OKULTURA
OKULTURA
"ANTYCHRYST, SEKS I KOSMICI"
DARIUSZ MISIUNA
W "Objawieniu św. Jana", tej najposępniejszej i najbardziej malowniczej świętej księdze chrześcijan,
nazywanej potocznie Apokalipsą, znajduje się opis nadejścia Antychrysta, który wyłoni się pod koniec
dziejów i pogrąży ludzkość we krwi i płomieniach. Zanim do tego dojdzie, pojawią się na Ziemi inne
istoty, które przyszykują grunt pod jego nadejście. Będą to fałszywi prorocy religijni, siejący
materializm, zwątpienie i rozprzężenie seksualne. Poprowadzi ich Bestia, której liczbą jest 666,
dosiadana przez kobietę odzianą w purpurę i szkarłat, trzymającą "w ręce złoty puchar pełen
obrzydliwości i brudów swego nierządu". Rozegra się wtedy wielka bitwa między siłami Bestii a tymi,
którzy staną po stronie Chrystusa, krwawa bitwa zakończona rzecz jasna zwycięstwem sił dobra i
powtórnym nadejściem Zbawiciela.
Na pozór nie ma w tej wizji nic, czego nie znalibyśmy z telewizji i mitów kultury masowej. Ot, jeszcze
jeden western, w którym ścierają się "dobrzy i źli faceci", zwieńczony happy endem w postaci
zwycięstwa dobrego szeryfa. A jednak, Apokalipsa to coś więcej niż tylko jeszcze jedna klisza
wyświetlonych rojeń ludzkich o wiecznej bitwie między dobrem i złem. To księga prorocka, plastyczna
wizja "tego, co ma nadejść", zawierająca złożoną strukturę symboli, których nie da się dosłownie
odczytać. Albowiem przy głębszym odczytaniu okazuje się, że liczba 666 w języku hebrajskim
odpowiada słowu "Mesjasz", co czyni z apokaliptycznej Bestii partnera Chrystusa w dziele Zbawienia.
Aż chce się zacytować znanego trójmiejskiego poetę: "Orgazm to do siebie ma, nie ma dobra ani zła".
Być może więc jeden z ukrytych w Apokalipsie przekazów powiada, że trzeba wyjść poza dobro i zło,
żeby osiągnąć wyzwolenie. Nie należy się wszakże łudzić, że wujek Nietzsche inspirował się wizją
biblijną. Jedno jest pewne, z wszystkiego można odczytać to, co się chce.
Tymczasem, Apokalipsa to również wizja prorocza zapowiadająca kres dziejów, wizja, która według
wielu spełnia się w naszych czasach. Oto bowiem rozpada nam się świat porządku i harmonii, ta stara
struktura, którą w dawnych czasach nazywano kosmosem, a w miejsce ładu pojawiają się różnorodne
przebłyski chaosu i żaden z nich nie króluje nad innymi. Jest również zapowiadany materializm i
hedonizm, brakuje wszakże Antychrysta i jego zastępów, choć nie jest to wcale takie pewne,
ponieważ złowieszcze widmo zaczyna krążyć po świecie przybierając kształt Niezidentyfikowanych
Obiektów Latających.
Codziennie, w wielu punktach na świecie, notowane są kolejne doniesienia o inwazji kosmitów na
Ziemię. Domorośli obserwatorzy i bogu ducha winni ludzie zauważają ślady obecności obcych,
czasem w postaci latających spodków, innym razem w postaci przebłysków i zaburzeń
atmosferycznych. Są również tacy, którzy co jakiś czas porywani są przez szarych humanoidów, którzy
w odróżnieniu od miłych zielonych ludzików z bajek i podań ludowych, nie są wcale mili i poddają ich
okrutnym eksperymentom. Niezależnie od tego, co by się o tych zeznaniach sądziło, faktem jest, że
setki tysięcy ludzi na Ziemi doznało obecności "obcych istot na Ziemi". Pozostaje tylko nie
rozstrzygnięte, kim są ci "obcy".
