FOT
. MA
TEUSZ
SKW
AR
CZEK
/A
GEN
CJ
A
GAZET
A
prawnik
Piątek – poniedziałek | 18–21 kwietnia 2014
Jestem bardzo zadowolony
z drogi, jaką wybrałem,
bo dzięki niej mogłem być
bliskim obserwatorem
życia politycznego,
a w pewnych
sytuacjach nawet
pokazywać
politykom żółtą
kartkę bez
jednoczesnego
wikłania się
w konfl ikty – mówi
prof. Andrzej Zoll,
laureat nagrody
specjalnej DGP dla
prawnika 20-lecia
Miałem
w życiu
szczęście
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
1 / 8
C2
„Prawnik” powstaje we współpracy z
Krajową Radą Sądownictwa
Naczelną Radą Adwokacką
Krajową Radą Komorniczą
Krajową Radą Notarialną
Krajową Izbą Doradców Podatkowych
Krajową Radą Radców Prawnych
Wygrana w procesie zależy nie tylko od
rzeczywistej zasadności roszczeń strony,
ale również od tego, czy potrafi ona wy-
kazać to przed sądem. Dlatego tak ważne
jest prawidłowe przygotowanie pisma
procesowego. Zawarte w tej książce wzo-
ry przedstawiono w sposób przejrzysty
i praktyczny. Obok nich znajdują się licz-
ne objaśnienia i przykłady czynności po-
dejmowanych w określonych sytuacjach
procesowych. Opracowanie uwzględnia
dodatkowo orzecznictwo Sądu Najwyż-
szego, które ukształtowało praktykę są-
dową. Publikacja przyda się aplikantom,
ale może też być pomocna dla prawników
praktyków, którzy mają szansę ulepszyć
wypracowane już techniki lub zwrócić
uwagę na te elementy, które dotychczas
pomijali.
AM
biblioteka
prawnika
Metodyka
dla praktyków
i aplikantów
Aleksandra Cempura,
Anna Kasolik, „Meto-
dyka sporządzania
pism procesowych
w sprawach karnych,
cywilnych,
gospodarczych
i administracyjnych”,
Warszawa 2014,
wyd. LexisNexis
cytat
tygodnia
Dane ministerstwa
dotyczące szybkości
załatwiania spraw są
niewiele warte. Mimo to są
publikowane i przekazywane
organizacjom europejskim, które
w dobrej wierze uwzględniają
je w swoich rankingach
Łukasz Kurnicki,
sędzia, na łamach DGP
W dniach 3–4 kwietnia w Lublinie od-
była się ogólnopolska konferencja na te-
mat spółek z udziałem Skarbu Państwa.
Nie była to konferencja tylko naukowa,
bo wzięła w niej udział rzesza prakty-
ków, głównie zarządzających spółkami
z udziałem Skarbu Państwa. Okazuje
się, że liczba problemów, o jakich była
mowa i z jakimi należy się zmierzyć, jest
rzeczywiście duża, począwszy od pró-
by typologii spółek. Pod pojęcie spółki
z udziałem Skarbu Państwa podpadają
tak różne kategorie podmiotów, że próba
wrzucenia ich do jednego worka jest błę-
dem. Bo przecież wśród ok. 250 czynnych
spółek, w których jakieś udziały ma Skarb
Państwa, są spółki z mniejszościowym
udziałem Skarbu Państwa (ponad 100),
z większościowym (ok. 30) czy wręcz su-
perspółki ze 100-procentowym udziałem
Skarbu Państwa (ponad 100).
Czy można o nich mówić jednym
tchem, nie dostrzegając różnic między
nimi, zarówno w kontekście zarządza-
nia nimi, wpływu właścicielskiego, sto-
sowania przepisów prawa? Oczywiście
nie można. Spółki jednoosobowe Skarbu
Państwa – i tylko one – są państwowy-
mi osobami prawnymi. Wszystkie inne
spółki, z udziałem innych form własno-
ści, takiego miana są pozbawione. Doty-
czy to wszystkich struktur tworzonych
przez państwowe osoby prawne (spółki
jednoosobowe również). Te już miana
„państwowe” są pozbawione. A spół-
ki z mniejszościowym udziałem Skar-
bu Państwa? W rzeczywistości jednak
spółki takie wcale nie muszą być mniej-
szościowe, bo gdy mamy do czynienia
z rozproszeniem akcjonariatu, nawet 30
proc. udziału Skarbu Państwa w kapitale
zakładowym wystarczy, aby decydować.
Ale czy w jednoosobowych spółkach
Skarbu Państwa z punktu widzenia zarzą-
dzania nimi nie ma żadnych problemów
i wspólnik ma kompetencję absolutną?
Oczywiście, że nie, bo obowiązują go prze-
pisy kodeksu spółek handlowych, choćby
art. 375
1
k.s.h. przewidujący zakaz wyda-
wania przez radę nadzorczą i walne zgro-
madzenie wiążących poleceń zarządowi
w zakresie prowadzenia spraw spółki.
Rodzi się więc kolejne z wielu pytań, czy
w spółkach jednoosobowych w szczegól-
ności taka zasada powinna obowiązywać.
Innym problemem jest uporządkowanie
relacji między interesem państwa a inte-
resem spółki z udziałem Skarbu Państwa.
Czy można powiedzieć, że jest to interes
tożsamy? Rzecz jasna nie. To znowu zależy
od stopnia partycypacji Skarbu Państwa.
A czy w przypadku spółek państwowych
nie należałoby na problem spojrzeć ina-
czej niż w przypadku spółek prywatnych?
Oczywiste jest, że spółki z większościo-
wym czy stuprocentowym udziałem Skar-
bu Państwa mogą (często muszą) realizo-
wać określone interesy publiczne, a więc
również cele służące każdemu z nas. Jaka
jest więc interakcja między interesem pu-
blicznym a interesem prywatnym? Czy
sam fakt istnienia dystynkcji interesu
publicznego i interesu prywatnego nie
uzasadnia szczególnego potraktowania
tych, którzy realizują interes publiczny?
Przy próbie stypizowania spółek
z udziałem Skarbu Państwa musimy na-
tknąć się na podział na spółki kluczowe
i mające mniejsze znaczenie z punktu wi-
dzenia państwa. Znowu rodzi się pytanie,
czy spółki które decydują o problemach
związanych z naszym – obywateli funk-
cjonowaniem (np. sektor paliwowy czy
bezpieczeństwo energetyczne), powinny
w 100 proc. podlegać regułom obowiązują-
cym w spółkach prywatnych o niewielkim
znaczeniu społecznym? A czy nie rodzą się
problemy w innej grupie spółek, notowa-
nych na giełdzie i tych poza publicznym
obrotem? Skarb Państwa jako wspólnik
większościowy może chcieć realizować
określoną politykę państwa, np. w zakresie
dywidendy, co nie musi być zgodne z inte-
resami akcjonariuszy mniejszościowych.
Czy w związku z tym, skoro jednym z pod-
stawowych praw wspólnika jest prawo do
dywidendy, wspólnik mniejszościowy bę-
dzie mógł jej żądać wbrew uchwale pod-
jętej przez wspólnika większościowego?
A gdy dochodzi do różnic interesów mie-
dzy spółką a większościowym akcjonariu-
szem? Czy więc spółka musi się znajdować
między Scyllą a Charybdą?
Innym problemem rzutującym na
funkcjonowanie spółek z udziałem Skar-
bu Państwa jest obowiązek lojalności
udziałowca wobec spółki w konfron-
tacji z okolicznością, że Skarb Państwa
jest przecież prawną emanacją samego
państwa. Czyli jak określić i zagospo-
darować przestrzeń między imperium
a dominium?
Realnym problemem na tle teoretycz-
nych rozważań jest realizacja prawa do
informacji wspólnika – Skarbu Państwa
w kontekście choćby art. 20 k.s.h., wyra-
żającego zasadę równego traktowania
akcjonariuszy w tych samych okoliczno-
ściach. Czy rzeczywiście wspólnik więk-
szościowy powinien mieć tyle samo praw
korporacyjnych co wspólnik posiadający
symboliczną jedną akcję? Często tylko po
to, aby stać się równym wspólnikom do-
minującym. W tym kontekście pojawia
się problem zachowania członków zarzą-
du czy rady nadzorczej w kontaktach ze
wspólnikiem większościowym. Czy ogra-
niczanie kontaktu organów spółek pań-
stwowych z właścicielem ma sens w imię
równego traktowania? Czy w ten sposób
nie może dojść do zagrożenia interesów
Państwa w spółkach kluczowych?
Aktualny kształt przepisów odnoszących
się do spółek z udziałem Skarbu Państwa
prowokuje kolejne pytanie: jakim państwo
powinno być właścicielem: schowanym
w cieniu czy może aktywnym graczem,
zarządzającym majątkiem państwowym;
czy ma być bezradnym, słabszym wspól-
nikiem? Pierwsza z odpowiedzi wydaje się
oczywista, przede wszystkim gdy przyj-
rzymy się spółkom w pełni kontrolowa-
nym przez państwo i spółkom kluczowym
(bo tu, we wszystkich pełnej kontroli teo-
retycznie już nie ma). Nie może być też
wątpliwości, że przysługujące spółkom
z udziałem Skarbu Państwa instrumenty
kontroli operacyjnej są dosyć ograniczone.
Specyficzne jest też zarządzanie i nadzór
nad takimi spółkami.
