Tom Clancy
Splinter Cell : Operacja 揃arakuda"
ROZDZIA艁 1
Mechaniczny alarm OPSAT-u, operacyjnego komunikatora satelitarnego na moim nadgarstku, budzi mnie punktualnie o jedenastej. Potrafi臋 zasypia膰 natychmiast, wsz臋dzie i o ka偶dej porze, wi臋c wbudowany w OPSAT szpikulec, kt贸ry naciska na moj膮 t臋tnic臋, jest bardzo wygodny. Dzia艂a cicho i nie wyrywa mnie gwa艂townie ze snu jak budzik.
S艂ysz臋 wycie wiatru na zewn膮trz ma艂ego namiotu. Prognoza pogody ostrzega艂a przed zamieci膮 ko艂o p贸艂nocy. Zawierucha w艂a艣nie si臋 zaczyna. Super. Przy temperaturze poni偶ej zera dawno bym zamarz艂, gdyby nie kombinezon. Jest obcis艂y, jak dla komiksowego superbohatera. Opracowano go w Wydziale Trzecim i by艂 to prawdziwy technologiczny prze艂om. Nie tylko chroni przed upa艂em i mrozem, lecz r贸wnie偶, dzi臋ki kevlarowym w艂贸knom wplecionym w tkanin臋, jest kuloodporny. Przy strzale z du偶ej odleg艂o艣ci spisuje si臋 ca艂kiem dobrze. Wola艂bym nie testowa膰 go z ma艂ego dystansu. Dzi臋kuj臋 bardzo.
Wype艂zam z namiotu, wstaj臋 i przez chwil臋 obserwuj臋 uwa偶nie ciemny las wok贸艂 mnie. Nic nie s艂ysz臋 opr贸cz wycia wiatru. Lambert ostrzega艂 mnie, 偶e tak daleko w lesie mog臋 spotka膰 wilki, ale najwyra藕niej mam fart. Gdybym by艂 wilkiem, to przy takiej pogodzie nie wy艂azi艂bym z legowiska. Przy dwudziestu trzech stopniach mrozu 偶aden posi艂ek na pewno nie w艂贸czy si臋 po okolicy. Z wyj膮tkiem dwuno偶nego ssaka uzbrojonego po z臋by.
Szybko zwijam namiot. Kiedy jest rozstawiony, wygl膮da jak za艣nie偶ona ska艂a - to zas艂uga niezwyk艂ego kamufla偶u. Trzeba by go obejrze膰 z bliska, 偶eby si臋 zorientowa膰, co to naprawd臋 jest. To nast臋pna dobrze zaprojektowana cz臋艣膰 ekwipunku. Zas艂uga NSA, Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego. Jak na ironi臋, tylko garstka ludzi z NSA wie o istnieniu supertajnej sekcji specjalnej nazywanej Wydzia艂em Trzecim. Nale偶臋 do tak elitarnej grupy pracownik贸w rz膮du Stan贸w Zjednoczonych, 偶e mo偶na by policzy膰 na palcach obu r膮k ludzi, kt贸rzy wiedz膮, kto to jest Splinter Celi - 損enetrator". I, prawd臋 m贸wi膮c, nie umia艂bym wymieni膰 ich wszystkich, opr贸cz mojego szefa, pu艂kownika Irvinga Lamberta, i bardzo nielicznego zespo艂u, kt贸ry pracuje w niepozornym, nieoznakowanym budynku obok kwatery g艂贸wnej NSA w Waszyngtonie. Nie mam poj臋cia, kto z senator贸w lub administracji s艂ysza艂 o Wydziale Trzecim. Na pewno wie o nas prezydent, ale nawet on nie przyzna艂by si臋 do mnie, gdybym zosta艂 z艂apany. Wyparliby si臋 mnie - umyliby r臋ce i udawali, 偶e nigdy nie istnia艂em.
Pakuj臋 namiot i opuszczam gogle. Tryb noktowizyjny dzia艂a ca艂kiem dobrze mimo ukrai艅skiej zamieci. Czuj臋 si臋 troch臋 jak w scenie z Doktora 呕ywago, ale przynajmniej nie wpadn臋 na 偶adne drzewo.
Obuchiw le偶y osiem kilometr贸w na po艂udnie. Jestem gdzie艣 mi臋dzy tym miasteczkiem i Kijowem, gdzie rozpocz膮艂em moj膮 misj臋. Teraz u偶ywa si臋 ukrai艅skiej nazwy Kyjiw, zamiast rosyjskiej Kijew. To samo z Obuchiwem, kt贸ry dawniej by艂 Obuchowem. Ludzie zmienili nazwy miejscowo艣ci z rosyjskich na ukrai艅skie, kiedy kraj sta艂 si臋 niepodleg艂y w 1991 roku. Jestem prawie pewien, 偶e Rosjanie nadal wymawiaj膮 je po staremu.
W dzisiejszych czasach podr贸偶 przez woln膮 Ukrain臋 nie stanowi problemu. Nie mia艂em k艂opot贸w z odbiorem mojego ekwipunku z ambasady ameryka艅skiej w Kijowie i dosta艂em SUV-a, 偶eby dojecha膰 do Obuchiwa. Roze艣mia艂em si臋 na widok samochodu - forda explorera XL, rocznik 1996, z przebiegiem stu dziewi臋膰dziesi臋ciu dw贸ch tysi臋cy kilometr贸w. Ale chodzi dobrze. Z miasteczka pow臋drowa艂em w las i rozbi艂em ob贸z na tym zimnie. Wywiad Wydzia艂u Trzeciego potwierdzi艂, 偶e trzeci hangar Sklepu dla ich niewykrywalnego samolotu - zniszczonego kilka miesi臋cy temu w Turcji - znajduje si臋 na jednej z polan za tym lasem i nadal jest u偶ywany. Na zdj臋ciach satelitarnych wida膰 pojazdy i ludzi, kt贸rzy wchodz膮 do budynku. Zlikwidowa艂em ju偶 jeden z trzech hangar贸w - w Azerbej殴d偶anie, niedaleko Baku. Wojskowe si艂y specjalne wysadzi艂y w powietrze drugi, w Wo艂owie, male艅kiej wiosce na po艂udnie od Moskwy. Teraz musz臋 sprawdzi膰, co si臋 dzieje tutaj, w trzecim. Zobaczy膰, co kombinuj膮. Sklep - znana rosyjska organizacja przest臋pcza handluj膮ca broni膮 - poszed艂 w rozsypk臋 po zesz艂orocznej sprawie na Cyprze. Prawie ich zniszczyli艣my, ale szefowie wci膮偶 s膮 wolni. Nasze dane wywiadowcze wskazuj膮, 偶e Sklep si臋 pozbiera艂 i przeni贸s艂 swoj膮 kwater臋 g艂贸wn膮 z Rosji na Daleki Wsch贸d
zapewne na Filipiny lub do Hongkongu. Przekonamy si臋. Od kilku miesi臋cy jednym z najwy偶szych priorytet贸w Wydzia艂u Trzeciego jest znalezienie tak zwanych dyrektor贸w Sklepu i postawienie ich przed s膮dem. Albo zabicie - zale偶nie od tego, kt贸ra okazja nadarzy si臋 wcze艣niej.
G艂贸wn膮 postaci膮 jest Gruzin, Andriej Zdrok. Zajmuje pierwsz膮 pozycj臋 na li艣cie 搒praw do za艂atwienia". Pozostali dyrektorzy to genera艂 rosyjskiej armii, Prokofiew - w膮tpi臋, 偶eby by艂 spokrewniony z kompozytorem - oraz dawny prokurator z by艂ej NRD, Oskar Herzog, i kolejny Rosjanin, by艂y oficer KGB, Anton Antipow. Je艣li uda mi si臋 dowiedzie膰, gdzie s膮 ci faceci, zako艅cz臋 misj臋 i wr贸c臋 do domu.
- Widz臋, 偶e ju偶 wyruszy艂e艣, Sam. - To pu艂kownik Lambert. S艂ysz臋 go przez implanty w moich uszach. Zapewniaj膮 mi kontakt z zespo艂em w Waszyngtonie. Odpowiadam mu po naci艣ni臋ciu implantu w krtani.
- Zbli偶am si臋 do kompleksu. Co macie na przekazie z satelity? -呕adnej aktywno艣ci. Mo偶esz spokojnie wchodzi膰.
Staram si臋 i艣膰 cicho, ale moje buty skrzypi膮 na 艣niegu i lodzie. Nie ma na to rady. W膮tpi臋, 偶eby tak g艂臋boko w lesie byli jacy艣 stra偶nicy. B臋d臋 musia艂 bardziej uwa偶a膰, kiedy dotr臋 do hangaru, drzewa zaczynaj膮 si臋 przerzedza膰 i widz臋 go tu偶 przed sob膮.
Kucam i si臋 rozgl膮dam. Budynek, s艂u偶膮cy kiedy艣 za hangar dla samolotu, stoi na kra艅cu pasa startowego. Ktokolwiek pilotowa艂 niewykrywaln膮 maszyn臋, musia艂 by膰 naprawd臋 dobry - kraniec lotniska znajduje si臋 niemal przy linii g臋stych drzew. Z hangarem s膮siaduje mniejszy budynek - zapewne biura i kwatery ludzi, kt贸rzy tu pracuj膮. Kompleks jest otoczony ogrodzeniem pod napi臋ciem. Przez las biegnie droga gruntowa, teraz kompletnie za艣nie偶ona, kt贸ra prowadzi do bramy. Mo偶na si臋 ni膮 dosta膰 do szosy wiod膮cej do Obuchiwa. Tablice WST臉P WZBRONIONY trzymaj膮 ciekawskich na dystans.
Przed kompleksem stoj膮 trzy skutery 艣nie偶ne Tajga. Przed drzwiami widz臋 samotnego wartownika. Pali papierosa. Cholera. Je艣li unieszkodliwi臋 elektryczne ogrodzenie, kto艣 w 艣rodku zorientuje si臋, co jest grane.
Co艣 nadje偶d偶a drog膮. Widz臋 przez drzewa blask reflektor贸w i s艂ysz臋 silniki.
- Masz towarzystwo, Sam - m贸wi Lambert. - To wygl膮da na motocykl albo skuter 艣nie偶ny i samoch贸d osobowy. Wygl膮daj膮, jakby pojawi艂y si臋 znik膮d.
- Wiem, widz臋 je.
Przedzieram si臋 szybko przez krzaki do kraw臋dzi bramy i k艂ad臋 p艂asko na 艣niegu. Zazwyczaj mam na sobie czarny kombinezon, ale ten model przygotowano na zam贸wienie, bior膮c pod uwag臋 rosyjsk膮 i ukrai艅sk膮 zim臋. Jest ca艂y bia艂y i wtapia si臋 w otoczenie. Za chwil臋 go rozepn臋, 艣ci膮gn臋 i zostan臋 w ciemniejszym ubraniu, 偶eby m贸c si臋 ukry膰 w mroku.
Buczenie elektrycznego ogrodzenia nagle ustaje. Gdzie艣 wewn膮trz wy艂膮czyli pr膮d i brama zaczyna si臋 otwiera膰.
Mija mnie skuter 艣nie偶ny, tajga. Wje偶d偶a do 艣rodka. Kilka sekund p贸藕niej to samo robi czarny mercedes. Upewniam si臋, 偶e to ju偶 wszystkie pojazdy, i przetaczam za bram臋, gdy zaczyna si臋 zamyka膰. Le偶臋 bez ruchu i zerkam dooko艂a, 偶eby sprawdzi膰, czy nikt mnie nie zauwa偶y艂. Jak dot膮d idzie mi dobrze. Teraz trzeba si臋 zabawi膰 w kameleona i zdj膮膰 bia艂y kombinezon zewn臋trzny.
Wpycham go do plecaka, wstaj臋 i podkradam si臋 bli偶ej, pozostaj膮c w mroku. Chowam si臋 za studni膮 zabit膮 deskami i obserwuj臋 przybysz贸w. Zatrzymuj膮 pojazdy przed ma艂ym budynkiem. Wartownik, kt贸rego widzia艂em wcze艣niej, podchodzi do hangaru i odryglowuje drzwi. Otwiera je i facet, kt贸ry jecha艂 na skuterze, wprowadza skuter do 艣rodka. Po chwili wychodzi. Wartownik zamyka hangar, ale nie rygluje drzwi. Kierowca mercedesa nie wy艂膮cza silnika. Z samochodu wysiadaj膮 czterej m臋偶czy藕ni. Jeden z nich to oficer armii rosyjskiej. Zmieniam soczewki w moich goglach, ogniskuj臋 na pasa偶erach auta i rozpoznaj臋 genera艂a Stefana Prokofiewa. Drugi facet wygl膮da na Oskara Herzoga, ale je艣li to on, to zapu艣ci艂 艣mieszn膮 brod臋. Trzeciego go艣cia nie znam. Jest ni偶szy od pozosta艂ych i ma d艂ugie, faluj膮ce czarne w艂osy. Przypomina troch臋 Rasputina. Czwarty m臋偶czyzna to kolejny wojskowy, prawdopodobnie ochrona genera艂a. Robi臋 szybko kilka zdj臋膰 OPSAT-em i wysy艂am je przez satelit臋 do Waszyngtonu, zakodowanym przekazem.
Drzwi najwi臋kszego budynku si臋 otwieraj膮. Widz臋 dw贸ch m臋偶czyzn, stoj膮 tu偶 za progiem. Machaj膮 do go艣ci, a ci wchodz膮 do 艣rodka. U艣ciski d艂oni i drzwi si臋 zatrzaskuj膮.
Kierowca samochodu wysiada i wita si臋 z facetem ze skutera 艣nie偶nego. Rozmawiaj膮 po rosyjsku, pewnie o pogodzie. Wartownik cz臋stuje jednego z nich papierosem i id膮 za budynek. Biegn臋 do hangaru - to jakie艣 dwadzie艣cia metr贸w - i zagl膮dam przez drzwi. Tam, gdzie kiedy艣 sta艂 samolot, jest teraz pe艂no skrzy艅, skuter贸w 艣nie偶nych i par臋 samochod贸w osobowych. Nic ciekawego. Si臋gam do plecaka i wyjmuj臋 jedno ze zmy艣lnych urz膮dze艅 naprowadzaj膮cych, kt贸re skonstruowano dla mnie w Wydziale Trzecim; Wygl膮da jak zmniejszony kr膮偶ek hokejowy. Jest namagnesowane, a w艂膮cza si臋 je przez obr贸t g贸rnej cz臋艣ci. Podbiegam do mercedesa, kucam za nim i przyczepiam nadajnik do podwozia. S艂ycha膰 cichy stuk, gdy magnes przywiera do metalu. Wciskam przycisk OPSAT-u, 偶eby si臋 upewni膰, 偶e odbiera sygna艂.
Dobra, teraz do budynku. Poruszam klamk膮, ale drzwi s膮 zamkni臋te. Pukam i g艂o艣no gwi偶d偶臋. M贸j rosyjski nie jest doskona艂y, ale wystarczy, aby zamieni膰 z kim艣 kilka s艂贸w.
S艂ysz臋 kroki i szcz臋k zamka. Wartownik otwiera drzwi. Chwytam go, wyci膮gam na zewn膮trz i wal臋 bykiem. Nie zapomni tego uderzenia. Ostra kraw臋d藕 moich gogli przecina mu nos, ale facet prze偶yje. Wlok臋 nieprzytomnego typa za r贸g hangaru i ukrywam za generatorem przy 艣cianie. Potem wracam do frontowych drzwi, wy艂膮czam noktowizj臋 i wchodz臋 do 艣rodka.
Korytarz jest pusty, ale s艂ysz臋 gniewne g艂osy z pomieszczenia w g艂臋bi. Obok jest 艂azienka. Wchodz臋 tam i zamykam drzwi. Otwieram kiesze艅 na nodze i wyjmuj臋 mikrofon z przyssawk膮. Li偶臋 j膮 i przyciskam do 艣ciany, potem ustawiam OPSAT na odbi贸r sygna艂u. W s艂uchawkach s艂ysz臋 ich rozmow臋. Trudno mi si臋 po艂apa膰 w rosyjskim, ale cz臋艣膰 rozumiem. Zaczynam nagrywa膰, kiedy przez implanty odzywa si臋 Carly St. John, pe艂ni膮ca czasowo obowi膮zki dyrektora technicznego Wydzia艂u Trzeciego.
- Spr贸buj臋 t艂umaczy膰 ci to na bie偶膮co, Sam - m贸wi - a potem zajmiemy si臋 ca艂o艣ci膮.
Gada g艂贸wnie genera艂 lub Herzog. Opieprza dw贸ch facet贸w z budynku.
- Chodzi o to, 偶e co艣 im nie wypali艂o raz i drugi - wyja艣nia Carly. I o naruszenie zasad bezpiecze艅stwa. Zwijaj膮 interes.
Jeden z m臋偶czyzn protestuje. Ma przestraszony g艂os. Najwyra藕niej mo偶e straci膰 nie tylko prac臋.
Zaskoczony s艂ysz臋 dwa strza艂y. Potem rozlega si臋 odg艂os dw贸ch cia艂, upadaj膮cych na pod艂og臋. S艂ysz臋, jak genera艂 lub Herzog co艣 mamrocze, p贸藕niej czterej przybysze wychodz膮 z pomieszczenia. Maszeruj膮 korytarzem, mijaj膮 艂azienk臋 i opuszczaj膮 budynek. Zapada grobowa cisza.
Otwieram drzwi 艂azienki i sprawdzam korytarz. Pusto. Sprawdzam szybko miejsce zbrodni. Jasna sprawa - dwaj ludzie, kt贸rzy witali genera艂a i jego 艣wit臋, le偶膮 w ka艂u偶ach krwi. Robi臋 kilka zdj臋膰 i ruszam do drzwi frontowych. Uchylam je lekko i wygl膮dam na zewn膮trz. Genera艂 wydaje przez radio rozkazy; czterej m臋偶czy藕ni wsiadaj膮 do mercedesa. Wraca kierowca ze swoim kumplem ze skutera 艣nie偶nego.
- Znowu masz towarzystwo, Sam - m贸wi Lambert. - Trzy pojazdy. Lepiej si臋 stamt膮d wyno艣.
Ma racj臋 - widz臋 艣wiat艂a. Przekraczaj膮 bram臋 po drugiej stronie kompleksu. To pojazdy wojskowe. Dwie ci臋偶ar贸wki i czo艂g! Serce bije mi szybciej.
Ci臋偶ar贸wki zatrzymuj膮 si臋 przed budynkiem, mercedes odje偶d偶a. Z pojazd贸w wyskakuje co najmniej o艣miu uzbrojonych 偶o艂nierzy - rosyjskich, nie ukrai艅skich. Biegn膮 do drzwi frontowych, dok艂adnie tam, gdzie stoj臋.
Jasna cholera. Odwracam si臋 i uciekam na ty艂y budynku. Przebiegam obok miejsca zbrodni i wpadam do sali z kilkoma 艂贸偶kami - najwyra藕niej kwatery ludzi, kt贸rzy ju偶 tu nie pracuj膮. Wysoko na 艣cianie jest krata zas艂aniaj膮ca przew贸d wentylacyjny. S艂ysz臋, jak 偶o艂nierze wkraczaj膮 do budynku i id膮 korytarzem. Staj臋 na jednym z 艂贸偶ek, odci膮gam krat臋 i wspinam si臋 do 艣rodka. Za p贸藕no. Jeden z 偶o艂nierzy wchodzi do sypialni i widzi moje nogi, znikaj膮ce w otworze. Wo艂a innych. Og艂uszaj膮ce serie rozwalaj膮 cz臋艣膰 艣ciany za mn膮.
Pe艂zn臋 tunelem najszybciej, jak mog臋. Na szcz臋艣cie docieram do krzy偶贸wki w momencie, kiedy 偶o艂nierz z ty艂u celuje do mnie z pistoletu. Przew贸d wentylacyjny skr臋ca tu w g贸r臋, skacz臋 wi臋c nad pociskami i zaczynam wspinaczk臋 na dach. 呕o艂nierz mnie nie 艣ciga. Na pewno uwa偶a, 偶e mnie z艂api膮 kiedy wy艂oni臋 si臋 na szczycie.
Krata na dachu nie ust臋puje 艂atwo. Musz臋 wyci膮gn膮膰 m贸j five-seven i przestrzeli膰 rogi tego cholerstwa. Chowam pistolet do kabury i wal臋 w krat臋 pi臋艣ci膮 w r臋kawicy. W ko艅cu puszcza. Podci膮gam si臋 i wy艂a偶臋 na za艣nie偶ony dach. Natychmiast rozpoczyna si臋 kanonada. Pociski mijaj膮 moj膮 g艂ow臋 o centymetry. 呕o艂nierze strzelaj膮 pod niekorzystnym k膮tem, dop贸ki wi臋c trzymam si臋 nisko, mam przewag臋. Si臋gam do kolejnej kieszeni spodni i wyjmuj臋 flar臋 alarmow膮. To niewiele, ale mam nadziej臋, 偶e b臋dzie do艣膰 jasna, 偶eby na chwil臋 o艣lepi膰 偶o艂nierzy. Celuj臋 w niebo i odpalam. Flara wybucha nad kompleksem i gwa艂townie roz艣wietla ciemno艣膰. Strza艂y chwilowo milkn膮. Podnosz臋 si臋 i przedostaj臋 po dachu na drug膮 stron臋, blisko hangaru. Na szcz臋艣cie to niezbyt wysoko - opadam w d贸艂 i l膮duj臋 w 艣niegu. Przetaczam si臋 i wychodz臋 z tego ca艂o. Ale tu偶 przede mn膮 stoi kierowca skutera 艣nie偶nego. Wyci膮ga makarowa. Wymierzam mu pot臋偶ne kopni臋cie w pier艣. To krav maga, izraelska sztuka walki wr臋cz; odrzuca go do ty艂u. Facet upuszcza pistolet. Podchodz臋 i kopi臋 go w pachwin臋. To go ca艂kowicie wy艂膮cza z akcji. Przykl臋kam obok, przeszukuj臋 mu kieszenie i znajduj臋 kluczyki do skutera 艣nie偶nego.
- Dzi臋ki - m贸wi臋 po rosyjsku. - Zwr贸c臋 go. Kiedy艣.
Wstaj臋 i biegn臋 do hangaru. Po drodze ogl膮dam si臋 za siebie, 偶eby zobaczy膰, co si臋 dzieje. Cz臋艣膰 偶o艂nierzy wynosi z budynku akta, dokumenty, mapy i komputery. Czyszcz膮 kompleks. Sklep najwyra藕niej zwija 偶agle. Rosyjski czo艂g, jeden ze starszych T-72, zajmuje pozycj臋 do ostrza艂u. Zamierzaj膮 zburzy膰 hangar i zatrze膰 wszystkie 艣lady jego istnienia. Reszta 偶o艂nierzy, oczywi艣cie, mnie szuka.
Skuter 艣nie偶ny stoi tam, gdzie zostawi艂 go wcze艣niej kierowca. Wsiadam, przekr臋cam kluczyk. To lekki model sportowy. W艂a艣nie tego potrzebuj臋, 偶eby szybko uciec. Ma dwie p艂ozy steruj膮ce i jedn膮 g膮sienic臋 nap臋dow膮. Startuj臋 z hangaru. 呕o艂nierze naturalnie widz膮 mnie i krzycz膮 zaskoczeni. Pochylam si臋, mijam w p臋dzie czo艂g, przewracam jakiego艣 偶o艂nierza i kieruj臋 si臋 do bramy.
Seria z karabinu maszynowego dziurawi 艣nieg wok贸艂 mnie. Pocisk trafia w tylny b艂otnik nad g膮sienic膮 i przez moment boj臋 si臋, 偶e uszkodzi艂 skuter. Silnik krztusi si臋 i szarpie, ale udaje mi si臋 odzyska膰 kontrol臋 nad pojazdem. Przyspieszam do setki i mijam bram臋.
Za sob膮 s艂ysz臋 huk studwudziestopi臋ciomilimetrowego g艂adkolufowego dzia艂a czo艂gu, kt贸re robi dziur臋 we frontowej 艣cianie budynku. Wystrza艂 wstrz膮sa lasem wok贸艂 mnie i czuj臋 ciep艂o po偶aru sto metr贸w za mn膮. Nast臋puje kilka s艂abszych eksplozji - najprawdopodobniej to materia艂y wybuchowe rozmieszczone przez 偶o艂nierzy.
Oczywi艣cie kilku z nich 艣ciga mnie ju偶 na skuterach 艣nie偶nych. Z powrotem prze艂膮czam gogle na noktowizj臋 i gasz臋 reflektory mojego skutera. Zje偶d偶am z drogi w g臋sty las i zygzakiem omijam drzewa. Trzeba by膰 stukni臋tym, 偶eby przy tej szybko艣ci manewrowa膰 mi臋dzy nimi. Zawsze wiedzia艂em, 偶e jestem wariatem. Mi臋dzy szale艅stwem a szukaniem okazji, by szybciej umrze膰, jest bardzo cienka granica.
Widz臋 przednie 艣wiat艂a 艣cigaj膮cych mnie skuter贸w. Te偶 zje偶d偶aj膮 w las. Cholera. Zorientowali si臋, gdzie skr臋ci艂em. No dobra. Zobaczymy, czy mnie dogoni膮. Zwi臋kszam szybko艣膰 do stu dwudziestu. Drzewa uciekaj膮 w ty艂 w osza艂amiaj膮cym tempie. Musz臋 zapomnie膰 o facetach za mn膮 i skoncentrowa膰 si臋 na prowadzeniu tajgi. Wola艂bym nie opasa膰 nogami jakiego艣 pnia.
Strza艂y. Czuj臋 ciep艂o pocisk贸w przeszywaj膮cych powietrze obok mojej g艂owy. Schylam si臋, co utrudnia mi kierowanie pojazdem. Trach! Moja tajga zawadza o drzewo i si臋 przewraca. Przez sekund臋 czy dwie szybuj臋 w powietrzu, potem l膮duj臋 twardo na ziemi. Dzi臋kuj臋 mojej szcz臋艣liwej gwie藕dzie, 偶e nie na drzewie albo kamieniu.
Po艣cig si臋 zbli偶a. Wstaj臋 i ku艣tykam do przewr贸conego skutera. Stawiam go, wsiadam i uruchamiam silnik. Prawa p艂oza jest zgi臋ta, ale chyba mo偶na jecha膰 dalej. Przyspieszam i sprawdzam mechanizm kierowniczy. Nie jest 藕le. Je艣li b臋d臋 troch臋 kontrowa艂 w lewo, utrzymam prosty tor jazdy.
Zn贸w strza艂y. Super.
Zwi臋kszam szybko艣膰 i znikam w ciemno艣ci. S艂ysz臋 za sob膮 efektowny trzask. Jeden ze 艣cigaj膮cych 損rzytuli艂 si臋" do drzewa w najbardziej nieprzyjemny spos贸b. Dla mnie to dobrze, ale drzewo staje w p艂omieniach. Je艣li po偶ar si臋 rozprzestrzeni, o艣wietli ca艂y las i b臋d臋 widoczny. Musz臋 zgubi膰 tych facet贸w. I to szybko.
Naciskam implant w krtani.
- Jest tam kto艣? - pytam.
- Odbieramy ci臋, Sam - odpowiada w moim uchu Lambert.
- Namierzacie mnie?
- Przez satelit臋. Za艂o偶臋 si臋, 偶e potrzebujesz wskaz贸wek.
- Owszem.
- Nie mo偶esz wr贸ci膰 na g艂贸wn膮 drog臋 do Obuchiwa. Roi si臋 tam od wojska. Najlepiej kieruj si臋 do Dniepru.
- Do rzeki?!
- Daj spok贸j, na pewno nie jest a偶 taka zimna. Kombinezon ci臋 ochroni.
- Mam j膮 przep艂yn膮膰?
- Zostaw skuter 艣nie偶ny. Albo lepiej rozwal. Twoi prze艣ladowcy pomy艣l膮, 偶e nie 偶yjesz.
Kr臋c臋 g艂ow膮.
- Zaczynam si臋 czu膰 jak niedofinansowany kaskader. Dobra, jak daleko jestem od rzeki?
S艂ysz臋, jak Lambert rozmawia z kim艣 obok mikrofonu, zapewne z Carly albo z Mikiem Chanem. Po chwili wraca na lini臋.
- Nieca艂e p贸艂tora kilometra. Skr臋膰 w lewo pod k膮tem trzydziestu stopni, to wyjedziesz prosto na ni膮.
- Dzi臋ki. Bez odbioru. - Wykonuj臋 manewr, omijam kolejne drzewo i staram si臋 przyspieszy膰, ale moja tajga nie chce teraz jecha膰 szybciej ni偶 osiemdziesi膮tk膮.
Nagle z krzak贸w przede mn膮 wypada skuter 艣nie偶ny. Jego reflektor niemal mnie o艣lepia. Musz臋 odwr贸ci膰 wzrok, skr臋ci膰 w prawo i przeskoczy膰 nad zwalonym pniem. Tajga l膮duje niezgrabnie i obraca si臋 dooko艂a. Rosyjski 偶o艂nierz wyhamowuje i strzela do mnie z pistoletu. Pocisk przelatuje z gwizdem nad moim lewym ramieniem. Kul臋 si臋 i, 艣lizgaj膮c si臋, robi臋 p贸艂obr贸t na skuterze, 偶eby wyrzuci膰 za siebie strumie艅 艣niegu. To mi daje czas na wydobycie five-sevena. Celuj臋 w kierunku przeciwnika i strzelam.
Dwa pociski chybiaj膮, ale trzeci trafia 偶o艂nierza w pier艣 i zwala z pojazdu. Chowam bro艅 do kabury, zawracam tajg膮 z powrotem w stron臋 rzeki i odkr臋cam gaz.
S艂ysz臋 przed sob膮 g艂o艣ny szum wody. Wybieram 艂adne grube drzewo pi臋tna艣cie metr贸w ode mnie i maksymalnie zwi臋kszam szybko艣膰. Jednocze艣nie kucam na siedzeniu, got贸w do skoku w ostatniej chwili. Bli偶ej... bli偶ej... teraz! L膮duj臋 w 艣niegu, przetaczam si臋 i czekam.
Tajga uderza w drzewo i zamienia si臋 w kul臋 ognia.
Podnosz臋 si臋 i id臋 w kierunku g艂o艣nego szumu. Po trzech minutach jestem na brzegu Dniepru, szerokiej i kr臋tej rzeki, kt贸ra p艂ynie z zachodniej Rosji przez Bia艂oru艣 i Ukrain臋 do Morza Czarnego. W miejscu, gdzie stoj臋, nie艂atwo zej艣膰 na d贸艂. Oceniam, 偶e to co najmniej pi臋tnastometrowa przepa艣膰.
Przyjmuj臋 postaw臋, koncentruj臋 si臋, bior臋 g艂臋boki oddech i skacz臋. Przebijam zimn膮 wod臋 jak n贸偶, odpr臋偶am si臋 i pozwalam cia艂u wyp艂yn膮膰 na powierzchni臋. Lambert mia艂 racj臋. Kombinezon chroni mnie przed zamarzni臋ciem, ale lodowata woda szczypie w policzki. Odwracam si臋 na plecy - 偶eby by艂o mi cieplej w twarz - i dryfuj臋 do jakiego艣 bezpiecznego miejsca. Silny pr膮d niesie moje cia艂o w d贸艂 rzeki.
Tak膮 mam prac臋. Nazywam si臋 Sam Fisher i jestem penetratorem.
ROZDZIA艁 2
Andriej Zdrok nie by艂 rannym ptaszkiem. Gdyby m贸g艂, sypia艂by do Im. po艂udnia i ko艅czy艂 dzie艅 po p贸艂nocy. Niestety nigdy nie m贸g艂 sobie pozwoli膰 na ten luksus. Pochodzi艂 z bankierskiej rodziny, kt贸ra prowadzi艂a interesy w dawnym Zwi膮zku Radzieckim, i zawsze musia艂 wcze艣nie k艂a艣膰 si臋 spa膰 i wcze艣nie wstawa膰. Nie cierpia艂 tego. Mimo ogromnych dochod贸w z bank贸w, finalizuj膮cych wi臋kszo艣膰 operacji finansowych rz膮du ZSRR, Zdrok nie czu艂 si臋 szcz臋艣liwy. Kiedy po upadku Zwi膮zku Radzieckiego za艂o偶y艂 przedsi臋biorstwo handluj膮ce nielegalnie broni膮, znane jako Sklep, my艣la艂, 偶e b臋dzie inaczej. I przez jaki艣 czas wydawa艂o si臋, 偶e tak jest. Wszystko zmieni艂o si臋 rok temu. Interesy z terrorystami znanymi jako Cienie okaza艂y si臋 katastrof膮. Ameryka艅skie s艂u偶by specjalne - NSA i CIA - rozgromi艂y to ugrupowanie. Efekt domina dosi臋gn膮艂 Sklepu. Organizacja ponios艂a takie straty, 偶e Zdrok musia艂 si臋 wynie艣膰 z Europy. 呕ycie w Szwajcarii by艂o przyjemne, ale nigdy zbytnio go nie obchodzi艂o, gdzie mieszka艂. Przed ucieczk膮 by艂y to Rosja i Azerbejd偶an - nie przepada艂 za nimi.
Hongkongu te偶 nie bardzo lubi艂.
Firm臋 prowadzi艂 na Dalekim Wschodzie, bo mia艂 tam przyjaci贸艂. Jedna z triad od lat robi艂a interesy ze Sklepem i pomog艂a Zdrokowi zorganizowa膰 baz臋 operacyjn膮. Dzia艂ali w Makau, Indonezji i na Filipinach, dop贸ki NSA zn贸w nie zacz臋艂a depta膰 im po pi臋tach. Ale na Dalekim Wschodzie wci膮偶 byli ludzie Sklepu, ch臋tni i gotowi do dalszej pracy. Terytorium mo偶na by艂o odzyska膰. Hongkong wydawa艂 si臋 najlepszym miejscem na now膮 baz臋, mimo 偶e dawn膮 koloni膮 brytyjsk膮 rz膮dzili ju偶 chi艅scy komuni艣ci. Przyjaciele Zdroka zapewniali, 偶e po przej臋ciu Hongkongu przez ChRL, w 1997 roku, interesy nadal robi si臋 Jak zwykle", czyli w kapitalistycznym stylu. Ta filozofia ekonomiczna mia艂a obowi膮zywa膰 przez pi臋膰dziesi膮t lat, dop贸ki Hongkong b臋dzie 搒pecjalnym regionem administracyjnym", podobnie jak Makau - r贸wnie偶 niedawno zwr贸cone Chinom po latach portugalskich rz膮d贸w.
Zdrok szed艂 na wsch贸d Hollywood Road w dzielnicy Sheung Wan, jednej z najpopularniejszych cz臋艣ci wyspy Hongkong. Zapach na ulicach, pe艂nych antykwariat贸w, sklep贸w z osobliwo艣ciami, buddyjskich i taoistycznych 艣wi膮ty艅 i - o dziwo - zak艂ad贸w produkuj膮cych trumny, nigdy si臋 Zdrokowi nie podoba艂. Jak w ca艂ym Hongkongu. Nie na darmo nazwano to miejsce 揥onnym portem". Za to na Peak, gdzie Zdrok wynajmowa艂 skromny, lecz wygodny bungalow, powietrze by艂o 艣wie偶e. Jego mieszkanie daleko odbiega艂o od tego, do czego przywyk艂 - zw艂aszcza ostatnio w Szwajcarii - ale nie narzeka艂. Nie lubi艂 tylko chodzi膰 do pracy w Sheung Wan.
Skr臋ci艂 na p贸艂noc, potem zn贸w na wsch贸d w Upper Lascar Row, nazywan膮 przez miejscowych Koci膮 ulic膮. Nie mia艂 poj臋cia, dlaczego. Nigdy nie widzia艂 tutaj 偶adnego kota. Tylko antykwariaty. Jeden z nich by艂 przykrywk膮 dla Sklepu.
Zdrok odryglowa艂 drzwi pod szyldem ANTYKWARIAT HONGKO艃SKO-ROSYJSKI. Interes istnia艂 od dawna, ale ostatnio zmieni艂 nazw臋. Czcigodny Jon Ming, przyw贸dca triady Szcz臋艣liwe Smoki, za艂atwi艂 Zdrokowi wiz臋 i pozwolenie na dzia艂alno艣膰 handlow膮. Pokona艂 te偶 inne urz臋dowe przeszkody. Dot膮d wszystko sz艂o g艂adko. Gdyby jeszcze m贸g艂 si臋 przyzwyczai膰 do zapachu...
Przeszed艂 przez sklep pe艂en wszelkiego rodzaju rupieci. Dziwi艂 si臋, 偶e ludzie chc膮je kupowa膰, ale byli ch臋tni i firma przynosi艂a nawet niewielki zysk. Skr臋ci艂 w drzwi za lad膮. Personel jeszcze nie przyszed艂 - by艂o za wcze艣nie. Zdrok zatrzyma艂 si臋 przed lustrem i popatrzy艂 na swoje odbicie.
W wieku pi臋膰dziesi臋ciu o艣miu lat Andriej Zdrok wci膮偶 by艂 przystojny. Lubi艂 o siebie dba膰 i df gfc`1234r5t;[pyui8si臋 tak, jakby by艂 najbogatszym cz艂owiekiem na 艣wiecie. Kiedy艣 nale偶a艂 do dziesi膮tki najbogatszych ludzi w Rosji. Nie mia艂 poj臋cia, czy nadal tak jest. Pewnie nie.
Zaplecze sklepu wype艂nia艂y kartony, zapasy i rega艂 z ksi膮偶kami. Specjalny mechanizm obraca艂 go, gdy kto艣 wzi膮艂 z p贸艂ki Dzie艂a zebrane Williama Szekspira, od艂o偶y艂 je na miejsce, a potem wyci膮gn膮艂 tom pod tytu艂em Nieprawdziwy poeta: 偶ycie Christophera Mar/owe 'a. Za rega艂em by艂o wej艣cie do tajnego biura Sklepu, gdzie Andriej Zdrok sp臋dza艂 wi臋kszo艣膰 dnia.
Obr贸ci艂 za sob膮 rega艂, zszed艂 po spiralnych schodach do gabinetu w suterenie, zamkn膮艂 drzwi i w艂膮czy艂 komputer. Czeka艂, a偶 si臋 uruchomi, i zat臋skni艂 za szwajcarsk膮 kaw膮. Uzale偶ni艂 si臋 od niej, gdy mieszka艂 w Zurychu. W Hongkongu, oczywi艣cie, nie mieli takiej. Chi艅czycy, a przed nimi Brytyjczycy, nie umieli robi膰 dobrej kawy. Herbata to co innego, ale gardzi艂 tym napojem.
Komputer by艂 gotowy do pracy, Zdrok otworzy艂 poczt臋 i znalaz艂 zaszyfrowan膮 wiadomo艣膰 od Jona Minga. Chwil臋 trwa艂o, zanim rozkodowa艂 e-mail. To by艂o zam贸wienie. I to du偶e, na osiemset tysi臋cy dolar贸w ameryka艅skich. Niestety Zdrok nie dostanie ani centa od Szcz臋艣liwych Smok贸w. Tak膮 umow臋 zawar艂 z Mingiem ponad dwa lata temu. Triada dostarcza Sklepowi cennych informacji o Wydziale Trzecim, tajnej sekcji specjalnej NSA, i materia艂y do operacji 揃arrakuda". W zamian Sklep zaopatruje Szcz臋艣liwe Smoki w ka偶d膮 bro艅, o jak膮 poprosz膮. Zdrok uwa偶a艂, 偶e umowa jest korzystniejsza dla niego. Same informacje o operacji 揃arrakuda" by艂y warte miliony.
Zdrok czeka艂 na to zam贸wienie. Oznacza艂o, 偶e Sklep i triada s膮 kwita. Ostatnia partia materia艂贸w do operacji 揃arrakuda" zosta艂a dostarczona. Oczywi艣cie m膮drze by艂oby utrzymywa膰 dobre stosunki z triad膮. W ko艅cu Jon Ming pom贸g艂 Zdrokowi w 損rzeprowadzce". Zdrok by艂 mu du偶o winien. Tylko nie chcia艂 p艂aci膰.
Podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu i wybra艂 numer, kt贸ry zna艂 na pami臋膰.
- Da? - zg艂osi艂 si臋 m臋偶czyzna na drugim ko艅cu linii.
- To ja - powiedzia艂 Zdrok.
- Cze艣膰, Andriej.
- Witaj, Anton. Jak sprawy na Nowych Terytoriach?
- Pewnie tak samo jak na wyspie - stwierdzi艂 Anton Antipow, jeden z dyrektor贸w Sklepu i prawa r臋ka Zdroka. - Ciep艂o. Duszno. M贸wi膮, 偶e mo偶e pada膰. - Antipow odpowiada艂 za magazyn Sklepu niedaleko rezydencyjnego i przemys艂owego Nowego Miasta w Tai Po.
- Brakuje nam rosyjskiej zimy, co?
- Owszem. - Antipow tak偶e nie przepada艂 za Dalekim Wschodem. Ani za chi艅skim jedzeniem, co w takim miejscu jak Hongkong by艂o du偶膮 wad膮.
- Dosta艂em ostatnie zam贸wienie od Szcz臋艣liwych Smok贸w - poinformowa艂 go Zdrok. Przeczyta艂 list臋. - Transport musi by膰 wys艂any jak najszybciej.
- Jasne - odpar艂 Antipow.
- Wyczuwam sarkazm, Anton.
- Wydaje ci si臋.
- Daj spok贸j, m贸w.
- Wiesz, 偶e nigdy nie by艂em za tym, 偶eby rz膮dzi艂a nami ta triada. To poni偶aj膮ce.
- Przerabiali艣my to ju偶 tuzin razy, Anton. - Zdrok westchn膮艂. - Co mogli艣my zrobi膰? Gdyby艣my zostali w Europie Wschodniej lub Rosji, znale藕liby nas i aresztowali. Tutaj, w ukryciu, mo偶emy dalej prowadzi膰 interesy.
- Jak d艂ugo, Andriej? Amerykanie w ko艅cu nas wytropi膮.
- Za bardzo si臋 przejmujesz.
- A ty jeste艣 wiecznie niezadowolony.
- Tak膮 mamy natur臋. Skoncentrujmy si臋 na sprawach, kt贸re jeste艣my w stanie kontrolowa膰. Nasz klient w Chinach wyp艂aci nam pi臋膰 milion贸w dolar贸w ameryka艅skich, jak tylko dostarczymy mu ostatni膮 cz臋艣膰 materia艂u do operacji 揃arrakuda".
- Masz to?
- My to mamy. Jutro trafi do genera艂a.
- Bardzo dobrze. B臋dziemy mogli zamkn膮膰 ten kana艂.
- Owszem - przyzna艂 Zdrok. - Ju偶 prosi艂em Minga, za艂atwi to.
- A co b臋dzie, jak Ming si臋 dowie, dok膮d idzie ten ca艂y towar dotycz膮cy 揃arrakudy"?
Zdrok poczu艂 dreszcz.
- By艂oby fatalnie. Na szcz臋艣cie mamy pewno艣膰, 偶e Smoki nie poznaj膮 naszych plan贸w.
- Wiem, m贸wi艂e艣 to ju偶 sto razy.
- Wi臋c to jest sto pierwszy.
- Aleje艣li genera艂 Tun si臋 pochwali...
- Spokojnie. Wtedy b臋dzie ju偶 za p贸藕no. Antipow westchn膮艂.
- To wszystko, Andriej? Musz臋 zrealizowa膰 zam贸wienie. Wi臋kszo艣膰 sprz臋tu trzeba b臋dzie 艣ci膮gn膮膰 z Rosji. Przeka偶 Mingowi, 偶e dostanie to za tydzie艅.
- To nam w艂a艣ciwie pasuje. Oskar mo偶e si臋 zaj膮膰 transportem. Prosz臋 ci臋, zorganizuj to.
- W porz膮dku.
Zdrok wyczu艂, 偶e Antipow chce jeszcze co艣 powiedzie膰.
- Tak, Anton?
- Andriej, co o 揃arrakudzie" my艣li Dobroczy艅ca? Wie o generale Tu-nie, tak?
- Oczywi艣cie. Nie wyg艂upiaj si臋. Dobroczy艅ca jest i zawsze b臋dzie po naszej stronie. To on skontaktowa艂 nas ze Szcz臋艣liwymi Smokami i poleci艂 nas genera艂owi. Pi臋tna艣cie procent to tyle, ile wi臋kszo艣膰 pisarzy i aktor贸w p艂aci swoim agentom. Chyba nale偶y mu si臋 taka prowizja, nie s膮dzisz?
- Skoro tak twierdzisz... Zawsze by艂e艣 w tych sprawach lepszy ode mnie.
- Nie 艂am si臋, Anton. Na 艣niadanie wypij butelk臋 rosyjskiej w贸dki. Ale najpierw wy艣lij wiadomo艣膰 Oskarowi i przygotuj zam贸wienie Minga.
- Mi艂ego dnia, Andriej.
Zdrok od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i wr贸ci艂 do sprawdzania poczty elektronicznej. Przyszed艂 c-mail od genera艂a. Genera艂 zosta艂 w Rosji ze wzgl臋du na swoje stanowisko w armii. By艂 najlepiej chronionym dyrektorem Sklepu. Nie do ruszenia.
Zdrok otworzy艂 e-mail i przeczyta艂:
AZ
Plac贸wka w Obuchowie zamkni臋ta. Kierownictwo emerytowane. Wszystko posz艂o g艂adko, ale obecna by艂a zachodnia konkurencja. Szukamy potwierdzenia, 偶e konkurencja wypad艂a z interesu.
SP
Zdrok przetar艂 oczy. Dobra i z艂a wiadomo艣膰. Dobra by艂a taka, 偶e ostatnie 艣lady po niewykrywalnym samolocie Sklepu zosta艂y zatarte. Na razie rosyjskie w艂adze i wojsko nie skojarzy艂y Prokofiewa z kradzie偶膮 maszyny. Z艂a wiadomo艣膰 - agent ameryka艅skiego wywiadu widzia艂 zniszczenie hangaru. Ostatnie zdanie z listu wskazywa艂o, 偶e intruz najprawdopodobniej zgin膮艂, ale jeszcze nie odnaleziono cia艂a.
Niech to szlag, pomy艣la艂 Zdrok. Wygl膮da艂o na to, 偶e szpieg m贸g艂 by膰 jednym z penetrator贸w Wydzia艂u Trzeciego. Zdrok zdoby艂 list臋 tajnych agent贸w w zesz艂ym roku. Czy by艂 t膮 sam膮 osob膮, kt贸ra 艣ci膮gn臋艂a na Sklep wszystkie k艂opoty? Czy to by艂 Sam Fisher?
Zdrok waln膮艂 pi臋艣ci膮 w blat biurka. Przysi膮g艂, 偶e Sklep zem艣ci si臋 na tym cz艂owieku. Zn贸w podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu i wybra艂 inny numer. 艁atwo b臋dzie ustali膰, czy penetrator jeszcze 偶yje.
ROZDZIA艁 3
Tropi艂em mercedesa genera艂a Prokofiewa do budynku na kijowskiej JM star贸wce, w pobli偶u soboru 艣w. Zofii. To niedaleko g艂贸wnej arterii, ulicy Wo艂odymirskiej, i wielu historycznych miejsc w tym zmro偶onym starym mie艣cie. Pewnie by艂oby troch臋 przyjemniejsze, gdyby nie zima. Teraz wszystko jest szare, bia艂e i raczej przygn臋biaj膮ce. S艂ysza艂em, 偶e wiosn膮 i latem w Kijowie jest naprawd臋 艂adnie, ale nigdy tego nie widzia艂em. By艂em tu kilka razy, ale zawsze zim膮.
Cho膰 nie znam si臋 dobrze na sztuce i architekturze, interesuj臋 si臋 histori膮, a w Kijowie mo偶na j膮 napotka膰 na ka偶dym kroku. Mo偶na by powiedzie膰, 偶e st膮d wywodz膮 si臋 pocz膮tki wszystkich wschodnich S艂owian. W ko艅cu powsta艂 tu rosyjski ko艣ci贸艂 prawos艂awny. Na zewn膮trz G贸rnego Miasta - nazywanego przez miejscowych Starym Miastem - rozci膮ga si臋 bardzo nowoczesna i kosmopolityczna metropolia. Na Ukrainie nie ma drugiego takiego miasta. To zadziwiaj膮ce, kiedy cz艂owiek si臋 nad tym zastanowi. Kij贸w przetrwa艂 najazdy Mongo艂贸w, po偶ary, rz膮dy komunist贸w i straszliwe zniszczenia w czasie II wojny 艣wiatowej, a jednak rozwija si臋 na miar臋 XXI wieku.
Po k膮pieli w Dnieprze zdo艂a艂em wype艂zn膮膰 na brzeg w dole rzeki i wr贸ci膰 pieszo do miejsca, gdzie zostawi艂em Forda. Spacer do Obuchiwa zaj膮艂 mi pi臋膰 godzin. Kiedy tam doszed艂em, wygl膮da艂em i czu艂em si臋 jak 艣niegowy ba艂wan. Ruszy艂em do Kijowa, ca艂y czas 艣ledz膮c tras臋 mercedesa Prokofiewa na wy艣wietlaczu mojego OPSAT-u. Urz膮dzenie naprowadzaj膮ce dzia艂a艂o doskonale. Prokofiew i jego 艣wita zameldowali si臋 w luksusowym hotelu Dnipro, cz臋sto odwiedzanym przez dyplomat贸w. Ja wybra艂em mniej elegancki hotel Sankt Petersburg trzy przecznice dalej. Wol臋 ta艅sze miejsca. Nastawi艂em alarm OPSAT-u, 偶eby si臋 w艂膮czy艂, je艣li mercedes odjedzie spod hotelu Dnipro. Potem po艂o偶y艂em si臋 spa膰. Bardzo tego potrzebowa艂em. Brz臋czyk OPSAT-u obudzi艂 mnie po po艂udniu. Spa艂em chyba pi臋膰 godzin. Ca艂kiem dobry wynik, cholera. Wyszed艂em z pokoju w cywilnym ubraniu, wsiad艂em do explorera i dojecha艂em wed艂ug wskaza艅 pulsuj膮cego punktu na wy艣wietlaczu OPSAT-u do miejsca, gdzie teraz jestem.
Budynek mieszkalny jest stary jak wszystko dooko艂a. Trudno tu zaparkowa膰, ale mam szcz臋艣cie i po kilku minutach znajduj臋 miejsce po drugiej stronie ulicy. Zatrzymuj臋 si臋, siadam tak, 偶eby m贸c obserwowa膰 ca艂膮 okolic臋, i korzystam z okazji, by skontaktowa膰 si臋 z Waszyngtonem.
- Halo? Jest kto艣 w domu? - pytam, naciskaj膮c implant w krtani.
- Cze艣膰, Sam. - To Carly St. John, moja ulubienica w Wydziale Trzecim. Jest bystra i atrakcyjna jak cholera. Cz臋sto si臋 zastanawiam, jak by to by艂o, gdyby艣my byli razem. Oszukuj臋 si臋, 偶e mo偶e jest mn膮 zainteresowana. Problem w tym, 偶e nie chc臋 si臋 z nikim wi膮za膰. Przynajmniej tak ci膮gle powtarzam to mojemu odbiciu w lustrze. Po 艣mierci Regan postanowi艂em zapomnie膰 o kobietach i 偶y膰 w celibacie. By艂em w tym ca艂kiem dobry - do niedawna. Od powrotu znad Morza 艢r贸dziemnego w zesz艂ym roku czuj臋... sam nie wiem... 偶e mnie 艣wierzbi. Przygl膮dam si臋 niekt贸rym kobietom na kursie krav magi w Towson, w Marylandzie, gdzie mieszkam. No i jest Katia, instruktorka. Absolutnie boska. Katia Loenstern pochodzi z Izraela. Nieraz mnie podrywa艂a; ale by艂em g艂upi i robi艂em uniki. Ostatnio mam ochot臋 um贸wi膰 si臋 na jak膮艣 randk臋, ale wszystko psuje mi 艣wiadomo艣膰, w jaki spos贸b zarabiam na 偶ycie. Penetrator w sta艂ym zwi膮zku ma s艂aby punkt. I nara偶a partnerk臋 na niebezpiecze艅stwo. To cholerne ryzyko. Zbyt du偶e.
- Sam? - odzywa si臋 Carly. - Jeste艣 tam?
- Jasne - odpowiadam. Przepraszam, zamy艣li艂em si臋 na moment. Jest tam gdzie艣 pu艂kownik?
- W tej chwili nie. Mia艂am si臋 z tob膮 skontaktowa膰. Zbli偶a si臋 do ciebie pot臋偶na zamie膰. Co robisz?
- Powinienem je艣膰 kolacj臋, ale zamiast tego pilnuj臋 Prokofiewa. Zidentyfikowa艂a艣 ju偶 ludzi na zdj臋ciach, kt贸re ci wys艂a艂em?
- W艂a艣nie dosta艂am wyniki. Mia艂e艣 racj臋. Ten facet z brodato Oskar Her殴og. Chyba bardzo si臋 stara zmieni膰 wygl膮d, ale nie wychodzi mu to za dobrze, co?
- Fakt. A ten drugi, gwiazdor rocka? Us艂ysza艂em 艣miech Carly.
- Rozbawi艂 mnie tw贸j opis Rasputina. Ale go艣膰 jest r贸wnie gro藕ny jak Rasputin. To Iwan Putnik, cyngiel rosyjskiej mafii. Ma w Rosji niez艂膮 kartotek臋, ale musi te偶 mie膰 pot臋偶nych przyjaci贸艂 w rz膮dzie, bo zawsze wychodzi z pud艂a.
- Wiadomo z kim trzyma.
- Zgadza si臋. Jeste艣 kumplem genera艂a Prokofiewa i nie musisz si臋 ba膰 wielkich z艂ych typ贸w, stoj膮cych na stra偶y prawa.
Pocieram podbr贸dek.
- Co to znaczy? Co Putnik robi w Sklepie?
- Wygl膮da na to, 偶e dla nich pracuje, nie s膮dzisz?
- Owszem. Chodzi mi o to, jak膮 robot臋 wykonuje... Zaczekaj moment.
Genera艂 Prokofiew w艂a艣nie wyszed艂 z budynku. Jest z wysok膮, wystrza艂ow膮 blondynk膮, co najmniej dwadzie艣cia pi臋膰 lat m艂odsz膮 od niego. Pstrykam OPSAT-em kilka zdj臋膰. Goryl na przednim siedzeniu pasa偶era wysiada i otwiera im tylne drzwi. Po chwili mercedes odje偶d偶a.
- Musz臋 jecha膰 - m贸wi臋. - Wysy艂am ci kilka nowych fotek. W艂a艣nie zobaczy艂em poczciwego genera艂a z sza艂ow膮 blondynk膮. Spr贸buj ustali膰, kim jest.
- To nie 偶ona?
- Nie. Genera艂owa jest w wieku Prokofiewa, a ta dziewczyna mog艂aby by膰 jego c贸rk膮.
Roz艂膮czamy si臋 i zaczynam dyskretnie 艣ledzi膰 mercedesa. Jedzie ruchliw膮 szos膮 Nabierie偶n膮, wzd艂u偶 Dniepru na po艂udnie. Potem skr臋ca na most Mietro. Kieruje si臋 prospektem Browa艅skim na wsch贸d i zatrzymuje na ma艂ym parkingu przy starym drewnianym m艂ynie w Hydroparku. Przez chwil臋 jestem zaskoczony, p贸藕niej u艣wiadamiam sobie, 偶e mie艣ci si臋 tu restauracja o nazwie M艂yn. I艂ydropark, punkt orientacyjny w Kijowie, to park rozrywki po艂o偶ony na brzegu rzeki i kilku wyspach. Z restauracji najwyra藕niej rozci膮ga si臋 panoramiczny widok na Dniepr i jego pla偶e.
Wje偶d偶am na plac, parkuj臋 daleko od mercedesa, odwracam si臋 i obserwu殴臋 moj膮 ofiar臋. Goryl otwiera tylne drzwi, Prokofiew i dziewczyna wysiadaj膮. Jestem teraz bli偶ej i widz臋, 偶e to materia艂 na modelk臋. Kim ona jest?
Zn贸w robi臋 zdj臋cia. Para wchodzi do 艣rodka, mercedes odje偶d偶a. Wysiadam z SUV-a i id臋 do restauracji. Wita mnie kierownik sali i pyta, czy chc臋 stolik z widokiem na rzek臋. M贸wi臋, 偶e wypij臋 tylko drinka przy barze. Facet marszczy brwi, jakbym pope艂ni艂 ci臋偶ki grzech. Wskazuje ruchem g艂owy bar i przestaje si臋 mn膮 interesowa膰.
Usadawiam si臋 na wy艣cie艂anym sto艂ku, sk膮d mog臋 obserwowa膰 Prokofiewa i jego towarzyszk臋. Siedz膮 w drugim ko艅cu sali, przy wielkim oknie. Barman pyta mnie, co poda膰. Nie chc臋 pi膰 alkoholu w czasie pracy, ale zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e kiedy wlaz艂em mi臋dzy wrony... Prosz臋 go, 偶eby mi co艣 poleci艂. Odpowiada, 偶e specjalno艣膰 lokalu to KGB.
- Dobra, niech b臋dzie - m贸wi臋. Spodziewam si臋 koktajlu z Bailey's Irish Cream i Kahlu膮, ale dostaj臋 co艣 z d偶inem, morel贸wk膮, kmink贸wk膮 i sokiem cytrynowym. Horror.
Popijam to 艣wi艅stwo i przygl膮dam si臋 parze. Zdecydowanie maj膮 romans. Genera艂 trzyma d艂o艅 dziewczyny le偶膮c膮 na blacie stolika i robi to zupe艂nie nie po ojcowsku. Blondynka 艣mieje si臋 z jego s艂贸w, a potem... Bingo! Wyci膮ga si臋 ponad stolikiem i ca艂uje go w czo艂o.
Pstrykam OPSAT-em zdj臋cie.
Przez nast臋pnych dziesi臋膰 minut siedz臋 przy drinku i kilka razy fotografuj臋 ich ukradkiem. Uwieczniam nawet moment, gdy genera艂 wsuwa r臋k臋 pod sp贸dniczk臋 dziewczyny. Potem zaczyna si臋 robi膰 jeszcze ciekawiej. Genera艂 daje towarzyszce ma艂e, zapakowane pude艂ko. Blondynka otwiera je i piszczy z zachwytu na widok diamentowego naszyjnika w 艣rodku. Prokofiew wstaje, podchodzi do niej z ty艂u i zapina jej b艂yskotk臋 na szyi. Potem si臋 pochyla i dziewczyna ca艂uje go nami臋tnie w usta.
W tym momencie na OPSAT przychodzi wiadomo艣膰 tekstowa: DZIEWCZYNA NA ZDJ臉CIU TO NATALIA GROMINKO, MODELKA, SAMOTNA, LAT 24, ZAMIESZKA艂A W KIJOWIE, WED艁UG NASZEJ WIEDZY NIE-NOTOWANA. CARLY
Wmuszam w siebie reszt臋 koktajlu i zostawiam na barze kilka hrywien. Kiedy szykuj臋 si臋 do wyj艣cia, widz臋, wchodz膮cego do restauracji Rasputina czy raczej Iwana Putnika. Przygl膮da si臋 uwa偶nie stolikom, odnajduje genera艂a i podbiega do niego. Siedz臋 na sto艂ku i obserwuj臋 ich w lustrze za barem. Putnik szepcze co艣 do Prokofiewa i na twarzy starego pojawia si臋 niepok贸j. Wyciera usta, wstaje i bierze d艂o艅 modelki. M贸wi co艣 do niej - najwyra藕niej informuje j膮, 偶e musi natychmiast wyj艣膰. Dziewczyna marszczy czo艂o i robi niezadowolon膮 min臋. Genera艂 ca艂uje j膮 w policzek i wychodzi z Putnikiem z restauracji. Nad膮sana panna Grominko zostaje przy stoliku. Czekam kilka minut, potem ruszam za tamtymi.
Super. Sypie 艣nieg. Zadymka jak cholera.
Mercedesa ju偶 nie ma na parkingu. Biegn臋 do SUV-a i wsiadam. Ustawiam OPSAT na tryb 艣ledzenia i widz臋, 偶e samoch贸d jedzie na wsch贸d w kierunku wylotu z miasta. To r贸wnie偶 droga do Moskwy. S膮 trzy kilometry przede mn膮. Wje偶d偶am na prospekt Browa艅ski i pr贸buj臋 ich dogoni膰. Nie zgubi臋 ich, dop贸ki dzia艂a urz膮dzenie naprowadzaj膮ce, ale lubi臋 mie膰 cel w zasi臋gu wzroku. Niestety zamie膰 i go艂oled藕 utrudniaj膮 mi zadanie. Zwalniam na widok gliniarza, kt贸ry kieruje ruchem na skrzy偶owaniu, gdzie zderzy艂y si臋 dwa samochody. Kiedy zn贸w przyspieszam, mercedes ma ju偶 nade mn膮 osiem kilometr贸w przewagi. Zdecydowanie wyje偶d偶aj膮 z miasta.
Nagle pulsuj膮cy punkt przestaje si臋 porusza膰. Mercedes gdzie艣 si臋 zatrzyma艂. Jestem na przedmie艣ciu Kijowa i nie mam poj臋cia, co kombinuje genera艂. Chyba nie mieszka tu jego druga kochanka?
Zmniejszam szybko艣膰 p贸艂tora kilometra od miejsca, kt贸re wskazuje pulsuj膮cy punkt. Nagle sygna艂 zanika. Dioda ga艣nie.
Co za cholera? - my艣l臋. Co si臋 sta艂o? Urz膮dzenie naprowadzaj膮ce ma bateri臋, kt贸ra wystarcza na co najmniej siedemdziesi膮t dwie godziny. Znale藕li nadajnik?
Zje偶d偶am na bok i studiuj臋 plan miasta na wy艣wietlaczu OPSAT-u. Pr贸buj臋 sobie przypomnie膰, gdzie dok艂adnie by艂a dioda, zanim zgas艂a. Znajduj臋 skrzy偶owanie, kt贸re wydaje si臋 najbardziej prawdopodobne, i ruszam w tamtym kierunku. Jestem oko艂o p贸艂 kilometra od celu, gdy widz臋 czarn膮 chmur臋 dymu unosz膮c膮 si臋 ku niebu. S艂ysz臋 zbli偶aj膮ce si臋 syreny. Wolno doje偶d偶am do pustego placu przy budynku do rozbi贸rki, gdzie ostatnio sta艂 mercedes.
Zamiast niego zastaj臋 p艂on膮cy wrak. Wygl膮da na to, 偶e kto艣 celowo podpali艂 samoch贸d.
Zatrzymuj臋 SU V-a. Dwa wozy stra偶ackie i radiow贸z policyjny z w艂膮czonymi lampami b艂yskowymi przeje偶d偶aj膮 obok mnie. Stra偶acy natychmiast bior膮 si臋 do gaszenia po偶aru. Kiedy t艂umi膮 ogie艅, rozpoznaj臋 mercedesa genera艂a.
Niech to szlag! Musieli wiedzie膰, 偶e ich namierzam!
Skurwiele porzucili samoch贸d, zniszczyli go i pojechali dalej innym.
ROZDZIA艁 4
Profesor Gregory Jeinsen wyszed艂 z samolotu, otar艂 pot z czo艂a i ruszy艂 do hali przylot贸w. W mi臋dzynarodowym porcie lotniczym w Hongkongu jak zwykle panowa艂 du偶y ruch, wi臋c Jeinsen czu艂 si臋 stosunkowo bezpieczny. W膮tpi艂, by kto艣 go rozpozna艂. W ko艅cu kto m贸g艂by to zrobi膰? Odk膮d znikn膮艂 z Waszyngtonu, zmieni艂 wygl膮d. U farbowa艂 siwe w艂osy na czarno, czesa艂 si臋 inaczej, zgoli艂 w膮sy i nosi艂 okulary z fa艂szywymi soczewkami. W ten spos贸b sze艣膰dziesi臋cioczterolatek wygl膮da艂 dwadzie艣cia lat m艂odziej. Gdyby szuka艂 go Pentagon, agent musia艂by spojrze膰 na niego kilka razy, 偶eby zauwa偶y膰 podobie艅stwo do naukowca, kt贸ry zagin膮艂 dwa dni temu w tajmniczych okoliczno艣ciach. 艁膮cznik w Hongkongu za艂atwi艂 mu now膮 to偶samo艣膰 i niezb臋dne dokumenty. Jeinsen trzyma艂 w r臋ku niemiecki paszport i wiz臋 wjazdow膮 na nazwisko Heinrich Lang. Nie by艂o to zbyt naci膮gane. Kuzyn Jeinsena mia艂 tak na imi臋, a jego ulubionym re偶yserem filmowym by艂 Fritz Lang. Nowe nazwisko pasowa艂o mu.
Zdrad臋 planowa艂 od lat. Wcze艣niej uciek艂 z Europy do Stan贸w Zjednoczonych. Urodzi艂 si臋 w czasie II wojny 艣wiatowej w Niemczech i tam si臋 wychowywa艂. Na swoje nieszcz臋艣cie znalaz艂 si臋 po wschodniej stronie muru berli艅skiego. Zosta艂 naukowcem i pracowa艂 nad rozwojem broni dla NRD. W 1971 roku przemycono go w ci臋偶ar贸wce z praniem przez punkt kontrolny Charlie. Mia艂 ju偶 za艂atwion膮 pa艅stwow膮 posad臋 w USA. Przez ponad trzydzie艣ci lat mieszka艂 w Waszyngtonie i pomaga艂 w projektowaniu i konstruowaniu uzbrojenia dla Pentagonu.
Jeinsen przeszed艂 bez problem贸w przez kontrol臋 imigracyjn膮 i celn膮, odebra艂 skromny baga偶 i wyszed艂 na zewn膮trz, 偶eby z艂apa膰 taks贸wk臋. Dosta艂 jasne instrukcje: jecha膰 prosto do hotelu, zameldowa膰 si臋 pod nowym nazwiskiem i czeka膰 na dalsze polecenia.
Przed wyjazdem prze偶y艂 dwa nerwowe tygodnie. Musia艂 by膰 pewien, 偶e nie zostawi po sobie niczego, co sugerowa艂oby, 偶e jest zdrajc膮. Usun膮艂 wszystkie 艣lady kontakt贸w z Wongiem w Hongkongu. Uwa偶a艂, 偶e b臋dzie najlepiej, je艣li po prostu zniknie. Waszyngto艅ska policja uzna go za zaginionego. Z powodu jego zwi膮zk贸w z Pentagonem w poszukiwania zaanga偶uje si臋 oczywi艣cie FBI. To nieuniknione. Ale je艣li wszystko p贸jdzie tak, jak planowa艂 kiedy艣 w Niemczech Wschodnich, w艂adze nie znajd膮 偶adnego tropu. By艂 pewien, 偶e zadanie w Waszyngtonie wykona艂 jak nale偶y.
Wysiad艂 z taks贸wki przed eleganckim hotelem Mandarin Oriental przy Connaught Road w dzielnicy Central na wyspie. Wiedzia艂, 偶e to najbardziej luksusowy hotel w okolicy terenie, by膰 mo偶e poza hotelem Peninsula w Koulunie. By艂 zadowolony, 偶e Wong traktuje go jak VIP-a i zapewni艂 mu zakwaterowanie w takim miejscu.
Tak jest, pomy艣la艂 Jeinsen. Ju偶 wida膰, 偶e decyzja o ucieczce do Chin by艂a s艂uszna.
Biurokraci i wojskowi wa偶niacy w Pentagonie nigdy nie doceniali jego talent贸w. Owszem, mia艂 stanowisko na najwy偶szym szczeblu, woln膮 r臋k臋 w projektowaniu uzbrojenia i szacunek koleg贸w. Ale ludzie ustalaj膮cy jego zarobki zawsze go do艂owali, kiedy innym dawali lepsze pensje. Jeinsen wci膮偶 prosi艂 o podwy偶ki. Dostawa艂 je, ale uwa偶a艂, 偶e zas艂uguje na wi臋cej. Mieszkaj膮c w Niemczech Wschodnich, 偶y艂 iluzj膮 偶e ka偶dy, kto ucieknie do Ameryki, mo偶e by膰 bogaty. W jego przypadku tak si臋 nie sta艂o. Mia艂 skromne dochody, 偶y艂 wygodnie, ale nigdy nie zrobi艂 maj膮tku. By艂 艣wi臋cie przekonany, 偶e jest ofiar膮 uprzedze艅. 呕e traktowano go tak z powodu jego enerdowskiego pochodzenia. Trzydzie艣ci lat w Waszyngtonie okaza艂o si臋 wielkim rozczarowaniem.
Kiedy Wong skontaktowa艂 si臋 z nim przez 艂膮cznika w agencji rz膮dowej, Jeinsen by艂 got贸w rozwa偶y膰 ka偶d膮 propozycj臋. Wong obieca艂 mu fortun臋 i bezpieczny przerzut przez Hongkong do Pekinu. Jeinsen mia艂 tylko przekazywa膰 informacje o pewnym projekcie, nad kt贸rym pracowa艂. Spos贸b 艂膮czno艣ci poda艂 Wong. Wszystko mia艂o trwa膰 trzy lata. Jeinsen nie chcia艂 czeka膰 tak d艂ugo, ale Wong przekona艂 go, 偶e warto by膰 cierpliwym. To si臋 op艂aci. Niedawno rola Jeinsena w realizacji projektu dobieg艂a ko艅ca i zadanie zosta艂o wykonane. Reszta posz艂a szybko. Wong dotrzyma艂 s艂owa, zorganizowa艂 mu podr贸偶 i po cichu zabra艂 go z kraju.
Jeinsen podszed艂 do lady recepcyjnej i zameldowa艂 si臋 pod swoim nowym nazwiskiem.
- Witamy w Mandarin Oriental, panie Lang - powiedzia艂 recepcjonista, wr臋czaj膮c mu klucz do pokoju i kopert臋. - Kto艣 zostawi艂 to rano dla pana.
Naukowiec odebra艂 przesy艂k臋.
- Dzi臋kuj臋 - odrzek艂.
Fizyka niemal zatka艂o, gdy zobaczy艂 pok贸j. Dosta艂 apartament z balkonem. Jeszcze nigdy nie mieszka艂 tak luksusowo. Nawet kiedy podr贸偶owa艂 s艂u偶bowo w sprawach Pentagonu, lokowano go z oszcz臋dno艣ci w hotelach 艣redniej klasy. Wong by艂 naprawd臋 hojny.
Przed rozpakowaniem baga偶u Jeinsen otworzy艂 kopert臋 i sprawdzi艂 jej zawarto艣膰. W 艣rodku znalaz艂 ma艂y srebrny klucz z wygrawerowanym numerem 139, kartk臋 z numerem telefonu i pi臋膰dziesi膮t dolar贸w hongko艅skich. Podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu i zadzwoni艂. ..
Zg艂osi艂 si臋 Wong.
- Witam w Hongkongu, panie, hm, Lang.
- Cze艣膰. Sk膮d pan wiedzia艂, 偶e to ja? - Jeinsen zachichota艂.
- Nikt inny nie zadzwoni艂by pod ten numer. Jaki mia艂 pan lot? - Wong m贸wi艂 dobrze po angielsku z wyra藕nym chi艅skim akcentem.
- D艂ugi. Bardzo d艂ugi.
- Domy艣lam si臋. Chce pan troch臋 odpocz膮膰?
- Nie, nie, spa艂em w samolocie. Jestem... do pa艅skiej dyspozycji.
- Doskonale. Dosta艂 pan klucz?
- Tak. Do czego on jest?
- Do skrytki depozytowej w Bank of China. Wie pan, gdzie to jest?
- Znajd臋.
- To bardzo blisko. Mo偶e pan p贸j艣膰 pieszo, je艣li pan chce. - Wong wyt艂umaczy艂, jak trafi膰 do banku. - W skrytce s膮 dalsze instrukcje i reszta pieni臋dzy dla pana. Nie mog臋 si臋 doczeka膰 naszego spotkania.
- Ja te偶 - odpar艂 Jeinsen. - Dzi臋kuj臋.
Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i z rado艣ci zatar艂 r臋ce. Zn贸w czu艂 si臋 m艂ody. Rozpakowa艂 si臋, od艣wie偶y艂 i przebra艂. W ci膮gu p贸艂 godziny by艂 przygotowany do nast臋pnej wielkiej przygody w swoim 偶yciu.
Wyszed艂 z Mandarina, skierowa艂 si臋 - wed艂ug wskaz贸wek Wonga - na po艂udnie. Przeci膮艂 Chater Road i dotar艂 do Statu臋 Square. Fontanny na placu zrobi艂y na nim wra偶enie, ale wok贸艂 t艂oczy艂o si臋 zbyt du偶o azjatyckich imigrantek. Filipinki z Manili gromadzi艂y si臋 tutaj w nadziei, 偶e dostan膮 prac臋 pokoj贸wek.
Na po艂udniu g贸rowa艂 nad placem imponuj膮cy budynek banku HSBC. Jeinsen skr臋ci艂 za monumentaln膮 budowlana wsch贸d i poszed艂 Des Voeux Road na po艂udniowy wsch贸d. Min膮艂 Chater Garden i dotar艂 do r贸wnie imponuj膮cego wie偶owca Bank of China. Siedemdziesi臋ciopi臋trowy biurowiec, zaprojektowany przez urodzonego w Chinach ameryka艅skiego architeka I.M. Peia, by艂 trzecim najwy偶szym budynkiem w Hongkongu.
Jeinsen wszed艂 do holu, skierowa艂 si臋 do kasjerki i pokaza艂 jej sw贸j klucz. - Chcia艂bym si臋 dosta膰 do mojej skrytki depozytowej - powiedzia艂.
- Mog艂abym poprosi膰 o jaki艣 dokument to偶samo艣ci? - zapyta艂a m艂oda Chinka. Jeinsen mia艂 wra偶enie, 偶e otaczaj膮 go sami Chi艅czycy. Wi臋kszo艣膰 Brytyjczyk贸w wyjecha艂a po 1997 roku.
Wr臋czy艂 kobiecie nowy paszport. Rzuci艂a okiem na dokument, zwr贸ci艂a go i poda艂a mu formularz. - Prosz臋 to wype艂ni膰 i zg艂osi膰 si臋 do tamtego pracownika - wskaza艂a. Jeinsen podzi臋kowa艂 jej i przeszed艂 do blatu. Wpisa艂 swoje nowe nazwisko i poda艂 jako adres hotel Mandarin Oriental. Kiedy zani贸s艂 formularz umundurowanemu pracownikowi banku, m臋偶czyzna poprosi艂 o pokazanie klucza do skrytki. Potem zaprowadzi艂 go do skarbca.
Pracownik u偶y艂 w艂asnego klucza, gdy Jeinsen obr贸ci艂 sw贸j w zamku skrytki numer 139. M臋偶czyzna wyj膮艂 kasetk臋, wr臋czy艂 Jeinsenowi i wskaza艂 mu kabin臋. Jeinsen skin膮艂 g艂ow膮 i wszed艂 do 艣rodka. Zamkn膮艂 drzwi i otworzy艂 kasetk臋.
By艂o w niej sto tysi臋cy dolar贸w hongko艅skich i formularz depozytowy, z kt贸rego wynika艂o, 偶e na specjalnym koncie na jego nazwisko s膮 jeszcze dwa miliony.
Jeinsen mia艂 ochot臋 krzycze膰 ze szcz臋艣cia. Z emocji trz臋s艂y mu si臋 r臋ce, kiedy wpycha艂 got贸wk臋 do kilku kieszeni.
Na dnie kasetki le偶a艂a bia艂a koperta. Rozerwa艂 j膮 i znalaz艂 nast臋pn膮 wiadomo艣膰 od Wonga. Polecenie, 偶eby natychmiast pojecha艂 do klubu nocnego
Purple Queen w Koulunie. Na kartce by艂y instrukcje, jak skorzysta膰 z pro殴mu przez port i adres, kt贸ry trzeba poda膰 taks贸wkarzowi po drugiej stronie. Jeinsen mia艂 zabra膰 wszystko ze skrytki; klucz i wiadomo艣膰 tak偶e.
Wychodz膮c z banku, buja艂 w ob艂okach. Nie zawraca艂 sobie g艂owy 艂apa殴niem taks贸wki do przystani Star Ferry. Wola艂 si臋 przespacerowa膰 i popatrze膰 na t艂umy Azjat贸w na ulicach. Po raz pierwszy w 偶yciu czu艂 si臋 lepszy od innych. Ci wszyscy ludzie to posp贸lstwo! To on jest teraz bogaty. Mo偶e zatrudni膰 s艂u偶b臋! By膰 wielkim panem! 呕ycie jest pi臋kne!
Prom przewi贸z艂 go przez port Victoria do dzielnicy Tsim Sha Tsui w Koulunie. Radosny nastr贸j Jeinsena zmieni艂 si臋, gdy ruszy艂 przez turystyczne getto Hongkongu. Zat艂oczona Tsim Sha Tsui promieniowa艂a energi膮 i blaskiem. Cho膰 by艂o jeszcze widno, 艣wieci艂o mn贸stwo neon贸w. Dzia艂a艂y na jego zmys艂y. Na ulicach widzia艂 niezliczone restauracje, puby, bary, hotele, sklepy z ubraniami, sprz臋tem fotograficznym i elektronik膮. I mas臋 ludzi. Samochody posuwa艂y si臋 zderzak przy zderzaku i panowa艂 og艂uszaj膮cy ha艂as. Jeinsen nagle poczu艂 si臋 stary.
Zatrzyma艂 taks贸wk臋 i poda艂 kierowcy adres. Samoch贸d pojecha艂 na wsch贸d, min膮艂 hotel Peninsula - 艂atwo rozpoznawalny dzi臋ki dw贸m kamiennym lwom od frontu - i zag艂臋bi艂 si臋 w Tsim Sha Tsui East, lepsz膮 wersj臋 zachodniej cz臋艣ci tej dzielnicy. Budynki by艂y tu nowocze艣niejsze i oddziela艂y je wi臋ksze przestrzenie.
Taks贸wka dotar艂a do Purple Queen w kilka minut. Jeinsen zap艂aci艂 kierowcy, wysiad艂 i popatrzy艂 na nocny klub. Elegancki budynek, kt贸ry m贸g艂 mie膰 najwy偶ej dziesi臋膰 lat, otacza艂y fontanny. Na bocznej 艣cianie, przy drzwiach z przyciemnionego szk艂a, widnia艂a sugestywna p艂askorze藕ba nagiej kobiety. Klub by艂 jeszcze zamkni臋ty. Tablica informowa艂a, 偶e jest otwarty o pi膮tej po po艂udniu, a zabawa trwa do pi膮tej rano. Jeinsen spojrza艂 na zegarek i zda艂 sobie spraw臋, 偶e nie przestawi艂 go na czas lokalny. Obliczy艂 w pami臋ci, 偶e dochodzi czwarta. Spr贸bowa艂 otworzy膰 drzwi frontowe. Bez skutku.
Zapuka艂 g艂o艣no i odczeka艂 chwil臋. Nic. Zdziwiony, ruszy艂 wok贸艂 budynku, gdy us艂ysza艂 odg艂os zamka. W progu pojawi艂 si臋 wielki, onie艣mielaj膮cy Chi艅czyk w garniturze.
- Tak? - warkn膮艂.
- Ja... ja... ja do pana Wonga - wyj膮ka艂 Jeinsen. Sta艂 si臋 nagle bardzo nerwowy.
Bramkarz mierzy艂 go przez kilka sekund gro藕nym wzrokiem, potem skin膮艂 g艂ow膮. Usun膮艂 si臋 na bok i wpu艣ci艂 Jeinsena.
- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 fizyk.
- Pan Wong jest na zapleczu - poinformowa艂 m臋偶czyzna. - Chod藕my. Poprowadzi艂 Jeinsena przez nocny klub. Lokal wygl膮da艂, jakby za chwil臋 mieli pojawi膰 si臋 pierwsi go艣cie. Panowa艂 tu p贸艂mrok, ale gustowne reflektory punktowe w suficie wy艂awia艂y z ciemno艣ci kszta艂ty stolik贸w i kanap. Sal臋 zdobi艂y donice z tropikalnymi ro艣linami i kwiatami. Pod jedn膮 艣cian膮 sta艂o wielkie akwarium, 艣rodek zajmowa艂 parkiet taneczny pod艣wietlony od do艂u.
Jeinsen szed艂 za bramkarzem i gapi艂 si臋 na wystr贸j.
- Bardzo tu 艂adnie - zauwa偶y艂. - Pan Wong jest w艂a艣cicielem? - M臋偶czyzna zignorowa艂 pytanie.
Otworzy艂 drzwi, na kt贸rych widnia艂 napis po angielsku i chi艅sku TYLKO DLA PERSONELU. Za progiem by艂 s艂abo o艣wietlony korytarz z drzwiami do czterech pomieszcze艅.
- Ostatni pok贸j na lewo - powiedzia艂.
- Dobrze, dzi臋kuj臋. - Jeinsen u艣miechn膮艂 si臋 nie艣mia艂o i ruszy艂 korytarzem. Bramkarz zamkn膮艂 za nim drzwi.
Jeinsen zapuka艂 do wskazanego pokoju.
- Prosz臋. - Nie by艂 pewien, czy to g艂os Wonga. By膰 mo偶e. Otworzy艂 drzwi i przest膮pi艂 pr贸g. Pomieszczenie wygl膮da艂o na biuro, ale wszystko by艂o okryte plastikow膮 foli膮 jakiej malarze pokojowi u偶ywaj膮 do zabezpieczania mebli i dywan贸w.
Bez 偶adnego ostrze偶enia kto艣 stoj膮cy za drzwiami popchn膮艂 Jeinsena. Stary naukowiec, kt贸ry zdradzi艂 Stany Zjednoczone, upad艂 do przodu na czworaki. Poczu艂 z ty艂u g艂owy dotyk zimnego wylotu lufy.
Ostatni膮 rzecz膮, jak膮 zapami臋ta艂, by艂 odg艂os wystrza艂u.
ROZDZIA艁 5
ikt ju偶 nic nie czyta, cholera. W tym problem! ^1 Harry Dagger stawia na pod艂odze stos ksi膮偶ek i bada wzrokiem przepe艂nione p贸艂ki w swojej male艅kiej angielskoj臋zycznej ksi臋garni. Potem patrzy na mnie bezradnie.
- Ja ci nie powiem, co robi膰 m贸wi臋.
- Mam na sk艂adzie wi臋cej ksi膮偶ek, ni偶 mog臋 sprzeda膰. Przysi臋gam, 偶e wycofam si臋 z bran偶y, je艣li nie up艂ynni臋 cz臋艣ci tego towaru. Sam, nie chcia艂by艣 kupi膰 paru karton贸w? Ch臋tnie wys艂a艂bym ci je do Stan贸w.
- Nie, dzi臋ki Harry. Chyba mam wszystko, czego potrzebuj臋 - odpowiadam i poci膮gam z kieliszka 艂yk rosyjskiej w贸dki, kt贸r膮 mnie pocz臋stowa艂. Wiem, 偶e powinno si臋 j膮 wypija膰 jednym haustem, ale to nie w moim stylu. Poniewa偶 Harry jest Amerykaninem, w jego towarzystwie nie musz臋 pi膰, jak Rosjanie.
Ksi臋garnia Harry'ego, oddalona o kilka przecznic na p贸艂nocny wsch贸d od Parku Gorkiego w Moskwie, jest w rzeczywisto艣ci bezpiecznym domem dla agent贸w ameryka艅skiego wywiadu. Harry Dagger dzia艂a w Moskwie od prawie czterdziestu lat. W latach sze艣膰dziesi膮tych, siedemdziesi膮tych i osiemdziesi膮tych by艂 w CIA. Przeszed艂 na emerytur臋 tu偶 przez upadkiem Zwi膮zku Radzieckiego. W 1991 roku otworzy艂 swoj膮 ksi臋garni臋. Nigdy nie wspomina艂 o tym, 偶e chce wyjecha膰 z Rosji. Ma wielu przyjaci贸艂 w tutejszych kr臋gach rz膮dowych, prowadzi legalny interes. W艂adze wiedz膮 lub nie, 偶e Harry go艣ci r贸wnie偶 zagranicznych szpieg贸w i dostarcza im informacji, ale jak dot膮d nie mia艂 偶adnych k艂opot贸w.
Harry Dagger zbli偶a si臋 teraz do siedemdziesi膮tki. To dok艂adnie taki typ, jakiego mo偶na spotka膰 za lad膮 antykwariatu ksi臋garni w ka偶dym ameryka艅skim mie艣cie. Zrz臋dliwy, troch臋 zaniedbany i doskonale zorientowany w bran偶y wydawniczej. Wie te偶 cholernie du偶o o rosyjskiej siatce szpiegowskiej, rosyjskiej mafii, korupcji w tutejszym rz膮dzie i wszystkim, co mo偶e interesowa膰 takiego skromnego penetratora, jak ja.
Co godne uwagi, przypomina Alberta Einsteina.
- To nie ma nic do rzeczy - m贸wi i siada przy stole roboczym naprzeciwko mnie. Bierze swoj膮 w贸dk臋, oczywi艣cie czyst膮, i osusza kieliszek do dna. Przygl膮da si臋, jak s膮cz臋 moj膮. - Co ty robisz, Fisher? Tak si臋 nie pije rosyjskiej w贸dki!
- Daj spok贸j, Harry. Nie lubi臋 jej bez niczego.
- Wola艂by艣 koniak?
- A masz sok pomara艅czowy?
- Sok pomara艅czowy?! My艣lisz, 偶e jeste艣 w Miami?
Wstaje i idzie na zaplecze, gdzie jest lod贸wka, kuchenka i spi偶arnia. Harry mieszka nad sklepem i ma na g贸rze 損rawdziw膮" kuchni臋, ale cz臋sto przyjmuje go艣ci w ks
i臋garni. Wraca ze szklank膮 soku pomara艅czowego i stawia j膮 przede mn膮.
- Masz, twardzielu. I lepiej pij to wolno, bo jeszcze ci zaszkodzi - drwi. 艢miej臋 si臋 i dzi臋kuj臋. Siada z nast臋pnym kieliszkiem w贸dki.
- Jak ju偶 m贸wi艂em, Fisher, Iwan Putnik to z艂a wiadomo艣膰. Naprawd臋 widzia艂e艣 go z genera艂em Prokofiewem?
- Waszyngton zidentyfikowa艂 go na zdj臋ciach, kt贸re wys艂a艂em.
Dagger skubie kosmyki potarganych, d艂ugich siwych w艂os贸w.
- Bardzo ciekawe. Zawsze podejrzewali艣my, 偶e Prokofiew co艣 kombinuje z rosyjsk膮 mafi膮, ale to chyba przes膮dza spraw臋. Kiedy si臋 dowiedzia艂em, 偶e pracuje dla Sklepu, nie mia艂em 偶adnego konkretnego dowodu. I nadal nie mam. Ale wszystkie moje 藕r贸d艂a twierdz膮, 偶e jest jednym z czterech dyrektor贸w. Przekaza艂em to wszystko Lambertowi w zesz艂ym roku, wiesz o tym.
- Wiem.
- Je艣li Putnik przy艂膮czy艂 si臋 do Sklepu, ty i wszyscy inni penetratorzy mo偶ecie by膰 w 艣miertelnym niebezpiecze艅stwie.
- To nic nowego. W zesz艂ym roku Sklep mia艂 wszystkie informacje, jakich potrzebowali, 偶eby nas za艂atwi膰 jednego po drugim. Prawie im si臋 uda艂o. Carly wci膮偶 pr贸buje ustali膰, w jaki spos贸b Sklep zdoby艂 nasze nazwiska.
- To, 偶e Sklep wyni贸s艂 si臋 z Rosji i kraj贸w satelickich, nie oznacza, 偶e przestan膮 ci臋 tropi膰. Powiedzia艂bym nawet, 偶e z takim facetem, jak Putnik, maj膮 du偶o wi臋ksze szanse na sukces. Jest bardzo dobry w swoim fachu. Moim zdaniem kilka zab贸jstw politycznych, jakich pr贸bowano dokona膰 w tym kraju, to jego robota. Doskonale strzela i prawdopodobnie 艣wietnie w艂ada no偶em. Wiadomo 偶e u偶ywa rosyjskiego karabinu snajperskiego SW-98 i amunicji NATO kaliber 7,62 milimetr贸w. Je艣li si臋 na niego natkniesz, uciekaj.
- Nie robi臋 tego, Harry. Wiesz o tym.
- Wiem. Chodzi mi tylko o to... - Dagger wlewa w siebie w贸dk臋, ja wypijam 艂yk soku.
- Wi臋c nie wiesz, gdzie jest teraz Andriej Zdrok? - pytam. Kr臋ci g艂ow膮.
- Na Dalekim Wschodzie. Tylko tego jestem pewien. W Tajlandii, Singapurze, na Tajwanie, w Hongkongu, Makau albo D偶akarcie.
- Ciekawe, 偶e Prokofiew nadal tu jest.
- Musi zachowa膰 pozory, to genera艂. - Dagger otwiera akt贸wk臋 i wyjmuje plan miasta. - Dobra, skoro chcesz zrealizowa膰 sw贸j g艂upi pomys艂, Prokofiew mieszka tutaj. - Pokazuje miejsce we wschodniej cz臋艣ci Moskwy. - W Izmaj艂owie. A dok艂adniej mi臋dzy parkami Izmaj艂owskim i Kuskowo. Ca艂kiem 艂adna rezydencja w bogatej dzielnicy. Mieszka z 偶on膮, Helen膮. Dzieci doros艂y i si臋 wyprowadzi艂y.
- Twoi ludzie obserwuj膮 dom?
- Odk膮d dosta艂em twoj膮 wiadomo艣膰. Genera艂 jeszcze nie wr贸ci艂 z 損odr贸偶y s艂u偶bowej". Uwa偶am, 偶e masz du偶膮 szans臋 zrobi膰 to, co robisz zazwyczaj.
- A co z genera艂ow膮?
- Obserwatorzy twierdz膮, 偶e wcze艣nie chodzi spa膰 i ma mocny sen. Mo偶e bierze jakie艣 艣rodki. Ona i m膮偶 maj膮 oddzielne sypialnie. To kawa艂 baby. Wygl膮da jak Borys Jelcyn w damskich ciuchach. Nic dziwnego, 偶e Prokofiew ma kochank臋 na Ukrainie. Gdybym ja by艂 m臋偶em Heleny Prokofiew, te偶 niech臋tnie wraca艂bym do domu. Ta baba jest chyba bardziej niebezpieczna ni偶 on.
- Rezydencja jest strze偶ona?
- Tylko wtedy, kiedy genera艂 jest na miejscu. Jak go nie ma, domu pilnuje bardzo dobrze wyszkolony owczarek niemiecki.
- O cholera.
- W艂a艣nie. O ile wiem, ten pies niczego si臋 nie boi i atakuje obcych,
- 0 ile nie dostanie innej komendy od 偶ony. Przygotowa艂em co艣, co ci pomo偶e. - Dagger wstaje, zn贸w idzie na zaplecze i wraca z ma艂ym pude艂kiem. W 艣rodku s膮 trzy pociski w dziwnym kszta艂cie. Na oko maj膮 wielko艣膰 amunicji do mojego five-sevena.
- To trankwilizatory - wyja艣nia. - Za艂aduj nimi sw贸j pistolet, zanim wejdziesz do 艣rodka. Nie zrobi膮 psu krzywdy, ale szybko wy艂膮cz膮 go z akcji. Tylko musisz do niego strzeli膰, zanim ci臋 zobaczy albo us艂yszy!
Dagger si臋ga do teczki na stole i wyjmuje plan domu.
- Parter i pi臋tro. Gabinet Prokofiewa jest tu, na dole. Jak widzisz, mie艣ci si臋 po przeciwnej stronie, ni偶 sypialnie, kt贸re sana g贸rze. Rozumiesz?
- Uhm.
- I co o tym my艣lisz?
- Chyba najlepiej b臋dzie przej艣膰 przez parkan z ty艂u i w艂ama膰 si臋 tymi drzwiami. - Wskazuj臋 wyj艣cie na podw贸rze za domem. - Co z alarmem?
- Musia艂em da膰 w 艂ap臋 cz艂owiekowi z firmy, kt贸ra go instalowa艂a, 偶eby si臋 dowiedzie膰, jak go wy艂膮czy膰. W 艣rodku za drzwiami jest klawiatura. Trzeba wprowadzi膰 kod 5772.
- Dzi臋ki. - Studiuj臋 rozk艂ad domu. - Po wej艣ciu do 艣rodka p贸jd臋 przez salon do jadalni, a stamt膮d korytarzem prosto do gabinetu.
- Wygl膮da na to, 偶e masz ju偶 plan. Czym je藕dzisz?
- W tej chwili niczym. W Kijowie mia艂em samoch贸d z tamtejszej ambasady, ale go odda艂em.
- Nie mog臋 ci po偶yczy膰 mojego. Rosjanie go znaj膮. Zadzwoni臋 do kogo艣 co艣 ci za艂atwi臋. To mo偶e by膰 staro膰, ale na chodzie.
- W Rosji chyba wszystko jest takie? - pytam.
Na twarzy Daggera pojawia si臋 udawane oburzenie.
- Ta uwaga mnie obra偶a! - m贸wi i nalewa sobie nast臋pny kieliszek w贸dki.
Jak to si臋 dzieje, 偶e 偶adna ameryka艅ska agencja nie dysponuje w Rosji - ani na Ukrainie - nowszym samochodem ni偶 rocznik dziewi臋膰dziesi膮ty sz贸sty? Prowadz臋 furgonetk臋 marki Ford E-350 z 1995 roku. Przyjaciel Harry'ego musia艂 ni膮 je藕dzi膰 na Syberi臋 przynajmniej sze艣膰 razy - na liczniku jest dwie艣cie sze艣膰dziesi膮t dziewi臋膰 tysi臋cy kilometr贸w i silnik wyra藕nie klekocze. Ale jad臋.
Ta cz臋艣膰 stolicy Rosji jest nazywana Zewn臋trzn膮 Wschodni膮 Moskw膮, cho膰 le偶y g艂臋boko wewn膮trz obwodnicy Moskowskaja Kolcowaja Awtomobilnaja Doroga, wyznaczaj膮cej granic臋 miasta. Od lat sp臋dzam w Moskwie mn贸stwo czasu i podoba mi si臋 ta okolica. Nawet w zimie wygl膮da malowniczo. Park Kuskowo by艂 kiedy艣 wielk膮 wiejsk膮 posiad艂o艣ci膮 jakiego艣 arystokraty. Przypomina Wersal w mniejszej skali. Jest tu mn贸stwo eleganckich budowli i ogrod贸w. Oczywi艣cie teraz wszystko przykrywa 艣nieg. Cz臋艣膰 Moskwy, znana jako Izmaj艂owo, to zdecydowanie najlepsza dzielnica, zamieszkana przez dawnych radzieckich prominent贸w. Nic dziwnego, 偶e znajduje si臋 tu rezydencja genera艂a Prokofiewa. Park Izmajlowski, na po艂udnie od tego rejonu, by艂 kiedy艣 carskim terenem 艂owieckim obok rozleg艂ego dziewiczego lasu. To godne uwagi, 偶e co艣 takiego istnieje w granicach miasta. Czujesz si臋 zupe艂nie jak na wsi.
