Poszukiwania Miasta Bogów - Trzecie oko, Aura i Medytacje.
Kiedy świat się przekręci...
Gdzie zaginą Mułdaszejew, odkrwca w górach tybetu starożytne piramidy? Wybrał się on w nową ekspedycję?
Profesor Mułdaszejw nigdzie nie zaginą. On teraz kieruje „Wsiorossyjskim” centrum oczu i plastycznej chirurgii,
robi złożone operacje. Mimo to, on opracowuje materiały wcześniejszych wypraw i przygotowuje następną
ekspedycję. Ernest Rifgatowicz (tzw. oczestwo od imienia ojca) obiecuje że czytelnicy „AiF” poznają pierwsi te
rezultaty. Także pisze on nową książkę.
W niej będzie o tym że: podczas himalajskiej ekspedycji 1996 roku Mułdaszejw zgłębiał nepalskie „stupy”(?) -
kamienne religijne budowle z wyobrażeniem niezwykłego oka. On stwierdził, że większość z nich zorientowano
w linię, 60 stopni w stosunku do osi „zachód – południe”, to jest w starej magnetycznej siatce. Wcześniej
równik i południki były umieszczane w zupełnie innych miejscach, niż my to robimy teraz. Przemieszczenie się
ziemi spowodowało kataklizm, odgłosy którego możemy usłyszeć w wielu legendach o wszech światowym
potopie. Kto powiedział, że czasy Arki Noego były ostatnie? Odkrycia z najnowszej książki my zaczynamy w
dzisiejszym numerze.
Kronika wszech światowego potopu
My dokładnie nie wiemy kiedy oś ziemi przemieściła się o 60 stopni. I dlatego nie możemy powiedzieć, czy jest
możliwa podobna katastrofa w naszych czasach, lub kiedy jej należy oczekiwać. Można tylko sobie wyobrazić
jak to się odbyło.
Koniec świata, jeżeli on będzie to zacznie się od tego że południowy biegun przemieści się w rejon USA. Rosja
zostanie krajem tropikalnym. Nowy równik będzie przechodził w rejonie Tjumeni (?) Więcej – przez Ufę,
Saratow, Donieck, Afiny i dalej w tej linii
Najlepsze miejsca dla życia na ziemi przy nowym równiku będą wybrzeża Zachodniego Lodowatego Oceanu, w
basenie rzek Ob, Jenisej i Lena wyrośnie tropikalna puszcza i będzie to nowa amazonka. Dobrze się będzie
mieszkać w Moskwie, Perm, Murmańsku, Szwecji, Filandii, Norwegii, zim tam nie będzie, przyroda przypomni
wyspy kanaryjskie. Wielka szkoda, że całe terytorium USA i prawie cały meksyk będą pokryte wiecznym lodem
tak jak teraz Antarktyda. Podniesie się poziom oceanów. Dlatego nisko położone rejony ziemi zatoną. Zatonie
GB, Holandia, Belgia, zachodnia część Niemiec, Polska, Bułgaria, część Włoch, część Ukrainy, część Francji.
Wieczny kontynent
Można sobie wyobrazić, że ogromne kilometrowe tsunami zniszczy część powierzchni Ziemi, najwięcej ofiar
będzie na położonych blisko morza równinach. Trzęsienia ziemi, rozdzielenie kontynentów, wybuchy wulkanów
także zabiją wielu ludzi, ratujących się z ataku tsunami. Potem przyjdzie zimno, na dziesiątki lub setki lat
polarne zimno, w takich warunkach przeżyje niewielu.
Apokalipsa? Koniec świata? W dalekiej przeszłości takie katastrofy zdarzały się nie raz. Lemurjańska cywilizacja
zginęła, lecz dała życie cywilizacji Atlantów. My aryjczycy, byliśmy po nich i wiele wzięliśmy z ich wysoko
rozwiniętej cywilizacji, także już raz przeżyliśmy wszechświatowy potop. Gdzie to się udało przeżyć naszym
poprzednikom?
Oglądając globus i dokładnie przeglądając atlas świata, zwróciłem uwagę na to, że tylko jeden region ziemi ma
szansę na uniknięcie katastrofy. Położony on jest w Tybecie i w ezoterycznej literaturze ma nazwę „Wieczny
kontynent”. Z południa ten wieczny kontynent będzie osłaniać grzebień himalajskich gór, z zachodu – góry
Gindukusz, Pamir i Tjan-Shen, z północy góry Ałtaj, Changaj i Sajany, a na wschodzie, w rejonie pustyni Gobi,
utworzy się wielki ocean.
Na pewno w centralnej części wiecznego kontynentu powstanie morze śródlądowe, jak to już miało miejsce, o
tym świadczą osady a także słone jeziora których w Tybecie jest wiele.
Czy przeżyje ludzkość?
Na początku trzeba by powiedzieć, że warunki życia na Wiecznym Kontynencie nie byłyby dobrymi, same
strome wzniesienia i skały opuszczające się w nowy ocean czy też w wewnętrzne morze.
Rejon ten jest nie bogaty, bardzo mało tam mineralnych zasobów. Na całym terytorium nie ma ropy naftowej ni
gazu. Tak że technologie jakie stosuje obecna ludzkość będą nie przydatne i nie będzie możliwości ich
wykorzystania. Prawdopodobnie ludność ocalona zacznie tam (nie daj Bóg) się degenerować z racji stracenia
technologii i wiedzy, doprowadzi to także do moralnego upadku, oraz przejście do prymitywnych form
gospodarowania. Być może nasza cywilizacja przetrwa w legendach, w których będzie się mówiło że przodkowie
latali na wielkich metalowych ptakach.
Być gotowy do katastrofy!
Może będzie możliwe, że przeżyje nas więcej niż garstka. Tak taka możliwość istnieje... Jeżeli ludzie będą
wiedzieli o nadchodzącym kataklizmie i wcześniej się do niego przygotują.
Byłem w Tybecie, Himalajach, Sajanach, Ałtaju, Tjan-Shanie (części składowe wiecznego kontynentu) i mogę
powiedzieć, że zorganizowanie tam czegokolwiek jest niezwykle trudne. Same strome zbocza i jak się tam mówi
drogami nawet nie pachnie.
Schronienia mogą tylko powstać w dużych pieczarach, a ich tam nie tak dużo. Przede wszystkim groty te
należało by jeszcze ocieplić.
Zapasy żywności można przygotować na długo, ale czy można na sto lat. W grotach tych mogą wybuchać
epidemie, ale i długie przebywanie w nich może doprowadzić do załamania się ludzi.
Ale takiego trudu należy się podjąć bez niego przy zmianie osi Ziemi ludzkość zginie.
No życie na ziemi przetrwa mimo globalnej planetarnej katastrofy jak to było już nie raz.
Do czego potrzebna jest joga.
Na Ziemi, na szczęście żyje jedna kategoria ludzi, która posiada największe szanse przeżyć kataklizm zmiany
osi ziemi. Ci ludzie żyją od wieków na terytorium wiecznego kontynentu. I nazywają się jogami.
Jodzy – to nowo narodzony w głębi naszej cywilizacji nowy typ człowieka – człowieka przyszłości. Tylko oni, ci
cudaczni mieszkańcy Himalajów i Tybetu, mający możliwość mobilizowania w sobie „boską energię
wewnętrzną”. Mogący siłą woli pokonać zabójcze zimno, czy głód, a niektórzy z nich mogą wejść w „Somati”
{niestety nie znam tego słowa po polsku być może chodzi o Somę”}
O „Somati” wielu już słyszało: to samo koncentracja ludzkiego ciała przy niskiej temperaturze, która powinna
ochronić ludzki ród dla przyszłości po potopie. My, tak myślę, jesteśmy potomkami właśnie takich jogów, którzy
już przeżyli jeden potop. Jogowie – w grotach „Wiecznego kontynentu” to ubezpieczenie ludzkości na wypadek
światowego kataklizmu.
Nie należy mieszać „Somati” z banalnym zamrożeniem. Lekarze i biolodzy wiedzą, że każde zamrażanie
prowadzi do powstania w komórkach kryształków lodu, które je niszczą. Dlatego zamrożony człowiek umiera.
„Somati” - to człowiek samo koncentracją mobilizuje wewnętrzną energię, która zamienia wodę organizmu w
czwarty nie znany nauce stan skupienia. Tak przemieniona woda wypełnia komórki ciała, zatrzymuje procesy
życiowe, ciało w tym stanie może o temp. 4 stopni może przetrwać tysiące i miliony lat, a potem odżyć.
W założeniu nic fantastycznego w tym nie ma. W przyrodzie występuje zjawisko hibernacji i spania. A w
osnowie tych zjawisk, według mnie, jest fenomen „Somati” w przyrodzie. Ten fenomen może tłumaczyć
możliwość ogromnego czukockiego niedźwiedzia spania 8-9 miesięcy w roku. Ryby płazy także być może
korzystają z takiego też systemu, zagrzebując się w ił.
Podwójne ubezpieczenie
Nie możliwość przeżycia człowieka w sytuacji globalnego kataklizmu doprowadza do stwierdzenia, czyżby
Wyższy Rozum nie przewidział żadnej drogi do ochrony człowieka na Ziemi? Jedną z takich dróg jest „Somati”.
Ten fenomen i związane z nim ludzki genotyp, włączający samo zakonserwowanie przedstawicieli lemurii,
atlantów i aryjczyków chroniących się w himalajskich i tybetańskich pieczarach, ubezpiecza człowieka od
zupełnego wyginięcia w wypadku globalnego kataklizmu. Jak twierdzą Tybetańscy lamowie, w odpowiednim
momencie ci ludzie ożyją i dadzą nowy rodzaj ludzkości. Potomkowie tych ożywionych rozprzestrzenią się od
wiecznego kontynentu na inne kontynenty wolne juz od wody. Tak tez było po potopie 850 000 lat temu, który
zniszczył Atlantydę. Wtedy nam się udało, pokazuje to dokładnie analiza oczu wszystkich ras.
Tu według mnie zbija z tropu jedna zasada, a z którym zmagałem się całe moje naukowe życie: wszystkie istoty
na Ziemi, choćby molekuła DNA, biochemiczna reakcja lub dowolny ludzki organ, posiadają podwójną kontrolę
zabezpieczenia funkcjonowania. Dla tego też do ochrony człowieczeństwa przy możliwości zmiany biegunów,
powinien być zastosowany jeszcze jeden mechanizm ubezpieczenia. Jakiż on? W czasie ostatniej tybetańskiej
ekspedycji do „miasta bogów” ja zacząłem rozumieć, jakiż on. Na Ziemi po za człowiekiem znajduje się jeszcze
jedna postać rozumnych istot.
„Nadczłowiek” pośród nas
W różnych czasach nazywano ich różnie „ Nadczłowiek” „ Boży nastawnik” „Boskie cary”, „Synowie Bogów”...Na
początku postaramy się odpowiedzieć na pytanie kto oni ? Zrozumiałe, że nie mogą nimi być najlepsi
przedstawiciele Atlantów lub wczesnych Aryczyków. To kto? Uważam , że to wielcy Lemurowie, wywodzących
się z pradawnego kataklizmu po zastosowaniu „Somati” w zagadkowych podziemnych „Szambale” {też nie
znam tego słowa}. Ci ogromni 10 m ludzie, których Atlanci nazywali „Synami Bogów”, posiadający nie
wyobrażalnymi dla nas możliwościami i wiedzą, prowadzą proces przygotowania ratunku człowieczeństwa.
Jakim obrazem idzie proces przygotowań ze strony „Synów Bogów”? Tu można wiele fantazjować, my będziemy
się trzymali realnych faktów. Jest jedna informacja, która może rozświetlić tą sprawę. Ją wziąłem od
znamienitego Swami Premananda w Himalajach. Ten wielki myśliciel, znający język zwierząt i roślin, opowiadał,
że możliwości jogi przychodzi do ludzi nieoczekiwanie, nie wiadomo z skąd, ucieka w góry, zamieszkuje groty i
zaczyna czynić takie rzeczy których nie mogą uczynić inni, którzy długo trenują i rozwijają długo swoje
umiejętności. W czasie ekspedycji w1998 roku niektórzy jodzy potwierdzali nam, że oni wykonują wolę jakiegoś
„nadczłowieka”, którego oni zawsze nazywają „on”. Jogowie maja telepatyczny kontakt z „nadczłowiekiem”. Ta
telepatia dla jogi to źródło wiedzy, źródło możliwości i przewodnik w działaniu.
Kim by nie byli „Nadludzie” - Lemurnikami lub przedstawicielami wysoko rozwiniętej cywilizacji z równoległego
świata na Ziemi, oni na pewno maja kontakt z Duchem Ziemi i pełną informację o Tym Świecie. Bo jak by
inaczej wiedzieli o cyklicznej zmiany osi ziemi. Jak te zjawisko się zacznie, Synowie Bogów zaczną stosować
środki do ratowania człowieczeństwa. Sposób działalności „Nadludzie” będzie taki: oni przeanalizują ludzi,
wybiorą „wybranych” i im (tak jak w wypadku jogów) zaczną telepatycznie przekazywać wiedzę o sposobie
ratunku, a ci „wybrańcy” będą wykonywać ogromną pracę przy ratowaniu ziemskiego życia. Ci „Nadludzie”
dadzą sygnał „wybranym” o potrzebę wejścia w stan „Somati”.Nie wykluczam tego, że być może nie którzy z
„Nadludzi” pojawią się wśród nas aby naocznie przewodzić pracom.
Jeszcze raz powtórze to wszystko tylko przypuszczenia. Skąd ja, prosty człowiek, mógłbym wiedzieć o
„Nadludziach”.
Kto jest winny wszech światowego potopu?
Czy są równoległe światy? Można wpływać no upływ czasu? Jaką wiedzą dysponowały dawno zaginione
cywilizacje? Jakie tajemnice skrywają zagadkowe miejsca naszej planety?
Takie pytania nurtują nie tylko prostych ludzi ale i uczonych.
Jedna z bardziej dziwnych tajemnic planety jest zagadka Miasta Bogów. Zgodnie z prastarą tybetańską legendą
w dalekich czasach, jeszcze przed tym zanim zdarzył się wielki potop, kiedy bieguny były zupełnie w innym
miejscu niż dziś, na ziemi pojawili się Synowie Bogów.Z pomocą sił „pięciu elementów” (powietrza, wody, ziemi,
wiatru i ognia) zbudowali oni miasto, który miał ogromny wpływ na życie całej ludzkości. Kim byli ci Synowie
Bogów i co się stało z ich miastem?
Tybetańscy lamowie mówią, że Miasto Bogów – góra Kailash i okrążające je piramidy, na pierwszy rzut oka
wyglądający jak góry, a Kailash – to energetyczny środek Ziemi, z której w kosmos uchodzi mocny
energetyczny słup. Wokół Kailash – góry wysokości 6714 metrów – rzeczywiście rozmieszczono więcej niż 100
monumentów najróżniejszych forma i wielkością, wyraźnie zorientowanych według stron świata. Na ich tle
wyodrębniają się zagadkowe kamienne konstrukcje z wklęsłymi, półokrągłymi lub płaskimi powierzchniami
podobnymi do swoistych „luster”. Rozmiary tych kamiennych „luster” rzeczywiście ogromne. Na przykład,
piramida, którą lamowie nazywają „Dom szczęśliwego kamienia” jest 3 razy wyższa od 100 piętrowego
drapacza chmur. Z północy do niej przylega półokrągłe „lustro” wysokości 350 m, a z południowej strony –
olbrzymia płaska powierzchnia, która pod kątem prostym styka się z drugim ogromnym półokrągłym „lustrem”.
Największe „zwierciadło” - zachodnie i północne strony góry Kailash. Ich wysokość to 1800 metrów (7 drapaczy
chmur 100 metrowych). Przy wielu piramidach „Miasta Bogów” są dopełniające płaskie „lustra”, które, możliwe
że ekranują energię zbieraną przez piramidy, łączą ich z potokami energii z innych „luster”
W jaki celu były wykonane te olbrzymie płaskie powierzchnie? Budowniczowie piramidalnego kompleksu Kailash
wiedzieli i wykorzystywali prawa rządzące energiami, a w tym również antygrawitacją. W innym wypadku nie
można zrozumieć sposobu przenoszenia mas kamiennych i obrabiania górskich ścian, wykorzystanych do
budowy piramid i „zwierciadeł”.
Pielgrzymów, którzy pragną odwiedzić świętą górę, prowadzą zawsze lamowie, znający bezpieczne drogi,
którymi można ominąć niebezpieczeństwa „tantrycznych sił”. Jest znany przypadek śmierci czterech alpinistów,
wspinających się na jednej z gór w rejonie Kailash. Wszyscy oni w niewiadomy sposób postarzeli i umarli na
różne choroby w ciągu 1-2 lat od wyprawy.
Nie tak dawno rosyjski uczony N. Kozyriew stworzył półkoliste metalowe „zwierciadło”, we wnętrzu udało się mu
zmienić bieg czasu. Z pomocą takich zwierciadeł można „rozciągać” i „skracać” czas.
Ludzie, którzy byli we wnętrzu „zwierciadeł Kozyriewa”, przeżywali zawroty głowy, widzieli koszmary. A
wysokość „zwierciadeł Kozyriewa” to 2-3 metra. Trudno sobie wyobrazić co będzie działo się z człowiekiem
postawionych w „kamiennych lustrach” Tybetu. Może być, że budowniczowie tybetańskich piramid panowali nad
sposobami zmienienia charakterystyki czasu i koncentrowali taki rodzaj energii, który pozwalał silnie wpływać
na kontynuum „rozszerzenie- czasu”?
Rosyjski uczony E Myłdaszeiw, zainteresował tym, że główne zachodnie „lustro” Kailash skierowane jest prosto
na egipskie piramidy, a dwa północnych- na meksykańskie, stworzył komputerowy model rozmieszczenia
największych zagadek cywilizacji.
Okazuje,że dwie linie, łączące Kailash z wyspą Wielkanocną, przez egipskie i meksykańskie piramidy,
wyznaczają równo jedną czwartą powierzchni ziemskiej kuli.. Jeżeli połączyć egipskie i meksykańskie piramidy ,
to ta ćwiartka ziemskiego globu. Dzieli się absolutnie na dwa równe trójkąty. Jeżeli połączyć linią piramidy
Kailash z Stonghengem to linia ta podzieli linię Kailash – wyspa Wielkanocna w 1/3 odległości. Jeżeli na linii
wyspa Wielkanocna -Kailash odmierzyć 1/3 odległości to trafimy w środek trójkąta Bermudzkiego. I jeżeli
przyjąć że w tym miejscu są zatopione podobne piramidy jak na świętej górze, to wpełni tłumaczy zjawiska
występujące w trójkącie.
Jakie jeszcze tajemnice skrywa Miasto Bogów? Kim byli budowniczowie himalajskich piramid – Atlantami lub
jeszcze starszymi Lemurianami? Czy budowa tych piramid miała służyć do połączenia ziemi z kosmosem,
umożliwiało przejście do światów równoległych, lub też do sterowania energetycznym polem ziemi? A może nie
umiejętne wykorzystanie tej energii nie spowodowało zmianę osi ziemi i innych katastrof? Historia i fakty
budują różne teorie, jednak góry Tybetu i głębiny oceanów ziemi jeszcze co nie dają odpowiedzi na te pytania.
Rozdział 5 Tragiczne przesłanie starożytnych
Czyżby starożytni zostawili znak?
Był lipiec 1999 roku. Mówiono o końcu świata, przytaczano Nostradamusa.. Ja zbierałem pieniądze na nową
ekspedycję, jeszcze jedną do Tybetu – w poszukiwaniu Miasta Bogów. Kailash mnie przyciągał, jakby szeptał,
że Miasto Bogów znajduje się razem z nim. Lecz pozostawało coś niedopowiedziane, coś oyrginalne, proste i
bardzo ważne. Co? Nie wiedziałem. Podświadomie ja to już przeczuwałem, że Atlanci, budując światowy system
piramid i monastyrów, zostawili dla nas , potomków, jakiś znak, rozwiązanie zagadki było by bardzo ważne w
przeddzień ekspedycji. Wtedy ekspedycja miała by przebieg nowym śladem. No jaki to znak? Moje wewnętrzne
Ja już to wiedziało jaki to znak,. A ja sam ni jak nie mogłem tego pojąć. Już pojmowałem że starożytni w
bardzo oryginalny sposób przekazują informację, no ja nie zdawałem sobie sprawy, że ten znak będzie znakiem
wielkiej tragedii.
W końcu to rozgryzłem. Teraz znam ten znak. W tym pomogły mi moje sekretarki Galina i Tatjana.
Galina i Tatjana
W mojej naturze jest jedna słaba cecha – czasami, szczęśliwie nie za często, lubię puszyć się Rozumiem, że
moje wygląd jest banalny i przeciętny, i że realizując w życiu tą cechę wydaje się głupi. Oczywiście że, ja nie
mogę sobie na to pozwolić w kręgu poważnych uczonych, za to w kręgu dalekich od nauki, gram napuszonego
naukowca i w nie odpowiednich momentach potrafię powiedzieć „Uciekła myśl...” Dlatego też sadzam kogo
kolwiek aby zapisywał moje myśli, a sam ważny przechadzam się z papierosem, dyktuje i wypowiadam takie
słowa jak „tu przecinek” lub „kropka”. Bardzo dobrze że nie mam komórki, to bym wyglądał śmiesznie chodząc
nadęty jak paw z telefonem w ręku krokiem czekisty i wyprostowanym łokciem.