Wyżej postawiłem kilka pytań, któ-
re zupełnie nie wyczerpują pełnego
katalogu zagadnień. W typologii spół-
ek (wyróżniającej np. banki, fundusze
inwestycyjne, towarzystwa emery-
talne itd.) podmioty z udziałem Skar-
bu Państwa poddaje się szczególnej
regulacji. Nie obowiązują więc nie-
które przepisy k.s.h. Czy nie warto
zatem odrębnie uregulować status spó-
łek z udziałem Skarbu Państwa w obsza-
rze korporacyjnym? Czy nie warto w sto-
sunku do nich uchylić niektóre przepi-
sy k.s.h., jak choćby art. 20 i 375
1
k.s.h.
(w odniesieniu do spółek jednoosobo-
wych), zmodyfikować przepisy art. 428–
429 k.s.h.? Czy powinny obowiązywać
przepisy ustawy o komercjalizacji regu-
lujące udział pracowników w organach
spółki, w sytuacji gdy Skarb Państwa jest
wspólnikiem mniejszościowym albo, co
więcej, zbył wszystkie akcje? Przecież
nikt nie ma wątpliwości, że mamy do
czynienia z wyjątkową grupą podmiotów,
a mimo to godzimy się na dziwne figury
gimnastyczne, jakie muszą one wykonać.
Najczęściej jest to szpagat. Nie są one
mitycznymi potworami z tytułu tego
felietonu, ale często dobrodziejami, nie
tylko dywidendowymi, ale i społecznymi.
Zapomina się też o wysokim poziomie
kadr menedżerskich w takich spółkach.
Coraz częściej zarządzają podmiotami,
które uczestniczą w globalnej konku-
rencji, a do tego nonsensownie muszą
się zmagać z ustawą kominową.
Powyżej zasygnalizowane problemy
to tylko cząstka tych, jakie się rodzą przy
kontakcie ze spółkami z udziałem Skarbu
Państwa. Najważniejsze, że są dostrzega-
ne i otwarcie się o nich mówi. Jest to nie-
wątpliwą zasługą ministra skarbu pań-
stwa, współorganizatora wspomnianej na
wstępie konferencji, który, chcąc pozostać
realnym właścicielem, porządkuje profe-
sjonalnie obszar wpływu właścicielskiego
na takie spółki.
Od jakiegoś roku mam wrażenie, że
państwo zachowuje się jak prawdziwy
właściciel, który wcale nie musi pozo-
stawać w cieniu i być gorszym wspólni-
kiem od innych. Może więc dołożyć do
tego myśl o uregulowaniu specjalnego
statusu spółek z większościowym udzia-
łem Skarbu Państwa oraz spółek kluczo-
wych. I nie chodzi tu o złotą akcję, tylko
o dostosowanie przepisów prawa do tej
grupy podmiotów. Skoro w Ministerstwie
Skarbu Państwa powstał departament
polityki właścicielskiej – tego należy po-
gratulować – to może w swojej optyce
ujmie i ten problem.
felieton
na początek
Ani Scylla, ani Charybda
Spółki z udziałem
Skarbu Państwa są
wyjątkową grupą
podmiotów. Warto
odrębnie uregulować
ich status, zamiast
zmuszać je do wyko-
nywania dziwnych
figur gimnastycznych.
Najczęściej szpagatu
Od jakiegoś roku
mam wrażenie, że
państwo zachowuje
się jak prawdziwy
właściciel, który
wcale nie musi
pozostawać
w cieniu
i być gorszym
wspólnikiem
od innych
AnDrzej KiDybA
prof. zw. dr hab., kierownik Katedry
Prawa Gospodarczego i Handlowego
na UMCS w Lublinie
MA
T
e
RIA
ły
P
RASO
W
e
Wyjaśnienie
11 kwietnia 2014 r. w Prawniku ukazał
się wywiad z dyrektorem departamen-
tu sądów, organizacji i analiz wymia-
ru sprawiedliwości Ministerstwa Spra-
wiedliwości Waldemarem Szmidtem.
W wywiadzie tym dyrektor stwierdził,
że wśród sędziów delegowanych do mi-
nisterstwa są członkowie zarządu Sto-
warzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Powyższe twierdzenie jest nieprawdziwe.
Żaden z członków zarządu „Iustitii” nie
jest delegowany do Ministerstwa Spra-
wiedliwości. Nadto zebranie delegatów
stowarzyszenia uchwałą z 13 kwietnia
2013 r. zobowiązało członków zarządu
Iustitii do złożenia rezygnacji z funk-
cji w zarządzie, jeśli w trakcie kadencji
zgodziliby się na delegowanie do Mini-
sterstwa Sprawiedliwości.
Maciej Strączyński
prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „iustitia”
Od redakcji
W uzupełnieniu dodam jednak, że w de-
partamencie, którym kieruje Waldemar
Szmidt, stanowisko głównego specjalisty
pełni urzędujący prezes warszawskiego
oddziału Iustitii łukasz Piebiak. Nieści-
słość w wypowiedzi pana dyrektora nie
zmienia zatem faktu, że wśród sędziów
delegowanych do Ministerstwa Sprawie-
dliwości są także prominentni przedsta-
wiciele stowarzyszenia.
Ewa Szadkowska
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
2 / 8
prawnik
18–21 kwietnia 2014 nr 76 (3717)
gazetaprawna.pl
Dominika
Bychawska-
-Siniarska
koordynatorka
projektu „Europa
Praw Człowieka”
Helsińskiej Fundacji
Praw Człowieka
prosto
ze Strasburga
Brytyjski związek zawodowy
kolejarzy, marynarzy i pracow-
ników zatrudnionych w trans-
porcie (RMT), który zrzesza po-
nad 80 tys. członków, zwrócił
się do Europejskiego Trybuna-
łu Praw Człowieka z dwoma
skargami dotyczącymi prawa
do strajku (skarga połączona
nr 31045/10). W pierwszej za-
kwestionował brytyjskie ure-
gulowania w sprawie zawia-
domień o organizacji protestu
– zbyt szczegółowe i forma-
listyczne w jego opinii. RMT
przywołało spór związkow-
ców na tle płacowym z 2009 r.
z jedną z firm, której udało
się sądowo zablokować strajk,
gdyż wniosek nie był dość pre-
cyzyjny (ostatecznie protest się
odbył, ale później).
Druga skarga dotyczyła pra-
wa do wsparcia strajku przez
pracowników niezaangażowa-
nych bezpośrednio w konflikt
pomiędzy związkami zawodo-
wymi a pracodawcą. Taka for-
ma protestu została zakazana
w Wielkiej Brytanii pod koniec
lat 90. RMT przytoczyło przy-
kład dwóch przedsiębiorstw
zajmujących się utrzymaniem
sieci kolejowej. W 2007 r. gru-
pa ok. 20 pracowników została
przekazana z jednej firmy do
drugiej. Gdy po dwóch latach
przejętym pracownikom za-
mieniono warunki zatrud-
nienia, podjęli bezskuteczny
strajk. RMT argumentowało,
że gdyby pracownicy nieza-
angażowani w konflikt mieli
prawną możliwość przyłącze-
nia się do protestu, jego wynik
mógł być inny.
W wyroku z 8 kwietnia 2014 r.
ETPC uznał pierwszą skargę za
niedopuszczalną, wskazując,
że pomimo rygorystycznych
wymogów strajk się odbył
i zakończył ugodą. Odnosząc
się do drugiej skargi, trybunał
po raz pierwszy wypowiedział
się na temat strajku pomoc-
niczego, uznając za Między-
narodową Organizacją Pracy
i Europejską Kartą Praw So-
cjalnych, że powinien on być
chroniony na gruncie art. 11
konwencji. Badając sprawę
według trójstopniowego testu,
uznał w pierwszej kolejności,
że ingerencja w swobodę zrze-
szania przewidziana jest przez
prawo brytyjskie, zakazujące
organizowania strajków po-
mocniczych. Sędziowie w dru-
giej kolejności uznali, że za-
kaz organizowania strajków
pomocniczych uzasadniony
był potrzebą ochrony inte-
resów pracodawcy, jak rów-
nież interesu gospodarczego
przemawiającego za dobrym
funkcjonowaniem krajowego
przemysłu.
ETPC przypomniał następ-
nie, że konwencja powinna
umożliwiać związkom zawo-
dowym ochronę interesów
swoich członków. Jednocze-
śnie zauważył, że w badanej
sprawie RMT było w stanie
zorganizować strajk i podjąć
negocjacje, a powodzenie szer-
szej akcji przy strajku pomoc-
niczym jest wyłącznie kwestią
domysłów. Trybunał stwier-
dził, że regulacja kwestii doty-
czących strajku pomocniczego
leży w gestii państw członkow-
skich, które posiadają w tym
zakresie szeroki margines swo-
body – narodowe parlamenty,
wybrane w demokratycznych
wyborach, są bowiem w sta-
nie lepiej ocenić potrzeby go-
spodarcze i socjalne kraju niż
międzynarodowi sędziowie.
Margines swobody uznania
przyznany w przedmiotowej
sprawie jest więc dosyć szero-
ki, pomimo że Wielka Bryta-
nia jest jednym z nielicznych
krajów europejskich zabrania-
jących strajku pomocniczego.
Za utrzymywanie tego zakazu
rząd brytyjski jest regularnie
krytykowany przez Międzyna-
rodową Organizację Pracy oraz
organy monitorujące Europej-
ską Kartę Praw Społecznych.