Poniewa偶 jest jeszcze widno, robi臋 rozpoznanie w s膮siedztwie domu genera艂a. Rezydencja le偶y z dala od ulicy i otoczona jest parkanem z 偶elaznych sztachet. Bezlistne drzewa i krzaki okrywa 艣nieg. Wyobra偶am sobie, 偶e wiosn膮 i latem to miejsce wygl膮da wspaniale. Pi臋trowy budynek ma na oko jakie艣 siedemdziesi膮t albo osiemdziesi膮t lat, ale jest dobrze utrzymany. Podjazd od bramy do gara偶u - dla trzech samochod贸w - biegnie po tej samej stronie rezydencji, po kt贸rej mie艣ci si臋 gabinet Prokofiewa. Niestety nie mog艂em sprawdzi膰, czy kto艣 jest w domu. B臋d臋 musia艂 po prostu wr贸ci膰 tutaj po zmroku, znale藕膰 jakie艣 miejsce do zaparkowania furgonetki i - jak m贸wi Harry - 搝robi膰 to, co robi臋 zazwyczaj".
Ubrany w czarny kombinezon, wspinam si臋 na 偶elazne ogrodzenie i brn臋 cicho przez 艣nieg na ty艂y rezydencji. Zostawiam 艣lady w mi臋kkim bia艂ym puchu, ale nie ma na to rady. Staram si臋 tylko, 偶eby by艂y nierozpoznawalne
przy ka偶dym kroku tak poruszam nog膮, 偶eby powsta艂a bezkszta艂tna dziura, i id臋 nier贸wno. W ten spos贸b trudno b臋dzie powiedzie膰, jakie zwierz臋 dosta艂o si臋 na teren posiad艂o艣ci.
- Przekaz satelitarny jest kiepski, Sam - m贸wi Lambert w moim uchu. - Du偶e zachmurzenie.
Zerkam w g贸r臋.
- W艂a艣nie - odpowiadam. - Kiedy wejd臋 do 艣rodka, b臋dzie pan mia艂 obraz z moich gogli.
- Jak zawsze. Powodzenia.
Jestem ju偶 na podw贸rzu i widz臋 okna sypialni na pi臋trze. Doskona艂a koordynacja - w pokoju genera艂owej akurat ga艣nie 艣wiat艂o. Zn贸w poruszam si臋 jak pokr臋cony kosmita, 偶eby zostawi膰 tajemnicze 艣lady, i docieram do tylnych drzwi. Wyjmuj臋 z kieszeni na nodze komplet wytrych贸w, ogl膮dam zamek i zastanawiam si臋, kt贸re b臋d膮 najlepiej pasowa膰. Otwieram drzwi przy drugiej pr贸bie.
Szybko wchodz臋 do 艣rodka, znajduj臋 klawiatur臋 i wprowadzam kod, kt贸ry poda艂 mi Harry. Dzia艂a. Zamykam cicho drzwi i przez chwil臋 stoj臋 bez ruchu. W domu panuje cisza. Pies nie daje znaku 偶ycia. Dzi臋ki goglom z noktowizorem bez trudu omijam meble w salonie. Ale kiedy przekraczam pr贸g jadalni, s艂ysz臋 przyt艂umione warkni臋cie w innej cz臋艣ci domu. Owczarek jest na g贸rze. Szybko wyci膮gam five-sevena, z zamontowanym ju偶 t艂umikiem, i wracam do salonu. Za 艂ukowym przej艣ciem w drugim ko艅cu pokoju widz臋 schody, wi臋c daj臋 nura za kanap臋. S艂ysz臋 wyra藕nie cz艂apanie czterech 艂ap na stopniach. Pies jest wielki i wygl膮da bardziej na wilka ni偶 na owczarka niemieckiego. Przystaje u st贸p schod贸w. Patrzy w g艂膮b salonu, ale mnie nie widzi. Wie, 偶e co艣 jest nie tak, bo warczy cicho. Rusza wolno naprz贸d, nie ca艂kiem pewien, co wyczuwa. Warczy g艂o艣niej. Mam tylko jedn膮 szans臋 - je艣li mnie zobaczy, zaalarmuje ca艂膮 okolic臋.
Podnosz臋 si臋 p艂ynnym ruchem, celuj臋 i naciskam spust. Pies mnie dostrzega, ale jest tak zaskoczony, 偶e chyba zapomina zaszczeka膰. Pocisk trafia go powy偶ej prawej przedniej 艂apy. Owczarek wydaje cichy skowyt, odwraca si臋 i pada na pod艂og臋. Ale oddycha - jest tylko oszo艂omiony. Po kilku sekundach smacznie 艣pi.
Carly widzi przez moje gogle to samo co ja.
- Biedny piesek - m贸wi sarkastycznie. Kiedy chce, potrafi by膰 dowcipna.
W domu nadal panuje cisza. Wstaj臋, id臋 z powrotem do jadalni i znajduj臋 korytarz, prowadz膮cy do gabinetu genera艂a. Pok贸j jest zamkni臋ty na klucz, wi臋c zn贸w u偶ywam wytrych贸w. Ten zamek trudniej otworzy膰 ni偶 tamten w drzwiach wej艣ciowych. Genera艂owi chyba bardziej zale偶y na bezpiecze艅stwie dokument贸w ni偶 偶ony. Zaj臋艂o mi prawie trzy minuty, zanim upora艂em si臋 z tym cholerstwem, bo opr贸cz standardowego zamka zamontowano jeszcze dwa dodatkowe rygle.
W ko艅cu dostaj臋 si臋 do 艣rodka i zamykam drzwi. Pierwsze, co widz臋, to imponuj膮ca kolekcja starych pistolet贸w i karabin贸w na 艣cianie. Rozpoznaj臋 austriack膮 rusznic臋 z XVII wieku. Jednostrza艂owy pist0|et z pocz膮tku XIX wieku, 艂adowany przez luf臋 - zapewne rosyjski - wygl膮da jak nowy. Jest nawet wielostrza艂owy karabin winchester model z 1873roku z d藕wigniowym mechanizmem wprowadzania naboju do komory. Zdumiewaj膮ce. Ten zbi贸r broni jest wart maj膮tek.
Podchodz臋 do biurka. Panuje na nim wzorowy porz膮dek. W艂膮czam komputer, 偶eby sprawdzi膰 zawarto艣膰 twardego dysku. Nie chc臋 tu zabawi膰 zbyt d艂ugo, wi臋c sprz臋gam OPSAT z jednym z port贸w szeregowych i wszystko kopiuj臋. Potem wysy艂am to do Waszyngtonu. Niech oni przejrz膮 pliki.
Otwieram szuflady i szafki na dokumenty, ale nie znajduj臋 nic ciekawego. Obok biurka jest ma艂y sejf 艣cienny. Kl臋kam i ogl膮dam go. Normalnie, aby go otworzy膰, u偶y艂bym jednego z moich Wytrychow z Zdunkiem w殴buchowym. Dzia艂aj膮 szybko i skutecznie, ale g艂o艣no. Kiedy chc臋 zachowa膰 cisz臋, korzystam z urz膮dzenia, kt贸re nazywam 搆asiarzem". Ma wielko艣膰 paczki papieros贸w, przyssawki i nadajnik przekazuj膮cy sygna艂y do mojego OPSAT-u. Rejestruje d藕wi臋ki mechanizmu rygluj膮cego podaj臋 kombinacj臋 potrzebn膮 do otwarcia sejfu. Nie zawsze si臋 to udaje. Je艣li system jest naprawd臋 skomplikowany, nie pomo偶e 偶adne zakl臋cie.
Mocuj臋 urz膮dzenie do sejfu i w艂膮czam. Mijaj膮 cztery minuty zanim na wy艣wietlaczu OPSAT-u pojawia si臋 pierwsza Cyfra cholera, to za d艂ugo trwa. Nie jestem tu bezpieczny. Harry zapomnia艂 mi powiedzie膰, ile czasu dzia艂aj膮 trankwilizatory. Wola艂bym, 偶eby pies nie przyszed艂 tu za mn膮.
Nast臋pne trzy minuty i wyskakuje druga cyfra Jeszcze jedna i przekonam si臋, czy kasiarz zrobi艂 swoje. M贸g艂bym Przysi膮c, 偶e kiedy licz臋 sekundy, s艂ysz臋 jaki艣 odg艂os na zewn膮trz gabinetu. Wstrzymuj臋 oddech, zamieram i nas艂uchuj臋.
No dalej, my艣l臋. Porusz si臋 jeszcze raz, 偶eby ITI si臋 upewni艂, 偶e dobrze s艂ysza艂em.
Cisza. Wypuszczam powietrze z p艂uc w chwili, gdy OPSAT wy艣wietla trzeci膮 cyfr臋. Obracam szybko pokr臋t艂o, 偶eby wypr贸bowa膰 kombinacj臋 podan膮 przez kasiarza.
Sejf si臋 otwiera. W 艣rodku le偶y kilka teczek z aktami. Udaje mi si臋 odczyta膰 cz臋艣膰 cyrylicy. W jednej z teczek znajduj臋 dokumenty, dotycz膮ce rosyjskiego arsena艂u j膮drowego. I chi艅skiego!
- M贸j Bo偶e - m贸wi Lambert. Widzi papiery przez moje gogle _ To wykaz rozmieszczenia ca艂ej broni nuklearnej w Rosji i Chinach. - Nie ryzykuj臋 odpowiedzi, tylko nadal studiuj臋 materia艂y Pochodz膮 z lat osiemdziesi膮tych, kiedy Rosjanie pozostawali w troch臋 bardziej przyjaznych stosunkach ze swoimi azjatyckimi s膮siadami. Teraz dane mog膮 ju偶 by膰 nieaktualne. Strona za stron膮 to samo... O! Spis zaginionych g艂owic j膮drowych. Dwadzie艣cia dwie sztuki. Jasny gwint. Przy ka偶dej pozycji s膮 zaszyfrowane dopiski genera艂a. Na tej kartce jest niedawna data.
- Sfotografuj to, Sam - odzywa si臋 Carly. - Popracuj臋 nad tym notatkami. Robi臋 zdj臋cia OPSAT-em.
W innej teczce s膮 informacje o generale Chi艅skiej Armii Ludowo-Wyzwole艅czej. Go艣膰 nazywa si臋 Tun. S艂ysza艂em o nim. To kontrowersyjna posta膰 w Chinach. Prawdziwy jastrz膮b. Dra偶ni rz膮d p艂omiennymi przem贸wieniami, w kt贸rych nawo艂uje do podj臋cia dzia艂a艅 przeciwko Tajwanowi. Nie wiem, jak膮 ten facet ma teraz w艂adz臋 i wp艂ywy, ale przez wi臋kszo艣膰 lat dziewi臋膰dziesi膮tych by艂 uwa偶any za lekko stukni臋tego. Jego kartoteka w sejfie Prokofiewa jest do艣膰 obszerna. Zdj臋cia, 偶yciorys i... o, cholera - lista uzbrojenia, kt贸re kupi艂 od Rosji. Nie, zaraz. Nie od Rosji. Od Sklepu! Tak. Mam w r臋ku zam贸wienia na bro艅 wart膮 miliony dolar贸w. Podpisane przez Prokofiewa.
Szybko pstrykam nast臋pne zdj臋cia, potem starannie uk艂adam akta w sejfie. Zamykam go, obracam pokr臋t艂o szyfrowe i wstaj臋.
- Dobra robota, Sam - chwali mnie Lambert. - A teraz wyno艣 si臋 stamt膮d. W tym momencie otwieraj膮 si臋 drzwi gabinetu. W progu staje kobieta
w koszuli nocnej. Przypomina Borysa Jelcyna w damskich ciuchach. Na m贸j widok zaczyna wrzeszcze膰 jak wariatka.
ROZDZIA艁 6
Rzucam si臋 w kierunku 偶ony Prokofiewa, 艂api臋 j膮 za pot臋偶ne ramiona, przyci膮gam do siebie, daj臋 krok w bok i mocno przyciskam d艂o艅 do jej ust. To t艂umi wrzask.
- Prosz臋 si臋 uspokoi膰! - m贸wi臋 po rosyjsku. - Nic pani nie zrobi臋. I nie zamierzam.
Ale kobieta jest wielka i silna. Wyrywa si臋 z mojego u艣cisku i wbija mi 艂okie膰 w brzuch. Chroni mnie kombinezon, ale z t膮 bab膮 nie ma 偶art贸w.
Pr贸buje uciec z pokoju. Zwalam j膮 z n贸g. Jej wielkie cielsko pada z g艂o艣nym 艂omotem na dywan. Zn贸w zaczyna krzycze膰. Przygniatam j膮 i zn贸w zas艂aniam jej usta.
- Niech pani pos艂ucha! - krzycz臋 po rosyjsku. - Pracuj臋 dla rz膮du! Jestem tu, 偶eby pom贸c.
Ale czuj臋 si臋 tak, jakbym trzyma艂 stutrzydziestokilogramowego dzika. Poniewa偶 nie zadaj臋 cios贸w, 偶eby nie zrobi膰 jej krzywdy, zrzuca mnie z siebie. Udaje jej si臋 wsta膰. Chwytam j膮 za nog臋 - ma 艣rednic臋 pnia drzewa - wlecze mnie po dywanie z powrotem do gabinetu. Idzie po bro艅, cholera.
- Niech pani zaczeka! - krzycz臋, ale kobieta 艣ci膮ga ze 艣ciany winchestera, prze艂adowuje i celuje mi w g艂ow臋.
Podnosz臋 r臋ce.
- Pani Prokofiew - m贸wi臋 - prosz臋 si臋 uspokoi膰 i wys艂ucha膰 mnie.
- Kim jeste艣? - pyta ostro. - Czego chcesz? - Ma gruby, ochryp艂y g艂os.
- Jestem prywatnym detektywem - wypalam. - Pracuj臋 dla rosyjskiego rz膮du. Zbieram informacje o romansie pani m臋偶a!
To przykuwa jej uwag臋.
- Co艣 ty powiedzia艂?!
- Mog臋 wsta膰?
Nadal celuje mi w czo艂o. Nie w膮tpi臋, 偶e je艣li j膮 sprowokuj臋, naci艣nie spust. Dopiero teraz widz臋, 偶e siwe w艂osy nawin臋艂a na wa艂ki, a na twarzy ma krem. Koszmar.
- Dobra, wstawaj, 艣winio! - krzyczy. Podnosz臋 si臋, ale nie opuszczam r膮k. Jestem pewien, 偶e gdybym chcia艂, m贸g艂bym j膮 rozbroi膰 i pos艂a膰 do krainy sn贸w, ale mam lepszy pomys艂.
- Nazywam si臋 W艂adimir Strawi艅ski - m贸wi臋. - Pracuj臋 dla rosyjskiego rz膮du. Pani m膮偶 ma k艂opoty. Przyszed艂em tu, 偶eby zobaczy膰, co uda mi si臋 znale藕膰. Naprawd臋 my艣la艂em, 偶e nie ma pani w domu.
- Co zrobi艂e艣 Iwanowi Gro藕nemu? - warczy.
- S艂ucham?
- Iwanowi! Mojemu psu!
- Aha. Po prostu 艣pi. To tylko trankwilizator. Nic mu nie b臋dzie. Przy殴rzekam. Mru偶y oczy i marszczy brwi.
- Co to za sprawa ze Stefanem?
Z jakim zn贸w Stefanem? Aha, z jej m臋偶em.
- Pani Prokofiew, czy wie pani o romansie m臋偶a?
- O czym?!
- Mog臋 opu艣ci膰 r臋ce? - pytam, najuprzejmiej jak potrafi臋. - Poka偶臋 pani pewne zdj臋cia.
Mia偶d偶y mnie wzrokiem. Nie wie, czy mo偶e mi zaufa膰. W ko艅cu kiwa g艂ow膮, ale nadal do mnie celuje.
- Co ty gadasz? - cedzi.
- Pani m膮偶 ma kochank臋 na Ukrainie. A dok艂adniej, w Kijowie. - Postanawiam jej dopiec. - Dwudziestoparoletni膮 modelk臋.
W oczach kobiety pojawia si臋 b艂ysk w艣ciek艂o艣ci. Przysi膮g艂bym, 偶e przez moment by艂y czerwone.
- Nie wierz臋!
- Ale to prawda. Jego romans niepokoi Kreml. Genera艂 zaniedbuje cz臋艣膰 swoich obowi膮zk贸w.
- K艂amiesz, 艣winio! - Unosi karabin do oka i bierze na cel m贸j nos.
- Mog臋 pani pokaza膰 zdj臋cia! - m贸wi臋.
Pani Prokofiew powoli opuszcza bro艅 i kr臋ci g艂ow膮.
- Dobra, poka偶.
Wyci膮gam r臋k臋 i ods艂aniam OPSAT na nadgarstku.
- S膮 tutaj. To co艣 takiego jak cyfrowy aparat fotograficzny. Niech pani spojrzy. - Wy艣wietlam szybko zdj臋cia, kt贸re pstrykn膮艂em w Kijowie. Jedno po drugim. Jej blada twarz najpierw wyra偶a niedowierzanie, potem czerwienieje. Wida膰 to mimo tego strasznego kremu. Gdyby mog艂a zion膮膰 ogniem, na pewno by to zrobi艂a.
- Zabij臋 go - mamrocze. Opuszcza ca艂kiem karabin i ka偶e mi wsta膰. Nogi si臋 pod ni膮 uginaj膮, podchodzi wi臋c do biurka i siada w fotelu genera艂a. - Co si臋 z nim stanie? - pyta.
- Nie wiem. Na razie tylko zbieram informacje.
- Nie musicie nic robi膰 - m贸wi. - Sama go rozwal臋. S艂ysz臋 w tych s艂owach z艂o艣膰 i brawur臋.
- To niepotrzebne, pani Prokofiew. Na pewno...
Przerywa mi odg艂os samochod贸w, mijaj膮cych okno gabinetu. Przypominam sobie, 偶e podjazd do gara偶u jest po tej stronie domu, tu偶 obok tego pokoju.
- Wr贸ci艂 m贸j m膮偶! - m贸wi i wstaje. Kln臋 w duchu.
- Musz臋 si臋 gdzie艣 schowa膰. Macha mi palcem przed nosem.
- Nie. Nigdzie si臋 nie chowaj. Uciekaj tylnymi drzwiami. Zajm臋 go czym艣, jak wejdzie. Szybko!
Kiwam g艂ow膮, dzi臋kuj臋 jej i wybiegam z gabinetu. Iwan Gro藕ny zaczyna si臋 budzi膰. Widzi mnie i warczy sennie. Przeskakuj臋 nad nim. Zrywa si臋 z pod艂ogi i szczeka. - Spok贸j, Iwan! - wo艂a kobieta. Pies skowyczy cicho i siada. Najwyra藕niej wie, kto tu rz膮dzi.
Wychodz臋 tylnymi drzwiami, zamykam je i id臋 po moich wcze艣niejszych 艣ladach, 偶eby nie zostawia膰 nowych.
- Masz towarzystwo, Sam - ostrzega mnie Lambert. - M臋偶czyzna na godzinie trzeciej.
Zza rogu domu wy艂ania si臋 umundurowany ochroniarz. Zapewne robi rutynowy obch贸d, zanim genera艂 wejdzie do mieszkania. Widzi mnie i wzywa pomocy. Kiedy wyci膮ga pistolet, zapominam o moich odciskach st贸p i atakuj臋 go. Uderzam bykiem i obaj padamy w 艣nieg. Wal臋 go z ca艂ej si艂y w twarz, ale facet jest dobrze wyszkolony i wbija mi kolano w bok. Czuj臋 przeszywaj膮cy b贸l w nerce. Staczam si臋 z niego i pr贸buj臋 wsta膰, ale zdaje mi pot臋偶ny cios w szyj臋. Gdyby mnie trafi艂 pod troch臋 innym k膮tem, z艂ama艂by mi kark. Boj臋 si臋, 偶e mam zmia偶d偶on膮 krta艅. Boli jak cholera i ledwo mog臋 oddycha膰.
Ochroniarz wstaje, wyci膮ga bro艅 i celuje mi w g艂ow臋. Kl臋cz臋 przed nim bezradnie, ale mam jeszcze tyle przytomno艣ci umys艂u, 偶e chwytam dwie gar艣cie 艣niegu i ubijam razem.
- Powinienem ci臋 od razu wyko艅czy膰 - m贸wi - ale zobaczymy, co powie genera艂.
Nagle w domu rozlega si臋 g艂o艣ny strza艂. Ochroniarz sztywnieje i patrzy w g贸r臋. Wykorzystuj臋 okazj臋, rzucam w niego 艣nie偶n膮 kul膮 i trafiam go w twarz. To jedna z podstawowych zasad krav magi - u偶yj czegokolwiek, co masz pod r臋k膮, 偶eby zdoby膰 przewag臋. Odbijam si臋 mocno nogami i skacz臋 na niego, jak diabe艂ek na spr臋偶ynce z pude艂ka. Uderzam go w podbrzusze i zn贸w przewracam. Jego pistolet - makarow - szybuje w powietrzu. Tym razem nie daj臋 mu szansy na kontratak. Skacz臋 mu na g艂ow臋; na nogach mam ci臋偶kie buty. Obracam si臋, l膮duj臋 z nogami przy jego skroniach i wymierzam mu solidnego kopniaka w prawy policzek.
Przestaje si臋 wi膰.
Zamieram na p贸艂torej sekundy, 偶eby si臋 upewni膰, 偶e niczego po sobie nie zostawi臋. Potem biegn臋 w kierunku bocznej 艣ciany domu. Kiedy mijam okno gabinetu, s艂ysz臋 wewn膮trz w艣ciek艂e g艂osy, ale nie potrafi臋 ich rozpozna膰. Niewa偶ne. Boli mnie krta艅 i chc臋 si臋 st膮d wynie艣膰. Zrobi艂em swoje. Tak uwa偶am.
Trzymaj膮c si臋 w mroku, przeskakuj臋 偶elazny parkan i p臋dz臋 ulic膮 do furgonetki.
ROZDZIA艁 7
Pu艂kownik Irving Lambert mia艂 z艂e przeczucia. Senator Janice Coldwater zwo艂a艂a zebranie. Z艂y znak. Lambert uwa偶a艂, 偶e ta kobieta jest jak wrz贸d na dupie. Przewodniczy艂a ma艂ej grupie waszyngto艅skich oficjeli, znanej jako Komitet, i mog艂a wydawa膰 polecenia Lambertowi i innym wysokim oficerom si艂 zbrojnych i wywiadu.
Lambert czu艂 brzemi臋 swojego wieku, gdy szed艂 korytarzem do wyznaczonej sali konferencyjnej w Pentagonie. To, 偶e zebranie odb臋dzie si臋 w centrum wszystkich wojskowych spraw, te偶 nie wr贸偶y艂o niczego dobrego. Oznacza艂o, 偶e Lambert spotka osoby kieruj膮ce innymi agencjami wywiadowczymi i polityk贸w, kt贸rzy decyduj膮 o potrzebach administracyjnych i bud偶etowych Wydzia艂u Trzeciego.
By艂 m艂odym cz艂owiekiem, kiedy zacz膮艂 pracowa膰 w wywiadzie wojskowym i mia艂 dobre uk艂ady z lud藕mi w Waszyngtonie. Kiedy chcia艂, m贸g艂 poprosi膰 o spotkanie z prezydentem. Prowadzi艂 tajne operacje, o kt贸rych nie wiedzia艂 - i nie musia艂 wiedzie膰 - nikt inny w ameryka艅skim rz膮dzie. Bezpiecze艅stwo Stan贸w Zjednoczonych cz臋sto spoczywa艂o w jego r臋kach, co te偶 nie by艂o powszechnie znanym ani docenianym faktem. Mimo to, a mo偶e w艂a艣nie dlatego, Lambert cz臋sto czu艂 si臋 tak, jakby sta艂 na samym dole waszyngto艅skiej hierarchii. Jego koledzy z FBI i CIA cieszyli si臋 wi臋kszym szacunkiem. Dow贸dcy si艂 zbrojnych patrzyli na niego z g贸ry.
0 jego istnieniu wiedzia艂a tylko garstka kongresman贸w.
Nie by艂o 偶adn膮 tajemnic膮 偶e los Wydzia艂u Trzeciego wisi na w艂osku. Ubieg艂y rok, mimo 偶e zlikwidowali pewne zagro偶enia dla interes贸w Stan贸w Zjednoczonych, okaza艂 si臋 katastrofalny pod wzgl臋dem strat w ludziach i koszt贸w. Sklep wyeliminowa艂 kilku penetrator贸w. Jak zdoby艂 nazwiska agent贸w, wci膮偶 pozostawa艂o zagadk膮. Lambertowi kazano znale藕膰 i uszczelni膰 przeciek. Dot膮d nie uda艂o mu si臋 to.
Lambert wszed艂 do sali i odetchn膮艂 z ulg膮 偶e nie zjawi艂 si臋 ostatni. Senator Coldwater ju偶 siedzia艂a na swoim miejscu u szczytu sto艂u. Skin臋艂a Lambertowi g艂ow膮 i wr贸ci艂a do notatek, kt贸re studiowa艂a. Obok niej sta艂 zas艂oni臋ty stojak.
Po jej lewej stronie siedzia艂 admira艂 Thomas Colgan z Marynarki Wojennej Stan贸w Zjednoczonych. Wpatrywa艂 si臋 w fili偶ank臋 kawy, najwyra藕niej czym艣 zmartwiony. Lambert nie zna艂 cz艂owieka obok niego. M臋偶czyzna by艂 w cywilu, wygl膮da艂 na naukowca, a w kieszeni koszuli mia艂 o艂贸wki automatyczne.
Tylko on zdj膮艂 marynark臋 i powiesi艂 na oparciu krzes艂a. Lambert zauwa偶y艂, 偶e facet jest zdenerwowany i czuje si臋 tu nieswojo.
Miejsce na prawo od senator zajmowa艂 wicedyrektor FBI, Darrell Blake. On te偶 zignorowa艂 Lamberta i nie podni贸s艂 wzroku znad le偶膮cych przed nim wydruk贸w. Szef Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego i prze艂o偶ony
Lamberta, Howard Lewis, jako jedyny u艣miechn膮艂 si臋 do niego. Siedzia艂 z dala od innych i trzyma艂 miejsce dla Lamberta. Pu艂kownik 艣cisn膮艂 rami臋 Lewisa i usiad艂 obok niego.
- Co jest grane'? - zapyta艂 szeptem.
- Zobaczymy - odszepn膮艂 Lewis. Lambert potar艂 czubek siwiej膮cej g艂owy ostrzy偶onej na rekruta. Robi艂 to bezwiednie, kiedy by艂 niespokojny.
Na spotkanie przybyli tak偶e przedstawiciele Departamentu Bezpiecze艅stwa Wewn臋trznego, cz艂onek Kolegium Szef贸w Po艂膮czonych Sztab贸w, dyrektor agencji antynarkotykowej DEA oraz grupa doradc贸w wojskowych i politycznych.
艢ci艣le tajny zesp贸艂 ekspert贸w, nazywany Komitetem, zosta艂 powo艂any przez prezydenta do nadzorowania i dyscyplinowania s艂u偶b specjalnych, do kt贸rych nale偶a艂 Wydzia艂 Trzeci. W Waszyngtonie, poza prezydentem i wiceprezydentem, o istnieniu Wydzia艂u Trzeciego wiedzieli tylko ludzie obecni na tej sali. W艂a艣ciwie nikt nie powinien o nim wiedzie膰. Zadaniem NSA, jako narodowej organizacji kryptologicznej, by艂o prowadzenie i koordynowanie wysoko wyspecjalizowanych dzia艂a艅 maj膮cych na celu ochron臋 ameryka艅skich system贸w informacyjnych i sporz膮dzanie zagranicznych raport贸w wywiadowczych. Poniewa偶 w gr臋 wchodzi艂a telekomunikacja i przetwarzanie danych, operacje NSA sta艂y na bardzo wysokim poziomic technicznym.
Przez dziesi膮tki lat NSA zajmowa艂a si臋 tak zwanym pasywnym zbieraniem ruchomych danych, czyli przechwytywaniem 艂膮czno艣ci. Wydzia艂 Pierwszy by艂 艣wiatow膮 sieci膮 mi臋dzynarodowych agencji wywiadowczych i plac贸wek, kt贸re przechwytywa艂y sygna艂y telekomunikacyjne i przesy艂a艂y je do NSA do analizy. W czasach zimnej wojny sie膰 pe艂ni艂a bardzo wa偶n膮 funkcj臋 w strategii Stan贸w Zjednoczonych. Rozpad Zwi膮zku Radzieckiego i ewolucja telekomunikacji spowodowa艂y powstanie Wydzia艂u Drugiego, kt贸ry koncentrowa艂 si臋 wy艂膮cznie na nowych technologiach w tej dziedzinie. Niestety ogromna ilo艣膰 informacji i szybki rozw贸j technik szyfrowania przyt艂oczy艂y Wydzia艂 Drugi. NSA do艣wiadczy艂a pierwszego za艂amania systemu. Gdy w telekomunikacji rozpowszechni艂y si臋 technika cyfrowa i zaawansowana kryptografia, pasywne zbieranie danych przesta艂o wystarcza膰. Tote偶 NSA stworzy艂a 艣ci艣le tajn膮 sekcj臋 specjaln膮, znan膮 jako Wydzia艂 Trzeci, by powr贸ci膰 do bardziej 搆lasycznych" metod szpiegostwa i, przy wsparciu najnowszej techniki, aktywnie pozyskiwa膰 informacje. Lambert uwa偶a艂, 偶e Wydzia艂 Trzeci to powr贸t do podstaw - 艣wiata szpieg贸w, kt贸rzy pracuj膮 w terenie i nara偶aj膮 偶ycie, by zrobi膰 zdj臋cie, nagra膰 rozmow臋 lub skopiowa膰 zawarto艣膰 twardego dysku komputera. Agenci, nazywani penetratorami, pojawiali si臋 w niebezpiecznych i newralgicznych miejscach, 偶eby zdoby膰 potrzebne dane wywiadowcze wszelkimi 艣rodkami, jakie oka偶膮 si臋 konieczne. Penetrator mia艂 wykona膰 zadanie, pozostaj膮c niewidoczny. Dzia艂a艂 poza obowi膮zuj膮cymi umowami mi臋dzynarodowymi, a rz膮d Stan贸w Zjednoczonych nie przyznawa艂 si臋 do niego w razie wpadki i nie wspiera艂 go w akcji.
Kiedy do sali wszed艂 dyrektor CIA, Morris Cooper, Lambert j臋kn膮艂 w duchu. On i Cooper niezbyt si臋 lubili, delikatnie m贸wi膮c.
- Przepraszam za sp贸藕nienie - powiedzia艂 Cooper. - Korki na korytarzach by艂y wi臋ksze ni偶 zwykle.
Nikogo nie rozbawi艂 ten 偶art. Cooper wzruszy艂 ramionami i usiad艂 naprzeciwko Lewisa i Lamberta.
- Skoro wszyscy ju偶 s膮 - zabra艂a g艂os senator Coldwater - chcia艂abym zacz膮膰 od spraw bud偶etowych i mie膰 to za sob膮, zanim przejdziemy do nowego problemu, kt贸ry si臋 pojawi艂. - Spojrza艂a na dw贸ch przedstawicieli NSA. - Panie Lewis, pu艂kowniku Lambert, cz艂onkowie Komitetu badaj膮 obecnie finanse r贸偶nych agencji i organizacji czuwaj膮cych nad bezpiecze艅stwem narodowym. Jak wiecie, nale偶y do nich Departament Bezpiecze艅stwa Wewn臋trznego, antyterrorystyczne si艂y specjalne i inne tajne sekcje FBI i CIA. Niestety NSA zajmuje wysok膮 pozycj臋 na li艣cie kandydat贸w do obci臋cia funduszy, bo gdzie艣 trzeba ruszy膰 z miejsca.
Lewis poprawi艂 si臋 na krze艣le, Lambert dosta艂 skurczu 偶o艂膮dka.
- M贸wi pani o Wydziale Trzecim? - zapyta艂 pu艂kownik. -Tak.
Lambert odchrz膮kn膮艂.
- Z ca艂ym szacunkiem, pani senator, chcia艂bym przypomnie膰 Komitetowi osi膮gni臋cia Wydzia艂u Trzeciego od chwili jego powstania. Tylko w ubieg艂ym roku zapobiegli艣my powa偶nemu konfliktowi na Bliskim Wschodzie, kt贸ry grozi艂 Izraelowi katastrof膮. Rozbili艣my ugrupowanie terrorystyczne znane jako Cienie. Usun臋li艣my z Europy Wschodniej i Bliskiego Wschodu organizacj臋 handluj膮c膮 nielegalnie broni膮, czyli Sklep. Nie mo偶e pani powiedzie膰, 偶e nie wykonujemy naszych zada艅. Zak艂adamy, 偶e w przysz艂o艣ci nasza ma艂a grupa b臋dzie jeszcze bardziej skuteczna. Na przyk艂ad rozszerzamy program Asystent Terenowy. Agenci pomocniczy b臋d膮 podr贸偶owali z penetratorami do miejsc operacji i udzielali im tak bardzo potrzebnego wsparcia.
Senator skin臋艂a g艂ow膮.
- Komitet docenia osi膮gni臋cia Wydzia艂u Trzeciego, panie pu艂kowniku. Ale martwi膮 mnie wasze straty w ludziach. S膮 bardzo wysokie, bior膮c pod uwag臋 niewielk膮 liczb臋 penetrator贸w. W zesz艂ym roku straci艂 pan... ilu? Trzech? Czterech?
- Sklep mia艂 ich nazwiska. Rozmawiali艣my ju偶 o tym na poprzednich zebraniach Komitetu, pani senator. Przeciek...
- Mieli艣cie prawie rok na znalezienie tego przecieku - wtr膮ci艂 si臋 Cooper. - Co wy tam robicie, w tym waszym budyneczku?
- Mo偶esz by膰 pewien, Morris, 偶e nie bawimy si臋 genitaliami - odparowa艂 Lambert. Cooper parskn膮艂, Lewis szturchn膮艂 pu艂kownika, 偶eby przywo艂a膰 go do porz膮dku.
- Panie pu艂kowniku - ci膮gn臋艂a senator - koszty rekrutacji, wyszkolenia i wynagrodzenia jednego penetratora s膮 ogromne. Strata takiego cz艂owieka w terenie r贸wna si臋 stracie kilku pocisk贸w rakietowych za milion dolar贸w. Musz臋 te偶 zauwa偶y膰, 偶e wspomniane przez pana operacje na Bliskim Wschodzie nie zosta艂y przeprowadzone ca艂kowicie bez wiedzy opinii publicznej. Wydzia艂 Trzeci stworzono po to, 偶eby wykonywa艂 swoje zadania, nie pozostawiaj膮c 艣lad贸w. Zesz艂oroczna akcja na Bliskim Wschodzie posz艂a bardzo 藕le. Zgin臋li ludzie. O waszej obecno艣ci w tamtym regionie do-wiedzia艂y si臋 obce rz膮dy. Prezydent znalaz艂 si臋 w bardzo trudnej sytuacji.
Lambert wzi膮艂 g艂臋boki oddech.
- Mog臋 tylko powiedzie膰, 偶e osi膮gn臋li艣my 艣wietne wyniki. Cel zosta艂 zrealizowany i zapobiegli艣my 艣wiatowej katastrofie. Przykro mi, je艣li prezydent musia艂 par臋 razy niewinnie sk艂ama膰. - Lewis zn贸w go szturchn膮艂. - Co do przecieku - m贸wi艂 dalej pu艂kownik - robimy, co mo偶emy. Chcia艂bym wszystkim przypomnie膰, 偶e o istnieniu Wydzia艂u Trzeciego wie tylko ma艂a grupa moich podw艂adnych, prezydent, wiceprezydent i ludzie w tej sali.
Morris Cooper pochyli艂 si臋 do przodu.
- To oskar偶enie, Lambert? Uwa偶asz, 偶e kto艣 z nas...?
- Panowie, prosz臋 o spok贸j - w艂膮czy艂a si臋 senator Coldwater. - Nikt tu nikogo nie wini.
Lambert zaczerpn膮艂 powietrza i kontynuowa艂.
- W tej chwili m贸j cz艂owiek tropi dyrektor贸w Sklepu. Zidentyfikowali艣my ich i siedzimy im na karku.
- Mi艂o mi to s艂ysze膰, pu艂kowniku - odezwa艂 si臋 Cooper. Darrell Blake wzi膮艂 Lamberta w obron臋.
- FBI te偶 szuka tych ludzi. A co robi CIA?
- Bez obaw, czuwamy - odrzek艂 Cooper. Wyci膮gn膮艂 si臋 na krze艣le i skrzy偶owa艂 r臋ce na piersi.
- Doskonale - odezwa艂a si臋 senator Coldwater. - W ka偶dym razie, panowie, nie zapad艂a jeszcze 偶adna decyzja. Bud偶et jest wci膮偶 analizowany. Panie pu艂kowniku, wezm臋 pa艅skie s艂owa pod uwag臋. Przejd藕my dalej.
- Skin臋艂a g艂ow膮 admira艂owi Colganowi. Oficer marynarki wojennej odchrz膮kn膮艂.
- Pani senator, panowie, dzi臋kuj臋, 偶e zaprosili艣cie tu mnie i mojego koleg臋, Charlesa Kaya. Wszyscy znacie Charliego, dyrektora SeaStrike Technologies?
Niekt贸rzy pokr臋cili g艂owami. Lambert s艂ysza艂 o nim, ale widzia艂 go po raz pierwszy. SeaStrike Technologies by艂a cz臋艣ci膮 koncernu zbrojeniowego, kt贸ry zaopatrywa艂 Marynark臋 Wojenn膮 Stan贸w Zjednoczonych.
- SeaStrike Technologies i nasza marynarka wojenna od kilku lat pracuj膮 wsp贸lnie nad projektem MRUUV. Wiecie wszyscy, o czym m贸wi臋.
Lambert przytakn膮艂; wi臋c o to chodzi. Program MRUUV zainicjowa艂o Dow贸dztwo System贸w Morskich Marynarki Wojennej. Skr贸t oznacza艂 wielozadaniowy bezza艂ogowy pojazd podwodny, kt贸ry zamierzano stworzy膰. MRUUV mia艂 by膰 wystrzeliwany z pi臋膰dziesi臋ciotrzycentymetrowych wyrzutni torpedowych, w jakie s膮 standardowo wyposa偶ane wszystkie ameryka艅skie okr臋ty podwodne. Lambert s艂ysza艂, 偶e SeaStrike jest bliska realizacji projektu.
- Charlie, mo偶e wyja艣nisz wszystkim pow贸d swojej obecno艣ci tutaj?
- zaproponowa艂 Colgan.
==================================
ABC Amber Text Converter v5.01
Trial version
==================================
Kay poprawi艂 nerwowo ko艂nierzyk koszuli i zacz膮艂 t艂umaczy膰:
- Projekt MRUUV to rozwini臋cie LMRS-u, rozpoznawczego systemu dalekiego zasi臋gu do lokalizowania min, wykorzystuj膮cego wyrzutnie torpedowe. Planujemy wystrzeliwanie MRUUV-a z bojowych okr臋t贸w podwodnych klasy Wirginia lub Los Angeles. B臋dzie u偶ywany do tajnych operacji 1SR oraz do neutralizacji min i taktycznej obserwacji oceanu.
Zainteresowanie Lamberta wzros艂o. Skr贸t ISR oznacza艂 zbieranie danych wywiadowczych, inwigilacj臋 i rozpoznanie - co艣 dla Wydzia艂u Trzeciego.
Kay wsta艂, podszed艂 do zas艂oni臋tego stojaka i 艣ci膮gn膮艂 przykrycie. Ukaza艂 si臋 smuk艂y cylindryczny obiekt, z kt贸rego wystawa艂y r贸偶ne sensory i sondy.
- Oto nasz MRUUV - powiedzia艂. - Jest wielozadaniowy, ma wi臋c przewag臋 nad zwyk艂ym UUV-em, bezza艂ogowym zdalnie sterowanym pojazdem podwodnym, kt贸ry programuje si臋 tylko do jednego celu. Torpedownie okr臋t贸w podwodnych s膮 za ma艂e, 偶eby na ka偶d膮 misj臋 zabiera膰 oddzielne
UUV-y. Rekonfiguruj膮c pakiety sensor贸w i innych 艂adunk贸w nowego UUV-a na pok艂adzie okr臋tu podwodnego lub w bazie pomocniczej na l膮dzie, mo偶na go zoptymalizowa膰 tak, aby by艂 pomocny podczas ca艂ej misji okr臋tu. - Kay wskaza艂 o艂贸wkiem obiekt. - Ten MRUUV pierwszej generacji ma 艣rednic臋 pi臋膰dziesi臋ciu trzech centymetr贸w i wa偶y oko艂o stu dwudziestu siedmiu kilogram贸w. Zosta艂 wyposa偶ony w dalekosi臋偶ny system rozpoznawania min, BLQ-11, 偶eby umo偶liwi膰 wsp贸艂czesnym atomowym okr臋tom podwodnym rozpocz臋cie ISR. Jest sterowany z macierzystego okr臋tu i komunikuje si臋 bezpo艣rednio z nim lub po艣rednio z innymi w臋z艂ami przez satelit臋. Do planowania misji pojazdu wykorzystuje si臋 systemy nawigacyjne macierzystego okr臋tu. MRUUV mo偶e te偶 odbiera膰 dane z GPS-u. Najwi臋ksz膮 zalet膮 pojazdu jest mo偶liwo艣膰 zmiany jego 艂adunk贸w modu艂owych. - Kay odwr贸ci艂 si臋 i u艣miechn膮艂 do wszystkich w sali. - Mam przyjemno艣膰 oznajmi膰, 偶e nasz prototyp jest uko艅czony i gotowy do test贸w. Rozleg艂y si臋 pomruki uznania, ale nie by艂o aplauzu.
- Powiem to wprost - odezwa艂 si臋 Cooper. Kay skupi艂 swoj膮 uwag臋 na dyrektorze CIA. - Ten pojazd mo偶e przenosi膰 bro艅, tak? Mogliby艣my go wyposa偶y膰 w g艂owic臋 j膮drow膮 i po cichu dostarczy膰 j膮 do jakiego艣 nadmorskiego miasta?
- Teoretycznie tak - przyzna艂 Kay.
- Sprytne urz膮dzenie - stwierdzi艂 Cooper.
- Owszem, jeste艣my z niego zadowoleni - odrzek艂 Kay i wr贸ci艂 na swoje miejsce. - Mamy nadziej臋, 偶e nied艂ugo rozpoczniemy testy.
G艂os zabra艂 admira艂 Colgan.
- W艂a艣nie. Przyszli艣my tutaj, by uprzedzi膰 Komitet, 偶e w tej chwili testy nie s膮 mo偶liwe, gdy偶 mo偶emy mie膰 do czynienia z powa偶nym zagro偶eniem bezpiecze艅stwa programu MRUUV.
Wszyscy czekali na dalszy ci膮g. Colgan spojrza艂 na Kaya i skin膮艂 g艂ow膮.
Kay odchrz膮kn膮艂.
- Problem w tym, 偶e przed tygodniem zagin膮艂 g艂贸wny fizyk pracuj膮cy przy projekcie, profesor Gregory Jeinsen. W ostatni poniedzia艂ek nie zjawi艂 si臋 w pracy. Przeprowadzono 艣ledztwo, ale nie odnaleziono go.
- Nigdy nie s艂ysza艂em o tym Jeinsenie - powiedzia艂 Morris Cooper. Kto to jest?
- Wschodnioniemiecki naukowiec, uciek艂 do Stan贸w na pocz膮tku lat siedemdziesi膮tych - wyja艣ni艂 Colgan. - Pracowa艂 dla Pentagonu, g艂贸wnie nad rozwojem broni.
- Znam go osobi艣cie - doda艂 Kay. -1, oczywi艣cie, pracowa艂em z nim rami臋 w rami臋. To uczciwy i b艂yskotliwy cz艂owiek. Obywatel ameryka艅ski.
- Co zrobiono, 偶eby go znale藕膰? - zapyta艂 Cooper.
- Waszyngto艅ska policja przeszuka艂a jego mieszkanie. Wygl膮da艂o zupe艂nie normalnie. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e profesor Jeinsen po prostu wsta艂 z 艂贸偶ka, wyszed艂 i ju偶 nie wr贸ci艂. Jego rzeczy ci膮gle tam s膮. Nie stwierdzono, 偶eby czego艣 brakowa艂o. Trudno powiedzie膰, czy wzi膮艂 ze sob膮 jak膮艣 walizk臋 lub ubrania. Policja umie艣ci艂a Jeinsena w biuletynie os贸b zaginionych, ale jeszcze nie ma 偶adnych informacji.
- Nasza agencja zosta艂a zawiadomiona dwa dni po tym, jak profesor nie przyszed艂 do pracy - w艂膮czy艂 si臋 Darrell Blake. - FBI prowadzi dochodzenie i sprawdza r贸偶ne ewentualno艣ci. Nie mo偶emy wykluczy膰, 偶e kto艣 go uprowadzi艂. I, niestety, na to zaczyna wygl膮da膰.
- My艣lisz, 偶e go porwano? zapyta艂 Lewis. Blake wzruszy艂 ramionami.
- Nie wiem.
- Martwi nas nie tylko bezpiecze艅stwo profesora - ci膮gn膮艂 Colgan - ale r贸wnie偶 to, 偶e mia艂 pe艂ny dost臋p do projektu MRUUV. Kierowa艂 nim. Je艣li jest w r臋kach wroga, program przestanie by膰 tajemnic膮. To bardzo powa偶ny cios dla naszej strategii obronnej.
- Dzi臋kuj臋 panom - zako艅czy艂a zebranie senator. - Przygotowali艣my akta profesora. Przed wyj艣ciem dostaniecie kopie. Chcia艂abym, 偶eby wszyscy obecni zapoznali si臋 z tymi dokumentami. FBI ju偶 dzia艂a. CIA i NSA maj膮 nada膰 tej sprawie najwy偶szy priorytet. To rozkaz samego prezydenta. Musimy odnale藕膰 profesora Jeinsena.
ROZDZIA艁 8
Zn贸w w domu. Nazajutrz po mojej nocnej wizycie w moskiewskiej rezydencji genera艂a Prokofiewa Lambert kaza艂 mi wraca膰 do Stan贸w. Zako艅czy艂em prac臋 w Rosji i na Ukrainie.
Okaza艂o si臋, 偶e pani Prokofiew nie 偶artowa艂a, m贸wi膮c, 偶e zabije m臋偶a. Pr贸bowa艂a. Kiedy tylko wszed艂 frontowymi drzwiami, strzeli艂a do niego dwa razy z karabinu. Pierwszy pocisk trafi艂 go w szyj臋 tu偶 pod jab艂kiem Adama, przeszed艂 na wylot i uszkodzi艂 kr臋gos艂up. Drugi ci臋偶ko zrani艂 genera艂a w g艂ow臋. Zabrano go do szpitala, ale wygl膮da na to, 偶e mo偶emy go spisa膰 na straty. B臋dzie 偶y艂, ale jak warzywo. Biedna pani Prokofiew zosta艂a aresztowana i bez w膮tpienia p贸jdzie siedzie膰 albo nawet dostanie kar臋 艣mierci. Powiedzia艂a gliniarzom, 偶e 搒kurwiel na to zas艂u偶y艂". Przynajmniej b臋dzie czu艂a satysfakcj臋, 偶e to zrobi艂a.
Oskar Herzog, dyrektor Sklepu, kt贸ry by艂 z Prokofiewem w obuchiwskim hangarze, znikn膮艂. Prawdopodobnie do艂膮czy艂 do Andrieja Zdroka i Antona Antipowa. Jestem pewien, 偶e kiedy Lambert ustali, gdzie si臋 ukrywaj膮, wy艣le mnie w nast臋pn膮 損odr贸偶 s艂u偶bow膮".
Na razie dobrze jest by膰 z powrotem w Towson w Marylandzie. Mieszkam w domu, kt贸ry jest o wiele za du偶y dla samotnego faceta grubo po czterdziestce. Mam do dyspozycji trzy pi臋tra i musz臋 powiedzie膰, 偶e to ca艂kiem fajne, kiedy si臋 偶yje samotnie. Pozwoli艂em sobie na kilka prostych przyjemno艣ci - wielki telewizor z p艂askim ekranem i porz膮dn膮 kolekcj臋 DVD. Najbardziej lubi臋 stare westerny i filmy wojenne. W suterenie znajduje si臋 biblioteka i jednocze艣nie m贸j gabinet. Czytam niewiele powie艣ci. Studiuj臋 g艂贸wnie publikacje o r贸偶nych krajach. Staram si臋 nad膮偶a膰 za wydarzeniami politycznymi i gospodarczymi, zw艂aszcza tymi z niespotykanych rejon贸w naszego globu. W terenie trzeba wiedzie膰, kto naprawd臋 jest po twojej stronie, a kto nie. To podstawowa sprawa. Co dzie艅 staram wi臋c si臋 uaktualnia膰 swoje informacje.
Jest mi wygodnie. Mieszkam trzy przecznice od drogi mi臋dzystanowej 1-695, a wi臋kszo艣膰 artyku艂贸w spo偶ywczych mog臋 kupowa膰 w markecie przy York Road, przecznic臋 od mojego domu. W tym samym centrum handlowym trenuj臋 krav mag臋. Moja instruktorka, Kalia Loenstern, zostawi艂a mi na automatycznej sekretarce intryguj膮c膮 wiadomo艣膰: W czwartek s膮 specjalne zaj臋cia. Bardzo bym chcia艂a, 偶eby艣 przyszed艂. Prosz臋.
Jest czwartek, przebieram si臋 wi臋c w dres i bior臋 ma艂膮 torb臋 sportow膮 z r臋cznikiem oraz zapasowym T-shirtem. W Marylandzie jest jeszcze zima, dlatego wk艂adam czerwon膮 kurtk臋 narciarsk膮 i wychodz臋. To pi臋膰 minut drogi spacerkiem. Ale tu偶 przed zamkni臋ciem i zaryglowaniem drzwi frontowych s艂ysz臋 telefon. Mam dwie linie. Jeden numer jest zastrze偶ony i s艂u偶y do prywatnych rozm贸w. Korzystaj膮 z niego moi nieliczni przyjaciele i krewni. Drugi telefon to bezpieczna linia do kontakt贸w z Wydzia艂em Trzecim.
Poniewa偶 niewiele os贸b zna m贸j numer domowy, mog臋 si臋 za艂o偶y膰, 偶e nie dzwoni telemarketer, tylko kto艣, z kim chcia艂bym pogada膰. Wpadam z powrotem do domu i odbieram telefon w kuchni, kt贸ra jest na parterze obok drzwi frontowych.
- Fisher - zg艂aszam si臋.
- Cze艣膰, tato!
U艣miecham si臋 szeroko. Warto by艂o wr贸ci膰, 偶eby porozmawia膰 z moj膮 c贸rk膮, Sar膮.
- Jak si臋 masz, skarbie?
- Dobrze. Zimno tutaj. Jest u ciebie 艣nieg? - Widz臋 j膮 oczami wyobra藕ni w wieku pi臋ciu czy sze艣ciu lat. To ju偶 przesz艂o艣膰. Trudno mi si臋 pogodzi膰 z faktem, 偶e nie jest ju偶 ma艂膮 dziewczynk膮.
- Nie, stopnia艂, ale na dworze jest zimno. W艂a艣nie wychodzi艂em na trening. Co na uczelni?
- W porz膮dku. Chyba si臋 domy艣lasz, dlaczego dzwoni臋? Zastanawiam si臋 przez chwil臋.
- Bo kochasz swojego tat臋 i chcia艂a艣 po prostu us艂ysze膰 jego g艂os? 艢mieje si臋. Jej dziewcz臋cy chichot chwyta mnie za serce.
- Nie, g艂uptasie. To znaczy, tak, jasne, to te偶, ale chcia艂am ci z艂o偶y膰 偶yczenia urodzinowe!
Cholera. Prawie zapomnia艂em. Jutro s膮 moje pieprzone urodziny. Chichocz臋 i kr臋c臋 g艂ow膮. 揓ako艣" mi to umkn臋艂o.
- To mo偶e jutro te偶 zadzwonisz?
- Jestem ca艂y dzie艅 na uczelni, a wieczorem mam pr贸b臋 sztuki.
- Rozumiem.
- Wi臋c s艂uchaj! - Zaczyna mi 艣piewa膰 g艂upi膮 piosenk臋. 艢miej臋 si臋. Kiedy ko艅czy, dzi臋kuj臋 jej serdecznie.
- Powiniene艣 co艣 dosta膰 poczt膮 - m贸wi. - Musz臋 lecie膰. B臋dziesz przez jaki艣 czas na miejscu?
- Mam nadziej臋. Przynajmniej do nast臋pnej zagranicznej konferencji
handlowej.
- Jasne, wiadomo. - Parska. - Przecie偶 nie mo偶esz nie pojecha膰.
Sara wie, co robi臋. Udawa艂o mi si臋 to przed ni膮 ukrywa膰 przez d艂ugi czas, do zesz艂ego roku, gdy zosta艂a porwana przez Sklep. Kiedy ko艅czy si臋 nie艣wiadomo艣膰, zaczyna si臋 odpowiedzialno艣膰 zwi膮zana z tym, 偶e jest si臋 dzieckiem penetratora.
Gaw臋dzimy jeszcze chwil臋, m贸wimy sobie, 偶e si臋 kochamy i si臋 roz艂膮czamy. Po rozmowie ca艂uj臋 palec wskazuj膮cy i dotykam jej zdj臋cia przyczepionego magnesem do drzwi lod贸wki. Potem wychodz臋.
Co za szcz臋艣cie, 偶e nie mam przydzia艂u na sta艂e do jednej plac贸wki. Wi臋kszo艣膰 penetrator贸w stacjonuje w cz臋艣ciach 艣wiata, gdzie na pewno nie chcia艂bym mieszka膰 d艂u偶ej ni偶 minut. Chyba zajmuj臋 wyj膮tkow膮 pozycj臋 w Wydziale Trzecim. By艂em pierwszym penetratorem, potrafi臋 si臋 przystosowa膰 do otoczenia wsz臋dzie, gdzie mnie wysy艂aj膮, jestem wi臋c bardziej przydatny jako 搆ontrahent". Kiedy艣 szpiedzy byli dyplomatami lub oficerami wywiadu w ambasadach. Ale penetratorzy Wydzia艂u Trzeciego nie s膮 w 偶aden spos贸b powi膮zani z rz膮dem Stan贸w Zjednoczonych, przynajmniej oficjalnie. W terenie u偶ywam r贸偶nych to偶samo艣ci i czasami musz臋 si臋 nauczy膰 jakiego艣 zawodu lub zdoby膰 nowe umiej臋tno艣ci, 偶eby moja przykrywka by艂a wiarygodna. W ka偶dym razie przyjemnie jest m贸c wr贸ci膰 do domu mi臋dzy zadaniami, 偶eby zobaczy膰 si臋 z Sar膮.
Wydzia艂 Trzeci na pewno bije na g艂ow臋 CIA. Pracowa艂em tam, dop贸ki nie zwerbowa艂 mnie pu艂kownik Lambert. W CIA musia艂em szpiegowa膰 w tradycyjny spos贸b - zwykle udawa艂em dyplomat臋 lub jak膮艣 urz臋dow膮 osob臋. P贸藕niej przenios艂em si臋 do pracy w Stanach. Zajmowa艂em si臋 rozwojem broni. Uwa偶a艂em, 偶e jestem ca艂kiem dobrym teoretykiem wojny informacyjnej, ale machina biurokratyczna stale ogranicza艂a moj膮 kreatywno艣膰. Zawsze by艂em, jestem i b臋d臋 cz艂owiekiem czynu. Chyba 偶e wiek lub stan zdrowia uniemo偶liwi膮 mi wykonywanie tego, co robi臋. Teraz zbli偶am si臋 do pi臋膰dziesi膮tki. Nie wiem, jak d艂ugo jeszcze b臋d臋 pracowa艂 w Wydziale Trzecim, zanim zmusz膮 mnie do przej艣cia na emerytur臋, ale chc臋 zosta膰 tam jak najd艂u偶ej. Nie mam poj臋cia, co ze sob膮 zrobi臋 bez tej pracy. Uwa偶am, 偶e to dzi臋ki niej czuj臋 si臋 m艂odo. To dreszcz emocji, ryzyko, bardzo niebezpieczna gra. Kiedy chodzi o twoje 偶ycie, nie m贸wi膮c o 偶yciu twoich rodak贸w, masz zapewniony sta艂y przyp艂yw adrenaliny. Uzale偶ni艂em si臋 od tego.
Docieram do centrum handlowego i wchodz臋 do ma艂ego studia ta艅ca, kt贸re Katia wynajmuje na zaj臋cia. Jest ju偶 na miejscu i si臋 gimnastykuje. Nie jestem zaskoczony, 偶e poza nami jeszcze nikogo nie ma. Zwykle zjawiam si臋 pierwszy.
- Sam! - Pochyla tu艂贸w nad lew膮 nog膮 i ci膮gnie za stop臋. Jak zawsze ma na sobie trykotowy str贸j bez r臋kaw贸w. Podziwiam jej zgrabne d艂ugie nogi. - Ciesz臋 si臋, 偶e ju偶 wr贸ci艂e艣. Jak podr贸偶?
- Nie nudzi艂em si臋 - odpowiadam i stawiam torb臋 na pod艂odze obok wielkiego lustra na 艣cianie. - Gdzie reszta?
U艣miecha si臋 zalotnie.
- Pewnie si臋 sp贸藕ni膮. Zr贸b rozgrzewk臋, a potem zaczniemy we dwoje.
Rozci膮gam si臋 i obserwuj臋 j膮. Jak ju偶 wspomnia艂em, Katia to Amerykanka pochodzenia izraelskiego. Jest bardzo atrakcyjna i utrzymuje 艣wietn膮 form臋. Ma trzydzie艣ci sze艣膰 lat, du偶e piwne oczy, d艂ugi nos, pi臋kne usta i d艂ugie, ciemne kr臋cone w艂osy. Opadaj膮 w nie艂adzie wok贸艂 jej g艂owy, chyba 偶e wi膮偶e je w ko艅ski ogon. Ale nawet wtedy nie wisz膮 jak kucyk, tylko stercz膮 na wszystkie strony. Uwa偶am, 偶e to fajnie wygl膮da.
Kiedy si臋 rozgrzewam, Katia podchodzi do swoich rzeczy i wyjmuje butelk臋 wody. Wypija 艂yk, nadmiar sp艂ywa jej po brodzie, szyi i trykocie. Ma 艂adne, naturalne piersi. Mokry str贸j podkre艣la ich kszta艂t. Nigdy nie robi艂a takich numer贸w, cholera. Za艂o偶臋 si臋, 偶e ten pokaz jest dla mnie. Co tu jest grane, jak rany?
- Ptaszek mi powiedzia艂, 偶e jutro s膮 twoje urodziny - m贸wi.
- Tak? Ciekawe, co to za ptaszek?
- Formularz zg艂oszenia na kurs, sam go wype艂ni艂e艣.
- Naprawd臋? I on lata? - Siedz臋 na pod艂odze i rozci膮gam nogi. Podchodzi i staje nade mn膮.
- Co ty na to, 偶ebym zrobi艂a ci jutro 艣niadanie? - pyta. -Co?! Katiu...
- M贸wi臋 powa偶nie, Sam. - Kuca przy mnie. - Z nikim si臋 nie spotykasz, a ja mam dosy膰 naszych przyjacielskich wypad贸w na kaw臋. Chc臋 ci da膰 co艣 na urodziny i mam ochot臋 przynie艣膰 ci 艣niadanie. Wiem, gdzie mieszkasz; adres jest na twoim zg艂oszeniu. Pasuje ci 贸sma trzydzie艣ci? A mo偶e wolisz, pospa膰 d艂u偶ej? Mog臋 przyj艣膰 o dziewi膮tej trzydzie艣ci albo o dziesi膮tej.
Przestaj臋 si臋 rozci膮ga膰 i patrz臋 na ni膮. Wida膰, 偶e m贸wi serio.
- Katiu, ju偶 o tym rozmawiali艣my. Naprawd臋 nie jestem do wzi臋cia. Doceniam twoj膮 propozycj臋, ale...
- Nie chrza艅, Fisher. Dosy膰 wykr臋t贸w. Wstawaj. Czas wzi膮膰 si臋 do roboty.
Podnosi si臋 i odchodzi.
Zaczynam rozumie膰, dlaczego jeste艣my sami. Za艂atwi艂a mnie.
- Reszta na pewno si臋 sp贸藕ni... - m贸wi臋.
- Reszta jest niewa偶na, Fisher - odpowiada. - Chcia艂am ci臋 mie膰 dzisiaj tylko dla siebie. Musz臋 ci pokaza膰 par臋 nowych rzeczy. Gotowy?
Wstaj臋 i wzruszam ramionami.
- Jasne.
Atakuje, zanim jeszcze przyjm臋 postaw臋. Wymierza mi pot臋偶ne kopni臋cie pi臋t膮 z obrotu. Padam na mat臋.
- Jaka jest pierwsza zasada krav magi, Fisher? - pyta. Siadam znudzony.
- Unikaj trafienia.
Kr臋ci g艂ow膮, cmoka z dezaprobat膮 i pokazuje mi gestem, 偶ebym wsta艂. Podnosz臋 si臋. Teraz jestem czujny. Kiedy zn贸w naciera, blokuj臋 jej kopni臋cie, 艂api臋 j膮 za 艂ydk臋 i obracam. Ale jest na to przygotowana. Robi obr贸t cia艂em w tym samym kierunku i dotyka r臋kami pod艂ogi, 偶eby mie膰 oparcie. Jednocze艣nie kopie mnie woln膮 nog膮 w podbrzusze. Musz臋 pu艣ci膰 jej 艂ydk臋. Cofam si臋 i patrz臋 na moj膮 instruktork臋 z szacunkiem.
Katia wraca do pionu.
- Przewr贸膰 mnie, Fisher. Je艣li potrafisz.
- Wiesz, 偶e tak - m贸wi臋.
- Wi臋c zamknij si臋 i zr贸b to. Je艣li ja ci臋 roz艂o偶臋, jutro przynosz臋 ci do domu 艣niadanie, zgoda?
- Zaraz, zaraz, nie tak szybko, Katiu.
- Zgoda? - Tym razem u艣miecha si臋 figlarnie. Niech b臋dzie, je艣li jej zale偶y.
- Dobra, zgoda.
- To mnie przewr贸膰.
Przygotowuj臋 si臋. Stoi z jedn膮 nog膮 wysuni臋t膮 do przodu. To lewa noga, przesuwam si臋 wi臋c naprz贸d i w lewo. Zachodz臋 j膮 od wewn臋trznej, czyli z jej prawej strony. W len spos贸b jestem w zasi臋gu jej r膮k i n贸g. Chc臋 j膮 sprowokowa膰.
Wymierza mi kopni臋cie. Robi臋 unik i pr贸buj臋 chwyci膰 j膮 za nog臋. Odskakuje. Okr膮偶a mnie z takim wdzi臋kiem, jakbym walczy艂 z baletnic膮. Nagle jest za mn膮 i kopie mnie w nerki. Odwracam si臋 i wal臋 j膮 prawym sierpowym w szcz臋k臋. Jeszcze nigdy nie uderzy艂em mojej instruktorki z tak膮 si艂膮, ale sama si臋 o to prosi艂a! Cios troch臋 j膮 osza艂amia. Rozciera podbr贸dek, potrz膮sa g艂ow膮 i patrzy na mnie w艣ciekle.
- Nic ci si臋 nie sta艂o? - pytam. Nie chc臋 jej zrobi膰 krzywdy.
- Zamknij si臋 - odpowiada. Jest teraz wkurzona. Atakuje jak tygrysica, wskakuje na mnie i opasuje mnie swoimi zgrabnymi nogami. Potem zadaje mi seri臋 cios贸w kantem d艂oni w nerwy z obu stron szyi. Wie, gdzie s膮 czu艂e miejsca. Czuj臋 przeszywaj膮cy b贸l w rdzeniu kr臋gowym. Nie mog臋 usta膰 na nogach. Osuwam si臋 na kolana, z Kati膮 owini臋t膮 wok贸艂 mojego pasa.
Wali mnie prosto w nos. Widz臋 gwiazdy. Ale mam jeszcze tyle przytomno艣ci umys艂u, 偶e blokuj臋 nast臋pny cios. Uderzam j膮 w mostek, dok艂adnie mi臋dzy piersiami. To skutkuje. Uwalnia mnie z u艣cisku i odpycha si臋 ode mnie. Mam nadziej臋, 偶e nie przy艂o偶y艂em jej za mocno.
- Nic ci si臋 nie sta艂o? - pytam po raz drugi.
- Zamknij si臋, kurwa - m贸wi. Zanim mam szans臋 wsta膰, rzuca si臋 na mnie. L膮duj臋 ty艂em na macie. Wykorzystuj臋 jej rozp臋d, 偶eby przerzuci膰 j膮 nad g艂ow膮.
Upada ci臋偶ko. Odwracam si臋 szybko na brzuch i chwytam j膮 za ramiona. Nasze twarze znajduj膮 si臋 tu偶 obok siebie. Mam brod臋 przy jej czole, ona swoj膮 przy moim. Wyrywa si臋 przez chwil臋, potem wyrzuca nogi go g贸ry. Ze zdumiewaj膮c膮 zwinno艣ci膮 kopie mnie dwoma stopami w twarz. Nie musz臋 chyba m贸wi膰, 偶e j膮 puszczam.
Co w ni膮 wst膮pi艂o? A偶 tak bardzo chce mie膰 ze mn膮 randk臋? Przyznaj臋, 偶e ostatnio du偶o o niej my艣la艂em i zastanawia艂em si臋, czy nie sko艅czy膰 z samotno艣ci膮. Potrafi by膰 bardzo przekonuj膮ca!
Oboje ju偶 stoimy. Naciera na mnie od zewn臋trznej, nie daj膮c mi czasu na przyj臋cie odpowiedniej postawy. Mam praw膮 nog臋 wysuni臋t膮 do przodu, porusza si臋 wi臋c w swoj膮 lew膮 stron臋 tak, 偶e jest do mnie odwr贸cona wi臋ksz膮 cz臋艣ci膮 plec贸w. Pr贸buj臋 chwyci膰 j膮 pod pachami, 偶eby za艂o偶y膰 jej pe艂nego nelsona, ale wymyka mi si臋 艂atwo. Jednocze艣nie kopie mnie w kolano i przydeptuje moj膮 bos膮 stop臋. Cios 艂okciem w podbrzusze posy艂a mnie na pod艂og臋.
Nast臋pne, co pami臋tam, to fakt, 偶e zn贸w le偶臋 na plecach, a ona siedzi na mnie. Odpycham jej ramiona i wiem, 偶e m贸g艂bym j膮 z siebie zrzuci膰, ale nie chc臋. Te 撃噖iczenia" pobudzi艂y mnie seksualnie. Katia pochyla si臋, jej twarz jest centymetr od mojej. Ju偶 si臋 nie opieram.
Ca艂uje mnie w usta. D艂ugo i nami臋tnie. Z j臋zyczkiem. I gryzie. Mija co najmniej minuta, zanim odrywa wargi od moich. W jej oczach b艂yszczy podniecenie. Ma przy艣pieszony oddech.
Zrzucam j膮 z siebie.
Spada na mat臋 i patrzy na mnie, jakbym pope艂ni艂 ci臋偶ki grzech. Chyba j膮 obrazi艂em.
- Przepraszam, Katiu - m贸wi臋. Obojgu nam brakuje tchu. - Po prostu...
- Niewa偶ne, Sam - odpowiada. - Po prostu nie chcesz si臋 przyzna膰, 偶e ci si臋 to podoba艂o.
Ma racj臋. Podoba艂o si臋 mi. Zbyt d艂ugo nic mia艂em kobiety, cholera. Ju偶 czas? Mam zapomnie膰 o Regan i przesta膰 ignorowa膰 to, co czuj臋 w l臋d藕wiach i sercu? 1 nikomu tym nie zaszkodz臋?
- Roz艂o偶y艂am ci臋 - m贸wi Katia. - O kt贸rej 艣niadanie? U艣miecha si臋. Wybucham 艣miechem i z rezygnacj膮 kr臋c臋 g艂ow膮.
ROZDZIA艁 9
Sier偶ant Kim Lee Wei lubi艂 porann膮 s艂u偶b臋 w Tsim Sha Tsui East, bo m贸g艂 ogl膮da膰 wsch贸d s艂o艅ca z Promenad臋. Z nadbrze偶nego deptaka rozpo艣ciera艂y si臋 najlepsze widoki w Hongkongu. Zw艂aszcza ten na panoram臋 miasta na wyspie, po drugiej stronie portu. Noc膮 ta scena hipnotyzowa艂a.
Wraz z up艂ywem czasu na Promenad臋 robi艂o si臋 t艂oczno, wi臋c sier偶ant Wei rozkoszowa艂 si臋 cisz膮 i wzgl臋dn膮 pustk膮 o 艣wicie. Oczywi艣cie, jak zwykle o tej porze, jedni 膰wiczyli tutaj tai-chi, inni uprawiali jogging, a jeszcze inni w臋dkowali, ale nie by艂o ich wielu. P贸藕niej na deptaku zjawiali si臋 muzycy, fotografowie ze statywami, spaceruj膮ce pary, matki z dzie膰mi w w贸zkach, klauni, 偶onglerzy i t艂umy turyst贸w. Niedawno w chi艅ski Nowy Rok ludzie ogl膮dali st膮d pokaz sztucznych ognii w porcie. Tak偶e czerwcowy Festiwal Smoczych 艁odzi przyci膮ga艂 mn贸stwo widz贸w. Sier偶ant Wei cieszy艂 si臋, 偶e zazwyczaj pe艂ni s艂u偶b臋 rano i nie musi praco殴wa膰 w wieczornym chaosie. Patrolowanie Promenad臋 o 艣wicie by艂o tak dobr膮 terapi膮 psychiczn膮 jak tai-chi.
Policjant chodzi艂 zwykle tam i z powrotem mi臋dzy przystani膮 promow膮 Star Ferry a Hong Kong Coliseum. W ci膮gu dziesi臋ciu lat s艂u偶by nigdy nie natkn膮艂 si臋 na 偶aden powa偶ny problem. Kiedy艣 przy艂apa艂 grup臋 nastolatk贸w, kt贸rzy zamierzali namalowa膰 graffiti na murze. Mia艂 do czynienia z pijakami sp臋dzaj膮cymi noc na 艂awkach. Raz znalaz艂 damsk膮 torebk臋. Poprzedniego dnia w艂a艣cicielka zg艂osi艂a jej kradzie偶 i narobi艂a du偶o szumu. W torebce niczego nie brakowa艂o, nawet pieni臋dzy i kart kredytowych. Sier偶ant Wei przypuszcza艂, 偶e kobieta po prostu j膮 zgubi艂a i zauwa偶y艂a to dopiero po jakim艣 czasie.
Tego ranka sier偶ant szed艂 na zach贸d, od przystani promowej. Min膮艂 wie偶臋 zegarow膮 i dotar艂 do po艂udniowego kra艅ca Koulunu. W pobli偶u hotelu New World Rcnaissance zwykle spotyka艂 w臋dkarza, Jimmy'ego, kt贸ry codziennie pr贸bowa艂 z艂owi膰 co艣 na 艣niadanie. Wei nie zna艂 jego nazwiska, ale zawsze witali si臋 przyja藕nie i z szacunkiem. Sier偶ant ocenia艂, 偶e w艂贸cz臋ga zbli偶a si臋 do siedemdziesi膮tki; pewnie wszystko ju偶 w 偶yciu widzia艂. Jim-my nigdy nikomu nie przeszkadza艂 i znika艂 o si贸dmej.
- Dzie艅 dobry, Jimmy - powiedzia艂 Wei po kanto艅sku.
- Dzie艅 dobry, panie sier偶ancie - odpar艂 w艂贸cz臋ga. - Chyba b臋dzie 艂adny dzie艅.
- Na to wygl膮da. Z艂owi艂e艣 ju偶 co艣?
- Jeszcze nie. Ryby nie bior膮. Co艣 innego przyci膮ga ich uwag臋.
- Niby co?
Jimmy wzruszy艂 ramionami.
- Nie wiem. Jak pan si臋 dowie, niech mi pan da zna膰.
- Dobrze. - Wei si臋 roze艣mia艂. Mi艂ego dnia.
- Nawzajem, panie sier偶ancie.
Wei ruszy艂 dalej w kierunku przystani promowej East Feny i u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Czy Jimmy kiedykolwiek co艣 z艂owi艂? Nie by艂 tego pewien.
Sier偶ant dotar艂 do miejsca, gdzie nad deptakiem bieg艂a obwodnica Hong Kong Bypass. Zauwa偶y艂 co艣 dziwnego. Na kraw臋dzi deptaka kto艣 wbi艂 w beton metalowy pr臋t i przywi膮za艂 do niego lin臋. Znika艂a w wodzie i by艂a napr臋偶ona.
Co za cholera? - pomy艣la艂. Nigdy nie widzia艂 tutaj niczego podobnego.
Podszed艂 i przyjrza艂 si臋 temu z bliska. Sznur trzyma艂 co艣, 偶eby nie odp艂yn臋艂o. Wei przysun膮艂 si臋 do samej kraw臋dzi deptaka, opar艂 o barierk臋 i zacz膮艂 ci膮gn膮膰 lin臋. Na ko艅cu by艂 jaki艣 ci臋偶ar. Wreszcie na powierzchni ukaza艂 si臋 pod艂u偶ny jutowy tob贸艂. Mia艂 jaki艣 metr siedemdziesi膮t d艂ugo艣ci i oko艂o p贸艂 metra szeroko艣ci. Wei ci膮gn膮艂 go tak d艂ugo, dop贸ki nie zdo艂a艂 go uchwyci膰 i wci膮gn膮膰 na deptak.
Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e wy艂owi艂 zw艂oki.
Godzin臋 p贸藕niej na Promenade roi艂o si臋 od policjant贸w. Sier偶ant Wei z艂o偶y艂 zeznanie i spraw臋 przej臋li detektywi z wydzia艂u zab贸jstw. Wei nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e trafi艂 na morderstwo. Bia艂ego m臋偶czyzn臋 zabito strza艂em w g艂ow臋, zawini臋to w jut臋 i wrzucono do wody. Dziwne, 偶e zab贸jcy - lub zab贸jcom - zale偶a艂o na tym, 偶eby znaleziono zw艂oki; dlatego zosta艂y przywi膮zane do brzegu.
Cia艂o oznaczono w kostnicy jako N.N. Min臋艂o kilka dni, zanim trupa zidentyfikowano jako profesora Gregory'ego Jeinsena.
Wydzia艂 Trzeci zn贸w prze偶ywa艂 trudny okres.
Carly St. John czasami przynosi艂a do pracy 艣piw贸r, kiedy sprawy sz艂y 藕le. Akurat teraz pe艂ni艂a obowi膮zki dyrektora technicznego - kiedy by艂o to niezb臋dne, zast臋powa艂a dow贸dc臋 sekcji i odpowiada艂a tylko przed pu艂kownikiem Lambertem. Anna Grimsdottir, dyrektor techniczny i jej bezpo艣rednia prze艂o偶ona, by艂a na corocznym obowi膮zkowym urlopie z Firmy, kt贸rego wymagali psychologowie. Nied艂ugo mia艂a wr贸ci膰. Tymczasem to Carly musia艂a dba膰 o sprawne i skuteczne funkcjonowanie Wydzia艂u Trzeciego - b艂臋dy mog艂y si臋 odbi膰 na niej i na wszystkich osobach zaanga偶owanych w ich projekty. To dlatego zesz艂oroczny przeciek nazwisk by艂 tak膮 Katastrof膮. Nie spocznie, dop贸ki nie ustali, jak to si臋 sta艂o.
Przerwa艂a prac臋 o wp贸艂 do pierwszej w nocy, 偶eby si臋 troch臋 przespa膰. I si膮dzie z powrotem przy klawiaturze komputera, zanim o si贸dmej przyjdzie pu艂kownik. Ale co艣 nie dawa艂o jej spokoju. Wiedzia艂a, 偶e jest blisko. Kiedy u艣wiadomi艂a sobie, 偶e nie za艣nie, usiad艂a w 艣piworze - ci膮gle mia艂a na sobie s艂u偶bowe ciuchy. Postanowi艂a wr贸ci膰 do komputera. Zegar w jej gabinecie wskazywa艂 trzeci膮 nad ranem. Kiedy siada艂a przed monitorem, wci膮偶 nurtowa艂a j膮 jedna my艣l.
Co przeoczy艂am?
Sp臋dzi艂a nad tym kawa艂 czasu. W艂ama艂a si臋 do komputera ka偶dego pracownika, przejrza艂a ka偶dy bajt firewalla i przeprogramowa艂a system zabezpiecze艅. W ko艅cu by艂a bliska ustalenia, w jaki spos贸b na zewn膮trz przeciek艂y informacje o kluczowym znaczeniu. Ale ci膮gle co艣 jej umyka艂o.
Westchn臋艂a i uzna艂a, 偶e potrzebuje jakiego艣 bod藕ca. Wsta艂a i posz艂a do kuchni po kaw臋. Jej umys艂 pracowa艂 na pe艂nych obrotach, ale cia艂u potrzebna by艂a kofeina, 偶eby mog艂o za nim nad膮偶y膰. W艂a艣nie w艂膮czy艂a ekspres, gdy us艂ysza艂a ha艂as w pokoju Mike'a Chana. Podesz艂a do drzwi i zapuka艂a.
Mike? Jeste艣 tam?
- Co? Tak. - G艂os Chana brzmia艂 sennie. Po kilku sekundach drzwi si臋 otworzy艂y. Przestraszy艂 j膮 jego wygl膮d. Chan by艂 nieogolony i nie zmienia艂 ubrania chyba od trzech dni.
- O co chodzi? - zapyta艂. 呕adnego powitania. 呕adnego u艣miechu.
- Nie wiedzia艂am, 偶e jeszcze pracujesz - odrzek艂a. - My艣la艂am, 偶e jestem tu sama, to wszystko.
- Nie, ja te偶 tu jestem. Od wczorajszego poranka.
- Nad czym pracujesz?
- Jak zwykle. - Mike Chan by艂 jednym z analityk贸w Wydzia艂u Trzeciego. Podlega艂 Carlowi Brufordowi, dyrektorowi do spraw bada艅. Carly nigdy nie uwa偶a艂a Chana za szczeg贸lnie towarzyskiego. By艂 powa偶ny, bardzo rzeczowy i odnosi艂 si臋 z szacunkiem do koleg贸w. Facet nie nadawa艂 si臋 na kumpla.
- W takim razie nie przeszkadzam - powiedzia艂a i chcia艂a odej艣膰, ale
Chan j膮 zatrzyma艂. -Zaczekaj, Carly. Przepraszam. Chyba zasn膮艂em i obudzi艂a艣 mnie.
Wiesz, jak to jest. Odwr贸ci艂a si臋 i skin臋艂a g艂ow膮.
- Wiem. Chcesz kawy?
- Bardzo ch臋tnie.
- W艂a艣nie j膮 robi臋. W kuchni.
Kawa ju偶 si臋 zaparzy艂a. Carly wzi臋艂a dwa kubki z suszarki przy zlewie.
- Wygl膮daj膮 na czyste - powiedzia艂a.
Chan wszed艂 za ni膮 do kuchni i si臋 przeci膮gn膮艂.
- Jak ci idzie projekt? Mamy jeszcze firewall?
- Mamy. W膮tpi臋, 偶eby komu艣 zn贸w uda艂o si臋 do nas w艂ama膰. - Wr臋czy艂a mu kaw臋. Po kolei dodali 艣mietanki i cukru. - Uwa偶am, 偶e niemal rozwi膮za艂am nasz problem. Jestem ju偶 tak blisko. - Unios艂a palce, 偶eby pokaza膰 centymetr.
- Naprawd臋? Jak to zrobi艂a艣? - zapyta艂 Chan.
- Sama nie wiem. Mog臋 tylko g艂o艣no my艣le膰.
- To mnie interesuje. M贸w.
Carly by艂a zaskoczona. Mike Chan nigdy przedtem nie zwraca艂 na ni膮 wi臋kszej uwagi.
- Odkry艂am w starym firewallu tylne drzwi, przez kt贸re wszed艂 haker. Utworzy艂 je kto艣 z naszego biura. Tyle wiem.
- Jezu - powiedzia艂 Chan. - Kto to m贸g艂 zrobi膰?
- W艂a艣nie pr贸buj臋 to ustali膰. 艢lady przej艣cia przez te drzwi prowadz膮 do dw贸ch adres贸w internetowych. Dasz wiar臋, 偶e jeden jest w Waszyngtonie, gdzie艣 niedaleko budynku Senatu? A drugi tutaj, w Wydziale Trzecim.
- Jasny gwint - zakl膮艂 Chan. - Lambert o tym wie?
- Powiem mu rano, jak przyjdzie. Mia艂am nadziej臋, 偶e do tego czasu b臋d臋 wiedzia艂a wi臋cej. Aha, co艣 mi si臋 przypomnia艂o. Wiesz co艣 o triadach?
Chan zamruga艂.
- O czym?
- O triadach. No wiesz, chi艅skich organizacjach przest臋pczych. Wiem, co to jest. Dlaczego pytasz?
- Odczyta艂am zaszyfrowany e-mail ze wzmiank膮 o triadzie w Los Angeles, kt贸ra nazywa si臋 Szcz臋艣liwe Smoki. S艂ysza艂e艣 o nich?
- Hm, nie, chyba nie.
- Staram si臋 doj艣膰, kto by艂 adresatem tej wiadomo艣ci. To mo偶e by膰 cz臋艣膰 艂amig艂贸wki.
- My艣lisz, 偶e ci si臋 uda?
- 呕ycz mi szcz臋艣cia. - Carly pomacha艂a Chanowi i wysz艂a z kaw膮. Chan popatrzy艂 za ni膮 i pokr臋ci艂 g艂ow膮. Carly St. John by艂a jak ma艂a pr膮dnica.
Mia艂a niewiele ponad metr sze艣膰dziesi膮t wzrostu, dwadzie艣cia dziewi臋膰 lat i m贸zg, kt贸ry m贸g艂by zasila膰 komputer. W biurze 偶artowano, 偶e powinna nosi膰 na czole naklejk臋: INFORMACJE S膭 WEWN膭TRZ.
Chan wr贸ci艂 do pokoju, rozejrza艂 si臋 i znalaz艂 w ba艂aganie plecak, z kt贸rym zawsze przychodzi艂 do pracy. Otworzy艂 go i wyj膮艂 samopowtarzalny pistolet Smith & Wesson SW1911 kaliber 45. Sprawdzi艂, czy jest na艂adowany. Umocowa艂 t艂umik, zrobiony na zam贸wienie specjalnie do tej broni, odci膮gn膮艂 suwad艂o i poszed艂 do gabinetu Carly. Nie przejmowa艂 si臋 kamerami systemu bezpiecze艅stwa w korytarzu. Sprawy posun臋艂y si臋 ju偶 tak daleko, 偶e m贸g艂 zrobi膰 tylko jedno.
Carly zostawi艂a uchylone drzwi. Zajrza艂 do 艣rodka i zobaczy艂 j膮. Siedzia艂a przy biurku. Przebiega艂a palcami po klawiaturze komputera i patrzy艂a na monitor.
Wiedzia艂, 偶e Carly St. John rozwi膮偶e zagadk臋 - to tylko kwestia czasu. Obserwowa艂 j膮 uwa偶nie od miesi臋cy i stara艂 si臋 przechwytywa膰 wszystkie informacje, jakie przekazywa艂a Lambertowi. Skoro powiedzia艂a, 偶e jest bliska wykrycia zdrajcy w Wydziale Trzecim, to na pewno tak by艂o. A gdyby zdemaskowa艂a Szcz臋艣liwe Smoki...!
Chan nie m贸g艂 do tego dopu艣ci膰.
Pchn膮艂 delikatnie drzwi, 偶eby otworzy膰 je szerzej, i wszed艂. Uni贸s艂 pistolet, wycelowa艂 w ty艂 g艂owy Carly i nacisn膮艂 spust. Bro艅 wypali艂a cicho i kobieta osun臋艂a si臋 na klawiatur臋. Gdyby nie krew dooko艂a, mo偶na by pomy艣le膰, 偶e zasn臋艂a. Chan skrzywi艂 si臋, podszed艂 bli偶ej i wpakowa艂 dwie kule w komputer obok biurka. Sprz臋t zaiskrzy艂 i przesta艂 dzia艂a膰. Chan przewr贸ci艂 go kopniakiem i podepta艂. Obudowa odpad艂a i stwierdzi艂 z satysfakcj膮, 偶e twardy dysk zosta艂 zniszczony.
Wr贸ci艂 do pokoju i wepchn膮艂 swoje rzeczy do plecaka. Serce wali艂o mu jak szalone i musia艂 na chwil臋 usi膮艣膰, 偶eby z艂apa膰 oddech. Si臋gn膮艂 po kom贸rk臋, wybra艂 numer i czeka艂.
- Lepiej niech to b臋dzie dobra wiadomo艣膰 - zg艂osi艂 si臋 kto艣 po kanto艅sku.
- Przepraszam, 偶e ci臋 obudzi艂em - odrzek艂 Chan w tym samym j臋zyku - ale musz臋 st膮d natychmiast znikn膮膰.
- Co si臋 sta艂o?
- Jestem spalony. I zabi艂em kogo艣.
- Jasna cholera.
- Wynosz臋 si臋 do Los Angeles.
- S艂usznie. B臋dziemy na ciebie czekali. Jak si臋 tu dostaniesz?
- Nie... nie wiem.
- Nie le膰 samolotem. Z艂api膮 ci臋.
- No w艂a艣nie.
- I trzymaj si臋 z daleka od poci膮g贸w i autobus贸w. B臋dziesz musia艂 przyjecha膰 samochodem. Ale nie swoim!
Chan by艂 taki zdenerwowany, 偶e nie m贸g艂 jasno my艣le膰. -A jaki mam wzi膮膰? Powiedz mi!
- Kup nowy! Albo wypo偶ycz! Na jakie艣 inne nazwisko. Nie b膮d藕 g艂upi.
- Wywieziesz mnie z kraju, prawda? - zapyta艂 Chan.
- Oczywi艣cie. Tak jak uzgodnili艣my.
- Do Hongkongu?
- Zaczn臋 za艂atwia膰, co trzeba, ale b臋dziesz musia艂 sam dotrze膰 do Los Angeles. Nie daj si臋 z艂apa膰. I uspok贸j si臋, rozumiesz?
- Tak.
- No to si臋 rusz.
M臋偶czyzna w Kalifornii si臋 wy艂膮czy艂.
Chan zamkn膮艂 kom贸rk臋, schowa艂 do kieszeni i chwyci艂 plecak. Musia艂 jeszcze usun膮膰 wszystkie dane z twardego dysku swojego komputera. Potem po raz ostatni rozejrza艂 si臋 po pokoju, 偶eby sprawdzi膰, czy nie zostawi艂 czego艣 wa偶nego, i wyszed艂. Do diab艂a z kamerami, pomy艣la艂. Ludzie z Wydzia艂u Trzeciego i tak wkr贸tce dowiedz膮 si臋, co zrobi艂. Najwa偶niejsze, 偶eby st膮d jak najszybciej znikn膮膰.
Id膮c do wyj艣cia, z daleka omin膮艂 gabinet Carly St. John.
ROZDZIA艁 10
suterenie mam sztangi, 艂aweczk臋 i worek bokserski. Ca艂e najni偶sze 11 pi臋tro mojego domu s艂u偶y mi za bibliotek臋, gabinet i sal臋 膰wicze艅. W Baltimore chodzi艂em do prawdziwej sali treningowej, gdzie spotyka艂em bokser贸w, gangster贸w i r贸偶nych twardzieli. Nie przeszkadza艂o mi to, ale teraz wol臋 膰wiczy膰 w domu.
Jestem w trakcie wyciskania na 艂aweczce, gdy odzywa si臋 dzwonek przy drzwiach wej艣ciowych. Na zegarze jest 贸sma trzydzie艣ci. Zastanawiam si臋, kto do mnie przyszed艂 tak wcze艣nie. Potem sobie przypominam - to Katia, cholera. Dzi艣 s膮 moje urodziny i zgodzi艂em si臋, 偶eby zrobi艂a mi 艣niadanie. Jak mog艂em o tym zapomnie膰, do diab艂a?
Wbiegam po schodach na parter i otwieram drzwi. Za progiem stoi Katia. Wygl膮da super. Jest w obcis艂ych d偶insach i zimowym p艂aszczu - tylko tyle mog臋 powiedzie膰 w tym momencie - ale uczesa艂a si臋 i umalowa艂a, czego normalnie nie robi na treningach krav magi. A ja mam na sobie T-shirt i spodnie od dresu.
- Katia! - wykrzykuj臋. - To ju偶 贸sma trzydzie艣ci? Przestaje si臋 u艣miecha膰 i marszczy brwi.
- Tylko mi nie m贸w, 偶e zapomnia艂e艣, Sam.
- Nie, nie, sk膮d. 膯wiczy艂em i straci艂em poczucie czasu, to wszystko. Wejd藕.
Chyba mi nie wierzy, ale nie wraca do tego. Bior臋 jej p艂aszcz. Pod spodem ma czerwon膮 sznurowan膮 kamizelk臋, kt贸ra ods艂ania rowek mi臋dzy piersiami. Bardzo seksy.
O kurcz臋, my艣l臋.
Trzyma papierow膮 torb臋 z zakupami.
- Gdzie jest kuchnia? - pyta.
- Tutaj. - Wskazuj臋 艂ukowe przej艣cie na lewo ode mnie.
- Aha. 艁adnie tu, Sam. Masz to wszystko dla siebie? -Uhm.
- Musi by膰 fajnie. - Stawia torb臋 na blacie. - Dobra, id藕 doko艅czy膰 膰wiczenia, we藕 prysznic, a ja zrobi臋 艣niadanie.
- Ju偶 sko艅czy艂em. Naprawd臋.
- To id藕 si臋 umy膰. - Patrzy wprost na mnie. 艁api臋, o co jej chodzi; nie chce, 偶ebym j膮 obserwowa艂 w kuchni.
Kiedy wracam na d贸艂, czysty i ubrany, st贸艂 w jadalni jest nakryty dla dw贸ch os贸b. Pal膮 si臋 艣wiece. Przynios艂a w艂asn膮 porcelan臋 i butelk臋 szampana. Na moim miejscu le偶y jeden z tych g艂upich kapelusik贸w na imprezy z napisem SOLENIZANT.
- Katiu, to niesamowite.
- Usi膮d藕 i w艂贸偶 sw贸j kapelusik.
- Nie b臋d臋 w tym siedzia艂.
Pokazuje mi j臋zyk i idzie z powrotem do kuchni. Siadam i jednak wk艂adam kapelusik. Czuj臋 si臋 jak idiota. Kiedy Katia wraca z tac膮, na m贸j widok wybucha 艣miechem.
- Tego si臋 nie da opisa膰 s艂owami.
- Mog臋 to ju偶 zdj膮膰?
- Dobrze, zdejmij. Nie chc臋 ci膮gle parska膰 艣miechem przy jedzeniu.
艢niadanie jest wspania艂e. Katia zrobi艂a omlety z trzema rodzajami sera, pieprzem, cebul膮, grzybami i szpinakiem. S膮 bajgle i 艂oso艣 w臋dzony. Na talerzu le偶膮 r贸偶ne owoce. Do picia mamy sok ze 艣wie偶ych pomara艅czy i szampana.
- Cholera, Katiu, chyba b臋d臋 musia艂 o偶eni膰 si臋 z tob膮 - 偶artuj臋.
- To o艣wiadczyny?
Nie odpowiadam. Zamiast tego wznosz臋 m贸j kieliszek do toastu. Katia stuka si臋 ze mn膮 swoim.
- Wszystkiego najlepszego, Sam.
- Dzi臋ki.
Zaczynamy je艣膰. Rozmowa najpierw si臋 nie klei. Kiedy idziemy gdzie艣 na kaw臋, zwykle jest tak samo. Oboje czujemy napi臋cie seksualne, kt贸re normalnie wol臋 ignorowa膰. Katia udaje, 偶e go nie ma, tylko dlatego 偶e ja te偶 tak robi臋. Gaw臋dzimy o treningach, niekt贸rych zdolnych uczestnikach kursu, w ko艅cu rozmowa schodzi na to, czym si臋 zajmujemy w 偶yciu.
- Jestem ca艂kiem zadowolona z pracy instruktorki krav magi - m贸wi Katia. - Nigdy nie mia艂am wy偶szych aspiracji. Pewnie jestem ju偶 za stara na matk臋, a za m艂oda ma emerytk臋.
- Wi膮偶esz koniec z ko艅cem? - pytam. - Tak na marginesie, wcale nie jeste艣 za stara na matk臋, je艣li naprawd臋 chcesz mie膰 dziecko.
Kr臋ci g艂ow膮.
- Nie, jest ju偶 za p贸藕no. Nie chcia艂abym przez to przechodzi膰 grubo po trzydziestce. Dzieci mo偶na mie膰 w wieku dwudziestu paru lat. A co do twojego pytania, to za samo prowadzenie kursu nie dostaj臋 tyle, 偶ebym mog艂a zwi膮za膰 koniec z ko艅cem. Ale mam ma艂e dochody z funduszu powierniczego, w kt贸ry zainwestowa艂 przed 艣mierci膮 m贸j ojciec. Dop贸ki raz na miesi膮c nie ogarnie mnie sza艂 zakup贸w, wystarcza mi to, co zarabiam.
Postanawiam nie dr膮偶y膰 tematu dziecka.
- Gdzie jest twoja matka? Masz rodze艅stwo?
- M艂odsz膮 siostr臋. Mieszka z matk膮 w Kalifornii. W San Diego. Wybieram si臋 do nich za par臋 dni. W艂a艣nie mia艂am ci powiedzie膰. W przysz艂ym tygodniu nie b臋dzie zaj臋膰. Wy艣l臋 wszystkim e-maile. Mam nadziej臋 zosta膰 tam oko艂o tygodnia. Mo偶e po wizycie u nich zwiedz臋 winnice? Jeszcze nie wiem. Albo wpadn臋 do Los Angeles.