Robert Anton Wilson proponuje kilka możliwości:
a) Pierwsza z nich zakłada, że "obcymi" mogą być nasi potomkowie, którzy za kilkaset lat rozwiną na
tyle technologię, by móc się przemieszczać w czasie. Wygląd "kosmitów" sugeruje duże
prawdopodobieństwo tego rozwiązania. Przypominają oni ludzi, choć są znacznie mniejsi, chudsi i
obdarzeni nieproporcjonalnie wielkim głowami. Naukowcy są zgodni, co do tego, że w przyszłości
mniej więcej tak będą wyglądać ludzie.
b) W drugą hipotezę wierzą ci, którzy "mieli kontakt z UFO" oraz wyznawcy różnych kultów
ufologicznych. Powiada ona, że "obcy" są przybyszami z kosmosu, którzy przylecieli bądź powrócili na
Ziemię w dobrych lub złych celach. Istoty te są wyżej od nas cywilizowane i pochodzą z odległych
planet, wśród których najczęściej wymienianą jest Syriusz.
c) Jest również możliwe, że "obcy" wcale nie są na tej Ziemi tacy obcy, lecz zamieszkują ją na równi z
nami. Są oni dla nas niewidzialni i tylko czasami przejawiają się nam w widzialnej formie. W dawnych
czasach nazywano ich aniołami, demonami, żywiolakami, "zielonymi ludzikami".
d) Ostatnia hipoteza powiada, że "obcy" to nieznane części naszego systemu nerwowego, które
pojawiają nam się w chwilach zwiększonych napięć nerwowych. Ku tej możliwości skłaniał się Karl
Gustaw Jung, który twierdził, że UFO to znak naszych czasów pełnych napięć i chaosu.
Pozostaje wszak jeszcze jedna możliwość, powiadająca że UFO nie wzięło się znikąd, lecz zostało
sprowadzone na Ziemię w wyniku działań okultystycznych. W hipotezie tej splata się motyw
apokaliptyczny z wątkiem ufologicznym. Mowa tu o Operacji Babalon, którą na początku 1946 roku
przeprowadzili Jack Parsons, L. Ron Hubbard i Marjorie Cameron. To działanie magiczne miało na celu
spłodzenie Antychrysta i choć w tym przypadku jego uczestnicy wykazali brak diabelskiego nasienia,
to jednak tuż po nim zaczęły pojawiać się na niebie Niezidentyfikowane Obiekty Latające.
Główny pomysłodawca tego rytuału, John Whiteside (Jack) Parsons, w życiu zawodowym zajmował
się fizyką doświadczalną i należał do najwybitniejszych na świecie specjalistów od paliwa
rakietowego. Jego zasługi dla nauki były na tyle nieocenione, że dla ich upamiętnienia jego
nazwiskiem nazwano krater na księżycu. Parsons był szczęśliwcem. Urodził się w bogatej rodzinie.
Obdarzony był niezwykłym talentem i urodą, która przyciągała do niego liczne kobiety. W młodym
wieku zatrudniono go w Jet Propulsion Laboratory, najbardziej prestiżowym i najlepiej wyposażonym
amerykańskim laboratorium badawczym. Był cenionym naukowcem i szczęśliwym małżonkiem. Na
dodatek, po śmierci ojca otrzymał spadek w postaci olbrzymiego domu w kalifornijskim mieście
Pasadena.
Tyle że Parsons prowadził podwójne życie. A swoje natchnienie do pracy naukowej czerpał z magii.
Jak pisze angielski badacz okultyzmu, Michael Staley, "Parsons nawiązał związki z O.T.O. i A.'.A.'. w
grudniu 1938 roku podczas wizyty w kalifornijskiej loży O.T.O, zwanej Lożą Agape. Do tej świątyni
zabrał go jeden z kolegów z pracy. W tym czasie Loża Agape urządzała cotygodniowe pokazy
crowleyowskiej Mszy Gnostyckiej, traktując je zarówno jako rodzaj sakramentu jak i sposób na
rekrutację nowych członków. Lożę tę założył w połowie lat dwudziestych uciekinier z Anglii, Wilfred T.
Smith, który przez wiele lat utrzymywał kontakt z kanadyjskim uczniem Crowleya, Charlesem
Stansfieldem Jonesem i był przez samego Crowleya bardzo ceniony. Niedługo jednak trwał ten stan,
gdyż z biegiem czasu amerykańska loża O.T.O przestała się rozwijać, co było nie po myśli Crowleya,
który obwiniał Smitha za powstałą stagnację". Nie będzie zatem przesadą powiedzieć, że zanim
jeszcze w 1939 roku Parsons wraz ze swoją żoną Helen przystąpili do Loży Agape, stosunki między
Crowleyem a Smithem uległy wyraźnemu ochłodzeniu.
