W leśniczówce
Autor: Lepkowski
środa, 02 wrzesień 2009
Zmieniony środa, 02 wrzesień 2009
Lato a zatem lekko, łatwo i przyjemnie, bez głębi, takie czytadło na zbyt gorący wieczór. Jest bardziej
prawdziwe, niż mogłoby się z początku wydawać.
Łukasz z niecierpliwością wypatrywał kolejnych stacji. Pociąg zbliżał się do celu, od Opola miały to być
bodaj trzydzieści dwa kilometry. Kotórz Mały, jeden Osowiec, drugi... Zaraz za Jełową wjechał w las i
Łukasz ściągnął plecak ze stalowego bagażnika. Obserwujący z boku stwierdziłby spokój i opanowanie,
tymczasem Łukasz gotował się od środka. Wakacje, psia jego mać... W nagrodę za świadectwo miał
jechać do Niemiec i w ostatniej chwili wyjazd się wściekł. Jako że rodzicom się jednak nie wściekł, coś
musieli z nim zrobić. Matka rodziny jako takiej nie miała, to znaczy miała ale dalszą i wsadzenie do niej
syna nie wchodziło w zasadzie w grę. Pozostawała rodzina ojca. Dziadka Staszka Łukasz w zasadzie nie
znał, mignął mu na jakiejś rodzinnej uroczystości i to wszystko. Nie zamienili ze sobą chyba więcej, niż
trzy, góra cztery konwencjonalne zdania. Poza tym - jeśli wierzyć legendzie uparcie rozpowszechnianej
przez ojca - pan Stanisław słynął z umiłowania do dyscypliny i żelaznej ręki.
- Gdybyś taki numer wywinął mojemu ojcu, tydzień byś nie usiadł na własnym tyłku - zwykł mawiać
ojciec. Tego Łukasz bał się najbardziej. Krzyków, karania, terroru. W domu miał tego dość sporo,
zwłaszcza, jak coraz wyraźniej zauważał, małżeństwo jego rodziców przeżywało wyraźny kryzys.
Dziadek był leśniczym. Mieszkał w środku lasu, w niewielkiej osadzie liczącej około dziesięciu domów,
którą ze światem łączyła w zasadzie tylko bita droga i linia kolejowa z trzema pociągami dziennie. To
właśnie zauważył Łukasz zaraz po przywitaniu się z dziadkiem.
Dziwne to było przywitanie. Suchy uścisk rąk dwóch ludzi, których jakimś zewnętrznym nakazem
zmuszono do spotkania. W milczeniu szli przez rozciągniętą osadę, a z każdym krokiem Łukasz nabierał
pewności, że zaczyna się najgorszy okres w jego życiu. Leśniczówka okazała się być najładniejszym i
jedynym w miarę nowoczesnym budynkiem w osadzie. Gdy już rozebrał się, umył, zapoznał z miejscową
fauną w postaci dwóch kotów i jednego jamnika, musiał stwierdzić, że dom miał nawet sympatyczną
atmosferę.
- Twój pokój jest na górze, obok kancelarii - powiedział sucho dziadek. Luksusów nie ma, ale jest
porządne łóżko, szafy, stół, magnetofon, radio. Podobać się nie musi, ale jak chcesz zmienić coś w
ustawieniu mebli to powiedz, pomogę.
Nie, nie chciał. Jedyne, czego chciał, to zejść dziadkowi z oczu iść na górę i czytać. Tak zresztą wyobrażał
sobie całe dwa miesiące. Co prawda matura czekała go dopiero za dwa lata, ale uczyć się lubił, umiał, a
fascynowało go właściwie wszystko.
Niestety, srodze się rozczarował.
- jak coś zjesz, to wrzuć drzewo do piwnicy, jutro ma być deszcz a szkoda by zamokło. To ta kupa za
domem. Ja jadę do pracy, będę wieczorem.