Szczególnie objawia się to u mnie na jakimś przyjęciu świątecznym, lub urodzinach, gdzie wokół ludzie już
weseli, a ja gram rolę poważnego naukowca, który świata poza nauką nie widzi.
Tą moją cechę nie należy brać w pełni negatywnie. Przykład, jak prowadzę operację pokazową i oglądają mnie
nawet naukowcy za granicą przez monitory nie denerwuje się, a wręcz odwrotnie operuje lepiej, staram się
nadać ruchom rąk specjalną elegancję.
Tą cechę najlepiej znają moje sekretarki – Galina i Tatjana. One przyjmują to filozoficznie wiadomo szef.
Wiadomo ja najczęściej zatrudniam je do pisania pod dyktando, podkreślając co róż „przecinek”.Jestem
wdzięczny swoim sekretarkom, za tolerowanie mojej „pychy” a także za to,że nie kłócą się która ma zmywać
szklanki i łyżeczki.
Tak wygląda współpraca między nami.
-I tak Tania, pisz... m... m...-mówię- Myślę o znaku, który pozostawili Atlanci nam potomkom, można
powiedzieć m... m... że ten znak... m... m...
-Rzeczywiście tak pisać – m... m...? przerywa Tania
-M.. tak... m... m...
Myśli pojawiają się wokół, no nie są jeszcze sprecyzowane. W końcu jeszcze parę m.. m..., i zaczęłem mówić
normalnie, bez tego pojedynczego dźwięku.
Kailash – punkt starożytnego bieguna
.
-Pisz Tania! W swoim czasie, analizując hipotezy o znajdującym się na ziemi Mieście Bogów, - zacząłem
dyktować – udało mi się dojść do założenia o możliwości jego położenia w rejonie Himalajów i Tybetu...-
Dlaczego tak dużo jedno typowych słów- hipoteza, założenie, możliwość ? Może pisać bardziej konkretnie?
-Tania! Miasto Bogów najpierw należy znaleźć, żeby mówić konkretnie. Pisz dalej!
-Piszę.
-To założenie o tybetańskiej lokalizacji hipotetycznego Miasta Boga oparta jest na wielu prawdziwych faktach
wziętych z „Tajnej Doktryny” Eleny Błowackiej i świadczy o tym... przecinek..
-już postawiłam
-że rzeczywiście w tym rejonie ziemskiego globu umieszczone jest legendarna „Wara”, znajduje się „Wielcy
Mędrcy” i „Kraj Bogów”... Poczekaj!
Tatjana uniosła na mnie oczy. Ja na wydech powiedziałem:
-Bławacka pisała, że „Kraj Bogów” znajduje w okolicach polarnych. Wyrażenie „Kraj Bogów” i „Miasto Bogów”
można uważać za synonimy. Jeżeli przyjąć do wiadomości, że Miasto Bogów sąsiaduje z Górą Kailash, to można
przypuszczać, że przedwiekowy Biegun Północny był w Tybecie!Czyż nie Kailash byłby wtedy punktem starego
północnego bieguna? Dawaj pomyślimy.
-Dawaj. Pisać?
-Nie. Posłuchaj na początku. Bławacka w wielu miejscach swojej „Tajnej Doktryny” pisała, że Północny biegun i
polarne koło jawią się „ Mieszkaniem Bogów”, „Krajem Bogów”, miejscem działania pozytywnych sił i temu
podobne. Z drugiej strony, bardzo wiele danych świadczy o tym, że święta góra Kailash jawi się jako pradawne
mistycznym miejscem, podobnym do niebotycznej piramidy, i znajduje się w centrum światowego systemu i
piramid i monumentów starożytności. Stąd można wywieść paralelę, że święta góra Kailash w starożytności była
punktem ółnocnego Bieguna. A Biegun Północny, był według Bławackiej „Mieszkaniem Bogów”, w starożytności
był miejscem lokalizacji Miasta Bogów. Znaczy to, że w dalekiej starożytności na Biegunie Północnym było
miast, całkiem wyjątkowe miasto _ Miasto Bogów, ze swoim głównym monumentem- świętą góra Kailash.
Dawaj zapisz to!
-Pisz
Podyktowałem tą myśl, i spytałem:
-Tania, rozumiesz to co ja mówię?
-W założeniach, tak. Znaczy się w starożytności był inny Biegun Północny – w Tybecie. Tam pośrodku polarnego
zimna, wokół góry Kailash było położone Miasto Bogów – powiedziała ona
-I tak, w według naszej hipotezy – dyktowałem dalej – w starożytności, kiedy Biegun Północny leżał w rejonie
góry Kailash, było inna magnetyczne pole Ziemi i kompas pokazywał inaczej. Oczywiście inne też było położenie
bieguna Południowego, a jego punktem była wyspa Wielkanocna, ta wyspa znajduje się na jednej osi z górą
Kailash, i leży na przeciwnej stronie kuli ziemskiej. Zadziwiające jest to, że monumenty są na byłych
wybudowane, na obu biegunach, a przecież bieguny dziś są lodową pustynią.
-Można zapytać? - przerwała Tania – A nie może być tak, że monumenty są tez na współczesnych biegunach
tylko one pod lodem?
-Rzeczywiście możliwe.
Postawiłem na stół globus, przekręciłem go tak, żeby było widać biegun północny i górę Kailash. W głowie
zabrzęczała mi fraza Bławackiej - „bieguny ruszył”. Cóż takiego zaszło na Ziemi? Na pewno katastrofa była
kolosalna.
Tania pisz, - powiedziałem po chwili milczenia.
-Jeżeli przyjąć do wiadomości fakt zmiany biegunów w starożytnych czasach od Kailash do dzisiejszego miejsca
położenia to powinno to wywołać kolosalny kataklizm na Ziemi. Jaki kataklizm? Przede wszystkim
wszechświatowy potop. Według Eleny Bławackiej, potom wszechświatowy zdarzył się 850 000 lat temu, mało
tego ona umieściła wraz z Wszechświatowym Potopem frazę ...bieguny ruszyły... Ta data to data zmiany
biegunów ziemi. Zapisałaś?
-Tak jest.
Zmiana osi ziemi zaszła w 60 stopniach
-W pełni logiczne pytanie – dyktuję dalej – o ile stopni zmieniła się oś ziemi? Zmierzmy!
Uzbroiliśmy się w kątomierze i zaczęliśmy mierzyć.
Równo 60 – powiedziałem drapiąc się po głowi – To bardzo interesujące, bardzo ... Równo 60 stopni! 60 – to
trzecia część półkuli Ziemi. Jeżeli 60 pomnożyć przez 3 to otrzymamy 180 stopni. Ja czułem że liczba 60 wydaje
się jakąś to jednostką zmian. No udowodnić tego nie mogłem.
-U mnie też wychodzi 60 stopni – powiedziała Tatjana z kątomierzem w ręku – Do tego 60 x 6=360 stopni
zawsze szóstki
-Rzeczywiście, Tania, to, że zmiana osi Ziemi w czasie Wszechświatowego Potopu zmieniła się równo o 60
stopni, lub na 1/3 półkuli ziemskiej. Pozawala stwierdzić, że oś ziemi zmieniła się nie bez systemu i za sprawą
jakiegoś czynnika, lub wcześniej opracowanego planu, co jakiś czas Ziemia zmienia osi o 60 stopni. A każda
taka zmiana osi to kolosalna katastrofa, kolosalna tragedia! Masz tobie 60 stopni ...
-Szóstka to złowieszcza cyfra i jeszcze dwa zera – zauważyła Tania
-Jakie dwa zera- nie zrozumiałem – tam jest jedno zero w 60
-No jedno wielkie i jedno malutkie to malutkie oznacza stopnie – a... a...
Nepalskie klasztory „stup” są zorientowane według starożytnego pola
magnetycznego
-Słuchaj – wzdrygnąłem się – w czasie pierwszej Himalajskiej ekspedycji w 1996 roku, będąc w Nepalu, ja przy
pomocy kompasu mierzyłem orientację religijnych stup, tych na których są przedstawione niespotykane oczy.
Wtedy zastanawiałem się gdzie patrzą te oczy? A te niesamowite oczy jak nam się udało wyjaśnić, należały do
Lemurców. Tak oto, większość nepalskich stup zorientowane na linii, odchylonej na 60 stopni od osi północ-
południe, to jest według pola magnetycznego kiedy północą była góra Kailash.
W 1996 roku wiele nie rozumiałem, A teraz zrozumiałem, że nepalskie słupy dzięki swojej orientacji 60 stopni
od współczesnej osi Ziemi, tak jakby dają do zrozumienia, że niespotykane oczy, jawiące się „wizytówką” tych
stup, należały do ludzi, którzy żyli przy inaczej położonych biegunach.
-A skąd nepalscy lamowie wiedzieli o tym? - spytała Tatjana.
-Wszystkie budowle religijne, choćby stup, choćby kościoły, meczety, buduje się według ustalonego planu,
przyjętego od starożytnych. Służby religijne święcie chronią tą wiedzę i przenoszą ją przez wieki. Ciekawe jest
to, że w nepalskich stop , które, a propos, są podobne w jakiś to sposób do góry Kailash, przetrwały starożytne
zasady budowy w dwóch pryncypiach – pierwsze to orientacja na 60 stopni i druga to oczy dawnych ludzi.
Nepalczycy wchodząc w stup, kłaniają się, znaczy się, ludziom którzy żyli na ziemi kiedy bieguny były w innym
miejscu. Ci dawni ludzie, oczy których przedstawiają ma ścianach, byli jak Bogowie, i należy im się pokłon.
To Lemurcy – największa ludzka rasa; jak wiadomo lemurska cywilizacja osiągnęła niesamowity poziom rozwoju
i pozostawiła swą wiedzę na „złotych płytach”, znajdujących się w głębokich tajemnicach Himalajów i Tybetu,
może też... i w innych miejscach... może też... w węzłowych punktach sieci piramid i monolitów... Zamyśliłem
się. Wydało mi się, że może kiedyś, może ktoś znajdzie „złote płytki” lemurców, ktoś może odszyfruje je, i
wtedy ludzkość pozna Wielką Wiedzę, która przenicuje nasze życie. Może należy zacząć takie poszukiwania. Ja
wiem, że Wyższe Siły nie pozwolą nigdy na taki odkrycie do czasu kiedy w ludzkości zwycięży dobro, i Wielka
Wiedza nie będzie wykorzystana przez Zło, tylko po to by ktoś mógł rządzić innymi, lub utrzymać swoje rządy.
W tym miejscu zrozumiałem, że nawet marzyć nie mogę, że podczas najnowszej ekspedycji znajdziemy tajne
miejsce i zobaczymy je na ocznie, jeszcze nie nadeszły te czasy... Prastaży byli nie tylko mądrzy ale i
oryginalni.
-A czy może być, że i Atlanci kłaniali się Lemurcom? - niespodziewanie pytanie zadała Tatjana.
Podniosłem na nie oczy i w otpowiedzi spytałem:
-Skąd u Ciebie taki pomysł?
-Nie wiem.
-Interesujące, - ty zacząłem rozważać- znajduje się mnóstwo literackich danych o tym, że cywilizacja atlantów
– ludzi minionej cywilizacji- rozwinęła się mocno wtedy, kiedy im były udostępnione „złote płyty” lemurców. W
tedy oni rozwinęli technologie, opartej na wykorzystaniu bożej delikatnej energii. Dlatego w pełni logiczne jest,
że Atlanci też kłaniali się Lemurcom. Czyżby nepalskie stup świadczyły o podobieństwie religijnej kulturze
Atlantów?
-Erneście Rifgatowiczu, interesujące to wszystko, - Ja zaraz to wszystko zapiszę!
Zapis jest wyżej, a ja zacząłem głośno myśleć, Tania pisała w biegu.
-Jeżeli wziąść pod uwagę założenie, że zasady budowy nepalskich stup „dotarły” do nas z czasów Atlantów, to
tłumaczy ich orientacje na 60 stopni od osi ziemi. Nie widziałem jeszcze góry Kailash na ocznie, tylko na
zdjęciach, można stwierdzić podobieństwo nepalski stup do świętej góry Kailash; a na tych świątyniach
wyobrażenie oczu lemurców. Stąd można założyć, że Atlanci kłaniali się Kailashu i lemurcom, którzy byli
budowniczymi tej uświęconej góry piramidy.
-Wolniej, wolniej nie nadążam pisać!
-Tak... Logiczny ciąg przywodzi na myśl, że Kailashi, być może, rozłożone wokół niego Miasto Bogów było
zbudowane przez lemurów. A przecież całkiem niedawno, analizując światowy system piramid i monumentów
przeszłości, nam udało dojść do stwierdzenia, że Kailash był zbudowany 850 000 – 1 000 000 lat temu ! Której
z hipotez wierzyć? Wydaje mi się, że prawda jest po środku: Kailash i inne monumenty starożytności były
zbudowane przez Atlantów, którzy otrzymali wiedzę od lemutrów, którzy wyszli ze stanu Somaty
(samokonserwacja ciał), w którym oni przebywali tysiąclecia, a możliwe, i miliony lat w głębokich grotach
tybetu i Himalajów. Atlanci nazywali ich Synami Bogów, o czy jest przekonana Elena Bławatcka i wschodnie
religie.
Tatiana odłożyła pióro, spojrzała na mnie i powiedziała.
-Wspaniale! A ni razu Pan nie powiedział „przecinek” czy „kropka”.
-M.. da.. A wogóle, Tanja...
Nie pisz tego! Wyobraź sobie cywilizację atlantów. 5 – 6 metrowy atlanty z błonami między palcami żyją na
Ziemi. Oni, tak jak i my, zakochują się, żenią się, rodzą dzieci, jedzą.... Ich uczeni prowadzą badania i raptem
dochodzą do stwierdzenia o nadchodzących czasach przemiany. I tu pojawiają się ogromni 10 20 metrowi ludzie
– lemurcy. Atlanci, padają na twarz przed nimi, z okrzykami – Synowie Bogów, Synowie Bogów! Lemurcy nie
odpowiadają na pytanie skąd oni przybywają – i z dostojeństwem, spotykają się z uczonymi Atlantów i
odkrywają im sekrety „złotych płyt”, na pewno metodą „Siłą Ducha”. Dalej rysują oni plan budowy Miasta
Bogów i cały światowy system piramid i monumentów, pokazują też te miejsca gdzie ziemia ma mieć nowe
bieguny. I jeszcze przekazują im... znak starożytnych... i odchodzą nie wiadomo do gdzie?
-Znak starożytnych?
W tym momencie hałas i muzyka z sąsiedniego pokoju, nasilił się, otworzyły się drzwi i kilka wesołych kobiet
potrzebowało, żebyśmy z Tania zasilili ich towarzystwo.
-Coś takiego! Gdzie mężczyźni! Jeden Sylwester nas zabawia i do tego pijany!
Atlantyda zatonęła przez to że oś Ziemi zmieniła się o 6666 km
My przyłączyliśmy się do towarzystwa. Sylwester jak to się mówi rzeczywiście był „nie dzisiejszy”. Powiedziałem
jakiś toast i usiadłem coś przekąsić.
-Oj, poważny on jakiś – pokazała na mnie jedna z kobiet.
-Co się wy tak zamyślili? Opowiadajcie może nas to zainteresuje.
-Dziewczyny potańczcie lepiej.
-A kto zaprosi Wy. Czy dama damę?
-Tańczcie szybkie tańce.
Przy drugim końcu stołu trzy kobiety zawzięcie o czymś dyskutowały. Jedna z nich płakała.
-Rozumiecie, chlipała – jak tylko przyniesiono te dwa futra, od razu wybrałam, która kupie. Takie długie z jasną
obszywką na dole i wokół rąk, jaj w nim wyglądałam jak królewna.. A ta drugie takie sztuczne fioletowe, z
kapturem, cienkie, wyglądałam w nim jak jakaś durna. I ta jędza podpowiada abym kupiła te drugie.
Rozumiecie to drugie ... żebym wyglądała jak potwór. I to ma być przyjaciółka!!! I jeszcze tłumaczy to tym, że
te drugie cztery razy tańsze. Za kogo ona mnie bierze!
Wstałem, przyzwałem Tanię i poszedłem do drugiego pokoju popracować. Jeszcze usłyszałem:
-Chociaż nie zamykajcie drzwi! Chcemy słuchać, co wy tam mądrego będziecie mówić.
-Dobrze
Tania rozłożyła papiery. Ja zapaliłem
-Na czym myśmy się zatrzymali?
-Na znaku starożytnych.
-Może tym znakiem starożytnych jest same 60 stopni? - rozmyślałem – No chyba to nie to! Słuchaj Tania,
policzmy – ile kilometrów będzie te 60 stopni. 60 stopni to 1/3 półkuli ziemskiej i 1/6 jej obwodu. Ze szkoły z
geografi wiemy że obwód ziemi wynosi 40.000 km. Policz proszę ile kilometrów wynosi to 60 stopni?
Tania zaczęła liczyć i w uczniowski sposób odpowiedziała
-60 stopni daje 6666km
Co?
6666 km. A co?
-Jeżeli liczbę 666 uważa się za diabelską to liczba 6666 powinna być jeszcze gorsza!
Zamyśliłem się z sąsiedniego pokoju słyszało się muzykę. Znana piosenkarka Alena Alina śpiewała:
„On wyjechał precz nocnym pociągiem,
W ciszy kroków wciąż czekasz z przyzwyczajenia...”
Rozległ się tupot i okrzyki „u-uch”. Kobiety tańczyły. Usłyszałem jeszcze głos:
-... ani więcej słowa o futrze. Obiecujesz?
Nie jestem skłony za bardzo wierzyć mistyce, a to było niesamowite: obwód Ziemi składa się z 6 części po
6666km. Wszędzie szóstki.... Jeżeli by wierzyć w magię liczb i przypisywać szóstce złe znaczeni, w planecie
Ziemi są negatywny podstawy? Lub fatalne? W tym momencie ja jeszcze nie rozumiałem tego, że razem z nami
na Ziemi współistnieje jeszcze jeden świat – świat, w którym liczby i ich znaczenia grają wielką rolę, że reguły
tego współistnienia tego świata są doskonałe, że Ziemia wydaje się matką nie tylko dla nas, ale też dla innych –
przedstawicieli tego świata, że Miasto Bogów było przekazem tylko dla nas, ale także dla innych... W tym
momencie ja stałem i myślałem o tym szóstkowym ciągu wokół Ziemi.
-Wszechświatowy Potop, rozumiesz Tania, przeszedł dlatego, że oś Ziemi zmieniła się o 60 stopni czyli... na
6666km. Atlantyda zginęła przez to że oś Ziemi przemieściła się 6666 km. Cztery szóstki jakby symbolizują
wielką katastrofę Ziemi. Czyżby wszystko było z góry ustalone? -
Poczułem się malutki i nic nie znaczącym. Dotarło do mnie filozoficzne znaczenie czterech szóstek, rzeczywiście
jest to mistyczno-filozoficzne znaczenie. W całym świecie razem z dobrymi podstawami są obowiązkowo złe,
negatywne podstawy, w walce z którymi rodzi się Wiedza i następuje Rozwój. Dlatego negatywne podstawy
należało by zaliczyć także „bożym dziełem”, tak jak bez walki z nimi nie byłoby rozwoju i człowiek nie mógłby
realizować się jako samo rozwijający się twór, na podobieństwo Bogów. Człowiek – żywe istota! A Ziemia? W
samej Ziemi, są też te negatywne podstawy w obrazie czterech szóstek, i Ziemia także powinna borykać się z
tym złem, żeby następował rozwój, żeby także realizowany było samo rozwój. A to już świadczy, że Ziemia to
nie taka prosta planeta, na której my żyjemy, a żywe istoty, które są zdolne do...
Pomachałem głową, po to aby pozbyć się tych mistycznych myśli.
-Tania, zapisz wszystko co tu mówiliśmy!
-Ja już zapisałam. Nadążam jak Pan nie mówi „przecinek” lub...
-Atlanty, widocznie nie umieli wejść w kontakt z Ziemią, coś było mniej, być może poczuli się Bogami, być może
uważali matkę-Ziemię za bezduszną materią, na powierzchni której można robić co się chce. Im, Atlantom,
brakowało jednej szóstki-zła, dwóch szóstek- silnego zła, trzech- diabelskiego zła i czterech szóstek –
katastroficznego zła. Ziemia zmieniła swoją oś na 6666 km, spowodowała Wszechświatowy Potop, i Atlantyda
zatonęła. I tylko niewielka grupa duchownie rozwiniętych Atlantów została na Ziemi.
-Żal Atlantów, - wtrąciła Tania- Na pewno w śród nich także była miłość...
-Ziemię należy kochać przede wszystkim – odpowiedziałem jej.
W sąsiednim pokoju dobiegały odgłosy końca imprezy
Tragiczne przesłanie prastarych.
