dzieci, mieszkańcy wioski kpili z 

background image

niego w żywe oczy.

Co innego Sedolf.

Ida,   myśląc   o   nim,   mimowolnie   przerwała   dzierganie.   Przypomniała   sobie,   jak 

uśmiechając się do niej swymi dobrymi oczami, prosił, by dobrze się zastanowiła, nim przyjmie 

oświadczyny Emila. Sam nigdy nie wyznał, co o niej naprawdę myśli, ale mimo to na swój 

sposób lubiła go.

Od wiosny właściwie częściej przebywał poza wioską niż w rodzinnym domu. Jednak 

zdążył na chrzest jej maleństw, dumny jak paw, że poprosiła go na ojca chrzestnego. Ludzie 

oczywiście i o tym plotkowali, a Emil zgrzytał zębami, że Ida nie zwróciła się do niego.

Mieszkańcy wioski gadali z przekąsem, że Sedolf udaje wielkiego pana. Tak jakby było 

coś złego w tym, że ciężko haruje i oszczędza.

Ostatnio widziała go na początku lata. Wpadł jak po ogień, zakręcił się z nią wokół izby, 

mówiąc, że to jego jedyny taniec w tę noc świętojańską, ale zaraz dodał, że wcale nie jest mu 

tęskno do zabawy.

Później   Ida   się   dowiedziała,   że   nie   świętował   z   resztą   młodzieży.   Z   jednej   strony 

sprawiło jej to przyjemność, z drugiej zaś trochę było jej przykro. Nie chciała, by przez nią ktoś 

musiał z czegoś rezygnować. Nawet Sedolf, choć on uczynił to nader chętnie.

Dokończyła rząd i podniosła kłębek. Uśmiechnęła się zmęczona i odgarnęła z czoła 

rudy lok. W głębi serca odczuwała straszliwą tęsknotę, której nie potrafiła nazwać.

Dni upływały jej monotonnie, jeden podobny do drugiego. Tyle miała pracy! Wszystko 

było na jej głowie. Inwentarz... w ciepłej mrocznej oborze spędzała wiele godzin. Oby tylko 

ojciec wrócił, nim nadejdzie pora sprowadzenia owiec z górskich pastwisk! Jeśli nie zdąży, 

będzie musiała prosić o pomoc Knuta, bo kogo innego? A on przecież dość miał własnych 

spraw.

Dzieci... Przewijanie i kąpiel. Zapach pieluch, które wygotowywała w kotle, wżarł się w 

ściany. Pieluszki łopotały na wietrze niczym żagle, unosząc gdzieś daleko myśli Idy, ale nie ją 

samą.

Dom, pranie, gotowanie, sprzątanie, porządki. Często przychodziło Idzie do głowy, że 

życie przecieka jej przez palce jak w balii woda, zamieniając jej delikatne dłonie w twarde, 

spierzchnięte ręce kobiety.

A przecież dopiero za kilka miesięcy skończy dwadzieścia lat. Nadal potrafi ulatywać 

daleko na szeroko rozpiętych skrzydłach marzeń.

Uporała się z wieczornym obrządkiem. Zajrzawszy do dzieci, pomyślała z nadzieją, że 

może dadzą jej przespać całą noc, choć dobrze wiedziała, iż z takimi maluchami nigdy nic nie 

background image

wiadomo. Pewnie daremnie się łudzi, że nie wyrwą jej ze snu.

Usiadła wygodnie, oparłszy się o ścianę z drewnianych bali. Rozkoszowała się jedną z 

tych rzadkich chwil, które miała tylko dla siebie. Trudno jej było sobie wyobrazić, że niektórzy 

ludzie siedzą z założonymi rękami i nie muszą nic robić. Sama wiodła bardzo pracowite życie.

Rozmarzyła   się   i   przeniosła   myślami   z   powrotem   do   utraconej   bezpowrotnie 

rzeczywistości.

Nie słyszała koni ani skrzypiących żałośnie kół. Nie ocknęła się, gdy zatrzeszczały 

wrota   stajni.   Zbudził   ją   dopiero   hałas   dobiegający   od   strony   paleniska.   Swojskie   odgłosy 

podkładania drewna do ognia. Otworzyła oczy, ale gdy ujrzała przyklękającego przy piecu ojca, 

zdawało jej się, że nadal śni.

- Tato?

Reijo uśmiechnął się i porwawszy córkę w ramiona, uściskał ją serdecznie.

- Jak dobrze jest wrócić do domu - powiedział, sadzając ją z powrotem przy stole.

- Znalazłeś Maję? Jak się jej wiedzie? A Heino? Z nim też wszystko dobrze? Jak ci 

upłynęła droga? Chyba nie pokonywałeś dziennie zbyt dużych odcinków?

Pytała o wszystko, tylko nie o to, co najbardziej ją nurtowało. Reijo wiedział o tym i nie 

zamierzał niczego przed nią ukrywać.

- Maja powiedziała, że Ailo nie żyje. Podobno brał udział w jakiejś akcji bojowników o 

wyzwolenie Finlandii spod szwedzkiego jarzma. Na okręcie, który zaatakowali, wybuchł pożar.

Ida przełknęła ślinę.

- Był razem z mężem Mai.

- Razem z Heino? To do nich podobne - odezwała się z chrapliwym śmiechem. - 

Zupełnie jak dzieci...

- Nie, nie z Heino. Heino także nie żyje. Maja wyszła ponownie za mąż...

Te wieści całkiem zbiły Idę z nóg.

Reijo, oparłszy się o gładki blat stołu, opowiedział o wszystkim, czego się dowiedział o 

Mai, jej synu, o Heino, o pożarze i cierpieniu. Na koniec stwierdził, Że Maja postąpiła słusznie.

Ida przypomniała sobie słowa noaidy o tym, że ogień przysporzy jej najbliższym wiele 

bólu.

- Nie potrafię sobie wyobrazić Mai takiej, jaką ją opisujesz - wyznała.

- Mnie też przychodzi to z trudem - westchnął Reijo. - Mimo że przecież widziałem ją 

na   własne   oczy.   Słyszałem   szelest   jej   sukien,   Ido.   Obserwowałem,   jak   układa   kwiaty   w 

wazonach ze starej chińskiej porcelany, jak bez zmrużenia powieki, wydaje polecenia służbie. 

To była nasza Maja, a zarazem ktoś zupełnie obcy...

background image

Pokręcił głową, a jego oczy przygasły, tak jakby stracił coś cennego.

-   Zawsze   byliśmy   sobie   tacy   bliscy,   a   teraz   brakowało   mi   odwagi,   by   szczerze 

porozmawiać o motywach jej postępowania. Jak mi Bóg miły, lękałem się tego.

Wstał   i   sięgnął   po   kurtkę.   Z   wewnętrznej   kieszeni,   którą   Ida   mu   wszyła   przed 

wyjazdem, wyjął jakiś przedmiot i położył przed córką na stole.

Liche   światło   parafinowej   lampki   nie   oświetliło   dokładnie   błyszczącej   ozdoby.   Ida 

przełknęła ślinę.

- Maja powiedziała, że on nie żyje. Nie pozostał po nim nawet grób. Nic, po prostu nic.

- Kiedy to się stało? - zapytała Ida, chwytając palcami, zawieszony na łańcuszku złoty 

pierścionek z figurką ptaszka. Poczuła w dłoni chłodny metal.

- Zeszłego lata, Ido. Ida zapatrzyła się przed siebie nieruchomo, widząc jedynie gęsty 

mrok. Ciemna ściana odgradzała ją od świata. Dziewczyna nie płakała. Nie była w stanie. Sama 

sobie na to nie chciała pozwolić. Wiedziała, że musi się pogodzić z wiadomością o śmierci 

męża, choć to takie bolesne.

Potarła skrzydełkami złotego ptaszka o swój policzek. Poczuła jedynie chłodny metal, 

nie mogła wyczuć zapachu Ailo. Z trudem potrafiła sobie wyobrazić, że jego dłonie dotykały tej 

ozdoby, że ją wytworzyły.

Rok?

Dlaczego Maja nić przysłała żadnej wiadomości?

Ida wbiła wzrok w ojca, zmuszając go, by spojrzał na nią. W jego zielonych oczach 

dostrzegła płomień.

- Dlaczego nas nie zawiadomiła? - zapytała. - Przecież tylu handlarzy przybywa w te 

strony w porze jarmarków. Mogła kogoś poprosić, by przekazał nam wiadomość!

Idę ogarnął ów cień wątpliwości, którego i Reijo nie mógł się pozbyć. Maja nigdy 

wcześniej  nie kłamała mu w poważnych sprawach. Taiła  jedynie gwałtowne,  beznadziejne 

uwielbienie dla jego osoby...

Znał ją dobrze i wyczuł, że kiedy mówiła o Ailo, coś było nie tak. Przekazując jednak 

córce wisiorek, powtórzył jej wyjaśnienie Mai.

Ida zaś zadała mu to samo pytanie, które i jemu nie dawało spokoju. Odpowiedział jej 

tak, jak to sobie sam wytłumaczył.

- Mai było strasznie ciężko. Straciła Heino i wszystko, co posiadała...

To prawda.

- Ale przecież kiedyś przeżywała to samo, co ja teraz - sprzeciwiła się Ida. - Musiała 

rozumieć, jakie to dla mnie ważne, żeby wiedzieć. Sama ciężko znosiła niepewność. Chyba nie 

background image

stała się aż tak obojętna. A może jednak? Piekielnie szybko znalazła sobie tego nowego męża!

- Pobrali się w kilka dni po pogrzebie Heino - odpowiedział Reijo blady, nadal czując 

się w obowiązku bronić Mai. Jej jednej nie mógł zdradzić.

Ida zrozumiała,  że nawet  ona,  rodzona  córka,  nie  dorówna nigdy Mai,  którą Reijo 

traktował zawsze jak własne dziecko. Była jego oczkiem w głowie, najbliższa mu spośród 

czwórki rodzeństwa.

- Nowy mąż Mai musiał uciekać z kraju, ale zapewnił jej utrzymanie i dach nad głową. 

Bo ona straciła wszystko. Nie potępiaj jej, Ido! Nie zasłużyła na to!

- Cóż, do dziecka potrzeba dwojga - zgryźliwie odparła Ida. - To znaczy, że łączy ich 

coś więcej niż zwykła wdzięczność. Poza tym ktoś przeszkadzał szamanowi dotrzeć do Ailo. 

Nie pytałeś jej o to? Tato, przecież nikt inny poza nią nie mógł tego zrobić! Istnieje chyba jakiś 

powód!

- Zbyt dużą wagę przykładasz do słów szamana. Przecież to zwykły mężczyzna. Nie 

wszystko, co mówi, musi być prawdą. Nie pomyślałaś o tym?

Ida   nie   odpowiedziała.   Grzała   w   dłoni   wisiorek,   pozwalała,   by   zabierał   jej   własne 

ciepło. Ptak, symbol wolności i ucieczki. Dzieło Ailo.

- Kochana Ido, powstrzymaj się od osądzania innych. Czasami człowiek zapomni się na 

chwilę i pozwoli iskierce zapłonąć wielkim ogniem.

Ida spuściła wzrok, przypomniawszy sobie Sedolfa. Mimowolnie ogarnął ją strach, że 

ojciec wie...

Ale przecież to niemożliwe.

Może tylko zgadywał, nie raz trafiał niebezpiecznie blisko prawdy.

Rzeczywiście, ona ostatnia ma prawo potępiać.

Nie ruszając się z miejsca, pieściła dłonią ptaszka.

- Ailo zrobił go dla Mai - wyjaśnił Reijo. - Ale ona uważa, że należy się tobie.

Ida pokiwała głową, powstrzymując płacz.

Patrzyła na ptaszka, głaskała skrzydła. Domyślała się, że Ailo nie wyrzeźbił go, ale 

odlał w specjalnej formie. Może tak jak odlewa się dzwonki do odświętnej uprzęży dla koni. 

Dokładnie jednak nie potrafiła sobie tego wyobrazić.

Zresztą, czy miałoby to jakieś znaczenie, gdyby wszystko ułożyło się tak jak powinno? 

Gdyby Ailo istniał gdzieś dla niej? Nie byłoby nawet wówczas takie ważne, by trwał przy niej. 

Ale jego nie ma! Dlatego teraz wszystko, co w jakiś sposób się z nim wiązało, stanowiło dla Idy 

tajemnicę, którą musi poznać.

- Gdybyś nie pojechał tam, ojcze, nadal byśmy nic nie wiedzieli. Czy Maja z tego 

background image

powodu nie miała wyrzutów sumienia?

Reijo wzruszył ramionami. Nie potrafił odpowiedzieć.

- To musi być całkiem inna Maja - stwierdziła Ida, czepiając się tego przekonania tak, 

jak korzenie wczepiają się w nieurodzajny skalisty grunt. To, że Maja nie próbowała przekazać 

jej prawdy, zasiało w sercu siostry niepokój.

Gdyby nie Reijo, który zdecydował się na tę podróż, nadal trwaliby w niepewności.

Ptaszek stanowił pewnego rodzaju dowód. Słowa Mai także. Ale przecież nie pozostał 

żaden grób.

- Maja powiedziała, że Ailo nie żyje - powtórzył po raz nie wiadomo który Reijo. I 

chociaż   tyle   razy   formułował   te   słowa,   nie   zabrzmiały   w   jego   ustach   ani   trochę   bardziej 

wiarygodnie.

W Idzie także wszystko protestowało przed zaakceptowaniem tej wieści.

Czy powinna się była domyślić? Gdyby coś złego spotkało Mikkala, jej matka na pewno 

by to odgadła... Tymczasem ona, Ida, nie odczuwa pustki. Czy to znaczy, że nie kochała Ailo 

prawdziwą miłością, skoro nie tknęło jej, że zginął, że już go nie ma wśród żywych?

Do czego to podobne? Oczywiście, że kochała Ailo, kochała go nad życie.

Nie powinna poddać się zwątpieniu. Za wiele roztrząsa, rozpamiętuje. Niepotrzebnie 

zadręcza się myślami.

- To znaczy, że dzieci mają tylko mnie - rzekła z westchnieniem. - Na Boga, tato, nie 

skończyłam jeszcze nawet dwudziestu lat, a już czuję się jak staruszka.

- A ja to co, jak myślisz? - przerwał jej zmęczonym głosem. - Wszyscy odchodzą, 

niektórzy nigdy już tu nie wrócą. Inni tak beznadziejnie krótko żyją. Tylko ja trwam w tym 

miejscu, ale tak naprawdę nie wiem, gdzie jest mój dom. Patrzę na siebie i nie wiem, czy taki 

powinien być Reijo Kesaniemi. Tornedalen bardzo się zmieniło, ledwie rozpoznałem tamte 

okolice. Nie ciągnie mnie już do Finlandii, ale czy moje miejsce jest rzeczywiście tutaj, w 

Ruiji? Nie potrafię odpowiedzieć.

Ida słuchała go roztargniona. Mimo że siedzieli obok siebie przy tym samym stole, 

rozkładając bezradnie ręce, ich myśli wędrowały w odmiennych kierunkach.

- Tata maleńkiej Raiji i Mikkala nie wróci! Ani za kilka miesięcy, ani po Nowym Roku, 

ani nawet za rok. Ailo nigdy nie wróci, bo Ailo nie żyje!

Mówiła beznamiętnym głosem, zapatrzona nieruchomo przed siebie. Ale nie mieściło 

jej się to w głowie. Wszystko w niej protestowało przed przyjęciem takiej prawdy.

- Nie zostałaś sama - rzekł do niej Reijo. - Jesteś młoda. Maja też powiedziała, że 

musisz   żyć   dalej.   Nie   ma   sensu   zatracać   się   w   rozpaczy.   Minął   już   rok,   Ido.   On   umarł. 

background image

Rozejrzyj się wokół, a zobaczysz, że dla wielu spraw warto żyć.

- Mam może postąpić tak jak Maja? - zapytała nieco zgryźliwie.

- Znam wielu, którzy by cię chcieli - mówił dalej Reijo, nie odrywając wzroku od córki.

Ida uciekła spojrzeniem.

- Ale chyba ja także muszę chcieć - odezwała się zmęczona. - Bo w takim samym 

stopniu dotyczy to mnie. Mnie i dwojga maleństw!

Wstała i nie wypuszczając z dłoni wisiorka, skierowała się do alkierza.

Reijo odniósł wrażenie, że córka porusza się krokiem lunatyka. Nie mógł pamiętać, że 

sam tak wyglądał, gdy przez wiele długich lat nie dopuszczał do siebie myśli, iż Raija nie żyje. 

Ida teraz przeżywała coś podobnego.

Cierpiał i współczuł doli córki. Ale wiedział, że ona się z tego otrząśnie. Jest jeszcze 

taka młoda, życie niejedno ma jej do zaoferowania. Maja ma rację. Nawet tu nad fiordem 

znalazłoby się wielu odpowiednich dla Idy mężczyzn.

Reijo nie od razu poszedł spać. Jeszcze długo w noc jego myśli ulatywały na południe 

ku krajowi, który choć był jego ojczyzną, tak naprawdę nią nie był, ku Finlandii, gdzie nadal 

sięgały jego korzenie. Prawdziwie głęboko wrosły jednak tu, w tę ziemię nad fiordem, wiążąc 

go na dobre i na złe z wybrzeżem. Jego serce biło tym samym rytmem co serce Ruiji.

Myślał też o chłopcu, który otrzymał jego imię i kiedyś stanie się wielkim panem. 

Myślał o Mai...

Losy dzieci Raiji toczyły się nieprzewidywalnymi torami.

Czuł, że tak naprawdę dopiero teraz stracił Maję. I tego nie potrafił wyjaśnić Idzie.

Zresztą nie chciał składać na barki córki swoich smutnych, szarych myśli. Wystarczy jej 

własnych kłopotów.

Zapomniał  zapytać Idę,  czy  Sedolf  wrócił  do domu.  Może  to i  dobrze.   Lubił   tego 

chłopaka,   ale   czuł,   że   nie   powinien   na   siłę   pchać   córki   w   jego   ramiona.   Kto   wie,   czy 

powodowana przekorą nie dałaby się wówczas omamić Emilowi i zgodziła zostać jego żoną. A 

tego Reijo nie chciał. Dostrzegał bowiem w osobowości Emila mroczne strony, które mogłyby 

kłaść się cieniem na tym związku.

Rodzicom zawsze się zdaje, że wiedzą najlepiej, ale przecież nikt nie może żyć cudzym 

życiem. Nawet ojciec nie ma prawa narzucić swojej córce tego, co według niego dla niej 

najlepsze. Ida była krwią z jego krwi, ale myśli miała własne. Czasami trudno to zaakceptować.

Zgasił   lampę   i   stojąc   przez   chwilę   na   środku   izby,   nasłuchiwał   płaczu   Idy,   która 

szlochała w poduszkę, by nie obudzić dzieci.

To jest jej życie, pomyślał, jej smutki. Nie może przeżyć tego za nią.

background image

2

Ktoś inny może by się załamał, ale nie Ida. Wiadomość o śmierci Ailo nie spadła na nią 

jak   grom   z   jasnego   nieba.   Powoli   oswajała   się   z   taką   możliwością.   Często   nachodziły   ją 

straszne   przeczucia.   Teraz   przynajmniej   zyskała   pewność,   że   Ailo,   umierając,   nie   cierpiał 

długo.

Do późnej nocy wylewała łzy w poduszkę i uspokoiła się dopiero, gdy trzeba było 

przewinąć Raiję i Mikkala. O poranku schowała wisiorek. Przez chwilę pieściła go w dłoniach, 

dotknęła nim policzka, musnęła wargami, ale nie poczuła się przez to bliżej Ailo. Ukryła więc 

ptaszka ze złota razem z broszką Mai i pozostałym srebrem rodowym.

Na co takie ozdoby prostej kobiecie znad fiordu!

Ida odgarnęła włosy z twarzy i zaczesała je do tyłu. Ściągnęła mocno i zaplotła ściśle 

warkocz. Potem zawiązała fartuch i uśmiechnęła się do swojego odbicia w szybie.

Maja z pewnością chciała dobrze. Ale żyła w innym świecie.

Reijo zdążył już zrobić poranny obrządek. Napalił w piecu, przyniósł wody. Troszczył 

się   o   córkę,   pomagając   w   codziennych   obowiązkach,   które   zwykle   spoczywały   na   niej. 

Wszystko po to, by ją oszczędzić. Ida ceniła to bardziej niż wszelkie słowa pociechy.

Ojciec taki właśnie był, mówił niewiele, ale dbał o nią.

Ida nie po raz pierwszy zapragnęła, by ojciec miał kogoś bliskiego, kto okazywałby mu 

ciepło i otaczał czułą troską. Zasługiwał na to bardziej niż ktokolwiek inny.

- Wszystko dobrze? - zapytał przelotnie i pogładził jej policzek wierzchem dłoni, od 

której bił swojski zapach obory.

Kiwnęła głową, wzruszona serdecznością ojca.

Ida, która nigdy nie potrafiła siedzieć bezczynnie, zwłaszcza teraz potrzebowała zająć 

czymś   ręce.   Ale   po   powrocie   Reijo,   który   włączył   się   do   codziennych   obowiązków   i   w 

niejednym   ją   wyręczał,   nie   miała   tyle   pracy.   Dopadło   ją   uczucie   bezradności.   Uciec   stąd 

przecież nie mogła. Krępowały ją niewidzialne więzy konwenansów. Kobiety wyprowadzały 

się z rodzinnego domu tylko po zamążpójściu.

-   Chodź   ze   mną   na   borówki!   -   zaproponowała   Anjo.   Żona   Knuta   nosiła   w   sobie 

niewyczerpane pokłady ciepła. Na nią, tak jak na Reijo, zawsze można było liczyć.

- Nie mogę, dzieci - odrzekła Ida.

Zrywała borówki tylko w pobliżu chaty, kiedy bliźnięta spały. W piwniczce,  gdzie 

przechowywali zapasy żywności, zgromadziła już nawet sporo konfitur.

Reijo pośpiesznie zaofiarował swą pomoc.

background image

- Zaopiekuję się nimi! Towarzystwo trzech małych trolli dobrze mi zrobi.

Anjo przyszła z małym Karlem, który chodził za „Jeilo” jak cień i na krok go nie 

odstępował.

- Dziadek ich popilnuje - uśmiechnęła się Anjo i mrugnęła porozumiewawczo. - A nam 

dobrze zrobi taki krótki wypad. Wystawimy buzie do jesiennego słońca, posiedzimy na pieńku i 

poudajemy młode dziewczęta.

Ida dała się porwać tej kuszącej perspektywie. Wyjęła koszyki z kory młodej sosenki 

wyplecione zręcznymi palcami Reijo. Nie każda kora nadawała się na koszyk i trzeba było 

wyćwiczonego oka, żeby to poznać. Reijo znał się na rzeczy jak mało kto. To prawdziwa 

sztuka, którą niewielu opanowało w takim stopniu. Reijo potrafił wyplatać koszyki tak ciasno, 

że nie wyciekłaby z nich nawet woda, gdyby ktoś zechciał ją przenieść.

Młode   kobiety   pobiegły   do   mieniącego   się   jesiennymi   barwami   lasu,   ciesząc   się 

perspektywą   kilku   godzin   odpoczynku   od   codziennych   obowiązków.   Radowały   się,   że 

nazbierają czerwonych borówek.

Zawsze robiły coś użytecznego, nawet gdy zdawało im się, że leniuchują.

Minęły pobliskie pagórki porośnięte krzewinkami i zatrzymały się dopiero po dłuższym 

marszu. Były szczęśliwe, że oderwały się od domowych obowiązków. Zanurzając dłonie w 

lśniącym   zielonym   poszyciu,   przypomniały   sobie   dzieciństwo.   Oskubywały   pośpiesznie 

krzaczki z czerwieńszych niż pulsująca krew byka owoców borówek, a kiedy zakryły nimi dno 

koszyków, już spokojniej kontynuowały zbiór.

- Pogodziłaś się z tym? - zapytała nieoczekiwanie Anjo i opadła ciężko na kępę, którą 

oczyściła   z   borówek.   Szeroko   rozsunąwszy   kolana,   postawiła   między   nimi   koszyk,   i   nie 

zważając na niedbałą pozę, zaczęła się objadać owocami.

- Z tym, że Ailo nie żyje? - Ida zamarła na moment i zacisnęła dłonie na uchwycie 

koszyka. - Pogodziłam się z tym, że nie wróci - odpowiedziała po chwili. - Nie żyje, to zbyt 

trudne słowo.

Anjo pokiwała głową i zapatrzyła się w niebo na przesuwające się obłoki.

- Dużo myślałam o Mai - przyznała. - O tym, jak po śmierci Heino została sama w 

obcym kraju, i o tym, jak wcześniej radziła sobie z jego kalectwem.

- Myślę, że nie potrzebujemy jej współczuć - wyrwało się Idzie zgryźliwie. - Tak mi się 

wydaje. Wyszła za mąż zaledwie w kilka dni po pogrzebie Heino.

- Nie bądź taka pewna. Z Mają nigdy nic nie wiadomo. - Anjo włożyła do ust źdźbło 

trawy. - Zauważyłaś, że i Reijo jest jakiś nieswój? Chyba nie wie tak do końca, co sądzić o jej 

postępowaniu.

background image

Ida nie zwróciła na to wcześniej uwagi, ale teraz uderzyło ją nagle, że Anjo ma rację. 

Ojciec odpowiadał dość zdawkowo, gdy pytała o Maję. Bronił jej, ale nie wyrażał otwarcie 

swojego zdania.

- Masz żal, że Ailo tam pojechał?

- Może. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego to zrobił. Maja najwyraźniej nie wyjaśniła 

ojcu   powodu,   bo   nic   mi   na   ten   temat   nie   wspomniał.   -   Westchnęła.   -   Czasami   odnoszę 

wrażenie, że Maja jest ojcu bliższa niż ja, a nawet mama.

Anjo milczała. Czyż można było rozmawiać o czymś, co, jak obie czuły, było prawdą...

- Powinnam sama pomówić  z  Mają - ciągnęła  Ida,  ściskając  w  palcach  borówkę  i 

rozcierając   sok.   -   Powinnam   usłyszeć   to   od   niej,   patrzeć   na   nią,   gdy   mi   to   oznajmia. 

Rozumiesz? Tyle jest pytań, które chciałabym jej zadać. Głupich pytań... ale dla mnie wszystko 

jest ważne. O czym rozmawiali? Jak długie Ailo miał włosy? Co widział i co mu się podobało...

Ida   bawiła   się   warkoczem.   Wyjęła   spinki   i   rozpuściła   rude   włosy,   rozczesując   je 

palcami. Nie pomyślała, żeby zabrać ze sobą z domu grzebień, bo przecież ta wyprawa miała 

inny cel.

- Muszę sobie wyobrazić Ailo, a wtedy może uda mi się zrozumieć...

- Trudno ci będzie żyć, jeśli nie zrozumiesz? - zapytała ostrożnie Anjo, roztrząsając 

każde słowo Idy. Pragnęła dogłębnie pojąć jej smutek, złość, rozterkę.

-  Żyć?   -  Ida  odstawiła  koszyk  i   wstała.   Drobna,   jak  wszystkie   kobiety  z   jej   rodu, 

zgrabna, ale silna. Rozłożywszy ręce, odrzekła dobitnie: - A co ja robię, u licha?! Jeszcze nie 

położyłam   się   w   grobie,   to   znaczy,   że   żyję.   Tylko   że   nie   da   się   tak   po   prostu   schować 

wszystkich myśli do kufra. Nie mogę tak zwyczajnie zapomnieć o Ailo albo udawać, że go 

nigdy nie było. W izbie leżą jego i moje dzieci. Wystarczająco często przypominają mi o tym, 

że kiedyś żył.

-   Dobrze,   że   się   złościsz.   Niejedna   kobieta   na   twoim   miejscu   pogrążyłaby   się   w 

rozpaczy, zdając się na powolne umieranie. Ale ty nie jesteś taka.

- Nie - odparła Ida i usiadła wyprostowana. - Ja taka nie jestem. Lubię siebie i chcę dla 

siebie tego, co najlepsze.

- Czy kobiecie wypada tak mówić? - zażartowała Anjo, uśmiechając się lekko, i dodała 

z większą powagą: - Jesteście z Mają bardzo do siebie podobne. Bardziej niż którakolwiek z 

was chciałaby przyznać. Dostrzegasz to także?

Ida niechętnie przytaknęła.

- Rzeczywiście, Maja też zawsze jakoś wydobywa się z tarapatów. Ale ja nie mogłabym 

tak szybko znaleźć sobie kogoś innego.

background image

- Nie byłabym tego taka pewna. - W oczach Anjo pojawił się błysk. - Zauważyliśmy, że 

pewien młodzieniec dość często odwiedza cypel.

- Emil? Myślisz, że nadaję się na żonę chłopa?

- Nie jego miałam na myśli. Ida zarumieniła się lekko.

- Sedolf da się lubić - odrzekła pośpiesznie. - Ale to za mało, by planować przyszłość u 

jego boku.

- Sedolf jest miły - uznała Anjo. - Może nie tak na wskroś solidny, jak był Heino, ale mi 

go przypomina. To jest mężczyzna, któremu można zaufać, mimo że na pierwszy rzut oka 

wydaje się trochę lekkomyślny.

- Nie szukam mężczyzny, Anjo. Szukam borówek. Ida pochyliła się i na kolanach pilnie 

obrywała krzaczki z owoców, zatopiona we własnych myślach, które czasem potrafiły być 

równie natrętne jak bratowa. Tak naprawdę jednak ukryła spłonione rumieńcem policzki.

Pochłonięte zbieraniem, nie zauważyły dwóch dziewcząt, które oddawały się takiemu 

samemu zajęciu. Omal nie wpadły na ciemnowłosą Henriettę o rumianych policzkach i Sofię o 

blond włosach i błękitnych zamyślonych oczach.

Sofia, w której postawie wyczuwało się dumę, nie powitała Idy przyjaźnie. Anjo nagle 

przypomniała   sobie   zasłyszaną   przypadkiem   rozmowę   między   Knutem   a   jednym   z   jego 

kolegów, Larsem. W natłoku innych spraw zupełnie zapomniała powtórzyć ją Idzie.

- Nie wyglądasz na pogrążoną w żałobie wdowę - wycedziła z fałszywą słodyczą Sofia. 

- Podobno tym razem to już pewne, że Ailo nie żyje. No cóż, nie każdemu się zdarza tracić 

męża wielokrotnie. Można rzec, że masz już wprawę.

Ida odrzuciła głowę do tyłu. Ona także, jeśli tylko chciała, potrafiła być złośliwa.

- Jak możesz tak mówić? - zapytała. - Tak ci doskwiera zgryzota, że musisz się na mnie 

wyżywać?

Uważasz, że poniżysz mnie, rzucając mi w twarz takie obraźliwe słowa?

- Emil pewnie pierwszy przyleciał z wyrazami współczucia, co? - ciągnęła złośliwie 

Sofia, rozgrzebując stopą borówkowe krzewinki. - Proszę bardzo, bierz go sobie! Żadna inna 

nie była dla niego dość dobra! Czasami trzeba zapłacić wysoką cenę za dom i gospodarstwo!

- Nie chcę nikogo. Przynajmniej na razie! - odparła Ida w nadziei, że zostanie dobrze 

zrozumiana.

Odczuła   przykrość,   patrząc   na   Sofię.   Były   przecież   kiedyś   przyjaciółkami,   niemal 

najlepszymi. Jaka szkoda, że chłopak, który dla niej niewiele znaczył, położył się cieniem na 

ich przyjaźni.

- Tak się tylko mówi! - Sofia usiadła demonstracyjnie, sugerując, że to Ida i Anjo mają 

background image

się stąd usunąć, bo ona bynajmniej nie zamierza. - Ale nawet rudowłosej Idzie, za którą się 

wszyscy kiedyś uganiali, może być trudno znaleźć męża - szydziła. - Nie wszystkim wystarczy 

ładna buzia i ponętne ciało. Takie zwykle stają się siennikami, a nie żonami.

Ida wzbiła oczy ku niebu i roześmiała się.

- Dobry Boże. Z jakiego powodu mam słuchać takich bzdur? Czego ty mi, u licha, tak 

zazdrościsz, Sofia, co? Nic nie poradzę na to, że Emil nie chciał się z tobą ożenić. Nie wiem, 

czy to przeze mnie, ja w każdym razie nigdy nie czyniłam mu żadnych obietnic. Kochałam 

Ailo, tylko Ailo! Straciłam go. Szczerze  mówiąc,  uważam, że nie masz powodu tak mnie 

obrażać! Choć oczywiście... - Ida wzruszyła ramionami: - ...lepiej, że mówisz to prosto w oczy 

aniżeli za plecami. Chociaż tyle.

- Emil chce własnych dzieci - ciągnęła Sofia nie zrażona, tak jakby słowa Idy zupełnie 

jej nie dotyczyły. - Chce mieć własnego syna, dziedzica majątku i spadkobiercę nazwiska. 

Krew   z   jego   krwi   i   kość   z   jego   kości.   Nie   interesują   go   dzieci   spłodzone   przez   innego 

mężczyznę. Tak się wyraził, wiesz? - Sofia zaśmiała się, widząc, że Ida pobladła. - Opowiada 

wszystkim,   że   się   z   tobą   ożeni,   bo   nad   fiordem   nie   znajdzie   piękniejszej   od   ciebie.   Nie 

przeszkadza mu, że kobieta nie jest dziewicą, o ile jest wdową. Ale dla cudzych bachorów nie 

ma w jego domu miejsca. Tak jakby brakowało mu izb! W każdym razie wiesz, czego możesz 

się spodziewać. Rozpowiada, że udowodniłaś, iż możesz urodzić dzieci, i to dwoje naraz. Jest 

przekonany, że jemu urodzisz trojaczki... Anjo dotknęła ramienia Idy.

- Chodźmy już, Ido, nie potrzebujesz tego słuchać...

Ida potrząsnęła głową, a jej rude loki zatańczyły w powietrzu niczym ogniste języki.

- Nie daję wiary wszystkiemu, co gadają ludzie. To, co mówiłaś, zupełnie nie pasuje do 

Emila, którego znam. Jeśli rzeczywiście ma mi coś do powiedzenia, chcę to usłyszeć od niego 

samego. Nie potrzebuję pośredników.

- Święta naiwności! - westchnęła Sofia. - Nawet Sedolf to słyszał. Strasznie się wściekł 

na niego i kazał mu zamilknąć. Uczynił to ze zwykłej przyzwoitości, nic innego się za tym nie 

kryło.

- Sedolf? - zapytała Ida, która pogubiła się już w tym wszystkim.

- Wrócił do domu, młoda wdówko - wyjaśniła Sofia z fałszywą słodyczą. - Ostatnie trzy 

noce spędził ze mną.

- To właśnie miałaś na myśli, rozróżniając kobiety sienniki i kobiety żony? - zapytała 

Ida z miną niewiniątka. - Powinnaś bardziej uważać, Sofio. Pomyśl, co będzie, jeśli Sedolf 

okaże się równie wybredny?

Sofia zapomniała prawdopodobnie, że gdy Ida wpadnie w gniew, nie da sobie w kaszę 

background image

dmuchać   i   nikt   jej   nie   przegada.   Anjo   z   trudem   skryła   uśmiech.   Lars   wspomniał,   że   po 

powrocie Sedolfa Sofia dosłownie przykleiła się do niego.

„No cóż, mężczyzna jest tylko mężczyzną! - rzucił pobłażliwie i dodał: - Zresztą odkąd 

umarła matka Sofii, ojciec, zajęty domem i gospodarstwem, nie ma czasu myśleć o cnocie 

córki. A ona też za bardzo nie dba o swą reputację. Wszyscy o tym wiedzą”.

Anjo zamierzała powtórzyć to Idzie, chociaż niełatwo jest przekazywać niezbyt miłe 

wieści komuś, kogo się kocha.

- Sedolf przynajmniej ma dość rozumu, żeby nie wiązać się z kobietą z dwojgiem 

rozwrzeszczanych dzieciaków. Mimo że zmusiłaś go, by został ich ojcem chrzestnym.

Te słowa przekonały Idę, że Sedolf nie zwierza się Sofii. Cóż, jego sprawa, z kim się 

zadaje. Jej nic nie obiecywał.

- Jeśli Sedolf cię chce, to go bierz - powiedziała Ida, rozkładając ramiona.

- Tak zamierzam uczynić - oznajmiła Sofia, wstając z miejsca. Patrzyła gdzieś ponad 

ramieniem Henriettę, która trzymała się na uboczu, niemal jak cień, zalękniona, że zostanie 

wplątana   w   kłótnię   między   dwiema   koleżankami,   które   lubiła.   Spojrzenie   Sofii   jednak 

wystarczyło, by przypomnieć jej, z kim ma trzymać. Po chwili Sofia opuściła demonstracyjnie 

polankę i zniknęła wśród drzew. Za nią podążyła Henriettę. Żadna z nich nie schyliła się po 

borówki.

-   Biedny   Sedolf!   -   rzekła   ze   współczuciem   Anjo.   -   Pewnie   nie   ma   pojęcia,   jaką 

przyszłość zaplanowała mu Sofia.

- Jest dorosła, a zachowuje się tak dziecinnie! - odparła Ida. - Nie sądzisz, Anjo? A 

może to tylko mnie się tak zdaje? Nie potrafiłabym już snuć takich bezpodstawnych marzeń...

Anjo powoli pokręciła głową.

-   Przeżyłaś   więcej   niż   Sofia,   Ido.   Jesteście   równolatkami,   ale   człowiek   szybciej 

dojrzewa, gdy spadają na niego nieszczęścia. Przemieniłaś się w kobietę, a Sofia nadal jest 

dziewczęciem. Miesza marzenia z rzeczywistością. A to niebezpieczne, najbardziej dla niej.

- A co z Sedolfem? - zaśmiała się Ida szyderczo.

- Sedolf jest dużym chłopcem, potrafi się upilnować - odrzekła Anjo.

Miała rację, Ida zdawała sobie sprawę, że nie potrzebuje niepokoić się o Sedolfa. Ale 

nagle wyprawa do lasu straciła dla niej swój urok. Chociaż nie nazbierały jeszcze pełnych 

koszyków, zapragnęła już wrócić do domu.

- Usadziłaś ją.

Ida pokiwała głową.

- A mimo to czuję niesmak. Nie dość że Ailo nie żyje, to jeszcze muszę wysłuchiwać 

background image

takich niegodziwości. To obrzydliwe, Anjo. Wstrętne!

Anjo objęła ją i przytuliła mocno. Już miała wypowiedzieć słowa pociechy, gdy ciszę 

przerwał rozdzierający krzyk, ulatując niczym przerażony ptak ku niebu.

Rozpoznały głos Sofii i rzuciły się na pomoc, w jednej chwili puszczając kłótnię w 

niepamięć.

Sofia, odwrócona tyłem, dygotała jak w gorączce, a Henriettę pochylała się nad ziemią. 

Anjo, najbardziej  z nich doświadczona, w jednej chwili ogarnęła sytuację. Zdecydowanym 

ruchem odsunęła na bok Henriettę.

Ida stała z boku, nieco dalej niż Sofia. Skrzyżowawszy ręce na piersiach, wbiła palce w 

skórę, czując, jak ją parzą przez bluzkę i gruby wełniany kaftan.

Na   wilgotnym   mchu   wśród   gęstego   poszycia   leżała   młoda   kobieta   ubrana   w 

samodziałowy kubrak.

-   Nie   żyje   -   wyszeptała   Sofia   drżącym   głosem.   Ida   dawno   nie   widziała   jej   takiej 

poruszonej.   Anjo   pośpiesznie   dotknęła   opuszkami   palców   szyi   nieznajomej,   nasłuchując 

jednocześnie, czy oddycha.

- Żyje - odezwała się po chwili. - Ale tętno jest ledwie wyczuwalne.

Otulając kobietę, uchwyciła spojrzeniem leżący nieopodal duży nóż.

- Tak leżała, kiedy ją znalazłyście? - zapytała. - Niczego tu nie ruszałyście?

- Skądże! - żachnęła się Henriettę. - Za nic w świecie nikt by nas do tego nie nakłonił!

- Trzeba ją przenieść do wsi, prawda? - odezwała się Ida i poczuła ból w sercu, patrząc 

na pokaleczoną twarz kobiety i poplamiony krwią kaftan, który Anjo tak pośpiesznie zapięła, 

jakby chciała przed dziewczętami ukryć rany.

- Nie możemy jej same tak po prostu zanieść do wsi - oświadczyła zdecydowanym 

głosem Anjo. - Będą nam potrzebne nosze i mężczyźni do pomocy. No i wóz zaprzężony w 

konie. Do naszej chaty stąd nie jest daleko. Knut powinien być w domu.

-   Ida  biega   z   nas   najszybciej  -   przerwała   jej   Henriettę.   Sofia   już   chciała   się   temu 

sprzeciwić, ale ugryzła się w język.

- W takim razie biegnij, Ido, a ja się nią zajmę - rzekła Anjo. - Spróbuję utrzymać w niej 

to ledwo co tlące się życie.

I gdy Ida ruszyła pędem przed siebie, żona Knuta rozpostarła swe opiekuńcze skrzydła 

nad nieznajomą.

Knut siedział na schodach chaty, i to nie sam. Rozpoznawszy u boku brata znajomą 

sylwetkę, Ida zwolniła na moment. Zaraz jednak wzięła się w garść. Nie pora na chimery, kiedy 

chodzi o życie.

background image

Zdyszana i zarumieniona dobiegła do chaty. Takiego wyrazu w jej oczach Knut ani 

Sedolf nigdy jeszcze nie widzieli. Ściągnięte brwi, przypominające kształtem ptasie skrzydła, 

złączyły się u nasady nosa. Twarz wyrażała bezdenną rozpacz.

- Anjo z małym Karlem miała być u was! Dotarli? - spytał brat.

Ida przytaknęła zdyszana, z trudem łapiąc oddech. Dawno już nie biegała. Po porodzie i 

karmieniu jej ciało było ociężałe. Odgarnęła włosy z twarzy. Nie patrzyła wprost na Sedolfa, 

zarejestrowała jego obecność ledwie kątem oka.

- Kobieta w lesie - wydobyła z siebie z trudem, bo złapała ją zadyszka. Czuła łomot w 

skroniach. Domyślała się, że jej twarz płonie, i wyobrażała sobie, że wygląda okropnie. - Tata 

opiekuje się dziećmi, a my z Anjo zbierałyśmy borówki. I nagle usłyszałyśmy krzyk Sofii. 

Pobiegłyśmy   w   tamtą   stronę   i   znalazłyśmy   ją.   Wygląda   okropnie,   Knut.   Twarz   ma   tak 

okaleczoną, że trudno rozpoznać rysy. Pojęcia nie mam, ile może mieć lat. Obok leży nóż z 

zaplamionym krwią ostrzem. Zdaje się, że ona krwawi. Anjo zakryła ją kaftanem, jakby coś 

chciała ukryć...

Knut chwycił Idę za ramiona.

-   Spokojnie,   Ido,   spokojnie!   Jesteś   zdenerwowana,   mówisz   nieskładnie.   Nic   nie 

rozumiem. Mówisz, że znalazłyście w lesie jakąś kobietę?

Ida pokiwała głową.

- Podaj wódkę - rzucił Knut do Sedolfa przez ramię. - Stoi za schodami do obory.

Sedolf wstał i skierował kroki we wskazanym kierunku. Ida odruchowo popatrzyła na 

niego.   Znów   ma   za   długie   włosy,   przemknęło   jej   przez   myśl,   tak   jakby   to   w   ogóle   ją 

obchodziło.

Szybko wrócił z glinianym gąsiorkiem i przyłożył jej do ust. Ida przełknęła i popatrzyła 

prosto w brązowe oczy, które pociemniały tak, że wydawały się prawie czarne. Dostrzegła w 

nich powagę i troskę. Zaraz jednak cofnęła spojrzenie, zakrztusiwszy się mocnym trunkiem. 

Sedolf umieścił gąsiorek na schodach. Sam nadal stał, ani na chwilę nie odrywając wzroku od 

Idy.

W końcu usłyszeli całą historię. Dziewczyna zataiła jedynie sprzeczkę, do której doszło 

pomiędzy Sofią a nią.

- Tę kobietę musiał napaść ktoś znacznie od niej silniejszy. - Ida wykrzywiła twarz, 

przywoławszy w pamięci ów ponury obraz. Wszelkie okrucieństwo przyprawiało ją o mdłości.

- Bierzemy drzwi i wóz! - rzucił Sedolf. - Podjedziemy najbliżej, jak się da.

Knut oddalił się pośpiesznie, żeby wszystko przygotować.

- Wróciłeś? - zapytała Ida niezbyt rezolutnie, nie patrząc na Sedolfa.

background image

- Nie opuszczam wioski na zbyt długo - odpowiedział wymijająco.

- Słyszałam od Sofii, że jesteś w domu. Zabrzmiało to dość wymownie, choć Ida nie 

miała zamiaru czynić mu wyrzutów.

-   Knut   powiedział   mi   właśnie,   że   przypuszczenia,   iż   Ailo   nie   żyje,   okazały   się 

prawdziwe. Bardzo mi przykro! Zasługiwałaś na to, żeby go odzyskać.

Ida pokiwała głową.

- Nie zawsze dostajemy to, na co zasługujemy - odparła i tym razem spojrzała na 

Sedolfa. W tych słowach także kryło się drugie dno. - Zostaniesz teraz w domu?

Wzruszył ramionami.

- Nie ma tu dla mnie miejsca. Nic nie układa się tak, jak bym chciał.

- Sądząc po tym, co mówiła Sofia, wydaje się, że jest wręcz przeciwnie. - Ida nie mogła 

się powstrzymać od uszczypliwości, chociaż zdawała sobie sprawę, że to dziecinne.

- Sofia wie tylko to, co chcę, żeby wiedziała - rzucił krótko i wkładając do kieszeni 

zaciśnięte pięści, odwrócił się plecami. Było coś wrogiego w jego postawie.

Knut przyprowadził konia.

- Powinnaś, Ido, zostać tu i odpocząć trochę - powiedział. - Obawiam się jednak, że 

musisz z nami jechać i wskazać miejsce.

Ida wspięła się na wóz, udając, że nie widzi pomocnej dłoni Sedolfa. Ten zaś podciągnął 

się, zwinny niczym kot, i usiadłszy obok Idy, popatrzył na nią przeciągle. Na jego ustach błąkał 

się uśmiech.

Akurat w tym momencie przypominał tak bardzo Simona, że Idzie sprawiło to ból. Nie 

chciała, żeby Sedolf był taki jak Simon. Powinien być sobą. Tylko sobą.

Dotarli na miejsce w krótkim czasie, mimo że ostatni odcinek przyszło im pokonać na 

piechotę.

Mężczyźni chwycili drzwi wymontowane z zabudowań gospodarskich i podążyli za Idą.

Wszystko wyglądało tak, jak w chwili gdy Ida pobiegła po pomoc. Sofia, ujrzawszy 

Sedolfa, natychmiast uwiesiła się jego ramienia. Nie oponował, mimo że pomagał Knutowi 

przy nieznajomej.

- A niech to! - wymknęło się Knutowi. Napotkał spojrzenie żony. - Wygląda strasznie! 

Kto mógł zrobić kobiecie coś takiego?

- Kim ona jest? Trudno poznać - odezwał się Sedolf ze stężałą twarzą.

Chwycił ją za nogi, Knut za ramiona, a Anjo w pasie i razem podnieśli i położyli na 

drzwiach.

Sofia musiała puścić Sedolfa. Nerwowo gniotła w palcach i skubała brzeg chustki, którą 

background image

miała na szyi.

- Nic nie słyszałem, żeby jakaś kobieta zaginęła - dodał Sedolf. - O tej porze roku 

niewielu obcych kręci się w tych stronach.

- Ktoś, kto pozostawia kobietę w takim stanie, nie szuka rozgłosu - rzuciła Anjo twardo.

Ida podniosła z ziemi nóż. Rozejrzała się wokół, ale nigdzie nie dostrzegła futerału.

- Czy nie takich właśnie noży używają Lapończycy z gór? - zapytała niewinnie Sofia.

- Bardzo wielu ludzi nosi takie noże - wyjaśniła ze spokojem Ida, choć usta drgnęły jej 

lekko. - Nie każdy Lapończyk pochodzi z gór. Słyszałaś o Lapończykach nadmorskich? Są 

jeszcze Kwenowie, tak jak mój ojciec. I wielu innych, równie plugawych obcych.

Sofia nie odpowiedziała. Nikt inny się nie odezwał. Anjo po cichu przekonywała Knuta, 

że trzeba zabrać nieprzytomną do domu, i pochłonięta rozmową, nawet nie słyszała wymiany 

słów między Idą a Sofią.

- W tej chwili można jedynie ustalić, że ta kobieta jest blondynką - stwierdził Sedolf, 

pomagając unieść drzwi, na których leżała.

Tyle i oni widzieli. Długie jasne włosy ze wzburzoną grzywką okalały spuchniętą twarz 

pokrytą rozległymi sińcami o barwie ciemnogranatowej przechodzącej w żółć, fiolet i brąz. 

Wąskie szparki oczu ledwie były widoczne. Na rozciętej dolnej wardze zakrzepła krew. Ta 

kobieta mogła mieć równie dobrze mniej niż dwadzieścia lat, jak i ponad czterdzieści.

Ruszyli w stronę wozu, Knut i Sedolf przodem, a za nimi dziewczęta. Ida poczuła 

drobną satysfakcję, widząc minę Sofii, kiedy dla niej i jej towarzyszki zabrakło miejsca. Koń 

był   własnością   Knuta,   więc   to   Ida   i   Anjo   usiadły   na  wozie.   Sedolf,   którego   pomoc   była 

niezbędna, zajął miejsce na koźle, obok Knuta.

Sofia i Henriettę mieszkały niedaleko.

Ida nie patrzyła w stronę Sedolfa. Siedzieli odwróceni do siebie plecami, czując swoją 

obecność, ale ich myśli krążyły wokół zmaltretowanej kobiety.

Gdy   tylko   dojechali   do   chaty,   Ida   zagrzała   wody.   Anjo,   zdenerwowana,   drżącymi 

rękami   zaczęła   rozbierać   nieprzytomną.   Dopiero   wtedy   zrozumieli,   dlaczego   nie   kazała 

mężczyznom wyjść. Patrzyła to na jednego, to na drugiego.

- Nie chciałam przestraszyć dziewcząt - rzuciła krótko. - Ale wy powinniście zobaczyć, 

jak strasznie została zbrukana i okaleczona.

Płócienna   bluzka,   zaplamiona   zakrzepłą   krwią,   pocięta   była   na   jakby   dokładnie 

odmierzone, szerokie mniej więcej na grubość palca pasy.

Anjo ze łzami w oczach, trzęsącymi się rękami rozpinała ubranie nieznajomej. Szło to 

bardzo powoli.

background image

Bielizna pod spodem była równie postrzępiona. Anjo podciągnęła ją, odsłaniając piersi i 

brzuch rannej.

Krwawe długie szramy biegły od ramion aż do talii.

Ida odwróciła się gwałtownie i ukryła twarz w dłoniach. Zachwiała się, ale mocne 

ramiona nie dały jej upaść. Poznała Sedolfa bardziej po zapachu niż po dotyku.

- Ktoś, kto to zrobił, nie działał przypadkowo - stwierdziła Anjo cicho, ale jej głos 

zdradzał głębokie poruszenie.

- Gdybym nie miała pewności, że on nie żyje, Knut, przysięgłabym, że to jego sprawka. 

Ale widać wielu okrutnych szaleńców krąży w tych stronach...

- Ten łotr jest już daleko stąd - rzekł Knut, pobladłszy na twarzy. Dobrze wiedział, o 

czym myśli Anjo, i sam mimowolnie oczami wyobraźni ujrzał twierdzę Vardo.

Przygarnął żonę mocno i przytulił gwałtownie.

- Pomożemy jej, Anjo - obiecał. - Wyciągniemy ją z tego.

Stali przez chwilę niezdecydowani w milczeniu, a potem Anjo i Ida obmyły ranną i 

opatrzyły, nie przestając wylewać łez.

- To młoda dziewczyna - stwierdziła Anjo. - Można poznać to po jej ciele, w miejscach 

gdzie nie ma ran, a także po kolanach. O, tak, kolana wiele mówią.

Ida przytaknęła, bo wszystko wskazywało na to, że Anjo ma rację.

- Chyba jeszcze nie rodziła.

Sedolf, przysłuchujący się rozmowie kobiet, spuścił wzrok, choć zwykle nie peszył się z 

byle powodu.

Knut pośpiesznie zerknął na Anjo, a potem zarządził, już opanowany:

- Sedolf, bierz konia i odwieź Idę do domu. Nie chcę zostawiać Anjo teraz samej, a 

muszę porozmawiać z Reijo. Powiedz mu, żeby przyjechał i przywiózł małego Karla.

- Ida ma zostać sama na cyplu?

- Chyba zostaniesz tam do powrotu Reijo? Sedolf kiwnął głową, a Ida, pomimo wielu 

zastrzeżeń, powstrzymała się od komentarzy.

Sedolf wyprowadził ją na dwór.

- Jedziemy razem, Ido! Mam nadzieję, że ten łajdak przebywa gdzieś daleko stąd, ale 

pewny tego nie jestem.

Idą wstrząsnęły dreszcze. Nagle wydało się jej, że jesień okryła się krwistoczerwonym 

całunem.

background image

3

Kiedy Reijo wraz z Karlem, synkiem Anjo i Knuta, opuścił cypel, w chacie zapanowała 

błoga cisza.

Słychać było tylko radosne gaworzenie dwojga maleństw, które najwyraźniej wyczuły, 

że ich mama wróciła do domu. Ida starała się sprawiedliwie obdzielić córeczkę i synka uwagą, 

o którą dzieci mocno zabiegały. Tuliła je w ramionach, całowała pyzate policzki i ciemne 

kędziorki, a maluchy wierzgały nóżkami i chwytały drobnymi paluszkami rude loki mamy.

