Babbie E Istota Socjologii

background image

Earl Babbie

Istota socjologii


Krytyczne eseje
o krytycznej nauce

Przekład
Mirosław Aleksander Miernik



WYDAWNICTWO NAUKOWE PWN
WARSZAWA 2007


background image

Dane oryginału
Earl Babbie, The Sociological Spirit, Critical Essays in a Critical Science, 2nd edition
Copyright © 1994 by Wadsworth Inc.
Ali rights reserved. No part of this book may be reproduced. stored in a retrieval system,
or transcribed, in any from or by any means, without the prior written permission of the publisher.
Wadsworth Publishing Company, Belmont. California 94002.

Projekt okładki i stron tytułowych Anna Gogolewska
Fotografia na okładce Piotr Wągrodzki
Redaktor inicjujący Sylwia Breczko

382980

Podręcznik akademicki dotowany przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Copyright ©for the Polish edition by Wydawnictwo Naukowe PWN SA Warszawa 2007
ISBN 978·83-01-15244-4
Wydawnictwo Naukowe PWN SA 00-251 Warszawa, ul. Miodowa 10 tel. 022 69 54 321;faks 022 69 54 031
e-mail: pwn@pwn.com.pl www.pwn.pl
Wydawnictwo Naukowe PWN SA
Wydanie pierwsze Arkuszy wydawniczych 15.0 Arkuszy drukarskich 12,5 Nakład 2000 egzemplarzy
Druk ukończono w sierpniu 2007r, Skład i łamanie: Robert Szymanek, Warszawa Druk i oprawa: Trend
Długa Szlachecka, ul. Leśna 23

background image

Spis treści


Przedmowa
Rozdział .1. Idea, której czas nadszedł

Domena socjologii . Nauka o społeczeństwie
W poszukiwaniu faktów: badania
Rola rozumowania: teoria
Socjologiczne pytania i odpowiedzi

Rozdział 2. Tożsamość

Kim jesteś?
Kim naprawdę jesteś?
Jak definiują nas inni?

Rozdział 3. Grupy

Czym jest grupa?
Grupy i ich trwałość
Grupy pierwotne i wtórne
Grupy odniesienia i tożsamość
Grupy wewnętrzne i zewnętrzne
Grupy i definiowanie rzeczywistości

Rozdział 4,Orgauizacje

Czym jest organizacja?
Biurokracja
Organizacje i jednostki.

Rozdział 5, Instytucje.

Instytucjonalne wymagania
Elementy instytucji.
Konserwatyzm instytucji
Utrwalanie instytucji jaku kwestia osobista
Instytucjonalne powiązania
Zmiany instytucjonalne

Rozdział 6. Kultura i społeczeństwo.

Kultura
Społeczeństwo.

Rozdział 7. Nierówności

Nierówność zinstytucjonalizowana
Perspektywa socjologiczna
Funkcje ubóstwa.

Rozdział 8. Wolność a porządek

Dewiacje
Kontrola społeczna.
Dewiacja, wolność i odpowiedzialność

Rozdział 9. Zmiana społeczna

Rodzaje zmian społecznych
Konflikty i zmiany

Rozdział 10. Perspektywa globalna .

Globalne produkty
Globalne systemy
Globalne gwiazdy
Globalne problemy
Socjologiczny paradoks

Aneks: Niektóre spojrzenia na socjologię

Podstawowa wiedza socjologiczna
Komentarz do artykułu Podstawowa wiedza socjologiczna
Przedkładając socjologiczną perspektywę nad pojęcia
W odpowiedzi Babbiemu
Pokazując społeczeństwo (i w coraz większym stopniu świat)
Odpowiedz na komentarze

Bibliografia
Literatura zalecana
Indeks nazwisk

background image

Przedmowa

Albert Einstein skomentował swego czasu nastanie epoki broni nuklearnej, mówiąc, że zmieniło się wszystko poza naszym sposobem
myślenia. Obawiał się, że obstając przy dotychczasowych metodach rozumowania, ludzkość napotka wiele poważnych problemów.
Ta krótka książka wyrosła z przekonania, że potrzeba nowych metod myślenia wykracza poza ową arenę nuklearną. Są one nam
niezbędne, jeżeli mamy radzić sobie z problemami dręczącymi współczesny świat, takimi jak głód, ubóstvw, przestępczość,
uprzedzenia czy zanieczyszczenie środowiska. Według starożytnego chińskiego przysłowia-przestrogi, jeżeli będziemy podążali w
tym samym kierunku, to skończymy tam, dokąd zmierzaliśmy. Stąd uważam, że jeśli będziemy myśleć o społeczeństwie i jego
problemach w dotychczasowy sposób, to owe problemy wrócą do nas w spotęgowanej formie.
Napisałem ten zbiór esejów, aby zbadać potencjał socjologii jako sposobu postrzegania, rozumienia i wpływania na świat, w którym
żyjemy. W rozdziale 1 pokazuję, jak często błądzimy, zmierzając się z problemami spolecznymi. Jako iż jestem przekonany o tym, że
socjologia może wywołać niezbędne zmiany w naszym sposobie myślenia, naukę tę nazywam „ideą, której czas nadszedł”.
Perspektywa socjologiczna oferuje nam spostrzeżenia, które nierzadko są trudne do uchwycenia w inny sposób, dlatego też moim
celem jest przybliżenie czytelnikowi sensu tego, czym ona jest.
Książka ta w pewnym stopniu skupia się na paradoksalnej relacji między jednostkami a instytucjami. Kluczowym elementem wiedzy
socjologicznej jest definiowanie społeczeństwa jako czegoś więcej niż zbioru jednostek. Władza instytucji społecznych wykracza -
także czasowo - poza osoby z nią związane. Nieuznanie tego faktu może, z jednej strony, utrudniać radzenie sobie z ważnymi
problemami i pojawiającymi się okazjami zarówno w świecie, jak i we własnym życiu. Z drugiej strony jednak uznanie tej
instytucjonalnej władzy może być barierą, o czym świadczy wypowiedź: ,,Jestem tylko zwykłym człowiekiem. Co ja mogę
poradzić?” Moim głównym zamiarem jest więc ukazanie możliwości postępowania z paradoksem jednostek i instytucji.
Praca ta nie została pomyślana jako ogólny wstęp do socjologii.
Istnieje wiele ionych doskonałych podręczników, które omawiają pojęcia i teorie socjologiczne, a także prezentują najnowsze wyniki
badań. Niemniej może

być

ona pomocna w kursie wprowadzającym do socjologii - zwłaszcza w połączeniu z innymi lekturami ukaże

ona wszechstronny obraz tej dyscypliny nauki, może być również przydatna jako materiał powtórzeniowy na zakończenie kursu,
który podsumowuje

zdobytą wcześniej wiedzę.

Jednocześnie mam nadzieję, że książka

ta

okaże się wartościowa dla tych osób, które

chcą dowiedzieć się czegoś o perspektywie socjologicznej, ale nie uczestniczą w kursach zajmujących się tą problematyką. Jeżeli
jesteś właśnie taką osobą, to wydaje mi się, że uznasz tę książkę za bardziej przystępne wprowadzenie do tej dziedziny nauki aniżeli
oferowane przez podręczniki akademickie.
Na początku wspomniałem, że socjologia w pewien sposób ułatwia radzenie sobie z problemami współczesnego świata. Wydaje mi
się również, że znajduje także bezpośrednie przełożenie na codzienne do świadczenia każdego z nas. Rozdział 2 na przykład wprost
koncentruje się na pytaniu: „Kim jestem?” Myślę, że kwestia ta stanie się dla czytelników bardziej interesująca niż kiedykolwiek. Jak
się okaże, odpowiedź na to pytanie, o ile lakowa istnieje, nie jest

w

żaden spos6b oczywista, jednak samo jej poszukiwanie może być

bardzo cenne. Pozostała część książki analizuje, w jaki sposób "to, kim jestem" jest funkcją społeczeństwa oraz jak uświadomienie
sobie lego faktu może pokonywać ograniczenia społeczne.
Wiele osób odegrało istotną rolę

w

powstawaniu tej książki. Chciałbym wykorzystać okazję, aby przynajmniej niektórym

podziękować. W pierwszej kolejności dziękuję moim kolegom po fachu: Connie Elsberg z Northern Virginia Community College,
Jamesowi Gallagherowi z Uniwersytetu w Maine, Jamesowi Longowi z Golden West College i

Stephenowi Sleele'owi z Anne

Arundel Community College. Byli oni na tyje uprzejmi, aby przeznaczyć swój cenny czas na czytanie pierwotnych wersji tego tekstu
i dzielenie się ze mną swoimi uwagami. Chociaż nie można ich winić za jakiekolwiek braki tego tomu, to niewątpliwie przyczynili się
do jego ulepszenia.
Podobnie wielu pracowników wydawnictwa Wadsworth odegrało istotną rolę podczas pisania tej książki. Chociaż banałem byłoby
nazwanie tego procesu pracą grupową, jednak dokładnie tym on był. Szczególnie dziękuję redaktor Serinie Beauparlanl za pracę
wlożoną w poprawkj uwzględnione w tym wydaniu. Mam nadzieję, że widzi

w

nim swój ogromny wklad.

Dziat graficzno-produkcyjny był odpowiedzialny za przemianę sterty maszynopisu w prawdziwą książkę. Podziękowania należą się
redaktorce technicznej Julie Davis, grafikowi Andrew Ogusowi, koordyoalorce produkcji Karen Hunt, Alanowi Noyesowi i jego
zespołowi z działu produkcji oraz korektorce Chery) Ferguson.
Książkę tę dedykuję pamięci Thlcotta Parsonsa. Chociaż m6glbym dlugo mówić o jego wpływie na teorię socjologiczną, dedykacja ta
ma wymiar bardziej osobisty. Nie wydaje mi się, abym kiedykolwiek usłyszal słowo "socjologia", zanim jako student nie zjawiłem się
na uczelni. Wiedzę o tej dyscyplinie zdobywałem na kolejnych zajęciach prowadzonych przez Parsonsa, które nauczyły mnie nowego
sposobu patrzenia i rozumienia wiata. Jego wykłady wfascynowały mnie tak glęboko, że wracalem na nie raz po razie. Mimo iż nigdy
nie mieliśmy okazji nawiązać bliższego kontaktu, pozostaję mu wdzięczny tak samo jak przed laty. Mam nadzieję, że dzięki lej
książce teraz mi uda się podzielić z czytelnikami ową pasją socjologii, jaką Parsons podzielił się ze mną.

background image

ROZDZIAŁ

1

Idea, której czas nadszedł

Potrzeba socjologicznej refleksji wydaje się dziś być bardziej nagląca niż kiedykolwiek dotąd. W 1822 roku francuski filozof Auguste Camte jako pirwszy stwierdził,
że istnieje możliwość naukowego oadania społeczenslwa. Minęło póltora wieku i socjologia jest ideą, której czas nadszedt - możno dodać, w samą porę!
Powszechnie wiadomo, że obecne pokolenie stoi w obliclU wielu bezprecedensowych zagrożeń. Tuż po zakończeniu zimnej wojny uświadomiliśmy sobie, jakim
niebezpieczeństwem jest możliwość przerodzenia się lokalnych starć etnicznych w konflikt na globalną skalę. Zagrożenie to staje się tym poważniejsze, jeŚli
wetmiemy pod uwagę, że nawet relatywnie niewielkie, ubogie państwa mają łatwy dostęp do broni jądrowej, umożliwiając terrorystom dokonywanie zniszczet'l o
niespotykanym dotychczas zasięgu. Im więcej dowiadujemy się o "nuklearnej zimie" - prawdopodobnym następstwie pierwszego iście nuklearnego konfliktu - tym
bardziej oczywisle staje się to, że nikt nie przetrwa wojny atomowej na taką skalę.
Jednocześnie, nawet jeŚli uda nam się oddalić widmo zaglady Jądrowej, to będzie istniało poważne ryzyko, że dojdzie do przeludnienia i zanieczyszczenia planety
ponad granice jej wjtaymatości. Wskazuje na to fakt, że w skali światowej od 13 do 18 mln ludzi umiera rocznie z głodu, a jedną trzecią tej liczby stanowią dzieci.
Około jedna piąta populacji naszego świata kładzie się spać głodna.
Jeżeli dodamy do tego takie uporczywe problemy, jak przestępczość, inflacja, bezrobocie, uprzedzenia, totalitaryzm czy zadtużenie narodów, to zaczynamy rozumieć
sens chińskiego przekleństwa: "Obyś żył w ciekawych czasach".
Niewątpliwie żyjemy w ciekawych czasach, ale obraz terażniejszości nie maluje się wyłącznie w czarnych kolorach. Dokonaliśmy wielkich osiągnięć w dziedzinie
podboju kosmosu - pierwszy człowiek stanął na Księżycu, zdalnie sterowany pojazd wylądował na Marsie, a inne fotografują coraz to odleglejsze planety. Dzięki
współpracy ludzi z całego świata udało się doprowadzić do eradykacji ospy czarnej, która byta plagą przez wieki. Rozpad bytego ZSRR i koniec jego dominacji w
Europie wschodniej również jest powszechnie uznawany za krok w dobrym kierunku.
Gdybyśmy sporządzili listy pozytywnych i negatywnych aspektów życia we wspótczesnych czasach, to mam wrażenie, że obie byłyby podobnej długości. W każdym
razie, obie listy byłyby dtugie, co oznaczałoby, że ludzkość stoi przed trudnymi zadaniami, ale też że istnieje wiele obiecujących możliwości.
Jeżeli zalożymy ogólną zgodę co do tego, ze wolimy pokój od wojny, dobrobyt od głodu i ubóstwa itd., to powinniśmy zadać sobie pytanie, co determinuje taki rozwój
sytuacji w praktyce, a dokładniej, co by pozwoliło pokojowi zwyciężyć widmo wszelkich wojen? Wsryscy chcielibyśmy znać na nie odpowiedź.
Sądzę, że istnieje zagadnienie, które powinniśmy rozpatrzyć w pierwszej kolejności, a mianowicie: gdzie należy szukać odpowiedzi na to, jak pokój może
zatryumfować nad wojną? Zanim zaczniemy jej jednak szukać, powinniśmy spytać się o to, gdzie jej szukać. Odnoszę wrażenie, że dotychczas szukaliśmy rozwiązania
kwestii wojen i pokoju w sferze technologii wojskowych - tworzyliśmy bronie, które w naszym zamierzeniu miały utrzymać pokój.
Kiedy w 1884 roku Hiram Maxim wynalaz! pierwszy w pełni automatyczny karabin maszynowy, wydawato mu się, że położył kres wszelkim wojnom. Uważał, że
"jedynie generał będący barbarzyńcą wysłałby swoich ludzi przeciw sile rażenia karabinu na pewną śmierć" (cyt. za: Hellman, 1985, s. 4). Zamiast Jednak położyć kres
wojnom, jego karabin tylko zabijał wydajniej.
Niektórzy uważali, że to samolot będzie końcem wszelkich wojen. Sam Orville Wnght powiedziat: Kiedy z bratem Zbudowaliśmy i pilotowaliśmy pierwszą maszynę
latającą zdolną unieść człowieka, myśleliśmy, że nasz wynalazek praktycznie uniemożliwi jakiekolwiek wojny" (tamże, s. 4). Jak się jednak przekonali mieszkar'lcy
Drezna, Londynu, Pean Harbor, Hiroszimy, Nagasaki i Bagdadu, samolot uczynił wojnę tylko jeszcze bardziej krwawą.
Do niedawna wielu sądziło, że przerażająca moc broni nuklearnej uczyni wojny niemożliwymi. Jednakże, mimo że wspólny arsenał nuklearny USA i ZSRR byl6 tys.
razy silniejszy od wszystkich materiałów wybuchowych użytych podczas II wojny Światowej, oba supermocarstwa nadal czyniły wszystko, aby go jeszcze
powiększyć. Co więcej, na całym świecie od czasu wynalezienia broni jądrowej doszło do niezliczonych wojen. To omówienie kwestii wojny i pokoju miało pokazać,
że wiedza niezbędna do ustanowienia pokoju na całym świecie nie nadejdzie raczej ze strony technologii wojskowych. Jeżeli w ogóle mamy taką wiedzę znaleźć, to
musimy szukać jej w innym miejscu - w badaniu, dlaczego ludzie są do siebie nastawieni tak, jak są: czasami pokojowo, czasami wrogo. Jak się okaże, leży to w
domenie socjologii.



Domena socjologii

Socjologia zajmuje się badaniem ludzi. Konkretniej, jest to nauka analizująca interakcje i relacje między ludźmi. O ile psychologia
stawia w centrum zainteresowań jednostkę i jej przeżycia, o tyle socjologia pyta, co dzieje się między nimi. Nauka ta zajmuje się z
jednej strony prostymi, bezpośrednimi relacjami międzyludzkimi, takimi jak rozmowa, zachowanie na randce czy sytuacja, w której
studenci proszą wykładowcę o przeniesienie terminu złożenia prac zaliczeniowych. Z drugiej strony socjologia analizuje organizacje
formalne, funkcjonowanie całych społeczeństw, a nawet związki między społeczeństwami.
Socjologowie skupiają się na tym, jak ludzie żyją razem - zarówno w lepszych, jak i gorszych chwilach. Nieważne, czy
współpracujemy i dogadujemy się, czy rywalizujemy i walczymy między sobą. Obie te możliwości są podstawowymi ujęciami
naszego wspólnego życia, a więc również socjologii.
Być może pomocne będzie, jeśli zdefiniujemy socjologię jako naukę badającą reguły wspólnego życia. Chciałbym przeznaczyć
chwilę, aby się temu przyjrzeć.
Na początek rozważmy niektóre elementy życia, które są przez ludzi pożądane albo niezbędne do przetrwania, jak pożywienie,
schronienie, znalezienie partnera, bezpieczeństwo, satysfakcja - lista ta może się ciągnąć w nieskończoność. Przytaczając ją, chciałem
pokazać, że przedmioty, które są nam niezbędne, bądź których pragniemy, tworzą niezliczone pola do zmagań czy konfliktów. Kiedy,
na przykład, brakuje pożywienia, mogę zaspokoić swój głód tylko kosztem innych. Nawet w przypadku poszukiwania towarzystwa
mogę z kimś innym rywalizować o względy tej samej osoby.
Wynika z tego, że ludzie nie wydają się być stworzeni do współpracy (w odróżnieniu od pszczół czy mrówek, które są do współpracy
wręcz skonstruowane). Dlatego też ludzie tworzą reguły, które mają zaprowadzić porządek w świecie chaosu. Czasami jednostki
dobrowolnie podporządkowują się regułom, a czasami mniejsze grupy narzucają swoje zasady innym. Powstawanie takich reguł jest
jednym z przedmiotów badań socjologicznych.
Socjologia bada również, w jaki sposób reguły są organizowane i utrwalane. Warto się przez chwilę zastanowić nad tym, jak rozległe
i skomplikowane są zasady rządzące naszym życiem. Regułą jest na przykład to, że Amerykanie muszą płacić podatki. Ale to nie
koniec. Zasady płacenia podatków są dokładniej określone przez bardziej szczegółowy zbiór reguł, który określa ile, kiedy i komu
należy je płacić. W ostatnich latach indeks do amerykańskiego prawa podatkowego liczył ponad tysiąc stron, co powinno oddawać
jego stopień skomplikowania.Długo oczekiwaneuproszczenie prawa podatkowego z 1986 roku maiło 1855 stron.
Naszym życiem nie żądzą jednak tylko regóły prawne. Istnieją jeszcze regóły dotyczące podawania komuś ręki przy spotkaniu,
ułożenia sztucców do obiadu, odpowiedniej długości włosów, a także tego, jak należy się ubierać na zajęcia na uczelni, jak do
filharmonii, a jak na pokaz zapasów w błocie. Mamy też reguly gramatyczne, dobrego wychowania oraz wydajnego programowania
komputerów.

background image

Wiele wymienionych regół istniało na długo przed naszym narodzeniem i większość z nich pozostanie po naszej śmierci. Co więcej
wątpię, aby ktokolwiek z nas brał udział w tworzeniu nowych zasad. Przykładowo, nikt nikogo nie poprosiłby o zagłosowanie w
sprawie reguł rządzących gramatyką. Ale w pewien krytyczny sposób, ludzie autentycznie głosują za tymi regułami – przez ich
stosowanie.
Przyjrzyjmy się regule mówiącej nam, że w miejscach publicznych nie należy przebywać nago. Mimo iż nikt nikogo nie pytał o
opinię na ten temat,postanowiono rozpisać referendum w tej sprawie i dzisiejszego poranka opowiedziałeś się za noszeniem ubrań. Ja
również. Jeśli przykład ten wydaje się komuś co najmniej śmieszny, to warto sobie uświadomić, że wi innych społeczeństwach ludzie
głosowali by za zupełnie inną opcją.
Ktoś może was również poprosić o zagłosowanie w sprawie pewnych zwyczajów związanych ze spozywaniem posiłków. Niektóre z
oferowanych możliwości to jedzenie spaghetti nożem, polewanie deserów zupą i rzucanie jedzeniem o ścianę. Ciekawy jestem, co
wybierzesz.
Trwałość tych regół wiaże się z tym, że są one przekazywane z pokolenia na pokolenie. Proces uczenia się tych regół nazywamy
socjalizacją. Oczywiste staje się to, że sami socjalizujemy siebe nawzajem za pomocą pozytywnych i negatywnych sankcji
systemu nagród i kar.
Wszystkie omówione dotychczas regóły są z zasady arbitalne, czyli inne rozwiązania funkcjonowałyby na ich miejscu równie dobrze.
Mimo iż Amerykanie uznają, że samochodem jeździ się po prawej stronie jezdni, inne społeczeństwa (jak Angliua czy Japonia) radzą
sobie równie dobrzę, jeżdząc po lewej stronie.
Kiedy jednak ustanowimy już regułę, to zazwyczaj przywiązujemy do niej coraz większą wagę. Zachowujemy się tak, jakby była ona
lepsza od innych i reprezentowała jakąś odwieczną i uniwersalną prawdę. Socjologowie takie uznanie elementu abstrakcyjnego za
rzeczywistość określają terminem reifikacja. Często reifikujemy reguły społeczne.
Dla nas jeżdzenie po prawej stronie jezdni jest czymś naturalnym i uważamy, że Brytyjczycy i Japończycy są dziwni, gdyż sądzą
inaczej.
Ludzie najbardziej przywiązują się do reguł społecznych, kiedy zostają one zainteralizowane, czyli zaczynają być taktowane jako
własne. Wyobraźciie sobie sytuację, która mogła by was nawet kiedyś spotkać. Jest trzecia nad ranem i wyjeżdżacie ulicą wylotową z
małego miasteczka. Nie ma żadnego ruchu na ulicy w kalimkolwiek kierunku, gdy zatrzymujecie się na czerwonym świetle na
skrzyżowaniu. Widzicie, że nie ma innych samochodów w promienu paru kilometrów. Co robicie? Istnieje spore
prawdopodobieństwo, że poczekacie, aż światło się zmieni. Gdyby ktoś się was spytał, dlaczego nie zignorowaliście czerwonego
światła, skoro w pobliżu nie było nikogo, to pewnie byscie po prostu odpowiedzieli, ze „nie czuliście się z tym dobrze”
Jeżeli jednak stwierdzicie, że znajdujecie się poza reifikacją i internalizacją, i przejechali na czerwonym świetle, to może powinniście
przemyśleż tę kwestię ponownie. Momo iż zignorowaliście tą jedną zasadę, to i tak dokonaliście w swoim życiu reifi i internalizacji
wielu innych. Jak byście się na przykład czuli, jedząc żywe mrówki i karaluchy na obiad? Czy bylibyście gotowi sprobować takiej
potrawy? A co z morderstwami, gwałtami i molestowaniem dzieci? Czy uwazacie, że to coś zwyczajnego, czy raczej poważne
przestępstwa? Jeżeli poświęcicie chwilę, aby o tym pomyśleć, okaże się, że macie całkiem silnie wyrobione opinie na temat
większości naszych reguł.
Mimo to socjologia zajmuje się również badaniem, w jaki sposób łamiemy zasady. Niektórzy nie trzymają się reguł gramatyki,
rozlewają zupę, nie wspominając o przekraczaniu dopuszczalnej prędkości, czy dopuszczeniu się kradzieży, – spekulacji, morderstw
itd. Jakkolwiek wygląda to na zajmowanie się „złymi ludzmi”, warto zwrócić uwagę na parę rzeczy.
Przede wszystkim, regułu zarzadzające społeczeństwem są tak rozległe i skomplioan, że prawdopodobnie nikt nie jest w wstanie
przestrzegac ich wszystkich. Na przykład, załóżmy, że w okolicy jest jakaś ulica, gdzie dopuszczalna prędkość jest 40 kilometrów na
godzinę. Z pewnością jest to jakaś reguła. Jeżeli jednak podczas godzin szczytu ktoż ważyłby się nie przekraczać tej granicy, to
dzwięk klaksoanów i uniesione pięśi innych kierowców dałyby do zrozumienia, że łamie inną regułę.
Obok niemożliwości przestrzegania wszystkich reguł naraz, wiele osób zgodzi się, że niektóre rególy powinno się wręcz łamać.
Przykładydem może być obowiązujący w Ameryce jeszcze kilka lat lemu nakaz zajmowania przez osoby czarne miejsc tylko z tyłu
autobusu. Osoby, które mu się przeciwstawily, są dzisiaj uznawane za bohaterów. Podobnie można nie zgodzić się z regułami, które
twierdzą, że kobiety nie mogą naprawiać gaźników samochodowych, mężczyźni nie ~winni plakać czy że wiedza profesorów zawsze
przemsta wiedzę studentów.
Badanie, w jaki sposób ludzie łamią zasady zwykle powiązane jest z tym, jak reguły

zmieniają się

z biegiem czasu. Mimo

może się

wydawać, że wiele z nich jest tworami wiecznymi, prawda jest laka, że zasady społeczne stale się zmieniają. Reguły dotyczące
długości spódnic,

włosów czy pogllld6w

polilycznych ciągle się wahają na zasadzie jo-jo. Inne zas zdają się iść tylko w jednym

kierunku.
Socjologia jest więc nauką, która bada reguły rządzące naszym wspólnym życiem. Analizuje, czym one są, w jaki sposób powstają i
jak się zmieniają. Niemniej jest to tylko jedno z podejść do zasad życia spolecznego. Jak się okaże, istnieją również inne.

Nauka o społeczeństwie

Socjologia nie powinna być mylona z filozofią społeczną. Nie prezentuje ona poglądów, jak rzeczy powinny wyglądać, lecz Zajmuje
się stanem zastanym. Co więcej, jest czymś wykraczającym poza opinię na temat tego stanu.
Socjologia jest nauką o życiu społecznym i podobnie jak inne dziedziny wiedzy ma swoje logiczno-empiryczne podstawy. Znaczy to,
że przyjmowane przez nią twierdzenia muszą być (1) zrozumiale i (2) zgodne ze stanem faktycznym. W tym znaczeniu socjologię
może charakteryzować popularne ostatnio hasło: myślenie krytyczne. Prawda jest taka, że większość z nas najczęściej nie myśli
krytycznie. Zazwyczaj wierzymy we wszystko, co usłyszymy czy przeczytamy. A jeżeli się z czymś nie zgadzamy, to opieramy swoje
twierdzenia albo na ideologicznych punktach widzenia, albo nieprzemyślanych uprzedzeniach.
Załóżmy, że rozmawiamy ze znajomą osobą na temat wartości wyższego wykształcenia. Rozmówca się z nami nie zgadza, uważając,
że „studia są stratą czasu. Lepiej wcześniej zacząć pracę - większość dzisiejszych milionerów nigdy nie uczęszczało na studia, a sporo
osób po studiach pracuje na etatach bez szans rozwoju albo jest na bezrobotnym”. Czasami ludziom zdarza się mówić takie rzeczy, co
więcej, potrafią one być często całkiem przekonujące. Ale czy temu twierdzeniu uda się przejść przez próbę logiczną i empiryczną?
Logicznie rzecz biorąc, wydaje się, że twierdzenie to nie jest rozsądne, gdyż ukończenie studiów wyższych otwiera możliwości pracy
w wielu dobrze płatnych zawodach, które są niedostępne dla osób słabiej wykształconych.

background image

A jak w przypadku próby empirycznej? Tabela 1.1 przedstawia średnie dochody przypadające na rodziny reprezentowane przez osoby
o różnym stopniu wykształcenia.

Tabela 1.1. Średni dochód a poziom wykształcenia

Poziom wykształcenia

Średni dochód (w $)

Ukończona szkoła podstawowa

11 811

1-3 lata liceum

13 705

Ukończone liceum

20 800

1-3lilta studiów

24 606

Ukończone studia (licencjat)

34 709

źródło: U.S. Bureau of the Census, 1985, s. 443.


Brakuje więc jakichkolwiek naukowych dowodów na to, że zdobycie wyższego wykształcenia jest pod względem finansowym
przedsięwzięciem bezwartościowym, mimo pewnych pojedynczych odstępstw od lej reguły.
Trzeba zauważyć, że ludzie zazwyczaj mają własne opinie na wiele tematów. Chociaż przyjrzymy się temu bliżej w rozdziale 2, tutaj
jednak chciałbym was ostrzec, że osoby, z którymi mamy na co dzień do czynienia, często wygłaszają swoje sądy bez skrępowania -
nawet jeżeli to, co mówią niekoniecznie pokrywa się z prawdą. Dlatego też trzeba się bronić przed nieprawdziwymi informacjami. O
to właśnie chodzi w krytycznym myśleniu, a socjologia dostarcza do tego wielu pożytecznych narzędzi.
Mam nadzieję, że te kilka przykładów wskaże, że socjologia nie jest dziedziną, którą można się zajmować na studiach, a później
zapomnieć. Nauka la jest bezpośrednio powiązana z kwestiami, od których zależy jakość naszego życia. Zrozumienie socjologii
umożliwia skuteczniejsze uczestniczenie w społeczeństwie bez względu na to, czy robimy to świadomie, czy nie. Małżeństwo,
zatrudnienie, uprzedzenia, przestępczość czy polityka są tylko niektórym i z obszarów, na które można mieć wpływ przez
wykorzystanie socjologicznego myślenia.
Spójrzmy więc dokładniej na bliźniacze podstawy myślenia krytycznego i nauki, a zwłaszcza na to, w jaki sposób odnoszą się one do
socjologii. Zacznijmy od ustalenia faktów.

W poszukiwaniu faktów: badania

Na konferencji prasowej 5 kwietnia 1985 roku ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan wspomniał o czterdziestej
rocznicy zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę w kontekście niesłabnącego wyścigu zbrojeń i coraz to częstszych ż'ldań
zaprzestania jej produkcji i rozmieszczenia. Broniąc polityki militarnej swojej administracji, Prezydent zasugerował, że zasoby broni
atomowej w połączeniu z demonstracją ich siły w Hiroszimie „są środkiem zapobiegającym wojnie, który umożliwił nam utrzymanie
pokoju przez czterdzieści lat - najdłuższy okres pokoju, jaki kiedykolwiek był nam znany”.
Niezależnie od tego, jakie kto ma poglądy na temat wyścigu zbrojeń-czy Ameryka powinna brać w nim udział i kto w nim prowadzi -
to argument, że dzięki naszemu arsenałowi nuklearnemu udało się zachować pokój, zdawał się być przekonujący. Badając
sprawozdania prasowe i reportaże z tej konferencji, okazało się jednak, że wiele osób nie zgadzało się z tą opinią. Niemniej, ku
mojemu zaskoczeniu, nikt nie podważył empirycznej ścisłości tego twierdzenia. Pobieżne spojrzenie na lata 1945-1985
wystarczyłoby, aby przypomnieć sobie o wojnie koreańskiej trwającej od 1950 do 1953 roku oraz o długotrwałej i kosztownej wojnie
w Wietnamie, w której w latach 1959-1973 zginęło 47 318 Amerykanów. To czterdziestolecie było najbardziej krwawe w historii
tego narodu.
Większość trafiających do nas informacji nie ma dużo wspólnego z faktami empirycznymi, jednak na wiele z tych nieścisłości nie
zwracamy uwagi, przeoczając je w ferworze debaty. Na przykład, kiedy „USA Today” skupiło się na deficycie budżetowym,
reporterzy tej gazety spytali się siedmiu mężczyzn i kobiet "z ulicy" o ich opinie. Jedną z osób wygłaszających swoje zdanie był Glen
Cemer, emerytowany fotograf z Battle Creek w stanie Michigan, który stwierdził, że: „Jednym ze sposobów obniżenia deficytu
byłoby zmniejszenie sumy pieniędzy, jaką przeznaczamy na pomoc innym krajom. I tak nic z tego nie mamy. Moglibyśmy użyć tych
pieniędzy, aby obniżyć deficyt” („USA Today”, 25 wrzesień 1985).
Jest to dosyć często spotykany komentarz w trakcie dyskusji na temat sposobu zmniejszenia dziury budżetowej. Z jednej strony
niektórzy, jak pan Cemer, wskazują na to, że fundusze przeznaczone na pomoc innym krajom często są marnotrawione, a także na
przypadki, kiedy kraje otrzymujące pomoc stają się naszymi wrogami. Z drugiej strony, zwolennicy pomagania innym krajom będą
przypominali o jej pozytywnych osiągnięciach na tle moralnej potrzeby pomagania słabszym.
Niezależnie od opinii na temat pomocy zagranicznej, można w sposób empiryczny ocenić, w jakim stopniu jej redukcja pomogłaby
zmniejszyć deficyt w budżecie federalnym. W 1990 roku Stany Zjednoczone wydały 10,8 mld dolarów na pozami1itafllą pomoc
ekonomiczną dla innych krajów. Deficyt budżetowy wynosił w tamtym roku 238 mld dolarów. Tak więc zlikwidowanie w 1990 roku
programu pomocy zagranicznej w całości zredukowałoby dziurę budżetową jedynie o 4,5%. W skali na jednego obywatela oznacza
to, że zmniejszylibyśmy deficyt z 956,98 dolarów do poziomu 913,55 dolarów - co nie jest żadną znaczącą różnicą (U.S. Bureau of
the Census, 1992, s. 8, 279, 794).
Mam nadzieję, że jedną z korzyści, jakie uzyskasz po przeczytaniu lego wstępu do myśli krytycznej, będzie zdolność zestawiania
informacji, jakie codziennie do nas docierają, z dowodami empirycznymi. Jest to jedna z podstaw socjologii.
Przez ostatnie 150 lat socjologowie rozwinęli wiele metod badawczych, które mają im pomagać przy ustalaniu faktów życia
społecznego. Badania sondażowe na przykład wykorzystują kwestionariusze do zbierania informacji. Czasami badani wypełniają je
samodzielnie, w innych przypadkach osoba przeprowadzająca wywiad odczytuje pytania i sama zapisuje odpowiedzi respondenta. W
ostatnich latach szczególnie popularne i skuteczne stało się prowadzanie sondaży telefonicznych. Także komputery wydatnie
wspomagają proces prowadzenia badań sondażowych: losują numery telefoniczne, pokazują osobom prowadzącym badania, jakie
pytania należy zadawać, a także nagrywają odpowiedzi do natychmiastowej analizy.
Badania sondażowe przeprowadza się zazwyczaj na próbie wybieranej w taki sposób, aby grupa paruset albo paru tysięcy
respondentów mogła dostarczyć trafnej oceny opinii ogółu populacji. Przykładem może być sondaż dotyczący poglądów
politycznych. Na podstawie odpowiednio dobranej próby 1600 osób możemy z dokładnością do 2,5 punktu procentowego ocenić, jak
zagłosowałoby 100 mln amerykańskich wyborców. Może ciężko w to uwierzyć, ale socjologowie skutecznie wykorzystują logikę i
metody sondażowe każdego dnia.

background image

Czasami skuteczniejszą metodą badawczą okazują się eksperymenty laboratoryjne, zwykle używane do badania dynamiki małych
grup społecznych. Niektórzy socjologowie wykorzystują tę technikę w praktyce do badania dynamiki obrad ław przysięgłych.
Zatrudniając osoby, które mają symulować negocjacje ławy przysięgłych, socjologowie mają okazję zaobserwować, w jaki sposób
dyskusje te prowadzą w rezultacie do konkretnego werdyktu.
Niezliczone ilości zastanych danych zbieranych regularnie przez agencje rządowe oraz różnego rodzaju grupy z sektora prywatnego
są również do dyspozycji socjologów. Jak mieliśmy okazję zaobserwować wcześniej, gdy porównywaliśmy średnie dochody z
poziomem wykształcenia, często można dojść do trafnych wniosków bez potrzeby przeprowadzania własnych badań sondażowych,
eksperymentów czy innego rodzaju projektów badawczych. Jednakże nawet w takiej sytuacji należy wykorzystać krytyczne myślenie,
ponieważ fakty tak naprawdę nigdy nie „mówią same za siebie”. Oto przykład.
Opublikowana w roku 1965 książka Ralpha Nadera Unsafe at Any Speed zapoczątkowała ruch obrony praw konsumenta, który
wywarł wpływ na większość aspektów amerykańskiego stylu życia. W ciągu dwudziestu lat wprowadzono wiele zmian, mających na
celu zwiększenie bezpieczeństwa ruchu drogowego, takich jak bezpieczniejsze wykonanie samochodów, nakaz jazdy w pasach czy
obniżenie maksymalnej dopuszczalnej prędkości na autostradach itd.
Mimo jednak ogólnej zgody co do zasad bezpieczeństwa na autostradach, zmiany, jakie przed chwilą wymieniłem, budziły wiele
kontrowersji. Jedni uważają, że wprowadzenie tych regulacji uczyniło jazdę samochodem bezpieczniejszą, inni zaś zupełnie się z tym
nic zgadzają. Jest to więc dobra okazja do zastosowania analizy empirycznej.
Zobaczmy, jak kształtowała się ilość osób zabitych na autostradach podczas tego okresu. Zanim jednak zbadamy, jaka liczba osób
ginęła rocznie w wypadkach samochodowych, powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, że populacja naszego kraju, włączając w to
liczbę kierowców, rokrocznie wzrasta. Innymi słowy, coraz więcej kierowców przejeżdża coraz większe odległości coraz większą
liczbą samochodów. Tak więc musimy wziąć te dane również pod uwagę, jeżeli nasza analiza ma być wiarygodna.

Rysunek 1.1. Wypadki śmiertelne na autostradach na 100 mln przejechanych mil IV latach 1965-1984
Źródło: U.S. Bureau of the Census. 1981, s. 622; 1982/1983, s. 615; 1984, s. 615; 1985, s. 599; 1975, s. 719-720.

Rysunek 1.1 przedstawia liczbę ofiar śmiertelnych w wypadkach samochodowych na 100 mln przejechanych mil w latach 1965-1984
IV skali rocznej. W tym zestawieniu wzięliśmy pod uwagę wzrost liczby kierowców, samochodów, jak i ich większy przebieg, co
daje nam podstawy do zaobserwowania ogólnej tendencji wypadków śmiertelnych na autostradach w danym okresie.
Zasadniczą regułą jest to, że nic powinno się dokonywać oceny jakichkolwiek danych bez wzięcia pod uwagę kontekstu czasowego.
Mimo iż może się wydawać, że ilość ofiar śmiertelnych wypadków na autostradach maleje od 1965 roku, należy zadać pytanie, jak
len trend wyglądał wcześniej? Rysunek 1.2 odpowiada nam na to pytanie.
Czego dowiadujemy się z nowego wykresu? Najważniejsza informacja jest taka, że ilość ofiar śmiertelnych wypadków
samochodowych na autostradach stale spadała od 1925 roku, czyli od kiedy po raz pierwszy przeprowadzono tego typu badania.
Można wręcz powiedzieć, że spadek liczby ofiar w latach 1965-1985 wydaje się być niewielki w porównaniu z latami
wcześniejszymi.

Rysunek 1.2. Wypadki śmiertelne na autostradach na 100 mln przejechanych mil w latach 1925-1984
Źródlo: U.S. Bureau of the Census, 1981, s. 622; 198211983, s. 615; 1984, $. 615; 1985, s. 599; 1975, S. 719-720.

Brak więc przesłanek, aby zaobserwowany spadek ofiar wypadków drogowych między 1965 a 1984 rokiem uważać za skutek ruchu
konsumenckiego. Jednakże nie wynika z tego również, żeby ruch konsumencki nie miał żadnego wpływu na poprawę
bezpieczeństwa. Nie możemy przecież założyć, że tendencja spadkowa by się utrzymała, gdy~ by nic wprowadzono ograniczeń
prędkości, nakazu jeżdżenia w zapiętych pasach itd.
Istnieją wręcz całkiem poważne powody wskazujące na to, że trend spadkowy by się nie utrzymał. Po pierwsze, w miarę jak ilość
ofiar śmiertelnych zbliża się do zera, wykres zaczyna wykazywać pewne oznaki efektu progowego: taki czynnik nigdy nie może
osiągnąć wartości ujemnej, co więcej, prawdopodobnie nawet nie zdoła spaść do zera. Innymi słowy, pewna liczba osób będzie ginęła
na autostradach dopóty, dopóki ludzie będą z nich korzystali. Tak więc istnieje spora szansa, że w latach sześćdziesiątych XX wieku
liczba wypadków śmiertelnych na autostradach miała się ustalić właśnie na poziomie około pięciu, sześciu ofiar na 100 mln
przejechanych mil.
Po drugie, dokładniejsza analiza rysunku 1.2, przedstawiającego szeroki kontekst czasowy, ukazuje nam niewielki, acz zauważalny
wzrost śmierci poniesionej w wyniku wypadków w latach 1961-1964. Chociaż to za krótki okres, aby wyciągnąć jakiekolwiek daleko
idące wnioski, to fragment ten jednak sugeruje, że istniało prawdopodobieństwo, że tendencja ta mogła ulec zmianie.
Jeżeli którakolwiek z wymienionych możliwości jest prawdziwa, to istnieje prawdopodobieństwo, że ruch konsumencki, który
pojawił się około 1965 roku, miał autentyczny wpływ na rozwój sytuacji. Niemniej nie możemy tego stwierdzić z pewnością: dane są
niepełne. Postanowiłem użyć tego przykładu z dwóch powodów. Po pierwsze, chciałem pokazać, że analizowanie faktów wymaga
pewnej rozwagi. Innymi słowy, często trzeba głębszego wglądu w daną kwestię, aby ogarnąć jej całość.

background image

Po drugie, chciałem zaznaczyć, że same fakty zazwyczaj są niewystarczające. Socjologię określa się jako naukę logiczno-empiryczną,
gdyż fakty i rozumowanie są ze sobą bardzo blisko związane - a socjolog potrzebuje ich obu. Zwróćmy więc teraz uwagę na rolę
rozumowania.

Rola rozumowania: teoria

W momencie gdy coraz więcej Amerykanów zaczęło uświadamiać sobie wagę problemu głodu w swoim kraju, ówczesny prezydent
Ronald Reagan powołał trzynastoosobową Grupę Roboczą do spraw Żywieniowych (Task Force on Food .A.ssislance). Jej rola miała
polegać na ocenie natury i rozmiaru tego problemu oraz zaproponowaniu rządowego programu działania. Jeden z członków panelu, dr
George Graham, spowodował spore zamieszanie, wygłaszając opinię, że problem niedożywienia dzieci, zwłaszcza czarnych, jest
wyolbrzymiony. Według gazet miał powiedzieć:

Dane z całego kraju pokazują, że afroamerykańskie dzieci są wyższe od białych – najwyraźniej muszą więcej jeść, Je;1eli ktoś uważa, że czarni jako grupa społeczna są
niedożywieni, to spójrzcie na czarnych sportowców w telewizji -większość z nich zdaje się być całkiem tęga (cyt. za: Big Changes Made In Hunger Report, „San
Francisco Chronicie”, 30 grudzień 1983, s. 10).


Jak widać, dr Graham przedstawił dwa rodzaje argumentów - jeden statystyczny i jeden będący subiektywnym wrażeniem - aby
wesprzeć swoje założenie, że czarni Amerykanie nie są bardziej narażeni na problem niedożywienia od amerykańskich obywateli
innych kolorów skóry. Ale spróbujmy logicznie przemyśleć tę opinię.
Po pierwsze, Graham stwierdził, że czarne dzieci są zazwyczaj wyższe od dzieci białych. Nawet jeśli to prawda, la czy od razu
oznaczało, że dzieci te „najwyraźniej muszą więcej jeść”? Jakie inne czynniki mają wpływ na wzrost? Jeżeli ktokolwiek myśli, że na
przykład czynniki genetyczne, to ma rację. Ludzkie fasy i grupy etniczne różnią się od siebie między innymi średnią wzrostu. Weźmy
pod uwagę przykład afrykańskiego plemienia Tutsi. Ci ubodzy hodowcy bydła z Rwandy i Burundi wyróżniają się swoim wysokim
wzrostem, często przekraczającym dwa metry. Absurdem byłoby jednak wysuwanie twierdzenia, że jedzą oni więcej od obywateli
Ameryki tylko dlatego, że są wyżsi.
Po drugie, co z czarnymi sportowcami, których widzimy w telewizji? Czy ich tężyzna fizyczna oznacza, że wszyscy Afroamerykanie
są dobrze odżywieni? Należałoby w takim przypadku spytać o to, czy ci atleci są reprezentatywnymi przedstawicielami typowych
czarnych obywateli USA. Odpowiedź jest oczywista - nie. Nie są oni lepszymi reprezentantami swojej rasy niż biali sportowcy byliby
dla ogółu białych. Gdyby było inaczej, to poprzez obserwację japońskich zawodników sumo musielibyśmy dojść do wniosku, że
Japończycy z zasady muszą być więksi i lepiej odżywieni od mieszkańców Ameryki.
Innym przykładem na to, jaką funkcję pełni logiczne rozumowanie w dyskursie codziennym, może być powszechna panika wywołana
przez zespól nabytego niedoboru odporności (AIDS). Ta niezwykle śmiertelna choroba dotknęła w sposób niewsp6lmierny
środowisko amerykańskich homoseksualistów, zwłaszcza w latach bezpośrednio po jej odkryciu. Spowodowało to, że reakcja
obywateli i polityków na tę epidemię często była w jakiś sposób stronnicza. Amerykańscy homoseksualiści i ludzie sympatyzujący ze
społecznością gejowską często wyrażali zdanie, że badania nad tą chorobą postępują powoli ze względu na uprzedzenia wobec
homoseksualizmu.
Niezależnie od lego, czy oskarżenie o uprzedzenia jest zgodne z prawdą, czy nie, nie ma wątpliwości, że są ludzie, którzy uznają
AIDS za odpowiednią karę dla gejów. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że AIDS jest karą boską, wyrażającą niezadowolenie Boga
spowodowane homoseksualizmem. Odkrycie, że AIDS może się również rozprzestrzeniać przez zakażone igły narkomanów oraz że
prostytutki są grupą podniesionego ryzyka, zdawało się potwierdzać koncepcję kary bożej.
Oto co ewangelista Don Boys miał do powiedzenia w gościnnym artykule w „USA Today”:

Epidemia AIDS wskazuje na to, że moralność naszego narodu przestała krążyć nad naszym społeczeństwem i postanowiła się zakotwiczyć na stałe, szerząc choroby,
rozmaite zwyrodnienia i śmierć. [...] Plan boży jest taki, że każdy mężczyzna winien mieć jedną kobietę, swoją żonę, przez całe swoje życie i być jej wierny. Plan boży
wciąż obowiązuje (Boys.1985, s.6A).


Mimo iż socjologia nie działa w bezpośrednim połączeniu z wolą bożą, to jednak myślenie krytyczne zdaje się rzucać inne światło na
tę opinię. Otóż AIDS rozprzestrzeniło się w sposób nieproporcjonalny, również wśród Haitańczyków mieszkających w Ameryce. A
zatem opinia uznająca tę chorobę za formę kary bożej musiałaby uwzględnić także to, że również Haitańczycy rozgniewali Boga.
Podatność osób chorujących na hemofilię oraz ludzi potrzebujących transfuzji krwi jeszcze bardziej komplikuje tę sprawę, nie
wspominając o tym, że w Afryce AIDS rozprzestrzenia się głównie przez heteroseksualne kontakty.
Ale sprawdźmy, jak założenie, że AJDS jest karą bożą, radzi sobie w dalszych próbach. Skoro AIDS jest znakiem, przez który Bóg
oznajmia nam swoje preferencje wobec stylów życia, to oznacza, że faworyzuje lesbijki, ponieważ choroba ta występuje wśród nich
najrzadziej. Innymi słowy, założenie to poddane dokładnej logicznej obserwacji okazuje się być nieprawdziwe.
Logiczne rozumowanie jest zatem kolejnym kluczowym elementem krytycznego myślenia. Socjologia jako nauka świadomie i
celowo korzysta z logicznego rozumowania i jak pokazują przytoczone przykłady, związek ten ma realne, praktyczne implikacje. Po
części wiąże się on z formułowaniem teorii. Aby zrozumieć, jaką funkcję pełni teoria, trzeba najpierw wziąć pod uwagę jej części
składowe.
Pojęcia to umysłowe reprezentacje używane, aby uporządkować ugrom zbieranych przez nas doświadczeń. Najprościej rzecz
ujmując, tworzymy pojęcia, aby oznaczać nimi grupy rzeczy mających pewne cechy wspólne. Na przykład pojęcie „istoty ludzkiej”
zawiera prawie 6 mld istot w pojedynczej kategorii, równocześnie odróżniając je od miliardów innych stworzeń. „Mężczyźni” i
„kobiety” dzielą owe 6 mld istot ludzkich na dwie kolejne kategorie.
Innymi pojęciami, które rozróżniają istoty ludzkie według ich cech, byłyby na przykład „noworodki”, „Etiopczycy”, „listonosze”,
„studenci”, Wszyscy wykorzystujemy pojęcia w życiu codziennym. Często też używamy pojęć, które niekoniecznie odnoszą się do
ludzi. Możemy na przykład mówić o "lęku" czy "alienacji". "Przestępczość" czy "bezrobocie" również są pojęciami.
Socjologowie często używają tych samych pojęć, co ludzie w życiu codziennym, jednak jako naukowcy czynią to z większym
rozmysłem, przykładając dużą wagę do ich precyzyjnego definiowania. W jaki sposób mamy na przykład podjąć decyzję, czy uznać
daną osobę za bezrobotną? Raczej nie powiedzielibyśmy tak w odniesieniu do noworodka, ale co z bogatym playboyem, który w
życiu nigdy nie przepracował ani jednego dnia i nie przewiduje podjęcia pracy? Jedną z podstawowych cech socjologii jest dokładne
określanie tego, co socjolog będzie rozumiał przez jakieś pojęcie.

background image

Równie ważne jest uporządkowanie pojęć. Pojęcia „kobiety” i „mężczyźni” są często nazywane atrybutami jednostek Zmienna
„płeć” jest pojęciem łączącym te dwa atrybuty. Zmienna „religia” kategoryzuje takie atrybuty, jak „protestant”, „katolik”, „żyd” czy
„hindus”.
Można powiedzieć, że socjologia jest nauką zajmującą się odkrywaniem związków między zmiennymi, jakie wyróżniają różne typy
ludzi. Pokazał to wcześniej przytoczony przykład wykształcenia i dochodów. Zasób relacji, jakie socjologia może badać, jest
praktycznie nieskończony. Czy osoby w związkach małżeńskich są szczęśliwsze od osób samotnych? Czy konserwatyści mają więcej
uprzedzeń od liberałów? Czy rozbite rodziny są powodem przestępczości wśród nieletnich?
Teorie socjologiczne wykraczają jednak poza relacje par zmiennych. Naszym ostatecznym celem jest stworzenie mniej lub bardziej
wszechstronnego obrazu współzależności między niezliczoną ilością zmiennych, aby zrozumieć całokształt funkcjonowania życia
społecznego.
Taką podstawą szerszego zrozumienia życia społecznego są tworzone przez socjologów paradygmaty. „Fizyczny” przykład posłuży
nam jako wprowadzenie do idei paradygmatów.
Widząc napięty biceps przedstawiony na rysunku 1.3, stwierdzamy, że jest to coś, co widzieliśmy nieraz w życiu.
Fizjolog, patrząc na ten sam obraz, zobaczyłby coś całkiem innego, a mianowicie sieć ścięgien (rys. 1.4). Biolog komórkowy, jak
widać na rysunku 1.5, zamiast ścięgien widziałby tkankę mięśniową z systemem komórek mięśniowych. Biolog molekularny,
przyglądając się jeszcze dokładniej, dostrzegłby system powiązanych ze sobą molekuł (rys. 1.6). Fizyk atomowy zaś przyjrzałby się
bliżej każdej molekule i zaczął badać strukturę każdego atomu, zbudowanego z elektronów, protonów i innych cząstek
elementarnych, jak widać na rysunku 1.7.

Rysunek 1.3. Biceps

Rysunek 1.4. Paradygmat fizjologa

Rysunek 1.5. Paradygmat biologa komórkowego

Rysunek 1.6. Paradygmat biologa molekularnego

Rysunek 1.7. Paradygmat fizyka atomowego

Rysunek 1.8. Paradygmat macha

Każdy z przedstawionych diagramów ilustruje inny paradygmat, jaki może zostać zastosowany przy patrzeniu na napięty biceps.
Żaden z paradygmatów nie jest lepszy od pozostałych - każdy po prostu oferuje inną perspektywę, która może być mniej lub bardziej
użyteczna w zależności od celu. Taka jest natura paradygmatów.

background image

Mimo iż ilustracje te szły w pewnym konkretnym kierunku - od najmniej do najbardziej szczegółowego - to jednak tylko jeden z
możliwych sposobów rozróżniania paradygmatów w takiej sytuacji. W innym paradygmacie można by uznać napięty biceps za
oznakę męskości, groźbę przemocy albo część zawodów kulturystycznych. Można jeszcze wymyślić wiele innych paradygmatów,
które przedstawiłyby napięty biceps na rozmaite sposoby (rys. 1.8).
We współczesnej socjologii możemy wyróżnić trzy główne paradygmaty. Niektórzy socjologowie uważają, że życie społeczne
najlepiej rozpatrywać jako mnogość interakcji między ludźmi. Weźmy pod uwagę chociażby rozmowę. Załóżmy, że znajdujemy się
w poczekalni gabinetu dentystycznego, ale nigdy wcześniej się nie widzieliśmy. Nie ma w owej poczekalni żadnych czasopism do
przeglądania, nawet archiwalnych. Mamy tylko siebie.
Po wpatrywaniu się przez chwilę w sufit postanawiam przełamać pierwsze lody, pytając: „Czy czeka Pan do dentysty?” Potwierdzasz
mój wielce głęboki wniosek, po czym pytasz, czy byłem tu kiedykolwiek wcześniej. Odpowiadam więc, że przychodzę tutaj na
badanie co pół roku, codziennie nitkuję zęby i mam trzy korony wykonane ze zlata. Rozmowa trwa, a my zaczynamy się lepiej
poznawać. Wkrótce okazuje się, że oboje wychowaliśmy się w Vermont, że głosujemy na różne partie polityczne i że obaj jesteśmy
właścicielami malamutów. Kiedy mówię, że wykładam socjologię na uczelni, wspominasz, że kiedyś uczęszczałeś na kurs związany z
tą dziedziną. W takiej sytuacji mogę postarać się sprowadzić tor dyskusji do relacji między profesorem a studentem, a ty możesz
usiłować wrócić się do tematu malamut6w.
W socjologii paradygmat interakcjonistyczny skupia się na życiu społecznym jako na procesie wymiany, w trakcie której jednostki
tworzą wspólną definicję sytuacji,

w

jakiej się znalazły. Paradygmat ten jest przydatny zwłaszcza w badaniu tego, jak tworzymy

reguły życia społecznego.
Innym paradygmatem jest paradygmat systemów społecznych, zwany także paradygmatem funkcjonalnym, który koncentruje się
na strukturze żyda społecznego. Grupa jednostek tworząca społeczeństwo może skutecznie być uznana za zintegrowany system, w
którym każda jednostka ma swoją rolę do odegrania.
Wyobraźmy sobie na przykład orkiestrę symfoniczną. Skrzypce pełnią w niej pewną funkcję, instrumenty dęte inną, a funkcja
dyrygenta różni się od wszystkich innych. Razem wszyscy muzycy orkiestry stanowią system, który jest czymś więcej niż sumą jego
części składowych.
Drużyna futbolu amerykańskiego może nam w jeszcze inny sposób pokazać, jak można wykorzystać paradygmat systemów
społecznych. Rozgrywający ma jeden zbiór funkcji, a biegacze, linia ataku i skrzydłowi inne.
Przechodząc do społeczeństwa, możemy się przyjrzeć funkcjom pełnionym przez takie grupy i organizacje, jak robotnicy, policja,
nauczyciele, dzieci, duchowni itd. Paradygmat ten pomaga zrozumieć organizację reguł życia, które stworzyliśmy.
Paradygmat konfliktu skupia się na rywalizacji między jednostkami i grupami w ramach społeczeństwa. W sianie konfliktu mogą
się znajdować przestępcy i policja, właściciele i pracownicy. Uczniowie i na· uczyciele, protestanci i katolicy, czarni i biali itd.
Zmagania te zazwyczaj są wynikiem nierównej dystrybucji takich dóbr, jak pieniądze. własność. Prestiż i władza. Paradygmat ten jest
szczególnie użyteczny, kiedy usiłujemy zrozumieć, jak i dlaczego ludzie łamią reguły oraz w jaki sposób reguły te same ulegają
zmianie.
Oczywiście żaden z tych paradygmatów nie wystarcza do całościowego nie wyjaśnienia zasad funkcjonowania życia społecznego.
Każdy z nich jest raczej innym spojrzeniem, które obnaża jedne aspekty życia, zakrywając jednocześnie inne. Oznacza to, że jeżeli
mamy dojść do zintegrowanego, dobrze wyważonego obrazu sytuacji, to powinniśmy używać więcej niż tylko jednego paradygmatu.
W dalszej części książki będziemy mieli okazję, aby docenić paradygmaty jako przydatne okna

Ha

świat, dlatego zachęcam, aby

dowiedzieć się o nich więcej.

