Proces Templariuszy Cz. 5
Proces Zakonu Rycerzy Świątyni (templariuszy) - aresztowanych we Francji z rozkazu
króla Filipa Pięknego - toczy się już trzeci rok. Więzieni i torturowani, przyznali się do
potwornych win: odstępstwa od wiary, czczenia diabła, homoseksualizmu. Ich los zdaje
się być przypieczętowany. Ale oto wystąpienie kilku z nich przed komisją papieską - tych,
których nie udało się złamać - tchnęło w nieszczęśliwych nowego ducha... Świta nowa
nadzieja...
Paromiesięczna przerwa w posiedzeniach komisji pozwoliła templariuszom odzyskać
wiarę we własne siły i gotowość do obrony swego zakonu. Już 5 lutego 15 templariuszy
stojących przed komisją oświadczyło, że podejmują się tej obrony. W ich ślady w ciągu
tego miesiąca poszło 532 rycerzy, giermków i kapelanów zakonu. (Ich zapału nie
zmniejszyło nawet kolejne niefortunne wystąpienie de Molaya przed komisją 2 marca;
niewiele też wniosły do sprawy wystąpienia Payrauda i Gonneville?a 13 marca.) Tego
samego dnia liczba obrońców zakonu wzrosła do 561, w ostatnim tygodniu marca
osiągając liczbę 597.
Na zorganizowanym przez komisję 28 marca zgromadzeniu 546 braci w ogrodzie za
domem biskupa Paryża w imieniu ich wszystkich wystąpili - wspomniani już - Renaud de
Provins, preceptor Orleanu i Piotr z Bolonii, prokurator zakonu przy kurii rzymskiej; obaj
byli księżmi i ludźmi wykształconymi. Przede wszystkim przedłożyli oni komisji skargę na
warunki życia uwięzionych templariuszy: pozbawienie ich sakramentów, odebranie
wszelkich dóbr doczesnych, trzymanie w łańcuchach i nędzne wyżywienie. Następnie
zaś zwrócili komisarzom uwagę na trudności związane z wyznaczeniem przez
oskarżonych dwóch mających ich reprezentować "prokuratorów", czego domagała się
komisja.
31 marca komisarze nakazali notariuszom wspomagającym ich w pracy obejście
wszystkich miejsc w Paryżu, gdzie więziono templariuszy, tak by mogli oni uzgodnić
wybór żądanych "prokuratorów". Wciągu następnego tygodnia notariusze obeszli około
30 takich miejsc - z templum paryskim na czele - na ogół wszędzie spotykając się z
ożywioną gotowością obrony zakonu.
Najważniejsze oświadczenie przedłożył wysłannikom komisji sam Piotr z Bolonii,
1
więziony w paryskim templum; było to 31 marca. O oskarżeniach zawartych w bullach
papieskich powiedział, że były to...
"...rzeczy haniebne, najbardziej nikczemne, nierozsądne i obmierzłe kłamstwa,
największe i niegodziwe fałsze, sprokurowane i wymyślone [...] przez świadków, rywali i
kłamliwych wrogów. Zakon Świątyni jest czysty i niepokalany, i zawsze był taki..."
Templariuszy należy uwolnić, by umożliwić im właściwą obronę. Wszelkie
dotychczasowe zeznania były to jawne kłamstwa, o których wiadomo, że...
"...zostały wypowiedziane z lęku przed śmiercią i wskutek okrutnych tortur..."
Templariusze proszą Boga o litość, aby uczyniono im według sprawiedliwości, ponieważ
są dobrymi i wiernymi chrześcijanami.
1 kwietnia przed komisją papieską stanęli: Renaud de Provins, Piotr z Bolonii, dwaj
rycerze - Guillaume de Chambonnet i Bertrand de Sartiges, oraz przedstawiciel
giermków, Robert Vigier. W ich imieniu przemówił Renaud de Provins. (Całe jego
wystąpienie świadczyło o dużej znajomości prawa i praktyki sądowej.) Przede wszystkim
oświadczył komisarzom, że ani on, ani jego towarzysze nie są i nie mogą być
"prokuratorami" zakonu, ponieważ nie mają na to zgody wielkiego mistrza i kapituły. Aby
zaś w. mistrz i kapituła zakonu mogli udzielić takiej zgody, muszą oni...