Wieść o nowym uczniu w USA dość szybko dobiegła do Crowleya. Parsons był pomysłowy i rzutki, a
jego posiadłość szybko została przerobiona na świątynię magiczną zakonu. Dzięki bujnemu życiu
towarzyskiemu i wpływom jakie posiadał w kalifornijskim światku artystycznym, do amerykańskiej
loży O.T.O nagle zaczęli wstępować nowi, utalentowani członkowie. Niemałym rozgłosem cieszyły się
tez jego operacje na tzw. planie astralnym. Wszystko to wywierało na Crowleyu duże wrażenie. Nic
więc dziwnego, że ów przebiegły mędrzec szybko powziął zamiar uczynienia z Parsonsa głównej
postaci amerykańskiego O.T.O.
W tym celu posłużył się podstępem i wykorzystując naiwność Smitha, napisał do niego list, w którym
zalecał mu udanie się na "emeryturę magiczną" i zrzeczenie się szefostwa na rzecz Parsonsa. List
zatytułowany był "Czy Smith jest Bogiem?". Crowley pisał w nim, że Smith nie jest człowiekiem, lecz
wcieleniem pewnego bóstwa. Musi zatem udać się na odosobnienie magiczne, by w samotności
rozwijać swoją boskość. Po takim wstępie, Smith ochoczo ustąpił ze swego stanowiska i dzięki temu
Crowley pozbył się swego niemrawego acz rozpustnego namiestnika, który w tym czasie zdołał już
uwieść żonę Parsonsa.
Na skutek tych machinacji Parsons objął we władanie kalifornijską lożę O.T.O i mógł przystąpić do
realizacji swoich planów magicznych. Uregulował też swoje życie osobiste, biorąc sobie za partnerkę
siostrę swej żony, Betty, której przyrzekł, że może oddawać się miłości z każdym, z kim zechce. Odtąd
całe życie Parsonsa podporządkowane było przygotowaniom do rytuału, którego celem było
spłodzenie Antychrysta z łona kobiety. Rytuał ten, którego bardziej wyrafinowaną formę zawiera
tajemna instrukcja O.T.O dla stopnia IX, Parsons wyczytał z jednej z ksiąg Crowley, powieści pt.
Księżycowe Dziecko. Lektura tego dzieła tak mocno nim wstrząsnęła, że poprzysiągł sobie odnaleźć
odpowiedniego asystenta, który by kontrolował moce wyzwolone podczas tej praktyki oraz partnerki,
Szkarłatnej Kobiety, z którą mógłby spłodzić Bestię. Asystenta wybrał spośród licznych artystów
odwiedzających jego dom. Został nim młody, nieznany pisarz science-fiction, L. Ron Hubbard.
Obaj panowie przeprowadzili w dniach od 4 do 15 stycznia 1946 roku skomplikowany rytuał
inkantacji, w trakcie którego Parsons przywoływał demoniczne moce Babalon - Wielkiej Nierządnicy
Babilonu, a Hubbard spisywał pojawiające się zjawiska. Pierwsze dni nie wskazywały na nic, co
mogłoby świadczyć o obecności mocy ponadzmysłowych. Rozpętała się jedynie burza, przez którą w
domu Parsonsa wysiadła elektryczność. Lecz dnia 14 stycznia, kiedy już obu ogarnęło zwątpienie,
nagle zaczęły pojawiać się dziwne znaki. Niespodziewanie i znienacka coś pchnęło Hubbarda w prawe
ramię, wytrącając mu świecę z ręki. Przerażony obecnością obcej mocy przywołał Parsonsa, a wtedy
obaj ujrzeli dwumetrową smugę światła barwy żółtobrązowej. Parsons skierował ku niej swój
magiczny miecz i smuga zniknęła, lecz ręka Hubbarda pozostała sparaliżowana do następnego dnia.
Dla Parsonsa był to znak nawiązania kontaktu z magicznymi mocami kosmosu.
Następne dni przyniosły dalsze oznaki obecności sił magicznych niewiadomego pochodzenia.
Hubbard doznał wizji dawnego wroga Parsonsa, który pragnął zakłócić ich działania przy pomocy
czarnej magii. Obaj dżentelmeni uporali się z tym kłopotem, lecz atmosfera stawała się napięta,
ponieważ Hubbard uwiódł obecną kochankę Parsonsa, siostrę jego żony. Jack Parsons potrzebował w
tej sytuacji samotności, więc udał się na pustynię przywoływać moce bogini Babalon, stanowiącej w
crowleyowskiej mitologii odpowiednik apokaliptycznej Wielkiej Nierządnicy Babilonu. W ciągu tych
kilku dni spędzonych na pustyni otrzymał przekaz Księgi Babalon, która miała stanowić proroctwo
nadejścia Antychrysta. Według tej księgi pełnej bluźnierczych, złowieszczych zaklęć i proroctw,
Antychryst miał zstąpić z odległych kosmicznych krain w ciało Szkarłatnej Kobiety, nierządnej i wolnej
od trosk. Intelektem i wymową miał przypominać człowieka, lecz jego wnętrze miało zawierać w
sobie tajemne, ponadludzkie moce. Według Parsons, spłodzenie Antychrysta było koniecznym
warunkiem dla zaistnienia nowej ery, która miała położyć kres chrześcijaństwu. Skoro bowiem dzieje
chrześcijaństwa liczy się od narodzin Chrystusa, nic nie przerwie biegu jego dziejów, jak tylko
narodziny Anty-Chrystusa.