-   Coś   podobnego!   Jak   one   szybko   rosną!   -   wyrwało   się   Sedolfowi.   Siedział   na 

wysłużonej ławie pod ścianą przy oknie i aż się palił, by przez chwilę potrzymać te małe istoty. 

Nie miał jednak śmiałości, zapytać, czy Ida mu na to pozwoli. Własne dłonie wydały mu się 

przy nich wielkie jak bochny. - Dopiero co były takie maleńkie - dodał zakłopotany. Po raz 

pierwszy rozmawiał o niemowlętach i czuł, że jego słowa brzmią jakoś nieporadnie i głupio.

- Oczywiście, że rosną - uśmiechnęła się Ida zarumieniona. Sedolf nie pamiętał, by 

kiedykolwiek   wyglądała   piękniej.   Zresztą  teraz,   kiedy   ją  widział   z  bliska   taką  promienną, 

trudno mu było przypomnieć sobie tę dawną Idę.

- Chcesz potrzymać? - zapytała nieoczekiwanie i wstała, a w jej ramionach aż zaroiło się 

od machających rączek i wierzgających nóżek.

Nie czekając na odpowiedź, włożyła mu na ręce bliźniaki i roześmiała się głośno na 

widok   jego   zakłopotanej   miny.   Wyglądał   tak   wspaniale!   W   przypływie   nagłego   impulsu 

musnęła go palcami po policzku.

- Muszę je nakarmić - wyjaśniła i zakręciła się po izbie.

Sedolf przełknął ślinę. Czy rzeczywiście zobaczy, jak karmi piersią? Dopiero kiedy Ida 

zaczęła się krzątać przy garnkach, zrozumiał, co miała na myśli. Tak naprawdę nie miał pojęcia, 

kiedy kobiety zazwyczaj rezygnują z naturalnego karmienia. Nigdy dotąd nie zastanawiał się 

nad tym.

Ida gotowała mleko z mąką, a w tym czasie jedno z dzieci upatrzyło sobie nos Sedolfa i 

po kilku nieudanych próbach ścisnęło go maleńką rączką. Nie do wiary, ile siły ma taki maluch!

Ida uśmiechnęła się szeroko.

- Krzepki chłopak - stwierdził Sedolf, próbując także się uśmiechnąć.

- Raczej stanowcza panna - poprawiła go Ida. - To moja mała córeczka pokazuje ostre 

pazurki. Ma to po babci.

Sedolf dopiero teraz zauważył swoją pomyłkę. Dziewczynka miała bardziej kanciastą 

twarz, brwi proste, a w jej brązowych oczach pojawiały się złote błyski. Brat miał buźkę 

background image

szczuplejszą, brwi niczym ptasie skrzydła, ale i w jego ciemnych oczach można się było utopić.

Potrafił już rozróżnić rodzeństwo. Były to chyba pierwsze dzieci, na które spojrzał jak 

na  odrębne  istoty.   Zwykle   uważał,   że   wszystkie   są   do   siebie  podobne.   Przynajmniej   póki 

chodziły zasmarkane i sięgały mu poniżej pasa. Nigdy zresztą nie przepadał za dziećmi.

Dopiero teraz.

Delikatnie połaskotał palcem policzek maleńkiej istotki.

- Ale gapa z tego twojego ojca chrzestnego! Jak mógł nie rozpoznać takiej słodkiej 

panienki? Powinien się wstydzić!

- Zwłaszcza że zwykle z dużą wprawą wybiera co ładniejsze panny - wtrąciła Ida i 

zamiatając   brzegiem   spódnicy   podłogę,   przeszła   obok   niego   ku   drzwiom,   żeby   wystawić 

mieszankę z mleka i mąki do przestygnięcia.

Sedolf nie był pewien, czy mówi poważnie, czy sobie z niego kpi. Ida nie przestawała 

być dla niego ani trochę mniej zagadkowa.

- Mama opowiada głupotki - tłumaczył bliźniakom i pogłaskał także małego Mikkala. 

Uczynił to bardzo ostrożnie, nie przyzwyczajony do dotykania tak delikatnego ciałka. Nigdy 

dotąd nie przeżywał silniejszego wzruszenia. Nie miał pojęcia, że tkwią w nim takie pokłady 

uczuć.

Za   nic   w   świecie   jednak   nie   przyznałby   się   Idzie,   jak   bardzo   jest   poruszony   i 

zakłopotany.

Ona na szczęście nie pytała, tylko pośpiesznie rozdzieliła gęstą mieszankę z mleka i 

mąki do dwóch czystych płóciennych szmatek,  po czym dokładnie je związała.  Sedolfowi 

zdawało   się,   że   to   niewielkie   porcje,   i   zastanawiał   się   nawet,   czy   dzieci   są   odpowiednio 

karmione, ale Ida przerwała mu rozmyślania. Zabrała od niego synka i ułożywszy go sobie na 

rękach, podała mu do ssania płócienko z jedzeniem.

Drugie zawiniątko wręczyła Sedolfowi, który, ciężko przestraszony, przystawił je do 

maleńkiej buzi Raiji. Dziewczynka zorientowała się od razu, co to jest. Nie da się zaprzeczyć, 

że w tych sprawach miała swój rozum.

Sedolfowi serce biło tak mocno, że zdawało mu się, że słychać je w całej izbie. Na 

szczęście   wszystko   dobrze   poszło.   Dziecko   ssało   z   apetytem,   a   on   powoli   odprężył   się. 

Przekonał się, że Ida nie obarczyła go zadaniem ponad siły. Zapach mącznej polewki przy-

prawiał go zawsze o mdłości, tu jednak, zmieszany z innymi domowymi zapachami, wydał mu 

się miły. Nigdy dotąd nie przywiązywał wagi do rodzinnego ciepła. Teraz nagle poczuł się tak, 

jakby otworzyły się przed nim drzwi do innego świata. Zrozumiał, że istnieją pewne wartości, 

których nie dostrzegał.

background image

Maleństwo zasnęło z papką w buzi. Sedolfowi aż gardło ścisnęło ze wzruszenia, a serce 

napełniło   się   najwznioślejszymi   uczuciami.   Na   twarzyczce   małej   Raiji   malował   się 

bezgraniczny spokój. Mikkal także był zmęczony. Ida wytarła mu buźkę i położyła do kołyski, 

a zaraz potem ułożyła do snu Raiję.

- Jesteś dzielny - powiedziała do Sedolfa z uznaniem w głosie.

Uśmiechnął się krzywo.

- Nie przywykłem do dzieci, jestem nieporadny... Nie zaprzeczyła ani nie potwierdziła, 

wyraźnie jednak zyskał w jej oczach.

Ida uprzątnęła i kiedy już uporała się ze wszystkim, chcąc nie chcąc, musiała usiąść. Na 

szczęście miała pod ręką robótkę. Sięgnęła więc po nią, by zająć czymś ręce.

- Czy zdarza ci się nic nie robić? - zapytał Sedolf.

- Rzadko.

- Bardzo szybko wydoroślałaś... Ida podniosła wzrok.

- Dlaczego nie powiesz wprost, że zamieniłam się w kwokę...

- Nie miałem tego na myśli, zresztą to ostatnie, co można o tobie powiedzieć...

Zwykle taki wygadany, nagle nie umiał dobrać właściwych słów.

- Jak myślisz, kim ona jest? - zmieniła temat Ida. Na wspomnienie kobiety znalezionej 

w lesie obojgu ścisnęły się serca.

Sedolf pokręcił głową. Nie potrafił zupełnie sobie tego wyobrazić.

- Bardziej jestem ciekaw, kto jej to zrobił - rzucił, a oczy mu pociemniały z gniewu. - 

Chętnie bym się z nim policzył. Takiego to tylko wyrzucić za burtę z kamieniami u nóg na 

samym środku fiordu.

- O tej porze nikt tędy nie wędruje - mówiła Ida zamyślona, zwracając uwagę na to, nad 

czym Sedolf także się zastanawiał.

- Nikt, kogo znam, nie mógłby tego uczynić.

- O, co do tego nigdy nie można mieć pewności, Sedolfie. Chyba się ze mną zgodzisz. 

Ale najbardziej prawdopodobne jest to, że zrobił to ktoś obcy. Ona musiała go jednak znać.

- Nie pojmuję, jaki mężczyzna jest w stanie posunąć się do takiego okrucieństwa.

- Cieszę się z tego, Sedolfie - powiedziała, posyłając mu nieprzeniknione spojrzenie.

Ta dziewczyna nie przestawała być dla niego tajemnicą.

- Na pewno odzyska przytomność i dojdzie do siebie - próbował ją pocieszyć i odsunąć 

ponure myśli.

Nie zwykł się zadręczać, choć tym razem włos mu się jeżył na głowie, gdy pomyślał, że 

gdzieś nad fiordem grasuje szaleniec. Pierwszą osobą, którą pragnął chronić, była Ida.

background image

Ciekawe, jak zareagowałaby, gdyby o tym wiedziała?

- Trafiła na szczęście w dobre ręce. Nikt nie zająłby się nią bardziej troskliwie niż Anjo. 

Co do tego nie mam żadnych wątpliwości - stwierdziła Ida, wyczarowując z wełnianej przędzy 

piękne wzory.

- Knut powiedział mi o Ailo. Palce Idy zastygły. Podniosła wzrok i zamrugała po-

wiekami, ale nie na tyle szybko, by powstrzymać łzy.

-   Nie   sądziłam,   że   potrafię   jeszcze   płakać   -   wyszlochała.   -   Pewność   jest   o   wiele 

straszniejsza niż przypuszczenia. Ale może lepiej jest wiedzieć? Może kiedyś zdołam na to 

spojrzeć od tej strony? Do tej pory ciągle, pomimo wszystko, łudziłam się nadzieją.

Najchętniej przytuliłby ją i okazał ciepło. Ale choć wszystko się w nim do niej rwało, 

pozostał na miejscu. Nie był to właściwy moment, by pozwolić sobie na gorące wyznania. 

Teraz   ważniejsze   niż   kiedykolwiek   było   pozostać   w   cieniu   i   ofiarować   jej   to,   czego 

potrzebowała: przyjaźń.

W pamięci przemknęła mu krótka chwila bliskości i nadzieja zaświtała w jego sercu.

- Nawet nie mam własnego domu - żaliła się Ida, nawijając wełnę na palec. - Kiedy 

Simona wzięli do więzienia, Maja pozostała sama, ale we własnych czterech ścianach. A ja 

nadal żyję pod skrzydłami ojca. Nigdy nie chciałam być mu kulą u nogi! W końcu miał nadejść 

czas, by zaczął żyć własnym życiem, bo dotąd zawsze kierował się naszym dobrem.

Sedolf nigdy nie myślał w ten sposób o Reijo. Ale rzeczywiście, ojciec Idy nie był 

przecież   jeszcze   taki   stary!   Przez   długie   lata   zajmował   się   domem   i   gospodarstwem,   nie 

stroniąc od prac przypisanych kobietom. Kiedy inni rybacy wypływali na wielomiesięczne 

połowy, on krzątał się na cyplu z gromadką dzieci, a wiedzą na temat chorób dziecięcych i 

wychowania przewyższał niejedną matkę. Nie był mu obcy ani świat mężczyzn, ani świat 

kobiet. Nikt jednak nie ośmielił się z niego kpić, bo jako mężczyzna nie ustępował nikomu.

Po raz pierwszy Sedolf zastanowił się, jak to było naprawdę z Reijo. Czy tęsknił za 

czymś? O czym marzył?

- Wiesz, Ido, że nie musisz spędzić reszty życia samotnie.

Bardziej  dobitnie  nie  chciał  się  teraz  wyrażać.  Wolał   z tym  poczekać.   Zbyt  często 

zdarzało mu się wszystko pokręcić. Nigdy jednak nie czuł tego co teraz.

Ida uśmiechnęła się lekko, nie biorąc jego słów na serio.

Sedolfa to zabolało.

- Jestem bardziej dumna niż wszystkie dziewczyny, jakie znasz, Sedolfie - wyłożyła 

powoli. - Jeśli kiedyś się z kimś zwiążę, to nie dla dachu nad głową, ale z powodu uczucia. 

Będę kochała całą sobą i chcę być kochana tak samo. Jeśli nie, to wolę żyć jak dotąd. Nie 

background image

potrzebuję żadnej namiastki. Poza tym mam dzieci. Mężczyzna, który nie pokocha ich jak 

własne, nie może liczyć na moją miłość. Aż tyle wymagam i oczekuję. Ale ponieważ nie ma 

wielu takich mężczyzn, pewnie przyjdzie mi jeszcze trochę pomieszkać na cyplu...

Mógłby jej powiedzieć, że zna takiego mężczyznę, którego opisała, ale za wcześnie było 

jeszcze na wyznania. Zresztą Ida wyłożyła jasno, że wiele zależy od niej samej.

Sedolf bał się, że mogłaby go odrzucić. Wolał zachować przynajmniej nadzieję.

- A ty co zamierzasz? - zapytała Ida, próbując zmienić temat rozmowy, która wkroczyła 

na zbyt niebezpieczne tory. Pochlebiało jej, że patrzy na nią z uwielbieniem, ale teraz nie 

potrzebowała nikogo innego prócz przyjaciół. - Popłyniesz na Lofoty?

Zabrzmiało to trochę tak, jakby chciała się go pozbyć, ale łudziła się, że nie zrozumiał 

jej opacznie.

-   Tak.   Być   może   uda   mi   się   zarobić   na   własną   łódź   -   odpowiedział   z   pozorną 

obojętnością. Nie chciał się przed nią zdradzić, jak wielkie z tym wiąże nadzieje. - Ale z 

morzem nigdy nie wiadomo - dodał. - Równie dobrze może okazać się niełaskawe. Jedno jest 

pewne, nie zamierzam ciągle robić na cudzym.

Sedolf pragnął dać jej do zrozumienia, że nie jest lekkoduchem i chce skończyć z 

bezmyślnym życiem, jakie dotąd wiódł. A może raczej udawał, że wiedzie, bo tak naprawdę był 

o wiele poważniejszy, niż to zauważała większość ludzi.

Idę korciło, żeby zapytać go o Sofię, ale nie pozwalała jej na to ambicja. Zresztą nie 

powinno jej to obchodzić. W jej sytuacji... Przecież dopiero co dowiedziała się o śmierci Ailo, 

którego nadal kochała...

Natrętne myśli nie dawały jej spokoju. Mełła je w głowie niczym młyn zboże na mąkę. 

Równie trudno się było ich pozbyć, jak strzepać z siebie biały proszek.

- Maja przysłała mi wisiorek - odezwała się, byle coś powiedzieć i wypełnić ciszę 

słowami niewinnymi, od których nie iskrzyłoby między nimi. Czuła bowiem, że gdzieś pod 

powierzchnią tli się groźny ogień. Nie wolno jej dopuścić, by wybuchł wielkim płomieniem! - 

Wisiorek zrobił Ailo - dodała, czując, jak znów wzruszenie chwyta ją za gardło.

-   Mogę   zobaczyć?   -   zapytał   Sedolf.   W   jego   głosie   wyczuwało   się   szczere 

zainteresowanie.

Ida pokiwała głową i odłożyła na bok robótkę.

Zresztą była tak wzburzona, że ręce jej nie słuchały i ciągle się myliła.

Po cichu weszła do alkierza i z karminowego kufra z zaokrąglonym wiekiem wyjęła 

skórzany woreczek z biżuterią.

- Nie nosisz go na szyi? - zdziwił się Sedolf, kiedy wysypała zawartość mieszka na stół.

background image

Broszę   już   kiedyś   widział,   rodowe   srebro   także.   Ida   odłożyła   na   bok   wisiorek   i 

pośpiesznie zebrała do woreczka pozostałe ozdoby. Za każdym razem kiedy widziała srebro w 

komplecie, czuła, jak przenika ją chłód. Zdawało jej się, że jakiś głos powtarza, iż srebro 

rodowe zostało rozdzielone z miłości i nie należy tego zmieniać.

Sedolf dotknął wielkimi dłońmi ozdoby ze złota. Ida uświadomiła sobie, że Ailo choć 

miał równie duże ręce, równie szorstkie od niepogody i znoju, potrafił nimi tworzyć piękno.

- Sam to zrobił? - zapytał Sedolf podnosząc zawieszony na łańcuszku pierścionek z 

figurką ptaszka do światła. Zmrużył oczy, gdy błysnęła. - Wydaje mi się, że widzę nawet pióra - 

rzekł. - A zauważyłaś, że ma dziobek?

Tak, Ida zauważyła. Widziała tego fruwającego złotego ptaka przed oczami co noc. 

Wiedziała, jak wygląda. Znała każde, nawet najmniejsze piórko.

- Dobry Boże - wymamrotał Sedolf. - Jak się robi takie cuda?

Położył wisiorek na dłoni Idy, nie spuszczając wzroku z ptaszka.

- Chciałbym ci  ofiarować  coś  równie pięknego - wyrwało  mu  się cicho. I dopiero 

wówczas   uświadomił   sobie,   że  się  przed   nią   zdradził.   Oblał   się   rumieńcem   i   zakłopotany 

napotkał wzrok Idy.

Słyszała, oczywiście że słyszała. Tych słów nie dało się zrozumieć opacznie.

Potrząsnął głową i patrząc jej w oczy, uśmiechnął się z rezygnacją:

- Tego nie powinienem powiedzieć. Ale u mnie co w sercu to na języku.

Nie było sensu dłużej udawać. Nie chciał uchodzić za tchórza.

- Ale nie obawiaj się, Ido - dodał. - Wiem od dawna, gdzie przebiega granica, a z 

czasem zacząłem dostrzegać nawet płot.

Przełknęła ślinę. W pewnym stopniu uszczęśliwiło ją spontaniczne wyznanie chłopaka. 

Domyślała się jego uczuć, ale i lękała. Czasem tylko w krótkich zakazanych chwilach, miała 

odwagę rozważać słowa, które nie raz napomykał jej mimochodem. Inni także zauważyli jego 

cichą adorację i pokpiwali sobie z Idy.

- Dlaczego nie nosisz wisiorka na szyi? - zapytał Sedolf. Ktoś inny być może starałby 

się jak najszybciej zatrzeć wszelkie ślady pamięci po Ailo, ale nie Sedolf.

Ida wzruszyła ramionami i zamknęła w dłoni pierścionek ze złotym ptaszkiem.

- Ludzie w tych stronach nie noszą ozdób na co dzień - odpowiedziała. - Od razu by 

zaczęli gadać, że chcę się wywyższać. Nie zamierzam udawać, że jestem kimś lepszym. Złoto 

nie jest dla takich jak ja...

- Właśnie, że jest, Ido - rzekł cicho, dotykając swą silną, ciepłą ręką jej dłoni.

Nie przyzwyczajony do tak drobnych mechanizmów, długo manipulował przy zapięciu, 

background image

ale w końcu udało mu się je otworzyć.

Odgarnąwszy   z   karku   miedziane   włosy   Idy,   zawiesił   jej   na   szyi   wisiorek   i   znów 

mocując się z zapięciem, dotknął palcami delikatnej skóry dziewczyny.

Ida wstrzymała oddech. Starała się o niczym nie myśleć. Bała się zakłócić tę chwilę 

niepotrzebnym słowem. Odsunęła na bok rozsądek. Jedyne, co chciała zapamiętać, to dotyk 

złotego wisiorka ogrzanego ciepłem dłoni Sedolfa, muśnięcie jego palców na szyi, jego oddech 

tuż przy jej uchu. I zapach, zapach tytoniu, zapach gorącego mężczyzny. Chciała też zachować 

w pamięci pełne oczekiwania napięcie we własnym ciele. Ale żadnych słów... Słowa mogły 

wszystko zniszczyć.

Sedolf poprawił ptaszka na szyi Idy, próbując przeciągnąć tę chwilę bliskości. Ida nie 

była pierwszą lepszą. Jemu wolno co najwyżej dotknąć jej dłoni lub ramienia. Nieprzemyślane 

słowa, które mu się wyrwały, nie mogły tego zmienić.

- Pięknie ci - rzekł z nie ukrywanym podziwem w głosie.

Ida   zarumieniła   się   i   zapragnęła   sama   dotknąć   wisiorka.   Wydawało   się   jej   trochę 

niesprawiedliwe wobec Ailo, że to Sedolf natchnął ją odwagą do noszenia na szyi ozdoby 

wykonanej przez męża.

- Dlaczego miałabyś się przejmować tym, co inni powtarzają z zazdrości? - zapytał i, 

choć wiele go to kosztowało, odsunął się od niej. Była tak blisko! Najchętniej porwałby ją w 

ramiona. Emanowało z niej ciepło, czuł niemal jej dotyk, mimo że przecież zachowywała 

dystans. Sprawiła, że działo się z nim coś takiego, o co by siebie nie podejrzewał. - Miałabyś 

nie nosić wisiorka, który jest pamiątką po nieżyjącym mężu? Czy z powodu małostkowości 

innych masz ukrywać tak piękną ozdobę? - Pokręcił głową. - Najdroższa Ido, nie powinnaś 

sobie brać do serca tego, co gadają ludzie. Weź przykład ze mnie! Nie przejmuję się niczym i 

dobrze   mi   z   tym.   Gdybym   kochał   kogoś   i   ta   osoba   by   umarła...   Gdybym   dostał   coś   tak 

pięknego, to nie rozstawałbym się z tym ani na chwilę. I nosiłbym z dumą niezależnie od pory 

dnia. Nawet jeśli ktoś uważałby, że się wywyższam. Taki zarzut bardziej świadczyłby o nim 

samym niż o mnie. Wierz mi, nie o wszystkich ludzi warto zabiegać!

Ida mimowolnie uśmiechnęła się, wysłuchawszy tyrady Sedolfa. Zapewne mało kto 

miał okazję słyszeć go takim.

- Wiedziałam, że potrafisz się pięknie wysławiać, ale nikt mi nie powiedział, że jesteś 

taki przekonujący - uśmiechnęła się przez zasłonę łez.

Sedolf roześmiał się cicho, zapominając o niebezpieczeństwie, dzięki któremu siedzieli 

razem we dwoje.

- Ludzie nie znają niektórych stron mojego charakteru. Przywykli powtarzać, że Sedolf 

background image

Bakken się upił albo że uwiódł niewinne dziewczę. Że był opryskliwy... Trudniej powiedzieć 

coś dobrego o biedaku.

- Daję ci szansę - przerwała mu Ida. - Powiedz o sobie coś dobrego!

Umilkł zaskoczony, a po chwili rzekł z pozorną lekkością:

- Gdybyś mnie poprosiła, bym powiedział coś dobrego o tobie, byłoby mi łatwiej.

- Nie, mów o sobie - zaprotestowała Ida, a jej oczy zabłysnęły osobliwym blaskiem. Nie 

zamierzała mu tak łatwo odpuścić. Czuła, że dzięki temu, ma szansę bliżej go poznać. Zdawała 

sobie sprawę, że - chwile szczerości nie zdarzają mu się często i niewiele osób zdołało go 

nakłonić do zwierzeń.

- Daj się trochę zastanowić biedakowi, Ido. Póki co, powiedz coś dobrego o sobie.

- O sobie? - Znów wzruszyła ramionami w ów charakterystyczny dla siebie sposób.

- Jestem szczera - wypaliła bez zastanowienia. Sedolf prychnął.

- To i ja mógłbym powiedzieć! Też chyba jestem szczery na swój sposób. Nie karmię 

ludzi fałszywymi złudzeniami. Wystarczy, że sami się oszukują.

Uśmiechnął się.

- Masz na myśli dziewczęta? - zapytała.

- Może - odrzekł odrobinę niechętnie.

- Dlaczego koło ciebie kręci się tyle dziewcząt, Sedolfie?

- Pewnie dlatego, że jestem przystojny - odparł z lekką ironią. Powtórzył to, co słyszał 

tyle razy, że przestał przywiązywać do tego wagę. W każdym razie nie zaufałby temu, kto 

ceniłby w nim tylko zewnętrzną urodę.

- A poza tym? Sedolf zastanawiał się, co oznacza jej reakcja. Czy w jej oczach także jest 

przystojny? Wolał powstrzymać się jednak od pochopnych wniosków.

- Stare nawyki trudno zmienić, Ido - odpowiedział wymijająco.

- Chyba nie do końca jest tak, jak mówisz, prawda? Przeczesał palcami grzywkę, jak 

kiedyś,   gdy   był   bardzo   zajęty   swoim   wyglądem.   Z   czasem   zamieniło   się   to   w   nawyk. 

Odruchowo wykonywał ten ruch, często wówczas, gdy tracił pewność siebie.

- Przypuszczam, że słyszałaś o Sofii? - zapytał, uchwyciwszy swymi brązowymi oczami 

jej wzrok. Biła z nich taka szczerość, że Idę aż poraziło.

- Wspomniała o tym - odrzekła pozornie lekkim tonem.

- Wspomniała? - Sedolf zaśmiał się. - O tak, mogłem się tego domyślać. No cóż, pewnie 

słyszałaś, że Sofia ostatnio nie dba zbytnio o swoją reputację.

- I dlatego każdy, kto chce, może się wypróbować? - zapytała Ida.

Jej głos zabrzmiał tak, że Sedolf odczuł niepokój.

background image

- Moim zdaniem, to świństwo z waszej strony - ciągnęła Ida. - Wy ponosicie za to winę. 

Bo ona naiwnie wierzy, że któryś z was ma poważne zamiary, a wy tymczasem myślicie tylko o 

jednym. Wstydziłbyś się, Sedolfie.

- Nigdy nie udawałem anioła - bronił się. - Zresztą Bóg jeden wie, czemu tu siedzę i 

tłumaczę się przed tobą! Ale... Miało być szczerze. Cóż, trudno mi to przyjąć do wiadomości, 

ale... ciągnie się za mną zła sława. Czasem mam wszystko w nosie i zachowuję się tak, jakbym 

naprawdę był taki, jakim postrzegają mnie inni: skłonny do zabawy lekkoduch, bez żadnych 

planów   i   zobowiązań.   Nikt   nie   spodziewa   się   po   mnie,   że   popłynę   do   ślubu   przez   fiord. 

Wszyscy wiedzą, że wyprę się każdego podejrzenia o ojcostwo. Może nie podoba ci się to, co 

mówię, i wolałabyś tego nie słuchać, ale to prawda. Gdy mam ochotę na jakąś dziewczynę, 

zwykle dostaję, co chcę.

- I naprawdę nic cię to nie kosztuje? - zapytała Ida zdumiona, unosząc brew.

Przemknęła mu przed oczami najpiękniejsza chwila w jego życiu. Spojrzał w bok.

- Zdarzyło się, że było zupełnie inaczej - odpowiedział zachrypniętym głosem.

Pewnie wszystko popsuł. A zdawało się, że coś między nimi zaczyna się rodzić. Nie 

przywykł jednak do takich kobiet jak Ida! Nie przywykł do takich rozmów.

Ida wydawała się rozbawiona.

- Masz rację, Sedolfie - rzekła. - Jesteś szczery.

- Potrafię też być wierny - przerwał jej rozgniewany. - Jeśli kogoś kocham, jestem mu 

oddany. Ale na nic się to nie zda, jeśli uczucie jest nie odwzajemnione.

- Wygląda na to, że jesteś też mądry. Ida wyraźnie droczyła się z nim. Nie potrafił się w 

tym wszystkim rozeznać. Dopiero co przecież była na niego zła...

Ale z kobietami już tak pewnie jest. Może to prawda, że rudowłose bywają bardziej 

zmienne? Tego doprawdy nie wiedział. Ida była pierwszą dziewczyną o płomiennych włosach, 

która zaintrygowała go i potrafiła przy sobie utrzymać.

Niewielu kobietom się to udało.

- Nic na to nie poradzę - rzekła lżejszym tonem, zrezygnowana. - Chyba jesteś typem 

mężczyzny, od którego dziewczęta powinny trzymać się z daleka. Taki typ potrafi być na wiele 

sposobów niebezpieczny. Ale lubię cię, Sedolf. Jest w tobie coś takiego, co każe mi cię lubić. 

Nie potrafię tego wytłumaczyć, po prostu tak już jest.

- Czy wolno mi się z tego cieszyć?

- To już twoja sprawa - odparła z uśmiechem. Nie oczekiwała, że będzie ją zapewniał o 

swoim uczuciu, bo to tak jakby próbował przedrzeć się przez rozdzielający ich płot. A przecież 

rozsądniej jest przechodzić przez bramę, choć to oczywiście wymaga więcej  czasu. Sedolf 

background image

wiedział, że musi zaufać czasowi. Zaryzykować, że nikt inny go nie uprzedzi.

background image

4

Reijo wrócił do domu nad ranem. Miał ściągniętą twarz i ponure spojrzenie. Nie wyraził 

najmniejszego   zdziwienia,   kiedy   Sedolf   otworzył   mu   drzwi.   To   raczej   Sedolf,   trochę 

zakłopotany, wskazując na drewnianą ławę, gdzie w największej przyzwoitości spędził noc, 

tłumaczył:

-   Ciebie   nie   było,   nie   mogłem   zostawić   Idy   samej...   Reijo   tylko   kiwnął   głową   i 

zmęczony siadł ciężko przy stole, bezsilnie opierając dłonie o wysłużony, gładki blat.

- Nie  pojmuję - powiedział  powoli,  potrząsając  głową.  -  Nigdy  nie zrozumiem, co 

drzemie w ludziach, którzy potrafią być tacy okrutni. Zastanawiam się, jakie mieli dzieciństwo, 

co strasznego wydarzyło się w ich życiu, skoro są zdolni uczynić drugiemu taką krzywdę.

Sedolfowi  sprawa  znalezionej  kobiety nie dawała  spokoju,  ale  dopiero  słowa Reijo 

otworzyły mu szerzej oczy na istotę sprawy.

- Ona jest Finką - rzekł Reijo przygnębiony, bo zawsze bardzo głęboko odczuwał cudze 

cierpienie. - Znaczy obca...

- Odzyskała przytomność? - zapytał Sedolf.

- To młodziutka dziewczyna. Trudno cokolwiek z niej wyciągnąć. Majaczy coś bez 

związku. Powtarza po fińsku słowa modlitwy i nie przestaje szlochać.

- Nie widziałem nikogo obcego w okolicy. A od mojego powrotu minęło już parę dni.

- Ja wróciłem przed tygodniem. - Reijo ogarnęła bezsilność. Coraz częściej dopadało go 

takie uczucie. - Dziewczyna jest w dobrych rękach, Anjo robi co może - dodał po chwili.

- Ida powiedziała to samo! - Twarz Sedolfa rozjaśniła się w uśmiechu.

Reijo zastanawiał się, dlaczego chłopak spał w kuchni.

Gdy ja byłem młody... pomyślał.

Rozległo się szuranie i skrzypnęły drzwi, których nie dało się otworzyć bezgłośnie, 

jakkolwiek by się starać. Z alkierza wyszła Ida, bosa, w nocnej koszuli, z szalem narzuconym 

na ramiona. Rozpuszczone włosy okalały pobladłą twarz. Reijo zawsze uderzało niezwykłe 

podobieństwo córki do Raiji. A przy tym nie mógł się nadziwić, że Ida wygląda tak młodo i 

niewinnie, choć jest przecież już dorosłą kobietą.

A może wszyscy ojcowie tak myślą o swoich latoroślach?

Reijo kiwnął jej na powitanie i powtórzył przekazane dopiero co Sedolfowi nowiny. 

Cieplej zrobiło mu się na sercu, gdy Ida w sposób naturalny, jakby odruchowo, usiadła obok 

Sedolfa. Usta młodego chłopaka drgnęły lekko, ale twarz pozostała niewzruszona.

Reijo próbował sobie przypomnieć, czy i on kiedyś był taki cierpliwy, gotowy czekać, 

background image

aż nadejdzie właściwy czas.

Stare dzieje. Trudno ustalić, jak było naprawdę. Wspomnienia mają to do siebie, że 

wraz z upływem czasu przybierają postać, jaką chcemy im nadać. Cierpienie i tęsknota wydają 

się po latach mniej bolesne. Dystans pozwala nam spojrzeć na nie pogodniej.

Na dźwięk porannego płaczu dobiegającego z alkierza Ida poderwała się na nogi. Jedno 

z   dzieci   dało   o   sobie   znać   i   zaraz   dołączyło   do   niego   drugie,   równie   głośno.   Ida   podała 

Sedolfowi   Mikkala,   a   sama   podgrzała   wodę   i   umyła   Raiję.   Maleńka,   gaworząc   wesoło, 

wierzgała nóżkami. Nie protestowała, kiedy Ida założyła jej suchą pieluszkę. Przebraną już 

małą zajął się ochoczo Reijo. Uwielbiał bez sensu paplać do maleństw we wszystkich znanych 

sobie językach. Sedolf podał Idzie chłopca, śledząc z zainteresowaniem każdy jej ruch. Widać 

było, że mu się to podoba. Bez proszenia wziął z powrotem na ręce przewinięte dziecko.

Tych dwoje rozumiało się bez słów. Reijo miał nadzieję, że między nimi rodzi się coś 

poważniejszego, do czego jednak potrzebne są i słowa. Zawsze darzył Sedolfa sympatią, ale 

teraz   polubił   go   jeszcze   bardziej.   Zaimponował   mu   tym,   że   spał   niewygodnie   na   twardej 

kuchennej ławie, mimo że gdyby użył swojego wdzięku, najpewniej dostałby od Idy to, czego 

chciał.

To niezwykły chłopak, pomyślał Reijo.

Sedolf nakarmił Mikkala tak sprawnie, że ktoś, kto obserwowałby go z boku, mógłby 

sądzić, że to dla niego chleb powszedni. Tymczasem Sedolf, karmiąc dziecko po raz pierwszy 

poprzedniego dnia, przekonał się, że nie jest to takie trudne. W końcu kobiety zajmowały się 

tym od zawsze. Rozpierała go duma. Choć może w oczach innych byłby to nic nie znaczący 

drobiazg, dla niego stanowił ważne zwycięstwo.

Z   nikim   się   jednak   nie   mógł   podzielić   swoją   radością.   Przecież   nie   rozpowie,   że 

nocował   w   chacie   Reijo   Kesaniemi   podczas   nieobecności   gospodarza   i   pomagał   Idzie 

zajmować się dziećmi. Nikt by mu nie uwierzył, a gdyby nawet, ośmieszyłby się tylko.

Nie   przypuszczał,   że   dozna   takich   głębokich   wzruszeń,   czując   na   piersi   ciałko 

niemowlęcia i słysząc bicie maleńkiego serduszka. Uświadomił sobie, że to dziecko będzie 

żyło, gdy on już przeminie.

Nakarmione maleństwa zostały ułożone na szerokiej ławie. Sedolf uznał, że nie jest już 

potrzebny. Podziękował zakłopotany, gdy Reijo poprosił, by zjadł z nim śniadanie. Ojciec Idy 

bowiem uśmiechał się i patrzył tak, jakby przejrzał go na wylot. Ida tylko wzruszyła obojętnie 

ramionami. Trudno było poznać, czy zależy jej na obecności Sedolfa.

- Mogłaś  poprosić,  żeby został -  rzekł Reijo do  córki,  kiedy  chłopak wyszedł.  Ida 

spojrzała na znikającą w oddali postać i wyprostowała się. Reijo dobrze znał ten gest i wiedział, 

background image

co oznacza. Ida bardzo przypominała Raiję!

- To nie miało sensu - odpowiedziała. Dawno nie była tak lakoniczna.

- Zostałby, gdybyś poprosiła. Gdybyś choć odrobinę okazała mu, że ci na tym zależy. Ja 

chętnie bym go tu widział.

- Właśnie! - Ida zamieszała gwałtownie mleko w garnku. - Tylko że to nie ma sensu, 

mówiłam już!

Te ruchy, tak dobrze mu znane! Że też dzieci bywają aż tak podobne do rodziców...

- To chyba najmilszy chłopak, jakiego znasz - ciągnął Reijo, nie zamierzając tak łatwo 

ustąpić.

Ida pokiwała głową, bynajmniej nie zaprzeczając.

- Sedolf jest bardzo sympatyczny, szczery, a do tego przystojny. Ma taki dobry uśmiech. 

Potrafi ładnie mówić i, jak się okazało, dobrze sobie radzi z dziećmi. Ale równocześnie to 

kobieciarz i lekkoduch. Czasami kilka dni nie trzeźwieje. Jednego dnia promienny, drugiego 

ponury, a trzeciego wcale go nie ma. Nie można na nim polegać. Jest czarujący, ale to nie wy-

starczy. Poza tym dla mnie, tato, jeszcze za wcześnie. W środku czuję jedynie lodowaty chłód.

- Wiem, jak to jest - powiedział Reijo, opuszczając dłonie. - Wiem też, że na nic się nie 

zdadzą   starania   innych,   nawet   jeśli   są   podejmowane   w   dobrej   wierze.   Człowiek   odczuwa 

śmiertelną pustkę i jest zupełnie sam ze swym bólem. Moje słowa, być może, też ci niewiele 

teraz pomogą, ale uwierz mi, to minie. Któregoś dnia lód w twoim sercu ustąpi i wtedy znów 

poczujesz, że krew szybciej krąży ci w żyłach, Ido.

Nieznajoma już od tygodnia przebywała pod dachem Knuta i Anjo. Cała wieś trzęsła się 

od plotek, a pogłoska o znalezionej w lesie kobiecie rozeszła się dalej nad fiord.

Ludzie   przypisali   Idzie   całą   zasługę,   zapominając,   że   nie   sama   uratowała   ranną. 

Dopatrzyli się w niej przy tym zdolności, jakich wcale nie posiadała. Cóż, pamięć o Raiji wciąż 

była żywa w tych stronach. Szeptano, że córki odziedziczyły po niej niezwykłe zdolności.

O czymś w końcu trzeba gawędzić wieczorami przy ogniu. Stare historie tak łatwo 

blakną. O ileż bardziej intrygująco brzmią wówczas, gdy związane są z kimś, kogo wszyscy 

znają. A już prawdziwego blasku zyskują, gdy w nie wpleść element niesamowitości.

- Przypomina mi się Anna - powiedział Knut, kiedy wczesnym popołudniem zebrali się 

wszyscy w jasnej i przestronnej izbie nowego domu, zbudowanego w miejscu, gdzie kiedyś 

stała chata Raiji. Wyglądało tu teraz całkiem inaczej.

Reijo i Ida zabrali dzieci i przyjechali wozem zaprzężonym w konia. Bardzo byli oboje 

ciekawi nieznajomej. Poprzedniego dnia Knut zawiadomił ich, że dziewczyna powoli dochodzi 

do siebie. Przestała majaczyć. To, co teraz mówi, brzmi nieco sensowniej, wyjaśnił.

background image

- Anna także umarłaby i nikt nie wiedziałby nawet, co się z nią stało. Z początku też 

wyglądała okropnie. Myślę, że ta tutaj także jest piękna.

Anjo potarmosiła czuprynę męża.

- Słyszeliście go: „ta tutaj”... Mówisz o człowieku! I nie jest to wcale nowa Anna, 

kochany, ale dziewczyna jedyna w swoim rodzaju. Mogę zaręczyć, że będzie żyła.

Ida przemknęła się chyłkiem do izby, w której spała nieznajoma. Jej jasne włosy lśniły 

wokół głowy niczym obłok. Twarz miała zapewne kształt serca. Zapewne, nadal bowiem z 

powodu   opuchlizny   trudno   było   to   stwierdzić.   Posiniaczone   policzki   mieniły   się   różnymi 

barwami. Powoli jednak rany goiły się.

- Kto wie, czy ona nie jest nawet młodsza ode mnie - stwierdziła Ida zaskoczona. - Ma 

takie młode dłonie!

Reijo chwycił córkę za ramiona i lekko uścisnął, jakby poczuł ból, który przeszył ciało 

Idy wstrząśniętej wyglądem dziewczyny.

- Niekoniecznie młode, Ido - odparł Reijo. - Ale z pewnością nie są zniszczone pracą.

Ida rzuciła pośpieszne spojrzenie na ojca i jeszcze raz popatrzyła na dłonie dziewczyny. 

Rzeczywiście, nie pomyślała o tym.

- Coś chyba jednak musiała robić, na tyle z pewnością jest dorosła - wyrwało się jej.

Reijo usiadł na stołku u wezgłowia łóżka i popatrzył na twarz, której prawdziwego 

wyglądu nadal nie znali.

- Dorosła, owszem, Ido. Tylko że niektórzy z racji szlachetnego urodzenia nie muszą 

pracować.

Ida popatrzyła na długie paznokcie nieznajomej i ukradkiem zerknęła na swoje, krótko 

obcięte, a niektóre połamane. Bezwiednie ukryła w fałdach spódnicy spierzchnięte dłonie, na 

których u podstawy kciuków pozostały ślady po odmrożeniach. Nigdy się ich nie wstydziła, 

dopiero teraz, kiedy zobaczyła dłonie nieznajomej.

- Kim ona jest w takim razie? - zapytała jeszcze ciszej.

- Kto to może wiedzieć? - odrzekł Reijo. - Posiedzę przy niej przez chwilę. Taki tutaj 

spokój.

Ida nie była pewna, czy ojcu rzeczywiście o to chodzi. W Reijo drzemały sprzeczne 

natury. Nie zawsze było wiadomo, co myśli. Miał też specyficzne poczucie humoru.

Wychodząc, usłyszała cichy szelest wykrochmalonej pościeli. Ida często śmiała się z 

żony Knuta, że dokłada tyle starań, by usztywnić pościel. Ale Anjo zwykle w takich chwilach 

wznosiła oczy ku niebu i klnąc siarczyście po fińsku wykrzykiwała, że skoro namiestnik w 

Alcie ma wykrochmaloną pościel, to ona też może mieć. W końcu nie jest gorsza.

background image

Gdyby   nie   szelest   pościeli,   która   za   wszelką   cenę   miała   przypominać   pościel 

namiestnika, pewnie Ida by się nie odwróciła i nie zobaczyła, że włosy nieznajomej leżą na 

poduszce jakoś inaczej.

Reijo poderwał się i przytrzymał kobietę, żeby nie wstała. Szarpała się, a z jej ust 

płynęły fińskie słowa. Potok fińskich słów. Rzeka ojczystego języka Reijo.

Ida usłyszała głos ojca - taki łagodny, jak zapamiętała z dzieciństwa, gdy na dobranoc 

opowiadał bajki. Jak wówczas, gdy mówił im o mamie.

- Jesteś bezpieczna. Nikt ci nic nie zrobi. Tutaj cię na pewno nikt nie skrzywdzi...

I obcy, dziwnie głęboki jak na kobietę, głos:

- Byłam sama? Zupełnie sama? Czy jesteś pewien, że byłam sama?

Reijo skinął głową. Udało mu się ułożyć głowę nieznajomej na śnieżnobiałej poduszce. 

Ida nie mogła się nadziwić, jak Anjo to robi, że pościel jej nie żółknie.

- Byłaś zupełnie sama - zapewnił ją. - Nie było przy tobie nikogo innego, gdy cię 

odnaleziono.

Westchnienie ulgi wydobyło się z jej ust, odprężyła się, a mięśnie na drobnej twarzy 

rozluźniły się.

- Dzięki Bogu - wyszeptała cicho. Gdyby nie słyszeli oboje głosu rannej, pomyśleliby 

zapewne, że tylko im się zdawało.

- Pozostawił mnie przy życiu... Ukryła twarz w dłoniach i opuszkami palców dotykała 

jej kawałek po kawałku.

- Nie pociął mi twarzy? - zapytała z lękiem w głosie. - Nie ma żadnych ran, blizn? Na 

pewno?

-  Nie  -  odparł  Reijo  i  uchwyciwszy  rękę  dziewczyny, schował  pod  kocem,  by nie 

dotykała twarzy. Poklepał delikatnie po policzku i dodał uspokajająco: - Nie masz żadnych 

groźnych   ran.   Jesteś   tylko   pobita.   Trochę   czasu   upłynie,   nim   to   wszystko   zejdzie,   ale   na 

szczęście   nie   jesteś   połamana.   Nawet   twój   nos   nie   ucierpiał.   Myślę,   że   wkrótce   będziesz 

wyglądała znowu pięknie. Bo na pewno jesteś piękna, czyż nie?

Starała się roześmiać, lecz zamiast tego cicho zaszlochała.

- Czy nie pamiętasz, co się stało? Pokręciła głową gwałtownie, aż loki uderzyły w 

poduszkę jak bicze.

- Czujesz, że masz sztywną klatkę piersiową? - znów łagodnie odezwał się Reijo.

- Tak...

- Byłaś poraniona. Teraz jesteś zawinięta w płótno od ramion do pasa. Zużyliśmy kilka 

prześcieradeł i koszul. Na szczęście rany okazały się niezbyt głębokie. Mam nadzieję, że nie 

background image

będą ropieć i ładnie się zagoją. Są specjalne zioła...

Rozdygotana, wyszeptała przerażona:

- Wielki nóż...

- Nikt cię już nie będzie prześladował - zapewnił Reijo z żarem. - Przyrzekam ci, nikt 

cię więcej nie tknie! A ja zawsze dotrzymuję słowa. Jestem Reijo.

-   Mówisz   po  fińsku.   -   W  jej   głosie  pobrzmiewał   lęk.   -   Jesteś   Finem?   To   nie   jest 

Norwegia?

- Jestem Finem, ale mieszkam w Norwegii - odpowiedział Reijo, nie wypuszczając z rąk 

dłoni   rannej.   Ida   dobrze   znała   ręce   ojca,   wiedziała,   że   potrafią   ogrzać   i   dać   poczucie 

bezpieczeństwa.

-   Kim   jesteś?   -   ciągnął   Reijo   równie   łagodnie.   -   Jak   się   nazywasz?   Przybyłaś   z 

Finlandii?

- Helena... - zaczęła, ale zaraz zamilkła. Po chwili jej zaciśnięte wąskie usta rozchyliły 

się i niechętnie, jakby ktoś przymuszał ją do zachowania tajemnicy, dokończyła: - Helena. 

Jestem Finką.

Reijo nie próbował dłużej naciskać. Zresztą dowiedział się więcej, niż się spodziewał.

- Jesteś, Heleno, wśród przyjaciół. Nikt cię tu nie skrzywdzi. Opiekują się tobą ludzie, 

którzy pragną twojego dobra. Jesteśmy wszyscy wstrząśnięci tym, co ci zrobiono. I chcemy cię 

chronić. Rozumiesz?

Pokiwała   tylko   głową   zmęczona.   Dłoń,   którą   trzymał   Reijo,   stała   się   bardziej 

bezwładna. Po chwili dziewczyna oddychała już spokojniej i równiej.

Dopiero kiedy Reijo był całkowicie pewien, że zasnęła głęboko, wypuścił jej dłoń i 

otulił ją kocem. Palcami musnął przelotnie policzek rannej i odgarnął z oczu lok. Uśmiechając 

się lekko, patrzył na śpiącą.

Zawsze taki troskliwy, pomyślała Ida, czując, że ze wzruszenia ściska ją w gardle. 

Rozpierała ją duma, że ma takiego ojca.

- Niech pośpi - szepnął Reijo i wypchnął leciutko Idę z alkierza. Ale zostawił drzwi 

otwarte na oścież, żeby słyszeć, gdy nieznajoma się obudzi. Nie chciał, by przebywała dłużej 

niż to konieczne sama. Niemal fizycznie odczuwał jej strach. Musi być bardzo młoda, naiwna i 

zalękniona. Bo nawet w tych kręgach, z których, jak sądził, się wywodziła, młode kobiety 

wyrażają się z większą pewnością siebie.

Anjo   nie   chciała   w   pierwszej   chwili   wierzyć,   że   chora   odzyskała   przytomność   i 

powiedziała, jak ma na imię, a kiedy w końcu dotarło do niej, że to prawda, spontanicznie 

wycałowała Reijo.

background image

- To twoja zasługa - powtarzała w kółko. - Masz w sobie tyle ciepła. Jak to dobrze, że 

właśnie ty czuwałeś w tym momencie przy jej łóżku!

Ida poruszała nogą kołyskę, usypiając bliźnięta. Zawsze, kiedy przyjeżdżała z dziećmi 

do Knuta i Anjo, kładła je w tej kołysce, która należała do Karla, gdy był mniejszy.

- Na pewno kiedy się obudzi, będzie się rozglądać za tatą - wtrąciła się Ida, zwracając 

uwagę na problem, o którym pozostali nie zdążyli jeszcze pomyśleć.

- Mamy dość izb, pomieścimy się wszyscy przez kilka dni - oznajmiła Anjo o złotym 

sercu. Gdyby cała wieś straciła dach nad głową, a Anjo udało się ocalić swój dom, bez namysłu 

zapełniłaby go. Dla potrzebujących zawsze miała miejsce.

- Nie możemy zostawić inwentarza - powiedziała Ida. Mimo że najmłodsza, często ona 

właśnie   była   najrozsądniejsza   i   najbardziej   przewidująca   z   całej   rodziny.   Kierowała   się 

emocjami, ale nie traciła przy tym zdrowego rozsądku.

- Przyślecie po mnie! - zadecydował z ciężkim sercem Reijo. Coś go tu jednak trzymało. 

Bardzo chciał być przy tym dziewczęciu, kiedy znów się obudzi. Ciekawiło go, co powie. 

Pozostawała dla nich nadal tajemnicą. Właściwie nic o niej nie wiedzieli. Czuł, że to on właśnie 

odnajdzie do niej klucz.

-   Zostańcie!   Dzisiaj   już   zrobiliście   obrządek   -   wtrącił   się   Knut.   -   A   jutro   rano 

pojedziemy razem z Idą zająć się zwierzętami. I wrócimy.

- Byłam pewna, że znajdzie się jakieś wyjście - podsumowała z uśmiechem Anjo. Była 

szczęśliwa, że skrzywdzone pisklę, które przygarnęła pod swoje matczyne skrzydła, powoli 

dochodzi do siebie.

Anjo i Reijo czuwali na zmianę przy łóżku Heleny. Cieszyli się, że w końcu poznali jej 

imię. Dzięki temu przestała być dla nich anonimową ofiarą, na której widok żal ściskał serce.

Helena...

W   tym   imieniu   zaklęty   był   cały   jej   świat.   Rodzice,   którzy   tak   ją   nazwali.   Lata 

dzieciństwa, śmiech i łzy. Młodość. Drzwi uchylone do dorosłego życia. Wszystko to okrywała 

tajemnica.

Wiedzieli jedynie, że przybyła z Finlandii. Wyczuwali też, że bardzo jej zależało, by 

dotrzeć do Norwegii. Słowo „ucieczka” kołatało się Reijo w głowie przez cały czas, jednak 

nikomu się z tym nie zdradził. O niektórych sprawach lepiej milczeć.

Przybyła w te strony z mężczyzną, którego dobrze znała, ale bała się go. Bała się też 

noża.

Dobrze   wiedzieli,   że   nie   bez   powodu.   Poza   tym   jednym,   co   do   czego   nie   mieli 

wątpliwości, Helena nadal pozostawała dla nich zagadką.

background image

Gdy ponownie się obudziła, znów czuwał przy niej Reijo.

Właściwie zdrzemnął się na krześle, bo gdy usłyszał Helenę, chyba już jakiś czas nie 

spala. W słabej poświacie rzucanej przez płomyk lampki zobaczył ją siedzącą na brzegu łóżka. 

Odniósł wrażenie, że zamierza wstać. Przestraszył się, że nie utrzyma się na nogach.

- Jest noc, Heleno - odezwał się łagodnie, nie mając pewności, czy dziewczyna go 

zauważyła.

Drgnęła, bo dopiero teraz zwróciła uwagę na siedzącego w półmroku mężczyznę.

- Skąd wiesz, jak mam na imię? Czy on tu był? - spytała z lękiem, ale zaraz uśmiechnęła 

się z ulgą, rozpoznając Reijo. - A, to ty! Myślałam, że jesteś postacią z mojego snu, ty jednak 

czuwałeś tu przez cały czas?

Reijo pokiwał głową i powtórzył swoje imię.

- Pamiętam - odpowiedziała cicho, po czym wsunęła się z powrotem do łóżka i otuliła 

się szczelnie aż po samą brodę. Mimo opuchlizny Reijo dostrzegł na jej twarzy rumieniec i 

uznał, że dziewczyna, wyraźnie jest zakłopotana tym, że przebywa sam na sam z mężczyzną, i 

to w sypialni, musi być bardzo młoda i niedoświadczona. Wysnuł z tego wniosek, że nie ma 

męża.

- Dokąd chciałaś pójść przed chwilą? - zapytał, starając się na nią nie patrzeć, żeby 

dodatkowo nie wprawiać jej w zakłopotanie. - Nie myśl o ucieczce.

W tym domu nic ci nie grozi. Chyba byłoby dla ciebie bardziej niebezpiecznie uciec niż 

zostać...

- Nie zamierzałam uciekać - zapewniła. - Chciałam tylko poszukać lustra.

Może   mówiła   prawdę,   ale   słowo   „ucieczka”   poruszyło   w   dziewczynie   jakieś 

wspomnienie, bo w jej głosie zabrzmiał lęk.

Reijo był wyczulony na takie sprawy.

- Nie wiem, czy Anjo ma lustro - rzekł. - W tej izbie w każdym razie nie.

- Nie ma lustra? - zaśmiała się lekko. - Rzeczywiście - powiedziała po chwili, bardziej 

do siebie niż do Reijo. - Jestem niemądra...

Biedacy,   kiedy   chcieli   zobaczyć   swoje   odbicie,   przeglądali   się   w   stojącej   wodzie. 

Najczęściej jednak właściwie nie wiedzieli, jak wyglądają. Dziewczyna zażyczyła sobie czegoś, 

co było zwyczajne w bardzo niewielu domach. Wypowiedziała swoją prośbę w taki sposób, 

jakby jej spełnienie nie stanowiło najmniejszego problemu. Zrozumiała jednak, że się pomyliła. 

To wszystko mówiło wiele o niej.

Reijo był na dobrej drodze, by rozwikłać tę zagadkę.

