Motto:
Baby ain't it somethin'
How we lasted this long
You and me
Provin' everyone wrong
Don't think we'll ever
Get our differences patched
Don't really matter
Cuz we're perfectly matched
I take-2 steps forward
I take-2 steps back
We come together
Cuz opposites attract
And you know-it ain't fiction
Just a natural fact
We come together
Cuz opposites attract
[Paula Abdul, Opposites Attract]
Prolog
Kolejny rok nauki w Hogwarcie. Ostatni rok. Ładna dziewczyna z gęstymi, kasztanowymi włosami ściętymi na króciutko i brązowymi oczami gramoliła się między przedziałami pociągu do Hogwartu. Jej waliza była ciężka jak diabli bo miała mnóstwo książek. Nigdy wcześniej tyle ze sobą nie wiozła. No, ale ona nie może być gorsza w czytaniu od tego pozera Zabiniego, którego w gruncie rzeczy zaczęła nawet lubić po ich bardzo ciekawej rozmowie w bibliotece pod koniec zeszłego semestru. Chłopak był bystry, oczytany i... przebiegły, jak to Ślizgon.
Zawsze miał multum argumentów i nienawidził jak jego adwersarz szybko dawał się przekonać i przechodził na jego stronę. Lubił ostrą, ale kulturalną polemikę.
Rąbnęło, stuknęło i waliza dziewczyny się wywróciła.
- Żesz kurwa, kobieto jak chodzisz?! – rozwścieczony męski głos wyrwał ją z zamyślenia skuteczniej od wywalonej walizki.
- Uspokój się, Draco – odezwał się drugi, ale rozbawiony i dużo spokojniejszy, męski głos. – Pomógłbyś dziewczynie a nie klniesz jak pospolity mugol ze zbyt dużym zamiłowaniem do procentów. - Przecież widzisz, że koleżanka dźwiga niezły ciężar... Przepraszam za kumpla, pomogę ci.
- Zawsze pełen kurtuazji – z przekąsem odpowiedział pierwszy głos.
Głosy brzmiały dziwnie znajomo. Dziewczyna otarła pot z twarzy i podniosła głowę. Musiała ją wręcz zadrzeć, bo chłopcy na których wpadła byli bardzo wysocy i jej metr sześćdziesiąt sześć było niczym przy ich wzroście.
”O cholera!” – pomyślała ujrzawszy ich twarze – „Zabini i Malfoy...”
- Obejdzie się bez twojej pomocy – powiedziała, ale Blais podniósł już jej walizkę jakby była podręczną torebką.
- Gdzie mam to zanieść? – chłopak popatrzył na nią uważnie, kogoś mu przypominała.
- Do najbliższego pustego przedziału, Zabini – odrzekła i się do niego uśmiechnęła. – Jak tak dalej pójdzie będziesz wyższy od wieży Eiffla. Ile urosłeś przez wakacje?
- O żesz! Cze, Granger! – wypalił chłopak z nierównymi, czarnymi włosami sięgającymi połowy karku i malowniczo rozczochranymi, co dodawało mu jedynie uroku. – Osiem centymetrów, madame! – wyszczerzył się do Hermiony. – Coś ty z włosami zrobiła?! – w jego oczach koloru ciemnego szmaragdu igrały iskierki szczerej radości i rozbawienia.
- Granger, kto ci pozwolił ściąć te twoje kłaki? - warknął Draco wpatrując się w dziewczynę. Należał do mężczyzn lubiących u kobiet długie włosy, a "kłaki" Granger bardzo mu się podobały, chociaż, z wiadomych powodów, nigdy na glos się do tego nie przyznał
- Sama sobie pozwoliłam, ciebie na pewno nie będę prosić o zgodę - warknęła zdenerwowana dziewczyna, nie wiadomo dlaczego ale zrobiło jej się smutno i przykro z powodu reakcji blondyna. Złość była jednak silniejsza od smutku i Draco zarobił spojrzenie z serii „jeszcze jedno słowo a dostaniesz w pysk.”
- Tu jest wolny przedział – Zabini postawił walizkę pięć merów dalej od miejsca spotkania. – Proszę, madame – z kurtuazją otworzył jej drzwi i gestem wskazał wnętrze. – Ładnie ci w krótkich włosach... Dopiero teraz widać jaką interesującą masz buzię – puścił jej łobuzersko perskie oko i Hermiona lekko się zarumieniła.
W szkole chyba nie było dziewczyny od klasy czwartej wzwyż, która nie patrzyłaby tęsknie za Malfoyem lub Zabinim (poza nią, Ginny, Luną i jeszcze kilkoma nielicznymi), zwłaszcza za tym ostatnim. I powodem nie było tylko to, że wywodził się z rodu książęcego czystej krwi, ale przede wszystkim jego szarmancki i kulturalny sposób bycia wobec kobiet. I miał jeszcze jedną istotną zaletę.. nie używał słowa „szlama”. Uważał je za prostackie i tępił wszystkich, którzy tak mówili... Szczególnie Malfoya, z którym przyjaźnił się już prawie rok temu.
- Tere-fere, interesująca buzia.. interesujące to może być co innego – skrzywił się Draco.
- Wszystko może być interesujące – filozoficznie odparł Blais.
- Dobra, dobra! – Malfoy przestraszył się, że kumpel wejdzie na poziom dyskusji intelektualnej, a był niebezpiecznym przeciwnikiem.
- Ale to niepraktyczne, Granger. Znaj moje słowa. – Draco pokręcił z dezaprobatą swoją blond głową.
Nowa fryzura w postaci silnie wystrzyżonego i nierównego przodu oraz tyłu sięgającego do podstawy ramion, nadawała mu wygląd gigantycznego rozrabiaki i uroczego cwaniaka, którym w istocie był.
– Jak cię teraz będę trzymał za głowę, gdy mi będziesz robić dobrze ustami? – złośliwy uśmieszek blondyna był wprost zniewalający mógł doprowadzić do szału. - Za tą krótką szczotę?! Mówię ci to nie-prak-tycz-ne... – Malfoy zrobił minę zbitego spaniela.
- Świnia! - warknęła Gryfonka i wymierzyła w niego różdżką. - Zmiataj stąd natychmiast chamie jeden.
- No niby co ja takiego powiedziałam? - Draco spojrzał pytająco na przyjaciela, który tylko pokręcił głową w geście rezygnacji nad jego głupotą
- Sorry, Granger, ale...
- Ty mnie Zabini za jego kretynizm nie przepraszaj, bo to jest cham ostatni, a teraz obaj mi zejdźcie z oczu zanim na was czegoś nie rzucę.
Draco przez chwile przyglądała się tej wszystkowiedzącej Gryfonce po czym bez słowa ruszył do przedziału, który zajmowali razem z Blaisem. Gdy tylko weszli do środka zaatakował kolegę.
- I po co mówiłeś jej, że jest jej ładna, przecież ona wie to doskonale! Casanova od siedmiu boleści się znalazł.
Brunet przez chwile patrzył na kolegę bez słowa po czy się roześmiał.
- Czyżbyś był zazdrosny?
- Niby o nią? Weź, bo cie śmiechem zabiję... Po prostu lubiłem tę jej szopę.. Ech te baby, z nimi nigdy nic nie wiadomo. Zmienne jak pogoda.
No cóż, z takim stwierdzeniem Zabini nie mógł dyskutować gdyż zgadzał się z nim w stu procentach.
***
Hermiona była wściekła jak osa i gdy do przedziału wpadła jej najlepsza przyjaciółka Ginny Weasley, warknęła tylko.
- Cześć, Gin. Siadaj i bądź cicho bo mam zły dzien.
- Cześć, w porządku – Virginia wyglądała na opaloną i zadowoloną z życia. – Masz okres?
- To nie okres, to Malfoy – odrzekła Granger i zaklęła pod nosem.
- Och, widziałam go... jeszcze urósł – Ginny chyba nie zdawała sobie sprawy jak to działa na Hermionę.
- Tak jakbym nie zauważyła.... A jego ego osiągnęło już gigantyczne rozmiary, Gin. Może się przymkniesz i dasz mi poczytać?
- Spoko – niziutka Gryfonka miała zbyt dobry humor by się obrazić, poza tym liczyła na to, że złość Hermiony minie do końca podróży. W istocie tak się stało. Ale uraza do Malfoya i tak rosła w duszy krótkowłosej dziewczyny z każdym nowym dniem.
***
Drugi tydzień września obfitował w wiele nowości. Na przykład o powstanie Koła do Gry w Wisielca Rozbieranego <oczywiście nauczyciele nic o tym nie wiedzieli> wyłącznie dla klas szóstych i siódmych.
Severus Snape, w całej swej nauczycielskiej i uczniowskiej karierze, nie pamiętał tak wielkich tłumów jak w piątkowe popołudnie pod jego klasą. Tłoczyli się tam chyba wszyscy uczniowie klas siódmych i szóstych z czterech domów. Pomysłowi wychowankowie Domu Węża przybili na drzwiach do jego pracowni plakat informujący o tym, że w sobotni wieczór Uczniowie Zacnego Domu Salzara Slytherina maja zaszczyt zaprosić <za drobna opłatą na jedzenie i picie składaną u Blaisa Zabiniego> na imprezę integracyjną w Lochu ósmym.
Zabini z ciekawością obserwował kłębiący się tłum, czuł, że zabawa będzie udana. Nagle jego oczom ukazał się przekomiczny obrazek. Jakiś karzełkowaty dzieciak usilnie starał się dotrzeć do plakatu informacyjnego. Kurde, czy ci gówniarze nie mają czego robić tylko czytać ogłoszenia skierowane nie do nich? Przecież ją zaraz ktoś rozdepcze.
Blais, jak przystało na dobrego samarytanina, podszedł pod drzwi złapał dziewczynkę za kołnierz i nie przejmując się tym, że ta wyrywa się okrutnie, odciągnął na bok.
Kiedy doszedł do ściany wypuścił malucha i uważnie mu się przyjrzał. Była to szczuplutka, niska dziewuszka o długich rudych włosach z ciemnymi pasemkami, zaplecionych w warkocz. Miała mnóstwo piegów na twarzy. Opalona była na złoty brąz. Wyglądała słodko i kogoś mu przypominała, ale nie miał czasu zastanawiać się kogo.
- Posłuchaj maluchu, to jest zabawa dla dorosłych, taki dzieciak jak ty to może co najwyżej się w piaskownicy pobawić. Jak będziesz starsza to zgłoś się do mnie, wtedy będziemy mogli porozmawiać nie tylko o takich zabawach - dodał słodko by umilić małej gorycz porażki.
- Zabini ja bym się do ciebie nie zgłosiła, choćbyś był ostatnim facetem na ziemi - mała dziewczynka otworzyła swe słodkie usteczka i chłopaka jakby coś trafiło. Ten głosik poznałby wszędzie, nawet na końcu świata. Mimo wszystko postanowił się z niej jeszcze troszkę ponabijać, a później wpuścić na imprezę... za darmo.
- Weasley, dziecinko to naprawdę ty? Jakby to rzec... w wakacje troszkę się chyba skurczyłaś... Wiesz, wiek to może masz odpowiedni, ale ze wzrostem gorzej. Nie wpuszczamy nikogo poniżej metra sześćdziesiąt... - Zabini uśmiechnął się wprost uroczo.
Virginię trafił jasny szlag. Nienawidziła przytyków do swojego wzrostu.
- Mam w dupie tą waszą imprezę w zimnych, obskurnych lochach!- skłamała. Tak naprawdę bardzo chciała na nią iść... aż do teraz. - Pocałuj mnie tam gdzie słońce nie dochodzi i się wypchaj przerośnięty badylu!
- Nie ma sprawy - chłopak nachylił się nad niziutką dziewczyną. - Jesteś całkiem apetycznym maleństwem i ślicznie pachniesz... Tylko powiedz... Mam cię pocałować z przodu czy z tyłu, maluszku? - Blais miał minę tak rozbawioną i uśmiech tak bezczelny (według Gin), że dziewczyna zarumieniła się i wściekła się jeszcze bardziej.
- Wolałabym, żeby mnie pocałował gumochłon, Zabini!! – wrzasnęła tak, że obejrzało się dobrych dwadzieścia osób. - Jesteś mutantem. Żegnam! - odwróciła się i odeszła krokiem urażonej księżnej.
Zabini stał i śmiał się rubasznie przez dobrą minutę.
- Ale żeś teatr odwalił, Blais – Draco też konał ze śmiechu. Stał bardzo blisko i wszystko słyszał. – Jaja jak berety. Ona chyba wcale nie rośnie... Już wiem całą energię Weasley’ów pochłania Łasica... Sam emanuje tak negatywną aurą, że wszystko wokół niego, co podlega rozwojowi, nie może się rozwijać. – Draco zarżał z radości nad własnym dowcipem.
- Smoku, czy wszyscy u ciebie w rodzinie na pewno są zdrowi psychicznie? – spytał rozbawiony zielonooki brunet (ale broń Boże nie Potter!).
- Nie – radośnie odparł „Smoku”. Miał bardzo dobry humor i wszystko go rozweselało. – Ja nie jestem zdrowy, Dziki. Coś ci nie pasuje?
- Co do ciebie to nie miałem wątpliwości... Próbowałem jedynie ustalić, czy to jest dziedziczne.
Zabini wyjął papierosy i bezczelnie zajarał na środku korytarza. Było to o tyle podłe i nacechowane brakiem karności zachowanie, że na korytarzu palić nie było wolno a on był chłopcem słusznego wzrostu (metr dziewięćdziesiąt dwa), który wybijał się ponad tłum, więc każdy nauczyciel mógł zobaczyć, kto pali. Draco był od niego jedynie pięć centymetrów niższy. Zabini natomiast był najwyższym uczniem w szkole, a... Severus Snape był z nim równy.
I właśnie wspomniany nauczyciel wyszedł z klasy, a pierwsza osoba jaka rzuciła mu się w oczy, oczywiście oprócz tłumu kłębiących się dzieciaków, był jego uczeń z petem zwisającym z lewego kącika ust.
- Zabini, czy mi się wydaje, czy ty... palisz?
- Panie profesorze, - odparł chłopak z największą powagą - ja nie palę... ja się delektuję.
- A czy ty nie wiesz, że delektować można się jedynie na błoniach, Zabini?
- Zanim dojdę do wyjścia, skończy się przerwa... a z moim słabym zdrowiem bieganie po korytarzach nie wchodzi w grę, sir.
- Zabini, masz zdrowie jak pociągowy koń i dobrze o tym wiesz... – rzekł spokojnie Snape, powstrzymując uśmiech. Każdy inny uczeń dostałby opieprz, ale Blais robił wszystko z tak uroczą i naturalną elegancją, i kurtuazją, że nauczyciele go lubili... Zwłaszcza Severus, bo chłopak był w jego Domu.
- Ależ panie profesorze, ja tylko. Tak dobrze wyglądam, tak naprawdę to ledwo zipię, a chyba nie chce pan bym zachorował i nie był obecny na Eliksirach?
- No w takim razie - Severus udał wielkie zastanowienie - skoro ledwie zipiesz, ty mróweczko, to palenie zaszkodzi ci jeszcze bardziej. Jako nauczyciel nie mogę na to pozwolić i z przykrością mszę debrać ci papierosy oraz... jeden punkt dla Domu.
- Ależ panie profesorze... te fajki mnie na duchu podtrzymują, poprawiają mi humor i pozwalają zapomnieć o słabej kondycji i dosyć cherlawym ciele... – Draco musiał odejść parę metrów dalej bo zabiłby śmiechem zarówno nauczyciela jak i swego najlepszego kumpla.
Dziki był jednym z najzdrowszych chłopaków w szkole, był szybki, zwinny, doskonale latał na miotle i miał celny prawy sierpowy, który najcięższych zawodników posyłał na glebę, o czym wiedzieli wszyscy uczniowie i nauczyciele w szkole na czele ze Snapem.
- Dobra, dobra Zabini. Dawaj papierosy i żebym cię ja więcej na korytarzu z fajką w zębach nie widział. Przynajmniej dzisiaj – dodał ciszej.
- Oczywiście sir... ale chciałbym zauważyć, że pozbawienie tak dużej ilości punktów takiego wspaniałego i bezproblemowego domu jakim jest Slytherin i to przez własnego opiekuna jest bardzo nieekonomiczne.
- Zabini, ty mnie ekonomi chcesz uczyć? - Severus spojrzał na niego ironicznie. - Ale wiesz, masz racje. Nie odbiorę ci punktów, za to razem z panem Malfoyem, który się zaraz udusi ze śmiechu wysprzątacie bez pomocy magii loch ósmy.
- Ależ panie profesorze z moim wątłym zdrowiem? - Blais nie dawał za wygraną. - Nie ma pan litości dla tak pokrzywdzonego przez los...
- Zaraz dopiero możesz zostać pokrzywdzony przez los, Zabini - Severus mu brutalnie przerwał tyradę. - Po zajęciach widzę was obu przed lochem numer osiem a teraz uciekajcie na następne zajęcia.
- Lepiej niech pan się zajmie, panie profesorze, tym kłębowiskiem pod drzwiami - zauważył usłużnie Draco. Miał dobre chęci odwrócenia uwagi nauczyciela od skromnej osoby Zabiniego i od siebie.
Severus spojrzał na kłębiąca się młodzież z mordem w oczach i znowu odwrócił się w stronę chłopaków.
- Draconie - zwrócił się prawie słodkim tonem do blondyna - o ile mi wiadomo to ty przywiesiłeś tu ten plakat. W takim razie, to ty zrobisz coś z tym, żeby oni wszyscy w ciągu minuty zniknęli spod tych drzwi. Jasne?!
Malfoy westchnął, przewrócił oczami i wrzasnął do zebranych:
- Cisza motłochu!! Smoku ma głos!
- Skromniś – syknął mu do ucha Blais.
- Dziki i ja mamy apel!! Tu za trzy minuty będzie lekcja a wy chyba też macie zajęcia, nie?! No to won, a ten kto chce iść na imprezę, niech wpłaca po dziesięć galeonów do Dzikiego Blaisa Pogromcy Dziewic Hogwartu! Amen!!
Tak naprawdę Blais nie był żadnym pogromcą dziewic, chociaż bez wysiłku mógł nim zostać. Miał za sobą jedne, jedyne przeżycie seksualne i tak się zraził, że postanowił poczekać na naprawdę wyjątkową dziewczynę. Obydwaj z Draconem mogli tapetować listami miłosnymi dormitoria, a i tak na wszystkie miejsca by nie starczyło. Malfoy jednak był bardzo wybredny i zaliczał dziewczyny bardzo rzadko i z umiarem. Uważał, że sperma rodu Malfoy’ów jest zbyt cenna, by ją marnować byle jak i z byle kim (pewnie dlatego do tej pory nie tknął Pansy Parkinson, która bardzo tego chciała), ale czasami trzeba było zredukować silny popęd seksualny inaczej niż własną ręką.
Blais był bardziej opanowany – bo na pewno nie mniej pobudliwy – i nie musiał zaliczać nawet „raz na miesiąc”, jak określił to Draco.
Stojąca w tłumie Hermiona skrzywiła się i powiedziała bardzo głośno:
- Pewnie to ty byś chciał być tym pogromcą, co, Malfoy? – wywołując salwy śmiechu wśród zebranych.
- Granger, ciebie to ja w każdej chwili mogę poskromić, co ty na to? - zapytał Draco sugestywnie, podchodząc do dziewczyny i obdarzając ja swoim najładniejszym wrednym uśmiechem.
Hermiona zarumieniła się delikatnie ale postanowiła się nie poddawać.
- Jasne Malfoy... Chyba w moich najgorszych koszmarach, bo tylko w takiej sytuacji się na to zgodzę - dziewczyna zgrabnie go ominęła i podeszła do Zabiniego, koło którego zaczął kłębić się już tłumik.
- Do zobaczenia na tej imprezie, Gin już za nas zapłaciła prawda?
- Jasne, płaciła - skłamał Zabini bez mrugnięcia okiem. Bardzo mu zależało na tym, by pojawiła się ta ruda furiatka.
Był niemal stuprocentowo pewny, ze Hermiona nie wygada się siostrze Łasiczki tym, że też nie zapłaciła. Liczył na jej wysoką inteligencję, w którą ani na moment nie wątpił. Dlatego gdy mówił, że Ginny płaciła to po pierwsze, puścił szybkie oko do Dracona, a na Granger popatrzył bardzo uważnie i dodał na wszelki wypadek, kładąc nacisk na każde słowo.
- Zapłaciła dwadzieścia galeonów jakieś pięć minut temu i zmyła się na zajęcia, my już też chyba powinniśmy iść na Transmutację.
- A tak właśnie - Hermiona ruszyła szybko w stronę klasy i na szczęście nie usłyszała rozmowy chłopaków.
- O! Mówisz, że rudzielec zapłacił? - Draco uśmiechnął się do Zabiniego. Dopisał jeszcze dwa nazwiska na listę gości. - A mogę się dowiedzieć kiedy to zrobiła?
- Dziś wieczorem.... z twoich pieniędzy Smoku.
- Z moich?! - zaperzył się Draco.
- Cii!! Żartowałem... Damy po połowie... Będzie weselej – Blaise miał minę lisa, który zwietrzył bardzo obfity kurnik nie pilnowany absolutnie przez nikogo
- Zwłaszcza jak przyjdą Łasic i Potter. Zwłaszcza Łasic. On pilnuje nie tylko siostry ale tej Granger też.
- Oni nie idą. Duma im na to nie pozwoli. Już pytałem. – Blais uśmiechnął się szeroko.
- Pewnie Łasic pójdzie, gdy dowie się, że jego maleńka siostrzyczka też idzie.
- Myślisz, że ona mu powie? – Zabini popatrzył wymownie na Malfoya i obydwaj uśmiechnęli się do siebie bardzo triumfalnie.
Impreza
zapowiadała się ciekawie...
Skromne Party
Wieczorem Ginny przyszła do dormitorium Hermiony.
- Zabini to dekiel – zaczęła.
- Tak? Ja uważam, że jest bardzo inteligentny... A co się stało?- spytała krótkowłosa dziewczyna.
- Najpierw powiedział, że dzieci nie wpuszczają na imprezę, i że skurczyłam się przez wakacje – Granger musiała się odwrócić, żeby nie urazić Virgini szerokim uśmiechem. Wiedziała, że jej przyjaciółka ma kompleksy na punkcie swojego wzrostu, który czynił z niej doskonałą Szukającą, ale także doskonały powód do kpin dla tak wysokich facetów jak Zabini, Malfoy, Harry czy Ron.
- A potem – w oczach rudowłosej zalśniły łzy – jak już mnie poznał i powiedział, że się skurczyłam, to matoł jeden powiedział, że poniżej metra sześćdziesięciu na imprezę nie wpuszczają.
Hermiona musiała udawać, że kaszle, bo ją rozbawił ten tekst.
- Mam sto pięćdziesiąt osiem centymetrów! Świnia! - Ginny się nakręciła i prawie krzyczała. – A potem robił aluzje, że chce mnie całować po tyłku i... z przodu też! – kłamała jak najęta - w końcu sama go podpuściła.
- Wiesz, on jest przystojny i jest dżentelmenem. Nie wiem, czemu to cię tak zezłościło, Ginny.. – powiedziała łagodnie Hermiona. – On chyba cię lubi.
- Jasne! Ja jego też, jak cholera! Powiedziałam, że mam w dupie tą imprezę, nie zapłaciłam i nie idziemy. Masz – Virginia oddała, Hermionie dziesięć galeonów.
Przez chwilę Granger stała jak skamieniała zastanawiając się nad dziwaczną sytuacją. Ale, że była mądra odrzekła spokojnie.
- Zatrzymaj, ja zapłaciłam za nas obie – oznajmiła rudowłosej przyjaciółce.
- JA NIE IDĘ!!
- Idziesz, będzie fajnie – Granger pogłaskała przyjaciółkę po głowie. – Jemu było przykro, że cię tak potraktował – skłamała i zanotowała w pamięci, że musi pogadać z Zabinim o incydencie z galeonami.
***
W sobotę rano Hermiona dorwała Blaisa w bibliotece. Siedział w tych swoich okularkach w srebrnej oprawie, które dodawały mu zarówno inteligencji, jak i uroku, i coś pisał. Nosił je tylko do czytania i pisania, i chociaż, jego wada wzroku była minimalna, zakładał je, bo robiły dobre wrażenie na płci przeciwnej.
- Blais możesz mi coś wyjaśnić? - zaczęła Hermiona siadając koło chłopaka. - Jak to jest, że Ginny próbowała mi oddać pieniądze, które podobno ty miałeś dostać?
- Skleroza - odpowiedział chłopak bez mrugnięcia okiem. - Musiała zapomnieć.
- Jasne, a krowy latać umieją - dziewczyna zaczęła grzebać w swojej przepastnej torbie w poszukiwaniu pieniędzy, ale nie zdążyła ich podać gdyż Zabini złapał ją za nadgarstek. – Nawet. O. Tym. Nie. Myśl – uniósł znacząco brew.
- Przecież wszyscy płacą - Hermiona była zbyt dumna by zgodzić się na coś takiego.
- Nie prawda - Blais potrafił kłamać równie dobrze, co Malfoy. - Osoby towarzyszące nie płacą.
- Ta jasne, ja towarzysze Ginny, a ona mi. Weź przestań zaraz ci zapłacę.
- Nie - jego głos był niczym skała - Obie towarzyszycie mi... Tylko lepiej żeby Weasley o tym nie wiedziała, jest chyba na mnie troszkę uczulona.
- Taaa, ociupinkę – Hermiona badawczo popatrzyła na Ślizgona, ale nie komentowała jego zachowania.
- No właśnie, ociupinkę - uśmiechnął się i szybko zwiał z biblioteki, zanim dziewczyna zdążyła mu wcisnąć pieniądze.
***
Ginny patrzyła na swoje lustrzane odbicie w łazience dziewcząt niedaleko lochu numer osiem. Miała na sobie proste czarne dżinsy biodrówki i czarną, obcisłą bluzeczkę, kończącą się nad pępkiem, która ładnie podkreślała mały, jędrny biust w kształcie jabłuszek. Rudowłosa skrzywiła się lekko, złożyła ręce na piersi i tupnęła nóżką w bucie na dziesięciocentymetrowym obcasie. (Hermiona założyła tylko czterocentymetrowy, co pozwoliło Virgini być prawie równą z przyjaciółką wyższą od niej normalnie o osiem centymetrów).
- Spoko, spoko, spodobasz się Zabiniemu – zażartowała rozbawiona panna Granger. – Tylko się nie zabij na tych szczudłach...
- O moje szczudła to ty się nie martw, a tak przy okazji słodko wyglądasz - zwróciła się do Hermiony, uśmiechając się jadowicie. Zupełnie nie jak na Gryfonkę przystało – dodała. - Na pewno spodobasz się Malfoyowi.
Obie dziewczyny zmierzyły się wściekłymi spojrzeniami, by po chwili głośno się roześmiać.
- Złośliwa, ruda jędza – powiedziała rozweselona Hermiona i poprawiła lateksowe ramiączko stanika. Miała trochę większe piersi od przyjaciółki i niestety nie mogła sobie pozwolić na rezygnację z tej części bielizny. Ubrana była w niebieski top z jednym odkrytym ramieniem i czarne, skórzane biodrówki. Popatrzyła z lekką dezaprobatą na srebrne kółeczko tkwiące w pępku Ginny i delikatny tatuaż na lewym ramieniu niższej Gryfonki, przedstawiający małą różę.
Jednak, co do tatuażu, Hermiona czuła coś w rodzaju zazdrości i postanowiła walnąć sobie smoka, żeby być lepszą od przyjaciółki. Na kolczyk by się nie odważyła. To nie było w jej stylu, tak samo jak imprezy w lochach... Ale człowiek w pewnym momencie musi się odprężyć i trochę pobawić, nawet ona była tego zdania.
- No dobra, Gin, idziemy i pamiętaj, że w odróżnieniu od braci masz słabą głowę - Hermiona nie byłaby sobą, gdyby nie nawiązała do wypadku z wakacji, kiedy to jedyna dziewczyna w rodzinie Weasley’ów upiła się zaledwie jedną butelką czerwonego wina.
Ginny spiorunowała koleżankę wściekłym spojrzeniem, nie mogła się pogodzić z tym, że Hermiona nigdy w życiu się nie spiła.
Kiedy już miały wychodzić z łazienki z jednej z kabin wyszła Pansy Parkinson. Miała na sobie króciutką zieloną koszulkę, pod którą kołysały się ogromne (powiększone odpowiednim zaklęciem) piersi i bardzo krótką, czarną spódnicę a na długich (i niestety zgrabnych i naturalnych) nogach pantofle na płaskim obcasie. Panna Parkinson mogła się, bowiem poszczycić wzrostem prawie stu osiemdziesięciu centymetrów. Zmierzyła obydwie dziewczyny pogardliwym spojrzeniem.
- O rany... rudowłosa zdzira i szlama ze szczotą na głowie. Kto was tu wpuścił?
- Blais Zabini, wywłoko ze sztucznym biustem – spokojnie odpowiedziała Hermiona.
- Ubrała się jak kurwiszon, a mnie nazywa zdzirą... – Virginia posłała. Pansy sardoniczny uśmiech i wzruszyła ramionami.
- Lepiej uważaj, z kim zaczynasz, bo możesz pożałować mała gówniaro - Pansy w bojowej postawie podeszła do Ginny. Zawsze miała ochotę wytargać tą małą wiewiórę za jej rudą czupryną, a teraz była ku temu odpowiednia okazja. W końcu Granger i Weasley były na jej terenie i ona miała przewagę. Niestety niektóre marzenia muszą pozostać niezrealizowane. W momencie, gdy zbliżała się do Gryfonki, drzwi łazienki otworzyły się i stanął w nich Blaise.
- Dziewczyny jak się cieszę, że was znalazłem - powiedział uśmiechając się porozumiewawczo do Hermiony.
- Blaise, co one tu robią? - Pansy od razu zaatakowała chłopaka. - Podobno na tę imprezę miały przyjść osoby z wyższej sfery, a nie...
- No i właśnie, dlatego zastanawialiśmy się ze Smokiem, czy ciebie też zaprosić Pensiku... - rzucił Blais z zabójczym smirkiem na ustach.
- Och, Blais... zawsze miałeś takie pokręcone poczucie humoru – zaszczebiotała Parkinson i uwiesiła się na ramieniu wysokiego bruneta, który opierał się o framugę drzwi.
Zabini wywrócił oczami i delikatnie się odsunął a Ginny zmierzyła Pansy takim spojrzeniem, jakby Ślizgonka była czymś wybitnie obrzydliwym.
- Idź na imprezę, zaraz przyjdę – młodzieniec uśmiechnął się czarująco do ufarbowanej na wściekły fiolet dziewczyny i rzucił Grangerównie porozumiewawcze spojrzenie, pod tytułem „co za ograniczona istota.”
Hermiona tylko uśmiechnęła się do kolegi i ruszyła za Virginią, która nie zamierzała marnować czasu na rozmowy z tym "deklem" jak to zawsze pieszczotliwie określała Zabiniego.
- Hej ruda, gdzie tak pędzisz? - zapytał Draco łapiąc dziewczynę za ramie i wciągając ją do korytarzowej wnęki. - Mam do ciebie tak jakby... prośbę - powiedział posyłając jej szelmowski uśmiech - pomóż, mi błagam.
- Co kombinujesz i co ja z tego będę miała? – spytała szybko i rzeczowo, konkretna, wychowana z facetami Virginia.
- Zatańcz teraz ze mną, bo nie mogę się odpędzić od Pansy... Z tego będziesz miała po prostu świetną zabawę... Wszyscy mówią, że bardzo dobrze prowadzę – uśmiechnął się szeroko. - A po drugie, zrób coś, żeby zatańczyła ze mną szczota... Dam Ci za to dziesięć galeonów.
- Zapomnij, Malfoy, ona ma taką samą ochotę zatańczyć z tobą, jak ja z Zabinim... Ale wiesz chyba mam pomysł jak rozwiązać twój pensikowaty problem - dodała ze złośliwym uśmiechem.
- Niby jak, Weasley?
- Ogłoś, ze jesteś gejem, słoneczko - powiedziała rudowłosa i wyrwała się z jego uścisku.
- Poczekaj! – Krzyknął za nią blondyn. – Nie bądź taka. Dobra sam sobie z Granger poradzę, ale z Pansy mi pomóż. Dam ci dwadzieścia galeonów. Błagam!! – w oczach Ślizgona czaiła się gigantyczna desperacja.
- Malfoy, ja twojej forsy nie potrzebuje...ale...
- Gadaj, czego chcesz, ty mała...
- Taktyka na pierwszy mecz w sezonie, albo, radź sobie sam.
- O żesz! Chyba cię pogięło! Zażądaj czegoś w ramach rozsądku, kobieto!
- Żadne inne rozwiązanie nie wchodzi w grę – Ginny wyminęła go i weszła na rozbawioną, zatłoczoną salę.
- Owszem jest! Zatańczysz? – Draco szybko objął rudaskę wpół i ucałowawszy jej dłoń wyprowadził na parkiet, zanim dorwała go Parkinson.
Ginny piorunowała mężczyznę spojrzeniem swych czekoladowych ślepek, ale nie próbowała wyrwać się z jego uścisku, całkowicie pochłonął ją taniec i musiała przyznać jedno: Malfoy, był rzeczywiście wspaniałym partnerem.
- Nieźle wyglądają razem. Prawda? - Hermiona usłyszała tuż za sobą głos Zabiniego i zanim zdążyła odpowiedzieć, wirowała wraz z nim na kamiennym parkiecie.
Mężczyźnie porozumieli się wzrokiem i gdy tylko zaczęto nową piosenkę nastąpiło "odbicie partnerek"
- Spierdalaj, Malfoy!
- Spierdalaj, Zabini!
Te dwa okrzyki zabrzmiały niemal równocześnie na sali. Obydwie dziewczyny złożył dłonie na piersiach i „wrosły” w podłogę.
- Granger, no nie bądź taka, każda dziewczyna marzy by ze mną zatańczyć, a ty jakieś fochy odwalasz - próbował swych sztuczek ,jak zawsze skromny potomek Malfoyów.
- Malfoy, jestem pewna, że znajdziesz jakąś partnerkę, na mnie nie musisz wypróbowywać swych... tanich wdzięków. A właśnie, jeśli mowa o tańcu to właśnie Pansy idzie w twoją stronę - odpowiedziała brązowowłosa i zeszła z parkietu zostawiając Dracona pod „opieką” jego domowej koleżanki.
- Dracuś! –pisnęła radośnie Parkinson i rzuciła się na klnącego w duchu, na czym świat stoi, chłopaka, posyłając przy okazji rozbawionej Hermionie spojrzenie z serii „odwal się od niego, szlamo.
Widok był tak porażający, że rozzłoszczona, Ginny, która próbowała się bezskutecznie wyrwać Blaisowi z silnych ramion, zaprzestała na chwilę walki, by rzeczowo stwierdzić:
- Żałosne...
- A i owszem, Weasley... I widzę, że urosłaś – jego podły smirk pobił wszelkie rekordy wredności i złośliwości, a Virginia zrobiła się wściekle różowa z oburzenia.
- Wiesz, Zabini, jest takie stare mugolskie powiedzenie - zaczęła słodko.
- Co małe to piękne? – uśmieszek ala padalec na twarzy arystokraty stał się jeszcze bardziej wredny.
- Nie... wysoki jak brzoza a głupi jak koza - to powiedziawszy dziewczyna wyrwała się zaskoczonemu młodzieńcowi, odwróciła na pięcie i zeszła z parkietu.
- Czego się napijesz? – spytała przyjaciółkę, trzy minuty później, oglądając wszystkie możliwe soki i alkohole, Hermiona.
- Oj, odwal się.
- Ale jesteś miła. No, czego się napijesz?
- Właśnie, czego się napijecie? Mleka nie podajemy – Blaise pojawił się jak duch obok dziewcząt przy o barku z napojami i uśmiechał się złośliwie do Virgini.
Rudowłosa zacisnęła wargi i nic nie odpowiedziała. Zabini postanowił sprawdzić jak dziewczyna zachowa się po kolejnej prowokacji.
- To znaczy, mleka można się napić, Weasley, ale niestety w małych ilościach i trzeba się trochę napracować żeby je zdobyć. Za to jest to mleczko wyśmienitej jakości, polecam... – Blais kamienny i poważny wyraz twarzy, gdy to mówił.
Virginia spurpurowiała z wściekłości a Hermionę ogarnęła wesołość.
- A możesz mi powiedzieć, Zabini, - Ginny starała się mówić bardzo spokojnym głosem, choć nie wychodziło jej to zbyt dobrze - skąd możesz wiedzieć, że te mleczko jest aż tak dobre? Próbowałeś?
Złapała piwo i nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę znajomych z Ravenclawu. Hermiona na widok ogłupiałej miny Blaisa wybuchła śmiechem i tylko poklepała go po plecach.
- No i za co? – żałośnie spytał brunet i poczochrał się w roztargnieniu po gęstych, sztywnych włosach.
- Szczotuś, skarbie, dlaczego ona mi to robi? To ja do niej z sercem na dłoni, z dobrymi intencjami, a ona mi sugeruje, że... powinienem zostać gejem... Skąd w niej tyle agresji?
- Nabyła z wiekiem... a tak poza tym to nie wpasowałeś z tym tekstem o mleku - dziewczyna ze znawstwem sączyła wino i spod półprzymkniętych oczu obserwowała towarzysza.
- A niby dlaczego nie?
- Bo Ginny po prostu kocha mleko i mogłaby je pić przez cały dzień, takie małe zboczenie...
Blais nalał sobie tego samego wina, co gryfonka i popatrzył uważnie na Hermionę.
- Granger, to co mówisz sugeruje, że powinna mi być wdzięczna za troskę. Tutaj mleka nie ma, przynajmniej tego krowiego, a ja staram się dbać o wszystkich gości.
- A właśnie... gości. Coś ty się tak zainteresował tym szczególnym gościem? Jak widzisz ona radzi sobie doskonała - Hermiona popatrzała na Ginny która właśnie szalała na parkiecie z jednym z przystojniejszych chłopaków z Ravenclawu.
- Jak na mój gust to aż za dobrze - mruknął Zabini i ruszył w stronę tańczonych.
- Teraz ja z nią tańczę! – Blais złapał zaskoczoną, jego bezczelnością, Virginię za rękę i odciągnął ją od przystojnego Krukona.
- Jak śmiesz, Zabini? – spytała zimno dziewczyna.
- Normalnie. To się nazywa odbijany...
- Coś ty się na mnie tak uwziął, człowieku? Co ja ci takiego zrobiłam? - zrezygnowana Ginny zaczęła z nim tańczyć wiedząc, że szarpanina i tak do niczego nie doprowadzi.
- Tu nie chodzi o to, co ty mi zrobiłaś, ale o to, czego nie chcesz dla mnie zrobić – powiedział, sugestywnie się przy tym uśmiechając.
- Wiesz, myślałam, że nie istnieje nikt głupszy od mojego brata, ale myliłam się. Ty i kretyn Malfoy bijecie rekordy.
Virginia stanęła na środku parkietu z założonymi na piersi rękami i wbiła wzrok czekoladowych oczu w zielone oczy chłopaka. Musiała przy tym nieźle zadrzeć głowę, ale mało ją w tej chwili to obchodziło.
- Rudasku, jesteś urocza, gdy się dąsasz – Blais pochylił się nad dziewczyną i pogładził kciukiem jej policzek.
„Rudasek” nic na to nie odpowiedział tylko spiorunował go wzrokiem, odwrócił się i podążył w stronę barku.
"Cholera, ja przez niego nerwicy dostanę, albo w alkoholizm się wpędzę...” - myślała nalewając sobie ognistej whisky i szukając wzrokiem Hermiony. Kiedy odnalazła swoją przyjaciółkę o mało co nie zadławiła się napitkiem.
Hermiona trzymała za farbowane kudły, wyższą od siebie o kilka centymetrów Pansy i ciągnęła ją do ziemi. Właśnie w tej chwili umilkła muzyka i dało się słyszeć pisk Parkinson i wrzask wściekłej Hermiony.
- Jeszcze raz mnie nazwiesz zdzirą, jebana wywłoko, kurwiszonie tani z przepaską na biodrach, a tak ci wpierdolę, że cię rodzona matka nie pozna! – darła się „kulturalnie” pani Prefekt Naczelna. – Odszczekaj, suko, to, co powiedziałaś, ALE JUŻ!!
Draco, który był najbliżej dziewczyn z trudem odciągnął Gryfonkę od zaszokowanej Ślizgonki.
- Ona mnie uderzyła - Pansy próbowała udawać wielce skrzywdzoną przez los.
- No, ma niezłego ciosa, ta nasza mała szczoteczka - powiedziała Draco; do tej pory z nostalgią wspominał cios "małej szczoteczki"
- Nie wtrącaj się, Malfoy! - Hermiona posłała mu spojrzenie bazyliszka na przymusowym odwyku od ludzkiego mięsa i wyrwała się z silnych ramion blondyna.
- Ja cię dopiero mogę uderzyć, ty lafiryndo w przykrótkiej kiecce! – wrzasnęła w stronę Parkinson. - Odwołaj w tej chwili to co powiedziałaś albo ci rozwalę tą mopsowatą gębulę!
- Draco ona mi grozi - Pensy spojrzała się w stronę "swojego mężczyzny", który patrzył na nią z wyraźna pogardą.
- Pansy, zdradzę ci pewną tajemnice - powiedział chłopak obejmując ramieniem Hermionę, która dalej próbowała się wyszarpać. - Mi to wisi słoneczko. Jak Granger będzie chciała ci przylać to ja jej na pewno nie zabronię. Bójki między babkami to nie moja rzecz.
- Jak nie twoja, to mnie puść, prymitywie! – Hermiona wyrwała się z uścisku i dała Malfoy’owi kuksańca między żebra. – Idź obmacywać Parkinson, ona się ucieszy!
- Ale ja niezbyt - jęknął Draco macając obolałe żebra.
- Draco, albo ona stąd wyjdzie, albo ja to zrobię - mopsowata piękność spojrzała wyzywająco w kierunku Gryfonki, była pewna, że Malfoy pomimo swego wcześniejszego zachowania wybierze ją. W końcu była czystej krwi.
Sytuację uratował Blais, który miał tendencję do pojawiania się znikąd w odpowiednim (bądź w najmniej odpowiednim) momencie, zupełnie jak słynny S. S. Mann Hogwartu.
- Jeżeli tak bardzo chcesz wychodzić Pansy, proszę bardzo. Granger nie wyjdzie, bo ja jestem współorganizatorem tej imprezy i ja sobie życzę, żeby została. Wiesz skarbie, z nią można chociaż inteligentnie porozmawiać.
- Draco - dziewczyna szukała jeszcze ratunku o blondyna.
- Za tobą są drzwi, a za nim wyjdziesz to ja ci dobrze radzę: przeproś ją - coś w głosie Zabiniego zmusiło dziewczynę do cichych przeprosin.
- No i po kłopocie - mruknął Draco i spokojnie zapalił papierosa
- No, ładnie – powiedziała cicho Ginny. – Dasz macha, Malfoy?
- Hm? Tobie, szkrabie? – Draco uśmiechnął się zalotnie. – A co na to wielki i zły brat Łasic?
Hermiona nie wytrzymała. Wściekłość, która ją powoli opuszczała, szok słowami Zabiniego i to, co usłyszała przed chwilą, coś w niej poluzowały. Zawsze broniła Rona przed atakami Malfoya, ale to, co powiedział teraz, było po prostu piękne i doskonale oddawało naturę Ronalda W. Granger dostała klasycznej głupawki śmiechowej.
Chłopcy tylko popatrzyli po sobie i uśmiechali się. Zabini podprowadził Hermionę do najbliższego fotela, gdzie dziewczyna mogła się w spokoju wyśmiać. Odwrócił się w stronę towarzystwa, a gdy zobaczył, że panna Weasley dostała jednak tego papierosa, podszedł do dziewczyny, wyjął go z jej ust i ze słodkim uśmiechem powiedział.
- Jak będziesz palić to nie urośniesz, kruszynko.
Sam zaciągnął się skonfiskowanym papierosem, a Draco bez słowa wyciągnął kolejnego. Wiedział doskonale, że przyjaciel zamierza wyjarać całego i nawet nie liczył na zwrot. Spokojnie podszedł do fotela, w którym siedziała Hermiona, która powtarzała co jakiś czas "wielki, zły brat Łasic", rżąc ze śmiechu i trzymając się za brzuch, i usiadł na szerokiej poręczy. Zaciągnął się kilka razy papierosem i podał go dziewczynie, która powoli zaczęła się już uspokajać.
- Dzięki, Malfoy - powiedziała z lubością zaciągając się papierosem. - Skąd wiedziałeś, że palę?
- Ma się te swoje tajemnice, Granger.
- Tajemnice? - Hermiona popatrzyła podejrzliwie na Ślizgona.
- Aha - Draco uważnie się jej przyjrzał. - Nie mogę ci podarować, że ścięłaś taką fajną szopę, szczoto.
- Mi się podoba - ucięła Hermiona.
- Nie jest źle - Draco z ociąganiem wzruszył ramionami. - Ale jak już powiedziałem, to niepraktyczne - mówiąc to szybko wstał i się odsunął, żeby nie zarobić standardowego plaskacza, bo aż takiego sentymentu do ciosów orzechowookiej Gryfonki nie miał.
- Malfoy, ty za to masz coraz dłuższe włosy - zaczęła Hermiona udając, że nie rozumie ostatniej aluzji.
- No mam i co z tego? - chłopak ponownie zaciągnął się papierosem i uśmiechnął porozumiewawczo do Blaisa, który postanowił trochę podenerwować rudowłose dziecię.
- Niby nic, tylko podobno im więcej na głowie tym mniej w głowie, a u facetów to im dłuższy włos tym krótsza... a zresztą jestem pewna, że się domyślasz...
- Nie wiesz, o czym mówisz kobieto, a zresztą jak chcesz to możemy wyjść o udowodnię ci, że się mylisz - powiedział Dracze i zalotnie się uśmiechnął.
- A masz pod ręką lupę? Bo jak nie, to chyba nie mam, po co się fatygować... - jej zjadliwy tekst wywołał na twarzy Malfoya ironiczny uśmieszek.
- Nie prowokuj mnie Granger, dobrze ci radzę...
- Taaa, bo ty bardzo groźny jesteś - mruknęła dziewczyna i sięgnęła po piwo, z niepokojem obserwując jak jej przyjaciółka znowu miesza alkohole.- Cholera upije się jak nic.
- O! To Dziki będzie miał ułatwione zadanie, wy wszystkie jakieś takie łatwiejsze po kilku piwach.
- Coś ty powiedział? - Hermiona wstała i podeszła do chłopaka, który przezornie cofnął się w stroną Blaisa i Virginii.
Zabini z rozbawieniem podawał dziewczynie kolejne drinki.
- To niezdrowo tak mieszać - powiedział zastanawiając się czy aby na pewno dać jej tequillę, o którą piprosiła zaraz po setce czystej bez popitki.
- Mam mocarny łeb- skłamała gładko Ginny.
- Powiedzmy - Hermiona spojrzała uważnie na koleżankę. - Lepiej, żeby twój brat się o tym nie dowiedział. Wiesz jaki on jest.
- Oj, Hermi, przecież nic mi nie będzie.
- Właśnie, Herm,i nic jej nie będzie, a jak coś to Blaise z chęcią odprowadzi ją do sypialni, prawda Dziki? - powiedział Draco z miną aniołka.
- Malfoy, nawet jakbym była pijana jak świnia, to nigdy nie dam się odprowadzić Zabiniemu do sypialni.
- Proszę - Blais bardzo szybko podjął decyzję, co do tego czy podać Virginii tequillę.
- Dziękuje - odrzekła rudowłosa, pochłaniając zawartość szklaneczki jednym łykiem.
Draco patrzył na Virginię z podziwem.
- No, niezła jesteś Weasley, szacuneczek - powiedział z kurtuazją.
- Nie szacuneczek, tylko rzygańsko - sceptycznie odrzekła Hermiona.
- Przecież nie rzygam - odpaliła zła za ten tekst, Virginia, odbierając od rozkosznie uśmiechniętego Blaisa kielich czerwonego wina.
- Jeszcze nie, droga koleżanko - Hermiona sięgnęła po kolejne piwo i rzuciła wściekłe spojrzenie Zabiniemu, który niewinnie zmrużył oczy i posłał jej buziaka.
- Hermiona, marudzisz - powiedziała Ginny i zachwiała się na nogach. Pić to może i potrafiła, ale mocnej głowy na pewno nie miała.
- Szczoteczko, zatańczymy? - Draco postanowił ponownie uderzyć do Hermiony. - Weź się zgódź, wiewióra jest chyba dostatecznie duża, by nie potrzebować niańki, a nawet jakby, co to Blaise się nią z przyjemnością zajmie.
- Oczywiście, nie przeszkadzaj sobie szczotuś, skarbie. Jestem dużym chłopcem i zajmę się koleżanką, nic się jej nie stanie.
Ginny wychyliła kolejną setkę wódki i powiedziała już nieco niepewnie, jakby nie miała dostatecznej władzy nad własnym językiem.
- Smma się sob..ą zaaajmę, Zabini, łaski bez, a ty..... idź zatańcz ... z tchórzofretką...., Herm.
Pomimo usilnych nalegań Malfoya, Hermiona ani na chwile nie ruszyła się od przyjaciółki i dobrze zrobiła, bo już po kilku minutach i jeszcze dwóch mocnych drinkach, razem z Zabinim, wyprowadzała zataczającą się Virginię z lochu.
Draco szedł przed nimi i sprawdzał czy w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby o tym incydencie donieść nauczycielom, bo przecież na tej zabawie nie miało być ani kropli alkoholu. A w myślach zastanawiała się ,co on Draco Malfoy syn Lucjusza Malfoya robi najlepszego...Ratować tyłek Weasley’owi...kto by pomyślał.
Ponieważ do łazienki dziewczyn była gigantyczna kolejka, Blais wziął słaniającą się Ginny na ręce i ruszył do pustej łazienki męskiej.
- Niedobrze mi - oznajmiła Virginia.
- No, niesamowite - z przekąsem stwierdziła Hermiona.
- Stójcie obydwoje i pilnujcie, żeby nikt nie wlazł, ona zaraz będzie rzygać, a ja nie chcę mieć na sobie kolorowej mieszanki alkoholowej, idę jej pomóc... Granger weź tak na mnie nie patrz, jakbym lazł w tak UROCZE miejsce, jak męski kibel, po to by ją wykorzystać seksualnie. Może ty wolisz wejść do kabiny i patrzeć na rzygi koleżanki, co?
Hermiona stała zaniepokojona przed drzwiami toalety i uważnie patrzyła czy nikt czasami nie idzie, natomiast Draco wyglądał na bardzo wyluzowanego, tak jakby go cała ta sytuacja bawiła.
Hermiona spojrzała na niego z wyrzutem; ona nie widziała w ty nic śmiesznego.
- I z czego się tak cieszysz, oszołomie? - warknęła do chłopaka.
- Ona rzyga - radośnie powiedział blondyn. - Mała Virginia Hogwartcka Dziewica rzyga w męskim kiblu! To jest przezabawne, Granger. Wyluzuj szczoteczko i ciesz się życiem.
- Wiesz Malfoy, ja wiedziałam, że Ślizgoni charakteryzują się swoistym poczuciem humoru, ale wiesz takiego kretyna jak ty to ze święcą szukać. Ja jakoś nie widzę nic zabawnego w tym, że moja koleżanka upiła się, a teraz wymiotuje w męskiej toalecie. Wybacz, chyba nie mam tak wysublimowanego poczucia humoru jak ty.
- Wyluzuj, szczota - Draco uśmiechnął się zalotnie. - Ja osobiście uważam za zabawne, to że grzeczna Gryfonka zwraca wybuchową mieszankę promili do męskiego kibla i to w towarzystwie Ślizgona. Nie bądź taka zasadnicza, bo tak ci zostanie.
- Wiesz? Wolę swoją zasadniczość od cholernego kaca.
Dziewczyna zaklęła szpetnie widząc, że jakaś para zbliża się do "ich" toalety. I na pewno nie szli oni w tamtym kierunku po to, by skorzystać z niej w celu, do którego została pierwotnie przeznaczona... Najwyraźniej wszystkie wolne klasy i zaułki były już pozajmowane.
- Wstęp wzbroniony! - Draco zagrodził wejście własnym ciałem i rozpostarł ramiona.
- A dlaczego i z jakiej racji, coś się stało? - zapytała podpita Krukonka uwieszona na ramieniu wstawionego Ślizgona.
- Strefa zagrożenia toksycznego - grobowym tonem oznajmił Malfoy i przybrał minę przedsiębiorcy pogrzebowego. Hermiona posłałam mu na wpół urażone, a na wpół rozweselone spojrzenie.
- Pieprz się, Malfoy - warknął jego kumpel i otworzył z rozmachem drzwi, niemal powalając blondyna na twardą posadzkę.
Wszyscy ciekawie zajrzeli do środka...
Jedna z kabin była otwarta. Zabini stał w progu i trzymał za końcówkę długi rudy warkocz.
- Kurwa, płuca wypluje, kurwa - dobiegł ich dziewczęcy głos. Warkocz się szarpnął i wszyscy mogli usłyszeć, jak Virginia rozmawia z klozetową muszlą.