Nieoczekiwanie powiedziałem.
-Jaka jest wysokość góry Kailash? W jednej literaturze podają 6714 metrów a w innej 6668. A czy nie
rzeczywiście może 6666 m?
-Znów te cztery szóstki
-Tak. Na początku pomówmy o pomiarach wysokości gór i geologii. Jestem zapalonym turystą i coś tam o tym
wiem. Pomiar wysokości gór to nie taki prosty proces i obciążony jest dużym błędem, i możemy z dużym
prawdopodobieństwem przyjąć, że wynosi ona 6666 m. Z tego co wiem Himalaje są młodymi górami, a młode
góry rosną. Dlatego nie należy wykluczyć tego, że pierwotna wysokość była właśnie 6666m.
-Zadziwiające – odezwała się Tania- przewrót ziemi i związany z nim potop także wiąże się z czterema
szóstkami. Zadziwiające?
-6666 -to tragiczne przesłanie starożytnych! - powiedziałem zaskakując tym siebie samego.
-???
-Wysokością świętej góry Kailash starożytni wyrazili główną przyczynę wielkiej katastrofy Ziemi.
-Przyczyna katastrofy w tych szóstkach?
-Tak.
-Dlaczego?
-Nie wiem dokładnie. Myślę, że Kailash był pobudowany w związku z Wszechświatowym Potopem – przed lub
po. W Kailash wyobraża apokalipsę, wyobraża Wielki Potop! Kailash był wybudowany jako ostrzeżenie przed
apokalipsą! Miasto Bogów razem z Kailash grają główną rolę...
Zamyśliłem się, zagłębiłem we własnych myślach.
-Wysokość Kailash – to metry, a odległość Kailash-Biegun Północny – kilometry, chociaż zawsze 6666 –
stwierdziła Tania
-Myślę – zebrałem myśli – że Kailash był pobudowany w takim to celu, związanym z delikatnym światem. A w
tym delikatnym świecie wszystko jest względne, tam nie ma absolutnych cyfr, tam główną rolę grają liczby, a
nie jednostki. To trudno określić, to tak jak w teorii fraktali różna wymiarowość.
Fraktale – wtedy, kiedy mikrony, metry i kilometry, w istocie, jednakowo, charakteryzują w różnych
jednostkach jakąś liczbę. Dlatego istotna jest liczba 6666 a nie jednostka kilometry czy metry bo jeżeli w
fizycznym świecie jest różnica to w świecie fraktali jej nie ma. Z tego co tu powiedziałem można sądzić, że
święta góra Kailash grała jakąś rolę w Wszechświatowym Potopie przez delikatny świat – świat totalnej
względności, gdzie nie ma odległości i gdzie wszystko zachodzi natychmiast, no zachodzi mocno i gwałtownie.
-Interesujące było by przebywać w takim świecie, - odezwała się Tania
-My będziemy tam po śmierci i poznamy go na Tym Świecie.
-A ja tu policzyłam i otrzymałam cos takiego -Tania pokazała kartkę a na niej było napisane
6+6+6+6=24
2+6=6
-Coś takiego! -powiedziałem- Totalna szóstka, od szóstek nie uda się uciec! Jeżeli mamy do czynienia z
czterema szóstkami, to ich suma jest też symboliczną szóstką (24 czyli 2+4=6). A w delikatnym świecie
wszystko względne i symboliczne... Jeżeli wierzyć, że szóstka odzwierciedla zło, to cztery szóstki okazują się w
delikatnym świecie symbolem totalnego wszelkiego zła – zła globalnych katastrof!
A co będzie, jeżeli dodać trzy szóstki? 666 uważa się za zły symbol – powiedziała taniai policzyła- to też jest
interesujące 6+6+6=18 a 1+8=9
-No odwrócona szóstka...
-Czytałam,że jak 666 także 9 uważa się za cyfrę diabła.
-Zgadza się
-Dwie szóstki to 12 a 1+2=3
-Być może 66 symbolizuje zło, a być może nie, nie wiem- powiedziałem- no policzmy dziewiątki.
9+9+9+9=36
9+9+9=27
9+9=18
3+6=9
2+7=9
1+8=9
Z ze zdziwieniem przyglądaliśmy się temu ciągowi dziewiątek
9999 – symbol zagłady samej Ziemi a nie tylko ludzi, żyjących na niej. Przy cyfrze 9 zawsze fatalnie.. -
mruczałem cicho
W tym momencie wydało mi się, że taka to mistyczna zabawa cyframi, i nie ma w niej żadnych naukowych
podstaw. Trochę później jak zaczęliśmy z Tanią zaznaczać te cyfry na globusie, to otrzymaliśmy takie punkty,
że po woli i niewoli zaczęliśmy wierzyć w magię cyfr i oddziaływanie delikatnego świata.
Tania wzdrygnęła się i otworzyła szeroko oczy – Ja boję się delikatnego świata.
Nie bój się Tania! W tym względnym i symbolicznym delikatnym świecie są nie tylko cyfry 6 i 9 lecz także i
inne. Sprawdźmy cyfrę 7.
7+7+7+7=28
7+7+7=21
7+7=14
2+8=10 (1)
2+1=3
1+4=5
a co będzie z cyfrą 8
8+8+8+8=32=5
8+8+8=24=6
6+8=16=7
-Dwie kombinacje dobre, i jedna zła....
-Jeżeli przeliczyć wszystkie liczby, - zamyśliłem się, to, prawdopodobnie, będzie równowaga „dobrych” i „złych”
liczb.
Takim stworzył Bóg ten świat, w nim i delikatny symbolicznie – odnoszący się świat. Tania, nie należy myśleć,
że cyfry to tylko symbole, jest w nich straszliwa i ogromna siła. Siły delikatnego świata wielokrotnie większe są
od fizycznych sił, te siły delikatnego świata mogą nie tylko zetrzeć człowieka z powierzchni ziemi, no i znieść
Ziemię z orbity, wszystko dematerializować, i tworzyć cudy. A delikatne siły symbolizują siły, proste zwykłe
cyfry.
Zamilkneliśmy. Powiało grozą od zapisanych cyframi kartek.
-My wam trochę po przeszkadzamy! - rozległ się wesoły głos w drzwiach. Dwie kobiety niosły po dwa kieliszki
wódki, dla siebie i dla nas. Było jasne, że one chcą się z nami napić.
-Dziewczynki, postawcie półki co kieliszki. Zaraz skończymy Tania! Bierz kartkę.
-Oczywiście.
-Delikatna – energetyczna substancja człowieka, - zacząłem dyktować,- Ma na pewno kanały łączące z stałym
delikatnym światem. Jeżeli by Bóg otworzył te kanały to człowiek mógłby wykorzystywać energię delikatnego
świata, w myślach wybrać jakąkolwiek kombinację cyfr i siłą woli i wysłać swoje zaszyfrowane życzenie dokąd
bądź. Wtedy moglibyśmy samym wzrokiem przenosić skały. Jednak Bóg nie otworzył nam takich kanałów!
Jeszcze nie otworzył! Nie mamy jeszcze czystej duszy! Przecież moglibyśmy wykorzystać delikatną energię w
celach negatywnych, a to by było okropne! We wschodnich opracowaniach znalazłem opisy tego, jak Atlanci i
Lemurczycy wykorzystywali delikatną energię – przede wszystkim dzięki niej mogli tworzyć cuda, ponieważ
wzrok nasycony jakąś delikatną energię stawał się potężnym narzędziem, pozwalającym przenosić góry,
budować piramidy i robić wiele innych rzeczy. Spojrzenie może być różny: wzruszające, oziębłe, życzliwe lub
zabójcze, dobre bądź złe, prawda jest w tym – czy wydaje się spojrzenie prawdziwym? A spojrzenie to po
prostu kombinacja cyfr, powstających w głowie. Nastawiłaś się, na przykład, na dobre działanie, popatrzyłaś na
człowieka, wybrałaś w głowie potrzebną kombinację „siódemek”, i twój wzrok przekaże człowiekowi siłę
życiową. A jeżeli ty nastawisz się negatywnie, wybierzesz w głowie kombinację „szóstek” lub „dziewiątek”, to
twój wzrok może okazać się śmiertelnym. Możliwe że to dobrze iż nie otworzono do tej pory nam tego kanału
delikatnej-energii wykorzystywanej w spojrzeniu. Dobra póki co u nas mało!
-I bardzo dobrze, że są zamknięte, wyobrażam sobie, że jakaś kobieta, zobaczyła by mnie w nowej kietce i od
razu pomyślała by „dziewiątki” lub „szóstki”..., poważnie wymamrotała Tania.
-A my już tyle czasu wzrokiem pokazujemy Wam to, że zaraz zaczniemy myśleć same „szóstki”, -powiedziała
jedna z dwóch stojących z nami kobiet i pokazała pełne kieliszki.
Wypiłem, powiedziałem jakieś życzenia i stwierdziłem,że muszę jeszcze popracować.
-Panu to dobrze, Pan wypił i może pracować, a ja to co, - powiedziała Tania z kieliszkiem w ręku.
-Pisz Tania!
-Już piszę.
-Kiedyś, kiedy spotkałem się z wielkim podobnym do proroka człowiekiem i magiem San Baboi, zwróciłem
uwagę na niezwykłe i silne jego spojrzenie. Wtedy spytałem, popatrzywszy mu w oczy: „Who are you? (kim
jesteś?), po tym jak on popatrzył na mnie tak, że zrobiło mi się dziwnie. Ten człowiek obdarzony jest
fenomenem materializacji i podczas spotkania zmaterializował mi w ręce popiół. Dlatego uważam że wzrok
można być również narzędziem do materializowania lub dematerializowania. Ktoś tam wspominał ze świty San
Baby, że San Baba zna sekret jakiś liczb.
W tym czasie, kiedy zboczyłem z linii podstawowych rozważań, i zacząłem analizować ludzkie spojrzenie, nawet
w tedy nie myślałem, że już wkrótce, jak będę patrzył na święty Kailash, w myśli swoich dojdę do wniosku, że
stworzenie takiej konstrukcji było możliwe tylko w cudowny sposób, siłą wzroku, w całej górze wyczuwało się
coś niesamowitego jak by genetyczną pamięć, że twórcy uważali się za Bogów.
-Ernst Rifgatowicz, zapraszam Pana do tańca, - rozległ się głos jednej z kobiet, które przyniosły wódkę.
-Ja nie pójdę muszę zakończyć rozumowanie...
-Jeżeli by zaprosiła Tania to by Pan tańczył- ze złośliwością powiedziała ona, i z koleżanką wróciła do swojego
pokoju.
-Pisz Tania! I tak wróćmy do tragicznego przesłania prastarych wyrażonej w wysokości góry Kailash (6666 m),
odpowiednio podającą odległość zmiany biegunów podczas Wielkiego Potopu (6666km), można sądzić, że
święta góra była zbudowana po Wszechświatowym Potopie ocalałych Atlantów lub Lemurów w celu pokazania
następnej zmiany osi. Dlatego góra Kailash powinna... ja myślę, mieć bardzo złożoną konstrukcję, która nie
tylko by przekazywała falową energię swoim kształtem (falowe formy przedmiotów), ale również z pomocą
boskiej (delikatnej) energii stabilizowała oś ziemi, i pozwalała spokojnie żyć ich potomkom.
Mówiąc te słowa, przedstawiałem złożoność konstrukcji Kailash i, jak mi się wydawało, złożoność konstrukcji,
wchodzących w skład Miasta Bogów monumentów. Jednak to co ja zobaczyłem parę miesięcy później, przerosło
wszystkie moje fantazję i raz jeszcze doszedłem do wniosku jak mało wiem i rozumiem, w porównaniu z wiedzą
Atlanty lub Lemurów, która wydaje się jak bajka. Dlatego pomyślałem sobie o tym, że nawet oni popełnili jakiś
wielki grzech który sprowadził na nich potop i czym był ten grzech w porównaniem z krytyczną oceną osiągnięć
naszej cywilizacji.
-A kto wymyślił metry i kilometry? Niespodziewanie powiedziała Tania.
-Bardzo ważne pytanie, - zastanowiłem się- Nie wiem. Jeżeli by wziąść pod uwagę literaturę, to zawsze spotyka
się teorię, z którą się zgadzam, że pomysły uczonych pochodzą od Boga. Dlatego uważam, jakby to mistycznie
ni brzmiało, że jednostki miar były przekazane na Ziemię przez Wyższy Rozum, lub dotarły do nas od czasów
Atlantów. Tragiczna liczba 6666 wyrażona jest w metrach i kilometrach. Ale jeżeli my będziemy mierzyć
wysokość Kailash i położenie od niego Bieguna północnego w innych ludzkich jednostkach takich jak stopy,
łokcie, to my na pewno, niczego nie otrzymamy.
-Smutne, budować górę wysokości, która odpowiada tragicznej liczbie – westchneła Tania.
-Wiadomo-odpowiedziałem.
Od razu omówię, że po zakończeniu ekspedycji ja otrzymałem poważne informacje od topografów i geologów,
żeby urealnić wysokość Kailash jako 6666 m. Wyjaśniło się, że wysokość gór określa się z pomocą przyborów ,
nazywanych teodolitem i niwelem {?}. Pomiar polega na zmierzeniu kąta wysokości wierzchołka góry z innego
wierzchołka którego wysokość jest znana i przeliczenia stopni kąta na metry. W czasie takich pomiarów
dokładnie można zmierzyć obiekty dużo niższe, ale w Himalajach wszystkie szczyty są wysokie i na nie które
nie można wejść choćby na Kailish (świętość) i dlatego pomiary obarczone są błędem.
Pomiar wysokości z pomocą zdjęć lotniczych odbywa się drogą seryjnego fotografowania krajobrazu, z dwóch
pozycji, potem nakłada się zdjęcia na siebie i otrzymuje się zdjęcia trój wymiarowe, które dalej się poddaje
analizie. No w Tybecie s ą olbrzymie wysokości, i zdjęcia musiały by być zrobione z olbrzymiej wysokości które
nie grzeszą dokładnością, również zdjęcia z kosmosu są nie dokładne.
Do tego geolodzy uważają że w Himalajach do tej pory zachodzą procesy górotwórcze, są to młode góry. Na
skutek ruchów tektonicznych góry w tym rejonie mogą rosnąć od 0,5 do 1 cm na rok. Co też może zmieniać
wcześniejszą wysokość.
W związku z tym jest chyba zrozumiałe, dla czego na mapach podje się dwa warianty wysokości świętej góry –
6668 i 6714 m, - dzięki niedoskonałości pomiaru. Nie można też wykluczyć że Kailash wyrósł od czasów jego
budowy. Dlatego wysokość 6666 m wydaje się logiczną pierwotną wysokością Kailash.
-Ernst Rifgatowicz, znaczy się, przez górę Kailash starożytni przekazali nam tragiczne przesłanie. Oni ostrzegają
nas, abyśmy tak jak oni nie doświadczyli Wszechświatowego Potopu. Pokazali nam przyczynę takiego potopu
6666 -cicho powiedziała Tania.
-Mi smutno było uświadomić to, Tania, - przemówiłem – Zaszyfrowane i wpisane w górę tragiczne przesłanie...
-Mi także smutno.
-A tu coś, od czego mnie robi się jeszcze smutniej. Tania, - nasza cywilizacja jeszcze daleka od zrozumienia
delikatnych energii i naukowego poznania Boga, my rozwinęliśmy nasze technologie na energii otrzymywanej z
chemicznego spalania gazu i ropy naftowej. Przy tym zapominamy że ropa i gaz stworzył Bóg, a dobro
materialne król. Jeżeli nadal będziemy badali tylko świat materialny i nie przejmowali do wiadomości innych
teorii niż te uznane przez świat naukowy to my już zginęliśmy, nie zdążymy zrozumieć zagadki czterech szóstek
– tragicznego przesłania starożytnych.
-Dlaczego ludzie tak postępują?
-To zupełnie inny rozdział. A teraz my znajdziemy odpowiedź na jeszcze jedno pytanie – Jak odnosi się
wysokość Kailash do wszystkich systemów piramid i monumentów starożytności? Myślę, że tu znajdziemy tu
wiele ciekawych wniosków.
Wieża Diabła
Pisać?
-Tak, ostatnim razem, jak my rozgryzaliśmy światowy system piramid i monumentów, Rawil Mirchajdarow
zauważył...
„Ech!” - rozległo się w drzwiach. Pojawił się Sylwester z jedną z imprezowiczek z sąsiedniego pokoju na rękach.
-Ona chcę pomówić z Wami – skłaniając się powiedział – Nie mogę jej utrzymać.
-Zaraz , zaraz.... Tania, zadzwoń do Aleksa Sawjelewa i Olgi Iszmitowej, żeby ich uprzedzić, że będą potrzebni.
Nam będzie potrzebny Internet. No co znowu?
-My tu, dziewczynki, wymyśliliśmy, - nerwowym głosem powiedziała dama, - że są papierosy „555” i perfumy
„555”, co to może znaczyć?
-Sylwester to doskonale wie, on może wam to wyjaśnić – przekazałem inicjatywę, Sylwestrowi. - -Tania
zadzwoniłaś?
-Zadzwoniłam oni tu zaraz będą.
-Rawił Mirchajdarow zauważył, że linia, łącząca górę Kailash z meksykańskimi piramidami przechodzi przez
biegun Północny. Do tej pory nie zwracałem na to zbytniej uwagi, ale to zapamiętałem. Wygląda na to, że
meksykańskie piramidy zostały zbudowane w jakimś celu, własnie na tej linii. Po co?
Tania pytająco popatrzyła na mnie, nie zwracając na Sylwestra siedzącego na dywanie i wyjaśniającego już
dwóm damom zagadkę perfum i papierosów 555.
-Cel wybudowania meksykańskich piramid na linii „Kailash – wyspą Wielkanocną „ i dalej przez Biegun
Północny... - rozmyślałem – jest ... w... Słuchaj! Odległość od świętej góry Kailash do bieguna Północnego to
6666km. Choć zaznaczymy na tej linii jeszcze jedno 6666km od bieguna północnego w stronę meksykańskich
piramid! Zobaczymy co otrzymamy?
Od razu dopowiem, że przy pomiarze, ja się pomyliłem, zrobiłem błąd, no.... szczęśliwa pomyłkę. Jeżeli by tego
błędu nie było nie mógłbym odkryć Wieży Diabła i zrobić logicznego ciągu całego szeregu interesujących i
ważnych przemyśleń, którym będą poświęcone dalsze rozdziały. Błąd ja wkrótce ujawnię i będę zdziwiony
przyczyną jego popełnienia, znów mistycyzm...
Podeszliśmy do globusu, wzięliśmy cyrkiel. W tym momencie weszli Olga Iszmitowa i Aleksander Sawielew. O
Oldze – szefowej biura projektów graficznych- naszego centrum – już pisałem wcześniej. A Aleksander, młody
lekarz i kandydat nauk medycznych, interesujący się komputerami do takiego stopnia, że poświęcił się im
rezygnując z praktycznej medycyny. Wykorzystując jego talent stworzyliśmy dla niego odział medyczno-
informatycznej technologii.
-Przyłączcie się do nas,- zacząłem wyjaśniać Oldze i Alekseju wcześniejsze przemyślenia- czyż nie jawi się osi
przeniesienie osi Ziemi o 6666 km jakimś periodycznym fenomenem, występującym na naszej planecie, i czy
nie czeka nas kolejna taka zmiana zakończona Wszechświatowym potopem? Spróbujmy odmierzyć 6666 km,
zaczynając od bieguna Północnego!
-To bardzo interesujące,- powiedział poważny Aleksiej i spojrzał z ukosa na ludzi, siedzących na dywanie i
rozpatrujący problem perfum „555”.
Postawiłem jedną nogę cyrkla na biegunie Północnym i zaznaczyłem te 6666 km; druga nóżka cyrkla znalazła
się w Ameryce w rejonie stanu Wyoming, który znajduje się na południu USA.
-Czyżby to było diabelskie miejsce, gdzie znajdzie się nowy biegun północny ziemi po kolejnej zmianie? -
pomyślałem, i jednocześnie poczułem rozczarowanie – Przecież niczego dziwnego tam nie ma – zwykłe miasto
na wielkich równinach USA!
-Olga, Aleksej, wejdźcie w Internet, znajdźcie stan Wyomin i zobaczcie co tam się znajduje – poprosiłem.
-Olga z Aleksandrem poszli do komputerów, a ja z Tanią jeszcze raz odmierzyliśmy na globusie odległość 6666
km po lini w stronę wyspy Wielkanocnej; ku zdziwieniu naszemu- następnym punktem który wskazał cyrkiel
była właśnie Wyspa wielkanocna...
-Połówka obwodu ziemi składa się z trzech odległości 6666 km! - przypomniałem sobie.
-A co w tym dziwnego-wzruszyła ramionami Tania, i zaczęła coś liczyć na kawałku papieru- ze szkolnej geografii
wiadomo, że długość obwodu ziemi to 40 000 km, połowa to 20 000. Popatrzcie 6666x3=19998, to brakuje
tylko dwóch km do 20000. A jeżeli 6666x 6, to otrzymamy 39996, to bez 4 km 40000.
