GALICYJSKOŚĆ TO SZACUNEK DLA WŁASNYCH
KORZENI
Autor: Jarosław Krawczyk, Tomasz Bohun
Mapa austriackiego kraju koronnego Galicji i Lodomerii z 1914 roku
O Galicji i Tarnowie z prof. Andrzejem Chwalbą, historykiem z Uniwersytetu
Jagiellońskiego, rozmawiają Jarosław Krawczyk i Tomasz Bohun
Tarnów to jedno z najwazniejszych miast Galicji. Galicja zaś, mimo, że od epoki
zaborów mineło dziesieć lat, jest wciąż obecna w języku, pamięci i mentalności
ludzi. Porozmawiajmy wiec o galicyjskości - nie tylko w perspektywie Krakowa i
Lwowa.
Andrzej Chwalba: Łatwiej to dostrzec poza Krakowem, w Brzesku, w Przemyślu i
choćby w Tarnowie, że galicyjskość jest to i prowincjonalność, i pewna odmienność, i
trochę zaściankowość, ale i poczucie dumy z odrębności. Mieszkańcy tych dwóch
południowych województw, małopolskiego i podkarpackiego, a i kawałka aktualnego
śląskiego, mają silne poczucie wspólnotowości. Granica Wisły wciąż jest wyraźna, a
tereny leżące między Wisłą i łukiem Karpat mają poczucie więzi wynikające z tego, że
kiedyś łączył je dwór Habsburgów. Zadziwiające, że w żadnym innym zaborze nie ma
takiego poczucia jedności, nie jest ono tak silne jak w Galicji. Przyczyn można by
upatrywać w braku powstań, bo poza 1809 i 1846 rokiem powstań antyaustriackich tu nie
było. Nawet w pierwszej połowie wieku XIX, kiedy w Galicji obowiązywała polityka
Metternichowska, germanizacja połączona z centralizacją, wypychanie polskich
urzędników i dyskryminacja gospodarcza, nastroje antyaustriackie nie były silne. Co
ciekawe, ta galicyjskość jest dziś obecna również na Ukrainie, może nawet silniej niż w
Polsce, bo przekłada się na pomysły polityczne stworzenia Ukrainy federacyjnej.
Zachodnia Ukraina wraz z Bukowiną i Rusią Zakarpacką miałaby stanowić odrębny
region w dużym państwie ukraińskim. Niektórzy Ukraińcy manifestują, że jest im dzisiaj
bliżej do Polski, Węgier i Słowacji niż do Kijowa albo Charkowa. Jak widać, poczucie
galicyjskości okazuje się czasem mocniejsze niż poczucie narodowe.
O Polakach chyba tego powiedzieć nie można? Poczucie polskości zdecydowanie
przeważa...
1
A.Ch.: Tu zaznacza się coś innego, co nie ma nic wspólnego z poczuciem narodowym,
tylko z manifestacją odrębności w ramach wielkiej Polski czy wielkiej Ukrainy,
manifestacją obrony swojego prawa do życia „pod innym słońcem”. Dla mieszkańców
tych terenów „inne słońce” to bardzo silne tradycje i więzi rodzinne, wynikające z tego, że
mobilność mieszkańców Galicji – poza migracjami zarobkowymi, głównie do Ameryki –
była niewielka. Jeśli migrowano, to w ramach Galicji. Wielu z tych, którzy wyjechali do
odległych krajów, chętnie wracało. Galicja to również silny Kościół, tradycje religijne i
niezwykła intensywność życia religijnego. Kościół trydencki mocno tu okrzepł, dlatego że
panowie austriaccy wspierali tę formułę kato-licyzmu, nacechowaną lojalizmem wobec
władzy. Do dziś możemy obserwować wyjątkowość i odmienność religijności dawnej
Galicji. Obowiązują tu często formy dziewiętnastowieczne – wyraźny podział na
mężczyzn i kobiety, klęczenie przez trzy czwarte nabożeństwa. Nabożeństwa są długie,
trwają niekiedy półtorej, dwie godziny, a ludzie to szanują i nie protestują. Kościoły są
pełne jak nigdzie w Europie. To fenomen europejski. Pozycja kapłanów też zawsze była
wysoka: często są w sejmikach wojewódzkich, w radach. Kościół wypełnia tu pozytywną
rolę, której często nie wypełnia państwo, bo jest za słabe, skorumpowane albo niemądre.