- Brzmi atrakcyjnie - m贸wi臋. - Mnie te偶 przyda艂yby si臋 wakacje.
- Tobie? Takiemu podr贸偶nikowi?
- To jest praca. Mo偶esz mi wierzy膰, 偶e nie podr贸偶uj臋 dla przyjemno艣ci.
- Co ty w艂a艣ciwie robisz, Sam? Tylko nie chrza艅, 偶e jeste艣 handlowcem. Nie wierz臋 w to.
- Jestem handlowcem. A przynajmniej kim艣 w tym rodzaju. Po艣rednicz臋 w kontaktach mi臋dzy Stanami a zagranicznymi firmami dostarczaj膮cymi mn贸stwo towar贸w, kt贸rych Amerykanie nie mog膮 dosta膰 nigdzie indziej. Mo偶na powiedzie膰, 偶e zbieram informacje i rozwi膮zuj臋 problemy.
- Pracujesz dla rz膮du. - 艢mieje si臋 i kr臋ci g艂ow膮. Wzruszam ramionami.
- A sk膮d.
- Daj spok贸j, Fisher. Nie by艂abym zaskoczona, gdyby艣 by艂 jakim艣 szpiegiem. Jeste艣 muskularny i masz dobr膮 kondycj臋. Wi臋kszo艣膰 facet贸w w twoim wieku si臋 zaniedbuje. Ty nie. Wydajesz si臋 sprytny i du偶o podr贸偶ujesz. Czasami znikasz na ca艂e tygodnie. I trzymasz w wielkiej tajemnicy swoje 偶ycie prywatne. Nic o tobie nie wiem poza tym, 偶e masz c贸rk臋 i walczysz lepiej ode mnie.
- Nie jestem szpiegiem, Katiu. I nie walcz臋 lepiej od ciebie.
- W艂a艣nie, 偶e tak. I wiesz o tym. Wczoraj mog艂e艣 mi skopa膰 ty艂ek. Pozwoli艂e艣 mi zwyci臋偶y膰.
- Mo偶e chcia艂em, 偶eby艣 mnie pokona艂a.
Patrzy na mnie z ukosa. Jej piwne oczy b艂yszcz膮 w blasku 艣wiec.
- Naprawd臋? - pyta.
Wypijam 艂yk szampana i staram si臋 zachowa膰 kamienn膮 twarz. Ju偶 wiem, 偶e to jest to. Lata ignorowania kobiet si臋 sko艅czy艂y. Najwy偶szy czas, 偶ebym powr贸ci艂 do 艣wiata stosunk贸w m臋sko-damskich.
Po 艣niadaniu wstaj臋 i wyci膮gam d艂o艅. Katia si臋 u艣miecha i bierze mnie za r臋k臋. Chc臋 j膮 odprowadzi膰 od sto艂u, ale mnie zatrzymuje.
- Zaczekaj! - Chwyta nasze kieliszki i butelk臋 szampana. - To si臋 nam mo偶e przyda膰.
Prowadz臋 j膮 na g贸r臋 do mojej sypialni. 艁贸偶ko nie jest za艣cielone, ale Katia nie narzeka. Stawia butelk臋 i kieliszki i odwraca si臋 do mnie. Bior臋 j膮 w ramiona i ca艂ujemy si臋 bardziej nami臋tnie ni偶 wczoraj, je艣li to w og贸le mo偶liwe.
Kiedy wreszcie 艂apiemy oddech, budzik na moim nocnym stoliku pokazuje pierwsz膮 trzydzie艣ci. Kochali艣my si臋 dziko co najmniej godzin臋, zanim zasn臋li艣my w u艣cisku. Dla mnie to by艂a rewelacja. Dawno tego nie robi艂em. Podobno tych rzeczy si臋 nie zapomina jak jazdy na rowerze. Z Kati膮 Loenstern to by艂a cholernie ostra jazda. Ona te偶 mnie mocno uje偶d偶a艂a. Spali艣my chyba p贸艂 godziny, a potem zn贸w si臋 kochali艣my. Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e 偶y艂em w celibacie sto lat. Wypili艣my resztk臋 letniego szampana, spr贸bowali艣my innej pozycji. Katia podziwia艂a moj膮 form臋, a mnie sprawia艂 przyjemno艣膰 jej entuzjazm.
To by艂 m贸j najlepszy poranek - i moje najlepsze urodziny - od lat.
W艂a艣nie zastanawiamy si臋, czy nie wzi膮膰 razem prysznica, gdy odzywa si臋 m贸j pager. A to oznacza, 偶e musz臋 zadzwoni膰 do Lamberta z bezpiecznego telefonu w gabinecie na dole. Nie mam ochoty. Jestem na urlopie, do cholery. Dopiero wr贸ci艂em z zagranicy. Tak nie mo偶e by膰. Nie teraz. Nie w momencie, kiedy le偶臋 w 艂贸偶ku z pierwsz膮 kobiet膮 kt贸ra mi si臋 podoba od...
- To co艣 wa偶nego? - pyta Katia.
- Tak - odpowiadam. - Musz臋 do kogo艣 zadzwoni膰. Z gabinetu na dole.
U艣miecha si臋 s艂odko.
- Wi臋c id藕. Polez臋 tutaj i zobacz臋, czy ci艣nienie wr贸ci mi do normy. Dotykam lekko jej twarzy i ca艂uj臋 j膮.
- Zaraz b臋d臋 z powrotem.
- Przynie艣 troch臋 wody - wo艂a, gdy zbiegam po schodach. Kiedy jestem sam w gabinecie, wybieram numer i 艂api臋 Lamberta w Wydziale Trzecim.
- Sam, dzi臋ki Bogu, 偶e jeste艣 - m贸wi.
- Co jest grane, pu艂kowniku?
- B膮d藕 za godzin臋 tam, gdzie zawsze.
- Za godzin臋?!
- A co, jeste艣 zaj臋ty?
Mam ochot臋 powiedzie膰 mu, 偶eby wsadzi艂 sobie t臋 robot臋, ale si臋 powstrzymuj臋.
- Troch臋.
- To priorytet trzeciego stopnia, Sam.
Niech to szlag. Chodzi o co艣 bardzo wa偶nego. Nie ma mowy, 偶ebym si臋 z tego wymiga艂.
- B臋d臋 - odpowiadam. Roz艂膮czamy si臋 i wchodz臋 po schodach do kuchni. Nalewam dwie wysokie szklanki wody i zanosz臋 je na g贸r臋. Katia le偶y pod przykryciem i chichocze. Na m贸j widok ods艂ania d艂ug膮 zgrabn膮 nog臋 i zgina w powietrzu.
- Podoba ci si臋? - pyta z fa艂szywym europejskim akcentem. - Chcesz? Siadam na 艂贸偶ku i delikatnie 艣ci膮gam przykrycie. Katia ma figlarn膮 min臋.
- Prosz臋. - Wr臋czam jej szklank臋. Podnosi si臋 i ods艂ania swoje pi臋kne piersi.
Wypija szybko wod臋 i robi wydech.
- Gotowy do sz贸stej rundy? A mo偶e do si贸dmej? Straci艂am rachub臋.
- Katiu, musz臋 wyj艣膰. Interesy. Przepraszam.
- Naprawd臋? - Wygl膮da, jakbym j膮 spoliczkowa艂.
- Naprawd臋.
- Nie pr贸bujesz si臋 mnie pozby膰?
- Gdyby to zale偶a艂o ode mnie, w og贸le nie ruszaliby艣my si臋 z tego pokoju.
- Za艂o偶臋 si臋, 偶e m贸wisz to ka偶dej dziewczynie, kt贸ra serwuje ci 艣niadanie w twoje urodziny.
Pochylam si臋, 偶eby j膮 poca艂owa膰. Pozwala mi, ale wcze艣niejsza nami臋tno艣膰 znikn臋艂a. Zrani艂em jej uczucia.
- Czy to znaczy, 偶e zn贸w gdzie艣 wyjedziesz? - pyta.
- Mo偶liwe.
- Sam, dlaczego ta twoja praca jest taka wa偶na?
- Nie mog臋 ci powiedzie膰, Katiu.
- Wi臋c jednak pracujesz dla rz膮du.
Uwa偶am, 偶e tyle mo偶e wiedzie膰. Nic z艂ego si臋 nie stanie. Je艣li mamy by膰 razem...
- Tak. Ale nie mog臋 ci powiedzie膰, co robi臋. I prosz臋 ci臋, nie pytaj. Zgoda?
Zastanawia si臋 przez chwil臋.
- Zgoda. Ale musisz mi obieca膰, 偶e nie przestaniesz przychodzi膰 na treningi.
艢miej臋 si臋.
- Oczywi艣cie, 偶e nie przestan臋. - Wyci膮gam r臋k臋 i pomagam jej wsta膰 z 艂贸偶ka. - Zd膮偶ymy jeszcze wzi膮膰 prysznic, je艣li chcesz.
- Jasne. Nie zamierzam wraca膰 do domu pachn膮ca seksem. M贸j kot dosta艂by 艣wira.
Id臋 pierwszy do 艂azienki, 偶eby pu艣ci膰 wod臋. Widz臋 odbicie Katii w lustrze i dostrzegam, 偶e pisze co艣 na bloczku do notatek, kt贸ry trzymam na nocnym stoliku. Potem do艂膮cza do mnie pod prysznicem i sp臋dzamy przyjemne pi臋膰 czy sze艣膰 minut. Namydlamy swoje cia艂a, a potem podnieceni robimy to jeszcze raz na stoj膮co w kabinie prysznicowej w strugach gor膮cej wody.
Jeste艣my ju偶 ubrani. Sprawdzam, co napisa艂a na bloczku. Jest tam numer jej kom贸rki i zdanie: Nie daj臋 telefonu byle komu. U艣miecham si臋 i sprowadzam j膮 na d贸艂.
- Zawiadomisz mnie, je艣li b臋dziesz musia艂 wyjecha膰? - pyta.
- Oczywi艣cie - odpowiadam. Tyle mog臋 zrobi膰.
ROZDZIA艁 11
Zaczyna pada膰 艣nieg. Zima w Marylandzie jest nieprzewidywalna. Nigdy nie wiesz, czy b臋dzie zamie膰, mokro i go艂oled藕, czy tylko mr贸z. Dzisiaj temperatura nie jest taka niska, ale mocno sypie. Ch艂opcy od pogody zapowiadaj膮 pi臋tna艣cie centymetr贸w bia艂ego puchu. Sama rado艣膰.
Podkr臋cam ogrzewanie w moim jeepie cherokee rocznik dwa tysi膮ce drugi. Jad臋 drog膮 mi臋dzystanow膮 1-95 do Waszyngtonu. Ten samoch贸d to jeden z modeli overland, wytrzyma艂a teren贸wka 4x4 z pot臋偶nym silnikiem V8 o mocy 265 koni mechanicznych. W mie艣cie si臋 marnuje, ale czasami lubi臋 si臋 nim wybra膰 w bardziej nier贸wny teren. D艂uga jazda sprawia mi przyjemno艣膰, ale niezbyt cz臋sto odbywam takie podr贸偶e. Nieraz fantazjuj臋, 偶e po odej艣ciu z bran偶y, na emeryturze, zostan臋 kierowc膮 ci臋偶ar贸wki. M贸g艂bym 搊dkrywa膰 Ameryk臋" jak wszyscy inni nasi bohaterowie.
Lambert i ja spotykamy si臋 zwykle w miejscach publicznych. Unikam budynk贸w agencji rz膮dowych w Waszyngtonie i okolicach na wypadek, gdybym mia艂 ogon. Gdyby kto艣 taki zobaczy艂, 偶e wchodz臋 do siedziby NSA czy CIA, na pewno zorientowa艂by si臋, 偶e pracuj臋 dla federalnych. Obecna kwatera g艂贸wna Wydzia艂u Trzeciego znajduje si臋 daleko od Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego, kt贸ra ma central臋 przy Savage Road w Fort Meade w Marylandzie, w po艂owie drogi mi臋dzy Baltimore a Waszyngtonem. Wydzia艂 Trzeci zajmuje ma艂y niepozorny budynek w stolicy kraju, niedaleko Bia艂ego Domu. Ze wzgl臋d贸w bezpiecze艅stwa co par臋 lat przenosz膮 si臋 pod nowy adres. Mimo 偶e staram si臋 omija膰 kwater臋 g艂贸wn膮, czasami mam tam co艣 do za艂atwienia. Lambert i ja uznali艣my jednak dawno temu, 偶e najlepiej b臋dzie spotyka膰 si臋 gdzie indziej. Zmieniali艣my miejsca i zwykle umawiali艣my si臋 w r贸偶nych centrach handlowych. Wie, 偶e ich nie cierpi臋, wi臋c chyba wybiera je po to, 偶eby mnie wkurzy膰. Ma spaczone poczucie humoru. Ostatnio widujemy si臋 stale w jednym, tym w Silver Spring, bo jest wygodne.
Zje偶d偶am z 1-95 i kieruj臋 si臋 do City Place Mail przy Colesville Road. Parkuj臋 jeepa i wchodz臋 do 艣rodka. Cz臋艣膰 restauracyjn膮 艂atwo znale藕膰. Lambert ju偶 czeka na mnie przy stoliku - zawsze zjawia si臋 pierwszy - i ku memu zaskoczeniu nie jest sam. Siedzi z nim Frances Coen. To jedna z agentek pomocniczych Wydzia艂u Trzeciego. Tak膮 osob臋 nazywa si臋 asystentem terenowym. Coen ma trzydzie艣ci kilka lat, jest szczup艂a, ciemnow艂osa i kr贸tko ostrzy偶ona. Typ ch艂opczycy, ale ca艂kiem atrakcyjna. Ma na sobie prosty, obcis艂y kostium biurowy. Lambert jest w czarnym swetrze z golfem i spodniach khaki. Na nasze spotkania nigdy nie przychodzi w mundurze. Prze偶uwa swojego ulubionego fast-fooda, big mac combo. Coen je sa艂atk臋. Kiedy Lambert zauwa偶a moj膮 obecno艣膰, id臋 wybra膰 co艣 dla siebie. 艢niadanie by艂o godziny temu. Po intensywnym seksie i szampanie potrzebuj臋 czego艣 tre艣ciwego. Bior臋 z nibychi艅skiej knajpki kurczaka i broku艂y.
Do艂膮czam do Lamberta i Coen. Pu艂kownik ju偶 sko艅czy艂 je艣膰. Kiedy si臋 denerwuje, ma 艣mieszny zwyczaj pocierania czubka g艂owy, ostrzy偶onej na rekruta. Robi to teraz, gdy siadam przy stoliku. Wydaje si臋 bardziej spi臋ty, ni偶 zwykle. Ma wielkie worki pod oczami. Nie pami臋tam, 偶eby kiedykolwiek tak 藕le wygl膮da艂. Lambert to bardzo energiczny go艣膰. Ambitny i bystry. Podejrzewam, 偶e w og贸le nie sypia. Pije wi臋cej kawy, ni偶 wdycha powietrza. To taki typ faceta, kt贸ry zawsze jest zaj臋ty i nigdy nie odpoczywa. S膮dz膮c po tym, jak dzi艣 wygl膮da, ten tryb 偶ycia nied艂ugo wp臋dzi go do grobu.
Coen patrzy na mnie w milczeniu. Po raz pierwszy dostrzegam, 偶e z boku szyi ma du偶膮 blizn臋, kt贸ra znika pod ko艂nierzykiem bluzki. Mo偶e s艂u偶y艂a w wojsku.
- Co艣 si臋 sta艂o, pu艂kowniku? - pytam.
- Carly St. John nie 偶yje. Czuj臋 skurcz w 偶o艂膮dku.
- Co?!
- Kto艣 strzeli艂 jej w ty艂 g艂owy. W naszym biurze.
Nie mog臋 w to uwierzy膰. Carly jest... by艂a moj膮 przyjaci贸艂k膮. Jedyn膮 osob膮 poza Lambertem, z kt贸r膮 艂膮czy艂o mnie co艣, co mia艂o znaczenie.
- Wiadomo, kto to...?
- Nie jeste艣my pewni - odpowiada. - Ale znikn膮艂 Mike Chan. Wszystko wskazuje na niego. Zarejestrowa艂y to kamery.
- Mike Chan? Ten analityk?
Lambert przytakuje. Widzia艂em Chana tylko raz. Kr贸tko. Spokojny Amerykanin chi艅skiego pochodzenia. Wydawa艂 si臋 w porz膮dku. Prawdziwy cz艂onek zespo艂u.
Patrz臋 sceptycznie na Coen. Lambert to zauwa偶a.
- Sam, znasz Frances Coen, jedn膮 z naszych agentek pomocniczych.
- Owszem.
Program Asystent Terenowy. Pami臋tam moj膮 dyskusj臋 z Lambertem na ten temat. Chce wysy艂a膰 w teren nie jedn膮, ale dwie osoby. Asystent ma odpowiada膰 za transport i sprz臋t dla penetratora. Kiepski pomys艂. Sprzeciwia艂em si臋 temu. G艂o艣no i wyra藕nie. Uwa偶am, 偶e wystarczaj膮cym ryzykiem jest wys艂a膰 jednego agenta, kt贸rego mog膮 z艂apa膰 i podda膰 torturom.
Penetrator jest przynajmniej tak wyszkolony, 偶e powinien wytrzyma膰 brutalne traktowanie. A co si臋 stanie z asystentem, zw艂aszcza kobiet膮? Jaka b臋dzie reakcja Frances Coen, kiedy 藕li faceci spr贸buj膮 wyci膮gn膮膰 z niej informacje gor膮cym 偶elazem? Odk艂adam to na p贸藕niej. Teraz bardziej martwi mnie to, co spotka艂o Cariy.
- Ten, kto zabi艂 Carly, jest odpowiedzialny za przeciek nazwisk do Sklepu - sugeruj臋.
- Pewnie masz racj臋 - przyznaje pu艂kownik. - Je艣li to rzeczywi艣cie Chan...
- Co zrobili艣cie w tej sprawie?
- Musieli艣my zawiadomi膰 FBI. To przest臋pstwo federalne. Nie mogli艣my wpu艣ci膰 do naszego biura waszyngto艅skiej policji. Oficjalnie nie istniejemy.
- Fakt.
- Pozostaje nam czeka膰, co wyw臋sz膮 federalni. Widz臋, 偶e Lambert nie jest tym zachwycony.
- Kiedy to si臋 sta艂o? - pytam.
- Dzi艣 w nocy. Carly pracowa艂a do p贸藕na. Jej komputer zosta艂 zniszczony. Wszystkie informacje, kt贸re znalaz艂a, przepad艂y.
- Mamy kopie - odzywa si臋 Coen. - Ju偶 zacz臋li艣my je przegl膮da膰. Tylko nie wiemy, czy Carly zachowa艂a to, nad czym pracowa艂a w ci膮gu ostatniego dnia czy dw贸ch.
- Poprosi艂em Ann臋, 偶eby natychmiast wr贸ci艂a z urlopu - m贸wi Lambert. - Do tego czasu st膮pamy po kruchym lodzie.
Anna Grimsdottir jest r贸wnie bystra jak Carly, ale do Carly mam... mia艂em szczeg贸lny stosunek. Trudno b臋dzie j膮 zast膮pi膰.
- Domy艣lam si臋, 偶e wezwa艂 mnie pan po to, 偶ebym wytropi艂 Mike'a Chana?
- Niestety nie.
Jak to? - my艣l臋. Co jest, do cholery?
- Chc臋 go dopa艣膰, szefie.
- To nie twoja dzia艂ka. Ani Wydzia艂u Trzeciego. To robota FBI. Przykro mi, Sam. Chc臋 pom艣ci膰 艣mier膰 Carly tak samo jak ty. Ale musimy odpu艣ci膰, 偶eby machina polityczna mog艂a funkcjonowa膰 tak jak powinna.
- Wi臋c co ja tu robi臋?
- To nie ma zwi膮zku z tamt膮 spraw膮. Polecisz do Hongkongu, Sam. Jeszcze dzi艣.
- Jeszcze dzi艣?! Pu艂kowniku, jak rany, dopiero wr贸ci艂em z Rosji! Nie min膮艂 nawet tydzie艅. Nie powinienem by膰 na obowi膮zkowym urlopie, kt贸rego wymagaj膮 nasi psychologowie?
- Owszem, ale w tej chwili jeste艣 jedynym wolnym pracownikiem operacyjnym. Nie zapominaj, 偶e w zesz艂ym roku stracili艣my naszego agenta na Dalekim Wschodzie, a musimy tam kogo艣 mie膰, kiedy sytuacja tego wymaga. Komitet siedzi mi na karku. Chc膮 nam obci膮膰 bud偶et. Z jakiego艣 powodu Wydzia艂 Trzeci ma w Waszyngtonie krech臋. Musimy przypomnie膰 im, ile jeste艣my warci. I to szybko. Dlatego ci臋 potrzebuj臋, Sam. M贸wi臋 to niech臋tnie, bo nie chc臋, 偶eby woda sodowa uderzy艂a ci do g艂owy, ale jeste艣 najlepszym cz艂owiekiem, jakiego mamy.
Mi艂o mi to s艂ysze膰, ale jestem za bardzo wkurzony, 偶eby si臋 w艂a艣ciwie zachowa膰. Nie chc臋 lecie膰 do 偶adnego pieprzonego Hongkongu!
- Co takiego cholernie wa偶nego jest w Hongkongu? - pytam. Lambert podsuwa mi du偶膮 kopert臋.
- S艂ysza艂e艣 o SeaStrike Technologies?
- S艂ysza艂em.
- Tydzie艅 temu znikn膮艂 jeden z ich czo艂owych naukowc贸w. Obawiali艣my si臋, 偶e zosta艂 porwany, bo kierowa艂 jednym z naszych najwa偶niejszych program贸w obronnych.
- Projektem MRUUV - odzywa si臋 Coen. - Wie pan, co to jest? -Nie.
- Wszystkie potrzebne informacje s膮 w tej kopercie - m贸wi Lambert.
- Mam znale藕膰 tego naukowca? 艢* pytam.
- Nie. Ju偶 go znaleziono. Zosta艂 zamordowany w Flongkongu. Jego cia艂o wy艂owiono w Koulunie. W艂adze chi艅skie zidentyfikowa艂y zw艂oki w ci膮gu dwudziestu czterech godzin.
- Kto to by艂?
- Gregory Jeinsen. Fizyk, kt贸ry w 1971 roku uciek艂 do Stan贸w z Niemiec Wschodnich. Od tamtej pory pracowa艂 dla Pentagonu.
- Jakie mam zadanie?
- Chc臋, 偶eby艣 ustali艂, co Jeinsen robi艂 w Hongkongu. Je偶eli zdradzi艂 lub rzeczywi艣cie zosta艂 porwany, m贸g艂 ujawni膰 tajemnice projektu MRUUV. Je艣li tak si臋 sta艂o, Pentagon nie b臋dzie zachwycony. - Lambert zn贸w potar艂 w艂osy.
- Chce pan, 偶ebym przeprowadzi艂 艣ledztwo w sprawie morderstwa?! Z ca艂ym szacunkiem, pu艂kowniku, nie jestem detektywem z wydzia艂u zab贸jstw. Czy to troch臋 nie wykracza poza nasze kompetencje?
- Nie to masz zrobi膰. Zajmiesz si臋 tym, co zawsze. Zbierzesz w Hongkongu informacje. Gregory Jeinsen znalaz艂 si臋 tam z jakiego艣 powodu. Chc臋 wiedzie膰, z jakiego. Je艣li sprzeda艂 tajemnice projektu MRUUV, ujawni艂 je dobrowolnie albo pod przymusem, p贸jdziesz tym tropem i zobaczysz, dok膮d ci臋 zaprowadzi. Je艣li przy okazji odkryjesz, kto go zabi艂, super. Ubiegniemy FBI i CIA. Zas艂u偶ymy si臋, zanim Komitet zacznie ci臋cia bud偶etowe.
Wi臋c w tym wszystkim chodzi tylko o fundusze?! - Zn贸w jestem w艣ciek艂y.
- Wystarczy, Sam. Przeczytaj akta. Wtedy zrozumiesz, dlaczego to takie wa偶ne.
Pieni臋 si臋 jeszcze przez chwil臋. Przy stoliku panuje cisza. W ko艅cu bior臋 kopert臋.
- Niech b臋dzie - m贸wi臋.
- Dzi臋ki, Sam - odpowiada Lambert. Zbywam to machni臋ciem r臋ki.
- Co z materia艂em, kt贸ry znalaz艂em w domu Prokofiewa? Mia艂 pan czas przyjrze膰 si臋 tamtej li艣cie zaginionych g艂owic j膮drowych?
- Nasi analitycy w艂a艣nie rozszyfrowuj膮 notatki genera艂a. Powinienem wiedzie膰 wi臋cej za dzie艅 lub dwa. To by艂a dobra robota, Sam.
- Dzi臋ki. A co z przeciekiem, kt贸ry pr贸bowa艂a uszczelni膰 Carly? Uwa偶am, 偶e jest gorzej, ni偶 by艂o. Niech pan pomy艣li, co mi si臋 przydarzy艂o na Ukrainie i w Rosji. W Kijowie kto艣 wiedzia艂, 偶e 艣ledz臋 Prokofiewa. (Jenera艂 zniszczy艂 samoch贸d, bo mia艂 pewno艣膰, 偶e jest w nim urz膮dzenie naprowadzaj膮ce. Sk膮d to wiedzia艂? A w Moskwie wygl膮da艂o na to, 偶e wr贸ci艂 do domu zupe艂nie nieoczekiwanie. Kto艣 mu doni贸s艂, 偶e tam jestem? Pu艂kowniku, mo偶e pan policzy膰 na palcach jednej r臋ki wszystkich ludzi, kt贸rzy wiedzieli, co robi臋 na Wschodzie.
- Zdaj臋 sobie z tego spraw臋, Sam. Jak tylko Anna wr贸ci z urlopu, zajmie si臋 tym w pierwszej kolejno艣ci. Nie mam 偶adnych w膮tpliwo艣ci, 偶e kto艣 nas zdradzi艂. Mo偶e Mike Chan? A je艣li nie dzia艂a艂 sam? Je偶eli pomaga艂 mu kto艣 z zewn膮trz? Mo偶e zdrajc膮 jest jedna z tych niewielu os贸b w Waszyngtonie, kt贸re wiedz膮 o naszym istnieniu? W tej chwili tego nie wiem, ale wci膮偶 szukam odpowiedzi. I chcia艂bym, 偶eby艣 ty te偶 nad tym popracowa艂.
Wskazuj臋 g艂ow膮 Coen. Lambert 艂apie podtekst tego gestu.
- Sam, program Asystent...
- Pracuj臋 sam, pu艂kowniku. Wie pan o tym.
W przysz艂o艣ci mo偶e by膰 inaczej, Sam. Na razie jeszcze nie, ale spotkali艣my si臋 tu z tob膮 oboje, 偶eby ci powiedzie膰, 偶e przygotowujemy Frances do tego, 偶eby by艂a twoj膮 osobist膮 agentk膮 pomocnicz膮. W czasie tej operacji zostanie w Waszyngtonie i b臋dzie monitorowa艂a twoje dzia艂ania na odleg艂o艣膰. Nast臋pnym razem, zobaczymy. Trzeba jeszcze dopracowa膰 szczeg贸艂y programu. Znam twoje obiekcje; nie ukrywasz ich. Patrz臋 na Coen.
- Bez obrazy, Frances, ale w膮tpi臋, 偶eby twoja obecno艣膰 w terenie mog艂a mi u艂atwi膰 prac臋. Mam wystarczaj膮co du偶o roboty z pilnowaniem w艂asnego ty艂ka. Nie u艣miecha mi si臋 czuwa膰 nad kim艣 innym.
- Nie b臋dzie pan musia艂 pilnowa膰 mojego ty艂ka - odpowiada Coen. - Jestem dobrze wyszkolona. Sama potrafi臋 sobie poradzi膰 w niebezpiecznej sytuacji.
- A tortury? - pytam. - Wytrzymasz to? Nie p臋kniesz, jak b臋d膮 ci wyrywali paznokcie albo wsadz膮 ci elektrody w...
- Sam! - Lambert niemal krzyczy. Ludzie wok贸艂 nas podnosz膮 wzrok, 偶eby zobaczy膰, co si臋 dzieje. Pu艂kownik zni偶a g艂os. - Wystarczy.
- W porz膮dku. - Krzy偶uj臋 ramiona na piersi i wyci膮gam si臋 na krze艣le. Coen czeka chwil臋, potem zaczyna m贸wi膰
- Prosz臋 by膰 dzi艣 wieczorem na Dulles. Osprey przerzuci pana do jednej z naszych baz na Filipinach. Stamt膮d poleci pan rejsowym samolotem do Hongkongu. Na lotnisku dostanie pan ode mnie dokumenty. Informacje o pa艅skiej podr贸偶y s膮 w kopercie. Do zobaczenia wieczorem, panie Fisher.
Wyci膮ga r臋k臋.
Nie chc臋 wyj艣膰 na fiuta, siadam wi臋c prosto i 艣ciskam jej d艂o艅.
- M贸w mi Sam, Frances.
Katia nie jest zadowolona, 偶e tak szybko musz臋 wyjecha膰 z kraju. Ale nie robi艂a z tego wielkiej sprawy. Gdyby narzeka艂a, zastanowi艂bym si臋 dwa razy, czy powinienem si臋 bardziej anga偶owa膰 w ten zwi膮zek. Zaborcza dziewczyna to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuj臋. Katia by艂a z艂a, 偶e wyje偶d偶am, ale powiedzia艂a, 偶ebym si臋 tym nie przejmowa艂. Zrozumia艂a. Przypomnia艂a mi, 偶e i tak wybiera si臋 do Kalifornii, mo偶e wi臋c oboje wr贸cimy w tym samym czasie.
Lubi臋 j膮 cholera. Wbrew temu, czego si臋 spodziewa艂em po tej misji, mam nadziej臋, 偶e oboje wr贸cimy tego samego dnia.
Jestem w Porcie Lotniczym Dulles. Spotykam Frances Coen przed sklepem z pras膮, tak jak si臋 um贸wili艣my. Idziemy do pustego wyj艣cia na p艂yt臋 lotniska i siadamy. Coen daje mi drug膮 kopert臋.
- Tu s膮 wszystkie instrukcje dotycz膮ce pa艅skiego transportu i odbioru pa艅skiego sprz臋tu - m贸wi. - Nie powinien pan mie膰 偶adnych problem贸w.
- Ty tak uwa偶asz - mrucz臋.
- S艂ucham?
- Nie, nic.
- Panie Fisher, wiem...
- Powiedzia艂em, 偶eby艣 mi m贸wi艂a po imieniu.
- Dobrze, Sam. Wiem, 偶e nie podoba ci si臋 koncepcja programu Asystent Terenowy. Ale jestem dobra w tym, co robi臋. B臋dziesz musia艂 zdoby膰 si臋 na troch臋 wiary. Potrafisz?
Wzruszam ramionami.
- Nie jestem zbyt religijny. Patrzy na mnie i marszczy brwi.
- Dobra, spr贸buj臋 - m贸wi臋 w ko艅cu.
- Tym razem nie lec臋 z tob膮. Nadal pracujesz tak jak dot膮d. Z t膮 r贸偶nic膮, 偶e wi臋kszo艣膰 spraw za艂atwiasz ze mn膮. Instrukcje b臋dzie ci oczywi艣cie wydawa艂 pu艂kownik Lambert. I nied艂ugo wraca Anna. Ale teraz ja jestem twoim g艂贸wnym kontaktem.
- Super - odpowiadam i szczerz臋 z臋by. M贸j sarkazm na pewno jej nie umyka, ale wyci膮ga r臋k臋.
- Powodzenia, Sam. 艢ciskam jej d艂o艅 i kiwam g艂ow膮.
W tym momencie z wyj艣cia wy艂ania si臋 sier偶ant wojsk l膮dowych i podchodzi do nas.
- Pan Fisher?
- Tak?
- Mam pana zaprowadzi膰 do samolotu.
- Dobra. - Bior臋 moj膮 torb臋 podr贸偶n膮 i wychodz臋 za podoficerem na zewn膮trz. Nie ogl膮dam si臋 na Frances Coen. Nie ogl膮dam si臋 na nic.
ROZDZIA艁 12
By艂em w Hongkongu wiele razy, zar贸wno przed donios艂ym wydarzeniu z 1997 roku, jak i po nim. Zanim Brytyjczycy opu艣cili koloni臋, obawiano si臋, 偶e nast膮pi koniec kapitalizmu, kt贸rym Hongkong cieszy艂 si臋 od ponad stu lat - 偶e komunistyczne Chiny zniszcz膮 t臋 損er艂臋 w koronie". Jak dot膮d, tak si臋 nie sta艂o. Na moje oko niewiele si臋 zmieni艂o, mo偶e poza tym, 偶e jest mniej Anglik贸w. Chi艅czycy obiecali utrzyma膰 w Hongkongu obecny model gospodarki przez nast臋pnych pi臋膰dziesi膮t lat. A co potem?
Powiedz膮 po prostu: 揘o dobra, ludzie, wystarczy tej wolnej przedsi臋biorczo艣ci, odt膮d wszystko dzielimy r贸wno"? W膮tpi臋. Hongkong to dobrze naoliwiona maszyna i uwa偶am, 偶e nadal b臋dzie funkcjonowa艂 tak, jak dotychczas. R贸wnie偶 w XXII wieku.
Podr贸偶 na Daleki Wsch贸d min臋艂a bez przyg贸d. Osprey polecia艂 najpierw na Hawaje, gdzie zrobi艂 post贸j. Mia艂em dwie godziny przerwy w Pearl Harbor, potem wystartowali艣my do Manili. Zanim wyl膮dowali艣my na Filipinach, zrobi艂o si臋 za p贸藕no, 偶eby z艂apa膰 rejsowy samolot do Hongkongu, wi臋c sp臋dzi艂em noc w koszarach. Nie by艂o 藕le. Poniewa偶 zwykle potrafi臋 zasn膮膰 za zawo艂anie, nie mia艂em problemu nazywanego 揷horob膮 podr贸偶nik贸w". To akurat prawie mi nie dokucza, jedynie po powrocie do domu. Chyba mo偶na powiedzie膰, 偶e jestem panem mojego zegara biologicznego.
Do Hongkongu przylatuj臋 nast臋pnego dnia. Zastanawiam si臋 nad wypo偶yczeniem samochodu, ale rezygnuj臋. Podobnie jak w Londynie czy Nowym Jorku w Hongkongu samochody bardziej przeszkadzaj膮, ni偶 pomagaj膮. Wsz臋dzie dotr臋 du偶o szybciej komunikacj膮 miejsk膮 lub na piechot臋. Je艣li b臋d臋 musia艂 wybra膰 si臋 gdzie艣 daleko, wezm臋 taks贸wk臋. Samoch贸d mog臋 wypo偶yczy膰 w ka偶dej chwili, gdyby si臋 okaza艂o, 偶e jest mi potrzebny.
Instrukcje Frances Coen m贸wi膮, 偶e mam odszuka膰 Masona Hendricksa, dawnego oficera wywiadu stacjonuj膮cego na Dalekim Wschodzie. Hendricks to Amerykanin, by艂y agent CIA. Jest na emeryturze, podobnie jak Harry Dagger w Moskwie, ale nadal dzia艂a w bran偶y. Nigdy go nie spotka艂em, cho膰 mia艂em ku temu wiele okazji, gdy pracowa艂em w CIA. Ma opini臋 porz膮dnego, bardzo sprytnego i zaradnego faceta. Coen informuje mnie, 偶e m贸j sprz臋t zosta艂 wys艂any z Manili do Hendricksa. Nie znam si臋 na logistyce i nie wiem, jak on go odbierze; zostawiam to mojemu tak zwanemu asystentowi terenowemu.
Hendricks mieszka w Mid-Levels, w po艂owic drogi na Victoria Peak. W Hongkongu o twoim statusie 艣wiadczy dopiero rezydencja na Peak. Liczy艂o si臋 to zw艂aszcza wtedy, kiedy byli tu Brytyjczycy. Im wy偶ej, tym dro偶sze nieruchomo艣ci. Mid-Levels to co艣 pomi臋dzy dzielnic膮 dla wy偶szej klasy 艣redniej a dzielnic膮 dla ni偶szej klasy wy偶szej, je艣li to w og贸le ma sens. W ka偶dym razie jest tam cholernie drogo.
Jad臋 do Hendricksa taks贸wk膮. Jego dom przy Conduit Road s膮siaduje z apartamentowcem. Kiedy Hendricks otwiera drzwi, jestem zaskoczony. Wed艂ug akt ma sze艣膰dziesi膮t jeden lat, ale wygl膮da na czterdzie艣ci pi臋膰.
- Sam Fisher - wita mnie i wyci膮ga r臋k臋. - Mason Hendricks.
艢ciskam mu d艂o艅, odpowiada tym samym. Silny facet.
- Milo mi pana pozna膰 po tylu latach - m贸wi臋.
- Mnie r贸wnie偶. Prosz臋 wej艣膰.
Mieszkanie jest gustownie urz膮dzone. Wystr贸j wn臋trza to mieszanina zachodniego i wschodniego stylu. Brytyjskie wp艂ywy s膮 wyra藕nie widoczne, ale dominuj膮 azjatyckie. Na przyk艂ad w pokoju od razu rzuca si臋 w oczy wielki pos膮g Buddy. W powietrzu unosi si臋 zapach kadzid艂a. Na p贸艂ce stoj膮 modele 偶aglowc贸w w butelkach - same brytyjskie okr臋ty wojenne z XVIII wieku.
- Przepraszam za kadzid艂o, ale po czterdziestu latach 偶ycia w Hongkongu polubi艂em ten zapach -- usprawiedliwia si臋 Hendricks.
- Mnie on nie przeszkadza - zapewniam.
Hendricks jest ubrany w prost膮 be偶ow膮 tunik臋 i lu藕ne spodnie w tym samym kolorze. Czu艂by si臋 jak u siebie w ka偶dym domu przy pla偶y.
- Wiem, co pan my艣li - m贸wi. - Wygl膮dam m艂odziej, ni偶 powinienem.
- Owszem - przyznaj臋. - Nie wygl膮da pan nawet na pi臋膰dziesi膮t lat, a jest pan po sze艣膰dziesi膮tce, zgadza si臋?
- W przysz艂ym miesi膮cu sko艅cz臋 sze艣膰dziesi膮t dwa lata. To zas艂uga czystego 艣rodowiska. I 偶ycia bez stres贸w. Fakt, 偶e mia艂em drobn膮 operacj臋 plastyczn膮, farbuj臋 w艂osy i nie jadam t艂ustych rzeczy. Kiedy odszed艂em z CIA, m贸j stan zdrowia znacznie si臋 poprawi艂. 1 w ko艅cu znalaz艂em czas na przygody mi艂osne z Chinkami. W ci膮gu ostatnich dziesi臋ciu lat mia艂em chyba wi臋cej dziewczyn ni偶 w college'u. To na pewno odm艂adza cz艂owieka! I mi臋dzy innymi dlatego dbam o siebie. W ka偶dym razie wszystko, co robi臋 teraz dla naszego rz膮du, robi臋 dla zabawy albo dlatego, 偶e to mnie interesuje. Ch臋tnie pomog臋 NSA. Mam nadziej臋, 偶e b臋d臋 m贸g艂 panu dostarczy膰 jakich艣 przydatnych informacji. Napije si臋 pan czego艣?
Wzruszam ramionami.
- Ch臋tnie.
- Ja szkockiej. A co dla pana?
- Sok pomara艅czowy, je艣li pan ma.
Hendricks idzie prosto do baru, kt贸ry znajduje si臋 naprzeciw Buddy, i bierze dwie szklanki. Przygl膮dam si臋 przez chwil臋 p贸艂ce z ksi膮偶kami, pe艂nej publikacji o tematyce historyczno-wojskowej i powie艣ci sensacyjnych. Kiedy przynosi mi sok - morelowy - stuka si臋 ze mn膮 szklank膮.
- Zdrowie.
- Dzi臋kuj臋. Zdrowie.
Prowadzi mnie przez odsuwane szklane drzwi na taras. Ma stamt膮d przepi臋kn膮 panoram臋 na miasto. - Szkoda, 偶e nie mieszkam wy偶ej. Ten dom kupi艂em dwadzie艣cia pi臋膰 lat temu za bezcen. Gdybym go teraz sprzeda艂, pewnie dosta艂bym za niego maj膮tek. A gdyby przypadkiem sp艂on膮艂, firma ubezpieczeniowa wyp艂aci艂aby mi fortun臋. - 艢mieje si臋. - Mo偶e wtedy by艂oby mnie sta膰 na rezydencj臋 bli偶ej Peak. Stamt膮d jest du偶o lepszy widok i mieszkaj膮 tam wszystkie snoby.
- Uwa偶am, 偶e tutaj jest bardzo przyjemnie, panie Hendricks.
- Prosz臋 mi m贸wi膰 Mason.
- W porz膮dku.
Siadamy na le偶akach i rozkoszujemy si臋 lekk膮 bryz膮. Na wyspie jest ca艂kiem ciep艂o, nie to, co w Marylandzie. Ale nie pami臋tam, 偶eby w Hongkongu kiedykolwiek by艂o inaczej.
- M贸j sprz臋t dotar艂 bezpiecznie? - pytam.
- Tak. Jest w jednej z sypialni. Ale bardzo prosz臋, zrelaksujmy si臋 troch臋 i porozmawiajmy. Gdzie si臋 zatrzymasz?
- Nie wiem.
- Zaproponowa艂bym ci m贸j pok贸j go艣cinny, ale co noc mam damskie towarzystwo, wi臋c sam rozumiesz.
U艣miecham si臋 do niego.
- Nie ma sprawy. Co艣 sobie znajd臋, nie jestem wybredny. Mog臋 mieszka膰 w Koulunie. Znam tam niedrogie hotele.
- Jak uwa偶asz.
Przez chwil臋 siedzimy w milczeniu. W ko艅cu poruszam temat mojego obecnego zadania.
- Mason, co mo偶esz mi powiedzie膰 o profesorze Jeinsenie? Hendricks powtarza to, co ju偶 wiem. 呕e Jeinsen zosta艂 zabity strza艂em
w g艂ow臋, zawini臋ty w jut臋, przywi膮zany do kraw臋dzi Promenade w Koulunie i pozostawiony w wodzie, gdzie go znaleziono. W identyfikacji zw艂ok pomog艂a policji informacja o zagini臋ciu fizyka, zamieszczona w biuletynie Interpolu. Po ustaleniu to偶samo艣ci ofiary zawiadomiono rz膮d USA.
- Interesuj膮ce, 偶e to nie by艂o zwyk艂e morderstwo - m贸wi Hendricks. - Kto艣 wykona艂 na Jeinsenie wyrok 艣mierci.
- Kto?
- Podejrzewam, 偶e jaka艣 triada.
Potakuj臋 ze zrozumieniem. Triady to chi艅ski odpowiednik w艂oskiej mafii, japo艅skiej jakuzy, rosyjskiej mafiji i innych zorganizowanych grup przest臋pczych. Istniej膮 od wiek贸w. Sformowano je kiedy艣 po to, by pomog艂y usun膮膰 dynasti臋 Cing i przywr贸ci膰 panowanie Ming. Dopiero w XX wieku sta艂y si臋 organizacjami przest臋pczymi. Te tajne stowarzyszenia szczyc膮 si臋 tym, 偶e s膮 patriotyczne i nacjonalistyczne. Triady, sprzeciwiaj膮ce si臋 gwa艂townie rz膮dom komunist贸w, pocz膮tkowo mia艂y siedziby w brytyjskim Hongkongu i portugalskim Makau. W ko艅cu przenikn臋艂y do chi艅skich spo艂eczno艣ci na ca艂ym 艣wiecie. Wiem na pewno, 偶e dzia艂aj膮 w chi艅skich dzielnicach wielkich miast ameryka艅skich. Zajmuj膮 si臋 handlem narkotykami, broni膮 i lud藕mi, prostytucj膮 i 搊chron膮". Prowadz膮 te偶 domy gry. S膮 zdecydowanie antyzachodnie. Ich rytua艂y i zgromadzenia s膮 艣wi臋te i bior膮 w nich udzia艂 wy艂膮cznie Azjaci.
- Uwa偶am te偶, 偶e mamy do czynienia z bardzo specyficzn膮 triad膮 - ci膮gnie Hendricks. - Wi臋kszo艣膰 tych grup u偶ywa do zabijania ostrych narz臋dzi; no偶y, topor贸w, maczet. Jeinsen dosta艂 kul臋 w ty艂 g艂owy, w gangsterskim stylu. Tak robi mafia. Tylko jedna triada w Hongkongu wykonuje egzekucje w taki spos贸b. Nazywa si臋 Szcz臋艣liwe Smoki.
- Nie s艂ysza艂em o nich.
- Na pewno nie s膮 najwi臋ksz膮 triad膮. To bardzo ma艂a grupa, je艣li por贸wnasz j膮 na przyk艂ad z 14K czy Zwi膮zkiem Bambusowym. Istnieje, odk膮d pami臋tam. G艂贸wn膮 baz臋 ma w Hongkongu, ale jej macki si臋gaj膮 kontynentalnych Chin.
- Ale triady s膮 antykomunistyczne - zauwa偶am.
- Owszem. Szcz臋艣liwe Smoki te偶. Mimo to jestem przekonany, 偶e maj膮 wp艂ywy w pewnych kr臋gach rz膮dowych. Spodziewano si臋, 偶e po 1997 roku chi艅skie w艂adze rozprawi膮 si臋 z triadami w odwecie za wrogo艣膰, jak膮 okazuj膮 komunizmowi. Tak si臋 nie sta艂o. Triady s膮 teraz r贸wnie pot臋偶ne jak pod rz膮dami Brytyjczyk贸w. Jasne, 偶e przynale偶no艣膰 do triady nadal jest nielegalna. Policja ci膮gle dokonuje aresztowa艅. Ale to tak, jak z jakuz膮 w Japonii. Zawsze b臋dzie istnia艂a.
- Kto jest szefem Szcz臋艣liwych Smok贸w?
- Facet o nazwisku Jon Ming. To Cho Kun, G艂owa Smoka. Mniej wi臋cej w twoim wieku; ma chyba czterdzie艣ci osiem lat. Zosta艂 Cho Kunem jakie艣 pi臋tna艣cie lat temu po krwawym przewrocie w ich organizacji. To bogaty gangster. Mieszka w posiad艂o艣ci utrzymanej w stylu plantacji, w p贸艂nocnym Koulunie, tu偶 przy granicy z Nowymi Terytoriami. Zachowuje si臋 bardziej jak cz艂onek jakuzy ni偶 triady. Popisuje si臋 publicznie swoim maj膮tkiem i w艂adz膮, jak japo艅scy gangsterzy. To nie jest typowe dla chi艅skich triad. Tutaj mog膮 ci臋 aresztowa膰 tylko dlatego, 偶e wygl膮dasz jak cz艂onek triady, ale jemu jako艣 si臋 udaje unika膰 k艂opot贸w z prawem. Dlatego s膮dz臋, 偶e ma w kieszeni niekt贸rych polityk贸w.
- Gdzie mog臋 znale藕膰 tego Jona Minga?
- Prowadzi w Koulunie elegancki klub nocny. Purple Queen. To jeden z tych lokali z hostessami, gdzie p艂acisz maj膮tek za to, 偶e siedzisz i rozmawiasz z pi臋kn膮 dziewczyn膮. Czasami mo偶esz j膮 zabra膰 do domu, co kosztuje jeszcze wi臋cej. - Hendricks grzechocze lodem w szklance. - W ten spos贸b pozna艂em niekt贸re z moich przyjaci贸艂ek. Bywam w takich klubach bardzo cz臋sto. W Purple Queen te偶. Ale nie mog臋 ci臋 tam zabra膰. B臋dziesz musia艂 p贸j艣膰 sam. Znaj膮 mnie. Nie chcia艂bym, 偶eby widziano nas razem.
- S艂usznie.
- Ming jest te偶 w艂a艣cicielem kilku restauracji i udzia艂owcem tutejszych firm. Kontroluje cz臋艣膰 portu kontenerowego, ma wi臋c dost臋p do towar贸w, kt贸re tu przyp艂ywaj膮 i st膮d odp艂ywaj膮. W pokoju z twoim sprz臋tem zostawi艂em ci jego zdj臋cie, 偶eby艣 m贸g艂 rozpozna膰 faceta, jak go zobaczysz.
- A co 艂膮czy艂o Jeinsena ze Szcz臋艣liwymi Smokami? - pytam. Hendricks patrzy na mnie i marszczy brwi.
- Tego masz si臋 tutaj dowiedzie膰, tak?
- Orientujesz si臋?
- Nie. Ale je艣li chcesz zna膰 moje zdanie, facet po prostu zdradzi艂 swoj膮 drug膮 ojczyzn臋, i tyle. Pierwsz膮 te偶, uciekaj膮c do Stan贸w. Wzdycham.
- Mamy nadziej臋, 偶e tego nie zrobi艂. My艣lisz, 偶e Ming trzyma w klubie nocnym co艣, co mog艂oby mnie zainteresowa膰?
- Nie wiem - odpowiada Hendricks. - Ale szczerze w to w膮tpi臋. Wyobra偶am sobie, 偶e triada za艂atwia wszystkie interesy w jednej ze swoich siedzib i obawiam si臋, 偶e w tej sprawie nie b臋d臋 m贸g艂 ci pom贸c. Najlepiej zrobisz, je艣li przyjrzysz si臋 dobrze Mingowi i zaczniesz go 艣ledzi膰. Mo偶e doprowadzi ci臋 do tego, czego szukasz.
- Tak naprawd臋 to chcia艂bym ustali膰, czy ta triada ma powi膮zania ze Sklepem. S膮dzisz, 偶e mo偶e tak by膰? Hendricks kiwa g艂ow膮.
- Sk膮d艣 bior膮 bro艅. S艂ysza艂em pog艂oski, 偶e Sklep zn贸w dzia艂a na Dalekim Wschodzie. Spr贸buj臋 si臋 czego艣 dowiedzie膰 dzi艣 wieczorem.
Wchodzimy z powrotem do domu i Hendricks prowadzi mnie do sypialni, gdzie na 艂贸偶ku le偶y m贸j sprz臋t. Jest to, co zwykle: kombinezon, s艂uchawki, gogle, five-seven i kilka magazynk贸w po dwadzie艣cia naboj贸w ss190 5,7 x 28 milimetr贸w oraz moja duma i rado艣膰 - modu艂owa bro艅 szturmowa SC-20K. To karabinek automatyczny, kt贸ry strzela amunicj膮 ssl90 5,56x45 milimetr贸w, ogniem ci膮g艂ym i pojedynczym. W magazynku mie艣ci si臋 trzydzie艣ci naboj贸w. Bro艅 ma t艂umik oraz uniwersaln膮 wyrzutni臋 do wystrzeliwania pier艣cieniowych pocisk贸w niepenetruj膮cych, kamer przylepnych, paralizator贸w i granat贸w dymnych. Reszta moich narz臋dzi pracy to kabel optyczny - do zagl膮dania w ciasne otwory - zak艂贸cacz kamer, par臋 min 艣ciennych, granaty od艂amkowe, flary i apteczka.
- Jestem pod wra偶eniem - m贸wi臋. - Uda艂o ci si臋 sprowadzi膰 to wszystko w jednej przesy艂ce.
- Mam du偶e do艣wiadczenie, Sam.
- Gdzie jest kwatera g艂贸wna tej triady? Ich 搒iedziba", jak to nazwa艂e艣. Hendricks bierze SC-20K i wa偶y w r臋kach.
- 艁adna bro艅. - Patrzy przez celownik. - Szcz臋艣liwe Smoki nie maj膮 g艂贸wnej siedziby. My艣l臋 raczej, 偶e jest ich kilka, rozrzuconych po ca艂ym tutejszym terytorium. Po prostu wybierz si臋 do klubu nocnego Purple Queen. Zapewniam ci臋, 偶e b臋dzie tam kto艣 z triady. Mo偶e nawet zobaczysz Jona Minga. Wpada tam zwykle co drug膮 noc.
- Dobra.
- Pami臋taj, 偶e jeste艣 tutaj gweilo. I chyba nie musz臋 ci m贸wi膰, 偶e ci faceci s膮 niebezpieczni?
Gweilo to
==================================
ABC Amber Text Converter v5.01
Trial version
==================================
zagraniczny diabe艂", pogardliwe okre艣lenie cudzoziemca.
- Znam triady - odpowiadam. - Zabij膮 ka偶dego cz艂owieka z Zachodu, kt贸rego b臋d膮 podejrzewali o to, 偶e ich szpieguje. I zgin膮 w obronie swoich tradycji.
Hendricks opuszcza SC-20K i patrzy mi w oczy.
- Nie zapominaj o tym.
ROZDZIA艁 13
Szefie, agent FBI do pana. Pu艂kownik Lambert poleci艂 swojej sekretarce, 偶eby wpu艣ci艂a go艣cia. Niezadowolony wymamrota艂 co艣 pod nosem. Nie podoba艂o mu si臋, 偶e FBI wtyka nos w sprawy Wydzia艂u Trzeciego. Panowa艂 nad sytuacj膮 i nie lubi艂, kiedy kto艣 obcy grzeba艂 w jego 艣mieciach. Carly St. John nale偶a艂a do rodziny i Lambert uwa偶a艂, 偶e znalezienie i postawienie przed s膮dem jej zab贸jcy to jego obowi膮zek. Niestety nie mia艂 艣rodk贸w ani fachowc贸w, potrzebnych do wykonania tego udania. Wydzia艂 Trzeci nic by艂 organem 艣cigania. Pu艂kownik Lambert nie m贸g艂 nikogo aresztowa膰 ani postawi膰 w stan oskar偶enia. Musia艂 si臋 tym zaj膮膰 kto艣 z zewn膮trz. Jedynym sensownym rozwi膮zaniem by艂o wezwa膰 federalnych.
Dochodzenie prowadzi艂 agent specjalny Jeff Kehoe. Lambert pozna艂 go poprzedniego dnia. Kehoe pochodzi艂 z Teksasu, by艂 po czterdziestce i pracowa艂 w FBI od szesnastu lat. Specjalizowa艂 si臋 w tropieniu zab贸jc贸w i podpalaczy. Pierwsze spotkanie posz艂o dobrze i Lambert m贸g艂 szczerze powiedzie膰, 偶e facet przypad艂 mu do gustu. Irytowa艂o tylko go, 偶e Wydzia艂 Trzeci ma zwi膮zane r臋ce.
Wst臋pne 艣ledztwo w sprawie zab贸jstwa zosta艂o przeprowadzone bardzo energicznie. Kehoe szybko ustali艂, 偶e podejrzanym jest Mike Chan. Ka偶dy, kto chcia艂 wej艣膰 do siedziby Wydzia艂u Trzeciego, musia艂 u偶y膰 karty magnetycznej. Poza Carly, jedynym pracownikiem zalogowanym tamtej nocy do systemu bezpiecze艅stwa budynku, by艂 Chan. Kamery zarejestrowa艂y, jak szed艂 ze swojego pokoju do gabinetu Carly i z powrotem. Obci膮偶a艂 go r贸wnie偶 fakt, 偶e twardy dysk w jego komputerze zosta艂 wyczyszczony. Lambert czeka艂 teraz na kolejne post臋py w 艣ledztwie.
- Prosz臋 - zawo艂a艂, kiedy us艂ysza艂 pukanie. Kehoe wszed艂 do pokoju i skin膮艂 mu g艂ow膮.
- Dzie艅 dobry, panie pu艂kowniku.
- Witam. Kawy?
- Nie, dzi臋kuj臋.
- Niech pan siada. - Lambert wskaza艂 fotel przed biurkiem. Kehoe usiad艂 i wyj膮艂 z nesesera notatki. - Co pan dla mnie ma?
- Ca艂kiem sporo - odrzek艂 Kehoe. - Po pierwsze, jak szczeg贸艂owo sprawdzili艣cie przesz艂o艣膰 Mike'a Chana, zanim go zatrudnili艣cie? Lambert wzruszy艂 ramionami.
- Rutynowo. Pe艂na historia kredytowa faceta, pochodzenie, wykszta艂cenie... A dlaczego?
- W nocy przeszukali艣my dok艂adnie jego mieszkanie. Badanie rentgenem ujawni艂o schowek pod pod艂og膮 艂azienki. By艂y tam papiery, kt贸re wskaza艂y nam nowy trop. G艂贸wnie listy pisane po chi艅sku. Od brata Chana. Dowiedzieli艣my si臋 ciekawych rzeczy. Przede wszystkim tego, 偶e Mike Chan naprawd臋 nazywa si臋 Mike Wu.
- Co?!
- Poda艂 wam fa艂szywe dane personalne.
- To niemo偶liwe. Sprawdzili艣my jego przesz艂o艣膰 w taki sam spos贸b, jak robi膮 to wasi ludzie i CIA.
- W tym problem - odpar艂 Kehoe. - 呕yciorys Chana zosta艂 spreparowany. Od pocz膮tku do ko艅ca. To by艂a manipulacja od wewn膮trz. Innymi s艂owy pom贸g艂 mu kto艣, pracuj膮cy w agencji rz膮dowej. Wszystkie informacje o nim sfabrykowano i umieszczono we w艂a艣ciwych miejscach, zanim go sprawdzili艣cie. Trzeba mie膰 niez艂e 艣rodki, 偶eby zrobi膰 co艣 takiego. Mike Chan czy raczej Mike Wu nie dzia艂a sam. Jest cz臋艣ci膮 czego艣 wi臋kszego. Nie wiem, czego i jakie zagro偶enie mo偶e to ze sob膮 nie艣膰. Orientuje si臋 pan, co to mo偶e by膰?
Lambert wypu艣ci艂 g艂o艣no powietrze z p艂uc, potem potar艂 czubek g艂owy.
- Jezu. Przychodzi mi na my艣l tylko Sklep. A je艣li to nie oni, to pr贸buje nas za艂atwi膰 jakie艣 mocarstwo. Jak panu m贸wi艂em, Carly zajmowa艂a si臋 przeciekiem, kt贸ry mieli艣my w zesz艂ym roku. By艂a bliska wyja艣nienia tej sprawy mo偶e Mike po艂apa艂 si臋, 偶e lada chwila zostanie zdemaskowany. Cholera. Nie by艂bym zaskoczony, gdyby si臋 okaza艂o, 偶e to Mike przekaza艂 Sklepowi nazwiska wszystkich naszych agent贸w. To Sklep. To musz膮 by膰 oni.
- Ale Sklep to handlarze broni膮, tak? S膮 organizacj膮 nastawion膮 na zyski, a nie polityczn膮, zgadza si臋?
- Owszem.
- Wi臋c po co mieliby umieszcza膰 u was wtyczk臋? Poza zdobyciem listy waszych agent贸w, czemu mog艂oby to s艂u偶y膰?
Lambert zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.
- Sprzedawali informacje. - Waln膮艂 pi臋艣ci膮 w blat. - Cokolwiek Mike im przekazywa艂, sprzedawali to dalej. Musia艂o tak by膰.
- To ma sens. Kehoe skin膮艂 g艂ow膮. - Je艣li Wu rzeczywi艣cie pracuje dla Sklepu.
- Co pan o nim wie? - Lambert popatrzy艂 na agenta zmru偶onymi oczami.
- Badaj膮c 偶yciorys, ustalili艣my, 偶e pochodzi z Los Angeles. Potwierdzili艣my te偶 to偶samo艣膰 jego brata, autora list贸w. Facet nazywa si臋 Eddie Wu. To gangster z Chinatown, podejrzewany o to, 偶e jest wa偶n膮 figur膮 w jednej z triad, kt贸re dzia艂aj膮 w po艂udniowej Kalifornii.
- W jednej z triad?
- Tak. W chi艅skim gangu, odpowiedniku mafii.
- Wiem, co to jest triada. Zaraz, my艣li pan, 偶e Mike Chan, to znaczy Mike Wu, pracuje dla swojego brata? Nie dla Sklepu?
- Nie wiem. Z list贸w wynika, 偶e Eddie Wu wiedzia艂 wszystko o fa艂szywej to偶samo艣ci swojego brata. Ja tylko sugeruj臋, 偶e wcale nie musi chodzi膰 o Sklep. I mo偶liwe, 偶e tak w艂a艣nie jest. Nie wykluczam tego. Ale mamy te偶 drugi trop. Triada Eddiego Wu nazywa si臋 Szcz臋艣liwe Smoki. To organizacja o 艣wiatowym zasi臋gu, z kwater膮 g艂贸wn膮 w Hongkongu. Dzia艂a w Los Angeles, San Francisco i Nowym Jorku. By膰 mo偶e r贸wnie偶 w Houston; tego jeszcze nie wiemy na pewno. W ka偶dym razie Szcz臋艣liwe Smoki to banda gro藕nych przest臋pc贸w. Eddie Wu kilka razy siedzia艂 i jest w Kalifornii na li艣cie obserwowanych. Ale od paru lat unika k艂opot贸w.
- Wi臋c Mike m贸g艂 uciec do Kalifornii?
- Tak uwa偶am - odrzek艂 Kehoe. - Wyobra偶am sobie, 偶e zn贸w zmieni艂 to偶samo艣膰, mo偶e r贸wnie偶 wygl膮d, i polecia艂 tam. Albo wybra艂 bezpieczniejszy 艣rodek transportu ni偶 samolot, na przyk艂ad poci膮g lub autobus. M贸g艂 te偶 pojecha膰 samochodem. Jego auto znikn臋艂o. To honda accord rocznik dwa tysi膮ce drugi. Albo gdzie艣 j膮 porzuci艂 i jeszcze jej nie znale藕li艣my, albo jedzie ni膮 teraz drog膮 mi臋dzystanow膮. Je艣li tak, do by艂by w Los Angeles najp贸藕niej pojutrze.
Lambert pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie do wiary. Nie rozumiem, jak to si臋 mog艂o sta膰, 偶e przy sprawdzaniu jego 偶yciorysu nic nie wyp艂yn臋艂o.
- Jak powiedzia艂em, mia艂 pomocnika gdzie艣 wysoko. Tego kogo艣 te偶 chcieliby艣my wytropi膰.
- Co dalej?
- Lec臋 do Los Angeles. Tamtejsze FBI b臋dzie obserwowa艂o Eddiego. Je艣li pojawi si臋 Mike Wu, na pewno spotka si臋 z bratem. Liczymy na to, 偶e Mike nie wie, i偶 znamy jego prawdziw膮 to偶samo艣膰.
Lambert skin膮艂 g艂ow膮.
- W porz膮dku. Niech pan mnie informuje na bie偶膮co, dobrze? Wiem, 偶e musi pan sk艂ada膰 raporty w艂asnym szefom, ale by艂bym zobowi膮zany, gdyby pan o mnie nie zapomina艂.
- Bez obaw, panie pu艂kowniku.
- To wszystko?
- Chyba tak. Na razie. Lambert wsta艂 i wyci膮gn膮艂 r臋k臋.
- Dzi臋ki. Dobra robota.
- Dzi臋kuj臋. - Kehoe podni贸s艂 si臋 z fotela i u艣cisn膮艂 mu d艂o艅. - B臋d臋 z panem w kontakcie.
Odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 z pokoju. Pu艂kownik Lambert usiad艂 zadowolony, 偶e 艣ledztwo posuwa si臋 naprz贸d. Mog艂o mu si臋 nie podoba膰 to, 偶e dochodzenie prowadzi FBI, ale przynajmniej ten Kehoe naprawd臋 co艣 robi艂. Mo偶e w ko艅cu nie by艂o tak 藕le.
Pu艂kownik zaj膮艂 si臋 innymi sprawami. Wcisn膮艂 przycisk interkomu. -Prosz臋 przys艂a膰 do mnie pani膮 Grimsdottir.
Potem pobra艂 ze swojej skrzynki odbiorczej raport Frances Coen. Informowa艂a, 偶e Sam Fisher dotar艂 bezpiecznie do Hongkongu, skontaktowa艂 si臋 z Masonem Hendricksem i p贸jdzie tropem, kt贸ry mo偶e prowadzi膰 do chi艅skich triad.
Czy Mike Wu mo偶e by膰 zamieszany w spraw臋 profesora Jeinsena? - pomy艣la艂 Lambert. Zobaczymy. Co ma by膰, to b臋dzie.
Przed spotkaniem z Ann膮 Grimsdottir otworzy艂 jej akta personalne i przejrza艂 je uwa偶nie jeszcze raz, cho膰 nie by艂o to konieczne. Lambert zna艂 Ann臋 od dawna zacz臋艂a pracowa膰 w Wydziale Trzecim jako jedna z pierwszych. Mia艂a trzydzie艣ci lat i by艂a Amerykank膮 w drugim pokoleniu - jej rodzina wywodzi艂a si臋 z Islandii. W latach dziewi臋膰dziesi膮tych studiowa艂a informatyk臋 w St. John's College, ale rzuci艂a to, kiedy si臋 przekona艂a, 偶e jest lepsza od swoich wyk艂adowc贸w. Pracowa艂a jako programistka w kilku firmach telekomunikacyjnych, kt贸re mia艂y kontrakty z Marynark膮 Wojenn膮 Stan贸w Zjednoczonych. Zwerbowano j膮 do Wydzia艂u Trzeciego i w ko艅cu zosta艂a dyrektorem technicznym. By艂a bardzo energiczna, inteligentna i oddana swojej pracy.
Rozleg艂o si臋 ostro偶ne pukanie do drzwi.
- Prosz臋.
Do pokoju wesz艂a Anna Grimsdottir. Kasztanowe w艂osy mia艂a, jak zwykle, 艣ci膮gni臋te do ty艂u. Przypomina艂a atrakcyjn膮 profesork臋 z college'u; wygl膮da艂a na intelektualistk臋. Czyja艣 matka mog艂aby o niej powiedzie膰, 偶e ma 搈i艂膮 osobowo艣膰". Jej koledzy wiedzieli, 偶e jest raczej zr贸wnowa偶ona i zachowuje si臋 z niemal brytyjsk膮 rezerw膮. Ale znali te偶 jej skrzywione poczucie humoru, cho膰 rzadko pozwala艂a sobie na 偶arty.
- Chcia艂 mnie pan widzie膰, panie pu艂kowniku? - zapyta艂a.
- Siadaj, Anno. - Usiad艂a na fotelu, za艂o偶y艂a nog臋 na nog臋 i przyj臋艂a wdzi臋czn膮 poz臋. - Jak min膮艂 urlop?
- Przyjemnie. Hawaje, wie pan.
- Przepraszam, 偶e musia艂em ci skr贸ci膰 odpoczynek.
- Nie szkodzi. Jestem zadowolona, 偶e pan to zrobi艂. Ciesz臋 si臋, 偶e wr贸ci艂am.
- Doskonale. Jak wiesz, stracili艣my Carly. Grimsdottir unios艂a g艂ow臋.
- By艂a bardzo dobra. Przykro mi, 偶e... Przykro mi z powodu tego, co si臋 sta艂o.
- Nam wszystkim. - Lambert odchrz膮kn膮艂 i przeszed艂 do rzeczy. - Jeste艣 gotowa do obj臋cia swoich obowi膮zk贸w?
- Oczywi艣cie.
- B臋dziesz musia艂a bardzo szybko nadrobi膰 zaleg艂o艣ci. W czasie twojej nieobecno艣ci sporo si臋 wydarzy艂o.
- Wi臋c do roboty.
Lambert spojrza艂 jej w oczy. Nie by艂o w nich 偶adnych obaw. Tylko absolutna pewno艣膰 siebie.
- Wi臋c do roboty powt贸rzy艂.
Mike Wu alias Mike Chan min膮艂 tablic臋 informuj膮c膮, 偶e jest trzydzie艣ci dwa kilometry od Oklahoma City. Musia艂 si臋 gdzie艣 zatrzyma膰 i odpocz膮膰, 偶eby nie spowodowa膰 wypadku. Od chwili zab贸jstwa Carly St. John i ucieczki z Waszyngtonu nie zmru偶y艂 oka. Teraz, w drugim dniu podr贸偶y, czu艂 skutki braku snu i nadmiaru kofeiny. By艂 zdenerwowany, nie m贸g艂 jasno my艣le膰 i bola艂a go g艂owa.
Przed wyjazdem z Waszyngtonu zaparkowa艂 swoj膮 niebiesk膮 hond臋 accord obok zielonej, kt贸ra sta艂a przed budynkiem mieszkalnym kilka przecznic od jego domu. Uzbrojony w 艣rubokr臋t w nieca艂膮 minut臋 zamieni艂 tablice rejestracyjne na obu samochodach i skierowa艂 si臋 na zach贸d drog膮 mi臋dzystanow膮 1-70. Potem wybra艂 1-81, 偶eby pokona膰 Appalachy i Wirgini臋. W Tennessee droga 艂膮czy艂a si臋 z 1-40 - planowa艂 dotarcie t膮 tras膮 a偶 do Kalifornii. Wiedzia艂, 偶e ryzykuje, ale t臋dy by艂o najszybciej. Mia艂 nadziej臋, 偶e policja jeszcze go nie szuka. Zamierza艂 si臋 zdrzemn膮膰, a potem porzuci膰 swoj膮 hond臋 i ukra艣膰 jaki艣 samoch贸d, kt贸rym wyruszy w dalsz膮 podr贸偶. Nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e tak szybko przejecha艂 po艂ow臋 Stan贸w. Ale rzadko si臋 zatrzymywa艂. Tylko po to, 偶eby zatankowa膰 auto i co艣 przegry藕膰.
Min膮艂 reklam臋 motelu usytuowanego gdzie艣 przy nast臋pnym zje藕dzie z autostrady. Doskonale. Nie przy g艂贸wnej drodze i tanio. Dok艂adnie tego potrzebowa艂. Wu nic m贸g艂 si臋 doczeka膰 postoju. We藕mie prysznic, po艂o偶y si臋 spa膰, a za pi臋膰 czy sze艣膰 godzin...
Niech to szlag! W lusterku wstecznym zobaczy艂 tu偶 za sob膮 radiow贸z policyjny z w艂膮czonym kogutem. Sk膮d on si臋 wzi膮艂? Wu spojrza艂 na pr臋dko艣ciomierz. Sto pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w na godzin臋! Tak si臋 spieszy艂 do motelu, 偶e zapomnia艂 o ostro偶no艣ci. Do tej pory udawa艂o mu si臋 jecha膰 bezpiecznie. Nie przekracza艂 dozwolonej szybko艣ci, 偶eby nie zwraca膰 na siebie uwagi. A teraz to!
Wu zjecha艂 na pobocze i stan膮艂. W贸z patrolowy policji stanu Oklahoma zatrzyma艂 si臋 za nim. Policjant zosta艂 w radiowozie, zrobi艂 notatk臋 s艂u偶bow膮 i zacz膮艂 rutynowo sprawdza膰 w rejestrze pojazd贸w informacje o hondzie.
Jasna cholera! Na pewno zg艂oszono kradzie偶. Co robi膰? My艣l, cz艂owieku!
Niewyspany i roztrz臋siony Mike Wu zrobi艂 to, co uzna艂 za jedyne mo偶liwe wyj艣cie. Si臋gn膮艂 pod siedzenie i chwyci艂 smitha & wessona SW 1911. Potem spojrza艂 w lusterko wsteczne, 偶eby zobaczy膰, czy w pobli偶u nikt si臋 nie kr臋ci.
Policjant wysiad艂 z wozu patrolowego i ruszy艂 w jego kierunku. Wu opu艣ci艂 szyb臋 i si臋 u艣miechn膮艂.
- Wiem, 偶e jecha艂em za szybko - powiedzia艂. - Przepraszam.
- Prosz臋 wysi膮艣膰 z samochodu - poleci艂 policjant.
- Tu jest moje prawo jazdy...
- Prosz臋 wysi膮艣膰 z samochodu - powt贸rzy艂 funkcjonariusz.
- Dobrze, oczywi艣cie. - Wu wycelowa艂 w niego przez okno i nacisn膮艂 spust. Pocisk trafi艂 policjanta w pier艣 i odrzuci艂 do ty艂u na drog臋. Wu otworzy艂 drzwi hondy, wysiad艂 i wycelowa艂 w czo艂o le偶膮cego m臋偶czyzny. Policjant z trudem 艂apa艂 oddech. Pokr臋ci艂 g艂ow膮 i pr贸bowa艂 krzykn膮膰.
Wu zn贸w nacisn膮艂 spust, wr贸ci艂 do samochodu i odjecha艂, zostawiaj膮c martwego m臋偶czyzn臋 na poboczu, przed wozem patrolowym. Uzna艂, 偶e najlepiej zrobi, je艣li b臋dzie si臋 trzyma艂 swojego planu - wynajmie pok贸j w motelu i troch臋 si臋 prze艣pi. Policja b臋dzie go szuka艂a, to jasne, ale nie przyjdzie im do g艂owy, 偶e podejrzany mo偶e by膰 tak blisko, w jakim艣 zawszonym motelu. Musi tylko ukry膰 samoch贸d. P贸藕niej, kiedy ju偶 odpocznie, ukradnie inny i wyruszy w dalsz膮 podr贸偶 do wolno艣ci.
ROZDZIA艁 14
Bez trudu odnajduj臋 Purple Queen. Lokal jest du偶y, wielko艣ci kina. Ta cz臋艣膰 Koulunu, Tsim Sha Tsui East, to centrum nocnego 偶ycia w Hongkongu. Wsz臋dzie wok贸艂 siebie widz臋 nie tylko takie eleganckie kluby z hostessami, jak Purple Queen, ale r贸wnie偶 bary karaoke, dyskoteki, restauracje, a nawet pozosta艂e po Brytyjczykach angielskie puby. Neony hipnotyzuj膮, w powietrzu czu膰 podniecenie. Po zachodzie s艂o艅ca Koulun mo偶e 艣mia艂o rywalizowa膰 z Las Vegas. Trudno uwierzy膰, 偶e teraz rz膮dz膮 tu komuni艣ci.
Frontowych drzwi pilnuj膮 dwaj pot臋偶ni Sikhowie, gotowi odstraszy膰 ka偶dego, kto wyda im si臋 niepo偶膮danym go艣ciem. Mam na sobie kombinezon, bo chc臋 tylko zrobi膰 rozpoznanie i zorientowa膰 si臋 w terenie.
Trzymam si臋 w mroku, 偶eby mnie nie zobaczyli, i okr膮偶am budynek. Z ty艂u jest ma艂y parking. Jedno z miejsc oznaczono jako: ZAREZERWOWANE;
prawdopodobnie nale偶y do szefa. Wszystkie pozosta艂e stanowiska s膮 zaj臋te. Nie wiem, gdzie parkingowy ustawia samochody go艣ci. Tutaj si臋 nie mieszcz膮, a na zat艂oczonych ulicach nie ma szans, aby zaparkowa膰. Z ty艂u nie ma okien, ale s膮 drzwi, a obok stoj膮 艣mietniki. Dobrze by艂oby t臋dy wej艣膰.
Jak na zawo艂anie z budynku wychodzi facet i wrzuca do pojemnika worek ze 艣mieciami. Jest w garniturze i okularach przeciws艂onecznych. Najwyra藕niej pracuje w tej knajpie jako ochroniarz. Podchodz臋 to niego.
- Te 艣miecie cuchn膮 - zagaduj臋 po chi艅sku. - Jak cz臋sto je wywo偶膮? Patrzy na mnie jak na wariata.
- 呕e co? - pyta.
- M贸wi臋, 偶e te 艣miecie cuchn膮. Och, przepraszam, to nie 艣miecie, to ty. To wywo艂uje reakcje. Facet si臋ga pod marynark臋. Uderzam go szybko
kantem d艂oni w szyj臋. Pistolet, s膮dz膮c na oko - walther, upada na ziemi臋. Wal臋 go艣cia mocno w brzuch, a偶 zgina si臋 wp贸艂, potem poprawiam w ty艂 g艂owy. Kiedy pogr膮偶a si臋 w krainie sn贸w, zaci膮gam go do 艣mietnik贸w, pakuj臋 bezceremonialnie do jedynego pustego pojemnika i zamykam pokryw臋. Powinien smacznie spa膰 co najmniej p贸艂 godziny, mo偶e d艂u偶ej. Wrzucam jego pistolet do innego 艣mietnika i zakrywam go.
Wchodz臋 tylnym drzwiami do 艣rodka. Przed sob膮 mam korytarz z czworgiem drzwi. S艂ysz臋 muzyk臋 rockow膮 i kiepski 艣piew. Karaoke. D藕wi臋ki dochodz膮 z klubu za drzwiami na ko艅cu korytarza. Pomieszczenie na prawo ode mnie wygl膮da na salk臋 konferencyjn膮. Jest tam st贸艂, sze艣膰 krzese艂, bia艂a tablica na 艣cianie i telefon. Co dziwne, dwie 艣ciany s膮 zas艂oni臋te plastikow膮 foli膮, jakiej malarze pokojowi u偶ywaj膮 do zakrywania mebli, ale nie wida膰, 偶eby salka by艂a ostatnio odnawiana. Ju偶 mam mszy膰 dalej, gdy na folii dostrzegam plamk臋. Kucam, 偶eby si臋 lepiej przyjrze膰. To nie farba.
To zaschni臋ta krew.
Wyobra偶am sobie ca艂e to pomieszczenie zabezpieczone foli膮. Co艣 si臋 tu sta艂o i niedok艂adnie posprz膮tali.
Odrywam szybko kawa艂ek folii z plamk膮 krwi, chowam do kieszeni i id臋 dalej korytarzem. Za nast臋pnymi drzwiami jest biuro. Panuje tu ba艂agan. Na biurku walaj膮 si臋 papiery, szuflady szafek na akta s膮 do po艂owy wysuni臋te, 艣mierdzi karton po 偶arciu na wynos, kt贸ry kto艣 tutaj zostawi艂. Zer殴kam na dokumenty. Ledwo mog臋 co艣 zrozumie膰 z chi艅skiego pisma. To rachunki, zam贸wienia i akta personalne pracownik贸w Purple Queen.
Wchodz臋 do kolejnego pokoju. W ka偶dej chwili spodziewam si臋 ujrze膰 cz艂onk贸w triady. Ale to kolejne biuro, tylko tutaj panuje wi臋kszy porz膮dek ni偶 w pierwszym. Nie ma tu nic ciekawego.
Dalej jest kuchnia i zmywak. Przy zlewach stoj膮 dwaj zaj臋ci faceci w fartuchach. S膮 odwr贸ceni do mnie ty艂em. Obaj maj膮 na uszach s艂uchawki i walkmany przy paskach. Po drugiej stronie widz臋 uchylne drzwi, kt贸re najprawdopodobniej prowadz膮 do klubu.
Nagle otwieraj膮 si臋 drzwi na ko艅cu korytarza. Wchodz臋 do kuchni i staj臋 za progiem. Mijaj膮 mnie dwaj faceci w garniturach i okularach przeciws艂onecznych. Ignoruj膮 kuchni臋 i id膮 dalej korytarzem. Wychodz膮 na dw贸r tylnymi drzwiami i zatrzaskuj膮 je za sob膮. Nie ruszam si臋 przez chwil臋, wdzi臋czny losowi za to, 偶e pomywacze s膮 zbyt zapracowani, 偶eby si臋 obejrze膰 i zobaczy膰 mnie za swoimi plecami.
Uznaj臋, 偶e mog臋 bezpiecznie wyj艣膰, i wymykam si臋 z kuchni. Biegn臋 do tylnych drzwi i uchylam je. Dwaj faceci wsiadaj膮 do samochodu. Czekam, a偶 wyjad膮 z parkingu i znikn膮 z widoku, potem wychodz臋 z budynku. Czas przeistoczy膰 si臋 w turyst臋 i wej艣膰 do klubu nocnego.
Znajduj臋 w zau艂ku ciemny k膮t, 偶eby w艂o偶y膰 na kombinezon cywilne ciuchy. Ubieram si臋 i zastanawiam, co mo偶e oznacza膰 krew na plastikowej folii. Klub prowadzi triada, wi臋c to mo偶e by膰 krew dowolnej osoby. B臋d臋 musia艂 da膰 t臋 pr贸bk臋 Hendricksowi, 偶eby kto艣 sprawdzi艂 grup臋. Je艣li tak膮 sam膮 mia艂 Gregory Jeinsen, to mog臋 by膰 na w艂a艣ciwym tropie.
Wygl膮dam ju偶 jak przeci臋tny gweilo, kt贸ry chce wyda膰 troch臋 forsy. Podchodz臋 do drzwi frontowych. Jeden z portier贸w otwiera je. W twarz uderza mnie rytm ameryka艅skiej muzyki rockowej. Wst臋p kosztuje pi臋膰set dolar贸w hongko艅skich. S膮 w to wliczone dwa pierwsze drinki. Kurcz臋, co za interes! P艂ac臋 i natychmiast cztery sza艂owe Chinki w strojach cheong-sam wo艂aj膮 ch贸rem: 揨apraszamy!" i odsuwaj膮 welwetowe kotary, 偶ebym m贸g艂 wej艣膰 do g艂贸wnej sali.
W p贸艂mroku pal膮 si臋 czerwone 艣wiat艂a. W tuzinach donic rosn膮 ma艂e palmy. Wzd艂u偶 jednej ze 艣cian stoi olbrzymie akwarium. Oceniam, 偶e jest tu jakie艣 pi臋膰dziesi膮t stolik贸w. W sali dominuje parkiet taneczny. Jest te偶 kilka kanap ze stolikami do kawy. Wi臋kszo艣膰 miejsc jest zaj臋ta przez chi艅skich d偶entelmen贸w w 艣rednim wieku, zaabsorbowanych bez reszty obecno艣ci膮 hostess. Zdumiewa mnie t艂ok. Nie spodziewa艂em si臋, 偶e w Hongkongu jest teraz tylu nadzianych go艣ci.
Bywalcy Purple Queen najwyra藕niej mog膮 kupowa膰 揷zas" z hostessami. Dziewczyna b臋dzie z tob膮 siedzia艂a, pi艂a, ta艅czy艂a, rozmawia艂a co tylko chcesz. S膮 nawet pokoje go艣cinne, gdzie mo偶esz znikn膮膰. Cokolwiek tam si臋 dzieje, musi by膰 z g贸ry uzgodnione i zapewne kosztuje ci臋 wi臋cej, ni偶 jeste艣 got贸w zap艂aci膰. Domy艣lam si臋, 偶e naiwni klienci
wychodz膮 st膮d totalnie sp艂ukani. Samo wypicie drinka z hostess膮 mo偶e by膰 bardzo drogie.
Siadam przy jednym ze stolik贸w, blisko drzwi, z napisem po angielsku i chi艅sku TYLKO DLA PERSONELU. Znam chi艅ski ca艂kiem dobrze, wi臋c rozumiem inne informacje w lokalu, kt贸re nie s膮 przet艂umaczone na angielski. Za estrad膮 jest wyj艣cie ewakuacyjne, a obok baru toalety.
Nie mija nawet dwadzie艣cia sekund, gdy pochodzi do mnie pi臋kna Chinka, ubrana w cheongsam.
- 呕yczy pan sobie kogo艣 do towarzystwa? - pyta po angielsku z ci臋偶kim akcentem.
- Nie, dzi臋kuj臋 - odpowiadam. - Poprosz臋 tylko co艣 do picia. Sok owocowy, je艣li jest.
Dziewczyna mruga oczami, jakbym paln膮艂 jak膮艣 gaf臋. Wr臋czam jej sto dolar贸w hongko艅skich. Wydaje si臋 udobruchana. Odchodzi szybko drobnymi kroczkami, tak charakterystycznymi dla Azjatek. Koncentruj臋 si臋 na 搑ozrywce". Na estradzie jest chi艅ski - a mo偶e japo艅ski - biznesmen, kt贸ry pr贸buje 艣piewa膰 w stylu karaoke We 've Only Just Began. Zgroza. Kiedy ko艅czy, trzy hostessy, z kt贸rymi siedzia艂, bij膮 mu z zapa艂em brawo. Facet schodzi z estrady i jego miejsce zajmuje czteroosobowa kapela. Gitarzysta zapowiada, jaki kawa艂ek zagraj膮, i zach臋ca wszystkich, 偶eby wstali i zata艅czyli. Zesp贸艂 zaczyna, mo偶liw膮 do przyj臋cia, wersj臋 Funkytown i dziesi臋膰 czy dwana艣cie os贸b wchodzi na parkiet.
Dziewczyna przynosi mi sok i zn贸w proponuje, 偶e usi膮dzie i pogaw臋dzi ze mn膮. Odmawiam. Staram si臋 wygl膮da膰 na niezainteresowanego. Patrzy na mnie nieprzyjemnie i odchodzi. Szepcze co艣 do innej hostessy i teraz tamta postanawia spr贸bowa膰 szcz臋艣cia. Mo偶e gweilo woli troch臋 wy偶sz膮 dziewczyn臋? Mo偶e z wi臋kszym biustem? Mo偶e w blond peruce?
Nie, nie, dzi臋kuj臋. Pozw贸lcie mi w spokoju pi膰 sok, 偶ebym m贸g艂 obserwowa膰, co si臋 dzieje wok贸艂 mnie.
Kiedy mam wra偶enie, 偶e wreszcie zrozumia艂y, dostrzegam paru ochroniarzy w sali. Licz臋 ich. Trzej Chi艅czycy w typie gangster贸w. Najwyra藕niej czuwaj膮, 偶eby nie by艂o 偶adnych k艂opot贸w. Mo偶liwe, 偶e mnie zauwa偶yli i zastanawiaj膮 si臋, dlaczego nie chc臋 dziewczyny. Pieprz臋 ich. Jestem ciekaw, czy brakuje im kolesia, kt贸ry 艣pi w 艣mietniku na zewn膮trz.
Pierwsza hostessa przynosi mi drugiego drinka, wliczonego w cen臋 wst臋pu, zanim ko艅cz臋 pierwszego. Widocznie chc膮 si臋 mnie pozby膰, skoro nie mam zamiaru wyda膰 wi臋cej forsy. Dzi臋kuj臋 jej, ale ledwo mnie dostrzega.
Do klubu wchodzi grupa facet贸w. Paraduj膮 przez sal臋, jakby byli w艂a艣cicielami lokalu. Jeden z nich na pewno nim jest - w starszym go艣ciu na czele ekipy rozpoznaj臋 Jona Minga. Pozosta艂ych sze艣ciu to goryle lub 偶o艂nierze. Wszyscy s膮 ubrani w drogie garnitury i wygl膮daj膮 tak, jakby w艂a艣nie zeszli z planu filmu Johna Woo.
Mijaj膮 m贸j stolik, ale 偶aden nie zwraca na mnie uwagi. Id膮 prosto do drzwi z napisem TYLKO DLA PERSONELU i wchodz膮 do korytarza, w kt贸rym by艂em wcze艣niej. Zamykaj膮 drzwi, zanim udaje mi si臋 zobaczy膰 wi臋cej.
Nadarza si臋 okazja, 偶ebym wymkn膮艂 si臋 na dw贸r i przymocowa艂 do samochodu Minga urz膮dzenie naprowadzaj膮ce. Je艣li jego ochroniarze nie obserwuj膮 auta zbyt uwa偶nie, mo偶e b臋d臋 mia艂 to z g艂owy. Wypijam szybko drugi sok, k艂ad臋 na stoliku nast臋pnych sto dolar贸w i 艣ci膮gam wzrokiem spojrzenie hostessy. Pokazuj臋 pieni膮dze i m贸wi臋 bezg艂o艣nie 揹zi臋kuj臋". U艣miecha si臋, ale nie zach臋ca mnie zbytnio do powrotu. Wstaj臋 i ruszam do wyj艣cia, gdy do knajpy wchodzi nie kto inny, tylko Mason Hendricks. Jest w bia艂ym garniturze i wygl膮da bardzo elegancko.
Co za cholera? M贸wi艂, 偶e nie chce, 偶eby go widziano blisko mnie. Co艣 si臋 dzieje.
Zamiast i艣膰 do drzwi, skr臋cam do toalety. Nie spiesz臋 si臋 i obserwuj臋 Hendricksa k膮tem oka. Ignoruje mnie. Kilka hostess wita go jak starego znajomego. Hendricks si臋 u艣miecha, obejmuje dwie z nich i szepcze im co艣 do ucha. 艢miej膮 si臋 i prowadz膮 go w kierunku kanapy. Znajduj臋 m臋sk膮 toalet臋, wchodz臋, zamykam si臋 w kabinie i czekam.
Po minucie czy dw贸ch otwieraj膮 si臋 drzwi i widz臋 mankiety bia艂ych spodni. Otwieram kabin臋. Hendricks stoi przy jednej z dw贸ch umywalek i myje r臋ce. Podchodz臋 do drugiej umywalki i puszczam wod臋.
- Co jest grane, Mason? - szepcz臋.
- Mam dla ciebie informacj臋. Pomy艣la艂em, 偶e m贸g艂by艣 j膮 natychmiast wykorzysta膰. - K艂adzie szybko na marmurowym blacie jak膮艣 wizyt贸wk臋 i zaczyna suszy膰 r臋ce. Wiem z jednego z moich 藕r贸de艂, 偶e Szcz臋艣liwe Smoki odbieraj膮 dzi艣 w nocy dostaw臋 broni. O wp贸艂 do pierwszej. Na odwrocie wizyt贸wki jest adres.
Susz臋 r臋ce i jednocze艣nie wsuwam wizyt贸wk臋 do kieszeni.
- Dzi臋ki - mrucz臋. Mo偶e to jest to, czego potrzebuj臋, 偶eby ustali膰, czy triada ma powi膮zania ze Sklepem. W zamian podaj臋 Hendricksowi kawa艂ek plastikowej folii z zaschni臋t膮 krwi膮. - Daj to do analizy - m贸wi臋. - To mo偶e by膰 krew Jeinsena.
Chowa foli臋 do kieszeni i kiwa g艂ow膮.
- Dobra.
W tym momencie do toalety wchodzi jeden z cz艂onk贸w triady. Ledwo na nas zerka i staje przy pisuarze.
Hendricks udaje towarzyskiego faceta, kt贸ry w艂a艣nie natkn膮艂 si臋 przypadkiem na swojego rodaka.
- A widzia艂 pan te wszystkie damy tutaj, przyjacielu? - pyta mnie g艂o艣no.
- Owszem, owszem. - Podejmuj臋 gr臋. Puszcza do mnie oko.
- Chyba spr贸buj臋 dzi艣 szcz臋艣cia. Udanych 艂ow贸w!
Wychodzi z toalety. Zostaj臋 jeszcze chwil臋, 偶eby wysuszy膰 r臋ce do ko艅ca. Potem wracam do klubu nocnego i kieruj臋 si臋 do drzwi frontowych. Widz臋, 偶e Hendricks siedzi na kanapie z trzema dziewczynami i dobrze si臋 bawi.
Wychodz臋 na dw贸r i okr膮偶am budynek w poszukiwaniu limuzyny, kt贸r膮 przyjecha艂 Jon Ming. Na zarezerwowanym miejscu stoi rolls-royce, ale myj膮 go i poleruj膮 dwaj faceci. Tym razem musz臋 zapomnie膰 o przymocowaniu nadajnika. Jedyne, co mog臋 zrobi膰, to wr贸ci膰 do mojego zawszonego hoteliku, zdj膮膰 cywilne ubranie, kt贸re mam na kombinezonie, i zaczeka膰 na odbi贸r transportu broni o wp贸艂 do pierwszej.
Czuj臋, 偶e to b臋dzie d艂uga noc.
ROZDZIA艁 15
O p贸艂nocy jad臋 taks贸wk膮 do dzielnicy znanej jako Kowloon City. To blisko dawnego mi臋dzynarodowego portu lotniczego Kai Tak. Okolica ma z艂膮 s艂aw臋. Kiedy艣 by艂o tam legendarne Miasto za Murami, centrum wszelkiej nielegalnej dzia艂alno艣ci w Hongkongu. W okresie rz膮d贸w Brytyjczyk贸w enklawa pozostawa艂a praktycznie cz臋艣ci膮 Chin i dlatego triady zak艂ada艂y swoje siedziby g艂贸wnie na tym terenie. Mo偶na tam by艂o znale藕膰 wszystko: przest臋pczo艣膰, prostytucj臋, hazard, narkotyki, bied臋, nielegalne gabinety lekarskie i dentystyczne, a nawet czarnorynkowy handel narz膮dami ludzkimi. Rozs膮dni Chi艅czycy bali si臋 zapuszcza膰 do Miasta za Mu殴rami, mi臋dzy obskurne czynszowe domy w ciemnych, brudnych, w膮skich uliczkach. Je艣li kto艣 z Zachodu by艂 na tyle g艂upi, 偶eby zaryzykowa膰, ju偶 stamt膮d nie wraca艂.
W 1984 roku teren wykupi艂y w艂adze Hongkongu. Przesiedli艂y mieszka艅c贸w i zburzy艂y mury. Jak na ironi臋, teraz jest tam pi臋kny park. Uwa偶am, 偶e zmiana by艂a korzystna, bo znikn臋艂a ohyda, ale z drugiej strony triady musia艂y si臋 gdzie艣 przenie艣膰 i zaj臋艂y reszt臋 terytorium. Kiedy艣 przynajmniej grupowa艂y si臋 w jednym miejscu.
Kowloon City do dzi艣 pozosta艂o dzielnic膮, gdzie s膮 niskie czynsze. Ludzie z Zachodu powinni unika膰 noc膮 tej okolicy. Magazyn, kt贸rego szukam, znajduje si臋 bardzo blisko starego portu lotniczego. Budynek jest przeznaczony do rozbi贸rki, okna s膮 zabite deskami i zaczynam si臋 zastanawia膰, czy kto艣 nie wpu艣ci艂 Hendricksa w maliny. Ale przyjecha艂em tu prawie p贸艂 godziny za wcze艣nie, a by膰 mo偶e ludzie z triady s膮 punktualni do b贸lu.
Okr膮偶am budynek i zastanawiam si臋, czy wyci膮gn膮膰 wytrychy i otworzy膰 tylne drzwi. S膮 ze stali i widz臋 na nich 艣lady po w艂amaniu. Znajduj臋 okno zabite byle jak, tylko jedn膮 desk膮. Wygl膮da to na niedawn膮 robot臋, najwy偶ej sprzed paru tygodni. Pewnie wlaz艂 t臋dy jaki艣 bezdomny szukaj膮cy ciep艂ego noclegu. Udaje mi si臋 chwyci膰 z podskoku parapetu, podci膮gn膮膰 cia艂o do g贸ry i zajrze膰 przez brudn膮 szyb臋 do 艣rodka. W goglach noktowizyjnych widz臋, 偶e pomieszczenie jest puste. Na pod艂odze wzd艂u偶 艣cian le偶膮 brudne kawa艂ki jakiego艣 z艂omu. Deska zabezpieczaj膮ca okno i tak ledwie si臋 trzyma, odrywam j膮 wi臋c i rzucam na ziemi臋. Okno nie jest zaryglowane - odchyla si臋 do wewn膮trz na zardzewia艂ych, skrzypi膮cych zawiasach u g贸ry ramy. Wpe艂zam do 艣rodka, przytrzymuj臋 si臋 parapetu, a potem robi臋 salto i wskakuj臋 do pomieszczenia.