- Ile masz lat? - zapytał znienacka, tak że odpowiedziała odruchowo:

background image

- Osiemnaście.

A więc zgadł, że to jeszcze dziecko, mimo że bywały takie kobiety, które w tym wieku 

przeżyły sporo. Inne, ale nie ta.

- Moja córka wkrótce skończy dwadzieścia - powiedział. - To jeszcze młody wiek.

- Pewnie jest już mężatką?

-   Wdową   -   odparł,   widząc   zdumienie   na  twarzy   Heleny.   Twarz   zdradza   wszystkie 

uczucia, jeśli tylko ktoś potrafi się uważnie przyglądać. - Ma dwoje maleńkich dzieci - dodał. - 

W Ruiji dziewczęta szybko dorastają. Podał Helenie koło ratunkowe. Mogła się go uchwycić, 

ale ona walczyła sama, płynąc pod prąd. Odrzucała łatwe rozwiązania.

- Z niektórymi w Suomi jest podobnie. Teraz, gdy odzyskała przytomność, wydawała 

się silniejsza niż myślał. Patrzył na nią jak na kruchą istotę, delikatny kwiat z innego świata. 

Nie  taki,   który  wyrasta  na  łące,   ciesząc   oko  zwykłych  ludzi,   ale   taki,   który stawia   się  w 

wazonie.

- Nie jesteś jeszcze taki stary! Dużo masz dzieci? - spytała, ale zaraz spuściła wzrok i 

splotła nerwowo palce. - Nie powinnam pytać w taki sposób. Zwykle tego nie robię. Ale nic nie 

jest tak jak zwykle...

Z każdym słowem jej głos brzmiał mniej pewnie.

- Nic nie jest tak jak zwykle, Heleno - Reijo przyznał jej rację. - Mam tylko jedną 

rodzoną córkę, ale moja żona miała jeszcze dwoje dzieci.

- Miała? - zapytała zaciekawiona. To znaczy że nie wszystko w niej umarło. Ktoś, kto 

jest zdolny do interesowania się otoczeniem, nie jest całkiem stracony.

- Zostałem sam już bardzo dawno temu.

- Wydajesz się za młody na ojca dwudziestoletniej córki.

Reijo mimowolnie uśmiechnął  się,  rozbawiony jej  spontaniczną reakcją.  Wątpił,  by 

kiedykolwiek to dziewczę rozmawiało tak szczerze z mężczyzną.

Na   pewno   zawsze   ktoś   pilnował,   by   nie   zadawała   niestosownych,   burzących 

konwenanse pytań i nie przyrzekała niczego pochopnie. Takie dziewczęta pomimo osiemnastu 

lat nadal pozostawały dziećmi, choć przekonane były o tym, że są kobietami.

- Jestem stary, Heleno, mam czterdzieści jeden lat.

- Bzdura, kłamiesz. To tyle, co... - umilkła gwałtownie. Porównała go do kogoś, może 

do ojca?

- W półmroku łatwo się pomylić - uśmiechnął się. - W świetle poranka zobaczysz z całą 

wyrazistością   lata   wypisane   na   mojej   twarzy.   Wtedy   pewnie   powiesz:   „Bzdura,   kłamiesz. 

Musisz mieć znacznie więcej”.

background image

Nie   uśmiechnęła   się   nawet,   rękami   powiodła   po   brzuchu,   a   potem   rozszerzonymi 

źrenicami spojrzała na niego.

- Mówiłeś o ranach. Dużo ich mam? Chciałam zdjąć bandaże, ale są zawiązane na 

plecach...

- Właśnie dlatego, żebyś nie próbowała ich zdjąć. Nie zostaną zbyt widoczne blizny - 

dodał po chwili. - Myślę, że mogę ci to przyrzec.

- Oglądałeś je? - zapytała, nadal patrząc na Reijo szeroko otwartymi oczami. - Moje 

rany?

- Tak.

Przełknęła ślinę i odchyliła na bok zawstydzoną twarz.

- Jestem stary - rzekł Reijo. - Twoje ciało nie było pierwszym nagim ciałem kobiety, 

jakie widziałem. Nie potrzebujesz się z tego powodu rumienić.

Nie odpowiedziała.

- Miałaś dużo szczęścia, że nie okaleczono ci twarzy. Jedno z moich dzieci, to znaczy 

jedno z dzieci mojej żony, zostało tak naznaczone na całe życie. To Maja. Szaleniec poranił jej 

nożem policzki.

- I jak się potoczyły jej losy?

- Przeżyła wiele gorzkich lat - odpowiedział Reijo przygnębiony. - Ale teraz niejeden 

powie, że spośród moich wychowanków jej powiodło się najlepiej...

- A więc w końcu wyszła za mąż?

-   Aż   trzykrotnie,   Heleno.   Obecnie   nosi   szeleszczące   suknie,   a   dziecku   nadała   trzy 

imiona...

Nie chciał mówić więcej. To było jego życie, jego świat. Nie zamierzał obarczać obcej 

swoimi sprawami. Chodziło mu tylko o to, żeby wyrwać ją z zakłopotania.

- Teraz jest noc - odezwał się znowu. - Jesteś głodna? Anjo mówiła, że tylko piłaś. 

Powinnaś więcej jeść, żeby nabrać trochę ciała.

- Czy Anjo to ta jasnowłosa kobieta o dobrych rękach?

- Tak, jest żoną mojego wychowanka, którego traktuję jak własnego syna - wyjaśnił 

Reijo. - Zawołam ją. Ucieszy się, gdy zobaczy, że się obudziłaś.

Gdzieś w głębi serca Reijo czuł przemożną ochotę, żeby zostać przy niej, ale uciekł, 

pozwalając, żeby zastąpiła go Anjo. Nie zmrużył jednak oka aż do rana.

Helena   odprowadziła   go   zamyślonym   spojrzeniem.   Badawczo.   Miał   taką   młodą 

sylwetkę, choć mógłby być jej ojcem. Był zupełnie inny niż spotkani do tej pory mężczyźni.

Zapatrzona w mrok, gdzie zniknął, powoli zapadła w sen.

background image

We śnie prześladowały ją znowu noże...

background image

5

Na cypel zawiózł Idę Knut, bo Anjo nie chciała budzić Reijo.

- Długo czuwał w nocy i późno się położył - wyjaśniła.

- Tata jest dokładnie taki sam jak Anjo - stwierdziła Ida usadowiona na koźle obok 

brata.   -   Oboje   muszą   koniecznie   kimś   się   opiekować,   bo   inaczej   czegoś   im   brakuje   do 

szczęścia.

Knut wyszczerzył zęby w uśmiechu.

-   Wiesz   -   rzucił   żartobliwie   -   kiedy   poznałem   Anjo,   pomyślałem   o   tym   samym. 

Zastanawiałem   się   nawet,   czy  jej   ze   sobą   tutaj   nie   przywieźć.   Uznałem,   że  to   znakomity 

materiał na żonę dla Reijo.

Ida roześmiała się razem z bratem. Nadal łączyła ich bardzo silna więź, lata rozłąki 

powoli się zacierały i znikał dystans, jaki wytworzyły.

- Kiedyś pojedziemy do Finlandii - odezwał się znienacka Knut. - Ale najpierw dzieci 

muszą trochę podrosnąć. Wezmę ciebie ze sobą, Ido, i odwiedzimy Maję. Wtedy opowie ci 

dokładnie, co się stało.

A więc rozumiał, że tego pragnęła.

- Ja także nic nie wiedziałem, kiedy Anna zniknęła - ciągnął w zamyśleniu. - Trwało to 

zaledwie parę dni, ale doskonale pamiętam, jak było mi ciężko. Wydawało mi się, że z rozpaczy 

serce mi pęknie.

- Kiedyś pojedziemy - potwierdziła Ida.

Po chłodnej nocy nastał biały poranek. Szron otulił każde źdźbło trawy i każdy opadły 

na ziemię liść. Trzeszczało pod końskimi kopytami i kołami wozu. Kontury szczytów odcinały 

się ostro od złocistego nieba. Nawet najlżejszy podmuch wiatru nie mącił ciszy. Poranny chłód 

szczypał w policzki i w nosy. Natura już ostrzyła pazury, gotując się do zimy. Póki co nabierała 

wprawy, by później zaatakować całą siłą.

Pomimo wczesnej godziny właściciele  gospodarstw zdążyli  już wrócić z porannego 

połowu. Ci, którzy żyli wyłącznie z tego, co dawało im morze, dłużej łowili w fiordzie. Ich 

łodzie właśnie przybijały do brzegu.

Knut skręcił na nabrzeże i nie zwracając uwagi na nagłe milczenie Idy, wstrzymał konia 

i zawołał:

- Szykuje się gotowana rybka?

Sedolf z golą głową i zawiniętymi do łokcia rękawami, jakby nie czuł chłodu, zręcznie 

czyścił ryby. Usłyszawszy głos Knuta, podniósł wzrok. Uśmiechnął się i kiwnął do Idy. Ale 

background image

rozmawiając z Knutem, nie patrzył w jej stronę.

- Ano szykuje się - odpowiedział. - Wystarczy wypłynąć nieco dalej, mniej więcej na 

środek fiordu, a można złowić wspaniałe dorsze. Co prawda trochę się trzeba nawiosłować, ale 

nie spotyka się tam wielu rybaków. Połów więc zapewniony.

- Reijo i Anjo dwoją się i troją, by przywrócić do życia tę ranną dziewczynę. Są na 

dobrej drodze. Reijo zaskarbił sobie jej zaufanie. Wszyscy przenieśli się do mnie, bo źle byłoby 

pozostawić Idę teraz samą w domu, chociaż ona najchętniej przebywa na cyplu. Przyjechaliśmy 

obrządzić zwierzęta.

- Nie mam za wiele roboty... - Sedolf popatrzył na Idę. - ...i żadnych zobowiązań. Mogę 

zostać z tobą.

- Nie chcę nikogo zmuszać...

- Zmuszać? Przecież sam ci to proponuję - odparł, przerywając czyszczenie ryb. - Ale 

nie zamierzam prosić na kolanach, Ido. Nie kierowały mną żadne ukryte zamiary. Jeśli jakieś 

podejrzenie przemknęło ci przez myśl, to jesteś w błędzie. Chyba przyjaciel może zaoferować 

pomoc? Wystarczy odpowiedzieć tak lub nie. I nie bądź taka dumna! To niebezpieczne.

- Musiałabym przywieźć dzieci...

- Akurat z tym nie będzie kłopotu - wtrącił się Knut.

- Jak tylko skończę z rybami, przyjdę do ciebie - oświadczył Sedolf. - A Knut może 

jechać po dzieciaki. I proszę cię, Ido, nie wynajduj problemów!

Wzruszyła ramionami, rozdarta. Z jednej strony chciała tego, z drugiej nie.

- Chyba możesz przyjść - przystała w końcu, odwracając wzrok. Zapatrzyła się w dal 

ponad fiordem, ku wysokim górskim szczytom, których wierzchołki okryły już śniegowe czapy. 

- Nic tak nie smakuje jak świeża ryba - dorzuciła takim tonem, że Sedolf poczuł się nagle wart 

tyle co jego połów. Wykrzywił twarz, ale nic nie odpowiedział, uznawszy, że nie powinien 

czepiać się drobiazgów.

W oborze na cyplu trzymali dwie krowy. Ida z przyjemnością zajmowała się nimi. 

Bardzo lubiła doić zwierzęta, czuć bijące od nich ciepło. Mleko stanowiło ważny składnik 

pożywienia. Ida robiła z niego sery i masło. Nie jadali wodnistej owsianki tak jak ci, którzy nie 

hodowali krowy ani kozy.

Knut   zajął   się   karmieniem   bydła.   Sypnął   szczodrze   siana   i   dorzucił   wodorostów 

naniesionych przez fale przypływu. Gdy zimy były łagodne, krowy i owce pasły się za dnia na 

dworze, same znajdując pożywienie nad brzegiem. Ale w tym roku szybciej nadeszły chłody. Z 

tego też powodu gospodarze wcześniej musieli sprowadzić z górskich pastwisk owce.

Wiele z nich straciło minionego lata młode.

background image

Pasterze co rusz znajdowali martwe jagnięta. Z niektórych pozostały tylko kości i kępki 

wełny, resztki po uczcie dzikich zwierząt i ptactwa.

Wszystko wskazywało na to, że w okolicy grasowały rysie.  W stromych załomach 

skalnych, skrytych za gęstym lasem i torfowiskami, znajdowały się takie miejsca, gdzie te 

dzikie koty mogły sobie urządzić legowiska. W tej okolicy rysie polowały zawsze, nigdy jednak 

nie czyniły aż takich szkód. Może w ostatnich latach dochowały się liczniejszego niż zwykle 

potomstwa?

Ida nie widziała nigdy z bliska żywego rysia, jedynie martwe, schwytane we wnyki 

zwierzęta. Nic nie mogła poradzić na to, że zachwycała się ich pięknem, choć powinna się 

przecież lękać. Nie wierzyła w opowieści starych ludzi, którzy twierdzili, iż odżywiające się 

drobniejszą zwierzyną rysie zabijają dla zabawy. W głębi serca Ida czuła, że nie powinno się 

ich pozbawiać prawa do życia.

Ale z jagniętami było naprawdę krucho. Ich stado uszczupliło się o osiem sztuk, a inni 

gospodarze stracili znacznie więcej. Jeden, na przykład, aż dwadzieścia jagniąt. A to już spora 

gromada!   Także   dorosłe   owce   znajdowano   zagryzione.   Trudno   się   dziwić,   że   w   ludziach 

wzbierała złość. Kiedy ktoś zostanie ograbiony z tego, w co włożył mnóstwo pracy, i nic nie 

może uczynić, by się temu przeciwstawić, łatwo o nienawiść.

Drzwi do obory zaskrzypiały na opuszczonych nieco zawiasach. Nie domykały się i 

niepotrzebnie ciągnął tamtędy chłód. Ida postanowiła przypomnieć ojcu, żeby je naprawił, bo 

zimą trzeba będzie więcej palić, żeby zwierzęta nie marzły.

Wchodząc do środka, Sedolf musiał się schylić. Drzwi były niskie; chodziło o to, by 

utrzymać w niewysokim pomieszczeniu ciepło.

Rozległo się beczenie owiec.

- Zdaje się, że poznały swojego - roześmiał się Knut i tupiąc, wyszedł z zagrody.

- Mów za siebie - odciął się Sedolf z błyskiem w oku. Chwilami zachowywali się tak, 

jakby nadal byli niesfornymi wyrostkami.

- Zdaje się, że obaj znaleźlibyście w tych ścianach krewnych - odezwała się Ida.

- Czy ona ma nas za baranów? - zdziwił się Sedolf, udając niewiniątko.

W obecności Knuta łatwo im było dowcipkować. Kiedy jednak zostawali sam na sam, 

każde   wypowiedziane   słowo,   choć   starannie   wyważone,   zawierało   w   sobie   zapalną   iskrę, 

zdolną wywołać ogień.

- Zanieś lepiej wiadra z mlekiem, zamiast opowiadać takie bzdury.

Ida nie była skłonna do żartów.

- Nie miałaś takiego kiepskiego humoru po tym, co razem przeżyliśmy nad rzeką - 

background image

powiedział Sedolf z krzywym uśmiechem. - Cóż, kobieta zmienna jest...

Ida burknęła coś niezrozumiale pod nosem, wzniosła oczy ku górze i szarpnęła mocniej 

za dójki, aż poczciwa Godlin poruszyła się niespokojnie.

Młodzi mężczyźni tymczasem, śmiejąc się i wesoło gawędząc, zamknęli za sobą wrota 

obory. Unieśli je trochę i zatrzasnęli, tak że już nie wiało przez szparę. Ida tak nie potrafiła.

Znowu   zostanie   sama   z   Sedolfem.   Ciekawiło   ją,   czy   w   ostatnim   czasie,   po   ich 

rozmowie, nocował u Sofii. Nie odważy się jednak o to zapytać. W końcu to jego sprawa.

Niespiesznie dokończyła doić krowę i przemawiając do niej łagodnie, poklepała czule. 

Trochę obawiając się wracać do chaty, przyniosła jeszcze ściółki i wody. Zdawało jej się, że 

słyszy turkot kół.

W końcu Sedolf, zaniepokojony długą nieobecnością Idy, przyszedł po nią. Ale nie 

przyznał się do swego lęku. Zamykając oporne drzwi, rzucił tylko:

- Już myślałem, że przyrosłaś do tego miejsca albo że wpadłaś do gnojówki.

- Knut pojechał? Sedolf pokiwał głową. Stał przy wejściu na szeroko rozstawionych 

nogach, oparty ramieniem o masywną framugę. Kiedy Ida, dźwigając wypełnione po brzegi 

mlekiem wiadro, chciała go wyminąć, zatrzymał ją i obrzucił palącym spojrzeniem. W oborze 

panował półmrok. Przez niewielkie, umieszczone wysoko okienka wpadało skąpe światło, a 

Ida, oszczędzając olej parafinowy, nie zapalała lampy.

Chciała zapytać Sedolfa, o co mu chodzi, ale ścisnęło ją w gardle, a usta nie chciały 

ułożyć się w słowa.

Dotknął włosów dziewczyny i zdjął z nich źdźbło wysuszonej trawy. Pomachał jej przed 

oczyma, w kącikach jego ust zagościł uśmieszek. Powinna go spoliczkować, ale nim to sobie 

uświadomiła, było za późno. Dłonią, w której trzymał źdźbło, Sedolf ujął Idę leciutko pod 

brodą i delikatnie odchylił jej twarz ku sobie, ku światłu. Nadal uśmiechał się tym dziwnym 

uśmiechem, takim innym niż zwykle. Dostrzegła coś osobliwego w twarzy chłopaka, coś, czego 

nie potrafiłaby nazwać, ale nie miała do końca pewności, czy nie zwiodła ją wyobraźnia.

Było jeszcze tak wcześnie, może nie zdążyła się otrząsnąć z sennych marzeń?

Źdźbło łaskotało ją przyjemnie w szyję, a ona wpatrywała się jak zauroczona w twarz 

Sedolfa,   niemal   pewna,   że   nie   widziała   dotąd   nic   równie   ekscytującego.   Mimowolnie 

zastanowiła się,  czy ona też mu się podoba,  właśnie teraz,  i zapragnęła być piękna w tej 

chwili...

Sedolf powoli pochylił głowę i dotknął wargami jej ust. Nie cofając dłoni ujmującej 

podbródek, drugą ręką otoczył talię Idy i przygarnął dziewczynę do piersi. Jego sweter pachniał 

słonym morzem i rybami.

background image

Zapach ten mieszał się z ciepłym zapachem obory. Ida ścisnęła mocniej uchwyt wiadra, 

które tak ciążyło, aż ścierpły jej palce. Ale może właśnie dzięki temu nie straciła całkiem 

poczucia rzeczywistości, mimo że pocałunki burzyły w jej żyłach krew.

Muśnięcia warg Sedolfa paliły usta Idy, tak jakby oblał je wilgotny żar. To nie był nic 

nie znaczący pocałunek! Z obojgiem młodych działo się coś dziwnego. Dziewczyną owładnęła 

przedziwna   niemoc,   Sedolf   zaś   niemal   siłą   oderwał   od   niej   biodra,   jakby   obawiając   się 

zdradzić, jak na niego wpływa.

Ida zarumieniła się od tej myśli. Ale wiadro było takie ciężkie. Nie mogła przecież go 

tak po prostu wypuścić z rąk i zmarnować drogocennego mleka. Nie mogła...

Cofnęła się, spłoniona. Odgrodzona od Sedolfa warstwą powietrza, uciszała wzburzone 

zmysły.

Chłopak odgarnął grzywkę. Jemu także serce tłukło się w piersi. Zalała go fala gorąca, 

w ociężałym ciele krew buzowała w ognistym tańcu.

Na szczęście szerokie samodziałowe spodnie ukryły, co naprawdę się z nim działo.

-   Pokusa   była   tak   silna...   nie   mogłem   się   jej   oprzeć   -   odezwał   się   po   chwili,   nie 

odrywając wzroku od Idy. Nagle zauważył wiadro z mlekiem i olśniło go, że Idzie musi być 

piekielnie ciężko. Szybko chwycił za uchwyt, a dostrzegłszy, że wnętrze dłoni nabiegło jej 

krwią, powiedział:

- Mogłaś mi dać to wiadro wcześniej. Ida tylko się uśmiechnęła i pokręciła głową.

- Gdyby nie ono, nie wiem, co mogło się zdarzyć. Jej twarz nadal okrywały rumieńce.

- Szkoda - westchnął Sedolf i zaczerpnął rześkiego powietrza. - Powinnaś mi oddać 

wiadro i pozwolić, by to się stało.

Minęła go i wyszła na dwór, gdzie poranny chłód ostudził jej policzki.

Ida, nie wracając już do tego, co wydarzyło się między nimi, zajęła się codziennymi 

obowiązkami. Przecedziła mleko i wlała do kanki, którą zawieszali na drągu przy niewielkim 

strumyku przepływającym tuż za chatą. Dzięki temu, że znaczna część kanki była zanurzona w 

wodzie, mleko pozostawało chłodne. Robili tak aż do nadejścia zimy. Bo gdy nastały mrozy, 

wystarczyło postawić kanki z mlekiem w śnieżnej zaspie pod ścianą chaty. Przyroda służy 

pomocą tym, którzy są na tyle rozumni, żeby z niej skorzystać.

Sedolf pokroił ryby na kawałki grubości palca i część wrzucił do kociołka napełnionego 

morską wodą, żeby się zmacerowały.

Resztę otoczył w soli i ułożył w drewnianej misce, których było pod dostatkiem. Ida 

wysłała go do wykopanej w ziemi piwniczki, gdzie przechowywali zapasy pożywienia.

Wracając, przyniósł jej więcej wody, mimo że go wcale o to nie prosiła. Uważał po 

background image

prostu, że ta szczupła osóbka nie powinna uginać się pod ciężarem nosideł.

Ida tymczasem wrzuciła ryby do kociołka. Znalazła też chwilę, żeby się przebrać. Zdjęła 

bluzkę   i   spódnicę,   przesiąknięte   zapachem   obory,   i   założyła   uszytą   przez   siebie   prostą 

płócienną sukienkę w drobną kratkę.

Właśnie   rozczesywała   włosy   przy   palenisku,   kiedy   Sedolf   wniósł   wiadro   z   wodą. 

Zatrzymał się na środku izby, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Mógłby przysiąc, że loki Idy 

skrzą się i błyszczą bardziej niż ogień, a płomienie przy jej miedzianych włosach całkiem 

przyblakły.

- Jedzenie gotowe - oznajmiła, z trudem się powstrzymując, by nie popatrzeć w stronę 

chłopaka. Zdawało jej się, że Sedolf pieści spojrzeniem jej ciało, niemal czuła przenikające ją 

wibracje.

- Nakryłam do stołu, chleb też już przyniosłam.

Rozmowa o przyziemnych sprawach wyrwała Sedolfa z marzeń, które błądziły bardziej 

niebezpiecznymi ścieżkami niż fantazje Idy. Kiedy był z nią sam na sam, łatwo ulegał grze 

wyobraźni.

Dziewczyna odrzuciła głowę, tak że włosy opadły jej na plecy falą ognia.

Sedolf przełknął ciężko ślinę i zdjął wełniany sweter, zadowolony, że na chwilę może 

ukryć twarz. Wiedział już, że jest całkiem stracony, i zdawał sobie sprawę, że to po nim widać. 

Potrzebował chwili, żeby jego twarz odzyskała zwykły wyraz beztroski.

Nałożył sobie strawy do miski i ułamał solidny kawałek ciemnego chleba upieczonego 

na sposób fiński. Bochenek był okrągły, płaski, z otworem pośrodku. Z czasem w Norwegii 

upowszechnił   się   także   ten   sposób   wypieku,   dzięki   któremu   chleb,   szczególnie   razowy, 

wyrastał równo i łatwiej go potem było dzielić.

Na stole stał też pojemnik z masłem. W rodzinnym domu Sedolfa nie używano masła na 

co dzień. Poczuł, jak cieknie mu ślinka, i posmarował sobie grubo chleb.

Ida ozdobiła włosy błękitną wstążką z jedwabiu, która pasowała do koloru sukni. Sedolf 

od razu zwrócił na to uwagę. Ida wyglądała tak słodko, kiedy nie ściągała włosów zbyt mocno, 

ale wiązała je nisko na wysokości ramion, pozwalając kosmykom swobodnie okalać twarz. 

Chociaż tak naprawdę dla niego Ida była piękna w każdej fryzurze i w każdym stroju.

- Jesteś  śliczna - powiedział,  koncentrując się na wyjmowaniu z ryby zdradliwych, 

ledwo widocznych ości.

-   Bardzo   łatwo   ci   przychodzi   prawienie   komplementów!   -   odrzekła   Ida,   ledwie 

zaszczycając   go   spojrzeniem.   -   Dlaczego   miałabym   ci   wierzyć?   Komu   mówiłeś   to   samo 

wczoraj? Sofii? Innej? Komuś, kogo znam?

background image

Może i zasłużył sobie na jej nieufność. Rzeczywiście nie zawsze traktował kobiety 

serio. Potrafił wyrażać się gładko, by osiągnąć zamierzony cel.

Ale z Idą nie prowadził żadnej gry, przeciwnie, przez cały czas musiał się pilnować, 

żeby się zupełnie przed nią nie odkryć. W towarzystwie innych nie miał takich kłopotów.

- Myśl sobie, co chcesz - rzucił po chwili, nie podnosząc na nią wzroku. Zdążył już 

wyjąć sporo ości. - Mówiłem szczerze, ale pewnie nie ma sensu przekonywać cię, bo i tak mi 

nie   uwierzysz.   Zarzucasz   mi,   że   kłamię,   bo   oczekujesz  ode  mnie  tylko   półprawd.   Twoim 

zdaniem jestem wyrachowany.

- A nie jest tak?

-   Powiedziałem   ci   już   chyba,   że   potrafię   być   szczery!   Jego   spojrzenie   zdradzało 

gorączkę, która wywoływała w Idzie niepokój.

- Jest wczesny ranek, dziewczyno! Chyba nie sądzisz, że ledwie otworzę oczy, już 

zaczynam uwodzić!

Ida uśmiechnęła się figlarnie.

- To zależy pewnie od tego, w jakim łóżku się budzisz - zażartowała.

Jej śmiech zabrzmiał ciepło, przyjaźnie. Sedolf wolał się przyłączyć do niej niż nadal 

okazywać gniew. A nie każdy potrafi śmiać się z samego siebie!

Czy ten Knut nie powinien już wrócić? zastanawiała się w myślach Ida. Co prawda on 

także musi obrządzić bydło, a ma go trochę więcej niż Reijo, ale chyba nie zajmie mu to całego 

dnia? Anjo pewnie jest uwiązana w domu. Przy własnym dziecku ma pełne ręce roboty, a co 

dopiero kiedy przybyło jej jeszcze dwoje niemowląt.

No i Helena.

Ale ojciec pewnie już się obudził. Nie zwykł wylegiwać się w łóżku za dnia. Potrafił 

stawić czoło codziennym obowiązkom nawet po kilku godzinach snu. Zawsze był taki.

Te   i   inne   myśli   błąkały   się   po   głowie   Idy.   W  przeciwieństwie   jednak   do   Sedolfa 

zamykała się na pewne doznania i unikała jak ognia niebezpiecznych rejonów, nie pozwalając 

sobie nawet w myśli na ich penetrowanie.

- Czy ktoś ci coś powiedział na temat wisiorka? - zapytał Sedolf, który wstał od stołu i 

podszedł do ognia. Nie spiesząc się, rozżarzył szczapy.

Powinien pracować ciężko jak wszyscy! Co to za mężczyzna, który ma tyle czasu, by za 

dnia dotrzymywać towarzystwa kobiecie?!

Ale Sedolf nie był zwyczajnym mężczyzną.

Dotknęła palcami złotego ptaszka. Czasem czuła, że czerpie z niego silę. Właśnie to 

czyniło ten wisiorek czymś więcej niż zwykłą ozdobą. Ale może to także tylko fantazja?

background image

Teraz w każdym razie był to wisiorek ze złota, a nie tarcza, która osłoniłaby ją przed 

Sedolfem. Nie, nie może się przed nim skryć!

- Nie wiem nawet, czy ktoś go w ogóle zauważył - zaśmiała się lekko zakłopotana. - A 

byłam pewna, że wszyscy będą ze mnie szydzić.

- To dlatego, że zapinasz bluzki zbyt wysoko pod szyją - odezwał się z lekką ironią.

Ida była niemal pewna, że w jego oczach czai się rozbawienie. Nikt nie potrafił tak 

drażnić spojrzeniem jak Sedolf. Brakowało jej jednak odwagi, żeby odwrócić się w jego stronę. 

Rozpaczliwie próbowała odciąć się równie żartobliwie, ale nic jej nie przychodziło do głowy. 

Nie wiedziała, co powiedzieć.

Był   tuż   za   nią.   Zatrzeszczały   deski   w   podłodze.   Ida   wiedziała,   które.   Całe   życie 

spędzone w tym domu pozwalało jej bezbłędnie to ocenić. Zamknęła oczy, jakby próbowała 

otulić się szczelniejszym pancerzem. Czuła bowiem, że Sedolf jej dotknie. Chciała mu się 

przeciwstawić, udowodnić, że nie jest słaba jak źdźbło, które ulega każdemu podmuchowi 

wiatru.

Sedolf nie pojmował, co go podkusiło. Tyle włożył wysiłku, by uśpić swe uczucia do 

Idy. Choć było mu ciężko, wiedział, że istnieje wiele powodów, by poczekać, by nie działać 

pochopnie. Był to ciężki balast.

A   tymczasem   wypłynął   wprost   na  rozległe   morze   bez   owego   balastu.   Podjął   takie 

ryzyko! Pewnie kiedyś pożałuje swego postępku. A jeśli natknie się na mieliznę? Uczyni coś 

niewłaściwego i narazi się na to, że Ida wyśle go za morze i każe nigdy nie wracać?!

A   on   przecież   pragnie   tylko   jednego:   by   czekała   na   niego   w   każdym   porcie,   do 

któregokolwiek by zawinął.

Ida nie należała do dziewcząt, które można poganiać. Nie była księżniczką z lodu, ale 

jednak księżniczką. On tymczasem uczynił coś, co mogło sprawić, że odwróci się od niego.

Położył dłonie na jej ramionach. Zadrżała pod dotykiem jego palców, które zdawały się 

same poruszać. Przez cienką sukienkę, zbyt cienką jak na tę porę roku, czuł bijące od Idy 

ciepło. Spytał, czy nie zmarzła.

Chyba znów się wygłupił. W chwili jak ta nie takie rzeczy mówi się kobiecie. On 

najlepiej powinien to wiedzieć.

Ale owe beznadziejne myśli wnet uleciały, zabierając ze sobą równie idiotyczne słowa.

Odsunął   jej   włosy   i   przywarł   ustami   do   nagiego   karku.   Sukienka   miała   znacznie 

większy dekolt niż bluzki, które nosiła na co dzień. Skóra nadal zachowała odcień letniej 

opalenizny. Wyobraził sobie Idę w samym staniczku i spódnicy, boso stąpającą po górskich 

bezdrożach, gdzie kobiety z dala od obcych spojrzeń nie lękały się zrzucać z siebie nadmiaru 

background image

odzienia. Chciałby ją taką ujrzeć naprawdę, nie tylko w wyobraźni.

Pochylony całował jej powabny kark, zauważając, że nie stawia oporu. Zdawało mu się 

nawet, że sprawia jej rozkosz. Zanurzając dłonie w świeżo rozczesanych lokach, które kusiły, 

by ich dotknąć, obsypał pocałunkami szyję dziewczyny.

Delikatnie musnął koniuszkiem języka płatek jej ucha i drażnił figlarnie jego wnętrze.

Ida   odchyliła   głowę   i   oparła   ją   ciężko   na  piersi   Sedolfa,   jakby   wychodząc   mu   na 

spotkanie.

Rozsądny mężczyzna, który marzy o tej kobiecie i nie może wyobrazić sobie bez niej 

życia, powinien zapytać, czy może jej dotknąć, okazać jej w ten sposób szacunek.

Ale w Sedolfie znów górę wzięły zmysły.

Aż nazbyt często tego żałował.

Podniósł Idę z ławy i przyłożył obie jej dłonie do swej piersi.

- Czujesz bicie mojego serca? - wyszeptał, obawiając się, że dziewczyna znów sobie 

pomyśli, że każdej mówi to samo.

A   przecież   jej   pierwszej   zadał   takie   pytanie.   Czasami,   co   prawda,   podobne   słowa 

przychodziły mu na myśl, ale wydawały mu się głupie i nienaturalne. Nigdy nie wypowiadał 

ich na głos w obawie, że dziewczyna, którą trzymał w ramionach, wyśmieje go.

Ida była inna.

Przyłożyła dłoń do jego piersi, jakby chciała osłonić walące mocno serce, a na jej ustach 

pojawił się lekki uśmiech. Spojrzenie zdawało się odległe, jakby nieobecne. Pragnął wyrwać ją 

z tego świata marzeń, pragnął, by wróciła do niego.

Odpiął koszulę i pozwolił dłoniom Idy wodzić po rozpalonej gładkiej skórze. Chciał 

znów poczuć gwałtowną falę pożądania, wrócić do punktu, w którym przerwali.

Pochylił się i przywarł wargami do ust dziewczyny. Całował ją długo, namiętnie, gotów 

zdusić najmniejsze zwątpienie, jakie ujrzałby w jej oczach.

Ale nie dostrzegł wątpliwości.

Zsunęła   z   niego   koszulę   i   spojrzawszy   z   uznaniem,   pogładziła   twarde   muskuły.   Z 

przymkniętymi   oczami   dotykała   powoli   torsu,   jakby   chciała   poznać   dokładnie   każdy   jego 

skrawek. Później leciutko muskała wargami te miejsca, które pod wpływem pieszczot ożyły i 

napełniły tęsknotą jego ciało. Przypominało to drobny letni deszczyk.

Było w niej tyle czułości.

Sedolf zaczął powoli rozpinać suknię Idy, od dekoltu aż po talię zapinaną na maleńkie 

guziki. Zmagał się nieporadnie z ciasnymi dziurkami, ale ona nie ruszyła nawet palcem, by mu 

pomóc.   Zwróciwszy   się   ku   niemu,   śledziła   każde   drgnienie   na   jego   rozpalonej   twarzy, 

background image

zgadując, jak bardzo jej pożąda.

Przypomniała sobie z dzieciństwa brązowe kulki karmelu. Długo trzeba trzymać je w 

ustach, by się rozpuściły, ale pozostawiają w ustach słodki korzenny smak i pragnienie, by 

dostać ich więcej. Podobnie jest z miłością.

Sedolf a podnieciło to badawcze spojrzenie Idy, blask ognia odbijający się w jej oczach, 

lekki uśmiech, koniuszek języka, którym zwilżyła usta, jakby go zapraszając...

Uporawszy się z guzikami sukni, zamknął usta Idy długim pocałunkiem. Oczy zaszły 

mu mgłą.

Piersi   dziewczyny   spoczęły   ciężko   w   jego   dłoniach,   a   sutki,   twarde   niczym   pąki 

wiosennej brzózki, sterczały ku niemu.

Jej oddech zrównał się z jego oddechem, upojeni tym samym rytmem ofiarowali się 

sobie. Zarzuciwszy Sedolfowi ręce na szyję, leniwie bawiła się jego przydługimi włosami, i 

przymknąwszy powieki, radowała zmysły. Wiedział, że się uśmiecha. Uklęknął i uniósł jej 

spódnicę z cienkiej tkaniny. Niecierpliwie powiódł dłońmi w górę, ku biodrom, i rozwiązał 

podwiązki.

Sam usiadł okrakiem na ławie i jednym wprawnym ruchem rozpiął spodnie.

Ida wśliznęła się mu na kolana i pieszcząc jego uda, czekała, aż będzie gotów na jej 

przyjęcie.   Pozwoliła   mu  wniknąć   głęboko,   by  po  chwili  poczuć,   jak  stał   się   wzburzonym 

morzem.

A   potem   już   pragnęli   tylko   bliskości.   Jego   ramiona  zamknęły   się   na   nagim   karku 

dziewczyny, przytulił policzek do jej falującej piersi. Odpoczywał, nasłuchując, jak jej serce 

odzyskuje spokojny rytm. Byli tacy ociężali, rozgrzani miłością, wyciszeni. Ida siedziała mu na 

kolanach, nadal go otulając.

Nagle rozległo się stukanie do drzwi. Zerwali się, pośpiesznie poprawiając ubrania, 

jednak nie dość szybko. Pukający bowiem, nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka.

Sedolf właśnie zapinał spodnie, a Ida usiłowała trafić w rękaw sukni.

Emil dostrzegł leżącą na podłodze bieliznę i spurpurowiał. Omiótł spojrzeniem bose 

stopy Idy.

Zamknął za sobą drzwi i ciężkim krokiem wszedł do izby. Patrzył, nie mogąc uwierzyć, 

że to prawda: Sedolf z Idą, którą zawsze traktował jak świętość.

- Doprawdy, przytulnie tu - uśmiechnął się z przymusem. W jego głowie przewijały się 

obrazy, jakie podpowiadała mu wyobraźnia. Nie w łóżku ani na kocu, na podłodze... Tylko 

ława stała dziwnie krzywo. Ida odrywająca się od Sedolf a w momencie, gdy otworzył drzwi.

A więc pozwoliła Sedolfowi na to. Czy wszystkie kobiety są jednakowe? Czy to znaczy, 

background image

że ona wcale nie jest inna? Sedolf z obnażonym torsem przeczesywał wystudiowanym ruchem 

grzywkę.   Przeklęty   przystojniak!   Na   pewno   specjalnie   tak   niespiesznie   zakłada   koszulę, 

pomaga Idzie zapiąć guziki u sukni, a potem z krzywym uśmiechem schyla się i podnosi z 

podłogi bieliznę, na którą Emil ledwie ośmielił się zerknąć. Przybysz, przełknąwszy ciężko 

ślinę, odwrócił się, nie zauważył więc spłonionej twarzy dziewczyny. Nie widział, jak łapie 

pośpiesznie pończochy i biegnie do alkierza.

- Wczesną sobie wybrałeś porę na wizytę - rzucił Sedolf jakby za podszeptem diabła.

To, co się wydarzyło między nim a Idą, było zbyt piękne, żeby zakończyć się tak 

nieoczekiwanie. Coś go jednak podkusiło, by dogryźć Emilowi.

- Nie dość wczesną, jak się okazało - rzucił Emil, zaczepiając kciuki o kieszenie spodni. 

- Jak ci się to udało? Co ty obiecujesz dziewczynom?

- Nic - odparł leniwie Sedolf i usiadł, uśmiechając się do Emila. - Siadaj - zaprosił go, 

jakby  był  tu gospodarzem. - Ugotowaliśmy  smacznego  dorsza. Sporo złowiłem  wczesnym 

rankiem na środku fiordu. Dosłownie rozpływa się w ustach, chłopie...

Emil pokręcił głową. Drzwi do alkierza pozostawały zamknięte. Nie zdołał ich zmusić 

wzrokiem, by się otworzyły. Paliło go rozczarowanie. A kiedy jeszcze słyszał, jak Sedolf jakby 

nigdy nic używa liczby mnogiej, wszystko się w nim gotowało.

- Nie sądzę, żebym miał ochotę tutaj usiąść. Zresztą chyba nie ma powodu, żebym to 

uczynił. Przykro mi, ale tak już jest, kiedy kończy się przyjaźń...

- Już dawno przestaliśmy być przyjaciółmi - zauważył oschle Sedolf.

Emil przeszył go spojrzeniem.

- Nie mówię o tobie - rzekł zmęczonym głosem i opuścił izbę.

Ida   poczekała   jeszcze   chwilę,   by   mieć   pewność,   że   Emil   już   poszedł.   Była   blada. 

Zdążyła się ubrać, a włosy ciasno zaplotła. Nie było w niej teraz nic swobodnego. Zniknęło 

zamglone spojrzenie. Oczy patrzyły jasno i mocno.

Sedolf objął ją, a ona go nie odtrąciła, mimo że ciało jej nie było już tak miękkie i uległe 

jak wierzbowe witki w kwietniu.

- Nie mylił się - stwierdziła ze smutkiem. - Trudno, żeby odniósł inne wrażenie.

- A cóż to, na Boga, ma za znaczenie? - zapytał Sedolf, całując przedziałek na głowie 

dziewczyny.

- Powiedział: „koniec przyjaźni”.

- To takie ważne?

- Tak - odpowiedziała po chwili. - Darzyłam go zaufaniem.

- Czy to ważniejsze niż to, co zdarzyło się między nami?

background image

Ida opuściła głowę.

- Nie jestem pewna - odparła z bolesną dla Sedolfa szczerością.

Chociaż w sercu poczuł bolesne ukłucie, nie wypuścił jej ze swych ramion. Przytulał ją 

tak długo, jak tego potrzebowała. Tak silna była jego miłość.

Rozsądny mężczyzna pewnie od samego początku postępowałby inaczej, ale on był po 

prostu sobą.

background image

6

Knut przywiózł dzieci tuż przed obiadem. Tłumaczył się, że miał dużo pracy i nie mógł 

przyjechać wcześniej, ale Ida podejrzewała, że coś kręci. Najwyraźniej zaakceptował Sedolfa i 

chciał mu trochę pomóc.

Mężczyźni zawsze trzymają swoją stronę, pomyślała Ida. Tak było, jest i będzie.

Nawet ojciec, który wrócił do domu dopiero wieczorem, traktował Sedolfa, jakby ten 

już należał do rodziny. Idę irytowało to, bo czuła, że próbują za nią decydować. Sedolf pomógł 

jej przy wieczornym obrządku. Nie ośmielił się jej jednak tknąć.

- Co słychać w chacie nad rzeką? - zainteresowała się Ida.

- Lepiej - stwierdził Reijo szczerze uradowany. - Dzisiaj Helena przez kilka godzin już 

siedziała w łóżku i rozmawiała.

- Dowiedzieliście się wszystkiego? Reijo pokręcił głową.

- Umówiliśmy się z Anjo, że nie będziemy na nią naciskać. Poczekamy, aż sama zechce 

opowiedzieć o sobie. Na razie nie wspomina nic o wyprawie z Finlandii. Nie mówi ani z kim 

udała się w drogę, ani skąd pochodzi. W ogóle nie napomknęła o swojej rodzinie. Poza tym jest 

dość rozmowna, rzekłbym nawet, trajkotka. Nie ustępuje tobie... - Reijo mrugnął do córki. - 

Anjo słyszała, jak przez sen powtarzała w kółko jakieś słowa bez związku, z których można 

było jednak wywnioskować, że panicznie lęka się noży. Ale tego akurat łatwo się domyślić...

Reijo sięgnął po zimną rybę, nie zwracając uwagi na to, że Ida i Sedolf w ogóle nie 

jedzą.

- Dziwne dziewczę! Niewiele wie o życiu, a mimo to zachowuje się jak królowa. Takiej 

pewności siebie i dostojeństwa nie można się nauczyć. Z tym się człowiek rodzi...

Zaśmiał się cicho i jakby zapatrzony w głąb siebie, daremnie szukał określenia, które 

jeszcze bardziej do niej pasowało.

- Tak, ma w sobie prawdziwą godność - stwierdził w końcu. - Jak mi Bóg miły, to 

niezwykłe u tak młodego dziewczęcia.

- Cóż, niektórzy tak są wychowani - stwierdziła Ida, kołysząc na ręku płaczącą Raiję. 

Mikkal spał w kołysce, ale było do przewidzenia, że wnet obudzi go krzyk siostry. - Skoro 

pochodzi z wyższych sfer, o Boże, jak ja nie cierpię tego określenia, to trudno się dziwić, że jest 

taka.   Pewnie   karmiono   ją   srebrną   łyżeczką...   Gdybyś   mnie   tego   nauczył,   ojcze,   ja   także 

mogłabym zachowywać się dostojnie. Dajcie mi króla, a odegram wam królową! Tylko czy to 

czyni ją kimś lepszym? Oto jest pytanie!

Reijo   popatrzył   zdumiony   na   córkę,   zupełnie   nie   pojmując   jej   gwałtownej   reakcji. 

background image

Zerknął na Sedolfa, ale ten też tylko wzruszył ramionami, zdezorientowany.

- Ale ona jest naprawdę wyjątkowa! - upierał się Reijo. - Pomijając to, z jakiej wywodzi 

się rodziny. Nie wiem dlaczego, ale ze mną nawiązała lepszy kontakt niż z Anjo. Być może 

traktuje mnie jak ojca...

Ida   nie   zamierzała   być   miła   ani   wykazywać   przyjaznego   zrozumienia.   Zresztą   z 

dwojgiem   płaczących   niemowląt   na   rękach   nie   było   to   wcale   łatwe.   Do   Raiji   bowiem 

przyłączył się Mikkal i oto dwie pary maleńkich rączek wyciągały się do mamy.

- Bardziej prawdopodobne, że widzi w tobie mężczyznę. Niektóre dziewczęta lubią być 

adorowane.

- Teraz to już naprawdę jesteś niesprawiedliwa, Ido! - Kiedy Reijo się zdenerwował, nie 

był zbyt pobłażliwy.  - Helena nic ci nie zrobiła. Z wielu powodów należy jej współczuć. 

Możesz być w złym humorze, ale nie oznacza to wcale, że wolno ci podejrzewać innych o 

najgorsze!

- Przepraszam - burknęła Ida pod nosem, bardziej z obowiązku niż ze skruchy.

Sedolf,   który   siedział   strapiony   na   skrzynce   z   drewnem,   nagle   poczuł   się   zbędny. 

Poczekał, aż Reijo odsunie miskę, i spoglądając spod oka na Idę, która udawała, że tego nie 

widzi, podniósł się z miejsca.

- No, to na mnie chyba już czas - powiedział i sięgnął po czapkę leżącą na półce nad 

drzwiami.

- Chcesz iść? - zdumiał się Reijo. - Ale ja przecież muszę wracać do Knuta i Anjo!

- Och, nie - jęknęła Ida. Reijo pewnie tego nie słyszał, bo dzieciaki akurat darły się 

wniebogłosy, ale Sedolfowi, który stał tuż przy niej, zrobiło się przykro.

- Liczyłem na to, że zostaniesz - ciągnął Reijo, potwierdzając tym samym dobitnie, że 

go w pełni zaakceptował i nie miałby nic przeciwko temu, żeby córka związała się z nim bliżej.

Może w innej sytuacji Sedolf by się z tego ucieszył, teraz jednak ta radość została mu 

odebrana.

- Knut także przypuszczał, że zgodzisz się zostać!

Rzeczywiście,   nic  nie  stało  mu  na  przeszkodzie,   nikt   za  nim  nie  tęsknił.  W  domu 

przywykli, że przychodził i wychodził, kiedy chciał. Jedyne, o co pytali, gdy nie wrócił na noc, 

to jaki sobie znalazł siennik. Ale on już od dawna na to nie odpowiadał.

Uśmiechnął się, zrezygnowany, i rozkładając ręce, spytał:

- Czy ludzie nie wezmą Idy na języki? Nie chciałbym, żeby to zaszkodziło jej reputacji.

- Nikt się nie dowie, że tutaj jesteś - rzucił Reijo. - Oczywiście pod warunkiem, że sam 

się tym nie będziesz przechwalał... Do sąsiadów stąd daleko, a zresztą zrobiło się już ciemno. 

background image

Nikt nie zauważy! A jeśli ktoś cię zobaczy jutro, powiesz, że dopiero co przyszedłeś. Za moich 

czasów też się nam zdarzało łgać, a jednak wyrośliśmy na ludzi... przynajmniej większość z 

nas...

- Serdeczne dzięki - wycedziła Ida, uciszywszy swoje dzieci.

Reijo i Sedolf nie mieli pewności, komu dziękuje, ale żaden nie odważył się jej o to 

zapytać.

- W takim razie zostanę - zgodził się Sedolf, bynajmniej nie skacząc z radości.

Póki dzieci nie spały, jakoś to było. Sedolf zauważył, że wieczorna krzątanina przy 

niemowlętach coraz bardziej mu się podoba. Zresztą był naprawdę pomocny. Gdy już umyte i 

najedzone bliźnięta leżały w kołyskach, uklęknął przy nich i zabawiał, paplając wesoło. Było 

naprawdę miło. Nawet spojrzenie Idy trochę złagodniało.

Ale kiedy dzieci zasnęły, gdy już zostały wniesione zapasy drewna i wody, a drzwi 

zaryglowane przed nocą, trudniej im było siedzieć razem przy jednym stole. Niewiele czasu 

upłynęło od chwili, gdy byli ze sobą tak blisko! Ciągle pamiętali i niemal czuli zapach i smak 

swoich ciał. To, co się między nimi zdarzyło, pobudzało ich wyobraźnię i tęsknotę.

- Myślę, że niebezpieczeństwo minęło - odezwała się Ida. - Minęło wszak parę dni, 

odkąd znaleźliśmy Helenę. Nie sądzę, żeby ów ktoś, kto zostawił ją na pewną śmierć, wrócił w 

te strony.

Ida wyraźnie dawała chłopakowi do zrozumienia, że jego obecność uważa za zbędną.

- Chyba masz rację - odparł Sedolf. - Ale to nie znaczy, że wyjdę stąd, zatrzaskując za 

sobą drzwi. Gdyby ktoś cię znalazł jutro porzniętą na kawałki, nie darowałbym sobie tego do 

końca życia.

Ida   robiła   na   drutach.   Sedolf   zazdrościł,   że   ma   czym   zająć   ręce.   Reijo   pewnie 

wyplatałby kosze, gdyby tu z nimi siedział. On sam nie potrafił nic takiego, wieczorami zwykł 

zajmować się rozrywkami.

Ida zaparzyła słabą kawę. Póki miał w kubku smaczny brązowy płyn, nie musiał się 

martwić,   co   zrobić   z   rękami.   W  niewielu   chatach   ostała   się   jeszcze   kawa.   Od   ostatniego 

jarmarku   upłynęło   już   sporo   czasu.   Większość   ludzi   nie   mogła   sobie   pozwolić   na   luksus 

gromadzenia drogocennych ziarenek w dużych ilościach. I mimo że parzyli kawę oszczędnie, 

zapasy szybko się wyczerpywały.

Sedolf obserwował Idę znad kubka. W świetle lampy jej miedziane włosy zdawały się 

lśnić   jak   zaczarowane.   Rzęsy   rzucały   na   policzki   długie   cienie   na   kształt   wachlarzy. 

Dziewczyna   pracowała   w   skupieniu,   poruszając   ustami   jak   dzieci,   które   dopiero   wraz   z 

upływem lat uczą się kontrolować swoje emocje. Zastanawiał się, czy Ida jest świadoma, że tak 

background image

robi.

- Kiedyś powiedziałaś  mi, że zaczniesz żyć na nowo, gdy minie rok. Pamiętasz? - 

zagadnął.

Ida podniosła wzrok i pokiwała głową. Kąciki jej ust lekko zadrgały.

- Wtedy wszystko było inaczej, Sedolf, wiesz przecież.

- Dowiedziałaś się, że on już dawno umarł. To jedyne, co się zmieniło. Nie odzyskasz 

go, oglądając się w przeszłość.

Obrzuciła   Sedolf   a  badawczym   spojrzeniem.   Siedział   dziwnie   skulony,   ściskając   w 

dłoniach   kubek.   W   świetle   lampy   oczy   chłopaka   wydawały   się   zupełnie   czarne,   na   jego 

zdecydowanej twarzy tańczyły cienie. ' - A co twoim zdaniem znaczy żyć? Mam chodzić na 

tańce z młodzieżą? Zostawiać okno otwarte na oścież dla zalotników? Jedno i drugie jest dość 

trudne, gdy się ma dwoje dzieci... - Nabrała powietrza w płuca i dodała: - Zresztą nie zależy mi 

ani na jednym, ani na drugim.

- A tak dobrze tańczysz - uśmiechnął się słabo. - Co do okna, to wolałbym także, żebyś 

nie zostawiała go otwartego. Jeśli ktoś chce wejść, może uczynić to drzwiami.

Poczuła ukłucie w sercu. Ailo także wolał wchodzić przez drzwi. Mówił, że w jurtach 

nie mają okien...

- Boisz się, że Emil wszystkim rozpowie? - zapytał. Zarumieniła się lekko.

- Chyba to nie ma takiego znaczenia - odpowiedziała po dłuższej chwili. - Wszyscy 

przecież wiedzą, że nie jestem już dziewicą.

- Ale myśl, że Emil mógłby rozgłosić na prawo i lewo, co zobaczył, nie jest ci miła?

Skinęła głową.

- Ja także nie chciałbym, żeby ludzie o tobie plotkowali. Było tak cudownie, wydaje mi 

się, że gdyby wszyscy się o tym dowiedzieli, te chwile straciłyby coś ze swego blasku.

- A mnie się zdawało, że mężczyźni lubią opowiadać o dziewczętach, które uwiedli - 

rzuciła Ida cierpko. - Myślałam, że to w tym wszystkim jest dla was najlepsze.

- Nie o wszystkich dziewczętach można rozmawiać - wyjaśnił z powagą. - O niektórych 

w ogóle się nie mówi. Bywają chwile, które chce się zatrzymać tylko dla siebie.

- Szkoda, żeby Emil przestał mnie uważać za taką dziewczynę...

- Byłaś z nim blisko? Ida uchwyciła wzrok Sedolfa.

- Co cię to obchodzi? - zapytała. - Masz do mnie jakieś prawo?

Skurczył się w sobie.

- Zdaje się, że mam za długi język - powiedział, ale nie cofnął pytania.