- Jaki śliczny widok - mruknęła Krukonka i spojrzała z litością w stronę kabiny. - Dobra, Ares, chodź stąd, spadamy, jakoś nie mam ochoty tego słuchać. Nie po to płaciłam dziesięć galeonów, żeby teraz... Szukamy czegoś innego.
Hermiona usłyszała tylko jedno: "nie po to płaciłam dziesięć galeonów". Jej wzrok poszybował w stronę Blaisa, który posłał jej spojrzenie z serii: "ja nic nie wiem, ja tu tylko sprzątam".
W końcu Ginny wstała i poszła do rzędu umywalek by przepłukać twarz i usta.
- Dzięki Zabini... Miałeś kiedyś wrażenie, że wyrzygasz całe wnętrzności? Bo ja kurwa tak, nie raz... Ale teraz spoks, mogę pić dalej.
- Zapomnij! – krzyknęła Hermiona. - Jeśli zobaczę cię przy czymś innym niż soczek pomarańczowy, to osobiście powiadomię o tym Rona.
- Nie możesz - Ginny jęknęła zrozpaczona; jej brat chwilami był gorszy od Percivala, o ile to było możliwe. Spojrzała załzawionymi oczyma na Hermionę, a widząc jej nieugięta postawę szepnęła tylko. - Wiem, że możesz.
- No nie płacz, malutka - Blais objął Virginię i uśmiechnął się do niej całkiem niewinnie. - Możesz przecież dostać tego mleczka, o którym ci mówiłem, jeśli się postarasz.
Hermiona się zarumieniła i odchrząknęła, a Draco zamrugał oczami ze zdziwienia.
- Jakiego mleczka? - spytał głupawo, ale po sekundzie zrozumiał aluzję i jego przystojną twarz rozjaśnił radosny i złośliwy uśmiech. – A, te mleczko... W sumie Granger jakbyś bardzo chciała, to też cię mogę tym poczęstować.
- Jak piekło zamarznie – syknęła Gryfonka i wymownie popatrzyła na przyjaciółkę, która zdążyła się już wyszarpnąć z uścisku Zabiniego i mamrotała cos pod nosem o wyrośniętych, zboczonych i nienormalnych Ślizgonach.
- Chodź, Ginny idziemy stąd. A ty, Zabini... ja z tobą jeszcze pogadam o...partnerkach.
- Ja chcę na imprezę, nie idę do domciu - naburmuszyła się Ginny, a Blais lekko zbladł i prawie niezauważalnym gestem pokazał Hermionie, żeby na razie milczała.
- Okey, ale jak się zobaczę z alkoholem to wielki i zły brat Łasic na pewno o tym się dowie i o tym, ze rzygałaś w kiblu męskim też... żenujące. - Hermiona powiedziała to, co uznała za stosowne i posłała Zabiniemu szeroki uśmiech z serii "i tak wiem, że kręcisz."
Dziewczyny z godnością opuściły slizgońską toaletę i powróciły do sali.
- Chyba się wkopałeś, Dziki - Draco wyciągnął następnego papierosa i mocno się zaciągnął.
- Ty bardziej, Smoku... Szczególnie jak Granger się dowie, że to ty za nią płaciłeś.
- No, chyba jej nie powiesz...
- No, nie wiem... Ale wkurza mnie to jak do niej czasami się odnosisz, a jeżeli kiedykolwiek zrobisz aluzje do długości jej włosów, to nie ręczę za to, co może mi się wymknąć - Zabini uśmiechnął się złośliwie. - Ona jest w porządku i masz z nią kulturalnie rozmawiać, czas dorosnąć.
- Ale ona tak słodko się złości... prawie tak słodko jak Weasley kiedy ją denerwujesz... A właściwie to jej wzrost i twój są nawet odpowiednie - Draco uśmiechnął się wrednie
- A niby dlaczego?
- Bo przynajmniej nie będzie musiała klękać do tego... mleczka.
- Wiesz, co, aż tak niska to ona nie jest - Blais zrobił bardzo filozoficzną minę. - Poza tym wątpię, że dałaby się na to mleczko namówić.
- A ja wątpię, czy milczałbym o tym, kto za tą wiewiórkę płacił, gdyby tobie się wyrwało, kto płacił za szla... znaczy szczotuńkę - Draco szybko zmienił wyraz, gdy dojrzał złe i pełne oburzenia spojrzenie przyjaciela.
"Świetnie, zaraz walnie mi wykład o kulturalnym wysławianiu się i o tym, jak to szlachectwo zobowiązuje, świetnie" - przestraszył się Malfoy i na wszelki wypadek, uśmiechnął się bardzo niewinnie.
Koło drugiej w nocy, kiedy impreza w lochach chyliła się już ku końcowi, Hermiona dorwała Blaisa w ciemnym kącie, gdzie próbował się ukryć przed zakochaną fanatyczką, która niestety nie miała rudych loków.
- Zabini, powinnam cię strzelić, ty wredny oszuście.
- No co ty, szczotuniu, przecież ja nic nie zrobiłem, byłem grzeczny jak...
- A te dwadzieścia galeonów... to niby co? -... - zbolała mina mówiła wszystko i dziewczyna nie miała siły się już na niego dłużej wściekać. W sumie to było miłe... chyba.
- Niech ci będzie... nic jej nie powiem, ale pod jednym warunkiem - teraz należało wypuścić trującą strzałę. - Czy Malfoy ci w tym pomagał?
- On mi nie pomagał... - skłamał Zabini. - To znaczy wiedział o tym i po prostu zmilczał, w pewnym sensie mnie krył - dodał widząc niedowierzanie w oczach Hermiony.
- Wielki Zły Brat Łasic nie przepada za tobą, wiesz? - spytała złowieszczym tonem Hermiona.
- Tak, wiem... ale Wielka Dobra Siostra Szczota nie wrobi biednego, niewinnego, grzecznego Brata Żuczka O Wątłym Zdrowiu, nie?
Dziewczyna popatrzyła na niego i obydwoje wybuchli niekontrolowanym śmiechem.
-
Jesteś wredną szują ,Zabini, ale, do cholery, i tak nie mogę się
na ciebie gniewać - powiedziała na zakończenie rozmowy
Hermiona.
Zakład
Od czasu imprezy w lochach stosunki między niektórymi przedstawicielami Domów Węża i Lwa układały się w miarę poprawnie, nie licząc oczywiście drobnych i niegroźnych incydentów i kłótni...
W pewne listopadowe popołudnie Hermiona Granger, zagrzebana w ciepły pled, rozmawiała z grupą dziewczyn. Rozmawiały oczywiście o tym, o czym rozmawiają wszystkie normalne nastolatki na całym świecie... zakupach, kosmetykach, seksie i chłopakach... W tej właśnie kolejności..
- A najprzystojniejsi w całej szkole to są chyba Malfoy i Zabini – Levander zachichotała cichutko.
- Ta jasne, Malfoy - Hermiona wbiła w nią wściekłe spojrzenie. - Zabini to nawet względna bestia... całkiem, całkiem, ale ta tchórzofretka... Yah!
- No co, NO CO?! - Parvati włączyła się na cały regulator. – Jeśli TRACIĆ cnotę jeszcze w szkole, to tylko z którymś z nich... No jeszcze Harry jest niezły i twój brat też się wyrobił, Ginny .
- Jasne, jak sznurówki w bucie - mruknęła Virginia i spojrzała się zdegustowana na koleżankę - Według mnie to ani Ron, ani Harry, ani Zabini do niczego się nie nadają. Ewentualnie Malfoy... ale nawet z nim nie poszłabym do łóżka. - EWENTUALNIE MALFOY?! - Hermiona wyglądała jakby zwątpiła. - Ewentualnie to może Zabini... Ale i tak musiałbyś mnie spić - dodała szybko widząc minę przyjaciółki
- Zabini jest wysoki i durny jak pień - skwitowała Virginia.
- Z tym się nie mogę zgodzić - panna Granger potrząsnęła ostrzyżoną głową. - Czasami z nim rozmawiam i okazuje się, że to istota bardzo inteligentna, zwłaszcza jak na mężczyznę. Po prostu masz uprzedzenia..
- Nie mam żadnych uprzedzeń, po prostu nie lubię szczura... A poza tym o czym gadamy? Ja i tak nie zamierzam stracić teraz dziewictwa... jeszcze przynajmniej przez dwa lata. Tak do zakończenia szkoły.
- Ja też... Zresztą jestem pewna, że ten cały seks jest grubo przereklamowany - Hermiona była tego samego zdania co przyjaciółka.
Żadna z nich nie zwróciła uwagi na wiele mówiące spojrzenia Parvati i Levander.
- Ta, jasne... Luna mówiła, że jest spoks, chociaż za pierwszym razem trochę boli, - powiedziała Virginia - ale na pewno byłby czymś obleśnym z tym całym Zabinim. Fuj.
Levander spojrzała na młodszą koleżankę z czymś w rodzaju politowania.
- Wiesz co, Herm ma rację - powiedziała. - Dziewczyno, czy ty oczu nie masz? A widziałaś JEGO oczy? Albo jego uśmiech? A nie zauważyłaś, że jest dżentelmenem i zawsze, ale to zawsze jest schludnie ubrany i zajebiście pachnie? Co ty do niego masz?
- Jest za wysoki i do tego wredny - Ginny nie zamierzała dać się przekonać.
- Ta Weasley, jasne... - Parvati spojrzała na koleżankę z wielkim politowaniem. - Dziewczyno zastanów się, co mówisz... Z nim albo z Malfoyem wylądować w łóżku... marzenie
Levander zamruczała rozkosznie.
- Ale to nie takie proste, kochana... Wiesz ile kobiet czeka w kolejce? - powiedziała żałośnie do przyjaciółki.
- Ale oni pewnie chętnie pomagają tym chętnym kobietom... Jaki facet przepuściłby taką okazję? - zastanowiła się na głos panna Patil.
- Zapomnij, słyszałam, że wcale nie są – Levander zamilkła na chwilę, szukając w myślach odpowiedniego określenia - łatwi – dodała z mądrą miną i machnęła z rezygnacją. - Chociaż warto próbować.
- To wy sobie próbujcie, ja dziękuje bardzo, ale zainteresowana nie jestem - Hermiona wtuliła twarz w futerko pomarańczowego kocura. - Ani Malfoy, ani Zabini. Żaden
- Właśnie! - Ginny była takiego samego zdania co przyjaciółka.
Dziewczyny nie wiedziały, że ich postanowienia wywołają potężna burze.
- W ogóle? - Zdziwiła się Parvati Patil.
- Ani trochę - stanowczo odrzekła Hermiona.
- Nie spojrzymy na żadnego z nich jak na faceta, ani nie prześpimy się z nikim, zwłaszcza z żadnym z nich, aż do końca nauki w Hogwarcie. Kropka. - Zakończyła dyskusję Virginia.
Tydzień później o deklaracji Ryżej i Szczoty wiedziała cała szkoła, a w Slytherinie zawrzało, bo zaczęto robić zakłady.
***
Zabini i Malfoy siedzieli w własnym dormitorium i udawali, że się uczą, choć tak naprawdę obaj myśleli o deklaracjach Gryfonek. To było jak WYZWANIE... Nie, nie jak wyzwanie, to było wyzwanie, które oni MUSIELI podjąć.
- Draco... - Zabini odłożył tom "Transmutacji Zaawansowanej" i zdjął okulary w srebrnej oprawie.
- Tak? - Malfoy udawał, że został brutalnie wyrwany z zajmującej lektury, jaką były "Silne eliksiry starożytnego Egiptu. Jak zdobyć przepisy i składniki."
- Stary, nie udawaj, że czytasz i to odłóż. Pogadajmy jak mężczyźni - Zabini podrapał się niegroźnym końcem różdżki za lewym uchem.
- Ano pogadajmy. Co ci się roi pod tą czarną strzechą, Blais? - Malfoy wbił wzrok w zielone oczy przyjaciela.
- Czuję się znieważony. Żadna siksa nie będzie z góry zakładała, że nie mam u niej szans. O nie! – chłopak pokręcił głową a jego twarz wyrażała skrajny niesmak. - Tyle kobiet się za mną ugania, a ta mała, ryża wiewióra twierdzi, że jestem obleśny? Niedoczekanie... - Zabini wyglądał na zdeterminowanego.
- A mi mówisz, że mam przerośniętą ambicję – drugi z młodzieńców uśmiechnął się szeroko. - No, słucham Dziki?
- Stary, prowadzę się przyzwoicie, czekam na jakąś porządną dziewczynę i nie sypiam po kątach z byle którą, chociaż mam okazję kilka razy na dzień. Ty sypiasz z kobietami rzadziej od przeciętnego księdza katolickiego i nie wiem czy byłeś w łóżku z dziewczyną chociaż z dziesięć razy....
- Siedem - szybko sprostował Draco i się uśmiechnął. Czuł, że jego kumpel ma świetny plan.
- Pal licho plotki, które krążą o naszych wyczynach po Hogwarcie - podjął urwaną przemowę Blaise. - Gdybyśmy tylko chcieli, te plotki stałyby się rzeczywistością, przecież o tym wiesz... Pal licho te niewyżyte panny, które niemal ślinią się na nasz widok, pal licho listy miłosne, ale jeżeli chodzi o deklarację tych dwóch małych żmij, to już sprawa uderzająca w nasz honor brachu - Zabini wzrokiem pełnym powagi obserwował jak jego przyjaciel otwiera szeroko oczy z zaciekawienia.
- Co sugerujesz? - wycedził Malfoy, a na jego twarzy powoli wykwitł uroczy, zjadliwy i wyrażający zadowolenie uśmieszek.
- Och, nic takiego, Draco - Zabini machnął ręką jakby mówił o czymś naprawdę nieistotnym, lub odpędzał dokuczliwą muchę. - Miałem na myśli tylko mały, niewinny zakład z naszymi gryfońskimi przyjaciółkami.
Kiedy wyłożył karty na stół Draco zarechotał ze szczęścia jak mały chłopiec.
- A jeśli się nie zgodzą? - spytał nagle zaniepokojony.
- Od czego jest odwołanie się do honoru i zarzucenie im tchórzostwa, Smoku? - mina, Blaisa gdy mówił te słowa była uroczo niewinna, tak niewinna, że sam anioł nabrałby się na jego szczerość i niczym nieskażone czyste intencje.
***
Już w niedługim czasie po szkole rozeszła się następna plotka, że dwóch Hogwardzkich Casanovów zamierza zapolować na Żelazne Dziewice, jak zostały nazwane obie Gryfonki.
Te nic sobie z tego nie robiły, bo kto by się przejmował tym, co mówi jakiś facet....
A Malfoy i Zabini cichutko się przyczaili i dopiero na tydzień przed świętami rozpoczęli frontalny atak.
- Hej Granger, pozwól - wydarł się Zabini przed Wielką Salą po wtorkowym obiadku.
- Czego? - Hermiona nie zamierzała być miła.
- Spokojnie, spokojnie... Czy możemy pogadać na osobności w bibliotece, powiedzmy tuż po ostatnich zajęciach?... I weź ze sobą Ryżą Cholerę.
- Dobra - odpowiedziała spokojnie dziewczyna, mrużąc oczy jak podejrzliwa kocica.
*
Kilka godzin później obie dziewczyny czekały w pobliżu biblioteki. Na widok zbliżających się okazów męskiej fauny skrzywiły się z niesmakiem.
- Mówcie o co chodzi, bo mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż rozmowa z wami.
- Szczotunio, kochanie nie bądź taka, serce mi łamiesz – Draco, niczym dziewica, zatrzepotał rzęsami.
- A ty posiadasz coś takiego jak serce, Malfoy? Zaciekawiłeś mnie... - Hermiona nie dała się nabrać na tanie sztuczki.
- Przyłóż do mej piersi ostrzyżoną główkę a się przekonasz. Mam serce jak dzwon! - pokazowo uderzył się pięścią w pierś.
Ginny wybuchła niepohamowanym śmiechem, a pana Granger mocno się skrzywiła.
- Dobra, mówcie o co wam chodzi, bo nie zamierzam na was całego wieczora marnować - Hermiona usiadła na parapecie okiennym i wyczekująco spojrzała się na mężczyzn.
- Drogie koleżanki, chodzi o waszą, głupawą, pozbawiona jakiegokolwiek sensu, deklaracje... - zaczął Draco.
- ...która uderza w nasz męski honor - skończył Zabini.
- A co to za deklaracja tak mocno w was uderzyła, i skąd wy w ogóle wiecie, co to jest honor, co? - Zapytała Virginia doskonale zdając sobie sprawę, o jaką deklarację chodzi.
- Właśnie, masz honor, Malfoy? - z drwiną spytała Hermiona.
- Zamiast nas obrażać, drogie koleżanki, wysłuchajcie grzecznie, co mamy wam do powiedzenia. Wtedy zobaczymy, jakie wy jesteście honorowe i pewne dotrzymania swoich, mało realnych, postanowień - Blais uniósł do góry brew i niewinnie się uśmiechnął.
- Każdy Gryfon ma honor, skretyniały Ślizgonie - Ginny już miała rzucić się na Zabiniego, ale Hermiona w porę ją powstrzymała.
- Spokojnie maleństwo, bo jak skrzywdzisz Dzikiego, to kto cię w łóżku zaspokoi? - Draco uśmiechnął się złośliwie - Na mnie nie licz, szczotunia pewnie się z tobą nie podzieli.
- Jak śmiesz, świnio jedna - Hermiona uniosła się słusznym i dzikim gniewem, i nawet wstała z parapetu, na którym usadziła wcześniej swój dziewiczy tyłeczek
- Spokojnie - Zabini leniwie uniósł do góry dłoń. - Co wy chcecie się bić? Bądźmy dorośli... Przecież my wam cne białogłowy jeszcze nic nie wyjaśniliśmy... Chwila, moment.
Dziewczyny popatrzyły na niego jak na obrzydliwy okaz karalucha, ale już nie odezwały się ani słowem... Przynajmniej przez chwile.
- Więc powiedziałyście, że zamierzacie zostać dziewicami do skończenia szkoły... Wiecie co?... Jakoś wam nie wierzę.... słoneczka.
- A co ci do tego, Zabini? – spytała łagodnie Hermiona.
- Nic takiego - podjął temat Draco. - Ale nazywanie nas obrzydliwymi typami i twierdzenie, że nie jesteśmy godni pożądania podczas gdy lata za nami połowa żeńskiej części Hogwartu, razi naszą dumę i dlatego postanowiliśmy się z wami założyć...
- ...że nie wrócicie do Hogwartu jako dziewice po przerwie świątecznej jeżeli spędzicie ten czas z nami w rezydencji moich starych- dokończył usłużnie Blais. - Starzy wyjeżdżają do nudnej rodzinki we Francji, chata moja.
- Zapomnij, Zabini - Ginny spojrzała się na niego z politowaniem. - Niby dlaczego miałybyśmy spędzić ferie z kimś takim.
- Bo jesteście... PODOBNO jesteście honorowe, a spędzając z nami ferie udowodniłybyście to - Draco mówił spokojnie nie spuszczając wzroku z Hermiony.
- No chyba, że jesteście tchórzliwymi króliczkami, które tylko dużo gadają - Zabini postanowił je troszkę podpuścić.
- Tere-fere - Ginny wlepiła złe spojrzenie w zielonookiego przystojniaka. - I mamy niby zaufać dwóm, niewyżytym Ślizgonom - powiedziała.
- Mówiłem, że stchórzą i się nie zgodzą - Draco pokręcił z politowaniem głową. - Tracimy czas, Blais, to zwykłe cykorki.
- I jeszcze wierzą w te wszystkie plotki o naszym niewyżyciu - dodał zbolałym głosem Blais. - Racja Smoku, idziemy. Będziemy razem oglądać filmy na kinie domowym, obżerać się tonami lodów, chipsów i innego badziewia, i wrócimy tu szersi niż wyżsi. Sayonara dziewczynki, jestem za-wie-dzio-ny.
- Stój, ty tłuku! - Hermiona warknęła w kierunku obu młodzianów i nie było do końca wiadomo, którego ma na myśli. - Myślicie, że nie wiemy, że nas podpuszczacie? Jesteście przewidywalni jak Snape na eliksirach z Gryfonami... Ale dobra... ja się zgadzam...
- Ja też - warknęła Ginny zabijając spojrzeniem Zabiniego. - Udowodnimy wam, że nic nie znaczycie i co najwyżej to komary mogą na was lecieć, a nie żadna pożądna i inteligentna dziewczyna.
- A! Myślę, że przekonały was te lody... - Draco wyszczerzył się radośnie.
- A nie, bo chipsy! - odwarknęła Ginny, która nie zrozumiała aluzji, czym wywołała szczery śmiech Zabiniego.
- A może kino domowe, Ryży Matołku? - wyrechotał Blais trzymając się za brzuch. Hermiona skrzywiła się zdegustowana.
- Kretyni - syknęła Virginii i ruszyła w stronę biblioteki.
Nie dane jej jednak było odejść, gdyż Blais złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie, wycisnął na jej ustach szybki i mocny pocałunek i rzekł:
- No to przypieczętowaliśmy zakład – i szybko odsunął się od dziewczyny, która już miała się na niego rzucić.
- Świnia - syknęła Ginny i spojrzała w kierunku przyjaciółki, jakby w niej szukając ratunku.
Hermiona wzruszyła jedynie ramionami i nic nie powiedziała.
- Kumpelka od siedmiu boleści - pisnęła rozdrażniona Virginia.
- Oj, daj spokój... Nie zniżaj się do ich poziomu i zachowaj godność - Granger miała na to jedną odpowiedź.
- Nie wiem czy chcę mieszkać przez dziesięć dni z tym, tym... tym GWAŁCICIELEM! – Dokończyła, triumfalnym i piskliwym głosem, Ginny.
Zabini tylko parsknął śmiechem, a Malfoy spojrzał się na rudowłosą z politowaniem
- Też masz marzenia dziewczyno, nie powiem...Ale jak tak bardzo chcesz to Dziki może ci to załatwić, prawda chłopie?
- No, ja tam za bardzo za przemocą w łóżku, w ogóle wobec kobiet, nie przepadam, ale jak ona chce, to mogę się zgodzić.
- O! Raz spał z kobietą i już wie co lubi, a czego nie - zadrwił sobie Draco, a Zabini się lekko zarumienił.
Dziewczyny popatrzyła na siebie porozumiewawczo. Wyglądało na to, że plotki o Zabinim są mocno przesadzone.
- Odwal się! - odpowiedział rzeczowo wyższy Ślizgon. - I zajmij swoim pasjonującym życiem erotycznym. Co miesiąc inna i to tylko raz a potem do widzenia... To się leczy – Blaise popukał się pokazowo w czoło
- Przynajmniej ja posiadam to życie erotyczne - mruknął Draco i nagle ruszył w stronę Hermiony. Zanim dziewczyna zorientowała się, co się dzieje, chłopak wycisnął na jej ustach szybkiego cmoka i ruszył za kolegą pozostawiając obie Gryfonki na pustym korytarzu.
- Hermiona, w co my się wpakowałyśmy? - Ginny żałośnie spojrzała na koleżankę, ale ona miała taką minę jakby dostała „Koszmarnie” z transmutacji
- W totalne bagno - odrzekła krótkowłosa i posłała przyjaciółce spojrzenie pełne rozpaczy.
- Ale się nie wycofamy! - Dodała z mocą.
- Od dwudziestego trzeciego grudnia do pierwszego stycznia włącznie, będziemy im udowadniać, że wcale nie są przystojni i pociągający! - Virginia głośno zadeklarowała swoje stanowisko, chociaż w głębi duszy cała się trzęsła, bo wiedziała, że gada zupełne niedorzeczności.
***
Ostatni tydzień poprzedzający ferie świąteczne upłynął bardzo szybko. Dla nie których nawet za szybko...
Hermiona i Ginny kilkoma sprytnymi kłamstwami sprawiły, że teraz wraz z dwójką Ślizgonów jechały do domu jednego z nich. Państwo Weasleyowie byli przekonani, że ich ukochane dziecko spędza święta z Hermioną u jej dziadków we Francji, natomiast państwo Grangerowie byli przekonani, że ich ukochane dziecię zdecydowało się pozostać w szkole, by się troszkę pouczyć.
Ron okazał się naiwny wierząc Virginii, że spędza święta z rodziną Hermiony i o nic się nie dopytywał. Harry był trochę zdziwiony, ale również nie ingerował. W końcu dziewczyny były prawie dorosłe i żadna z nich nie była jego siostrą.
***
Hermiona, klnąc pod nosem, próbowała samodzielnie znieść kufer po schodach bez użycia czarów. Robiła mały test na własne możliwości.
- Po ścięciu tych kłaków zupełnie ci odbiło - usłyszał tuż za sobą. - Co za kretynka nosi takie ciężary?
- Malfoy. Weź. Się. Odwal - warknęła zezłoszczona i zaraz pisnęła ze złości, gdyż Draco jednym szarpnięciem wyrwał jej kufer i bez problemów zniósł po schodach.
- Mówi się dziękuje, Granger - powiedział, gdy ta bez słowa przeszła obok niego piorunując chłopaka wściekłym spojrzeniem.
- Dziękuję! Zadowolony?! - Hermiona nie ukrywała złości i irytacji. - Chciałam sprawdzić, czy dam sobie z nim radę i wszystko zepsułeś - dodała urażona.
- No, to już wiesz, że sobie rady nie dasz - nonszalancko odpowiedział blondyn. - Zanieść ci ten maleńki kuferek do powozu?
- Tak... poproszę - mruknęła wściekła na siebie, za to, że Malfoy był świadkiem jej słabości.
- Widzisz, szczotunio, to wcale nie jest takie trudne, wystarczy ładnie powiedzieć proszę a kochany Smoczek zrobi wszystko - powiedział Draco wsuwając kufer do powozu.
- Idź się utop, PROSZĘ - dziewczyna natychmiast postanowiła wypróbować to magiczne słówko.
- Poczekaj, poczekaj! A gdzie sprawiedliwość? Zakład będzie nieważny jak się teraz utopię, nie sądzisz? Poza tym zawsze marzę o tym, żeby jakaś kobieta zrobiła mi dobrze ustami zanim umrę... Ostatnie życzenie skazańca jest świętością... - Draco niewinnie się uśmiechną i wrzucił kufer do jednego z powozów, przy którym stał Blais.
Hermiona nic nie odpowiedziała, tylko zacisnęła zęby, wsunęła się do pojazdu i czekała na Ginny. Bagaże tej drugiej już dawno były zniesione, a dziewczyna właśnie pojawiła się na schodach - oczywiście nie sama. Na szyi okręcił się jej Krzywołap a na rękach trzymała czarnego dachowca, który przyplątał się do jej braci na Nokturnie.
Kotka upodobała sobie dziewczynę i została jej osobistym zwierzątkiem.
Kiedy przyjaciółki usiadły obok siebie, a złoci młodzieńcy Hogwartu zajęli miejsca na przeciwko nich, Hermiona nie wytrzymała i wypaliła
- Skoro uważasz Malfoy, że jesteś skazańcem, bo będziesz mieszkał ponad tydzień pod jednym dachem ze mną, to po cholerę się zakładałeś?!
Blondyn patrzył na nią przez chwilę nie pojmując o co dziewczynie chodzi aż w końcu załapał i szeroko się uśmiechnął.
- Och Granger, ale z ciebie szablonowy Gryfon. Czy ty wszystko musisz brać dosłownie?
- Wcale nie biorę wszystkiego dosłownie - dziewczyna delikatnie się zarumieniła i zaczęła głaskać swojego ulubieńca.
Tymczasem kotka Ginny, po obwąchaniu wszystkich w powozie, bezczelnie wpakowała się na kolana Blaisa i zaczęła się na nim przeciągać, wbijając mu ostre pazurki w udo i dosłownie o cal mijając strategiczne miejsce. Chłopak gwałtownie pobladł i oskarżycielsko popatrzył na Ginny.
- Pierze cię - spokojnie wyjaśniła Hermiona.
- Co mu robi?! - Draco otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i wbił wzrok w krótkowłosą.
- Pierze, Malfoy... – ciemne oczy dziewczyny z politowaniem wlepiły się w szare tęczówki zdziwionego młodziana. - Kot ma ten nawyk z wczesnego dzieciństwa, bo robi to przy ssaniu mleka. Później pierze w momencie gdy mu dobrze i czuje się bezpieczny... Nawiasem mówiąc to kotka.
- Ale czy przy tym musi próbować mnie wykastrować? - spytał oskarżycielsko Blaise i, dla bezpieczeństwa swych rodowych klejnotów, delikatnie przesunął kocicę.
- Najwidoczniej stwierdziła, że twój wkład w rozszerzenie populacji ziemskiej nie jest aż tak bardzo potrzebny - Ginny uśmiechnęła się do niego słodko - To bardzo mądra kotka i wie co robi.
- Eee... przesadzasz Weasley - Draco przewrócił teatralnie oczyma. - Ona po prostu na niego leci. Słyszałaś co mówiła Granger o poczuciu bezpieczeństwa.
- Ona się czuje bezpiecznie, bo ja tu jestem - zezłościła się Ginny.
- Ale pierze mnie, nie ciebie - powiedział tryumfalnie Blais. Czarny futrzak przebierał teraz łapkami po piersi chłopaka, terkocząc przy tym głośno i mrużąc z rozkoszy złote ślepka, a Zabini drapał ją za uszami, potęgując jedynie reakcje kocicy.
- Bezwstydnica – mruknęła zezłoszczona właścicielka czarnej piękności.
- Ale w końcu, to u niej normalne - dodała po chwili słodkim głosem. Zbyt słodkim. - Ona po prostu lubi męskie towarzystwo, na przykład w nocy wymyka się z dormitorium i śpi razem z Harrym.
- Rany, to ma kiepski gust - jęknął Draco i pogłaskał kocicę, najwidoczniej jednak zrobił coś nie tak, gdyż kotka, jeszcze przed chwilą uosobienie łagodności, drapnęła go pazurami i fuknęła z irytacją.
- Albo ma lepszy, niż ci się wydaje - odpowiedziała uśmiechnięta Hermiona.
- Po prostu zakłóciłeś jej spokój - zwróciła się Virginia do Dracona, ignorując słowa przyjaciółki. - Rozproszyłeś ją, dlatego cię drapnęła, a nie dlatego, że cię nie lubi... Hermiona ma uprzedzenia - Ginny, akurat w tym momencie, postanowiła się odegrać za tekst kumpelki w dormitorium rzucony pod jej adresem.
Panna Granger spiorunowała koleżankę wściekłym spojrzeniem i skuliła się na siedzeniu, natomiast Draco uśmiechnął się do Ginny i zaczął radośnie pogwizdywać.
Po
pół godzinie jazdy między podróżnikami zapanowała względna
harmonia i podróż mijała im na zabawnych rozmowach o wszystkim i o
niczym. Lecz gdy tylko powóz zatrzymał się przed posiadłością
(Zabini miał „układ” z profesorem Snape’em), Blaise’a znowu
zrodził się podział na dwa wrogie obozy i nawet koty tego nie
uniknęły, gdyż Krzywołap uznał, że chce zdobyć Zimmy, a ona na
pewno nie chciała być zdobyta.
Urocza gwiazdka
- No, moje drogie; - powiedział uroczyście Blaise, kiedy już załadowali się do ogromnej rezydencji razem z bagażami - wasze pokoje i sypialnie będą na drugim piętrze, nasze na pierwszym. Tu, na parterze, jest salon, łazienka i ogromniasta kuchnia. Oczywiście wy też będziecie miały swoją łazienką, tak samo jak my.
- Wow – powtarzała, co jakiś czas, zachwycona Virginia. Nigdy nie widziała tak wielgachnego domu urządzonego, przy tym, z takim gustem. Był to iście książęcy blichtr.
- Oświeć mnie, Zabini - Hermiona mówiła bardzo powoli, jakby uczyła się nowych słów. - Mamy swoje pokoje z oddzielnymi sypialniami i własną łazienkę?
Blaise udawał, że nie zrozumiał jej zdziwienia i odparł z uroczym i niewinnym uśmiechem:
- Wiesz, jak ci mało to macie jeszcze salonik z kominkiem, a na waszym piętrze mieści się jeszcze sala bilardowa. Jak będziesz chciała skorzystać z siłowni, jest na dole w północnym skrzydle, basen tak samo. Aha, – młodzian udał, że właśnie sobie coś przypomniał - należący do mnie salon z domowym kinem mieści się na pierwszej kondygnacji. Możecie z niego korzystać, kiedy chcecie.
- Oczywiście, jeśli wam nie odpowiada... - Draco z poważną miną spoglądał na dziewczyny - ...to zawsze możecie spać z nami, ja przynajmniej nie będę miał nic przeciwko.
Obie dziewczyny spojrzały się na niego z politowaniem i ruszyły w stronę swoich pokoi. Kiedy były już na schodach, Blaise postanowił im jeszcze o czymś powiedzieć:
- Moi rodzice nie trzymają w domu skrzatów, zatrudniają tylko kucharkę i kilka służących, ale na czas świąt oni wszyscy również stąd wyjechali, więc musimy sami sobie gotować. Umiecie prawda?
- Może tak, może nie - Ginny, jako właścicielka sześciu braci, wiedziała, że jeśli kobieta przyzna się do posiadania umiejętności kulinarnych to, delikatnie powiedziawszy, ma przesrane. - Chyba nie sądzisz, że przez cały ten okres to właśnie my będziemy gotować?
- Nie, no skądże - powiedział Draco, a w jego oczach można było dojrzeć, coś na kształt fanatycznego błysku.
- Codziennie gotuje ktoś inny - dodał Blaise szybko, choć również bez większego entuzjazmu. On, co prawda, umiał gotować. Umiał i nawet lubił, ale jeżeli były pod ręką dwie kobiety...
Ginny lubiła pichcić, ale nie zamierzała się dać wykorzystywać do robót kuchennych.
Lubiła - gorzej było z rezultatami i Hermiona zdawała sobie sprawę, że będzie musiała pilnować przyjaciółki przy kuchni, aby nie potruła ich już przed Bożym Narodzeniem. Ona z kolei nie lubiła gotować, może tylko czasami, za to robiła to świetnie.
Jęknęła w duchu na myśl, że chłopcy na pewno kolacji wigilijnej nie przygotują*.
"No to, kaplica, cały dzień przy garach" - pomyślała.
- Ale w Wigilię gotujemy razem! - wykrzyknęła na cały głos Ginny, jakby czytając w myślach przyjaciółki.
- Niech wam będzie... no, to w Sylwestra też - powiedział Draco i uśmiechnął się do Blaise’a. Ten tylko jęknął na widok miny kolegi.
Draco Malfoy bardzo lubił kuchnię, lubił w niej siedzieć, lubił nawet gotować, szczególnie eksperymentować. Tylko, że te eksperymenty nie zawsze mu wychodziły. I właśnie dlatego Zabini zaczął się martwić o to, co się stanie, gdy jego blond kolega zostanie zostawiony w kuchni samopas.
- Wiesz Draco, moi rodzice bardzo lubią tą kuchnię...
- To fajnie - odpowiedział przyjacielowi blondyn. - Mi też ona się podoba, jest przestronna i wygodna do gotowania i ekspery...
- Nie wymawiaj tego słowa! - Blaise zatkał mu dłonią twarz
- Wiesz, że moi starzy zabronili ci wchodzić do tej przestronnej i uroczej, jak to kiedyś określiłeś, kuchni? Pamiętasz, jak rozpieprzyłeś cały piec, bo chciałeś upiec ciasto na drożdżach, z proszkiem do pieczenia i z duuuuużym dodatkiem sody, bo stwierdziłeś, że będzie lepsze i szybciej urośnie?! Lepiej tam beze mnie nie wchodź.
- Lubię gotować - odpowiedział urażony Malfoy.
- Och, owszem lubisz, gorzej z umiejętnościami - Zabini nie zamierzał zarzucać kłamstwa.
- A eksperymentowanie jest fajne - dodał niezrażony sugestią potomek rodu czystej krwi.
- Właśnie! - pisnęła radośnie Virginia, co wywołało minę pełną grozy na twarzy Hermiony.
Dziewczyna szybko spojrzała w stronę rudowłosej.
- Tylko nie waż mi się eksperymentować, po twojej ostatniej próbie w Norze wody zabrakło.
- No, o co ci chodzi? To wcale nie było ZA ostre.
- O co chodzi? - zapytał zaniepokojony Blaise.
- Ona kiedyś przyrządziła chińszczyznę. Dodała sos chilli, świeżą paprykę chilli, sos tabasco, górę papryki ostrej mielonej, pieprz czarny , biały i cayen. Tego się jeść nie dało!
- Nieprawda... Wy po prostu nie potraficie docenić oryginalnego przepisu - Ginny sprawiała wrażenie niedocenionej.
- To miała być chińszczyzna na ostro, a chińszczyzna w ogóle jest ostra, więc musiałam dać więcej pikantnych przypraw do chińszczyzny ostrej, no nie?! - wybuchła urażona, gdy zaczęło drażnić ją pełne wymowy powszechne milczenie.
- Ale nie tony chilli, rudzielcu - Zabini był zdegustowany. - Nauczyć cię robić pikantną chińszczyznę? Nie ma problemu... Ale będziesz tylko patrzeć.
- Ale Weasley ma rację. Bez eksperymentowania nie ma zabawy....
- Bez wylatującego w powietrze pieca też, prawda Smoku? - z przekąsem zauważył Blaise.
- To tylko dodaje pikanterii! - pisnęła Ginny. Właśnie poczuła, że Draco Malfoy jest jej pokrewną duszą w co najmniej jednej dziedzinie życia.
- Oni się w ogóle nie znają - powiedział Draco i przytulił do siebie niziutką dziewczynkę. - Chodź wiewiórka, zostawimy te nieczułe potwory, oni nie wiedzą, co dobre.
Ginny obrzuciła spojrzeniem zranionej sarny "parę potworów" i ruszyła za jedynym człowiekiem, który potrafił ją docenić.
Blaise i Hermiona popatrzyli na siebie ze dziwnymi minami, a gdy tylko ta niezwykła para kucharzy znikła za zakrętem cichutko jęknęli.
- Ja pilnuję maleństwa - szepnął Blaise i uśmiechnął się do Hermiony - A ty Dracona.
- Zaraz, zaraz, a dlaczego nie na odwrót?
- Bo Malfoy ciebie nie uderzy jak mu się będziesz do kuchni mieszać, a mnie może znokautować.
- Hej, ale to twoja kuchnia! - Hermiona nie mogła uwierzyć, że Malfoy jest aż tak bezczelny. - Poza tym jesteś ciut wyższy.
- Jakby ci to powiedzieć, szczotuś... On gotując potrafi wpaść w swego rodzaju trans, a najgorsze jest to, że myśli, iż robi to doskonale, a wszyscy dookoła uwzięli się na niego i nie doceniają kunsztu przyrządzanych przez pana Malfoya Juniora potraw... Kobitki nie uderzy, ale mnie... Mógłby we mnie rzucić rozgrzaną patelnią, wiesz?
- W takim razie jest chory psychicznie i powinien się leczyć - stwierdziła rzeczowo Granger.
- To nieuleczalne, szczota, uwierz mi.
- Ale cukru z solą nie pomylił, no nie?
- Nie, on jedynie do tarty z jabłkami seler dodał, ale tak to jest w porządku – odrzekł z przekąsem obecny gospodarz obszernej rezydencji.
Hermiona z trudem przełknęła ślinę; po doświadczeniach kulinarnych Virginii mogła sobie wyobrazić zachowanie Malfoya.
- A możemy nie mówić i nikim się nie zajmować, a jedynie zabezpieczyć kuchnię? - zapytała z nadzieją.
- A gdzie twoje zamiłowanie do przygody?
- Właśnie zwiało.
- Jutro nie możemy im pozwolić wejść do kuchni, a to znaczy, że jak tylko wstaniemy wchodzimy tam i się barykadujemy - powiedział Blaise rzeczowo.
- Tak, to chyba najlepsze wyjście z sytuacji... - Hermiona musiała mu przyznać rację.
Nie wiedzieli, że Draco i Ginny właśnie kombinowali, że nastawią budziki na szóstą i też się zabarykadują w kuchni. Oni chcieli mieć wesołe święta.
* wiemy, że w Anglii nie obchodzi się kolacji wigilijnej, ale zrobiłyśmy mały wyjątek; poza tym Blaise ma książęce pochodzenie, więc może być „inny” J
****
Wieczorem Virginia wlazła do łazienki na piętrze i zaczęła piszczeć ze szczęścia, wcześniej bowiem korzystały z łazienki w salonie.
- Co jest? - spytała Hermiona.
- Jakuzzi! - pisnęła radośnie Virginia. - Pieprzone jakuzzi! TU JEST RAJ! - wrzasnęła dziewczyna.
- Bąbelki?? Zabini ma bąbelki?? – Hermiona zaraz wparowała do łazienki i, z miłością w oczach, spojrzała się na wannę. Uwielbiała długie kąpiele w, jak to określała, „bąbelkach”.
- Wiesz Gin, to mogą być naprawdę fajne ferie. Jeśli nie liczyć dwóch głąbów, to tu może być naprawdę nieźle...
***
W tym samym czasie Draco pod czujnym okiem Blaise’a urzędował w kuchni przygotowując sobie „pyszną kanapeczkę”. Jego kolega z obrzydzeniem patrzył na chleb posmarowany miodem, masłem, musztardą, dżemem, chrzanem, obłożony wędliną, serem i sałatą oraz plasterkami korniszonów.
Draco z wniebowziętą miną zaproponował koledze kawałek, a gdy ten, nie wiedzieć dlaczego, odmówił, zabrał się do konsumpcji sam.
- A jadłesz kiedysz kiełbasze z waniliowym szerkiem, Blaisz? - spytał rozanielony blondyn z pełną buzią.
- Jak pies je, to nie szczeka... - Zabini patrzył ze zgrozą na poczynania przyjaciela.
- Ja nie pies - oznajmił radośnie Malfoy, gdy zdołał przełknąć drugi kęs, czyli drugą połowę „kanapeczki” (wielkiej pajdy).
- Nie, ty jesteś Malfoy.. Draco Malfoy - przedrzeźniał go Dziki. - Czy to w ogóle jest jadalne?
- Pyszne – blondasek się oblizał i poklepał po brzuchu. - Zrobić ci kanapeczkę?
- Nie! - Blaise miał zdegustowaną, przestraszoną, zdziwioną i zszokowaną minę; wszystko naraz. - I nie machaj nożem - dodał na wszelki wypadek.
Nagle do kuchni wpadły obie, już umyte i przebrane do snu, dziewczyny. Chłopcy natychmiast zamilkli i wpatrywali się w nie, jak w zjawiska. Hermiona miała na sobie czerwoną pidżamkę, w której wyglądała po prostu słodko, a Ginny zieloną koszulkę, której na pewno nie zaakceptowaliby ani jej przewrażliwieni bracia, ani ukochana mamusia. Obaj panowie wzrokiem wyrazili swą wielką aprobatę dla obu strojów.
- Co wcinasz, blondasie? - Ginny wskoczyła na blat stołu i niczym przedszkolak zaczęła machać nogami.
Kiedy Draco wyjawił składniki swej „przepysznej kolacyjki” Hermiona zbladła, a Ginny oblizała się z rozkoszy.
- Pychota, a jadłeś kiedyś jajecznicę z karmelem?
- Skąd wiesz, że pyszne, jadłaś? - spytała Hermiona ze zgrozą.
- Nie, ale pysznie brzmi! - oznajmiła Virginia ku zgrozie Zabiniego i Granger
- Jajecznica z karmelem też brzmi ciekawie - wyraził swoje zainteresowanie dla egzotycznej potrawy Draco.
- Niedobrze mi - stwierdziła Hermiona.
- Może zrobimy taką jajecznicę jutro na śniadanie... Wy nie musicie jeść - Ginny popatrzyła na Granger i Zabiniego jak na dziwadła.
- Nie - w – tej -kuchni. - oznajmił dobitnie brunet. - Veto.
- No co ty, brachu? - Draco z niewinnym uśmiechem zbliżył się do Blaise’a i ugodowo poklepał go po plecach. - Pomyśl, to może być naprawdę pyszne i...
- Draconie Lucjuszu Angelusie Malfoy, jeśli spróbujesz w tym domu, w tej kuchni, zrobić coś takiego jak jajecznica z karmelem, to osobiście powiadomię twojego ojca, że rozbiłeś jego najnowsze Maserati .
Zanim Draco zdążył wyrazić swe oburzenie względem tego podłego szantażu Hermiona, zwijając się ze śmiechu, usiadła na pierwsze wolne krzesło.
- Anioł... On ma na trzecie anioł...
- No i co cię tak bawi, co? - Draco poczuł się urażony. - A może do mnie nie pasuje?!
Hermiona zachichotała jeszcze głośniej, a Ginny oznajmiła z powagą.
- Spoks, Malfoy... masz superaśnie jasne włosy i całkiem ładną buźkę... Chociaż wredną. No i te szaroniebieskie ślepka. Według mnie anioł murowany.
- Pogięło cię, Ginny? - Hermiona patrzyła na przyjaciółkę w niemym szoku. - Anioł to on może i jest, ale ten upadły.
Ginny uważnie otaksowała Dracona spojrzeniem, zeszła ze stołu, obeszła go wokoło i spojrzała na Hermionę.
- Podobno upadli są najlepsi.
- Nie podobno maleńka, tylko na pewno! - krzyknął Draco z uśmiechem i cmoknął dziewczynę w policzek.
Ginny przez chwilę zastanawiała się, czy ma się obrazić za tą "maleńką", ale Draco podał jej z talerza drugą ze swych słynnych kanapek i zawojował tym dziewczynę do końca.
- Ona to może jeść - mruknął z niedowierzaniem Blaise i spojrzał w stronę Hermiony jakby w niej szukał ratunku.
- Na mnie nie patrz...- orzechowooka miała minę podobną do miny Zabiniego. - Ja też tego nie rozumiem.
- Może oni się potrują - powiedział na głos Blaise. - My zostaniemy sami i urządzimy sobie dziką orgię... seksualną też. Co ty na to, Granger,?
- Byłoby zabawnie, - powiedziała Hermiona ze złośliwym uśmiechem - ale na to nie licz. Wiesz, złego licho nie bierze, Zabini.
- Taaaaaaak, wiem. A wiesz, że rude to wredne? A jeszcze, jak jest rude i małe to lepiej bez kija nie podchodzić - Blaise szczerzył się radośnie do Hermiony.
- Draco, masz szczęście, że jesteś niższy od Zabiniego - Ginny nie zamierzała odpuścić i pozostawić obraźliwego wywodu na swój temat bez echa..
- A to niby dlaczego? - mruknął Draco, który, choć to głęboko ukrywał, również miał delikatne kompleksy na punkcie wzrostu. W końcu był najniższym mężczyzną w rodzinie.
- Bo on z każdym centymetrem chyba głupiał, a u ciebie jeszcze kretynizm, jak na mężczyznę, jest w normie.
- Mam się obrazić, czy podziękować? - zapytał Draco i zanurzył usmażoną kiełbaskę w kremie czekoladowym.
- Fuj! - Hermiona mocno się wzdrygnęła.
- Chyba cię obraziła, Smoku - rzeczowo stwierdził Zabini. - Biorąc pod uwagę, że jesteś ode mnie jedynie pięć centymetrów niższy...
- Ale jestem lżejszy o dziesięć kilogramów! - triumfalnie wypalił blondyn.
- Zabini to przerost formy nad treścią. Ot, co! - Ginny pisnęła radośnie i poszła w ślady blondyna maczając kiełbaskę w czekoladzie.
- Ja zaraz puszczę pawia - Blaise zrobił się lekko szarawy, gdy Virginia ugryzła kawałek kiełbaski.
- Pychota - mruknęła dziewczyna i pochłonęła nowy specjał.
Zabini przez moment przyglądał się jej, wreszcie zdecydował się podejść do dziewczyny, przytrzymał jej głowę i delikatnie oblizał usta, na których były kropelki czekolady.
- Masz racje pyszniutkie, naprawdę.
- Ty... świnio niemyta – Virginia zrobiła oczęta jak talary. Była zszokowana i zła.
Hermiona zachichotała.
- Świnia niemyta - powtórzyła po koleżance radośnie.
- No co, ja ci tylko przysługę robię, usta ci się kleiły, a ty tak do mnie, no wiesz dziewczyno? – z niewinną miną perorował Blaise. - Powinienem się obrazić.
- A obrażaj się, jak chcesz, mi to wisi, Zabini - mruknęła Ginny i odwróciła się w stronę Dracona, który właśnie skonsumował ostatnią kiełbaskę.
- Hej to była moja, jak mogłeś... Ja dalej jestem głodna.
- A może tak frytki? - mruknęła Hermiona, mając nadzieje, że zażegna, choć na chwilę, kulinarne spory.
- Frytki posypane cynamonem! - radośnie oznajmił Malfoy.
- Idę spać. Odechciało mi się jeść - oznajmił Blaise.
- Mi tak samo - powiedziała Hermiona.
- Ja tej świni niemytej nie zapomnę - dodał złowieszczo od progu kuchni brunet i pogroził rudasce palcem. - Dobranoc dziwolągi i smacznego.
***
Kiedy tylko dwójka tradycjonalistów kulinarnych opuściła kuchnię, Ginny i Draco popatrzyli się na siebie ze złośliwymi uśmiechami.
- Biedactwa, oni naprawdę nie wiedzą co dobre, ale jutro...
- ...jutro to oni nie będą mieli wyboru... Ale tej świni to ja nie daruje.
- Mała, no o co ci chodzi? Przecież on nic takiego nie zrobił.
- Malfoy, a jakbyś ty się czuł, gdyby na przykład Hermiona do ciebie podeszła i zaczęła cię lizać?
- Nie miałbym nic przeciwko temu... - Draco wyszczerzył się do rudzielca. - Ale gdyby zrobił to Blaise, poczułbym się dziwnie... Tylko, że tobie powinno się podobać. Wiesz, ile lasek marzy o tym, żeby Zabini je polizał?... Nie tylko w usta - chłopak zarechotał rozbawiony własnym poczuciem humoru.
Virginia popatrzyła na blondyna z politowaniem.
- Czy u was w Slytherinie wszyscy są takimi świntuchami, czy tylko wy dwaj, Malfoy?
- Och nie, najgorsi zboczeńcy idą do Gryffindoru! Na przykład taki Potter, kto by pomyślał, że on kota zmusza by z nim spał.
- Harry wcale jej nie zmusza, ona sama chce! - wykrzyknęła Ginny i dopiero po chwili zrozumiała jak to głupio zabrzmiało.
- Ja jednak wolę kobiety - zaśmiał się Draco i wyszedł z kuchni zostawiając tam zaskoczoną dziewczynę.
Ginny jeszcze przez chwilę wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknął Malfoy i nie wiedziała czy ma się obrazić w imieniu Harry'ego, czy szczerze roześmiać. Nie zastanawiając się nad tym dłużej wyszła z kuchni i ruszyła do sypialni. Była zmęczona, a rano musiała wstać o szóstej by szybko zdobyć kuchnię.
Kiedy dochodziła już do swojej sypialni czyjeś ręce objęły ją w tali i przycisnęły do ściany tak, że czuła ciężkie męskie ciało i nie mogła się odwrócić, by zobaczyć swego oprawcę.
- No więc? Jak to jest z tą świnią niemytą?
- Zabini, odwal się i zdejmij ze mnie swoje brudne łapska! - dziewczę najwidoczniej poznało "oprawcę" po głosie.
- No i znowu mi sugerujesz, że się nie myję... Nieładnie - Virginia była wściekła, a Blaise rozbawiony.
- Zabierz ręce! - warknęło filigranowe dziewczę.
- Zabiorę... jak będzie mi się podobało. Na razie podoba mi się tak, jak jest.
- Jesteś podły!
- A ty jesteś malutka i masz mało siły – zadrwił, ubawiony po pachy jej wściekłością, brunet.
Blaise, szybkim zgrabnym ruchem, odwrócił ją przodem do siebie i jeszcze mocniej naparł na ciało dziewczyny tak, że Virginia nie miała żadnego pola manewru.
- Puszczę cię... jak mnie przeprosisz - nachylił się nad nią i zajrzał jej głęboko w oczy.
Dziewczyna zaczęła na chłodno analizować sytuację. Jeśli w ciągu pięciu minut nie znajdzie się w łóżku, to nie będzie w stanie wstać o szóstej rano i nici z gotowania. Ale jeśli chce się znaleźć w pokoju to musi przeprosić tego gbura; innego wyjścia nie ma.
- Dobra, sorry - wymruczała i zaczęła się szarpać. - No puszczaj, przecież cię przeprosiłam - wrzasnęła oburzona.
- Ginny, skarbeczku, ty chyba nie sądzisz, że to były przeprosiny, toć to jedynie marna namiastka przeprosin.
- To co chcesz do diabła, żebym padła przed tobą na kolana i biła pokłony?!
- Paść na kolana to nawet możesz, nie powiem, propozycja bardzo interesująca, ale z tymi pokłonami to niekoniecznie, aż takiego poświęcenia nie wymagam... Wystarczy jak zajmiesz te swoje słodkie, niewyparzone usteczka czymś innym niż... jedzenie.... Chociaż tu będziesz miała swoje ulubione mleczko - dodał po chwili zastanowienia i mrugnął do dziewczyny.
Ginny w pierwszym momencie miała go ochotę strzelić w twarz, ale ponieważ było to niewykonalne popatrzyła na niego z litością i powiedziała:
- Kretyn.
- I znowu mnie obrażasz... - Blaise bawił się coraz lepiej.
