background image

Karl R. Popper, Wiedza obiektywna. Ewolucyjna teoria epistemologicznaPWN 1992

1. WIEDZA HIPOTETYCZNA: MOJE ROZWIĄZANIE PROBLEMU INDUKCJI

Rozwój irracjonalizmu w wieku dziewiętnastym i w minionej części dwudziestego 

jest naturalną konsekwencją destrukcji empiryzmu, która była dziełem Hume'a.

Bertrand Russell

Mogę się oczywiście mylić, ale wydaje mi się, że rozwiązałem ważny problem filozoficzny, problem 

indukcji. Rozwiązanie to okazało się wyjątkowo owocne i pozwoliło mi rozwiązać wiele innych problemów 
filozoficznych.

Niewielu filozofów jednak zechciałoby się zgodzić z tym, że istotnie rozwiązałem problem indukcji. 

Rzadko który z nich podjął trud zbadania — czy nawet krytyki — moich poglądów na ten temat, lub choćby 
zauważył, że coś w tym zakresie w ogóle zrobiłem. Wiele książek opublikowanych całkiem niedawno w tej 
dziedzinie nie powołuje się na żadną z moich prac, chociaż wiele z nich nosi ślady wpływu dalekiego echa 
moich myśli. Te prace z kolei, które dostrzegają moje pomysły, przypisują mi zazwyczaj poglądy, których 
nigdy nie głosiłem, albo krytykują mnie na podstawie zwykłych nieporozumień lub złego odczytania, czy też 
za pomocą nieistotnych argumentów. Niniejszy rozdział jest próbą ponownego wyjaśnienia moich poglądów, 
a jednocześnie zawiera w pewien sposób pełną odpowiedź dla moich krytyków.

Pierwsze dwie publikacje na temat problemu indukcji umieściłem w „Erkenntnis” w 1933 roku, gdzie 

skrótowo przedstawiłem moje sformułowanie tego problemu i moje jego rozwiązanie, oraz w  Logik der 
Forschung  
w roku 1934. Artykuł ten, jak również i książka, były bardzo zwięzłe. Oczekiwałem, może 
nazbyt   optymistycznie,   że   moi   czytelnicy,   dzięki   kilku   aluzjom   historycznym   zrozumieją,   dlaczego 
przedstawione   przeze  mnie   specjalne   przeformułowanie   tego   problemu   miało   rozstrzygające   znaczenie. 
Albowiem   wydaje   mi   się,   że   właśnie   przeformułowanie   tego   tradycyjnego   problemu   filozoficznego 
umożliwiło jego rozwiązanie.

Przez tradycyjny filozoficzny problem indukcji rozumiem pewne sformułowanie, które można wyrazić 

następująco (oznaczam je przez „Tr”):

Tr    Dzięki   czemu  przekonanie,   że   przyszłość   będzie   (w  wielkiej   mierze)   taka   jak   przeszłość,   jest 

uzasadnione? Albo też: Jakie jest uzasadnienie dla wniosków indukcyjnych?

Sformułowania takie są niedobre z kilku powodów. Na przykład pierwsze z nich zakłada, że przyszłość 

będzie taka jak przeszłość, a założenie to, ja przynajmniej, uważam za błędne, chyba że określeniu „taka jak” 
nadamy tak szeroki sens, że założenie to stanie puste i bezużyteczne. Drugie sformułowanie zakłada, że 
istnieją wnioski indukcyjne i reguły wyprowadzania wniosków indukcyjnych, a to znowu jest założenie, 
którego nie należy przyjmować bezkrytycznie i które uważam za błędne, a podobne uwagi można również 
odnieść do wielu innych sformułowań. Dlatego moim głównym zadaniem będzie ponowne sformułowanie 
problemu, który — jak sądzę — kryje się za tym, co nazywam tradycyjnym problemem filozoficznym 
indukcji.

Sformułowania, które obecnie uchodzą za tradycyjne, są historycznie całkiem niedawne: wywodzą się 

one z Hu-me'owskiej krytyki indukcji oraz wpływu tej krytyki na zdroworozsądkową teorię wiedzy.

Powrócę do bardziej szczegółowej dyskusji nad tymi tradycyjnymi sformułowaniami po przedstawieniu 

najpierw   poglądu   zdroworozsądkowego,   następnie   poglądu   Hume'a,   a   później   moich   własnych 
przeformułowań i rozwiązań tego problemu.

§ 1. Zdroworozsądkowy problem indukcji

Zdroworozsądkowa teoria wiedzy (którą także nazywam kubłową teorią wiedzy [the bucket theory of 

mind]) jest teorią najlepiej znaną w postaci stwierdzenia, że „nie ma nic w umyśle, czego nie było przedtem 
w zmysłach”. (Starałem się wykazać, że ten pogląd został po raz pierwszy sformułowany — w żartobliwy 
sposób — przez Parmenidesa: Większość śmiertelnych nie ma nic w swych omylnych umysłach, czego nie 
było najpierw w ich omylnych zmysłach.)

Niemniej jednak posiadamy pewne oczekiwania i mocno wierzymy w pewne prawidłowości (prawa 

natury, teorie). To prowadzi do zdroworozsądkowego problemu indukcji (który nazywam Zr):

Zr  W jaki sposób powstać mogły te oczekiwania i przekonania?

1

background image

Zdroworozsądkowa odpowiedź brzmi: W drodze powtarzanych obserwacji poczynionych w przeszłości: 

wierzymy, że słońce wzejdzie jutro, ponieważ działo się tak w przeszłości.

Zdrowy rozsądek bierze po prostu za pewnik (nie stawiając żadnych problemów), że nasza wiara w 

prawidłowości jest uzasadniona przez te powtarzane obserwacje, które są odpowiedzialne za jej genezę. 
(Geneza   oraz   uzasadnienie   —   wynikające   z   powtarzania   —   są   tym,   co   filozofowie   od   Arystotelesa   i 
Cycerona nazywali epagoge lub inductio.)

§ 2 Dwa problemy indukcji Hume'a

Hume badał status wiedzy ludzkiej, albo, jak on by to powiedział, problem, czy którekolwiek z naszych 

przekonań — i które z nich — można uzasadnić za pomocą racji dostatecznych.

Postawił dwa problemy: problem logiczny (H

L

i problem psychologiczny (Hp

s

). Ważną rzeczą jest to, 

że obie jego odpowiedzi na te dwa problemy są w pewien sposób wzajemnie sprzeczne.

Oto problem logiczny Hume'a:

H

L

   Czy mamy prawo rozumować z [powtarzalnych] przypadków, które znamy z doświadczenia, o 

innych przypadkach [wnioskach], których nie znamy z doświadczenia?

Odpowiedź   Hume'a   na  H

L

  brzmi:   Nie,   bez   względu  na   ilość   powtórzeń.   Hume   wykazał   także,   że 

sytuacja   logiczna   pozostaje   dokładnie   taka   sama,   jeśli   w  H

L

  wstawimy   słowo   „prawdopodobne”   przed 

„wnioski”, lub jeśli zwrot „o innych przypadkach” zostanie zastąpiony zwrotem „o prawdopodobieństwie 
innych przypadków” .

Psychologiczny problem Hume'a brzmi:

H

P

 Dlaczego, mimo wszystko, wszyscy rozumni ludzie oczekują i wierzą, że przypadki, co do których 

nie mają żadnego doświadczenia, będą zgodne z tymi, o których doświadczenie ich pouczyło? To znaczy, 
skąd biorą się w nas oczekiwania, w których pokładamy wielką ufność? 

Odpowiedź Hume'a na H

P

 jest następująca: Dzieje się tak z „przyzwyczajenia lub nawyku”, to znaczy 

dlatego, że jesteśmy warunkowani przez powtórzenia oraz przez mechanizm łączenia idei, tj. mechanizm, 
bez którego, mówi Hume, nie moglibyśmy przetrwać.

§ 3. Istotne konsekwencje wyników Hume'a

Z powodu tych wyników Hume —jeden z najbardziej racjonalnych umysłów w dziejach — stał się 

sceptykiem,   a   zarazem   wierzącym:   uwierzył   w   irracjonalistyczną   epistemologię.   Jego   wniosek,   że 
powtórzenia nie mają żadnej mocy jako argumenty, jakkolwiek dominują w naszym życiu poznawczym lub 
w naszym „rozumowaniu”, doprowadził go do konkluzji, że argument czy racja odgrywa niewielką rolę w 
myśleniu.   Nasza   wiedza   zostaje   zdemaskowana   jako   coś,   co   posiada   naturę   mniemania,   co   więcej 
mniemania nie dającego się bronić rozumowo — jest wiarą irracjonalną.

Mam nadzieję, że w § 4 oraz w §§ 10 i 11 uda mi się pokazać, że takich irracjonalnych wniosków nie da 

się wyprowadzić z mojego rozwiązania problemu indukcji.

Wnioski   Hume'a   jeszcze   mocniej   i   w   bardziej   desperacki   sposób   wyraził   Russell   w   rozdziale 

poświęconym Hume'owi w A History of Western Philosophy, opublikowanej w 1946 roku (trzydzieści cztery 
lata   po   jego  Problems   of   Philosophy,  która   to   książka   zawiera   znakomite   i   klarowne   sformułowanie 
problemu indukcji bez odniesienia do Hume'a), Russell pisze o podejściu Hume'a do problemu indukcji w 
następujący sposób: „Filozofia Hume'a [...] reprezentuje bankructwo osiemnastowiecznej racjonalności”, i 
„Dlatego też należy zbadać, czy można dać jakąkolwiek odpowiedź Hume'owi w ramach filozofii opartej 
całkowicie lub w głównej mierze na doświadczeniu. Jeśli nie, to nie ma żadnej intelektualnej różnicy między 
rozsądkiem i szaleństwem. Wariata, który jest przekonany, że jest gotowanym jajkiem, można krytykować 
tylko na tej podstawie, że jest w mniejszości...”

Russell   twierdzi   dalej,   że   jeżeli   odrzucimy   indukcję   (albo   zasadę   indukcji),   to   „każda   próba 

wyprowadzania wniosków ogólnych z poszczególnych obserwacji okaże się błędna i empiryk nie ma szans 
uniknąć Hume'owskiego sceptycyzmu”.

2

background image

Russell   podkreśla   więc   sprzeczność   między   odpowiedzią   Hume'a   na  H

L

  a   (a)   racjonalnością,   (b) 

empiryzmem, oraz (c) procedurami naukowymi.