- Prawda - potwierdziła Ida. Oddychał przez chwilę ciężko, wreszcie ujął jej dłoń i 

background image

rzekł:

- Już dawno zamierzałem ci wyznać, co do ciebie czuję, ale wtedy poprosiłaś mnie, 

żebym milczał. Kazałaś mi z tym poczekać. - Nabrał powietrza i dodał: - Z pewnością było to 

rozsądne,   bo   od   tamtej   pory   zdążyłem   sobie   to   i   owo   przemyśleć.   Ty   zapewne   także. 

Zrozumiałem, że to coś więcej niż tylko przelotne uczucie. Zależy mi nie tylko na tym, żeby się 

z tobą kochać, ale także na tym, żeby dzielić z tobą codzienność.

- Może byłoby najrozsądniej, żebyś i teraz zamilkł? - Ida odgarnęła nerwowo lok z 

czoła. Robótka upadła jej na ziemię.

Sedolf potrząsnął głową.

- Nie, Ido. Czułbym się podwójnym nędznikiem, gdybym nie powiedział ci o moich 

uczuciach po tym, co się zdarzyło dziś między nami.

Ida pochyliła głowę. Nie była przygotowana na jego wyznania. Byłaby głupia, gdyby 

nie domyślała się, co zamierza jej wyznać. Domyślała się aż nadto dobrze. Ale czuła, że to za 

wcześnie. Nie miała pojęcia, co ma mu odpowiedzieć. Nie chciała stracić w nim przyjaciela, bo 

wtedy z osób bliskich pozostaliby jej jedynie członkowie rodziny.

Sedolf nie dał się jednak przekonać. Nie powstrzymały go błagalne spojrzenia Idy. 

Uznał, że ma prawo wyjawić, co do niej czuje. Ze powinna o tym wiedzieć.

-   Nie   kryję,   że   parę   razy   złożyłem   takie   wyznanie   innym  dziewczynom...   -   zaczął 

zakłopotany. - Zdawało mi się nawet, że mówiłem szczerze. Szczególnie gdy było ciepło i 

ciemno, dziewczyna urodziwa, a ja zbyt dużo wypiłem. Teraz jednak tamto jest nieważne, a 

słowa, jakie wypowiem, zabrzmią mimo wszystko inaczej, bo skierowane do ciebie nabierają 

nowego znaczenia. Może wydam ci się nazbyt górnolotny, ale to, co chcę powiedzieć, jest 

równie wzniosłe. To najważniejsze wyznanie w moim życiu: Kocham cię, Ido.

Serce mu tłukło się w piersi, gdy ściskał jej drobną dłoń. W tym uścisku tyle było ciepła 

i oddania. Nie spuszczał z niej wzroku.

Ida przełknęła ślinę. Spodziewała się takiej chwili, choć inaczej ją sobie wyobrażała.

- Nie wiem tak do końca, jak to jest ze mną - odrzekła, czując, że winna jest Sedolfowi 

szczerość. - Nie znaczy to, że cię nie lubię. Chyba zresztą sam to wiesz. Jest w tobie coś, co 

czyni cię innym od wszystkich. Ale miłość... zbyt mocno wiąże się dla mnie z osobą Ailo. Nie 

potrafię sobie wyobrazić, że dzielę to wielkie uczucie z innym człowiekiem. A jednak właśnie 

ty potrafisz sprawić, że czuję się kobietą. Dzięki tobie przeżyłam znowu rozkosz...

A więc Emil jej nie posiadł! Sedolfowi kamień spadł z serca.

- Nie mam pojęcia, Sedolfie, co ci odpowiedzieć. Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. 

Utrudniasz mi...

background image

- Bądź po prostu szczera - przerwał jej. - Chyba obiecaliśmy to sobie.

- Tak, ale to także nie jest takie proste. Co mam ci rzec? Że boję się stracić w tobie 

przyjaciela? To prawda. Twoja przyjaźń wiele dla mnie znaczy. Może kiedyś zapragnę od 

ciebie czegoś więcej? Może nadejdzie chwila, gdy tylko ty zdołasz ugasić niepokój i tęsknotę 

trawiące   moje   ciało?   Potrafisz   to   uczynić.   Zresztą   łatwo   ulec   twojemu   urokowi.   Skromne 

dziewczęta   nie   powinny   mówić   takich   rzeczy   mężczyźnie,   ale   to   prawda.   Twoje   słowa 

przerażają mnie jednak z innego powodu...

- Przerażają cię? - zdumiał się Sedolf, unosząc brew. Puścił jej dłoń, ale Ida jej nie 

cofnęła.

- Tak, przerażają, ponieważ obawiam się, iż oczekujesz ode mnie więcej, niż mogę ci 

dać. Boję się, że cię zranię, boję się, że zostanę zraniona. Żal mi ciebie bardzo, bo nikt nie 

powinien teraz żywić do mnie takich uczuć.

Sedolf ze śmiechem pokręcił głową.

- Dobry Boże, ileż myśli kłębi się w tej twojej głowie. Ze mną było tak przez cały czas. 

Dłużej niż potrafię sobie przypomnieć. Z tą różnicą, że nic ci nie mówiłem. Nie zmienię się 

dlatego, że wiesz już o tym...

- Dlaczego więc mi teraz o tym mówisz?

- Dlatego, że dłużej nie potrafię tłumić w sobie miłości do ciebie.

Jakby na potwierdzenie swoich słów gestykulował intensywnie.

- To uczucie mnie wprost rozsadza, chcę, by wreszcie rozkwitło pełnym blaskiem. Może 

teraz, kiedy usłyszałaś z moich ust, jak bardzo cię kocham, i ty się zdołasz przełamać. To 

jedyna ukryta intencja, jaka mi towarzyszyła.

- Domyślałam się tego - uśmiechnęła się Ida.

- Może się i domyślałaś, ale teraz już wiesz.

- Niech ci się jednak nie wydaje, że ci to pomoże sforsować drzwi do mojego alkierza 

dziś w nocy - powiedziała Ida, ze spokojem napotykając jego wzrok.

- Wiesz dobrze, że nie kierowałem się takimi pobudkami - odparł zawiedziony, że go 

posądza o taki cynizm. Z drugiej jednak strony poczuł w sercu lekkie rozczarowanie, bo mimo 

wszystko trochę na to liczył.

- Chciałam tylko, Sedolfie, żeby wszystko między nami było jasne. Nie mówię tego, 

żeby cię zranić czy pogrążyć. Jestem jednak zupełnie rozbita i nie wiem, co mam robić. Kiedy 

jesteś blisko mnie, drżę, ale równocześnie coś mnie powstrzymuje. Rozumiesz?

Nigdy   nie   doświadczył   czegoś   takiego,   ale   też   nigdy   wcześniej   nie   brał   uczuć   na 

poważnie.   Zwykle   prowadził   grę,   w   której   raz   wykorzystywał,   a   innym   razem   był 

background image

wykorzystywany. Grę, w której żadna ze stron nie angażowała się na tyle, by przeżywać gorycz 

rozstania. Oczywiście tak mu się tylko zdawało. Poniewczasie zrozumiał, że wylano z jego 

powodu   wiele   łez,   choć   nigdy   nie   był   ich   świadkiem.   Zwykle   on   bowiem   odgrywał   rolę 

zdobywcy, on miał prawo stawiać żądania. On wreszcie miał prawo odejść, gdy się znudził.

Takie to proste. Takie puste.

- Tego, co dziś się zdarzyło między nami - rzekł - nie da się wprost opisać. Wiem, że to 

zabrzmi głupio, ale to prawda. Nigdy nie przeżyłem czegoś równie cudownego. Nie było to 

jedynie ugaszenie trawiącego mnie pożądania, ale wspólnota ciał i dusz.

Ida zarumieniła się. Czuła, że Sedolf nie mówił takich rzeczy dziewczętom, z którymi 

zabawiał się na sianie. Przez moment przypomniała sobie pełen wyższości uśmiech Sofii. Ale 

mimo że nabrała pewności, iż Sedolf nigdy nie uczynił Sofii podobnego wyznania, nie zamie-

rzała okazywać jej triumfu. Nie mogłaby użyć tych słów przeciwko nikomu. Zbyt wiele dla niej 

znaczyły.

- Mam nadzieję, że nie uważasz, iż posłużyłam się tobą... - odezwała się, spuszczając 

wzrok, nagle bowiem uświadomiła sobie, że taka myśl mogłaby mu przemknąć przez głowę. 

Nie chciała, żeby Sedolf tak o niej myślał. - Chyba rozumiesz, że nie uczyniłabym tego z byle 

kim...

Sedolf   był   taki   przystojny.   Jego   zapach   wywoływał   w   niej   dreszcz   pożądania,   a 

pieszczoty   odpowiadały   najbardziej   wyrafinowanym   fantazjom.   Tyle   w   nim   było   ciepła, 

potrafił poruszyć w niej najskrytsze struny. Wydobył ją ze skorupy, której istnienia ledwie się 

domyślała.

Ale   nie   potrafiłaby   wyznać   mu   miłości.   Bo   to,   co   do   niego   czuła,   zupełnie   nie 

przypominało jej przywiązania do Ailo, którego przecież kochała całym sercem. Tego była 

całkowicie pewna.

Choć osoba Sedolfa wzbudzała wiele wątpliwości, był jej bliższy niż ktokolwiek inny. 

On - dokładne przeciwieństwo Ailo!

- Nie czuję się wykorzystany, mały głuptasie - odparł. - Bo chociaż nie darzysz mnie 

miłością, nigdy dotąd nie czułem się bardziej kochany. Myśl sobie, co chcesz, Ido, ale to 

prawda.

Słowa te głęboko zapadły jej w serce i sprawiły, że zaczęła traktować go poważnie. 

Zrozumiała, że ten chłopak wiele spraw przemyślał i pragnie odmienić swoje dotychczasowe 

życie.

Mimo to posłała mu na ławie w kuchni.

Zaakceptował to i kiedy Ida życzyła mu dobrej nocy, odparł z uśmiechem:

background image

- W każdym razie będzie mi tu ciepło.

Ida nie mogła zasnąć. Zawsze nasłuchiwała oddechu bliźniaków. Całe miesiące po ich 

urodzeniu wstawała w środku nocy i nachylała się nad kołyskami tylko po to, żeby usłyszeć, 

czy oddychają. Czasem budziła się z łomoczącym sercem, zlana potem, ponieważ zdawało jej 

się, że jest nienormalnie cicho. Ale przecież niemowlęta w głębokim śnie oddychają bardzo 

spokojnie.

Teraz jednak jej głowę zaprzątały także inne myśli. Myślała o tej obcej Helenie. O ojcu, 

który udawał bohatera. Właściwie nie broniła mu tego, skoro było mu z tym dobrze. Jeśli dzięki 

temu   czuł   się   potrzebny...   Każdy   człowiek   zasługuje   na   to,   by   stawić   czoło   życiowemu 

wyzwaniu i zyskać pewność, że jest pożyteczny.

Rozmyślała o Sedolfie...

Jakie to dziwne, być tak kochaną, a równocześnie jakby patrzeć na to z boku. Móc 

myśleć   jasno,   wiedzieć,   czego   się   oczekuje,   wiedzieć,   co   samemu   chce   się   ofiarować.   A 

zarazem żywić przekonanie, że to nie może być miłość.

I współczuć mu...

Sedolf był miły, a do tego obdarzony niebezpiecznym wdziękiem.

Niespokojnie odwróciła się na bok. Nie słyszała przez ścianę i drzwi jego oddechu. 

Zastanawiała się, czy Sedolf słyszy, jak ona przewraca się z boku na bok.

Całe szczęście, że nie może czytać jej w myślach. Ale kto wie, co jemu chodzi po 

głowie?

Coś zastukało do okna.

Ida wstrzymała oddech.

Boże, co to? Może to ten łajdak, który okaleczył Helenę? Nie, ktoś taki raczej nie 

pukałby do okna. Zresztą na pewno unikał ludzkich siedzib.

Pewnie przefrunął jakiś ptak.

Znów rozległo się cichutkie pukanie, podobne do odgłosu drobnych kropli deszczu. Puk, 

przerwa, puk, puk, puk.

Może   ludzie   zaczęli   myśleć,   że   się   źle   prowadzi?   Kiedy   była   młodsza,   nie   raz 

zatrzaskiwała okno zalotnikom przed nosem. Teraz też sobie poradzi. Usiadła pośpiesznie na 

łóżku, po czym bezgłośnie wstała. Zarzuciła na ramiona szal, ułożony w nogach łóżka, podeszła 

do okna i odsunęła zasłonę.

Na   dworze   panowała   kompletna   ciemność.   Otworzyła   okno   i   siląc   się   na   spokój, 

zapytała:

- Kto tam?

background image

- Ido, Ido, nie zamykaj! Muszę z tobą pomówić.

Ida poczuła tak wielką ulgę, że omal się nie rozpłakała. Naprawdę obawiała się, że w 

pobliskim lesie czai się jakiś zbir, mimo że nie przyznawała się do tego sama przed sobą.

- Emil, u licha, co ty tu robisz? - Błogosławiła niebiosa za to, że ciemności ukryły 

rumieńce, jakie wystąpiły jej na policzkach.

- Ty mnie o to pytasz? - odparował. Znajdował się tuż pod jej oknem. Widziała szary 

cień. Sięgał rękami do ramy, ale nie dość wysoko, by zajrzeć do środka.

- Wpuścisz mnie, jeśli cię o to poproszę? - zapytał cicho.

- Przecież  wiesz,  że nigdy nikogo nie wpuściłam przez okno do mojego alkierza  - 

odpowiedziała. - Równie dobrze możemy porozmawiać tutaj.

- To może wszedłbym drzwiami? Ida uśmiechnęła się do siebie. Najwyraźniej kręcą się 

koło niej sami mało dziarscy młodzieńcy. Nikomu nie chce się wspinać.

- Nie - zaprotestowała, wyobrażając sobie, jak Emil natyka się na śpiącego w kuchni na 

ławie   Sedolfa.   Dobrze   wiedziała,   że   Emil   nie   uwierzyłby   w   żadne,   nawet   najbardziej 

wiarygodne, wyjaśnienia.

- W takim razie ja także przyjdę za dnia - wyrzucił z goryczą, za późno gryząc się w 

język. - Przepraszam, nie miałem nic złego na myśli, Ido - usprawiedliwił się pośpiesznie. - Ale 

byłem w okropnym nastroju, kiedy zobaczyłem cię z tym nędznikiem Sedolfem.

Nie odpowiedziała.

- Dużo myślałem, Ido. Napomknąłem ci też już kiedyś o tym. Ale to nie przeszkadza, 

żebym zapytał raz jeszcze. Jesteś wdową, Ido, wiesz już to na pewno. Nic więc nie stoi na 

przeszkodzie, byś mogła teraz wyjść za mnie.

- Chcesz się ze mną ożenić? Naprawdę? Mimowolnie przypomniały jej się szydercze 

słowa Sofii.

- Inaczej bym nie pytał. Przez cały dzień nie myślałem o niczym innym. Wiem, że 

jedynym sposobem, bym mógł cię mieć, jest małżeństwo. Dlatego jestem gotów cię poślubić. 

Wiesz, czego oczekuje się od gospodyni w dużym gospodarstwie. Umiesz kierować domem. 

Jesteś oszczędna i pracowita. Możesz mieć dzieci, możesz dać mi synów, nowe pary rąk do 

pracy na roli. Zawsze mi się podobałaś.

Szczególnie   niechętnie   zareagowała   Ida   na   słowa   o   nowych   parach   rąk   do   pracy. 

Zastanawiała się, czy Mikkal i Raija w ogóle byli brani przez Emila pod uwagę. Czyżby Sofia 

nie wymyśliła sobie tego wszystkiego, co mówiła?

- A co z moimi dziećmi?

Emil miał nadzieję, że Ida o tym nie wspomni. Przemyślał to i uznał w końcu, że cudze 

background image

dzieci jednak na zawsze pozostaną cudzymi dziećmi. Co prawda Ida je urodziła, ale ich ojciec 

był górskim Lapończykiem. Porządny gość, ale skąd można mieć pewność, co siedzi w tym 

jego rodzie. A przecież on, Emil, i tak ryzykuje, bo w rodzinie Idy nie brakuje dziwaków. Ale 

Idę zawsze uważał za najpiękniejszą i najmilszą dziewczynę w okolicy. Tyle razy przechwalał 

się, że się z nią ożeni, więc gdyby nic z tego nie wyszło, naraziłby się na śmieszność.

- Znajdzie się jakieś wyjście, Ido - rzucił niedbale, starając się zbagatelizować sprawę. - 

Przyjdę jeszcze raz i wtedy na spokojnie porozmawiamy. Na razie tylko sobie to wszystko 

przemyśl. Nie proszę cię bowiem o odpowiedź od razu, rozumiesz...

Ida wyostrzyła uwagę i teraz baczyła na każde jego słowo. Uchyliła szerzej okno, mimo 

że trochę przemarzła.

- Nie chcę o tym rozmawiać później, Emilu. Omówmy to od razu! Co to za wyjście 

wymyśliłeś względem moich dzieci?

- No cóż, można by je oddać na wychowanie na przykład twojemu bratu. Ma taki duży 

dom...

- Mam oddać Mikkala i Raiję Knutowi i Anjo? To masz na myśli? Mam porzucić swoje 

własne dzieci?

- Kto tu mówi o porzuceniu? - sprzeciwił się Emil. - Oddasz je przecież rodzinie! A my 

będziemy mieć dość własnych dzieci, które wypełnią izby. Po kilku latach nawet nie będziesz 

tęsknić za tamtymi.

- Mikkal i Raija to są moje własne dzieci! - rzekła Ida, jak nigdy dotąd pewna swojej 

decyzji. - Kocham je nad życie. Zostały poczęte z wielkiej miłości Ailo i mojej. I prędzej bym 

zdarła ręce do krwi od ciężkiej pracy i jadła wyłącznie chleb z brzozowej kory, niż bym je 

oddała komukolwiek! Nigdy, Emilu, nigdy ich nie oddam!

Ale Emil upierał się przy swoim.

- Lepiej będzie, jeśli sobie znajdziesz kobietę bezdzietną - oznajmiła lodowatym głosem 

Ida.

- Jest późna godzina. Nie wiesz, co mówisz, kochana. Zajdę do ciebie za dnia. Ręczę, że 

popatrzysz na to bardziej rozsądnie. Zrozumiesz, co dla ciebie najlepsze.

- Nigdy nie byłam bardziej rozsądna niż w tej chwili - przerwała mu Ida podniesionym 

głosem. - Nie musisz mnie pytać więcej, Emilu. Moja odpowiedź pozostanie niezmienna. Nigdy 

w życiu nie poślubię człowieka, który nie będzie chciał wychować moich dzieci jak własne. Nie 

wyjdę za ciebie, Emilu. Mówię: nie, i to jest moje ostatnie słowo.

- Myślisz, że znajdziesz kogoś, kto będzie gotów karmić i łożyć na cudze dzieci?

- Jeśli nie, to trudno. Poradzimy sobie - odparła dumnie Ida.

background image

- W każdym razie Sedolf na pewno nie jest w stanie nikogo utrzymać. Ledwie sam sobie 

radzi. Zresztą dla takich jak on żona i dzieci, obojętnie cudze czy własne, i tak się nie liczą.

Ida wzruszyła ramionami.

- Czyżby był u ciebie? - Emil nagle nabrał podejrzeń. - Dlatego nie chcesz mnie wpuścić 

do środka?

- Nie dlatego nie chcę cię wpuścić - odpowiedziała Ida. - A to czy u mnie jest, czy go 

nie ma, nic cię nie obchodzi. To moje życie. Nie rozmawiasz z przyszłą żoną.

Emil zaklął siarczyście, wywołując zdumienie Idy. On - zawsze taki pobożny.

- Nie licz na to, że wrócę tu na kolanach - rzucił na odchodnym.

- Nie liczę - odparła Ida, rozbawiona w duchu. - Bo i tak nic z tego nie będzie.

Wstrzymała oddech, zamykając okno i zaciągając zasłony. Była wściekła.

Bliźnięta, o dziwo, spały spokojnie. Nie obudziły ich podniesione pod koniec rozmowy 

głosy Idy i Emila.

Cienka   strużka   światła   przenikała   przez   uchylone   lekko   drzwi.   Pamiętała,   że   je 

zamknęła.

Szal spadł jej z ramion, gdy weszła do kuchni. Sedolf przykucnął przed paleniskiem i 

wsparty na łokciach, pochylił głowę.

Ogarnęła ją fala czułości. Podeszła do niego i pogładziła po włosach.

-   Emil   mimo   wszystko   gotów   był   się   ze   mną   ożenić   -   powiedziała   cicho,   ale 

zdecydowanie. - Chce mnie i wszystkie dzieci, jakie wspólnie spłodzimy. Te, które już mam, są 

dla niego nic nie warte.

- No cóż, Emil zawsze bardzo pilnował, by pokrywać krowy najsilniejszym bykiem - 

rzekł Sedolf, wstając. Objął Idę ramieniem i popatrzył na nią z ukosa. - Słyszałem, Ido, jak go 

odprawiłaś. Byłaś wspaniała. Mój Boże, ty to potrafisz zmrozić mężczyznę! Przypuszczam, że 

poszło mu w pięty.

- Raija i Mikkal są całym moim życiem. Pokiwał głową, gładząc ją po włosach.

- Wiem, najdroższa, i rozumiem dlaczego. Przestań się już zadręczać Emilem. Może 

znajdzie sobie jakąś równie pozbawioną uczuć pannę.

Ida objęła Sedolfa w pasie i wtuliła się w jego nagi tors.

- Zdaje się, że oświadczyłam ci kategorycznie, iż nie masz wstępu do mojego alkierza. 

Ale ta ława jest strasznie twarda, nie położę się na niej. Sama jednak nie zasnę dziś w nocy. 

Przyjdziesz do mnie?

Uśmiechnął się tym swoim osobliwym uśmiechem.

- Przyjdę, o ile będziesz pamiętać, że sama tego chciałaś.

background image

Ida pokiwała głową. Objęci wpół, przekroczyli próg alkierza.

Tej nocy żadne z nich nie mogło spać samo.

background image

7

Emil szedł ścieżką prowadzącą w dół i kiedy był już niemal nad samym brzegiem, 

zauważył,   że   między   wyciągniętymi   na   ląd   łodziami   coś   się   poruszyło.   Drewniane   szopy 

majaczyły na tle ciemnej nocy na podobieństwo szczytów wynurzających się z mroku.

Roześmiał się w duchu z tego porównania, niezwykłego u tak przyziemnego człowieka, 

za jakiego się miał. Tak naprawdę jednak nie było mu do śmiechu.

Przeklęty Sedolf! W kuchennym oknie chaty na cyplu świeciła się skręcona parafinowa 

lampa. A może to poświata od ognia z paleniska? Nie przypominał sobie, żeby w kuchni było 

jasno, kiedy szedł w tamtą stronę. Ale może dlatego, że taki był zaabsorbowany Idą? Przeklęty 

Sedolf!

Zaintrygowało go, kto się kręci koło szop. Może jakiś złodziej? Dawno, co prawda, nie 

słyszał, żeby komuś ukradziono łódź, ale kto wie?

Postanowił sprawdzić.

Przynajmniej na chwilę przestanę rozmyślać o Idzie i o tym nędzniku, uznał, po czym, 

wyjąwszy ręce z kieszeni, zboczył ze ścieżki.

Noc   była   chłodna.   Miał   nadzieję,   że   nikogo   nie   spotka,   bo   trudno   by   mu   było 

wytłumaczyć się ze swojej obecności w okolicy cypla. W pobliżu nie było żadnych innych 

zabudowań, więc nawet gdyby próbował wyjaśniać, że przechodził tędy przypadkiem, nikt i tak 

by mu nie uwierzył. Tym bardziej że do swojego gospodarstwa miał stąd dosyć daleko.

Emil zatrzymał się i nastawił uszu, ale doszły go jedynie ciche uderzenia fal o brzeg. Od 

strony fiordu wiał słaby wiaterek, cieplejszy niż wiatr od lądu. Noc nie powinna być mroźna. 

Mrużąc oczy, Emil spojrzał na zachmurzone niebo, zadowolony, że nie będzie musiał na razie 

palić w oborze. Trochę się zaoszczędzi drewna i torfu, pomyślał. Ważne, żeby być ostrożnym, 

przezornym i oszczędnym, bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość.

Nagle rozległ się przeciągły świst i Emil osunął się na ziemię.

Uderzenie   było   tak   silne,   że   pomimo   chłodu   przeleżał   całą   noc,   nie   odzyskując 

przytomności.

Zdziwił się, gdy zobaczył błękitne niebo i pochylonego nad sobą Sedolfa. Na swoim 

przemoczonym ubraniu zauważył białe zacieki. A w palcach w ogóle nie miał czucia.

- Na miłość boską! Co ci się stało? - zapytał zaniepokojony Sedolf, który o bardzo 

wczesnej porze zjawił się na brzegu, żeby wypłynąć na krótki poranny połów.

Zdziwił się, gdy zauważył ciemno ubraną postać, leżącą między łodziami tuż przy linii 

przypływu. Obrócił na bok bezwładne ciało i dopiero wówczas poznał, że to Emil. Zaczął go 

background image

cucić w popłochu, przerażony, że nie żyje.

Emil zamrugał powiekami, nie pojmując, dlaczego jest tak jasno. Twarz Sedolfa dwoiła 

mu się w oczach.

Powoli wracała mu pamięć. Schodził na brzeg, żeby sprawdzić, kto się kręci między 

łodziami. A potem poczuł silne uderzenie w plecy, jakby trafił go kamień.

- To ty mnie tak załatwiłeś? - zapytał Sedolfa.

- Ja? Co ci, u licha, przyszło do głowy? Jak możesz mnie podejrzewać? - krzyknął 

Sedolf, a w jego głosie słychać było złość i zawód.

Emil szczękał zębami i cały trząsł się z zimna.

Wystarczyłoby powodów, żeby pozostawić go tutaj i odejść, pomyślał Sedolf. Ale są i 

takie, które przemawiają za tym, żeby mu pomóc.

- Trzeba cię, chłopie, zanieść pod dach! - rzucił w końcu zdecydowanym głosem. - 

Zabieram cię do Idy, czy tego chcesz, czy nie!

Emil milczał, zbyt wyczerpany, by się sprzeciwiać. Ostatnim miejscem, gdzie się teraz 

chciał znaleźć, była chata Idy, ale rozumiał, że nie ma wyboru.

Sedolf podźwignął go i, podpierając, poprowadził w stronę zabudowań.

- Zdaje się, że już dziś tędy szedłeś - rzucił z nieskrywaną goryczą Emil, zauważywszy 

świeże ślady na ziemi.

Ale Sedolf w milczeniu wiódł go pod górkę do chaty, z której komina unosił się swojski 

dym. Wiedział, że Ida właśnie gotuje dla dzieci jedzenie.

Zdziwiony, że drzwi są zaryglowane, krzyknął głośno, że wrócił. Otworzyła mu blada 

jak ściana.

Sedolf, nie bawiąc się w długie wyjaśnienia, wepchnął Emila do środka.

- Wróciłem, Ido, nie spodziewałaś się tego, prawda? - odezwał się Emil, siląc się na 

uśmiech. Bez powodzenia.

- Co się stało?

- Nie wiem - odrzekł Sedolf ponuro i posadził Emila na ławie, opierając go o ścianę, 

żeby się nie zsunął. - Znalazłem go między szopami na łodzie. Leżał nieprzytomny na brzegu.

Ida uchwyciła się ramy okna i przymknęła oczy.

- Dlaczego zaryglowałaś drzwi? - zapytał Sedolf, tknięty niedobrym przeczuciem.

- Poszłam po mleko - wyjaśniła spokojnie. - I wtedy zobaczyłam, że ktoś się włamał do 

piwnicy, gdzie przechowujemy żywność... Ukradł mięso.

- Komu w głowie takie żarty?

- O ile to żart - odpowiedziała Ida i skierowała pytający wzrok na przysłuchującego się 

background image

rozmowie Emila.

- Chciałem zobaczyć... wydawało mi się, że coś się rusza przy łodziach... A potem 

usłyszałem... jakby świst - wyjaśniał Emil. - Więcej już nic nie pamiętam. Kiedy się ocknąłem, 

pochylał się nade mną Sedolf. Muszę wracać do domu, wydoić krowy...

Próbował wstać, ale zakręciło mu się w głowie i opadł ciężko na ławę. Ręką pomacał się 

po biodrze, zaciskając palce na skórzanej pochewce.

- Gdzie mój nóż? - zapytał, rozglądając się wokół. Nadal dwoiło mu się w oczach i 

widział nieostro.

- Pochewka jest pusta, Emilu - odpowiedział Sedolf i popatrzył zakłopotany na Idę, 

która zacisnęła usta w wąską kreskę. Skroń pulsowała jej gwałtownie.

- Nie przypominam sobie, żebym widział nóż wśród kamieni naniesionych przez fale 

przypływu - myślał na głos Sedolf. - Może nie zauważyłem, ale nie sądzę.

-   Zdaje   się,   że   znaleźliście   jakiś   nóż   przy   tej   kobiecie   w   lesie?   -   zapytał   Emil   z 

wysiłkiem.

Ida potwierdziła i zapytała:

- Brakowało którejś łodzi?

Sedolf, choć miał dobrą pamięć wzrokową, nie potrafił sobie tego przypomnieć. Ciągle 

miał przed oczyma postać leżącą na brzegu, zalewaną przez wzbierające fale przypływu. Gdyby 

nie przyszedł na czas...

- W izbie ojca stoi kufer z ubraniami - zwróciła się Ida do Sedolfa, zauważywszy, że 

Emil trzęsie się z zimna. - Sięgnij stamtąd coś dla Emila! Albo najlepiej niech idzie się tam 

przebrać. Nie może przecież siedzieć w mokrych rzeczach, bo się rozchoruje.

Przemarznięty Emil, chcąc nie chcąc, przystał na to, mimo że sytuacja była dla niego 

wyjątkowo niezręczna. Ale Ida robiła dobrą minę do złej gry i zachowywała się tak, jakby nie 

pamiętała nocnej rozmowy.

-  Wygląda   na to,  że  między  wami  wszystko  już  ustalone  - odezwał   się  Emil,  gdy 

zamknęli drzwi do kuchni.

- Ustalone? - powtórzył Sedolf. - Hmm... Z Idą trudno o taką pewność. Ona jest jak 

dziki ptak, który potrafi nieoczekiwanie poderwać się do lotu. Nie ma sensu próbować jej 

usidlić.

Pozostawiwszy zdumionego Emila samego z Idą, wyszedł do obory nakarmić inwentarz. 

Potem udał się na nabrzeże, gdzie już kręciło się sporo rybaków. Emil, obserwując go przez 

okno, zastanawiał się, o czym z nimi rozmawia.

W izbie słychać było tylko gaworzenie niemowląt, które Ida najpierw przewinęła, a 

background image

potem nakarmiła. Przechodził go dreszcz niechęci, ilekroć spoglądał na te pędraki. Na miły 

Bóg,   opieka   nad   dziećmi   to   doprawdy   zajęcie   dla   kobiet,   myślał.   Na   szczęście   nikt   nie 

oczekuje, żeby to robili mężczyźni...

Właściwie   takie   małe   dzieci   w   ogóle   go   nie   interesowały.   Dopiero   gdy   zaczynały 

rozmawiać i udzielać rozsądnych odpowiedzi, zaliczał je do gatunku ludzkiego.

Ida nie odzywała się do niego. Bez słowa narzuciła mu na ramiona wełniany pled, po 

czym przyniosła gorące mleko, miskę kaszy i kilka kromek chleba z masłem.

On sam zanadto był zakłopotany, żeby coś powiedzieć. Zaledwie w parę godzin po tym, 

jak go odprawiła z kwitkiem, potrzebował jej łaski. Siedział tu w pożyczonych ubraniach i czuł 

cierpki smak porażki. Dodatkowo przygnębiało go to, że ratunek zawdzięczał Sedolfowi. Co 

gorsza, okazało się, że Sedolf zadomowił się w chacie na cyplu.

Serce go ściskało, gdy widział, jak ci dwoje zwracają się do siebie nawzajem. Ich gesty, 

uśmiechy... Jak wiele oczywistości jest w słowach, które wypowiadają.

A więc Ida dokonała wyboru.

Ponownie został pominięty. Za pierwszym razem pokonał go Lapończyk z gór. Teraz 

lekkoduch, który nie posiadał nawet własnego łóżka.

Zresztą rzadko sypiał w tym samym łóżku.

Sedolf wrócił zamyślony i zmarszczywszy czoło, oznajmił:

- Kilku sąsiadów obiecało, że zaraz zaprzęgną konie i zabiorą cię stąd. Odwiozą do 

domu i pomogą przy obrządku. Olav przyśle ci do pomocy żonę i siostrę. Ja niestety nie mogę. 

Nie mam odwagi zostawić Idy nawet na chwilę. To wszystko wygląda dość... dziwnie.

- Nie znalazłeś mojego noża? - zapytał Emil. Sedolf pokręcił głową.

- Nie znalazłem, choć zajrzałem pod każdy kamień w miejscu, gdzie leżałeś. - Nabrał 

powietrza w płuca i dokończył: - Sprawdziłem nawet pod oknem Idy i wzdłuż prowadzącej do 

chaty ścieżki. Tam też go nie zgubiłeś.

Tylko ten jeden raz została wspomniana nocna wizyta Emila.

- Pewnie potrzebował noża - odezwała się głucho Ida. Rozłożyła na podłodze podwójny 

wełniany koc i ułożyła na nim Mikkala i Raiję.

Emil   nie   pojmował,   jak   można   znieść   nieustanną   obecność   takich   brzdąców,   ale 

Sedolfowi to najwyraźniej nie przeszkadzało.

- Ojciec się musi o tym dowiedzieć! - Ida popatrzyła błagalnie na Sedolfa.

Ten pokiwał głową. Myśl o obcym szaleńcu, który kręcił się nocą w pobliżu chaty i 

który buszował w zapasach zgromadzonych w piwniczce tuż obok, wydawała mu się nie do 

zniesienia.

background image

A do tego jeszcze ta napaść na Emila. Całe szczęście, że jest młody i silny, bo nie 

wiadomo,   jak   by   się   to   skończyło.   Napastnik   nie   wyglądał   na   kogoś,   kto   zadręcza   się 

wyrzutami sumienia. Życie ludzkie najwyraźniej niewiele dlań znaczy. Zresztą najlepszym na 

to dowodem był sposób, w jaki potraktował Helenę.

-   Chyba   pojedziemy   do   Knuta   -   zadecydował   Sedolf.   -   W   gromadzie   zawsze 

bezpieczniej.

Oznaczało to, że nie będzie już potrzebny, i zrobiło mu się żal, że nie powtórzy się 

miniona noc. Nie zaśnie, czując głowę Idy na ramieniu, nie obudzi się przytulony do niej...

Ale trudno, coś za coś! Najważniejsze jest bezpieczeństwo jej i dzieci.

Po   Emila   zajechał   wóz.   Patrząc   za   oddalającym   się   pojazdem,   Ida   pokiwała   z 

dezaprobatą głową.

- Nawet nie podziękował - stwierdziła.

- A czy kiedykolwiek słyszałaś, żeby to uczynił? - odparł cicho Sedolf.

Nie odpowiedziała.

Ubrała ciepło dzieci i położyła je w komsach, które otrzymała w podarunku od bliskich 

Ailo. Były to poręczne lapońskie kołyski z wydrążonego pnia, w których dzieci miały ciepło i 

przytulnie.

Pozamykawszy   starannie   drzwi,   Ida   rzuciła   zamyślone   spojrzenie   ku   saunie,   gdzie 

ojciec urządził sobie schowek. Wszystko, co posiadał cennego, ukrył w jednej ze ścian sauny. 

Reijo sądził, że tylko on wie o tej kryjówce, tymczasem Maja i Knut także wiedzieli, mimo to 

nie   od   razu   bezbłędnie   trafiali   na   właściwe   miejsce.   Chyba   więc   to   wszystko,   co   skrywa 

schowek, leży tam bezpiecznie. Zresztą, człowiek, który grasował dzisiejszej nocy koło ich 

domu, pewnie już tu nie wróci.

U Knuta i Anjo życie zaczęło wracać do normy. Kiedy Ida z Sedolfem zajechali do 

domu nad rzeką, zastali jedynie Reijo.

- Stało się coś złego? - zapytał, gdy tylko ich zobaczył.

- W nocy mieliśmy gości - odparł Sedolf. Reijo przezornie zamknął drzwi do izby, w 

której nadal leżała Helena.

- Z piwnicy zginęło mięso - wyjaśniła Ida. - Ktoś pozbawił Emila przytomności i zabrał 

mu nóż. Sedolf znalazł Emila dziś rano na brzegu. Gdyby było chłodniej, zamarzłby.

- A co Emil robił w nocy na cyplu? - zdziwił się Reijo, ale ze spojrzeń, jakie młodzi 

wymienili między sobą, domyślił się odpowiedzi, więc nie pytał więcej.

Kiedy Knut usłyszał nowiny, uparł się, że Ida nie może wrócić na noc do chaty.

- Jestem tego samego zdania - poparł go Sedolf. - Mimo wszystko bezpieczniej jest w 

background image

gromadzie.

- Jest nas tylko dwóch mężczyzn - oznajmił Knut i popatrzywszy przeciągle na Sedolfa, 

spytał: - Nie boisz się plotek?

Sedolf roześmiał się.

- Żartujesz chyba. Od kiedy mnie obchodzi, co ludzie o mnie myślą?

- A mógłbyś u nas zostać?

- Owszem - odparł przeciągle Sedolf, i tym razem nie mając odwagi spojrzeć na Idę.

Gdyby wiedziała, jak bardzo tego pragnie. Jak wszystko się w nim raduje. Mimo że tak 

skrywał swoje uczucia, wszyscy się ich domyślali.

- Moglibyśmy się dziś wybrać razem do lasu - dodał Knut. - Weźmiemy wnyki, żeby nie 

wzbudzać podejrzeń, i spokojnie rozejrzymy się po okolicy.

- Zacznijmy od strony cypla - zaproponował Sedolf. - Ten zbir na pewno wycofał się 

gdzieś i ukrył, ale na tyle blisko, by mógł obserwować dom.

- Dlaczego wrócił? - zapytał Reijo. - Może właśnie nad tym się zastanówmy!

Knut Zgodził się Z nim.

- Rzeczywiście, Reijo, najlepiej będzie o to zapytać tę, która zna odpowiedź!

- Przecież umówiliśmy się, że nie będziemy na nią wywierać presji - sprzeciwi! się 

Reijo.

- Tak, ale zanim zostało narażone życie kolejnego człowieka - rzucił twardo Knut. 

Wrażliwy  niegdyś  chłopak z jasną  grzywką i  dziewczęcymi  rysami na zawsze  pozostał  w 

Finnmarku.

Nawet Anjo nie zdołała go powstrzymać.

- Muszę poznać całą prawdę - odparł. - Chcę wiedzieć, kogo my właściwie ukrywamy!

- Porozmawiam z nią i przygotuję na to, że przyjdziesz do niej coś wyjaśnić, ale ja jej 

pytać nie będę, bo straci do mnie zaufanie, a także poczucie bezpieczeństwa, jakie wspólnie z 

Anjo tak pieczołowicie staraliśmy się jej przywrócić. Ona jest tak zalękniona, że wystarczy 

poruszyć się inaczej, a już cała drży.

- Mój ty najwspanialszy tato! - odezwała się Ida z miłością, głaszcząc go po policzku. 

Trzymając na ręku jedno dziecko, bo drugie niosła Anjo, weszła za Reijo do izby, w której 

leżała Helena.

Sedolf   pozostał   w   przestronnej   kuchni,   dość   blisko   by   usłyszeć   całą   rozmowę,   ale 

niewidoczny dla oczu Heleny, która go przecież nie znała. Uznał, że obecność zbyt wielu osób 

może ją spłoszyć.

Reijo   usiadł   na   stołku   obok   łóżka.   Helena   nie   spała,   a   kiedy   ujrzała   otaczające   ją 

background image

kręgiem grono przybyłych, oczy rozszerzyły jej się z lękiem. Znała tylko Reijo i Anjo, no i 

oczywiście Knuta. Zawsze jednak przerażała ją jego potężna postać. Mężczyźni zazwyczaj 

wprawiali ją w zakłopotanie, a mąż Anjo wydawał się jej taki wysoki!

Drobną rudowłosą dziewczynę też już kiedyś widziała. Przyglądając się jej uważnie, 

nagle doznała olśnienia. Tak, to musi być córka Reijo. Jaka piękna! Mieli podobne spojrzenie, 

nos...

Helena odruchowo dotknęła dłonią policzka. Nie udało jej się dostać lustra od Anjo. 

Anjo powiedziała, że pożyczyła je komuś przed paroma dniami. To wyjaśniło Helenie więcej 

niż chciałaby wiedzieć.

- Wiesz, Heleno, wolałbym tego uniknąć - zaczął Reijo łagodnym głosem. - Stało się 

jednak coś, co umocniło Knuta w przekonaniu, że należy cię spytać o sprawy, o których być 

może wolałabyś zapomnieć. Bardzo cię proszę, postaraj się mu odpowiedzieć.

Szare oczy Heleny ciemniały w miarę, jak Reijo do niej przemawiał, a kiedy skończył, 

przeniosła spojrzenie na Knuta, który stał w nogach łóżka.

- Wspomniałaś Reijo, że nazywasz się Helena i masz osiemnaście lat - zaczął. - To 

niewiele nam mówi. Musimy wiedzieć o tobie więcej. Dlaczego i z kim przybyłaś w te strony?

Spuściła wzrok i popatrzyła w dół na swoje dłonie i nadłamany paznokieć.

- Ktoś cię ciężko poranił nożem. Rozumiem, Heleno, że boisz się tego mężczyzny, ale 

jak mamy cię chronić, jeśli nie wyjawisz nam, kim on jest?

- Reijo mówił, że jestem tu bezpieczna - odezwała się cienkim głosem, jakby dopatrując 

się nieścisłości w słowach Knuta.

- Po co tu przybyliście?

- W Ruiji wszystko jest lepsze - odrzekła wymijająco, mimo że wiedziała, iż oczekuje 

się od niej jakiejś konkretnej odpowiedzi.

- Czy szorowałaś kiedyś podłogi, Heleno? Zaskoczona napotkała spojrzenie Knuta. Miał 

takie wyraziste oczy, lśniące niczym kamienie szlachetne i chyba równie chłodne. Odnosiła 

wrażenie, że Knut jej nie lubi, co sprawiało, że całkiem straciła pewność siebie. Wśród ludzi, 

którzy jej nie akceptowali, zawsze zachowywała się niezręcznie. Potrzebowała uwielbienia, by 

mogła roztaczać swój czar. Tego ją nauczono.

- Czy zdarzało ci się wstawać wcześnie, zanim inni domownicy się obudzili, po to by 

napalić w piecu? - nie ustępował Knut.

Dlaczego on pyta ją o takie rzeczy?

- Prałaś ubrania w lodowatej rzece? Dźwigałaś ciężkie i niewygodne nosidła z wodą? 

Cerowałaś skarpety przy lichym płomyku lampki, gdy inni już poszli spać?

background image

- Dosyć - ostrzegawczo wtrącił się Reijo, pociemniały na twarzy. - Dość tego, Knut!

- Dlaczego on mnie o to pyta? - pytała cienkim głosem Helena, ledwie powstrzymując 

się od płaczu.

- Droga Heleno! - Reijo uchwycił jej dłonie i zajrzał głęboko w oczy. Pragnął być dla 

niej opoką. Było coś tak intymnego w kontakcie tych dwojga, że Ida poczuła się zażenowana. 

Wydało jej się, że oni wszyscy są intruzami, którzy nieproszeni wtargnęli do nie należącego do 

nich świata.

- Twoje dłonie nie wykonywały żadnego z tych zajęć,  o których wspomniał Knut, 

prawda? - powtórzył łagodnie Reijo.

Gwałtownie cofnęła ręce i odwróciła spojrzenie, unikając wzroku Reijo.

- To łatwo poznać. My najlepiej  wiemy, jak wyglądają spracowane ręce.  Twoje są 

gładkie jak ręce dziecka. To nie jest, broń Boże, zarzut, wcale nie! Ale uświadamia to nam, że 

należysz do innej klasy niż my. Dlatego tak trudno zrozumieć całą tę sytuację. Powiedz, czy 

nikt ciebie nie szuka, nie tęskni za tobą? Heleno? Przecież na pewno masz rodziców, rodzinę, 

która martwi się, gdzie zaginęłaś?

- Nikt mnie nie szuka - rzekła tylko. Knut westchnął.

- Kim on jest? - zapytał mniej łagodnie niż Reijo. - Musisz przecież go znać. Nie 

przybyłaś z Finlandii zupełnie sama. Jesteś na to zbyt delikatna.

- Dlaczego ten człowiek tak cię skrzywdził? - wtrącił się Reijo, uprzedzając pytanie 

Knuta.

Bał się, że Knut zapyta o to zbyt obcesowo.

- On jest już daleko stąd - odpowiedziała głosem małego dziecka. - Daleko, daleko stąd.

Pobożne   życzenie   ubrane   w   słowa,   bezradne   zaklinanie   sprowadzone   do   magii 

pozbawionej mocy, próbujące zagłuszyć strach. Tak, przede wszystkim strach.

- Dziś w nocy ktoś napadł na jednego z mieszkańców wioski, który omal nie przypłacił 

tego życiem. Zniknął jego nóż... - dorzucił Knut.

- Nóż? - wyszeptała przerażona Helena i dopiero teraz popatrzyła na Knuta. Wczepiła 

palce w pled, a oczy rozszerzyły jej się w panicznym strachu.

Przełknęła   ślinę   i   poruszyła   ustami,   nie   wydając   z   siebie   żadnego   dźwięku.   Łzy 

popłynęły jej z oczu jak strumyki.

- Kim on jest? Dlaczego pociął cię nożem? Myślisz, że wrócił po ciebie?

Knut przestał się już silić  na delikatność. Mówił wprost, rzucając jedno pytanie za 

drugim.

- Nie po mnie - szeptała, nie przestając szlochać. - Nie po mnie. Na pewno czegoś 

background image

szuka, może coś zgubił. Ale nie mnie...

Knut zastanawiał się, czy jest to prawda, czy tylko pobożne życzenie.

-   Kim   on   jest?   -   powtórzył   swoje   pytanie.   Ale   dziewczyna   tylko   pokręciła   głową, 

jeszcze mocniej zaciskając usta, jakby w obawie, że wymknie się jej jakieś słowo.

- Dlaczego go chronisz? - próbował się dowiedzieć Knut.

Ona jednak patrzyła tylko na niego, a z oczu nie przestawały jej płynąć łzy. Knut czuł 

się jak stallo, potwór z lapońskich baśni, który chce wyrwać dziewczynie serce.

Uniósł brwi i parę razy głębiej odetchnął. Nie zamierzał dłużej naciskać dziewczyny. W 

popłochu usiłował znaleźć inny sposób, by dotrzeć do niej.

- Nazywasz się Helena - odezwał się znowu. - Masz osiemnaście lat i pochodzisz z 

jakiegoś miejsca w Finlandii. To się zgadza?

Ledwie dostrzegalnie skinęła głową, ściskając pled pobielałymi kostkami.

- Zrobimy tak: jeśli odpowiedź na moje dalsze pytania jest twierdząca, kiwnij głową, 

jeśli nie: pokręć.

Wstrzymała oddech.

- Przybyłaś do Norwegii razem z kilkoma mężczyznami - zaczął spokojnym głosem. - 

Może z jednym...

Nie spuszczał z niej oczu. Powoli pokręciła głową, ale zaraz lekko skinęła.

-   Przybyłaś   z   mężczyzną   -   rzucił   pewnie.   -   Potężnym   mężczyzną   o   gwałtownym 

usposobieniu, który potrafi być groźny i nosi przy sobie nóż...

Siedziała nieporuszona z uchylonymi ustami. Ona też jakby wstrzymała oddech.

-   Nie   sądzę,   że   przybyliście   do   Norwegii   w   poszukiwaniu   lepszego   życia.   Nie 

przygoniła was tu bieda. Myślę nawet, że w Finlandii powodziło się wam bardzo dobrze. 

Przypuszczam, Heleno, że przyszłaś na świat w arystokratycznej rodzinie. Z jakiegoś powodu 

musiałaś uciekać.

Nie zaprzeczyła. Ale też i nie potwierdziła.

- Człowiek, o którym mówimy, to twój ojciec, brat albo dalszy krewny... albo twój mąż. 

Nie wiem, ale pragnąłbym, żebyś ty sama nam to powiedziała. Zrozum, to nie będzie zdrada! 

Zresztą nie musisz dochować wierności komuś, kto cię pobił do nieprzytomności, pociął nożem 

po całym ciele i pozostawił w lesie na pewną śmierć. Dlaczego milczysz i chronisz kogoś 

takiego?

Zaszlochała gwałtownie. Anjo oddała Mikkala Idzie i usiadła niemal równocześnie z 

Reijo na krawędzi łóżka. Helena zarzuciła Reijo ręce na szyję i trzęsła się od płaczu. Anjo 

pogłaskała ją po plecach. Razem z Reijo robili, co mogli, by ją uspokoić, pocieszyć i zapewnić 

background image

poczucie bezpieczeństwa.

Ida   pociągnęła   Knuta   za   ramię   i   razem   weszli   do   kuchni.   Ona   także   miała   oczy 

czerwone od łez i trzęsły się jej ręce. Bardzo to przeżyła.

Sedolf bez słowa przytulił ją do siebie.

- Co tam się stało? - zapytał po chwili. - Trochę rozumiem po fińsku, ale rozmawialiście 

zbyt szybko i wiele mi umknęło.

- Mamy do czynienia z jakimś arystokratą - odpowiedział Knut. - Z Finlandii. Potrafi 

być bardzo okrutny, no i używa noża.

- Właściwie prócz tego, że to arystokrata, wiedzieliśmy wszystko.

Knut otarł pot z czoła. Poczuł się zmęczony jak po wielogodzinnej pracy w lesie bez 

odpoczynku.

- Bóg raczy wiedzieć, dlaczego ona tak uparcie milczy. Przecież nie ma za co dziękować 

temu draniowi!

- Dowiemy się i tego - rzekł zdecydowanie Sedolf. - Pamiętasz chyba, że mieliśmy pójść 

do lasu.

Knut skinął głową. Mało brakowało, a by zapomniał.

- Powinienem chyba zniknąć z domu, zanim Reijo uspokoi tę dziewczynę. Bo patrzył na 

mnie tak, jakby chciał mnie zabić wzrokiem.

background image

8

Las wydał im się taki sam jak zwykle. Nie poraziła ich złowroga cisza, nie wyczuli nic 

niepokojącego. Na nagich gałęziach drzew chwiały się na wietrze pojedyncze liście. Minęła już 

pora, gdy las zachwycał feerią barw. Teraz dominowała głęboka zieleń sosen, złamana tu i 

ówdzie rzucanymi przez nie niebieskawymi cieniami.

W wysokich partiach gór spadł pierwszy śnieg. Szczyty okryły się białą warstwą, która 

znikała za dnia, ogrzana słoneczną dłonią, by potem znów się pojawić. Widoczne z oddali 

plamy   śniegu   zalegającego   ocienione   kotliny   przez   cały   rok   powiększyły   się   i   zwolna   na 

podobieństwo pajęczej sieci oplatały zbocza, tworząc niebieskawo - brunatno - biały kobierzec.

Knut   i   Sedolf   zastawiali   sidła,   uważnie   śledząc   tropy   zwierząt.   Zobaczyli,   którędy 

przemykał   się   lis,   minęli   zagłębienia   pozostawione   przez   odpoczywające   łosie,   odkryli   na 

obrzeżach mokradeł odciśnięte ślady łap rysia. Nie brakowało także śladów ludzkiej obecności. 

Większość z nich łatwo było wytłumaczyć: kręcili się tu przecież pasterze, którym zaginęły 

owce, zbieracze runa leśnego, a także ci, którzy tak jak oni teraz zastawiali sidła...

W miejscu, gdzie została odnaleziona Helena, nadal stały koszyki Idy i Anjo. Sedolf 

uśmiechnął się, rozbawiony, ujrzawszy na dnie koszyka Idy zmarznięte borówki.

Przez moment poczuł pokusę, żeby wziąć je ze sobą, ale w końcu wysypał owoce i 

zabrał tylko koszyki.

Knut siadł na pagórku gęsto porośniętym runem, mniej więcej w tym miejscu, gdzie 

leżała Helena. Przez tych parę dni przyroda niemal całkowicie usunęła ślady tego, co tu się 

zdarzyło.

Mech i zgniecione krzaczki podniosły się i zakryły zagłębienia na zielonym poszyciu.

- Dlaczego szli właśnie tędy? - zastanawiał się Knut. - Przecież to o wiele trudniejsza 

droga, a poza tym jeśli ktoś kieruje się na zachód, tędy nie przedostanie się na drugą stronę gór. 

Rozsądniej byłoby zboczyć z głównego szlaku dopiero na szczycie...

- Zwróciłeś uwagę, że nie widać też śladów końskich kopyt? - rzucił Sedolf.

Knut pokiwał głową. Jemu także wydało się to dziwne.

- Jeśli  jednak ten człowiek zamierzał  pozbyć się Heleny - ciągnął Sedolf - to jego 

działanie nie wydaje się pozbawione rozsądku.

Knut w milczeniu rozważał jego słowa.

- Spróbujmy wczuć się w jego sytuację i myśleć tak jak on - zaproponował Sedolf. - 

Miejsce jest ustronne, idealne na porzucenie ofiary. Właściwie to zupełny przypadek, że ktoś ją 

tu znalazł. O tej porze zwykle nikt już nie zbiera borówek, bo owoce zniszczone nocnymi 

background image

przymrozkami nie nadają się na konfitury. Na pewno brał to pod uwagę.

Knut był tego samego zdania.

Rozejrzał się wokół. Zdawało mu się, że słyszy jakieś szepty w koronach nagich brzóz, 

niemych świadków tego, co się tu zdarzyło.