- O! Ja mogę cię dopiero obrazić... BRUDASIE! - triumfalnie wrzasnęła Virginia.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że ten cholerny i niestety zabójczo przystojny Ślizgon ją podpuszcza, ale nie mogła mu darować dobrego samopoczucia. W efekcie samopoczucie Blaise’a tylko się poprawiło.
- No... masz cały arsenał przezwisk, wiewióro. A teraz grzecznie mnie przeprosisz za to, że sugerowałaś mi brak higieny osobistej. - Zabini patrzył na nią przenikliwie i dziewczyna czuła się jakby była świdrowana jego wzrokiem na wylot. - Inaczej będziesz tak tu stać do rana... albo klęczeć, mi to obojętne. Chociaż przyznam, że w skrytości ducha wolałbym klęczenie.
- Jak chcesz to sobie klękaj, ja nie zamierzam! - odwarknęła.
- Ależ maleńka, ja z chęcią przed tobą uklęknę - Blaise uśmiechnął się prowokacyjnie i, jeśli to możliwe, jeszcze bardziej nachylił nad dziewczyną.
Gdy do Ginny dotarły sens słów chłopaka, mocno się zarumieniła i wrzasnęła głośno:
- Nie dość że świnia, to jeszcze cham i zboczeniec!
- Rany, Weasley jakie ty masz bogate słownictwo! Ale pragnę zauważyć, że żadne z tych słów nie było nawet podobne do porządnego przepraszam. Czy ja naprawdę tak dużo wymagam? Jedno małe przepraszam i może jakiś całusek.
- Całusek! Sam się cmoknij w tyłek, matole!
- Och, zero skruchy i same wyzwiska, malutka. Taka mała, a taka pyskata. - Zabini uśmiechnął się drapieżnie. - Wiesz co? Podziwiam twój upór i twój silny charakter, naprawdę. Ale radzę ci się ugiąć i mnie przeprosić. Bo nie jestem ani brudasem, ani chamem... i nie zamierzam nikim takim zostać. A poza tym, nazywając mnie chamem, naprawdę mnie obraziłaś. Więc pókim dobry, lepiej mnie przeproś, Weasley.
- Niech już ci będzie, przeproszę cię, ale nie możesz już tego robić! - wykrzyknęła zrezygnowana dziewczyna.
- Czego? - zapytał z niewinna miną Blaise, jakby zupełnie nie wiedział o co jej chodzi.
- Wiesz doskonale czego! Tego co zrobiłeś w kuchni!
- A, tego - powiedział domyślnie i zrobił to samo, albo prawie to samo. Powoli objechał językiem jej wargi, a później delikatnie pocałował w rozchylone usta.
- Bez... bezczelny - zająknęła się z oburzenia dziewczyna. - Jak śmiesz ty, ty... - nie mogła dobrać słów i czuła, że się rumieni wbrew swojej woli, bo to, co zrobił Blais było miłe. Nie – to, do cholery, było niesamowicie miłe, a ten fakt bulwersował ją i wkurzał jeszcze bardziej. Virginia poczuła się bezsilna.
- No? Czekam... Jakich jeszcze malowniczych epitetów użyjesz by mnie opisać? Ja mam czas i mogę nie spać, więc się zdecyduj czy mnie przepraszasz, czy wyzywasz dalej.
- Przepraszam - cichutko wyszeptała Virginia i niepewnie spojrzała na chłopaka.
Blaise, w pierwszym momencie, nie wierzył, że ona rzeczywiście to powiedziała. Był tak zaskoczony, że nawet jej nie zatrzymywał gdy wyślizgnęła się z jego uścisku i po chwili znikła za drzwiami sypialni.
Kiedy na drugi dzień wraz z Hermioną zeszli do kuchni, był wściekły na siebie, że niestety to małe słówko tak go zszokowało i nie zatrzymał dziewczyny, może wtedy nie doszłoby do tego, co ujrzał.
***
Draco i Ginny obudzili się punktualnie o godzinie szóstej i już trzydzieści minut później stali przed drzwiami kuchni, ubrani i gotowi do kulinarnej dywersji.
- Będą zaskoczeni - pisnęła Virginia
- I podziękują nam za świetne jedzenie! - Draco nie miał wątpliwości co do swoich umiejętności kulinarnych.
- Czy zachwyceni, to bym polemizowała - ruda nie podzielała bezkrytycznego entuzjazmu blondyna. - Ale na pewno, gdy spróbują, ocenią pozytywnie.
- Właśnie! I uwierzą w nasze umiejętności kulinarne.
Godzinę później przestronna, zazwyczaj klinicznie czysta, kuchnia państwa Zabinich w niczym nie przypominała swego pierwotnego stanu. Po podłodze walały się kawałki jakichś bliżej nie zidentyfikowanych produktów, a słynni mistrzowie kuchni byli biali od mąki. Przy tym wszystkim bawili się tak doskonale, że nawet nie zauważyli, jak w drzwiach do tego... piekła stanęły dwa biedne, zszokowane ludziki i ze strachem przełknęły ślinę.
Draco był cały w mące a Virginia w karmelu.
- O Jezu - jęknął Blaise.
- Co wy robiliście? - Hermiona patrzyła na dziwne potrawy i na coś, co było w piekarniku - prawdopodobnie ciasto.
- Kurczak z karmelem jest zajebisty - oświadczyła radośnie Ginny. - Chcecie spróbować?
- Co to, do cholery, ma być? - spytał ze zgrozą Blaise wskazując na potrawy, które stały na stole.
- To jest udoskonalony budyń porzeczkowy - Draco wydawał się szczęśliwy wskazując na czarne coś, które jadł. - To jest kurczak z karmelem, to indyk nadziewany śliwkami, jabłkiem i melonem oraz polany syropem klonowym – przy słowie "klonowym" Hermiona krzyknęła ze zgrozy.
- Tam piecze się udoskonalone ciasto drożdżowe z nadzieniem z szynki... Draco powiedział, że szybko urośnie... - Virginia wyszczerzyła się jeszcze radośniej od blondyna i zajrzała przez szklane drzwiczki do piekarnika - O, miał rację!
Hermiona oparła się o Blaise’a i z rozpaczą w oczach popatrzyła na towarzysza.
- Powiedzcie, że w tej kuchni zostało coś jadalnego... błagam.
- Szczotunio, tu wszystko jest jadalne, łącznie ze mną - Draco wyszczerzył się w stronę Hermiony i podszedł do kuchenki, na której w wielkim garnku coś strasznie bulgotało.
- Zabini, jak ja go zabiję to jego rodzice będą bardzo źli?
- Nie wiem, Granger... Powiemy, że to zbrodnia w afekcie, wyrok będzie łagodniejszy. Poza tym, jak pan Wielki Lucjusz Malfoy Inkwizytor Ministerialny Wszelkich Odchyłów Od Norm Prawa Obowiązującego Czarodziejów dowie się, co jego syn zrobił przed śmiercią z jego ukochanym, pięknym, czarnym jak noc Maserati, to pewnie cię nie zamorduje a może nawet pochwali....
- Ale wy jesteście sztywniaki... Zero kulinarnego polotu i fantazji - stwierdził Draco.
- Nie umiecie się bawić - przyznała mu rację Virginia.
- Ale my was przekonamy - Draco uśmiechnął się złośliwie do Hermiony i jednocześnie puścił oko do Blaise’a.
- Granger, jeśli to, co ugotowaliśmy z wiewiórą będzie ci smakowało, to dasz mi się spokojnie pocałować, a jeśli nie, to ja dam ci spokój do końca szkoły. Żadnych aluzji, po prostu nic.
- Weź spadaj Malfoy. Ja nic z tego, co tu stoi, nie ruszę! Mowy nie ma, żebym to zjadła.
- No to ja cię nakarmię!
- Ale to wygląda obrzydliwie! Zwłaszcza ten budyń. Co wy tam daliście, że jest czarny, krew? !
- Eee tam - Virginia wzruszyła ramionami - Różne takie rzeczy, ale nie krew...
- Różne takie rzeczy?! - ze grozą zapytał Blaise.
- No! - radośnie oznajmił Draco - To co, Granger? Próbujesz, czy tchórzysz?
Hermiona niepewnie podeszła do miseczki, zamieszała w niej łyżką, popatrzyła po towarzyszach, po czym zamknęła oczy, uniosła łyżeczkę do ust i przełknęła. Na jej twarzy odmalowała się dziwna mina. Zrozpaczona spojrzała na Zabiniego i podała mu łyżkę. Ten również zamoczył ją w czarnym paskudztwie i delikatnie polizał.
- To... to... – zamyślił się na chwilę. - To jest dobre - mruknął cicho do Hermiony i ze zdziwieniem popatrzył na Dracona.
- Smoku, to jest świetne... Nie no, zwracam honor... To jest naprawdę niezłe.
Draco i Giny zaczęli z radości tańczyć po kuchni, a Blaise zajadał niecodzienny specjał. Tylko Hermiona, z miną zbitego psa, wpatrywała się w kolekcję noży.
- I jak Granger?... I jak Hermiona? - powiedzieli jednocześnie Draco i Virginia.
- Smakuje dziwnie... - dziewczyna wbiła wzrok jeszcze mocniej w noże na gustownej, drewnianej podstawce, jakby chciała na nich ćwiczyć zdolności telekinetyczne. - Dziwne ... ale jest dobre - dodała z miną skazańca i zamknęła oczy. Wyglądała jakby podpisała na siebie wyrok.
Draco bez słowa objął ją i soczyście pocałował.
Pocałunek był krótki i smakował waniliami, to znaczy Draco smakował tak, jakby przed chwilą jadł coś waniliowego. Hermiona spojrzała na niego rozszerzonymi oczyma, a ten tylko się uśmiechnął i podszedł do Blaise’a.
- No stary, teraz twoja kolej, musisz ponieść karę za to, że w nas nie wierzyłeś i musisz pocałować Weasley.
- Właśnie - radośnie wykrzyknęła Ginny, ale za chwilę jej oczy próbowały wydostać się z oczodołów. – Zaraz, zaraz, jakie pocałować?! Jakie pocałować?! To ty miałeś pocałować Hermionę... Dlaczego on się do mnie zbliża, no weźcie przestańcie... Zabini, trzymaj się z daleka!
Zabini zachichotał złośliwie i wcale się nie przejął jej protestami.
- Cicho, maleńka, wiem, że na mnie lecisz, tylko tak się krygujesz, nie? Taka mała kokieteria, paluszku...
Chłopak objął wyrywające się mu małe, rude stworzenie i mocno je pocałował - prosto w umazane karmelem usta. Pocałunek był gwałtowny i Ginny zabrakło na chwilę powietrza.
- Słodziutka jesteś - Blaise oblizał się z rozmarzeniem gdy skończył ją całować.
Virginia była w zbyt dobrym humorze by rzucać się z pięściami na Zabiniego, więc tylko popatrzyła na niego wilkiem, po czym ruszyła w stronę zupy rybnej o smaku waniliowym.
Do godziny dwunastej wszyscy czworo przygotowywali najdziwniejsze potrawy wigilijne, a później poszli ubierać wielką choinkę. Zabawa przy tym była niesamowita, szczególnie gdy chłopcy przystroili się w kolorowe łańcuchy i zaczęli tańczyć kankana.
- Jest północ, oto Nowy Rok nadchodzi - powiedział uroczyście Draco wznosząc toast szampanem
- Święta ci się pomyliły Smoku - poprawił go łagodnie Zabini - Sylwester jest za tydzień.
- Ale z ciebie sztywniak! - zarechotał lekko wstawiony Malfoy, ale jednak wstawiony. - Nie umiesz się bawić.
Obie dziewczyny się roześmiały, zwłaszcza Virginia, która była już na mocnym rauszu i Blaise delikatnie wyjął jej z dłoni kolejny kieliszek.
- Koniec picia – powiedział. - Składamy sobie życzenia, dajemy buzi i idziemy spać.
Draco na słowo „buzi” natychmiast zbliżył się do Hermiony i, nie siląc się na składanie jakichkolwiek życzeń zaczął się z nią całować. Pocałunek był dłuższy niż ten, który zaserwował jej w kuchni, bo Hermiona nie próbowała od niego uciec i to on po raz pierwszy się od niej zaskoczony odsunął.
- Co... co... co to było?
- No przecież dziś Wigilia, dzień dobroci, nie wypadało bym ci złamała nos... Chyba, że bardzo tego pragniesz.
- Nie, dziękuję - powiedział niepewnie blondas i dotknął nosa, jakby sprawdzał, czy ten jest na pewno na swoim miejscu i czy jest cały i zdrowy, ale za chwilę się uśmiechnął. - Masz słodziutkie usteczka, szczota.
- A ty się ślinisz przy całowaniu - odwarknęła w odwecie Hermiona. To nie było prawdą, bo Draco ku jej konsternacji całował fantastycznie. Chłopak się nie przejął i wzniósł toast za nosy.
- Buuuzi? - spytała z naiwną minką Virginia i szeroko się uśmiechnęła. Szumiało jej w głowie i czuła się dobrze. - Dasz mi buzi, Zabini? Dasz?! Ładnie proszę...
- Uwielbiam jak jesteś wstawiona, Weasley, wtedy gadasz do rzeczy - pochylił się nad niziutkim rudowłosym stworzeniem i delikatnie pocałował Ginny, która namiętnie oddała mu pocałunek.
- Kręci mi się w głowie - oświadczyła minutę później.
- Widzisz malutka, jak ja świetnie całuję? - Blaise postanowił być choć troszkę nieskromny, ale jego zapędy zostały szybko zgaszone.
- Kręci mi się w głowie - powtarzała dalej Virginia. - Chyba za dużo wypiłam, nie powinnam tyle pić. Hermiona idziesz spać?
- Już, Gin - odpowiedziała radośnie panna Granger i na widok zbaraniałej miny ciemnowłosego Ślizgona parsknęła śmiechem.
- Najwidoczniej obaj musicie popracować, bo okropnie kiepsko całujecie.
Dziewczyny wybiegły z salonu, a Draco i Blaise spojrzeli po siebie z dziwnymi minami.
-
Nie wiedzą, co dobre - stwierdzili jednogłośnie i udali się do
swoich pokoi.
Noc z duchami
Pierwszy dzień świat był dla czwórki naszych bohaterów dniem totalnego lenistwa. Najwcześniej, bo o jedenastej obudził się Zabini. Zajrzał najpierw do Dracona. Blondyn leżał z rozrzuconymi po bokach ramionami i nogami, i cicho chrapał.
Później gospodarz poszedł na górę zobaczyć, jak śpią dziewczyny i czy w ogóle śpią.
Hermiona smacznie kimała. Była zakopana pod kołdrę po sam czubek nosa i oddychała cichutko przez lekko uchylona wargi .
Virginia natomiast; o to był ciekawy widok... Kołdra leżała na ziemi. Rude dziewczę natomiast było rozwalone na szerokim łóżku w dziwacznej pozie nie do odtworzenia. Jej koszulka była malowniczo podwinięta niemal pod pachy, a pępek świecił w całej okazałości kolczykiem. Na pupie miała czarne stringi, które więcej odkrywały niż zakrywały. Ale nie to wbiło go w ziemię... Ginny miała otwartą buzię i chrapała jak stado Malfoyów...
Blaise zaczął cicho chichotać, ona naprawdę była świetna, po prostu. Powoli podszedł do dziewczyny, podniósł skopaną kołdrę i nakrył jej drobne ciałko. Jeszcze przez chwile przysłuchiwał się symfonii dźwięków po czym wyszedł z pokoju by wziąć się za robienie śniadania - normalnego, smacznego śniadania.
Gdy uporał się już z kanapkami postawił wszystko na wielkiej tacy i ruszył na górę. Tacę postawił na podłodze a sam wszedł do pokoju Dracona.
- Pobudka śpiochu! - w odpowiedzi usłyszał ciche pochrapywanie.
- Wstawaj, leniu i rób kawę! - krzyknął Blaise.
- Daj mi, k...., święty spokój! - blondyn otworzył jedno oko, powiedział co wiedział i zamknął je ponownie.
- O nie! Wstawaj draniu i rób coś do picia, sam mam obsługiwać trzy patentowane leniwce? Twoje niedoczekanie! - Jak lubisz wstawać o świcie, to twój problem, Dziki...
- Jaki, k...., świt? – zaperzył się Ślizgon-Dżentelmen. - Za pół godziny będzie południe. Rusz tą dupę! Jedyną reakcją Pierworodnego Wielkich I Wpływowych Malfoyów było wychrypienie steku dosyć ordynarnych przekleństw, które absolutnie nie pasowały do jego rodowodu arystokraty. Zabini zmełł w zębach przekleństwo i bardzo powoli policzył w myślach do trzech.
- A chcesz zobaczyć roznegliżowaną Granger? One jeszcze śpią – zmienił taktykę i zaczął kusić przyjaciela.
Pięć minut później Draco siedział na łóżku Hermiony a w dłoni trzymał gorący kubek pełen kawy. Po chwili zaobserwował jak dziewczyna porusza nosem a jej ręce zaczynają błądzić w powietrzu.
- Czy tu jest kawa? - zapytała zachrypniętym głosem.
- A co dostanę za to, że jest tu kawa?
Hermiona była jeszcze zaspana i nie miała pojęcia, kto do niej mówi, zwłaszcza, że chłopak mówił cichutko.
- A czego chceeeeesz dobry człowieeeeeeeeeeeeeeeku? – wyziewało dziewczę i przetarło orzechowe oczęta.
- Och, szczotuniu, chcę tylko zobaczyć cię taką, jaką natura cię stworzyła
- Eee... co? - zapytała bardzo nieinteligentnie panna Ja - Wiem - To - Wszystko.
- Nago Granger, - powtórzył cierpliwie rozbawiony przedstawiciel czysto-krwistej arystokracji - jak cię mamusia natura stworzyła.
Dopiero teraz Hermiona otworzyła oczy i krótko krzyknęła podciągając kołdrę pod samą szyje.
- Wynoś się! Zostaw kawę i wynos się! Natychmiast!
- Jak wyjdę, to tylko z kawą - powiedział wrednie Draco, upił łyk boskiego napoju i ruszył do drzwi.
- Czekaj złodzieju! - wykrzyknęła Hermiona i wyskoczyła z łóżka
Czerwona pidżamka Gryfonki zakrywała zdecydowanie za dużo.
- Daj kawę - jęknęła błagalnie.
- Zapytałaś czego chcę w zamian i powiedziałem czego. Rozbierz się a dostaniesz kawę.
- Drań, zboczeniec! Byłam zaspana, Malfoy, proszę, potrzebuję tej kawy... - wlepiła w niego błagalne spojrzenie wielkich, orzechowych oczu. Wyglądała prześlicznie. - Zlituj się,
- Ty mnie prosisz, Granger - chłopak z zaciekawieniem przechylił głowę. - Niesamowite...
Jego uśmiech był w tej chwili naprawdę szczery.
- Dobra mała, ściągnij tylko górę od piżamy i kawa jest twoja. Wzruszyłaś mnie.
- Malfoy jesteś skończona świnia, dawaj tą kawę, albo...
- Albo co? Chciałem ci tylko powiedzieć, że jesteś ode mnie niższa i słabsza.
Hermiona z nienawiścią w oczach wpatrywała się w młodego mężczyznę, ale kawa to kawa. Nie bawiąc się w żadne rozpinanie ściągnęła "przez głowę" górną cześć pidżamy i rzuciła nią w chłopaka, tak, że wylądowała mu ona na głowę. Szybko chwyciła kubek kawy, wskoczyła do łóżka i nakryła się kołdrą.
- To było wredne - mruknął Draco ściągając z siebie koszule. - Zachowałaś się jak Ślizgon. Co z ciebie za Gryfonka do diabła?!
- Poprasowana i nowoczesna, Malfoy - odrzekła Hermiona i szeroko się uśmiechnęła.
Draco zrobił zdegustowaną minę i rzucił w Hermionę jej własną górą od piżamy, ale był zły i nie trafił.
Dziewczyna wyszczerzyła się do niego radośnie i z miną wyrażającą pełnię przyjemności upiła łyk kawy.
Chłopak zmełł w zębach przekleństwo, pokazał Granger język i ruszył do drzwi.
- Hej, Malfoy! - odwrócił się na progu, by spojrzeć w ciemne, roześmiane oczy podrasowanej i nowoczesnej Gryfonki. - Kawa jest pyyyszna! Dzięki! - powiedziawszy to Hermiona puściła mu bardzo figlarnie perskie oko.
***
W czasie kiedy Draco próbował dojrzeć wdzięki Hermiony, Blaise spokojnie wszedł do pokoju Ginny, w którym ta dalej pochrapywała. W bezpieczniej odległości, czyli tak, żeby ta nie mogła dosięgnąć, postawił kawę i usiadł na łóżku. Kołdra ponownie leżała na podłodze a dziewczyna spała z lekko rozchylonymi nogami.
Blaise patrzył na jej ciało i stwierdził, że byłby kompletnym idiotą, gdyby nie wykorzystał takiej szansy, przecież to było czyste zaproszenie. Wsunął dłoń miedzy jej nogi i delikatnie zaczął dotykać jej kobiecości, jednocześnie nachylił się nad dziewczyną i przez cieniutki materiał koszuli zaczął ssać je piersi. Już po chwili poczuł jak jej ciało odpowiada na pieszczoty.
Ginny zaczęła się kręcić na łóżku, w momencie gdy jej dłonie zaczęły przesuwać się po ciele, Blaise odsunął się od niej i podniósł filiżankę.
Patrzył jak dłonie dziewczyny w naturalnym odruchu błądzą miedzy nogami i wykrzyknął na cały głos.
- Weasley, nie chcę ci przeszkadzać, ale kawa stygnie!
Virginia obudziła się natychmiast z przyjemnego erotycznego snu, którego bohaterem był „niestety ten dekiel, Zabini”. Ku jej irytacji i zawstydzeniu zauważyła, że trzyma rękę między swoimi udami a wspomniany bohater jej jednoznacznego marzenia sennego siedzi spokojnie na łóżku obok niej i trzyma parujący kubek aromatycznej kawy.
- Ja rozumiem, że jakoś trzeba sobie radzić z hormonami, ale lepiej tego przy mnie więcej nie próbuj, nawet przez sen, bo nie ręczę za siebie, malutka.
Malutka zapłoniła się mocno z zawstydzenie i świętego oburzenia. Sięgnęła po kubek i łypiąc groźnie na chłopaka upiła jeden łyk.
- WON! - powiedziała, gdy sam nie uznał za stosowne wyjść z pokoju.
- Ładne podziękowanie za kawę - brew Blaise’a powędrowała do góry. - Ach, wiem... Chcesz skończyć to, co zaczęłaś... Może ci pomogę... Będzie zabawniej.
- Spierdalaj, ty niewyżyty seksualnie....
- Zaraz, Weasley, – chłopak nie pozwolił jej dokończyć tyrady - kto tu sobie dobrze robił i jak ty się wyrażasz? Ja ci tutaj uprzejmą koleżeńską pomoc proponuje, a ty tak do mnie... Nie wiesz, że na dłuższą metę tak samemu to nie zdrowo?
- Skąd wiesz? Próbowałeś? - spytała słodko Virginia i pokazał mu język.
- No wiesz co? Ty to jesteś... Najpierw robisz aluzje, co do tego, że jestem gejem, a teraz... Chyba powinienem się obrazić.
- A obraź się, obraź, i wyjdź stąd!
- A wyjdę, wyjdę, ryża żmijo! Tylko nie zapominaj, że to jest mój dom nie twój i mogę przebywać tam gdzie zechcę. Ale z taką sekutnicą nie sposób wytrzymać w jednym pomieszczeni, więc nara, Weasley - Zabini udawał rozżalonego i urażonego. - I nie wiesz co tracisz... Potrafię być delikatny i pomysłowy jak zechcę - chłopak wstał i ruszył do drzwi.
- Ta, jasne... Potrafisz – dziewczyna uśmiechnęła się ze złośliwą satysfakcją. - Malfoy mówił mi, że spałeś tylko z jedną dziewczyną, i że wcale nie był to fantastyczny pierwszy raz... Masz podobno złe wspomnienia.
- I to cię tak bawi? Moje złe wspomnienia? - Ginny miała już rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale zobaczyła, że Blaise jest bardzo poważny i patrzy na nią ze zmarszczonymi brwiami. Nagle zrobiło się jej głupio.
- A poza tym, od kiedy to interesujesz się moim życiem erotycznym? - dodał jeszcze wbijając w nią bardzo przenikliwe spojrzenie intensywnie zielonych oczu.
- Sorry - wyszeptała Ginny i niepewnie popatrzyła na Blaise’a. - Naprawdę nie chciałam, ja po prostu...
- Tak? - zapytał chłopak i usiadł tuż koło niej, ale tym razem jakoś jej to nie przeszkadzało.
- Ja po prostu... ja... - z oczu zaczęły lecieć jej łzy, a twarz pokryła się rumieńcem. Nagle poczuła się źle, że powiedziała mu takie przykre słowa.
- No już dobrze, malutka nie płacz - chłopak spanikował. Jak każdy mężczyzna był uczulony był na kobiece łzy i był w stanie zrobić wszystko byle tylko zapobiec pojawieniu się wodospadu. - To nie twoja wina, że Chang...
- Kochałeś się z Chang?! - Ginny spojrzała na niego absolutnie zaskoczona - Biedaku, to ja już się nie dziwię, że masz takie wspomnienia, Harry po jednym pocałunku przez pół roku do siebie dochodził... Ona niszczy mężczyzn!
- Tak mówisz?
- Aha, Chang jest taka... Ja wiem? Zawsze mi się wydawała pewna siebie i trochę zarozumiała. Zdecydowanie wolę Hermionę, albo Lunę, która jest z Ravenclawu jak Chang.
- To, że jest pewna siebie, to raczej nie jest wada, ty i szczota też jesteście pewne siebie.
- Wiem, ale chodzi mi o to, że u niej ta pewność siebie wyraża się w zarozumialstwie. Parę razy z nią gadałam i miałam wrażenie, że traktuje mnie protekcjonalnie i jak to się mówi z góry.
- Chang taka jest i nic tego nie zmieni, ale ty...
- Co ja, no co?! - nastrój Giny już zmienił się na bojowy.
- A ty jesteś mała niewyżyta złośnicą, a teraz pij ta kawę... Już po pierwszej i niedługo będzie obiad. Ja gotuje.
- To nudny będzie - mruknęła Ginny i zabrała się za kawę.
- Nudny? Tak uważasz? - Blaise uniósł do góry brew i popatrzył przenikliwie na dziewczynę.
- Nudny jak flaki z olejem.
- No cóż, to nie będą flaki z olejem... Ale skoro twierdzisz, że będzie nudny...
- To co? - podejrzliwie spytała Gin.
- Jak ci będzie smakowało to masz mnie pocałować.
- Co?!
- To! Jak ci posmakuje masz mnie pocałować w usta... - uśmiechnął się do niej słodko i puścił jej oko. - Idę do kuchni, nie przeszkadzać mi przez najbliższą godzinę.
***
Przez następna godzinę z kuchni wydobywały się najróżniejsze odgłosy, a każdy kto próbował wetknąć tam głowę dostawał ścierą po łbie i nie ważne czy był to Draco, czy któraś z dziewczyn. Mistrz tworzył i nie należało mu przeszkadzać.
Kiedy po godzinie wpuścił ich do kuchni na stole stały cztery talarze z parująca chińszczyzną.
- Weasley, teraz to ty się przekonasz, co to znaczy na ostro.
- Jemy w kuchni? - spytał zdziwiony Draco?
- Dzisiaj tak.
Hermionie zaświeciły się oczy.
- Chińszczyzna w święta - powiedziała nagle i zmarszczyła ze zdziwieniem nos, ale oczy dalej jej się śmiały.
- To po to, żeby nauczyć małą wiewiórę, jak wygląda i smakuje pikantna chińszczyzna... Zarzuciła mi, że mój obiad będzie nudny.
- Och, a co za mięsko tam dodałeś? - spytała zachwycona Granger.
Virginia nie mówiła nic, tylko z zainteresowaniem łowiła z powietrza miły zapach potrawy.
- Mięsko z Krzywołapka... Zimmy leży zamrożona i czeka na swoją kolej – „smirk” chłopaka osiągnął apogeum złośliwości.
Jakby na zaprzeczenie jego słowom w drzwiach pokazały się oba koty.
- A to pewnie ich złośliwe duchy, prawda? - zapytał Draco i z zapałem wziął się do jedzenia. Jedyną osoba, która podejrzliwie patrzyła na potrawę była Ginny. Bała się. Przecież jak jej zasmakuje będzie musiała pocałować tego śliskiego gnoma.
- No jedz malutka, jedz, może trochę urośniesz... – Blaise wrednie popatrzył na niską rudowłosą dziewczynę.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać Blaise Zabini, potomek arystokratycznego rodu Zabinich, byłby arystokratycznym denatem. Niestety panna Virginia Molly Weasley nie posiadała aż takich uzdolnień wzrokowych. Z nieszczęśliwą miną zanurzyła widelec w potrawie jakby się bała otruć, wzięła niewielka ilość do buzi i posmakowała.
Draco, Blaise i Hermiona zamarli z widelcami w połowie drogi do ust.
Virginia przez chwilę męczyła mały kęs, aż w końcu przełknęła potrawę.
- To jest dobre - powiedziała takim tonem jakby oznajmiała własny pogrzeb. - Dobre, chociaż mało oryginalne. - Wzięła następny kęs. - k...., to jest pyszne - w jej oczach zalśniły łzy wyrażające niemal skrajną rozpacz.
- To ja się bardzo cieszę, że ci smakuje - powiedział Blaise uśmiechając się złośliwie.
- Hej, co się dzieje? - zapytał Draco widząc, że Ginny cała poczerwieniała na twarzy i spuściła głowę. Była na poły zakłopotana, a na poły wściekł.
- No właśnie - poparła go Hermiona. - Możecie powiedzieć, o co wam chodzi? Ginny dlaczego jesteś taka nieszczęśliwa skoro to ci smakuje? Powinnaś się chyba cieszyć..
- Nie mam z czego.
- Jak to nie, przecież będziesz mogła mnie pocałować, pchełeczko.
- Nie wyzywaj mnie od pcheł! - warknęła rudowłosa.
- Spokojnie, Weasley, on powiedział pchełeczka, to brzmi dosyć... czule. A w ogóle o co chodzi? – Draco zmarszczył jasne brwi.
- Właśnie - Hermiona popatrzyła z zaciekawieniem na Zabiniego i Virginię.
- O to, że nie chcę od tego zboczonego dryblasa żadnej czułości - powiedziała obrażona na cały świat „pchełeczka”.
- Chcesz, chcesz, tylko sama jeszcze o tym nie wiesz - odpowiedział "zboczony dryblas" i uśmiechnął się rozbrajająco.
- Doskonale wiem, czego chcę, a czego nie!
Draco i Hermiona patrzyli na siebie zdziwieni. Zupełnie nie wiedzieli o co tej dwójce chodzi, ale dla własnego bezpieczeństwa woleli się nie odzywać. Natychmiast po skonsumowaniu pysznego, na nieszczęście dla niektórych, obiadu Blaise rozparł się wygodnie na krześle, i zwrócił się do Virginii.
- Czekam, tylko radzę ci się postarać.
- Ta, jasne ...Postarać, chciałbyś. - Ginny wstała i podeszła żołnierskim krokiem do Blaise’a.
Hermiona patrzyła zaciekawiona na sytuację rozgrywająca się przed jej oczyma. Draco także wlepił z zainteresowaniem wzrok w "pchełeczkę".
Virginia stanęła na przeciwko rozbawionego bruneta, pochyliła się i cmoknęła go krótko i siarczyście w usta.
- Co to miało być?! - Blaise był zaskoczony i zawiedziony.
- Miałam cię pocałować w usta jak mi będzie smakowało i pocałowałam, o co chodzi? - chłodno zapytała dziewczyna.
- Miałaś mnie POCAŁOWAĆ, a nie cmoknąć, Weasley, jaja sobie robisz?! - Blaise był zły, Hermiona zdziwiona, a Draco szczęśliwy.
- Ha, ha, ha! Widzisz Blaise , trzeba uważać przy nich na to co się mówi... Innymi słowy trzeba być pre-cy-zyj-nym.
- Cholera! - Zabini uśmiechnął się krzywo - przerobiła mnie ta ryża cwaniara... Nigdy więcej!
- No dobra to teraz wy zmywacie, a my i Draco idziemy przygotować pokój.
- Pokój.. do czego? - zapytała zdziwiona Hermiona.
- Zobaczysz ,szczota, zobaczysz - powiedział tajemniczo gospodarz i wyszedł z kuchni zostawiając dwie zaniepokojone dziewczyny.
- Giny jak sądzisz, co oni knują?
- Nie wiem, ale się boje.
- Ja tu w ogóle czuje się nieswojo. Zobacz, to domiszcze stoi niemal w lesie, na całkowitym odludziu... W nocy słyszałam jak w oddali wyją wilki. Boję się wypuszczać Krzywołapka na dwór, ale przecież muszę... Chociaż naszym kotom tutaj raczej się podoba.
- Gorzej z nami - odrzekła rudowłosa.
- Aha... ciekawe co te dwa cwaniaki planują, żeby nam umilić życie.
- Na pewno nie będziemy się nudzić! - pisnęła Ginny i Hermiona, wyższa od niej prawie o głowę, pomyślała, że ruda naprawdę wygląda i zachowuje się jak pchełka... zwłaszcza dla takiego dryblasa jak Zabini, czy niewiele niższego od niego Malfoy’a.
- Pchełeczka - powiedziała na głos w zamyśleniu krótkowłosa.
- Szczoteczka! - warknęła Ginny, myśląc że przyjaciółka się z niej nabija.
- Gin, ja nie do ciebie, sorry... Ja po prostu... Ty przy nich naprawdę jesteś malutka.
- Dzięki, że mi przypomniałaś - rudowłosa wydawała się naprawdę poruszona, a Hermiona zobaczyła, że jej oczy zaszły mgła.
- Hej Ginny, co się dzieje? Przecież nie może ci chodzić o te parę centymetrów.
- Dla ciebie to parę centymetrów, ale jakby przynajmniej dwa trzy razy w tygodniu ktoś na ciebie wpadał i mówił: sorry nie zauważyłem, a na dodatek...
- Co?
- Ten durny dekiel.... lubię go - wyszeptała pana W. i spłoniła się niczym mak.
- Znaczy kogo? - Hermiona naprawdę była zdezorientowana.
- Pieprzonego Zabiniego - pisnęła Virginia i otarła łzy. - Ale nigdy się o tym, dekiel, nie dowie... On się tylko ze mnie nabija, kretyn jeden.
Hermiona przytuliła załzawioną przyjaciółkę i pogłaskała ją po rudej główce.
- Przestań - pocieszała Weasleyównę. - Myślę, że on cię nawet lubi, a to że przypomina ci o niewielkim wzroście to normalne, zobacz jaki jest wysoki. Ty dla niego naprawdę wyglądasz jak pchełka.
- Nie pchełka, pchełeczka! - Ginny wypluła ostatnie słowo jakby było największą na świecie zniewagą.
- No i widzisz, nawet to zdrabnia, jakby cię nie lubił, to by tego nie robił. On cię zawsze pieszczotliwie nazwa, nie to co Malfoy...
- Masz racje, Malfoy pieszczotliwie nazywa ciebie - powiedziała Ginny i zaczęła wycierać załzawione oczy.
Hermiona już miała wszcząć sprzeczkę, ale gdy otwierał usta uświadomiła sobie jedno; że Malfoy, nawet jeśli ją przezywa, to robi to, coraz częściej, pieszczotliwie.
Chłopak bardzo się zmienił od czasu gdy jego ojca zamknięto w więzieniu. Przez prawie pół roku musiał być panem domu, i najwyraźniej to, oraz fakt, że to dzięki wstawiennictwu Dumbledore'a jego ojciec wreszcie wyszedł na wolność, zmieniło nastawienie młodzieńca do niektórych spraw.
Co prawda dalej bywał chamem i rasistą, ale tylko wtedy, kiedy naprawdę chciał kogoś urazić...
Dziewczyny zaprzestały mini - kłótni i zajęły się porządkami zastanawiając się, co też męska część załogi robi w tym czasie
***
Męska część załogi natomiast była w saloniku Blaise’a, w którym mieściło się przestronne kino domowe, ogromna wieża stereo i dosyć duża biblioteka z literaturą przeróżną, ale jedynie mugolską.
W tym pokoju było bowiem to wszystko, co młody Zabini cenił sobie w świecie mugoli, nie licząc całego arsenału mugolskich ciuchów, czy fascynacji snowboardem, któremu uległ w zeszłe Święta Bożego Narodzenia.
Pokój oczywiście nie był obwarowany magią i brunet nazywał go sentymentalnie swoim "cichym mugolskim azylem". Była to przewrotna nazwa, gdyż kiedy słuchał swojego kochanego rocka, lub metalu musiał rzucać od zewnątrz zaklęcie wyciszające, inaczej rodzice walili w drzwi, a nawet potrafili cwaniacy wejść i wyłączyć mu sprzęt. Co zaś tyczy się domowego kina. O! Z tego cuda korzystali wszyscy w domu, zwłaszcza jego stary, z którym często oglądał thrillery i horrory; oczywiście tylko te najlepsze ze świetną skonstruowaną, skomplikowaną fabułą.
Właśnie teraz chłopcy wyjmowali najlepsze filmy grozy na DVD jakie młody Zabini posiadał i układali je obok sprzętu do odtwarzania.
- Okna gotowe? - zapytał Draco przeglądając mugolskie filmy.
- Pewnie, równo o dwunastej otworzą się w pokoju maleństwa i zacznie straszyć.
- A wiesz, że to jest wredne? - mruknął Draco dalej przeglądając filmotekę.
- A wiesz, że to był twój pomysł?
- A wiesz, że masz w domu kolekcje pornoli, zboczeńcu?
- A wiesz, że... Kurde, CO MAM?! - Blaise spojrzał na Dracona zaskoczony, bo zupełnie nie wiedział o co temu białowłosemu arogantowi może chodzić.
- Inaczej mówiąc filmy erotyczne, no MOCNO EROTYCZNE. O jest nawet jeden thriller - blondyn z uśmiechem pokazał przyjacielowi swoje odkrycie. Ten przez chwile przyglądał się "znalezisku” po czym bez mrugnięcia odpowiedział.
- To na pewno ojca, thriller zostaw, resztę się schowa... Jakby dziewczyny zobaczyły, to...
- Powiedziałyby, że jesteśmy zboczeńcami i tym podobne, wiem...
- No właśnie, grzecznie schowaj filmy mojego starego poszukaj i świetnego dreszczowca Siedem. Daje po psychice. Wywiad z wampirem też może być...
- Ale to nie horror...
- Nie, ale jest mocno sugestywny, nie sądzisz? Pójdzie na początek.
- A na samym końcu Laleczka Chucky i... Koszmar z ulicy wiązów - powiedział z zimną satysfakcją Draco, czym wprawił swego kumpla w niemałe osłupienie.
- Draco... sorry, ale znając twoje dotychczasowe poglądy... Skąd ty się tak znasz na mugolskich filmach?
- Lubię horrory - odpadł blondyn i delikatnie się zarumienił. - Tylko ani słowa szczotuni, bo...
- Zmieniłeś się.
- Ja? O co ci chodzi?
- Dawniej powiedziałbyś szlamie, ewentualnie Granger, a teraz szczotuni, nawet nie szczotce...
W odpowiedzi, Draco bąknął tylko coś niezrozumiałego i począł szperać w kasetach
Zabini patrzył na rumieniącego się i mruczącego coś pod nosem przyjaciela. Draco wyglądał tak przezabawnie, że Blaise cicho się roześmiał.
- Och, rozumiem, panna Wiem-To-Wszystko-Granger ci się podoba, tak? No nie powiem... Jest ładna i inteligentna... Masz dobry gust.
- Wcale mi się nie podoba! - wypalił blondyn zdecydowanie za głośno i za szybko, i jeszcze bardziej się zarumienił. - No dobra, jest w ładniutka i zgrabna... I dobrze jej z tą szczotą na łbie - wymruczał burkliwie. Oszukiwanie Zabiniego było bezsensownym zabiegiem, a poza tym Blaise był jego przyjacielem.
- To tak samo jak z maleństwem, niby takie nic, a jednak, potrafi sprawić, że..
- ...że wszystkie inne bledną i staja się nudne i głupie i nawet to, że jest...
- ...za niska...
- ...za mądra...
- ...uparta...
- ...złośliwa....
- jest Gryfonką - to ostatnie wypowiedzieli w tym samym momencie i obaj parsknęli śmiechem, który zwabił te dwie „wadliwe” kobiety to pokoju.
- Czego się śmiejecie, co? - spytała podejrzliwie Hermiona, która weszła do saloniku pierwsza i usiadła na wygodnej, skórzanej kanapie w kolorze hebanu.
- Śmiejemy się z was, bo uważamy, że jesteście strachliwe i nie odważycie się obejrzeć z nami czterech filmów grozy, drogie koleżanki - z miejsca podpuścił je Blaise.
- Jak to nie?! Uwielbiam się bać! - Ginny zrobiła oczy jak talary i walnęła się obok Hermiony.
- Jasne - Granger popatrzyła na nią z politowaniem. - To u niej jak z alkoholem - wyjaśniła chłopakom, którzy mieli zdziwione miny. - Naogląda się horrorów, albo nasłucha strasznych historii a potem chowa się pod kołdrę i drży jak osika.
- Wcale nie! - Ginny wydawała się oburzona takimi posądzeniami. - Ja się na pewno nie będę bardzo bała.
Hermiona skwitowała to wzruszeniem ramionami - ona uwielbiała horrory i na pewno, w przeciwieństwie do Ginny, nie będzie się bać!
Draco i Blaise wymienili rozbawione spojrzenia, zasłonili okna, chodź na dworze i tak robiła się już szaruga.
- No to dziewczyny zaczynamy przedstawienie, ale wiecie jakbyście się bardzo bały to na mnie i na Blaise’a...
- Tak ,wiemy, nie mamy co liczyć bo wy będziecie bali się jeszcze bardziej - Hermiona uśmiechnęła się słodko do Dracona i skuliła na kanapie.
- Ta, jasne - zachichotał Zabini. - Smoku, bądź dobrym kumplem i przynieś z kuchni chipsy i co tam wolisz... O mam! piwo korzenne, a ty szczota zamiataj po lody, ładnie proszę...
Hermiona miała niemal ochotę mu przywalić za tą „zamiatającą szczotę”, ale uśmiechał się tak rozbrajająco, że mu podarowała zniewagę i zeszła razem z Draconem do kuchni.
- I czym ty masz zamiatać, szczotuś, skoro takie fajne kłaczki ścięłaś? - zapytał Draco z delikatną nutą żalu, mocując się z czterema piwami. – Kurna, - dodał sam do siebie - chipsy przyniosę później, nie mam trzech rąk.
Hermiona już go miała trzasnąć za kolejną aluzje, co do jej włosów, ale zamiast tego spojrzała na niego z politowaniem, wyciągnęła różdżkę i zmniejszyła zarówno kilka opakowań, chipsów jak i lodów oraz kilka butelek soków.
- Niby taki czarodziej czystej krwi, ale jak przychodzi co do czego, to żaden facet nie potrafi się w kuchni znaleźć - mruknęła i wyszła, zostawiając oniemiałego Malfoya, do którego chyba dopiero teraz dotarło, po co ma w tylnej kieszeni spodni drewniany patyk nazywany różdżką.
- Szczotuś, zaczekaj! - krzyknął Draco i pobiegł za Hermioną.
- Co, Smokuś? - zaszczebiotała Herm i zatrzepotała rzęsami, doskonale naśladując Parkinson. - Chces buzi, skarrrbecku?
- Buhaha! Bardzo śmieszne, szczota, ale od ciebie owszem, chcę buzi... - Draco postanowił wykorzystać sytuację
Zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować dostała buziaka w same usta.
- Nie przypominaj mi więcej tej kretynki, bo się zdenerwuję - powiedział i złośliwie się uśmiechnął.
- Dracuś, no co ty? Ja miałabym ciebie denerwować, mój słodziutki smoczku? Nigdy... - Hermiona uznała, że to dobry sposób na dokuczanie blondasowi.
- Granger, powiedz coś jeszcze w tym stylu, a pożałujesz - powiedział chłopak zbliżając się do niej.
- A co mi zrobisz, smoczku ty mój? – zaszczebiotała, w odpowiedzi, niczym pokazowa idiotka.
- Sama tego chciałaś - powiedział chłopak odstawiając piwo i łapiąc ją w objęcia. Hermiona spodziewała się, że chłopak ją pocałuje, za co mogłaby mu walnąć, ale nic takiego nie nastąpiło. Odwrócił ją tyłem do siebie i klepnął w pośladek, niczym małe nieposłuszne dziecko. Hermiona z zaskoczenia pisnęła jak przestraszona dziewczynka.
- Malfoy, jak śmiesz?! – warknęła chwilę później.
- Uprzedzałem, Granger... Co, już nie mówisz do mnie per Smoczuś? - zadrwił chłopak.
- Jesteś dupek!
- Cicho bądź i jak jeszcze raz zaczniesz się zachowywać jak ta skretyniała, niedorozwinięta pseudo-modelka, to przyrżnę ci na goły tyłek... i to przy twojej rudej przyjaciółce i przy Dzikim. Nie żartuje - dodał gdy spojrzała na niego kpiąco.
- A myślałam, że ona ci się podoba - Hermiona miała na twarzy złośliwy uśmiech pełen samozadowolenia.
- Jeszcze jedno słowo, Granger, a przekonasz się, że potrafię być niemiły.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Coś w głosie blondyna przekonało ją, że Draco mówi poważnie. Cóż, widocznie wbrew pozorom, nie cierpiał panny Parkinson.
Ostatnie kilka kroków do pokoju pokonali w ciszy.
*
W momencie gdy zaczął się pierwszy film dziewczyny rozpłynęły się w uśmiechach.
- On jest wspaniały* - szepnęła Ginny a Hermiona uśmiechnęła się tylko i przytaknęła. Oglądała ten film już z milion razy. Ale jak przystało na prawdziwa przedstawicielkę płci pięknej uwielbiała „Wywiad z Wampirem”.
Draco i Blaise skwitowali te słowa uwielbienia litościwymi spojrzeniami i w myślach przeklęli niezbyt, dla nich, udany wybór filmu. W ogóle nie rozumieli co dziewczyny widziały w tych pseudo przystojniakach.
Przy thrillerze "Siedem" było już lepiej. Co prawda Ginny stwierdziła, że Brad Pitt jest nawet przystojny, ale Hermiona zmarszczyła nos i powiedziała.
-Taki jakiś... przeciętny, co ty w nim widzisz, Gin? - co spotkało się z ogromną aprobatą obu panów i natychmiastową reakcję w postaci przekrzykiwania się:
- Może jeszcze ci nałożyć lodów?! - Draco.
- ... a może podać miseczkę z chipsami?! - Blaise.
- ... przynieść ci jeszcze piwa, szczoteczko?
- ... może otworzymy wino, malutka?
- Cicho głąby, próbujemy oglądać! - ucięła przedstawienie Ginny, a Hermiona jedynie się radośnie i nieco złośliwie roześmiała.
Później było już lepiej, bo obydwie panie zaczęły bardziej się bać. Virginia zrobiła ogromne, przestraszone oczy i wbiła je, w masochistycznym odruchu, w wielki płaski ekran umieszczony na ścianie na przeciwko.
Przy "Laleczce Chucky" obydwie tuliły się do siebie na kanapie, a Draco i Blaise rzucali sobie porozumiewawcze spojrzenia.
Pod koniec filmu Blaise zaproponował.
- No to ja i Smoku zejdziemy po więcej lodów i przyniesiemy jeszcze piwa korzennego... Spoko, znamy zakończenie.
- Nie! - pisnęła Ginny. - Nie idźcie obaj.
- A co, boicie się? - spytał Draco bo Hermiona też miała bardzo niewyraźną minę.
- Nie, ale odczuwam pewien dyskomfort, niech idzie jeden z was - powiedziała krótkowłosa.
- Dobra, kolej na mnie, ale sam się boje - powiedział Blaise i złapał Virginię w pasie. - Idziesz ze mną, będzie mi raźniej.
Virginia, pomimo tego, że była a w męskim towarzystwie, niepewnie schodziła do kuchni. Okropnie się bała. W momencie gdy o jej nogi otarło się coś miękkiego wrzasnęła głośno i przytuliła się do Blaise’a.
- Ja nigdzie nie idę! Co to było?!
- Po pierwsze, to idziesz ze mną do kuchni, a po drugie to był twój własny kot.. I ktoś tu mówił, że nie będzie się bał....
- Przestań się ze mnie nabijać, to na pewno nie był kot - dziewczyna dalej trzęsła się ze strachu i przytulała do chłopaka.
- Jasne, że nie. To był wielki straszny potwór - Blaise uśmiechnął się w ciemności i złapał dziewczynę za rękę po czym razem zeszli do kuchni.
Ginny ani na moment się od niego nie odsunęła.
W momencie gdy tylko za Ginny i Blaise’em zamknęły się drzwi, Hermiona zatrzęsła się z strachu i wtuliła się w kąt kanapy. Po kilku minutach dalszego oglądania spojrzała się niepewnie na chłopaka, który.
- Draco... – Malfoy był niebywale zaskoczony słysząc swoje imię; to mu podpowiedziało, że Granger nie czuje się zbyt komfortowo i omal nie zachichotał - ...nie jest ci za zimno w tym fotelu? Bo on tak daleko od kominka stoi....
- Ależ skąd? Jest mi tu doskonale - chłopak uśmiechnął się radośnie i napił się piwa.
- Bo wiesz... mi tak jakby trochę... zimno... i jakbyś mógł...
- Podać ci kocyk? - zapytał uprzejmie.
- Tak, poproszę... - Hermiona za nic na świecie nie przyznałaby się, że się boi, i że wolałaby aby ktoś przy niej siedział, ktokolwiek, nawet Malfoy...
Draco wziął kocyk z jednego z foteli i, nie siląc się na zbytnią grzeczność, rzucił go dziewczynie.
"Drań" - pomyślała Granger, owinęła się w koc i znowu się zatrzęsła.
- Jak na mój gust, to się boisz, a nie jest ci zimno... Jak chcesz to cię przytulę, szczoteczko...
Hermiona już miała skapitulować i się zgodzić, ale wrócili Blaise i Ginny. Rudowłosa człapała tuż za chłopakiem niosącym łakocia i wczepiała się dłońmi w jego puszysty, granatowy sweter prawie tuląc się do jego pleców.
- Lubię, jak ona się boi, jest wtedy taka milutka - Zabini postawił smakołyki na stole i przytulił maleńką istotę, która się do niego kleiła.
Hermiona mimo strachu rozczuliła się. Główka Ginny znajdowała się gdzieś między pasem a pachą Zabiniego. Dziewczyna była naprawdę malutka... albo Blaise wielki; zależy jak spojrzeć.
- Ja zawsze jestem milutka - mruknęła panna Weasley, która teraz, przy swej przyjaciółce, znowu nabrała odwagi. Szybko podbiegła do Hermiony i przytuliła się do niej, co ta przyjęła z wielka radością, natomiast chłopcy uśmiechnęli się złośliwie i postanowili puścić następny miły filmik. Coś, co nadaje się na obejrzenie przed snem, czyli „Koszmar z Ulicy Wiązów”.
Panowie byli zachwyceni reakcja dziewczyn, natomiast te co chwile zamykały oczy i modliły się by to coś zaraz się skończyło.
- Obejrzymy jeszcze to i idziemy spać - litościwie powiedziała Blaise i uśmiechnął się znacząco do Dracona.
- To jest okropne do oglądania przed snem... - Hermiona nie kryła swojego oburzenia. - Jak mogliście zostawić to na koniec?
- Przecież lubicie się bać...
- Nie aż tak. To jest podobno cholernie koszmarne... - Virginia się wzdrygnęła.
- Cykor - Blaise podszedł do dziewczyny i się nad nią nachylił. - Malutki cykorek - szepnął jej prosto do ucha i delikatnie ugryzł miękki płatek.
- Drań! - pisnęło dziewczę i złapało się za ucho. Ginny cieszyła się, że jest ciemno, bo się zarumieniła. Pieszczota chłopaka była bardzo miła i wbrew własnej woli zaczęła sobie wyobrażać jakby to było z Zabinim w łóżku.
Szybko się jednak otrząsnęła i powiedziała:
- Ugryź się w tyłek, a poza tym wcale się nie boję...
- Ugryźć to ja mogę ciebie, ruda, a co do bania się... Skoro się nie boicie to nie musimy was odprowadzać do pokoi, prawda?
- Oczywiście, że nie - powiedziała Hermiona, ale zabrzmiał to jakoś dziwnie niepewnie. Mimo wszystko nie zamierzały dać satysfakcji tym dwóm oślizgłym Ślizgonom.
Gdy film się skończył, dziewczyny powoli ruszyły na swoje piętro, oświetlając sobie korytarz różdżkami. Bardzo szybko się umyły – przy rozjarzonych na pełną moc żyrandolach - i poszły spać.
*to chyba jasne, że chodzi o rolę Toma Cruise’a, prawda? Chyba jego najlepsza kreacja filmowa.
***
Równo o północy okno w sypialni Ginny otworzyło się z hukiem na oścież.
Dziewczyna obudziła się - a spała zaledwie kwadrans - i wrzasnęła tak jakby ją stado upiorów dopadło.
Piętro niżej chłopcy zarechotali oczekując właśnie takiego obrotu wydarzeń.