Kupa była imponująca i zajęła Łukaszowi dobre trzy godziny pracy. Uporawszy się z nią wrócił do domu i
z miejsca zaskoczył go telefon. Odebrać, nie? W zasadzie nie powinien, zresztą i tak nie będzie wiedział o
co chodzi. Ale może to coś ważnego?
Podniósł słuchawkę.
- Leśniczówka.
- Że co? - usłyszał męski głos. Młody, ale aksamitny, głęboki.
- Leśniczówka. jestem wnukiem leśniczego.
- A, to ty. Słyszałem o tobie. Tu mówi Kęsik, gajowy. Powiedz dziadkowi, że mam dla niego dwadzieścia
kilo wieprzowego podpiździa.
- Przepraszam, czego?
- Podcipia, przecież mówię wyraźnie. Sam chciał a mi się udało trochę skołować.
Łukasz nie miał pojęcia jak dalej prowadzić tę rozmowę.
- Dobra, przekażę.
Wietrzył podstęp, jakiś wygłup i poważnie zastanawiał się, czy powiedzieć o tym dziadkowi. Ten jednak,
wieczorem, przy kolacji zapytał, czy nie było jakichś telefonów.
- Był jeden. Jakiś Kęsik informował że ma dwadzieścia kilo czegoś, czego zupełnie nie znam.
- A, gajowy. Boczek z brzucha pewnie, obiecał, że mi odłoży po świniobiciu.
- No on to nazwał jakoś inaczej...
- Jak to Kęsik. Młody gajowy, dwadzieścia jeden lat, zaraz po szkole. Klnie jak szewc. Ale to złoty
chłopak...
Strona Puchata
http://thermasilesia.ehost.pl/chubby
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 2 November, 2009, 18:27
Przerwał i zamyślił się.
- No nic. Jak Ci się u mnie podoba?
- Nie wiem jeszcze. Zastanawiam się, co będę tu robił. Mam pół plecaka książek, ale pewnie na dwa
tygodnie starczy.
- Jak twój ojciec. Książki i książki. Masz wypoczywać a nie się uczyć.
Rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Po chwili dziadek wprowadził do kuchni mężczyznę w wieku może
trzydziestu lat.
- Panie leśniczy, Jest problem. Traktor się iść jebać.
- Co mu jest?
- Nie wiem. Jechać i... s'est engagé profondement dans le trou na droga. Nie mozie wstać. Foutu.
- Że co?
- Wpadł w głęboką koleinę - machinalnie powiedział Łukasz.
- Ty znasz francuski? - Stanisław popatrzył ze zdziwieniem na wnuka.
- Uczę się.
- To dowiedz się dokładnie co się stało, bo on zna po polsku może sto słów.
Po krótkiej konwersacji Łukasz dowiedział się o miejscu i rodzaju uszkodzenia. Stanisław spojrzał na
niego jakoś inaczej, chyba po raz pierwszy, od kiedy przyjechał do leśniczówki.
- To Belg, mieszka tu od niedawna, poślubił Polkę. Jest u mnie traktorzystą, zwozi tarcicę z wyrębu -
powiedział Stanisław, gdy wrócił z miejsca awarii. - Ale ty mądry chłopak jesteś...
To zdarzenie sprawiło, że Stanisław odnosił się do Łukasza o wiele cieplej i - co było coraz bardziej
zauważalne - z dużym szacunkiem. Kolejne dni już nie były takie sztywne, obaj powoli znajdowali
wspólny język.
Życie w leśniczówce nie było wcale takie monotonne, na jakie wyglądało pierwszego dnia. Łukasz ze
zdumieniem odkrył, że praca leśniczego w ponad połowie wypełniona była pracą biurową. Pan Stanisław
tego nie cierpiał. Pewnego dnia rano zapowiedział:
- Rób sobie co chcesz, ja dziś cały dzień robię wypłatę dla pracowników leśnych. To zajmuje jakieś
dziewięć godzin.