Mam nadzieję, że w § 4 oraz §§ 10-12 uda mi się wykazać, że wszystkie te sprzeczności znikną, jeżeli 

zostanie   przyjęte   moje   rozwiązanie   problemu   indukcji:   nie   ma   żadnej   sprzeczności   między   moją 
nieindukcyjną teorią a racjonalnością, empiryzmem i metodami nauki.

§ 4. Moje podejście do problemu indukcji

(1)   Uważam   rozróżnienie   między   problemem   logicznym   i   psychologicznym,   zawarte   w   podejściu 

Hume'a, za rzecz najważniejszą. Ale nie sądzę, aby można było przyjąć pogląd Hume'a na to, co — według 
mnie — jest „logiką”. Hume mówi, w miarę jasno, o procesach poprawnego wnioskowania; lecz uważa je za 
procesy „rozumowe” albo świadomościowe.

Natomiast jedną z moich podstawowych metod tam, gdziekolwiek chodzi o problemy logiczne, jest 

przekładanie wszystkich terminów subiektywnych lub psychologicznych, zwłaszcza „przekonania” etc., na 
terminy   obiektywne.   Dlatego   więc   zamiast   mówić   o   „przekonaniu”,   wolę   mówić   na   przykład   o 
„twierdzeniu”, lub o „teorii wyjaśniającej”; zamiast mówić o „wrażeniu”, wolę „zdanie obserwacyjne” lub 
„zdanie doświadczenia”, zamiast o „uzasadnieniu przekonania” wolę mówić o „uzasadnieniu twierdzenia, że 
teoria jest prawdziwa” etc.

Tę   procedurę   przekładania   na   obiektywny,   logiczny   lub   „formalny”   sposób   mówienia   można 

zastosować do H

L

ale nie do H

P

jednakże:

(2)   Po   rozwiązaniu   problemu   logicznego  H

L

,  rozwiązanie   to   można   przenieść   na   problem 

psychologiczny H

według następującej zasady przeniesienia: to, co jest prawdą w logice, jest też prawdą w 

psychologii.   (Analogiczną   zasadę  można  stosować  również   w  sporej  mierze  w  odniesieniu  do „metody 
naukowej”, a także historii nauki: to, co jest prawdziwe w logice, jest prawdziwe również w odniesieniu do 
metody naukowej i historii nauki.) Jest to bez wątpienia dość śmiałe twierdzenie w psychologii poznania i 
procesów myślenia.

(3) Spróbuję pokazać, że moja zasada przeniesienia gwarantuje eliminację irracjonalizmu Hume'a: jeśli 

bowiem uda mi się odpowiedzieć na jego główny problem indukcji, w tym też H

P

bez naruszenia zasady 

przeniesienia, to nie dojdzie do sprzeczności między logiką i psychologią i nie wyniknie wniosek, że nasze 
rozumowanie jest irracjonalne.

(4) Program taki, połączony z Hume'a rozwiązaniem H

L

implikuje, że można powiedzieć o logicznych 

relacjach między teoriami naukowymi a obserwacjami znacznie więcej, niż to, co zawiera się w H

L

.

(5) Jeden z moich głównych wyników stwierdza, że:
ponieważ Hume miał rację negując istnienie czegoś takiego jak indukcja przez powtarzanie w logice, 

dzięki zasadzie przeniesienia nie ma ona również miejsca w psychologii (ani w metodzie naukowej czy 
historii   nauki):   idea   indukcji   przez   powtarzanie   musi   być   błędna,   jest   czymś   w   rodzaju   złudzenia 
optycznego. Krótko: nie istnieje indukcja przez powtarzanie.

§ 5.. Logiczny problem indukcji: przeformułowanie i rozstrzygnięcie

Zgodnie z tym, co powiedziałem powyżej (w punkcie 1 § 4), możemy przełożyć Hume'a problem H

L

 na 

obiektywny lub logiczny sposób mówienia.

W tym celu zastępuję „przypadki, które znamy z doświadczenia” przez „zdania doświadczenia”, tzn. 

przez pojedyncze zdania opisujące zdarzenia obserwowalne („zdania obserwacyjne” albo „zdania bazowe”); 
natomiast   „przypadki,   których   nie   znamy   z   doświadczenia”   zastępuję   przez   „uniwersalne   teorie 
wyjaśniające”.

Logiczny problem indukcji można teraz sformułować następująco:

L1  Czy można uzasadnić twierdzenie, że uniwersalna teoria wyjaśniająca jest prawdziwa za pomocą 

„racji empirycznych”, to znaczy przez uznanie za prawdziwe zdań doświadczenia lub zdań obserwacyjnych 
(które, można powiedzieć, są „oparte na doświadczeniu”)?

Moja odpowiedź na to pytanie jest taka sama jak Hume'a: Nie, nie można; żadna ilość prawdziwych 

zdań doświadczenia nie może uzasadnić twierdzenia, że uniwersalna teoria wyjaśniająca jest prawdziwa.

Ale jest jeszcze drugi problem logiczny, L2, będący uogólnieniem L1. Można go otrzymać z L1 przez 

3

background image

zastąpienie słów „jest prawdziwa” przez „jest prawdziwa lub fałszywa”:

L2 Czy można uzasadnić twierdzenie, że uniwersalna teoria wyjaśniająca jest prawdziwa lub fałszywa 

za pomocą „racji empirycznych”; to znaczy, czy uznanie prawdziwości zdań doświadczenia może uzasadnić 
twierdzenie, że uniwersalna teoria wyjaśniająca jest prawdziwa albo fałszywa?

Na to pytanie moja odpowiedź jest pozytywna: Tak, uznanie prawdziwości zdań empirycznych czasami 

pozwala uzasadnić twierdzenie, że pewna uniwersalna teoria wyjaśniająca jest fałszywa.

Odpowiedź ta okazuje się bardzo ważna, jeżeli zastanowimy się nad sytuacją problemową, w której 

powstaje problem indukcji. Mam na myśli sytuację, w której stajemy wobec różnych teorii wyjaśniających, 
które   konkurują   ze   sobą   jako   rozstrzygnięcia   jakiegoś   problemu   wyjaśniania   —   na   przykład   problemu 
naukowego; a także, gdy musimy albo chcemy wybrać jedną z nich. Jak widzieliśmy, Russell mówi, że bez 
rozwiązania problemu indukcji nie możemy rozstrzygać między (dobrą) teorią naukową, a (złym) opętaniem 
szaleńca. Hume także rozmyślał nad problemem teorii konkurencyjnych. Pisał: „Przypuśćmy, że pewna 
osoba wysuwa twierdzenia, z którymi się nie zgadzam, [.,.] że srebro jest bardziej topliwe niż ołów, lub że 
rtęć jest cięższa od złota...”.

Ta sytuacja problemowa — wyboru między kilkoma teoriami — nasuwa trzecie przeformułowanie 

problemu indukcji:

L3 Czy można uzasadnić preferowanie niektórych teorii uniwersalnych spośród innych, z uwagi na ich 

prawdziwość lub fałszywość, za pomocą takich „racji empirycznych”?

W świetle odpowiedzi na  L2,  odpowiedź na  L3  staje się oczywista: Tak; niekiedy nasze preferencje 

mogą   być   uzasadnione,   jeżeli   będziemy   mieli   szczęście.   Zdarza   się   bowiem,   że   zdania   doświadczenia 
obalają   niektóre   —   choć   nie   wszystkie   —   teorie   konkurencyjne;   a   jeżeli   szukamy   teorii   prawdziwej, 
będziemy preferować tę, której fałszywość nie została wykazana.

§ 6. Uwagi do mojego rozwiązania problemu logicznego

(1)   Według  moich  przeformułować   zagadnieniem   centralnym   w  logicznym   problemie   indukcji   jest 

poprawność   (prawdziwość   lub   fałszywość)   praw   uniwersalnych   w   świetle   pewnych   „danych”   zdań 
doświadczenia. Nie stawiam pytania: „W jaki sposób rozstrzygamy o prawdziwości lub fałszywości zdań 
empirycznych?”,   tj.   pojedynczych   opisów   zdarzeń   obserwowalnych.   Tej   kwestii   nie   można,   jak   sądzę, 
uważać   za   część   problemu   indukcji,   ponieważ   Hume   pytał   o   to,   czy   mamy   prawo   wnioskować   o 
przypadkach nieznanych z doświadczenia na podstawie „przypadków” znanych z doświadczeniaAni Hume, 
ani żaden inny autor piszący na ten temat przede mną nie postawił kolejnych pytań: czy możemy uważać 
„przypadki znane z doświadczenia” za dane? I czy rzeczywiście są one pierwotne wobec teorii? Jednak, choć 
do tych problemów doszedłem dzięki mojemu rozwiązaniu problemu indukcji, wykraczają one poza problem 
pierwotny.   (Widać   to,   gdy   weźmiemy   pod   uwagę   rzecz,   o   którą   chodziło   filozofom   poszukującym 
rozwiązania problemu indukcji: gdyby można było odkryć „zasadę indukcji” pozwalającą nam wyprowadzić 
prawa uniwersalne ze zdań pojedynczych oraz bronić na tej podstawie twierdzenia o jej prawdziwości, wtedy 
problem indukcji zostałby uznany za rozstrzygnięty.)

(2) L1 jest próbą przełożenia problemu Hume'a na obiektywny sposób mówienia. Jedyną różnicą jest to, 

że   Hume   mówi   o   przyszłych   (pojedynczych)   przypadkach,   których   nie   doświadczyliśmy,   a   więc   o 
oczekiwaniach, podczas gdy L1 mówi o uniwersalnych prawach i teoriach. Mam co najmniej trzy powody, 
aby wprowadzić tę zmianę. Po pierwsze, z logicznego punktu widzenia, „przypadki” są względne wobec 
jakiegoś ogólnego prawa (albo przynajmniej wobec funkcji zdaniowej, którą można uogólnić). Po drugie, 
zwykła   metoda   wnioskowania   z   „przypadków”   o   innych   „przypadkach”   opiera   się   na   teoriach 
uniwersalnych.   Przechodzimy   tym   samym   od   problemu   teorii   Hume'a   do   problemu   poprawności   teorii 
uniwersalnych   (ich   prawdziwości   lub   fałszywości).   Po   trzecie,   pragnę,   podobnie   jak   Russell,   powiązać 
problem indukcji z prawami uniwersalnymi lub teoriami naukowymi.

(3) Negatywną odpowiedź na  L1  należy interpretować w ten sposób, że wszystkie prawa lub teorie 

musimy uważać za hipotetyczne albo koniekturalne, czyli uznawać je jedynie za domysły.