"...znaleźć się pod całkowitą opieką Kościoła, tak by ani lud, ani król nie mogli ingerować
w ich sprawy..."
Następnie poprosił, by "prokuratorom" i adwokatom zakonu zapewniono zarówno
bezpieczeństwo osobiste, jak i odpowiednie wynagrodzenie. A wreszcie - przechodząc
do samej istoty rzeczy - stwierdził, że:
"...możecie, czcigodni ojcowie, wszcząć przeciwko zakonowi postępowanie de iure na
trzy następujące sposoby: wskutek oskarżenia; denuncjacji lub z urzędu..."
Jeśli dziać się to będzie wskutek oskarżenia, to powinien się tu pojawić oskarżyciel.
Gdyby powodem tego miała być denuncjacja, to składający ją nie powinien zostać
wysłuchany...
"...ponieważ przed jej przedłożeniem powinien on był ostrzec nas, templariuszy, przed
korupcją, czego przecież nie uczynił..."
Gdyby zaś postępowanie miało być dokonywane z urzędu - kończył swój wywód Renaud
- to...
2
"...zastrzegam dla siebie i moich stronników prawo do przytaczania takich racji i
uciekania się do takich środków obrony, jakie przysługują nam w ramach legalnego
procesu..."
Tak więc wreszcie w obronie templariuszy wystąpił człowiek, który dysponując
znajomością prawa i zdolnością logicznej argumentacji, świadomie obnażył arbitralny
charakter dotychczasowego postępowania i jego wątpliwą legalność. W ten sposób
templariusze po raz pierwszy podjęli próbę wzięcia swego losu we własne ręce.
Notariusze komisji odwiedzający więzionych templariuszy zapoznali się tymczasem - w
ciągu kolejnego tygodnia - z poglądami 537 braci zakonnych; większość z nich była
gotowa pozwolić Provinsowi, Piotrowi z Bolonii, Sartigesowi i Chambonnetowi
przemawiać w swoim imieniu, nie wyznaczając ich wszakże jako "prokuratorów" zakonu.
W tym też charakterze pojawił się przed komisją 7 kwietnia Renaud de Provins, Piotr z
Bolonii oraz grupa trzech rycerzy i czterech giermków zakonu. Przypomniawszy
przytoczone poprzednio argumenty, oświadczyli oni, że fałszu zeznań wymuszonych na
braciach torturami mogą dowieść, jeśli tylko zostanie im przywrócona całkowita wolność.
Zaprotestowali również przeciwko nielegalnej obecności Nogareta i Plaisiansa na sali
obrad komisji. Renaud de Provins zwrócił komisarzom uwagę, że:
"...jest rzeczą dziwną i nader zdumiewającą dla wszystkich to, iż bardziej wierzy się
kłamcom, którzy [...] świadczyli (o różnych okropnościach) dla dobra swych ciał, niż tym,
którzy - jak chrześcijańscy męczennicy - wskutek tortur zmarli dla prawdy..."
"...poza granicami królestwa Francji, w całym świecie, nie znajdzie się żaden
templariusz, który głosi lub głosiłby te kłamstwa, jakie [...] głoszą ludzie skorumpowani
lękiem, groźbami lub pieniędzmi..."
Przypomniawszy zasługi zakonu w walce z niewiernymi i szacunek, jakim się zawsze
cieszył, Piotr z Bolonii zaatakował bezpośrednio oskarżycieli zakonu jako...
"...fałszywych chrześcijan i heretyków przynoszących ujmę i zwodzących Kościół święty i
wszystkich chrześcijan..."
Przypominając, że templariuszom grozi się, iż jeśli wycofają swe zeznania, to - zgodnie z
regułami postępowania inkwizycji - zostaną posłani na stos, Piotr z Bolonii poprosił
komisję, by tym, którzy to zrobią, zapewnić bezpieczeństwo, tak "by bez lęku mogli
powrócić do prawdy".