Galicyjskość wciąż żyje. Przywiązanie do wspólnych tradycji manifestuje się również w
nazwach różnych instytucji. Znam galicyjskie towarzystwo sportowe, galicyjskie
czasopismo, kwartalnik wychodzący w Przemyślu, zespoły folklorystyczne, istnieje
wydawnictwo Galicja, są też galicyjskie restauracje i kawiarnie. Jest więc pewna moda,
by podkreślać swoją galicyjskość. Podobnie jest w Tarnowie.
Powiedział pan, że ludzi spaja pamięć o tym, iż byli ongiś pod jednym
panowaniem. Ale Kongresówka też przez długi czas była pod berłem rosyjskich
Romanowów, a nie wytworzyła się tam tak silna tożsamość regionalna.
A.Ch.: Polityka carska w Królestwie była zupełnie inna. Sądzę, że istotny wpływ na
postawy wobec zaborcy miały powstania. Do 1830 roku relacje między polskim
społeczeństwem czy polskimi elitami a dworem w Petersburgu były jak najlepsze. W
końcu pieśń Boże, coś Polskę... chwaliła kochanego króla Aleksandra. Nawet w Galicji,
gdy chłopi wysyłali supliki, to z prośbą o pomoc zwracali się nie do Wiednia, tylko do
króla Aleksandra. Przed wybuchem powstania listopadowego nastroje się zmieniły i w
Kongresówce nie udało się wytworzyć takiej wspólnoty. Ale nie była to tylko kwestia
stosunku do władzy. Galicja miała bardzo silne samorządy lokalne. Zgodnie z prawem
austriackim kraje koronne, w tym Galicja, otrzymały samorządy. Tego nie było w zaborze
rosyjskim, co widać do dziś. Ludzie mogli się uczyć życia obywatelskiego i budować od
podstaw konstrukcję „architektury obywatelskiej”. Mieli własne lokalne władze.
Oczywiście nie zawsze to dobrze wychodziło, były przypadki korupcji, nadużyć. Ale
wychodziło coraz lepiej. Istotny wpływ na aktywność ludzi mają wybory, stają się
czynnikiem ją dopełniającym, rozwijającym, mobilizującym. A w Galicji wybierano nie
tylko władze lokalne, ale także przedstawicieli do Sejmu Krajowego i parlamentu
wiedeńskiego. To było jedno z pierwszych doświadczeń w skali Europy, gdzie samorząd
był wówczas czymś nowym.
2
I tutaj Galicja nie była spóźniona. Po odzyskaniu niepodległości implantacja samorządów
w dawnym Królestwie Polskim była bardzo trudna, bo ludzie nie byli do tego
przygotowani. Galicja miała przewagę, gdyż jej mieszkańcy umieli już w pełni korzystać z
tego narzędzia i na jego podstawie budować wspólnotę. Później, w okresie komunizmu,
również tę wspólnotowość zachowali, w dużej mierze dzięki Kościołowi. Samorządy plus
Kościół stworzyły tu infrastrukturę obywatelską. Dobrą robotę wykonał – dzięki temu, że
były warunki polityczne – ruch ludowy, m.in. z okolic Tarnowa.
Myśli pan o księdzu Stanisławie Stojałowskim?
A.Ch.: Ksiądz Stojałowski, choć miał problemy z Kościołem, został wyklęty, tę wieś
poruszył. Czasopisma „Pszczółka” i „Wieniec” to była wielka, fantastyczna praca w sferze
aktywności chrześcijańsko-społecznej. Od środka, czyli od wspólnot wiejskich,
budowano tożsamość i podmiotowość ludzi. I to była konstrukcja na tyle silna, że
przetrwała rozmaite wichry wojenne. I to też jest galicyjskość. Dlatego ludzie tak to sobie
cenią i tego bronią, aczkolwiek z perspektywy Warszawy może to wyglądać na zaścianek
i peryferie.