ETPC skonkludował jednak, że
w sprawie nie doszło do naru-
szenia art. 11 konwencji.
Sukcesem jest uznanie
przez Strasburg prawa do
strajku pomocniczego na
gruncie art. 11 konwencji.
Wyrok ten wpisuje się jed-
nak w dotychczasowy trend
orzeczniczy trybunału, przy-
znającego państwom człon-
kowskim szeroki margines
uznania w sprawach doty-
czących wrażliwych kwestii
społecznych (np. sprawa Sin-
dicatul Padtorul cel Bun p. Ru-
munii). Większość komenta-
torów upatruje w wyroku
motywy polityczne, sugerując,
że ETPC ugiął się przed brytyj-
skimi groźbami wystąpienia
z konwencji w związku z wyro-
kami „ingerującymi zbyt dale-
ko w narodową niepodległość
ustawodawczą i orzeczniczą”.
To właśnie z inicjatywy Wiel-
kiej Brytanii zapisano w pre-
ambule do konwencji zasadę
marginesu swobody uznania,
która umożliwiła rządowi bry-
tyjskiemu wygrać w omawia-
nej sprawie.
Strajk pomocniczy chroniony, ale…
Paulina Szewioła
paulina.szewiola@infor.pl
S
ędzia Gersdorf prawo ma we krwi.
Od zawsze było ono bowiem
obecne w jej życiu, na początku
za sprawą rodziców, którzy byli
prawnikami, później z racji stu-
diów prawniczych, które wybrała z pełnym
przekonaniem. I jak sama podkreśla, in-
nych możliwości nie brała pod uwagę. – No
może poza rolnictwem, ale ponieważ nie
mieliśmy roli, to ten kierunek był przeze
mnie rozpatrywany jedynie teoretycznie
– śmieje się po latach prof. Gersdorf.
Swoją karierę budowała w sposób kon-
sekwentny i zaplanowany. Po ukończeniu
z wyróżnieniem studiów prawniczych na
Wydziale Prawa i Administracji Uniwer-
sytetu Warszawskiego została na uczelni,
gdzie pracuje do dziś, aktualnie na sta-
nowisku profesora UW. 14 kwietnia br.
rada WPiA UW przegłosowała wniosek
o nadanie dr hab. Małgorzacie Gersdorf
tytułu profesora nadawanego przez pre-
zydenta RP.
Pracę na uniwersytecie darzy szczegól-
nym sentymentem. – Uczelnia to młodość.
Jestem bowiem stale na czwartym roku
– żartuje pani profesor. Piastowała wszyst-
kie godności na UW. A podczas pełnienia
funkcji prodziekana i prorektora ujawniły
się jej zdolności organizatorskie, m.in wy-
budowała wspólnie z kolegium dziekań-
skim gmach WPiA. Jak sama podkreśla,
aktywność naukowa zawsze była ważną
częścią jej działalności zawodowej, o czym
świadczą liczne komentarze i monografie,
których jest autorem.
Jednocześnie konsekwentnie dba-
ła o praktyczny aspekt swojej kariery.
– Mój ojciec zwykł mawiać, że prawo
to rzemiosło, o którym nie można mó-
wić, nie znając i nie wykonując zawodu
prawnika – wspomina sędzia Gersdorf.
Dlatego po ukończeniu studiów odby-
ła aplikację sądową oraz zdała egzamin
radcowski. Jeszcze na etapie kariery za-
wodowego pełnomocnika, prof. Gersdorf
była uznawana za jednego z najwybit-
niejszych ekspertów z zakresu prawa
pracy. Reprezentowała m.in. telewizję
TVN w głośnym procesie wytoczonym
spółce przez Tomasza Lisa po jego zwol-
nieniu ze stacji. Pracę w kancelarii zde-
cydowała się jednak porzucić na rzecz
praktyki orzeczniczej.
W 2008 r. prezydent Lech Kaczyński
wręczył jej akt powołania do pełnienia
urzędu na stanowisku sędziego SN, gdzie
orzeka w Izbie Pracy, Ubezpieczeń Spo-
łecznych i Spraw Publicznych. Pytana,
co stało u podstaw takiej decyzji mówi
krótko: – Uznałam wtedy, że moja wie-
dza i doświadczenie nie tylko prawnicze,
ale także życiowe, predestynują mnie
do podjęcia tego jakże trudnego wyzwa-
nia – tłumaczy prof. Gersdorf. I dodaje:
– W moim przekonaniu zawód sędzie-
go SN stanowi dla prawnika łączącego
działalność naukową z praktyką ukoro-
nowanie jego kariery.
Z Sądem Najwyższym związana jest
jednak od 1991 r. i zna doskonale tę in-
stytucję i jej zadania. Była bowiem człon-
kiem Biura Studiów i Analiz, a w 2005 r.,
tj. ostatnim roku zatrudnienia, radcą
prawnym w SN.
Jako sędzia SN ma na swoim koncie
wiele rozstrzygnięć o doniosłym znacze-
niu, jednak pytana o to, które najbardziej
utkwiło jej w pamięci, wymienia orze-
czenie dotyczące wynagradzania kie-
rowców transportu międzynarodowego.
– To było głośne orzeczenie, które zostało
wydane wbrew praktyce – relacjonuje
prof. Małgorzata Gersdorf. Sąd Najwyż-
szy uznał w nim, że kierowca transportu
międzynarodowego należy do katego-
rii pracowników mobilnych, którzy są
grupą osób pracujących w warunkach
stałego przemieszczania się. Podróż nie
stanowi u nich zatem zjawiska wyjątko-
wego, lecz jest normalnym wykonywa-
niem obowiązków pracowniczych. Nie
mają więc do nich zastosowania przepisy
kodeksu pracy dotyczące podróży służ-
bowej. I co za tym idzie, brak jest moż-
liwości przyznania im diety podróżnej.
– Było to orzeczenie ze wszech miar wy-
ważone przez skład siedmiu sędziów.
Podyktowane względami racjonalno-
ści, słuszne i sprawiedliwe społecznie.
Zapamiętałam je dlatego, że wkrótce
po rozstrzygnięciu, z niezrozumiałych
pobudek, ustawodawca zmienił prze-
pisy i przywrócił podważone przez Sąd
Najwyższy regulacje prawne – podkreśla
sędzia Gersdorf.
Już sam fakt, iż z grona 81 sędziów SN
wybrano właśnie jej kandydaturę – jako
jedną z dwóch (obok sędziego Lecha Pa-
przyckiego) – świadczy o tym, jak wiel-
kim autorytetem cieszy się w środowi-
sku. – Jest profesorem, jedną z najbardziej
znanych i wybitnych postaci doktryny
prawa pracy. Jej publikacje wyróżniają się
nie tylko wysokim poziomem meryto-
rycznym, lecz także jasnym i komuni-
katywnym wywodem i wrażliwością na
potrzeby praktyki. Te same cechy widocz-
ne są w uzasadnieniach orzeczeń w spra-
wach, w których jest referentem. Zajmuje
jasne i zdecydowane stanowisko, ale nie
ma oporów, by zaakceptować inne prze-
konujące ją zdanie – mówi prof. dr hab.
Zbigniew Hajn, sędzia SN z izby pracy.
Oprócz rozległej wiedzy prawniczej,
niepodważalnym atutem prof. Gersdorf
jest także jej osobowość. – Jeżeli prezydent
powołałby panią profesor na wakujący po
Stanisławie Dąbrowskim urząd, to jestem
przekonany, że będzie ona wybitnym pre-
zesem. Ma bowiem duszę organizatora
oraz nie tworzy konfliktów, tylko stara
się je rozwiązywać. Łagodzi obyczaje i ma
niesamowity dar zjednywania sobie lu-
dzi. Jest po prostu wspaniałym i otwar-
tym człowiekiem – podkreśla prof. dr hab.
Krzysztof Rączka, dziekan WPiA Uniwer-
sytetu Warszawskiego.
Prof. Hajn zwraca dodatkowo uwagę
na bezpośredniość sędzi Gersdorf w kon-
taktach z drugim człowiekiem. – Mówi
zawsze otwarcie i odważnie, co myśli,
ale nie spotkałem nikogo, kto miałby jej
to za złe, bo robi to życzliwie i z uśmie-
chem – wskazuje sędzia Hajn.
Sama prof. Gersdorf decyzję zgroma-
dzenia ogólnego kwituje krótko: – Jestem
szczęśliwa. Uważam, że jako prawnik już
w tej chwili osiągnęłam wszystko, co mo-
głam w tym zawodzie.
Sędzia spełniona
W
O
JTEK
G
ó
RSKI
Profesor Małgorzata Gersdorf
ma szansę przejść do historii
jako pierwsza kobieta
zasiadająca w fotelu I prezesa
Sądu Najwyższego
Prenumerata:
Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (kwiecień 2014 r.): 100,80 zł – kwiecień–grudzień 2014 r.: 821,25 zł. Wersja Premium – miesięczna
(kwiecień 2014 r.): 117,60 zł – kwiecień–grudzień 2014 r.: 972,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8 % VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/prenumerata
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
3 / 8
C4
Debata
Perspektywy młodych prawników
Obecność tylu laureatów konkursu
Rising Stars nie jest przypadkowa,
ponieważ rozmawiać będziemy o ocze-
kiwaniach przedstawicieli najmłodszego
pokolenia prawników, ich perspek-
tywach zawodowych i zmianach na
rynku, które mogą zapoczątkować.