Socjologiczne pytania i odpowiedzi

Naukowcy usiłujący znaleźć odpowiedzi na rozmaite pytania to obraz, który nieodłącznie kojarzy się z nauką. Zakończę ten rozdział
nieco innym spojrzeniem na naukę, a zwłaszcza na socjologię. W nauce często lepiej jest stawiać pytania niż udzielać na nie
odpowiedzi. Warto więc uznać naukę za sztukę zadawania pytań, gdyż stwarzają one możliwość, dla powstawania kolejnych,
odpowiedzi zaś możliwości te zamykają.
Szczególnie ważną zasługą nauki jest kwestionowanie rzeczy, które „są oczywiste”. Do niedawna jeszcze „oczywistym” było to, że
czarni są gorsi od białych, a kobiety są gorsze od mężczyzn. Jak zobaczymy, socjologia często podaje w wątpliwość rzeczy, które
wszyscy uznali już za wyjaśnione. Nawet jeśli dojdziemy do jakichś nowych odkryć, które zdają się być lepsze od dotychczasowych,
to nie należy ich uznawać za ostateczne.
Szczególną rekurencyjną cechą, życia ludzkiego jest to, że wszystko co wiemy może ulec zmianie. Kiedy uczymy się czegoś o
sobie, to ta nowo zdobyta wiedza może nie tylko wpłynąć na nasze życie, ale również zdezaktualizować dawne przekonania.
Załóżmy, że przeprowadziliśmy ogólnokrajowe badanie szans zatrudnienia i opublikowaliśmy listę dziesięciu miast, w których
najłatwiej znaleźć pracę. Wielu bezrobotnych przeprowadzi się do tych miast, jak tylko upowszechnimy wyniki tej analizy, w wyniku
czego liczba wolnych etatów w tych miastach spadnie. Podobną sytuację napotkamy, gdy w jednej z gazet lokalna restauracja
zostanie określona jako smaczna, niedroga i gdzie nie trzeba długo czekać na posiłki. Fragment dotyczący czasu oczekiwania
prawdopodobnie przestanie być aktualny leszcze tego samego dnia, a pozostałe dwie cechy tego lokalu również mogą się szybko
zdezaktualizować. W socjologii wszystko, o czym się uczymy, ulega zmianie, stąd nie można oczekiwać, że istnieje taka wiedza,
która pozostanie niezmiennie prawdziwa. A zatem trzeba ciągle zadawać pytania.
Socjologia zajmuje się też pewną liczbą pytań, na które nigdy nie zdołamy odnaleźć w pełni zadowalających odpowiedzi. Kim
jestem? Czym jest istota ludzka? Czy określają nas bardziej geny, czy kształtuje środowisko? Czy możliwy jest porządek bez
ograniczania wolności? To tylko część pytań, którym postaramy się przyjrzeć w tej książce, a na które prawdopodobnie nigdy nie
znajdziemy odpowiedzi. Jak się jednak okaże, samo ich zadawanie może być bardzo przydatne.
Mam nadzieję, że wskazówki te będą pomocne w kontekście indywidualnych badań socjologicznych. Mimo iż istnieją pewne fakty
dotyczące socjologii, które warto poznać, dużo ważniejsze jest to, aby nauczyć się wykorzystywać tę naukę do własnego krytycznego
myślenia. Jeżeli studiowałbyś/studiowałabyś neurochirurgię czy historię średniowiecza, to prawdopodobnie nie miałbyś/miałabyś
okazji do wykorzystania swojej wiedzy w życiu codziennym. Z socjologią jest zupełnie inaczej. Socjolog budzi się codziennie rano w
swoim laboratorium w trakcie trwającego eksperymentu. Wszyscy jesteśmy w nim badanymi, a teraz macie okazję, aby dołączyć do
grona badaczy.

background image

W pozostałej części książki przedstawię wieloaspektowy świat socjologii. Rozdział 2 rozpoczniemy od chyba jednego z najbardziej
osobistych aspektów socjologii, czyli kwestii tożsamości.
Będziemy przyglądali się odwiecznemu pytaniu, na które wciąż nic ma odpowiedzi: kim jestem? Jak się okaże, najbardziej
podstawowe rozumienie tego, kim jesteśmy w sensie jednostkowym jest nierozerwalnie związane ze społeczeństwem, w którym
żyjemy. Problem ten, a także związane z nim interakcje w małych grupach, często nazywa się mikrosocjologią.
Zaczynając od tożsamości osobistej w rozdziale 2, nasze pole zainteresowania będzie się poszerzać z każdym kolejnym rozdziałem.
W rozdziale 3 zajmiemy się grupami, w 4 - organizacjami, w 5 - instytucjami, w 6 - społeczeństwem i kulturą. Tym samym
znajdziemy się w domenie makrosocjologii.
Wreszcie, po przyjrzeniu się szerszym kwestiom społecznym w rozdziałach 7-9, zakończę tę książkę spojrzeniem na pewne problemy
globalne. Chcę przez to pokazać, w jakim stopniu osobiste życie jednostki jest nierozłączl1e od życia na planecie. To tylko część
tego, co istota socjologii ma w zanadrzu. Mam wrażenie, że - podobnie jak ja - uznacie to za coś fascynującego.

background image

ROZDZIAŁ

2

Tożsamość

Na początku lat siedemdziesiątych XX wieku grupa psychologów z Uniwersytetu w Stanford przeprowadziła eksperyment, który dostarczył więcej informacji o naturze
ludzkiej niż wiele osób jest skłonnych przyznać (zob. Zimbardo, 1972, s. 4-8). Eksperyment więzienny pod kierunkiem dr Philipa Zimbardo miał na celu zbadanie
psychologicznych aspektów uwięzienia. Aby to osiągnąć. Zimbardo zatrudnił studentów do odgrywania roli więźniów i strażników w fizycznej symulacji więzienia w
piwnicy jednego z budynków kampusu.
Zimbardo ostrożnie wybrał studentów spośród grupy ochotników, upewniając się, że żaden z nich nie cierpiał na zaburzenia psychiczne, które zagroziłyby
eksperymentowi i jego uczestnikom. Zimbardo określił ich wszystkich jako „normalnych”, a później jako „najlepszych przedstawicieli tego pokolenia”. Dwudziestu
czterech studentów zostało przypisanych do roli więźniów bądź strażników za pomocą rzutu monetą. Każdy z nich otrzymywał piętnaście dolarów dziennie za udział w
eksperymencie, który początkowo miał trwać dwa tygodnie.
Badanie zaczęło się spokojnie. „Więźniowie” zostali zakuci w kajdanki i „aresztowani” niespodziewanie w swoich domach, a później przewiezieni i przypisani do
swoich „cel”. „Strażnicy" mieli obowiązek ustalenia swoich własnych reguł, by utrzymać ład i porządek. Więźniowie byli eskortowani do toalety, a posiłki
przynoszono im do cel. Mogłoby się wydawać, że to będzie dosyć nudny eksperyment, ale tak nie było.
We wczesnym stadium eksperymentu Zimbardo zauważył, że strażnicy wczuli się w swoje role bardziej niż oczekiwał. Stawali się oni w stosunku do więźniów
despotyczni. posuwając się wręcz do sadyzmu. Zimbardo zauważył, że chociaż nie wszyscy strażnicy obchodzili się z więźniami brutalnie, to żaden z „dobrych”
strażników nie interweniował, gdy „źli” znęcali się nad uwięzionymi.
Sami więźniowie również zaczęli zachowywać się realistycznie. Dwóch zaczęło stwarzać problemy, Obrzucając obelgami strażników oraz grożąc, że zniszczą
umeblowanie swoich i tak spartańsko urządzonych cel. Inni reagowali zupełnie inaczej, potulnie wykonując rozkazy strażników.
Mimo że początkowo więźniowie odznaczali się pewną solidarnością grupową, strażnikom udało się ją złamać, wywołując poczucie bezwartościowości wśród
poszczególnych więźniów. W pewnym momencie strażnicy podjęli decyzję o zamknięciu jednego z więźniów w odosobnieniu, gdyż odmawiał on przyjmowania
posiłków. Następnie złożyli propozycję innym więźniom: jeżeli zrzekną się na noc swoich koców, to pozwolą więźniowi sprawiającemu kłopoty wrócić do swojej celi.
Więźniowie woleli jednak zatrzymali koce. Ich towarzysz musiał spędzić noc w niewielkim schowku nazwanym „izolatką”. Trzech więźniów trzeba było zwolnić w
ciągu pierwszych czterech dni, ponieważ eksperyment stawaj się dla nich zbyt traumatyczny. Inni błagali wręcz o to, aby wykluczyć ich z badania. Większość była
gotowa nawet zrzec się pieniędzy, które dotychczas zarobili. Zmiany, jakie przechodzili ochotnicy, zadziwiły Zimbarda, ale jeszcze bardziej zaskoczyła go jego własna
reakcja na ten eksperyment. Przyjął on rolę kierownika więzienia i wpadli w panikę, kiedy dotarty do niego plotki, że członkowie uniwersyteckiego bractwa planują w
nocy dokonać nalotu na więzienie i uwolnić uwięzionych. Najpierw zadzwonił na policję, prosząc o to, aby zabezpieczyli jego „więźniów”, zamykając ich w areszcie.
Kiedy policja nie wyraziła zgody, postanowił on przenieść swoich więźniów w tajemnicy do innego pomieszczenia na kampusie, gdzie spędzili noc przykuci jeden do
drugiego.
Widząc, jak bardzo on i jego studenci wczuli się w swoje role, Zimbardo zdał sobie sprawę. jak bardzo jego eksperyment wymyka się spod kontroli. Podjął więc
decyzję o jego zakończeniu po sześciu dniach. Ponadto uznał za stosowne przeprowadzenie wśród uczestników badania terapii, która miała zapobiec psychologicznym
konsekwencjom tych doświadczeń.
Eksperyment więzienny ukazuje nam przede wszystkim to, jaki wpływ na nasze zachowanie mają sytuacje, w których się znajdujemy oraz role, jakie odgrywamy.
Studenci ze Stanford, którzy brali udział w tym doświadczeniu, nie otrzymali żadnych wskazówek dotyczących tego, w jaki sposób mają odgrywać więźniów bądź
strażników. Chociaż można założyć, że każdy z nich miał jakąś wiedzę wyniesioną z filmów czy telewizji, wkrótce okazało się, że ich zachowanie stało się o wiele
bardziej realistyczne niż pierwotnie zakładano. Uwięzienie, nawet w symulowanym więzieniu, spowodowało takie same zmiany w zachowaniu, jakie da się
zaobserwować w prawdziwym więzieniu. Podstawowym przedmiotem badań w stanfordzkim eksperymencie więziennym by1a tożsamość. Jest to również kwestia,
którą będziemy się zajmować w dalszej części tego rozdziału. Kim jesteś? Kim ja jestem? Czym jest istota ludzka?


Kim jesteś?

Zajmijmy się teraz pytaniem: „Kim jestem?” Każdy na pewno wie, że jest w takim znaczeniu, że istnieje, ale jako kto bądź co?
Wydaje mi się, że odpowiedzi na to pytanie okażą się interesujące nie tylko w kontekście akademickim.
W 1954 roku Manford Kuhn i Thomas McPartland (1954, s. 68-76) otworzyli kwestionariusz badający tę kwestię. W prostej ankiecie
proszono respondentów (głównie studentów), aby podali dwadzieścia odpowiedzi na pytanie: „Kim jestem?” Od tamtego czasu rzesze
studentów udzieliły odpowiedzi na Test Dwudziestu Stwierdzeń (Twenty-Statement Test, TST). Badając wyniki owego testu, wykryto
pewne zależności.
Pomyślcie teraz przez chwilę o tym, jak rozwiązalibyście ten test. Może nawet chcielibyście zapisać swoje odpowiedzi.
Jeżeli jesteście w jakikolwiek sposób zwyczajni, to pierwsze odpowiedzi na TST opisywałyby wasz status. Ktoś mógł na przykład
napisać, że jest studentem. Albo mężczyzną lub kobietą. Niektórzy podają swoją przynależność rasową albo religijną, a jeszcze inni
swój wiek. Warto zwrócić uwagę na to, że są to głównie cechy osobiste, które dowolna osoba prawdopodobnie przypisałaby danemu
respondentowi.
Wśród innych odpowiedzi na to pytanie znajdowałyby się również informacje, które byłyby raczej opiniami, na przykład „jestem
osobą szczęśliwą”, „mam nadwagę”, „jestem konserwatystą”. Mimo iż być może inne osoby nie zgodziłyby się z takimi określeniami,
to jednak te odpowiedzi również mogą być traktowane jako przykłady statusu.

Statusy i role

Status jest podstawowym pojęciem w socjologii, które odnosi się do pozycji i lub miejsca zajmowanego w społeczeństwie bądź
mniejszej grupie społecznej. Przykładami statusu mogą być: matka, hydraulik, student drugiego roku, kasiarz itd. Jak pamiętasz z
rozdziału 1, w odniesieniu do paradygmatu systemów społecznych mówiłem, że każdy członek społeczeństwa ma w nim do
spełnienia daną funkcję. Właściwie powinniśmy powiedzieć, że to statusy pełnią określone funkcje, które z kolei nazywa się rojami -
zespołem oczekiwań przypisanym poszczególnym statusom, Tak więc od matki oczekuje się pewnych zachowań, które różnią się od
zbioru zachowań, jakiego oczekujemy od, dajmy na to, hydraulika.
Reasumując, status jest pozycją, jaką jednostka zajmuje w społeczeństwie, a rola oczekiwanym zachowaniem, jakie wiąże się z
danym statusem. Status posiadamy, a role pełnimy.

[x]
Rysunek 2.1. Statusy jako maski

background image

Statusy zazwyczaj występują w parach, a odgrywane przez nas role najczęściej są bezpośrednio związane z konkretnymi statusami.
Każdy status jest w pewnym sensie maską, jaką zakładamy w trakcie interakcji z innymi (zob. rys. 2.1). Tak więc w przypadku,
gdybyśmy się spotkali, ja mógłbym założyć maskę-status profesora, a ty - studenta.
Nie ma ściśle ustalonych reguł dotyczących tego, jakie powinno być zachowanie podczas relacji bezpośrednich między studentami a
profesorami. Mimo to każdy, kto kiedykolwiek był w takiej sytuacji wie, czego można by się spodziewać. W najgorszym przypadku
wiadomo chociażby tyle, że różniłaby się ona od relacji między matką a synem, więźniem a strażnikiem, sprzedawcą a klientem.
Kiedy spotykamy kogoś po raz pierwszy w życiu, to usiłujemy się dowiedzieć, jaki status posiada ta osoba. Jest on nam potrzebny do
tego, aby wiedzieć, jak się do siebie wzajemnie odnosić .
W życiu codziennym każdy z nas ma pewną liczbę statusów i odgrywa różne role - w zależności od sytuacji. Tak więc czasami dana
osoba będzie pełniła rolę syna bądź córki. W pewnych okolicznościach lepszym wyborem byłoby odegranie roli studenta bądź
studentki. W zależności od kontekstu można być kierowcą, klientem sklepu, obywatelem albo przyjacielem. Rysunek 2.2 przedstawia
zbiór różnych statusów, jakie jednostka może mieć.
Zwróćcie uwagę na znak zapytania w środku diagramu. Reprezentuje on jakąkolwiek osobę, która przybiera w odpowiedniej sytuacji
dane maski. W pewnym sensie reprezentuje również ciebie jako czytelnika tej książki.

Rysunek 2.2. Wszyscy mamy kilka statusów

Każdy z wcześniejszych diagramów jest bardzo uproszczony, ponieważ każdy posiadany status jest powiązany za pomocą ról z
innymi statusami. Tak więc student prawdopodobnie ma różne wyobrażenia na temat swoich relacji z profesorami, innymi
studentami, z dziekanem, trenerem, egzaminatorami itd. Rysunek 2.3 ukazuje ten aspekt ról i statusów.
Zatem każda jednostka posiada wiele statusów, z których każdy pełni jakąś rolę w odniesieniu do innych. Jeżeli zastanowisz się przez
chwilę nad statusami, jakie zajmujesz w relacji do innych w swoim własnym życiu, to możesz się zadziwić swoim poziomem wiedzy
o roli pełnionej przez jednostki w zorganizowanym społeczeństwie. Rysunek 2.4 oddaje wielce uproszczony obraz pola odgrywanych
przez ludzi ról.
Podczas dorastania i socjalizacji uczymy się, jakie posiadamy statusy, jakie role są z nimi powiązane oraz jakie są ich relacje z innymi
statusami. Proces ten jest nieustający - jak tylko opanujemy reguły bycia dzieckiem, to okazuje się, że jesteśmy już nastolatkami.
Ledwo zdążymy uporać się z zasadami bycia nastolatkiem, a wszyscy już od nas oczekują, że będziemy odpowiedzialnymi dorosłymi
osobami. Ostatecznie może się zdarzyć, że ktoś do nas powie: „Zachowuj się jak przystało na twój wiek, stary dziadzie!” Niezależnie
od tego, jak staro czy młodo się czujemy, nasze statusy - w tym wiek - określają, jakiego zachowania oczekują od nas inni.

Rysunek 2.3. Każdy status odnosi się do wielu innych statusów

Rysunek 2.4. Pole odgrywanych przez ludzi ról

Niekończący się proces socjalizacji nie ogranicza się wyłącznie do zmian związanych z wiekiem. Na przykład, niezależnie od
zapewnień jednego z partnerów, role w związku mogą się zmienić radykalnie po ślubie. Po narodzinach pierwszego dziecka owe role
zmienią się ponownie - może nawet jeszcze bardziej radykalnie. Możemy sobie również wyobrazić sytuację, w której wielokrotnie
awansujemy: ze studenta medycyny na stażystę, ze stażysty na chirurga, z chirurga na ordynatora oddziału chirurgicznego, z
ordynatora na naczelnego lekarza kraju. Każda z tych zmian będzie się wiązała ze zmianą oczekiwań innych względem naszego
zachowania. Niezależnie od obranej przez nas drogi kariery, posiadane przez nas statusy i role będą się zmieniały z upływem czasu,

background image

nawet w sytuacji, gdyby ktoś postanowił zostać pomywaczem. W takim wypadku o naszym statusie decydowałby poziom zdobytego
doświadczenia.

Trzy paradygmaty

Skoro doszliśmy do wniosku, że pojęcia statusu i roli są ważnymi elementami socjologii, chciałbym zwrócić również uwagę na to,
jakie pozycje zajmują one w trzech paradygmatach omówionych już w rozdziale 1: interakcjonjstycznym, systemów społecznych j
konfliktu.
Mieliśmy już okazję zaobserwować, jak zajmowane przez nas statusy pośredniczą w naszych interakcjach. Wyobraźmy sobie, jak
wyglądałaby próba interakcji z kimś, gdybyśmy postanowili odizolować posiadane przez nas statusy. Nie moglibyśmy na ową osobę
spojrzeć, gdyż zdradzałoby to wiek, płeć i rasę. Rozmowa telefoniczna również nie wchodziłaby w rachubę, gdyż głos naszego
rozmówcy mógłby wskazywać inne statusy. Może możliwa byłaby rozmowa za pomocą dwóch komputerów, jednak wtedy i tak
prawdopodobnie staralibyśmy się dowiedzieć czegoś o naszym rozmówcy. Nie jest zaskoczeniem, że tak często wykorzystujemy
pytania typu „Co robisz?” czy prosimy kogoś, aby „powiedział nam coś o sobie”, kiedy spotykamy nowe osoby. Najbardziej
banalnym przykładem znanym z uczelni jest chyba pytanie: „Na jakim kierunku studiujesz?” Innymi słowy, żadne relacje społeczne
nie są możliwe bez statusów.
Statusy pełnią równic fundamentalną rolę w paradygmacie systemów społecznych. Wszelkie organizacje i społeczeństwa są
skonstruowane i działają, bazując na strukturze statusów społecznych. Orkiestra symfoniczna na przykład jest zorganizowana według
statusów, a nie osób. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że jeden z jej członków może być powszechnie uznawany za wirtuoza, orkiestra
nie rozwiąże się po tym, jak odejdzie on na emeryturę czy umrze - raczej znajdzie innego muzyka, który go zastąpi. Muzyka
komponowana jest po to, aby mogła być wykonywana przez statusy: skrzypków, oboistów czy wiolonczelistów. Nawet jeżeli jakiś
utwór powstał z myślą o konkretnym wirtuozie, to i tak inni muzycy grający na tym samym instrumencie będą w stanie go wykonać.
Struktury organizacyjne korporacji czy fabryk również ukazują miejsce, jakie zajmują statusy w paradygmacie systemów
społecznych. Linia produkcyjna funkcjonuje na przykład dzięki rolom pełnionym przez spawaczy, monterów, nadzorców,
kierowników itd. Także organizacja korporacji jest uzależniona od statusów, a nie od ludzi. Tak więc można powiedzieć, że systemy
społeczne nic mogą istnieć bez statusów.
Teoria konfliktu również znajduje swoje podstawy w statusach społecznych. „Konflikt” w tym paradygmacie istnieje między
posiadaczami poszczególnych Statusów i kategoriami statusów: pracownicy przeciwko fabrykantom, chłopi przeciwko właścicielom
ziemskim, studenci przeciwko nauczycielom, gang przeciwko gangowi, kraj przeciwko krajowi. W teorii Marksa status był podstawą
konfliktu klasowego, świadomości klasowej itd. Konflikty między jednostkami nie leżą w polu zainteresowania badacza teorii
konfliktu, chyba że reprezentują one zmagania między różnymi statusami.
Rysunek 2.5 ilustruje nam pozycje statusu w trzech socjologicznych paradygmatach.

Opinie jako tożsamość

Nasze opinie są również podstawą pewnego rodzaju statusu, a więc i naszej tożsamości. Wiele osób może nie uświadamiać sobie
lego, jak ważne jest posiadanie opinii. Wiele lal temu Beatlesi śpiewali o nowhere man - człowieku, który nie miał opinii. W ich
obserwacji kryje się dużo prawdy.
Przez chwilkę zastanówcie się nad następującymi tematami: aborcja, kara śmierci, wojna przeciwko narkotykom, Południowa Afryka,
Somalia, Jerry Falwell, Bill Clinton, przeludnienie, prawo do posiadania broni, pomoc społeczna. Założę się, że każdy z was ma
wyrobione zdanie na każdy z tych tematów. W tym wypadku zależy mi na posiadaniu opinii, a nie na ich treści.

Paradygmat teorii konfliktu

Rysunek 2.5. Pozycja „statusu” w poszczególnych paradygmatach

Teraz wyobraźcie sobie, że jesteście wśród osób, które szanujecie i na których opinii wam zależy. Załóżmy, że poruszono dowolny z
wymienionych właśnie tematów, na przykład kary śmierci. Reszta grupy ,wraca się do was z prośbą o wyrażenie własnej opinii. Jak
byście się poczuli, nie posiadając jej? A co pomyśleliby o was inni? Nie pasowalibyście do reszty towarzystwa, a nie zajmując
stanowiska w tej sprawie, staralibyście się zupełnie nieistotni.
Parę lat temu miałem nieopisaną potrzebę posiadania opinii dotyczącej każdej kontrowersyjnej kwestii. Międzynarodowy rozgłos
zyskała sobie wówczas sprawa dwojga australijskich dzieci z próbówki. Pewna bogata para nie mogła mieć dzieci, tak więc
zdecydowali się na zastosowanie metody in vitro. Od kobiety pobrano komórki jajowe i dokonano pozaustrojowego zapłodnienia,
używając nasienia jej męża. Zarodki były gotowe do umieszczenia w macicy kobiety.
Wtedy wydarzyła się tragedia - para zginęła w wypadku, a zapłodnione komórki jajowe zostały osierocone przed własnymi
narodzinami. Kontrowersja dotyczyła tego, czy owe komórki należy zniszczyć, czy może wszczepić je innej kobiecie? Sprawa była
problematyczna, gdyż w grę wchodził pokaźny spadek.
Jak sądzicie, co należało zrobić? Zniszczyć zarodki czy też pozwolić im się urodzić? Im dłużej myślałem nad tą kwestią, tym bardziej
się irytowałem. Nie byłem w stanie stwierdzić, co władze australijskie powinny były zrobić. Jeżeli w jakimkolwiek stopniu jesteście
do mnie podobni, to zapewne również odczuwacie potrzebę posiadania opinii na ten temat.

background image

Ostatecznie jednak doszedłem do wniosku, że w gruncie rzeczy mój dylemat jest bezsensowny. Nie miałem żadnego doświadczenia w
takich sprawach, tak więc moja opinia byłaby bezwartościowa. Poza tym, kogo właściwie obchodziłoby moje zdanie? Nie ma
wątpliwości co do tego, że niezależnie do jakiego wniosku bym doszedł, nie miałby on żadnego wpływu na rozwój sytuacji. Jednakże
nawet po uświadomieniu sobie tego, nadal czułem się niespełniony przez to, że nie posiadałem na ten temat opinii.
Doświadczenie to zwróciło moją uwagę na to, w jakim stopniu nasze opinie kreują naszą tożsamość. Zastanówcie się, czy w waszym
przypadku nie jest podobnie. Przypomnijcie sobie, kiedy ostatnio spotkaliście jakąś nową osobę i wzięliście udział w procesie
„poznawania siebie”. Jeżeli jesteście w stanie przypomnieć sobie takie zdarzenie, to zapewne odkryjecie, że była to właściwie
wymiana opinii i stwierdzenia, kt6re z nich są wspólne. Poszukiwanie nici porozumienia mogło się rozciągać na politykę, sport i
wiele innych lematów.
Przez utożsamianie się z rozmaitymi opiniami, wchodzimy w posiadanie jeszcze większej ilości statusów. Mówiąc, że chcecie
zniesienia jakichkolwiek ograniczeń w dostępie do aborcji, określacie się jako osoba zajmująca stanowisko pro-choice. Opowiadając
się za zniesieniem jakichkolwiek form pomocy społecznej i obniżeniem podatków dla korporacji, zyskacie sobie status
konserwatystów. Ostatecznie, każda wygłoszona opinia przynosi nam status „osoby, która uważa, że ...”
Statusy, jakie zajmujemy przez posiadanie i wyrażanie opinii, silnie wpływają na nasze doświadczenia życiowe. Decydują one o tym,
jak inni będą się z nami obchodzić: kto będzie z nami rozmawiał, kto się z nami zaprzyjaźni i kto nas spyta o radę. Nasze opinie
wywierają silny wpływ na to, kogo wybieramy na swojego partnera, a kto wybiera nas na swojego.

Kim naprawdę jesteś?

Wcześniej pokazałem, w jaki sposób nasze tożsamości są funkcjami posiadanych statusów. Ale kim wy jesteście w odniesieniu do
owych statusów? Na pewno macie jakieś poczucie Ja, które się z nimi nie wiąże. Załóżmy na przykład, że jednym z posiadanych
przez was statusów jest status osoby studiującej. To zapewne oznacza, że ludzie często się do was odnoszą jak do studentów, ale że
wy również zachowujecie się zgodnie z tym statusem. Jeżeli nieznajomy spytałby kogoś z was: „Czym się zajmujesz?”, to odpowiedź
zapewne brzmiałaby: „Studiuję”.
Jeżeli jednak przestaniecie być studentami - niezależnie od tego, czy ukończycie studia, zostaniecie wykreśleni z listy studentów, czy
też po prostu sami z nich zrezygnujecie - to ciągle pozostaniecie sobą. Tak więc możemy stwierdzić, że to, kim jesteście, nie pokrywa
się z waszym statusem studenta.
Załóżmy, że z republikanów stajecie się demokratami albo że postanowiliście zostać buddystami, mimo iż wychowani byliście jako
katolicy. Albo że wyjechaliście ze Stanów Zjednoczonych i zostaliście obywatelami Etiopii. Wszystkie te zmiany statusu, niezależnie
od tego, jak radykalne, nie zmieniłyby was samych. Nawet zmiana imienia by was nie mieniła. To, kim jesteście, jest kwestią o wiele
bardziej podstawową niż wasze poglądy polityczne, wyznanie, obywatelstwo czy imię.
Każdy z nas ma poczucie trwania i ciągłości, które przekracza zmiany wszelkich czynników, jakie miałyby wpływ na odpowiedź na
pytanie: „Kim jesteś?” Wiecie na pewno, że jesteście tymi samymi osobami urodzonymi przed laty, choć nie wyglądacie jak
noworodki. Wszystkie komórki waszego ciała są wymieniane co siedem lat. Wasze cechy charakteru również nie przypominają cech
charakteru nowo narodzonego dziecka, zresztą, podlegają one stałym przemianom. Wasze opinie, poziom wiedzy czy wspomnienia
również się zmieniają, a wy cały czas macie jednak poczucie, że jesteście sobą.
Socjologia nie zajmuje się tym, kim naprawdę jesteśmy za maskami statusów i ról. Jak mieliśmy okazję zobaczyć, trzy paradygmaty
są ściśle związane z pojęciem statusów.
Równocześnie jednak, socjologia może ujawnić sposób działania statusów w naszym życiu i ogólnie w społeczeństwie. Wiedza ta
może się wam osobiście przydać - nie tylko w kontekście akademickim. Posiadane statusy są podstawą doświadczania życia do tego
stopnia, że mogą mieć wpływ na poczucie tego, kim jesteśmy.
Czasami do tego stopnia identyfikujemy się z naszymi statusami, że jakiekolwiek ich zagrożenie czy zakłócenie bierzemy do siebie.
Zapominamy, że dany status jest tylko statusem i zaczynamy go traktować tak, jakby reprezentował całokształt nas samych.
Pomyślcie o studentach, którzy popełniają samobójstwo z powodu wykreślenia ich z listy studentów albo niezaliczenia ważnego
egzaminu. Inni targają się na swoje życie po poniesieniu porażki zawodowej. Nie dochodziłoby do takich sytuacji, gdyby ludzie
pamiętali o tym, że nasze statusy są jedynie maskami, które zakładamy, aby móc uczestniczyć w społeczeństwie. Gdyby coś się nam
nie udało z jedną maską, to po prostu odłożylibyśmy ją i założyli drugą. Jednakże najczęściej utożsamiamy je z sobą.
Czy rozgniewało was to, jak ostatnio ktoś się źle wyraził o waszej grupie etnicznej, religijnej lub podobnej kategorii statusu? Czy
powiedzieliście wówczas coś niemiłego pod adresem osoby, która wyraziła taką opinię? Czy uskarżaliście się później komuś na to?
Innymi słowy, czy daliście się wciągnąć w tę dyskusję? Jeżeli ostatnio coś takiego was nie spotkało, to postarajcie się przypomnieć
sobie sytuację, w której daliście się wciągnąć w tego typu dywagacje.
Z racjonalnego punktu widzenia, wszelkie negatywne uwagi na temat „wszystkich czarnych”, „wszystkich kobiet”, „wszystkich
protestantów”, „wszystkich wegetarian”, „wszystkich republikanów” itd. są raczej niemądre. Trudno bowiem powiedzieć cokolwiek
znaczącego o wszystkich członkach tak dużej kategorii społecznej, a poza tym, nikt nie jest w stanie ustalić prawdziwości takich
stwierdzeń. W skrócie, jedynie ignoranci wyrażają pejoratywne sądy na temat całych kategorii społecznych i mogą być z
powodzeniem ignorowani jako osoby niegodne naszego zainteresowania.
Jednakże często traktujemy je poważnie i nierozsądne docinki dotyczące naszych statusów odbieramy jako ataki osobiste.
Zobaczycie, co mam na myśli, gdy pójdziecie do profesora psychologii i powiecie mu, że uważacie psychologię za zupełnie
bezużyteczną dziedzinę nauki. Albo gdy powiecie absolwentowi Harvardu, że absolwenci Yale są mądrzejsi. Lub, po prostu, zamiast
myśleć o innych, zwrócicie uwagę na to, o ile swoich własnych statusów skłonni byście byli walczyć.
Większość uprzedzeń, nienawiści i wojen na tym świecie bierze się stąd, że niektórzy uznają statusy, z którymi się identyfikują, za
lepsze od statusów posiadanych przez innych. Rozpoznanie tej pułapki w odniesieniu do własnego życia da wam pewien stopień
świadomości i ochrony przed zbędnym cierpieniem. Może dzięki tej wiedzy zdołacie nawet podjąć walkę z tą kwestią w takiej
postaci, w jakiej objawia się ona w waszym środowisku.
Miejscem statusu w społeczeństwie i waszym życiu będziemy się zajmować także w innych częściach tej książki. Na zakończenie
tego rozdziału chciałbym jednak spojrzeć na jeszcze jeden aspekt tego problemu.

Jak definiują nas inni?

background image

Dotychczas nie zajęliśmy się tym, w jaki sposób wchodzimy w posiadanie statusów, chociaż w niektórych wypadkach jest to
oczywiste. Socjologowie nazywają statusy, które posiadamy od chwili naszych narodzin, jak rasa czy płeć, statusami przypisanymi -
w odróżnieniu od statusów osiągniętych, czyli takich, które nabyliśmy później.
Przez moment zastanówcie się, czy posiadacie status „osoby pięknej”, „osoby przeciętnie wyglądającej” czy „osoby nieatrakcyjnej”?
Który status jest wam bliższy: „optymisty” czy „pesymisty”? Jesteście osobami „odnoszącymi sukcesy” czy „ponoszącymi porażki”?
Jeżeli udzieliliście odpowiedzi na te pytania, to zapomnijcie o nich. Moim właściwym pytaniem jest „Skąd się owe statusy biorą”?
Przykładowo, skąd wiecie, czy odnosicie sukcesy czy ponosicie porażki?
George Herbert Mead (1975), wybitny amerykański socjolog pracujący na Uniwersytecie w Chicago w latach dwudziestych i
trzydziestych XX wieku, był szczególnie zainteresowany tym pytaniem. Jako jeden z twórców paradygmatu interakcjonistycznego
Mead skupił się na znaczeniu interakcji społecznych w naszym życiu. Uważał, że nasza koncepcja Ja wynika z naszych relacji z
innymi. Zwracał uwagę na właściwą ludziom zdolność „wchodzenia w rolę innych”.
Socjologowie dokonują rozróżnienia między odgrywaniem a przyjmowaniem roli. Odgrywanie roli odnosi się do zachowań
oczekiwanych od nas ze względu na posiadany przez nas status, na przykład uczymy się, bo jesteśmy studentami. Z przyjmowaniem
roli mamy do czynienia wtedy, kiedy odgrywamy role niezwiązane z naszymi statusami, na przykład dzieci bawiące się w
policjantów i złodziei. Warto dodać, że obok rozrywki przyjmowanie ról może nam również oferować nowe perspektywy.
Mead twierdził, że obserwowanie świata z punktu widzenia innych jest nieocenioną możliwością, jaką posiada społeczeństwo. Przez
odkrywanie, jakie spojrzenia na różne kwestie mają inni, zyskujemy możliwość osiągania kompromisów, które umożliwiają nam
wspólne życie i wspólną definicję sytuacji. Jednakże najbardziej sugestywne jest spojrzenie na siebie oczami innej osoby. Posuwając
się dalej, Mead mówił o roli uogólnionego innego, zyskując pełny obraz tego, jak „wszyscy” zdają się widzieć świat, w tym i nas.
Wyobraźcie sobie, że wszyscy dookoła uznawaliby was za osoby mało inteligentne, potwierdzając to sposobem zachowania i
słowami. Załóżmy, że dzieci z waszej klasy w szkole podstawowej śmiały się z was za każdym razem, kiedy chcieliście wziąć czynny
udział w zajęciach. Załóżmy również, że nauczyciele nigdy nie wywoływali was do tablicy, jedyne oceny, jakie mieliście na
świadectwie, były ocenami niedostatecznymi, i miernymi, a wasi rodzice mówili wam, że powinniście brać przykład z waszego
rodzeństwa. W takiej sytuacji prawie pewne jest to, że w rezultacie sami przyjęlibyście status „osoby mało inteligentnej” i
zaczęlibyście wcześniej czy później odgrywać odpowiadającą temu statusowi rolę.
Współpracownik Meada, Charles Horton Cooley (1909), nazwał określanie tego, „kim jesteśmy” poprzez to, jak widzą nas inni,
jaźnią odzwierciedloną. Interesujące jest to, że robimy tak niezależnie od tego, czy to, co „widzą” inni, jest zgodne z prawdą.
Niejedno dziecko niedowidzące czy niedosłyszące przyjęło status „osoby upośledzonej” przez to, że ktoś się tak o nim wyraził.
Dawniej epileptycy często byli uznawani za „czarowników”, czego następstwem było to, że niektórzy przyjmowali związane z tym
statusem zachowania.
Obecnie teorię socjologiczną, według której ludzie przyjmują statusy narzucone im przez opinie innych, nazywa się teorią
etykietowania
. Tak więc młody człowiek może zacząć kraść, gdyż wcześniej został przez wiele osób niesprawiedliwie uznany za
złodzieja. Podobnie młoda kobieta, obarczona nieprawdziwą opinią rozwiązłej, może w rezultacie przyjąć takie zachowania.
William J. Thomas, który razem z Meadem i Cooleyem był członkiem socjologicznej „szkoły chicagowskiej” stwierdził, że „jeżeli
ktoś określi jakąś sytuację jako prawdziwą, jej konsekwencje również będą prawdziwe” (Thomas, Thomas, 1928, s. 572). Wskazuje
to na silny wpływ, jaki inni wywierają na statusy kształtujące to, jak odbieramy samych siebie. Ostatecznie jednak wydaje się, że
posiadane statusy raczej ukrywają to, kim jesteśmy, niż to ukazują.
Dalsze rozmyślania nad tym, „kim jestem?”, mogą się okazać bardzo przydatne, nie przejmujcie się jednak, jeśli nie uda wam się
znaleźć na nie odpowiedzi. Nikt nie był w stanie wymyślić zadowalającej definicji istoty ludzkiej. Niemniej jest bardzo
prawdopodobne, że samo zadawanie tego pytania jest korzystniejsze od znalezienia nań odpowiedzi.
Zarówno w tej książce, jak i we własnym życiu, będziecie się spotykali z nieustającym konfliktem między tym, kim naprawdę
jesteście a tym, w jaki sposób dopasowujecie się do społeczeństwa. Konflikt ten dostrzegł Mead, który dokonał rozróżnienia między
Ja przedmiotowym, czyli tym aspektem naszej osobowości, który odpowiada opiniom innych o nas, a Ja podmiotowym, czyli
naszym indywidualnym obrazem siebie.
Ostatecznie, każdy musi dojść do porozumienia zarówno z jednym, jak i drugim aspektem Ja. Nigdy nie należy zapominać o tym, że
jesteśmy członkami społeczeństwa, kimkolwiek byśmy nie byli. Uczestniczymy z innymi w społeczeństwie za pomocą zajmowanych
statusów oraz przypisanych im zachowań i ról. Właściwie może to być nawet przyjemne, o ile pamiętamy, że posiadamy owe statusy,
a nie jesteśmy nimi. Pamiętajmy o tym, prowadząc dalsze badania dotyczące tożsamości społecznej.

background image

ROZDZIAŁ

3

Grupy

Kiedy drużyna futbolu amerykar'lskiego, jak Los Angeles Raiders, ,vybiega na murawę, ludzie często mówią o indywidualnych gwiazdach, na przyktad o biegaczu Marcusie Allenie
lub liniowym Howiem Longu. Albo o kombinacjach graczy, ta Ii. jak na przykład o rozgrywającym Jayu Schroederze podającym piłkę skrzydłowemu Timowi Brownowi. Fani tej gry
często zachwalają swoich ulubionych graczy typu George Blanda albo SWQ· je ulubione tandemy jak Kenny Stabler i Fred Biletnikoff.
Jednakże mimo lO wszystkie drużyny są czymś więcej niż tylko zbiorami lub tandemami jednostek. Drużyna istnieje jako pewna jedność. Kiedy zaczyna się gra, każdy jej członek ma
rolę do odegrania względem wszystkich innych, czego zamierzonym skutkiem jest zwycięstwo. Mimo że jej poszczególni gracze mogą odchodzić z drużyny i być zastępowani przez
innych, sama drużyna trwa nadal
Grupy spoteczne tworzą pewną całość, która jest czymś więcej niż sumqjednostek, które się na nią skfadaJą. Tak samo twoja rodzina jest czymś więcej niż ty1ko zbiorem, do
którego należysz ty, twoi rodzice i rodzeństwo - to jednostka spofeczna. Nawet jeżeli jeden z członkÓ\v t\ll'Ojej rodziny umrze, to rodzina Jako całość przetrwa. Może twoja klasa z
czasów licealnych, parafia czy grupa przyjaciól odznacza się podobną wfaŚCiwoŚCią.

Czym jest grupa?

Z pewnymi wyjątkami większość naszego życia spędzamy w towarzystwie innych ludzi. Mie.szkamy z innymi osobami, .spożywamy
z nimi posiłki, pracujemy. Bawimy się w towarzystwie innych, uczymy się razem, kochamy i wspólnie się śmiejemy. Mało kto z nas
też umrze w saI1r"lllOści.
Jednakże socjologowie nie uznają wszystkich tych przypadków by1111 r:I:-"em za uczestnictwo w grupie. Na pnyktad, socjologowie
odróż

Illilj:)

grupy od agregatów, czyli prostych skupisk ludzi, takich jak 1lllldit:zność czy tłum. Tak więc kiedy mieszkań(;y Nowego

Jorku zbieraJII ~iy, aby obserwować jak pewien śmiałek wdrapuje się na wieżowiec, [lir I worzą oni w socjologicznym znaczeniu
grupy.
W podobny sposób socjologowie odróżniają od grup kategorie .lIl'ulcczne. Przykładowo, nie nazwiemy osób leworęcznych czy matek
~lIlp+ Striptizerki również nie są grupą, lecz kategorią. Ogólnie rzecz hl. >I :re, ludzie posiadający podobne statusy niekoniecznie
tv,.·orzą grupy W ~l.:IIsie socjologicznym.
Mimo iż nie ma ustalonych reguł co do tego, jaka formacja jest /Ii IIIJ:l, ajaka nie jest, to większość socjoLogów zgodziłaby się, że
naslę· j;IIIIIl.:C cechy mogą być przydatne w rozróżnieniu tego:

WIpÓlne zainteresowania: członkowie danej grupy mają wspólne 111I:Htwicnia, cele i zainteresowania. Na przykład członkowie
prograliiII "Bezpieczne Sąsiedztwo" mają wspólny cel, jakim jest zapobiegaIIi...: przestępczości w swojej okolicy.

III/('rakcja:

czfonkowie grupy współpracują i porozumiewają się z sok!. Zazwyczaj interakcje przebiegają twarzą-w-twarz, aczkolwiek

rllll)liwe są również kontakty na odległość.

,\/mklura:

grupy zazwyczaj posiadają jakąś strukturę, nawet bardzo IIII..Jurmalną, czyli zbiór ustalonych statusów i relacji między

nimi.

W

najbardziej minimalistycznej opcji grupa będzie miala przynajIllllicj jakąś luźną strukturę przywództwa.

liÓwno§ć:

jest ona istotnym aspektem grupy - jej członkowie muszą llIi.:ć poczucie przynależności do czegoś większego od nich

samych I/,wi'IZków między nimi. Grupa jest w pewnym sensie związkiem jedIHlslek, a na przykład zjazd absolwentów jest jej
ponownym potwierd/l.:lliem .

Jak wspomniałem wcześniej, nic jest to lista żelaznych reguł. Nie IIllI/11;1 ich również traktować jako kryteriów, które powiedzą
nam, czy thlllll struktura jest grupą czy też nie. Należy również dodać, że sam terlidii

~/"Ilpa

jest używany o wiele bardziej

swobodnie, niż by wynikało
\\Wl.:j listy, nawet przez socjologów.
49

background image

50
Rozdział 3. Grupy

Przykładowo rzecz ujmując, na podstawie wyróżnionych właśnie kryteriów Afroamerykanie nie stanowiliby grupy, gdyż nie ma
sposobu umożliwiającego im wszystkim wspólne porozumiewanie się. Nie mają też struktury. Mimo to często mówi się o nich jako
ogrnpie etnicznej albo grupie mniejszościowej.
Jakkolwiek lepiej byłoby w takim wypadku mówić o kategorii etnicznej czy mniejszościowej, określenie Afroamerykanów mianem
grupy nie jest nieuzasadnione, biorąc pod uwagę fakt, że etykieta "czarnego Amerykanina" reprezentuje ich wspólną tożsamość i cele
oraz że dla ich osiągnięcia stworzyli odpowiednie struktury.
Sytuacja homoseksualistów jest podobna. Kilkadziesiąt lat temu nikt nie określiłby ich mianem grupy społecznej. Homoseksualizm
był wówczas raczej cechą przypisywaną określonym jednostkom, podstawą statusu i kategoryzacji społecznej. Mimo iż staH klienci
lokali gejowskich mogliby być określeni mianem grupy, to jednak nie dałoby się użyć tego terminu w stosunku do wszystkich osób
homoseksualnych-o Obecnie, wraz z rozwojem ruchu gejowsko-lesbijskiego i coraz częstszą samo identyfikacją z gejowskim stylem
życia, określenie osób homosek· sualnych jako grupy wydaje się o wiele przydatniejsze.

Grupy i ich trwałość

Wcześniej wspomniałem, że grupy tworzą pewną całość, która wykracza poza sumę składających się na nie jednostek. Jednakże to
samo można powiedzieć o publiczności czy tłumie. Jestem pewien, że· nieraz byliście wśród grupy widzów, która zdawała się łączyć
w pojedynczy twór. Cza· sami mówimy, że przez wspólne skandowanie czy wybuchy śmiechu pu· bliczność się ożywiła.
Wykonawcy czy mówcy zdają sobie doskonale sprawę z tej właściwości. Być może miełiście okazję znaleźć się wśród
rozgniewanego tłumu. Może nawet daliście się wciągnąć w jego działania. Na pewno przynajmniej widzieliście przykłady takiego
zachowania w telewizji. Tłum czy publiczność tworzą swoją własną rzeczywistość, tak samo jak nasze związki z innymi. Na przykład
twój związek z ojcem czy najlepszym przyjaciełem jest czymś więcej niż tylko spotkaniem dwóch jednostek
Jedną ze szczególnych cech grupy jest jej trwa/ość, nawet jeśli jednostki z nią związane przychodzą i odchodzą. W rozdziale 2
wspomnia. łem, że wszyscy mamy poczucie trwałości względem tego, kim jesteśmy,

Grupy i ich trwałośĆ'

l'hlll.:iaż wszystkie komórki w naszym ciele, nasza wiedza, doświadczc.

lIlII.

wspomnienia i wszystko to, co nas opisuje, ulega

zmianom. Coś bar·

(lIn

podobnego dotyczy też grup społecznych. Weźmy przyktad l\k~:kluzywnego klubu fitness z Trzeciej Alei w

Nowym Jorku, pokazane· ~\ll1a rysunku 3.1.

[x]
Rysunek

3.1. Trwałość

klubu fitness z

Trzeciej

Alei


Zauważ, że klub, ktÓrego obserwacje rozpoczęto w lutym, wciąż 1~lllj;d w czerwcu, mimo że wszyscy jego oryginalni członkowie z
niego IHlc~l.li (a do tego został on w międzyczasie przejęty przez nudystów). '!'Imal Stanów Zjednoczonych również jest przykładem
tego zjawiska (1Iw;dości, nie nudyzmu). Izba Wyższa Kongresu istnieje od około dwu"III lal, chociaż senatorzy w niej zasiadający są
zupełnie innymi osobalIII od tych, które były jego członkami kiedy powstawał (z paroma
51

background image


52

Rozdział 3. Grupy

prawdopodobnymi wyjątkami). To samo możemy powiedzieć o Sądzie Najwyższym.
Nie znaczy to, że wszystkie grupy istnieją wiecznie, bo tak nie jest.
Posiadają one jednak pewną możliwość trwałości, cechę, którą - jak się wkrÓtce okaże - odznaczają się również organizacje,
instytucje i społeczeństwa.

Grupy pierwotne i wtórne

Charles Horton Cooley, który wraz z Georgem Herbertem Meadem jest uznawany za twórcę paradygmatu interakcjonistyczncgo

w

socjologii, znany jest głównie ze swojego rozróżnienia na dwa podstawowe ro· dzaje grup w zależności od dwóch typów relacji.
Interesowały go zwłaszcza tzw. relacje pierwotne, które określił jako "te odznaczające się ścisłym zespoleniem jednostek poprzez
stosunki osobiste i współpracę· Są one pierwotne w wielu znaczeniach, ale przede wszystkim w tym, że mają zasadniczy wpływ na
ksztattowanie się społecznej natury oraz ideałów jednostki" (Coole)', 1909, s. 23).
l11k więc relacje pien\lotne to te, które łączą nas z naszymi rodzicami, rodzeństwem, partnerem czy najbliższymi przyjaciółmi.
Cooley dodał, że grupy pierwotne, czyli złożone z osób połączonych relacjami pierwotnymi, cechuje specyficzne "poczucie
wspÓlnoty". Znajomość członków grupy pierwotnej nie ogranicza się jedynie do znajomości statusów, jakie posiadają - jest onn
znacznie bliższa.
W odróżnieniu od relacji pierwotnych, rclucje wtórne ograniczają się do posiadanych przez dane osoby statusów i oczekiwań
związanych z odgrywanymi przez nich rolami. Rela<.:ja taka łączy na przykład policjanta z osobą, której wypisuje mandat w
odpowiedzi na jej kreatywne prowadzenie samochodu. Wszystko, co się liczy w takiej sytuacji, to statusy: policjanta i kierowcy.
Osoba, która dokonała wykroczenia, nic nie wie o rodzinie policjanta, jego dokonaniach czy ambicjnch. Podobnie policjant
pozostanie niewzruszony, jeżeli owa osoba będzie się tłumaczyć, mówiąc, że jechała na rnndkę i nie mogła się po raz kolejny spóźnić.
Cooley nigdy nie omawiał grup wtórnych, mimo iż w sposób oczy· wisty stoją one w opozycji do grup pierwotnych. Większość
naszego życia spędzamy właśnie w grupach wtórnych. Jeżeli jesteś studentem, to inne osoby uczęszczające z tobą na zajęcia można
znkwalifikować jako taką właśnie grupę. Jeżeli pracujesz w biurze czy innej grupie pracowników,

Grupy pier\\'otne

i

wtórne

(III' ,wllież można ją uznać za grupę wtórną. Kluczową cechą takich grup

jJ\~1 II l,

że ich członków łączą relncje oparte na statusach

ornz wspólne

C0

li l!.:Żcli pracujesz na przykłnd jako recepcjonista w biurze, lo statusy I

I' dt;

powiązane z tym miejscem pracy będą

ważniejsze od tych, które

II"

'I'.:j d się wydawać ważniejsze dla ciebie jako osoby. Liczy się to, jak daIlV :-,lalllS pasuje do struktury i

działania danej grupy jako całości.
Granica między grupami pien\lotnymi a wtórnymi nie jest stała.
Ihk i;lk w przypadku innych pojęć, które będziemy jeszcze analizować,

I

l'Illliejsze od tworzenia sztywnych podziałów będzie

używanie koncep

l

ll/'lIlPY jako sposobu dostrzegania właściwości życia w społeczeństwie. ~tll(llnOżecie uczestniczyć w zajęciach

albo pracować w biurze, którego lIliiIlIsfera odznacza się zażyłością, bliskością i poczuciem wspólnoty.

j

Illkkolwiek możecie

odbierać tę grupę jako grupę pierwotną, zdanie Ilq IlIlIych członków może być zupełnie inne.
Socjologów szczególnie uderzyła wyraźna potrzeba, jnką ludzie 1111l'j;lwiają względem llczestnictwa w grupach pienvolnych.
Zwrócili 1lllllm'agę na tendencję tworzenia się grup pierwotnych w ramach grup Wlollllych. Załóżmy, że jesteś jedną ze stu osób
zatrudnionych w dziale 11l1\'gowym wielkiej korporacji: dział ten jest niewątpliwie grupą wtór,III. jl;l!llak możesz się blisko
zaprzyjaźnić z paroma innymi jego pracowulkllll1i. Codziennie możecie jeść razem lunch, pomagać sobie w swoich '!lllulliach i
spotykać się towarzysko po pracy. Wasza bliska znajomość IW"I/,ytaby grupę pien\lolną w ramach grupy wtórnej.
Przedmiotem interesującego pola badań jest to, w jaki sposób ta~k !~rupy pierwotne wpływają na bardziej formalne funkcjonowanie
wkkszcj całości. Czasami potrzeby jednostek mogą być z sobą sprzecz

Int,

jnk na przykład w sytuacji, w której ktoś nie traci swojego

stanowiska d/!~:ki znajomościom, chociaż z punktu widzenia korporacji jest on niewydnjnym pracownikiem. Często również zdarza
się, że ktoś dostaje mYUllS dzięki kontaktom osobistym, a nie zdolnościom. Jednocześnie Il1łlll:lk grupy wtórne stwarzają
alternatywne metody komunikacji i nownlllrskie sposoby wykonywania zadań w miejscu pracy. Jeżeli dział ksic;W,wuści potrzebuje
nowego kompulera, aby wykonać ważne zlecenie, to 1.II~ka znajomość jednej z zatrudnionych w nim osób z kimś z dzinłu '1IkIlPU
może się okazać bardzo pomocna.
Zauważ, w jakj sposób paradygmat interakcjonistyczny dostoso

Wll)U

się do badania grup pierwotnych: interakcji lwarzą-w-twarz

zwiąłllllyuh ze sobą blisko jednostek wymżnjących wspólną tożsamość - owe pllcl.lIcie wspólnoty. Zwracając się ku bardziej
formalnym strukturom
53

background image


54

Rozdział 3. Grupy

grup wtórnych, widzimy coraz to większą potrzebę stosowania paradygmatu systemów społecznych, który skupia się na strukturze

i

funkcji relacji między anonimowymi statusami. Nie oznacza to, że nie można użyć paradygmatu interakcjonistycznego w odniesieniu
do środowiska grup wtórnych ani że teoria systemów społecznych nie ma zastosowania w kontekście małych grup pielWotnych.
Jednakże istnieje pewne powiązanie między teorią interakcjonistyczną a analizą mikrosocjologiczną z jednej strony oraz między
podejściem systemów społecznych a analizą makrosocjologiczną z drugiej.
Zależności między grupami pierwotnymi i wtórnymi oraz relacjami międzyludzkimi stanowią ciągły temat zainteresowań
socjologów. Spójrzmy term; na inne aspekty życia w grupach, którymi zajmują się socjologowie.

Grupy odniesienia i tożsamość

Jak wspomniałem wcześniej, przynależność grupowa jest ważnym źródłem tożsamości społecznej. Zaobserwowaliśmy już że to, kim
jesteśmy
w opiniach innych osób (a być może w naszych własnych również), jest po części funkcją posiadanych pr.lez nas statusów
czy zajmowanych kategorii społecznych. Jest to także jedna z funkcji grup, do których należymy. A zatem jeżeli byliście w liceum
członkami drużyny piłkarskiej albo cheerleaderkami, to członkostwo

w

tych grupach było ważnym ele· mentem waszej lieealnej

tożsamości.
Zwróćcie uwagę na określoną cyrkulację tączącą wszelkie rodzaje tożsamości społecznej. Po pierwsze, mamy dość sprecyzowane
wyobrażenia lub oczekiwania względem różnych grup społecznych. Gdy wspomniałem o cheerłeaderce, na pewno wywołalem w was
pewne odczucia - niezależnie, czy były one pozytywne, negaty\'me, czy mieszane. Po drugie, takie przedpojęcia o danych statusach czy
grupach bywają samospełniające się na dwa sposoby: (1) mamy tendencję do postrzegania ludzi jako potwierdzających nasze opinie
bez wzgłędu na to, jak rzeczywiście się zachowują, (2) osoby, które przybierają dany status czy dołączają do pewnej grupy często
robią to, sugerując się właśnie takimi przedpojęciami. Co więcej, często zmieniają one swoje zachowanie tak, by pasowało do ich
wyobrażeń o tym, jak powinno ono wygłądać w danej grupie.
Cheerleaderki na przykład są generalnie uznawane za osoby wesołe. Można się do tego odnieść pozytywnie (widzą świat przez
różowe

Grupy odniesienia i tożsamość

I,klllary) albo negatywnie (mają pustkę w głowie). Niezależnie od tego, 11~()by niebędące cheerleaderkami najprawdopodobniej
będą uznawały Illll.llane cheerleaderki za osoby skore do zabawy. Ist1lieją również du

frJ

~zanse, że osoby, które zostaną

cheerleaderkami, będą wesołe od sa· IIH.ogO początku i że nadal będą one dopasowywały swoje zachowanie do I1wego wizerunku:
zarówno po to, aby nie odstawać od innych członków Ilnl1cj grupy, jak i po to, aby "bronić honoru wszystkich cheerleaderek". Ił,
jedna z najbardziej stałych cech życia społecznego.
Socjologowie nazywają grupy, które służą nam jako punkty odnie

I/mia

przy ocenie różnych sytuacji, mianem grup odniesienia. Thk

więc IÓcli byłbym cheerleaderką, to określałbym to, czy jestem "dostatecz· uie wesoły", przez porÓwnywanie się z innymi
cheerleaderkami, a nie

I,

llgółem ludzkości. Skoro jestem pisarzem, to z pewnością napisałem wiycej książek od przeciętnego

hydraulika, jednak ważniejsze dla mnie I'ydzie to, czy napisałem więcej książek od przeciętnego pisarza lub M\L:jologa (moje dwie
grupy odniesienia).
Zwróćcie uwagę na to, że termin grupa odniesienia łamie pewną 11Isadę, jaką wcześniej powiązaliśmy

zgnlpami

w ogóle. Chodzi o

to, że \Vide grup odniesienia prawidłowo powinno być nazwanych kategoriami

'/Iolccznymi

opartymi na statusach. Tak więc mimo że

jestem pisarzem, 11111ie spędzam większości swojego czasu z innymi pisarzami, nie nale'o,: leż do żadnych klubów literackich, a
większość moich znajomych nie wsi pisarzami scnsu stricto (chociaż wielu z nich potrafi pisać). Nie1I111icj "pisarze" zdecydowanie
pełnią dła mnie rolę grupy odniesienia. k·i.eli ktoś zacznie rzucać oszczerstwa w kierunku literatów, to mogę

'11;IIl'!Ć W

"naszej"

obronie. A kiedy usłyszę kogoś chwalącego zdołność I'i..;arzy do malowania obrazów i poruszania myśli słowem, to poczuję ,llIInę,
chociaż mówca może mieć na myśli Ernesta Hemingwaya.
W ten sposób grupy odniesienia stają się wyznacznikami i celami Illchowań. Gdy tylko utożsamimy się z konkretną grupą, mamy
tendenl'j •. ; do zachowywania się zgodnie z dotyczącymi jej oczekiwaniami.
To, czy jesteśmy zadowoleni z naszego życia, czy nie, również jest wlIl"unkowane przez grupy odniesienia. Załóżmy, że jesteś młodą
wy· k-;ztałconą kobietą zarabiającą 42 tys. dolarów rocznie. Jak byś się z tym \'I.ola? Zanim odpowiesz, pomyśl, z kim byś się
porównała. Powiedzmy,

1.0

porównujesz się z innymi młodymi kobietami pracującymi w podoblI)'ch zawodach i okazuje się, że

zarabiasz znacznie więcej niż one. I'rilwdopodobnie byłabyś z tego zadowolona, poczułabyś się osobą odIIl1SląCą sukcesy i
wspinającą się po szczeblach kariery.
55

background image


56

Rozdział 3. Grupy

A teraz powiedzmy, że porównujesz się z młodym mężczyznami pracującymi na podobnych stanowiskach

j

okazałoby się, że

większość z uich zarabia więcej niż ty. Jak byś się wtedy czuła? Socjologowie jakiś czas temu odkryli, że względny sukces czy też
odczuwana względna deprywacja często są bardziej znaczące od okoliczności obiekty\'mych.
W klasycznym już badaniu przeprowadzonym w amerykańskiej armii podczas II wojny światowej, Samuel Stouffer i jego
współpracownicy (1949-1950) odkryli dosyć osobliwą właściwość morale żołnierzy. Biorąc pod uwagę pospolite stereotypy
dotyczące elitaryzmu związanego z wyższym wykształceniem, spodziewali się oni, że im bardziej dany poborowy byłwyksztatcony,
tym bardziej oburzałby go fakt wcielenia do armii. Czy absolwent uniwersytetu nic mógłby uważać, że służba wojskowa jest nie dla
niego? Odwrotnie, czy niewyksztatceni poborowi nie mogliby dojść do wniosku, że taka jest ich rola w życiu? Wyniki tego badania
były jednak zaskakujące.
Odpowiadając na sondażowe pytanie, czy ich zdaniem wcielenie ich do armii było sprawiedliwe czy nie, większość osób z wyższym
wykształceniem zaznaczaŁa "tak". Osoby słabiej wyedukowane za to często uważały, że ich pobór powinien być odroczony -
zupełnie inaczej niż spodziewali się autorzy badania. Jak uważacie, co było tego powodem? Stouffer był zdania, że odpowiedź kryje
się za pojęciami grup odniesienia i względnej deprywacji. Oto sposób rozumowania Stouffera:
Podczas

n

wojny światowej pobór młodych mężczyzn pracujących na roli i przy liniach produkcyjnych często był odraczany,

ponieważ stanowiska te byly uznawane jako nadzwyczaj "istotne dla działań wojennych".
Ludzie zatrudnieni na roli i przy liniach produkcyjnych nie byli zazwyczaj dobrze wykształceni. Przykładowo, było wśród nich mało
absolwentów wyższych uczelni.
Biorąc pod uwagę wymienione punkty, możemy stwierdzić, że osobom słabiej wykształconym częściej odraczano służbę wojskową.
Istnieje generalna zasada, która mówi, że wybieramy znajomych wśród osób o podobnym poziomie wykształcenia. 1l1.k więc
znajomi absolwentów, którzy byli respondentami owej ankiety, również byli absolwentami wyższych uczelni. Znajomi tych
respondentów, którzy ukończyli tylko szkołę podstawową, prawdopodobnie rÓwnież nie kontynuowali edukacji.

Grupy odniesienia i tożsamość

, 'l.waŻ)"ń'szy na punkty 3 i 4, żołnierze niewykształceni znali wi/(ccj 'lsÓb, którym odroczono służbę wojskową niż żołnierze dobrze
WYR l.:dukowani.
(', N:1Wiązując do teorii grup odniesienia i względnej deprywacji, Stouf

reJ"

doszedł do następującego wniosku: decydując o tym, czy

pobór II}'I sprawiedliwy czy nie, ankietowani żołnierze porównywali się do swoich znajomych z czasów pokoju. Stąd widząc, jak
wielu ich znajoIIlych uzyskało odroczenia, niewykształceni poborowi czuli się pokrzywdzeni. Odwrotnie -wyksztakeni poborowi,
widząc jak wielu ich Illajomych również zostalo wcielonych do wojska, nie czuli się poIl'aktowani gorzej od innych.
Grupy odniesienia dostarczają nam modeli do tego, kim bądź IIVl11 chcielibyśmy zostać (zob. rys. 3.2). Jeżeli postanowiłeś :wstać
mułykiem rockowym, to zapewne zaczniesz wzorować swoje zachowanie I I'llsLawy na roekmanach, których znasz, obserwujesz
albo o których

ł

Ivl:ISZ. Możesz w tym kierunku zmienić swój styl ubierania się czy fry111Ii.f. Pomyśl przez chwilę, jakbyś się

zmieni1, gdyby twoją grupą odnielik

11 iil

byli muzycy rockowi. Następnie porównaj to z tym, jakbyś wvgl:)dał, gdyby twoim wzorem

był żołnierz wojsk powietrznodesanto

wVdl,

pielęgniarka lub profesor socjologii.

Rysunek 3.2. Grupy odniesienia jako modele do naśladowania

57

background image


58

Rozdział 3. Grupy

Grupy wewnętrzne i zewnętrzne

Grupy pomagają nam określić nie tylko to, kim jesteśmy, ale również to, kim nie jesteśmy. Jeżeli się nad tym zastanowimy, to
odkryjemy, że żadna z cech, których używamy do opisania siebie, nie istnieje bez swojego przeciwieństwa. Nie można być wysokim,
jak nie ma ludzi niskich. Nie ma kobiet bez mężczyzn itd.
To samo dotyczy wszelkich innych przeciwieństw: nie ma "góry" bez "dolu", nie można być "tutaj", jeżeli nic ma "tam", Podobnie
jesl z grupami.
Rudyard Kipling opisał ten fenomen w wierszu

My i

oni:

Z Rodzicami zawsze mówimy,
Siostra i ciotka to potwierdzą,
Że wszyscy tacy jak my to My
A wszyscy inni to są Oni.

Spytajcie się dobrych ludzi
Zgodzą się oni i powiedzą,
Że ludzie mili tak jak My to My
A wszyscy iuni to są Oni.


