Mój Piętaszek [Enahma]

Mój Piętaszek

autorka: Enahma

tłumaczenie: Lelwani

korekta: Cordel_ia, Rademenes, Musca


Biorę mojego Piętaszka ze sobą.”

(Daniel Defoe, Robinson Crusoe, cz. 1)



* 9 maja 1997 roku, piątek*


W toalecie było zimno, tak bardzo zimno. Opłukawszy twarz wodą, Harry przycisnął rozgrzane czoło do chłodnej ściany. Nawet po zwymiotowaniu wszystkiego, co dzisiaj zjadł (a było tego sporo, Dumbledore wezwał go zaraz po lunchu), wciąż czuł się okropnie. Miał uczucie, jakby w jego brzuchu wszystko się burzyło i wirowało boleśnie, dobywały się z niego dziwne odgłosy. Krew płynąca w jego żyłach była jak lód.

Panika. Czysta, lodowata panika płynęła w jego żyłach zamiast ciepłej, życiodajnej krwi. Oddech uwiązł mu w gardle.

Został zdradzony. Znowu. A tym razem zdrada była gorsza niż kiedykolwiek wcześniej. Zaatakowali go w jedynym miejscu, gdzie czuł się bezpieczny: w Hogwarcie. Obdarli go z wszystkich dobrych uczuć, jakie żywił względem szkoły. Pozbawili go każdego wrażenia bezpieczeństwa czy ochrony. Ostatnich strzępów niewinności. Jego dzieciństwa.

Chcieli... chcieli zmusić go do poślubienia Snape'a. Severusa Snape'a, jego znienawidzonego i pogardzanego Mistrza Eliksirów, okrutnego, zimnego, brzydkiego i odrażającego gnojka, człowieka, który nienawidził go z niezachwianą żarliwością - a nawet gorzej, chcieli, by ten ślub odbył się jak najprędzej. Dzisiaj, mówiąc konkretnie. I, oczywiście, aby wszystko było "jak trzeba", chcą, żeby sypiał z tym draniem!

Oni - to nieprawda. Nie było żadnych "ich". Był tylko "on" : Albus Dumbledore. I może jeszcze inni członkowie Zakonu. Może nawet sam Snape.

- Ale, panie dyrektorze, ja nawet nie jestem gejem! - Harry pamiętał swoje zdenerwo­wa­nie, gdy usilnie próbował odwieść starszego czarodzieja od tego błyskotliwego pomysłu. - I my się nienawidzimy! - To był drugi, bardzo silny i bardzo prawdziwy argument (zdaniem Harry'ego nawet ważniejszy niż pierwszy), ale Dumbledore nie słuchał, patrzył tylko na niego z powagą.

- Wiem o tym, Harry. Ale nie ma innego sposobu, przykro mi.

Harry nie potrafił stłumić szlochu. Czuł się złapany w pułapkę. I BYŁ w pułapce. A tym razem nie było ucieczki. Oczywiście, poprzednie zastawiał na niego Voldemort. Jednak stary potwór nie był nawet w połowie tak efektywny jak dyrektor. Bo teraz Dumbledore czekał na niego za drzwiami, gotowy by zaciągnąć go z powrotem do swojego gabinetu, gdzie Snape będzie czekał w pełnej krasie: tłuste włosy, haczykowaty nos, żółte zęby, ziemista skóra - i nie zapominajmy o ostrym języku, czarnym sercu i mściwym umyśle. Musiał poślubić Snape'a, człowieka, który nienawidził go tak samo zawzięcie jak Voldemort, mimo że w obu przypadkach Harry w niczym nie zawinił.

Może to rzeczywiście prawda, że Bóg przenosił winy ojców na ich dzieci, i teraz Harry odpokutowywał za grzechy Jamesa Pottera.

Idealna zemsta. Smarkerus będzie tym, który poślubi Harry'ego Pottera, który będzie brał go w łóżku i...

Chłopiec drapał paznokciami o ścianę w udręce.

Kolejna fala łez napłynęła mu do oczu. Weźmie ślub już za godzinę - coś, o czym nawet nie śnił, wstając rano z łóżka - zostanie poślubiony mężczyźnie, Snape'owi ze wszystkich mężczyzn, i nic nie może na to poradzić. Harry nie był głupi. Nawet gdyby protestował ze wszystkich sił, Dumbledore się z nim nie zgodzi.

- Tak musi być, Harry. By zachować cię przy życiu...

- Już wolałbym nie żyć! - Własne słowa wciąż dźwięczały mu w uszach i wiedział, że powiedział prawdę. Wolał raczej umrzeć niż poślubić Snape'a. Albo jakiegoś innego mężczyznę. Nie był gejem. Lubił dziewczyny. Fantazjował o dziewczynach.

- Spróbuj to zaakceptować, Harry. Nie walcz z tym. To uczyni wszystko łatwiejszym...

- Wszystko? - Pamiętał swoje zmieszanie i narastające przerażenie.

- Wasze kontakty seksualne.

Tak, to był moment, gdy zrozumiał każdy aspekt tego narzuconego "związku". Związek! Śmieszne.

Sama myśl o byciu dotykanym przez innego mężczyznę była nie do zniesienia. Harry zwymiotował na środku dyrektorskiego gabinetu. - NIE! - To było pierwsze słowo, jakie wypowiedział, gdy znów mógł oddychać. - NIE! Nie poślubię go i nie będę z nim sypiał, NIGDY!

- Nie rozumiesz niebezpieczeństwa, Harry...

- Żyłem z tym niebezpieczeństwem od urodzenia!

- Musisz wziąć ślub, Harry. Jeśli Voldemort by cię złapał, mógłby wypełnić klątwę, którą rzucił na ciebie w zeszłym tygodniu!

Zeszły tydzień... Weekend w Hogsmeade i atak Śmierciożerców... Gdy Snape ujawnił się jako szpieg, aby uratować życie Harry'ego i innych uczniów... Mimo tego, Voldemort zdołał rzucić zaklęcie na Harry'ego, który dużo później wracał do przytomności w skrzydle szpitalnym, częściowo związany z Voldemortem.

- Jeśli on wykorzysta tę więź, każda uncja twojej magicznej energii będzie pod jego kontrolą. I jeżeli wyssie ją z ciebie, a podejrzewam, że taki właśnie jest jego plan, umrzesz. Harry, to musi zostać zrobione. Musisz wziąć ślub zanim on cię dopadnie!

- Ale dlaczego Snape? –“Dlaczego, dlaczego, dlaczego?” łkał, a jego żołądek znowu zaczął się skręcać.

- Ponieważ posiada cząstkę Voldemorta w swoim ciele. To może znieść klątwę...

W tym stanie Harry czuł, że woli raczej być przyobiecany Voldemortowi, przynajmniej nie musiałby "znosić klątwy". Voldemort był dla niego okrutny, ale to Snape zawsze był sadystycznym draniem, czerpiącym radość z męczenia i poniżania Harry'ego, a od piątego roku sadyzm ten osiągnął niebywałe natężenie w zadawaniu bólu i upokarzaniu. W jakiś sposób działania Voldemorta były mniej wstrętne, nędzne i przebiegłe. To było coś konkretnego: byli wrogami i Voldemort chciał jego śmierci.

Natomiast Snape... Snape to już zupełnie inna historia.

- Skąd ma pan pewność, że Snape nie będzie próbował manipulować moją magiczną energią?

- Ufam Severusowi Snape'owi...

- Och, wiem o tym! - wykrzyknął Harry gorzko. - Ale ja mu nie ufam!

Przypomniał sobie lekcję Eliksirów w październiku, gdy został zmuszony do wypicia mikstury uwarzonej przez Malfoya, która sprawiła, że jego ubrania stały się niewidzialne (w zamierzeniu to on sam miał zniknąć). Stał potem kompletnie nagi przed całym szóstym rokiem Zaawansowanych Eliksirów. Doskonale pamiętał te pogardliwe uśmieszki, twarz Malfoya, wesołość Bullstrode i jawny chichot Snape'a. Nawet Hermiona nie mogła się powstrzymać od parsknięcia. A następnego dnia w “Proroku” pojawił się artykuł o jego ekshibicjonistycznych skłonnościach (autorstwa Rity Skeeter, z krótkim, "zatroskanym" komentarzem Knota, oczywiście: "Martwię się o tego chłopca. Z pewnością stres ma na niego większy wpływ, niż ktokolwiek z nas przypuszczał..."), a tygodnik “Czarownica” zamieścił raczej szczegółowy opis "wyposażenia" Chłopca-Który-Przeżył. Widząc satysfakcję na twarzy Snape'a, okrutną radość, gdy odbierał Slytherinowi jeden punkt za "drobny błąd" Malfoya - Harry wiedział, że to było zaplanowane... Snape trafił w cel, a przy tym upiekł dwie pieczenie przy jednym ogniu: Harry został upokorzony bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i zrezygnował z Zaawansowanych Eliksirów raz na zawsze.

Dumbledore nie był zachwycony zachowaniem Snape'a i próbował zmusić go, by przyjął chłopaka z powrotem, ale Harry odmówił. I to by było na tyle, jeśli chodzi o konsekwencje tego "wypadku". Snape'owi wszystko uszło na sucho, jak zawsze.

Odejście Harry'ego nie powstrzymało Mistrza Eliksirów od dalszego znęcania się nad nim. Och, nie. Upokarzające uwagi, odbieranie punktów, gnojenie go i, w końcu, niecałe dwa tygodnie temu, ostatnia kropla do czary goryczy, gdy sprowokował Harry'ego, aż ten go uderzył, zaraz po meczu quidditcha. Natychmiast odebrano chłopakowi prawo do gry w quidditcha i zawieszono go w obowiązkach ucznia. W rzeczywistości Dumbledore musiał użyć wszystkich swoich wpływów, by Harry'ego nie wyrzucono z Hogwartu. Większość Gryfonów wciąż się do niego nie odzywała, ponieważ stracił wtedy wszystkie punkty swego domu. A później jeszcze ten artykuł... (Chłopiec-Który-Przeżył - niezrównoważony umysłowo?)

Harry pamiętał drwiące słowa na boisku, zaraz po tym, jak Gryffindor wygrał ze Slytherinem. Czuł się wtedy taki szczęśliwy, po raz pierwszy od tamtej lekcji Eliksirów - i nadszedł Snape, a jego słowa były jak kwas dla zranionej duszy chłopaka: o "tym debilu ojcu chrzestnym" (Syriuszu, dlaczego mnie opuściłeś?) i, oczywiście, o jego "ojcu, aroganckim kutasie", oraz o samym Harrym, który, zdaniem Snape'a, był dokładnie taki, jak oni - arogancki i głupi. Chłopak nie mógł się powstrzymać. Śmierć Syriusza wciąż była dla niego zbyt wielkim ciężarem. Uderzył swojego nauczyciela.

A teraz musi poślubić tego gnojka. Poślubić!

- Nie, panie dyrektorze.

- To nie będzie trwało wiecznie! Dostaniesz rozwód, gdy tylko Voldemort zginie!

- NIE!

- Harry, by to małżeństwo było ważne wystarczy podpis Severusa na dokumentach, ponieważ zostanie to uznane po prostu za związek zaaranżowany. Ale ja chciałbym, abyś wyraził zgodę. Nie zachowuj się jak dziecko!

- Nie. Może mnie pan zmusić, a później Snape może mnie gwałcić, ale nie podpiszę na siebie wyroku śmierci.

- Dobrze więc. Zostaniesz mu oddany jak w aranżowanym małżeństwie. Warunki są następujące: małżeństwo to trwać będzie do chwili śmierci Voldemorta. Będziecie odbywać stosunki okresowo, najlepiej raz w tygodniu. W celu chronienia więzi nie może być mowy o żadnych pozamałżeńskich kontaktach seksualnych. Severus będzie twoim strażnikiem dopóki nie skończysz siedemnastu lat. Co oznacza, że już nie wrócisz do Dursleyów. Informacja o tym związku zostanie podana do wiadomości publicznej i aby uniknąć raczej niesmacznych artykułów, sam zawiadomię o tym prasę.

I to był drugi moment, kiedy jego żołądek się zbuntował, i Dumbledore zaprowadził go do toalety.

W końcu Harry wstał i potykając się, podszedł do umywalki. Umył sobie twarz trzęsącymi się rękoma, ochlapując energicznie rozgrzane policzki (jakim cudem jego policzki były tak ciepłe, skoro krew w jego żyłach zamieniła się w lód?). Starał się zapanować nad oddechem, nie zapowietrzyć się, nie panikować, ale niezupełnie mu się to udawało. Jego serce było jak przerażony ptak w klatce, trzepotało mu w piersi, chcąc się uwolnić i nigdy już nie wrócić. Pocił się, jego włosy były wilgotne i czuł krople, ściekające mu po plecach.

Czuł się chory. Bardzo chory. Właściwie to czuł, że ma gorączkę.

Podniósł głowę i spojrzał na swoje odbicie w lustrze.

Blada, przerażona twarz z ciemnymi kręgami wokół oczu. Źrenice miał tak rozszerzone, że prawie nie widać było zieleni w jego oczach. Widział to doskonale nawet bez okularów: nosił teraz szkła kontaktowe, było to prawie podświadome postanowienie, by odróżniać się od swojego ojca. Smugi potu były wyraźnie widoczne na jego skroniach, krople spływały powoli w dół jedna za drugą, po szczęce, i spadały na podłogę. Nigdy by nie pomyślał, że dzień jego ślubu będzie właśnie taki. Brudny, pełen nienawiści i strachu.

- NIE! - wykrzyczał z desperacją i uderzył pięścią w lustro, które rozpadło się na tysiące kawałków, kalecząc jego dłoń, na co nawet nie zwrócił uwagi. - NIE, nigdy!

W następnej chwili znowu zaczął zwracać do umywalki, ale że w żołądku nie miał już nic stałego, wymiotował śliną i kwasem. Paliło go w gardle i przełyku, nawet gdy po raz nie wiadomo już który przepłukał usta, wciąż czuł ten gorzki smak.

- Harry!

Tak, Dumbledore był zaniepokojony, skoro czekał już tak długo i słyszał krzyki, ale Harry nie był gotów. Jeszcze nie. Prawdopodobnie nigdy.

- Dlaczego ja? Dlaczego to zawsze muszę być ja? - wyszeptał do strzaskanego lustra, ale to nie dało mu odpowiedzi.

Chłopak pocierał przez chwilę skronie, po czym wytarł zakrwawione palce o fałdę swojej szaty i wyprostował się. Nie mógł siedzieć tu wiecznie. Przełykając ciężko i przywołując na twarz maskę spokoju, otworzył drzwi. Dumbledore spojrzał na niego z troską.

- Przykro mi, Harry.

- Nie - odparł zimno. - Wcale nie jest panu przykro.

Ale poszedł za nim posłusznie.

Korytarz był długi, ale nie wystarczająco długi, i wkrótce byli znów w gabinecie Dumbledore'a.

Snape już tam był, razem z Moodym, Lupinem i McGonagall. Patrzyli na wchodzących. Harry pomyślał, że musi stanowić niezły widok w swojej poplamionej (wymiocinami i krwią) szacie, z bladą twarzą i trzęsącymi się rękoma, zapewne jak każdy pan młody w dniu ślubu, czyż nie? Przynajmniej jego przyszły... (przyszły co? Mąż? Partner? Małżonek? Wspólnik? Żona?) nie wyglądał wcale lepiej. Snape zdawał się być zdenerwowany, żyła na jego tłustej skroni drgała tak gwałtownie, że Harry był pewien, iż mężczyzna wybuchnie w trakcie ceremonii. Miał na sobie swoją zwykłą czarną szatę i oceniając po odcieniu, Harry mógłby przysiąc, że też jest zatłuszczona. A on będzie musiał dotykać tego człowieka... Ledwo udało mu się powstrzymać nerwowy szloch.

Na szczęście Lupin podszedł do niego i go przytulił, i nawet jeśli Harry czuł się zdradzony również przez niego, pozwolił mu na to, ponieważ tego potrzebował. Potrzebował pełnego uczucia kontaktu z drugim człowiekiem, zanim rozpocznie się ta nowa część jego wypełnionego cierpieniem życia, zanim dokumenty, które zapewnią mu nieszczęśliwą przyszłość, zostaną podpisane i zapieczętowane. Po prostu potrzebował dłoni Remusa, jego dodającego otuchy szeptu, ciepła...

- Nie zapominaj, że ja zawsze tu będę, Harry...

- Ale ja nie jestem gejem, Remusie - jęknął; usłyszał sarkastyczne prychnięcie Snape'a. - I ja go nienawidzę...

- To nie jest kwestia bycia gejem, ani seksualności czy miłości. Tu chodzi o pośpiech i konieczność. Gdy tylko pokonasz Voldemorta, dostaniesz rozwód - wyszeptał Lupin, próbując go wesprzeć.

- Nie mogę tego zrobić, Remusie...

- Możesz. Jesteś silny.

- Nie, nie jestem... - odszepnął, czując, że kolana się pod nim uginają, ale nie płakał.

Ktoś cicho zakaszlał, a dyrektor chrząknął dyskretnie.

- Remus? Harry?

- Daj spokój, Albusie! Przecież wiesz, że Potter musi odstawić swoje małe show, zanim zrobi cokolwiek! - Głos Snape'a był drażniący i brzmiał jak zwykle, i Harry nienawidził go za to jeszcze bardziej.

- Severusie! - Dumbledore warknął gniewnie, ale Snape wszedł mu w słowo.

- Albusie, ja również nie mam najmniejszej ochoty poślubić tego imbecyla. Jestem zdegustowany tym pomysłem co najmniej tak samo, jak on, ale mimo to nie skamlę.

Harry uwolnił się z objęć Lupina i stanął twarzą do dyrektora.

- Nie zrobię tego.

Dumbledore westchnął ciężko i spojrzał na Remusa, którego policzki pokryły się czerwienią.

- Harry - zaczął ostrożnie - mamy już zgodę Dursleyów. Jesteś nieletni...

- Już niedługo - odpowiedział chłopak złowrogo. - Za trzy miesiące skończę siedemnaście lat i natychmiast wystąpię o rozwód...

- POTTER! - Głos Snape'a przerwał zawziętą odpowiedź Harry'ego. - Spróbuj dorosnąć! Tu nie chodzi o moje życzenia czy przyjemności! Jest wojna i musimy podejmować właściwe decyzje, by w niej zwyciężyć! Musimy pozostać małżeństwem, dopóki Czarny Pan żyje...

- Czarny Pan! - Harry zakrzyknął z frustracją, zwracając się do Dumbledore'a. - Nie dostrzega pan tego, dyrektorze? Oddaje mnie pan w ręce Śmierciożercy!

- Harry! - zganili go zgodnie wszyscy zgromadzeni, poza Snape'em, który po prostu stał z nienawiścią wypisaną na twarzy.

- Jesteś idiotą, Potter - wysyczał i odwrócił głowę.

- Idiotą? - Głos Harry'ego wznosił się, gdy ruszył w stronę Snape'a; w jego krokach czaiła się groźba. Mistrz Eliksirów już nie górował nad nim. Byli prawie tego samego wzrostu.

- Idiotą? - powtórzył, teraz już prawie sycząc. - To ty znienawidziłeś mnie od pierwszej chwili, gdy mnie ujrzałeś! To ty próbowałeś wyrzucić mnie każdego roku! To ty zawsze obrzucałeś obelgami mojego nieżyjącego ojca, przy mnie, który nigdy go nie znałem! To ty, zamiast uczyć mnie Oklumencji, gwałciłeś mój umysł przy każdej okazji, aż w końcu wykopałeś mnie z lekcji! To ty posłałeś Syriusza, jedyną prawdziwą rodzinę, jaką miałem, na pewną śmierć swoimi ciągłymi szyderstwami! To ty zmusiłeś mnie do wypicia tego eliksiru w klasie, by poniżyć mnie przed kolegami i całym światem czarodziejów! A raz, jeden jedyny raz, gdy śmiałeś powiedzieć, że mój ojciec był kutasem. Nie zaprzeczaj, tego właśnie słowa użyłeś, a ja cię uderzyłem, to wszyscy obwiniali MNIE! Nienawidzę cię! - Harry potoczył pałającym wzrokiem po reszcie towarzystwa, przestępowali nerwowo z nogi na nogę, ewidentnie nie czując się zbyt komfortowo w tej sytuacji.

- Jeśli już skończyłeś... - zaczął Moody, ale Harry mu przerwał.

- Nie poślubię go, a przynajmniej nie z własnej woli!

- Potter, musisz...

- Alastorze - Dumbledore podniósł autorytatywnie głos i wszyscy spojrzeli na niego. - Severusie, czy ta ostatnia część wypowiedzi Harry'ego to prawda?

- Nie, ja... - zaczął Snape, ale Harry wykrzyknął z wściekłością.

- Oczywiście, że nie, nie powiedziałeś, że mój ojciec był kutasem, tylko że ja jestem kutasem, tak jak mój ojciec! - prychnął wściekle i spojrzał na Dumbledore'a. - I mogę wypić Veritaserum, jeśli jest to konieczne...

- Nie jest, Potter. Przytoczyłeś moje słowa poprawnie - powiedział Snape zimno.

Cienkie usta McGonagall zacisnęły się w wąską kreskę, Moody zmarszczył brwi, a Lupin zbladł z wściekłości, ruszając w stronę Snape'a z groźną miną, lecz spojrzenie dyrektora zatrzymało go w miejscu.

- W takim razie, Severusie, jesteś winien Harry'emu przeprosiny. Sugeruję również, abyś w przyszłości powstrzymał się od tego typu słów i zachowań - chłód w głosie Dumbledore'a dorównywał temu w głosie Snape'a, patrzył nieustępliwie. Moody i McGonagall przytaknęli zgodnie.

Snape przestąpił niespokojnie z nogi na nogę i powiedział pospiesznie.

- Przepraszam za moje słowa, Potter. Nie znajduję dla nich usprawiedliwienia.

- A co z resztą? Z poniżaniem? A lekcje Oklumencji? - Harry krzyczał wściekle.

- Zaglądałeś do mojej Myślodsiewni! - Snape prawie wypluł te słowa i okręcił się w stronę Harry'ego.

- Ty wdzierałeś się do mojego umysłu za każdym razem, nie dając mi najmniejszej wskazówki, jak się obronić!

- Potter, zaglądanie do czyjejś Myślodsiewni jest poważnym wykroczeniem - burknął Moody, ale Harry już miał gotową odpowiedź.

- Tak jak używanie Legilimencji na osobie, która nie wyraziła na to zgody! - Harry rzadko czuł się aż tak sfrustrowany w swoim życiu, mimo że ostatnie lata pełne były bólu i rozczarowań.

- Harry, nie mamy na to czasu - Dumbledore w końcu zamknął temat. - Teraz musisz wziąć ślub. Mam przy tym nadzieję, że wy dwaj znajdziecie jakąś drogę porozumienia. Czy wyrażam się jasno?

- Widmo Voldemorta jest zawsze wystarczającym powodem dla pana, żeby wydać mnie na pastwę Snape'a. Nie wezmę ślubu! - Harry skrzyżował ramiona na piersi. - To moje ostatnie słowo.

Moody tracił już nad sobą panowanie.

- Potter! Nie rozumiesz powagi sytuacji! Voldemort może cię zabić...

- Nie jestem idiotą. Rozumiem was i wasze motywy, ale wy nawet nie próbujecie zrozumieć mnie! Nie chcę związać się z człowiekiem, który mnie nienawidzi!

- Tak musi być, Potter - warknął Moody. - To nie jest prawdziwe małżeństwo.

- Ja muszę... uprawiać z nim seks! Co to więc jest, jeśli nie prawdziwe małżeństwo?

- To zaaranżowane małżeństwo, Potter. Seks jest konieczny, ale nie musisz robić z tego wielkiej sprawy. Wielu ludzi uprawia seks z osobami, których nie lubią. Ty będziesz robił to samo. Poza tym, możecie się nauczyć miłości. To nie jest szczególnie rzadkie w przypadku aranżowanych małżeństw.

- TY... - Harry otworzył usta, rozwścieczony.

- Silencio! - Moody w końcu wziął się na sposób i uciszył chłopaka zaklęciem. - Albusie, proszę, zacznijmy wreszcie. Nie mam całego dnia...

- Dzięki - wymamrotał Snape, a Harry aż zawrzał z gniewu, lecz żaden dźwięk nie wydostał się z jego ust.

Następne wydarzenia zdały się być zasnute mgłą. Harry słyszał jakby z oddali, jak Snape składa przysięgę.

- Ja, Severus Snape, biorę ciebie, Harry'ego Pottera, za prawowitego małżonka. Biorę ciebie z wszystkimi twoimi wadami i zaletami, tak jak daję siebie wraz z moimi wadami i zaletami. Będę służył ci pomocą, gdy znajdziesz się w potrzebie, i zwracał się do ciebie, gdy sam będę potrzebował pomocy. W obecności tych oto świadków uroczyście przyrzekam, że będę się tobą opiekował, dopóki kontrakt ten nie wygaśnie.

Harry się skrzywił. Tyle kłamstw w prostej, krótkiej przysiędze! "Będę służył ci pomocą, gdy znajdziesz się w potrzebie" - to było takie w stylu Snape’a, prawda? Pomocna dłoń...

- W imieniu drugiej strony, proszę, Remusie. - Dumbledore na moment spojrzał na Harry'ego z rozczarowaniem.

- Ja, Remus Lupin, w zastępstwie Vernona Dursleya, prawnego opiekuna Harry'ego Pottera, powierzam ciebie, Harry'ego Pottera, jako prawowitego małżonka Severusowi Snape'owi. Severusie, przyjmij go wraz ze wszystkimi jego wadami i zaletami, i opiekuj się nim dopóty, dopóki kontrakt ten będzie ważny.

Harry zacisnął usta i powstrzymał łzy bezsilności, które cisnęły mu się do oczu.

- Od tej chwili nie będziecie odczuwać deszczu, gdyż jeden dla drugiego będzie osłoną. Nie będziecie czuli zimna, bo jeden drugiego będzie ogrzewał swym ciepłem. Nie będziecie samotni, ponieważ jeden dla drugiego będzie towarzyszem. Jesteście dwiema osobami, ale przed wami tylko jedno życie. Niech piękno otacza was obu w tej podróży i prowadzi przez lata, niech szczęście wam towarzyszy i niech wasze wspólne życie będzie długie i dobre, w imię tej ziemi - Dumbledore pobłogosławił ich i płynnym ruchem różdżki scementował związek. - Jesteście teraz związani, Severusie, i znasz warunki.

- Oczywiście, dyrektorze - odparł Snape kwaśno. - A czy Potter je zna?

- Poinformowałem go już wcześniej.

Ale Harry nie mógł skupić się na ich rozmowie. Gdyby nie uciszono go zaklęciem, parsknąłby teraz. "Nie będziecie czuli zimna, bo jeden drugiego będzie ogrzewał swym ciepłem". Ciepło, doprawdy! Osłona! Piękno! Szczęście! Harry opadł ciężko na krzesło, nie zawracając sobie głowy spojrzeniami pozostałych. Był wykończony, czuł się zdradzony i wykorzystany, ale nie chciało mu się płakać, miał raczej ochotę wybuchnąć obłąkańczym śmiechem na cały ten bałagan, którym było (od zawsze) jego życie. Ale to z pewnością było najgorsze: nim zdążył powiedzieć choć słowo został wmanewrowany w ten ślub, i od dziś nic już nie będzie takie samo.

Wyobrażał sobie mroczną satysfakcję Snape'a: cóż za znakomita okazja by w końcu zemścić się za jego ojca i Syriusza! Nie wspominając o tym, że zrobił to z pomocą Remusa! To pewnie najlepszy dzień w życiu tego gnojka. Nawet jeżeli w dalszej przyszłości miały się ukazać i negatywne strony, zemsta to jedno, zostawała jeszcze perspektywa trwającego nie wiadomo jak długo małżeństwa.

Harry nie był głupi. Widział, że Snape nie wyglądał na zadowolonego ani szczęśliwego. Raczej wręcz przeciwnie. Och, on również się pocił. Harry skrzywił się z obrzydzeniem. Już niedługo znajdą się w sypialni Snape'a i będą... Jego żołądek znowu skręcił się nieprzyjemnie. Snape i on będą... będą co? Czuł prawdziwe obrzydzenie na myśl, że będzie dotykał tego pocącego się, tłustego drania (ciekawe, czy wciąż nosi te szarawe gatki? - Harry zamyślił się na moment). Snape pewnie śmierdzi wyziewami eliksirów i potem, jego oddech cuchnie, a jeśli te tłuste włosy dotkną jego skóry, to on... Harry przełknął ślinę, usiłując się nie dławić.

Wcześniej niż by chłopak sobie życzył, ceremonia dobiegła końca, a dokumenty zostały podpisane i zapieczętowane. Otrzymał jeszcze kilka pospiesznych uścisków, po czym ciężka dłoń Snape'a opadła na jego ramię i został prawie zaciągnięty do lochów. Przerażenie rosło w nim z każdym krokiem.

Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za nimi, Snape machnął różdżką w stronę Harry'ego, mrucząc "Finite Incantatem" i znosząc tym zaklęcie uciszające Moody'ego.

Harry czuł, że jego wcześniejsza wściekłość minęła, nie mógł już parskać. Nie potrafił nawet myśleć, więc nie otwierał ust, mimo że widział jak Snape czeka na jego tyradę. Ale tylko siedział w ciszy. Powiedział już swoją część w gabinecie.

Po kilku sekundach mężczyzna wzruszył ramionami i podszedł do półki w rogu pomieszczenia. Zza książek wyciągnął butelkę Ognistej Whisky. Nalał bursztynowego płynu do dwóch szklanek i skinąwszy zapraszająco, postawił jedną na stole, a zawartość drugiej wychylił jednym łykiem.

Harry nigdy jeszcze nie pił alkoholu i zdecydował, że to nie jest odpowiednia okazja, by zacząć. Mógłby stać się alkoholikiem, biorąc pod uwagę pod jaką presją właśnie się znajdował, ponieważ na całej kuli ziemskiej nie było wystarczającej ilości alkoholu, która mogłaby sprawić, że wizja spania ze Snape'em stałaby się choć odrobinę bardziej atrakcyjna. Więc tylko siedział, zdrętwiały i pełen obrzydzenia, gdy Snape spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi.

- To może pomóc - wymamrotał i skinął na szklankę.

Harry wzruszył ramionami. Snape odstawił swoje naczynie na stół. W powietrzu wręcz czuło się napięcie, które z niego emanowało.

- Musimy wziąć prysznic przed... przed tym - powiedział w końcu mężczyzna. - Idź pierwszy.

Harry zdziwił się i poczuł dziwną ulgę na myśl o prysznicu. To znaczyło, że Snape nie będzie narzucał się ze swoją brudną, spoconą osobą Harry'emu, ale spróbuje choć trochę doprowadzić się do porządku. Podążył za mężczyzną, który zaprowadził go swojej sypialni i pokazał drzwi do łazienki. Krótko skinąwszy głową, chłopak wśliznął się do środka, usuwając się sprzed oczu Snape'a. Gdy tylko drzwi się zamknęły, oparł się o nie, oddychając ciężko. Poczuł ponowny przypływ paniki.

To mogłoby być nawet zabawne, gdyby to nie było jego życie.

Stał w czyjejś łazience, przygotowując się do swojej nocy poślubnej. Zacisnął pięści w poczuciu całkowitej bezsilności. Stracił ostatnie złudzenie, że ma jakąkolwiek kontrolę nad własnym życiem, i to tuż przed ukończeniem siedemnastu lat. Jego urodziny wypadały za niecałe trzy miesiące. A teraz nie miał rodziny, ojca chrzestnego ani jakiegokolwiek prawdziwego wsparcia, i był poślubiony Snape'owi. Zastanawiał się, czy jego przyjaciele wiedzą o tym całym zamieszaniu.

Powoli osunął się na podłogę, plecami wciąż oparty o drzwi, i otoczył kolana ramionami, przyciskając je do piersi. Życie jawiło mu się jako wielka, zimna połać śniegu gdzieś na Antarktydzie: puste, bez przyszłości, bez perspektyw. Był przemarznięty do kości.

Odetchnąwszy głęboko kilka razy odzyskał panowanie nad sobą na tyle, by przygotować się do mycia. Na półce znalazł czysty ręcznik, ale nigdzie nie widać było żelu pod prysznic ani szamponu, jedynie lanolinowe mydło, zapewne służące do obu tych celów (to by tłumaczyło, dlaczego włosy Snape'a są takie tłuste: całkowita obojętność w sprawach higieny osobistej). Przynajmniej prysznic był czysty (dzięki domowym skrzatom), a woda kojąco ciepła. Harry nie spieszył się; stał pod strumieniem wody bardzo długo. Gdy skończył i wytarł się do sucha, zdał sobie sprawę, że nie wziął ze sobą nic do przebrania się, więc włożył z powrotem swoją wierzchnią szatę a resztę rzeczy wziął w rękę i wyszedł.

Snape siedział na łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach, palcami wplątanymi we włosy. Wyglądał na dokładnie tak zrozpaczonego, jak Harry się czuł. To dało chłopcu odrobinę satysfakcji, ale gdy pomyślał, co wciąż jeszcze go czekało, nie potrafił delektować się tym uczuciem. Chrząknął. Snape podniósł głowę.

- Ach, jesteś gotowy - powiedział beznamiętnie i wstał. Przez chwilę patrzyli na siebie ze źle ukrywaną nienawiścią i przerażeniem.

Harry cofnął się o krok, by zrobić przejście mężczyźnie i Snape pospieszył do łazienki, starannie unikając kontaktu fizycznego. Harry dostrzegł fotel obok łóżka i położył na nim swoje ubranie, po czym, dla ukojenia nerwów, zaczął je starannie układać.

To było okropne, stać w butach bez skarpetek, mając na sobie tylko wierzchnią szatę, bez niczego pod spodem. Chłód lochów powoli ogarniał jego uprzednio rozgrzane ciało.

Zaczął drżeć.

Zastanawiał się, czy nie usiąść na łóżku, ale zdecydował, że to nie jest dobry pomysł. I tak będzie miał aż za dużo czasu spędzić w tym łóżku. Dla zabicia czasu zaczął rozglądać się po pokoju. Dostrzegł kilka magicznych zdjęć na kominku, byli to zapewne członkowie rodziny Snape'a. Kobieta i mężczyzna, których pamiętał z lekcji Oklumencji, patrzyli na niego z jawną wrogością. Na innym zdjęciu zobaczył Snape'a i jakiegoś czarnowłosego mężczyznę, trzymających się za ręce. Byli młodzi i beztroscy. Żołądek Harry'ego ścisnął się w przerażeniu.

Snape był gejem.

Lub nawet gorzej: on, całkowicie heteroseksualny Harry Potter, został właśnie poślubiony gejowi, który z niego też zrobi geja. Nie potrzebował wielkiej wyobraźni, by przewidzieć jutrzejsze nagłówki w gazetach. Dumbledore jasno powiedział, że nie ma zamiaru utrzymywać ich małżeństwa w sekrecie. Chciał, by dotarło to do Voldemorta - mając nadzieję, że to zmniejszy prawdopodobieństwo przyszłego ataku. Harry'ego przeszedł dreszcz i poczuł, że robi mu się słabo.

Nienawidził swojego życia. Chciał umrzeć.

Rodzice Snape'a byli teraz jego teściami, tak jak James Potter stał się teściem Severusa Snape'a. Po prostu pięknie. Zakręciło mu się w głowie.

