WzM 12 Black Dawn 10 rozdział PL

Rozdział 10

 

*Rzeczy napisane kursywą w nawiasach to wyjaśnienia dotyczące nazw własnych, wyrażeń itp. mające pomóc w zrozumieniu kontekstu danej wypowiedzi

 

MICHAEL

 

Przykuwanie uwagi draug nie było problemem. Od momentu, kiedy wbiegłem do stacji uzdatniania wody wiedziałem, że mnie wyczuły, widziały, wykrytego przez bliskość; mogły mnie wykryć w sposób w jaki mogłem poczuć bicie serca w pokoju. Zmysły drapieżnika. Były dostrojone do wampirów, a ja byłem młody, podatny, grzmiący z całą siłą Chodźcie mnie zjeść. Jestem łatwy.

Jak dotąd mój wspaniały plan działał. Shane byłby zadowolony; w zasadzie, byłby tam ze mną, wiedziałem to. Trzymaj się tam, bracie. Błagałem go w milczeniu. Mieliśmy swoje dobre i złe chwile, ale kiedy pomyślałem o Shane’ie to, co głównie pamiętałem, trzymało się to niego w nocy, kiedy Alyssa zmarła. Trzymając go z dala od wbiegnięcia do płonącego domu żeby umrzeć razem z nią. Potem trzymając go z dala od zaatakowania Moniki Morrell, która stała tam trzaskając zapalniczką.

Ta jego szalona, samobójcza smuga zawsze mnie przerażała, bo wiedziałem, że nadal w nim była. Ale tym razem… tym razem miałem nadzieję, że przetrzymywał się obiema rękami. Miał teraz powody do życia. Ludzi, którzy go kochali.

Tak, a jednym z nich jesteś ty i zostawiłeś go tutaj.

Shane nie był jedynym, który mógł tarzać się w poczuciu winy. Wsiąkałem w to, bo zostawiłem go. Zrobiłem to, bo wtedy myślałem, że Myrnin miał rację – że Shane nie mógł przeżyć więcej niż kilka minut. Myrnin wykorzystał nasz szok i zakłopotanie. Moje w szczególności. Miałem klucze. Mogłem powiedzieć, Do diabła nie – pieprz się. Wracam po mojego przyjaciela. Zamiast tego głównie myślałem o zabraniu dziewczyn stamtąd, odcinając nasze straty. A to było celem Myrnina. Claire nigdy nie będzie chciała tego przyznać, ale wszyscy wiedzieliśmy, że Myrnin osadzał bezpieczeństwo jej przed kogokolwiek innego. Nawet swoje własne.

Tak jak ja położyłem najpierw Eve, w pierwszym ferworze. Shane nawet nie będzie mnie za to winił, osioł. Zrobiłby dokładnie to samo. I byłby dokładnie tutaj, dokładnie teraz, przenosząc się z cienia, wabiąc wroga z dala od tych, których musieliśmy chronić i biorąc najgorsze z tego na siebie.

Czasami myślałem, że miał trochę zbyt duży wpływ na mnie. Nigdy nie byłem samobójczy.

Dostrzegłem spokojny basen brudnej wody z przodu, obok rogu budynku i zwolniłem; nie było sposobu na bycie pewnym, czy był bezpieczny czy zainfekowany draug, ale nie mogłem skorzystać z szansy. Unikanie jego śliskich krańców zabrało mnie do strumienia ścieków, który przegapiłem, póki ciecz nie wytrysnęła i nie wylądowała na mnie z mokrym spoliczkowaniem.

Draug uformował się z niej, trzymając się moich pleców, chwytając mnie w pazury. Nie były silne, ale wszędzie, gdzie dotknęły skóry wydawały się kwasem wypalającym warstwy. Ubrania powstrzymały to tylko na kilka sekund. Jeśli draug nie mogły przesiąknąć przez nie, płynęły dookoła i pod spód, szukając zdobyczy.

Ćpuny wciągające swój szczególny rodzaj kokainy.

Miałem wiatrówkę naładowaną srebrem, ale nie było szans żeby doprowadzić ją do pozycji żeby skrzywdzić tego na moich plecach bez wyrządzenia sobie krzywdy. Moja siła nie działała dobrze przeciwko draug, bo były w swojej formie papką, a kiedy coś ma kropelkę ciała, ciężko jest naprawdę coś uchwycić.

Zeskrobałem to o szorstką, ceglaną ścianę budynku, a moja koszula została w tym procesie rozdarta. Skóra poniżej wydawała się palić i boleć, a ja już wydawałem się zauważalnie słabszy.