Socjologowie mianem grupy wewnętrznej (własnej) określają osoby, które należą do danej grupy czy kategorii i się z nią identyfikują,
grupą zewnętrzną nazywają zaś te osoby, które do niej nie należą. Jcżeli jesteście absolwentami Harvardu, to inni absolwenci tej
uczelni mogą tworzyć z wami grupę wewnętrzną, a każdy, kto jej nie ukończył - grupę zewnętrzną. Dla niektórych rasa jest podstawą
do tworzenia grup wewnętrznych i zewnętrznych, dla innych przynależność klasowa.
W miasteczkach uniwersyteckich, osoby związane z uczelnią i okoliczni mieszkańcy są dla siebie bardzo często grupami
wewnętrznymi i zewnętrznymi. Ten sam fenomen można spotkać w miejscowościach polożonych w okolicach baz wojskowych.
Grupy wewnętrzne i zewnętrzne oferują nam coś więcej niż identyfikację· Ustalają one również, kto z kim utrzymuje stosunki. Są
także podstawą wrogości - uprzedzeń i nienawiści między grupami. Tak jak "góra" potrzebuje "dołu" aby istnieć, tak samo niektórzy
potrzebują grup względem któI)'ch będą się czuli lepsi. Jak to ujął w swoim wierszu Kipling, "dobrzy ludzie" i "Iudzie mili" to my,
wszyscy inni są od nas gorsi. Właśnie tutaj znajdują się źródła wszelkich zamieszek na tle raso-

Grupy i definiowanie rzeczywistości

Wl'III, iJójek między mŁodocianymi gangami, wojen między naroclall1i, Ilw:lwych krucjat itd.
Podczas II wojny światowej Naziści usiłowali wykluczyć Żydów t

1 liSY

ludzkiej, a Japoflczycy przyjęli podobną postawę wobec

Chińczy

l

ilIV.

I chociaż biali Amerykanie nie byli aż tak brutalni względem AmeiVkllllów pochodzenia japońskiego zamieszkałych

na zachodnim wyhr/.du USA, to jednak tworzenie dla nich obozów przesiedleńczych hyli I wystarczającym przykładem tego, jak
lożsamo~ć grupy wewnętrz

11(\)

IIluże doprowadzić do wrogości wobec grupy zewnętrznej. Mimo iż

1111';,1101

było usprawiedliwić

rz~,dy Niemiec, Japonii i Stanów Zjednoczo1I\1~'11 za więzienie (a nawet zabijanie) zdrnjców wojennych, to jednak \\'llll.:li oni
szukać kozŁów ofiarnych na podstawie ich innej przynależno~

I r:lsowej/etnicznej.

Rozpad bloku wschodniego w latach dziewięćdziesiątych XX wieku

11''1/0.1.:

bardziej wydŁużył listę międzygrupowych okrucieństw.

Serbowie Wllll'l.:!cy ze swoimi sąsiadami w byłej Jugosławii dodali kolejny termin dn kksykonu nienawiści: "czystki etniczne".

Grupy i definiowanie rzeczywistości

lil~ widzieliśmy grupy, do któI)'ch należymy, są głównymi czynnikami za !h'lIl1lC~! których określają nas inni. Odgrywają one
również centralną I\d\' w naszym wŁasnym poczuciu tożsamości. Jestem przekonany, że łllllw;!liście sobie sprawę z tego już
wcześniej, chociaż może nie byliście 4wllulllmi skali tego zjawiska. Teraz przyjrzymy się kolejnemu podsta~I'lVl.:fllU wpływowi,
jaki grupy wywierają na nasze życie - potrafią k_/lllltować nasz odbiór tego, co prawdziwe, a co nie.
Ponad pięćdziesiąt lat temu Muzafer Sherif (1936) opublikował wy"iki serii eksperymentów, które mogą spowodować, że zwątpicie
we WH/,yslko, czego doświadczacie i w co wierzycie. Jego badania dotyczyły lo/woju grupowych norm w odniesieniu do "zjawisk
autokinetycznych".
Sherif umieściŁ grupę ludzi w zupełnie ciemnym pomieszczeniu.
Nu jl.:dnej ścianie znajdował się mały, stacjonarny punkt świetlny. Za/Hłll;:f..lm, że punkt ten był stacjonarny, gdyż gdyby kazano
wam siedzieć W I'ł IInieszczeniu, gdzie panuje zupeŁna ciemność i nie widać żadnych IlllllklÓW odniesienia, takich jak ściany,
podłoga czy sufit, to po pewnym

I

Illlill,l zaczęłoby się wam zdawać, że ów punkt się porusza. Dokladnie hlWl doświadczyli

uczestnicy eksperymentu Sherifa.
59

background image


60

Rozdział 3. Grupy

Poza sygnalizowaniem osobie przeprowadzającej eksperyment, kiedy światło się porusza to, badani mieli również informować o
odległości, na jaką się ono przemieści. ] mimo że światło pozostawało nie. ruchome przez cały czas trwania eksperymentu, relacje te
znacznie się różniły. Bardziej zaskakujące było jednak to, że kiedykolwiek grupa stwierdziła, że światło się ruszyło, szybko osiągali
oni porozumienie co do przebytej przez nie odległości, chociaż z początku ich opinie potramy być diametralnie odmienne. Po
zakończeniu każdej sesji obserwacyjnej wszyscy członkowie grupy zaznaczali takie same odległości (nota bene, różne grupy
dochodziły do bardzo różnych wspólnych od. ległości).
W jaki sposób ten eksperyment różni się od normalncgo życia społecznego? Myślę, że główną różnicą jest wiedza o tym, że grupowe
porozumienie co do ruchu światła zostalo wymyślone ~ w rzeczywistości światło się nie poruszało. W codziennym życiu osiągamy
tego samego typu porozumienia, trudno jest jednak ocenić, czy są one prawdziwe, czy nie.
Najłatwiej zaobserwować ten proces wśród dzieci, gdyż nie są

one

jeszcze zdolne tak dobrze ukrywać prawdę jak dorośli. Może

widzieliście kiedyś taką sytuację albo nawet przypominacie sobie podobną z wlasnego dzieciństwa: dziecko wraca do domu ze szkoły
albo spotkania ze znajomymi i ogłasza, że pewna zabawka czy postać z kreskówki jest najlepsza na świecie. Zazwyczaj bez
wydawania pieniędzy nie da się pogodzić dziecka z tym faktem.
Kiedy słyszymy, jak dziecko ogłasza autorytarnie, że konkrctna zabawka jest "fajna" a inna jest "gtupia", możemy uśmiechnąć się z
wyższością. My wiemy, że opinia dziecka jest wyłącznie pochodną tego, co zadecydowała grupa. Niezależnie od tego, jak prawdziwa
wydaje się ona dziecku, jesteśmy w stanie stwierdzić, że jego zdanie jest rezultatem grupowego porozumienia.
Tracimy jednak ten dystans w chwili, gdy z zabawek przerzucamy się na to, który komputer, samochód, proszek do prania,
uniwersytet, dezodorant, rueh religijny czy system rządów jest lepszy od innych. Do niektórych opinii można się odnieść jako do
"kwestii gustu", jednak inni mogą podejść do tej sprawy umiej pobłażliwie. PrzyBadowo wybór religii może się niektórym wydawać
wynikiem czegoś bardziej "rzeczywistego" niż opinii grupy - mimo iż zwykle jesteśmy lego samego wy. znania co nasi rodzice. (A
jeżeli ktoś wybiera ateizm, to będzie mu się wydawało, że jest to jego

prawdziwy

wybór i część "bycia realistą".)

Grupy i defmiowanie rzeczywistości

1:lk mówiliśmy w rozdziale 1, ludzie mają zwyczaj reifikowmlia

IIwI)ll'I\

poglądów, czyli uznają, że reprezentują one jakąś uniwersnlm,

(llllwdiY. W rozdziale 2 zobaczyliśmy, jak ważną rolę spc:tniają opinie II! IY llkrcślaniu tego, kim jesteśmy ~ zarówno w tym, jak
przedstawiamy

1I1~11",;

innym, jak i w tym, jak sami siebie postrzegamy. Kluczowym pillikiem tego rozdziału było to, że poglądy,

które reifikujemy i których II/yw:llny do określania siebie, często są nam narzucane przez grupy.
Chociaż często uważamy, że to, jak postrzegamy i doświadczamy ,wIlii jest kwestią indywidualncj osobowości, to tak naprawdę
"spo:tecz111\ k'll1struowanie" nas i naszych relacji z innymi sprawia, że są onc łł\lll'l.IIie mniej osobiste niżby nam się wydawato.
Jakkolwiek teoria inIPlllkt;jonistyczna w sposób szczególny pasuje do badań nad interakcjalIII Iwarzą-w-twarz i dynamiką małych
grup, tworzenie większych I hllH.tdcj złożonych form społecznych wymaga dużego kroku naprzód. I 1Ił1I l.:go też, kiedy zaczniemy
się zajmować badaniem organizacji i butyIIH

li.

h~dziemy częściej używali paradygmatu systemów społecznych l k,,"I·liktu.

61

background image

ROZDZIAŁ 4

Organizacje

W roku 1972 w San Francisco pracownicy niewielkiej firmy zapoczątkowali akcję polegającą na spędzaniu pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia razem ze
swoimi rodzinami i przyjaciółmi, wręczając prezenty pacjentom okolicznych szpitali. Po ukończeniu tego zadania zjedli wspólnie uroczystą kolację. Ich pomysł
spr<Jwil im tak niebywałą satysfakcje, że postanowili powtarzać tę akcję co roku. W następne święta w akcji uczestnicz:yfo czterystu ochotników, którzy pierwszego
dnia świąt odwiedzili 2 tys. dzieci i osób dorostych.
W roku 1974 akcja ta przeniosła się do innych miast: Los Angeles, Nowego Jorku i Honolulu. Uczestniczyło w niej też coraz więcej osób. Następnego roku akcję
rozszerzono tak, aby odwiedzać chorych także w trakcie Chanuka, a sam projekt przemianowano na Holiday Hospital Project. Tak jak we wcześniejszych latach,
ochotnicy kupowali drobne upominki, takie j<:lk skarpety, perfumy cz:y zabawki. AkCja dalej się rozrastała.
W roku 1980 przedsięwzięcie to zostalo sformalizowane jako Projekt Świąteczny (Holiday Project), chal)'tatywna organizacja non-profit z siedzibą w Kalifornii oraz
komite· tarni lokalnymi w siedemdziesięciu siedmiu wspólnotach w całych Stanach Zjednoczonych. Poza tym z projektem wspólpracowały liczne komitety z innych
krajÓW. Tamtego roku 30 tys. ochotników odwiedziło 242 tys. osób w szpitalach, więzieniach, domach opieki i podobnych ośrodkach. Darowizny pieniężne osiągnęty
WYSOkOŚĆ 130 tys. dolarów, a kolejne 100 tys. dolarów rozdano w formie dóbr i uslug. Akcją w ska· li narodowej koordynowal pełnoetatowy dyrektor, którego
poczynania śledziła rada zarządzająca.
W 1981 roku 4 gubernatorów i 29 burmistrzów proklamowało .Dzień Projektu Świąteclnego" odpowiednio w swoich stanach i miastach. 38 tys. ochotników z 114
WSpólnot odwiedzito 207 tys. osób w 1781 ośrodkach, a roŻflego rodzaju datki w'lniostyponad pól miliona dolarow.
Dziewięć lat po pocIjęciu tej inicjatywy, jej idee w skali lokalnej wciąż pozostawały niezmienne, jednak sama struktura organizacji była JUŻ zupełnie inna. W biurze
centralnym dyrektora wspomagali ochotnicy. Dwóch koordynatorów było zatrudnionych na pół etatu w Nowym Jorku, których zadaniem bylo mięclzy innymi
uczestniczenie w cotygodniowych telekonferencjach z clziewięcioma koordynatorami lokalnymi, którzy I!IOWU pozostawali w stałym kontakcie z cztonkami
komitelów wspÓlnotowyCI1. W sktad każdego takiego komitetu wchodzi! zv.ykle prawnik, księgo"'Y, specjalista do 1.IIl'aW mediów oraz inne osoby odpowiedzialne
Z<l takie czynnOŚCi, jak nabór nowych (:/lonków, zbieranie funduszy, kontakt z instytucjami czy pakowanie darów. Poziom zIaJanej organizacji tego przedsięwzięcia
wynikal z paru powodów.
1'0 pierwsze, ludzie biorący udzial w Projekcie chcieli coraz bardziej rozwijać swoją ll/iałalność. Pragnęli oni odwiedzać większą iloŚĆ osób, które nie mogły spędzić
świąt IV (Iomu, jak również dzielić się satySfakcją. jaką im to przynosito. Aby tego dokonać, l'olrzebowali biura centralnego, które inicjowaloby nowe kontakty w
innych miastach I pomagalo im w organizowaniu nowych komitetów lokalnycl1. Dodatkowo, biuro cenIldlne mialo większe szanse na przyciągnięcie uwagi mediów i
otrzymanie pomocy rządowej niż którykolwiek z 10 tys. ochotników oddzielnie.
1',1 drugie, istnienie takiej struktury na szczeblu krajo ••• ..ym zapewniato. że jakiekolwiek I'l/cdsięwzięcie korzystające z nazwy Projekt Świąteczny musialo działać
zgodnie z je,'." OIyglnalnym zamierzeniem, czyli dzieleniem się atmosferą świąt z tymi, którzy nie ItMJgli spędzić ich w domu. Dzięki temu, że organizaCja była
prawnym właścicielem na'WY i że lokalne komitety musiały być licencjonowane, udato jej się uchronić przed "',/Ustami oraz uniknąć skomercjalizowania Uak w
przypadku świętego Mikotajal
1\. trzecie, konieczne było dostosowanie się do przepiSÓW rządo"'YCh, Jako prawnie lilIIona organizacja charytatywna, Projekt Świąteczny ZObowiązany byt do
składania ra1~lllów ze swojej działalności finansowej. Ile pieniędzy wydano, a ile zebrano? Celem 11l1(ich raportów jest ochrona spoleczeństwa przed nieuczciwymi
organizacjami. Jako że 11I1(ino prowadzić dokładną dokumentację finansową, gdy dla organizacji pieniądze IliKlrają dziesiątki tysięcy ochotników, biuro centralne
wypracowato zestandaryzowany W,lem prowadzenia raportów z dzialalności finansQ\,vej, które wszystkie komitety mu"1;lly sktadać. Dzięki jednolitej formie łatwiej
było potączyć wszystkie spraWOZdania.
1111\ w przypadkU każdej dużej organizacji spOłecznej, tego typu struktura centralna /,lllwijla się przeczyć intencjom, które dały jej początek. Pierwsi ochotnicy nie
potrze· I~.wtlli niczyjego pozwolenia: po prostu robili to, co uważali za słuszne. Teraz, aby parIy(:vpować w projekcie, trzeba dzialać wedtug określonej listy
""Y!Ycznycl1 i zyskać IIpiO.lllatę rady zarządzającej. Początkowo ochotnicy skladali się na prezenty, teraz każliV datek musiał być udokumentowany, a każda faktura
z zakupu darów zachowana. lVI/de duże plZedsięwzięcie charytatywne prędzej czy pó~niej staje w obliczu konftikIlIlIliędzy biurem centralnym a jego lokalnymi
strukturami, Zwykle podział ten najwyIIl111;ej widać w kwestiach finansów. W organizacjach, które utrzymują się I corocznych sktadek, niebywale delikatną rzeczą
jest to, jaki ich odsetek będzie prze· '!llIcwny na wsparcie struktur centralnych, a jaki zostanie wykorzystany na potrzeby Illllt'.'llokalnego.
W uklad v.ydatków lokalnych komitelów wchodzą optaty teiefoniczne i pocztowe, za~lllllnaterialów biurov.ych, często także opłata Z<l wynajem lokalu. W skali
krajowej W,iJD\ki są typowe dla jakiegokolwiek formalnego plZedsięwzięcia, a zatem obejmują II!ltJ leż pensje dla stałych pracowników. W przypadku organizaCji
chal)'tatywnych, tahlo)) Jak Projekt Świąteczny, występują rozmaite .ukryte· opłaty związane ze sprawalIII pr.:lwnymi, o któryCh wspomniałem. Na przyktad
sktadanie dokumentów prawnych 1o,lhJW często v.ymaga uiszczenia opłaty skarbowej albo korzystania z odpłatnych

63

background image


64

Rozdział 4. Organizacje

ustug prawników. Potrzeba dokładnego prowadzenia ksiąg 'N}'maga corocznych audytów wykonywanych przez firmy księgowe. Konieczne jest również
ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej na wypadek jakichkolwiek szkód, jakie mogą powstać podczas wizytacji. Koordynacja tych i podobnych czynności
administracyjnych pociąga za sobą koszty telefonów, \\l)"syłania listów, a nawet podróży.
Rozmaite wydatki związane z prowadzeniem ogólnokrajowej organizacji mogą się wydawać oderwane od oryginalnych celów przedsięwzięcia, czyli - jak w przypadku
Projektu Świątecznego - od odwiedzania osób w szpitalach i innych tego typu ośrodkach podczas świąt. Jednakże zbieranie środków na wymienione wydatki należy do
zadań lokalnych komitetów.
Pozostawiając za nami kwestię tego, kto powinien dostać ile pieniędzy, istnieją jeszcze inne źrocHa konfliktów między szczeblami lokalnymi a krajowym. Wymóg
prowadzenia dokładnej dokumentacji:z dziaJalności finansowej oznacza, że komitety lokalne muszą przygotowywać i sktadać liczne raporty. Podczas gdy w 1972 roku
każdy uczestnik akcji dawał tyle pieniędzy, ile uważał za stosowne, po czym wydawane one były wedJug wspólnego uznania, teraz komitety zostały zmuszone do
rozliczania się z każdego datku i wydatku w comiesięcznych raportach. Co więcej, biuro centralne musi zwracać uwagę na cele, na które przeznaczane są pieniądze
oraz na to, jakie sposoby zbierania funduszy wykorzystują komitety.
Projektowi Świątecznemu udaJo się uniknąć zatrudnienia dużej ilości osób dzięki ko" rzystaniu z pracy wolontariuszy. Wiatach 1991-1992 dokradnie 15 442 osoby z
trzydziestu stanów odwiedziło 135 tys. ludzi w 1423 różnych instytucjach (The Holiday Project, 1992, s. 1).
tstnieją jeszcze inne wymiary podziału między szczeblami iokalnymi a krajowym. W przypadku Projektu Świątecznego .praca" organizacji, czyli odwiedzanie osób w
różnych ośrodkach, ostatecznie musi być ;vykonana na szczeblu lokalnym. Nie jest to tak OC2YIviste w przypadku innych organizacji. Weźmy taką organizację jak
Zerowy Przyrost Naturalny (ZPN, Zero PopuJation Growth), która walczy z przeludnieniem. WiększoŚć dziaJar'l ZPN na poziomie lokalnym sprowadza się do
wspóJpracy z instytucjami edukacji publicznej. Jednakże większOŚĆ kwestii poruszanych przez tę organizację, takich jak imigracja, aborcja czy ulgi podatkowe dla
osób uzależnionych, lepiej poruszać na szczeblu krajowym. W takich sytuacjach konflikty mogą dotyczyć tego, na co należy skierować największą uwagę (i środki
finansowe). Lokalne filie, utrzymujące się z składek swoich członków, często czują się oszukane, kiedy część zebranych w ten sposób funduszy muszą przesłać
strukturom centralnym
Odpowiedniki opisanych tutaj cech organizacji charytatywnych można odnależć w wiei· kich korporacjach. Także tam występują konflikty między siedzibą główną a
lokalnymi filiami, jak również między konkretnymi dzialami, na przykład personalnym, marketingu czy produkcji. Innymi słowy, tego typu problemy są nieuniknione
w jakiejkolwiek formie organizacji.
Jedną ze zmian wiążących się z przejściem od paru wspÓłpraCUjących ze sobą osób do działania w ramach formalnej organizacji jest sposób komunikacji między jej
członkami. Mimo iż na początku pracownicy mogli być "na ty", w strukturze formalnej zapewne częściej będą się odwoływali do zajmowanych przez siebie statusów.
W przypadku Projektu Świątecznego, członkowie komitetów lokalnych prawdopodobnie będą mówili o "wysyłaniu pieniędzy do biura centralnego" albo o terminach
narzuconych im przez "biuro zarządu". Za to osoby zasiadające w biurze zarządu mogą między sobą
11Iówić O "lokalnych" albo o "Bostonie". W miarę jak organizacja staje się bardzioj '.Iormalizowana, relacje między jej czlonkami stają się coraz bardziej
bezosobowe. JIII( się okaże dalej, organizacje b}l\'lają potężnymi narzędziami, dzięki k.tóiYm ludzie II10gą dokonywać zmian. Zobaczymy też, jak tworzą one swoją
własną rzeczyvyistość, 1:/QStO pozostawiając w cieniu ludzi biorących w nicł1 udzial, a nawet wypierając ich piclWotne cele. Mam nadzieję, że socjologiczne
spojrzenie na organizacje pomoże Wdln stać się bardziej krytycznymi obserwatorami oraz zrozumieć, dlaczego organizaI.jl~ dziatają czasem tak osobliwie.


Czym jest organizacja?

LIkkolwiek z łatwością przychodzi nam wypowiadanie się na ich temat

I

wiciu z nas w nich uczestniczy, to trudno jest nam

dokładnie zdefinio

W:IĆ,

czym organizacje tak naprawdę są. Tak więc może łatwiej będzie, IÓcli zaczniemy od określenia tego, czym

one nie są.
Przyjrzyjmy się koncernowi IBM (International Business Machi

IU.;S) -

wielkiej międzynarodowej korporacji, która na różnych

stanowit.kach zatrudnia setki tysięcy osób. IBM z pewnością jest organizacją, lik pytanie brzmi, co tworzy "organizację"? Na pewno
organizacja, jak:) jest IBM, to coś więcej niż nazwa, która początkowo brzmiała Thbul:iling Machine Company.
To, że IBM jest organizacją, nie jest też z pewnością powiązane

I

I;ljmowanymi przez nią budynkami ani z tym, co produkuje. Z

praw

Ilt'gO

punktu widzenia można by powiedzieć, że IBM określono jako org:lllizację w akcie założycielskim tej firmy, jednak tak

naprawdę jest ona fl.ymś więcej.
Kuszącym zdaje się być stwierdzenie, że IBM to wszyscy zatrud· Ili\;lli pracownicy, ale to spostrzeżenie również nie jest trafne.
Bliższe

III

awdy z socjologicznego punktu widzenia byłoby określenie TBM mi a11l:11l schematu organizacyjnego, struktury

złożonej ze statusów i relacji

lł\l.

Innymi słowy IBM jako organizacja jest zbiorem zasad (reguł), kt6

1'l'

Iworzą kontekst dla

współdziałania jednostek posiadających konki

\;111)'

cel. To społeczna mapa określająca, jak zbiór ludzi ma ze sobą w~półpracować.

Inny powód, dla którego ludzie łączą swoje siły, jest wam zapcw

IIf

dobrze znany. Istnieje spora szansa, że zdarzyło się wam ze

znajomy

Iiii

spontanicznie zorganizować imprezę. Jedno z was prawdopodobniu

65

background image


66

Rozdział 4. Organizacje

poszło zrobić zakupy, inna osoba wzięła się za sprzątanie, a jeszcze inna zapraszała gości. A może każdy po trochu uczestniczył w
każdej części przygotowań. Niezależnie od przypadku, każdy robil coś dla dobra grupy i nie było potrzeby, aby ktoś jej przewodził.
Może spotkaliście się z takim współdziałaniem w innej sytuacji - często zdarzają się one

w

sporcie oraz podczas katastrof. 'Tego

rodzaju spontaniczne, wspólne działanie bez żadnego przywództwa nazywa się sojuszem: to grupa jednostek, które łączy wspóJny cel
i gdzie każda odgrywa swoją rolę, aby go osiągnąć.
Sojusz przestaje jednak być skuteczny, gdy liczba osób w grupie znacznie się zwiększa albo kiedy czynności, jakie trzeba wykonać,
stają się zbyt skompHkowane. Trudno wyobrazić sobie wszystkich pracowników IBM "zrzucających się" na produkcję komputerów.
Zamiast lego każda poszczególna funkcja niezbędna do osiągnięcia celu jest dokładnie określona, nazwana i obsadzona przez
przeszkolonego w tym celu pracownika. Do tego dochodzą stanowiska kierownicze, nadzorcze i organizacyjne, które również muszą
być określone i "''Ykonywane.
Organizacje, podobnie jak związki i grupy, dostarczają kolejnych aspektów tożsamości spoŁecznej jednostek. Organizacje, w których
działamy, są sposobem ukazywania tego, kim jesteśmy. Jednoczcśnie kreujemy tożsamość na poziomie zbiorowym, tworząc całości
będące aklorami w ramach społeczeńslwa. Te zbiorowe byty pomagają nam w naszych dążeniach, ale mają też względem nas swoje
wymagania. Inaczej rzecz ujmując, organizacje mają swoją cenę - zarówno dosłownie, jak i w przenośni.

Biurokracja

Biurokracja

to typowe skojarzenie, jakie wiąże się z formalnymi organizacjami. Większości obywateli Ameryki rozróżnia kilka

rodzajów biurokracji: "głupią", "drobną", "niezaradną", "przeklętą" albo i gorzej. Biurokracja zazwyczaj kojarzy się z długimi
kolejkami, robotą papierkową, bezosobowością, formularzami i frustracją, chociaż nie wszystkie te cechy znajdziemy w każdej
biurokracji.
Max Weber (1846-1920) jako pierwszy dokonał ogólnej analizy tego typu organizacji, a jego uwagi wciąż pozostają aktualne (zob.
Gerth, Mil1s, 1946). Weber doszedł do wniosku, że każda organizacja

Biurokracja

67
Id\l)"okratyczna będzie się charakteryzowała następującymi kluczowymi l'1i,;l11entami:
Obszary jurysdykcji są oficjalnie określone i rządzone według zdefilIiowanych reguł. Czynności, jakie powinny być regularnie
wykonywa

liC,

stają się oficjalnymi obowiązkami. Struktura organizacji jest dokładnie zarysowana, podobnie jak zakres obowiązków

każdego pracownika.
Organizacja ma strukturę hierarchiczną, a każdy jej poziom charak!cl)'zuje się określonymi kompetencjami, nieco przypominając
piramidę ~ im wyżej w strukturze, tym mniej osób zatrudnionych, z osobą pełniącą funkcje kierownicze na szczycie.
\. Organizacją zarz"dza się głównie za pomocą przygotowywania, zadlOwywania i stosowania pisemnych dokumentów.
Osoby zatrudnione w biurokracji są specjalistami wyszkolonymi z myśl., o danym stanowisku.

'i.

W pełni ukształtowana biurokracja wymaga pełnej wydajności wszystkich zatrudnionych w niej osób. Praca administracyjna jest

zadaniem pełnoetatowym. Weber zaznacza, że sloi lo w opozycji do wcześniejszych przedsięwzięć, w których funkcje kierownicze
były I raktowane jako zadania drugorzędne.

rl.

Wszystkie oficjalne zadania w organizacji są określane przez formalIle procedury, ktÓrych znajomość jest dodatkową

umiejętnością.
W skrócie, biurokracje zajmują się "administracją" poprzez ofirj;llnie określone zasady relacji status6w i ról, które nie mają
nicwspólIIl,,:go z zajmującymi dane stanowiska osobami. Alfred Krupp, główny dustawca amunicji dla Hitlera podczas II wojny
światowej, ujął to bardziej bezpośrednio:

Chcę doprowadzić do tego, aby nic, co dla nasważoc, nie zostalou zalcżnioneod zycia czy istnicllia jakiejkolwiek jednostki; aby nic w jakikolwiek
sposób ważnego nic nastąpilo [ ... ] bez uprzedniej wiedzy i zg(Jdy zarządu; ahyprzcszlo~inajbliższaprzyszlość dala się wyczytać z dokumentów
kierownictwa, bcz pytania się śmiertelników (za: Gouldner,1954,s.179-180).

Mimo iż w takim chłodnym, bezosobowym tonie łatwo znaleźć COś, z czym się nie zgodzimy, warto jednak spojrzeć na znaczną ilość
za·

ICI

biurokracji. Weber uważał, że biurokracja odznacza się tcchniczlHf przewagą nad innymi formami organizacji, podobnie jak

praca maszyn

background image


68

Rozd7.iaŁ 4. Organizacje

ma techniczną przewagę nad pracą ludzkich rąk. Tego typu organizacje są szybsze, bardziej precyzyjne, bmdziej przejrzyste,
pewniejsze isku· teczniejsze niż ich niebiurokratyczne odpowiedniki.
Weber postrzegał ciągłość dokumentów

w

biurokracji jako jej kolejny plus. Pracownicy mogą przychodzić i odchodzić, ale struktura

statusów i zachowane archiwa pozwalają samej organizacji nieprzerwanie istnieć. Świadczy o tym ciągla działalność służby
cywilnej USA mimo częstych zmian pracowników z nominacji politycznych.
Weber wymienił również kompetencję personelu biurokracji jako kolejną jej zaletę. Jest to jedyny system organizacji, który pozwala
na skuteczną koordynację pracowników wyszkolonych w bardzo wąskich, specjalistycznych dziedzinach.

Biurokrucja

w

amoku

Jakkolwiek ważną rzeczą jest zdanie sobie sprawy z wielu zalet biurokracji, nic powinniśmy ignorować jej wad. Oto kilka z
najczęściej wymienianych.
W roku 1957 C. Northcote Parkinson zwr6cit uwagę na coś, co skromnie nazwał Pmwem Parkinsona (1963). Prawo to brzmi: "Praca,
którą należy wykonać, nabiera znaczenia i staje się bardziej skomplikowana w stosunku wprost proporcjonalnym do czasu, jaki
można jej poświęcić". Innymi słowy, niezależnie od tego, jak niewielka może być ilość pracy do wykonania czy też jak dużo
przeznaczono na nią czasu, praca zostanie rozciągnięta w taki sposób, aby trwala dokładnie tyle, na ile została zaplanowana.
Biurokrację charakteryzują regularne godziny pracy i regularne czynności, które należy w tym czasie wykonać. Jeżeli ilość pracy
przerasta możliwości pracowników, to albo jej ilość zostanie zredukowana, albo zatrudnionych zostanie więcej osób. Jeżeli jednak
pracy nie starcza, aby skutecznie zająć czas, jaki powinien być na nią przeznaczony, to i tak wszyscy będą "zajęci" podczas godzin
roboczych.
Prawo Parkinsona zdaje się również dotyczyć sytuacji, w której nie ma żadnej pracy do wykonania. Czasami zmiany w strukturze
organizacji pozostawiają pewnych pracowników bez jakiejkolwiek użytecznej funkcji. Zazwyczaj owo "nic" udaje się wielu osobom
rozciągnąć na caIy dzień. Co więcej, istnieją przypadki, gdy cała organizacja nie ma żadnej funkcji do spełnienia. Mimo to
biurokracje rzadko znikają. Każdego

Biurokracja

69
!"Oku rząd tworzy nowe agencje, zazwyczaj po to, aby zaradzić kOllkrcl. lIym problemom. Zwykle nie są one jednak rozwiązywane
po llPor"lI1iu si~ z daną kwestią.
W Zasadzie Petera Laurence Peter wyglosił następującą tezy: ., W hierarchii każdy pracownik stara się wznieść na swój szczebel
niekompetencji" (Peter, Rull, 1975). Jeżeli w biurokracji awanse są udziebne w zależności od zasług, to osoba, która okazuje się nader
kompetentna na swoim stanowisku, będzie awansowana dopóty, dop(lki nie trafi na posadę, w której nie będzie się wybijała ponad
innych pracowników. Często oczywiście taki pracownik nabY"Va nowe zdolnosi,;i i po raz kolejny zaczyna wykonywać swoje
czynności lepiej od innych, a zatem czeka go kolejna promocja. Peter sugerował, że dana I,soba będzie promowana dotąd, aż osiągnie
takie stanowisko, z któI yll1 nie będzie w sIanie sobie poradzić. Naturalnie dalszych awansów IIi!: będzie, ho nie będzie żadnych
szczególnych zasług. Jako że w tym sysLemie organizacji niezmiernie rzadko degraduje się pracownikÓw, wil.\lu biurokratów będzie
pracowało na posadach, których wymagania IWl.ckraczają ich kompetencje.
Krytyka biurokracji jest bardzo często wyrażana jako wina "sysI

l: 111

u". Radykalowie amerykańscy zazwyczaj narzekają na "system

kllpitalistyczny", a do niedawna Rosjanie stojący w długich kolejkach

11l\

buty lub papier toaletowy klęli pod nosem na "system

socjalistyczIIV·' (Teraz pewnie wielu z nich obarcza winą za swoje problemy kapi

lilii/m.)

W swojej książce z 1986 roku zatytulowanej Syslemantics John ( ::111 sugeruje, że problem leży w samych systemach. Mimo wielu
korzy~~i płynących z systematycznej organizacji niektórych procesów, takich IlIk produkcja samochodów czy komputerów, Gall
zaznacza, że systemy

1I1i1j:J

tendencję do obracania się przeciwko nam. Oto przykład:

Największa budowla świata, budynek montażu pojazd6w kosmicznych w Cape Canaveral,

wytwa/Za .~wojq własną

pogodę, I([cznie z chmummi czy

deszczem. Skonstruowany po to,

by

chronić rakiety kosmiczne przed Ż}Wiołami, tworzy on swoje własne (GllII, 1986,s. 24).

Systemy tworzone przez ludzi są równie przewrotne jak systemy II.~Y(:l'·lIe. Większość klopotów organizacji można powiązać z ich
"wol<," 11I1.(;trwania. Oto trzy twierdzenia, które Gall przywoluje w swoj(;j k/lh,żce:

background image


70

Rozdział 4. Organi2:acje

Systemy, jak tylko powstaną, tworzą swoje własne cele.
Najważniejsze są cele wewnątrzsystemowe.
Systemy zachowują się tak, jakby chciały żyć (tamże, s. 74).
Zapewne pamiętacie z rozdziału 3, że istnienie grupy jest często niezależne od życia osób, które w nich uczestniczą (przypomnijcie
sobie wymieniony tam klub fitness). Właściwość ta dotyczy organizacji jeszcze bardziej niż grup. Mimo że Gall mówi o "woli
przetrwania" organizacji pÓłżartem, to jednak jego spostrzeżenie jest

w

gruncie rzeczy prawdą. Chociaż wola jest cechą

psychologiczną, organizacje mogą mieć taką strukturę, że będą się zachowywały jakby naprawdę pragnęły przetrwać. I faktycznie
organizacje, które nie byty skonstruowane w ten sposób, zazwyczaj już nie istnieją.
Można więc powiedzieć, że najważniejszym celem każdej organi· zacji jest przetrwanie. Jest to zresztą całkiem rozsądne.
Załóżmy, że postanowiliśmy rozdawać jedzenie bezdomnym w okolicy. Jako że nie mamy ani czasu, ani odpowiednich środków

fi

nansowych, aby przedsięwzięcie to prowadzić na własną rękę, zakładamy organizację "Nakarmić Bezdomnych". Prosimy więc

różne osoby o datki na jedzenie oraz o pomoc w jego dystrybucji.
Wydaje się jasne, że organizacja tego typu ma większe szanse na powodzenie niż jedynie praca dwóch osób. Nie trzeba chyba
wspominać też o tym, że gdyby organizacja ta przestała istnieć, nie moglibyśmy zrealizować swoich zamiarów.
W pewnym momencie dochodzą do tego kwestie prawne. Zostajemy poinformowani, że jeżeli zbieramy datki, to powinniśmy się
rozliczać z tego, skąd je mamy oraz na co są one wydawane. Jest to całkiem rozsądne żądanie, gdyż ochrania nas przed oszustami.
Tdk więc, jeżeli chcemy, aby organizacja istniała nadal, musimy przeznaczyć pewne środki na prawidłowe prowadzenie
dokumentacji fiskalnej. Aby mieć pewność, że jest to robione zgodnie z wymaganiami, zatrudniamy na pół etatu księgowego.
Oznacza to, że pewna ilość pieniędzy będzie musiała być przeznaczona na jego honorarium.
Teraz załóżmy, że otrzymaliśmy pewną ilość popsutej żywności, ktÓra spowodowała zatrucia u części bezdomnych. Na szczęście
nikt nie umiera w wyniku tego niedopatrzenia, a osoby, które na tym ucier~ piały, udaje się namówić, aby nie pozywały organizacji.
Staje się wówczas jasne, że problemy tego typu mogą zniszczyć całe nasze przedsięwzięcie, a zatem decydujemy się na ubezpieczenie
od od po-

Organizacje i jednostki

71
wi~dzjalności cywilnej. Znowu podejmujemy kolejne kroki, aby ulr('.y~ 1I1ać dziataJność organizacji.
Wszystko to jest zupełnie logiczne i ilustruje, w jaki sposób cele lll'ganizacji stają się ważniejsze od pierwotnych zamiarów jej
założydc~ li. Co więcej, ten sam proces tworzy napięcia między organizacją a dzjll~ łilj.!cymi w jej ramach jednostkami.

Organizacje i jednostki

( '/ysto można spotkać argument, że wspólczesne organizacje szkodzą "sobom, które biorą w nich udział. Prawie czterdzieści lat temu
socjolug William H. Whyte napisał książkę Tlte Organization Mail (1956),

II'

której badał powody, dla których współcześni pracownicy

korporacji ~:) często zmuszeni do wyrzeczenia się swoich wartości, rodzin czy też I\'lasnej indywidualności, aby odnieść sukces w
świecie korporacji. Mu':ieli oni ubierać się podobnie, pić podobnie, mówić podobnie, a nawet Illyśleć podobnie jak reszta ich
zespołów.
W latach osiemdziesiątych Gareth Morgan stwierdził, że niektóre Ill'ganizacje można nazwać "psychicznymi więzieniami" (Morgan,
1997, Illzdz. 7). Działają one na przykład jak represy\vne, paternalistyczne roil/,iny. Mogą zaspokajać potrzeby psychiczne jednych, a
tymczasem ',Iwarzać problemy dla innych.
Wiele uwagi poświęca się pojęciu "wypalenia zawodowego", ~ I {l]'e zwykle wiąże się z konfliktem między wymaganiami
organizacji II życiem osobistym. Zdarza się ono zarówno w korporacjach, dla któI ych pracujemy, jak i w organizacjach
ochotniczych, w ktÓrych uczestlIiczymy ze względu na nasze altruistyczne potrzeby. Zbyt często lIl()ŻC nam się zdawać, że wymaga
się od nas więcej, niż jesteśmy

l\'

stanic na dłuższą metę dawać. Ciągłe żądanie czasu i emocjonalnef','

I

zaangażowania pozostawia

nas w stanie, w którym nie potrafimy dl:szyć się życiem.
Po części nie da się tego konfliktu uniknąć. Nasz udział w orgaIlii'.acjach wymaga czasu, chociaż może wolelibyśmy go spędzić
inaczej.

I'llza

tym może się nam nie podobać rola, jaką mamy w danej organ iIIIt.:ji do spełnienia, chociaż jej przetrwanie może

zależeć od tego, czy ~!y z niej wywiążemy. Ktoś przecież musi wyrzucać śmieci, skladać \l~wiadczenja podatkowe czy zwalniać
problematycznych pracownikÓw. Jakkolwiek specjalizacja jest wydajną metodą organizacji,

OZI1<1-

background image


72

Rozdział 4. Organizacje

eza ona, że niektóre osoby będą musiały wykonywać zadania, których nikt nie chce.
Problem staje się jeszcze bardziej Idopotliwy,

gdy

delegowane obowiązki nie majq zgoła nic wspólnego z głównymi celami

organizacji. Margaret Sanger, odpowiedzialna za początki propagowania antykoncepcji

w

Stanach Zjednoczonych, stwierdziła kiedyś,

że nie miała nigdy kłopotów ze znalezieniem ochotników do rozdawania broszur informacyjnych albo do przemawiania publicznego,
za to zawsze miała kłopoty ze znalezieniem kogoś, kto by pozamiatał biuro.
Jakby tego nie było dosyć, istnieją jeszcze subtelniejsze aspekty konfliktu na linii organizacje - jednostki. Podczas

gdy

mamy czasem

tendencjl( do personifikowania organizacji jako czegoś złego, to można argumentować, że to my nie jesteśmy dla nich dostatecznie
"dobrzy". Podstaw:! organizacji jest bowiem założenie, że jej uczestnicy będą gotowi poświęcić się dła jej dobra i że wszyscy zyskają
na tym, co ona osiągnie.
Widać to na przykładzie spółdzielni konsumenckich na całym świecie. Pierwotna idea była taka, że grupa konsumentów kupowała
towary dla siebie hurtowo, aby płacić niższe ceny. Dla przykładu załóżmy, że czworo z was chciało kupić kukurydzę. Kupując
buszel'" w hurtowni, płacilibyście mniej za kolbę niż w supermarkecie. Jako że nikt z was nie chciał całego buszla, to postanowiliście
złożyć się na jednego i nim się podzielić.
Prosta elegancja tego rozwiązania jest nieco skomplikowana przez to, że ktoś musi zebrać pieniądze, ktoś musi pojechać do hurtowni
i dokonać zakupu, a ktoś rozdzielić kukurydzę między czterech kupuj'/cych. Niemniej przy takiej pojedynczej transakcji moglibyście
się nicformalnie podzielić zadaniami - w małych grupach jest to częsta praktyka.
Jednakże aby dokonać takiej transakcji na większą skalę, z większą ilością uczestników i z poważniejszymi zakupami, konieczne
jest zwiększenie pracy administracyjnej. Poza tym w sytuacji, gdzie paru znajomych się na coś składa, możemy mieć względną
pewność, że bżdy zachowa się uczciwie i wywiąże ze swoich obowiązków. W dużej grupie przestaje to być tak oczywiste. Wkrótce
może dojść do sytuacji, w której parę osób ciężko pracuje, a inni nie robią nic. Ostatecznie na-

• Buszel - jedno~tka objętości ciał ~'YPkich, używana w krajach anglosaskich, równa 35,24 dm

3

(buszel arncrykańsk:i) lub 36,37dm

3

(buszcl

angielski) (przyp. red,).
Organizacje i jednostki
73

~Ialaby potrzeba uzgodnienia warunków, na podstawie których kilżdy \\'ykonywałby swoją część zadania. Aby to się udało, kilka
osób musi,,Ill11Y pełnić funkcje nadzorcze. Wszystko to dlatego, że nie ufamy innym

i

może calkiem stusznie.

W końcu znajdujemy się

w

sytuacji, w której organiz2cja uznaje, k llikt nie będzie uczci"')', jeżeli się go do tego nie zmusi. A jako że

wiykszość osób nie lubi takich opresyjnych organizacji, szuka sposobów "w:dki z systemem". Ponieważ niektórzy pracownicy zaczęli
korzystać

h'

zwolnień lekarskich, kiedy tak naprawdę nic im nie dolegało, postalł:lwiamy zmienić reguły organizacji tak, aby

każdemu przysługiwały 1\IL'znie tylko dwa tygodnie płatnego chorobowego. Wkrótce wszyscy IllISi pracownicy chorują dokładnie
dwa tygodnie w roku, gdyż wiedzą,

IV

nadużywanie zwolnień już im nic ujdzie na sucho.

Warto zauważyć, że mrówki czy pszczoly nie mają takich klopoI"w. Codziennie są w pracy, nawet w święta, niezależnie od pogody
czy Iq,'.(), co robiły poprzedniego wieczoru. Każda jednostka "''Ykonuje swo

k

zadania, działając dla dobra całości. Jcżeli mają zgtnąć

z tego powodll, robią to bez słowa sprzeciwu.
Pszczelc i mrówcze korporacje są skuteczne przez to, że zwierzęIH te działają instynktownie w sojuszu. Jest to cecha, jakiej ludzie
wyda

li)

sil,: nie posiadać, co oczywiście nie jest wadą. Chociaż instynktowne III.jllsze mrówek i pszczół zapewniaj,! stabilność

i

regularność, czynią to klllJak kosztem kreatywności i innowacji. Będziemy wracali do tej spe\'\'Iieznej wymiany w późniejszych
rozdziałach, przy okazji omawiania \\'UlllOści, porządku, dewiacji i zmian społecznych.
Ludzie nie zawierają instynktownie sojuszów, i jakkolwiek potrafiIII}' wchodzić w tymczasowe sojusze z grupami, więkHze
organizacje wylIliIgają od nas wdrożenia formalnych zasad.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat dużo uwagi poświęcano Itlllym moż!i"')'m metodom kierowania i zarządzania organizacjami,
Illiy uniknąć omawianych tutaj problemów. W roku 1960 Douglas NkGregor wprowadził pojęcie Teorii y, która wskazywała na
koniecz

"liŚĆ

większego szacunku dla pracowników jako istot ludzkich. Pojęcie In rozszerzył w 1981 roku William Ouchi, publikując

Teorię Z, gdzie za~llgerował, że amerykańskie przedsiębiorstwa mogą skutecznie naśla(I,/wać tcchniki zarządzania stosowane z
powodzeniem w Japonii.
W roku 1985 wyszła książka Johna Naisbitta i Patricii Abllfdenc

/{I'-illventing

the Corporation, w której propagowali oni stworzenie

prze/. liderów wspólnej wizji korporacji dla ich pracowników.

background image


74

Rozdział 4. Organizacje
Stworzenie wizji jest pierwszym :tlHlanicm lidera. Następnie musi on lub olla przycią

gnąć ludzi, klórzy- pr7..cz przyj~ic jej jako swojej własnej - pomogą w jej

realizacji i po

dzieJą się odpowiedzialnością za jej osiągnięcie. PrO(:cs ten

lIaZ)Wa

się

.~ojllszem W swojej nujdoskonalszcj formie sojusz tworzy

nie,ulIl(Jwite do~wiadczcllic, niezależnie

od tego, czy odhyv.'J się na

JXllu

gry,

w

sali konccrtowej, czy też

w

miejscu pracy. [H']

Kiedy identyfikujesz się z celem

swojej firmy i doświadczasz wspólnej wizji, odkryWHSZ,

że spełniasz się, a nie

tylko wypełniasz swoje obowiązki (Naisbitt, Aburdenc,

1985,s. 24,26).

Niedawno wydana książka Petera M. Senge'a Piąta dyscyplina

(2006)

omawia coś, co nazywa on "organizacjami uczącymi się".

Wychodząc od greckiego pojęcia

mClanoia,

Senge poszukuje sposobu,

w

jaki organizacje mogłyby "zmieniać sposób myślenia",

podobny do doznań transcendencji i transformacji, jakich doświadczają niektóre osoby. Zalety takiej zmiany dotyczyłyby zarówno
samej organizacji, jak i jednostek w niej uczestniezących.
Prace tych i innych autorów sugerują, że możliwe jest tworzenie organizacji, które kształciłyby jednostki zamiast im szkodzić.
Równocześnie, tak jak widzieHśmy, takie zmiany nie są automatyczne. Odnalezienie sposobów na stworzenie kształcących i
skutecznych organizacji jest stałym zadaniem socjologii. Zadanie to jest utrudnione, jak się wkrótce okaże, przez władzę, jaką nad
organizacjami posiadajq instytucje.

background image


ROZDZIAŁ

5

Instytucje

W roku 1965 miody prawnik z Waszyngtonu opuolikował książkę na temat bezpieI;mństwa samochodowego, która miała znacznie bardziej dalekosiężny
wpływ, niż ktoI\olwiek by się spodziewaj, Unsafe at Any Speed Ralpha Nadera została napisana po In, aby zwrócić uwagę na pewne wady produkcyjne chevroleta
Corvair i innych samodlOdów. Nader uważa!, że producenci pOjaZdÓW zmotoryzowanych mają obowiązek Iwracać większą uwagę na bezpieczeństwo i zalecat
dziatania rządowe, aby ów obowiązek przestrzegać. To, co stało się potem, jest powszechnie znane: producenci sa1110chodów odpowiedzieli na żądania
zdecydowanym oporem, posuwając się nawet 110 personalnych ataków względem ich autora. Następstwami wrzawy wekó! tej publiImcji były rozmaite prawa
dotyczące bezpieczeństwa samochodowego, wiele samodlOdów zostało przeprojektowanych, a za ataki osobiste sąd przyznal Naderowi Iliebagatelne
zadośćuczynienie.
Mimo iż nie da się przeceniĆ wpływu tej książki na bezpieczeństwo samochodowe, Illiała ona jeszcze jedną bardzo w<lżną konsekwencję - zmieniła klimat, w
jakim dziaIdły wielkie przedsiębiorstwa. Nader pokaza!, że konsumenci mają coś do powiedzeIliCI IV sprawie prodUktów, które nabywają, a nalogicznie do tego,
co związki zawodowe wy'I'lalczyły w sprawie pracownikÓW trzydZieści lat wcześniej.
Wpływ publikacji Nadera był różnorodny. Za przykład może posłużyć wydarzenie t 1982 roku w Rochester w stanie Nowy Jork. leslie Hughes wybrala się ze
swoimi llziećmi na obiad do restauracji sieci McDonald's. NOYJOścią były wówczas zestawy dla (ilieci ~Happy Meal", w skład których - poza positkiem -
wchodzity różne zabawki: l\l.Cryf ze strzelbą. Indianin z włócznią itd. Wiaśnie takie zestawy leslie zamówiia dla ~woich dzieci.
Po obiedzie Hughes przyjrzała się zabawkom i z przerażeniem stwierdziła, że części, lokie jak strzelby

CLi

włócznie, byty tak małe, że Jej dzieci mogtyby je

sobie włożyĆ do nosa, oka czy ucha, albo potknąć je i się nimi zakrztusić. Zabrała ona swoim dzieciom II1bawki z zestawu i skontaktowaia się ze
Stowarzyszeniem Konsumentów Stanu No· wy Jork (Empire State Consumer Association), gdzie omówił<l tę sprawę zjego preze(lem. Judy Braiman-Lipson.

background image

76

Rozdział 5. Instytucje
Po obejrzeniu zabawek osobiście Braiman-Lipson skontaktowała się z korporacją McDonald's, która zgodziła się na zorganizowanie konferencji,

IV

trakcie której

miala się ona spotkać z przedstawicielami firmy, która robita badania bezpieczer'1stiva dodawanych do zestawów zabawek. Braiman-Lipson poinformowała o tym
problemie także Komisję Bezpieczeństwa Produktów Konsumenckich Rządu Federalnego (Consumer Product Safety Comission). Rząd rozpocząt swoje własne
testy zabawek z zestawów dla dzieci.
Dok/adnie tydzień po tym, jak Leslie Hughes dokonała zakupu zestawów z zaba'tikami dla swoich dzieci, szefowie firmy McDonald's spotkali się, aby omówić tę
kwestię. Przez całą noc i następny dzień przeglądali wyniki analiz WYkonanych pt2eZ rozmaite rządowe i pozarządowe agencje zainteresowane tym problemem.
Wczesnym wieczorem zapadja decyzja o skontaktowaniu się ze wszystkimi restauracjami tej sieci w całych Stanach i v.ycofaniu zabawek. Zadanie to udało się
IYjkonać jeszcze przed północą.
Wątpię, cry gospodyni domowa byłaby w stanie wywrzeć tak silny wpływ na wielką firmę, gdyby nie książka Nadera i kilka innych, które pomogly stworzyć
pojęcie "praw konsumenta". Historie takie jak ta w dzisiejszych czasach wcale nie są rzadkością. Poza światem biznesu, książka Nadera spowodowała też zmianę w
postrzeganiu praw obywatelskich. Jednostki zaczęły sprzeciwiać się działaniom rządu

w

kwestiach zdrowia, środowiska i innych aspektach życia. W konsekwencji

takic'" dziatar'1 wiele nowych praw zostajo wprowadzonych, a amerykar'1ski rząd zobowiązat się do nadzorowania, cry te już Ivcłrożone są przestrzegane.
Chociaż intencją Nadera prawdopodobnie było skłonienie jednej branży przemysIu do wprowadzenia zmian, wywar! on znacznie szerszy wpływ na spofeczeństwo.
Dzięki jego działaniom zupetnie zmieniło się pOdejŚCie do obowiązków producentów względem konsumentów i ogólnie działalność wielkich przedsiębiorstw.
Zamiast zmienić zachowanie jednego urzędnika cry nawet jednego poziomu rządu, zmienit on relacje, jakie lączyty obywateli z rządem.
Jak się okaże w tym rozdziale, największy wpt).w Nader wywarł nie tyle na organizaCJe, zarówno biznesowe, jak i rządowe, ile na instytucje. Instytucje tworzą
kontekst dla dziatania organizacji, co oznacza, że jakakolwiek zmiana instytucjonalna powoduje zmiany w niezliczonych organizacjact1. Analogią do tego może
być zmiana zasad co do uzyskania dyplomu uczelni wyższej w odróżnieniu od jednorazowego wyjątku względem danego studenta. Wskazuje to na silny wpiylv,
jaki zmiany instytucjonaine mają nazmianyspotecme.

Instytucjonalne wymagania

Aby zrozumieć, czym są instytucje, należy najpierw przyjrzeć się temu, dlaczego one właściwie istnieją. Zacznijmy od tego, że
jednostki mają wiele potrzeb, które muszą być zaspokojone w ramach społeczeństwa, na przyklad te związane z przetrwaniem:
potrzeba jedze-

Instytucjonalne v.ymagania

77
Ilia, picia, schronienia. Patrząc nieco dalej, można stwicf(lzić, ;;"c większość ludzi chce przeżyć swoje życie w pewnym komforcie,
cil,l~ sząc się poczuciem bezpieczeństwa i pewnością, że taki stan rzeczy si~

111

rzyma. Poza tym pragną znaczących relacji z innymi

osobami, 5atys1'~lkcji i wielu innych trudnych do zdefiniowania, acz motywujących do działania wartości. Jakkolwiek
społeczeństwo byloby zorganizowane, lIlusi ono brać pod uwagę potrzeby i pragnienia swoich indywidual~ nych członków.
Jednakże społeczeństwa, jako systemy, mają również własne wymagania. Chociaż nie chcę personifikować społeczeńsr.va, mówiąc,
że ma ono swoje potrzeby, pragnienia, nadzieje i obawy, to jednak trzeba wiedzieć, że społeczeństwo nie ma szans na przetrwanie,
jeśli pewne warunki nie zostaną spełnione. Zwracając się ku potrzebom społeczeńsIwa, znaleźliśmy się w dziedzinie makrosocjologii,
tak jak obiecałem wcześniej,
Przykładowo, żadne społeczeństwo nie przetrwa, jeżeli nie poradzi sobie z kwestią następstwa. Aby zastąpić tych czlonk6w
społeczeńsIwa, którzy zmarli, nowi muszą się narodzić i być wychowani. Zorganizowane spoteczeństwo musi też zapewniać jakąś
formę przywództwa i rządu. Lista ta mogłaby się ciągnąć w nieskończoność.
Wiele potrzeb jednostek i społeczeństwa jest ze sobą blisko po~ wiązanych. Jeżeli spojrzymy na przykład na potrzebę następstwa, to
za~ IIważymy, że jest ona bezpośrednio związana z potrzebą seksualnej ekspresji i znaczących relacji między jednostkami.
Zauważcie, że chociaż jednostka może przetrwać bez uprawiania seksu (naprawdę jest to 1110żliwe), to społeczeństwo by tego nie
zniosło. Th pokazuje, że chociaż może ono być uznane za byt posiadający swoje zapotrzebowania, to jednak różnią się one od
zapotrzebowań ludzi. Tak więc to, co możecie wiedzieć o istotach ludzkich, nic będzie wam wystarczało do zrozumienia
społeczeństwa.
W najlepszym z możliwych światów struktury wspólnego życia byIyby stworzone w sposób zaspokajający zarówno potrzeby
jednostek, jak i społeczeństwa. Jednym z najbardziej oczywistych tego przykładów moi,e być to, jak potrzeby seksualnej ekspresji i
znaczących związków mogą być zaspokojone w taki sposób, aby spełniały róvlIlież społeczny wymóg wymiany pokoleń.
Jak się okazuje, najlepszy możliwy świat niekoniecznie jest marze· niem ściętej głowy. Właściwie to istnieją liczne struktury, które
łącz,! potrzeby jednostek z potrzebami społeczeństwa. W przypadku seksual-

background image


78

Rozdział 5. InstyUlcje

ności, związków i oastępst"'v8 istnieją rozmaite formy rodziny, które zostały stworzone, aby sprostać tym celom (zob. tys. 5.1). Formą
rodziny nam najbliższą jest monogamiczna rodzina nuklearna, w skład której wchodzi matka, ojciec i ich dzieci. W innych
społeczeństwach, na przykład w ceniących tradycje Chinach i Japonii, będziemy mieli do czynienia z rodziną poszerzoną składającą
się z dziadków, rodziców i dzieci działaj:lcych jako jedna całość.
W społeczeństwach poligynicznych jeden mężczyzna posiada kilka żon, a w społeczeństwach poliandrycznych jedna kobieta ma kilku
mężów.

W

niektórych społeczeństwach praktykowało się małżeństwa grupowe: kilku mężczyzn i kilka kobiet mieszkających razem i

bc;:dących dla siebie partnerami. Wszystkie te formy byty w stanie sprostać zarówno wymaganiom jednostek, jak i społeczeństwa. Th
samo można powiedzieć o różnego rodzaju formach rządu: monarchii, arystokracji, demokracji czy też dyktaturze.
Mimo że istnieje wiele form radzenia sobie z potrzebami jednostek i społeczeństw, zazwyczaj konkretna forma funkcjonuje tylko
wredy, kiedy wszyscy w obrębie danego spoteczeństwa przestrzegają jej zasad. Trudno jest sobie na przykład wyobrazić istnienie
stabilnego społeczeństwa, jeżeli część jego obywateli żyłaby według reguł monarchii absolutnej, a część według zasad
demokratycznych. Albo gdyby podać przykład z dziedziny ekonomii: zdaje się, że zarówno socjalizm, jak i kapitalizm potrafią
sprawnie funkcjonować, ale tylko wtedy, gdy zdecydujemy się na jeden system - nawet jeżeli ma to być hybryda obu wcześniej
wymienionych.
Potrzeba wyboru jednej formy instytucji ma zastosowanie w większości przypadków. Jakkolwiek może się zdawać, że monogamia,
poligynia

j

poliandria mogłyby bezproblemowo współistnieć, ludzie zwykle muszą być przekonani o tym, że wybrana przez nich

forma jest lepsza od innych - zwłaszcza że łączą swoje osobiste tożsamości z wzorami społecznymi. Niezgoda co do tego, jakie formy
są lepsze, często prowadzą do walki o dominację. Poza tym, jak zaraz zobaczymy, rozmaite instytucje społeczne (jak np. rodzina i
religia) zazwyczaj wzajemnie się wspierają, co wzmaga tylko potrzebę zgody.
W skrócie, mimo że istnieje wicie sposobów zaspokajania potrzeb zarówno społeczeństwa, jak i jednostek, istnieje silna lendencja do

In

stytucjonalizowania jednej spośród wielu możliv.,.ych form. Oznacza to, że tylko jeden sposób działania zostaje przyjęty,

uprawomocniony, upowszechniony, oczekiwany, a nawet wymagany.

Rodzina nuklearna

Rodzina poszerzona

[x]
Monogamia

[x]
Poliandria

Rysunek 5.1. Różne formy małżeństwa i rodzin

Socjologowie tradycyjnie wymieniają pięć instytucji rządzących dlżnymi aspektami naszego społecznego życia: rodzinę, religię, rząd,
go

,lpodarkę

i szkolnictwo. Niemniej opłaca się czasami używanie terminu

background image

80
Rozdział5.lnst)'tucjc

instytucja konkretniej, na przykład

w

stosunku do demokracji, kapitalizmu, wojska, pracy, szkolnictwa wyższego czy chrześcijaństwa.

Możemy go stosować, kiedy mówimy o zbior.l.c zasad organizacyjnych, a nie o konkretnej organizacji.

Rysunek 5.2. Instytucje jako kontekst dla organizacji
Element)' instytucji

Jak widać na rysunku 5.2, można spojrzeć na kościóŁ rzymskokalolicki jako na instytucję: zbiór przekonań, wartości i praktyk.
Wówez,ls l\Vorzy on kontekst dla wielu indywidualnych kościołów (organizacji),

ktÓre się na niego

składają.

A zatem na przykład Harvard jest organizacją, a nie instytucją.
Można jednak uznać go za instytucję, jeśli mówimy o "tradycji Harvardll" czy "o wykształceniu, którego symbolem jest Harvnrd", a
nie mając 11:1 myśli osoby w nim studiujące czy jego schemat organizacyjny, który 11:ldaje mu kształt jako uniwersytetowi, na który
można uczęszczać, na I"ren którego da się wejść czy przeciwko któremu można protestować. ;,azwyczaj jednak lepiej jest odróżniać
instytucje od organizacji. Różnin: między nimi są o wiele bardziej jednoznaczne niż jakiekolwiek wcześlIiej przez nas omawiane.

Elementy instytucji

,1:lk na razie opisywaliśmy instytucje jako kontekst dla organizacji, zbiór I,;lsnd organizacyjnych i wzorów zachowań. Teraz
przyjrzymy

się

im dokladniej, wskazując na cztery ważne elementy instytucji.

Zacznijmy od norm, czyli oczekiwanych wzorów znchowań. PrzypoIllinacie sobie z rozdzintu 2, że termin rola dotyczył zachowań
oczekiwaIlych po osobie zajmującej konkretny status. Normy są prawie tym samym

l'n

role, lecz znajdują one szersze zastosowanie.