- Ile dziadek ich ma w sumie?
- Dwadzieścia sześć sztuk. Zaszeregowani według stawek godzinowych, każdy innej. Przeliczyć to to
mrówcza praca.
- A excelem by nie dało?
- Że czym?
- No komputerem. jest taki program, który, gdy mu się zada stawki godzinowe, liczbę dni i inne
parametry, sam wszystko policzy.
Łukasz poszedł na górę i zniósł laptop. W krótkim wykładzie pokazał dziadkowi, jak działa arkusz
kalkulacyjny.
- I w zasadzie cała praca polega tylko na wprowadzeniu danych. Tego samego arkusza można używać co
miesiąc, w razie czego zmienić stawki godzinowe i czas pracy.
Stanisław popatrzył na niego z szokiem.
- No to nam starym umierać. Ja się na komputerach nie znam, ale jak byś mi zrobił tę wypłatę, to bym
cię ozłocił...
Łukasz wiedział już, że dziadka kupił z butami. Nie zamierzał tego wykorzystywać, wiedział jednak, że
wakacje upłyną mu w o wiele lepszej atmosferze niż się spodziewał. Zwłaszcza, że dziadek wcale nie
groził laniem, co zapowiedział mu ojciec, a traktował normalnie, może nie ciepło, ale zupełnie przyzwoicie.
Wieczorem wpadł gajowy Kęsik. Na Łukaszu zrobił dziwne wrażenie: ogromny chłop, gruby, mundur
gajowego z ledwością opinał ogromne brzuszysko, a twarz jakby dziecka. Brązowe, wesołe oczy w
okrągłej, niespotykanie łagodnej twarzy, w ogóle od całej sylwetki biła niedopowiedziana łagodność.
- O. małe leśniczątko - przywitał Łukasza. Darz bór i nie daj się przy okazji zwariować.
Kęsik udał się wkrótce z dziadkiem do kancelarii, ku rozczarowaniu Łukasza. Coś go zastanawiało w tym
człowieku, coś go do niego pociągało. Chciał być w jego obecności. Nie to, że tęsknił do ludzi, spokój
leśniczówki mu nawet odpowiadał, a ludzie tu przecież bywali.
Kęsik wyszedł, żegnany przeciągłym spojrzeniem Łukasza. Nie zastanawiał się, dlaczego mu się tak
przygląda, nie myślał, nie wyciągał żadnych wniosków, co w jego przypadku było dość niezwykłe, bo
każdą sytuację analizował zawsze długo i dokładnie.
Gajowego spotykał jeszcze kilka razy, a każde było dla niego czymś prawie niezwykłym. Nie rozmawiali
prawie ze sobą, Łukasz nie wiedział, o czym ma rozmawiać, Kęsik również nie palił się do rozmowy.
To stało się po dwóch tygodniach Łukaszowej obecności w leśniczówce. Obudził się w środku nocy z
charakterystycznym i nielubianym uciskiem w pęcherzu. Toaleta była na dole, wystarczyło pokonać
schody i dwumetrowy korytarz. Aby nie zbudzić dziadka, zszedł cicho. Już skręcał w korytarz, gdy
zastanowił go półmrok w salonie. Salon nie miał drzwi, choć położony był ukosem do korytarza. Łukasz
spojrzał do środka...
Dziadek leżał na łóżku zupełnie nagi. Przy łóżku kucała zwalista postać Kęsika, nachylona nad brzuchem
Strona Puchata
http://thermasilesia.ehost.pl/chubby
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 2 November, 2009, 18:27
starszego pana. Głowa gajowego poruszała się rytmicznie, a leśniczy głaskał ją czule. Łukasz, jak
zahipnotyzowany wpatrywał się w ogromną postać gajowego, wielkie pośladki, białe, tłuste plecy. W
pewnym momencie leśniczy wydał jęk, sapał głośniej i głośniej. Po chwili sytuacja odwróciła się, na łóżku
legł Kęsik. Łukasz w półmroku dostrzegł sztywny, długi i gruby członek chłopaka. Zdaje się, że w ogóle
nic nie myślał. Obserwował tę kotłowaninę ciał. Prawie natychmiast przestało mu się chcieć iść do toalety.