Gorzej: urządzenie do redukcji szumów, które miałem na sobie przypięte do mojego paska było roztrzaskane. Wstrzymałem oddech i próbowałem nie słuchać… a potem zdałem sobie sprawę, że nie musiałem się martwić. Draug nie śpiewały tutaj. W ogóle. Nawet żadnego buczenia. Jeśli byłyby w stanie wydobyć taki dźwięk, straciłbym czujność, będąc zmieszanym, zostając wyprzedzonym… ale coś przytrafiło się im, coś żeby osłabić ich zdolność wygenerowania tego wołania. Kiedy po raz pierwszy przybyły do Morganville, były w stanie śpiewać. Magnus szedł po wampiry, jeden po drugim i tylko wtedy, kiedy miał pewną liczbę draug pod swoim dowództwem, mógł zacząć to niesamowite, piękne wołanie, które obracało nas wbrew naszej woli.

Musieliśmy zabić wystarczającą ich ilość, przynajmniej na teraz żeby okraść go z tej mocy. Eve powiedziałaby w tym momencie, - Dobra nasza! – ale nie czułem się zbytnio zwycięsko. Czułem się słaby. Muszę się ruszać. Całym sensem tego było przykuć uwagę Magnusa i przekonać resztę draug do podążania za mną; potrzebowali całego gorącego, smacznego wampira, którego mogli dostać, a ja byłem tutaj, czekając. Ale jeśli zaczekam zbyt długo, mogę zamiast tego pociągnąć ich wprost do moich przyjaciół, zwłaszcza jeśli zatrzymam się zbyt blisko samego budynku.

Uniknąłem kałuży, która wyglądała na zbyt spokojną i ruszyłem dalej.

Z boku zakładu był długi, połączony łańcuchami płot, pokryty ostrzegawczymi znakami. Te utworzyły poręczne uchwyty, kiedy przeskoczyłem i opadłem po drugiej stronie… potem zobaczyłem baseny do uleczenia. Woda była także leczona w rurach, ale był pewien rodzaj systemu, który nie do końca rozumiałem jak doprowadzał szarą do czystej, a każdy z basenów wyglądał inaczej – postęp zabiegów. Były także przykryte sekcje i pojemniki po drugiej stronie płotów, prawdopodobnie do pobierania próbek. W sumie, to było w dużym sensie Niebo Draug… tak długo jak nie przejmowały się wątpliwą jakością wody.

A ja byłem w kłopotach, bo prawie natychmiast zdałem sobie sprawę, że basen najbliższy mnie miał w sobie fale. Cienkie, małe fale na odległym końcu, rosnące w duże, pływowe, kiedy zbliżały się do krańców stawów.

Szły po mnie, a ja już byłem słaby. Jeśli kolejny mnie złapie, skończę na dnie tego stawu, tym razem bezradny i zdesperowany.

Dookoła wszystkich basenów były chodniki – zardzewiałe, metalowe kratownice, które były podniesione na około pięć stóp (5 stóp = 152,4 cm – przypuszczenie tłumacza) na powierzchni. Wziąłem rozbieg i przeskoczyłem przez śpieszące w moim kierunku fale, wylądowałem z silnym uderzeniem stóp na metalu i zacząłem biec pod prąd, kierując się do dalekiego końca zbiornika wodnego.

Fale opadły i spieniły się w błędzie, jakby szkoła piranii zawróciła na siebie, a potem odwróciły kurs żeby biec za mną. Poczułem drżące uderzenie, kiedy ciecz trzasnęła w metal. Mniejsze fale próbowały podskoczyć i chwycić się przede mną, ale nie miały pędu, a ja byłem ciągnącym się osłem; najlepszym, co którykolwiek z nich zrobił było rzucenie kropelek na moje buty, a ja skopałem je, kiedy biegłem. Zrobiłem to do końca chodnika. Były tutaj dwa wybory – stamtąd na ziemię po drugiej stronie i stamtąd przez płot, albo trasa, która biegła kolejnym, identycznym chodnikiem na krańcu przez następny staw.

Ten nie był aż tak mroczny i był mniejszy; woda była niezwykle niebieskawego koloru, całkowicie nieprzezroczysta. Była także tak spokojna jak skała, kiedy skoczyłem z podparciem rąk na pomost, który go otaczał. Draug nie rozlały się po tym stawie. Pomyślałem, że by mnie ścigały… ale zatrzymały się na betonowej barierze. Nawet fale zwinęły się z powrotem zamiast wlania się w te spokojne wody.