Jednakże żaden z argumentów przedstawionych przez Renauda de Provins, Piotra z
Bolonii i ich towarzyszy nie przekonał komisarzy papieskich. Wszelkie decyzje co do losu
templariuszy i zakonu - jak stwierdzili w odpowiedzi - pozostają tylko w gestii papieża i
Kościoła. A przecież namiętna obrona zakonu, z którą wystąpili ci odważni kapłani,
pozwoliła templariuszom otrząsnąć się z bierności, w którą wpędziło ich aresztowanie i
brutalne śledztwo, i z nowo obudzoną nadzieją podjąć walkę w obronie własnej Świątyni.
3
Ale i "ludzie króla" nie pozostawali bezczynni. Już 11 kwietnia zaprzysiężono przed
komisją 24 świadków z "legistą" królewskim Raulem de Presles, jego giermkiem
Mikołajem Szymonem, i jednym z katów templariuszy, Guichardem de Marsillac, na
czele. Wśród nich znalazło się też 15 templariuszy należących do grona wybranych
przez króla 72 świadków, którzy zeznawali przed papieżem w Poitiers w czerwcu 1308 r.
Wszyscy oni całkowicie wypełnili postawione przed nimi zadanie: w całej rozciągłości
potwierdzili podstawowe zarzuty stawiane zakonowi i poszczególnym templariuszom
(oskarżenie z 1308 r. wyliczało je w 127 punktach).
Na kolejnym posiedzeniu komisji - 23 kwietnia - w imieniu obrońców zakonu ponownie
wystąpił Piotr z Bolonii. W wystąpieniu doskonałym pod względem retorycznym i
prawniczym, raz jeszcze przypomniał męczeństwo templariuszy, napiętnował
niesprawiedliwe i nieludzkie metody stosowane wobec nich i zażądał ujawnienia i
udostępnienia obrońcom zakonu wszystkich protokołów dotychczasowych przesłuchań.
W odpowiedzi przedstawiciele króla, biorący - jak już powiedziałem - nielegalnie udział w
pracach komisji papieskiej, przedstawili szczególnego rodzaju ekspertyzę pióra
(najprawdopodobniej) Jana de Pouili, prawnika i magistra teologii, znanego ze swej
wrogiej wobec templariuszy postawy. Dokument ten zawierał odpowiedzi na cztery
pytania postawione mu przez króla Filipa. Na pytanie o winę Jakuba de Molay de Pouili
odpowiadał zdecydowanie:
"...mistrz tak wielkich bluźnierstw przeciw Chrystusowi, który [...] tylu innych wciągnął do
przeklętej sekty, powinien być ukarany jako przykład dla świata..."
Na drugie pytanie, czy istota wyznania templariuszy, zawarta w przysiędze
zobowiązującej ich do zachowania statutu zakonu i jego tajemnic, powinna być
potępiona jako zwodnicza (ponieważ wstępujący do zakonu byli nieświadomi faktu, że
przysięgają ukrywać herezję) Jan de Pouili odpowiadał twierdząco.
Na pytanie trzecie, dotyczące roli obrońców zakonu, Jan de Pouili odpowiadał, że skoro
zeznania templariuszy dowiodły jego winy, przeto jego "obrońcy mogą jedynie bronić
błędów".
Na pytanie czwarte - co należy zrobić, gdyby znaleziono jakiegoś niewinnego
templariusza - Jan de Pouili odpowiadał, że znalezienie takiego jest po prostu
niemożliwe.
Nic więc dziwnego, że "ekspertyzę" swą kończył wnioskiem:
"Stało się jasne, że większość templariuszy zgrzeszyła, co wystarczy do tego, by potępić
ich wszystkich [...] Zakon taki (bowiem) nie może istnieć, nie narażając na
niebezpieczeństwo i skandal całego Kościoła".
"Ekspertyza" Jana de Pouili była tylko jednym ze środków, do których uciekł się Filip
Piękny w tej fazie walki z odzyskującym wiarę we własne siły zakonem templariuszy.
W maju 1310 r. Filip de Marigny, arcybiskup Sens - brat ministra królewskiego
4
Euguerranda de Marigny, w tym czasie dystansującego Nogareta w łaskach króla -
zwołuje do Paryża archidiecezjalną radę w celu sądzenia indywidualnych templariuszy z
terenu prowincji Sens, zwłaszcza tych, którzy podjęli się obrony zakonu.