- Idę o zakład, że uciekła do szczotuśki - powiedział Malfoy.
- Myślisz Smoku? - Zabini udawał, że się nad tym głęboko zastanawia.
- Szczotuleczka jest zapewne zachwycona, chociaż nigdy się nie przyzna, że zcykorzyła - Draco mógłby zdobyć mistrzostwo w konkursie na ilość zdrobnień i wariacji na temat słowa "szczotka",.
- Tylko do niej tak się nie odezwij - Blaise wyglądał na przestraszonego nowym neologizmem przyjaciela. - Udusi cię, a ja jej nie będę przeszkadzał.
Kiedy dwóch młodzieńców znalazło się w sypialni Hermiony, oczom ich ukazała się ciekawy widok. Granger i Virginia siedziały przytulone do siebie na łóżku.
- Jesteście okropne... A tak w ogóle to nie dziwię się, że przyjęłyście zakład - Zabini uniósł do góry lewą brew puszczając chwilę wcześniej bardzo dyskretnie oko do przyjaciela. - Skoro tak kleicie się do siebie, musicie być... inne...
Draco uśmiechnął się bezczelnie.
- Zawsze wiedziałem, Granger, że jesteś lesbą.
- Wcale nie, nadęty bufonie! - wrzasnęła Hermiona wypuszczając Ginny ze szczelnego uścisku.
- Bęcwały - dodała z godnością ta druga.
- Może mała historia o duchach? - Zabini bawił się doskonale
- Świnia z ciebie, Zabini - Ginny popatrzyła na niego oskarżycielsko a w jej oczach dało się jeszcze wyczytać strach, który owładnął ją przed kilkoma minutami.
- A ty, Malfoy, co się tak głupio szczerzysz? - Hermiona zaatakowała Dracona.
- Zawsze chciałem zobaczyć dwie babki w jednym łóżku, nie myślałem tylko, że to wy zapewnicie mi taki widoczek - Draco uśmiechnął się ironicznie.
- Pocałujcie się, chętnie popatrzymy - Zabini wyszczerzył się w szczerym uśmiechu.
- No dalej, nie wstydźcie się - Draco splótł dłonie na piersi i popatrzył rozbawiony na dwie przyjaciółki.
Hermiona zmrużyła złośliwie oczy i spojrzała porozumiewawczo na Gin.
- Pocałujemy się... - powiedziała przymilnie wywołując u mężczyzn szok na przystojnych buźkach - ...pod warunkiem, - dodała złośliwie - że wy zrobicie to pierwsi.
W pierwszej chwili obaj mężczyźni chcieli gorąco zaprotestować, sam pomysł wydał im się obrzydliwy i nie do przyjęcia, ale gdy zobaczyli złośliwie uśmiechy na ustach obu kobiet postanowili dać im nauczkę.
- To mówisz, Granger, że zaczniesz się lizać z Weasley jeśli ja pocałuje Dzikiego?
- Malfoy, ty chyba nie myślisz, że nas zadowoli ot taki sobie zwykły pocałunek - Ginny zaczęła ich podpuszczać, gdyż była pewna, że oni i tak tego nie zrobią. W końcu to byli "stuprocentowi mężczyźni".
- W takim razie dziewczyny, patrzcie uważnie bo powtórki z rozrywki nie zamierzamy zapewniać - powiedział Blaise jednocześnie zbliżając się do blondyna.
Dziewczyny patrzyły zaszokowane jak Blaise wolny krokiem podchodzi do Dracona i posyła mu wiele mówiący uśmiech. Draco przez chwile patrzył zaskoczony na przyjaciela, ale kiedy dostrzegł w jego oczach znajome iskierki drwiny, odprężył się zupełnie. Nigdy jeszcze nie całował się z mężczyzną, ale tym razem może się poświęcić, w końcu to dla dobra sprawy i chodzi tylko zwykły pocałunek a nie o pójście do łóżka. Draco był zdania, że jeśli miałby wylądować w łóżku z większa ilością osób, to musiałyby być to same kobiety. Cholernie nie lubił się dzielić. Zabini, co prawda nie był aż tak wielkim egoistą, ale do spraw łóżkowych podchodził tak samo. Zdecydowanie kobiety.
Mężczyźni przez chwilę patrzyli na siebie niepewnie. Wreszcie Draco przyciągnął do siebie wyższego kolegę i wpił się w jego usta. Pocałunek był gwałtowny i mocny. Obaj byli mistrzami, jeśli chodzi o obdarzanie kogoś pocałunkami, więc i ten był doprowadzony do perfekcji.
Trudno było nie być mistrzem, skoro niektóre dziewczyny wręcz rzucały się na szyje swoim "ukochanym" i czasami aż głupio było tak całkiem odmówić (wtedy, gdy panna była ładna, oczywiście). Chłopcy nabrali takiej wprawy, że mogliby, co nieco o pocałunkach opowiedzieć własnym ojcom, przynajmniej w ich mniemaniu. Ojcowie, bowiem mieli naturalny talent do Ars Amandi w każdym wydaniu i przekazali go na następne pokolenie - dość hojnie przekazali, o czym zszokowane dziewczyny właśnie miały okazje się przekonać.
Ginny pisnęła nawet, gdy jej wielkie czekoladowe oczęta zobaczyły to, co zobaczyły a Hermiona zakryła dłonią usta, które bezwiednie rozdziawiła
Po dłuższej chwili obaj chłopcy odsunęli się od siebie i odruchowo wytarli wargi rękawami koszul.
- Nawet nie było tak źle, - stwierdził Blaise - ale i tak nigdy więcej.
- Yah - powiedział Draco. - Nawet niezły jesteś
Kiedy spojrzeli na dziewczyny, omal nie wybuchli śmiechem. Miały szeroko otwarte oczy i nawet nazwanie tego szokiem byłoby delikatnym określeniem.
"Wow!" - wyrwało się Hermionie. Chcąc nie chcąc musiała sama przed sobą przyznać, że to był wręcz podniecający widok.
Ginny miała oczy jak spodki i gapiła się to na jednego, to na drugiego.
- Geje - pisnęła bez przekonania.
- Udowodnić ci, że nie jestem kochającym inaczej, maleństwo? - Blaise popatrzył na nią i krzywo się uśmiechnął.
- Nie - ten pisk też nie brzmiał przekonująco.
Hermiona chciała coś powiedzieć, ale udało się jej jedynie wydusić:
- Eee...
- One nie miały pojęcia, że my zdecydujemy się na taki desperacki krok - Draco usiadł na łóżku i wlepił bezczelny wzrok w Hermionę. - My mieliśmy jednak motywy do takiej... desperacji... i czekamy na wynagrodzenie nam tego... trudu - cedził słowa blondyn. Jego uśmiech był w tej chwili książkowym przykładem "jadowitego uśmiechu", a twarz przybrała wyraz oczekiwania.
- To był żart - Hermiona gapiła się na Malfoya z niedowierzaniem. - Masz rację mówiąc, że nie przyszło nam do głowy, że to zrobicie, to był bardzo głupi żart.
- Żart, nie żart, Granger - powiedział zimno Blaise i także usiadł na łóżku. - My się pocałowaliśmy, teraz moje drogie wasza kolej. Chyba, że Virginia jest za malutka...
- Sam jesteś malutki! - odcięła się dziewczyna.
- Zapewne – Zabini wydął pogardliwie wargi
- No, czekamy... - Draco popatrzył na dziewczęta zalotnie. - Pokażcie, co potraficie.
Obydwaj siedzieli na łóżku bardzo blisko Ginny i Hermiony i patrzyli się na nie z zainteresowaniem.
- Chyba nie muszę uprzedzać, że jeżeli okaże się to zwykłą podpuchną to... będziemy musieli was ukarać. Macie to zrobić z naprawdę dużym zaangażowaniem...
- Malfoy, a co ty do diabła rozumiesz, przez duże zaangażowanie? - Hermiona chłodnym głosem zaczęła przepytywać chłopaka, nie zamierzała pokazywać jak bardzo się boi. Nie teraz i nie jemu.
- Szczoteczko, chyba nie jesteś taka tępa, by nie rozumieć znaczenia wyrażenia duże zaangażowanie - Draco wiedział, że Hermiona nie cierpiała jak nazywał ją szczoteczką. Odkąd ścięła włosy takie określenie padało wielokrotnie, szczególnie z ust Ślizgonów; szczególnie z jego ust.
Hermionie stanęła przed oczami mgłą czerwieni. Nienawidziła "szczoteczki" sto razy bardziej od "szczoty". Przede wszystkim dlatego, że używał tego zwrotu Malfoy i mówił to takim tonem jakby miał wybuchnąć śmiechem. A w tej chwili ubodło ją to do żywego.
- Ja ci dam szczoteczkę, patafianie nadmuchany - wściekła się Granger. - A co do tego zaangażowania to wam wyszło całkiem sprawnie, chyba ćwiczyliście, co?
- Chyba w twoich snach, szczoteczko - Draco po prostu nie mógł sobie odpuścić, uwielbiał widok zdenerwowanej Gryfonki.
- Może starczy tego przekomarzania - Blaise nie spuszczał wzroku z zarumienionej Ginny, która wcale nie miała ochoty całować się z najlepsza przyjaciółką. - Nasze maleństwo się niecierpliwi... Pewnie już chciałoby poczuć miękkie usta przyjaciółki na swych wargach..
Ten tekst trochę wkurzył dziewczyny, ale także je speszył. I kiedy zaczęły się całować były tak roztrzęsione, że wyszło im to dosyć koślawie. Chłopcy skwitowali pocałunek gromkim śmiechem.
- I wy to coś nazywacie całowaniem? - Draco z politowaniem spojrzał na zarumieniona Hermionę. - Powiedz mi, słonko, której części wyrazu zaangażowanie nie zrozumiałaś.
- Dracze, kumplu nie kapujesz? - Blaise również nie mógł sobie darować. - One po prostu tak bardzo chcą zostać przez nas... ukarane, że specjalnie spartoliły tego całuska...
Ginny zrobiła się czerwieńsza od swoich włosów i posłała wściekłe spojrzenie Zabiniemu a Hermiona zaprotestowała:
- My chcemy jeszcze jedną szansę, bo wy się na nas gapicie i się peszymy, teraz będzie lepiej.
- Druga szansa - Zabini popatrzył rozweselony na Malfoya. – Słuchaj, droga szczoto, my nie przewidujemy drugiej szansy.
- To jest nie fair!!! - krzyknęła Hermiona, w tym momencie nie zwracała uwagi na to, że Blaise zaczął ja przezywać. - Wy mieliście więcej czasu!
- Właśnie - Ginny przyłączyła się do przyjaciółki, wolała nie zastanawiać się, co takiego wymyśli ten ciemnowłosy Ślizgon.
- Jakie więcej? Pocałowaliśmy się raz i porządnie a wy chyba się w ogóle całować nie potraficie... - Draco wydął usta z pogardą - Szczoteczka i Wiewióreczka nie umią się lizać - wycedził radośnie Malfoy.
- Trzeba je nauczyć - rzeczowo stwierdził Zabini.
- Wcale nie trzeba! - wykrzyknęła przerażona Ginny, ale to i tak nic nie pomogło. Chwile później została przerzucona przez plecy Blaise’a i wyniesiona do jego sypialni.
- No Granger, jakoś muszę cię ukarać, inaczej straciłbym twarz – oznajmił po wyjściu przyjaciela Draco, uśmiechając się przy tym niewinnie i perwersyjnie za razem.
- Pozwól droga szczoteczko, że osłodzę ci życie - to mówiąc zbliżył swoje usta do warg dziewczyny i już miał ją pocałować gdy usłyszał potężny wystrzał i poczuł pieczenie lewego policzka. Zszokowany popatrzył na Hermionę, która dała mu właśnie „z liścia” po gębie.
- Za co? - zapytał z miną mokrego spaniela, któremu ktoś właśnie nadepnął na ucho.
- Wiesz dobrze za co ty... ty... ty wypłoszu! I nie mów do mnie szczoteczko! Nie znoszę tego, do diabła.
Mina mokrego spaniela zmieniła się w minę złego dobermana i Hermiona poczuła się trochę niepewnie.
- Słuchaj, Granger, - warknął - umowa między nami była prosta. Spartoliłaś pocałunek z wiwiórowatą i masz za to zapłacić. Nie rozumiem czemu miałbym dostać w twarz tylko za to że próbowałem cię pocałować? Możesz mi to wyjaśnić w racjonalny sposób? Szczoteczki nie przyjmują do wiadomości, to wcale nie brzmi obraźliwie.
- Zależy jak dla kogo - dziewczyna wydawała się śmiertelnie obrażona, choć tak naprawdę poczuła się okropnie. Dopiero po fakcie uświadomiła sobie, że Malfoy, tak właściwie, oberwał za niewinność i wypadałoby go przeprosić... tylko jak to zrobić.
- Dobra, sorry nie chciałam, poniosło mnie... Lepiej? - jak widać nie tylko Ślizgoni maja kłopoty z kulturalnymi przeprosinami..
- Powiedzmy. Ale za ten policzek kara musi być ... dotkliwsza - Uśmiech Dracona był szczytem perwersji. Kocim, powolnym i zmysłowym ruchem wślizgnął się głębiej na łóżko i pchnął Hermionę do opozycji leżącej.
- Malfoy, co ty wyrabiasz?! - Hermiona lekko się przestraszyła.
Draco jedynie cicho się zaśmiał i potarł nosem o jej policzek.
- Cicho, Granger, nic takiego ci nie zrobię - po tych słowach wsunął delikatnie język między rozchylone wargi dziewczyny.
Przesunął nim niespiesznie po jej podniebieniu. Spowodowało to fale leciutkich dreszczy i Hermiona cicho jęknęła. Jej dłonie zacisnęły się na barkach chłopaka i w pierwszym odruchu chciała go odepchnąć, lecz chwile później zaczęła przyciągać go do siebie, bo jego język delikatnie masował język dziewczyny zmuszając ją do kolejnego, cichego jęku. Ich wargi mocno do siebie przywarły i obydwoje zatopili się w głębokim, namiętnym pocałunku.
Po kilku chwilach Draco przewrócił się na plecy i teraz dziewczyna była górą, to ona miała decydować o intensywności pieszczot. Hermiona odsunęła się na moment od chłopaka, tylko po to by popatrzeć w jego zamglone oczy i zaraz wróciła do przerwanych pocałunków. Czubkiem języka przejechała po jego wardze, by później ugryźć ja delikatnie.
Draco przyciągnął ją mocniej do siebie i pogłębił pocałunek. Jego dłoń sięgnęła do prawej piersi dziewczyny, pieszcząc ją delikatnie przez satynowy materiał kremowej koszulki do spania.
Hermiona, gdy tylko poczuła dłoń Ślizgona na swojej piersi, odsunęła się od niego gwałtownie.
- Nie! Nie chcę...
- Nie bój się - Draco zsunął z siebie dziewczynę i położył na łóżku. Leżał teraz obok niej na boku, tak że mógł swobodnie patrzeć jej w oczy.
- To nie o to chodzi, że się boje - kłamała jak z nut. - Ja po prostu nie chce, to posunęło się za daleko. Draco, idź już do siebie... proszę... ukarałeś mnie i to powinno wystarczyć.
- Ale to tylko część kary - Draco uśmiechnął się szelmowsko - a właściwie to ja po prostu wykorzystałem perfidnie sytuację, Granger. Bo kara jest troszeczkę inna.
Wstał i wyciągnął rękę do Gryfonki:
- Chodź - powiedział uśmiechając się jak wcielenie niewinności.
- Niby gdzie? - Hermiona spojrzała podejrzliwie na blondyna. - Ja nigdzie z tobą nie idę... i zaraz, zaraz, co to ma u diabła znaczyć, że wykorzystałeś sytuację?!
- Och dziewczyno, źle ci było jak cię całowałem? Poza tym walnęłaś mnie w japę zupełnie za nic. Za to, że chciałem dać ci odrobinę przyjemności. Nie dyskutuj tylko chodź... Bo wezmę cię na plecy, tak jak Blaise wziął wiewiórzastą.
- Przyjemności, myślałby kto - dziewczyna tylko prychnęła . - I niby gdzie i po co mam z tobą iść? Ja w cale nie mam ochoty się stąd ruszać, tu jest mi dobrze. I nie mów o Ginny wiewiórzasta... wypłoszu.
"Wypłosz" nie czekając na dalszą litanię "szczoty" złapał dziewczynę wpół i zarzucił sobie na plecy jak przysłowiowy worek kartofli.
- Puść mnie w tej chwili, Malfoy! - wrzasnęła Hermiona - postaw mnie na ziemi!
- Ani mi się śni, Granger... szczoteczko...
Chłopak nic sobie nie robiąc z pięści dudniących w jego plecy zaniósł dziewczynę do swoje sypialni i rzucił ją na wielkie łóżko.
- No Omnibusiku, wreszcie jesteś tam gdzie twoje miejsce... i zostaniesz tu na dłużej, słoneczko
- Co?! Ty kreaturo! Ty wypłoszu, bufonie, arogancki dupku! Ty, ty - Hermiona się na chwile zapowietrzyła - ty mężczyzno-podobny jaszczurze ty!! Myślisz że ja tu zostanę? - dziewczyna wstała i ruszyła dziarskim krokiem do drzwi.
- Kurde...a do tej pory myślałem, że Gryfoni mają choć trochę honoru, najwyraźniej się myliłem - spokojnym głosem stwierdził Ślizgon To jedno zdanie sprawiło, że Hermiona stanęła w miejscu i bardzo powoli zaczęła odwracać się w stronę chłopaka, który zdążył się już rozłożyć na łóżku.
- Honoru? - wycedziła przez zęby.
- Tak, w końcu powiedzieliśmy wam, że zostaniecie ukarane, jeżeli wasz pocałunek będzie byle jaki i, cóż Granger, on był bardzo byle jaki, a my przyłożyliśmy się do swojego bez zarzutu... Co do kary, czy którykolwiek z nas powiedział, że kara będzie się składała z jednej rzeczy? Chyba nie....
- Ty... Ty... świnio jedna - Hermiona rzuciła się z pięściami na Dracona, bo w tym momencie miała ochotę go zabić, posiekać na drobne kawałeczki albo zrobić coś jeszcze gorszego.
Przez kilka minut siłowała się z roześmianym blondynem, by wreszcie wylądować pod jego zgrabną umięśniona sylwetką.
Piąstki Hermiony opadały rytmicznie na pierś młodego mężczyzny nie robiąc mu zgoła żadnej większej krzywdy i zmuszając go do coraz głośniejszego i bardzo radosnego śmiechu. Draco zastanawiał się jak ona może go bić dalej leżąc na wznak.
- Granger, szczoteczko - powiedział niemal czule łapiąc ją za nadgarstki - chyba nie chcesz żebym ukarał cię także za pobicie, a może właśnie tego chcesz?
Dziewczyna popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Nie chcę - powiedziała bardzo cicho.
- Och, czyli mogę puścić twoje dłonie? - spytał mrużąc lekko oczy i pieszcząc kciukami nadgarstki dziewczyny, i Hermiona nie była pewna, czy chce aby przestał ją tak do tykać.
- Mo.. możesz..
- I nie będziesz mnie już biła, ani uciekała? - cicho szepnął do jej ucha i delikatnie je polizał.
- Nie będę... nie będę cię biła...
- Ani uciekała - delikatne przygryzienie płatka ucha sprawiło, że Hermiona zaczęła szybciej oddychać i po chwili skinęła głową. Zgodziła się na wszystko.
- Nie, nie ucieknę - dodała gdy zapytał, czy jest tego pewna i zaczął całować wrażliwą skórę za uchem powodując, że po jej ciele przelały się fale przyjemnego ciepła.
Puścił jej dłonie i oparł się na łokciach ,ale się nie odsunął. Leżał nad nią a właściwie prawie na niej i wpatrywał się szarymi tęczówkami w jej orzechowe oczy.
- I będziesz ze mną spała, w tym pokoju... w tym łóżku do końca swego pobytu tutaj, tak Granger?
- Spała z tobą? - jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia i strachu. - Dlaczego mam z tobą spać
- Bo to jest część kary, Hermiono - odparł po prostu, obserwując z zadowoleniem, jak mruga zdziwiona usłyszanym z jego ust własnym imieniem.
- Ale ja nie chce - zawołała jak mała dziewczynka, której ktoś każe zjeść rozgotowaną marchew, wmawiając, że to dobre dla zdrowia
- A myślisz, że ja chciałem pocałować Bleise’a?
- Ale dobrze wam to szło... zupełnie jakbyście mieli praktykę...
- Nie igraj ze mną, Granger i mnie nie drażnij - jego oczy zwęziły się bardzo niebezpiecznie. - Doskonale wiesz, że nasza praktyka opiera się na kontaktach z płcią przeciwną.
"No i skończyło się hermionowanie" - pomyślała dziewczyna wlepiają w niego błagalny wzrok.
- Będziesz po prostu ze mną spać. Łóżko jak widzisz jest bardzo duże. Nie dojdzie do niczego, czego sama nie zechcesz...
- I pewnie nie ma znaczenia, że ja wcale na to nie mam ochoty - zrobiła pocieszną minkę, na którą zawsze łapał się jej ojciec, gdy czegoś chciała. Niestety, a może stety, Draco Malfoy na pewno nie był jej ukochanym tatusiem i na widok wyrazu jej twarzy tylko się roześmiał.
- Granger, co to z mina? - spytał z rozbawieniem lądując na plecach i rechocząc jak opętany. - Wyglądasz jak pięciolatka, której ukradli wiaderko do robienia babek z piasku, albo ktoś zabrał wyjątkowo dużego i słodkiego lizaka. Myślisz że mnie wzruszysz? Poza tym mimo magicznego ogrzewania wyrka, automatycznie włączającego się przy minus pięciu, nie jest tak bajecznie ciepło, jak może być śpiąc w jednym łóżku we dwoje...
- Rzucam się w nocy i kopię - Hermiona spróbowała ostatniego chwytu, mając nadziej, że to pomoże - i.. i mówię przez sen!!
- Ja już znam doskonały sposób na zatkanie twoich usteczek i jeśli zaraz się nie zamkniesz i nie pójdziesz spać, jak przystało na grzeczną Gryfonkę to go wypróbuje... szczotunio.
- Nie jestem żadną szczotunią, ty nadęty bufonie, smocza kreaturo, słyszysz?! - Hermiona podniosła głos o kilka tonów i praktycznie już krzyczała. - Ty żałosna imitacjo mężczyzny!! - dokończyła triumfalnie i wbiła w niego płomienny wzrok, po czym wstała i ruszyła do wyjścia.
Nie miała pojęcia o tym , jak pociągająco wygląda z lekkim rumieńcem i roziskrzonymi oczyma, ale Draco Malfoy to widział i nie mógł pozostać zupełnie obojętny na jej wdzięki, tak samo jak nie mógł zbyć ostatniej, dosyć przykrej i nieprawdziwej obelgi. W końcu on był mężczyzną, tyle przynajmniej mógł stwierdzić w czasie dyskretnej obserwacji panny Granger pod prysznicem i nagłego zwężania się dżinsów na widok roznegliżowanej krótkowłosej Gryfonki. Szybko podniósł się z łóżka i pobiegł w ślad za dziewczyną, by po kilku chwilach z powrotem przyciągnąć ją do sypialni i rzucić na łóżko.
- Granger, krótkowłosy sierściuszku, chyba nie chciałaś mi niehonorowo zwiać, co? - zapytał przylegając do niej całym ciałem i z satysfakcją obserwując jak się rumieni, czując na sowim biodrze jego twardą męskość.
- Nie, ja chciałam... do łazienki - jej buzia była komicznie wystraszona.
- Naprawdę? Zapomniałaś , że przy każdej sypialni jest mała łazienka z kabiną prysznicową? Biedna szczoteczka zapomniała... To ci przypominam po raz ostatni, Granger o tym małym, nieistotnym fakcie - chłopak zmrużył oczy i przywarł do Gryfonki jeszcze mocniej.
- I chyba miałaś wątpliwości, co do tego, czy jestem prawdziwym mężczyzną. Czyżbyś miała je nadal... szczoteczko?
- Prawdziwy mężczyzna nie musi udowadniać swej męskości – wypaliła rozeźlona Hermiona nie zastanawiając się nad tym co mówi.
Dopiero złowróżbna mina jedynej latorośli rodu Malfoyów uzmysłowiła jej, że popełniła cholerną gafę, która może się dla niej źle skończyć.
- Nie musi, Granger - powiedział zimno Draco. - Nie musi dopóki ktoś nie zakwestionuje, tego że jest mężczyzną. - Młodzieniec zbliżył twarz do jej twarzy i szeptał prosto do ucha dziewczyny. - A ty właśnie zakwestionowałaś to, że jestem prawdziwym mężczyzną, mam rację, Granger?
Hermiona ciężko przełknęła ślinę, bo zaczęła się bać.... Teraz przesadziła, mogła siedzieć cicho i się nie odzywać, cholera... ale może nie jest jeszcze za późno. Z bladym, bardzo niepewnym uśmiechem zwróciła się do mężczyzny:
- Draco ja tylko żartowałam, oczywiście, że jesteś prawdziwym mężczyzną, możemy już iść spać? Proszę...
- Żartowałaś? Wzruszające, Granger... ale za taki niewybredny żart też muszę cię ukarać.
Hermiona ze świstem wciągnęła powietrze modląc się o cud.
Mina Dracona nieco złagodniała i chłopak mocno pociągnął ją tak, że wylądował na plecach z Hermionę lezącą na nim. Stanowczym ruchem przyciągnął ją do siebie i gwałtownie pocałował, zabierając dziewczynie oddech.
Być może to miała być kara, ale po krótkiej chwili złoczyńca z wielka chęcią przyłączył się do swego kata i wymierzanie sprawiedliwości zamieniło się w dobra zabawę. Ich pocałunki przybrały na sile, nie wiadomo było kto w jakim momencie dominuje. Oderwali się od siebie dopiero gdy obojgu zabrakło powietrza.
- Czy teraz możemy już iść spać... Mal... - wystarczył jeden rzut oka na chłopaka, by Hermiona natychmiast zmieniła swa wypowiedź - Draco?
- Może... - powiedział słodkim tonem chłopak - Ale ty chyba chciałaś iść do łazienki, prawda. Och, czyli to było kłamstwo... a Gryfoni nie powinni kłamać, mój mały krótkowłosy sierściuszku - ubawiła go mina Granger kiedy to powiedział. - Więc za to też powinienem cię ukarać.
- Bo jutro Ginny sama będzie robiła obiad i jej nie pomogę - to było ostatnie koło ratunku, które dziewczyna mogła wykorzystać, przynajmniej jej się tak zdawało.
- No cóż, wiewióra, aż tak źle nie gotuje, szczerze powiedziawszy to według mnie gotuje świetnie, a ciebie i tak czeka kara - Draco jeszcze raz przyciągnął dziewczynę do siebie, tak, że dokładnie poczuła każdą wypukłość jego ciała
Tym razem pocałował ją bardzo delikatnie, a dłonią zaczął pieścić pierś Hermiony i gdy dziewczyna zesztywniała nie przestał, ale przewrócił ją na plecy i wyszeptał do ucha.
- Nie zrobię nic więcej - delikatnie wsunął dłoń pod górę od pidżamy i kciukiem obrysował sutek, zmuszając dziewczynę do cichutkiego jęku. - No widzisz, nic strasznego się nie stało - powiedział przesuwając dłoń wzdłuż jej brzucha i wyjmując ją spod satynowego materiału. Delikatnie pocałował ją w policzek.
- Dobranoc - powiedział i szczerze się uśmiechnął
***
Blaise, pogwizdując wesoła melodię, wniósł rozwrzeszczaną dziewczynę do swojej sypialni, ale nie skierował się jednak w stronę łóżka tylko do łazienki i wrzucił ją do wanny by zaraz odkręcić kurek z zimną woda, która poleciał prosto na twarz dziewczyny. Ginny zaczęła kaszleć i spojrzała oskarżycielsko na roześmianego chłopaka.
- Co ty do diabła wyprawiasz?!
- Ochładzam twój wybujały temperament, maleńka - Blaise uśmiechnął się zawadiacko i zmoczył całą Ginny.
- Tylko nie maleńka. PRZESTAŃ W TEJ CHWILI!
- A będziesz już cicho.. kurczaczku?
- Odkurczaczkuj się ty ode mnie! Odbiło ci, chcesz żebym zachorowała?
- Nie, kurczaczku, chcę, żebyś się uspokoiła.
- Ale mógłbyś mnie nie oblewać. Zobacz wszystko się teraz na mnie klei - Virginia miała niepocieszoną i ucieszną minę.
- Oj klei się, klei... - Blaise z wielkim zadowoleniem obrzucił smukłą sylwetkę dziewczyny do której w tej chwili „wszystko się kleiło”.
- Świnia... Zboczeniec - Ginny próbowała wydostać się z wanny, ale poślizgnęła się na mokrej powierzchni i boleśnie usiadła na swojej tylnej części ciała
Blaise roześmiał się radośnie.
- Jak możesz? - Ginny popatrzyła na niego żałośnie. - Zamiast pomóc to się śmiejesz...
- Podałbyś mi chociaż jakiś ręcznik... Zimno mi - na potwierdzenie swych słów zadrżała lekko.
Blaise jeszcze przez chwilę przyglądał się mokrej dziewczyny ,wreszcie wziął ja na ręce i wyniósł do pokoju, a tam postawił tuż przed kominkiem.
- Daj ręcznik, proszę - pisnęła Virginia wyciągając dłonie w kierunku przyjemnego ciepła.
- Dobra, dobra - powiedział z ociąganiem młodzieniec, bo zmokła dziewczyna wyglądała bardzo pociągająco.
Chwilę później podszedł z dużym puszystym ręcznikiem, ale nie podał go jej tylko trzymał w takiej odległości, by ta nie mogła go dosięgnąć.
- No co się wygłupiasz? Daj mi go!
- Weź sobie - powiedział ze stoickim spokojem Blaise. Jego mina była absolutnie nieprzenikniona i Ginny nie wiedziała czy droczy się z nią, czy po prostu dobrze bawi się całą sytuacją.
- Przestań, jest mi zimno, bądź człowiekiem, podaj mi go - dziewczyna zaczęła się już trząść z zimna.
- Ściągaj ciuszki - na widok jej zaskoczonego spojrzenia tylko się uśmiechnął. - No przecież nie chcesz wycierać tych szmatek, tylko siebie.
- Mylisz się, bo właśnie chcę wytrzeć swoje, jak to określiłeś szmatki, Zabini.
- Cywilizowani ludzie tak nie robią, mała. Ściągaj ciuchy albo siedź mokra i susz się przy ogniu - chłopak wzruszył ramionami.
- A nie możesz mi po prostu podać różdżki.. Wtedy raczej nie będzie problemu... Przecież się przy tobie nie rozbiorę.
- Nie , nie mogę - mężczyzna uśmiechnął się złośliwe i otaksował wiele mówiącym spojrzeniem jej sylwetkę.
- Jesteś zwykłym samcem, wsadź sobie ten ręcznik gdzieś - powiedziała urażona i zakłopotana.
- Naprawdę jestem zwykłym samcem? Dobra, to może zachowam się jak zwykły samiec, co? Zerwę z ciebie ta przykrótką koszulkę, zacznę...
- Zabini, do diabła przestań się wygłupiać i podaj mi wreszcie ten durny ręcznik!
- A może ja się w cale nie wygłupiam, Weasley?
- Dziewczyna popatrzyła na niego niepewnie.
Zabini, który wcale nie chciał zrobić jej krzywdy, poza obdarzeniem Virginii paroma namiętnymi pocałunkami, zmiękł trochę od tego przerażonego spojrzenia.
- No już dobra, nie patrz się tak na mnie... ściągaj lepiej te ciuszki, bo się zapalenia płuc nabawisz.
- Ściągnę, ale się odwróć... nie rozbiorę się jak będziesz się na mnie gapił, a tak w ogóle to mogę iść do siebie? - Ginny zaczęła szczękać zębami, było jej coraz zimniej.
- Nie skarbie, nie możesz iść do siebie - powiedział Blaise odwracając się grzecznie tyłem, ale nadal w dłoni dzierżąc, upragniony przez pannę Granger alias Wiewióra, ręcznik. - Nie możesz iść do siebie bo twoja kara polega na spaniu do końca pobytu ze mną w jednym łóżku... w moim łóżku.
- Co takiego? - Ginny na moment zapomniała o okropnym zimnie i skupiła się na słowach chłopaka. - Po pierwsze to ty chyba żartujesz, a po drugie daj mi wreszcie ten ręcznik!
- Po pierwsze, nie żartuję, a po drugie, miałem się odwrócić...
- Tak, ale miałeś mi najpierw dać ten ręcznik! - Ginny zaczęła się złościć.
- A ty się miałaś chyba rozebrać, jakoś nie słyszę żebyś zrzucała z siebie ciuszki, a za ciepło to ci chyba nie jest?
- Och ty... - Ginny ze złości zaczęła tupać nogami, ale po chwili uświadomiła sobie, ze zachowuje się śmiesznie, zupełnie jak rozwydrzony małolat. Nie widziała innego wyjścia jak tylko ściągnąć przemoczoną koszulkę i majtki, ale nawet tego nie zrobiła w sposób "grzeczny" i "stateczny". Mokre fatałaszki wylądowały na głowie czarnowłosego.
- A teraz dawaj mi ręcznik, ale z zamkniętymi oczami - wrzasnęła.
- Nie muszę zamykać oczu - powiedział spokojnie, aż za spokojnie Zabini. - A to dlatego, że twoje mokre gatki i podkoszulek wylądowały dokładnie na moim czole, mojej potylicy i moich oczach, Weasley - Virginia by się zaśmiała z tego tekstu. Ale pod kilkoma warunkami: gdyby sytuacja nie dotyczyła jej, gdyby nie była naga i gdyby nie mówił tego zły Blaise Zabini, wyższy od niej o jakieś trzydzieści cztery centymetry i cięższy o ponad czterdzieści kilogramów. Gin była bardzo pewna , że jest zły bo mówił bardzo chłodno, bardzo wolno i bardzo spokojnie.
"Przesadziłam z rzucaniem ciuchów" - pomyślała żałośnie Ginny.
- Wiesz co, Weasley? Początkowo twoja kara miała polegać tylko na tym, że będziesz spała w mojej sypialni, ale skoro ty tak pogrywasz, to dlaczego ja mam być inny?
- Bo jesteś wyrozumiałym i dobrym człowiekiem!
- Zapomnij rudzielcze - Blaise ściągnął ze swej głowy mokrą kobieca bieliznę i najspokojniej w świecie odwrócił się w stronę nagiej dziewczyny. Ginny pisnęła głośno i rozpaczliwie próbowała zakryć strategiczne punkty swojego ciała. Po kilku sekundach siadła po prostu, podkuliła kolana i mocno zacisnęła na nich ręce. Wbiła przerażony, czekoladowy wzrok w ciemnozielone i zwężone teraz złością oczy Zabiniego. Chłopak nic sobie nie robiąc z jej przestraszonego spojrzenia zbliżył się do niej i podciągnął do pozycji stojącej. Przez chwile lustrował ja uważnym spojrzeniem by wreszcie wycisnąć na jej ustach soczysty pocałunek. Na sam koniec klepnął ją w mokry pośladek i zarzucił na głowę duży kąpielowy ręcznik.
Ginny stała oniemiała pod ręcznikiem, który był na tyle spory, że z tyłu sięgał jej ramion a z przodu opadał prawie do kolan. Po kilku sekundach pisnęła, co miało być spóźnioną reakcją na klapsa. Zabini całował cudownie i Virginia była zdezorientowana, ale także zła. Gdy poczuła, że ręcznik zaczyna się ześlizgiwać, złapała go i szybko się nim owinęła, posyłając Blaise’owi zabójcze spojrzenie.
- Niby co to miało być, do diabła? - zapytała oburzona, jednocześnie okręcając się w ręcznik.
- Nie przeklinaj, bo cię znowu będę musiał ukarać - Blaise uśmiechnął się do niej w taki sposób, że przez jej ciało przeszły dziwne dreszcze nie koniecznie biorące się z zimna.
- Virginia wycierała się w pośpiechu i patrzyła jak Blaise nucąc cicho jakąś wesołą piosenkę, rozkłada jej rzeczy przed kominkiem, żeby wyschły. Nie zdziwiła się za bardzo, że nie użył zaklęcia wysuszającego, już wcześniej zauważyły obydwie z Hermioną, że Zabini nie używa magii, gdy nie musi. Tak po prostu.
Dziewczyna
pomyślała, że Blaise ma bardzo ładny głos, ale w życiu nawet
przed sobą samą nie przyznałaby się do tego i chłopak mógł
usłyszeć, jak niewyraźnie mamrocze coś pod nosem, o durnych
karach i wybrykach arystokracj
Wina i Kara
Ginny bardzo niechętnie wybudzała się z pięknego snu. Było jej tak ciepło i przyjemnie i jeszcze te męskie ramiona, które ją otulały...
Zaraz, zaraz! Jakie „męskie ramiona”, jak to „otulały”? Ginny próbowała gwałtownie usiąść na łóżku, ale nic jej z tego nie wyszło, zamiast tego obudziła potwora.
- Wiewiórka, jest siódma rano, nie ruszaj się - mruknął Blaise i przyciągnął dziewczynę do siebie.
- Puść - Ginny nie chciała być przyciągana, wręcz przeciwnie, gwałtownie próbowała się wyrwać.
- Jestem silny i jest siódma rano, a ty mnie drażnisz rudzielcu, więc zaczynam być zły... Chcesz tego? Żebym się zezłościł i ci wlał parę klapsów na goły tyłeczek? Chyba nie. Śpij.
Chłopak mocno przytulił do siebie trochę uspokojoną dziewczynę.
Virginia nie protestowała. Był ciepły, przyjemnie pachniał i... delikatnie głaskał ją po plecach.
Tylko dlaczego jego dłonie schodziły coraz niżej...
- Zabini, łapy przy sobie - mruknęła cicho, a w odpowiedzi usłyszała tylko złośliwy chichot, ale dłonie mężczyzny powędrowały w górę.
„Żeby on zawsze był taki zgodny” - pomyślała sennie, ale nie zastanawiała się nad tym dłużej. Biedaczka nie wiedziała, że następny dzień miał przynieść odpowiedź, z której jasno wynikało, że Blaise Zabini oczywiście nie zawsze jest zgodny, miły i łagodny. Czasami zachowywał się bardzo podle i złośliwie. Zawsze też dostawał to, na co miał ochotę. Zawsze.
***
Hermiona obudziła się parę minut po godzinie ósmej i odruchowo przetarła oczy. Chciała się przeciągnąć, ale okazało się, że wbiła łokieć w coś ciepłego i twardego. Usłyszała cichy, niski pomruk niezadowolenie. Spojrzała w lewo; jej łokieć wbijał się w klatkę piersiową mężczyzny leżącego obok. Przystojny blondyn otworzył jedno szare oko i łypał na nią groźnie.
- Śpij cholero, jest wcześnie. - Draco objął dziewczynę i mocno przytulił. - Nie ma sensu wstawać przed dziesiątą, chyba, że chcesz robić teraz coś... miłego, szczotuś.
- Miło to ja cię mogę skrzywdzić - burknęła „szczotuś”, ale po chwili doszła do słusznego wniosku, że godzina ósma rano w czasie wolnym od szkoły nie jest porą do wstawania.
Już miała się wygodnie ułożyć i zapaść w drzemkę, gdy poczuła, czyjąś dłoń na swoje piersi.
- Malfoy, co ty do diabła wyprawiasz?! - syknęła i próbowała się wyrwać z jego uścisku.
- Szczotuś, przecież wczoraj ci się podobało. Uspokój się, wiesz, że to nie będzie bolało.
- Malfoy, mnie boli mózg na samą myśl, że mnie dotykasz - Hermiona spróbowała strącić jego dłoń, ale Draco był bardzo silny. Złapał ją za przeguby dłoni, pochylił się nad dziewczyną i pocałował delikatnie jej szyję.
- Z tego co wiem, - wymruczał jej do ucha - mózg nie może boleć, Granger.
Jego usta delikatnie musnęły płatek jej ucha. - Opowiadasz bajki... kłamiesz... a za kłamstwo powinno się karać, szczoteczko.
Zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć, Draco zamknął jej usta swoimi wargami, jego język wtargnął do środka i wypowiedział wojnę jej językowi. Hermiona cicho jęknęła, nie mogła pogodzić się z tym, że jest jej przyjemnie i że ta kara wcale karą nie jest.
Wreszcie odsunął się od niej i odezwał się bardzo poważnie.
- Panno Granger, czy przyjmie pani swą karę w spokoju, jak przystało na porządnego prefekta naczelnego, a przede wszystkim Gryfona? Czy może będzie się chciała pani wyrywać, jak jakiś nieodpowiedzialny...
- Ślizgon - dopowiedziała Hermiona parząc mu bezczelnie w twarz.
- No, nie ładnie – złośliwy uśmieszek Dracona mógł być w tej chwili uznany za przykład książkowy tej odmiany „uśmiechu.. - Panna Granger się stawia i zarzuca Ślizgonom nieodpowiedzialność... Nieładnie...
- A pan Malfoy, zdążył przed chwilą ukarać pannę Granger i raczy sugerować, że kary jeszcze nie było. To też nieładnie - odpowiedziała Hermiona i wbiła rozeźlony wzrok w blondyna.
- Szczotuś... ja cię tylko pocałowałem a nie ukarałem... - złośliwy uśmiech Dracona podkreślały jeszcze jego zmrużone i wpatrzone w dziewczynę, z rozbawieniem, oczy.
Chłopak szybkim ruchem znalazł się ponownie nad Hermioną i wymruczał jej do ucha:
- Co wolisz? Pozycję sześćdziesiąt dziewięć, czy lańsko na goły tyłek? - Draco nie mówił oczywiście poważnie, chciał zobaczyć reakcję panny Granger, a ta okazała się iście zaskakująca...
- Nie ma sprawy Malfoy, skoro tego tak bardzo chcesz... i skoro sprawi ci to tyle przyjemności, to kim że ja jestem żeby ci zabraniać? – stwierdziła z miną aniołka.
Draco przez chwile patrzył na nią bez słowa, zastanawiając się czy czasami nie ma halucynacji, ale Hermiona wyglądała na całkiem poważną. Szybko sięgnął dłońmi do bokserek i zaczął je z siebie zsuwać, gdy nagle usłyszał, że ona mówi coś jeszcze.
- Grzeczny chłopiec, i jaki posłuszny, a właściwie to, czym cię mam bić? Pasek czy coś cięższego, a swoją drogą, czy twoi rodzice wiedzą o twoich preferencjach?.
Chłopak powoli wciągnął bokserki z powrotem i zaczął logicznie myśleć.
"Skąd do diabła, przyszło ci kretynie do głowy, że ona by się tak po prostu zgodziła na seks?” - pomyślał. – „Hormony?”...Poczekaj ty cwaniaro... ja ci dam".
- Granger, czy ty udajesz ograniczoną umysłowo, czy jesteś ograniczona? - wycedził i uśmiechnął się do niej złośliwie. - Doskonale wiesz, że jeżeli mowa o laniu, to ty miałaś je dostać, a nie ja.
- Skąd mam wiedzieć? Nie powiedziałeś, kto ma dostać... Wiesz ja nie gustuje w masochistycznych rozrywkach, myślałam, że ty tak lubisz? - uśmiechnęła się najniewinniej jak potrafiła i zatrzepotała rzęsami.
Chłopak się roześmiał.
- Aleś ty się cwana zrobiła. Przez ciebie całkiem mi się spać odechciało.
Chłopak wstał z zamiarem pójścia pod prysznic.
- Och, Dracuś, naprawdę Smokusiu? - Hermiona odniosła pojedyncze zwycięstwo i się przysłowiowo zapomniała.
Mina Dracona od razu uległa diametralnej zmianie. Już nie był rozbawiony, był wściekły i wcale nie zamierzał tego ukrywać.
- Dobra Granger, teraz to przesadziłaś! Nie życzę sobie byś nazywała mnie tak jak ta kretynka, bo to nie jest ani miłe ani zabawne.
Hermiona niepewnie spojrzała na chłopaka, nie sądziła, że to go urazi, to znaczy, że go urazi do tego stopnia.
- Ale ja...
- Mnie nie obchodzi, co ty, teraz na serio się pytam, mam ci wtłuc czy...czy może mam cię inaczej ukarać Granger?
W pierwszej chwili Hermiona chciała odpyskować, ale kiedy zobaczyła, że chłopak nie raczy żartować i mówi poważnie, trochę się przestraszyła.
- Ale ja nie chciałam cię obrazić, Ma... Draco - powiedziała na widok zimnego błysku w jego oczach.
- Słuchaj, Granger, tłumaczyłem ci jak inteligentnej istocie ludzkiej, że nie cierpię tej słodkiej idiotki, a nienawidzę się powtarzać. Więc jak będzie? Wolisz dostać w tyłek, czy może pozwolisz mi się ze sobą zabawić, co? - na jego ustach wykwitł pokrętny uśmieszek.
- Ja... ja nie wiem - Hermiona była bliska łez. - Ale, o co ci chodzi.
- Widzę, szczota, że jesteś tak malowniczo niezdecydowana, że ja muszę wybrać karę... Ściągnij górę tej swojej uroczej pidżamki, tylko mnie nie drażnij i zrób to w miarę szybko.
- Nie - powiedziała dziewczyna głosem pełnym łez. - Nie rozbiorę się - powiedziała cichutko i przewróciła na brzuch zdecydowana na „lańsko”. - Tylko zrób to szybko... proszę.
Draco stanął jak zamurowany, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, był pewien, że Granger zgodzi się na małą zabawę, nie sądził, że sprawy przybiorą taki obrót.
„Chryste, dlaczego kobiety są takie pokręcona?!” – pomyślał z desperacją.
Nie miał zamiaru zrobić nic wybitnie nieprzyzwoitego i po poprzednim wieczorze liczył na współpracę dziewczyny przy zaproponowanej "zabawie". Najgorsze w tym wszystkim było, że wcale nie chciał jej bić, ani sprawiać przykrości w żaden inny
sposób, mimo istotnego faktu, że przypominanie mu kretynki, jaką była Pansy było czynnikiem wysoce wkurzającym pana Malfoya juniora.
Chłopak usiadł na łóżku i pochylił się nad leżącą dziewczyną. Spod przymkniętych oczu płynęły jej łzy i Draco trochę złagodniał.
"Cholera jasna" – pomyślał z jeszcze większym rozdrażnieniem i konsternacją niż poprzednio.
- No, co ty szczotka, nie płacz... Szczotuś przecież cię nie uderzę, ani nie zrobię ci niczego złego, co ty - wsunął dłoń pod górę od piżamy i delikatnie pogładził nagie plecy dziewczyny.
Hermiona nie potrafiła powstrzymać lecących łez. Było jej okropnie przykro, nie tylko z powodu gróźb chłopaka, ale też, dlatego, że go tak potraktowała. Hermiona nie lubiła nikomu przesadnie dokuczać, nawet temu „cholernemu Malfoyowi”.
- Szczotunia, weź przestań - Draco przyciągnął dziewczynę do siebie i zaczął ją przytulać. – no przestań, przecież wiesz, że cię nie uderzę.
Na te słowa, Hermiona jeszcze bardziej się rozryczała i wtuliła w chłopaka.
- Hej, dziewczyno, co się z tobą dzieje?
Malfoy był teraz naprawdę przerażony, zupełnie nie potrafił sobie radzić z plączącymi kobietami, Pansy była wyjątkiem – bo jej nie traktował jak kobiety.
Hermiona nie mogła powstrzymać łez, bo zrobiło jej się cholernie przykro. Wiedziała, że Draco nie zrobiłby jej nic złego - jedynie dużo gadał, ale nie posunąłby się do przemocy wobec kobiety. Tym bardziej czuła się fatalnie, że tak mu dokuczyła. To, w jaki sposób reagował na przypominanie mu o Parkinson, oznaczało, że jej zachowanie sprawiło mu naprawdę przykrość. Zrobiła to z czystej przekory i teraz żałowała, zwłaszcza, że Draco nie zamierzał wcale jej bić, tylko mocno ją przytulił i głaskał króciutkie, zmierzwione włosy dziewczyny.
- Przepraszam, - wychlipiała - ja już nie będę taka wredna.
- Już dobrze, przestań płakać, bo spanikuję - przyznał się bez bicia blondas.
- I co wtedy zrobisz? - zapytała ocierając łzy i próbując się uśmiechnąć.
- Wyrzucę cię przez okno - odpowiedział całkiem poważnie. – Tak, ja na pewno wyrzucę cię przez okno!
- Jakoś ci nie wierze - odpowiedziała Hermiona uśmiechając się szerzej.
- No to może w to uwierzysz - Draco pchnął Hermionę na łóżko i zaczął rozpinać guziki jej pidżamy, po każdym guziczku całował kawałek odsłoniętego ciała, a dziewczyna patrzyła na niego wielkimi ze zdziwienia oczyma.
- Chcesz mnie wyrzucić nagą? - zapytała trochę bez sensu.
- Nie... ale muszę cię jakoś ukarać... Nie chcę cię bić, szczotuś...
- Wcale mnie nie musisz karać, ja już nie będę - powiedziała, gdy chłopak odpiął ostatni guzik pidżamy i pocałował jej pępek.
- Tak, Granger a krowy latają... nie wierzę ci muszę cię ukarać - chłopak uśmiechnął się przekornie i rozchylił poły pidżamy Hermiony.
Dziewczyna zarumieniła się lekko a Draco delikatnie pocałował jeszcze raz jej płaski brzuch.
Językiem zatoczył kółeczka wokół jej pępka, po czym przygryzł delikatnie skórę.
Hermiona pisnęła i spojrzała się na niego spod półprzymkniętych powiek. A Draco zaczął „wspinać się” pocałunkami w górę jej ciała. Kiedy doszedł do jej piersi dziewczyna wciągnęła powietrze i poczuła jak zasycha jej w gardle. Draco zaczął całować jej piersi. Zęby zacisnął na jej sutku i zaczął go potrącać językiem, na co Hermiona odpowiedział cichym jękiem.
Pomyślała, że jak tak dalej pójdzie, będzie robiła wszystko, żeby dostawać takie kary.
"Hermiona, co ci przychodzi do głowy?" - skarciła w duchu samą siebie, ale za chwilę przestała myśleć i się karcić, bo chłopak delikatnie zaczął ssać jej drugi sutek a dłonią pieścił szyję i dekolt dziewczyny.
Gryfonka jęczała coraz głośniej i nie wiadomo, czym by się to „karanie” skończyło gdyby nie pukanie do sypialni i tubalny głos Blaise’a.
- Wstawaj Smoku przebrzydły! Ty robisz dziś śniadanie! Tylko bez udziwnień!
- Czemu?! - dobiegło ich zawiedzione piśnięcie Virginii. - Udziwnienia są okey.
Draco i Hermiona leżeli na łóżku jak sparaliżowani. Oboje mieli nadzieję, że ani Blaise ani Ginny nie zechcą wejść do pokoju. Draco na wszelki wypadek zarzucił na Hermionę kołdrę i dopiero wtedy odpowiedział.
- Spoko, zaraz wstajemy, czekajcie na nas w kuchni.
Z napięciem wpatrywali się w drzwi i dopiero, gdy usłyszeli oddalające się kroki, oraz coraz cichsze dźwięki przekomarzających się głosów, odetchnęli z ulgą.
- Niewiele brakowała - mruknął Draco i spojrzał się na zarumienioną twarz Hermiony. Nie mógł się powstrzymać i cmoknął ją w policzek, po czym szybko wyskoczył pod prysznic. Kiedy po dwudziestu minutach znaleźli się w kuchni na ich twarzach nie było niczego widać. Wyglądali bardzo niewinnie, dla niektórych aż za niewinnie, a Blaise widząc niemal anielskie spojrzenie swego przyjaciela wolał się nie odzywać.
***
Po południu Hermiona dorwała Blaise’a i spytała go dlaczego jego przyjaciel tak nie znosi żadnej wzmianki o Parkinson ani niczego co jej dotyczy i ją przypomina. Brunet mocno się skrzywił i panna Granger była już całkowicie pewna, że jeżeli naprawdę ktoś chce rozzłościć któregoś z nich, powinien posłużyć się nawiązaniem do zachowań tej „uroczej damy”.
- Słuchaj Granger ani on, ani ja jej nie lubimy, zwłaszcza Draco, więc lepiej unikaj takich tematów.
- No dobrze, ale dlaczego? To, że jest głupia niczego nie tłumaczy. Słuchaj, ja nawet myślałam, że ona się Malfoyowi podoba.
Blaise zaśmiał się zimno.
- Może kiedyś i to bardzo krótko. Powiem ci coś Granger, ale zachowaj to dla siebie, okey?- Dziewczyna skinęła tylko głową.
- W zeszłym roku spotykali się ze sobą. Bardzo krótko, ale jednak, nawet się przespali. W ciągu tego krótkiego czasu, gdy ze sobą chodzili, Pansy złożyła mi bardzo nieprzyzwoitą propozycję... nie chcesz wiedzieć jaką - dodał widząc zaciekawione spojrzenie Hermiony.
- No dobra, niech ci będzie, nie chce...
- Grzeczna szczoteczka - Blaise uśmiechnął się rozbrajająco.
- A co ty jej odpowiedziałeś? Bo chyba się nie zgodziłeś, co?