Przykładowo, normą

IV

Stanach Zjednoczonych jestgtosowanie. Czasami, jak w przypadku wy

IlllfU

pewnych urzędników

publicznych, głosowanie jest oficjalnie nadzoruwane, a jego procedury są dokładnie określone, Możemy nawet powiedzieć, że
głosowanie jest rolą powiązaną ze statusem "obywatela". kdnak w ogólnym ujęciu głosowanie jest szeroko przyjętą metodą
podejIllllwania decyzji grupowych w Ameryce. Tak więc jeżeli mamy drużynę k I'yglarską i musimy się zdecydować, czy naszym
logo będzie Bambi C:LY 'Iltptuś, to prawdopodobnie dokonamy tego "')'boru na drodze głosowaIli:t. Nie byłoby to tak oczywiste w
innych spoleczeństwach.
Skoro więc oormy są naszymi oczekiwanymi co do zachowań inIlych, skąd mamy mieć pewność, że zachowają się oni według tych
oczekiwań? Zadanie to spełniają pozytywne i negat:y\\'oe sankcje: nagrody l kary. Podobnie jak normy, niektóre sankcje są oficjalne i
formalne, 111Ile zaś nie, Niektóre są srogie, inne subtelne. Jeżeli będziecie usiłowali ~I'atszować wybory logo drużyny kręglarskiej,
to może będziecie musieli
81

background image


82

Rozdział 5. Instytucje

postawić wszystkim kolejkę piwa. Jeżeli jednak będziecie usiłowali sfałszować wybory federalne, Lo piwa nie zobaczycie przez długi
czas .
Lista przykładów norm i sankcji jest praktycznie nieskończona - to morze, w którym pływamy każdego dnia naszego życia
społecznego. Na początek warto wspomnieć, że wszystkie prawa kwalifikują się jako normy: ograniczenia prędkości, ograniczenia
wiekowe przy zakupie alkoholu, podatki, zakazy zabijania, kradzieży, zawłaszczania, gwałcenia, zdrady, nagości

w

miejscach

publicznych, handlu narkotykami itd. Istnieją prawa federalne, stanowe, hrabstw

c'Cf

w końcu prawa lokalne. Niektóre z tych praw

ustala się

w

drodze wyborów bezpośrednich, inne są wybierane przez osoby nas reprezentujące we władzach, a jeszcze inne

ustanawiają takie agencje rJ:ądowe, jak urząd skarbowy.
Jak wiele by ich było, liczba praw blednie w obliczu nieformalnych norm, które nami n:ądzą: jakim jyzykiem mówić, jakiego rodzaju
ubrania nosić, jakie produkty spożywać, jabj mieć fryzurę, jakiej muzyki słuchać, jak głośno rozmawiać przez telefon, ile zostawiać
napiwku w restauracjach, jakie napoje ze sobą mieszać, a jakie nie, jakie zwierzęta mogą być zwierzętami domowymi, jak długo
czekać na spóźniającą się osobę, z którą umówiliśmy się na randkę itd. Jeżeli uważacie, że wymienione wybory tak naprawdę nie są
normami, to spróbujcie wrócić do domu, bo osoba, z którą się umówiliście, spóźniła się dziesięć sekund, pochwalić się wszystkim
swoim ukochanym ślimakiem r:zy poczęstować swoich znajomych mieszanką kawy i soku pomidorowego. Tylko nie zwalajcie
później winy na moie!
Jak sądzicie, skąd się biorą normy? Niektóre wydają się powstawać zupełnie przypadkowo. Istnieje historia o tym, że kiedy po raz
pielWszy wykonywano przed królem Anglii Me~jasza Georga Friedricha Handla, ten wstał, kiedy zaczął się fragment zwany
Alleluja. Istniał wtedy w Anglii zwyczaj, że wszyscy, którzy byli w obecności króla, musieli wstać, kiedy on wstawał. Tak więc cała
publiczność stała na baczność aż ten fragment się skończył. Po dziś dzień publiczność wciąż wstaje podczas tej części oratorium,
niezależnie od tego, czy znają tę historię. Co ciekawe, do dziś nie wiadomo, czemu król wstał podczas koncertu. Może wydawało mu
się, że to już koniec. A może po prostu chciał się wyślizgnąć do toalety. Niezależnie od powodów, jakie nim kierowały, powstała
norma.
Większość norm zazwyczaj jest jednak bardziej uzasadniona czy uprawomocniona przez powiązanie z wartościami. Przykładowo w
Sta· nach Zjednoczonych norma głosowania uzasadniona jest tym, że za

Elt:mentyinst)'lUcji

wartość uznawane jest branie udziału w publicznym podejmowulliu lll.;.:yzji. Wartości są kwestią preferencji, reprezentują nasze
pogl:lcly wl:ględem tego, co uważamy za lepsze, a w Ameryce uważamy, że lepiej dla nas będzie, jeżeli będziemy brali udzial w
podejmowaniu decyzji niż !ty jedna osoba, ałbo mała grupa osób, miała lo robić za nas.

Uzasadniają ↓↑ Określają

Uzasadniają ↓↑ Określają

Rysunek 5.3. Elementy instytucji

Ograniczenia prędkości, jako normy, mają swoje podstawy w tym,

Żt;

cenimy sobie bezpieczeństwo publir:zne. Normy wymagające

paru lat
83

background image


84

Rozdział 5. Instytucje

edukacji szkolnej uzasadniamy tym, że cenimy sobie wykształconych obywateli. (Aczkolwiek dyktator mógłby preferować
niewyksztalconych podwładnych.)
Ostatecznie wszystkie wartości maj,! swoje źródło w przekonaniach, czyli poglądach na temat tego, co jest prawdziwe. Doceniamy
masowe uczestnictwo w życiu publicznym ze względu na przekonanie, że wszyscy ,jesteśmy stworzeni r6wnymi" i że "Stwórca
obdarzył nas pewnymi nienaruszalnymi prawami". Jak sobie zapewne przypominacie, ówczesne przekonanie było takie, że wszyscy
mężczyźni stworzeni są jako równi, a konkretniej: biali mężczyźni.
To ważne, aby uświadomić sobie relacje między przekonaniami, wartościami i normami. Jak wskazuje rysunek 5.3, związki te
można zdefiniow3ć jako uzasadnienia i okrcślenia. Jak już zaznaczytem, wartości uzasadniają normy, a przekonania uzasadniają
wartości. Poruszając się w drugą stronę, ;wuwaiymy, że wartości określają to, co powinno być dla nas ważne, jeżeli dane przekonanie
jest prawdziwe, a bazując na tej wartości, norma określa odpowiednie działanie. A zatem jeżeli jesteśmy przekonani co do tego, że
wszyscy zostaliśmy stworzeni jako równi, to każdy z nas powinien mieć coś do powiedzenia w kwestii rządu. A skoro wartością jest
publiczne wygłaszanie naszych opinii, to głosowanie jest przeniesieniem teorii w praktykę.
Instytucja jest więc zbiorem przekonań, w3rtości i norm, które rządzą pewnymi obszarami naszego życia społecznego. Niektóre z
tych elementów łączą się wzajemnie, tak j3k przed chwilą opisałem, inne zaś mogą sprawiać wrażenie całkiem od siebie odleglych.

Konserwatyzm instytucji

Widzieliśmy już, że instytucje powstają po lo, aby zaspokoić potrzeby zarówno jednostek, jak i społeczeństwa jako systemu. Nie jest
to jednak główne zadanie instytucji. Niezależnie od tego, jaką potrzebę dana instytucja ma zaspokajać, jej pierwotnym i
podstawowym celem jest utrwalanie samej siebie. Tak więc pierwszym zadaniem demokracji dzie utrwalanie demokracji.
Monogamiczne rodziny nuklearne będą miały na celu utrwalanie monogamicznych rodzin nuklearnych. Chrześcijaństwo istnieje
przede wszystkim po to, aby utrwalać chrześcijaństwo. Hinduizm stv..orzony jest w sposób umożliwiający mu utrwalenie hinduizmu.

Utrwalanie instytucji jako kwestia osobisliI

Komentarze te nic są zamierzone jako cyniczne czy negatywIlo. .lcst to po prostu sposób w jaki instytucje są skonstruowane, tak samu
jak samochody są tak zaprojektowane, aby jechać prosto, kiedy puścimy kierownicę· Instytucje są stworzone w sposób zapewniający
im przet rwanie. Zwróćcie uwagę na to, jak połączenie ze sobą przekonań, warluści, norm i sankcji pomaga im w tym zadaniu.
Oczywistą funkcją sankcji jest podtrzymywanie norm, z którymi

Si!

Iwiązane. Skazywanie ludzi na karę więzienia za fałszerstwa wyborcze utrwala normę mówiącą o tym, że każdy ma prawo do jednego
głosu

IV

głosowaniu i że wszystkie głosy są rÓ\\'lle. Wartość, jaką jest masowe IIczestnictwo w podejmowaniu decyzji, utrw313

odpowiadajl!cą jej nor~

1I1l~

i na odwrót - norma utrwala wartość. Podobnie będzie, kiedy doda~ IIIY do tego równania przekonania.

A zatem instytucje S,! układem ;.;lIukniętym, a jej elementy wspieraj,! się nawzajem w sposób umożliwiający utrwalenie całego
systemu w trakcie tego procesu.
Jako że instytucje są układem zamkniętym, niemożliwe jest opowiadanie się za zmianami w obrębie ich systemowych ograniczeń.
Thk więc, na przykład, jeżeli ludzie uważają, że król nimi rządzący jest

wy

hrany przez Boga, to raczej nie będą usi10wali wprowadzić

w ramach te

!~ll

systemu praktyk demokratycznych, zresztą nie mogliby pogodzić ~woich argumentów za demokracją z

przekonaniem, że król jest wyhrańcem bożym. Biolog Garrett Hardin powiedział niegdyś, że pierwszą regułą ekologii jest to, że "nie
da się zmienić tylko jednej rzeczy" - to ~:Imo dotyczy instytucji.

Utrwalanie instytucji jako kwestia osobista

Sama logiczna ciągłość nie starcza, aby utrwalić instytucje, co widzieH~my, przyglądając się instytucjom w praktyce. Paradygmat
funkcjonalny 1)I)mOŻe nam zrozumieć, jak instytucje działają.
W procesie socjalizacji uczymy się różnych elementów instytucji,

\\I

ramach których działamy, a takie tego, że inni również podzielają

te S:lme przekonania, wartości i normy. Powiązane z normami sankcje SIl j.:dną z metod zapewnienia posłuszeństwa wyuczonym
zasadom.
Socjalizacja działa na bardzo subtelnym poziomie. Kiedy lata teII1LI urodzil się mój syn, bytem zaskoczony tym, że wiedziałem, jak
być Iljccm - mimo że nigdy nie uczestniczyłem w zajęciach przygotowuj:,~ <;ych do tego zadania. Oprócz innych obowiązków
wiedziałem, że

mlJ~

background image


86

Rozdział 5. Instytucje

szę mu pokazać, co to znaczy

być

mężczyzną. A doktadniej - drogą przykładu - uczyłem go, jak sam ma być

w

przyszłości ojcem,

wiedząc, że będzie musiał nauczyć swojego syna tego samego.
Więkswść tego, co uważamy za ocz)"Niste w społeczeństwie, jest utrwalane przez socjalizację w formie wzorców składających się na
nasze instytucje społeczne.
Internalizacja tych wzorców, czyli traktowanie ich jako części nas samych, może być czynnikiem jeszcze silniejszym. A zatem jeżeli
zinternalizujemy pogląd, że życie seksualne małżonków powinno się ograniczyć jedynie do nich dwóch, to jest raczej mato
prawdopodobne, że ową regułę złamiemy. A jeżeli zdarzy się ją komuś złamać, to istnieje duże prawdopodobieństwo,

ze

poczucie

winy nie pozwoli danej osobie na powtórzenie tego czynu.
Internalizacja nie ogranicza się do spraw "ważnych", ale obejmuje także rzeczy codzienne i zwyczajne. Wydaje mi się, że czulibyście
się dziwnie, przejeżdżając na czerwonym świetle, nawet jeśli w okolicy nie byłoby żadnych innych samochodów (ani policji). Więcej,
gdybyście byli w sytuacji rodem z powieści science fiction, w której wszyscy na ziemi giną i tylko wy przetrwaliście,
prawdopodobnie jeździlibyście po prawej stronie jezdni i zatrzymywali się na czerwonych światłach, a sumienie nie dawało by wam
spokoju, gdybyście zatankowali bez płacenia.
Mimo że jest to dosyć oczywiste, warto zauważyć, że w miarę jak ustanawiane są instytucje, jednostki zaczynają dbać w ich ramach o
własne interesy. Jeżeli na przykład w miejscu pracy wprowadzimy zasadę polegającą na tym, że osoby z dłuższym stażem pracy są
ważniejsze od tych, którzy zostali zatrudnieni względnie niedawno, to "starszyzna" prawdopodobnie będzie robiła wszystko, aby tą
zasadę utrwalić. Co więcej, będą oni prawdopodobnie mieli więcej do powiedzenia w tej kwestii, bo przecież to oni tutaj dłużej
pracują!
Zastanówcie się przez chwilę, kto byłby za utrwaleniem następujących wzorów:
Posady wykładowców akademickich są dożywotnie.
Mężczyźni zarabiają więcej niż kobiety.
Studenci starszych lat dostają lepsze miejsca podczas rozgrywek uniwersyteckich niż studenci pierwszego roku.
Lekarze leczą innych lekarzy i ich rodziny za darmo.
Kobiety i dzieci opuszczają tonący statek jako pierwsi.

Instytucjonalne powiązania

Prawdopodobnie każdy zinstytucjonalizowany wzór, jaki jr.:sldcio

IN

stanie wymyślić, jest źródłem nierówności, którą utrwalają

osoby

IlIU

j;,ce w tym swój osobisty interes.

Nic nie zapewnia instytucjom takiej stabilności, jak jednostki, które po części się z nimi identyfikują. Widzieliśmy już, że sposób, w
jaki inIli nas odbierają, jest funkcją posiadanych przez nas statusów. Mieliśmy I'(~)wnież okazję zobaczyć, jak silny wpływ mają one
na nasze doświadczenie tego, kim naprawd~ jeste.1my. Zajmowane przez nas statusy są nieodłącznie powiązane z instytucjami.
Załóżmy, że jesteś matką i że ten fakt jcst najwainiejszą częścią lego, kim jesleś. Twoje dzieci są dla ciebie najważniejszym dowodem
lwoich osiągnięć życiowych. Wyobraź sobie teraz, że pada propozycja, ~Iby zamienić tradycyjny model rodziny na wzór izraelskiego
kibucu, gdzie dzieci byłyby wychowywane raczej we wspÓlnych przedszkolach Iliż przez rodziców. Zapewne zdajecie sobie sprawę,
jak bardzo poczulibyście się zagrożeni w takiej sytuacji. Stanęlibyście w obliczu groźby

II

Lraty nie tylko pewnego stylu życia, ale

także podstawy tego, kimjeste

\~cie.

Moglibyście się zresztą poczuć urażeni już samą wiedzą o tym, że

\I'

innych społeczeństwach

dzieci są wychowywane przez wspólnoty. I'rzekonania odmienne od naszych własnych nieraz już były przyczynami krwawych
krucjat.
Tak więc kiedy lekarze opierają się zmianom w systemie opieki I'.drowolnej, rządzi nimi coś więcej niż tylko chęć ochrony
korzystnej dla Ilich sytuacji ekonomicznej. Takie zmiany zagrażają również ich poczu

cill Ja.

To samo dotyczy nauczycieli i

szkolnictwa, polityk6w i rządu, pracowników i gospodarki. W takim stopniu, w jakim instytucjonalne zmiany mogłyby zburzyć
czyjąś tożsamość, są one chronione przed Imianami. Zwróćcie uwagę, że społeczeństwo jest skonstruowane

w

sposób naturalnie

łączący instytucje i tożsamość osobistą jednostek.

Instytucjonalne powiązania

Sankcje, internalizacja, własne interesy i tożsamość jednostek utrwala

w

j:~ instytucje, ale ich wzajemne powiązania również.

Prawdopodobnie 1l1acie wrażenie, że do pewnego stopnia jt:st to prawda, ale być może nic doceniacie zakresu między
instytucjonalnych zależności.
Na początek przyjrzyjmy się szkolnictwu. Amerykańskie szkoly

~i)

w znacznej mierze finansowane z pieniędzy pochodzących z

POdUlk6w.

background image


BB

Rozdział 5. Instytucje

Rodzice posyłają do nich swoje dzieci

w

wierze, że w przyszłości zosta~ ną przykładnymi obywatelami, wydajnymi pracownikami, a

póki co - że będą bardziej posłuszne. W szkole dzieci sldadaj~) przysięgę na wierność sztandarowi, a jeszcze nie tak dawno temu
odmawiały modlitwy. Ważniejsze święta o podłożu religijnym są dniami wolnymi od szkoły. Szko

ły

parafialne są jeszcze bardziej

związane z religią.
Organizacje religijne nie muszą płacić podatków, a darowizny na rzecz kościołów można odpisać od podatku. Co więcej, religia silnie
opowiada się za tradycyjnym modelem rodziny, a znaczna część amerykańskich kościołów jesl zaciekle aJltykomunistyczna i bardzo
mocno wspiera kapitalistyczną gospodarkę.
Rząd i gospodarka są prawdopodobnie bliżej z sobą powiązane niż jakiekolwiek inne instytucje. Naukowcy zresztą często mówią o
"ekonomii politycznej". Rozporządzenia rządowe określają prawa i obowiązki gospodarki, która według swojej definicji jest "źródłem
wszelkiego bogactwa" - w tym również dochodów rządu. Ujmując to w mniej abstrakcyjny sposób, firmy łożą pieniądze na sztaby
wyborcze partii politycznych, a politycy, podejmując decyzje, kierują się czasami interesami pewnych firm albo gałęzi przemysłu.
Mam nadzieję, że przykłady te zachęcą was do dalszego badania tego tematu. Jeżeli tak zrobicie, to będziecie zaskoczeni, do jakiego
stopnia główne instytucje w naszym społeczeństwie są z sobą powiązane. Obserwując tę sytuację, nie powinniście być cyniczni, gdyż
ich bliska współpraca niekoniecznie jest rzeczą złą. Można by nawet stwierdzić, że wiąże się z nią wiele zalet, jako że tego typu
międzyinstytucjonalne powiązania zapewniają społeczeństwu stabilność. Na poziomie osobistym znaczy to, że możecie doświadczać
swojego życia w społeczeństwie jako spójnego, znaczącego i bezpiecznego.
Jednakże stabHność nie jest zawsze rzeczą dobrą. Międzyinstytllcjonalne zależności utrwalają nie tylko jego zalety, lecz również
wady. Przykładowo, w historii Stanów Zjednoczonych oparta na niewolnictwie gospodarka stanów południowych była
usankcjonowana i chroniona przez rząd - do tego stopnia, że nielegalnc były jakiekolwiek próby uwalniania niewolników. Religia
często usprawiedliwiała taki stan rzeczy, a szkoły socjalizowały kolejne pokolenia w sposób, który nakazywał im go akceptować,
Thk więc stabilność sama w sobie nie jcst ani dobra, ani zła, Najważniejsza rzecz, jakiej mogliśmy się w tym rozdziale dowiedzieć,
jest taka, że instytucje są skonstruowane tak, aby siebie utrwalać,

Zmiany inSt)·lucjonalne

Iliorąc to pod uwagę, moglibyście się spytać, jak w takim raÓe l1loiliwe są jakiekolwiek zmiany? To bardzo dobre pytanie, kt6rym
si9 terai', I.ajmiemy.

Zmiany instytucjonalne

Mimo to, co wczcśniej stwierdziliśmy, instytucje ulegają zmianom. Zmia

IIY

w ich ramach są równie fundamentalne jak liiiy, które

wychodzą im naprzeciw, dlatego też rozważmy niektóre ich przyczyny.
Skoro omówiliśmy już wzajemne wspieranie się różnydl instytucji społecznych, pora zwrócić uwagę na to, że tak naprawdę nie jest
ono nigdy doskonałe. Jnstytucje często znajdują się w stanie konfliktu. Przekonania i wartości jednych mogą zaprzeczać normom
innych instytucji. PrzykładÓw jest wieje. Oto kilka.
Jakkolwiek byłoby

w

interesie rządu ściąganie jak największych podatków, spotkałoby się to z oporem przedsiębiorców i

pracowników. 1)zialalność instytucji naukowych często jest sprzeczna z nauczaniem kościoła. Przykładem może być Galileusz, który
został zmuszony do udrzucenia swoich kopernikańskich przekonań co do tego, że układ stoneczny jest heliocentryczny. Podobnie
karicra zawodowa może ingerować w zobowiązania względem rodziny, a rodzina może powstrzymywać lub hamować czyjś rozwój
zawodowy.
Ponieważ instytucje są tak blisko ze sobą powiązane, konflikty między nimi mogą powodować ich gruntowne zmiany. Na przykład
rządowe działania przeciwko dyskryminacji ze względu na płeć (podejmowane na podstawie politycznej zasady równości)
spowodowały zmiany w strukturze zatrudnienia kobiet, a w rezultacie także zmianę ról, jakie kobiety i mężczyźni pełnią w rodzinie,
Wiele dzieci dOf3sta w rodzinach, gdzie matka robi karierę, w wyniku czego coraz więcej dziewczynek kładzie większy nacisk na
wykształcenie. Tak więc zmiany w jednej instytucji rozszerzają się na inne.
Niektóre zmiany w instytucjach spowodowane są wewnętrznymi konfliktami. Chociaż podkreśliłem wcześniej fakt, że przekonania,
war" Lości i normy danej instytucji s:, z sobą zintegrowane, to jednak nie jesl LO integracja doskonała. Segregacja rasowa w
kościołach w Stanach Zjednoczonych zawsze była w jakimś stopniu sprzeczna z chrześcijn(l" skimi wartościami godności i miłości
bliźniego. Konstytucyjna zaslldH mówiąca o rozdzielności państwa i kościoła jest sprzeczna z ulgami po-

background image


90

Rozdział 5. Instytucje

datkowymi udzielonymi tej instytucji. Tego typu wewnętrzne spory stwarzają potrzebę zmian w instytucjach, chociaż nie oznacza to
bynajmniej, że są one wprowadzane.
Wczdniej mówitem o osobistych

jntere~mch

jako o sile utrwalającej instytucje, ale mogą one również wprowadzać zmiany.

Jakkolwiek król może się opowiadać za monarchią ze zrozumiałych względów, poglądy jego poddanych mogą prowadzić ku
demokratycznej rewolucji, tak samo jak biedni członkowie społeczeństwa kapitalistycznego mogą preferować inne systemy
gospodarcze, chociaż ten odpowiada przedsiębiorcom.
Zmiany środowiskowe, takie jak przyrost naturalny, głód, trzęsienia ziemi, powodzie czy zarazy także mogą powodować zmiany
instytucjonalne. Podobnie wojny, kl}rzysy czy recesje. Kolejnym źródłem zmian mogą być wynalazki i odkrycia naukowe. Pomyślcie
o wpływie telewizji na rodzinę, edukację, religię, rząd, gospodarkę i wszelkie inne instytucje społeczne.
Wynalazkiem, który najsilniej odciso<!ł swoje piętno na dzisiejszym świecie, jest prawdopodobnie komputer. Zwróćcie uwagę na
nagłówki gazet z początku lat dziewięćdziesiątych:
Oprogramowanie komputerowe odmienia mate przedsiębiorstwa.
Komputery zadom owity się na uczelniach.
Komputery w biurze zmieniają stosunki praL)'.
Elektroniczne dane powodują obawy.
Czy komputery rozpuszczają pisar:t:y?
Arkusz kalkulacyjny zadomowił się w biurze.
Komputer zaakceptowany jako urządzenie literackie.
Eksperci obawiają się, że użycie komputerów może zagrozić historii
rządu.
Wysyp czasopism komputerowych.
Badania pokazują, że komputer może być urządzeniem rodzinnym.
Praca na rolL z komputerem.
Policja używa komputerów do walki z prostytucją.
Swoboda wypowiedzi komplikuje korzystanie z forów komputero-
wych.
Komputery tajną bronią Reagana w kosmosie.
Komputer wspiera rabinów w streszczaniu Talmudu.
Komputer projektuje trasy narciarskie.
Zemsta hakerów.

Zmiany instytucjonalne

Sowieci utrudniają dostęp do komputerów, aby zachować lajcl1Jnic~ państwową·
Głosowanie za pomocą komputerów może ułatwić fałszerstwa wy·
borcze.
Komputery zwalczają pożary las6w.
Komputery pomagają w badaniu starożytnych artefaktów.
Komputery otwierają nowe możliwości dla osób niepełnosprawnych.
Komputery pomocne w daktyloskopii.
Drukarka laserowa może zamienić dom w drukarnię.
Komputerowo wspomagane projektowanie wypiera przestarzałe melody.
Zobaczyliśmy w ten sposób, na czym polega paradoksalna natura illstytucji. Z jednej strony są one stworzone, aby przetrwać.
Sankcje, inIl.:rnalizacja, własne interesy, tożsamość osobista i międzyinstytucjonal

lU.::

zależności dzialają na rzecz ich pełnego

utrwalenia w takim stanie,

w

jakim są. Jeżeli zostalibyście zestani na odległą planetę, aby utrwalić lamtejszy system społeczny, to

najlepszym sposobem wykonania zada* Ilia byłoby właśnie wprowadzenie instytucji.
Z drugiej strony zmiany społeczne są nie do uniknięcia - to ciągły, ~lldzienny proces. Reguły społeczne są wiecznie poprawiane.
Oto coś, co może was jeszcze bardziej zaskoczyć: to wy jesteście głÓwnym czynnikiem zarówno utrwalania instytucji, jak i ich
zmian. Cod.dennie ciężko pracujecie, aby podtrzymać normy społeczne: ubieracie si y, zatrzymujecie się, aby przepuścić pieszych na
skrzyżowaniu, nie :-.przedajecie tajemnic terrorystom ani nie uprawiacie seksu z jeżami. kdnocześnie jesteście czynnikami zmian za
każdym razem, kiedy przed13dzacie się nago po ulicy czy przejeżdżacie przechodnia, nie mówiąc już o każdym przekroczeniu
prędkości, rozmowie w kinie, polewaniu hot doga majonezem albo o przypadkach, kiedy miło się wyrażacie

li

profesorze socjologii.

Z punktu widzenia instytucji jesteście zarazem 'liIjwierniejszymi patriotami i zdrajcami.
Nie da się przecenić wpływu instytucji na nasze życie, niezależnie ud tego, czy żyjecie w zgodzie z ich ustaleniami, czy przeciw nim.
Wl

y

tcj na ten temat znajdziecie w następnym rozdziale, gdzie zbierzemy a.ęści skladowe społeczeństwa w całość.

91









background image

ROZDZIAŁ

6

Kultura

i społeczeństwo

W roku 1968

w

magazynie "Science" ukazał się wciąż ważny dla socjologii artykuł ekologa Garretta Hardina The Tragedy ofthe Commons. Podjęty

w

nim przez

Hardina temat, czyli konflikt między interesami jednostek a interesem grupowym, będzie stale obecny także w tej książce.
Wiele lat temu angielskie, a potem również amerykanskie slowo

commons

odnosito się do trawiastych terenów będących v.1asnością publiczną. Dzisiejsze Boston

Commons są na przyktad parkiem, ale wczeŚniej lego typu tereny byty używane przez rolników gtównie do wypasu bydJa.
Rolnicy szybko zauważyli. że

w

ich indywidualnym interesie leży to, aby zwiększyć swoje stada. Jako że trawa na pastwiskacł1 była za darmo, zdawało się, że

znacznie większe zarobki wymagały niewiele większego nakJadu pracy. Gdy jednak wszyscy rolnicy powiększyli swoje stada, na pastwiskach bylo coraz mniej
miejsca. W rezultacie krowy zaczęty dawać corsz mniej mleka, a pewien odsetek bydJa padl z g1odu.
Wyobra1: sobie, że jesteś jednym z tych farmerów. Zwiększyleś swoje stado w nadziei na większe zarobki, Jednak przez nadmiar zwierząt na pastwisku zacząieś
zarabiać coraz mniej na każdej sztuce bydta. Co zrobiJbyś w takiej sytuacji?
Z punktu widzenia jednostki, powinieneś w ramach możliwości powiękSZSć stado. Nawet jeżeli pojedyncze zwierzę byloby mniej produktywne, to ogótem i tak
miatbyś więcej mięsa i mleka do sprzedania. Doktadnie tak zrobili brytyjscy rolnicy. Rezultat był oczywisty: na pastwiskach byIo jeszcze mniej miejsca, krowy
dawaty jeszcze mniej mleka, a coraz większa ich iloŚĆ zaczęta padać z glodu. Ten destruktywny cykl po,vtarzal się dotąd aż tereny te przestaly się nadawać do
wypasania bydla.
Chociaż można po prostu stwierdzić, że brytyjscy farmerzy byli głupi, należy wyciągnąć z tego wniosek. Za każdym razem, jak zwiększali swoje stada, myśleli o
swoim wła

snym interesie.

Spójrzmy, jak to dziala.

ZaJóżmy, że jesteśmy dwoma brytyjskimi farmerami, którzy wypasają swoje krowy na tego typu pastwisku. Każdy ma po sto zwierząt, a każda krowa przynosi
średnio 100 dolarów zysku z mleka lub mięsa. Ale z powodu nadmiernego wypasu każda krowa byta źr6dtem zarobków w wysokości okolo 80 dolarów. Oznacza to,
że w danym roku zarobiliśmy po 8 tys, dolarów.
Kultura
Każdy z nas ocenia sytuację i robi plsny na następny rok. Jako że jesteś ro;:S!l.(lnYIl1 obywatelem, dochodzisz do wniosku, że nie należy za bsrdzo obciążać
pastwisko I :lO te 8 tys. dolarów jest dla ciebie sumą "'Ystarczającą. Ja jednak dochodzę do wniosku, że powiększę swoje stado o dwadzieścia krów, aby nadrobiĆ
straty,
Ponieważ inni użytkownicy pastwiska również postanowili zwiększyć swoje stada, zaczyna dochodzić do nadmiernego wypssu i dochód z każdej kro ••• .')' spada w
danym roku do 70 dolarów. Oznacza to, że twoje zarobki spadają do 7 tys. dolarów rocznie. a moje rosną do poziomu 8400 dolarów. Twoja rodzina bankrutuje i
umiera z g1odu. Moja nada! żyje i niszczy pastwiska doszczętnie.
Chociaż opis ten może byl nieco przesadzony, to jednsk istota rzeczy wciąż pozostaje taka sama. Bardzo często to, co przynosi zyski jednostce, ma dramatyczne
konsekwencje dla spcrleczenstwa jako całości. Tragedia pastwisk jest analogiczns do sytu<lcji przeludnienis w krajach trzeciego świata, Jeżeii spytalibyście się
ubogiej matki, dlaczego ma tyle dzieci, to prawdopodobnie by wam odpowiedziaja, że (1) jej dzieci będą się nią zajmowaly na staroŚĆ albo

(2)

śmiertelność wśród

noworodków jest tak IV)'Soka. że jeźeli by ich tylu nie miała, to nie miataby pewności, że któreś dożyje wieku dorosłego. Oczywiście, ma rację

w

obu przypadkach.

Jednakie

w

szerszej perspektywie wielodzietność spowoduje przeciążenie zarówno gospodarki domowej, jak

I

gospodarki catego kraju, co w rezultacie sprawi, że

zacznie brakować jedzenia, ludzie staną się coraz biedniejsi. a wskaźnik umieralności noworodków tylko wzrośnie. W poprzednich trzech rozdziatach
obserwowaliśmy jak interesy jednostek mogą być w konflikcie z żądaniami grupy, organizacji czy instytucji. Teraz pociągniemy ten temat lilk najdalej się da: do skali
spoteczeństw i ich kultur. Zacznijmy od określenia tego, r.o

VI

naukach społecznych rozumie się pod pojęciem kultura.

Kultura

W socjologii i antropologii termin kullunI odnosi się zwykle do caloksztalru wzorców instytucjonalnych w społeczeństwie -
przekonań, wartości i norm, a także ich symboli i artefaktów. Wydaje mi się, że pomocną analogią może być porównanie kultury
danego społeczeństwa do osobowości jednostki. Gdy dochodzimy do wniosku, że Amerykanie

i

Brytyjczycy różnią się pod wieloma

względami oraz że zarówno jedni, j,lk i drudzy zdają się być jakby z innego świata niż afrykańscy Buszmc~ Ill, to mówimy właśnie o
różnicach kulturowych.
Bardziej formalna definicja kultury, generalnie uznawana przc/. hadaczy społecznych, została sformułowana przez dwóch znanych

llll

Il'Opolog6w, Alfreda L. Kroebera i Clyde'a K1uckhohna (1952, s. J 81):

93

background image


94

Rozdział 6. Kultura i społeczcńslWO

Kultura jest złoźona z jawnych i ukrytych wmrów zachowań, nab)Wanych i prLckazywanych przez symbole

i

ich fizyczoe "'ytwory; rdzeniem kultury są tradycyjne

(historycznie ukształtowane) idee i połączone z nimi wartości; systemy kulTurowe mogą być uznawane zarówno za wytwory działań, jak

i

elementy warunkujące

dalsze działania,

Kulturę można więc uznać za podzielany wzorzec zachowań jednostek (oraz ich przodków) należących do danego spoteczeńsnva,
który odróżnia ich od innych społeczeństw. Możecie również myśleć o kulturze jako o pewnym "sposobie życia", Ważne jest, aby
pamiętać, że kultura składa się z instytucji, takich jak te opisane w rozdziale 5.
Już omawialiśmy najważniejsze elementy instytucji (a więc i kultury): przekonania, wartości, normy i sankcje. Warto przez chwilę
zastanowić się nad stopniem, w jakim elementy instytucji, na przykład normy, ograniczają nas na co dzień.
Niektóre normy są usankcjonowane jako prawa. Można by zacz<!ć od standardowego zbioru praw, kt6re zakazują morderstw,
kradzieży, gwałtów, włamań, napadów, okaleczania innych, zdrady państwa czy też śmiecenia w miejscach publicznych.
Ograniczenia prędkości, ograniczenia wiekowe przy zakupie alkoholu, przepisy podatkowe i akcyzowe czy zasady wynajmu również
są formalnie ustanowionymi normami. Prawa odnoszą się także do zachowaiI seksualnych, podbijania cen przez korporacje, skarg co
do reklam, oszczerstw, bezpieczeństwa produktów i okrucieństwa wobec zwierząt. Gdybyście wiedzieli, jaka liczba praw lokalnych,
stanowych i federalnych rządzi waszym codziennym zachowaniem, to zapewne nie wyszlibyście ze zdziwienia przez parę dni.
Wystarczy, jeżeli powiem, że trudno jest przeżyć dzień bez złamania jakiegoś prawa - świadomie czy też nie.
Jednakże liczba norm ustanowionych prawnie jest niczym w po_ równaniu z ilością norm nieformalnych. Spójrzmy dla przykładu na
coś tak banalnego jak jedzenie.
W naszym społeczeństwie istnieją normy co do tego, co wolno jeść (np. wołowinę), a czego nic (np. kotów). Inne normy dotyczą
tego, co należy gotować (np. karczochy), a co naleiy spożywać na surowo (np. sałata). Niektóre potrawy należy gotować, inne piec,
jeszcze inne smażyć. Niektóre normy mówią nam o tym, co wolno lączyć (np. płatki ku. kurydziane i mleko), a czego nie (np. pun~e
ziemniaczane i masło orzechowe). Niektóre potrawy naleiy jeść widelcem, inne łyżką, a inne można jeść palcami, ale nie wolno ich ze
sobą mylić.
Wymieniłem tu tylko kilka norm dotyczących spożywania posiłków, mam bowiem wrażenie, że gdybym pociągnął tę listę jeszcze
dalej,

Kultura

lu wpędziłbym was w depresję samą ilością reguł w lej jednej dzi0dzillil.l zycia, chociaż moglibyście również na przykład poczuć się
dowartościowani tym, że tak wiele z nich znacie. W każdym razie prawda jest taka, ze setki, jeżeli nie tysiące norm dyktują nam, co i
jak wolno nam jeść w naszym społeczeństwie.
laką listę norm można stworzyć w stosunku do wielu innych rzeczy: ubrań, rozmów, zakupów, prowadzenia samochodu, posiadanych
/wierząt domowych, wychowywania dzieci, chodzenia na randki, fryzur, Ilracy, muzyki, literatury, sztuki, obrzędów religijnych,
naszych hobby, wystroju wnętrz, sportu, hazardu, szkoły kucharskiej, walk na pięści czy /,achowania

w

obozie treningo"')'m korpusu

amerykańskiej piechoty morskiej - aby wymienić tylko kilka możliwości. Niezależnie od tego, co ~ię robi, ludzie dookoła nas mają
oczekiwania względem tego,

jak

to '/robimy.

Ogromna ilość norm, jakie istnieją, łącznie z sankcjami, wartościami i przekonaniami omówionymi w rozdziale 5, składają się na
na~zą kulturę. Niektóre jej elementy są ściśle polączone z ważnymi instytucjami Uak rodzina, rząd, system edukacji), inne zdają się
być zupelnie przypadkowe Uak opisane wcześniej wstawanie na Alleluja w oratorium Handla).
Oczywistą sprawą jest to, że kultury innych społeczeństw różnią się między sobą. Widać to na przykładzie każdego zwyczaju, który
omawialiśmy. Porównajmy pokrótce tradycyjne społeczeństwo japońskie ze współczesnym społeczeństwem nmerykańskim.
Przyklndowo, pomyślcie

\l

różnicach dotyczących spożywania posiłków. Jeżeli pisalibyśmy o normach obowiązujących w Japonii,

wspomninne wcześniej łyżki i widelce I<lstąpilibyśmy pewnie pałeczkami, a jedzenie surowej kałamarnicy przestałoby być czymś
dziwnym.
Wartości amerykańskie i jnpoiIskie różnią się od siebie. Japończycy, na przykład, cenią sobie bardziej pracę w zespole, podczas gdy
Amerykanie oddani są idei indywidualizmu od czasów, kiedy pionierzy idący na zachód uważali, że "trzeba robić to, co do nas
należy" aż po okres hipisowskiego "rób co chcesz" z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku.
'P4k samo znajdziemy wiele różnic dotyczących przekonań. Przez 2500 lat Japończycy wierzyli w boskie pochodzenie cesarza, gdy
tymczasem w Ameryce prezydent (ktokolwiek by nim był) jest zwyczajnym człowiekiem i ma takie same wady, jak każdy z nas.
Chociaż zazwyczaj wyrażamy się z sympatią o Jerzym Waszyngtonie czy Abrahamie Lincol-

background image


96

Rozdział 6. Kultura i społeczeństwo

nie, lo jednak trudno będzie znaleźć kogoś, kto uzna Reagana, Busha czy Clintona za osobę boskiego pochodzenia.
Wiele lat temu socjologowie często mówili o charakterze narodowym i o.wbowości modalnej w odniesieniu do tego zjawiska.

Gdy

mówimy o pozytywnym wartościowaniu indywidualizmu w społeczeństwie amerykańskim, łatwo jest przejść do myślenia o tym, że
"typowy" Amerykanin jest indyv,'idualistą. Podobnie możemy uważać, że "typowy" Japończyk jest uprzejmy, "typowy" Włoch
emocjonalny, a "typowy" Niemiec zasadniczy. W ostatnich latach socjologowie odchodzili od takich pojęć, jako że często dają one
błędny obraz sugerujący, że wszyscy członkowie danego społeczeństwa są do siebie podobni.
Chociaż można ogólnie mówić o kulturze danego społeczeństwa, tak naprawdę każde ze współczesnych społeczeństw jest pod tym
względem złożone. Przykładowo kultura amerykańska zawiera w sobie kultu

ry

rozmaitych grup etnicznych: Meksykanów,

Japończyków, Żydów, Kubańczyków, Chińczyków czy Portugalczyków. Socjologowie używają terminu subkultura, aby opisać
kultury różnych grup społecznych, przy czym należy dodać, że również subkultury nie są tworami homogenicznymi

i

posiadają

rozmaite odmiany.
Zagrożenie stereotypizacją wszystkich członków danego spoteczeństwa czy danej subkultury dodatkowo zwiększa przekonanie, że
niektóre wzorce kulturowe są lepsze od innych. Pogląd, według którego uznajemy własną kulturę za lepszą od innych, socjologowie
nazywają etnocentryzmem. Kiedy wspomniałem przed chwilą o jedzeniu surowej katamarnicy, to mogliście poczuć pewne
obrzydzenie. leżeli nie, to może odrzuciłoby was jedzenie mięsa psiego, żywych robaków czy dżdżownic. Są kultury, które zawierają
takie wzorce i myślę, że ciężko wam będzie uznać je za po prostu inne od tych obowi,!zujących w naszym społeczeństwie.
Nie wszystkie rządy są demokratyczne i czasami trudno jest Amerykanom podejść do monarchii, teokracji czy totalitarnych dyktatur
jako do innych sposobów rządzenia krajem. Podobnie, Amerykanie wiedzą, że kapitalizm jest tylko jednym z wielu systemów
gospodarC"lych na świecie, jednak nie byliby zbyt skłonni stwierdzić, że komunizm czy socjalizm są równie sensownymi
możliwościami.
Weźmy pod uwagę religię. leżeli masz własne silne przekonania względem tego, w co wierzyć, to zapewne trudno ci będzie
zaakceptować inne wierzenia jako równoważne. Jeżeli nie jesteś osobą religij-

Kultura

ną, to nie znaczy wcale, że ten problem cię nie dotyczy. Prawdopo· dobnie trudno ci będzie uznać za prawomocną jakąkolwiek
ZitlSLytU· cjonalizowaną formę wierzeń. To wszystko s'ł przyktady etnocentryzmu.
Etnocentryzm ma dwie zasadnicze wady: indyv.'iduatną i społeczną. Na poziomie indywidualnym etnocentryzm działa jak klapki na
oczy, które odcinają nas od nowych (także przyjemnych) doświadczeń. W tym znaczeniu etnocentryzm ogranicza nasze życiowe
doświadczenia.
Na poziomie społecznym etnocentryzm może prowadzić do międzygrupowej nienawiści i przemocy. Kiedy ludzie żarliwie wierzą, że
ich punkt widzenia jest jedyną Prawdą, a inne osoby są zwodzone, zepsute czy złe, to mają mniej oporów przed zabijaniem innych w
walce o swo~ j'l prawdę. Już niegdyś zaobserwowano, że wojny o podłożu religijnym ~ą najbardziej k1Wawe.
W odróżnieniu od etnocentryzmu, socjologia opowiada się za rclatywh:mcm kulturoW)'m, poglądem, według którego inne kultury są
po prostu odmienne, a nie lepsze czy gorsze. Jako że w socjologii wiele osób rozumie to pojęcie opacznie, chcę je dokładniej
wyjaśnić.
Socjologowie nie są koniecznie przekonani o tym, że socjalizm jcst równie dobry jak kapitalizm i na odwrót. Tak samo jak nie są
przekonani o tym, że dyktatury Si! równe demokracji. Konkretni socjologowie mogą mieć swoje własne zdanie na te sprawy i
zapewne

~(I

też pewne tego wzorce. Równocześnie jednak mają świadomość, że poglądy, które uważają pewne formy za lepsze od

innych, nie pozwa[;Iją na dostrzeżenie, w jaki sposób te formy funkcjonują. A zatem, jeżeli wyszlibyśmy z założenia, że socjalizm
jest złem sprowadzonym

.Ia

llas przez szatana, to zapewne trudno by nam było ustalić, w jaki ~posób gospodarka socjalistyczna

dy!'\trybuuje dobra i usługi, jak współgra ze strukturami edukacyjnymi itd. Tak samo nie będziecie lIlogli zrozumieć, w jaki sposób
kult środowiska naturalnego buduje lużsamość i solidarność

w

plemionach australijskich aborygenów jeżeli będziecie uznawałi, że ich

religijne wierzenia to tylko dziwaczIW zabobony.
Reasumując, aby odkryć, jak działają społeczeństwa, należy paIlliętać o tym, że różnice między nimi są tylko różnicami, a nie prawdą
l;'[.y fałszem. Jak na ironię, pozwoli wam

lO

również odkryć, jakie przekonania, wartości i normy funkcjonują lepiej od innych, a

także że pewIle różnice nie są wcale tak istotne. W każdym razie, do takich
97

background image


98

Rozdział 6. Kultura i spolcczcńslWO

wniosków nie dojdziecie, jeżeli uznacie z góry, że niektóre wzorce są z natury rzeczy lepsze od innych.
Relatywizm kulturowy jest formą otwartości socjologii - otwartości będącej nic cechą charakteru, lecz elementem metodologii,
jednym z narzędzi naukowych. Nie wydaje mi się, aby socjologowie byli bardziej otwartymi osobami niż ktokolwiek inny, ale
jesteśmy zobowiązani do wykorzystania tej wartości w naszych badaniach naukowych.
Często używamy terminu pluralizm na określenie społeczeństw, które charakteryzują się wysoką tolerancją względem innych kultur.
Nierzadko na przykład mówi się o Stanach Zjednoczonych, że są "tyglem" kulturowym - mieszanką czy fuzją wielu kultur

w

pewnego

rodzaju hybrydę. Chociaż jest w tym nieco prawdy, lepiej jednak opisać Stany Zjednoczone jako społeczeństwo pluralistyczne,
zawierające - obok kultury rdzennych mieszkańców Ameryki - elementy różnych kultur z Europy, Ameryki Lacil1skiej, Afryki i Azji,
odzwierciedlające różnorodne pochodzenie obywateli tego kraju. Oznacza to także, że wielu Amerykanów żyje w ramach subkultur,
które wciąż podtrzymują wzorce swoich rodzimych społeczeństw.

Społeczeństwo

W tym rozdziale, podobnie jak we wcześniejszych, używałem słowa społeczeństwo bez jego uprzedniego zdefiniowania, wychodząc z
założenia, że wasze rozumienie tego terminu jest bliskie jego socjologicznemu znaczeniu. Jednakże w pozostałej części tego rozdziału
spojrzymy nieco uważniej na to, czym jest społeczeństwo.
Socjołogowie często używają terminu struktura spoleczna w odniesieniu do tego, jak statusy łączą się z sobą w codziennym życiu.
Przykłady struktury społecznej można odnaleźć w schematach korporacji czy organizacji, jednak najlepszym wydaje się być wojsko.
Podstawową jednostką Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych jest zespół ogniowy, który składa się z trzech strzelców i
dowódcy (zob. rys. 6.1). Role zv.riązane z każdym z tych statusów są szczegółowo wyjaśniane w trakcie szkolenia żołnierzy.
Dokładnie zakreślony jest autorytet dowódcy, jak i to, jak każdy z trzech strzelców ma się odnosić do innych członków swojego
zespołu. Wśród zadań do~ wódcy jest m.in. rozlokowanie taktyczne w sytuacji bojowej, podnosze~ nie morale żołnierzy i
egzekwowanie szacunku.

[x]
Dowódca zespołu ogniowego
Zespót ogniowy piechoty morskiej
Rysunek 6.1. Zespół ogniowy Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych

Mimo iż piechota morska twierdzi, że szuka tylko kilku dobrych ludzi, czteroosobowy zespół ogniowy jest jedynie pierwszym
rodzajem zgrupowania w korpusie. Zespoły ogniowe są zorganizowane w oddziały, gdzie relacje między kolejnymi zespotami
ogniowymi są lak samo dokładnie wyrysowane, jak w przypadku uprzednio opisal1ych struktur. Podobnie, prawa i obowiązki
dowódcy oddziału i melody ich wdrożenia również są częścią struktury społecznej oddziału piechoty morskiej. Oddziały są następnie
zorganizowane w plutony, plutony w kampanie, a kampanie w bataliony - tak jak widać na rysunku 6.2.
Bataliony łączą się w regimenty, regimenty w dywizje, a cały korpus piechoty morskiej składa się z trzech dywizji (uprościtem nieco
sprawę, nie biorąc pod uwagę oddziałów zmotoryzowanych, takich jak ;lrtyleria itd.). Ogółem, korpus piechoty morskiej służy jako
bardzo dohry przykład struktury społecznej.
Jeżeli użycie przykładu wojskowego wam przeszkadza, to macic okazję poćwiczyć :swojego rodzaju socjologiczną bezstronność,
która pozwala widzieć rzeczy takimi, jakimi są, bez względu na to, jakie są wa· sze osobiste przekonania, wartości czy opinie.
Właściwie to jeżeli jes!c~cie głęboko oddani kwestii pokoju na świecie, to pOWilllli~cil.: szczególnie dużo wiedzieć o zasadach
działania wojska.

background image


100

Rozdział 6. Kultura i społeczeństwo

I

Dowć<!cakompanif

lliITITTIiSztab

Kompania piechoty morskiej
Dowódca batalionu

[[i}lj]

Sztab

Batalion piechoty morskiej

Rysunek 6.2. Sposób zorganizowania korpusu piechoty morskiej

Społeczeństwo

Podsumowując, w skład struktury społecznej wchodz'l

stOllw:;y

i oczekiwania względem r61. Pojęcie lo zawiera w sobie także

1101'111)',

sankcje, wartości, przekonania, organizacje, instytucje i wszystkie inn\.: omawiane wcześniej rzeczy, które "strukturyzują" nasze
życic społeczne. Jak widzicie, termin struktura społeczna ma znaczenie raczej ogólne niż szczegóŁowe.
Jak zapewne pamiętacie z rozdziału I, socjologowie często mó· wią o systemach społecznych. System społeczny zasadniczo jest
struklurą społeczną, której dodano wartość dynamiczną. Jeżeli struktur~ ~połeczną porównać do samochodu stojącego na parkingu, to
system społeczny byłby samochodem, który z rykiem silnika jedzie po autostradzie.
Przez chwilę skupię się jeszcze na dynamice systemów społecznych. Po pierwsze, systemy zawierają w sobie element :>'przężenia.
Oznacza to, że działanie systemu może spowodować zmiany zarówno w samym systemie, jak i w środowisku, w którym działa.
Wyczerpywanie nicodnawialnych zasobów naturalnych, takich jak węgiel czy ropa, jest przykładem zmieniania środowiska, zaś
przyrost ludności jest pf'ąktadem zmian w samym systemie.
Metoda dynamiki systemów została stworzona przez Jaya Forrestera i spopularyzowana przez Donellę Meadows i jej
współpracowników w pracy The Limit.\· to Growth (1972), którzy następnie uaktualnili tę analizę w Przekraczaniu granic (Meadows,
Meadows, Randers, 1995). Dzięki niej możemy graficznie analizować sprzęże· nia w systemach. Zwróćcie uwagę na rysunek 6.3
pokazujący w uproszczony sposób wyścig zbrojeń nuklearnych USA i ZSRR podczas zimnej wojny.
Rysunek ten przedstawia cztery elementy: wielkość arsenałów USA i ZSRR oraz obawy każdego z krajów przed arsenałem broni
drugiego, wskazując, jak te cztery czynniki są ze sobą powiązane w ramach systemu. Zacznijmy od lewego górnego rogu diagramu,
reprezentującego sowiecki arsenał nuklearny i amerykańskie obawy przed nim. Znak plusa na rysunku oznacza, że istniała między
nimi zależność pozytywna - jeżeli ZSRR powiększało swój arsenał, to USA zwiększało również swój własny. Zauważcie też, że kiedy
radziecki arsenał uległ redukcji, obawy USA również spadły.
Idąc zgodnie w ruchem wskazówek zegara, widzimy, że zależność między obawami USA a ich arsenałem nuklearnym również była

P0Z;YM

Iywna. W miarę jak obawy rosły, Stany Zjednoczone zwiększały swój

al'M

background image


102

Rozdział 6. Kultura i społeczeństv.·o

[x]
Rysunek 6.3. Relacje elementów w wyścigu zbrojeń między USA a ZSRR

senat. Teraz zwróćcie uwagę na dolną połowę ilustracji. W miarę jak USA zwiększało swoje posiadanie broni jądrowej, Rosjanie
obawiali się jeszcze bardziej, więc ...
Rysunek 6.4 ukazuje inny spos6b zilustrowania tego procesu. Mówiąc językiem dynamiki systemów, mamy tutaj do czynienia ze
sprzęże. niem pozytywnym. Przymiotnik

pozytywny

niekoniecznie jest użyty w znaczeniu "cudowny". Oznacza raczej, że zmiany w

systemie idą w pewnym konkretnym kierunku, co skutkuje kolejnymi zmianami itd. Spirala plac i cen jest kolejnym przykładem
sprzężenia pozytywnego, podobnie jak omawiana na początku tego rozdziału "tragedia pastwisk". Chociaż, logicznie rzecz biorąc,
sprzężenia pozytywne mog,! być czymś dobrym, to zwykle jednak są raczej niebezpieczne.
Mimo iż pokazałem wam relacje tych zmiennych w formie sche~ matów, równie dobrze można je przedstawić za pomocą teorii
socjologicznych, na przykład:

Społeczeństwo

Im większy arsenał wojskowy danego kraju, tym większe bud:ti obawy u jego przeciwników .
lm więcej mieszkańców danego państwa obawia się siły militarnej swojego pn::eciwnika, tym większe szanse, że kraj ten będzie
dążyl do powiększenia swojego arsenału.

[x]

Rysunek 6.4. Zwiększenia arsenału w proporcji do obaw między USA a ZSRR

Rysunek 6.5. Sprzężenie pozytywne przyrostu ludności

background image

104

Ror.dział 6. Kultura i spoleczeilstwo

Spójrzmy na jeszcze inny system, a mianowicie model przyrostu ludności przedstawiony na rysunku 6.5. Zauważcie, że jest to
kolejna pętla pozytywnego sprzężenia zwrotnego: (1) im więcej dzieci rodzi się

w

społeczeństwie, tym zwiększa się całkowita liczba

ludności, (2) im większe społeczeństwo, tym większa prawdopodobnie liczba potencjalnych rodziców, co oznacza, że (3) więcej
dzieci rodzi się w społeczeństwie - i kolo się zamyka.
Thn konkretny przykład sprzężenia pozytywnego działa jednak w ramach więk8zego systemu, który jest przykładem sprzężenia
negatywnego (zob. rys. 6.6). Istnieje negatywny związek między liczbą ludności a ilością pożywienia na osobę, zakładając
oczywi~cie, że ilość jedzenia jest stała. Im więcej ludzi, tym mniej jedzenia starcza dla wszystkich. Kiedy ilość pożywienia spada,
rośnie śmiertelność - kolejna relacja negatywna. W rezultacie, im więcej osób umiera, tym bardziej spada całkowita liczba ludności.
Zwróćcie uwagę, jak działa sprzężenie negatywne.
Załóżmy, że calkowita liczba ludności rośnic.
Oznacza to, że ilość jedzenia na osobę spada.
Śmiertelność wzrasta.
W wyniku tego całkowita liczba ludno~ci spada.
Tak więc ilość pożywienia na osobę wzrasta.
Śmiertelność

!)pada.

Całkowita liczba llldJ1o~ci rośnie (zob. pkt 1).

Rysunek 6.6. Negatywna relacja między całkowitą liczbą ludności a ilością pożywienia na osobę

Społeczcostwo

Sprzężenia negatywne pomagają utrzymać syslem w równowadze.
Systemy, które zachowują względnie stały stan równowagi przez dłll:i,S/.y okres czasu, naZ)"iVa się czasem homeostazami. Rozważcie
teraz ciiig wydarzeń w ramach bardziej skomplikowanego systemu:
Całkowita liczba ludności rośnie.
Ilość pożywienia na osobę spada.
Śmicrtelność wzrasta.
Całkowita liczba ludności spada. Liczba potencjalnych rodziców spa-
da. Liczha narodzin spada.
Całkowita liczba ludności spada.
lIość pożywienia na osobę rośnie.
Śmiertelność spada.
Całkowita liczba ludności rośnie. Liczba potencjalnych rodziców rośnie. Liczba narodzin rośnie.
Całkowita liczba ludności rośnie

-t

wróć na początek listy.

Nawet ten bardziej zlożony system jest uproszczeniem tego, co mamy z życia. Założyliśmy tutaj, że skala przyrostu naturalnego jest
~l,-da, podczas gdy w rzeczywistości jest ona zmienna. Ma to wpływ na n.:lacje między liczbą potencjalnych rodziców a liczbą nowo
narodzonych dzieci. Założyliśmy również, że ilość pożY'A-·ienia jest stała, kiedy

\II

rzeczywistości potrafi być z tym różnie. Ale jak

różnie?
Po części, kiedy populacja się powiększa, zwiększony popyt na poi,ywienie powoduje wzrost jego wartości, co z kolei wpływa na
większe przychody osób pracujących w branży spożywczej, co z kolei stymuluje produkcję. Zwróćcie uwagę, jak te dwa czynniki
powodują sprzężenie Ilegatywne:
Zmniejszenie pożywienia na głowę powoduje ...
Zwiększenie przychodów z produkcji pożywienia, co prowadzi do ...
Produkcji większej ilości pożywienia, co powoduje ...
Zwiększenie ilości poŻ)'\Vicnia na osobę, co powoduje ...
Zmniejszenie przychodów z produkcji pożywienia, co prowadzi do ...
Produkcji mniejszej ilości pożywienia, co powoduje ...
Zmniejszenie ilości pożywienia na głowę

-+

wróć na początck listy.

Rysunek 6.7 pokazuje, jak działa powiększony system. Sprawdźcie, t:/.Y jesteście w stanie dokładnie prześledzić jego działanie krok
po kroku.

background image


106

Rozdział 6. Kultura i społeczeństwo

+

Rysunek 6.7. Związek między całkowitą populacją, ilością pożywienia na głowę a jego produkcją

Przykłady te powinny wam uświadomić, jak funkcjonują systemy społeczne i w jaki sposób można je badać. Zanim jednak
pozostawimy pojęcie systemów za nami, chciałbym zwrócić waszą uwagę na jeszcze jedną rzecz.
Pamiętacie zapewne, jak

w

rozdziale 5 stwierdziliśmy, że najważniejszym zadaniem każdej instytucji jest przetrwanie. To samo

można powiedzieć o systemach społecznych. Podobnie jak w przypadku instytucji, nie chcę sugerować, że systemy społeczne
posiadają jakieś ludzkie "motywacje" czy "popędy".

Chcę

po prostu zauważyć, że systemy, które nie zaspokajają swoich potrzeb, nie

mają szans na przetrwanie i znnikają, a zatem nie są przedmiotem zainteresowania socjologów. Oznacza to, że systemy, którymi
socjologowie się interesują, są w stanic zaspokoić swoje potrzeby

i

przetrwać. Tak więc aby dobrze zrozumieć jakiś system, należy

się przyjrzeć temu, czego musi on dokonać, aby przetrwać.

Społeczeństwo

Bez wdawania się w skomplikowane modele wypracowane przt.:z socjologów, wspomnę o paru dosyć oczywistych przykładach
potrzeb systemów. Po pierwsze, aby przetrwać, w danym systemie społecznym

IllUSZą

znajdować się jakieś jednostki. Jako że

wszyscy ludzie umieraj!!, jedną z potrzeb systemu jest potrzeba

»ymiany.

W sposób oczywisty jest

lO

związane z reprodukcją

biologiczną, niemniej ta funkcja jest uwarunkowana zinstytucjonalizowanymi normami dotyczącymi preferowanych modeli rodziny.
Po drugie, systemy społeczne muszą również mieć coś na kształt

przyw6dztwa.