- A więc,  patrząc  na  to jego oczami,  wszystko  poszło  zgodnie  z planem - ciągnął 

tymczasem Sedolf. - Nie rozumiem więc, dlaczego wrócił? Zastanawia mnie też, czemu to 

dziewczę tak uparcie milczy.

-   Przebąkiwała,   że   on   mógł   coś   zgubić   -   myślał   na   głos   Knut,   nie   przestając 

przeczesywać krzewinek. Robił to mechanicznie, z pozorną niedbałością.

-  Ubrania  raczej  nie,  zaś   nóż,   który  zostawił,   był   najzwyklejszy  w  świecie   i   mógł 

należeć do każdego. Chodzi na pewno o coś innego, o coś, co ma związek wyłącznie z nim - 

podejrzewał Sedolf.

Knut nie odpowiedział, usłyszawszy trzask łamanych gałęzi. Odgłos dochodził z głębi 

lasu, ale skały zasłaniały im widok.

- Może jakiś ryś przyczaił się na nas - rzucił beztrosko i wstał.

Wrzucił do zapomnianego przez Anjo koszyka resztę wnyków i dal znak Sedolfowi, że 

powinni już pójść.

Sedolf, niewiele z tego rozumiejąc, podążył za Knutem. Kiedy już uszli kawałek, Knut 

wyszeptał pośpiesznie:

- Mówisz trochę po lapońsku?

- Właściwie nie, ale dużo rozumiem - odparł Sedolf.

- To dobrze! - Knut przeszedł na język nomadów: - Ktoś jest w lesie od strony szczytu. 

Gdyby to byli ludzie ze wsi, zawołaliby: „Hej, hej!” i pokazali się, prawda?

Sedolf przytaknął, z trudem się powstrzymując, by nie odwrócić głowy.

- Coś mi mignęło wśród drzew - dodał Knut i nachylił się niespiesznie, żeby zastawić 

sidła na zająca. - Dostrzegłem nagły ruch. Tuż nad nami. Myślę, że ten ktoś nie może nas 

słyszeć, ale lepiej być ostrożnym, prawda?

Sedolf znów przytaknął i uśmiechnął się. Zrozumiał, że muszą zachowywać pozory, tak 

by z daleka wyglądało to na zwykłą rozmowę.

Knut pogrzebał przez chwilę w kieszeni, ale nic z niej nie wyjął.

- Jeśli to ten sam człowiek, który skrzywdził Helenę, to lepiej nie prowadzić go wprost 

do niej - zadecydował. - Pójdziemy najpierw do chaty Reijo, zrobimy obrządek i pod osłoną 

mroku wrócimy do domu. Być może ostrożność jest zbędna. Może on wcale nie będzie nas 

śledził. Na zdrowy rozum, powinno mu zależeć na tym, by jak najprędzej stąd uciec.

background image

- O ile to rzeczywiście jest on - rzucił Sedolf i najobojętniej w świecie prześliznął się 

wzrokiem po wzniesieniach. Mimo wytężonej uwagi nic nie dostrzegł.

Knut tymczasem starannie założył ostatnie już wnyki, które były dobrym pretekstem do 

wędrówki   po   lesie,   ale   jednocześnie,   a   może   przede   wszystkim,   sposobem   na   zrobienie 

zapasów pożywienia.

Potem zawrócili w dół. Nie wiedząc, czy śledzi ich czyjeś spojrzenie, czy ów ktoś 

podąża ich śladem, na wszelki wypadek gawędzili po drodze na przemian po lapońsku i po 

norwesku.

Dotarłszy   na   cypel,   zaryglowali   starannie   drzwi   i   rozpalili   w   piecu.   W   chacie   z 

drewnianych bali,  starannie ciosanych i dopasowanych, by nie wiało przez szpary, szybko 

zrobiło się ciepło. Wyjrzeli dyskretnie przez okno, ale nie zauważyli nikogo. Wiadomo jednak, 

że ktoś taki nie przyjdzie i nie zapuka.

Knut sprawdził w alkierzach, czy okna są dokładnie podomykane, a potem usiadł obok 

Sedolfa przy stole w kuchni. Zrobiło się już ciepło na tyle,  że mogli  ściągnąć wierzchnie 

okrycia. Sedolf zdjął przez głowę gruby wełniany sweter i podkasał rękawy koszuli. Knut, 

uczyniwszy to samo, poszperał w kieszeni spodni i coś stamtąd wyjął. Uchwycił wzrok Sedolfa 

i   z   uśmiechem   demonstracyjnie   otworzył   zaciśniętą   dłoń,   tak   jak   czasem   robią   dorośli, 

popisując się przed dziećmi sztuczkami magicznymi. Miał zresztą także równie zadowoloną 

minę.

Sedolf aż otworzył usta ze zdumienia.

- Znalazłem to - oznajmił Knut. - Przeczesywałem palcami krzewinki i natknąłem się na 

coś jeszcze poza borówkami. Niewykluczone, że to zasługa mojej matki, która miała niezwykłe 

zdolności i przekazała coś z tego nam, swoim dzieciom. Bo jak inaczej to wytłumaczyć...

- A więc ten nędznik naprawdę coś zgubił! - powiedział zdumiony Sedolf i wziął do ręki 

leżący na stole pierścień.

Knut podkręcił płomyk w lampie, żeby świecił  jaśniej. Pochylił się, zaintrygowany, 

próbując dojrzeć drobne wzorki ozdabiające pierścień i rozszyfrować ich znaczenie.

- Wstęga - rzekł Sedolf, ale jego palce wydawały się zbyt duże, gdy trzeba było wskazać 

misterne wzory. - I oszczep.

Doprawdy ciekawie było wyszukiwać wzrokiem symboli, tak by niczego nie pominąć.

- Skrzyżowane oszczepy - poprawił go Knut. - To na pewno coś znaczy. O, i koński łeb!

Wijąca się ukosem wstęga dzieliła pierścień na dwa pola. U góry widoczne były dwa 

skrzyżowane oszczepy, zaś u dołu łeb konia. Nie sposób go było nie dostrzec. W miejscu oczu 

zwierzęcia znajdowały się dwa maleńkie, błyszczące zielono kamienie szlachetne, wstęga zaś 

background image

była wysadzana nieco większymi czerwonymi rubinami. Pozostałe znaki były grawerowane.

Sedolf zważył pierścień w dłoniach i włożył na palec lewej ręki, uśmiechając się przy 

tym i błaznując. Dziwnie się czuł z taką ozdobą na palcu, bo zdawało mu się, że biżuteria 

przynależy kobietom, ale pierścień pasował na niego, a nawet był lekko luźny.

Kładąc go z powrotem na stole, powiedział:

- Rozumiem teraz, czemu ten człowiek zawrócił. Ten wykonany ze szczerego złota 

pierścień musi być wart fortunę. Poza tym kamienie szlachetne też mają swoją wartość. Takich 

klejnotów nie wyrzuca się ot tak sobie, bez żalu.

Knut dotknął ostrożnie pierścienia.

- Na pewno masz rację, ale moim zdaniem chodzi tu o coś więcej - rzekł spokojnie. - To 

jest pierścień rodowy z wygrawerowanym herbem.

Knut także przymierzył pierścień, najpierw herbem do wierzchu, a potem przekręcił go i 

wówczas wyglądał jak gładka złota obrączka.

- Tą stroną się nosi pierścień, jeśli się nie chce zdradzać swojej tożsamości - domyślił 

się. Przypomniał sobie, co opowiadał mu kiedyś Heino, który wiele wiedział na ten temat, bo 

obserwował z bliska owe bogate rody z południa.

- A więc ten pierścień pomoże nam ustalić, kim on jest - zrozumiał Sedolf. - Tak, teraz 

dopiero pojmuję, dlaczego on się tu jeszcze kręci. Nie wiadomo z jakich powodów zdecydował 

się na ucieczkę z Finlandii, ale sprawa musi być niebłaha...

- Helena chyba też wywodzi się z jakiegoś ważnego rodu - rzekł Knut. - Przez cały czas 

mi się zdawało, że jest córką tego oprawcy, i tym tłumaczyłem sobie jej milczenie. Ale teraz 

przyszło mi na myśl, że to może być jej mąż...

- Nie sądzę. Jest zbyt młoda i niedoświadczona - uznał Sedolf.

- Nie wiem, doprawdy, nie wiem, Sedolfie - westchnął Knut, bawiąc się pierścieniem. - 

Nie dałbym głowy.

- Myślisz, że on nas śledzi?

- Nawet jeśli, to nie z powodu pierścienia. Nie mógł zauważyć, że go znalazłem. Ty 

byłeś obok mnie i nic nie dostrzegłeś, więc co dopiero on. Zresztą, gdyby był pewien, w którym 

miejscu pierścień zsunął mu się z palca, bez trudu by go odnalazł. Myślę, że on szuka po 

omacku. Musimy go przechytrzyć. Mam taki plan: wyjdziemy stąd po zmroku, a on, nawet jeśli 

nas zobaczy, i tak niczego nie pojmie...

Sedolf nie rozumiał, więc Knut wyjaśnił mu to bliżej.

- Jesteście wyjątkowo pomysłowi, ty i Ida - uśmiechnął się. - To pewnie także spuścizna 

po waszej niezwykłej matce?

background image

- Nasza mama doprawdy była wszechstronną kobietą. Teraz już potrafię mówić o niej, 

nie czując w sercu bólu. Musiało upłynąć wiele czasu! Pomimo to żadnemu dziecku nie życzę 

takiej   matki.   To,   że   wyrośliśmy   na   ludzi   i   jesteśmy   tacy,   jacy   jesteśmy,   zawdzięczamy 

wyłącznie Reijo. Takiego ojca każdy może nam pozazdrościć.

Sedolf milczał. Nie znal matki Knuta, Idy i Mai, a trudno rozmawiać o kimś obcym.

- Podobno sypiasz na tej twardej ławie - uśmiechnął się Knut szelmowsko. - Czy to 

konieczne?

Sedolf   poczuł,   że   się   zaczerwienił.   On,   który   zwykle,   nierzadko   też   z   Knutem, 

rozprawiał   swobodnie   o  dziewczętach,   teraz   zamilkł,   jakby  miał   zapieczętowane   usta.   Nie 

potrafił żartować na temat Idy, do tego w obecności jej brata.

-  Czy  to  tak  poważna  sprawa,   że nie  możesz  o  tym mówić?   - zdziwił  się  Knut  z 

błyskiem w oku.

- Chyba tak - zmusił się do odpowiedzi Sedolf.

-   Na   to   wygląda,   chłopie.   Kiedy   bowiem   powstrzymały   cię   jakieś   przeszkody? 

Nadarzała   ci   się   taka   okazja!   Przecież   drzwi   do   alkierza   nie   dają   się   zaryglować,   a   ty... 

Zadowoliłeś się wąską, krótką i twardą ławą.

Sedolf uśmiechnął się tym swoim czarującym uśmiechem, któremu niejedna panna nie 

mogła   się  oprzeć.   Sedolf   nie  przywiązywał   nadmiernej  wagi   do rzeczy,   był  beztroski,   ale 

życzliwy i w gruncie rzeczy nie było w nim zła.

Teraz też wykręcił się od odpowiedzi. Ta sprawa dotyczyła wyłącznie jego i Idy, nikogo 

więcej. Nawet Knutowi nic do tego.

-   Jednym   słowem   nie   traktujesz   tego   lekko   -   potwierdził   Knut.   -   To   mnie   trochę 

uspokoiło, nie przeczę. Zauważyłem, że się zmieniłeś. Nie poznaję też mojej młodszej siostry! 

To porządna dziewczyna, ale nie nazwałbym jej cnotką. Masz wobec niej uczciwe zamiary? - 

zapytał, wykrzywiając twarz.

- Chcę ją poślubić - odparł Sedolf. - Chociaż ona nie przestaje myśleć o Ailo i powtarza, 

że jest za wcześnie, bym jej cokolwiek proponował. Twierdzi, że jeśli kiedyś wyjdzie jeszcze 

raz za mąż, to tylko z miłości. - Sedolf rzucił Knutowi zrezygnowane spojrzenie. - Ale przecież 

każdemu wolno marzyć, prawda? Jestem jednym z tych głupców, którzy łudzą się nadzieją...

- Nawet Ida nie może bez końca żyć przeszłością i pielęgnować starych marzeń. Zwykle 

twardo stąpa po ziemi, więc i to zrozumie. Domyślam się jednak, że ją najbardziej męczy to, że 

nie wie, jak zginął Ailo. Tyle jest w tym wszystkim niejasności! A Ida należy do tych ludzi, 

którzy muszą wszystko zobaczyć na własne oczy i dotknąć własnymi rękami, żeby uwierzyć.

- Poczekam - westchnął Sedolf, spuszczając wzrok. - Nie mam nic prócz tej pary rąk. A 

background image

to niewiele, żeby zasłużyć na uwagę takiej kobiety jak Ida. Tak więc ja też potrzebuję trochę 

czasu, po to by stać się jej godnym. Lekkoduch Sedolf Bakken musi spoważnieć. Muszę stać się 

kimś, kto potrafi utrzymać siebie, żonę i dzieci. Zawsze żyłem chwilą, często na kredyt. A 

mężczyzna   z   rodziną   powinien   mieć   coś   w   zanadrzu.   Dlatego   muszę   zebrać   trochę 

oszczędności.

Oczy Knuta rozbłysnęły.

- Myślę, że niewielu ojców rodzin tu nad fiordem ma coś w zanadrzu. Prawie wszyscy 

żyją mniej lub bardziej na kredyt. Dlatego też, kiedy rok jest nieurodzajny, na morzu hula 

sztorm albo w lesie brakuje zwierzyny, straszna nędza zagląda im do oczu. Nigdy nie wiadomo, 

kiedy człowiek popadnie w kłopoty. Ida nie przyszła na świat w bogactwie - mówił dalej Knut. 

- Te pozory dobrobytu zawdzięczamy ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia. Ida także bywała 

głodna, chociaż pewnie nie pamięta, tak jak ja, smaku chleba upieczonego z kory. Czasami 

jednak cieszę się, że bywałem prawdziwie głodny, bo dzięki temu potrafię odróżnić, co w życiu 

jest ważne, a co całkiem bez znaczenia. Jest to także pewna wartość, sama w sobie, jeśli 

rozumiesz, Sedolfie, co mam na myśli...

- Ja także pamiętam smak kory w chlebie - wyznał Sedolf. - Ale nigdy nie uważałem, że 

wzbogaciło mnie to wewnętrznie.

- Idzie z pewnością wróci rozsądek - pocieszył go Knut. - Czy Emil był u niej w tej 

sprawie, o której myślę?

Sedolf pokiwał głową ponuro.

- Oświadczył się jej przez okno - rzucił z pełnym goryczy uśmiechem. - Ale wynikła z 

tego jedna wielka kłótnia. Nawet na mnie nalatywał, mimo że się wcale nie wtrącałem i leżałem 

na tej twardej ławie cicho jak trusia. Na szczęście Ida odprawiła Emila z kwitkiem. Więc 

przynajmniej jego mam z głowy.

- To znaczy, chłopie, że jest już prawie twoja - uznał Knut. - Zaufaj mi. Zresztą, niby 

dlaczego   miałbyś   mieć   lżej   niż   my   wszyscy,   którzy   przemieniliśmy   się   w   wiernych 

małżonków...

Twarz Sedolf a rozjaśniła się w uśmiechu.

-   Nie   mów   mi,   Knut,   że   tak   ci   źle!   Anjo   tańczy  koło   ciebie,   jakbyś   był   duńskim 

królem... no, jak on się nazywa?

- Fryderyk - poinformował go z ironią Knut. - Chyba piąty z kolei. Heino dobrze się 

orientował w tych sprawach, dlatego wiem. Zresztą i Anjo nauczyła się co nieco, kiedy służyła 

u namiestnika w Alcie. Zdaje się, że podsłuchiwała przez dziurkę od klucza, chociaż się tego 

wypiera.

background image

Roześmiali się obaj.

- W każdym razie - ciągnął Knut - Heino nie przepadał zbytnio za królami. Króla 

Szwecji   nazywał  chorym  na  władzę  głupcem,   a  tego  naszego   Fryderyka  szanował   jeszcze 

mniej. Twierdził, że ma skłonności do pijaństwa i nierządu. Z tego, co wiem, to prawda.

- Okazuje się, że nie tylko biedacy mogą zbłądzić i zejść na złą drogę - zauważył Sedolf. 

- Założę się, że wśród ludzi z wyższych sfer, którzy uważają się za coś lepszego, nie brakuje 

łajdaków.

- O, tak - przytaknął mu Knut i poturlał pierścień w stronę lampy.

Światło załamało się w czerwonych rubinach, pierścień błysnął, jakby mrugnięciem 

potwierdzał rację Knut a.

Zanim zaczęli obrządzać zwierzęta, poszli do sauny i podłożyli porządnie do pieca, żeby 

szybko zrobiło się ciepło i paliło się długo.

Zapadł jesienny zmrok. Zadziwiające, jak dokładnie odbiera się wszystkie dźwięki w 

takie ciemne wieczory. Może to zmysł słuchu wyostrza się, gdy zmysł wzroku zawodzi?

Knutowi  zdawało się,  że  na  ścieżce  między  oborą  a  chatą  coś  zachrzęściło,  i miał 

okropne wrażenie, że każdy jego ruch śledzi tuzin par oczu. Nie było tak chłodno. Za chmurami 

zniknął sierp księżyca. Za parę dni srebrna tarcza, odbijając się w wodach fiordu, rzucać będzie 

długie cienie i dawać światło. Ale tego wieczoru nic nie rozświetlało ciemności.

Pogoda sprzyjała planowi Knuta i Sedolfa.

Dwaj młodzi mężczyźni rozebrali się i wszystkie ubrania, a także pierścień, owinęli 

ciasno w kurtkę, po czym owiązali sznurem tak, że pakunek przypominał sporej wielkości 

twardą kulę. Zostali w samych tylko kalesonach i trzęśli się na samą myśl, że tak mają wyjść na 

dwór.

Podłożyli drew do ognia, sprawdzili, czy w lampie jest dość parafiny, po czym, nie 

zdmuchując   płomienia,   wyszli.   Pośpiesznie   zatrzasnęli   za   sobą   drzwi,   tak   by   światło   nie 

oświetliło pakunku z ubraniami, na wypadek gdyby ich ktoś obserwował.

Knut   pchnął   lekko   zawiniątko,   które   poturlało   się   z   górki   w   dół   na   brzeg   i   w 

ciemnościach zniknęło im z oczu. Modląc się w duchu, żeby nie zatrzymało się gdzieś po 

drodze, ruszyli pędem do sauny, w której zrobiło się już na tyle gorąco, by mogli się rozgrzać.

- Czuję się dość idiotycznie - przyznał się Sedolf, usiadłszy na najwyższej półce. Pocił 

się obficie, a ciemna grzywka przykleiła mu się do czoła. - I będę się czuł jeszcze bardziej 

głupio, gdy się okaże, że cała ta komedia była niepotrzebna.

- Albo poczujesz ulgę,  gdy usłyszysz, że jakiś  przysadzisty zbir, uzbrojony w nóż, 

grasuje w okolicy.

background image

Nie polewali kamieni wodą ani nie okładali się brzozowymi witkami, ale poza tym była 

to prawdziwa kąpiel w saunie, i to w środku tygodnia.

- Uff, dawno nie kąpałem się dobrowolnie - rzucił Sedolf, zwijając kalesony i składając 

je na płask. Odrzucił do tyłu mokre włosy. Spojrzał pytająco na Knuta, który wykonał mniej 

więcej te same czynności, i uśmiechnęli się do siebie.

- Na dworze jest strasznie zimno - rzucił Knut. - A podłoże kamieniste...

Tak jakby Sedolf tego nie wiedział.

Otworzyli drzwi i błyskawicznie za sobą zamknęli, po czym pobiegli w stronę brzegu, 

wykrzykując głośno. Ktoś, kto ich obserwował, mógłby sądzić, że wyszli się ochłodzić, tak jak 

zwykle się czyni podczas kąpieli w saunie.

Knut i Sedolf biegli pochyleni. Było tak ciemno, że nie widzieli, gdzie stąpają. Ostre 

kamienie   wbijały   się   im   w   stopy,   a   zimno   kłuło   ich   bose   nogi.   Wcześniej   podzielili   się 

zadaniami.   Ponieważ,   jak   obaj   uznali,   Knut   lepiej   orientował   się   w   ciemnościach,   jemu 

przypadło w udziale odszukanie zawiniątka z ubraniami. Sedolf tymczasem, brodząc wśród 

glonów, odwiązał łódkę należącą do Reijo. Drąc się na całe gardło, śpiewali przy tym sprośne 

piosenki i wykrzykiwali pieprzne dowcipy.

- U licha, gdzie ten tobołek? - syknął Knut przez zęby, szukając ubrań.

Może po drodze zmienił kierunek? Tego nigdy się nie da dokładnie przewidzieć, bo 

zbocze było kamieniste i nierówne.

Sedolf wypchnął łódź na wodę, a potem przesunął ją w cień szopy, starając się przy tym 

robić jak najmniej hałasu. Dno łodzi ledwie zaszurało o kamienie.

Knut zdążył wreszcie znaleźć zawiniątko z ubraniami i rzucił je pośpiesznie Sedolf owi. 

Wiedział dobrze, że jeśli ktoś zaczaił się, by obserwować z ukrycia chatę na cyplu, nie może 

równocześnie widzieć tego, co się dzieje na brzegu.

W końcu wychował się w tym miejscu i znał tu każdy kąt.

Dygotał z zimna, ale działo się tak nie po raz pierwszy. Teraz zgodnie z dalszą częścią 

planu miał narobić tyle hałasu, żeby ów ktoś, kto ich śledził, myślał, że do chaty wraca ich 

dwóch.

Biegnąc pod górkę, rozmawiał sam ze sobą, na przemian starając się naśladować głos 

Sedolfa. Chociaż nie wychodziło mu to idealnie, nie przejmował się zbytnio, licząc na to, że z 

daleka nie da się wychwycić drobnych niedoskonałości.

Cieszył się, że chata Reijo leży na odludziu, inaczej ich plan spaliłby na panewce.

Nim wyłonił się z niewidocznej dla obserwatora strefy, odetchnął głęboko, po czym 

ruszył pędem, jakby gonił go sam diabeł.

background image

Wśliznął się przez uchylone drzwi, błyskawicznie się cofnął i wszedł jeszcze raz. Potem 

zaryglował drzwi i wszedł do pogrążonej w mroku izby Reijo. Niewielkie okienko umieszczone 

wysoko nad podłogą wychodziło na tył domu, wprost na sosnowy zagajnik szumiący na wietrze 

i rzucający przedziwne cienie.

Otwarcie okienka zajęło mu dłuższą chwilę, ale udało mu się je w końcu uchylić tak, że 

nie rozległ się ani jeden trzask czy zgrzyt. Nie podstawiając stołka, żeby nie zdradzić drogi 

ucieczki, podciągnął się do ramy. Wymagało to wysiłku, ale Knut dorastał w twardej szkole 

życia, co mu się teraz przydało. Wiedział, że musi sobie poradzić, i do głowy mu nie przyszło, 

że może mu się to nie udać. Co znaczy odpowiednie nastawienie!

Przecisnął   nagi   tors   przez   ciasny   otwór,   podrapawszy   się   mocno,   i   z   niepokojem 

pomyślał, czy ta eskapada nie zaszkodzi szlachetniejszym partiom jego ciała poniżej pasa.

Podciągnął biodra nieco wyżej i oparł o wąską, twardą ramę. Okienko, które miało 

zawiasy umieszczone na górnej części ramy, opierało mu się na plecach i ramionach i gdy się 

przesuwał, czuł się tak, jakby zdzierano z niego skórę.

Przypomniało mu się, jak Sedolf powiedział, że będzie mu głupio, gdy cała ta komedia 

okaże się niepotrzebna. Sam miał podobne odczucie.

Zacisnąwszy zęby, podciągnął się jeszcze bardziej, obrócił się bokiem, a potem już bez 

większego trudu przecisnął nogi. Zdawało mu się, że na ramie zostały całe płaty skóry z jego 

pleców, ale w ciemności nie mógł tego sprawdzić.

Zeskoczył na ziemię w chwili, gdy zadął silniejszy wiatr, za co Knut był mu bardzo 

wdzięczny, gdyż stłumił odgłos zatrzaskującego się okienka.

Knut stanął na palcach i poprawił okienko, żeby z zewnątrz nie było widać, że jest 

otwarte,   i   pod   osłoną   sosen   obszedł   chatę.   Potem   przeczołgał   się   bezgłośnie   do   ścieżki   i 

przemknął po cichu w dół na nabrzeże. Ukryty za szopą wszedł do wody i brodząc po kolana 

dotarł do łodzi, w której już czekał Sedolf.

Trząsł się jak galareta, gdy sadowił się przy sterze.

-   Myślałem,   że   już   się   ciebie   nie   doczekam   -   wyszeptał   Sedolf,   starając   się   bez 

większego plusku poruszać wiosłami.

Lekkie   uderzenie   wioseł   słychać   było   jedynie   przy  brzegu.   Sedolf   płynął   w  cieniu 

wynurzającego się z wody wzniesienia, niewidoczny dla kogoś, kto być może obserwował dom, 

a potem skierował łódź ku ujściu rzeki. Knut drżącymi rękoma usiłował rozsupłać owinięty 

linką tobołek z ubraniami, z trudem powstrzymując szczękanie. Sedolf zmarzł jeszcze bardziej, 

wystawiony na ostry wiatr także przez ten czas, gdy Knut przebywał pod dachem.

Wreszcie Knutowi udało się wyjąć zwinięte ubrania. Swoją kurtkę zarzucił na ramiona 

background image

towarzysza, który nie przerywał wiosłowania. Sam założył przez głowę jego wełniany sweter.

Odważyli się do siebie odezwać, dopiero kiedy wpłynęli do rzeki.

- A niech to, nigdy jeszcze nie brałem udziału w czymś równie szalonym - roześmiał się 

Sedolf, wkładając ręce do rękawów kurtki.

Knut, wtórując mu śmiechem, założył spodnie, wełniane skarpety i buty. Potem przejął 

wiosła, tak by i Sedolf mógł się ciepło ubrać.

- Masz pierścień? - zapytał Sedolf. Knut poklepał się po kieszeni spodni i przytaknął.

Płynęli w górę rzeki, a gdy dotarli do miejsca, gdzie las zgęstniał, wystarczająco daleko 

od fiordu i cypla, przybili do brzegu. Wciągnęli łódź na ląd i chwyciwszy pod pachę części 

garderoby, których nie zdążyli na siebie włożyć, co sił w nogach pobiegli do chaty Knuta. Nie 

zdołali się rozgrzać szybkim biegiem i przemarznięci wpadli na schody.

Na progu powitała ich Anjo. Była blada, a w jej oczach czaił się lęk. Gdy ujrzała ich 

całych i zdrowych, wyraźnie poczuła ulgę, która natychmiast przemieniła się w złość.

- Gdzie wyście się, u licha, podziewali przez cały dzień? - zawołała, wspaniałomyślnie 

wpuszczając ich do środka. Przy kuchennym stole czekali także Ida i Reijo. Ida poderwała się 

odruchowo, ale zaraz usiadła. - Czy zdajecie sobie sprawę, że my tu umieramy ze strachu? - 

pokrzykiwała Anjo, wyrywając się zdenerwowana z objęć Knuta.

Sedolf   opadł   na   jeden   ze   stołków,   a   Knut   siadł   na   ławie   obok   Reijo   i   wyjaśnił 

zadyszany:

- Byliśmy na cyplu. Obrządziliśmy inwentarz. Wydawało nam się, że ktoś nas śledzi. 

Dlatego też musieliśmy się stamtąd ewakuować w dość dramatyczny sposób.

- Komu, u diabła, przyszłoby do głowy was śledzić? Głupcy z was! - wyzywała ich 

Anjo, która jak już wpadła w złość, to nie przebierała w słowach.

Knut przełknął ślinę. Wiedział  doskonale, że pod przykrywką gniewu żona próbuje 

ukryć strach i że zaraz znów będzie jego serdeczną i wyrozumiałą Anjo. Potrzebował jej ciepła 

bardziej niż kiedykolwiek, czuł się bowiem na wskroś przemarznięty.

- Okazuje się, że Helena miała rację, przypuszczając, że jej oprawca coś zgubił - rzekł 

spokojnym głosem i położył na stole pierścień.

Rozejrzał   się   z   satysfakcją   po   pełnych   niedowierzania   twarzach.   Sedolf   także   się 

uśmiechnął,   widząc   zdumienie   obecnych.   To   była   ich   wielka   chwila,   zadośćuczynienie   za 

wszystkie nieżyczliwe słowa.

- Chyba nie znaleźliście tego na cyplu? - spytała Ida.

- Wydawało nam się, że ktoś nas przez cały czas obserwuje - wyjaśnił Knut. - Może to 

wcale nie był on, ale woleliśmy nie ryzykować i nie przyprowadzać go wprost do kryjówki 

background image

Heleny. Dlatego poszliśmy na cypel. Nie sądzę, żeby on zauważył, że coś znalazłem.

Spojrzawszy na Reijo, który uważnie oglądał pierścień, dodał:

-   Chyba   będziemy   musieli   pokazać   go   jutro   twojej   młodziutkiej   przyjaciółce. 

Zobaczymy, jak zareaguje.

background image

9

Knut zrazu nalegał, a potem usilnie prosił, by Reijo pokazał pierścień Helenie. Ale on 

odmówił, tłumacząc:

- Lepiej zrób to sam, ona i tak nie spodziewa się po tobie niczego dobrego. Zadaj jej 

pytania, na które chcesz znać odpowiedź. - W kącikach ust Reijo pojawił się grymas. - Co do 

mnie, nadal uważam, że powinniśmy dać jej czas i poczekać, aż sama nam zechce wszystko 

opowiedzieć.

-   Traktujesz   ją   jak   własne   dziecko   -   westchnął   Knut   zrezygnowany.   -   Wszystkim 

pokrzywdzonym przez los istotom pragnąłbyś przychylić nieba. A ja się boję, że coś niedobrego 

wisi w powietrzu.

Reijo wzniósł oczy ku niebu.

- Nie chcę się do tego mieszać - rzekł otwarcie. - Ani brać na siebie odpowiedzialności. 

Nie chcę wiedzieć, o co zamierzasz ją pytać. Pamiętaj jedno, nie wolno ci doprowadzić jej do 

takiego stanu jak wczoraj. Obsypałeś ją gradem pytań, Knut. I sam się przekonałeś, że nie 

przyniosło to żadnych efektów. Prócz tego, że wyładowałeś swoją złość.

Knut spuścił głowę zawstydzony. Reijo miał rację.

- Będę teraz delikatniejszy - obiecał.

Pozwolili   Helenie   zjeść   w   spokoju   śniadanie.   Dziewczyna   w   milczeniu   spoglądała 

pytającym wzrokiem na Anjo. Opuchlizna zaczęła powoli ustępować, odsłaniając prawdziwe 

rysy dziewczyny: drobną twarz w kształcie serca, dołek w brodzie.

- Jesteś coraz ładniejsza - powiedziała Anjo i pogłaskała Helenę lekko po policzku. - 

Niebawem pożyczę ci lusterko. Jeszcze tylko trochę poczekaj. - Uśmiechnęła się, ale zaraz z 

powagą   dodała:   -   Wiem,   że   Knut   przestraszył   cię   wczoraj.   Zachował   się   doprawdy   jak 

nieokrzesany gbur. Ale zrozum, on nie chciał źle.

- A czego chce teraz? - zapytała Helena spłoszona, opierając się plecami o wezgłowie 

łóżka. Przypominała przerażone zwierzę.

- Knut sądzi, że znalazł coś, czego szuka ten człowiek, którego tak się boisz. Chce cię 

zapytać, czy rozpoznajesz ów przedmiot.

Anjo popatrzyła na Knuta ostrzegawczo i tak jak się umówili, dała mu znak, żeby wyjął 

pierścień.

Knut   naprawdę   się   starał,   zresztą   nie   był   z   natury   gruboskórny.   Umiał   dostrzec 

potrzebujących.   Miał   gołębie   serce.   Nierzadko   zdarzało   mu   się   płakać.   Jego   duże   dłonie 

potrafiły być bardzo delikatne. Ku swojemu strapieniu zdawał sobie jednak sprawę, że Helena 

background image

nie dostrzega w nim tych cech. Dla niej był niczym stallo, choć może nigdy o tym lapońskim 

potworze nie słyszała.

Knut usiadł na brzegu łóżka, tak jak zwykł siadać Reijo. Wpadło mu bowiem do głowy, 

że gdy stoi nad Heleną, przytłaczając ją swą sylwetką, potęguje tylko w niej strach.

- Znalazłem coś wczoraj - odezwał się cicho i wyciągnął zaciśniętą dłoń.

Helena nie odezwała się, ale wzrokiem śledziła każdy jego ruch, tak jak zalęknione cielę 

renifera wodzi za drapieżnikiem.

Knut westchnął ciężko, świadomy, że i dla niego,  i dla niej lepiej  będzie tego nie 

przedłużać.

Podsunął bliżej dłoń i otworzył ją.

Helena zamrugała powiekami nerwowo, a potem zacisnęła oczy i wtuliwszy się w pled, 

zatrzęsła się od płaczu.

Anjo natychmiast przygarnęła ją i ukołysała niczym dziecko.

- Czy przez cały czas mnie oszukiwaliście? - szlochała rozhisteryzowana Helena. - 

Celowo kłamaliście, wmawiając mi, że jestem tu bezpieczna? Mimo że on tu jest? Po co chce 

mnie stąd wziąć? Przecież jestem nic niewarta. Nienawidzi mnie... Jestem mu kulą u nogi... Jak 

mogliście mnie tak okłamać? Nie mogę uwierzyć...

Anjo głaskała ją po plecach i pocieszała ciepło i przyjaźnie, tak jak tylko ona potrafiła 

uspokoić   przerażonego   człowieka.   Anjo  znała   wszystkie   zaułki   strachu,   gdyż   kiedyś   sama 

błąkała się wśród nich.

- Może jest gdzieś we wsi, ale tutaj go nie ma - zapewniała. - Uczyniliśmy wszystko, co 

w naszej mocy, aby go stąd odciągnąć. On nie ma pojęcia, że tu jesteś. Knut znalazł pierścień 

przypadkowo. Możesz nam coś o nim opowiedzieć? To jego sygnet, prawda?

Helena pokiwała głową, nie przestając szlochać, ale więcej nic nie wyjawiła.

Skinięciem głowy Anjo nakazała Knutowi wyjść z alkierza. Knut czuł się jak ostatni 

łajdak. Przepuścił Reijo, który bez słowa minął go w drzwiach.

Sedolf i Ida siedzieli przy stole naprzeciwko siebie. Anjo zatroszczyła się, żeby izby, w 

których posłała im na noc, sąsiadowały ze sobą, ale Knut nie miał żadnej wątpliwości, że z tego 

nie skorzystali. Sam leżał długo, nie mogąc zmrużyć oka, nawet kiedy Anjo już zasnęła, ale nie 

słyszał skradających się kroków ani skrzypienia otwieranych ostrożnie drzwi.

- Mieliśmy rację, pierścień należy do człowieka, który tak okrutnie obszedł się z Heleną 

- odezwał się Knut. - Dziewczyna myśli, że on przebywa w naszym domu.

- Ona chyba nie zaznała w życiu poczucia bezpieczeństwa - orzekła Ida. - Ciągle się boi, 

zauważyliście?

background image

- Nie byłabyś taka mądra, gdyby ktoś cię tak urządził - odparł Knut oschle, ale zaraz 

dodał, ocierając czoło: - Wybacz, Ido! Nie chciałem być niemiły. Trudno się dziwić jednak, że 

ta dziewczyna jest przerażona. Nigdy nie przeżyłaś takiego strachu i pewnie nie będziesz miała 

ku temu powodu. Chyba tylko Anjo potrafi ją tak naprawdę zrozumieć. Ja także nie raz się w 

moim życiu bałem. Nadal na samo wspomnienie pewnych zdarzeń ściska mnie w dołku, ale to i 

tak za mało, by w pełni pojąć, co tkwi w tej dziewczynie. Czuję się jak ostatni nędznik, że 

wiedząc o tym wszystkim, naraziłem ją na kolejny wstrząs.

- Jeśli ten człowiek kręci się gdzieś w okolicy - rzekł z pozornym spokojem Sedolf - to 

może się okazać, że nam wszystkim grozi wielkie niebezpieczeństwo.

Knut przyznał mu rację.

- Ta myśl nie daje mi spokoju. I modlę się, by nie okazała się prorocza. A wiele lat 

upłynęło   od   czasu,   gdy   ostatni   raz   modliłem   się   szczerze!   Jak   to   zupełnie   nieznajoma 

dziewczyna może wywrócić życie człowieka do góry nogami...

- Musimy pojechać na cypel - przypomniał mu Sedolf.

-   Rzeczywiście   -   odparł   Knut   roztargniony,   nie   przestając   myśleć   o   Helenie   i   o 

potężnym   mężczyźnie   uzbrojonym   w   nóż.   W   jego   głowie   roiło   się   od   najbardziej 

przerażających wersji zdarzeń, które tłumaczyłyby tajemnicę obecności dziewczyny w tych 

stronach.

- Pojadę z wami. To mój dom! - oznajmiła Ida, patrząc bez lęku to na brata, to na 

Sedolfa. Z wysuniętą do przodu brodą i rękami opartymi na biodrach wyglądała na osobę 

zdecydowaną. Cała jej postawa wyrażała determinację...

- Ale to niebezpieczne - stanowczo sprzeciwił się Sedolf.

- Ida potrafi posługiwać się nożem. Jak trzeba, wypatroszy rybę, a także podzieli ubitą 

zwierzynę - oznajmił Knut oschle. - Niech jedzie z nami.

Sedolf pokręcił głową.

- Może uznacie, że to głupie, ale ja po prostu czuję, że Ida nie powinna jechać. Cóż z 

tego, że potrafi posługiwać się nożem? Ten człowiek jest bardzo groźny. A ona jest kobietą, i to 

nie dość silną. Nie zabierajmy jej. Zdecydowanie się temu sprzeciwiam!

- A kto ci dał prawo decydować za mnie, Sedolfie Bakken? - wycedziła aksamitnym 

głosem Ida. - Póki co, sama za siebie odpowiadam! Sama! Słyszysz?

Sedolf uchwycił jej wzrok. Było to zderzenie dwóch silnych osobowości. Dwie pary 

oczu ciskały błyskawice, nikt nie zamierzał ustąpić.

- Mam nadzieję - rzekł w końcu Sedolf - że nie zapomnisz, iż byłem temu przeciwny. 

Troszczę się o ciebie, Ido. I żadne prawo na świecie nie zabroni mi tego. Ty też mi tego nie 

background image

zabronisz, choć jesteś taka dumna i uparta. Nic na to nie poradzę, że cię kocham. Tak, może i 

jestem głupi, ale pragnę cię chronić przed wszelkim niebezpieczeństwem. Więc myśl sobie o 

mnie, co chcesz. Wszystko mi jedno. Wiem tylko, że się boję o ciebie, i dlatego chcę, żebyś 

tutaj została. Ale masz rację: zmusić ciebie nie mogę... nie chcę. Oby tylko ten twój upór nie 

sprowadził na ciebie nieszczęścia.

- Jadę z wami! - oświadczyła Ida. - I dziękuję, Sedolfie, za twoją troskliwość, ale 

potrafię sama o siebie zadbać.

Anjo wyszła do nich, a w jej jasnych oczach malowało się zmartwienie.

- Och, Knut, Knut - westchnęła ciężko. - Znowu to samo.

Pogłaskała męża po włosach i przytuliwszy się do niego, oparła policzek na jego jasnej 

grzywce.

Kochała go pomimo jego młodzieńczej gwałtowności. Załatwiał sprawy po swojemu, 

często nie bacząc na uczucia drugiej strony. I pomimo dobrych chęci nierzadko wszystko psuł. 

Taki już był: mężczyzna i chłopiec w jednej osobie. Miał gorące serce, ale brakowało mu taktu. 

Nie potrafił uchwycić subtelnych niuansów cudzej wrażliwości,  zapominał, jak łatwo ludzi 

zranić.

Sam był twardy i nie litował się nad sobą, nie przychodziło mu więc do głowy, że inni 

mogą mieć cieńszą skórę.

- Znasz ją, Anjo - odezwał się Knut. - Jak myślisz, kim on dla niej jest?

Anjo potrząsnęła głową, nie odrywając policzka od włosów Knuta.

- Właściwie jej .nie znam. Ona traktuje mnie po trosze jak matkę, ale otoczyła się 

szczelnym murem i nikogo do siebie nie dopuszcza. Chyba tylko Reijo ma szansę przebić się 

przez ten mur. Czuje się przy nim bezpieczna. Ale mimo to i jemu się nie zwierza. Opowiada 

mu tylko to, co sama chce.

-   Dlatego,   że   się   boi?   -   zapytała   Ida.   Siedziała   z   podpartą   brodą,   usiłując   sobie 

wyobrazić tak wielki lęk...

- Tak, dlatego że się boi - odparła Anjo zamyślona. - Człowiek może aż tak się bać, Ido. 

Może być taki bezradny, osaczony, pochwycony w sieć strachu, którą ktoś zdołał go omotać. 

Nie wiem, kim on dla niej jest. Nie wiem, jak wygląda, nic o nim nie wiem. Jedynie to, że musi 

być na wskroś zły, nie wyobrażam sobie, by było inaczej.

-   Wracamy   na   cypel   -   powiedział   Knut.   -   Ktoś   musi   się   zająć   inwentarzem,   nie 

zaszkodzi też rozejrzeć się, czy całe to nasze wieczorne przedstawienie miało jakiś sens. Nie 

denerwuj się niepotrzebnie! Sedolf i ja potrafimy na siebie uważać...

Sedolf popatrzył zagniewany na Idę.

background image

- Gorzej, że ona także postanowiła jechać z nami. Czy nie mogłabyś, Anjo, przemówić 

jej do rozsądku?

Anjo spojrzała badawczo na Idę. Charakterystycznie wysunięty podbródek wskazywał 

na bojowe nastawienie dziewczyny. Anjo znała ją na tyle dobrze.

- To już postanowione? - zapytała.

Ida skinęła głową, wdzięczna, że choć Anjo ją poparła. Znów poczuła, że się do siebie 

zbliżyły. Anjo była wyjątkowym człowiekiem.

Sedolf patrzył to na jedną, to na drugą.

- O Boże - westchnął w końcu bezsilnie. - Ja chyba do końca życia nie zrozumiem 

kobiet.

- Na pewno - odparła Anjo miękko. - Nigdy nas nie zrozumiecie,  już my się o to 

postaramy. Różnimy się, my, kobiety, i wy, mężczyźni, i niech tak pozostanie. Powinniśmy 

stanowić nawzajem dla siebie tajemnicę.

Knut wzniósł oczy ku niebu i uśmiechając się kpiąco, ale z miłością, ucałował dłoń 

Anjo.

- Ty moja tajemnico, mogłabyś znaleźć jakiś bezpieczny schowek dla tego pierścienia? 

Może któregoś dnia pomoże nam rozwikłać zagadkę. Chyba że okaże się nieodgadniona niczym 

kobieta.

Anjo wzięła pierścień od męża i ucałowała Knuta w skroń.

- Ja tu się postaram wszystkiego dopilnować! - zwróciła się do Idy. - A ty rób to, co ci 

nakazuje serce i rozum.

Sedolf prawie się nie odzywał do Idy. Siedzieli tuż obok na wozie; gdy podskakiwał na 

wybojach, obijali się o siebie. Ale nawet wówczas Sedolf nie spojrzał na nią.

Minioną noc spędzili w sąsiadujących ze sobą izbach. Sedolf domyślał się, dlaczego 

Anjo zadbała o to, by jego drzwi dzielił tylko krok od drzwi Idy.

Słyszał, że Ida je zamyka, ale nie rygluje. On także nie ryglował swoich.

Spał   niespokojnie.   Słyszał,   kiedy   obudziły   się   maluchy.   Ida   przemawiała   do   nich 

łagodnie, by zasnęły, a potem zanuciła kołysankę, której melodię i on pamiętał z dzieciństwa. 

Słowa gdzieś mu się zagubiły po drodze do dorosłości. Daremnie próbował sobie przypomnieć 

zapomniane wersy. Zapragnął pójść do Idy, tak bardzo potrzebował przytulić się do ciepłego 

ciała i poczuć na szyi jej ramiona.

Ale Ida ani jednym słowem czy spojrzeniem nie zachęciła go, żeby przyszedł. A on 

bardzo się lękał, że może go odrzucić.

To, że dopuściła go tak blisko, wcale nie znaczyło, że wolno mu ich związek traktować 

background image

jako coś oczywistego. Nie dała mu podstaw, by mógł tak sądzić.

Dlatego pozostał sam na swoim posłaniu, choć ona spała tuż za ścianą. Leżał cicho i 

nasłuchiwał. Wydawało mu się, że słyszy jej oddech, i próbował oddychać w tym samym 

rytmie, by poczuć się bliżej niej. Ale to chyba był tylko wytwór wyobraźni, bo ściany w chacie 

Knuta i Anjo nie były takie cienkie.

Nie wiedział, że Ida zachowuje się dokładnie tak samo.

Teraz siedzieli obok siebie na wozie Knuta, a mimo to byli sobie dalecy. Tłumione 

słowa często odgradzają ludzi niewidzialnym murem.

Myśli,   których   nie  dzieli   się   z   drugim   człowiekiem,   bardziej   szkodzą   niż   te,   które 

człowiek odważy się wypuścić w świat.

Kiedy dotarli na otwarty teren nad brzegiem fiordu, Knut wstrzymał konia, by Sedolf i 

Ida mogli się przesiąść obok niego na kozioł, skąd roztaczał się znacznie rozleglejszy widok. 

Ida była ubrana w czarną spódnicę i czarny kaftan. Na głowę i ramiona zarzuciła szary szal, a 

do   kieszonki   przyszytej   na   szwie   pod   spódnicą   schowała   nóż,   o   którym   nie   wspomniała 

nikomu.

Przypomniała sobie pożegnanie z Anjo.

- Jesteś bardzo podobna do swojej matki: przekorna, uparta i dumna - powiedziała żona 

Knuta, tuląc ją do piersi. - Należysz do tych nielicznych kobiet, które poradzą sobie w życiu 

same. W odniesieniu do ciebie nie są to wyłącznie czcze słowa.

Ida pokiwała głową, przekonana, że to prawda.

- Raija poradziła sobie, więc i ty sobie poradzisz - powtórzyła Anjo. - Jesteś silna, choć 

może nie do końca jeszcze odkryłaś w sobie całą swoją moc.

Siedziała obok Sedolfa. Oboje zachowywali pozorną obojętność, ale za każdym razem, 

gdy dotknęli się ramionami, ich ciała przeszywał dreszcz.

- Dym unosi się z komina - odezwała się Ida, a w jej głosie zabrzmiał niepokój.

-   Podłożyłem   solidnie   do   pieca,   zanim   uciekłem   przez   okno   -   odparł   Knut.   - 

Wystarczyło na całą noc.

- Chyba poniosły nas nerwy - powiedział Sedolf i odetchnąwszy z ulgą odważył się 

otoczyć Idę ramieniem. Dał jej w ten sposób do zrozumienia, że jego milczenie spowodowane 

było niczym innym jak tylko troską o nią. - Pewnie Knut zauważył cień rysia! Niepotrzebnie 

urządziliśmy taką komedię. Wiosłować w środku czarnej jesiennej nocy niemal nago! Ludzie 

by się skręcili ze śmiechu, gdyby to usłyszeli. Nie sądzisz, Knut?

Knut, nie odpowiadając, pogonił konia i wóz ruszył dalej. Zanim wjechał na pochyłość 

prowadzącą do chaty, Sedolf i Ida zeskoczyli z kozła, żeby nie przeciążać poczciwej i wiernej 

background image

szkapiny.

Rychło   jednak   się   okazało,   jak   płonne   były   nadzieje,   że   nie   grozi   im   żadne 

niebezpieczeństwo.

Wejście   do   chaty   zostało   sforsowane,   zamek   rozbity...   Nie   pomógł   nawet   rygiel 

założony od środka.

Knut wszedł pierwszy z nożem w ręku i rozejrzał się, wyostrzając zmysły. To już nie 

była   zabawa!   Bał   się,   byłby   głupcem,   gdyby   się   nie   bał.   Ale   na   szczęście   strach   go   nie 

paraliżował.

Sedolf, równie czujny, szedł tuż za Knutem, osłaniając Idę. Serce waliło mu w piersiach 

i nie był w stanie myśleć o niczym poza ukochaną.

Zaś Ida miała wrażenie, jakby znalazła się w jakimś nierzeczywistym świecie. Czuła, 

jak w koniuszkach palców pulsuje jej krew. Właściwie nie bała się, nie leżało to w jej naturze, 

raczej rozbawiło ją, że się tak skradają wzdłuż znajomych ścian.

Knut otworzył drzwi do sąsiadujących z kuchnią pomieszczeń. W alkierzach było pusto. 

Zauważył, że okienko w izdebce Reijo jest tylko przymknięte, dokładnie tak jak przedtem.

- Nikogo nie ma - powiedział w końcu, co pozostali przyjęli z wyraźną ulgą.

Ida uścisnęła dłoń Sedolfa, uświadamiając sobie, że nawet nie wie, w którym momencie 

złapała go za rękę. Ale ciepło od niego płynące podniosło ją na duchu.

- A jednak ktoś tu był - zaprzeczyła, wskazując głową stół, na którym leżała nadłamana 

kromka   chleba,   masło   i   stał   kubek   z   wypitym   do   połowy   mlekiem.   -   Chyba   że   to   wy 

zostawiliście po sobie ten bałagan. To do was podobne.

Sedolf pokręcił głową.

- Ktoś tu był po nas. Bezczelnie sobie siedział i się posilał! No nie, są pewne granice! - 

oburzał się.

- Ten człowiek musi mieć wyjątkowo silne nerwy - zauważył Knut.

Ida   przemknęła   wzrokiem  po  izbie,   weszła   do  swojego   alkierza   i   zajrzała,   czy  nie 

zginęły jej kosztowności. Ktoś w nich grzebał, ale odłożył z powrotem na miejsce, uznawszy 

zapewne za bezwartościowe. Otworzyła mieszek z lapońskim srebrem, żeby sprawdzić, czy nic 

nie brakuje, i zauważyła, że węzeł na sznurku zawiązany jest inaczej, niż zwykła to robić.

- Nic nie zginęło - oświadczyła Knutowi zdziwiona, bo nie pasowało jej to do obrazu 

mężczyzny, który sobie wytworzyła, ujrzawszy zakrwawioną i nieprzytomną Helenę. Sądziła, 

że ktoś, kto jest tak brutalny, rabuje także i kradnie.

Wyszli   na   podwórko.   Koń   zaprzężony   do   wozu   najwyraźniej   się   niecierpliwił   i 

przebiera! nogami niespokojnie. Zapewne zastanawiał się, czy każą mu tak stać przez cały 

background image

dzień.

Ida   poklepała   go   i   przemówiła   doń   przyjaźnie,   gdy   tymczasem   Knut   sprawdził 

wszystkie zabudowania gospodarskie, saunę, oborę.

Tylko   w   saunie   odnaleźli   ślad   obecności   obcego.   Na   podłodze   leżała   wiązka 

brzozowych gałązek z resztką pożółkłych liści.

Knut zaklął pod nosem.

- Nie do wiary! Ten zuchwalec urządził sobie kąpiel! Niech to wszyscy diabli!

Cisnął brzozowe witki z całej siły, ale, choć trochę mu ulżyło, nie uciszyło to w nim 

całej złości.

- Zniknął - zawiadomił Sedolf, który także zrobił rundkę między zabudowaniami. - Nie 

widziałem nikogo. Nic nam nie grozi.

Weszli razem z Idą do obory. Pomogli jej przynieść siano, odgarnęli gnój. Targał nimi 

gniew skierowany przeciwko wrogowi, który okazał się bardziej przebiegły niż oni i nie odkrył 

przed nimi twarzy. Czuli się tak, jakby walczyli z jakimś cieniem.

- Ktoś powinien naprawić te drzwi - odezwała się Ida. - Wiszą na zawiasach i nie mogę 

ich porządnie zamknąć. Niedługo zima, a przez te wszystkie szpary strasznie ciągnie.

- Przesadzasz jak zwykle - uznał Knut, nawet nie patrząc w stronę drzwi. - Ale skoro tak 

chcesz, to ci je naprawimy. Mam nadzieję, że ten nędznik jest daleko stąd. Wszystko się we 

mnie trzęsie ze złości, gdy o nim pomyślę. Trudno, jak Helena nie chce o nim gadać, to jej 

sprawa. Nic mnie to nie obchodzi. To jej życie, nie moje.

Knut   zawsze   trochę   wyolbrzymiał   sprawy,   gdy   był   poirytowany.   Taki   już   był   w 

dzieciństwie, to była jego broń.

- Resztę możecie sami dokończyć - powiedziała Ida, żałując w duchu, że w ogóle tu 

przyjeżdżała.

Wydawało jej się, że to dobry pomysł. Chciała udowodnić Sedolfowi, że nie potrzebuje 

jego nadmiernej troski. Czuła się osaczona, gdy ktoś opiekował się nią zbytnio. Nie tego przede 

wszystkim szukała w mężczyźnie! Tymczasem tylko go rozgniewała. Zupełnie nie rozumiał, o 

co jej chodzi. Po raz kolejny przekonało to Idę, że Sedolf nie jest podobny do Ailo i nigdy go 

nie zastąpi Ailo wystarczyło, że spojrzał jej w twarz, i od razu z uśmiechem pojmował, o czym 

myśli. Rozumiał równie dobrze jej milczenie, jak i słowa, które do niego kierowała. Sedolf 

musiał wszystko usłyszeć. Może i domyślał się co nieco, ale nie był w stanie pojąć zawiłości 

kobiecego serca.