"Smarkerus", prawie słyszał w umyśle głos swojego ojca i było to dla niego torturą. Co, jeśli Snape zechce się dziś zemścić za te wszystkie wcześniejsze wydarzenia? Mógłby, miałby do tego prawo. Ten mężczyzna był teraz jego krewnym. Jego mężem. Czy to znaczyło, że on, Harry, ma być żoną?

I co się wydarzy w ciągu najbliższych godzin? Harry miał całkiem niezłe pojęcie o tym, jak wygląda "normalny" seks. Ale pomysł bycia w ten sposób z mężczyzną, z jakimkolwiek mężczyzną, nie tylko ze Snape'em, był bardzo odległy i kompletnie obcy. Czy to znaczy, że... Och. Osunął się na fotel, na swoje złożone ubrania. Co najgorsze, już niedługo zostanie całkiem dobrze poinformowany. Od dzisiaj już nie będzie dziewiczy, i to wcale nie w tym sensie, o jakim zawsze myślał, że przestanie być prawiczkiem.

Przynajmniej nie durzył się w jakiejś dziewczynie, próbował dodać sobie otuchy. To mogłoby uczynić tę sytuacje jeszcze trudniejszą do zniesienia. Musi być teraz bardzo ostrożny i nie zakochać się w nikim, dopóki to małżeństwo będzie trwać. Z powodu klątwy, jak mu powiedziano, mógł uprawiać seks tylko z Voldemortem - albo, na szczęście, ze Snape'em (to "na szczęście" było słowami Dumbledore'a, nie jego własnymi) - i z nikim więcej.

Masował sobie skronie, gdy nagle naszło go uczucie, że wolałby, aby Snape już wyszedł i żeby już było po wszystkim. Ale mężczyzna najwyraźniej wykorzystywał swój czas, tak jak Harry wcześniej.

Gdy w końcu się pojawił, jego widok w pewien sposób uspokoił chłopca. Włosy Mistrza Eliksirów były wilgotne. Czyżby wykąpał się porządnie? Miał na sobie długą szarą koszulę nocną i kapcie (w takim stroju Harry widział go wcześniej tylko raz, w trakcie nocnej przechadzki na czwartym roku), jego twarz była dziwnie zamknięta. Opadł bezceremonialnie na łóżko i po raz pierwszy chyba spojrzał na siedzącego w fotelu naprzeciwko chłopaka bez swej zwykłej nienawiści.

- Robiłeś to już kiedyś?

Harry potrząsnął głową i zaczerwienił się.

- Nie - wyszeptał, czując wzrastające przerażenie i bezradność.

- Ale chyba masz... o tym jakieś pojęcie, prawda? - nutka nadziei zabrzmiała w glosie Snape'a.

Tym razem odpowiedź Harry'ego była nieco dłuższa.

- Nie bardzo. - I dodał pospiesznie: - A przynajmniej nie o tej homoseksualnej części.

Gdy Snape uniósł głowę, aby spojrzeć w oczy chłopca, zamiast w jego podbródek, ten jakoś zdołał zebrać siły, by wypowiedzieć następne zdanie.

- Ale wcale nie chcę się tego dowiedzieć. Możesz mnie... pieprzyć, ale to wszystko.

Snape skrzywił się.

- Potter, to niekoniecznie ja muszę być tym, który dokona... penetracji.

Obrzydzenie Harry'ego było doskonale widoczne na jego twarzy.

- Tak jak powiedziałem, nie chcę nauczyć się niczego na ten temat. Możesz tylko... dokonać penetracji i er... ejakulacji, bez zbędnego dotykania.

Snape potrząsnął głową.

- To nie jest najlepszy sposób, szczególnie nie w przypadku pierwszego razu...

- Nie przeszkadza mi to - odparł Harry ze złością.

- Pewna fizyczna bliskość mogłaby ci pomóc przygotować się...

Harry był pewny, że zrobił się zielony na twarzy, słysząc wzmiankę o "fizycznej bliskości". Przebywanie ze Snape'em w jednym pokoju było już dla niego "zbyt blisko".

- Nie - powiedział i aż się wzdrygnął z obrzydzenia. - Czemu się tym przejmujesz? Nienawidzisz mnie!

- Ale... - Snape był wyraźnie nieswój. - Nie chcę zrobić ci krzywdy.

- Już skrzywdziłeś mnie znacznie bardziej, niż można prostym... aktem zbliżenia. Po prostu to zrób.

- Pozwól mi zrobić to właściwie.

- Nie - odparł Harry zdecydowanie. - Żadnych pieszczot, pocałunków, wszystkich tych bzdur. Nienawidzę ciebie i tego wszystkiego. Nie chcę, by trwało to dłużej niż to absolutnie konieczne. Zrób, co najważniejsze i tak szybko, jak to możliwe. Nie zrobisz ze mnie geja!

Snape skoczył na równe nogi.

- Jesteś idiotą!

Harry odchylił się do tyłu.

- Nie waż się mówić tak do mnie! Nie masz prawa...! Po prostu to zrób, a gdy Voldemort zginie, rozwiedziemy się i będę mógł żyć normalnym życiem - jeśli oczywiście znajdzie się dziewczyna, która będzie chciała poślubić mnie po tobie.

- Świetnie. - Głos Snape'a stał się nagle lodowaty. - Rozbieraj się i kładź na brzuchu.

- Nie rozbiorę się. Nie mam na sobie bielizny. Możesz po prostu zadrzeć moją szatę do góry.

Spojrzenie Snape'a było ostre, ale nie zaprotestował.

- Dobrze, Potter. W takim razie połóż się.

Harry był tak przerażony (nigdy by się do tego nie przyznał, a już na pewno nie Snape'owi), że potknął się i prawie wpadł na łóżko. Po chwili poczuł poruszenie obok siebie i rękę Snape'a, niepewnie i bardzo ostrożnie dotykającą jego pleców.

- Potter, pozwól mi zrobić to odpowiednio.

- Nie! - warknął chłopak i zacisnął powieki. - Nawet nie próbuj... majstrować koło mojego tyłka. Rób, co trzeba, ale nic więcej. I zgaś światło.

- Jeśli przygotuję twój... kanał palcami...

- NIE! - wrzasnął. - Nie waż się mnie dotykać! - Wiedział, że brzmi to cokolwiek niedorzecznie, ale nie mógł nic na to poradzić. Był przerażony.

Ręka zniknęła z jego pleców, Harry usłyszał wymamrotane "nox" i poczuł, że jego szata jest podciągana do pasa powoli, prawie delikatnie. Materac nieco się ugiął i Snape dotknął jednego z ud chłopca. Harry zaskrzeczał.

- Mówiłem ci...!

- Rozszerz nogi, Potter - polecił Snape zrezygnowanym głosem.

Harry zrobił to, choć czuł się teraz bardziej bezbronny i zdany na czyjąś łaskę niż kiedykolwiek w życiu. Snape poruszył się i Harry wiedział, że klęka między jego nogami. Drżąc, schował głowę w poduszkę. Snape zatrzymał się.

Po chwili Harry warknął niecierpliwie.

- No dalej!

Westchnienie, potem pstryknięcie, gdy Snape coś odkręcał. Następnie kilka mlaskających dźwięków, ale nic więcej.

- Co? - spytał Harry wreszcie, niezdolny by sklecić jakieś pełne zdanie.

- Nie myśl sobie, Potter, że podniecająca jest dla mnie myśl o tobie w moim łóżku, grającym męczennika - odwarknął Snape, i Harry nagle zrozumiał. Snape musiał... doprowadzić się do wzwodu, by móc dokonać penetracji.

Sprawiło mu dziwną ulgę, że Snape nie rzuci się na niego tak od razu. Że nie jest specjalnie zachwycony myślą przygwożdżenia syna Jamesa Pottera do materaca.

I znowu kilka ciężkich sapnięć.

- Potter, uklęknij, ale trzymaj głowę na poduszce. To uczyni... tę sprawę łatwiejszą dla ciebie.

Harry oblał się czerwienią z zażenowania, ale nie zaprotestował. Ciemność panująca w pokoju trochę pomagała.

Po chwili Snape dodał.

- Dotknę twojej talii, by cię przytrzymać...

- Dobrze.

Ale Snape nie poruszył się.

- Potter, proszę, pozwól mi cię przygotować, przynajmniej trochę...

- Nie! Po prostu zrób to! Niech to się już skończy! - chłopak prawie wrzeszczał z przerażenia i frustracji.

Snape nic na to nie powiedział, ale w następnej chwili Harry poczuł, jak coś napiera na jego wejście, i instynktownie napiął mięśnie.

- Spróbuj się rozluźnić, a przynajmniej pchnij w tył. Jeśli będziesz napinał mięśnie, rozedrę cię...

- Dobrze. - Jakoś udało mu się bardziej wypiąć, ale i tak całe jego ciało było napięte niczym cięciwa łuku.

- Oddychaj - wyszeptał Snape łagodnie.

Nacisk na jego otwór nie wzrastał i Harry zaczął się odrobinę odprężać. Lekki dotyk na lewym biodrze sprawił, że się wzdrygnął, ale trwał w swoim postanowieniu, by się nie ruszać. Sapiąc, Snape przycisnął się bardziej do chłopaka i w następnej chwili czubek jego penisa był wewnątrz Harry'ego. Ten na chwilę przestał oddychać, czując nagły ból, ale Snape nie spieszył się, a gdy chłopak instynktownie próbował wypchnąć z siebie intruza, wsunął się nieco głębiej.

Harry był zdecydowany nie krzywić się więcej. Zacisnął zęby na poduszce i powstrzymał jęk bólu. Druga ręka Snape'a dotykała jego prawego biodra i po kilku długich sekundach poczuł, że mężczyzna wchodzi w niego aż po sam trzon.

To bolało! Czerwone kręgi tańczyły Harry'emu przed oczami, krew dudniła mu w uszach, ale postanowił to przetrwać. Poczuł gorące łzy spływające po policzkach i moczące poduszkę pod jego głową.

Niech to się skończy!”, modlił się w duchu. „Och, Merlinie, niech to się wreszcie skończy!”

Snape pozostał w tej samej pozycji i nie poruszał się przez długie minuty, jedynie gładząc jego biodra niezdarnie, co irytowało Harry'ego, ale nie był pewien swego głosu na tyle, by się odezwać. Ból nieco zelżał i Harry wziął oddech. Wtedy się zaczęło. Najpierw drobne ruchy, które stawały się coraz dłuższymi pchnięciami, aż w końcu Harry pomyślał, że faktycznie został wzięty i jest gwałcony. Coś, o czym nigdy nie myślał ani nie chciał tego przeżyć.

I to bolało, nieznośnie bolało. Członek Snape'a w nim był za duży, nie pasował, rozrywał go i rozszczepiał. Więc Harry zagryzł zęby na poduszce i kontynuował modlitwy, by to się już skończyło. W końcu, i to całkiem szybko, było po wszystkim. Snape zadrżał i doszedł. Wycofał się tak samo powoli, jak wszedł, i położył się obok Harry'ego.

- Zrobione - powiedział. Jego głos brzmiał głucho, jakby dochodził ze studni.

Harry opuścił biodra na łóżko i skrzywił się. Jego tyłek płonął i pulsował z każdym uderzeniem serca, ale chłopak nie pozwolił sobie leżeć długo. Sturlał się z łóżka i ubrał szybko.

Snape nie podniósł głowy, miał zamknięte oczy.

Stojąc w drzwiach Harry odwrócił się na chwilę i spojrzał. Snape wyglądał tak delikatnie i krucho w swojej koszuli nocnej, zupełnie inaczej niż mężczyzna, którego znał od lat.

- Do zobaczenia w następny piątek, Potter - odezwał się, i Harry uciekł.

Gdy w końcu dotarł do pokoju wspólnego Gryffindoru, zrezygnował z rozmowy z przyjaciółmi i pospieszył do łóżka.


* * *


Następnego dnia czuł się okropnie. Tyłek bolał go tak, że miał trudności z siadaniem, ciężko było się nie krzywić (ale udało się, nie miał zamiaru poniżać się jeszcze bardziej), a sama myśl, że te cotygodniowe "wizyty" są konieczne, aby ich małżeństwo działało, sprawiała, że czuł się chory. Przez cały dzień był milczący i trzymał się na uboczu. Podczas lunchu Hermiona powiedziała mu, że Snape również był jakiś roztargniony przez całą lekcję, ale Harry jej nie uwierzył. Snape był dupkiem. Koniec, kropka.

Artykuły w gazetach były absolutnie obrzydliwe, mimo stanowiska Dumbledore'a wobec tych wydarzeń, dokładnie tak, jak Harry sobie wyobrażał. Nieźle sobie poużywali i chociaż chłopak robił, co mógł, by to ignorować, słyszał czytane półgłosem w jego obecności tytuły artykułów.


"Harry Potter poślubiony byłemu Śmierciożercy!"


"Symbol Świata Czarodziejów jest gejem!"


"Harry Potter - związany z Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać?"


"Harry Potter i Mroczna Więź!"


"Małżeństwo czy Czarna Magia?"


I tak dalej, bez końca. Rezultat był podobny do wydarzeń z zeszłego roku, kiedy to “Prorok Codzienny” uznał go za niezrównoważonego umysłowo, obłąkanego i spragnionego uwagi za wszelką cenę. Większość Gryfonów spoglądała na niego z rezerwą; Ślizgoni unikali go jak zarazy (zresztą zachowywali się dziwnie od czasu, gdy Snape odrzucił swą przykrywkę w Hogsmeade); Puchoni wydawali się nie mieć o niczym pojęcia, podczas gdy w oczach Krukonów pojawiały się przebłyski zrozumienia. Ale najgorsze ze wszystkiego były złośliwe komentarze, które podążały za nim wszędzie, gdziekolwiek się udał.


"Ja myślę, że pieprzyli się ze sobą już od miesięcy..."

"Kto by pomyślał, że Potter buja się w tym tłustym draniu?"

"Związki między nauczycielami a uczniami są zakazane, ale Potter zawsze był uprzywilejowany..."


Uprzywilejowany?! Jak gdyby KIEDYKOLWIEK pragnął TEGO przywileju! Pod koniec dnia Harry czuł się jak wulkan tuż przed erupcją.

- Cóż, to musiało zostać zrobione, Harry - Luna skomentowała to na swój zwykły sposób, przyłączając się do nich przy stole Gryffindoru. - I Snape to nie jest taki najgorszy wybór - spojrzała w kierunku stołu nauczycielskiego.

- Wyobraźcie sobie Flitwicka... - wymamrotał na to Ron.

Hermiona nie mogła powstrzymać chichotu, Dean, który siedział w pobliżu i słyszał luźną uwagę Luny, roześmiał się. Z kolei Neville się skrzywił.

- Ron, to było obrzydliwe.

Luna uniosła brew i spojrzała na niego, potem na Hermionę.

- Obrzydliwe? - zapytała. - Czy to nie jest dyskryminujące względem profesora?

Hermiona wzruszyła ramionami, wciąż walcząc ze śmiechem, ale Luna była całkowicie poważna, jak zawsze. Harry nie mógł się powstrzymać od gorzkiej uwagi, gdy tak na nich patrzył.

- To moje życie. Cieszę się, że przynajmniej wy macie z tego zabawę! - Po czym skoczył na nogi i opuścił Wielką Salę.

Hermiona wybiegła za nim i usiłowała przeprosić, ale Harry czuł się zbyt zraniony by jej wybaczyć. Poszedł do łóżka i zwinął się na nim, naciągając koc na głowę, i leżał tak, aż w końcu zmorzył go sen.

Następnego dnia robił wszystko, by uniknąć rozmowy z kimkolwiek, siadając samotnie na samym końcu stołu Gryffindoru. Prawie uderzył Rona, gdy ten próbował się do niego przyłączyć, a kiedy ten w końcu usiadł obok, Harry uciekł z Wielkiej Sali.

- Harry, nie chcieliśmy cię zranić - mówił ze skruchą jego przyjaciel, gdy w końcu dopadł chłopaka przy wejściu do holu. - To był tylko żart...

- To jest moje życie, Ron - odparł zimno i odwrócił się od przyjaciela. - Dla ciebie to tylko dobra okazja, by się pośmiać. Ale Snape JEST moim... moim mężem czy kimkolwiek, JESTEŚMY małżeństwem, a przecież wiesz, jak bardzo go nienawidzę!

Ron złapał go za ramię by go zatrzymać.

- Ale to tylko dokument żeby cię chronić!

Harry okręcił się i zbliżył usta do ucha Rona.

- Tak uważasz? - wysyczał. - Więc jesteś w błędzie. Żeby to magicznie małżeństwo działało musimy uprawiać seks!

Ron zachwiał się.

- Ale ty jesteś nieletni! I jesteś hetero! - zmarszczył brwi. - Czy...

Harry zaśmiał się gorzko.

- A czy to ma jakieś znaczenie?

Ron przełknął głośno.

- Oczywiście, że ma! Proszę, powiedz mi, że jesteś choć trochę... pedałowaty...

- Dlaczego? - głos Harry'ego trzasnął jak bicz.

- Bo... bo... - Ramiona Rona opadły bezsilnie. - To takie niesprawiedliwe, że musiałeś poślubić Snape'a, skoro nawet nie masz szansy, by... wynieść coś dobrego z tej sytuacji...

Ron był tak niezwyczajnie poważny i tak dziwnie dojrzały. Harry westchnął ciężko i wszelka złość nagle go opuściła.

- Tak jakby Snape był marzeniem każdego geja na Wyspach Brytyjskich... - Harry potrząsnął głową. - Nawet gdybym był "choć trochę pedałowaty", jak to ująłeś, Snape byłby ostatni na mojej liście.

Ron westchnął ciężko.

- Rozumiem cię, kumplu.

Zaskakujące, ale Harry poczuł się trochę lepiej. Zrozumienie Rona pomogło mu bardziej, niż mogłoby to uczynić całe mnóstwo kojących słów.


* * *


Jego drugi raz ze Snape'em był nawet gorszy niż pierwszy. Wtargnięcie było bardziej bolesne, prawdopodobnie z powodu strachu po pierwszym razie, i Snape potrzebował znacznie więcej czasu by dojść. I choć Harry zdawał sobie sprawę, że Snape stara się być ostrożny (nie był aż tak głupi, żeby tego nie wyczuć), jego pchnięcia prawie rozdzierały chłopaka na dwoje.

Ta "schadzka" złamała coś w Harrym. Coś, co jak Harry był pewien, Snape zawsze chciał w nim złamać. Nie, nie chodziło o fizyczny ból, jaki odczuwał w trakcie albo po stosunku, ale o jego tożsamość, jego najbardziej wewnętrzne "ja". Coś się rozpadło. To było tak, jakby stracił ostatnią nić łączącą go ze światem, wolę życia: nie bywał głodny i nie mógł spać, czego konsekwencją był brak koncentracji na lekcjach. Tylko dzięki nieprzerwanym zrzędzeniom Hermiony udawało mu się odrabiać prace domowe. Pomagała mu i jakoś przetrwał, ale tylko do następnego piątku, kiedy to umył się i zrezygnowany udał do komnat Snape'a.

Gdy pukał do drzwi nie czuł nawet tego strachu, co za pierwszym i drugim razem: był pusty, tak jakby obserwował siebie z boku, stojącego w tych okropnych szatach i okularach, czekającego, aż drzwi się otworzą...

Twarz Mistrza Eliksirów była wymizerowana i bledsza niż zwykle, gdy wpuszczał Harry'ego do środka. Po zamknięciu za nim drzwi wskazał fotel naprzeciwko kominka.

- Usiądź, Potter.

Harry usiadł, nieco zirytowany tym nagłym graniem na zwłokę. Więc prawie, ale tylko prawie, przegapił nerwowy ruch swego nauczyciela, gdy Snape przeczesał dłonią włosy, drżąc lekko, a jego oczy zamknęły się na dłuższą chwilę w widocznej obawie. Prawie zasłabł w swoim krześle na przeciwko Harry'ego.

- Nie mogę tego zrobić - wyrzucił z siebie, wprowadzając Harry'ego w zaniepokojenie. - Nie mogę tego więcej robić - powtórzył nieco silniejszym głosem. Gdy kontynuował, jego głos stawał się coraz bardziej opanowany. - Nie pozwolę ci zrobić ze mnie gwałciciela, Potter. Nie sądzę, żebym zdołał doprowadzić się do erekcji, nawet gdyby moje życie zależało od zerżnięcia cię! - wykrzyczał, ale Harry uznał, że w jego głosie brzmi po prostu frustracja i rezygnacja, a nie, jak zazwyczaj, złośliwość, więc spojrzał mężczyźnie w oczy. Snape wydawał się być na skraju załamania nerwowego i Harry nagle zdał sobie sprawę, że w ciągu poprzednich dwóch tygodni nie widział go nigdzie poza jego kwaterami.

- Nigdy nie chciałem cię poślubić, Potter - mówił dalej cicho, z każdego słowa przebijała gorycz. - A teraz wszyscy moi koledzy oskarżają mnie o maltretowanie cię albo gwałcenie! - rozpaczliwy śmiech. - I nawet nie wiedzą, że mają rację, ponieważ ten potężny Harry Potter chce się bawić w męczennika, w ogóle nie myśląc o innych ludziach wokół niego, a już na pewno nie o mnie... - krótka przerwa. - Wiesz co, Potter? Osobiście oddam cię w ręce Czarnego Pana. Przynajmniej odzyskam jego zaufanie - i nie będę musiał czuć się tak brudny każdej sekundy każdego dnia, widząc cię... gwałconego... przeze mnie...

Harry początkowo nie zareagował, tylko przycisnął kolana do piersi i oplótł je ramionami.

- To nie moja wina - wyrzucił w końcu z siebie.

Snape westchnął ciężko.

- Wiem. I moja też nie - przerwał. - Proszę, Potter... - głos mu się załamywał. - Nie rób mi tego.

- Cokolwiek zrobisz, to nigdy nie będzie za moim przyzwoleniem.

- Za moim również nie.

Harry pomyślał chwilę.

- Więc mówisz, że ja także jestem gwałcicielem.

- Nie, albo też nie bardziej niż ja... - Snape przykucnął przy jego fotelu i położył mu rękę na ramieniu. - Potter, wiem, że uczyniłem wiele... okrutnych rzeczy w przeszłości... ale... dlaczego nie możesz zrozumieć? To wszystko nie jest skierowane przeciwko tobie, znacznie bardziej przeciwko mnie, a ty... ty... - Zerwał się na nogi. - Nienawidzę cię! - I odwrócił się.

Harry poczuł, że jest mu dziwnie trudno złapać oddech, gdy te pełne goryczy słowa dotarły do jego umysłu. A gdy mężczyzna wciąż stał nieruchomo, wyczuł w jego postawie zdecydowanie.

- Nienawidzę tego... - wymamrotał.

Snape nadal stał w bezruchu.

- Nie chciałem tego...

Ale Snape też tego nie chciał... Harry spróbował wyobrazić sobie tę sytuację z jego punktu widzenia...

Snape, upokarzany przez Jamesa Pottera, a teraz on, syn Jamesa, jeszcze pogłębia jego wcześniejsze poczucie poniżenia i odarcia z człowieczeństwa... Ale czuł takie obrzydzenie i był przerażony... A teraz byli w takiej a nie innej sytuacji i jeśli unieważniliby to małżeństwo, wyszłoby na to, że oddał swoje dziewictwo i stracił duszę na darmo... ale mógłby oddać więcej niż dziewictwo, by to zakończyć!

To nie było takie proste. I jak się nad tym poważnie zastanowić, bycie rżniętym przez Snape'a raz na tydzień i posiadanie wciąż swojej magii było niezaprzeczalnie lepsze niż bycie zgwałconym przez Voldemorta raz, i śmierć z powodu utraty energii magicznej. A Snape nie próbował majstrować z jego magią, wiedział o tym.

- Więc dobrze - Wstał. - Ja to zrobię - Przełknął ciężko. Tak naprawdę wciąż nie wiedział, czym jest owo "to".

Snape odwrócił się w jego stronę. Patrzyli na siebie przez chwilę z obrzydzeniem i z nieufnością, ale też i z rezygnacją.

- Jestem taki szczęśliwy - głos Snape'a ociekał sarkazmem, ale mężczyzna powstrzymał się od złośliwości. - Przygotowałem kilka rodzajów nawilżaczy; są na półce w łazience. Zrobiłem także maść na wypadek zranień. Też na półce. Nie wahaj się ich użyć. Będziemy eh... robić to na zmianę, oczywiście nie będziesz na dole, póki twoje rany się nie zagoją. Będziesz mnie informował, kiedy będziesz gotów. Ten, który będzie bierny, będzie się wcześniej przygotowywał w łazience. Dzisiaj pokażę ci, jak się to robi.

Harry wzdrygnął się.

- Dobrze.

W ciągu następnej godziny otrzymał drobiazgową lekcję na temat seksualnej higieny, różnych typów nawilżaczy i ich nakładania, i wreszcie o zastosowaniu maści. Na koniec Snape dał mu koszulę nocną "tylko na piątki" i odesłał go, by samemu się przygotować.

Akt był niezdarny i niepewny, gdyż Harry w ogóle nie miał wprawy. Był tak zdenerwowany, że miał trudności z doprowadzeniem się do wzwodu przy użyciu nawilżacza, a gdy w końcu mu się to udało i odwrócił się w stronę Snape'a, zrobiło mu się słabo. Czy naprawdę musi... pieprzyć swojego nauczyciela?

Snape uklęknął i zadarł swoją koszulę nocną do pasa, by dać Harry'emu dostęp, ale chłopak trząsł się tak bardzo, że zwykłe uklęknięcie stawało się niemożliwością. W końcu Snape odwrócił się do niego i lekkim pchnięciem ułożył go na łóżku, po czym usiadł na nim okrakiem. W następnej chwili Harry poczuł, że jest pochłaniany przez coś bardzo ciepłego i ciasnego, jego uprzednio zamknięte oczy (kiedy je zamknął?) otworzyły się szeroko i w panującym półmroku ujrzał Snape'a, jak porusza się w górę i w dół na jego członku.

To było dobre, takie dobre... i Harry nienawidził siebie za to, ale pochłaniało go to niezwykłe uczucie bycia wewnątrz Snape'a... Jego oddech przyspieszył, coś w jego lędźwiach zaczęło eksplodować i doszedł, oddychając ciężko, ale Snape kołysał się jeszcze na nim delikatnie do czasu, aż ostatnie dreszcze ustały i Harry opadł bezwładnie na łóżko. Wtedy mezczyzna wstał z niego ostrożnie i niepewnie dotknął jego ramienia.

- Idź. Możesz zająć łazienkę pierwszy.


* * *


Ponury nastrój nie opuszczał Harry’ego. Wciąż był zagubiony, może nawet bardziej zagubiony, niż wydawało mu się to możliwe, a egzaminy zbliżały się nieubłaganie. Zdawał sobie sprawę, że jeśli nie skoncentruje się trochę bardziej, nie zda, ale nie mógł zebrać się w sobie. Przynajmniej nauczyciele go nie dręczyli i nawet Hermiona zostawiła go w spokoju, kiedy już napisał wszystkie wymagane eseje i przeczytał obowiązkowe materiały. Jednak sytuacja ta nie umknęła uwadze Snape'a, więc następnego piątkowego wieczoru mężczyzna nie pozwolił mu wrócić do pokoju wspólnego Gryffindoru, tylko zatrzymał go w salonie.

- Potter, tak nie może być dłużej. Weź się w garść! Te egzaminy są bardzo ważne dla twojej przyszłości! To tylko dwa tygodnie, potem będzie koniec!

Harry podniósł wzrok na swojego męża i pomyślał, że to chyba ich pierwsza uprzejma rozmowa. Jednak w jego wnętrzu wciąż jeszcze panował zbyt wielki chaos, by odpowiednio się skupić, więc patrzył na Snape'a pustym wzrokiem.

- Nie mogę - wychrypiał.

- Musisz, idioto! Niszczysz sobie życie!

Ten zarzut poruszył coś w Harrym, który zerwał się na nogi.

- Nie masz prawa mieszać się w moje życie. Nie masz prawa prawić mi kazań na temat mojej przyszłości. To ty w pierwszej kolejności przyczyniłeś się do tego, by ją zrujnować.

- To był pomysł Dumbledore'a.

- Co? Poniżanie mnie przed całą klasą? - Zrozumienie wypłynęło na twarz Snape'a, zbladł. - Chciałem zostać Aurorem, ale udało ci się wywalić mnie z Zaawansowanych Eliksirów! Wykopałeś mnie z lekcji Oklumencji! Tylko dlatego, że byłeś zbyt głupi, by zauważyć, że jestem sobą, nie moim ojcem ani ojcem chrzestnym, ale sobą! - Harry już krzyczał. - A teraz to! - machnął dłonią wokół. - Powiedziałem wam obu, tobie i Dumbledore'owi, że nie byłem i nie jestem gejem, ale nie słuchaliście i zmusiliście mnie do tego, doprowadziliście do tej sytuacji, a teraz to zżera mnie żywcem! Brzydzę się tobą i samym sobą! Gdy coś zjem, zaraz to zwracam! Kiedy próbuję zasnąć, czuję twoje ręce wszędzie na swoim ciele i to jest obrzydliwe, budzę się i rzygam na własne łóżko! NIENAWIDZĘ CIĘ! - wrzasnął resztą powietrza w płucach, po czym odwrócił się na pięcie i opuścił kwatery Snape'a.

Co dziwne, następnego dnia czuł się znacznie lepiej. Na tyle dobrze, że mógł się pouczyć, więc wziął książki i poszedł na dwór. Dzień był piękny, słoneczny i ciepły, więc starając się nie myśleć o poprzedniej nocy w łóżku Snape'a, przyłączył się do Rona i Hermiony siedzących nad jeziorem.

Nie trwało to jednak zbyt długo. W niedzielę rano, obudziwszy się po koszmarze, Harry znów musiał spędzić trochę czasu w łazience, drżąc i wymiotując, aż jego żołądek stał się całkiem pusty. Koszmar, rzecz jasna, dotyczył jego i Snape'a w sypialni, tego, jak w poprzedni piątek, na kolanach, pieprzyli się jak zwierzęta, a raczej, mówiąc dokladnie, on pieprzył Snape'a i miał wtedy orgazm...

Jakim obrzydliwym stworzeniem się stał... By odczuwać przyjemność z robienia tego z nim.

Nienawidził swojego zdradliwego ciała, swojego przeklętego penisa i Snape'a, i Voldemorta, i Dumbledore'a... Ale siebie samego nienawidził najbardziej.

Nie poszedł na śniadanie. Zamiast tego po prostu wyszedł, szukając zacisznego miejsca, i spędził w nim cały dzień, rozmyślając. Gdy Hermiona go znalazła i zaczęła zrzędzić o pracy domowej i nauce, nie potrafił nawet zebrać w sobie tyle złości, żeby ją odesłać. W oszołomieniu pozwolił zaciągnąć się do Wielkiej Sali na obiad (przegapił i śniadanie i lunch), gdzie pilnowała, by jadł, a później, w pokoju wspólnym, nie zostawiła go dopóki nie skończył swojej pracy domowej.

Nadszedł ostatni tydzień wolny od egzaminów, a Harry wciąż trwał w oszołomieniu, nie wiedząc, co się wokół niego dzieje. Gdy McGonagall zatrzymała go po Transmutacji na chwilę rozmowy, nie potrafił nawet zrozumieć pytania, dopóki nie powtórzyła go po raz trzeci.

- Czy... czy profesor Snape zrobił ci coś... niewłaściwego? - spytała, a Harry zaśmiał się gorzko.

- Nie - odpowiedział po chwili. - Profesor Dumbledore mi to zrobił, z pani, Lupina i Moody'ego pomocą. Miłego dnia - dodał i odszedł, nie zważając na zmartwione i pełne bólu spojrzenie Opiekunki swojego domu.

Tydzień minął i nadszedł kolejny piątek, z następną kopulacją. Tym razem to Snape był na górze, co było w pewien sposób łatwiejsze do zniesienia. Maść wygoiła zranienia Harry’ego, a lekcja o skutecznym przygotowaniu się też zrobiła swoje, więc teraz nie było to dla Harry'ego tak bolesne, chociaż czuł się niezręcznie i nie na miejscu. Nie doszedł (tak jak Snape nie doświadczył tego poprzednio; widocznie obaj uznali za wysoce żenujące bycie posuwanym i spuszczanie się w tym samym czasie), co sprawiło, że następny dzień był jakiś łatwiejszy, więc pierwsze egzaminy poszły mu lepiej, niż przypuszczał.

I egzaminy minęły, jak i ostatnie dni roku szkolnego. Dwa dni przed końcem semestru Harry został wezwany do gabinetu Dumbledore'a.

- Zostaniesz tego lata z Severusem - poinformował go starzec i Harry przyjął to bez protestów. I tak byłyby bezcelowe, a chciał opuścić gabinet tak szybko, jak to możliwe.

Nadszedł ostatni dzień roku szkolnego, jego przyjaciele wyjechali, a on został w Hogwarcie sam; sam ze Snape'em, Dumbledore'em i Filchem. Nigdy w życiu nie czuł się bardziej samotny. No, może nie nigdy w życiu, ale...

Jednak Snape zaskoczył go. Mężczyzna przyjął wieści o ich wspólnym zamieszkaniu zdumiewająco spokojnie. Nie wściekał się, nie szalał i właściwie zostawił chłopaka samemu sobie. Nawet kiedy wydawał się być zirytowany jego zachowaniem, powstrzymywał się od docinków i zamiast tego po prostu wychodził.

Przez pierwsze dwa tygodnie Harry prawie nie opuszczał swojego pokoju, wychodząc jedynie do łazienki albo żeby coś zjeść, oczywiście starannie unikając Snape'a. Ale gdy już odrobił letnią pracę domową i wypełnił wszystkie szkolne obowiązki, okazało się, że nie ma nic do roboty. Zaczął więc pogrążać się w depresji, powoli, lecz nieubłaganie. Piątek stał się czymś prawie upragnionym...

Ale nie był taki, pomyślał później, z powrotem w swoim łóżku. To było krótkie i zimne, i Harry czuł się po tym nawet bardziej samotny niż wcześniej.

Czwartego dnia trzeciego tygodnia wakacji Snape odwiedził go w jego pokoju.

- Wybieram się do Hogsmeade. Jeśli chcesz, możesz pójść ze mną.

Właściwie to nie miał ochoty, ale to było lepsze niż leżenie na łóżku i gapienie się w sufit, więc kiwnął głową, po czym ubrał się i dołączył do Snape'a w salonie. Mężczyzna uniósł brew na widok jego łachów, ale nie skomentował ich, za co Harry był prawdziwie wdzięczny. Dzień był przyjemny i ciepły, co wkrótce poprawiło chłopakowi humor na tyle, że nawet zaczął rozmowę ze swym nauczycielem.

- Proszę pana, co będziemy robić w Hogsmeade?

Snape skrzywił się z niezadowoleniem, ale odpowiedział mu.

- Pójdziemy do księgarni i kupimy pewne składniki do eliksirów... Może też inne rzeczy, jeśli chcesz... Możemy też zjeść lunch w Trzech Miotłach. I nie mów do mnie "proszę pana", mów mi Snape.

- Dobrze - wymamrotał Harry i nie powiedział już ani słowa do lunchu, kiedy to musiał zamówić sobie posiłek, ale potem znów pogrążając się w milczeniu. W drodze powrotnej jego depresja wróciła z nową siłą i poszedł odrętwiały do swojego pokoju.