Gdy rzecz miała się ku końcowi, postanowił się ewakuować na górę. Jeszcze tego brakowało, aby go tu
znaleźli. Cicho, jak tylko mógł, wspinał się po schodach. Nagle noga zawadziła o coś miękkiego, poczuł,
że coś przełazi mu przez stopy.
- O cholera, kot...
Chyba nadepnął mu na ogon. Kot miauknął przeciągle i susem, odbijając się od Łukaszowych stóp,
podążył na górę. Schody zaskrzypiały w ciszy domu.
Gdy wrócił do pokoju, trząsł się cały z różnych, sprzecznych emocji. Czy go widzieli? czy się zorientowali?
Co oni robili? Dlaczego? Długo się uspokajał. Nagle usłyszał głosy na korytarzu w dole. Cicho podszedł do
uchylonych drzwi.
- Mówię ci, że widział, mnie się wydawało, że wręcz czuję jego obecność...
- Tego by jeszcze brakowało. Jak on to rozpowie...
- Nie rozpowie, to mądry chłopak. Co prawda nie wiem jak jest wychowany, co mu wpoili i tak dalej, ale
raczej będzie to trzymał dla siebie.
- Porozmawiaj z nim może, powiedz mu co i jak...
- Zwariowałeś? Ja w ogóle o takich rzeczach nie umiem rozmawiać... Co mu powiem? Że uprawiam seks z
facetem? Co prawda w wieku siedemnastu lat już się z grubsza wie, co to seks, ale wiesz jakie jest teraz
nastawienie...
- To ja z nim porozmawiam.
- Oszalałeś! Przecież wy się w ogóle nie znacie, nie masz dla niego żadnego autorytetu...
- To ja ci coś powiem. Coś co ja zauważyłem a ty...
Rozmowa się urwała, obaj mężczyźni wyszli przed leśniczówkę. Łukasz położył się na łóżko. Jedyne, co
mu się chciało, to płakać. Dawno tego nie robił. Emocje prawie dla niego nie istniały, wszystko starał się
brać chłodno i naukowo. Tu się jakoś nie dało. Przed oczyma co rusz przesuwała mu się masywna
sylwetka gajowego. Gdy uspokoił się nieco, popatrzył na zegarek. Było w pół do czwartej. Zasnął.
Gdy obudził się, było już dobrze po dziewiątej. Zszedł na dół, starając się nie patrzeć w oczy dziadkowi.
Przeszedł jakoś bokiem do toalety, mruknął przywitanie. Gdy wychodził, stwierdził ze zdumieniem, że w
salonie siedzi Kęsik...
- Cześć leśniczątko. Dziadka cały dzień nie będzie, siedzi w nadleśnictwie. Mam się tobą tu opiekować. To
znaczy albo będziesz robił co chcesz, albo pojedziemy nad jezioro do Turawy. Jest fajna pogoda...
Łukasz zdziwił się o tyle, że dziadek zazwyczaj zostawiał go samego nawet, jak wybywał na cały dzień.
Zjedli śniadanie i wyszli na taras. Łukasz zwalił się na leżak, po czym tępo wpatrzył się w postrzępioną,
nieregularną linię lasu. Kęsik zapalił papierosa.
- Muszę z tobą pogadać. Na dobrą sprawę nie wiem, od czego zacząć...
- Najlepiej od początku. Czy chodzi o to, co się stało w nocy?
Gajowy odetchnął głęboko i rozpiął burozieloną służbową koszulę ukazując lekko porośnięty opasły
brzuch. Słońce grzało coraz mocniej.