Ida stwierdziła, że owszem, Sedolf rozpala w niej wielką namiętność, ale to związek 

czysto cielesny. Żyć u boku kogoś, komu ciągle trzeba wszystko wyjaśniać... nie, tego by nie 

background image

wytrzymała.

Nie znaczyło to, że Sedolf jest głupi, takie twierdzenie nie byłoby prawdą. Ale tak 

bardzo się różnili. Najskrytszych strun jej wrażliwej duszy Sedolf nigdy nie dotknie.

Koń kręcił się, wierzgając kopytami, szarpał łbem, z jego nozdrzy unosiła się para. Był z 

jakiegoś  powodu niespokojny. Ida zmarszczyła brwi i jakby przyciągana niewidzialną siłą, 

podeszła do zwierzęcia. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że coś złego wisi w powietrzu.

Później Ida miała dość czasu, żeby przypomnieć sobie wszystko, co poprzedziło tę 

chwilę. Nie pojmowała, że mogła być aż tak głupia. Głupia i bezmyślna.

Pewnie dlatego, że w swoim obejściu czuła się bezpieczna. Na cyplu nigdy nie zdarzyło 

się nic złego.

To był dom Reijo, a wszystko, co miało związek z ojcem, otaczała aura bezpieczeństwa. 

Póki mieszkała z ojcem, nigdy nie musiała się niczego bać.

Zbyt   późno   dostrzegła   rękę,   powstrzymującą   zwierzę,   które   pomimo   to   starało   się 

ostrzec Idę. Niestety, nie zrozumiała w porę tych sygnałów.

Potężny mężczyzna wyrósł przed nią jak góra.

- Sedolf! - przeraźliwy krzyk Idy przeciął ciszę poranka.

Nim zdobyła się na jakiś opór, mężczyzna zacisnął rękę na szyi Idy, aż zakręciło jej się 

w głowie, i pomachał przed oczami nożem Emila.

Ogarnął ją strach przemieszany ze złością. Łzy popłynęły jej z oczu. Zdołała jednak 

wykrztusić po fińsku:

- Nie duś mnie! Nic ci to nie da.

Uchwyt   zelżał.   Nie   na   tyle   jednak,   by   uznała   napastnika   za   człowieka,   ale 

wystarczająco, by mogła złapać oddech.

Trzymał ją przed sobą jak tarczę i ściskał brutalnie. Wełniany szal zsunął jej się z głowy 

i spadłby, gdyby nie był związany. Ogniste rude włosy odcinały się jak płomienie na tle bladej 

twarzy mężczyzny.

Knut właśnie opowiadał Sedolf owi jakąś frywolną historyjkę, gdy w przytulny mrok 

obory wdarł się krzyk Idy. Sedolf nigdy się nie dowiedział, jak zakończyła się ta historia. 

Wybiegł na dwór, nim Knut zdążył się poruszyć. Pewnie na tym polega różnica pomiędzy 

bratem a mężczyzną, który kocha każdą cząstką siebie, każdą swoją myślą...

Sedolf stanął jak porażony. Dłoń, która już chwytała za nóż, zamarła na wysokości 

biodra.

- Ida...  - wyszeptał tylko, podchodząc o krok bliżej, ani na chwilę nie spuszczając 

wzroku z przysadzistego mężczyzny. Kiedy jednak zobaczył, że ten przybliżył do policzka Idy 

background image

ostrze noża, zatrzymał się. Stał ze zwieszonymi rękami, dysząc ciężko, jakby przebył milę. 

Nadbiegł Knut i przystanął obok niego.

- Boże - wymamrotał. - Po co myśmy ją brali?

- Nie dała się powstrzymać - odparł Sedolf głosem bez wyrazu, czując, że jest temu tak 

samo winny jak wszyscy.

- Puść moją siostrę! - poprosił Knut. - Na cóż ci ona? - Twoja siostra uda się ze mną w 

dalszą drogę - odezwał się głosem szorstkim jak tarka obcy mężczyzna i zaśmiał się chrapliwie.

- Dlaczego? - spytał Sedolf. - Pamiętaj, jeśli spadnie jej włos z głowy, to znajdę cię, 

nawet gdybym cię miał szukać do końca życia! Lepiej pozwól jej odejść!

- Młodość kocha bardziej sercem aniżeli głową - stwierdził  z ironią obcy. - Chyba 

wiecie, do czego jestem zdolny? Trochę za długo tu zmarudziłem. Niebawem mogę zacząć 

wzbudzać ciekawość. Dlatego postanowiłem czym prędzej opuścić te strony, i to razem z twoją 

siostrą!

-   Jeśli   już   musisz   kogoś   ze   sobą   zabierać,   to   weź   mnie   -   zaproponował   Sedolf, 

postępując krok naprzód.

Ida krzyknęła.

Ostrze noża musnęło jej delikatną szyję.

Obcy pociągnął za końce szala, zerwał go z szyi dziewczyny i cisnął pod nogi. Tak żeby 

Sedolf i Knut zobaczyli kapiącą z rany pod uchem krew. ' - Nie sądzę, żebyś był równie miłym 

towarzyszem   podróży   jak   ta   mała   -   odpowiedział.   -   Potrzebna   mi   łódź!   I   wy   mi   ją 

przygotujecie. Jeśli zobaczę, że coś kombinujecie, ona poczuje to na własnej skórze. - Wskazał 

na   Idę.   -   Nie   muszę   was   chyba   przekonywać,   że   potrafię   zrobić   użytek   z   tego   noża. 

Rzeczywiście, nie musiał.

- Dobrze. Przygotujemy łódź - odezwał się Knut, mimo że serce mu krwawiło, gdy 

patrzył na Idę. - Ale nie myśl, że nie ruszymy za tobą w pogoń. - Odetchnął głęboko i dodał: - 

Helena była obca. Teraz jednak chodzi o jedną z nas, tę, którą bardzo kochamy.

- Wiem, że podążycie za nami - odparł mężczyzna rozluźniony, pozwalając sobie na 

uśmiech. - Nie jestem głupcem. Ale nie próbujcie robić tego wcześniej niż za dwadzieścia 

cztery godziny. Ostrzegam, jeśli przed upływem tego czasu zauważę, że nas ścigacie, zabiję ją. 

Dla mnie jest obca. Zapewniam, że nie zabraknie mi odwagi. Odebrać komuś życie jest łatwiej 

niż przypuszczacie. - I odsłaniając w uśmiechu białe zęby, ciągnął dalej:

- Nie myślcie sobie, że was nie zauważę. Byłem żołnierzem, więc nie próbujcie mnie 

zwieść. Niektórzy myśleli, że mam dodatkową parę oczu na plecach, że potrafię słuchać też 

opuszkami palców. Jeśli rzeczywiście ją kochacie, to poczekajcie cierpliwie tę jedną dobę.

background image

- I tak ją zabijesz.

Mężczyzna zrozumiał wypowiedziane z wściekłością słowa Sedolfa, mimo że padły po 

norwesku.

- Niekoniecznie. Jeśli będziecie się trzymać z daleka... Jeśli ona będzie grzeczna... Jeśli 

wszystko pójdzie gładko... to może się zdarzyć, że ją gdzieś zostawię. Pozwolę, żeby poszukała 

drogi do domu albo żebyście wy ją odnaleźli. Nie jestem przecież potworem.

Co do tego akurat mieli inne zdanie.

- Łódź! - zażądał mężczyzna. Nie mieli wyboru. Zrobili,  co im kazał. W bezsilnej 

rozpaczy spoglądali, jak ciągnie Idę za sobą do łodzi. Jak nakazuje jej chwycić za wiosła i 

odpłynąć, ani przez chwilę nie przestając grozić jej nożem.

Sedolf   podniósł   szal,   który   właściwie   należał   do   Anjo,   i   przyłożył   go   do   twarzy. 

Ogarnęła go rozpacz przemieszana z gniewem,  kiedy pomyślał, do czego  doprowadził  ten 

diabelski upór Idy!

Tymczasem łódź opłynęła cypel i zniknęła za skalistym zboczem.

- W ogóle nie zapytał o Helenę - stwierdził Knut. - Gdyby to nie było takie naiwne, 

gotów byłbym sądzić, że spotkaliśmy samego diabla.

- Bez względu na to, kim jest, zabiję go, gdy tylko wpadnie mi w ręce. A wówczas nie 

pozwolę mu się zasłonić tak delikatną istotą jak Ida. Ruszam za nimi!

- Teraz nie możesz! - powstrzymał go Knut. - On nie żartował!

- Po południu - odparł Sedolf, rozumiejąc grozę sytuacji. - Znam tu każdą ścieżkę i 

każdy kamień. Lepiej niż on. Lepiej niż Ida.

- Tylko nie narażaj jej na śmierć! W spojrzeniu Sedolfa kryła się kompletna pustka.

- Jakże bym mógł? Czy miałbym wówczas po co żyć?

background image

10

Ida nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Wiosłowała 

zawzięcie, czując w plecach ból nie do zniesienia. Jej dłonie pokryły się bąblami, na długo nim 

znaleźli się na wysokości równiny na samym dnie doliny u kresu fiordu, w pobliżu ludzkich 

siedzib.

Ale nie był to kres tej wyprawy.

-   Wiosłuj,   mała   -   odezwał   się   chrapliwym   głosem   mężczyzna,   który   siedział 

naprzeciwko i nie spuszczał z niej wzroku. Na jego ustach błąkał się uśmiech.

Ida   mimowolnie   przypomniała   sobie   Helenę,   jej   posiniaczoną  twarz   i   zakrwawione 

ciało.

Nie, ten człowiek nie musiał jej grozić! Dobrze wiedziała, że nie żartuje!

- Płyniemy dalej  - wyjaśnił. - Potrzebuję konia,  ale obawiam się, że tu byśmy się 

zanadto rzucali w oczy. Pewnie cię znają w okolicy. Mam tylko nadzieję, że nie jest tak we 

wszystkich zakątkach nad fiordem?

Ida pokręciła głową. Zaśmiał się cicho.

-   O   takiej   pięknej   dziewczynie   na   pewno   krążą   legendy.   Ale   to   bez   znaczenia. 

Zdobędziemy konia, nie wzbudzając niepotrzebnego zainteresowania.

- Dokąd zamierzasz się udać? - zapytała Ida. Napastnik budził w niej odrazę, niechętnie 

z nim rozmawiała, ale wyczuwała instynktownie, że tylko w taki sposób może uśpić jego 

czujność i rozszyfrować jego plan.

Bo Ida wcale nie zamierzała się poddać. Teraz  on miał przewagę,  ale to się może 

zmienić.

Nie miał pojęcia, że pod spódnicą ukryła nóż. Nie był pewnie przyzwyczajony do tego, 

że kobiety noszą przy sobie ostre narzędzia. Popełnił jednak nieostrożność, nie sprawdzając 

tego, co napełniło Idę przeświadczeniem, że i on popełnia błędy.

Bez wątpienia to zły człowiek, ale tylko człowiek, przekonywała w duchu samą siebie.

- Widziałem mapę tych okolic - mówił. - Mam ją tutaj - wskazał palcem na głowę.

Ida nie miała żadnych powodów, by w to powątpiewać. Są ludzie obdarzeni dobrą 

pamięcią wzrokową.

-  Zauważyłem,   że  niektóre doliny prowadzą  wprost  na  płaskowyż,  skąd  można się 

przedostać na zachodnie wybrzeże.

- Dolina Kit, dolina Signal - wyliczyła Ida. Skinął głową.

-   Ale   to  jeszcze   daleko   stąd   -  dodała   Ida,   intensywnie   myśląc.   Pot   spływał   jej   po 

background image

plecach, ale umysł miała dziwnie chłodny i myślała jasno.

Nigdy nie widziała mapy okolicy, ale dobrze znała te tereny. Reijo był niezwykłym 

ojcem. Nie uważał, że córka powinna wyłącznie siedzieć w domu i wykonywać typowo kobiece 

zajęcia. Przeciwnie, pragnął, by poznała piękno przyrody, którą on sam tak bardzo ukochał. Ida 

więc wiele wędrowała z nim po górach i orientowała się, którędy groźny nieznajomy zamierza 

uciekać.

On   tych   miejsc   nie   znał.   Doliny   zaś   i   szczyty,   a   także   górskie   oczka   mogą   się 

niezorientowanemu wydać do siebie podobne. Trudno je rozróżnić, jeśli nie poznało się w 

dzieciństwie ich kształtów i nazw, tak jak się poznaje przyjaciół...

Mogłaby   go   oszukać...   Udać,   że   prowadzi   go   na   zachód,   w   stronę   płaskowyżu,   a 

tymczasem obrać inny kierunek...

Po południu, gdy dotarli daleko w głąb fiordu, olbrzym nakazał jej przybić do brzegu. 

Ida długi czas już zaciskała zęby, zmęczona nadludzkim wysiłkiem. Nie miała pojęcia, czy 

ostała się jej jeszcze jakaś warstwa skóry na dłoniach. Bała się puścić wiosła ze strachu, że 

zdarte do żywego ciała dłonie przylgnęły na dobre do drewna.

- Wiosłujesz jak mężczyzna - zauważył.

Ida wykrzywiła twarz w grymasie. Jeśli w taki sposób próbował być miły, to równie 

dobrze mógł sobie tego oszczędzić.

Wyszli na brzeg z dala od ludzkich siedzib. Ida wciągnęła łódź na ląd. On nawet palcem 

nie   kiwnął,   by   jej   pomóc,   zresztą   wcale   się   tego   po   nim   nie   spodziewała.   Wyraźnie   się 

niecierpliwił, gdy cumowała dokładnie, ale ona nie chciała, by ojciec stracił łódź.

Napastnik najwyraźniej wolał nie kusić losu. Na wypadek gdyby natknęli się na kogoś, 

schował nóż do pochewki zawieszonej przy pasku na wysokości bioder. Nóż Emila nie pasował 

do zbyt dużego, zapewne pochodzącego od noża odnalezionego przy Helenie, futerału. Ida 

wiedziała   jednak,   że   nie   oznacza   to   dla   niej   nowej   szansy.   Ten   groźny   człowiek   potrafił 

atakować błyskawicznie. Wyjąłby nóż szybciej, niż zdążyłaby rzucić się do ucieczki.

Miał   niemal   dwa   razy   dłuższe   nogi   i   mimo   masywnej   sylwetki   poruszał   się   ze 

zwinnością, która ją zdumiała. Trzymał się blisko niej, przypadkowo spotkani ludzie mogliby 

ich wziąć za parę. Takie właśnie chciał stworzyć pozory.

Maszerowali   nieprzerwanie.   Ida   czuła   się   śmiertelnie   zmęczona,   jej   organizm, 

wyeksploatowany  wysiłkiem  ponad miarę,  protestował. Bolał   ją  krzyż,  ale  choć  z trudem, 

dotrzymywała mężczyźnie kroku i czasami musiała podbiegać, by nie zostawać w tyle.

On zaś zupełnie się z nią nie liczył. Szedł niczym żołnierz, prosty jak struna, równym 

tempem. Obojętnie czy droga prowadziła w dół, czy pięła się w górę.

background image

Biedna Helena, pomyślała Ida. Wędrówka z tym człowiekiem z pewnością nie należała 

do przyjemności.

Na   niewielkiej   łące   zobaczyli   pasące   się   konie,   wśród   których   dominowała   rasa 

północna. Te niewielkie zwierzęta, których przodkowie pochodzili ze stepów na wschodzie 

Rosji, były niebywale wytrzymałe. Dożywały zwykle sędziwego wieku i do końca pracowały. 

Doskonale radziły sobie w tym trudnym krajobrazie.

Ale Fin wolał większe konie, co, gdy się widziało jego postawną sylwetkę, bynajmniej 

nie  dziwiło.  Gdyby ten  olbrzym  dosiadł   konika  północnego,   pewnie  złamałby  mu  grzbiet. 

Większy i silniejszy ogier z południa był bardziej odpowiedni.

Wzięli konia nie zauważeni przez nikogo. Brutalny wobec ludzi mężczyzna przemówił 

łagodnie do zwierzęcia i poklepał je przyjaźnie. Ktoś taki, zgodnie z wyobrażeniami Idy, w 

ogóle nie powinien lubić zwierząt. Tymczasem, o dziwo, koń odniósł się do niego ufnie. Nie 

protestował   też,   gdy   Fin   chwycił   Idę   i   posadził   na   jego   grzbiecie.   Dziewczynę   zdumiało 

niewymownie,   że   koń   jest   mu   taki   posłuszny.   Tak   wrażliwe   zwierzę   powinno   wyczuć   i 

przejrzeć na wylot  człowieka,  któremu  towarzyszyła. Może więc  konie  wcale  nie są takie 

mądre, jak jej się zdawało? Co do innych zwierząt także nabrała wątpliwości.

Bliskość olbrzyma napawała ją wstrętem. Nie mogła znieść dotyku jego ramion, ucisku 

jego ud. Ale jednak jazda konna mniej męczyła niż piesza wędrówka, tyle że nie dało się teraz 

opóźnić ucieczki. Ida miała jednak dziwnie nieprzyjemne uczucie, że Fin przejrzałby ją na 

wylot, gdyby tylko spróbowała grać na zwłokę. Chyba jeszcze za wcześnie, by go przechytrzyć. 

Póki co wolała się nie narażać na jego gniew. Ten człowiek był zdolny do wszystkiego.

Sedolf na pewno podąży ich śladem, poruszy niebo i ziemię, żeby ją odnaleźć. Knut 

zapewne będzie mu towarzyszył. Emil może też, o ile zdoła zdusić w sobie gorycz. No i Reijo, 

kochany ojczulek, oderwie się od łóżka chorej Heleny i także ruszy na poszukiwanie swojej 

jedynej córki.

Przybędą.

Tylko czy ona zdoła wytrzymać do tego czasu i czy będzie w stanie im pomóc? Bo jeśli 

Fin przyłoży jej do gardła nóż, to wówczas i cala armia na nic się nie przyda.

Złapią go, oczywiście, ale jej nie zdołają uratować.

Jechali   do   późnego   wieczora,   póki   koń   niósł   ich   na   swym   grzbiecie.   Siedzący   za 

plecami   Idy   mężczyzna   wycisnął   z   wierzchowca   wszystkie   siły.   Widać   nie   był   takim 

przyjacielem zwierząt, jak jej się z początku zdawało. Potrafił je tylko odpowiednio podejść.

Okolica,   w   której   się   zatrzymali,   pozbawiona   właściwie   roślinności,   porażała 

surowością. Tylko wilgotny mech porastał skaliste zbocza. Tuż obok sączył się wąską strużką 

background image

strumyk. Ugasili pragnienie i napoili konia.

Oczywiście Ida sama musiała zadbać o rozgrzane zwierzę. Poklepała je po pysku i 

wytarła mu sierść, z której w chłodnym i wilgotnym powietrzu unosiła się para. Nazwała konia 

Kasztankiem, bo uznała, że takie imię do niego pasuje.

Fin nie rozpalił ogniska, żeby nie zdradzać swojego położenia i nie ułatwiać zadania 

tym, którzy wyruszą w pogoń. Ida trzęsła się z zimna. Miała co prawda pod spodem wełnianą 

bieliznę,   a   pod   kaftanem   grubą   flanelową   bluzkę,   jednak   mimo   to   marzła.   Wełniany   szal 

pozostał na podwórku przed chatą. Kiedy cumowała łódkę, była spocona niczym teraz ten koń, 

ale bez protestu podążyła za Finem. Gdyby odmówiła, musiałaby ponieść tego konsekwencje. 

Wolała nie sprawdzać, jakie. Ten człowiek był naprawdę bezwzględny...

Ida przypomniała sobie Helenę.

Mężczyzna podszedł powoli do niej i do zwierzęcia. W mroku zajaśniały jego białe jak 

len włosy. Ida z trudem znosiła jego obecność. On jednak ani na chwilę nie spuszczał z niej 

oka, pilnował, by nie uciekła. Nie mógł wiedzieć,  że Ida nigdy nie zdecydowałaby się na 

ucieczkę nocą. Bała się, że mogłaby runąć w przepaść, co równałoby się pewnej śmierci. Wola-

ła już pozostać zakładniczką.

- Dziwna z ciebie kobieta - odezwał się Fin, usadowiony na kamieniu obok. W słabej 

poświacie księżyca tylko od czasu do czasu wyglądającego zza chmur widać było zarys jego 

twarzy. Choć głos miał zimny, Ida domyśliła się, że w jego ustach takie słowa oznaczają 

uznanie.

Wzdrygnęła się i odwróciła twarz, by ukryć przed nim swoje uczucia.

Ale może ten człowiek przywykł do tego, że budzi jedynie wstręt i nienawiść?

- Jak się nazywasz? - Ida.

- Rzeczywiście! - Pokiwał głową. - Tak się do ciebie zwracali. Przypomniałbym sobie, 

gdyby mi się chciało wytężyć pamięć. Ważniejsze jednak sprawy zaprzątają mi głowę aniżeli 

kobiety.

I bez tego Ida domyślała się, jaki jest jego stosunek do kobiet.

- Co z Heleną?

Pytanie padło tak nieoczekiwanie, że Ida aż odwróciła się zaskoczona. Myliłaby się 

jednak, przypuszczając, że dostrzeże w jego twarzy choć odrobinę uczucia. Fin obojętny, a 

nawet znudzony, czyścił sobie czubkiem noża paznokcie. Ida w nagłym odruchu zdecydowała 

się skłamać.

- Helena umarła wczoraj wieczorem - odpowiedziała. - Precyzyjna robota! - dodała, 

mimo że postanowiła trzymać język za zębami. Gwałtowna natura jednak wzięła w niej górę.

background image

-   Helena   była   tchórzem,   tak   samo   jak   i   jej   brat   -   odparł   mężczyzna   głosem 

pozbawionym nawet odrobiny człowieczeństwa.

- Wydawała się taka drobna. Musiała być piękną kobietą.

Ida, która nie czuła zbytniej wspólnoty z Heleną, kiedy spały pod jednym dachem, teraz 

gotowa była bronić jej jak lwica.

- No cóż, uroda nie zawsze idzie w parze z odwagą, Ido - rzekł. - W twoim przypadku 

jest inaczej. Czasami podziwiam te walory w człowieku, nawet gdy jest on moim wrogiem. A 

skoro zyskałem przewagę, mogę sobie pozwolić na wspaniałomyślność. Ida milczała.

- Co mówiła Helena przed śmiercią? Możesz mi opowiedzieć od razu albo wycisnę to z 

ciebie nieco później.

-   Czy   jeśli   poznasz   prawdę,   przestaniesz   mnie   potrzebować?   -   zapytała   Ida   w 

przypływie desperackiej odwagi.

- No cóż, akurat tego ci nie powiem. Na te słowa Ida zamilkła.

- Nic nie mówisz - rzekł wreszcie.

- Dlaczego zostałeś? - zapytała Ida niewinnie. - Czemu nie uciekłeś jak najdalej stąd, po 

tym jak ją zostawiłeś na pewną śmierć? I dlaczego właściwie nie zabiłeś jej od razu, zamiast 

narażać na takie męki?

-   Nie   wiesz,   czemu   zostałem?   Ida   pokręciła   głową.   Księżycowe   światło   nadawało 

miedziany blask jej włosom.

Wyraźnie odetchnął. Ida omijała spojrzeniem jego dłonie. Zauważyła bowiem, już kiedy 

siedzieli w łodzi, że na palcu jego prawej ręki widnieje jaśniejszy ślad po pierścieniu. Ale 

obiecała sobie, że nie da tego po sobie poznać.

- Za dużo pytasz, Ido! Stanowczo za dużo. Piękne dziewczyny nie powinny być mądre. 

A jeśli już są, lepiej, żeby się z tym nie zdradzały!

- W naszych stronach trzeba mieć trochę oleju w głowie, obojętnie czy się jest pięknym, 

czy też nie. Jeśli się nie ma, to lepiej od razu położyć się i zdechnąć!

Roześmiał się cicho.

Ida marzła, a poza tym była głodna. Póki co mogła jednak wytrzymać i bez jedzenia. 

Wystarczyło, że ugasiła pragnienie. Bardziej obawiała się chłodu.

- Zmarzniemy tu w nocy - odezwała się.

- Nie, w nocy na pewno nie będzie nam zimno - odparł.

Ida wyczuła w jego głosie ostrzeżenie. Wydał jej się odrażający. Ale nie dlatego, by 

rzeczywiście brakowało mu urody. Gdyby o nim nic nie wiedziała, uważałaby go pewnie za 

bardzo przystojnego mężczyznę. Był wysoki, silnej postury, ale nie otyły, bardzo harmonijnie 

background image

zbudowany. Miał duże, starannie wypielęgnowane dłonie, które z pewnością nigdy nie trzymały 

wideł. Idzie wydawały się mało męskie. Mężczyzna, według niej, powinien mieć mocne dłonie, 

których  wnętrze  pokrywa   zrogowaciała   skóra,   i   nic  nie  szkodzi,   jeśli   za  krótko  obciętymi 

paznokciami zbierze się czarna obwódka brudu. Umięśnione ramiona winny być ogorzałe od 

słońca i wiatru niezależnie od pory roku.

Fin był silnym mężczyzną, co do tego Ida nie miała wątpliwości, ale o jego bladej, 

gładkiej dłoni nikt nigdy nie powie „graba”.

Miał posępną, jakby wykutą w kamieniu twarz. Dla takiego mężczyzny niejedna kobieta 

gotowa byłaby umrzeć, byleby go dostać, a każda utwierdzona w przekonaniu, że jej miłość 

wystarczy, aby wyszedł ze skorupy zwanej milczeniem, wolałaby później, by skrywane przez 

niego mroczne tajemnice pozostały nieujawnione.

Jasne oczy w kolorze szarozielonym, charakterystycznym dla Finów, wydawały się u 

niego jakby bardziej rozmyte, przejrzyste.

No i te białe włosy, nieczęsto spotykane nawet u młodzieńców, przyciągały spojrzenia.

Miał pewnie nieco powyżej trzydziestu lat.

Chociaż właściwie na nią nie patrzył i prawie się nie odzywał, przez cały czas czuła, że 

jest   pod   jego   kontrolą.   Ta   porażająca   świadomość   krępowała   ją   bardziej,   niż   mogłyby   to 

uczynić łańcuchy. Uosabiał niemą groźbę. Bardziej bała się tego, co może powiedzieć, niż tego, 

co   już   powiedział.   Księżycowy   blask   oświetlał   jedną   stronę   jego   twarzy,   druga   zaś   była 

pogrążona w ciemności. Kontrast między tym, co jaśniało w księżycowym świetle, a tym, co 

kryło się w granatowym mroku, przerażał ją. Ten człowiek chyba nie zdawał sobie sprawy z 

tego, jak oddziałuje na otoczenie.

A może jednak? Może go to nawet bawiło?

Ida nie chciała o tym myśleć. Przez cały czas przywoływała obraz Heleny. Uświadomiła 

sobie,   że  wie  o niej   niewiele:  jasnowłosa,   szarooka,  mówiła  niskim,   głębokim głosem.  W 

brodzie miała dołek.

Mówił o Helenie i jej bracie z taką pogardą...

Czyżby był jej mężem?

Ta myśl wydała jej się nieprzyjemna.

Czy możliwe, że ten mężczyzna wydał się Helenie pociągający? Stanowili pod wieloma 

względami przeciwieństwo. Twardy, chłodny olbrzym przy drobnej niewinnej kobiecie, prawie 

dziecku.

Był jednak przystojny.

Młodej rozmarzonej dziewczynie mógł się wydawać księciem z bajki i łatwo uległa jego 

background image

urokowi.

A może nie łączyły ich żadne uczucia? Ludzie z ich sfery nie zawsze pobierali się z 

miłości. Często kierowało nimi wyrachowanie.

- Czy Helena była twoją żoną? - zapytała Ida, zdziwiona, skąd wzięła w sobie tyle 

odwagi. Najważniejsze jednak, że nie zapomniała, by mówić o Helenie w czasie przeszłym. 

Była z siebie dumna. To nadawało kłamstwu solidne podstawy.

- Nie zamierzasz ustąpić? - odezwał się głosem pozbawionym wyrazu. - Mówiłem ci 

już, że zadajesz zbyt wiele pytań. Nic ci nie pomoże, droga Ido, nawet jeśli ustalisz, jak się 

nazywam   czy   kim   była   dla   mnie   Helena.   Wiesz,   że   odebrałem   jej   życie.   Czy   to   ci   nie 

wystarczy? Może ona zdążyła coś ujawnić? Nie powiedziałaś mi wszystkiego, prawda? A ja 

nadal czekam.

- Helena nic nie powiedziała - odrzekła Ida cicho. Było jej zimno, a dodatkowo przeszły 

ją dreszcze, gdy usłyszała, jak beznamiętnie mówi o tym, co zrobił z Heleną. Tak jakby mówił 

o pogodzie. Nawet się nie zająknął.

- W takim razie mogę ci podać jakiekolwiek imię i nazwisko - roześmiał się cichym, 

urywanym śmiechem, wyraźnie zadowolony. Przypominał teraz kota wylizującego śmietankę. 

A więc jednak nie wszystkie uczucia skrywa pod maską, pomyślała Ida. Choć tyle ostało się w 

nim z człowieka.

- Tak, mogę sobie wymyślić nazwisko - rzekł z ociąganiem. - I opowiedzieć ci dowolną 

historyjkę o swoim życiu. I tak nigdy się nie dowiesz, czy to prawda. O to ci chodzi?

- Przynajmniej nie musiałabym się zwracać do ciebie bezosobowo - odparła Ida, nadal 

nie pojmując, skąd bierze się w niej odwaga i tupet, by rozmawiać z nim w taki sposób. 

Zdawała sobie sprawę, że może posunąć się za daleko, że go rozdrażni. Ale równocześnie 

olśniło ją nagle, że Helena obudziła w nim gniew, mimo że, jak można przypuszczać, była bier-

na i zgodna.

Ida miała inną naturę.

Zapewne odezwało się w niej dziedzictwo Raiji: cięty język i nieposkromiony charakter.

Nieprawdopodobne, ale odniosła wrażenie, że jej osoba go bawi.

- Nie zdradzę ci swego nazwiska - oznajmił kategorycznie.

Ida zrozumiała, że nie ma sensu nalegać. Nie należał do mężczyzn, z których cokolwiek 

można wydobyć podstępem.

- Możesz mnie nazywać, jak chcesz - zaproponował. - Wymyśl coś! No, na przykład 

Oskar.

- Oskar do ciebie nie pasuje - wyrwało się Idzie.

background image

- W takim razie zwracaj się do mnie Pułkowniku.

Ida słyszała, że pułkownik to wysoki stopień w wojsku. Wydawało się jej jednak, że Fin 

jest jeszcze zbyt młody, by mógł osiągnąć taki stopień. Może jednak znaczenie miała jego 

wysoka pozycja społeczna? Pewnie jest kimś bardzo ważnym.

- Tak jest, Pułkowniku - odpowiedziała, udając pokorę, ale nie bardzo jej to wyszło. 

Była zbyt dumna. Oboje rodzice mieli zbyt sztywne karki, by przekazać swojemu dziecku 

pokorę. - O, to lepiej pasuje - dodała. - O wiele lepiej.

Nic dziwnego, że pierścień miał dla niego taką wagę. Ktoś, kto choć trochę się na tym 

wyznawał, doskonale wiedział, że taki pierścień jest równoznaczny z podpisem.

Maja! olśniło nagle Idę. Maja żyje teraz w takim świecie.

Znad fiordu Lyngen strasznie do niej daleko, jeszcze dalej z miejsca, gdzie siedziała w 

tej chwili. Byli teraz wysoko w górach, skąd rozciągał się widok na odnogi fiordu i kilka 

położonych poniżej zagród.

Ale kiedyś Maja obejrzy pierścień i wówczas dowiedzą się, kim był ten człowiek i 

dlaczego tak postąpił. Może Helena także przemówi i zdecyduje się wyjawić prawdę?

Tajemnica nie została pogrzebana, jak przypuszczał. Ta świadomość dodała Idzie sił.

Wstał i włożył nóż do pochwy. Poklepał konia i zwierzę z trudem się podniosło.

- Co teraz? - zdziwiła się Ida zaskoczona.

- Ruszamy dalej, nie bacząc na noc - odpowiedział. - Tyle że na własnych nogach, bo 

koń nie da rady nas udźwignąć. Idziemy! Przecież obawiałaś się, że zamarzniesz na śmierć.

Pokiwała zgodnie, czując w sercu niewypowiedzianą ulgę. To znaczy, że nie zamierza 

wziąć jej przemocą, by w ten sposób się rozgrzać, jak się w duchu obawiała.

- W nocy niepotrzebna mi twoja pomoc. Sam znajdę drogę - rzucił, wskazując głową na 

niebo, które się rozchmurzyło i odsłoniło gwiazdy. - Nocą gwiazdy mówią mi to, co chcę 

wiedzieć.

Ida stropiła się, przypomniawszy sobie, że zamierzała wywieść go w pole. Może z 

jakimś nierozgarniętym mężczyzną dałaby sobie w ten sposób radę, ale nie z nim. Cokolwiek 

bowiem by mówić, ten człowiek głupi nie był. Domyślała się, że specjalnie jej to powiedział, by 

uprzedzić   jej   zamiary.   Może   ją   przejrzał?   Może   dlatego   z   uśmieszkiem   na   ustach   jej   to 

oznajmiał? W mroku błysnęły jego zęby, ale włosy wydawały się jeszcze jaśniejsze.

Ruszyła przodem we wskazanym przez niego kierunku.

Zastanawiała się, co by się stało, gdyby spróbowała go oszukać, a on by to odkrył.

Nie chciał pozwolić, by opóźniała marsz. Nikogo, kto by ich śledził, nie zauważyła.

-   Gdyby   nie   ja,   mógłbyś   pojechać   teraz   konno   -   powiedziała.   -   Nie   sądzę,   żebyś 

background image

potrzebował mnie jeszcze. Pewna jestem, że poradzisz już sobie bez trudu. Znasz kierunek.

Nie zareagował. Stawiał duże kroki, a ona, chcąc nie chcąc, musiała za nim nadążyć.

- Zamierzałem opuścić to miejsce samotnie - oznajmił. - Masz rację. Pogalopowałbym, 

co koń wyskoczy. Myślisz wyjątkowo logicznie jak na kobietę. Gdyby wszystkim kobietom 

pozwolono tyle myśleć, na świecie zrobiłby się straszny bałagan.

-   Chciałeś   mnie   tutaj   zostawić?   -   zapytała   Ida   z   walącym   sercem.   W   uszach   jej 

szumiało, bynajmniej nie z powodu szybkiego marszu.

- A po cóż miałbym cię ze sobą brać? Potrzebowałem cię jedynie po to, żebyś mi 

opowiedziała   o   Helenie,   a   także   by   zabezpieczyć   się   przed   natychmiastowym   pościgiem. 

Uciekłem, usłyszałem o Helenie. Pogoda mi sprzyja. Za skałami nie czają się cienie. Zresztą 

trudno ukryć się w ciemnościach, gdy księżyc udaje słońce.

Zamilkł.

- Nie potrzebuję już ciebie. Zamierzałem cię zabić tu na szczycie.

- Dlaczego tego nie zrobiłeś? - zapytała Ida, z trudem wydobywając z siebie słowa.

Przyznał, że wcale nie zamierzał dotrzymać słowa danego Knutowi i Sedolfowi. Był 

pozbawiony wszelkich skrupułów. Przez cały czas nosił się z zamiarem odebrania jej życia. 

Dlatego się zatrzymali...

A ona, naiwna, myślała, że chciał  rozbić obozowisko, żeby odpoczęli. Ze pozwolił 

ugasić pragnienie jej i zwierzęciu przed wyruszeniem w dalszą drogę.

Nawet dopatrzyła się w nim jakichś ludzkich cech... Jak bardzo się można pomylić! Nie 

wszyscy ludzie są z gruntu dobrzy, jak błędnie sądziła.

- Nic nie mówisz - odezwał się. - Inne krzyczałyby, wylewały łzy, mdlały i błagały, bym 

darował im życie...

- Ja taka nie jestem - odpowiedziała po prostu Ida. - Cóż, jeszcze przez jakiś czas muszę 

trzymać język za zębami. Nie przychodzi mi to bynajmniej łatwo. Nigdy nie otarłam się tak 

blisko o śmierć.

Uśmiechnął się ponownie.

-   Bawisz   mnie   -   rzekł.   -   Właśnie   dlatego   wezmę   cię   ze   sobą,   chociaż   na   trochę. 

Doprawdy mnie bawisz!

background image

11

Sojusznika Sedolf znalazł w Reijo, który tak samo jak on uważał, że nie należy zwlekać 

z podjęciem pościgu.

- Nie zamierzam siedzieć bezczynnie i czekać, aż ten szaleniec zamorduje mi córkę - 

oznajmił Reijo, a w jego zielonych oczach pojawił się chłodny błysk. - Ufasz mu? - zapytał 

Knuta, który skłonny był wypełnić żądanie porywacza i przez dobę nie podejmować żadnych 

działań.

Knut uciekł spojrzeniem.

Siedzieli w kuchni. Anjo też przyszła do nich, pozostawiwszy otwarte drzwi do izby, w 

której leżała Helena. Dziewczyna właśnie zasnęła.

- Czy on się zorientował, że Ida ma przy sobie nóż? - zapytała Anjo.

Sedolf popatrzył na nią zdumiony.

- Nic o tym nie wiedziałem. Naprawdę ma nóż?

- To bez znaczenia - uciął Reijo twardo. - Nawet jeśli, nie czyni jej to równorzędnym 

przeciwnikiem. Ten człowiek ją zabije, jeśli go nie powstrzymamy.

- Powiedział... - zaczął Knut, ale Reijo mu przerwał.

- Kłamał. Skoro Helenę, którą przecież dobrze znał, poranił i bez żadnych skrupułów 

porzucił   nieprzytomną   na   pewną   śmierć,   tym   bardziej   nie   ma   co   liczyć   na   to,   że 

wspaniałomyślnie wypuści Idę! Cóż ona dla niego znaczy? Ten człowiek nie cofnie się przed 

najgorszym. Nie mam co do tego żadnych złudzeń!

Zaległa złowroga cisza.

- Nie sądzę, żeby chciał się przedzierać w głąb fiordu - stwierdził Reijo po chwili, 

wysłuchawszy uważnie relacji z tego, co wydarzyło się na cyplu. Nie mógł sobie darować, że 

go   przy   tym   nie   było.   Może   udałoby   mu   się   zapobiec   nieszczęściu.   Serce   rozsadzał   mu 

straszliwy ból. - Ale tak na dobrą sprawę nie ma zbyt wielu możliwości - rzekł z namysłem.

-  Zamierzał   przedostać  się  na zachód  - usłyszeli  dobiegający   od  strony drzwi  głos 

Heleny.

Wszyscy   jak   na   komendę   odwrócili   się.   Byli   przekonani,   że   Helena   śpi.   Nie 

przypuszczali, że słyszy, o czym mówią, tym bardziej że rozmawiali po norwesku.

Dziewczyna stała boso w nazbyt obszernej nocnej koszuli Anjo i opierała się o framugę.

Anjo pierwsza otrząsnęła się ze zdziwienia, podeszła do niej i otoczyła ramieniem, po 

czym poprowadziła do stołu. Pozostali w milczeniu rozsunęli się i zrobili dla niej miejsce na 

długiej ławie pod ścianą.

background image

Dziewczyna usiadła skulona, przez co wydawała się jeszcze drobniejsza.

- Naprawdę stąd odszedł? - zapytała szeptem. - Nie ma go już tutaj?

Sedolf potwierdził.

Przełknęła   ślinę.   Nareszcie   nic   jej   nie   grozi!   Może   odsunąć   w   niepamięć   groźby, 

szyderstwa i upokorzenie. Zapomnieć o ostrych nożach!

- Mówił, że na północy straszna bieda i harówka,  dlatego chciał  się  przedostać na 

wybrzeże - powtórzyła, nie patrząc na nikogo. Wypowiedziane po fińsku słowa zabrzmiały tak 

cicho, że ledwie zrozumieli ich znaczenie. - Liczył, że na wybrzeżu spotka kupców i uda mu się 

dostać na statek handlowy płynący na południe, do miasta, w którym żyją ludzie z naszych... z 

jego sfer...

Helena przełknęła ślinę. Trudno jej było mówić, ale dłużej już milczeć nie chciała.

- Do Bergen? - zapytał Reijo. Pokiwała głową, trochę niepewna.

- Tak, to chyba ta nazwa.

- Przynajmniej wiemy, dokąd się kieruje - powiedział Reijo, posyłając Helenie ciepły 

uśmiech. - Bardzo nam pomogłaś! Dziękujemy.

-  Twoja   córka  jest   taka  piękna  i   młoda...   I  ma  malutkie   dzieci...   On  nie  może  jej 

skrzywdzić! Ale masz rację, Reijo - powiedziała po chwili, zerkając ku niemu. - Nie wolno mu 

wierzyć.   Był   żołnierzem  i  nauczył  się  zabijać.   Wydaje  mu  się,  że  ma  do tego  prawo,  bo 

dozwolone  jest   wszystko,   co  jemu  przynosi   korzyść.  Musicie   go  odnaleźć   i   powstrzymać. 

Twojej córce grozi śmiertelne niebezpieczeństwo! On nie dotrzyma żadnych obietnic. Kłamie z 

taką łatwością, że chyba już sam nie potrafi odróżnić prawdy od fałszu. Jak więc inni mają to 

poznać?

- Jesteś jego krewną? - zapytał Knut.

Helena pokręciła głową i rozszlochała się. Pozwolili jej się wypłakać. Jedynie Sedolf 

czuł się strasznie bezradny i nie mogąc usiedzieć w spokoju, przechadzał się nerwowo w tę i z 

powrotem po wyszorowanych do białości deskach podłogi.

- Nie przypuszczałam, że on taki jest - chlipała Helena, a łzy nie przestawały jej spływać 

po policzkach. - Miałam piętnaście lat, gdy go poznałam. Był przyjacielem mojego brata, razem 

służyli w armii. Nigdy nie widziałam równie przystojnego mężczyzny... Zresztą tak naprawdę 

nie znałam ich wielu. Zakochałam się nieprzytomnie. On tymczasem w ogóle mnie nie do-

strzegał. Traktował mnie jak powietrze. - Helena osuszyła palcami oczy i zmuszając wargi do 

uśmiechu, ciągnęła: - Specjalnie nie ma nad czym płakać. Teraz już nie. Byłam zaręczona z 

innym. Ustalono, że go poślubię, kiedy skończę szesnaście lat, ale urządziłam taką histerię, że 

wysłano mnie do rodziny do Szwecji. Zaręczyny zostały zerwane, a rodzina narzeczonego 

background image

zażyczyła   sobie,   by   ogłosić,   że   straciłam   rozum.   Teraz   wydaje   mi   się,   że   mieli   rację. 

Rzeczywiście zachowywałam się wówczas jak obłąkana. W moim życiu wszystko ułożyłoby 

się inaczej, gdybym postąpiła zgodnie z wolą rodziców i zaakceptowała ich plany. W końcu 

jednak dostałam tego, do którego wzdychałam. Nie miałam pojęcia, że poprosił ojca o moją rę-

kę. Wydawało mi się, że w ogóle mnie nie dostrzega, nigdy ze sobą nie zamieniliśmy słowa, a 

tymczasem z dnia na dzień zostaliśmy sobie poślubieni. Teraz Anjo chlipnęła.

- Biedne dziecko! Nigdy już nie będziesz musiała tak żyć!

Helena   nie   opowiedziała   wszystkiego,   przemilczała   dwa   straszliwe   lata   u   boku 

bezlitosnego tyrana.

- Musiał uciekać z powodu mojego brata. Nie wiem, dlaczego zabrał mnie z sobą. Może 

obawiał się, że wyjawię, dokąd uciekli? Nie potrzebował mnie. Krytykował mnie na każdym 

kroku. Cokolwiek robiłam, wszystko było źle. Dwa konie, które zabraliśmy z sobą, zajeździł na 

śmierć. Musieliśmy sprzedać powóz. Przyłączyliśmy się do rodziny Lapończyków... - Helena 

ukryła twarz w dłoniach. - Zabił ich, kiedy spali. Okradł ze srebra. Podpalił jurtę. Oddaliliśmy 

się ich zaprzęgiem. Kiedy zbliżyliśmy się do ludzkich siedzib, wypuścił renifery...

Nie chciała mówić, dlaczego chciał się jej pozbyć.

- Jest groźny - powtórzyła tylko. - Nieobliczalny. Czasami mu się zdaje, że jest panem 

tego świata.

Reijo zacisnął pięści.

- Powinnaś nam była opowiedzieć o tym wcześniej, moja droga - stwierdził z ciężkim 

sercem.

- Wtedy twoja córka nie znajdowała się w jego rękach - odrzekła Helena. - Przysięgłam 

być mu posłuszna. Niezależnie od tego, co mi uczynił, nic mnie nie zwalnia z tego obowiązku.

Sedolf wzniósł oczy ku niebu, ledwie powstrzymując się od złośliwego komentarza.

- Helena odebrała inne niż my wychowanie - wyjaśniła Anjo.

Jej słowa uświadomiły im coś niezmiernie ważnego. Łatwo kogoś osądzać, trudniej 

zrozumieć. Potrafili wyobrazić sobie piekło, przez które przeszła Helena, i tym bardziej nie 

pojmowali,  dlaczego wykazywała tak ślepą lojalność wobec męża - okrutnika. Ale Helena 

pochodziła z innego, obcego im świata.

Nie pojmowali niepisanych reguł i więzi łączących albo dzielących ludzi tego pokroju.

Helena pozostała dla nich obca pod wieloma względami.

- Jak on się nazywa? - zapytał Knut. Helena spuściła wzrok i zagryzając wargi, uparcie 

wpatrywała się w swoje dłonie.

- To nie jest przecież zdrada wobec niego - odezwał się Reijo najłagodniej jak potrafił. 

background image

Czuł łomotanie w skroniach. Wiedział, że ucieka im cenny czas, ale informacje Heleny uważał 

za   ważne.   -   Może   jego   nazwisko   okaże   się   nam   potrzebne.   Kiedyś   odruchowo   niemal 

wypowiedziałaś, jak się nazywasz...

- Czuję się tak, jakbym go zdradzała. Wiem, że wam wydaje się to niemądre, ale w 

moim pojęciu jest to zdrada. - Nerwowo ściskała ręce i w końcu wystękała: - Nazywa się Curt 

Hallencrantz  ze  Spydenborga.   Jest   drugim   z kolei  synem,  a więc   nie  odziedziczy   tytułu  - 

dodała. - Poza tym jest oficerem, pułkownikiem.

Reijo potrząsnął głową zmęczony.

- Nasza Maja poślubiła Williama Runefelta, on odziedziczy tytuł...

Helena popatrzyła na niego, rozszerzywszy oczy ze zdumienia, i osunęła się na ziemię 

jak szmaciana lalka.

Reijo zaniósł ją do łóżka.

- Co jej się stało? - zastanawiał się Knut, marszcząc czoło. - Najwyraźniej nazwisko 

małżonka Mai zrobiło na niej piorunujące wrażenie.

- Zemdlała raczej z powodu nadmiaru wrażeń! - wyjaśniła Anjo, która nie doszukiwała 

się w tym niczego nadzwyczajnego. - Pierwszy raz wstała z łóżka i o własnych siłach przeszła 

aż tutaj. Na pewno trochę zmarzła. Poza tym przywołany z pamięci wstyd i poczucie winy na 

nowo ją pogrążyły. Ten przystojny Hallencrantz całkowicie ją stłamsil. Nie spocznę, jakem 

Anjo Elvejord, póki to dziewczę nie wyprostuje karku i nie nazwie się na powrót człowiekiem!

Reijo i Knut zajęli się przygotowaniami do drogi, a Sedolf udał się do Emila.

Nie przyszło mu to łatwo, bo nigdy nie lubił o nic prosić.

Teraz gotów był błagać Emila na kolanach, byleby tylko zgodził się przyłączyć do nich. 

Potrzebowali   kogoś   zaufanego.   Sedolf   liczył   się   z   tym,   że   sytuacja   może   ich   zmusić   do 

popełnienia czynu, o którym powinno wiedzieć jak najmniej osób.

- Przyszedłeś sprawdzić, czy nie wyzionąłem ducha? - zdziwił się Emil, naprawiający 

połamany przez wiatr płot.

- Nie, chciałem tylko zapytać, czy przyłączyłbyś się do nas. Ruszamy w pościg za 

człowiekiem, który napadł na ciebie i zabrał ci nóż - rzekł Sedolf, opierając się na wbitym 

właśnie przez Emila słupku.

- Aż tak mi na tym nożu nie zależy - odparł Emil. - A tego, który mnie zaatakował, 

wolałbym nie spotkać ponownie. Jeszcze nie przestała mnie boleć głowa od upadku.

- To ten sam mężczyzna, który pobił do nieprzytomności i poranił kobietę, odnalezioną 

w lesie przez Sofię, Henriettę, Anjo i Idę.

-   Tym   bardziej   wolę   go   nie   spotkać   -   uznał   Emil,   nie   przerywając   roboty.   -   Nie 

background image

chciałbym, żebyś mnie brał za tchórza, Sedolf, po prostu uważam, że mnie ta sprawa nie 

dotyczy. Co z tego, że ma mój nóż?

- Teraz ma także Idę - przerwał mu głucho Sedolf. Emil podniósł pełen niedowierzania 

wzrok i kazał Sedolfowi powtórzyć.

- Ta rodzina zawsze się w coś uwikła - rzekł po chwili, opierając się na trzonku siekiery. 

- Ida nie jest wyjątkiem.

Sedolf stał nieporuszony i czekał.

- Ty i Reijo oczywiście ruszacie w pogoń? Sedolf pokiwał głową twierdząco i wyjaśnił:

- Knut jedzie także. Potrzebna nam jeszcze jedna osoba. Nie chcę za wiele rozpytywać 

ani brać byle kogo. Albo pojedziesz ty, albo nikt.

Emil wstrzymał oddech. Odmowa Idy nadal go mocno bolała. Ale wstyd mu trochę było 

za wypowiedziane w gniewie pełne goryczy słowa.

Rudowłosa Ida z promiennym uśmiechem pozbawiła go wszelkiej nadziei, choć w jego 

myślach należała już do niego...

Trafiała mu się szansa, żeby odzyskać utraconą twarz.

Czy   Sedolf   pomyślał   o   tym?   Emil   spojrzał   na   niego,   mrużąc   oczy.   Nie   byli   już 

przyjaciółmi. Tak się często dzieje, kiedy dwaj mężczyźni zakochają się w tej samej kobiecie. 

Póki dla  obydwu  była nieosiągalna,  ich  przyjaźń trwała. Ale  kiedy jeden  z  nich dostał  ją 

naprawdę, wyniknęły z tego same kłopoty.

- Nie chciałbym, żeby mój nóż odebrał Idzie życie. Niezależnie od tego, czyją pchnięty 

ręką - stwierdził. - Ruszam z wami. Muszę tylko poprosić kogoś, żeby zajął się gospodarstwem. 

Domyślam się, że to może potrwać nieco dłużej niż do jutra rana?

Sedolf potwierdził skinięciem głowy.

- Spotkamy się na cyplu - rzucił krótko na odchodnym, wdzięczny, że Emil zgodził się 

przyłączyć do pościgu, i dodał trochę zakłopotany: - Cieszę się, Emilu.

Jak trudno czasem ludziom niegdyś sobie bliskim odnaleźć właściwe słowa!

Nie na darmo się mówi, że największymi wrogami są byli dobrzy przyjaciele.

Około południa czterej mężczyźni spotkali się na cyplu.

Na ich posępnych twarzach czaił się lęk.

- Domyślamy się, dokąd on chce się przedostać powiedział Reijo. - A także którędy 

ucieka. Wiem, że to ryzyko, ale zamierzam je podjąć. Jestem ostatnim człowiekiem, który by 

chciał narażać życie Idy... ostatnim, który chciałby ją na cokolwiek narażać...

- Krótko mówiąc - zwrócił się Sedolf do Emila - Reijo uważa, że powinniśmy ruszyć 

najpierw w górę doliny, a potem przedostać się na drugą stronę szczytów. O ile Fin z Idą 

background image

podążają tym szlakiem, o którym myślimy, mamy szansę ich dogonić. Musimy ryzykować! 

Plan   ten   ma   jeszcze   jedną   zaletę.   Fin   nie   spodziewa   się   nas   od   tej   strony,   od   której   go 

podejdziemy. Na pewno jest przekonany, że będziemy iść jego śladem.

- Natomiast Ida może się tego domyśli - dodał Knut.

Emil   skinął   głową.   Teraz   zrozumiał,   dlaczego   osiodłali   wszystkie   konie,   jakie 

znajdowały się na cyplu i w gospodarstwie Knuta.

- Doliną pojedziemy konno. Niestety, kiedy skręcimy ku szczytom, będzie zbyt stromo. 

Tam puścimy zwierzęta wolno. Na pewno odnajdą drogę do domu.

Zapadła noc, kiedy rozpoczęli wspinaczkę. Wybrali najbardziej strome podejście, ale 

dobrze wiedzieli, że tędy prowadzi najkrótsza droga na szczyt. Znali te tereny, nieraz chodzili 

tędy na polowania. Nie obawiali się więc stromizny, tym bardziej że księżyc oświetlał  im 

drogę.

Dotarłszy na płaskowyż, zatrzymali  się na odpoczynek. Wyjęli  przygotowane przez 

Anjo zapasy pożywienia. Reijo nie pozwolił rozpalić ognia.

- Czy komuś jest zimno? - zapytał, widząc, że Knut zbiera chrust. - A może widoczność 

jest słaba?

Wszyscy byli rozgrzani wspinaczką, a księżycowa poświata doskonale oświetlała teren.

- Tu w górze odległości wydają się mniejsze, ognisko widoczne byłoby z daleka. Chyba 

nie chcemy mu pokazać, że tu jesteśmy, prawda?