Jak już stwierdziliśmy, istnieje w tym zakrellie do

wyboru wiele możliwości (np. demokracja, monarchia, dyktatura).
Systemy mają jeszcze wiele innych potrzeb, ale wydaje mi się,

że

lIa

tym zakończymy. Zresztą myślę, że powinniście już

dostatecznie dol.:cniać wpływ systemów społecznych na nasze Życie społeczne.
Z doświadczenia wiem, że kiedy studenci uczą się o roli, jaką pełnią struktury społeczne w ich życiu, często przeceniają ich
uporządkowanie i stabilność. Tak więc wydaje mi się, że nastała pora, aby skierować naszą uwagę na mniej stabilne, a czasami wręcz
chaotyczne aspekty życia spolecznego.

background image

ROZDZIAŁ

7

Nierówności

Wiele lat temu, kiedy kierowałem wydziatem socjologii na Uniwersytecie Hawajskim, spotkala mnie pewna przykra sytuacja. Kobieta, która nie
została zatrudniona jako wykładowca, ztoży!a skargę do rządu federalnego. Wkrótce potem reprezentowałem caty wydzial, broniąc się przed
oskarżeniami o dyskryminację ze względu na pleć.
SytuaCJa ta była całkowicie sprzeczna z moimi pOglądami. Nieraz przecież mówiłem i pisatem o równości pici. Kierowa/em kampanią wyborczą kandydatki
do rady miejskiej i popieralem kobietę gubernatora. Na pewno nie miałem oporów przed zatrudnianiem kobiet na uczelni ani nie odnosiłem
wrazenia, aby ktokolwiek inny z pracowników mial co do tego jakiekolwiek wątpliwości.
Jednakże nie dało się zaprzeczyć temu, że na dwudziestu wykładowców tylko dwóch byIo kobietami. Zmuszony byłem zadać sobie pytanie, czy nie
wskazywało to na jakiś wzorzec dyskryminacji. Może dałoDy się wyłączyć z tego zarzutu moją dziesięcioletnią działalność na tym uniwersytecie,
ale czy można było to samo powiedzieć o reszcie pięćdziesięcioletniej historii tego wydziału? Zanim odpowiemy na to pytanie, powinniśmy się
spytać: skąd motemy się o tym dowiedzieć? Odpowiedi nie jest tak prosta, jak oysię zdawało.
Kobiety stanowiły 10% pracownikÓw nauko\'J}"ch wydziatu i według pozwu udowadniało to dyskryminację. Zapewne większośĆ z nas wychodzi z
zalożenia, że skoro połowa obywateli Stanów Zjednoczonych to kobiety, potowa v.ykładowców socjologii również powinna być kobietami.
Ten tok myślenia jest jednak biędny. Kobiety stanowią mniej niż 50% wszystkich soCjOlogów w USA. W roku 1974 tylko 28% spośród 632
doktoratów z socjologii było autorstwa kobiet. Pięć lat wczeŚniej jedynie co piąta osoba, która uzyskiwala stopień doktora w tej dziedzinie, była
kobietą.
Jeżeli jednak kobiet posiadających stopień doktora socjologii było wtedy 20%, to proporcjonalnie na wydziale powinny byĆ zatrudnione cztery
kobiety, a nie dwie. Niemniej przeważająca większość pracowników wydziału została tutaj zatrudniona na długo przed rokiem 1969, kiedy liczba
kobiet zajmujących się tą dziedziną nauki

VI

stosunku do mężczyzn była jeszcze niższa. Tak więc jakiej ilości kobiet należało się spodzie-

Rozdział 7. Nicrówności
wać, jeteli nie były przez te lata dyskryminowane? Sposób, w jaki postanowiłem to określić, pokaże stopień skomplikowania 'łliąiący się z kwestią
nierówności. Zacząlem od stwierdzenia, że każdego pracownika wyroniono

z

puli kandydatów - zorówno kobiet, jak i mężczyzn. Teoretycznie

dałoby się określić iloŚĆ kobiet w każdej puli. Piszę jednak, że .t8()retYCZl1ie", ponieWaŻ wydziat nie prowadził tak daleko sięgających archiwów,
aby wiedzieć dokładnie, kto, kiedy i na jakie stanowisko kandydoI'tal. Tak więc wartości podane dalej są przybliżone.
Dla celów tego badania załoźy!em, że każdy pracownik naukowy został \,-.ybrany ze swojej kohorty. Oznacza to, że kiedy zatrudniano kogoś, kto był
świeżo upieczonym doktorem (tak jak to było w moim przypadku), to uznawałem, że wszyscy inni kandydaci na lO stanowisko również dopiero co
otrzymali ten stopień nauko""Y. Jednocześnie, kiedy zatrudniano kogoś z większym doświadczeniem, to Y>y'chodzilem z założenia, że jego
konkurenci byli równie dobrze wykwalifikowani. Chociaż nie oddaJe to dokładnie procedur naboru pracOlW1ików wyższych uczelni, jest to
dostatecznie bliskie prawdy.
Jako że swój doktorat otrzymałem w 1969 roku, załOżylem, że ""Ybrano mnie z puli kandydatów, w której odsetek kobiet był taki sam jak odsetek
tych, które ••• "edy obroniły swoje prace doktorskie, czyli 20%. Tak więc, jeżeli nie mielibyśmy do czynienia z dyskryminacją, to mOglibyśmy
oczekiwać, że z osób zatrudnionych z tej grupy 20% Ilędzie kobietami. Chociaż byłem Jedyną osobą zatrudnioną, zanotowalem sobie, że ••• .ydział
"powinien" wtedy zatrudnić procentowo 0,8 mężczyzn i 0,2 kobiet. POIvl:órzylem tą procedurę w odniesieniu do kaŻdego z dwudziestu
pracowników. Tak ••• lięc gdy jeden z moich współpracowników otrzymał stopień doktora w roku 1972, odlIotowatem, że wydział powinien
wówczas zatrudnić 0,79 mężczyzn i 0,21 kooiet

1

. 1)0 wykonaniu tych wszystkich obliczeń dodałem do siebie ufamki reprezentujące liczbę kobiet,

jaka powinna być zatrudniona, takjak pokazałem to na 1)'Sunku 7.1. Okalało się, że wydzial powinien zatrudniać trzy kobiety - oczywiście w
przypadku, gdyby pracowników wybierano w sposób 1050"')1. Jednak mimo że metoda losowa jest ide"iną metodą, która pozwala uniknąć
dyskryminacji, nie Jest ona raczej idealna w przypadku pracowników naukowych.
Cl'j fakt, że na Y>y'dziale socjologii pracowały dwie kobiety, a nie trzy, wskazuje na dysIHyminację? Po raz kolejny odpowiedź nie jest oczywista,
ale odpowiednie socjologiczne techniki badawcze pomogą nam znaleić poprawne rozwiązanie tego problemu.
W przypadku anaHz socjologicznych często zajmujemy się danymi empirycznymi, kM· te mogą prezentować znaczące zależności, lecz mogą być
także odzwierciedleniem przypadkOl-.ych kaprysów losu. Dokładnie tego rOdzaju pytanie zadajemy sobie teraz, IClstanawiając się nad
dyskryminacją na v.ydziale socjologii.
I~rótka dygresja pomoże nam zademonstrować, jaki sposób myślenia powinniśmy za(llosowaĆ. Jeieli rzucamy monetą, to mamy 50% szansy, że
wyrzucimy reszkę i takie

1

W

tej chwili uokJadnic nie pamiętam, w którym roku którq z moich współpracowników "hl'OniJi swoje prace doktorskie, tak więc daty pcdaję

lo>owo na potrzeby opcwiadanej histoIIi. 1cdnakże logika tej analizy jest jak najbardziej poprawna, tak samo jak ostateczny wynik ,,1,liczcń.
Podobnie prawidłowo podaję odsetki kobiet ze stopniem doktora w danych latach, k"I'l.}'stając

l

danych zawartych w corocznym raporcie

Dcpartamentu do spraw edukacji USA, I:'wned Degree~' Conferred.

background image

Rozdział 7. Nierówności

[x]
Rysunek 7.1. Liczba kobiet, jaka powinna być zatrudniona na wydziale socjologII

same prawdopodobieństwo, że wyrzucimy orfa. (ZwrÓĆcie uwagę, że

w

pojedynczym rzucie może nam wypaść tylko jedno: orzellub reszka, podobnie jak

w

przypadku zatrudniania pracowników naukowych.)
Można się spodziewać, że

w

stu rzutach monetą ••• ..yp8dnie nam około pięĆdziesięciu razy orze! i okola pięĆdziesięciu razy reszka. Zaznaczam, że .okolo" - raczej

nie uda się wam wyrzucić dokiadnie po pięćdziesiąt razy kaŻdą stronę monety. Tak więc jeże·
Nierówność zinstytu<:jonalizowana
li wyrzucilibyście reszkę czterdzieści osiem razy, a orła pięćdziesiąt dwa razy, lo po. twierdziłoby to naszą wiedzę o prawdopodotlieństwie wyniku takiego rzutu.
Jednoll gdyby na sto rzutów dwadzieścia pięć razy wypadta wam reszka i siedemdziesiąt pięć razy orzel, to powinniście dokladnie przyjrzeć Się monecie, której
używaliście, 00 coś z nią jest zapewne nie w porządku.
Pytanie brzmi: jak daleki od owych 50% powinien być wynik rzutów, abyśmy zaczęli mieć wątpliwości co do użytej monety? A wracając do naszej sytuacji:

CXj

zatrudnienie dwćch kobiet, a nie trzech, jest dowodem, aby zakwestionować uczciv.tość wydziatu socjologii? Zat6żmy, że pracowników naukowych zatrudniano
losowo, dzięki czemu możemy mieć pewnoŚĆ, że niczyje preferenCje co do pici kandydatów nie graty żadnej roli. Istnieje szansa, że zatrudnionoby dwie kooiety, a
nie trzy. Bez wdawania się w zoędne SZClegóty powiem wam, że szansa ta wynosi 23%. Oznacza to, że pracę dostawałyby dwie kobiety zamiast trzech w jednym
przypadku na cztery. Jeżeli wetmiemy pod uwagę takie prawdopodobieństwo zatrudnienia jednej albo żadnej kobiety, to okazuje się, że szansa zatrudnienia mniej niż
trzech kobiet wynosi 40%. Tak więc zatrudnienie jednej kobiety mniej, niż mOgliśmy się spodziewać, mogla być po prostu PrzypBdkiem, który nie wskazuje na fakt
dyskryminacji ze wzgiędu na płeć.
Jednym z powodów otrzymania takiego wyniku jest to, że wydzial sktadał się jedynie ~ dwudziestu osób. Przykladowo, Jeżeli na wydziale zatrudnionych oytoby
czterdzieści osób, to kierując się tą samą logiką, powinno pracować tam szeŚĆ kobiet. Jednak statystyczne szanse na to, że liczba zatrudnionych kooiet będzie mniejsza
lub równa czterem spadają z 40 do 26%, mimo że stosunek ilościowy kobiet do mężczyzn pozostanie laki sam. Gdyby na \'oYdziale pracowało dwieście OSÓb, to
wśród nich 30 stanowisk powinny piastować kobiety. Zauważyć należy, że szansa na to, że pracować tam będzie dwadzieścia lub mniej kobiet spadają do 2,5%. Taoela
7.1 ukazuje wpływ liczby zatrudnionych pracowników na to prawdopodobieństwo.

Tabela 7.1. Wptyw liczby pracowników zatrudnionych na różnicę między faktyczną liczbą kobiet zatrudnionych a liczbą oczekiwaną

Całkowita liczba osób

zatrudnionych

Oczekiwania co do liczby

kobietzatrudnłonych

Faktyczna liczba kobiet

Prawdopodobieństwo w %

20

3

2 albo mniej

40

40

6

4 albo mniej

26

200

30

20 albo mniej

0,025

Nierówność zinstytucjonalizowana

Wpływ wielkości zdaje się być nieco paradoksalny. Zatóżmy, że na 1I1liwersytecie mamy pięćdziesiąt wydziałów, a na każdym
pracuje uwadzicścia osób. Załóżmy także, że na każdym wydziale powinny

background image


112

Rozdział 7. Nierówności

pracować trzy kobiety, chociaż pracują tylko dwie

2

• Już udowodniliśmy, że błędem byłoby uznanie takiego stanu rzeczy za

dyskryminację. Jednakże nie można tego samego powiedzieć w skali całego uniwersytetu. Przy liczbie tysiąca zatrudnionych osób
można byoczekiwać zatrudnienia 150 kobiet, niemniej prawdopodobieństwo tego, że będzie na nim zatrudnionych sto b,!dź mniej
kobiet, jestjedell do pięciu tysięcy. Nie da-toby się tego uzasadnić, mówiąc, że braki kobiet wśród kadry były czystym przypadkiem. Co
więc było powodem takiego stanu rzeczy?
Fenomen polegający na tym, że mimo

w

danej instytucji istnieją problemy uprzedzeń i dyskryminacji, to nie sposób znaleźć

winowajców, jest nazywany przez socjologów uprzedzeniem zinslytucjonalizowanym. Spójrzcie na tabelę 7.2.

Tabela 7.2. Średnia calorocznych dochodów pracowników zatrudnionych na pelen etat w USA (w $)

Rok

Mężczyźni

Kobiety

Stosunek kobiet do mężczyzn

(w %)

1970

9 184

5 440

59

1975

13 144

7 719

59

1980

19 173

11 591

60

1985

24 999

16 252

65

1990

29 172

20 586

71

Źródlo: U.S. Buroau of the Census, 1984,s. 452: 1992,s, 452.

Jak widać w tabeli, kobiety zairudnione w USA zarabiają trzy czwarte tego, co mężczyźni, chociaż stosunek płac dążył w danym
okrcsie do wyrównania. Wzorzec tego, że kobiety zarabiają mniej od mężczyzn, ma w USA podłoże histol)'czne. Istnieje też kilka
argumentów, które starają się go wyjaśnić.
Jeden z nich twierdzi, że kobiety zarabiają mniej, gdyż częściej od mężczyzn pracują w niepełnym wymiarze godzin albo tylko
dorywczo, jednak dane statystyczne, na ktÓre się powołujemy, biorą tę różnicę pod uwagę. Innym argumentem było to, że kobiety
zajmują słabiej płatne stanowiska - częściej są pielęgniarkami niż lekarzami, sekretarkami niż dyrektorami. A]e dane te wskazują
również na to, że kobiety :.wrubillJI' mniej od mężczyzn na tych samych stanowiskach,
Badacze z Uniwersytetu Michigan - Teresa Levitin, Robert QUilIII i Graham Staincs - przeprowadzili w 1970 roku w całym kraju
sondaż Jotyczący zatrudnienia, aby zbadać szczegółowo kwestię dyskrymill!lcji kobiet względem płac. Rozpoczę]i oni swoją analizę
od wybrania poiowy mężczyzn, którzy brali udział w badaniu i dokładnego przeanali;wwania wagi kolejnych czynników, jakie mają
wpływ l1a ich dochody. Urali pod uwagę wykonywany zawód, doświadczenie, wykształcenie itd. Używając techniki zwanej analizą
regre~ji,
byli w stanie dojść do skomplikowanego równania, które w swoim zamierzeniu miało pomóc im przewid)'\\'ać, jaką sumę
zarabiałaby dana osoba na podstawie

określo

Ilych charakterystyk.

Kiedy badacze zastosowali to równanie

w

stosunku do kwalifikacji mężczyzn niewziętych pod uwagę podczas jego tworzenia,

okazalo się, że jest ono w stanie określić roczne zarobki osoby

'Z

dokladnością do trzydziestu dolarów. Jednakże kiedy to samo

równanie zostało użyte do badania kwalifikacji ankietowanych kobiet, ukazało się, że zarabiają rocznie ponad trzy tysiqce do/arów
mniej
niż wynikałoby z równania!
Według urzędu statystycznego dwudziestopięcioletnia kobieta, która studiowała przez pięć albo i więcej ]at, będzie zarabiała niewiele
więccj ponad

polowę

tego, co zarabia mężczyzna o podobnym wykształceniu. Właściwie to dwudziestopięcioletnia kobieta po cztercch

łatach studiów h((dzie zarabiała mniej niż dwudziestopięcioletni mężczyzna, który nie IIkończył szkoły średniej (U.S, Bureau of the
Census, 1985, s. 453).
Nierówności w rozkładzie dochodów w Stanach Zjednoczonych mogą się wydać szokujące dla kogoś, kto wcześniej nic zajmował się
tą kwestią. Z I)'sunku 7.2 wynika, że ponad połowa dochodu narodowego (1<lcznie z zyskiem kapitałowym) trafia do naj bogatszej
piątej części :-;poteczeństwa. Wykres ten pokazuje nam też, jaki udział \v dochodzie maj,! pozostałe kwintyle ludności USA.
Zwróćcie uwagę na lo, że najhiedniejsze 20% zarabia jedynie l % dochodu krajowego.
Rodziny z najbiedniejszej jednej piątej społeczeństwa mają maj,!lek netto średnio w wysokości 30 100 dolarów, co można porównać

f.

majątkiem rodziny z naj bogatszej części ludności, któl)' wynosi 5Hli 700 dolarów. Thkjak mieliśmy okazję zobaczyć podczas

analizowania pIci i dochodów, różnice te nie są przypadkowe, a pleć nie jest jedynym czynnikiem, który to powoduje.

2

Zwracam uwagę na to, że liczby te użyte są przykładowo, Wydziały uniwersyteckie różnią się stopniem zatrudniania kobiet, w tym i w takich

proporejach w stosunku do mężczyzn, żc nikt by nawet nie podejrzewał, że może na nich dDchodzić do jakiejkolwiek dyskryminacji.

background image


114

Rozdzial7. Nierówności

Ql: NojbogatSl)'kwintyl Q2: Drugi kv.in~ podwrględem bogactwa
Q3: Trzeci k'.o.'intyl pod względem bogactwa
Q4: Czo»'3rty kwintyl pod względem oogactwa
Q5: Najbiedniejszykwinty

Rysunek 7.2. Dystrybucja dochodów

w

USA

w

1990 roku

Źr6dlo: U,S. Bureau of the Census, 1992, s. 462.

Zwróćcie uwagę na różnicę

w

przychodach osób czarnych i białych, przedstawioną w tabeli 7.3.


Tabela 7.3. Średnie zarobki rodzin (w $)

Rok

Biali

Czarni

Czarni/biali (w%)

1970

10 236

6 219

61

1975

14 268

8 779

62

1980

21 904

12 674

58

1985

29 152

16 786

58

1990

36 915

21 423

58

Źródło: U.S. Bureau of the Census, 1992, s. 449

Podobnie jak

w

przypadku kobiet, niższe płace czarnych pracowników również są elementem zakorzenionym w historii Stanów

Zjednoczonych - sięga on czasów niewolnictwa. Co więcej, w odróżnieniu od różnic

w

płacach kobiet i mężczyzn, dysproporcja

między płacami osób białych i czarnych nie zmniejsza się.

NierÓWllOŚC zillstytucjonaJ..izowan:l

Może zadajecie sobie pytanie, kto jest odpowiedzi_liny za lakiu różnice? Przecież nie ma nakazu, który mówi, że kobietom i
c.:zllrnym należy płacić mniej. Są nawet prawa, które tego wprost zabraniaj!) . .Jcd~ nakże różnice, które obserwujemy, nie są
dziełem przypadku. l1JI.;lj również istnieją pewne zależności i warto wspomnieć, dlaczego i jak sii( one kształtują.
Kolejnym przykładem dyskryminacji zinstytucjonalizowanej może być różnica w umieralności noworodków czarnych

j

białych (tab.

7.4).

Tabela 7.4. Śmiertelność noworodków w USA (na tys.)

Rok

Noworodki białe

Noworodki czarne

Czarni/biali (w %)

1940

43,2

72,9

1,69

1950

26,8

43,9

1,64

1950

22,9

44,3

1,93

1970

17,8

32,6

1.83

1980

11,0

21.4

1.95

1989

8,2

17,7

2,16

Żródło: U.S, Bureau of the Census, 1985, s.73; 1986, s. 72; 1992. s. 80.

Thrmin śmiertelność noworodków odnosi się do liczby nowo narolizanych dzieci (na tys.), które umierają w ciągu pierwszego roku
swojego życia. Przykładowo, w 1940 roku średnio 43,2 z tysiąca białych dzieci umierało przed swoimi pierwszymi urodzinami.
Tymczasem dla dzieci czarnych średnia wynosiła 72,9 - czyli o ponad połowę więcej niż w przypadku dzieci białycll.
Chociaż śmiertelność dzieci stale spadała z rozmaitych powodów, takich jak łatwiejszy dostęp do lepszego pożywienia, lepsze
warunki higieniczne czy też lepszy dostęp do służby medycznej, różnica zwiększyła ~ię jeszcze bardziej w ostatnich latach - czarne
dzieci miały dwukrotnie Illniejsze szanse dożycia swoich pierwszych urodzin od dzieci białych.
Problem ze zrozumieniem pojęcia zinstytucjonalizowanego rasiI;mu oddaje wyrok sądu najwyższego z 22 kwietnia 1987 roku.
Odmówil on wtedy zniesienia kary śmierci w stanie Georgia, mimo że dane statystyczne dowodziły, że była ona stosowana w sposób
dyskryminuj,,ey mniejszości etniczne. Warren McCleskey, Afroamerykanin, zostal skazany na karę śmierci przez sąd w Georgii za
zabójstwo białego policjanta. NAACp, amerykańska organizacja broniąca praw mniejszo~ci rasowych, wniosła apelację do sądu
najwyższego, gdyż uważała

t'ell

wyrok za przejaw dyskryminacji na tle rasowym.

background image


116

Rozdział 7. Nierówności

Analiza ponad 2 tys. spraw zabójstw

w

stanie Georgia wyjawiła, że prokuratorzy częściej występowali

w

nim o karę śmierci, kiedy

oskarżana była osoba czarna, a jej ofiarą była osoba biała. Podobnie, ławy przysięgłych częściej w takich przypadkach wydawały
wyroki skazujące. Kiedy ofiara była biała, czarni oskarżeni mieli stanowczo wyższe prawdopodobieństwo, że zostaną skazani na karę
śmierci (22%) niż biali (8%).
Nie zapr.lcczając wynikom badań statystycznych, a nawet nazywając je "martwiącymi", sąd orzekł jednak, że nie może zlikwidować
kary śmierci w Georgii ze względu na domniemane podłoże rasistowskie, gdyż brakowało dowodów na "świadomą intencję
dyskryminacji". Sąd uzual, że dowodów takich nie znajduje w przedstawionych danych statystycznych, co podsumował jeden z
obrońców, stwierdzając, że "jedyną rzeczą, która pozwoliłaby tej inicjatyv.rie zwyciężyć, byłoby zeznanie któregog z sędziów
przysięgłych czy oskarżycieli, ale na to chyba nie mamy co liczyć" (cyt. za: Savage, 1987, s.l, 22)3.
Tak jak

w

przypadku kobiet, które zarabiają mniej od mężczyzn czy też wyższej śmiertelności noworodków z mniejszości etnicznych,

także i tutaj trudno jest wskazać na jednego, konkretnego sprawcę tej sytuacji. Niemniej socjologia wymaga od nas uznania danych
wzorców za rzeczywiste i poszukiwania ich przyczyn. Nawet jeżeli uda nam się zidentyfikować osobę typu Simon Legree czy Hitler,
to z socjolo~ gicznego punktu widzenia powinniśmy również zbadać warunki społeczne, jakie ją stworzyly. W przeciwnym wypadku
bowiem może odsuniemy jednego złoczyńcę od władzy, ale drugi mu podobny zaj~ mie jego miejsce.
Nie chcę przez to powiedzieć, że poszukiwanie indywidualnych sprawców jest pozbawione sensu. Seria włamań czy zabójstw często
kończy się po tym, jak policja złapie odpowiedzialną za nie osobę. Nic~ stcty rozwiązanie sprawy nie jest tak łatwe w przypadku
problemów społecznych.
Są osoby zajmujące się kwestią dyskryminacji kobiet, które uważają, że dokładnie wiedzą, kto ponosi winę za taki stan rzeczy.
Niektórzy wskażą na wszystkich mężczyzn, inni na chciwych pracodawców, jeszcze inni na polityków. Nie brakuje również sugestii,
kogo winić za dyskryminację ekonomiczną czarnych i innych mniej8zości etnicznych.

3 Dokładniejsza analiz., argumentów S.ldu i dodatkowe informacje statystyczne, zob. Gross, Mauro,1989 .
Perspektywa socjologiczna

Czasami istnieje możliwość określenia konkretnych spraw<:6w i zmuszenia ich do zaprzestania swoich działań. Na przykład

w

Dctroil sąd nakazał zakończenia praktyki stosowanej w sieci klubów fitncss, która płaciła menedżerom mężczyznom prowizje za
każdego nowego klienta w wysokości 7,5%, podczas gdy menedżerowie kobiety dostawa~ Iy jedynie 5%. Podobna sytuacja spotkała
pewien bank w Montanie, który płacił kasjerom więcej niż kasjerkom.
Mimo iż dzięki takim działaniom zyskały pracujące w tych miejscach kobiety, nie rozwiązało to szerszego problemu. Kobiety
generalnie nadal I.arabiają 65 centów na każdego dolara zarobionego przez mężczyznę.
Prawda jest taka, że nie ma pojedynczej osoby, która byłaby odpo~ wiedzialna za ekonomiczną dyskryminację kobiet czy mniejszości
et~ nicznych. Nie ma żadnego Archiego Bunkera*, ktÓry steruje systemem ze swojego tajnego centrum działań w Nowym Jorku. Nie
stoi za tym też i:adne mocarstwo ani partia polityczna. Nawet jeżeli moglibyśmy oskar~ i.yć o dyskryminację ekonomiczną jakąś
jednostkę albo grupę, to kogo oskarżymy o to, że śmiertelność wśród czarnych noworodków jest dwu~ krotnie wyższa niż wśród
dzieci białych?

Perspektywa socjologiczna

Nierówności są jedną z podstawowych cech struktury społecznej. Nie mówię tego po to, aby zjawisko to w jakikolwiek sposób
usprawiedliwiać ani też zasugerować, że grupy dyskI)'minowane powinny być dalej tak Iraktowane. Nie chodzi nawet o pokazanie, że
osoby dyskryminowane S,! w każdym społeczeństwie. Chcę raczej wskazać, że struktura nierów~ Ilości w społeczeństwie nie
ogranicza się do kilku osób, które źle postę~ pują względem innych. Nic nie zdziałamy, jeżeli ograniczymy się do szukania
winowajców. Równie dobrze moglibyśmy usiłować dojść do lego, kto ponosi winę za różnice religijne na świecie.
Nie oznacza to jednak, że tematyka nierówności jest obszarem zamkniętym. Socjologia dostarcza nam tutaj użytecznej perspektywy,
..:hociaż nie udzieli wszystkich odpowiedzi.
Zacznijmy od tego, że chociaż równość jest jedną z podstawo~ wych wartości amerykańskich, to nie jesteśmy jej oddani całkowicie.
Jak zauważył Seymour Martin Lipset (1963), w historii USA od dawna

• Archie Bunker _ bohater amerykańskiego serialu z lat siedcmd~jcsiątych (przyp.

tl\lIl1.).

background image

118

Rozdział 7. Nierówności

istniał konflikt między dwiema wartościami: sukcesu i równości. Chociaż wierzymy, że wszystkie jednostki są równe, to
równocześnie wierzymy

w

możliwość osiągania nierówności. Chcemy mieć możliwość osiągnięcia sukcesu dzięki ciężkiej pracy. To

jedna z podstawowych różnic między amerykańskim modelem społeczeństwa a modelem komunistycznym.
Jednakże nierówność nie polega jedynie na tym, że jedne jednostki są w stanie wspiąć się wyżej od innych, podczas

gdy

drugie

pozostają w tyle. Najważniejszą formą nierówności jest zorganizowana i trwala stratyfikacja społeczna, w której generalnie
mężczyznom powodzi się lepiej niż kobietom, a białym lepiej niż czarnym.
Podstawą systemów stratyfikacji są rozmaite cechy - nie tylko rasa j płeć, ale również religia, wiek, powiązania rodzinne, zawód, stan
majątkovvy, wykształcenie, siła fizyczna, poglądy polityczne itd. Każde społeczeństwo inaczej wartościuje te poszczególne
charakterystyki. Weźmy dla przykładu wiek. W wielu tradycyjnych społeczeństwach, głównie azjatyckich, osoby starsze zawsze
cieszyły się wysokim poważaniem. W Amel)'ce za to, gdzie panuje kult młodości, często traktujemy osoby starsze nieodpowiednio.
Często mówimy w tym kontekście o grupach mniejszościowych, chociaż taka grupa może tak naprawdę stanowić większość
społeczeństv,'a, jak w przypadku kobiet w USA czy czarnych w RPA Samo słowo mniejszość odnosi się do mniejszych udziałów owej
grupy w takich korzyściach społecznych, jak wynagrodzenje, szacunek czy władza polityczna. Każde społeczeństwo ma swoje
mniejszości, na przykład Thmi10wie w Sri Lance, Ajnowie w Japonii, Kurdowie w Iranie, Żydzi w Rosji, Palestyńczycy w Izraelu
itd.
Niektórzy socjologowie uważają, że stratyfikacji nje da się uniknąć. Ponad sześćdziesiąt lat temu ukazała się klasyczna już publikacja
dotycząca tego tematu autorstwa Kingsleya Davisa i Wilberta Moore'a (1945). Stwierdzili oni, że niektóre pozycje zawodowe w
społeczeństwie v.'Ydają się ważniejsze od innych: król czy prezydent zawsze będą umieszczani wyżej od osoby zamiatającej ulice.
Podobnie, niektóre zawody wymagaj" specjalistycznego wykształcenia czy zdolności, a więc ich v.'Ykonywanie zazwyczaj łączy się z
lepszym wynagrodzeniem. Omawiani autorzy wyciągnęli z tego wniosek, że pewien rodzaj stratyfikacji jest nieunikniony .
Zauważcie, że pogląd ten jest sprzeczny ze zdaniem innego socjologa, Karola Marksa, który uważał, że najlepszym możliwym
rozwiąza-

Funkcje ubóstwa

niem jest spoteczef1stwo bezklasowe. Mimo iż trudno rozstrzyglH)Ć 1\'. kwestię w tej chwili, wydaje się, że bliższy prawdzie jest jednak
pierwszy z zaprezentowanych poglądów. Jeżeli bowiem rzeczywiście bczklasowu społeczeństwo jest możliwe, to jeszcze nie udało
nam się go zrealizować, nawet w ZSRR. Nikt by przecież nie uznał, że chłop byt wówczas równy sekretarzowi partii. W ZSRR
istniała stratyfikacja edukacyjna i zawodowa, czego przykładem mogą być trudności ze skłonieniem uczniów z dobrymi wynikami w
nauce do pójścia do szkół zawodowych, jakie opisał Dennis Williams.

Trudności z namÓ\.vieniem ue;miów do zmiany kierunku ohranej kariery staiy się oczywiste po prze(;Zytaniu artykułu z mdzieckiego lll~lgazynu
dla nauczycieli. Opisywal on SJXltkanie 6smokbsistów z przedmieść Mosk\1.'Y ze ~pecjalist'l do spraw propagandy z Komsomołu. NamlIwialon
młodzież, aby ,.przekazali swoje sitne, mlode ramiona i gorąee serea tam. gdzie są potrzebne najbardziej". Uczniowie nie sobie z tego nie robili.
Kiedy jednego zapytano, czy chcialby iść do szkoly zawodowej,

lO

odpad, że "nic ma zamiaru zostawać C7Jonkiem ministerstwa leŚoictwa". Miat

on na Jnyśli to, ie leg() typu s~koty są pełne dębów, co w slangu rosyjskim oznac~a "durnia". Osoba ucząca owego cl1lopca powied~iała, że nic była

w

stanie namówić 25 osób z jej 42-osobowej klasy, aby poszly do szkol,' zuwodowej, tak jak od niej wymagał~1 partia. Dziesięciu uczniÓw od razu

odrzucilo propozycję, a kolejne piętna~cie osób pC)I>,'iedziato, że nie chce iść do szkoly przygotowującej do pracy na roli czy w fabrykach.
Niechęć do szk61 zawodowych jest jeszcze wyraźniejsza w elitarnej moskiewskiej szkole nr 22, w której językiem wykładowym jest angielski.
Większość tamtejszych uemi6w pochodzących z rodzin dyplomatów, nauk()wc6w, inteligencji wyraża chęć pójścia na uniwersytel i pracowania

w

tej samej branży, co ich rodzice (Williams. 1984, s. 73).

Funkcje ubóstwa

Aby zrozumieć trwałość nierówności, musimy przyjrzeć się temu, w jaki sposób przynosi ona korzyści zarówno pojedynczym
jednostkom, jak i społeczeństwu w ogóle. Z takiego założenia wyszedł Herbert Gans (1971), kiedy badał społeczne funkcje ubóstwa.
Oto kilka jego wniosków:
Jak długo w społeczeństwie żyją osoby ubogie, tak długo będzie kl'o~ od wykonywania "brudnej roboty", czylj prac, którymi inni nie
chc~l się zajmować.
Jako że biedniejsi pracują za niższe stawki, bogatych stać na "luksusy" w postaci stużby domowej, na którą w innym przypadku nic
mo~ gliby sobie pozwolić.

background image


120

Rozdział 7. Nierówności

Istnienie osób biednych zapewnia zatrudnienie tym, którzy się nimi zajmują - od policji i pracowników pomocy spotecznej aż po
lichwiarzy.
Biedni są rynkiem zbytu towarów gorszej jakości, takich jak zepsute pożY\\lienie, które w innym przypadku trzeba by było wyrzucić.
Biedni mogą stuiyć za negatywne przykłady mające uzasadnić i podtrzymać normy społeczne dotyczące ciężkiej pracy,
oszczędności itd.
Gans nie stara się usprawiedliwić biedy. Nie twierdzi on, że jest ona "rozsądną cem!" za funkcje, jakie pełni

w

społeczeflsrwic. lego

typu badania nie muszą powstrzymywać reform społecznych. Jeżeli ktoś

byłby

zainteresowany rozwiązaniem problemów związanych

z ubóstwem, to jedną z pienvszych rzeczy, jakie musiałby zrobić, byłoby zrozumienie tych i innych powodów jego trwałości. Jeżeli
udałoby się nam ograniczyć biedę w Ameryce, to musielibyśmy jednocześnie wypracowaćjakąś metodę radzenia sobie z "brudną
robot,!", znaleźć inne zajęcia dla osób zatrudnionych dotąd w pomocy społecznej i inny sposób \vykorzystania jednodniowego chleba.
W tym rozdziale pisałem jedynie o kilku elementach stratyfikacji społecznej. W rozdziale 10 wrócimy do tego tematu - tym razem w
skali globalnej. Moim celem nie było przejrzenie nawet najważniejszych te· matów tej dziedziny. Chciałem raczej pokazać, że często
podchodzimy do problemów społecznych, takich jak nierówność, w sposób zbytnio uproszczony, przez co nie jesteśmy w stanie
skutecznie sobie z nimi poradzić. Socjologia i jej paradygmaty, jak na przykład teoria systemów społecznych czy konfliktu,
umożliwiają nam skuteczniejszą obserwację życia społecznego, w tym kwestii nierówności, dzięki czemu możemy wywierać wpływ
na otaczający nas świat.

background image

ROZDZIAŁ

8

Wolność a porządek

Hans i Emma Kabel nie mieszkają już w Nowym Jorku. Przez pięćdziesiąt lat mieszkali

w

potudniowej części Bronksu Z\.vanej Morrisaną. Teraz już

nie.
Il:iedy państwo Kablowie wprowadzili się do Bronksu, wydawaro im się, że znaleźli soI)ie szczęśliwe miejsce. Weekendowe wyprawy poza miasto
przypomin<lty im ich rodzinne Niemcy. Mieli wielu przyjaciót i wiedli spokojne życie.
Wszystko zaczęło się Wlieniać w późnych latach trzydziestych XX wieku. Wówczas lo firma przetwórstwa mięsnego, w której pracował Hans,
przeniosła się do ConIlecticut. Chociaż większość jego współpracowników zmienKa miejsce zamieszka11ia. aby zminimalizować odległość do
pracy, Hans zdecydował się dojeżdżać tam po cztery godziny dziennie. Taki stan rzeczy trwat do 1964 roku, czyli do jego przejścia na emeryturę.
I~nansowo wiodlo im się catkiem dobrze - poza ubezpieczeniem społecznym mieli jeszcze emeryturę Hansa i okoto 20 tys. dolarów oszczędności -
jednak w innych sfelach życia było gorzej. Kablowie coraz bardziej się izolowali, została im jedynie garstIla przyjacićt, a coraz poważniejsze
problemy miasta zaczęły dotyczyć ich osobiście. I>otudniowy Sronks stat się dżunglą, w której wszechobecna byta wzajemna wrogość i przemoc. Z
obawy przed wieloma niebezpieczeństwami w ich sąsiedztwie, Kablowie coraz rzadziej opuszczali swoje mieszkanie. Mimo iż znajomi starali się
namówić ich 11<1 przeprowadzkę (mieli na to środki), stare małżer'lstwo mówiło, że nie potrafiliby opuścić miejsca, w którym spędziii pół wieku.
I)rzemoc w kor'1cu dotarła także do ich mieszkania. Hans zostat napadnięty w korytarzu Jego bloku, a napastnicy nie przestali go bić, nawet gdy
oddał im pieniądze, ude17<lJąC jego głową wielokrotnie o marmurową posadzkę. Według relacji jego majomych, nigdy nie otrząsnął się po tym
zdarzeniu.
l>ółtora roku później grupa osób wtamała się do ich mieszkania. Zaczęli torturować ll1atżonkćw, licząc na to, że zdradzą im, gdzie trzymają
pieniądze. Kiedy zdali sobie Gprawę, że od Hansa się tego nie dowiedzą, związali go, zakneblowali i pobili. Postanowili Ivydoby(; tę informację od
Emmy. Po wielokrotnym uderzeniu jej w twart Jeden z oprawców wziął widelec do pieczenia i zaczął przebijać jej ramię, pozostawiaJ'lC regularne
rany biegnące coraz wyżej. Kiedy zbliżał się widelcem do oczu, Emmo

background image

122

Rozdział 8. Wolność a porządek

powiedziała, gdzie znajduje się dwieście dolarów. Mimo to napastnicy znęcali się nad

parą Jeszcze przez 45 minut.

Te dwa brutalne wydarzenia zaznaczyfy początek ostatnich dni Kablów

w

Nowym Jorku, Oczywiste stato się to, że nie mogą dłużej mieszkać

i

czuć się bezpiecznie

w

swoim mieszkaniu,

lak

więc zaczęli przygotowywać się do jego opuszczenia, Pewnego dnia Emma doktadnie wysprzątata cale mieszkanie, napisala listy do swoich

krewnych

w

Kalifornii oraz zostawii;3 dokładne instrukcje prawnikowi. Po uporządkowaniu wszystkich swoich spraw, Hans (78 lat)

i

Emma (76 lat) powiesili się

w

mieszkaniu, którego nie potrafili opuścić za ŻYcia.- W pozostawionym liście napisali: .nie chcieli

śmy już żyć wstrachu~l.

Chociaż historia ta jest drastyczna, niestety nie jest to odosobniony przypadek. Uczba przestępstw nadal rośnie i prawdopodobnie każdy doświadczył tego na własnej
skórze. Wydaje mi się wręcz, że każdy z was stał się kiedyś ofiarą przestępstwa. Nawet jeżeli nikt z was nigdy nie został obrabowany czy pobity, to na pewno
wdychaliście toksyny, które ktoś nielegalnie v.ypompował do powietrza, płaciliście ceny, które były

w

nielegalny sposób zawyżone albo ptaciliście więcej, aby

wyrównać straty spowodowane kradzieżą towarów z danego sklepu. Gdy ktoś dokonuje oszustwa pOdatkowego, to my musimy piacić więcej, aby aekompensować
straty. Kiedy inni zgtaszają falszywe podania o odszkodowania, to nasze sktadki automatycznie wzrastają.
W rozdziale 6 pisałem o tym, że żyjemy w morzu zasad, zarówno formalnych, jak i nieformalnych. Jest ich tyle, że w nieunikniony sposób tamiemy jakąś zasadę
codziennie. Czasami robimy tak, gdyż nie wiemy, że takie zasady istnieją, inne ztamiemy, bo się

z

nimi nie zgadzamy. W jeszcze innych przypadkach wiemy, że

postępujemy tle, jednak mamy nadzieję, że uda nam się uniknąć kary.
Zdaje mi się, że widać ironię tej sytuacji: nie ma rzeczy, która nie byłaby obwarowana jakimiś regułami, a ludzie łamią je na prawo i lewo. To, cry uznajecie
społeczeństwo za zbyt silnie rządzone prawami, czy też zbyt bliskie anarchii, jest tylkO kwestią waszego światopoglądu, analogicznie do tego, czy uznamy szklankę za
w polowie pełną, czy w połowie pustą.
Mimo że łamanie niektórych reguł może się wam wydać niegrotne, w niektórych przypadkach (tak jak w sytuacji Kablów) może ono wyrządzać brutalne szkody
innym. W rezultacie, każde zorganizowane spoJeczeństwo musi sobie jakoś radzić z kwestią prawa

i

porządku, definiując to, co jest dopuszczalne, a co nie i wdrażając

te regutywżycie.
Jeżeli ludzie nie stosują się do reguł rządzących strukturą społeczną, to struktura taka się rozpada

i

życie w uporządkowanym społeczeńst\vie zmienia się w chaos.

Zanim jednak opmviemy się po stronie utrzymującej porządek, należy zauważyć, że mogą istnieć pewnie struktury, które uznajemy w społeczeństwie za niepożądane.
Gdybyście na przykład byli osobami mieszkającymi w Afryce Południowej, ta może nie uznawalibyście prawa i porządku spolecznego za rzeczy, których nie należy
zmieniać. ReguJą jest to, że system wspierają zl'~le osoby, na których kOrzyść on dziaJa, natomiast te, które są niezadmvolone z panUjącego

status quo,

będą całkiem

zrozumiale dążyły do jego zniesienia albo przynajmniej zmian w jego ramach.

I Szczegóły z~czeqmięto z. reportażu KennClha Grossa 1.amiesza:onego

w

"San Francisco ExaminerandChronicle" t2grudnia1976roku.

Dewiacje

Sytuacja ta jest tylko częścią znacznie poważniejszego dylematu. Porządek społeczny Jest bronią obosieczną i nie da się zaprzeczyć temu, że wszyscy, nawet ci w
najgorszej sytuacji, coś na tym zyskują. Nawet najbiedniejszy mieszkaniec slumsów może rnieć pewność, że ruch uliczny będzie się odbywaj w wyznaczonym
kierunku, powietrze będzie czystsze niż gdyby nie byto rządoV>"fCh zarządzeń co do zanieczyszczeń przemyslol,',ych oraz że wszelkie pożywienie zakupione VI
okolicznym Sklepie będzie speJnialo pewne warunki świeżości. Chociaż równowaga między tym, co dajemy społeczeństwu i co od niego otrzymujemy może się
różnić, nie ma wątpliwości, że każdy z nas na wiele sposobów korzysta z różnych struktur spoJecznych.
Jednakże każda korzyść ptynąca ze struktur spolecznych wiąże się też z ceną, jaką za lo płacimy - w tym wypadku jest to nasza w1asna wolnoŚĆ. Tak więc ceną za
uporząd" kowany ruch uliczny jest to, że grozi nam kara, jeżeli nie będziemy jeidzić zgodnie z regułami. Ochrona przed zastrzeleniem nas na ulicy wiąże się z tym, że
nam też nie wolna do nikogo strzelać, niezależnie od tego, ery się nam to podoba, czy nie. Zdaję sobie sprawę, że przykJady te mogą się wydawać nieco
przejaskrawione, ale chcę podkreślić konflikt istniejący międry wolnością a porządkiem
Nie oznacza to, że struktury spoJeczne odbierają nam naszą wolność. Zwrócilem wam uwagę już wcześniej, że często radzimy sobie z tym, łamiąc reguty. Nie możemy
jednak łamać reguł bezkarnie, a każde ich pogwałcenie wiąże się z ryzykiem sankcji. Im więcej osób lamie prawo, tym pilniej wtadze będą strzegły porządku: prawa
będą wdrażane bezv.nględniej, kary będą surowsze itd. Nie zawsze łamanie praw prowadzi do zaostrzenia sankcji, ale jest to najczęstszy rezultat takiego działania.
Większość naszego życia możemy więc opisać w kontekście zmagań między dewiacjami a kontrolą spoJeczną. W rozdziale tym rozpatrzymy tą kwestię bardziej
szczegółowo.


Dewiacje

Czym dokładnie są dewiacje? Najprościej rzecz ujmując, są to przypadki łamania jakichkolwiek reguł czy tJorm. Przykładowo,
morderstwo jest oczywistym złamaniem reguły ztJanej we wszełkich społeczeństwach, chociaż w niektórych sytuacjach może być ono
uzasadnione. Inne czyny mogą być uznane za dewiacje w jednym społeczeństwie, a w innych już nie. Takim przykładem może być
poligamia, która w Stanach Zjedno~ czonych jest nielegałna, ałe w innych krajach jest nie tylko dopuszczał· na, ałe również potrafi
być wręcz podziwiana. Spekulacja jest zakazana w krajach socjalistycznych, a

w

Ameryce i innych gospodarkach kapitalistycznych

jest ona podstawą wszelkich przedsięwzięć finansowych.

background image


124

Rozdział 8. Wolność a porządek

Można jednak być dewiantem bez łamania prawa. Przykładowo, jeżeli jesteś mężczyzną, to żadne prawo nie zakazuje ci ubierania się
w sukienki, chociaż może to poważnie ośmieszyć cię

w

oczach innych. Nie ma prawa nakazującego nam podawania innym ręki, kiedy

zaoferują nam tę formę przywHania, jednak niewątpliwie uznano

by

nas za dewiantów, gdybyśmy na coś takiego odpowiedzieli

wystawieniem języka - co ~viOją drogą jest dopuszczalnym przywitaniem

w

niektórych społeczeństwach.

Także działanie \v zgodzie z nakazami prawa może komuś przypiąć etykietkę dewianta. Na przykład dostosowanie się do
ograniczenia prędkości do 40 kilometrów na godzinę zaowocuje lrąbieniem, grożeniem pięściami i werbalnymi inwektywami. Albo
spróbujcie powiedzieć waszym znajomym, co tak naprawdę o nich myślicie - ciekawy jestem, ile osób pozostanie nadal waszymi
przyjaciółmi.
Przykłady te powinny wam uświadomić jedną rzecz: jesteście dewiantami. Zawsze nimi byliście i nie ma szansy, abyście przestali
nimi być. Jeżeli to wciąż was nie przekonuje, to zwrÓĆcie uwagę na to, że dewiantem można zostać, zarówno mówiąc prawdę, jak i
kłamiąc. Nie da się tego uniknąć.
Należy tu zwrócić uwagę na jeszcze jedcn podstawowy czynnik: tak jak nie wszystkie struktury społeczne muszą być dobre, tak samo
nie wszystkie działania dewiacyjne są z zasady złe. Biorąc pod uwagę wielkomiejską normę "nie wtrącania się" w sprawy innych,
osoba, która pomaga ofierze napadu, staje się automatycznie dewiantem. Abolicjoniści łamali prawo, pomagając niewolnikom uciec
przed ich właścicielami, a "herbatka bostońska" była bezpośrednim złamaniem obowiązującego prawa, podobnie jak cała rewolucja
amerykańska"'. Niemniej odnosimy się do dewiantów uczestniczących w tych wydarzeniach z największym szacunkiem.
To, co dla jednego może być nikczemnym przestępstwem, dla innego może być szczytem odwagi. Dewiacja często jest źródłem
zmian społecznych, które później możemy uznać za korzystne. Wszystko to komplikuje nasz stosunek do tego zjawiska. Nie oznacza
to oczywiście, że powinniśmy oddawać cześć wszystkim dewiantom - oprawcy Kablów

• Herbatka bostOllska (Boston Tha Party) -l.alopienie w Bostonie transportu herbaty 16 grudnia

1773

roku będące wyrazem protestu Amerykanów

przeciw elom nałożonym przez Anglię na import herbaty (a konkretniej przeciwko monopolowi Kampanii Wschodnioindyjskiej) (przyp. red.).
Kontrola społeczna

prawdopodobnie nigdy nie zostaną usprawiedliwieni za swoje czyny ... niemniej pokazuje, że różne sytuacje i zachowania należy
najpierw dOM kład ni e przemyśleć, zanim się je ostatecznie potępi jako nieprzystaj;!cu do systemu przyjętych norm.

Kontrola społeczna

Skoro problem dewiacji jest tak złożony, tym bardziej dotyczy to kontroli społecznej, czyli wspólnego wysiłku mającego na celu
przeciwdzialanie dewiacji. Organami wykonawczymi tej kontroli są wszyscy, od rodziny, nauczycieli i rówieśników aż po sądy,
policję i więzienia. Wszystko, co trzyma nas w ryzach, jest przykładem kontroli społecznej, łącznie z takimi instytucjami, jak rodzina,
szkoła i religia.
Zawsze kiedy dana dewiacja jest "zła", kontrola spolcczna wydaje się być automatycznie "dobra". Ale kto decyduje o tym, co jest
dobre, a co złe?
W Bostonie doszlo kiedyś do następującej sytuacji. Pewien kapi~ tan o nazwisku Kemble wrócił z trzyletniego rejsu. Jego stęskniona
żona wyszła mu na spotkanie. Padli sobie w ramiona i pocałowałi. Jednak powitanie to nie skończylo się tak, jak możecie sobie
wyobrażać. Sąd skazat kapitana KembJe'a na zakucie w dyby na dwie godziny za dopuszczenie się "obscenicznego i lubieżnego
zachowania". Kolonia Zatoki Massachusetts byla drażliwa, jeżeli chodzj o kwestie seksualne, a jej przywódcy, zarówno religijni, jak i
polityczni, byli równie przewrażliwieni na punkcie swojego autorytetu. Jednakże z tego, co pisze Vera Lee (1986), nie udało im się
zupełnie uniknąć krytyki:

Zaskakuj~lca liczba mieszkańców miasta wymżała swoj" niechęć względem osób nimi rządzących. Wiciu stawato prl.cd sądem za o~tre i d<Jsadne
uwagi pod adresem władz kościelnych i polilycznyeh. Ursula Cołe z Charlcstov>'O, skazana za obrazę jednego
zksięŻ)'.stwierdzila,żenl\.>miechętnie"sluchalabymiauczeniakotacojegoka7.aniu". John Lec, zatrzymany w związku z porllwnaniem gubernatora
Winthropa do urzędni· ka kancelarii prawniczej, podtrzymywal przed sądcm swoją opinię o tym, ze instytucje te ponoszą odpowiedzialność za
tworzenie praw rów110znacwych z kradzieżą. Gcorge Nubo został przez ławę przysięgłych uZ11anyza \\'innego obrazy okolicznych księiy,
11i1zywając ich "kłamcami, pijakami i stręczycielami" (tamie. s. 48B) .

Czasami możemy mieć wrażenie, że jedyną funkcją kontroli społecznej jest utrwalanie samej siebie. Oto eksperyment, ktÓry
mol.l.:cic

background image


126

Rozdział 8. Wolność a pOr'lądck

przeprowadzić u siebie na uczelni. Znajdźcie salę, gdzie paru profesorów ma pod rząd wykłady. Na tablicy napiszcie następującą
prośbę i zobaczcie, jak długo ona tam pozostanie.


Mimo że tego typu ..•..• 'Ybryki kontroli społecznej mogą się wydawać śmieszne, to jednak nie zawsze jest do śmiechu. Rozważcie
kilka przy· kładów zaczerpniętych z raportów Amnesty International:
Kirił Spasow spędził swoje 21 urodziny w bułgarskim więzieniu. Policja zatrzymała go zaraz po zdaniu matury, a sąd skazal go we
wrześniu 1983 roku na trzy lata więzienia za to, że planował opuścić kraj bez zgodny władz (Amnesty AClion, kwiecień 1985).
Ośmiu pisarzy

i

dziennikarzy zostało zatrzymanych przez libańskie władze za to, że wzięli udział w spotkaniu poświęconym pamięci

pewnego poety. Sąd skazał ich w 1980 roku na dożywocie, gdyż prawo libańskie zabrania zgromadzeń, organizacji i grup
"działających wbrew zasadom rewolucji Al-Fatah". Oznacza to, że jakakolwiek opozycja w tym kraju jest prav.:nie zabroniona
(Amnesly Action, kwiecień 1985).
15 kwietnia 1981 roku w Kijowie aresztowano Raisę Rudenko i postawiono jej zarzuty z artykułu 62 kodeksu karnego Ukraińskiej
Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, który dotyczył "antysowieckiej agitacji i propagandy". Kara za to wykroczenie wynosi 12 lat
zesłania albo więzienia, gdy doszło do wygłaszania opinii sprzecznych z linią działań rządu. [Dokładniej chodziło o to, że pani
Rudenko walczy ta o zwolnienie jej męża z więzienia i otrzymywała od niego bez zezwołenia listy.]
Amnesty lnternational dowiedziaŁo się, że Thhisekedi wa Mulumba i Kanana Tshiongo zostali postawieni przed zairskim sądem

10

stycznia 1986 roku za obrażenie gŁowy państwa. 17 stycznia zostali skazani na 18 miesięcy więzienia oraz nakazano im zapŁacenie
wysokich grzywno [ ... J KanalIa Thhiongo zostaŁ skazany za uwagi uwłaczające prezydentowi Mobutu podczas aresztowania
TShisekedi wa Mulumby. Obu nie przysługuje prawo do odwołania się od wyroku (Urgent Action, marzec 1986).

Kontrola

SPOłcl:ZIl::\

Spójrzmy jeszcze raz na to, czego się już dowiedzieliśmy w lynl rui'.~ dziale. Normy społeczne pozwalają nam prowadzić relatywnie
spokojl1l.J i bezpieczne życie, które zapewniamy sobie, zrzekając się pcwnycll wolności. System ten jednak przestaje funkcjonować,
kiedy ludzie przcsllljil żyć wedŁug ustanowionych norm, stąd też wykształcają się mechanizmy kontroli społecznej służące temu, aby
owo posŁuszeństwo zapewnić. Powstają w związku z tym dwa potencjalne probJemy. Po pierwsze, nor· my mogą być
niesprawiedliwe albo nieodpowiednie (w odniesieniu do niektórych standardów). Po drugie, środki kontroli społecznej moglI

w

pewnej chwili zacząć działać bardziej na rzecz przetrwania danego systemu (w tym też i jego autorytetu) nii zgodnie ze swoimi
pierwotnymi celami. Teraz przyjrzymy się trzeciemu problemowi.
Nawet jeżeli zgodzilibyśmy się z tym, że normy są sprawiedliwe,

CI

władze postępują honorowo, to i tak istnieje moiliwość, że

systemy kontroli społecznej nie będą dobrze funkcjonować. Rozważmy dwa przykŁady wymierzania kar za nieprzestrzeganie prawa.
Wprowadzenie więzienia jako formy kary było uznane za element postępu. Wcześniej więzienia wykorzystyv.'ano tylko jako środek
zapewniający, że osoba podejrzana stawi się na swój proces i wymierzenie jej kary, którą najczęściej byto okaleczenie, tortury lub
śmierć. W porównaniu z tym zamykanie skazanych w miejscach, gdzie otrzymywali wikt i opierunek, zdawało się być czułą opieką.
Nigdy nie doszliśmy do zgody na temat tego, jaki jest cel więzień i mamy jeszcze więcej wątpliwości, czy spełniają one swoje
zadanic. Zwykle wymienia się cztery cele więzienia:
Karanie - jako że przestępcy wyrządzili komuś szkodę, sprawienie im cierpienia w odwecie zdaje się być moralnie uzasadnione.
Ochrona spoleczerlstwa - zamykając przestępców w odosobnieniu, możemy mieć pewność, że nie będą mogli popełniać dałszych
prze~ stępstw.
Odstraszanie - kara więzienia będzie powstrzymywała inne osoby przed popełnianiem pr.lcstępstw.
Resocjalizacja - więzienia odgrywają rolę w resocjalizacji, która ma na cełu umożliwienie im w przyszłości powrotu do społeczeństwa
i prowadzenie życia zgodnego z prawem.
Jak sądzicie, czy udaje się więzieniom spelniać te cele? Zdaje się,

ze

jako forma wymierzenia kary odnoszą sukces. Chociaż niektóre

oso-

background image


128

Rozdział 8. Wolność a porządek

by żyją

W

gorszych warunkach na wolności niż osoby skazane na uwięzienie, to jednak nie jest lo rzecz, której się zazdrości.

Więzienia zdają się też skutecznie ochraniać ludzi przed skazanymi przestępcami poprzez ich odizolowanie od reszly społeczeństwa,
niemniej ochrona ta jest ograniczona czasem tnvania kary. Osoby po odbyciu kary więzienia często wychodzą na wolność z
poczuciem urazy i

S,j

jeszcze lepiej wyszkolone w wyniku zetknięcia się z bardziej doświadczonymi przestępcami,

Nie ma wielu dowodów, które potwierdzałyby skuteczność więzień w odstraszaniu ludzi od popełniania przestępstw. Należy zwrócić
uwagę, że osoby, które mają największe szanse trafienia za kratki, to ci, którzy wiedzą, jak wygląda tamtejsze życic, czyli byli
skazańcy. Więcej na temat tego, czy kary odwodzą osoby od popełniania przestępstw, powiemy przy okazji omawiania kary śmierci.
Ostatnim i naj młodszym celem więzienia jest idea resocjalizacji więźniów, mająca dać im szanse pełnego powrotu do społeczeństwa.
Wszyscy chyba chcielibyśmy, aby więzienia spełniały tak,! funkcję, a osoby nimi zarządzające realizowały w tym zakresie rozmaite
programy. W roku 1975 Douglas Lipton, Robert Martinson i Judith Wilks opublikowali przegląd 231 raportów badawczych
oceniających rozmaite programy resocjalizacyjne, zlecony przez specjalną komisję do spraw przestępców przy gubernatorze stanu
Nowy Jork. Wynik badania był prosty: nic nie odnosi skutku! Żaden z raportów nie wskazywał na program, który zmniejszałby w
znaczącym stopnju skalę recyd

ywy

2.

Jak jesteście sobie zapewne w stanie wyobrazjć, wniosek ten spowodował spore kontrowersje, a debata trwa po dziś dzień. Generalnie
trudno jcst bowiem z.naleźć dowody na to, że więzienia skutecznie resocjalizują skazańców. Mówi się, że jedyną rzeczą, jaką
więzienia potrafią wyleczyć, to heteroseksualność.
Zwróćmy uwagę na inną ważną kwestię, a mianowicie karę śmierci. Można powiedzieć, że uzasadniają ją te same argumenty co karę
więzienia, z wyjątkiem oczywiście resocjalizacji. Do tego dochodzi klasyczna zasada "oko za oko". Mimo że wiele osób protestuje
przeciwko karze śmierci ze względów etycznych, faktem jest, że ochrania ona

2 Recydywa

-lXlnowne popełnienie przestępstwa przez osobę już karaną. Sposoby oceniania skali reC)'dywy są rMne: na podslawie liczby osóh trafiających ponownie

do llrcszlu, liczby wyroków skazujących, liczby osób, kl6ra wraca do więzienia ild. Zasadniczą reguł ąjesl to, że około 60% skazańc6w wraca za kraIki.

Kontcola społeczna

społeczeństwo przed dalszymi potencjalnymi szkodami, jaki!.: móglhy wyrządzić skazany. Ale jak to wygląda w przypadku
odslraszanin

pOIL\Il.

cjalnych przestępców?

Socjologia nie powie nam nic o etycznej stronie tego dylcn1;lltt, umożliwia nam natomiast zbadanie efektu odstraszania innych osób
przed popełnianiem przestępstw.
Zauważcie, że niektóre stany USA stosują karę śmierci w przypadku pewnych przestępstw, jak na przykład morderstw, podczas gdy
inne zupełnie od niej odeszły. Jeżeli kara śmierci rzeczywiście odstrasza Judzi od popełniania przestępst\v, to możemy założyć, że w
stanach,

w

których się ją stosuje, dochodzi do mniejszej ilości zabójstw. Spójrzmy, jak to wygląda w praktyce.

W latach sześćdziesiątych XX wieku karę śmierci stosowano w Stanach Zjednoczonych powszechnie

3

. William C. Bailey (1975)

przeprowadził analizę liczby zabójstw w stanach, gdzie była ona stosowana i ich liczbę w stanach, które ją zniosły. Wynik badań
Baiłeya możecie zobaczyć w tabeli 8.1.

Tabela 8.1. Porównanie średniej liczby osób skazanych za morderstwo na 100 tys. mieszkańców w stanach stosujących karę śmierci i tych, które jej
nie stosują

Kara śmierci niestosowana

Kara śmierci stosowana

1967

1968

1967

1968

Morderstwo pierwszego stopnia

0,18

0,21

0,47

0,58

Morderstwo drugiego stopnia

0,30

0,43

0,92

1,03

Calkowita liczba morderstw

0,48

0,64

1,38

1,59

Źródło:Bailey.1975


Na pierwszy rzut oka zupełnie nie wydaje się, żeby kara śmierci udstraszała od popełniania przestępstw. Widać nawet, że w stanach ją
stosujących liczba popełnianych morderstw jest v.'Yższa niż tam, gdzie karę tę zniesiono. Baiłey postanowił się jednak przyjrzeć
temu dokładIliej i wypróbować inne metody wyjaśnienia tej kwestii.
Może relacja między karą śmierci a liczbą zabójstw działała odwrotnie niż pierwotnie zakładano? Może stany z wysokim
wskaźnikiem

3

Sąd Najwyższy USA opowiedział sift przeciwko karze ;mierci IV 1972 roku, dochodzqc do wniosku, że by ta olla Slosowana nieproporcjonałnic w przypadkach osób

czarnych. Jcdn;lk~c lIiewiele stanów zmieniło swoje prawa dotycz;!CC kary śmierci, biorąc pod uwagę postanowiclIicsądu.

background image

130

Rozdział S. Wolność a porządek

zabójstw decydowały się ją stosować w reakcji na taki stan rzeczy, a te z niskimi wskaźnikami zabójstw ją uchylało, jako że zdawała
się być zbydna'? W takiej sytuacji efekt odstraszający wciąż mógłby odgrywać pewl\'l rolę, chociaż porównanie zestawione

w

tabeli

8.1 nie wydaje się za tym przemawiać.
Aby sprawdzić tę możliwość, Bailey przeanalizował zmiany w liczbi~ zabójstw, jakie mogły się wiązać z karą śmierci w danych
stanach. Jeżeli jakiś stan rezygnował ze stosowania kary śmierci, to wskaźnik zabójstw powinien drastycznie pójść w górę, za to w
przypadku stanów, gdzie karę tę wprowadzono, liczba zabójstw powinna spaść. Okazało się jednak, że wprowadzenie czy
zrezygnowanie z kary śmierci nie ma żadnego wpływu na te wskaźniki.
To, czy kary pełnią funkcję odstraszającą, wciąż nie zostało ustalone. Sprawa ta jest znacznie bardziej skomplikowana, niż
wydawałoby się z tego opisu, mam jednak nadzieję, że udało mi się pokazać, iż perspektywa socjologiczna umożliwia nam szerszy
ogląd sprawy od tego, jaki możemy usłyszeć w codziennych zdroworozsądkowych dyskusjach.