Cuchnie st臋chlizn膮. Nikt nie u偶ywa艂 tego magazynu od lat. Wsz臋dzie paj臋czyny. Ju偶 mam uzna膰, 偶e cynk od Hendricksa jest g贸wno wart, kiedy s艂ysz臋 na dworze samochody. Przez szpary mi臋dzy deskami w oknach od frontu wpada blask reflektor贸w i tworzy upiorne smugi 艣wiat艂a. Rozgl膮dam si臋 szybko za jak膮艣 porz膮dn膮 kryj贸wk膮 i zauwa偶am w k膮cie wielki kawa艂 z艂omu oparty o 艣cian臋. Biegn臋 tam, kucam za nim i czekam. Okna o艣wietla nast臋pna para reflektor贸w.
Po minucie s艂ysz臋 chrobot klucza w zamku frontowych drzwi. S膮 jakie艣 dziesi臋膰 metr贸w ode mnie. Stalowe drzwi otwieraj膮 si臋 i do 艣rodka wchodz膮 trzej Chi艅czycy w tanich garniturach. Jeden z nich niesie co艣, co wygl膮da na nadajnik radiowy, wielko艣ci du偶ego radioodtwarzacza kasetowego. Wchodz膮 trzej nast臋pni faceci i zamykaj膮 drzwi. Odpr臋偶am si臋 troch臋, bo znam ju偶 swoje szanse. Sze艣膰 do jednego - na moj膮 korzy艣膰, oczywi艣cie.
Jeden z go艣ci si臋ga do w艂膮cznika na 艣cianie i pomieszczenie zalewa 艣wiat艂o 偶ar贸wek umieszczonych pod sufitem. Wi臋c w budynku jest pr膮d. Magazyn wcale nie jest do rozbi贸rki. Mo偶e triada stale z niego korzysta i nie chce, 偶eby przyci膮ga艂 uwag臋.
Wy艂膮czam noktowizj臋 i obserwuj臋 facet贸w przez szczelin臋 w z艂omie. Typ z radiem podchodzi do 艣ciany, znajduje gniazdko i w艂膮cza urz膮dzenie. Otwiera co艣 na wierzchu nadajnika i wyjmuje ma艂膮 anten臋 satelitarn膮. Rozwija cienki przew贸d wychodz膮cy z radia i stawia anten臋 na pod艂odze, jakie艣 p贸艂tora metra od urz膮dzenia. Co ciekawe, inni nie przygl膮daj膮 si臋 temu, co robi. Zamiast tego wyjmuj膮 bro艅 i ustawiaj膮 si臋 w p贸艂kole twarzami na zewn膮trz, jakby kogo艣 si臋 spodziewali. Zaczynam si臋 obawia膰, 偶e moja kryj贸wka nie jest wystarczaj膮co dobra i w ko艅cu mnie zobacz膮.
Radiowiec wraca do nadajnika i manipuluje kilkoma pokr臋t艂ami z boku. Zapala si臋 czerwona dioda i magazyn wype艂nia niskie buczenie.
Co jest grane, do cholery?
Nagle dzieje si臋 co艣 takiego, jakby mnie razi艂 piorun. Moje uszy bombarduje elektroniczny wrzask, potwornie bolesny. Jasny gwint! Rany boskie, wy艂膮cz to!
Cierpi臋, krzywi臋 si臋 i mru偶臋 oczy, ale widz臋, 偶e sze艣ciu d偶entelmen贸w z triady ci膮gle tu jest. Stoj膮 spokojnie i wypatruj膮 jakiego艣 ruchu w pomieszczeniu. Ha艂as wcale na nich nie dzia艂a.
Niech to szlag! Przesta艅, na lito艣膰 bosk膮!
U艣wiadamiam sobie, 偶e kul臋 si臋 na pod艂odze. Przyciskam d艂onie do uszu, ale nie mog臋 si臋 uwolni膰 od tej tortury. Kurwa, to najgorsza rzecz, jaka mi si臋 w 偶yciu przydarzy艂a!
Implanty! To po to przynie艣li ten nadajnik! Wysy艂a jaki艣 elektroniczny sygna艂 do implant贸w w moich uszach wewn臋trznych. Jestem jak pies, czu艂y na d藕wi臋ki nies艂yszalne dla ludzi. I jak pies czo艂gam si臋 teraz po pod艂odze niezdolny do kontroli nad sob膮. Najwyra藕niej zwracam na siebie uwag臋, bo cz艂onkowie triady patrz膮 w moim kierunku i podchodz膮 z wycelowan膮 broni膮. Jeden z nich odrywa arkusz zardzewia艂ej blachy i ods艂ania mnie. Jestem bezbronny u ich st贸p, wij臋 si臋 w m臋kach i b艂agam nieistniej膮cych bog贸w, 偶eby w jaki艣 spos贸b przerwali te katusze.
Dwaj m臋偶czy藕ni zabieraj膮 mi bro艅, chwytaj膮 mnie pod pachami i wlok膮 na 艣rodek magazynu.
Zr贸b co艣! - rozkazuj臋 sobie. Nie mo偶esz si臋 podda膰! Zosta艂e艣 tak wyszkolony, 偶eby wytrzyma膰 najgorsze tortury, jakie mo偶na sobie wyobrazi膰, i nie rezygnowa膰 z walki. Nie pozw贸l im zwyci臋偶y膰!
Le偶臋 na prawym boku w pozycji embrionalnej z nogami podkurczonymi do piersi. Bardziej wyczuwam, ni偶 widz臋, 偶e pi臋ciu cyngli triady otacza mnie i celuje z pistolet贸w w moje dr偶膮ce cia艂o. Zamierzaj膮 mnie wyko艅czy膰 na tej zimnej, brudnej drewnianej pod艂odze.
Przysi臋gam, 偶e jestem bliski utraty przytomno艣ci, gdy moja prawa r臋ka si臋ga instynktownie do jednej z kieszeni na mojej prawej 艂ydce, po tej stronie, na kt贸rej le偶臋. Chwytam granat od艂amkowy, kt贸rego nie nosz臋 w plecaku, tylko przy sobie na wypadek, gdybym go potrzebowa艂 w sytuacji podbramkowej. T臋 na pewno mo偶na tak nazwa膰.
艁atwo go odbezpieczy膰. Rzut w kierunku nadajnika to ju偶 zupe艂nie inna sprawa. Zamiast tego postanawiam pos艂a膰 to jajowate cholerstwo prosto mi臋dzy nogi jednego z bandzior贸w. Granat toczy si臋 po pod艂odze, pi臋ciu cyngli pod膮偶a za nim wzrokiem. Ich zaskoczone miny to niezapomniany widok. U艣wiadamiaj膮 sobie, 偶e nie zd膮偶膮 ju偶 nic zrobi膰.
S艂ysz臋 huk.
B贸l g艂owy nagle ust臋puje. Mog臋 jasno my艣le膰 i zebra膰 wszystkie si艂y, jakie mi zosta艂y, 偶eby odmieni膰 moj膮 偶a艂osn膮 pozycj臋. Zrywam si臋 na nogi, wal臋 bykiem jednego z facet贸w, wytr膮cam mu bro艅 i popycham go na kolesia po prawej. Zderzaj膮 si臋 i padaj膮 na pod艂og臋. Jeszcze na niej nie wyl膮dowali, kiedy wyrzucam do g贸ry praw膮 nog臋 i kopi臋 najbli偶szego bandziora w dup臋.
Dym znika i widz臋, 偶e granat od艂amkowy zniszczy艂 ich zabawk臋. Zgin膮艂 operator i gangster stoj膮cy najbli偶ej miejsca wybuchu. Inny jest ci臋偶ko ranny - czo艂ga si臋 w ka艂u偶y krwi i szuka broni. Trzej pozostali, kt贸rych przed chwil膮 zaatakowa艂em, w艂a艣nie otrz膮saj膮 si臋 z zaskoczenia. Jednemu z nich udaje si臋 podnie艣膰 pistolet, ale wymierzam mu pot臋偶nego kopniaka w podbr贸dek. G艂owa odskakuje mu do ty艂u tak mocno, 偶e s艂ycha膰 trzask p臋kaj膮cych kr臋g贸w szyjnych. Facet pada i ju偶 nie wstanie. Nigdy.
Jest jeszcze dw贸ch zadowolonych z 偶ycia palant贸w. Ich spluwy s膮 poza zasi臋giem, ale go艣cie si臋 nie wahaj膮. Atakuj膮 i pr贸buj膮 mnie unieszkodliwi膰 ciosami kung-fu. S膮 w tym ca艂kiem nie藕li. Inkasuj臋 kopni臋cie w brzuch i zginam si臋 wp贸艂, co umo偶liwia drugiemu facetowi uderzenie mnie w kark. To standardowy numer i jestem tak wyszkolony, 偶e umiem si臋 z tego wybroni膰. Rzucam si臋 naprz贸d i go艣膰 trafia mnie w plecy. Boli. Taki cios m贸g艂by 艂atwo z艂ama膰 kr臋gos艂up, ale ko艣ci w tym miejscu s膮 mocniejsze ni偶 kark.
Padam na brzuch, przetaczam si臋 i blokuj臋 m贸j prawy but za nog膮 jednego z facet贸w. Zginam kolano i go艣膰 le偶y. Drugi pr贸buje mnie kopn膮膰, ale 艂api臋 go obiema r臋kami za stop臋 i wykr臋cam z ca艂ej si艂y. Skowyczy i musi si臋 wygi膮膰 w kierunku obrotu, 偶eby nie z艂ama膰 kostki. On te偶 upad艂, wi臋c mam czas si臋 podnie艣膰. Wykonuj臋 przewr贸t w prz贸d z pozycji stoj膮cej, wypychaj膮c tu艂贸w do g贸ry i podci膮gaj膮c nogi. Fajna sztuczka. 呕eby j膮 opanowa膰, trzeba 膰wiczy膰 ca艂y dzie艅. Najbardziej cierpi膮 mi臋艣nie brzucha i ud. L膮duj臋 mi臋dzy dwoma facetami i szybko 艂api臋 r贸wnowag臋.
Teraz, kiedy moi sparringpartnerzy le偶膮 po obu stronach i przygotowuj膮 si臋 do obrony, postanawiam za艂atwi膰 jednego na dobre, 偶ebym nie musia艂 dzieli膰 mi臋dzy nich uwagi. Odwracam si臋 lekko i wymierzam go艣ciowi z prawej mia偶d偶膮cego kopniaka w mostek. Zanim jego kole艣 jest w stanie mi przeszkodzi膰, przeskakuj臋 nad oszo艂omionym facetem, kucam za nim i unieruchamiam mu g艂ow臋. Przekr臋cam j膮 gwa艂townie, s艂ysz臋 s艂odki chrz臋st p臋kaj膮cych kr臋g贸w szyjnych i puszczam martwe cia艂o.
Ostatni przeciwnik u艣wiadamia sobie teraz, 偶e jest w tarapatach. Zamiast mnie zaatakowa膰, wybiera bezpieczniejszy wariant i rzuca si臋 w kierunku drzwi. Potrafi my艣le膰, bo po drodze przewraca star膮 drewnian膮 drabin臋, stoj膮c膮 przy wyj艣ciu. Drabina upada i blokuje drzwi. Chwytam m贸j pistolet, odrzucam przeszkod臋 na bok i wybiegam za pr贸g. Zajmuje mi to tylko p贸艂torej sekundy, ale facet ju偶 wsiada do jednego z samochod贸w - toyoty camry - i odpala silnik.
Unosz臋 w biegu mojego five-sevena i celuj臋 w bandziora przez przedni膮 szyb臋. Ale zamiast ucieka膰 ty艂em, tak jak si臋 spodziewa艂em, go艣膰 wbija peda艂 gazu w pod艂og臋 i jedzie prosto na mnie. Musz臋 da膰 nura w prawo, przy okazji gubi臋 bro艅. Facet wrzuca wsteczny. Toyota mieli ko艂ami, 偶wir spod opon pryska mi w twarz. Samoch贸d si臋 cofa, skr臋ca i oddala na pe艂nych obrotach od budynku.
Podnosz臋 pistolet, p臋dz臋 do drugiego auta, nissana altimy, i nic mog臋 uwierzy膰, 偶e mam taki fart - zostawili kluczyki w stacyjce. Wskakuj臋 za kierownic臋, uruchamiam silnik i ruszam w po艣cig za toyot膮.
- Sam? - S艂ysz臋 w uchu kobiecy g艂os. Kto艣 z Wydzia艂u Trzeciego. -Sam, jeste艣 tam? - powtarza g艂os. - Wszystko w porz膮dku?
Nic odpowiadam od razu, bo koncentruj臋 si臋 na tym, 偶eby wyjecha膰 szybko na ulic臋 i nie zgubi膰 mojej ofiary.
- Tak. Kto m贸wi?
- Frances Coen.
- Racja. - Przez t臋 kakofoni臋 w implantach mia艂em chwilowe za膰mienie umys艂u. Nie pozna艂em jej. - O co chodzi?
- Co si臋 dzieje? Co robisz? Na kilka minut stracili艣my tw贸j sygna艂 naprowadzaj膮cy. Obawia艂am si臋, 偶e to awaria implant贸w.
- Nie, s膮 w porz膮dku - odpowiadam. - Skurwiele mieli jaki艣 nadajnik, kt贸ry je unieszkodliwi艂. Nie wiem, co to by艂o, ale przysi臋gam, 偶e prawie mnie zabi艂o. Teraz ju偶 wszystko gra.
Toyota doje偶d偶a do drogi ekspresowej Prince Edward Road. Rozp臋dzona wpada na pas ruchu w kierunku wschodnim i omal nie uderza w ci臋偶ar贸wk臋 wioz膮c膮 nowe samochody. 艢cigam uciekaj膮ce auto z szybko艣ci膮 stu dziesi臋ciu kilometr贸w na godzin臋 i sam ledwo unikam kolizji z t膮 sam膮 ci臋偶ar贸wk膮, kt贸ra zmienia pas ruchu, 偶eby ust膮pi膰 mi miejsca. Mimo 偶e min臋艂a p贸艂noc, na drodze ekspresowej jest t艂ok. Musz臋 si臋 skoncentrowa膰.
- Frances, nie mog臋 teraz rozmawia膰. Odezw臋 si臋 do ciebie p贸藕niej.
- Pu艂kownik Lambert chce mie膰 raport. M贸wi...
- Powiedz pu艂kownikowi, 偶e jestem zaj臋ty i...
Niech to szlag! Jaki艣 palant w volkswagenie, kt贸ry wlecze si臋 osiemdziesi膮tk膮, nagle zaje偶d偶a mi drog臋. Odbijam gwa艂townie w lewo, 偶eby w niego nie waln膮膰, ale wyskakuj臋 tu偶 przed mask臋 bmw, jad膮cego szybciej ode mnie. S艂ysz臋 klakson i czuj臋 uderzenie w kufer. Przyspieszam do stu trzydziestu pi臋ciu, 偶eby uciec tamtemu, bo musi by膰 na mnie wkurzony.
- S艂ysza艂am to - m贸wi Coen. - Widz臋 ci臋 teraz na GPS-ie. Zg艂o艣 si臋, jak b臋dziesz m贸g艂. I uwa偶aj, na lito艣膰 bosk膮.
Jad臋 zygzakiem mi臋dzy pojazdami i pr贸buj臋 dogoni膰 toyot臋. Jest jakie艣 dziesi臋膰 d艂ugo艣ci samochodu przede mn膮 i porusza si臋 niebezpiecznie szybko. Zwi臋kszam pr臋dko艣膰 do stu czterdziestu pi臋ciu. To chyba wszystko, na co mog臋 si臋 odwa偶y膰 w tym g臋stym ruchu.
Przeje偶d偶amy przez most i kierujemy si臋 na wsch贸d do San Po Kong, przedmie艣cia na p贸艂noc od starego portu lotniczego. Tu droga ekspresowa si臋 rozwidla - mo偶emy zosta膰 na trasie, kt贸ra skr臋ca na po艂udniowy wsch贸d, albo przeskoczy膰 na obwodnic臋 Kwun Tong Bypass, prowadz膮c膮 na po艂udnie. Toyota wybiera obwodnic臋 i ryzykownie przecina dwa pasy ruchu. Naciskam klakson i robi臋 to samo. Omal nie potr膮ca mnie taks贸wka, ale kierowca wbija nog臋 w peda艂 hamulca. Pisk opon, samoch贸d skr臋ca i uderza w barier臋 ochronn膮.
Przepraszam, m贸wi臋 w my艣lach.
Jad臋 teraz inn膮 arteri膮, jeszcze bardziej zat艂oczon膮 ni偶 poprzednia. Ale od toyoty dzieli mnie ju偶 tylko pi臋膰 d艂ugo艣ci samochodu i zbli偶am si臋 do niej. Niestety wyprzedzamy radiow贸z policyjny. Gliniarz w艂膮cza koguta i zaczyna mnie 艣ciga膰. Wciskam gaz do pod艂ogi, rozp臋dzam altim臋 do stu sze艣膰dziesi臋ciu i zostawiam za sob膮 par臋 SUV-贸w. W ci膮gu sekund zr贸wnuj臋 si臋 z toyot膮. Kierowca patrzy na mnie, wykrzywia si臋 i wystawia przez okno pistolet. Pociski trafiaj膮 w bok mojego auta, od strony pasa偶era. Przednie siedzenie i mnie zasypuje szk艂o. Mo偶na si臋 w to bawi膰 we dw贸ch, wyci膮gam wi臋c five-sevena, celuj臋 nad fotelem pasa偶era i naciskam spust.
Facet z triady przyspiesza na tyle, 偶e chybiam i rozbijam mu tylko szyb臋 w tylnych drzwiach, po stronie kierowcy.
Gliniarz za nami najwyra藕niej wezwa艂 posi艂ki, bo tu偶 za zjazdem do Richland Gardens na drog臋 ekspresow膮 wje偶d偶a drugi w贸z patrolowy. Nie mog臋 zawraca膰 sobie g艂owy policj膮; skupiam si臋 wy艂膮cznie na tym, 偶eby dopa艣膰 moj膮 ofiar臋. 呕adnych dzia艂a艅 w bia艂ych r臋kawiczkach. Nie b臋dzie brania je艅c贸w.
Zwi臋kszam szybko艣膰 i zn贸w zr贸wnuj臋 si臋 z toyot膮. Skr臋cam ostro w lewo i uderzam w ni膮. Auto odskakuje na skrajny, lewy pas ruchu. Zmieniam pasy, 偶eby pozosta膰 obok niej, i jeszcze raz strzelam do kierowcy. Tym razem rozpryskuje si臋 tylna szyba i chyba trafiam faceta w rami臋. Samoch贸d wpada na barier臋 ochronn膮, odbija si臋 i zarzuca niebezpiecznie przede mn膮. Kierowcy udaje si臋 odzyska膰 kontrol臋 nad autem. Wciska si臋 przed wolno jad膮cy autobus. Teraz to cholerstwo nas rozdziela, a tu偶 za mn膮 s膮 dwa radiowozy. Pr贸buj臋 wyprzedzi膰 autobus z prawej strony, ale blokuje mnie furgonetka. Jedyne wyj艣cie to wykona膰 ten manewr skrajnym, lewym pasem, kt贸ry jest zat艂oczony pojazdami w艂膮czaj膮cymi si臋 do mchu i zje偶d偶aj膮cymi z drogi ekspresowej. Czekam, dop贸ki nie wyprzedz臋 nast臋pnej taks贸wki, potem daj臋 maksymalne obroty silnika. Altima rozp臋dza si臋 do stu siedemdziesi臋ciu pi臋ciu kilometr贸w na godzin臋, doganiam autobus i w ko艅cu zostawiam go z ty艂u. Wozy policyjne robi膮 to samo. Kierowca autobusu niestety ich nie widzi. S膮 w jego martwym polu. Tr膮bi, wje偶d偶a za mnie i przyciska gliniarzy do bariery. Jeden radiow贸z przebijaj膮 i spada na ulic臋 poni偶ej. Drugi zarzuca, przewraca si臋 i sunie na 艣rodek drogi ekspresowej.
S艂ysz臋 klaksony, pisk opon i odg艂os mia偶d偶onego metalu. W karambolu za moimi plecami ko艅czy jazd臋 co najmniej dwadzie艣cia samochod贸w, ale to mnie nie obchodzi. Uciekinier zamierza opu艣ci膰 obwodnic臋, a ja za wszelk膮 cen臋 chc臋 si臋 mu trzyma膰 na ogonie.
Toyota zje偶d偶a do miasta, ja za ni膮. Je艣li facet my艣li, 偶e mnie zgubi w w膮skich zat艂oczonych uliczkach, to jest w b艂臋dzie. Na dole natychmiast grz臋藕niemy w korku. Go艣膰 nie ma dok膮d uciec. G艂upio to rozegra艂. Stoj臋 tu偶 za nim w sznurze samochod贸w, czekaj膮cych na zielone 艣wiat艂o. I co facet robi? Wyskakuje z auta i zaczyna biec.
To nie moja altima, zostawiam j膮 wi臋c i ruszam w po艣cig. Lawirujemy mi臋dzy pojazdami, wok贸艂 s艂ycha膰 klaksony. Wbiegamy na chodnik. Cz艂onek triady trzyma si臋 za prawe rami臋. Jest ranny. Skr臋ca w ciemny zau艂ek. Gdy docieram do wylotu uliczki, opuszczam gogle i w艂膮czam noktowizj臋. Dostrzegam go, przykl臋kam i celuj臋 z five-sevena. Naciskam spust i go艣膰 pada.
Kiedy id臋 w kierunku rannego faceta, s艂ysz臋 tyle syren policyjnych, 偶e trudno si臋 zorientowa膰, gdzie s膮 gliny. Wi臋kszo艣膰 jest prawdopodobnie na obwodnicy przy karambolu. Ale inni mog膮 mnie szuka膰, dlatego musz臋 szybko za艂atwi膰 spraw臋.
M贸j przyjaciel z triady czo艂ga si臋 po ziemi i wykrwawia na 艣mier膰. Naciskam butem ran臋 w jego plecach.
- Gadaj - m贸wi臋 po chi艅sku.
Przeklina mnie po angielsku. To zabawne, 偶e niekt贸re s艂owa s膮 takie uniwersalne.
- Sk膮d wiedzieli艣cie, 偶e b臋d臋 dzi艣 w nocy w magazynie? - pytam. Facet zn贸w klnie, wi臋c mocniej naciskam na ran臋. Wrzeszczy. Troch臋 odpuszczam. -No?!
- Tak nam powiedziano - m贸wi.
- Wi臋c mam racj臋, 偶e si臋 mnie spodziewali艣cie? J臋czy, ale nie odpowiada. Naciskam mocniej.
- Tak! - krzyczy.
- Dobra. Teraz mi powiedz, czy dzi艣 w nocy by艂 gdzie艣 odbi贸r broni? Zn贸w mnie przeklina, wi臋c tym razem praktycznie staj臋 mu na plecach.
Zwykle nie torturuj臋 przeciwnika, 偶eby zdoby膰 informacje, ale kiedy liczy si臋 ka偶da sekunda i nie ma innego wyj艣cia, cel u艣wi臋ca 艣rodki. Schodz臋 z niego, przestaje wrzeszcze膰.
- B臋dzie rano. W Kwai Chung.
To du偶y port kontenerowy, kt贸ry obs艂uguje ca艂y Hongkong.
- Gdzie? O kt贸rej?
- O 贸smej.
Syreny s膮 ju偶 naprawd臋 blisko. S艂ysz臋 okrzyki policjant贸w za rogiem. B臋d膮 tu lada moment. Kucam, 艂api臋 faceta za w艂osy i unosz臋 mu g艂ow臋.
- Gdzie?
Mamrocze jaki艣 numer.
- To terminal?
Przytakuje, kaszle i pluje krwi膮.
- Chyba by艣 mnie nie ok艂ama艂, co? - pytam.
Mruga, zn贸w kaszle, potem krztusi si臋 krwi膮 i 艣luzem w gardle. Wiem, 偶e ju偶 po nim. To ostatnie sekundy jego 偶ycia i wi臋cej z niego nie wycisn臋. Wstaj臋 i biegn臋 w g艂膮b zau艂ka. Za mn膮, w wylocie uliczki, pojawiaj膮 si臋 dwaj policjanci. Krzycz膮, 偶ebym si臋 zatrzyma艂; ukry艂em si臋 w mroku. Nie widz膮 mnie. Docieram do ko艅ca zau艂ka, przebiegam przez jezdni臋 i wpadam w nast臋pny ciemny zau艂ek. Powtarzam taki manewr jeszcze trzy razy i gubi臋 gliniarzy. Jedyne, co mog臋 teraz zrobi膰, to wr贸ci膰 do mojego hotelu i zaczeka膰 do rana. Mam tylko nadziej臋, 偶e m贸j zmar艂y przyjaciel z triady m贸wi艂 prawd臋.
ROZDZIA艁 16
- Kto艣 mnie wystawi艂, do cholery! - krzycz臋 do pustego pokoju hotelowego w Koulunie. Pu艂kownik Lambert, Frances Coen i Anna Grimsdottir maj膮 ze mn膮 艂膮czno艣膰 przez moje implanty. Z艂o偶y艂em pe艂ny raport o tym, co si臋 rozegra艂o w magazynie, i dostaj臋 sza艂u.- Uspok贸j si臋, Sam - m贸wi Lambert. - Dlaczego my艣lisz, 偶e kto艣 ci臋 wystawi艂?
- Bo wiedzieli, 偶e tam b臋d臋. Dlatego przynie艣li to urz膮dzenie, kt贸re czasowo spieprzy艂o mi implanty. Facet z triady, kt贸rego dopad艂em w zau艂ku, potwierdzi艂 to. Kto艣 da艂 im cynk. Wiedzieli, 偶e jestem penetratorem i 偶e mam implanty telekomunikacyjne. Kto艣 mnie wystawi艂!
- Jak wygl膮da艂o to urz膮dzenie, Sam? - pyta Grimsdottir. Ma cichy g艂os, ale mo偶na w nim wyczu膰 inteligencj臋.
- Mniej wi臋cej jak radioodtwarzacz kasetowy. Wyj臋li z tego ma艂膮 anten臋 satelitarn膮 i ustawili na pod艂odze.
- Chyba ju偶 rozumiem - m贸wi Grimsdottir. - Znali konstrukcj臋 i dzia艂anie implant贸w. Je艣li masz racj臋, dostali informacje od kogo艣 z Wydzia艂u Trzeciego. To jedyne wyt艂umaczenie.
- Zn贸w Mike Chan? - pyta Lambert.
- Mo偶liwe. Je艣li jest zdrajc膮.
- To oczywiste - wtr膮cam swoje zdanie. - Przecie偶 zabi艂 Carly, tak? Z艂apali艣cie ju偶 skurwiela?
- Nie - odpowiada Lambert. - Ale FBI jest na jego tropie.
- To nadal nie wyja艣nia, sk膮d triada wiedzia艂a, 偶e b臋d臋 w magazynie. Jedyn膮 osob膮, kt贸ra zna艂a moje plany, by艂 Mason Hen... - To musi by膰 on, my艣l臋. Hendricks. - Chyba wybior臋 si臋 do Hendricksa, pu艂kowniku. - Patrz臋 na zegarek. Mam jeszcze kilka godzin do wizyty w porcie kontenerowym Kwai Chung.
- Mason Hendricks to jeden z naszych najbardziej zaufanych agent贸w terenowych, Sam - zwraca mi uwag臋 Lambert. - Ma czyst膮 kartotek臋.
- Wi臋c mo偶e si臋 orientuje, co si臋 sta艂o. Korzysta艂 z niepewnego 藕r贸d艂a albo co艣 takiego. Warto to sprawdzi膰. Poza tym da艂em mu co艣 do analizy. Pr贸bk臋 krwi, kt贸r膮 znalaz艂em w klubie nocnym triady. Kto wie, czy to nie krew Jeinsena?
- W porz膮dku, Sam.
- Co艣 jeszcze, pu艂kowniku?
- Owszem. Sko艅czyli艣my analiz臋 materia艂贸w, kt贸re znalaz艂e艣 w domu genera艂a Prokofiewa.
- Tak?
- Pami臋tasz list臋 zaginionych g艂owic j膮drowych? I jego notatki przy niekt贸rych pozycjach?
- Uhm.
- To szyfr - odzywa si臋 Frances Coen. - Bardzo dziwny.
- No i?
- To przepis na barszcz rosyjski.
- Co?!
- Na to wygl膮da. Rozszyfrowane s艂owa oznaczaj膮: buraki, bulion, wod臋, ocet, mas艂o, kapust臋 i sos pomidorowy. To s膮 sk艂adniki barszczu. Brakuje kilku przypraw i mo偶e jakich艣 jarzyn, ale to jest to.
- Ale co barszcz ma wsp贸lnego z bombami j膮drowymi, do cholery?
- Nie wiemy. Ale w艂a艣nie to wysz艂o po z艂amaniu szyfru.
- Chyba co艣 wam si臋 pochrzani艂o - m贸wi臋.
- Mieli艣my nadziej臋, 偶e mo偶e ty wiesz, co to znaczy - wtr膮ca si臋 Lambert. - W domu Prokofiewa nie by艂o nic, co mog艂oby nam podpowiedzie膰, co jest grane?
- Nic mi nie przychodzi do g艂owy. Chyba 偶e jego stara dodaje plutonu do 偶arcia. Wcale bym si臋 nie zdziwi艂. Pos艂uchajcie, musz臋 zd膮偶y膰 do Hendricksa przed wschodem s艂o艅ca. Dam wam zna膰, co mia艂 do powiedzenia.
- Dobra, Sam, p贸藕niej pogadamy - ko艅czy rozmow臋 Lambert i si臋 roz艂膮czamy.
Ubrany w dres, z kombinezonem w torbie sportowej, p艂yn臋 promem na wysp臋 i 艂api臋 taks贸wk臋 do Mid-Levels. W艂a艣nie wschodzi s艂o艅ce. Kierowca nie mo偶e dojecha膰 do ulicy, gdzie mieszka Hendricks. Policjant m贸wi nam, 偶e dozwolony jest tylko ruch lokalny.
- Dlaczego? - pytam go po chi艅sku.
- Po偶ar - odpowiada.
P艂ac臋 taksiarzowi i wysiadam. Dochodz臋 do ulicy, na kt贸rej mieszka Hendricks, i na wprost widz臋 g臋sty dym. Jezdni臋 blokuje par臋 woz贸w stra偶ackich, karetka pogotowia i dwa radiowozy. Stoj膮 przed ma艂ym domem Hendricksa.
Podchodz臋 bli偶ej, 偶eby si臋 przyjrze膰. Czarne zgliszcza jeszcze si臋 tl膮. Musia艂o si臋 nie藕le pali膰. Jestem tu偶 przy policjantach, kt贸rzy rozmawiaj膮 z dow贸dc膮 stra偶ak贸w. M贸wi膮 po chi艅sku, ale rozumiem kilka s艂贸w.
- Bomba zapalaj膮ca... przez okno od frontu... jedno z ty艂u... mo偶liwe, 偶e to robota triady... dwie ofiary...
Zafascynowany przygl膮dam si臋 stra偶akom, kt贸rzy wynosz膮 na noszach dwa przykryte cia艂a. Spod prze艣cierad艂a wystaje zw臋glone, czarno-czerwone rami臋. 揗臋偶czyzna i kobieta w sypialni" - s艂ysz臋 jeszcze. Potem zw艂oki zostaj膮 za艂adowane do karetki.
Hendricks chwali艂 si臋, 偶e b臋dzie mia艂 w nocy damskie towarzystwo. Poszcz臋艣ci艂o si臋 mu. Szcz臋艣liwym Smokom te偶. I domy艣lam si臋, 偶e jego przyjaci贸艂ka dosta艂a wi臋cej, ni偶 by艂o ustalone. Szkoda.
Co gorsza, nie wiem, kto mnie wystawi艂 w magazynie. Hendricksa najwyra藕niej te偶 kto艣 zdradzi艂. Triada musia艂a si臋 dowiedzie膰, co kombinowa艂, i przechwyci膰 jako艣 informacj臋, kt贸r膮 dosta艂 od informatora. A mo偶e ten kto艣 da艂 im cynk.
I to tyle, je艣li chodzi o dow贸d rzeczowy, kt贸ry zabra艂em z klubu nocnego. Pewnie ju偶 dawno przepad艂.
Odchodz臋 ze 艣wiadomo艣ci膮 偶e musz臋 zapomnie膰 o Hendricksie, doko艅czy膰 to, po co przylecia艂em do Hongkongu, i wynie艣膰 si臋 st膮d w choler臋. Kiedy wschodz膮ce s艂o艅ce zaczyna ogrzewa膰 wysp臋, wracam na przysta艅 promow膮, 偶eby zd膮偶y膰 na czas do portu kontenerowego.
ROZDZIA艁 17
Agent specjalny FBI Jeff Kehoe siedzia艂 w restauracji Empress Pavi-xmlion, rozkoszowa艂 si臋 prawdziwym dim sum i obserwowa艂 Eddiego, brata poszukiwanego Mikc'a Wu alias Mike'a Chana. Kehoe przylecia艂 do Los Angeles dzie艅 wcze艣niej i z pomoc膮 lokalnego FBI dotar艂 tropem Eddiego Wu do historycznego Chinatown. Zaj膮艂 stanowisko przed domem Wu przy Alameda i widzia艂, jak facet dwa razy wychodzi艂 i wraca艂. Za pierwszym razem Wu odwiedzi艂 piekarni臋 Phoenix na Broadwayu, g艂贸wnej arterii dzielnicy. Za drugim wybra艂 si臋 do Wing Hop Fung Ginseng i China Products Center, r贸wnie偶 na Broadwayu, gdzie kupi艂 herbat臋 i kilka produkt贸w spo偶ywczych. Jak dot膮d cz艂onek triady zachowywa艂 si臋 zupe艂nie niewinnie. Ale by艂o jeszcze wcze艣nie.
Alan Nudelman, szef FBI w Los Angeles, zrobi艂 odpraw臋, jak tylko Kehoe przylecia艂 do miasta. Nudelman potwierdzi艂, 偶e Eddie Wu jest znanym cz艂onkiem triady. Powiedzia艂 te偶, 偶e nigdy nie uda艂o si臋 go powi膮za膰 z 偶adnym powa偶niejszym przest臋pstwem, pope艂nionym przez chi艅skie gangi dzia艂aj膮ce w po艂udniowej Kalifornii. Szcz臋艣liwe Smoki z Los Angeles to ma艂a grupa, kt贸ra liczy nieca艂y tuzin cz艂onk贸w. Wu albo stoi na jej czele, albo jest jednym z egzekutor贸w. Aresztowano go dwa razy za posiadanie narkotyk贸w, ale mia艂 bardzo dobrego adwokata, sko艅czy艂o si臋 wi臋c na grzywnach i kr贸tkiej odsiadce. Nie udowodniono mu zamiaru sprzeda偶y, ale policja jest pewna, 偶e Wu rozprowadza narkotyki dla triady. W powa偶niejsze tarapaty wpad艂 w latach dziewi臋膰dziesi膮tych, gdy oskar偶ono go o kradzie偶, mi臋dzy innymi broni. Odsiedzia艂 wtedy trzy lata. Od tamtej pory jest czysty, ale FBI stale go obserwuje. Nudelman doda艂, 偶e jego zdaniem Wu to do艣wiadczony z艂odziej, przemytnik i zab贸jca. Nie pracuje, ale mieszka w eleganckim apartamentowcu, je藕dzi drogim samochodem i zawsze ma pieni膮dze.
Triady w po艂udniowej Kalifornii dzia艂aj膮 bardzo podobnie jak mniej znacz膮ce rodziny mafijne. Kontroluj膮 g艂贸wnie chi艅skie spo艂eczno艣ci. Specjalizuj膮 si臋 w 搊chronie", prowadz膮 nielegalne domy gry i burdele, handluj膮 broni膮 i narkotykami. Do przemocy uciekaj膮 si臋 raczej w stosunkach z rywalizuj膮cymi triadami ni偶 przypadkowymi klientami. Mimo to policja w Chinatown ma pe艂ne r臋ce roboty z gangami. Wi臋kszo艣膰 bia艂ych funkcjonariuszy nic by艂aby zmartwiona, gdyby chi艅scy przest臋pcy pozabijali si臋 nawzajem. Ich g艂贸wn膮 trosk膮 jest bezpiecze艅stwo porz膮dnych rodzin, kt贸re staraj膮 si臋 uczciwie zarabia膰 dolary w demokratycznej Ameryce.
Kehoe zjad艂, po艂o偶y艂 przed sob膮 揕os Angeles Times" i udawa艂, 偶e rozwi膮zuje krzy偶贸wk臋. Eddie Wu siedzia艂 w towarzystwie dw贸ch m臋偶czyzn. Przyszli tu razem, aby si臋 z nim spotka膰. Sprawiali wra偶enie niebezpiecznych typ贸w; byli w czarnych sk贸rzanych kurtkach i okularach przeciws艂onecznych. Ludzie z triad w Ameryce nie ubierali si臋 tak modnie jak cz艂onkowie tej organizacji z Chin. Ci w Stanach Zjednoczonych wygl膮dali bardziej na cz艂onk贸w gang贸w ulicznych. Co do Eddiego Wu, to mia艂 trzydzie艣ci osiem lat - du偶o jak na zwyk艂ego bandziora.
Po jakim艣 czasie Wu zap艂aci艂 rachunek i wszyscy trzej wstali. Kehoe zaczeka艂 chwil臋, te偶 zap艂aci艂 i wyszed艂 za nimi na Hill Street. Restauracja mie艣ci艂a si臋 przy Bamboo Pla偶a, gdzie by艂o sporo sklep贸w. M臋偶czy藕ni skr臋cili w Bamboo Street i poszli w kierunku Broadwayu. Kehoe trzyma艂 si臋 za nimi i stara艂 zachowywa膰 jak bia艂y turysta, kt贸ry podziwia chi艅skie pami膮tki.
Przeci臋li Central Pla偶a, popularny plener filmowy, znany z charakterystycznej Bramy Matczynych Cn贸t, pomnika tw贸rcy Republiki Chi艅skiej, doktora Sun Jat-sena, i studni 偶ycze艅 z 1939 roku. Z otwartych okien i drzwi wok贸艂 placu dochodzi艂y d藕wi臋ki chi艅skiej muzyki.
Wu po偶egna艂 si臋 z towarzyszami przy Cathay Bank, na rogu Broadwayu i Alpine. Dwaj m臋偶czy藕ni poszli Alpine na wsch贸d. Wu wszed艂 do banku. Kehoe zosta艂 przed imponuj膮cym budynkiem, siedzib膮 pierwszego chi艅sko-ameryka艅skiego banku w po艂udniowej Kalifornii.
Po dziesi臋ciu minutach Wu zn贸w si臋 pojawi艂. Poszed艂 Alpine na wsch贸d, a potem przez Dynasty Pla偶a do swojego apartamentowca przy Alameda, przecznic臋 na wsch贸d od bazar贸w. Budynek by艂 jednym z nowocze艣niejszych w okolicy. Na mieszkanie w tym domu z pewno艣ci膮 nie mogli sobie pozwoli膰 zwykli chi艅scy imigranci. Wu znikn膮艂 w holu, a Kehoe wsiad艂 do wypo偶yczonego lexusa i czeka艂.
Nie by艂o trudno wytropi膰 Mike'a Wu. Gdy niedaleko Oklahoma City znaleziono zastrzelonego policjanta stanowego, dowody szybko wskaza艂y sprawc臋. Funkcjonariusz zatrzyma艂 hond臋 accord za przekroczenie szybko艣ci, wprowadzi艂 do komputera numer rejestracyjny i stwierdzi艂, 偶e tablica jest kradziona. Zanim dosta艂 kul臋 w pier艣, zawiadomi艂 swoj膮 central臋, 偶e sprawdza podejrzany pojazd. Por贸wnanie balistyczne pocisk贸w, od kt贸殴rych zgin膮艂 on i Carly St. John, wykaza艂o, 偶e s膮 identyczne.
Nieca艂e trzyna艣cie godzin po znalezieniu zw艂ok policjanta natrafiono na niebiesk膮 hond臋 accord Mike'a Wu. Sta艂a porzucona za sklepem wielobran偶owym w Oklahoma City. Dok膮d Wu pojecha艂 potem, pozostawa艂o zagadk膮.
Kehoe by艂 pewien, 偶e Wu przyjedzie do Los Angeles, 偶eby zobaczy膰 si臋 z bratem. W ko艅cu Eddie wiedzia艂, 偶e jego brat u偶ywa fa艂szywego nazwiska. By膰 mo偶e zamierza艂 teraz pom贸c Mike'owi opu艣ci膰 kraj. Wed艂ug Nudelmana Eddie nieraz ju偶 zajmowa艂 si臋 takimi sprawami. Tote偶 Kehoe uwa偶a艂, 偶e spotkanie braci Wu jest tylko kwesti膮 czasu. Jedyne, co musi robi膰, to nie spuszcza膰 Eddiego z oka.
Wczesnym popo艂udniem Wu wyszed艂 z domu. Wsiad艂 do bmw 745i -jeszcze jeden dow贸d na to, 偶e ma nielegalne dochody. Kehoe ocenia艂, 偶e ten samoch贸d kosztowa艂 jakie艣 sze艣膰dziesi膮t tysi臋cy dolar贸w. Samoch贸d pojecha艂 na zach贸d do autostrady numer 110 i skierowa艂 si臋 na po艂udnie. Kehoe trzyma艂 si臋 ostro偶nie za nim.
Jak na popo艂udnie w powszedni dzie艅 panowa艂 zadziwiaj膮co ma艂y ruch. Godziny szczytu jeszcze si臋 nie zacz臋艂y. Kehoe lubi艂 jazd臋 autostradami Los Angeles. Uwa偶a艂, 偶e s膮 najlepsze w kraju. Najwyra藕niej od pocz膮tku projektowano je z my艣l膮 o du偶ej liczbie pojazd贸w - nie to, co w innych wielkich miastach. Gdzie indziej, na przyk艂ad w Chicago czy Waszyngtonie, liczba samochod贸w dawno przekroczy艂a przepustowo艣膰 autostrad i panowa艂 na nich t艂ok.
Samoch贸d wjecha艂 na Santa Monica Freeway i pomkn膮艂 na zach贸d. Wu nie oszcz臋dza艂 silnika i Kehoe musia艂 mocno wcisn膮膰 gaz, 偶eby za nim nad膮偶y膰. Oby艂o si臋 bez problem贸w i bmw dotar艂o w ko艅cu do skrzy偶owania z tras膮 numer 405. Wu wybra艂 zjazd na p贸艂noc i przeci膮艂 wzg贸rza. Wkr贸tce wydosta艂 si臋 na Sunset Boulevard i skr臋ci艂 na zach贸d do Brentwood.
Siedzenie bmw sta艂o si臋 trudne. Wu jecha艂 dziwnymi bocznymi ulicami w kierunku teren贸w wok贸艂 Crestwood Hills Park. Kehoe obawia艂 si臋, 偶e go zgubi albo Wu zorientuje si臋, i偶 ma ogon. Na wielu odcinkach dwa samochody by艂y jedynymi pojazdami w ruchu. Po oko艂o trzydziestu minutach bmw skr臋ci艂o w pag贸rkowat膮 ulic臋 o nazwie Norman Place. W ko艅cu Wu odbi艂 mocno w prawo w szutrow膮 drog臋 i znikn膮艂 mi臋dzy drzewami. Kehoe zatrzyma艂 si臋 na skrzy偶owaniu i popatrzy艂 na plan miasta. Gdzie on jest, do cholery?
Niedaleko by艂o Getty Museum. Kilka kilometr贸w na p贸艂nocny wsch贸d. W okolicy sta艂o troch臋 drogich dom贸w i par臋 budynk贸w r贸偶nych firm.
Kehoe postanowi艂 zaryzykowa膰 i wjecha膰 w szutrow膮 drog臋. Pokona艂 wolno oko艂o p贸艂tora kilometra i dotar艂 do bramy w ogrodzeniu ze stalowej siatki. Tablica informowa艂a: GYROTECHNICS INC. TEREN PRYWATNY WST臉P WZBRONIONY. Pod angielskimi wyrazami widnia艂 napis po chi艅sku. Kehoe domy艣la艂 si臋, 偶e tre艣膰 jest taka sama.
Agent FBI wysiad艂 z samochodu i popatrzy艂 przez siatk臋. Pi臋膰dziesi膮t metr贸w za ogrodzeniem sta艂 nowoczesny pi臋trowy budynek. Nie wyr贸偶nia艂 si臋 niczym szczeg贸lnym, poza ciemnymi oknami w r贸偶nych geometrycznych kszta艂tach. Przypomina艂 kiepskie pomys艂y na futurystyczne budowle, jakie mieli tw贸rcy film贸w science fiction w latach pi臋膰dziesi膮tych.
Kehoe wsiad艂 z powrotem do lexusa i wr贸ci艂 na Norman Place. Zaparkowa艂 przy kraw臋偶niku i zadzwoni艂 z kom贸rki do Ala Nudelmana.
- Nudelman.
- Cze艣膰, Al, tu Jeff Kehoe. Tak, Jeff?
Znasz firm臋 GyroTechnics Inc.?
- Hm, nie. A co to jest?
- Mia艂em nadziej臋, 偶e ty mi powiesz. 艢ledzi艂em Eddiego Wu od Chinatown do tego budynku. Jest zlokalizowany na wzg贸rzach, niedaleko Getty Museum. W艂asno艣膰 prywatna.
- Sprawdz臋 i odezw臋 si臋 do ciebie.
- Dzi臋ki.
Kehoe zjecha艂 ze wzg贸rza i zatrzyma艂 si臋 w wygodniejszym miejscu. W lusterku wstecznym widzia艂 szutrow膮 drog臋, wi臋c gdyby pojawi艂 si臋 Eddie, nie przeoczy艂by go. Dwadzie艣cia minut p贸藕niej oddzwoni艂 Nudelman.
- GyroTechnics to zupe艂nie nowa firma chi艅ska. Elektronika, obwody drukowane, takie rzeczy. Jej specjalno艣膰 to systemy steruj膮ce do 艂odzi i statk贸w. Zarejestrowana trzy miesi膮ce temu w Kalifornii.
- A co Eddie Wu ma z tym wsp贸lnego? - zdziwi艂 si臋 Kehoe.
- Dobre pytanie - odpar艂 Nudelman. - Bardzo w膮tpi臋, 偶eby by艂 na li艣cie p艂ac.
Kehoe zachichota艂.
- Przynajmniej oficjalnie. Zaczekam, a偶 stamt膮d wyjedzie. Mo偶e poka偶e si臋 jego brat. W ka偶dym razie zamierzam si臋 dowiedzie膰, co naprawd臋 robi ta firma.
Anton Antipow otworzy艂 drzwi sklepu z antykami i wpu艣ci艂 Andrieja Zdroka do 艣rodka.
- Lepiej, 偶eby to by艂o co艣 dobrego - burkn膮艂 Zdrok. - Jeszcze nawet nie wzesz艂o s艂o艅ce. Porz膮dni ludzie 艣pi膮 o tej porze.
- Jak zobaczysz, co odpakowali艣my, ucieszysz si臋 - odrzek艂 Antipow. Poprowadzi艂 Zdroka przez ciemny antykwariat na zaplecze. Antipow
by艂 jednym z dyrektor贸w Sklepu, wiedzia艂, jak manipulowa膰 tomem dzie艂 Szekspira i ksi膮偶k膮 o 偶yciu Marlowe'a, 偶eby otworzy膰 ukryte drzwi. Zeszli razem na d贸艂 do kwatery g艂贸wnej Sklepu, min臋li prywatny gabinet Zdroka i weszli do magazynu.
Na 艣rodku pod艂ogi sta艂a otwarta skrzynia wielko艣ci du偶ego telewizora. Wok贸艂 wala艂y si臋 wyj臋te z niej wi贸ry. Antipow poprowadzi艂 Zdroka do sto艂u roboczego obok skrzyni, gdzie w blasku lampy le偶a艂 odpakowany przedmiot. By艂 o艣wietlony jak eksponat w muzeum.
Mia艂 srebrny kolor, kszta艂t cylindra i przypomina艂 ogromny pocisk w 艂usce. Dwie poduszki po obu stronach chroni艂y go przed stoczeniem si臋 z blatu. Na powierzchni cylindra, zwr贸conej w kierunku sufitu, by艂a otwarta pokrywa, ods艂aniaj膮ca wewn臋trzne mechanizmy.
- Prosto z Rosji - powiedzia艂 z u艣miechem Antipow. - Przysz艂o dzi艣 w nocy po twoim wyj艣ciu. Jak na ironi臋, dostarczy艂 to Federal Express.
Zdrokowi opad艂a szcz臋ka i na moment zapomnia艂 o zbyt wczesnej pobudce. Pi臋kno przedmiotu hipnotyzowa艂o go. Obiekt l艣ni艂 jak wypolerowany metal szlachetny, ale by艂 wart du偶o wi臋cej ni偶 z艂oto czy srebro.
- Szkoda, 偶e Prokofiew jest nieprzytomny i nie mo偶e si臋 dowiedzie膰, 偶e to bezpiecznie dotar艂o na miejsce - doda艂 Antipow. - Biedak wci膮偶 jest w 艣pi膮czce.
- Pieprzy膰 go - odpar艂 Zdrok. - Ju偶 nie jest nam potrzebny. Dobrze, 偶e przynajmniej za艂atwi艂 wysy艂k臋 tego do nas, zanim na zawsze zamieni艂 si臋 w warzywo. - Podszed艂 do sto艂u i delikatnie po艂o偶y艂 d艂o艅 na sto偶kowej g艂owicy cylindra. By艂a g艂adka i zimna. - Wspania艂e. Pierwszy raz widz臋 co艣 takiego, a ty?
- Ja te偶 - odrzek艂 Antipow. - Chocia偶 nie; widzia艂em wcze艣niejsze modele. Ale nie takie jak ten.
- Trzeba to od razu dostarczy膰 klientowi w Chinach - zdecydowa艂 Zdrok. - Zajmiesz si臋 tym?
- Sprawa ju偶 jest w toku. - Antipow spojrza艂 na zegarek. - Zaraz jad臋 do Kwai Chung. Rano b臋dzie tam Oskar z dostaw膮.
- Dobra. - Zdrok jeszcze raz z podziwem dotkn膮艂 obiektu. - Wiesz, niemal 偶a艂uj臋, 偶e musimy to sprzeda膰. Niecz臋sto przez Sklep przechodzi g艂owica j膮drowa. Masz racj臋, Anton. Ostatnia, jak膮 sprzedali艣my, to by艂 jeden ze starszych modeli z pocz膮tk贸w zimnej wojny. Kurewsko du偶y, wielko艣ci volkswagena. Wersja z lat osiemdziesi膮tych jest du偶o bardziej kompaktowa i... mobilna.
- Zgadza si臋, Andriej - przytakn膮艂 Antipow. - Wszystko si臋 zgadza. Zdrok skin膮艂 g艂ow膮 do swojego wsp贸lnika.
- Zd膮偶ysz zje艣膰 艣niadanie i wypi膰 kaw臋? Ja stawiam.
- Jasne. - Antipow wyszczerzy艂 z臋by.
Wyszli z magazynu. Po drodze min臋li wieko skrzyni z napisem po rosyjsku, angielsku i chi艅sku: TOWAR 艁ATWO PSUJ膭CY SI臉, BURAKI, CHRONI膯 PRZED
WYSOK膭 TEMPERATUR膭.
ROZDZIA艁 18
Ubrany w kombinezon przyje偶d偶am do portu kontenerowego Kwai Chung o si贸dmej pi臋tna艣cie. Panuje tu du偶y ruch, musz臋 wi臋c by膰 ostro偶ny. Nie chc臋, 偶eby kto艣 mnie zobaczy艂 w tym stroju. M贸g艂by pomy艣le膰, 偶e wybieram si臋 na bal kostiumowy. 呕eby mniej rzuca膰 si臋 w oczy, nie wk艂adam gogli i s艂uchawek. Mam nadziej臋, 偶e wygl膮dam na faceta w jakim艣 ubraniu ochronnym, kt贸ry pracuje przy niebezpiecznych materia艂ach. Zreszt膮, nie mam czasu si臋 tym przejmowa膰.
Kwai Chung to s艂ynny port, zapewne najbardziej ruchliwy w ca艂ej Azji. T臋dy eksportuje si臋 towary z kontynentalnych Chin, bo chi艅ska infrastruktura nie jest do tego przygotowana. Port kontenerowy le偶y na wschodnim brzegu Rambler Channel, na p贸艂noc od granicy mi臋dzy Koulunem i Nowymi Terytoriami. To tereny wy艂膮cznie przemys艂owe, dlatego pe艂no tu ci臋偶ar贸wek, maszyn i furgonetek, kt贸re kursuj膮 do portu i z powrotem. Sam port kontenerowy sk艂ada si臋 z sze艣ciu terminali. Pi膮ty znajduje si臋 na p贸艂nocnym kra艅cu, sz贸sty na po艂udniowym. Terminale od pierwszego do czwartego s膮 w 艣rodku. Bandzior z triady powiedzia艂 mi, 偶e odbi贸r broni nast膮pi w terminalu numer sze艣膰. Z mojej mapy wynika, 偶e to miejsce le偶y w pewnej odleg艂o艣ci od budynk贸w terminalu. To by pasowa艂o. Triada za艂atwia swoje nielegalne interesy na uboczu.
St膮d, gdzie stoj臋, widz臋 setki kontener贸w ustawionych w wysokie stosy. Wygl膮daj膮 jak kolorowe klocki. Ka偶dy ma z boku oznaczenie i logo. S膮 napisy EVERGREEN, HYUNDAI, WAN HAI, UNIGLORY i wiele innych. Nad kontenerami wznosz膮 si臋 pomara艅czowe 偶urawie rozmieszczone w strategicznych punktach portu. Przy nabrze偶ach cumuj膮 r贸wnie wysokie niebieskie barki. Po porcie s膮 rozrzucone bia艂e magazyny. Kr臋c膮 si臋 przy nich ochroniarze, pracownicy terminali i przedstawiciele r贸偶nych linii 偶eglugowych. Po wypadkach jedenastego wrze艣nia 2001 roku w porcie zaostrzono 艣rodki bezpiecze艅stwa, ale pewnie nic a偶 tak, jak chcia艂yby Stany Zjednoczone. Wiem, 偶e ameryka艅skie porty nadal s膮 bardzo s艂abo zabezpieczone. Terrory艣ci lub inni przest臋pcy mogliby bez trudu ukry膰 w kt贸rym艣 z kontener贸w bro艅 masowej zag艂ady. Kontenery s膮 rzadko sprawdzane. A je艣li, to na chybi艂 trafi艂.
Kiedy docieram do terminalu numer sze艣膰, widz臋, 偶e przy pirsie, obok jednej z du偶ych niebieskich barek, stoi wielki rosyjski statek 揙dessa". 呕uraw ju偶 wy艂adowuje z niego skrzynie i kontenery. Notuj臋 szczeg贸艂y, dzi臋ki kt贸rym b臋dzie mo偶na zidentyfikowa膰 frachtowiec, a potem pr贸buj臋 podkra艣膰 si臋 bli偶ej do terminalu. Za budynkiem trzej robotnicy pal膮 papierosy. Stoj膮 przy drabince, kt贸ra prowadzi na dach. Gdybym m贸g艂 si臋 tam wdrapa膰, mia艂bym 艣wietny widok na to, co si臋 dzieje przy barce.
Si臋gam do plecaka i wyjmuj臋 jedn膮 z kamer dywersyjnych. Zwykle wystrzeliwuj臋 je z mojego SC-20K. Dzi艣 nie wzi膮艂em ze sob膮 karabinka, ale mog臋 rzuci膰 kamer臋 r臋k膮. Kamera dywersyjna przykleja si臋 do 艣ciany lub innego obiektu i na moje polecenie ha艂asuje. W bazie danych jest bardzo pomys艂owy zbi贸r d藕wi臋k贸w, od efekt贸w specjalnych do r贸偶nych rodzaj贸w muzyki. Czasem udaje mi si臋 przyci膮gn膮膰 uwag臋 ciekawskich stra偶nik贸w i odwr贸ci膰 j膮 od siebie. Kamera robi im te偶 zdj臋cia, je艣li sami potrzebne.
W艂膮czam generator d藕wi臋k贸w w kamerze dywersyjnej i rzucam j膮 jakie艣 dwadzie艣cia metr贸w dalej, mi臋dzy stosy kontener贸w. Urz膮dzenie zaczyna brz臋cze膰 i przykuwa uwag臋 robotnik贸w. Jeden z nich wskazuje kontenery i po chwili ciekawo艣膰 robi swoje. Id膮 sprawdzi膰, co to za ha艂as. Biegn臋 szybko do drabinki, wspinam si臋 po niej i docieram bezpiecznie na dach.
Z g贸ry widz臋 ca艂膮 bark臋 i teren terminalu. Pi臋ciu m臋偶czyzn w garniturach rozmawia mi臋dzy sob膮, robotnicy portowi prze艂adowuj膮 skrzynie ze statku na dwie ci臋偶ar贸wki. Na bokach widnieje chi艅ski napis: PRZEDSI臉BIORSTWO RYBNI-; MINO. K艂ad臋 si臋 p艂asko, wyjmuj臋 lornetk臋 i obserwuj臋 biznesmen贸w. Jeden z nich to Jon Ming. S膮 z nim dwaj twardziele - uzbrojeni, s膮dz膮c po wybrzuszeniach ich marynarek. W pobli偶u budynku, na kt贸rym le偶臋, stoi rolls-royce Minga.
Chi艅czykom towarzysz膮 dwaj biali faceci, kt贸rzy najwyra藕niej przyjechali czarnym mercem stoj膮cym obok rollsa. No prosz臋, Oskar Herzog. Przeby艂 kawa艂 drogi, odk膮d widzia艂em go ostatnio na Ukrainie. Ale w ko艅cu ja te偶. Okazuje si臋, 偶e drugi facet to Anton Antipow. Mam fart - dwaj dyrektorzy Sklepu w jednym miejscu. Gada tylko Antipow.
To oczywiste, 偶e Sklep robi interes ze Szcz臋艣liwymi Smokami. Wystarczy popatrze膰 na to spotkanie. Za艂o偶y艂bym si臋 o hongko艅skiego dolara, 偶e skrzynie s膮 pe艂ne broni. Triada musi sk膮d艣 bra膰 sprz臋t, a szef贸w Sklepu nie obchodzi, kto jest ich klientem.
Wycelowuj臋 w grup臋 cyfrowy aparat fotograficzny, wbudowany w OPSAT, i pstrykam kilka zdj臋膰. Potem wyci膮gam five-sevena i w艂膮czam mikrofon laserowy TAK. Wk艂adam szybko s艂uchawk臋 do prawego ucha, teraz mog臋 ich pods艂uchiwa膰 i nagrywa膰. Pocz膮tkowo jestem zaskoczony, 偶e rozmawiaj膮 po angielsku, ale po chwili domy艣lam si臋, 偶e Chi艅czycy nie znaj膮 rosyjskiego i vice versa. No tak, angielski to uniwersalny j臋zyk. Ten fakt co艣 m贸wi o dzisiejszym 艣wiecie.
ANTIPOW: ...jak uzgodnili艣my. Wasze zam贸wienie zrealizowali艣my w ca艂o艣ci.
MING: Dzi臋kuj臋. Prosz臋 przekaza膰 panu Zdrokowi, 偶e doceniamy mo偶liwo艣膰 robienia z wami interes贸w. Oczywi艣cie potem b臋dziemy musieli sprawdzi膰 towar w odpowiednim miejscu.
ANTIPOW: Rozumiem to. Na pewno b臋dziecie zadowoleni. A przy okazji, pan Zdrok przeprasza, 偶e nie m贸g艂 tu przyjecha膰. Ma do za艂atwienia pilne sprawy. MING: Jak my wszyscy.
ANTIPOW: Zatem wszystko w porz膮dku, tak? Wywi膮zali艣my si臋 z umowy. To ostatnia dostawa w zamian za instalacje do operacji 揃arrakuda", kt贸re nam przekazali艣cie.
MING: Zgadza si臋. Jak wiecie, zlikwidowali艣my te偶 藕r贸d艂o. W艂adze ameryka艅skie nie powinny odnale藕膰 tropu profesora. A je艣li nawet, to nic ju偶 im nie powie!
ANTIPOW: (艣mieje si臋) Dobre, panie 揥ong"! Profesor naprawd臋 wierzy艂, 偶e zostanie bezpiecznie przerzucony
do Pekinu? MING: (艣mieje si臋) Najwyra藕niej tak.
ANTIPOW: Pewnie i tak nie podoba艂aby mu si臋 praca Pekinie.
MING: Mnie na pewno nie. ANTIPOW: To oczywiste.
M臋偶czy藕ni milkn膮 na chwil臋 i obserwuj膮 robotnik贸w.
ANTIPOW: Wygl膮da na to, 偶e wasi ludzie prawie sko艅czyli. Pozwol臋 sobie przypomnie膰 o ostatnim elemencie projektu 揃arrakuda", kt贸rego jeszcze nie dostali艣my.
MING: Bez obaw. Lada dzie艅 zostanie dostarczony z Kalifornii. Czekam tylko na wiadomo艣膰 od moich ludzi w Los Angeles.
ANTIPOW: W porz膮dku. Prosz臋 nas informowa膰 na bie偶膮co. Nasz klient si臋 niecierpliwi.
MING: (kaszle) Przepraszam, chyba si臋 przezi臋bi艂em. A skoro mowa o waszym kliencie, mog臋 spyta膰, kto to jest?
ANTIPOW: Panie Ming, dobrze pan wie, 偶e nie mo偶emy tego ujawni膰. Sklep zawdzi臋cza swoj膮 reputacj臋 dyskrecji.
MING: Panie Antipow, chyba pan rozumie nasz niepok贸j. Operacja 揃arrakuda", jak pan to nazywa, to powa偶na sprawa. W gr臋 wchodzi technologia, kt贸ra mog艂aby zosta膰 u偶yta przeciwko nam, gdyby trafi艂a w niew艂a艣ciwe r臋ce.
ANTIPOW: Rozumiem pa艅ski niepok贸j, ale musz臋 jeszcze raz podkre艣li膰, 偶e nie mo偶emy ujawni膰, kto jest naszym klientem.
Ming przysuwa si臋 do Antipowa i Herzoga. Cho膰 Antipow jest o pi臋膰 centymetr贸w wy偶szy, Ming zdecydowanie wygl膮da gro藕niej. S艂ysz臋 zmian臋 w jego g艂osie. To nie jest kto艣, kogo mo偶na lekcewa偶y膰.
MING: W porz膮dku. Niech pan mi nie zdradza waszej tajemnicy. Ale dam panu dobr膮 rad臋. Nie sprzedawajcie materia艂u do operacji 揃arrakuda" nikomu w kontynentalnych Chinach.
ANTIPOW: To brzmi jak ostrze偶enie, nie jak rada.
MING: Mo偶e pan to rozumie膰, jak pan chce. Niekt贸re z moich 藕r贸de艂 informuj膮, 偶e Sklep prowadzi interesy z tym cholernym genera艂em Tunem z Fuczou. Jak pan wie, Szcz臋艣liwe Smoki maj膮 kilku przyjaci贸艂 w komunistycznym rz膮dzie chi艅skim, ale na tym si臋 ko艅czy. Triady s膮 zaciek艂ymi wrogami ChRL. Genera艂 Tun reprezentuje najgorsz膮 stron臋 Chin. O艣wiadczam panu tu i teraz, 偶e je艣li si臋 dowiem, i偶 Sklep rzeczywi艣cie sprzedaje ten materia艂 genera艂owi Tunowi, Szcz臋艣liwe Smoki nie b臋d膮 zadowolone z pana Zdroka. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, 偶eby to przerwa膰. Mi艂ego dnia, panowie.
呕adnych u艣cisk贸w d艂oni, 偶adnych przyjaznych gest贸w na po偶egnanie. Trzej Chi艅czycy robi膮 w ty艂 zwrot i id膮 do rollsa. Musz臋 si臋 szybko schowa膰, 偶eby mnie nie zobaczyli. Po chwili zn贸w wygl膮dam poza kraw臋d藕 dachu i widz臋, 偶e rolls wyje偶d偶a z parkingu, a dwaj Europejczycy wchodz膮 do budynku. Teraz mam szans臋 zej艣膰 na d贸艂.
Kiedy jestem na ziemi, wyjmuj臋 z plecaka urz膮dzenie naprowadzaj膮ce, w艂膮czam je i ruszam swobodnym krokiem w kierunku mercedesa. Rozgl膮dam si臋, 偶eby sprawdzi膰, czy w pobli偶u nie ma Rosjanina i Niemca i czy robotnicy nie zwracaj膮 na mnie uwagi. Jednym p艂ynnym ruchem kucam, umieszczam nadajnik pod samochodem, podnosz臋 si臋 i odchodz臋. S膮 du偶e szanse, 偶e nikt mnie nie widzia艂.
Naciskam implant w krtani.
- Anno, jeste艣 tam? - pytam.
- Cze艣膰, Sam.
- Domy艣lam si臋, 偶e s艂ysza艂a艣 rozmow臋 naszych przyjaci贸艂?
- G艂o艣no i wyra藕nie. W艂a艣nie analizuj臋 nagranie.
- Frances?
- Tak, Sam? - G艂os Coen s艂ysz臋 troch臋 lepiej.
- Umie艣ci艂em nadajnik pod ich samochodem. Licz臋 na to, 偶e b臋dziesz ich tropi艂a i informowa艂a mnie, dok膮d jad膮.
- Ju偶 odbieram sygna艂, Sam.
Zadowolony id臋 w stron臋 Kwai Chung Road, kt贸ra biegnie wzd艂u偶 portu kontenerowego. Wk艂adam sportow膮 kurtk臋, 偶eby nie by艂o wida膰 kombinezonu superbohatera, i 艂api臋 taks贸wk臋.
ROZDZIA艁 19
Mike Wu pokona艂 noc膮 pustyni臋 Mojave i dotar艂 do Los Angeles drog膮 mi臋dzystanow膮 1-40. W Barstow wydosta艂 si臋 na I-I5, pojecha艂 na po艂udniowy wsch贸d do metropolii, potem 1-10 na zach贸d do autostrady numer 405 i wreszcie do LAX, mi臋dzynarodowego portu lotniczego w Los Angeles. Podr贸偶 by艂a fatalna i cieszy艂 si臋, 偶e dobieg艂a ko艅ca. Nied艂ugo zobaczy si臋 ze swoim bratem Eddiem i b臋dzie m贸g艂 wynie艣膰 si臋 w choler臋 ze Stan贸w do Hongkongu, gdzie zacznie nowe 偶ycie z now膮 to偶samo艣ci膮.
Zaplanowano, 偶e dostarczy ostatni element projektu profesora Jeinsena bezpo艣rednio Szcz臋艣liwym Smokom. Najwyra藕niej urz膮dzenie mo偶na by艂o rozmontowa膰 i przewie藕膰 w kontrolowanym baga偶u, bez wzbudzania podejrze艅 ochrony lotniska. Sk艂ada艂o si臋 z kilku mechanicznych cz臋艣ci i laptopa. Eddie za艂atwia艂 dla brata nowy paszport i wiz臋 i Mike m贸g艂by si臋 wkr贸tce po偶egna膰 z Ameryk膮. Najwa偶niejsze by艂o to, 偶e mia艂 dosta膰 du偶膮 zap艂at臋 od samego Jona Minga. Przez ostatnie trzy lata pracowa艂 w Wydziale Trzecim za go艂膮 pa艅stwow膮 pensj臋. Jego wsp贸艂praca ze Szcz臋艣liwymi Smokami zacz臋艂a si臋 od tego, 偶e zainkasowa艂 z g贸ry sporo got贸wki. Po ostatniej dostawie materia艂贸w Jeinsena nale偶a艂y mu si臋 trzy miliony dolar贸w. Mike nigdy nie rozumia艂, dlaczego musi czeka膰 na swoje pieni膮dze do zako艅czenia transakcji, ale tak chcia艂y Szcz臋艣liwe Smoki. Tymczasem Mike zrobi艂 na boku drobny interes z organizacj膮 znan膮 jako Sklep i zgarn膮艂 niez艂膮 sum臋.
Mike Wu lubi艂 偶ycie w Stanach. On i jego brat urodzili si臋 i dorastali w Chinatown w Los Angeles i wcze艣nie zacz臋li si臋 zadawa膰 z okolicznymi gangami. Mike, starszy od Eddiego, wst膮pi艂 do triady w wieku trzynastu lat. Eddie czeka艂, a偶 sko艅czy szesna艣cie, ale wtedy Mike by艂 ju偶 jedn膮 z g艂贸wnych postaci w gangu. Mike obchodzi艂 ju偶 swoje dwudzieste pi膮te urodziny, kiedy obaj bracia przy艂膮czyli si臋 do kalifornijskiej grupy Szcz臋艣liwych Smok贸w. Tu偶 przed zmian膮 w艂adzy w Hongkongu z艂o偶yli tam wizyt臋 i poznali Jona Minga. Powierzy艂 braciom bardzo odpowiedzialne zadanie; mieli prowadzi膰 dzia艂alno艣膰 na ameryka艅skim Zachodnim Wybrze偶u wraz z miejscowymi cz艂onkami triady. Kiedy Szcz臋艣liwe Smoki nawi膮za艂y kontakty ze Sklepem, Mike'owi polecono przenie艣膰 si臋 pod fa艂szywym nazwiskiem na Wschodnie Wybrze偶e, gdzie w ko艅cu zosta艂 analitykiem w Wydziale Trzecim.
Mike Wu w膮tpi艂, 偶eby po luksusie, jakiego zazna艂 w Stanach Zjednoczonych, spodoba艂o mu si臋 偶ycie w komunistycznym kraju. By艂 za to pewien, 偶e nie do艣wiadczy tu uprzedze艅 do jego osoby, kt贸rych nie szcz臋dzono mu w Ameryce. Mimo 偶e Azjat贸w traktowano lepiej ni偶 inne mniejszo艣ci, Mike codziennie spotyka艂 si臋 z nieprzychylnym nastawieniem. Nawet w Wydziale Trzecim. Uwa偶a艂, 偶e jest du偶o lepszym analitykiem ni偶 Carl Bruford, jego szef. Bruford rzadko przydziela艂 mu trudne zadania, a mimo to Mike nieraz robi艂 wi臋cej, ni偶 do niego nale偶a艂o, 偶eby je dobrze wykona膰. By艂 przekonany, 偶e dyrektor Wydzia艂u Trzeciego, pu艂kownik Lambert, bardzo go ceni.
No c贸偶, szkoda. Mike 揅han" nie藕le ich wydyma艂.
Dojecha艂 ukradzionym w Oklahomie samochodem do LAX i zostawi艂 go na parkingu d艂ugoterminowym, gdzie w艂adze znalaz艂y go kilka dni p贸藕niej. Potem dotar艂 do najbli偶szego terminalu i poszuka艂 automat贸w telefonicznych. Swoj膮 kom贸rk臋 ju偶 dawno wyrzuci艂. Wiedzia艂, 偶e je艣li b臋dzie z niej korzysta艂, w艂adze go wytropi膮. Kupi艂 kart臋 telefoniczn膮 i kiedy potrzebowa艂, dzwoni艂 z automat贸w.
Wybra艂 numer, kt贸ry poda艂 mu brat, i czeka艂. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, gdy us艂ysza艂 g艂os Eddiego.
- Witaj w s艂onecznej po艂udniowej Kalifornii, wielki bracie! - wykrzykn膮艂 Eddie.
M贸wi艂 prawd臋. Mimo zimy, pogoda by艂a ca艂kiem przyjemna. Co za ulga zostawi膰 za sob膮 艣nieg i l贸d na Wschodnim Wybrze偶u.
- Nie mog臋 si臋 doczeka膰 naszego spotkania - powiedzia艂 Mike. - Jak do ciebie trafi膰?
Zapisa艂 instrukcje Eddiego i obieca艂, 偶e zobacz膮 si臋 za par臋 godzin. Potem poszed艂 do strefy odbioru baga偶u, wyszed艂 z terminalu i z艂apa艂 taks贸wk臋.
Eddie wprowadzi艂 brata do swojego gabinetu w GyroTechnics i u艣ciska艂 go.
- Kop臋 lat - powiedzia艂. - Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 widz臋.
- Nawzajem - odrzek艂 Mike. - Dobrze wygl膮dasz.
- Za to ty wygl膮dasz na wyko艅czonego. Mia艂e艣 ci臋偶k膮 podr贸偶?
- By艂o kilka problem贸w, ale dojecha艂em. Cho膰 masz racj臋; jestem zm臋czony.
- Jak tylko sko艅cz臋 tu par臋 rzeczy, pojedziemy do mojego mieszkania. Co zrobi艂e艣 ze swoim samochodem?
- Porzuci艂em go w Oklahomie - odpar艂 Mike. - Ukrad艂em tam inny i zostawi艂em w LAX na parkingu d艂ugoterminowym. Je艣li sana moim tropie, mo偶e pomy艣l膮, 偶e wsiad艂em do samolotu.
- Dobrze kombinujesz. Przyjecha艂e艣 tu taks贸wk膮? -Tak.
- Jeste艣 g艂odny? - zapyta艂 Eddie. - Chcesz zje艣膰 lunch?
- Brzmi zach臋caj膮co. Potem ch臋tnie pospa艂bym tydzie艅, ale nie mog臋. Przecie偶 jutro lec臋 do Hongkongu!
Eddie si臋 roze艣mia艂.
- Jeszcze nie jutro. Mam nadziej臋, 偶e za dwa lub trzy dni. Najdalej za cztery. Na razie b臋dziesz mieszka艂 u mnie. Och艂oniesz. Co ty na to? Mike zmarszczy艂 brwi.
- Co jest grane? My艣la艂em, 偶e wszystko za艂atwi艂e艣. Eddie machn膮艂 r臋k膮.
- Bez obaw. S膮 drobne komplikacje, ale panuj臋 nad sytuacj膮.
Mike nie to chcia艂 us艂ysze膰. Ale by艂 za bardzo zm臋czony, 偶eby dr膮偶y膰 temat, wi臋c zamiast tego rozejrza艂 si臋 po gabinecie.
- Naprawd臋 tu pracujesz?
- Tak i nie. Oficjalnie nie jestem na li艣cie p艂ac, ale rozwi膮zuj臋 problemy. Pomagam za艂atwia膰 formalno艣ci imigracyjne i wizy pobytowe.
- Racja. Eddie Wu, czarodziej od wiz pobytowych. Fa艂szywych. Eddie si臋 roze艣mia艂.
- Co艣 w tym rodzaju.
- A co to w艂a艣ciwie za firma?
- Jedna z wielu firm Minga. GyroTechnics wspieraj膮 finansowo Szcz臋艣liwe Smoki, ale to legalny interes w Ameryce. Pracuj膮 tu czo艂owi naukowcy z Hongkongu i Chin. Szcz臋艣liwe Smoki pomagaj膮 ich 艣ci膮gn膮膰 do Stan贸w. Na tym polega moja robota.
- Organizujecie ucieczki naukowc贸w z Chin?
- Mo偶na tak powiedzie膰. Jak dot膮d, w艂adze chi艅skie nie wiedz膮, gdzie znikaj膮 ich fizycy. Dlatego GyroTechnics ci膮gle si臋 przenosi i zmienia nazw臋. W ten spos贸b robimy te偶 uniki przed Amerykanami.
- Gdzie jest system steruj膮cy? D艂ugo czeka艂em na wiadomo艣ci o ostatnim elemencie projektu Jeinsena.
- Wiem. Jest sko艅czony i gotowy do transportu.
- Wi臋c w czym problem? My艣la艂em, 偶e mam go zabra膰 ze sob膮 do Hongkongu.
Eddie zmarszczy艂 czo艂o i odwr贸ci艂 wzrok.
- Jak powiedzia艂em, s膮 drobne komplikacje. Mike nie by艂 w nastroju do takich zagrywek.
Jakie komplikacje? O co chodzi?
- Ming odwo艂a艂 sprzeda偶 tego urz膮dzenia Sklepowi.
- Dlaczego, do cholery? Pracowali艣my nad t膮 spraw膮 trzy lata.
- Zgadza si臋, ale Ming podejrzewa, 偶e Sklep chce sprzeda膰 to urz膮dzenie pewnemu wojskowemu w Chinach. Genera艂owi Tunowi. S艂ysza艂e艣 o nim?
- Tak. Facet chce za wszelk膮 cen臋 zaatakowa膰 Tajwan. To on kupuje od Sklepu ten ca艂y towar?
- Chyba tak. Nie wiem tego na pewno. Ming tak uwa偶a. Kaza艂 mi zostawi膰 urz膮dzenie w spokoju i czeka膰 na dalsze instrukcje.
- Ale... ale to znaczy, 偶e nie dostaniemy forsy! - Mike by艂 tak przera偶ony, 偶e zapomnia艂 o zm臋czeniu. - Musimy sfinalizowa膰 t臋 transakcj臋. Chc臋 zacz膮膰 w Hongkongu nowe 偶ycie!
- Bez obaw, polecisz tam. Tyle 偶e nie zabierzesz ze sob膮 systemu steruj膮cego.
- To mia艂a by膰 moja przykrywka! Mia艂em by膰 jednym z waszych naukowc贸w, kt贸ry dostarcza to z Kalifornii. Niech to szlag. Wszystko si臋 zmieni艂o?
- Ci膮gle nad tym pracujemy, Mike. Bez obaw! Mamy jeszcze kilka dni. Mike si臋 w艣ciek艂.
- Cholerny Ming! - krzykn膮艂. - Spieprzy艂 mechanizm, kt贸ry doskonale dzia艂a艂. W momencie, kiedy zaczynasz co艣 zmienia膰, mo偶esz by膰 pewien, 偶e ci臋 z艂api膮. Trzeba to sprzeda膰 Sklepowi bez Minga!
Eddie spojrza艂 na brata zaszokowany.
- Co ty gadasz? Odbi艂o ci?
- Pieprz臋 Minga! Co on tak naprawd臋 dla mnie zrobi艂? Przez trzy lata siedzia艂em w Waszyngtonie i dostarcza艂em Szcz臋艣liwym Smokom materia艂y Jeinsena za darmo. Wszystko by艂o uzgodnione. Mia艂em dosta膰 du偶膮 sum臋, kiedy wyl膮duj臋 w Hongkongu z systemem steruj膮cym. Do diab艂a z tym! Mam w艂asne kontakty ze Sklepem. W zesz艂ym roku sprzeda艂em im informacje o agentach Wydzia艂u Trzeciego. Mog臋 to z nimi za艂atwi膰 bez po艣rednik贸w. Zrobimy to razem, zgarniemy kas臋 i p贸jdziemy w艂asn膮 drog膮. Nie musimy pracowa膰 dla triady, Eddie. Ju偶 nie.
- Mike, ty chyba nie wiesz, co m贸wisz! Pos艂uchaj. Wiem, co czujesz, i rozumiem ci臋. Ale nie mo偶emy si臋 zwr贸ci膰 przeciwko Szcz臋艣liwym Smokom. B臋dzie po nas. Ming b臋dzie nas szuka艂 i znajdzie. Ma na to 艣rodki. Nie doceniasz faceta.
- Czy Ming wie, jak to jest by膰 poszukiwanym przez policj臋 w Waszyngtonie i Oklahomie, przez FBI i NSA, i prawdopodobnie r贸wnie偶 przez CIA? Musz臋 si臋 wynie艣膰 z tego kraju, zanim mnie dopadn膮! Wtedy naprawd臋 b臋dzie po mnie. Oni nie traktuj膮 lekko szpiegostwa, 偶e nie wspomn臋 o zab贸jstwie pracownika agencji rz膮dowej. - Mike zacz膮艂 nerwowo chodzi膰 po pokoju. - Ed殴die, je艣li si臋 do mnie nie przy艂膮czysz, sam to za艂atwi臋 ze Sklepem. Powiem im, 偶e Ming zastopowa艂 transakcj臋, ale je艣li mog膮 si臋 tu zjawi膰, sprzedam im system steruj膮cy na moich warunkach. Mog臋 za偶膮da膰 bardzo wysokiej sumy. Za kilka milion贸w dolar贸w bez problemu zapewnimy sobie ochron臋 przed Szcz臋艣liwymi Smokami. - Wycelowa艂 palec w brata. - A ty mi pomo偶esz!
Eddie popatrzy艂 na starszego brata i potar艂 podbr贸dek.
- By膰 mo偶e - odrzek艂. - Musz臋 to przemy艣le膰. Pojed藕my do mojego mieszkania. Odpoczniesz i pogadamy o tym jutro, dobra? Dowiem si臋, jakie plany ma wobec ciebie Ming, zgoda? Zaczekamy dzie艅 lub dwa?
Mike pokr臋ci艂 g艂ow膮 i klepn膮艂 艣cian臋.
- Niech to szlag, Eddie. - Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i w ko艅cu pogodzi艂 si臋 z sytuacj膮. - Dobra. Ale jed藕my ju偶. Padam z n贸g.
Jeff Kehoe m贸g艂by przysi膮c, 偶e to by艂 Mike Wu. Facet wysiad艂 z taks贸wki, kt贸ra zatrzyma艂a si臋 przed bram膮 GyroTechnics. Nacisn膮艂 dzwonek domofonu i wszed艂 do 艣rodka, zanim Kehoe zd膮偶y艂 mu si臋 przyjrze膰. Ale agent FBI nie martwi艂 si臋 tym zbytnio. Kto wchodzi, ten w ko艅cu musi wyj艣膰. Dop贸ki Kehoe siedzia艂 w samochodzie i obserwowa艂 jedyn膮 drog臋 prowadz膮c膮 do firmy, mia艂 szans臋 przyjrze膰 mu si臋 jeszcze raz.
Jeden z agent贸w terenowych FBI w Los Angeles zluzowa艂 Kehoego w nocy, 偶eby ten m贸g艂 si臋 troch臋 przespa膰. Kehoe wr贸ci艂 na sw贸j posterunek przed domem Eddiego Wu w Chinatown tego ranka. Wkr贸tce potem Wu wyszed艂 z budynku i wsiad艂 do swojego bmw. Kehoe zn贸w pojecha艂 za nim do GyroTechnics, zaparkowa艂 lexusa przed kompleksem, zosta艂 w samochodzie i czeka艂 na co艣, co potwierdzi艂oby, 偶e w mie艣cie pojawi艂 si臋 Mike Wu. Kiedy przed bram膮 zatrzyma艂a si臋 taks贸wka, kt贸ra przywioz艂a do firmy Azjat臋, Kehoe by艂 niemal pewien, 偶e zlokalizowa艂 poszukiwanego.
Kehoe zadzwoni艂 do terenowego biura FBI i powiedzia艂 Nudelmanowi o swoich podejrzeniach. Potem czeka艂 prawie dwie godziny, a偶 w ko艅cu z kompleksu wyjecha艂o bmw Eddiego Wu. Kiedy samoch贸d mija艂 Kehoe'go, agent FBI przyjrza艂 si臋 dobrze dw贸m m臋偶czyznom w 艣rodku.
Za kierownic膮 siedzia艂 Eddie. Kehoe nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci, 偶e pasa偶erem jest jego brat Mike.
- Bingo - rzuci艂 w przestrze艅, odpali艂 silnik lexusa i ruszy艂 w bezpiecznej odleg艂o艣ci za bmw.
ROZDZIA艁 20
Sam, mercedes jedzie West Kowloon Highway. S艂owa Frances Coen brzmi膮 w moim uchu. Wpisuj臋 do OPSAT-u odpowied藕 dla niej: JAD臉 TAKS脫WK膭 I NIE MOG臉 ROZMAWIA膯. KOMUNIKUJ SI臉 ZE MN膭 PRZEZ OPSAT.
Przy porcie kontenerowym szybko z艂apa艂em taks贸wk臋. Stale si臋 tam kr臋c膮. Przywo偶膮 lub zabieraj膮 pracownik贸w i szef贸w. Domy艣la艂em si臋, dok膮d pojedzie mercedes, kaza艂em wi臋c taks贸wkarzowi jecha膰 na po艂udnie w kierunku Koulunu.
Teraz mog臋 wy艣wietli膰 na ekranie OPSAT-u satelitarny plan miasta i tropi膰 mercedesa. Wysy艂am do Coen kr贸tk膮 wiadomo艣膰, 偶e mam tamten samoch贸d na wy艣wietlaczu. Odmeldowuje si臋, 偶yczy mi powodzenia i dodaje, 偶e pu艂kownik Lambert jest zadowolony z nagranej przeze mnie rozmowy mi臋dzy dyrektorami Sklepu i Szcz臋艣liwymi Smokami. Uda艂o mi si臋 zdoby膰 dow贸d, 偶e profesor Jeinsen by艂 powi膮zany z triad膮 i po艣rednio ze Sklepem. Teraz ludzie w Waszyngtonie zdecyduj膮, co robi膰 dalej. Mo偶e wr贸c臋 do domu. Ale na ekranie OPSAT-u pojawia si臋 nast臋pna wiadomo艣膰 tekstowa: SPR脫BUJ USTALI膯, CO SKLEP KOMBINUJE W HONGKONGU I CO TO JEST OPERACJA 揃ARRAKUDA", DO CHOLERY? L. Dobre pytanie. Wiedzia艂em, 偶e powr贸t do domu to pobo偶ne 偶yczenie. Jestem ciekaw, co robi Katia.
Mercedes zje偶d偶a z drogi szybkiego ruchu do Tsim Sha Tsui, wi臋c ka偶臋 kierowcy taks贸wki zrobi膰 to samo. Zn贸w pyta po chi艅sku, dok膮d mnie zawie藕膰 - m贸g艂by skorzysta膰 ze skr贸tu i omin膮膰 korki. M贸wi臋 mu, 偶e wiem, co robi臋, i 偶eby po prostu stosowa艂 si臋 do moich polece艅.
Doganiamy czarnego mercedesa niedaleko Harbour City. Zatrzymuje si臋 w pobli偶u Ocean Terminal. Ka偶臋 taks贸wkarzowi stan膮膰 i zaczeka膰 chwil臋. Antipow i Herzog wysiadaj膮 z samochodu i odchodz膮. Ich kierowca odje偶d偶a, mo偶liwe, 偶e do gara偶u parkingowego. Postanawiam p贸j艣膰 za Abbottem i Costello, bo nale偶膮 do najwy偶szej szar偶y w Sklepie.
P艂ac臋 taks贸wkarzowi i wysiadam. Jestem ca艂kiem dobry w 艣ledzeniu ludzi na piechot臋. By膰 niewidocznym w ciemno艣ci, kiedy jest pusto, to jedno; na zat艂oczonej ulicy to zupe艂nie co innego. Nie mo偶na si臋 wyr贸偶nia膰, trzeba si臋 wtopi膰 w t艂o i umie膰 zmienia膰 tempo ruchu. Wa偶ne jest, 偶eby utrzymywa膰 sta艂膮 odleg艂o艣膰 od ofiary, ale nie stwarza膰 wra偶enia po艣piechu. Czasem, gdy osoba przystaje, trzeba si臋 zatrzyma膰, uda膰 zainteresowanie byle czym i zaczeka膰, a偶 obiekt p贸jdzie dalej. To standardowe zachowanie. Warto te偶 sprawdza膰, czy samemu nie jest si臋 艣ledzonym, i odpowiednio reagowa膰. Ale kiedy si臋 za kim艣 idzie, mo偶e to by膰 trudne. Teraz jestem pewien, 偶e nie mam ogona. Co do Antipowa i Herzoga, to zachowuj膮 si臋 do艣膰 beztrosko. Byle palant m贸g艂by ich 艣ledzi膰. Ci faceci nie zwracaj膮 uwagi na to, co si臋 dzieje za nimi. W og贸le ich to nie obchodzi.
Tak jak si臋 spodziewa艂em, id膮 na przysta艅 promow膮 Star Ferry, 偶eby pop艂yn膮膰 na wysp臋 Hongkong. S膮 ju偶 na pok艂adzie, a ja oci膮gam si臋, 偶eby wmiesza膰 si臋 w t艂um 偶贸艂tych i bia艂ych biznesmen贸w, kt贸rzy wchodz膮 przez bramk臋 na statek. Antipow i Herzog schodz膮 na d贸艂 i siadaj膮 na 艂awce przy burcie. S膮 pogr膮偶eni w rozmowie i oboj臋tni na otoczenie. Zajmuj臋 miejsce w drugim ko艅cu kabiny pasa偶erskiej i bior臋 jak膮艣 porzucon膮 gazet臋, 偶eby si臋 zas艂oni膰. Wiem, 偶e to sztuczka stara jak 艣wiat, ale tak w艂a艣nie robi臋.
Podr贸偶 promem mi臋dzy Koulunem a Hongkongiem zawsze jest przyjemna. Mimo odoru w porcie ten kr贸tki, relaksuj膮cy rejs m贸g艂by by膰 ca艂kiem fajny, gdybym nie by艂 w pracy. W pewnym momencie Antipow wstaje i pokazuje co艣 za oknem. Herzog patrzy w tamtym kierunku i kiwa potakuj膮co g艂ow膮. Antipow siada. Obaj milcz膮. Herzog zamyka oczy i wyci膮ga si臋 wygodnie. Sp臋dza w ten spos贸b ostatnie minuty podr贸偶y.
Na brzegu id臋 za nimi na post贸j taks贸wek. Cholera. Teraz robi si臋 niebezpiecznie. Spiesz臋 si臋, 偶eby stan膮膰 w kolejce za nimi, ale manewruj臋 tak, 偶e rozdzielaj膮 nas dwie osoby. Wtykam nos w gazet臋 na wypadek, gdyby kt贸ry艣 z nich si臋 obejrza艂. Zapami臋tuj臋 numer taks贸wki, do kt贸rej wsiadaj膮, i czekam tak cierpliwie, jak tylko mog臋, na swoj膮 kolej. Kiedy wreszcie jestem w taks贸wce, pokazuj臋 tamt膮, kt贸ra na szcz臋艣cie utkn臋艂a w korku przy nast臋pnej przecznicy. Kierowca rozumie i kiwa g艂ow膮. Wrzuca bieg i startuje ostro od kraw臋偶nika. Zje偶d偶a nieprzepisowo na przeciwny pas ruchu i omija samochody stoj膮ce przed nim. To tyle, je艣li chodzi o dyskretn膮 obserwacj臋.
Ale go艣膰 jest dobry. Kiedy tylko sznur pojazd贸w rusza, wciska si臋 w luk臋 dwie d艂ugo艣ci samochodu za taks贸wk膮 Anlipowa i Herzoga. Teraz ju偶 prowadzi spokojnie i nie 艣ci膮ga na siebie uwagi.
Jedziemy na zach贸d Connaught Road, dop贸ki taks贸wka Rosjanina i Niemca nie skr臋ci w Morrison Street. W ko艅cu dociera do Upper Lascar Row, Kociej ulicy, i staje. P艂ac臋 mojemu kierowcy i daj臋 mu du偶y napiwek. W podzi臋ce szczerzy zepsute z臋by.
Antipow i Herzog id膮 Koci膮 Ulic膮 do ma艂ego sklepu z antykami. Stoj臋 po drugiej stronie jezdni i patrz臋, jak wchodz膮 do 艣rodka. Szyld nad drzwiami informuje, 偶e to antykwariat hongko艅sko-rosyjski. Ciekawe.
Po kilku minutach przecinam ulic臋 i przechodz臋 obok sklepu. Zagl膮dam w okno wystawowe i widz臋 Chi艅czyka, kt贸ry siedzi za biurkiem na zapleczu i poleruje jaki艣 pos膮偶ek. Antipowa i Herzoga nie ma. Obok biurka s膮 drzwi z tabliczk膮 TYLKO DLA PERSONELU, wygl膮da wi臋c na to, 偶e weszli tamt臋dy do innego pomieszczenia. Mo偶e do sutereny?
Dostrzegam na szybie nalepk臋 z napisem, 偶e antykwariat jest chroniony przez Hong Kong Security Systems Inc. Naciskam m贸j implant i prosz臋 Coen, 偶eby Grimsdottir w艂ama艂a si臋 do archiw贸w tej firmy i zdoby艂a dla mnie kod do systemu bezpiecze艅stwa. Potwierdza przyj臋cie polecenia. Wycofuj臋 si臋 na drug膮 stron臋 ulicy.
Przez nast臋pne p贸艂 godziny nikt nie wchodzi do sklepu ani stamt膮d nie wychodzi. Pstrykam kilka zdj臋膰 i uznaj臋, 偶e na razie nic tu po mnie. Lepiej wr贸ci膰 tutaj po zmroku.
Wtedy gdy moja robota jest zabawniejsza.
Jest tu偶 po p贸艂nocy, gdy zjawiam si臋 przed antykwariatem ubrany w kombinezon. Najpierw okr膮偶am kwarta艂 budynk贸w i wchodz臋 w zau艂ek na ty艂ach sklepu. Znajduj臋 wyj艣cie dla personelu, tak jak si臋 spodziewa艂em, ale dostrzegam te偶 dziwny zarys na chodniku przy 艣cianie. Wygl膮da to tak, jakby kto艣 wzi膮艂 patyk i wyry艂 w 艣wie偶o wylanym, jeszcze mokrym betonie prostok膮t o wymiarach trzy metry na p贸艂tora. W艂膮czam termowizj臋 i widz臋 pod nim ciep艂o - rozr贸偶niam tylko cienkie smugi 艣wiat艂a. Kto艣 zada艂 sobie du偶o trudu, 偶eby winda towarowa do sutereny antykwariatu by艂a niewidoczna. Cz艂owiek bez mojego wyszkolenia nigdy by jej nie zauwa偶y艂.
Wracam przed sklep i zagl膮dam ostro偶nie przez okno wystawowe. Wewn膮trz, jest ciemno, pali si臋 tylko lampa, kt贸ra o艣wietla biurko i kas臋 na zapleczu. Najlepiej wej艣膰 od ty艂u. Id臋 z powrotem za budynek i wytrychem otwieram drzwi. Zajmuje mi to pi臋膰 minut. Zamek w ko艅cu ust臋puje i dostaj臋 si臋 do 艣rodka.
Klawiatura alarmu jest tu偶 za progiem na lewo ode mnie. Urz膮dzenie nadaje przerywany sygna艂 d藕wi臋kowy i 艣wietlny. Wiem, 偶e mam pi臋tna艣cie czy dwadzie艣cia sekund, 偶eby wprowadzi膰 kod, kt贸ry poda艂a mi Anna Grimsdottir. Kiedy tylko wciskam odpowiednie przyciski, system si臋 wy艂膮cza. Mi艂o.