Dobrym punktem wyjścia do dyskusji
jest niedawny raport firmy eversheds,
który powstał na podstawie badania
przeprowadzonego wśród 1800
młodych prawników z całego świata.
Okazuje się, że przyszli liderzy branży
oczekują elastycznego czasu pracy,
który ułatwi godzenie kariery z życiem
osobistym, i lepszej infrastruktury,
w tym lepszego wykorzystania nowych
technologii, które pomogą podnieść
efektywność ich pracy. Ci młodzi ludzie
nie wydają się też specjalnie przywią-
zani do aktualnego pracodawcy ani
do samej profesji, którą wykonują. Są
państwo zaskoczeni?
Krzysztof Wierzbowski:
Postulaty młodych
prawników trzeba oceniać, patrząc na
nie z szerszej perspektywy. Muszę tu
zwrócić uwagę na pewną niekonse-
kwencję ankietowanych. Spora część
uważa np., że spółka jako partnership
nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale
większość chce być partnerami w kan-
celariach. Stawiają nacisk na work-life
balance, na możliwość pracy zdalnej,
lecz jednocześnie podkreślają, jak waż-
ne są dla nich kontakty z klientami, ze
starszymi, bardziej doświadczonymi
kolegami, wzajemne inspirowanie się,
poczucie wspólnoty. Tylko to wszyst-
ko ma większe szanse na realizację
w biurze i jest trudne do pogodzenia
ze spędzaniem czasu w domu w ramach
elastycznego czasu pracy i z wykonywa-
niem obowiązków zdalnie.
agata Szczap:
Panie mecenasie, jedna
uwaga a propos rozumienia elastycz-
nego czasu pracy. Oczywiście, formułę
tę możemy definiować m.in. poprzez
możliwość pracy zdalnej, ale myślę, że
istotą tego systemu pracy jest jednak
przede wszystkim elastyczność rozu-
miana jako możliwość kształtowania
swoich godzin pracy w oparciu o bie-
żące, realne zapotrzebowanie. Ela-
styczność w tym rozumieniu wyraża
się zatem poprzez pracę w zmiennym
wymiarze czasu, w zależności od oko-
liczności. Tymczasem dość często zda-
rza się, że gdy po okresie wytężonej pra-
cy następuje czas, w którym tej pracy
jest mniej lub jej wykonanie nie wyma-
ga osobistej obecności w biurze, mimo
to młodzi ludzie czują presję czy wręcz
przymus przesiadywania w kancelarii,
często z obawy przed krytyczną oceną
pracodawcy lub współpracowników,
czy też przed utratą pracy. Dotyczy to
zwłaszcza dużych korporacji. A przecież
nie chodzi o to, żeby siedzieć w pracy
dla samego siedzenia. To bardzo nie-
zdrowa gra w stwarzanie pozorów.
Milena bogdanowicz:
Dla mnie elastyczny
czas pracy jest istotą wolnego zawodu,
który wykonuję. Ważne, bym wykonała
projekt, za który jestem odpowiedzialna
i przy wszystkich możliwościach tech-
nologicznych na dalszy plan schodzi to,
czy pracuję w biurze, czy np. wieczo-
rem w domu. Od kolegów i koleżanek
z innych firm słyszałam o wielu absur-
dalnych zwyczajach. Wychodząc, zosta-
wia się włączony monitor komputera
lub marynarkę zawieszoną na oparciu
krzesła. Po co? By szef myślał, że dana
osoba nadal jest w biurze. Oczekiwanie,
że ludzie cały czas będą przesiadywać
w kancelarii, wydaje mi się dość sta-
roświeckie.
Justyna Szpara:
W każdej korporacji, a do
nich zaliczają się duże kancelarie, cza-
sem pojawia się zjawisko pozorowania
pracy jako odpowiedź na sztywniejsze
reguły organizacji pracy. Takie regu-
ły – w przypadku zarządzania dużymi
strukturami – są jednak niezbędne. Je-
śli kancelaria zatrudnia kilkudziesięciu
czy ponad stu prawników, zagwaran-
towanie im elastycznego czasu pracy
jest zwyczajnie niemożliwe. Zresztą nie-
przewidywalność jest wpisana w naszą
profesję – niezależnie od tego, czy pra-
cujemy w kancelarii dużej, małej czy
jako indywidualny adwokat. Ten ostatni
jest chyba w najtrudniejszej sytuacji, bo
gdy dzwoni do niego klient, nie może
poprosić o pomoc kolegi czy wspólni-
ka, tylko sam musi trwać na posterun-
ku. Jeśli więc młodemu prawnikowi ta
nieprzewidywalność doskwiera, powi-
nien zmienić zawód albo sposób jego
wykonywania.
Waldemar Koper:
Problem, o którym roz-
mawiamy, można rozpatrywać na
dwóch płaszczyznach. Pierwsza to mo-
del wykonywania pracy, który w przy-
padku kancelarii jest dość tradycyjny.
Druga płaszczyzna to oczekiwania ze-
wnętrzne. Od kilku lat mamy trend
narzucania terminów przez klientów,
ponieważ oni z natury rzeczy decydu-
ją o tym, kiedy zadania powinny być
wykonywane. Przyznam, że staram się
być rozsądnym zleceniodawcą i kan-
celariom, z którymi współpracuję jako
klient korporacyjny, wyznaczać realne
terminy, ale wiem, że wielu kolegów
wykorzystuje swoją pozycję, oczekując
bardzo szybkiego dostarczenia zamó-
wionej usługi. A to oczywiście przekła-
da się na te długie godziny spędzane
w biurze, o których państwo mówicie.
agata Szczap:
Pamiętajmy, że duże kan-
celarie, globalne i międzynarodowe,
praktycznie od początku swojej obec-
ności na polskim rynku promowały się
ka i komputera, mogę zachować tę tak
oczekiwaną responsywność w dowol-
nym miejscu.
Waldemar Koper:
Bardzo zastanawiający
wątek się w tym momencie pojawił.
Wspominacie państwo o tzw. respon-
sywności, o stale włączonym telefonie,
dyspozycyjności 24/7. To są dość przera-
żające rzeczy z punktu widzenia jakie-
gokolwiek innego życia niż zawodowe.
Przez ostatnie lata niewiele razy zdarzy-
ły mi się krytyczne sytuacje wymagające
kontaktu bardzo późnym wieczorem,
a powodem była różnica czasu. Wyda-
je mi się, że całkowite poddawanie się
potrzebom naszych klientów – zarówno
zewnętrznych, jak i wewnętrznych – nie
jest właściwe.
Milena bogdanowicz:
Ale my, młodzi praw-
nicy, nie wiemy, gdzie wyznaczyć jakieś
granice. Często jest tak, że nie mamy
możliwości polemizowania z oczekiwa-
niami klienta, bo znamy oczekiwania
naszego szefa czy partnera kancelarii,
który żąda, że będziemy w 100 procen-
tach responsywni. Po prostu jesteśmy
częścią projektu i nie mamy pola ma-
newru.
Jan Kaczmarczyk:
W mojej ocenie jest to
kwestia indywidualnych cech osobo-
wościowych, umiejętności znalezienia
złotego środka. Mam za sobą zarówno
trzydniowe closingi, jak i dłuższe wyjaz-
dy do krajów, w których BlackBerry nie
działa. Mój szef rozumie, że są okresy,
w których wypoczywam. Klienci z ko-
lei rozumieją, że mam prawo do snu.
Bardzo często pracuję z klientami ze
wschodniego wybrzeża Stanów Zjed-
noczonych, gdy oni wysyłają e-maila
o godz. 22, u nas jest 4 rano. Można oczy-
wiście te e-maile odbierać, odpisywać
na nie i w efekcie wpaść w pewną pu-
łapkę, ale też można próbować wycho-
wać klienta i uświadomić mu, że róż-
nica czasu jest przesłanką obiektywną.
Krzysztof Wierzbowski:
Dobrze, że o takich
sprawach dyskutujemy i że młodzi lu-
dzie zwracają w ankietach uwagę na
te kwestie. My, partnerzy zarządzający
w międzynarodowych firmach prawni-
czych, często musimy współpracować
ze sobą niezależnie od stref czasowych,
zawsze jest ktoś, kto się musi dostoso-
wać. Ale niewykluczone też, że jako lu-
dzie, którzy kariery budowali, realizując
fantastyczne, pionierskie projekty, wpa-
damy czasem w taką pułapkę, o której
mówił pan mecenas. Wydaje nam się,
że jak nas coś pasjonuje, to pasjonuje
także wszystkich wokół.
Z tą pasją u młodych prawników jest
rzeczywiście kiepsko, co trzeci mówi,
że robi nie to, czego się spodziewał,
spora grupa nie wyklucza zmiany
profesji.
Jan Kaczmarczyk:
Mnie w tym raporcie ude-
rza taki rewolucyjny zapał bez propozy-
cji, co w zamian. A jak pisał Stanisław
Jerzy Lec, burząc pomniki, oszczędzajcie
cokoły, zawsze mogą się przydać. I np.
nie widzę alternatywy wobec ścieżki
docierania do partnership. Niemniej
frustracja, która przebija z raportu,
wynika pewnie z tego, że Polski rynek
dużych kancelarii, który zaczął tworzyć
się w latach 90. ubiegłego wieku, ma
pewną specyfikę. Nie chcę powiedzieć,
przynajmniej w towarzystwie panów
mecenasów, że drogi awansu zostały
zablokowane…
Karty zostały rozdane na początku.