Pogląd ten jest obecnie bardzo popularny, ale minęło sporo czasu, zanim się przyjął. Zwalcza go na 

przykład w skądinąd znakomitym artykule z 1937 roku Gilbert Ryle. Ryle dowodzi (s. 36), że jest błędem 
mówić, „iż wszystkie ogólne stwierdzenia nauki [...] są tylko hipotezami”; terminu „hipoteza” używa on 

4

background image

dokładnie   w   tym   samym   sensie,   w   którym   ja   używałem   go   zwykle   i   nadal   używam;   jest   to   pewne 
„twierdzenie [...], o którym można tylko przypuszczać, że jest prawdziwe” (loc. cit.).

Wbrew   tezom   takim   jak   moja   stwierdza,   że:   „Jesteśmy   często   pewni   praw   i   jest   to   pewność 

usprawiedliwiona” (s. 38). Twierdzi także, że pewne wnioski ogólne są „uznane i dowiedzione”: „Nazywa 
się je «prawami», nie «hipotezami»„.

Taki pogląd Ryle'a był istotnie poglądem „uznanym” wówczas, gdy pisałem  Logik der Forschung  

nadal jest całkiem żywy. Pierwszym powodem, dla którego wystąpiłem przeciwko temu poglądowi, była 
teoria   grawitacji   Einsteina:   nigdy   nie   było   teorii   lepiej   „dowiedzionej”   niż   Newtonowska   i   jest   mało 
prawdopodobne, aby kiedykolwiek jeszcze taka się pojawiła. Ale bez względu na to, co można myśleć o 
statusie teorii Einsteina, to z pewnością każe nam ona uznać teorię Newtona za „zwykłą” hipotezę lub 
przypuszczenie.

Drugim powodem było odkrycie deuteru i wody ciężkiej przez Ureya w 1931 roku. W tym czasie woda, 

wodór   i   tlen   były   substancjami   znanymi   chemii   najlepiej,   a   ciężar   atomowy   wodoru   i   tlenu   stanowił 
podstawę wszelkich pomiarów chemicznych. Była to teoria, za której prawdziwość każdy chemik gotów był 
oddać swoje życie, przynajmniej zanim Soddy nie wysunął hipotezy izotopowej w 1910 roku, a w istocie 
także i dużo później. Lecz tu właśnie Urey odkrył coś, co obaliło tę teorię (i potwierdziło teorię Bohra).

Skłoniło mnie to do tego, aby przyjrzeć się dokładniej innym „dowiedzionym prawom”, a szczególnie 

trzem typowym przykładom induktywistów:

(a) że słońce wschodzi i zachodzi raz na dwadzieścia cztery godziny (albo na około 90 000 uderzeń 

pulsu),

(b) że wszyscy ludzie są śmiertelni,
(c) że chleb jest pożywny.
W każdym z tych trzech przypadków stwierdziłem, że owe utrwalone prawa zostały faktycznie obalone, 

przynajmniej w tym sensie, jaki im pierwotnie nadawano.

(a) Pierwsze prawo zostało obalone wówczas, gdy Phyteas z Marsylii odkrył „zamarznięte morze i 

słońce o północy”. Jest faktem, że (a) znaczyło pierwotnie: „Gdziekolwiek się znajdziesz, słońce wzejdzie i 
zajdzie raz na 24 godziny”; ujawniło się to dzięki temu, że relacja Phyteasa spotkała się z całkowitym 
odrzuceniem i zaczęła uchodzić za paradygmat wszelkich bajek podróżniczych.

(b) Drugie prawo, albo raczej teoria Arystotelesa, na której się ono opiera, również zostało obalone. 

Predykat   „śmiertelni”   jest   niepoprawnym   przekładem   z   greki;  thnetos  oznacza   „muszący   umrzeć”   lub 
„podlegający   śmierci”,   nie   zaś   po   prostu   „śmiertelny”   i   (b)   jest   częścią   Arystotelesowskiej   teorii,   że 
wszystkie stworzenia istotnie muszą umrzeć po okresie, który, chociaż jego długość jest częścią istoty tego 
stworzenia,   może   być   różny  zależnie   od przypadkowych okoliczności.  Teoria  ta  została   obalona   dzięki 
odkryciu, że bakterie nie muszą umierać, ponieważ rozmnażanie się przez podział nie jest śmiercią, oraz 
dzięki temu, że uświadomiono sobie, że żywa materia jako całość nie podlega procesowi rozkładu i śmierci, 
choć istotnie wygląda na to, że wszystkie jej formy można uśmiercić przy użyciu dostatecznie drastycznych 
środków. (Komórki raka na przykład mogą kontynuować życie.)

(c) Trzecie — ulubione przez Hume'a — prawo obalono wówczas, gdy ludzie spożywający swój chleb 

codzienny zmarli na ergotyzm, jak to miało miejsce nie tak dawno temu w katastrofalnym wypadku w 
pewnej francuskiej wiosce. Oczywiście (c) pierwotnie miało znaczyć, że chleb normalnie wypieczony z 
mąki, normalnie zmielonej z pszenicy lub żyta, posianego i zebranego zgodnie z dawno ustaloną praktyką, 
będzie raczej żywił ludzi niż ich truł. Ale oni zostali otruci.

Stąd też negatywna odpowiedź Hume'a na  H

L

  i moja odpowiedź na  L1  to nie tylko przejaskrawione 

postawy filozoficzne, jak suponuje Ryle i zdroworozsądkowa teoria wiedzy, bowiem mają one oparcie w 
rzeczywistych zdarzeniach. Strawson, w podobnie optymistyczny sposób jak Ryle, pisze: „Jeśli [...] istnieje 
problem indukcji i [...] Hume go postawił, to trzeba dodać, że Hume go też rozwiązał” — tj. poprzez swoją 
pozytywną   odpowiedź   na  Hpe,  którą   Strawson   zdaje   się   akceptować,   stwierdzając:   „akceptację   dla 
«podstawowych   kanonów»   [indukcji]   [...]   wymusza   na   nas   Natura.   [...]   Rozum   jest   i   być   powinien 
niewolnikiem namiętności”. (Hume powiedział: „i winien być tylko”.)

Nigdy nie spotkałem się z czymś, co lepiej ilustrowałoby cytat z Bertranda Russella  A History of 

Western Philosophy, który wziąłem jako motto do niniejszego rozdziału.

Jasne   jest   jednak,   że   „indukcja”   w   sensie   pozytywnej   odpowiedzi   na  H

L

  lub  L1  jest   indukcyjnie 

nieprawomocna, a nawet paradoksalna. Pozytywna odpowiedź na L1 implikuje, że naukowy opis świata jest 
z grubsza prawdziwy. (Z czym się zgadzam, mimo mojej negatywnej odpowiedzi na  L1.)  Wynika stąd 
jednak, że ludzie to bardzo inteligentne stworzenia, zajmujące niezbyt bezpieczne miejsce w środowisku 
bardzo odmiennym od wszystkich innych miejsc we wszechświecie; że są to zwierzęta, które śmiało dążą do 

5

background image

odkrywania — taką czy inną metodą — prawdziwych praw, które rządzą wszechświatem i ich otoczeniem. 
Widać stąd, że jakąkolwiek metodą się posłużymy, mamy niewielkie szanse na znalezienie prawdziwych 
praw, a nasze teorie zawierają wiele pomyłek, przed którymi żaden cudowny „kanon indukcji”, podstawowy 
czy   inny,   nas   nie   zabezpieczy.   Ale   to   jest   właśnie   moja   negatywna   odpowiedź   na  L1.  Zatem,   jeżeli 
pozytywna odpowiedź na ten problem pociąga za sobą własną negację, to musi być fałszywa.

Gdyby ktoś chciał wydobyć morał z tej historii, mógłby powiedzieć: rozum krytyczny jest lepszy od 

namiętności, szczególnie w sprawach logiki. Jestem jednak gotów przyznać, że niczego nie można osiągnąć 
bez odrobiny namiętności.

(4) L2 jest tylko uogólnieniem L1, L3 jest tylko alternatywnym sformułowaniem L2.
(5) Moja odpowiedź na L2 L3 daje zarazem jednoznaczną odpowiedź na pytanie Russella. Albowiem 

mogę   powiedzieć;   tak,   przynajmniej   niektóre   brednie   szaleńca   można   uważać   za   obalone   przez 
doświadczenie, tzn. przez zdania doświadczenia. (Inne mogą być niesprawdzalne, a przez to różne od teorii 
naukowych; to zaś stawia problem demarkacji.)

(6) Najważniejszą sprawą jest to, że — jak to podkreślałem w pierwszym artykule o indukcji — moja 

odpowiedź na L2 jest w zgodzie z nieco słabszą formą zasady empiryzmu: Tylko „doświadczenie” jest w 
stanie nas przekonać o prawdziwości lub fałszywości zdań faktualnych. Okazuje się bowiem, że w świetle 
L1 i odpowiedzi na L1, można co najwyżej określić fałszywość teorii; w świetle odpowiedzi na L2 jest to 
istotnie możliwe.

(7) Podobnie nie ma sprzeczności między moim rozwiązaniem a metodami nauki. Przeciwnie, dzięki 

niemu dochodzimy do podstaw metodologii krytycznej.

(8) Moje rozwiązanie nie tylko rzuca sporo światła na psychologiczny problem indukcji (patrz § 11), 

lecz   również   wyjaśnia   tradycyjne   sformułowania   problemu   indukcji   oraz   przyczynę   słabości   tych 
sformułowań (por. §§ 12, 13).

(9) Moje sformułowania i rozwiązania problemów L1, L2 L3 mieszczą się całkowicie w ramach logiki 

dedukcyjnej. Wykazałem, że uogólniając problem Hume'a można dodać do niego  L2  i  L3,  co pozwala na 
sformułowanie nieco bardziej pozytywnej odpowiedzi, niż odpowiedź dana na  L1.  Jest tak dlatego, że z 
punktu   widzenia   logiki   dedukcyjnej   istnieje   pewna   asymetria   między   weryfikacją   a   falsyfikacją   przez 
doświadczenie. Prowadzi to do czysto logicznego rozróżnienia między hipotezami, które zostały obalone, i 
tymi,   które   nie   zostały   obalone;   a   także   sugeruje   preferencje   dla   tych   drugich   —   przynajmniej   z 
teoretycznego   punktu   widzenia   —   co   czyni   je   teoretycznie   szczególnie   interesującymi   przedmiotami 
dalszego sprawdzania.