-Interesujące! Obwód Ziemi to 6 razy po 6666 km – powtórzyłem głośno – no może to nie wszystko dokładne
wszak Ziemia jest elipsą, ale w założeniach tak.
Wbiegła Olga.
-łatwo odszukaliśmy informacje o stanie Wyoming, głównym fenomenem wydaje się tam tak zwana Wieża
Diabła.
-???
-Zaraz przygotujemy szczegółowe informacje-powiedziała i wybiegła.
Zamilkłem i zacząłem myśleć o fatalizmie tego wszystkiego, co zachodzi na ziemi. Dlaczego obwód Ziemi to 6
razy po 6666 km? Dlaczego takie o złym znaczeniu cyfry? Komu przyszła do głowy taki obwód Ziemi? Dlaczego
od diabelskiej wysokości góry Kailash (6666m) dwa razy po 6666 km znajduje się Wieża Diabła? Co znajduje
się pod wodą północnego bieguna jeszcze jedna Wieża Diabła?
Rozległo się „och, trzeba rozprostować nogi!” i przerwało mi myślenie. Obie damy na dywanie razem z
Sylwestrem, podnieśli się, podeszli do piszącej Tani z tyłu i zaczęli z uporem patrzeć na mnie. Wtem jedna z
nich pochyliła się na Tanią. I powiedziała
-Wszystko jasne!
-Co?
-Wszystko jasne!
-Co?
-”Kenzo”!
-???
-Powąchaj, - pokazała ona na włosy Tani drugiej damie.
Od razu zrozumiałem, znalazłem się w nie przyjemnej sytuacji, dlatego że miałem w zwyczaju na urodziny
kobietom pracującym w naszym centrum obdarowywać perfumami „Kenzo”, a to dla tego bo to były jedyne
perfumy, których nazwę pamiętałem, i dawałem je wszystkim bez wyjątku.
-Tak jest Kenzo- odpowiedziała druga dama, powąchawszy Tani głowę.
-Kenzo, Kenzo – usłyszeliśmy chrypiący głos Sylwestra,- i co z tego?
-Wszystko wiadomo, Kenzo! Między innymi, Ernst Rifgatowicz... m... m...
Obie damy wyszły do drugiego pokoju. Przemogłem zmieszanie, zacząłem znów dyktować Tani, lecz ona
zauważyła: - Perfumy, powinno się darować indywidualnie!
-A skąd ja mam wiedzieć, jakie perfumy są dobre, a jakie nie, - żachnąłem się-Jedyne jakie znam, to
„Czerwona Moskwa” i „Potrójna woda kolońska”. „Szypr” jeszcze znam, Jura Iwanowicz mówił, ze go pił, tylko
później oddech nie taki. No i Kenzo jeszcze... A ty jakie lubisz?
{te wcześniejsze nazwy to nazwy z czasów CCCP tamte perfumy idealnie nadawały się do odstraszania
owadów}
-Lubie „Hugo” i „Gucii”, no i „Djupon” jest niezły.
-A... a...
W końcu udało mi się porzucić problem damskich perfum, i wróciłem do analizy zagadek historii Ziemi,
zaznaczonych na globusie.
-Tragiczne przesłanie starożytnych, wyrażone wysokością świętej góry Kailash – myślałem- ma teraz nowe
znaczenie, pokazuje zwyczaje naszej planety. Ale dlaczego te zwyczaje zostawiono ze złowieszczą cyfrą 6666?
Przecież Ziemia to dobra i zielona planeta!
Myślenie przerwały mi dochodzące z sąsiedniego pokoju damskie głosy które głośno omawiały perfumy.
Dochodziły takie słowa jak „Ismiasi”, „Fidji” i znów nieszczęsne „kenzo”
Wreszcie pojawił się Aleks z Olgą i pokazali mi paczkę kartek, wydruków z Internetów.
-To informacje o Wieży Diabła z Internetu – powiedział Aleks
-Popatrzmy.
Od razu stało się jasno, że Wieża Diabła to ogromny kamienny słup, w swojej formie podobny do piramidy z
płaskim wierzchołkiem i wysokości 290 metrów (dla uzmysłowienia wysokości to 2x wysokość piramidy Heopsa
146,6 m). Ten kamienny słup położony na płaskowyżu, bardzo wyraźnie odbiega od krajobrazu, tak że o nim
jest wiele legend. Jedna z nich mówi o gigantycznym niedźwiedziu – diable, który żył w tym miejscu i polował
na ludzi. Ludzie ratowali się od niego na tej właśnie kamiennej wieży, a niedźwiedź, starając się wleźć na tą
wieżę podrapał ją pazaurami, dlatego boki Wieży Diabła została pobrużdżona. Czasami na Wieżę Diabła mówią
„mieszkanie niedźwiedzia”.
Nazwę „Wieża Diabła” nadał w 1875 roku półkownik Richard Dodż, opierając się na indiańskiej nazwie „Wieża
złych Bogów”. Plemiona indiańskie nie żyły w pobliżu Wieży Diabła, a i ci którzy przypadkiem znaleźli się w jej
okolicy, starali się jak najszybciej stracić ją z oczu. Miliony ludzi zna Basztę Diabła z filmu „Bliskie spotkania 3
stopnia”, gdzie jest ona miejscem lądowania latającego talerza.
Wieża Diabła to pomnik przyrody w USA, ustanowiony w 1906 roku przez Roozwelta. Wieża leży w północno-
wschodniej części stanu Wyoming w hrabstwie Kruk i 24 mile od miasta Alladin i 27 mili od miasta Sandans.
Wieża Diabła jest Mekką alpinistów. Każdego dnia wspina się na nią około 5000 ludzi, ponad 200 różnymi
wejściami.
Okazuje się że w pobliżu Wieży Diabła w tym regionie USA znajduje się takie miejsca jak góra Diabła, Dolina
Śmierci, jezioro Piramid i tym podobne.
-Zadziwiające, - pomyślałem,- złowieszcze cztery szóstki (6666km), odmierzone od Północnego bieguna w
stronę meksykańskim piramidom, pokazuje na takie miejsce, gdzie wszystko symbolizuje Diabła i „Złych
Bogów”. Jaka to mistyka! Ale mistyka, potwierdzona całym rzędem matematycznych wyliczeń i logiką
rozumowania. Nasze ziemskie życie nie jest takie proste i beztroskie. My, ludzie, tak jak i wszystko na tym
świecie, podlegamy jakimś nieznanym i silnym prawom Kosmosu, których my nie jesteśmy w stanie zmienić i...
prawda, to jest dobrze, że my ludzie nie zastanawiamy się nad tymi prawami, a żyjemy, zaznając naszego
małego ziemskiego szczęścia, jak, na przykład, tam, w tym sąsiednim pokoju, gdzie mocno wrze ziemskie
szczęście, rozwiązujących problem damskich perfum kobiet. Lecz życie to progres, założony przez Bogów, i czy
chcemy tego czy nie, wszystko jedno przybliżamy się do Istoty Ziemi, zachodzących od samego Stworzenia,
chociaż wiemy że nigdy ich tak naprawdę nie poznamy. I nam, wcześniej czy później, zatrzymamy się w
ramach maleńkiego ziemskiego szczęścia, takiego choćby „pachnącego samym zapachem wspaniałych
damskich perfum”.
-Uważam, że to bardzo źle, - poważnie powiedziała Olga, - bardzo źle wspinac się na Wieżę Diabła. Przecież ok
5000 alpinistów robi to każdego dnia, 5000 ludzi dziennie tryumfuje, świętuje zwycięstwo nad Wieżą Diabła!
Zwycięstwa nad Diabłem? Jak by to nie było to „pyrrusowe” zwycięstwo! Pojęcie Diabelskie dzieło znane jest
ludziom wszędzie i było znane zawsze, trzeba je przyjmować jako składnik naszego bytu i walczyć z nim drogą
dobra a w szczególności drogą dobrych uczynków. Żeby tylko nie okazało się, że człowiek, wspinający się na
Wieżę Diabła, wspomaga diabelskie dzieło, dlatego że był tam – na szczycie Wieży, razem z Diabłem, i wchłoną
energię Diabła. Czyż indianie nie unikali tego miejsca....
-Ale może być, odwrotnie, pokonanie Wieży Diabła to zwycięstwo, drogą małych zwycięstw nad Diabłem –
wyraził swoje zdanie Aleks.
-Czart- to obłudnik – powiedziała Tania
-Poczekajcie, wiecie, jak przetłumaczyć wyrażenie „hrabstwo Kruk”?- spytałem i odrazu odpowiedziałem na to-
Słowo „kruk” w angielskim ma dwa znaczenia – „krjuk”- krzywizna i szachrajstwo, nieprawość. Dlatego
„hrabstwo Kruk” można przetłumaczyć na rosyjski „krzywe szachrajskie hrabstwo”. {słowo angielskie napisane
jest przez mnie w wersji z transkrypcji z rosyjskiego nie chce mi się szukać w słowniku angielskim}
-Królestwo krzywych luster – przetworzyła Tania – Po rosyjsku tak lepiej brzmi.
Słowa Tani o królestwie krzywych luster zrobiły na mnie ogromne wrażenie. W tedy już wiedziałem o
zwierciadłach Nikolaja Kozyrew, o jego zadziwiających doświadczeniach z energią czasu, jednak nie mogłem
przypuszczać, że wkrótce, podczas tybetańskiej ekspedycji, do Miasta Bogów, zobaczę ogromne kamienne
zwierciadła czasu, których część jest skierwana ku Wieży Diabła. Jeszcze nie wiedziałem, że gdy będę marzł w
tybetańskim chłodzie przypomnę to zdanie sobie przed ogromnym kamiennym lustrem, i będę myślał o tym, że
Diabeł jest przede wszystkim Czasem - osobliwym, tajemniczym i poruszającym wszystko Czasem. Kiedy to
będę zajmować się problemem czasu, tego czasu, który ucieka na naszych zegarkach i bezrozumnie odlicza
sekundy, minuty, godziny, dni i lata, i wtedy z zaskoczeniem dla samego siebie, zrozumie i jeszcze życio-
stwórczą rolę czasu, która była wprowadzona na ziemię z pomocą Miasta Bogów jako przeciwność diabelskiego
biegu czasu. Od tego czasu ja zacznę z uwagą patrzeć na swój zegarek, a nocne tykanie budzika na nocnym
stoliku przestanie mnie denerwować.
-Zobaczcie co ja zauważyłam,- Tania popatrzyła na nas,- data przyjęcia Wieży Diała na listę narodowych
pomników USA jest bardzo zła: 24.09.1906 posiada Szóstki i dziewiątki 2+4=6, miesiąc wrzesień – 9 i rok
mający 9 i 6. Mroczna data! Mogli by poczekać do 1907 i ustanowić narodowy pomnik w lipcu 7-miesiąc. Mam
takie przypuszczenie, że diabeł kazał im uczynić Wieże Diabła narodowym pomnikiem w czasie zderzenia
dziewiątek i 6 w dacie po dwie. Może dzięki temu wzmocnił się diabelski duch w tym kraju?
-Nie należy wierzyć zupełnie w magię liczb – powiedział Aleksej- Może to tylko po prost przypadek.
-A tu jeszcze,- Tania wzięła kartkę z opisem Wieży Diabła- odległość od miasta Hjulet do Wieży Diabła – 9 mil,
od miasta Alladin – 24 to jest 2+4=6, od miasta Sandane – 27 mil, to jest 2+7=9. Znów dziewiątki i szóstki!
-Ale tu mile, a wyliczenia dotyczące zmiany osi ziemi wiążące się z czterema szóstkami -były w kilometrach –
przerwał jej Aleks.
-Ernst Rifgatowicz mówił, że wszystko w delikatnym świecie jest względne, dlatego wszystko jedno – mile czy
kilometry – odpowidziała Tania – Głównie – liczby!
Tym niemniej – powiedziała Olga,- nie wydaje się wam iż jest trochę za dużo złych znaków wokół Wieży Diabła!
Chodźcie policzymy : Wieża Diabła znajduje się w rejonie, odległym od bieguna Północnego o 6666 km w
„krzywym szachrajskim hrabstwie”, nazwa „Wieża Diabła pochodzi od indiańskiego „Wieża Złych Bogów”,
wokoło znajdują się miejsca, o nazwach pochodzących od diabła (góra Diabła, Dolina Śmierci), indianie nie
mieszkali w okolicy Wieży Diabła, data uczynienia jej narodowym pomnikiem USA zawiera szóstki i dziewiatki i
a także odległości od Wieży punktów zasiedlenia także odnosi się do dziewiątek i szóstek. A w mądrość ludową
co do znaczenia 6 i 9 ja wierzę.
-Wydaje mi się, że Wieża Diabła to miejsce przyszłego bieguna Północnego – stwierdziłem, zrozumiawszy iż
wszystko na to wskazuje.
-Bardzo logiczne- przytakną Aleksej
-Starożytni zaznaczyli to miejsce Wieżą Diabła! Tu będzie nowa oś Ziemi!?
-No ale kiedy to będzie? Nie szybko? - zaniepokoiła się Tania
-Nie wiem.
-No zbierzmy to wszystko do kupy – zacząłem mówić, nie wierząc swoim słowom- Tania zapisuj! Starożytnym
Północnym Biegunem, według wszystkich logicznych przemyśleniom wydaje się być góra Kailash, potem oś
Ziemi zmieniła się o 6666 km, skutkiem czego wydaje się być Wszechświatowy potop, który prawie by zniszczył
całe życie na ziemi. A przede wszystkim, następna zmiana osi Ziemi zajdzie zgodnie z tym kontem znów o 6666
km. Miejsce przyszłego bieguna Północnego to Wieża Diabła(?). Możliwość zmiany osi Ziemi w inne miejsce jest
przeciwne logice. Bardzo logiczne wydaje się, że planeta Ziemia posiada cykl przyrodniczy zmiany położenia
swojej osi po jednakowym kącie, za każdym razem po 6666 km. Dlatego przy następnej zmianie ziemskiej osi
USA mogą zmienić się w lodową pustynię. O tym dostaliśmy tragiczne przesłanie starożytnych.
-To można nazwać prawem czterech szóstek – powiedziała Olga
-Prawda, bardzo poważnie odnoszę się do tych mistycznych i szóstek i dziewiątek – potwierdziłem, ciągnąc
wypowiedź – Jeżeli by odstąpić od naukowych hipotez na temat powstania ludzkości, a przyjąć boże rządzenie
światem, to my jednogłośnie stwierdzimy, że nasz świat materialny, oparty jest na „ziemskiej twardości”, jest
tylko niewielka część tego, co stworzył Bóg, a główny świat znajduje się oddzielony od materialnego, tam, gdzie
geograficzne i falowe formy życia mają swoje technologie, w korzeniach zupełnie inne od naszych, i gdzie
rządzą zupełnie inne prawa, w którym wszystko jest względne i w którym głównym prawem jest kombinacja
różnych cyfr. Dlatego myślę, że należy z największym szacunkiem odnosić się do mądrości ludowej, dlatego że
w niej zawarta jest wiedza pochodząca z podświadomości, a podświadomość to więź z innymi światami, z
pokolenia na pokolenie szeptali ludzie czego trzeba bać się, czy też czemu można wierzyć, według tej mądrości
reguły naszego świata, jednocześnie znajdują się pod wpływem reguł całego Żywego Kosmosu i innych
światów. Nie jesteśmy izolowani.
-Jak my jeszcze mało wiemy!- wzdycha Aleksej
-Dlatego, też można wierzyć amerykańskim indianom , nazywających tą Wierzę, położoną w rejonie odległym
od Północnego bieguna o 6666 km, „wierzą Złych Bogów”,gdzie wpływ negatywnej energii Kosmosu może
zmienić oś Ziemi ze wszystkimi konsekwencjami wynikającymi z tego. Ja także nie mogę odrzucać mistycznego
znaczenia liczb w odległościach zamieszkania ludzi od Wieży Diabła, gdzie na pierwszy plan wysuwają się
szóstki i dziewiątki jak i w dacie ustanowienia jej pomnikiem narodowym., kto to wie, może to wszystko nie
zrozumiały dla nas rozum planety Ziemia przekazał w jakiś sposób ludziom. Akademik Kaznaczejew uważa
Ziemię żywym organizmem i dowodzi to rzędem...
Rozległ się stukot pantofelek, Te same dwie dziewczyny, które odkryły u tani perfumy „Kenzo”, weszły do
gabinetu, i jedna z nich, skłoniwszy się przysuneła do mego nosa głowę.
-Jakie to perfumy? - spytała ona
-”Kenzo”,- przywołałem pierwszą z brzegu nazwę.
-Nie tak. To „Chanel 5”
-A...a...
-”Kenzo” i „Kenzo” nie wszystkim się podoba się ten zapach którym pachnie Tania- stwierdziła dama
-A moje perfumy to jakie? -spytała druga, podtykając mi pod nos swoje włosy
-Nie wiem- zastanowiłem się- na pewno nie „Szir” i nie „potrójna woda kolońska”
-Ech, to „Maże nuar”!
-A... a...
-Ernest Rifgatowicz, jak Pan myśli, co będzie z Ziemią, jeżeli oś Ziemi przemieści się o 6666 km?-spytała Tania,
chciała wszystkim pokazać, że poważna rozmowa jeszcze się nie zakończyła.
Co będzie z ziemią jeżeli os jej zmieni się o 6666 km
Co się stanie z Ziemią? Powtórzyłem pytanie_ Będzie okropnie. Tania! Zmiana osi ziemi spowoduje ruch wody
we wszystkich oceanach i morzach. Wielka fala wysokości, myślę nie mniej niż 1 km obiegnie cały glob ziemski,
zmiatają wszystko na swojej drodze. Przy tym trzeba pamiętać, że woda jest ścisłym materiałem, dlatego siła
burząca takiej fali będzie ogromna. Nie zostanie ani jeden dom, ani jedno drzewo, i ... tylko piramidy będą
stały, tak jak stoją. Ścisłość wody ja doświadczyłem na samym sobie, kiedy w mieście Akapulko w Meksyku,
poszedłem się kąpać w czasie sztormu, mnie tak uderzyła dwumetrowa fala, że ja prawie zemdlałem. A
następnego dnia widziałem jak spad do morza człowiek latający na paralotni, spadł on z wysokości 40-50 m,
zginą na miejscu. Po tym można sobie wyobrazić co może zrobić wielka wodna fala wysokości km i rozpędzona
do ogromnej prędkości.
-Bardzo straszne- westchnęła Tania
Przy zmianie osi- kontynuowałem- poruszy się również magma Ziemi i przez kratery wulkanów i pęknięcia
wypłynie. Olbrzymie trzęsienia ziemi będą wrzucać kontynenty w oceany. Aktywacja wulkanów spowoduje
wyrzucenie w atmosferę ogromnych ilości wulkanicznych gazów i popiołu, przy czym wybuch będą tak silne, że
popiół ten znajdzie się w zewnętrznych warstwach atmosfery, a silne wiatry rozwieją go po całej ziemi,
zakrywając słońce. Na ziemi zapanują mgły, wylewająca się z kraterów lawa będzie je wytwarzała przy
kontakcie z wodą. Ciemne obłoki okryje ziemię. Ziemia pogrąży się w ciemności, tak że nawet w strefach
tropikalnych zapanuje polarne zimno.
-Rzeczywiście tak będzie! - znów westchnęła Tania- ja nigdy nie widziałam wulkanu, dlatego nie mogę sobie
tego wyobrazić.
-Ale ja potrafię,-mówiłem dalej- dlatego że widziałem wulkany. Byłem na wyprawie na Kamczatce, gdzie jej
celem było przejście jej wulkanów. Na patrzyłem się na kratery wulkanów na wysokości 3 -5 km! Z jednego
krateru, jak z piekielnego kotła wydobywał się dym i wypływała lawa. W innym gotowało się jezioro kwasu
solnego, z którego wystrzeliwały kamienne bomby robiąc taki hałas, że przy nim startujący samolot to ledwie
cichy świst. W następnym kraterze widziałem piękne, zielone, niebieskie, brązowe i żółte kamienie skąpane w
trującym gazie, który mnie prawie zabił, jak zszedłem do tego krateru. Następny był wypełniony lawą, która już
była pokryta czarną powierzchnią, dopiero zorientowałem się o tym jak zaczął się palić mój but alpinistyczny, za
to na niej zagotowaliśmy wodę na herbatę. Wszędzie był sproszkowany popiół, nie było wody, nawet w
okolicznych rzeczkach spływało błoto.
Jeżeli by nazwać to, co ja widziałem na Kamczatce, słowem „krańcowym”, to co się może zdarzyć przy zmianie
osi ziemi trudno sobie wyobrazić!
A co się stanie z kontynentami? - spytała Tania
-Ogromne szczeliny powstaną na kontynentach, pochłoną one domy, drogi ludzi i wszystkie życie. Szczeliny
będą tak głębokie,że zacznie z nich wypływać magma, paląc wszystko na swojej drodze i zmieniając wodę w
parę. Szczeliny pojawią się i na oceanicznym dnie, przekształcając morza w parujące i wrzące kotły. Cały czas
powierzchnia ziemi będzie drżała, dopółki będzie zachodzić zmiana osi Ziemi. Nie które kontynenty rozpadną się
podzielone szerokimi szczelinami, gdzie będzie wlewała się gotująca woda. Nie które wyspy i fragmenty
kontynentów zatonął za to powstaną też nowe wyspy być może kontynenty, wyłonią się z głębin z wodorostami
i koralami.
