Jo, jak co
wieczór siedziała przy toaletce, jedynej rzeczy, którą pozostawiła jej matka.
Przez okno wpadały ostatnie promienie zachodzącego słońca opiewające jej nagie ciało.
Spojrzała na zegarek, wiedziała, że ma dość czasu by przygotować się do spotkania, które
od tak dawna dokładnie planowała. Czuła, że dzisiejszy wieczór wszystko zmieni nic już nie
będzie takie samo. Sięgnęła po swój ulubiony lakier do paznokci w kolorze czystej czerwieni,
który dodawał jej siły i pewności siebie, wiedziała, że będzie jej to dziś potrzebne.
Wprawioną ręką dokładnie pomalowała paznokcie wiedziała, że każdy detal musi zostać
dopracowany. Przeczesała swe długie rude włosy, a na nagie ciało delikatnie nasunęła
jedwabną sukienkę. Odchodząc od lustra pociągnęła za sobą jedynie torebkę, w której nosiła
swój ulubiony rewolwer. Zatrzymała się na chwilę w wyjściu, wiedząc, że to zlecenie jest inne
niż wszystkie, bowiem zakochując się w ofierze złamała główną zasadę swojego kodeksu.
-
Jo. Jo. Słuchasz mnie w ogóle?- szepną Mark.
-Tak
Skarbie, wybacz zamyśliłam się.
-
Czy nie uważasz, że to już czas, abyśmy razem zamieszkali? Wiem, że czasy są trudne i
krótko się znamy, a Ty nie spodziewałaś się tego z mojej strony, ale czas, który z Tobą
spędzam jest dla mnie czymś więcej niż przelotną znajomością.
Jo była myślami zupełnie gdzieś indziej. Tłumiła swoje emocje. Była profesjonalistką, której
nie mogło zdemaskować uczucie zwane miłością. Patrzyła mu prosto w oczy, ale nie
dostrzegała go. Chciała, żeby na jego miejscu siedział ktoś inny. Nagle jednak coś poczuła.
Uświadomiła sobie, że są obserwowani. Podniosła rękę, aby odgarnąć włosy i wtedy go
dostrzegła. Siedział niezauważony i obserwował ją popijając wodę. Chciał żeby go
zobaczyła, ponieważ wiedział, że jego obecność zmusi ją do wykonania zlecenia.
-
Czy podać państwu coś jeszcze? – pyta barman. Po tych słowach doszło do Jo, że będzie
musiał zginąć niewinny człowiek.
-
Nie, dziękujemy. –odpowiada Jo z nutką uprzejmości w głosie. Po czym zwraca się do
swojego towarzysza.
-
Nie możemy razem zamieszkać. Wyjeżdżam po dzisiejszej nocy już nigdy się nie spotkamy.
Musiała skłamać nie była w stanie spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że o niczym innym nie
marzy bardziej, że dzięki niemu mogłaby się stać kimś, kim zawsze chciała być i zapomnieć
o latach intryg i morderstw. Jeszcze gorszą opcją było powiedzenie mu prawdy. Postanowiła
zabić go szybko bez pytań, jednym strzałem nawet nie zauważy, to się stanie bez bólu, bez
łez. Spojrzała na barmana jest niewinny, domyślała się, że ma żonę i dzieci jednak musiała
go zabić po tylu latach nie miała wyrzutów sumienia musi wykonać swoje zadanie za
wszelką cenę. Wiedziała, że nie będzie z nim problemu nie zdąży uciec, do drzwi jest zbyt
daleko nie są nawet w zasięgu wzroku. Oczy nieznajomego świdrował jej dziurę w głowie Jo
doskonale wie, że ON wysłał go po to by przypilnował jej, pewnie doszły go wieści, że Mark
nie jest zwykłym celem w końcu ON wie wszystko i jeśli ona nie wykona swojego zadania to
sama stanie si
ę takim a jej oprawcą będzie nieznajomy i zabije nie tylko ją, ale i jej
kochanka.
Twarz Marka wyrażała zagubienie, a on sam szukał pytań, choć wiedział, że nie
uzyska na nie odpowiedzi Jo była dla niego zagadką od zawsze. Poznali się przypadkiem,
choć tylko on tak myślał wpadł na nią na jednej z ulic Nowego Jorku i zaprosił na kawę był w
szoku, że tak elegancka kobieta zgodziła się na wyjście z kimś taki jak on, a potem
szturmem przewróciła jego życie do góry nogami, nie wierzył, że ta piękna bajka miała tak
się skończyć, to musi być żart myślał, po czym delikatnie wyciągną rękę by dotknąć policzka.
Jo
wiedziała, że jeśli teraz się nie odważy to już nigdy tego nie zrobi. Jeszcze nigdy się tak
nie denerwowała. Nie uchyliła się przed dłonią kochanka pozwoliła mu na tą ostatnią chwile
bliskości, a sama delikatnie sięgnęła do małej torebeczki po rewolwer. Nim Mark zdążył się
zorientować, co się dzieje wyciągnęła go przystawiła mu do piersi szepnęła ciche
-Przepraszam.-
pociągnęła za spust.
Słychać głośny, twardy odgłos wiedziała, że zwróci to tylko uwagę barmana. Na ulicy było
pusto i cicho ludzie bali się spacerować nocą po ataku na Pearl Harbor, dzięki temu Jo była
pewna, że nikt nie zobaczy tego, co się stało przez duże okna restauracji. Ciało Marka
upadło na posadzkę niosąc za sobą głuchy dźwięk. Wszystko działo się tak szybko, że
barman, który właśnie kończył wycierać szklankę nie zorientował się, kiedy Jo przeskoczyła
barową ladę i celując w jego głowę wykonała strzał. Nie mogła sobie pozwolić na zbędną
widownie. Tylko nieznajomy, świadek całego widowiska wciąż spokojnie przyglądał się
wszystkiemu i pił wodę, był bezpieczny w końcu ON musiał się jakoś dowiedzieć, że misja
została wykonana. Jo popatrzyła mu w oczy i delikatnie kiwnęła głową wiedziała, że jeszcze
nie raz się spotkają, bo nie była to ostatnia misja, jaką ON jej zlecił w końcu jest Nocnym
Łowcą. Omijając stróżkę krwi płynącą z głowy barmana wyszła z restauracji na cichą i zimną
ulice. Jeszcze nigdy nie czuła się tak samotna, wiedziała, że zaprzepaściła swoją szansę na
szczęście. Nagle stało się coś, co nigdy wcześniej nie miało miejsca. Po delikatnym policzku
Jo spłynęła pojedyncza łza…