Jan Kaczmarczyk:
Myślę, że to dobre uję-
cie problemu. W każdym razie ścież-
ka awansu nie jest tak uregulowana
i czytelna jak na rynkach o większych
tradycjach, choćby amerykańskim
i brytyjskim. Tam prawnik, który przy-
chodzi do korporacji po studiach, wie,
że w ciągu 7–10 lat dostanie sygnał,
czy czeka go zostanie partnerem. Jeśli
nie, żegnają się z nim, często w dość
brutalny sposób. Ale jest to gra fair.
Z kolei jestem w stanie podać wiele
przykładów kancelarii w Polsce, tak-
że zagranicznych, w których młodzi
jako firmy z dużą zdolnością przerobo-
wą, których przewagą konkurencyjną
nad średniej wielkości i mniejszymi
kancelariami prawnymi miał być po-
tencjał do świadczenia usług prawnych
szybko i efektywnie, bez uszczerbku
dla jakości. Dlatego właśnie kancelarie
te zyskały sobie opinię „fabryk” i dziś
wydaje się to naturalną konsekwen-
cją, że klienci przyzwyczajeni to takich
etykiet oczekują od prawników owych
kancelarii pełnej dyspozycyjności i re-
sponsywności.
Krzysztof Wierzbowski:
Trzeba też podkre-
ślić, że jeśli kancelaria obsługuje jed-
nocześnie 100, 200 czy więcej spraw,
to stale jest realna groźba nagłego spię-
trzenia pracy. A w takiej sytuacji trudno
stworzyć atmosferę luzu. Wielu respon-
dentów z młodego pokolenia chciałoby
mieć komfortowe warunki pracy bez
specjalnego przemęczenia się – i to jest
zdrowe, naturalne, niczego złego w tym
nie widzę. Z kolei klienci chcą od nas
ciągle więcej za mniej, wymagają in-
tensywnej pracy. Dlatego młodzi ludzie,
którzy uważają, że jak poszli na fitness,
a potem do kina, to mogą odłożyć Black-
Berry i nie odbierać do rana, nie gra-
ją w tę samą grę co my jako kancelaria
pracująca dla klienta, który oczekuje
reakcji tego samego wieczoru.
Przyznam, że nie znam prawnika, który
wyłącza telefon komórkowy w kinie.
Krzysztof boszko:
Chyba wszyscy mamy
świadomość tego, że rynek usług praw-
nych się ścieśnia. Ta łódź, którą pły-
niemy, cały czas jest taka sama, tylko
pasażerów przybywa. Wyobrażenie o za-
wodzie wolnym, takim jak był kiedyś
zawód adwokata czy radcy prawnego,
odchodzi w przeszłość. Dziś ta wolność
przesuwa się w stronę wolności klienta
w zakresie wyboru. To on dyktuje wa-
runki, a my musimy się dostosować.
Milena bogdanowicz:
Zdaję sobie sprawę, że
oczekuje się od nas zaangażowania 24
godziny na dobę i trudno jest mi sobie
wyobrazić sytuację, w której nie mam
ze sobą BlackBerry. Ale właśnie dzięki
smartfonowi czy innym nowym tech-
nologiom nie jestem uwiązana do biur-
Dyspozycyjność
24/7 w cenie
Czy młodzi prawnicy zrewolucjonizują rynek usług prawnych?
I czy praca w dużej kancelarii to najlepsze, co może ich spotkać?
Zastanawiali się nad tym uczestnicy debaty DGP.
Prowadziła ją ewa Szadkowska
Młodzi ludzie, którzy uważają, że jak
poszli na fitness, a potem do kina, to
mogą odłożyć BlackBerry i nie odbierać
do rana, nie grają w tę samą grę co my
jako kancelaria pracująca dla klienta
oczekującego reakcji tego samego
wieczoru
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
4 / 8
prawnik
18–21 kwietnia 2014 nr 76 (3717)
gazetaprawna.pl
stwa lepiej rozumiem i czuję dynamikę
biznesu, wzbogaciłam swój warsztat
o wiedzę i umiejętności pozaprawne,
rozwinęłam w sobie podejście bizne-
sowe oraz poszerzyłam kompetencje
w zakresie zarządzania. Towarzyszy
mi też poczucie, że moja praca ma
dużo większe przełożenie na prakty-
kę, bo zwykle uczestniczę we wszyst-
kich fazach realizacji projektu: od
brainstormingu i kreowania modelu
biznesowego transakcji, przez nego-
cjacje i closingi, aż po kompleksową
implementację, a czasami i spory są-
dowe. To wszystko daje mi olbrzymią
satysfakcję.
Chciałabym poruszyć wątek kobiecy.
W raporcie pojawia się on w postaci
kilku danych, choć tych pokazujących,
że 46 proc. mężczyzn planuje prakty-
kować prawo przez całe życie, a kobiet
– 34 proc. Mamy też potwierdzenie
tezy, że kobiety prawniczki są gorzej
opłacane, a nierówność ta rośnie wraz
z wiekiem badanych. Jak to jest na
polskim rynku?
Justyna Szpara:
Z raportu wynika, że na
początku kariery kobiety zarabiają wię-
cej. Jest to zgodne z moim doświadcze-
niem. Młode prawniczki są często lepiej
wykształcone i bardziej zmotywowane
niż ich koledzy, dlatego są lepiej opła-
cane. Z kolei z czasem zmieniają się
priorytety. Wydaje mi się, że kobiety
bardzo często świadomie decydują się
na to, żeby swoją karierę poświęcić dla
rodziny, i raport, o którym mówimy,
to potwierdza. Nie każda z nas chce
być partnerem, bo wiemy, że im wy-
żej w hierarchii, tym obowiązków jest
więcej. I nie ma w tym niczego złego.
Przeciwnie, zły jest trend wywierania
presji na kobiety, by ponad wszystko
stawiały pracę zawodową.
Krzysztof Wierzbowski:
Cieszę się, że taka
opinia się pojawiła i że wypowiedziała ją
kobieta. Ja nie potrafię wskazać ani jed-
nego przykładu środowiskowej dyskry-
minacji kobiet i jako pracodawca z pew-
nością sam nie traktuję ich gorzej niż
mężczyzn. Musimy jednak pamiętać, że
nie da się przykładać tej samej miary do
ludzi, którzy mają odmienne priorytety.
Produktywność osoby, dla której liczy się
work-life balance, jest inna niż takiej,
która nie ma rodziny i której jedynym
obciążeniem jest np. upodobanie do jaz-
dy na motorze w weekendy.
Milena Bogdanowicz:
Też nie sądzę, by moż-
na było mówić o jakimś „uwzięciu się”
na kobiety. Chodzi raczej o biologię: to
my rodzimy dzieci, to my chodzimy
na urlopy macierzyńskie, bo nie znam
żadnego prawnika, który by poszedł na
urlop ojcowski. Ważne, by pracodaw-
cy szanowali naszą wolę i pozytywnie
odnosili się do prawniczek matek, ofe-
rując np. właśnie uelastycznienie go-
dzin pracy.
Jan Kaczmarczyk:
To, żeby nie było zbyt
różowo, ja wbiję kij w mrowisko. Pa-
miętajmy, że adwokaci nie mogą pra-
cować na umowę o pracę, więc kobieta,
nawet partner, nie może liczyć – przy-
najmniej formalnie – na żaden urlop
macierzyński. Gdy kiedyś zapytałem, co
w sytuacji urodzenia dziecka, usłysza-
łem od jednej z pań: „Wtedy musimy
sobie radzić same”. W wielu miejscach
to jest wciąż nierozwiązany problem.
Druga anegdota, też mało zabawna.
Międzynarodowa kancelaria, mana-
gement commitee piętnastu partne-
rów spotykających się dość regularnie
w Nowym Jorku, rozważania o idei po-
wołania komitetu ds. równego trak-
towania kobiet. Wszyscy rozmawiają
o tym, jak to dobrze w tej międzyna-
rodowej firmie są traktowane kobiety
na poziomie partnerów. A ile ich jest
wśród tych 15 osób? Jedna. Czy na pew-
no wszystko jest w porządku?
Agata Szczap:
Jeśli chodzi z kolei o wspo-
mnianą „dyskryminację finansową”
kobiet, to odnoszę wrażenie, że jedną
z przyczyn takiego stanu rzeczy może
być wciąż jeszcze dość widoczna róż-
nica w mentalności zawodowej kobiet
i mężczyzn (niezależnie od branży).
Kobiety, mimo to, że są w większości
pracownikami rzetelnymi, sumienny-
mi i pracowitymi, raczej biernie ocze-
kują na pochwały i awanse, również te
finansowe. Mężczyźni natomiast wy-
kazują się z reguły większą przedsię-
biorczością, odwagą i pewnością sie-
bie, zdecydowanie częściej aktywnie
zabiegając o należną im promocję, co
w efekcie przekłada się odpowiednio na
wzrost poziomu ich zarobków.
Czas na podsumowanie. Odnoszę
wrażenie, że gdyby badanie, w oparciu
o które powstał raport, przeprowa-
dzone zostało tylko w Polsce, wyniki
byłyby jeszcze bardziej pesymistyczne.
Bo na naszym rynku młodzi prawnicy
mają więcej powodów do narzekania
niż ich koledzy w innych krajach. Czyli
młode pokolenie rewolucji raczej nie
dokona.