To otępienie towarzyszyło mu również następnego dnia, a tu znowu nadszedł piątkowy wieczór, ze Snape'em na górze. Harry przygotował się w zimnej łazience, założył koszulę nocną i poszedł do łóżka, gdzie Snape już na niego czekał. Klęczenie w ciemnościach i czekanie na zwyczajową penetrację sprawiało, że był bardziej zimny i pozbawiony godności niż kiedykolwiek. Snape zapewne to wyczuł, ponieważ tym razem próbował dotknąć obojętnego członka chłopaka w trakcie stosunku, ale Harry, przerażony, wyszarpnął się gwałtownie i spadł z łóżka. Złamał sobie przy tym nadgarstek, czemu towarzyszyło okropne chrupnięcie. Kiedy Snape zapalił pochodnię, chłopak klęczał na podłodze trzymając się za złamaną rękę i przełykając łzy.

Mężczyzna sięgnął po różdżkę i nim Harry zdążył powiedzieć słowo, uzdrowił bolący nadgarstek. Zaczekał, aż chłopak uspokoi oddech, po czym zaprowadził go do łazienki, gdzie Harry sam umył się i przygotował jeszcze raz, a następnie wrócił do łóżka.

- Musimy to zrobić. I proszę, nie dotykaj mnie w trakcie... w trakcie tego, dobrze? - powiedział cicho, a Snape kiwnął głową.

Ale gdy już było po wszystkim, nie pozwolił chłopakowi odejść, tylko przywołał wilgotny ręcznik i delikatnie wytarł nim ich obu.

- Zostań tu na noc - zaproponował łagodnym głosem, przyciągając Harry'ego bliżej i przykrywając go kołdrą.

Chłopak chciał się wyrwać, ale mężczyzna był ciepły, a on sam był przemarznięty od tak dawna... Ramiona przycisnęły go do kościstej piersi, tak, że Harry mógł słyszeć regularne bicie serca, a ręka Snape'a zaczęła zataczać na jego plecach uspokajające koła. Nie będąc w stanie się powstrzymać, chłopak wciągnął w nozdrza zapach mężczyzny, przygotowany na uczucie obrzydzenia z powodu woni eliksirów i jakichś gnijących i oślizgłych rzeczy, ale Snape pachniał lanoliną i ledwo wyczuwalnym potem, i co dziwne, nie było to odpychające, a raczej ludzkie i dodające otuchy, więc Harry przytulił się mocniej. Mężczyzna nie przestawał gładzić jego pleców, a nawet założył nogę na jego uda i przygarnął go bliżej.

Harry spiął się na chwilę, spodziewając się dotyku twardego członka mężczyzny na swoim brzuchu, ale nic takiego się nie stało. Snape był rozluźniony, a jego gest był po prostu okazaniem życzliwości. Więc chłopak również się zrelaksował i, zanim zdążył to powstrzymać, łzy zaczęły wypływać mu spod powiek. Chwycił w garści materiał koszuli Snape'a, czując, że jest coraz bardziej mokra, a mężczyzna po prostu trzymał go i głaskał uspokajająco, dopóki Harry nie wylał wszystkich łez i z pół westchnieniem, pół szlochem, nie zasnął w jego objęciach.

Następnego ranka Snape obudził go znacznie wcześniej, niż chłopiec zwykle wstawał sam.

- Śniadanie na stole. Nie wahaj się do mnie dołączyć - powiedział po prostu, ale bez tego zwyczajowego chłodu, co złagodziło zdenerwowanie Harry'ego. W drodze do swojego pokoju musiał przejść przez salon i zaczerwienił się, skrępowany. Wciąż miał na sobie tę wstrętną koszulę nocną, podczas gdy Snape był już ubrany i najwyraźniej na niego czekał, czytając coś, co wyglądało jak jakieś czasopismo. Nie podniósł wzroku dopóki Harry nie wrócił ze swojego pokoju, już ubrany.

- Jakie masz plany na dziś, Potter?

Harry zauważył, że tym razem własne nazwisko nie zabrzmiało mu w uszach tak boleśnie. “To pewnie ten ton, który sprawiał, że brzmiało jak obelga”, zadumał się.

- Nie mam żadnych planów na dziś - odpowiedział uprzejmie, po czym przysunął sobie miseczkę z owsianką.

- A co z twoją pracą domową? - Snape smarował masłem tost.

- Już odrobiłem. - Owsianka była trochę słodka, ale nie za bardzo.

Cienka warstwa dżemu pomarańczowego została rozsmarowana na pokrytym masłem toście.

- Mogę dać ci listę przyszłorocznych lektur obowiązkowych. Jeśli się nie mylę, większość z nich znajdziesz na moich półkach. - Machnięciem dłoni wskazał na regały, zapełnione bezładnie książkami, zwojami pergaminu, czasopismami, oprawionymi lub nie oprawionymi obrazami i ilustracjami. - To znaczy, jeśli będziesz szukał wystarczająco wytrwale...

Harry zdobył się na niepewny półuśmiech.

- Dzięki.

- I możesz latać na boisku, ale musisz mnie o tym wcześniej poinformować.

Harry kiwnął głową.

- A mogę popływać czasem w jeziorze?

- Tak, ale o tym również uprzedzaj mnie wcześniej.

Chłopak wyszczerzył się.

- Um... Snape? Chciałbym popływać dzisiaj po południu...

Mężczyzna zmarszczył brwi w zamyśleniu.

- Dobrze, lunch o drugiej. Pójdziemy zaraz potem.

My? Harry spojrzał na niego pytająco, ale Snape patrzył na ostatni kęs swojego tostu.

Po śniadaniu Harry otrzymał listę książek i znalazł trzy z obowiązkowych w chaosie na półkach, a wraz z nimi pięć nieobowiązkowych, ale o intrygujących tytułach, po czym spędził czas do lunchu na czytaniu.

- Jesteś gotowy? - zapytał Snape, gdy skończyli jeść. Harry chwycił ręcznik.

Snape był nudnym towarzyszem, tylko siedział w cieniu, czytając i robiąc notatki, od czasu do czasu zerkając na Harry'ego, który założył swoje bokserki (po Dudleyu oczywiście, więc stale groziły zsunięciem się ze szczupłych bioder chłopca). Parsknął, gdy woda wymyła soczewkę kontaktową z jego oka. Nieco zdenerwowany podszedł do Snape'a i uśmiechnął niepewnie.

- Proszę pana... um, Snape, wypadła mi soczewka... Czy mógłbyś mi pomóc?

Przewracając oczami, mężczyzna przywołał ją, oczyścił zaklęciem i polecił chłopcu uklęknąć. Gdy ten posłuchał, ostrożnie włożył ją na miejsce.

- Widzę, że ty również nie uniknąłeś próżności, Potter...

Harry zarumienił się, ale nie odpowiedział. Noszenie kontaktów było znacznie wygodniejsze niż okularów, choć wciąż jeszcze miał swoją parę i zakładał je od czasu do czasu.

- Dlaczego przyszedłeś tu ze mną? - zapytał zamiast tego.

- Jesteś pod moją ochroną. Jeśli utopisz się w jeziorze albo skręcisz sobie kark latając, Dumbledore mnie zabije - odpowiedział Snape, jakby wyjaśniał rzecz oczywistą. - Chcesz już wracać, czy wolisz jeszcze...? - wskazał dłonią jezioro.

Harry wstał.

- Nie chcę jeszcze wracać... - I zobaczył, że Snape już na powrót schował się w swojej książce.

Kilka następnych dni Harry spędził głównie w towarzystwie Snape'a, czytając lub ucząc się. Mężczyzna pozwalał mu latać lub pływać kiedy tylko zechciał; widać było, że bardzo stara się dostosować. W zamian Harry zaoferował mu swoją pomoc i, ku jego ogromnemu zdumieniu, Snape przyjął ją, więc od czasu do czasu chłopak pojawiał się w jego laboratorium i robił, co mu polecono.

Ich wzajemna niechęć wciąż istniała, ale była już dużo słabsza. Rozmawiali ze sobą uprzejmie, starannie unikając wszelkich "kłopotliwych" tematów, wszystkiego, co było zbyt osobiste albo dotyczyło ich małżeństwa.

Harry zwykle spędzał noce we własnym łóżku, poza piątkowymi, kiedy Snape zawsze zatrzymywał go po ich zwyczajowych... kopulacjach, które także stały się łatwiejsze do zniesienia. Te noce były takie dziwne... Po seksie leżeli pod ciężkimi przykryciami, Snape trzymał Harry'ego w objęciach, czekając, aż chłopak się uspokoi i zaśnie, plecami wtulony w pierś mężczyzny, z długą nogą oplatającą jego uda... Z upływem czasu uczucie ustawicznych mdłości, spowodowanych nienawiścią do samego siebie, zaczęło znikać, pozostawiając za sobą cień poczucia winy, który Harry starał się ignorować. To nie była jego wina, że musiał trwać w tym homoseksualnym małżeństwie z mężczyzną, którego nienawidził. Nie było jego winą również to, iż jego własne ciało wyraźnie czerpało przyjemność z obecności Snape'a, wystarczająco, by osiągnąć orgazm; wyrzuty sumienia tylko wszystko utrudniały.

Pewnej nocy Harry znowu się załamał kiedy owładnęło nim poczucie winy. Snape trzymał go, dopóki łzy nie przestały płynąć i nie rozluźnił się w jego uścisku, wtedy zapytał cicho:

- Co się dzieje?

- To - odpowiedział chłopak, czując tors mężczyzny przyciśnięty do jego pleców, długą nogę obejmującą jego uda, ramię pod głową i rękę, zataczającą małe uspokajające koła na jego piersi. Dłoń zatrzymała się.

- Przepraszam. Sądziłem, że to może pomóc...

Gdy Harry poczuł, że mężczyzna wycofuje się powoli, potrząsnął głową i złapał jego rękę, by go powstrzymać.

- Nie, nie to. To znaczy nie... nie ta część. To naprawdę miłe i... to pomaga. Ale... to wszystko. Seks. Nie jestem gejem i nie lubię cię, więc to nie powinno być...

- Jakie?

- Takie dobre - wyszeptał.

- Czy to jest dobre? - niedowierzanie zabrzmiało w głosie Snape'a.

- Mam orgazm za każdym razem gdy... gdy jestem na górze. - Harry zaczerwienił się i przełknął ciężko, ściskając mocniej dłoń Snape'a.

- Osiąganie orgazmu w czasie stosunku seksualnego nie ma nic wspólnego z "czymś dobrym". To tylko fizyczna reakcja twojego ciała - odpowiedział mężczyzna ze spokojem. - Tak jak twój głód znika po napełnieniu żołądka. Nawet jeśli jedzenie ci nie smakowało.

- Ale seks to co innego... Musimy jeść, aby przeżyć. A seks nie jest niezbędny do życia.

- W twoim przypadku jest - przypomniał mu Snape, na co Harry skinął głową.

- Ale wciąż czuję się... sam nie wiem. Jakby nie na miejscu. To jest takie intymne. I powinno być czymś więcej. Jak dar jednej osoby dla drugiej. A nie obowiązek. Nie obrzydliwe jedzenie, które musisz pochłonąć tylko po to, by przeżyć.

Harry odwrócił się i teraz leżeli twarzą w twarz. Mógł widzieć połyskujące w półmroku oczy Snape'a i niepewnie dotknął jego piersi.

- Przepraszam.

- Nie masz za co przepraszać. - Snape przytulił go mocniej.

- Gdyby to nie było dla mnie, mógłbyś być teraz z kimś innym...

- Życie pełne jest rzeczy, które robić musimy, nawet jeśli nam się one nie podobają. To małżeństwo jest jedną z nich. To nie moja ani twoja wina. Tak się po prostu stało: zostałeś przeklęty, a ja byłem jedyną osobą w pobliżu, która mogła ci pomóc.

- Ale nienawidziłeś mnie...

- Nie zrobiłem tego dla ciebie. Zrobiłem to dla dyrektora.

- Wiem o tym, nie jestem aż tak głupi. Chciałem tylko powiedzieć, że... dziękuję ci. Za to, że poślubiłeś mnie, mimo wszystko.

- Byłem mu to winien.

- Ale nie mógłby nic zrobić, gdybyś odmówił.

- Nie rób tego, Potter - warknął Snape z irytacją, zaskakując tym chłopaka.

- Czego? - Harry spojrzał na niego zmieszany.

- Ty... sprawiasz, że zaczynam żałować wszystkiego, co kiedykolwiek ci powiedziałem albo zrobiłem...

Zmieszanie chłopca wzrosło.

- Ale ja tylko chciałem przeprosić...

Silne ramiona mężczyzny ścisnęły go mocniej.

- Och, zamknij się, Potter.

Harry wtulił się bardziej i położył głowę na ramieniu Snape'a, czołem dotykając jego obojczyka.

- Nie nienawidzę cię, wiesz - wymamrotał.

- Ja ciebie też nie nienawidzę - mężczyzna dmuchnął w jego włosy i zaśmiał się cicho. Po chwili Harry również się uśmiechał.

- To prawie romantyczne, prawda?

- Śpij.


* * *


Jego urodziny spędzili na Ulicy Pokątnej, gdzie Snape zaciągnął go do sklepu Madame Malkin i zmusił do skompletowania nowej garderoby. Harry nie był tym specjalnie zaskoczony; już dawno zauważył sposób, w jaki Snape patrzył na jego za duże i znoszone ubrania.

- Mój mąż nie będzie chodził w łachmanach - zawyrokował, jak gdyby ucinając jakąś długą dyskusję, choć Harry nigdy mu się nie sprzeciwił w tej kwestii.

Więc chłopak nie oponował, ale na końcu to on zapłacił rachunek, co rozzłościło Snape'a tak bardzo, że wyszli ze sklepu głośno się kłócąc i nadal sprzeczali się na środku ulicy. W końcu, jako rozwiązanie kompromisowe, mężczyzna kupił Harry'emu podręczniki, których potrzebował, oraz zaprosił go na lody do Fortescue.

W sumie to był całkiem miły dzień.

Lecz nic, co dobre, nie trwa wiecznie. Harry miał przerażającą wizję tej nocy, tak silną, że prawie go zabiła, i obudził się potrząsany przez Snape'a, zlany potem i drżący.

- Musimy wznowić lekcje Oklumencji - powiedział mężczyzna cicho, ale Harry był wciąż zbyt roztrzęsiony pod wpływem wizji, by zareagować. Snape obserwował go przez chwilę, po czym, powziąwszy nagłą decyzję, zwinął się obok niego, nie chcąc zostawić swego niewątpliwie cierpiącego "ciężaru" samego.

Ten gest zaskoczył Harry'ego, ale nie protestował i tłumiąc poczucie winy, schował twarz na piersi mężczyzny, pozwalając mu się obejmować. "W końcu jest moim mężem”, przekonywał się w myślach. “I może nawet ja zasługuję na odrobinę ludzkiego ciepła..." To było takie wspaniałe, że ktoś go trzyma, pociesza, i od tej chwili Harry już wiedział, że Snape może i będzie wciąż jego przeciwnikiem, ale już na pewno nie wrogiem.

- Jeśli ci to przeszkadza, mogę sobie pójść - wyszeptał mu do ucha mężczyzna, a Harry zdał sobie sprawę, że znowu płacze.

- Nie, tak jest dobrze - chłopak przytulił się mocniej. - Nie wiem, co jest ze mną nie tak... Ta... bliskość jest tak dobra i jednocześnie niewłaściwa w tym samym czasie...

- Musisz w końcu przestać obarczać się winą za rzeczy, za które nie jesteś odpowiedzialny. To nie grzech czuć się dobrze w czyichś objęciach. To jest ludzkie. Cierpisz. Potrzebujesz pocieszenia. Ja je oferuję. To nie ma nic wspólnego z seksem czy byciem gejem...

- Więc z czym?

- To kwestia dodawania otuchy. Troski, być może.

Harry nie pytał o nic więcej, ale odpowiedź Snape'a zaskoczyła go. Czy mężczyzna rzeczywiście się o niego troszczył?


* * *


W sierpniu samopoczucie Harry'ego znacznie się poprawiło, powoli uczył się jak żyć w sytuacji, o którą nigdy nie prosił. Nie liczyło się, co myślał na ten temat wcześniej; Snape miał rację: życie zawsze pełne było rzeczy, które mu się nie podobały i których robić nie chciał, ale musiał jakoś przez nie przejść, w ten czy inny sposób. Bycie poślubionym Snape'owi było tylko jedną spośród wielu innych.

Ron i Hermiona ucieszyli się, widząc go uśmiechającego się i jedzącego znów normalnie, po tym ostatnim tygodniu poprzedniego roku szkolnego. I choć otrzymywali wiadomości od Harry'ego, w których pisał, że naprawdę jest już wszystko w porządku, nie przestawali się denerwować, dopóki nie zobaczyli go zdrowego i opalonego.

- Tak się cieszę, że znowu wszystko z tobą w porządku - powiedziała mu Hermiona, a Harry tylko uśmiechnął się krzywo.

- Snape nie traktował mnie aż tak źle.

- Jak wam się układa... razem? - Ron spojrzał na niego i Harry ujrzał niewypowiedziane pytanie w jego oczach.

- Dużo lepiej - odpowiedział poważnie. - W każdym sensie.

- Och - Ron odchylił się na swoim krześle. - Rozumiem - dodał z zakłopotaniem. - A... gdzie będziesz mieszkał w trakcie roku szkolnego?

- W dormitorium, oczywiście - odparł Harry, uśmiechając się na widok miny przyjaciela. I dodał: - Wciąż nie jesteśmy um... romantycznie zaangażowani, Ron.

Hermiona nie mogła powstrzymać chichotu, a rudowłosy chłopak zaczerwienił się.

- Rozumiem.


* * *


- Słyszałem, że idzie ci znacznie lepiej na zajęciach - powiedział Snape w piątek w nocy. Odkąd nie mieszkali już razem, spotykali się tylko w piątki i Harry zaskoczył ich obu spędzaniem tych nocy ze swoim mężem, jak zwykł to robić latem.

- To dzięki tobie - ziewnął.

- Dzięki mnie? - w głosie Snape'a brzmiało szczere zdziwienie.

- Oczywiście. Bardzo mi pomogłeś. Powiedziałeś, które książki powinienem przeczytać, poprawiłeś moje eseje i udzieliłeś kilku ważnych wskazówek, jak powinienem je pisać; nawet nauczyłeś mnie paru rzeczy, których jeszcze nie przerabialiśmy... i, co najważniejsze, pomogłeś mi wyjść z tej głupiej depresji...

- ...Którą właściwie sam spowodowałem - dokończył Snape.

- Nie - zaprotestował chłopak. - To Voldemort ją spowodował, a później Dumbledore. Ty byłeś... jesteś jedynie kolejną ofiarą tej pułapki. A mimo wszystko mi pomogłeś. Więc jestem ci winien ogromne podziękowania.

- Nonsens. Nie jesteś mi nic winien - Snape próbował powiedzieć to z lekceważeniem, ale zabrzmiało raczej jak zakłopotanie i może... wzruszenie?

- Nie bądź idiotą, Snape. Obaj wiemy, jak było naprawdę. I obaj wiemy, jak dobry byłeś dla mnie, gdy... och, daj spokój! - zakrzyknął. - Byłem kompletnym wrakiem, a ty to zauważyłeś i ofiarowałeś mi ludzki kontakt... przecież wiesz, o czym mówię...

- Każdy inny na moim miejscu zrobiłby to samo - Snape uparcie bagatelizował swoją rolę.

- Ale to byłeś ty - powiedział Harry poważnie. - .

- Potter, ja...

- Nie próbuj się wymigać. Jestem wdzięczny. Naprawdę. I dla twojej informacji: moi właśni krewni nigdy nie przejmowali się moim samopoczuciem. Ty byłeś pierwszy. Byłeś pierwszą osobą, która trzymała mnie w objęciach i pozwoliła się wypłakać. I pierwszą osobą, która pocieszała mnie po koszmarze. Dziękuję-Ci-Naprawdę.

Snape potrząsnął głową i chrząknął.

- I co ja mam powiedzieć?

- Poślubiłem kretyna - wymamrotał Harry w udawanym rozdrażnieniu, a mężczyzna zachichotał. Chłopak szturchnął go łokciem. - To ciągle ty, Snape?

- Potter, zachowuj się - warknął na to mężczyzna, ale w jego głosie słychać było nutki rozbawienia.

Harry westchnął.

- Ciągle ty, z tego co słyszę.

- Jak?

- Nikt inny nie potrafi wymówić mojego nazwiska jak obelgi, tylko ty, Snape.

Mężczyzna znowu zachichotał.

- Jesteś bystrzejszy niż przypuszczałem.

- To nie takie trudne, skoro zawsze uważałeś mnie za kompletnego idiotę - Harry udawał urażonego.

Snape nie odpowiedział, jedynie westchnął z zadowoleniem, dmuchając w kark Harry'ego. Chłopak zadrżał na to uczucie i zachichotał. Czuł się zaskakująco dobrze. Gdy zasypiał, na jego ustach wciąż błąkał się uśmiech.


* * *


Harry chciał zacząć pracę nad esejem z Transmutacji, ale hałas w pokoju wspólnym za bardzo go rozpraszał, i zauważył, że czyta ten sam akapit (czy też raczej się w niego wpatruje) już od dłuższej chwili. A był to dopiero pierwszy rozdział pierwszej książki (McGonagall zadała trzy) i nie zaczął jeszcze eseju z Obrony, nie wspominając już o tym z Zaklęć, który profesor Flitwick kazał im przygotować na poniedziałek. I te dwie prace mają być oddane tego samego dnia, a był już piątek... Harry nienawidził być na siódmym roku. Nawet bez Quidditcha i Zaawansowanych Eliksirów (teraz był nawet wdzięczny, że nie musi uczęszczać na te zajęcia, nie był pewien, jak by zareagował na obecność Snape'a i jego złośliwe komentarze w tej... sytuacji), a z opieką Snape w czasie wakacji, wiele razy czuł się przytłoczony i opóźniony z nauką. Hałas w pokoju wspólnym był naprawdę denerwujący i przeszkadzał, a biblioteka była już zamknięta, i w niedzielę też będzie. Co znaczyło, że będzie miał tylko jeden dzień, by móc uczyć się w spokoju, a to było zdecydowanie za mało.

- Harry!

Podniósł wzrok i zobaczył Hermionę, patrzącą na niego pytająco.

- Już prawie dziesiąta. Nie jesteś już spóźniony?

- Och. - Chłopak spojrzał na ścienny zegar. - Masz rację.

Zebrał swoje książki i pergaminy, i wepchnął je do torby.

Hermiona przysunęła się bliżej.

- Czy on nie będzie... um, zły na ciebie?

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu.

- To nie lekcja, Hermiona, żeby pojawiać się o konkretnej godzinie. Choć rzeczywiście jest trochę późno... Pewnie już tam jest.

Hermiona zarumieniła się i spojrzała na Harry'ego, który chwycił swoją torbę i skierował się do portretu Grubej Damy.

- Możesz zostawić torbę tutaj, Harry. Ron zabierze ją do dormitorium.

- Nie trzeba. - Chłopak odwrócił się do niej. - Wydaje mi się, że wymyśliłem, gdzie mogę się uczyć w ten weekend - powiedział i przeszedł przez portret. Poprawił sobie torbę na ramieniu i pospieszył w stronę lochów. Był później niż zwykle i miał nadzieję, że Snape nie będzie się złościł. Po prostu stracił poczucie czasu, męcząc się nad tym esejem z Transmutacji.

Snape był już w łóżku, czytał.

- Już myślałem, że zapomniałeś o naszej... randce - powiedział z przekąsem.

Harry nie odpowiedział, potrząsnął tylko głową i wśliznął się do łazienki.

- Uczyłem się - powiedział później, wpełzając pod przykrycie i rumieniąc się nieco. Koszula nocna nie leżała tam, gdzie zwykle, więc był nagi, a światło było wciąż włączone, ale na szczęście Snape nie patrzył w jego stronę. - Nie zauważyłem, że zrobiło się tak późno.

Mężczyzna odłożył książkę na stolik, zgasił światło, wyjął nawilżacz i odwrócił się w stronę Harry'ego posłusznie.

- Góra czy dół?

- Ty na górze. Jestem zmęczony, a poza tym ja ostatnio "górowałem" - odpowiedział chłopak i ziewnął.

- Spróbuj nie zasnąć - wymamrotał Snape kwaśno. - Nox.

Harry skrzywił się ironicznie w ciemnościach.

- Och, jestem pewien, że mnie obudzisz.

Po czym odwrócił się na brzuch i uniósł na kolanach.

Snape wymamrotał coś mało zrozumiałego i zaczął powoli nakładać na siebie lubrykant. Harry w tym czasie próbował opróżnić umysł. Poddawanie się penetracji było wciąż niepokojące i czasami także bolesne, ale Harry wiedział, że to jego wewnętrzny opór tak wszystko utrudnia, więc próbował nie myśleć o tej sytuacji i odprężyć się, nawet jeśli nie bardzo mu to wychodziło. Nienawidził tego. Bardziej nienawidził jedynie bycia na górze, ponieważ za każdym razem miał orgazm, przez co czuł się jeszcze bardziej brudny i odrażający.

Ręka Snape'a ześliznęła się na udo chłopaka w poszukiwaniu koszuli, by zadrzeć ją do góry. Gdy mężczyzna spostrzegł, że Harry jest nagi, zamarł.

- Koszuli nocnej nie było w zwykłym miejscu w łazience. Przepraszam - wymamrotał chłopak, policzki pokryła mu purpura. Co zresztą nie miało znaczenia, i tak było ciemno.

Dłoń Snape'a przesunęła się po jego plecach prawie instynktownie. Harry spiął się.

- Proszę, nie - wybąkał.

Mężczyzna zabrał szybko rękę, jak gdyby skóra Harry'ego zaczęła parzyć.

- Przepraszam - mruknął i przesunął się za jego plecami niespokojnie.

- Nie przerywaj, Snape. Jestem gotowy. Tylko... bez dotykania, proszę.

Później, gdy tulili się do siebie i Harry wzdychał z zadowoleniem, podczas gdy Snape gładził jego plecy, chłopak w końcu wymamrotał:

- Nie rozumiem sam siebie...

- Hmm? - mruknął pytająco Snape i otworzył oczy.

- Podoba mi się, gdy dotykasz mnie i głaszczesz po. Albo jak mnie po prostu trzymasz. Ale kiedy próbujesz coś robić w trakcie seksu, to mnie przeraża.

Snape zachichotał cicho.

- Byłem ciekaw, kiedy to zauważysz - powiedział i przesunął się trochę bardziej w tył, by móc patrzeć Harry'emu w oczy, mimo że w pokoju było prawie całkiem ciemno. - Ludzki umysł to bardzo dziwna rzecz i czasem wydaje się działać w dziwny sposób, choć zwykle jest tego wytłumaczenie, tak jak w twoim przypadku. Nie potrafisz zaakceptować tej sytuacji, mam na myśli małżeństwo i seks z innym mężczyzną, nie tylko świadomie, ale również na poziomie podświadomości. I z tego powodu seks staje się źródłem stresu, czymś wzbudzającym sprzeciw i niechcianym, więc starasz się robić z tego coś tak bezosobowego, jak to tylko możliwe, by się od tego odgrodzić. To mechanizm obronny ludzkiego umysłu. Ale przy tym wciąż jesteś człowiekiem i potrzebujesz dotyku, przytulenia i poczucia bezpieczeństwa, zwłaszcza, gdy jesteś smutny i zestresowany, czyli w twoim przypadku po koszmarze albo po seksie.

- Czuję się tak głupio...

- Nie masz powodu. To naturalne.

- Nie zgadzam się. Mam siedemnaście lat. Inni chłopcy są... zawsze tacy napaleni, a ja...

- Potter. Ludzie są różni. Przede wszystkim nie wszyscy chłopcy są tak seksualnie nienasyceni. Zdarzają się również cichsze, spokojniejsze osoby, które pragną raczej głębokiej emocjonalnej więzi niż powierzchownego seksualnego kontaktu. Może ty jesteś właśnie kimś takim. Albo może gdybyś był z dziewczyną z twoich marzeń też byłbyś zawsze tak... napalony. Ale niestety, teraz jesteś z nieatrakcyjnym, dorosłym mężczyzną, przy czym nasza wcześniejsza relacja była bardzo er... specjalna, oparta na nienawiści i niechęci. Nie jesteśmy emocjonalnie zaangażowani na żadnym poziomie, po prostu tolerujemy się nawzajem. I uwierz mi, to również nie pomaga.

- Więc to nie jest... coś nienormalnego.

Snape jęknął w udawanej frustracji.

- Nie. To jest całkowicie naturalne.

Ale Harry nie był przekonany.

- Mówisz poważnie? - zapytał i zobaczył, że Snape podnosi głowę i wpatruje się w niego badawczo.

- Oczywiście. Czemu miałbym z tego żartować?

- Nie wiem... - wymamrotał Harry niepewnie. - Tylko...

- Tak?

- Zawsze chciałem być normalny. Ale nigdy nie byłem. Zawsze inny. W domu, w mugolskiej podstawówce i później, w świecie czarodziejów... - głos mu się załamał, ale Snape cierpliwie czekał na ciąg dalszy. - Czasem myślę, że naprawdę jestem dziwolągiem...

- Co masz na myśli, mówiąc naprawdę?

Chłopak wzruszył ramionami.

- Chyba mój wuj miał rację. On nazywał mnie dziwolągiem. Z powodu magii. I zastanawiam się, co sobie pomyślał, gdy dowiedział się o moim obecnym stanie cywilnym... - Potrząsnął głową rozpaczliwie.

- Ale to tylko Mugole. Dlaczego obchodzi cię, co mówią?

- Bo wiem, że większość ludzi myśli tak, jak oni. A ja nie chcę należeć do mniejszości. Nie chcę być inny!

Snape odwrócił się na plecy i przyciągnął do siebie Harry'ego, tak, że głowa chłopaka leżała na jego ramieniu, i przytulił go mocniej.

- Jesteś inny, Potter, nic na to nie poradzisz. I prawdopodobnie zawsze będziesz. Ale to niekoniecznie musi być coś złego. A bycie innym to nie to samo, ani nic gorszego, niż bycie dziwnym. To tylko pokazuje, że jesteś wyjątkowy.

- Więc moje zachowanie jest normalne?

- Absolutnie.

Harry odetchnął z ulgą.

- Wierzę ci. Hmm... mogę spędzić tu weekend?

Snape parsknął.

- W tym łóżku?

- Nie. - Harry poczuł gorąco na twarzy. - W twoich kwaterach.

- Chcesz spędzić tu weekend bez nakazu ani z mojej, ani z Dumbledore'a strony?

- Potrzebuję cichego miejsca, by się pouczyć - odpowiedział Harry już z nieco większą stanowczością. - I to są również moje komnaty - przynajmniej z prawnego punktu widzenia.

- Święta prawda - ziewnął Snape, ale nie zaprotestował. - Możemy w końcu iść spać?

Harry przysunął się bliżej i otoczył ramieniem pierś mężczyzny.

- Oczywiście.

Po raz pierwszy od śmierci Syriusza czuł się spokojniejszy, bezpieczny i w zgodzie z samym sobą.


* * *


Te dwa dni okazały się na tyle owocne, że Harry zdecydował się na spędzanie również następnych weekendów w komnatach Snape'a, zamiast w pokoju wspólnym Gryffindoru, nie przejmując się, co inni na ten temat mówili. Jego małżeństwo ze Snape'em i tak nie było dla nikogo tajemnicą od pierwszego dnia i teraz już wszyscy zaakceptowali ten (aczkolwiek niezaprzeczalnie dziwny) fakt, że Harry Potter został poślubiony Severusowi Snape'owi. Ku zaskoczeniu chłopaka, przedstawicielki płci pięknej w Gryffindorze wydawały się witać jego decyzję z prawdziwym zadowoleniem. Gdy zapytał o to Hermionę, tylko się uśmiechnęła.

- To kwestia bycia kobietą i romantyczką. Chciałybyśmy widzieć was albo w tragicznym, albo nieprzytomnie szczęśliwym związku i nie jest szczególnie istotne, która to będzie wersja. Ale taka zupełnie zwyczajna relacja... nie jest wystarczająco romantyczna.

- Hermiona, poślubiłem Snape'a, na miłość boską! Czy to się nie liczy jako niezwyczajna relacja?!

- Och, to za mało dla naszych romantycznych kobiecych duszyczek. Wy dwaj jesteście dla siebie tacy uprzejmi i grzeczni. Nie kochacie się ani nie nienawidzicie. Nie walczycie. Nie całujecie się. To jest nudne.

Harry już się śmiał.

- Więc wy wszystkie teraz myślicie, że się w nim zakochałem, bo spędzam weekendy w jego komnatach?

Gdy Hermiona kiwnęła głową, jego dobry humor tylko się zwiększył.

- W takim razie wyjawię ci tajemnicę, Hermiona. Chodzę do lochów, żeby się uczyć. Nie robię z nim nic więcej. Żadnego seksu, poza tym wymaganym. Nawet się nie całujemy.

- Ty naprawdę wiesz, jak zepsuć komuś dobry nastrój, Harry - dziewczyna udawała rozdrażnienie.

- Dziwne... Snape jakoś nie narzeka...

Oboje się roześmieli.

- Tak naprawdę, Harry, to ci zazdroszczę. Nie musisz się męczyć w zatłoczonym pokoju wspólnym ani gimnastykować, by wpasować się w plan biblioteki pani Pince.

- Cóż, wolałbym już męczyć się w pokoju wspólnym, jeśli miało by to oznaczać, że nie jestem jego mężem.

Ale gdy pomyślał o tym ostatnim zdaniu, nie był już tak calkowicie pewny czy jest to nadal prawda.


* * *


Z początkiem listopada wyraźnie poprawił się w Oklumencji. To, że Snape był bardziej cierpliwy w udzielaniu instrukcji, bardzo pomogło. Od czasu do czasu nawet Dumbledore przyłączał się do nich, by sprawdzić jego świeżo rozwinięte umiejętności, lecz najważniejszym "miernikiem" okazały się być zanikające wizje. Snape był zadowolony z jego postępów i pewnego dnia nie wypuścił Harry'ego po ćwiczeniach, ale zaprosił na herbatę.

- Dumbledore uważa, że możemy zacząć z kolejną częścią twoich studiów nad Sztukami Umysłu - powiedział, popijając herbatę.

- Sztukami Umysłu? - Harry uniósł brwi.

- To wspólna nazwa dla Oklumencji, Legilimencji, Artymencji, i tak naprawdę również Zaklęcia Pamięci do nich należą. W zależności od natury czaru wyróżniamy zapisujące lub wymazujące z umysłu techniki. Chociaż Obliviate... - Snape potrząsnął głową i powstrzymał tok myśli. - To nieważne. Zaczniesz z Legilimencją i Artymencją, ta ostatnia to sztuka przenoszenia uczuć, wspomnień lub innych myślowych obrazów do innego umysłu...

- Coś takiego zrobił Voldemort, gdy oszukał mnie, że Syriusz... - filiżanka zatrzymała się w połowie drogi do ust Harry'ego, gdy mówił. Nie był w stanie odeprzeć wciąż żywych oszukańczych obrazów torturowanego ojca chrzestnego albo tego prawdziwego widoku, wspomnienia mężczyzny wpadającego prosto w zasłonę, powoli, jak na filmie...