W tej sytuacji Piotr z Bolonii zwrócił się z apelem do przewodniczącego komisji
papieskiej, arcybiskupa Gilesa Aicelina, by powstrzymał akcję Filipa de Marigny i wziął
pod swą opiekę obrońców zakonu. Ale arcybiskup Aicelin, były królewski strażnik
pieczęci, w gruncie rzeczy niechętny templariuszom, nie widział żadnego powodu, by
wbrew królowi stawać w ich obronie. Wycofawszy się pod błahym pretekstem z prac
komisji, decyzję co do dalszych postanowień zostawił jej członkom. Jednakże czterej jej
członkowie - już tylu tylko faktycznie brało w niej udział - nie potrafili podjąć żadnej
decyzji.
W dwa dni potem, 12 maja, komisję powiadomiono, że tego dnia - z wyroku arcybiskupa
Sens - ma zostać spalonych na stosie 54 templariuszy spośród tych, którzy podjęli się
obrony zakonu. Interwencja komisji nie przyniosła żadnego skutku. Pisząc o ich śmierci -
spalono ich na jednym z pól pod Paryżem - kontynuator kroniki Guillaume?a de Nangie
stwierdził:
"...żaden z nich nie przyznał się do zbrodni im zarzucanych, lecz przeciwnie, wszyscy
nieustannie im zaprzeczali, wołając, że skazano ich na śmierć bez powodu i
niesprawiedliwie; było przy tym wielu ludzi, którzy przypatrywali się im nie bez wielkiego
podziwu i ogromnego zdumienia..."
W kilka dni potem spalono pod Paryżem jeszcze 4 templariuszy, a nieco później w Senlis
- 9 dalszych.
Wrażenie, jakie na zeznających templariuszy wywarła ta egzekucja, było ogromne.
Pierwszy świadek, który następnego dnia pojawił się przed komisją, brat Aimery de
Villiers-de-Duc z diecezji Langres, "blady i przerażony", powiedział:
"Przysięgam na zbawienie mojej duszy - i jeśli kłamię, to niech spotka mnie nagła śmierć,
a piekło pochłonie mnie z ciałem i duszą - ..."
...bił się przy tym w pierś, a upadłszy na kolana, wzniósł ręce ku ołtarzowi...
"...że wszystkie błędy przypisywane zakonowi są całkowicie fałszywe..."
Widząc swych współbraci wiezionych na spalenie, poczuł, iż gdyby go zapytano, to lęk
przed śmiercią kazałby mu wyznać, że:
"wszystkie błędy przypisywane zakonowi są prawdziwe i że to ja zabiłem Pana naszego,
Chrystusa..."
18 maja komisarze zebrani pod przewodnictwem arcybiskupa Narbony, Gilesa Aicelina,
5
dowiedzieli się, że jeden z głównych obrońców zakonu, ksiądz Renaud de Provins, został
postawiony przed radą prowincji Sens, by odpowiadać przed nią jako indywidualny
templariusz. Na interwencję komisarzy uwolniono go wprawdzie, ale oto okazało się, że
zniknął drugi obrońca zakonu Piotr z Bolonii. A bez niego pozostali obrońcy czuli się
zupełnie bezradni. Na domiar wszystkiego w kilka dni potem przed komisją stanęło 44
braci, którzy oświadczyli, że choć podjęli się byli obrony zakonu, to jednak teraz
zgłaszają swą rezygnację. W tej sytuacji komisarze na posiedzeniu z 30 maja odroczyli
prace swej komisji do 3 listopada.
Na posiedzeniu komisji 3 listopada 1310 r. stawiło się tylko trzech jej członków:
Guillaume Durant, Jan z Mantui i Maciej z Neapolu. Na kolejnym posiedzeniu, 17
grudnia, kiedy pojawili się przed nią dwaj pozostali z głównej czwórki obrońców zakonu,
rycerze de Chambonnet i de Sartiges, z ust Duranta usłyszeli, że zarówno Renaud de
Provins, jak Piotr z Bolonii...
"...uroczyście i przez nikogo nie przymuszani zrezygnowali z obrony zakonu oraz
powrócili do pierwszych swych zeznań..."