Usiedli na mchu, nie rozpalając ognia, i posilili się. Wełniana bielizna chroniła ich przed 

przemarznięciem.

Zresztą postój trwał krótko.

- On nie będzie odpoczywał tej nocy - Reijo mówił tak, jakby znał obcego. Próbował 

wczuć się w jego psychikę i starać się myśleć tak jak on.

- Mamy szczęście, że noc jest pogodna - stwierdził Knut. - Łatwo utrzymać właściwy 

kierunek.

- To on ma szczęście - poprawił go Reijo. - My i bez gwiazd byśmy nie zbłądzili. Nie, 

Knut, wygląda na to, że sprzyja mu sam diabeł.

Sedolf   poruszał   się   jak   lunatyk.   Kroczył   za   Reijo   miarowo,   niemal   mechanicznie, 

myślami zaś poszybował daleko ku Idzie.

Ten Curt Hallencrantz był taki potężny. Przy tym przytłaczającym wzrostem trollu Ida 

zdawała się zupełnie bezbronna.

Powinien zabronić jej jechać na cypel. Ale tak się bał, że się na niego rozgniewa, że 

wolał ustąpić i przemilczeć swoje zastrzeżenia.

background image

Powinien jej zabronić...

Ale jak można w ogóle czegoś zabronić Idzie?

Jest taka dumna, uparta...

Ida nigdy nie da się ujarzmić mężczyźnie. Wiedział o tym i godził się na to.

Ale i tak ją kochał. Niech sobie inni mężczyźni mówią swoje, ale on gotów był dać jej tę 

wolność. Bo rozumiał, że jego Ida jest ptakiem, a ptaków, jeśli się je naprawdę kocha, nie 

można więzić w klatce.

Powinien jednak zabronić jej jechać... Nie powinien jej był odstępować ani na krok...

Jacy byli naiwni, sądząc, że oprawca Heleny uciekł! Poczuli się bezpieczni, mimo że nie 

sprawdzili dokładnie wszystkiego. Dopiero po tym, gdy Ida została uprowadzona, uświadomili 

sobie   wspólnie   z   Knutem,   że   zbrodniarz   schował   się   w   piwniczce,   gdzie   przechowywali 

jedzenie. Trzeba tupetu! Że też nie przyszło im to od razu do głowy!

Sedolf był pewien, że Reijo nigdy nie zachowałby się tak bezmyślnie.

To Reijo powinien był z nimi jechać, nie Ida...

Gdyby, gdyby...

Nie da się cofnąć czasu i naprawić błędów. Gdyby to było możliwe, życie stałoby się 

doskonałe. Widocznie jednak nikomu nie jest dane być doskonałym.

Sedolfa ogarniał strach, że już nigdy nie zobaczy Idy żywej. Czarno robiło mu się przed 

oczami, ale parł do przodu w ślad za Reijo.

Widział też oczami wyobraźni, jak Ida walczy o życie z tym dwa razy większym od niej 

mężczyzną. Albo jak on kaleczy jej gładką skórę ostrym nożem Emila.

Wyobrażał sobie, że ten potwór bierze ją siłą.

Na jej plecach widoczne na pewno jeszcze były ślady jego palców. Niemal fizycznie 

czuł dotyk jej ciała, czuł jego ciepło.

Wzbierała w nim nienawiść, gdy sobie pomyślał, że ten łajdak mógłby dopuścić się 

przemocy wobec dziewczyny. W jego oczach było to gorsze niż zabójstwo.

Kłębiły mu się w głowie wszystkie te straszne myśli, a nogi stąpały po skałach i mchu, 

brnęły w śniegu. Przemoczył buty, nie zważał na przykryte cienką warstwą lodu i świeżym 

śniegiem kałuże. Bo w jego głowie była tylko przestrzeń na myśli o Idzie, na strach, na miłość.

Powinien był ją powstrzymać...

Noc jeszcze nie zdecydowała się całkiem, czy pozostać, czy też ustąpić miejsca świtowi, 

kiedy wędrowcy natknęli się na konia.

- Ukradł go Halvorowi - rozpoznał Sedolf i pociemniało mu w oczach.

Przykucnęli. Nie ulegało wątpliwości, że ten wspaniały koń nie żyje.

background image

Miał poderżnięte gardło, nie cierpiał więc długo.

Byli wstrząśnięci, widząc pozbawione życia piękne zwierzę. Nadal wilgotne i ciepłe, nie 

całkiem jeszcze ostygło.

- Zajeździł go - rzekł Emil z goryczą. Reijo, sprawdziwszy dokładniej, zaprzeczył:

- Nie, koń złamał nogę. W tej sytuacji lepiej było go zabić, niż pozwolić mu umierać w 

cierpieniach.   Może   ten   człowiek   nie   jest   całkiem   pozbawiony   uczuć?   Ale   za   bardzo   nie 

powinniśmy w to wierzyć.

Cztery   pary   oczu   wpatrywały   się   w   mrok.   Gwiazdy   zbladły,   księżyc   skrył   się   za 

chmurami.   Musieli   czekać   na   świt,   żeby   się   zorientować,   na   ile   zbliżyli   się   do   Idy   i   jej 

porywacza.

Ranek odbierze im przewagę, jaką mieli. Co będzie, jeśli znajdą się blisko Fina i Idy bez 

możliwości ukrycia się na otwartej przestrzeni?

-  Teraz   muszą  iść   na  własnych   nogach  -  odezwał   się   Reijo  z  nadzieją.   -  A  Ida  z 

pewnością nie ma już sił, by poruszać się szybko. A nawet jeśli ma... to na pewno będzie 

próbowała opóźnić marsz. Ida nie jest głupia.

Wszyscy nabrali  przekonania,  że  Ida  i  Fin,   który ją  uprowadził,  muszą  być gdzieś 

blisko. Koń nie leżał przecież długo martwy. Pomimo nocnego chłodu nadal biło od niego 

ciepło.

Nasłuchiwali uważnie, ale nic nie słyszeli. Czuli jednak wyraźnie bliską obecność Idy.

To uczucie było przytłaczające.

Reijo mignęła przed oczami twarz Raiji.

-   Potrzebowałbym   teraz   twojej   pomocy   -   powiedział   bezgłośnie,   poruszając   tylko 

ustami. Ale obraz Raiji zblakł.

Knut rzekł:

- Chyba powinniśmy się gdzieś ukryć i poczekać na świt. Nie warto, żebyśmy weszli 

prosto na nich...

background image

12

Księżyc świecił jak latarnia, oświetlając im drogę na płaskim terenie. Pułkownik uznał, 

że dalej pojadą konno, ale Ida zaprotestowała.

- Koń nie wytrzyma. Padnie ze zmęczenia.

- Myślisz, że nie wiem, iż próbujesz zyskać na czasie? - zaśmiał się. - Ale to nic nie da! 

Będziesz robić, co ci każę. Ja tu decyduję!

Chwycił ją w pasie i posadził na końskim grzbiecie. Jego dłoń znalazła się tuż obok 

przyszytej w szwach spódnicy kieszonki na nóż. Ida wstrzymała oddech. Fin na szczęście nic 

nie zauważył, bo w jego zachowaniu nie dostrzegła zmian. Dosiadł konia za jej plecami i 

popędził biedne zwierzę.

Ida miała wrażenie, że nóż pali ją w udo i zaraz stopi materiał, z którego uszyta jest 

spódnica.

Ale nic takiego się nie stało.

Dopiero teraz, kiedy siedziała, dając wytchnienie nogom, zdała sobie sprawę, jak bardzo 

jest zmęczona. Już prawie całą dobę nie zmrużyła oka i niemal równie długo znajdowała się w 

drodze.

Mikkal i Raija...

Nie wolno jej się zadręczać. Anjo na pewno zaopiekowała się dziećmi, i to najlepiej jak 

można.

A jeśli już ich nigdy nie zobaczy?

Do oczu napłynęły jej łzy. Pośpiesznie zacisnęła powieki,  nie dając im spłynąć po 

policzkach. Zagryzła zęby tak mocno, że omal nie pękła jej szczęka.

Nie może pogrążyć się w rozpaczy! Nie wolno jej się poddać! Bo to tak, jakby całkiem 

zrezygnowała i złożyła swój los w ręce tego zimnego jak lód mężczyzny.

Zaciskała oczy tak długo, póki nieznośna pustka, jaka ją ogarnęła, nie ustąpiła. Ida nie 

miała wyboru. Musiała być odważna. Bo jeśli straci nadzieję, to jakby pozwoliła tej bestii zabić 

się od razu.

- Jesteś zawiedziona, że pomoc nie nadeszła? - usłyszała głos, który budził w niej coraz 

większą odrazę.

- Nadejdzie - odrzekła spokojnie. Jego ironia nie zdołała w niej zasiać nawet ziarna 

niepokoju. Ida dobrze znała najbliższych sobie mężczyzn i była pewna, że ruszą w pogoń, ale 

równocześnie wiedziała, że zachowają największą ostrożność. Ojciec potrafi być sprytny jak 

lis... Tak, ten fiński kolos, kpiący z jej bliskich, nie zna Reijo Kesaniemi.

background image

- Czy oni wiedzą, że tak im ufasz? - udawał zdziwienie, chwytając się mocniej końskiej 

grzywy i bezlitośnie poganiając konia.

Noc była chłodna. Mgła opadła nisko, trudno się było rozeznać w terenie.

-   Kobiety   powinny   być   lojalne   -   dodał.   -   Ale   rozczarowuje   mnie   twoja   naiwność. 

Sądziłem, że jesteś inna...

Nie dokończył, bo koń potknął się i runął.

Ida poczuła szum w uszach, a potem wszystko zasnuło się mgłą. Ocknęła się na ziemi, 

strasznie piekł ją policzek. Usłyszała rżenie konia i głuche uderzenia kopyt o skały. Miała 

wrażenie, że znalazła się w samym środku rozszalałej burzy.

Pułkownik ciskał najgorsze przekleństwa. Ale jego głos dochodził jakby przez mgłę.

Ida, mrużąc oczy, podźwignęła się i chwiejnie starała się utrzymać równowagę.

Policzek nadal ją piekł, a kiedy go dotknęła, zobaczyła na palcach krew.

Fin, nie przestając przeklinać, stał nad leżącym między skalnymi blokami koniem. Mgła 

opadła niżej, zasłaniając Idę do połowy. Ani oni, ani koń nie mieli szans zauważyć osypiska. 

Nie pomyślała nawet, że mogłaby wykorzystać ten moment na ucieczkę. Mrok i mgła ukryłyby 

ją przed złoczyńcą. W ogóle nie wpadło jej do głowy, że ta chwila przeznaczona jest dla niej.

Ida nie widziała niczego oprócz konia.

-   Zostawisz   go   w   takim   stanie?   -   zapytała   Fina,   który   dokładnie   zbadał   kończyny 

zwierzęcia, a potem wstał i odszedł parę kroków.

- Nic się już nie da zrobić - odpowiedział obojętnie. - Ma złamaną nogę. Poza tym jest 

wycieńczony. Koniec z nim.

- Ale przecież nie możesz go tak zostawić! - wykrzyknęła Ida. - Przecież on jeszcze żyje 

i cierpi. Czy to nic dla ciebie nie znaczy?

Wzruszył ramionami. Ida poznała już Fina na tyle, by wiedzieć, że zwierzę nic go nie 

obchodzi.

- To przecież tylko koń - rzucił lekko. - I tak zdechnie. Godzinę wcześniej czy później, 

co to za różnica? Albo zamarznie na śmierć, albo zginie z głodu. Mam sobie zawracać tym 

głowę? Przecież to i tak mu nie pomoże. Zresztą i tak by niebawem padł z wycieńczenia.

- Zamierzałeś jechać na nim, aż padnie? - zapytała Ida, nie chcąc uwierzyć, że można 

być takim zimnym, pozbawionym wszelkich uczuć okrutnikiem. Mimo wszystko ciągle ufała, 

że w tym człowieku, gdzieś głęboko, tkwi odrobina dobra, choć przecież jego występki temu 

zaprzeczały. Naiwna Ida nie dopuszczała do siebie myśli, że ktoś może nie mieć serca.

Ale jednak taka była prawda. Dopiero teraz na dobre przejrzała na oczy.

- Cóż ci szkodzi zabić tego konia? - rzuciła, poruszona do żywego.

background image

Ale on odwrócił się do niej plecami.

- Nie zabijam koni - odpowiedział z wyraźną niechęcią.

- Co do ludzi nie masz takich oporów, prawda? Czyżby ten koń był więcej wart niż 

Helena?!

- Nie zabijam koni - powtórzył. Tymczasem mgła opadła. Ida straciła swoją szansę.

Chwila,   jakby   stworzona   dla   niej,   minęła.   Dopiero   teraz   uświadomiła   sobie,   jaka 

możliwość przeszła jej koło nosa.

Działała instynktownie. Wszystko w niej cierpiało wraz z tym biednym zwierzęciem, w 

którego oczach czaił się ból.

Przecież ten koń nic nie zawinił Finowi! Przeciwnie, bez skargi niósł go na swym 

grzbiecie w mroku nocy. I nadal by niósł, gdyby się nie potknął. A ten potwór chce go tak po 

prostu pozostawić na zimnych jak lód skałach i skazać na długie męczarnie.

Jak on tak może?

Ida   podwinęła   spódnicę   i   płacząc   ze   złości,   sięgnęła   po   nóż.   Oślepiona   łzami 

niepotrzebnie długo manipulowała przy kieszonce. Wreszcie siadła przy koniu, poklepała go po 

pysku   i   szepnęła,   że   na   pewno   będzie   się   pasł   niebawem   na   najzieleńszych   i   najbardziej 

soczystych niebiańskich pastwiskach. Ukryła nóż, żeby nie spłoszyć zwierzęcia. Fin, dziwnie 

wytrącony z równowagi, nic nie zauważył. Koń patrzył w bok, ufny, że Ida uczyni co dla niego 

najlepsze.

Ida,  szlochając,   powiodła  dłońmi  po  końskiej   szyi.  Nie  raz  towarzyszyła  ojcu  przy 

uboju. Przywykła do widoku krwi. Ale jeszcze żadne zwierzę nie poniosło śmierci z jej ręki. 

Nie przypuszczała nawet, że byłaby zdolna coś takiego uczynić.

- Lepiej przestań ryczeć - rzucił Fin chrapliwie. - Na mnie kobiece Izy nie działają.

Ida odszukała tętnicę przerażonego konia. Nabrała powietrza głęboko w płuca, jeszcze 

raz pomacała, nie chcąc zadawać zwierzęciu więcej bólu niż to konieczne, i pewną ręką wbiła 

ostrze noża w miejsce, gdzie czuła pulsowanie. Koń szarpnął łbem, próbował podnieść się na 

przednie nogi.

Krew trysnęła Idzie wprost na ubranie i spłynęła po rękach ku łokciom.

W jednej chwili Fin znalazł się przy niej i wyrwał jej nóż z dłoni. Popchnął ją na ziemię 

i warknął:

- Chciałaś go wypróbować na mnie? - Zważył nóż w dłoniach i wytarł ostrze o mech, aż 

błysnęło. - Naprawdę miałaś taki zamiar?

Ida skinęła głową obojętnie.

Rzeczywiście rozważała taką możliwość, chociaż zdawała sobie sprawę, że nie zdoła 

background image

pokonać tego rosłego mężczyzny. Cieszyła się, że przynajmniej ulżyła cierpieniu zwierzęcia.

-   Zaskakujesz   mnie,   Ido   -   roześmiał   się.   -   Doprawdy   mnie   zaskakujesz.   Nie 

spodziewałbym się takiej odwagi nawet po tobie, chociaż wiem, że jesteś kobietą wyjątkową. 

Poza tym bawisz mnie, nadal mnie bawisz...

Jego słowa oznaczały dla Idy odroczenie wyroku śmierci.

Uśmiechnął   się   do   niej   czarująco.   Pewnie   niektóre   kobiety   ulegały   jego   urokowi, 

zwłaszcza te, które lubią silnych i dominujących mężczyzn.

Fin podrzucił nóż, a potem wsunął go do kieszeni.

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że go sobie zachowam - rzekł, tak 

jakby Ida miała cokolwiek do powiedzenia. - Gdzie ty go ukrywałaś? - zapytał zaintrygowany, 

kiedy już uszli spory kawałek drogi. - Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że kobieta może 

mieć przy sobie nóż. Nawet nie pomyślałem, żeby to sprawdzić. Helena nigdy nie brała do ręki 

noża. Czy wśród tutejszych kobiet to jest normalne?

Ida pokręciła głową.

- Wiedziałem, że jesteś wyjątkowa! - wykrzyknął i gdyby nie to, że Ida poznała go 

dostatecznie dobrze, mogłaby ulec wrażeniu, że jest tym faktem zachwycony. - No, gdzie go 

miałaś, powiedz! - powtórzył pytanie.

- Pod spódnicą - odpowiedziała Ida i odrzuciwszy dumnie głowę, wysunęła do przodu 

podbródek. Nie zdawała sobie sprawy, ile było w tym geście hardości.

- Frapujące - mruknął pod nosem i uśmiechnął się. Ida nie rozumiała znaczenia tego 

słowa, ale za nic w świecie nie przyznałaby się do tego.

Szli w milczeniu, aż w końcu Ida poczuła, że zaraz padnie jak zajeżdżony koń.

- Mam nadzieję - zwróciła się do Fina - że jeśli się potknę i złamię nogę, to postąpisz ze 

mną tak jak z koniem. Zostawisz mnie.

Fin zatrzymał się i roześmiał na cały głos, jakby usłyszał jakiś przedni dowcip.

- Jesteś zmęczona? Skinęła głową, uznawszy, że nie ma sensu tego ukrywać. I tak 

wkrótce nogi nie zechcą jej dłużej nieść.

- Nie udajesz?

- Nie.

- Poddałaś się? - zapytał, udając szczere zdumienie.

Ida całkiem opadła z sił. Osunęła się na kolana, starając się słuchać, co do niej mówi. 

Poczuła się jednak taka senna, że mogłaby zasnąć w każdej pozycji. Wszystko jej było jedno, 

pragnęła jedynie spać.

- Poddałaś się? - zapytał ponownie. - Myślałem, że masz więcej hartu. Zawiodłaś mnie, 

background image

Ido.

Ale dziewczyna nie słyszała już jego słów, bo naprawdę zasnęła. Jej ciało zachwiało się 

i osunęło na kamieniste podłoże, mokre od rosy. Fin, zdumiony, wpatrywał się w nią, stuknął ją 

czubkiem nogi, ale ona nawet nie poruszyła palcem. Ukucnął przy niej i podniósł powiekę. Nie 

udawała. Naprawdę spała! Spała jak zabita!

Nie chciało mu się wierzyć, że się poddała. Był pewien, że gdyby nie zmorzył jej sen, 

nadal wystawiałaby swoje ostre kolce. Zastanawiał się, ile trzeba, by ją złamać. Nigdy dotąd nie 

spotkał tak dumnej kobiety. I tak fascynującej.

Nie pojmował jej, ale od dawna nikt go tak nie zaintrygował. Prawdę mówiąc, już od 

wielu lat żaden człowiek nie zdołał w nim obudzić jakiegokolwiek zainteresowania.

Może to te rude włosy czyniły ją wyjątkową?

Ale   nie!   Spotkał   przecież   w   swym   życiu   wiele   rudowłosych   kobiet   i   one,   tak   jak 

większość przedstawicielek tej płci, rozczarowały go.

Kobietom brakowało charakteru.

Ta wywodziła się z innej klasy społecznej. Ale przecież miał w swym życiu wiele 

służących,   sypiał   też   z   chłopkami.   Wszystkie   go   nudziły.   O   Helenie   w   ogóle   nie   warto 

wspominać. Helena rozczarowała go już na samym początku i tak już ciągnęło się do końca. 

Ale ubawił się szczerze, zgarniając ją sprzed nosa innemu i łamiąc wszelkie konwenanse. Poza 

wszystkim związek małżeński z Heleną z jego własnego punktu widzenia był bardzo korzystny.

Biedna Helena, może nie powinien jej tak pokaleczyć, ale ona i tak nie czuła, jak ciął 

ostrzem jej gładką skórę, bo straciła przytomność.

Nikt nie zrozumiałby jego intencji. Nikt, kto nie widział ulubionych bluzek Heleny 

ozdobionych koronkami na przodzie od ramion aż do talii, bluzek, które musiała zostawić w 

Finlandii.

W chwili śmierci chciał ją ustroić w koronki, które tak lubiła. Ot, taki żart. Nóż był 

ostry, a jego to bawiło.

Nie powinien był zostawiać noża. To nierozsądne. Ale wydawało mu się, że nóż przy 

martwej Helenie spotęguje efekt dramatyczny.

Ułożył ją we mchu wśród krzewinek. Podobała mu się taka kompozycja. Czarno - biały 

strój na tle soczystej zieleni i wśród borówek, które miały barwę krwi.

Chyba nigdy za życia nie wyglądała tak interesująco. Skąd mógł przewidzieć, że nie 

umrze od razu? Powinien jej chyba zadać głębsze rany...

Helena na pewno poszła prosto do nieba, uderzyła go nagła myśl. Wyobraził sobie, jak 

siedzi teraz na białym obłoku, przystrojona w biel, w której jej zawsze było do twarzy, i gra na 

background image

złotej harfie.

Ta filigranowa istota, uosobienie cnoty, krążyła pewnie na anielskich skrzydłach wokół 

Boga Ojca.

Uśmiechnął się sam do siebie. Miał nadzieję, że Helena widzi go teraz z wysokości i 

złości się jak za życia. Przypomniało mu się, jak zaciskała usta w wąską kreskę.

Trusia Helena. Całkowite przeciwieństwo Idy.

Chyba nie jest możliwe, by kobiety potrafiły na zawołanie zapaść w sen? Chociaż nie 

zdziwiłoby go, gdyby Ida potrafiła. Niech sobie jednak nie myśli, że w ten sposób opóźni 

ucieczkę.  Nie nabierze go.  Skoro śpi, to pewnie jej bez różnicy, gdzie  śpi. Nachylił  się i 

przerzucił Idę sobie przez ramię, zdumiony, że jest taka lekka. Maszerując ku rozjaśniającemu 

ciemność   nocy   świtowi,   śmiał   się   sam   do   siebie.   Tak   właśnie   obchodzili   się   z   kobietami 

mężczyźni pierwotni. I tkwiła w tym głęboka mądrość.

Zwolnił  nieco,   bo  Ida,   wprawdzie   lekka,  jednak trochę ważyła.  Poza  tym zaczynał 

odczuwać także pewne zmęczenie. Był na nogach już od kilku dni i nocy, wędrował zaś od 

miesięcy. Helena była mu prawdziwym utrapieniem. Powinien ją zostawić w Finlandii. Zabrał 

ją ze sobą, by go nie wydała, a przy okazji zemścić się w ten sposób na rodzinie za tego łajdaka, 

brata Heleny, który dopuścił się zdrady.

Nigdy się nie dowiedzą, jak umarła.

To najlepsza dla nich kara.

Niech sobie czczą we wspomnieniach tę swoją Helenę.

Fin maszerował, niosąc Idę przez plecy, i zatrzymał się dopiero, gdy zobaczył naturalne 

zagłębienie otoczone skalnymi blokami od strony, z której mógł pojawić się pościg.

Spuścił Idę na ziemię.

- Niosłem cię na plecach, póki nie zaczął się dzień - powiedział. - Teraz już czas się 

obudzić.

Idę bolała cała lewa strona ciała, Fin bowiem nie zadał sobie trudu, żeby ją położyć na 

ziemi. Wcale się nie przejmował tym, że może sobie zrobić krzywdę. W ogóle nie troszczył się 

o nią jako o człowieka.

A jednak niósł ją taki kawał drogi.

Dlaczego?

Ida usiadła z trudem, zacisnęła zęby, żeby nie jęknąć i nie dać po sobie poznać, jak 

bardzo ją boli. Tej przyjemności mu nie sprawi!

- Nadal cię bawię? - zapytała, nie kryjąc pogardy. Skinąwszy głową, oparł się o pagórek 

i obserwował ją spod jasnych rzęs.

background image

- Bawisz mnie - potwierdził. Teraz, gdy Ida się trochę wyspała, wróciły jej siły i na 

powrót stała się sobą. Posiadała rzadką zdolność życia chwilą i nie lękała się spojrzeć w oczy 

największemu niebezpieczeństwu. Nigdy nie uginała karku.

- Zabiłeś kogoś? - zapytała i zaraz dodała: - Poza Heleną?

Powiedziała to na szczęście spokojnie, nie wzbudzając w nim podejrzeń.

Najwyraźniej uznał, że po prostu się przejęzyczyła.

-  Oczywiście   -  odpowiedział,   wyciągając   się   wygodnie.   -  Przecież   ci   mówiłem,   że 

jestem żołnierzem.

- Oficerem - sprostowała Ida. - Nie sądziłam, że oficerowie sami zabijają.

Uniósł jasną brew z wyraźnym uznaniem. Miał ochotę pochwalić dziewczynę za to, że 

nadal myśli logicznie. Wystarczyła jej ta odrobina snu, by odnowić siły i znów stawić opór.

- Zanim dotarłem do waszej wioski, zabiłem pięcioro ludzi - powiedział, nie spuszczając 

z niej wzroku. Ciekaw był, jak to przyjmie.

Patrzyła z niedowierzaniem.

- Nie wierzysz mi? - Zaśmiał się.

Ida   nie   odpowiedziała.   Miała   przed   sobą   najbardziej   bezwzględnego   łotra,   jakiego 

kiedykolwiek   widziała,   nie   wolno   jej   jednak   stracić   głowy.   Wyczuwała,   że   nie   spotka   jej 

najgorsze,   póki   zdoła   utrzymać   go   w   napięciu.   Ten   człowiek   po   prostu   musi   nieustannie 

walczyć. A słowne potyczki wyraźnie go bawiły. Dopóki będzie dla niego godnym przeciwni-

kiem, nic złego się jej nie stanie.

-   Zabrałem   starcowi   nóż,   bo   swój   gdzieś   zgubiłem   -   zaczął   beznamiętnie,   jakby 

relacjonował jakieś zwykłe zdarzenie. - Podejrzewam właściwie, że schowała mi go Helena. W 

ostatnim czasie nie można jej było już zupełnie ufać. Zwróciła się przeciwko mnie - pokręcił 

głową z dezaprobatą. - A kiedy zabiłem tych Lapończyków i podpaliłem ich jurtę, wpadła w 

straszną histerię. Nigdy jej takiej nie widziałem.

Fin pogrzebał w kieszeni i rzucił Idzie pod nogi mały woreczek.

Serce jej podskoczyło. Nóż, który znaleźli przy Helenie, był lapoński. A to było srebro 

lapońskie. Klamra, brosze, guziki... podobne do tych, które trzymała w domu w skórzanym 

mieszku na dnie kufra. On wiedział o tym, bo grzebał w jej rzeczach.

- Zdaje się, że znasz się trochę na tym - zagadnął. Ida wyjęła ostrożnie ozdoby, które on 

uważał za bezwartościowe. Dla niej były to skarby, tak samo jak dla tych ludzi, którym zostały 

zrabowane.

Jeden   z   guzików   odróżniał   się   od   pozostałych.   Był   okrągły,   na   nóżce,   ozdobiony 

wzorem identycznym jak na szerokiej klamrze, znajdującej się wśród srebra.

background image

Ida, dotykając ozdób, przypomniała sobie historie opowiadane przez Ailo. Ailo potrafił 

wspaniale opowiadać.

- Sama widzisz, kogo zabiłem - rzucił lekko. - Byli nic niewarci, ale srebro zawsze 

można przetopić.

Nic niewarci? Ida poczuła ucisk w żołądku.

- Może się mylisz - odparła i wziąwszy z kupki srebra okrągły guzik i klamrę, pokazała 

mu je bliżej. Bez strachu napotkała jego spojrzenie. - Wygląda na to, że trafiło w twoje ręce 

srebro ze skarbu stallo. A to może oznaczać, że nie jesteś całkiem bezpieczny. Kto wie, czy nie 

ciąży na nim klątwa? Sam wiesz, jaki los spotkał poprzednich właścicieli.

Ida wymyśliła na poczekaniu tę historię. Bo tak naprawdę każda rodzina uważała srebro 

ze skarbu stallo za najcenniejsze trofeum. Nie ciążyła oczywiście na nim żadna klątwa. Ale 

tego, rzecz jasna, bezwzględny Fin nie mógł wiedzieć.

-   Srebro   ze   skarbu   stallo?   -   zapytał   z   powątpiewaniem.   Ida   uśmiechnęła   się 

uspokajająco.

- Stallo to taka postać z lapońskich baśni. Bardziej człowiek niż troll, uosobienie zła. 

Ale jeśli ktoś jest sprytny, może go pokonać.

- Opowiedz! - poprosił. - To może być zabawne.

Ida pokręciła głową, jakby się krygowała. Zgarnęła srebro do woreczka i odrzuciła 

Finowi tak, jak on to zrobił.

-   Wiesz,   zdarzyło   się,   że   opowieścią   ktoś   wykupił   się   od   pewnej   śmierci   -   rzekł 

tajemniczo. - Albo że ją odwlekł w czasie.

- Ach, tak? - odezwała się szyderczo. Miała zamiar opowiedzieć mu o stallo z własnej 

woli, bo nadal byli równorzędnymi przeciwnikami w walce na słowa, ale gorączkowo szukała 

w pamięci takiej historii, która rozbawiłaby go, a zarazem pouczyła, że zło prędzej czy później 

zostanie ukarane.

- Słyszałaś o Szeherezadzie? - zapytał. Ida nie kojarzyła z niczym tego imienia, którego 

nie umiała nawet powtórzyć.

Fin, który lubił popisywać się swoją mądrością, wyjaśnił:

- W pewnym dalekim kraju żył sobie król, który, zawiódłszy się na swojej niewiernej 

żonie, zabił ją. Poprzysiągł przy tym zemstę na całym rodzie kobiecym. Kazał rano zabijać 

każdą kobietę, z którą spędził noc.

- Cóż za miła opowieść - rzuciła zgryźliwie Ida.

- Przez trzy lata codziennie dostarczano mu na zamek dziewicę, którą kazał zabijać 

następnego ranka - ciągnął jasnowłosy olbrzym, który wyraźnie lubił tę historię. - Tak się działo 

background image

dopóty, dopóki na zamku nie zjawiła się księżniczka Szeherezada. Opowiedziała królowi baśń, 

ale nie dokończyła jej, i król, ciekaw dalszego ciągu, zachował księżniczkę przy życiu do 

następnego wieczoru. I tak co noc Szeherezada kończyła jedną baśń i zaczynała zaraz następną, 

którą przerywała w najciekawszym miejscu. Tak się działo przez tysiąc i jedną noc.

- I co dalej? Została stracona? - zapytała Ida.

- Mam ci zdradzić, jaki cię czeka los? Ida westchnęła ciężko.

- A więc chcesz posłuchać o stallo? Proszę bardzo. Nabrała powietrza. Wiedziała, że 

wygrała cenny czas, potrzebny ojcu, Sedolfowi i Knutowi, którzy z pewnością spieszą jej na 

ratunek.

- Ale to równocześnie opowieść o Lapończykach, musisz się z tym pogodzić. Może 

przekonasz się, że niezależnie od tego, co sądzisz, to także są ludzie. A więc posłuchaj!

Żył sobie kiedyś Japoński chłopak. Któregoś dnia zabłądził i znalazł się przy ziemiance 

stallo. Nie odważył się odmówić, kiedy gospodarz zaprosił go do środka, i posłusznie usiadł 

obok niego przy ogniu. Minęła chwila i chłopak odezwał się znienacka:

- Widzę w ogniu złoto i srebro.

- Jak to możliwe? Ja nic nie widzę - zdziwił się stallo, który był okropnie chciwy.

- Po prostu nalałem sobie do oczu ołowiu - odpowiedział młody Lapończyk. - Tylko w 

taki sposób można dojrzeć w płomieniach twoje skarby.

- To nalej i mnie - zażądał stallo.

- Jeśli się położysz na plecach, tak żebym mógł dosięgnąć do twoich oczu, to czemu 

nie? - zgodził się chłopak.

Stallo posłusznie się położył, a młody Lapończyk, przytrzymawszy powieki olbrzyma, 

nalał mu do oka rozgrzanego ołowiu.

- Parzy, parzy! - wrzasnął stallo.

- Ale z ciebie słabeusz! Uspokój się! - rzekł chłopak. No i stallo uciszył się. Chłopak 

tymczasem wlał ołów do drugiego oka olbrzyma. Stallo znów narzekał, że go parzy, ale chłopak 

pocieszył go, że już skończył. Stallo patrzył i patrzył, ale nie zobaczył ani srebra, ani złota. Nic 

nie widział, nawet ognia. Rozwścieczony, chciał zabić chłopaka, ale nie mógł go złapać. Po 

namyśle poprosił gościa, żeby wypuścił najpierw jego kozy, a na końcu największego kozła z 

wielkimi rogami. Chłopak zaczął wypuszczać kozy, a stallo stanął w wyjściu w rozkroku i 

obmacywał   każdą  po  kolei.   Młody  Lapończyk  wypuszczał   zwierzęta   bardzo  powoli.   Zabił 

starego capa i obdarł go ze skóry. Stallo poganiał chłopaka, ale ten powtarzał, że nie ma się co 

spieszyć.

- Wypuszczaj mojego kozła! - ryknął stallo.

background image

Chłopak okrył się skórą i trzymając przed sobą łeb z wielkimi rogami, na czworakach 

podszedł do wyjścia. Stallo pomacał skórę i rogi i wypuścił go.

- A teraz ty sam wychodź! - zawołał stallo zadowolony, że udał mu się podstęp.

- Już wyszedłem - odrzekł chłopak. Stallo ruszył w pogoń, ale chłopak był szybszy.

- Jak się nazywasz? - zawołał Stallo. Postanowił wysłać za zbiegiem swoich synów, 

żeby go zabili.

- Tak jak powiedziałeś! - odkrzyknął Lapończyk. - Nazywam się Ja Sam!

I rzucił się do ucieczki.

Kiedy synowie olbrzyma wrócili do domu, okropnie się rozgniewali na widok zabitego 

kozła.

- Kto zaszlachtował nam capa? - wrzasnęli, miotając przekleństwa.

- Ja Sam - odparł stallo. - Śmierć za kozła!

- I wyobraź sobie, synowie zabili go. Zabili samego stallo... - dokończyła Ida.

- Prymitywne - podsumował Pułkownik chrapliwym głosem, choć wysłuchał z uwagą. - 

A co z tym srebrem? - zapytał.

- Stallo ukradł je Lapończykom... Ale to już inna historia, której nie będę zaczynać. Nie 

jestem przecież Szeherezadą. Nie zamierzam opowiadać ci baśni tak długo, jak zechcesz mnie 

słuchać.

- Opowiedziałaś - odezwał się pozornie przyjaźnie. - I to bardzo ciekawie. Póki co nie 

widać nikogo, kto spieszyłby ci z pomocą. Zdaje się, że wcale się nie zjawią.

- Przyjdą - odrzekła ze spokojem Ida, ani trochę nie tracąc pewności siebie.

-   Możesz   się   przespać   -   powiedział   nieoczekiwanie   Fin,   napotykając   pełne 

niedowierzania spojrzenie dziewczyny. - Przecież wiesz, że jesteś ostatnią osobą, którą bym 

chciał zabić we śnie.

Ida doszukała się w tych słowach odrobiny rozsądku. Nikt nie zabija godnego siebie 

przeciwnika w tak tchórzliwy sposób.

A on chyba nadal traktował ją jak równą sobie.

- Przed nami daleka droga. Nie myśl, że będę cię niósł... I jeszcze jedno: nie próbuj 

mnie przechytrzyć! Śpię bardzo czujnie...

Usiadł wygodnie i skrzyżowawszy ręce na piersiach, zamknął oczy. Ida przyjrzała mu 

się uważnie. Zawsze się jej zdawało, że mężczyźni w czasie snu mają twarz dziecka. Ale się 

myliła...

Skuliła się, przemarznięta i poobijana. Tak bardzo marzyła o odpoczynku. Do końca 

jednak nie była pewna, czy Fin nie robi sobie okrutnych żartów. Była przygotowana na to, że za 

background image

chwilę szarpnie ją i każe wstawać, że wyrwie z błogiego snu i każe znowu maszerować.

W końcu jednak go posłuchała.

Fin siedział z przymkniętymi powiekami, czekając, aż dziewczyna zapadnie w głęboki 

sen. Wstał po cichu i spojrzał na nią, śmiejąc się w duchu. Zgarnął srebro, ale pozostawił 

okrągły guzik i klamrę. Srebro ze skarbu stallo.

Gdyby w jego życiu było miejsce dla kobiet, Ida byłaby odpowiednia.

Ale czekała go jeszcze daleka przeprawa, a kobiety są w drodze tylko zawadą.

Ida bawiła go, mogłaby go zmusić do walki. Chętnie by się z nią zwarł w pojedynku na 

słowa i walczył, póki nie uznałaby jego wyższości.

Chętnie by się przekonał, jak długo by to trwało.

Sprawiłoby mu to przyjemność. Niestety, nie miał czasu. W oddali na szlaku dostrzegł 

jakiś ruch. Dziewczyna nic nie zauważyła, pochłonięta opowiadaniem. To byłoby zbyt proste...

Z drugiej strony, zbyt proste byłoby pozbawić życia śpiącą kobietę. Przecież to jeszcze 

prawie dziecko. I tak się dobrze przy niej bawił.

Postanowił zażartować. Na ziemi obok śpiącej położył nóż, który jej wcześniej zabrał, 

razem z srebrem ze skarbu stallo.

Ci,   którzy   go   ścigają,   i   tak   jej   nie   uwierzą.   Czy   ktoś   z   nich   w   ogóle   słyszał,   że 

opowieścią można się wykupić od śmierci?

Spojrzał po raz ostatni na Idę o miedzianych włosach. A potem popatrzył ku zachodowi, 

tam gdzie prowadziła go droga. Ruszył biegiem, śmiejąc się sam do siebie.

Tę historię sam wymyślił. A zakończenie serdecznie go ubawiło.

background image

13

Leżeli w ukryciu, oczekując świtu, a kiedy już zrobiło się jaśniej i, jak okiem sięgnąć, 

na płaskowyżu nie dostrzegli żywej duszy, zrozumieli, że postąpili niemądrze.

Sedolf bez słowa wstał i ruszył przed siebie.

- Nie wolno nam tracić głowy - upomniał go Reijo, gdy go dogonił. - Nadal musimy 

zachować czujność i mieć oczy szeroko otwarte, Sedolfie. Bo niemożliwe, by zeszli gdzieś 

daleko od tego szlaku. Ida nie dałaby rady.

- A może on właśnie dlatego porzucił Helenę na odludziu, że nie miała sił już iść? - 

rzucił Sedolf ponuro, oświecony nagłą myślą. I wyobraził sobie, co czeka Idę, gdy ta osłabnie.

Reijo   pomyślał   o   tym   samym.   Skłamałby,   gdyby   próbował   przekonywać   siebie   i 

Sedolfa, że jest inaczej.

Czterej mężczyźni posuwali się naprzód w milczeniu, obawiając się najgorszego.

Nagle   Sedolf   zatrzymał   się   raptownie.   Zauważył,   że   w   mchu   między   skałami   coś 

błysnęło.   Nachylił   się   i   podniósł   z   ziemi   srebrny   guzik   na   wierzchu   ozdobiony   wzorem 

przypominającym płatek śniegu.

Pozostali mężczyźni zgromadzili się przy nim, przyglądając się temu, co znalazł.

Reijo zmrużył oczy i popatrzył ku zachodowi, gdzie chłodne niebo zdawało się blade, 

jakby wyzute z błękitu.

- A więc szli tędy - powiedział. Obejrzał uważnie ziemię. Mech w paru miejscach był 

lekko zadeptany, ale na skalnym podłożu nie pozostały żadne ślady.

- To chyba lapońskie srebro. Zdaje się, że Helena wspomniała coś o tym, że spotkali 

Lapończyków.

Przypomnieli sobie słowa dziewczyny, co tylko wzmogło ich niepokój.

Sedolf schował guzik do kieszeni i ruszył za Reijo. W oddali dostrzegli skalne bloki 

ustawione ciasno obok siebie. Kamienny mur stworzyła natura na długo przed tym, nim w tych 

stronach pojawili się pierwsi ludzie.

Z   miejsca,   gdzie   przystanęli,   od   owych   głazów   dzieliła   ich   spora   odległość,   ale 

kamienny mur przyciągał ich wzrok.

- Gdybyś szukał schronienia... - odezwał się zamyślony Reijo. - Czy na jego miejscu 

zatrzymałbyś się tam?

-   To   jedyna   możliwość   -   odparł   Emil.   Nawet   on   wyczuwał   napięcie.   Doskonale 

rozumiał   cichą   wściekłość   Sedolfa,   ponieważ   zdawał   sobie   sprawę,   jak   wielkie 

niebezpieczeństwo grozi Idzie z rąk tego na wskroś złego człowieka.

background image

Gdyby Idzie stało się coś złego...

Czarno mu się zrobiło przed oczami na samą myśl o tym. Ta dziewczyna od dawna 

zajmowała w jego sercu szczególne miejsce. I chociaż nigdy nie połączyła ich prawdziwa 

bliskość i wiedział, że nigdy jej nie dostanie, za nic w świecie nie zniósłby, żeby została 

zbrukana przez bezwzględnego oprawcę.

Przyśpieszyli kroku, pełni najgorszych przeczuć. Teraz już wiedzieli, że nie zdołają 

znienacka podejść porywacza. Nie mieli się też jak przed nim ukryć.

Ten   człowiek   bowiem   schronił   się   w   jedynej   kryjówce,   jaka   w   promieniu   kilku 

kilometrów znajdowała się na tym gładkim jak stół terenie.

Nagle   Reijo   przystanął   gwałtownie   i   powstrzymał   Sedolfa,   zaciskając   mu   dłoń   na 

ramieniu.

- Do diabła - wyszeptał. - Co to jest?

Zza   skalnych   bloków   wyłoniła   się   pochylona   sylwetka.   Mężczyzna   na   moment 

przystanął i obejrzał się przez ramię, po czym ruszył biegiem ku zachodowi. Sam.

Przez chwilę stali jak porażeni, niczego nie pojmując. Nie wierzyli własnym oczom.

Ale z wolna lodowata dłoń strachu wbiła im w serca swe szpony. Sedolf zrzucił z 

pleców worek, pozbywając się niepotrzebnego ciężaru. Wszystko migało mu przed oczami, a 

przygniatający ciężar uciskał pierś.

Nie chciał się przyznać do tego strachu, nie chciał wierzyć w najgorsze.

Ruszył co sił przed siebie. W chłodnym podmuchu wiatru poczuł na policzkach coś 

ciepłego. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że płacze. Biegł jak oszalały przed siebie, słysząc 

jedynie szum w uszach i odgłos własnych kroków.

Nic nie czuł.

Ale odrzucał od siebie straszliwe przypuszczenia. Nie przyjmował do wiadomości, że 

stało się najgorsze. Niemożliwe, dudniło mu w głowie. Tak się nie mogło stać!

Bo Ida była całym jego życiem.

Kiedy już po wszystkim próbował sobie przypomnieć, o czym myślał w tej” straszliwej 

chwili, gdy ważyły się losy Idy i jego, nie był w stanie tego odtworzyć.

Bo tak naprawdę wówczas pochłonęła go bezdenna pustka. Wiedział jedynie, że musi 

dobiec.

Zapewne strach w nim był tak porażający, że jakby w reakcji obronnej organizm usunął 

to wspomnienie z pamięci. Bał się, co zastanie, gdy dobiegnie, ale wiedział, że musi być tam 

pierwszy i pierwszy zobaczyć. Gnał więc jak szalony przed siebie, niewiele widząc przez mgłę, 

jaka zasnuła mu oczy, i potykając się co chwila. Jedynie zarys kamiennych bloków, które 

background image

urozmaicały monotonny krajobraz płaskowyżu, majaczył mu przed oczami. Głazy, które na 

początku dziejów rozrzuciła potężna ręka, wystawały z płaskowyżu niczym zęby wyszczerzone 

w uśmiechu.

Potknął się i upadł, ale zaraz wstał i biegł dalej. Skalny mur, dzieło natury, zdawał się 

coraz większy. Nie był jednak tak szczelny, jak się wydawało z daleka. Poszczególne głazy 

oddzielały szerokie przerwy.

Sedolf zauważył ją. W przerwie między blokami mignęła mu zwinięta w kłębek postać.

Nie   żyje...   poraziła   go   nagła   myśl.   Straszliwe   słowa,   których   przez   cały   czas   nie 

dopuszczał   do   swej   świadomości.   Wiszące   nad   nim   niczym   mroczny   cień.   Przed   którymi 

zamykał oczy, od których chciał uciec na wszelkie sposoby, nawet w szaleństwo.

Nie żyje...

Niemożliwe, niemożliwe, dudniło mu w skroniach. Niemożliwe, niemożliwe...

Nie Ida.

I dopiero teraz, dopiero w tym momencie, kiedy zdawało mu się, że ograbiono go ze 

wszystkiego, co stanowiło sens jego życia, pojął, jak bardzo ją kocha.

Dlaczego, zamiast się chować jak przestraszeni chłopcy, nie ruszyli od razu w pogoń? 

Po co zatrzymywali się przy martwym koniu?

Gdyby wybrali ten sam szlak...

Gdyby nie pozwolił Idzie jechać na cypel...

Powinien był ją powstrzymać, wracała natrętna myśl.

Ale czy jedno nie zaprzeczało drugiemu? Przecież tak cenił w niej samodzielność i silny 

charakter.

Sedolf z trudem łapał powietrze. Nie żyje...

Mignęły mu przed oczami bliźnięta: Mikkal i Raija.

Anjo   będzie   dla   nich   dobrą   mamą...   uświadomił   sobie   z   bólem.   Będzie   mógł 

obserwować,   jak   dzieci   rosną,   jest   przecież   ich   chrzestnym,   czyli   że   ma   prawo,   a   wręcz 

obowiązek je odwiedzać. Ale już przyzwyczaił się do myśli, że to będą jego dzieci. Zrozumiał, 

że traktuje dzieci Idy jak własne.

Przecisnąwszy się między potężnymi głazami, znalazł się za murem i w jednej chwili 

był przy ukochanej. Uklęknął i pochwycił ją w ramiona.

Ida żyła.

Reijo, Knut i Emil nie byli w stanie dotrzymać kroku Sedolfowi. Emil zrozumiał, że 

jego uczucie do Idy nigdy nie było tak silne. To prawda, że boleśnie odczuł, gdy Ida odrzuciła 

jego   oświadczyny.   Zapiekło   go   to   do   żywego.   Doznał   upokarzającej   porażki.   Na   pewno 

background image

zasmuciłby się, gdyby Ida umarła, ale nie przeżywał tego co Sedolf, który biegł na oślep, bliski 

utraty zmysłów ze strachu o nią. Emil z lękiem pomyślał, co się stanie z Sedolfem, jeżeli 

znajdzie Idę martwą. Straciłby wówczas cały sens swego życia.

Podążając za nim co sił w nogach, obiegli mur z kamieni i zobaczyli, jak Sedolf trzyma 

Idę w ramionach, płacze i całuje ją, gładzi jej miedziane włosy...

Dostrzegli wreszcie, że drobna dłoń dziewczyny poruszyła się.

- Sedolf? - odezwała się zdumiona.

Obudziły ją pocałunki, ale nie czuła odrazy. Nic nie pojmując, otworzyła oczy i ujrzała 

nad sobą twarz płaczącego jak dziecko Sedolfa.

- Żyjesz, maleńka, żyjesz - wydusił i złożył na jej ustach gorący pocałunek. A potem 

ujął w dłonie jej twarz i pieścił ją spojrzeniem. - A tak się bałem, że cię straciliśmy, najdroższa - 

szeptał. - Boże, Ido, ja już myślałem, że nie żyjesz. A wtedy i ja nie chciałbym żyć! Kocham 

ciebie, najdroższa. Nie powstrzymasz mnie, muszę ci to wyznać. Kocham cię, kocham cię, 

kocham cię - powtarzał w kółko, nie wypuszczając dziewczyny z ramion i tuląc twarz do jej 

policzka. Poza nią nie liczyło się nic.

Właśnie wtedy nadbiegł Reijo. Chrząknął, bo ścisnęło go w gardle, gdy zobaczył, że Ida 

jest bezpieczna, że nic jej nie grozi. Nadal jednak nie mógł otrząsnąć się z bolesnego lęku.

Sedolf podniósł dziewczynę, a Reijo przytulił ją mocno.

- Wiedziałam, że przyjdziecie - mówiła z ulgą. - Ani na chwilę nie zwątpiłam, chociaż 

on usiłował we mnie zasiać niepokój i rezygnację. Chciał mnie pozbawić nadziei. Ale ja byłam 

pewna, że pomoc nadejdzie.

Reijo odsunął córkę na odległość ramion i z miłością popatrzył na nią swoimi zielonymi 

oczami. W jego spojrzeniu kryło się także zdumienie.

- Nie uwolniliśmy ciebie, Ido - wyjaśnił. - Kiedy Sedolf tu dobiegł, tego oprawcy już nie 

było.

Otworzyła   usta,   jakby   chciała   coś   powiedzieć,   ale   nie   wydobyła   z   siebie   żadnego 

dźwięku. Popatrzyła na Sedolfa, na Emila i na Knuta, którzy stali z tyłu, i w ich twarzach 

dostrzegła także nieme pytanie.

- Nie było go tu - powtórzyła szeptem. Sedolf pokręcił głową.

Wtedy Ida spojrzała ku zachodowi, ale nie dostrzegła nikogo.

- Z daleka zauważyliśmy sylwetkę mężczyzny, który oddalał się biegiem. Myślałem, że 

cię zabił...

Ida dostrzegła nagle na ziemi swój nóż, srebrny guzik i klamrę. Oswobodziwszy się z 

objęć ojca, pochyliła się nad leżącymi przedmiotami i po raz drugi popatrzyła ku zachodowi nic 

background image

nie rozumiejącym spojrzeniem. Wskazując na nóż, wyjaśniła im:

- Zabrał mi go, po tym gdy uśmierciłam konia. Musiałam to zrobić...

- Ty? - zapytał zdumiony Reijo. - Ty to zrobiłaś? Ida tylko pokiwała głową. I wtedy w 

głowie ojca wszystkie części układanki znalazły się na miejscu.

Oczywiście,   że   to   Ida.   Tamten   człowiek,   kompletnie   pozbawiony   współczucia   dla 

innych, nie uczyniłby tego.

Ale przecież pozostawił Idę.

- Jak to się stało, że cię nie skrzywdził? - zapytał Reijo. - Bogu za to dziękuję, ale nie 

mogę tego pojąć.

Ida potrząsnęła głową.

- Nigdy mi nie uwierzycie - stwierdziła - ale wydaje mi się, że to baśń uratowała mi 

życie.

Pokręcili głowami z niedowierzaniem. Ale wysłuchali jej opowieści.

- Jak widzicie, zostawił tylko srebro ze skarbu stallo, no i mój nóż... - zakończyła Ida, 

wsparta   na   ramieniu   Sedolfa,   który   otulał   ją   swą   kurtką,   bo   jej   własna   była   całkiem 

przemoczona.

Ale Reijo jakoś trudno było to przyjąć.

- Niemożliwe, ten człowiek nie był taki. Myślę, Ido, że się mylisz.

A Knut dodał:

- Pewnie widział nas z daleka. Wiedział, że jeśli cię zabije, będziemy go ścigać i nie 

ustaniemy, póki go nie złapiemy. Jeśli zaś znajdziemy cię przy życiu, on przestanie dla nas 

istnieć. Założę się, że tak było.

Pozostali  skłonni byli  przychylić się do wersji Knuta. Mężczyźni lubią rozwiązania 

prawdopodobne. To, co fantastyczne i niezwykłe, oddalają jako niemożliwe.

Sedolf usiadł na mchu i wziął Idę na kolana. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. 

Tak   dobrze   było   siedzieć   na   suchym,   tak   cudownie   poczuć   ciepło   drugiego   człowieka 

przenikające do własnego ciała.

A już sądziła, że jest skazana na wieczny chłód.

Otarła   się   o   śmierć.   Oni   nie   zdawali   sobie   sprawy,   jak   blisko.   Ida   nie   miała   sil 

opowiadać wszystkiego. Jeszcze nie teraz. Teraz tylko rozkoszowała się tym, że jest wśród 

przyjaciół.

Zebrali chrust i rozpalili ognisko. Pod osłoną kamiennego muru chroniącego od wiatru 

szybko zrobiło się ciepło.

Reijo zdjął z nóg Idy buty i postawił przy ogniu, żeby wyschły. Kompletnie przemarzły 

background image

jej stopy. Mężczyźni swoje okrycia także suszyli nad ogniem.

Wyjęli zapasy jedzenia, jakie przygotowała im na drogę Anjo: mięso, ryby, chleb z 

masłem, ser.

Ida poczuła, jak ślinka napływa jej do ust.

Sedolf ułamał jej kawałek chleba i posmarował masłem, tak żeby nie musiała używać 

swojego noża. Potem dodał plasterek solonego mięsa.

Idzie   się   zdawało,   że   nigdy   dotąd   nie   jadła   takich   dobrych   rzeczy.   Wszystko   jej 

smakowało. Nie jadła przecież przez tyle godzin, jedynie wodą gasiła pragnienie.

Minęła doba, ale jej się zdawało, jakby minęła wieczność.

Czuła, że może teraz zacząć życie od nowa, bo otrzymała je w darze. Była tak bliska 

śmierci. Przygotowała się już na nią. Zdawało jej się, że dotarła do kresu podróży.

- Co z dziećmi? - zapytała Sedolfa.

- Przecież wiesz, że są pod dobrą opieką, Ido. Anjo rozpieszcza wszystkich, którymi 

wolno jej się zająć.