Dewiacja, wolność i odpowiedzialność

Na konicc tego rozdziału chciałbym dotknąć jeszcze jednej istotnej kwestii związanej z napięciem między wolności.! a porządkiem.
Prawdopodobnie największy wpt)'\\' na nasze życie społeczne socjologia miała w odniesieniu do przestępstw i kar. Istnieje jednak
możliwość, że rozwiązując jeden problem, tworzyła równocześnie nowy. Zakończę więc naszą dyskusję na ten temat, wskazując na
znacznie szerszy kontekst omawianego zjawiska.
Zacznijmy od zadania sobie pytania, dlaczego właściwie ludzie popełniają przestępstwa? Wiele lat temu nikt nie miał co do tego
wątpliwości: źli ludzie czynią zło. Często uważano, że przestępczość była uwarunkowana genetycznie, mówiono o "złej krwi", a z
perspektywy religijnej o narzędziach diabła.
Socjologia zaproponowala zupełnie inne wyjaśnienie tego zjawiska. Socjologowie stwierdzili, że przestępczość często ma związek z
wiclama czynnikami społecznymi, takimi jak ubóstwo, uprzedzenia, brak perspektyw zawodowych, normy subkulturowe czy
katastrofy. Innymi słowy, istnieje szansa, że "dobra" osoba zejdzie na ścieżkę przestępczo-

Dewiacja, wolność i odpowiedzialność

ści nie ze swojej winy. Czasami się mówi, że jakaś osoba staIiI si~ pl·:tt.:Slępcą jakby niezależnie od niej samej.
Wydaje mi się, że fakt przyjęcia tej socjologicznej definicji dewiacji zarówno przez władze, jak i przez społeczeństwo, było popr'lw.,
istniejącego poglądu na ten temat Przynajmniej stwarza ona możliwość resocjalizacji przestępców i por..vala na poszukiwanie w
miarę możliwości okoliczności łagodzących. Co więcej, umożliwia ona przeciwdziałanie przestępczości poprzez zwalczanie
elementów, które leżą u jej podstaw.
Rozwiązanie to ma jednak swoje wady, a jedną z nich jest przede wszystkim pomniejszenie osobistej odpowiedzialności za swoje
czyny, Jakkolwiek czymś zupełnie ludzkim i pełnym współczucia wydaje się zrozumienie tego, jak bezrobotny i ubogi mieszkaniec
getla został zmuszony przez swoją sytuację życiową do popełnienia przestępstwa, spojrzenie to zakłada, że taka osoba jest
uzależniona i poddana siłom swojego środowiska, zależną od niego kukiełką. Okazuje się, że pełne współczucia spojrzenie na ludzi
może być jednocześnie poniżające.
Kwestia ta jest jednym z podstawo"'Ycb dylematów socjologii i nie ogranicz<'l. się wyłącznie do dewiacji. Najważniejszym wkładem
socjologii w nasze rozumienie życia ludzkiego było ukazanie tego, jaki wpływ na nasze życie, cechy i sytuacjc, w których się
znajdujemy, mają struktury i procesy społeczne. Wiele rzeczy, jakie was określają, wiąże się bezpośrednio z waszymi rodzinami, w
tym z waszą przynależnością klasową, poglądami religijnymi lub politycznymi.
Socjologia, koncentrując się na wpływie lych deterministyczlIych mechanizmów, często jednak bagatelizuje możliwości jednostki i
odpowiedzialność za podejmowane przez nią wybory. Zauważcie jednak, jak ważny jest taki punkt widzenia dla zrozumienia
ludzkiego :r.achowania.
Kiedy się pytamy o powody uprzedzeń, automatycznie zaktadamy, :i.c zjawisko to ma jakieś źródlo, takie jak brak wykształcenia,
uprzedze!lia rodziców, poglądy religijne i polityczne, doświadczenia z dzieciństwa albo że jest to na przykład element rywalizacji
ekonomicznej. Nigdy nie powiemy, że ktoś jest uprzedzony tylko i wyłącznie dlatego, ~,t.: ma na to ochotę - zamiast tego
poszukujemy przyczyn, które znajduj:, się w społeczeństwie i na które dane osoby nie mają wpływu. Ale ~.wróćde uwagę, że za
każdym razem, jak znajdujemy "'Yjaśnienic !la,w.ego zachowania w strukturach i procesach społecznych, to odmawia-

background image


132

Rozdział 8. Wolność a ponądek

my zarówno osobie, której przypadkiem się zajmujemy, jak i sobie samym pewnego stopnia wolności (i odpowiedzialności)
indywidualnej. A zatem ograniczamy naszą własną wolność.
lak więc mogliśmy zobaczyć, że wolność osobista stoi

w

opozycji do porządku na dwa sposoby. Z jednej strony, porządek społeczny

ogranicza naszą wolność - trzeba się jej w pewnym stopniu zrzec, aby żyć

w

harmonii z innymi. Z drugiej strony, znacznie

poważniejsze zdaje się to, że nasze próby zrozumienia zachowania ludzkiego przeprowadzają o wiele subtelniejszy atak na naszą ideę
wolności osobistej.

background image

ROZDZIAŁ

9

Zmiana społeczna

Kiedy słyszymy o zmianie spofecznej, to zwykle myślimy o gruntownyell i długotrwatych przemianach procesów i struktur ludzkiego życia, takich jak początki
uprawy ziemi 9 tys. lat temu, rewolucja przemysłowa

Cl:j

pojawienie się państw demokratycznych w drugiej połowie XVIII wieku. Chociaż wymienione tutaj

przykłady są nie~Vlykle istotne, wcale nie trzeba aż tak daleko sięgać, aby znaletć ważne zmiany społeczne.
Szczególnie v.ykładnicza ewolucja technologii dostarczyła nam wielu przykładów. Niektórzy jeszcze pamiętają, jak pojawil się samochód - praktyczny pojazd
przydatny całej rodzinie. Inni mogą sobie przypomnieć, jak wyglądało życie bez telewizji. Te dwa wynalazki miały znaczący wptyw na prawie wszystkie aspekty
życia społecznego. Nawet jeżeli jesteście za miodzi, aby pamiętać czasy pojawienia się telewizji i samochodów, zastanówcie się, jakie zmiany technologiczne
nastąpiły w trakcie waszego życia i wyobratcie sobie, jak inne byłyby wasze codzienne doświadczenia bez tych wynalazków. Niezależnie od tego,

Cl:j

jesteście

kobietami czy mężczyznami, rozważcie, jak olbrzymi wpływ na wasze życie miało postępujące równouprawnienie pici. Zmiana ta nie tylko wp1)1f1ęła na wasze
szanse zawodowe, ale również na wzorce codziennych interakcji. Jak zmieniio wasze życie zakol'1czenie zimnej wojny? Pomyślcie o przemianach związanych

z

konsumpcją, zatrudnieniem, podróżowaniem i innymi aspektami życia.
Spójrzmy na najważniejszą innowację technologiczną naszych czasów, cl:jli komputer. Jeżeli jesteście y,ystarczająco dorośli, aby czytaĆ tę książkę, to komputer
jako urzą(Izenie uległ radykalnym zmianom w trakcie waszego życia i - sądząc z własnego do~wiadczenia - miał na nie niebagatelny wp1yw.
Po raz pierwszy miałem do czynienia z komputerem na Uniwersytecie Kalifomijskim w Berkeley, gdzie pracowatem jako asystent W Centrum Badań
Statystycznych. Owo centrum mieścilo się wtedy w porośniętym bluszczem ceglanym budynku po zachodniej stronie kampusu. Z zewnątrz stwarzat on wrażenie
elegancji, które jednak pryskalo, jak tylko weszło się do środka i widziało stare, podniszczone meble biurowe I u)'Ivany.

background image

134

Rozdział 9. Zmiana społeczna
Tylko jedna rzecz odróźniała się od reszty. Zaraz przy wejściu głównym znajdowały się

drzwi do .. pokOJU maszyn", największego pomieszczenia

w

calym

budynku. W czasach, kiedy klimatyzacja ciągle była rzadkością, tylko ten pokój doznal zaszczytu jej

posiadania

Mimo że

w

pokoju tym byto parę maszyn, to jednak centralnym punktem by! IBM 1620, chociaiby ze względu na swoJą wielkośĆ. Jakkolwiek potrafil on odczytywać

d8ne z kart perforowanych, większość danych przechowywano na dwóch napędach taśmowych, każdym wielkości lodówki albo automatu do kawy. Drukarka była
wielkości starego sekretarzyka, a procesor

i

panel sterowania przypominały coś i:y'wcem y,yjętego z elektrowni jądrowej z filmu science fiction. Mial nawet mate

lampki, które zapalaJy się, kiedy "myślał".
Ekipa "operatorów maszyn", pracująca w systemie zmianowym, zajmowała się potrzebami IBM 1620 dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ich wiedza wydawała mi
się tajemnicza i nawet nie wpadłby mi do głowy pomysł, aby obsługiwać ten komputer samodzielnie. Chociaż ostatecznie nauczyłem się montować taśmy do napędów,
to i tak nie odwaiyłem się pracować na niej bez operatora

w

pobliżu.

Celem tej reminiscencji jest próba zilustrowania niesamowitej ewolUCji komputerów

w

ciągu jedynie paru lat. Piszę ten rozdziat na małym laptopie Macintosh

Powerbook, siedząc VI recepCji hotelowej. Jest on mniejszy od standardowej książki telefonicznej.
Ten mały komputer, który zawsze mogę wziąć ze sobą w walizce na poktad samolotu, ma 167 razy więcej mocy obliczeniol'łej niż IBM 1620. 1620 potrzebowało 24
576 bajtów pamięci o dostępie swobodnym

1

(czyli 24K RAM), a mała maszynka, którą w tej chwili obsługuję, ma 4 megabajty (czyli 4 mln bajtów pamięci), a dałoby

się bez ktopotu dodać do niej jeszcze więcej.
Kiedy jestem w sytuacji, w której laptop bytby niewygodny ze względu na swoje gabaryty, to chwytam za swojego Poqet PC, który jest mniej więcej wielkości trzech
talii kart i l..ymaga do działania dwóch baterii. Chociaż ma tylko 640K pamięci, to i tak jego moc obliczeniowa jest ponad 26 razy silniejsza od IBM 1620.
Jeżeli napiszę coś, z czego jestem szczególnie dumny albo jeżeli chcę poprosić kogoś o recenzję mojego tekstu, to mogę przestać maszynopis mojemu wydawcy lub
kolegom na catym świecie, wykorzystując linie telefoniczne

2

. Kiedy ukończę ma· szynopis, mogę go zgrać na dyskietkę i wystać mojemu redaktorowi. Kiedy

wydawnictwo dokona odpowiedniej korekty tekstu, wyśle tę samą dyskietkę do łamania i składu.
W chIviii, kiedy czytacie tę książkę, większość wymienionych tu technologii jest już zapewne przedawniona. Jeżeli zachowacie ją dla swoich wnuków, to zobaczycie,
jak się będą śmiali, kiedy zobaczą w jak "prymitywnych" czasach dorastaliście.

1

Bajtem określa się ilość miejsca w pamięci komputera, jaką należy przeznaczyć na z<lpisanie jednegoznaku,naprzyklad]iterkia.

2 Prawdziwie otrzeźwiającym doświadC7.cniem było to, jak się dowiedziałem, źe cala moja praca sprowadza się tcraz du zamiany kolcjności matych ładunków
magnctycznych na plastikowcj dyskietce. Nawet podczas moich najbardziej udanych dni ilo~ć tych zmian nie starczałaby, aby
llapcJnićzakraplaczdDocwdiamyszoskoczka.

Rodzaje zmian społecznych

Zmiany tectmologiczne mają swój odpowiednik

w

wymiarze społecznym. WyoIJm1.elo sobie, jakie zmiany w waszym życiu spowodował komputer, niezależnie od

L<:I!,O,

ery posiadacie takie urządzenie czy nie. Albo zwróćcie uwagę na zmiany, które W)'c1aJ{l t;lq ZUpełnie niezwią,zane

z

technologią. Gusta muzyczne na przyktad

zmieniają slO prrvnajmniej raz na pokolenie. Monarchia i arystokracja są zastępowane demokraCJą. Religie zyskują i tracą na popularności, niektóre z czasem się
zmieniają. W wielu spoteczeństwach rodzinę poszerzoną zastąpiono rodziną nuklearną. Rozwody nie są Już tematem tabu ani nie budzą takich skandali, jak za czasów
mojej mtodoŚci, a rodzice samotnie v.ychowujący dzieci stali się czymś powszechnie akceptowanym. Amerykanie ogólnie stali się społeczeństwem bardziej
tolerancyjnym \'I stosunku do gejów i lesbijek, podobnie jak w odniesieniu do mniejszości etnicznych i religijnych. AborCja wciąż jest tematem kontrowersyjnym,
jednak jest przez większość akceptowana. Lista ta może się ciągnąć w nieskończoność.
Kiedy zajmujecie się zawiłoŚciami struktury spotecznej - normami, sankcjami, statusami itd. - to może się wam zacząć wydawać, że pewne instytucje się nigdy nie
zmieniają. Prawda jest jednak taka, że fundamentem spoteczeństwa jest w takim samym stopniu zmiana co stabilnoŚĆ. I wtaśnie temu się przyjrzymy w tym rozdziale.

Rodzaje zmian społecznych

Niektóre zmiany społeczne, takie jak mody, są przejściowe. Dlugości spódnic i włosów mogą sję zmieniać jak w kalejdoskopie.
Podobnie style tańca - menuet, charleston, jitterbug, twist, frug czy pogo - również mają swoje chwile świetności. Niczym fale na
oceanie, artyści wzbierają na popularności, a później zanikają wśród otaczającej ich masy. To, jak spędzamy nasz czas wolny, zdaje
się być szczególnie podatne na obowiązujące mody. Niektóre zmiany oknzują się jednak trwałe.
We wczesną, choć już rozpoznawalną wersję baseballu grata się w Nowej Anglii już w latach dwudzieslycb XIX wieku). Czasami
nazywano ją piłką miejską

(lOW!!

hail), jako że mieszkańcy miast formowali drużyny, które grały przeciwko drużynom z innych

miast. Gra ta stała się bardzo popularna podczas wojny secesyjnej.

) Wszelkie infonnaeje o historii baseballu podaję la ksi<!iką Flexnera (1982, s. 32-47). Umieszczam tę informację, ponieważ wiem, że fani baseballu mogą czasami hyć
przewrażliwieni nil punkcic ważniejszych momentów w historii tego sportu i nie chcę. aby ich gniew skupi] się

11;1

nll1ie. l'dk więc jeieli macic jakieś zażalenia co do

przytoczonych tulaj faktów, możecie złożyć wizytę (po uprzednim umówieniu się) w wydawnictwie Simon

&

Schuster, mieszczącym

~i~

w Rockefeller Center, 1230

A\'enuc of Ihe Amcricas, Nov..y Jork, I\ry t0020.

background image

136

Rozdział 9. Zmiana społcc;:zna

Innowację, która już na stałe związała się z tym sportem, wprowadziła drużyna z Rockford w stanie IIlillOis w 1867 roku. Aby
zwiększyć szanse swojego zv..'ycięstwa, postanowili oni

płacić

doświadczonym graczom, aby do nich dołączali. Mimo że płacono

tylko niektórym członkom zespołu, i lo w dodatku jak za zajęcie dorywcze, kości zostały rzucone. W roku 1869 Cincinnati Red
Stockings zostały pierwszą

w

pełni profesjonalną drużyną piłkarską. Ruszyli

w

trasę, grając przeciwko drużynom od Atlantyku po

Pacyfik, nie przegrywając ani jednego meczu. W ciągu dwóch lat profesjonalne drużyny były zakładane w całym kraju. Chociaż w
małych miejscowościach w Ameryce wciąż można znaleźć amatorskie drużyny, którym nikt nie płaci, to jednak baseball dzisiaj
obraca się w świecie kontraktów opiewających na miliony dolarów, telewizji, kart z wizerunkami graczy i producentów kosmetyków,
sponsorujących różne wydarzenia.
Nie chcąc urazić żadnych kibiców baseballu (nikt nie chciałby mieć takiego wroga), powinienem powiedzieć, że iiocjologów
intercsujq raczej poważniejsze zmiany społeczne, na przykład przejście od tradycyjnych społeczeństw wiejskich do miejskich.
Niemiecki socjolog Ferdi!land Tonnies (1988) użył terminów Gemeinschaft i Gesellschaft, aby odpowiednio rozróżnić bezpośrednie,
bliskie kontakty ludzi mieszkających w małych miejscowościach od bezosobowych interakcji kojarzonych z wielkimi miastami.
Tysiące innych socjologów zajmowało się rozmaitymi aspektami tej zmiany społecznej.
Demografowie badają trendy zachowań populacji. Czasami przyrost populacji rośnie gwałtownie, po czym powoli zaczyna oiiiągać
punkt stabilizacji (zerowy przyrost). Postępy w zwalczaniu chorób wieku dziecięcego mogą obniżyć średni wiek społeczeństwa,
znacząco powiększając liczbę osób młodych, zależnych ekonomicznie od osób pracujących. Jednocześnie, kiedy populacja przestaje
wzrastać i jej liczba się stabilizuje, średnia wieku społeczeństwa idzie w górę i powiększa się grupa osób starszych, którzy zależni są
od osób w wieku produkcyjnym. Zapewne jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak dalekosiężny wpływ mają takie zmiany na różne
sektory społeczeństwa.
Niektóre zmiany społeczne mają charakter

linio"wy,

czyli posuwają się stale w jednym kierunku. Spójrzcie na przykład na to, jak

wzrastała przeciętna długość życia w Stanach Zjednoczonych: od 47,3 lat w 1900 roku do 75,41at w roku 1990 roku (rys. 9.1).
Niektóre zmiany społeczne mają inne formy. Spójrzcie na to, jak wzrastała populacja Stanów Zjednoczonych (rys. 9.2).


[x]
Rysunek 9.1. Prteciętna długość życia

w

Stanach Zjednoczonych

w

latach 1900-1990

Źródło: U.S, Bureau ot the Census, 1985, s. 69; 1992, s. 76; 1960, s. 25.


Rysunek 9.2. Przyrost populacji

w

Stanach Zjednoczonych

w

latach 1790-1990

Źtródlo: U.S. Bureau of the Census, 1992, s. 8.

background image

138

Rozdział 9. Zmiana społeczna

Tego rodzaju "kr.l.}Wa J" jest często spotykana

w

badaniach spa" lecznych. Spójrzcie na zmienną, która jest ściśle związana ze

wzrostem populacji, a mianowicie na liczbę zarejestrowanych pojazdów zmotoryzowanych. Według urzędu statystycznego takich
pojazdów (ciężarówek, samochodów osobowych itd.) w 1900

foku

było zarejestrowanych 8 tys. Dziewięćdziesiąt lat później było ich

już 189 mln. Z rysunku 9.3 odczytacie, że poza czasem tlWania II wojny światowej, liczba zarejestrowanych samochodów stale rosła.

Rysunek 9.3. Liczba zarejestrowanych pojazdów zmotoryzowanych

w

Stanach Zjednoczonych

Źródło:

U.S. Bureau af the Census, 1984, s. 597; 1960, s. 462: 1992, s. 606.

W miarę jak rosła liczba pojazdów, wzrastała również długość dróg. Rysunek 9.4 pokazuje długość dróg asfaltowych powstałych w
latach 1900-1990. Jeżeli przyjrzycie się dokładnie, to zauważycie, że wykres ten przypomina nieco odwr6con,,, spłaszczoną literę
"S", stąd jego nazwa: "krzywa S". Długość dróg powoli rosla do lat trzydziestych, kiedy to nastąpił gwałtowny wzrost trwający do
1960 roku.


[x]

Rysunek 9.4. Długość dróg asfaltowych w Stanach Zjednoczonych (w milach)
Źródło: U.S. Bureau of the Census, 1984, s. 591: 1960, s. 458; 1992, s. 602.

Różnica w przyroście pojazdów zmot.oryzowanych i dróg asfaltowych została ukazana na rysunku 9.5, który może służyć jako
wskaźnik

tUl

tężenia ruchu drogowego. Przedstawiłem tutaj liczbę zarejestrowanych pojazdów na jedną milę wybudowanej drogi. W

roku 1905 na jedną milę przypadał mniej niż jeden samochód. Do roku 1910 sytuacja się zmieniła i na każdą milę przypadały dwa
pojazdy. Skala ruchu drogowego zaczęła rosnąć gwałtownie do

II

wojny światowej, a po niej wzrost stał się jeszcze szybszy. W

roku 1990 biuro statystyczne odnotowało, że na milę drogi przypadają 54 pojazdy.
Ważne jest, aby pamięt.ać o mikrosocjologicz.nych implikacjach Iych makrosocjologicz.nych analiz. Nie są to jedynie figury statystycLne,
lccz także samochody, kt6re stoją przed wami w korku ulicznym, czas, jaki potrzebujecie, aby dojechać do celu czy wypadki
drogowe, kt6re widzieliście albo w których uczestniczyliście.
Mam nadzieję, że te wykresy podsuną wam parę innych przykładów zmian społecznych, które będziecie mogli zbadać. Jedyne, czego
do tego potrzebujecie, to źródło danych Uak rocznik statystyczny) i papier milimetrowy.

background image


140

Rozdział 9. Zmiana społeczna

Rysunek 9.5. Liczba pojazdów zmotoryzowanych na milę drogi asfaltowej
Źródto: u.s. Bureau af!he

CenSlIS,

1984, s. 591, 597; 1960. s. 458, 462; 1992,

s.

602, 606


Zaczęliśmy też już zauważać możliwe różnice we wzorach zmian społecznych. Jakkolwiek może się wydawać, że zmiany społeczne
zazwyczaj następują powoli i liniowo, wykresy te pokazują, że istnieją też inne możliwości, Jak na razie zarysowaliśmy tylko ich
ogólną ramę.
Rysunki 9.6 i 9.7 pokazują dwa inne modele zmian społecznych, które stosuje się raczej w przypadku długoterminowych zmian. Są to
typy idealne - w rzeczywistości nie spotyka się tak płynnych zmian, jakie można by wywnioskować z tych wykresów.
Rysunek 9.6 wskazuje na to, że najważniejsze zmiany w ewolucji społeczeństwa miały raczej charakter kolejnych stopni niż strukturę
linową. Tak więc pojawienie się wielkich społeczeństw agrarnych wokolicach 9000 roku p.n.e. wprowadziło drastyczne zmiany
społeczne: społeczeństwa stały się większe i mniej koczownicze. Podobnie industrializacja nie była kontynuacją trendów obecnych w
społeczeństwach feudalnych, a raczej ich końcem. Zauważcie, że model ten przypomina trochę zmianę paradygmatu.

Rodzajc zmian społeczll)'ch

[x]
Rysunek 9.6. Typy społeczeństw

[x]
Rysunek 9.7. Model cyklicznej zmiany społecznej Sorokina

Niektórzy socjologowie interesowali się szczególnie czymś, co nazywali cykliczną zmianą społeczną. Przykładem może być Pitiriro
Sorokin, rosyjski emigrant, który wyróżnił trzy perspektywy charakteryzujące na I)rzemianspołeczeflstwo (rys. 9.7). Perspektywa
doznaniowa podkreśla raI

y

zmysłów w rozumieniu rzeczywistości. Przykładem tej perspektywy może być nauka. Ideacyjny punkt

widzenia kladzie większy nacisk na aspekt religijny i duchowy. Sorakin polemizował tu z teorią Auguste'a Comte'a, ojca socjologii,
który uważał, że ewolucja z religii do nauki jest liniowa. Sorokin sądził, że te dwie perspektywy pojawiają się w społeczeństwie na
przemian w odpowiednich odstępach czasowych. Trzecią perspektywę

$0

IUkin nazwał idealistyczną. Łączy ona w sobie cechy

zarówno doznaniowe, jak i ideacyjne, w całościowe, racjonalne spojrzenie na świat

4

.

Przedstawiłem tu jedynie kilka modeli zmian społecznych wyprat:Owanych przez socjologów. Mam nadzieję, że przykłady te wskaż"
wam również na inne możliwości.

4

Więcej o modelu Sorokina możecie się dowiedzicć z jego monumentalnej, czh::rotOI1HlWCj pracy Soci(ll (Ind Cllltura! [)yn(lmics

(1937-1940).

background image

142

Ro~dział 9. Zmiana społeczna

Konflikty i zmiany

Prawdopodobnie nie moglibyśmy mówić o zmianie społecznej bez odwoływania się do rozwoju w zakresie technologii. Faktem jest,
że zmiany techniczne są głównym źródłem zmian społecznych, ale nie jedynym. Dlatego też zakończę tcn rozdział krótkim
podsumowaniem lego, jaką funkcję pełnią

w

życiu społecznym konflikty. Wydaje mi się bowiem, że z istnienia niektórych aspektów

konfliktów nie zdajecie sobie sprawy.
Większości z nas konflikty kojarzą się z czymś złym, niezależnie od tego, czy mówimy o sprzeczkach, bijatykach, rewolucjach,
zamieszkach czy też o wojnach światowych i zagładzie nuklearnej. Praktycznie nikt nie pisze wierszy na ich cześć. Co za <;złowiek
wybrałby zmagania zamiast harmonii, wojnę zamiast pokoju, nienawiść zamiast miłości?
Jednakże mieliśmy już okazję analizować instytucje, w których konflikt wydaje się bardziej właściwy od harmonii. Wiełe osób nie
zgodziłoby się ze stwierdzeniem, że lepiej jest przytakiwać niesprawiedliwościom w społeczeństwie. Bunty niewolników,
nieposłuszeństwo obywatelskie Gandhiego czy nawet rewolucja amerykańska są tego nicwątpliwymi dowodami. Jak się nad tym
zastanowicie, to okaże się, że znacie całkiem dużo wierszy i pieśni o rewolucjach i innych podobnych konfliktach społecznych.
Można więc powiedzieć, że konflikty będą istniały w społeczeństwie (podobnie jak wiążące się z nimi zmiany społeczne) tak długo,
jak długo istnieje niesprawiedliwość. Ale przecież niesprawiedliwość, podobnie jak piękno, to k\vestia subiektywna. Tak. więc
możemy uściślić to założenie i powiedzieć, że konflikty spolcczne będą istniały dopóty, dopóki ki oś będzie dostrzegał w
społeczeństwie brak sprawiedliwości.
Nie oznacza to wcale, że konflikty społeczne są czymś szlachetnym. Źródfami konfliktów mogą być chciwość, fanatyzm,
megalomania i inne negatY\o\llle cechy ludzkości. A zatem czasami mamy do czynienia z konfliktem, kiedy jedna osoba (czy też
gang albo naród) usiłuje zabrać coś drugiej. Nie ma więc wątpliwości, Że konflikty będą się utr.lymywały, a wraz z nimi ich
potencjalne konsekwencje w postaci znaczących zmian społecznych.
Należy zauważyć, że konsekwencje nawet negatywnych konfliktów potrafią być' pozytywne.
Na przykład fanatyzm i skrajny nacjonalizm Hitlera spowodowały II wojnę światową i śmierć 10 mln ludzi, ale też w wyniku tej
wojny społeczeństwo amerykańskie stało się bardziej otwarte na kwestię różno-

Konflikty i zmiany

I'\ldności kultur świata. Wielu Afroamerykanów, którzy walczyli w imic~ Iliu swojej ojczyzny, wróciło bez zamiaru dalszego bycia
obywatelami drugiej kategorii. Wojna zakłóciła też konwencjonalne role kobiet w społeczeństwie, wpŁywając na rov..v6j ruchów
emancypacyjnych. Mo~

lla

znaleźć wiele innych "pozytywnych" zmian w społeczeństwie amerykańskim, które zostały wywołane

doświadczeniami JT wojny światowej.
Powinniśmy pamiętać, że taka analiza socjologiczna nie próbuje ani usprawiedliwić wojen, ani też pokazać, że zachodzące w jej
wyniku zmiany były warte tego konfliktu. To raczej potwierdzenie tego, że życie ~połeczne jest niesamowicie skomplikowane, a
każdy "minus" ma swoje "plusy" (i na odwrót). Jeżeli tego nie zrozumiemy, to pozostaniemy ślepi na realia społcczeClstwa i
będziemy jego łatwymi ofiarami. Nie możcmy skutecznie kierować spoteczeństwem, jeżeli nie będziemy w stanie I.rozumieć sposobu
jego funkcjonowania. Tak więc w tym wypadku nie możemy traktować konflikt6w jako czegoś, co ma tylko i wyłącznie negatywny
aspekt.
Zapewne sobie przypominacie wcześniejsze omówienie tego tematu. Teoria konfliktu jest jedną z podstawowych perspektyw
socjologicznych, razem z teorią interakcjonistyczną i funkcjonalną. Można widzieć całość życia społecznego jako walkę o władzę, tak
samo jak można je widzieć jako zbiór interakcji między jednostkami albo strukturę statusów społecznych.
Następujl!Ce pytanie oddaje jeden z największych dylematów studentów socjologii: która z tych perspektyw jest właściwa?
PrawidŁowa odpowiedź brzmi: żadna nie jest ani właściwa, ani niewłaściwa - wszystkie są pewnymi punktami widzenia, które mogą
być mniej bądź bardziej przydatne w zależności od obserwowanej sytuacji. Na koniec tego rozdziału przedstawię rozumowanie, które
może się wydać sprzeczne z tą zasadą·
Istnieje aspekt naszego życia, w którym konflikt odgrywa kłuczową rolę, znacznie ważniejszą od interakcji czy struktury. Najłatwiej
dostrzec ten element na poziomie jednostki, chociaż ma on swój odpowiednik na poziomie grupowym.
Jednostka może doświadczyć konfliktu s/awiając opór temu, co ją otacza. Jeżeli chcielibyście, abym został waszym niewolnikiem, aja
nie będę chciał na to przystać, to już mamy konflikt. Jeżeli wYT<lzilibyście opinię, z którą się nie zgodzę i wyrażę swoje zdanie, to
konflikt będzie na znacznie bardziej subtelnym poziomie. Jeżełi się nie zgodzę, ale mimo to zachowam swoją opinię dla siebie, to
będzie to jeszcze bardziej

background image


144

Rozdział 9. Zmiana społeczna

subtelne, ale i tak pozostanie formą stawiania oporu i tym samym konfliktem.
Jeżeli rozumiecie, co mam na myśli, pisząc o oporze i konfliktach, to zapewne widzicie, w jaki sposób bycie innym samo

w

sobie jest

subtelną formą tego samego zjawiska. Zresztą, jedną z formalnych definicji konfliktu jest "nie zgadzać się z kimś", chociażby w
przypadku "sprzecznych zeznarl" składanych przez świadków jakiegoś wydarzenia. lak więc znajduję się z wami w stanie konfliktu
tylko przez to, że się od was różnię. W tym znaczeniu dwa tryby zazębiające się w dobrze naoliwionej maszynie są ze sobą również

w

stanie konfliktu. Zauważcie też, że owa maszyna działa tylko wtedy, gdy te dwa tryby wzajemnie się popychają i zmuszają do ruchu,
którego w innym wypadku by nie l,l,'Ykoflywały.
Powodem, dla którego konflikty są tak istotne, jest to, że bycie innym jest podstawą naszego odróżniania się od innych osób, a więc
naszej tożsamości. Można wręcz powiedzieć, że istniejemy tylko wtedy, gdy stawiamy opór wszystkiemu, co nas otacza. Gdyby nie te
konflikty, nie dałoby się nas wyróżnić jako samodzielnych jednostek.
Następnie zazwyczaj ujednolicamy te konflikty, a tym samym swoją tożsamość, tworząc lepszą wersję od tej, której się sprzeciwiamy.
Nasza opinia nie tylko różni się od opinii innych - jest od nich prawdziwsza. Nasze wyznanie nie tylko jest lepsze, ale Bóg uznaje
tylko je. Nawet jeżeli nie wyrażacie tego albo nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy, konflikty są podstawą zarówno tego, kim
jesteśmy,
jak i tego, że w ogóle istniejemy.
Widzieliśmy ten proces pobieżnie przy okazji omawiania grup własnych i grup zewnętrznych. Nie byłoby protestantów, gdyby nic ich
konflikt z katolikami. Nie można mieć Partii Demokratycznej bez Partii Republikańskiej czy też pracowników bez pracodawców.
Grupy nie mogą posiadać tożsamości, jeżeli nie znajdują się w stanie konfliktu (utajonego bądź otwartego) z innymi. Ostatecznie
rozu· mowanie lo sprowadza się do tautologii: nie można być innym, jeże· li nie ma żadnych różnic. A zalem konflikt jest podstawą
naszego istnienia.
Nie znaczy to, że nie mamy tendencji do łączenia się, jednoczenia sił, wzajemnego naśladowania się czy też podążania za tłumem.
AJe zauważcie, że do harmonii da się dojść tylko wtedy, kiedy mamy do czynienia z jednostkami, które się od siebie różnią, są
oddzielne, a w związku z tym ~ są w stanie konfliktu.

background image

ROZDZIAŁ

10

Perspektywa globalna

Chociaż wiele przykfadów, na które powołuję się

w

tej książce, jest etnocentrycznie i.lmerykańska, jasne jest, że struktura społeczna jest podstawą

wszystkich społeczeństw. Zorganizowane życie spoteczne opiera się na wspólnych norm8ch, wartościach, systemach statusów i ról itd. Wiemy już,
że struktury spoteczne i ich formy róŻnią się w zależności od społeczeństwa. Tak więc mamy do czynienia z różnymi ję:>:ykami, różnymi formami
rządu, odmiennymi wartościami i innymi metodami zaspokajania tych samych podstawov.ych potrzeb spotecznych.
W rozdziale tym skupimy się jednak n8 procesie ujednOlicania form struktur społecznych w skali globalnej. Mam bowiem wrażenie, że stajemy się
coraz bardziej do siebie podobni, zaczynając przypominać jedną wielką globalną rodzinę.
Jeżeli znajdziecie się na jednym z większych lotnisk na świecie, to zapewne będziecie mieli trudność z określeniem, gdzie tak naprawdę jesteście.
Lotnisk<l w Los Angeles, San Juan, Paryżu, Honolulu, Auckland czy też 1'1 Singapurze są prawie identyczne, chociaż singapurskie zdaje się dziatać
nieco sprawniej od pozostalych. Co więcej, istnieje także duże podobieństwo między mniej novlOczesnymi terminalami matych lotnisk, takich jak
Kauai na Hawajach, St. Croix na Wysp<:lCh Dziewiczych czy Lombok

1'1

Indonezji.

Stanowiska odprawy na lotniskach również wszędzie są podobne, tak samo jak rzędy krzesetek z plastiku

w

poczekalniach. Nigdzie nie wchodzi się

do samolotu po drabinie - niezależnie od miejsca, wejdziecie do niego prawdopodobnie rękawem albo ~hodami. Jeżeli samolot będzie duży, to
pasażerowie będą wsiadać do niego

w

kolejności zaleinej od rzędów, w których mają zarezerwowane miejsca, z zastrzeżeniem, I.e rodziny z matymi

dziećmi i osoby niepelnosprawne mają pierwszeństwo.
MÓglbym ciągnąć ten temat dalej, ale wydaje mi się, że byloby to zbędne. Chociaż kraje różnią się między sobą swoją historią i zwyczajami, to
jednak znajdziemy pewne punkty wspólne w ich strukturze społecznej. A im więcej istnieje takich podobieństw, Iym ważniejsze jest zrozumienie
tego, jak struktury te działają i jak można Je kontrolować. W rozdziale tym przyjrzymy się wtaśnie tym elementom wspólnym, zwracając szczegÓlną
uwagę na globalne problemy dotykające nasz świat.

background image

146

Rozdział 10. Perspektywa globalna

Globalne produkty

Lata temu podróże zagraniczne wiązały się ze spotkaniem obcych nam obyczajów, które często

były

tajemnicze, niezrozumiałe, a

czasami wręcz odrażające. Regułę tę można w szczególności odnieść do zwyczajów żywieniowych. Chociaż podróżowanie wciąż
wiąże się z wieloma przygodami, również gastronomicznymi, lo nie trzeba już jednak rezygnować ze swoich ulubionych potraw.
W większości ważniejszych miast świata będziecie mogli zjeść coś w restauracjach McDonald's, Wimpy's, Burger King, Wendy's czy
KFC. Możecie odprężać się ze szklanką coli albo pepsi w ręku, oglądając w telewizji western z Johnem Waynem. W 1992 roku w
atmosferze kontrowersji Myszka Miki i jej przyjaciele otworzyli filię Disneylandu w Paryżu. Nie wiadomo było wtedy, czy
przedsięwzięcie to odniesie sukces czy nic, ale warto zauważyć, że nikt się nie pytał: "Co to jest Disneyland?" Kiedy za granicą
przyznacie się do tego, że jesteście Amerykanami, to istnieje spora szansa, że zostaniecie spytani: "Czy byliście kiedykolwiek w
Disneylandzie?" (Pytanie: "Doktorze Babbie, właśnie wynalazł pan lek na raka, doprowadził pan do pokoju na całym świecie i wygrał
trzy Nagrody Nobla. Co pan teraz zrobi?" Odpowiedź: "Pojadę do Disneylandu!")
Warto zauważyć, że podzielane kulturowe artefakty nie są wyłącznie produktami amerykańskimi. Niezależnie od tego, czy jesteście u
siebie w kraju czy za granicą, możecie podr6żować toyotą (Japonia), hondą (Japonia), volkswagenem (Niemcy), fiatem (Włochy)
albo peugeotem (Francja). Zamiast coca-coli czy pepsi można wybrać perriera (Francja), heinekena (Holandia), campari (Włochy),
guinnessa (Irlandia) czy san miguela (Filipiny).
Wiele lat temu antropolog Ralph Linton (1937) zwr6cił uwagę n<1 międzykulturowe pochodzenie przedmiotów codziennego użytku,
które zwykle uznajemy za produkty własnej kultury. Jego artykuł One Hundred Per Cent Americun po części powstał, aby wyśmiać
pojawiające się wówczas tendencje przeciwne jakimkolwiek elementom innych kultur.

Nie można podać w wąlpJiwuść amerykańskuści przeciętnego Amerykanina ani jegu chęci ochrony bezcennej spuścizny swojego narudu. lcdnak
pcwnc pod,t ępncclementyubcych kuJtur,kt6rych on nie zauważył, wkradly się wjegu otoczenie. 1ak więc kai:dy świt zastaje go w piżamie, stroju
pochodzącym z Indii Wschodnich. Leży w łóżku wykonanym według wzuro wypraeowanegu w PCr!;ji albo Azji Mniejszej. Zewsząd Oluewją go
materiały nieamerykańskie: bawctna z Indii, len z Bliskiego Wschodu, welnól ze zwierząt pochodzących z Azji Mnieiszej, jedwab pu raz
pierwszywykorzy,tany przez
Globalne systemy
Chińczyków. Wszystkie te rnalerialy zostały zamienione w tkaniny mctoc!lllni opracowanymi w JXlłudniowo-zuchodniej Azji. Kiedy rohi się
zimno, przykrywa si.;; pucla!w:) koldrąwymyśluTIllwSkanJynawii.

Jeżeli przeprowadzilibyście się dzisiaj do hotelu w Singapurze, to zapewne poczulibyście się jak u siebie w domu. Moglibyście
włączyć japoński telewizor marki Sony i zobaczyć jak Pele, były piłkarz z Brazylii, reklamuje francuską wodę mineralną marki
Evian. Jeżeli chcielibyście lepiej zapamiętać swoją wizytę, to moglibyście włożyć amerykańską kliszę firmy Kodak do japońskiego
aparatu firmy Nikon. To tylko parę krokÓw dalej od tego, o czym pisał Linton. Wszyscy dzisiaj używamy tych samych marek
produktów.

Globalne systemy

Wykraczając poza znane na całym świecie produkty konsumpcyjne, widzimy wspólne systemy organizowania i funkcjonowania
relacji ludzkich. Oto tylko kilka, jakie możecie znaleźć w wielu miejscach na świecie.

Biurokracja

Wcześniej omawialiśmy biurokrację jako system organizacji społecznej. Powstała ona 3 tys. lat temu w Chinach za panowania
dynastii Yin, wyc.:iągnęła Europę z feudalizmu i wciąż znajduje zastosowanie w niektórych częściach świata.
Często ustanawiano biurokracje (zazwyczaj jeszcze bardziej bezmyślne niż te, które możemy spotkać w Ameryce) w koloniach,
zwłaszcza bl)'tyjskich. Parę

łat

temu w Indiach musiałem wypełnić formularz w trzech egzemplarzach, aby wsiąść do samolotu.

Chociaż nie widzialem w tym żadnego sensu, zrobiłem to, o co mnie poproszono. UrzędlIik za okienkiem dokładnie obejrzał moje
formularze, rozłożył trzy egzemplarze i położył je w szafie, odpowiednio na trzech sięgających do ramion stertach papierów,
prawdopodobnie zawierających takie same druki jak ten, kt6ry musiałem wypełnić.
Jakkolwiek opowiastki o biurokratycznych bzdurach są r6wnie rozbawiające co liczne, nie powinniśmy zapominać o globalnych
korzyściach, jakie z nich płyną. W wielu krajach poczta dochodzi do adresa-

background image


148

Rozdział 10. Perspektywa globalna
łÓW,

telefony dzwonią, ludzie płacą podatki, otrzymują dyplomy uczelni i zezwolenia na zawarcie małżeństwa. Prawa są wdrażane

w życie, a reguły przestrzegane. Są to racjonalne konsekwencje biurokracji.
Co byście zrobili,

gdyby

was napadnięto za granicą? Do kogo

by

ście się zwrócili? Do komisariatu policji? Do ambasady? Do dyrekcji

hotelu? Do banku po więcej pieniędzy? Innymi slowy - zwrócilibyście się do jakieś organizacji biurokratycznej. Infrastruktura
biurokratyczna jest tak podstawowym elementem społeczeństw, że często zapominamy o jej istnieniu.
Demokracja
Mimo iż istnieje wiele niedemokratycznych form rządów, rozwój demokracji może fascynować. Kiedy Seymour Martin Lipset (1963)
określił Amerykę jako "pierwszy nowy naród", miał na myśli to, że Stany Zjednoczone są pierwszym krajem, który przeprowadził tak
radykalny eksperyment. Chociaż ustrój ten po raz pierwszy pojawił się w miastach-państwach starożytnej Grecji, to założenie
państwa na odrodzonych w oświeceniu ideałach demokracji bez elementów monarchii, aI)'stokracji, teokracji czy rządów
wojskowych zapoczątkowało rewolucję w systemach władzy.
Niewiele ponad dwieście lat temu demokracja okazała się ideą, której czas nadszedł. Od tamtego czasu coraz więcej państw
decydowa" ło się na tą formę rządu - często kosztem rozlewu krwi, chociaż czasami zdarzalo się, że klasa rządząca pokojowo
przekazywała władzę społeczeństwu. Co więcej, demokracja zyskała sobie opinię "tej po· prawnej" formy rządów do tego stopnia, że
władze krajów niedemokratycznych często usiłowały stwarzać jej pozory. Dyktatorzy, tacy jak "B6M Doe" DuvaHer, byly
"dożywotni prezydent" Haiti czy Kim 11 Sung, panujący od wiciu lat jako prezydent Korei Północnej, raz na jakiś czas byli
"wybierani ponownie" w wyborach, gdzie uzyskiwali dziewięćdziesiąt parę procent głosów. W dzisiejszych czasach żaden dyktator
nic powie otwarcie, że jego rządzenie danym krajem ma na celu jego własny dobrobyt. Większość będzie twierdziła, że rządzą "w
imieniu ludu".
Kiedy wojska irackie rozpoczęly ofensywę na buntowników Kurdyjskich pod koniec 1991 roku, nikogo nie zdziwiło, że ogłosili oni
przeprowadzenie \V)'borów. Front Kurdystanu poinformował, że nie maj,j

GlobaiJle systemy

one na celu zalożenie niepodległego rządu, lecz "załagodzenie proccslJ podejmowania decyzji w ramach frontu i oddania zwycięzcom
prl.cwodnictwa i prawa decydowania o ważnych kvvestiach związanych z negocjacjami dotyczącymi autonomii" (informacja
Associated Press z 5 grudni<l 1991 roku). Demokrację uznaje się za jedną ze skuteczniejszych (chociaż niekoniecznie wydajnych)
form współczesnych rządów.
Chociaż demokracja może przybierać wiele różnych form, podobieństwa między nimi są uderzające. Większość demokracji rozdziela
władzę wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą. Parlamenty są zwykle dwuizbowe, a gałąź wykonawcza zazwyczaj podzielona jest
na departamenty albo ministerstwa spraw zagranicznych, obrony, rol· nictwa itd.
Zasady demokracji nie ograniczają się tylko do rządu. Praktyki tego typu spotyka się w związkach zawodowych, szkołach,
stowarzyszeninch ochotniczych czy znrządach firm. Nie chcę sugerować, że demokracja jest systemem uniwersalnym ani że
wszystko, co się określa tą nazwą, spełnia oczekiwane role. Nie da się jednak zaprzeczyć, że jest to iście globalny system.
Systemy ekonomiczne
Wiele osób odebrało zimną wojnę jako dramatyczną walkę między narodami o to, jaki system ekonomiczny będzie dominowal na
świecie: kapitalizm czy socjalizm. Aby uprościć sprawę powiem, że kapitalizm opiera się na własności prywatnej i wolnym rynku, a
socjalizm zakłada własność państwową z centralnie zarządzaną gospodarką. Nawet przed rozpadem bloku wschodniego zaczęto
mówić, że w konflikcie tym wy. grywa "gospodarka mieszana". Dzisiaj większość systemówekonomicz· nych charakteryzuje się
zarówno elementami kapitalizmu, jak i socjalizmu, chociaż w różnych proporcjach i z odmiennym oficjalnym stosunkiem do tych
ideołogii.
Nawet najbardziej toporne gospodarki socjalistyczne zezwalały na niektóre formy własności prywatnej albo przynajmniej przymykały
oko l1a takie zjawiska, jak chałupnictwo, prywatne ogródki działkowe czy czarny rynek. Podobnie, nawet w najbardziej zaciekłych
gospodarkach kapitalistycznych często przedsiębiorstwa kolejowe czy usługi pocztowe

Sil

w posiadaniu państwa. Często zdarza się

też, że rząd wydaje rozporządzenia dotyczące handlu.

background image


150

Rozdział 10. Perspektywa globalna

Związki zawodowe są kolejnym wspólnym aspektem rozmaitych wsp6tczesnych systemów ekonomicznych. W latach
sześćdziesiątych XIX wieku brytyjscy górnicy oraz pracownicy zakładów tekstylnych doszli do wniosku, że występując wspólnie
przeciw sv.lOim pracodawcom, mają większe szanse na wywarcie na nich wpływu. Po dziś dzień w niektórych krajach, takich jak
Wielka Brytania czy Izrael, zorganizowany ruch pracowniczy przybiera formę poważnych partii politycznych, a w jeszcze innych
działa w ramach innych, szerszych ugrupowań, takich jak na przykład Partia Demokratyczna w USA.
Ogólnie rzecz biorąc, zbiorowe negocjacje

i

protesty zostały ustanowione jako metody umożliwiania osobom czującym się

bezsilnie na zakładanie org<;1nizacji, zarÓwno formalnych, jak i nieformalnych, które pomagają im osiągnąć ich cele. Za przykład
mogą służyć bojkoty konsumentów, jednak zjawisko to występuje również poza obszarem ekonomicznym, chociażby w formie
protestów studenckich.
Korporacja jest inną wszechobecną formą ekonomiczną. W odróżnieniu od przedsiębiorstw, na czele których stoją ich właściciele,
korporacje rozróżniają między właścicielem bądź właścicielami (często w_postaci dużej ilości akcjonariuszy) a kadrą zarządzającą.
Składa się ona z VY)'kwaJifikowanych pracowników: prezesów i ich zastępców, nad którymi czuwa rada nadzorcza, która
reprezentuje interesy nieobecnych akcjonariuszy.
W ostatnich latach mieliśmy sposobność obserwowania jak powstawały nowe formy korporacji: międzynarodowe konglomeraty
wiclobranżowe działające w wielu krajach dookoła świata. Gareth Morgan (1997) przedstawia parę ciekawych przykładów.

Wraku 1982 istnial{] 380korpor~cjisprzedających rocznic lowary u lączncj wartości 2 miliardów dolarów lub ""yiszej. Pięćdziesiąt największych
korpuracji miało obrmy oscylujące między 12 a 103 miliardami dularÓw. Dziewiętnaście z tych kurporacji miało obroty wynoszące ponad 20
miliardów dolarów. N<'ljwiększe korporacjc, takie jak Exxon, Texaco, Mobil, Royal DutehlShcll, GCllcral Motors, Genem! Elcctric, Ford, IBM,
Fiat, Ul1i1eVCr czy ITI obracało rocznie sumami znacznie przewyiszająC)'mi produkt narodowy brutto wielu krajów.

Coraz częściej pojawiają się obaVY)' co do tego, że takie superfirmy działają ponad prawami jakichkolwiek państw. Ich wartość
ekonomiczna jest tak wysoka, że mogą znacznie przyśpieszyć rozwój regionów, a nawet krajów, w których się znajdują. Niemniej
istnieje za-

Globalne gwiazdy

wsze możliwość, że jeżeli władze przestaną traktować je dobrze,

LO

wikną wraz z korzyściami, jakic z nich płynęły.

Nie zaprzeczając istnieniu wielu różnic między narodami, pl·awdopodobnie wyjaśniłem wam, że niektóre struktury gospodarczc czy
systemy spoteczne spotyka się na całym świecie. Liczba takich punktów wspólnych powoli, acz zdecydowanie rośnie.

Globalne gwiazdy

Tak jak są pewne marki produktów znane większości osób na świecie, tak też są osoby, któl)'ch nazwiska i twarze są powszechnie
rozpozna~ wane.

Polityka

Na początek zauważmy, że wiele osób ze świata polityki jest z łatwością rozpoznawana poza granicami swoich własnych krajów.
Przywódcy najpotężniejszych państw świata, tacy jak prezydent Stanów Zjednoczonych, są znani na całym globie. Podczas swoich
późniejszych rządów prezydent ZSRR, Michaił Gorbaczow, był bardziej doceniany poza Rosją niż w niej. W innej epoce politycznej
jednym z najbardziej zna~ nych polityków był Mao Zedong. Niektórzy politycy znani S,! raczej ze względu na skandale z nimi
związane niż na swoją wagę polityczną, tak jak na pnykład Idi Amin z Ugandy czy Perdinand Marcos z Filipin, a z postaci bardziej
współczesnych - Saddam Husajn.
Niektórzy członkowie rodzin królewskich w krajach, gdzie władza jest dziedziczna, również wzbudzają zainteresowanie, nawet jeżełi
władza ta jest silnie ograniczona. Dobrym tego przykładem jest Brytyjska rodzina królewska. Oczy całego świata były zwrócone na
księcia Karola i Dianę zarówno kiedy zawiązywali węzcł małżeński, jak i kiedy go później rozwiązywali.
Niektóre osobistości świata polityki zyskują sobie popularność w następstwie swoich protestów. Mahatma Gandhi i Marthin Luther
King są tego typowymi przykładami. Bliżsi nam czasowo są Nelson Mandela z RPA i Lech Wałęsa z Polski. W ten sam sposób
międzynarodową sławę zdobył Borys Jelcyn. W Stanach Zjednoczonych dobrym przykładem tego mógłby być Jesse Jackson.

background image


152

Rozdziall0. Perspektywa globalna

Religia
Papież jest osobą rozpoznawaną na całym świecie, chociażby ze względu na liczbę katolików. Billy Graham również powinien być
wymieniony

w

tej kategorii ze względu na dziesięciolecia prowadzonej przez siebie działalności ewangelizacyjnej. Matka Teresa

również zapewne jest powszechnie znaną osobą.
Inni przywódcy religijni zyskali sobie popularność ze względu na swoje zaangażowanie poHtyczne. Jako przykłady mogą posłużyć
kariery Biskupa Desmonda Tutu z RPA, Dalajlamy wygnanego z Tybetu i Ajatollaha Chomeinicgo z Iranu.
Sport
Wiosm! 1992 roku Serbowie prowadzili ostrzal Sarajewa. W reportażu Mitchella Stephcnsa (1993, s. 22) o walkach w górach
niedaleko tego miasta przytoczona jest następująca sytuacja:

Podczas przcrwy w ostrzale serbski ioinierz zuuwaiyl amerykańskiego rcportcra. Opuszczającbroń,poprosilArncrykaninana osobność i spytuł
sięgo,ja kradzisobie druiyna Chicago Bulls

w

rozgrywkach NBA.

Mimo iż profesjonalna koszykówka, football amerykański i baseball są głównie rozgrywane w Stanach Zjednoczonych, znane są na
catym świecie. Magic Johnson i Michael Jordan znani są milionom osób, które nigdy nie odwiedzą Ameryki.
Najbardziej znanym sportem zorganizowanym na świecie prawdopodobnie jest piłka nożna, a za najbardziej znanego sportowca
świata uznaje się słynnego brazylijskiego piłkarza Pele. Muhammad Ali był bardziej znany od jakichkolwiek innych bokserów w
historii świata.
Rozrywka
Muzyka rozryv,rkowa zapewniła światową sławę całkiem pokaźnej grupie osób. Elvis Presley, Beatlesi, Madonna czy Michael
Jackson od razu przychodzą do głowy. Szwedzka grupa Abba jest również powszechnie znana. W chwili swojej przedwczesnej
śmierci na raka Bob Marley był prawdopodobnie pierwszą gwiazdą z kraju trzeciego świata.

Globalne problemy

Jazz, uznawany za wybitnie amerykański styl muzyczny, jcsl również znany we wszystkich zakątkach świata, tak jak Louis
Armstrong, Dizzy GiIlespie, Miles Davis czy Charlie Parker. Muzyka klasyczna również jest źródłem światowej sławy. Enrico
Caruso, włoski tenor, był sławny w pierwszej połowie XX wieku, co jest zaskakujące, biorąc pod uwagę ówczesny etap rozwoju
komunikacji masowej. Dzisiaj tacy tenorzy, jak Luciano Pavarotti czy Placido Domingo, również cieszą się międzynarodową sławą.
Marilyn Monroe, Greta Garbo, Sophia Loren, Bruce Lee, Marcello Mastroianni, Toshiro Mifunc czy Sir Lawrence Oljvier są
przykładami światowej klasy aktorów. Sprzedaż licencji na amerykańskie programy telewizyjne również wpłynęła na światową
popularność wielu aktorów, co widać na przykładzie Je t'adore Lucie, Jell Liebe LULY czy Lucy ga .suki. Ingmar Bergman, Pederico
Fellini, George Lucas, Steven Spielberg i Akira Kurosawa są reżyserami znanymi na całym świecie.
Media
Każda z W}'mienionych osób zawdzięcza swoją slawę głównie komunikacji masowej. Co więcej, media zapewniły światową sławę
paru osobom

w

nich pracującym. Dałoby się do nich zaliczyć Edwarda R. Murrowa, Waltera Cronkite'a, Barbarę Walters czy Teda

Thrnera.
Wszystkie te przyJdady produktów, systemów społecznych czy znanych osobistości są dowodami na jednoczenie się ludzkiej kultury.
Jak wkrótce zobaczymy, inne wspólne elementy nie są aż tak przyjemne.

Globalne problemy

Wiele problemów społecznych, takich jak przestępczość, uprzedzenia czy ubóstwo, dotyka wiele różnych miejsc świata. Niektóre
problemy W}'stępują nie tylko w konkretnych krajach, ale są globalne w swojej naturze. Podczas zimnej wojny groźba wykorzystania
broni termojądrowej zagrażała wszystkim na planecie, nie tylko krajom bezpośrednio w ten konflikt zaangażowanym. Głód

i

przeludnienie są innymi globalnymi problemami i skupię się na nich już do końca tego rozdziału po to, aby zilustrować rolę struktury
społecznej w odniesieniu do kwestii tego typu.

background image


154

Rozdział 10. Perspektywa globalna

Głód
13 listopada 1985 roku kolumbijski wulkan Nevado dcl Ruiz eksplodował, rozświetlając nocne niebo po ponad czterystu lalach stanu
uśpie~ nia. W ciągu jednego dnia życie straciło 25 tys. ludzi, zarówno w wyniku samej eksplozji, jak i pod rzekami gorącego błota,
jakie

były

jej skutkiem. Świat, całkiem słusznie,

był

głęboko zszokowany rozmiarem tej tragedii. Gazety pisały o tym wydarzeniu na

pierwszych stronach. Bogacki dziennik "El Tiempo" wprost sugerował: "Może Bóg o nas zapomniał".
Wszechobecne wtedy było poczucie bez.'iilnogci. Co prawda kl)'tykowano rząd za to, że nie powiadomił wcześniej ludności o
możliwości wybuchu. Zwrócono także uwagę na prawdopodobieństwo, że zastosowanie lepszych technik konstrukcyjnych i lepiej
wykonanego systemu ścieków mogłoby zmniejszyć liczbę ofiar. Jednakże mimo to nie dałoby się zapobiec samej erupcji.
Tragedia Nevado dcl Ruiz ukazała, jakie są granice naszej władzy nad przyrodą, która tworzy kontekst dla naszego życia
społecznego. Kiedy widzimy, jak dziesiątki tysięcy osób umierają jednego dnia i nie mamy możliwości udzielenia im pomocy, to
odczuwamy szczególny rodzaj bezsilności. Co więcej, nawet jako socjologowie nie możemy rozwiązać ani pomóc w rozwiązywanju
takich problemów.
Weźmy teraz pod uwagę inną katastrofę. 13 listopada 1985 roku, tego samego dnia co wspomniana erupcja wulkanu, około 35 tys.
ludzi zmarło z głodu

l

. Trzy czwarte tej liczby stanowiły dzieci. W odróżnieniu od ofiar katastrof, takich jak wybuch wulkanu Nevado

deI Ruiz, nikt nie pisał o nich na pierwszych stronach gazet i istnieje duże prawdopodobieństwo, że nawet o tym nie wiedzieliście.
Nie było nagłówków informujących o 35 tys. osób zmarłych wskutek glodu 14 listopada 1985 roku ani o tych, którzy zmarli 15 i 16
listopada. Nie bylo nigdzie nagłówków, mimo że w ciągu tych czterech dni zmarło więcej osób niż w sumie zginęło w wybuchach
bomb jądrowych w Hiroszimie i Nagasaki.
W wyniku głodu dziennie umiera od 35 tys. do 50 tys. osób.
Oznacza to, że w skali rocznej głód jest powodem śmierci od 13 do

I WarlO zauważyć, że większość z tych osób nic umarła bezpośrednio w wyniku gtodu. Zm<lrll raczej na zwyczajne choroby, takie jak grypa, odra czy rozwolnienie
przez 10, że hyli chroniCI nic niedożywieni. Jcieli nie bylibyoslabieni przez gt6d,IO mogliby prz eZyćtechoroby,lakjllk tu jest w moim czy waszym przypadku.

Globalne problemy

18 mln ludzi. Oczywiste jest to, że ludzie starają się walczyć

I.

tym

11':1·

gicznym zjawiskiem.

Zazwyczaj usiłowaliśmy zwalczać głód odkryciami z dzicdl,illY technołogii rolniczej. Wydawało się jasne, że jeżeli uda nam si~
wyprodukować więcej pożywienia, to głód przestanie być problemell1. "Zielona Rewolucja" lat sześćdziesiątych XX wieku była
rezultatem takiego podejścia do problemu. W roku 1970 dr Norman Borlaug otrzymał Nagrodę Nobla za v.,.yhodowanic gatunku
pszenil.)' o znacznie podwyższonej wydajności. Jednakże nie położyło to kresu kwestii głodu.
Panuje w tej chwili ogólna zgoda co do tego, że ilość pożywienia produkowana rocznie przewyższa potrzeby populacji całego świata.
Istnieją dane twierdzące nawet, że ilość zboża i mięsa \"')'starczyłaby, aby zapewnić każdemu człowiekowi ilość kalorii, jaką
współcześnie konsumują Amerykanie. Tak więc kwestia głodu nie wynika po prostu z braku pożywienia i nic można z nią walczyć,
produkując więcej żyw~ IlOści. Kiedy amerykańska National Academy of Sciences (1977) rozpoczęła dokładne, dwuletnie badania
tego zagadnienia, to okazało się, że posiadamy wszelkie środki, aby wyeliminować problem głodu na świecie, poza jednym:
polilyczną wolą dokonania tego.
Przypominacie sobie zapewne, jak w rozdziale I omawialiśmy kwestię wojny i jak usiłowano zaprowadzić pokój na całym świecie za
pomocą coraz to potężniejszych broni. Zasugerowałem wtedy, że aby :mpewnić nam trwały pokój, należałoby się zwrócić ku
dziedzinie relacji międzyludzkich (czyli ku socjologii). To samo można powiedzieć o głodzie. Większa ilość pożywienia nie
v.,.ystarczy do pokonania problemu głodu. Należy zmienić te ludzkie relacje, które decydują o tym, co się robi z wyprodukowaną
żywością. Tak więc, chociaż socjologowie nie potrafią zapobiegać erupcjom wulkanów, mogą znacznie pomóc w c1imi· nacji głodu.
Wojna i głód nic są jedynymi problemami, jakie socjologia moie rozwiązać. Oto kolejny, o którym mogliście słyszeć.
Przeludnienie
Można stwierdzić, że gwałtowny przyrost ludności na świecie jest najpoważniejszym ze wszystkich problemów związanych ze
środowiskiem. Na świecie jest po prostu za dużo ludzi. Gdyby było mniej osób, la klo-

background image


156

Rozdział 10. Perspektywa globalna

poty środowiskowe uległyby redukcji, a tymczasem ich natężenie wzroslo wraz z gwałtownym przyrostem ludności, jaki nasti!pit w
ciągu ostatnich 200 lat.

