background image

-/82-);-(>-%0

MAŁGORZATA WARDA

Edl^ZсcVe^hVcV
oegVlYo^lnbcZglZb#
L^Wgj_|XVZbdX_Vb^#
O`dW^ZiVb^lgda^\‹lcZ_
^obŸèXonocVb^liaZ#
L^ZaZijaŸ`‹l!cVhigd_‹l
^Xon]V_|XnX]l`|X^Z
YZbdc‹l!`i‹gnX]
c^ZedlhinYo^¨Wnh^ŸhVb
=Zcc^c\BVc`Zaa#

BV¨\dgoViV9dbV\Va^`

2-/82-)70=7>%0



background image

2-/82-)70=7>%0

-/82-);-(>-%0

background image

-/82-);-(>-%0

MAŁGORZATA WARDA

2-/82-)70=7>%0

background image

W książce zacytowano fragmenty piosenek:

My Generation [muzyka i słowa Pete Townshend; Published by Fabulous 

Music Ltd., adm. by Essex Musikvertrieb GmbH; 

Sub-published Schubert Music Publishing], 

Blowin’ in the Wind [muzyka i słowa Bob Dylan; 

© Special Rider Music / Sony / ATV Music Publishing, 

reprezentowane w Polsce przez SM Publishing (Poland) sp. z o.o.], 

Feeling Good [muzyka i słowa: Leslie Bricusse / Anthony Newley; 

Published by Musical Comedy Productions Inc, adm. by Essex 

Musikvertrieb GmbH; Sub-published Schubert Music Publishing],

Behind Blue Eyes [muzyka i słowa Pete Townshend; 

Published by Fabulous Music Ltd., adm. by Essex Musikvertrieb GmbH; 

Sub-published Schubert Music Publishing], 

Break On Through [muzyka i słowa: John Densmore / Robert Krieger / 

Raymond Manzarek / Jim Morrison; Published by Doors Music Company, 

adm. by Wixen Music Publishing Inc.; 

Sub-published Schubert Music Publishing].

Redaktor prowadzący

Katarzyna Krawczyk

Redakcja

Helena Klimek

Redakcja techniczna

Małgorzata Juźwik

Korekta

Halina Ruszkiewicz

Copyright © by Małgorzata Warda 2010

Copyright © for the Polish edition by Świat Książki Sp. z o.o., Warszawa 2010

Copyright © for the e-book edition by Świat Książki Sp z o.o., Warszawa 2010

Świat Książki

Warszawa 2010

Świat Książki Sp. z o.o.

02-786 Warszawa, ul. Rosoła 10

ISBN 978-83-247-2340-9

Nr 45056

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp 

upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo 

dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostepnianie osobą trzecim, 

nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, 

upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub 

podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

background image

W prawdziwym życiu nie było muzyki, 

nie istniały podpowiedzi. 

Grasz w określonej scenie, nie wiedząc, 

jaka ona jest, ważna czy nieważna. 

Czy zapamiętasz ją na całe życie, 

czy zapomnisz o niej po godzinie.

Joyce Carol Oates, „Blondynka”, t

łum. Mariusz Ferek 

Dla Sylwii

background image

― 7 ―

Pomys

ł tej książki zrodził się z medialnego spektaklu, jaki 

sta

ł się udziałem Nataschy Kampusch, młodej Austriacz-

ki, która sp

ędziła osiem lat w domu porywacza.

PODZIĘKOWANIA:

W pracy nad powie

ścią wielu przydatnych informacji 

udzieli

ły mi Ilona Poćwierz-Marciniak oraz Anna Suli-

gowska – moje dy

żurne panie psycholożki, które nie tylko 

pomog

ły mi stworzyć bohaterów, ale potem jeszcze zna-

laz

ły czas, by zaproponować dla nich właściwą terapię. 

Dzi

ękuję Jarkowi Zychowi za fachowe porady z za-

kresu dzia

łań policji, Paniom z Instytutu Genetyki Sądo-

wej w Bydgoszczy za szczegó

łowe wyjaśnienia dotyczą-

ce analizy DNA. 