Zwolniłem i zatrzymałem się. To nie mogło być. Spojrzałem do przodu; na następnym skrzyżowaniu pomiędzy pomostami był kolejny separator, kolejny basen. Woda tam była czystsza i prawie gotowała się z aktywnością tak jak w ostatnim basenie.

Ale tutaj, pomiędzy… nie było niczego. Wziąłem oddech i natychmiast żałowałem że to zrobiłem; ten cały teren śmierdział ludzkimi odpadami i czymś jeszcze, czymś słodko zgniłym, co mogło być draug. Nie było mowy żebym mógł wybrać jeden, szczególny element z tego generalnego smrodu.

Potrzebowałem próbki wody, której draug wydawały się unikać… i miałem coś, w co mogłem ją wsadzić. Ostatni prezent Eve dla mnie, który nosiłem na łańcuszku dookoła mojej szyi… fiolkę krwi. Jacyś Goci byli w niej, trzymając swoją krew jako pamiątki albo trofea, ale ona dała ją głównie dlatego że była, jak ona to ujęła, moim „rozbij szkło w razie wypadku” zapasem. To była krew Eve. Nigdy naprawdę nie planowałem wypicia jej, bo była tylko smakiem, naprawdę, ale mimo wszystko to był prawdziwy wypadek.

Odkorkowałem ją i osuszyłem jednym, małym łykiem. Smak jej istoty eksplodował na moim języku w pośpiechu, a ja poczułem mój obowiązek jako ucznia, a moje kły wyszły w odpowiedzi. Ciężko jest opisać, jak to jest, z wyjątkiem że jest to całkiem jak pragnienie czegoś, co wiesz że nie jest dla ciebie dobre. Pożądanie, żądza, głód, strach, wszystkie zaciśnięte wewnątrz poczucia cudu, bo rzeczywiście możesz poczuć osobę, od której krew pochodziła, przynajmniej odrobinę. Im świeższa krew, tym ostrzejsze uczucie.

Trzymałem ten smak w moich ustach przez długą chwilę, która wydawała się rozciągać w kierunku wieczności, a potem w końcu przełknąłem. Krew sączyła się ciepłymi kroplami w dół mojego żołądka, a ja poczułem poryw energii biegnącej przeze mnie. Niezbyt wielkiej, bo to nie było wiele krwi, ale pomogło.

Ukląkłem i wyciągnąłem się tak daleko jak mogłem; musiałem utrzymać się pod niepewnym kątem, ale w końcu złapałem odrobinę turkusowej wody w fiolkę i zakorkowałem ją. Nawet w butelce, ciecz wyglądała na nieprzezroczystą z czymkolwiek, co było w niej zawieszone. Zawiązałem łańcuszek z powrotem na mojej szyi i wstałem na nogi.

Przede mną, większa turbulencja w następnym basenie. Za mną, draug były zdecydowanie gotowe żeby powitać mnie z powrotem.

- Rzeczy, które robię dla ciebie, bracie, - powiedziałem i pobiegłem prosto przed siebie, prędko. Balustrada przeleciała rozmazana, a kiedy zbliżyłem się do ostrego kierunku w kształcie V, który skręcał przez następny basen, także niebezpiecznie aktywny, przekalkulowałem dystans, popędziłem do góry i na balustradę i skoczyłem przez nią. Uderzyłem w następny pomost nadal biegnąc, ale tym razem draug mnie przewidziały, a fale zbliżały się w moim kierunku, szybko rosnąc.

Urosną wystarczająco wysokie żeby zalać pomost, a kiedy będą na nim, będą mogli strącić mnie z równowagi i w dół, w otchłań.

Zawarczałem z kłami na wierzchu i zaczekałem na to ostrożnie. Czekać… czekać… dalej biegłem, szybciej i szybciej, tworząc pęd, kiedy fala rozbiła się o kratę pomostu i pobiegła w moim kierunku, a potem uderzyłem obiema stopami w dół, mocno. To było ryzyko. Pomost był stary i zardzewiały, a jeśli moje stopy przeleciałyby przez niego, byłbym skończony, ale mocny, stary most wytrzymał, a ja poleciałem w górę, w górę i nad nią. Fala dosięgła mnie, a ja podciągnąłem moje kolana do góry w powietrzu.