...drugi z nich zaś rzekomo uciekł z więzienia. (Nigdy go nie odnaleziono. Domyślamy się
jednak, co się z nim stało.)
W tej sytuacji obaj rycerze - powołując się na swą niepiśmienność - również
zrezygnowali z dalszej obrony swego bractwa.
Komisja papieska pracowała jeszcze przeszło pół roku: do czerwca 1311 r. Przesłuchała
w tym czasie 212 templariuszy spośród których jednakże tylko 87 gotowych było bronić
swego zakonu. Pozostali już to odwoływali swą gotowość, już to wracali do swych
poprzednich zeznań obciążających zakon, a nawet - wbrew protokołom - twierdzili, że
nigdy nie chcieli być jego obrońcami. (Wielu z nich ubarwiało swe dawne, powtarzane
teraz zeznania nowymi szczegółami: do nich należał Hugo de Narsac, który opowiedział
komisji historię pokojowca Jakuba de Molaya, Jerzego, którego "w. mistrz bardzo
kochał", kiedy paź ten utonął, sądzono, że była to boska zemsta za grzech sodomii).
Jeden z zeznających, preceptor Lagny-le-Sec i Sommereux, Raul de Gizy, potwierdził
oskarżenie zakonu, jakoby przywódcy - nie będący przecież kapłanami - udzielali
templariuszom odpuszczenia nie wyznanych grzechów. Po zebraniu kapituły prowadzący
ją miał - wprzód odmówiwszy przepisane modlitwy - stać przed klęczącymi braćmi i
zwracać się do nich w następujących słowach:
"Dobrzy panowie bracia, wszystko, co pominęliście w waszej spowiedzi ze względu na
wstyd, jaki odczuliście, czy ze względu na sprawiedliwość tego domu, wybaczam wam z
dobroci serca i woli. I Bóg, który wybaczył Marii Magdalenie jej grzechy, wybaczy i wam; i
proszę was, byście prosili Boga, by wybaczył mi moje grzechy..."
Jeśli znajdował się wśród obecnych kapłan, udzielał wszystkim rozgrzeszenia. Jeśli
jednak go nie było, to prowadzący kapitułę stwierdzał, że:
6
"Gdyby był tu kapłan, to udzieliłby wam absolucji..."
...tym samym zaś bezprawnie udzielał jej sam.
Tenże Raul de Gizy miał - jak twierdził - należeć do tych templariuszy, którzy od dawna
już (na długo przed ich aresztowaniem) interweniowali u różnych dygnitarzy zakonu w
sprawie usunięcia z jego praktyk heretyckiej ceremonii przyjęcia nowych członków.
Mimo załamania się zorganizowanej obrony zakonu, niekiedy jeszcze stawali przed
komisją odważni templariusze podtrzymujący tezę o jego niewinności; do nich należało
14 rycerzy, którzy pojawili się przed komisarzami papieskimi 8 marca 1311 r. Jednakże
strażnicy i siepacze królewscy zareagowali szybko. Spośród 5 innych templariuszy,
którzy usiłowali bronić swego zakonu 22 marca, 3 pojawiło się w dwa dni później i
odwołało swe zeznania, zarazem przyznając się do wszystkich zarzucanych zakonowi
zbrodni. Zastraszenie, być może nawet tortury, spełniły swe zadanie.
Co więcej, większość świadków spoza zakonu również obciążała templariuszy swymi
zeznaniami. Do wyjątków należeli tacy, jak dominikanin Piotr de la Palud, który stając
przed komisją 19 kwietnia 1311 r. powiedział:
"...wydaje mi się, że większą wiarę należy dawać tym, którzy przeczą oskarżeniom, niż
tym, którzy się do nich przyznają..."