Jestem na zapleczu, pe艂nym pude艂 i zakurzonych towar贸w. Mn贸stwo rupieci, kt贸re kto艣 m贸g艂by nazwa膰 antykami. Przy jednej 艣cianie stoi rega艂 z ksi膮偶kami, obok s膮 drzwi do ma艂ej toalety. Ale 偶adnych schod贸w do sutereny. Musi by膰 inne zej艣cie na d贸艂.
Zagl膮dam do sklepu. Nic ciekawego. Papiery na biurku to faktury i inne dokumenty. Starannie u艂o偶one. Przesuwam d艂oni膮 pod lad膮 w poszukiwaniu jakich艣 d藕wigni lub przycisk贸w, ale nic takiego tam nie ma. Wracam na zaplecze i zaczynam bada膰 艣ciany. Ani 艣ladu ukrytych drzwi. Kiedy dochodz臋 do rega艂u z ksi膮偶kami, zn贸w przydaje si臋 termowizja. Ze szpary mi臋dzy dwoma segmentami s膮czy si臋 s艂abe 艣wiat艂o. Za nimi jest wej艣cie do sutereny.
Ale segmenty rega艂u ani drgn膮. Ci膮gn臋 je za boczne 艣cianki, pr贸buj臋 unie艣膰 i zn贸w szukam d藕wigni lub przycisk贸w. Nic. Przypominam sobie sztuk臋 teatraln膮, w kt贸rej jeden z bohater贸w otwiera艂 ukryte drzwi, wyci膮gaj膮c okre艣lon膮 ksi膮偶k臋. Taki mechanizm stosowano ju偶 setki razy, ale wci膮偶 si臋 sprawdza. Zaczynam wyjmowa膰 z rega艂u ksi膮偶ki. Po jednej. Jest ich oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu, ale szybko mi to idzie. Kiedy dochodz臋 do p贸艂ki na wysoko艣ci ramienia, zauwa偶am dwie ksi膮偶ki, kt贸re lekko wystaj膮, jakby kto艣 je ostatnio wyci膮ga艂. Jedna to dzie艂a Szekspira, druga to biografia Christophera Marlowe'a. Domy艣lam si臋, 偶e musz膮 dzia艂a膰 razem, wyjmuj臋 wi臋c najpierw jedn膮, potem drug膮. S艂ysz臋 trzask zamka i rega艂 si臋 uchyla. Otwieram go i widz臋 spiralne schody prowadz膮ce w d贸艂.
Skrzypi膮, gdy po nich schodz臋. O wiele za g艂o艣no jak na m贸j gust. Przystaj臋 i ruszam wolno dalej, pokonuj膮c po jednym stopniu. Kiedy jestem w po艂owie drogi, s艂ysz臋 chrapanie. Posuwam si臋 w 艣limaczym tempie, ale s膮dz膮c po tym, jak mocno facet kima, nie mam si臋 czego obawia膰. Gdy docieram na d贸艂, widz臋 go za biurkiem. Jest w marynarce i krawacie. Le偶y na pasjansie, kt贸ry stawia艂. Na pod艂odze obok krzes艂a stoi butelka rosyjskiej w贸dki. To tyle, je艣li chodzi o rosyjsk膮 czujno艣膰.
Podchodz臋 do faceta.
- 艢pisz? - pytam po rosyjsku. Parska, mamrocze, w ko艅cu odwraca g艂ow臋 w drug膮 stron臋 i zn贸w zaczyna chrapa膰. Jedzie od niego gorza艂膮, wi臋c uznaj臋, 偶e moja obecno艣膰 nie b臋dzie mu przeszkadza艂a. Wygl膮da na to, 偶e potrzebuje kilku godzin, 偶eby odespa膰 to, co wypi艂.
Dwoje drzwi w korytarzu prowadzi do oddzielnych pokoi biurowych. Na ko艅cu jest wi臋ksze pomieszczenie, pe艂ne pude艂 i skrzy艅. Wchodz臋 tam i od razu widz臋, 偶e to nie magazyn antyk贸w. Drewniane pud艂o w kszta艂cie trumny wype艂niaj膮 karabiny szturmowe. Na p贸艂kach wzd艂u偶 艣cian le偶y bro艅 kr贸tka wszystkich rodzaj贸w i kalibr贸w. Na innej p贸艂ce s膮 zapalniki czasowe, materia艂y wybuchowe, kt贸re okazuj膮 si臋 plastikiem, i pude艂ka amunicji.
Na 艣rodku pod艂ogi stoi otwarta skrzynia, najwyra藕niej niedawno rozpakowana. Wok贸艂 walaj膮 si臋 wi贸ry, wieko jest oparte o 艣cian臋. Zagl膮dam do 艣rodka. Pusto. Ale brakuj膮ca zawarto艣膰 pozostawi艂a na wi贸rach odcisk przedmiotu o szeroko艣ci jakich艣 dwudziestu centymetr贸w i d艂ugo艣ci dziewi臋膰dziesi臋ciu.
Ogl膮dam skrzyni臋 w poszukiwaniu wskaz贸wek, co w niej by艂o. Nic. Potem patrz臋 na wieko. Jest na nim logo, miejsce pochodzenia i napis po rosyjsku, chi艅sku i angielsku, wypalony w drewnie: TOWAR 艁ATWO PSUJ膭CY SI臉, BURAKI, CHRONI膯 PRZED WYSOK膭 TEMPERATUR膭. Skrzynia przysz艂a z Moskwy.
Buraki? Akurat. Nagle przypominam sobie, co znalaz艂em w domu genera艂a Prokofiewa - list臋 zaginionych g艂owic j膮drowych. Frances Coen powiedzia艂a mi, 偶e odr臋czna notatka genera艂a przy jednej z pozycji to przepis na barszcz, zup臋 z burak贸w. Czy to mo偶e by膰...?
Wychodz臋 z magazynu i id臋 z powrotem do pierwszego pokoju biurowego. M贸j przyjaciel, rosyjski stra偶nik, nadal chrapie oboj臋tny na 艣wiat. Zamykam drzwi, siadam przy biurku i w艂膮czam komputer. Du偶a cz臋艣膰 oprogramowania jest po rosyjsku. Dochodz臋 do poczty elektronicznej i chc臋 j膮 otworzy膰, ale nie mog臋.
Naciskam m贸j implant.
- Anno? Jest tam kto艣? Ktokolwiek.
- Jestem, Sam - odzywa si臋 Grimsdottir. - Co si臋 urodzi艂o? Podaj臋 jej adres e-mailowy i numer serwera.
- Potrzebne mi has艂o, i to szybko.
Czekam i przegl膮dam zawarto艣膰 twardego dysku, pliki w Wordzie i inne programy. W Excelu jest folder z kilkoma arkuszami, kt贸re najwyra藕niej s膮 zestawieniami sprzeda偶y i zysk贸w. Szukam 揓on Ming", 揓onMing", 揗ing", 揝zcz臋艣liwe Smoki", 揝klep" i
==================================
ABC Amber Text Converter v5.01
Trial version
==================================
Mike Chan", ale nic z tego nie wychodzi. Potem pr贸buj臋 揃arrakuda" i znajduj臋 folder z tym oznaczeniem. Otwieram go i widz臋 kilka zachowanych e-maili. Niekt贸re s膮 od Prokofiewa. Czytam je i u艣wiadamiam sobie, 偶e zn贸w, po raz drugi w ci膮gu roku, siedz臋 przy biurku Andricja Zdroka, szefa Sklepu. Wi臋c facet jest teraz tutaj, w Hongkongu. Powinienem by艂 si臋 tego domy艣li膰, kiedy zobaczy艂em tu jego dw贸ch kumpli.
Wiadomo艣ci od Prokofiewa to za艣 szyfrowany be艂kot, ale udaje mi si臋 zorientowa膰, 偶e chodzi o dostawy materia艂贸w z Rosji do Hongkongu. S膮 te偶 polecenia, 偶eby sprawdzi膰, czy co艣 z Ameryki jest w drodze do Chin.
Natrafiam na folder pod nazw膮 GYROTECHNICS. Zawiera e-maile od jakiego艣 GoFish@GyroTechnics.com. S膮 napisane bardzo kiepskim angielskim albo to jakie艣 stenogramy. Przebiegam je szybko wzrokiem i napotykam s艂owo 損rofesor". G艂贸wna tre艣膰 wiadomo艣ci jest taka, 偶e brat autora dostarcza materia艂y profesora jakiemu艣 揓.M." Jon Ming? W podpisie figuruje E.W.
- Sam?
-Tak?
- Mam co艣 dla ciebie. - Grimsdottir podaje mi kombinacj臋 sze艣ciu znak贸w, liter i cyfr. - Wypr贸buj to.
Dzia艂a.
- Chyba wy艣l臋 ci kartk臋 na urodziny, Anno - m贸wi臋.
- A mnie? - pyta Coen.
- Ty mo偶e dostaniesz kartk臋 i kawa艂ek tortu - odpowiadam.
- Wielkie dzi臋ki.
Przegl膮dam przys艂ane niedawno e-maile i znajduj臋 jeden od GoFisha. Pisze, 偶e jego brat jest ju偶 na miejscu i musi szybko opu艣ci膰 kraj. Nadawc膮 ostatniej wiadomo艣ci w skrzynce odbiorczej jest GoFish2. Otwieram j膮 i nie wierz臋 w艂asnym oczom.
Andriej
To ja, Mike Wu, dawniej Mike Chan. Jak wiesz, Eddie to m贸j brat. W艂a艣nie si臋 dowiedzieli艣my, 偶e JM wstrzyma艂 sprzeda偶 s.s. do 揃arrakudy". Chcemy ci go sprzeda膰 bez po艣rednik贸w. Skontaktuj si臋 ze mn膮 jak najszybciej. Mamy niewiele czasu. Musz臋 si臋 natychmiast wynie艣膰 z Los Angeles.
Mike
艁aduj臋 szybko te pliki do OPSAT-u i wy艂膮czam komputer. Kiedy to robi臋, analizuj臋 wszystkie informacje, kt贸re zdoby艂em w Rosji i Hongkongu. Wychodzi na to, 偶e Mike Chan by艂 kretem w Wydziale Trzecim. Zorganizowa艂 przep艂yw tajemnic projektu MRUU V od profesora Jeinsena do Szcz臋艣liwych Smok贸w. Potem ten materia艂 kupowa艂 Sklep i sprzedawa艂 swojemu klientowi. Mike i jego brat, ktokolwiek to jest, s膮 w posiadaniu jeszcze jednego fragmentu pracy Jeinsena. Jon Ming nie zgadza si臋 na transakcj臋, Mike wi臋c pr贸buje sprzeda膰 ten element Sklepowi bez po艣rednictwa triady.
Na zewn膮trz w korytarzu rozlega si臋 jaki艣 ha艂as. Zamieram, gdy u艣wiadamiam sobie, 偶e kto艣 schodzi po skrzypi膮cych schodach. Ktokolwiek to jest, krzyczy na 艣pi膮cego stra偶nika, opieprza faceta za to, 偶e pije i 艣pi w pracy. S艂ysz臋, 偶e stra偶nik zdezorientowany przeprasza ochryple.
Nast臋pne kroki. Jest tam kilku facet贸w. Co robi膰, do cholery? Z tego pokoju nie ma ucieczki. Ani okien, ani przewod贸w wentylacyjnych, nic. Podchodz臋 do drzwi i staj臋 za nimi z moim five-sevenem gotowym do strza艂u. Je艣li b臋d膮 si臋 musia艂 przebi膰 na zewn膮trz, zrobi臋 to.
Go艣膰 pyta stra偶nika, dlaczego rega艂 z ksi膮偶kami na g贸rze by艂 otwarty. Pada rozkaz, 偶eby przeszuka膰 wszystkie pomieszczenia.
Si臋gam do kieszeni na nogawce spodni i chwytam granat dymny. Opuszczam gogle, 艣ciskam go w lewej r臋ce i przygotowuj臋 si臋 do wyrwania zawleczki z臋bami i rzutu. Nagle drzwi pokoju otwieraj膮 si臋 z rozmachem do 艣rodka, uderzaj膮 mnie i zdradzaj膮 moj膮 pozycj臋.
ROZDZIA艁 21
W艂膮czam termowizj臋, wyci膮gam zawleczk臋 granatu, si臋gam za otwarte drzwi i rzucam go. Tamci krzycz膮 ostrzegawczo. W korytarzu nast臋puje pot臋偶na eksplozja. To tylko granat dymny, ale ciasne pomieszczenie pot臋guje si艂臋 wybuchu. Na zewn膮trz pokoju biurowego powstaje totalny chaos. Drzwi bombarduj膮 pociski. Padam na pod艂og臋 i czo艂gam si臋 poza lini臋 ognia. Kiedy wystawiam g艂ow臋 za pr贸g, widz臋 w艣r贸d dymu cztery ciep艂e cia艂a. Trzy z nich strzelaj膮 na o艣lep w kierunku pokoju biurowego. Celuj臋 spokojnie z five-sevena i zdejmuj臋 strzelc贸w pierwszy, drugi, trzeci.
- Przerwa膰 ogie艅! - krzyczy czwarty facet. - Przesta艅cie strzela膰, idioci!
Biedak nie zdaje sobie sprawy, 偶e jego ludzie ju偶 nie 偶yj膮. Widz臋, jak posuwa si臋 w stron臋 schod贸w, szukaj膮c po omacku drogi wzd艂u偶 艣ciany. Wstaj臋, opasuj臋 mu ramieniem szyj臋 i przystawiani do g艂owy luf臋 pistoletu.
To Anton Anlipow.
- Powinienem ci臋 od razu rozwali膰 - m贸wi臋 po rosyjsku. Facet si臋 trz臋sie.
- Czekaj! - b艂aga po angielsku. - Prosz臋!
- Na co mam czeka膰?
- Je艣li mnie zabijesz, nigdy... nigdy si臋 nie dowiesz, co si臋 dzieje.
- Wiem, co si臋 dzieje.
- Ale nie znasz szczeg贸艂贸w. - Go艣膰 jest zdesperowany. To tch贸rz got贸w wszystko wy艣piewa膰. Cho膰 ma racj臋; nie znam szczeg贸艂贸w. Ci膮gn臋 go w g艂膮b korytarza, poza dym. Docieramy do magazynu broni. Rzucam go na pod艂og臋 i szybko przeszukuj臋. Nie jest uzbrojony. Staj臋 nad nim z five-sevenem wycelowanym w jego twarz. - Dobra, Antipow. M贸w - rozkazuj臋. - S艂ucham. Niczego nie ukrywaj.
Facet mru偶y oczy i przygl膮da si臋 mi.
- Kim ty jeste艣? - pyta.
- Konsultantk膮 firmy Avon. Co Sklep robi艂 z materia艂em oznaczonym jako MRUUV?
- Fisher! Jeste艣 penetratorem!
- Zada艂em ci pytanie.
- Ba艂em si臋, 偶e si臋 pojawisz, i to raczej wcze艣niej ni偶 p贸藕niej. Andriej... Andriej nigdy by nie uwierzy艂, 偶e tak szybko wpadniesz na nasz trop.
- Zamierzasz mi odpowiedzie膰 czy nie? Masz trzy sekundy.
- Zaczekaj! - Antipow unosi r臋ce w obronnym ge艣cie. - Nie strzelaj!
- Dobra, zaczekam. Gadaj.
- Sprzedawali艣my plany MRUUV-a chi艅skiemu genera艂owi o nazwisku Tun. Chce zaatakowa膰 Tajwan. Mobilizuje si艂y w Fuczou. Wojna jest nieunikniona.
Genera艂owi chyba odbi艂o.
- Jest stukni臋ty, je艣li my艣li, 偶e mo偶e uderzy膰 na Tajwan. Przecie偶 musi si臋 liczy膰 z interwencj膮 ONZ-u, nie wspominaj膮c o reakcji Ameryki.
Antipow przytakuje.
- Ma plan na wypadek takiego scenariusza.
- Jaki?
- Nic wiem!
Facet jest zbyt przera偶ony, 偶eby k艂ama膰. Wracam pami臋ci膮 do wiadomo艣ci w komputerze Zdroka.
- Co to jest ten ostatni element, kt贸ry ma przyj艣膰 z Kalifornii?
- Wiesz o tym?
- M贸w.
- To system steruj膮cy do MRUU V-a. Firma w Los Angeles konstruuje go wed艂ug specyfikacji Tuna. Wiesz, jak dzia艂a MRUUV?
Owszem, wiem. To rodzaj torpedy, kt贸ra mo偶e by膰 zdalnie sterowana z okr臋tu podwodnego lub nawodnego.
- Po choler臋 Tunowi co艣 takiego do ataku na Tajwan? Ma g艂owic臋 j膮drow膮? Jedn膮 z waszych, rosyjskich? To przysz艂o w tej skrzyni? - Wskazuj臋 t臋 z napisem: BURAKI.
Antipow kiwa g艂ow膮.
- Tak, ma g艂owic臋. Brakuje mu ju偶 tylko systemu steruj膮cego. To urz膮dzenie lada dzie艅 zostanie przywiezione z Kalifornii tutaj. Mo偶e nawet ju偶 tu jest.
Nic z tego nie rozumiem. Ten plan nie ma sensu. Dlaczego genera艂 mia艂by u偶y膰 przeciwko Tajwanowi broni j膮drowej? Przecie偶 Chinom zawsze chodzi艂o o aneksj臋 tego pa艅stwa. Eksplozja nuklearna ca艂kowicie zniszczy艂aby ma艂y kraj. I co na to chi艅ski rz膮d? Wiedz膮, co zamierza Tun?
Antipow dr偶y.
- Prosz臋 ci臋, pozw贸l mi odej艣膰. Jeste艣my tylko... jeste艣my tylko biz... biz... biznesmenami.
Dlaczego Chiny mia艂yby unicestwi膰 Tajwan, do cholery? Od kilkudziesi臋ciu lat staraj膮 si臋 narzuci膰 swoje wp艂ywy tej wyspie. Pr臋dzej spodziewa艂bym si臋, 偶e zale偶y im, 偶eby zaj膮膰 to terytorium, zasiedli膰 je i wykorzystywa膰 tamtejsze zasoby. Nie, co艣 tu jest nie tak.
- Co jeszcze wiesz, Antipow? - pytam. - Nie m贸wisz mi wszystkiego.
- Dogadajmy si臋. - Widz臋 w jego oczach b艂ysk triumfu. - Wtedy mo偶e powiem ci wi臋cej. - Szczerzy z臋by, kiwa g艂ow膮, patrzy na mnie b艂agalnie jak g艂odny pies. - Mog臋 ci zap艂aci膰! Dam ci milion dolar贸w. Ameryka艅skich! Dogadajmy si臋, Fisher!
Rzyga膰 mi si臋 chce. Sklep ma gdzie艣, kto zginie, byle tylko dokonali transakcji. Bez wahania sprzedadz膮 bro艅 j膮drow膮 szale艅cowi za troch臋 got贸wki. W tym momencie nie potrafi臋 sobie wyobrazi膰 wi臋kszego z艂a. Pr贸ba przekupstwa jeszcze bardziej mnie wkurza.
- Przykro mi - m贸wi臋 - ale nic z tego.
Z zimn膮 krwi膮 naciskam spust. Nast臋pna jedna czwarta kierownictwa Sklepu jest wyeliminowana.
Odwracam si臋 i id臋 za艣cielonym trupami korytarzem do schod贸w. Kiedy jestem na g贸rze, strzelam kilka razy w szyb臋 wystawow膮. Rozpryskuje si臋 na kawa艂ki. W艂膮cza si臋 alarm. W porz膮dku. Niech hongko艅ska policja zajmie si臋 ba艂aganem na dole. Magazyn broni na pewno ich zainteresuje.
Lambert prawdopodobnie nie pochwali tego, co zrobi艂em. Ale nie mam wyrzut贸w sumienia. Trzeba by艂o usun膮膰 Antipowa ze sceny tak jak genera艂a Prokofiewa w Moskwie. Kiedy dopadn臋 dw贸ch pozosta艂ych, Herzoga i Zdroka, zrobi臋 z nimi to samo. Je艣li Lambert odbierze mi to zadanie, trudno. Widz臋 to tak: robota rozpocz臋ta ponad rok temu nie zosta艂a zako艅czona. Sklep wyrz膮dzi艂 Wydzia艂owi Trzeciemu szkod臋 nie do naprawienia. Zabili kilku naszych agent贸w. Za zab贸jstwo Carly St. John mog膮 by膰 odpowiedzialni Mike Chan i triada, ale gdyby Sklep nie poci膮ga艂 za sznurki, nie dosz艂oby do tego. Dlatego m贸wi臋 揹osy膰".
Wymykam si臋 szybko tylnymi drzwiami, trzymam w mroku i wracam na przysta艅 promow膮.
ROZDZIA艁 22
Jeff Kehoe spojrza艂 na zegarek.
- Trzydzie艣ci sekund - szepn膮艂 do mikrofonu ze s艂uchawk膮. - Na m贸j sygna艂.
- Przyj膮艂em.
Terenowe biuro FBI przydzieli艂o Kehoemu sze艣ciu ludzi do szturmu na mieszkanie Eddiego Wu. Spodziewano si臋, 偶e operacja p贸jdzie g艂adko -je艣li na miejscu nie b臋dzie innych cz艂onk贸w triady.
Kehoe zaczeka艂, a偶 bracia Wu wejd膮 do siedmiopi臋trowego apartamentowca, potem zaj膮艂 pozycj臋 przed domem i zosta艂 tam do zapadni臋cia nocy. Tu偶 po pierwszej nad ranem przyjecha艂a dru偶yna szturmowa. FBI skontaktowa艂o si臋 wcze艣niej z zarz膮dc膮 budynku i uprzedzi艂o go o akcji. Za艂atwiono nakazy i wszelkie formalno艣ci prawne. Na wszelki wypadek przecznic臋 dalej zaparkowa艂y karetka pogotowia i w贸z stra偶acki.
Mieszkanie by艂o jednym z trzech apartament贸w na dachu i mia艂o tylko jedno wej艣cie. Zak艂adano, 偶e bracia 艣pi膮 i uda si臋 wykorzysta膰 element zaskoczenia.
Kehoe da艂 sygna艂 i w g艂膮b korytarza ruszyli trzej ludzie z taranem i karabinami szturmowymi gotowymi do strza艂u. Spojrzeli pytaj膮co na Kehoego. Agent specjalny skin膮艂 g艂ow膮. Pierwszy m臋偶czyzna zapuka艂 g艂o艣no do drzwi.
-Otwiera膰! FBI!
Dru偶yna nie czeka艂a, a偶 kto艣 im otworzy. Waln臋li taranem w drzwi i wy艂amali je z zawias贸w. Dwaj inni agenci wpadli do salonu, za nimi Kehoe i czterej pozostali.
Mike Wu spa艂 g艂臋boko, gdy obudzi艂o go uderzenie w drzwi. Federalni otoczyli go, zanim zd膮偶y艂 usi膮艣膰 w 艂贸偶ku. Zobaczy艂 trzy lufy wycelowane w jego g艂ow臋, uzna艂, 偶e nie ma wyboru, i podni贸s艂 r臋ce do g贸ry.
Zdrajc臋 Wydzia艂u Trzeciego zabierano do aresztu, cz臋艣膰 agent贸w przetrz膮sa艂a reszt臋 mieszkania w poszukiwaniu Eddiego Wu. Nie znaleziono go.
- Gdzie jest tw贸j brat? - zapyta艂 Kehoe. Na nadgarstkach Chi艅czyka zatrzaskiwano kajdanki.
- Nie wiem! odpar艂 Mike. By艂 tu, kiedy k艂ad艂em si臋 spa膰.
Kehoe nie widzia艂, 偶eby facet wychodzi艂 z budynku. Nie wierzy艂, 偶e Eddiego nie ma w mieszkaniu. Odwr贸ci艂 si臋 gniewnie do dw贸ch cz艂onk贸w dru偶yny i kaza艂 im przewr贸ci膰 apartament do g贸ry nogami. Potem skin膮艂 g艂ow膮 ludziom, kt贸rzy trzymali Mike'a.
- Idziemy.
Agenci FBI i Mike nie wiedzieli, 偶e Eddie mia艂 ukryte przej艣cie w pod艂odze szafy w swojej sypialni. Pomys艂 podsun膮艂 mu sam Jon Ming, gdy Eddie zamieszka艂 w tym apartamentowcu. Agenci w ko艅cu znale藕li zamaskowan膮 klap臋, ale Wu by艂 ju偶 daleko. W艂az prowadzi艂 do przewodu wentylacyjnego, kt贸rym Eddie przeczo艂ga艂 si臋 wzd艂u偶 korytarza do klatki schodowej na si贸dmym pi臋trze. Kiedy us艂ysza艂 uderzenie w drzwi wej艣ciowe, natychmiast rzuci艂 si臋 do szafy. Wiedzia艂, 偶e nie uda mu si臋 uratowa膰 brata; wa偶na by艂a szybka ucieczka. Dotarcie do klatki schodowej zaj臋艂o mu dok艂adnie czterdzie艣ci dwie sekundy. Zbiec w d贸艂 po schodach i wyj艣膰 z budynku by艂o ju偶 艂atwo. Nikt z FBI go nie widzia艂.
Uda艂o si臋.
- 呕膮dam adwokata.
Od chwili aresztowania min臋艂o dwana艣cie godzin.
Mike Wu siedzia艂 w pustym pokoju przes艂ucha艅 w jasnym 艣wietle lamp. Na stole przed nim sta艂 tylko kubek kawy. Poza lustrem na 艣cianie, kt贸re s艂u偶y艂o do obserwacji, o czym Wu oczywi艣cie wiedzia艂, nic nie zdobi艂o zimnego, betonowego pomieszczenia.
Czu艂 zm臋czenie i niepok贸j. R臋ce wci膮偶 mia艂 skute za plecami i by艂 boso. Kazano mu zdj膮膰 T-shirt i bokserki, w kt贸rych spa艂, i w艂o偶y膰 str贸j wi臋zienny.
Kehoe i szef biura FBI w Los Angeles, Al Nudelman, siedzieli przy stole z aresztantem. Przes艂uchanie prowadzi艂o donik膮d.
- Mike, zosta艂e艣 zatrzymany na podstawie ustawy o bezpiecze艅stwie wewn臋trznym - powiedzia艂 Kehoe. - Nie masz takich samych praw, jak pospolity przest臋pca. Gdybym m贸g艂, zorganizowa艂bym tu i teraz lincz na tobie za to, co zrobi艂e艣. Zdradzi艂e艣 swoj膮 ojczyzn臋. Przekazywa艂e艣 wrogim organizacjom tajemnice obronne. Zabi艂e艣 pracownika federalnego i funkcjonariusza w艂adz stanowych Oklahomy. Tkwisz po uszy w g贸wnie, kolego.
- 呕膮dam adwokata. I daj mi co艣 do jedzenia, cz艂owieku. Nie mo偶ecie mnie tak traktowa膰. Jestem obywatelem ameryka艅skim.
- Nie post臋pujesz jak Amerykanin.
Rozleg艂o si臋 pukanie w stalowe drzwi. Nudelman wsta艂, otworzy艂 je i rozmawia艂 przez chwil臋 z innym agentem. Skin膮艂 g艂ow膮 i zamkn膮艂 drzwi. Podszed艂 do Kehoego i przekaza艂 mu wiadomo艣膰.
- Dobre wie艣ci, Mike - powiedzia艂. - Jest tu tw贸j stary znajomy. Chcia艂by si臋 z tob膮 zobaczy膰 i zada膰 ci kilka pyta艅. Specjalnie po to przylecia艂 a偶 z Waszyngtonu.
Drzwi si臋 otworzy艂y i wszed艂 pu艂kownik Lambert. Mike Wu zamkn膮艂 oczy i si臋 wzdrygn膮艂. Naprawd臋 szanowa艂 szefa Wydzia艂u Trzeciego i obawia艂 si臋 spotkania z nim.
- Cze艣膰, Mike - odezwa艂 si臋 ch艂odno Lambert. Mike podni贸s艂 wzrok i skin膮艂 g艂ow膮.
- Witam, panie pu艂kowniku.
Lambert usiad艂 naprzeciwko niego i odwr贸ci艂 si臋 do Kehoego.
- Dzie艅 dobry.
- Jeszcze jest dzie艅? - zapyta艂 Kehoe. - My艣la艂em, 偶e to ju偶 wiecz贸r.
- Dzi臋ki, 偶e da艂 mi pan zna膰. Przylecia艂em najszybciej, jak mog艂em.
- Chyba w rekordowym czasie, pu艂kowniku. O艣wiecili tu pana?
- Ten 艣mie膰 co艣 powiedzia艂? - Lambert spojrza艂 na Mike'a.
- Nic. Ci膮gle 偶膮da adwokata.
Lambert chrz膮kn膮艂. Popatrzy艂 na swojego by艂ego podw艂adnego i pochyli艂 si臋 do przodu.
- Pos艂uchaj, Mike. Przyznaj si臋. Z艂贸偶 zeznanie i podpisz je. To le偶y w twoim interesie. Wiesz, co zrobi艂e艣, a my mamy na to dowody. Proces b臋dzie d艂ugo trwa艂 i kosztowa艂 podatnik贸w mn贸stwo pieni臋dzy. Po co to przeci膮ga膰? Je艣li si臋 przyznasz, postaramy si臋 potraktowa膰 ci臋 艂agodnie.
- 艁agodnie? Jak 艂agodny mo偶e by膰 wyrok 艣mierci? - zapyta艂 Mike.
- Mo偶e dostaniesz do偶ywocie. B臋d臋 za tym. Cho膰 niczego nie gwarantuj臋.
Mike milcza艂. Patrzy艂 na Lamberta przez pe艂n膮 minut臋, jakby uczestniczyli w zawodach, kto d艂u偶ej wytrzyma spojrzenie przeciwnika. W ko艅cu pochyli艂 si臋 do przodu i powiedzia艂 najwolniej jak m贸g艂:
- 呕膮dam adwokata.
Lambert i Kehoe spojrzeli na siebie i westchn臋li.
- Hej, Mike, pami臋tasz Sama Fishera? - zapyta艂 Lambert.
- Widzia艂em go tylko raz.
- Ale wiesz, kim jest? 1 co potrafi? Mike wzruszy艂 ramionami.
- Wyobra藕 sobie, 偶e jest w drodze tutaj. Zako艅czy艂 zadanie w Hongkongu i kaza艂em mu wraca膰 do Stan贸w. Kiedy us艂ysza艂, 偶e zosta艂e艣 aresztowany, nie m贸g艂 si臋 doczeka膰 rozmowy z tob膮. Bardzo lubi艂 Carly. Postanowi艂em zaprosi膰 go tutaj. Agent Kehoe i ja zostawimy was na chwil臋 samych. Nie wiem, jak Sam zareaguje na tw贸j widok. Ale jeste艣 w O艣rodku Nadzoru Specjalnego nr sze艣膰, o kt贸rego istnieniu nikt, kurwa, nie wie, wi臋c mo偶e by膰 tak, 偶e wola艂by艣 zgin膮膰 pod gradem pocisk贸w.
Mike dobrze wiedzia艂, o czym m贸wi pu艂kownik. Wszyscy w Wydziale Trzecim bali si臋 penetrator贸w - zw艂aszcza Sama Fishera. Facet by艂 niemal nadcz艂owiekiem, niebezpieczn膮 maszyn膮.
Lambert wsta艂.
- Przemy艣l to, Mike. Minie co najmniej p贸艂 dnia, zanim Sam tu dotrze. To mn贸stwo czasu, 偶eby przyzna膰 si臋 do winy i podpisa膰 zeznanie. Chod藕my, agencie Kehoe. Zostawmy tego gnoja samego z jego demonami.
Dwaj m臋偶czy藕ni wyszli i zaryglowali drzwi. Mike Wu wy艂amywa艂 nerwowo palce, ale patrzy艂 wyzywaj膮co w lustro. Wiedzia艂, 偶e tamci s膮 po drugiej stronie i obserwuj膮 go. Po chwili chwyci艂 opr贸偶niony do po艂owy kubek z kaw膮 i rzuci艂 nim w ciemn膮 szyb臋. Br膮zowa ciecz sp艂yn臋艂a po 艣cianie, tworz膮c brzydk膮 ka艂u偶臋 na pod艂odze sterylnego pokoju.
- 呕膮dam adwokata! - krzykn膮艂.
Andriej Zdrok by艂 jedynym cz艂onkiem kierownictwa Sklepu, kt贸ry zna艂 to偶samo艣膰 Dobroczy艅cy. Ten cz艂owiek reprezentowa艂 Sklep na Dalekim Wschodzie, od dawna wsp贸艂pracowa艂 z t膮 organizacj膮 i przyszed艂 jej z pomoc膮, kiedy straci艂a grunt pod nogami w Europie Wschodniej. Inni dyrektorzy Sklepu znali go jedynie jako Dobroczy艅c臋, bo tak chcia艂. Zdrok gorliwie spe艂nia艂 wszystkie jego 偶yczenia. Musia艂 przyzna膰, cho膰 niech臋tnie, 偶e gdyby nie Dobroczy艅ca z jednej strony i Szcz臋艣liwe Smoki z drugiej, Sklep przesta艂by funkcjonowa膰. Teraz stosunki Sklepu z triad膮 by艂y napi臋te. Zdrok wiedzia艂, 偶e Ming zerwie je ca艂kowicie, kiedy genera艂 Tun dostanie system steruj膮cy. A katastrofa w antykwariacie jeszcze bardziej os艂abi pozycj臋 Sklepu na tym terenie.
Antipow nie 偶y艂. Ich biuro zosta艂o zniszczone. Przeszukiwa艂a je teraz hongko艅ska policja. Bez w膮tpienia kilka mi臋dzynarodowych agencji wywiadowczych czyha艂o na szcz膮tki jak s臋py. Wygl膮da艂o na to, 偶e zn贸w trzeba b臋dzie si臋 gdzie艣 przenie艣膰.
Zdrok podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu na swoim biurku i wybra艂 jeden z niewielu numer贸w, kt贸re zna艂 na pami臋膰.
- Tak, Andriej? - zg艂osi艂 si臋 po angielsku Dobroczy艅ca.
Zdrok te偶 musia艂 m贸wi膰 w tym j臋zyku, bo jego rozm贸wca kiepsko zna艂 rosyjski.
- Witam pana. Jak tam sprawy w nowym...
- Wszystko w porz膮dku, Andriej. W czym mog臋 s艂u偶y膰?
- Aresztowano jednego z naszych ludzi w Kalifornii. Mia艂 dostarczy膰 system steruj膮cy Szcz臋艣liwym Smokom. A jak pan wie...
- Jon Ming wstrzyma艂 transakcj臋. Ale rozumiem, 偶e ludzie w Kalifornii zaproponowali ci sprzeda偶 bez po艣rednik贸w. Ile chc膮?
- Jeszcze negocjujemy cen臋. Oskar dokona transakcji. Ale jest jeszcze co艣.
- Tak?
- Ten facet z Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego. Sam Fisher. Penetrator. To, co si臋 sta艂o w antykwariacie, to jego robota. Czas si臋 go pozby膰. Raz na zawsze.
Ca艂kowicie si臋 z tym zgadzam. Dzia艂aj. Zadzwo艅, gdzie trzeba. Pokryj臋 koszty. Zaproponuj wi臋cej ni偶 zwykle.
- Dzi臋kuj臋 panu.
- Nie ma za co.
Dobroczy艅ca wy艂膮czy艂 si臋 i Zdrok wybra艂 inny numer, kt贸ry zna艂 na pami臋膰. Telefon zadzwoni艂 pi臋膰 razy, zanim kto艣 podni贸s艂 s艂uchawk臋.
- Da?
- Dzi臋ki Bogu, 偶e jeste艣 - odetchn膮艂 Zdrok. Opowiedzia艂 m臋偶czy藕nie, co si臋 sta艂o w antykwariacie. - Miarka si臋 przebra艂a. Sam Fisher musi umrze膰. I ty to za艂atwisz. Tylko ty mo偶esz to zrobi膰.
- Chc臋 dwa razy wi臋cej ni偶 zwykle - us艂ysza艂 Zdrok po dwudziestu sekundach. - Rozumiesz, dlaczego.
- Oczywi艣cie. Proponuj臋 dwa i p贸艂 razy wi臋cej. Co ty na to?
- Jeste艣 bardzo hojny. Gdzie go znajd臋?
- W艂a艣nie opu艣ci艂 Hongkong i jest w drodze do Los Angeles. Tam go wytropisz.
- Polec臋 pierwszym samolotem, jaki uda mi si臋 z艂apa膰.
- Dzi臋ki.
- B臋d臋 w kontakcie.
Roz艂膮czyli si臋 i Zdrok dostrzeg艂 pierwszy promyk nadziei po strasznych dwudziestu czterech godzinach, kt贸re min臋艂y od chwili, gdy odkry艂, co si臋 sta艂o z Antonem Antipowem i kwater膮 g艂贸wn膮 Sklepu przy Kociej ulicy.
Teraz wszystko b臋dzie dobrze. Do Ameryki poleci najbardziej zaufany zab贸jca na us艂ugach Sklepu, Iwan Putnik, i wyprostuje sprawy.
ROZDZIA艁 23
Lot ospreyem nad Pacyfikiem min膮艂 bez przyg贸d. Spa艂em przez wi臋kszo艣膰 czasu. A mimo to, kiedy wyl膮dowali艣my w Kalifornii, nadal czu艂em si臋 zm臋czony. M贸g艂bym to przypisa膰 temu, 偶e si臋 starzej臋, ale nie zamierzam. Mo偶e po prostu jest mi potrzebny nast臋pny urlop. Dwie zamorskie operacje, jedna po drugiej, potrafi膮 wyko艅czy膰 ka偶dego, nawet facet贸w dwadzie艣cia lat m艂odszych ode mnie.
Z bazy odbiera mnie Frances Coen. Jestem zaskoczony, 偶e widz臋 j膮 na Zachodnim Wybrze偶u, ale wyja艣nia, 偶e przylecia艂a z Waszyngtonu z pu艂kownikiem Lambertem. Ona i Anna Grimsdottir uwa偶aj膮, 偶e rozwi膮za艂y problem zabezpieczenia moich implant贸w przed emisj膮 fal z takiego nadajnika, jakiego u偶y艂a przeciwko mnie triada. B臋d臋 si臋 musia艂 podda膰 drobnemu zabiegowi, kt贸ry potrwa godzin臋. Tyle zajmie wprowadzenie ulepsze艅. Przetn膮 mi sk贸r臋, 偶eby si臋 dosta膰 do implant贸w. W tej chwili nie poci膮ga mnie ta perspektywa, ale pewnie trzeba to zrobi膰.
Coen zabiera mnie do O艣rodka Nadzoru Specjalnego numer sze艣膰, tajnego aresztu dla zatrzymanych, kt贸rzy zagra偶aj膮 bezpiecze艅stwu narodowemu. W takim miejscu aresztowani terrory艣ci i zdrajcy nie mog膮 korzysta膰 z porady prawnej, przynajmniej przez jaki艣 czas. To zgodne z ustaw膮 o bezpiecze艅stwie wewn臋trznym. Ta polityka to cz臋艣膰 tak zwanej wojny z terroryzmem, prowadzonej od jedenastego wrze艣nia 2001 roku. Obiekt jest zlokalizowany na wsch贸d od Los Angeles, niedaleko San Bernardino. Z ulicy wygl膮da na publiczny parking podziemny, kt贸rym rzeczywi艣cie jest. Ale po wprowadzeniu w windzie kodu dost臋pu zje偶d偶a si臋 pi臋tna艣cie metr贸w pod ziemi臋. Tam s膮 trzymani najbardziej niebezpieczni ludzie w Ameryce.
Kiedy dostaj臋 pozwolenie na wej艣cie, Coen prowadzi mnie do Lamberta. Pu艂kownik zajmuje ma艂y pok贸j biurowy z le偶ank膮. Wygl膮da, jakby si臋 przed chwil膮 obudzi艂. - Mi艂o ci臋 widzie膰, Sam - m贸wi.
- Dobrze by膰 z powrotem. - 艢ciskamy sobie d艂onie. Lambert proponuje mi, 偶ebym usiad艂 na le偶ance, i bierze sobie krzes艂o zza biurka, na kt贸rym stoi jego laptop. Coen zostawia nas samych i m贸wi, 偶e wr贸ci po mnie p贸藕nym popo艂udniem, by mnie zabra膰 na zabieg.
- Przepraszam za m贸j wygl膮d, ale przez wi臋kszo艣膰 nocy nie spa艂em. Przes艂uchiwa艂em Mike'a - usprawiedliwia si臋 Lambert.
- Ja te偶 jestem zm臋czony - odpowiadam. - Mam ju偶 urlop? Lambert szczerzy z臋by; wie, 偶e 偶artuj臋.
- Jeszcze nie, Sam. Mo偶esz odpocz膮膰 dzie艅 lub dwa, ale jeste艣 tu potrzebny. P贸藕niej ci to wyja艣ni臋. Kawy?
- Ch臋tnie. 1 chcia艂bym zadzwoni膰 do c贸rki. Jest tu jaki艣 telefon, z kt贸rego m贸g艂bym skorzysta膰, czy musz臋 z kom贸rki?
Lambert wskazuje aparat na biurku.
- Mo偶esz zadzwoni膰 z tego. To bezpieczna linia. Zaraz wracam. - Wychodzi z pokoju, a ja wybieram numer.
Zg艂asza si臋 automatyczna sekretarka Sary: Cze艣膰, tu Sara. Zostaw wiadomo艣膰. Patrz臋 na zegarek. Wczesne przedpo艂udnie. Nic dziwnego, 偶e nie ma jej w domu. Pewnie jest na uczelni.
- Cze艣膰, skarbie - m贸wi臋. - Jestem ju偶 z powrotem w Stanach. Chcia艂em si臋 tylko zameldowa膰. Mo偶esz do mnie zadzwoni膰 na numer, kt贸ry znasz, jak b臋dziesz mia艂a okazj臋. Je艣li nie odbior臋 od razu, odezw臋 si臋 do ciebie. Kocham ci臋.
Wy艂膮czam si臋 i k艂ad臋 na le偶ance. Zaczynam zasypia膰, gdy wchodzi Lambert z kaw膮. Bardzo jej potrzebuj臋. Siadam i bior臋 kubek.
- Dzi臋ki.
- Czyta艂em tw贸j ostatni raport. - Lambert wraca na swoje krzes艂o. Oho, zaczyna si臋. By艂em brutalnie szczery, opisuj膮c to, co si臋 wydarzy艂o
w antykwariacie w Hongkongu. Lambert urwie mi jaja za to, 偶e zabi艂em Antipowa z zimn膮 krwi膮. Ale przynajmniej wiem, 偶e mnie nie wywali, bo ju偶 powiedzia艂, 偶e jestem tu potrzebny.
- Ciesz臋 si臋, 偶e zlikwidowa艂e艣 po艂ow臋 Sklepu - m贸wi. - Dw贸ch z g艂owy, dw贸ch do za艂atwienia.
Tego si臋 nie spodziewa艂em.
- Dzi臋ki - odpowiadam, ale czuj臋 potrzeb臋 wyt艂umaczenia si臋. - Niech pan pos艂ucha, pu艂kowniku. Co do Antipowa...
- Zapomnij o tym, Sam. -- Przerywa mi machni臋ciem r臋ki. - Facet by艂 jednym z naszych g艂贸wnych przeciwnik贸w. Wszyscy szefowie Sklepu to zasra艅cy. Wed艂ug naszego prawa by艂e艣 w sytuacji bojowej. Nie b臋dziemy do tego wracali. Kiwam g艂ow膮 i wypijam 艂yk kawy.
- A co z naszym wi臋藕niem? - pytam po chwili milczenia.
- Uwa偶am, 偶e teraz b臋dzie m贸wi艂. Chyba czeka艂 na ciebie.
Mike Chan, a raczej Mike Wu, wygl膮da do艣膰 kiepsko. Przez ostatnich czterdzie艣ci osiem godzin nie pozwolili mu zmru偶y膰 oka i ostro go przes艂uchiwali. Widzia艂em faceta tylko raz, w Wydziale Trzecim, i ledwo go pami臋tam. Podobno by艂 bardzo dobrym analitykiem. Dlaczego chciwo艣膰 zmienia tylu porz膮dnych ludzi w przest臋pc贸w? Nigdy tego nie zrozumiem. Wszyscy chcemy mie膰 pieni膮dze i wygodnie 偶y膰, ale zdrada ojczyzny, przyjaci贸艂 czy rodziny, 偶eby to osi膮gn膮膰, nie mie艣ci mi si臋 w g艂owie.
Kiedy wchodz臋 do pokoju przes艂ucha艅, Mike siada prosto i otwiera szeroko oczy. Musieli go nie藕le przygotowa膰 na moj膮 wizyt臋. Facet jest przera偶ony.
- Odpr臋偶 si臋, Mike - m贸wi臋. - Z mojej strony nic ci nie grozi. Nie na dzie艅 dobry.
- Co tu robisz? - pyta. - To nie twoja dzia艂ka. Od kiedy penetratorzy s膮 werbowani do przes艂uchiwania wi臋藕ni贸w?
- Nie s膮. Jestem tu z w艂asnej woli. Dlatego 偶e Carly St. John by艂a moj膮 przyjaci贸艂k膮. Dlatego 偶e twoi kumple, Szcz臋艣liwe Smoki, chcieli mnie zabi膰. Dlatego 偶e jestem patriot膮 i kocham moj膮 ojczyzn臋, a ty jeste艣 zasranym, g贸wno wartym skurwysynem.
Wi臋zie艅 wzdycha i potakuje. Pogodzi艂 si臋 ze swoim losem.
- Nadal 偶膮dam adwokata.
- Mo偶e go dostaniesz, je艣li si臋 przyznasz. Nie wiem, jak to si臋 za艂atwia w wypadku takich wyj膮tkowo bojowych typ贸w jak ty. Ale wiem, 偶e nie wyjd臋 st膮d, dop贸ki nie z艂o偶ysz i nie podpiszesz oficjalnego zeznania.
- Chcesz mnie zmusi膰? Pokaza膰, jaki z ciebie twardziel, i zdrowo mi do艂o偶y膰?
- Mam nadziej臋, 偶e oprzytomniejesz i zrozumiesz, 偶e nie wywiniesz si臋 z tego. Jeste艣 ugotowany. Lambert i FBI maj膮 wystarczaj膮ce dowody, 偶eby艣 zosta艂 skazany. Nie musisz niczego podpisywa膰. I tak dostaniesz wyrok 艣mierci. Chcemy temu zapobiec. 呕ycie jest lepsze ni偶 艣mier膰.
- To zale偶y od tego, co robisz ze swoim 偶yciem, prawda?
- By膰 mo偶e. Szkoda, 偶e Carly ju偶 nic nie mo偶e zrobi膰 ze swoim. Mike spuszcza wzrok. Wyczuwam, 偶e nie jest dumny z tego, co zrobi艂.
Skurwiel.
- Dlaczego, Mike? Dlaczego musia艂e艣 j膮 zabi膰? Wiesz, Carly powiedzia艂a mi kiedy艣, 偶e jeste艣 doskona艂ym pracownikiem, najlepszym analitykiem w firmie, i na pewno szybko awansujesz.
- Pieprz臋 ci臋, Fisher.
Co艣 we mnie p臋ka. Mo偶e jestem przem臋czony. Mo偶e przygn臋biony 艣mierci膮 Carly. A mo偶e po prostu mam dosy膰 tego ca艂ego g贸wna.
Wstaj臋, podchodz臋 do Mike, chwytam go za cienk膮 koszul臋 i wal臋 w nos. Leci do ty艂u i pada na pod艂og臋. Spodziewam si臋, 偶e wejdzie Lambert lub kto艣 inny i ochrzani mnie, ale nic si臋 nie dzieje. Mike podnosi si臋 i patrzy na mnie. Krwawi z nosa.
- Uderz mnie jeszcze raz, Fisher.
- Co?!
- Chc臋, 偶eby艣 mnie uderzy艂. 呕eby艣 mi do艂o偶y艂. Nale偶y mi si臋.
- Daj spok贸j, Mike. Siadaj.
- Ty skurwielu! - krzyczy. - Uderz mnie! Przecie偶 po to przyszed艂e艣!
- Siadaj, Mike!
- Pieprz臋 ci臋, Fisher! Wiesz co? Rozwali艂em Carly 艂eb i podoba艂o mi si臋 to. Wszed艂em spokojnie do jej pokoju, wycelowa艂em spluw臋 w ty艂 jej g艂owy i nacisn膮艂em spust. Szkoda, 偶e tego nie widzia艂e艣, Fisher. Jej m贸zg opryska艂 ca艂y cholerny komputer!
Dobra. Facet dostanie to, czego chce. Ja te偶 tego chc臋, do cholery. Do diab艂a z przepisami. Poza tym zasraniec mnie wkurza. 艁api臋 go za ko艂nierz i przeci膮gam przez st贸艂. Facet jest lekki, wi臋c rzucam nim przez pok贸j o 艣cian臋 bez wysi艂ku. Przez kilka nast臋pnych sekund zupe艂nie nie panuj臋 nad sob膮. Nie pami臋tam, jak go bi艂em, ale musia艂em go waln膮膰 dwa lub trzy razy. Mo偶e nawet raz go kopn膮艂em. Kiedy przytomniej臋, le偶y na pod艂odze we krwi. Dzi臋ki - m贸wi. Nie uwierzysz, ale potrzebowa艂em tego. Jak cholera - mrucz臋. Si臋gam do kieszeni, wyjmuj臋 chustk臋 do nosa i rzucam mu. Wyciera twarz, potem gramoli si臋 wolno z powrotem na swoje krzes艂o. Kiedy siedzi, k艂adzie g艂ow臋 na r臋kach na blacie sto艂u. Bierze kilka g艂臋bokich oddech贸w i patrzy na mnie. Niemal widz臋, jak obracaj膮 si臋 tryby w jego m贸zgu, gdy zmaga si臋 ze sob膮, czy pu艣ci膰 farb臋. Po d艂ugim milczeniu zaczyna gada膰.
- By艂a bliska odkrycia, 偶e przeciek z Wydzia艂u Trzeciego to moja robota. Nareszcie rozumie sytuacj臋.
- To, 偶e j膮 zabi艂e艣, nie przeszkodzi艂o nam w znalezieniu ciebie - m贸wi臋. To by艂o bezmy艣lne, g艂upie posuni臋cie. Zabi膰 j膮, a potem uciec. Cholernie
- Sprytne, Mike. Przecie偶 musia艂e艣 zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e ci臋 dopadniemy.
- My艣la艂em, 偶e zd膮偶臋 wyjecha膰 z kraju, zanim FBI mnie z艂apie. Mia艂em ju偶 by膰 w Hongkongu. Ale wszystko si臋 spieprzy艂o. Carly przede wszystkim odkry艂aby m贸j zwi膮zek ze Szcz臋艣liwymi Smokami. Nie mog艂em do tego dopu艣ci膰. Spanikowa艂em. Zareagowa艂em odruchowo. Zabi艂em j膮 bez zastanowienia.
- M贸w dalej. Wyrzu膰 to z siebie. Ca艂a nasza rozmowa jest nagrywana. Potem damy to na papier i b臋dziesz musia艂 tylko z艂o偶y膰 podpis.
- W porz膮dku. Wi臋c tak - kontynuuje Mike. - Wszystko, co wiecie, to prawda. M贸j brat i ja nale偶ymy do Szcz臋艣liwych Smok贸w. Przy艂膮czyli艣my si臋 do nich sze艣膰 lat temu w Los Angeles. Triada wsp贸艂pracowa艂a ju偶 od jakiego艣 czasu ze Sklepem. Za艂atwili mi zmian臋 to偶samo艣ci i dosta艂em prac臋 w NSA.
- Jak triada to zrobi艂a?
- Nie triada. Sklep. Ale mieli jak膮艣 pomoc w Waszyngtonie.
- Co masz na my艣li?
- Kogo艣 wysoko na g贸rze. Nie wiem, kogo. Przysi臋gam. To偶samo艣膰 tej osoby jest bardzo dobrze chroniona.
Pocieram podbr贸dek.
- To kto艣 z Kongresu? - pytam.
- Naprawd臋 nie wiem, Sam. Przysi臋gam. Ktokolwiek to jest, ma mn贸stwo znajomo艣ci. Potrafili wyczy艣ci膰 moj膮 przesz艂o艣膰 i stworzy膰 mi nowe 偶ycie, Mike'a Chana. I skomunikowali si臋 z profesorem Jeinsenem.
- Wi臋c twierdzisz, 偶e gdzie艣 w naszym rz膮dzie jest zdrajca, kt贸ry zorganizowa艂 to wszystko wsp贸lnie z triad膮 i Sklepem?
- Tak.
- Jak si臋 kontaktowa艂e艣 z Jeinsenem?
- Nigdy go nie widzia艂em. Zostawia艂 skopiowane pliki w skrytce na mie艣cie. Odbiera艂em je i wysy艂a艂em Jonowi Mingowi do Hongkongu. Potem Ming sprzedawa艂 je Sklepowi. Albo mieli inny uk艂ad. Szcz臋艣liwe Smoki dostawa艂y bro艅 w zamian za informacje czy co艣 w tym rodzaju.
- Zosta艂 do przekazania ostatni fragment pracy Jeinsena?
Mike si臋 waha, potem prawdopodobnie dochodzi do wniosku, 偶e skoro powiedzia艂 ju偶 tyle, nie ma sensu ukrywa膰 reszty.
- Tak. System steruj膮cy do MRUUV-a. To laptop. GyroTechnics skonstruowa艂a go wed艂ug specyfikacji Jeinsena, uwzgl臋dniaj膮c potrzeby klienta Sklepu. Mia艂em go dostarczy膰 do Hongkongu, ale Ming nagle postanowi艂 zrezygnowa膰 z zakupu. Co艣 si臋 zepsu艂o mi臋dzy nim a Sklepem. Z przyczyn politycznych.
- Wi臋c ca艂a sprawa upad艂a'.''
- Nie. W dniu, kiedy mnie aresztowali艣cie, skontaktowa艂em si臋 ze Sklepem i zaproponowa艂em, 偶e sprzedam im to bez po艣rednik贸w. Eddie i ja wyko艂owali艣my triad臋.
Gwi偶d偶臋.
- Jezu, Mike, ciesz si臋, 偶e tu siedzisz. Smoki wyko艅czy艂yby ci臋 w bardzo nieprzyjemny spos贸b. Gdzie jest tw贸j brat?
- Nie wiem. My艣l臋, 偶e si臋 ukrywa. Ale Sklep ma z nim kontakt. Um贸wi艂em si臋 z nimi, 偶e je艣li b臋d臋 nieosi膮galny, sfinalizuj膮 transakcj臋 z nim. Sprzeda im system steruj膮cy lada dzie艅. Mo偶e nawet ju偶 to zrobi艂.
- Za艂atwia to ze Zdrokiem?
Mike przytakuje.
Patrz臋 na zdrajc臋 przez pe艂n膮 minut臋, potem wstaj臋.
- Dzi臋ki, Mike. Wszystko, co powiedzia艂e艣, b臋dzie na papierze. Podpiszesz to tylko. Pomog艂e艣 sobie. Cho膰 nadal uwa偶am ci臋 za 艣miecia. Przepraszam za bajzel.
Wcale nie czuj臋 si臋 lepiej po tym, co powiedzia艂e艣. Odwracam si臋 i wychodz臋.
- Musz臋 si臋 zakra艣膰 do GyroTechnics - m贸wi臋 do Lamberta po powro殴ie do pokoju biurowego.
- Wyprzedzili艣my ci臋 - odpowiada. - Anna Grimsdottir w艂ama艂a si臋 do ich serwera, 艣ci膮gn臋艂a e-maile i inne pliki. Nasi analitycy ju偶 je rozbieraj膮 na czynniki pierwsze. Wsp贸艂pracujemy 艣ci艣le z FBI. Ju偶 wiedz膮, 偶e GyroTechnics to nic dobrego. Prowadz膮 oficjalne 艣ledztwo w sprawie kilku przest臋pstw, mi臋dzy innymi sprzeda偶y obcym mocarstwom tajemnic wojskowych. Wiemy, 偶e GyroTechnics pracowa艂a nad materia艂em MRUUV, cho膰 nie powinna mie膰 dost臋pu do tego projektu. 艢ledztwem przeciwko firmie kieruje agent specjalny Jeff Kehoe. Powiedzia艂em mu, 偶e zrobisz to, co robisz najlepiej - dostaniesz si臋 do budynku firmy i spr贸bujesz co艣 znale藕膰. Na razie Kehoe szuka Eddiego Wu i stara si臋 ustali膰, gdzie facet m贸g艂by si臋 skontaktowa膰 ze Sklepem.
- Ma pan zdj臋cie Eddiego?
Lambert przekopuje stert臋 rzeczy na biurku i wyci膮ga fotografi臋. Zapami臋tuj臋 rysy faceta. Jest bardzo podobny do brata.
- Trzeba zapobiec sprzeda偶y systemu steruj膮cego - kontynuuje pu艂kownik. Nie wiadomo, do czego genera艂 Tun chce u偶y膰 MRUUV-a. Musimy za艂o偶y膰, 偶e zbudowa艂 taki pojazd wed艂ug plan贸w Jeinsena.
- Co m贸wi nasz rz膮d o generale Tunie?
- Sekretarz stanu jest w kontakcie z rz膮dem chi艅skim. Ostrzegli艣my ich, 偶e Tajwan jest nie do ruszenia. Oczywi艣cie udaj膮 g艂upich. Twierdz膮, 偶e genera艂 Tun przeprowadza zwyk艂e manewry w rejonie Fuczou. Podobno nie ma zamiaru atakowa膰 Tajwanu, a rz膮d nie wyda艂 na to zgody. Kr贸tko m贸wi膮c, nasz rz膮d przyj膮艂 strategi臋 揷zeka膰 i obserwowa膰".
Przeci膮gam si臋 i nie ca艂kiem udaje mi si臋 st艂umi膰 ziewanie.
- Nudz臋 ci臋? - pyta Lambert.
- Jestem wyko艅czony, pu艂kowniku. Mam za sob膮 ci臋偶ki tydzie艅. A raczej par臋 ci臋偶kich miesi臋cy.
- Dobra, Sam, daj臋 ci dwadzie艣cia cztery godziny urlopu. Na odpoczynek, seks, cokolwiek jest ci potrzebne, 偶eby si臋 zregenerowa膰. W gara偶u na g贸rze jest samoch贸d do twojej dyspozycji.
- Dzi臋ki, pu艂kowniku.
Jak na zawo艂anie do pokoju wchodzi Frances Coen. Patrzy na mnie wyczekuj膮co.
- O cholera, zapomnia艂em - mamrocz臋. - Przed wyj艣ciem jestem um贸wiony, tak?
Kiwa g艂ow膮.
- Lekarz ju偶 tu jest, Sam. Obiecuj臋, 偶e za艂atwimy to szybko. I bez b贸lu. Chyba.
Lambert szczerzy do mnie z臋by.
- Nie b臋dzie gorzej ni偶 za pierwszym razem.
- To pocieszaj膮ce - m贸wi臋. Zabieg wszczepienia implant贸w to by艂 honor. Wstaj臋 i id臋 za Coen do sterylnego pomieszczenia, gdzie czekaj膮 jaki艣 doktor Frank i pi臋kna piel臋gniarka Betsy. Przynajmniej b臋d臋 co艣 mia艂 z tej ci臋偶kiej pr贸by.
Ju偶 po wszystkim. To by艂 pryszcz. Co艣 mi tylko troch臋 przeszkadza w uszach, jakby dosta艂a si臋 tam woda. Ale lekarz powiedzia艂, 偶e za kilka godzin to przejdzie i b臋d臋 jak nowo narodzony. Samoch贸d, kt贸ry mam do dyspozycji, to nissan murano rocznik dwa tysi膮ce pi膮ty, przestronne auto z silnikiem V6 i automatyczn膮 przek艂adni膮 bezstopniow膮 CVT. Jestem pod wra偶eniem. To najlepszy pojazd s艂u偶bowy, jaki kiedykolwiek udost臋pni艂 mi Wydzia艂 Trzeci.
Nie mam poj臋cia, gdzie sp臋dz臋 noc w Los Angeles. Kiedy wje偶d偶am do miasta drog膮 mi臋dzystanow膮 1-210, dzwoni臋 do mojego domu w Marylandzie, 偶eby ods艂ucha膰 wiadomo艣ci na automatycznej sekretarce, je艣li jakie艣 s膮. Ku mojemu zaskoczeniu jest jedna od Katii Loenstern:
Cze艣膰, Sam, tu Katia. Wiem, 偶e pewnie nie ma ci臋 w mie艣-cie, ale chcia艂am... sama nie wiem... chcia艂am zadzwoni膰 i powiedzie膰, 偶e t臋skni臋 za tob膮. W San Diego sp臋dzi艂am przyjemnie czas z mam膮 i siostr膮, a teraz jestem sama w Los Angeles. Mam ochot臋 wyda膰 tu troch臋 pieni臋dzy. Co mog臋 powiedzie膰? Lubi臋 zakupy, a Los Angeles to dobre miejsce. W艂a艣nie zameldowa艂am si臋 w hotelu Sofitel naprzeciwko Beverly Center i za chwil臋 wybieram si臋 do centrum handlowego. Chyba zostan臋 tu kilka dni, a potem wr贸c臋 do Baltimore. Mam nadziej臋, 偶e wtedy ju偶 b臋dziesz w domu, 偶e teraz jeste艣 bezpieczny i 偶e nied艂ugo porozmawiamy. Cze艣膰
Czy pu艂kownik Lambert nie m贸wi艂, 偶e jest mi potrzebny seks?
Nagle musz臋 podj膮膰 decyzj臋. Z jednej strony chyba powinienem trzyma膰 si臋 od niej z daleka, odpocz膮膰 i skoncentrowa膰 na pracy. Z drugiej, da艂bym wszystko, 偶eby si臋 z ni膮 zobaczy膰. Ale czy jestem got贸w zaanga偶owa膰 si臋 w ten zwi膮zek? Bo tak b臋dzie, je艣li do niej oddzwoni臋. Cholera, na sam膮 my艣l o tym jestem zdenerwowany.
Pieprzy膰 to. Potrzebuj臋 tego. Za d艂ugo by艂em sam. Nazwijmy to terapi膮 psychiczn膮. Nawet gonadow膮, do cholery. Mog臋 by膰 penetratorem, ale jestem r贸wnie偶 m臋偶czyzn膮.
Teraz przynajmniej wiem, dok膮d pojecha膰. Droga numer 210 przechodzi w 134, docieram dw贸jk膮 do sto jedynki i kieruj臋 si臋 na zach贸d. Wkr贸tce potem wysiadam na Santa Monica Boulevard i id臋 do Beverly Boulevard i La Cienega. Prosto do Sofitelu naprzeciwko Beverly Center.
ROZDZIA艁 24
Melduj臋 si臋 w hotelu, jad臋 do mojego pokoju na trzecim pi臋trze, dzwoni臋 do recepcji i prosz臋 o po艂膮czenie mnie z pokojem Katii. Nie spodziewam si臋 jej zasta膰, wi臋c jestem mile zaskoczony, kiedy odbiera telefon.
- Halo? - Ma troch臋 zdziwiony g艂os. Kto mo偶e do niej dzwoni膰 w Los Angeles?
- Cze艣膰, Katiu - m贸wi臋. - To ja, Sam.
- O m贸j Bo偶e, Sam! Co za niespodzianka!
- Co s艂ycha膰?
- Wszystko... wszystko w porz膮dku! Bo偶e, zupe艂nie straci艂am g艂ow臋. Sk膮d dzwonisz? Jeste艣 ju偶 w Stanach?
- Tak.
- Jaka jest pogoda w Baltimore? Nadal zimno?
- Nie wiem. Jestem gdzie indziej.
- Gdzie?
- Dwa pi臋tra pod tob膮.
Nie jest pewna, czy dobrze us艂ysza艂a.
- Gdzie?
- W twoim hotelu. Dwa pi臋tra pod tob膮. W Los Angeles.
- Co ty tu robisz? - Teraz si臋 艣mieje. O m贸j Bo偶e!
- Ods艂ucha艂em wiadomo艣膰, kt贸r膮 mi zostawi艂a艣 w domu. By艂em w Los Angeles, wi臋c... wpad艂em tutaj.
- Nie do wiary. W艂a艣nie my艣la艂am o tobie.
- Naprawd臋? Ja o tobie te偶.
- Chcesz... chcesz si臋 ze mn膮 zobaczy膰?
- Pewnie.
- Jeste艣 g艂odny? Jeszcze nie jad艂am lunchu?
- Ja te偶 nie. Zjedzmy razem.
Dwadzie艣cia minut p贸藕niej spotykamy si臋 w holu. Katia wygl膮da lepiej, ni偶 pami臋tam. Jest w czarnych obcis艂ych spodniach, kt贸re podkre艣laj膮 kszta艂t jej d艂ugich n贸g, czerwonej kamizelce i kr贸tkim czarnym 偶akiecie. Pytam j膮, czy na lunch mo偶e by膰 co艣 z czosnkiem. Odpowiada, 偶e je艣li ja chc臋 zje艣膰 co艣 takiego, to ona te偶. Znam fajne miejsce na La Cienega, par臋 przecznic od hotelu, wi臋c postanawiamy tam p贸j艣膰. W Los Angeles jest troch臋 ch艂odno, ale to nic w por贸wnaniu z zimowymi temperaturami na wschodzie. 呕adne z nas nie musi bra膰 p艂aszcza.
- Co u twojej rodziny? - pytam po drodze. Bierze mnie za r臋k臋. Jest mi mi艂o.
- Wszystko w porz膮dku. To by艂y przyjemne odwiedziny, cho膰 moja mama nie czu艂a si臋 dobrze. Mia艂a jak膮艣 paskudn膮 infekcj臋 pod paznokciem palca u nogi i lekarz obawia艂 si臋, 偶e b臋dzie konieczna amputacja. Palca oczywi艣cie. Ale po usuni臋ciu paznokcia... Pewnie nie chcesz tego s艂ucha膰?
- Nie przeszkadza mi to. Mog臋 znie艣膰 widok palca bez paznokcia w mojej wyobra藕ni.
- W ka偶dym razie teraz ju偶 chyba b臋dzie dobrze. U mojej siostry te偶 wszystko w porz膮dku. Stukni臋ta jak zawsze. Drugi raz si臋 rozwodzi. Podejrzewam, 偶e nigdy nie b臋dzie szcz臋艣liwa w ma艂偶e艅stwie. Jest wolnym duchem.
- Jak ty?
- Ja te偶 jestem wolnym duchem, ale nie takim jak ona. Gdyby 偶y艂a w latach sze艣膰dziesi膮tych, by艂aby hipisk膮. A co u ciebie? Gdzie by艂e艣?
- Za granic膮. Nic ciekawego. Zwyk艂e sprawy.
- A tak. Handel mi臋dzynarodowy. Zbieranie informacji i rozwi膮zywanie problem贸w. Pami臋tam, Panie Tajemniczy.
- To prawda!
- Jasne. Wi臋c co robisz w Los Angeles?
- Musia艂em si臋 tu zatrzyma膰. S艂u偶bowo. Ale mam dwadzie艣cia cztery godziny dla siebie.
- I postanowi艂e艣 sp臋dzi膰 je ze mn膮?
- Je艣li chcesz.
- Pewnie, 偶e chc臋.
- Musz臋 troch臋 odpocz膮膰. Jestem wyko艅czony.
Wali mnie w rami臋.
- Nie wstawiaj mi takiej gadki, kole艣. Mo偶emy sp臋dzi膰 nast臋pne dwadzie艣cia cztery godziny w 艂贸偶ku, ale na pewno nie b臋dziemy spali!
Dochodzimy do restauracji, jednej z moich ulubionych w Los Angeles i San Francisco. Nazywa si臋 Stinking Rose i specjalizuje w daniach z czosnkiem. Katia nigdy tu nie by艂a, jest wi臋c moim go艣ciem.
Lokal jest prawie pe艂ny, jak zwykle, ale pora lunchu ju偶 si臋 ko艅czy i bez problemu dostajemy stolik. Hostessa najwyra藕niej wyczuwa, co 艂膮czy Kati臋 i mnie, bo sadza nas w s艂abo o艣wietlonym rogu sali i zapala 艣wiec臋. Katia studiuje menu i stwierdza, 偶e wszystko brzmi zach臋caj膮co. Zapewniam j膮 偶e tak jest, i proponuj臋 na zak膮sk臋 bagna calda. Zamawiamy butelk臋 domowego czerwonego wina i szykujemy si臋 na przyjemn膮 godzin臋 czy dwie.
- Wi臋c gdzie, na Boga, by艂e艣? - pyta Katia. Jej piwne oczy b艂yszcz膮 w blasku 艣wiecy. Kusi mnie, 偶eby si臋 przed ni膮 otworzy膰. Przynajmniej raz nie prze艣laduje mnie duch Regan. By膰 mo偶e moja zmar艂a 偶ona patrzy na mnie z nieba i dobrze mi 偶yczy. Na pewno chcia艂aby, 偶ebym si臋 zaj膮艂 w艂asnym 偶yciem, znalaz艂 sobie kogo艣. W ko艅cu byli艣my w separacji i nie mieszkali艣my razem, kiedy zmog艂a j膮 choroba. Pozostali艣my w serdecznych stosunkach g艂贸wnie z powodu Sary, ale nadal 艂膮czy艂o nas silne uczucie. My艣l臋 te偶, 偶e Regan polubi艂aby Kati臋.
- Na Dalekim Wschodzie - odpowiadam. Naprawd臋 nie chc臋 zbyt wiele zdradza膰. Katia najwyra藕niej sporo si臋 domy艣la. Ci膮gle zastanawiam si臋, czy powiedzie膰 jej ca艂膮 prawd臋 o mojej pracy. Przypuszczam, 偶e je艣li nasz zwi膮zek rzeczywi艣cie stanie si臋 powa偶ny, b臋d臋 musia艂.
- Na Dalekim Wschodzie - powtarza. - Zastan贸wmy si臋. To musi oznacza膰... Japoni臋? Kore臋?
- Nie.
- Filipiny? Chiny?
- Nie.
- Hongkong? Indonezj臋?
- Cieplej.
- Pos艂uchaj, Sam. Prosz臋 ci臋 o jedno. B膮d藕 ze mn膮 szczery. - Wypija 艂yk wina i wpatruje si臋 we mnie. - Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e boisz si臋 z kim艣 zwi膮za膰, i nie chc臋 ci臋 wystraszy膰. Ja te偶 lubi臋 by膰 niezale偶na i zapewniam ci臋, 偶e nie jestem zaborcza. Ale my艣la艂am o tym kr贸tkim czasie, kt贸ry sp臋dzili艣my razem, i uwa偶am, 偶e by艂oby nam dobrze ze sob膮. Nie prosz臋 ci臋 o zaanga偶owanie ani nic takiego, ale chcia艂abym, 偶eby艣 mi powiedzia艂 prawd臋 o sobie.
Zanim mam szans臋 co艣 powiedzie膰, dostajemy zak膮sk臋. Bagna calda to mi臋kkie z膮bki czosnku zapiekane w oliwie z oliwek i ma艣le z posmakiem anchois. S膮 podawane w ma艂ym gor膮cym naczyniu. Rozsmarowuje si臋 je na 艣wie偶ym chlebie.
- M贸j Bo偶e, to bajka! - m贸wi Katia. - Mog艂abym przy tym zosta膰.
- Dobre, prawda? W tej restauracji mo偶esz kupi膰 przepisy na ich potrawy, je艣li chcesz co艣 przyrz膮dzi膰 w domu.
Zamawiany danie g艂贸wne i rozmawiamy o innych rzeczach. Kwestia mojej 搒zczero艣ci" schodzi na razie na dalszy plan. G艂贸wnym tematem jest krav maga i sposoby, dzi臋ki kt贸rym utrzymujemy dobr膮 form臋. Katia opowiada mi troch臋 o swoim 偶yciu w Izraelu przed przyjazdem do Stan贸w. Jej ojciec by艂 Izraelczykiem, ale matka jest Amerykank膮. Dlatego Katia ma podw贸jne obywatelstwo. Kiedy jej rodzice si臋 rozwiedli, matka zabra艂a j膮 i siostr臋 do Kalifornii. Ojciec umar艂 na serce sze艣膰 lat temu.
Podaj膮 jedzenie. Jest wspania艂e. Katia wybra艂a pieczonego 艂ososia atlantyckiego z cytryn膮, sosem czosnkowym i makaronem acini di pepe. Ja wzi膮艂em 偶eberka grillowane z czosnkiem i puree ziemniaczane, oczywi艣cie te偶 z czosnkiem. M贸wi臋 Katii, 偶e Stinking Rose to doskona艂e miejsce na randk臋, bo wiesz, 偶e potem oboje b臋dziecie mieli taki sam oddech.
W po艂owie posi艂ku wraca temat mojej pracy. Katia napomyka, 偶e uwielbia podr贸偶owa膰, ale rzadko ma okazj臋.
- Szcz臋艣ciarz z ciebie. Cz臋ste wyjazdy do r贸偶nych miejsc musz膮 by膰 przyjemne.
- Czasami s膮. To zale偶y.
- Od czego?
- Od tego, co tam musz臋 robi膰.
- Sam, pracujesz dla rz膮du, tak? Daj spok贸j, mnie mo偶esz zaufa膰.
Nie potwierdzam, ale wzruszam ramionami na znak, 偶e jest na w艂a艣ciwym tropie. Tylko tyle mog臋 zrobi膰.
- Wiedzia艂am! Pos艂uchaj, znam ludzi z agencji rz膮dowych. Kiedy艣 spotyka艂am si臋 z facetem z CIA. Min臋艂o bardzo du偶o czasu, zanim si臋 dowiedzia艂am, jak zarabia na 偶ycie, i naprawd臋 si臋 wkurzy艂am.
- Dlaczego?
- Bo mnie ok艂amywa艂. M贸wi艂, 偶e jest lobbyst膮. Ukrywa艂 to, gdzie pracuje, wyje偶d偶a艂 w d艂ugie podr贸偶e, mia艂 niesamowit膮 kondycj臋, jak na sw贸j wiek, i by艂 fanem sztuk walki. Zupe艂nie jak ty. Wierz mi, Sam, znam ten typ facet贸w.
- I nale偶臋 do tego typu?
- A nie?
Pomijam to milczeniem. Rozkoszujemy si臋 posi艂kiem, jest przyjemnie, rozmawiamy na bezpieczne tematy. W pewnym momencie, przy deserze - oboje wzi臋li艣my irish coffee - czuj臋 na 艂ydce jej bos膮 stop臋. Zdj臋艂a but i pociera moj膮 nog臋 coraz wy偶ej, a偶 w ko艅cu jej stopa dosi臋ga mojej pachwiny. Naciska palcami moje krocze, ca艂y czas patrz膮c na mnie ze znacz膮cym b艂yskiem w oczach. Nagle jestem podniecony. Wiem, 偶e ta reakcja na zwi膮zek z powrotem z ryzykownej misji. Psychologowie NSA, kt贸rzy badaj膮 mnie co roku, zawsze s膮 zaskoczeni, kiedy si臋 dowiaduj膮 o latach mojego celibatu. Wi臋kszo艣膰 facet贸w, wykonuj膮cych niebezpieczne zadania dla rz膮du, ma niepohamowane libido. Mo偶e u mnie te偶 w ko艅cu dosz艂o do g艂osu.
- Co ty na to, 偶eby艣my zap艂acili rachunek i wynie艣li si臋 st膮d? - pytam. -By艂am ciekawa, kiedy to zaproponujesz - odpowiada z figlarnym
u艣mieszkiem. Ma wilgotne wargi.
Reszt臋 popo艂udnia i wiecz贸r sp臋dzamy w moim pokoju hotelowym. Uprawiamy seks tak intensywnie jak w dniu moich urodzin. Katia wydaje si臋 nienasycona, a ja nie czuj臋 zm臋czenia, kt贸re dr臋czy艂o mnie po przylocie do Kalifornii. Mo偶e to wp艂yw feromon贸w lub co艣 w tym rodzaju, je艣li wierzycie w takie rzeczy. Cokolwiek to jest, reakcje chemiczne w moich l臋d藕wiach robi膮 swoje.
O dziewi膮tej wieczorem zn贸w jeste艣my g艂odni. Zamawiam do pokoju kanapki i co艣 ch艂odnego do picia. Siedzimy nadzy na 艂贸偶ku, jemy kolacj臋 i 艣miejemy si臋 z tego, jak idiotycznie musimy wygl膮da膰. Po posi艂ku Katia proponuje mi masa偶. Ch臋tnie si臋 zgadzam. Kiedy ugniata mnie silnymi r臋kami, zn贸w zaczynam czu膰 zm臋czenie. Jestem cudownie zrelaksowany, mam wra偶enie, 偶e unosz臋 si臋 w wodzie. Nast臋pne, co pami臋tam, to ciemno艣膰 w pokoju i Kati臋 w 艂贸偶ku obok mnie. Musia艂em zasn膮膰 w czasie masa偶u. Budzik na stoliku nocnym wy艣wietla drug膮 trzydzie艣ci pi臋膰. Spa艂em dobre sze艣膰 godzin.
Wysuwam si臋 cicho spod przykrycia. Siedz臋 przez chwil臋 i przygl膮dam si臋 Katii. Smacznie 艣pi. W s艂abym 艣wietle jej ciemne kr臋cone w艂osy, rozrzucone na poduszce, wygl膮daj膮 jak rozpry艣ni臋ta farba.
Tak, my艣l臋. To mog艂oby by膰 to. Lata celibatu si臋 sko艅czy艂y. Moja c贸rka, Sara, mo偶e po prostu b臋dzie musia艂a przyzwyczai膰 si臋 do tego, 偶e mam now膮 partnerk臋. Nie my艣l臋 o ma艂偶e艅stwie ani niczym tak drastycznym. Nie jestem nawet pewien, czy chcia艂bym mieszka膰 z Kati膮. Ale wiem, 偶e chc臋 si臋 z ni膮 nadal spotyka膰. Je艣li to, co m贸wi艂a o niezale偶no艣ci, jest prawd膮, nasz zwi膮zek m贸g艂by by膰 idealny. W tej chwili czuj臋 si臋... szcz臋艣liwy.
Jak na z艂o艣膰, odzywa si臋 m贸j OPSAT. Chwytam go, wy艂膮czam cichy sygna艂 i widz臋 wiadomo艣膰 tekstow膮 od Coen. S膮 w niej wszystkie szczeg贸艂y potrzebne mi do znalezienia GyroTechnics. Agent Kehoe zameldowa艂, 偶e budynek zosta艂 potajemnie ewakuowany i o p贸艂nocy nikogo ju偶 tam nic by艂o. Lambert podejrzewa, 偶e aresztowanie Mike'a Wu sk艂oni艂o dyrekcj臋 firmy do podj臋cia drastycznych dzia艂a艅. Chce, 偶ebym si臋 tam wybra艂 jak najszybciej.
Katia porusza si臋 i otwiera oczy.
- Kt贸ra godzina'? - mamrocze.
- Jest 艣rodek nocy - odpowiadam. - Spij. Wr贸c臋 rano. Siada.
- Dok膮d idziesz?
- Mam robot臋. Ale wr贸c臋, obiecuj臋.
- To co艣 niebezpiecznego?
- Nie, Katiu, 艣pij. B臋d臋 z powrotem rano.
Marszczy czo艂o. Przez moment obawiam si臋, 偶e mo偶e doj艣膰 do spi臋cia. Ale Katia u艣miecha si臋, przyci膮ga do siebie moj膮 g艂ow臋 i ca艂uje mnie.
- Tylko b膮d藕 ostro偶ny - szepcze. Potem zn贸w k艂adzie g艂ow臋 na poduszce i zamyka oczy. Poprawia si臋 pod przykryciem i wtula w ciep艂e miejsce po mnie.
Wk艂adam kombinezon i odje偶d偶am murano spod hotelu.
ROZDZIA艁 25
GyroTechnics znajduj臋 do艣膰 艂atwo. Wybrali sobie dziwne miejsce na ~M lokalizacj臋 firmy - odosobnione, w艣r贸d wzg贸rz, otoczone drzewami, po艂o偶one na ko艅cu nieoznakowanej szutrowej drogi - ale przecie偶 zajmuj膮 si臋 tu jakim艣 nielegalnym g贸wnem. Je艣li to, co odkry艂o FBI, jest prawd膮 (a nawet przez sekund臋 w to nie w膮tpi臋), firm臋 finansuje i prowadzi triada. To dowodzi, 偶e wszystkie organizacje przest臋pcze - triady, jakuzy, mafie - dzia艂aj膮 teraz nie tylko w takich bran偶ach, jak handel narkotykami i broni膮, prostytucja i hazard. Sponsoruj膮 r贸wnie偶 rozw贸j nowoczesnych technologii, by wykorzystywa膰 je w celach przest臋pczych.
Parkuj臋 murano na Norman Place i id臋 do szutrowej drogi. Ale nie wychodz臋 na ni膮, tylko przedzieram si臋 przez g臋sty las. Przy w艂膮czonej noktowizji to nie problem. Docieram do ogrodzenia z siatki i widz臋 futurystyczny budynek, kt贸ry jest siedzib膮 GyroTechnics. Pusty parking o艣wietlaj膮 dwie lampy, ale wygl膮da na to, 偶e nikogo tu nie ma. Wyci膮gam mojego five-sevena, montuj臋 t艂umik i celuj臋 w 偶ar贸wki.
Strzelam i zapada ciemno艣膰. Teren jest teraz widoczny tylko w s艂abej po艣wiacie zamglonego nieba. Wspinam si臋 na ogrodzenie, potem biegn臋 do drzwi dla personelu. Obok jest klawiatura. Naciskam m贸j implant.
- Anno, jeste艣 tam? - pytam. - Potrzebny mi kod wej艣ciowy do GyroTechnics.
- Zaczekaj, Sam - odpowiada. - My艣la艂am, 偶e mam czas do rana. Nie wiedzia艂am, 偶e dostaniesz rozkaz tak szybko. - W艂a艣nie stoj臋 tu w ciemno艣ci. Pospiesz si臋.
Przypuszczam, 偶e uda艂oby mi si臋 wysadzi膰 w powietrze te cholerne drzwi, ale pewnie w艂膮czy艂yby si臋 r贸偶ne alarmy i zanim zd膮偶y艂bym powiedzie膰 搖ps", zjawi艂aby si臋 policja. Okr膮偶am budynek i szukam innego wej艣cia. Dziwne - nie ma tu frontowych drzwi dla klient贸w. Jedyni ludzie, kt贸rzy maj膮 wst臋p do GyroTechnics, to pracownicy firmy. UPS musi dostarcza膰 przesy艂ki tylnymi drzwiami, a listonosz wrzuca poczt臋 przez szczelin臋. Domy艣lam si臋, 偶e dyrekcja niewiele robi, 偶eby przyjmowa膰 tu klient贸w.
Zanim Grimsdottir wraca na lini臋 z kodem wej艣ciowym, w kierunku budynku skr臋ca para reflektor贸w. O cholera. P臋dz臋 do ogrodzenia, ale nic mam czasu wspi膮膰 si臋 na siatk臋. Padam na brzuch i le偶臋 bez ruchu. Na parking wje偶d偶a samoch贸d. To corvette. Kierowca gasi 艣wiat艂a i wysiada.
Jest sam. W ciemno艣ci nie mog臋 go rozpozna膰, nawet przez noktowizor. Widz臋 tylko, 偶e to Azjata.
Facet idzie do wej艣cia dla personelu i wprowadza kod. Drzwi si臋 otwieraj膮 i wchodzi do 艣rodka. Podrywam si臋 szybko i biegn臋 do drzwi. Prze艂膮czam gogle na termowizj臋 i widz臋 klawisze jeszcze ciep艂e od jego dotyku - dziewi臋膰, siedem, dwa, zero i gwiazdka. Nie mam poj臋cia, jaka powinna by膰 kolejno艣膰. Robi臋 OPSAT-em zdj臋cie klawiatury i wy艣wietlam na ekranie odczyty w termowizji. Zwykle potrafi臋 si臋 zorientowa膰, kt贸ry klawisz zosta艂 wci艣ni臋ty pierwszy, a kt贸ry ostatni - pierwszy 艣wieci najs艂abiej, ostatni najmocniej. Mam problem, je艣li jaki艣 klawisz wci艣ni臋to wi臋cej ni偶 raz.
Ryzykuj臋 i wybieram kombinacj臋, kt贸ra wydaje mi si臋 w艂a艣ciwa. Przypomina to gr臋 w ruletk臋 w Vegas - mam tak膮 sam膮 szans臋 trafienia. Oczywi艣cie nic si臋 nie dzieje. Pr贸buj臋 lekko zmienionej kombinacji i te偶 nic. Czasami klawiatury maj膮 tak膮 konstrukcj臋, 偶e po trzech nieudanych pr贸bach w艂膮cza si臋 alarm. Zaryzykowa膰? O ile wiem, w 艣rodku jest tylko jeden facet. Pewnie bym go za艂atwi艂, ale alarm m贸g艂by 艣ci膮gn膮膰 innych.
Nie mam czasu podj膮膰 decyzji, bo z szutrowej drogi skr臋ca na parking druga para reflektor贸w. Niech to szlag! Chowam si臋 za rogiem budynku. Chyba mog臋 tu bezpiecznie zaczeka膰. Obok corvetty zatrzymuje si臋 porsche. Ten kierowca te偶 jest sam. Wy艂膮cza 艣wiat艂a, wysiada i idzie do drzwi. Obserwuj臋, jak wprowadza kod, ale drzwi si臋 nie otwieraj膮. Puka. Po chwili kto艣 si臋 odzywa przez interkom.
Facet na zewn膮trz nie pami臋ta kodu. Wyci膮gam szybko five-sevena i w艂膮czam TAK. Wycelowuj臋 go w drzwi i s艂ysz臋 rozmow臋 po chi艅sku:
FACET WEWN膭TRZ : Co to znaczy, nie pami臋tasz kodu?
FACET NA ZEWN膭TRZ : Zapomnia艂em. Podaj mi go.
FACET WEWN膭TRZ: Dziewi臋膰, dziewi臋膰, siedem, dwa, dwa, zero, gwiazdka.
FACET NA ZEWN膭TRZ : Dzi臋ki.
Wprowadza w艂a艣ciw膮 kombinacj臋 i drzwi si臋 otwieraj膮. Kiedy wchodzi do 艣rodka, s艂ysz臋 w uchu Grimsdottir.
- Sam? Mamy ten kod dla ciebie.
- Niewa偶ne odpowiadam. - Ju偶 go znam.
- To dziewi臋膰, dziewi臋膰, siedem, dwa, dwa, zero, gwiazdka.
- Powiedzia艂em, 偶e ju偶 go znam. Dzi臋ki.
- Aha. Prosz臋 bardzo.
Czekam minut臋, potem id臋 do drzwi. Wprowadzam kod i s艂ysz臋 klikni臋cie zamka. Zagl膮dam do 艣rodka i widz臋 korytarz o艣wietlony jarzeni贸wkami pod sufitem. Wchodz臋. Z ko艅ca korytarza dobiegaj膮 g艂osy. Dwaj faceci rozmawiaj膮 po chi艅sku. Z tej odleg艂o艣ci trudno mi ich zrozumie膰. Posuwam si臋 dalej i w艣lizguj臋 do jakiego艣 pomieszczenia. Okazuje si臋, 偶e to pok贸j wypoczynkowy. S膮 tu automaty z r贸偶nymi produktami, par臋 stolik贸w i troch臋 krzese艂, mikrofal贸wka, akcesoria kuchenne oraz tablica og艂oszeniowa. Jest na niej kilka tuzin贸w kolorowych zdj臋膰 z jakiego艣 pikniku dla personelu. Odr臋czny napis po angielsku informuje: PIKNIK 艢WI膭TECZNY, PORT MARINA DEL REY. Przygl膮dam si臋 przez chwil臋 fotografiom. S膮 na nich typowe sceny, jakie mo偶na zobaczy膰 na firmowych imprezach - ludzie z piwem w r臋kach robi膮 g艂upie miny, facet grilluje hamburgery i hot dogi, grupa gra w siatk贸wk臋. Kto艣 przyczepi艂 do zdj臋膰 ma艂e karteczki z podpisami po chi艅sku: Ken robi kolacj臋, Joe i Tom upijaj膮 si臋, Kim i Chang zdobywaj膮 punkt. Wszyscy ludzie na fotografiach to Chi艅czycy w r贸偶nym wieku, g艂贸wnie m臋偶czy藕ni. Ju偶 mam z powrotem skoncentrowa膰 uwag臋 na dw贸ch facetach w budynku, gdy dostrzegam zdj臋cie Eddiego Wu. Jestem pewien, 偶e to on. Stoi na pok艂adzie jachtu motorowego, przycumowanego do jednego z nabrze偶y. Statek nazywa si臋 揕ady Lotus". Dumna mina Eddiego sugeruje, 偶e jest kapitanem. Potwierdza to podpis pod fotografi膮: Kapitan Eddie i jego jacht. Odpinam zdj臋cie od tablicy, chowam do kieszeni i wracam na korytarz.
Dwaj faceci id膮 w g艂膮b budynku. Skradam si臋 za nimi, przemykaj膮c od rogu do rogu. Przechodz膮 przez dwuskrzyd艂owe uchylne drzwi z napisem po chi艅sku i angielsku: DZIA艁 ROZWOJU. W ka偶dym skrzydle drzwi jest kwadratowe okienko. Widz臋 przez nie jednego z facet贸w. Stoi ty艂em do mnie i majstruje przy czym艣 na stole roboczym. Nietrudno zgadn膮膰, 偶e pomieszczenie, w kt贸rym teraz s膮, to pracownia, gdzie personel GyroTechnics buduje ca艂y ich szajs.
Wyjmuj臋 z plecaka kabel optyczny, w艂膮czam urz膮dzenie, k艂ad臋 na pod艂odze i wsuwam powoli pod drzwi. Ko艅c贸wka mie艣ci si臋 w szparze, wi臋c wpycham j膮 na odleg艂o艣膰 oko艂o trzech centymetr贸w. Wybieram obiektyw, tak zwane rybie oko, i reguluj臋 ostro艣膰 na ekranie OPSAT-u. Mam teraz do艣膰 wyra藕ny obraz tego, co si臋 dzieje w 艣rodku. W艂膮czam mikrofon i s艂ysz臋 wszystko przez implanty.
Dwaj faceci pracuj膮 przy materia艂ach wybuchowych. Jeden z nich ma blok nitrogliceryny, z kt贸rego wyciska ma艂e porcje jak past臋 do z臋b贸w. Substancja trafia do metalowych cylindr贸w. Drugi facet umieszcza je w pojemnikach podobnych do kr膮偶k贸w hokejowych. S膮 po艂膮czone z zapalnikami czasowymi typu zegarowego. Bardzo przypominaj膮 moje miny 艣cienne.
Faceci rozmawiaj膮 po chi艅sku. M贸wi膮 szybko, ale udaje mi si臋 zrozumie膰 to i owo. Zesp贸艂 w Waszyngtonie przet艂umaczy p贸藕niej ca艂o艣膰.
PIERWSZY FACET: ...Eddie... w du偶ych tarapatach...
DRUGI FACET: Nie chcia艂bym by膰 na jego miejscu.
PIERWSZY FACET: I ma...
DRUGI FACET: Ming go znajdzie.
PIERWSZY FACET: ...nie mo偶e si臋 wiecznie ukrywa膰.
DRUGI FACET: Wci膮偶 nie rozumiem, dlaczego... zniszczy膰... miejsce.
PIERWSZY FACET: Rozkazy z Hongkongu.
DRUGI FACET: ...zatrze膰 艣lady?
PIERWSZY FACET: Dok艂adnie.
DRUGI FACET: Gdzie si臋 wszyscy...?
PIERWSZY FACET: Zabrano ich st膮d. Niekt贸rzy wr贸c膮 do Hongkongu. Naukowcy, kt贸rzy uciekli z Chin, dostan膮 nowe stanowiska gdzie indziej.
DRUGI FACET: ...jakim艣 g艂upim mie艣cie w Arkansas... (艣mieje si臋)
PIERWSZY FACET: (艣mieje si臋)
DRUGI FACET: Sko艅czy艂e艣?
PIERWSZY FACET: Tak. Ustaw zegary.
DRUGI FACET: Na ile? Na dziesi臋膰 minut?
PIERWSZY FACET: Na pi臋膰. Nie, daj osiem. Na wypadek, gdyby nasze samochody nie zapali艂y, (艣mieje si臋)
DRUGI FACET: (艣mieje si臋)
PIERWSZY FACET: Wi臋c wiesz, gdzie ukrywa... Eddie?
DRUGI FACET: Nie. Ale chyba wiem, gdzie b臋dzie jutro... na LAX.
PIERWSZY FACET: Sk膮d to wiesz?
DRUGI FACET: Pomog艂em to za艂atwi膰, zanim Ming kaza艂 mi zlikwidowa膰 firm臋.
PIERWSZY FACET: Rozmawia艂e艣 z...?
DRUGI FACET: Nie. Eddie rozmawia艂. Ja za艂atwi艂em lot. Z Rosjanami trudno si臋 robi interesy.
PIERWSZY FACET: Przylatuje kto艣 z Rosji?
DRUGI FACET: Nie, z Hongkongu. Eddie... spotka... na LAX... American Airlines... albo wy艣le kogo艣...
PIERWSZY FACET: ...nagrod臋, wiesz? Ming tak powiedzia艂.
DRUGI FACET: Wiem, wiem. Ale najpierw sko艅czmy robot臋 tutaj. Mo偶e jutro my te偶 pojedziemy na lotnisko. Jak b臋dziemy 艣ledzili Rosjanina, znajdziemy Eddiego.
Dwaj Chi艅czycy zaczynaj膮 zbiera膰 swoje materia艂y. Zrobili chyba osiem 艂adunk贸w wybuchowych. Wycofuj臋 kabel optyczny, zwijam go i wk艂adam do plecaka. Jeden z go艣ci wychodzi z pomieszczenia i wspina si臋 po pobliskich schodach na pi臋tro. Drugi rozmieszcza w pracowni dwa czy trzy 艂adunki.
Niech to szlag. Zaraz wysadz膮 w powietrze to miejsce. Jon Ming musia艂 si臋 dowiedzie膰 o zdradzie Eddiego i Mike'a Wu i kaza艂 zlikwidowa膰 GyroTechnics. Na dobre.
Mo偶e lepiej, 偶ebym si臋 st膮d wyni贸s艂 w choler臋. Kiedy dwaj pirotechnicy rozmieszczaj膮 w budynku materia艂y wybuchowe, wymykam si臋 t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 przyszed艂em. Przeskok przez ogrodzenie i bieg mi臋dzy drzewami do murano zajmuje mi trzy minuty.
Dok艂adnie po sze艣ciu minutach i dwudziestu sekundach widz臋 corvette i porsche. Skr臋caj膮 z szutrowej drogi w Norman Place i zje偶d偶aj膮 obok mnie ze wzg贸rza. Uruchamiam silnik, zawracam i jad臋 za nimi.