Mówi pan, że władza Habsburgów przynajmniej po części to społeczeństwo
obywatelskie wykreowała. A przecież na początku epoki zaborów rządy austriackie
były dla Polaków dolegliwe. Ich moc represyjna była porównywalna z praktykami
caratu.
A.Ch.: Tego bym nie porównywał, ponieważ to są różne epoki. Państwo z 1800 i 1870
roku to dwa różne organizmy, które dysponują innymi narzędziami przemocy i represji.
Zwróćmy uwagę, że Rosja staje się krajem represyjnym wtedy, gdy przeprowadza daleko
idące reformy ustrojowe, gdy się unowocześnia. Reformy stwarzają możliwości większej
kontroli nad ludźmi. Oczywiście system austriacki był represyjny, ale tak naprawdę był
groźny tylko dla środowisk elitarnych, mieszkańców dużych miast, ludzi wykształconych,
oświeconych. To ich gnębiła cenzura, koncesjonowanie wydawnictw, kontrola
korespondencji. Zatem pod szczególnym nadzorem były środowiska niebezpieczne z
punktu widzenia władzy. Natomiast środowiska wiejskie znajdowały się daleko od
ośrodków władzy, miały swoich panów, którymi wcale nie byli Austriacy. Sądy są takie
same jak za czasów Rzeczypospolitej. Urzędnikami są często polscy szlachcice, którzy
założyli austriackie mundury. Chłop mógł przeżyć całe życie i austriackiego urzędnika
poza swoim panem nie widział. Podręcznikowe opowieści, słuszne skądinąd, że system
jest policyjny, że są kazamaty, że inwigilują, prześladują, to nie był jego świat, to nie było
jego doświadczenie. Chłop co najwyżej był wcielany do wojska, co nierzadko odbierał
pozytywnie. Ci, którzy wracali z armii, najczęściej byli zadowoleni, bo czegoś się
dowiedzieli, nauczyli i byli traktowani we wsi jak osoby z lepszego świata. To oni
przynosili wiadomości o Najjaśniejszym Panu i upowszechniali wizerunek dobrego,
przyjaznego monarchy. Dla większości mieszkańców Galicji represyjność zaborczego
państwa nie była więc dotkliwa lub jej nie dostrzegali.
3
Rzeź galicyjska z 1846 roku była więc odwetem na szlachcie, którą chłopi
postrzegali jako swego ciemiężyciela...
A.Ch.: Centrum tych tragicznych wydarzeń było pod Tarnowem. Wypadki te miały też
miejsce w okolicach Rzeszowa, Brzeska, w kierunku Nowego Sącza, ale również w
kierunku Dąbrowy Tarnowskiej aż po Wisłę. Było także ognisko pod Samborem. Los
chłopów w Królestwie Polskim nie był chyba lepszy niż tych w Galicji. Ale w zaborze
austriackim od reform józefińskich czy późniejszych, z lat dziewięćdziesiątych XVIII
wieku, chłopi mogli dochodzić swych praw przed sądami – wprawdzie tu i ówdzie
zasiadali w nich panowie, ale byli także urzędnicy cesarscy przysłani z zewnątrz, którzy
niejednokrotnie na złość panom stawali po stronie chłopów – gdy uważali, że są
dyskryminowani, pańszczyzna jest zbyt duża, a szarwarki zbyt wysokie. Możemy mówić
o niewielkiej elicie chłopskiej w Galicji, która liczyła raptem kilkadziesiąt osób, ale
dochodziła swego. Wśród nich wyróżniała się rodzina Szelów. Opłacali doradców,
prawników, którzy pisali im dokumenty i prowadzili sprawy. Koszty pokrywała cała wieś,
wspólnota. To nie były sprawy konkretnych chłopów, ale procesy całej wspólnoty wiejskiej
o lepsze prawa. Właściciele ziemscy patrzyli na to z niechęcią. Szlachta galicyjska nie
została dotknięta ożywczym powiewem reform Sejmu Czteroletniego i polskiego
oświecenia. To była szlachta sarmacka, głęboko przekonana, że chłop jest niewolnikiem.