- Właśnie o tym. W zasadzie nie ma się z czego tłumaczyć, co dwóch dorosłych ludzi robi ze sobą. Ale
pewnie przeżyłeś szok...
Łukasz skinął głową.
- Dziadek nie wie, jak ma się wobec Ciebie teraz zachować. Stwierdził, że przez przypadek zrobił ci
ogromne świństwo... Widzisz, My jesteśmy w pewnym sensie ze sobą. Nie ma może wielkiej miłości, ale
obaj po prostu chcemy to robić. Ja wiem, że to bardzo niepopularne...
- To jest zwykłe pedalstwo, przynajmniej tak to nazywają.
- Nazywaj to sobie jak chcesz. W zasadzie nie mamy obowiązku się tobie tłumaczyć. Chcielibyśmy tylko,
abyś tego nie wyniósł a zachował dla siebie. W sumie przypadkiem naruszyłeś naszą prywatność i dalej
zostaw ją nam.
- Panie... gajowy...
- Po co tak formalnie, Adam jestem.
- Mnie zastanawia co innego. Oczywiście nikomu nic nie powiem, ale... Możesz mi opowiedzieć, jak to się
zaczęło u ciebie?
- A muszę?
- Musisz - Łukasz uśmiechnął się po raz pierwszy.
- Z kuzynem na sianie. Byłem wtedy w twoim wieku, może młodszy. Później długo nic...
- A jak z dziadkiem? Przecież wiedziałeś, że miał żonę, ma dzieci...
- Pod prysznicem na konferencji. To znaczy ja wyszedłem spod prysznica w pokoju w hotelu, nie
wiedziałem, że Twój dziadek jest akurat w pokoju, bo bym naciągnął coś na dupę. A ja jeszcze
wyszedłem... no wiesz jak. W pełnym rynsztunku, z bronią w stanie do walki. Później wieczorem obaj
Strona Puchata
http://thermasilesia.ehost.pl/chubby
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 2 November, 2009, 18:27
sobie popiliśmy, no i zrobiliśmy pierwszą głupotę. Później przyszły następne...
- Kochacie się?
- Nie, to za dużo powiedziane. Twój dziadek zwierzył mi się, że bardzo brakuje mu seksu. Wtedy, po
pijanemu. Że od śmierci żony zupełnie tego nie robił, nie z przyzwoitości, skądże, po prostu nie miał
okazji. Ten widok w pokoju go tak ruszył. Stwierdził, że żadnej baby do śmierci on już nie chce,
wystarczy mu od czasu do czasu taka zabawa. Umówiliśmy się, że będziemy robić to, jak nam obu
przyjdzie ochota, a poza tym, zdziwisz się, panują normalne stosunki służbowe. Twój dziadek potrafi
mnie nieźle opieprzyć.
Łukasz wpatrywał się w lekko już czerwony brzuch gajowego.
- Załóż coś na siebie, spalisz się...
- O, skąd taka troska?
Łukasz milczał chwilę, po czym się odezwał:
- Boję się, że to co widziałem, mi się podobało. Wiesz, nigdy nie miałem takich myśli, takich ani żadnych
innych. Nie oglądam gołych bab, nigdy nie interesowały mnie podrywy, wielkie miłości i takie inne
sprawy. Nigdy nie zastanawiałem się, kim naprawdę jestem. Pierwszych podejrzeń nabrałem już tu, ale
jeszcze zanim...
Adam zapalił papierosa.
- Wiesz, że ja też odniosłem takie wrażenie? Ze sposobu, jaki się na mnie patrzyłeś. Pożerałeś wzrokiem
moje ciało. Nie powiem, nawet przyjemne, każdy lubi się podobać. Od tego czasu zacząłem się bać.
- Bać?
- Tak. Że zaczniesz mnie prowokować i tym podobne. No wiesz, że jesteś...