§ 7. Preferencje dla teorii a poszukiwanie prawdy

Negatywna   odpowiedź   na  L1  oznacza,   że   wszystkie   nasze   teorie   pozostają   domysłami, 

przypuszczeniami, hipotezami. Przyjąwszy ten czysto logiczny wynik, stajemy przed pytaniem, czy istnieją 
czysto racjonalne argumenty — także argumenty empiryczne — na rzecz preferencji pewnych przypuszczeń 
lub hipotez spośród grona innych.

Można na to spojrzeć na wiele sposobów. Odróżniam punkt widzenia teoretyka-poszukiwacza prawdy, 

zwłaszcza prawdziwych teorii wyjaśniających — od poglądu praktycznego człowieka czynu; tzn. odróżniam 
preferencje  teoretyczne  od preferencji  pragmatycznych.  W  tym  i  następnym  paragrafie  skoncentruję  się 
wyłącznie   na   preferencjach   teoretycznych   i   poszukiwaniu   prawdy.   Preferencje   pragmatyczne   i   problem 
„niezawodności” omawiam w jednym z kolejnych paragrafów.

Zakładam,   że   głównym   przedmiotem   zainteresowania   teoretyka   jest   prawda,   tj.   poszukiwanie 

prawdziwych teorii naukowych. Ale gdy w pełni zrozumiał fakt, że nigdy nie można uzasadnić empirycznie 
—   to   znaczy   za   pomocą   doświadczenia   —   twierdzeń,   że   dana   teoria   jest   prawdziwa,   i   że   dlatego   w 
najlepszym   razie   stoimy   przed   problemem   wstępnej   preferencji   pewnych   domysłów   spośród   innych, 
wówczas, jako poszukiwacz prawdziwych teorii, musi odpowiedzieć na pytanie: Jakie powinniśmy przyjąć 
zasady preferencji? Czy rzeczywiście niektóre teorie są „lepsze” od innych?

Pytania te prowadzą do następujących rozwiązań:
(1) Jest rzeczą jasną, że pytanie o preferencje powstaje przede wszystkim, czy nawet wyłącznie, w 

odniesieniu do zbioru konkurencyjnych teorii, tj. teorii, które przedstawiono jako rozwiązania tego samego 
problemu (patrz także (8), poniżej).

(2) Teoretyk, który szuka prawdy, musi także szukać fałszu, ponieważ stwierdzenie, że jakieś zdanie 

jest fałszywe znaczy, że jego negacja jest prawdziwa. Dlatego obalenie teorii jest zawsze przedmiotem 
teoretycznego   zainteresowania.   Ale   negacja   jakiejś   teorii   wyjaśniającej   nie   jest   teorią   wyjaśniającą   (i   z 

6

background image

reguły   nie   ma   ona   „empirycznego   charakteru”,   jaki   posiadają   zdania   empiryczne,   z   których   została 
wyprowadzona). Nawet jeśli jest interesująca, nie spełnia oczekiwań teoretyka, który szuka prawdziwych 
teorii wyjaśniających.

(3) Jeżeli teoretyk szuka prawdy, to wykrywanie miejsc, w których pewna teoria się załamuje, dając 

teoretycznie interesującą informację, stawia także ważny nowy problem dla nowej teorii. Nowa teoria będzie 
musiała odnieść sukces nie tylko tam, gdzie powiodło się obalonej poprzedniczce, lecz także tam, gdzie jej 
poprzedniczka zawiodła; tzn. tam, gdzie została obalona. Jeśli nowa teoria osiągnie powodzenie i tu, i tam, to 
będzie ona w każdym wypadku bardziej udana i dlatego „lepsza” niż stara teoria.

(4) Ponadto zakładając, że ta nowa teoria nie jest obalona w czasie przez żaden nowy sprawdzian, to 

jest ona, przynajmniej w czasie t, „lepsza” od teorii obalonej w jeszcze jednym sensie. Albowiem wyjaśnia 
ona nie tylko to, co wyjaśniała teoria obalona, oraz także coś więcej, lecz można ją również uważać za teorię 
możliwie prawdziwą, ponieważ w czasie nie wykazano, że jest fałszywa.

(5) Jednak teoretyk będzie cenił taką nową teorię nie tylko dla jej sukcesu, oraz dlatego, że jest ona być 

może prawdziwa, ale także dlatego, że jest ona możliwie fałszywa: jest ona interesująca jako obiekt do 
dalszego sprawdzania, tzn. nowych prób obalenia, które, jeżeli się powiodą, będą stanowić nie tylko negację 
teorii, ale również nowy problem teoretyczny dla kolejnej teorii.

Punkty (l)-(5) można podsumować następująco: Teorie nie obalone interesują krytyka z kilku powodów, 

a zwłaszcza dlatego, że niektóre z nich mogą być prawdziwe. Będzie zatem preferował teorię nie obaloną 
nad   tę,   której   fałszywość   wykazano,   przy   założeniu,   że   wyjaśnia   ona   sukcesy   i   niepowodzenia   teorii 
obalonej.

(6) Ale nowa teoria może być, jak wszystkie nie obalone teorie, fałszywa. Dlatego teoretyk będzie starał 

się najlepiej jak potrafi wykryć wszelkie teorie fałszywe wśród nie obalonych konkurentek; będzie chciał 
„schwytać” ją. Tzn. w odniesieniu do każdej teorii nie obalonej będzie się starał wymyśleć przypadki lub 
sytuacje, w których, jeżeli jest ona fałszywa, można będzie ją obalić. Dlatego będzie konstruował surowe 
testy i krzyżowe sytuacje sprawdzające. Jest to równoznaczne z konstrukcją prawa falsyfikującego, czyli 
prawa,   które,   aczkolwiek   posiada   niski   stopień   uniwersalności   i   nie   potrafi   wyjaśnić   sukcesów   teorii 
testowanej, sugeruje jednak eksperyment krzyżowy, tj. eksperyment, który może, zależnie od wyniku, obalić 
albo teorię testowaną, albo teorię falsyfikującą.

(7) Posługując się taką metodą eliminacji możemy natrafić na teorię prawdziwą. W żadnym wypadku 

jednak   metoda   ta   nie   potrafi   dowieść   jej   prawdziwości,   nawet   jeżeli   jest   ona   prawdziwa;   liczba   teorii 
możliwie prawdziwych w dowolnym czasie i po wykonaniu dowolnej ilości testów krzyżowych pozostaje 
nieskończona.   (Jest   to   negatywny   wniosek   Hume'a   wyrażony   w   inny   sposób.)   Ilość   faktycznie 
zaproponowanych   teorii   jest   oczywiście   zazwyczaj   skończona;   może   się   też   zdarzyć,   że   obalimy   je 
wszystkie i nie potrafimy wymyśleć żadnej nowej.

Z drugiej strony, wśród teorii faktycznie przedstawionych może być więcej niż jedna teoria nie obalona 

w czasie tzatem możemy nie wiedzieć, którą z nich należy wybrać. Jeżeli jednak w czasie pewna ilość 
teorii nadal konkuruje ze sobą, teoretyk postara się stwierdzić, jakie eksperymenty krzyżowe można dla nich 
zaprojektować, czyli w drodze jakich eksperymentów można sfalsyfikować — a więc wyeliminować — 
niektóre z nich.

(8) Opisana procedura może prowadzić do zbioru teorii, które „konkurują” w tym sensie, że proponują 

rozwiązania   dla   co   najmniej   kilku   wspólnych   problemów,   choć   każda   z   nich   proponuje   dodatkowo 
rozwiązania pewnych innych problemów nie branych pod uwagę przez pozostałe teorie. Choć żądamy od 
nowej   teorii,   aby   rozwiązała   problemy   rozstrzygane   przez   jej   poprzedniczkę,   oraz   których   tamta   nie 
rozwiązała, zawsze może się zdarzyć, że zostaną zaproponowane dwie lub więcej teorii konkurencyjnych, z 
których każda spełnia te wymogi i w dodatku rozwiązuje pewne problemy, których nie rozwiązują inne 
teorie.

(9) W dowolnym czasie teoretyk poszukuje przede wszystkim teorii, która jest najlepiej sprawdzalna w 

porównaniu z  innymi  konkurencyjnymi teoriami; czyni  to po to, aby poddać  ją  nowym sprawdzianom. 
Wykazałem, że jest to teoria o największej zawartości informacyjnej i największej mocy wyjaśniającej. Jest 
to teoria, która jest najbardziej godna poddania nowym testom; krótko mówiąc, jest „najlepsza” spośród 
teorii konkurencyjnych w czasie t. Jeżeli przetrwa testy, to okaże się również najlepiej sprawdzona spośród 
wszystkich zbadanych teorii, obejmujących wszystkie jej poprzedniczki.

(10) Mówiąc o „najlepszej” teorii zakładam, że dobra teoria nie jest  ad hoc.  Idea  ad hoc  oraz jej 

przeciwieństwo, czyli „śmiałość” teorii, jest bardzo ważna. Wyjaśnienia ad hoc to wyjaśnienia, które nie są 
niezależnie sprawdzalne. Niezależność znaczy to niezależność od zjawiska, które się wyjaśnia. Wyjaśnienia 
ad   hoc  można   prokurować   na   zawołanie,   stąd   też   są   teoretycznie   mało   interesujące.   Problem   stopnia 
niezależności   testów   omawiałem   w   różnych   miejscach;   jest   to   problem   interesujący   i   wiąże   się   z 

7

background image

zagadnieniem prostoty i głębi. Podkreślałem również potrzebę odniesienia lub relatywizacji tego zagadnienia 
do   problemu   wyjaśniania,   który   rozwiązuje,   oraz   do   omawianych   sytuacji   problemowych,   ponieważ 
wszystkie te idee zależą od stopnia, „w jakim teorie konkurencyjne są «dobre». Stopień śmiałości teorii 
zależy także od jej relacji z poprzednimi teoriami.

Jest sprawą szczególnie interesującą to, że udało mi się, jak sądzę, znaleźć obiektywne kryterium dla 

bardzo wysokich stopni śmiałości lub nie-bycia-ad hoc. Polega ono na tym, że nowa teoria, chociaż wyjaśnia 
to, co wyjaśniała stara teoria, zarazem koryguje starą teorię w taki sposób, że właściwie jej zaprzecza: 
zawiera   starą   teorię,   ale   tylko   jako   aproksymację.   Stąd   też   podkreślałem,   że   teoria   Newtona   zaprzecza 
zarówno teorii Keplera jak i Galileusza — chociaż zarazem je wyjaśnia — a to dzięki temu, że zawiera je 
jako aproksymacje. Podobnie teoria Einsteina zaprzecza teorii Newtona, lecz z drugiej strony — wyjaśnia ją 
i zawiera jako przybliżenie.