Po chwili s艂ysz臋 z ty艂u potworny huk. Jezdnia dr偶y jak podczas trz臋sienia ziemi. Widz臋 w lusterku wstecznym, 偶e nocne niebo jest pomara艅czowo偶贸艂te. Od wybuchu w艂膮czaj膮 si臋 tuziny alarm贸w samochodowych w okolicy. Na wzg贸rzach panuje ha艂as.
Kiedy zje偶d偶am na d贸艂, pirotechnik贸w ju偶 nie ma. Nie przejmuj臋 si臋 tym. To tylko 偶o艂nierze. Interesuje mnie to, co m贸wili o jutrzejszym spotkaniu na LAX. B臋dzie mi potrzebny pe艂ny przek艂ad ich rozmowy, ale wygl膮da na to, 偶e Eddie Wu odbiera z lotniska kogo艣 ze Sklepu. Rosjanin przylatuje po to, 偶eby sfinalizowa膰 zakup systemu steruj膮cego. Czy to mo偶liwe, 偶eby zjawi艂 si臋 tu Andriej Zdrok? A mo偶e to b臋dzie Oskar Herzog? Zdrok chyba nie odwa偶y艂by si臋 przylecie膰 do Stan贸w. W ka偶dym razie musimy z tym co艣 zrobi膰. Powiem Lambertowi, 偶eby si臋 zaj膮艂 logistyk膮.
S艂ycha膰 syreny. Kiedy skr臋cam w Sunset Boulevard, mijaj膮 mnie dwa radiowozy policyjne z w艂膮czonymi lampami b艂yskowymi. Niedaleko za nimi jedzie na sygnale w贸z stra偶acki.
Naciskam m贸j implant.
- Frances? Jeste艣 tam?
- Jestem, Sam.
- Jest w pobli偶u Lambert? -Nie, 艣pi.
- A ty w og贸le sypiasz?
- Nigdy. Asystenci terenowi poj膮 si臋 kaw膮 i s膮 na nogach dwadzie艣cia cztery godziny na dob臋.
Wyjmuj臋 zdj臋cie, kt贸re odpi膮艂em od tablicy og艂oszeniowej, i patrz臋 na nie podczas jazdy.
- Pos艂uchaj, znale藕li艣my jakie艣 informacje o tym, 偶e Eddie Wu ma jacht?
- Zaczekaj.
Kiedy sprawdza, wje偶d偶am na autostrad臋 numer 405 i kieruj臋 si臋 na po艂udnie do Marina Del Rey. Je艣li przeczucie mnie nie myli, to chyba wiem, gdzie ukrywa si臋 Eddie.
- Sam?
- Tak?
- W jego kartotece nic nie ma. Ale w ostatnim meldunku agenta Kehoego z FBI by艂a wzmianka, 偶e bada 艣lad prowadz膮cy do portu Marina Del Rey. Jest na tropie Eddiego Wu.
- Czy FBI dzieli si臋 z nami swoimi ustaleniami?
- Tak, tym razem naprawd臋 wsp贸艂pracujemy.
- Gdzie jest teraz Kehoe? Mo偶emy si臋 z nim skontaktowa膰?
- Nie wiem. A dlaczego?
- Bo chyba mam 艣lad prowadz膮cy do Marina Del Rey. W艂a艣nie tam jad臋.
Zaczekaj, skontaktuj臋 si臋 z moim odpowiednikiem w Biurze. Zje偶d偶am na drog臋 numer 90 i kieruj臋 si臋 w stron臋 wybrze偶a, gdy Coen wraca na lini臋.
- Sam, Kehoe zg艂osi艂 si臋 ostatni raz dwie godziny temu. Obserwuje jacht przy nabrze偶u numer 44 w porcie Marina Del Rey. Nied艂ugo powinien si臋 odezwa膰.
- Ma ze sob膮 partnera? -Nie.
To niedobrze. W takiej sytuacji jak ta agenci FBI zawsze bior膮 ze sob膮 wsparcie.
- Nudelman m贸wi, 偶e Kehoe wybra艂 si臋 tam sam, bo Biuro w Los Angeles nie ma dzi艣 wolnych ludzi dodaje Coen, odpowiadaj膮c na moje niezadane pytanie.
- Kehoe wygl膮da mi na kowboja - m贸wi臋. - Mo偶e zgin膮膰.
- Mo偶esz mi zdradzi膰, co podejrzewasz? - pyta Coen.
- To tylko przeczucie. Musz臋 co艣 sprawdzi膰. Potem odezw臋 si臋 do ciebie.
Jest czwarta trzydzie艣ci rano. Mo偶e uda mi si臋 znale藕膰 揕ady Lotus", sprawdzi膰, czy kto艣 tam jest, i wr贸ci膰 do hotelu, zanim obudzi si臋 Katia.
ROZDZIA艁 26
Nabrze偶e numer 44 le偶y w cz臋艣ci portu, kt贸ra nazywa si臋 Mindanao Way. Sam port zajmuje cz臋艣膰 zatoki Santa Monica i jest prawdopodobnie najwi臋kszym na 艣wiecie sztucznym portem dla ma艂ych statk贸w. M贸j OPSAT automatycznie podaje te fakty, kiedy wprowadzam lokalizacj臋. Informuje mnie te偶, 偶e port ma powierzchni臋 ponad trzystu dwudziestu czterech hektar贸w. D艂ugo艣膰 falochronu wynosi siedemset trzyna艣cie metr贸w, a g艂贸wnego farwateru dwie mile morskie. To doskona艂y przyk艂ad dobrze zaplanowanego i urz膮dzonego terenu rekreacyjnego metropolii. Szkoda, cholera, 偶e nie jestem 偶eglarzem!
Zje偶d偶am z drogi numer 90 na Lincoln Boulevard i skr臋cam w prawo w Mindanao Way. Parkuj臋 murano na ulicy i id臋 w kierunku nabrze偶a. Port jest w nocy o艣wietlony, ale wiele miejsc tonie w ciemno艣ci i mam gdzie si臋 ukry膰. Kiedy przemieszczam si臋 od jednej plamy mroku do nast臋pnej, jestem widoczny przez sekund臋 czy dwie, ale nie zamierzam si臋 tym przejmowa膰. W ko艅cu docieram do nabrze偶a numer 44. To prywatna przysta艅, gdzie wynajmuj膮 miejsca dla swoich jacht贸w ci, kt贸rych na to sta膰.
揕ady Lotus" Eddiego Wu to dwudziestodziewi臋ciometrowy jacht motorowy eagle/westport cockpit. W salonie i kuchni pal膮 si臋 艣wiat艂a, wi臋c wiem, 偶e na pok艂adzie s膮 ludzie. Nie widz臋 ani 艣ladu agenta Kehoego.
- Frances, jeste艣 tam jeszcze?
- Jestem, Sam.
- Prze艣lij mi plany jachtu motorowego eagle/westport. Dwudziestodziewi臋ciometrowego.
- Znasz rocznik? - pyta po chwili Coen.
- Oceniam, 偶e z drugiej po艂owy lat dziewi臋膰dziesi膮tych.
- Wysy艂am ci trzy.
Przegl膮dam plany i wybieram model z roku 1996 z dwoma silnikami Diesla. Pasuje do wygl膮du 揕ady Lotus".
Gdyby kto艣 potrzebowa艂 dowodu, 偶e op艂aca si臋 by膰 cz艂onkiem triady, to stoi przede mn膮. Nie mam poj臋cia, ile mo偶e kosztowa膰 taki jacht, ale na pewno miliony. Jest pi臋kny. I zapewnia prywatno艣膰. Nadbudow臋 otacza odkryty pok艂ad, ale wi臋kszo艣膰 przestrzeni 偶yciowej mie艣ci si臋 w 艣rodku.
Z plan贸w wynika, 偶e wewn膮trz s膮 trzy luksusowe kabiny, trzy toalety, wielki salon g艂贸wny, du偶a kuchnia i wygodna ster贸wka.
Je艣li uda mi si臋 wspi膮膰 na jacht bez zako艂ysania nim i zaalarmowania wszystkich w 艣rodku, 偶e maj膮 towarzystwo... Jedyna droga z nabrze偶a na pok艂ad to trap. Zamierzam wej艣膰 po nim najdelikatniej, jak potrafi臋, gdy spod pok艂adu wy艂ania si臋 facet. To bandzior, kt贸ry ma zadanie obserwowa膰 port. Na pewno jest uzbrojony. Daj臋 nura w mrok. Facet bada wzrokiem nabrze偶e, dop贸ki nie jest pewien, 偶e s膮 sami. Wreszcie zapala papierosa i msza w 艣limaczym tempie wok贸艂 pok艂adu. Czekam, a偶 znajdzie si臋 przy przeciwleg艂ej burcie po drugiej stronie nadbudowy, potem szybko wbiegam po trapie na jacht. Licz臋 na to, 偶e wszelki ha艂as, jaki robi臋, zostanie przypisany wartownikowi.
Skr臋cam w kierunku rufy i kucam got贸w do skoku na faceta, kiedy tylko wy艂oni si臋 zza nadbudowy. S艂ysz臋, jak si臋 zbli偶a... Teraz. Podrywam si臋 i wal臋 go w nos. Zanim wydaje z siebie d藕wi臋k, rzucam si臋 naprz贸d, zas艂aniam mu usta d艂oni膮, zachodz臋 go z ty艂u i opasuj臋 mu szyj臋 wolnym ramieniem. Po oko艂o trzydziestu sekundach traci przytomno艣膰. Kiedy wiotczeje mi w r臋kach, k艂ad臋 go cicho na pok艂adzie.
Poniewa偶 w salonie pal膮 si臋 艣wiat艂a, ludzie w 艣rodku nie widz膮, co si臋 dzieje za oknami. Szyby s膮 przyciemnione, nie widz臋 wi臋c zbyt dobrze wn臋trza. 呕eby zrekompensowa膰 sobie t臋 niedogodno艣膰, zn贸w wyjmuj臋 kabel optyczny i opuszczam do wej艣cia. Nie musz臋 go wsuwa膰 daleko, bo po chwili widz臋 ca艂y salon.
Jest przestronny, z kanap膮, sto艂em jadalnym, fotelami, telewizorem i zestawem stereo. Na 艣cianie wisi nawet tarcza do rzucania strza艂kami. Pod艂og臋 przykrywa plastikowa folia, a na 艣rodku le偶y nieruchomo m臋偶czyzna. Jest odwr贸cony bokiem, ma r臋ce zwi膮zane za plecami, kolana podci膮gni臋te do piersi i zakrwawion膮 twarz.
Domy艣lam si臋, 偶e to agent Kehoe.
Eddie Wu siedzi w fotelu i patrzy na swoj膮 ofiar臋. Jest w sk贸rzanych r臋kawiczkach i fartuchu, ochlapanym krwi膮 Kehoego. Po obu stronach bezbronnego agenta stoj膮 dwaj Chi艅czycy.
- Teraz wiemy, co si臋 sta艂o z Kehoem - odzywa si臋 w moim uchu Lambert. Wynika z tego, 偶e ju偶 nie 艣pi. Coen musia艂a go obudzi膰. Widz膮 oczywi艣cie to samo co ja.
- Spr贸buj ich zdj膮膰, Sam - m贸wi pu艂kownik. - Ale Eddiego chcemy mie膰 偶ywego.
Wycofuj臋 szybko kabel optyczny i chowam do plecaka. Potem wyci膮gam z kieszeni spodni granat z gazem CS. Jest dobry do wy艂膮czenia przeciwnika z akcji w ograniczonej przestrzeni, na przyk艂ad na jachcie. W wi臋kszych pomieszczeniach CS dzia艂a bardziej jako 艣rodek odstraszaj膮cy ni偶 gaz 艂zawi膮cy. Wydzia艂 Trzeci ma te偶 na sk艂adzie CS o zab贸jczym st臋偶eniu, ale rzadko go nosz臋. Tylko wtedy, gdy wiem, 偶e b臋dzie mi potrzebny.
Trzymaj膮c granat w prawej d艂oni, wyci膮gam zawleczk臋 w momencie, kiedy obok mojej twarzy przelatuje pocisk. Czuj臋 jego ciep艂o na grzbiecie nosa, by艂 cholernie blisko! Strza艂 rozbija przyciemnion膮 szyb臋 i alarmuje ludzi w 艣rodku. Padam na pok艂ad, gdy nade mn膮 przelatuje drugi pocisk. Kto艣 strzela do mnie z nabrze偶a!
- Sk膮d on si臋 wzi膮艂, cholera? - m贸wi Lambert. - Musia艂 by膰 dobrze ukryty przed naszym satelit膮. Sam, przekaz satelitarny pokazuje, 偶e jest tylko jeden snajper. Powtarzam, to jeden facet.
Nie mam czasu zaplanowa膰 strategii obronnej, bo na pok艂ad wybiegaj膮 dwaj Chi艅czycy. S膮 uzbrojeni w pistolety samopowtarzalne i a偶 si臋 pal膮 do tego, 偶eby strzeli膰 do faceta w dziwnym kombinezonie, kt贸ry le偶y u ich st贸p. Jedyna rzecz, jak膮 mog臋 zrobi膰, to rzuci膰 odbezpieczony granat w powietrze, prosto przed ich twarze. Zwijam si臋 w k艂臋bek i zas艂aniam g艂ow臋. Cholerstwo eksploduje. Dwaj faceci wrzeszcz膮 z b贸lu i zaskoczenia. Jeden wypada za burt臋, uderza g艂ow膮 w kraw臋d藕 nabrze偶a i l膮duje w wodzie. Drugi stacza si臋 z powrotem do salonu. Gaz mnie pora偶a i trudno jest mi dope艂zn膮膰 po pok艂adzie do przeciwleg艂ej burty. Ale przynajmniej snajper mnie tu nie trafi. Oddycham przez chwil臋 艣wie偶ym powietrzem, czekam, a偶 rozja艣ni mi si臋 w g艂owie, i staram si臋 ignorowa膰 dzwonienie w uszach. W ko艅cu wstaj臋, opuszczam gogle i w艂膮czam termowizj臋. Bardzo ostro偶nie wygl膮dam zza nadbudowy i patrz臋 na przysta艅. Widz臋 zarys faceta przykucni臋tego za beczkami na nabrze偶u. Ma karabin, zapewne taktyczny model snajperski, i jest got贸w do oddania kolejnego strza艂u. Wyci膮gam five-sevena i celuj臋, ale tamten naciska spust i zmusza mnie do cofni臋cia si臋 za os艂on臋.
W tym momencie s艂ysz臋 kroki na trapie. Kto艣 zbiega z jachtu na nabrze偶e. Po kilku sekundach widz臋 go. Ucieka w kierunku Mindanao Way. To Eddie Wu. Opuszcza statek. Le偶膮c, bior臋 go na cel i oddaj臋 strza艂. Pocisk od艂upuje drewno pod jego stopami, ale nie wyrz膮dza mu 偶adnej krzywdy. Wu znika za rogiem, a ja nie mog臋 go 艣ciga膰. Dlaczego snajper go nie rozwali艂? Mo偶e jest po jego stronie?
Obecno艣膰 snajpera uniemo偶liwia mi dotarcie do trapu. Facet najwyra藕niej nie zamierza si臋 ruszy膰 ze swojego miejsca. Nie mam wyj艣cia - si臋gam do plecaka po granat od艂amkowy. To ostatni. Powinienem by艂 wczoraj uzupe艂ni膰 zapas, kiedy si臋 widzia艂em z Lambertem i Coen. To jeden z problem贸w, jakie si臋 pojawiaj膮, gdy wracasz z misji do domu okr臋偶n膮 drog膮. Nie zawsze post臋pujesz rutynowo w kwestiach odprawy i wyposa偶enia.
Dobra, ten jeden musi wystarczy膰. Wyci膮gam zawleczk臋, wstaj臋 i rzucam granat ponad nadbudow膮 jachtu w kierunku beczek. Snajper zn贸w strzela i trafia w g贸r臋 mojego plecaka. Na szcz臋艣cie ju偶 opadam do przysiadu. Gdybym sta艂 wyprostowany u艂amek sekundy d艂u偶ej, by艂bym martwy.
Granat eksploduje i na moment o艣wietla nabrze偶e o艣lepiaj膮cym b艂yskiem. Czekam dobrych dziesi臋膰 sekund, potem zn贸w wygl膮dam ostro偶nie zza nadbudowy. Nic si臋 nie dzieje. W艂膮czam noktowizj臋 i widz臋, 偶e beczki s膮 rozerwane na kawa艂ki, a w pomo艣cie jest dziura. Ani 艣ladu snajpera.
Naciskam implant.
- Widzicie strzelca na obrazie satelitarnym? - pytam.
- Nie - odpowiada Coen. - Albo go za艂atwi艂e艣, albo si臋 gdzie艣 ukry艂. -A co z Wu? Tylko mi nie m贸w, 偶e go zgubili艣cie.
- Niestety rozp艂yn膮艂 si臋 w ruchu ulicznym.
- Super.
Wstaj臋, okr膮偶am ostro偶nie nadbudow臋 jachtu i wchodz臋 do 艣rodka. Chi艅czyk, kt贸remu granat CS wybuchn膮艂 w twarz, le偶y martwy na folii obok Kchoego. Przykl臋kam i ogl膮dam agenta FBI. Ostro si臋 do niego wzi臋li. Ma zakrwawione ca艂e usta. Co oni mu zrobili? Po chwili dostrzegam szczypce na pod艂odze obok fotela, w kt贸rym siedzia艂 Wu. Krzywi臋 si臋, gdy widz臋 co najmniej trzy z臋by Kehoego, wyrwane z korzeniami i zmia偶d偶one. I... o nie - na plastikowej folii, przy g艂owie agenta, le偶y jego j臋zyk. Biedny facet wykrwawi艂 si臋 na 艣mier膰.
==================================
ABC Amber Text Converter v5.01
Trial version
==================================
Na stole jadalnym stoi otwarta butelka bourbona. Nie mog臋 si臋 powstrzyma膰, chwytam j膮 i wypijam 艂yk. Widzia艂em ju偶 r贸偶ne straszne rzeczy, a ta z pewno艣ci膮 nale偶y do czo艂owej dziesi膮tki.
Naciskam implant.
- Frances?
- Tak, Sam?
- Niech to szlag. Frances, powiedz FBI, 偶e torturowali i zabili Kehoego.
- Kt贸re nabrze偶e?
- Czterdzieste czwarte, Marina Del Rey. Jestem na jachcie 揕ady Lotus". Kiepsko to wygl膮da.
- Nic ci si臋 nie sta艂o?
- Nie, wszystko gra. - Jestem troch臋 roztrz臋siony atakiem snajpera i widokiem Kehoego, ale nie wspominam o tym.
- Zaraz zawiadomi臋 Biuro.
M贸wi, 偶e FBI zabierze swojego cz艂owieka i posprz膮ta ten bajzel. Musz臋 znikn膮膰, i to szybko. Wracam na pok艂ad, w艂膮czam termowizj臋 i uwa偶nie przygl膮dam si臋 nabrze偶u. Nie widz臋 艣ladu snajpera. Zapewne lada chwila b臋d膮 tu gliniarze zwabieni hukiem granat贸w.
Zbiegam po trapie i p臋dz臋 do rozwalonych beczek. Kiedy szukam na pomo艣cie czego艣, co mog艂oby pom贸c w ustaleniu to偶samo艣ci snajpera, znajduj臋 trzy puste 艂uski. Podnosz臋 jedn膮 z nich i rozpoznaj臋 amunicj臋 NATO 7,62 milimetra, powszechnie u偶ywan膮 do karabin贸w snajperskich. Co艣 mi to m贸wi, ale w tej chwili nie wiem, co. Chowam 艂usk臋 do kieszeni i kieruj臋 si臋 do wyj艣cia z przystani, 偶eby si臋 st膮d wynie艣膰, zanim przyb臋dzie kawaleria. Ca艂y czas mam wra偶enie, 偶e jaki艣 cholernie dobry strzelec trzyma mnie na celowniku.
ROZDZIA艁 27
Andriej Zdrok prze偶y艂 wiele wzlot贸w i upadk贸w w d艂ugiej karierze mi臋dzynarodowego przest臋pcy. Cho膰 ca艂y czas by艂 bardzo bogatym cz艂owiekiem, sukcesy i pora偶ki w interesach stale wywo艂ywa艂y u niego niepok贸j. Cz臋sto si臋 dziwi艂, 偶e jeszcze nie ma wrzod贸w.
Jego towarzysze wiedzieli, 偶e Zdrok b臋dzie okazywa艂 pewno艣膰 siebie bez wzgl臋du na to, jakie k艂opoty ma Sklep. Ta cecha by艂a bardzo wa偶na u przyw贸dcy. Jego wsp贸lnicy - Prokofiew, Antipow i Herzog - zdawali sobie spraw臋 z powa偶nych problem贸w Sklepu w ostatnim roku i wiele razy nie kryli braku nadziei w obliczu niepewnej przysz艂o艣ci. Ale nie Zdrok. Stale popycha艂 sw贸j zesp贸艂 naprz贸d, podejmowa艂 nowe wyzwania i szuka艂 nowych partner贸w, 偶eby Sklep nie przesta艂 istnie膰. Zdrok wiedzia艂, 偶e w oczach swoich wsp贸艂pracownik贸w jest zdziwacza艂ym i ponurym poganiaczem niewolnik贸w, ale to dzi臋ki jego presji Sklep wci膮偶 funkcjonowa艂.
Kiedy wydawa艂o si臋, 偶e organizacja odzyska艂a grunt pod nogami i stanie si臋 pot臋偶n膮 si艂膮 w czarnorynkowym handlu broni膮, Sklep poni贸s艂 kolejn膮 pora偶k臋. By艂o jasne, 偶e Szcz臋艣liwe Smoki nie s膮 ju偶 ich sojusznikami. Ameryka艅ska Agencja Bezpiecze艅stwa Narodowego, Centralna Agencja Wywiadowcza i Federalne Biuro 艢ledcze w臋szy艂y wok贸艂 azjatyckiej kwatery g艂贸wnej Sklepu, nie m贸wi膮c o Interpolu, hongko艅skiej policji, Chi艅czykach, GRU, MI6 i innych niezliczonych agencjach wywiadowczych i s艂u偶bach specjalnych z ca艂ego 艣wiata.
Kr贸tko m贸wi膮c, Sklep zn贸w musia艂 zwin膮膰 偶agle.
Zdrok znikn膮艂 ze swojego mieszkania na Peak, zanim w艂adze zacz臋艂y go szuka膰. Antykwariat na Kociej Ulicy by艂 teraz dla niego niedost臋pny. Triada, kt贸ra chroni艂a Zdroka, odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami.
Jego jedynym przyjacielem pozosta艂 Dobroczy艅ca. Wi臋c Zdrok uciek艂 w艂a艣nie do niego.
Zdrok wzi膮艂 od Dobroczy艅cy szklank臋 bourbona i podzi臋kowa艂 mu za go艣cinno艣膰.
- Bez obaw, Andriej - pocieszy艂 go gospodarz. - Bywa艂e艣 w gorszych tarapatach. To nie potrwa d艂ugo i wyniesiemy si臋 z Hongkongu.
- Do Chin. Z deszczu pod rynn臋.
- To dobre powiedzenie, Andriej. Tw贸j angielski jest coraz lepszy. -Ale m贸j chi艅ski jest do dupy. Nie umiem nawet kl膮膰 po chi艅sku.
- Szybko si臋 nauczysz, przyjacielu.
Zdrok przyjrza艂 si臋 uwa偶nie swojemu sojusznikowi. To by艂a niezwyk艂a znajomo艣膰. Kto by pomy艣la艂, 偶e Sklep tyle skorzysta na wsp贸艂pracy z cz艂owiekiem tak mocno powi膮zanym z wrogami organizacji?
- Dowiedzia艂 si臋 pan czego艣 od policji? - zapyta艂. Dobroczy艅ca pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Niczego poza tym, co ci m贸wi艂em ostatniej nocy. Wiedz膮, 偶e antykwariat by艂 przykrywk膮 dla Sklepu. Pewnie rozbieraj膮 twoje komputery na cz臋艣ci i przetrz膮saj膮 obiekt na Nowych Terytoriach. Szukaj膮 ci臋, ale nie znajd膮. A poniewa偶 Herzogowi uda艂o si臋 uciec, nie maj膮 wielu trop贸w. Kiedy b臋dzie w Ameryce?
- Jutro.
- Miejmy nadziej臋, 偶e przez wzgl膮d na nas nie zawiedzie, dostanie od tamtego faceta z triady system steruj膮cy i dotrze z tym do Chin.
- Lekko powiedziane - odpar艂 Zdrok. - Je艣li Herzog nawali, Sklep b臋dzie sko艅czony na zawsze. Wtedy r贸wnie dobrze m贸g艂bym pojecha膰 na Syberi臋, poszuka膰 艂adnej g贸ry lodowej, usi膮艣膰 na niej i zamarzn膮膰 na 艣mier膰. - Wypi艂 艂yk bourbona. - Co m贸wi o tym wszystkim pa艅ski przyjaciel w Waszyngtonie?
Dobroczy艅ca spojrza艂 na niego ostro.
- Nie mieszajmy go do tego. Niech ci wystarczy to, 偶e nasz sprzymierzeniec zna i kontroluje sytuacj臋. Je艣li b臋dzie potrzebna pomoc, zapewni j膮.
Zdrok cz臋sto si臋 zastanawia艂, kim naprawd臋 jest kontakt Dobroczy艅cy w ameryka艅skim rz膮dzie. Ta osoba mia艂a du偶e wp艂ywy. To dzi臋ki niej Mike Wu m贸g艂 si臋 przeistoczy膰 w Mike'a Chana i dosta膰 prac臋 w NSA.
- Putnik si臋 odezwa艂? - zapyta艂 Dobroczy艅ca.
- Nie. Przypuszczam, 偶e zlokalizowa艂 Fishera i uk艂ada plan, jak go zlikwidowa膰.
- Putnik jest w tym najlepszy. Uda mu si臋.
Zdrok wsta艂 z drinkiem w r臋ku i popatrzy艂 przez okno pokoju hotelowego Dobroczy艅cy na panoram臋 Hongkongu. - Zdaje pan sobie spraw臋, jak zareaguje genera艂 Tun, je艣li nie dostanie systemu steruj膮cego?
- Owszem.
Zdrok odwr贸ci艂 si臋 do swojego przyjaciela.
- Zniszczy nas. Zaalarmuje w艂adze chi艅skie o naszej obecno艣ci i b臋dziemy za艂atwieni. Nie tylko ja. Pan te偶. Wie pan o tym.
- Oczywi艣cie. Od tej transakcji wiele zale偶y, Andriej.
Genera艂 ju偶 jest niezadowolony, 偶e dostawa si臋 op贸藕nia. Powinien mie膰 system kilka dni temu. MRUUV-y zosta艂y zbudowane i s膮 gotowe do u偶ycia. - Zdrok odwr贸ci艂 si臋 z powrotem do okna. - Nie mog臋 si臋 doczeka膰 pokazu. To niesamowita bro艅. Operacja 揃arrakuda", je艣li do niej dojdzie, zaskoczy 艣wiat. Kiedy wyjdzie na jaw, 偶e te pojazdy powsta艂y dzi臋ki po艣rednictwu handlowemu Sklepu, zn贸w b臋dziemy na szczycie. Tak, od tej transakcji wiele zale偶y. Delikatnie m贸wi膮c.
W innej cz臋艣ci Hongkongu Jon Ming obudzi艂 si臋 w swojej przestronnej sypialni. On te偶 czu艂 niepok贸j, cho膰 nie obawia艂 si臋 policji. Jego dom, na po艂udnie od granicy mi臋dzy Koulunem a Nowymi Terytoriami, przypomina艂 twierdz臋 i by艂 zapewne najbezpieczniejsz膮 prywatn膮 rezydencj膮 w kolonii. Posiad艂o艣ci, otoczonej ogrodzeniem pod napi臋ciem, strzeg艂o przez ca艂膮 dob臋 czterech uzbrojonych ochroniarzy. Wiedzia艂, 偶e nikt go nie ruszy, bo jest jednym z najpot臋偶niejszych ludzi w Hongkongu i stoi ponad prawem. Szanuj膮 go politycy i s臋dziowie. Mo偶e im nawet rozkazywa膰.
Jona Minga gn臋bi艂o co艣 innego. Chodzi艂o o jego przekonania polityczne. Tajwanowi grozi艂a inwazja czerwonych. Ming, przyw贸dca triady, by艂 zagorza艂ym wrogiem chi艅skiego rz膮du i komunizmu. Jak wszyscy cz艂onkowie triad uwa偶a艂 t臋 ideologi臋 za przekle艅stwo. Nacjonalizm i niezale偶no艣膰 triad mia艂y d艂ug膮 tradycj臋. W dawnych czasach triady by艂y tajnymi stowarzyszeniami, kt贸re utworzono po to, by dokona膰 zmiany w艂adzy w Chinach. Do dzi艣 pozosta艂y zwolennikami cesarstwa, bo podobne do nich organizacje przest臋pcze mog艂y istnie膰 tylko w kapitalistycznym pa艅stwie.
Jon Ming wiedzia艂, kim jest Lan Tun. Genera艂 przypomina艂 prawicowe jastrz臋bie, kt贸re przewa偶a艂y teraz w ameryka艅skim wojsku. By艂 te偶 bigotem.
Patrzy艂 na Tajwa艅czyk贸w z g贸ry i uwa偶a艂 ich za gorszych od chi艅skich komunist贸w z kontynentu, cho膰 nale偶eli do tej samej rasy. Irytowa艂 go fakt, 偶e Tajwan przez tyle lat pozostawa艂 niezale偶ny od Chin. I bardzo g艂o艣no m贸wi艂, co nale偶y z tym zrobi膰. Teraz zamierza艂 zrealizowa膰 swoje gro藕by.
Mia艂 jeszcze jeden osobisty pow贸d, by powstrzyma膰 genera艂a Tuna. Matka Jona Minga mieszka艂a na Tajwanie w domu opieki w Tajpej. Cho膰 s艂aba fizycznie, by艂a w pe艂ni w艂adz umys艂owych. Ming cz臋sto z ni膮 rozmawia艂 i obiecywa艂, 偶e jeszcze za jej 偶ycia przeniesie swoje 搃nteresy" na Tajwan. Wiedzia艂, 偶e to niemo偶liwe, ale chcia艂 stworzy膰 przynajmniej iluzj臋, by matka wierzy艂a, i偶 syn jest blisko. Chcia艂 j膮 regularnie odwiedza膰, zanim staruszka odejdzie z tego 艣wiata.
Dlatego musia艂 zapobiec atakowi genera艂a Tuna na Tajwan. Operacja 揃arrakuda", jak j膮 nazywali Tun i Sklep, mia艂a umo偶liwi膰 Chinom zaj臋cie Tajwanu bez interwencji Zachodu. Ming czu艂 si臋 winny, 偶e pom贸g艂 doprowadzi膰 do takiej sytuacji. Kiedy si臋 dowiedzia艂, 偶e Sklep sprzedaje genera艂owi Tunowi plany i specyfikacje operacji 揃arrakuda", omal nie dosta艂 ataku serca. Jak szefowie Sklepu mogli go zdradzi膰 po tym wszystkim, co dla nich zrobi艂? Pom贸g艂 im si臋 przenie艣膰 do Hongkongu. Ming przeklina艂 Zdroka i przysi膮g艂 sobie, 偶e zniszczy Sklep.
Musia艂 zlikwidowa膰 GyroTechnics, nale偶膮c膮 do triady firm臋, ulokowan膮 w Stanach Zjednoczonych. W ten spos贸b chcia艂 przeszkodzi膰 w sprzeda偶y ostatniego elementu projektu profesora Jeinsena genera艂owi Tunowi. System steruj膮cy do MRUUV-a by艂 najwa偶niejszym komponentem. A Szcz臋艣liwe Smoki omal nie dostarczy艂y go, nie艣wiadomie, 艣miertelnemu wrogowi triady!
Gniew Minga koncentrowa艂 si臋 teraz na dw贸ch braciach z triady w Los Angeles. Jeden z nich siedzia艂 w areszcie i prawdopodobnie pozostanie w wi臋zieniu na zawsze. Bez w膮tpienia 艣piewa艂 i ujawnia艂 w艂adzom wszystkie szczeg贸艂y swoich powi膮za艅 ze Szcz臋艣liwymi Smokami. Drugi z braci ukrywa艂 si臋 gdzie艣 w Los Angeles i mia艂 system steruj膮cy. Ming kaza艂 swoim ludziom w po艂udniowej Kalifornii znale藕膰 Eddiego Wu i odzyska膰 urz膮dzenie, zanim zdrajca zd膮偶y je sprzeda膰 Sklepowi. Zdrok zapewne wys艂a艂 ju偶 kogo艣 do Los Angeles, 偶eby sfinalizowa艂 transakcj臋. Gdyby Szcz臋艣liwym Smokom nie uda艂o si臋 jej zapobiec, Ming nie mia艂by wyboru. Musia艂by zebra膰 ma艂膮 armi臋 z lojalnych cz艂onk贸w triady, by przeszkodzi膰 genera艂owi Tunowi w ataku na Tajwan.
Jak na ironi臋, uderzenie na si艂y chi艅skie by艂oby mo偶liwe dzi臋ki broni, kt贸r膮 Szcz臋艣liwe Smoki kupowa艂y od Sklepu. Ming wiedzia艂, 偶e jego ludzie to waleczni i wierni 偶o艂nierze. Zrobi膮 dla niego wszystko, bo jest Cho
Kunem. Ostatniej nocy w jednej z wielu siedzib triady, rozsianych po ca艂ej kolonii, odby艂a si臋 ceremonia inicjacji. Trzej nowi rekruci z艂o偶yli przysi臋g臋 krwi, 偶e b臋d膮 bronili zasad Szcz臋艣liwych Smok贸w. Byli inni ni偶 ci, kt贸rzy mieszkali w chi艅skich dzielnicach kalifornijskich miast. Ameryka zepsu艂a braci Wu. Zbyt 艂atwo zdradzili triad臋. Miejscowi Chi艅czycy nale偶膮cy do Szcz臋艣liwych Smok贸w nigdy by tego nie zrobili.
Staraliby si臋 wykona膰 jak najlepiej ka偶dy rozkaz Cho Kuna, nawet gdyby mia艂o to oznacza膰 艣mier膰 w walce.
ROZDZIA艁 28
Jad臋 z powrotem do hotelu, kiedy przez implanty wywo艂uje mnie Lambert.
- Sam?
- Tak?
- Mamy informacje o lotach American Airlines z Hongkongu do Los Angeles. Pierwszy samolot l膮duje dzi艣 na LAX oko艂o trzeciej. Drugi jest o pi膮tej. Mamy listy pasa偶er贸w, ale nie ma na nich nikogo podejrzanego.
- Ten kto艣 zapewne u偶ywa fa艂szywego nazwiska - odpowiadam. - A co z kamerami w miejscu odlotu?
- Jeszcze nie mamy zdj臋膰. Trzeba za艂atwi膰 mas臋 formalno艣ci, 偶eby je przes艂ali. Powinny by膰 przed l膮dowaniem samolot贸w. Chcia艂bym, 偶eby艣 by艂 na lotnisku przed pierwszym przylotem. Je艣li nie b臋dziesz mia艂 szcz臋艣cia, zaczekasz na drugi.
- Za艂atwione, pu艂kowniku. Podaje mi numery lot贸w.
- Teraz mo偶esz troch臋 odpocz膮膰.
- Chc臋 panu odda膰 t臋 pust膮 艂usk臋. Umieram z ciekawo艣ci, co za skurwiel do mnie strzela艂.
- W艂贸偶 j膮 do koperty, napisz na niej 揊rances Coen" i zostaw w recepcji twojego hotelu. Frances wpadnie po ni膮 rano przed naszym odlotem do Waszyngtonu.
- Wyje偶d偶acie dzisiaj?
- Tak, musimy wraca膰. Mike Wu siedzi i nie musimy ci臋 tu nia艅czy膰.
- Mam tak膮 nadziej臋.
Kiedy doje偶d偶am do Sofltelu, zaczyna wschodzi膰 s艂o艅ce. Zostawiam murano parkingowemu, wchodz臋 do holu i prosz臋 w recepcji o papeteri臋 hotelow膮. Wk艂adam 艂usk臋 do koperty, pisz臋 na niej nazwisko Coen, zaklejam j膮 i wr臋czam mi艂ej recepcjonistce.
Potem jad臋 na g贸r臋 do pokoju i w艣lizguj臋 si臋 cicho do 艣rodka. 艁贸偶ko jest puste i nieza艣cielone, ale s艂ysz臋 w 艂azience kobiecy g艂os, kt贸ry co艣 nuci
- Katiu?
Drzwi otwieraj膮 si臋 gwa艂townie i staje przede mn膮 naga, jak w dniu narodzin, i pi臋kniejsza ni偶 potrafi臋 opisa膰.
- O cholera, Afrodyta we w艂asnej osobie! - udaje mi si臋 wykrztusi膰.
- Czy to... Apollo? - pyta z udawanym zaskoczeniem. - Mars? Zeus?
- Wybierz kt贸rego艣, to nim b臋d臋.
Podchodzi do mnie powoli i pomaga mi zdj膮膰 kombinezon. Zauwa偶a dziur臋 po pocisku w plecaku i marszczy brwi.
- Sam?
- Nie przejmuj si臋 tym - szepcz臋, bior臋 j膮 za kark i przyci膮gam do siebie. - Wszystko gra. - I ca艂uj臋 j膮.
Po paru godzinach gor膮cej mi艂o艣ci zn贸w zasypiamy. Kiedy otwieram oczy, na wy艣wietlaczu budzika jest prawie jedenasta. Nie jad艂em 艣niadania i umieram z g艂odu. Katia najwyra藕niej te偶, bo porusza si臋 obok mnie i jej pierwsze s艂owa brzmi膮:
- Gdzie s膮 jajka i tosty?
Proponuj臋 jej, 偶eby艣my wyszli z pokoju, przek膮sili co艣 w jakim艣 przyjemnym miejscu i po艣wi臋cili godzin臋 na zakupy. Chc臋 znale藕膰 dla niej co艣 艂adnego.
- Nie musisz - odpowiada.
- Wiem. To, co chc臋, i to, co musz臋, to zawsze s膮 dwie r贸偶ne rzeczy. Ale w tym wypadku chc臋 i musz臋. Poza tym o trzeciej powinienem by膰 na LAX.
Robi wielkie oczy.
- Wyje偶d偶asz? - pyta.
- Nie. Musz臋 si臋 z kim艣 spotka膰. S艂u偶bowo.
- Aha. Wi臋c wr贸cisz?
- Oczywi艣cie.
- Dobrze, w takim razie nie tra膰my czasu.
Bierzemy razem prysznic, namydlamy si臋 wzajemnie i opieramy pokusie, 偶eby zacz膮膰 wszystko od pocz膮tku. Katia przez dziesi臋膰 minut stroi si臋 w 艂azience. Wyrzucam j膮 stamt膮d, 偶eby si臋 ogoli膰. Jedzie na g贸r臋 do swojego pokoju po nowe ubrania. Pi臋tna艣cie minut p贸藕niej spotykamy si臋 w holu. 呕eby by艂o szybciej, postanawiamy p贸j艣膰 do restauracji hotelowej, Gigi's Brasserie. Jest tam kuchnia francuska i du偶y wyb贸r da艅 艣niadaniowych i lunchu. Zamawiamy jajka, owoce, ser i pieczywo. Kawa i sok s膮 smaczne. To by艂 dobry wyb贸r.
- P贸jdziemy do Beverly Center - m贸wi臋. - Znajdziemy co艣, co ci si臋 b臋dzie podoba艂o. Co艣, co kobiety lubi膮 kupowa膰. Buty? Bi偶uteri臋? Bielizn臋?
Kopie mnie pod sto艂em.
- Damsk膮 bielizn臋 lubi膮 kupowa膰 m臋偶czy藕ni.
- Dobra, wi臋c j膮 kupimy.
Podczas posi艂ku nie mog臋 si臋 powstrzyma膰 od ci膮g艂ego obserwowania otoczenia. Paranoja? Tamten snajper jest gdzie艣 w mie艣cie i nie wiadomo, gdzie si臋 zn贸w pojawi. Je艣li rzeczywi艣cie by艂em jego g艂贸wnym celem, to sk膮d wiedzia艂, 偶e pojad臋 na nabrze偶e? Nie m贸g艂 tego wiedzie膰. Pewnie polowa艂 na Eddiego Wu. By膰 mo偶e nas艂a艂a go triada, 偶eby wyeliminowa艂 zdrajc臋, a ja po prostu wszed艂em mu w drog臋. To najbardziej logiczne wyt艂umaczenie ca艂ej tej sytuacji. Im d艂u偶ej to sobie powtarzam, tym bardziej w to wierz臋. Jestem tak wyszkolony, 偶e potrafi臋 si臋 zorientowa膰, czy co艣 mi grozi, a teraz m贸j wewn臋trzny radar niczego nie sygnalizuje. To mnie uspokaja. Ja i Katia jeste艣my bezpieczni w miejscach publicznych, ale ostro偶no艣ci nigdy za wiele. Musz臋 si臋 po prostu trzyma膰 zamkni臋tych pomieszcze艅, unika膰 chodzenia po ulicach i sp臋dza膰 czas w sklepach. Wtedy wszystko powinno by膰 dobrze.
Ko艅czymy je艣膰. P艂ac臋 rachunek, a Katia idzie do toalety. Wygl膮dam na zewn膮trz. Ruch jest du偶y, jak zwykle w po艂udnie w 艣rodku tygodnia. Katia wraca po chwili, u艣miecha si臋 do mnie szeroko i wychodzimy z hotelu. Bior臋 j膮 za r臋k臋. Zatrzymujemy si臋 na rogu, czekamy na zielone 艣wiat艂o i przecinamy bulwar. Jak ju偶 m贸wi艂em, nie cierpi臋 centr贸w handlowych. Nie znosz臋 ich. Ale z niewiadomego powodu w towarzystwie Katii jest inaczej. Staj臋 si臋 nagle jednym z normalnych Amerykan贸w, kt贸rzy nie musz膮 codziennie my艣le膰 o bezpiecze艅stwie narodowym, kontrwywiadzie i terroryzmie. M贸g艂bym by膰 jakim艣 przeci臋tnym Johnem, kt贸ry robi z 偶on膮 zakupy, jego dzieci s膮 w domu z opiekunk膮 albo w szkole, a on nie ma innych problem贸w ni偶 raty za samoch贸d i podatki.
Natychmiast wyrzucam te my艣li z g艂owy. Chc臋 sprawi膰 Katii przyjemno艣膰. Wchodzimy do Adrienne Vittadini, gdzie Katia przez jaki艣 czas ogl膮da ubrania. Potem wst臋pujemy do Banana Republic, gdzie Katia przez jaki艣 czas ogl膮da... ubrania. P贸藕niej postanawia wej艣膰 do Macy's i obejrze膰 inne ubrania, wpadam wi臋c do Niessinga, 偶eby zobaczy膰 bi偶uteri臋. Po raz pierwszy od lat mam ochot臋 na ekstrawagancj臋; kupuj臋 jej unikatowy naszyjnik z pere艂. S膮 oprawione w hematyt, srebro, platyn臋 i z艂oto. Sporo mnie to kosztuje, ale nie waham si臋 ani chwili. Katia jest tego warta. Ka偶臋 zapakowa膰 prezent i nagle czuj臋 w piersi to zabawne ciep艂o. Nie zdarzy艂o mi si臋 to od tak dawna, 偶e niemal zapomnia艂em, co to jest. Mi艂o艣膰? Zauroczenie? Po trosze jedno i drugie?
Chrza艅 to. Przesta艅 analizowa膰. Jest jak jest. 呕yj臋 wystarczaj膮co d艂ugo, by wiedzie膰, 偶e nie warto snu膰 plan贸w na dalek膮 przysz艂o艣膰. Jedno jest pewne - czuj臋 si臋 wspaniale i jestem szcz臋艣liwy, 偶e kupi艂em jej prezent.
Znajduj臋 j膮 w Macy's przy butach i wr臋czam jej paczuszk臋. Prawie krzyczy z rado艣ci, gdy j膮 otwiera i widzi, co jest w 艣rodku. Pomagam jej zapi膮膰 naszyjnik. Obejmuje mnie mocno i ca艂uje na 艣rodku sklepu.
- Jakie to s艂odkie - mruczy sprzedawczyni w starszym wieku. Chyba powinienem by膰 zak艂opotany, ale nie jestem.
Katia promienieje, gdy wychodzimy z Macy's. Prezent j膮 oszo艂omi艂 i ju偶 nie potrafi si臋 skoncentrowa膰 na zakupach, w臋drujemy wi臋c przez centrum handlowe i tylko ogl膮damy wystawy. Mam jeszcze ponad godzin臋 do wyjazdu na LAX; proponuj臋, 偶eby艣my wr贸cili do hotelu. Katia uwa偶a, 偶e to 艣wietny pomys艂.
Zje偶d偶amy ruchomymi schodami na ulic臋 i zamierzamy przeci膮膰 Beverly, ale powstrzymuj臋 Kati臋 na moment i si臋 rozgl膮dam.
- Co si臋 sta艂o? - pyta.
- Po prostu jestem ostro偶ny - odpowiadam. - Tak膮 mam natur臋.
- Robisz dla rz膮du co艣 niebezpiecznego, tak? - Brzmi to bardziej jak stwierdzenie ni偶 pytanie.
- Nie m贸wmy o tym, Katiu.
Przechodzimy na drug膮 stron臋 bulwaru. Przygl膮dam si臋 budynkom przed nami. Na szczycie jednego z nich, s膮siaduj膮cego z Sofitelem, jest basen hotelowy. Widz臋, 偶e co艣 b艂yszczy na kraw臋dzi dachu. S艂o艅ce odbija si臋 od jakiego艣 metalowego przedmiotu. Przez u艂amek sekundy wydaje mi si臋, 偶e jest tam snajper. Chwytam Kati臋 i odci膮gam to ty艂u.
- Sam! - wrzeszczy, gdy j膮 popycham, by膰 mo偶e troch臋 za mocno, z powrotem do ruchomych schod贸w. - Co jest, do cholery?
- Wydawa艂o mi si臋... wydawa艂o mi si臋, 偶e co艣 widz臋 - m贸wi臋. Wali mi serce. Zn贸w patrz臋 na dach. U艣wiadamiam sobie, 偶e to tylko jaki艣 dzieciak w okularach przeciws艂onecznych bawi si臋 pistoletem na wod臋. Kln臋 cicho i przepraszam.
- Przestraszy艂e艣 mnie.
- To si臋 ju偶 nie powt贸rzy - zapewniam, ale to oczywi艣cie nieprawda. To si臋 b臋dzie stale powtarza艂o. Nagle powracaj膮 wszystkie moje obawy i w膮tpliwo艣ci co do naszego zwi膮zku. Katii grozi niebezpiecze艅stwo tylko dlatego, 偶e jest ze mn膮. Tak nie mo偶e by膰. Wszystko, co czu艂em przez kilka ostatnich godzin, znika w mgnieniu oka. Moje serce zn贸w twardnieje i boj臋 si臋 jej powiedzie膰, 偶e bez wzgl臋du na to, co jest mi臋dzy nami, musimy z tym sko艅czy膰. Czy mog臋 z tym zaczeka膰 do naszego powrotu do Marylandu? Tak zrobi臋. Nie ma sensu psu膰 jej wakacji, a sobie ostatniej godziny z ni膮. Nied艂ugo si臋 po偶egnamy, a potem zaczekam na lepsz膮 okazj臋 do zerwania. W ten spos贸b ka偶de z nas b臋dzie mog艂o wr贸ci膰 do swojego prywatnego 偶ycia w Towson i zrobi膰 to, co b臋dzie musia艂o, 偶eby prze偶y膰 rozstanie.
U艣miecham si臋 i bior臋 j膮 za rami臋.
- Chod藕, spr贸bujemy jeszcze raz przej艣膰 przez ulic臋. 艢mieje si臋.
- Podobno 膰wiczenia prowadz膮 do doskona艂o艣ci - m贸wi.
Kiedy zatrzymujemy si臋 na rogu Beverly i La Cienega, by zaczeka膰 na zielone 艣wiat艂o, nagle doznaj臋 wra偶enia, 偶e wszystko wok贸艂 mnie dzieje si臋 w zwolnionym tempie. Katia odwraca si臋 do mnie i przysuwa, 偶eby mnie poca艂owa膰. W tym samym momencie ruszaj膮 samochody na La Cienega i dostrzegam k膮tem oka bia艂膮 furgonetk臋, kt贸ra przeje偶d偶a przez skrzy偶owanie stanowczo zbyt wolno. W 艣rodku s膮 dwaj m臋偶czy藕ni. Jeden oczywi艣cie prowadzi, drugi trzyma w otwartym oknie co艣, co wygl膮da na karabin.
O m贸j Bo偶e, to jest karabin!
Twarz Katii nagle przes艂ania mi widok. Nie mog臋 jej powstrzyma膰, gdy mnie ca艂uje. Odpycham j膮 odruchowo na bok i wtedy s艂ysz臋 strza艂. Cia艂o Katii podskakuje, kiedy przewracam j膮 na chodnik. Rzucam si臋 na ni膮, 偶eby j膮 zas艂oni膰 przed ogniem snajpera, potem ogl膮dam si臋 na furgonetk臋 i widz臋 twarz strzelca. Samoch贸d przecina skrzy偶owanie i znika za Beverly Center.
Teraz wszystko ma sens. Zab贸jca to Iwan Putnik, cyngiel Sklepu. Nic dziwnego, 偶e 艂uski 7,62 milimetra co艣 mi m贸wi艂y. Patrz臋 na Kati臋.
- Nic ci si臋 nie sta艂o? - krzycz臋. - Nie uszkodzi艂em ci臋? Odwracam j膮 twarz膮 do mnie. Ma otwarte oczy, ale niewidz膮cy wzrok.
Musi by膰 oszo艂omiona upadkiem, klepi臋 j膮 wi臋c lekko w policzek.
- Katiu, ju偶 po wszystkim. Ju偶 ich nie ma.
Nie reaguje. Wpadam w panik臋, odwracam j膮 na bok i wtedy to widz臋. Pocisk przeznaczony dla mnie, trafi艂 j膮 mi臋dzy 艂opatki.
Pami臋tam, 偶e od tego momentu wszystko jest niewyra藕ne. Chyba p艂acz臋 z rozpaczy. Par臋 os贸b, wychodz膮cych z centrum handlowego, pyta, czy mog膮 pom贸c. M贸wi臋 im, 偶eby wezwali karetk臋.
Zgodnie z regulaminem Wydzia艂u Trzeciego w takiej sytuacji, jak ta, musz臋 jak najszybciej opu艣ci膰 miejsce zdarzenia. Nie powinienem mie膰 do czynienia z lokaln膮 policj膮 ani w kraju, ani za granic膮. Jestem tak wyszkolony, 偶eby po prostu wsta膰, odej艣膰 i zostawi膰 innym sprz膮tanie po mnie. Ale tym razem nie potrafi臋 tego zrobi膰. Kl臋cz臋 przy Katii i trzymam j膮 w ramionach. Zamykam jej delikatnie oczy, potem przytulam jej g艂ow臋 do piersi. Czuj臋 na mostku nowy naszyjnik z pere艂, przyciskam j膮 do siebie jeszcze mocniej, by膰 mo偶e po to, 偶eby naszyjnik zostawi艂 trwa艂y 艣lad na mojej sk贸rze.
- Sam?
To g艂os Coen. Ignoruj臋 j膮.
- Sam, musisz stamt膮d znikn膮膰.
Nie mog臋 zostawi膰 Katii. Ona 偶yje. Wyjdzie z tego. Gdzie ta pieprzona karetka? Odzywa si臋 Lambert.
- Sam! Wyno艣 si臋 stamt膮d! To rozkaz!
To przywraca mi rozs膮dek na tyle, 偶e chwytam nadgarstek Katii, 偶eby sprawdzi膰 t臋tno. Nie wyczuwam go.
- Sam, masz wsta膰, przej艣膰 przez ulic臋 i wej艣膰 do hotelu - m贸wi Lambert. - Id藕 prosto do pokoju i zbierz swoje rzeczy. Frances i ja b臋dziemy tam za pi臋膰 minut. Rusz si臋, cz艂owieku!
Odgarniam kr臋cone w艂osy Katii z jej twarzy i ca艂uj臋 j膮 lekko. Nie jestem w stanie nic do niej powiedzie膰, k艂ad臋 j膮 delikatnie na chodniku i wstaj臋. Nie zwracaj膮c uwagi na to, czy mam zielone 艣wiat艂o, przecinam bulwar. Wok贸艂 Katii zebra艂 si臋 ju偶 ma艂y t艂um i cz臋艣膰 ludzi krzyczy do mnie. Wchodz臋 do hotelu i kieruj臋 si臋 prosto do windy. W pokoju 艂api臋 si臋 za g艂ow臋 i zaczynam kl膮膰. Niech szlag trafi Sklep, Szcz臋艣liwe Smoki, NSA, Wydzia艂 Trzeci, pu艂kownika Lamberta...
Ale najgorsze przekle艅stwa zostawiam dla siebie.
ROZDZIA艁 29
Jad臋 ot臋pia艂y na fotelu pasa偶era lexusem Frances Coen. Jeste艣my w drodze na LAX. Pu艂kownik Lambert siedzi z ty艂u. Mam wra偶enie, 偶e par臋 ostatnich godzin min臋艂o bez mojego udzia艂u. Pami臋tam, 偶e Coen i Lambert zjawili si臋 w hotelu, 偶eby mnie zabra膰. Lambert nalega艂, 偶ebym w艂o偶y艂 kamizelk臋 kuloodporn膮 pod cywilne ubranie na wypadek, gdyby snajper by艂 jeszcze w pobli偶u, wi臋c to zrobi艂em. Zatrzyma艂em te偶 plecak. Nie mog艂em go im odda膰. Murano zostawili艣my w gara偶u hotelowym. Zajmie si臋 nim jaki艣 umy艣lny z NSA. Inni rz膮dowi biurokraci rozmawiaj膮 z policj膮 i za艂atwiaj膮 spraw臋 tak, 偶ebym nie by艂 w 偶aden spos贸b powi膮zany z zab贸jstwem Katii. Rz膮d Stan贸w Zjednoczonych jest w tym dobry. Wszystkie agencje w porz膮dku alfabetycznym - CIA, FBI, NSA, jakie chcecie - maj膮 搝espo艂y likwidacji szk贸d", kt贸re w takiej sytuacji jak ta natychmiast wkraczaj膮 do akcji. Od tej chwili, je艣li chodzi o policj臋 w Los Angeles, nigdy nie mieszka艂em w Sofitelu i w og贸le nie zna艂em Katii Loenstern. Biedna kobieta najwyra藕niej pad艂a ofiar膮 przypadkowej strzelaniny.
Kiedy wr臋czy艂em Coen moj膮 torb臋 podr贸偶n膮 i sprz臋t, wsadzono mnie szybko do jej samochodu. Teraz jeste艣my tutaj.
Coen i Lambert nie wiedz膮, co czuj臋 z powodu 艣mierci Katii, ale co艣 podejrzewaj膮. Przez, d艂u偶szy czas jedziemy w milczeniu. Ruch na autostradzie numer 405 w kierunku po艂udniowym jest du偶y, jak zwykle. W ko艅cu Lambert zadaje mi pytanie:
- Sam, ta kobieta by艂a twoj膮 przyjaci贸艂k膮?
Nie odpowiadam. Nadal wpatruj臋 si臋 w okno i bezmy艣lnie licz臋 wszystkie czerwone samochody.
- Sam?
- Tak, pu艂kowniku?
- Czy ta kobieta by艂a twoj膮 przyjaci贸艂k膮?
- Nie - zaprzeczam. - Moj膮 instruktork膮 krav magi z Towson.
- Dlaczego towarzyszy艂a ci w Los Angeles?
Wzruszam ramionami.
- Tak si臋 z艂o偶y艂o, 偶e mieszka艂a w tym samym hotelu co ja. Lambert wzdycha i po chwili milczenia m贸wi:
- Sam, wiemy, 偶e si臋 z ni膮 spotyka艂e艣. Wiemy, 偶e ostatniej nocy by艂a w twoim pokoju hotelowym. Nasza praca wymaga, 偶eby艣my wiedzieli takie rzeczy.
- Wiem.
- Wi臋c nie musisz przed nami niczego ukrywa膰.
- Dlaczego mia艂bym co艣 ukrywa膰? - pytam. - Skoro ju偶 wszystko wiecie, nie ma nic do ukrycia.
- Sam, bardzo mi przykro z powodu 艣mierci panny Loenstern. Naprawd臋. Je艣li co艣 dla ciebie znaczy艂a, tym bardziej musimy kontynuowa膰 obecne zadanie. Jeste艣my bliscy jego zako艅czenia. Mo偶emy wyeliminowa膰 tych ludzi na dobre.
My艣lami jestem teraz gdzie indziej. Nie mam ochoty 艣ciga膰 personelu Sklepu. To znaczy chcia艂bym dorwa膰 Iwana Putnika, wsadzi膰 mu g艂ow臋 do kibla i spu艣ci膰 wod臋, 偶eby si臋 utopi艂 we w艂asnym brudach.
Sam, za dziesi臋膰 minut b臋dziemy na LAX. W tej chwili jeste艣 jedynym cz艂owiekiem, kt贸ry mo偶e wykona膰 to zadanie. W pobli偶u nie ma innych penetrator贸w; wszyscy s膮 za granic膮. Znasz spraw臋 i ludzi w ni膮 zamieszanych. Wiem, jak si臋 czujesz, ale b臋dzie dla ciebie najlepiej, je艣li od razu wejdziesz z powrotem do akcji. To ci pomo偶e oderwa膰 my艣li od...
- Sk膮d pan wie, do cholery, co b臋dzie dla mnie najlepsze, pu艂kowniku? - warcz臋. - Nie ma pan poj臋cia, co czuj臋!
Lambert jest przyzwyczajony do okazjonalnych star膰 mi臋dzy nami, ale u艣wiadamiam sobie, 偶e mnie ponios艂o. Pu艂kownik ignoruje moj膮 gwa艂town膮 reakcj臋.
- Mo偶liwe, ale musisz si臋 z tego otrz膮sn膮膰, Sam. Mo偶e psycholog wy艣le ci臋 na obowi膮zkowy urlop, jak to sko艅czymy, a potem zrobisz sobie d艂ugie wakacje. Wtedy poczujesz si臋 inaczej.
Zbli偶amy si臋 do LAX. Lambert oczywi艣cie ma racj臋. Ale nie potrafi臋 tak po prostu przesta膰 my艣le膰 o Katii i udawa膰, 偶e nic si臋 nie sta艂o. B臋d臋 za to wini艂 siebie, do cholery. To przecie偶 naprawd臋 moja wina. I musz臋 mie膰 czas, 偶eby do tego przywykn膮膰.
Z drugiej strony, je艣li zamierzam pom艣ci膰 jej 艣mier膰, musz臋 i艣膰 naprz贸d. Chc臋 dopa艣膰 Putnika i innych skurwieli ze Sklepu, dla kt贸rych pracuje. Oczekiwanie na samolot z Hongkongu to pierwszy krok do osi膮gni臋cia tego celu.
- W porz膮dku, pu艂kowniku - odpowiadam. - Przepraszam.
- Zapomnij o tym, Sam.
- Tylko niech pan nie m贸wi: 揨apomnij o tym, Sam, to Chinatown". Lambert nie 艂apie, ale Coen chichocze.
Zanim si臋 rozstaniemy przed terminalem mi臋dzynarodowym Bradley, Lambert wyjmuje kom贸rk臋. B臋dziemy mieli wsparcie tajnych agent贸w FBI. Biuro najwyra藕niej uwa偶a, 偶e sam nie zdo艂am wykona膰 tego zadania. Coen i Lambert prze艂o偶yli na jutro sw贸j powr贸t do Waszyngtonu, mog膮 wi臋c mie膰 mnie na oku i czuwa膰, 偶ebym si臋 nie za艂ama艂 czy co艣 w tym rodzaju.
Musz臋 przyzna膰, 偶e teraz, kiedy 損racuj臋", czuj臋 si臋 troch臋 lepiej. W samochodzie by艂em got贸w zabi膰 ka偶dego, kto nale偶a艂 do personelu rz膮dowego, 艂膮cznie z Lambertem i Coen. To typowe, 偶e ch臋tnie bym sobie dokopa艂 za 艣mier膰 Katii. Tak samo by艂o wtedy, gdy Regan umar艂a na tego pieprzonego raka. Psychologowie CIA powtarzali mi, 偶e to nie moja wina, ale z jakiego艣 powodu czu艂em si臋 lepiej, kiedy mog艂em si臋 obwinia膰. Wiem, 偶e to zupe艂nie bez sensu.
W ka偶dym razie teraz, gdy jestem tutaj, na lotnisku, w g膮szczu sprawi ze si臋 tak wyra偶臋, rozja艣nia mi si臋 w g艂owie. Jestem prawie pewien 偶e mog臋 si臋 skupi膰 na zadaniu, i powiedzia艂em to Lambertowi, gdy wysiedli艣my z samochodu. Po艂o偶y艂 mi r臋k臋 na ramieniu i 艣cisn膮! je. Ten gest znaczy艂 wi臋cej ni偶 g艂upie s艂owa wsp贸艂czucia, kt贸re m贸g艂by wypowiedzie膰.
Zdj臋cia z kamer na lotnisku w Hongkongu zostaj膮 przesiane na m贸j OPSAT w sam膮 por臋, w momencie kiedy wchodzimy do 艣rodka. Ogl膮damy je przez chwil臋, ale nikogo na nich nie rozpoznaj臋.
- Mo偶e b臋dzie ci 艂atwiej, jak zobaczysz pasa偶er贸w samolotu na 偶ywo - podsuwa Lambert.
Dzi臋ki listom uwierzytelniaj膮cym z NSA mijam bez problemu ochron臋 lotniska w terminalu. Samolot przylecia艂 o czasie ima wyl膮dowa膰 Za par臋 minut. Id臋 do przej艣膰 na p艂yt臋 i przygl膮dam si臋 ludziom, kt贸rzy s膮 wok贸艂. Z powodu obecnych przepis贸w bezpiecze艅stwa mog膮 tutaj przebywa膰 tylko pasa偶erowie z biletami. Przestrzega si臋 tego zw艂aszcza w terminalu mi臋dzynarodowym. Tote偶 otaczaj膮cy mnie ludzie powinni by膰 pasa偶erami, kt贸rzy czekaj膮, 偶eby wej艣膰 na pok艂ad nast臋pnego samolotu, a nie osobami witaj膮cymi. W ka偶dym razie nie widz臋 偶adnego Azjaty. Nie ma tu nic ciekawego.
- Sam?
- Tak? - szepcz臋. To Coen. Musz臋 subtelnie w艂膮cza膰 implant w mojej krtani. Rozmawia膰 w miejscu publicznym przez kom贸rk臋 wewn膮trz ucha to jedno; naciska膰 krta艅, 偶eby si臋 z kim艣 porozumie膰, t0 zupe艂nie co innego.
- 艁膮cz臋 ci臋 z agentem FBI, Firut膮. Dowodzi tutaj trzyosobowym zespo艂em.
- Dobra.
Po chwili s艂ysz臋 pytanie:
- Agent Fisher?
- Zgadza si臋.
- Tu agent specjalny Gary Firuta. Jest nas tutaj trzech. Dwaj moi ludzie s膮 przy odbiorze baga偶u. Ja stoj臋 przy cle, obok ruchomych schod贸w, kt贸re 艂膮cz膮 kontrol臋 imigracyjn膮 z odbiorem baga偶u. Je艣li zauwa偶y pan kogo艣, kto w艂a艣nie przylecia艂, i powinni艣my si臋 nim zainteresowa膰, prosz臋 da膰 nam zna膰.
- Jasne.
Zajmuj臋 pozycj臋 na ko艅cu korytarza, 偶eby dobrze widzie膰 przej艣cia. Wreszcie samolot l膮duje i zaczynaj膮 wychodzi膰 pasa偶erowie. Poniewa偶 to lot z Hongkongu, jest naturaln膮 rzecz膮, 偶e przylecieli g艂贸wnie Azjaci. Przygl膮dam si臋 twarzom i nikogo nie rozpoznaj臋. Kiedy wydaje si臋, 偶e w samolocie ju偶 nikt nie zosta艂, pojawia si臋 samotny, starszy bia艂y m臋偶czyzna. Idzie o lasce i niesie neseser. Ma siwe w艂osy i starannie przystrzy偶one w膮sy i brod臋. Ale jest w nim co艣 znajomego. Ju偶 go gdzie艣 widzia艂em.
Robi臋 mu szybko zdj臋cie OPSAT-em. Nawet gdy jestem w cywilnym ubraniu, nigdy nie zdejmuj臋 OPSAT-u z nadgarstka.
Starszy m臋偶czyzna wchodzi wolno do poczekalni, patrzy na tablice informacyjne i kieruje si臋 w stron臋 kontroli imigracyjnej. Ruszam za nim w bezpiecznej odleg艂o艣ci i zawiadamiam agenta Firul臋, co si臋 dzieje. Tymczasem pr贸buj臋 sobie przypomnie膰, sk膮d znam tego m臋偶czyzn臋.
Kolejki do kontroli imigracyjnej s膮 d艂ugie. Przechodz臋 na drug膮 stron臋. Starszy m臋偶czyzna czeka cierpliwie w ogonku. Nie wygl膮da gro藕nie. Dla zabicia czasu wy艣wietlam jego zdj臋cie na ekranie OPSAT-u i studiuj臋 je. Powi臋kszam fragmenty fotografii, skupiam si臋 na oczach faceta, jego nosie i brodzie. Ta broda... To Oskar Herzog! Kiedy widzia艂em go ostatni raz, mia艂 tak膮 sam膮 brod臋. U farbowa艂 j膮 na bia艂o, ucharakteryzowa艂 si臋 na starszego cz艂owieka i dobrze mu wychodzi ku艣tykanie o lasce.
Naciskam implant.
- Alarm - szepcz臋. - Starszy facet o lasce, kt贸ry podchodzi teraz z paszportem do kontroli imigracyjnej, to Oskar Herzog.
- Zaczekaj, Sam.
Widz臋, jak Herzog wr臋cza urz臋dnikowi imigracyjnemu paszport i wiz臋. W tym samym momencie tamten odbiera telefon. S艂ucha przez chwil臋, kiwa g艂ow膮 i si臋 wy艂膮cza. Potem stawia piecz膮tk臋 w paszporcie Herzoga i przepuszcza go.
- Nie zatrzymujemy go - m贸wi Firuta. - Z jego paszportu wynika, 偶e nazywa si臋 Griegor W艂adystok i jest Rosjaninem zamieszka艂ym w Hongkongu.
- Ten facet naprawd臋 jest Niemcem - odpowiadam.
- M贸wi艂 do urz臋dnika imigracyjnego przekonuj膮cym rosyjskim. Moi dwaj ludzie przejm膮 go na dole przy odbiorze baga偶u.
- Tylko nie stra膰cie go z oczu. Na pewno spotka si臋 tu z kim艣.
Zje偶d偶am ruchomymi schodami, jak wszyscy. Przy odbiorze baga偶u panuje t艂ok. W ci膮gu ostatnich trzydziestu minut wyl膮dowa艂o kilka samolot贸w. To nic niezwyk艂ego na LAX. Ale panuje chaos, bo zepsu艂o si臋 kilka obrotowych transporter贸w ta艣mowych i dzia艂aj膮 tylko trzy. Na dodatek obs艂uga naziemna biega i roz艂adowuje samoloty.
Kiedy id臋 za Herzogiem w kierunku 搆aruzel baga偶owych", dostrzegam dw贸ch Azjat贸w w garniturach biznesmen贸w. Stoj膮 w pobli偶u stanowisk wypo偶yczalni samochod贸w. W tym miejscu mog膮 przechwyci膰 ka偶dego, kto idzie po baga偶. Od czasu do czasu szepcz膮 mi臋dzy sob膮. Mimo garnitur贸w sprawiaj膮 wra偶enie bandzior贸w. Za艂o偶y艂bym si臋, 偶e to gangsterzy z triady, kt贸rzy chc膮 powa偶ne wygl膮da膰.
Naciskam implant i szepcz臋:
- Przy stanowiskach wypo偶yczalni samochod贸w stoj膮 dwaj podejrzani Azjaci.
Ale Dopey i Goofy nie zwracaj膮 uwagi na przechodz膮cego obok nich Herzoga. Jest ju偶 kilka metr贸w za nimi, kiedy kr臋c膮 z rozczarowaniem g艂owami. Najwyra藕niej zostali po kogo艣 wys艂ani, ale si臋 nie zjawi艂. Odwracaj膮 si臋 i ruszaj膮 w kierunku transporter贸w obrotowych.
Przy drzwiach wyj艣ciowych, blisko karuzeli baga偶owej, obs艂uguj膮cej samolot z Hongkongu, czekaj膮 trzej kierowcy limuzyn. Trzymaj膮 tabliczki z nazwiskami klient贸w. Widz臋, 偶e Herzog kiwa g艂ow膮 do jednego z nich. Kierowca - Azjata - si臋 u艣miecha. Na tabliczce w jego r臋kach widnieje napis P. W艁ADYSTOK. Bingo.
Przygl膮dam si臋 kierowcy limuzyny, kiedy Dopey i Goofy wywo艂uj膮 zamieszanie. Wskakuj膮 na obracaj膮cy si臋 transporter i krzycz膮 po angielsku:
- Mamy bomb臋! Niech nikt si臋 nie rusza!
T艂um oczywi艣cie panikuje. Ludzie z wrzaskiem porzucaj膮 swoje baga偶e i p臋dz膮 do drzwi. Ochrona u偶ywa gwizdk贸w i wzywa do zachowania spokoju. Na pr贸偶no.
- Niech to szlag! - m贸wi Firuta. - Co si臋 sta艂o?
Nie spuszczam Herzoga z oka. Dwaj Azjaci g贸wno mnie obchodz膮. Kierowca limuzyny bierze Herzoga za rami臋 i prowadzi szybko do drzwi. Robi臋, co mog臋, 偶eby si臋 przepchn膮膰 przez t艂um i nie zgubi膰 ich, ale jest za du偶y t艂ok. Zjawia si臋 policja, aresztuj膮 Dopeya i Goofy'ego, ale nadal panuje chaos.
- Firuta! Gdzie s膮 twoi ludzie? - pytam.
Agenci FBI najwyra藕niej zaj臋li si臋 dwoma Azjatami - dok艂adnie tak jak chcieli fa艂szywi cz艂onkowie triady. U艣wiadamiam sobie teraz, 偶e Dopey i Goofy dzia艂ali na polecenie Eddiego Wu, nie Jona Minga. Mieli dokona膰 dywersji, 偶eby Herzog m贸g艂 si臋 wymkn膮膰 niezauwa偶ony.
Pieprzy膰 to. Przedzieram si臋 przez t艂um niczym rozjuszony byk, odpycham ludzi na bok bez 偶adnych uprzejmo艣ci. Docieram do drzwi wyj艣ciowych i wypadam na zewn膮trz. Widz臋, jak Herzog wsiada na tylne siedzenie limuzyny, kt贸ra jest nieprzepisowo zaparkowana przy kraw臋偶niku. Kierowca wskakuje na swoje miejsce i auto odje偶d偶a.
Wybiegam na jezdni臋 i zatrzymuj臋 taks贸wk臋. Otwieram drzwi, si臋gam do 艣rodka, odpinam kierowcy pas bezpiecze艅stwa i wyci膮gam go z samochodu.
- Hej! - krzyczy i zaczyna si臋 ze mn膮 bi膰, ale u艣wiadamia sobie, 偶e jestem du偶o wi臋kszy od niego.
- Dostaniesz swoj膮 bryk臋 z powrotem w ca艂o艣ci - m贸wi臋. - Mam nadziej臋.
Siedz臋 ju偶 za kierownic膮 i zatrzaskuj臋 drzwi. Zostawiam oszo艂omionego faceta na ulicy i ruszam w po艣cig.
ROZDZIA艁 30
Autostrada numer 405 w kierunku p贸艂nocnym jest zat艂oczona, niewiele im wi臋c mog臋 zrobi膰 poza zatrzymywaniem si臋 i ruszaniem. Limuzyna jest cztery d艂ugo艣ci samochodu przede mn膮. Zaczyna si臋 burza. Grzmi, niebo przecinaj膮 b艂yskawice, chmury wygl膮daj膮 gro藕nie.
Limuzyna w ko艅cu zje偶d偶a z autostrady na drog臋 mi臋dzystanow膮 1-10 w kierunku wschodnim. Zmieniam g艂adko pasy i robi臋 to samo. Ruch jest tutaj mniejszy, ale nied艂ugo tempo jazdy g艂贸wnymi arteriami spowolni膮 godziny szczytu. Po drodze zdaj臋 raport Lambertowi. Dowiaduj臋 si臋, 偶e agenci FBI s膮 na mnie wkurzeni za to, 偶e podj膮艂em po艣cig za Herzogiem bez nich.
- Przesrali spraw臋 - m贸wi臋. Byli nie tam, gdzie powinni. - Lambert informuje mnie, 偶e dwaj Chi艅czycy zostali aresztowani, cho膰 twierdzili, 偶e 搕ylko si臋 wyg艂upiali". Lambert zgadza si臋 ze mn膮, 偶e najprawdopodobniej wys艂ano ich na lotnisko, by dokonali dywersji. Agent Firuta nie mo偶e sobie darowa膰, 偶e nie kontroluje sytuacji. Lambert przypomina mi, 偶ebym by艂 z nim w sta艂ym kontakcie, i dodaje, 偶e Coen pojedzie za mn膮 swoim samochodem.
- Wiadomo co艣 o pogodzie? - pytam. Leje tak, 偶e ledwo widz臋 przez przedni膮 szyb臋.
- Ostrzegaj膮 przed obfitymi opadami - odpowiada Lambert. - Drogi na zach贸d od ciebie ju偶 s膮 zalane. Uwa偶aj.
Super. My艣la艂em, 偶e w Los Angeles nigdy nie pada, a tymczasem mam dzi艣 w膮tpliw膮 przyjemno艣膰 艣ciga膰 limuzyn臋 w czasie oberwania chmury. Ale na uk艂ady nie ma rady, ludzie.
W ko艅cu limuzyna wje偶d偶a na drog臋 numer 110 i kieruje si臋 do 艣r贸dmie艣cia, ale potem skr臋ca w lewo na Hollywood Freeway. Trasa numer 101 jest ju偶 pe艂na samochod贸w. Ale limuzyna zje偶d偶a wkr贸tce na Sunset Boulevard i skr臋ca na wsch贸d w kierunku Silver Lake. Na razie siedz臋 jej na ogonie w rozs膮dnej odleg艂o艣ci.
Niebawem limuzyna wje偶d偶a na parking jakiego艣 n臋dznego motelu, kt贸ry wygl膮da tak, jakby pochodzi艂 z lat trzydziestych albo czterdziestych. Zatrzymuj臋 taks贸wk臋 po drugiej stronie Sunset, gdzie szcz臋艣liwie znajduj臋 wolne miejsce przy kraw臋偶niku. Mam st膮d dobry widok na motel i obserwuj臋, jak limuzyna parkuje niezgrabnie, zajmuj膮c a偶 trzy miejsca. Po chwili chi艅ski kierowca wysiada i otwiera tylne drzwi swojemu pasa偶erowi. Herzog wy艂ania si臋 z auta, 艣ciska kierowcy d艂o艅 i podchodzi do drzwi jednego z pokoi motelowych. Kierowca wsiada z powrotem do limuzyny i czeka.
Wyci膮gam szybko lunet臋, kt贸rej u偶ywam razem z five-sevenem, i ogniskuj臋 na Herzogu. Puka do drzwi, rozgl膮da si臋, 偶eby sprawdzi膰, czy kto艣 go nie 艣ledzi, i zn贸w odwraca si臋 twarz膮 do drzwi. Kiedy si臋 otwieraj膮, w progu widz臋 Chi艅czyka. U艣miecha si臋 i 艣ciska Herzogowi d艂o艅. To Eddie Wu. Jestem tego pewien, mimo ulewy. Super, koniec biernej inwigilacji. Czas skopa膰 komu艣 ty艂ek.
Wyskakuj臋 z taks贸wki, przecinam biegiem Sunset i zbli偶am si臋 do limuzyny od strony kierowcy. Leje tak, 偶e czuj臋 si臋 jak pod prysznicem. Stukam w szyb臋. Kierowca opuszcza j膮 i dostaje ode mnie mocno w nos. Zanim ma czas zareagowa膰, si臋gam do 艣rodka i dusz臋 go. Trzydzie艣ci sekund p贸藕niej facet jest w krainie sn贸w. Otwieram drzwi, rewiduj臋 go w poszukiwaniu broni i znajduj臋 w wewn臋trznej kieszeni jego marynarki browninga kaliber dziewi臋膰 milimetr贸w. Zabieram pistolet, odpycham faceta i zatrzaskuj臋 drzwi. Kiedy id臋 do drzwi pokoju motelowego, wrzucam spluw臋 do 艣mietnika.
Podchodz臋 cicho i przyciskam ucho do drzwi. Spodziewam si臋 us艂ysze膰 rozmow臋, ale panuje cisza. Nie ma ich tam?
Do diab艂a z pukaniem. Rozwalam drzwi kopniakiem i wpadam do 艣rodka z five-sevenem gotowym do strza艂u. Wn臋trze jest w stylu bungalowu, z sypialni膮, salonem i ma艂膮 kuchni膮. Nikogo tu nie ma. Tylne drzwi, kt贸re prowadz膮 na parking za motelem, s膮 szeroko otwarte.
Niech to szlag!
Wygl膮dam na zewn膮trz i widz臋 drug膮 limuzyn臋 wyje偶d偶aj膮c膮 z parkingu. Skurwiele zmienili samochody! Ci faceci z pewno艣ci膮 nie s膮 g艂upi. Wybiegam z pokoju i wracam do limuzyny na parkingu od frontu. Do diab艂a z taks贸wk膮 po drugiej stronie Sunset - za bardzo leje, 偶eby tam lecie膰. Otwieram drzwi, chwytam nieprzytomnego kierowc臋 i wyci膮gam na chodnik. Wskakuj臋 do 艣rodka i uruchamiam silnik. Nie jestem przyzwyczajony do prowadzenia limuzyny - przy cofaniu uderzam w volkswagena za mn膮. Wrzucam jedynk臋, obracam kierownic膮 i wypadam na Sunset Boulevard. Hm, mo偶e jednak powinienem by艂 wr贸ci膰 do taks贸wki.
Limuzyna jest ju偶 daleko przede mn膮. Jedzie na zach贸d. Przyspieszam, zmieniam pasy ruchu, wyprzedzam inne samochody i zr贸wnuj臋 si臋 z ni膮. Ma oczywi艣cie przyciemnione szyby, wi臋c nie widz臋 pasa偶er贸w. Ale widz臋 kierowc臋, paskudnego Chi艅czyka z przepask膮 na oku. Kiedy odwraca g艂ow臋, 偶eby na mnie spojrze膰, skr臋cam i wal臋 moim autem w jego. Za nami odzywaj膮 si臋 klaksony, gdy tamta limuzyna wpada na trzy samochody zaparkowane po p贸艂nocnej stronie Sunset. Kierowca szybko odzyskuje kontrol臋 nad pojazdem i wraca na pas ruchu. Ryzykuje i dodaje gazu, 偶eby wysun膮膰 si臋 przede mnie. Zje偶d偶a na drug膮 po艂ow臋 jezdni, 偶eby wyprzedzi膰 ci臋偶ar贸wk臋, i dalej pruje na zach贸d z szybko艣ci膮 stu dziesi臋ciu kilometr贸w na godzin臋.
Dobra. Uwa偶ajcie, ludzie.
Przyspieszam i te偶 wyprzedzam ci臋偶ar贸wk臋, ochlapuj膮c j膮 fontann膮 wody wielko艣ci ma艂ej fali tsunami, zawadzam ty艂em o bmw Z3. Kurcz臋, przepraszam, kolego. Niemal s艂ysz臋, jak mnie przeklina, i nie dziwi臋 si臋 mu. M贸wi si臋, 偶e ludzie w Los Angeles nie umiej膮 je藕dzi膰 w deszczu, i facet na pewno my艣li to samo o mnie.
- Sam, co si臋 dzieje? - zaskakuje mnie nagle g艂os Coen. Zapomnia艂em, 偶e jest gdzie艣 w pobli偶u.
- 艢cigam Eddiego Wu - odpowiadam. - On i Herzog s膮 w limuzynie, kt贸ra jedzie Sunset na zach贸d. Trzymam si臋 za nimi... inn膮 limuzyn膮.
- Bo偶e, Sam, s膮 godziny szczytu.
- Co ty powiesz? Wygl膮da na to, 偶e kieruj膮 si臋 do autostrady przed nami. Siedz臋 im na ogonie. P贸藕niej pogadamy. Teraz nie mam czasu.
Nie myli艂em si臋. Tamta limuzyna wje偶d偶a na tras臋 numer 101 w kierunku p贸艂nocno-zachodnim. Jest cholerny ruch. Opieram r臋k臋 na klaksonie, 偶eby zasygnalizowa膰 palantom przede mn膮, 偶e zamierzam si臋 przebi膰 do przodu, czy im si臋 to podoba, czy nie. Wyskakuj臋 z rz臋du samochod贸w, czekaj膮cych na wje藕dzie, omijam je po kraw臋偶niku, ochlapuj臋 Niagara wody i wpadam na autostrad臋 tu偶 przed dziesi臋cioko艂owcem, kt贸ry pruje setk膮. Kierowca tr膮bi na mnie i pewnie posy艂a niez艂膮 wi膮zank臋, gdy uciekam z jego pasa.
Tamta limuzyna p臋dzi naprz贸d. Jest jakie艣 sze艣膰 d艂ugo艣ci samochodu przede mn膮. Kierowca nie przejmuje si臋 ruchem. Lawiruje w potoku pojazd贸w i odtr膮ca je na bok, jakby siedzia艂 przy grze wideo. Obawiam si臋, 偶e ten po艣cig mo偶e si臋 藕le sko艅czy膰 - jest bardziej niebezpieczny, ni偶 si臋 spodziewa艂em. Sam nie wiem, czy to b艂ogos艂awie艅stwo, czy przeszkoda, kiedy s艂ysz臋 syreny policyjne.
Naciskam m贸j implant.
- Coen?
- Tak?
- Skontaktuj si臋 z policj膮. Daj im zna膰, co si臋 dzieje. Mo偶e b臋d膮 mogli skierowa膰 ruch gdzie indziej albo co艣 takiego. Ten facet jedzie tak, 偶e zapowiada si臋 niez艂y bajzel.
- Helikoptery drog贸wki s膮 uziemione z powodu burzy - m贸wi - ale zobacz臋, co da si臋 zrobi膰.
Mijamy Universal City z prawej strony i zbli偶amy si臋 do rozwidlenia autostrady. Limuzyna Chi艅czyka zmienia pasy ruchu, jakby zamierza艂a zosta膰 na Hollywood Freeway, ale w ostatnim momencie skr臋ca po艣lizgiem na Ventura Freeway, potr膮caj膮c dwa samochody. Jeden z nich spada z tej cholernej autostrady na d贸艂. Chryste.
Ryzykuj臋 i udaje mi si臋 skr臋ci膰 na zjazd. Jak grzeczny kierowca w艂膮czam kierunkowskaz, tr膮bi臋 lekko i zajmuj臋 jeden z w艂a艣ciwych pas贸w ruchu. Widz臋 tamtych p贸艂 kilometra przed sob膮, wciskam peda艂 gazu, wyprzedzam ci臋偶ar贸wk臋 i doganiam moj膮 ofiar臋. Jestem teraz tu偶 za ni膮, przyspieszam jeszcze troch臋 i uderzam w tylny zderzak. Kt贸ry艣 z facet贸w w 艣rodku wychyla si臋 przez okno, celuje we mnie z pistoletu i strzela. Schylam si臋, kiedy przednia szyba rozpryskuje si臋 z niesamowit膮 si艂膮. Jestem zasypany szk艂em i czuj臋 na twarzy sto uk艂u膰. M贸j samoch贸d przecina w poprzek autostrad臋 i ledwo mam czas odzyska膰 nad nim kontrol臋, 偶eby nie uderzy膰 w barier臋 ochronn膮.
Wracam na pas ruchu i si臋 otrzepuj臋. Przez dziur臋 wali we mnie deszcz, prawie nic nie widz臋. Si臋gam jedn膮 r臋k膮 do plecaka i chwytam gogle. Teraz mog臋 prowadzi膰 w ulewie. Zerkam w lusterko wsteczne i widz臋, 偶e mam zakrwawion膮 g臋b臋. A to skurwysyny. Wyci膮gam pistolet i przyspieszam. Wi臋kszo艣膰 kierowc贸w na autostradzie ju偶 o nas wic i stara si臋 ust臋powa膰 nam z drogi. Zupe艂nie, jakby porozumiewali si臋 ze sob膮: 揟rzymajcie si臋 z daleka od tych wariat贸w w limuzynach!" Hollywood.
Jad臋 teraz 艂eb w 艂eb z nimi, po ich lewej stronie. Opuszczam szyb臋, celuj臋 z five-sevena i naciskam spust. Pocisk rozbija szyb臋 kierowcy i urywa mu nos. Facet 艂apie si臋 za twarz, s艂ysz臋 jego wrzask. Ich limuzyna wpada na moj膮 i obaj tracimy panowanie nad autami. Musz臋 hamowa膰, 偶eby nie waln膮膰 w inn膮 cholern膮 limuzyn臋. Wsz臋dzie ich pe艂no w tym mie艣cie! Chi艅czyk ma kilka sekund, 偶eby si臋 pozbiera膰, i przyspiesza. Prostuj臋 kierownic臋 i zn贸w podejmuj臋 po艣cig. Wychylam si臋 przez okno z pistoletem w lewej r臋ce i strzelam im w tylne opony. Droga jest zbyt wyboista i kiepsko celuj臋 z lewej r臋ki. Udaje mi si臋 trafi膰 w tyln膮 lamp臋, ale zyskuj臋 tylko tyle, 偶e przez okno zn贸w wychyla si臋 facet z broni膮. Tym razem trzyma karabin.
To Iwan Putnik! Zab贸jca Katii! By艂 tam ca艂y czas.
Strzela, ale szarpi臋 kierownic膮 w lewo i odskakuj臋 na s膮siedni pas z si艂膮 czo艂gu. Uderzam bokiem w taks贸wk臋 i odbijam si臋 z powrotem. W tym momencie s艂ysz臋 narastaj膮ce wycie syren policyjnych. Widz臋 w lusterku wstecznym trzy radiowozy z w艂膮czonymi kogutami. Przedzieraj膮 si臋 przez ba艂agan za nami. Zn贸w zbli偶amy si臋 do autostrady numer 405. Z lewej mamy Sherman Oaks, z prawej Van Nuys. Widz臋 przed sob膮 t艂ok na drodze i boj臋 si臋, 偶e b臋dzie masakra, je艣li zaraz nie przerw臋 tej zabawy.
Tamta limuzyna jest uwi臋ziona mi臋dzy dziesi臋cioko艂owcem z przodu a autobusem z ty艂u. Mam okazj臋 wcisn膮膰 peda艂 gazu do pod艂ogi i zr贸wna膰 si臋 z ni膮. Unosz臋 pistolet, celuj臋 przez okno pasa偶era w Chi艅czyka i naciskam spust. Tym razem nie chybiam. G艂owa faceta eksploduje w masie czerwonego i czarnego 艣wi艅stwa.
Nie wiem, dlaczego kierowca dziesi臋cioko艂owca zmienia nagle pas ruchu, ale zaje偶d偶a mi drog臋. Limuzyna z trupem za kierownic膮 skr臋ca i po chwili jest na kursie kolizyjnym z praw膮 barier膮 ochronn膮. Pr贸buj臋 rozpaczliwie omin膮膰 durnia w dziesi臋cioko艂owcu, kiedy palant naciska hamulec. Pami臋tam dwie rzeczy. Po pierwsze to, 偶e kto艣 w tamtej limuzynie prze艂azi przez przegrod臋, 偶eby chwyci膰 kierownic臋. Po drugie, ty艂 dziesi臋cioko艂owca tu偶 przed moj膮 twarz膮.
- SAM? Sam? Sam? Sam? Sam? Sam...? Sam...? Sam...?
Wydaje mi si臋, 偶e s艂ysz臋 g艂os Coen. To sen? Nie mam poj臋cia, co to jest. Bol膮 mnie ramiona i plecy. Na twarzy czuj臋 jakby sflacza艂y balon. U艣wiadamiam sobie, 偶e to poduszka powietrzna. Jestem zaklinowany na przednim siedzeniu limuzyny. Widz臋 moje r臋ce. Machaj膮 bez艂adnie poza poduszk膮. Jest na nich krew. P贸藕niej dostrzegam horyzont przekrzywiony pod dziwnym k膮tem i zniekszta艂con膮 tablic臋 przyrz膮d贸w. Jezdnia jest prostopad艂a do maski limuzyny. Niech to szlag, samoch贸d le偶y na boku, a ja tkwi臋 w 艣rodku. I wsz臋dzie jest woda.
Potem zapada ciemno艣膰.
ROZDZIA艁 31
Otwieram oczy w karetce pogotowia. Coen siedzi przy mnie z zatroskan膮 min膮. Samoch贸d trz臋sie i podskakuje na drodze. Przez ryk silnika s艂ysz臋 przera藕liwe wycie syreny. Sprawdzam, czy jestem ca艂y. Ciesz臋 si臋, 偶e nie mam maski tlenowej na twarzy. Czuj臋 b贸l w boku, ale jakim艣 cudem jeszcze 偶yj臋.
- Hej - m贸wi Coen. - Patrzcie, kto do nas wr贸ci艂.
- Co si臋 dzieje? - udaje mi si臋 zapyta膰. M贸j g艂os brzmi ochryple.
- Jeste艣 w drodze do szpitala, kolego. Nie wygl膮da to gro藕nie, wi臋c mo偶esz si臋 odpr臋偶y膰.
Teraz sobie przypominam.
- Mia艂em wypadek.
- Zgadza si臋. Uratowa艂a ci臋 poduszka powietrzna. I kamizelka kuloodporna.
Cholera, zupe艂nie o tym zapomnia艂em. Lambert i Coen kazali mi j膮 w艂o偶y膰 pod cywilne ubranie, zanim opu艣cili艣my Sofitel.
- Musz膮 ci臋 prze艣wietli膰 - ci膮gnie Coen. - Jeste艣 nie藕le poobijany. A twoja twarz wygl膮da jak pizza. Ale poza tym chyba wszystko jest w porz膮dku.
Nagle ogarnia mnie zm臋czenie.
- Wi臋c je艣li nie masz nic przeciwko temu, zdrzemn臋 si臋, zanim dojedziemy na miejsce - m贸wi臋.
- Prosz臋 bardzo.
Zasypiam.
Wypisuj膮 mnie ze szpitala w porze kolacji. Coen mia艂a racj臋, to nic powa偶nego. Mam p臋kni臋te dwa 偶ebra, kt贸re powinny si臋 same zrosn膮膰, je艣li b臋d臋 na siebie uwa偶a艂. Na lew膮 nog臋 musieli mi za艂o偶y膰 osiem szw贸w. By艂a paskudnie rozci臋ta od uderzenia limuzyny w ci臋偶ar贸wk臋. Ramiona bol膮 mnie jak cholera, ale na szcz臋艣cie niczego sobie nie z艂ama艂em ani nie zwichn膮艂em. Przypuszczam, 偶e mog艂em skr臋ci膰 sobie kark, ale - jak powiedzieli - mia艂em fart. Moja twarz wygl膮da tak, jakby przesz艂a przez perforator. Ale to nic gro藕nego. Skaleczenia powinny si臋 zagoi膰 w ci膮gu kilku dni, nie pozostawiaj膮c 偶adnych blizn.
Tylko z b贸lem w moim sercu po stracie Katii lekarze nie mogli nic zrobi膰.
Rano lec臋 ospreyem do Chin. Lambert i ja odbyli艣my w szpitalu d艂ug膮 rozmow臋. Byli艣my zgodni, 偶e tak b臋dzie dla mnie najlepiej. Gdybym wr贸ci艂 teraz do Marylandu, do domu, dosta艂bym po prostu 艣wira. Tak by mnie z偶era艂a 偶膮dza zemsty, 偶e prawdopodobnie wpad艂bym w sza艂 w jakim艣 centrum handlowym. Pomijaj膮c p臋kni臋te 偶ebra, jestem w wystarczaj膮co dobrej formie, 偶eby zapolowa膰 na tamtych skurwieli. Jestem skoncentrowany na tym zadaniu i zdeterminowany. Chc臋 doprowadzi膰 t臋 spraw臋 do ko艅ca.
Trzej faceci, jad膮cy limuzyn膮, oczywi艣cie uciekli, zanim na miejsce zdarzenia przyby艂a policja. Wyrzucili martwego kierowc臋 na drog臋 i kto艣 inny poprowadzi艂 dalej samoch贸d. Z powodu burzy helikoptery policyjne nie mog艂y wystartowa膰, 偶eby ich 艣ciga膰. Ale znaleziono limuzyn臋. Sta艂a porzucona przy jednym ze zjazd贸w z autostrady. Przypuszczamy, 偶e opr贸cz Iwana Putnika pasa偶erami byli Oskar Herzog i Eddie Wu. Czort wie, gdzie teraz s膮, ale Lambert podejrzewa, 偶e ju偶 poza krajem. Kilka godzin po wypadku na autostradzie z lotniska w Burbank odlecia艂 samolot z trzema pasa偶erami, wyczarterowany przez GyroTechnics. Godzin臋 temu, kiedy FBI ustali艂o, 偶e firma przesta艂a istnie膰, by艂o ju偶 za p贸藕no, by ich zatrzyma膰. Samolot zd膮偶y艂 wyl膮dowa膰 na Hawajach i pozostawiono go na prywatnym pasie startowym. Trzej uciekinierzy najwyra藕niej zmienili 艣rodek transportu. Moim zdaniem s膮 w drodze do Fuczou w Chinach na spotkanie z kontrowersyjnym genera艂em Tunem. I najprawdopodobniej maj膮 ze sob膮 system steruj膮cy do MRUUV-a.