Tabela 10.1. Bomba demograficzna

Rok

Ilość ludności (w bln)

Autor tłumaczenia popełnił tutaj błąd – zapomniał o tym, że bln

(billions) w systemie nazewnictwa wielkokrotniści liczbGB/US – w

europejskim EU systemie odpowiada to nazwie: mld (miliard)

Poprawnie tytaj powinno być:

Ilość ludności (w mld)

Czas potrzebny, aby liczba ludności się

podwoiła (w latach)

0000

0,25

1650

0,50

1650

1850

1

200

1930

2

80

1975

5

45

1992

5,42

41

Źródło: Babbie, 1983, s. 561; Population Reference Buremu, 1992

'Pdbela

10.1 ukazuje dane dotyczące czegoś, co niekt6rzy nazwali "bombą demograficzną". Natura przyrostu ludności może być

trudna do zrozumienia, zwłaszcza biorąc pod uwagę,

w

czym leży problem. Demografia, jedna z dziedzin socjologii, która analizuje

ludność, udziela nam wielu użytecznych informacji na ten temat. l jakkolwiek nie ma tu miejsca na wyczerpującą prezentację tego
problemu, przedstawię wam parę punktów, które mogą się wam przydać.
Jeżeli uważacie, że nadmierny przyrost ludności dotyczy

glów

nie krajów ubogich, to macje rację - w pewnym sensie. Około 80%

przyrostu światowej populacji następuje w krajach rozwijających się. Najwyraźniej widać to w formie głodu i śmierci głodowej.
Zakłada się, że od 13 do 18 mln osób ginie rocznie z głodu i problemów z tym związanych, z czego trzy czwarte to dzieci. Dwieście
lat temu Thomas Malthus zauważył, że wzrost produkcji żywności nie nadąża za wzrostem populacji. W wielu krajach różnica ta
okazała się tragiczna w skutkach.
Prawdą jest to, że państwa wysoko rozwinięte mają znacznie niższy wskaźnik przyrostu naturalnego niż kraje trzeciego świata. W
roku 1992 współczynnik ten w Europie zachodniej wynosił 0,2%, a w Afryce wschodniej 3,2%. Kiedy w Ameryce północnej wynosił
on 0,8%, to Ameryka południowa miała przyrost naturalny na poziomie 2,5% (Population Reference Bureall, 1992).
Podczas badania tych różnic demografowie odkryli ważllywzorzec społeczny. Nazwali go teorią przesunięcia demograficznego.

Globalne problemy

Teoria przesunięcia demograficznego. Aby zrozumieć lę Lcol'it( i ju) odniesienie do przyrostu naturalnego, trzeba rozpocząć od poj9cifl

Zr'a

rOlVego przyrostu naturalnego (ZPN), które opisuje sytuację, w ktÓfCj ilość osób na świecie byłaby stała. Najprostsza analiza

wskazuje

1101

lo. że ZPN udało by się osiągnąć, gdyby każda kobieta miała średnio dwój~ kę dzieci. Jako że około połowę tych dzieci

stanowiłyby dziewczynki . utrzymanie wzorca, w którym kobiety mają dwójkę dzieci, zatrzymało~ by wzrost popułacji.
Przy dokładniejszej analizie okazałoby się jednak, że taki rozkład tak napJ'3wdę spowodowałby

.\padek

całkowitej populacji, gdyż

niektó~ re kobiety zmarłyby przed wydaniem na świat własnego potomstwa. lak więc w Stanach Zjednoczonych, kraju z relatywnie
niską umieralnością niemowląt, przeciętna kobieta musiałaby rodzić 2,17 dziecka, aby usta~ bilizować przyrost naturalny na poziomie
zerowym. Jednakże tak niska skala śmiertelności niemowląt jest nowym osiągnięciem.
Niegdyś kobiety rodziły wiele dzieci. Osiem czy dziesięć porodów nie było niczym zaskakującym. Większość ich potomstwa
umierała jednak przed osiągnięciem dojrzałości. Połączenie wysokiej liczby urodzin z wysoką umieralnością niemowłąt pozwoliło
przetnvać łudzkości na stałym poziomie 3 mln ludzi. W niektórych z najbiednicjszych państw świata co piąte dziecko umrze przed
swoimi pierwszymi urodzinami. W krajach bogatszych szansa ta się radykalnie zmienia: dotyczy ona mniej niż jednego dziecka na
sto.
W ostatnich latach umieralność drastycznie spadła. Było to skut~ kiem wzrostu produkcji pożywienia, poprawy jakości opieki
zdrowotnej, większej dbałości o higienę i innycb czynników. Gdziekolwiek to się sta~ ło, mieliśmy do czynienia z gwałtownym
wzrostem liczby ludności, gdyż wskaźnik urodzeń pozostał bez zmian. Kobiety nadal rodziły wiele dzie~ ci, jednak dożywały one
dorostości i same zaczęły mieć dużą ilość po~ tomstwa.
Wzorcowi temu towarzyszy trend urbanizacyjny, który często związany jest z uprzemysłowieniem. Ostatnim etapem tendencji opisa~
nych w teorii przesunięcia demograficznego jest to, że uprzemysłowie~ nie i urbanizacja powodują spadek liczby narodzin.
W roku 1988 siedem krajów służyło jako iłustracja tych trzech kroków przesunięcia demograficznego. Sierra Leone jest małym
krajem znajdującym się w Afryce Zachodniej, charakteryzującym się wy* sokim wskaźnikiem narodzin i wysoką śmiertelnością.
PrzyrosI naturalny tego kraju znajduje się średnio na poziomie 1,7% wsklIIi

background image


158

Rozdział 10. Perspektywa globalna

rocznej. Jak widać w tabeli 10.2, Kenii, Zambii i Nikaragui udało się drastycznie zbić umieralność (w porównaniu z Sierra Leone), ale
ich wskaźniki urodzeń wciąż są wysokie, czego skutkiem jest wysoki przy~ rost ludności. Japonia, Belgia i Niemcy Zachodnie (dane
te pochodzą z okresu sprzed zjednoczenia) są przykŁadami krajów, które zbliżyły swoje wskaźniki urodzeń do umieralności i są
bliskie osiągnięcia stabilizacji.

Tabela 10.2. Trzy etapy przesunięcia demograficznego
Kraj

Przyrost ludności w

skali rocznej(w %}

Wskatnik urodzeń

Umieralność

Odsetek ludności

tyjącej w

miastach(w %)

Produkt krajowy

brutto na głowę

(w $)

Sierra Leone

1,8

47

29

28

310

Kenia

4,1

54

13

19

300

Zambia

3,7

50

13

43

300

Nikaragua

3,5

43

8

57

790

Japonia

0,5

11

6

77

12 850

Belgia

0,1

12

11

95

9 300

Niemcy Zachodnie

-0,1

10

11

94

12 080

Źródło: Populatlon Reference Bureau, 1988

80% przyrostu ludności występuje w krajach, gdzie umieralność drastycznie spadła, ale wskaźnik urodzeń wciąż pozostał wysoki, a
same społeczeństwa właśnie przechodzą procesy uprzemysłowienia i urbanizacji. Może to sugerować, że jestcśmy w stanie poradzić
sobie z problemem przeludnienia, pozwalając działać przesunięciu demograficznemu. Jednakże nie jest to tak oczywiste, jak mogłoby
się wydawać.
Chociaż do największego przyrostu ludności dochodzi w krajach biednych, są powody, aby stwierdzić, że to kraje zurbanizowane i
uprzemysłowione stanowią największy problem, jaki wiąże się z przeludnieniem. To właśnie bogate kraje zużywają najwięcej
zasobów i produkują najwięcej zanieczyszczeń. Kwestia ta okazała się szczególnie kontrowersyjna podczas "Szczytu Ziemi" w Rio de
Janeiro w 1992 roku. Stany Zjednoczone nakłaniały kraje biedniejsze, aby przestały wycinać lasy równikowe, gdyż wywiera to
wpływ na klimat całego globu. Jednakże kiedy poproszono kraje wysoko rozwinięte o zmniejszenie emisji dwutlenku węgla,
głównego czynnika powodującego

Globalne problemy

globalne ocieplenie, to Stany zaczęty nalegać, żeby w ustaleniaCh

~!t'l.

tyczących lego tematu nie wymieniano ani harmonogramów,

,liIi klin· kretnych państw. USA jest zdecydowanym liderem, jcżcli chodzi o emisję dwutlenku węgla.
W skrócie, przeludnienie zagraża zarówno naszej planecie, juk i Ilam samym. Dotyczy to znrówno krajów ubogich, jak i bogatych.
Sytuacja może się drastycznie pogorszyć w chwili, kiedy wskaźnik urodzeń przerośnie możliwości Ziemi.
Nie da się zaprzeczyć temu, że istnieje laki punkt, ponad który ludzie nie będą mogli zwiększać swojej liczby. W ramach ćwiczenia
matematycznego demograf Angsley Coale obliczył niegdyś, że jeżeli utrzymalibyśmy taki wskaźnik przyrostu naturalnego do roku
3000, to masa ludzkiego ciała rozszerzałaby się w kierunku zewnętrznym z prędkości,! szybszą od prędkości światła (za: Nam, 1968,
s. 63). Nie staral się on rzecz jasna przywidzieć autentycznego wydarzenia, gdyż zanim hy do tego doszło, zabrakłoby nam
pożywienia i wody. Pytanie brzmi: ile jeszcze powinniśmy czekać, zanim zdecydujemy się ustabilizować naszą liczbę?
Większość ludzi już teraz styka się z problemami miązanymi z kwestią przeludnienia, nawet jeżeli nie są tego świadomi. Ubodzy

111~

dzic umierają z braku pożywienia albo patrzą, jak ich dzieci umierają z powodu odry czy rozwolnienia. Ludzie mieszkający w

bogatych krajach widzą to na przykładzie kolejek w skJepach, korków ulicznych albo braku miejsca na kursach uniwersyteckich.
A zatem po co rodzić więcej dzieci niż nam właściwie potrzeba?
Warto być może zwrócić uwagę na to, co należałoby zrobić, aby ustabilizować liczbę osób na świecie. Ale aby to wiedzieć, najpierw
musimy się dowiedzieć, skąd się dzicci właściwie biorą. Ludzie prawdopodobnie nie zawsze o tym wiedzieli, ale jakiś czas temu
udało nam się do tego dojść. Jednakże ludzie wciąż wydnją na świat więcej dzieci niż to potrzebne dla podtrzymania naszej liczby.
lnteres własny i h)'chowanie dzieci. Wiele dzieci rodzi się osobom, które niekoniecznie chciały być rodzicami, ale również nie chciały
zrezygnować z czynności, której one były skutkiem. W takich warunkach należałoby się nauczyć, jak uprawiać seks bez ryzyka
zajścia w ci!Jżę. Ale jak wiecie, już to opanowaliśmy.
Chociaż mamy relatywną możliwość wybrania liczby dzieci, jaki! chcemy posiadać, to i tak mamy ich za dużo. Musi za tym siać inny
pu-

background image


160

Rozdział 10. Perspektywa globalna

wód, niekoniecznie związany z endokrynologią, chemią reprodukcyjną czy właściwościami fizycznymi lateksu.
Spójrzmy na to, jakie czynniki społeczne wpływają na nadmiar liczby narodzin. Pierwszy zestaw czynników możemy nazwać
spoleano-psychologicznym.
Niektórzy z nas chcą mieć więcej dzieci niż potrzeba do wymiany pokoleń. Są też osoby, które nie chcą mieć dużej liczby dzieci, ale
nie robią nic, aby się one nie rodziły. Logicznym tego wyjaśnieniem może

być

przekonanie, że liczne potomstwo może przynieść

korzyść ich rodzi

com. Jednym z głównych tematów tej książki i socjologii

w

ogóle jest to, że ludzie często przekładaj" swój własny

interes nad dobro społeczeństwa.
Dawniej istniała spora ilość powodów, dla których paI)' decydowały się na liczniejsze potomstwo. Zanim rządy i firmy opracowały
systemy emerytalne, dzieci były głównym zabezpieczeniem na starość, Podobnie, kiedy praca na roli była ciężka i wymagała dużych
nakładów, posiadanie m<lłej armii pr<lcowników, któI)'m nic trzeba było płacić, by

]0

czymś finansowo korzystnym.

Jednakże we współczesnym uprzemysłowionym społeczeństwie potrzeba posiadania rodzin wielodzietnych zanikła, Ze względu na
przedłużenie okresu, kiedy dzieci zależne są od swoich rodziców (na przykład kiedy zdobywają wykształcenie), posiadanie dzieci
leży coraz mniej w ich interesie, Departament rolnictwa ostatnio wycenił, że wychowanie dziecka do wieku 18 lat kosztuje 100 tys.
dolarów (Cutler, 1990, s. 38). Co więcej, pary zwykle decydują się n<l dziecko, kiedyotrzymują naj niższe wynagrodzenie, a zatem
pieniądze, jakie przeznaczają na dziecko, bardzo by im sil( przydały. Jak pomyśli się jeszcze o tym, że ogranicza to możliwości
podjęcia pracy przez matkę, to okazuje się, że posiadanie dzieci, zwłaszcza w większej ilości, potrafi być prawdziwą katastrofą dla
współczesnej amerykańskiej rodziny,
Chociaż wcześniej wspomniałem o parach, które mają dzieci, to nic należy zapominać, że w roku 1988 jedna czwarta dzieci, jakie
przychodziły na świat w Stanach Zjednoczonych, były dziećmi samotnych matek. Sytuacja taka jest olbrzymim obciążeniem
finansowym dla matki i jej dziecka, Najtrudniej jest młodym, niezamężnym kobietom, które muszą porzucać szkołę średnią, aby
podjąć pracę, chociaż nie mają szans na zarobki, które pozwalałyby na utrzymanie siebie i dziecka. W roku 1988 jedno na dwanaście
dzieci (spośród 322 400) było dzieckiem nastolatki (U.S. Bureau of the Census, 1991, s. 67).

GlobaLne problemy

Kolejnym z powodów stojących za nadmierną ilości:) c1t.'.icci jc.:~(

II l,

że "po prostu jakoś tak wyszło", W roku 1992 Światowa

Org:ll1iz:li,;jll Zdrowia (WHO) ustaliła, że na 100 mln stosunków płciowych kaidc!:i~\ dnia przypada 910 tys. zapłodnień, z których
połowa by ta nicz<lpl:lllOwnnn (informacja Associated Press z 24 czerwca 1992 roku),
Nie można ograniczać się do interesów własnych, jeżeli chcemy zrozumieć, czemu młodzi ludzie decydują się nn posiadanie dzieci.
Od~ powiedź leży w dziedzinie struktur społecznych. W tym zbiorze czynników zwrócimy uwagę na dwa aspekty: (l) przekonania i
wartości oraz (2) strukturę organizacji prorodzinnych.

Przekonania

i

warlo.fci.

Na wiele sposobów wszyscy jesteśmy w trakcie socjalizncji ulwierdzani w przekonaniu, żc posiadanie dzieci

jest czymś dobrym. Jeżeli czuliście się nieswojo podczas dyskusji o przeludnieniu albo kosztach posiadania własnych dzieci, to jest to
wynikiem właśnie tego procesu. Amerykańska polityka jest również tego wskaźnikiem. Często mówimy o politykach całujących
przed kamerami dzieci, że są oddani

warto.fciom rodzinnym -

innemu modnemu sloganowi.

Kiedyko]wiek konserwatyści chcą ograniczyć rządowe wydatki na edukację, liberałowie bronią dzieci jako "najważniejszego zasobu
przyszłości". Konserwatyści często stają na straży "praw nienarodzonych", kiedy liberałowie mówią, że kobiety powinny mieć prawo
do aborcji.
W odróżnieniu od tego, wyobraźcie sobie polityka, który w swojej kampanii ogłasza, że dzieci przeszkadzają w rozwoju
gospodarczym i że rodziny, które mają dzieci, powinny płacić większe podatki. Nowe dzieci wymagają przecież szkół i nauczycieli
opłacanych z pieniędzy podatników. Patrząc dalej w przyszłość, z dziećmi wiąże się większe zanieczyszczenie środowiska, tłok,
budowanie na ziemi przeznaczonej pod uprawę nowych domów i centrów handlowych. Poza tym noworodki są małe, głośne i ślinią
się, a jak podrosną to wszystko psują, Wyobrażacie sobie zapewne, jakie inne argumenty da się wysunąć z tej perspektywy, Jednakże
jest wysoce wątpliwe, aby taka osoba wygrała jakiekolwiek wybory. Dzie~ ci mają potężne lobby i większość z nas w nim zasiada.
Istnieje również zestaw przekonań, który skłania młodych ludzi do posiadania dzieci, nawet jeżeli nic ]eży to w ich bezpośrednim
interesie. Spójrzcie na kilka z nich i zastanówcie się, z któI)'mi byście się zgodzili.
Mężczyzna nie jest

prawdziwym

mężczyzną, jeżeli nie ma dziecku, a im więcej ich ma, tym bardziej podkreśla to jego męskość.

background image


162

Rozdział 10. Perspektywa globalna

.• Kobieta nie jest prawdziwą kobietą, jeżeli nie ma dzieci, a im więcej
ich ma, tym bardziej jest kochającą i dobrą osobą. .• Rodzice oczekują od swoich dzieci wnuków.
.• Dzieci pomagają przetrwać rodzinie.
.• Mężczyzna zawiedzie swoich przodków, jeżeli nie zapewni przetrwania swojemu naZ\visku.
To jedynie kilka wartości i przekonań, które skłaniają ludzi do po~ siadania dzieci, nieważne jak bardzo glośne, śliniące się czy
niszczące wszystko dookoła one są. WInśnie z tych powodów mogliście uznać nie~ które z moich wcześniejszych komentarzy za
"niesmaczne", co tylko udowadnia, jaki wpływ ma na nas struktura społeczna.
Strnktura organizacji prorodzinnych. W większości społeczeństw istnieją postanowienia i prawa mające na celu zachęcenie ludzi do
posiadania dzieci, chociaż mogą być odmiennie uzasadniane. Spójrzmy na prorodzinne cechy społeczeństwa amerykańskiego.
Jeżeli płacicie federalny podatek dochodowy, to w roku 1992 mogliście otrzymać ulgę w wysokości 2300 dolarów za każdą osobę na
waszym utrzymaniu, która wzrasta z roku na rok. Jak widzieliśmy, każde dziecko oznacza dla rządu wydatki w różnych postaciach,
tak więc ulga ta wydaje się być bez sensu- chyba że jej celem jest zachęcenie ludzi do rozmnażania się.
Raz na jakiś czas jakiś polityk zaprojXlOuje zniesienie tej ulgi i zazwyczaj kończy się lo szybkimi i głośnymi protestami. Często
broni się jej, mówiąc, że jest to jedyna ulga, z której może skorzystać większość osób ubogicll. Uzasadnienie to zdaje się być
cyniczne, jeżeli spojrzymy na ilość kosztów, które znacznie przewyższają wartość tej ulgi, jakie rodzina taka poniesie w związku z
posiadaniem dziecka. 10 trochę jak rozdawanie biednym heroiny, bo nie stać ich na wakacje za granicą. Thki "dar" często przysparza
więcej kłopotów niż korzyści. Jeżeli celem byłby dobrobyt osób ubogich, to dużo lepszym rozwiązaniem byłoby podniesienie progu
zarobkowego, od którego ptaci się podatki, zamiast dawanie wszystkim, niezależnie od stanu majątkowego, ulg w zamian za rodzenie
dzieci.
Dyskusję na temat strategii prorodzinnych w społeczeństwie amerykańskim dałoby się ciągnąć w nieskończoność. Opór przeciwko
wprowadzeniu wychowania seksualnego do szkół jest odpowiedzialny za wzrastającą liczbę niechcianych ciąż, podobnie jak niechęć
wobec udostępniania uczniom prezerwatyw. Prawodawstwo, które zabrania kobie-

Globalne problemy

de dokonania wyboru między aborcją a urodzeniem dzieckI!. dlWldl,:1. jest czynnikiem wpływającym na wzrost wskaźnika urodzeń.
Kiedy lld. ministrncja Busha zabroniła lekarzom, którzy otrzymują pensje mi rZ'Idu federnlnego, wspominać o możliwości usunięciu
ciąży, draslyczllic wzrosła liczbu narodzin - zwłaszcza w rodzinach ubogich. Niekoniecznie znaczy to, że takie postępowanie mialo
na celu wzrost tego wskaźnika, chociaż niewątpliwie jest prorodzinne.
Wplyw postanowień prorodzinnych nie jest zawsze tak oczywisly.
Weźmy pod uwagę ruch uliczny. Nie zaskoczy was pewnie fakt, że wedlug sondażu przeprowadzonego w roku 1992 na 40%
amerykańskich dróg przekroczono przepustowość (informacja Associated Prcss z 13 lipca 1992 roku). Widać więc, że przyrost
ludności ma wpływ na ruch uliczny: im więcej ludzi, tym więcej samochodów.
Jednym z rozwiązań tego problemu było wytyczenie dodatkowych pasów jezdni, dostępnych tylko dla samochodów, w których
podróżuje dwóch albo więcej pasażerów. Czasami takim osobom zezwala się za darmo korzystać z autostrad w godzinach szczytu.
Pomysl był taki, aby kilka osób zaczęło poruszać się jednym pojazdem dla osiągnięcia różnego rodzaju korzyści. Rozwiązanie to
okazało się również korzystne dla rodzin, gdyż w ieh sytuacji wzrasta prawdopodobieństwo, że jednym samochodem będzie się
poruszać większa liczna osób naraz. Tak więc, jak na ironię, osoby najbardziej odpowiedzialne za wzrost natężenia ruchu w
przyszłości zostały nagrodzon przez ułatwienie im poruszania się w dzisiejszych korkach.
Czy da się coś z tym zrobić? Wiem, że tematem tym zajmujemy się od jakiegoś czasu, a szczegółowość, z jaką go omawiamy, może być
dla was krępująca. Może się wydawać, że nie należy źle mówić o niemowla· kach czy małych dzieciach. Jeżeli odebraliście to w taki
sposób, to mam nadzieję, że zaliczycie to jako kolejną obserwację socjologiczną dotyczącą tego, jak struktura społeczna wptywa na
nas podczas omawiania takiego tematu.
Mimo tylu prorodzinnych elementów w naszej strukturze społecznej i tak możliwa jest walka z przeludnieniem. Można
przezwyciężyć struktury wspierające duże rodziny, jak widać na przykładzie Chińskiej Republiki Ludowej - największego państwa
świata, zamieszkiwanego przez około jedną piątą jego ludności.
Mimo wieloletniej tradycji, która uznawała rodzinę za rzecz czcigodną, ChRL zupełnie odwróciła się od lej wartości.
KonfucjaC1skim

background image

164
Rozdział 10. Perspektywa globalna

ideałem była czteropokoleniowa rodzina mieszkająca pod jednym dachem: dzieci z rodzicami, dziadkami i pradziadkami. Tak więc
nikogo nie dziwiły sytuacje, w których w jednym domu mieszkało dwadzieścia albo trzydzieści osób.
Od czasów rewolucji komunistycznej w 1949 roku, rząd zaczął przeciwdziałać rodzinie poszerzonej na wiele sposobów. Duże włości
ziemskie niektórych rodzin zostały im zabrane na mocy reform gospo~ darczych. Zabroniono aranżowanych ma!żeństw, a studentów
wysyłano na uniwersytety odległe od ich rodzinnych miejscowości. Na wszystkich stopniach edukacji dokonywano ponownej
socjalizacji młodych ludzi, aby ich lojalność względem partii wyparta ich lojalność względem rodziny.
Na początku 1971 roku rząd chiński wprowadził strategię

wall xi

shao (później-dlużej-mniej), która zachęcala obywateli do tego, aby

(1) wstrzymali się z posiadaniem potomstwa, (2) robili dłuższe przerwy między decydowaniem się na kolejne dziecko i aby (3)
decydowali się ograniczać ich całkowitą liczbę. Rodziny mieszkające na wsiach były zachęcane, aby ograniczyć się do maksymalnie
trójki dzieci, a te mieszkające w miastach - do dwójki. W roku 1977 zmniejszono ten limit do dwójki niezależnie od miejsca
zamieszkania. Dwa lata później każda para mogła się zdecydować jedynie na jedno dziecko (GreenhaJgh, 1990, s. 73-86).

Tabela 10.3. Antykoncepcja w Chińskiej Republice Ludowej (dane w mln)
Rok

Załotonespimle

domaciczne

Wazektomie

Uczba

wysterylizowanych

kobiet

Lczba dokonanych

aborcji

1981

10,34

0,65

4,56

8,70

1982

14,07

1,23

3,93

12,43

1983

17,76

4,36

16,40

14,37

Źródło: Delfs, 1990, s. 19.


Na pary, które nie stosowały się do tych zaleceń, nakładano grzywny albo inne kary. W roku 1982 centralny dekret partii nr 11
nakazał władzom lokalnym odzyskanie wladzy nad planowaniem rodziny. Jak wskazuje tabela 10.3, zaczęto stosować na większą
skalę rozmaite melody antykoncepcji.
Mimo że wdrożenie narodowego systemu planowania rodziny w tak wielkim kraju musiało się wiązać z pewnymi trudnościami,
zwłasz-

Socjologiczny paradoks

cza jeżeli chodzi o odległe obszary wiejskie, to jednak ich skutek

jl,,;:\1

widoczny. Według Susan Greenhalgh wskaźnik urodzell spadl z

33.4,1 w roku 1970 do 17,82 w roku 1979. Udalo się zmniejszyć przyrost

111l1lJ

ralnyo ponad połowę, chociaż umieralność również

spadła z 7,60 du 6,21 (tamże, s. 75).
Najwyraźniej możliwa jest zmiana prorodzinnych elernenlÓw struktury społecznej. Chociaż możecie być przeciwnikami metod
stosowanych przez ChRL, to przywołałem ten przykład, aby wskazać daleku idące zmiany, jakie można przeprowadzić na każdym
poziomie struktury społecznej. "TWorzymy strukturę, która nami rządzi, ale możemy j" również zmieniać. Należy jednak pamiętać, że
nie jest to proste zadanie, nawet jeżeli logika, interesy indywidualne oraz interesy wspólne podpowiadają, że takie zmiany są
wskazane.
Jak wielokrolnie wspominałem

w

tej książce, struktura spoteczna jest tak skonstruowana, aby zapewnić sobie przetrwanie. Thk

więcv.rpro" wadzanie w niej jakichkolwiek zmian jest zadaniem zarówno skomplikowanym, jak i delikatnym.

Socjologiczny paradoks

Zakończę ten rozdział w sposób, który może nawet być uznany za przeciwstawny temu, co wcześniej napisatem. Jeżeli poważne
zmiany społeczne są możliwe, to gdzie jest ich geneza? Skąd się bierze motywacja pozwalaj,!ca systemowi nagle zawrócić i zacząć
biec w innym kierunku? Ostateczną odpowiedzią, jak zapewne się spodziewaliście, jesl jednostka. Buckminster Fuller często się
pytał: "Co może zrobić mała jednostka?" Czego może dokonać jedna osoba, niemaj'lca żadnej władzy, niedzieriąca żadnego
wysokiego stanowiska ani nieposiadająca wielkiej fortuny? Jak może ona zmienić kierunek, w jakim zmierzają tak potężne i
skomplikowane instytucje? Bucky uważał, że tylko jednostka ma taką możliwość.
Systemy, jakie tworzymy, nie mogą same siebie zmieniać, poza tymi sytuacjami, gdzie wcześniej przywidzieliśmy taką możliwość.
Zmiany mogą inicjować tylko ludzie i zazwyczaj zaczyna się to od działania pojedynczej jednostki. Można w lym znaleźć swoisty
paradoks. Jedna osoba zdziałać może zazwyczaj bardzo malo, ale jednak nic się nie może zacząć bez tej jednej osoby, która występuje
z szeregu i bierze na siebie odpowiedzialność za zmiany - tak jakby miała ona dokonać ich samII.

background image


166

Rozdział 10. Perspektywa globalna

Pytanie, które ludzie sobie często zadają, dotyczy tego, kim będzie owa osoba. Zazwyczaj uważamy, że ktoś inny ma lepsze
predyspozycje do takiego zadania. Nawet jeżeli wydaje się nam, że bylibyśmy w stanie dokonać czegoś, to i tak pewnie
obawialibyśmy się tego, co by inni o nas pomyśleli. Może uznają, że robimy to z megalomanii albo z przesadnej cnotliwości? Może
uznaj:! nas za naiwnych? Albo po prostu za głupich? A co jeżeli się nam nie powiedzie i tylko pogorszymy sprawę? Powody
przemawiające za tym, aby nic nie robić, zdają się być przekonujące.
W ostatnich latach miałem przyjemność brać udział w badaniach do książki o tym, jak jednostki biorą na siebie odpowiedzialność za
sprawy publiczne (Babbie, 1985). Przykłady lego, jak ludzie byli w stanie walczyć o to, co uznawali za słuszne, głęboko mną
poruszyły.
Pierwszego grudnia 1955 roku Rosa Parks, krawcowa z Alabamy, wracała z pracy do domu. Zgodnie z normami tamtych czasów,
pani Parks siedziała w części autohusu wydzielonej dla osób czarnych.
W miarę jak coraz więcej osób wsiadało do autobusu, miejsc.1. przeznaczone din białych zostały zajęte i kierowca nakazał czarnym
pa· sażerom ustępować miejsca białym. Dzisiaj trudno jest nam pojąć, jak czarni mogli nie mieć wyboru w tej kwestii. Może im się to
nie podobało, może nawet narzekali na to po cichu, ale musieli postąpić zgodnie z nakazami.
Wyobraźcie sobie teraz, że idziecie na pocztę i widzicie długą kolejkę do jedynego on.vartego okienka. W takiej sytuacji możecie (1)
zająć miejsce w kolejce i być może ponarzekać troszkę, (2) zamiast czekać w takiej kolejce po prostu wyjść z poczty i wrÓcić kiedy
indziej albo (3) złapać urzędnika pocztowego za chabety i zażądać otwarcia większej ilości okienek.
Raczej nie wyobrażnm sobie, abyście wybrali tę trzecią możliwość, i nie uważam, aby było to rozsądne wyjście z tej sytuacji. Wzięcie
sprawy w swoje ręce w taki sposób byłoby zdecydowaną przesadą. W najlepszym wypadku by was aresztownno i trudno określić, jak
by się ta sytuacja skończyła, gdyż takie zachowanie jest dalekie od przyjętego kanonu zdrowia psychicznego. Nie moglibyście nawet
liczyć na wsparcie innych osób z kolejki, gdyż wasze zachowanie spowolniłoby i tak powolną już obsługę.
Jeżeli jednak zdecydujecie się na tą trzecią możliwość, to możecie się poczuć tak jak Rosa Parks tamtego zimowego dnia w
Montgomery. Mogła wysiąść z autobusu i pójść do domu na piechotę, zamiast dać sobą pomiatać, jednak w ten sposób niczego by nie
osiągnęła. Biorąc to

Socjologiczny paradoks

wszystko pod uwagę, powinna była zrobić to samo, co zrobili jej wsp(}l~ pasażerowie: wstać, przenieść się do tylnej części autobusu
i mieć

llll~

dzieję, że podróż do domu nie zajmie zbyt dużo czasu.

Ale Rosa Parks się nie zgodziła. Chociaż nie wstała i nic złupIilu kierowcy za chabety, to jednak jej nieustąpiellie miejsca było
odebrane jako gwałtowny atak nn przyjęty system, na to, jak rzeczy wygh)claly i powinny wyglądać, na jedyny sposób, w jaki
społeczeństwo moglo działać. Potraktowano to jako atak na każdy element społeczeństwa amerykańskiego, który był związany z
segregacją rasową na południu. Jednak jedna zmęczona czarna kobieta nie mogła się z takim stanem rzeczy zgodzić.
Jak zapewne wiecie, pani Parks została aresztowana i wtrącona do więzienia za swój opór. Powinien to być koniec tej sprawy.
Posiedziałaby trochę w więzieniu, zapłaciłaby być może grzywnę i byłaby kolejnym przykładem dla czarnych, który trzymałby ich w
ryzach.
Niemniej sporo czarnych duchownych uważało, że pani Parks była potraktowana w sposób niewłaściwy i że należy przeciwko temu
zaprotestować. Ktoś wpadł na pomysł, aby zorganizować jednodniowy bojkot publicznych środków komunikacji. Jeżeli duża ilość
czarnych osób zrezygnowałaby z podróży autobusami, to może coś by się zmieniło. A przynajmniej nic by się nie pogorszyło.
Jednakże nawet jednodniowy bojkot komunikacji miejskiej wymagał wysokiego stopnia organizacji i ktokolwiek by się jej nie podjął,
byłby narażony na ataki ze strony osób białych. Duchowni poprosili Marthina Luthera Kinga o pokierowanie tym protestem. Dr King
miał wiele powodów, aby odmówić. Był nowym pastorem w tym mieście i dopiero rozpoczynał swoją działalność duszpasterską.
Przyjął tą propozycję, chociaż stanowiło to zagrożenie zarówno dla jego kariery, jak i życia.
Ku ogólnemu zaskoczeniu, bojkot komunikacji miejskiej w Montgomery był prawie całkowity. Ludzie dojeżdżali do pracy
samochodami, rowerami, czasami szli pieszo. Atmosfera ucisku ustąpiła miejsca poczuciu godności i dumy. Postanowiono
przedłużyć ten protest. Wkrótce policja zaczęła dawać się we znaki C'.larnym kierowcom, pieszym czy kolarzom. Dr Kinga i jego
współpracowników pobito i uwięziono. Bojkot lrwał jednak nadal.
Wkrótce czarni w Montgomery i na południu Stanów zyskali uwagę, podziw, a wreszcie i wsparcie ludzi z całego globu. W
listopadzie 1956 roku, nieeały rok po wystąpieniu Rosy Parks, sąd najwyższy USA

background image


168

Rozdział 10. Perspektywa globalna

orzekł, że segregacja rasowa w miejscach publicznych jest niezgodna z konstytucją.
Przez niechęć podporządkowania się, Rosa Parks i Marthin Luther King, podobnie jak tysiące innych "małych jednostek",
spowodowali rewolucyjne zmiany

w

relacjach nlsowych w Ameryce i na świecie. Wielki, ślepy olbrzym postępu społecznego, który

niegdyś zezwalał na dyskryminację czarnych, pod ich wpl)'\vem zmieni! swój kierunek. Teraz podąża, chociaż czasem ślepo, czasem
powoli,

w

kierunku równości rasowej. Jedynie jednostka może spowodownć tak daleko idące zmiany. Chociaż czasami możemy się

oszukiwać, myśląc, że możemy zmienić wszystko

w

społeczeństwie dookoła nas, to popełniamy równie wielki błąd, uważając, że nie

jesteśmy

w

stanie niczego dokonać.

Mamy więc tutaj do czynienia z paradoksem. Instytucje spolcczne potrafią patrzeć na jednostkę przez pryzmat lysi<;cy albo
milionów. Co więcej, tworzone przez nas instytucje zaczynają żyć własnym życiem, dbając o własną szansę przetrwania - często
kosztem naszej. Najwyraź~ niej żadna jednostka nie może się takiej instytucji przeciwstawić. Jcd~ nak każda zmiana w ramach
instytucji musi się zacząć od jednostki, gdyż ani instytucje, ani grupy czy organizacje nie są w stanie samodzielnie działać. Jedynie
uczestniczące w nich jednostki mogą podejmować decyzje i działania, i zawsze ktoś musi uczynić pierwszy krok. Równocześnie
należy pamiętać o tym, że same jednostki rzadko kiedy podejmują decyzje czy rozpoczynają dziaIanie zupełnie samodzielnie. Zawsze
czerpią motywacje ze swojego otoczenia i z natury struktur społecznych, w których żyją.
W lakim razie, społeczeństwo jest paradoksalnym związkiem między tym, co osobiste, a tym, co grupowe. Socjologia zaś zajmuje się
zgłębieniem tego paradoksu.

background image

Aneks

Niektóre spojrzenia na socjologię

w

tej części książki znajdziecie artykuł, który pierwotnie ukazał się w piśmie .Teaching Sociolog,," (1990). Usrtowałem w nim streścić ideę

socjologii jak tylko to było możljwe. Zamieściłem tutaj także odpowiedzi czterech innych socjologów, których poprositem o komentarze na temat
tego artykulu: Jamesa A. Davisa, Michaela R. Leminga, Laury Kramer i Johna J. Macionisa.

background image

EarlBabbie
Chapman University

Podstawowa wiedza socjologiczna

5

Chociaż kursy wstępne do socjologii zazwyczaj przekazują studentom informacje o społeczeństwie (zwłaszcza amerykańskim), to
mam wrażenie, że większość osób wykładających socjologię zgodziłaby się, że ważne jest to, aby studenci opanowali niektóre
podstawowe pojęcia socjologiczne, takie jak rola, interakcja, struktura, konflikt, socjalizacja itd. Nie jestem jednak na tyle naiwny, aby
wierzyć, że udałoby się nam dojść do zgody co do tego, które pojęcia są najważniejsze.
W trakcie swojej praktyki akademickiej odkryłem, że jeszcze ważniejsze jest zaznajomienie studentów z podstawO\\'ymi zasadami,
czyli meta-pojęciami, które rozróżniają perspektywę socjologiczną i nadają znaczenie tym pojęciom, które później są używane w
socjologicznym tworzeniu społeczeństwa. Poniżej wymieniam i omawiam dziesięć podstawowych zasad, nie w nadziei na ogólną
zgodę, ale na produktywną dyskusję.

1. Społeczeństwo istnieje sui generis

Bmile'owi Durkheimowi zawdzięczamy twierdzenie, że społecze6stwo nie może zostać zredukowane do tego, co można by było
uznać za jego części składowe. Nie da się zrozumieć społeczeństwa w pełni, analizując tylko jednostki, które się nań składają

6

.

Oto

kilka przykładów:

Niewie]e osób ehce wojny, jednak nic oznacza to, 'ie wojen nie ma.
Wielu obywatt:li USA chcialoby. aby dostęp do brnni był trudniejszy, ale mimo to nie Jesl.


Argument ten ma daleko idące konsekwencje. Przykładowo, stwarza nam możłiwość rozpoznawania problemów społecznych i ra·

Podstawowa wiedza socjologiczna

dzenia sobie z nimi, uświadamiając nam między innymi to, że Ilil.:kl6~ re kwestie mogą mieć swoje źródło w strukturach
społecznyell,

li

nit,; są koniecznie efektem dzialal1 złoczyńców. Tego, że kobiety w

Stall"lell

Zjednoczonych zarabiają około 60%

zarobków mężczyzn czy tei- i-c czarne noworodki mają dwukrotnie wyższą śmiertelność od noworodków białych, nie można
wyjaśnić, mówiąc, że poszczególni ludzie czynią zło.
Ostatnio mieliśmy tego inny przykład. Sąd Najwyższy USA nic zgodzH się uznać kary śmierci za dyskryminującą mniejszości
etniczne, mimo że istniały na to niezaprzeczalne dowody statystyczne. Orzekł

Oll,

że aby uznać takie twierdzenie, trzeba by bylo

udowodnić, że podczas wydawania wyroku członkowie ławy przysięgłych brali pod uwagę przynależność etniczną osób oskarżonych.
Innymi słowy, sąd nie chciał rozważyć możliwo~ci, że system może być rasistowski, niezależnie od tego, czy jednostki w nim
uczestniczące podzielały takie poglądy.
2. Istnieje możliwość naukowego badania społeczeństwa
Niczym Auguste Comte musimy zwrócić uwagę studentów na to, że wiedza o społeczeństwie może być czymś więcej niż tylko
zbiorem wyuczonych przekonań czy wpojonym "zdrowym rozsądkiem". Spolc~ czeństwo można badać metodami naukowymi,
podobnie jak bada się rozmaite cechy fizyczne naszego świata.
Wydaje mi się, że przykład badań sondażoy,.ych skutecznie wspiera ten argument. Studentom imponuje fakt, że badając próbę 1500
osób, można skutecznie przywidzieć, jak zagłosują miłiony obywateli. Często przypominam im, że socjologów niejednokrotnie
oskarża się o pozbawianie wyborów dreszczyku emocji - właśnie zc względu na naszą dokładność w lego typu prognozach.
Niektórych studentów przekonuje opracowanie Stouffera (1949-1950) dotyczące relatywnej deprywacji. Po przedstawieniu im
zdawałoby się oczywistych wniosków, że (1) czarni żołnierze w obozach szkoleniowych na północy USA będą mieli wyższe morale
od tych w obozach na południu kraju, (2) żołnierze z wojsk powietrznych częściej będą uważali system promocji za uczciwy i że (3)
osoby wykształcone częściej będą traktowały pobór wojskowy jako coś ich niegodnego, ukazuję, jak Stouffer udowodnił, że
rzeczywistość jest zupełnie przeciwna tym założeniom. Później staram się im wytłumaczyć, w jaki sposób relatywna deprywacja
udowadnia tego typu, zdawałoby się, przewrotne wnioski:

5

Pierwodruk: Earl Babbic, Tlw Essentiai Wisdom o! Socio/OKi, "Thacbing Socio]ogy". październik 1990, s. 526-530. To poprawiona

wersia eseju, kt6ry wyglosilem podczas spotkania AmCl)'kańskiego Towarz)'1;twa. Socjo]ogicznego 13 sierpnia ]989 roku.

6

Należy również zauwaryć, że ,Jednostki ludzkie" nie są budulcem społeczeństw. Lepicj byłoby za taki e]ement uznać !tatus spotcczny - punkt

przcciljlcia między jednostkami a społeczeństwem.

background image


172

Aneks

(1) Czarni żołnierze

w

ośrodkach szkoleniowych na południu często uwnżają się za osoby lepsze od innych czarnych obywateli w ich

otoczeniu. Czarnym żołnierzom z północy nie powodziło się tak dobrze jak innym czarnym z ich otoczenia.
(2) Żołnierze wojsk powietrznych, gdzie do stopnia generała można bylo awansować bardzo szybko, zazwyczaj znali kogoś, kto
osiągnął wyższy stopień niesprawiedliwie szybciej niż oni sami. Jednocześnie nie było takiej możliwości w żandarmerii wojskowej,
gdzie na awans wszyscy musieli równie długo czekać.
(3) Żołnierze ze słabszym wykształceniem często mieli znajomych pracujących przy taśmach produkcyjnych albo na roU, czyli w
zawodach, kt6re pozwalały uzyskać odroczenie od poboru. Za to żołnierze lepiej wykształceni rzadko kiedy mieli znajomych, którym
udało się uniknąć poboru. Tak więc poborowi o niższym wykształceniu mieli więcej podstaw, aby czuć się potwktowani
niesprawiedliwie względem swoich znajomych, a ci, którzy byli lepiej wykształceni, zazwyczaj czuli się potraktowani na równi z
innymi.
Socjologia jest doskonałym sposobem nauczenia studentów krytycznego myślenia i pozwalamy im je praktykować, ukazując, w jakjm
stopniu logika i empiryczne obserwacje mogą być narzędziami wiodący~ mi do nowych odkryć.
3. Autopoiesis: społeczeństwo tworzy się samo
Wiem, że termin autopoiesis, który zapożyczam z prac chilijskiego biologa i filozofa Humberto Maturany (1980), nie jest znany
wśród socjologów. Sam Maturana uważa, że nie da się tego pojęcia zastosować w naukach społecznych, jednak nie jest on
socjologiem.
Autopoiesis można określić jako "tworzenie siebie samego". Najłatwiej można to zrozumieć na przykładzie zapożyczonym z
językoznawstwa. Niektóre stwierdzenia stają się prawdą przez samo ich wypowiedzenie, jak widać na następujących przykładach:

Przepraszam. Mówię·

Socjologia może dowodzić, że społeczeństwo jest autopoietyczne: tworzy samo siebie. Jeżeli społeczeństwo można przykładowo
postrzegać jako sieć norm, sankcji, wartości i przekonań, to skąd się one biorą?

Podstawowa wiedza socjotogiczna

Większość z nas już dawno przestała wierzyć, że są one darowane prz(.:z bogów albo że wynikają z prawa naturalnego. Normy, jakie
rz,-!dz'j d~.ill· laniem społeczeństwa, są wytwarzane w jego ramach.
Pogląd ten jest o tyle ważny, że kwestionuje to, co studenci

UW;I

żają za "prawdziwy" stan rzeczy. Monogamia, demokracja,

uczciwość, grzeczność i branie pod uwagę uczuć innych są normami amerykańskiego społeczeństwa, ale zostały one również przez
nie "ypracowane

3

. Pojęcie to, jeżeli zostanie dobrze zrozumiane, tworzy podstawy dla relatywizmu kulturowego w miejsce

etnocentryzmu.
4. Kultury różnią się od siebie w czasie i przestrzeni
W tym punkcie dołączamy do antropologów, informując wszystkich, że nie wszystko na świecie ma białą skórę, jest amerykańskie i
pochodzi z klas średnich. Dla nas jest to oczywiste, jednak świeżo upieczonych studentów fakt ten potrafi wręcz zszokować.
Uświadomienie im, że istnieją rozmaite różnice między kulturami jest jedynie wstępcm do dalszego działania. Naszym drugim celem
będzie zakwestionowanie etnocentryzmu studentów, wytwarzając w nich perspektywę tolerancji albo nawet relatywizmu kulturowego
w ich oglądzie świata. Dzięki takiemu podejściu będą postrzegali różne formy kulturowe jako inne, a nie lepsze czy gorsze, co będzie
korzystne zarówno dla nich, jak i dla wszystkich innych osób.
Nie chcę tymi komentarzami nakłaniać do egalitarnego dogmatyzmu w odniesieniu do różnic kulturowych. Mam nadzieję, że studenci
kończący studia będą preferowali demokrację nad totalitaryzm, tolerancję nad uprzedzenia i wiele innych pogłądów bazujących na
naszych wartościach. Naszym celem jednak powinno być to, żeby te· go typu wybory były oparte na analizach i przemyśleniach, a nie
były wykonywane na zasadzie domyślnej schedy kulturowej utrwalonej ignorancją·
5. Jednostek nie można oddzielić od społeczeństwa
Wcześniej zauważyłem, że społeczeństwa nie można zredukować do jednostek, gdyż społeczeństwo na każdym poziomie istnieje sui
gencris.
Chciałbym wręcz zasugerować, że jednostki są wytworami społeczeństwa. Jednakże chciałbym też zwrócić uwagę na kolejną
właściwość

J

Nie oznacza to, Ze normy te istnieją tylko w Ameryce. Zostały one stworzone same

t.

siebie wwiclu innych społcczetlstwach.

background image

174
socjologii, która może pomóc studentom, bez konieczności posuwania się do tak radykalnych stwierdzeń.
Thżsarność jednostki jest silnie socjogenetycma. Często rozmawiam ze studentami na temat tego, kim są. Zazwyczaj jako wstęp do
takich dyskusji wykorzystuję test dwudziestu stwierdzeń Kuhna i McPartlanda (1954), w trakcie którego proszę o wymienienie 20
odpowiedzi na pytanie: "Kim jestem?" Następnie spędzamy trochę czasu, odnajdując pewne wzorce w ich odpowiedziach. Ostatecznie
dochodzimy do wniosku, że wszystkie odpowiedzi, jakie udzielili, są tak naprawdę

slaiw;ami spo

łecznymi: student, córka, koszykarz,

liberał itd.
Chociaż również po~więcamy trochę czasu kwestii tego, kim są naprawdę (zazwyczaj okazuje się, ze nie jesteśmy w stanie oddać tego
za pomocą słów), dochodzą do wniosku, że wyrażają swoją tożsamość wylącznie. w postaci swojej pozycji w społeczeństwie. Gdyby
społecze{lstwa nie było, nie mieliby również tożsamości.
Największą tego zaletą jest to, że studenci uświadamiają sobie, że posiadają pewne statusy i gdyby chcieli, to mogliby posiadać
jeszcze inne. Co więcej, dzięki dystansowaniu się od posiadanych przez siebie statusów są mniej podatni na ataki ze strony innych. W
sytuacji, kiedy moi studenci słyszą narzekanie, że studenci są głośni i nicodpowiedzialni, zamiast odbierać to jako osobisty atak mogą
się spytać, czy ta uwaga dotyczy również ich.
6. Systemy mają swoje potrzeby
Równolegle z odkryciem, że społeczeństwo jest swojego rodzaju istotą, studenci mogą wynieść wiedzę o tym, że ma ono również
swoje potrzeby. Istnieje ryzyko, że niektórzy będą usiłowali nadawać społeczeństwu cechy ludzkie i zakładać, że ma swoje własne
pragnienia, motywy itd. Dobrze jest w takiej sytuacji zwrócić im uwagę na to, że samochód również ma swoje potrzeby (benzyna,
olej, energia elektryczna, chłodzenie), jednak różnią się one drastycznie od potrzeb człowieka. Mam wrażenie, że analogia ta pomaga
studentom zrozumieć, że system może mieć takie potrzeby, które odzwierciedlają jego strukturę i działanie.
Zamiast tłumaczeniu studentom Parsonsowego schematu AGIL, czy jakiegokołwiek podobnego systemu, zazwyczaj omawiam
wymianę jako podstawową potrzebę społeczeństwa. Ludzie umierają, tak więc trzeba w jakiś sposób zapewnić to, że nowi ich
zastąpią. Z początku rozmawiamy o rozmaitych formach rodziny, ale szybko wykraczamy poza

Podstawowa wiedza socjologiczn:l

tematykę socjalizacji, gdyż noworodka trudno nazwać

ZllSI(,:pSIW~l1l

(Ilu

uznanego naukowca czy profesora socjologii.

Zazwyczaj nadaję zajęciom charaktcru bardzo dobn!, chociu~ prawie nieznaną książką Johna Gatla Systemuntics: Haw Systems Wark
II/ul Especially How They Fai!
(1986)4. Omawia ona, w jaki sposób syslemy usiłują przejąć kontrolę, a jednym z jej głównych punktów
jest to, że d:l" żenia systemów do zapewnienia sobie przetrwania często usuwaj,! w cień cele, dla których pierwotnie powstały.
Kiedy studenci zdecydują się zmienić warunki społeczne, które uznają za nie do przyjęcia, to szczególnie ważne dła nich będzie
docenienie imperatywów systemów. Jeżeli procesy tworzenia tego typu wa~ runków są połączone z potrzebą przetrwania systemów,
to studcnci muszą o tym wiedzieć,

w

przeciwnym bowiem razie ich starania pójdą na marne.

7. Instytucje są zawsze konsen.\'at)'Wne
Idąc dalej drogą wytyczoną przez punkt 6, studenci muszą wiedzieć, że najważniejszą funkcją instytucji jest jej przetrwanie. Jeżeli
kiedykolwiek istniały instytucje, których celem była samozagłada, to już ich nie ma i nie dowiemy się o nich niczego więcej.
Instytucje zazwyczaj są w taki sposób stworzone, aby zapewnić sobie przetrwanie. Są one silnie konserwatywne w tym znaczeniu, że
są niechętne zmianom i mają na celu swoje przetrwanie w danej formie, a nie że są przeciwne liberalizmowi.

W

społeczeństwie zintegrowanym różne instylllcjc często wspierają inne

w

ich dążeniach do przetrwania. Rząd płaci szkołom, które

mówią uczniom, że prawa należy przestrzegać; rodzice chodzą ze swoimi dziećmi do kościoła, gdzie słyszą one, że rodziców należy
szanować. Jednak naturalny dla instytucji konserwatyzm nie zabrania im zmieniać się w obrębie społeczeństwa. Sytuacja taka jest na
przykład prawdopodobna, kiedy interesy różnych instytucji są ze sobą sprzeczne, tak jak na przykład religii i edukacji.
Konserwatyzm instytucji często może służyć jako kontekst dla innych podstawowych pojęć socjołogicznych: socjalizacji,
internalizacji i tego, jak tożsamości jednostek są wpłecione w struktury instytucjonalne.

.4 Wydaje mi się, że socjologowie nie potraktow11li tcj książki poważnie, gdyż _ podobnic jilk Prawo Parkinsona czy Zasada l't!tem, dwie książki, których tropem
podąia -jest 7..byt pr?yjcllI' na, Z niewiadomych przyczyn uznajemy, że poważne analizy muszą być nudne.

background image

176

AJleks

8. Wyjaśnienia socjologiczne są z natury deterministyczne
Temat ten często sprawia klopoty studentom. Staram się im podrzucić pomysł, że »yjaśniajqce nauki społeczne często mają podstawę
w deterministycznym obrazie istot ludzkich. Kiedy usiłujemy ustalić na przykład przyczyny uprzedzeń, zakładnmy, że coś za nimi stoi i
że wolna wola nie wchodzi tutaj

w

rachubę. Nieco inaczej rzecz ujmując, można powiedzieć, że zachowanie ludzkie jest

zdeterminowane przez siły, czynniki i sytuacje poza naszą kontrolą albo takie, z których sobie nawet nie zdajemy sprawy. Mówiąc
dosadnie, model ten zakłada, że ludzie tacy jak wy czy ja nie posiadają wolnej woli, wbrew temu, co może się nam wydawać.
Omuwiałem tę sprawę już przy paru różnych okazjach (Babbie, 1986,2004), tak więc nie wydaje mi się, abym musiał ją ponownie
tutaj przytaczać. Nie chcę przez to powiedzieć, że socjologowie nie wierzą w to, że ludzie posiadają wolną wolę, ale że model, którego
używamy do wyjaśnień, zdaje się tak zakładać. Często mówię studentom, że nawet jeżeli mamy wolną wolę, żyjemy w dokładnie
określony sposób. Można również zwrócić ich uwagę na to, jak zdradzamy stopień naszej wolności w naszych wypowiedziach, kiedy
mówimy; "strasznie mnie denerwujesz", "izba skarbowa tego zabrania" czy też "nigdy już nie będę w stanie z nim rozmawiać po tym,
co powiedział".
9. Paradygmaty kształtują nasze postrzeganie i rozumienie świata Studentów należy zaznajomić z ideą paradygmatów, a socjologia
stwarza ku temu doskonałe możliwości. Muszą oni wiedzieć, że paradygmaty są sposobami obserwowania życia, ale same życiem nie
są. Odkrywają one przed nami pewne aspekty, ale jednocześnie ukrywają inne, być może trochę jak teleskop czy mikroskop.
Pozwalają nam odkryć rzeczy, które w innym wypadku byłyby poza naszym zasięgiem, jednak wiąże się z tym pewien koszt.
Paradygmaty maj,! wpływ na to, jak postr.legamy, tak więc można się powolać na analogię z kolorowymi okularami. Jeżeli założymy
czerwone okulary, to wszystko, co będziemy widzieli, przybierze czerwonawy odcień, niebieskie okulary nadadzą światu niebieski
odcień itd. Studenci zrozumieją, że przykład opiera się na założeniu, że okulary przecież nosi się po to, aby widzieć. Pozwala to im
docenić niepewność tego, czy kiedykolwiek dowiemy się, co jest "prawdą".
Oczywiście należy studentom przybliżyć trzy podstawowe paradygmaty socjologiczne: paradygmat funkcjonalny (również znany
jako

Podstawowa wiedza socjologiczna

paradygmat systemów społecznych), illterakcjonistyczny i kOllrliklll, Jeżeli będą w stanie zrozumicć tc trzy pojęcia, to można im
r6wIlid wytłumaczyć teorię roli, teorię wymiany czy też teorię etykiclOW;1I1i:1. Muszą zrozumieć, że paradygmaty umożliwiają
nam wgJ;.łd w

lw[lIry

życia społecznego, jednak żaden z nich nie jest w stanie oddać nal11 jego całości.

Jeszcze więcej korzyści studentom przyniesie sytuacja, w któn:j pozwolimy im rozpatrywać racjonalizm w kategorii paradygmatów.

Nil

początku studenci zazwyczaj uważają, że racjonalizm jest "stanem, w jakim wszystko się znajduje" albo przynajmniej "w jakim

powinno się znajdować". Ilekroć proszę studentów o wymienienie alternatywy dla racjonalizmu, rzadko kiedy są w stanie wymicnić
coś poza "irracjonalizmem". Zazwyczaj wydają się zaskoczcni, kiedy mówię im, że racjonalizm niekoniecznie jest "prawdziwym" czy
nawet "najlepszym" paradygmatem.
Może i dzięki racjonalizmowi mamy teflon, ale nie potrafi on docenić poezji. Nie potrafi też wnieść nic nowego

w

to, jak odbieramy

miłość czy seks. Jeżeli

w

chwili zapomnienia wasz partner bądź wasza partnerka krzyknie "O Boże! Uwielbiam to!", to nie pytajcie

się, jak bardzo to uwielbiają czy nie zwracajcie im uwagi na

10,

że tak naprawdę nie jesteście bogami.

Racjonalne paradygmaty socjologiczne nie przydają się w takich momentach. Nie powinniście się nagle przestawiać na paradygmat
funkcjonalny i pytać się:

"CCj

chcesz wiedzieć, jak to działa?" Nie zmieniajcie się nagle w interakcjonistę i nie pytajcie się: "Czy

wiesz, co 10 do~ kładnie symbolizuje?" l niezależnie od tego, jak silnie jesteście oddani paradygmatowi konfliktów, nic pytajcie się
nigdy, "Czy wiesz, co kapitalizm robi z klasą robotnicz,!?"
10. Socjologia jest ideą, której czas nadszedł
Chcę zakończyć tę analizę w sposób być może nieco szowinistyczny, a mianowicie twierdzeniem, że wszystkie poważniejsze
problemy stojące przed społeczeństwem są obszarem socjologicznej analizy. Przeciwstawia się to silnie idei, że to technologia jest
odpowiedzią na trapi_lee nas kłopoty. Omawiałem tę kwestię w innych swoich publikacjach (Babbie, 1988), tak więc tutaj przytoczę
tylko kilka przykładów:
Przcludnienie jest poważną kwestią, która zagraża naszej plancl:ic.
Chociaż wszelkiego rodzaju metody antykoncepcyjne są czymś ko-

background image


178

Aneks

rzyslnym W takiej sytuacji, to nie rozwiązały one jednak tego problemu. Prawdziwego rozwiązanie trzeba szukać w sferze norm i
wartości.
Nowe odkI)'cia z dziedziny technik rolnych nie położyły kresu globalnemu problemowi głodu, który corocznie zabija od 13 do 18
mln osób. Ilość wyprodukowanego przez nas pożywienia starczyłaby, aby wykarmić całą naszą planetę. Lokalne klęski głodowe
stanowią tylko 10% całkowitej liczby zgonów w wyniku niedożywienia. Pozostałe są v.rynikiem chronicznego głodu, którego
rozwiązanie można odnaleźć tylko w domenie socjoekonomicznych struktur i psychologii społecznej, która powstrzymuje nas przed
podjęciem niezbędnych działań.
Często w przeszłości poszukiwaliśmy nowych broni, aby uniknąć wojen, jednak jedyne co osiągnęliśmy to nowe sposoby zabijania na
coraz to większą skalę. Rozwiązanie kwestii wojen może wypłynąć tylko z socjologii.
Nie chciałbym sugerować, że socjologia zna odpowiedzi na wszystkie kłopoty, jakie dręcZo:1 świat, jednak jest ona dobrym
miejscem poszukiwania odpowiedzi na większość takich kwestii. Właśnie w takim sensie wydaje mi się, że jest to idea, której czas
nadszedł.

Earl Babbie jest zastępcą Dyrekta do spmw Badań i Planowania w Chapman University. Wezcśniej byl kierownikiem Zakładu Nauk Spolceznyeh i
wdąż uczy metodologii prow.1dzenia badań nlloko"")'eh. Jest autorem wielu podn,ezników do socjologii, z których najbardziej Zfl.1Jly to

Badania

społeczne w praktyce

(2004). Jest (;Z/onkiem Ameryk.111skiego 1bwarzystwa Socjologicznego (ASA).

background image

James A. Davis
Harvard University

Komentarz do artykułu
Podstawowa wiedza socjologiczna

7

Zakładam, że zaproszono mnie do tej dyskusji, gdyż redaktor uważat, że tchnę w nią trochę życia za pomocą jakiegoś brutalnego
ataku. Jako że moi koledzy i koleżanki po fachu często musieli słuchać moich zarzutów dOtyCZ1lcych tego, jak bardzo poż,!dane jest
wprowadzenie badań empirycznych na zajęciach wstępnych z socjołogii, założenie to wydawało się rozsądne.
Jak bym się jednak nie starał, nie mogę znaleźć w sobie dostatecznej ilości jadu, aby to zrobić, gdyż artykuł Babbiego całkiem mi się
spodobaL Jestem zwolennikiem każdego wstępu do tej nauki, który oddala lIas od bełkotliwych, pobieżnych zlepków paru
encyklopedycznych definicji, jakie zazwyczaj możemy znaleźć w tekstach wstępnych. Cieszę się również z tego, że na łamach
"Thaching Socjology" mamy do czynienia z poważną dyskusją na temat zarówno treści, jak i metod pedagogicznych. Do tego żadne
twierdzenia o podstawowych prawdach socjologii, które zawierają dowcip na granicy dobrego smaku, nie mogą być przecież czymś
złym.
Mimo to, jako socjalizowany socjolog, muszę postarać się dostosować do roli, jaką mam odegrać, czyli adwokata diabla, co nie jest
do końca rzeczą niemożliwą. Mam dwa zastrzeżenia, które w terminach ekonomicznych należałoby nazwać "korzyścią względną" i
"popytem".
Chociaż dziesięć przykazań profesora Babbiego streszcza ideę i założenia, które są obecne w socjologii, to nie mają one zbyt wiele
wspólnego z praktycznym wykorzystaniem tej nauki (do tego stopnia, że mówi nam, że socjologowie nigdy nie słyszeli o jego 3.
punkcie). Uznając socjologię za dziedzinę akademicką, zakładamy, że jej rozwój intelektualny przebiega na stronach rozmaitych
specjalistycznych pism i podczas konferencji naukowych. Nawet pobieżne spojrzenie na takie pisma i programy konferencji
zdradza, że w większości zajmujemy się badaniami empirycznymi, od czasu do czasu jakąś teorią, ale prawie nigdy nie zajmujemy się
meta-pojęciami. Tak więc nieco dziwne wydaje


7

Pierwodruk: James A. Davis.

eommcn! on tlle "Esselllial Wl$dom

o!