Z wiosną 1311 r. komisarze papiescy - komisja składała się w praktyce już tylko z 3 osób
- poprosili (po wysłuchaniu ostatnich 3 świadków 26 maja) biskup Bayeux, od dawna już
przebywającego w Awinionie, by zwrócił się do papieża z zapytaniem, czy mogą
ostatecznie zakończyć swe prace. W odpowiedzi biskup zakomunikował im, że papież i
kardynałowie uważają, iż komisja spełniła już swe zadanie. Tak więc 5 czerwca 1311 r.
komisja papieska - biskupi Limoges i Mende, Maciej z Neapolu oraz archidiakon
Trydentu - udała się do Pontoise, gdzie przebywał król wraz ze swymi ministrami, i w ich
obecności zakończyła swe niemal dwuletnie prace. Cały materiał, jaki udało się jej
zebrać, zawarty w 219 tomach in folio, wysłano papieżowi.
A jak przebiegała sprawa i proces zakonu templariuszy w innych krajach Europy: w
Anglii; Hiszpanii; i Portugalii, Niemczech, Italii i na Cyprze?
Król Anglii Edward II, wieść o herezji i zbrodniach templariuszy przyjął z niewiarą, której
dał wyraz w swych listach zarówno do papieża, jak i do monarchów Europy. Zakon
zawsze cieszył się dużą sympatią królów Anglii i Edward II nie widział powodu do zmiany
tej postawy. Otrzymawszy jednak bullę papieża Pastoralis praeminentiae (1307 r.), wydał
10 stycznia 1308 r. nakaz aresztowania templariuszy znajdujących się w jego królestwie.
Aresztowania przeprowadzone w Anglii różniły się zasadniczo od aresztowań
dokonanych we Francji; do roku 1309 miały raczej charakter aresztów domowych.
Śledztwo rozpoczęło się dopiero we wrześniu 1309 r., z chwilą przybycia dwóch
papieskich inkwizytorów; których wspomagali prałaci angielscy. Spośród kilkudziesięciu
templariuszy przesłuchanych do grudnia 1310 r. zaledwie kilku potwierdziło jeden ze
7
stawianych zakonowi zarzutów, a mianowicie, że dygnitarze zakonu zwykli udzielać im
rozgrzeszenia w czasie posiedzeń kapituł. Złożyli oni swe zeznania bez tortur, których w
Anglii nie stosowano; kiedy król Edward II pod naciskiem papieża zgodził się na ich
zastosowanie, inkwizytorzy nie mogli znaleźć odpowiednich katów. Dopiero przesłuchani
w 1311 r. świadkowie spoza zakonu i dwóch pochwyconych - zbiegłych uprzednio -
templariuszy - Stephen de Stapelbrugge i Thomas de Thoroldeby, złożyli zeznania
potwierdzające główne zarzuty stawiane zakonowi: wyrzekanie się Chrystusa, opluwanie
krzyża i zachętę do czynów homoseksualnych; jeden ze świadków, kapelan zakonu John
de Stoke, przyjęty przez Jakuba de Molay, zapytany, w kogo kazał mu wierzyć wielki
mistrz, żądając odeń wyrzeczenia się Chrystusa, odparł:
"W wielkiego wszechmocnego Boga, Stworzyciela nieba i ziemi, ale nie w
Ukrzyżowanie".
Mistrz Anglii, Wiliam de la More, i preceptor Owernii, Imbert Blanke, nie przyznali się do
stawianych im zarzutów i zostali wtrąceni do "najnędzniejszych więzień" i "zakuci w
podwójne kajdany" (Powicke i Cheney). Pozostali templariusze, którzy okazali skruchę,
wyznali publicznie swą wiarę, otrzymali absolucję, po czym z reguły zostali
rozmieszczeni po różnych klasztorach.
Przesłuchania przeprowadzone w Szkocji i w Irlandii nie przyniosły żadnych
spodziewanych rezultatów.
W Aragonii jej władca Jakub II nakazał aresztowanie templariuszy w grudniu 1307 r. jak
się zdaje, tylko dlatego, że doszły doń wieści o ich przygotowaniach do zbrojnego oporu i
zamienieniu dóbr zakonnych na złoto, deponowane następnie u sympatyków zakonu. Ale
nie poszło mu to łatwo. Wprawdzie udało mu się uwięzić mistrza Aragonii, Exemena de
Lendę, ale preceptor Mas Deu w Rousillon, Ramon Sa Guardia, Który zastąpił
uwięzionego, podjął obronę zakonu ze swego zamku Miravet. Stamtąd pisał on do króla
Jakuba II:
"Żal mi was, królu, króla Francji i wszystkich katolików, bo cała ta sprawa przyniesie
więcej szkody wam niż nam, którzy musimy ścierpieć zło, jakie nam wyrządzacie..."