-Pójdźmy,- rozległ się głos Sylwestra, zwracającego do dwóch dam, siedzących na dywanie i słuchając mnie,
widocznie zapomniały już o problemie damskich perfum. Sylwester bardzo dobrze wywiązywał się z swoich
obowiązku bawienia dam, nie wspominając krótkiej jego drzemki na dywanie.
-Nie my będziemy słuchać,- stwierdził twardo jedna z dam. Sylwester z powrotem usiadł na dywanie.
-A więc,- powiedziałem, -Ziemia po zmianie osi przez wiele lat, nie wiem ile- dziesiątki czy setki, będzie
znajdowała się w ciemności. Nie wyobrażalne zimno spowoduje zlodowacenie większej części jej powierzchni..
Lecz w końcu wulkaniczny popiół opadnie i słońce ogrzeje ją. Nie liczne przetrwałe życie zacznie radować się
słońcem.
Ale za tym przyjdzie kolejne nieszczęście – zaczną topić się lody Antarktydy, Grenlandii wszystkich poprzednich
polarnych okręgów. To spowoduje podniesienie poziomu oceanów, na wiele setek metrów, ponieważ i
Antarktyda i Grenlandia posiadają ogromne zapasy lody w postaci lodu. Myślę, że nie każdy zaglądał na dno
globusa i dokładnie oglądał kontynent Antarktydy, - większy on jest od Europy. Jeżeli sobie wyobrazimy Europę
pokrytą na paręset metrów lodem od Uralu do Londynu to możemy sobie wyobrazić ile tam jest zamrożonej
wody.
-Rzeczywiście Antarktyda jest taka wielka?- zdziwiła się Tania
-Weź globus i popatrz.
Tatiana wzięła globus i zaczęła patrzeć na Antarktydę. Jedna z dam z dywanu również wstała i razem z Tanią
zaczęła przyglądać się dnu globusa. Głowy ich się zetknęły.
-Powiedz prawdę, Tania,- doszedł mnie głos oglądającej Antarktydę- czy ty używasz „Kenzo” czy nie?
-”Kenzo”, a co?
-Wydaje mi się że ma trochę inny zapach. Może to nie „Kenzo”?
-Na pewno „Kenzo”, ale czwarty typ on rzadki.
-Rzadki, znaczy się, mówisz, trudno go dostać....
-Tak. Już w sprzedaży pojawił się typ piąty, ale on ma taki ciężki zapach i ja go nie lubię. A czwart pachnie
świeżością, taką wiosenną świeżością, chociaż ludzie mówią, że on pachnie arbuzem. Ja używam „Hugo” jak
ubieram dżinsy, a do stroju wieczorowego „Diupon”... A „Kenzo”, czwarty typ, kiedy ubieram się służbowo, choć
on drogi.- potraktowała temat czysto sofistycznie Tania przed globusem.
-Tania! Zobacz rozmiar Antarktydy? - przerwałem kolejny dialog o perfumach
-Tak duży on jest, bardzo.
-A dla mnie- wszystko jedno czy to Antarktyda, czy Bajkał, W geografii to ja nic a nic się nie rozumiem,-
powiedziała dama i usiadła na dywanie.
-A więc, -zwróciłem na siebie uwagę,- drugim miejscem największego skupiska lodu jest Grenlandia. Wiecie że
Dania okazuje się jednym z większych państw jeżeli chodzi o powierzchnię?
-Jak to?-zdziwiła się Olga- Przecież to maleńki kraj w Europie!
-Rzecz w tym, że Grenlandia znajduje się pod protektoratem Danii, -odpowiedziałem – Wielkość Grenlandii jest
porównywalna z Kazachstanem. I jak się te wszystkie lody roztopią planeta zostanie, wodną planetą.
-Czyżby zatoną wszystkie kontynenty?
Zbierało mi się już od jakiegoś czasu na napisanie tego, problem polega jednak na tym, że nie miałam gdzie.
Nie jestem nie wiadomo jak oczytana w poruszanym tutaj temacie, ale czasami, jak mawiają, doświadczenie
niesie ze sobą wartość, której i najlepszy teoretyk nie jest w stanie opisać, ponieważ... trzeba to poczuć.
Od dziewięciu lat intensywnie ćwiczę karate Shotokan, w najlepszej sekcji, jaką można sobie w ogóle wyobrazić,
traktującą karate jako spuściznę po wielowiekowej tradycji Okinawy i Chin. Odbija się to na sposobie
prowadzenia treningów, odbiegającym bardzo mocno od podejścia tzw. sportowego. Jakiś czas temu nasza
Sensei zaczęła wprowadzać wśród najbardziej zaawansowanych osób elementy treningu... na ślepo, z
zawiązanymi oczami. W sumie takie treningi zaczęliśmy już dość dawno (pierwszy trening kata "na ślepo"
pamiętam jeszcze z czasów, gdy miałam granatowy pas). Cóż... pierwsze próby były godne uwiecznienia na
zdjęciach - zupełny brak stabilności pozycji, orientacji w przestrzeni Masakra Nie mówiac o tym, że np. obrót
o 90 stopni wcale nie był obrotem o ten kąt, w efekcie czego proste, uczniowskie kata kończyliśmy w innym
miejscu i w innym kierunku, niż jak zaczynaliśmy
Potem się to zaczęło zmieniać. Było coraz lepiej. Aż nadszedł dzień, jakoś chyba w maju zeszłego roku, kiedy na
poważnie przygotowywałam się do egzaminu na 1 dan. Podczas któregoś treningu Sensei kazała mi zawiązać
oczy i zrobić jedno z bardziej złożonych kata - Heian-Oi-Kumi (może akurat komuś z forumowiczów ta nazwa
coś mówi). Jakież było moje zdziwienie, jak okazało się, że kata skończyłam dokładnie w tym samym miejscu, z
którego zaczęłam... Wiecie, strasznie ciężko mi opisać, co czułam, będąc zdana na percepcję przestrzeni
zmysłami wszelkimi innymi poza tradycyjnym wzrokiem. Zupełnie inaczej pracuje ciało, zupełnie inaczej
reaguje błędnik. Mam wrażenie, że nie majac sygnałów od oka, przestawia się on na odbieranie bodźców z
punktu odpowiadającego środkowi ciężkości, który jest tak naprawdę głównym motorem jakiegokolwiek ruchu i
którego wyczucie warunkuje odpowiednią wydajność, dynamik oraz tym samym skuteczność tego ruchu Tyle,
że potrzebny jest czas na to przestawienie oraz odpowiednie umiejętności. Towarzyszy temu zwiększenie
czułości innych zmysłów - jak chociażby słuchu, przy czym nie chodzi tutaj o poziom słyszalności jako taki, ale
bardziej o precyzję wyczucia kierunku, z którego ten dźwięk pochodzi.
Inny zupełnie aspekt moich doświadczeń ze zjawiskiem mojego osobistego "trzeciego oka" związany jest z
treningami sztuki walki długim mieczem, którą od trzech lat zgłębiam, próbując wraz z innymi ludźmi
zakręconymi na tym punkcie, odtworzyć system walki opisany przez włoskiego mistrza miecza Fiore dei Liberi z
przełomu XIV i XV wieku. Otóż przy którymś z niedawnych treningów, ćwicząc złożenia uderzeń i pchnięć,
zawiązałam sobie oczy. Ćwiczenie polegało na tym, aby wykonać sekwencję uderzeń lub pchnięć i nie zboczyć
przy tym z obranego kierunku, który wytyczał "sygnał głosowy" osoby stojącej naprzeciwko, dany przed
rozpoczęciem każdej sekwencji. Oczywiście, błędnik pracował zupełnie inaczej - nie było tutaj wygodnego,
równego parkietu, ale przysłowiowa "ubita ziemia", miecz w rękach obciążonych dodatkowo pancernymi
rękawicami, oraz tułów obciążony solidną przeszywanicą. W takich warunkach środek ciężkości również inaczej
pracuje. Ale wiecie... to było niezapomniane przeżycie - okazało sie po pewnym czasie, potrzebnym na
"przyzwyczajenie błędnika", że te zmiany parametrów środka ciężkości nie mają większego znaczenia, o ile
skupiam się maksymalnie na "kawałku ruchu w danej chwili" - czyli niejako "całkuję" mentalnie cały ruch. Za
każdym razem ruchy stawały się pewniejsze, uderzenia coraz bardziej dynamiczne, w końcu zaczęłam słyszeć
furkot powietrza Aż nadszedł taki moment, którego wspomnienie przywołuje do dzisiaj ciarki na plecach.
Zupełnie inaczej zaczęłam odbierać upływ czasu. Nie potrafię opisac tego słowami, chociaż dużo nad tym
myślałam. Było to coś, jakbym rejestrowała inny czas. A zatem i jakbym odbierała inną przestrzeń. Pomimo, że
nadal po swojej lewej ręce słyszałam szum rzeki, ale wtedy nie była to rzeka Oława
Po ściągnięciu z oczu przepaski przez pierwszy moment oślepiło mnie światło, i wzrok mi przez chwilę
przeszkadzał Pozostałe objawy - norma - włosy i twarz mokrutkie od potu, lekko zmęczone ramiona Ale to nie
wszystko - najwspanialsze było uczucie bezbrzeżnego spokoju i... szczęścia.
Pozostało mi jeszcze jedno, moim zdaniem, przełomowe doświadczenie. Na jednym z ostatnich treningów
karate. Sensei wymyśliła ćwiczenie w parach. Jedna osoba stała, trzymając dłonie na wysokości pasa, na
szerokość mniej więcej bioder. Druga osoba miała za zadanie wykonać atak oi-tsuki (cios prosty pięścią) -
oczywiście kontrolowany. Zadaniem pierwszej osoby było schwycić pięść partnera tuż zanim osiągnie ona cel
(przed tzw. Kime - czyli momentem wyzwolenia maksimum energii). Zadanie proste - zobaczyć atak
przeciwnika i zareagować Nie byłabym sobą, gdybym cały czas patrzyła się na partnera Po jakimś czasie
zaczęłam patrzeć gdzieś w przód, ponad głową osoby z którą ćwiczyłam, starając się wyczuć bardziej, niż
zobaczyć jej atak. Po pierwszej takiej serii Sensei kazała mi zamknąć oczy. I wiecie co? Skuteczność mojej
reakcji wynosiła ok. 60-70%. Powiem szczerze - nie mam pojęcia, w jaki sposób mi się to udało. Potem, po
treningu w mojej głowie pojawiło się jedno zasadnicze pytanie:
- na jakim poziomie odbiera się z otoczenia ruch, a nawet jego zamiar (pięść zaawansowanego karateki porusza
się naprawdę z dużą prędkością, ograniczoną fizyczną wyrzymałością na napreżenia mięśni i stawów, przy
dystansie mniejszym, niż 1 metr), jeżeli "wyłącza sie" zmysł wzroku tradycyjnego? Czy "trzecie oko" dostrzega
zmiany w energii generowanej przez przeciwnika, jakie na pewno mają miejsce tuż przed rozpoczęciem ataku?
Czy zatem "trzecie oko" odbiera ten przedział energetycznego spektrum, na które normalnie organizm "wyłącza
się", majac do dyspozycji wygodny skaner online i do tego 3D w postaci oka tradycyjnego?
No i widzicie sami... nie da rady żyć ani istnieć bez zadawania pytań Ale jak twierdzą, kto pyta nie błądzi - ja
dodam ze swojej strony, że jeśli jeszcze stara się na te pytania odpowiedzieć, ma przywilej drogi na skróty Ale
jak to ze skrótami, dobrze jest wysłuchać rad tubylców, czyli w tym przypadku obeznanych z tematem
-Kontynentów już wtedy nie będzie zostaną pojedyncze wyspy, będące górami i wyżynami byłych kontynentów.
Popatrzmy co się stanie na przykład z Europą, Bliskim Wschodem, Afryką.! Popatrzcie na globus! W Afryce,
wydaje mi się, pozostanie jako wyspy część gór smoczych na południu, wulkan Klimandżaro z przylegającymi
do niego górami na terytorium Kenii i Etiopii, część gór Atlasu w Maroku, a także dwie wyżyny sacharyjskie. A
piramidy Egipskie zatoną.
-Interesująca nazwa- Tibesti, przypomina Tybet – przeczytał nazwę jednej z wyżyn sacharyjskich Aleks.
Ja nie sadziłem jak znaczące będzie stwierdzenie Aleksa. Później, kiedy będziemy analizowali tak zwany „znak
apokalipsy”, wyżyna Tibesti na Sacharze zagra swoistymi barwami i ta podobna do Tybetu nazwa spowoduje
emocje o możliwości znalezienia na tej wyżynie monumentalnych budowli.
-Na Bliskim Wschodzie,- kontynuowałem patrząc na globus,- zostanie część gór na terytorium Jemenu (góry
Hadramaut), Irana i Turcji, a także znana góra Ararat, o której armenowie mówią, że po czasie
Wszechświatowego Potopu Noe tam właśnie wysiadł ze swego okrętu, który na swym pokładzie miał wszystkie
rodzaje zwierząt i roślin. Arabia Saudyjska, Izrael, Jordania, Emiraty Arabskie i inne kraje zatoną.
-A w Europie?
-W Europie, - przypatruje się globusowi, - suche zostaną część Alp szczyty Pirenejów hiszpańskich, linia
szczytów w Norwegii i część Kaukazu. Wszystko pozostałe zatonie. Pod wodą znajdzie się Wielka Brytania,
Francja, Holandia,Belgia,Włochy, Grecja, Bółgaria i inne kraje. Uratuje się część Austrii Szwajcarii i Hiszpanii.
-A Rosja?
-Europejska część Rosji także zatonie, także Ukraina, Białoruś, kraje Pribaltyckie i inne kraje byłego CCCP.
Zostanie tylko część Stawropolskiego Kraju z częścią Gruzji i Armenii, a także część Kirgizji i Tadżekistanu.
-A Moskwa? - spytała Tania
-Moskwa także utonie. Utonie też Ufa, Kazań, Samara, Sankt-Petersburg i inne miasta.
-To straszne!
-Wschodnia część Rosji – ciągnąłem,-także w większości znajdzie się pod wodą, mimo kilku wysp w rejonie
Sajan, Zabajkala, Wierchojańska, Czerska.
-A Bajkał? Co będzie z Bajkałem?
-Nie wiem. Może on się uratuje a może nie.
-Paryż także zatonie- rozległ się żeński głos z dywanu.
-Tak
-A kto wtedy będzie produkował żeńskie perfumy?!
-Na pewno zostaną Himalaje i Tybet, jako najwyższy rejon ziemskiego globu, - powiedział Aleks, krzywo
spojrzawszy na damy na dywanie.
-Oczywiście,- potwierdziłem,- W tej części ziemi ocaleje najwięcej ziemi, prawie kontynent porównywalny z
Australią. Popatrzcie na globus! Ocaleje całe pasmo Himalajów, od państwa Butan na wschodzie, do stanu
Kaszmir w Indiach. W skład tego jedynego kontynentu wejdą góry Gindukusz z Pakistanu i Afganistanu, Pamir z
Tadżekistanu, Tjan-Shan z Kirgizji i Chin, Ałtaj i grzbiety Sajan i Changaj z Rosji i Mongolii, a także, oczywiście,
Tybet, płynnie przechodzący w pustynię Gobi. Na południowym zachodzie granicę tego kontynentu będzie
stanowić święta góra Kailash... z ... miastem... Bogów. A więc nie wszystka twarda ziemia będzie pod wodą.
-Logicznie,-powiedział Aleksej
-Och Aljoszka, jakiś ty poważny,- odezwał się damski głos z podłogi.
-Przy Wszechświatowym Potopie – Aleks znów krzywo popatrzył na kobiety na dywanie,- zostanie nie zalana
część ziemi.
-Myślę, ten kontynent, o granicach którego my teraz rozmawiamy, ja bym nazwał „Wiecznym”. „Wieczny
Kontynent” - to ładnie brzmi. Nie na darmo Tybet i Himalaje nazywa się cytadelą ziemi, nie na darmo uważa się
tu zaczęło się życie, nie na darmo nasza analiza oczu ludzi różnych ras świata doprowadziła do stwierdzenia, że
„średnio statystyczne oczy ma tybetańska rasa w porównaniu nawet z geometrią oczu ras z najodleglejszych
kontynentów ziemi! Wszystko zaczęło się od „Wiecznego Kontynentu”! Życie po przyszłym Wszechświatowym
Potopie znów ocaleje na „Wiecznym Kontynencie”!
-Słuchajcie,- wtrąciła Olga,- przecież my mówimy o nowym Wszechświatowym Potopie, rozpatrujemy
scenariusze, które nie daj Bóg zajdą.
-Tak, - zgodziłem się – my przewidujemy co się stanie, jeżeli Ziemia zmieni swoją oś o 6666 km, zaczęliśmy
opisywać nową mapę Ziemi po Wszechświatowym Potopie. I to przypomina scenariusze poprzedniego
Wszechświatowego Potopu, opisywane przez Helenę Bławacką i przez innych naukowców, mogę powiedzieć, że
to do siebie pasuje.
Zamyśliłem się. Damom na dywanie, widać, znudziła się nasza naukowa impreza i zacząwszy łaskotać
Sylwestra, przenieśli się do drugiego pokoju, skąd od razu zaczął dochodzić brzdęk kieliszków.
-A ja to wszystko zapisuje mimo tego że nikt mnie o to nie prosił- powiedziała Tania
-Zadziwiające – ciągnąłem – że cały czas mówię o Ziemi przy możliwości (nie daj Bóg!) zmienienia jej osi,
nawet przez myśl mi nie przyszło wysnucie paraleli do poprzedniego Wszechświatowego Potopu. Chociaż
podświadomie ja naprawdę przeprowadziłem ją.
-Interesująco,- zająłem się nowym pytaniem -jaki będzie los Ziemi w sytuacji, zmiany jej osi i pojawienie się
nowego bieguna na terytorium USA? Rozpatrzy to.
-Rozpatrzmy.
-A więc po zmianie osi Ziemi o 6666 km w rejon USA po tym jak kulę Ziemską obiegnie olbrzymie Tsunami,
wybuchną wulkany, trzęsienia ziemi, rozpad kontynentów, ciemność, polarne zimno i Wszechświatowy potop,
po tym wszystkim zacznie się ochładzanie rejonów nowych biegunów. W rejonie nowego bieguna południowego,
który powinien być na południu Indyjskiego oceanu, utworzy się pole lodowe nie będzie ono grube, dlatego że
woda, mająca minimalną temperaturę +4 stopnia Celsjusza będzie podgrzewała lód od dołu (grubość lodu
będzie podobna do takiej jaka jest na dzisiejszym biegunie północnym na Północnym Lodowym Oceanie). A
biegun Północny położony na kontynencie Ameryki Północnej, zacznie gromadzić ogromne ilości lodu i śniegu.
Tak jak na obecnej Antarktydzie.
-Można przerwać? - wtrąciła Tania
-Poczekaj, daj zakończyć myśl. W rezultacie terytorium USA pokryje się lodem na grubość paręset metrów być
może kilometrów. Rozmiar tego Amerykańskiego lodowca będzie porównywalny z tym dzisiejszym na
Antarktydzie. Statua Wolności, jeżeli ona ocaleje ze wszystkich kataklizmów, pogrąży się w lodzie na zawsze.
-Ja bym chciała- znów Tania
Magia czterech szóstek
Na ile stopni zmieni się oś ziemi przy wszech światowym potopie. Na 60 stopni. To trzecia część półokręgu
ziemi. I 6 część okręgu.
Ile to będzie kilometrów te 60 stopni. Ze szkoły wiemy że obwód ziemi to 40 000 km. Zatem , 60 stopni to
6666 km. Jeżeli cyfrę 666 zalicza się do diabelskich liczb to cyfrę 6666 powinno się jeszcze bardziej.
Nie jestem skłonny wierzyć mistyce, lecz tu poczułem się niesamowicie: okręg ziemi składa się z 6 części po
6666 km. Cztery szóstki jakby symbolizują największą katastrofę na ziemi. Czy to tylko przypadek?
Dalsze przemyślenia podtrzymują ten pogląd. Jak wysoka jest święta góra Kailash? W jednej literaturze podaje
się 6714, w innej 6668 metrów. Jak objaśnili mi geodeci, przy pomiarach dokładnych tego typu obiektów jak
góry do końca nie jest się pewny szczegółowych pomiarów. Przyjmijmy że rzeczywista wysokość to 6666 m,
czyż nie jest to tragiczne przesłanie pradawnych. Można przypuszczać że święta góra Kailash była zbudowana
po wszechświatowym potopie przez Atlantów lub Lemurów jako przestrzeżenie przed kolejną zmiana osi ziemi.