Mroczna, ciekła forma draug uderzyła w podeszwy moich butów, a potem rozpuściła się i wpadła z powrotem do basenu. Mój skok zaniósł mnie do przodu, a ja wylądowałem mocno, tocząc się z nim pędem, potem z powrotem stając na nogi zanim mogły zareagować.

Doprowadziłem to do końca i zeskoczyłem z balustrady w wysokie, przypalone chwasty.

Nie przyszły po mnie. Fale zapadły się z powrotem w basenie. Wpatrywałem się w nie przez chwilę, zastanawiając się co do diabła będzie musiało naprawdę sprawić żeby wyszły z ich miejsca ukrycia po mnie i w końcu pomyślałem żeby spojrzeć z powrotem na inne baseny.

Ten, który właśnie przeszedłem był wstrząśnięty wystarczająco żeby przykuć moją uwagę, ale te na krańcach były podejrzanie spokojne.

Ach. Draug wyłaziły z mojej prawej i lewej, cicho okrążając mnie. To było lepsze. Tak długo jak były skupione na mnie, nie zamierzały iść po Claire, Eve i innych…

Z wyjątkiem tego, że nie było ich wystarczająco. Kilkoro, na pewno – pięcioro, sześcioro po każdej stronie. Musiało być o wiele więcej tych, które były wystarczająco silne żeby opuścić basen. Zabiliśmy wiele z nich, ale nie tak wiele; były wszędzie dookoła nas wewnątrz, kiedy przyszliśmy wcześniej. To oznaczało, że były prawdopodobnie nadal w środku.

Z Eve.

Musiałem je wyciągnąć, a żeby to zrobić musiałem zaprezentować też szczerą okazję… albo szczerą groźbę. Najlepiej oba.

Zrobiłem obie rzeczy.

Najpierw, rozszerzyłem moje kły i rozerwałem mój własny nadgarstek i pozwoliłem ciemnoczerwonej krwi – naładowanej tymi wyśmienitymi wampirzymi feromonami, które draug kochały – rozbryznąć się na ziemi dookoła mnie. – Zupa podana, chłopaki. Chodźcie wziąć trochę.

Następnie, kiedy draug poszły za mną, wycofałem się do płotu, wypompowałem wiatrówkę i zacząłem metodycznie zabijać ich wszystkich. Nigdy nie byłem tym do zabijania rzeczy, ale miałem kilka ćwiczeń na grach video.

Okazuje się, że te wszystkie rzeczy związane ze strzelcem są rzeczywiście dobre do czegoś. Zwłaszcza w Morganville.

Zabijałem ostatniego – albo przynajmniej, zamieniałem go w odrobinki cieczy, która czołgała się z powrotem do bezpiecznego basenu – kiedy moja komórka zadzwoniła. Eve znowu zmieniła mój dzwonek. Wypróbowała jeden z moich koncertów. Dziwne, słyszeć moją własną muzykę wychodzącą z głośnika.

Chwyciłem telefon i otworzyłem kciukiem. – Jestem teraz dosyć zajęty! – powiedziałem, zanim nowinka mojej komórki rzeczywiście zaczęła na mnie działać olśniewająco. – Kto to?

- Moses, - przyszła zdyszana odpowiedź. – Mamy Shane’a. Kierujemy się do ciężarówki. Claire i Eve są przyparte do muru na głównych schodach. Idź je sprowadzić.

Miałem to wszystko potwierdzić, kiedy usłyszałem, że draug zaczynały drżeć. Nie byłem na to przygotowany; hałas przeszedł przeze mnie jak strzała przez głowę, a ja prawie upuściłem telefon, ale dałem radę rozłączyć się i wsadzić z powrotem do kieszeni. Nie wiedziałem co się stało że bolało je tak bardzo, ale nawet mimo że krzyczenie bolało, sprawiło, że byłem także bestialsko szczęśliwy.

Było cholernie pewne że zatrzyma je to.

Pobiegłem z powrotem przez pomost, który prowadził przez bezpieczny basen i złamałem zamek na drzwiach do wnętrza budynku. Było tutaj więcej basenów, tylko kilka, z większą ilością pomostów, a ja zobaczyłem, że jeden z basenów był spierającym, drżącym pomieszaniem srebra i czerni który, nawet kiedy patrzyłem, uspokoił mnie w ciszy.

Były otwarte kanistry azotanu srebra odrzucone w pobliżu. I krew. Duże świeżej ludzkiej krwi.

Shane’a.