Krzysztof Wierzbowski:
Zmiana pokolenio-
wa jest nieunikniona i ona zapewne
przełoży się na sposób funkcjonowania
kancelarii. Jestem jednak przekonany,
że gdy ci młodzi ludzie staną przed za-
daniem zarządzania kancelarią, to na
pewne rzeczy spojrzą z innej strony,
bardziej rozumiejąc rynek i klientów.
W związku z tym to nie będzie taka
zmiana zero-jedynkowa, ale siłą rze-
czy nastąpi.
Justyna Szpara:
Ja nie zgadzam się z tezą,
że raport jest pesymistyczny. Wydaje mi
się, że z niego wynika coś, czego wielu
młodych ludzi sobie nie uświadamia:
że zawód prawnika jest po prostu bar-
dzo trudny, niesie ze sobą wiele moż-
liwości, ale wiąże się również z wielo-
ma wyrzeczeniami. Jeżeli ktoś wybiera
taką karierę, bo ogląda seriale w stylu
„Ally McBeal” czy modne dziś „Prawo
Agaty”, może być tą rzeczywistością
rozczarowany.
Waldemar Koper:
Osobiście odbieram ten
raport jako bardzo istotny i uniwersal-
ny głos w debacie na temat potrzeby
modernizacji tradycyjnego modelu wy-
konywania zawodu prawnika. Wydaje
mi się, że to głos, który łączy młodsze
i starsze pokolenie, a tendencje świato-
we widzimy także w Polsce. Co ciekawe,
aspiracje opisane w raporcie mogą być
najpełniej realizowane w wewnętrz-
nych działach prawnych i to jest nie-
zwykle ważny wniosek dla całego po-
kolenia młodych prawników.
Agata Szczap:
Warto dodać, że etap bycia
prawnikiem in-house może być celem
samym w sobie, ale może być również
swego rodzaju pomostem, bezcennym
okresem przejściowym pomiędzy eta-
pem pracy w dużej korporacji a fazą
tworzenia własnej kancelarii. Młody
prawnik, zdobywszy potężną wiedzę
prawną i doświadczenie w dużej kan-
celarii, może następnie rozwinąć swój
warsztat zawodowy o umiejętności po-
zaprawne, feeling biznesowy oraz efek-
tywne strategie zarządzania, po to by
ostatecznie przekuć to wszechstronne
doświadczenie w zupełnie nową jakość
– własną kancelarię.
Milena Bogdanowicz:
Sądzę, że alternatywą
dla tych młodych prawników, którzy
nie widzą dla siebie perspektyw w du-
żej kancelarii czy w ramach wewnętrz-
nego działu prawnego jest założenie
własnego butiku. Czyli zdobycie do-
świadczenia i specjalizacja w wąskiej
dziedzinie w ramach dużej struktury,
a potem rozpoczęcie działania na wła-
sny rachunek.
Krzysztof Wierzbowski:
Kancelarie butiko-
we oczywiście są i będą istniały, nieko-
niecznie jest to jednak rozwiązanie na
problemy dzisiejszych 30-latków. Moda
na kancelarie butikowe na Zachodzie
już przemija. W praktyce wąska specja-
lizacja i mała liczba rąk do pracy unie-
możliwiają prowadzenie dużych spraw.
U nas przeciwnie, można odnieść
wrażenie, że taka moda rozkwita.
Mamy więc dobry temat na kolejną
ciekawą debatę.
ludzie siedzą po nocy przy tej przy-
słowiowej ostatniej świecącej się
lampce w hali fabrycznej i nie mają
pojęcia, co ich czeka.
Krzysztof Boszko:
Problem wynika
przede wszystkim z drastycznego
przyrostu prawników. Na pierwszym
roku aplikacji adwokackiej w Warsza-
wie jest obecnie 800 osób, 1,6 tys. apli-
kantów adwokackich przystąpiło do
niedawnego egzaminu zawodowego.
Może 10 proc. tych, którzy niedługo
trafią na rynek, znajdzie zatrudnie-
nie w wiodących międzynarodowych
firmach, czyli to tylko dla tych ludzi
pojawia się pytanie o ścieżkę awan-
su. Na ich poziomie to jest jednak
walka o ogień, bo jeśli kolega się
przebije, to nie przebiję się ja. A to
znowu dyktuje zachowania, które
nie są racjonalne i czasami nieetycz-
ne. Rolą pracodawców jest dążenie
do ucywilizowania ścieżek awansu,
tyko żeby była jakaś ścieżka, musi być
miejsce, na które można awansować.
Poziomy górne w zasadzie są zajęte,
pozycji partnerów, senior parterów
w wielkich firmach nadmiaru w Pol-
sce nie ma i nie będzie przez długi
czas, nawet zakładając dalszy rozwoj
rynku usług.
Chce pan powiedzieć, że młodzi
prawnicy nie zrewolucjonizują
rynku, bo ci, którzy mają jakąkol-
wiek pracę, podporządkowują się
szefom, partnerom, byle tylko ją
utrzymać, tak?
Krzysztof Boszko:
Sądzę, że tak, dla dużej
części młodych prawników trafiających
do dużych kancelarii prawniczych samo
wejście tam i utrzymanie się jest dziś
życiowym celem.
Waldemar Koper:
Z raportu bije sprzeciw
wobec tradycyjnej kultury wykony-
wania zawodu w kancelariach i dzia-
łania w sposób, który można określić
jako 24/7. Wydaje mi się, że młodzi
ludzie spotykają się ze ścianą, biją
głową w mur i nie mogą go przebić.
Jakie mogą być tego efekty? Czy
w związku z obecną sytuacją młodzi
prawnicy będą częściej zastanawiali
się nad założeniem własnej niewielkiej
kancelarii, odejdą z zawodu, czy też
będzie rosło zainteresowanie pracą
prawnika in-house?
Waldemar Koper:
Przyznam, że aspira-
cje, które przebijają z tego raportu,
doskonale wpisują się w podejmo-
wane przeze mnie próby promo-
wania obsługi wewnętrznej jako
de facto najbardziej efektywnej,
najtańszej i najbardziej korzystnej
formy obsługi prawnej dla przedsię-
biorcy. Czytam, że młodzi chcą, aby
profesja nie była wykonywana w spo-
sób tradycyjny, ale bardziej komercyjny
– działy wewnętrzne są tu doskonałą
odpowiedzią. Młodzi sygnalizują, że
w ogóle nie mają kontaktu z klientami
– w dziale wewnętrznym ma się ekspo-
zycję ogromną. Jeśli mówimy o satys-
fakcji zawodowej, to będąc w środku
dużej organizacji, ma się tak dużą
różnorodność kontaktów i zakres
spraw, że siłą rzeczy jest to fascynu-
jące i inspirujące. Jeśli chodzi o ela-
styczność zawodową, wszystko za-
leży od kultury organizacji w danej
firmie, prawnicy najczęściej jednak
mają zadaniowy czas pracy, czyli dzia-
łają według formuły, wykonałem zada-
nie – wychodzę. Jeżeli nie – prawie we
wszystkich organizacjach można pra-
cować z domu, jest możliwość umówie-
nia się z kolegami z zespołu, że dany
temat zostanie odłożony na później.
Agata Szczap:
Podpisuję się obiema rę-
kami pod tym, co powiedział pan
mecenas, bo to są właśnie główne
powody, dla których zdecydowa-
łam się przekierować swoją ścież-
kę kariery na zasadniczo inne tory,
rezygnując z pracy w ramach dużej
kancelarii na rzecz bycia prawnikiem
wewnętrznym. Dzięki pracy w ramach
struktur wewnętrznych przedsiębior-
Milena Bogdanowicz
radca prawny
w kancelarii LSW
Leśnodorski,
Ślusarek i Wspól-
nicy, zwyciężczyni
konkursu Rising
Stars Prawni-
cy Liderzy Jutra
w 2013 r.
Agata Szczap
dyrektor departa-
mentu prawnego
w Spectrum Deve-
lopment sp. z o.o.,
wcześniej przez
siedem lat zwią-
zana z kancelarią
White & Case
Krzysztof
Wierzbowski
adwokat, part-
ner zarządzający
kancelarii Wierz-
bowski Eversheds,
która w 2012 r.
została uznana
przez Krajową Izbę
Radców Prawnych
za najbardziej inno-
wacyjną kancelarię
w Polsce
Waldemar Koper
radca prawny,
dyrektor ds. praw-
nych w Kompanii
Piwowarskiej,
prezes zarządu
Polskiego Stowarzy-
szenia Prawników
Przedsiębiorstw,
w 2012 r.
uznany przez KIRP
za najbardziej
innowacyjnego
prawnika in-house
Krzysztof Boszko
adwokat, part-
ner kancelarii
Łepkowski, Boszko
i Wspólnicy, były
sekretarz Naczelnej
Rady Adwokackiej
Jan Kaczmarczyk
adwokat, associa-
te w kancelarii K&L
Gates, laureat ubie-
głorocznej edycji
konkursu Rising
Stars
Justyna Szpara
adwokat,
partner zarzą-
dzający kancelarii
Łaszczuk i Wspól-
nicy, zwyciężczyni
konkursu Rising
Stars Prawni-
cy Liderzy Jutra
w 2012 r.