Zaczynem ruchów na wsi po 1830 roku są polscy demokraci. Galicja w tej romantycznej
epoce staje się centrum konspiracji przeciwko tyranom, walki o prawa ludu. Powstaje
wiele organizacji. Rewolucjoniści prowadzą agitację w terenie, przebierają się, wędrują
od wsi do wsi, starają się nawiązać kontakt z ludźmi i choć są przyjmowani nieufnie,
zdarza im się znaleźć słuchaczy. Demokraci byli szczególnie aktywni w okolicach
Tarnowa, gdzie działało Stowarzyszenie Ludu Polskiego i Konfederacja Powszechna
Narodu Polskiego. Niektórzy spośród nich uważali, że zanim rozpocznie się zbrojna
walka o niepodległość Polski, trzeba wyrżnąć szlachtę. Podburzali zatem nastroje,
wskazując, że wrogiem jest szlachcic, i wciągali chłopów do spisków. Wiemy, że w
niektórych spiskach jedną trzecią stanowili chłopi – a więc był pewien odzew. W latach
trzydziestych i czterdziestych XIX wieku wieś kipiała,. Znamy przypadki skrytobójczych
zamachów, podpaleń, mordowania straży leśnej czy oficjalistów, pobicia karbowych. Pod
Dąbrową Tarnowską np. było tak, że strażnicy leśni chodzili we dwójkę, w trójkę, bo się
bali. W latach trzydziestych, czterdziestych XIX wieku wieś już kipiała, a jej nienawiść
skupiała się na urzędnikach dworskich. W latach trzydziestych podpalono dwór w Dobrej
koło Limanowej, a w czasie rabacji pana i jego rodzinę cięto piłą. Do dziś ludzie to
pamiętają. Nie chcą o tym rozmawiać, ale wiedzą, że taka sytuacja miała miejsce. Co
więcej, usprawiedliwiają Szelę, uważają, że miał sporo racji. Tradycje rabacji przetrwały
też w Radłowie koło Tarnowa, skąd pochodzi prof. Franciszek Ziejka, były rektor
Uniwersytetu Jagiellońskiego, który poświęcił temu problemowi dwie książki i liczne
studia. Istniały więc zasadnicze przyczyny rabacji, aczkolwiek buntujący się chłopi
otrzymali pewne wsparcie ze strony Austriaków. Niemniej nie demonizowałbym ich
udziału w wydarzeniach 1846 roku, nie mamy dowodów źródłowych na to, że Austriacy
wcześniej nad tym pracowali. Dopiero gdy się dowiedzieli, że w lutym 1846 roku
4
szlachcice próbują zorganizować przeciwko nim powstanie, postanowili wykorzystać do
jego stłumienia buntujących się przeciwko szlachcie chłopów.
Kto wpadł na pomysł dokonania rzezi galicyjskiej?