- Oczywiście, że nie... Kazałem jej iść, doić krowy.. a kiedy opowiedziałem o tym Draconowi, biedak stwierdził, że ona może sobie iść i wydoić byka a nawet stado byków, jego to nie obchodzi... Sorry Granger, nie rumień się tak - dodał widząc minę dziewczyny - następnego dnia z nią zerwał. Jak widzisz kwestia panny Parkinson jest delikatna, niemiła i trochę bolesna, a także ze wszech miar nieprzyjemna, zarówno dla Smoka jak i dla mnie. Jakieś pytania?
- Kto jutro gotuje? - Hermiona wolała od razu zmienić temat. Ku własnemu zdziwieniu polubiła tych dwóch Ślizgonów i nie chciała im sprawiać przykrości. Powoli dochodziła do wniosku, że Śligoni to też ludzie i można do nich coś czuć sympatię.
Blaise uśmiechnął się do dziewczyny, był jej wdzięczny, że nie chciała kontynuować tego denerwującego tematu.
- Jutro wiewiórka, a ty dzisiaj... pilnujesz Smoka i lepiej leź do kuchni wolałabym nie jeść potraw w niebieskim kolorycie.
Hermiona grzecznie potelepała się we wskazanym kierunku, by pilnować blondyna.
Obserwowała szeroko otwartymi oczami, jak chłopak dodaje najdziwniejszych przypraw i tłumiła śmiech, kiedy z miną znawcy sprawdzał smak każdej z nich.
Ani zupa ze szparagów, ani ziemniaczki z duszonymi udkami, nie były niebieskie czy zielona, za to wszystko smakowało dosyć egzotycznie i... wybornie.
***
Reszta dnia i noc upłynęły czwórce w niezmąconym spokoju.
Jedynie wieczorna gra w tysiąca w parach (Hermiona był w parze z Blaise’em) dostarczyła nieco emocji, gdyż Draco i Virginia przegrali widowiskowo wynikiem 630(na minusie) do 1050, ale biorąc pod uwagę to że notorycznie oszukiwali i licytowali za dużo, inny wynik był niemożliwy do osiągnięcia.
Zabini i Granger dowiedzieli się przed snem, że "nie umieją ryzykować i są cykory", czym nie zamierzali się przejąć w najmniejszym nawet stopniu.
Prawie całym następny dzień minął spokojnie bez żadnych kłótni i wzajemnych docinków. Dopiero wieczorem wydarzyło się coś bardzo ciekawego.
Panna Virginia Weasley próbowała ściągnąć książkę z górnych półek w bogatej bibliotece Blaise’a. Po kilku nieudanych próbach już miała sięgnąć po krzesło, gdyż różdżkę zostawiła sypialni, gdy nagle do jej uszu dobiegł głośny śmiech. Z niechęcią spojrzała na przystojnego chłopaka, który opierał się o drzwi.
- I co w tym takiego śmiesznego, gnomie?
- Niby nic, malutka, ale ja się tak zastanawiam, jak ty byś sobie poradziła gdybym ja cię na przykład zaatakował.
- A co to ma wspólnego z tym, że próbuje sobie ściągnąć książkę z górnej półki, badylu?! - zaperzyła się rudowłosa.
- Nic... tak tylko się zastanawiałem, taka luźna myśl, pchełeczko. Nawiasem mówiąc, niezły masz arsenał przydomków na określenie mojej osoby.
- Ja ci dam pchełeczkę, przerośnięty niedźwiedziu! - zezłościło się dziewczę i tupnęło zgrabną nóżką.
Zabini tylko głośniej się zaśmiał.
- Jak chcesz wiedzieć, mutancie, to poradziłabym sobie z tobą znakomicie, w końcu mam sześciu badylowatych braci. Wszyscy to przerost formy nad treścią, ale do ćwiczenia samoobrony się nadają.
- Tak? - Blaise uśmiechnął się drapieżnie - To proszę bardzo poradź sobie...
Jedyne, co zrobił brunet, to złapał dziewczynę za ręce, splótł je na jej plecach i przyciągnął ją do siebie.
- I co byś zrobiła w takiej sytuacji? - zapytał z pełnym wyższości uśmieszkiem.
Ginny, niewiele się namyślając, kopnęła go z całej siły w krocze, a gdy puścił jej ręce by złapać się za bolące miejsce przyrżnęła mu pięścią w żołądek by następnie dowalić kolanem w nos. Chłopak ze łzami w oczach upadł na podłogę, a ona dopiero w tym momencie zrozumiała, że przesadziła. W końcu miała mu to tylko zademonstrować, a nie wyżywać się na nim. Uklękła koło swej ofiary i zaczęła go przepraszać
Zrobiło się jej potwornie głupio. Wystarczyło przecież powiedzieć Zabiniemu, co zrobiłaby w momencie realnego zagrożenia, albo mu przyłożyć, ale na pokaz, bardzo lekko, a ona zaserwowała ciosy pełną parą.
Przestraszyła się nawet, że mogła mu zrobić realną krzywdę, jeżeli kopnęła go za mocno w nos lub w krocze.
Pannę Weasley przeszły ciarki realnego przerażenia i nie chodziło tylko o konsekwencję, ale o to, że nie chciała zrobić Zabiniemu niczego złego. Była tylko zdenerwowana jego kpiną.
Szybko wyjęła chusteczkę z tylnej kieszeni dżinsów i zaczęła tamować krew.
- Przepraszam, Zabini - mówiła co chwile drżącym głosem, zwłaszcza, że krew lala się dosyć obficie.
"O Boże, ale mocno go kopnęłam" - pomyślała ze zgrozą.
- Odwal się ode mnie, wariatko - warknął chłopak wyrywając jej z dłoni chusteczkę. - I lepiej nie podchodź do mnie przez najbliższą godzinę bo ci się odwdzięczę - Blais był obolały i wściekły.
- Ale ja nie chciałam... - zaczęła dziewczyna ze łzami w oczach.
- Gówno mnie obchodzi czy chciałaś czy nie! - krzyknął wściekły Zabini. - Miałaś mi to tylko zademonstrować a nie się na mnie rzucać, kretynko, zejdź mi z oczu!
- Ja naprawdę nie chciałam - pisnęła wystraszona. - Proszę nie bądź taki..
- Taki jaki?! Przecież ty mnie mogłaś poważnie uszkodzić idiotko! - Chłopak nie hamował się już w słowach, był naprawdę zdenerwowany
- Jak chcesz to mnie też możesz uderzyć...
- Nie no, jeszcze mi tu insynuujesz, że kobiety biję...
- To nie tak - Ginny zaczęła płakać. - Proszę, nie krzycz już na mnie, zrobię wszystko, tylko proszę, nie krzycz...
- Powiedziałem ci, Weasley, żebyś mi zeszła teraz z oczu, bo jestem wściekły... Więc lepiej to zrób - chłopak powoli podniósł się z podłogi i jeszcze raz wytarł nos, krzywiąc się z bólu.
- Ale skoro jesteś taka chętna mi to wynagrodzić, to nie ma sprawy, pomyślę nad tym później. Teraz niech cię nie widzę, co najmniej przez godzinę i nie idź do kuchni, bo ja tam idę po lód...i lepiej już się nie odzywaj - dodał, gdy zobaczył, że zapłakana i przestraszona dziewczyna chce coś powiedzieć.
Ginny poszła do sypialni chłopaka i skuliła się na łóżku. Była wściekła na samą siebie, za to co zrobiła, temu, w gruncie rzeczy niewinnemu człowiekowi. Nie potrafiła powstrzymać płynących łez. Po około pół godzinie zasnęła zmęczona płaczem i wyrzutami sumienia i zła, że wyżyła się na nim za to tylko, że zaczął w niej wzbudzać pozytywne uczucia. Gdy Hermiona przyszła zawołać ją na kolacje, wyglądała tak słodko i niewinnie, że nawet nie miała sumienia jej budzić.
Obudziła się dopiero około godziny dziesiątej i od razu poszła pod prysznic, nie miała ochoty schodzić na dół i jeszcze bardziej podpadać Zabiniemu. Kiedy chłopak wrócił do pokoju, nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.
Virginia wlepiła w Blaise’a przepraszający wzrok, ale on nawet na nią nie spojrzał, wziął czyste bokserki na zmianę i poszedł prosto do łazienki.
"Fajnie" - pomyślała niewesoło dziewczyna – "Naprawdę fajnie, fajnie jak cholera."
W oczach skruszonej Ginny zalśniły łzy i gdy Blaise wrócił po dziesięciu minutach, przebrany do snu, zauważył że panna Weasley ma mokre policzki i jest smutna. Trochę mu się zrobiło jej żal, ale nadal uważał, że posunęła się za daleko.
- No i czego ryczysz, Weasley? - spytał zimno
- Bo mi przykro.
- Przykro ci tak? To dobrze... A o ile pamięć mnie nie myli powiedziałaś, że teraz dla mnie zrobisz wszystko, tak? - zapytał z kpiną.
- Tak - pisnęła cicho Ginny i chłopak popatrzył na nią zdziwiony. Zazwyczaj była krnąbrna i zawsze pokazywała, że jest niezależna, a teraz pokornie odpowiedziała "tak".
Blaise nie okazał jednak po sobie ani zaskoczenia, ani tego że złość mu już prawie całkiem przeszła.
- Jeśli tak, mała - powiedział zimno i bezdusznie - to wyłaź spod kołdry, grzecznie uklęknij na łóżku i podeprzyj się łokciami...
Ginny popatrzyła na niego rozszerzonymi ze strachu oczyma, w których zalśniły łzy.
- Zamierzasz mnie zbić? - zapytała cichutko.
- Weasley, ja kobiet nie bije, chociaż nie wiem czy ty akurat zasługujesz na to miano.
Ginny przełknęła i tą zniewagę i tylko spojrzała się na niego z jeszcze większym strachem.
- W takim razie, co chcesz zrobić?
- Przekonasz się, a teraz już na łóżko... chyba, że nie masz honoru.
Virginia przełknęła ślinę i ze spuszczonym wzrokiem zrobiła to co Blaise jej kazał.
"Chyba mnie nie zgwałci?" - pomyślała ze strachem panna Weasley.
W głębi ducha czuła jednak, że Zabini może być sobie przebiegły, złośliwy, nonszalancki i zdobywać wiele rzeczy bez liczenia się z innymi, poznała go jednak na tyle, że nie podejrzewała go ani o bezwzględność, ani o zwykłą podłość. Powoli się uspokoiła, chociaż cały czas czuła pewną obawę, co do zamiarów chłopaka.
Blaise przez chwilę nie zrobił absolutnie nic, tylko patrzył z zaciekawieniem na dziewczynę. W sumie sam nie wiedział co zamierza, chciał jedynie sprawdzić, czy rzeczywiście zrobi to co jej każe ją troszkę popieścić, a teraz zastanawiał się wpatrywał się w nią z miłym rozczarowaniem i zastanawiał się co ma z nią zrobić.
Po jakiejś minucie niespiesznie podwinął zieloną koszulkę Virginii i pogłaskał delikatnie pośladki opięte czarnymi bawełnianymi figami.
- Muszę przyznać, że masz zgrabny zadek, Weasley - powiedział cicho i jednym szarpnięciem zerwał z niej bieliznę. - Sorry, chyba te majtki do niczego już ci się nie przydadzą. Dziewczyna pisnęła, ale on nie zaprzestawał swych pieszczot. Przejechał dłonią po jej kobiecości i nachylił się nad nią jeszcze bardziej, tak że poczuła jego oddech na karku. Odnalazł jej wargi i musnął je własnymi ustami by następnie wsunąć w nie język i pieścić jej podniebienie. Po kilku minutach powolnych pieszczot odsunął się od niej i spojrzał w duże zamglone oczęta.
- Nie bój się, Weasley, zamierzam cię tylko trochę popieścić...
Virginia wolała nie protestować, zwłaszcza, że sama zgodziła się na "wszystko". Poza tym jego dłoń pieściła wrażliwą skórę ud dziewczyny, powodując falę przyjemnych odczuć. Ginny nie chciała, żeby Blaise przestał ją dotykać. Chociaż nie powiedziała tego na głos.
Zabini pocałował pośladek dziewczyny i delikatnie pogładził jej łono, które stało się teraz lekko wilgotne. Drugą dłoń drugą wsunął pod koszulkę i zaczął dotykać jej piersi. Jego palce delikatnie skubały jej sutki, na co dziewczyna odpowiadała cichymi jękami. Ale to mu nie wystarczyło, chciał usłyszeć więcej. Niespiesznie, jakby delektując się każdą chwilą wsunął dwa palce w jej ciasną i gorącą kobiecość. Ginny, która jeszcze nigdy nie była w taki sposób pieszczona krzyknęła cicho i naparła ciałem na jego dłoń.
Blaise był zaskoczony jej żywiołowością i zadowolony z reakcji panny Weasley. Całował odkryte plecy i pośladki Virginii. Odsunął się od niej na chwilę i rozchylił dłońmi jej uda. Dziewczyna nie miała nic przeciwko temu i posłusznie poddawała się wszystkiemu, co z nią robił.
Młodzieniec nachylił się i delikatnie pocałował mokrą już teraz kobiecość Ginny.
Virginia krzyknęła cicho z rozkoszy, a on w odpowiedzi wsunął w jej wnętrze język. Zaczął nim poruszać, lizać ją, wsuwać go i wysuwać. Ginny jęczała coraz głośniej. Jeszcze nigdy nie czuła się tak wspaniale, a dreszcze, które przechodziły przez jej ciało były czymś niesamowitym. Chciała więcej, o wiele więcej i w tym momencie była skłonna o to prosić.
Blaise bawił się doskonale, Ginny była drugą kobieta, którą miał w łóżku, ale gdyby miał je porównywać, i nie tylko w sprawach erotycznych, to panna Chang byłaby na kompletnie straconej pozycji.
Zabini pieścił dłońmi pośladki dziewczyny i coraz gwałtowniej całował jej kobiecość. Virginia zupełnie zatraciła się w rozkoszy. Dłonie zacisnęła z całej siły na pościeli i krzyczała bezwstydnie, wcale nie przejmując się, że ktoś mógłby ją usłyszeć. Błagała Blaise’a, żeby nie przestawał i nawet raz wyrwało się jej, że Zabini jest "cudowny".
Coraz szybszymi ruchami doprowadził ja do pierwszego w życiu orgazmu, następnie przekręcił ją na plecy i pocałował ją prosto w rozchylone usta. Jego język, który przed chwilą penetrował jej wnętrze teraz wsuwał się miedzy jej wargi i niespiesznie delektował się pocałunkiem. Giny zarzuciła mu ręce na szyje i wtuliła się w jego ciało. Kiedy wreszcie Blaise zdecydował się od niej odsunąć wyglądała jednocześnie na bardzo szczęśliwą i zawiedzoną.
- Co jest Weasley? Mało ci? - spytał Zabini z przekornym uśmiechem.
Virginia powoli dochodziła do siebie, więc oznajmiła chłopakowi, krótkim warknięciem, kim dla niej jest.
- Gbur!
- Och, a ja myślałem, że jestem cudowny - Blaise przeciągnął ostatni wyraz z rozmarzeniem w oczach.
- Ta, jasne. Jak śpisz i jeść nie wołasz - odpowiedziała ze złością. - Już parę razy nawet myślałam, że cię lubię, ale chyba nie dasz się polubić. Jesteś pewnym siebie snobem i gburem, o!
- A dwie minuty temu, co myślałaś? – zapytał, bezczelnie szczerząc zęby.
Ginny dużo się nie namyślając próbowała walnąć go piąstką w żołądek, na szczęście Blaise przewidział to i w porę złapał jej rękę.
- No co ty, malutka, jeszcze pierwszej zbrodni ci nie wybaczyłem, a ty znowu chcesz mi podpaść?
Ginny spiorunowała go wzrokiem pokazała język i odwróciła się do niego plecami. W tym momencie nie było ważne, że nie ma na sobie bielizn, po prostu nie chciała widzieć jego zadowolonego uśmiechu.
- No, Weasley, o kim myślałaś gdy wrzeszczałaś na całe gardło? - Blaise nie zamierzał odpuścić.
- O Harry’m - odpowiedziała spokojnie rudowłosa piękność i naciągnęła kołdrę na głowę. Ślizgon dostał ataku śmiechu tak ciężkiego, że po jego twarzy popłynęły obficie łzy.
- O, ja nie mogę, Weasley, no po prostu nie wyrobię! - rechotał jak opętany.
Odkrył jej głowę i zapytał nachylając się do ucha dziewczyny.
- O Harry mówisz, ale ja słyszałem wyraźnie Blaise, jesteś cudowny. Czyżby z moim słuchem było coś nie tak? - Przecież ty nie myjesz uszu, Zabini - powiedziała mściwie, zarumieniona po nasadę rudych włosów Ginny. - A Harry nie zniszczyłby mi majtek! - wyrwała mu kołdrę z ręki i ponownie się nakryła.
Po minucie cichego, denerwującego śmiechu chłopaka wysunęła głowę spod kołdry i oznajmiła żałośnie.
- Zrujnowałeś mi życie...
- Bo ci zniszczyłem majtki, mała? - Blaise wydawał się całkiem poważny. Grobowym tonem dodał jeszcze, patrząc Virginii głęboko w oczy. - To okropne i pewnie nigdy sobie tego nie wybaczę - przy tych słowach przyłożył dłoń do serca. - Kupię ci nowe... Tuzin, tylko nie łam się wiewióra z powodu zwykłych gatek.
Ginny spojrzała na niego wzrokiem skatowanego jamnika i wybiegła do łazienki, szybko zamknął drzwi i odkręciła prysznic, nie chciała żeby on słyszał jak ona płacze. To był jej pierwszy w życiu orgazm, pierwsze uniesienie miłosne, a on ją tak potraktował. Nie chciała go więcej widzieć i na pewno nie chciała z nim spać, a tym bardziej uprawiać seksu. To, że mu na cokolwiek pozwoliła zrobiła było błędem, który już nigdy się nie powtórzy.
Dziewczyna nie usłyszała, że Blaise wszedł do łazienki stanął tuż za nią. Stała pod prysznicem w tej swojej koszulce, plecami do niego.
Płakała coraz obficiej i mocniej. Blaise domyślał się, że dziewczyna ryczy, ale nie był tego pewien. W końcu Ginny wstrząsana silnymi spazmami szlochu osunęła się do szerokiego brodzika i podwinęła kolana pod brodę.
Zabini zakręcił wodę i z konsternacją stwierdził, że puściła na siebie istny, płynny lód. Pewnie mało ją to w tej chwili obchodziło. Kucnął przy niej i położył dłoń na ramieniu dziewczyny.
- Idź sobie - warknęła i strąciła jego dłoń. - Zostaw mnie. Będę spała tutaj, bo na pewno nie z tobą w jednym łóżku.
- Ginny, wyjdź stąd, przeziębisz się - powiedział cicho.
- Gówno cię to obchodzi! - wrzasnęła. - Powiedziałam ci, żebyś mi dał święty spokój.
Zabini czuł się podle. Wiedział, że zachował się w ostateczności jak gówniarz i poczuł się jak cham.
Wstał, wyjął z szafki świeży, puszysty i ogromny ręcznik frotte, kucnął ponownie przy Virginii i ją delikatnie owinął, a następnie zaniósł ją do łóżka
Nie zrobiła nic, żeby mu przeszkodzić, ale zaczęła szlochać jeszcze mocniej.
- No proszę, nie płacz już, ja naprawdę nie chciałem się tak zachować...
- I co z tego, skoro się tak zachowałeś, jesteś jeszcze gorszy od Malfoya, on by się tak pewnie nie zachował.
Zabini poczuł się jak ostatni śmieć, zazwyczaj było odwrotnie; to on zwracał uwagę Draconowi, i to co usłyszał było dla niego jak swoisty szok.
- Słuchaj – powiedział. - Nie wiem jak zachowałby się Draco, może lepiej niż ja. Nawet na pewno, chociaż czasem jest skończonym głąbem. Wiem tylko, że ja zachowałem się po chamsku i bardzo tego żałuję. Przepraszam Ginny. Dziewczyna patrzyła nieufnie na Blaise'a.
- Jasne - chlipnęła z dezaprobatą.
- Naprawdę, maleńka - popatrzył na nią niemal z rozpaczą.
Ginny jeszcze chwile pochlipała, spojrzała smutnym wzrokiem na Zabiniego, owinęła się w kołdrę i odwróciła do niego plecami. Chłopak nie wiedział przez chwile co robić, wreszcie bardzo delikatnie i jakby nieśmiało zaczął ją głaskać po plecach. Ginny w pierwszym momencie zdrętwiała, ale już chwile później poddała się tej delikatniej pieszczocie.
- Przepraszam skarbie. Mogę cię przytulić? - zapytał cicho.
Virginia nie odpowiedziała, ale pozwoliła chłopakowi się objąć.
Zabini
delikatnie przysunął ją do siebie i gładził ją po wilgotnych
włosach. Po chwili dziewczyna usnęła, a on wpatrywał się tylko w
jej drobne ciałko.
Dziewczyna pomyślała, że Blaise ma
bardzo ładny głos, ale w życiu nawet przed sobą samą nie
przyznałaby się do tego i chłopak mógł usłyszeć, jak
niewyraźnie mamrocze coś pod nosem, o durnych karach i wybrykach
arystokracji.
- Jeżeli chcesz, - powiedział spokojnie podnosząc się z klęczek i wygodnie sadowiąc się przy kominku - to parę wybryków mogę ci dopiero pokazać... Wierz mi ja mam bujną wyobraźnię.
- Wielkie dzięki, obejdzie się - Ginny spojrzała na niego oburzona. – A teraz ja stąd wyjdę spokojnie, a ty przestaniesz chrzanić o jakiejś głupiej karze... Przecież to nie moja wina, że ja i Hermi nie mamy ciągotek do miłości lesbijskiej w odróżnieniu od ciebie i Malfoya...
- Według ciebie mam skłonności homoseksualne, dobrze rozumiem, Weasley? - chłopak uśmiechał się drapieżnie i Ginny zrozumiała swój okropny błąd.
- Ja tylko... - zaczęła, ale Zabini spokojnie wstał i podszedł do niej na tyle blisko, że czuła jego zapach, bardzo miły zapach. Zacięła się i stała jak sparaliżowana.
- No? Ty tylko, co? - spytał Blaise unosząc sugestywnie brew.
- Nic.. naprawdę nic - Ginny zaczeka się jąkać, bo spojrzenie chłopaka bardzo ją denerwowało i peszyło. - Ja tak tylko.. no wiesz.. tego.. no... jakby to powiedzieć...
- Jakby co powiedzieć... maleństwo...
- Żartowałam tylko a ty chyba się nie znasz na żartach – powiedziała to bardzo niepewnym głosem.
- Ależ Weasley ja na żartach znam się doskonale... jak chcesz to ci z chęcią pokażę... żarty, ale te ślizgońskie...
- Nie, dziękuje - dziewczyna odpowiedziała prędko jeszcze bardziej odsuwając się od chłopaka
- No to ci pokażę- dziewczyna przycisnęła do siebie jeszcze mocniej ręcznik i popatrzyła z dzikim przerażeniem na Zabiniego, który uśmiechał się bardzo drapieżnie i bardzo zmysłowo. W tej chwili stal tak blisko niej, że dotykali się ciałami a ciało Blaise’a było twarde, ciepłe i... niebezpieczne. Virginia wbiła wzrok w klatkę piersiową młodzieńca, która była akurat naprzeciwko jej oczu, i modliła się o cud.
- Gdybyś była jeszcze mniejsza, można by cię było traktować jak lalkę służąca do zabawy - rzucił Blaise jakby od niechcenia i właśnie ta obraźliwą uwagą osiągnął to o co mu chodziło od początku. Ginny natychmiast podniosła do góry głowę i już otwierała usta by odeprzeć ten podły atak, ale nie dane było jej to zrobić, gdyż chłopak natychmiast wykorzystał zaistniałą sytuacje
Jego wargi gorąco przywarły do miękkich ust Virginii i zgniotły je w gwałtownym, namiętnym pocałunku. Zbyt gwałtownym bo Blaise trochę się zapomniał i Ginny jęknęła z bólu. Chłopak natychmiast zrozumiał swój błąd i odsunął się na chwilę spoglądając w oczy dziewczyny. Kiedy znowu ją pocałował, zrobił to powoli i delikatnie. Tym razem Virginia westchnęła cichutko i posłusznie rozchyliła usta, pozwalając mu na bardzo głęboki, zmysłowy pocałunek.
Jego język zaczął muskać jej podniebienie a palce przeczesywać jej długie mokre włosy. Giny przysunęła się do chłopaka wtulając w jego męskie, ciepłe przyjemnie pachnące ciało. Było jej dobrze i wcale nie chciała się stąd ruszać. Przeszła jej chęć na powrót do własnej sypialni.
Nadal przyciskała do siebie ręcznik, ale dłonie Blaise’a wślizgnęły się pod miękki materiał gładząc plecy i pośladki dziewczyny. Virginia poczuła lekkie zawroty głowy i przysunęła się do niego jeszcze mocniej. Jego dłonie zacisnęły się lekko na jej pupie. Była tak drobna, że Blaise bez problemu mógł objąć jedną dłonią jej obydwa pośladki. Delikatnie masował ciało dziewczyny co wywołało cichutkie pojękiwanie Virginii. Ginny jeszcze mocniej wtuliła się w młodego mężczyznę i pisnęła zaszokowana. Wyraźnie poczuła jego twardą męskość wpijającą się w jej ciało
Dziewczyna odskoczyła od niego zaskoczona, zawstydzona i przestraszona jednocześnie.
Zabini zdziwił się w pierwszym momencie jej reakcją i patrzył na nią przez chwilę z zaciekawieniem. Kiedy pochylił się by spojrzeć głębiej w jej oczy, dojrzał w nich mieszankę wszystkich jej uczuć i zrozumiał, co spłoszyło niewinną Virginię.
- Chyba się nie boisz? Ja ci nic nie zrobię... oczywiście jeśli nie będziesz tego sama chciała.
- Ale ja nic nie chce... to znaczy chcę... chcę stąd wyjść
- Przykro mi mała, ale wyraźnie zostałyście uprzedzone o karze za byle jaki pocałunek. Ja się do swojego przyłożyłem i nie widzę powodu dla którego miałbym tolerować odwalenie takiego badziewia jak twoje i szczoty - Blaise z irytacją wzruszył ramionami.
- Bo to by było ludzkie! Ty... ty...
- No co chciałaś powiedzieć... maleństwo - Zabini ze złośliwym uśmiechem przybliżył się do dziewczyny
- Ty... łobuzie - triumfalnie zakończyła Gin z morderczym błyskiem w oku.
"Łobuz" zamiast zezłościć Blaise’a, na co chłopak nawet trochę liczył, bo mógłby wtedy "ukarać" Virginię bardziej, tylko go rozbawił.
- Nie powiem, słownictwo to ty masz... przy braciach się wyrobiłaś? A zresztą nie ważne, wskakuj do łóżka.
- Zapomnij zboczeńcu, do żadnego łóżka z tobą wskakiwać nie będę!
- Zboczeńcu, mówisz? - Zabini był niemal radosny. - No, no... Coraz bardziej ci się języczek wyrabia, maleńka... Wyrobić ci go jeszcze bardziej? - chłopak zbliżył się do dziewczyny z szelmowskim uśmiechem i ponownie ją pocałował.
- A idź ty w diabły - Ginny zaczęła się odsuwać jak najdalej mogła... niestety za daleko nie mogła, przeszkodziło jej w tym łóżko.
- I wreszcie jesteś tam gdzie powinnaś - to powiedziawszy chłopak pchnął ją delikatnie tak, ze wylądowała w miękkiej pościeli.
Ginny pisnęła cicho i odsunęła się pod ścianę.
- No co, rudasku? Będziesz spała owinięta ręcznikiem? - mówiąc to bezczelnie zaczął ściągać spodnie i za chwilę stał przed nią w samych czarnych bokserkach. Normalnie spał nago, ale nie chciał przysparzać Gryfonki o zawał serca lub nadciśnienie.
- Ja w ogóle nie będę spała....
- A co masz inną propozycje na tę noc?
- Tak!!! Wyskocz przez okno!!!
- Mam wyskoczyć przez okno, Weasley? - chłopak uniósł brew i spojrzał w kierunku rzeczonego obiektu. - Wiesz, mała tu jest dosyć wysoko i mógłbym się zabić.
- Właśnie o to chodzi - wypaliła zapalczywie dziewczyna i dopiero po fakcie zatkała sobie usta dłonią.
- O ty wiewióro jedna! Nie no ta zniewaga krwi wymaga - Blaise nie zastanawiając się długo złapał dziewczynę i podszedł z nią do okna, nie zwracając uwagi na jej krzyki
- Puszczać? - Zabini popatrzył na wyrywającą się dziewczynę zalotnie. Zdążył już otworzyć okno i zrobiło się bardzo zimno. - Zaraz ci wypuszczę, mała. Poczujesz się swobodna jak ptak.
- NIE!! - Ginny zarzuciła ręce na jego szyje i przytuliła się do umięśnionej klatki piersiowej chłopaka. - Proszę nie. Ja już będę spokojna... obiecuje
Była naprawdę bardzo przestraszona i Zabini się nad nią zlitował.
Położył ją z powrotem na łóżku i zamknął okno.
- Przecież bym cię głuptasie nie wyrzucił - powiedział łagodnie, podchodząc do roztrzęsionej Ginny i pomagając jej delikatnie, poprawić rozchełstany ręcznik.
- Przestraszyłeś mnie – dziewczyna trzęsła się nie tylko z zimna ale i ze zdenerwowania.
- Więcej tego nie zrobię, ale się zachowuj. Zaraz przyniosę ci jakieś suche ciuszki i idziemy spać, dobrze?
Pogłaskał ją po głowie i poszedł sprawdzić jej koszulkę i majtki, ale były jeszcze wilgotne. Dziarskim krokiem ruszył do szafy i wygrzebał jakąś niebieską koszulę z krótkim rękawem, zapinaną na cholernie dużą ilość czarnych guzików.
"Im więcej guzików, - pomyślał naiwnie Zabini - tym mniejsza szansa, że zechce mi się do nie dobierać".
Lecz w tym samym momencie spojrzał na dziewczynę i pomyślał, że nawet gdyby była ubrana w habit to i tak chciałby go z niej zedrzeć.
Mimo tego podał jej koszulkę i kurtuazyjnie odwrócił się by mogła ja w spokoju ubrać
Odwrócenie się do ściany było według Blaise’a istnym heroizmem i trzeba mu przyznać, że w istocie tak było, chociaż w jego przypadku nie stanowiło to nic nadzwyczajnego. Zabini jako młody mężczyzna w pełni sił witalnych i buzujący hormonami, potrafił zapanować nad sobą. Większość ludzi, którzy go znali nie mieli pojęcia jaki jest naprawdę.
Ginny, patrząc podejrzliwie w jego kierunku, ubrała szybko wielgachną koszulkę. Wyglądała w niej tak, jakby zwinęła ja dużo starszemu bratu. Wiedząc, że nie ma nadziei na wydostanie się z tego pokoju, przynajmniej dzisiejszej nocy, wsunęła się pod kołdrę i okręciła nią na około, nie pozostawiając jej zbyt wiele dla współlokatora.
Zabini widząc, że zostawiła mu jakieś marne resztki ciepłe j kołderki uniósł tylko brew i pociągnął za koniec kołdry rozwijając Virginię. Położył się, szczelnie opatulił i nie pozostawił dziewczynie prawie nic. Patrzył przy tym na nią bardzo wyzywająco.
- Gdybyś był męż... - widząc jego minę wolała natychmiast zmienić zdanie - dżentelmenem, to oddałbyś mi ta kołdrę... Ale widać w Slytherinie nie ma czegoś takiego jak prawdziwy dżentelmeński mężczyzna.
- Ty wiewióra nie pyskuj, tylko jak chcesz skorzystać z kołdry to musisz się do mnie przytulić... inaczej nici z ciepełka, ewentualnie możesz położyć się przy kominku - uśmiechnął się łobuzersko.
Ginny popatrzyła na niego bardzo nieufnie i zmarszczyła nosek.
- Słuchaj, mała, - powiedział łagodnie, Blaise - jestem na tyle silnym facetem, że jak będę chciał cię wziąć siłą to nic mi nie przeszkodzi, więc albo mi ufasz albo śpisz bez kołdry, a to drugie i tak nie daje ci żadnej gwarancji.
- Obiecałeś, że mnie nie tkniesz bez mojej zgody - w oczach Ginny zalśniły łzy złości i poniżenia.
- Weasley przecież gdybym się chciał na ciebie rzucić i nie panowałbym nad sobą, to już bym to zrobił. No, wskakuj pod kołdrę i się nie marz.
- Ale mnie nie dotkniesz? - Ginny dalej patrzyła na niego podejrzliwie
- Weasley bo ja trące cierpliwość, albo sama wejdziesz pod tą kołdrę, albo cię do tego zmuszę!
- Dobra, już dobra... wchodzę... zadowolony?
Blaise nie raczył odpowiadać na taką impertynencję i posłał jej jedynie wiele znaczące spojrzenie. Odchylił kołdrę i poczekał aż się pod nią wślizgnie. Koszula była na nią o wiele za duża i Ginny topiła się w niej, co wbrew woli Zabiniego budziło w nim opiekuńcze instynkty
Przytulił
opierająca się dziewczynę i nie puszczał dopóki ta się nie
uspokoiła. Po kwadransie spali już oboje.
Poker
Dwudziesty ósmy minął bardzo spokojnie. W kuchni urzędowała Ginny, a Blaise, który tego dnia miał jej pomagać, czuł się tak poprzednim wieczorze, że nie próbował ingerować w jej inwencję.
„To ona powinna czuć się źle nie ja” – pomyślał w pewnym momencie. – „jak kobiety to robią, że zawsze musimy czuć się winni?”
Na głos jednak nie wypowiedział tych przemyśleń. Jedynie gratulował jej wyobraźni i pomysłów przy przygotowywaniu posiłków.
***
Następnego dnia gotowała Hermiona i chociaż Draco starał się jej doradzać w kwestii pichcenia ignorowała go. Musiała też często bić ścierą po łapach zarówno blondyna, jak i bruneta; o dziwo, gospodarz oberwał więcej razy. Może dlatego, że to, co wyczyniała w kuchni krótkowłosa Gryfonka mieściło się jak najbardziej w kuchni tradycyjnej, a że pięknie pachniało, Blaise raczył podkradać to i owo.
Na kolację, która odbyła się wyjątkowo wcześnie, bo o osiemnastej, były polędwiczki duszone w jabłkach z chlebem orzechowym, pieczonym osobiście przez orzechowooką, która pomogła sobie przy nim niewielką odrobiną czarów. Jako dodatek było czerwone wino (Hermiona dopilnowała, aby Virginia wypiła jedynie lampkę) i pyszna surówka z czerwonej kapusty.
Godzinę później dziewczyny plotkowały, a chłopcy poszli pooglądać telewizję.
O dwudziestej rozpętała się umiarkowana burza śnieżna.
***
Dziewczyny siedziały koło kominka i wpatrywały się w jasne płomienie. Burza śnieżna, która rozpoczęła się pół godziny temu przybrała na sile.
Ginny spojrzała się na Hermionę, która pogrążona była w lekturze. Już miała jej przerwać, gdy do pokoju weszli ich towarzysze.
Obydwaj panowie mieli trochę tajemnicze i niepewne miny. Blaise dzierżył coś w lewej dłoni, którą trzymał za plecami, a na jego ustach błąkał się najbardziej zadziorny uśmieszek, na jaki było go stać i dziewczyny włączyły sobie w główkach zapalniki pod tytułem "uwaga, coś kręcą".
- Pada - Draco stwierdził oczywisty fakt z takim uśmiechem, jakby właśnie dokonał odkrycia na miarę Kolumba
- I co z tego? - w głosie Hermiony dało się wyczuć nutkę podejrzliwości. Jakoś ostatnio wszystkie takie niewinne stwierdzenia tych Ślizgonów obracały się przeciwko niej i Ginny.
- Z tego wynika niezbity fakt, że się, moje drogie koleżanki, nudzicie... zupełnie jak my - Zabini posłał Hermionie tak niewinny uśmiech, że gdyby go dosyć dobrze nie poznała przez ostatnie pół roku uwierzyłaby, że jego zamiary są czyste i nieskalane jak łzy Maryi Dziewicy.
- Chcieliśmy zaproponować niewinną rozrywkę - Dracob wyszczerzył się, a jego oczy wyrażały nadzieję na niezłą zabawę, co się dziewczynom nie do końca podobało.
- Malfoy ty nawet nie wiesz jak się pisze niewinna a tym bardziej, co to znaczy - Ginny spojrzała na blondyna niczym wygłodniały Testral na porcyjkę apetycznego mięsa... Swoją drogą, Malfoy był bardzo apetycznym mięskiem.
- No co ty, Weasley, chyba nie podejrzewasz, że my coś możemy knuć, to przecież nie w naszym stylu, prawda Blaise? - Draco spojrzał na swego towarzysza i puścił do niego oko. Zapowiadała się naprawdę dobra zabawa, trzeba było jeszcze tylko podpuścić te dwie uparte baby.
Zabini wzruszył ramionami, jakby nie wiedział w ogóle czym jest knucie, podpuszczanie i tym podobne ślizgońskie rozrywki, i usiadł po turecku w pobliżu ogromniastej choinki i obydwu podejrzliwie przyglądających mu się dziewic.
- Dziewczyny - zaczął uroczystym tonem - chcemy z wami tylko zagrać w karty... w Pokera dokładnie - to mówiąc, wyciągnął zza pleców talię kart do gry, a Hermionie zaświeciły się oczy, gdyż panna Granger uwielbiała grać w Pokera, o czym Blaise niestety nie wiedział.
- Takiego zwykłego? - zapytała podstępnie Ginny. Nawet gdyby ci dwaj planowali coś więcej niż zwykły niewinny pokerek, to ona i tak by w to weszła, przy sześciu braciach znała każdą możliwą karcianą sztuczkę i żaden ślizgoński podstęp nie był jej straszny.
– Zwykły, a tam, zwykły - Zabini zaczął niewinne podpuszczanie. - Myśleliśmy raczej żeby urozmaicić trochę tą grę... na przykład w rozbieranego... chyba, że się boicie...
Dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo. Ginny doskonale wiedziała, że Hermiona gra perfekcyjnie w Pokera, w końcu nauczył ją grać jej własny ojciec - pan Granger, który kantował wprost profesjonalnie, i jedno przeciągłe spojrzenie na przyjaciółkę, powiedziało jej, jaka decyzja jest słuszna
- Dobra... tylko wiecie... możemy mieć jakieś fory? - zapytała rudowłosa ślicznie się przy tym czerwieniąc. - Bo my tak raczej rzadko w karty gramy.
- Nie ma sprawy - Draco postanowił być w miarę wielkoduszny. - Dwie pierwsze partie są dla zabawy, reszta idzie normalnie.
Już dwie pierwsze rundy dały Hermionie do myślenia. Mimo wszystkich możliwych kantów ze strony jej i Ginny, chłopaki wygrali te rundy bez większej trudności i dziewczyny musiały przyznać w duchu, że są dużo lepsi, niż sądziły i zgoda na grę nie była jednak dobrym pomysłem.
No, ale powiedziało się "a", to trzeba powiedzieć też "b", więc grały dalej. Już po kilku rundach panie zostały w samej, dosyć skąpej bieliźnie, natomiast panowie stracili, co najwyżej koszule, a zyskali piękne widoki.
Te koszule stracili tylko dla pozoru, żeby panienki nic nie zaczęły podejrzewać, bo musisz wiedzieć Drogi Czytelniku, że panowie te karty perfidnie i za pomocą magii oznaczyli, i teraz śmiali się w duchu z naiwności obydwu Gryfonek.
Kiedy Virginia Weasley straciła swój ulubiony koronkowy stanik i miała już rzucić karty na stół, czy w tym wypadku podłogę Draco Malfoy odezwał się jakby od niechcenia.
- A może zmienimy trochę zasady, bo wy niedługo nie będziecie miały co zdejmować, maleństwa.
Virginia wyczulona na wszystkie odzywki typu "maleństwo", „mała" "niunia" , którymi notorycznie raczył ją Zabini spojrzała na Malfoya jak na coś obślizgłego i wstrętnego.
- Maleństwa! Też mi coś.... a jakie to zasady, Malfoy? - była na tyle naiwna, że pomyślała, iż to coś, na co Draco wpadł spontanicznie dopiero teraz.
- Po prostu jeśli następne rozdanie też przegracie, to do końca swojego pobytu tutaj... spełniacie każdą naszą zachciankę...chyba, że się boicie - Draco uśmiechnął się perfidnie do dwóch zaskoczonych dziewczyn.
Tego było już za dużo dla Ginny i wykrzyknęła oburzona:
- Dobra, skoro tak bardzo chce się wam seksu to zgada, ale jeśli my wygramy* to wy na naszych oczach robicie sobie nawzajem laski!
Zabini uśmiechnął się rozkosznie i rzekł z miną niewiniątka:
- To, że macie spełniać nasze zachcianki nie oznacza, że Draco miał na myśli seks, czy też tylko seks, ale skoro taka wasza wola, zachcianki będą dotyczyły tylko seksu, jeżeli przegracie, bo musisz mi mała słodka Virginio W. przyznać, że twoje żądanie jest dosyć... perwersyjne.
- Zaraz, zaraz - Hermiona, która do tej pory siedziała w milczeniu i tylko przyglądała się całej sytuacji postanowiła się wtrącić. - Czy ktoś tu bierze pod uwagę moje zdanie, może ja nie chce w tym uczestniczyć?
- Z domu lwa, a tchórzy - Draco uśmiechnął się wrednie do Gryfonki. Tak, on wiedział jak podpuszczać takie niewinne panienki.
- Chodzi o to Malfoy, że jeżeli, nie daj Boże, wygracie, - zaczęła zimno Granger - wykorzystacie to po to, by wygrać ten zakład, a to nie będzie fair.
- Ależ skąd, - Zabini żachnął się i rzeczywiście jego obruszenie było szczere - aż tacy nie będziemy. Ślizgoni też mają swój honor, panno Wiem - To - Wszystko - Lepiej - Niż - Każde - Z- Was, weź to pod uwagę.
- Jasne, bo już wam uwierzę... I niby jak wygracie, nie będziecie nas chcieli zaciągnąć do łóżka? - Hermiona nadal miała dużo wątpliwości, choć wizja obu mężczyzn w miłosnych uściskach była bardzo nęcąca...
- Oj, Herm nie narzekaj, pomyśl, jakie my możemy mieć z tego korzyści, a poza tym oni, jeśli chcą wygrać zakład nie mogą stosować tego przeciwko nam, bo wtedy zwycięstwo nie będzie się liczyło, mam rację?
- Korzyści, jakie korzyści? - Hermiona popatrzyła ze dziwieniem na przyjaciółkę. - Chyba, że masz na myśli walory śmiecho-twórcze kabaretu pod tytułem Malfoy i Zabini sobie dogadzają, bo nic poza tym!
- Spokojnie - Blaise uniósł dłoń w pokojowym geście. - Mała ma racje, bo każde korzyści lepsze są od żadnych, a po drugie taka wygrana rzeczywiście byłaby nie fair, więc nie wiem o co ta kłótnia? Przecież dobrze wiesz Granger, że w tej chwili nie kłamię.
- Och... niech wam będzie, ale jak przegracie macie dotrzymać słowa, jasne? - Hermiona zrezygnowanym głosem wyraziła zgodę na te głupie, według niej warunki.
- Granger, przecież my zawsze dotrzymujemy słowa - Draco uśmiechnął się rozbrajająco i zaczął tasować karty.
- Ta, jasne - Ginny mruknęła cicho z dezaprobatą, ale teraz czuła, że mówią prawdę, co nie oznacza, że nie zżerał jej niepokój, co do ewentualnych życzeń, które mogły być, mimo wszystko, nieco, a nawet bardzo wyuzdane, zwłaszcza po tym, czego zażyczyła sobie ona. Hermionę dręczyły podobne obawy i, mimo niemal całego negliżu, obu paniom było gorąco z wrażenia i modliły się żarliwie o wygraną
Niestety kilka minut później siedziały z otwartymi buziami i z niedowierzaniem wpatrywały się w felerne karty. Przegrały i teraz nie miały wyjścia... musiały słuchać się rozkazów.
Hermiona dostała ataku szału.
– Gin, ja cię zamorduję! Zniszczyłaś mi życie, rozumiesz?! - wściekła Granger zaczęła dusić przerażoną obrotem sytuacji Ginny, klnąc przyjaciółkę, na czym świat stoi.
Draco, który był bliżej brązowowłosej Gryfonki zaczął ją odciągać od małego rudzielca. Robił to z taką wprawą, że oboje wylądowali na puszystym dywanie.
Dokładnie to ona wylądowała na nim i teraz prychała wściekle próbując się wyrwać z silnych, męskich ramion. Niebezpiecznie ciepłych męskich ramion, należących do niebezpiecznie przystojnego i niestety ładnie pachnącego Ślizgona.
- Spoko Granger, nie będzie tak strasznie, przecież was nie zgwałcimy - Draco próbował uspokoić rozdygotaną dziewczynę, niestety nie wychodziło mu to za dobrze.
- Virginio Weasley jak cię dopadnę to ci wszystkie włosy pęsetą powyrywam... jak mogłaś wpaść na taki kretyński pomysł... przysięgam, że cię zabiję! - Hermiona wrzeszczała zdenerwowana i, gdyby w tym momencie nie trzymały jej umięśnione ramiona Dracona M., mogłaby spełnić swe groźby.
Ginny miała łzy w oczach i bynajmniej nie z powodu wściekłości przyjaciółki. Ona rozpaczała nad swoim głupim pomysłem, który rzuciła w chwili złości.
- Pomóż mi, Blaise, - wydyszał nieco rozbawiony sytuacją Draco - bo ta lwica mi oczy wydrapie. Draco koncertowo poradziłby sobie sam, ale wylądował w niewygodnej pozycji na plecach a Hermiona była w istnym stanie szału.
- Granger, uspokój się słoneczko, bo jeszcze sobie zażyczę, żebyś to ty pierwsza spełniła moje życzenie - Blaise nawet nie ruszył się z miejsca, ale jego słowa wywołały odpowiednią reakcję; Hermiona natychmiast zesztywniała.
- Jak to ja pierwsza? - Dziewczyna aż pobladła ze strachu.
- No przecież nie ustaliliśmy, kto spełnia czyje życzenia, była tylko mowa, że wy spełniacie nasze, ale nikt nie mówił, że ty spełniasz tylko życzenia Draco.
Hermiona nie raczyła odpowiedzieć tylko posłała Draconowi mordercze spojrzenie i usiadła koło kominka w dość znacznej odległości od Ginny.
- No dobra, czas na pierwsze życzenie - Blaise z miną kocura, który właśnie zapędził mysz do kata, spojrzał się na przestraszona Virginię - Skoro tak bardzo chciałaś być przy tym jak ktoś komuś robi laskę, to nie ma sprawy. Najpierw zobaczysz jak twoja przyjaciółka zadowala Dracona, a później oni popatrzą jak ty robisz to mi. Co ty na to Draco?
- Co takiego?! Ty chyba żartujesz, tobie ODBIŁO! - Ginny przestała nad sobą panować i wrzeszczała tak głośno, że od razu dało się słyszeć geny Molly Weasley.
- Wam już kompletnie hormony na mózg padły! Nigdy, słyszysz Zabini, nigdy!! - Hermiona wcale nie była gorsza od swojej koleżanki, ona również potrafiła się rozedrzeć.
Mężczyźni patrzyli na siebie z uśmiechem, właśnie o taką reakcję im chodziło, te małe Gryfonki były naprawdę przewidywalne.
- Spokojnie, przecież wszystko zostanie między nami, co się tak denerwujecie - Zabini doskonale się bawił, ale za chwilę pożałował dobrego humoru, gdy cenna waza z dynastii Ming przeleciała ze świstem nad jego głową i rozbiła się o ścianę, Ginny miała minę Rottweilera - Mordercy. Ale tylko przez moment. Gdy uświadomiła sobie, co zrobiła, jej oczy rozszerzyły się z przerażenia...
- Ups - pisnęła.
- Ups, Gin? - Hermiona wpatrywała się w nią z niedowierzaniem - Tylko ups?! Wiesz, co ty zrobiłaś? - dziewczyna usiadła na podłodze bliska łez.
- Ja... nie chciałam... naprawdę... - Ginny patrzyła się na pobladłego Blaise'a, który nie mógł oderwać wzorku od nieszczęsnych szczątków. Ulubiona waza jego matki. Cholera, ona go zabije. Jego wzrok powędrował do rudowłosego dziewczęcia, która wielkimi załzawionymi oczyma patrzyło w jego stronę.
- Dobra Weasley, teraz to przesadziłaś - powiedział głuchym głosem i jednoczesne zaczął zbliżać się do winowajczyni. - Granger zamknij drzwi i nie próbuj wychodzić, a ty Draco trzymaj ją, byle mocno, bo się może wyrywać.
- Ale, co ty zamierzasz... - Ginny zaczęła cofać się w stronę ściany. Nie wiedziała, co knuje chłopak, ale cholernie się bała. - Przecież tą wazę da się skleić zaklęciem, nic się nie stało...
- Nic? Przecież mogłaś mnie zabić... Nie martw się Weasley, tyłek nie będzie cię długo bolał, postaram się być w miarę... delikatny.
Ginny podeszła pod samą ścianę i się osunęła. Wyglądała niewinnie i bezbronnie, i Zabiniemu trochę minął gniew. Trochę, ale nie całkiem. Był zły, w końcu mogła mu zrobić dużą krzywdę.
Bezceremonialnie przerzucił ją sobie przez ramię i ruszył z nią w kierunku kanapy.
Ginny oczywiście pisnęła. Blaise przerzucił sobie rozwydrzonego rudzielca przez kolano i wlepił jej pięć niezbyt mocnych klapsów. Niezbyt mocnych w jego przekonaniu. Chłopak był bardzo silny i kiedy spojrzał na pupę odzianą jedynie w czarne stringi trochę się zdziwił. Pośladki Virginii były czerwone, a ona sama płakała cicho. Hermiona patrzyła na Zabiniego z jawną dezaprobatą.
Przez chwile siedział nieruchomo i obserwował zaczerwienione ciało dziewczyny. Nie namyślając się długo pochylił głowę i dotknął ustami jej obolałego pośladka. Ginny wciągnęła powietrze, bo nie sądziła, że coś takiego może nastąpić. Język mężczyzny niespiesznie przejeżdżał po jej krągłościach. Wydawało się, że zapomniał, że w pokoju oprócz nich jest jeszcze ktoś. Hermiona, która przez cały czas przyglądała tej dwójce zarumieniona próbowała odwrócić wzrok, ale Draco, który nagle znalazł się tuż za nią nie pozwolił jej na to, przytrzymał jej głowę i zmusił do patrzenia na poczynania swego przyjaciela.
Granger, chcąc, nie chcąc, musiała się przyglądać specyficznemu erotycznemu przedstawieniu przed jej oczyma. Podniecało ją to wbrew jej woli, a fakt, że Draco delikatnie zaczął pieścić dłonią jej pośladki wcale nie przyczyniało się do uspokojenia jej coraz bardziej rozbudzonych zmysłów.
Blaise pochylił się mocniej nad Virginią i szepnął jej do ucha, gładząc dłonią jej nagie plecy.
- No, nie rycz już. Następnym razem się zastanów zanim rzucisz we mnie czymś ciężkim... Cicho, wiem, że cię bolało, to przez moją końską krzepę, ale chyba dostatecznie ci to wynagradzam? - powiedziawszy znowu zaczął całować jej pośladki.
Draco przesunął dłoń na lewą pierś Hermiony. Sam też był podniecony, zarówno tym, co widział jak i bliskością i ciepłem dziewczęcego ciała.
- Podoba ci się, Granger? - zapytał i ugryzł delikatnie płatek jej ucha, a kciukiem zaczął zataczać kręgi wokół sutka, który był teraz twardy jak kamyczek. - Widzę, że tak - dodał i pochylił się by przesunąć językiem po jej ramieniu.
Hermiona cichutko jęknęła i naparła na ciało trzymającego ją mężczyzny. W tym samym czasie również z zaciśniętych ust Ginny wyrwał się cichutki jęk, spowodowany faktem, że teraz nie tylko usta mężczyzny, ale również jego palce pieściły jej pośladki
Draco, zachęcony reakcją Hermiony, zaczął całować jej szyję i kark, i dziewczyna oparła się na nim jeszcze mocniej jęcząc głośno. Malfoy obrócił ją przodem do siebie i gorąco pocałował usta dziewczyny, wsuwając język do jej ust i polizał jej podniebienie.
Kobieta jeszcze przez chwile przytulała się do ciepłego ciała mężczyzny aż wreszcie odsunęła się od niego.
- Nie... proszę, nie tutaj... nie przy nich - wyszeptała cichutko bojąc się spojrzeć w twarz swemu partnerowi. Była trochę zawstydzona.
Draco niepewnie popatrzył na Gryfonkę i wyciągnął do niej dłoń. Było to swoiste zaproszenie, na które dziewczyna wyraziła zgodę. Cicho wyszli z pokoju, by nie przeszkadzać przyjaciołom.
- Poszli sobie od nas - powiedział od niechcenia Blaise. - Chyba nas nie lubią - w jego głosie zabrzmiała cicha drwina.
- A co mieli zrobić, jak zacząłeś lizać mnie po tyłku? - Ginny chciała, żeby jej głos zabrzmiał z irytacją, ale za bardzo drżał z podniecenia.
