CO2 na rynkach finansowych – Robert
Gwiazdowski
Data publikacji: 01-24-2011 @ 11:33 am
Jedno z praw Murphy’ego powiada, że „jak coś może pójść źle, to pójdzie”. No i właśnie
poszło. Zgodnie zresztą z przewidywaniami. Skoro „prawo do emisji” CO2, wymyślone
przez „królika” walczącego o „marchewkę” dla siebie oraz swoich „krewnych i
znajomych” pod hasłem walki z globalnym ociepleniem, nie oznacza prostego prawa do
wypuszczenie w powietrze CO2, lecz jest „walorem” (aktualnie wycenianym na giełdach
na 15 euro za tonę), którym można „obracać” na „rynkach finansowych”, to było tylko
kwestią czasu, kiedy zaczną się z nim dziać różne dziwne rzeczy. No bo przecież
aukcyjny system sprzedaży praw do emisji od początku nie miał najmniejszego sensu.
Nawet jeśli przyjąć, że globalne ocieplenie jest faktem oraz że jego przyczyny są antropogeniczne,
to przecież na Europę przypada 15% całej emisji światowej. Jej zmniejszenie w Europie o 20%
oznacza jej zmniejszenie w skali świata o… 3%. Z punktu widzenia zmian klimatycznych wielkość
nie mająca znaczenia. Kazało to podejrzewać, że jedynym powodem walki z emisją CO2 było
stworzenie nowego rynku do działania dla „rynków finansowych”. No i proszę już mamy skutki.
Zaczęło się od… kradzieży. W listopadzie ubiegłego roku z konta rumuńskiego producenta cementu
zniknęły prawa do emisji warte 80 mln euro. Z czeskich kont zniknęło w minionym tygodniu 2 mln
praw wartych ponad 30 mln euro. Ale te kradzieże to mały „pikuś” (przepraszam: „Pan Pikuś”) w
porównaniu z wyłudzeniami VAT. Wartość handlu prawami do emisji szacowana jest na 90 mld euro
rocznie. Część transakcji wykonywanych jest jednak tylko po to, by zarobić na odliczeniu VAT.
Podobno może to stanowić nawet 90% wartości rynku. Stosowana jest do tego odmiana tak zwanej
„karuzeli podatkowej”. Jedna firma kupuje prawa do emisji CO2 za granicą. Taka
wewnątrzwspólnotowa dostawa usług jest zwolniona z podatku VAT. Potem ta sama firma
sprzedaje w swoim kraju drugiej firmie nabyte prawa. Przy tej transakcji pierwsza firma nalicza
VAT zgodnie z obowiązującą w kraju stawką. Druga sprzedaje uprawnienia do emisji CO2 za
granicę, stosując znowu zerową stawkę VAT i występuje o zwrot VAT do urzędu skarbowego.
A jakby tego było mało Komisja Europejska zdecydowała ongiś, że za zmniejszenie emisji gazu
HFC-23, który uważany jest za jeden z pięciu najbardziej odpowiedzialnych za cieplarniane efekty,
o jedną tonę można otrzymać 11.700 uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Na potęgę
uruchamiano więc tanie zakłady wykorzystujące HFC-23, na przykład do produkcji mrożonek. Tylko
po to, żeby je zamknąć w zamian za uprawienia do emisji CO2, które można sprzedawać na rynku
europejskim. Zainwestowanie w fabrykę używającą gaz HFC-23 100 mln dolarów daje prawa do
emisji CO2 warte dziś… 6 mld dolarów. Dlatego do prawa Murphyego dodaję swoje własne: „jak w
coś zaangażowane jest państwo (w tym wypadku Komisja Europejska) to prawdopodobieństwo, że
pójdzie źle rośnie w postępie geometrycznym”.
Aczkolwiek nie można wykluczyć, że ci, którzy wprowadzili ten system, to nie są wcale tacy
durnie… Skoro podatnik może płacić haracz na ratowanie instytucji finansowych, to może też płacić
drożej za różne towary, których cena musi zawierać opłaty emisyjne. A jako że dla ry6nków
finansowych im droższe one będą tym lepiej, to 15 euro za tonę to dopiero początek pompowania
bańki…
Robert Gwiazdowski