(11) Metodę tę można nazwać metodą krytyczną. Jest to metoda prób i eliminacji błędów, eliminacji 

proponowanych teorii i poddawania ich możliwie najsurowszym testom. Jeżeli dzięki pewnym założeniom 
tylko skończona ilość teorii konkurencyjnych jest możliwa, to metoda ta może naprowadzić nas na jedyną 
prawdziwą   teorię,   poprzez   eliminację   wszystkich   jej   konkurentek.   Zazwyczaj,   tzn.   we   wszystkich 
przypadkach, w których ilość możliwych teorii jest nieskończona, metoda ta nie pozwala sprawdzić, która z 
nich jest prawdziwa; lecz nie może tego dokonać żadna inna metoda. Zatem, choć niekonkluzywna, jest 
stosowalna.

(12)   Rozszerzenie   zakresu   problemów,   uzyskane   poprzez   obalanie   teorii   fałszywych,   oraz   wymogi 

sformułowane   w   punkcie   (3),   gwarantują   nam,   że   poprzedniczka   każdej   nowej   teorii   —   z   jej   punktu 
widzenia — będzie miała charakter przybliżenia ku tej nowej teorii. Oczywiście nic nie może nam dać 
gwarancji, że dla każdej sfalsyfikowanej teorii znajdziemy „lepszą” następczynię czy lepszą aproksymację, 
taką, która spełni te wymogi. Nie ma żadnej gwarancji, że uda nam się posunąć na drodze ku lepszym 
teoriom.

(13) Można dodać tutaj jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze, wszystko, co dotąd powiedziano, zawiera się 

jak gdyby w dziedzinie czystej logiki dedukcyjnej; tj. logiki, w ramach której postawiono problemy L1, L2 
L3.  Jednakże odnosząc to do praktycznych sytuacji w nauce, natrafiamy na problemy innego rodzaju. Na 
przykład związki między zdaniami doświadczenia i teoriami mogą okazać się nie tak jednoznaczne, jej się 
tutaj zakłada; albo same zdania doświadczenia mogą podlegać krytyce. Takie problemy powstają zawsze, 
gdy stosujemy czystą logikę do sytuacji życiowych. W nauce prowadzi to do przyjęcia tego, co nazywam 
zasadami metodologicznymi, zasadami krytycznej dyskusji.

Po drugie, zasady te można uznać za podporządkowane ogólnemu celowi racjonalnej dyskusji, czyli 

zbliżaniu się do prawdy.

§ 8. Korroboracja. Zalety nieprawdopodobieństwa

(1)   Moja   teoria   preferencji   nie   ma   nic   wspólnego   z   preferowaniem   hipotez   „bardziej 

prawdopodobnych”. Przeciwnie, wykazałem, że sprawdzalność teorii maleje i wzrasta wraz z jej zawartością 
informacyjną, czyli wraz z jej nieprawdopodobieństwem (w sensie rachunku prawdopodobieństwa). Dlatego 
„lepsza” lub „bardziej pożądana” hipoteza będzie zazwyczaj hipotezą bardziej nieprawdopodobną. (Nie jest 
jednak   prawdą,   jak   pisze   John   C.   Harsanyi,   abym   kiedykolwiek   proponował   „kryterium 
nieprawdopodobieństwa   dla   wyboru   hipotez   naukowych”:   nie   tylko   nie   mam   ogólnego   kryterium,   lecz 
zdarza się dość często , że nie mogę preferować logicznie „lepszej” i bardziej nieprawdopodobnej hipotezy, 
ponieważ   ktoś   już   obalił   ją   eksperymentalnie.)   Wynik   ten   uznawano   za   przewrotny,   ale   moje   główne 
argumenty są bardzo proste (zawartość = nieprawdopodobieństwo) i przyjęli je nawet niektórzy rzecznicy 
induktywizmu i probabilistycznej teorii indukcji, na przykład Carnap.

(2)   Najpierw  wprowadziłem   ideę   korroboracji   albo   „stopnia   korroboracji”,   aby  wykazać,   że   każda 

probabilistyczna teoria preferencji (a przez to każda probabilistyczna teoria indukcji) jest niedorzeczna.

Przez stopień korroboracji teorii rozumiem zwięzłe sprawozdanie oceniające stan (w pewnym czasie t

krytycznej dyskusji nad teorią, z uwzględnieniem sposobu, w jaki rozwiązuje ona swoje problemy, stopnia 
jej sprawdzalności, surowości testów, które przeszła, oraz sposobu,, w jaki przetrwała te sprawdziany. Zatem 
korroboracja (albo stopień korroboracji) jest sprawozdaniem oceniającym dotychczasowe zachowanie teorii. 
Podobnie jak preferencje, korroboracja jest zasadniczo relatywna : ogólnie tylko można powiedzieć, że teoria 
A  ma większy (lub mniejszy) stopień korroboracji od innej konkurencyjnej teorii  B  w świetle krytycznej 
dyskusji, obejmującej także testy do określonego czasu  t.  Jako sprawozdanie z minionego doświadczenia, 
korroboracja dotyczy tylko sytuacji, która może nas skłonić do przekładania pewnych teorii nad inne. Nie 

8

background image

mówi jednakże nic o przyszłym zachowaniu teorii czy jej „niezawodności”. (Oczywiście nic by się nie stało, 
gdyby ktoś wykazał, że można nadać interpretację liczbową moim lub innym sformułowaniom idei stopnia 
korroboracji.)

Głównym zadaniem sformułowań przedstawionych jako definicje stopnia korroboracji jest wykazanie, 

że w wielu przypadkach hipoteza bardziej nieprawdopodobna (w sensie rachunku prawdopodobieństwa) jest 
bardziej   pożądana,   oraz   gdzie   zasada   ta   obowiązuje,   a   gdzie   nie.   Można   w   ten   sposób   wykazać,   że 
preferowanie   teorii   nie   jest   prawdopodobieństwem   w   sensie   rachunku   prawdopodobieństwa.   Można 
oczywiście nazwać teorię bardziej pożądaną — teorię „prawdopodobną”: słowa nic stanowią problemu, 
dopóki nie damy się im omotać.

Podsumowując:   Możemy  niekiedy   mówić   o   dwóch   teoriach   konkurencyjnych  A  i  B,  że   w   świetle 

krytycznej   dyskusji   w   czasie  t  i   doświadczenia   empirycznego   (zdań   doświadczenia)   dostępnego   w   tej 
dyskusji, teoria jest bardziej pożądana lub posiada wyższy stopień korroboracji niż teoria B.

Oczywiście stopień korroboracji w czasie  t  (który jest stwierdzeniem, że preferujemy daną teorię w 

czasie t) niczego nie mówi o przyszłości — na przykład o stopniu korroboracji w czasie późniejszym od t. 
Jest to po prostu raport o stanie dyskusji w czasie dotyczący logicznej i empirycznej preferowalności teorii 
konkurencyjnych.

(3) Podkreślam to, ponieważ poniższy fragment mojej Logiki odkrycia naukowego interpretowano, czy 

raczej dezinterpretowano jako świadczący o tym, że korroboracja jest dla mnie wskaźnikiem przyszłego 
zachowania teorii: „Zamiast rozważać «prawdopodobieństwo» hipotezy, powinniśmy starać się oszacować, 
jakie testy i jakie próby hipoteza przetrwała, powinniśmy starać się oszacować, w jakiej mierze, sprostawszy 
testom, dowiodła zdolności do przetrwania. Krótko mówiąc, powinniśmy starać się oszacować, w jakiej 
mierze została ona «potwierdzona».

Niektórzy uznali, że zwrot „dowieść zdolności do przetrwania” znaczy, iż miałem na myśli zdolność do 

przetrwania   w   przyszłości,   zdolność   stawiania   czoła   przyszłym   testom.   Przykro   mi,   jeśli   kogoś 
wprowadziłem w błąd, lecz mogę tylko stwierdzić, że nie ja ponoszę winę za zniekształcenia Darwinowskiej 
metafory. Nikt nie uważa, że gatunek, który przetrwał w przeszłości z tego właśnie powodu, przetrwa w 
przyszłości: wszystkie gatunki, którym nie udało się przetrwać pewnego czasu  t,  przetrwały do czasu  i. 
Byłoby   nonsensem   uważać,   że   Darwinowskie   pojęcie   przetrwania   wiąże   się   jakoś   z   oczekiwaniem,   że 
wszystkie gatunki, które dotychczas przetrwały, przetrwają nadal. (Kto jest w stanie stwierdzić, że szanse na 
przetrwanie naszego gatunku są tak wielkie?)

(4) Warto może dodać jeszcze uwagę o stopniu korroboracji zdania  s,  które należy do teorii  T  lub 

logicznie z niej wynika, ale jest logicznie znacznie słabsze od teorii T. Tak zbudowane zdanie ma mniejszą 
zawartość   informacyjną   niż   teoria  T.  To   znaczy,   że  s,  oraz   system   dedukcyjny  S  wszystkich   zdań 
wynikających z są w mniejszym stopniu sprawdzalne i korroborowalne niż T. Jeśli jednak została dobrze 
sprawdzona, można powiedzieć, że jej wysoki stopień korroboracji dotyczy również wszystkich zdań, które 
ona   pociąga,   a   więc   tym   samym  s  oraz  S,  nawet   jeśli   samo  s  nigdy   nie   uzyskałoby  samodzielnie   tak 
wysokiego stopnia korroboracji, jaki może osiągnąć jako część T, lub względem T.

Zasadę tę wspiera fakt, że stopień korroboracji jest środkiem wyrażania preferencji prawdziwości. Jeżeli 

jednak   preferujemy  T  z   uwagi   na   twierdzenia   o   jej   prawdziwości,   to   wraz   z   nią   musimy   preferować 
wszystkie jej konsekwencje, ponieważ jeżeli jest prawdziwa, to prawdziwe muszą być również wszystkie 
jej konsekwencje, nawet gdy, wzięte oddzielnie, są w mniejszym stopniu sprawdzone.

Dlatego też uważam, że wraz z potwierdzeniem teorii Newtona i uznaniem Ziemi za planetę wirującą, 

stopień korroboracji zdania  s:  „Słońce wschodzi w Rzymie raz na dwadzieścia cztery godziny” znacznie 
wzrósł. Samo zdanie nie jest łatwo sprawdzalne, lecz teoria Newtona i teoria Ziemi jako planety wirującej 
są bardzo dobrze sprawdzalne. I jeśli one są prawdziwe, jest także prawdziwe.