A.Ch.: Tego dokładnie nie wiemy. Prawdopodobnie starosta tarnowski, bo w tych
okolicach było najgoręcej, kazał zachęcać chłopów do rozprawy z panami. Wysłał
umyślnych, którzy rozpuszczali pogłoski, że panowie zbroją się przeciwko cesarzowi, i
apelował do chłopów o pomoc. Były też pomysły, żeby płacić za doprowadzenie do
więzienia pobitych powstańców. Ale później przestraszono się ruchu chłopskiego,
widząc, co się dzieje. Nastąpiła pacyfikacja: Szelę internowano, a potem przesiedlono,
zbuntowanych chłopów aresztowano i na powrót przymuszono do pańszczyzny,
remontowania płotów, chodzenia z listami. Ulgi były niewielkie – chłopi mogli np. pisać
skargi na panów bezpośrednio do cyrkułu. Austriacy nie chcieli, by powstało wrażenie, że
nagradzają zbrodnię, bunt, zamach na własność prywatną. Konserwatywni Austriacy to
przecież nie francuscy jakobini. Kiedy więc rozważamy problem tzw. austriackiej
manipulacji, musimy pamiętać, że to nie jest rok 2006, kiedy państwo dysponuje armią
urzędników i tajnych współpracowników. Starostwo w 1846 roku to było kilkunastu
urzędników. Nie bez znaczenia były trudności komunikacyjne, niełatwo było, zwłaszcza
zimą, przedostać się ze wsi do wsi i agitować. Nadto chłopi byli bardzo nieufni wobec
jakiejkolwiek agitacji. Zatem rabacja wynikała głównie z naszych wewnętrznych
uwarunkowań, z niedojrzałości szlachty, niezrozumienia przez nią konieczności przemian
społecznych. W 1848 roku demokrata Wiktor Heltman, żeby uprzedzić gubernatora
Stadiona, który przynaglał rząd austriacki do szybkiego zniesienia pańszczyzny, wezwał
szlachtę Galicji, aby przekazała chłopom ziemię, którą uprawiają, i zwolniła ich z
pańszczyzny. Ilu go posłuchało? Dwóch! Podobne wezwania o dobrowolną rezygnację z
pańszczyzny kierował do właścicieli ziemskich ks. Adam Czartoryski, również
bezskutecznie.
Zabrakło wielkiej lekcji oświecenia...
A.Ch.: To była zapyziała sarmacka szlachta, silnie powiązana towarzysko,
anachroniczna, posiadająca tradycyjne wyobrażenia. Tutaj nie dotarła idea legionowa,
nie było Księstwa Warszawskiego. Zabrakło impulsów, żeby szlachta zaczęła inaczej
myśleć. Owszem, zdarzało się, że ten i ów zwalniał w swoich włościach chłopów z
pańszczyzny, np. w związku z Konstytucją 3 maja marszałek Sejmu Czteroletniego
Stanisław Małachowski. Ale to były gesty pojedynczych panów. Typowy był raczej konflikt
pana z chłopami i poczucie, że na bunt trzeba odpowiedzieć represjami. A bunt
stopniowo się wzmagał. Sądzę, że gdyby nie to, nie byłoby w Galicji tak mocnego ruchu
ludowego.
W polskiej pamięci pozostały dwa symbole chłopskiego oporu, jakże różne. Z
jednej strony klasyczny polski „opornik”, czyli Michał Drzymała, z drugiej zaś
5
Jakub Szela. Pierwszy pochodził z zaboru pruskiego, a drugi z austriackiego. Czy
to były dwa różne światy?
A.Ch.: W zaborze pruskim absolutnie nie było przestrzeni i klimatu na rabację. Tam
narodziła się dość wcześnie, zresztą nie bez udziału państwa pruskiego, przestrzeń dla
dobrej współpracy między farmerską wsią i dworem. W drugiej połowie XIX wieku można
nawet mówić o partnerstwie wsi i dworu. Ten dwór przestaje być dworem szlacheckim w
starym rozumieniu. W 1914 roku na Pomorzu tylko jedna ósma polskich właścicieli
dworów była pochodzenia szlacheckiego – można ich policzyć dosłownie na palcach. Ale
był tam też nowoczesny kapłan, który organizował wieś i uczył ją solidarności. Później
przyszedł pruski germanizator, co wywołało solidarność wsi i dworu przeciwko Niemcom.