Co do wygadanego genera艂a, Tun wyg艂asza p艂omienne przem贸wienia w chi艅skiej telewizji. Od dw贸ch dni krytykuje ostro sw贸j rz膮d. Zarzuca w艂adzom centralnym, 偶e nie maj膮 do艣膰 odwagi, by si臋gn膮膰 po to, co do nich nale偶y, czyli po Tajwan. Twierdzi, 偶e Chiny boj膮 si臋 ONZ-u i Stan贸w Zjednoczonych. M贸wi, 偶e nadszed艂 czas, by wzi膮艂 sprawy w swoje r臋ce, nie ogl膮daj膮c si臋 na to, czy chi艅ski rz膮d go poprze, czy nie. Niepokoj膮ce jest to, 偶e jego armia, zmobilizowana w Fuczou na wprost Tajpej po drugiej stronie Cie艣niny Tajwa艅skiej, jest gotowa do ofensywy.
Wiceprezydent polecia艂 do Pekinu porozmawia膰 z. przewodnicz膮cym ChRL. Podobno genera艂 Tun zosta艂 ostrze偶ony, 偶e ma stonowa膰 swoje wypowiedzi, ale wszyscy wiemy, 偶e to nic nie znaczy. Tuna najwyra藕niej popiera wi臋kszo艣膰 politbiura KPCh. Najwy偶sz膮 w艂adz膮 w Chinach jest dwudziestopi臋cioosobowy Sta艂y Komitet. Szczebel ni偶ej jest Komitet Centralny z艂o偶ony z dwustu dziesi臋ciu m艂odszych cz艂onk贸w partii i prowincjonalnych przyw贸dc贸w partyjnych. KPCh kontroluje te偶 Rad臋 Pa艅stwow膮, kt贸ra nadzoruje codzienne funkcjonowanie kraju.
Inn膮 niewiadom膮 w tym wszystkim jest stanowisko chi艅skich wojskowych. Blisko trzymilionowa Chi艅ska Armia Ludowo-Wyzwole艅cza jest podzielona organizacyjnie na siedem region贸w wojskowych. Ka偶dy ma w艂asne dow贸dztwo i 艂膮cz膮 go silne zwi膮zki ze swoim terenem. Si艂y l膮dowe, marynarka wojenna i lotnictwo dzia艂aj膮 pod jednym sztandarem i maj膮 bardzo du偶o do powiedzenia w kwestii posuni臋膰 rz膮du. Genera艂 Tun jest uwa偶any w swoim regionie za kogo艣 w rodzaju bohatera ludowego i uda艂o mu si臋 zwerbowa膰 prostych ludzi - m臋偶czyzn i kobiety - z wiejskich okolic Fuczou. Dyscyplinowanie Tuna by艂oby k艂opotliwe dla chi艅skiego rz膮du. Jak wszyscy wiemy, tam zawsze chodzi o zachowanie twarzy. Przypuszczam, 偶e gdyby genera艂 Tun pope艂ni艂 g艂upi b艂膮d, zaatakowa艂 Tajwan i przegra艂, w艂adza mog艂aby go przywo艂a膰 do porz膮dku i powiedzie膰: 揚rzecie偶 m贸wili艣my, 偶e tak b臋dzie". Ale gdyby mu si臋 powiod艂o, rz膮d m贸g艂by wyst膮pi膰 w jego obronie i rzuci膰 wyzwanie 艣wiatu. Sytuacja by艂aby wtedy bardzo powa偶na.
Lambert zaopatrzy艂 mnie w zdj臋cia satelitarne obozu wojskowego genera艂a Tuna na po艂udniowo-wschodnim wybrze偶u Chin. Jego si艂y licz膮 prawie dwie艣cie tysi臋cy 偶o艂nierzy. Sk艂adaj膮 si臋 z wojsk l膮dowych, marynarki wojennej i lotnictwa. Na brzegu morza stoj膮 trzy podejrzane budynki. Wygl膮daj膮 na hangary lotnicze, ale mam przeczucie, 偶e to schrony dla okr臋t贸w podwodnych. Trudno powiedzie膰, jak膮 si艂膮 ognia dysponuje Tun, ale oczywi艣cie wiemy, 偶e ma MRUUV-y. I prawdopodobnie zaginion膮 g艂owic臋 j膮drow膮, kt贸ra zosta艂a dostarczona do Hongkongu z Rosji. Problem w tym, 偶e nasz wywiad nie ma poj臋cia, co genera艂 zamierza zrobi膰 z MRUUV-ami. U偶ycie przeciwko Tajwanowi broni nuklearnej by艂oby bez sensu. Ale obecno艣膰 schron贸w dla okr臋t贸w podwodnych przeczy takiemu rozumowaniu, czy偶 nie?
Moim zadaniem jest ustali膰, co ten facet planuje z g艂owic膮 j膮drow膮, do cholery.
Po dotarciu do bazy Si艂 Powietrznych Edwards Coen i ja sp臋dzamy kilka godzin na kompletowaniu mojego ekwipunku. Coen pomaga mi uzupe艂ni膰 zapasy i amunicj臋, 艂ata dziur臋 po pocisku w moim plecaku i zaopatruje mnie w mapy, dokumenty i paszporty. Wyprawa do komunistycznego kraju na zlecenie Wydzia艂u Trzeciego jest ryzykowna. B臋d臋 musia艂 dosta膰 si臋 lam nielegalnie i oficjalnie nie istniej臋. Coen nie b臋dzie mi towarzyszy艂a; to by艂oby zbyt niebezpieczne. Polityczne reperkusje wpadki w Chinach by艂yby katastrofalne dla NSA. Odbior臋 m贸j sprz臋t od pracownika Konsulatu Generalnego Stan贸w Zjednoczonych w Kantonie i b臋d臋 z nim w bezpo艣rednim kontakcie, ale nawet konsul nie przyzna si臋 do mnie, je艣li zostan臋 aresztowany. Nie zachwyca mnie ewentualna rola oskar偶onego o szpiegostwo na terenie Chi艅skiej Republice Ludowej. Nieszcz臋艣nicy, kt贸rzy tego do艣wiadczaj膮, najcz臋艣ciej nie 偶yj膮 na tyle d艂ugo, 偶eby o tym opowiedzie膰.
Przed p贸j艣ciem spa膰 za艂atwiam dostarczenie matce Katii kwiat贸w za pi臋膰set dolar贸w. Coen m贸wi mi, 偶e zw艂oki Katii zabrano do San Diego, gdzie b臋d膮 pochowane po kr贸tkim 偶ydowskim pogrzebie. Oficjalne wyja艣nienie jej 艣mierci jest takie, 偶e przypadkowo pad艂a ofiar膮 gangsterskich porachunk贸w i zgin臋艂a od zab艂膮kanej kuli. Nie przypuszczam, 偶eby jej matka pyta艂a, dlaczego strzelanina wybuch艂a akurat w Beverly Center, jednym z bardziej eleganckich miejsc w Los Angeles.
Pisz臋 do mamy Katii kartk臋, 偶e by艂em jednym z kursant贸w jej c贸rki i bardzo j膮 lubi艂em. Dodaj臋 informacj臋, jak si臋 ze mn膮 skontaktowa膰 na wypadek, gdybym m贸g艂 jako艣 pom贸c w uregulowaniu spraw Katii w Marylandzie. Trzeba b臋dzie si臋 zaj膮膰 szko艂膮 krav magi i tak dalej... Cholera, mo偶e powinienem zaproponowa膰, 偶e j膮 poprowadz臋. B臋d臋 musia艂 to przemy艣le膰. To by艂by dobry spos贸b uczczenia pami臋ci Katii.
Przed za艣ni臋ciem my艣l臋 o Regan. Przez jaki艣 czas nie wspomina艂em mojej zmar艂ej by艂ej 偶ony i teraz pr贸buj臋 okre艣li膰, co do niej czuj臋. Zawsze b臋d臋 j膮 kocha艂, cho膰 jest postaci膮 z odleg艂ej przesz艂o艣ci. Katia nigdy by jej nie zast膮pi艂a. Ani nikt inny. Po kilku burzliwych i pe艂nych napi臋膰 latach Regan i ja w ko艅cu nie mogli艣my 偶y膰 dalej razem. Odesz艂a, ale nadal si臋 kochali艣my. Przynajmniej pozosta艂 mi owoc naszej mi艂o艣ci, moja droga c贸rka Sara. B臋d臋 musia艂 zadzwoni膰 do niej rano, zanim wyjad臋.
Zaczynam zasypia膰. Jestem ciekaw, kto mi si臋 przy艣ni dzi艣 w nocy. Regan czy Katia? Jedno i drugie by艂oby przyjemne. Mam tylko nadziej臋, 偶e nie zobacz臋 obu naraz. Nie chcia艂bym, 偶eby w tym samym 艣nie towarzyszy艂y mi dwie stracone mi艂o艣ci.
Chyba nie zni贸s艂bym poczucia winy.
ROZDZIA艁 32
Zanim docieram do Chin, robi臋 sobie niezaplanowany post贸j. Tylko Lambert o tym wie. Zn贸w jestem w Koulunie. Par臋 godzin temu min臋艂o po艂udnie. Obserwuj臋 klub nocny Purple Queen w Tsim Sha Tsui East. Siedz臋 w barze kawowym Chen Wing po drugiej stronie ulicy, sk膮d widz臋 wjazd na parking za klubem. Czekam na przyjazd Jona Minga.
Przylecia艂em do kolonii z odpowiednio spreparowanym paszportem i wiz膮. Dokonali艣my w dokumencie drobnych zmian, 偶eby w艂adze nie powi膮za艂y mnie przypadkiem z aktami przemocy sprzed kilku dni. B臋dzie mi o wiele 艂atwiej dosta膰 si臋 na terytorium kontynentalnych Chin z Hongkongu, ni偶 pr贸bowa膰 przez Szanghaj czy inne du偶e miasto. Z Koulunu jest prosta droga l膮dem do Fuczou. Zatrzymam si臋 w Kantonie, odwiedz臋 konsula, wezm臋 m贸j sprz臋t i wyrusz臋 na wschodnie wybrze偶e. To dobry plan.
Teraz m贸j jedyny problem to brak kombinezonu i broni. Po 艣mierci Masona Hendricksa nie mam w Hongkongu nikogo zaufanego, kto m贸g艂by mnie uzbroi膰. Wynik mojej pogaw臋dki z Jonem Mingiem b臋dzie zale偶a艂 od resztek uroku osobistego starego Sama Fishera.
Nawi膮zanie kontaktu z Mingiem okaza艂o si臋 du偶o 艂atwiejsze, ni偶 si臋 spodziewa艂em. Kiedy po przylocie zameldowa艂em si臋 w zawszonym hoteliku w Koulunie, zadzwoni艂em do Purple Queen i poprosi艂em moim najlepszym kanto艅skim, 偶eby dali mi do telefonu Minga. Wymiana zda艅 wygl膮da艂a mniej wi臋cej tak:
- Tu nie ma 偶adnego Jona Minga. To pomy艂ka.
- Pan wybaczy, ale wiem, 偶e to jest klub nocny Minga. Chcia艂bym z nim m贸wi膰.
- Ma pan z艂y numer.
- Niech pan powie Mingowi, 偶e zadzwoni臋 jeszcze raz za pi臋膰 minut. Mam dla niego informacje o Sklepie, Andrieju Zdroku i generale Tunie.
Wy艂膮czy艂em si臋, odczeka艂em zapowiedziane pi臋膰 minut i zadzwoni艂em jeszcze raz.
- Kto m贸wi?
- Przekaza艂 pan Mingowi wiadomo艣膰 ode mnie?
- Tak, moment. - W tle rozleg艂y si臋 pomruki, potem facet wr贸ci艂 na lini臋. - Pan Ming chcia艂by z panem porozmawia膰. Niech pan przyjdzie do Purple Queen dzi艣 o trzeciej.
Dok艂adnie za pi臋膰 trzecia na parking wje偶d偶a rolls-royce Minga i znika za budynkiem. Dopijam herbat臋, p艂ac臋 rachunek i przecinam ulic臋. Wielki Sikh, stoj膮cy na stra偶y, patrzy na mnie gro藕nie got贸w u偶y膰 si艂y.
- Wyluzuj, du偶y, jestem um贸wiony z Mingiem - m贸wi臋.
Sikh wchodzi do 艣rodka. Mijaj膮 prawie trzy minuty i nic. W ko艅cu trac臋 cierpliwo艣膰 i przekraczam pr贸g klubu. Czeka na mnie dw贸ch chi艅skich bandzior贸w w garniturach. Bez 偶adnych pyta艅 chwytaj膮 mnie z ty艂u grube silne ramiona i trzymaj膮 w nied藕wiedzim u艣cisku jak w imadle. To Sikh, chodz膮ca g贸ra mi臋艣ni. Kiedy jestem unieruchomiony, 揓oe" i 揝hmoe" wyst臋puj膮 naprz贸d i po kolei wal膮 mnie z obu stron w szyj臋. Po obra偶eniach, kt贸re odnios艂em w wypadku samochodowym w Los Angeles, b贸l jest straszny.
- Hej! Co jest? - sapi臋.
- Co艣 ty za jeden? Co tu robisz? - pyta Joe po angielsku.
- Zosta艂em tu zaproszony. Nazywam si臋 Fisher.
- To ty by艂e艣 w magazynie - m贸wi bandzior. - Szcz臋艣liwe Smoki uwa偶aj膮 ci臋 za swojego wroga. - Zadaje mi jeszcze jeden cios, kt贸ry czuj臋 w ca艂ym kr臋gos艂upie.
W pierwszej chwili nie wiem, o co mu chodzi. By艂em w 偶yciu w wielu magazynach. Potem kojarz臋. M贸wi o tamtym dniu, kiedy ich urz膮dzenie spieprzy艂o mi implanty. Zabi艂em wtedy kilku jego kumpli.
- To by艂o, zanim przeszed艂em na wasz膮 stron臋 - kaszl臋.
- Nie wierzymy ci - wtr膮ca si臋 Shmoe. Chce mnie zn贸w uderzy膰, ale opieram si臋 na ramionach Sikha, unosz臋 nogi i kopi臋 faceta w twarz. Zanim Joe i Sikh maj膮 czas zareagowa膰, zginam nogi w kolanach i wal臋 podeszwami but贸w w kolana Sikha. Ryczy z b贸lu i puszcza mnie. Joe wymierza mi z wyskoku kopni臋cie w mostek. Lec臋 do ty艂u na Sikha i obaj si臋 przewracamy. Sikh jest ju偶 raczej wy艂膮czony z akcji - chyba roztrzaska艂em mu rzepki - wi臋c koncentruj臋 si臋 na dw贸ch chi艅skich zbirach. Kiedy Shmoe chce mnie kopn膮膰 w 偶ebra, przetaczam si臋 w jego kierunku jak k艂oda i udaje mi si臋 go podci膮膰. Wpada na swojego kolesia, a ja zrywam si臋 z pod艂ogi. Natychmiast robi臋 obr贸t, wyrzucam przed siebie praw膮 nog臋 i trafiam Joego pi臋t膮 w podbr贸dek. Potem staj臋 na prawej stopie, zginam prawe kolano i wybijam si臋 do przodu z lew膮 nog膮 wycelowan膮 w Shmoe. Strza艂 w dziesi膮tk臋, prosto w splot s艂oneczny. Odskakuj臋 do ty艂u, przyjmuj臋 postaw臋 obronn膮 i czekam.
- Wystarczy! - To Jon Ming. Podchodzi, patrzy na mnie i m贸wi: - Ju偶 pana gdzie艣 widzia艂em.
- By艂em w pa艅skim klubie - odpowiadam. Ming odwraca si臋 do Shmoe.
- Przeszukaj go - rozkazuje. - A potem przyprowad藕 do sali konferencyjnej. Nie ma potrzeby rozgrywa膰 tego tak ostro. - Przygl膮da si臋 Sikhowi, kt贸ry zwija si臋 z b贸lu na pod艂odze. - I zajmij si臋 nim. - Kr臋ci g艂ow膮, jakby ochroniarz nie przygotowa艂 si臋 do klas贸wki w szkole i dosta艂 pa艂臋.
Podnosz臋 r臋ce i Shmoe obmacuje mnie dok艂adnie. Kiedy ju偶 upewni艂 si臋, 偶e nie przyszed艂em tutaj zabi膰 jego szefa, posy艂a mi najpaskudniejsze spojrzenie, na jakie go sta膰, i energicznie wskazuje g艂ow膮 kierunek.
- Za mn膮.
Idziemy przez pusty klub. Dostrzegam pi臋kn膮 hostess臋, kt贸ra obs艂ugiwa艂a mnie tamtego wieczoru, kiedy tu by艂em. Jest zaj臋ta. Przeciera stoliki przed otwarciem lokalu. Patrzy na mnie i marszczy brwi. Pr贸buje sobie przypomnie膰, sk膮d mnie zna. Oczywi艣cie ka偶dy gweilo wygl膮da w oczach Azjat贸w tak samo.
Wprowadzaj膮 mnie wej艣ciem dla personelu do korytarza, kt贸ry nie tak dawno potajemnie przeszukiwa艂em. Nie jestem zaskoczony, gdy kieruj膮 mnie do tego samego pokoju, gdzie kiedy艣 wszystko by艂o zas艂oni臋te foli膮. Tutaj znalaz艂em krew. Ale teraz pomieszczenie jest czyste, ma folii. Jon Ming siedzi przy ma艂ym stole konferencyjnym i wskazuje mi gestem jedno z kilku wolnych krzese艂. Joe i Shmoe staj膮 za mn膮. Jeden z nich zamyka drzwi.
- Pan Sam Fisher - m贸wi Ming po angielsku. - Tak zwany penetrator z sekcji specjalnej Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego, znanej jako Wydzia艂 Trzeci.
- Sk膮d pan tyle wie? - pytam g艂osem ociekaj膮cym sarkazmem. Ming si臋 u艣miecha.
- Widz臋, 偶e ma pan poczucie humoru. To dobrze.
- Och, to rzeczywi艣cie 艣mieszne, 偶e jeden z pa艅skich ludzi przenikn膮艂 do naszej organizacji i sprzeda艂 Sklepowi informacje. Tak, uwa偶amy, 偶e to bardzo zabawne, panie Ming. Ale nie dlatego tu jestem. Powinienem skoczy膰 panu do gard艂a. Nie do艣膰, 偶e Szcz臋艣liwe Smoki wsp贸艂pracowa艂y z najbardziej niebezpiecznymi handlarzami broni膮 na 艣wiecie, to jeszcze kaza艂 mnie pan niedawno zabi膰.
- Uwa偶ali艣my, 偶e jest pan dla nas zagro偶eniem - odpowiada. - Przepraszam. Zlikwidowa艂 pan sze艣ciu moich ludzi, chyba zgodzi si臋 pan ze mn膮, 偶e rachunki s膮 wyr贸wnane. W dodatku w艂a艣nie roztrzaska艂 pan rzepki jednemu z moich pracownik贸w. Jeste艣my kwita?
- By膰 mo偶e - m贸wi臋. - To b臋dzie zale偶a艂o od wyniku naszej dzisiejszej rozmowy.
Ming milczy przez chwil臋, zapala papierosa. Cz臋stuje mnie, ale odmawiam.
- Napije si臋 pan czego艣? - pyta. -Nie, dzi臋kuj臋.
- W porz膮dku. O czym chce pan ze mn膮 porozmawia膰, panie Fisher?
- Wr贸膰my do pocz膮tku ca艂ej tej historii. By艂 sobie raz fizyk, kt贸ry pracowa艂 w moim kraju nad rozwojem broni. Nazywa艂 si臋 Gregory Jeinsen. Zgin膮艂 tutaj, w tym pokoju.
Ming nie reaguje na moje s艂owa. Nie potwierdza ani nie zaprzecza. Ci膮gn臋 dalej:
- Za po艣rednictwem Mike'a Wu, waszego kreta w Wydziale Trzecim, przez jaki艣 czas dostawali艣cie od profesora Jeinsena plany, specyfikacje i wszystkie inne dane potrzebne do zbudowania MRUUV-a. Jak dot膮d mam racj臋?
- Operacja 揃arrakuda" - odpowiada Ming. - Owszem, nie myli si臋 pan.
- Oczywi艣cie, 偶e nie. Potem... Zaraz, dlaczego nazywacie to operacj膮 揃arrakuda"?
- Bo MRUUV jest d艂ugi i cylindryczny jak ta ryba.
- Rozumiem. W ka偶dym razie potem sprzedali艣cie ca艂y materia艂, kt贸ry otrzymali艣cie od Jeinsena, Sklepowi.
- Wymienili艣my na inny towar, ale to nie ma nic do rzeczy.
- Jasne. Nie przekazali艣cie im tylko jednego elementu, systemu steruj膮cego, kt贸ry skonstruowa艂 wasz nielegalny o艣rodek naukowy w Los Angeles. Zerwali艣cie wsp贸艂prac臋 ze Sklepem i zlikwidowali艣cie GyroTechnics.
- Jest pan bardzo dobrze poinformowany, panie Fisher. Ale nie spodziewa艂bym si臋 niczego innego po kim艣 z pa艅skimi uzdolnieniami i umiej臋tno艣ciami.
- Wie pan, 偶e Eddiemu Wu uda艂o si臋 mimo wszystko sprzeda膰 to urz膮dzenie Sklepowi? I 偶e on i Sklep dostarczyli je genera艂owi 艁anowi Tunowi do Fuczou?
Po raz pierwszy, odk膮d zacz臋li艣my t臋 rozmow臋, Ming okazuje zaniepokojenie. Mruga kilka razy. Poprawia si臋 na krze艣le.
- S艂ucham dalej.
- Stany Zjednoczone maj膮 podstawy s膮dzi膰, 偶e genera艂 Tun zamierza zaatakowa膰 Tajwan przy u偶yciu broni, j膮drowej. Nie wiem, dlaczego Tun chce zniszczy膰 Tajwan, ale wszystkie nasze dane wywiadowcze wskazuj膮 na taki scenariusz.
- Dlaczego pan mi to m贸wi, panie Fisher? - pyta Ming po chwili milczenia.
- Bo wiem, 偶e nienawidzi pan genera艂a Tuna i komunistycznych Chin. Jak wszyscy cz艂onkowie Szcz臋艣liwych Smok贸w i innych triad.
- By膰 mo偶e - odpowiada Ming. - Prosi mnie pan o co艣?
- O pomoc. - Wreszcie to powiedzia艂em. Lambert i ja dyskutowali艣my ponad godzin臋, czy powinni艣my szuka膰 sojusznika w organizacji przest臋pczej, kt贸ra w przesz艂o艣ci szkodzi艂a Stanom Zjednoczonym. W ko艅cu przekona艂em go, 偶e to mo偶e by膰 nieg艂upie.
- Panie Ming - t艂umacz臋 - mo偶e pan poprowadzi膰 ludzi do Fuczou i zrobi膰 porz膮dek z genera艂em Tunem, zanim zaatakuje Tajwan. Ma pan 艣rodki i ludzi, kt贸rzy wierz膮 w wasz膮 spraw臋. Dysponuje pan ma艂膮 armi膮. Czy pan wie, co si臋 stanie, je艣li genera艂 Tun... je艣li chi艅scy czerwoni uderz膮 na Tajwan? To doprowadzi do wybuchu trzeciej wojny 艣wiatowej. Pan i pa艅skie ma艂e imperium, tu w Hongkongu, nie wyjdziecie z tego bez szwanku.
Ming zaci膮ga si臋 papierosem.
- Jest pan absolutnie pewien, 偶e system steruj膮cy do MRUUV-a jest w r臋kach genera艂a Tuna?
- Nie, ale wiem, 偶e to urz膮dzenie mia艂 Eddie Wu i 偶e by艂 ostatnio widziany w towarzystwie personelu Sklepu. Mamy dowody, 偶e uciekli ze Stan贸w Zjednoczonych do Azji. Potrafi膮 dosta膰 si臋 do Chin i dostarczy膰 system steruj膮cy Tunowi. Wie pan o tym.
Ming rozgniata papierosa w popielniczce.
- Co艣 jeszcze, panie Fisher? Zastanawiam si臋 przez chwil臋.
- Tak. Kiedy w tamtym magazynie niedaleko starego portu lotniczego natkn膮艂em si臋 na pa艅skich ludzi, mieli jaki艣 nadajnik.
- Owszem.
- Sk膮d wiedzieli艣cie, 偶e b臋dzie skuteczny?
- Po偶yczy艂 nam go Sklep. To by艂a ich w艂asno艣膰. Oni go skonstruowali i musieli艣my im go zwr贸ci膰. Powinien pan skierowa膰 to pytanie do kogo艣 z ich organizacji.
- Interesuj膮ce.
Sklep wiedzia艂, 偶e mam implanty i jak dzia艂aj膮. Najprawdopodobniej od swojego 藕r贸d艂a w naszym rz膮dzie. By膰 mo偶e od tajemniczego informatora, o kt贸rym wspomina艂 Mike Wu. Od kogo艣 wysoko na g贸rze w Waszyngtonie.
- A sk膮d wiedzieli艣cie, 偶e b臋d臋 w tamtym magazynie? - pytam. - Tylko dw贸ch ludzi zna艂o moje plany tamtej nocy. Jeden z nich nie 偶yje.
- Zn贸w Sklep, panie Fisher. Zawsze wiedzieli, gdzie pan b臋dzie.
- Zna艂 pan cz艂owieka o nazwisku Mason Hendricks?
- Tak. By艂 jednym z najlepszych klient贸w mojego klubu nocnego. Bardzo mnie zmartwi艂 jego nieszcz臋艣liwy wypadek. Zdaje si臋, 偶e zgin膮艂 razem z kobiet膮, kt贸ra dla mnie pracowa艂a. Straszna tragedia.
- Po偶ar jego domu nie by艂 przypadkowy. Orientuje si臋 pan, czyja to by艂a robota?
Ming kr臋ci g艂ow膮.
- Nie mam poj臋cia. Cho膰 podejrzewam...
- Wiem, Sklep. Dy偶urne koz艂y ofiarne, zgadza si臋, panie Ming? W oczach Minga pojawia si臋 gro藕ny b艂ysk.
- Co艣 jeszcze, panie Fisher?
- Nie, to wszystko. - Wyci膮gam si臋 na krze艣le.
- Doskonale. Przyjemnie mi si臋 z panem gaw臋dzi艂o.
Joe i Shmoe ruszaj膮 naprz贸d i staj膮 po obu moich stronach, gotowi mnie wyprowadzi膰.
- Tylko tyle? - pytam. - Nie ma mi pan nic do powiedzenia? Rozmowa sko艅czona, panie Fisher. Niech panu wystarczy to, 偶e wezm臋 pa艅skie s艂owa pod uwag臋. Nadal jest pan wrogiem Szcz臋艣liwych Smok贸w. Nie mog臋 panu zdradzi膰, co my艣l臋. Mi艂ego dnia i powodzenia, panie Fisher. Moi ludzie odprowadz膮 pana do wyj艣cia.
Dobra. Zrobi艂em, co mog艂em. Wstaj臋 i id臋 z powrotem drog膮, kt贸r膮 przyszed艂em. Ma艂a Miss Hostess wci膮偶 czy艣ci blaty stolik贸w, kiedy przechodz臋 obok. Tym razem u艣miecha si臋 do mnie. Skoro jestem taki wa偶ny, 偶e by艂em na audiencji u Jona Minga, to musz臋 by膰 jakim艣 VIP-em. Ignoruj臋 j膮 i kieruj臋 si臋 do drzwi. Zanim do nich docieram, Joe k艂adzie mi d艂o艅 na ramieniu, jakby chcia艂 mi da膰 jak膮艣 rad臋. Z szybko艣ci膮 w臋偶a chwytam go za nadgarstek, wykr臋cam mu r臋k臋 i posy艂am go na kolana. Shmoe rusza mu na pomoc, ale ostrzegam go gestem, 偶eby si臋 nie zbli偶a艂.
- Mi艂o mi by艂o was pozna膰, panowie - m贸wi臋 z u艣miechem, potem puszczam r臋k臋 Joe. Gdyby spojrzenia mog艂y zabija膰... Ale mam to gdzie艣. Odwracam si臋 i wychodz臋 z lokalu.
ROZDZIA艁 33
Podr贸偶 do nadmorskiej prowincji Fucien min臋艂a bez przyg贸d. Pojecha艂em poci膮giem do Kantonu, legitymuj膮c si臋 fa艂szywym paszportem i wiz膮 s艂u偶bow膮. Z moich papier贸w wynika艂o, 偶e b臋d臋 konsultowa艂 ze szko艂ami 艣rednimi program wsp贸艂pracy z zagranic膮. Ameryka艅ski konsul dosta艂 m贸j sprz臋t poczt膮 dyplomatyczn膮 i da艂 mi na wypraw臋 do Fuczou importowanego cadillaca. Zmieniono mi paszport i wiz臋 i konsul wykaza艂 w dokumentacji, 偶e moje poprzednie ,ja" opu艣ci艂o kraj. Teraz jestem ameryka艅skim ekologiem, kt贸ry bada temperatur臋 na 艣wiecie. Mam tylko nadziej臋, 偶e nie b臋d臋 musia艂 rozmawia膰 o mojej 損racy", bo da艂bym cia艂a.
Wi臋kszo艣膰 Tajwa艅czyk贸w uwa偶a prowincj臋 Fucien, miejsce pochodzenia ich przodk贸w, za swoj膮 drug膮 ojczyzn臋. Co za ironia losu, 偶e w艂a艣nie st膮d ma by膰 zaatakowany ich kraj. J臋zyk, u偶ywany w tym regionie, jest zasadniczo taki sam jak tajwa艅ski, cho膰 oficjalnie powinien by膰 mandary艅ski, jak wsz臋dzie w Chinach. Do XV wieku znajdowa艂 si臋 tutaj g艂贸wny port dla podr贸偶nych udaj膮cych si臋 z Chin na Tajwan, Filipiny, do Singapuru, Malezji, Indonezji i z powrotem. Dzi艣 nadal panuje tu du偶y ruch. Miasto Fuczou, stolica prowincji, powsta艂o oko艂o III wieku. By艂o podobno jednym z ulubionych miejsc postoju Marco Polo, kiedy 偶eglowa艂 wok贸艂 Azji pod koniec XIII wieku. Ja nie sp臋dz臋 tu du偶o czasu. Wybieram si臋 bli偶ej wybrze偶a, gdzie le偶y ob贸z genera艂a Tuna. Okolica jest pi臋kna, 偶yzna i zielona. Odpowiada typowym wyobra偶eniom o tym, jak powinny wygl膮da膰 Chiny. Bli偶ej wybrze偶a teren jest p艂aski, pokryty polami ry偶owymi i innymi uprawami, wi臋c gdziekolwiek spojrzysz, widzisz bosego faceta w szerokim chi艅skim kapeluszu, kt贸ry prowadzi wo艂y przez swoj膮 ziemi臋 gdziekolwiek.
Chiny i Tajwan mo偶na por贸wna膰 do srogiego rodzica i zbuntowanego dziecka. Po oko艂o sze艣膰dziesi臋cioletnich rz膮dach Japo艅czyk贸w Tajwa艅czycy sprzeciwili si臋 okupacji wyspy przez Kuomintang i narzuconej im w艂adzy. Dosz艂o do niepokoj贸w i zamieszek, zako艅czonych masakr膮 dziesi膮tek tysi臋cy cywil贸w. Pami臋膰 o tym wydarzeniu jest wci膮偶 偶ywa na Tajwanie. Syn i nast臋pca Czang Kaj-szeka w ko艅cu doprowadzi艂 do egzekucji dow贸dcy wojsk Kuomintangu, kt贸ry by艂 odpowiedzialny ze t臋 tragedi臋. Kiedy wybuch艂a wojna korea艅ska, Stany Zjednoczone sprzymierzy艂y si臋 z Kuomintangiem i Tajwanem przeciwko komunistycznym Chinom wspieraj膮cym Kore臋 P贸艂nocn膮. Tajwan sta艂 si臋 pa艅stwem demokratycznym.
W艂adze w Pekinie tkwi膮 w b艂臋dnym przekonaniu, 偶e Tajwan nadal nale偶y do Chin. Wyspa ma w艂asny rz膮d od czasu, gdy w 1949 roku na Tajwan uciekli chi艅scy nacjonali艣ci. Wi臋kszo艣膰 mieszka艅c贸w wyspy uwa偶a ju偶 Tajwan za suwerenne pa艅stwo mimo braku formalnej deklaracji. W艂adze chi艅skie proponuj膮 wyspie autonomi臋, je艣li podporz膮dkuje si臋 Pekinowi. Tajwan jest cierniem w boku Chin, gdy偶 ma艂y wyspiarski kraj odnosi sukcesy ekonomiczne na arenie mi臋dzynarodowej. Koniec rz膮d贸w wojskowych i pocz膮tek pe艂nej demokracji wywo艂ywa艂 wra偶enie, 偶e Chiny radzi艂y sobie lepiej jako pa艅stwo komunistyczne. Teraz, kiedy cz臋艣ci膮 ChRL jest kapitalistyczna kolonia Hongkong, m贸wi si臋, 偶e b臋dzie to mia艂o wp艂yw na przysz艂o艣膰 Chin. Czas poka偶e. Na razie s膮 tam zwolennicy twardej linii tacy jak genera艂 Tun, kt贸rzy nawo艂uj膮 do ponownego zjednoczenia Chin i zarzucenia sieci na Tajwan.
Ob贸z wojskowy Tuna zlokalizowany jest na wybrze偶u, tu偶 na p贸艂noc od Fuczou. Po zapadni臋ciu nocy robi臋 rozpoznanie wok贸艂 tego miejsca, 偶eby si臋 zorientowa膰, z czym mam do czynienia. Zdj臋cia satelitarne, dostarczone mi przez Wydzia艂 Trzeci, okazuj膮 si臋 bardzo pomocne. Technika posz艂a tak daleko naprz贸d, 偶e mo偶na wycelowa膰 obiektyw w szachownic臋 na ziemi i okre艣li膰, jaki powinien by膰 nast臋pny ruch. Dzi臋ki tym zdj臋ciom wiem, ilu ludzi stacjonuje w konkretnym miejscu, jakie maj膮 pojazdy i jaka si艂a ognia. Czasami udaje si臋 zrobi膰 zdj臋cia rentgenowskie i zajrze膰 do 艣rodka namiot贸w lub budynk贸w. Termowizja pozwala stwierdzi膰, gdzie znajduj膮 si臋 偶ywe istoty. Moje dane wywiadowcze wskazuj膮, 偶e 偶o艂nierze s膮 zakwaterowani w sze艣ciu barakach, usytuowanych wzd艂u偶 ogrodzenia bazy. Budynek dow贸dztwa s膮siaduje z trzema wielkimi hangarami na brzegu morza. Analitycy Wydzia艂u Trzeciego s膮 pewni, 偶e to schrony dla okr臋t贸w podwodnych. Ob贸z za艂o偶ono w miejscu, gdzie woda - w przeciwie艅stwie do wybrze偶a na wsch贸d od Fuczou - jest wystarczaj膮co g艂臋boka. To ma sens.
Tu偶 przed moim przyjazdem do prowincji Fucien przyp艂yn臋艂o kilka chi艅skich okr臋t贸w desantowych. W cie艣ninie prowadz膮 manewry dwie fregaty Chengdu, dwa niszczyciele klasy Luda i jeden klasy Luhu. Z bazy lotniczej w pobliskim Cuanczou ma przyby膰 wsparcie powietrzne. Je艣li ci faceci nie przygotowuj膮 si臋 do inwazji, to kto艣 robi sobie jaja w z艂ym gu艣cie. Nasze si艂y morskie zgrupowa艂y si臋 bli偶ej Tajwanu i na zewn膮trz cie艣niny. Czuwaj膮 niczym p艂ywaj膮cy stra偶nicy i czekaj膮, co si臋 stanie. Sytuacja jest napi臋ta.
- Widzimy ci臋 przez satelit臋, Sam - odzywa si臋 w moim uchu Lambert. - Mo偶esz wchodzi膰. Obserwuj patrole.
Baz臋 otacza tymczasowe ogrodzenie z drutu. Wjazd umo偶liwiaj膮 dwie bramy. Jedna jest od p贸艂nocy, druga - g艂贸wna i wi臋ksza - od po艂udnia. Ca艂y czas strzeg膮 jej dwaj wartownicy, a od p贸艂nocy - zaledwie jeden. Postanawiam nie korzysta膰 z 偶adnej. Zamiast tego czo艂gam si臋 mi臋dzy rzadkimi krzewami od p贸艂nocy do punktu oddalonego o jakie艣 dwadzie艣cia metr贸w na wsch贸d od bramy i u偶ywam no偶yc do ci臋cia drutu. Dzi艣 nie 艣wieci ksi臋偶yc, niebo jest zachmurzone, wi臋c ciemno艣膰 zapewnia mi os艂on臋. Ale musz臋 by膰 ostro偶ny. Dooko艂a nie ma drzew ani g臋stych zaro艣li, gdzie m贸g艂bym si臋 ukry膰 w razie potrzeby. Ob贸z o艣wietlaj膮 reflektory rozmieszczone w strategicznych punktach.
Tu偶 przede mn膮 jest jeden z barak贸w koszarowych. Chowam si臋 za nim i s艂ysz臋 przez 艣cian臋 chrapanie. Wszyscy 艣pi膮, a przynajmniej powinni. Obserwuj膮c wcze艣niej baz臋, zauwa偶y艂em, 偶e cztery jednoosobowe patrole pilnuj膮 poszczeg贸lnych kwadrant贸w. Ka偶dy 偶o艂nierz przemierza tam i z powrotem sw贸j sektor. Domy艣lam si臋, 偶e zmieniaj膮 si臋 co trzy, czy cztery godziny.
Okr膮偶am koszary, przemykaj膮c od jednej plamy mroku do drugiej. Ch臋tnie rozwali艂bym te cholerne reflektory, ale to na pewno przyci膮gn臋艂oby czyj膮艣 uwag臋. Kiedy kucam za budynkiem, kt贸ry okazuje si臋 sto艂贸wk膮, widz臋 jasno o艣wietlony teren ci膮gn膮cy si臋 a偶 do schron贸w dla okr臋t贸w podwodnych. Niestety w艂a艣nie tam musz臋 dotrze膰, 偶eby dowiedzie膰 si臋 mo偶liwie jak najwi臋cej o operacji 揃arrakuda". Jak ja si臋 tam dostan臋, cholera?
- Od wschodu nadchodzi wartownik - m贸wi Lambert.
I mam odpowied藕. Zbli偶a si臋 do mnie w postaci 偶o艂nierza patroluj膮cego sw贸j kwadrant. Facet idzie zamy艣lony, nie zwraca zbytniej uwagi na otoczenie i na pewno nie spodziewa si臋 偶adnych problem贸w w samym 艣rodku bazy wojskowej. Czekam, a偶 b臋dzie obok mnie, potem skacz臋 naprz贸d, zas艂aniam mu d艂oni膮 usta i wal臋 go w ty艂 g艂owy moim five-sevenem. 呕o艂nierz wiotczeje w moich ramionach. Wlok臋 go w mrok za sto艂贸wk膮, zdejmuj臋 mu kurtk臋 i he艂m i przymierzam. S膮 dla mnie troch臋 za ciasne, ale ujd膮.
Bior臋 jego karabin szturmowy - QBZ-95 - potem wstaj臋, wczuwam si臋 w rol臋 i wychodz臋 wolno zza budynku. Jestem teraz chi艅skim 偶o艂nierzem na patrolu.
Staram si臋 nie rzuca膰 w oczy i ruszam wolnym, ale pewnym krokiem w kierunku budynku dow贸dztwa i schron贸w dla okr臋t贸w podwodnych. Znajduj膮 si臋 poza kwadrantem mojego przyjaciela, ale w膮tpi臋, 偶eby kto艣 to zauwa偶y艂. Nie chcia艂bym tylko natkn膮膰 si臋 na faceta, kt贸ry patroluje ten sektor, bo mog艂yby z tego wyj艣膰 jakie艣 fajerwerki.
Wej艣cie do pierwszego schronu jest otwarte. Staj臋 z boku i zagl膮dam ostro偶nie do 艣rodka. Widz臋 okr臋t podwodny. Wn臋trze hangaru o艣wietlaj膮 lampy robocze i widz臋 paru 偶o艂nierzy, kt贸rzy siedz膮 przy stole, na platformie obok basenu, i graj膮 w karty. Oni te偶 na pewno nic spodziewaj膮 si臋 偶adnych problem贸w tak p贸藕no w nocy.
Przygl膮dam si臋 okr臋towi i u艣wiadamiam sobie, 偶e nie znam tej klasy. Przypomina mi si臋 raport Pentagonu, dostarczony pracownikom operacyjnym Wydzia艂u Trzeciego. Czyta艂em w nim o okr臋tach podwodnych nowej generacji, kt贸re zdaniem ameryka艅skich wojskowych buduj膮 Chi艅czycy. W nazewnictwie Pentagonu to klasa Yuan, podobno nowy typ bojowych okr臋t贸w podwodnych z nap臋dem dieslowskim, chi艅skim osprz臋tem i rosyjskim uzbrojeniem. Robi臋 szybko OPSAT-em kilka zdj臋膰 okr臋tu i przemieszczam si臋 do nast臋pnego schronu. Tu dzieje si臋 troch臋 wi臋cej, wi臋c nie mog臋 si臋 dobrze przyjrze膰 wn臋trzu. Ale dostrzegam, 偶e tutaj te偶 jest okr臋t podwodny. Wygl膮da na atomowy, klasy Xia.
Trzeci schron jest pusty. Nie ma w nim 偶adnego okr臋tu. Kilku 偶o艂nierzy krz膮ta si臋 przy urz膮dzeniach na platformach wok贸艂 basenu. Sprz膮taj膮 po wyj艣ciu okr臋tu w morze albo przygotowuj膮 si臋 do jego przyj臋cia.
Nagle rozpoznaj臋 faceta po cywilnemu, kt贸ry stoi przy pulpicie sterowniczym jakie艣 dwana艣cie metr贸w ode mnie. To Oskar Herzog, ju偶 bez bia艂ej siwizny na w艂osach i brodzie. Teraz wygl膮da m艂odziej. Rozmawia z go艣ciem w eleganckim mundurze, kt贸ry jest odwr贸cony do mnie plecami. Widz臋 go pod takim k膮tem, 偶e trudno mi rozr贸偶ni膰 jego stopie艅 wojskowy.
W艣lizguj臋 si臋 ostro偶nie do schronu i kucam za trzema beczkami z olejem, 偶eby lepiej mu si臋 przyjrze膰. W ko艅cu facet odwraca si臋 od pulpitu sterowniczego i mog臋 mu zrobi膰 zdj臋cie. To genera艂 Tun we w艂asnej osobie.
On i Herzog odchodz膮 od pulpitu i kieruj膮 si臋 w moj膮 stron臋. Przywie殴ram do pod艂ogi. Mijaj膮 beczki i wychodz膮 na zewn膮trz. Upewniam si臋 szybko, 偶e nikt za nimi nie idzie ani na nich nie patrzy, potem wymykam si臋 na dw贸r i zaczynam ich 艣ledzi膰. Id膮 prosto do ma艂ego tymczasowego budynku dow贸dztwa niedaleko schronu.
Kiedy znikaj膮 w 艣rodku, okr膮偶am budynek. W tylnej 艣cianie jest okno na wysoko艣ci ramienia. Si臋gam do plecaka i wyjmuj臋 przyrz膮d, kt贸ry nazywam peryskopem winklowym. Jest bardzo podobny do narz臋dzia dentystycznego - to cienki metalowy pr臋t z ma艂ym okr膮g艂ym lusterkiem na ko艅cu. Pr臋t jest gi臋tki, mog臋 wi臋c u偶ywa膰 tego gad偶etu prawie wsz臋dzie. Najlepiej nadaje si臋 do wygl膮dania zza rogu, kiedy nie chcesz, 偶eby ci臋 zauwa偶ono, ale teraz musz臋 nim zajrze膰 przez okno.
No prosz臋. Banda nocnych mark贸w. Nakry艂em ich wszystkich razem. Genera艂 Tun, Oskar Herzog i Andriej Zdrok stoj膮 przy stole roboczym i studiuj膮 mapy. Eddie Wu siedzi w k膮cie na sto艂ku i wygl膮da tak, jakby za chwil臋 mia艂 zasn膮膰. A na kanapie le偶y Iwan Putnik. Chyba w艂a艣nie si臋 obudzi艂.
Cholernie mnie korci, 偶eby wykorzysta膰 okazj臋 i zako艅czy膰 to tu i teraz. Naciskam m贸j implant i pytam o Lamberta.
- Jestem, Sam. O co chodzi?
Pisz臋 wiadomo艣膰 tekstow膮: MAM ZDROKA, HERZOGA, PUTNIKA, TUNA I E. WU RAZEM W JEDNYM WYGODNYM MIEJSCU. S膭 艁ATWYM CELEM. DZIA艁A膯?
Po chwili Lambert pyta:
- Wiesz ju偶, co zamierzaj膮 zrobi膰 z g艂owic膮 j膮drow膮 i MRUUV-em? Odpowiadam: JESZCZE NIE.
- Wi臋c lepiej zaczekaj - m贸wi Lambert. - Prosz臋 ci臋, wykonaj podstawowy plan. A potem wyno艣 si臋 stamt膮d w choler臋. T臋 drug膮 spraw臋 zostawimy naszemu wojsku. To nie twoja dzia艂ka, Sam.
Cz艂owieku, ja chc臋 dopa艣膰 Putnika! Moim najwi臋kszym pragnieniem jest to, 偶eby facet cierpia艂 za zab贸jstwo Katii! Przeklinam rozkazy Lamberta, chowam peryskop winklowy do kieszeni spodni i w艂膮czam TAK na moim five-sevenie. Wycelowuj臋 go w okno i s艂ucham rozmowy. Poniewa偶 genera艂 nie m贸wi po rosyjsku, a faceci ze Sklepu nie znaj膮 mandary艅skiego, s膮 skazani na bardzo kiepski angielski Tuna.
TUN: ...m贸wi膮 mi, okr臋t podwodny 揗ao" osi膮gn膮膰 ameryka艅skie zachodnie wybrze偶e siedem dzie艅.
HERZOG: Jest pan tego pewien, generale? Tylko siedem dni?
TUN: 揗ao" to szybki okr臋t podwodny, jaki mamy. Klasa Xia.
ZDROK: By艂em pod wra偶eniem, kiedy go dzi艣 zobaczy艂em poza schronem.
TUN: To pi臋kny okr臋t. Nowy okr臋t, nap臋dzany dieslem, te偶 bardzo 艂adny. ONZ nic nie wiedzie膰.
Wiedzie膰, wiedzie膰, my艣l臋.
ZDROK: A zatem, generale, uwa偶am, 偶e to ko艅czy nasz膮 wsp贸艂prac臋. Ma pan g艂owic臋 j膮drow膮, w kt贸r膮 zaopatrzy艂 pana m贸j towarzysz, genera艂 Prokofiew, ma pan wszystkie elementy do operacji 揃arrakuda" i wygl膮da na to, 偶e dzia艂aj膮, wi臋c teraz pan Herzog i ja chcieliby艣my zostawi膰 pana z pa艅skimi planami. A ostatnia wp艂ata...?
TUN: To jest zrobione. Tu potwierdzenie. Przelew na konto w bank szwajcarski.
ZDROK: Oskar, rzu膰 okiem, czy wszystko jest w porz膮dku?
HERZOG: Na to wygl膮da. Cyfry si臋 zgadzaj膮.
TUN: Pan nie widzie膰 揃arrakuda", panie Zdrok?
ZDROK: Ee, nie, generale. Przyjecha艂em tu po wyj艣ciu pa艅skiego okr臋tu w morze.
TUN: Prosz臋 pozwoli膰 mi pokaza膰. Pan zobaczy膰 przed wyjazdem.
ZDROK: (g艂臋bokie westchnienie) Dobrze. Iwan, wstawaj. Genera艂 chce nam zademonstrowa膰 swoj膮 now膮 zabawk臋. Eddie, idziesz?
WU: (mamrocze co艣 niezrozumiale)
S艂ysz臋 ich kroki w pomieszczeniu, w ko艅cu ca艂a pi膮tka wychodzi z budynku i idzie w kierunku schronu numer dwa. Czekam, a偶 wejd膮 do 艣rodka, potem okr膮偶am hangar. Na bocznej 艣cianie s膮 metalowe szczeble najwyra藕niej po to, 偶eby 偶o艂nierze mogli w razie potrzeby wspi膮膰 si臋 na dach. Wdrapuj臋 si臋 na g贸r臋 i staj臋 oko w oko z chi艅skim 偶o艂nierzem. Jest bardzo zaskoczony widokiem mojej osoby.
- Cze艣膰 - m贸wi臋, bior臋 zamach i uderzam go w twarz kolb膮 QBZ-95. Facet pada na metalowy dach, troch臋 za g艂o艣no jak na m贸j gust. Przetaczam go szybko pod rur臋 wylotow膮 wywietrznika, 偶eby nie by艂 zbyt widoczny, i rzucam chi艅ski karabin w mrok. Nie jest mi potrzebny, dop贸ki mam sw贸j SC-20K.
W pobli偶u rury wentylacyjnej jest otwarty w艂az. Zagl膮dam do 艣rodka i widz臋 wi膮zania dachowe pod sufitem. Doskonale. W艣lizguj臋 si臋 do wn臋trza jak w膮偶, przytrzymuj臋, usadawiam okrakiem na belce i odsuwam od otworu. Wok贸艂 mnie jest ciemno i mog臋 obserwowa膰 wszystko, co si臋 dzieje pode mn膮. Genera艂 Tun doprowadzi艂 swoich go艣ci do dziobu okr臋tu podwodnego klasy Xia i teraz ka偶e 偶o艂nierzom przynie艣膰 sprz臋t. Na platformie, kt贸ra biegnie wzd艂u偶 kad艂uba, Chi艅czycy ustawiaj膮 d艂ug膮 skrzyni臋 podobn膮 do trumny. W 艣rodku jest MRUUV. Wygl膮da dok艂adnie tak samo, jak tamten skonstruowany przez profesora Gregory'ego Jeinsena dla Pentagonu. Ma cylindryczny kszta艂t, oko艂o dw贸ch metr贸w d艂ugo艣ci i mniej wi臋cej metr 艣rednicy - przypomina pojemnik na cygaro, tyle 偶e z p艂askimi, a nie zaokr膮glonymi ko艅cami. Wycelowuj臋 w d贸艂 fivesevena, dostrajam cz臋stotliwo艣膰 TAK i s艂ucham.
ZDROK: Wi臋c to jest to. Hm. 0 to by艂o tyle zamieszania?
HERZOG: To cudowny wynalazek, Andriej. Jest pi臋kny.
ZDROK: Ile sztuk tego czego艣 mog膮 przenie艣膰 pa艅skie okr臋ty podwodne?
TUN: Wystrzeliwanie z wyrzutnie torpedowe. 揗ao" ma trzy 揃arrakuda". Jak ta.
ZDROK: No dobra, wi臋c jeden MRUUV ma g艂owic臋 bojow膮. A dwa pozosta艂e?
TUN: Nic! To wabiki.
HERZOG: Kiedy zamierza pan zawiadomi膰 Stany Zjednoczone, generale?
TUN: Kiedy 揗ao" osi膮ga strefa celu. Siedem dzie艅.
HERZOG: I naprawd臋 chce pan tego u偶y膰, je艣li nie pozwol膮 panu zaj膮膰 Tajwanu?
TUN: (przytakuje z zapa艂em) Koniec z Disneyland! Bum!
ZDROK: Co pan zrobi, je艣li Amerykanie dobior膮 si臋 do pana wcze艣niej?
TUN: 揇obior膮 si臋..."?
ZDROK: Zaatakuj膮 pana. Co b臋dzie, je艣li uderz膮 pierwsi?
TUN: (艣mieje si臋) Pan zabawny cz艂owiek, panie Zdrok. 呕art, tak?
O kurcz臋. Teraz rozumiem. Genera艂 wcale nie zamierza u偶y膰 swojej g艂owicy j膮drowej przeciwko Tajwanowi. Chce wykorzysta膰 MRUUV-a do dostarczenia tej broni jak najbli偶ej jakiego艣 du偶ego miasta na ameryka艅skim zachodnim wybrze偶u. Wygl膮da na to, 偶e chodzi o Los Angeles.
Bomba b臋dzie jego polis膮 ubezpieczeniow膮, kt贸ra umo偶liwi mu zaj臋cie Tajwanu. Da nam zna膰, 偶e bro艅 jest na miejscu i zostanie zdetonowana, je艣li spr贸bujemy mu przeszkodzi膰 w inwazji na t臋 ma艂膮 wysp臋. Poniewa偶 planuj膮 wystrzelenie MRUUV-a z okr臋tu podwodnego, b臋dzie go cholernie trudno wytropi膰. O ile si臋 orientuj臋, taki pojazd, po opuszczeniu wyrzutni torpedowej, mo偶e by膰 zdalnie sterowany a偶 do celu. Okr臋t nie musi nawet wp艂ywa膰 na ameryka艅skie wody terytorialne. Pozostanie na ich granicy i zrobi swoje. Pomys艂owe.
Czas st膮d znikn膮膰. Zaczynam si臋 posuwa膰 wzd艂u偶 belki z powrotem do w艂azu, gdy s艂ysz臋 w dole ha艂as. Do schronu 艂aduje si臋 ca艂y pluton uzbrojonych 偶o艂nierzy. Sier偶ant podbiega do jakiego艣 oficera, kt贸ry po chwili szepcze co艣 do genera艂a. Potem wszyscy patrz膮 w g贸r臋 na sufit, a eskorta wyprowadza Tuna na zewn膮trz.
Niech to szlag.
Znale藕li wartownika, kt贸rego uziemi艂em wcze艣niej? A mo偶e faceta na dachu? Zachowuj膮 si臋 tak, jakby wiedzieli, 偶e w hangarze jest kto艣 obcy.
Jeden z 偶o艂nierzy przynosi szperacz, ustawia na platformie obok MRUUV-a, w艂膮cza i kieruje w g贸r臋. Przesuwa wolno snopem 艣wiat艂a po belkach. Inni przygl膮daj膮 si臋 uwa偶nie sufitowi. Nie ruszam si臋 i modl臋, 偶eby zbyt wiele mojego cia艂a nie wystawa艂o poza belk臋, na kt贸rej le偶臋.
Dwaj inni 偶o艂nierze wnosz膮 urz膮dzenie o znajomym wygl膮dzie. To nadajnik, kt贸ry widzia艂em w Hongkongu. W艂膮czaj膮 go do pr膮du i celuj膮 w sufit ma艂膮 anten膮. S艂ysz臋 znajome buczenie, ale tym razem nie dzia艂a to na moje implanty. Dzi臋ki pracy Grimsdottir i zabiegowi, kt贸remu kaza艂a mi si臋 podda膰 w Los Angeles Coen, narz臋dzie tortur d藕wi臋kowych jest ju偶 nieskuteczne.
M臋偶czy藕ni patrz膮 na siebie pytaj膮co. Jeden sprawdza, czy nadajnik funkcjonuje prawid艂owo. Wzrusza ramionami. Kto艣 wykrzykuje jakie艣 rozkazy. 呕o艂nierze zaczynaj膮 biega膰 tam i z powrotem. Nie s膮 pewni, czy rzeczywi艣cie jestem na g贸rze. Zdrok, Herzog, Putnik i Wu gromadz膮 si臋 przy drzwiach. Obserwuj膮 i czekaj膮, czy informacja oka偶e si臋 prawdziwa.
Jak dot膮d, nie widzieli mnie. Zostan臋 tu ca艂y dzie艅, je艣li b臋d臋 musia艂. Dop贸ki si臋 nie porusz臋, powinienem by膰 bezpieczny. Ale sk膮d, do cholery, wiedzieli, 偶e tu jestem? To mnie najbardziej niepokoi.
Frontowymi drzwiami wchodzi facet w cywilnym ubraniu. Zanim mam okazj臋 dobrze mu si臋 przyjrze膰, odwraca si臋 do Zdroka i jego towarzyszy, zamienia z nimi kilka s艂贸w i wspina si臋 na platform臋 obok okr臋tu. Kiedy podnosi wzrok na sufit, na moment zamiera mi serce. Mam teraz odpowiedzi na mn贸stwo pyta艅. Ju偶 wiem, jakim cudem przeciwnik zna艂 ka偶dy m贸j krok w Hongkongu, Los Angeles i tutaj. Teraz jest jasne, sk膮d Sklep wiedzia艂, gdzie i kiedy si臋 pojawi臋.
Mason Hendricks, ca艂y i zdrowy, krzyczy do mnie:
- Fisher, lepiej zejd藕 grzecznie na d贸艂, bo inaczej zestrzel膮 ci臋 stamt膮d.
==================================
ABC Amber Text Converter v5.01
Trial version
==================================
ROZDZIA艁 34
Jaki艣 偶o艂nierz przynosi drugi szperacz i o艣wietla w艂az w dachu, nie mog臋 wi臋c tamt臋dy wyj艣膰. M贸wi膮c wprost, jestem w pu艂apce. Wcze艣niej czy p贸藕niej kt贸ry艣 snop 艣wiat艂a wy艂owi z mroku cz臋艣膰 mojej nogi lub ramienia i b臋dzie po mnie. Jedyna rzecz, jak膮 mog臋 zrobi膰, to utrudni膰 im zlokalizowanie mnie.
Musz臋 zaryzykowa膰 i si臋gn膮膰 do kieszeni spodni po granaty dymne. Ruch przyci膮ga wzrok, wi臋c przesuwam r臋k臋 wzd艂u偶 boku cia艂a tak wolno, jak to tylko mo偶liwe. W ko艅cu dosi臋gam kieszeni i odpinam j膮. Zapomnia艂em, 偶e w艂o偶y艂em tam m贸j peryskop winklowy - luzem. Cholerny gad偶et wy艣lizguje si臋 na zewn膮trz i grawitacja robi reszt臋. Patrz臋 ze zgroz膮, jak przedmiot spada na platform臋 i uderza w ni膮 z metalicznym d藕wi臋kiem. -Tam! - krzyczy Hendricks i pokazuje, gdzie jestem. 呕o艂nierze wycelowuj膮 w sufit karabiny szturmowe. Si臋gam do kieszeni i chwytam granat. Wyrywam zawleczk臋 i puszczam go. Robi wi臋cej huku ni偶 szk贸d, ale chmura ciemnego dymu przes艂ania widok moim prze艣ladowcom. Szybko chwytam drugi granat, wyci膮gam zawleczk臋 i rzucam go w d贸艂. Zaczyna si臋 kanonada. Pociski trafiaj膮 w dach wok贸艂 mnie, ale teraz mog臋 uciec po belce poza pole ostrza艂u. Nie biegn臋 do w艂azu, bo tamci spodziewaj膮 si臋 tego, lecz w przeciwn膮 stron臋, cho膰 nie mam poj臋cia, jak si臋 st膮d wydostan臋. 呕o艂nierze strzelaj膮 we wszystkich kierunkach - pozbawiaj膮 mnie mo偶liwo艣ci manewru.
Ale jest jedna szansa. Si臋gam do plecaka i chwytam moj膮 jedyn膮 min臋 艣cienn膮. Jej aktywacja zabiera mi pi臋膰 sekund, przyczepienie do sufitu nast臋pnych pi臋膰. Ustawiam j膮 na eksplozj臋 po dziesi臋ciu sekundach w nadziei, 偶e przez ten czas zd膮偶臋 si臋 oddali膰 po belce na bezpieczn膮 odleg艂o艣膰.
Ludzie na dole nadal nic nie widz膮 przez dym i strzelaj膮 na 艣lepo. U偶ycie miny 艣ciennej to ryzyko, kt贸re musz臋 podj膮膰. Licz臋 na to, 偶e wybuch zrobi wystarczaj膮co du偶膮 dziur臋, 偶ebym si臋 w niej zmie艣ci艂, a k艂臋by dymu zamaskuj膮 moj膮 ucieczk臋.
Docieram do ko艅ca belki, chroni膮c g艂ow臋 przed pociskami trafiaj膮cymi w sufit wok贸艂 mnie. Wybuch niemal mnie og艂usza.
Hangar trz臋sie si臋 z niespodziewan膮 si艂膮. Belka, na kt贸rej siedz臋, uwalnia si臋 z mocowania! Przywieram do niej ca艂ym cia艂em i czuj臋, jak si臋 ko艂ysze pod moim ci臋偶arem. Nic nie widz臋; hangar wype艂nia dym i nie wiem, czy spadam, czy wisz臋 na kilku stalowych 艣rubach. Po chwili odzyskuj臋 r贸wnowag臋 i dostrzegam, 偶e belka jeszcze si臋 trzyma, ale niewiele brakuje, by odpad艂a. Opuszczam gogle i w艂膮czam noktowizj臋 - czasami pomaga przenikn膮膰 wzrokiem dym i zobaczy膰 zarysy niekt贸rych obiekt贸w. Teraz widz臋 wyra藕nie du偶膮 dziur臋 w suficie. Ma co najmniej dwa metry 艣rednicy. Dym szybko si臋 przez ni膮 ulotni, lepiej, 偶ebym si臋 pospieszy艂.
Belka, do kt贸rej przywieram, jednym ko艅cem jest nadal po艂膮czona kilkoma 艣rubami z sufitem. Drugi koniec przede mn膮 celuje w przestrze艅 nad basenem w dole. Musz臋 si臋 wolno wycofa膰 w g贸r臋 belki, do sufitu, a potem chwyci膰 si臋 innej belki i dotrze膰, d艂o艅 za d艂oni膮, do dziury. Je艣li b臋d臋 si臋 porusza艂 za szybko, belka pode mn膮 na pewno si臋 urwie. I oczywi艣cie 偶o艂nierze na dole ci膮gle strzelaj膮 bez艂adnie w g贸r臋 i mog膮 mnie trafi膰 bez wzgl臋du na to, jaki kierunek wybior臋.
To jest 偶ycie, co?
Kiedy jestem jakie艣 p贸艂tora metra od sufitu, s艂ysz臋, 偶e 艣ruby zaczynaj膮 puszcza膰. Za mn膮 rozlega si臋 przera偶aj膮cy zgrzyt i czuj臋, jak belka opada o kilka centymetr贸w. Nie mog臋 ryzykowa膰 i dalej na niej siedzie膰, wi臋c skupiam uwag臋 na nieruchomej belce nad moj膮 g艂ow膮 i pr贸buj臋 unie艣膰 si臋 te p贸艂tora metra z pozycji siedz膮cej. I tu przydaje si臋 trening krav magi. U偶ywaj膮c mi臋艣ni ud i rozci膮gaj膮c bole艣nie cia艂o mi臋dzy pasem i ramionami, mog臋 si臋 搘yd艂u偶y膰" - to najlepsze okre艣lenie - i jednocze艣nie wypchn膮膰 troch臋 do g贸ry. Kiedy tylko to robi臋, belka urywa si臋 i spada. Przez u艂amek sekundy jestem zawieszony w powietrzu, potem czuj臋, jak moje r臋ce zaciskaj膮 si臋 na belce pod sufitem. Trzymam si臋 jej mocno, 艂api臋 oddech i zaczynam si臋 posuwa膰, d艂o艅 za d艂oni膮, w kierunku dziury odleg艂ej o jakie艣 sze艣膰 metr贸w.
Nie patrz臋 w d贸艂, ale s艂ysz臋, jak m臋偶czy藕ni krzycz膮 do siebie. Belka musia艂a na nich spa艣膰. Kiedy docieram do dziury, mam wra偶enie, 偶e min臋艂a ca艂a wieczno艣膰. Dym ju偶 si臋 rozwia艂 i s艂ysz臋 krzyk Hendricksa:
- Jest tam! Zastrzelcie go!
Nadlatuj膮 pociski, ale ju偶 si臋 wspinam przez otw贸r i wype艂zam na dach. Przetaczam si臋 w stron臋 kraw臋dzi i serie dziurawi膮 blach臋 tu偶 za mn膮.
Gdy tylko uznaj臋, 偶e mog臋 bezpiecznie wsta膰, podrywam si臋 i biegn臋 do drabinki na bocznej 艣cianie. Wchodz膮 po niej trzej faceci. Wyci膮gam five-sevena i strzelam do pierwszego. Spada i po drodze str膮ca dw贸ch kolesi贸w za sob膮. Na ziemi roi si臋 od 偶o艂nierzy. Otaczaj膮 hangar. Po raz drugi w ci膮gu dziesi臋ciu minut jestem w pu艂apce. Si臋gam do plecaka i sprawdzam, ile mi zosta艂o granat贸w dymnych. Cholera, s膮 tylko dwa. Ale mam par臋 flar. 1 co艣 jeszcze, co mo偶e si臋 przyda膰.
艢ci膮gam z plec贸w SC-20K i 艂aduj臋 do wyrzutni kamer臋 dywersyjn膮. Najwa偶niejsza jest koordynacja. W takich sytuacjach jak ta 偶a艂uj臋, 偶e nie mam sze艣ciu r膮k. Najpierw podbiegam do kraw臋dzi dachu po tej stronie budynku, gdzie na dole jest mniej 偶o艂nierzy. To strona p贸艂nocna, mi臋dzy hangarami numer jeden i dwa. Gdyby uda艂o mi si臋 dosta膰 na ziemi臋, m贸g艂bym przynajmniej pr贸bowa膰 przebi膰 si臋 na zewn膮trz bazy. K艂ad臋 przed sob膮 dwie flary i granaty dymne, potem przygotowuj臋 dwie kamery dywersyjne -jedn膮 w wyrzutni SC-20K, drug膮 w r臋ku do za艂adowania.
Nast臋pnie bior臋 flar臋, zrywam zabezpieczenie, wycelowuj臋 j膮 w bok od dachu budynku i odpalam nad g艂owami 偶o艂nierzy. Eksploduje pi臋knie, rozrzucaj膮c wok贸艂 iskry i p艂omienie. Nie zrobi nikomu krzywdy, ale mam nadziej臋, 偶e wywo艂a zamieszanie. Chwytam granat dymny, wyrywam zawleczk臋 i rzucam go w d贸艂. Wybuch, ziemia znika za g臋st膮 ciemn膮 zas艂on膮. Drug膮 flar臋 odpalam w przeciwnym kierunku ni偶 pierwsz膮. Ta r贸wnie偶 eksploduje i dezorientuje ludzi przy hangarze. Ostatni granat dymny rzucam tak, 偶eby wybuchn膮艂 mi臋dzy schronami dla okr臋t贸w podwodnych.
W ko艅cu wystrzeliwuj臋 kamer臋 dywersyjn膮, celuj膮c z SC-20K w bok schronu numer jeden, kt贸ry jest najbli偶ej brzegu morza. Kiedy tylko kamera przykleja si臋 do 艣ciany, zaczyna emitowa膰 odg艂osy pojedynczych strza艂贸w. 艁aduj臋 szybko do wyrzutni drug膮 kamer臋 dywersyjn膮 i strzelam ni膮 nad g艂owami 偶o艂nierzy w bok wojskowego d偶ipa, kt贸ry stoi jakie艣 trzydzie艣ci metr贸w na zach贸d od hangaru numer dwa. Dla jaj ustawi艂em j膮 na bardzo g艂o艣ne odtwarzanie Stars and stripes forever w wykonaniu maszeruj膮cej orkiestry.
Na dole totalny chaos. Chi艅scy 偶o艂nierze nie wiedz膮, co si臋, cholera, dzieje. My艣l膮, 偶e kto艣 otworzy艂 do nich ogie艅 od strony schron贸w dla okr臋t贸w podwodnych, a tu nagle w innym miejscu zaczyna gra膰 pi臋膰dziesi臋cioosobowa orkiestra. Nad ich g艂owami wci膮偶 jasno p艂on膮 flary i o艣wietlaj膮 dym jak na koncercie rockowym.
Postanawiam skorzysta膰 z zamieszania i skoczy膰 z dachu. Z powodu dymu trudno dok艂adnie okre艣li膰, gdzie jest ziemia. Wykonywa艂em ju偶 takie skoki i wiem, jak trzeba upa艣膰 i przetoczy膰 si臋, 偶eby unikn膮膰 obra偶e艅 - ale zwykle robi臋 to wtedy gdy widz臋, co jest pode mn膮. Gogle noktowizyjne nie u艂atwiaj膮 mi zadania.
Nie ma si臋 nad czym zastanawia膰, do cholery. Przyjmuj臋 postaw臋 i skacz臋.
L膮duj臋 na dole wcze艣niej, ni偶 si臋 spodziewa艂em i czuj臋 potworny b贸l w prawej kostce. Przetaczam si臋, ale szkoda ju偶 si臋 sta艂a. Spad艂em na ziemi臋 jak kamie艅. Czekam na atak Chi艅czyk贸w, ale nic si臋 nie dzieje. 呕o艂nierze wci膮偶 biegaj膮 na o艣lep i nie wiedz膮, gdzie jestem. Udaje mi si臋 wsta膰. Krzywi臋 si臋 z b贸lu i ku艣tykam stamt膮d. Pieprzona kostka. Na pewno jej nie z艂ama艂em, ale wiem, 偶e j膮 skr臋ci艂em. W ruchu b贸l stopniowo ust臋puje. Nie jest tak 藕le. Na dole noktowizja dzia艂a troch臋 lepiej i mog臋 okr膮偶y膰 budynki. Mijam pierwszy schron dla okr臋tu podwodnego i kieruj臋 si臋 do p贸艂nocnej cz臋艣ci obozu. Za sob膮 wci膮偶 s艂ysz臋 krzyki i strza艂y, ale dym ju偶 si臋 rozwiewa.
Ha艂as budzi reszt臋 偶o艂nierzy. Widz臋 ich g艂owy w uchylonych drzwiach i oknach koszar. Ku艣tykaj膮c, wygl膮dam na kogo艣 stukni臋tego, kto idzie przez baz臋. Jeden z facet贸w widzi mnie, ale jest za bardzo zaspany, 偶eby si臋 zorientowa膰, 偶e jestem wrogiem.
To cud, 偶e docieram do ogrodzenia. K艂ad臋 si臋 na ziemi, wczo艂guj臋 do dziury, kt贸r膮 wyci膮艂em wcze艣niej, i wydostaj臋 na zewn膮trz. Jestem wolny. Je艣li uda mi si臋 oddali膰 od obozu i ukry膰 gdzie艣 w ciemno艣ci tak, 偶eby mnie nie znale藕li, mo偶e wyjd臋 z tego ca艂o. Przecinam drog臋 i odchodz臋 poza zasi臋g 艣wiate艂 bazy. Przed sob膮 mam g艂贸wn膮 szos臋 do Fuczou. Pewnie na razie b臋d臋 musia艂 jej unika膰 i schowa膰 si臋 w jakim艣 rowie.
Nagle s艂ysz臋, 偶e Chi艅czycy odpalaj膮 silniki swoich pojazd贸w. Rozszerzaj膮 obszar poszukiwa艅. Zmieniam kierunek i, oszcz臋dzaj膮c skr臋con膮 kostk臋, biegn臋 truchtem r贸wnolegle do szosy, ale trzymam si臋 w mroku. Samochody wyje偶d偶aj膮 wkr贸tce na drog臋 i zaczynaj膮 powolny patrol. Najwyra藕niej wiedz膮, 偶e jestem niedaleko. Kiedy jeden z d偶ip贸w nagle staje i odwraca szperacze w moj膮 stron臋, padam na ziemi臋. Snopy 艣wiat艂a krzy偶uj膮 si臋 nad moim le偶膮cym cia艂em, potem nieruchomiej膮. S艂ysz臋, 偶e otwieraj膮 si臋 i zamykaj膮 drzwi pojazdu. Cholera.
- Sam! - m贸wi Lambert. - Jeste艣 otoczony! Wyno艣 si臋 stamt膮d!
Kto艣 si臋 zbli偶a. 呕o艂nierze.
Chwytam SC-20K, upewniam si臋, 偶e jest ustawiony na ogie艅 ci膮g艂y i przygotowuj臋 si臋 do walki. Nie ruszam si臋, czekam na w艂a艣ciwy moment, a potem strzelam seri膮 w kierunku nadchodz膮cych ludzi. Moje pociski trafiaj膮 grup臋 m臋偶czyzn w momencie, gdy odnajduj膮 mnie i o艣wietlaj膮 szperacze. 呕o艂nierze otwieraj膮 do mnie ogie艅 i musz臋 zn贸w pa艣膰 na ziemi臋. Po chwili jestem przygwo偶d偶ony. Nie mog臋 nic zrobi膰. W moj膮 g艂ow臋 celuje tuzin luf karabinowych. Nie mam wyboru. Rzucam bro艅 i podnosz臋 r臋ce do g贸ry.
ROZDZIA艁 35
Wioz膮 mnie d偶ipem z powrotem do obozu. Zabieraj膮 mi plecak, YW SC-20K, five-sevena, s艂uchawki i OPSAT. Opr贸偶niaj膮 wszystkie kieszenie kombinezonu i zdejmuj膮 mi buty. Dwa pistolety przystawione do mojej g艂owy zmuszaj膮 mnie do pos艂usze艅stwa. W czasie kr贸tkiej jazdy do bazy s艂ysz臋 w uszach g艂os Lamberta:
- Sam? Co si臋 sta艂o? Jeste艣 ca艂y? Satelita ci臋 zgubi艂.
呕eby mu odpowiedzie膰, udaj臋 kaszel. Unosz臋 praw膮 r臋k臋 do krtani, naciskam implant i m贸wi臋:
- Boli mnie gard艂o.
Chi艅scy stra偶nicy szturchaj膮 mnie lufami pistolet贸w - mam opu艣ci膰 r臋k臋. Kiwam g艂ow膮, u艣miecham si臋 i robi臋, co ka偶膮. Daleko w Waszyngtonie Lambert b臋dzie wiedzia艂, 偶e jestem wi臋藕niem. Kiedy do standardowego wyposa偶enia penetrator贸w w艂膮czono implanty, opracowali艣my szyfr do porozumiewania si臋 z central膮. Stworzyli艣my hipotetyczne scenariusze, do kt贸rych dopasowali艣my odpowiednie s艂owa. Dop贸ki jeste艣my w stanie naciska膰 implanty krtaniowe i m贸wi膰, mamy kontakt z Wydzia艂em Trzecim. W obecno艣ci wroga najlepiej robi膰 przy tym co艣 naturalnego, na przyk艂ad kicha膰 lub kaszle膰 - st膮d moja wiadomo艣膰 dla Lamberta powiedzia艂a mu wszystko, co musi wiedzie膰.
Ale kiedy tylko doje偶d偶amy do schron贸w dla okr臋t贸w podwodnych, 偶o艂nierz wi膮偶e mi z ty艂u r臋ce mocn膮 nylonow膮 link膮. Mam nadziej臋, 偶e Lambert poczyni kroki, by spr贸bowa膰 mnie st膮d wyci膮gn膮膰. Chyba 偶e ju偶 jestem skre艣lony. Zawsze jest taka ewentualno艣膰. Zasady tej niebezpiecznej gry s膮 takie, 偶e je艣li wpadniemy w r臋ce wroga, to nie istniejemy. Jeszcze nigdy nie by艂em w takiej sytuacji, wi臋c nie wiem, jak powa偶nie potraktuje to Lambert. Ale wiem, 偶e jednego penetratora skre艣lono, kiedy zosta艂 aresztowany za szpiegostwo w Korei P贸艂nocnej. Je艣li by艂y inne takie przypadki, to nie s艂ysza艂em o nich. Chyba b臋d臋 musia艂 przyj膮膰, 偶e odt膮d jestem zdany na siebie. Nie ma co liczy膰 na ratunek. To by艂aby g艂upota.
呕o艂nierze prowadz膮 mnie do tymczasowego budynku, niedaleko kwatery g艂贸wnej dow贸dztwa. Jest zbudowany ze stali, aluminium, betonu i drewna. Okazuje si臋, 偶e s艂u偶y do wielu cel贸w. S膮 tu biura i magazyny. Wtr膮caj膮 mnie do celi o wymiarach mniej wi臋cej trzy na trzy metry z prycz膮 w 艣cianie. L膮duj臋 na pod艂odze. Wychodz膮, zatrzaskuj膮 drzwi i rygluj膮 je. Zostaj臋 sam.
Podnosz臋 si臋 i pr贸buj臋 stan膮膰. Kostka wci膮偶 mnie boli, ale prze偶yj臋 to. Siadam na pryczy i staram si臋 wyrzuci膰 z g艂owy wszystko, co mog艂oby ograniczy膰 moj膮 odporno艣膰 na tortury. Kto wie, co ze mn膮 zrobi膮? Najprawdopodobniej po prostu mnie rozwal膮, ale nigdy nie wiadomo. Mo偶e u偶yj膮 jakich艣 wymy艣lnych chi艅skich 艣rodk贸w perswazji, 偶eby nak艂oni膰 mnie do ujawnienia sekret贸w NSA. Niczego si臋 ode mnie nie dowiedz膮. Tak naprawd臋 znam niewiele tajemnic, kt贸re mog艂yby zaszkodzi膰 naszemu rz膮dowi. Wydzia艂 Trzeci dba o to. Co najwy偶ej m贸g艂bym im opowiedzie膰 o strukturze organizacyjnej Wydzia艂u Trzeciego, ale w膮tpi臋 - nawet tego ze mnie nie wyci膮gn膮. Zamierzam milcze膰 bez wzgl臋du na to, co ze mn膮 zrobi膮.
Po oko艂o dwudziestu minutach kto艣 otwiera cel臋. Wchodz膮 Mason Hendricks i Andriej Zdrok. Zamykaj膮 za sob膮 drzwi.
- Widz臋, 偶e ju偶 si臋 rozgo艣ci艂e艣 - zagaja Hendricks. - Przepraszamy. Nie chcieli艣my, 偶eby艣 czeka艂.
- Wal si臋, Mason - m贸wi臋.
Hendricks chichocze i odwraca si臋 do Zdroka.
- Fisher to facet, kt贸ry ma bogate s艂ownictwo. - Zdrok si臋 u艣miecha, ale patrzy na mnie lodowato. - Aha, znacie si臋? Andriej Zdrok, Sam Fisher.
- Otarli艣my si臋 kiedy艣 o siebie, ale nigdy nie byli艣my sobie oficjalnie przedstawieni - odpowiadam. Prosz臋 wybaczy膰, 偶e nie podaj臋 r臋ki.
- Uwa偶am, 偶e powinni艣my go od razu zlikwidowa膰 - odzywa si臋 Zdrok. - Jest zbyt niebezpieczny.
- Zaczekaj, przyjacielu, zaczekaj. Nie chcesz zobaczy膰, jak cierpi? Po tych wszystkich szkodach, kt贸re wyrz膮dzi艂 naszej organizacji? - pyta Hendricks. Zdrok milczy, ale widz臋, 偶e si臋 zastanawia, czy da膰 mi wycisk.
Hendricks opiera si臋 o 艣cian臋.
- Pewnie chcia艂by艣 us艂ysze膰 jakie艣 wyja艣nienia, Fisher?
- Mam je gdzie艣, Mason - m贸wi臋. - Jeste艣 zdrajc膮 i kup膮 g贸wna. To jest ca艂e wyja艣nienie.
Hendricks marszczy brwi i ci膮gnie.
- Daj spok贸j, Fisher. Wiesz r贸wnie dobrze jak ja, 偶e Stany Zjednoczone zmierzaj膮 w z艂ym kierunku. Ameryka艅ska polityka zagraniczna to szale艅stwo. Po prostu przeszed艂em do innego obozu. Nie mieszkam w Stanach,
Fisher. P贸艂 偶ycia sp臋dzi艂em na Dalekim Wschodzie. Czas przesta膰 si臋 oszukiwa膰 i robi膰 to, co ci dyktuje serce.
- To znaczy przy艂膮czy膰 si臋 do handlarzy broni膮, kt贸rzy zaopatruj膮 terroryst贸w?
- Fisher, od lat pomagam Sklepowi. Robi艂em to, kiedy jeszcze nawet o nich nie s艂ysza艂e艣. Andriej nazywa mnie Dobroczy艅c膮. A to dlatego, 偶e od dawna dostarczam Sklepowi mn贸stwo informacji z my艣l膮 o doborze klient贸w.
- Ujawniasz tajemnice pa艅stwowe. Szkodzisz naszym w艂asnym agencjom wywiadowczym.
- By膰 mo偶e - odpowiada Hendricks.
- Teraz wiem, dlaczego Szcz臋艣liwym Smokom i Sklepowi zawsze udawa艂o si臋 by膰 krok przede mn膮 bez wzgl臋du na to, dok膮d si臋 - wybiera艂em - m贸wi臋. - Mia艂e艣 dost臋p do plan贸w Wydzia艂u Trzeciego. Lambert mi to powiedzia艂. Ufa艂 ci. Przez ca艂y czas wiedzia艂e艣, gdzie jestem. Nawet w Los Angeles. Wasz cyngiel Putnik wiedzia艂 dok艂adnie, gdzie b臋d臋.
- Zgadza si臋, Fisher. Oczywi艣cie ju偶 nie wsp贸艂pracujemy ze Szcz臋艣liwymi Smokami. By艂y mi臋dzy nami r贸偶nice zda艅.
- S艂ysza艂em.
- Teraz Andriej i ja zamierzamy razem prowadzi膰 interesy. Opuszczam Hongkong. Poniewa偶 Andriej straci艂 dw贸ch wsp贸lnik贸w - co zawdzi臋cza tobie - przy艂膮cz臋 si臋 do niego w Sklepie. Przy moich znajomo艣ciach na ca艂ym 艣wiecie to b臋dzie m膮dra inwestycja. Gdybym m贸g艂 ci zaufa膰, zaproponowa艂bym ci prac臋 w naszej organizacji. Przyda艂by si臋 nam kto艣 taki jak ty.
- Id藕 do diab艂a, Mason.
- Spodziewa艂em si臋 takiej odpowiedzi, dlatego nie pyta艂em, co ty na to.
- Wi臋c co si臋 wydarzy艂o w twoim domu w Hongkongu? Kto tam sp艂on膮艂 zamiast ciebie?
Flendricks kr臋ci g艂ow膮 i mlaska.
- Szkoda, 偶e Yoshiko musia艂a zgin膮膰. Lubi艂em j膮, ale po prostu by艂a pod r臋k膮. Pracowa艂a w Purple Queen, wiesz. Co do zw艂ok m臋偶czyzny, to dostarczy艂 mi je Sklep. Porwali z ulicy bia艂ego faceta, umyli go i ubrali w moj膮 pi偶am臋. Musia艂em co艣 zrobi膰, 偶eby Szcz臋艣liwe Smoki i Wydzia艂 Trzeci my艣leli, 偶e nie 偶yj臋. Rozumiesz.
- Jasne. Dobra robota.
- Dzi臋ki. Teraz mam inny problem. Musz臋 zmieni膰 nazwisko i wygl膮d i sprzeda膰 moj膮 dawn膮 posiad艂o艣膰 przez po艣rednika. Nie chce mi si臋. Ale nie ma na to rady.
- Teraz mo偶esz swobodnie pom贸c ob艂膮kanemu genera艂owi zaatakowa膰 bezbronny kraj i zmusi膰 Stany Zjednoczone do nieingerencji. Przedsi臋biorczy z ciebie facet, Mason.
- Widz臋, 偶e pozna艂e艣 nasz plan. Wiesz, jak zmusimy Stany Zjednoczone do nieingerencji, jak to delikatnie nazwa艂e艣?
- Macie rosyjsk膮 g艂owic臋 j膮drow膮 i umie艣cicie j膮 w jednym z MRUUV--贸w, kt贸ry b臋dzie na okr臋cie podwodnym skierowanym do Ameryki.
- Jestem pod wra偶eniem, Fisher. Jeszcze dwie godziny temu nie wiedzia艂e艣 tego.
- Ju偶 zawiadomi艂em Wydzia艂 Trzeci, co knujecie. Nie uda wam si臋 to. W oczach Hendricksa pojawia si臋 b艂ysk w艣ciek艂o艣ci.
- 艁偶esz, Fisher. Nie powiedzia艂e艣 Wydzia艂owi Trzeciemu ani s艂owa. Ostatni raz skontaktowa艂e艣 si臋 z nimi mniej wi臋cej wtedy, kiedy zosta艂e艣 z艂apany, i nic im o tym nie m贸wi艂e艣. Chyba po prostu to analizowa艂e艣 i nie mia艂e艣 czasu z艂o偶y膰 raportu. Monitoruj臋 ca艂膮 艂膮czno艣膰 Wydzia艂u Trzeciego, Fisher. Inaczej sk膮d bym wiedzia艂 o ka偶dym twoim kroku?
Ma racj臋. Wierz臋 mu. Mia艂 pe艂ny dost臋p do naszych przekaz贸w satelitarnych i m贸g艂 s艂ucha膰 moich rozm贸w przez implanty.
Hendricks wyjmuje co艣 z kieszeni marynarki. Wr臋cza to dyskretnie Zdrokowi, kt贸ry u艣miecha si臋 szeroko po raz pierwszy, odk膮d wszed艂 do celi.
- Andriej ma co艣 dla ciebie. Chce, 偶eby艣 wiedzia艂, 偶e docenia to, co zrobi艂e艣 dla niego i dla Sklepu.
Zdrok jest w czarnych sk贸rzanych r臋kawiczkach. Trzyma kastet. Wsuwa go na palce prawej d艂oni i robi z tego wielkie przedstawienie. Hendricks pokazuje mi, 偶ebym wsta艂. Nie mam wyboru - podnosz臋 si臋 z pryczy. Podchodzi do mnie z ty艂u, opasuje mnie w torsie ramionami i unieruchamia.
- Nie pr贸buj 偶adnych sztuczek z twojego repertuaru krav magi, Fisher - ostrzega. - Jestem ca艂kiem dobry w samoobronie. - Wiem, 偶e m贸wi prawd臋.
- Panie Fisher - odzywa si臋 Zdrok i zbli偶a do mnie - w ci膮gu ostatniego roku bardzo pan zaszkodzi艂 mojej firmie. Z wielk膮 przyjemno艣ci膮 odwdzi臋cz臋 si臋 panu.
Unosi pi臋艣膰, celuje starannie w m贸j 偶o艂膮dek i uderza mnie z ca艂膮 si艂膮 na jak膮 go sta膰. Kiedy kastet trafia mnie w splot s艂oneczny, mam wra偶enie, 偶e eksplodowa艂 mi brzuch. Jeszcze nigdy nie czu艂em takiego b贸lu. Dostaj臋 md艂o艣ci i otacza mnie ciemno艣膰. Padam na stalow膮 pod艂og臋 jak worek kartofli i ledwo to pami臋tam.
Mija kilka dni. Wiem to, bo mniej wi臋cej co dwana艣cie godzin stra偶nicy przynosz膮 mi porcj臋 mokrego letniego ry偶u. Pora posi艂ku to wyj膮tkowo przyjemne prze偶ycie. R臋ce mam wci膮偶 zwi膮zane za plecami i musz臋 je艣膰 z miski na pod艂odze jak pies. Dwa razy dziennie zabieraj膮 mnie do kibla. Je艣li akurat wtedy nie potrzebuj臋 tam i艣膰, to mam pecha. Je艣li musz臋 tam i艣膰, kiedy nie ma ich w pobli偶u, 偶eby mnie zaprowadzi膰, to te偶 mam pecha. Ale mog臋 powiedzie膰 z zadowoleniem, 偶e jeszcze nie zrobi艂em z siebie kupy g贸wna. Wi臋kszo艣膰 czasu trzymaj膮 mnie w celi. Prawie od tygodnia. Czuj臋 si臋 bardzo samotny.
Brzuch boli mnie jak cholera. Na splocie s艂onecznym mam paskudnego siniaka i obawiam si臋, 偶e mog臋 mie膰 obra偶enia wewn臋trzne. Pierwszego dnia widzia艂em krew w moczu i stolcu, ale to przesz艂o. Mimo to cz臋艣膰 cia艂a mi臋dzy klatk膮 piersiow膮 a ko艣膰mi biodrowymi stale mnie boli i jest bardzo wra偶liwa na dotyk. Tamto p臋kni臋cie 偶eber, kt贸rego dozna艂em w Los Angeles, jeszcze pogarsza spraw臋. Zdrok naprawd臋 zdrowo mnie waln膮艂 kastetem. Mam nadziej臋, 偶e nie p臋k艂a mi 艣ledziona ani nic w tym rodzaju. Gdyby tak si臋 sta艂o, pewnie by艂oby ze mn膮 du偶o gorzej. Nie jestem lekarzem, ale przypuszczam, 偶e gdybym mia艂 uszkodzone narz膮dy wewn臋trzne, to by艂bym umieraj膮cy. Chyba powinienem by膰 wdzi臋czny, 偶e jest tak, jak jest.
Dlaczego jeszcze mnie nie zabili, do cholery? Za ka偶dym razem, kiedy przynosz膮 mi 偶arcie lub zabieraj膮 mnie do kibla, prosz臋 o rozmow臋 z Hendricksem albo z kim艣 innym. Chi艅scy stra偶nicy ignoruj膮 mnie i po prostu robi膮 swoje. Po co tu siedz臋 tyle czasu? Nie rozumiem tego. Nie przysy艂aj膮 lekarza, 偶eby obejrza艂 m贸j brzuch, trzymaj膮 mnie w izolacji, a jednak daj膮 mi je艣膰.
Wydzia艂 Trzeci si臋 nie odzywa. Mo偶e rzeczywi艣cie mnie skre艣lili. My艣la艂em, 偶e Lambert czy Coen lub kto艣 inny skontaktuje si臋 ze mn膮 przez implanty i powie mi co艣. A tu nic, cisza w eterze. Radiostacja milczy.
Kilka razy s艂ysza艂em na zewn膮trz ruch - okrzyki 偶o艂nierzy, pojazdy, nawet samoloty w powietrzu. Wczoraj brzmia艂o to tak, jakby ca艂a kompania opuszcza艂a ob贸z. Od tamtej pory panuje g艂ucha cisza.
Nagle drzwi si臋 otwieraj膮 i wchodzi Mason Hendricks w towarzystwie Iwana Putnika, kt贸ry trzyma sportow膮 torb臋. Siedz臋 na pryczy i si臋 nie ruszam. Hendricks wita mnie, ale nie przedstawia mi swojego kumpla.
- Jak si臋 czujesz, Fisher? - pyta.
Mia偶d偶臋 go wzrokiem.
Parska.
- Tak dobrze? Wygl膮dasz strasznie. - Szturcha mnie w brzuch, a偶 si臋 krzywi臋. - Masz tu paskudnego siniaka.
- Czego chcesz? - pytam.
- Niczego. Pomy艣la艂em tylko, 偶e mo偶e po tylu dniach samotno艣ci chcia艂by艣 mie膰 towarzystwo i us艂ysze膰 jakie艣 wiadomo艣ci ze 艣wiata.
Czekam z ciekawo艣ci膮 na dalszy ci膮g, ale staram si臋 nie okazywa膰 zainteresowania.
- W bazie zosta艂a tylko za艂oga szkieletowa. Genera艂 Tun razem z reszt膮 ludzi s膮 na fregacie u wybrze偶y Tajwanu. Nied艂ugo rozpocznie si臋 atak.
- Hendricks patrzy na zegarek. - Mniej wi臋cej za godzin臋. Najpierw bombardowanie z powietrza, potem uderzenie z morza.
Wzdycham, ale wychodzi z tego j臋k.
- Tak, wiem, Fisher. Nie jest dobrze. I wiesz co? Stany nie zrobi膮 nic, 偶eby temu zapobiec. Owszem, przez kilka ostatnich dni z naszej strony pada艂y mocne s艂owa i prezydent chyba w艂a艣nie rozmawia na osobno艣ci z przewodnicz膮cym ChRL. Ale genera艂 Tun o艣wiadczy艂 dzi艣 rano Organizacji Narod贸w Zjednoczonych, 偶e je艣li Stany Zjednoczone cho膰by kiwn膮 palcem w obronie Tajwanu, u偶yje przeciwko nam swojej 搕ajnej broni". Chiny twierdz膮, 偶e nie s膮 za to odpowiedzialne, ale nie zamierzaj膮 mu przeszkodzi膰.
Hendricks zaczyna spacerowa膰 tam i z powrotem. Ci膮gle m贸wi. Putnik stoi nieruchomo i 艣widruje mnie wzrokiem. Ma upiorne spojrzenie. Naprawd臋 wygl膮da jak Rasputin.
- Chi艅ski okr臋t podwodny 揗ao" dotar艂 dzi艣 w pobli偶e Los Angeles. Z jego wyrzutni torpedowych wystrzelono trzy MRUUV-y. Dwa wabiki i jeden uzbrojony w g艂owic臋 bojow膮. Zanim Marynarka Wojenna Stan贸w Zjednoczonych zd膮偶y艂a zlokalizowa膰 okr臋t, 揗ao" wycofa艂 si臋 na wody mi臋dzynarodowe. Bomb臋 mo偶na zdetonowa膰 r臋cznie z pulpitu sterowniczego na okr臋cie lub tutaj, z budynku dow贸dztwa. Andriej Zdrok, Oskar Herzog i ja b臋dziemy mieli przyjemno艣膰 obserwowa膰 rozgrywaj膮cy si臋 dramat. Mieli艣my wyjecha膰 w zesz艂ym tygodniu, ale genera艂 Tun zaproponowa艂 nam, 偶eby艣my zostali. Nie mamy si臋 gdzie podzia膰, wi臋c poczciwy genera艂 zaoferowa艂 nam bezpieczne schronienie w tutejszej bazie przynajmniej do ko艅ca tej ca艂ej sprawy. Pomo偶e nam przenie艣膰 kwater臋 g艂贸wn膮 Sklepu i prawdopodobnie zast膮pi w naszej firmie genera艂a Prokofiewa.
- A co ze mn膮? - pytam.
- Ach, co z tob膮? Pewnie jeste艣 ciekaw, dlaczego jeszcze 偶yjesz. Mo偶esz za to podzi臋kowa膰 genera艂owi Tunowi. Kiedy tylko si臋 zorientowa艂, 偶e wpad艂 mu w r臋ce penetrator Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego, wyda艂 rozkaz, 偶eby zostawi膰 ci臋 przy 偶yciu - na razie. Chyba chcia艂 si臋 zastanowi膰, co z tob膮 zrobi膰. Mo偶e chce zrobi膰 z ciebie co艣 w rodzaju karty przetargowej w rozmowach ze Stanami Zjednoczonymi. Naprawd臋 nie wiem. Powiedzia艂em genera艂owi, 偶e to g艂upi pomys艂, ale mnie nie pos艂ucha艂. W ka偶dym razie to wszystko jest ju偶 niewa偶ne. Niedawno dostali艣my wiadomo艣膰, 偶e ju偶 nie interesujesz genera艂a. W sytuacji, kiedy rozmowy mi臋dzy Chinami i Stanami Zjednoczonymi nic nie daj膮 i Amerykanie nie mog膮 przeszkodzi膰 w ataku na Tajwan, bo Los Angeles zosta艂oby zniszczone, gdyby to zrobili, genera艂 doszed艂 w ko艅cu do wniosku, 偶e nie jeste艣 mu potrzebny. Wi臋c obecny tu Iwan zg艂osi艂 si臋 na ochotnika, by ci臋 po偶egna膰. Na zawsze.