Liczby globalnej katastrofy
Dlaczego liczba 6 ludzie uważają zł, 66 jeszcze gorszą, 666 najgorszą, 6666 najgorszą od najgorszej?
Myślę że jest to spowodowane następującą gradacją szóstkowego rzędu.
Liczba 6 symbolizuje rozpoczęcie diabelskich podstaw w duszy pojedynczego człowieka, negatywną diabelską
energię . Jeżeli ten diabelski początek nie będzie rozegnany to jest możliwa cielesna lub psychiczna choroba w
najgorszym przypadku „gwiezdna choroba”.
Liczba 66, według mnie, jest symbolem grupowego diabelskich podstaw w duszach ludzi. Przykładem może być
komunizm w Rosji lub faszyzm.
Liczba 666 według mnie, jawi się wszech ludzkiego diabelskiego poczatku. Progres naukowych technologii bytu i
logiki, pojawienie się „wszech ludzkiej gwiezdnej choroby”, wojny nieznane wcześniej wszech światowe
choroby, a także straszne nieoczekiwane wydarzenia jak upadek meteorytu lub komety.
Liczba 6666 symbolizuje początek globalnego diabelskich podstaw on nie tylko dotyczy całej ludzkiej populacji
ale i całego życia na Ziemi. Niebezpieczeństwo tworzenia takich tworów jak ogromne krowy, wielkie kartofle,
superurodzajna pszenica stosowanie mutagenów, naruszanie praw natury, rzecz w tym,że człowiek nie może
drogą genetycznej inżynierii mieszać w dziełach Bożych, może naruszyć doskonale zbalansowaną przyrodę.
Szkoda, że międzynarodowy program „genom” juz pracuje. Jeżeli osiągnięcia tego programu będą wielkie to
należy oczekiwać końca świata.
Wieża diabła
No jak do wysokość świętej góry Kailash (6666m) odnosi się cały światowy system piramid i monumentów
starożytności? Meksykańskie piramidy postawione na osi „Kailash – wyspa Wielkanocna” przechodzącej przez
biegun północny. Odstęp od świętej góry do bieguna to 6666km A jak daleko od meksykańskich piramid?
Zacząłem pracować cyrklem i globusem. Ustawiłem jedną nóżkę cyrkla na biegun północny i odznaczyłem te
6666km. Druga nóżka wskazała na USA, na wielkie równiny, na stan Waioming. A cóż tam się dziwnego
znajduje?
W internecie udało się znaleźć informacje, że znajduje się tam dziwna góra zwana basztą diabła. Jest to
ogromny kamienny słup, nie zwykle prawidłowej formy, podobny do piramidy z płaskim szczytem wysokości
290 m ( dla porównania wysokość piramidy Heopsa 146,6 m). Ten ogromny słup położony na płaskim obszarze
i dziwacznie wpasowany w krajobraz, powodował to , że o nim ułożono wiele legend.
Jedną z nich jest ta o wielkim niedźwiedziu-diable, który żył w tamtym miejscu i polował na ludzi. Ludzie
schronienie od niego znaleźli na tej że kamiennej wieży, niedźwiedź starał się na nią wdrapać porysował ją w
charakterystyczny sposób pazurami. Diabelską wieże nazywają też „legowiskiem niedźwiedzia”. Ją nazwał w
1875 roku półkownik Richard „Dodż” opierając się na indiańskiej nazwie „wieża złych Bogów”. Indiańskie
plemiona nie mieszkały wokół wieży, nawet ci indianie którzy trafiali w ten rejon, starali się go jak najszybciej
opuścić.
Miliony ludzi widziało „Diabelską Wieżę” w filmie „Bliskie spotkania trzeciego stopnia” gdzie na jej szczycie
dochodzi do spotkania z przybyszami z kosmosu.
Zielone niebo.
Zadziwiające, myślę, jest to że złowieszcze cztery szóstki , odmierzone od bieguna w stronę meksykańskich
piramid wskazują w takie miejsce symbolizującego diabła i „złych Bogów” Jakaż t mistyka! No mistyka
potwierdzona obliczeniami.
Uważam, że Diabelska Wieża to przyszły Biegun Północny. Tu zmieni się oś ziemi! To będzie taka katastrofa, że
nawet niebo straci swój kolor.
Przy zmianie Północnego bieguna w rejon północnej ameryki, nastąpi polaryzacja promieni słonecznych, na
skutek czego niebo może przestać być niebieskie a stanie się zielone. Od niektórych jasnowidzów
(Nosterdamus, Bławacka) wiadomo, że wczasach Atlantydy niebo było czerwone, a wszystka roślinność była w
różnych porpurowo czerwonych tonach – to było w czasach gdy biegun był w punkcie Kailasha. Jaka będzie
roślinnośc pod zielonym niebem? Fioletowa? Sina? I jacy będą ludzie (czy ludzie?), którym przyjdzie żyć w tym
świecie.
Niemal pod każdą szerokością geograficzną ludzie przekazują sobie z pokolenia na pokolenie legendy o
podziemnym świecie, wydrążonych tunelach i labiryntach. Gdzieś głęboko pod naszymi stopami mają
zamieszkiwać przeróżne istoty i bogowie, dobre i złe, pomagające ludziom, ale i niosące zgubę. Istnieje
mnóstwo opowieści o śmiałkach, którzy poprzez rozmaite jaskinie i pieczary weszli w głąb ziemi, gdzie napotkali
tajemniczy lud, żyjący bez znajomości światła słonecznego. Legendy to jednak nie wszystko. Wielu
poszukiwaczy przygód całe życie spędziło na poszukiwaniu wejścia do podziemnych krain - niektórym ponoć się
udało...
ShigatseNajsłynniejszą nazwą związaną z tymi przekazami jest Szambala (Shamballa, Shamballah etc.). Nazwa
ta, wywodząc się z Wschodu, szybko zawładnęła wyobraźnią wielu ludzi Zachodu. Ma to być stolica wielkiego
podziemnego królestwa o nazwie Agharti (inne wersje nazwy to Asgartha, Agartha, Agarthi). Ta mityczna kraina
ma znajdować się gdzieś na kontynencie azjatyckim, a pamięć o niej jest silna szczególnie w przekazach
buddyjskich. Jak pisze Sungma Lama w swojej książce "Agartha" (1951): "Historia Agarthy zaczęła się 60 000
lat temu, kiedy to pewne plemię pod przewodnictwem świętego człowieka zniknęło pod ziemią. Mówi się, że
mieszka tam wiele milionów ludzi, nauka zaś przewyższa wszystko, co w tej dziedzinie znamy na powierzchni
ziemi...". Przywódca, o którym mowa w tym fragmencie w buddyzmie nosi nazwę Rigden Jyepo - Król Świata.
Ma to być człowiek niesamowicie rozwinięty duchowo, który kontaktuje się z bytami z "wyższego świata",
opiekując się życiem na Ziemi.
Wg tradycji Szambala ma znajdować się gdzieś w Tybecie, a Król Świata podobno ma bezpośredni kontakt z
Dalaj Lamą. W pałacu Dalaj Lamy w Lhasie znajdują się Czerwone Wrota, za którymi ma być wejście do tunelu
prowadzącego do Szambali. Sama Szambala wg różnych przekazów ma leżeć pod miastem Shigatse lub w
okolicy świętego jeziora Manasarowar. Inne legendy umiejscawiają podziemną krainę gdzieś na pustyni Gobi.
Agharti dzięki skomplikowanemu systemowi naturalnych i sztucznych tuneli podziemnych ma być połączona z
wieloma miejscami, m.in. w Europie i Ameryce, a także z... Atlantydą. Na skutek kataklizmów większość tych
przejść została zniszczona.
Ponoc mieszkancy Szambali kontaktuja sie z ludźmi.
A co do wzrostu Lemuryjczyków, to wcześniejsze cywilizacje ludzkie miały o wiele większy "wzrost"
Pierwsi ludzie mieli ok 40m wzrostu i nie byli całkiem materialni. Nie bardzo przypominali dzisiejszych ludzi.
Dziesiejsi ludzie rzadko osiągają 2m wzrostu, wiąże sie to ponoć z dużym zagęszczeniem materii w naszych
czasach.
Tajemnica Himalajów
Zajmiemy się tu fascynującymi odkryciami rosyjskiego okulisty, prof. dra medycyny Ernesta Muldaszewa,
opisanymi w książce Das dritte Ange?Spektakulare Erkentnisse zur Herkunft unserer Ziwlisation (Trzecie
oko?spektakularny przyczynek do pochodzenia naszej cywilizacji).Prof. Muldaszew jest praktykującym
lekarzem, jednym z największych rosyjskich autorytetów w swojej dziedzinie. Odwiedził ponad 40 krajów,
wykonuje co roku 300-400 skomplikowanych operacji oczu. Można więc ?miało powiedzieć, że jest człowiekiem
twardo stąpającym po ziemi. Ernest Muldaszew natknął się przed kilku laty na ciekawe zjawisko. Okazało się, że
cornea?a więc rogówka oka o kształcie klepsydry?u wszystkich ludzi na kuli ziemskiej ma taką samą wielko?ć.
Niezależnie, czy chodzi o niemal dwumetrowego mężczyznę, czy o dziecko?jest to jedyny organ o dokładnie
tych samych wymiarach. Badania Muldaszewa na ponad tysiącu pacjentów wykazały, że cornea ro?nie tylko do
czwartego roku życia, a potem nie zmienia już wielko?ci.Zainteresowania profesora sięgają jednak dalej.
Poszukiwał mianowicie możliwo?ci diagnozowania chorób?zarówno somatycznych, jak i psychicznych?na
podstawie wyglądu czę?ci wokółocznej twarzy. Przebadał w tym celu 1500 osób, fotografując wraz z zespołem
okolice oczu, w nadziei na odnalezienie na fotografiach pewnych zależno?ci o charakterze
geometrycznym.Dzięki wsparciu programu komputerowego, wy?wietlającego na ekranie zdjęcia oczu i
analizującego ich geometrię, udało się osiągnąć przełomowy wynik. Zespół Muldaszewa stworzył procedurę,
która?opierając się na stałych rozmiarach rogówki?tylko na podstawie wyglądu okolic oczu pozwala nie do?ć, że
diagnozować psychiczny i fizyczny stan danej osoby, ale także zrekonstruować wygląd całej głowy -? a więc
formę i wielko?ć czaszki.
Na podstawie materiału zebranego od 1500 zbadanych osób udoskonalili?my te metodę. Nie osiągnęli?my
wszakże zbyt dużej dokładno?ci, ponieważ odkryli?my łącznie 22 cechy geometryczne, natomiast obydwa
czworokąty przedstawiają tylko dwie z nich? Ponieważ indywidualne parametry geometrii oka powiązane są z
charakterystyką geometryczną rysów twarzy, a nawet niektórych innych czę?ci ciała, możliwe jest odtworzenie
zewnętrznego wyglądu człowieka na podstawie układu oczu.
?rednica rogówki jest jedyną stałą wielko?cią ludzkiego ciała, będąc jednocze?nie punktem odniesienia dla
wszystkich wymiarów w geometrycznym wykresie układu wzrokowego.
Można wyobrazić sobie liczne możliwo?ci praktycznego wykorzystania geometrii oka:
identyfikowanie osób,
rekonstrukcja wyglądu zewnętrznego człowieka,
okre?lanie charakterystyki mentalnej,
obiektywna analiza uczuć i doznań psychicznych,
diagnoza schorzeń psychicznych i somatycznych,
okre?lanie narodowo?ci,
studia nad pochodzeniem ludzko?ci.
Opierając się na takich podstawach, Muldaszew wraz z zespołem poszukiwali dalej. Udało im się ustalić
narodowo?ć względnie rasę osób, których oczy sfotografowali. W swojej książce profesor opisał szczegółowo, w
jaki sposób studiował i analizował różne rasy ludzkie, aby?posługując się odkryciami z zakresu geometrii
oka?wyja?nić pochodzenie ludzko?ci.
Doktor Muldaszew i jego pracownicy przebadali wszystkie 35 znanych ras (wg klasyfikacji A. Jarcho) i doszli do
następujących wniosków: Nasze prace, dotyczące geometrii oka wykazały ostatecznie?obok kilku innych
hipotez?że ludzko?ć rozwinęła się ze wspólnego pnia, z genów praprzodków. ?ródła należy poszukiwać w
Tybecie.
Muldaszew powziął więc w wyniku swoich badań przekonanie, że korzenie ludzko?ci znajdują się w Tybecie.
Bazując na tej teorii skoncentrował uwagę na obszarze Himalajów, gdzie dokonał kolejnego zdumiewającego
odkrycia. Jeden z przyjaciół okulisty pokazał mu wykonane przez siebie zdjęcie pary oczu, których rysunek
przedstawiony jest?jako tzw. wizytówka?na każdej tybetańskiej ?wiątyni. Jeszcze tego samego dnia Muldaszew
rozpoczął analizę wizerunku. Wprowadził go do swojego komputera, zbadał pod kątem opracowanych wcze?niej
parametrów i stworzył następującą rekonstrukcję głowy.
Głowa zrekonstruowana metodą geometrii oka dra Muldaszewa.
Doktor Muldaszew w następujący sposób opisał wyniki pierwszej analizy: Od razu rzuca się w oczy brak nasady
nosa, zawsze obecnej na zdjęciach ?normalnych? par oczu. O czym może ?wiadczyć, ten brak? Wiadomo, ze u
współczesnego człowieka nasada nosa wsiania wewnętrzną cze?ć pola widzenia. Zewnętrzny kąt widzenia
wynosi 80 do 90 stopni, ale wewnętrzny tylko 35 do 45 stopni. Dlatego człowiek dysponuje zdolno?cią widzenia
stereoskopowego (za pomocą obu oczu jednocze?nie, dzięki czemu jest w stanie ocenić trzy wymiary obiektu i
odległo?ć od niego) we wszystkich kierunkach tylko w zakresie 35-45 stopni, a nie 80-90 stopni. Ta
niedoskonało?ć przy ?wietle dziennym w niczym nie przeszkadza, przy sztucznym ?wietle nabiera nieco
znaczenia, ale dopiero przy o?wietleniu o barwie czerwonej naprawdę daje się we znaki, bowiem utrudnia
orientacje w przestrzeni. Gdyby nie istniała przeszkoda w postaci nasady nosa, ludzie widzieliby obuocznie, w
obrębie 80-90 stopni, we wszystkich kierunkach, co ułatwiałoby orientacja w przestrzeni o?wietlonej czerwonym
?wiatłem.
Muldaszew postawił więc sobie pytanie, czy posiadacz tej niezwykłej pary oczu żył w ?rodowisku, w którym był
wystawiony na działanie czerwonego ?wiatła? Studiował stare księgi i odnalazł u Nostradamusa wzmiankę, że
mieszkańcy legendarnego lądu?Atlantydy?żyli w ?rodowisku o czerwonej barwie: czerwone było tam niebo,
drzewa miały kolor nasyconej czerwieni itd. Nostradamus wyja?niał to zjawisko w swoich pismach tzw.
przeskokiem bieguna Ziemi, na skutek którego doszło do przesunięcia osi planety i do zmiany barwy nieba.
Wszystko zdawało się więc wskazywać, że malowidła na ?cianach tybetańskich ?Wityn przedstawiają parę oczu
istoty należącej do wymarłej cywilizacji?oczy Atlanta.
Dr Muldaszew pisze dalej:
Po drugie ? uwagę przyciąga niezwykły ksztah górnej powieki wizerunków ze ?wiątyń. Podczas gdy (...) powieki
współczesnych ludzi mają formę wyra?nego luku, na powiekach z malowideł widać po?rodku uwypuklenie,
centralnie nad ?renicą.
O czym może to ?wiadczyć? Przede wszystkim o tym, ze szczelina pomiędzy powiekami nie była całkowicie
zamykana, ponieważ nie pozwalała na to wypukło?ć górnej powieki.
W tym wypadku oczy zachowywały zdolno?ć widzenia poprzez boczne obszary. Jako że brak nasady nosa
pozwalał na postrzeganie stereoskopowe w całym zakresie pola widzenia, posiadacz tak niezwykle
zbudowanego narządu wzroku mógł widzieć nawet przy zamkniętych oczach.
Jeszcze jedna cecha zagadkowej pary oczu wprawiła okulistę w osłupienie: Wygięte na dół i do wewnątrz kąciki
oczu. Taka budowa powoduje wzmożone wydzielanie łez, co jest konieczne do utrzymania odpowiedniej
wilgotno?ci mimo szybszego wysychania przy niedomkniętej powiece.
Czym wyja?nić niepełne zamykanie oczu i powiązane z tym stałe zachowanie orientacji wzrokowej? Doktor
Muldaszew znalazł jedno tylko rozwiązanie tej zagadki: konieczno?ć ochrony wrażliwej rogówki przy szybkim
pływaniu pod wodą! U Nostradamusa naukowiec przeczytał na temat Atlantów, że potrafili oni długo przebywać
pod wodą, zakładali nawet i uprawiali podwodne plantacje. Profesor tak oto wyja?nia swoje dalsze
przemy?lenia:
Po trzecie, na wizerunkach z tybetańskich ?wiątyń w miejscu nosa widnieje spiralny otwór. Cóż to takiego?
Jeżeli Alianci rzeczywi?cie żyli czę?ciowo pod woda, otwór ten mógł spełniać role wentyla oddechowego.
Podobne otwory, służące do oddychania, występują u ssaków morskich (np. delfinów, wielorybów) i w
odróżnieniu od zwykłego nosa skutecznie zapobiegają dostawaniu się wody do dróg oddechowych przy
zanurzeniu pod powierzchnią.
Po czwarte: na ?wiątynnych malowidłach, po?rodku nad oczami widoczne jest znamię o kształcie kropli, mniej
więcej w tym miejscu, gdzie hinduskie kobiety robią na czole tradycyjną kropkę. Znamię to przedstawia
prawdopodobnie hipotetyczne ?trzecie oko?.
Wiadomym jest (potwierdzają to badania embriologiczne), że niegdy?, w zamierzchłych czasach, u ludzi,
występowało trzecie oko. Homo sapiens posiada już tylko szczątkowy jego ?lad w postaci gruczołu szyszynki,
ukrytego głęboko we wnętrzu mózgu. Przyjmuje się na ogół, iż trzecie oko było organem bioenergetycznym
(umożliwiającym telepatie itp.) i ?ródłem ?nadprzyrodzonych? (dla dzisiejszego człowieka) umiejętno?ci:
zdalnego transferu my?li, wpływania na grawitacje, leczenia chorób itd.
Powstaje jednak pytanie: jeżeli na ?cianach ?wiątyń rzeczywi?cie przedstawiono oczy Aliantów, dlaczego
znajdujemy je wła?nie w Tybecie? Ernest Muldaszew i jego asystenci znale?li wytłumaczenie tego faktu.
Szczegółowy opis zawarty w jego obszernej książce postaram się stre?cić na kilku stronach. Naukowcy zabrali
ze sobą wizerunek zrekonstruowanej głowy i wyruszyli na ekspedycję w Himalaje, zaczynając od Indii, przez
Nepal, aż do Tybetu. Spotykali przedstawicieli różnych klasztorów i przeżywali jedną niespodziankę za drugą.
Wszyscy, którym pokazywano komputerową symulację, nie okazywali wcale zdziwienia czy niedowierzania, lecz
zdawali się od razu wiedzieć, o co chodzi. Na przykład hinduski mnich, swamin Daram zapytał od razu: Czy
znale?li?cie jego ciało w górach? Albo w morzu? Dr Muldaszew wyja?niał zawsze?również innym
?wtajemniczonym??że stworzył ten obraz na podstawie parametrów geometrycznych oczu namalowanych na
?wiątynnych ?cianach.
Krótko mówiąc, wszyscy mędrcy, których odwiedziła ekspedycja, wiedzieli najwyra?niej, kim jest istota z
ilustracji, ale żaden nie chciał udzielić konkretnych informacji. Wszystko, co udało się ustalić profesorowi
podczas tej i innych podróży, można podsumować następująco:
Wygląd stworzenia nie został zrekonstruowany bezbłędnie. Jest to istota nie należąca do naszej cywilizacji, lecz
jednej z poprzednich. Zanim na Ziemi wydarzył się kataklizm, znany?chociażby z Biblii?jako potop, istniały już
wysoko rozwinięte kultury?Aliantów, przed nimi Lemurian, a wcze?niej jeszcze inne. Atlanci, Lemurianie, a
także nieliczni ludzie posiadają (względnie posiadali) zdolno?ć przechodzenia w stan ?wiadomo?ci zwany
samadhi, który polega na wyhamowaniu do zera procesów życiowych w organizmie i konserwowaniu w ten
sposób ciała. Można to porównać do snu zimowego u zwierząt.
Według pewnego hinduskiego swamina umożliwia to medytacja tak efektywna, że doprowadza do połączenia
biopola człowieka z wodą w organizmie, co powoduje z kolei, że woda zaczyna oddziaływać na organizm.
Samadhi jest więc najwyższą formą medytacji.