Tam nie powstały partie klasowe, tylko narodowo-religijne. Nie było przestrzeni do
buntów chłopskich. Również dlatego, że społeczność polska w zaborze pruskim była
dobrze zorganizowana, istniała sieć rozmaitych organizacji, stowarzyszeń. Drzwi dworu
były otwarte. Nadto domy farmerów wielkopolskich czy pomorskich coraz bardziej
przypominały dwory – jeżeli chodzi o sposób życia czy zamożność. Ba, niekiedy nawet je
pod tym względem przewyższały. Stuhektarowy rolnik wielkopolski miał często wyższe
wykształcenie. A byli i tacy, którzy kończyli uniwersytety czy wydziały rolnicze w Wielkiej
Brytanii lub Holandii. W Galicji było to nie do pomyślenia. Szela nie mógł się pojawić pod
Poznaniem. Za to władze carskie poważnie niepokoiły się, że bunt chłopski przekroczy
Wisłę, aczkolwiek w Kongresówce nie było takich elit chłopskich jak w Galicji, bo nie było
możliwości ich uformowania. Car Mikołaj I wykonał gest wobec chłopów – obniżył
pańszczyznę i ograniczył rugi, które wynikały z dekretu grudniowego z 1807 roku.
Jaką rolę w życiu Galicji odgrywał Tarnów? Jak się rozwijał?
A.Ch.: Tarnów był korzystnie położony między Krakowem i Lwowem i – jak na warunki
galicyjskie – dobrze się rozwijał. To cały czas czwarte, piąte miasto w Galicji: obok
Nowego Sącza, Przemyśla, Rzeszowa. W 1914 roku Tarnów liczył ponad 40 tys.
mieszkańców. Typowa dla Tarnowa jest obecność bardzo licznej społeczności
żydowskiej, większej niż w innych miastach galicyjskich. Prężnie działała tam gmina
żydowska. Żydzi chętnie do Tarnowa przybywali i dobrze się im żyło. Byli, jak wszędzie,
elementem aktywnym, kupieckim. Opanowali całe śródmieście, tak że kolegiata, która
jest dzisiaj katedrą, była otoczona przez kamienice żydowskie. Ale Tarnów był także
lokalnym centrum polskim i katolickim. Na początku XIX wieku stał się stolicą diecezji,
powstało tu seminarium duchowne. Diecezja tarnowska w pewnych okresach była nawet
większa od krakowskiej. W mieście działało także gimnazjum i wydawnictwa katolickie.
W świadomości tarnowian mocno tkwi, że jest to miasto z długą, sięgającą 1330 roku
tradycją, miasto Łokietkowe. Oczywiście pamiętają hetmana Tarnowskiego, ale chyba
niewielu wie, że najbardziej znanym w świecie tarnowianinem jest Józef Bem. Troska o
materialne świadectwa dziedzictwa historycznego, przepiękny Rynek, kamienice,
cudowny ratusz, którego zdjęcia znajdują się w wielu podręcznikach szkolnych, rodzi się
dopiero w końcu XIX wieku, kiedy powstają tamtejsze towarzystwa historyczne.
Wcześniej nie istniała świadomość ich ogromnej wartości – zresztą jak w całej Europie.
6
Burzyło się mury, stare zamki, bo miasto musiało oddychać, rozwijać się. Na szczęście w
wypadku Tarnowa nie było to specjalnie potrzebne, aczkolwiek część murów zburzono,
bo miasto się rozrastało. Na początku XX stulecia powstaje drobny i średni przemysł –
huta szkła, fabryka narzędzi rolniczych. Zakłady zatrudniały z reguły kilkanaście,
kilkadziesiąt osób. Miasto przestało być ośrodkiem świadczącym usługi tylko lokalnej,
powiatowej społeczności. Mimo tych przemian na ziemi tarnowskiej nadal dominuje
ludność wiejska. Poziom urbanizacji w Galicji w ogóe był niski – w 1914 roku sięgał 0
proc. To też cecha galicyjska, że mamy do czynienia ze społeczeństwem rustykalnym.
Dopiero w okresie międzywojennym w Tarnowie i okolicach rozwija się większy przemysł:
metalowy, elektrotechniczny i chemiczny.
Z Galicją nieodparcie kojarzy się też „nędza galicyjska”. Książka Stanisława
Szczepanowskiego Nędza Galicji w cyfrach jest niezwykła i wstrząsająca.
Zakładając nawet, że ten opis zacofania kraju nie był do końca prawdziwy, i tak
musiało to wyglądać bardzo źle.