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
5 / 8
C6
nagrody ZłotyCh paragrafów
Prof. Andrzej Zoll prawnikiem 20-lecia
Jestem bardzo
zadowolony z drogi,
jaką wybrałem, bo
dzięki niej mogłem być
bliskim obserwatorem
życia politycznego,
a w pewnych sytuacjach
nawet pokazywać
politykom żółtą kartkę
bez jednoczesnego
wikłania się w konflikty
– mówi prof. Andrzej
Zoll, laureat nagrody
specjalnej DGP
dla prawnika 20-lecia
Miałem w życiu
szczęście
w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat
pełnił pan kilka eksponowanych funkcji,
mających kluczową rolę w kształtowaniu
prawa oraz standardów jego stoso-
wania w polsce. w którym momencie
swojej długiej służby publicznej miał
pan poczucie największego osobistego
wpływu na porządek prawno-polityczny
w naszym kraju?
Z pewnością było to w trakcie całej pracy
w Trybunale Konstytucyjnym. Zacząłem
swoją kadencję z pewnymi przygodami
1 grudnia 1989 r., bo jednocześnie oka-
zało się, że musimy złożyć ślubowanie
na tekst wciąż obowiązującej wówczas
konstytucji z 1952 r. Dopiero pod na-
ciskiem sędziów parlament uchwalił
nowelizację ustawy o Trybunale Kon-
stytucyjnym, która wprowadziła nową
rotę przysięgi, a w tym samym miesiącu
zmieniono również samą konstytucję.
Wszystko to działo się bardzo szybko
i niemal z dnia na dzień rozpoczęła się
gruntowana reforma polskiego systemu
prawnego. Zaraz na początku 1990 r.
do trybunału zaskarżono przecież re-
formę Balcerowicza, która wiązała się
z bardzo poważną dyskusją na temat
organizacji życia gospodarczego. Nie-
wątpliwie czuliśmy wtedy na sobie
ogromny ciężar. Konstytucja z 1952 r.
nawet ze zmianami była wysoce nie-
adekwatnym aktem w odniesieniu do
przemian, jakie zachodziły w Polsce
na początku lat 90. Przecież nie było
w niej właściwie określonych podsta-
wowych praw i wolności obywatelskich,
nie było prawa do sądu i ochrony ży-
cia. Te wszystkie zasady kształtowali-
śmy dopiero orzecznictwem w opar-
ciuo przepis wprowadzony w 1989 r.,
zgodnie z którym Rzeczpospolita Pol-
ska jest demokratycznym państwem
prawnym urzeczywistniającym zasady
sprawiedliwości społecznej. To dawało
nam możliwość skutecznej weryfikacji
systemu prawnego. Pod wieloma wzglę-
dami był to niezwykle ciekawy okres.
w jakim stopniu praca w trybunale
pociągała za sobą konieczność zmagania
się z presją polityczną?
Szczerze mówiąc to trybunał został
w tym sensie oszczędzony, nie było
żadnych telefonów z sugestiami. Do-
skwierała nam raczej presja wytwarzana
przez publikacje prasowe, które jedno-
znacznie z góry przesądzały, jak mamy
pewne kwestie rozstrzygnąć. Zdarzało
się czasem, że niektórzy z wnioskodaw-
ców – pominę ich nazwiska – występo-
wali do trybunału i od razu udzielali
w mediach wywiadów na temat tego,
jak Trybunał Konstytucyjny powinien
orzec. A my często musieliśmy zdecydo-
wać zupełnie inaczej niż wnioskodawca
to sobie wyobraził. Natomiast bardziej
bezpośrednich nacisków na szczęście
nie było. Trybunał miał jednak tak duży
autorytet, że nawet najważniejsi polity-
cy nie odważali się wywierać na niego
wpływu. Tylko raz odwiedził mnie jeden
z wicepremierów, aby powiedzieć, jak
niezwykle kosztowne może być nasze
orzeczenie. Wybrnąłem z tego w ten
sposób, że tym razem zaprosiłem go do
trybunału na wygłoszenie odczytu dla
sędziów i innych gości na temat polity-
ki gospodarczej państwa. Wicepremier
przyszedł na to spotkanie, wygłosił od-
czyt i zrozumiał, o co mi chodziło.
a czy rozważał pan kiedykolwiek kandy-
dowanie na funkcje, które umożliwiają
bezpośredni wpływ na proces tworzenia
prawa?
Miałem wprawdzie możliwość startowa-
nia do Sejmu w 1989 r., ale taka propozy-
cja padła już po tym, jak zobowiązałem
się, że zostanę wiceprzewodniczącym
Państwowej Komisji Wyborczej. Jestem
bardzo szczęśliwy z tej decyzji i drogi,
jaką wybrałem, bo dzięki niej mogłem
być bliskim obserwatorem życia poli-
tycznego, a w pewnych sytuacjach na-
wet pokazywać politykom żółtą kartkę
bez jednoczesnego wikłania się w kon-
flikty, na których zawsze bardzo wiele
się traci. Pozycja, jaką zajmowałem po-
zwoliła mi natomiast wyjść cało.
tak bliski kontakt ze światem polityki
przez ostatnie dwie dekady, zwłasz-
cza obecnie, kiedy jest pan członkiem
Komisji Kodyfikacyjnej prawa Karnego,
zapewne jednak wiąże się z poczuciem
bezsilności w niektórych sytuacjach.
Bardzo często, zwłaszcza że trafiła pani
na moment, kiedy jako komisja kodyfi-
kacyjna z taką sytuacją właśnie się siłu-
jemy. Prowadząc prace nad nowelizacją
kodeksu karnego oraz kodeksu postę-
powania karnego, spotykamy się z du-
żym niezrozumieniem, niestety także ze
strony różnych agend rządowych. Naj-
większe pretensje mam do Rządowego
Centrum Legislacji właśnie za całkowity
brak zrozumienia materii problemowej,
którą chcemy uregulować. Nie twierdzę,
że nasze propozycje w zakresie nowe-
lizacji kodeksu karnego nie mogą być
przez premiera zmieniane czy nawet
blokowane, bo to w końcu on powołał
komisję, zaufał nam, że jesteśmy specja-
listami w swojej dziedzinie i to on powi-
nien politycznie ocenić projekt. Jednak
ingerencja urzędników poszła tak da-
leko, że po weryfikacji RCL projekt bez
żadnego uzasadnienia zmienił się o 180
stopni. Pod tym jako komisja podpisać
się już nie możemy. Byłem inicjatorem
RCL w czasie rządów premiera Jerzego
Buzka i muszę przyznać, że nie tak sobie
wyobrażałem zarówno jego działanie, jak
i kompetencje jego pracowników. Zresztą
niezrozumienie naszych działań doty-
czy nie tylko polityków czy urzędników.
Weźmy chociażby ostatnie doświadcze-
nie. W listopadzie ubiegłego roku ko-
misja przedstawiła projekt nowelizacji
przepisów dotyczących ochrony życia
i zdrowia. W odpowiedzi spotkaliśmy
się z histerycznym wręcz atakiem, nie-
stety ze strony osób, które z pewnością
nie miały w rękach naszego projektu,
bo ich zarzuty w ogóle go nie dotyczyły.
Wytworzyły za to negatywną atmosferę
i w efekcie niewątpliwie to one dopro-
wadziły do zablokowania tych propozycji.
Tymczasem niedługo potem można było
usłyszeć o takich przypadkach jak śmierć
nienarodzonych bliźniąt we Włocławku,
które stanowią najlepsze świadectwo
tego, że kwestie ochrony życia i zdrowia
należy uregulować na nowo.
Czy obserwując młode pokolenia praw-
ników jest pan spokojny o to, że znajdzie
się wśród nich wielu, którzy poświęcą się
tak trudnej i wymagającej często służbie
publicznej?
W
o
JT
e
K
gó
RSK
i
■
Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl
■
Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska
■
Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Dominika Sikora, Paweł Nowacki
■
Sekretarze: Łukasz Bąk, Rafał Drzewiecki, Anna Godlewska, Leszek Majkut,
Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska
■
Redaguje: Ewa Szadkowska
■
Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz
■
Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44):
Dyrektor: Monika Szulc-Wąsikowska, tel. 22 530 40 17
■
Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz
■
Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
6 / 8
prawnik
18–21 kwietnia 2014 nr 76 (3717)
gazetaprawna.pl
Jeśli chodzi o przygotowanie do
zawodu to przyznam, że bardzo
jestem zaniepokojony tym, co
się właśnie wyczynia z Krajową
Szkołą Sądownictwa i Proku-
ratury. Wprowadzane obecnie
zmiany są całkowicie nieuza-
sadnione. Ten krótki okres
funkcjonowania szkoły (KSSiP
została powołana w 2009 r.
– przyp. red.) pokazał, że po-
trafi ona znakomicie kształ-
cić kandydatów na sędziów,
ale niestety mam obawy, że
środowisko sędziowskie nie
jest gotowe, aby przyjąć tak
dobrze przygotowanych do
zawodu młodych ludzi. Boję
się, że stanie temu na prze-
szkodzie oportunizm części
sędziów, bo to ich lobby spo-
wodowało turbulencje, które
obecnie przeżywa KSSiP.
Wyłamał się pan z rodzinnej tradycji
cywilistycznej, zostając specjalistą
w dziedzinie prawa karnego. Czy zawód
prawniczy był tak naturalnym wyborem,
że jedynie przy decyzji o specjalizacji
miał pan swobodę?