Parsons nie musiał długo czekać na pojawienie się Szkarłatnej Kobiety. Po powrocie do Pasadeny,
zastał przed swoimi drzwiami ponętną, młodą dziewczynę, o rudych włosach i błyszczącym
spojrzeniu. Nazywała się Marjorie Cameron i była aktorką z awangardowego teatru. Cameron nie
dość, że była piękna i odważna, to na dodatek gotowa była oddać się wyczerpującym rytuałom
seksualnym. Parsons pisał w liście do Crowleya: "Mam swojego żywiolaka! ...Tak jak powinna,
posiada rude włosy i skośne, zielone oczy". Jego guru nie był jednak najwyraźniej zadowolony. Pisał
do przywódcy O.T.O w Ameryce, Karla Germera: "Najwyraźniej Parsons... i ktoś jeszcze chce spłodzić
"księżycowe dziecko". Dostaję białej gorączki, gdy myślę o idiotyzmie tych prostaków".
Tymczasem, Parsons i jego współpracownicy zabrali się do dzieła. Hubbard założył białą szatę i wziął
w ręce lampę. Natomiast, Parsons ubrany w czarny, zakapturzony strój z pucharem i sztyletem
wznosił inwokacje do Babalon. Dla odpowiedniego nastroju obaj magowie postanowili włączyć
mroczną muzykę Prokofiewa i Rachmaninowa.
Kulminacyjny moment rytuału nastąpił dnia trzeciego, kiedy to Pasons w spazmach rozkoszy odprawił
wielki rytuał sprowadzenia Antychrysta. Rytuał ten odbył się w dymie kadzideł i magicznym kręgu, a
jego podstawowym instrumentem była Marjorie Cameron. W miłosnym krzyku i uniesieniu, magiczni
kochankowie dokonali cudu na ziemi. Przynajmniej tak im się wydawało. Marjorie poczuła w sobie
embrion Antychrysta.
Parsons nie mógł otrząsnąć się z radości. Pisał do swego mistrza radosne listy, zwiastujące nadejście
Bestii, lecz miesiące mijały, a dziecko nadal się nie rodziło. W tej sytuacji sam przyjął ślubowanie
Antychrysta i w manifeście pt. Księga Antychrysta ogłosił się apokaliptyczną Bestią nowej ery. Jest to
na tyle krótkie, a ciekawe dziełko, że warto je tutaj przytoczyć w całości:
Manifest Antychrysta
Czyń swoją wolę niechaj będzie całym Prawem.
Ja, BELARION, ANTYCHRYST, w 1949 roku panowania na Ziemi Czarnego Bractwa nazywanego
chrześcijaństwem, ogłaszam swój manifest dla wszystkich ludzi, by ogłosić co następuje:
Koniec kłamstw, oszustw i obłudy chrześcijaństwa. Koniec panowania cnót służalczych i zabobonnych
ograniczeń. Koniec moralności niewolników. Koniec pruderii i wstydu, poczucia winy i grzechu,
albowiem wszystko to są to tylko pokłosia jedynego złą na Ziemi, jakim jest strach.
Koniec z wszelkimi autorytetami, które nie opierają się na odwadze i męstwie, z władzą kłamliwych
księży, sprzedajnych sędziów, oszczerczej policji, a także
Koniec z podlizywaniem się motłochowi, popieraniem miernoty i wynoszeniem na piedestał głupców.
Koniec z ograniczeniami i zakazami, albowiem obalam je ja, Antychryst, głosząc wam Słowo BESTII
666, które brzmi: "Nie ma innego prawa poza Czyń swoją wolę".
A zatem ja, BELARION, ANTYCHRYST, podnoszę swój głos i wypowiadam proroctwo:
Przyniosę wszystkim ludziom prawo BESTII 666, którym podbiję świat.
A w ciągu siedmiu lat od tego czasu pojawi się wśród was BABALON, SZKARŁATNA KOBIETA HILARION
i dopełni mego dzieła.