Zdanie  s,  dedukowalne z dobrze sprawdzonej teorii  T, o ile uważa się je za część  T, posiada stopień 

korroboracji teorii T; a jeśli nie jest dedukowalne z T, lecz z koniunkcji dwóch teorii, np. Tl i T2, to jako 
część   dwóch   teorii   ma   ten  sam   stopień  korroboracji,   co   teoria   mniej   sprawdzona   spośród  tych  dwóch. 
Jednakże  s  wzięte   oddzielnie   może   mieć   bardzo   niski   stopień   korroboracji.   (5)   Podstawowa   różnica 
pomiędzy   podejściem   moim   a   podejściem   „induktywistycznym”   polega   na   tym,   że   ja   kładę   nacisk   na 
argumenty negatywne, takie jak negatywne przypadki lub kontrprzykłady, obalenia i próby obaleń — na 
krytykę   —   podczas   gdy   induktywista   podkreśla   „przypadki   pozytywne”,   z   których   wyprowadza 
„rozumowania   niekonkluzywne”,   dzięki   którym   chce   zagwarantować   „niezawodność”   wniosków   tych 
rozumowań.   Według   mnie   wszystko,   co   można   uznać   za   pozytywne   w   naszej   wiedzy   naukowej,   jest 
pozytywne   tylko   o   tyle,   o   ile   pewne   teorie   w   określonym   czasie   są   przekładane   nad   inne   w   świetle 
krytycznej   dyskusji,   która   składa   się   z   próbnych   obaleń,   obejmujących   także   sprawdziany   empiryczne. 
Dlatego też nawet jeśli coś można uznać za „pozytywne”, to tylko ze względu na negatywne metody.

9

background image

Moja negatywna teoria objaśnia wiele zagadnień, na przykład trudności w wyjaśnianiu we właściwy, 

adekwatny sposób, czym jest „przypadek pozytywny”, lub „przypadek potwierdzający” jakieś prawo.

§ 9. Preferencje pragmatyczne

Jak dotąd mówiłem o tym, dlaczego preferencje teoretyka — jeśli ma on jakiekolwiek — dotyczą teorii 

„lepszej”,   czyli   lepiej   sprawdzalnej   i   lepiej   sprawdzonej.   Oczywiście   teoretyk   może   nie   mieć   żadnych 
preferencji: może się zniechęcić „sceptycznym” rozwiązaniem problemu H

L

 L1 Hume'a i moim własnym, i 

uznać, że jeśli nie może uzyskać pewności, że znalazł teorię prawdziwą wśród teorii konkurencyjnych, nie 
obchodzi go żadna taka metoda — nawet jeśli metoda ta daje mu rozsądną pewność, że jeżeli prawdziwa 
teoria jest wśród zaproponowanych, to znajdzie się wśród tych, które przetrwają proces sprawdzania, które 
są   preferowane   i   zyskują   potwierdzenia.   Inny,   bardziej   optymistyczny   lub   bardziej   ciekawski   „czysty” 
teoretyk   znajdzie   może   w   naszej   analizie   zachętę   do   tego,   aby   proponować   coraz   to   nowe   teorie 
konkurencyjne, w nadziei, że któraś z nich okaże się prawdziwa, nawet jeśli nigdy nie będziemy mogli się co 
do tego upewnić. Dlatego czysty teoretyk ma więcej możliwych sposobów działania. Wybierze więc metodę 
prób   i   błędów   tylko   wtedy,   gdy   jego   ciekawość   będzie   silniejsza   od   jego   rozczarowania   z   powodu 
nieuniknionej niepewności i nie-pełności naszych wysiłków.

Inaczej sprawa się ma z nim jako z człowiekiem czynu praktycznego. Człowiek czynu zawsze musi 

wybrać międdzy pewnymi, bardziej lub mniej określonymi możliwościami, ponieważ nawet poniechanie 
działania jest rodzajem czynu.

Ale   każde   działanie   zakłada   zbiór   oczekiwań;   czyli   teorii   o   świecie.   Którą   teorię   winien   wybrać 

człowiek czynu? Czy istnieje wybór racjonalny?

To nas prowadzi do pragmatycznych problemów indukcji:

Pr1  Na   której   teorii   —   z   racjonalnego   punktu   widzenia   —   powinniśmy   polegać   w   działaniu 

praktycznym?

Pr2 Którą teorię — z racjonalnego punktu widzenia — winniśmy preferować w działaniu praktycznym?

Moja odpowiedź na Pr1 brzmi: Z racjonalnego punktu widzenia nie powinniśmy „polegać” na żadnej 

teorii, bo nie wykazano i nie da się wykazać prawdziwości żadnej teorii.

Moja odpowiedź na Pr2 brzmi: Powinniśmy jednak preferować jako podstawę działania teorię najlepiej 

sprawdzoną.

Innymi słowy, nie ma żadnej „absolutnej niezawodności”, ale ponieważ musimy wybierać, jest rzeczą 

„racjonalną” wybrać teorię najlepiej sprawdzoną. Jest to „racjonalne” w najbardziej oczywistym ze znanych 
mi sensów tego słowa. Teoria najlepiej sprawdzona to ta, która w świetle naszej krytycznej dyskusji wydaje 
się najlepsza, a nie wiadomo mi o istnieniu niczego bardziej „racjonalnego” niż dobrze przeprowadzona 
krytyczna dyskusja.

Oczywiście   wybierając   najlepiej   sprawdzoną   teorię   jako  podstawę   działania   „polegamy”   na   niej   w 

pewnym sensie. Można ją nawet nazwać w pewnym sensie najbardziej „niezawodną” z możliwych. Ale nie 
znaczy  to,   że   ona   jest   „niezawodna”.   Nie   jest   ona   „niezawodna”   w  tym   sensie,   że   dobrze   jest   zawsze 
przewidywać — nawet w działaniu praktycznym — pewne zakłócenia w naszych oczekiwaniach.

Nie chodzi jednak o trywialną ostrożność, która wynika z negatywnych odpowiedzi na L1 Pr1. Dla 

zrozumienia całego tego problemu, a szczególnie problemu tradycyjnego najważniejsze jest  to,  że mimo 
„racjonalności” wyboru najlepiej sprawdzonej teorii jako podstawy działania, wybór ten nie jest „racjonalny” 
w   tym   znaczeniu,   że   nie   ma   dostatecznych   racji,   aby   się   spodziewać,   że   w   praktyce   będzie   to   wybór 
właściwy. W tym sensie nie mogą istnieć żadne dostateczne racje, a jest to dokładnie wniosek Hume'a. (Co 
do tego nasze odpowiedzi na H

L

, L1 Pr1 są zgodne.) Przeciwnie, nawet gdyby nasze teorie fizyczne były 

prawdziwe,   jest   możliwe,   że   świat,   jakim   go   znamy   wraz   z   wszystkimi   istotnymi   pragmatycznie 
prawidłościami,   może   ulec   destrukcji   w   najbliższej   sekundzie.   Dzisiaj   powinno  to  być   oczywiste   dla 
każdego. Ja twierdziłem tak zanim doszło do Hiroszimy; istnieje nieskończenie wiele możliwych lokalnych, 
częściowych lub totalnych katastrof.

Jednakże z pragmatycznego punktu widzenia nie warto sobie zawracać głowy tymi ewentualnościami, 

ponieważ nie można im zapobiec: są one poza zasięgiem naszego działania. (Nie zaliczam oczywiście wojny 
atomowej do katastrof znajdujących się poza zasięgiem działania ludzkiego, chociaż większość z nas tak 
właśnie sądzi, a to dlatego, że większość z nas ma na to wpływ w takim samym stopniu jak na dzieło boże.)

Wszystko to byłoby prawdą nawet gdybyśmy mieli pewność, że prawdziwe są wszystkie nasze teorie 

10

background image

fizyczne i biologiczne. Tego jednak nie wiemy. Przeciwnie, mamy powody do podejrzeń, że nawet najlepsze 
z nich nie są prawdziwe. Go z kolei dodaje kolejne nieskończoności do nieskończonej ilości możliwych 
katastrof.

Dlatego właśnie negatywna odpowiedź Hume'a i moja są tak ważne. Widać bowiem jasno, dlaczego 

powinniśmy się pilnować, aby nasza teoria wiedzy nie dowodziła zbyt wiele. Mówiąc precyzyjniej: żadna 
teoria   wiedzy   nie   powinna   zabiegać   o   wyjaśnienie,   dlaczego   odnosimy   sukcesy   w   naszych   próbach 
wyjaśniania świata.

Nawet gdy założymy, że się nam udało — że nasze teorie fizyczne są prawdziwe — możemy się 

zarazem dowiedzieć z własnej kosmologii, jak nieskończenie nieprawdopodobny jest ten nasz sukces. Nasze 
teorie mówią, że świat jest prawie zupełnie pusty i że tę pustkę wypełnia chaotyczne promieniowanie. I że 
prawie wszystkie miejsca, które nie są puste, są zajęte przez równie chaotyczny pył, gaz lub bardzo gorące 
gwiazdy — wszystko to dzieje się w warunkach, które czynią stosowanie jakiejkolwiek metody zdobywania 
wiedzy fizycznej czymś lokalnie niemożliwym.

Podsumowując, istnieje wiele światów, możliwych i rzeczywistych, w których poszukiwanie wiedzy i 

prawidłowości mogłoby się nie powieść. I nawet w tym świecie, znanym z obecnej nauki, wystąpienie 
warunków, w których życie oraz poszukiwanie wiedzy doszło do skutku — i odnosi powodzenie — wydaje 
się czymś niemal nieskończenie nieprawdopodobnym. Co więcej, wydaje się, że nawet jeżeli warunki takie 
już wystąpiły, to będą musiały znowu zaniknąć w bardzo krótkim — mówiąc kosmologicznie — czasie.