Gdy ciało przejdzie w stan samadhi, może pozostać bez zmian, niejako zakonserwowane i niezagrożone
?miercią, nie tylko przez lata, ale nawet przez tysiąclecia, jak twierdzą mędrcy z Himalajów. W tym stanie
dusza znajduje się poza ciałem, jest z nim jednak połączona tzw. srebrnym sznurem. Ten sznur, mieniącą się
srebrzy?cie wstęgę energii, porównać można do pępowiny albo do kabla elektrycznego łączącego dwa wymiary.
Gdy człowiek umiera, jego srebrny sznur odłącza się od doczesnej powłoki, przerywając dopływ energii
życiowej. O ile przecięcie pępowiny oznacza przyj?cie na ?wiat, tak odłączenie srebrnego sznura równoznaczne
jest z narodzinami na tamtym ?wiecie.
W stanie samadhi połączenie srebrnym sznurem utrzymuje się dowolnie długo. Można to osiągnąć w
temperaturze +4° C, panującej zwykle w jaskiniach i pod powierzchnią wody. Gdy dusza powraca do ciała,
medytujący budzi się z samadhi i powraca do ?normalnego? życia. Lekarz badający osobę przebywającą w
samadhi?takie badanie przeprowadzono np. u Sri Ramakrishny?stwierdzi fizyczną ?mierć: brak pulsu, brak
wskazań EKG i EEG. Temperatura spada, a ciało nieruchomieje i kamienieje, jest niezwykle twarde i zimne.
?Stan skamieniało-nieruchomy??to pojęcie powszechnie stosowane przez uczonych studiujących samadhi.
Doktor Muldaszew przekonany jest, że odkrył wielką tajemnicę Himalajów, a mianowicie tę, że w jaskiniach
rozsianych w całym pa?mie gór znajdują się istoty w stanie samadhi, przebywające tam nawet od wielu
tysiącleci i tworzące tzw. zasób genetyczny ludzko?ci. Gdyby więc kiedykolwiek?tak jak w przypadku
Atlantydy?doszło do całkowitego zniszczenia powierzchni Ziemi i wyginięcia rodzaju ludzkiego?istoty te mogą
przebudzić się w dowolnym momencie, dysponując nie tylko pełnią wiedzy zebranej przez tysiąclecia, ale także
przypisywanymi im zdolno?ciami nadprzyrodzonymi: telepatią, teleportacją itd.
Istoty kryjące się w jaskiniach są więc depozytariuszami prastarej mądro?ci. Bardzo niewielu ludzi, ewentualnie
rodzin, ma dostęp do tych jaskiń i od pokoleń opiekuje się ich mieszkańcami, zyskując dzięki temu rzadką
okazję do zadania im pytań. Do jaskiń można bowiem wej?ć tylko za przyzwoleniem istot. Bardzo trudno
znale?ć nawet wej?cia do tych podziemnych grot, tak dobrze ukryte są przed ludzkimi spojrzeniami. Pod ziemią
działają za? niezwykłe, niezbadane, a dla człowieka ?miertelne siły, które chronią medytujących przed
intruzami. Kto odnalazłby mimo wszystko wej?cie i dostał się do ?rodka, poczuje się coraz gorzej, aż w końcu
dozna zapa?ci. Je?li ?miałek nie zawróci, postrada życie.
Kroniki wspominają o rzadkich przypadkach, kiedy ludziom w pilnej potrzebie zezwalano na wstęp do jaskiń.
Jedna z legend głosi:
Gdy w XI wieku w Indiach zapanowała długotrwała susza, pewien hinduski książę zdecydował się odwiedzie
?więtą jaskinie, w której zamieszkiwał starożytny mędrzec, aby poprosić go o pomoc. W grocie czyhało wiele
niebezpieczeństw, jak choćby węże, zarówno prawdziwe, jak i mistyczne. Trudno było oddychać, na ciało i
ducha ?miałka oddziaływały nieznane moce. W stanie medytacji książę zdołał porozumieć się z duchem mędrca.
Gdy ten przekonał się, że książę działa w dobrych zamiarach, chce pomóc ludziom, pozwolił mu wej?ć. Jaskinia
była bardzo duża, składała się z dwunastu komnat.
W jednej z komnat książę odnalazł mędrca znajdującego się w stanie samadhi. Jego dusza unosiła się obok.
Ciało miał wysuszone, ale żył. Człowiek ten przebywał pod ziemią już od 1600000 lat. Uchylił nieco powiek.
Hinduski książę zaczął mówić do niego w sanskrycie, prosząc o pomoc. Mędrzec dat znać oczami, że go rozumie
i wskazał na przedmiot wiszący na ?cianie?mistyczny pier?cień. Władca wziął pier?cień i ruszył ku wyj?ciu. Po
drodze widział jeszcze jednego człowieka w stanie samadhi, księcia sikhów, który rozpoczął medytacje w V
wieku, a w XVII wieku?jak donoszą kroniki?powrócił do normalnego życia. Przy wyj?ciu z groty na księcia
czekało osiem wężów. Jeden z nich skropił swoją krwią mistyczny pier?cień. Krople krwi uniosły się ku niebu i
wkrótce zaczęło padać. Do tej samej jaskini udał się w 1637 roku niejaki Devendra Lowndel, który do dzi?
przebywa tam w stanie samadhi. Potem nikt już nie wchodził do jaskini.
Pewien lama, z którym Muldaszew rozmawiał o tych sprawach, wyjawił jeszcze więcej: W północnej czę?ci
Tybetu jest jaskinia, w której od wielu stuleci zamieszkuje?w stanie samadhi?człowiek o imieniu Moze Sal
Dzyang. Okoliczni duchowni regularnie go widują. Nie są to zadni niezwykli ludzie, po prostu normalni mnisi.
Aby wej?ć do groty nie potrzeba niczyjego pozwolenia, wej?cie nie jest niebezpieczne. Trzeba tylko mieć
uczciwe zamiary, nie wolno tez fotografować ani rozmawiać?to byłoby ?więtokradztwo.
Na końcu swej opowie?ci lama dodał, że za względu na chińską okupację Tybetu podróżowanie w te rejony
byłoby bardzo niebezpieczne. W tym miejscu nasuwa się pytanie, dlaczego Chińczycy w ogóle tak bardzo
zainteresowali się Tybetem? Może ze względu na wiele kryjących się tam tajemnic? Kiedy armia chińska zajęła
Tybet, wielu tamtejszych duchownych zmuszono torturami do zeznań i wyjawienia lokalizacji ?więtych jaskiń.
Naje?d?cy odnale?li i przeszukali zatem wiele z nich, tropiąc zarówno ludzi medytujących w samadhi, jak i
łamów, szukających tam schronienia.
Wspomniany już wcze?niej lama, rozmówca doktora Muldaszewa, opowiedział mu o następującym zdarzeniu.
Pewien mnich przeniósł się w 1960 roku w stan samadhi i pozostawał w nim?przebywając w jednej z jaskiń?do
1964 roku. Siostrzeniec lamy wraz z przyjaciółmi kilkakrotnie odwiedzał medytującego i donosił, że mężczyzna
ów siedzi w pozycji Buddy, nieruchomy i skamieniały. Odnale?li go tam chińscy komuni?ci i umie?cili w
więzieniu. Tam stężenie ciała mnicha stopniowo ustąpiło, powrócił do życia. Od 1964 do 1987 roku przebywał w
więzieniu o zaostrzonym rygorze, a następnie został zwolniony. Niestety, nie wiadomo nic o jego dalszych
losach.
Nasuwa się oczywi?cie pytanie, w jaki sposób Chińczycy zdołali wedrzeć się do jaskini, pomimo chroniącej ją
mistycznej bariery? Otóż, jak wynika z informacji uzyskanych od lamy, siła mentalna ludzi z naszej cywilizacji,
medytujących w samadhi, jest znacznie słabsza od mocy Atlantów, dlatego ochrona jest bardzo słaba lub w
ogóle nie działa. Wyja?nił, że wszystko zależy od rozwoju ?trzeciego oka?, które u mieszkańców Atlantydy było
w pełni ukształtowane, natomiast u ludzi istnieje tylko w szczątkowej formie. Mimo to, jak donosi lama, w
pewnej jaskini na południu Tybetu widziano ciała o niezwykłej wielko?ci, powieszone przez Chińczyków u
wej?cia do groty. Być może ochronna tarcza okazał się zbyt słaba, by powstrzymać tak dużą liczbę
napastników?
Z drugiej strony wiadomo również, że wielu Chińczyków zginęło podczas prób wtargnięcia do jaskiń samadhi.
Podobno z tego względu zrezygnowali z podziemnych obław. Lama opowiadał o historii, jaka wydarzył się w
okolicach innej jaskini w południowym Tybecie. Przy wylocie znaleziono wielu martwych chińskich żołnierzy,
leżących z wykrzywionymi grymasem bólu twarzami, ale bez jakichkolwiek fizycznych obrażeń. Najwyra?niej
zabiła ich siła mentalnej bariery. W innym miejscu z kolei mieszkańcy okolicznych wiosek na własne oczy
widzieli, jak kilkudziesięciu żołnierzy wybiegło z jaskini, wrzeszcząc jak opętani trzymali się za brzuchy i głowy.
Biegali bez celu dookoła, a potem jeden po drugim padali na ziemię bez życia.
Doktor Muldaszew zebrał podczas swoich podróży sporo informacji na temat poprzednich cywilizacji (podobno
były aż 22). Cywilizacje te osiągnęły bardzo wysoki poziom techniczny, zostały jednak zniszczone albo przez
kosmiczne katastrofy, albo wskutek autodestrukcji. Te same katastrofy (uderzenie meteorytu, zlodowacenie
itp.) zmieniły również klimat na naszej planecie, zatem wygląd kolejnych generacji humanoidów zmieniał się,
gdyż musieli dopasować się do zmodyfikowanych warunków.
Niewiele wiadomo na temat cywilizacji przedatlantydzkich. Nieco danych zawierają publikacje Rudolfa Steinera i
Heleny Blavatzky. Istniał podobno ląd zwany Hyperborea, położony w miejscu dzisiejszego bieguna
południowego. W zamierzchłych czasach gęsto zaludniona była Grenlandia. Tam, gdzie dzi? rozciągają się
wyspy Japonii, znajdowało się tzw. Imperium MU, natomiast Lemuria leżała gdzie? na Oceanie Spokojnym.
Przyjmując, że Ziemia poruszała się wówczas po innej orbicie, czego rezultatem była również odmienna od
obecnej siła grawitacji, można wysunąć przypuszczenie, że istoty zamieszkujące naszą planetę wyglądały
inaczej od dzisiejszych ludzi?były większe i miały być może nie taką fizyczno?psychiczną postać jak my. Żyły w
tym samym czasie, co dinozaury, na co wskazują różne znaleziska archeologiczne.
Zdaniem Muldaszewa pierwsi Lemurianie byli ogromnego wzrostu (do 20 metrów), mieli cztery ręce i dwie
twarze, przy czym tylna posiadała w pełni rozwinięte trzecie oko. Pó?niejsze generacje upodobniły się już
bardziej do Atlantów?dwie ręce, jedno oblicze, trzecie oko ukryte we wnętrzu czaszki. Potomkowie Lemurian,
nazwani przez Muldaszewa Lemuro?Atlantami, osiągnęli bardzo wysoko poziom rozwoju technicznego,
podejmowali loty kosmiczne i żyli w zgodnym sąsiedztwie z Lemurianami.
Je?li chodzi o opis wyglądu Lemurian, podchodzę do niego sceptycznie, zwłaszcza w kwestii ich rzekomych
czterech ramion i dwóch twarzy. Dr Muldaszew, podając te informacje, powołuje się na doniesienia Heleny
Blavatzky.
Konkretniejsze dane posiadamy na temat Atlantydy. Ten wielki kontynent?wyspa stopniowo pogrążał się w
oceanie. Ze względu na położenie tego lądu i panujący tam klimat?bardzo ciepły i wilgotny?tamtejsza flora
wyra?nie różniła się od znanej nam. Wiele gatunków rosło pod wodą, a sami Atlanci wykształcili cechy
pozwalające na egzystencję zarówno na lądzie, jak i pod wodą (błony pomiędzy palcami i wspomniane już
wcze?niej szczegóły budowy oczu i nosa). Niebo miało wówczas czerwonawe zabarwienie, za? Atlanci
skonstruowali niezwykłe maszyny latające, które dzi? nazwaliby?my latającymi talerzami?pojazdy poruszane
pewnego rodzaju napędem antygrawitacyjnym.
Mieszkańcy tego kontynentu dysponowali ?ukierunkowaną energią mentalną? (zdolno?ć telekinezy), która
umożliwiała im manipulowanie przedmiotami za pomocą siły my?li, podobnie jak Uri Geller i dzieci?media, które
spotkałem na Hawajach, potrafią zdeformować przedmioty na odległo?ć lub unie?ć je w powietrze. Atlanci
używali tej mocy do wznoszenia budowli. Piramidy w Gizie to prawdopodobnie ostatnie wielkie pomniki
Atlantydy.
Niezwykła potęga Atlantów i znajomo?ć praw natury bywała jednak wykorzystywana również w destrukcyjny
sposób. Poprzez krzyżówki genetyczne wyhodowano zmutowane istoty, czę?ć ludno?ci cierpiała pod uciskiem.
Wreszcie doszło do katastrofy?olbrzymi potop dotknął większą czę?ć kuli ziemskiej. Fala zmiotła z powierzchni
ziemi miasta Atlantów, a główna czę?ć kontynentu pogrążyła się w odmętach.
W literaturze przedmiotu znale?ć można najróżniejsze próby wytłumaczenia przyczyn katastrofy: uderzenie
ciała niebieskiego, eksperymenty z bronią jądrową, ingerencja istot pozaziemskich albo powtarzające się co 13
tysięcy lat przesunięcie biegunów ziemskich. Spekulacjom nie ma końca. W każdym razie niektórzy mieszkańcy
Atlantydy przeżyli i osiedlili się na innych lądach, gdzie przez tysiąclecia dostosowywali się do nowych
warunków, m.in. zmieniał się ich wygląd. Inni z kolei weszli w stan samadhi i do dzi? przebywają we własnym
ciele. Wielu Atlantów schroniło się w najwyższych górach naszej planety, gdzie nie dotarła fala powodziowa.
Rozmówcy profesora wyja?niali mu, że czę?ć z nich ukryła się w jaskiniach Himalajów, inni za? pod piramidami
w egipskiej Gizie.
Ja sam słyszałem o podobnych historiach w Karpatach, jednak najbardziej znane pochodzą z Andów. W Andach
znajduje się system tuneli; podczas moich podróży na Jukatan, do Meksyku i Belize spotkałem osoby, które
potwierdzały, że niektóre z tych podziemnych miast wciąż są zamieszkane. W 1999 roku pojechałem do Peru i
Boliwii, w 2001 roku razem ze Stefanem Erdmannem do Brazylii, a w 2002 roku do Chile, przy czym wszystkie
te podróże służyły poszukiwaniom informacji o systemach podziemnych tuneli. Zarówno w Peru, jak i w Brazylii
uzyskali?my całkowite potwierdzenie naszych teorii. Więcej na ten temat znajdzie się być może kiedy? w
odrębnej publikacji?tutaj za bardzo odeszliby?my od zasadniczego wątku.
Inni Atlanci żyją obecnie w głębinach oceanu i doskonale przystosowali się do wodnego ?rodowiska. O teorii
przedstawiającej kulę ziemską jako pustą w ?rodku skorupę już mówili?my, tak samo jak o zdumiewających
relacjach badaczy polarnych na temat otworów w powierzchni Ziemi na biegunach, przez które to otwory
rzekomo dostać się można do wnętrza Ziemi. Czyżby tam również osiedliły się niedobitki atlantydzkiej
cywilizacji?
Ernest Muldaszew usłyszał też od tybetańskich mędrców o tak zwanych prorokach ?wiata, czyli ludziach
żyjących od tysięcy lat, którzy co parę stuleci ?budzą się? ze stanu samadhi, aby przekazać ?wiatu swą wiedzę,
a następnie na powrót ?zasypiają?.
Mamy więc do czynienia z istotami, które co kilka wieków wychodzą z samadhi i pojawiają się w?ród nas.
Podobnie uczy historia na temat kolejnych wcieleń Buddy. Pierwszy Budda nazywał się Tonpa Shenrab, objawił
się przed 18013 laty w Tybecie, w kraju zwanym Shambhala i przekazywał ludziom duchowe przykazania. Jego
?ladami podążały kolejne wcielenia Buddy. Z głoszonych przez niego nauk dowiadujemy się, że na Ziemi pojawi
się 1002 proroków. Ilu z nich już nawiedziło naszą planetę, nie wiadomo, natomiast Buddę po raz ostatni
widziano przed 2044 laty. W relacjach z tamtych czasów zwraca uwagę opis jego niezwykłego wyglądu, 32
cechy, które odróżniały go od ?normalnych? ludzi. Najważniejsze z nich to:
błony między palcami dłoni i stóp (prawdopodobnie służyły
do pływania),
brak podbicia na stopach,
ramiona sięgały aż do kolan,
męski organ płciowy ukryty w fałdach skóry, niewidoczny
na zewnątrz,
złote zabarwienie skóry,
białe loki ze srebrnym połyskiem,
na głowie okrągła wypukło?ć,
długi język, którym dosięgał uszu i nasady włosów,
40 zębów bez przestrzeni międzyzębowych.
Taki opis, o ile odpowiada prawdzie, wskazuje, że Budda albo należał do jednej z prehistorycznych cywilizacji
(Aliantów lub Lemurian), albo też był przybyszem z innej planety.
Postawmy jednak kilka zasadniczych pytań. Do czego mógłby służyć genetyczny rezerwuar? Do zachowania
cielesnych powłok istot, które kiedy?, dawno temu, zamieszkiwały naszą planetę? Ale jaki miałoby to sens,
skoro przecież duch panuje nad materią? Odpowied? na te pytania jest dla prof. Muldaszewa jasna: cielesna
forma kształtowała się długo w procesie ewolucji, dostosowując się do zewnętrznych warunków, panujących w
otoczeniu. Dusza potrzebuje przecież ciała, by uczestniczyć w ?grze życia? w materialnym ?wiecie. Dlatego
sensowniejsze wydaje się przechowanie ciała niż stworzenie go od nowa. A poza tym każda komórka zawiera
przecież w sobie wspomnienia przeszło?ci.
Tak więc samadhi jest swego rodzaju szalupą ratunkową dla ludzko?ci, bowiem w tym stanie przez stulecia
można przechowywać powłoki cielesne i w razie potrzeby odtworzyć cywilizację. Wiele cywilizacji uległo już
zagładzie i za każdym razem ludzie budzący się ze stanu samadhi tworzyli zalążek ?nowej ludzko?ci?. Również
nasza obecna kultura znajduje się tuż przed szczytowym momentem swojego rozwoju, który zbiegnie się w
czasie z ?oczyszczeniem?, jak zgodnie twierdzą proroctwa z różnych okresów dziejów i wszelkich czę?ci ?wiata.
Wszystkie te przepowiednie podają też, że dzieje Ziemi rozpoczną się od nowa, donosząc także?co ciekawe ? o
technologiach przyszło?ci, lotach kosmicznych i kontakcie z istotami zamieszkującymi wnętrze globu (patrz
także Buch 3?Der Dritte Weitkrieg?Księga trzecia?trzecia wojna ?wiatowa ? mojego autorstwa).
Oto, co opowiada nam na ten temat Charles Berlitz:
W sercu Azji, w?ród pustyń Mongolii i gór Tybetu ludzie od wielu wieków przekazują sobie z ojca na syna pełną
tajemnic i mistyki legendę o Agarthi i jego władcy, Królu ?wiata. Owo Agarthi jest królestwem położonym we
wnętrzu Ziemi, składającym się z olbrzymich jaskiń pod płaskowyżem ?rodkowoazjatyckim. Dawne plemiona
dotarły do tych grot przez tajemne wej?cia i zaludniają je do dzi? dnia. To podziemne Shangri?La wciąż
podobno istnieje pod rządzoną przez komunistów powierzchnią. Ilekroć jego władca. Król ?wiata, dokonuje
przepowiedni, milkną ptaki i inne zwierzęta. Przed setkami lat ów władca wypowiedział proroctwo, które?licząc
od momentu jego rzekomego dokonania?zi?cić się winno w drugiej połowie XX wieku. Ludzie zaniedbają coraz
bardziej swe dusze? najgorsze zepsucie zapanuje na ?wiecie. Ludzie staną się żądnymi krwi zwierzętami i
pragnąc będą krwi swoich braci. Półksiężyc okryje się ciemno?cią, a jego wyznawcy pogrążą się w kłamstwach i
wojnach nie mających końca? Korony spadną z głów królów? Wybuchnie straszliwa wojna pomiędzy wszystkimi
narodami ?wiata. Zagłada dotknie całe nacje? Głód? przestępstwa nieznane prawu, nie do pomy?lenia niegdy??
prze?ladowani ?ciągną na siebie uwagę całego ?wiata? Dawne trakty zapełnią się masami ludu, ciągnącego z
jednego miejsca w drugie? Największe i najpiękniejsze miasta staną w płomieniach? Rodziny będą rozdzielane,
wiara i miło?ć znikną? ?wiat opustoszeje? Po pięćdziesięciu latach pozostaną tylko trzy wielkie narody? A
pięćdziesiąt lat pó?niej rozpocznie się wojna, trwająca 18 lat, a także nastąpią rozmaite katastrofy, po czym
ludy Agarthi opuszczą swoje podziemne groty i wyjdą na powierzchnie?