Snape taktownie odchrząknął i gdy Harry mógł już na niego spojrzeć, kontynuował:

- Znaczy ona dokładnie to, na co wskazuje nazwa. A nazwa Artymencja pochodzi z łacińskiego słowa ars, artis, co oznacza nie tylko sztukę, ale i taktykę, teorię, albo - sztuczkę, oszustwo. W pewien sposób jest to sztuka podstępu...

Harry pokiwał głową w otępieniu.

- A ja byłem idiotą, że dałem się na to nabrać - wymamrotał prawie niezrozumiale. Był tak nieobecny, że nie zauważył, jak Snape kręci się niespokojnie.

- Powinienem był cię ostrzec, gdy pierwszy raz zobaczyłem te drzwi w twoim umyśle... Że to może być coś w rodzaju... projekcji obrazu z wytworzonymi emocjami... Powinienem był ci powiedzieć, że nie wszystko, co widzisz w swoich wizjach, jest prawdziwe...

- ALE NIC NIE POWIEDZIAŁEŚ! - Wybuch Harry'ego zaskoczył mężczyznę swą siłą i ładunkiem rozgoryczenia. - NIE POWIEDZIAŁEŚ NAWET JEDNEGO CHOLERNEGO SŁOWA! - Chłopak skoczył na nogi i pochylił się nad stolikiem, z twarzą niebezpiecznie blisko twarzy Snape'a. - I gdyby nie to, że Dumbledore rozkazał ci uczyć mnie tej... Artymencji, nie powiedziałbyś mi ani słowa. – Wyprostował się i wzruszył ramionami. - Nie, żebym sam na to nie wpadł... ale wtedy było już za późno i Syriusz nie żył...

- Powinieneś był skontaktować się ze mną w sprawie tej wizji podczas SUMa z Historii, a nie zakradać się do gabinetu Umbridge... - zaczął Snape ze złością, ale Harry przerwał mu swoim okrzykiem frustracji.

- Powiedz mi szczerze, Snape, gdybyś był na moim miejscu, czy skontaktowałbyś się z jedynym profesorem w szkole, który... który... - Nie potrafił dokończyć, więc machnął ręką z irytacją. Mężczyzna nie odpowiedział, a Harry przywołał na twarz sztuczny uśmiech. - Przynajmniej nie kłamiesz - dodał, ale jego głos był raczej pełen smutku niż złości, po czym skierował się do drzwi i nie oglądając się, wyszedł z pokoju.

Po tym konflikcie ich życie toczyło się, jak gdyby nic się nie stało i obaj unikali tego tematu. Nie, nie chodziło o śmierć Syriusza, problemem była ich wcześniejsza relacja. Harry nie wiedział, jak Snape do tego podchodzi, ale dla niego ten mężczyzna, jego mąż, nie był Snape'em - byłym profesorem Eliksirów, ale innym Snape'em - człowiekiem, nie ucieleśnieniem Slytherinu, jak postrzegał go wcześniej. W miejscu nieznanego właściwie, irytującego nauczyciela był teraz człowiek, obarczony przynajmniej tyloma obawami i problemami, co Harry.

Gdy było już po tym spięciu, Harry zdał sobie sprawę, że wbrew wszystkiemu jest zadowolony z tej sytuacji. Jego życie znowu wydawało się być normalne, choć oczywiście był to jego własny rodzaj normalności, ze Snape’em jako mężem i ciągłym wyrzucaniem Czarnego Lorda z umysłu. Jednak temat praktykowania kolejnego typu Sztuk Umysłu nie powrócił więcej. Ich wspólne lekcje były nastawione na Oklumencję, jedyną różnicą było to, że Snape kazał mu dużo czytać o Legilimencji i Artymencji.

Perspektywa nadchodzącej Gwiazdki tylko poprawiała mu humor, nawet jeśli miał spędzić Wigilię ze Snape'em: Ron pojechał do domu, aby przedstawić rodzicom swoją dziewczynę (i prawdopodobnie przyszłą żonę), Hannę Abbot, zaś Hermiona wzięła ze sobą Terry'ego Boota, choć oni nie planowali małżeństwa zaraz po szkole, oboje chcieli dalej się uczyć.

Tak więc w wigilijne popołudnie Harry stanął przed drzwiami do ich wspólnych kwater i zobaczył przed sobą kompletnie zaskoczonego Severusa Snape'a.

- Potter? Co ty tu robisz? Dziś jest wtorek, o ile się nie mylę. - Mężczyzna uniósł brew.

Harry westchnął i potrząsnął głową z politowaniem.

- Boże Narodzenie to rodzinne święto - wyjaśnił jak małemu dziecku. - A skoro jesteś teraz moją rodziną, spędzę je z tobą.

Po raz pierwszy w swoim życiu Harry ujrzał Snape'a tak absolutnie zaskoczonego, wręcz ogłuszonego. Ciemne oczy były szeroko otwarte, usta poruszały się, jakby mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydać z siebie właściwego dźwięku.

- Ze mną? - jakoś udało mu się w końcu wykrztusić i przywdziać z powrotem swą maskę obojętności.

- Oczywiście - odpowiedział Harry stanowczo i wyszczerzył się w uśmiechu.

- W takim razie - Snape wskazał ręką - zapraszam. Czuj się jak u siebie w domu.

Te uprzejme słowa wywarły dziwny wpływ na Harry'ego.

Dom.

Och.

Rozejrzał się, jakby był tu pierwszy raz. Mieszkał w tych komnatach przez całe wakacje, ale nigdy nie myślał o nich jako o swoim domu. To było tylko miejsce do życia, nic więcej. Jednak te pokoje były rzeczywiście przytulne, zapełnione regałami na książki (nawet sypialnia; właściwie to pokój Harry'ego wydawał się prawie pusty z jedną tylko półką) i z mnóstwem starych, ale wygodnych i pięknie rzeźbionych mebli, i było tu tylko kilka słojów na półkach, i nie zawierały one niczego zbyt obrzydliwego. Na regałach, biurkach i stołach panował niezły bałagan; wszędzie porozrzucane zwinięte i rozwinięte pergaminy, poupychane na szczytach książek i między następnymi rzędami, biurka pełne papierów, zwojów, kałamarzy, piór, składników do eliksirów, słojów (częściowo zapełnionych, pustych lub pełnych), czasopism o eliksirach, a także o czarnych sztukach (Harry wiedział, że Snape znów ubiegał się o stanowisko nauczyciela OPCM w te wakacje). W salonie było tylko jedno zdjęcie, to które Harry dostał od Hermiony: była to fotografia z “Proroka”, przedstawiająca ich obu, kłócących się na środku ulicy Pokątnej. Została zrobiona w jego urodziny, gdy sprzeczali się o zakup ubrań dla niego, przypomniał sobie Harry z pewnym rozrzewnieniem. Inne zdjęcie, przedstawiające Snape'a i ciemnowłosego chłopca (Evana Rosiera, innego Ślizgona, który zginął jeszcze przed pierwszym upadkiem Voldemorta), zniknęło już wcześniej ze swego miejsca na kominku w sypialni. Znajdowało się teraz prawdopodobnie w gabinecie Snape'a albo w jakiejś szufladzie. Fotografia nigdy Harry'emu nie przeszkadzała, ale gdy zauważył jej zniknięcie (jakoś w listopadzie), zapytał o nią Snape'a.


- Nie sądzę, aby jakakolwiek normalna osoba, zachowująca choćby elementarne zasady dobrego wychowania i taktu, trzymała zdjęcie swego dawnego ukochanego na kominku, gdy żyje w małżeństwie z kimś innym.

- Ale przecież to nie jest prawdziwe małżeństwo! - Harry patrzył na Snape'a zaskoczony. - To tylko... tymczasowa niedogodność.

- Nie prawdziwe? - mina mężczyzny nie miała w sobie tej co zwykle obojętności, wykrzywił usta w uśmiechu, a iskierki rozbawienia zajaśniały w jego oczach. - Jak dla mnie sprawia wrażenie absolutnie prawdziwego, a nawet więcej, zupełnie zwyczajnego małżeństwa: uprzejme konwersacje, obowiązkowe kopulacje, odpowiednie dokumenty... co jeszcze czyni małżeństwo?

- Miłość? - Harry udawał, że zgaduje.

- Gdyby twoje zdanie było obowiązujące, byłbym bękartem, panie Potter.

Z wyrazu twarzy mężczyzny Harry nie potrafił odczytać żadnych uczuć, więc zmusił się tylko do bladego uśmiechu.

- Więc rzeczywiście jesteśmy małżeństwem. - Jednak cienki głosik na dnie jego umysłu dodał: "najwyraźniej miłość jest bardzo potrzebnym elementem w małżeństwie".


W sumie Harry nawet lubił kwatery Snape'a. Skinąwszy z roztargnieniem głową w stronę mężczyzny, który obserwował go, pogrążonego w myślach, usiadł na pustym krześle, po czym obaj oddali się czytaniu w zgodnej ciszy aż do tradycyjnej wieczerzy w Wielkiej Sali. W tym roku tylko troje uczniów pozostało w Hogwarcie na czas ferii świątecznych, więc i nauczyciele, i uczniowie siedzieli przy jednym stole, jak na trzecim roku Harry'ego. Snape wybrał mu miejsce obok siebie, więc znajdował się pomiędzy nim a McGonagall, i wkrótce ta dwójka wciągnęła się w rozmowę o ostatnich wydarzeniach politycznych i niekompetencji Knota. Harry poczuł się wyróżniony i odchyliwszy się do tyłu, przysłuchiwał się ich argumentom, popijając ogromne ilości gorącej czekolady.

McGonagall była taka jak zawsze: jej kok trząsł się nieco, gdy stawała się coraz bardziej ożywiona, ale Snape wydawał się być zwyczajnie rozbawiony. Obserwując ich tak, Harry zauważył, że zazwyczaj wszechobecna nienawiść i irytacja zniknęły z głosu i ogólnego zachowania mężczyzny. Czy to dlatego, że rozmawiał ze swoją koleżanką? Czy może naprawdę się zmienił? A może po prostu zmysły wprowadzały go w błąd i była to tylko konsekwencja jego zmiany punktu widzenia? Harry nie potrafił odpowiedzieć sobie na te pytania, ale ostatnie wydało mu się całkiem intrygujące. Szczególnie ta część o zmianie punktu widzenia. Czy naprawdę zmienił zdanie o Snapie albo chociaż spojrzał na niego z innej perspektywy?

Tak, zmienił, rozmyślał sobie Harry w ciszy. To nie było nagłe, następowało bardzo powoli i stopniowo, ale już nie czuł do niego niechęci. I nawet więcej: mężczyzna już go nawet nie irytował. Nie oznaczało to jednak wcale, że stali się sobie bliscy. Wciąż wzajemnie nie wiedzieli o sobie zbyt dużo, ale osiągnęli rodzaj delikatnego porozumienia, i Harry'emu bardzo to odpowiadało. Na przykład w ostatni piątek, przygotowując się w łazience, chłopak zauważył, że Snape kupił nawet szampon. Było to zapewne efektem jego rzuconej zupełnie mimochodem uwagi. Nigdy nie próbował zmieniać metod Snape'a w nauczaniu, czytaniu, jedzeniu czy utrzymywaniu higieny, nie czuł się do tego uprawniony, ale któregoś piątkowego wieczoru, kiedy zapomniał wziąć ze sobą przybory toaletowe, wymamrotał coś o braku jakiegokolwiek szamponu w jego łazience. To było prawie niewiarygodne, ale tydzień później szampon się pojawił, i w dodatku Snape najwyraźniej zaczął go używać. Jego włosy, choć nadal niezbyt piękne, nie zwisały już jak tłusta kurtyna wokół twarzy.

Wracając do tematu zmiany punktu widzenia, Harry poczuł się lekko oszołomiony odkryciem, że są już małżeństwem od ośmiu miesięcy, a jego małżonek (czy jak go nazwać) wciąż jest dla niego kimś kompletnie obcym. To nie było właściwe. Uprawiali co tydzień seks, a nie znali się nawzajem.

Cóż, planowali, rzecz jasna, rozwieść się, gdy tylko Harry pokona Voldemorta.

Ale co, jeśli to zabierze wieki? Będzie musiał żyć lata albo nawet dekady z kimś tak odległym, prawie obcym? Oczywiście była taka możliwość. Nie wspominając już o tym, że Harry prawdopodobnie nie przeżyje klęski Voldemorta (przy założeniu, że to ten potwór zostanie pokonany). Kto wie, jak wiele czasu mu pozostało? Czy naprawdę chce przeżyć go tak, jak do tej pory? W półzaprzeczeniu, wiecznej ucieczce od rzeczywistości? Żyjąc z kimś w ogóle sobie nie znanym?

Nieznajomy - Harry zawsze rozumiał to określenie jako coś niezwiązanego z rodziną*. A Snape był w pewien sposób bardzo znajomy, jak któreś z rodziców lub rodzeństwa. Nie wybrali się ani nie chcieli jeden drugiego, a teraz musieli żyć razem i zaakceptować fakt, że są małżeństwem. To było jak z rodziną: nie wybierasz jej, po prostu ją masz.

Prawdą było, że nie był gejem, ale miał męża i to było jak posiadanie rodziny, prawdziwej rodziny. Harry wzdrygnął się; jego umysł działał w bardzo zabawny sposób. To prawie jak schizofrenia. Jakim cudem coś może być tak bardzo złe i jednocześnie właściwe? Bez względu na to, co powiedział Snape, jednak był dziwolągiem.

- O czym myślisz, Potter? - Głos Snape'a wyrwał go z zamyślenia.

- O nas - odparł szczerze. Ta odpowiedź najwyraźniej zaskoczyła mężczyznę, gdyż przysunął się bliżej.

- Czy coś jest nie tak?

Harry zmarszczył brwi i spojrzał na niego. Czyżby usłyszał zaniepokojenie w jego głosie?

- Nie. - Potrząsnął głową z lekkim zakłopotaniem. - Po prostu rozmyślałem o rodzinie i o nas.

- Co konkretnie masz na myśli? - głos Snape'a był dziwnie napięty.

- Rodzina jest czymś... danym. Nie wybierasz jej, po prostu ją masz. To jak nasze... małżeństwo - Chłopak zerknął na Snape'a niepewnie. Nie był pewien, czy udało mu się to dobrze wyrazić. Ale po chwili mężczyzna skinął głową.

- Może i nasze małżeństwo nie jest dobrym przykładem miłości do grobowej deski i gorących wyznań, ale to wciąż działający związek... - powiedział w zamyśleniu.

- Tak - Harry przytaknął. - Dokładnie.

W tym momencie Dumbledore ogłosił wreszcie zakończenie wieczerzy i życzył wszystkim dobrej nocy. Snape i Harry powrócili do lochów w ciszy, obaj pogrążeni w myślach.

Później, tego wieczora, po wzięciu prysznica, zamiast iść do swojego pokoju, Harry usiadł zdecydowanie na łóżku Snape'a. Mężczyzna akurat coś czytał i ugięcie materaca kompletnie go zaskoczyło.

- Co... Potter?

Harry wziął głęboki oddech.

- Zastanawiałem się, czy miałbyś coś przeciwko temu, żebym spędził tę noc w twoim łóżku.

Książka wyśliznęła się z dłoni Snape'a i spadła z hukiem na podłogę.

- Potter, o co ci chodzi? - zapytał, a dawna nieufność, której Harry nie widział już od miesięcy, znowu pojawiła się w jego czarnych oczach.

- Są Święta, Snape - Harry podniósł książkę z podłogi i odłożył ją na nocny stolik. - I skoro jesteśmy rodziną i... - zarumienił się lekko i odchrząknął, - seks z tobą nie jest już dla mnie tak straszny, pomyślałem, że zapytam...

Mężczyzna potrząsnął głową, zdezorientowany.

- Potter, naprawdę nie chciałbym obrażać twoich... ehm... umiejętności łóżkowych, ale nie jesteś idealnym partnerem do tego rodzaju um... zajęć.

- Chodzi ci o to, że jestem zbyt oziębły, prawda? - zapytał Harry ze szczerym zaciekawieniem.

- To bardzo delikatnie powiedziane, panie Potter - Snape wyglądał teraz naprawdę poważnie.

Cisza. Harry zupełnie nie wiedział, co odpowiedzieć, gdyż świetnie zdawał sobie sprawę z prawdziwości słów mężczyzny, i zasmucało go to. Nie był pewien, czy jest w stanie coś zrobić, by poprawić tę sytuację. Był tym, kim był, i nie potrafił dokonywać cudów. Ale wciąż chciał coś zrobić. Wlepił wzrok w podłogę i po chwili zaczął się lekko trząść, gdy chłód lochów przeniknął przez jego piżamę. Snape, widząc to, przesunął się bardziej w głąb łóżka, rozprostował prześcieradła i uniósł przykrycie.

- Wchodź. Nie chcę, żebyś się przeziębił na święta.

Harry podniósł wzrok, westchnął i wgramolił się do łóżka obok mężczyzny.

- Wiem, że nie jestem idealnym partnerem do łóżka, Snape. Ale jestem jedynym dostępnym i możliwym.

- Możliwym. - Mężczyzna skrzywił się. - Ja bym raczej powiedział: straszliwym.

Harry przewrócił oczami.

- Przecież wiesz, że nie może być nikogo trzeciego, żeby to małżeństwo... magicznie działało.

- Tak, wiem o tym, i oznacza to, że jestem skazany na raczej niechętnego partnera w łóżku i dyrektora, który stoi na straży mojej wierności – rozbawienie w głosie mężczyzny było wyraźnie słyszalne i Harry musiał się uśmiechnąć.

- Więc widzisz, że możliwości masz raczej ograniczone. Co w takim razie myślisz o mojej propozycji?

- Widzę, że jesteś dzisiaj w dobroczynnym nastroju, Potter. Ale mnie te nasze kopulacje naprawdę nie dają ani trochę więcej przyjemności niż tobie.

Harry zmarszczył czoło w zamyśleniu.

- Wiem, że jestem daleki od ideału na tym polu, ale zawsze myślałem, że skoro ty jesteś gejem a ja mężczyzną to...

Snape nagle wybuchnął śmiechem.

- Potter, nie bądź głupi! Wyobraź sobie, że musisz sypiać co tydzień z panną Bullstrode.

- Hej! – zaskrzeczał Harry z oburzeniem. – Może i nie jestem marzeniem każdej dziewczyny czy każdego mężczyzny, ale nie jestem aż tak odrażający!

- Panna Bullstrode naprawdę jest tak odrażająca?

Harry przewrócił oczami.

- Daj spokój, Snape! Patrzyłeś chociaż na nią kiedyś?

- Dla mnie, Potter, panna Chang jest równie er... odrażająca, jak ona.

- Ach, rozumiem – zadumał się Harry. – Czyli dla ciebie jestem... odrażający. To zdecydowanie nie ułatwia sprawy.

Snape przyjrzał mu się uważnie i w końcu potrząsnął głową.

- Nie, odrażający to zbyt mocne i surowe określenie. Ale nie jesteś za bardzo w moim typie, Potter.

- Więc wygląd zewnętrzny jest aż tak ważny w seksie?

Snape zaczął masować sobie skronie w rozdrażnieniu.

- Co to ma być? Czy muszę ci opowiadać o ptaszkach i pszczółkach? Po ośmiu miesiącach małżeństwa?

- Nie – Harry potrząsnął głową z powagą. – Ja po prostu chciałbym zrozumieć, jak mógłbym... ulepszyć nasz związek.

- Co? – Snape był kompletnie zaskoczony. – Co się z tobą dzieje, Potter?

- Och, przestań już, Snape. Myślałem...

- Ty myślący. Nie mogę uwierzyć...

- I dotarło do mnie, że co, jeśli będziemy zmuszeni żyć razem przez lata?

- Mam nadzieję, że pokonasz Czarnego Lorda trochę wcześniej – wtrącił się Snape. Harry zignorował go.

- Mówię poważnie. Nie potrafię poprawić swojego wyglądu, ale może... jest coś, co mogę zmienić. Co chcę zmienić.

Snape nadal masował sobie skronie, a w końcu chwycił palcami nos u nasady.

- Posłuchaj, Potter. Ja naprawdę doceniam twoją propozycję, ale to nie jest konieczne. Powiedziałeś kiedyś, że nie chcesz, abym zrobił z ciebie geja i...

- To już nieważne, Snape. Jesteśmy małżeństwem, cokolwiek mówię czy myślę. I obaj jesteśmy mężczyznami. Może powinienem był dostrzec to wcześniej, ale trochę to trwało. Byłem wystraszony. Przerażony. Budziło to we mnie odrazę. I to nie z twojego powodu, choć to też nie pomagało, ale przez sam pomysł bycia tak blisko z innym facetem, ale wiesz o tym, już na ten temat rozmawialiśmy. Wciąż nie bardzo wiem, co myśleć o tym całym pomyśle, ale sądzę, że w naszym przypadku może nie być tak źle. Już jest lepiej. Nie jestem gejem, ale jesteśmy małżeństwem, więc to jest w porządku – Potrząsnął głową z frustracją. – Nie wyraziłem się tak jasno, jak bym chciał.

- Masz bardzo pokręcony umysł, Potter – Snape zdjął dłoń z twarzy i zaczął masować sobie przedramię, najwyraźniej wciąż czując się niepewnie.

- Proszę, Snape. Chcę, żeby to działało – Chłopak przełknął ślinę. – Normalnie.

- Ale dlaczego? – Snape wyglądał na tak kompletnie bezbronnego i cierpiącego, że Harry poczuł w sercu iskierkę sympatii. Snape milczał przez dłuższy czas. Harry nie chciał go ponaglać, więc oparł się o poduszkę, rozmyślając nad tym, co powiedział. To dobrze, że w końcu to zrobił, teraz widział, że to wszystko było prawdą. Snape był jego rodziną i nie miał już nic przeciwko większej z nim bliskości. Cóż, zabrało mu osiem miesięcy, by do tego dojść, i być może ktoś inny wpadłby na to wcześniej, ale znowu, był tym, kim był, i nie potrafił się zmienić.

- Potter, zrozum. Nie musimy niczego zmieniać. Naprawdę. Ten związek działa, nawet lepiej niż się spodziewałem i miałem nadzieję...

- Ale seks ze mną nie sprawia ci przyjemności.

- Oczywiście, że nie! – parsknął mężczyzna z irytacją. – To, co robimy, to nic więcej ponad seks. Absolutnie bezosobowy, jak pieprzenie się z robotem! Pozwalasz mi się zerżnąć albo ty robisz to mnie, to nie ma znaczenia, jesteś kompletnie niezaangażowany, raczej jak obserwator niż uczestnik, a gdy chciałem... To nieważne. – Uspokoił się nieco. – Przynajmniej nie oczekujesz więcej, że będę cię co tydzień gwałcił. Powinienem być bardziej wdzięczny.

- Nie! – Harry odwrócił się w jego stronę, chwycił jego dłoń i ścisnął ją. – Cieszę się, że mi to powiedziałeś. Ale chciałbym jeszcze, abyś powiedział mi, co powinienem robić inaczej. Ale – nagle się zaczerwienił - nie sądzę, żebym mógł cię całować...

- Co za ulga. Już myślałem, że masz zamiar wyznać mi swą wielką nieskończoną miłość – ironizował mężczyzna.

- Snape! Ja mówiłem poważnie.

Mężczyzna posłał mu długie, uważne spojrzenie.

- Poważnie?

- Absolutnie – odparł Harry, czując, że ma serce w gardle.

- Więc chodź tu – mężczyzna wykrzywił się w uśmieszku, sięgnął po chłopaka i przyciągnął go bliżej. Harry spiął się odruchowo, ale Snape nie wypuścił go. Leżeli tak, ciasno w siebie wtuleni, głowa chłopca pod podbródkiem Snape’a. – Po prostu mnie przytul, tak jak to robisz po... po tym. Nie zrobię nic, by cię skrzywdzić.

Harry zdobył się na słaby uśmiech i zmusił się, by otoczyć swego partnera ramionami.

- W ten sposób?

- Doskonale.

Ręka gładziła jego plecy, delikatny oddech wichrzył włosy i po chwili napięcie opuściło chłopaka. Snape, nie przestając go głaskać, zaczął mówić.

- Jeśli rzeczywiście chcesz coś zmienić między nami, musisz postarać się być tak szczerym, jak tylko potrafisz. – Harry przytaknął, czekając na ciąg dalszy. – Czy podoba ci się ten rodzaj bliskości między nami? – zapytał, ściskając lekko Harry’ego, gdy mówił ten. Chłopak znowu kiwnął głową. – Nie masz z tym problemów? Poczucie winy? Mdłości?

- Nie – odparł Harry. – Czuję się dobrze. Bezpiecznie.

Snape powoli wypuścił go z objęć tak, że obaj mogli się swobodnie poruszać.

- Zdejmij piżamę.

Harry wzdrygnął się, ale posłusznie zdjął górę.

- Nie zgasisz światła?

- Nie – odpowiedział Snape, po czym wstał i zdjął swoją koszulę nocną. Nagle stał przed Harrym zupełnie nagi. Chłopak zaczerwienił się z zakłopotania i trochę ze strachu, i odwrócił głowę. Nieśmiało zdjął spodnie od piżamy, uważając, by pozostać pod przykryciem.

- Jestem idiotą – wymamrotał, na co Snape zachichotał cicho. Materac ugiął się i mężczyzna był z powrotem pod kołdrą, nagi. Harry był tak zdenerwowany, że cały się trząsł, ale Snape przyciągnął go do poprzedniej pozycji i przytulił mocno.

Ciepło i życzliwość stopniowo na powrót uspokoiły Harry’ego.

- Teraz znowu mnie przytul. Nic więcej, tylko uścisk – wymruczał Snape uspokajająco i Harry otoczył ramieniem swego partnera, i zaczął głaskać jego plecy między łopatkami, jak zwykł to robić zawsze, gdy znajdowali się w tej pozycji. – Jak się teraz czujesz? – padło następne pytanie.

- Tak samo. Dobrze. Bezpiecznie. Choć jestem trochę zdenerwowany... – odpowiedział szczerze chłopak.

- Poczucie winy? Mdłości? Żal?

- Nie – Harry przytulił się mocniej. – Jest przyjemnie. Ciepło – dodał po chwili.

Snape zacieśnił uścisk na moment.

- Gdy dwoje ludzi uprawia miłość, nie jest to tak zupełnie różne od naszej sytuacji. Ogólnie mówiąc, większość ludzi uważa, że w seksie chodzi wyłącznie o pożądanie, namiętność i orgazm, albo może, że jest to użyteczny środek do osiągnięcia pewnych celów, i nic więcej. Lecz mylą się. Seks może być również sposobem okazywania łagodności i otuchy. Sprawianiem, że twój partner czuje się lepiej, bezpieczniej. Drogą do wyrażania uczucia, miłości, albo, jak w naszym przypadku, troski.

- Zależy ci na mnie – Harry pół-stwierdził, pół-zapytał.

- Oczywiście, że tak – wymruczał Snape i zaczął głaskać jego plecy bardziej powolnymi i zmysłowymi ruchami. Nie próbował jednak dotykać żadnych “nieodpowiednich” miejsc na jego ciele, więc Harry zaczął go naśladować, pozwalając swym dłoniom błądzić po plecach, boku Snape’a, i w górę, po szyi, twarzy, a wtedy mężczyzna westchnął z zadowoleniem i zamknął oczy. To zachęciło Harry’ego, aby kontynuować tę delikatna wędrówkę dłońmi, więc odsunął się trochę, żeby mieć większą możliwość manewru. Ramię Snape’a, na którym leżała do tej pory głowa chłopca, przesunęło się powoli, aż policzek Harry’ego spoczął na dłoni mężczyzny, a długie palce wplotły się w potargane włosy, podczas gdy druga ręka zsunęła się na biodro chłopaka i zaczęła je gładzić. Harry zadrżał, ale nie powstrzymał jej.

Nagle ręka Snape’a zsunęła się na jego pośladki, a nawet niżej, dotknęła tylnej części uda, a Harry zadrżał znowu, lecz tym razem nie ze zdenerwowania. Zrobiło mu się sucho w ustach. Jego własna dłoń zaczęła badać brzuch mężczyzny (jest tak chudy, pomyślał z odrobiną zmartwienia) i nagle natrafił na coś, a jego twarz oblała się czerwienią. Ale Snape tylko się uśmiechnął.

- No, dalej.

Gdy Harry nie reagował, mężczyzna chwycił jego rękę i położył ją na swoim wpół wzwiedzionym członku.

- To ciągle ja – powiedział po prostu. – To część mnie, jak moje plecy, szyja czy twarz. I nie zapominaj: robimy to z powodu życzliwości. Nie pożądania, nie wykorzystujemy jako broni, po prostu otucha. Troska.

Dłoń Harry’ego głaskała jego erekcję niepewnie i Snape znowu westchnął. Chłopak obserwował jego twarz w zdumieniu. Głębokie linie zniknęły, pozostawiając miejsce na inne, subtelniejsze emocje: spokój, zadowolenie... radość? Zachęcony tym Harry znowu zaczął gładzić jego penisa i uda, delikatnie i z uczuciem.

Nagle mężczyzna odwrócił się na plecy, przyciągnął go bliżej i przycisnął do siebie, aż Harry ledwo mógł oddychać. Pojedyncza łza wydostała się spod zamkniętej powieki Snape’a, spłynęła po skroni i zniknęła we włosach, i w tym samym czasie szczupłe ciało zadrżało. Czyżby mężczyzna płakał?

Harry przesunął rękę na jego ramiona i dotknął lekko barku. Objęcia zacieśniły się i chłopak poczuł erekcję, wbijającą się w jego brzuch. Przełknął ślinę i podjąwszy nagłą decyzję, wyszeptał:

- Możesz mnie mieć, jeśli chcesz...

Ale Snape potrząsnął głową, jego oczy były wciąż zamknięte.

- Wolałbym, żebyś... to ty mnie... – odszepnął. – Jeśli... możesz...

Harry przejechał palcem po ścieżce, którą pozostawiła łza i skinął głową, nawet jeśli Snape nie mógł tego widzieć. Przeturlał się na brzeg łóżka i wydobył lubrykant z szuflady w szafce nocnej, po czym wrócił do swojego partnera. Snape leżał nieruchomo, ale jasny ślad na skroni go zdradzał, i Harry ostrożnie położył się na nim, prawie zakrywając go swoim ciałem.

- Wszystko w porządku? – zapytał miękko, a szczupłe ciało pod nim znowu zadrżało.

- Tak... – Snape splótł razem ich nogi, otoczył ramionami pierś Harry’ego i schował twarz w jego szyi. Przez chwilę obaj leżeli nieruchomo, delektując się tą bliskością. Potem Snape rozluźnił uścisk, a Harry pogładził jego boki, zsunął ręce między jego nogi, pieszcząc po drodze biodra i uda, i po krótkim wahaniu penis. Wtedy wpadł na pewien pomysł i wylał trochę olejku na rękę, rozgrzał go, po czym objął dłonią członek mężczyzny.

Nigdy wcześniej tego nie robił, ale nie pozwolił, by nieznajomość rzeczy go powstrzymała. Poruszał dłonią w górę i w dół, starając się przypomnieć sobie, jak on sam to lubił i robić to w ten sposób, podczas gdy drugą ręką głaskał wszystkie inne miejsca na ciele mężczyzny, których mógł dosięgnąć. Snape westchnął znowu, ale nie poruszył się ani nie starł błyszczących śladów ze swoich skroni. W końcu Harry, nieco zdenerwowany, zabrał rękę z tej gładkiej twardości i lekko drżącym palcem wskazującym dotknął miejsca pod jego jądrami, blisko wejścia.

- Ja... – zaczął, ale Snape nie czekał na dokończenie zdania.

- No, dalej. Nie zrobisz mi krzywdy.

Więc wszedł. Gdy jego palec był już w nim, w jego mężu, było to prawie tak przyjemne, jak gdyby to jego członek był w tym ciasnym tunelu: palec był przytrzymywany i otaczany, jak w objęciach... i pieścił Snape’a tym palcem, potem drugim...

- Jestem gotowy – Harry usłyszał szept i spojrzał w górę.

Nigdy wcześniej nie robili tego w ten sposób, twarzą w twarz, i Harry nie był pewien, co Snape chce, żeby zrobił. Ale zanim zdążył zapytać, mężczyzna przyciągnął swoje kolana prawie do samych ramion i utrzymał je w tej pozycji, więc sytuacja stała się nagle oczywista. Harry z nową świadomością pogładził jego uda i pośladki, po czym, pomagając sobie ręką, wszedł w niego ostrożnie.

To nie był ich pierwszy raz, ale teraz było zupełnie inaczej, i chociaż zawsze było mu dobrze wewnątrz Snape’a, to teraz było to kompletnie inne uczucie, bardziej całościowe. Znowu został wciągnięty w ciasne objęcia, długie nogi owinęły się wokół jego talii i Harry, nie do końca pewny, jak poruszać się w takiej pozycji, obniżył się na łokciach i pchnął ostrożnie. Wydawało się to właściwe, więc zaczął się powoli poruszać, wyobrażając sobie, że pieści wnętrze mężczyzny swym członkiem długimi, powolnymi pchnięciami, podczas gdy ręką gładził, co tylko mógł dosięgnąć: ramię, bark, bok, biodro, udo. Mężczyzna przylgnął do niego kurczowo, jakby w obawie o swoje życie, i łkał cichutko w jego szyję: Harry czuł na skórze szczypiącą wilgoć jego łez. Trwało to i trwało, prawie bez końca, przez długie minuty, i było tak ciepło, dobrze i bezpiecznie, coś cennego i umiłowanego, i Harry nie chciał, by kiedykolwiek się skończyło. Ale w tym momencie nogi wokół jego talii ścisnęły go mocniej i poczuł, jak z członka uwięzionego między ich ciałami wytryskuje wilgoć, a mięśnie na jego własnym penisie zaciskają się prawie boleśnie. Takie podwójne wrażenie, emocjonalne i fizyczne, to było nagle zbyt wiele dla Harry’ego i przyciskając policzek do włosów mężczyzny, doszedł, a było to tak przyjemne, że aż bolało, i było tak ciepło, ciepło, ciepło, aż ich wcześniejsza rozmowa nagle nabrała sensu. Otoczył ciało Snape’a i przytulił go, i leżeli tak przez długie minuty, wtuleni w siebie.

Nieco później, gdy ostrożnie wyplątali się ze swoich objęć, Harry pocałował mężczyznę w czoło i poszedł po ręcznik. Zwilżył go ciepłą wodą, po czym wytarł najpierw wciąż leżącego z zamkniętymi oczami Snape’a, a potem siebie. Gdy skończył, położył się obok swojego męża, naciągnął na nich obu przykrycie i przysunął się do niego bliżej.

- Wszystko w porządku? – zapytał miękko, ale jedyną odpowiedzią było to, że Snape odwrócił się w jego stronę i przycisnął go do siebie.

- Jak się czujesz? – spytał po chwili, łaskocząc oddechem ucho chłopaka, który zachichotał w odpowiedzi.

- Bezpiecznie. Ciepło. Dobrze.

- Poczucie winy?

- Nie. To było takie... inne od poprzednich. A ty? Było choć trochę lepiej?