Szlak krwi wychodził na lewo, ale ja zanurzyłem się prosto w przód, do schodów, które prowadziły na piętro do głównego holu. Dostrzegłem kątem oka ciężarówkę na zewnątrz drzwi i postacie poruszające się dookoła niej – charakterystyczny kształt Hannah był stojącym strażnikiem więc byli wszyscy bezpieczni, teraz.

Pobiegłem w górę schodami, w kierunku zapachu spalonego prochu strzelniczego, zgnilizny i strachu.

Spotkałem Claire i Eve schodzące na dół. Claire wspierała Eve; wydawała się bardzo kuleć i przeklinać. Claire nadal miała swoją wiatrówkę, ale dłonie Eve były puste. Nieuzbrojone.

Nie myślałem, po prostu wziąłem Eve w ramiona i podniosłem ją. Zapach i ciepło niej owinęły się wokół mnie, a ona oparła swoją głowę ze znużeniem na mojej klatce piersiowej. – Hannah go znalazła, - powiedziała. – Z Shane’m okej. Żyje.

Pocałowałem jej czoło. – Wiem. Jesteś teraz bezpieczna. – Nie krwawiła, co było ulgą; kulenie musiało pochodzić od skręconej kostki. Czułość przepłynęła przeze mnie, rozluźniając mięśnie, o których nawet nie wiedziałem, że były spięte; jej palce wkradły się na moją szyję, a nawet mimo że nie uniosła swoich ust do moich, nie drgnęła. – Przysięgam, jesteś bezpieczna, Eve.

- Miały nas, - powiedziała Claire. – Draug miały nas opanowane. Ale uciekli.

- Tak. Wygląda na to, że Hannah wrzuciła bombę do ich basenu imprezowego, - powiedziałem.

- Shane…

- Wiem, ma go. Miałaś rację. Jest z nim okej. – Wiedziałem, ale nie powiedziałem, że stracił dużo krwi; prawdopodobnie sama mogła się tego domyślić. Ważną rzeczą było, że Shane wyszedł z tego żywy.

Wszyscy wyszliśmy, o ile mogłem powiedzieć.

Wygraliśmy.

Claire wzięła głęboki wdech, postawiła swoją wiatrówkę jak profesjonalistka i powiedziała, - Osłaniam cię. Po prostu się nią zajmij.

Eskortowałem ją, albo ona eskortowała mnie i Eve do ciężarówki. Otwarłem tył żeby znaleźć Shane’a siedzącego na wygodnym tronie, pokrytego bolesnymi ukąszeniami draug, jego całe ciało sączyło krew po całej tapicerce. Wyglądał na bladego jak papier i drżącego, ale podniósł swoją dłoń i powiedział, - Hej, bracie.

- Hej, - powiedziałem. To było wszystko, na co mogłem się zdobyć. Zdałem sobie sprawę patrząc na niego, że byliśmy może minutę lub dwie przed tym wszystkim będącym całkowicie bezużytecznym. Nie mógłby się trzymać o wiele dłużej.

To mnie przeraziło.

Richard i Monica stali, mimo że Monica wyglądała na zbuntowaną; jej drogie buty były złamane, a jej sukienka umazana krwią. Spiorunowała mnie spojrzeniem, jakby ośmielając mnie do pewnego rodzaju komentarza.

- Dzięki, - powiedziałem do niej i miałem to na myśli. – Wam obojgu.

Richard skinął głową. Monica zmarszczyła brwi, jakby nigdy wcześniej nikt jej nie dziękował i nie wiedziała dokładnie, jak to potraktować. To wydawało się prawdopodobne.

Claire pchnęła się przede mnie, wskoczyła i skierowała się prosto do Shane’a. Otoczył ją ramionami, kiedy go przytuliła, ale było coś dziwnego w jego twarzy, coś… niepewnego. Jakby nie był pewien, czy to wszystko było prawdziwe. Czy ona była prawdziwa.

Nie było czasu żeby to uporządkować. Zatrzasnąłem tylne drzwi i wskoczyłem na przód z Eve i Hannah i wynosiliśmy się stamtąd.

Szybko.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
WzM 12 Black Dawn 11 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 9 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 3 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 8 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 6 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn pierwsze próbne rozdziały PL
WzM 12 Black Dawn 1 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 9 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 2 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 7 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn pierwsze próbne rozdziały PL
WzM 12 Black Dawn 1 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 4 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 5 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 6 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 7 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 3 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn pierwsze próbne rozdziały ENGLISH
WzM 12 Black Dawn pierwsze próbne rozdziały ENGLISH

więcej podobnych podstron