A wtedy skończą się rządy przymusu, zakazów, fałszywego prawa i w ciągu dziewięciu lat Ameryka
jako pierwsza przyjmie prawo BESTII 666. A wszyscy, którzy zaakceptują mnie jako ANTYCHRYSTA i
przyswoją sobie prawo BESTII 666, napełnią się radością przewyższającą tysiąckrotnie udawane
radostki fałszywych świętych. I w moim imieniu dokonywać będą cudów i wprawiać w zakłopotanie
naszych wrogów tak że żaden z nich się nie ostanie.
Dlatego też ja, ANTYCHRYST, przyzywam tu wszystkich wybranych spośród ludzi, by przybyli tu w imię
wolności i położyli kres tyranii Czarnych Braci.
Poświadczam to swoją ręką i pieczęcią [...] dnia miesiąca [...] 1949 roku, który jest 4066 rokiem
BABALON.
Miłość jest prawem, miłość podług woli.
Belarion, Antychryst
Mimo tak podniosłych słów, godnych przyszłych rewolucjonistów spod sztandarów kontrkultury, Jack
Parsons nie był w stanie dopełnić swego dzieła. Widać, frustracje życiowe nie sprzyjały jego misji.
Jego najbliższy współpracownik, L. Ron Hubbard wyłudził od niego wszystkie pieniądze i uciekł z jego
kochanką, Betty, przez co Antychryst musiał żyć w ubóstwie, zadawalając się jedynie wciąż mocną
pozycją naukową. Lecz wkrótce i ona legła w gruzach, kiedy we wrześniu 1950 przestał pracować dla
firmy lotniczej w związku z pewną aferą szpiegowską. A jednak życie zgotowało mu jeszcze bardziej
okrutny los. Gdy latem 1952 roku przeprowadzał się wraz z Marjorie do chatki wynajętej w Meksyku,
planując stworzenie tam nowego zakonu magicznego, upuścił fiolkę z materiałem wybuchowym i
wysadził się w powietrze. Niektórzy widzieli w tym smutnym wydarzeniu spisek członków niechętnej
Parsonsowi sekty scjentologicznej. Inni doszukiwali się w jego gwałtownej śmierci znamion popędu
destrukcji, który był w nim tak silnie obecny. Tak, czy inaczej, Jack Parsons zmarł śmiercią niezwykłą,
jak na człowieka, który całe swe dorosłe życie spędził w laboratorium. Taki był los czarnoksiężnika,
któremu diabeł skręcił kark.
Pozostali uczestnicy Operacji Babalon żyli długo i szczęśliwie. Marjorie Cameron grała w licznych
filmach i sztukach awangardowych. Wystąpiła między innymi w słynnym filmie Kennetha Angera z
1954 roku, "Inauguration of the Pleasure Dome", gdzie zagrała rolę Szkarłatnej Kobiety, partnerki
Apokaliptycznej Bestii 666. Nic więc dziwnego, że Anger zadedykował ten film Crowleyowi.
Dodatkowego posmaczku całej historii nadaje fakt, że Cameron zagrała w nim również rolę bogini
Kali, ciemnej, gwałtownej i krwiożerczej partnerki hinduistycznego boga-niszczyciela, Sziwy. I do
końca życia pozostała hollywoodzką femme fatale, mroczną, pociągającą stroną tego imperium
zmysłów.
Bardziej komercyjną karierę zrobił asystent Parsonsa, L. Ron Hubbard. Przeszedł do historii jako
założyciel i guru Kościoła Scjentologii, najprężniej rozwijającego się oraz najbardziej atakowanego
przez mass media nowego ruchu religijnego. Hubbard opracował własny system psychologiczny,
nazywany dianetyką, a czerpiący liczne techniki psychoterapeutyczne z psychoanalizy, buddyzmu
tybetańskiego i magii Crowleya.
Czy zatem rytuał sprowadzenia Antychrysta zakończył się niepowodzeniem? Niekoniecznie. Niektórzy
znawcy okultyzmu twierdzą, że na skutek operacji Babalon powstała w kosmosie luka, przez którą
zaczęły przybywać na ziemię Niezidentyfikowane Obiekty Latające. Nie wiadomo, ile w tym prawdy,
choć jakaś nowa jakość na pewno pojawiła się w tamtych czasach. Być może była to furtka w
wyobraźni, albo też dawne demony przyjęły postać "obcych". Faktem jest, że UFO naprawdę zaczęło
pojawiać się dopiero po 1946 roku, a jednym z pierwszych świadków jego obecności była Marjorie
Cameron.