- Było doskonale. – Odpowiedź była zupełnie nie-Snape’owa, ale Harry nie chciał go naciskać. Mężczyzna i tak zawsze zamknięty w sobie, chłodny, teraz prawdopodobnie był wystarczająco zażenowany tym, że Harry widział, jak płacze, więc chłopak nawet nie próbował pytać o nic więcej.

- Wesołych Świąt – powiedział zamiast tego i odwrócił się tak, że plecami przyciskał się do klatki piersiowej mężczyzny. Snape swoim zwyczajem objął go ramieniem i otoczył nogą w talii.

- Dziękuję. – Cichutki szept był prawie niesłyszalny, ale Harry go usłyszał i chwyciwszy dłoń Snape’a, uścisnął ją. – I tobie również życzę Wesołych Świąt.


* * *


To uprawianie miłości (bo było to zdecydowanie coś więcej, niż ich zwyczajowe kopulacje, Harry był tego pewien) zmieniło ich związek. Tamto rodzinne uczucie stało się silniejsze, a poczucie winy spowodowane jego obecnym stanem cywilnym i tym, co robili w sypialni, w końcu ostatecznie zniknęło. Nie uprawiali seksu częściej, niż to konieczne i Harry wciąż czuł się niezręcznie w łóżku; były również rzeczy, do których po prostu nie potrafił się przemóc (jak na przykład całowanie mężczyzny w usta czy branie do ust jego członka), ale Snape nie narzekał, lecz akceptował i odwzajemniał wszystko to, co Harry był gotowy mu dać.

Jednak zmiany nie ograniczały się wyłącznie do sypialni: ich codzienne życie wkroczyło w nowy, bardziej zrelaksowany etap, z poważnymi rozmowami (choć dotyczyły one przede wszystkim Voldemorta, planów Zakonu, nauki Harry'ego, czasem badań Snape'a nad eliksirami i bardzo rzadko tematów osobistych), zwyczajnym czytaniem i uczeniem się, lub lekcjami Sztuk Umysłu.

Albo też może to ostatnie było najbardziej zauważalną zmianą. Kilka dni po Świętach, po obfitym lunchu, Snape powstrzymał Harry'ego, który znowu pochylił się nad książką.

- Już wystarczająco długo studiowałeś teorię. Już czas, abyś zaczął praktyczną naukę Legilimencji, Potter.

Harry posłał mu pytające spojrzenie.

- Chodzi ci o to, że mam chodzić dookoła i rzucać Legilimens na moich niczego nie podejrzewających rówieśników i nauczycieli?

Snape uśmiechnął się szyderczo. Była to mina, której chłopak nie widział u niego już od jakiegoś czasu.

- Idiota. Ze mną. Masz ćwiczyć ze mną.

Harry odwzajemnił uśmiech.

- Po pierwsze: jesteś wystarczająco silnym Oklumentą, by wyprzeć Voldemorta ze swojego umysłu. Jeśli będę ćwiczył z tobą, nigdy nie dowiem się, jak robić to poprawnie. Po drugie: nie chcę szpiegować wśród twoich sekretów...

- Wpuszczę cię do mojego umysłu, do pewnej granicy, oczywiście. To, co chcę zachować przed tobą w ukryciu, przeniosę do Myślodsiewni. Ale musimy to zrobić. - Wyraz twarzy mężczyzny złagodniał. Natomiast rysy Harry'ego stwardniały.

- Nie - powiedział stanowczo. - Nie obchodzi mnie, co Dumbledore na to powie, nie zrobię tego.

- Potter, to jest konieczne...

- Nasze małżeństwo też było konieczne. Byłeś zmuszony dzielić się ze mną swoją intymnością. NIE będę naruszał twojej prywatności w żaden inny sposób. Żadnej Legilimencji.

- Dlaczego? Żyjesz w tym samym wymuszonym małżeństwie i ja używam na tobie Legilimens!

- I to też jest cholernie upokarzające! - wykrzyknął Harry, zirytowany.

- Więc dlaczego nie? - spytał Snape z ciekawością. - To idealna okazja do odwetu.

Harry był tak zaskoczony, że przez jakąś minutę nie był w stanie się odezwać. Potrząsnął głową z rozpaczą.

- Jesteś nienormalny! - wyrzucił w końcu z siebie. - Mieszkamy razem. Śpimy razem. Udało nam się osiągnąć pewien poziom porozumienia. Dlaczego miałbym chcieć to wszystko zaprzepaścić dla dziecinnego i absolutnie bezcelowego odwetu? - Na widok zmieszania na twarzy mężczyzny, jego desperacja jeszcze wzrosła. - Na miłość boską, Snape! Czy każdy Ślizgon ma tak pokręcony umysł, czy to tylko ty jesteś takim ewenementem?

- Potter, nie mów do mnie takim tonem! - warknął mężczyzna, a Harry rozrzucił ramiona.

- Nie potteruj mi teraz! To ty jesteś tym, kto... kto... - nagle w jego umyśle zaświtało zrozumienie i opadł ciężko na najbliższe krzesło. - Na Merlina – przełknął. - Ty mówiłeś poważnie. - Spojrzał w górę na Snape'a. - Mówiłeś poważnie, prawda?

- Oczywiście - odparł ten lakonicznie i odwrócił się do chłopaka plecami.

"Ufam Severusowi Snape'owi", Harry prawie słyszał głos Dumbledore'a. "Ale zapomniałem, że pewne rany są zbyt głębokie, by dało się je uleczyć. Myślałem, że profesorowi Snape'owi udało się przezwyciężyć pewne uczucia... Myliłem się." Harry nie wiedział zbyt wiele o życiu Snape'a, ale teraz słowa dyrektora nabrały wreszcie sensu. Snape, choć ponad dwa razy od niego starszy, był tak samo skrzywdzonym i dającym się prowadzić emocjom człowiekiem, jak wszyscy inni, albo nawet bardziej. Całe jego życie polegało na otrzymywaniu i zadawaniu ran, bez możliwości przezwyciężenia cierpienia, a kontratak i zemsta były głównym ruchami w tej raczej bolesnej grze. Jakie to żałosne i jakie typowe dla niego! Ale Harry nie pragnął odwetu i z pewnością nie miał w sobie tyle nienawiści i złośliwości, by zrobić coś tak paskudnego mężczyźnie, który zgodził się go poślubić i żyć z nim, nie patrząc na własne rany i uczucia. Dopiero teraz Harry potrafił zrozumieć pełnię poświęcenia, jakiego dokonał Snape poślubiając go, i poczuł się zagubiony. Nie mógł obwiniać się za swoje przeszłe reakcje czy gorzkie słowa, którymi ciskał w niego: wszystkie one były prawdą, ale z drugiej strony Snape miał swoje własne motywy, by zachowywać się tak, a nie inaczej. Obaj trwali w bezruchu, dopóki zegar na ścianie nie zadzwonił cicho, sygnalizując upływający czas.

Harry wstał i stanął za Snape'em. Mężczyzna zamarł w swojej pozycji, jakby oczekiwał na cios. I tak było, pomyślał chłopak ze smutkiem. Delikatnie wtulił się w te napięte plecy, ostrożnie owijając ramiona wokół szczupłej, kościstej piersi, gdy chował twarz w lekko tłustawych włosach i przyciskał mężczyznę do siebie. Był to gest otuchy, którego nigdy wcześniej żaden z nich nie użył poza łóżkiem, ale teraz wydawał się on właściwy. Sięgnął do długich palce, splótł jego dłonie ze swoimi i uścisnął je.

- Nie chcę zemsty. Nie chcę cię ranić. Wiem, że nie jestem idealnym partnerem życiowym i prawdopodobnie nawet gorszym partnerem łóżkowym. Wiem także, że nigdy jeszcze ci tego nie mówiłem, ale myślę, iż wreszcie jestem w stanie zaakceptować to... nasze małżeństwo i ja... zależy mi na tobie, choć nie w romantycznym sensie... - Snape wypuścił powietrze z drżeniem i próbował uwolnić się z objęć, ale Harry był uparty i nie wypuścił go. - Nie będę używał na tobie zaklęcia Legilimens. Tak, ty robiłeś to mnie, ponieważ musiałem nauczyć się, jak się bronić, ale...

- Musisz uczyć się Legilimencji, jeśli chcesz pokonać Czarnego Lorda, Potter - Snape odezwał się załamującym się szeptem. - To jedyny sposób...

- Wiem - odpowiedział Harry powoli. - Wiem - powtórzył po chwili. - Przepraszam.


* * *


- NIE ZROBIĘ TEGO WIĘCEJ! – Harry krzyczał na Dumbledore’a. – Nie mogę, ja... po prostu nie potrafię, proszę, niech mnie pan zrozumie... On jest tak zimny po każdej takiej sesji, i tak zdruzgotany psychicznie... Uspokojenie go zabiera mi za każdym razem godziny; nie patrzy mi wtedy w oczy, jakby oczekiwał, że zacznę z niego drwić albo coś takiego... Nasz... nasz związek... mamy swoje problemy nawet bez tych lekcji, a ja nie chcę poświęcać tego... zrozumienia, które udało nam się osiągnąć tylko dlatego, że jestem zmuszony gwałcić jego umysł. Pan jest znacznie silniejszym Oklumentą i nie jest pan tak emocjonalnie wyniszczony jak on!

- Harry, profesor Snape jest równie dobrym Oklumentą...

- Ale to nie o to teraz chodzi! Aby uczyć mnie Legilimencji musi pozostawić swój umysł odsłonięty; przecież wie pan, co mam na myśli! I nawet jeśli próbuję być bardzo ostrożny, nie mogę uniknąć oglądania jego wspomnień, i w zeszłym tygodniu przestał się do mnie odzywać, bo zupełnie przypadkowo, zobaczyłem coś bardzo osobistego... – Harry był na granicy płaczu. – Wiem, że mógłby mnie pan uczyć...

Dumbledore wstał i okrążywszy swoje biurko, podszedł do roztrzęsionego chłopaka i poprowadził go do najbliższego krzesła.

- Nie mogę, Harry – zaczął, gdy obaj już siedzieli. – Znam zbyt wiele tajemnic i zbyt wiele od tej wiedzy zależy. Nie mogę ryzykować, że ktoś się o nich dowie, mimo że ci ufam. Jest wojna i niestety, moja rola w niej jest zbyt ważna.

- Rozumiem, proszę pana, ale...

- Musisz zachowywać się, jakby nic się nie stało. Profesor Snape ci ufa i na pewno wróci do siebie, tylko musisz dać mu trochę czasu i pozwolić odczuć, że jesteś przy nim.

Chłopak schował twarz w dłoniach.

- Nie zdziwię się, kiedy w końcu kompletnie mnie znienawidzi...

- On cię wcale nie nienawidzi, Harry...

- A co pan może o tym wiedzieć?! – odwarknął chłopak ze złością.

- O czym?

- O mnie. O nim. O nas – Harry prawie wypluwał te słowa.

- Nie jestem ślepy, mimo mego wieku i okularów na nosie – uśmiechnął się Dumbledore. – Zależy mu na tobie, tak ja tobie na nim. I to nie jest tylko tymczasowe. Już udało ci się odmienić go bardziej niż komukolwiek wcześniej.

- Niech pan nie gada bzdur! – Harry skrzyżował ramiona na piersi. – My się nawet nie kochamy!

- Wiem o tym, Harry. Ale jednak wasz związek go zmienił. Jest znacznie spokojniejszy, bardziej rozluźniony i łatwiej się z nim dogadać. Ale mam również prawdziwe dowody – dodał pospiesznie, widząc że Harry chce coś wtrącić. – Mieliśmy mniej skarg na niego i liczba wypadków na Eliksirach drastycznie się zmniejszyła.

- Od kiedy? – zapytał Harry podejrzliwie.

- Od września. Ale to nie koniec zmian. Spędza więcej czasu z innymi nauczycielami i czasami bierze udział w nieobowiązkowych naradach. Widziałem uśmiech na jego twarzy, i to nie raz. Je więcej i ogólnie wygląda znacznie lepiej.

Harry odchylił się na krześle i pogrążył w rozmyślaniach o rozmowie, którą usłyszał w pokoju wspólnym dwa dni wcześniej.


- Nie wiem, co Harry z nim robi, ale to przerażające – usłyszał głos Ginny, kiedy wchodził do dormitorium siódmego roku. – On DAŁ Colinowi dwa punkty za poprawną odpowiedź!

- Ginny, dwa punkty to żaden dowód, ani nic takiego – odparł Dean (jej chłopak od dwóch lat).

Wtedy ktoś parsknął.

- Dean, czy ty naprawdę już zapomniałeś jak wyglądały nasze Eliksiry? – zapytał Ron, ziewając. – Snape w ciągu pięciu lat nigdy nie dał nawet jednego punktu żadnemu nie-Ślizgonowi! Mimo że Hermiona zawsze znała odpowiedzi na jego pytania i jej eliksiry zawsze były bez zarzutu!

- I to nie był pierwszy raz – kontynuowała Ginny. – Co więcej, w tym roku cały Gryffindor stracił mniej niż pięćdziesiąt punktów na Eliksirach, a przecież zazwyczaj traciliśmy taką ilość w dwa tygodnie, i to jeśli mieliśmy szczęście.

- Albo w jeden dzień, jeśli mieliśmy pecha – wymamrotał Ron i wszyscy się roześmiali.

- I myje włosy! – dodała Ginny, jak gdyby to był najważniejszy argument.

- Ginny! Obserwujesz Snape’a? – zapytał Dean z nutą zazdrości w głosie.

Ron zachichotał złośliwie.

- Oczywiście – odparła dziewczyna rzeczowo. – Skoro Harry trzyma język za zębami, Hermiona i ja obserwujemy ich obu, żeby się orientować, czy aby na pewno wszystko jest w porządku.

- Ty... – zaczął Ron groźnie, ale siostra nie pozwoliła mu na tyradę.

- Posłuchaj, Harry był w strasznej depresji po tym ich... ślubie. Bałyśmy się, że może zrobić coś głupiego. A potem przyszło lato i ten artykuł o nich, jak się kłócą na środku ulicy... Więc postanowiłyśmy ich obserwować, ale że od września nic złego się nie wydarzyło, to...

- I myślisz, że to Harry tak na niego wpłynął? – dopytywał się Dean.

- A kto inny?

Nerwowe pochrząkiwania.

- Myślicie, że oni... że oni... – Dean przełknął głośno - są w sobie zakochani?

- Nie – odpowiedział Ron. – Harry jest hetero, choć nie znam preferencji Snape’a. Ja tam myślę, że oni po prostu są już mniej samotni.

- Harry jest hetero? – zdziwił się Dean. – Ale w takim razie...

- To nie nasza sprawa – uciął Ron, po czym zmienił temat. – Możesz mi pożyczyć swoje notatki z Astronomii


- Harry? – W głosie Dumbledore’a dźwięczało zaniepokojenie. Chłopak spojrzał w górę. – Przepraszam, ale przez moment byłeś tak daleko...

- Po prostu myślałem o czymś. – Harry wstał. – Muszę już iść, panie dyrektorze. – Westchnięcie. – Wciąż nie wiem, co zrobić.

- Bądź przy nim.

- Spróbuję.


* * *


Trzy dni później Harry zbliżał się do ich kwater z lękiem. Był znowu piątek, dzień ich regularnych zbliżeń, ale po raz pierwszy od miesięcy Harry bał się tego, co miało nastąpić. Ostatnim razem było okropnie. W całkowitych ciemnościach Snape zerżnął go szybko, po czym uciekł do salonu, gdzie spędził noc na rozmyślaniach. Harry pamiętał chłód w piersi, gdy klęczał w łazience i wymiotował...

Ale roztrząsanie tego teraz nie miało sensu, musi to zrobić, bez względu na swój strach czy niechęć. Otworzył drzwi. Salon był pusty, ale dostrzegł smugę światła pod drzwiami sypialni, więc wziąwszy głęboki oddech, wszedł do niej.

Snape coś czytał i tylko skinął głową w odpowiedzi na przywitanie Harry’ego, nawet nie podnosząc wzroku. Kompletnie go ignorował do chwili, gdy chłopak położył się przy nim, nagi i prosto spod prysznica. Jednak nawet wtedy nie patrzył w jego kierunku, a jedynie zgasił pochodnie, po czym, jak Harry wywnioskował z cichych szelestów, zdjął swoją koszulę nocną, więc również był nagi.

- Tym razem ty jesteś na górze – mężczyzna przełamał wreszcie ciszę, mówiąc beznamiętnie. – Lubrykant stoi na szafce nocnej.

Harry odwrócił się w jego stronę i spostrzegł, że Snape już klęczy, przygotowany na szybką akcję, jak to zwykle robili do czasu wigilijnego “przełomu”. Ale chłopak nie chciał w ten sposób. Anonimowość. Wyobcowanie. Chłód. Kucając za plecami mężczyzny, Harry otoczył go rękoma w talii i siłując się przez chwilę, pchnął go i odwrócił. Nagle Snape leżał pod nim, w objęciach chłopaka, pocierającego figlarnie czubkiem nosa płatek jego ucha.

- Zrobimy to właściwie albo możesz zerżnąć mnie, jak ostatnio – powiedział Harry stanowczo. – Nie potrafię robić tego znowu w ten sposób, jak... wcześniej.

- Właściwie? – nuta sadyzmu zabrzmiała w głosie Snape’a. – W takim razie - chwycił dłońmi głowę chłopaka i przyciągnął ją do swojego krocza - możesz zacząć od obciągnięcia mi... – I przycisnął twarz Harry’ego do swojego na wpół wzwiedzionego członka.

Atak był tak nagły, że chłopak nie zdążył go odeprzeć, jedynie zagryzł wargi, walcząc z rosnącą w gardle kulą. Wyrwał się i usiadł jak najdalej od Snape’a. Oddychał głęboko przez chwilę, starając się przezwyciężyć mdłości.

- Dobra – powiedział w końcu. – Więc wracamy do starych metod. Ale ja nie będę na górze.

W duszy modlił się, żeby było już po wszystkim, klękając posłusznie obok mężczyzny. Jednak nie przygotował się na to i miał nadzieję, że Snape nie... nie weźmie go tak brutalnie. Zdawał sobie sprawę, że się trzęsie, ale nie potrafił nic na to poradzić. A w jego przypadku seks był niezbędny do życia, więc nie mógł po prostu uciec.

Dotyk dłoni na plecach był zdumiewająco delikatny, ręka pociągnęła go w dół, do Snape’a, który naciągnął przykrycie na nich obu i wtulił się w plecy chłopaka. Otoczył go ramionami, przyciskając do siebie.

- Harry? – dobiegł chłopca wystraszony głos. – Wszystko w porządku?

- Nnie za bardzo – zająknął się w odpowiedzi, wciąż drżąc.

- Ja... Ja nie... Ja... – Uścisk mężczyzny zacieśnił się, a jego przerywany oddech połaskotał szyję Harry’ego. – Nie chciałem tego... Ja tylko... tylko...

Harry miał ochotę krzyczeć, wrzasnąć na niego, ale tylko zacisnął usta jeszcze bardziej i potrząsnął głową.

- Harry, ja...

- NIE NAZYWAJ MNIE HARRY! – wykrzyknął wreszcie, zanim zdążył się powstrzymać i wyrwał się z objęć, by usiąść na brzegu łóżka. – Nigdy tak do mnie nie mówiłeś. To nie ułatwia tej całej - wskazał dookoła - sprawy.

- Potter, ja... – zaczął Snape, ale Harry, już rozwścieczony, nie pozwolił wejść sobie w słowo.

- Wiem, co chcesz powiedzieć. Tak, widziałem to wspomnienie z tobą, Malfoyem i Rosierem. Nie, nigdy w życiu bym o tym nikomu nie powiedział. Nie, nie czułem później do ciebie odrazy. Tak, wiem, że to było bardzo osobiste i tak, zdaję sobie sprawę, że nienawidzisz mnie, bo... bo znalazłem się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Nienawidzisz mnie, bo mój ojciec nienawidził ciebie, a ty musisz żyć ze mną, dzielić się ze mną swoimi wspomnieniami, nienawidzisz mnie dla samej nienawiści, nic nowego... –Odwrócił się i spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. – Ale wiesz co? To koniec. – Wstał i zaczął się ubierać. – Jestem już dorosły według norm czarodziejskiego świata. Ani ty, ani Dumbledore nie możecie zmuszać mnie do trwania w tym małżeństwie. Nie obchodzi mnie, co zrobi Voldemort. Tego już za wiele.

- Ale musisz zrozumieć... – głos Snape’a trzasnął jak bicz, ale to tylko dolało oliwy do ognia, który płonął w duszy Harry’ego.

- Muszę?! – wrzasnął. – Mam siedemnaście lat, na litość boską! Jestem cholernym nastolatkiem, którego przez lata traktowałeś jak śmiecia i... i... – gestykulował żywo w desperacji. – Ale ty masz trzydzieści osiem! Jesteś dorosły! Ponad dwa razy starszy ode mnie! Dlaczego to ja mam rozumieć?! Starałem się! Próbowałem nawet dzisiaj, chociaż po ostatnim razie nie miałem nawet zamiaru zbliżać się do twojego pokoju! A ty... ty chciałeś mnie zmusić, tylko z powodu głupiego wspomnienia! Poniżyć mnie za coś, za co ani ja, ani mój ojciec nie byliśmy odpowiedzialni! – Głos mu się załamał i Harry musiał uspokoić się wystarczająco, by móc dokończyć swą tyradę. – Ale nigdy więcej. Jutro rano zaczynam procedurę rozwodową. Dobranoc. – Otworzył drzwi, chcąc wyjść, ale głos Snape’a go powstrzymał.

- Potter, Harry, zaczekaj, proszę - mężczyzna nałożył koszulę nocną i kapcie. Jego głos był niski i zmęczony. Podszedł do chłopaka. – Masz rację. To, co zrobiłem... – przełknął ślinę i odwrócił wzrok - było nie do przyjęcia. Przepraszam. Naprawdę. I ja... nie nienawidzę cię. Nie zrobiłem tego z powodu nienawiści. – Harry spostrzegł, że mężczyzna znów przełyka ciężko, jego usta były suche. – Byłem po prostu... było mi wstyd i... bałem się. Twojego odrzucenia, odrazy...

- Aha, więc aby uniknąć mojej reakcji, ty odrzuciłeś mnie pierwszy! Genialne! – warknął Harry. Snape zwiesił głowę i nie odpowiedział. W końcu chłopak jęknął z irytacją. – No dobra. Nie wystąpię o rozwód. Ale nigdy więcej takiego pieprzenia w łóżku. Jeśli chcesz walczyć, możemy walczyć. Ale nie w łóżku. To jest dla mnie wystarczająco trudne nawet bez... – zamilkł, czując ręce Snape’a, zdejmujące z niego ubranie. Po chwili był już w łóżku, w samej bieliźnie i przykryty kołdrą, głowę opierając na ramieniu mężczyzny, który wciąż miał na sobie koszulę nocną.

- Zakochałem się w Lucjuszu Malfoyu, gdy miałem piętnaście lat – ni stąd, ni zowąd zaczął Snape, z oczami skierowanymi na sufit. – Ale Lucjusz był bogaty, piękny i normalny, podczas gdy ja byłem tym biednym, brzydkim, oślizgłym pedałkiem, którego widziałeś w Myślodsiewni. Zdawałem sobie świetnie sprawę, że nigdy go nie zdobędę, więc gdy dowiedziałem się, że Evan dzieli moje preferencje seksualne, zacząłem się z nim spotykać na szóstym roku. To, co widziałeś w moim wspomnieniu, zdarzyło się tylko raz, gdy Evan i Lucjusz starali się mnie nakłonić do przyłączenia się do Czarnego Pana. To był jeden, jedyny raz, gdy dotknąłem Lucjusza... A jak widziałeś, Evan nie miał specjalnych oporów przed dzieleniem się mną... Ani on mnie nie kochał, ani ja jego; byłem zakochany w Lucjuszu... – zaśmiał się gorzko. – To wspomnienie wydaje mi się teraz takie brudne, zwłaszcza jak pomyślę, jakie to kazania ci prawiłem o seksie nie opartym na żądzy, że powinien on polegać na okazywaniu troski i delikatności... – musiał przerwać, by przełknąć kulę, która urosła mu w gardle. – Mój pierwszy raz z partnerem, któremu na mnie zależało, odbył się w tę Gwiazdkę...

Harry poczuł, że oddech więźnie mu w gardle, gdy dotarł do niego sens słów mężczyzny.

- Więc w Wigilię złapałeś się w swoją własną pułapkę – powiedział łagodnym tonem, gładząc rękę Snape’a.

- Można tak powiedzieć kącik ust mężczyzny uniósł się leciutko. – Wcześniej nie miałem pojęcia, że seks może być tak... tak intymny.

Harry uśmiechnął się szeroko.

- Cieszę się, że mogłem pomóc. - Nagle pewna myśl zaświtała mu w głowie. – Nadal kochasz Malfoya?

- Nie – odpowiedział Snape z niezłomną pewnością.

- Acha... – napięcie w piersi chłopca zniknęło. Myśl, że Snape, uprawiając z nim seks, fantazjuje o Malfoyu, była trochę... chora. Westchnął z ulgą.

Mężczyzna w końcu spojrzał na niego.

- Już od dawna chciałem cię zapytać, czy mogę mówić do ciebie Harry - odchrząknął z zakłopotaniem. – Nazywanie cię Potter jest dość... denerwujące...

- Zakłóca intymność, jak przypuszczam – Harry znów się uśmiechnął. – Dobrze. Nie mam nic przeciwko.

- Więc ty mów mi Severus.

- Dobrze, Severusie – odparł Harry, marszcząc lekko nos. – Dziwnie brzmi. Snape jest krótsze... A co do twojego... wspomnienia... wiem, że ciężko było ci znieść to, że je widziałem. Ale obawiam się, iż coś takiego może wydarzyć się znowu, więc powinniśmy być przygotowani na taką ewentualność... i pomyślałem sobie, że możemy wymieniać informacje. Za każdą problematyczną scenę, jaką zobaczę, opowiem ci równie okropną historię ze swojego życia, albo możesz rzucić na mnie Legilimens...

- Nie trzeba. Widziałem całkiem sporo tego typu scen z twojego życia – powiedział Snape. – Ale miło z twojej strony, że to proponujesz.

- Chciałbym, żebyś mi ufał – Harry zaskoczył tym sam siebie.

- Ufam ci - to proste stwierdzenie było nawet bardziej zaskakujące. Ale nie wystarczające.

- W takim razie chciałbym, abyś nauczył się jak mi ufać – odparł na to Harry i spojrzał na Snape’a.

- Mogę cię dotknąć? – Mężczyzna patrzył na niego niepewnie.

- Musisz. Jest piątek.


* * *


Śniadanie było znakomite, jak zawsze zresztą i Harry czekał niecierpliwie na następną lekcję: Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Nie chodziło o Hagrida ani o jego najnowsze urocze monstra, ale o pogodę. W nocy padał śnieg i teraz całą okolicę pokrywał biały puch. Wyglądało to tak zapraszająco, że chciało się wyjść na spacer albo może powalczyć na śnieżki? Ani on, ani Ron nie mieli zajęć tuż po lekcji z Hagridem, więc mogli spędzić trochę czasu na zabawie, jeśli chcieli.

- Harry? – głos Snape’a zaskoczył go. Nie zdarzało się, by mężczyzna pierwszy nawiązywał rozmowę poza ich kwaterami. Zazwyczaj tylko się pozdrawiali albo rzadziej, mężczyzna mówił mu, że pora ich zajęć jest z jakichś powodów nieodpowiednia, i tak szybko, jak to możliwe, zgadzali się na inną datę, po czym każdy szedł w swoją stronę. Właściwie to Harry nie rozumiał, dlaczego Snape był tak niechętny pokazywaniu publicznie, że są razem, przecież i tak wszyscy o tym wiedzieli. Ale nigdy nie pytał go o powody, lecz akceptował tę sytuację taką, jaką była.

- Tak, Severusie? – spojrzał na swojego męża z oczekiwaniem.

- Chciałem tylko zapytać, czy masz dużo nauki w ten weekend, bo może moglibyśmy um... wziąć wolny dzień w sobotę.

Harry szybko sprawdził w głowie plan lekcji.

- Nie, nic naglącego. A co masz na myśli?

- Pomyślałem, że moglibyśmy się razem wybrać na lunch do Hogsmeade...

Harry’emu prawie opadła szczęka.

- Ale... ale tam będą inni ludzie i... zobaczą nas razem...

Snape zacisnął usta w wąską kreskę.

- Mówiłeś, że nie masz nic przeciwko, żeby widywano cię... ze mną...

- Oczywiście, że nie mam. To zawsze ty chciałeś być dyskretny. A jeśli jutro pójdziemy razem, twoja taktyka ucierpi, będziemy wystawieni na widok publiczny. Czy na pewno tego chcesz?

- Moja propozycja jest wciaz aktualna, panie Potter.

- W takim razie przyjmuję ją, panie Snape.


* * *


- Harry, bardzo cię przepraszam za ostatni piątek - brzmiało pierwsze zdanie Snapea, gdy oddalili się od szkoły na tyle, aby nikt ich nie słyszał.

- Już przeprosiłeś. A ja przyjąłem twoje przeprosiny. Byłeś... miły później, a seks był w porządku. Nie ma potrzeby znowu tego wałkować - odparł Harry uspokajająco.

Snape potrząsnął głową z irytacją.

- Chodzi mi o to... musi być trudne dla ciebie być ze mną... widzieć, że ten przerażający, odpychający Mistrz Eliksirów jest w rzeczywistości żałosnym, dającym się ponosić emocjom łajdakiem...

- Severusie - Harry złapał go za rękę. Było zimno i padał śnieg, ale Snape miał gołe ręce, więc chłopak odwrócił się w jego stronę i zdjąwszy rękawiczki, wziął jego obie dłonie w swoje własne. - Powinieneś był ubrać się porządnie. Na dworze jest zimno.

Mężczyzna zarumienił się, zakłopotany, i wyrwał się z uścisku.

- Nie jestem dzieckiem. I nie potrzebuję twoich... rad...

- Przepraszam - Harry uśmiechnął się smutno. - Wiem, że to wygląda... ach, dajmy temu spokój. I nie mów mi, że jesteś żałosny... - Wzruszył ramionami i obaj zaczęli znowu iść. - Każdy z nas jest, bardziej lub mniej...

- Miałem nadzieję, że w wieku trzydziestu ośmiu lat będę dorosły, ale... ale... Harry, twoja życzliwość wprawia mnie w zakłopotanie - wyrzucił z siebie.

To wyznanie uciszyło ich obu, więc dalej szli w milczeniu. Świat dookoła był na wpół ukryty wśród tańczących białych płatków. Harry miał na głowie kaptur, lecz włosy Snapea wkrótce pokryła cienka warstwa śniegu. Chłopak, nie zastanawiając się, strzepnął ją, muskając przypadkowo policzek mężczyzny, gdy zabierał rękę. Snape zbladł i odwrócił wzrok.

- Najwyraźniej to nie mój dzień - wymamrotał Harry przepraszająco.

Szli dalej w ciszy, aż dotarli do małej spokojnej wioski, która w padającym śniegu wyglądała jak z pocztówki.

- Jak w Święta... - wyszeptał Harry i zatrzymał się, by nacieszyć oczy tym widokiem. Snape również przystanął, nie chcąc zostawiać chłopca z tyłu. Harry spojrzał na niego, na swego męża, choć fakt ten stanowił dla niego coraz mniejszy problem, i zauważył, że Snape wygląda na poruszonego, może nawet smutnego, a zmarszczki tego dobrze znanego zgorzknienia i irytacji znów pojawiły się na jego twarzy.

- Severusie, czy coś jest nie tak?

Wymuszony uśmiech pojawił się na wąskich wargach.

- Nie.

- Nie wierzę ci - powiedział Harry i podszedł bliżej. - Coś cię... gryzie. Widzę to po twojej twarzy. W twoich oczach... - powoli zdjął jedną z rękawiczek i musnął palcami głęboką, prawie wyrażającą wściekłość zmarszczkę w kąciku ust mężczyzny. - Nie przypominam sobie, abym napotkał na jakieś... nieprzyjemne wspomnienie we środę. - Środa była dniem zajęć z Legilimencji.

Snape wstrzymał oddech na ten dotyk i niezdarnie próbował się odsunąć, lecz Harry zbliżył się jeszcze bardziej i objął go.

- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał, niepokój ściskał mu gardło. - Możemy wrócić do szkoły, jeśli...

- Nie - przerwał mu Snape zduszonym, pełnym bólu głosem, ale nie próbował wywinąć się z objęć, a nawet wręcz przeciwnie, otoczył chłopca ramionami w talii i przytulił mocniej. - Nic mi nie jest.

Jednak Harry nie mógł przestać się martwić. Snape zachowywał się na tyle dziwnie, że chłopak postanowił przypomnieć sobie, co widział w jego umyśle. Mężczyzna był tak nieprzewidywalny, gdy w grę wchodziły wspomnienia i uczucia...


Lekcja Eliksirów, Snape jako chłopiec, stojący dumnie przy swojej doskonale przygotowanej miksturze...


Mecz Quidditcha, Snape grający jako Ścigający...


Scena tortur, Snape stojący wśród innych Śmierciożerców jako obserwator...


On i Snape w łóżku, on sam pogrążony we śnie w objęciach mężczyzny...


Dumbledore częstujący dropsami cytrynowymi...


Moody wrzeszczący na bardzo młodego Snape'a...


Lucjusz prezentujący siedem nowiutkich mioteł...


I to wszystko. Nic niepokojącego ani niezwykłego. Może Snape odczuwał wstyd z powodu swojej przeszłości jako Śmierciożerca? Ale przecież Harry wiele razy zapewniał go, że mu to nie przeszkadza. Ale zachowanie mężczyzny, gdy przychodziło do wspomnień... Tak, tak, był nieprzewidywalny. Harry zawsze zachowywał się bardzo taktownie, gdy chodziło o Mroczny Znak. Właściwie to pierwszy raz tak naprawdę ujrzał go dopiero w Święta (poprzedniej nocy po prostu nie był w stanie skoncentrować się na przedramieniu mężczyzny), rankiem, zbudziwszy się w jego ramionach. To było dziwne uczucie. Pierwszy raz, gdy nie obudził się sam po spędzeniu nocy w łóżku Snape'a. Przyjemnie było trzymać głowę na jego lewym ramieniu, ale gdy otworzył oczy, pierwszym, co ujrzał, był Mroczny Znak.


Snape też już nie spał, usiłował uwolnić swoje ramię, by ukryć tę obrzydliwą pamiątkę mało chwalebnej przeszłości.

- Przepraszam - wybąkał z czymś na kształt paniki i skoczył na nogi, ciągnąc róg kołdry, by okryć się nią dokładnie. To spowodowało, że Harry leżał przed nim odkryty i kompletnie nagi.

Chłopak oblał się purpurą i zwinął w kłębek, by się jakoś okryć, nie ośmielając się podnieść wzroku. Po chwili przykrycie do niego wróciło, a tym razem nagi Snape starał się go gorączkowo otulić. Widząc to, Harry nie mógł się powstrzymać, by nie zachichotać. Złapał mężczyznę za ramiona i pchnął na łóżko, jednak Snape nie dał się tak łatwo i wkrótce siłowali się, turlając po posłaniu.

- Potter, puść mnie - wysapał mężczyzna, pokonany; Harry siedział na nim okrakiem i przyciskał jego ręce do poduszki. Mroczny Znak był wyraźnie widoczny.