Rodzicom dzi

ękuję za wsparcie, Siostrze za ostre jak 

brzytwa uwagi, Ma

ćkowi za cierpliwość dla mnie i pierw-

sz

ą redakcję. Teściom – ponieważ bez Waszej opieki nad 

Sylwi

ą nie miałabym czasu pisać.

background image

Jarku, po raz kolejny uratowa

łeś plik z powieścią, kie-

dy wszyscy fachowcy roz

łożyli ręce!

Pragn

ę wyrazić też wdzięczność Przyjaciółkom, 

a w szczególno

ści Dorocie Keller, Ani Staszczak i Anecie 

Dardzi

ńskiej za rozmowy o książce w trakcie jej pisania. 

Bez Dorotki nie powsta

łaby scena performance’u Ka-

p

łowa. 

Motyw piór zrzuconych z wie

ży Eiffl  a pochodzi z powieści 

„Niewidzialny cyrk” Jeni

ff er Egan.

Interpretacj

ę obrazu Lucasa Cranacha Starszego „Salome” 

zaczerpn

ęłam z „Malarstwa białego człowieka” Waldemara 

Łysiaka.

 

background image

― 9 ―

Lena

1

Wrzesie

ń pachnie kwiatami i upałem. Słońce wisi na nie-

bie, odmieniaj

ąc całą dzielnicę tak bardzo, że wygląda 

jak stara fotografi a w kolorze sepii. Wszystko tonie w po-
wodzi s

łonecznego światła, samochody zostawiają ciem-

ne 

ślady opon na rozgrzanym asfalcie. Śmierdzi beton, 

a tata, z papierosem w ustach, z ameryka

ńskim stetsonem 

na g

łowie, przebiega palcami po strunach gitary: A-dur, 

G-dur, A-dur... 

People try to put us d-down

(Talkin’ ‘bout my generation)

Just because we get around

(Talkin’ ‘bout my generation)

Things they do look awful c-c-cold

(Talkin’ ‘bout my generation)

I hope I die before I get old

(Talkin’ ‘bout my generation)*

*

 Ludzie chcą nas stłamsić

 (Mówię o moim pokoleniu).
  Podobno im przeszkadzamy
 (Mówię o moim pokoleniu).

(„My Generation”/Pete Townshend. Teksty piosenek angielskich prze-

łożyła Małgorzata Warda).

  Wszystko to wygląda fatalnie
 (Mówię o moim pokoleniu).
 Liczę, że umrę, zanim się zestarzeję 
 (Mówię o moim pokoleniu).

background image

― 10 ―

W dole, przez wa

ł piachu przedziera się pani Kasia. 

– Szlag by to! – syczy, kiedy tonie w nim obcas jej buta.
– Witam pani

ą! – woła tata, nie przerywając gry.

– Co tam robicie? – Kasia wyg

ładza spódniczkę i za-

raz zaczyna si

ę prężyć, jak zawsze na widok taty.

– Mo

że wpadnie pani do nas na drinka?

Śmieje się i z trudem, machając śmiesznie rękami, po-

konuje sypk

ą przeszkodę w swoich klapkach z różowym 

puszkiem, na wysokich obcasach.

– Mo

że wieczorem? 

Wie, 

że tata na nią patrzy, więc idzie, zalotnie kręcąc 

biodrami.

Wgryzam si

ę w chleb z cukrem:

– Jeste

ś na nią za stary. 

Parska 

śmiechem.

– Nigdy nie jest si

ę za starym na rock and rolla, księż-

niczko!

Pani Kasia wygl

ąda jak Debbie Harry na plakacie, który 

wisi w naszej toalecie, ma takie same platynowe kosmyki 
w

łosów, jej usta błyszczą szkarłatną czerwienią, a rzęsy 

a

ż lepią się od czarnego tuszu. Plakat zabieramy w każ-

d

ą podróż, przejechał z nami pół Polski i wciąż jest cały. 

Tata uwa

ża,  że Debbie to najseksowniejsza piosenkarka 

naszych czasów. 

Things they do look awful c-c-cold 

podejmuje 

śpiew. 

background image

― 11 ―

(Talkin’ ‘bout my generation)

I hope I die before I get old...