- Nie wiem, czy jestem, musiałbym się przekonać jakoś bardziej. Daj mi się z tym pozmagać jeszcze
trochę...
Pozostałą część dnia spędzili na tarasie, poruszając wszystkie tematy, jakie się da. Nawet nie zauważyli
jak z miasta wrócił pan Stanisław. Nie afiszował się specjalnie wejściem, stojąc w kuchni rzucił oczyma na
taras. Gdy zorientował się, że rozmowa ma charakter przyjacielskiej pogawędki, odetchnął z ulgą.
Ten temat znikł, nie pojawił się więcej. Łukasz rozmawiał z dziadkiem niby naturalnie, ale każda ze stron
wiedziała, że coś nie jest załatwione do końca. Któregoś południa siedzieli przy obiedzie, gdy do kuchni
wpadł zdenerwowany Belg.
- Łukasz powiedz dziadkowi, że na wyrębie był wypadek. Drzewo przycisnęło le jeune guarde forrestier -
oświadczył bez wstępów po francusku.
Jeune guarde forrestier... Łukasz zbladł i wydawało mu się, że usuwa się w nicość. Po chwili, z zimnym
kompresem na głowie i ogromną szklanką zimnej wody w ręce tłumaczył rozmowę. Gdy do dziadka
dotarło, co się naprawdę stało, wyskoczył w kapciach do parkującego przed domem tarpana.
Łukasz czekał bardzo długo. Przez pierwszą godzinę chyba nawet nie wykonał większego ruchu ciałem. Po
czym najpierw bezgłośnie, później całkiem oficjalnie zaczął płakać.
Stanisław wrócił po kilku godzinach, zmęczony. Widok Łukasza zaniepokoił go.
- Co z nim? Żyje?
- Żyje, jest nieprzytomny. Najbliższe godziny powiedzą, czy będzie żył. Mam dostać telefon, umówiłem
się z lekarzem, ten chłopak przecież nie ma rodziny, rodziców, nic...
- jak to nie ma?
- Dwa lata temu zginęli w wypadku. Miał iść na studia, musiał skończyć jakąkolwiek szkołę po ogólniaku i
iść do pracy. Chyba zauważyłeś, że on też z tych, jak to mówią, intelektualistów, jak ty?
- No zauważyłem. Dziwiłem się, co robi jako gajowy. Kapitalnie nam się rozmawiało...
- O, to zauważyłem. I wcale się nie gniewam za to co widziałem, dziadku. Mieliście przecież prawo. Tylko
boję się... jednej rzeczy boję się jak cholera.
- O, widzę że słownictwo Kęsika panoszy się na dobre. Czego się boisz?
- Powiem ci, bo mam zaufanie do ciebie. Że on mi też...
Stanisław zbladł i nie odezwał się już. To nieprzyjemne milczenie przerwał telefon. Spojrzeli na siebie,
żaden nie miał odwagi podejść i odebrać. Wreszcie Stanisław ruszył się pierwszy. Łukasz nie usłyszał
szczegółów. jednak mina Stanisława mówiła wszystko.
- Jak nazwisko? - dopytywał się portier. Adam Kęsik? Moment, sprawdzę w książce. Męska czternastka.
Weszli obydwaj do niewielkiej sali. Po prawej spał jakiś mężczyzna w średnim wieku, lewe łóżko zwracało
uwagę przede wszystkim obfitością zawartości z przewagą białego koloru. Kupa bieli poruszyła się nagle i
łaskawie spojrzała na gości.
- No panie Kęsik, dość tej samotności na kilka godzin. Przyprowadziłem panu najświeższego wielbiciela...
Łukasz podszedł do łóżka i pocałował Adama w oba policzki. Z bezkształtnej białej masy wyłoniła się ręka
i przycisnęła mocno Łukasza. Oczy obu były wilgotne.
Strona Puchata
http://thermasilesia.ehost.pl/chubby
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 2 November, 2009, 18:27