- Przyłączyć się - rzucił od niechcenia. - No nie patrz tak na mnie, żartowałem... może...
- Wariat - Ginny spróbowała odsunąć się od chłopaka, ale nic jej z tego nie wyszło, została jeszcze mocniej przyciągnięta do jego ciała i gdy tylko poczuła ponownie jego usta, zaprzestała poruszać się w jakikolwiek sposób.
Potrafił być delikatny i zmysłowy, kiedy chciał. Jego język pieścił czule krągłości panny Virginii Weasley, zmuszając ją do ponownego jęku.
- Obiecałeś...że do niczego nie dojdzie - wyjęczała cichutko Virginia między jednym a drugim pocałunkiem.
- Cichutko malutka, nic się nie stanie, chce tylko byś zaznała trochę radości - szepnął Blaise, jednocześnie wsuwając palce za skąpy materiał jej majtek.
Ginny poczuła, jak delikatnie dotyka jej wilgotnej kobiecości i zagryzła wargi, by nie krzyknąć z rozkoszy.
Chłopak zsunął z niej czarne stringi i posadził ją jednym, szybkim ruchem na swoich kolanach.
Schylił głowę by móc mieć lepszy dostęp do jej nabrzmiałych z podniecenia piersi. Zębami objął delikatnie jej stwardniałą sutkę i zaczął ją dotykać czubkiem języka.
Virginia całkowicie przestała się kontrolować, zupełnie jak kilka dni temu, kiedy Zabini zafundował jej „karę” za kopniaka w czułe miejsce. Poczuła, że jest to trochę nie fair, tym razem omal go nie zabiła, a on ją za to obdarzał erotycznymi rozkoszami.
W pewnym momencie próbowała się nawet odsunąć od chłopaka i powiedzieć mu, że też chce mu pomóc, bo doskonale wyczuwała jego podniecenie, ale język, który zataczał kółeczka wokół jej sutka skutecznie uniemożliwiał jakiekolwiek myślenie.
Zabini odsunął się na chwile od dziewczyny, popatrzył uważnie w jej oczy i gdy zobaczył, że są zamglone z powodu silnych przeżyć erotycznych delikatnie ułożył ją na kanapie jednocześnie klękając miedzy jej udami.
Chłopak pochylił się nad Gin i delikatnie pocałował jej brzuch, pieszcząc językiem pępek i podbrzusze, aby za chwilę polizać jej mokre łono na co dziewczyna zareagowała cichym okrzykiem. Blaise popatrzył spod przymrużonych powiek na jej twarz. Wglądała tak niewinnie i uroczo, że nie mógł jej nie pocałować.
Podciągnął się do góry i dotknął wargami jej rozchylonych ust, jego język wsunął się do środka i złączył się w namiętnym tańcu z jej językiem. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie. Pozwoliło to na jeszcze dokładniejsze odczucie stanu podniecenia, jakie reprezentował sobą młodzieniec.
Chłopak sięgnął dłonią w dół, by pieścić Ginny palcami i cała chęć dziewczyny, aby mu się odwdzięczyć wzięła na razie urlop. Virginia wydała z siebie zduszony jęk i rozchyliła uda, dając Zabiniemu więcej swobody w pieszczotach.
Chłopak zaczął pieścić delikatnie jej nabrzmiałą i twardą łechtaczkę, czerpiąc z tego niemal taką samą przyjemność jak ona. Wreszcie zdecydował się wsunąć jeden palec w kobietę, co zostało przyjęte głośnym jękiem . Pieścił ją tak, jak się tego domagała, gwałtownie i namiętnie, ale nie brutalnie i Virginia osiągnąwszy spełnienie krzyknęła. Zacisnęła dłonie na jego barkach i przyciągnęła go do siebie jeszcze mocniej. Czuła jak jego gorąca, twarda erekcja ociera się o jej biodro i szepnęła mu do ucha:
- Pozwól sobie pomóc, proszę.
Dłonie dziewczyny sięgnęły do rozporka młodzieńca, delikatnie je rozpięły i zsunęły z jędrnych pośladków ciemnozielone bojówki. Blaise wtulił twarz w jej szyję i cicho westchnął:
- Rób, co chcesz - wyszeptał jej do ucha.
Ginny na widok dużej męskości mężczyzny zarumieniła się leciutko, ale mimo wszystko chciała go dotknąć, chciała poczuć jak pulsuje i rośnie za sprawą jej dotyku. Nieśmiało, jakby z lekkim zawstydzeniem, pogłaskała rozbudzoną męskość, za co została nagrodzona głośnym jękiem. Najwidoczniej Blaise’owi spodobała się jej inicjatywa.
Pieściła go delikatnie zafascynowana gładką, niemal atłasową powierzchnią członka. Czuła gorący oddech Zabiniego tuż przy swoim uchu i słyszała ciche jęki, co powodowało, że pragnęła dać mu jak największą rozkosz. Jej pieszczoty były nieśmiałe i bardzo delikatne.
- Możesz mnie dotykać śmielej - usłyszała ochrypły szept. - Proszę, maleństwo.
Nienawidziła kiedy mówił do niej protekcjonalnym tonem "mała", ale to "maleństwo" ją rozbroiło.
Jej palce mocniej zacisnęły się na najszlachetniejszej części Zabiniego. Ten swoisty masaż doprowadzał chłopaka do szału. Kiedy zamknął oczy widział gwiezdne konstelacje. Nawet doświadczona kobieta, z którą się raz w życiu przespał, nie doprowadziła go do takiego stanu. A wszystko to było zasługa tej rudej dziewczyny, która potrafiła doprowadzić go do utraty zmysłów.
Jęki młodzieńca stały się głośniejsze, a jego gorący oddech szybki i płytki. Ten oddech palił Ginny jak ogień, wywołując w jej ciele przyjemne dreszcze. Zatraciła się całkiem w pieszczotach, chciała usłyszeć, jak krzyczy. Kiedy zrozumiała, że jest podniecony do granic możliwości, wysunęła się lekko spod niego i pchnęła go na plecy, chciała go posmakować i sprawić mu jak największą rozkosz. Zabini popatrzył na nią spod przymrużonych ciemnozielonych oczu, zasnutych mgłą pożądania.
Virginia pochyliła się by possać jego sutek. Blaise jęknął i przygryzł dolną wargę, by nie krzyczeć. Dziewczyna zeszła pocałunkami na sam dół i zaczęła lizać lekko owłosione podbrzusze młodzieńca.
- Gin - jęknął zaszokowany jej zachowaniem chłopak i zacisnął dłoń na włosach panny Weasley.
Objęła dłonią jego męskość, a drugą zaczęła gładzić jądra chłopaka. Blaise miał wrażenie, że za chwilę oszaleje z rozkoszy. Virginia poczuła, że chłopak jest na granicy spełnienia i objęła wargami twardą główkę penisa, ssąc ją delikatnie. Młodzieniec krzyknął głośno i doszedł prosto w ust Ginny, której właśnie o to chodziło. Przełknęła całe jego nasienie i polizała delikatnie żołądź członka.
Uniosła do góry głowę.
Zabini patrzył na nią z zaciekawieniem i szokiem w zielonych oczach. Chyba nikt w życiu nie zaskoczył go tak bardzo, jak ta mała czekoladowo-oka Gryfonka.
Ginny odsunęła się od niego, niepewna reakcji chłopaka. Blaise bez słowa zapiął spodnie i omiótł spojrzeniem jej szczuplutkie, drobne ciało.
- Ubierz się, - powiedział - bo nie ręczę za swoje reakcje.
Kiedy dziewczyna zakładała ciuchy młodzieniec palił papierosa, próbował dojść do siebie i przyglądał się jej z jawnym zainteresowaniem. Jego wzrok sprawiał, że po plecach dziewczyny błąkały się dreszcze podniecenia i zaniepokojenia.
Widząc rumieniec zawstydzenia na jej policzkach, podszedł do niej i delikatnie ją przytulił. Ginny wtuliła się w jego ciało w poszukiwaniu ciepła. Była silnie zarumieniona, nie tylko z powodu niedawnego podniecenia, które jeszcze tak do końca nie minęło, ale też z powodu zażenowania... Wszystko, co zrobiła było zupełnie spontaniczne i nie wiedziała co on sobie może o niej pomyśleć. Bała się, że straciła w oczach chłopaka, o ile miała w ogóle cokolwiek tracić. Blaise, jakby odczytując jej myśli, delikatnie uniósł jej brodę i pocałował rozchylone usta.
- Jesteś cudowną kobietą i pewnego dnia będziesz moja... Nieważne, co o tym myślisz i tak będziesz należała do mnie, wyłącznie do mnie.
- Jasne, Zabini, chciałbyś! – wrócił jej cały wigor i dziewczyna odfuknęła, a następnie odsunęła się od niego. - Może jeszcze się na ciebie rzucę i cię zgwałcę.
- Całkiem możliwe - odpowiedział rozbawiony jej oburzeniem chłopak; i tak wiedział, że ma rację
- Zapomnij Zabini, byle czego nie ruszam - Ginny odpowiedziała mu ze śmiechem, bo żartobliwy ton mężczyzny odprężył ją trochę.
- A to przed chwilą to, co było... malutka?
- Wypróbowanie ewentualnego towaru... Dosyć kiepskiego... malutki...
Takie przekomarzania trwały jeszcze ponad godzinę, tylko że przeniesione zostały do kuchni i dołączono do nich duży pięciolitrowy kubeł lodów miętowych z kawałkami czekolady.
***
Draco
poprowadził Hermionę prosto do swojej sypialni. Dziewczyna czuła
się dziwnie, w końcu była prawie zupełnie naga, ale była też
podniecona i czuła, że jest w tej chwili w stanie zrobić wszystko,
czego zażyczy sobie Malfoy.
Młodzieniec puścił rękę dziewczyny i usiadł na łóżku, lustrując jej ciało wzrokiem pełnym pożądania:
- Rozbierz się - powiedział cicho.
Hermiona, mimo zawstydzenia, ściągnęła posłusznie jedyną rzecz jaką jeszcze miała na sobie, czyli cienkie, białe stringi, i popatrzyła niepewnie na chłopaka, który był w tak uprzywilejowanej pozycji, że mógł zażądać od niej absolutnie wszystkiego.
- Chodź, usiądź mi na kolanach - jego głos był prawie jak szept.
- Czy to twoje żądanie? - spytała Hermiona.
- Nie, to tylko prośba - odpowiedział Draco patrząc jej głęboko w oczy i dziewczyna usiadła mu na kolanach, odwracając się twarzą do niego i oplatając nogami jego biodra.
Jej policzki pokrył delikatny rumieniec zażenowania; nie wiedziała czy robi dobrze, ale chciała tego. Gdy tylko zobaczyła w oczach młodego Malfoya zachwyt, zażenowanie powoli zaczęło mijać. Świadomość, że podoba się właśnie temu mężczyźnie, wprawiała ją w pewien rodzaj dumy, tak zrozumiały dla każdej kobiety.
- A ty się nie rozbierzesz? - zapytała zalotnie.
- Malutka, gdybym ja się rozebrał, ty straciłabyś dziewictwo, a tego przecież nie chcesz... prawda?
Hermiona sama nie wiedziała czego chce, ale nie była pewna, czy nie miałaby nic przeciwko straceniu dziewictwa tu i teraz.
- Nie - odpowiedziała niezbyt pewnym głosem, ale inna odpowiedź przecież nie wchodziła w grę.
Draco delikatnie pocałował jej rozchylone usta.
- Jesteś śliczna, wiesz? - sam nie wiedział dlaczego to mówi; chciał udawać chłodnego cwaniaka, ale ta dziewczyna go rozbrajała, szczególnie teraz. Była mieszaniną gorącej, namiętnej obietnicy i nieskalanej niewinności, której nie można ot tak sobie zbrukać.
- Czaruś, pewnie mówisz to każdej - Hermiona zaczęła kręcić się niespokojnie na jego kolanach, peszyło ją to, że on jest prawie całkowicie ubrany.
- Powiedz, co chcesz robić? - spytał głaszcząc jej plecy.
Hermiona zarumieniła się znowu, przecież nie wiedziała czego chce, miała nadzieję, że on przejmie inicjatywę i spojrzała z konsternacją w szare oczy chłopaka, w których czaiła się obietnica i coś na kształt troski.
- Ja... chcę, żebyśmy się dotykali - wyszeptała niepewna jego rekcji na taką nieśmiałą deklarację.
- Gdzie?.. Tutaj? - zapytał z uśmiechem przesuwając palcami po jej szyi.
Widział, że Hermiona jest zdenerwowana, ale nie zamierzał jej niczego ułatwiać, musiała wyzbyć się tego paraliżującego wstydu, a to była jego zdaniem najlepsza metoda.
- Nie... niżej... wiesz o co mi chodzi - Gryfonka powoli zaczynała się denerwować, przecież Malfoy nie mógł być takim ostatnim niemotą, żeby nie wiedzieć, co ona ma na myśli.
- Nie wiem... musisz mi pokazać, pokieruj moja ręką - Draco uśmiechnął się do niej niewinnie. Postanowił grać rolę prawiczka, którego uwodzi doświadczona kobieta.
- Draco, jesteś okropny, doskonale wiesz, o co mi chodzi, po co mnie próbujesz zawstydzać? - Hermiona popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Ja właśnie chcę, żebyś się przestała wstydzić - powiedział łagodnie - i po prostu powiedziała dokładnie, o co ci chodzi, bo nie ma sensu żebyś się krygowała jak panna na wydaniu.
- Ale ja jestem panną na wydaniu, - warknęła dziewczyna - a przynajmniej jestem w takim wieku. Chodziło mi o wzajemne pieszczoty całego ciała - dodała już cicho i z lekkim zażenowaniem.
- A dokładnie? - Draco postanowił nie odpuścić, za dobrze się bawił... i w niedługim czasie postanowił bawić się jeszcze lepiej.
- Jesteś podły... ale nie myśl, że się ciebie boję i wstydzę - to ostatnie oczywiście było okropnym kłamstwem, bo Hermiona wstydziła się okropnie, ale postanowiła postawić się temu Ślizgonowi i udowodnić, że nie boi się żadnych wyzwań. – Dokładnie, Malfoy, chodzi mi o to - to mówiąc przesunęła dłonią po dużej wypukłości jego ciała opiętej mugolskim dżinsami.
- No, Granger, - chłopak bawił się coraz lepiej i chciał sobie poigrać z małą, niedoświadczoną Gryfonką - przed chwilą mówiłaś o całym ciele, a teraz dotykasz bardzo konkretnej części mojego ciała - uniósł do góry brew i popatrzył na Hermionę zalotnie.
Dziewczyna była bliska łez bo widziała, że Draco bawi się doskonale jej niedoświadczeniem.
- Wiesz co, - powiedziała ze złością - jesteś głąb! Mam dość, jeśli cię to bawi, to proszę kontynuuj z jakąś pusto-głową blondyną, ale nie ze mną. Zaczynałam myśleć, że jesteś inny, ale nie ty się tylko potrafisz ze mnie nabijać! - Hermiona ze łzami w oczach zerwała się z kolan Dracona i ruszyła w stronę drzwi. Nie zaszła jednak daleko, gdyż chłopak chwycił ja za rękę i przyciągnął do siebie. Delikatnie pocałował w policzek, kciukiem starł płynąca po nim łzę i położył oniemiałą dziewczynę na łóżku.
- Przepraszam, masz racje zachowałem się jak palant... zostań... proszę.
Młodzieniec pochylił się i pocałował delikatnie usta dziewczyny. Hermionie przeszła od razu cała złość. Pocałunek był powolny i zmysłowy, i rozbudzał jej pożądanie, sprawiając, że pragnęła Dracona coraz bardziej. Wyciągnęła ręce i objęła go mocno do siebie przyciągając.
Chłopak delikatnie pieścił dłonią dekolt dziewczyny i zaczął całować jej szyję. Hermiona głaskała długie włosy Dracona i westchnęła cichutko, kiedy jego dłoń ześlizgnęła się na pierś, by zacząć ją lekko ściskać i gładzić. Przyciągnęła go mocniej do siebie, wbijając palce w jego barki i teraz już bardzo wyraźnie czuła jak mocno jest podniecony. Draco po kilku minutach tych delikatnych pieszczot odsunął się od niej. Przez chwilę przyglądał się jej, by znowu pochylić się nad jej ciałem, lecz tym razem jego usta nie zaatakowały jej szyi lecz delikatnie pocałował ramię dziewczyny.
- Co robisz? - zapytała zdezorientowana dziewczyna.
- Cichutko skarbie, jestem pewien, że ci się spodoba. - Draco kontynuował pocałunki schodząc wargami coraz niżej. Wywoływało to cichutkie jęki. Hermiona nie sądziła, że ręce mogą być aż tak wrażliwe. To, co on z nią wyprawiał było wspaniałe... z jednej strony jego usta na jej wrażliwej skórze, a z drugiej dłonie pieszczące nabrzmiałe piersi.
Draco ujął w obydwie ręce dłoń dziewczyny, pieścił ustami jej wnętrze i delikatnie lizał zagłębienia między palcami. Hermiona jęczała cicho, niezdolna do żadnej innej reakcji. Nigdy by nie pomyślała, że tak niewinne pieszczoty mogą sprawić tyle rozkoszy. Draco widząc, jaką radość sprawiły jej niewinne pocałunki postanowił kontynuować. Wypuścił z uścisku jej rękę i zaczął całować jej płaski brzuch. Językiem zataczał kręgi wokół pępka, co wywoływało jeszcze większą symfonie jęków. Powoli przesunął językiem wyżej i zaczął ssać jej lewy sutek. Hermiona krzyknęła cicho z rozkoszy zachęcając młodzieńca do śmielszych pieszczot. Draco przesunął dłonią po wnętrzu jej uda i dotknął delikatnie łona dziewczyny a jego wargi przyssały się mocniej do jej piersi, co wywołało kolejny krzyk rozkoszy z gardła panny Granger. Jego palce delikatnie ją pieściły. Pod wpływem delikatnego dotyku Hermiona wygięła biodra do góry. Zapragnęła poczuć go w sobie i gdyby jej w tym momencie zaproponował "pójście na całość" zgodziłaby się bez wahania. Draco mógł się tego domyśleć, ale nie chciał wykorzystać obecnego stanu dziewczyny; zakład chciał wygrać uczciwie (dziwne, nie?), a w tym momencie myślał tylko o tym, jak sprawić jej najwięcej przyjemności. Jego język błądził po płaskim brzuchu, a palce delikatnie zagłębiały się w jej wnętrzu i wysuwały z niej, czym doprowadził dziewczynę do rzucania się na łóżku w spazmach rozkoszy. Uniósł głowę i popatrzył na nią z fascynacją:
- Spokojnie, maleńka, - powiedział i czule się do niej uśmiechnął - spokojnie.
- Ja chce jeszcze! - krzyknęła rozpalona, gdy palce Dracona ponownie zagłębiły się w jej gorącym wnętrzu. Wiła się pod jego dotykiem co tylko potęgowało jego radość. Draco nie mógł uwierzyć, że ta na pozór chłodna dziewczyna potrafi być aż tak... tak ognista. Samo patrzenie na jej szczere reakcje sprawiało mu wiele satysfakcji.
Gwałtownym ruchem rozsunął szerzej jej nogi i zaczął całować wnętrze ud, nadal pieszcząc jej mokrą kobiecość palcami. Hermiona szlochała z rozkoszy i wiła się, zaciskając z całej siły dłonie na pościeli.
- Draco nie przestawaj, błagam ! - krzyknęła głośno.
Draco miał wielką ochotę dostarczyć Hermionie nowych rozkoszy, według niego miłość francuska była czymś wspaniałym i niepowtarzalnym, ale Hermiona prosiła o to, żeby się jedynie dotykali i była zbyt niedoświadczona, żeby ryzykować spłoszenie jej zbyt śmiałymi pieszczotami. Zamiast tego wsunął w nią trzeci palec, jednocześnie kciukiem zaczął bardzo delikatnie masować jej nabrzmiała łechtaczkę. Hermiona płakała z rozkoszy. Nigdy wcześniej nie przeżywała nic podobnego i teraz pragnęła spełnienia, jak niczego innego na świecie. Chciała, żeby Draco był autorem jej pierwszego uniesienia w życiu, żeby wprowadzi ją we wszystkie arkana miłości fizycznej. Był tak cudowny, że nie chciała nawet myśleć, iż mogłaby robić takie rzeczy z kimś innym.
Jej ciałem wstrząsały dreszcze rozkoszy, jeszcze nigdy się tak nie czuła... to był jej pierwszy w życiu orgazm i zawdzięczała go właśnie temu Ślizgonowi.
Wyczerpana opadła na atłasową pościel i próbowała opanować drżenie całego ciała. Po chwili poczuła, jak Draco przytula jej spocone ciało i obsypuje delikatnymi pocałunkami jej twarz.
„Czemu ja się nigdy nie onanizowałam?” – pomyślała nagle i doszła do wniosku, że była zbyt pochłonięta nauką. – „Nie ma tego złego”.
- Dziękuję - wyszeptała cichutko w szyje chłopaka.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panno Granger - odpowiedział kurtuazyjnie młodzieniec.
Starał się mówić spokojnie , ale Hermiona słyszała, że jego głos jest zachrypnięty z podniecenia i czuła, jak drżą mu ręce którymi pieścił delikatnie jej plecy. Delikatnie odsunęła się od niego, tylko po to, by ściągnąć z niego obcisłe dżinsy i bokserki.
Dziewczyna z wrażenia aż zamarła. Draco był pierwszym mężczyzną którego widziała nago i do tego dość dobrze wyposażonym mężczyzną. Delikatnie dotknęła go palcami, nie sądziła, że tak twardy organ może być jednocześnie aż tak bardzo delikatny. Bardzo jej się to spodobało... to i cichy jęk, jaki wydał z siebie Malfoy, gdy przejechała opuszkami palców po jego twardej męskości.
Hermiona pochyliła się nad młodzieńcem i zaczęła ssać jego lewy sutek. Palce jej prawej dłoni zsunęły się z członka na obrzmiałe jądra, by głaskać je i delikatnie ściskać. Pieszczoty dziewczyny wywołały natychmiastową reakcję w postaci głośnego jęku Dracona.
- Nie musisz... - wyjęczał schrypniętym głosem. - Nawet nie powinnaś...
- Dlaczego nie powinnam? - Hermiona uniosła głowę, ale nie zaprzestała pieszczot w dolnych rejonach jego ciała.
- Bo mogę nie wytrzymać i się na ciebie rzucić... - Draco postanowił być szczery, jeszcze chwila i czuł, że rzeczywiście rzuci się na niewinną Gryfonkę.
- Nie rzucisz się na mnie - Hermiona uśmiechnęła się do chłopaka. Uklękła i zaczęła pieścić go obiema dłońmi.
Draco jęknął głośno.
- Owszem, Granger, rzucę się na ciebie – powiedział, a w jego oczach dostrzegła silne pożądanie.
– Nie, bo chcę cię pieścić i pozwolisz mi na to Malfoy - powiedziała cicho i stanowczo pieszcząc jednocześnie jego jądra i twardą męskość.
Draco nic już nie odpowiedział, tylko pogrążył się w rozsmakowywaniu rozkoszy. Było mu, jak w niebie... nie, do diabła, w tamtym momencie niebo nie było mu do niczego potrzebne, wystarczyło, że ona była przy nim. Hermiona widząc wniebowziętą minę chłopaka tylko wzmogła intensywność swoich pieszczot. Jej dłonie niespiesznie gładziły jego pobudzoną męskość, co wywoływało kolejne fale jęków. Okazało się że panna Ja – Wiem – To - Wszystko, rzeczywiście wie, jak sprawić, by mężczyzna prawie wył z rozkoszy. I bardzo jej się to podobało. Hermiona pieściła z zapamiętaniem ciało chłopaka. Podobały się jej reakcje Dracona, a najbardziej chyba fakt, że Malfoy namiętnie wykrzykiwał jej imię.
W momencie, gdy osiągnął spełnienie w jego oczach pojawiły się łzy. Hermiona poczuła zadowolenie, że dzięki niej przeżył tak wielką rozkosz. Nawet jej nie przeszkadzało to, że dłonie i brzuch miała malowniczo poplamione jego nasieniem. Draco po chwili wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki. Zamierzał wziąć długi, gorący prysznic.
Pod
prysznicem umyli sobie nawzajem plecy i chociaż Hermiona musiała
stawać na palcach i wyciągać ręce żeby dosięgnąć barków
chłopaka bardzo jej się to podobało. Byli dla siebie delikatni i
czuli, a po gorącej kąpieli zasnęli jak grzeczne
niemowlęta.
Przecinek i spółka
Lucjusz pogładził łeb wspaniałego, czarnego dobermana. Było oczywistym, że zwierzak coś przeskrobał, bo miał minę winowajcy.
- No co, mały? - spytał mężczyzna. - Idziemy do pana? Stęskniłeś się, tak? Musisz pobyć z Draconem i jego przyjacielem w innym miejscu przez jakiś czas, bo ja i Nari jedziemy do rodzinki - Malfoy głaskał psa za uchem, a ten szczeknął radośnie. Przy dźwięku "Dracona" zamerdał ogonem i robił maślane oczy. Uwielbiał swojego prawowitego właściciela, którego widywał tak rzadko.
- PRZECINEK! DO NOGI!- Narcyza Malfoy wyglądała jak furia. Rzeczony Przecinek niemal wlazł ze strachu na kolana Lucjusza i pisnął wymownie.
- Kochanie - Lucjusz próbował ułagodzić sprawę, choć jeszcze nawet nie wiedział, co się stało - czyżby twój ulubieniec coś zrobił?
- Ten przebrzydły sierściuch pożarł moja sukienkę od Armaniego!
- No wiesz co, i tylko za to, że pokazał, co myśli o jakimś głupim mugolu, ty krzyczysz na to maleństwo.
- To nie żaden mugol tylko ARMANI!
- Przecież Armani to mugol – Lucjusz starał się załagodzić sytuację
- Ale genialny mugol – wysyczała Narcyza – Tak genialny, że wolę jego od projektantów ze świata czarodziejów, to chyba o czymś świadczy! – małżonka pana Malfoya miała w oczach żądzę mordu i wyraźnie miała zamiar tę żądzę zaspokoić na przerażonym i łagodnym jak baranek Przecinku, którego jedyną winą był szczenięcy pęd do niszczenia wszystkiego w zasięgu ciemnobrązowych, psich ślepi. W końcu skończył dopiero rok i miesiąc w dniu Gwiazdki, więc był jeszcze szczeniakiem.
- Sukienkę da się przecież naprawić... – już za chwilę Lucjusz żałował, że pozwolił sobie na taki nieprzemyślany dobór słów.
- Naprawić?! Naprawić?! Lucjuszu Malfoy ja wiem, że ty jesteś kompletnym ignorantem jeśli chodzi o to, co mam na sobie...
- Bo uważam , że o wiele lepiej wyglądasz bez niczego - Lucjusz próbował ratować sytuację, ale widząc minę swej małżonki przytulił mocniej psa i wcisnął się w fotel.
- Ty i ten kundel! Macie mi natychmiast zejść z oczu, bo pozabijam! – wrzasnęła subtelna, szczuplutka kobieta, głosem jak dzwon.
- Dobra, i tak wieczorem wybieramy się do kuzynki Miny i muszę odtransportować Przecinka do Snake Tower Zabinich, gdzie przebywa aktualnie Draco, w końcu to jego podopieczny – przy słowie „Przecinek” jego zazwyczaj chłodny głos zmiękł.
Draco otrzymał dobermana od rodziców w prezencie na poprzednie Święta Bożego Narodzenia. Wtedy psiak był czarną, strachliwą kulą futra z ciemnobrązowymi oczyma. Teraz się zmienił, poza jednym – nadal był strachliwy i był psem nad wyraz łagodnym, ponieważ chłopak traktował go z troską i miał dobre podejście do zwierząt, zaś gdy go nie było, Lucjusz przejmował główne obowiązki syna i okazało się, że także potrafi opiekować się odpowiedzialnie czworonogami.
Co prawda pod wielkim znakiem zapytania stało, kto tu się kim opiekował. To znaczy, kto tu był czyim panem. Gdy Lucjusz twierdził, że on, Przecinek reagował łagodnym szczęknięciem i bardzo wesołą psia mina pod tytułem : "Skoro tak twierdzisz, to nie będę cie złudzeń pozbawiał...". Jednakowoż obaj osobnicy płci brzydkiej, zarówno ten dwu- jak i ten czworonożny, nie próbowali zaprzeczyć, że rządzi nimi kobieta, i że jej słowa są święte.
- Wieczorem? – głos Narcyzy mógłby teraz być zbierany do literatek z alkoholem, gdzie na pewno uformowałby się w zgrabne kostki lodu. – Wieczorem, Lucjuszu Malfoy? – Brew kobiety podjechała do góry, a temperatura w salonie spadła o dziesięć stopni Celsjusza. W głuchej ciszy, która zapanowała po słowach szanownej małżonki szanownego Przewodniczącego Rady Nadzorczej dało się słyszeć cichutki pisk Przecinka, który starał się teraz upodobnić do kropki i stać jak najmniejszy. Lucjusz natomiast przełknął głośno ślinę.
- No, eee... –zaczął, ale nie dane było mu dokończyć.
- Teraz – jedno wymowne i krótkie słowo – Teraz i nie pokazuj mi się do dziewiątej wieczorem, drogi Małżonku – dodała Narcyza niebezpiecznie cicho.
Kiedy mężczyzna nie ruszył się ani o cal, kobieta podeszła kilka kroków bliżej.
- Raus! – rozkazała, wskazując palcem na drzwi i pan Malfoy pospiesznie wstał biorąc psa za gustowną obrożę umocowaną, z odpowiednią dozą luzu, na szyi zwierzęcia. Narcyza rzadko używała niemieckiego, a gdy to robiła lepiej było jej posłuchać.
***
- Zabini jesteś martwy! - taka deklaracja doleciała do uszu jedynego potomka rodu Zabinich niecałą sekundę przedtem, zanim śnieżna kula nie rozbiła się o jego roześmiane oblicze. Chwile później również rechoczący Malfoy Draco otrzymał dosyć sporą porcję białego specyfiku, którego część wpadła za puchowa kurtkę i zatrzymała się na jego szyi. Tak zarówno panna Weasley jak i Granger miały bardzo dobrego cela, co nie znaczyło, że same były suche.
Już od trzydziestu minut trwała wielka śnieżna bitwa bez użycia czarów, znaczy każdy walił w kogo tylko mógł.
- Broń sieeeeeeeeeeeeeeeee – Malfoy zamachnął się siarczyście na Hermionę ogromną kulą, którą ledwie trzymał w dłoni. Dziewczę wbiło zadziwiony wzrok w pocisk zbliżający się stanowczo zbyt szybko. Już miała się uchylić, gdy wyrósł przed nią ogromny , czarny mur, który okazał się być nikim innym, jak samym Lucjuszem Malfoyem, który z miejsca oberwał kulką przeznaczoną dla Granger. Oberwał nią dosyć boleśnie w osłonięty, na jego szczęście, futrzanym, czarnym kołnierzem, kark.
U boku mężczyzny stał pies – duży pies, który popiskiwał, ale Hermiona nie zauważała żadnego zwierzaka, bo obchodził ją jedynie jej własny szok.
- Auć – syknął Lucjusz.
- Aaaaaa! – wrzasnęła, przerażona zjawą, Hermiona.
- Mógłby pan, panie Malfoy, nie straszyć przyszłej synowej? O wnukach pan w ogóle nie pomyślał? - Blaise uśmiechnął się i ukłonił uprzejmie - Ach, i proszę wybaczyć nieokrzesanie Dracona, on nie chciał pana uderzyć... Czasami po prostu źle celuje. Witam pana i zapraszam do środka. Może zaparzyć kawy – był jedynym całkowicie opanowany w obliczu zaistniałej sytuacji. Jak zwykle. Draco posłał przyjacielowi kose spojrzenie i lekko się zarumienił.
- Za chwilę, Blaise – powiedział Lucjusz i otrzepał się ze śniegu. – Jaka przyszła synowa? – dodał. – I tak w ogóle, co to za jedna? I co tu robi Weasleyówna, która miała być, z tego co wiem od Arthura, u tej całej Granger na okres Świąt, hę?! – pan Malfoy wodził zadziwionym spojrzeniem od jednej do drugiej dziewczyny i wyglądał na zdezorientowanego.
Po jego słowach Ginny pobladła jak ściana i klapnęła na śnieg, przestała się nawet na chwilę bać dobermana, chociaż miała lekki uraz do dużych psów. Wiedziała jedno: jej ojciec dowie się, gdzie jest.
- Kaplica – wymamrotała, a Lucjusz patrzył na nią z głębokim zdziwieniem przez parę chwil
- No przecież jest razem z Granger, tyle że u mnie – pośpieszył z wyjaśnieniami i z uroczym uśmiechem na twarzy, Zabini. Jego mina wyrażała wcieloną niewinność. –
Lucjusz zbliżył się do Hermiony, która cofnęła się automatycznie i przełknęła głośno. Chciała się uprzejmie uśmiechnąć, ale wyszło jej coś na kształt smutnego i pełnego rezygnacji i strachu grymasu.
- Granger? Gdzie masz włosy? - Lucjusz uniósł do góry brew. - To jest niepraktyczne - orzekł i spojrzał na nią z lekkim niesmakiem. - Stanowczo doradzam zapuszczanie....
Hermiona poczerwieniała z oburzenia, nie wiedziała jak odpowiedzieć na coś takiego, a Lucjusz spojrzał zdziwiony na pozostałą trójkę, która wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Też jej to mówię tato... dokładnie to samo, ale ona nie chce mnie słuchać - mruknął Draco i niewinnie uśmiechnął się do ojca.
- Bardzo zabawne – Hermiona popatrzyła z wyrzutem na Virginię, która z powrotem zbladła, przypominając sobie własną, mało ciekawą sytuację. Ojciec jak ojciec, ale jeżeli dowie się matka....
- A u ciebie w rodzinie – syczała wściekle Granger patrząc ze złością na Dracona – to wszyscy tacy praktyczni?- uśmiechnęła się wyniośle i ruszyła w stronę domu. To znaczy chciała ruszyć, ale duży, piękny, czarny doberman stwierdził, że ona woli się z nim bawić i gdy zrobiła pierwszy krok z wesołym szczeknięciem skoczył przednimi łapami na jej ramiona, przewracając dziewczynę w miękki śnieg.
Ginny pisnęła, a Hermiona popatrzyła na psa ze złością, która przeszła jej w momencie, gdy została polizana gorącym jęzorem i usłyszała pisk przy uchu.
Przez chwile próbowała się uwolnić, ale duży czarny kudłaty pies leżący na niej zdecydowanie jej to utrudniał. W pewnym momencie poczuła jak czyje dłonie odsuwają dobermana i delikatnie podnoszą ja ze śniegu. Lucjusz Malfoy szybko otrzepał dziewczynę z białego puchu a następnie zwrócił się do swego syna.
- Przecinek się za tobą stęsknił. Powinieneś się wreszcie zająć swym maleństwem.
Cała trójka ze zdziwieniem spojrzała na Dracona, a Blaise widząc rumieniec na twarzy przyjaciela, szczerze się roześmiał.
- Przecinek! To bydlątko nazywa się Przecinek! Och, Draco, jakiś ty sentymentalny!- Blaise dosłownie rżał ze szczęścia. Draco posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie i zarumienił się mocniej.
- Czego rechoczesz, głupku? – spytał ze złością. – Chodź, Przecinek! – pies podbiegł do swego pana i zaczął lizać go po wyciągniętych z rękawiczek dłoniach, które drapały czule jego uszy i łeb. – Dostałem go w zeszłym roku. Był malutki i wyglądał naprawdę jak przecinek. Jesteś głąbem, Zabini. Hermiona wpatrywała się w psa z zachwytem. Nie ulegało wątpliwości, że zwierzak jest łagodny, jeszcze bardzo młody, i skory do zabawy. Ginny zaś łypała na dobermana z niepokojem i nie wiedziała czego bać się bardziej: psa Dracona Malfoya, czy faktu, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jej ojciec dowie się że nie była u Hermiony, a jeżeli ojciec to i matka, bo dobroduszny Arthur wcześniej, czy później się wygada.
Lucjusz Malfoy jeszcze raz obrzucił wszystkich zdziwionym spojrzeniem, wreszcie odezwał się spokojnym, no w miarę spokojnym, tonem.
- Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, co tu się dzieje? Co tu robi Weasley, Granger, i co do diabła miała znaczyć ta uwaga o moich wnukach? Blaise uspokój się i odpowiedz! - Wujku, chyba nie sadzisz, że ja mogę ci coś powiedzieć na temat twoich wnuków? To pytanie powinieneś chyba skierować do Dracona i Hermiony – brunet zrobił niewinną, zdziwioną minę.
- Słuchaj, Blaise, nie pieprz mi tu bajeczek dla naiwnych. W końcu ty tu mieszkasz i w związku z tym, mam propozycję nie do odrzucenie. Idź, zrób mi kawę i przy kawie mi opowiedz, co tu robią Weasley i durnowato ścięta Granger –dziewczyna posłała mu spojrzenie niezbyt zadowolonego z życia bazyliszka. -Jak mi nie wyjaśnisz, zacznę być zły, a tego byś nie chciał – Lucjusz uśmiechnął się protekcjonalnie, a niezbyt przejęty jego słowami Blaise wzruszył ramionami i ruszył w kierunku domu.
- To chodź wujaszku na kawusię. Zresztą chodźcie wszyscy, będę dobrym gospodarzem i zrobię wam kawę... – rzucił za siebie – Co będziemy sobie tyłki odmrażali?
Zanim Hermiona ruszyła wraz ze wszystkimi, kopnęła jeszcze Bogu ducha winną zaspę śniegu, wyobrażając sobie, że to tyłek Lucjusza Malfoya.
****
Po niespełna pół godziny rozmowy przy pysznej kawie, Lucjusz cichym głosem podsumowywał to wszystko, co powiedzieli mu Blaise i Draco. Dziewczyny dla własnego bezpieczeństwa wolały się nie odzywać.
- Czyli mam uwierzyć, że wy postanowiliście zakopać topór wojenny pomiędzy domem węża i lwa, i chcieliście sprawdzić czy to się uda? Wiecie co? Myślę, że to... - Lucjusz efektownie zawiesił głos, obrzucił spojrzeniem wszystkich dookoła i powiedział – BZDURA... Takiej głupoty to ja jeszcze w życiu nie słyszałem.
- Dlaczego głupoty? Przecież to prawda ojcze. Po co mielibyśmy kłamać? – Draco uśmiechał się sztucznie, gdy to mówił i głośno przełknął ślinę. Blaise posłał przyjacielowi spojrzenie pod tytułem „lepiej zamilcz, głąbie” i sam przejął pałeczkę konwersacji. Ginny i Hermiona lekko odetchnęły.
- Wujku. Szanuję cię i cię lubię, powiedz mi po cholerę miałbym ci łgać? – Blaise wpatrywał się tak szczerym wzrokiem w Lucjusza, że Virginia szepnęła cicho do Hermiony.
- Nie może mu nie uwierzyć, nawet ja mu w tej chwili wierzę, zobacz na te ślepia -Granger szybko pokiwała głowa, licząc na cud, w który wierzyła Ginny.
- Wiesz, ja też miałem kiedyś naście lat – powiedział spokojnie pan Malfoy. – I może ze względu na szacunek, który podobno do mnie żywisz i przez szacunek do siebie samego, nie łżyj jak ten przysłowiowy pies... Przepraszam Przecinek – dodał ze skruchą i spojrzał w wierne brązowe psie oczy dobermana, który leżał nieopodal przyglądając się z zaciekawieniem wszystkim obecnym.
- Ależ wujku, ja...
- Blaise, a czy któryś z nauczyciel wie, co się tu dzieje? - Lucjusz spojrzał w niewinne oczy swego chrześniaka i uśmiechnął się serdecznie. - Może powinienem zapytać się o to Severusa, albo lepiej praworządnej i prawdomównej McGonagall? Albo nie, najlepiej będzie jak złoże wizytę rodzicom panny Weasley i panny Granger...
Cała czwórka zamarła z przerażenia, w życiu nie oczekiwali czegoś takiego.
Najbledsze była Ginny.
- Mama – wyszeptała z takim strachem, że Lucjusz spojrzał na nią, niemal ze współczuciem i z sympatią.
- Tak, pójdę do twojej mamy, Weasley – powiedział bardzo łagodnie, ciepłym i tkliwym głosem. – Twoja biedna mama nie wie nic, na temat nowych planów Dumledore’a mających, jak to szło, Blaise, wprowadzić cieplejsze stosunki między Ślizgonami i Gryfonami, tak? – Zabini tylko przymknął oczy i modlił się o to, by wujek Lucjusz okazał się wyrozumiałym człowiekiem. Już teraz wiedział, że za Chiny ludowe Malfoy mu nie uwierzy, zwłaszcza po wzruszającym tekście Weasleyówny „mama”.
- Pewnie stary Drops znowu coś, w tajemnicy przed rodzicami, wymyślił. Dziwi mnie tylko jedno, dlaczego twoja mama i twój tata myślą, że przebywasz u koleżanki ze szkoły, a nie u kolegi? To bardzo ciekawe Virginio Weasley, wręcz instygujące – Lucjusz mówił cicho, spokojnie i łagodnie, i krył rozbawienie, które ogarniało go coraz mocniej, w miarę jak rosła konsternacja i lekki przestrach na twarzach obecnych.
Virginia pisnęła coś bardzo cicho i niewyraźnie. Jej oczy zaszły mgłą, a usta zaczęły drżeć.
„Chryste, chyba Molly nie jest aż takim potworem?” – pomyślał pan Malfoy. – „Biedny Arthur” – przyszło mu po chwili do głowy. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że jego ubogi i szurnięty na punkcie mugoli kolega z pracy, ma w domu dosyć podobną sytuację do sytuacji wpływowego arystokraty.
Ta myśl trochę pokrzepiła Lucjusza. Znaczyło to, ze nie tylko u niego w domu rządzi kobieta. Te satysfakcjonujące rozważania przerwał głos Dracona.
- Tato, nie zrobisz nam tego - Draco uśmiechnął się niewinnie do rodziciela a w tym samym momencie Blaise powiedział.
-Jak ty nic nie powiesz to my pomożemy ci znaleźć tego kto ukradł i rozbił twój samochód.
- O ile się nie mylę to mój rodzony syn, który był wtedy na niezłym rauszu, żeby nie powiedzieć zalany w trupa rozbił mój samochód, a ty pomogłeś mu zatrzeć ślady, tak żeby wyglądało to na kradzież – Lucjusz mówił cichutko i miał niesamowitą radochę z reakcji obu młodzieńców.
Blaise zarumienił się i coś bąknął.
„Cholera, skąd on to wie?” – pomyślał.
Draco zrobił się bledszy od Virginii, która znowu pisnęła, słysząc tragiczne nowin i Hermiona posłała jej smutny uśmiech.
- Ale skąd wiesz? – Malfoy junior miał w oczach wypisaną rozpacz.
- Dziecko, tłumaczę po raz kolejny. Też miałem siedemnaście lat, a co do tego samochodu... Mam swoje sposoby – mężczyzna pokiwał głową z politowaniem. - Zero odwagi cywilnej. Jeszcze w to dyrektora mieszacie. Nie wspomnę już o incydencie z samochodem, bo to nawet żałosne nie było. To było tragiczne. Głupie i tragiczne. Jak o tym myślę, to żal mnie za tyłek ściska. No i co? Powiedzcie mi, co? Co mam powiedzieć drugiego stycznia, Arthurowi w pracy, jak powie mi , co zwykł robić: dzień dobry Lucjuszu? Mam zmilczeć?
- Masz odpowiedzieć dzień dobry, wujku – grzecznie podpowiedział Zabini, a Hermiona i Virginia zaczęły obgryzać paznokcie ze zdenerwowania.
- Blaise, ja cię proszę, ty nie bądź impertynencki, a teraz grzecznie i bez żadnych kłamstw powiecie mi co się tu dzieje. I nie wy - tu Lucjusz spojrzał się uważnie na syna i chrześniaka - bo większych krętaczy nie widziałem, ale te dwie Gryfonki. W końcu Gryfoni są zawsze tacy praworządni i uczciwi - dodał z gryząca ironią. - No słucham panienki, która mnie oświeci.
- Bo Giny - Hermiona zaczęła bardzo niepewnie i przepraszająco popatrzyła się na przyjaciółkę - i Blaise są razem i ona boi się powiedzieć o tym rodzicom, zwłaszcza pani Weasley, a bardzo chcieli spędzić te święta razem na i ja... ja i Draco postanowiliśmy im pomóc.
- Właśnie - Blaise postanowił trzymać się wersji Hermiony - Gin boi się reakcji swej rodziny, a bardzo chcieliśmy być razem, dlatego nikomu nic nie mówiliśmy.
- Ach tak, a co w takim razie miałeś na myśli mówiąc, że nie powinienem tak straszyć swej synowej, która może mi urodzić potencjalne wnuki, mój ty Romeo od siedmiu boleści?
- To był żart – Blaise nawet się nie zająknął. – Dokuczam im, jakby wujek mnie nie znał – wzruszył ramionami.
- W to mógłbym uwierzyć, ale nie wierzę, że dwoje zagorzałych wrogów – patrz Granger i mój syn – pomaga tobie i Virginii, o co to, to nie! Nie rób ze mnie kretyna – pomimo rozbawienia, zaczynał odczuwać irytację bezczelnością Blaise’a. Nie mógł się jednak mocno złościć, bo w chłopaku było wiele naturalnego uroku i był szarmancki nawet wtedy, gdy kłamał.
- I nie mogę uwierzyć, że grzeczna, czytająca książki Grangerówna łga mi w żywe oczy, albo, że robi to mała Weasleyówna. Macie zły wpływ na wszystko do czego się dotkniecie, chłopaki.
- No dobrze - mruknął zirytowany Draco - chcesz znać prawdę, to ja poznasz.
Lucjusz spojrzał na syna uważnie, jeszcze nigdy nie widział by Draco był tak zdeterminowany.
- Nie tylko z powodu Ginny spędzamy ten czas razem, a to co Blaise mówił o twoich wnukach to wcale nie było takie dalekie od prawdy. Ja i Hermiona jesteśmy razem od roku i...
- Chwileczkę, Draco nie wciskaj mi tu ciemnoty, ty jesteś razem...
- To prawda, panie Malfoy. Ja i Draco jesteśmy razem, jak pan nie wierzy to niech pan zajrzy do pokoju Dracona. Są tam wszystkie moje rzeczy, a chyba nie sądzi pan, że ja, będąc Gryfonką, i w dodatku Prefektem Naczelnym, spałabym z kimś, gdybym go nie kochała.
Malfoy senior już miał uwierzyć w to, co usłyszał. Naprawdę bliski był tego, żeby dać nabić się w butelkę. Coś mu jednak tu zgrzytało i to bardzo, no i była jeszcze mina Ginny. Dziewczę wytrzeszczyło zabawnie swoje ciemno-czekoladowe, duże oczy i wbiło je z fascynacją w przyjaciółkę, a Lucjusz przecież nie był w ciemię bity.
- Granger, dziecino, nawet jeżeli twoje rzeczy są w sypialni mojego syna, w życiu nie uwierzę w te bajki, które mi opowiadacie. To po prostu łgarstwa na resortach jak mówi twój ojciec droga Virginio, powtarzając to za mugolami...
- Bujda na resorach się mówi – Blaise nie mógł nie poprawić "wujka", za co dostał spojrzenie pod tytułem „a ty, lepiej już milcz”.
- Nic już mi nie mówcie, nie chcę wiedzieć. Założę się, że w grę wchodzi hazard. Zawsze tak było jeśli chodzi o rywalizację między Gryffindorem i Slytherinem, a o co się zakładaliście, to wy już wiecie i niech tak zostanie. Ja nie będę za wami biegał z Veritaserum. Jesteście już dorośli. Natomiast lojalnie uprzedzam, nawet jeżeli nic nikomu nie powiem, to może kiedyś wyjść na światło dzienne, a wtedy maleńka Weasleyówna będzie miała ciężkie przejścia z dużą panią Weasley – Lucjusz westchnął i pokręcił głową z politowaniem.
- Nic nikomu nie powiem, bądźcie spokojni. Też robiłem różne dziwne rzeczy w młodości....
- Ojciec, jesteś git! – wrzasnął Draco radośnie, a Hermiona i Ginny odetchnęły lekko. – Napijemy się wódeczki?
- Kretyn - posypało się z czterech stron w stronę Malfoya juniora, który już zamierzał coś odpowiedzieć na swoja obronę, gdy nagle w drzwiach pokazał się Krzywołap i niewinnie miauknął.
Draco zbladł, Lucjusz powoli wciągnął powietrze, a Przecinek...
No cóż, Przecinek, jak przystało na prawdziwego rasowego dobermana, który jest bardzo groźnym psem i niczego się nie boi... spanikował.
Potężne psisko wskoczyło na fotel, który zajmował Blaise, wtuliło się w zaskoczonego chłopaka i zaczął trząść się i piszczeć.
Zabini nie wiedział przez chwilę , co się dzieje.
- Przecinek boi się kotów – Draco zarumienił się tak mocno, jakby ojciec stwierdził, że to on się tych kotów boi i podszedł do przyjaciela, który teraz niepewnie gładził dobermana po grzbiecie.
- A spróbuj się roześmiać, Blaise – warknął łypiąc na bruneta podejrzliwie. Zielonookiemu zaczęły niebezpiecznie drgać usta, na razie wolał jednak zachować powagę. Hermiona z czułością wpatrywała się w Przecinka, według niej był przesłodki
- Szczotka, zabierz pomarańczową potworę, psa mi stresuje – stwierdził spokojnie Draco i Hermionie przeszła czułość.
- Jaki pan, taki kram – syknęła. – Chodź Krzywuś, nie chcą cię tu – oznajmiła naburmuszonym tonem, wzięła zaciekawione reakcją psa zwierzę na ręce i wyszła z pokoju.
- Dlaczego szczotka? – zaciekawił się Lucjusz.
- Fryzura – lakonicznie odrzekł jego syn, odstresowując Przecinka głaskaniem.
- Te kobiety są naprawdę niepraktyczne - mruknął Malfoy senior, na co kobieta w postaci najmłodszej latorośli Weasleyów oburzyła się i wyszła z pokoju. Nie zamierzała przebywać z żadnym z tych przerośniętych plemników, które niepotrzebnym istnieniem zaśmiecały kontynent i zabierały innym potrzebny do życia tlen.
- Sami jesteście niepraktyczni - mruknęła przy wyjściu, ale na tyle głośno by ją usłyszeli.
- Dziki, weź ty zapanuj nad pchełeczką, bo niedługo ta praktyczna zacznie tobą rządzić - powiedział Draco, na co oburzony Blaise odpowiedział:
- Poniańcz pieska, Smoczusiu. Widać jaki pan taki kram, Grangerowa ma rację. Nie sądziłem, że jesteś aż tak strachliwy.
- Przymknij japę, Zabini – odparł poirytowany Draco. – Pies się boi kotów i co z tego? Taki ma charakter, od maleńkości się bał, kretynie!
Blaise wyglądał na obrażonego.
- Dajcie spokój, obaj – powiedział Lucjusz. – Lepiej pogadajmy jak mężczyźni, zanim pójdziemy z Draconem robić przystawki na kolację – głos Lucjusza zadrżał z podniecenia. W domu nie mógł zbliżać się do kuchni, bo był bardziej niebezpiecznym kucharzem od własnego syna. Narcyza zabroniła mu tego, gdy pewnego pięknego dnia omal nie zginął i rozwalił kuchnię w drobny mak. Biedny nie wiedział nawet jak do tego doszło. On tylko piekł ciasto.
Zabiniemu coś w zdaniu wypowiedzianym przez przyszywanego wuja bardzo nie pasowało, na razie jednak nad tym się nie zastanawiał.
- No wiesz, wujku – zaczął. – No, zakład jak zakład – wzruszył ramionami i udawał, że podziwia sufit.
- Taki, niewinny całkiem, zakładzik – Draco bardzo pomagał przyjacielowi w odkryciu jakichś ciekawych konstelacji na suficie rezydencji.
- Ha! Jak mój syn mówi niewinny, to wolę nie znać szczegółów – orzekł Malfoy senior i westchnął głęboko.
Obaj młodzieńcy spojrzeli najpierw na siebie, potem na Lucjusza i leciutko się uśmiechnęli, aż w końcu mężczyzna nie wytrzymał i szczerze się roześmiał.
- No, widzę, że z was prawdziwi Ślizgoni chłopaki, jak byłem w waszym wieku to też nie potrafiłem przepuścić stosownej okazji. Nie wnikam w szczegóły zakładu, wiem że pobudki wasze były ze wszech miar... szlachetne – tym razem śmiali się wszyscy trzej mężczyźni i reszta rozmowy o wszystkim i o niczym przebiegała w przyjaznej, wesołej atmosferze.
***
Pół godziny później Blaise Zabini zrozumiał, co mu nie pasowało wcześniej, gdy jego przyszywany wujek wspominał o gotowaniu. A raczej zobaczył to na własne oczy i uzmysłowił sobie jedno. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wpuszcza do swej kuchni nikogo, kto nosi nazwisko Malfoy i jest, lub wygląda, jak gorsza odmiana ludzkości, czyli mężczyzna ewentualnie jest zwierzęciem wychowanym w tej rodzinie.