A.Ch.: Stanisław Szczepanowski był niezwykłą postacią: zasłużony dla badań
naukowych, rozwoju ruchu społecznikowskiego, przemysłu naftowego. Był demokratą
liberałem, zainteresowanym procesami modernizacyjnymi. Z tą modernizacją w Galicji
był olbrzymi problem, bo szlachta, która doświadczyła rabacji, bała się eksperymentów
socjalnych, rozwoju edukacji i przemysłu, któremu, jak słyszano, towarzyszy samo zło.
Szlachta galicyjska była antymiejska i antyindustrialna. Szczepanowski próbował to
rozbić, używając mocnego argumentu. Słowo „nędza” było mocne, wywoływało
rezonans. Nędza istniała w wielu innych regionach – nie była niczym nadzwyczajnym w
tym czasie. Natomiast takie sformułowanie problemu i rozgłos związany z książką oraz
innymi wystąpieniami Szczepanowskiego utrwaliły przekonanie o zacofaniu
gospodarczym Galicji. Do dziś Galicja, mimo wielkiego wysiłku historyków, jest
traktowana jako enklawa marazmu gospodarczego i biedy.
Szczepanowski chciał wstrząsnąć sumieniami, przełamać opór klas posiadających
przed koniecznością inwestowania w rozwój gospodarczy Galicji.
A.Ch.: Nędza Galicji... Szczepanowskiego ukazała się pod koniec lat osiemdziesiątych
XIX wieku, a już po 1890 roku Galicja się zbiera do działania, chce żyć inaczej niż
dotychczas. Pojawiły się inwestycje kapitałowe w związku z rozwojem przemysłu
rafineryjnego, węgla kamiennego. Pojawiły się kapitały związane z rozwojem
infrastruktury: kolejowej, drogowej, budową szkół i instytucji publicznych. Galicja, bądź co
bądź, jest częścią zupełnie przyzwoicie funkcjonującego państwa. Po 1890 roku jej
mieszkańcy, jakby zirytowani treścią książki Szczepanowskiego, ruszyli do pracy.
Gdybyż to intelektualista miał władzę zmieniania świata?!
A.Ch.: Niestety, nie ma, ta książka też aż takiej mocy nie miała, ale wywołała wielką
debatę publiczną. Idee Szczepanowskiego rozpropagowano między elitami, ale to w
7
końcu one podejmowały decyzje o kierunku zmian, modernizacji. Warto pamiętać, że za
modernizacją Galicji stał również Wiedeń, który miał wpływ na politykę proindustrialną. I
to wcale niekoniecznie polscy ministrowie...
Czy Polacy pełniący funkcje ministerialne w rządzie Austro-Węgier zrobili coś dla
Galicji?
A.Ch.: Dla Galicji nie. Julian Dunajewski np., który był fantastycznym ministrem skarbu i
w każdym miasteczku austriackim jest jego plac lub ulica, niewiele zrobił dla ziem
polskich, choć pomógł załatwić subwencję dla Collegium Novum. To nie tak jak dzisiaj,
gdy poseł czy minister załatwia w Warszawie sprawy swojego regionu, także prywatne.
Wówczas patrzono z perspektywy państwa jako całości. Dla Dunajewskiego i polskich
ministrów w Wiedniu państwem była Austria. Dobre było to, co było dobre dla państwa, a
niekoniecznie to, co było dobre dla Galicji.
Czym jest galicyjskość we współczesnej Polsce?
A.Ch.: To kwestia dziedzictwa. Zastanówmy się, co Galicja dała niepodległej Polsce.
Dała niezłej jakości kadry administracyjne. Dała wyższe uczelnie i znane z wysokiej
jakości kształcenia szkoły średnie. Dała doświadczenie w pracy obywatelskiej, wysoki
poziom religijności i moralności, silne więzi, poczucie ciągłości historii i tradycji, otwartość
na innych i pewną ciekawość świata. Galicyjskość to jest szacunek dla własnych korzeni,
to świadomość tego, skąd przychodzę i dokąd zmierzam.
Dziękujemy za rozmowę
8