Mikis Theodorakis
Był człowiekiem wysokim,
Barczystej postawy,
Wydała gp Kreta,
I fantazja sławy,
Miał falujące włosy,
Co spływały przy skroniach,
A batutę i nuty,
Trzymał w swoich dłoniach,
A z nich niczym poeta,
Splatał – bezsłowne – poematy,
I oprawiał nimi,
Filmowe dramaty,
Takie jak :
„Grek Zorba” i „ Nigdy w niedzielę”,
A za swe ludzkie,
I piękne poglądy,
Nosił na plecach – za to,
Tylko same razy,
Niczym – garb – wielbłądy,
Lub planeta głazy.
Lecz nic go nie złamało,
Nawet rola – samego – wygnańca,
Który nie wierzył w boga,
Nie nosił różańca,
Tylko nosił w sercu,
Dramat swej „Nostalgii”,
Niczym - losu –przedziwnego sploty,
By na pięciolinii,
R
Zrobić z niej przepiękną,
Melodię tęsknoty.
*
*
*
Tak, nic go nie złamało,
Na żadnym walki polu,
I przez Paryż i Moskwę,
Powrócił do Aten,
Pod cień Akropolu,
Aby dalej układać swoje poematy,
Ale nie słowami,
On pisał je muzyką,
Pisał je nutami,
I słał je pod nieba,
Szafirowe łuki,
Na dźwiękach instrumentu,
Zwanego – buzuki.
A dziś, gdy stał się,
Historycznym cieniem,
I jak by nie było,
Odległym wspomnieniem,
Fale egejskie,
Głośniej uderzają,
O wysp swoje skały,
W rytm jego melodii,
Piękny… , doskonały…
I. Iwańska 2015-07-30