Chłopak zastanawiał się tylko nad jednym, jak jego rodzice przyjmą wiadomość o tym, że ich nowo wyremontowana kuchnia będzie musiała przejść następny kapitalny remont.
Zabini już po kilku minutach przekonał się po kim Dracon odziedziczył talent destrukcyjny, jeśli chodzi o przygotowywanie posiłków. Tylko, ze młodemu Malfoyowi dało się coś jeszcze przetłumaczyć, a do Lucjusza w momencie gdy widział kuchnię, do której może wejść, a takich było już niewiele, nic nie docierało.
- Wujku - Blaise z nieśmiałym uśmiechem zwrócił się do Malfoya – po co ci ta linijka?
- Jak to po co, ryby trzeba pomierzyć - odpowiedział Lucjusz i podszedł do spoczywających w pokoju rybnych filetów.
- Owszem - Draco postanowił pomóc ojcu mierzyć i z radosną mina podskoczył do blatu , na którym Lucjusz starannie układał tusze rybne. Blaise patrzył na to z lekkim niepokojem.
- Zostaw nas, poradzimy sobie z rybami, dziewczęta i ty, możecie później upiec ciasto - Lucjusz był niebezpiecznie podekscytowany, Przecinek, który kręcił się przy rybach namiętnie także "skumał czaczę", a Blaise zaczynał odczuwać coraz większy niepokój.
-A może ja wam bym w czymś pomógł? - zapytał niepewnie, zastanawiając się w jaki sposób rodzice się mu odwdzięczą.
- Nie! - wykrzyknęli obaj Malfoyowie, a Przecinek zaszczekał oburzony.
Psinka tak samo, jak jego właściciele nie mógł uwierzyć, że ktoś może powątpiewać w ich umiejętności kulinarne.
Blaise z przerażeniem w swych zielonych oczętach patrzył, jak Lucjusz Malfoy zamiast polać kaczkę odrobiną wina wlewa na brytfankę cała butelkę alkoholu i z obłędem w oczach szukał następnej butelki.
- Wujku, a nie wydaje ci się, że już wystarczająco dużo...
- Nie! -krzyknął urażony Lucjusz nie mogąc zrozumieć, dlaczego ktoś nie wierzy w jego umiejętności.
- Naprawdę, alkoholu ma być tylko trochę, a ty wujku wlałeś całą butelkę. Nie raz piekłem kaczkę i wiem, że to troszkę za dużo – Blaise starał się jak najsprawniej załagodzić sprawę
- Oj, Blaise, nie panikuj. Kupiliśmy dużo wina – oznajmił radośnie Draco taszcząc kolejną butelkę. – Masz tato!
- O, nie! Bez przesady! Ja na to nie patrzę! – Blaise postanowił się wycofać. – Nie wiem, co zrobicie, ale możecie zrobić tylko tą kaczkę. Ryby zostawcie mi, a pieczenie ciasta dziewczynom. Będzie schrzaniona tylko jedna potrawa! – chłopak opuścił kuchnię, modląc się by jej nie zdemolowali.
- Raczej tylko jedna, będzie świetnie przyrządzona! – krzyknął za nim pełnym entuzjazmu głosem, Lucjusz.
- Tato on się nie zna na dobrej kuchni - powiedział Draco i uśmiechnął się do ojca, jednocześnie nie spuszczał wzroku z Przecinka, który udawał, że nie ma zamiaru dobrać się do świątecznej szynki.
- Nawet o tym nie myśl - mruknął chłopak i karcąco spojrzał się na psa.
- Przecież ja nic nie robię - "odpowiedział" Przecinek niewinnie machając ogonem.
- Ściemniacz – oznajmił Draco łypiąc na psa. Mimo, że Blaise zabronił im robić cokolwiek więcej, niż piec kaczkę, blondyn pokroił przyrządzoną już wcześniej przez Zabiniego świąteczną szynkę, chociaż akurat to potrafił zrobić doskonale. Teraz równe plastry pięknie pachnącego specyfiku czekały na polanie sosem stworzonym właśnie przez Blaise'a, który teraz został wstawiony na wolny ogień przez Malfoya juniora
- Idę po małą wódeczkę do kaczki, jeszcze nie pływa. A ty pilnuj psa, synu – oznajmił Lucjusz i powędrował w poszukiwaniu półlitrowej wódki
- Okey! – Draco wyciągał składniki do przyprawienia kaczki i łypał groźnie na Przecinaka, który siedział z absolutnie niewinną miną, nawet nie parząc na szynkę. Draco odwrócił się od niego tylko raz i tylko na sekundę, po to by zajrzeć do sosu, ale to wystarczyło.
Przecinek oparł się łapami o blat stołu chwycił soczysty kawałek mięsiwa i zamarł w tej pozycji gdyż jego ukochany właściciel, który pozwalał mu spać w łóżku i nie przeszkadzało mu to, że w środku nocy zostanie zrzucony na podłogę, bo pies się musi wygodnie przeciągnąć, odwrócił się w jego stronę.
Dwie pary oczu spotkały się.
- Przecinek, wypluj to - stanowczym głosem powiedział Draco.
- Nie - pies stanowczo pokręcił pyskiem i jeszcze mocniej zacisnął ostre zęby na mięsie.
- Nie oddasz plasterka? – wysyczał młodzieniec przez zaciśnięte zęby.
„Plasterek”, który ważył pewnie dobre trzydzieści deko, zadyndał w uścisku kłów przecinka na znak protestu.
- Nie oddasz? – powtórzył Draco i paskudnie się uśmiechnął, co na dobermanie nie zrobiło najmniejszego wrażenia.
- Dobry Przecinek – słodkim jak miód głosem powiedział Draco i przykucnął przy czworonożnym złodziejaszku. – Daj głos!
Pies jak to pies, uwielbiał popisywać się umiejętnościami nabytymi w trakcie tresury. Przecinek szczeknął radośnie i Draco spokojnie podniósł plaster szynki z podłogi.
Mina psa wyrażała skrajną rozpacz, zdziwienie i zażenowanie, że dał się tak perfidnie podejść. Pisnął z niezadowolenia położył łapy na podłodze i wsparł na nich łeb. Draco upojony triumfem, podszedł do zlewu i odkręcił wodę, by umyć mięso.
Przecinek, jak każda zdolna bestia, która uczy się na błędach, zgrabnie porwał kolejny plaster soczystej szynki i wybiegł z kuchni zanim Draco zdążył zareagować z głośnym „kur*wa mać” na ustach i odskoczyć od zlewu.
- Ty podły złodzieju! - Wykrzyknął Malfoy i ruszył w pogoni za psem. Nie pobiegł jednak daleko, gdyż już w progu zderzył się z Ginny, która nieśmiało zaglądała do kuchni.
- Mogę pomóc? - zapytała i uśmiechnęła się niewinnie.
Draco już miał na nią warknąć, ale przyszło mu na myśl, że przecież Ginny ma równie wspaniałe i właściwie podejście do kuchni, co on i jego ojciec, a wiadomo, że im więcej, tym weselej.
Gdyby był rozsądnym kucharzem, przyszłoby mu do głowy porzekadło „gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść”, ale nie grzeszył przecież rozsądkiem, gdy chodziło o gotowanie.
- Idź, dopraw sos do szynki i zajmij się kaczką: pokrój składniki do niej, a ja złapię tego wrednego złodzieja mięsa, Przecinka – powiedział na wdechu i pobiegł za psem. Virginia uśmiechnęła się promiennie i wzięła od niego umyty plaster.
- Nie bój nic – oznajmiła i poszła prosto do sosu. Wyciągnęła wszystkie przyprawy i niuchała każdą z nich, zanim dodała sporą szczyptę do garnuszka.
Przecinek uciekał z mięsem ile sił w nogach, ale pech chciał, że napotkał na swej drodze Lucjusza z butelką wódki w ręku. Zatrzymał się i zrobił błyskawiczny odwrót, ale Draco wpadł na niego z rozpostartymi dłońmi, krzycząc „aaa!!!!”. Rzucił się na czworonoga, który zgrabnie umknął bokiem i pędem pobiegł schodami na górne kondygnacje.
Ponieważ Draco wychynął z zakrętu, Lucjusz doznał szoku i wypuścił butelkę z ręki. Klnąc pod nosem wrócił po następną ("sprzątnie młodzież i nadzieja świata czarodziejów"). Nie przejął się i wziął kolejną półlitrówkę, z dwudziestu paru ustawionych na podłodze w rządku i wrócił do kuchni, gdzie w międzyczasie Ginny, która również stwierdziła, że kaczka ma za mało płynu postanowiła ją podtopić i wyciągnęła z lodówki butelkę czystego spirytusu, o której Draco zapomniał, a Lucjusz nie wiedział. Malfoy widząc, że najmłodsza z tych rudzielców z Nory potrafi coś sporządzić dał jej spokój i pozwolił asystować w kuchni.
W tym czasie Krzywołap wybrał się na przechadzkę po domu, jak wiadomo, kot ten miał swoje upodobania i wśród kociej rodziny był istnym dziwolągiem, Uwielbiał alkohol i widząc kałuże ulubionego trunku natychmiast się do niej dobrał, a następnie wzmocniwszy swa odwagę wybrał się na poszukiwanie tego wielkiego intruza, który szczeka. Jak postanowił, tak też zrobił.
Przecinek widząc zbliżające się niebezpieczeństwo w postaci KOTA rzucił się wraz z kawałkiem mięsa trzymanym dalej w pysku do następnej ucieczki i pobiegł do kuchni. Niewiele się namyślając skoczył na Lucjusza, ten będąc nieprzygotowanym poleciał do tyłu i potknął się o Ginny, która właśnie ściągnęła z gazu gąsty, gorący sos i nie była w stanie utrzymać ciężkiego garnka i cięższego Malfoya i tak wszyscy wylądowali na podłodze, a sos po części na każdym z nich i ścianach.
Większość sosu słynęła na podłogę, a nieco zdołało dopaść dłoni Lucjusza, który wrzasnął z bólu sakramentalne „kur*wa mać”. Przecinek, którego sos musnął po łapie dał wsteczny i pognał gazem z powrotem, oszalały ze strachu, podwójnie. Nie zapomniał ze sobą oczywiście zabrać plastra. Przerażony wpadł pod stół w salonie i tam dobrał się do szynki.
Najbardziej dostało się Ginny, która wylądowała obok Lucjusza i teraz darła się i wniebogłosy i płakała. Sos wylądował na jej dekolcie, brzuchu i udach, a gorący garnek potoczył się gdzieś pod ścianę.
- O cholera! – oświadczył Lucjusz, chwycił ze stołu różdżkę i szybo usunął sos z Virginii, która była w szoku.
Wrzaski panny Weasley sprowadziły pozostałą trójkę, która nieśmiało wsunęła do kuchni zaciekawione główki.
Blaise widząc, że Ginny leży na podłodze, z jej dużych oczu płyną strumyczki łez, a Lucjusz Malfoy stoi nad nią z wyciągnięta różdżką natychmiast podbiegł do dziewczyny, przytulił ja do siebie i zwrócił się ku wujowi.
- Co ty jej robisz?!
- Ale ja...ale pies...ale...sos...ja... - Lucjusz będąc zbyt zszokowany tym, co się przed chwila stało jąkał się bezskładnie i z rozpaczą w oczach popatrzył na płaczącą dziewczynę. Wreszcie nie mogąc znieść kobiecych łez wykrzyknął zdenerwowany.
- To wszystko wina Draco!
- Co ja?! Mnie tu nawet nie było! - chłopak spojrzał zdumiony na ojca, nie mogąc uwierzyć, że on śmie zwalać na niego swe winny.
- Ty! – Lucjusz się zapienił. – Żeś wypadł jak zmora z wrzaskiem i zbiłem butelkę, musiałem iść po drugą i jak przyniosłem, to wbiegła ta bestia, którą raczyłeś gonić i przewróciła mnie i Weasleyównę, która z gazu zdjęła właśnie sos!
- I gdzie tu moja wina?! Chyba Przecinka, który zwiał z mięsem! – Draco wyglądał na pokrzywdzonego, głos mu zadrżał z wściekłoś.
- No właśnie! A KTO PILNOWAŁ MIĘSA?! – triumfalnie dokończył Lucjusz
- Przestańcie natychmiast! – wrzasnął Blaise. – nie widzicie głąby, jak ona strasznie się oparzyła? A wy dywagujecie na temat tego kto jest winny, zamiast jej pomóc.
Ojciec i syn zamilkli skonsternowani, a Hermiona patrzyła zszokowana na swoją poparzoną, bezbronną przyjaciółkę.
Ginny nie miała siły już krzyczeć i tylko płakała cicho z bólu. Dekolt pokrył się pęcherzami i zapewne skóra na brzuchu i udach też. Trzeba było z niej szybko zdjąć ubranie i opatrzyć oparzenia.
Zabini wziął na ręce poszkodowana dziewczynę i szybko wyszedł z nią z kuchni, po drodze zwracając się do Hermiony, by przypilnował tych dwóch psycholi i za żadne skarby nie puszczała na górę.
Wszedł do swojej sypialni, delikatnie rozebrał dziewczynę i czule się nią zajął. Już po kilku minutach Giny była opatrzona i przytulała się do chłopaka, który już miał ją pocałować, gdy z dołu dał się słyszeć potężny odgłos wybuchu. Blais zbladł, i szepnął tylko jedno słowo.
- Kuchnia! – potem wybiegł i dopadł do rzeczonego obiektu swoich obaw.
Lucjusz i Draco byli umorusani, Hermiona miała przepraszającą minę, pod tytułem „nie mogłam nic poradzić”.
- JEZU! – to było jedno, co wstanie był powiedzieć Zabini.
Malfoy senior podrapał się po głowie i wzruszył ramionami.
- Za duża temperatura wymamrotał, no i może ten spirytus..
- Spirytus? – Blaise miał oczy wielkości galeonów. – Czysty spiryt? Pozabijam...
- Ale to nie nasza wina - tym razem ojciec i syn razem bronili swych cennych, chyba tylko dla nich, skórek. - To nie my.
- A niby kto?- zapytał wściekle Blaise i z mordercza miną zbliżył się do obu.
- Ginny! - wykrzyknęli obaj jak na komendę.
- Tak, jasne, zwalać na niewinna dziewczynę - zaczął krzyczeć Blaise gdy tuz za sobą usłyszał głosik niewinnej dziewczyny.
- O kaczuszka wybuchła... to chyba przez ten spirytus z lodówki...
- Że co? – spytał Zabini. – Chcesz powiedzieć, że jednak to ty dodałaś do kaczki, która już pływała w winie jeszcze pół litra spirytusu?
- Wydawało mi się, że ona jest taka... sucha – Virginia uśmiechnęła się nieśmiało.
- No właśnie, miała w sumie rację... – zaczął Draco, ale nie dokończył, bo zielonooki mieszkaniec rezydencji spiorunował go wzrokiem.
- Sucha - wysyczał Blaise. – Sucha, powiadasz – popatrzył z żądzą mordu na pannę Weasley. – A wiesz, co będzie teraz ze mną, gdy stary to ujrzy? Ja na pewno suchy nie zostanę – jego głos był bardzo niski i niebezpiecznie cichy. – Wpuściłem troje kucharzy od siedmiu boleści do kuchni i mam demolkę...
- Przecież to ona – Malfoy junior oskarżycielsko wysunął palec, w kierunku Ginny.
- Bo uwierzę, że ty byś nie wlał spirytusu do kaczki, gdybyś o nim wiedział i miał go pod ręką, Smoku – stwierdził Blaise z irytacją.
- No, nie mówimy, że spirytus był złym pomysłem – oświadczył Lucjusz. – Widocznie temperatura wyjściowa była za wysoka – dodał z miną znawcy.
- Nie wiem, który z was jest głupszy, wujku – oświadczył z żalem Zabini. – To ja odpowiem za zniszczenia, a ty Weasley zapłacisz mi za to!
Ginny zrobiła dzióbek z ust, bo poczuła jak wargi jej drżą, ale się nie odezwała. Nie dość że została dotkliwie poparzona, to chcieli jeszcze na nią zwalić całą winę, mimo że doskonale wiedzieli o spirytusie i to poparli, a Blaise oczywiście oskarżył ją.
- Co, zamierzasz ryczeć? – spytał Zabini.
- Nie, już się przyzwyczaiłam, że wszystko jest moją winą i za wszystko muszę przepraszać i płacić – poczuła się jeszcze gorzej, odwróciła się i wymaszerowała z kuchni. Wszyscy trzej mężczyźni mieli głupie miny, a Blaise chyba najgłupszą. Poniosło go z tym „płaceniem”. Doskonale sobie zdawał sprawę, że oni i tak, wcześniej czy później, dorwaliby spirytus.
- Świnie - powiedziała Hermiona i odwracając się na pięcie wymaszerowała z kuchni za Ginny.
- Chyba przesadziłem - mruknął Blaise.
- O, chwilę, przecież nic się nie stało.
- Smoku, albo się zamkniesz, albo to ty, zamiast swego ojca pokryjesz remont kuchni.
- Jak to ja - powiedział Lucjusz, niepomiernie zdziwiony - przecież ta kuchnia wcale źle nie wygląda, jaki remont?
- Wujku! Czy ty nie widzisz, że rozje*baliście cały piec?! - Blaise nie chciał podnosić głosu na Lucjusza, ale psychicznie nie wytrzymał. – Tego żadne zaklęcie dobrze nie naprawi. To piec magiczny, nie mugolski i kiedy się rozwalił, rozwaliły się wszystkie magiczne udogodnienia bo był przeze mnie i mojego ojca konstruowany ze zwykłego pieca!
Lucjusz patrzył na syna swojego przyjaciela z ukosa.
- I ja mam za to płacić? – spytał ze złośliwym uśmiechem. – Mówisz mi takie rzeczy, wiedząc, że wiem z kim spędzacie Sylwestra?
- Tak, bo wiem, że jesteś honorowy – odrzekł z powagą Zabini. - A po za tym, jakby się ciocia dowiedziała, co zrobiłeś z moja kuchnią...
- To by stwierdziła, że sam sobie jesteś winny, wpuszczając mnie do niej!
- Powiedziałbym, że sam mnie zmusiłeś i jak sadzisz, komu by uwierzyła?
Lucjusz spojrzał się na syna, następnie na chrześniaka i z dziwną mina wyciągnął książeczkę czekową.
- Nicponie – szepnął. – Wiecie, że i tak bym nie wygadał – dodał, wręczając czek do Gringotta, opiewający na sumę stu galeonów, Blaisowi, który się lekko zarumienił.
- Wujku, ja wiem, że jesteś w porządku, ale jeśli chodzi o gotowanie...
- W porządku, Blaise – Lucjusz uniósł dłonie w pokojowym geście. – Rozumiem. Ty i moja małżonka należycie do konserwatystów kuchennych, ale tacy ludzie jak ja, Draco, czy panna Weasley osiągnęliśmy wyższy stopień rozwoju kulinarnego. My wiemy, że bez ryzyka, w tym małych wybuchów, nie będzie postępów w sztuce kulinarnej
- Tak wujku, tak - mruknął Blaise i dla bezpieczeństwa wyprowadził obu Malfoyów z cennych resztek swej cennej kuchni.
Kiedy ulokował ich już w salonie udał się na poszukiwania dziewczyn z zamiarem przeproszenia jednej z nich. Nie wiedzieć czemu od razu skierował się do własnej sypialni i trafił w dziesiątkę gdyż właśnie tam znajdowali się Ginny, Hermiona i...Przecinek.
***
Z Przecinkiem było tak...
Uciekł pod stół w salonie, gdzie z silnie bijącym ze strachu sercem zabrał się za mięso. Gdy już spożył porwany z kuchni plaster i poczuł się pełny, postanowił zwiedzić rezydencję. Ruszył więc po schodach na górę, pilnie rozglądając się na boki, czy nie dojrzy jakiegoś KOTA. Na jego szczęście upojony wódeczką Krzywołap spał gdzieś w kącie, a Zimmy była na dworze.
W końcu dotarł do uchylonych drzwi sypialni gospodarza i ujrzał jak jedna z dwunożnych istot pochlipuje cicho a druga ją pociesza. Jako pies o wielkim sercu postanowił pomóc Hermionie w pocieszaniu Ginny i z przyjaznym piskiem zaczął ładować się dziewczynie na kolana, na co Virginia zareagowała krzykiem i strachem, a biedny Przecinek zamarł i przekrzywił łeb.
- No i dlaczego krzyczysz? - pytały jego brązowe ślepka wpatrzone w zapłakana dziewczynę. - Przecież ja ci nic nie zrobię.
Niestety do Ginny to psie przesłanie jakoś nie chciało dotrzeć.
Blaise, oceniając po męsku sytuacje, wyrzucił psa i delikatnie wyprosił Hermionę po czym usiadł koło Giny, niepewnie się uśmiechnął i powiedział.
- Jestem kretynem... wybacz mi.
Ginny popatrzyła na Blaise'a z wyrzutem.
- Bywasz kretynem, czasami... - powiedziała niepewnie i chłopak łagodnie się do niej uśmiechnął.
- Przepraszam - powtórzył i pocałował ją delikatnie. - Byłem zdenerwowany, przepraszam.
- Już dobrze - po chwili powiedziała Giny i uśmiechnęła się do Blaisa - A będę mogła...
- Nie!
- Ale ja nawet...
- Virginio, nie będziesz mogła wejść więcej do kuchni moich rodziców.
- Nawet wejść? - zdziwiła się dziewczyna. W jej oczach była niemal rozpacz.
- JA już nie zrobię nic źle - oznajmiła i spojrzała na niego z rozbrajającą szczerością. Blaise poczuł jak zaczyna mięknąć i westchnął
- No dobrze, będziesz mogła gotować z Hermioną, albo ze mną. Ale w żadnym wypadku nie z Draconem.
- Umowa stoi - Virginia rozpromieniła się, uściskała Blaisa i ucałowała go soczyście w policzek.
- Jesteś kochany.
- Powiedz to moim starym jak wrócą, może dzięki temu przeżyje.
- Oj, co się martwisz, przecież pomożemy ci sprzątać.
- Pchełeczko ty mi możesz pomóc w pozbyciu się stresu...seksualnego...
- A to jest coś takiego jak stres seksualny? A ja myślałam, że napięcie seksualne.
- O, jakaś ty mądra się zrobiła. Powiem inaczej... możesz mi pomóc pozbyć się stresu za pomocą seksu - Zabini wyszczerzył się radośnie, a Virginia posłała mu krzywy uśmiech.
- Tylko o jednym....
- Czy ja mówię, że teraz? Czy ja mówię, że dziś? Ja ci tylko tłumaczę, że jak już mi pomagasz, to właśnie tak, a nie majstrując w kuchni. - Dziś nie da rady - chłopak zrobił smutną minę. - Trzeba kolację przygotować, ale w nocy..
- W nocy, to ty będziesz padnięty, spity i pójdziesz spać - oznajmiła Ginny.
- Weasley, chciałem nieśmiało zauważyć, że w tym towarzystwie to ty masz najsłabsza główkę... może dlatego, że najmniejszą...
- Gbur - pisnęła Ginny i wybiegła z sypialni kierując swe kroki do salonu, gdzie przebywała reszta ekipy, a biedny chłopak nie zdążył nic odpowiedzieć, na coś tak niesprawiedliwego. On przecież nie był gburem tylko szczerym młodzieńcem.
****
Tymczasem w salonie Hermiona pilnowała wszystkich członków rodziny Malfoy <łącznie z psem> i zaśmiewała się z anegdotek Lucjusza. Ona się śmiała, a Draco z minuty na minutę robił się coraz bardziej czerwony. No bo kto z nas lubi słuchać o swym dzieciństwie, szczególnie gdy słucha się tego w towarzystwie kogoś, na kim człowiekowi w jakikolwiek sposób zależy.
"Stop" - pomyślał Draco Malfoy. - "Jak to zależy mi na Granger?"
Normalnie, zależy ci na Hermionie - usłużnie podpowiedział wewnętrzny głosik.
"Właśnie tak, lubię ją i mi się podoba, i nie pozwolę, żeby słuchała tych bzdur, takich ja ta, kiedy poszedłem nago do sąsiadów żeby...."
- Tato, NIE! - wrzasnął ze złością i zażenowaniem, a Lucjusz i Hermiona spojrzeli na niego z rozbawieniem.
- Tato, nawet się nie waż o tym wspominać! Przysięgam, że jeśli to zrobisz to...
- To co, synu? - Lucjusz z ciekawości przechylił głowę. Jeszcze nigdy nie widział swego syna tak... tak... no cóż tak zakochanego. Bo on, jako mężczyzna z wieloletnim doświadczeniem w sprawach miłosnych, potrafił rozpoznać te oczywiste oznaki.
- Będziesz złośliwą bestią -oświadczył buńczucznie Draco.
- Ej, nie zachowuj się jak małe dziecko - Hermiona wzruszyła ramionami. - Chcę się pośmiać.
Draco odczuł to jako zniewagę, zrobiło mu się wręcz przykro. Właśnie sobie uświadomił, że mu na niej zależy, a ona z rozpromienioną miną oznajmiła mu, że ma ochotę się z niego śmiać.
- Okey - oświadczył bardzo cicho - Tylko śmiejcie się ze mnie bez mojej obecności - oświadczył zimno i wyszedł trzaskając drzwiami.
Lucjusz już miał się podnieść i pójść za synem, gdy Hermiona szybko za nim wybiegła. Znalazła go siedzącego na schodach przed domem. Przytulał do siebie Przecinka. Chłopak nie zwracał uwagi na to, że jest zimno, a śnieg pada coraz mocniej, było mu przykro i uważał że ojciec go ośmieszył.
- Draco... ja wcale się z ciebie nie śmiałam.
Spojrzał na nią zimno i nie raczył odpowiedzieć. Nie widział dlaczego, ale zrobiło mu się cholernie przykro. Hermiona zdała sobie nagle sprawę, jak to wygląda z jego punktu widzenia. Kucnęła przy nim i odruchowo pogładziła go po policzku. Draco odsunął się i popatrzył na nią nieufnie.
- Draco, ja naprawdę nie śmiałam się z ciebie, tylko z twoich przygód jako małego chłopca, to nie to samo. Nie chciałam ci sprawić przykrości.
- Jasne.... - w jego głosie był żal, ból i ogromne pokłady gorzkiej ironii.
Hermiona westchnęł przeciągle
- Draco, ale nie tylko ty masz na swoim koncie takie rzeczy - zaczęła go przekonywać - ja tez robiłam straszne głupstwa.
- Niby jakie?
- Obcięłam się na łyso - powiedziała patrząc się prosto w jego rozszerzone ze zdziwienia oczy.
- Co? – Draco zamrugał, był w ewidentnym szoku.
- No, po prostu obcięłam się na zero, gdy miałam dziesięć lat. Miałam taką ochotę - wzruszyła ramionami i zarumieniła się lekko. – Rodzice do dzisiaj wspominają to na wszystkich zjazdach rodzinnych i mają niezły ubaw.
- No, w sumie to się nie dziwię – Draco odzyskał pewność siebie i swoje złośliwe natchnienie. – Do dziś ci zostały niezdrowe zapędy z dzieciństwa, szczoteczko - spojrzał znacząco na jej fryzurę. Czyżbyś już w wieku dziesięciu lat była niepraktyczna? – na jego twarzypojawił się triumfalny uśmieszek.
- Nie nazwałabym tego w ten sposób – Hermiona lekko się zarumieniła. Wyglądała na urażoną. – Za to ty na pewno swoje jadowite poczucie humoru wyssałeś z mlekiem matki.
- To jest dziedziczne - pochwalił się Draco i długo się nie zastanawiając pocałował Hermionę w policzek.
Nim dziewczyna zdąrzyła w jakikolwiek sposób zareagowa,ć Przecinek, który w zachowaniu swego pana dostrzegł zrozumiałą tylko dla niego zachętę do zabawy rzucił się na Hermionę i zaczął ją lizać po twarzy.
- Malfoy, weź ty to ze mnie!
- Ale wiesz Herm.. to jest dosyć groźny pies i może mi krzywdę zrobić.
- Tak, bardzo groźny! Przecinek złaź - Hermiona nie mogła w żaden sposób pozbyć się ogromnego cielska, a Draco wcale nie zamierzał jej pomagać.
- Jesteś cała obśliniona - stwierdził radośnie.
- Kici, kici - syknęła z Hermiona i ze złośliwą satysfakcją obserwowała, jak Draco rumieni się po cebulki włosów, a jego wojowniczy Przecinek rozgląda się trwożnie dookoła w poszukiwaniu zagrożenia. W poszukiwaniu KOTA.
- To jest podłe. To jest, to jest...
- To jest typowo ślizgońska zagrywka, prawda Dracusiu? - powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się złośliwie.
- Granger, czy ty chcesz typowo.. ślizgońskiej zagrywki? - powiedział Draco i ulepił śnieżną kule.
- Nie odważysz się, Malfoy!
- No to zobaczysz, Granger...
- Nic nie zobaczę, Mal.... - kula walnęła ją prosto w pierś - ...foy - dokończyła z niedowierzaniem patrząc na zadowolonego z siebie blondyna.
Wstała z zamiarem oddania Draconowi, ale Przecinek uznał rzucanie kulami za świetną zabawę i zachętę do harców, więc nie dane jej było zemścić się od ręki. Ciężkie cielsko dobermana wbiło ją w najbliższą zaspę, a pies poszczekiwał i piszczał z uciechy skacząc dookoła niej, liżąc, i nie dopuszczając do tego, by wstała, z radością wpychając ją przednimi łapami z powrotem w zaspę, gdy tylko uniosła się trochę na łokciach.
Draco długo się nie zastanawiając przyłączył się do swego strachliwego psa i zaczął nacierać Hermionę śniegiem. Dziewczyna próbowała się wyrwać dwóm napastnikom, ale była od nich dużo słabsza. Nagle usłyszała cichy krzyk Dracona i chłopak został od niej brutalnie oodciagniety. Z początku nie wiedziała co się dzieje, dopiero po chwili zauważyła, że nadeszła odsiecz. Lucjusz Malfoy, który od dłuższego czasu obserwował poczynania syna postanowił się trochę pobawić. I teraz to Draco, a nie Hermiona był nacierany śniegiem.
- Mordercy - krzyknął głośno, za co dostał następną kulka miedzy oczy.
- Potwory!
- Coś ci się blondasku nie podoba? - zapytała Hermiona i ze złośliwym, zupełnie nie gryfońskim uśmiechem, nasypała mu śniegu za kołnierz.
- Pożałujesz czarownico jedna...
- Jasne, synu, jas...
Lucjusz nie dokończył gdyż Ginny, która razem z Blaisem wyszła na dwór postanowiła pomóc biednemu Smokowi i rzuciła śniegiem w Lucjusza, po czym schowała się za Zabiniego. Biedny chłopak oberwał w odwecie i tak ponownie zaczęła się wielka walka na śnieżki, gdzie każdy był wrogiem każdego, a najlepiej bawił się Przecinek, gdyż żaden z kotów na śnieg przecież nie wyjdzie.
(Chyba....)
***
-
Ale jaja – stwierdził przemoczony Draco, szybkim krokiem
zmierzając do kominka, który obiecywał ciepło i suchość. Już
się pochylał nad cudownym ogniem, kiedy czyjeś ogromne biodro
posłało go na bok i Lucjusz Malfoy uwalił się na samym środku
dywaniku z lisa. Ze złośliwym uśmiechem grzał dłonie przy
kominku i łypał na naburmuszonego syna, który próbował się
ogrzać chociaż w minimalnym stopniu.
- Wąż – stwierdził zimno Draco. – Jadowity okularnik – dodał, ale ten komplement nie zrobił na jego ojcu najmniejszego wrażenia.
Pan Malfoy wzruszył ramionami i ogrzewał się dalej.
- Ale dżentelmeni – oświadczył Blaise. – Dwie przemarznięte kobiety dygoczą z zimna, a oni kłócą się o miejsce przy ogniu. Zero wychowania...
Obaj mężczyźni natychmiast oderwali się od ciepłego ognia i zbliżyli do zmarzniętych niewiast. Spojrzeli się na siebie porozumiewawczo i zaciągnęli dziewczyny w stronę kominka. .
- A ty jesteś dżentelmenem na pokaz - powiedział jeszcze urażony Draco, spoglądając na przyjaciela.
- Nie mogę się zgodzić.... on jest taki w niewymuszony, naturalny i uroczy sposób, ty też tak potrafisz tylko ci się nie chce - oznajmiła Hermiona z dezaprobatą patrząc na Malfoya juniora i marszcząc nos. Ginny cichutko prychnęła.
- Ależ dla ciebie wszystko - powiedział Draco i otulił Hermionę ciepłym pledem, a następnie pobiegł do kuchni, szybko wrócił i podał jej filiżankę gorącej czekolady.
Lucjusz to samo zrobił dla Giny i obaj panowie uśmiechając się porozumiewawczo podali Blaise’owi pusty już dzbanek, a Draco ze słowami: „możesz pozmywać”, wypchnął go za pomocą ojca z pokoju.
- Słucham?! – Blaise nie posiadał się z oburzenie, zdziwienia i irytacji. – Możesz powtórzyć Smoku?
Czarnowłosy Ślizgon stał za progiem salonu i wpatrywał się z niedowierzaniem w przyjaciela
- Pozmywaj, Blaise, my zajmiemy się damami – spokojnie odparł ojciec Dracona i uśmiechnął się uroczo.
Wściekły Zabini poszedł do kuchni mamrocząc coś pod nosem o półinteligentach, pseudo-dżentelmenach i lalusiach.
- To było podłe - mruknęła Hermiona i z wyraźnym potępieniem w dużych oczach spojrzała na obu Malfoyów.
Za to Ginny zaczęła bić im brawo i nieśmiało zwróciła się do pana Malfoya.
- To już wiem, po kim Draco ma takie świetne pomysły. To było naprawdę genialne.
- Rzeczywiście świetne – z przekąsem oświadczyła Hermiona, a między jej brwiami pojawiła się zmarszczka świadcząca o silnej irytacji.
Virginia wzruszyła ramionami i wbiła czekoladowe ślepka w Dracona. Jej wzrok mówił „oj, powiedz coś, ona jest taka drętwa”, ale chłopakowi zrobił się głupio i tylko spuścił wzrok.
- Blaise czasami chrzani głupoty – oznajmił przemądrzałym tonem Lucjusz. – Trzeba go trochę rozruszać i tyle.
- Pozwoli pan, że nie będę komentować takiego sposobu rozruszania kogokolwiek, a na pewno nie kogoś, kto jako gospodarz stara się dogodzić wszystkim gościom – Hermiona zmarszczyła nosek i zrobiła urażoną minę.
Draco z mieszanymi uczuciami przyglądał się Hermionie, która odwróciła się do niego plecami i wpatrywała się w płomienie buzujące w kominku.
Cicho westchnął i z grobową mina ruszył do kuchni.
- No dobra, Blaise, ty myjesz, ja wycieram.
- A niby dlaczego tak się poświęcasz - powiedział Zabini nie patrząc na blondyna. Dalej był zły za jego wcześniejsze zachowanie.
- A niby dlaczego ty pozwoliłeś wiewiórze na wejście do kuchni... jakbym tobie nie pomógł, Hermi nie odzywałaby się do mnie przez kilka dni.
- A od kiedy to jest Hermi a nie szczota?
- A od kiedy to jest Gin. a nie wiewióra?
- No dobra ja już nic nie mówię...
- I tego się trzymaj, Dziki, właśnie tego...
- A ty, Smoku nie rób więcej mi takich akcji jak dziś, następnym razem nie będę miły i nie pójdę grzecznie wykonać twojego polecenia, a tak cię kopne w tyłek, że księżyc odwiedzisz - Blaise mówił cichym i umiarkowanie spokojnym głosem, co oznaczało, że mówił poważnie i Draco zarzucił wszelkie opcje polemizowania ze zdaniem zielonookiego bruneta.
- Okey, w porządku - powiedział tylko Malfoy junior i więcej żaden z nich się nie odezwał. Myli i polerowali naczynia z taką zaciętością, że wszystko lśniło i błyszczało.
Po niespełna pół godzinie do kuchni weszły dziewczyny wraz z panem Malfoyem.
- Może wam w czymś pomóc? - zapytała Hermiona, a w tej samej chwili Draco soczyście zaklął. Szklanka którą wycierał pękła mu w ręce i odłamki szkła wbiły się w miękkie ciało na dłoni.
Dziewczyna zaraz się przy nim znalazła i podprowadziła go do stołka. W jej oczach widać było prawdziwą troskę, a ku zdziwieniu wszystkich również Lucjusz pobladł i zaraz znalazł się przy synu. Bardzo niewiele osób wiedziało, że mężczyźni z rodu Malfoyów cierpią na hemofilię. Poza rodziną nie wiedział praktycznie nikt.
- Wszystko w porządku? - Lucjusz był niemal przerażony i Hermiona przez chwilę pomyślała, że jest niezłym histerykiem, ale kiedy zobaczyła jak obficie płynie krew z dosyć płytkiego draśnięcia na dłoni Dracona, zmarszczyła lekko brwi. Chłopak był blady i wyraźnie przestraszony, ale także zirytowany troską ojca.
- Pijesz ten eliksir od wujka Severusa, prawda? - spytał z niepokojem Lucjusz i zatamował krwawienie odpowiednim zaklęciem.
- Tak, piję! Nie traktuj mnie jak jakiegoś cholernego kaleki, ojcze! - odrzekł ze złością Malfoy junior.
- Uspokój się, Draco...
Hermiona, łebska kobieta, od razu domyśliła się o co chodzi i popatrzyła na Blaise'a. Była pewna, że jako przyjaciel Dracona powinien wiedzieć o jego chorobie, zwłaszcza, że Smoku mieszkał teraz pod jego dachem. Zabini miał jednak mocno zdziwioną i bardzo zakłopotaną minę. Zmarszczył brwi i wbił w obu blondynów pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Nie mów tylko, że jesteś chory na hemofilię i nic mi o tym nie powiedziałaś - wysyczał ze złością, a Granger wolała się nie odzywać, bo Blaise zaczynał być wściekły. Ginny też wolała być cicho, chociaż nie do końca jej to wyszło i swym zwyczajem cichutko pisnęła.
Hermiona doskonale rozumiała Zabiniego. Gdyby coś złego stało się Draconowi, on nigdy by sobie tego nie wybaczył, tak samo jak ona nie wybaczyłaby sobie gdyby chodziło o Ginny.
- Przecież nic się nie stało! - warknął Malfoy junior, podczas gdy jego ojciec polewał płytkie skaleczenie Wywarem Krzepliwości, który nosił zawsze przy sobie.
- Tak, cholera jasna, teraz się nie stało! Ale mogłoby się stać w każdej chwili. Jesteś ostatnim głąbem, że mi nie powiedziałeś! Też wiem, co to duma i honor, ale wy Malfoyowie, to chyba z tym przesadzacie - Blaise z wściekłością rzucił ścierkę do zlewu i wyszedł z kuchni
- Cholera - warknął Draco i wyrwawszy się ojcu ruszył za przyjacielem. Znalazł go w siłowni jak niszczył bezbronny worek treningowy.
- Wyładowałeś się już?
- Spaduwa, za tobą są drzwi, bądź uprzejmy zamknąć je z drugiej strony...
- Przestań się zachowywać jak dzieciak pozbawiony ulubionej zabawki.
- O teraz mnie jeszcze obrażasz. Jak miło.
- Dziki..
- Wiesz co? Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, że mówimy sobie o wielu...
- Wstydziłem się - mruknął Draco tak cicho, że Blaise go nie usłyszał i dalej ciągnął swój monolog skarg i zażaleń.
- ...sprawach, o wszystkim i...
- WSTYDZIŁEM SIĘ! - tym razem Draco krzyknął tak głośno, że chyba było go słychać w całym domu.
Blaise nie przestał walić bez opamiętania worek , który niczemu nie zawinił i popatrzył uważnie na swojego przyjaciela. Draco był zarumieniony, zawstydzony i wyraźnie wściekły. Zabiniemu zrobiło się dziwnie i poczuł niemiły skurcz w okolicy żołądka, ale nie zamierzał ułatwiać niczego Draconowi. Uważał, że jego zachowanie było dziecinne i nieodpowiedzialne, wręcz głupie.
- Czego się wstydziłeś? - spytał urażony. - Myślisz , że co bym powiedział albo zrobił. Jestem, do cholery jasnej, twoim przyjacielem. Dlaczego mi nie powiedziałeś? A gdyby ci się coś stało? Wiesz jakbym się wtedy czuł? Już nigdy nic ci nie powiem, ani ci nie zaufam, bo jesteś nieuczciwy! - w głosie Blaise'a była gorycz i uraza. I wcale nie starał się zrozumieć motywów postępowania przyjaciela. Był obrażony.
- Chryste, Blaise - Draco popatrzył na bruneta ze złością i niedowierzaniem. Czuł się tak, jakby dostał od niego w twarz. - Jak możesz tak mówić? Nie masz pojęcia jak jest być chorym na hemofilię. Wszyscy, którzy o tym wiedzą, traktują cię jak kalekę. Jestem czarodziejem, więc mam cholerne szczęście, bo istnienie specjalny eliksir, który pity codziennie powoduje, że choroba jest mniej uciążliwa i redukuje w dużym stopniu możliwość wystąpienia śmiertelnego w skutkach krwawienia. Prawie nic mi nie grozi, muszę się tylko pilnować i poza eliksirem nosić przy sobie zawsze Wywar Krzepliwości. Wstydziłem się i nadal się wstydzę, czy to takie dziwne.? Ale skoro uważasz, że przez to nie jestem wart twojej przyjaźni, to trudno, przeboleję...
- Kretyn!
- Idiota!
- Tchórzofretka!
- A ty boisz się pająków!
- Wcale, że nie!
- Wcale, że tak!
- Jak dzieci, naprawdę zupełnie jak dzieci - powiedział Lucjusz, który już od kilku minut przyglądał się niezauważony, kłótni Draco i Blaise’a. - A teraz cisza i mnie słuchać. Blaise, zrozum ja i Draco jesteśmy chorzy od urodzenia, choroba jest po prostu częścią nas i z czasem o niej zapominamy. Nie mówimy o niej nie dlatego, że jesteśmy na to za dumni czy zbyt honorowi, ale dlatego, że po prostu uważamy to za coś normalnego.
- Normalnego? Jak można...
- No właśnie, ty nie możesz tego zrozumieć, a dla nas to bardzo proste, po prostu w rodzinie Malfoyów każdy mężczyzna jest na to chory i dla nas to nic specjalnego, należy tylko pamiętać o eliksirze.
Blaise westchnął, zdjął rękawice do ćwiczeni i podrapał się po łepetynie.
- No dobrze wujku, a jak ty byś się czuł, gdyby ci ktoś nie powiedział o tak ważnej rzeczy, co? Jak można się jednej strony wstydzić hemofilii, a z drugiej mówić, że tarkuje się ją normalnie. Chryste gdybyście to traktowali normalnie, to nasza rodzina, która jest z wami zaprzyjaźniona powinna o tym wiedzieć. To się, k...., zdecydujcie, czy uważacie to za normalne, czy wstydliwe!
- Uspokój się! – Lucjusz zaczynał być zły i Blaise trochę spokorniał, ale łypał z ukosa na przyszywanego wujka i swojego przyjaciela. – Normalnie – dodał już ciszej pan Malfoy. – To część nas i się do tego przyzwyczailiśmy, ale ponieważ ludzie reagują różnie, raczej nie garniemy się do mówienia o naszej chorobie. Zadowolony?
Blaise już miał powiedzieć, że wcale nie jest zadowolony, ale nagle zrobił się na twarzy czerwony jak burak i zawstydzony spuścił wzrok.
- Przepraszam - szepnął cicho. - Jednak rozumiem was lepiej niż myślicie.
Draco i Lucjusz spojrzeli na siebie zdziwieni. A temu o co teraz chodziło?
- Dopiero jak wujek zaczął mówić, że to część waszego życia, o której nie pamiętacie, a której się podświadomie wstydzicie to mnie trzepło. Też mam coś takiego.... Jestem alergikiem, ja... jestem uczulony na ugryzienia owadów.
- Ty glonojadzie głupi, sklątko skretyniała!! - zaczął wydzierać się Draco, przecież u nas są pszczoły, a co by było jakby jakaś ciebie ugryzła?!
- To widzisz jak ja się poczułem? Co by było gdyby ci się coś stało? Sam jesteś sklątka, Malfoy. A zresztą , co miałem mówić.... Mam bardzo dobry eliksir i maść na ukąszenia, mugolską, a poza tym, wybrechałbyś mnie, że się małej pszczółki boję. Myślisz, że to przyjemne... - Zabini był czerwony jak dojrzałe wiśnie i wbił wzrok w podłogę.
- A ja miałem narażać się na drwiny typu boi się małego skaleczenia, laluś, maminsynek.... To jest twoim zdaniem przyjemne, tak? - zaperzył się Draco i zarumienił nawet mocniej od Blaise'a. Był w stanie furii. Jak Zabini nie mógł mu powiedzieć o uczuleniu na jad owadów?! Nie mieściło się to w jego porośniętej białym włosem łepetynie.
Chłopcy znowu mieli zacząć się kłócić, gdy zza drzwi dobiegł do nich zduszony śmiech. Wszyscy trzej porozumieli się spojrzeniami i na znak dany przez Blaise’a Lucjusz otworzył drzwi. Do środka wpadły Ginny i Hermiona, które na widok trzech kpiący uśmiechów zarumieniły się natychmiast.
- Kurze ścierałyśmy! - wykrzyknęła Ginny a Hermiona jęknęła, nie wiadomo czy ze strachu czy nad głupota koleżanki
- Kurze... cholera. Chyba uszami z drzwi! - oznajmił wszem i wobec Draco.
- I co ryży pomiocie szatana? - syknął Blaise. - Bawi cię, że mam alergię? - zarumienił się przy tym jeszcze mocniej.
- Nie! - warknął "ryży pomiot szatana". - Bawi mnie za to twoja głupota i te durne teksty, które sobie rzucacie.
- Powinniście się wstydzić - powiedziała cicho Hermiona. - Przyjaciele są od tego, żeby sobie ufać. Obydwaj zachowaliście się nieodpowiedzialnie i po prostu głupio.
- Wy tego nie rozumiecie - krzyknęli obaj - to są męskie sprawy i tylko my, mężczyźni możemy to załatwić!
- Jaaasne, - powiedział Hermiona przeciągając litery - to my, głupie kobitki was zostawimy i pójdziemy...
- Sprzątać - powiedział Blaise uśmiechając się niewinnie.
- A swoją droga to ja bym cię chętnie zobaczył w stroju francuskiej pokojówki z miotełką do kurzu - dodał Draco i uśmiechnął się znacząco.
- Och ty... - Hermiona spiorunowała go wzrokiem i wyszła z sali trzaskając drzwiami. Tuz za nią biegła Giny.
- Miotełka do kurzu i francuska pokojówka w fartuszku. Zboczeniec - oznajmiła wściekle czerwona panna Granger, gdy już doszły z Ginny do kuchni.
Virginia wlepiła w nią czekoladowe oczy.
- Aha, słodkie! - powiedziała, a gdy Hermiona uniosła brwi i zrobiła raczej niezadowoloną minę, wzruszyła ramionami i swoim zwyczajem pisnęła, tym razem entuzjastycznie:
- Pieczemy ciasto! - po tych słowach starsza Gryfonka otrząsnęła się z własnych "zboczonych” myśli, bo właśnie przyszło jej do głowy, że chodzi w rzeczonym fartuszku (pod którym nic nie ma) po domu, ściera kurze, aż tu nagle Draco Malfoy zaczyna wsuwać dłoń pod tenże fartuszek....
- Co? - spytała zaskoczona Hermiona. - Nie pieczemy, ja piekę, a ty mi pomagasz, inaczej wyjdzie piękne ciasto - odwróciła się szybko przodem do piecyka i tyłem do Gin, żeby ta przypadkiem nie zauważyła jej wypieków. Granger bała się, że ma swoje kosmate myśli wypisane na czole.
Ale panna Weasley bardziej była zainteresowana własnymi fantazjami niż tym co robi jej przyjaciółka. Zastanawiała się co by było, gdyby zaczęła taką miotełka pieścić Blaise’a.
W tym samym czasie dwa młode, nabuzowane hormonami męskie ciała również zastanawiały się, za pomocą własnych mózgów, nad użyciem miotełek. Zastanawiały się tak mocno, że dopiero któreś z rzędu głośniejsze chrząknięcie Lucjusza przywołało je do porządku.
- Nie wiem o czym myśleliście i nie chcę wiedzieć, chociaż wasze maślane ślepia mówią same za siebie - powiedział spokojnie Lucjusz.
- Samce - dodał zgodnością, po krótkiej chwili, gdy obaj młodzieńcy zdążyli zamrugać i popatrzeć na niego przytomniej.
- Samce - powtórzył i potrząsnął głową w geście dezaprobaty, chociaż sam sobie zaczął wyobrażać prawie nagą Narcyzę w skąpym fartuszku i siebie dzierżącego miotełkę w dłoni. - Miotełki i francuskie pokojówki. Też coś - Lucjusz prychnął dla dodania powagi własnej wypowiedzi.
****
Kiedy po godzinie Hermiona kroiła dzieło sztuki kulinarnej, Lucjusz, Draco i Giny już się ślinili. Tylko Blaise jeszcze nie zszedł do kuchni. Przezorna dziewczyna, która domyśliła się, że jeżeli ten zaraz się nie zjawi nie dostanie nawet okruszyny posłała Ginny po niego. I tak Panna Weasley z niechęcią skierowała się do sali treningowej. Dzieliło ją od niej jakieś sześć, siedem kroków gdy nagle coś wielkiego, czarnego i kudłatego skoczyła na nią, i powaliło na ziemię. Dziewczyna zdołała tylko pisnąć, na nic więcej się nie odważyła. Była sparaliżowana ze strachu. Po chwili tuż nad sobą usłyszała zdecydowanie męski głos.
- Weasley, co jesteś w stanie zrobić żebym ściągnął z ciebie tego dużego dobermana?
- To nie jest śmieszne - wargi Ginny zaczęły drżeć. - On mnie może pogryźć.
- On jest łagodny - powiedział spokojnie Blaise i złożył ramiona na piersi. Obserwował, jak Przecinek namiętnie próbuje wylizać twarz Virginii, która mu to uniemożliwia zasłaniając się rękami. - Ale mogę go zabrać, jeżeli powiesz, co jesteś w stanie zrobić w zamian.
Irracjonalny lęk dziewczyny był silniejszy od niej, i chociaż wewnętrznie czuła, że pies jej krzywdy nie zrobi, powiedziała szybciutko.
- Wszystko Zabini, tylko zabierz to czarne bydlę!
- Przysięgasz na honor Gryfona?
- Tak! Tylko weź go ze mnie
- Przecinek, zjeżdżaj - powiedział Blaise i pomógł ponieść się dziewczynie z podłogi.
- Więc mówisz, że zrobisz wszystko... przekonamy się w nocy....
Virginia posłała mu przeciągłe i wymowne spojrzenie.
- Wiedziałam, że to wykorzystasz. Cały Ślizgon - oznajmiła z jadowitym uśmiechem, a Blaise wzruszył ramionami i zrobił niewinną minkę.
- Skoro chcesz żebym był wredny i wykorzystał sytuację....
- No właśnie to zrobiłeś, do cholery jasnej! A teraz idź żreć świeże ciasto i aby cię brzuch rozbolał!- Ginny zaperzyła się i mocarnie się nadęła ze świętego oburzenia.
- Ależ rudeńko moja, nie masz pojęcia czego zapragnę.... Nie chcę wygrać tego zakładu nieuczciwie.... A od świeżego ciasta zawsze boli mnie brzuch, ale ma to w nosie - powiedział bardzo spokojnie i udał się do kuchni.
***
Lucjusz Malfoy zabawił jeszcze dwie godziny w dworze Zabinich i teleportował się do własnej rezydencji. Ku niezadowoleniu słodkiej, rudowłosej osóbki, nie wziął ze sobą pewnego czworonoga, który chyba za specjalną namową Blaise’a, najbardziej garnął się do Ginny.
- Kota nie ma, myszy harcują - powiedział nagle Draco i zmysłowo uśmiechnął się do zdziwionej Hermiony. - Szszszczoteczko, a masz ochotę może na małe sprzątanie?
- Pocałuj mnie w tyłek - odrzekła kurtuazyjnie Hermiona - i sam sobie sprzątaj.
- Jemu chodziło chyba o coś innego... O zabawę z miotełką, szczota - uświadomił ją z uroczym uśmiechem Blaise.
- Nie mamy co robić, tylko zamiast obchodzić Sylwestra ,uprawiać jakiejś perwersje z miotełkami - oznajmiła ze złością Ginny, która nadal była obrażona.
- Ty lepiej uczesz tą miotłę, co ją masz na głowie - skomentował tekst rudej, Zabini i Ginny zapłonęła rumieńcem i oburzeniem. Umyła niedawno włosy i jeszcze były splątane i nie rozczesane.
Odczep się od mojej fryzury patafianie - warknęła Ginny i pobiegła do sypialni.
-
No, co ja takiego powiedziałam ?- mruknął Blaise i razem z
Draconem wzięli się za rozstawianie alkoholi. Ten wieczór
zapowiadał się baaaardzo dobrze, a oni planowali wiele atrakcji na
noc. I to nie koniecznie wspólnych atrakcji. I niekoniecznie takich,
które miały wypalić. W końcu napojów alkoholowych było w brud,
a oni nie byli abstynentami...