- Byłam spokojna, że nie stanie się im krzywda... - powiedziała Ida cicho. - Gdyby...

Skinął głową i wtulił policzek w jej włosy. Pocałował jej skroń.

- Ja też o tym myślałem, Ido.

- Naprawdę? - Ida podniosła wzrok i w brązowych oczach chłopaka dostrzegła powagę.

- Myślałem o tym i owym. Gdyby ciebie zabrakło, nie miałbym po co żyć.

Ida zamilkła. Wtuliła jedynie głowę w zagłębienie na jego szyi. Nie była w stanie nic 

powiedzieć, bo zalała ją fala wzruszenia.

Najedli się.

- Czy on ci coś opowiedział o sobie? - zagadnął Knut. - Zwykle ludzie łatwo się przed 

tobą otwierają, Ido. Potrafisz z nimi rozmawiać...

- Pierwszy raz słyszę, że mówisz o mnie coś dobrego - uśmiechnęła się Ida do brata. 

Zaraz jednak jej twarz spoważniała. - Próbowałam go nakłonić do rozmowy. Kazał mi się 

zwracać   do   siebie   „pułkowniku”,   ale   prawdziwego   imienia   i   nazwiska   nie   chciał   podać. 

Wspomniał, że musieli uciekać z Finlandii przez brata Heleny. Nazwał go zdrajcą. O Helenie 

mówił, że jest tchórzem. Skłamałam mu, że Helena umarła. Wtedy on opowiedział mi, jak 

pozbawił życia rodzinę Lapończyków.

- Nazywa się Curt Hallencrantz ze Spydenborga. A Helena jest jego żoną - wyjaśnił 

Reijo i zrelacjonował wszystko, czego się dowiedzieli od Heleny.

- Biedna dziewczyna - westchnęła Ida, gdy już skończył. - On mówił, że go bawię...

Reijo zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka.

background image

- Zastanawiam się... - zaczął, ale nie dokończył, mimo że wszyscy spojrzeli na niego 

pytająco. Udawał, że tego nie dostrzega. - Od domu dzieli nas dzień marszu - zmienił temat. - 

Proponuję, żebyśmy wrócili tą samą drogą, którą przyszliśmy. I póki jesteśmy razem, ustalmy 

jedno: nie będziemy rozpowiadać wszystkim naokoło, co się wydarzyło. O koniu Halvora też 

lepiej nie wspominać...

Knut pokiwał głową. Był tego samego zdania.

- Dasz radę iść na własnych nogach, kochana? - spytał Sedolf miękkim głosem.

Ida   dopiero   teraz   dostrzegła   go   takim   opiekuńczym  i   delikatnym.   Nigdy   dotąd  nie 

myślała o nim w ten sposób. Przekonała się jednak, że Sedolf był gotów dla niej rzucić się w 

ogień. Dwukrotnie narażał dla niej życie.

- Poradzę sobie - odrzekła. - Może jestem drobna, ale dobry ze mnie piechur. Poza tym 

on uważał, że nieźle wiosłuję - dodała ze śmiechem. Jak dobrze było znów móc się śmiać. Szli 

spokojnym krokiem, bez pośpiechu, dostosowując się do tempa Idy. Często się zatrzymywali na 

odpoczynek i pilnowali, by Ida się posilała. A kiedy Sedolf widział, że jest zmęczona, brał ją na 

ręce. Tym razem nie pomogły żadne sprzeciwy z jej strony. Zresztą nie miał zamiaru ustąpić. I, 

o dziwo, Ida w końcu ulegała z uśmiechem i pozwalała się nieść. Wyglądało nawet, że sprawia 

jej to przyjemność.

Ale zejść po urwistym zboczu musiała sama. Kiedy spojrzała w dół, zakręciło jej się w 

głowie. Ale cóż miała robić?

- Nie darowałabym sobie, gdybym po tym wszystkim, co przeszłam, teraz spadla i 

roztrzaskała się o skały - wyznała z wisielczym humorem, co wywołało uśmiech na twarzach 

mężczyzn.

Reijo szedł pierwszy, pewnie wskazując córce, gdzie ma postawić nogę. Ida podążała za 

ojcem,   nie   mając   odwagi   spojrzeć   w   dół.   Wpatrzona   w   skalną   ścianę   tuż   przed   nosem   i 

wczepiona palcami w nierówną powierzchnię, szukała oparcia dla stóp. Schodziła wolno, krok 

po kroku. Przemieszczała się dopiero wówczas, gdy była pewna, że stopa się jej nie osunie. 

Miejscami było trochę mniej stromo, ale Ida i tak schodziła przyciśnięta do skały, żeby tylko 

nie   patrzeć   w  przepaść.   Był   też   taki   kawałek,   kiedy   musieli   się   wspinać.   Ufała,   że   palce 

wytrzymają, że ramiona ją podźwigną i że Reijo ją właściwie poprowadzi.

Miała wrażenie, że ramiona jej się wydłużają za każdym razem, gdy wisi na nich całym 

ciężarem ciała. Klęła przy tym jak szewc, uzupełniając stare przekleństwa tymi, których dopiero 

co nauczyła się od Fina.

- Nie przypuszczałam, że znasz tyle określeń na szlachetne partie męskiego ciała - 

dogryzł jej Reijo. - Do tego po fińsku!

background image

Zmieszała się i od tej chwili przekleństwa mruczała tylko pod nosem.

Wreszcie znaleźli się na dole. Emil, Knut i Sedolf musieli już schodzić o zmierzchu, ale 

i tak całej trójce zajęło to mniej czasu niż Idzie.

- Mam lęk wysokości - oznajmiła, kiedy Knut próbował naśmiewać się z niej.

Ustalili, że Knut i Emil sami zejdą możliwie najszybciej w dół doliny. Knut miał wrócić 

z końmi.

Nim się zebrali, Ida podeszła do Emila i uścisnąwszy jego dłoń, powiedziała tak cicho, 

że tylko on ją słyszał:

- Wiele dla mnie znaczy, że to dla mnie zrobiłeś. Emil uśmiechnął się z przymusem.

- Ty mi, Ido, nie mąć w głowie! Nie twoja wina, że tak a nie inaczej ulokowałaś swoje 

uczucia, prawda? Ja sobie jakoś z tym poradzę. Kiedy patrzę na ciebie i Sedolfa, rozumiem 

więcej, niż wyraziłyby słowa. Wydaje mi się, że nam dwojgu nie byłoby tak dobrze razem.

- Czy możemy pozostać przyjaciółmi? - zapytała Ida, nie puszczając jego dłoni.

Wstrzymał oddech i długo patrzył jej w twarz. Była taka śliczna, że aż ściskało go z 

zachwytu.

Nawet teraz, zmęczona i brudna, spłakana, z włosami w nieładzie, podobała mu się. Nie 

potrafił   przestać   porównywać   do   niej   wszystkich   innych   dziewcząt   i   porównanie   zawsze 

wypadało na ich niekorzyść. Rozumiał, że był wobec nich niesprawiedliwy...

- Nie wiem, czy powinniśmy próbować od razu. Oboje powiedzieliśmy za dużo, a takie 

słowa się długo pamięta. Pozwólmy ranom się zabliźnić. A potem zobaczymy. Nie żywię do 

ciebie urazy. Nie mógłbym. Do Sedolfa także nie. On też nie jest winien, że tak wyszło.

Ida kiwnęła głową i cofnęła rękę. Popatrzyła mu w twarz raz jeszcze, nim się rozstali.

Reijo rozpalił ognisko. Rozumiał, że Ida i Sedolf p o - winni wyjaśnić sobie w cztery 

oczy wszystko, co ich dotyczy. Na miejscu chłopaka wiedziałby, co powiedzieć, tylko że on żył 

znacznie dłużej na tym świecie. Swojej córce także mógłby udzielić paru dobrych rad.

Ale teraz nie miał odwagi im przeszkadzać.

Zresztą pamiętał, że w młodości też nie przepadał za pouczeniami dorosłych.

Zamiast tego uciekł myślami do Heleny.

Coś z nią muszą zrobić.

Najpierw ta dziewczyna musi na powrót stać się sobą. Co do męża, z pewnością nie 

zechce go więcej oglądać na oczy. Po tym, co usłyszał od Idy, zrozumiał, że Helena nic nie 

straciła, wyrywając się spod wpływu tyrana. Ale Helenę wychowano do czegoś innego niż do 

pracowitego życia w ubóstwie nad fiordami Ruiji. Nawet dom Anjo i Knuta, uchodzący za 

zasobniejszy we wsi, był dla niej zbyt skromny.

background image

Kiedy czuwał przy jej łóżku przez wiele nocy, przyszło mu na myśl, że Helena powinna 

wrócić tam, gdzie jest jej dom. Teraz czuł, że wkrótce czeka go znów wyprawa do Tornedalen, 

do ojczystej Finlandii, która w ostatnim czasie dość często go przyzywała.

Uśmiechając się sam do siebie, usadowił się wygodniej i zsunął na twarz kapelusz. To 

byłby  wspaniały pretekst,  by znów odwiedzić   Maję,  pomyślał.  Mimo że  także tym  razem 

okoliczności   wyprawy  nie   byłyby  szczególnie   radosne,   wierzył,   że   wszystko  zakończy   się 

szczęśliwie. I mimowolnie już cieszył się na to jak dziecko.

- Czy to było pożegnanie? - zapytał niepewnie Sedolf, patrząc za Emilem i Knutem, 

którzy zniknęli z pola widzenia.

Ida otuliła się kurtką Sedolfa, którą założył jej na ramiona. Trochę jej było żal, że 

pozostał w samym swetrze, ale zapewniał, że nie jest mu zimno.

- Tak, podziękowanie, przeprosiny i pożegnanie od nas obojga - odpowiedziała.

Sedolf siedział  na brzozowym pniu, który zapewne nie tak dawno został powalony 

siekierą.   Prowadzono   tutaj   wyrąb.   Na   stosach   leżały   gałęzie   i   pieńki,   przygotowane   do 

zwiezienia w dół.

Ida usiadła na worku przy stosie drewna, który osłaniał ją od wiatru.

-   Nie   spodziewałabym   się   po   nim,   że   się   przyłączy   do   pościgu.   Wiedziałam,   że 

weźmiesz w nim udział ty, tata i oczywiście Knut...

- Poszedłem po niego, choć, jak się domyślasz, nie było to dla mnie łatwe - rzekł Sedolf.

- Jemu na pewno też nie było łatwo się zgodzić. Sedolf wzruszył ramionami.

- Możliwe. Ale chyba coś był ci winien za to, co nagadał o twoich dzieciach. Chyba w 

końcu do niego dotarło, że ta propozycja była dla ciebie jak policzek.

-   Nie   sądzę,   że   wszyscy   mężczyźni   są   w   stanie   to   zrozumieć   -   odezwała   się   Ida 

łagodnie,   dopiero   teraz   naprawdę   słuchając   słów   Sedolfa.   Do   tej   pory   tak   bardzo   serio 

traktowała to, co mówią o jego przeszłości i braku przyszłości, że nie starała się zobaczyć w 

nim człowieka, choć od dłuższego czasu dostrzegała w nim mężczyznę.

- Niewielu mężczyzn potrafi zauważyć w dzieciach prawdziwą wartość - ciągnęła. - 

Choć zależy im oczywiście, by mieć potomka, i to najlepiej syna... Naprawdę znam zaledwie 

paru takich, którzy naprawdę cenią sobie dzieci. Lubią na nie patrzeć i wyobrażać sobie, jaka 

czeka ich przyszłość. Lubią z nimi przebywać i nie uważają, że to strata czasu albo że to urąga 

ich męskiej dumie.

- Mam nadzieję, że mnie do nich zaliczasz? Ida pokiwała głową.

- Ciebie, ojca, Knuta czasami...

- A Ailo? - zapytał. Czuł, że nie powinno to być dla niego ważne, a jednak nie dawało 

background image

mu spokoju.

Nie chciał się porównywać z Ailo. Nie chciał stać się nowym Ailo ani jego namiastką.

- Nie wiem - odpowiedziała. - Tego nie wiem. I jest to jedna z tych rzeczy, których się 

nigdy o nim nie dowiem. Kiedy byliśmy razem, nie zastanawialiśmy się nad tym. Ailo chyba 

był przyzwyczajony do tego, że dzieci biegają po obozowisku. Nigdy go jednak nie zapytałam 

wprost, co sądzi o dzieciach, a on mi nic na ten temat nie mówił. Czy to dla ciebie takie ważne?

- Chyba nie powinno. W końcu ja to ja. Zsunął się z pnia i usiadł na ziemi obok Idy. 

Spojrzał jej w oczy z uwagą i zapytał:

- Bałaś się? Chcesz może o tym porozmawiać?

Ida chwyciła go za rękę. Czując jego ciepłą dłoń zaciskającą się na jej zmarzniętych 

palcach, pomyślała z radością, że jest przy niej i chce jej wysłuchać.

- Sprawił, że pogodziłam się ze śmiercią - odparła zamyślona. - Ale nie poddałam się. 

Do końca walczyłam. Nie rozmyślałam wiele. Skupiłam się jedynie na tym, żeby znaleźć jakąś 

broń przeciwko niemu. Próbowałam nakłonić go do mówienia, żeby zrozumieć, jakim jest 

człowiekiem. Tak naprawdę zaczęłam się bać, kiedy uświadomiłam sobie tok jego myślenia. 

Zrozumiałam wówczas, że on nie cofnie się przed niczym, że inni ludzie  w ogóle  go nie 

obchodzą. To prawdziwy potwór. Bez mrugnięcia okiem zadawał ból. Jakie to miało znaczenie, 

jeśli on tego nie czuł... - urwała i - w milczeniu napotkała wzrok Sedolfa. - Nie wiedziałam, że 

istnieją tacy ludzie.  Sądziłam, że wszyscy wiedzą, co wolno, a co nie. Jego nawet trudno 

nazwać złym, bo to zbyt łagodne określenie. On ustalał własne prawa, kompletnie ignorując 

innych.

- Świat jest wielki, Ido, a ludzie różni - powiedział Sedolf, otulając ją ramieniem. - 

Groził ci? - odezwał się drżącym głosem z tłumioną złością.

- W pewnym sensie tak. Kiedy mówił, że go bawię, sztywniałam dosłownie ze strachu. 

Bo zastanawiałam się, co się stanie, jeśli przestanę go bawić... Przez cały czas miałam przed 

oczami Helenę. Biedna dziewczyna! Pomyśl, Sedolfie, poślubić takiego potwora! Ona musiała 

być tak zastraszona, że nawet nie odważyłaby się pomyśleć, by od niego odejść.

- Ona nawet teraz, po tym wszystkim, co jej zrobił, uważa, że musi być mu wierna, bo 

przysięgała to przed Bogiem - westchnął Sedolf i zdał Idzie relację z tego, co powiedziała 

Helena. Jego wersja różniła się trochę od wersji Reijo.

- Boże drogi - westchnęła Ida, kierując swe myśli ku Helenie. Łatwo zapominała o 

sobie, gdy tylko komuś działa się krzywda. Była nieodrodną córką swojego ojca. - On chciał ją 

zabić, żeby się od niej uwolnić. Dlatego dźgnął ją nożem. Nie zauważyłam, żeby z tego powodu 

uronił choć jedną łzę. Choć usłyszał ode mnie, że Helena nie żyje, bez przerwy wyrażał się o 

background image

niej pogardliwie. I ta dziewczyna chce być uczciwa wobec kogoś takiego?! Do diabła! Już ja z 

nią porozmawiam. Jak kobieta z kobietą.

- I co jej powiesz? - zdziwił się Sedolf, trochę niezadowolony, że rozmowa zeszła na 

Helenę. Przecież chciał rozmawiać o Idzie i o nich...

- Powiem jej parę słów prawdy - rzuciła płomiennie. - Musi zrozumieć, że ma przed 

sobą całe życie. Ma dopiero osiemnaście lat i może jeszcze poślubić mężczyznę, który będzie 

jej wierny. Po co się zamartwiać tym, co minęło. Tym bardziej że ten jej mąż był ostatnim 

łajdakiem. Może była w nim zakochana, ale bez wzajemności, tego jestem pewna. Helena na 

pewno jeszcze spotka mężczyznę, którego obdarzy uczuciem, i przeżyje prawdziwą miłość!

- Wspaniale!  - odparł Sedolf  i mocniej uścisnął jej ramię.  Lubił  czuć pod palcami 

miękką krągłość. - A jak jest z tobą, Ido? Potrafisz udzielać świetnych rad, ale czy sama się do 

nich stosujesz?

Popatrzyła na niego zdumiona, nie pojmując zrazu, o co mu chodzi. Dopiero po chwili 

dotarło do niej, co właściwie powiedziała. Pochyliła głowę. Jej słowa wyrażały prawdę. Ale 

wypowiadając je, myślała o Helenie. Łatwo rozwiązywać cudze problemy.

- Rozumiem, czemu zadałeś mi to pytanie - odezwała się w końcu, czując nagle, jak 

bardzo jest zmęczona.

- Myślałaś o mnie, kiedy cię uprowadził? - zapytał. - Wspomniałaś, że byłaś pewna, że 

przybędę z pomocą. Ale czy myślałaś o mnie poza tym?

- Myślałam o dzieciach - wyznała. - I... tak, myślałam o tobie. Niemal z bólem to 

mówię, ale myślałam o tobie, nie o Ailo.

Zamilkła, wpatrując się w mrok. W ciągu jednej nocy zrozumiała, że mrok może mieć 

także różne odcienie. Nie oznacza tylko ciemności.

Las pachniał jesienią, ową charakterystyczną wonią gnijących liści, którą z lubością 

wciąga się w nozdrza. Przyroda przygotowywała się do długiego snu, do długiego zimowego 

odpoczynku. Do chłodu. Ale gdzieś w przyszłości czekała nowa wiosna, przebudzenie, nowa 

nadzieja. A potem lato.

Ida pomyślała o tym, jak trudno być młodą rośliną przebijającą się w wiosennej ziemi 

ku światłu i ku pierwszym podmuchom ciepła. Zastanawiała się, czy to bolesne być pąkiem, 

nim pęknie i rozkwitnie pięknym kwiatem.

Sądziła kiedyś, że jedynie młode dziewczęta są niby pąki, które pękają, rozkwitając 

pierwszą miłością.

Ida czuła w sobie ból, ale to był ból przyjemny. Uświadomiła sobie, że w jej życiu 

nastąpił przełom. Zrozumiała, że nic dwa razy się nie zdarza i nigdy nie będzie już tak jak 

background image

kiedyś.

Kwiat więdnie na jesieni i tylko jego korzenie w glebie utrzymują się przy życiu. Kiedy 

jednak   nadchodzi   wiosna,   roślina   na   nowo   wschodzi,   napełnia   się   życiodajnymi   sokami   i 

życiodajną siłą i na powrót staje się kwiatem. Takim samym, a jednak innym.

Ida pragnęła pozostać sobą.

Chciała kochać.

Nigdy jednak nie przeżyje miłości takiej jak z Ailo.

Ailo umarł, nie powróci, by ofiarować jej to, co już było.

Nowa miłość będzie cudowna, ale inna. Nie miała pojęcia, co jej przyniesie, tak samo 

jak kiedyś nie wiedziała, co przyniesie jej miłość Ailo.

Była dojrzałym pąkiem. Miała odwagę rozpocząć życie od nowa.

Ciemna, mroczna ziemia nie jest dla niej, bo ona przecież żyje i tak wiele może jeszcze 

ofiarować.

-   Odkryłam,   Sedolfie,   że   cię   kocham   -   wyznała   nie   bez   bólu,   ale   te   słowa   były 

prawdziwe i szczere. Musiała mu powiedzieć. A kiedy pocałował ją, kiedy ujrzała radość w 

jego oczach, utwierdziła się w przekonaniu, że postąpiła słusznie. Nie mogła czekać z tym 

dłużej.

background image

14

Ida spała, kiedy Knut wrócił wozem zaprzężonym w konie.

- Pomyślałem, że tak będzie dla niej najlepiej - wyjaśnił z uśmiechem, a popatrzywszy 

na siostrę, która, ufnie zarzuciwszy Sedolfowi ręce na szyi, zasnęła przytulona do jego piersi, 

dodał: - Z tego co widzę, mogę już cię powitać w rodzinie!

I poklepał Sedolfa po plecach.

Sedolf uśmiechnął się trochę speszony.

- Chyba tak - odpowiedział. Także Reijo był zadowolony.

- Zabrało ci to sporo czasu, chłopcze! - stwierdził. - Za moich czasów działaliśmy 

szybciej.

- I kto to mówi? - wtrącił się szyderczo Knut i pomógł Sedolfowi otulić Idę futrzanymi 

narzutami, zapakowanymi przezornie przez Anjo. A obrzucając Reijo łobuzerskim spojrzeniem, 

dorzucił:   -   O   ile   pamiętam,   mama   zdążyła   dwukrotnie   wyjść   za   mąż,   raz   legalnie,   a   raz 

niezgodnie z prawem, nim została twoją żoną.

- O, twoja mama była niezwykłą kobietą i nie mieściła się w żadnych ramach - zapewnił 

Reijo.   Zaskoczyło   go,   że   potrafi   żartować   na   temat   Raiji,   nie   czując   ukłucia   w   sercu.   I 

uśmiechać się, wypowiadając te słowa.

- Twoja córka także jest niezwykła - wtrącił Sedolf pełnym ciepła głosem, posyłając 

Idzie pieszczotliwe spojrzenia.

Reijo odchrząknął i wrzucił na wóz swój worek.

- Myślę, że możesz dziękować Bogu, Sedolfie, że Ida nie jest aż taka niezwykła jak jej 

matka. Życie z Raiją było bowiem piekłem i niebem. Mam nadzieję, że wy tego nie będziecie 

musieli przeżywać.

Sedolf nie potrafił odpowiedzieć, ale po raz kolejny poczuł niezwykłe pragnienie, żeby 

kiedyś spotkać tę kobietę, o której ludzie tworzą legendy. Czy to możliwe, by była bardziej 

niezwykła niż Ida?

Sedolf nie mógł wprost oderwać oczu od tej urodziwej dziewczyny. Kochał ją. Zwykle 

taka śmiała i odważna, wydawała się zupełnie bezbronna, gdy spała. Miała cięty język. Pod 

wieloma względami nie przystawała do wzoru kobiecości obowiązującego w tych stronach. 

Niekiedy można było ulec fałszywemu wrażeniu, że brakuje jej delikatności, ale Sedolf nie 

mógł   sobie   nawet   wyobrazić,   by   jakaś   kobieta   mogła   mieć   w   sobie   więcej   powabu.   Ida 

uosabiała wszystko, czego pożądał i  pragnął. Była niczym najcudowniejsza księżniczka  ze 

świata baśni.

background image

Obudziła się, nim dotarli do domu nad rzeką. Usiadła i w naturalnym odruchu wtuliła 

się w ramię Sedolfa. Przestała się w końcu przejmować tym, co rozpowiadają o nim ludzie we 

wsi. Nie miało to już dla niej żadnego znaczenia.

Plotkarze nie znali prawdziwego Sedolfa. Ona zaś poznała go lepiej niż ktokolwiek. 

Oczywiście,   niektóre   jego   cechy   lubiła   bardziej,   inne   mniej,   ale   nie   zdawała   sobie   dotąd 

sprawy, jak wielkim go darzy uczuciem. Myślała, że kocha się zawsze tak samo.

Jakże była niemądra!

Nie pomyślała o tym, że przecież ona też nie jest ciągle taka sama. Że wszystko wokół 

niej jest w ciągłym ruchu, rozwija się i ulega nieustannej przemianie.

Kocha   się   też   za   każdym   razem   inaczej.   Człowiek   zmienia   się   pod   wpływem 

doświadczeń, zmienia obiekt swoich uczuć.

Może   Sedolf   zawsze   o   tym   wiedział,   ale   był   na   tyle   mądry,   by   jej   nie   ponaglać, 

przekonany, że każdy musi tę prawdę odkryć w sobie sam?

A gdyby Sedolf nie był taki cierpliwy? Mogłaby go stracić.

- Kocham cię - odezwała się cicho i przytuliła się do niego mocniej. - Chyba jesteś dla 

mnie za dobry...

Reijo, który mimowolnie usłyszał te słowa, wykrzywił twarz w grymasie.

- Raija kiedyś powiedziała mi to samo. A to nie o dobroć chodzi, ale o miłość. Proszę 

cię, Sedolfie, pozostań sobą!

- Oj tato, tato! Zawsze masz w zanadrzu złotą myśl na każdy temat - uśmiechnęła się 

Ida. - Ale zgadzam się z mamą. Naprawdę jesteś za dobry!

- Nie wiem, Ido. Nie wiem... - odpowiedział Reijo po chwili, zamyślony.

Anjo nie posiadała się z radości, kiedy nadjechali. Ściskając mocno Idę, płakała i śmiała 

się na przemian. Obejrzała ją dokładnie, żeby się upewnić, że naprawdę nic się jej nie stało.

Ale Ida pośpiesznie oswobodziła się z objęć bratowej i przemknęła do izby, w której 

stała kołyska. Po ciemku uklęknęła i pochyliła się nad swoimi dziećmi. Łzy popłynęły jej z 

oczu na widok znajomych buzi. Głaskała gładkie policzki i jedwabiste loczki, nie mogąc się 

nacieszyć maleństwami. Dzieci były jej największą radością, były całym jej światem, znaczyły 

dla niej więcej niż własne życie. Dlatego też w pełnych grozy chwilach, jakie przeżyła w 

górach, pocieszało ją jedno: że ten straszny człowiek nie może skrzywdzić dzieci. A kiedy 

zrozumiała,   że   on   już   wydał   na   nią   wyrok,   i   tylko   chwilowo   odroczył   jego   wykonanie, 

podtrzymywało ją na duchu przeświadczenie, że dzieci są pod dobrą opieką.

Wąska strużka światła powiększyła się na moment, ale zaraz znów zrobiło się ciemno. 

Ida usłyszała za plecami kroki Sedolfa. Potrafiła je odróżnić od innych.

background image

Ukucnął obok niej i swoją dużą dłonią pogłaskał ciemne główki. Był przy tym taki 

delikatny i czuły, że poruszył tym najwrażliwsze struny w sercu Idy.

- Są takie śliczne - powiedział. Z wyjątkiem swojego ojca, nie słyszała, żeby jakiś 

mężczyzna zachwycał się niemowlętami.

Zamrugała powiekami i podniosła oczy. Musiała sprawdzić, czy Sedolf powiedział to 

szczerze, czy też może wyczuwając, jakich słów od niego oczekuje, gładko je wyrecytował. 

Zawsze umiał prawić ładne słówka.

Ale twarz Sedolfa nie zdradzała nawet cienia obłudy czy fałszu.

Objął Idę i delikatnie musnął palcami jej ramię.

- Powiedz, czy je także gotów jesteś pokochać? - zapytała Ida cienkim głosem.

Chociaż pogodziła się z Emilem, nadal bolała ją jego propozycja, by oddała swoje 

dzieci. Kiedy sobie przypomniała, jak rzucił jej w twarz, że żaden mężczyzna nie jest taki głupi, 

by karmić cudze dzieci, jeszcze teraz czuła upokorzenie.

Sedolf skinął głową, a ze wzruszenia ścisnęło go w gardle.

- Tak - powiedział nieswoim głosem, czując, jak niezwykła jest to chwila. Zaciskając 

powieki, walczył ze łzami, ale kilka spłynęło mu po policzkach.

Ida  popatrzyła  na  niego  zdumiona  i   ująwszy  w  dłonie  jego  twarz,   scałowała  słone 

krople.

Nie miała odwagi uwierzyć, że to ten, prawdziwy Sedolf, ukrywał się za drwiącym 

uśmiechem wiecznego wagabundy!

Chłopak wtulił twarz w pierś Idy i obejmując dziewczynę, płakał jak dziecko, gdy go 

głaskała po włosach i całowała. Odnalazła w nim takie cechy, które czyniły go jeszcze bliższym 

ideału mężczyzny.

Nadal wszystko między nimi było nowe. Nadal znajdowali się na początku drogi. Ale 

Ida wiedziała już, że kocha Sedolfa całym sercem.

Chłopak   otarł   oczy   wierzchem   dłoni   i   uśmiechając   się   tym   swoim   osobliwym 

uśmiechem, mocno przytulił Idę.

Wypuścił ją z objęć dopiero, gdy się uspokoił. Ale nie przepraszał, że tak się rozkleił. 

Nie próbował zbyć tego śmiechem. Był na tyle dojrzały, by zaakceptować także tę stronę 

swojego charakteru. Ida zrozumiała, że właśnie takiego mężczyzny pragnie u swojego boku.

Bawiąc się rudymi lokami dziewczyny, Sedolf wyznał, jakby kontynuując przerwaną 

rozmowę:

- Traktuję je jak własne! Tak, Ido, może cię to rozbawi, ale ja często łapię się na tym, że 

nazywam je w myślach „moimi” albo „naszymi” dziećmi. Wiem, że są to dzieci Ailo, ale w 

background image

sercu uważam je także za swoje. Nie sądzę, bym je mógł kiedyś przestać kochać. Nawet jeśli 

Bóg jeszcze obdarzy nas potomstwem.

Jakże inaczej brzmiała ta przemowa w porównaniu z propozycją Emila.

Ailo by polubił Sedolfa, pomyślała Ida. I to ostatecznie przeważyło szalę. Uznała, że nie 

znajdzie drugiego mężczyzny, który by złożył jej tak cudowne i szczere wyznanie miłosne.

- Chcę wyjść za ciebie, Sedolfie - wyszeptała, czując, że to właściwe miejsce na takie 

słowa. Klęczeli przy kołysce, objęci wpół, otuleni nocnym mrokiem i ciszą.

- Powiedz to jeszcze raz! - poprosił. Powtórzyła. Uśmiechnęli się do siebie. Zdawali 

sobie sprawę, że mogą napotkać w życiu niejedną przeszkodę, ale ufali, że jeśli tylko będą ra-

zem, zdołają pokonać wszelkie przeciwności losu.

Ich twarze zbliżyły się do siebie, z uśmiechem dotknęli się czubkami nosów, a ich usta 

zwarły się w namiętnym pocałunku. Wargi Idy były niecierpliwe i gorące, jej język łaskotał i 

drażnił. Sedolf nigdy dotąd nie spotkał podobnej kobiety. Wiedział, że póki w jego życiu będzie 

Ida, nigdy nie zatęskni za inną.

Nagle otworzyły się drzwi i w smudze światła ukazał się wydłużony cień Anjo.

- No, no - odezwała się cicho wesołym głosem. - A myśmy myśleli, że już śpicie.

Niecierpliwe   wargi   rozdzieliły   się   niechętnie.   Zakochani,   przytuleni   policzkami, 

spojrzeli na żonę Knuta.

- Bardzo się cieszę waszym szczęściem - powiedziała Anjo.

Zawsze była szczera, nigdy niczego nie udawała.

-   Kiedy   Helena   usłyszała,   że   przyjechaliście,   wstała   z   łóżka.   Bardzo   chce   z   tobą 

porozmawiać Ido.

Sedolf troskliwie podał Idzie rękę.

- Mam nadzieję, że równie chętnie mi pomożesz, kiedy będę schorowaną staruszką - 

zaśmiała się cicho dziewczyna i pogłaskała go po włosach i po policzku.

- Dobry z ciebie człowiek, Sedolfie! - rzekła Anjo. Chwyciła go pod rękę i leciutko 

popychając przed sobą Idę, po cichu zamknęła drzwi. - Jesteś odpowiednim mężczyzną dla Idy 

- dodała głosem tak pewnym, jakby nigdy nie miała co do tego żadnych wątpliwości. A Anjo 

znała się na ludziach.

- Oczywiście, że jestem dla Idy jedynym właściwym mężczyzną - potwierdził Sedolf ze 

śmiertelną powagą. - Ale zajęło mi trochę czasu, żeby ją o tym przekonać.

- Niektórzy mają skłonność do zamykania się we wspomnieniach i przeżywania dawnej 

miłości - uśmiechnęła się Anjo. - Ale kiedy zrozumieją, co naprawdę jest dla nich dobre, bardzo 

szybko łapią szczęście oburącz.

background image

Sedolf   przypomniał   sobie,   że   i   Anjo   nie   była   pierwszą   wielką   miłością   Knuta.   Ta 

kobieta wiedziała więc, o czym mówi.

Helena czekała w swojej izbie, skubiąc nerwowo nocną koszulę. Jej twarz odzyskała 

naturalny kształt, i choć nadal trochę szpeciły ją sińce, widać już było, że Helena to prawdziwa 

piękność.

Ida podeszła wprost do niej i objęła ramionami. Polubiła tę dziewczynę, gdzieś zniknęła 

pierwotna nieufność wobec niej.

Helena, nie przyzwyczajona do takich bezpośrednich gestów, poczuła się onieśmielona. 

W jej świecie, ludzie nie reagowali tak spontanicznie. Ale naturalność i ciepło emanujące od 

Idy kazały jej zaakceptować zachowanie dziewczyny.

- Nic ci nie zrobił? - zapytała i cofnąwszy się, uważnie przyjrzała się twarzy córki Reijo.

Ida, nie chcąc się narzucać, usiadła z boku przy stole i opowiedziała wszystko: od 

momentu, gdy groźny Fin wyłonił się zza konia i wziął ją jako zakładniczkę, aż do chwili, gdy 

po opowiedzeniu baśni, której sobie zażyczył, poprosił ją, żeby zasnęła.

Helena uważnie słuchała, uśmiechając się raz po raz albo krzywiąc twarz, jakby to ona 

stała w obliczu niebezpieczeństwa. A kiedy Ida powtórzyła, co Pułkownik mówił o Helenie i o 

jej bracie, Finka przełknęła ślinę i zmięła nocną koszulę. Dopiero usłyszawszy, że jej mąż 

odmówił zabicia konia, a potem opowiedział o księżniczce z baśni tysiąca i jednej nocy, znów 

uśmiechnęła się lekko.

- Szeherezada - powtórzyła miękko. - Szeherezada i król Szahrijar. Curt znał wiele baśni 

na pamięć i potrafił wspaniale opowiadać, ale czynił to niechętnie. Właściwie słyszałam je tylko 

przed ślubem, potem już nigdy. - Helena siedziała przez moment zamyślona, jakby zapatrzyła 

się swoimi dużymi oczami w przeszłość. - Nazwał imieniem Szeherezady jedną z klaczy, którą 

ubóstwiał. Była dla niego ważniejsza ode mnie. Ja nigdy nie dorosłam do ideału tej nieosiągal-

nej księżniczki z baśni.

Uśmiechnęła się ze smutkiem i dodała:

- W Spydenborgu znajdowała się stadnina koni. Cun związany był ze zwierzętami i 

przeżywał ich cierpienie. Dlatego nie chciał zabić konia. Ludzie nie wzbudzali w nim takich 

uczuć.

- On odszedł i nigdy już nie powróci - oświadczyła Ida. - Jesteś bezpieczna, Heleno. 

Specjalnie go utwierdziłam w przekonaniu, że nie żyjesz.

- Nadal jestem jego żoną - oświadczyła. - I od tego się nie uwolnię.

- Uznaj, że nie żyje - wyrwało się Idzie. - Do diabła, Heleno, on chciał cię zabić! I 

prawie   mu  się   to  udało!   Teraz   na  pewno  zmieni   imię   i   nazwisko.   Stanie   się   inną   osobą. 

background image

Zapomni o tobie. Nigdy się nie dowiesz, czy on umarł, czy nadal żyje. Najlepsze, co możesz 

uczynić, to pogrzebać wspomnienia o nim. Przecież go na pewno nie kochałaś. Przynajmniej 

nie takim, jaki był ostatnio!

-   Nienawidziłam   go.   Nawet   tak  ostre  słowa  Helena   wypowiedziała   bez  emocji.   Ta 

dziewczyna nie potrafiła okazywać uczuć. Przywykła kryć je pod maską i choć czasem płaciła 

za to wysoką cenę, nie potrafiła inaczej.

- Nienawidzę go - powtórzyła. - Bóg jednak wie wszystko, także to, czy Curt żyje. 

Zgrzeszyłabym, łamiąc przysięgę małżeńską.

- Jeśli Bóg jest taki małostkowy - zaperzyła się Ida - jeśli uważa, że powinnaś być 

wierna mężczyźnie, który tak cię traktował, to wolę żyć bez Boga.

- Jak możesz mówić takie rzeczy? - żachnęła się Helena i zbladła jeszcze bardziej niż 

wówczas, gdy usłyszała wiadomości o mężu.

-   Takie   jest   moje   zdanie   -   odparła   Ida.   -   Przemyśl   to   sobie,   Heleno.   Chciałabym, 

żebyśmy zostały przyjaciółkami.

Helena skinęła głową.

Poza Curtem, do którego nie chciała porównywać Idy, nie spotkała równie impulsywnej 

osoby. Ta dziewczyna była niczym huragan. Wtargnęła w życie Heleny, przewracając je do 

góry nogami.

Chciała się zaprzyjaźnić z Idą. Kiedy ją zobaczyła po raz pierwszy, wydawała się jej 

zupełnie podobna do Reijo. Teraz dostrzegała wyłącznie przeciwieństwa.

Ale ta dziewczyna miała w sobie tyle radości życia! Ciekawe, czy tego się można 

nauczyć? zastanowiła się Finka.

Może mogłaby spróbować?

Helena pomyślała, że wśród tych ludzi udałoby się jej zmienić. Zapragnęła upodobnić 

się do nich i stać się jedną z nich.

Spaliła   za   sobą   wszystkie   mosty.   Straciła   wszystko.   Curt   starannie   to   zaplanował. 

Postarał   się,   by   już   nigdy   nie   miała   śmiałości   spojrzeć   w   oczy   komukolwiek   ze   swego 

środowiska.

Wszystko,   co   wiązało   się   z   tamtym   światem,   przywoływało   jedynie   bolesne 

wspomnienia.   Tutaj   mogłaby   nauczyć   się   znów   cieszyć   się   życiem,   nauczyć   się   śmiać. 

Wyczuwała to.

-   Ja   także   bym   chciała   się   z   tobą   zaprzyjaźnić,   Ido   -   odpowiedziała   z   wyuczoną 

poprawnością. I siedząc sztywno, pozwoliła się uściskać spontanicznej Idzie. - Chciałabym tu 

zostać - dodała.

background image

Reijo otworzył usta ze zdumienia, ale nic nie powiedział, nie chcąc psuć tej chwili. Być 

może on jako jedyny zdawał sobie sprawę, że to wszystko nie jest takie proste. Chyba tylko on 

zauważał, że Helena nie pasuje do tego miejsca.

Przygarnęli ją do swoich serc i ona powoli, niczym kwiat wiosną, otwierała się przed 

nimi.

Ale to nie wystarczy.

Helena urodziła się w innym świecie. Odebrała inne wychowanie. Nie była jedną z nich 

i obojętne, jak bardzo by ją pokochali, nie pasowała do nich. Zdradzało ją każde wypowiadane 

przez nią słowo i każdy, nawet drobny, gest.

Nie należała do tej samej warstwy społecznej.

Reijo   po   raz   pierwszy   tak   dobitnie   uświadomił   sobie,   że   istnieje   podział   na   ludzi 

lepszych i gorszych, choć nie ma to nic wspólnego z ich charakterem. Nigdy się nie zgodzi z 

opinią, że ludzie z wyższych sfer naprawdę są lepsi. To wierutne kłamstwo.

Bardzo trudno znaleźć się na pograniczu tych dwóch światów. Szczególnie jeśli ktoś 

spadnie niżej w społecznej hierarchii. Reijo wiedział, że Mai także nie było lekko, chociaż 

Maja, lepiej niż ktokolwiek inny, potrafiła stawić czoło najtrudniejszym wyzwaniom.

Ale dla tej wychuchanej panny może się to okazać o wiele bardziej bolesne, mimo że 

żyjąc u boku tyrana, poznała też mroczne strony życia.

Helena nigdy nie cierpiała głodu.

Pozostali nie myśleli o tym, szczęśliwi, że udało im się ją uratować.

Reijo także polubił Helenę, ale potrafił trzeźwo oceniać rzeczywistość.

Helena musi wrócić do swoich.

I on będzie tym, który ją odwiezie.

Z zamyślenia wyrwał go głos Idy.

- Powiedz, Heleno, jak potoczyły się losy Szeherezady? Czy ów król ją zabił, kiedy 

upłynęło tysiąc jeden nocy?

Helena poczuła się nagle strasznie zmęczona.

Wstała po cichu i popatrzyła na piękną i mądrą córkę Reijo.

Curt chyba nigdy nie spotkał takiej kobiety jak Ida. Kto wie, czy nie wydawało mu się, 

że jest ową księżniczką, która nocami opowiadała królowi baśnie.

Jej samej nigdy nie udało się upodobnić do owego ideału, choć Curt usilnie starał się ją 

zmienić.

- Nie skrzywdził cię? - zapytała raz jeszcze. - Nie tknął ciebie?

Ida   pokręciła   głową.   Wiele   by   uczyniła,   żeby   usunąć   strach   z   oczu   tej   zahukanej 

background image

dziewczyny. W tak młodym wieku nie powinno się nosić w sobie takiego cierpienia.

- Nie  opowiedział   ci,  co  spotkało Szeherezadę?  -  zapytała Helena, uśmiechając się 

najsmutniejszym z uśmiechów, który pomógł Idzie zrozumieć więcej niż by chciała. - Chyba się 

muszę położyć. Taka jestem zmęczona...

Anjo odprowadziła ją do łóżka, a pozostali wpatrywali się w Idę, powoli zaczynając co 

nieco rozumieć.

-   A   więc   miałam   rację   -   odezwała   się   Ida   cienko.   Podniosła   twarz   i   powiodła 

spojrzeniem po obecnych. - Mówiłam wam, że baśń uratowała mi życie - dodała drżącym 

głosem.

Anjo zarządziła kąpiel. Wielką drewnianą balię postawiła na środku kuchni, zaciągnęła 

zasłony i zagrzała dużo wody.

Wszystkich   poza   Idą   wygoniła   do   gościnnej   izby,   której   nie   używali   zbyt   często. 

Wychowali się w biedzie i chociaż teraz powodziło im się lepiej, to zachowali przyzwyczajenia 

nabrane za młodu. Kuchnia stanowiła serce domu. Tutaj ludzie spożywali posiłki i wykonywali 

zwykłe zajęcia. Kobiety przędły i tkały, szyły, prały i zajmowały się dziećmi. Mężczyźni tutaj 

przygotowywali sprzęt na połowy, robili sidła i garbowali skóry...

A w ciasnych chatach kuchnia nocą zamieniała się w sypialnię.

Chociaż u Anjo i Knuta izb było więcej, kuchnia pozostała sercem domu, stanowiła 

najważniejsze pomieszczenie. W izbie gościnnej gospodarze czuli się trochę nieporadnie.

- Do wody - zarządziła Anjo z uśmiechem.

Maja  przesłała  przez   Reijo  kilka   kostek  pachnącego  mydła,   które  Anjo  skwapliwie 

schowała.   Reijo   oczywiście   uważał,   że   to   zupełnie   niepotrzebna   fanaberia,   ale   w   końcu 

przyznał, że mydło ma ładny zapach.

- Ale kobieta powinna pachnieć kobietą - upierał się przy swoim.

Knut nie był aż tak negatywnie nastawiony do prezentu od Mai, zwłaszcza kiedy Anjo 

używała go do kąpieli. Ale tego Anjo nie zdradziła Idzie.

- Zaraz się zmienisz w prawdziwą kusicielkę - drażniła się z Idą. - Sedolf straci głowę. 

O ile już jej nie stracił.

Ida także się roześmiała. Jakie to niezwykłe, być tak kochaną.

- Chyba jestem zbyt zmęczona - uznała i ziewnęła przeciągle. Zanurzona po szyję, 

zamknęła  oczy,  pozwalając,   by  Anjo  obmyła  ją  z  brudu.  Przypomniała  sobie  dzieciństwo. 

Nigdy nie była kąpana przez matkę, zwykle kąpała ją Elise.

Bóg jeden wie, jak potoczyło się życie Elise i wujka Mattiego. Ida poczuła wyrzuty 

sumienia, że tak dawno nie wspominali ich w rozmowach. Straszliwa tęsknota przeszyła jej 

background image

serce niczym strzała.

Anjo   umyła   Idzie   włosy.   Rozczesała   je   starannie   i   wyszorowała   skórę   głowy 

koniuszkami palców. Perfumowane mydło Mai pachniało ładnie, chociaż trochę obco. Nowy 

kwiatowy zapach mieszał się ze znanym domowym.

- Sedolf na pewno nie czuł nigdy takiego zapachu - zapewniała Anjo, mrugnąwszy 

okiem. - Nawet Knut nie mógł się oprzeć tej woni...

Roześmiały się wesoło, jak to kobiety, kiedy dzielą się ze sobą swoimi tajemnicami.

Wreszcie Ida, wymyta i rozgrzana, wytarła się do sucha. Anjo przyniosła tymczasem 

nocną koszulę z delikatnej tkaniny, tak nieskazitelną, że Ida, nim jej dotknęła, odruchowo 

spojrzała na swe ręce.

Anjo, przykładając koszulę do siebie, powiedziała z uśmiechem:

- Najpiękniejsza, jaką mam. To także prezent od Mai. Ty nie dostałaś takiej?

- Nie.

- Widocznie Maja uznała, że mam się dla kogo stroić - stwierdziła Anjo, pomagając 

Idzie założyć koszulę. Zapinana z przodu na śliczne guziczki, miała stójkę obszytą koronką. 

Misterne koronki zdobiły też półokrągły karczek, dół koszuli i rękawy.

Ida nigdy nie dotykała równie miękkiej i delikatnej tkaniny.

- Oczywiście, jak na warunki północy, trochę niepraktyczna - dorzuciła Anjo rzeczowo. 

- Przydałaby się może jakaś koszula flanelowa albo wełniana.

Spojrzała na Idę i obie wybuchnęły śmiechem.

- Obiecuję ci, że Sedolf nigdy takiej nie widział - dodała z powagą.

- Ale ja nie mogę tak wejść do izby gościnnej! - zaprotestowała.

Anjo otuliła ją wełnianym pledem.

- Teraz nikt się nawet nie domyśli, co masz na sobie. Niech to pozostanie naszą małą 

tajemnicą. Niespodzianką dla zakochanego mężczyzny.

W izbie siedział tylko Knut z Sedolfem.

- A gdzie tata? - zapytała Ida.

- Pojechał na cypel, bo przypomniał sobie, że nikt nie zaglądał do inwentarza przez cały 

dzień - odpowiedział Knut.

- Ale przecież Sofia zrobiła obrządek! - wyrwało się Anjo.

Wszyscy popatrzyli na nią i powtórzyli chórem:

- Sofia? Anjo uśmiechnęła się uradowana, choć nie było w tym jej zasługi.

- Dowiedziała się wszystkiego od Larsa, który zastąpił Emila w gospodarstwie na czas 

pogoni. I przyszła tu z własnej woli zapytać, czy może wydoić krowy i nakarmić zwierzęta. 

background image

Pozwoliłam jej na to. Zdawało mi się, że żałuje swojego postępowania. Bardzo chciała z tobą 

porozmawiać, Ido.

Ida przełknęła ciężko ślinę. Niechętnie uginała karku, niechętnie też wybaczała.

- Sofia zrobiła pierwszy krok - ostrożnie upomniała ją Anjo. - Chyba ci nie spadnie z 

głowy korona, jeśli wyjdziesz jej na spotkanie. Dobrze mieć przyjaciół. A nasza wioska jest 

taka mała...

- Odwiedzę ją - odpowiedziała Ida, pewna, że Anjo dopilnuje, by dotrzymała obietnicy.

Anjo spojrzała na Sedolfa.

- No, przyjacielu, teraz twoja kolej.

- Co takiego? - zdumiał się Sedolf. - Nie będę się kąpał, idę do domu.

Anjo, jeśli chciała, potrafiła zmrozić słowami.

- Do domu? - zapytała. - A dlaczego, jeśli wolno mi spytać? Czyżbyś się bał kąpieli?

Knut z trudem powstrzymał się od śmiechu i mrugnął do Idy.

Sedolf pokręcił się na stołku.

- Myślałem... - zaczął, spoglądając na Idę z ukosa - ...ludzie mogą gadać. Wezmą Idę na 

języki, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Nie chciałbym narazić na szwank jej reputacji.

- A więc o to chodzi? - Anjo popatrzyła na niego dobrodusznie. - A od kiedy to chłopaki 

od Bakkenów myślą o reputacji dziewcząt?

Ale Sedolf miał gotową odpowiedź:

- Kiedy spotkają kobietę swojego życia. Te słowa udobruchały Anjo.

- Nigdzie nie pójdziesz, Sedolfie. Tę noc spędzisz z Idą, a jeśli ludzie zaczną plotkować, 

możesz im powiedzieć, że spałeś ze mną.

- Potrafisz przekonywać - uśmiechnął się Sedolf.

- Czy na tyle, że zdołam nakłonić ciebie i Knuta, żebyście wylali perfumowaną wodę z 

balii? - zapytała z miną niewiniątka. - Może przestanie trochę od was cuchnąć... A potem, 

Sedolfie, wymyjesz się. Knut pożyczy ci bieliznę...

- Ona nie zawsze jest taka - rzekł Knut, ale Sedolf nie bardzo wiedział, co o tym 

wszystkim sądzić.

Nalali do balii świeżej wody i uśmiechnęli się do siebie. Knut, wychodząc z kuchni, 

rzucił, niby mimochodem:

-   Ida   jest   wspaniałą   dziewczyną,   bardzo   ją   kocham   i   mam   nadzieję,   że   nigdy   nie 

uczynisz czegoś, co by ją zasmuciło.

- Na przykład, czego? - zapytał Sedolf, zdejmując koszulę.

- Sofia - rzekł Knut. - Inne kobiety... Sedolf pokręcił głową.

background image

- Nie wierzysz, że i ja chciałbym się w końcu ustatkować? Sądzisz, że nie potrafię 

docenić tego, że spotkałem tak wyjątkową kobietę jak Ida? Tym razem, Knut, to związek na 

cale życie.

Knut pokiwał głową i uśmiechnął się.

- Tylko się pośpiesz, nim ci ta wybranka zaśnie!

- Myślisz, że i ja nie jestem śpiący? - zapytał niewinnie Sedolf.

- Powiedzmy, że mam co do tego pewne wątpliwości.

Ida po cichutku weszła do alkierza i wsunęła się pod pierzynę, trochę się obawiając, że 

pogniecie piękną koszulę, która równie dobrze mogłaby uchodzić za odświętny strój.

Zapaliła lampkę parafinową i skręciła płomień, by nie było zbyt jasno. Dzieci spały 

spokojnie w drugim końcu izby. Anjo zaproponowała, że przestawi kołyskę do siebie i do 

Knuta.

- Żebyście poczuli się swobodniej - powiedziała. Ale Ida jej podziękowała. Chciała mieć 

dzieci przy sobie. Po nocy, która mogła być dla niej ostatnia, pragnęła teraz otoczyć się tymi, 

których najbardziej kocha. Jeśli przebudzi się i przestraszy czegoś, wyciągnie rękę do Sedolfa i 

sprawdzi, czy leży obok. Może też wstać i popatrzeć, czy dzieci są bezpieczne.

Anjo zrozumiała...

Sedolf, trochę zakłopotany, wszedł boso w samych kalesonach. Nie spodziewał się, że 

zastanie zapaloną lampę. Ale pomyślał, że to dobrze, bo Idy i jego nie powinien dzielić mrok.

Szczękając zębami, wsunął się szybko pod miękką pierzynę.

Anjo wniosła trochę wielkopańskich obyczajów podpatrzonych w domu namiestnika w 

Alcie.

Musiał przyznać, że pod tym puchowym przykryciem leżało się wyjątkowo przyjemnie, 

bo nic nie kłuło, a i pchły nie miały się gdzie chować.

Wsunął Idzie ramię pod głowę i wciągnął w nozdrza jej zapach.

- Ślicznie pachniesz, tak oszałamiająco... - wyszeptał, przytulając ją mocno.

Wplotła palce w jego zmoczone włosy i odgarnęła je do tyłu. Uśmiechnęła się, widząc, 

jak ta fryzura go odmieniła.

Musnął wargami jej szyję.

- Chyba nie dotrzymam przyrzeczenia, jakie sobie złożyłem - odezwał się cicho, całując 

jej ramię i rozpinając drobne guziczki u koszuli. - I wykorzystam wszelkie sztuczki, by cię 

uwieść, zanim mnie poślubisz.

- Po co składasz przyrzeczenia, których nie jesteś w stanie wypełnić, Sedolfie? - odparła 

zmienionym głosem.

background image

Roześmiał się i pocałował ją.

- Masz rację Ido. Kocham cię - powiedział, zdecydowany trzymać się jak najdalej od 

takich przyrzeczeń.

background image

EPILOG

Fragment listu Mai do Ailo z dnia 30 listopada 1749 roku

...Piszę do ciebie ten list, drogi bracie, dołączając życzenia wesołych świąt. Domyślasz 

się pewnie, że bardzo już bym chciała widzieć ciebie i Williama z powrotem w domu.

Ale to nie wszystko. Dziś otrzymałam list od Reijo. Przywieźli go kupcy, którzy wrócili z 

jarmarku z naszych rodzinnych stron nad fiordem. Dlatego wieści są stosunkowo świeże. Mam 

nadzieję, kochany Ailo, że nie sprawią ci wielkiego bólu. Rozmawialiśmy przecież o tym i sam 

zdecydowałeś, że tak będzie dla Idy najlepiej. Reijo pisze, że tuż przed jarmarkiem Ida wyszła  

za mąż za Sedolfa Bakkena. Pewnie pamiętasz kuzyna Simona. Reijo jest chyba zadowolony.  

Pisze, że młodzi są bardzo szczęśliwi, a Sedolf traktuje dzieci jak własne. Wygląda na to, że Ida 

także okazała się nieodrodną córką swojej matki...