§ 10. Tło dla przeformułowania psychologicznego problemu indukcji Hume'a

Moje nowe rozwiązanie psychologicznego problemu indukcji Hume'a znalazłem, zanim rozwiązałem 

problem logiczny: właśnie tu zauważyłem po raz pierwszy, że indukcja — czyli formowanie przekonań 
wskutek   powtórzeń   —   jest   mitem.   Najpierw   u   zwierząt   i   dzieci,   a   później   także   u   dorosłych, 
zaobserwowałem ogromnie silny głód prawidłowości — potrzebę, która każe im szukać prawidłowości i 
która pozwala im niekiedy doświadczać ich tam nawet, gdzie nie istnieją. Jest to potrzeba, która każe im 
kurczowo trzymać się oczekiwań na prawidłowości i która ich unieszczęśliwia, wpędza w rozpacz lub obłęd, 
jeżeli pewne przypuszczalne prawidłowości załamią się. Kant miał rację, gdy mówił, że nasz rozum narzuca 
swe prawa naturze, ale nie zauważył, jak często mu się w tych próbach nie wiedzie: prawa, które próbujemy 
narzucać są psychologicznie a priori, ale nie ma najmniejszego powodu twierdzić, że są one prawomocne 
priori,  
jak sądził Kant. Potrzeba narzucania prawidłowości na otoczenie jest nam wyraźnie przyrodzona i 
bierze   się   ze   skłonności   czy   instynktów.   Jest   to   ogólne   pragnienie,   aby   świat   zgadzał   się   z   naszymi 
oczekiwaniami.   Istnieje   wiele   innych   bardziej   konkretnych   pragnień,   na   przykład   potrzeba   regularnych 
kontaktów społecznych lub potrzeba uczenia się jakiegoś języka razem z regułami budowy zdań opisowych 
(i innych). Przekonało mnie to najpierw, że oczekiwania mogą powstawać bez jakichkolwiek powtórzeń lub 
przed nimi. Następnie dokonałem analizy logicznej, która wykazała, że oczekiwania nie mogą powstawać 
inaczej, ponieważ powtarzalność zakłada podobieństwo, a podobieństwo zakłada jakiś punkt widzenia — 
jakąś teorię lub oczekiwanie.

Stwierdziłem więc, że indukcyjna teoria Hume'a o formowaniu się przekonań nie może być prawdziwa 

z   powodów   logicznych.   Dzięki   temu   zauważyłem,   że   rozważania   logiczne   można   przenieść   na 
psychologiczne; następnie wysunąłem heurystyczne przypuszczenie, że — mówiąc ogólnie — to, co jest 
prawdą   w   logice,   jest   też   —   pod   warunkiem,   że   dokonamy   prawidłowego   przeniesienia   —   prawdą   w 
psychologii. (Tę heurystyczną zasadę nazywam „zasadą przeniesienia”.) Wydaje mi się, że właśnie dzięki 
temu wnioskowi porzuciłem psychologię i zwróciłem się w stronę logiki odkrycia naukowego. Czułem 
ponadto,   że   psychologię   należy   uważać   za   dyscyplinę   biologiczną;   dotyczy   to   zwłaszcza   wszelkiej 
psychologicznej teorii zdobywania wiedzy.

Jeżeli przeniesiemy metodę preferencji wynikającą z naszego rozwiązania L3 do psychologii ludzkiej i 

zwierzęcej,   uzyskamy   oczywiście   dobrze   znaną   metodę   prób   i   błędów:   kolejne   próby   odpowiadają 
formowaniu się konkurencyjnych hipotez; eliminacja błędów odpowiada eliminacji lub obalaniu teorii za 
pomocą testów.

Stąd właśnie wywodzę następujące twierdzenie: główna różnica między Einsteinem i amebą (jak ją 

przedstawił   Jennings   jest   taka,   że   Einstein   stara   się   świadomie   wyeliminować   swój   błąd.   Próbuje   on 
uśmiercić swoje teorie, jest wobec nich świadomie krytyczny i dlatego stara się formułować je raczej ostro 
niż niejasno. Ameba natomiast nie może być krytyczna wobec własnych oczekiwań czy hipotez, ponieważ 
nie może stanąć naprzeciw nich, one są jej częścią. (Tylko wiedza obiektywna jest krytykowalna: wiedzę 
subiektywną   można   krytykować   wtedy,   gdy   zostanie   zobiektywizowana.   A   staje   się   obiektywna,   gdy 

11

background image

mówimy to, co myślimy, a jeszcze lepiej, gdy napiszemy lub wydrukujemy to.)

Jest oczywiste, że metoda prób i błędów jest w znacznej mierze oparta na instynktach wrodzonych. Jest 

również jasne, że niektóre instynkty wiążą się z tym nieuchwytnym zjawiskiem zwanym przez niektórych 
filozofów „przekonaniem”.

Jestem dumny z tego, że nie jestem filozofem przekonań: przede wszystkim interesują mnie myśli i 

teorie i nie jest według mnie specjalnie istotne, czy jest kto do nich „przekonany”, czy nie. Podejrzewam, że 
filozoficzne zainteresowanie przekonaniami wynika z błędu filozofii, którą nazywam „induktywizmem”. 
Teoretyzując o wiedzy induktywiści wychodzą od subiektywnego doświadczenia i nie odróżniają wiedzy 
subiektywnej od obiektywnej. Stąd też wierzą w przekonanie, którego pewnym gatunkiem jest wiedza, zaś 
„uzasadnienie” lub „kryterium prawdy”, takie jak jasność i wyraźność, żywość lub „racja dostateczna” mają 
stanowić jej różnicę specyficzną.)

Dlatego właśnie, jak E. M. Forster, nie jestem przekonany co do przekonań.
Ale są inne jeszcze, bardziej istotne powody, aby strzec się przekonań. Zgadzam się z tym, że istnieją 

pewne   psychiczne   stany,   które   można   nazwać   „oczekiwaniami”   i   że   mają   one   różne   stopnie   nasilenia, 
począwszy   od   żywego   oczekiwania   psa,   który   ma   być   zabrany   na   spacer,   do   niemal   nie   istniejącego 
oczekiwania chłopca, który wie, choć nie całkiem jest przekonany, że jeśli będzie żył dostatecznie długo, 
zostanie pewnego dnia starcem. Nie sądzę jednak, aby filozofowie posługiwali się słowem „przekonanie”, 
aby opisywać tego rodzaju stany psychiczne. Wydaje się, że używają tego słowa, aby oznaczać nie chwilowe 
stany,   ale   takie,   które   można   nazwać   „przekonaniami   utrwalonymi”,   w   tym   także   te   niezliczone, 
nieuświadamiane oczekiwania, które składają się na nasz horyzont oczekiwań. Ale stąd daleka jeszcze droga 
do sformułowanych hipotez, czyli do zdań o postaci: „Jestem przekonany, że...”.

Niemal wszystkie sformułowane w ten sposób zdania można poddać krytyce, a stany psychiczne, które 

wynikają z krytycznych rozważań, wydają się bardzo odmienne od nieświadomego oczekiwania. Zatem 
nawet „utrwalone” przekonania zmieniają się w trakcie formułowania i potem znowu, już po sformułowaniu. 
Jeśli wynikiem takich krytycznych rozważań jest „akceptacja”, to można ją mierzyć na skali rozpoczynającej 
się   od  akceptacji   fanatycznej,   która   chce   uciszyć   wszystkie   wątpliwości   i   wahania,   a   kończącej   się   na 
akceptacji próbnej, gotowej do przymyśleń i rewizji w każdej chwili, która może łączyć się z aktywnym 
staraniem o znalezienie obaleń.

Nie   sądzę,   aby   rozróżnienia   pomiędzy   różnymi   rodzajami   „przekonań”   miały   znaczenie   dla   mojej 

obiektywistycznej   teorii   wiedzy.   Ale   powinny   mieć   znaczenie   dla   każdego,   kto   traktuje   poważnie 
psychologiczny problem indukcji. Ja nie.

§11. Przeformułowanie psychologicznego problemu indukcji

Z   powyższych   powodów   nie   uważam   psychologicznego   problemu   indukcji   za   część   mojej 

(obiektywistycznej) teorii wiedzy. Uważam jednak, że zasada przeniesienia nasuwa następujące pytania i 
odpowiedzi.

Ps1  Patrząc krytycznie na teorię, z punktu widzenia racji dostatecznych, nie zaś z pragmatycznego 

punktu widzenia, czy rzeczywiście posiadamy zawsze poczucie całkowitej niezawodności lub pewności, że 
jest prawdziwa, nawet gdy jest to teoria najlepiej sprawdzona, że np. słońce wschodzi każdego dnia?

Myślę, że należy odpowiedzieć: Nie. Uważam, że poczucie pewności — silne przekonanie — które 

Hume   chciał   wyjaśnić,   jest   przekonaniem   pragmatycznym,   ściśle   powiązanym   z   działaniem   i  wyborem 
między członami alternatywy, albo z naszą instynktowną potrzebą i oczekiwaniem prawidłowości. Ale jeżeli 
przyjmiemy,   że   jest   nam   znane   doświadczenie   oraz   to,   co   pozwala   nam   ono   wywnioskować,   musimy 
przyznać,   że   słońce   może   nie   wzejść   jutro   nad   Londynem   —   na   przykład   dlatego,   że   za   pół   godziny 
eksploduje i jutra nie będzie. Nie możemy oczywiście brać tej możliwości „poważnie” — tzn. pragmatycznie 
— ponieważ nie nasuwa nam ona żadnych ewentualnych działań: po prostu nic nie możemy na to poradzić.

Dochodzimy tym samym do rozważań o przekonaniach pragmatycznych. A te mogą być oczywiście 

bardzo silne. Zapytajmy więc:

Ps2 Czy te „silne przekonania pragmatyczne”, które wszyscy posiadamy, np. że będzie jakieś jutro, są 

irracjonalnym rezultatem powtórzeń?

Moja odpowiedź brzmi: Nie. Teoria powtórzeń jest w ogóle nie do utrzymania. Przekonania są po 

12

background image

części wrodzone, po części zaś są modyfikacjami wrodzonych przekonań wynikających z metody prób i 
błędów. Ale metoda ta jest doskonale „racjonalna”, ponieważ odpowiada ściśle metodzie preferencji, której 
racjonalność już omawialiśmy. Dokładnie mówiąc, pragmatyczne przekonania co do wyników nauki nie są 
irracjonalne, ponieważ nie ma nic bardziej „racjonalnego” niż metoda krytycznej dyskusji, która jest metodą 
nauki. I chociaż byłoby irracjonalne uznanie jakichś jej wyników za pewne, nie ma nic „lepszego”, kiedy 
stoimy w obliczu konieczności praktycznego działania: nie ma żadnej innej bardziej racjonalnej metody.

§ 12. Tradycyjny problem indukcji i nieprawomocność wszystkich zasad i reguł indukcji

Wracam teraz do tradycyjnego problemu indukcji. Problem ten, jak sądzę, wynika ze zrozumienia faktu, 

że Hume zakwestionował potoczny pogląd na indukcję przez powtarzanie, a zarazem stąd, że faktu tego nie 
bierze się dostatecznie poważnie, jak na to zasługuje. Ale w końcu nawet Hume pozostał induktywistą, nie 
można więc się spodziewać, że każdy induktywistą skrytykowany przez Hume'a zauważy, że Hume rzuca 
wyzwanie całemu induktywizmowi.