Putnik szczerzy do mnie z臋by. Wi臋c to tak. Trzymali mnie tu jak zwierz臋, a teraz czas na rze藕. Dobra. Sko艅czmy to.
- Niestety, Iwan nie zna angielskiego. Chcia艂, 偶ebym ci powiedzia艂, 偶e nie b臋dzie si臋 spieszy艂. Jest ciekaw, ile b贸lu mo偶e znie艣膰 taki twardy penetrator jak ty. Prowadzi badania w tej dziedzinie, rozumiesz. Zapewni艂em go, 偶e ch臋tnie dostarczysz mu danych statystycznych. Zostawi臋 was teraz samych. 呕egnaj, Fisher.
Hendricks stuka w drzwi i stra偶nik odryglowuje je. Zatrzaskuj膮 si臋 za nim i zostaj臋 sam z moim egzekutorem. Cholera, szkoda, 偶e nie mog臋 u偶y膰 r膮k. M贸g艂bym za艂atwi膰 tego faceta, wiem to. Tylko niech to b臋dzie uczciwa walka. B艂agam.
Putnik zdejmuje wolno kurtk臋. Pod spodem ma T-shirt. Otwiera swoj膮 torb臋 sportow膮 i wyjmuje rolk臋 ta艣my, jak膮 bokserzy owijaj膮 d艂onie przed w艂o偶eniem r臋kawic. Przygl膮dam si臋, jak metodycznie owija r臋ce i od czasu do czasu uderza pi臋艣ci膮 w otwart膮 d艂o艅. Potem wyci膮ga dwa no偶e. Jeden jest d艂ugi i w膮ski jak sztylet. Drugi to Rambo wielko艣ci ameryka艅skiego no偶a my艣liwskiego. Putnik k艂adzie oba na pod艂odze obok swojej torby. Patrzy na mnie, u艣miecha si臋 i kiwa g艂ow膮. Jest gotowy.
Nie trac臋 czasu. Skacz臋 z pryczy i wal臋 go bykiem w brzuch. Wpada z ha艂asem na 艣cian臋. Nie przerywam ataku i kopi臋 go raz za razem. W ko艅cu udaje mu si臋 chwyci膰 mnie za bos膮 stop臋 i wykr臋ci膰 j膮 gwa艂townie. To akurat kostka, kt贸r膮 zwichn膮艂em tydzie艅 temu, i b贸l powraca. Nie mog臋 powstrzyma膰 krzyku i l膮duj臋 na pod艂odze.
Putnik wstaje i ju偶 si臋 nie u艣miecha. Rusza naprz贸d i wymierza mi szybkie kopni臋cie w obola艂y brzuch. Potworny b贸l parali偶uje mnie skutecznie na kilka sekund. Putnik okr膮偶a mnie. Najwyra藕niej chce mi do艂o偶y膰. Ale kiedy staje za mn膮, dochodz臋 do siebie na tyle, 偶e przetaczam si臋 na plecy i wbijam mu stopy w krocze. Facet wrzeszczy, cofa si臋 i 艂apie za pachwin臋, jakbym mu j膮 podpali艂. U艣miecham si臋 szeroko, z satysfakcj膮. Podnosz臋 si臋 i pr贸buj臋 go kopn膮膰 w pier艣. Ale jest na to przygotowany i rzuca si臋 na mnie, rycz膮c jak dzikie zwierz臋. W wytrzeszczonych oczach ma ob艂臋d i jeszcze bardziej przypomina stare zdj臋cia Rasputina. Skacze na mnie jak tygrys i obaj padamy na pod艂og臋. Pr贸buj臋 go zrzuci膰 z siebie, ale zaciska mi palce na gardle. Ze zwi膮zanymi r臋kami mog臋 tylko podrygiwa膰 jak ryba wyci膮gni臋ta z wody i mie膰 nadziej臋.
Nagle, zupe艂nie jakby chmury burzowe postanowi艂y si臋 otworzy膰 i uwolni膰 ulewny deszcz, powietrze wype艂nia wysoki d藕wi臋k nadlatuj膮cego pocisku rakietowego. Nast臋puje eksplozja i budynek trz臋sie si臋 tak, 偶e Putnik spada ze mnie.
Przez moment obaj si臋 nie ruszamy. S艂yszymy na zewn膮trz strza艂y, wrzaski i okrzyki. Potem zn贸w strza艂y. Putnik wstaje i stuka w drzwi. Nikt nie przychodzi, 偶eby je otworzy膰. Zab贸jca wygl膮da na zaniepokojonego.
Drugi przera藕liwy gwizd jest jeszcze g艂o艣niejszy ni偶 pierwszy. Tym razem pocisk trafia w tymczasowy budynek, w kt贸rym jeste艣my. Uczucie jest takie, jakby艣 znalaz艂 si臋 w 艣rodku pr贸偶ni - masz wra偶enie, 偶e powietrze wok贸艂 ciebie imploduje i fizyczne otoczenie traci swoj膮 normaln膮 konsystencj臋. Wydaje mi si臋, 偶e gdzie艣 spadam, ale nie ma dok膮d. Wiem tylko, 偶e 艣wiat wok贸艂 mnie przestaje istnie膰 i zast臋puje go dym i p艂omienie.
ROZDZIA艁 36
Oszo艂omiony wierzgam nogami, odpycham od siebie gruz i pr贸buj臋 oceni膰 szkody. Najpierw czuj臋 zapach prochu strzelniczego i p艂on膮cego metalu. Potem widz臋 nad sob膮 b艂臋kitne niebo i bia艂e ob艂oki i u艣wiadamiam sobie, 偶e budynek, w kt贸rym by艂em, zosta艂 rozerwany na kawa艂ki. Jestem pokryty popio艂em i od艂amkami stali, aluminium i betonu, ale chyba ca艂y. Tylko r臋ce mam ci膮gle zwi膮zane, cholera.
Wsz臋dzie wok贸艂 mnie zn贸w rozlegaj膮 si臋 strza艂y. Widz臋 Chi艅czyk贸w prowadz膮cych w biegu ogie艅 do 偶o艂nierzy. Ci ludzie nie s膮 w mundurach. Wygl膮daj膮 na jakich艣 partyzant贸w. Na g艂owach maj膮 czerwone chusty. Cywile! Cywile zaatakowali baz臋!
Przetaczam si臋 i trafiam na jak膮艣 poszarpan膮 metalow膮 kraw臋d藕, kt贸ra przecina mi rami臋. Przez chwil臋 kln臋, potem wpadam na pomys艂. Usadawiam si臋 tak, 偶e opieram nadgarstki na ostrej kraw臋dzi i bardzo ostro偶nie zaczynam trze膰 o z膮bkowany metal link膮, kt贸ra od tygodnia kr臋puje mi r臋ce. Kalecz臋 sobie sk贸r臋, ale jestem got贸w to wytrzyma膰 przez kilka sekund, 偶eby si臋 uwolni膰. Po minucie linka p臋ka. Czuj臋 b贸l w ramionach, kiedy wyci膮gam je zza plec贸w po raz pierwszy od kilku dni, ale to nic. Co za ulga. Skaleczenia na r臋kach krwawi膮, ale mam to gdzie艣.
Odpycham reszt臋 gruzu i siadam prosto. Wtedy dostrzegam Iwana Putnika. Le偶y pod kawa艂kiem betonowej podpory. Nie wygl膮da zbyt dobrze.
Strza艂y s膮 coraz bli偶ej. Widz臋 oddzia艂 wycofuj膮cych si臋 偶o艂nierzy, kt贸rzy prowadz膮 ogie艅 do nacieraj膮cej grupy cywil贸w. Wojsko nie daje sobie rady z atakuj膮cymi. S膮 dobrze uzbrojeni i nieust臋pliwi. Jeden z nich trzyma proporzec i nagle wszystko rozumiem. Rozpoznaj臋 chi艅skie pismo i god艂o Szcz臋艣liwych Smok贸w. Jon Ming jednak mnie pos艂ucha艂. Triada wreszcie pr贸buje powstrzyma膰 genera艂a Tuna. Mam tylko nadziej臋, 偶e nie jest za p贸藕no.
Putnik j臋czy i si臋 porusza. Lito艣ciwy ze mnie sukinsyn; zdejmuj臋 z niego pylon i klepi臋 go lekko w twarz.
- Hej! - wo艂am. - Nic ci si臋 nie sta艂o? - Potem przypominam sobie, 偶e nie zna angielskiego, i powtarzam to po rosyjsku. Putnik otwiera oczy i patrzy na mnie niewidz膮cym wzrokiem. Ma trudno艣ci z koncentracj膮. W ko艅cu mnie poznaje i warczy.
W niespodziewanym wybuchu energii wbija mi brutalnie kolano w bok. Z b贸lu trac臋 oddech i upadam ty艂em na p艂on膮ce drewno i metal. Parz臋 sobie plecy i w panice przetaczam si臋 w bok. Putnik wstaje, otrzepuje si臋 z sadzy i rusza na mnie. Krav maga uczy, 偶eby walczy膰 tak, jakby od zwyci臋stwa zale偶a艂o twoje 偶ycie. Je艣li to oznacza, 偶e musisz stosowa膰 chwyty poni偶ej pasa, r贸b to. W krav madze nie ma zasad.
Tote偶 艂api臋 kawa艂ek p艂on膮cego drewna obok mnie i rzucam Putnikowi w twarz. Drewno si臋 rozpada, Rosjanin si臋 cofa i przyciska d艂onie do oczu. Ignoruj臋 b贸l w boku, podnosz臋 si臋 i wymierzam mu pot臋偶ne kopni臋cie w brzuch. Zgina si臋 wp贸艂, wci膮偶 o艣lepiony roz偶arzonymi drzazgami w oczach. Jego pozycja umo偶liwia mi atak z ty艂u. Opasuj臋 mu szyj臋 ramieniem i dusz臋 go. Si艂uje si臋 ze mn膮, gdy unosz臋 go do g贸ry za g艂ow臋. Zacie艣niam chwyt i szepcz臋 po rosyjsku:
- To za Kati臋, skurwielu.
Szarpie si臋 i wierzga jak dzika bestia, ale nie puszczam go. Po moich cierpieniach w ci膮gu ostatniego tygodnia jego niezdarne pr贸by samoobrony s膮 偶a艂osne. W ko艅cu, po trzydziestu czy czterdziestu sekundach, zab贸jca s艂abnie. Walczy wolniej i mniej skutecznie, wreszcie wiotczeje w moich ramionach. Wtedy przekr臋cam mu gwa艂townie g艂ow臋. Trzask p臋kaj膮cych ko艣ci brzmi jak muzyka. Puszczam go i trup osuwa si臋 na ziemi臋 jak szmaciana lalka.
Baza jest w ruinie. Nie wiem, czego u偶y艂a triada do ataku na ob贸z, ale to z pewno艣ci膮 jaka艣 ci臋偶ka artyleria. Jak na ironi臋 wi臋kszo艣膰 ich uzbrojenia pochodzi ze Sklepu. Wychodz臋 z gruz贸w i u艣wiadamiam sobie, 偶e musz臋 dziwnie wygl膮da膰. Jestem w chi艅skiej pi偶amie, bosy, zakrwawiony i posiniaczony.
Przede mn膮 wyrastaj膮 dwaj uzbrojeni cz艂onkowie triady i wykrzykuj膮 jaki艣 rozkaz. Jestem zbyt oszo艂omiony, 偶eby go zrozumie膰. Pr贸buj臋 im powiedzie膰 moj膮 najlepsz膮 chi艅szczyzn膮, 偶e jestem ameryka艅skim je艅cem. Nie rozumiej膮.
- Cho Kun, Jon Ming - m贸wi臋.
Ich twarze si臋 o偶ywiaj膮. Kiwaj膮 z zapa艂em g艂owami i pokazuj膮, 偶ebym poszed艂 za nimi. Ledwo mog臋 chodzi膰, wi臋c jeden z nich podtrzymuje mnie troch臋. Idziemy w kierunku pla偶y, gdzie p艂on膮 schrony dla okr臋t贸w podwodnych. Grupa cz艂onk贸w triady stoi przed nienaruszonym budynkiem dow贸dztwa i wymachuje w powietrzu automatami. Wydaj膮 jakie艣 okrzyki, zapewne zwyci臋stwa. T艂um m臋偶czyzn rozst臋puje si臋 i widz臋 w 艣rodku Jona Minga. Celuje z pistoletu w g艂ow臋 kl臋cz膮cego cz艂owieka. To Andriej Zdrok.
Ming dostrzega mnie i u艣miecha si臋 szeroko. Wszyscy jego ludzie odwracaj膮 si臋 w moj膮 stron臋. Zdrok patrzy na mnie ze strachem i nienawi艣ci膮. Jego drogi garnitur jest ubrudzony sadz膮, jeden r臋kaw marynarki ledwo si臋 trzyma. Zdrok ma rozci臋te czo艂o nad okiem, ale poza tym chyba nic mu si臋 nie sta艂o.
- Strasznie pan wygl膮da, panie Fisher - m贸wi Ming.
- I tak si臋 czuj臋 odpowiadam. - Dzi臋ki za przybycie.
- Ca艂a przyjemno艣膰 po naszej stronie. Niech pan zobaczy, kogo tu mamy. Co z nim zrobi膰, panie Fisher? - pyta Ming.
- By艂 uzbrojony?
- Tylko w to. - Ming pokazuje mi kastet, kt贸rym Zdrok przywali艂 mi w brzuch. Bior臋 go i wk艂adam na praw膮 r臋k臋. Zdrok wytrzeszcza oczy i kr臋ci w panice g艂ow膮.
- Nie! - krzyczy. - Nie!
Uderzam go z ca艂ej si艂y w twarz, mia偶d偶臋 mu nos i prawdopodobnie gruchocz臋 ko艣膰 pod spodem. Wrzeszczy i pada na ziemi臋. Triada wiwatuje.
- Facet jest pa艅ski - m贸wi臋 do Minga i pozwalam, 偶eby kastet zsun膮艂 mi si臋 z r臋ki.
Wyko艅czony i s艂aby toruj臋 sobie drog臋 do budynku dow贸dztwa, 偶eby zobaczy膰, co z niego zosta艂o. W 艣rodku walaj膮 si臋 trupy i zniszczony sprz臋t. Na pod艂odze widz臋 wygi臋te zw艂oki Masona Hendricksa. Tu艂贸w jest podziurawiony kulami. Martwy Oskar Herzog, r贸wnie偶 trafiony pociskami, le偶y na roztrzaskanym pulpicie sterowniczym, kt贸ry m贸g艂by pos艂u偶y膰 do unieszkodliwienia MRUUV-a.
Naciskam implant w krtani.
- Pu艂kowniku, je艣li pan tam jest, musz臋 z panem koniecznie porozmawia膰. - Ale odpowiada mi cisza. - Pu艂kowniku Lambert? Coen? Niech kto艣 si臋 odezwie.
Dostaj臋 md艂o艣ci i zawrot贸w g艂owy. Osuwam si臋 na krzes艂o. Jestem bliski utraty przytomno艣ci, gdy wchodzi Ming i kuca przy mnie.
- Panie Fisher - m贸wi. - S膮 tu Amerykanie. Szukaj膮 pana.
ROZDZIA艁 37
Zn贸w prze偶ywam we 艣nie r贸偶ne rzeczy. 艢pi臋 niespokojnie jak w gor膮czce. 艢ni mi si臋, 偶e jestem z powrotem w Towson w Marylandzie, 膰wicz臋 w mojej sali i trenuj臋 z Kati膮 krav mag臋. Potem ucz臋 ma艂膮 Sar臋 p艂ywa膰 na basenie bazy wojskowej w Niemczech. Sielank臋 przerywaj膮 obrazy Andrieja Zdroka i Iwana Putnika i nagle robi臋 uniki przed pociskami. Ostatnia cz臋艣膰 tego wszystkiego jest przera偶aj膮ca. Wydzia艂 Trzeci skre艣li艂 mnie i zostawi艂 w艂asnemu losowi, 偶ebym zgni艂 w chi艅skim wi臋zieniu. Widz臋, jak si臋 starzej臋, chudn臋 i marniej臋, a偶 w ko艅cu nie mam po co dalej 偶y膰.
A potem si臋 budz臋. Pierwsza rzecz, na kt贸rej skupiam wzrok, to twarz pu艂kownika Lamberta. U艣miecha si臋 g艂upkowato i m贸wi:
- Witaj na pok艂adzie, Sam.
Mam j臋zyk jak z o艂owiu i sucho w ustach.
- Cze艣膰 - odpowiadam. O co mu chodzi z tym pok艂adem? Potem czuj臋 lekkie ko艂ysanie. - Gdzie ja jestem, do cholery?
- Na pok艂adzie USNS 揊isher" - wyja艣nia. 揊isher"? Stosowna nazwa. Przypominam sobie, 偶e to jeden z LMSR-贸w Dow贸dztwa Transportu Morskiego Marynarki Wojennej, du偶y rorowiec, rozwijaj膮cy 艣redni膮 pr臋dko艣膰, u偶ywany g艂贸wnie do przewozu ludzi, ekwipunku i pojazd贸w. - Jak d艂ugo tu jestem? - pytam.
- Oko艂o o艣miu godzin. Wczoraj po po艂udniu przerzucili艣my ci臋 samolotem na Hawaje i dali艣my ci 艣rodek uspokajaj膮cy, 偶eby艣 lepiej spa艂. Kilka godzin p贸藕niej za艂adowali艣my ci臋 na 揊ishera".
- Dok膮d p艂yniemy?
- Do Kalifornii. B臋dziemy tam za trzy godziny. Jak si臋 czujesz? Sprawdzam, czy jestem ca艂y. Wszystko mnie boli. Najbardziej brzuch, ale chyba jest lepiej, ni偶 by艂o.
- Chyba dobrze. - Pr贸buj臋 usi膮艣膰 i u艣wiadamiam sobie, 偶e jestem pod kropl贸wk膮 i obanda偶owany w pasie. - Co jest grane?
- Musisz odzyska膰 si艂y, Sam. By艂e艣 odwodniony i nie jad艂e艣 nic tre艣ciwego przez... ile, tydzie艅?
- Co艣 ko艂o tego.
- Na pewno ucieszy ci臋 wiadomo艣膰, 偶e twoje narz膮dy wewn臋trzne s膮 w porz膮dku. Nie ma 偶adnych gro藕nych uszkodze艅. P臋k艂a ci otrzewna, ale jakim艣 cudem nie nabawi艂e艣 si臋 zapalenia. Lekarz powiedzia艂, 偶e to mog艂o si臋 bardzo 藕le sko艅czy膰, mo偶e nawet 艣mierci膮, ale widocznie kto艣 na g贸rze czuwa nad tob膮. Otrzewna zacz臋艂a si臋 sama zrasta膰 i jeste艣 na dobrej drodze do ca艂kowitego wyzdrowienia. Lekarz powiedzia艂, 偶e najprawdopodobniej dzi臋ki temu, 偶e prowadzisz zdrowy tryb 偶ycia, masz bardzo silne mi臋艣nie brzucha i codziennie machasz milion 揵rzuszk贸w" czy co tam robisz. Jeste艣 偶ywym dowodem, 偶e 膰wiczenia i dieta mog膮 uratowa膰 偶ycie. Co ci si臋 w艂a艣ciwie przytrafi艂o?
- Andriej Zdrok waln膮艂 mnie w brzuch kastetem. Lambert omal nie wybucha 艣miechem.
- Rozumiem, 偶e odp艂aci艂e艣 mu z nawi膮zk膮.
- Tak? Co si臋 z nim sta艂o?
- Wpad艂 w r臋ce Chi艅czyk贸w. Jest w szpitalu w Fuczou, pewnie w jakim艣 kiepskim. Mocno mu przy艂o偶y艂e艣, Sam. Ma p臋kni臋t膮 cz臋艣膰 twarzow膮 czaszki i zapadni臋ty prawy oczod贸艂. Je艣li prze偶yje, stanie w Chinach przed s膮dem oskar偶ony o terroryzm i szpiegostwo. Eddie Wu te偶. Z艂apali go, kiedy pr贸bowa艂 uciec z bazy genera艂a Tuna.
- Zaraz. Co si臋 rozegra艂o w bazie? Triada...
- Twoja rozmowa z szefem Szcz臋艣liwych Smok贸w najwyra藕niej odnios艂a skutek. Z Hongkongu wyruszy艂 trzystuosobowy oddzia艂. Ostrzelali baz臋 pociskami Stinger i mo藕dzierzowymi, a potem wdarli si臋 do 艣rodka i zaj臋li j膮. Oczywi艣cie wi臋kszo艣膰 ludzi Tuna by艂a ju偶 gdzie indziej. Szcz臋艣liwe Smoki nie wiedzia艂y o tym, ale pi臋膰 kilometr贸w dalej sta艂a w pogotowiu chi艅ska armia i czeka艂a na rozkazy z Pekinu. Mieli powstrzyma膰 genera艂a.
Takie rozkazy nie nadesz艂y. Kiedy nasze satelity szpiegowskie wykry艂y, co si臋 dzieje, CIA zmontowa艂a oddzia艂 udaj膮cy ekip臋 Czerwonego Krzy偶a. Poprosili Chi艅czyk贸w o pozwolenie na lot rozpoznawczy nad baz膮 i dostali je. Wszystko tylko po to, 偶eby ci臋 zlokalizowa膰. Wiedzieli艣my, 偶e 偶yjesz. Sygnalizowa艂y nam to twoje implanty.
- Dlaczego si臋 do mnie nie odezwali艣cie, pu艂kowniku? My艣la艂em, 偶e jestem... My艣la艂em, 偶e spisali艣cie mnie na straty.
- Nie b臋d臋 ci臋 ok艂amywa艂, Sam - odpowiada Lambert. - Omal ci臋 nie skre艣lili艣my. Gdyby Tun zaatakowa艂 Tajwan i zmusi艂 nas do konfrontacji z Chinami, tak by si臋 sta艂o. Nie byliby艣my w stanie wyci膮gn膮膰 ci臋 stamt膮d. Nie mogli艣my si臋 z tob膮 skontaktowa膰, bo Mason Hendricks monitorowa艂 nasz膮 艂膮czno艣膰. Musieli艣my siedzie膰 cicho. Przepraszam, Sam.
Kiwam g艂ow膮 i wzruszam ramionami.
- A co z triad膮?
- Wi臋kszo艣膰 uciek艂a. Kiedy zaatakowali ob贸z, Pekin wyda艂 chi艅skim si艂om rozkaz do natarcia na baz臋. To by艂o kr贸tko po tym, jak ewakuowa艂a ci臋 CIA. Triada si臋 rozproszy艂a, bo praktycznie s膮 zdrajcami. Sytuacja jest bardzo dziwna. Uwa偶amy, 偶e Chi艅czycy chc膮, 偶eby genera艂 Tun poni贸s艂 pora偶k臋, zanim uderzy na Tajwan, bo wtedy nic musieliby go powstrzymywa膰 i zachowaliby twarz. Ale je艣li czego艣 nic spieprzy, b臋d膮 zmuszeni udzieli膰 mu poparcia. Zwolennicy twardej linii w Pekinie s膮 po jego stronie. W ka偶dym razie niekt贸rych cz艂onk贸w triady z艂apano i najprawdopodobniej zostan膮 oskar偶eni o zdrad臋.
- A co z Jonem Mingiem?
- O ile wiemy, uciek艂.
- I na Tajwanie nic si臋 nie dzieje?
- Na razie nie. Ostatnie dwadzie艣cia cztery godziny min臋艂y spokojnie. Tun grozi nam g艂owic膮 j膮drow膮 znajduj膮c膮 si臋 u wybrze偶y Kalifornii. Nie zdradzi艂 jej dok艂adnej lokalizacji. Mam nadziej臋, 偶e ty wiesz co艣 wi臋cej.
- Owszem. - Relacjonuj臋 wszystko, czego si臋 dowiedzia艂em, 偶e okr臋t podwodny Tuna wystrzeli艂 trzy MRUUV-y w pobli偶u Los Angeles, 偶e jeden z nich jest uzbrojony w g艂owic臋 j膮drow膮, a poniewa偶 pulpit sterowniczy w bazie w Fuczou zosta艂 zniszczony, MRUUV-y s膮 sterowane tylko z okr臋tu podwodnego. Lambert potwierdza, 偶e Stany Zjednoczone wiedzia艂y o obecno艣ci chi艅skiego okr臋tu podwodnego na wodach ameryka艅skich, ale - dodaje - teraz p艂ywa po wodach mi臋dzynarodowych, gdzie nie mo偶na go ruszy膰. Dow贸dztwo System贸w Morskich Marynarki Wojennej dostarczy艂o Annie Grimsdottir wszystkie specyfikacje MRUUV-a profesora Jeinsena. Anna pracuje teraz nad tym, 偶eby przekierowa膰 sterowanie, gdyby zosta艂a znaleziona w艂a艣ciwa 揃arrakuda". W ich zlokalizowaniu pomog膮 satelity.
- I co zrobimy z tymi g贸wnami, jak je namierzymy? - pytam. Lambert mruga do mnie.
- Zapytam lekarza, czy mo偶esz wsta膰 z 艂贸偶ka. Chc臋 ci co艣 pokaza膰.
LMSR-y to najnowsza klasa okr臋t贸w Dow贸dztwa Transportu Morskiego Marynarki Wojennej, kt贸re s艂u偶膮 do przemieszczania ze Stan贸w Zjednoczonych w rejon dzia艂a艅 ci臋偶kiego sprz臋tu brygady lub dywizji albo wsparcia bojowego korpusu. LMSR-y mog膮 przerzuci膰 do miejsca przeznaczenia ca艂y oddzia艂 taktyczny ameryka艅skich wojsk l膮dowych, 艂膮cznie z pi臋膰dziesi臋cioma o艣mioma czo艂gami i czterdziestoma o艣mioma innymi pojazdami g膮sienicowymi. Do tego ponad dziewi臋膰set ci臋偶ar贸wek i innych pojazd贸w ko艂owych. Przewo偶膮 ekwipunek i pojazdy potrzebne do wype艂niania misji humanitarnych, jak r贸wnie偶 prowadzenia dzia艂a艅 bojowych. Te jednostki p艂ywaj膮ce nowej konstrukcji maj膮 艂adownie o powierzchni ponad trzydzie艣ci pi臋膰 tysi臋cy trzysta metr贸w kwadratowych, czyli prawie o艣miu boisk futbolowych. LMSR ma pochylni臋 rufow膮 i przesuwn膮 pochylni臋 do obs艂ugi dw贸ch burtowych furt 艂adunkowych, co usprawnia wjazd i zjazd transportowanych pojazd贸w. Ruch ko艂owy wewn膮trz u艂atwiaj膮 pochylnie mi臋dzy pok艂adami. Dwa bli藕niacze 偶urawie obrotowe o ud藕wigu stu dziesi臋ciu ton umo偶liwiaj膮 za艂adunek i roz艂adunek okr臋tu tam, gdzie nie wystarczaj膮 urz膮dzenia portowe lub w og贸le ich nie ma. Komercyjne l膮dowisko dla helikopter贸w jest u偶ywane w dzie艅 do awaryjnych l膮dowa艅 i w艂a艣nie w ten spos贸b znalaz艂em si臋 na pok艂adzie. 揊isher" to pokazowy egzemplarz LMSR-a.
Kiedy tylko lekarz od艂膮cza mnie od kropl贸wki i pozwala opu艣ci膰 izb臋 chorych, Lambert prowadzi mnie przez tuzin korytarzy i w艂az贸w do 艂adowni. Opr贸cz r贸偶nych pojazd贸w wojskowych widz臋 trzy dziwol膮gi o wygl膮dzie skuter贸w wodnych z przysz艂o艣ci. Lambert prosi marynarza o zapalenie 艣wiat艂a, 偶ebym m贸g艂 dok艂adnie obejrze膰 ten wehiku艂贸w.
- Nasza marynarka wojenna nazywa to CHARC wyja艣nia Lambert, wymawiaj膮c to s艂owo, jakby chodzi艂o o rekina. - Skr贸t oznacza szybki zamaskowany rozpoznawczo-bojowy pojazd nawodny. S艂ysza艂e艣 o nim?
- Chyba co艣 czyta艂em o tym projekcie - odpowiadam. - Niech mi pan opowie wi臋cej.
- Ten pojazd skonstruowa艂 Lockheed-Martin do ochrony nawodnych jednostek p艂ywaj膮cych marynarki wojennej przed szybkimi uzbrojonymi 艂odziami i okr臋tami podwodnymi. CHARC b臋dzie pomocniczym 艣rodkiem reagowania na zagro偶enia w pasie nabrze偶nym, z kt贸rymi ma dzi艣 do czynienia marynarka wojenna, mi臋dzy innymi na zmasowane ataki ma艂ych 艂odzi i dzia艂ania zaczepne okr臋t贸w podwodnych o nap臋dzie dieslowsko--elektrycznym. Pami臋tasz, co spotka艂o USS 揅ole"? CHARC powsta艂 w odpowiedzi na tamten incydent.
- Gro藕nie wygl膮da - m贸wi臋. I tak jest. CHARC ma oko艂o dwunastu metr贸w d艂ugo艣ci i kokpit dla jednej lub dw贸ch os贸b, umieszczony na szczycie dw贸ch poziom贸w p艂ywak贸w. Pewnie jest wygodny w transporcie?
- Zgadza si臋. Mo偶na go obni偶y膰, 偶eby zmie艣ci艂 si臋 w skrzyni o wymiarach trzy i sze艣膰 dziesi膮tych na trzy i sze艣膰 dziesi膮tych na dwana艣cie metr贸w i przewozi膰 na pok艂adzie lub w 艂adowni. To taki helikopter szturmowy, tyle 偶e nie lata, a porusza si臋 po wodzie na platformie wykonanej w technice SWATH, czyli dw贸ch kad艂ub贸w o ma艂ej powierzchni p艂aszczyzny p艂ywania. Jest niewielki, nie do zidentyfikowania i kuloodporny. Mo偶e atakowa膰 b艂yskawicznie. Jego uzbrojenie to pociski rakietowe Hellfire, dwudziestomilimetrowe dzia艂ka, czterdziestomilimetrowe granatniki i torpedy. Dodali艣my miny morskie, kt贸re opadaj膮 na dno i rozwalaj膮 wszystko na swojej drodze. Marynarka wojenna b臋dzie u偶ywa艂a tego pojazdu do patrolowania p艂ytkich w贸d pasa nabrze偶nego. Najlepsze jest to, 偶e CHARC mo偶e przez d艂ugi czas trzyma膰 si臋 nisko w wodzie, a potem wyskoczy膰 do g贸ry i szybko dotrze膰 do podejrzanego miejsca, je艣li jest taka potrzeba. A jest naprawd臋 szybki.
Przesuwam r臋k膮 po bocznej powierzchni pojazdu.
- Bardzo 艂adny - m贸wi臋.
- A teraz najciekawsze - ci膮gnie Lambert. - Konstruktorzy zainstalowali kilka urz膮dze艅 do zbierania danych wywiadowczych, kt贸re nam si臋 przydadz膮. Pojazd potrafi te偶 lokalizowa膰 i niszczy膰 miny w p艂ytkich wodach i wykrywa膰 promieniowanie. Licznik Geigera i sonar informuj膮 pilota o obecno艣ci niebezpiecznych materia艂贸w i obiekt贸w.
- CHARC znajdzie MRUUV-y.
- W艂a艣nie. Inna fajna sprawa to nadajnik naprowadzaj膮cy. Pilot nosi go przy pasie, je艣li z jakiego艣 powodu opuszcza pojazd, na przyk艂ad 偶eby zanurkowa膰, CHARC pod膮偶a za nim na powierzchni sterowany automatycznie.
- Jak wierny pies, cholera. Super. Musz臋 to wypr贸bowa膰 - m贸wi臋. - Ma pan pod r臋k膮 instrukcj臋 obs艂ugi?
- Zaraz, zaraz, Sam, nie tak szybko. Nie jeste艣 jeszcze w formie. Pokaza艂em ci to tylko...
- Co to znaczy, nie jestem w formie? 呕artuje pan? - Nie mo偶e mnie wykluczy膰 z walki. Nie teraz. Nie po tym, co przeszed艂em.
- Sam, mamy na pok艂adzie komandos贸w Navy SEAL. Oni b臋d膮 pilotowali pojazdy CHARC.
- Ja te偶 jestem komandosem Navy SEAL, pu艂kowniku. Dobrze pan wie, 偶e musz臋 to zrobi膰.
- W Navy SEAL by艂e艣 ponad dwadzie艣cia lat temu, Sam. I dopiero co wsta艂e艣 ze szpitalnego 艂贸偶ka. B膮d藕 realist膮! Zamierzamy zwodowa膰 te pojazdy o 艣wicie. To ju偶 za cztery godziny!
- O rany, pu艂kowniku! Przecie偶 pan wie, 偶e mog臋 to zrobi膰. Nic mi nie jest. Czuj臋 si臋 doskonale. Zna mnie pan. - Czuj臋 si臋 fatalnie, ale nie zamierzam pozwoli膰, 偶eby kto艣 inny wykona艂 to zadanie.
- Sam, je艣li znajdziemy MRUUV-y, kto艣 b臋dzie musia艂 zanurkowa膰 i rozbroi膰 bomb臋. W pe艂nym oporz膮dzeniu nurka. Nie dasz rady. Jeste艣 chory. Ta operacja jest zbyt wa偶na. Przykro mi. Sam.
Nie wiem, co powiedzie膰. Jestem taki wkurzony, 偶e przy艂o偶y艂bym facetowi, ale oczywi艣cie nie zamierzam tego zrobi膰. W g艂臋bi duszy wiem, 偶e ma racj臋. Gdybym by艂 na jego miejscu, podj膮艂bym tak膮 sam膮 decyzj臋. Kiwam z westchnieniem g艂ow膮 i odchodz臋.
- Sam...
- Nie ma sprawy, pu艂kowniku. Niech kto艣 mnie zaprowadzi do mojej kwatery, je艣li j膮 mam.
G艂o艣ne pukanie do drzwi wyrywa mnie ze snu. Najpierw mam wra偶enie, 偶e wali si臋 przegroda, potem przytomniej臋 i wracam do rzeczywisto艣ci. Zapalam lamp臋 nad moj膮 koj膮. - Prosz臋 - wo艂am. Wy艣wietlacz zegara pokazuje mi, 偶e spa艂em dwie godziny. Pu艂kownik Lambert daje krok do 艣rodka ma艂ej kajuty. Przepraszam, 偶e ci przeszkadzam, Sam. Mog臋 wej艣膰? Jasne. - Podnosz臋 si臋 do pozycji siedz膮cej i przecieram oczy. - O co chodzi?
Lambert siada na ko艅cu koi.
- Przyszed艂em poprawi膰 ci humor. Czekam na dalszy ci膮g.
- Ot贸偶 jeden z naszych komandos贸w Navy SEAL... Kr贸tko m贸wi膮c, facet ma, cholera, jakie艣 pieprzone zatrucie pokarmowe. Czy co艣 takiego.
Co p贸艂 godziny rzyga i ro艣nie mu gor膮czka. Lekarz m贸wi, 偶e zatru艂 si臋 偶arciem albo z艂apa艂 jakiego艣 wirusa. Zwolni艂o si臋... eee miejsce w jednym z pojazd贸w CHARC. Nagle jestem ca艂kowicie rozbudzony.
- Czy to znaczy...?
- Mo偶esz w to wej艣膰, Sam, je艣li nadal chcesz.
- Oczywi艣cie, 偶e chc臋!
- Ubierz si臋 i przyjd藕 do tej samej 艂adowni, w kt贸rej byli艣my wcze艣niej. Dopasujemy ci skafander p艂etwonurka i zapoznamy ci臋 z podstawami obs艂ugi pojazdu. Jeste艣my godzin臋 drogi od Los Angeles, wi臋c chcemy jak najszybciej zacz膮膰 operacj臋. - Wstaje i idzie do drzwi. - Mam tylko nadziej臋, 偶e nie b臋d臋 tego 偶a艂owa艂.
- Bez obaw, pu艂kowniku - odpowiadam. - I dzi臋kuj臋.
Dwaj komandosi Navy SEAL, m艂odzi faceci - przynajmniej w por贸wnaniu ze mn膮 - to podporucznik Max Carlson i chor膮偶y Ben Stanley. Kiedy wchodz臋 do 艂adowni, czuj臋 ich sceptyzm. Patrz膮 na mnie, jakby chcieli powiedzie膰: 揔im, do cholery, jest ten stary zgred?" Przedstawiam si臋 i 艣ciskam im d艂onie. S膮 uprzejmi, ale nie wygl膮daj膮 na zachwyconych, 偶e do艂膮czam do zespo艂u.
Pu艂kownik Lambert stoi z boku i stara si臋 nie przeszkadza膰. Oficer dowodz膮cy, porucznik Don Van Fleet, wita mnie i zwraca si臋 do nas:
- Nie mamy du偶o czasu, panowie. W艂a艣nie dosta艂em wiadomo艣膰 o ataku na Tajwan. Nasze si艂y czekaj膮, a偶 znajdziemy i zneutralizujemy bomb臋. Z ka偶d膮 minut膮 ginie coraz wi臋cej Tajwa艅czyk贸w. O ile wiem, si艂y genera艂a Tuna zbombardowa艂y Tajpej i za偶膮da艂y od tajwa艅skiego rz膮du kapitulacji. Oczywi艣cie spotka艂y si臋 z odmow膮. Nast膮pi艂 atak z morza i teraz armia Tuna prowadzi natarcie na pla偶ach wyspy. Sytuacja jest kiepska, zw艂aszcza 偶e nasza marynarka wojenna siedzi tutaj z palcem w dupie. Poruczniku Carlson, daj臋 panu pi臋膰 minut na przeszkolenie pana Fishera w obs艂udze pojazdu CHARC. Dwie minuty p贸藕niej zaczniemy operacj臋. Zanim ust膮pi臋 miejsca pu艂kownikowi Lambertowi, s膮 jakie艣 pytania?
Kr臋cimy przecz膮co g艂owami. Lambert wyst臋puje naprz贸d.
- Dostali艣cie schematy MRUUV-贸w. Detektory pojazd贸w CHARC zosta艂y zaprogramowane na wykrywanie metalowych obiekt贸w takiej wielko艣ci, jak膮 naszym zdaniem maj膮 MRUUV-y. Ponadto zasi臋g licznik贸w Geigera jest ustawiony na pi臋tna艣cie metr贸w pod powierzchni膮 morza. Mamy nadziej臋, 偶e MRUUV-y nie p艂ywaj膮 g艂臋biej, bo poni偶ej pi臋tnastu metr贸w tracimy skuteczno艣膰. Waszym najlepszym narz臋dziem b臋dzie sonar, kt贸ry zarejestruje echo ka偶dego obiektu takiej wielko艣ci. Niestety b臋dziecie te偶 prawdopodobnie wy艂apywali r贸偶ne formy 偶ycia w morzu - rekiny, mo偶e delfiny, ale miejmy nadziej臋, 偶e nie wieloryby. NSA monitoruje trzy podejrzane rejony przybrze偶ne. Na podstawie wst臋pnych odczyt贸w z niekt贸rych naszych boi rozpoznawczych zaw臋zili艣my obszar poszukiwa艅 do Santa Monica i Venice, Marina Del Rey i Playa Del Rey. Uwa偶amy, 偶e z taktycznego punktu widzenia te trzy miejsca s膮 najbardziej sensownymi celami. Poruczniku Carlson, pan patroluje sektor Playa Del Rey. Chor膮偶y Stanley, pan bierze Marina Del Rey. Fisher, ty masz Santa Monica i Venice.
- Kiedy zlokalizujecie ewentualnego MRUUV-a, b臋dziecie musieli w艂膮czy膰 tryb czuwania w swoim poje藕dzie i zanurkowa膰, 偶eby uzyska膰 potwierdzenie detekcji. Sprawd藕cie, czy dzia艂aj膮 wasze nadajniki naprowadzaj膮ce. Kiedy si臋 upewnicie, 偶e macie MRUUV-a, zameldujecie o tym i dostaniecie od nas dalsze instrukcje. S膮 pytania?
Zg艂asza si臋 Carlson.
- Czy ta bomba mo偶e wybuchn膮膰, kiedy tam b臋dziemy?
- Genera艂 Tun m贸wi, 偶e zdetonuje j膮 tylko wtedy, je艣li jego si艂y zostan膮 zaatakowane przez kogo艣 spoza Tajwanu - odpowiada Lambert. - Ale nigdy nie wiadomo. Zawsze istnieje takie ryzyko.
- B臋dziemy musieli rozbroi膰 g艂owic臋? - pyta Stanley.
- M贸j zesp贸艂 w Waszyngtonie pracuje nad tym. To, co zrobimy po znalezieniu bomby, b臋dzie zale偶a艂o od wielu czynnik贸w. Kiedy j膮 zlokalizujecie, po prostu zameldujcie o tym.
Nie ma wi臋cej pyta艅, wi臋c mo偶emy zaczyna膰. Carlson niech臋tnie zapoznaje mnie z tajnikami obs艂ugi pojazdu CH ARC. Wydaje si臋 to do艣膰 proste. Da艂by sobie z tym rad臋 ka偶dy, kto umie je藕dzi na skuterze wodnym. Dostaj臋 te偶 standardowe wyposa偶enie nurka Navy SEAL. Opr贸cz wojskowego skafandra z neoprenu, daj膮 mi unowocze艣niony aparat oddechowy LAR-V z zamkni臋tym obiegiem powietrza i wielkim zbiornikiem tlenu, reflektor, g艂臋boko艣ciomierz, zegarek, kompas i 艣wiat艂o chemiczne. Przymierzam now膮 mask臋 Aqua Sphere, kt贸ra podobno nie przecieka i jest zaskakuj膮co wygodna; wielofunkcyjne buty AMPHIB na ka偶dy teren, kt贸re sprawdzaj膮 si臋 dobrze w wodzie i poza ni膮; p艂etwy Rocket II do wk艂adania na buty; i r臋kawice HellStorm NaviGunner do operacji podwodnych. Ka偶dy z nas ma pojedyncz膮 butl臋 ze spr臋偶onym powietrzem i pas narz臋dziowy z tym, co mo偶e si臋 przyda膰, kiedy napotkamy MRUUV-a.
Wsiadamy do naszych pojazd贸w i opuszczaj膮 nas do wody. Podobnie jak MRUUV, CHARC jest wykonany w technice SWATH. To zapewnia mu stabilno艣膰 du偶ego statku, zwrotno艣膰 ma艂ej jednostki i wysok膮 pr臋dko艣膰 na wzburzonym morzu. P艂aszczyzna p艂ywania to p艂aszczyzna poziomego przekroju kad艂uba statku na powierzchni wody. CHARC ma dwa dolne kad艂uby, kt贸re przypominaj膮 okr臋ty podwodne i s膮 ca艂kowicie zanurzone; ponad powierzchni膮 morza pojazd wygl膮da jak katamaran ze skuterem wodnym na szczycie. Ruchy statku powoduj膮 fale na powierzchni morza, kt贸re wytwarzaj膮 si艂y dzia艂aj膮ce na kad艂ub i rosn膮ce wraz z g艂臋boko艣ci膮 zanurzenia jak w okr臋cie podwodnym. Si艂y te mo偶na ograniczy膰, zmniejszaj膮c p艂aszczyzn臋 p艂ywania na wysoko艣ci linii wodnej. Ale celem techniki SWATH nie jest zminimalizowanie ruch贸w statku kosztem jego mocy i szybko艣ci czy 艂adowno艣ci. Aby zredukowa膰 ruchy i przyspieszenia do takiego poziomu, by ludziom nie grozi艂a choroba morska, a sprz臋t nie by艂 nara偶ony na uszkodzenia, dobiera si臋 odpowiedni膮 powierzchni臋 p艂aszczyzny p艂ywania i stosuje zanurzone kad艂uby. Ka偶dy statek wodny wykonany w technice SWATH b臋dzie mia艂 ponad dwukrotnie mniejsz膮 powierzchni臋 p艂aszczyzny p艂ywania ni偶 jednokad艂ubowiec o tej samej wyporno艣ci. Kiedy ja s艂u偶y艂em w Navy SEAL, nie mieli艣my takich zabawek! Pogoda jest typowa dla po艂udniowej Kalifornii - bryza, s艂o艅ce, rozproszone ob艂oki. S艂o艅ce wzesz艂o niedawno i jest jeszcze zima, przy szybkiej je藕dzie by艂oby do艣膰 ch艂odno, gdyby nic mnie nie chroni艂o przed 偶ywio艂ami. Siedz臋 za sterami w kuloodpornym kokpicie i czuj臋 si臋 troch臋 jak w my艣liwcu. Os艂ona kabiny jest d藕wi臋koszczelna, tote偶 s艂ycha膰 tylko przyjemny warkot, kt贸ry m贸g艂by mnie 艂atwo u艣pi膰 w innych okoliczno艣ciach. Przyrz膮dy s膮 jasno o艣wietlone i znajduje si臋 je intuicyjnie; ma艂pa mog艂aby to pilotowa膰. A najlepsze, 偶e w 艣rodku pachnie tak jak w nowym samochodzie. Uwielbiam to!
CHARC sunie g艂adko. A偶 trudno uwierzy膰, 偶e to Pacyfik - ocean jest wzburzony, ale pojazd wydaje si臋 艣lizga膰 po powierzchni. Wkr贸tce jestem mil臋 od molo w Santa Monica i widz臋 diabelski m艂yn i inne atrakcje l艣ni膮ce w porannym s艂o艅cu. Zmniejszam szybko艣膰 i koncentruj臋 si臋 na wskazaniach detektor贸w. Pode mn膮 przep艂ywaj膮 艂awice ryb. Na dnie le偶y nieruchomo du偶y metalowy obiekt, najprawdopodobniej zatopiona motor贸wka.
- Jestem na pozycji - m贸wi臋 do interkomu. Dwaj komandosi Navy SEAL i ja jeste艣my pod艂膮czeni do systemu telekomunikacyjnego ComLink 揊ishera". Lambert i zesp贸艂 Wydzia艂u Trzeciego monitoruj膮 te偶 operacj臋 przez moje implanty. Chyba powinienem uwa偶a膰 na sw贸j j臋zyk.
- Przyj膮艂em - odpowiada Carlson. - B臋d臋 ma mojej pozycji za oko艂o dwadzie艣cia sekund.
- Ja te偶 - odzywa si臋 Stanley.
I zaczyna si臋. Pracowicie przeczesujemy morze. Nudne zaj臋cie. Po trzydziestu minutach wszyscy trzej jeste艣my zgodni, 偶e nasze zadanie przypomina szukanie ig艂y w stogu siana. Ka偶dy z nas ma do sprawdzenia od osiemdziesi臋ciu do stu kilometr贸w kwadratowych oceanu.
- Pu艂kowniku, jest jaka艣 szansa na skierowanie do poszukiwa艅 wi臋kszej liczby ludzi i pojazd贸w CHARC? - pytam.
- Ju偶 to za艂atwili艣my, Sam - odpowiada Lambert. - S膮 w drodze, ale zanim tu dotr膮, b臋dzie po艂udnie.
- Obawiam si臋, 偶e do tego czasu nie znajdziemy nic wartego nurkowania.
- Szukajcie.
Na lini臋 wchodzi Anna Grimsdottir.
- Nasze boje wy艂apa艂y w waszych trzech sektorach szesna艣cie obiekt贸w, kt贸re mog膮 by膰 MRUUV-ami. Podam ka偶demu z was odpowiednie wsp贸艂rz臋dne. W tej chwili trudno nam okre艣li膰, czy te obiekty s膮 w ruchu. B臋dziecie musieli to ustali膰.
Wszyscy trzej dostajemy od niej wsp贸艂rz臋dne w naszych sektorach. Po trzech minutach dop艂ywam do pierwszego miejsca. Obiekt jest nieruchomy. To zatopiony wrak. Grimsdottir podaje mi nast臋pn膮 pozycj臋, kt贸ra jest o mil臋 bli偶ej brzegu. Docieram tam po czterdziestu sekundach i zn贸w jestem rozczarowany.
Taka zabawa trwa godzin臋, w ko艅cu Stanley wo艂a:
- Hej, chyba mam jednego!
Grimsdottir pyta go, co sygnalizuj膮 detektory. Odpowied藕 jest obiecuj膮ca. Obiekt porusza si臋 z szybko艣ci膮 揃arrakudy", ma odpowiedni kszta艂t i wielko艣膰.
- Nurkuj臋 - m贸wi Stanley.
Carlson i ja kontynuujemy poszukiwania i niecierpliwie czekamy na sukces. Mija sze艣膰 minut i w ko艅cu s艂yszymy meldunek Stanleya:
- Potwierdzam znalezienie MRUUV-a.
Grimsdottir pyta go, czy ma jaki艣 odczyt na liczniku Geigera, ale tym razem odpowied藕 jest przecz膮ca. To nie MRUUV z bomb膮.
- Wysadzi膰 go w powietrze - rozkazuje porucznik Van Fleet. Stanley potwierdza przyj臋cie rozkazu i informuje nas, 偶e uzbraja miny. To silne 艂adunki wybuchowe, ale nie a偶 tak, 偶eby mu co艣 grozi艂o, kiedy jest nad nimi.
- Zrzucam miny - m贸wi. Czekamy na fajerwerki.
Potworny huk w naszych s艂uchawkach brzmi zupe艂nie inaczej - jest du偶o g艂o艣niejszy. Po kilku sekundach s艂yszymy tylko zak艂贸cenia. Potem wszyscy m贸wi膮 naraz.
- Stanley? Chor膮偶y Stanley?
- O m贸j Bo偶e!
- Co si臋 sta艂o?
- Widzieli艣cie to?
- Gejzer wody mia艂 chyba ze dwadzie艣cia metr贸w wysoko艣ci! Porucznik Van Fleet ucisza wszystkich.
Obawiam si臋, 偶e to by艂a pu艂apka, wy艂adowana silnym materia艂em wybuchowym. Kiedy w MRUUV-a trafi艂y miny Stanleya, eksplozja rozerwa艂a jego pojazd na kawa艂ki. No c贸偶. Chyba musimy zmieni膰 strategi臋.
ROZDZIA艁 38
W艂a艣nie dosta艂em wiadomo艣膰 z Bia艂ego Domu - oznajmia mi pu艂kownik Lambert przez implanty. Podporucznik Navy SEAL nie s艂yszy go. - Prezydent zamierza za trzydzie艣ci minut wyda膰 naszym si艂om rozkaz wkroczenia do akcji bez wzgl臋du na to, czy znajdziemy t臋 g艂owic臋 j膮drow膮, czy nie. Na Tajwanie gin膮 ludzie, oddzia艂y genera艂a Tuna s膮 na przedmie艣ciach Tajpej. Prezydent uwa偶a, 偶e Tun blefuje.
- Czy Chiny nie wyst膮pi膮 w obronie swojego genera艂a? - pytam.
- Tego nie wiemy. Wiceprezydent rozmawia na osobno艣ci z przewodnicz膮cym ChRL. Nie jeste艣my informowani, jak przebiega dialog na linii Pekin-Waszyngton. W ka偶dym razie mamy trzydzie艣ci minut.
- Wi臋c niech Anna da mnie i Carlsonowi co艣 do roboty.
- Pracuj臋 nad tym, Sam - wtr膮ca si臋 Grimsdottir. - Sprawdzam dwie ewentualno艣ci w twoim sektorze i jedn膮 w sektorze porucznika Carlsona. Daj mi jeszcze pi臋膰 minut, 偶ebym mog艂a to zaw臋zi膰 do najlepszej opcji. - Jest bardzo opanowana i skupiona w stresuj膮cych sytuacjach, kiedy komu艣 innemu ju偶 by pu艣ci艂y nerwy.
Zbli偶am si臋 do molo w Santa Monica i patrz臋 uwa偶nie na ekran sonaru w poszukiwaniu czego艣 niezwyk艂ego. Co kilka sekund mam s艂abe echo ryb. Na dole jest mn贸stwo 艣mieci, a to powoduje ci膮g艂膮 reakcj臋 wykrywacza metalu. Zaczynam si臋 orientowa膰, co oznaczaj膮 r贸偶ne sygna艂y, wi臋c nie trac臋 zbyt wiele czasu na przygl膮danie si臋 czemu艣, co potem okazuje si臋 niewa偶ne.
- Sam, mam wsp贸艂rz臋dne dla ciebie - odzywa si臋 Grimsdottir, odczytuje je i dodaje: - Jest tam jaki艣 ruchomy obiekt, wi臋kszy ni偶 to, co widzia艂e艣 do tej pory.
- Ju偶 tam p艂yn臋.
Pokonuj臋 pojazdem oko艂o czterystu metr贸w w kierunku po艂udniowym i wypatruj臋 na ekranach jakich艣 sygna艂贸w. Na dole rzeczywi艣cie co艣 jest. Metalowy obiekt porusza si臋 powoli, ma mniej wi臋cej dwa metry d艂ugo艣ci i oko艂o metra 艣rednicy. Jeszcze bardziej obiecuj膮ce jest to, 偶e licznik Geigera zaczyna wariowa膰. Robi臋 kilka zdj臋膰 sonarowych i wysy艂am je do Wydzia艂u Trzeciego. Ca艂y czas trzymam si臋 nad obiektem. Oceniam jego szybko艣膰 na jakie艣 pi臋tna艣cie w臋z艂贸w. W tym tempie za nieca艂e p贸艂 godziny b臋dzie bardzo blisko wybrze偶a.
- Nurkuj, Sam - m贸wi Lambert. - Anna uwa偶a, 偶e to MRUU V.
- Przyj膮艂em.
Ustawiam silnik na bieg ja艂owy, opuszczam na twarz mask臋 i wk艂adam do ust regulator aparatu oddechowego. Przewr贸t z pojazdu na plecy powoduje rozci膮gni臋cie mi臋艣ni brzucha i b贸l, ale ignoruj臋 to i opadam w d贸艂. Min臋艂o troch臋 czasu, odk膮d ostatni raz nurkowa艂em. Ale to jak jazda na rowerze, tego si臋 nie zapomina.
Pod powierzchni膮 jest mroczno i niezbyt czysto. Wody przybrze偶ne wzd艂u偶 Los Angeles nale偶膮 chyba do najbardziej ska偶onych na 艣wiecie, a jednak ludzie ca艂y czas si臋 tu k膮pi膮. W tej odleg艂o艣ci od l膮du spodziewa艂em si臋 bardziej przejrzystej wody, ale nic z tego.
W艂膮czam lamp臋, przesuwam snopem 艣wiat艂a po dnie oceanu i znajduj臋 obiekt. Zgadza si臋, to MRUUV, taki sam, jaki widzia艂em w schronie dla okr臋t贸w podwodnych w Chinach. Dziwne uczucie zobaczy膰 go tutaj. L艣ni jak srebro, wzd艂u偶 jego korpusu 艣wieci si臋 jasno kilka kontrolek. Pod wod膮 jeszcze bardziej przypomina ogromny pojemnik na cygaro, z kt贸rym kojarzy艂 mi si臋 wcze艣niej.
Wynurzam si臋 szybko, wdrapuj臋 na pok艂ad mojego pojazdu i nadaj臋 wiadomo艣膰.
- Mia艂a艣 racj臋, Anno. To MRUUV. A licznik Geigera o ma艂o nie wyskoczy z obudowy.
- Doskonale - m贸wi Lambert. - Zosta艅 nad nim, Sam. B膮d藕 w pogotowiu, dop贸ki nie zdecydujemy, co zrobi膰 z tym cholerstwem.
- Dobra, ale pospieszcie si臋. Nie przepadam za atomowymi zabawkami.
- Sam, s艂yszysz mnie, kiedy jeste艣 pod wod膮? - pyta po kilku minutach Anna.
- Tak.
- To wracaj na d贸艂.
Drugi przewr贸t z pojazdu na plecy i zn贸w jestem pod powierzchni膮. Zapalam 艣wiat艂o chemiczne i umieszczam w uchwycie, 偶eby widzie膰, co jest przede mn膮.
- Sam, chcia艂abym, 偶eby艣 pop艂yn膮艂 wzd艂u偶 MRUUV-a i czego艣 poszuka艂 - kontynuuje Anna. - Daj mi znak OPSAT-em, 偶e tam jeste艣.
Doganiam pojazd podwodny, trzymam si臋 p贸艂tora metra nad nim i wciskam przycisk OPSAT-u.
- W porz膮dku. Widzisz prostok膮tny panel na wierzchu? Powinien by膰 zaraz za anten膮 na dziobie.
Widz臋 go. Pokrywa ma mniej wi臋cej sze艣膰dziesi膮t na trzydzie艣ci centymetr贸w. Wpisuj臋 do OPSAT-u: TAK.
- Dobra. Teraz wsi膮d藕 na MRUUV-a jak na motocykl. B臋dziesz musia艂 odkr臋ci膰 ten panel.
Mam wsi膮艣膰 na to co艣?! Ona chyba 偶artuje? Takie cholerstwo eksplodowa艂o pod biednym chor膮偶ym Stanleyem. Sk膮d mam wiedzie膰, 偶e to nie wybuchnie, kiedy tego dotkn臋? Wpisuj臋 to pytanie do OPSAT-u.
- Sam, to nie wyleci w powietrze od samego dotyku. Musi by膰 zabezpieczone przed lekkimi wstrz膮sami i uderzeniami na dole. Od chwili wystrzelenia z okr臋tu podwodnego prawdopodobnie zawadzi艂o ju偶 o ska艂臋 lub dwie. Nie m贸wi膮c o rybach czy innych formach 偶ycia. Bez obaw, nic ci si臋 nie stanie.
W porz膮dku. Przyspieszam troch臋, 偶eby zr贸wna膰 si臋 z MRUUV-em, potem si臋gam w d贸艂 i chwytam si臋 dziobu. Staram si臋 nie trz膮艣膰, kiedy to robi臋, i na szcz臋艣cie 揃arrakuda" p艂ynie spokojnie dalej. Przez kilka sekund pozwalam jej ci膮gn膮膰 mnie przez wod臋, potem opuszczam si臋 na jej grzbiet. Jad臋 teraz jak na delfinie.
TAK.
- Dobra. Teraz zdejmij t臋 pokryw臋. To jedyny spos贸b, 偶eby si臋 dosta膰 do pu艂apki i, je艣li si臋 nie myl臋, r贸wnie偶 do systemu steruj膮cego i bomby.
Wyci膮gam z pasa narz臋dziowego 艣rubokr臋t i zabieram si臋 do roboty. Panel jest przykr臋cony dwunastoma 艣rubami i usuni臋cie wszystkich zajmuje mi kilka minut. Chowam je do sakwy przy pasie na wypadek, gdyby mia艂y si臋 jeszcze przyda膰. Zdejmuj臋 pokryw臋 i trzymam w jednej r臋ce. 呕eby pracowa膰 obiema, musz臋 艣cisn膮膰 MRUUV-a udami.
- Mo偶esz wyrzuci膰 ten panel. Ju偶 nie b臋dzie ci potrzebny. - Dobra, w takim razie, niech sobie p艂ynie. Pozbywam si臋 go i sygnalizuj臋 to. - W porz膮dku. Teraz zajrzyj ostro偶nie do 艣rodka komory. Domy艣lam si臋, 偶e masz 艣wiat艂o chemiczne? Powiniene艣 zobaczy膰 艂adunek plastiku przymocowany gdzie艣 wewn膮trz i zapewne owini臋ty nieprzemakalnym materia艂em. Ma prawdopodobnie kszta艂t ceg艂y i wychodz膮 z niego przewody.
Znalaz艂bym go bez jej opisu. Rozpoznawanie 艂adunk贸w wybuchowych to cz臋艣膰 mojej pracy. I jestem ca艂kiem pewien, 偶e potrafi臋 go rozbroi膰 bez jej instrukcji. To do艣膰 proste.
- Musisz ustali膰, kt贸ry przew贸d jest dodatni, a kt贸ry ujemny. Oba biegn膮 do...
TAK.
- Aha, rozumiem, wiesz, co robisz. Przepraszam.
Trzeba po prostu od艂膮czy膰 materia艂 wybuchowy od zapalnika. Gdzie艣 pewnie jest czujnik, kt贸ry w艂膮cza zapalnik, ale nie musz臋 si臋 tym przejmowa膰. Przecinam w艂a艣ciwe przewody szczypcami do ci臋cia drutu i powinno gra膰.
TAK.
- Dobra. Teraz powiniene艣 mie膰 dost臋p do systemu steruj膮cego. Widzisz wewn膮trz komory co艣 o wygl膮dzie zamkni臋tego laptopa?
TAK.
- Spr贸buj go otworzy膰.
Otwieram. Wygl膮da dok艂adnie tak jak laptop. Ma klawiatur臋 i monitor. Wygaszacz ekranu wy艣wietla chi艅skie pismo i pojawia si臋 logo GyroTechnics.
- W porz膮dku, teraz musisz wej艣膰 do g艂贸wnego menu. Wci艣nij pierwszy lepszy klawisz.
TAK.
Komputer 偶膮da has艂a.
- 揟ajwanOOO" - m贸wi Anna Grimsdottir. Jestem zaskoczony, 偶e to wie. Wygl膮da na to, 偶e wr贸ci艂a do gry. Wpisuj臋 has艂o.
- Przepraszam, 偶e wam przeszkadzam, ale mam wiadomo艣膰. - To pu艂kownik Lambert. - Trzydzie艣ci minut min臋艂o i prezydent wyda艂 zapowiedziany rozkaz.
Cholera, jak to szybko zlecia艂o.
- W tej chwili nasze si艂y atakuj膮 genera艂a Tuna. Marynarka, lotnictwo, marines - wszyscy. To b臋dzie prawdziwe piek艂o dla jego ma艂ej armii. Niech to szlag! Co to oznacza? Czy Tun zdetonuje bomb臋?
- Pracuj dalej, Sam - m贸wi spokojnie Grimsdottir. - Tun b臋dzie musia艂 si臋 skontaktowa膰 z okr臋tem podwodnym i wyda膰 rozkaz zdetonowania g艂owicy. Nie zrobi膮 tego, dop贸ki im nie powie.
Mam nadziej臋, 偶e si臋 nie mylisz, siostro. Dobra, id藕my dalej. Anna instruuje mnie, jak wej艣膰 do g艂贸wnego menu. Wszystko jest po chi艅sku, co utrudnia mi troch臋 zadanie. Powiedzia艂bym, 偶e Grimsdottir zna chi艅ski 揹o艣膰 dobrze", a ja 搝adowalaj膮co", razem wi臋c wypadamy ca艂kiem nie藕le, zgadza si臋? Dok艂adne przet艂umaczenie polece艅 komputera to kluczowa sprawa.
Kiedy ju偶 jestem w menu, Anna t艂umaczy mi wiele zakodowanych polece艅. Trudno jest pisa膰 na klawiaturze, jad膮c w m臋tnej wodzie na MRUUV-ie. 艢wiat艂o chemiczne wystarcza, ale w r臋kawicach i ca艂ej reszcie 艂atwo si臋 pomyli膰. Kilka razy musz臋 u偶ywa膰 klawisza Backspace. W ko艅cu mam wszystko wpisane i naciskam Enter. Widok na ekranie si臋 zmienia i jest dost臋pnych kilka opcji, wszystkie po chi艅sku.
- B臋dziesz musia艂 wybra膰 揔urs" albo 揔ierunek", co艣 w tym rodzaju. TAK. Znajduj臋 opcj臋, kt贸r膮 mo偶na przet艂umaczy膰 jako 揔urs", i wybieram j膮. Na ekranie pojawia si臋 informacja o obecnym kursie.
Potem dzieje si臋 co艣 dziwnego. W komorze zapala si臋 czerwona kontrolka i zaczyna powoli b艂yska膰. M贸wi臋 o tym Grimsdottir.
- O nie - odpowiada. - Je艣li to jest to, o czym my艣l臋, to uzbroili bomb臋. Sam, widzisz tam jaki艣 wy艣wietlacz z odczytem cyfrowym? Co艣 o wygl膮dzie zegara odliczaj膮cego?
Nie cierpi臋 zegar贸w, kt贸re odliczaj膮 czas w d贸艂! Tak, widz臋 go. Musia艂 ruszy膰 przy dziesi膮tej, bo teraz jest na nim dziewi膮ta pi臋膰dziesi膮t dwie i wskazania malej膮co sekund臋.
- Dobra, Sam, masz ma艂o czasu i musisz pracowa膰 szybko. Zainstalowano tam program diagnostyczny, kt贸ry przed eksplozj膮 bomby automatycznie sprawdza ca艂y system. Wszystkie testy potrwaj膮 oko艂o dziesi臋ciu minut i po ich zako艅czeniu nast膮pi wybuch. Postaraj si臋 zignorowa膰 odliczanie i wr贸膰 do laptopa. Chcia艂abym, 偶eby艣 wpisa艂 ten nowy kurs. - Dostaj臋 dane i pr贸buj臋 je wprowadzi膰, ale ci膮gle naciskam nie te klawisze. Cholerne r臋kawice. W ko艅cu je 艣ci膮gam, 偶eby m贸c porusza膰 palcami z troch臋 wi臋ksz膮 precyzj膮. Woda jest zimna, ale mo偶na wytrzyma膰. Cho膰 jestem pewien, 偶e je艣li b臋d臋 pod powierzchni膮 zbyt d艂ugo, zgrabiej膮 mi r臋ce.
Wreszcie wprowadzam nowy kurs, ale nagle zmienia si臋 z powrotem na poprzedni! Co za cholera? M贸wi臋 o tym Grimsdottir.
- Niech to szlag - odpowiada. - MRUUV jest kontrolowany z okr臋tu podwodnego. Widz膮 na swoim monitorze to samo, co ty, wi臋c wiedz膮, 偶e kto艣 manipuluje przy systemie steruj膮cym. Musz臋 pomy艣le膰, jak ich odci膮膰. Zaczekaj.
Zaczekaj?! Ta pieprzona bomba j膮drowa nied艂ugo wybuchnie! Zegar pokazuje ju偶 贸sm膮 czterdzie艣ci trzy! 揃arrakuda" trzyma sta艂y kurs prosto na molo w Santa Monica, a ja siedz臋 na tym cholerstwie.
Wpisuj臋 do OPSAT-u pytanie: MO呕NA JAKO艢 ROZBROI膯 T臉 BOMB臉?
- Nie w takim kr贸tkim czasie, Sam - odpowiada Grimsdottir. - Cicho, daj mi pomy艣le膰.
W porz膮dku. Zaczynam si臋 zastanawia膰, jakie szkody wyrz膮dzi ta bomba, je艣li eksploduje w zatoce Santa Monica. Tylko zgaduj臋, ale powiedzia艂bym, 偶e natychmiast zniknie p贸艂 Los Angeles. Hollywood, Beverly Hills, Santa Monica, Venice... Puff! Miliony ofiar. W kraju chaos ekonomiczny. Efekt domina powoduje oczywi艣cie zamieszanie w gospodarce 艣wiatowej. Trzecia wojna 艣wiatowa. Z Chinami.
Nie mog臋 do tego dopu艣ci膰.
- Sam! Wpisz dok艂adnie to, co ci podyktuj臋 - odzywa si臋 Grimsdottir. - I zanim naci艣niesz Enter, sprawdzimy, czy si臋 nie pomyli艂e艣.
D艂ugie to i skomplikowane, ale robi臋, co mi ka偶e. Melduj臋, 偶e sko艅czy艂em, i Grimsdottir powoli czyta wszystko jeszcze raz, 偶ebym si臋 upewni艂, 偶e dobrze to wpisa艂em. Wciskam Enter i na monitorze natychmiast wy艣wietlaj膮 si臋 bardzo szybko r贸偶ne kody. Po dziesi臋ciu sekundach wszystko znika z ekranu.
Nie! Co艣 pad艂o? Co si臋 sta艂o?
Zaczynam wpisywa膰 do OPSAT-u wiadomo艣膰, co si臋 dzieje, ale Grimsdottir mnie uprzedza.
- Powiniene艣 mie膰 pusty ekran, kiedy komputer przetwarza dane. Szkoda, 偶e nie powiedzia艂a mi tego wcze艣niej!
TAK.
- Dobra. Teraz wr贸膰 do menu ustawiania kursu i wprowad藕 jeszcze raz nowe wsp贸艂rz臋dne.
Wykonuj臋 jej polecenia i powtarzam to, co zrobi艂em wcze艣niej. Tym razem nowe wsp贸艂rz臋dne pozostaj膮 na ekranie. Uda艂o nam si臋 od艂膮czy膰 od okr臋tu podwodnego.
Nagle MRUUV zaczyna zatacza膰 szeroki 艂uk. Zawraca ze mn膮 na grzbiecie i oddala si臋 od wybrze偶a. Ale porusza si臋 cholernie wolno. M贸wi臋 o tym Grimsdottir.
- B臋dziemy musieli zwi臋kszy膰 jego szybko艣膰. Wr贸膰 do g艂贸wnego menu. Mo偶esz?
Zegar pokazuje czwart膮 trzydzie艣ci pi臋膰. Zaczynam si臋 denerwowa膰. Pierwsza pr贸ba mi nie wychodzi i trafiam z powrotem do menu ustawiania kursu. Za drugim razem udaje mi si臋 wej艣膰 do g艂贸wnego menu i jestem gotowy. Teraz ja wyprzedzam Grimsdottir. Widz臋 opcj臋 損r臋dko艣膰" i zaczynam podnosi膰 Scroll.
- Znajd藕 opcj臋 regulacji szybko艣ci. Potem... o, widz臋, 偶e ju偶 tam jeste艣. Dobra robota, Sam.
MRUUV przyspiesza i coraz trudniej utrzyma膰 si臋 na nim. Zerkam w g贸r臋 i widz臋 ciemne kszta艂ty p艂ywak贸w. To m贸j Cl 1ARC pod膮偶a za mn膮 na powierzchni. Nadajnik naprowadzaj膮cy dzia艂a doskonale.
- Spr贸buj go rozp臋dzi膰 do co najmniej sze艣膰dziesi臋ciu w臋z艂贸w. Z tak膮 szybko艣ci膮 musi p艂yn膮膰, 偶eby oddali膰 si臋 w por臋 na bezpieczn膮 odleg艂o艣膰 od miasta. Mo偶esz te偶 opu艣ci膰 jego dzi贸b o dwadzie艣cia stopni. Chcemy, 偶eby zszed艂 g艂臋biej.
Naciskam jeden z klawiszy steruj膮cych i udaje mi si臋 wprowadzi膰 揃arrakud臋" w nurkowanie, ale to cholerstwo porusza si臋 zbyt wolno. Komputer reaguje opornie.
Zegar pokazuje trzeci膮 dwadzie艣cia.
- Osi膮gn膮艂e艣 czterdzie艣ci w臋z艂贸w, Sam. Jeszcze troch臋.
Szybko艣膰 daje mi si臋 teraz we znaki. Od mocnego 艣ciskania MRUUV-a zaczynaj膮 mnie bole膰 nogi. Musz臋 si臋 te偶 trzyma膰 jedn膮 r臋k膮. Drug膮 obs艂uguj臋 komputer.
- Pi臋膰dziesi膮t w臋z艂贸w, Sam.
Na zegarze jest druga czterdzie艣ci osiem.
Szybko p艂yn臋, cholera. Nie wiem, jak d艂ugo jeszcze si臋 utrzymam. A co zrobi臋 przy sze艣膰dziesi臋ciu w臋z艂ach? Po prostu zeskocz臋? I co dalej? Zegar wy艣wietla drug膮 dwadzie艣cia dziewi臋膰.
- Sze艣膰dziesi膮t! Uciekaj, Sam! Wynurz si臋 i wsi膮d藕 do swojego pojazdu! Ju偶!
Puszczam MRUUV-a. Wyprzedza mnie i pruje dalej. Przez kilka sekund unosz臋 si臋 nieruchomo w wodzie i obserwuj臋 go. Znika w niebieskozielonej ciemno艣ci.
- Uciekaj, Sam! Ju偶!
S艂owa Grimsdottir wyrywaj膮 mnie z chwilowego zamroczenia. Natychmiast si臋 odwracam i zaczynam wznosi膰 najszybciej jak mog臋. Cholera, jak daleko jestem od tego pieprzonego wybrze偶a? Chc臋 zapyta膰 Grimsdottir, czy zna moj膮 pozycj臋, ale nie mog臋 sobie pozwoli膰 na to, 偶eby si臋 zatrzyma膰 i napisa膰 pytanie. Je艣li moje 偶ycie kiedykolwiek zale偶a艂o od mojego wyszkolenia w Navy SEAL, to na pewno teraz.
Zbli偶am si臋 do powierzchni, gdzie czeka CHARC. Kiedy tylko wynurzam g艂ow臋, patrz臋 w kierunku brzegu, 偶eby zobaczy膰, czy w og贸le jest widoczny. Owszem, par臋 mil ode mnie. Ale wiem, 偶e w wodzie odleg艂o艣ci s膮 myl膮ce. Chwytam si臋 pojazdu, wdrapuj臋 do kokpitu, zapinam uprz膮偶 i zamykam os艂on臋 kabiny. W ci膮gu pi臋ciu sekund zawracam i rozp臋dzam si臋 do du偶ej pr臋dko艣ci. Lambert mia艂 racj臋, to male艅stwo jest szybkie! Wkr贸tce osi膮ga sto trzydzie艣ci kilometr贸w na godzin臋.
Brzeg jest coraz bli偶ej. Zaciskam r臋ce na sterach i koncentruj臋 si臋 wy艂膮cznie na tym, 偶eby znale藕膰 si臋 jak najdalej od tej cholernej bomby. CHARC dochodzi do granic swoich mo偶liwo艣ci. Praktycznie 艣lizga si臋 po powierzchni morza z pr臋dko艣ci膮 stu czterdziestu kilometr贸w na godzin臋. Molo w Santa Monica i diabelski m艂yn rosn膮 w oczach. Jestem prawie u celu.
Nagle 艣wiat wok贸艂 mnie jakby si臋 zapada. Og艂uszaj膮ca fala d藕wi臋kowa dos艂ownie popycha pojazd naprz贸d. Mam wra偶enie, 偶e p臋dz臋 z jak膮艣 nieprawdopodobn膮 szybko艣ci膮. Wiruj臋 w kompletnej ciemno艣ci, w stanie ca艂kowitej niewa偶ko艣ci, zupe艂nie bezbronny. Dzwoni mi bole艣nie w uszach, nie wiem, gdzie jestem, nie mog臋 przesta膰 si臋 obraca膰 i...
ROZDZIA艁 39
Tak zwana bitwa o Tajwan trwa艂a nieca艂e cztery godziny. Pierwsze dwie nale偶a艂y do genera艂a Lana Tuna i jego ma艂ej, ale doskonale wyposa偶onej armii l膮dowej i floty. Cho膰 dysponowa艂 wystarczaj膮c膮 si艂膮 ognia niszczycieli i fregat, nie doczeka艂 si臋 wsparcia powietrznego z chi艅skiej bazy lotniczej w Cuanczou, na kt贸re liczy艂. 艢wiatowe media mocno wyolbrzymi艂y skutki zbombardowania Tajpej z jego okr臋t贸w. Pierwsze doniesienia m贸wi艂y o dziesi膮tkach tysi臋cy 艣miertelnych ofiar i zniszczeniu miasta. W rzeczywisto艣ci zgin臋艂o kilkaset os贸b i ucierpia艂a jedna pi膮ta metropolii. Zanim wszystkie okr臋ty desantowe genera艂a wysadzi艂y jego armi臋 na wyspie, si艂y tajwa艅skie zacz臋艂y odpiera膰 inwazj臋. Tun patrzy艂 ze zgroz膮 z pok艂adu jednego z niszczycieli klasy Luda w Cie艣ninie Tajwa艅skiej, jak jego szanse na zaj臋cie wyspy malej膮 z ka偶d膮 minut膮. Nie zostanie bohaterem narodowym Chi艅skiej Republiki Ludowej.
Potem, mimo ostrze偶e艅 kierowanych pod adresem Stan贸w Zjednoczonych, 偶e ma pot臋偶n膮 bro艅, do akcji weszli Amerykanie. Okr臋ty US Navy stacjonowa艂y wok贸艂 wyspy przez ca艂y czas. Ich dow贸dcy obserwowali, co si臋 dzieje, i czekali na chwil臋, kiedy decydenci w Waszyngtonie wydadz膮 rozkaz ataku. Tun zagrozi艂 Stanom Zjednoczonym, 偶e jakakolwiek pr贸ba powstrzymania go spowoduje zniszczenie du偶ego ameryka艅skiego miasta. Przez pierwsze dwie godziny inwazji Amerykanie nie robili nic. Kiedy tylko sta艂o si臋 jasne, 偶e armii Tuna nie uda si臋 zdoby膰 przycz贸艂ka, ameryka艅skie niszczyciele ruszy艂y i otworzy艂y ogie艅 do okr臋t贸w genera艂a. W rzeczywisto艣ci rozkaz ataku zosta艂 wydany, zanim w zatoce Santa Monica znaleziono uzbrojonego MRUUV-a, i zbieg艂 si臋 z pierwszymi oznakami kl臋ski Tuna.
Genera艂 rozkaza艂 za艂odze okr臋tu podwodnego 揗ao" zdetonowa膰 bomb臋 j膮drow膮. G艂owica by艂a zaprogramowana na eksplozj臋 po zako艅czeniu dziesi臋ciominutowych test贸w diagnostycznych. 揗ao", bezpiecznie ukryty w g艂臋binach Pacyfiku, nie mia艂 powodu obawia膰 si臋 艣rodk贸w odwetowych. Za艂oga musia艂a tylko dopilnowa膰, 偶eby nast膮pi艂 wybuch bomby.
Tote偶 wiadomo艣膰, 偶e g艂owica wprawdzie eksplodowa艂a, ale mile od kalifornijskiego wybrze偶a i bardzo g艂臋boko pod wod膮, by艂a dla Tuna strasznym ciosem. Nie m贸g艂 zrozumie膰, dlaczego MRUUV nie znajdowa艂 si臋 bli偶ej l膮du. Co posz艂o nie tak? Plan nie mia艂 prawa si臋 nie powie艣膰. Cho膰 wybuch wywo艂a艂 w Los Angeles trz臋sienie ziemi, kt贸re spowodowa艂o powa偶ne straty, nie dosz艂o do takiej katastrofy, jak膮 sobie wyobra偶a艂 Tun.
Genera艂 skontaktowa艂 si臋 z Pekinem i poprosi艂 o wsparcie reszty Chi艅skiej Armii Ludowo-Wyzwole艅czej. Politbiuro odm贸wi艂o pomocy. Tun by艂 zdany na siebie. Chiny nie zamierza艂y cho膰by kiwn膮膰 palcem w jego obronie. Kilku wojskowych na wysokich stanowiskach zaprotestowa艂o przeciwko decyzji politbiura, ale nie mogli zrobi膰 nic wi臋cej. Gdyby inne niezale偶ne regiony wojskowe przy艂膮czy艂y si臋 do Tuna, zaanga偶owani w to genera艂owie byliby sko艅czeni. W Chinach najpierw uwa偶ano, 偶e arogancki syn narodu post膮pi艂 ryzykownie, lecz s艂usznie, atakuj膮c Tajwan, ale potem harde dziecko sta艂o si臋 k艂opotliwe i trzeba by艂o si臋 go wyprze膰.
Tun nie wiedzia艂 te偶, 偶e przewodnicz膮cy ChRL wyda艂 Stanom Zjednoczonym pozwolenie na powstrzymanie go. Politbiuro musia艂o tak zrobi膰, 偶eby zachowa膰 twarz przed reszt膮 艣wiata. Detonowanie bomb j膮drowych u wybrze偶y innych kraj贸w nie jest akceptowan膮 form膮 dyplomacji. Chiny zgrabnie zrzuci艂y na Tuna win臋 za 搉iefortunny incydent" i wyrzek艂y si臋 go. W czwartej godzinie konfliktu ameryka艅ska marynarka wojenna zatopi艂a torpedami niszczyciel klasy Ludo z Tunem na pok艂adzie. Genera艂 i jego ca艂y sztab poszli na dno. Kr贸tko potem jego si艂y na brzegu zosta艂y zmuszone do poddania si臋. Amerykanie i Tajwa艅czycy otoczyli armi臋 inwazyjn膮 i przekazali j膮 w艂adzom chi艅skim. Wi臋kszo艣膰 podw艂adnych Tuna mia艂a stan膮膰 przed s膮dem za zdrad臋.
W czasie tych wszystkich wydarze艅 Andriej Zdrok le偶a艂 w szpitalnym 艂贸偶ku w Fuczou. Od ciosu Sama Fishera p臋k艂a mu czaszka i wkr贸tce zapad艂 w 艣pi膮czk臋. Odt膮d by艂 w stanie krytycznym. Lekarze robili, co mogli, 偶eby uratowa膰 mu 偶ycie, ale w Fuczou nie mieli do tego odpowiednich warunk贸w.
W艂adzom chi艅skim bardzo zale偶a艂o na tym, 偶eby Zdrok odpowiedzia艂 za przest臋pstwa, kt贸re pope艂ni艂 w ich kraju, ale nie dosz艂o do tego.
Jak na ironi臋, Andriej Zdrok umar艂 spokojnie w 艂贸偶ku dok艂adnie w tym samym momencie, kiedy u wybrze偶y Kalifornii eksplodowa艂a g艂owica j膮drowa, kt贸r膮 dostarczy艂 genera艂owi Tunowi. Do pewnego stopnia jego ostatni wielki kontrakt na dostaw臋 broni by艂 sukcesem.
Tyle 偶e Sklep przesta艂 zagra偶a膰 pokojowi na 艣wiecie.
ROZDZIA艁 40
Zn贸w budz臋 si臋 w szpitalnym 艂贸偶ku. Nie mam poj臋cia, jak si臋 tu znalaz艂em ani ile czasu min臋艂o, odk膮d dosi臋gn臋艂a mnie eksplozja. Szczerze m贸wi膮c, kiedy teraz o tym my艣l臋, trudno mi uwierzy膰, 偶e 偶yj臋. Widz臋, 偶e mam r臋k臋 w gipsie i zabanda偶owane d艂onie. Przy 艂贸偶ku jest kropl贸wka, a wok贸艂 taka sama aparatura medyczna jak zwykle. Ale o dziwo nic mnie nie boli i nic mi nie dolega. Czuj臋 si臋 bardziej wypocz臋ty ni偶 kiedykolwiek w ci膮gu ostatnich tygodni. Jedyny ma艂y problem to to, 偶e jestem g艂odny i mam sucho w ustach. W polu widzenia pojawia si臋 twarz 艂adnej piel臋gniarki. U艣miecha si臋.
- Witam! - m贸wi. - Obudzi艂 si臋 pan! Jak si臋 pan czuje?
M贸j g艂os brzmi jak pocieranie gar艣ci膮 gwo藕dzi o papier 艣cierny. - Dobrze.
- P贸jd臋 po lekarza. Zaraz wr贸c臋.
Po kilku minutach do sali wchodzi lekarz Si艂 Powietrznych Stan贸w Zjednoczonych.
- Dzie艅 dobry, panie Fisher - m贸wi. - Nazywam si臋 Jenkins. Jak pan si臋 czuje?
- Dobrze - powtarzam. - Tylko chce mi si臋 pi膰.
- Nie dziwi臋 si臋. Siostro, prosz臋 da膰 partu Fisherowi troch臋 wody. Piel臋gniarka wsuwa mi do ust rurk臋. Wci膮gam do prze艂yku ch艂odny p艂yn.
Smakuje bosko. Sama rozkosz.
- Gdzie ja jestem? - pytam.
- W bazie lotniczej Edwards - odpowiada lekarz. -Jak... d艂ugo?
- Trzy dni.
- By艂em nieprzytomny przez trzy dni?
- Przez wi臋kszo艣膰 tego czasu. Niekiedy odzyskiwa艂 pan przytomno艣膰 na kilka minut. W gor膮czce. To normalne po takim urazie.
- Co si臋 sta艂o? Pami臋tam eksplozj臋...
- Pancerz pojazdu CHARC i oporz膮dzenie p艂etwonurka uratowa艂y panu 偶ycie. Fala tsunami nios艂a pana jak kawa艂 dryfuj膮cego drewna i wyrzuci艂a na pla偶臋 w pobli偶u molo w Santa Monica. To cud, 偶e pan nie zgin膮艂, ale CHARC to wytrzyma艂a maszyna. Ma pan tylko z艂aman膮 r臋k臋 i mn贸stwo siniak贸w i skalecze艅.
- A co... co z promieniowaniem?
- W艂a艣nie tego nie jeste艣my pewni, ale uwa偶amy, 偶e wszystko b臋dzie w porz膮dku - m贸wi lekarz. - Bomba wybuch艂a g艂臋boko pod wod膮. Wi臋kszo艣膰 promieniowania pozosta艂a pod powierzchni膮. Zgin臋艂o mn贸stwo stworze艅 morskich. Na naszych pla偶ach le偶膮 tysi膮ce martwych ryb, wieloryb贸w, rekin贸w, delfin贸w. Tragedia. Przypuszczamy, 偶e fala, kt贸ra pana nios艂a, dotar艂a do brzegu, zanim rozprzestrzeni艂o si臋 promieniowanie. Powietrze wcale nie jest teraz bardziej ska偶one ni偶 przed eksplozj膮.
Kr臋c臋 g艂ow膮.
- Nie do wiary.
- Wojsko zabra艂o pana z pla偶y, zanim zjawi艂y si臋 tam media - ci膮gnie lekarz. - Nikt pana nie widzia艂. Niech pan teraz odpocznie, panie Fisher. Wszystko b臋dzie dobrze. Piel臋gniarka przygotuje panu niewielki posi艂ek i zobaczymy, jak pan go przyjmie. Od chwili przywiezienia pana tutaj karmili艣my pana do偶ylnie. Zawiadomi臋 pu艂kownika Lamberta, 偶e wr贸ci艂 pan do rzeczywistego 艣wiata. Cieszymy si臋 z tego. Jest pan bohaterem.
Klepie mnie po ramieniu.
Po pysznym posi艂ku, z艂o偶onym z galaretki owocowej i piwa imbirowego, oraz obietnicach, 偶e troch臋 p贸藕niej dostan臋 bogatszy w proteiny lunch w postaci jajek, mam go艣cia. Do sali wchodzi pu艂kownik Lambert, ca艂y w u艣miechach, i naprawd臋 si臋 ciesz臋, 偶e go widz臋.
- Jak si臋 czujesz, Sam?
- Dobrze, pu艂kowniku. Jestem prawie gotowy do wyj艣cia st膮d.
- Pewnie b臋dziesz musia艂 tu zosta膰 jeszcze dzie艅 lub dwa. Trzeba ci臋 bardzo dok艂adnie przebada膰. By艂e艣 cholernie blisko wybuchu j膮drowego, wiesz o tym.
- Tak, cho膰 niewiele pami臋tam.
- Za艂o偶臋 si臋, 偶e masz mn贸stwo pyta艅.
- A ja si臋 za艂o偶臋, pu艂kowniku, 偶e pan ju偶 wie, o co chc臋 zapyta膰, wi臋c mo偶e mi pan po prostu opowie, co si臋 dzia艂o, kiedy by艂em w krainie niebytu?
Lambert bierze sobie krzes艂o i siada przy 艂贸偶ku.
- Powiem to wprost, Sam. Uratowa艂e艣 Los Angeles. I Wydzia艂 Trzeci.
- Jak to?
- Grozi艂o nam obci臋cie funduszy. Komitet w Waszyngtonie oznajmi艂, 偶e to zrobi, ale teraz si臋 wycofa艂. Senator Coldwater i dyrektorzy innych agencji przysy艂aj膮 nam gratulacje. Podejrzewam, 偶e FBI i CIA pluj膮 sobie w brod臋, 偶e nie wykorzysta艂y szansy przechwycenia tamtych MRUUV-贸w, co praktycznie powinno by膰 rozegrane w艂a艣nie w ten spos贸b. Ale tak si臋 z艂o偶y艂o, 偶e to my mieli艣my informacje wywiadowcze i byli艣my tam pierwsi. Pokaza艂e艣, co potrafimy, Sam. Dzi臋ki.
- To znaczy, 偶e mam z g艂owy ocen臋 moich osi膮gni臋膰 za ten rok? Lambert si臋 u艣miecha i kontynuuje.
- Ale wybuch bomby spowodowa艂 pewne szkody. Los Angeles prze偶y艂o trz臋sienie ziemi o sile pi臋ciu i trzech dziesi膮tych stopnia w skali Richtera. Najwi臋cej zniszcze艅 jest wzd艂u偶 morza i wok贸艂 LAX. W艂adze federalne przygotowuj膮 pomoc dla poszkodowanych.
- Mog艂o by膰 gorzej.
- Zdecydowanie. Dalej na p贸艂noc tsunami uderzy艂a w Topang臋, Santa Monica, Venice i Marin臋 Del Rey i tam te偶 s膮 du偶e straty. Przypuszczamy, 偶e w艂a艣nie tak wyl膮dowa艂e艣 na brzegu - porwa艂a ci臋 tsunami albo jedna z mniejszych fal, kt贸re j膮 poprzedza艂y.
- Kto mnie znalaz艂 i gdzie?
- Stra偶 Przybrze偶na natrafi艂a na tw贸j pojazd na pla偶y blisko molo w Santa Monica. CIIARC by艂 mocno uszkodzony, ale ty tkwi艂e艣 bezpiecznie w 艣rodku. O dziwo, tsunami nie pozostawi艂a po sobie wielkich zalewisk, z wyj膮tkiem Parku Stanowego Topanga dalej na p贸艂noc. Wi臋kszo艣膰 teren贸w mieszkalnych mi臋dzy parkiem a Santa Monica to teraz rozleg艂e ka艂u偶e do kolan. Liczb臋 ofiar 艣miertelnych szacuje si臋 na mniej wi臋cej pi臋膰set pi臋膰dziesi膮t os贸b. Zagin臋艂o oko艂o stu ma艂ych statk贸w, kt贸re w chwili wybuchu bomby by艂y na morzu. Obawiam si臋, 偶e ich za艂ogi te偶 b臋dziemy musieli spisa膰 na straty. Stale sprawdza si臋 poziom promieniowania, ale nie jest tak 藕le, jakby si臋 mog艂o wydawa膰. Wyobra偶am sobie, 偶e pla偶e b臋d膮 zamkni臋te przez rok lub co艣 ko艂o tego. Gospodarka te偶 ucierpi, i to mocno. Ale, jak przed chwil膮 powiedzia艂e艣, mog艂o by膰 gorzej. To nie by艂a na szcz臋艣cie taka tsunami, jak na Oceanie Indyjskim rok temu. Gdyby艣 nie zmieni艂 kursu tamtego MRUUV-a, wiele spraw wygl膮da艂oby zupe艂nie inaczej.
Pocieszaj膮ce wiadomo艣ci. Nie mie艣ci mi si臋 w g艂owie, 偶e a偶 tyle zale偶a艂o ode mnie.
- Jak przedstawia si臋 sytuacja mi臋dzynarodowa?
Lambert najpierw relacjonuje mi przebieg konfliktu na Tajwanie, potem m贸wi, 偶e stosunki mi臋dzy wysp膮 i Chinami wr贸ci艂y zasadniczo do poprzedniego status quo. Jak jest na linii Pekin-Waszyngton, na razie trudno powiedzie膰. Za wcze艣nie na to.
- Chiny nie bior膮 na siebie odpowiedzialno艣ci za ca艂膮 t臋 histori臋 z bomb膮. Wini膮 za to wy艂膮cznie genera艂a Tuna i Sklep. Oczywi艣cie Tun ju偶 nie 偶yje, a Sklep przesta艂 istnie膰, wi臋c to wygodne koz艂y ofiarne. Przypuszczam, 偶e nasz rz膮d wyda jakie艣 o艣wiadczenie pot臋piaj膮ce atak Tuna na Tajwan i delikatnie da do zrozumienia, 偶e Chiny mog艂y zrobi膰 wi臋cej, 偶eby go powstrzyma膰. Ale to nie nasz problem. Niech zajm膮 si臋 tym przedstawiciele narodu.
- Sklepu naprawd臋 ju偶 nie ma. Trudno w to uwierzy膰.
- Tak, ale nie my艣l, 偶e twoja rola si臋 sko艅czy艂a, Sam. Na 艣wiecie jest mn贸stwo innych wrog贸w.
- Wiem, ale mam nadziej臋, 偶e da mi pan co najmniej p贸艂roczny urlop.
- Nawet roczny, Sam. Zas艂u偶y艂e艣 na to.
- Pan chyba 偶artuje.
- M贸wi臋 powa偶nie. Ale jest jeden haczyk.
- Je艣li to nag艂y wypadek...
- Zgadza si臋.
- Spodziewa艂em si臋 tego. Zawsze jest jaki艣 nag艂y wypadek. Lambert si臋 艣mieje. Ja te偶 zdobywam si臋 na u艣miech.
- Jak ci si臋 pracowa艂o z Frances? I z Ann膮 po jej powrocie? - pyta. Musz臋 powiedzie膰 prawd臋.
- By艂y wspania艂e, pu艂kowniku. Niech pan im da podwy偶ki.
- Ju偶 to zrobi艂em. Ty te偶 dostaniesz 艂adn膮 premi臋. Aha, to mi przypomnia艂o, 偶e mam dla ciebie niespodziank臋.
- Nie cierpi臋 niespodzianek - m贸wi臋.
- Ta ci si臋 spodoba. - Wstaje i idzie do drzwi. - Nigdzie nie odchod藕, zaraz wracam.
- A gdzie, do cholery, mia艂bym odej艣膰?
Lambert znika za progiem. Mam chwil臋, 偶eby popatrze膰 przez okno. Na bezchmurnym niebie 艣wieci jasne s艂o艅ce. Wiosna jest tu偶-tu偶 i m贸g艂bym przysi膮c, 偶e na dworze 膰wierkaj膮 ptaki. Kto by pomy艣la艂, 偶e zaledwie trzy dni temu w tym rejonie eksplodowa艂a bomba j膮drowa?
Lambert zagl膮da do sali.
- Zostawi臋 ci臋 teraz z twoim go艣ciem. P贸藕niej pogadamy. Trzymaj si臋. Sam.
- Dobra, pu艂kowniku. Zaraz, z jakim go艣ciem?
Otwiera szerzej drzwi i moje serce 艣piewa, kiedy widz臋, kto to jest.
- Cze艣膰, tato!
Sara podbiega do 艂贸偶ka i ca艂uje mnie mocno w policzek. Obejmuj臋 j膮 woln膮 r臋k膮 i przytulam. Lambert puszcza do mnie oko i zamyka drzwi.
==================================
ABC Amber Text Converter v5.01
Trial version
==================================
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Tom Clancy Splinter Cell 1 KolekcjonerTom Clancy Splinter Cell 1 KolekcjonerTom Clancy Suma wszystkich strachow t 2Tom ClancyTom Clancy Red Storm RisingTom Clancy [Net Force 02] Hidden AgendasTom Clancy Patriot GamesSPLINTER CELL INTSTRUKCJA INSTALACJIwi臋cej podobnych podstron