Sociology",

"Teuchilll:\ Sociology",paździemik 1990,s. 531-532.

background image

180

Aneks

mi się to, że Babbie skupia się bardziej na zbiorze nierygorystycznych założeń niż na ich namacalnych skutkach. Ekonomiści i
psychologowie pracują według zalożeń, które są zupełnie inne od naszych, jednak nie oznacza to, że my czy oni jesteśmy od siebie
m,!drzejsi. Ważne jest nie to, czy założenie jest prawdziwe (nie da się tego udowodnić bezpośrednio), lecz czy odkrycia, do których
nas wiedzie, je uzasadniaj". Tak więc uważam, że propozycje Babbiega są grą wstępną, po której jednak nie dochodzi do stosunku.
Jakjuż pogrążymy się

w

żałobie po rozmyślnie dokonanym zabójstwie socjologii w dwóch średniej jakości uniwersytetach, być może

powinniśmy pomyśleć nad naszą dzisiejszą pozycją

w

nkademickicj dżungli. Możemy użyć ogrodu zoologicznego jnko metafory. O

ile nasze upierzenie nie będzie bardziej jaskrawe, a młode bardziej urocze od zwierząt w innych klatkach, to dDzorcy z dziekanatów
przestaną nam rzucać poiy.vkę. Nic \vydaje mi się, aby "wiedza" była naszym najbardziej jaskrawym upierzeniem i najbardziej
uroczym młodym.
W pobliskich klatkach inne dziedziny, takie jnk filozofia, historia, amerykanistyka i inne behawioralne nauki społeczne również
pysznią się, błagają i przybierają pozycje. Mają swój własny zapas wietJzy, którego nie możemy określić jako gorszy od naszego,
chociażby dlatego że trudno jest dokładnie przeanalizować wiedzę, która przybiera formę werbalnych założeó. Nie atakuję naszej
wiedzy, jest dobra jak każda inna, ale nie spełnia warunków korzyści względnej: "Nic rób tego, w czym jesteś dobry, tylko to, w czym
jesteś lepszy od innych".
Gdzie są owe względne korzyści plym!ce z socjologii? Dla mnie jest to sprawa oczywista. W odróżnieniu od naszych akademickich
rywali, my wiemy jak wygląda współczesna rzeczywistość. Wychodzimy na zewnątrz, rozmawiamy z ludźmi i wyciągamy z tych
danych wnioski, nie opierając się na powieściach o intelektualistach, eksperymentach przeprowadzanych w sztucznych warunkach,
niezrozumiałych ideach nadętych europejskich intelektualistów, pamiętnikach dyplomatów czy ideologii (której kiedyś się
wystrzegnliśmy, i obecnie widzę, że wracamy do tych przeczuć). Pokrótce, znowu widzimy paradoks Price'a (1969, s. iii). Pozwolę go
powtórnie przybliżyć czytelnikom "Teaching Sociology":

Jedna i cech wsp61czesnej socjologii jest równiei jej najsilniejsrym argumentem: jej konkretna, neCZ)'Wista baza. JeSl ona bardw cz~sto niedostatecznie
reprezentowana we wprowadzeniach do socjologii i antologiach, 11 za to jej naislabs.zy punkt - pojęcia, twierdzenia i teorie - są podkrdlone zbyt mocno (Davis, 1978,
s. 235).

Reasumując, zasada względnej korzyści mnie nie przekOl1uje. Jeszcze mniej przekonany jestem w kwestii następnego problel1lu. ale
różnica polega na tym, że mogę go zilustrować. Wątpię, czy dzisiejsi studcnci uznają te pomysły za innowacyjne. Kiedy
uczęszczalcm na kun; wstępny do socjologii w 1947 roku, byłem osobą z małego miastcczk,l w środkowozachodnich Stanach, ślepo
oddam! antyroosevcltowskielllll indywidualizmowi. Socjologia wtedy otworzyła mi ocz:y! Jednak wydaje mi się, że odnosimy takie
sukcesy, że wsz:yscy nasi studenci są 8abbiem w miniaturce. Oni "wiedzą" o relatywizmie kulturowym, podobnie jak o istnieniu
systemu i tego, jaki jest on okropny. Oni "wiedzą", że społeczeńst'ń'o wywiera zewnętrzne naciski na osoby i ufaj,! sondażom.
Większość studentów zdaje się wyznawać ideologię mówiącą, że (1) wszyscy na świecie, poza białymi Amerykanami z klas średnich,
są kształtowani przez jej kulturę i nic, co robią, nie powinno być oceniane zbyt surowo oraz że (2) biali Amerykanie z klas średnich
(łącznie z rodzicami ich współlokatorów, ale ich rodzice już się w to nie wliczają) są osobiście odpowiedzialni za wszelkie zło na
całym świecie. Tego typu wiedza ludowa - mieszanka młodzieńczego idealizmu, wiedzy popularnej o naukach społecznych i
pozostałości po lewicowych latach sześćdziesiątych - może nie do końca oznacza bycie Babbiem w miniaturce, ale jest łemu tak
bliska, że szczerze wątpię, czy studenci będą wzdychali z zaskoczenia, czytając jego dziesięć przykazań. Jeżeli nasze umaszczenie nie
wywołuje zachwytu, to miejmy się na baczności przed dozorcą zoo. Sprzedawanie towaru, którym rynek jest już zalany, nie jest
dobrym pomysłem, nawet jeżeli nasz produkt jest lepszy od innych.
Reasumując, uważam, że dziesiątka Babbiego

IWOr.lY

socjologiczną ramę, w której możemy zacząć układać konkretne informacje.

Jednakże daleki jestem od entuzjazmu względem opinii, że "wiedza" jest najważniejszą rzeczą, którą się zajmujemy.
Nie chcę przez to powiedzieć, że przykazania te są nicprawidłowe, po prostu wydaje mi się, że promowanie ich jako czegoś, co ma
nas zbawić, jest - powiedzmy - niemądre.
Verbum Sapienti.

James A. Davis jeM profesorem socjologii na Uniwersylecie Harvarda i kierownikiem b"dilń spisów powszechnych w NORC. W roku 1989 otrzymał nagrodf,:
Amerykańskiego TOW~lrZY' stwa Socjologicznego za swoje wręcz fanatyczne puparcie dla wprowadzenia analizy dilnycb JW wstf,:pnych kursach do socjologii.

background image

Michael R. Leming
Saint Olaf College

Przedkładając socjologiczną perspektywę nad pojęcia

8

Jednym z wiosennych rytuałów naszego instytutu jest przeprowadzenie wywiadu z najlepszym i jego studentami, aby upewnić się,
którym Ueże· li którymkolwiek) nadać tytUf absolwenta z wyróżnieniem. Przed owym wywiadem prosimy studentów o
przygotowanie portfolio, wsklad któ· rego wchodzą wszystkie ich prace zaliczeniowe napisane na kursy socjo· logiczne oraz krótka
notka autobiograficzna, która skupiałaby się na ich rozwoju socjologicznym. 'lej wiosny trzy osoby kandydowały do tego wy.
różnienia. Każda z nich otrzymała podczas wywiadu takie samo pytanie: czym jest perspektywa socjologiczna? Może się wydawać,
że na to pytanie każdy litudent socjologii powinien bez problemu udzielić odpowie· dzi, niestety jednak, ku naszemu niezadowoleniu,
tak nie było w tym wypadku. Wszyscy trzej studenci raczej opisali socjologię w sposób, który był bliższy dziedzinie psychologii.
Nie ulega wątpliwości, że nasi studenci znają słowa, które opisują tę dyscyplinę: musieli się ich nauczyć, aby zdać egzamin z kursu
wstępnego i aby wyjaśnić swoim rodzicom, czemu wybrali akurat ten kierunek. Ale kiedy poproszono ich o opisanie perspektywy
socjologicznej, to języki zaczęly się im plątać

i

nie wiedzieli, co zrobić. Po takim spotka· niu z "najlepszymi" studentami naszego

wydziału wiele wykladowców wpadło w czarną rozpacz.
Moim pierwszym odruchem było "zrzucenie winy na ofiarę". Ci studenci po prostu nie zrozumieli sedna sprawy. Nie zinternalizowali
wszystkich różnorodnych dziedzin tej dyscypliny, których zostali nauczeni. Jak mogli być tak tępi? Następna reakcja nakazała mi
zrzucić winę na inną ofiarę - nasz wydział (zwłaszcza że nie uczyłem żadnego z tych studentów wstępu do socjologii). Jakie błędy
zostały przez nas, "doskonałych" wykładowców, popełnione? Czy ci studenci odzwierciedlali jakość naszych zajęć?
Pomyślałem sobie, że jestem zbyt oddany socjologii, aby zaakcepto· wać tak proste rozwiązanie. Wina nie

mO,6>fa

leżeć ani po stronie

studentów, ani po stronie wydziału. Prawdzivvym winowajClI byt alllcryk:l(l~ki indywidualizm. Jeżeli studenci naszego wydziału
wcześniej zill[crlwlizll· wali pewne postawy intelektualne rodem z popularno-psychologiczllcgl' redukcjonizmu, to dlaczego nie
mogą uznać socjologii za psychologi~ kultury, struktury spolecznej i zachowań grupowych?
W trakcie zeszłego roku napotkałem rozmaite czynniki, które zdają się potwierdzać takie wyjaśnienie. Po pierwsze, trzeba zwrócić
uwagę na to, jak socjologowie widzą psychologię. Pracownicy wydzi,Jtll psychologii i ich studenci skarżyli się mi Uako dziekanowi
socjologii), że wykładowców naszego wydziału często uważa się za "oprawców psy· chologii" - i pewnie mieli na to dostateczne
dowody. W naszym "prze· psychologizowanym" świecie poważna socjologia zawsze będzie odebrana jako atak na psychologię.
PrL.ez mówienie, że kultura, struktura spoteczna i zachowania grupowe nie dają się zredukować do dzialań jednostki, socjologowie
radykalnie podważają perspektywę psychologiczną, która nigdy nie została sprawdzona empirycznie. Socjologowie wytrwale
dowodzą, że psychologia jest nauką o ograniczo· nej wartości, jeżeli chodzi o badanie relacji społecznych. Uważam również, że
należy spojrzeć na pewllą właściwość. Większość profesorów socjologii uważa Zaproszenie do socjologii Petera Bergera (2004) i
Wyobratnię socjologiczną C. Wright Mi1Isa (2007) za bardzo dobre książki, jednak większości studentów nie przypadają one do
gustu. Jeżeli odrzucimy lezę, że słownictwo w nich jest zbyt skomplikowane dla dzisiejszych studentów, to okazuje się, że głównym
powodem takiego stanu rzeczy jest to, że studenci nie chcą myśleć o świecie w kategoriach socjologicznych. Wygodniej im widzieć
socjologię jako psychologię zachowań grupowych.
Kiedy pyta się studentów o ich opinie na temat perspektywy socjologicznej, to okazuje się, że reagują na trzy sposoby:
Opuszczają socjologię na rzecz bezpieczniejszych granic psychologii i narzekają, że socjologowie są "oprawcami psychologii".
Pozostają w dziedzinie socjologii, ale dokonują powtórnej definicji jej pojęć, perspektyw i teorii tak, aby były bliższe psychologii.
Rezygnują z perspektywy psychologicznej i "nawracają się" na spaj· rzenie socjologiczne.
Kiedy przypominam sobie rozwój w dziedzinie socjologii, zarówno mÓj własny, jak i moich kolegów, to okazuje się, że sens
socjoklgii

8

Pierwodruk: Michael R. Leming, Priorilizing Sociological Pcrspeclive aver COllcepl.~, "Thaching Sociol{)gy",paidziernik 1990,s. 533-53S.

background image


184

Aneks

pojęliśmy dopiero po studiach licencjackich. Jednym z powodów może być to, że dopiero po wejściu w posiadanie takiej ilości wiedzy
zaczyna się rozumieć slownictwo tej dziedziny bez potrzeby internalizacji jej perspektywy. Pojęcia są narzędziami tej dyscypliny
nauki, ale nie ma żadnej gwarancji, że będą używane zgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem. Nie potrzeba wielkiego wysiłku, aby
dokonać ich redefinicji z psychologicznego punktu widzenia.
Przez dwadzieścia lat uważałem, że nie da się zrozumieć perspektywy socjologicznej bez zrozumienia języka, kt6rym się ona
posługuje. Teraz rozumiem, że język właściwy tej dziedzinie jest konieczny, jednak niewystarczający do jej zrozumienia. Niestety
większość tekstów socjologicznych jest napisana w sposób, który zdajc się sugerować, że to jyzyk jest wszystkim, czego potrzeba, aby
tę dyscyplinę nauki zrozumieć. Podręczniki wstępne kładą nacisk na słownictwo i "kluczowe pojęcia". Podręczniki dla wykładowców
podkreślają wagę termjnów związanych z tą dziedziną na testach i esejach końcowych.
I właśnie tutaj chcialem nawiązać do artykułu Babbiego, Podstawowa wiedza .socjologiczna. Jeżeli pierwsza styczność studentów z
socjologią kładłaby nacisk na unikalną perspektywę tej dziedziny i na jej zalożenia, to może udałoby się nam ich przekonać, że
"socjologia jest ideą, której czas nadszedł". Chociaż wydaje mi się, że socjologia dała ludzkości więcej niż tylko "dziesięć podstaw
wiedzy" (i wydaje mi się również, że Babbie musi jeszcze coś napisać o tych "podstawach"), to jednak mam również wrażenie, że
podąża on dobrą drogą, proponując zmianę sposobu, w jaki nauczamy socjologii. Jego wstęp mówi o tym samym, co ja sam usiłuję
udowodnić - o tym, żeper~pektywa powinna zostać uznana za ważniejszy element tej dziedziny niż pojęcia. Według Babbiego:

Ważne je~t to, aby studenci opanowali niektóre p<1dstawowc poj{:ciu socjologiczne, takic jak rola, interakcja, struktura, konflikt, socjalizacja itd. [ ... ]
[Jednak]jeszeze walniejsze jcst zaznajomienie studentów z podstawowymi zasadami, czyli meta-pojęciami, które rozró;i;oiają perspekl)wę socjologiczną i nadają
znaczenie tym pojęciom, które później są użyvmnc IN socjoJogicalym tworzeniu spoleczcństwa.


Właśnie z tego powodu przez pierwsze dwa tygodnie mojego kUfsu wstępu do socjologii rozważałem wyjaśnienie Petera Bergera
dotyczące tv.lOrzenia rzeczr.:istości spolecznej. W Religii i tworzeniu świata, pierwszym rozdziale Swiętego baldachimu (2005), Berger
wylicza nastę-

Przedkładając socjologiczną perspektywę nad pokci:1

pujące punkty, które mogą przypominać meta-pojęcia Babbicgo (odniesienia do punktów Babbiega są podane w nawiasach).
Ludzie nie posiadaj,! instynktów, więc muszą stworzyć własny "świat", czyli normatywny porządek dla siebie. Tego typu porządck
(który Bcrger nazywa się "nomos") składa się z kultury i struktury spolecZllej danej grupy.
Nomos jest konstrukcjo! ludzką, którą charakteryzuje wbudowana niestabilność. Ludzie nie maj,! z góry ustalonego związku z
nomoscm, tak więc muszą go sami wypracować poprzez procesy socjalizacji i resocjalizacji (pkt 4 i 6 u Babbiego).
Społecze(lstwo utrwala porządek spotcczny przez proces socjalizacji (autopoie.sis, pkt 3). Jednostka nie tylko uczy się obiektywnego
znaczenia społeczcllstwa, ale jest przez nie również kształtowana (pkI9).
Porządek społeczny jest wytworem ludzkim, który wywiera wpływ na swoich t\vórców (pkt 1). Tworząc go i wiążąc z nim swoje
życiorysy, ludzie porządkuj,! nie lylko społeczeństwo, ale także samych sicbie (pkt 5).
Gdy kultura lub porządek społeczny (nomos) jest już ustanowiony, nie można go odwołać, gdyż istniejc on niezależuie od osób, które
go stworzyły (sui generis, pkt 1 i 7).
Spo1ccznie skonstruowany świat jest przede wszystkim uporządkowaniem doświadczenia. Wyrazisty porządek, czyli tlomos, jest
narzucany indy"'vidualnym doświadczeniom czy znaczeniom jednostek (pkt 9).
Jeżeli porządek społeczny zostanie uprzedmiotowiollY i jest traktowany jako coś naturalnego przez członków społeczeństwa, to może
być narzucany niechętnym jednostkom i tym samym stać się skutecznym narzędziem kontroli społecznej.
Porządek społeczny ma tendencję do obejmowania coraz to szcrszych obszarów znaczenia - nawet przyszłość zyskuje znaczenie przez
to, że projektuje się na nill nom os. Wszechświat jest porządkiem społecznym, który jest traktowany jako naturalny i projektowany na
przyszłość. Religia jest ludzkim przedsięwzięciem, które ustala sakralny wszechświat (nieosiągalna projekcja nomosu).
Najważniejszą funkcją takiego wszechświata może być to, że stanowi on ochronę przed tmgediami. Właśnie w takich krańcowych
syltl1tcjach życia, jak śmierć, wojna czy klęski żywiołowe, wszechświat stabilizuje życie grupy. Jest to możliwe dzięki temu, że nie
widzimy

background image


186

Aneks

wszechświata jako wytworu ludzkiego, lecz jako coś, co "nadaje podstawowe znaczenie wszystkiemu".
Chociaż podstawy Bergcra nie dotyczą socjologii (pkt 2

i

8 u Babbiega), to odnoszę wrażenie, że pozwalają studentowi zrozumieć,

jak wyjątkowa jest perspektywa socjologiczna. Uważam również, że większość (jeżeli nie wszystkie) podręczników wstępnych do
socjologii podporządkowuje perspektywę socjologicZll<! językowi tej dyscypliny. "Podstawy" Babbiego są pierwszym krokiem w
kierunku, który może nam pomóc przezwyciężyć ten problem.

Michael R. Lcmiogjcsl profesorem i dziekanem socjologii \Ii St. Olaf Cullege. Jest WSpól,IUIOrem (z Gcorgcrn E. DickensolIcm) Unrlen/aruJing Dying, Delllh, (Ind
Bcrellvemc"l,
(z Raymondem DcVrjc~ i Brcnd~ Furnish) Thc S()Ó()logic{jll1:r~peclive: A Value-Commiaed lmroduetion oraz (z Georgem E. Dickensonem)
UnderSlanding Familiel: Diversily, Cominuity, alld Change Jest założycielem i byłym kierownikiem Centrum Badań Spoleczn)'ch St. Olaf College, członIdem zarządu
Minnesota Coalition {m Thrminal Care i cdonkiem komiletll
Northficld AIDS Re~ponse, POla tym pracuje iako ochotnik i nauczyciel w
doradca dla osób w żałobie. Jest także skarbnikiem Christian Sociologieal Society.

background image

Laura Kramer
Momdair State College

W odpowiedzi Babbiemu

9

Czytanie refleksji Babbiego było ciekawe z punktu widzenia osoby, która głównie uczy socjologii studentów z innych instytutów oraz
tych, ktÓrzy trafili na niego z niewłaści\'v)'ch powodów (typu: był to jedyny dostępny kurs odb)'\\'ający się w sprzyjaj~cych
godzinach i zapewniający odpowiednią liczbę punktów). Zachęca mnie to do opisania i ponownego przemyślenia idei stojących za
moimi próbami nawrócenia studen· lów na podstawową wiedzę socjologiezn". Są one szczególnie ważne. kiedy na,stawienie
studentów do prezentowanej tematyki ogranicza si~ do mniej bądź bardziej subtelnie wypowiedzianego: "no i co z tego?"
Niektóre "podstawowe zasady" są mi od dawna znane, a inne sprowokowały mnie do omówienia moich wariacji na ich temat. 1h.k
więc zacznę od komentarzy na temat reguł Babbiego.
1. Społeczeństwo istnieje .\'ui generis. Jest to jeden z tych elementów, których najtrudniej nauczyć studentów. Widać to na przykładzie
Sądu Najwyższego. Jakkolwiek sama rozpatryvo'ana sprawa rasizmu i kary śmierci jest dowodem na istnienie społeczeńshva,
orzeczenie sqdu zdaje się świadczyć o niedo,strzeganiu przez amerykańskie społeczeństwo tego, że istnieje ono właśnie sui generis.
Nawet jeżeli pokażemy to na bardzo skutecznym przykładzie, studenci często wracają na indywidualistyczny poziom wyjaśnień
(zreszlą dotyczy to też nas, socjologów). Przydatne okazało się zbieranie rozmaitych przykfadów ilustrujących tę zasadę· Jeszcze
skuteczniejsze okazało się proszenie studentów, aby sami poszukali jakichś przykładów w gazetach, filmach, na kampusie czy w
swoim miej,scu pracy. Najciekawsze przykłady dotyczą ieh własnych problemów oraz kwestii sfery publicznej.
2. Naukowe badanie społeczeństwa. Podoba mi się to, że Babbie zdecydował się powołać na The American Soldier. Odnoszę wrażenie,
że każdy z nas ma ,swoje ulubione przykłady ilu,strujące nieadekwatność zdrowego roz,sądku i potęgę systematycznych badań. Jak
wiele innych os6b, w swoim kursie wstępnym wykorzystuję do tego różnice w liczbie dokonywanych samobój,stw. Jednakże nie
przekręcam danych, aby przekonać studentów co do wadliwości "zdrowego rozsądku", raczłJj

9

Pierwodruk: Laura Kramer, Rcsponse to BaMie, "Teaching Sociology , p;lf.dzicrnik 11"'0. s.536-537.

background image

188

Aneks

stawiam pewne pytania (na przykład: "Czy uważacie, że są jakieś różnice w liczbie samobójstw wśród różnych grup religijnych?",
"Jak uważacie, jakie religie mają wyższą albo niższą skalę?") i proszę studentów, aby opowiedzieli mi o tym, jak doszli do takich
wniosków. len delikatny styl wykorzystuję dlatego, gdyż nie chcę zawstydzać studentów, którzy doszli do niepoprawnych wniosków
i się nimi szczycili, ponieważ może to ich zniechęcjć do dalszej dyskusji.
Niezmiernie ważną częścią nauczania lej zasady jest wytworzenie wśród studentów krytycznej postawy względem pracy empirycznej.
Po omówieniu oficjal11)'ch wskaźników samob6jslw zaczynam się dopytywać o różne dotyczące ich kwestie (na przykład, czy
rodzina będzie się starała ukryć przyczynę śmierci w sytuacji, kiedy wierzenia samobójcy zabraniają chowania ludzi, którzy sami
sobie odebrali życie, na święconej ziemi). Oczywiście (jako, że jestem pozytywistką) później wskazuję na to, jak możemy
zminimalizować źródła błędu, aby skuteczniej przeprowadzać naukowe badania społeczeństwa i fenomenów społecznych. Bez
wskaznnin im tego ostatniego punktu, wielu studentów może odrzucać wyniki badań empirycznych bez żadnego powodu.
5 i 8. Nicrozcrwalność jednostki od społeczeństwa i determini

stycznc

podejście do socjologii -wyjaśniającej są trudniejsze do

wytłumaczenia niż mogłoby się wydawać. Studenci szybko pojmują silę kontekstu socjologicznego, kiedy mowa o czynności
łudzkiej, której są przeciwni, gorzej im idzie, jeśli chodzi o rolę, jaką odgrywają systemy spoteczne w tworzeniu pożądanego stanu
rzeczy. Łatwiej znaleźć wpływy negatywne, które zreszt,! prawdopodobnie sprawiają więcej przyjemności w trakcie nauczania,
jednak trzeba stworzyć im jakąś przeciV/Wagę w postaci przykładÓw pozytywnych. W innym wypadku wielu studentów dalej będzie
wychodziło z założenia, że "dobre społeczeństwo" to takie, które nie ingeruje w dobre cechy ludzi, ale nie ma w nich również
aktywnego udzialu.

9. Paradygmaty

odkry'ń'ają i zniekształcają. Ta ogólnie znann zasada powinna ograniczyć skłonność studentÓw do odrzucania

socjologii, gdyż nie potrafi ona przywidywać przyszłych wydarzeń w pełni czy też dlatego, że nie oferuje natychmiastowych
rozwiązań. Wydaje mi się, że duża część studentów niechętna socjologii robi tak na zasadzie "zabijania posłańca przynoszącego złe
wieści", gdyż właśnie takie wieści często przynosimy i rzadko kiedy ogłaszamy, że odnieśliśmy sukces (czy to wy~ myślając
pozytywne zmiany społeczne, czy to skutecznie przewidując przyszłość). Zamiast bronić jednej ogólnej teorii socjologowie przedsta-

W odpowiedzi Rabbiemu

wiają rozmaite paradygmaty, zachwalając ich zaletę: kiedy jcden

lIic

()(I~

nosi sukcesu, to wykorzystujemy następny.

10. Czas socjologii nadszedł. Wydaje mi się, że czas socjologii l1:Jd~ szedł już wcześniej, przynajmniej od momentu, kiedy
społeczeńslwo dUN prowadziło do jej wyksztatcenia w XIX wieku. Zgadzam się z tym, że jest to najlepszy sposób radzenia sobie ze
wspótczesnymi problemami i poprawienia naszych szans na przyszłość.
Aby pomysł ten stał się bardziej interesujący, musiałabym wicdzieć, dlaczego powinniśmy oczekiwać, że właśnie teraz socjologia
zostanie lepiej oceniona niż podczas poprzednich dziesięcioleci, w których nie brakowało poważnych problemów społecznych. Nie
mogę oprzeć się wrażeniu, że ten pomysł różni się w swojej naturze od poprzednich dziewięciu wcześniej wymienionych - jest
bardziej oceną niż kolejnym narzędziem służącym do zrozumienia życia ludzkiego.
Do listy Babbiego dołączyłabym swój własny pomysł: Życie

51)0

łeczne jest dynamiczne. Twierdzenie, że życie społeczne ze swojej

natury jest dynamiczne nie dość, że nie przeczy jego teoriom, ałe zdaje się być w paru z nich wręcz domniemane. Mimo to uważam, że
trzeba je v.'Ymienić jako osobną zasadę. Pasuje ono również i tworzy przeciwwagę dla zasady konserwatyzmu instytucji. Myślę, że
wielu z nas wciąż musi popracować nad zintegrowaniem perspektywy dynamicznej w nasze programy nauczania, gdyż znpewnienie
od czasu do czasu, że ono istnieje, zdaje się nie wystarczać.
W dzisiejszych czasach łatwiej nauczyć tej zasady niż w ciągu ostatnich kilku lat. Rozgłos medialny, jaki towarzyszy zmianom w
Południowej Afryce, Europie Wschodniej czy wzrost troski o środowisko naturalne w Stanach Zjednoczonych znacznie ułatwia
studentom wychowanym podczas prezydentury Reagana odniesienie się do tej perspekty· wy. Studenci muszą widzieć, w jaki sposób
procesy społeczne prowadzą do zmian. Media zazwyczaj ukazują wszelkie zmiany jako ruch w dobrym kierunku, oddalenie się od
zła, jako dowód na praworządność naszego systemu. Zamiast tego powimliśl11Y podkreślić wagę czynników kulturowych i
strukturalnych we wprowadzaniu tych zmian.
Zbyt często przedstawia się proces zmian społecznych w jednym rozdziale jemu poświęconym, a wszelkie inne tematy naucza się w
sposób zakradający ich stałość i stabilność. Przykładowo, O organizacjach często mówi się, że charakteryzują się stałą dystrybucją
władzy, nawot jeżeli nie jest to zgodne z ich formalnymi opisami. Koalicje, a nawet ich charakterystyczna płynność, są nieodzowne w
dynamicznym potmklO-

background image


190

Aneks

waniu struktury i procesu organizacyjnego, tak więc krótkie wspomnienie o tym

w

innym rozdziale nic zdaje egzaminu. Sugestia

Perrowa (1979), że przepaść dzieląca formalne reguły i praktyczne zastosowanie jest czymś normalnym, a nie patologicznym
odejściem od ideału, jest również przykladem modelu dynamicznego.
Wielu z !las nadal naucza, używając modeli, które zakładają stabilność, a "nowy pomysłami" zajmujemy się dopiero pod koniec
kursów. Kiedy mówimy o socjalizacji, nawet podczas dyskusji o przesocjaJizowanej koncepcji człowieka (Wrong, 1984),
podstawowa perspektywa jednostki jesl w gruncie rzeczy reaktywna. Kiedy uczymy studentów o socjalizacji, wpajamy im założenie,
że zmiana spoŁeczna jest niemożliwa.
Innymi słmvy, jeżeli mamy nauczać zasady, że życie społeczne jest dynamiczne i zmienne, to musimy przemyśleć nasze ulubione
paradygmaty, przykłady, a także sposób, w jaki prowadzimy zajęcia. Oznacza to. że musimy na

nDWO

spojrzeć

na

świat, o którym

sądziliśmy, że go rozumiemy. Jeżeli sami nie jesteśmy przekonani do czegoś, to tym bardziej nie uda nam się do tego przekonać
studentów w trakcie kilku skondensowanych wykładów. Katechetyczny sposób, w jaki przedstawiamy tę zasadę, stanie się
ocz)'v,risty, kiedy wrócimy do naszych założeń co do stabilności podczas dyskusji. Nauczanie tej zasady łączy się z dużą ilością
prac.}' włożoną w przygotowanie materiałów do zajęć. Jednakże, jak widać na przykładzie socjologii feministycznej, ekscytacja,
którą budzi zmiana paradygmatów, potrafi tchnąć w proces nauczania drugie życie, ale również może poprawić jakość innych
czynności intelektualnych (zob. Daly, Chesney-Lind, 1988 na temat zmiany paradygmatów w kry~ minologii albo Thorne, 1.982 na
temat zmiany paradygmatów w k\vcstii rodziny).
Nasi studenci uczą się gruntownego uznania dla wszelkich sił wnoszllcych wkład w porządek spoleczny i jego spójność. Powinniśmy
wzmocnić nauczanie tego informacjami o dynamicznej naturze życia społecznego.

Laura Kramcr jc~t profesorem i dziekanem wydziatu ~ocjologii w Montciair Stale gcnder studics, technologią i pruci!. Jcst autorką The Soci%g)'

background image


John 1. Macionis

Kenyon College

Pokazując społeczeństwo (i w coraz większym stopniu świat)

10


Pewnego wieczoru zeszłej wiosny 28-letnia kobieta biegaJa w nowojorskim Central Parku. Nagle zaatakowało ją sześciu młodych
chłopców. Zgwałcili ją i brutalnie pobili, a później zostawili umieraj'jcą w parku. Odnaleziono ją trzy godziny później, kiedy straciła
prawie połowę krwi i zapadła w śpiączkę. Jakimś cudem udało się jej przcżyć i

w

niesamowity spo~ób wrócić do zdrowia. W tej

chwili wróciła do swojej pracy prLY Wall Street.
Najbardziej zadziwiającą częścią tej sprawy prawdopodobnie była niemożność tych zdziczałych młodych ludzi do umotywowania tej
zbrodni. (Jak zapewne sobie pr.l)'pominacie, sami użyli słowa "zdziczenie", opisując swoje alaki na nieznajomych: "po prostu
dziczeliśmy ... ") Dla naszej obecnej dyskusji ważniejsze będzie to, jak to "zdziczałe" wydarzenie spowodowało dyskusję w prasie na
temat wartości socjologii (Macionis, 1991). Po tym ataku poproszono o opinię wielu naukowców społecznych. Felietonista George
Will (1989) odrzucił ten "psychospołeczny bełkot niemających rozeznania naukowców o dobrych intencjach". Stwierdzit on, że
socjologowie tylko gmatwają całą sprawę przez "rozrzucanie winy na różne czynniki społeczno-ekonomiczne". Inni Amerykanie
użyliby zapewne bardziej dosadnego języka, mówiąc, że socjołogowie i inni badacze mają miękkie serca i zdzierają
odpowiedzialność osobistą z oprawców w czymś, co przecież wygląda jak akt czystej brutalności.
Wydaje mi się, że dobrze pojęta socjologia nie musi za nic przepraszać. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że ten zdziczały incydent i
jego następstwa pozwoliły wskazać na siłę i wartość perspektywy socjologicznej. Daje to nam też okazję do przemyślenia tego, czym
wtaściwic "podstawowa wiedza socjologiczna" może być.
Większość Amerykanów, a już na pewno George Will, uważali, Ż!; wyjaśnienie tego brutalnego ataku było banalne: źli ludzie.
Wątpliwo~ci nie budzi fakt, że poczuciu niesprawiedliwości zawsze dobrze stuż" 1,lki!; proste rozwiązania. Znaczy to, że jeżeli coś
dobrego albo szczeg61niu jeżeli coś złego się stanie, to chcemy gdzieś ulokować odpowiedzialność

III

10

Pierwodruk: John J. Macionis,

MakilIg Society (And lncrea.ingly. {Ile ~l"ldll'/liblr, ,'Ibu\

hi'lll

iii'

ciology", patdzieroik 1990,s. 538-539.

background image

192

Aneks

owo v.ydarzellie. W większości nowoczesnych, przemysłowych społeczeństw, takich jak Stany Zjednoczone, oznacza to zazwyczaj
wskazywanie na konkretne jednostki. Dla mnie siła socjologii polega właśnie na wyjściu naprzeciw takiemu myśleniu.
Oczywiście socjologia często podchodzi do ludzkiego zachowania deterministycznie. Jak mogłoby być inaczej, zważywszy na naszą
naturę? Powinniśmy się zwrócić ku spostrzdeniom Babbiego o socjologii i porÓwnać je z tym, w jak wysoce osobisty sposób
większoś(: Amerykanów traktuje ludzkie zachowanie. Innymi słowy, "społeczeństwo" stawało się coraz mniej widoczne przez
ostatnie stulecia. Tdk więc podstawo'ł.;ym zadaniem socjologii jest ponowne jego pokazanie, abyśmy zrozumieli, jak jednostki
myśl~~, jak odczuwają i jak zachowują się w kontekście sił społecznych.
Zwróćcie uwagę na to, jak wydarzenie opisane na pocz~!tku rozdziału nabiera na znaczeniu, kiedy przeanalizuje się je z perspektywy
socjologicznej. Czy ktokolwiek powiedziałby, że prawdopodobieństwo, żc kobiety dokonają takicj zbrodni jest równic wysokie jak to,
że dokonają jej mężczyźni? (W Stanach Zjednoczonych mężczyźni odpowiadają za 9-krotnie wyisz<j. liczbę przestępstw z użyciem
przemocy niż kobiety.) A co z osobami w średnim wieku? (Amclykanie między 15 a 24 rokiem życia stnnowi'j 15% populacji, ale
odpowiadają za prawie połowę brutalnych przestępstw.) Co więcej, tego typu przestępstwa zdają się być niesamowicie amerykańskie
w swojej naturze. Rocznie w Nowym Jorku ginie więcej osób w wyniku przypadkowych postrzeleń niż w wyniku morderstw z
premcdytacją w większości curopejskich miast.
Oto właśnie potęga socjologicznego myślenia. Tak więc, czy za dokonanymi przestępstwami kryje się całe spektrum czynników, czy
po prostu mamy tutaj do czynienia z "miękkimi sercami", jak to ujął George Will? Analiza socjologiczna wydaje się dużo bardziej
realistyczna niż założenie, że niektórzy ludzie są po prostu "źli" Musimy oczywiście pamiętać o tym, że analitycznn prawda socjologii
i prnwda moralna czy prawna niekoniecznie się pokrywają. (Przypomina mi się przypadek studenta, który został wezwany przed
dziekana parę lat temu za złe zachowanie. Tłumaczył się. Durkheimowską potrzeb,! dewiacji w zdrowym społeczeństwie.) Jednak nie
ma wątpliwości, że jako wspólcześni Amerykanie po_ trzebujemy brać wiedzę socjologiczną pod uwagę.
Nasze zadanie - jako osób prowadzących kursy wstępne do socjologii - polega na przyznaniu, że ludzie dokonują wyborów i na
pami<;taniu, że większość z nas uważa, że każdy osobiście odpowiada za swoje czyny, ale przede wszystkim na pokazaniu (na
podstawie przeprowadzonych badań), w jaki sposób zachowanie jednostek jest rC'lkcj.)

1101

skomplikowany świat społeczny.

Zaczynamy chyba rozumieć to, że zaliczenie jednostki

w

poczet amerykańskiego społeczeństwa to jedynie część zadania socjologa.

MlI~imy zdać sobie sprawę z tego, że żyjemy w eOf3Z bardziej współzależnym świecie. Tak jak społeczeństwo amerykańskie kieruje
doświadczeniem jednostek, tak samo globalny system kultury, polityki i ekonomii wiąZc si9 z wydarzeniami w USA. W miarę jak
bydzicmy zbliżać si~ do nowego stulecia, powinna się pojawić potrzeba rozszerzania "zasiygu" socjologii w kontekście całego świata.
W tej chwili w naszym kraju studiuje ponad 350 tys. studentów z zngmnicy, ale jedynie 50 tys. (z 12 mln) amerykańskich studentów
studiuje poza jego granicami każdego roku (Coullcil on International Educational Exchange, 1988). Jest kilka praktycznych
powodów, dla których można uznać to za ważne. Zwróćcie uwagę, że jedna trzecia zarobków amerykańskich korporacji pochodzi z
zagranicy, a cztery piąte nowych stanowisk pracy powstaje w wyniku rozwoju handlu zagranicznego. Ameryka zainwestowała już
ponad 300 mld dolarów w innych krajach, a zagraniczne inwestycje w USA v.,.yniosty już półtora biliona dolarów (CIEE, 1988).
Socjologia mogłaby wnieść znaczący wkład w świadomość Amerykanów, gdyby pomagato się każdemu z 750 tys. student6w, którzy
rocznie decydują się na kurs wstępny z socjologii, zrozumieć, w jaki sposób na~"Ze społeczeństwo powi~,zane jest z resztą świata.
Zgadzam się z intencjami Babbiega, które umotywowały go do przedstawienia owych dziesięciu punklów (właściwie sześciu o
społeczeństwie i czterech o socjologii). Weźmiemy udział, zgodnie z jego radami, w konstruktywnej dyskusji na temat tego, czym
wtaściwie jest "podstawowa" wiedza. Lista Babbiego zapewne zostanie lepiej oceniona przez osoby zajmujące się głównie
paradygmatem strukturalno-funkcjonalnym niż te zainteresowane teoriami interakcjonistycznymi czy konfliktu. Jednakże mam
nadzieję, że uda się nam zbliżyć do porozumienia, ogólnego celu uwidoczniania struktur i procesów, które wywierają wpływ na
działania ludzkie, przy okazji coraz bardziej zwracając nasze zainteresowanie ku temu, jak Ameryka jest powiązana z resztą świata.

John J. Macinonis jest profesorem socjologii w Kenyon College. Jest autorem Sociology, współredaktorem Seeing Ourselves: Class, Contemporary, and Cross-
Cultural Reading in Sociology
, a także autorem The Sociology of Cities.

background image

Earl R. Babbie

Chapman University

Odpowiedź na komentarze

Głównym celem mojego artykułu Podstawowa wiedza socjologiczna było wywołanie dyskusji, tak więc byłem niezwykle zadowolony
odpowiedziami Davisa, Leminga, Macionisa i Kramer. Pozwoliłem zachować dlB siebie ostatnie słowo w tej dyskusji, chociBŻ nie
mBm zamiaru polemizow3ć z ich spostrzeżeniami.
Kiedy Jim Davis zaczął pisać o "bełkotliwych, pobieżnych zlepkach paru encyklopedycznych definicji" i "dozorcach z dziekBnatów",
którzy "przestaną nam rzucać pożywkę", to się ucieszyłem, że mój artykuł "całkiem mu się spodobał" i nie mógł w sobie "znaleźć
dostatecznej ilości jadu". Jego uwagi na temat empirycznego aspektu socjologii są niezmiernie ważne,

ŻC

aż żałuję, że nie "''Yszedłem

poza domenę pojęć i meta-pojęć. Jest mi wręcz wstyd przez sam fakt, ze mogłem sprawić wrażenie ignorowania badań spolecznych.
Mike Leming ma rację, pisząc, że jest więcej niż dziesięć podstawowych elementów podstawowej wiedzy socjologicznej. DOliczając
do tego uwagę Jima Davisa o empirycznych podstawach tej dziedziny, mamy przynajmniej jedenaście. Swoim przeglądem pracy
Petera Bergera, Mike dodaje jeszcze więcej, chociaż był on na tyle miły, że skomentował każdy z moich punktów.
Spodobała mi się również uwaga Laury Kramer, że "życie społeczne jest dynamiczne". Mike, to już równy tuzin. Zadowolony?
John Macionis ukazuje, jak ważna jest perspektywa socjologiczna w stawianiu czoła dzisiejszym problemom. Myślenie pokroju
George'a Willa ukazuje, z jakimi kwestiami będziemy się musieli zmierzyć, aby społeczeństwo nas zrozumiało.
John także sugeruje, że moje spostrzeżenia schylają się ku spojrzeniu funkcjonalno-strukturalistycznemu. Nie jest to prawdą, ale nie
tylko John odniósł takie wrażenie, tak więc powinienem ostrzec czytelników przed taką możliwością. Wprawdzie pierwsze zajęcia z
tej dyscypliny pobierałem u Ta1cotta Parsonsa (którego funkcjonalizm zawsze mnie pociągał) i kiedyś wydawało mi się, że to on był
wynalazcą socjologii. W dzisiejszych czasach mój umysł skupia się na dziedzinach na lewo od etnometodologii, chociaż najwyraźniej
moje prędko piszące palce preferują funkcjonalizm (i aliteracje).

background image

Bibliografia

Bllbbie Earl (1983), Sociology, Delmonl: Wadswurth.
Babbie Earl (1985), YOII C(ln Mak~ (I Difference, New York: St. Martill's Press.
Babbie Earl (1986), Observing Oursdves. Belomont: Wad~w(lrth
Babbie Earl (1988), nu: Sociological Spiril: CriliCIII E,sIIYS in .7 Criliad Science, &Lomont: Wadsworth
Babbie Earl (1990), The Essen/iill W;sdom of Sociology, "lbaching Society", październik, 8.526-530.
Babbie Earl (2004), /Jadania społeczne w praktyce, tlIIm. Witold Betkicwicz i in., Warszawa: \'Vydawniclwo Naukowe PWN.
Bailey William C. (1975), Muriler and William J. Chambliss (red.), Criminal Law inAclion, Kew York
Berger Peter L. (2004), Zaproszenie do socjologii, tłum. Janusz Stawiński, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Berger Peter L. (2005), ŚWi~IY haldachim: elementy socjologjcznej teorii religii, tlum. Włodzimierz Kurdzie!, Kraków: Zaklad Wydawniczy Nomos.
Boys Don (1985), Don'l 5pend Momry: SIOp Sim/mi Jnstea(i, "USA ·tbday", 7 październik.
Coolcy Charles Hortull (1909), 50da! OrgrmizOIion, New York: Charles Seribner's. Cuuncil onlntcrnlllional Edueational Exchange (CJEE, 1988),Educaringfor G/obal
Competence: 7he Ri.:porroflhe Advi~ory Counciłfor lntema/KJ/lal Uucalion Exdumge, New York: e.l,E.E.
Cutter Blayne (1990), Rock·a-Buy Baby, ,,American Demographics" vol. 12, nr 1.
Daty K., Chesn~y-Lilld M. (19S8), Femin.ism and Crimillology, "Ju~ticc Quarterl)!" nr 5, s.497-538
Davis James A. (1978), U.ling Compuler5 10 Teaeh Social Fac:/s, ,,1eaching Sociology" nr 5, ~. 235-257
Davis Kingsley, Moore Wilbert (1945), Some Principles of Srratificlltion, "Amerkan Sociologieal Review",vol.lO.s. 242-249
Delfs Robert (1990), The Fer/ility Factor. "Far Eastem &ollomie Rcview", 19 lipiec
F1exner Stuart Berg (1982).Listening 10 AmeriCll, New York: Simon & Schu~ter.
Gall John (1986), Sys/r:mtm/ics: How Sysrem.! H0'*llnd Especially How They Filii, Ann Arbor:
TheGeneralSystemantiesPress.
Gans Herbert (1971), The Uus ol Poverty: 7he Poor Pay Alf, "Social Polic)!" lipiec-sierpicń, s.20--24.
Gerth Hans. MiIIs C. Wright. red. (1946), From MIlX. rt~ber: ESiitlyS in SOdology, New York: OxfordUniversityPress.
Gouldner Alvin (1954), ful/erm oj I/ldus/rial Bureaucrocy, Glcncoc: Free Press.
Greenhalgh Susan (l9<JO), Socialism and Fmility in China. "The Ann<lls of the Americml AeademyofPoliticalUlldSocialScienee"vo1.510
Gross S~muel R., .\1auro Robert (1989), Dcath and Discrimil/(lfion: Radal Di~parities in CapitaISen/.:ncing. Boslon: NorthcaSlcrn Press.
Hardin Garrctt (1968), nl~ Traga/yof/he Cammans, "Science", s.1243-1248.
Hellman Martin (1985),A New WayofThinking, Palo Aha, CA: Bcyond War. 111C Holiday Projc,,1 (1992), 1992 Natimwl COllfen:nce No/cs, 24-28 czcr\\'iec
Kroeber Alfred L, Kluckhohn Clydc (1952), Cullure: A CTitiwl Review o! Conccplj" IIlId Defmilion.i, "Papers of the Pcabody Ml1scum (1f Amcrican Archacology
and Ethnology", voI.47,nrl.
Kuhn Manford, McI'urtlamJ TIlomas (1954), An Empirical lllwsrigario'l oj" Sdj.AUilllde.l, "Amcrican Sociological Review", IlIty
Lee Vera (198(,), Crime Amollglnc Purilillls, "Harvard M;Jgalin~". Jipicl'-Sicrpidl, s. 4SA--4gH.
Levitin Thresa, QlIinn Roherl, Sł:lillcs Gl-;rham (1970), Su Discriminution Aguin.~1 rhc Amcriclln WorkilIg WOIII<lIl, RaportlnstilUle for Social Rcseareh, Ann
Arbor: Univcrsity()f
Linton Raloh (1937), Gile Hi/lldred Per Cem Amcrican, "Thc American Meremy" nr 40,
Lipset Scymollr Martin (1%3), Tlw HI~I New Na/iOll: Thc Ul/i/cd Sla/es' ill His/micai alld Compara/ive f'enpix'live, New Yurk: !Jasie llooks.
Lipton Douglas, MurlinSOlI Robert, Wllks JlIdith (1975), nie Effec/ivcl1e,~s oj C01'n:climlll/ Trell/menls, New York: I'raeger.
MeGregor Douglas (1960), The lIun1l111 Side of Managemelll, New York: MeGraw-Hill.
Macionis John J. (1991 " Sociolog}~ Englewood Cliffs: Prentice-Hall.
Maturana Humberto (1980), Au/opoiesis and Cognirion: The Realiza/ioll of Living. IJordricht: D, ReideI.
Mead George H. (1975), Urny.I/. osobowość i spoleczeńslwo, tłum, Zofia Wolińska, Warszawa: PWN.
Meadows DoneJla H. i in. (1972), 17Ie Limits lO Growlh, New York: Universe Books.
Meadows DoneJla H., MClldol'is DClHlis Rallders Jl:Irgen (1995), Przekraczanie granic' dumanie czy bezpieczna tlum. Zofia Drobska i in., Warszawa:
Uniwersalizmu przy WarsZ<iwskim. Polskie Towarzyslwo Współpracy z Klubem Rzymskim.
Mills C. Wright (2007), Wyohrainia :wcjologicm!l, tlum. Marta Buchole, WarSZ;Jwa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Morgan Garcth (1997), Obrazy organizacJi, tłum. Zofia Wiankowska-t,.mJyka, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Nader Ralph (1965), Un.mfe a/ AIlY ;""peed. r-,"ew York: Grossrnan.
Naisbitt John, Abllrdcllc Patrieia (19S5), Rc-inventing Ihe Corporulioll, New YOI'k: Warncr lloG"
Nam Charks, red. (1968), Popu/mion and Society, Bllston: HoughtOll Mifflin. Nationul AeadcmyofSciences (1977), Supporli/lg Papers: World Food and NU/riliOlJ
Srl1dy, 5 t,. WashinglOnD.C.
Ouchi William (1981), Theory Z: Row Ameriemr Business Om Mecllhe Japilllesc Challen/,'I!, New York: Avon Books.
Parkinson C. Northoote (1963), Prawo Parkinsona, tłum. Juliusz Kydryński, Warszawa: Książkai Wicdza.
Perrow C. (1979), COn/pl.,: OrgunizaliollS: A C"ilica/ waJ: GICIWicw: Scott Foreman.
Peter Lallrenee J., HuU Raymond (1977), Zasada Pe/era:dluczego wszysllw idzie na opak. tłum Juliusz Kydl)'ński, Warszawa: Książka i Wiedza. Population Rcfcrcnec
Bureau (1988), War/d PoPl/lulion Dala Shcel, Washington D.C. POllulation Rcference 13l1reau (1992), World Popu/ation Data Shcc/, Washington D.C.
Price J. L. (1969), Sociai Fac/s, New York: Maemillan.
Savage David G. (1987), High COlln Rejceiii Raciul Challenge /0 Deulh Pel/a/ry, "Los Angeles Times",23kwiccień
Senge Peter M. (2006), Pigw dyscyplina: If~oriu i praktyko organizacji Hczących się, tlum. Helen;r Korolewbka-Mr6z, Kraków: Oficyna Ekonomiczna
Sorokin Pitirim (1937-1941). Sod/l/ iIIld Cullura/ Dynamies, 41., New York: Amcric;m Book.
Sherif Muwfer (1936), nr P~ychology ofSodal I\/orms, New York: Hnrper & Bros.
Stephens Mitchell (1993), Pop Goe.~ Ihc World, "Los Angeles Tim~ Magazinc" 1 styszeń.
Stouffer Samuel, ted. (1949-1950), ThcAnu:rican Soldier. 3 l .. PrincclOn: Princeton Univer.;ilY Press
Thomas Willialll L, Thomas Dorothy S. (1928), nrl! Chi/d in Ame,'ica: Hchavior Prohierns and Program", New York: Kllopf.
Thorne B. (1982), Feminis! ReiiiinIanI; oJlh.: Pami/y 1'1'1 Overvi.:w, w: B. Thome, M, Yalom (red.), Re/hinking Ihe Fami/y, New York: Longman.
Tönnies FCf(lioand (1988), Wspólnota i ,\towarzy~zenic, tłum. Malgorzata Łukaszewicz, Warszawa: PWN
U.S. Bureau of the Census (1960), Historal Statistics of the United States, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.
U.S. Bureau of the Census (1975), Historal Statistics of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.
U.S. Bureau of the Census (1981), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.
U.S. Bureau of the Census (1982/1983), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.
U.S. Bureau of the Census (1984), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.
U.S. Bureau of the Census (1985), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.
U.S. Bureau of the Census (1986), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.
U.S. Bureau of the Census (1991), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.
U.S. Bureau of the Census (1992), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.
Whyte Whilliam F. (1956), The Organization Man, Garden City: Doubleday
Will George F. (1989), No Psycho-Socio Babble Lessens the Fact that Evil was the Crux of Central Park Rape, “The Philadelphia Inquirer”, 1 maj
Williams Denis (1984), Calss Conscious in Moscow, “Newsweek”, 11 czerwiec
Wrong Denis (1984), Persocjalizowana koncepcja człowieka w socjologii współczenej, tłum. Mirosława Grabowska, w. Edmund Mokrzycki (red.), Kryzys i schizma, t.
1, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy
Zimbardo Philip (1972), Pathology oj Imprisonment, “Society” nr 9

background image

Literatura zalecana


Berger Peter L. (2004), Zaproszenie do socjologii, tłum. Janusz Stawiński, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Berger Peter L., Luckman Thomas (1983), Społeczne tworzenie rzeczywistości, tłum. Józef Niżnik, Warszawa: Państwowy Instytut wydawniczy
Bottomore T: B. (1966), Karl Marx: Selected Writings in Sociology & Social Philosophy, New York: McGraw-Hill.
Durkheim Emile (2006), Samobójstwo: studium z socjologii, tłum. Krzysztof Wakar, Warszawa: Oficyna Naukowa.
Gerth Hans, J1.lm~ C. Wright, red. (1946), From Max Weber: EIi~'UYl' in Sociolog)', New York: Oxford UnivcrsityPrc&;,
Goldsmid CharlesA.. Wilson Evcrett K. (1980), Pa.rsingo/! Sociology, Delmont: Wadsworth
Horowin Irving Louis, rcd. (1969), Socio{ogical Self-Images, Bcverly Hills: Sagc.
McCJung Alfred Lee (1973), Toward HumaniJl Sociology, Englcwood Cliffs: Prcnticc-HalL
Mead George Herbert (1975), Umysł, osobowość i spo/eczelhlwo, Ilum. Zofia Wolińska, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.
Nisbet Robert (1966), The SoÓ%gica! Trudilion, New York: Basic Boukl;.
Parsons Talcott (1972), Szkice z leorii .lOcjologiczflej, tlum. Alicja Benlko'Mika, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.
Weber Max (I~94), Etyka protestancka a duch kapilalizmu, tlum. Jan Miziński, Lublin: Test.


Indeks nazwisk


Almrdene Patricia73, 74
Ali Muhammad 152
Allen Mareus48
Amin Idi 151
Armstrong Louis 153
Babble Earl156, 166, 170, 184 - 187,189,
BcrgerPcter L83-]86, 194
Bergman Ingmar 153
BiletnikoffFred 48
BlandGCOTge 48
BorlaugNorman 155
BoysDon 25
BraimMl·Lipwn Judy75, 76
BrownTim48
BushGcorgeH.96,163
CaruSo Enrico153
Ccmcr Glcn 18, 19
Chesncy-lind Medfl 190
ChomcjniRuholIah ]52
Clinton Bill 40,96
CoalcAngslcy159
ColeUrsulal25
ComtcAugustell,14],17]
Cooley Char1es Horton 46, 52
CronkiteWalter153
CutlerB]ayne160
DalyKath]eenl90
DavisJamesA.169,179, 180.181,194
DavisJulie9
DavisKingsley1l8
Davis MJ!cs 153
Dclfs Robert 164
DcYries Raymond 186
Diana (Diana Spencer), księżna Walii 151
Dickcnson Gcmge E. 186
Durkhcim Emile 170, ]92
DuvalierJean-Oaude, zw. Bćbć Doc 148
Eillstein Albert 7
ElsbcrgCoonIc8
FalwcllJcrry40
Fellini Fcderico 153
FergnsooCheryl9
FlexncrStuart Bcrg 135
ForrcslcrJa)'101
Fuller Du~kminster 165
Furnish Brenda 186
Galileusz (włuśc. Galilco Galilei) 89
Gall John 69,70, 175
Gal1agherlitmes8
Gandhi Mohundas Kuramchand,przydomek Muhatma142,151
GansHerbcrl119,120
GarboGreta]53
Gerth Hans 66
GiUespicDizz)'(wluśc.John BirksGillespie) 153
Gorbaczow Michail 151
GouldnerAJvin67
Graham Billy (William) 152
Graham Georgc23,24
Grccnhulgh Su~an 164. 165
Gros.~ Kcnneth122
Handel GeorgFriedrich S2, 95
HardinGarreu 85,92

background image

HelJman Martin 12
Hemingwa)'Ernest55
HitlerAdolf67,1I6,142
Hughes Leslie 75, 76
Hull Ray1nond69
HunlKuren9
Husajn Saddam 151
JacksonJesselS1
Jackson Michael 152
Jelcyn Borys 151
Johnson Earvin "Magie" 152
JonJanMichacl152
Kabel Emma 121, 122, 124
Kabd Hans 121, 122, 124
Karol,książęWaliiI51
Kemble, kapitan 125
Kim II Sung 148
King Marthin Luthcr 151, 167,168
Kramer Laura 168, 187, 190, 194
KrocberAlfred L. 93
Krupp Alfred 67
KuhnMunford35,174
KurosawaAkiro 153
Lee IJruce ]53
Lee John 125
Lee Vcra ]25
LcgrceSimon 1[6
Leming Mich<lcJ R. 169, 182, 186,194
Lcvilin Teresa 113
LillooJnAbraham 95, 96
LintonRalph 146, 147
Liplon DouglOls 128
Lang Howic48
LongJamcs8
Loren Sophia [53
LuCas; George 153
MncionisJohnj.169,191, 193,194
McClcskcyWarrcnl15
McOrcgor Douggl<l~ 73
McParlland Thoma~ 35, 174
Madonna (wlaśc. M. Louisc VeronicaCiccone) 152
MalthusThomasl56 MundduNclson151
Mao Zedong, Mao Tse-tung 151
MarcosFcrdinaml151
Marks Kaml 40, 118
MarlcyBoblS2
MartinsonRoOcrtl28
MastroianniMarccIJol53
MaturanaHumbcrtol72
Maxim Hiram12
Me,ld Geurgc Herbert 45--47,52
Mcadows DcnisL. 101
MCildows Donella H. 101
MifuneToshiro 153
Mills Wright C. 00, 183
Mobutu ScMO Seko (wlaśc. Joscph·Dćsir6Mobu!1l) 126
MonrocMarilynl53
Moore Wilbert 8
Morgan GarClh 71, 150
Mulumba Tshisekcdi wa 126
MurrowEdwilrdR. 153
Neader Ralph20,75,76
Naisbi(jJohn 73, 74
Nam Charles 159
Noyes Alan 9
Nubo George 125
OgusAnllrcw9
Olivier Lawrence 153
OuehiWilliam73
Parker Charl~s 153
Parkinson Norlhcote C. 68, 175
Parks Rosa 166 .. ](i8
Pan;onsllI1cou9,174, 194
Pavarolli Lueian(l153 147,t52
Pele, Pele (właśc. Edison Arantes do Nascimeneto) 147, 152
PerrowCharles 190
Petcr Lallrcnce J. 69, 175
Preslley Elvis 152
PriccJ.L1M
QuinnRobcrt113
RandcrshlrgenlOI
RcaganRonald 18,23,90, 96,189
Roosevclt Franklin D. 181
Rudenko Raisa126
SangerMargaret72

background image

Savage Da\'id G. 116
SchroedcrJav48
SengePclcrM.74
ShcrifMuzafer59,60
Sorokin Pitirim 141
Spasow KJriB?126
SpiclbergSlcycn153
SlablcrKenny48
SlaincsGrahaml13
SleclcStcphcn8
StcphensMildlCII152
Slouffcl'Sanmcl 56, 57,171
Teresa, Matka Teresa z Kalkuty (właść. Agnes Granxhe Bojaxhiu) 152
Thomas Dotothy S. 46
Thomas William I. 46
ThorneBarric l90
TonniesFerdinaJld 136
Tshiongo Kananu 126
Turner Tcd 153
Tutu Desmond 152
WaltcrsBarbaral53
Wałęsa Lech 151
Waszyngton Jerzy 95
Wayne John 146
Weber Max 66-68
WhyteWil1iarn H.71
Wilk.sJudith128
Will Gcorgc 191, 192, 194
WilliarnsDennisl19
WinthropRockefcller l25
WrightOrvillc12
WrongDcnisl90
Zimbardo Philip 33, 34


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Babbie Earl Istota socjologii 01
Istota socjologii streszczenie(1)
Earl?bbie Istota socjologii rozdział 1
Istota socjologii - wer01 - cz2, pedagogika
Istota socjologii, Socjologia(1)
Istota socjologii wer01 cz1
Istota socjologii wer01 cz1 3
socjologia zarzadzania, ISTOTA GRUPY SPOŁECZNEJ:
Człowiek jako istota społeczna, Studia rok I, Socjologia ogólna
i 26 2 Istota i spoleczne znaczenie organizacji(1), SOCJOLOGIA
i 27 2 Istota struktury organizacyjnej, SOCJOLOGIA
2 Istota struktury organizacyjnej, studia mgr rok 1, I rok II semestr, socjologia organizacji
istota podatków i ich rodzaje, socjologia, skrypty i notatki, ekonomia
Aronson - Czlowiek istota spoleczna rozdz. 2 Konformizm, Socjologia
ROZDZIA III ISTOTA KULA, SOCJOLOgia, Antropologia

więcej podobnych podstron