Podstawową strukturę problemu tradycyjnego można przedstawić na różne sposoby, na przykład:

Tr1 Jak można uzasadnić indukcję (wbrew Hume'owi)?
Tr2 Jak można uzasadnić zasadę indukcji (tzn. zasadę pozalogiczną uzasadniającą indukcję)?
Tr3  Jak można uzasadnić pewną szczególną zasadę indukcji, np., że „przyszłość będzie podobna do 

przeszłości”, albo tak zwaną „zasadę stałości natury”.

W   mojej  Logik   der   Forschung  wskazałem   krótko,   że   problem   Kanta,   „Jak   możliwe   są   zdania 

syntetyczne  a   priori?”  był   próbą   uogólnienia  Tr1  lub  Tr2.  Dlatego   też   uważam   Russella   za   kantystę, 
przynajmniej gdy chodzi o niektóre fazy jego twórczości, ponieważ próbował on znaleźć rozwiązanie Tr2 
poprzez swego rodzaju uzasadnienie  a priori.  Na przykład w  Problems of Philosophy  sformułował  Tr2 
następująco:   „jakiego   rodzaju   przekonania   ogólne   wystarczyłyby,   aby,   jeżeli   byłyby   prawdziwe, 
uprawomocnić sąd, że słońce jutro wzejdzie?”.

Z mojego punktu widzenia, wszystkie te problemy są źle postawione. (Dotyczy to również również ich 

wersji   probabilistycznych,   np.   wersji   zasady   indukcji   Thomasa   Reida:   „To,   co   nastąpi,   będzie 
prawdopodobnie takie samo jak to, co działo się dotychczas w podobnych okolicznościach”.) Autorzy tych 
problemów nie traktują logicznej krytyki Hume'a dostatecznie poważnie, oraz nigdy nie rozważali poważnie 
możliwości, że możemy i musimy radzić sobie bez indukcji przez powtarzanie, i że faktycznie obchodzimy 
się bez niej.

Wydaje mi się, że wszystkie znane mi obiekcje przeciwko mojej teorii biorą się z pytania o to, czy 

rozwiązuje   ona   tradycyjny   problem   indukcji,   to   znaczy,   czy   znalazłem   uzasadnienie   dla   wniosków 
indukcyjnych. Oczywiście, że nie znalazłem. Z tego moi krytycy dedukują, że nie rozwiązałem problemu 
indukcji Hume'a.

Z   różnych   powodów,   a   zwłaszcza   z   powodów   podanych   w   §9,   tradycyjne   sformułowania   zasady 

indukcji należy odrzucić. Zakładają one bowiem nie tylko, że nasze poszukiwanie wiedzy jest skuteczne, ale 
też że należy wyjaśnić, dlaczego jest ono skuteczne.

Jednak   założywszy   nawet,   że   nasze   poszukiwanie   wiedzy   jest   skuteczne   i   że   wiemy   już   coś   o 

wszechświecie (z czym się zgadzam), sukces ten jest niezwykle nieprawdopodobny i dlatego niewyjaśnialny. 
(Jedyne,   co   możemy   zrobić,   jak   sądzę,   to   badać   niewiarygodną   ewolucyjną   historię   tych   szczęśliwych 
przypadków, od powstania pierwiastków do powstania organizmów.)

Gdy zdamy sobie z tego sprawę, oczywista staje się nie tylko teza Hume'a, że odwoływanie się do 

prawdopodobieństwa nie jest w stanie zmienić odpowiedzi na H

L

 (a zatem również na L1 Pr1), ale także 

nieprawomocność jakiejkolwiek „zasady indukcji”.

Cała idea zasady indukcji polega na tym, że ma ona być zdaniem — uznanym za zasadę metafizyczną 

lub za zdanie prawdziwe a priori, albo za prawdopodobne, lub też za zwykłe przypuszczenie — które, jeżeli 
jest prawdziwe, daje racje dostateczne po temu, aby polegać na prawidłowościach. Jeśli przez „poleganie” 
rozumie   się   tylko   poleganie   pragmatyczne   (w   sensie  Pr2)  na   racjonalności   naszych   preferencji 
teoretycznych, to jasne jest, że w tym celu nie jest potrzebna żadna zasada indukcji. Nie musimy polegać na 
prawidłowościach — tzn. na prawdziwości teorii — aby uzasadnić te preferencje. Jeśli z drugiej strony 
„poleganie” rozumieć w sensie Pr1, to każda zasada indukcji byłaby po prostu fałszywa. Może być nawet 
paradoksalna w następującym sensie: pozwalałaby nam polegać na nauce; natomiast nauka dzisiejsza mówi, 
że   tylko   w   bardzo   szczególnych   i   nieprawdopodobnych   warunkach   mogą   powstać   sytuacje,   w   których 

13

background image

można zaobserwować prawidłowości, czy przypadki prawidłowości. W istocie nauka mówi, że warunki takie 
w ogóle nie występują nigdzie we Wszechświecie, a gdy gdzieś się wydarzą (powiedzmy na Ziemi), to 
pojawiają się na okres, który jest z kosmologicznego punktu widzenia bardzo krótki.

Krytyka ta dotyczy oczywiście nie tylko każdej zasady, która miałaby uzasadniać wnioski indukcyjne 

oparte na powtórzeniach, ale również każdej zasady, która miałaby uzasadnić „poleganie” — w sensie Pr1 
— na metodzie prób i błędów lub jakiejkolwiek innej możliwej metodzie.

§ 13. Poza problemem indukcji i demarkacji

Rozwiązanie problemu indukcji przyszło mi do głowy po tym, gdy rozwiązałem — przynajmniej dla 

siebie — problem demarkacji (demarkacji nauk empirycznych od pseudonauki, a zwłaszcza metafizyki).

Dopiero po rozwiązaniu problemu indukcji uznałem problem demarkacji za istotnie ważny, bowiem 

wcześniej myślałem, że jego rozwiązanie daje jedynie definicję nauki. Zaś definiowanie nauki wydawało mi 
się mieć wątpliwe znaczenie (być może z powodu mojego negatywnego stosunku do definicji), mimo tego, 
że bardzo mi to pomogło w wyjaśnieniu sobie własnego stosunku do nauki i pseudonauki.

Spostrzegłem,   że   należy   porzucić   poszukiwanie   uzasadnień   w   sensie   uzasadnień   dla   twierdzeń   o 

prawdziwości teorii: wszystkie teorie są hipotezami, wszystkie mogą być obalone.

Z   drugiej   strony,   byłem   daleki   od   przekonania,   że   należy   zarzucić   poszukiwanie   prawdy:   nasze 

krytyczne dyskusje teorii są podporządkowane idei znalezienia prawdziwej (i mocnej) teorii wyjaśniającej. 
Nasze preferencje natomiast uzasadniamy przez odwołanie się do idei prawdy: prawda odgrywa rolę idei 
regulatywnej. Sprawdzamy po to, aby odnaleźć prawdę, eliminując fałsz. Fakt, że nie możemy uzasadnić — 
lub wskazać racji dostatecznych — dla naszych domysłów nie znaczy, że nie odgadliśmy prawdy; niektóre 
nasze hipotezy mogą być z powodzeniem prawdziwe.

Uświadomienie sobie, że cała nasza wiedza jest hipotetyczna, prowadzi do odrzucenia „zasady racji 

dostatecznej”, która stwierdza, że „można podać rację dla każdej prawdy” (Leibniz), lub w silniejszej postaci 
Berkeleya   i   Hume'a,   że   istnieje   racja   dostateczna,   aby   nie   wierzyć,   jeżeli   „nie   widzimy   żadnej   racji 
[dostatecznej], aby wierzyć”.

Po   rozwiązaniu   problemu   indukcji   i   uświadomieniu   sobie   jego   silnego   związku   z   problemem 

demarkacji, posypały się nowe problemy i nowe rozwiązania. Przede wszystkim zdałem sobie sprawę, że 
problem   demarkacji   i   moje   rozwiązanie   podane   powyżej   były   nieco   formalne   i   nierealistyczne:   obaleń 
empirycznych   można   zawsze   uniknąć.   Zawsze   można   „immunizować”   teorię   w   obliczu   krytyki.   (Ten 
znakomity   termin   podał   Hans   Albert   i   wydaje   mi   się,   że   powinien   zastąpić   moje   terminy   „wybieg 
konwencjonalistyczny” i „konwencjonalistyczny wykręt”.)

W ten sposób doszedłem do idei zasad metodologicznych i uświadomiłem sobie ogromną wagę postawy 

krytycznej,  postawy,  która  stroni  od uodpornienia  teorii  na  obalenia.  Uświadomiłem  sobie  zarazem  coś 
odwrotnego:   pozytywną   wartość   postawy   dogmatycznej:   ktoś   musi   bronić   teorii   przed   krytyką,   bo   w 
przeciwnym wypadku teoria może ulec zbyt łatwo i nie zdąży się przyczynić do rozwoju nauki.

Kolejnym   krokiem   było   odniesienie   postawy   krytycznej   do   zdań   doświadczenia,   czyli   „bazy 

empirycznej”: podkreślałem hipotetyczny i teoretyczny charakter wszystkich obserwacji i wszystkich zdań 
obserwacyjnych.

W   ten   sposób   zrozumiałem,   że   wszystkie   języki   są   przesiąknięte   teorią,   co   oznacza   oczywiście 

radykalną rewizję empiryzmu. Postawę krytyczną uznałem za charakterystyczną cechę postawy racjonalnej. 
To zaś z kolei zwróciło mi uwagę na znaczenie argumentacyjnej (krytycznej) funkcji języka. Nasunęło mi to 
ideę uznania logiki dedukcyjnej za narzędzie krytyki, a także pozwoliło podkreślić fakt przenoszenia fałszu z 
wniosków na przesłanki (co jest konsekwencją zasady przechodzenia prawdy od przesłanek do wniosków). I 
dalej uświadomiłem sobie, że tylko sformułowana teoria (w przeciwieństwie do teorii, do której jestem 
przekonany) może być obiektywna; że to formułowanie czy obiektywizowanie umożliwia krytykę; a to 
doprowadziło mnie do teorii „trzeciego świata” (lub jak woli sir John Eccles, „świata 3”). To zaledwie kilka 
spośród wielu problemów, które, wynikły z nowego podejścia. Pozostaje jeszcze wiele zagadnień o bardziej 
technicznym   charakterze,   m.   in.   problemy   związane   z   teorią   prawdopodobieństwa   i   jej   rolą   w   teorii 
kwantów, czy związki między moją teorią preferencji a Darwinowską teorią doboru naturalnego.

14