- Nie przeszkadza mi - powiedział Harry i rozluźniając uścisk, przesunął dłoń na przedramię mężczyzny, muskając naznaczoną skórę. - Wiem, że już taki nie jesteś... - po czym dodał pośpiesznie - i przepraszam, że nazwałem cię Śmierciożercą wtedy, w gabinecie Dumbledore'a.


Snape, rzecz jasna, protestował. Ale Harry wciąż i wciąż powtarzał, że mu to nie przeszkadza, że nie budzi w nim obrzydzenia ani odrazy, że nie ma mu nic do zarzucenia.

- Możesz mi powiedzieć, wiesz o tym - zapewnił chłopak i odsunął się trochę, by móc na niego spojrzeć.

- Harry, ja... - zaczął ten, ale nie potrafił znaleźć słów, więc tylko potrząsnął głową. - Ja...

- Severus? - nagle rozległ się głos McGonagall, Snape obrócił się szybko, odsłaniając chłopca. - Harry? - Wyglądała na nieźle zaskoczoną.

- Witam - uśmiechnął się chłopak.

Spojrzenie nauczycielki spoczęło na nim, po czym wróciło do Snape'a.

- Jesteście... razem?

Harry parsknął, gdy dotarło do niego prawdziwe znaczenie jej pytania, ale Snape tylko uśmiechnął się drwiąco.

- Byłaś tam, Minerwo. Pan Potter i ja jesteśmy oficjalnie razem.

- Ale... - Zmarszczyła brwi. - Oczywiście, Severusie - kiwnęła głową. - Już prawie pora lunchu. Idziecie do Trzech Mioteł?

- Tak - odpowiedział jej Harry. - Severus zaprosił mnie na lunch - dodał.

Blade policzki Snape'a pokryły się szkarłatem.

- Pomyślałem, że moglibyśmy porozmawiać gdzieś w luźniejszej atmosferze, poza Hogwartem - zapewnił pospiesznie. - Mamy parę spraw do omówienia.

Harry spojrzał na niego pytająco.

- Ale... przecież w weekend możemy porozmawiać w każdej chwili!

Rumieniec na twarzy Snape'a jeszcze się pogłębił.

- Chciałem choć raz wyjść z tej przeklętej szkoły - wymamrotał.

McGonagall roześmiała się.

- Więc chodźmy.

Pub był zatłoczony, jedynym wolnym stolikiem był ten, przy którym siedział partner McGonagall. Przedstawił się jako Mat, wyglądał na poważnego, cichego człowieka. Wkrótce troje dorosłych zagłębiło się w gorącej dyskusji na temat jakichś teorii magicznych, a po pewnym czasie postanowili zamówić coś do picia. Mężczyźni wybrali Ognistą Whisky, McGonagall poprosiła o to, co zwykle, czyli wodę goździkową, a Harry miał właśnie powiedzieć "piwo kremowe", lecz zanim zdążył otworzyć usta, Mat zamówił już trzy szklanki whisky i jedną wody goździkowej, nie zwracając uwagi na znaczące spojrzenie McGonagall.

- Nie możesz traktować go jak dziecko. Jest dorosły, Minerwo. Ma ponad siedemnaście lat i w przeciwieństwie do ciebie, ma nawet męża... - Mężczyzna popukał się palcem w podbródek w zamyśleniu. - Może powinienem poprosić Sama-Wiesz-Kogo, aby rzucił ten czar również na ciebie, może wtedy powiedziałabyś "tak" na moją wciąż ponawianą propozycję...

McGonagall oblała się rumieńcem, Harry zachichotał i nawet Snape uniósł lekko kąciki ust.

Od tej chwili Harry starał się uczestniczyć w rozmowie, zauważył też, że obaj mężczyźni coraz bardziej go do niej wciągają. Whisky bardzo pomogła i wkrótce chłopak się odprężył, a potem już wszystko poszło gładko. Wciąż tam siedzieli, pijąc i dyskutując, a alkohol oszołomił Harry'ego tak bardzo, że prawie zasypiał, wtulony w Severusa.

- Myślę, że powinniśmy już iść - stwierdził w końcu Snape. - Ty możesz zostać, Minerwo - spojrzał na koleżankę, która wyglądała na gotową, by iść z nimi. - Dam sobie radę z panem Potterem.

Pożegnali się i Snape jakoś wyciągnął Harry'ego z pubu.

- Jesteś pijany, panie Potter - uśmiechnął się drwiąco, patrząc na półprzytomnego chłopca.

- To... twoja wina... - odparł Harry, nękany czkawką, zataczając się z lekka. - Spać mi się chce...

Ale i tak podążał za stanowczymi krokami mężczyzny. Snape otoczył go ramieniem, by pomóc mu iść i Harry oparł się o niego ciężko.

- Jesteś... miły, Snape... - wymamrotał w jego włosy. - Podobało mi się... dzisiaj... było miło...

- Powinienem był być bardziej ostrożny - mruknął Snape, nieco zirytowany. - Za dużo wypiłeś.

- To nic... Jest miło... przecież i tak... zabierzesz mnie do domu... - zaśmiał się i wtulił w szyję mężczyzny. - Miło pachniesz...

- Najwyraźniej twój zasób słów ograniczył się do tego jednego - warknął Snape, ale Harry się tym nie przejął.

- Miło? - zachichotał. - Bo jest... ups - prawie potknął się o własną nogę. - Miło, miiiiiiiło... - mruczał do siebie.

- Potter, zamknij się. Zaraz będziemy w szkole.

- Uważam, że jesteś... miły... dla mnie i... lubię cię... bardziej niż Rona... chyba, chociaż... on też jest miły... - Zachwiał się i mężczyzna ledwo zdążył go złapać. W końcu, zmęczony tym jego potykaniem się, wziął go na ręce.

- Niedługo będziemy w domu - zapewnił, a Harry z entuzjazmem objął go za szyję.

- Zabierzesz mnie do łóżka? - wymamrotał, na wpół śpiąc. - W twoim łóżku też jest miło...


Następną rzeczą, jaką pamiętał, był koszmarny ból głowy. Nie mógł otworzyć oczu i czuł, jakby się właśnie kurował po jakimś wyjątkowo paskudnym wypadku na boisku.

- Ourgh...- jęknął, a własny głos prawie sprawił, że głowa pękła mu na pół. - Boże, co...

Poczuł wślizgujące się pod kark ramię.

- Czyżby kac, panie Potter?

Och... obrazy wydarzeń z poprzedniego dnia powoli wpełzały z powrotem do jego pulsującego mózgu. Schował twarz w poduszce.

- Moja głowa... Umieram...

- Już nie tak miło dzisiaj, prawda? - rozbawiony głos drwił z niego lekko, ale Harry nie miał sił na uśmiech.

- Czuję się paskudnie - wymamrotał.

- Prysznic może zdziałać cuda - zasugerował Snape i ściągnął z chłopaka przykrycie.

- Zimno mi! Oddawaj kołdrę - jęknął Harry, ale mężczyzna wypchnął go z łóżka i zaciągnął do łazienki.

- Jestem nagi - wymamrotał Harry, trochę zażenowany, patrząc przez ledwo otwarte powieki.

- Ciężko brać prysznic w ubraniu - zaśmiał się cicho mężczyzna i pomógł Harry'emu wejść pod strumień ciepłej wody. Jedyną niepokojącą rzeczą było to, że najwyraźniej nie miał zamiaru wyjść.

- Ja... Mogę umyć się sam - wybąkał chłopak, kompletnie zaszokowany i jego oczy nagle otworzyły się szerzej, by spojrzeć na mężczyznę przed nim.

- Wiem, Harry - wyszeptał Snape i dotknął jego dłoni. - Ale ja... chciałbym... chciałbym cię umyć...

Harry poczuł, jak w jego żołądku coś się przewraca i zamarł.

- Ale...

Ręka Snape'a opadła, a na jego twarzy pojawiła się niepewność wymieszana z poczuciem winy.

- Prze-przepraszam - próbował się uśmiechnąć, ale bez powodzenia. - Ja tylko...

Przez chwilę obaj stali tak, niezdolni do czegokolwiek. W końcu Harry wziął głęboki oddech i mimo straszliwego bólu głowy, zdobył się na uśmiech.

- Jestem głupi. Nie odchodź. - Gdy Snape się nie poruszył, chłopak dodał. - Po prostu... zaskoczyłeś mnie. Ale to chyba nie różni się tak bardzo od... od bycia razem w łóżku. I jestem... gotowy, by tego spróbować. - Przyciągnął swego partnera bliżej. - Ale chciałbym, żeby było powoli i abym mógł się... odwzajemnić...

Cały czas patrząc chłopcu w oczy, Snape wziął mydło i zaczął myć jego ręce i ramiona, bez pośpiechu; powoli, jak chciał Harry, i skrupulatnie, jak gdyby był w swoim laboratorium: palce, dłonie, przedramiona, ramiona. Podniósł jego ręce do góry i ostrożnie umył pachy, kierując się w stronę brzucha, później plecy, szyję, uszy, twarz... Harry rozluźnił się pod tymi delikatnymi zabiegami i westchnął z zadowoleniem: było to rzeczywiście podobne do kochania się, tak samo ostrożne, delikatne i... intymne. Ręce Severusa wśliznęły się w jego włosy i Harry poczuł zapach szamponu mężczyzny, gdy dłonie o długich palcach zaczęły masować skórę jego głowy. Jęknął cicho, to było tak dobre, tak przyjemne... Oparł czoło na ramieniu Severusa i dreszcz przeszedł przez jego ciało. Po jakimś czasie ręce wycofały się niespiesznie, teraz była jego kolej na użycie szamponu. Mężczyzna podał mu buteleczkę.

Harry spojrzał w górę i kiwnął głową. Starał się być tak delikatny, jak Snape był dla niego, gdy mył długie włosy, masując skórę niewielkimi, kolistymi ruchami, szczególną uwagę poświęcając miejscom, których dotykanie jemu samemu sprawiało przyjemność, i robił to tak długo, aż z szamponu pozostała tylko piana. Wtedy wziął mydło i umył górne partie ciała, powyżej talii. Tu się zatrzymał. Wydawało mu się po prostu zbyt intymne... by myć go tam... Rzecz jasna dotykał go tam, ale niezbyt wiele razy, w końcu był dopiero luty, upłynęły dwa miesiące od Gwiazdki, co znaczyło, że byli razem w ten intymny sposób tylko osiem, może dziewięć razy, nie więcej, z czego Harry był stroną aktywną tylko cztery czy pięć razy... Ale zanim zdążył dojść do jakiegoś wniosku, Severus wyjął mydło z jego dłoni i uklęknął przed nim. Harry przestał oddychać i zatoczył się pod ścianę. Ale partner tylko pogładził bok jego uda, zanim odważył się znowu otworzyć oczy.

- Proszę, Harry - spojrzał na niego z dołu. Po chwili wahania chłopak kiwnął głową. Ręce znowu zaczęły wędrówkę po jego ciele, pieszcząc każde miejsce, którego tylko mogły dosięgnąć: pośladki, uda, nogi, stopy, palce... i w końcu Severus wziął w dłoń jego członek, gładząc i jednocześnie myjąc. Druga ręka skierowała się w stronę jąder, dotykając i pieszcząc, aż Harry zadrżał z przyjemności i musiał oprzeć rękę na ramieniu mężczyzny.

- Wszystko w porządku? - zapytał Snape z niepokojem, na co Harry mógł tylko kiwnąć głową, niezdolny wykrztusić choć słowo.

Po chwili delikatna ręka przemieściła się do tylnych partii, myjąc je znajomymi już ruchami: mężczyzna zawsze robił coś podobnego, przygotowując go. Wtedy Harry poczuł nagle, że coś gorącego i wilgotnego zamyka się wokół jego członka i szlochając, doszedł w... ustach Snape'a, z obiema rękami na jego ramionach i trzęsącymi się kolanami.

Severus pomógł mu usiąść. Gdy Harry otworzył oczy, napotkał lekko wystraszone spojrzenie czarnych źrenic, a głos mężczyzny, głos jego męża, był cienki i ochrypły.

- Harry, ja... Proszę, nie złość się na mnie... - Otoczył go ramionami i trzymał tak do czasu, aż chłopak mógł znowu normalnie oddychać.

Harry wiedział, dlaczego Snape go przeprasza. Już kiedyś próbował zrobić mu to ustami, ale Harry wystraszył się i prawie wpadł w histerię. Nie chodziło o to, że jest to zbyt intymne; wydawało mu się po prostu takie obce, zbyt gejowskie, zbyt związane z żądzą.... Ale teraz było aktem troski i akceptacji, pełnym ciepła i słusznym.

- Dziękuję - powiedział, gdy już mógł mówić, i wstał, a Snape wraz z nim, po czym sięgnął po mydło. - Teraz moja kolej - oświadczył, czując ekscytację wymieszaną z obawą, ale nie zatrzymał się. Naśladując ruchy Snape'a najlepiej, jak potrafił, umył długie, kościste nogi ("Wciąż jest tak chudy..."), stopy i palce, następnie długi, sztywny członek, który zadrżał pod dotykiem. Umył pośladki, szczelinę między nim i jego wejście, bardzo, bardzo ostrożnie. Wstał, jego druga ręka wciąż gładziła erekcję mężczyzny, i wyszeptał mu do ucha.

- Odwróć się...

- Harry, nie musisz robić nic... - zaczął Severus, ale chłopak odwrócił go do ściany i przylgnął do niego, chowając twarz między jego łopatkami, brzuchem przyciśnięty do pleców i pośladków mężczyzny. Jedną ręką pieścił aksamitną skórę jego członka, drugą jego pierś i brzuch, i to było takie przyjemne. Ciało pod nim lekko drżało, Harry złożył kilka uspokajających pocałunków wzdłuż jego kręgosłupa, po czym odsunął się trochę. Wycofał ręce, ale gdy Severus miał się właśnie odwrócić w jego stronę, Harry dotknął go tam dwoma palcami, pieszcząc, penetrując, przygotowując, aż mężczyzna musiał oprzeć czoło o ścianę.

Harry wyczuł początkowy niepokój Severusa ze sposobu, w jaki napinał on mięśnie pleców, ale widział też, że stopniowo się rozluźnia, więc przygotowywał go ostrożnie, jednocześnie samemu doprowadzając się do erekcji. Gdy był już gotowy, wtulił się w niego znowu, przycisnął czoło do gorącej skóry pleców Severusa, swojego męża, i wziął go delikatnie, ostrożnie na początku, a później trochę mocniej, z powolnymi pchnięciami, gdyż wiedział, że on lubi w ten sposób, i tak aż do końca.

Gdy obaj byli już wysuszeni i stali ubrani w sypialni, Snape spojrzał na Harry'ego z poczuciem winy.

- Harry, nie powinienem był cię naciskać...

- Wszystko w porządku, Severusie - odparł chłopak spokojnie. - Podobało mi się, naprawdę.

- Ale...

- Posłuchaj. Gdy postanowiłem spróbować zrobić to normalnie wtedy w Święta, byłem świadomy, że ty... że potrzebujesz czegoś więcej niż naszych regularnych, prawie jak w rozkładzie, um... kopulacji. Po prostu... nie potrafiłem zdobyć się na to, by... Nie wiedziałem, jak ci powiedzieć, że... możemy uprawiać seks kiedy tylko zechcesz. I... nie byłem zupełnie pewien, czy chciałbyś... robić to ze mną częściej niż to konieczne. - Zarumienił się. - Powiedziałeś, że nie uważasz mnie za szczególnie... atrakcyjnego, więc... - wzruszył ramionami, zażenowany.

Snape wskazał gestem, by usiadł na łóżku, a sam zajął fotel naprzeciwko.

- Wiem, że uprawianie ze mną seksu wciąż nie jest dla ciebie łatwe. Czuję to i Święta były niecałe dwa miesiące temu, i na dodatek przed dwoma tygodniami prawie to na tobie... wymusiłem, i przecież uprawialiśmy seks ostatniej nocy...

- Do czego zmierzasz? - Harry zmarszczył brwi.

- Nie powinienem był tego robić. Znaczy się, dzisiaj pod prysznicem.

- Chciałeś tego, prawda?

- Tak, ale...

- I byłeś bardzo delikatny. Mógłbym cię powstrzymać, gdybym chciał. Ale nie chciałem. Ja... podejrzewałem, że potrzebujesz więcej... tego rodzaju intymności, ale nigdy wcześniej tego nie okazywałeś. Zrobiłeś to dziś rano, a ja nie mam nic przeciwko. Severusie... - dotknął jego dłoni, starając się w tym czasie otworzyć swój umysł. - Proszę. Jestem twoim... Jesteśmy małżeństwem. Nie wolno ci uprawiać seksu z nikim innym, więc możesz... - poprawił się pospiesznie - możemy spać ze sobą częściej. Wiem, że nie jestem w tym dobry. Mam zbyt dużo zahamowań, po prostu drętwieję, gdy dzieje się coś nieoczekiwanego... Ale ja... - Potrząsnął głową i uśmiechnął się nieśmiało.

- Harry, małżeństwo nie oznacza, nie może oznaczać, że jedna osoba poddaje się drugiej. Musimy... Ja muszę szanować również twoje potrzeby, twoje życzenia. Nie radzisz sobie za dobrze z fizyczną częścią naszego małżeństwa, ale w każdej innej dziedzinie, a mam na myśli rzeczywiście każdą, jesteś najlepszym partnerem, jakiego mógłbym pragnąć. - Harry oblał się szkarłatem i próbował protestować, ale tym razem Severus nie pozwolił mu dojść do słowa. - Daj mi skończyć. Dzisiejszy poranek był dla mnie... wielkim darem od ciebie. Lecz nie chcę, by to się powtórzyło.

- Więc tak bardzo ci się nie podobam? - wybąkał Harry, zmieszany, nie będąc w stanie utrzymać języka za zębami.

- Czy rzeczywiście rano sprawiałem wrażenie, że mi się nie podobasz? - odparł Snape z uśmiechem. - Nie, Harry. Lubię seks z tobą. Ale pragnę uszanować twoje życie, to, co tobie się podoba lub nie... I nie chcę, żeby to się powtórzyło - ostatnie zdanie wypowiedział bardzo stanowczym tonem.

Harry czuł się zagubiony. Życzliwość Snape'a głęboko go poruszyła, czuł dziwne ciepło w piersi, a jednocześnie jakieś dziwne oszołomienie...

- Dziękuję ci – wymamrotał i naprawdę nie potrafił zidentyfikować uczucia, które rodziło się w jego wnętrzu...


* * *


Szczęśliwe dni, które nadeszły, trwały zdecydowanie zbyt krótko, przynajmniej w mniemaniu Harry’ego. Pojawiło się kilka problemów w jego studiach nad Legilimencją, z końcem marca stało się to aż nadto oczywiste dla nich obu. Harry stanął w miejscu i nie robił żadnych postępów w przebijaniu się przez mentalne tarcze Snape’a.

- Walcz! Oczywiście, że odpycham twoje ataki, ale musisz się bardziej starać! – krzyczał Snape na Harry’ego, rozdrażniony. – Nie możesz wycofywać się przy najmniejszym oporze! Musisz walczyć! Zmusić mnie, bym pokazał ci moje wspomnienia, moje słabości!

- Ale ja nie potrafię! – Harry potrząsnął głową, siedząc na podłodze, gdzie upadł, gdy Snape wypchnął go ze swojego umysłu. – Czuję się okropnie, gdy mam coś na tobie wymuszać! Nie chcę tego więcej robić!

Snape pomógł mu wstać i skinął w kierunku krzeseł.

- Harry. Będziesz musiał przedrzeć się przez blokady Czarnego Pana. A jeśli nie potrafisz przełamać moich to z nim tym bardziej ci się nie uda.

- Nie obchodzi mnie to. – Harry wzruszył ramionami z zawziętą miną. – Nienawidzę śród. Później czuję się okropnie i nie mogę spać. I za każdym razem jest coraz gorzej.

- Tak. Miesiąc temu szło ci znacznie lepiej...

- Severusie. Nie mogę tego robić. Nie mogę – powtórzył, dla podkreślenia wagi swoich słów. – Dużo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że ja po prostu nie jestem taki. Nie jestem silny w tym sensie, ponieważ nie pragnę nikogo złamać - albo może chodzi tylko o ciebie, nie wiem. Ale nie jestem w stanie robić ci tego dłużej, a Dumbledore się nie zgodził, z powodu tych jego tajemnic... – spojrzał na mężczyznę błagalnie. – Proszę. Nie zmuszaj mnie do tego.

Snape pochylił się nad biurkiem, twarz wykrzywiała mu obawa. Masował kciukiem nasadę nosa, patrząc w przestrzeń.

- To szaleństwo! – wykrzyknął w końcu. – Straciliśmy cały miesiąc tylko dlatego, że ty... że za bardzo mnie lubisz!

- Nic na to nie poradzę – wymamrotał Harry żałośnie. – Co ty myślałeś, że znowu będę cię nienawidził? Po tych miesiącach uprzejmości, rozmów, dzielenia łóżka! Nie jestem potworem! – wykrzyczał ostatnie zdanie.

- Nie potrzebuję, żebyś mnie lubił, głupcze! Mam serdecznie dość twojej ckliwości! – wykrzyknął Snape, sfrustrowany. – Wszystko, czego my, czego ja potrzebuję, to żebyś pokonał Czarnego Pana, a wtedy będziemy mogli żyć dalej normalnie! Czuję się w tym małżeństwie jak w pułapce, a to, że nie potrafisz wziąć się w garść, czyni całą tę sytuację jeszcze bardziej beznadziejną!

Harry zbladł na te słowa i odezwał się, zanim zdążył się powstrzymać.

- Nie rozumiem, co się z tobą dzieje. Zachowujesz się jak urażona primabalerina. Ranisz mnie, później przepraszasz przez kilka dni, robisz sceny i obrzucasz mnie wyzwiskami, wrzeszczysz, a później przychodzisz i mnie przytulasz, i kochasz się ze mną, jak byśmy byli... kochankami albo nie wiem co... To wkurzające! Czuję się tak samo nieswojo w tym małżeństwie jak ty! Ja przynajmniej próbuję sprawić, byś ty, byśmy obaj poczuli się lepiej! Ale wiesz co, Snape? Mam dosyć – zniżył głos. – Próbowałem być miły. Ale jeśli to jest twoja odpowiedź, to idź do diabła!

- Jeśli choć pomyślisz o rozwodzie... – zaczął Snape groźnie.

- Nie rozwiodę się z tobą, o to się nie martw – odparł Harry zimno. – Wiem, co mam robić. Miłego dnia – i wyszedł.

Naprawdę nie miał pojęcia, co się działo z tym mężczyzną ostatnio. A już było tak dobrze! Zanim... Zanim co? Harry zdecydował się nie iść do Wieży Gryffindoru, zamiast tego znalazł jakąś pustą klasę, by usiąść i pomyśleć na spokojnie. Ale ciężko było przypomnieć sobie dokładnie, kiedy wszystko między nimi zaczęło się zmieniać.

Musiało to być jeszcze przed tą lekcją w lutym, kiedy zobaczył to wspomnienie. A może chodzi o samo wspomnienie...? Ale... to nie miało sensu. Dlaczego Snape miałby się zmienić tylko z tego powodu, że Harry widział wspomnienie... och. Przecież już wcześniej widział pewne wspomnienie i to zmieniło Snape’a! Cóż, może nie do końca zmieniło, bo negatywne uczucia mężczyzny nie przeobraziły się od razu w pozytywne, raczej nabrały intensywności. Wciąż pamiętał gniew Snape’a, gdy na piątym roku mężczyzna wyrzucał go ze swojego gabinetu.

A teraz... Harry poczuł, jak coś w jego piersi zaciska się boleśnie. Jak on to ujął? “Czuję się w tym małżeństwie jak w pułapce, a to, że nie potrafisz wziąć się w garść, czyni całą tę sytuację jeszcze bardziej beznadziejną!”. Jak w pułapce. Snape powiedział, że czuje się jak w pułapce. Co znaczyło, że nie był zbyt szczęśliwy. Snape czuł się złapany w pułapkę i nieszczęśliwy, bo nie lubił Harry’ego. I choć ta antypatia uległa złagodzeniu na jakiś czas, to gdy Harry wpadł na nieodpowiednie wspomnienie, dawne uczucia wróciły, niechęć była jeszcze intensywniejsza, choć mężczyzna starał się z nią walczyć. A naprawdę się starał, Harry to dostrzegał, nie był aż tak głupi. Próbował być bardzo delikatny, miły, zaprosił go na lunch, mówił do niego po imieniu. Ale od czasu do czasu prawdziwe emocje wyślizgiwały się na zewnątrz, nim mężczyzna mógł je powstrzymać, a wtedy...

Harry ukrył twarz w dłoniach. Był takim idiotą, myśląc, że uda mu się coś poprawić w ich małżeństwie! To była taka bezsensowna mrzonka! On, Harry Potter, zwalił się na głowę Severusowi Snape’owi z tym całym ciężarem, który już wcześniej dźwigał i choć Snape niesamowicie się starał, próbując z nim wytrzymać, taki wymuszony związek nie mógł wyjść im na dobre. Snape cierpiał w tym małżeństwie. Chciał się z niego uwolnić. Pragnął wolności, swojego dawnego życia. Harry nie potrafił go za to winić. Sam chciał tego samego. Możliwości decydowania o swoim życiu.

Ale to i tak bolało. Bolało, ponieważ robił, co mógł, lecz nic z tego nie wyszło. Starał się poprawić coś, co było nie do poprawienia, co było przegniłe od samych korzeni. I nie mógł nic poradzić na to, że zaczął lubić Severusa, jego niezdarne pochwały, specyficzne poczucie humoru, bystrość umysłu i... i lubił sposób, w jaki się uśmiechał, albo jak marszczył nos, pocierając go, lubił być w jego objęciach, i... podobała mu się jego cierpliwość i takt, jakie okazywał, gdy się kochali, te zaniepokojone spojrzenia, gdy zauważał, że Harry czuje się nieswojo, albo te oszołomione, gdy widział, że chłopcu z nim dobrze.

Harry wiedział, że to nie jest miłość, ponieważ nie pragnął mężczyzny fizycznie, a wszyscy dookoła twierdzili, że w miłości musi wystąpić ten “element pożądania”. Serce nie biło mu szybciej ani nie czuł motyli w brzuchu, i co najważniejsze, nie uważał, aby całowanie Snape’a było dobrym pomysłem. A w pokoju wspólnym ciągle słyszał, że pocałunki to praktycznie podstawa tego wszystkiego.

Więc wiedział, że nie był w nim zakochany. Ale lubił go i fakt, że nie układało im się najlepiej, bardzo go zasmucał. A na dodatek jego głupia sympatia wobec mężczyzny zniszczyła miesiące ciężkiej pracy i postawiła pod znakiem zapytania ostateczny wynik całej wojny. Na szali leżało nie tylko jego małżeństwo, ale także mnóstwo ludzkich istnień, życie jego przyjaciół, całego czarodziejskiego świata, jak również wielu nie mających o niczym pojęcia i zupełnie niewinnych Mugoli. Cena była po prostu zbyt wysoka.

Życie pełne jest rzeczy, które robić musimy, nawet jeśli się nam one nie podobają”. Tak powiedział Severus, jakoś na początku ich związku. Jeśli nie uda mu się zniszczyć Voldemorta, to poświęcenie jego i Severusa pójdzie na marne.

Nie mógł mu tego zrobić.

Wstał i powziąwszy decyzję, ruszył z powrotem do komnat Snape’a.

- Co ty tu robisz? – zapytał mężczyzna sztywno, gdy Harry wszedł do salonu.

- Miałeś rację – odparł chłopak prosto. – Przepraszam, że wcześniej tego nie dostrzegłem... Byłem po prostu zbyt samolubny, jak sądzę.

- Samolubny? – brwi Snape’a podjechały prawie pod samą linię włosów.

- Za bardzo chciałem, by ten związek działał, a powinienem był skoncentrować się na moich... obowiązkach.

Kompletne zmieszanie.

- Co?

- Muszę poświęcić więcej czasu na studia nad Sztukami Umysłu. Chciałem zapytać czy mógłbyś... uczyć mnie częściej niż raz w tygodniu.

- Oczywiście – Snape kiwnął głową. – Ale nie musisz przepraszać za swoje... starania.

- Moje starania tylko niepotrzebnie naraziły wszystko to, o co walczymy. Przepraszam, że wcześniej tego nie zrozumiałem. Byłem zbyt zajęty sobą. Szukałem po prostu... szukałem ciepła, czegoś dobrego również dla siebie... – Potrząsnął głową zdecydowanie. – Nie powinienem był. I przepraszam, że zmusiłem cię do tego... tego...

Nie zauważył, jak mężczyzna się do niego zbliża, ale pozwolił objąć się silnym ramionom.

- Harry, ja...

- Nie – chłopak wyrwał się i postąpił krok w tył. – Ja rozumiem. Nie musisz udawać, że mnie lubisz. Naprawdę. A przynajmniej nie musisz tego robić poza łóżkiem. Dobrze? Będę silny, Snape, obiecuję.

- Harry, wcale nie rozumiesz – mężczyzna przymknął oczy i odwrócił głowę. – Ale może tak będzie najlepiej...


* * *


Harry i Ron wlekli się do szkoły, pokryci kurzem i potem, taszcząc za sobą miotły. Wesoło spędzili czas, grając razem z drużyną Gryfonów, bo choć Harry nie był już jej członkiem, grywał z nimi od czasu do czasu dla zabawy. A gdy grali na zakończenie treningu, prawie zawsze była to świetna zabawa, szczególnie z Ronem jako kapitanem.

- Wciąż jesteś najlepszym Szukającym, jakiego kiedykolwiek widziałem, kumplu. - Ron zmarszczył brwi, rozgoryczony. - Wielka szkoda, że już nie możesz grać. Gdyby Snape nie był takim dupkiem... - zreflektował się. - Sorry, wypsnęło mi się.

Harry roześmiał się i trzepnął go żartobliwie miotłą po plecach.

- Możesz dokończyć: mógłbyś dalej grać. Wiem o tym, Ron. Ale był dupkiem i przez niego straciłem ostatnią szansę, by zostać profesjonalnym graczem w Quidditcha.

Ron zatrzymał się.

- Wszystko... między wami w porządku? - zapytał z niepokojem.

- To właściwie nie twoja sprawa, ale tak, w porządku. Mamy swoje problemy, lecz zdarzają się również miłe chwile. A czemu pytasz?

Ron podrapał się po głowie i uśmiechnął nieśmiało.

- Nie wiem, może dorastam albo co, ale chciałbym poznać twoje zdanie w pewnej bardzo osobistej sprawie.

- Moje zdanie? Jasne, z radością podzielę się z tobą swoją mądrością, w końcu od czego ma się przyjaciół - uśmiechnął się z wyższością, lecz po chwili mrugnął porozumiewawczo.

- Ale to naprawdę drażliwy temat.

- Wal.

Ron westchnął ciężko.

- Wiesz, że jestem zaręczony z Hanną. - Harry pokiwał głową. - Ona i moja mama chcą, żebyśmy pobrali się w sierpniu. - Harry znowu kiwnął głową. - Ale ja... nie jestem pewien, czy chcę brać ślub tak szybko. Mam dopiero osiemnaście lat i chciałbym trochę skorzystać z życia zanim... zanim się ustatkuję. Nie chodzi mi o to, żeby... uprawiać seks z innymi dziewczynami, ale chciałbym się sprawdzić. Znaleźć pracę, pożyć trochę samemu, na własny rachunek, jak chcą zrobić Hermiona i Terry... - Spojrzał na przyjaciela z tęsknotą w oczach. - Ja... zazdroszczę im, wiesz. Z tym całym ślubem na karku czuję się... czuję się jak złapany w pułapkę. Jak gdyby moje życie się kończyło. - Uderzył się pięścią w udo w nagłym przypływie gniewu, a Harry nie mógł nie zwrócić uwagi na jego słowa. Czuję się jak złapany w pułapkę. To było aż za bardzo znajome. - Widzę swoją przyszłość, Harry, do cholery! Widzę moje dzieci, jedno po drugim, jak się rodzą, dorastają, idą do Hogwartu, widzę Hannę, ciągle siedzącą w domu przy garach, siebie, pracującego w maleńkim biurze w Ministerstwie za jakąś śmieszną pensyjkę, po pracy tylko czytam “Proroka” i próbuję wtłoczyć dzieciakom do głów trochę rozumu... Nie chcę, żeby tak było. To mnie przeraża.

- Ale... dlaczego pytasz o moje zdanie? - Harry rozłożył ręce, zmieszany. - Widzę, czego się boisz i rozumiem twoje obawy, ale nie sądzę, bym mógł dać ci odpowiedź...

- Nie, Harry. - Ron zmarszczył brwi, piegi zatańczyły na jego nosie. - Nie chcę, żebyś podejmował za mnie decyzję. Chciałem cię zapytać... jak wygląda... małżeństwo... od środka.

Harry był tak zaskoczony, że upuścił miotłę.

- Ron, chyba zwariowałeś. To jest zaaranżowane małżeństwo...

- Dlatego właśnie ciebie pytam. Moje też takie będzie - stwierdził Ron z goryczą.

Harry prychnął i nie mógł powstrzymać śmiechu.

- No ej, Ron! Nie dramatyzuj! Nawet jeśli poślubisz Hannę tego lata, twoje małżeństwo nigdy nie będzie takie, jak moje. Nas dzieli różnica wieku. Ciebie i Hannę nie. My mieliśmy ciężkie przejścia, zanim się pobraliśmy. Wy kochacie się od miesięcy. Ja nie jestem w nim zakochany, ani on we mnie. Obaj jesteśmy mężczyznami, jeden hetero, drugi gejem. Wy jesteście normalną heteroseksualną parą i sami się wybraliście. Zbierz to wszystko...

- Snape jest gejem? - Ron zrobił wielkie oczy.

- Och, ale ze mnie idiota - wymamrotał Harry. - Mam nadzieję, że rozumiesz, że to jest prywatna rozmowa i wszystko pozostaje między nami? - Spojrzał na przyjaciela z obawą.

- Nikomu nie powiem - obiecał rudowłosy. - Ale wciąż chciałbym usłyszeć twoją opinię.

Harry przystanął, patrząc w przestrzeń, pogrążony w myślach.

- Nie wiem, jak może ci to pomóc, ale... spróbuję, okej? Tylko nie mów później, że się do niczego nie przydałem!

- Nie, nie, Harry - Ron wyglądał na zdesperowanego. - Ale ja potrzebuję prawdziwej pomocy. Głupie żarty Deana czy Seamusa nic mi nie dadzą. Potrzebuję opinii kogoś doświadczonego. - Spojrzał na przyjaciela prosząco.

Po chwili ciszy Harry w końcu się odezwał.

- Wiesz co, Ron? Ty pytaj, a ja będę się starał odpowiedzieć, ale naprawdę nie wiem, co chciałbyś ode mnie usłyszeć.

- Myślisz, że możemy być szczęśliwi, jeśli pobierzemy się tak szybko? - brzmiało pierwsze pytanie.

- Tak, ale tylko jeśli nie będziesz chciał się z tego wydostać. Jeśli zaakceptujesz to małżeństwo, będzie dla was jakaś nadzieja. Natomiast jeśli czujesz się jak w pułapce, zawsze będziesz się miotał i będzie cię to zjadało od środka.

- Ale ja kocham Hannę i ona kocha mnie!

- Nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie. Twoje próby uwolnienia się będą ją tylko raniły jeszcze bardziej. Nie jestem zakochany w Snape’ie, ale on też czuje się jak w pułapce, a to... to jest bardzo przykre. Starasz się jak możesz, a twój partner się miota, burzy wszystko, co próbujesz zbudować.., - Harry nagle machnął ręką i odwrócił się. Nie chciał jednak zostawiać Rona samego, bez porządnej odpowiedzi, więc wziął się w garść i patrząc w ziemię, zaczął pośpiesznie mówić. - Posłuchaj, Ron, nie żeń się z nią, dopóki nie będziesz pewien, że robisz to z własnej woli. Lecz jeśli okaże się, iż jesteś na tyle słaby, że nie potrafisz oprzeć się swojej matce i poślubisz Hannę, nigdy, przenigdy nie próbuj jej za to obwiniać. Zaciśnij zęby i zaakceptuj sytuację. Pomaga, gdy zdajesz sobie sprawę, gdzie jesteś i że nie masz wyjścia. Jeśli będziesz z tym walczył, zniszczysz życie wam obojgu. - Odwrócił się, by odejść, ale Ron złapał go za łokieć.

- Harry... nie wiem... jak mam ci dziękować za to, że mi to wszystko powiedziałeś. Wiem, że ciężko ci rozmawiać o twoim związku ze Snape'em i ...

- To takie dziwne - wyrzucił z siebie Harry, zanim zdążył się powstrzymać.

- Co takiego? - Ron spojrzał na niego z troską.

Harry masował palcami nasadę nosa, lecz po chwili, złapawszy się na tym ewidentnie "Snape'owym" geście, opuścił rękę i zacisnął ją nerwowo w pięść.

- To całe małżeństwo. Snape. Nasz związek... - Wpatrzył się w swoje trampki, zażenowany.

- Co się stało? - głos Rona był niewiele głośniejszy od szeptu.

- Właściwie nic - Harry wzruszył ramionami, nie wiedząc, czemu w ogóle odpowiada na jego pytanie. Ten temat był tabu nawet między Snape'em a nim, nigdy wcześniej z nikim o tym nie rozmawiał. Ale teraz poczuł nagłą potrzebę podzielenia się z Ronem tym, że... że co? Sam nawet nie wiedział, gdzie tkwi problem. - Snape zachowuje się strasznie. To znaczy, gorzej niż zwykle - westchnął ciężko. - Myślę, że ma mnie dość, mnie i całej tej sytuacji. A ja... Ron. - Potrząsnął głową. - To szaleństwo, ale ja... czuję się dobrze, to znaczy... dobrze mi z nim i... ja... nie chcę, żeby to się skończyło.

- Żeby co się skończyło? - Ron patrzył na niego pytająco.

- To małżeństwo. - Harry zaczerwienił się i zadrżał. Nie miał pojęcia, jak jego przyjaciel na to zareaguje.

- Kochasz go, Harry? - Ron przełknął głośno ślinę i na próżno próbował przywołać na twarz uśmiech. - To jest ten problem, prawda, że ty go kochasz, a on ciebie nie.

- To... ciężko powiedzieć, Ron. Prawie masz rację, ale nie całkiem. Ja... nie jestem w nim zakochany. I... - rumieniec na jego policzkach pogłębił się - nie pragnę go. Mam na myśli seks. Ale tak, myślę, że... że go kocham. Potrafi być tak delikatny i... troszczy się o mnie. I pomaga mi. Lubię z nim być.

Ron zmarszczył brwi w zamyśleniu.

- Ale powiedziałeś, że nie chcesz, by to małżeństwo się skończyło. Myślisz, że twoja er... sympatia wystarczy?

- Na to wygląda - Harry uśmiechnął się ironicznie, lecz po chwili znowu spoważniał. - Nie wiem, Ron... To nie jest tylko sympatia. To coś więcej. Szacunek i zrozumienie, i troska.

- I to wystarczy? - naciskał Ron.

- Myślę, że tak. - Harry zdobył się na słaby przepraszający uśmiech. - Ale... to, że... że jestem w takiej sytuacji, nie czyni mnie od razu ekspertem od związków.

- No... - Ron machał swoją miotłą, zakłopotany. - Wiesz, ja myślę, że... że twoje er... uczucie do Snape'a jest tylko.... konsekwencją waszej sytuacji. Hermiona paplała coś kiedyś o jakimś syndromie, nie pamiętam nazwy, kiedy ofiara zaczyna czuć coś do porywacza, gdy są razem zamknięci...

- I myślisz... myślisz, że... że to właśnie jest coś takiego? - Harry spojrzał na przyjaciela. Szukał odpowiedzi na swoje nie zadane, najbardziej wewnętrzne pytania i wątpliwości, a wyjaśnienia Rona były pierwszymi prawdopodobnymi.

- No... i jeśli całe to gadanie o tym syndromie to prawda, nie byłbym zaskoczony, gdyby się okazało, że Snape również żywi wobec ciebie jakieś uczucia...

- Och, tak, Ron, żywi. Frustrację, irytację...

- Ej, kumplu... To o Snapie mówimy. Nie możesz oczekiwać od niego, że wyzna ci wieczną miłość na kolanach!

Harry zarumienił się, słysząc ostatnie zdanie i poczuł nagłą wdzięczność, że Ron nigdy nie chciał uczyć się Legilimencji, i że nie mógłby się teraz dowiedzieć, jak Harry zareagował na część "na kolanach"...


* * *


Mimo że Harry był poważnie do tyłu z nauką i powinien był nadrobić zaległości, nie potrafił przekonać sam siebie, by spędzić weekend w komnatach Snape’a. Wstał wcześnie w sobotni poranek i bez prysznica, który zazwyczaj brał rano, pospieszył do Wieży Gryffindoru. Coraz bardziej nieprzewidywalne zachowanie Snape’a doprowadzało go do szału. Nie wiedział już, co robić, mężczyzna raz wpadał w furię, a po chwili mówił do niego ciepłym głosem. Więc uciekł, zostawiając śpiącego Snape’a samego w łóżku. To, co mężczyzna powiedział poprzedniego wieczoru, wstrząsnęło Harrym tak bardzo, że przewracał się z boku na bok i wiercił całą noc, nie mogąc zasnąć.

Był zmęczony i sfrustrowany.


- Żałuję, że cię poznałem...


Tak powiedział Snape ostatniej nocy, myśląc, że chłopak śpi. Harry był tak zaskoczony, że nie mógł odpowiedzieć ani w ogóle się odezwać, a po chwili zabrzmiały następne słowa.

- Nienawidzę tego, nienawidzę tego, co mi robisz, Harry Potterze...


Jak Snape mógł myśleć, że jego żelazny uścisk na nadgarstku Harry’ego go nie obudzi? Że Harry go nie usłyszy? Chyba że... chciał, żeby go usłyszał...

- Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę cię...


Snape powtarzał w kółko te słowa, przyciskając Harry’ego do siebie tak mocno, że chłopak był przerażony.

- Nienawidzę cię, Albusie... Nienawidzę cię, Potter... – kolejna, trwająca kilka minut mantra, aż w końcu Snape, co Harry mógł jasno wyczuć, zmęczony łkaniem, zapadł w sen. Harry leżał w jego ciasnych, wręcz duszących objęciach, przerażony i zasmucony.

Snape go nienawidził.

Ta myśl była dławiąco bolesna.

Dlaczego?

Co zrobił, by zasłużyć na taką nienawiść ze strony Snape’a?

Kręciło mu się w głowie i od czasu do czasu musiał się zatrzymywać, by oprzeć się o ścianę, idąc na górę. W szkole panowała cisza. Była dopiero szósta rano, sobota, i Harry był wdzięczny za tę samotność, za ciszę. Cały jego świat walił się w gruzy, a on nie chciał, by ktokolwiek widział jego rozpacz.

Ron... Porozmawia z Ronem. Ron zrozumie. Ron pomoże. Albo przynajmniej wysłucha.

Przekradł się obok Grubej Damy, na wpół śpiącej na portrecie i chwiejnie poszedł do dormitorium, do swojego łóżka, swojego sanktuarium. Jak to się stało, że jego życie przybrało tak bolesny bieg? Zwinął się pod przykryciem i naciągnął koc na głowę.


- Po prostu usiądź mi na kolanach – powiedział Snape i pomógł Harry’emu usadowić się na nim okrakiem, odchylając się do wezgłowia łóżka i otwierając zapraszająco ramiona. Gdy Harry już siedział na jego udach, mężczyzna przyciągnął go bliżej i objął.

- Teraz oprzyj głowę na moim ramieniu...

Harry usłuchał. Był nieco wystraszony pomysłem Severusa, by wypróbować nową pozycję, ale nie protestował. Wiedział, że mężczyzna nie zrobi mu krzywdy.

Ręce gładziły jego plecy, pośladki, ramiona, a delikatne pocałunki ślizgały się po jego szyi i obojczyku i wkrótce Harry rozluźnił się, i lekko pocałował ramię, na którym się opierał. Severus na moment przestał oddychać, lecz jego dłonie nie zaprzestały pieszczot.

- Obejmij mnie za szyję i unieś się trochę... – wyszeptał mężczyzna, a Harry usłyszał cichy odgłos otwieranego słoiczka w dłoni Severusa.


Był tak delikatny... tak kochający... jakby mu zależało... I było tak dobrze w ten sposób: Harry ukrył twarz we włosach Severusa, dłońmi gładził jego kark, ramiona, wplatał palce w jego włosy, podczas gdy obaj poruszali się we wspólnym tempie, odpowiadającym obydwu.

Czuł się tak bezpiecznie. Tak dobrze. Czuł się kochany.

Zwinął się w kłębek i zacisnął zęby na wrażliwej skórze kolana, by uciszyć płacz.

Musi porozmawiać z Ronem. Potrzebował kogoś, by... by po prostu był przy nim. Nawet on zasługiwał, żeby choć jedna osoba się o niego troszczyła, prawda? I nawet jeśli tak naprawdę chciał, by tą osobą był Snape, będzie szczęśliwy, jeśli zostanie nią Ron.

Po prostu... ktoś... ktokolwiek... komu zależy...

Dlaczego to zawsze on w końcu zostawał sam? Co robił źle, by zasłużyć sobie na taką samotność i rozpacz? Wciąż powracające wspomnienie zdradzieckich objęć Snape’a sprawiało, że czuł się zimny w środku i załamany. Dlaczego Snape tak bardzo go nienawidził?

Drżał pod przykryciem, przyciskając poduszkę do piersi. Przestał zagryzać skórę kolana i teraz wylewał swój żal w poduszkę, aż w końcu zapadł w litościwy sen.

Gdy się obudził, nikogo nie było w dormitorium i oceniając po wszechobecnej ciszy, cała wieża była pusta.

Och... nie powinien być zaskoczony, w końcu to kolejny weekend wycieczek do Hogsmeade... nie, Harry nie może myśleć o Hogsmeade, o Hogsmeade i Snape’ie. On i Snape pod prysznicem tamtego ranka... NIE! Snape go nienawidził. To właśnie to. Wracamy do początków, do życia w małżeństwie z osobą, która go nienawidzi.

Harry wziął kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. Niestety sen nie pomógł. Jego myśli wciąż krążyły wokół tego samego tematu, wokół Snape’a. Wokół utraty Snape’a.

Jego utrata była jak utrata kogoś bliskiego: przyjaciela, brata, rodzica. Albo w tym przypadku wszystkich trzech, ponieważ Snape był dla niego i przyjacielem, i bratem, i rodzicem, a także kimś więcej, skoro uprawiali ze sobą seks. To było jak utrata członka rodziny, jak utrata Syriusza, choć Syriusz i on nigdy nie byli ze sobą tak blisko, jak Harry ze Snape’em. Ale... czy naprawdę byli ze sobą tak blisko, czy to tylko głupota chłopca kazała mu w to wierzyć?

A jeśli chodzi o Syriusza, jego ojciec chrzestny byłby zdegustowany widząc, jak Harry płacze nad utratą Snape’a, ze wszystkich ludzi, ale chłopak nie mógł nic na to poradzić. Wreszcie znalazł rodzinę, stabilizację, zadowolenie – a to wszystko okazało się ułudą, wielką fasadą najlepszego szpiega Dumbledore’a. Och, jakże nienawidził Snape’a za jego zdolności aktorskie!

Wciąż jak ogłuszony, Harry wstał, by się przebrać, bo te ubrania, które miał na sobie, były zbyt pogniecione i przesiąknięte potem.

Zawsze był taki silny... taki silny po śmierci Cedrika, po śmierci Syriusza, po tym, jak zmuszono go do poślubienia Snape’a... ale nie potrafił już dłużej. Jego palce drżały, gdy usiłował zapiąć koszulę. Nogi się pod nim chwiały. Pokonany i tylko częściowo ubrany, opadł z powrotem na łóżko. To był koniec wszystkich jego sił.

Nie miał pojęcia, jak długo tak siedział, ale jakieś stukoty, ostre głosy i wystraszone krzyki stopniowo wyciągnęły go z zamroczenia. Ale tym, co sprowadziło go z powrotem, było nagłe pojawienie się Deana, który wpadł do dormitorium z umorusaną twarzą i wielkimi oczyma, trzęsąc się i chwiejąc na nogach.

- Co się stało? – zapytał Harry, czując jak straszliwe podejrzenie ściska mu serce.

- Ron – twarz Deana była blada pod warstwą błota i brudu. – Porwali Rona...

Zanim Harry zdążył zareagować, Hermiona wbiegła z płaczem i prawie zmiażdżyła Harry’ego w objęciach.

- Harry, Harry, zabrali go, zabrali go... – Otoczyła ramionami jego szyję i schowała twarz w jego ramieniu. – Voldemort go porwał... nikt inny, to musiał być on... – Jej uścisk wzmocnił się. – Harry, obiecaj mi, że nie pójdziesz za nim... – Ścisnęła go jeszcze mocniej. – Obiecaj mi, proszę... to pułapka, oni chcą ciebie... Harry, Harry...

Przytulił Hermionę mocno, nie niepewnie i z ociąganiem, jak to zwykle robili jego koledzy, i głaskał ją po plecach uspokajająco.

- Ćśsiii... uspokój się, Hermiona, spokojnie...

- Ale... obiecaj mi, że nie... – jej głos był ochrypły od płaczu. – Musimy poczekać na Dumbledore’a. On pomoże Ronowi.

Słowa Hermiony obudziły w Harrym nowe myśli. To takie oczywiste... Oczywiście, że to pułapka. To jasne, że Voldemort chce go złapać. A Harry będzie przeklęty, jeśli nie odpowie na to wyzwanie! Ron był pierwszy. Jeśli Harry nic nie zrobi, Hermiona będzie następna, albo Neville, albo Luna, czy Weasleyowie... nie. Nie pozwoli na to.

Dumbledore i Snape myślą, że nie jest gotowy. Nie pozwolą mu iść. Znowu będą go traktować jak dziecko i nie będzie miał nic do powiedzenia w tym, co planują. Ale śmierć Syriusza i teraz porwanie Rona... to już było zbyt osobiste. Harry wiedział, że to wiadomość dla niego i zdecydował się odpowiedzieć.

Był zdesperowany.

Sam. Zrobi to. Zrobi to sam.

Więc uspokoił Hermionę i zaprowadził ją do Skrzydła Szpitalnego, gdzie zaaplikowano jej miksturę uspokajającą. Harry odmówił przyjęcia swojej dawki i wrócił do swojego pokoju mówiąc, że chce zostać sam. W sekrecie rozpoczął przygotowania do ostatniej bitwy. Potrzebował tylko kilku rzeczy: swojej peleryny, różdżki i Błyskawicy.

Tej nocy jego koledzy nie mogli zasnąć. Byli przerażeni i niespokojni. Zbliżał się świt, gdy wreszcie wszyscy zapadli w sen. Harry wstał cicho, wziął pelerynę, miotłę i otworzył okno. W następnej chwili był już na zewnątrz, odległość między nim a zamkiem wzrastała z każdą chwilą. W Hogsmeade zsiadł z miotły, zdjął pelerynę i ukrył obie rzeczy pod krzakiem.

Jeżeli właściwie odczytał wiadomość, nie powinien czekać długo. Stał i wyglądał posłańców Voldemorta.

Miał rację. Trzej Śmierciożercy, którzy go zabrali, pojawili się prawie od razu i szybko poczuł szarpnięcie w okolicy pępka, gdy Świstoklik zadziałał. Lądowanie było bolesne, ale przynajmniej miał w ręce swoją różdżkę. Pierwszą osobą, którą zobaczył, był Ron.

Harry prawie zemdlał. Jego przyjaciel był ranny i posiniaczony, leżał bez przytomności na ziemi. Obok niego stał Voldemort. Harry wzdrygnął się mimowolnie, gdy dostrzegł gadzią twarz swojego wroga.

- Proszę, proszę, Harry Potter... Widzę, że jesteś bardziej inteligentny, niż sądzi ten stary głupiec – zaczął Czarny Pan konwersacyjnym tonem. – Albo mniej?

Harry zacisnął szczęki i nie odpowiedział. Voldemort otworzył usta, by znowu się odezwać, ale w tym momencie Ron poruszył się i otworzył oczy.

- Harry, och nie... – jęknął i zmarszczył brwi, krzywiąc się boleśnie. – Nie powinieneś był przychodzić...

- Pan Potter rozumie mnie lepiej niż ty, panie Weasley, czyż nie?

Harry nie mógł oderwać wzroku od przyjaciela.

- Co oni ci zrobili? – wyszeptał łamiącym się głosem, a cichy głosik w jego głowie zaczął skandować: ”To twoja wina, twoja wina, twoja wina...

- Nie powinieneś był przychodzić... – jęknął Ron znowu. – Głupi...

- Jaka mądrość, panie Weasley. Jestem pod wrażeniem. – Voldemort odwrócił się do Harry’ego. – Wiesz, że obecność tutaj pana Weasleya zmienia zasady, prawda, panie Potter?

- Wypuść go. To sprawa między tobą a mną.

- Nie, panie Potter. Nigdy więcej pojedynkowania się z twoją różdżką. – Czarny Pan wykrzywił usta w przebiegłym uśmieszku. – I już nie będziemy grać fair.

- Wypuść go. Jestem tutaj, jak chciałeś – powtórzył Harry stanowczo.

- I on również tutaj jest. Pod troskliwą opieką Lucjusza i Bellatrix. Co oznacza, że zginie w momencie, gdy przestaniesz spełniać moje oczekiwania. Daj mi swoją różdżkę – warknął.

Harry mimowolnie się odsunął, ale krzyk Rona zatrzymał go w miejscu. Jego przyjaciel drżał w konwulsjach pod wpływem Cruciatusa. Krew w żyłach Harry’ego zmieniła się w lód z przerażenia.

Popełnił największy błąd w swoim życiu. Myślał, że jego wróg będzie działał fair. Albo... w ogóle nie myślał. Dał się kierować swej rozpaczy, cierpieniu i rozczarowaniu.

Powinien był wiedzieć. Nie będąc w stanie patrzeć na wijącego się z bólu przyjaciela, rzucił swoją różdżkę do stóp Voldemorta.

- Masz... ale zostaw go w spokoju... – wyszeptał i po raz pierwszy w swoim życiu poczuł absolutną pewność, że już wkrótce będzie martwy.


* * *



Zimno... Tak zimno...

Martwe oczy Rona...

Poczuł nagły ból w plecach, gdy próbował złapać haust powietrza. Otworzył usta, by nimi oddychać, ale powietrze było tak zimne, tak zimne...

Nie obwiniam cię, Harry...

Jego kości, żebra paliły żywym ogniem. Czuł, jakby całe ręce miał pokryte drzazgami, a biodra...

Nogi... kopali go... Ból... ból wszędzie... Trzask w biodrach, gdy Goyle miażdżył je swoimi ciężkimi butami...

I było tak zimno... Czuł płonący w nim ogień, ale i tak było mu zimno. A w powietrzu nie było w ogóle tlenu, dusił się...

- Znowu wpadłeś w tę samą pułapkę, Potter. Jesteś jak otwarta księga. Twój ból, gdy dowiedziałeś się, że twój ukochany mężuś cię nienawidzi, twoje pragnienie, by porozmawiać ze swoim głupiutkim rudym przyjacielem. I oto jest, rozmawiaj z nim, powiedz mu, co ci leży na sercu.

- Ron - załkał, poczuł, jak zaciska mu się tchawica, obolałe gardło pulsowało. Drżąc w straszliwym bólu, krzyknął ochryple. - RON!

- Powiedz mu, że kochasz swojego męża, lecz on cię nienawidzi... Powiedz, jak pieprzył cię niczym kochanek, a później powiedział, że cię nienawidzi...

Harry łkał, emocjonalne cierpienie wraz z bólem fizycznym było nie do zniesienia. Próbował przełknąć gorzką ślinę, która blokowała tył jego gardła, ale mięśnie przełyku nie chciały go słuchać, ślina nie spłynęła w dół, za to zawartość żołądka przedostała się do góry...

- Przełykaj, chłopcze, przełknij każdą kroplę... To utrzyma twojego drogiego przyjaciela przy życiu...

Obrzydzenie wzięło górę i zwymiotował po raz kolejny. Nagle jego usta były pełne i nie mógł oddychać.

- Oddychaj, chłopcze, wiem przecież, że to nie jest twój pierwszy raz...

Odrobina wymiocin dostała się do tchawicy i Harry zakrztusił się.

- Właśnie tak... - jęknął Voldemort.

Obrócił głowę w prawo i poczuł, jak wymiociny wypływają powoli z jego półotwartych ust. Nie przestawał kaszleć, a jego żebra płonęły niczym gałęzie w ogniu pod skórą, wokół płuc.

- Harry, on kłamie... nie wierz mu... - głos Rona.

Był sam, przemarznięty. Umrze, tak jak umarł Ron. To wszystko jego wina, bo nie potrafił zamknąć swojego umysłu, jego głupota, jego wina. Zabił Rona.

- Nie obwiniam cię...

Ron nie musiał go obwiniać. Sam siebie winił.

- Avada Kedavra - inny męski głos. Lucjusz?

Zaszlochał znowu.

- Ron...

- A teraz ty, Harry Potterze...

- Ron...

Poczuł dotyk czegoś silnego i potężnego, i odwrócił się w stronę swojego wroga, swego oprawcy, swego niedoszłego zabójcy... Wciąż leżąc tam, gdzie go rzucili po...

- Severus...

Nie miał różdżki, nie miał żadnej mocy, lecz wciąż patrzył na niego, a jedyne, co czuł, to żal.

Chłodna ręka dotknęła jego rozognionej twarzy.

Żal i rozpacz, i miłość do wszystkich, których stracił: rodziców, ojca chrzestnego, przyjaciela, Severusa...

Wilgotna szmatka otarła jego twarz z wymiocin, delikatna dłoń oczyściła z pozostałości również jego usta.

- Chcę, żeby to się skończyło - powiedział i stało się coś nieoczekiwanego: Voldemort zaczął wrzeszczeć. Wrzeszczał i wrzeszczał, zalewając umysł Harry'ego wspomnieniami z jego życia. Ich oczy były unieruchomione, wpatrywali się w siebie, a Śmierciożercy stali dookoła w absolutnym szoku albo czymś innym, Harry nie wiedział. Czuł jedynie coś odległego i ciepłego, jak wtedy, gdy był w objęciach swego męża, czuł Severusa wewnątrz siebie, wokół siebie, wszędzie, i było mu ciepło, tak ciepło, patrzenie w zimne oczy Voldemorta nie miało na niego żadnego wpływu. Lecz Czarny Pan cierpiał i dusił się pod spojrzeniem Harry'ego; płonął od środka i wrzeszczał z przerażenia, aż padł bez życia na ziemię. Dziwny dym uniósł się z jego ciała i przybrał kształt Mrocznego Znaku. Był doskonale widoczny na tle nieba - lecz oto nadszedł łagodny wiatr i dym zniknął, podobnie jak ciało, a Śmierciożercy leżeli dookoła, drżący w konwulsjach lub nieprzytomni.

- Już po wszystkim - wyszeptał. - Tak zimno... tak zimno...

Otoczyły go silne ramiona, ciepłe, znajome ramiona.

- Już po wszystkim...

Otoczyły go silne ramiona, ciepłe, znajome ramiona.

- Już po wszystkim...

* * *


Chłopak, który za zgodą pani Pomfrey opuścił Skrzydło Szpitalne, nie był tym samym Harrym Potterem, którego wszyscy znali. Stał się cichy i chłodny, unikał wszelkiego fizycznego kontaktu. Jego spojrzenie było puste, lecz oczy przybrały wyraz stanowczości, gdy wszedł do gabinetu dyrektora.

- Odchodzę, profesorze Dumbledore – powiedział. – Nie mogę tu zostać. Nie ma tu dla mnie miejsca.

Dyrektor patrzył na niego ze smutkiem i jednocześnie zrozumieniem.

- Jeszcze tylko dwa miesiące do egzaminów końcowych... – i tak próbował go przekonać.

- Nie mogę zostać.

- Harry, nikt cię nie obwinia za...

- Sam się obwiniam. Czuję tutaj tylko chłód...

- Porozmawiaj z Severusem. Tak dobrze wam się ostatnio układało...

- Już nie jesteśmy małżeństwem. Otrzymałem oficjalne dokumenty rozwodowe jeszcze w Skrzydle Szpitalnym, pięć dni temu. Nie chcę z nim rozmawiać.

- Harry, te dokumenty nic nie znaczą. To nie jest... – nie mógł skończyć, gdyż chłopak wszedł mu w słowo.

- Nie, proszę pana. Odchodzę. Nic mnie tu już nie trzyma.

- Severusowi na tobie zależy, Harry. Idź, porozmawiaj z nim. – Dumbledore spojrzał na niego prosząco. – On...

- Jest lepszym aktorem, niż pan podejrzewał. – Chłopak wstał, dając do zrozumienia, że uważa rozmowę za skończoną. – Mam nadzieję, że tym razem pozwoli mi pan odejść.

Stanął przed drzwiami.

- Są otwarte, Harry. I zawsze dla ciebie będą.


* * *


Harry śnił o tych otwartych drzwiach wiele razy. Czasem nawet w tych snach próbował je otworzyć, ale własne nogi nie chciały go słuchać i nie mógł się do nich choćby zbliżyć. Śnił również o innych drzwiach. Drzwiach pokoju Rona w Norze albo drzwiach sypialni Snape’a... Ludzi, których stracił...

Wykonywał swoje obowiązki z czystej konieczności. Przez pierwszy rok wstawał rano, uczył się, pracował i szedł spać. W drugim już się nie uczył, natomiast więcej pracował, na pełny etat u Gringotta. Zaoferowano mu posadę jednego z Głównych Czarodziejów bankowego Departamentu Bezpieczeństwa, a stało się to tego dnia, gdy poszedł do banku, by podjąć pieniądze i zniknąć z czarodziejskiego świata raz na zawsze. Przyjął wtedy propozycję prawie nieprzytomnie. Pracował w wielu częściach świata, ale nigdy w Wielkiej Brytanii.

Od czasu do czasu otrzymywał listy od Hermiony, Remusa, Weasleyów i co najbardziej zaskakujące, od Hanny, i wszyscy oni pisali to samo: że nikt go nie wini, że go kochają, chcą, żeby wrócił. Odpowiadał zawsze uprzejmie, choć stanowczo. W końcu zrozumieli, że buduje nowe życie, z dala od wspomnień i win, i ponaglenia do powrotu przestały przychodzić.

A Harry rzeczywiście starał się zbudować nowe życie. Zmienił nazwisko na Harold Evans, przyjmując panieńskie nazwisko matki i kupił dom w Cape Town (swoja Kwaterę Główną, jak go nazwał). Po dwóch latach próbował nawet umówić się z jedną z koleżanek z pracy, ale nic z tego nie wyszło. Nie wiedział, co przeszkadzało mu w pogłębianiu znajomości; nie potrafił nawet z nią rozmawiać bardziej intymnie, co dopiero mówić o seksie. Sam tego nie rozumiał. Była mądra, lecz nie arogancka, wręcz przeciwnie, troche nieśmiała. I ładna, miła i uprzejma, ale...

Ale wszystkim, czego pragnął, było zwinąć się w objęciach Snape’a i płakać do utraty łez, pozwolić mu się tulić, pozwolić mu się kochać.

Może jednak nie był już tak całkiem hetero.

Czasem, po wypiciu trzech czy czterech szklanek Ognistej Whisky, rozmawiał nocami z Ronem; pytał go, czy jego obsesja na punkcie Snape’a jest tylko efektem syndromu sztokholmskiego (tak, sprawdził to kiedyś, nie mając nic innego do roboty w długą, bezsenną noc), czy też naprawdę ten mężczyzna go pociąga... Ron, rzecz jasna, nigdy nie odpowiadał, wspomnienia nie dają odpowiedzi. A gdy Harry budził się rano z bolącą głową, zauważał z niemałą dozą nostalgii, ze prysznic w samotności nie jest w stanie wyleczyć go z kaca.

Koledzy widzieli jego cierpienie i błagali, żeby zgłosił się do jakiejś poradni, ale nie zwracał na nich uwagi.

Jego nieostrożność zabiła Syriusza i Rona. Zasługiwał na wyrzuty sumienia. Poczucie winy stało się teraz częścią jego istoty. To czyniło z niego najlepszego Czarodzieja d/s Bezpieczeństwa w całym banku: był zawsze czujny (stary, dobry Moody) i zawsze dyspozycyjny. Wykonywał swoją pracę skrupulatnie i bez szemrania, skupiając się bardziej niż pozostali na ochronie osobistej pracowników i klientów banku.

Żył swoją winą i żalem, przyjmując je ze swego rodzaju przewrotną wdzięcznością, jako formę pokuty.

Z końcem czwartego roku był już całkowicie wyczerpany i zaczął popełniać błędy. Nie jakieś znaczące, ale zdawał sobie sprawę, że z upływem czasu będzie coraz gorzej. I wtedy jeden z kierowników banku zaprosił go na rozmowę.

- Panie Evans – zaczął goblin uprzejmie, acz stanowczo. – Przez ostatnie lata słyszałem wiele pochwał na temat pańskiej pracy, zarówno z ust pańskich zwierzchników, jak i współpracowników. Jednakże wspominali również, że pan się przeforsowuje i że w ciągu ostatnich kilku miesięcy oznaki wyczerpania zaczęły się pojawiać w pańskiej pracy. Proszę mnie źle nie zrozumieć, panie Evans; nie jest moim zamiarem ganienie pana w żaden sposób, ale sugerowałbym zmianę otoczenia na kilka miesięcy... dopóki nie wróci pan do zdrowia i nie odzyska sił na tyle, by powrócić do swojej skądinąd świetnie wykowywanej pracy.

Harry spuścił głowę, zawstydzony. Był więcej niż świadomy błędów, które popełniał. Stanowiły dodatkowy wkład do i tak już olbrzymiego, wyczerpującego go coraz bardziej poczucia winy.

- Co mam zrobić? – wyszeptał, załamany. W odpowiedzi goblin skinął głową.

- Mam dla pana pracę – powiedział, podnosząc jakiś dokument. – Jest luty, a Hogwart stracił dotychczasowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią w pewnych, ach.... wydarzeniach dwa tygodnie temu. Biorąc pod uwagę, ze jest środek roku szkolnego, a powiedzmy to sobie szczerze, nie ma wielu chętnych do tej pracy, szkoła potrzebuje zastępstwa do czerwca. Pomyślałem o panu. Praca tutaj zrobiła z pana eksperta w dziedzinie obrony. Bardzo dobrze radzi pan sobie w relacjach z ludźmi, jak wyczytałem w pańskich aktach, i może praca w innym otoczeniu pozwoliłaby panu zrelaksować się t...

- Naprawdę doceniam pańską propozycję, ale nie mogę jej przyjąć. – Harry wstał, lecz zaraz prawie upadł, gdy ugięły się pod nim kolana. – Nie mogę tam wrócić...

- Podpisał pan pięcioletni kontrakt z bankiem. Praca w Hogwarcie to nie propozycja, to polecenie. Już zawiadomiłem Albusa Dumbledore’a, że jest pan gotowy przyjąć tę posadę i był naprawdę uszczęśliwiony, że znalazłem kandydata, który dołączy do grona pedagogicznego na najbliższe pięć miesięcy. Oczywiście pensję będzie wypłacał panu nadal bank, jako jednemu z naszych przedstawicieli.

- Dlaczego pan to robi? – Harry spojrzał na niego, nie potrafiąc ukryć urazy w swoim głosie.

- Mam zobowiązania wobec Albusa Dumbledore’a – wyjaśnił goblin. – Lecz z drugiej strony, doceniam pańską pracę dla banku i nie chcę stracić tak utalentowanej osoby jak pan. Panie Evans, musi pan tam wrócić i rozliczyć się ze swoją przeszłością, inaczej ona pana zniszczy.

- Czy mam coś do powiedzenia w tej sprawie? – Harry podjął ostatnią próbę.

- Nie. Jest środa. W sobotę o dziewiątej rano zjawi się pan w gabinecie Albusa Dumbledore’a. Oczekuje pana.


* * *


Ciężko było powracać do Hogwartu, nawet ciężej niż myślał. Każde miejsce przesiąknięte było wspomnieniami: o Syriuszu, Ronie, Severusie. Zaatakowały go od pierwszej chwili, gdy teleportował się przed bramą szkoły.

Opatulił się ciaśniej swoim czerwono-czarnym płaszczem (tradycyjne barwy Gringotta). Wiał zimny wiatr, plując w niego agresywnie kroplami deszczu i śniegiem. Wkrótce włosy ociekały mu wodą a uszy wydawały się zamarzać. Spuścił głowę i machnięciem różdżki sprawił, że kufer zaczął płynąć za nim w powietrzu. Zrugał się w myślach, że nie pomyślał wcześniej, by rzucić na siebie anty-wodne zaklęcie; teraz było już na to za późno. Szedł ostrożnie wyjątkowo śliską dróżką, pokrytą błotem, starając się nie upaść na twarz i nie upokorzyć się w ten sposób ostatecznie. Już niedługo zazna wystarczająco wiele poniżenia.

Żołądek skurczył mu się na myśl o spotkaniu swoich nowych kolegów, którzy tak niedawno byli jego nauczycielami. Snape’a, swojego byłego męża. Poczuł, że się poci, ale i tak nie było tego widać na jego mokrej już twarzy. Wnętrzności zamieniły mu się w kamień, kończyny zrobiły się ciężkie, dłonie i kolana zaczęły drżeć. Miał mdłości i był na granicy załamania nerwowego.

Przed wejściem do zamku rzucił zaklęcie oczyszczające na swoje ubłocone buty (nie chciał zaczynać pierwszego dnia powrotu od walki z Filchem). Biorąc głęboki oddech, ruszył do gabinetu Dumbledore’a, wybierając drogę pozwalającą mu ominąć Wielką Salę. Chimera była paskudna jak zawsze i gdy Harry przed nią stanął, obudziła się do życia i odskoczyła, dając mu przejście na spiralne schody.

Wszystko działo się tak szybko... stał już przed znajomymi drzwiami z polerowanego dębu i z mosiężną kołatką. Zbliżył się do nich, opuszczając ruchome schody i zawahał się, nadstawiając uszu. Usłyszał dobiegające z wnętrza głosy.

- ... I ty chcesz dać tę posadę komuś całkowicie obcemu!

Harry poczuł, jak jego serce przestaje bić. To był Snape.