Nie do końca, bo w rzeczywistości chcia-
łem iść na medycynę. Nie byłem jed-
nak najlepszym uczniem i nie miałem
szans dostać się na Akademię Medycz-
ną. Dlatego prawo było takim wyborem
negatywnym. W zawodzie prawnika za-
wsze jednak brakowało mi możliwości
jednoznacznej weryfi kacji mojej pracy
i niekwestionowanego stwierdzenia,
czy norma jest słuszna, a dana wykład-
nia lepsza od innej. W odróżnieniu od
lekarza, prawnik nigdy nie może mieć
poczucia pełnego, bezwarunkowego
sukcesu.
Rozmawiała Emilia Świętochowska
REKLAMA
reklama gazeta prawna zatw.indd 1
4/15/14 3:03 PM
Podczas gali
laudację na cześć
prof. Andrzeja
Zolla wygłosił
Marek Biernacki,
minister spra-
wiedliwości.
Wszystkim
nagrodzonym
Złotymi Paragra-
fami gratulowali
też w przesłanych
listach prezydent
Bronisław Komo-
rowski i marszałek
Sejmu Ewa Kopacz
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
7 / 8
C8
Opinie
Informatyzacja wymiaru sprawiedliwości
Prof. Jacek
Gołaczyński
pełnomocnik ministra sprawie-
dliwości, koordynator krajowy
ds. wdrożeń systemów tele-
informatycznych w sądach
powszechnych
reklama
spójna polityka bezpieczeństwa mini-
sterstwa Sprawiedliwości i sądów.
Należy zatem zauważyć, że rola mi-
nistra sprawiedliwości sprowadza się
w tym obszarze do zapewnienia sądom
prawidłowego funkcjonowania przy wy-
korzystaniu systemów informatycznych.
Początkowo rozwój informatyki sądo-
wej odbywał się bowiem oddolnie, czyli
każdy sąd rejonowy, okręgowy czy ape-
lacyjny samodzielnie tworzył, nabywał
i rozwijał oprogramowanie do obsługi
postępowań sądowych bądź obsługi fi-
nansowo-kadrowej. Informatyzacja cen-
tralna realizowana przez ministerstwo
Sprawiedliwości była widoczna jedynie
w ramach rejestrów sądowych, czyli kra-
jowego rejestru karnego, rejestru Za-
stawów, krajowego rejestru Sądowego
i ksiąg Wieczystych. Szybko jednak do-
strzeżono, że informatyzacja prowadzo-
na osobno, w rozproszeniu niesie ze sobą
duże koszty oraz brak możliwości łącze-
nia systemów informatycznych w celu
wymiany gromadzonych danych (np.
między różnymi instancjami).
Redukcja kosztów
Jest jasne zatem, że w procesie zarzą-
dzania projektami informatycznymi,
a później już systemami teleinforma-
tycznymi, konsolidowanie rozwiązań
powoduje racjonalizację wydatków, pod-
nosi bezpieczeństwo przechowywanych
danych, ułatwia wymianę danych, wpły-
wa na zmniejszenie kosztów utrzyma-
nia tych systemów oraz umożliwia szyb-
kie i efektywne wprowadzanie zmian
w funkcjonalnościach. Należy przecież
pamiętać, że systemy informatyczne
służą obywatelom, którzy korzystają
z tych usług (np. z ksiąg wieczystych).
Dla przykładu, trudno sobie wyobra-
zić sytuację, w której księga wieczysta
w postaci elektronicznej będzie miała
inny wygląd w poszczególnych sądach.
Teraz mamy jednolity system ksiąg wie-
czystych, który nazywamy Nową księgą
Wieczystą, choć informacje do Central-
nej Bazy Danych ksiąg Wieczystych są
przesyłane przez wszystkie wydziały
wieczystoksięgowe w Polsce.
Gdy chce się podążać za pozytyw-
nymi wzorcami z krajów ościennych,
oczywiste staje się, że w strukturze or-
ganizacyjnej polskiego wymiaru spra-
wiedliwości, w obszarze usprawnienia
informatycznego sądów, zasadniczą rolę
powinien odgrywać minister sprawie-
dliwości. On bowiem dysponuje apara-
tem w postaci resortu, a jego ramach
wyspecjalizowanego departamentu,
który we współpracy z sądami może re-
alizować centralnie pozytywne zmiany
informatyczne służące sądom oraz stro-
nom postępowania sądowego. Jednakże
minister sprawiedliwości na ogół będzie
jedynie administratorem systemu infor-
matycznego obsługującego sądy czy po-
stępowania sądowe. Jego rola ogranicza
się do udostępnienia sądom narzędzia
służącego do przechowywania i prze-
twarzania danych o sprawach, w tym
danych osobowych.
Nie należy mylić tej roli z rolą admi-
nistratora danych osobowych, co zgod-
nie z art. 7 pkt 4 ustawy o ochronie da-
nych osobowych dawałoby ministrowi
sprawiedliwości prawo do decydowania
o celach i środkach przetwarzania da-
nych. Stosując analogię do bliższych
czytelnikowi obszarów działalności in-
stytucji publicznych, model propono-
wany przez mS stawia ministra w roli
usługodawcy podobnego do podmiotu
udostępniającego usługę poczty elektro-
nicznej. Usługodawca ten przechowuje
i przetwarza dane składowane w syste-
mie przez usługobiorcę, lecz nie ma do
nich wglądu i jest zobowiązany do za-
chowania najwyższego standardu bez-
pieczeństwa wynikającego z np. ustawy
o ochronie danych osobowych oraz nie
decyduje o tym, komu i na jakich zasa-
dach dane udostępniać. Dzięki temu
prezes danego sądu posiada wszelkie
uprawnienia do dysponowania tak
danymi spraw, jak i danymi osobowy-
mi w nich zawartymi, a rola ministra
ogranicza się do udostępnienia narzę-
dzi i zasobów potrzebnych do realizacji
zadań prezesa.
Nie można jednak zapomnieć, że mi-
nister dbając o poprawność i rozliczal-
ność dostępu do wspomnianych narzę-
dzi, musi utworzyć nowy zbiór danych
osobowych będący listą użytkowników
systemu, co zostało wskazane w projek-
towanej treści art. 175a p.u.s.p. admini-
stratorami danych osobowych znajdu-
jących się w aktach sprawy pozostają
prezesi właściwych sądów, a minister
pełni jedynie funkcję przetwarzającego
w rozumieniu ustawy o ochronie da-
nych osobowych.
Centralny system
Wyposażenie go w uprawnienia do
przetwarzania danych osobowych użyt-
kowników systemów teleinformatycz-
nych zostało przez ustawodawcę sko-
relowane z nałożeniem obowiązków
związanych z zapewnieniem odpo-
wiedniej infrastruktury oraz zasobów
ludzkich i sprzętowych. Przykładem,
który ilustruje zamysł ustawodawcy,
jest nałożenie na ministra obowiązku
prowadzenia w systemie teleinforma-
tycznym zbioru przesłanych przez pre-
zesów sądów orzeczeń oraz udostępnie-
nie treści tych orzeczeń w Biuletynie
Informacji Publicznej. Zadaniem szefa
resortu sprawiedliwości jest zatem je-
dynie stworzenie centralnego systemu
teleinformatycznego zapewniającego
techniczną obsługę publikacji orzeczeń
w BIP.
Obecnie prezesi sądów apelacyjnych
i okręgowych oraz niektórzy prezesi są-
dów rejonowych publikują swoje orze-
czenia w portalach prowadzonych przez
poszczególnych prezesów sądów apela-
cyjnych, a podstawą takiej praktyki są
porozumienia o powierzeniu przetwa-
rzania danych osobowych zawierane
z poszczególnymi prezesami. analogicz-
nie w przypadku Portalu Informacyj-
nego minister sprawiedliwości został
zobligowany do zapewnienia central-
nego i jednolitego systemu identyfiko-
wania użytkowników systemu. W efek-
cie umożliwi to powołanie centralnego
Portalu Informacyjnego dla wszystkich
sądów w miejsce dotychczas rozproszo-
nego systemu działającego odrębnie dla
każdej apelacji.
Informatyzacja sądów oraz postępowania
sądowego rodzi konieczność ponownego
przyjrzenia się problematyce ochrony
danych osobowych w sądowych urządze-
niach ewidencyjnych, działających także
w postaci elektronicznej. Zagadnienie to
sygnalizował generalny inspektor ochro-
ny danych osobowych w swoich wystą-
pieniach do ministra sprawiedliwości.
Obecny projekt zmian ustawy – Pra-
wo o ustroju sądów powszechnych w tej
części stanowi próbę dostosowania re-
gulacji prawnych do postępującej stale
informatyzacji sądów i postępowań sądo-
wych. W projekcie tym zaproponowano
rozdział 2 „Informatyzacja sądów”, gdzie
jednoznacznie wskazano, że minister
sprawiedliwości wykonuje zadania z za-
kresu informatyzacji sądów polegające
na projektowaniu, wdrażaniu, eksploata-
cji, integracji, rozwoju i udostępnianiu
systemów teleinformatycznych obsłu-
gujących postępowania sądowe lub sądy
oraz zapewnieniu możliwości wymiany
danych pomiędzy tymi systemami. Bu-
dowa centralnych systemów informa-
tycznych wymaga także zapewnienia
najwyższychstandardów bezpieczeństwa
służących ochronie danych osobowych
przetwarzanych w tych systemach, do
czego został zobowiązany minister.
Przejawem realizacji tego obowiązku
jest chociażby wprowadzona w 2012 r.
Dane dobrze chronione
Model proponowany przez resort
stawia ministra sprawiedliwości
w roli usługodawcy podobnego
do podmiotu udostępniającego
usługę poczty elektronicznej
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
8 / 8