Król obiegł Miravet 1 lutego 1308 r. i wziął go głodem dopiero w końcu listopada tegoż
roku. W tym czasie wojska królewskie zdobyły również szereg innych twierdz
templariuszy: Cantavieja, Villel i Castellote; najpotężniejsza z nich, Monzón, padła
dopiero w maju 1309 r. Zatrzymani templariusze byli więzieni - w porównaniu z Francją -
w warunkach całkowicie znośnych. W czasie przesłuchań - poza ośmioma przypadkami -
nie poddano ich torturom. Toteż ich zeznania nie potwierdziły stawianych im oskarżeń; o
kulcie "srebrnej głowy z brodą", jakiemu mieli się oddawać templariusze, wspominał tylko
jeden ze świadków spoza zakonu.
W pozostałych królestwach Półwyspu Iberyjskiego - z pominięciem Nawarry, której król
Ludwik był najstarszym synem Filipa Pięknego - to znaczy w Kastylii, na Majorce i w
8
Portugalii, aresztowania templariuszy przeprowadzono dopiero w 1308 r., niekiedy zaś
dopiero w 1310 r. Jednakże żadne przesłuchania (bez uciekania się do "gehenny") nie
przyniosły potwierdzenia zarzutów zakonowi.
W Niemczech na żądanie papieża zwołano w kilku prowincjach synody mające sądzić
templariuszy. Na niektórych z nich jednak w obronie zakonu stanęli życzliwi mu biskupi,
w Moguncji zrobił to osobiście preceptor z Grumbach, Hugo von Salm wraz z
dwudziestoma uzbrojonymi rycerzami. Przybyli ostro zaprotestowali przeciwko
oskarżeniu zakonu o herezję, a przerażony arcybiskup zawiesił prace synodu na okres
dwóch miesięcy. Na ponownie zwołanym synodzie 37 templariuszy i 12 świadków spoza
zakonu złożyło korzystne dla niego zeznania, arcybiskup zaś - ku irytacji papieża - wydał
wyrok uniewinniający templariuszy.
W Italii sytuacja była bardziej złożona. W tych jej krajach i prowincjach, które były
niezależne od Francji i jej wpływów - np. Lombardii, Anconie, Toskanii czy Rawennie - z
reguły nie stosowano wobec templariuszy tortur i aresztowanych uniewinniono.
Natomiast w Neapolu, którego król Karol II był wujem Filipa IV, oraz w Państwie
Kościelnym tortury były stosowane i przynosiły zeznania potwierdzające takie zarzuty,
jak wyrzeczenie się Chrystusa, opluwanie krzyża, nieczyste pocałunki, kult głowy i -
czarnego kota.
Wreszcie na Cyprze, po długiej zwłoce, stawiających opór templariuszy aresztowano na
przełomie maja i czerwca 1308 r. Jednakże podjęte dopiero w maju 1310 r.
przesłuchania nie przyniosły żadnych rezultatów: 76 zakonników i wielu świadków
złożyło zeznania całkowicie uniewinniające Zakon Rycerzy Świątyni. Dopiero późniejsze
zalecenia papieża doprowadziły do zastosowania wobec nich tortur i obostrzenia reżimu
więziennego, w wyniku czego wielu templariuszy zmarło.
Profesor Jerzy Prokopiuk (ur.1931), filozof, religioznawca, gnostyk. Redaktor naczelny
Gnosis. W roku 1999 ukazał się pierwszy tom jego esejów Labirynty herezji, w 2000 zaś
- drugi: Ścieżki wtajemniczenia. Gnosis aeterna (jako pierwszy tom Biblioteki Gnosis). W
2001 roku trzeci tom: Nieba i piekła.
Udostępniony przez autora tekst pochodzi ze strony eGnosis
Zamieszczony esej stanowi fragment książki, która nakładem doMu wYdawniczego tCHu
ukazała się w listopadzie 2005 r.
Jerzy Prokopiuk
9