- Jego referencje są dla mnie wystarczające, Severusie. Proszę, uspokój się. On zaraz przybędzie. Powiedziano mi, ze pojawi się o dziewiątej. Już czas.

- Dyrektorze, dobrze wiesz, ze jestem wystarczająco kompetentny, by uczyć tego przedmiotu...

- Nie mam zamiaru stracić cię w ciągu niecałego roku z powodu tej klątwy.

- Mógłbym ją złamać...

- Ja nie mogłem jej złamać! – warknął Dumbledore, kompletnie szokując Harry’ego.

Dumbledore – nie potrafiący czegoś zrobić? Dumbledore – wściekły? Nie chciał już dłużej podsłuchiwać. Podniósł rękę, by zastukać kołatką, lecz nim dotknął chłodnego mosiądzu, drzwi same się przed nim otworzyły.

- Co, do cholery... – wymamrotał Snape, okręcając się szybko, z różdżką wyciągniętą i wymierzoną w Harry’ego, podobnie jak Dumbledore.

Świat jakby się na moment zatrzymał i Harry zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, że Dumbledore nie został poinformowany o jego prawdziwej tożsamości i teraz był tak samo zaskoczony jak Snape. Po drugie, że starzec był dosłowny, mówiąc, iż jego drzwi będą zawsze dla Harry’ego otwarte.

Przełknął głośno ślinę i poruszył się nerwowo pod wymierzonymi w niego dwiema różdżkami. Mistrz Eliksirów pierwszy odzyskał rezon.

- Harry? – Podszedł bliżej i opuścił różdżkę; na jego wychudłej twarzy pojawił się wyraz dziwnego respektu. – Jesteś... czy to naprawdę ty?

- Tak. – Harry znowu poruszył się niepewnie, niezdolny do odczytania emocji mężczyzny. – Tak, to ja.

- Ja... – Snape podszedł do niego, rozkładając niepewnie ramiona, jakby chciał go uściskać, lecz po chwili jego ręce opadły bezwładnie jak złamane skrzydła. Zachwiał się lekko i przystanął, całym sobą emanując cierpieniem. Harry nie mógł się powstrzymać i podszedł bliżej, złapał go za ramię, przytrzymując go i wpatrywali się w siebie, nieświadomi obecności Dumbledore’a ani mijającego czasu.

Harry odchrząknął.

- To ja jestem nowym nauczycielem Obrony – powiedział słabym, przepraszającym tonem.

Nagłym ruchem Snape wywinął się z jego uścisku i prawie pobiegł do drzwi.

- Przepraszam – zdążył wymamrotać, zanim opuścił gabinet i zostawił Harry’ego w stanie kompletnego zmieszania.

Dumbledore podszedł do niego.

- Harry, to było spore zaskoczenie.

Młody mężczyzna odwrócił się do niego.

- Sądziłem, że poinformowali pana, kim jestem... – powiedział, wciąż się trzęsąc. – Ja...

Dumbledore westchnął.

- Może byłoby lepiej, gdybyśmy wiedzieli. Nie wiem. Severus zapewne byłby teraz na drugim końcu świata.

- O co mu chodzi? – zapytał Harry z obawą. – Tak bardzo mnie nienawidzi?

- Och nie, Harry – głos Dumbledore’a był twardy jak skała. – Ale to nie ja powinienem wypowiadać się na ten temat. Musisz iść i sam go zapytać.

- Nie mogę... – wyszeptał Harry z rozpaczą. – Nie mogę pozwolić mu zranić mnie znowu.

Dumbledore wskazał na sofę i obaj usiedli.

- Co masz na myśli? Znowu?

Twarz Harry’ego pociemniała, lecz po chwili stare linie poczucia winy i cierpienia pojawiły się w miejsce gniewu.

- To nieważne. I tak na to zasługiwałem...

- Harry... – Dumbledore położył mu dłoń na ramieniu. – Ron umarł nie z twojej winy!

- Nie może pan tego wiedzieć... Znowu zawiodłem w Oklumencji. Voldemort użył go przeciwko mnie...

- Przestań! – Gniew pojawił się na starczej twarzy, gniew i irytacja. – To my, dorośli, zaniedbaliśmy was! Ciebie, Harry, i Rona, i Syriusza, i inne ofiary wojny. To nie była twoja wina. Nie rozumiesz tego? Zawiedliśmy, nie potrafiliśmy ich ocalić, ale ich śmierć nie była naszą winą! Voldemorta i jego Śmierciożerców, ale nie naszą. Nie moją, choć to na moich barkach spoczywała największa odpowiedzialność, i z całą pewnością nie twoją! Ty zrobiłeś więcej niż ktokolwiek inny, byśmy zwyciężyli! Dorastałeś w rodzinie bez miłości. Dawałeś sobie radę ze wszystkim, czego my, dorośli, od ciebie wymagaliśmy. Uczyłeś się Oklumencji, ale to ja cię zawiodłem i Syriusz umarł. Później poślubiłeś Severusa, poświęcając najbardziej intymny aspekt swojego życia, a w końcu zginął Ron. Ale żadne z tych wydarzeń nie było twoją winą, Harry. Wiem, co zrobił ci Voldemort. Wiem, jak ciężko ci było przetrawić to wszystko...

- Nie! – wykrzyknął Harry i skoczył na równe nogi. – Nie ma pan o niczym pojęcia! – Odwrócił się do starca plecami i zapatrzył w okno. – Nie ma pan pojęcia, jak było mi ciężko... gdy leżąc w Skrzydle Szpitalnym, dwa dni później... po tym wszystkim... dostałem te... dokumenty... świadczące, że... że nikomu nie zależy...

- Jakie dokumenty? – zapytał Dumbledore niepewnie.

- Papiery rozwodowe – wyszeptał Harry. – Snape nie mógł nawet poczekać, aż odzyskam siły na tyle, by wstać z łóżka...

Długa cisza.

- Ale... – zaczął Dumbledore ostrożnie. – To nie był on... nie on zaczął procedurę rozwodową. To wszystko było w waszym kontrakcie małżeńskim. To nie było normalne małżeństwo, Harry. Zostało zaaranżowane, bez obopólnej zgody i miało trwać tylko do śmierci Voldemorta. Gdy ten został pokonany, małżeństwo automatycznie uległo rozwiązaniu i Ministerstwo zarejestrowało rozwód.

Harry poczuł kulę w gardle i świat zaczął wokół niego wirować.

- To nie był on...

- Nie, Harry. Choć obaj sądziliśmy, że będziesz szczęśliwy, gdy uwolnisz się od tej przymusowej więzi.

- Ja... – Harry potrząsnął głową, walcząc z napływającymi do oczu łzami. – Ja nie chciałem rozwodu... – Nie potrafił rozpoznać własnego głosu, brzmiał tak cienko.

Poczuł rękę Dumbledore’a na swoim ramieniu.

- Powinieneś porozmawiać z Severusem.

Harry potrząsnął głową, pokonany.

- On mnie nienawidzi. Cokolwiek ja...

- Wcale cię nie nienawidzi, Harry.

- Sam słyszałem, jak to mówił...

- Nie nienawidzi cię. Po tym, jak odszedłeś, był kompletnie zdruzgotany. Nie mógł jeść, nie mógł spać. Zamknął się w sobie jeszcze bardziej, niż przed waszym małżeństwem. Idź do niego. Porozmawiaj z nim. Powiedz mu, co czujesz.

- Nie mogę.

- Harry, każdy z nas ma tylko jedno życie. Idź i porozmawiaj z nim. Teraz. Nie ma na co czekać.

- Nie mogę.

To, jaką może otrzymać odpowiedź, przerażało go jeszcze bardziej. Nie zasługiwał na niego. Nie zasługiwał na szczęście.

- Nie obwiniam cię...

Nie.

- Harry, twoje poczucie winy nie wróci ci przyjaciela. – Dumbledore ścisnął go za ramię. – Nie jesteś odpowiedzialny za jego śmierć. Sądziłem, że po tych wszystkich latach wreszcie to zrozumiesz i przezwyciężysz żal, ale ty wciąż się obwiniasz. To z kolei częściowo moja wina. Nie zdawałem sobie sprawy, jak głęboko zostałeś zraniony – i jak głębokie uczucia żywiłeś do Severusa. I dlatego pozwoliłem ci odejść, nie zauważając, jak bardzo te dwie sprawy były dla ciebie ważne. – Podniósł się i pomógł wstać Harry’emu. – Nie chcę popełnić tego samego błędu po raz drugi. Jako twój zwierzchnik nakazuję ci iść i porozmawiać z Severusem. Masz czas do piątej, kiedy to odbędzie się rada pedagogiczna. Idź.

I Harry poszedł.


* * *


Gdy dotarł do drzwi komnat Severusa, cały się trząsł. Nie był w stanie nawet zapukać. Skrobnął tylko palcami drzwi; usta miał suche, w oczach przerażenie.

- Co... – Snape szarpnął drzwi ze złością, lecz na widok Harry’ego zamarł i zachwiał się, opierając o framugę. – Co ty tu robisz? – zapytał słabo, twarz miał bladą, oczy zaczerwienione, bez śladu drwiny.

Harry również musiał wesprzeć się o drzwi, otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie potrafił tego zrobić, cokolwiek Dumbledore miał na myśli. Wszystko rozmazywało mu się przed oczami i siły zaczęły go opuszczać, poczuł, że się chwieje. Silne ramiona złapały go, zaniosły na krzesło i ostrożnie na nim posadziły. Harry usłyszał dźwięk zamykanych drzwi i szuranie, gdy drugie krzesło zbliżyło się do jego własnego.

- Harry? Dobrze się czujesz?

Nie czuł się dobrze, nie, i już nigdy się tak nie poczuje...

- Dumbledore chciał, żebym z tobą porozmawiał – wyszeptał.

- O czym? – zapytał cicho Severus.

Długa cisza. Harry walczył ze sobą, by opowiedzieć mu o Ronie, Voldemorcie, o swoich uczuciach, ale słowa nie chciały opuścić jego ust, choćby nie wiadomo jak bardzo się starał.

- Nie chciałem rozwodu – wyrzucił w końcu z siebie i pochylił się, by ukryć swoją czerwoną ze wstydu twarz w dłoniach. Trząsł się tak bardzo, ze ześliznął się i opadł na kolana, chcąc spalić się ze wstydu. – Nie chciałem rozwodu – powtórzył. Nie miał pojęcia, dlaczego to robi. Snape poczuje do niego wstręt i go odrzuci, zasłużył sobie na to.

Lecz silne ramiona powróciły, Severus podniósł go i przytulił, klęcząc przed nim, twarzą w twarz, obaj ze łzami w oczach, a Harry powtarzał w kółko:

- Nie chciałem tego, nie chciałem tego...

- Ja również nie – wyszeptał Severus. – Myślałem...

- Nie. Myliłeś się, i ty, i Dumbledore. – “Severus wciąż jest za chudy”, pomyślał, przylegając do niego kurczowo.

- Przepraszam, Harry, nie wiedziałem...

- Nie chciałem rozwodu – Harry wiedział, że jęczy, ale przerażała go myśl, że być może jest to ostatni raz, gdy znajduje się w tych objęciach.

- Kocham cię, Harry – głos Severusa był ledwie słyszalny, gdy mamrotał w ciężkie szaty wierzchnie Harry’ego. – Kocham cię. Dam ci wszystko, czego zapragniesz, tylko już nigdy więcej ode mnie nie odchodź.

To było jak szaleństwo, dwóch dorosłych mężczyzn płaczących w swych objęciach. Harry wciąż się trząsł. Severus pierwszy oprzytomniał i dotarło do niego, że Harry jest cały przemoczony.

- Jesteś przemarznięty – wymamrotał, zdejmując jego szaty, aż chłopak był nagi od pasa w górę. Wtedy podniósł go do pozycji stojącej i zdjął mu buty, rozpiął pasek i zsunął spodnie. Po chwili Harry stał przed nim w samej bieliźnie.

- Jesteś piękny – powiedział i przyciągnął go bliżej. – Tak zimny... – wymruczał, po czym podniósł go, okrywając swoją szatą, aż Harry otoczył ramionami jego szyję i wtulił się w niego jak dziecko, obejmując go nogami w pasie.

Chwiejąc się lekko pod ciężarem, Severus zaniósł go do łazienki pod prysznic.

- Musisz się rozgrzać – rzekł, odkręcając kurek i wpychając chłopaka pod rozkosznie ciepły strumień wody.

- Ja... – Harry w końcu przestał się trząść na tyle, by móc mówić. – Chcę, żebyś... Ja...

- Nie będę ci przeszkadzał – Severus cofnął się o krok, lecz Harry sięgnął za nim.

- Ja... – nie kończąc, Harry przyciągnął w pełni ubranego Severusa do siebie pod prysznic. Zobaczył, ze czarne oczy otwierają się szerzej w zaskoczeniu. Zamykając za nimi drzwi kabiny, Harry pchnął Severusa na przeciwległą ścianę; byli już tego samego wzrostu. Wziął głęboki oddech i po raz pierwszy w życiu przykrył jego usta swoimi. Pocałunek był niezdarny i nieporadny, ale chciał pokazać Severusowi, że go kocha, że akceptuje wszelkie aspekty tego związku, że oddaje siebie w pełni i z własnej woli.

Widział, jak ciemne oczy z wolna rozbłyskują zrozumieniem, potem radością. Po chwili stania pod prysznicem i całowania się jak gówniarze, Harry w końcu odsunął się, by zaczerpnąć tchu. Severus roześmiał się i na powrót przyciągnął go bliżej, szepcząc:

- Jestem pod prysznicem, w ubraniu, przemoczony do suchej nitki, z byłym mężem, całującym mnie do utraty tchu...

- Też cię kocham – wszedł mu w słowo Harry i zaczął gorączkowo manewrować przy jego szatach, by wsunąć rękę pod spód i dotknąć ciepłej skóry, zamiast mokrego materiału. Po chwili przy wtórze śmiechu obaj mocowali się, próbując rozebrać Severusa. Gdy udało im się coś zdjąć, wyrzucali to górą poza kabinę, aż w końcu obaj stali w samej bieliźnie, dysząc ciężko i próbując złapać oddech.

Harry sięgnął po mydło z zamiarem umycia Severusa, ale ten wyjął mu je z ręki i zaczął namydlać i bezlitośnie łaskotać młodszego mężczyznę, który w odwecie całował go z nowo odkrytym entuzjazmem. Gdy Severus dotarł do jego pośladków, odłożył mydło i powoli wsunął rękę pod materiał jego slipów w milczącym pytaniu.

- Tak – mruknął Harry i zdjął je, by dać mężczyźnie pełny dostęp. Gdy Severus pozostał w bezruchu, Harry spojrzał na niego z przestrachem. – Co...

- Jesteś gotowy. – Jego palec ruszył niepewnie w kierunku erekcji chłopaka.

- Bo cię kocham... w ten sposób – wyznał Harry, czerwieniąc się lekko. Czas zatrzymał się wokół nich, tylko ciepła woda płynęła nieprzerwanie.

- Więc... to dla mnie? – zapytał Severus, wciąż nie wykonując żadnych ruchów.

Zamiast potwierdzać to, co oczywiste, Harry sięgnął do jego bielizny i zsunął ją, po czym wziął w dłoń długą, aksamitną twardość jego członka i zaczął gładzić ją sugestywnie.

- Weź mnie, Severusie – wyszeptał i opierając się o ścianę, otoczył go nogą w pasie.

Mężczyzna potrząsnął głową.

- Byłoby nam zbyt niewygodnie w ten sposób – uśmiechnął się i przyciągnął Harry’ego bliżej do siebie, wkładając swoją męskość między jego uda. – Chcę, żebyś usiadł mi na kolanach... Jak ostatnim razem...

Harry złożył delikatny pocałunek na nosie mężczyzny, gdy zniżali się na podłogę. Czuł, jak jego serce bije coraz szybciej i wiedział, że to nie ze strachu czy zażenowania, ale dlatego, że ostatni raz był tak dawno temu i że sam od tak dawna za tym tęsknił. Nabrał w dłoń trochę szamponu i zaczął zwilżać nim członek Severusa, a mężczyzna w tym czasie ostrożnie go przygotowywał. Harry czuł tak obezwładniające pożądanie, że nie mógł dłużej czekać i odtrącając rękę mężczyzny, usadowił się i nabił na jego męskość.

Zasyczał pod wpływem nagłego bólu, ale był już całkiem wypełniony, więc nie poruszał się przez chwilę, tylko pochylił do przodu, by pocałować Severusa: jego czoło, powieki, nos, skronie.

- Kocham cię... Och, mój Boże, tak bardzo cię kocham – prawie załkał, a Severus gładził jego plecy, pośladki, uda, biodra.

- Jesteś idealny. Zawsze byłeś – wyszeptał starszy mężczyzna z zachwytem.

Wtedy Harry zaczął się poruszać, przyciskając swój członek do brzucha kochanka, którego dłonie i usta były wszędzie na nim, całując jego tors, jego sutki, mrucząc pełne uczucia słowa, aż po chwili obaj osiągnęli szczyt. Harry przyciągnął głowę Severusa do swojej piersi i tulił go, póki nie przeszły ostatnie spazmy.

Wstawanie okazało się trudnym zadaniem. Przede wszystkim dlatego, że Harry uparł się, by całować starszego mężczyznę w każde miejsce, którego tylko mógł dosięgnąć - lecz po chwili się udało i znowu obaj stali pod strumieniem ciepłej wody, myjąc się nawzajem.

- Harry, ty krwawisz – zauważył Severus z zaniepokojeniem, ale chłopak tylko wzruszył ramionami.

- Niedługo przejdzie – wymamrotał i odwrócił się, by figlarnie ugryźć mężczyznę w nos. – To był mój pierwszy raz od lat.

- Zraniłem cię... – Severus próbował być poważny, ale Harry zamknął mu usta pocałunkiem.

- Trochę się pospieszyłem, ale nie martw się, za chwilę wszystko będzie w porządku – wymruczał w jego usta, po czym otoczył śliską od mydła dłonią jego członek i delikatnie gładząc, umył go do czysta. Gdy poczuł, ze penis zaczyna drgać i twardnieć, jego ruchy stały się bardziej zdecydowane.

- Harry, puść mnie – Severus zaśmiał się cicho w szyję kochanka. – Sprawiasz, ze znowu jestem gotowy...

- Tęskniłem za tobą – odparł na to Harry i opadł na kolana.

- Harry, przestań – Severus wziął go pod pachy, by podnieść go do pionu. – Pragnę od ciebie czegoś więcej niż tylko...

- Ale ja chcę – przerwał mu Harry i strzasnął z siebie jego ręce. – Chcę ci pokazać, jak bardzo cię kocham – i polizał twardy członek, po czym ostrożnie wziął jego koniuszek do ust. Severus zadrżał i ucichł, podczas gdy Harry pieścił dłońmi jego uda, biodra, jądra i nasadę penisa, aby na koniec otoczyć go ręką. Nie wiedział właściwie, co robić, wiec próbował wszystkiego: lizał, ssał i przygryzał bardzo, bardzo ostrożnie. Gdy członek w pełni stwardniał, a całe ciało mężczyzny stężało, Harry zaczął poruszać się i ssać bardziej rytmicznie, a jego palec ruszył w kierunku wejścia Severusa, by je delikatnie podrażnić. Widząc, że jego kochanek jest blisko, chłopak przygotował się i zaczął ssać jeszcze mocniej.

- Aaach... – Severus starał się po omacku czegoś złapać, aby nie opaść na Harry’ego bezwładnie po orgazmie. Harry prawie się zakrztusił, ale przełknął nasienie Severusa, swojego męża, mimo że smakowało dziwnie i gorzko, i ssał dopóki mężczyzna nie odzyskał zmysłów.

Severus podniósł go do pozycji stojącej i pocałował.

- Teraz twoja kolej, by być na górze – wyszeptał mu do ucha. – W łóżku, jak wtedy... gdy kochaliśmy się po raz pierwszy...

A Harry tylko kiwnął głową.


* * *


- Dlaczego odszedłeś? – zapytał Severus, gdy leżeli przytuleni; jego pierś przyciśnięta do pleców Harry’ego, ich nogi splecione razem.

- Myślałem, że mnie nienawidzisz – odparł Harry. – Gdybym wiedział... ale byłem przerażony i zraniony, i myślałem, że to ty zacząłeś procedurę rozwodową...

- Przestałem cię nienawidzić dawno temu, Harry.

- Skąd mogłem wiedzieć? – Harry przysunął się jeszcze bliżej. – Pamiętasz naszą ostatnią wspólną noc? Myślałeś, że śpię i powiedziałeś, że mnie nienawidzisz...

- Och, nie... – jęknął Severus. – Słyszałeś mnie...

- Słyszałem wszystko. Jak mówiłeś, że nienawidzisz Dumbledore’a i mnie... – Harry poczuł, jak coś zaciska się wokół jego serca na to wspomnienie.

- Byłem przerażony. – Severus objął Harry’ego jeszcze mocniej, jakby chciał pokazać w ten sposób ogrom swojego strachu. – Moja miłość do ciebie rosła z każdym dniem, a byłem pewien, że to się skończy i odejdziesz. Ja... ja czułem cię, twoje ciało przy swoim i wiedziałem, że nigdy nie dostanę nic więcej poza tym ciałem. Byłem pewny, że nigdy mnie nie pokochasz i że odejdziesz ode mnie, gdy tylko będzie to możliwe. I nienawidziłem tego, nienawidziłem Dumbledore’a za wepchnięcie mnie w tę sytuację.

- Twoje słowa zabolały mnie tak bardzo, ze stałem się zbyt odsłonięty dla Voldemorta...

- Kochanie, ja...

- Byłem głupi. Powinienem był wiedzieć lepiej, ale moje złudzenia okazały się silniej­sze niż rozsądek. To nie była twoja wina, nawet nie próbuj przepraszać.

- Harry, wiem, że byłem idiotą przez te ostatnie miesiące, ale... gdy zdałem sobie sprawę ze swoich uczuć do ciebie, że są coraz silniejsze i nie mogę ich powstrzymać... wiedząc, że jedyną rzeczą, która trzyma cię przy mnie jest dokument...

- Ja myślałem tak samo – wyszeptał Harry. – Jeszcze zanim usłyszałem, jak mówisz, że mnie nienawidzisz, czułem się okropnie. Kiedyś powiedziałeś, że czujesz się jak w pułapce i myślałem, że chodzi ci o to, żeby to przerwać, uwolnić się ode mnie. Nie wiedziałem, co robić... Wtedy ostatni raz rozmawiałem z Ronem – wziął głęboki oddech. – Który w jakiś sposób pomógł mi dojść do tego, że wcale nie chcę, żeby to małżeństwo się skończyło. Okazał wtedy takie zrozumienie... – Harry uśmiechnął się gorzko. – I właśnie to go zabiło.

- To Czarny... to Voldemort go zabił – Severus prawie się przejęzyczył.

- A ja nie potrafiłem go uratować. Ponieważ byłem głupcem! – krzyknął i podniósł się ze złością do siadu. – Ponieważ byłem wystarczająco głupi, by uwierzyć, że Voldemort będzie grał uczciwie! Ponieważ nie poszedłem do ciebie! Ponieważ działałem, zamiast myśleć! Znowu! – Spuścił głowę, pokonany. – Miałeś rację cały ten czas. Byłem tylko małym idiotą, który myślał, że zakazy i nakazy go nie dotyczą...

Severus również usiadł i dotknął jego ramienia.

- Nie, Harry. To nie...

Harry znowu strząsnął jego rękę.

- Moje zaślepienie go zabiło! Ja go zabiłem!

- Harry, przestań! – Severus złapał go za ramiona i potrząsnął nim silnie. – Nie jesteś niczemu winien. Byłeś tylko dzieciakiem, emocjonalnie skrzywdzonym dzieciakiem, który myślał, że jest sam. I to częściowo moja wina. Byłem tak zrozpaczony, że nie zastanowiłem się, jaki efekt mogą wywrzeć na tobie moje słowa, moje czyny – odwrócił chłopaka, by móc spojrzeć mu głęboko w oczy. – Wiedziałem, że uważasz mnie za rodzinę. Że jesteś ode mnie w pewien sposób zależny, polegasz na mnie, na moich osądach i decyzjach. I zamiast przyjąć tę odpowiedzialność poważnie, zachowywałem się jak usychający z miłości szczeniak. Harry, to mój brak rozsądku zabił Rona, jeśli chcesz to tak nazwać...

- NIE! – krzyknął Harry ze złością.

- W takim razie, Potter, powiedz mi, poważnie, co byś zrobił, gdybym nie wypowiedział wszystkich tych słów i gdybyś wciąż traktował mnie jak rodzinę? – zapytał. Jego gniew zwyciężył nad złością Harry’ego.

- To nieważne. Ja...

- PO PROSTU POWIEDZ! CO BYŚ ZROBIŁ?

Harry skrzywił się na ostry ton głosu mężczyzny, ale nie odwrócił wzroku.

- Zostałbym w twoim łóżku – wyszeptał z szeroko otwartymi oczami. – A jeśli Ron i tak zostałby porwany, myślę, że poszedłbym do ciebie... chyba. Zawsze byłem taki głupi... jak wtedy, gdy Syriusz...

- Nie mieszaj tych dwóch spraw. Wtedy się nienawidziliśmy. Ale kontynuuj. Przyszedłbyś do mnie i...?

- Powstrzymałbyś mnie... – wyszeptał Harry.

- Och, tak – przytaknął Severus ponuro. – Z całą pewnością bym cię powstrzymał i nie poszedłbyś na ratunek swojemu przyjacielowi, który zostałby zabity, prawdopodobnie bardziej boleśnie i powoli, a Cz... Voldemort żyłby dłużej i zamordowałby więcej ludzi... – Uniósł dłoń, by pogłaskać Harry’ego po policzku. Jego głos złagodniał. – Byłeś bardzo dzielny, okazałeś się prawdziwym przyjacielem dla Weasleya, Harry. I poszedłeś sam, nie chcąc ryzykować życia innych. Byłeś gotowy poświęcić się dla niego. I na końcu pokonałeś Voldemorta.

- Czułem, jakbyś był tam ze mną... – Harry przełknął głośno ślinę i wziął gładzącą go dłoń w swoją. – Czułem twoją obecność.

- Ponieważ byłem tam, Harry.

I nagle Harry poczuł kogoś jeszcze w swoim umyśle, ale ta obca świadomość nie przeszukiwała jego wspomnień, wręcz przeciwnie, pokazywała, i czuł, czuł...


Severus był sfrustrowany przez cały dzień. Harry wyszedł w nocy, więc mężczyzna obudził się sam w swoim zimnym łóżku. Gdy nie zobaczył chłopca na posiłkach, pomyślał, że udał się on z przyjaciółmi do Hogsmeade. Po lunchu wrócił do swoich kwater, żeby trochę popracować.

Kiedy Minerwa przekazała mu złe nowiny, Severus chciał pójść po Harry’ego i zabrać go do siebie, bo podejrzewał, że chłopak będzie próbował zrobić coś głupiego. Nauczycielka Transmutacji zapewniła go, że otoczyła dormitorium zaklęciem i zabroniła Grubej Damie wypuszczać kogokolwiek, nieważne czy widzialnego, czy nie. Oboje byli pewni, że miotła Harry’ego jest w schowku – i to był ich największy błąd.

Przed świtem McGonagall znowu się pojawiła i powiedziała, że Harry zniknął.

Prawie oszalał ze zmartwienia. Był przerażony, że utraci Harry’ego, że już nigdy go nie zobaczy, nie dotknie. Wtedy przypomniał sobie o magicznej stronie ich więzi, która pozwalała mu kontrolować magię chłopca. Wykorzystał to połączenie, by przekazać Harry’emu wsparcie, własną magię. Czuł, że Harry żyje, nawet gdy Znak na jego ramieniu zniknął, i wiedział, że chłopcu się udało.


- Nie dokonałbym tego bez ciebie – podsumował Harry uroczyście.

- Zrobiłeś to. Śmierć przyjaciela nie była twoją winą. Voldemort chciał wykorzystać twoją miłość przeciwko tobie, ale w końcu go to zabiło. Nikt cię nie wini – Severus pogładził go po ramieniu.

Harry spuścił głowę.

- Voldemort próbował przenieść to połączenie na siebie – wyznał głosem na granicy szeptu.

Ręka Severusa zamarła w miejscu.

- On... on... – mężczyzna nie był w stanie dokończyć.

Harry czuł, że drętwieje ze wstydu.

- Wiem, że powinienem był powiedzieć ci wcześniej... zanim poszliśmy do łóżka – powiedział drżącym głosem. – Ale... jestem egoistą... chciałem być z tobą jeszcze choć jeden, ostatni raz...

- Jeszcze choć jeden, ostatni raz? – powtórzył Severus głucho.

- Teraz z pewnością się mną brzydzisz... – ale nie mógł powiedzieć nic więcej, bo Severus złapał go za ramiona i przyciągnął do siebie, tuląc do swojej kościstej piersi w miażdżącym uścisku.

- Nie masz o mnie zbyt dobrego zdania. Ale nie dziwię ci się, skoro byłem takim głupcem. Harry, powinieneś był mi powiedzieć. Odszedłeś całkiem sam, ze wspomnieniami mojej rzekomej nienawiści i jego gwałtu.

- Już jest wszystko w porządku – wymamrotał Harry.

- Nie mieliśmy pojęcia, że zostałeś zgwałcony.

- Bo... – Harry zaczerwienił się. – Nie krwawiłem. On nawet... powiedział, że... ładnie mnie dla niego przygotowałeś.... – jego głos ucichł ze wstydu.

- Bydlak – warknął Severus, ale wciąż tulił Harry’ego, składając pocałunki na jego szyi, ramionach, twarzy i włosach. – Kocham cię, Harry. Nie brzydzę się tobą i nigdy nie będę – i znowu go całował, pocałunkami słonymi od łez.

Pchnął chłopaka na łóżko i pocałował go, potem przygotował i wszedł w niego. Harry nie zamknął oczu ani na chwilę, patrzył na szczupłe ciało, długie do ramion czarne włosy, bezdenne ciemne oczy, krzywy nos, posępne usta, odznaczającą się na szyi grdykę, kościste ramiona i linie żeber na tle bladej skory. Patrzył z zachwytem, jakby ten mężczyzna był najpiękniejszą istotą na świecie, i dla niego taki właśnie był.

Harry ścisnął mężczyznę nogami w pasie, pozwalając mu wejść głębiej, chciał czuć Severusa, czuć jego miłość, jego pożądanie, jego akceptację.

- Jesteś piękny – wyszeptał Severus i znów go całował, z nieznaną wcześniej łapczywością, jak gdyby chciał go pochłonąć. – I jesteś mój.

Te słowa poruszyły coś we wnętrzu Harry’ego i osiągnął spełnienie bez jednego dotknięcia jego erekcji, szepcząc chrapliwie:

- Twój.

I było po wszystkim. Severus leżał na nim, wspierając się na łokciach, by go nie przygnieść. Obaj pokryci byli potem. Ich twarze znajdowały się tak blisko siebie, że prawie dotykali się nosami.

- Harry, wyjdziesz za mnie? – zapytał trochę niepewnie Severus, przygotowany na najgorsze, ale Harry pocałował go w czubek nosa i uśmiechnął się.

- Jesteś moim mężem, z papierkiem czy bez.

- Ale ja chcę cię poślubić, z własnej nieprzymuszonej woli. Chcę pokazać światu, że cię kocham i... – przerwał, radość zniknęła z jego twarzy. – Ale, rzecz jasna, jeśli ci to nie odpowiada, mogę się zgodzić na trzymanie naszego związku w tajemnicy...

Harry uciszył go, przykładając mu palec do ust.

- Severusie Snape, chcę cię poślubić, z własnej woli tym razem. Chcę poślubić cię publicznie, by pokazać wszystkim, ze cię ko... – Severus przerwał mu pocałunkiem. – A tak nawiasem mówiąc, od kiedy jesteś we mnie zakochany? – zapytał, gdy znów mógł normalnie oddychać.

- Zakochałem się w tobie w tamtą Wigilię, gdy pierwszy raz się ze mną kochałeś. – Mężczyzna zarumienił się, a Harry zachichotał cicho.

- Brzmi romantycznie.

- Bynajmniej. Raczej żałośnie. Najwyraźniej byłem tak spragniony uczucia, że po twoim pierwszym czułym geście byłem kompletnie stracony. – Zsunął się z chłopaka i ułożył na boku, wsparty na łokciu. – A ty? Kiedy zdałeś sobie sprawę, ze twoja miłość do mnie przestała być tylko platoniczna?

Harry odwrócił się, by móc na niego patrzeć i czule musnął wargami jego policzek.

- Moja historia jest znacznie mniej romantyczna. Zacząłem cię lubić w tamtą Wigilię. Zdałem sobie sprawę, że cię kocham później, gdy byliśmy na dość zaawansowanym etapie w Legilimencji, nie pamiętam dokładnej daty. Za to wiem, kiedy po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że kocham cię w każdym sensie tego przeklętego słowa. To było wtedy, gdy śniłem, że kocham się z tobą i obudziłem się sam, odczuwając tęsknotę jak fizyczne cierpienie, aż wyłem z bólu. W maju, w naszą niedoszłą drugą rocznicę ślubu.

- Ale ja sądziłem, że jesteś hetero?

- Też tak myślałem. Wciąż nie podobają mi się mężczyźni. Nie, żebym gustował w kobietach. Nie. Moja seksualność jest skierowana wyłącznie na ciebie. – Lecz gdy Severus parsknął z niedowierzaniem, Harry dodał: - No dobra. Gdybym nie mógł mieć ciebie i musiałbym wybrać w przyszłości partnera, wybrałbym kobietę.

- Ha, więc mój kochanek jest hetero – uśmiechnął się krzywo Severus.

- Miałeś już męża hetero. I twój drugi też taki będzie. Całkiem nieźle sobie radzisz z przechowywaniem heteryków w swoim łóżku.

- Ale to wciąż dziwne... Pamiętasz, co powiedział Moody...

Harry parsknął śmiechem.

- Ta przemowa o aranżowanych małżeństwach i miłości? Tak, pamiętam. Najwyraźniej my nauczyliśmy się miłości aż za dobrze. Ja porzuciłem swoje preferencje seksualne, ty swoje uprzedzenia.

Zagadkowy uśmieszek wykrzywił wargi Severusa.

- Mogę mieć tylko nadzieję, że damy radę funkcjonować w niezaaranżowanych warunkach.

- Zawsze możemy coś zaaranżować – mrugnął Harry, wstając z łóżka. Była prawie piąta, a chciał jeszcze wziąć prysznic przed spotkaniem rady pedagogicznej.

Severus patrzył za nim, a jego oczy się śmiały.



KONIEC

*familiar (ang.)- znajomy; family (ang.) – rodzina (- dop.tlum.)

63


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mój Piętaszek Enahma tłum Lelwani
Mój Piętaszek
mój piętaszek
Mój Piętaszek [Z]
Mój Piętaszek
Mój Piętaszek
cz 1, Matlab moj
Mój świat samochodów
82 Dzis moj zenit moc moja dzisiaj sie przesili przeslanie monologu Konrada
moj 2008 09
Mój region w średniowieczu
Dziś przychodzę Panie mój
Mój Mistrzu
Jezu, mój Jezu
Mój Jezus Królem królów jest
Mój skrypt 2011
bo mój skrypt zajebiaszczy

więcej podobnych podstron