Zgodnie z badaniami prof. Muldaszewa jaskinie samadhi podzielić można na trzy kategorie:
groty z lud?mi naszej cywilizacji (Saint Germain?),
pieczary z Atlantami albo istotami z jeszcze starszych kultur
(Lemuria, Hyperborea),
jaskinie zamieszkane zarówno przez ludzi, jak i istoty dawnych cywilizacji.
Doktor Muldaszew zdołał osobi?cie dotrzeć do dwóch ?opiekunów? jaskini kryjącej co najmniej jednego Antlanta
i zaprzyja?nić się z nimi. Starszy z dwóch mężczyzn nie odwiedza już jaskini (ma 95 lat), młodszy za? chodzi
tam zawsze raz w miesiącu?przy pełni Księżyca albo 11 lub 12 dnia po pełni. Młodszy ?opiekun? opowiedział, że
już na tydzień wcze?niej rozpoczyna medytację, a gdy wejdzie do pierwszej komnaty w grocie, modli się ze
wzmożoną siłą i medytuje coraz głębiej.
Ernest Muldaszew i towarzyszący mu Walerij Łobankow nie dowiedzieli się zbyt wiele od tego mężczyzny.
Więcej wyjawił im 95-latek, nazwany przez Muldaszewa ?starszym, niezwykłym człowiekiem?.
Profesor nagrał na ta?mę tę niezwykle interesującą rozmowę i opublikował w swojej książce. Tutaj zacytuję
najważniejsze fragmenty.
Gdy dr Muldaszew, Walerij Łobankow i tłumacz Kiram usiedli, okulista pokazał starszemu opiekunowi wizerunek
Atlanta. Ich rozmówca początkowo powtarzał uparcie, że temat jaskiń samadhi to tajemnica i nie wolno mu o
tym mówić. Padło wiele pytań, zanim powoli zaczął się otwierać.
Muldaszew opowiada:
Pomimo wszystko byłem przekonany, ze w jaskiniach przebywają ludzie w stanie samadhi, nie dałem wiec za
wygraną i znów wróciłem do naszego rysunku.
W salach, do których mam dostęp, nie ma ludzi, którzy tak wyglądają. Są podobni? ? odburknął staruszek.
Walerij i ja spojrzeli?my na siebie. Walerij wyszeptał:?Jest ich tam wielu! Skoro w salach, do których ma Pan
wstęp, przebywają ludzie w samadhi, podobnie wyglądający? ? tu umy?lnie zrobiłem przerwę.
Nie wszyscy wyglądają podobnie?odrzekł starszy, niezwykły człowiek z poirytowaniem.
Ale w innych komnatach jaskini?ciągnąłem dalej?znajdują się zapewne istoty w samadhi, takie same jak ta na
obrazku.
Nie są dokładnie takie same. Ale to tajemnica.
Łobankow i ja zaniemówili?my. Starzec po?rednio przyznał, że w grocie znajdują się istoty o wyglądzie
odpowiadającym naszemu hipotetycznemu Aliantowi (oczywi?cie z pewnymi odchyleniami). A czy widział Pan
może u ludzi w jaskini błony pomiędzy palcami rąk i nóg?
Nie, nigdy czego? takiego nie widziałem. Ich palce są całkiem zwyczajne, tyle że z bardzo długimi paznokciami.
Czy rozpostarli kiedy/palce?
Nie, nie zauważyłem?
Muldaszew wypytywał go dalej o oczy?czy ich górna powieka jest powiększona. Opiekun nie mógł na to
odpowiedzieć, bowiem istoty te mają prawie całkiem zamknięte oczy.
Wziął ponownie do ręki rekonstrukcję wyglądu Atlanta, która najwyra?niej wywarła na nim duże wrażenie.
Kolejne pytania dotyczyły celu istnienia jaskiń, o czym rozmówca uczonych nie chciał jednak rozmawiać.
Wyja?nił, że wtargnięciu intruzów zapobiega ochronna tarcza. Tylko ten, kto przejdzie pomy?lnie próbę
medytacji, może wej?ć do ?rodka. Nikomu się to jednak dotąd nie udało.
Kto nie wpuszcza obcych do jaskini?
On!
Kim jest On?
To tajemnica?
Łobankow i ja zaniemówili?my. Starzec po?rednio przyznał, że w grocie znajdują się istoty o wyglądzie
odpowiadającym naszemu hipotetycznemu Aliantowi (oczywi?cie z pewnymi odchyleniami). A czy widział Pan
może u ludzi w jaskini błony pomiędzy palcami rąk i nóg?
Nie, nigdy czego? takiego nie widziałem. Ich palce są całkiem zwyczajne, tyle że z bardzo długimi paznokciami.
Czy rozpostarli kiedy/palce?
Nie, nie zauważyłem?
Muldaszew wypytywał go dalej o oczy?czy ich górna powieka jest powiększona. Opiekun nie mógł na to
odpowiedzieć, bowiem istoty te mają prawie całkiem zamknięte oczy.
Wziął ponownie do ręki rekonstrukcję wyglądu Atlanta, która najwyra?niej wywarła na nim duże wrażenie.
Kolejne pytania dotyczyły celu istnienia jaskiń, o czym rozmówca uczonych nie chciał jednak rozmawiać.
Wyja?nił, że wtargnięciu intruzów zapobiega ochronna tarcza. Tylko ten, kto przejdzie pomy?lnie próbę
medytacji, może wej?ć do ?rodka. Nikomu się to jednak dotąd nie udało.
Kto nie wpuszcza obcych do jaskini?
On!
Kim jest On?
To tajemnica?
Staruszek opowiedział jeszcze, że istoty trwają w zupełnym bezruchu, zastygłe w pozycji lotosu. Na pytanie, czy
rozmawiał z nimi kiedykolwiek, odrzekł znów, że to tajemnica. Prze?led?my kolejny fragment rozmowy, która
staje się teraz nieco ciekawsza:
Jak Pan uważa, czy te istoty o niezwykłym wyglądzie, po tym jak obudzą się z samadhi, mogą żyć jak zwyczajni
ludzie?
Mogłyby, ale inaczej niż my.
Inaczej niż my, to znaczy jak?
O to musieliby?cie zapytać lamów.
Wiadomo, że Budda także wyglądał niezwykle. Czy możliwe byłoby, że nagle, powróciwszy z samadhi, wyjdzie z
jaskini i objawi się na Ziemi?
Tego nie wiem.
Czy niezwykłe istoty w jaskiniach przypominają wyglądem Buddę?
Jedne tak, inne nie.
Ta informacja szczególnie ucieszyła Walerija i mnie, ponieważ potwierdzała nasze ?miałe przypuszczenie na
temat istnienia jaskiń zaludnionych w sposób ?mieszany?, a wiec pełnym spektrum przedstawicieli różnych
cywilizacji. Jak Pan my?li, kto przenosi ludzi w stan samadhi? ? zapytałem.?
To będą wiedzieli lamowie?powtórzył mężczyzna.
Może opowiedzieć tylko o tym, co sam wie, skomentował cicho Łobankow. W jakim celu ludzie zapadają w
samadhi na tysiące, nawet na miliony lat?
Sadze, że większo?ć z nich chce zachować się dla przyszło?ci?
Na pytanie, dlaczego w pieczarach przebywają nie tylko zwyczajni ludzie, lecz również inni, niepodobni do nas,
padła taka odpowied?:
Ci o niezwykłym wyglądzie to starożytni ludzie, którzy już długo trwają w samadhi.
Kto chroni jaskinie?
Duch.
Czyj duch?
Jego.
Kim jest On?
To wielka tajemnica?
Starszy opiekun wyja?nił jeszcze, że?gdy był młodszy?sprawdzał, czy w grocie wszystko jest w porządku. Opisał
ponownie przebywające tam istoty: siedzą one na tygrysich skórach w pozycji lotosu, z rękami na kolanach.
Oczy, do połowy przymknięte, skierowane są ku górze, tak że nie widać białek. Dotykał ich ciał ? były twarde i
zimne.
Na koniec rozmowy Muldaszew zapytał, czy byłoby mu wolno wej?ć do
jaskini. Następnego dnia rzeczywi?cie się tam udał, jednak nie zaszedł daleko. Tuż za pierwszą komnatą
rozpoczęły się zjawiska opisane przez Tybetańczyka?złe samopoczucie i ból głowy, wzmagający się coraz
bardziej. Chociaż profesor z całych sił bronił się przed ogarniającą go słabo?cią, musiał w końcu zawrócić, gdy
ból stał się nie do wytrzymania. Gdy wyszedł, objawy ustąpiły. Spróbował jeszcze dwukrotnie, lecz historia
powtórzyła się, więc dał wreszcie za wygraną.
Podsumowanie
Czego dowiedzieli?my się dzięki badaniom i osobistym obserwacjom Ernesta Muldaszewa? Jasne staje się, że
człowiek nie pochodzi od małpy, lecz jest końcowym produktem (końcowym na tę chwilę) nieskończenie długiej
ewolucji na naszej planecie, trwającej miliony lat. Istniały przed nami wysoko rozwinięte kultury o stopniu
zaawansowania technicznego znacznie większym niż ten, z którym mamy do czynienia obecnie. Mimo to, a
może wła?nie dlatego, wszystkie ulegały zagładzie.
Nieliczni przedstawiciele każdej z minionych cywilizacji schronili się w tajemnych miejscach (jaskiniach,
otchłaniach oceanu, podziemnych miastach?) i trwają tam w stanie głębokiej medytacji, zwanym przez Azjatów
samadhi. Pozwala im to ?wiadomie kontrolować procesy przemiany materii do tego stopnia, że ciało ich ulega
zakonserwowaniu i staje się nie?miertelne?może przetrwać dowolnie długo (oczywi?cie, o ile pieczara nie zawali
się i nie pogrzebie swoich lokatorów?). Jaskinie te?i inne kryjówki?stanowią, zdaniem prof. Muldaszewa, swego
rodzaju rezerwę genetyczną, rezerwuar wszelkich istot humanoidalnych, jakie kiedykolwiek zamieszkiwały
Ziemię. W razie globalnej katastrofy istoty te mogą być przywrócone do życia, by na nowo zaludnić planetę.
Nie można jednak wykluczyć innej jeszcze możliwo?ci, która według mnie jest równie wiarygodna i pokrywa się
z wynikami moich innych badań. Otóż być może nie chodzi tu wcale o dala, lecz o dusze przynależne do ciał. Te
dusze, dysponujące pradawnym i niezwykle potężnym potencjałem duchowym, są niewyczerpanym no?nikiem
energii, utrzymującym przez samą swoją obecno?ć wyższą częstotliwo?ć drgań Ziemi i wyższy poziom energii.
Wpływa to na losy całych narodów. Gdyby ciała obumarły, a dusze przeszły do wymiaru niematerialnego,
częstotliwo?ć drgań prawdopodobnie znacznie by spadła, co ułatwiłoby zadanie ?siłom ciemno?ci?. Wyobra?my
to sobie plastycznie: znajdujemy się w nocy w pomieszczeniu o?wietlonym nie żarówką, lecz setkami płonących
?wiec. W większo?ci są to małe, ledwie tlące się ?wiatełka, ale w?ród nich stoi także kilka dużych gromnic, które
palą się już od dawna i długo jeszcze roz?wietlać będą mrok, podczas gdy normalne ?wieczki dawno zgasną. W
podobny sposób możemy spojrzeć na dusze istot w samadhi, prastare i potężne dusze, utrzymujące pewien
niezbędny poziom drgań materii ziemskiej.
Niejeden z Was może w tym momencie zaprotestować: nigdy nie słyszał o Atlantach, olbrzymach i tym
podobnych dziwach, pewnie nic takiego nigdy nie istniało. Atlanci-olbrzymy? Przecież archeolodzy dawno
odkryliby jakie? szczątki.
Oczywi?cie?dawno je odkryli. W roku 1833 żołnierze budujący skład prochu znale?li w Lampock Rancho, w
stanie Kalifornia, prawie czterometrowy szkielet otoczony muszlami pokrytymi nieznanymi symbolami. Obok
szczątków olbrzyma leżał gigantyczny topór bojowy, nasuwający skojarzenia ze skandynawskimi bóstwami. Na
pozaziemskie pochodzenie tej istoty wskazują podwójne rzędy zębów zarówno w górnej, jak i w dolnej szczęce.
To jeszcze nie wszystko: w 1891 roku w pobliżu Crittenden (stan Arizona) robotnicy budowlani natrafili prawie 3
metry pod powierzchnią gruntu na olbrzymi kamienny sarkofag. Przy jego wydobyciu obecni byli eksperci i
przedstawiciele władz. W sarkofagu zamknięta była trumna ze zmumifikowanymi zwłokami człowieka?lub istoty
do człowieka podobnej?również niemal czterometrowego wzrostu i z dodatkową szczególną cechą: sze?cioma
palcami u stóp.
Chciałbym przytoczyć jeszcze pewien fakt z moich własnych poszukiwań. Otóż we wrze?niu 1989 roku
spotkałem się w Phoenix, w Arizonie, z młodym Amerykaninem o imieniu Sean. Przebywał on przez półtora roku
u Dalajlamy w Dharamsala, w indyjskiej czę?ci Himalajów. Sean, który ma zdolno?ci medium, ćwiczył tam pod
okiem mnichów medytację oraz uczył się korzystać z posiadanej umiejętno?ci jasnowidzenia. Młodzieniec
opowiedział mi, jak pewnego razu mnisi zalecili mu post, jako że czekała go inicjacja, co wymaga wewnętrznej
czysto?ci. Po?cił więc przez kilka dni, aż którego? ranka razem z mnichami wyruszył w góry. Wspięli się na
niebotyczną wysoko?ć i stanęli nagle przed wej?ciem do jaskini, której chłopak wcze?niej wcale nie zauważył.
Weszli do wnętrza i podążali przez wiele godzin korytarzami. Sean jeszcze teraz z trudem odważył się mówić o
tym, co działo się po drodze. Widział jakie? straszliwe bestie (użył słowa ?wilkołaki?), stworzenia z żarzącymi
się na czerwono ?lepiami, które tylko czekały, by kto? odłączył od grupy. Siły mentalne dwóch
najpotężniejszych mnichów, otwierających i zamykających pochód, powstrzymywały potwory przed atakiem.
Gdyby tylko Sean został nieco w tyle, wybiłaby jego ostatnia godzina. Bestie te pilnują, by nikt niepowołany nie
wtargnął do pieczary i nie dotarł tam, dokąd podążali wła?nie mnisi.
Po wielu godzinach marszu dotarli pod ogromną, wielometrowej wysoko?ci złotą bramę i usiedli przed nią w
pozycji Buddy. Rozpoczęli wspólną medytację i po chwili brama stała się przezroczysta. Sean nie wierzył
własnym oczom, za bramą dostrzegł bowiem wyra?nie większą liczbę wielkich postaci ludzkich, również
siedzących w pozycji lotosu. Istoty te miały złote włosy i złotawą skórę. Nawiązały telepatyczny kontakt z nim i
z innymi członkami grupy. Mój rozmówca opisywał, co przy tym odczuwał: jak gdyby jego mózg i całe wnętrze
było prze?wietlane, skanowane przez te istoty. Nie potrafił bronić się przed tym, ale nie czuł zagrożenia ani
lęku, jedynie władzę, jaką miały nad nim i nad jego my?lami. Najwyra?niej sprawdzały go, gdyż potem objawiły
mu jaką? tajemnicę, którą nie chciał się ze mną podzielić. Po kilku godzinach obcowania z dziwnymi postaciami
grupa ruszyła w drogę powrotną do klasztoru, ponownie mijając straszliwe bestie. Sean twierdził, że jeszcze
kilka razy spoglądał w górę, w kierunku wylotu jaskini, ale ten jakby zniknął.
W 2000 roku spotkałem młodego człowieka ponownie, tym razem w Monachium. Potwierdził w cało?ci swoją
opowie?ć. I co na to powiecie?
Ale to jeszcze nie wszystko?oto kolejna historia, którą chciałbym się z Wami podzielić. Przed kilku laty poznałem
uroczą szwajcarską damę o imieniu Verena. Była ona gotowa sponsorować pewnego wynalazcę, który twierdził,
że jest w stanie skonstruować maszynę działającą na bazie wolnej energii. Niestety, nic z tego nie wyszło,
osobnik ów okazał się bowiem oszustem i zniknął wraz ze sporą kwotą pieniędzy. Dobra kobieta bywała już nie
raz w Dharamsala i miała nawet okazję rozmawiać z samym Dalajlamą, co było wyrazem uznania za wspieranie
klasztoru sporymi sumami. Poprosiłem ją, by przy najbliższej okazji zapytała duchowego przywódcę Tybetu o
?podziemny ?wiat? i królestwa rozciągające się rzekomo pod Himalajami (Shambhala i Agarthi). Spełniła moją
pro?bę i na pytanie o istnienie tych ?wiatów otrzymała odpowied?: Słyszałem o nich. Wyciągnięcie wniosków z
tego zdarzenia pozostawiam Czytelnikom.
Rozmowy ze mną wzbudziły w Verenie ciekawo?ć, wypytywała więc mnichów na ten temat. Jeden z nich
twierdził, że był już kiedy? w takim podziemnym królestwie. Gdy jednak wrócił do klasztoru i chciał zaprowadzić
współwyznawców do wylotu jaskini, by udowodnić swoje przeżycia?nie znalazł ponownie wej?cia. Wszystkie te
opowie?ci potwierdzają teorie sformułowane przez Muldaszewa i wskazują ten sam kierunek dalszych
poszukiwań.
Może zastanawiacie się teraz, dlaczego o wszystkich tych faktach i zdarzeniach milczą nasi naukowcy, dlaczego
nie donosi o nich telewizja? Pewnie z tego samego powodu, z jakiego ukrywana jest informacja o szczątkach
autentycznej syreny, przechowywanych w pewnym japońskim klasztorze.
Powiedziawszy to, wziął do ręki rysunek i rzucił nagle:?Ten wizerunek niezwykle mnie poruszył. Skąd go macie?
Muldaszew nie odpowiedział na to i zaczął mówić o trzecim oku. Starzec zaprzeczył, jakoby widział trzecie oko,
natomiast o normalnych oczach, nosie i uszach istot w grocie powiedział rzeczy następujące:
Niektórzy mają oczy większe od normalnych, inni za? nie.
Czy widział Pan w swojej jaskini istoty ze spiralnym nosem?wentylem?
Nie, nosy mają inne. Jedni małe, drudzy duże, jak to ludzie.
A w innych salach jaskini, do których nie wolno Panu wchodzić, czy tam mogą być istoty ze spiralnym nosem?
To tajemnica.
Łobankow nachylił się do mnie i szepnął:?To brzmi jak potwierdzenie. Proszę powiedzieć, czy ludzie w grocie
mają duże uszy, czy raczej małe, jak na rysunku ? kontynuowałem anatomiczny wywiad.
Mają duże uszy, niektórzy nawet bardzo duże. Tak małych uszu jak na obrazku nie widziałem?
A czy mają takie usta jak na naszym rysunku?
Starszy, niezwykły mężczyzna, dokładnie przypatrzył się rycinie. Nie, takich ust nie mają. Ich usta są takie, jak
zwykłych ludzi. Ale? czasami również całkiem inne.
A jakie?
To tajemnica?
Dr Muldaszew zapytał również o klatkę piersiową, na co starszy opiekun potwierdził, że niektórzy z lokatorów
groty mają klatkę piersiową większą od normalnej. Dodał, że w jaskini przebywają istoty różnego wzrostu.
Mnie osobi?cie zaciekawiło bardzo kolejne pytanie profesora:
Czy ludzie w pieczarze mają nadzwyczaj dużą czaszkę?
Bardzo różnie. Jedni mają bardzo dużą głowę, inni do?ć dużą, wydłużoną do tyłu, a jeszcze inni całkiem
zwyczajną. Ale wszyscy mają długie włosy.
Znów spojrzeli?my na siebie z Łobankowem. My?leli?my o tym samym: w jaskini znalazły schronienie istoty z
różnych cywilizacji.
Nagle starszy, niezwykły mężczyzna, wziął do ręki naszą ilustracje i nie czekając na następne, pytanie
powiedział:?Mieszkańcy jaskini z twarzą taką jak na rysunku mają duże i silne ciało. Ciało innych, o normalnym
obliczu, jest mniejsze i szczuplejsze.
Ponieważ z punktu widzenia możnych tego ?wiata?nic Wam do tego, wręcz nie powinni?cie o tym wiedzieć, gdyż
mogłoby to wywrócić do góry nogami Wasz ?wiatopogląd. Zgodzicie się chyba ze mną, że Atlanci, ludzie w
jaskiniach samadhi i tym podobne rewelacje to co? trochę ciekawszego od naszych polityków, wiadomo?ci
sportowych albo wieczoru w dyskotece?
Autor: Jan van Helsing; Fragment: Ręce precz od tej książki?