Powieki trzepocz

ą, a czas cofa się jeszcze bardziej. 

Pod koniec sierpnia przeprowadzamy si

ę do Gdyni. 

To nie jest nasza pierwsza przeprowadzka, ale w wyni-
ku tego, co si

ę stanie, ostatnia. Wcześniej mieszkaliśmy 

w Bieszczadach, na rozleg

łej równinie położonej ja-

kie

ś osiemset metrów nad poziomem morza. Panowała 

tam wielka, naprawd

ę wielka cisza, w której wyróżnia-

łam głosy ptaków, dźwięk kroków ludzi podążających 
w stron

ę górskich szlaków i muzykę  płynącą ze starej 

gitary taty. Sara k

ładła się w śpiworze na werandzie, 

a kiedy przychodzi

ł zmierzch i powietrze raptownie za-

czyna

ło się ochładzać, wsuwała ręce pod głowę i patrząc 

w niebo, mówi

ła, że niczego więcej nie potrzebuje. Niebo 

w górach jest niezwyk

łe i nigdy nie uda mi się takiego 

nieba znale

źć w mieście. A jednak mnie w ciszy górskiej 

brakowa

ło rozmów z ludźmi, gwaru miasta i przyjació-

łek, z którymi mogłabym spędzać czas.

Tata zakochuje si

ę tak często, że mógłby powiedzieć 

s

łowami Marilyn Monroe: „Zawsze jestem w kimś zako-

chany, dzi

ś akurat w tobie!”. W Bieszczadach znowu się 

zakocha

ł i zmusił nas, byśmy wsiadły wraz z nim do po-

ci

ągu za nową miłością, która jechała do Trójmiasta. 

Jak zawsze, kiedy opuszczali

śmy dom, już z walizka-

mi w r

ękach, zatrzymywał się i mówił,  żebyśmy spoj-

rza

ły ostatni raz za siebie, a my posłusznie odwracały-

śmy się i po raz ostatni patrzyłyśmy na mury, w których 
sp

ędziłyśmy czas nie dość długi, by zżyć się z domem, 

background image

― 12 ―

ale wystarczaj

ąco długi, by powiedzieć, że „tu mieszka-

łyśmy”.

 Siedz

ąc w zapchanym turystami pociągu, powiedzia-

łam do Sary:

– Zobaczysz, w Gdyni b

ędzie naprawdę fajnie. 

Ale ona, ze wzrokiem utkwionym w okno, odpar

ła ja-

ko

ś tak smutno:

– A ja si

ę boję, że w Gdyni zdarzy się coś niedobrego. 

Nasze 

życie w tamtej chwili było takie jak rysunki, 

które Sara zrobi

ła w Bieszczadach. Na pierwszym wid-

niej

ą długie tory, wij ące się aż za horyzont. Na drugim 

dwie dziewczynki, trzymaj

ąc się za ręce, stoją przy ostat-

nich drzwiach ostatniego wagonu. 

2

W co si

ę pobawimy?

– W to co zawsze. 
Oczy b

łyszczą radością, Sara odwraca się w stronę 

d

ługiego korytarza pociągu, obrzuca spojrzeniem męż-

czyzn

ę z papierosem, który otworzył okno, spogląda na 

dwie dziewczynki, którym przeci

ąg rozwiewa włosy, 

widzi starsz

ą panią, niecierpliwie wpatrzoną w palącego 

w oknie m

ężczyznę, i rzuca się niespodziewanie w wir 

zabawy.

– Min

ęło sto lat! – woła. 

Sto lat to w sam raz, 

żeby oddzielić naszą poprzed-

ni

ą zabawę, tę wczorajszą od dzisiejszej. I nie ma znacze-

nia, 

że nasi bohaterowie nie postarzeli się ani odrobinę. 

background image

― 13 ―

Zreszt

ą jakie znaczenie ma sto lat? Dla Sary i dla mnie to 

tyle co nic.

– Min

ęło sto pięćdziesiąt lat! – decyduję.

– Dwie

ście! – licytuje Sara i rzuca się korytarzem do 

biegu.

– Trzysta! – krzycz

ę za nią. 

