background image

BEZ BAWEŁNY

„Codzienna filiżanka zielonej herba-

ty chroni przed rakiem żołądka”. „W 
pomidorach  wykryto  środek  ochron-
ny przed nowotworami”. „Co piąty guz 
mógłby nie powstać, gdyby odżywianie 
było właściwe”. 

Nie tylko prasa popularna publiku-

je takie sensacyjne obietnice. Również 
światowe organizacje i instytuty tkwią w 
przekonaniu, że można by nie dopuścić 
do 30 - 40% wszystkich nowotworów, 
stosując właściwe odżywianie. Takie są 
oficjalne wyniki raportów.

Nie powinno zatem dziwić, że wnios-

ki wyciągnięte przez lekarzy, dietety-
ków i statystyków, powstające w oparciu 
o  naukową  literaturę  światową  i  for-
mułowane  tam  zalece-
nia, kieruje się do całej 
ludzkości.  A  zalecenia 
głoszą:  wszyscy  oby-
watele  Ziemi  powinni 
spożyć dziennie 400 do 
800  gramów  różnych 
warzyw  i  owoców  w 
połączeniu  z  600  do 
800  gramami  produk-
tów zbożowych, strącz-
kowych, korzeni, bulw 
i gotowanych bananów. 
Zalecający  ufają  sta-
tystyce,  gdyż  badania 
-  przeprowadzane  w 
różny  sposób  -  dowo-
dzą, że właśnie owoce i 
warzywa chronią przed 
chorobami nowotworo-
wymi, szczególnie układ 
trawienny i płuca. 

Już  2000  lat  temu  pisarz,  filozof  i 

polityk rzymski Cycero radził: „Przez 
wątpliwości dochodzimy do prawdy”. 
A właśnie wobec statystyki należy mieć 
największe wątpliwości. 

Szerokie 

pole niedokładności

Powstawanie  nowotworów  równie 

dobrze  można  skorelować  ze  zwięk-
szoną  ilością  spalin  samochodowych, 
spożyciem przeróżnych tabletek czy z 
rosnącym spożyciem kawioru lub ham-
burgerów.  Bez  odpowiedzi  pozostaje 
pytanie, czy taki związek między spo-
życiem owoców i warzyw a zachorowa-

niami w ogóle istnieje! Podczas badań 
opinii publicznej - a na tym opierają się 
w większości dane statystyczne - ludzi 
zwykle opuszcza pamięć, gdy mają zre-
lacjonować, co jedli w ciągu ostatnich 
trzech  dni.  Przy  dłuższych  okresach 
takie informacje są jeszcze mniej wia-
rygodne.  A  co  jest  „regularnym”  lub 
„wysokim” spożyciem? No właśnie! W 
jednym badaniu będą to ilości „więcej 
niż 0 gramów”, w następnym - „ponad 
66  gramów  dziennie”,  a  w  trzecim  - 
„dwadzieścia porcji” w ciągu miesiąca. 
A więc pole niedokładności jest szerokie 
dla manipulacji.

Konsument  musi  zawierzyć  wyni-

kom,  no  bo  kto  może  dysponować 

możliwościami porównawczymi takich 
subtelności? Media, publikując podob-
ne badania, pracują - chcąc nie chcąc - 
na korzyść niektórych żonglerów licz-
bami. Przykład: dane dotyczące kobiet 
chorych na raka piersi, pytanych o kon-
sumpcję tłuszczów zanim dowiedziały 
się o diagnozie, nie różnią się od danych 
uzyskanych  od  kobiet  zdrowych.  Po 
poznaniu  diagnozy  kobiety  te  zwykle 
twierdzą, że ich spożycie tłuszczów było 
jednak  większe.  Jak  to  jest  możliwe? 
Diagnoza nowotworowa usposabia do 
rozpaczliwego poszukiwania winy. No-
wotwór  jest  zwykle  odbierany  jako 
kara  za  grzechy  żywieniowe  popeł-
niane  w  przeszłości.  Czytane  w  po-

czekalniach  lekarskich  informacje  o 
związkach między rakiem a tłuszczami 
też robią swoje.

Takie  mechanizmy  są  typowe  dla 

chorób rzekomo uwarunkowanych od-
żywianiem. Dalszym popularnym przy-
kładem może być przekonanie, że mleko 
- jako żywo - ochroni przed osteoporo-
zą. Po diagnozie choroby wielu pacjen-
tów nie potrafi sobie jakoś przypomnieć, 
czy kiedykolwiek pili mleko, a choro-
ba stanowi dla nich dowód, że mleka 
musiało być stanowczo za mało...

Potwierdzić 

każdy nonsens

Przez  taki  sposób 

upowszechniania  nie-
udowodnionych twier-
dzeń  i  następujących 
potem badań opinii pu-
blicznej  nauce  udaje 
się elegancko potwier-
dzić  każdy  nonsens. 
Na  kongresach  i  w 
audycjach  populary-
zujących  zdrowy  styl 
życia eksperci podobnie 
tryumfalnie prezentu-

Owoce i jarzyny nie chronią przed rakiem. Wiele wyników badań naukowych nad odżywianiem to 
błędne uogólnienia. Statystyka podaje zbyt mało dowodów.

PAPIER

EKOLOGICZNY

 

44 

MAJ 2005 

NR 5 (142)