Przebiegamy ko

ło pootwieranych drzwi przedziałów. 

Wsz

ędzie opuszczone okna, ludzie z gazetami w rękach, 

z ksi

ążkami i walkmanami, znudzone dziewczyny ze sto-

pami opartymi na kolanach swoich ch

łopaków. Na ko-

rytarzu jest tyle ludzi, 

że Sara, pędząc, odbij a się od ich 

pleców i nóg, a ja wo

łam: „Przepraszamy!” i pędzę za nią 

ile tchu.

– Nie latajcie po poci

ągu! – woła jakaś kobieta. – Co to 

za zabawy?!

– Min

ęło pięćset lat! – krzyczy Sara. 

Czarne warkocze, nad warkoczami ko

łtun, nie uda-

ło się go rozczesać, więc ojciec się poddał i zagroził, że 
w Gdyni pójdziemy do fryzjera, plastikowe sanda

łki 

w ostrym czerwonym kolorze, siniaki na 

łydkach od za-

baw i ob

ij ania się o kamienie.

Poci

ąg gwiżdże, skręca, korytarz zdaje się wyginać 

i Sara w biegu odwraca do mnie twarz.

– Jest wojna!
– Stefania i Daisy s

ą w pociągu! – podchwytuję. 

Poci

ąg kołysze się, upadamy na zamknięte drzwi jed-

nego z przedzia

łów. Zamykam oczy, a kiedy je otwieram, 

na przedzia

ł nasuwa się kalka i zamiast pasażerów, wi-

dz

ę kobiety w długich krynolinach, spocone i rozdygo-

tane, z kuferkami u stóp, ch

łodzące się nerwowo wachla-

background image

― 14 ―

rzami. Marsylia p

łonie, Stefania i Daisy muszą jak naj-

szybciej wydosta

ć się z miasta. Za oknami pociągu trwa 

bombardowanie. Jedna bomba, druga, wybuchy jak na 
kronikach z drugiej wojny 

światowej, pociągiem rzuca, 

kobiety w przedziale piszcz

ą i zaczynają się modlić. 

Zrywamy si

ę z podłogi, bo żołnierze ostrzeliwują po-

ci

ąg.

 – Uciekajmy!
P

ędzimy ile tchu wzdłuż przedziałów. Ostrzeliwanie 

trwa, pociski padaj

ą przy naszych stopach, za nami, je-

den omal nie razi Daisy. Jedne drzwi poci

ągu są otwarte, 

mówi

ę więc szeptem: „Niech nas Bóg strzeże!” i skaczę. 

Moje stopy l

ądują w wilgotnej trawie, tuż obok martwe-

go cia

ła żołnierza.

– Skacz! – krzycz

ę do Daisy. Widzę ją w drzwiach po-

ci

ągu, suknia rozwiana na wietrze, włosy w nieładzie, 

przera

żenie w oczach. – Skacz, Daisy!

Wykonuje pospieszny znak krzy

ża i za chwilę leży na 

trawie tu

ż przy mnie. Nie mamy wiele czasu na radość, 

ostrzeliwanie trwa, na pole spadaj

ą bomby.

– Biegniemy! – krzyczy Daisy i schylone przedzie-

ramy si

ę przez martwe ciała w stronę lasu. Las jest już 

w zasi

ęgu oczu, kiedy pocisk trafi a przyjaciółkę w plecy.

– Stefanio! – s

łyszę jęk. – Stefanio!

Zawracam, mimo 

że obok wybucha bomba, i gdy pył 

opada, ukazuje si

ę wielki lej. Daisy leży na ziemi, włosy 

uwolnione z koka, teraz ubrudzone ziemi

ą i błotem, za-

krywaj

ą jej część twarzy, gorset unosi się i opada rytmicz-

nie, zabarwiony krwi

ą. Przymyka oczy i szepcze:

– We

ź klejnoty, jeśli je sprzedasz, uda ci się dotrzeć do 

Pary

ża...

background image

― 15 ―

W panice b

łądzę dłońmi po jej zakrwawionej sukni:

– Och, Daisy, zaraz znajd

ę lekarza i wszystko będzie 

dobrze... Pojedziemy do Pary

ża razem...

Jej powieki s

ą coraz cięższe, rozchyla spękane usta.

– Powiedz Bertiemu... – mówi tak cicho, 

że muszę 

przy

łożyć ucho do jej ust.

– Co mówisz, Daisy? Powtórz, prosz

ę...

– Powiedz  Bertiemu, 

że... – Słowa cichną i Daisy 

umiera. 

Potrz

ąsam jej nieruchomym ciałem, krzyczę:

– Och, Daisy! Nie mo

żesz mnie teraz zostawić, bła-

gam, nie teraz! Co ja zrobi

ę bez ciebie? 

Daisy nie 

żyje, ale przypomina mi cichym szeptem:

– Pojedziesz do Pary

ża i odnajdziesz Bartłomieja...

– Sara! Lena! – wo

ła znajomy głos. 

Zdruzgotana, odwracam si

ę od martwej przyjaciółki 

i widz

ę ojca – wychyla się z drzwi przedziału, trzyma 

w r

ękach kanapki w sreberku.

– Dziewczynki, powinny

ście coś zjeść. 

Sara ma na kolanie krwawi

ący strup, który pewnie 

rozdrapa

ła sobie podczas ucieczki z pociągu. Nie zwraca 

uwagi na ojca, ale 

łapie mnie za rękę i przekonuje pod-

ekscytowanym g

łosem:

– To co? Min

ęło ze sto lat i Stefania dojeżdża do Pary-

ża, co? Ja będę Bartłomiejem...!

Rzucam si

ę za nią w pogoń, zostawiając za sobą ka-

napki i ojca. Wo

ła coś, ale głos ginie w huku hamującego 

poci

ągu, w szeleście gazet, które nerwowo przeglądają 

pary

żanie, szukając wiadomości z frontu. Za oknami roz-

po

ściera się cudowny widok na wieżę Eiffl  a i srebrzącą 

si

ę w słońcu Sekwanę.

background image

― 16 ―

3

Oto nasza nowa dzielnica: wsz

ędzie stoją  dźwigi, spy-

chacze i koparki, a wie

żowce wyrastają szare i brzydkie, 

takie same jak ten, w którym tata wynaj

ął dla nas miesz-

kanie. Plac zabaw znajduje si

ę między dwoma wieżow-

cami: dwie pary hu

śtawek, drabinki, piaskownica i nowe, 

pomalowane na czerwono koniki.

– Id

źcie się pobawić, dziewczynki, a ja zajmę się roz-

pakowywaniem rzeczy.

Wychodzimy przed blok i nie wiemy, co ze sob

ą zro-

bi

ć. Nie znamy tego osiedla, nie wiemy, gdzie mogłyby-

śmy pójść. Przy drabinkach widzimy dziewczynki jakby 
wyci

ęte z jednego kolorowego czasopisma: wszystkie 

w ró

żowych sukienkach i z frotkami na rękach, ćwiczą 

uk

ład choreografi czny pod piosenkę Sabriny „Boys, 

boys”. Równo unosz

ą ręce, robią wykrok i śpiewają bar-

dzo powa

żnie:

– „Boys, boys, boys, I’m looking for a good time...!”.
Przesuwaj

ąc palcami po chropowatym murze, stara-

my si

ę nie wyjść z cienia rzucanego przez wieżowiec, 

balansujemy po kraw

ężnikach, rozkładając ręce na boki, 

potem Sara proponuje, 

żebyśmy poszły zalaną słońcem, 

prost

ą drogą na wojskowe lotnisko, gdzie wczepiwszy 

si

ę palcami w ogradzającą je siatkę, będziemy obserwo-

wa

ć start samolotu.

Pierwszej nocy mam z

ły sen, który z rana zapisuję na luź-

nej kartce papieru. 

Śnię o naszym mieszkaniu, ale tak, jak-

bym je ogl

ądała po jakiejś wielkiej zagładzie. Chodzę we 

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji 

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie

rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez

NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

 sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody

NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej

od-sprzedaży, zgodnie z 

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym 

Nexto.pl

.