Nowy
rok, nowe życie
Kiedy młody mężczyzna czuje na swych wargach czyjś język, zazwyczaj jest to bardzo przyjemne uczucie. Nawet jeśli wspomniany wyżej mężczyzna budzi się z potwornym bólem głowy i jeszcze potworniejszym kacem. Ale pominąwszy to wszystko, świadomość, że jest się budzonym przez gorący pocałunek, to jednak miła perspektywa. Tego zdania był młody przedstawiciel świata czarodziejskiego - Draco Malfoy, który pierwszego stycznia roku pańskiego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego czuł, że ktoś namiętnie liże jego usta. Z radością otworzył przekrwione oczęta i wrzasnął ze strachu i obrzydzenia. W końcu niewiele osób lubi, gdy sierściasty, czterołapy stwór, zwany potocznie psem, wpycha swój śliski jęzor między ich wargi.
Wrzask, który z siebie wydał szacowny potomek rodu Malfoyów, nie był dobrym pomysłem, bo spowodował kaskady bólu tuż pod jego czaszką. Draco jęknął i opadł bezwładnie na podłogę, na której raczył usnąć. Nagle stwierdził, że słyszy cichutkie pochrapywanie i mlaskanie tuż zza pleców. Odwrócił się powoli, chociaż kosztowało go to bardzo wiele, i dojrzał Virginię, której granatowa, frywolna sukienka podwinęła się pod samą brodę, tak, że mógł teraz podziwiać kolczyk w jej pępku i małe, jędrne piersi dziewczyny. Gdyby nie stan, w jakim się znajdował, zapewne uśmiechnąłby się rozkosznie i wykorzystał sytuację, jednak teraz mógł tylko cierpieć i to niestety w milczeniu.
Poza tym, gdyby odważył się dotknąć jakiejkolwiek części ciała Wiewióry, to dostałby od Blaise’a, a to by bolało... szczególnie teraz. A swoją drogą ciekawe, gdzie jest ten przebrzydły arystokrata? Ostatnim, co utkwiło w pamięci Smoka, był kankan tańczony przez Ginny i Hermionę na stole. Nawet nieźle wywijały tymi nogami. Draco odstąpił od miłych wspomnień i z trudem podniósł się z podłogi. Postanowił poszukać Zabiniego, ponieważ był na sto procent pewien, że ten ma coś na kaca.
Draco nie musiał daleko szukać. Kiedy wstał, dojrzał Blaise'a leżącego przy kominku. I nie tylko jego. Obok spała Hermiona. Mała czarna, którą założyła na sylwestra, była zadarta na tyle wysoko, iż mógł podziwiać zgrabne nogi dziewczyny w całej okazałości, a także jej smukłe biodra i skąpe, koronkowe, czarne stringi, które więcej odkrywały, niż zakrywały. Powolutku - gdyż każdy krok był męką - ruszył w jej kierunku, by zasłonić wdzięki "jego Hermiony".
W połowie drogi dojrzał ze zgrozą, jak Blaise, mrucząc, przysuwa się blisko do dziewczyny i powoli przesuwa dłoń w górę jej ud.
- Draco - jęknęła rozkosznie Hermiona, wyginając się w łuk.
- Ginny, skarbie - sapnął Zabini, wsuwając dłoń pod sukienkę Granger.
Jakkolwiek to, co szeptała Hermiona, bardzo mu się podobało, to to, co robił Blaise, wcale a wcale nie przypadło mu do gustu i postanowił to okazać. Nie namyślając się długo, kopnął swego najlepszego przyjaciela w dolną cześć kręgosłupa, na co Zabini zareagował słusznym we własnym mniemaniu oburzeniem.
- Co, głąbie, robisz?
- Przymknij paszczę, bo Tunię obudzisz. I zabierz od niej łapy – warknął Draco.
- Tunię? – z powodu nadmiaru alkoholu w krwi Blaise, ku własnemu zdziwieniu, niezbyt rozumiał co się do niego mówi.
- Szczotunię. A teraz rusz dupę i idziemy poszukać czegoś na kaca – wyjaśnił Malfoy.
- Klinka? – spytał jego przyjaciel.
- Eliksiru, alkoholiku jeden.... względnie klinka. I nie gap się na nią! – blondyn podniósł głos.
- Łeb mi napier*dala - oznajmił filozoficznie Blaise i złapał się za skroń.
- No co ty? - zadrwił Draco. - A dlaczego proszę cię, żebyś znalazł coś na kaca? Ach, i zajmij się Wiewiórą, bo się obnażyła.
- Coś ty jej zrobił?! - wycharczał Zabini, patrząc na niemal nagie ciało Virginii. - Jak żeś ją tknął...
- Ja to nie ty, ochlapusie przebrzydły! - powiedziała Draco, opuszczając delikatnie sukienkę Hermiony na biodra. Pogłaskał ją czule po głowie i, mimo że wiązało się to z ogromnym bólem łepetyny, pochylił się i delikatnie pocałował ją w policzek.
- Ten kretyn już cię nie dotknie, Tunia - szepnął ochrypłym głosem do ucha dziewczyny. Następnie wziął cienki kocyk, który zawsze leżał przy kominku i okrył nim "Swoją Kochaną Szczoteczkę."
Blaise z czułością nakrył nagie ciało Virginii kapą zdobiącą dotychczas kanapę i ułożył się obok niej, wsuwając się pod ciepły materiał.
- Jak jesteś już na nogach, Smoku, to weź idź po ten eliksir na kaca. Stoi kilka fiolek w moim pokoju... Znaczy tym zwykłym, magicznym, nie tam gdzie jest kino domowe - oznajmił cicho, co by się nie przemęczyć i przytulił się do Ginny, delikatnie pieszcząc jej drobne piersi i brzuch.
- Jasne ty tu się będziesz zabawiał, a ja mam się męczyć – mruknął Draco.
- Oj, Malfoy, przestań narzekać. Idź, zrób dobry uczynek i poszukaj – zniecierpliwił się Blaise.
- Świnia - mruknął Draco, ale postanowił się poświęcić. W końcu raz w roku można być dobrym dla zwierząt... znaczy, tego, przyjaciół.
Z wielkim trudem odnalazł najpotrzebniejszy eliksir świata i od razu zaaplikował sobie podwójną dawkę. Z nowymi siłami wrócił do salonu, rzucił dwie buteleczki płynnego złota Blaise’owi i wślizgnął się pod koc Hermiony. Rozkoszując się ciepłem bijącym od jej ciała, zaczął wodzić ustami po kobiecej szyi. Hermiona niechętnie otworzyła powieki, które zdawały się ważyć tyle, co ołów, i spojrzała na Dracona, a ten z niewinną minką spytał:
- Co jesteś w stanie zrobić, by dostać eliksir na kaca....? Całą buteleczkę...
- Co? Masz eliksir na kaca? - spytała ochryple dziewczyna. - Daj, proszę... - patrzyła na niego błagalnie, a on, po zażyciu specyfiku czując się jak młody bóg, uśmiechał się słodko i niemal czule.
- Pytałem, co jesteś w stanie zrobić w zamian - pomachał jej przed nosem fiolką, a Hermiona jęknęła boleśnie.
- To nie fair...
- Fair, skarbie. Ja go mam a ty nie.... No? – przekomarzał się arystokrata.
- Dlaczego zawsze tak się zachowujesz? - szepnęła z wyrzutem.
- Bo taki już jestem, Tunia... – odpowiedział spokojnie Smok.
Hermiona wytrzeszczyła oczy i wydukała
- Tu... Tu - nia?
- Od szczotuni, nie podoba ci się? - Draco poczuł z irytacją, że się rumieni.
- Nie, całkiem miłe... Tylko nie daj się prosić o eliksir. Głowa mi pęka - dziewczyna wyciągnęła rękę po złoty płyn.
- O nie, nie, nie. Najpierw Tunia powie, co zrobi dla Smoczka, żeby dostać buteleczkę - Draco schował z siebie rękę z cennym eliksirem.
- Wszystko, tylko mnie nie dręcz! - wybuchła Hermiona. - Zadowolony?
- Naprawdę jesteś gotowa zrobić wszystko dla tego eliksiru? - Draco chciał jeszcze trochę podroczyć się z Hermioną. Takie małe słówko niosło tyle możliwości.
- Tak - Hermiona, jak na stan, w którym była, odpowiedziała zdecydowanym głosem. - Jestem gotowa zrobić wszystko... dla ciebie.
- Co? – chłopakowi odjęło na chwilę głos.
- Mam gdzieś ten eliksir, za kilka godzin mi przejdzie, ale... ja po prostu chcę być z tobą i mam gdzieś ten cały zakład – wyjaśniła ciszej.
Rumieniec, który wykwitł na jej policzkach powiedział więcej, niż słowa i Draco jedynie patrzył na nią zaskoczony. Hermiona wpatrywała się w niego niepewnie. Bała się, że jej słowa mogły mu się nie spodobać, choć sama nie wiedziała dlaczego. Chłopak pocałował ją delikatnie i podał jej zbawczy napitek.
- Bardzo proszę, Tunia – powiedział.
Hermiona wypiła eliksir i popatrzyła z wdzięcznością w szare tęczówki Dracona.
- Dziękuję, jesteś kochany - powiedziawszy to ucałowała go mocno. Chłopak poczuł się niewypowiedzianie szczęśliwy. Przytulił ją do siebie z całej siły, tak, że ledwie mogła złapać oddech. Pogłaskał jej krótkie włosy i spytał cicho.
- Zrobić ci śniadanko, Miona?
- Chyba obiadek - odpowiedziała mile zaskoczona. - Wiesz, już pierwsza dochodzi - popatrzyła na ogromny zegar nad kominkiem. - Poza tym nie wiem, czy chcę jeść twoje potrawy... Może jednak ja coś zrobię?
- Taka pora to akurat na śniadanie, a ty nic nie zrobisz. Poleżysz sobie wygodnie pod kocykiem. Zrobię ci, co tylko chcesz... No więc na co masz ochotę, Śzczotuś? – spytał chłopak.
- Na ciebie, Smoczku - cmoknęła go w policzek
- Ja tak na poważnie... – mruknął Draco.
- Ja też! – odpowiedziała Hermiona.
- Nie drocz się ze mną na mój własny sposób, to deprymujące! - Draco nie wytrzymał i nakrzyczał na Hermionę, która się tylko szczerze roześmiała.
- Fajnie się dekoncentrujesz - oznajmiła po chwili. - Skoro już jesteś tak dobry, to rzeczywiście poproszę o jajecznicę... na bekonie - zastanawiała się przez chwilę i dodała z czułym uśmiechem, wiedząc, że sprawi mu tym przyjemność. - Możesz do niej dodać, co tylko zechcesz.
- DZIĘKI! - radośnie oznajmił światu (czyli Ginny i Blaise'owi, którzy całowali się namiętnie) Malfoy Junior i niemal wyfrunął spod kocyka.
Hermiona po chwili zastanowienia poszła za nim do kuchni. Nie chciała przeszkadzać Ginny i Blaise’owi.
*
Virginia powoli otwierała zaspane oczy i po chwili zastanowienia stwierdziła, że pocałunki Zabiniego są bardzo miłym budzikiem. Z wielkim entuzjazm zaczęła je oddawać. Dopiero po chwili odsunęła się od chłopaka, spojrzała na wychodzącą z pokoju Hermionę, i uśmiechnęła się.
- Szczęśliwego Nowego Roku – wyszeptała, zdając sobie sprawę, że zbyt głośne składanie życzeń może jej zaszkodzić.
- Taaaa, bardzo szczęśliwego. Nie, żebym był jakiś natrętny, ale co byś dała za eliksir na kaca? – spytał z udawaną obojętnością chłopak.
- A co byś chciał? – odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna.
- Dużo...
- Jak dużo? - spytała cichutko Virginia.
- Bardzo dużo - odpowiedział i obdarzył ją kolejnym gorącym pocałunkiem.
- Jak bardzo? - Ginny przywarła do niego całym ciałem, oddając słodkie, ogniste pieszczoty. Mogłaby zrobić dla niego dosłownie wszystko, nawet gdyby nie miał tego zbawczego eliksiru.
- Chcę, żebyś poszła ze mną pod prysznic po śniadaniu i pozwoliła mi się dokładnie umyć, skarbie - oznajmił namiętnym szeptem.
- To niedużo... – stwierdziła Ginny.
- Bo to początek, ale dalszej części nie wymyśliłem - oznajmił prosto.
- A ja będę mogła umyć ciebie? - Ginny wbiła w niego swoje wielkie czekoladowe ślepka. Uwielbiał, gdy tak na niego patrzyła – w jej wzroku było wówczas tyle szczerości.
- Zastanowię się. Proszę, twój eliksir - podał jej buteleczkę i pocałował ją w czoło.
Już po kilku łykach zbawczego płynu Ginny poczuła się jak nowo narodzona i dotarło do niej, gdzie to się znajduje ręka jej zbawcy.
- Eeee... Blaise... co ty robisz? – spytała.
- Nic - powiedział Blaise uśmiechając się niewinnie.
W końcu nic nie robił, a to, że jego dłoń leżała na piersi Virgi, nic przecież nie znaczyło.
- Aha.... Więc jeśli ja zrobię to... - w tym momencie Ginny położyła swa dłoń na kroczu mężczyzny - ... to też będzie nic?
Blaise jęknął cicho i przygryzł dolna wargę.
- Zadałam ci pytanie, czy to jest nic? - niewinnie dopytywała się Virginia, delikatnie gładząc coraz bardziej twardniejącą wypukłość czarnych, markowych dżinsów, opinających arystokratyczny tyłek Zabiniego.
- Okey, może... trochę więcej niż... nic - wyjęczał z trudem brunet.
- Tylko trochę - uśmiech Virginii przywodził na myśl wcielenie dziewicy Orleańskiej, ale jej czyny mocno temu zaprzeczały. - A to? - dodała rozkosznie słodkim tonem i bardzo sprawnie ściągnęła z jego bioder spodnie i bokserki, a jej palce mogły teraz swobodnie błądzić po obnażonej, gorącej męskości Blaise'a, który zaczynał powoli tracić zdrowy rozsądek.
- No więc panie Zabini... ? Czy to również jest nic? – po „upojnej” nocy miała seksowną chrypkę, która działała na Blaise’a prawie tak samo, jak delikatne pieszczoty. Tak bardzo działała, że mężczyzna nie był w stanie odpowiedzieć. Ginny uśmiechnęła się niewinnie i odsunęła od chłopaka.
- To do zobaczenia pod prysznicem! – krzyknęła i szybko wybiegła z pokoju, podczas gdy Blaise próbował wyregulować oddech, obiecując sobie, że jak tylko dorwie tą mała złośnicę „to jej pokaże”. Już niedługo... pod prysznicem.
Klnąc pod nosem, ściągnął z siebie do końca spodnie, wsunął bokserki i ruszył prawie dziarskim krokiem w kierunku łazienki. Założył, że wybrała łazienkę na parterze, tą niedaleko salonu, gdzie zalegli.
Niech ją ręka boska broni wybrać jakąś na górze – przyszło Zabiniemu na myśl. Nie uśmiechało mu się wchodzić po schodach z monstrualną erekcją i w stanie totalnego napalenia.
Była w łazience na dole. Całkiem naga i jeszcze sucha.
- Zmoczysz mnie, skarbie? - spytała zalotnie.
Zabini myślał, że zacznie wyć. Miał ochotę wziąć ją tu i teraz, ale zaczynał coś czuć do tej dziewczyny i nie chciał narazić jej na żadne cierpienie. Obiecał sobie, że choćby się waliło i paliło, nie pozbawi jej niewinności, jeszcze nie teraz. Chrzanić zakład... Podszedł do Ginny i pchnął ją pod ścianę przyciskając jej ciało swoim.
- Ja cię nie tylko zmoczę, kochanie - powiedział ochryple i gorąco ją pocałował.
Ginny, niewiele się zastanawiając, zaczęła oddawać ogniste pocałunki. Jej dłonie zaczęły błądzić po jego ciele, dotykała każdego fragmentu jego skóry, każdego miejsca. Wreszcie udało jej się odsunąć i z zadowoleniem spojrzała na to, co zrobiła Blaise’owi.
- Jesteś okrutna - jęknął chłopak.
- Naprawdę? Czyli nie chcesz, żebym cię umyła? – spytała słodko.
- Czarownica! – wykrzyknął Blaise.
- Przecież jestem czarownicą! - radośnie odkrzyknęła Ginny, obejmując go mocno i tuląc się do rozpalonego ciała chłopaka. Była tak drobna, że mógł ją zamknąć w swoich ramionach tak, że całkiem przy nim nikła. Mimo pożądania, poczuł ogarniającą go falę czułości.
- Okey, ale jest z ciebie czasem wredna wiedźma - oznajmił cicho. - Jeśli chcesz mnie umyć, to będzie ci trudno, bo nie wiem, czy dosięgniesz dłońmi moich ramion - uśmiechnął się złośliwie.
- Bez przesady, dobrze wiesz, że dam radę, złośliwcu - zmarszczyła nos i dała mu kuksańca w bok. - Ale może wolałbyś się ze mną po prostu kochać, co? - jej spojrzenie rozjaśniło się nadzieją.
Blaise stał jak rażony gromem i wpatrywał się w Virginię. Nie potrafił określić, co czuje ani jak się czuje. Dziwne... Przecież o tym marzył, a teraz ona sama to zaproponowała. Przez cały czas wymyślał najróżniejsze sposoby, by tylko ją dotknąć, pocałować, by być przy niej, a teraz... A teraz, gdy ona tak po prostu dała mu do zrozumienia, że też tego chce, to on nie chciał. Nie, żeby w ogóle nie chciał, ale nie pragnął tego teraz. Chciał zaczekać, dać jej więcej czasu. Jej i sobie. Chciał stworzyć wyjątkowa atmosferę, bo Ginny była kimś wyjątkowym... przynajmniej dla niego
- Nie, Ginny. - zobaczył, że posmutniała po tych słowach i zrozumiał, że źle się wyraził, tak jakby nie chciał jej. - Nie teraz. Chcę, żebyś była pewna, że tego pragniesz. Byś naprawdę była tego pewna. Teraz nie mogę. Nie chcę cię wykorzystywać.
Dziewczyna przez chwilę stała nieruchomo, zastanawiając się nad tym, co usłyszała. Chciała mu coś odpowiedzieć, ale nie wiedziała, jakie dobrać słowa, by nie wyjść na głupiutką trzpiotkę.
- Blaise... - bardzo trudno było jej mówić. Zupełnie tak, jakby dopiero uczyła się budować zdania - ... ja wiem, że nie jestem tak mądra jak Hermiona... wiem, że mam wiele wad, nie jestem doskonała, ale chciałam ci coś ofiarować... i myślę, że czymś takim...
- Gin, przestań.... To nie chodzi o to, że ty musisz mi coś ofiarować i że ja będę cię do kogoś porównywać. Mnie na tym nie zależy, zależy mi na tobie. Jesteś sobą i jesteś dla mnie wyjątkowa. Jesteś dla mnie ważna. Kimś innym bym się zanudził, a ty... właśnie na tobie mi zależy i dopóki nie będziesz naprawdę gotowa... nie zrobimy tego. To nie znaczy, oczywiście, że nie chcę. Bardzo chcę, ale jeszcze nie teraz, jeszcze jest za wcześnie. Mnie zależy na tobie, a nie na seksie z tobą... – Zabini starał się mówić spokojnie.
Virginia wpatrywała się w chłopaka zaskoczona. Najpierw chciała na niego nakrzyczeć, że nie liczy się z jej potrzebami, ale za chwilę zrozumiała, że zraniłaby go tylko takim postępowaniem. Zabini pocałował ją delikatnie. Wspięła się na palce i oddała mu pocałunek. Doprowadzała ją do szaleństwa świadomość, że on jest tak bardzo podniecony, pragnęła poczuć go w sobie, nawet gdyby miła to opłacić największym bólem. Tylko, że jej też na nim zależało i skoro chciał poczekać na to, aż naprawdę będzie gotowa, to ona również okaże trochę cierpliwości. Poczuła nawet wdzięczność za troskę o jej dobro.
- Ale mogę cię pieścić, prawda? – spytała, gdy już zabrakło jej tchu na pocałunek.
- A tylko spróbowałabyś nie - odpowiedział Blaise, ujął jej pełną pierś w dłoń i zaczął całować.
Ginny nic nie odpowiedziała tylko cicho jęknęła. Zęby Blaise’a delikatnie zacisnęły się na sutku, a jego ręka wsunęła się między jej uda. Dziewczyna wygięła biodra w oczekiwaniu na kolejna pieszczotę, a dłonią sięgnęła po jego erekcję. Nie chciała tylko brać, zamierzała też dawać.
Blaise jęknął głośno i odsunął delikatnie jej dłoń.
- Najpierw ja, kochanie - szepnął jej do ucha. Ukląkł przed nią, całował jej brzuch i delikatnie gładził pośladki Virginii. Dziewczyna zamknęła oczy i zacisnęła piąstki na włosach chłopaka. Krzyknęła, kiedy jego palce delikatnie wślizgnęły się do mokrego wnętrza, a język zaczął drażnić nabrzmiałą łechtaczkę. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje.
Nagle Blaise podniósł głowę i spojrzał w zamglone oczy dziewczyny.
- Weasley, jeśli myślisz, że gdy jutro wrócimy do szkoły, uwolnisz się ode mnie, to się mylisz. Jesteś moja. Jasne? – perfidnie wykorzystał moment, w którym nawet nie była w stanie myśleć o jakimkolwiek droczeniu się bądź kłótni.
- Jasne – w tej chwili odpowiedziałaby w ten sposób nawet na stwierdzenie, że Ślizgoni żądzą, a Gryfoni to ciołki.
- To bardzo dobrze - mruknął Blaise i ponownie wrócił do ciekawej, zajmującej i miłej czynności.
Ginny krzyknęła bardzo głośno, bo spełnienie przyszło zbyt szybko i gwałtownie. Gdyby Blaise nie przytrzymywał jej bioder osunęłaby się na podsadzkę. Chłopak przyciągnął ją do siebie i gwałtownie pocałował wargi dziewczyny. Virginia przywarła do niego, a jej dłonie niecierpliwie pieściły jego umięśnioną klatkę piersiową i brzuch.
- Połóż się, proszę - wyszeptała mu do ucha i leciutko go popchnęła. Blaise był tak podniecony, że pozwalał jej robić ze sobą wszystko. Ginny pochyliła się i zaczęła ssać twardą główkę męskości, doprowadzając swojego kochanka na szczyt uniesień.
Po wszystkim leżeli na zimnych kafelkach, ale im to nie przeszkadzało.
- Jestem twój, malutka – wyszeptał jej do ucha.
Ginny wtuliła się w Blaise’a i rozmyślała o tym, jak poważnie brzmią deklaracje: „jesteś moja”, „jestem twój”. W tym momencie nie liczyło się, czy będą ze sobą na długo, czy kiedyś będą z kimś innym. Teraz byli razem i tylko to się liczyło, nic innego nie miało znaczenia.
***
Hermiona przyglądała się, jak Draco przyrządza śniadanie, jakby gotował dla pułku wojska. Widocznie uznał, że w Nowym Roku wszyscy będą mieli o wiele większe apetyty. Dziewczyna stała przez chwilę na progu kuchni, by wreszcie podjeść do młodego mężczyzny skupiającego całą swą uwagę na zawartości lodówki, a następnie przytulić się do jego nagich pleców.
- Wiesz, Malfoy... Nie sadziłam, że kiedykolwiek spędzę z tobą jakiekolwiek święta... no chyba, że Halloween... przy twoim grobie – zaczęła cicho.
- Oczywiście, to ty byś mnie do tego grobu wpakowała? – zadrwił chłopak.
- Oczywiście... i dalej mam szansę – zgodziła się Hermiona.
- Tak? – zdziwił się.
- Mogę cię wykończyć nadmiarem seksu – stwierdziła panna Granger.
- Prędzej to ja cię wykończę - Draco wiedział lepiej.
- Ty mnie? - zdziwiła się Hermiona.
- Tak, bo jestem silniejszy i lubię być górą. Uwielbiam słuchać, jak jęczysz z rozkoszy – uśmiechnął się radośnie.
- I nawzajem - odpaliła.
- Wiesz? Tylko mnie się to trochę rzadziej zdarza... – powiedział.
- Bo jesteś uparciuch – odrzekła dziewczyna.
- No właśnie - jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- I gbur, bo nie pozwalasz się odwdzięczyć! – dodała Hermiona.
- Nie gbur, tylko lubię ci sprawiać przyjemność - zaprzeczył stanowczo.
Położyła dłonie na jego plecach i wspięła się na palce.
- A nie pomyślałeś matołku... - wyszeptała -... że mi sprawia radość dawanie przyjemności tobie.
Odwrócił się plecami do lodówki i wbił w nią uważne spojrzenie, a następnie przechylił głowę. Na moment przestały go interesować produkty żywnościowe, które jeszcze niedawno pochłaniały jego uwagę. Jajka, cebula, czosnek, kiełbasa, cytryna, sos czekoladowy i karmel przestały być teraz ważne.
Hermiona wpatrywała się w szare tęczówki chłopaka. Pogłaskał ją po policzku i czule pocałował.
- Dziś pozwolę ci na wszystko, co zechcesz - usłyszała delikatny szept tuż przy swoim uchu.
- Ja tobie też - odpowiedziała żarliwie i mocno się do niego przytuliła. - Chyba, że wcześniej się otruję tą jajecznicą... – mruknęła pod nosem.
- Och, nie martw się, dla ciebie będzie tradycyjna – zapewnił ją Draco.
- Draco... A ty wiesz, jak się robi tradycyjną jajecznicę? – zakpiła.
- Nie wierzysz w to? – spytał z zainteresowaniem.
- Szczerze powiedziawszy, to niezbyt - mruknęła Hermiona.
- No, wiesz co?! Za to musi cię spotkać kara. Nie wierzyć w umiejętności Draco Malfoya... – wykrzyknął arystokrata.
- Kara? – Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak! Za karę będziesz musiała zawołać Dzikiego i Wiewiórę na śniadanie.... Ja wolę nie ryzykować – oświadczył Smok.
- Boisz się! – zaśmiała się dziewczyna.
- Wcale nie... Po prostu wiem, że on kobiety nie uderzy... – powiedział szybko chłopak.
- Jasne - Hermiona spojrzała na Dracona tak dziwnie, że poczuł się trochę nieswojo.
- No co? - wzruszył ramionami.
- Nic, pójdę po nich, a ty możesz mi zrobić taką jajecznicę, jak i dla Wiewióry. Chętnie spróbuję smoczej, eksperymentalnej kuchni - uśmiechnęła się łobuzersko, a Draco poczuł się doceniony i radosny jak skowronek. - Dla Zabiniego radziłabym jednak przygotować tradycyjną, on może wykitować, jak zobaczy coś dziwnego.
- On dostanie to, co wszyscy - stanowczo oznajmił Draco. - Co mam się dla niego starać...
- Jak chcesz. Idę na niebezpieczną misję – poinformowała Gryfonka.
- Powodzenia i napisz z frontu! – odpowiedział wesoło Malfoy.
Hermiona roześmiała się i wybiegła z kuchni.
*
Pół godziny później wszyscy biesiadnicy zebrali się w kuchni i cieszyli... ciekawym śniadaniem. Nawet Blaise zjadł wszystko bez mrugnięcia okiem. Oczywiście, oprócz ludzkich stworzeń, były tam też istoty wyższego rzędu, takie jak dwa koty i pies. Przecinek, by nie zostać zauważonym przez te dwa miauczące potwory, schował się pod stołem i tylko od czasu do czasu przypominał o swoim istnieniu. W końcu należało mu podrzucić co smaczniejszy kąsek.
- Kto pozmywa? - spytała niewinnie Hermiona.
- Dracuś robił śniadanko, to nie musi - Ginny okazała wszem i wobec swoje miłosierdzie.
- Tylko nie Dracuś! - żachnął się blondas.
- Okey, Smoczku, sorry - Virginia podskoczyła i cmoknęła go w policzek.
- Kurczysz się, Wiewióra - Blaise złośliwie się uśmiechnął, a Ginny się naburmuszyła.
- A ty nie zmieniaj tematu, Zabini - Hermiona zmarszczyła brwi. - Draco robił śniadanie, a Blaise zmywa, to chyba uczciwy układ, prawda?
- Hej! A wy co będziecie robić? - zapytał Blaise, któremu wcale nie uśmiechało się mycie garnków.
- My nas spakujemy, bo, jakby nie było, jutro musimy wracać do szkoły - mruknęła Hermiona, której po raz pierwszy perspektywa powrotu do Hogwartu niezbyt się spodobała.
- To ja skoczę do domu. W końcu nie zostawię tu Przecinka - powiedział Draco i pogłaskał psa po łbie. – Hermiona, chcesz iść ze mną? Przecież ty też już masz pozwolenie na teleportację.
Dziewczyna przez chwilę się wahała, ale w końcu ciekawość zwyciężyła. Zawsze korciło ją, by zobaczyć, jak mieszka Draco Malfoy.
- A co ja mam robić? - spytała Ginny marszcząc nosek.
- Możesz wycierać naczynia... przydasz się na coś - oznajmił z nadzieją Blaise.
- A co będę z tego miała? - dziewczyna zmarszczyła nos jeszcze bardziej. Brunet już miał powiedzieć, że wszystko, co zechce, ale, jako że był słownym człowiekiem i nie lubił rzucać słów na wiatr, w porę ugryzł się w język.
- Coś wymyślę - oznajmił uśmiechając się słodko. - Nie pożałujesz...
Ginny cmoknęła z niesmakiem, ale skinęła głową na znak zgody.
- A wy nie zdemolujcie starym Smoka sypialni - rzuciła w stronę Hermiony i Dracona z najbardziej niewinnym uśmiechem pod słońcem. Nieświadomie podsunęła Malfoyowi Juniorowi zabójczy pomysł.
***
Hermiona, Draco i bardzo wystraszony Przecinek teleportowali się prosto do salonu w posiadłości Malfoyów
- Heeeeeeeeeeeeej! Jest tu kto? - Draco zawył radośnie, tak, że słychać go było w całym domu.
- Draco, ciszej - Hermiona z zainteresowaniem rozglądała się po salonie utrzymanym w ciepłych barwach.
Nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się wiekowy, brodaty czarodziej, który jakby nigdy nic przeszedł przez ścianę.
- Draconie, twoi szanowni rodziciele, mając na względzie swe słabowite zdrowie, udali się na wakacje i wrócą dziś wieczorem. A ty, jak każdy porządny młody człowiek, nie powinieneś tak krzyczeć. Ta młoda dama ma racje. Ucisz się, chłopcze – zganił Smoka duch.
- Herm, chciałem ci przedstawić mojego przodka, Ulryka Malfoya. Jakbyś nie zauważyła, jest duchem. Upierdliwym – rzekł z powagą Draco rzucając rozeźlone spojrzenie duchowi, który „odpłynął” w kierunku przeciwległej ściany.
- Jestem istotą, która przekroczyła już zwykłe ludzkie cielesne bariery i sam jesteś upierdliwy, gówniarzu! – Draco był niemal pewien, że duch pokazał mu zza ściany nieprzyzwoity gest.
Hermiona się roześmiała, a Malfoy pokazał jej język, jednak potem sam też się uśmiechnął.
- Słabowite zdrowie, też mi coś – pokręcił głową z niedowierzaniem. – Chata wolna, Szczotuś, co oznacza, że możemy pofiglować... – ugryzł delikatnie płatek jej ucha i Hermiona się zarumieniła. Bądź co bądź, była jeszcze dosyć niewinna. - Chcesz popływać?
- Że co?! – wyglądała na mocno zaskoczoną.
- Mam na myśli basen, a twoje myśli są kosmate – wyjaśnił spokojnie Malfoy Junior.
- Wcale nie! – rumieniec Hermiony się pogłębił.
- Uwielbiam te zaróżowione policzki – rzekł Draco uśmiechając się do niej łobuzersko.
- ... – Hermiona nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Tunia, jesteś słodka, ale nie rób buzi w ciup i nie marszcz noska, bo mi sprawiasz przykrość. To jak będzie, chcesz się pochlupać? – spytał, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- A duży chociaż ten basen? – spytała z zaciekawieniem Gryfonka. Bardzo lubiła pływać.
- Sama się przekonasz... Mały na pewno nie jest – odpowiedział Draco.
- Okey, chcę popływać, nawet chętnie – uśmiechnęła się szeroko.
- Madame – Draco zrobił poważną minę i podał jej swoje ramię.
- Merci monsieur – odrzekła kurtuazyjnie i przyjęła ofertę.
Po kilku minutach znaleźli się na basenie. Draco, nie czekając na Hermionę, rozebrał się do naga i skoczył do ciepłej wody.
- No co, mała, cykasz? – spytał, wynurzywszy się
- Wcale nie... mały! – odpowiedziała zadziornie Gryfonka.
- Granger, we mnie nie ma nic małego! – zaznaczył arystokrata.
- Jest.... skromność i powściągliwość - odkrzyknęła dziewczyna i zrzuciła z siebie ubranie. Po chwili była już w samej bieliźnie.
- No co? Nie jestem powściągliwym i skromnym człowiekiem?! – odpowiedział mężczyzna bez cienia skromności.
W akustycznym pomieszczeniu rozległ się perlisty śmiech Hermiony. Chłopak wzruszył ramionami i przyglądał się z zaciekawieniem, jak dziewczyna ściąga z siebie skromne, białe figi i stanik. Po chwili panna Granger nurkowała już w cieplutkiej wodzie basenu.
Trochę baraszkowali w wodzie jak małe dzieci. Bawili się w berka i co chwile słychać było śmiechy i piski. Po pół godzinie wybryków Draco złapał Hermionę i przycisnął ją do ścianki.
- No i co teraz, Granger? Jesteś w mojej mocy... i jeszcze jesteś mi coś winna – powiedział.
- A niby co? – spytała, udając, że nie ma zielono pojęcia, o czym chłopak mówi.
- A nie pamiętasz, co mówiłaś rano? Że zrobisz... WSZYSTKO – przypomniał jej blondyn.
- Pamiętam - Hermiona patrzyła Draconowi w oczy. Czuła jak jego dłoń delikatnie pieści pod wodą jej biodro, brzuch i powoli przesuwa się na piersi.
- No i co z tą obietnicą? - sugestywnie uniósł brew i przechylił głowę. - Nadal aktualna?
Dziewczyna pokiwała nieśmiało głową. Była całkowicie pewna, że pragnie być z Draconem. Bardzo pragnie.
- To zrób coś dla mnie, kochanie, i usiądź na brzegu basenu, dobrze? - pocałował delikatnie płatek jej ucha.
Dziewczyna była trochę zdziwiona życzeniem Dracona, ale bez słowa zrobiła to, o co poprosił. I już po chwili cichutko jęknęła. Draco zaczął ją całować. Lecz nie tak jak dotychczas. Jego usta sunęły w górę jej nóg. Zaczął od kostek, a później wędrował coraz wyżej. Bawił się jej pragnieniem. Powoli dawkował przyjemność. Był niczym prawdziwy wirtuoz rozkoszy.
Położył dłonie na biodrach dziewczyny i delikatnie gładził napiętą skórę, wywołując w jej ciele nowe fale przyjemności. Jego język zataczał teraz drobne kręgi wokół pępka i Hermiona bezwolnie pojękiwała pod wpływem subtelnych pieszczot.
- Tak ci dobrze? - spytał, podnosząc głowę i zaglądając w jej ciemnoorzechowe oczy. Skinęła jedynie, niezdolna nic powiedzieć i spragniona dalszej porcji erotycznej uczty, którą jej zaserwował. Nie wiedziała, że to dopiero przedsmak. Draco zszedł ustami niżej i dotknął jej wilgotnej kobiecości. Hermiona prawie krzyknęła. Przestały ją hamować jakiekolwiek bariery. Chciała więcej i więcej. Chciała jego. Ale nie pomagały żadne prośby czy błagania. Draco był nieugięty. To on o wszystkim decydował, a Hermiona mogła tylko poddać się jego woli.
Szerzej rozchylił nogi dziewczyny, a jego pocałunki stały się bardziej namiętne i gorętsze, zupełnie tak jak odczucia Hermiony. Krzyknęła głośno i całkowicie dała się unieść fali przyjemności, która ogarnęła jej ciało. Malfoy przytrzymał mocno biodra kochanki, nie pozwalając jej na żaden ruch i z rozkoszą smakował jej wnętrze, upajając się gwałtownymi reakcjami dziewczyny.
*
Piętnaście minut później Hermiona leżała w wielkim łożu i patrzyła, jak Draco rozpala w kominku. Sypialnia, w której się znajdowała, była ogromna i należała do rodziców Malfoya. Hermiona nawet dobrze nie pamiętała, jak się tu znalazła. Po kolejnej fali rozkoszy po prostu ujrzała wszechogarniającą ciemność, a kiedy później otworzyła oczy, znajdowała się już w tej komnacie.
Obserwowała go w milczeniu. Był ubrany jedynie w czarny szlafrok. Obejrzał się z niepokojem i uśmiechnął się, widząc, że odzyskała przytomność. Na stoliku obok stała szklanka wody, którą obmył jej twarz.
- Masz, napij się – powiedział, zbliżając szklankę z resztą płynu do jej warg. - Zemdlałaś - szepnął jej do ucha, kiedy łapczywie piła wodę. - Trochę się przestraszyłem.
- Nic się nie stało. Naprawdę. Byłam po prostu.... Boże, Draco coś ty mi zrobił? – spytała spoglądając na niego znad szklanki. Czuła, że na twarzy rozkwitają jej rumieńce.
- Chciałem ci tylko zrobić dobrze. Mam nadzieje, że się udało – wyjaśnił cicho.
- Przecież wiesz ... – powiedziała Hermiona i rozejrzała się po pokoju. - To sypialnia twoich rodziców? Chyba nie powinniśmy... - zapytała
- Oj daj spokój, ich przecież nie ma, a mają największe łóżko w tym domu – przerwał jej łagodnie.
- Ale ja bym chciała zobaczyć twój pokój – zażądała dziewczyna.
Draco jęknął zrozpaczony.
- Jesteś pewna? Moje wyrko nie jest nawet w połowie tak imponujące, chociaż do skromnych nie należy - Malfoy zrobił minę skrzywdzonego Przecinka.
- Jezu, człowieku, nie chcę oglądać twojego łóżka ani się w nim kłaść. Chcę po prostu zobaczyć twój pokój – Gryfonka spojrzała na niego znad szklanki.
- No dobrze, chodź... Tylko poczekaj, musisz w coś się ubrać – Draco dał za wygraną. Następnie podszedł do dużej szafy stojącej w rogu sypialni.
- To nie wziąłeś moich rzeczy z basenu? - spytała zaskoczona, obserwując, jak wyjmuje ciuchy z szafy.
- Nie, kochanie, niosłem ciebie, ciuchy zostały na dole, ale nie przejmuj się... Ubierz koszulę nocną mojej matki i jej szlafrok – podał jej rzeczy.
- No wiesz? A jak coś zniszczę? One są na mnie za duże – Hermiona spojrzała na rzeczy, które trzymał, z obawą. Wyglądały na drogie.
- To chodź nago - warknął Draco.
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w jego wyciągniętą dłoń, by w końcu wziąć od niego rzeczy.
- Gniewasz się? - spytała nieśmiało, zakładając koszulę nocną.
- Tak, bo chciałem kochać cię i sprawiać ci rozkosz na najfajniejszym wyrku w tym domu, a ty chcesz sobie pooglądać mój pokój... Przepraszam - dodał widząc smutną minę Hermiony.
- Draco, kochanie, ale dla mnie się nie liczy, gdzie to zrobimy, bylebyśmy byli razem – zapewniła go.
Malfoy powoli usiadł na łóżku i dotknął policzka Hermiony.
- Tunia... Przecież do tej pory oponowałaś i ... byłem pewny, że teraz też to zrobisz – powiedział, spoglądając na nią spod grzywki.
- A co jeśli ja chcę się z tobą kochać? – spytała śmiało.
- NAPRAWDĘ?! – wykrzyknął zaskoczony.
- Draco, przecież gdybym tego nie chciała, nie byłoby mnie tutaj. W momencie, gdy padła propozycja, że się tu przeniesiemy, wiedziałam, że do tego dojdzie i nie mam nic przeciwko – wyjaśniła.
- A ja nie wiedziałem, że do tego dojdzie i wcale nie zamierzam cię ani uwodzić, ani do niczego zmuszać. Chciałem ci dać tylko trochę rozkoszy - powiedział łagodnie Draco i ją przytulił.
- Ale ja chcę ci się oddać i naprawdę nieważne, gdzie to zrobimy. Szczerze powiedziawszy, nawet wolę się kochać w pokoju, który jest twój, Draco. Poza tym, chcę zobaczyć jak mieszkasz – dziewczyna spojrzała na niego uważnie i uśmiechnęła się.
- Naprawdę chcesz mi się oddać? - Draco był trochę zaskoczony. W odpowiedzi gorąco go pocałowała i przytuliła się mocniej.
- Naprawdę - odrzekła pewnym głosem.
*
Draco z wielkim oporem zabrał Hermionę do swego królestwa. Była tam zbieranina wielu naprawdę dziwnych rzeczy. Hermionę jednak najbardziej zainteresowała tarcza do lotek. Wydawałaby się zupełnie zwykłą, mugolską tarczą. Zastanowiło ją, dlaczego Draco na jej widok skrzywił się dosyć dziwne i udawał, że w ogóle nie wie, co ona tam robi
- Mugolska zabawka? - zażartowała Hermiona.
- No, nie do końca - niechętnie odpowiedział Draco i spuścił wzrok.
- Aha, zaczarowałeś... No to masz podobne hobby, jak pan Weasley. On zbiera mugolskie rzeczy i na nich eksperymentuje... Miał nawet latający samochód – stwierdziła dziewczyna, uważnie przyglądając się przedmiotowi wiszącemu na drzwiach.
Draco jeszcze miesiąc wcześniej oburzyłby się na takie porówna, ale teraz zareagował zupełnie inaczej.
- Latający wóz?! - krzyknął entuzjastycznie. Jego naprawdę interesowało takie eksperymentowanie i to coraz bardziej. Zastanawiał się, co na to powiedziałby jego stary.
- Tak, ale już nie ma. Zwiał do Zakazanego – poinformowała Gryfonka.
- Aha, już pamiętam, to ta historię z Potterem... – przypomniał sobie, o jakim samochodzie mowa.
- No, dasz pograć? Ciekawe jakiego mam cela - wbiła w niego swoje piękne, orzechowe oczy.
Kurczę - pomyślał chłopak i żołądek mu się na chwilę mocno skurczył.
- Ale wiesz.... – zaczął.
- No, Draco, proszę... Rzucę tylko raz – zaczęła błagać Hermiona.
- Hermi, przecież nie przyszliśmy tu żeby... – zaczął raz jeszcze.
- Oj, Draco, daj się pobawić - powiedziała i wzięła leżące na biurku lotki.
Przymierzyła się i rzuciła jedną. Co prawda nie trafiła w środek, ale bardzo blisko, a efekt i tak był bardzo ciekawy.
Z zaskoczeniem usłyszała swój własny głos mówiący: "Draconie Malfoy, lecę na ciebie."
Popatrzyła na chłopaka ze zdziwieniem i powiedziała:
- Wow, nie wiedziałam, że marzysz o takim tekście z moich ust. No, no... - obrzuciła go znaczącym spojrzeniem. - Dobra, ciekawe, co się stanie, jak trafię w środek tarczy...
- Nic nadzwyczajnego.... - Draco wyglądał na zawstydzonego.
- Nie? - spytała zalotnie. - Ale ja bardzo chciałabym to usłyszeć – na te słowa twarz Malfoya nabrała buraczanego koloru.
- Oj, Hermi, daj spokój... Wtedy jeszcze cię nie lubiłem - pąs na bladych policzkach jeszcze bardziej się pogłębił.
- Lubić to mnie może i nie lubiłeś, ale chciałeś usłyszeć jak mówię, że na ciebie lecę, prawda? – spytała dziewczyna.
- Byłem gówniarzem. To miał być tylko taki żart – wytłumaczył Draco.
- Więc nic się nie stanie jak trafię w środek - to powiedziawszy wzięła lotkę i ponownie rzuciła w stronę tarczy. Tym razem nie spudłowała, a do jej uszu dobiegły słowa: „Draco, jesteś moim panem” wypowiadane głosem Harry`ego.
- O! – powiedziała, udając zaskoczenie - Widzę, że jesteś też ambitny! Chciałbyś, żeby Harry ci służył? - spytała zalotnie i podeszła do Dracona. Bardzo blisko.
- Szczeniacki wybryk - chłopak wzruszył ramionami i odwrócił wzrok, który padł teraz na ładne, spore, pojedyncze łóżko, w tej chwili zawalone mnóstwem czystych podkoszulek, skarpetek i slipek, których nie sprzątnął od... dłuższego czasu. Jego konsternacja pogłębiła się, gdy dojrzał wystający spod materaca róg pisemka dla panów...
O żesz kur*wa - pomyślał mało inteligentnie
Hermiona również zauważyła tą szczególnego rodzaju prasę i spojrzała na Dracona z błyskiem w oku.
- Wiesz, zawsze chciałam zobaczyć, jak wyglądają takie czarodziejskie pisemko – rzekła.
- Ale ja jestem pewien, że cię to nie zainteresuje... Zresztą to nie moje i ja je tylko czytałem.
Na to ostatnie stwierdzenie Hermiona zareagowała śmiechem - mężczyźni byli tak łatwi do przejrzenia.
- No i co się śmiejesz? Takie zabawne, że mój ojciec trzyma takie rzeczy? Co się dziwisz, że sobie wziąłem? - naburmuszył się.
- Chcesz mi wmówić, że to gazetka twojego starszego? Draco, czy ty mnie masz za idiotkę? Nie zauważyłeś, że się przyjaźnię z dwoma facetami i mam przyjaciółkę, która posiada sześciu braci? No już dobrze – dodała zauważywszy, jak bardzo zrzedła mu mina. Draco przeklinał siebie w duchu za brak porządku w pokoju.
- Hej, ja cię za to nie potępiam - powiedziała cicho. - Draco, ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu. Każdy z nas musi zaspokoić w sobie tę szczególna ciekawość. Wierzę, że ty to tylko czytałeś – spojrzała na niego uważnie.
- Wyszedłem na kretyna? – spytał zawstydzony.
- Nie bardziej niż zazwyczaj... ale i tak cię lubię... – uśmiechnęła się lekko.
- Tylko lubisz? - zapytał Draco i z niebezpiecznym błyskiem w oku zbliżył się do niej jeszcze bardziej.
- No, może coś więcej... – zgodziła się Hermiona.
- W takim razie może pokażesz mi, o ile więcej... – zaproponował, unosząc brew do góry.
- Jesteś pewien, że tego chcesz, Malfoy? - spytała zalotnie.
- Jestem bardziej niż pewien, Granger - objął ją i gwałtownie pocałował. Gorący pocałunek powoli zamienił się w delikatną, zmysłową pieszczotę.
- W takim razie ci pokażę - szepnęła Hermiona, odrywając usta od jego warg i podchodząc do jego łóżka. Następnie jednym zamaszystym ruchem zwaliła całą garderobę chłopaka na podłogę, pozostawiając wolne posłanie.
- Wow, jestem pod wrażeniem - zadrwił Draco i po chwili wylądował na łóżku, rzucony nań brutalnie przez dziewczynę.
- No i co? - spytała niewinnie, kładąc się na nim.
- To, kochanie - odrzekł on i przewrócił dziewczynę na plecy.
- Hej, to niesprawiedliwe! Jesteś silniejszy! – krzyknęła oburzona.
Draco zaśmiał się i z powrotem przekręcił się tak, że leżała na nim.
- Tak może być? - zapytał z ciepłym uśmiechem i delikatnie zsunął z jej ramion, odpiętą pod szyją, jedwabną koszulę swojego ojca, którą na nią wcześniej zarzucił i w której dziewczyna dosłownie się topiła.
- A wiesz, że to trochę... perwersyjne - powiedziała Hermiona, kiedy Draco całował jej szyję.
- Perwersyjne? - Draco spojrzał na nią zdumiony. Nie za bardzo wiedział, o co jej chodzi.
- Najpierw leżałam nago w łóżku twoich rodziców, teraz ściągasz ze mnie koszulę swojego staruszka , a co będzie, jak oni wrócą do domu? – wyjaśniła, spoglądając na niego rozbawiona.
- To lepiej dla nich, żeby tu nie wchodzili, Tuniu – odpowiedział Draco.
- Skoro tak mówisz... - dziewczyna nie miała ochoty protestować. Miała jedynie ochotę na to, żeby Draco kontynuował to, co zaczął
Chłopak delikatnie gładził odkryte ramię Hermiony. Jego dotyk niemal parzył jej skórę. Jęknęła cichutko pod wpływem tej niewinnej pieszczoty i rozwiązała szlafrok Malfoya. Niecierpliwie całowała jego szyję i klatkę piersiową, a dłoń zsunęła na biodra i brzuch swojego mężczyzny i gładziła ciepłą skórę, doprowadzając chłopaka niemal do szaleństwa.
- Hermiona, proszę, ja tego nie zniosę - wyszeptał, kilka minut później, gdy jej wargi zatrzymały się na rozpalonej skórze podbrzusza.
- Pozwól mi, błagam - podniosła głowę i spojrzała na niego z czułością.
- Dziewczyno, ty mnie wykończysz - jęknął Draco, ale wcale nie oponował.
Był tylko zwykłym mężczyzną, który nie potrafił niczego odmówić kobiecie.
Hermiona zaczęła schodzić ustami coraz niżej. Powoli objęła ustami jego naprężony członek, a Draco jęknął z rozkoszy. Gryfonce podobało się to coraz bardziej. Teraz to ona rządziła, to ona dawała mu przyjemność i to od niej zależało, co będzie się działo dalej.
Z czułością obdarzała go intymnymi pieszczotami. Całowała, gładziła dłońmi jego męskość, by za chwilę znowu ssać delikatnie twardą główkę. Draco jęczał coraz głośniej, a dłonie z całej siły zacisnął na kapie przykrywającej łóżko. Miał wrażenie, że za chwilę umrze z rozkoszy. Nigdy wcześniej nie pieściła go tak żadna dziewczyna; tylko on sam całował tak niemal każdą, z którą się kochał, ponieważ uważał, że kobiety tego potrzebują. Nie miał pojęcia, że można czuć coś tak cudownego, jak czuł w tej chwili.
Nie sądził, że jakakolwiek kobieta będzie chciała obdarzyć go takimi pieszczotami. Ale to nie była jakaś tam dziewczyna. To była Hermiona Jane Granger. Jego Szczotunia. W pewnym momencie poczuł, że dłużej tego już nie wytrzyma. Jeszcze chwila i wszystkie jego plany na dzisiejszy dzień wezmą w łeb.
- Hermi...
- Ja tego chcę - dziewczyna nie dała mu dokończyć i na powrót wróciła do przerwanych pieszczot.
Draco nie mógł już dłużej tłumić swoich reakcji w żaden sposób. Szlochał i krzyczał z rozkoszy, sprawiając Hermionie jeszcze większą radość z dawania mu przyjemności. Spełnienie, które przeżył, było nieporównywalne z niczym innym w jego krótkim, nastoletnim życiu. Zupełnie się nie kontrolował i czuł zawstydzenie, że pozwolił Hermionie doprowadzić się tak daleko. Do samego końca
Dziewczyna połknęła spermę, krzywiąc się lekko z powodu niezbyt przyjemnego smaku, ale to jej nie przeszkadzało. Najważniejsze, że dała mu tak wspaniałą rozkosz. Hermiona podciągnęła się do góry i położyła przy Draconie całując go delikatnie w policzek. Chłopak przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Chciał jej podziękować za to, co zrobiła, ale nie wiedział co powiedzieć. W jakie słowa ubrać to, co czuje.
- Dziękuję - wyszeptał wreszcie i pocałował ją w czubek głowy.
Hermiona uśmiechnęła się delikatnie i jeszcze mocniej się w niego wtuliła.
- Jesteś kochany - wyszeptała po kilku chwilach, podczas gdy Draco pieścił delikatnie jej kark i plecy.
Była spragniona jego bliskości i bardzo pobudzona, dlatego każde dotknięcie rozpalało ją jeszcze bardziej, ale jednocześnie łagodziło jej napięcie.
- Skoro ja jestem kochany, to co mam powiedzieć o tobie, skarbie? - zapytał. - Jesteś najsłodszą istotą jaką znam.
Hermiona zaśmiała się głośno i przekręciła się tak, że teraz leżała na boku. Przez przypadek ruszyła nogą i uśmiechnęła się bardzo kobieco.
- Czyżbyś powracał do życia, czy po prostu cieszysz się, że jestem z tobą? – spytała.
- Cicho, kobieto. On jest bardzo nieśmiały i jeszcze się przestraszy – uciszył ją Draco.
- Och, czyli Blaise miał racje; jaki pan, taki kram – stwierdziła przekornie Hermiona.
- Nie bluźnij. On jest naprawdę nieśmiały i wstydliwy, najlepiej będzie, jak sama się nim zaopiekujesz. Może go gdzieś schowamy? – zaproponował.
- Malfoy, śmiesz twierdzić, że jest w tobie cokolwiek nieśmiałego i wstydliwego? - Hermiona roześmiała się radośnie. - Ale tupet!
- Panno Granger... - warknął zirytowany jej zachowaniem Draco -... jeżeli się pani natychmiast nie uspokoi, ukażę panią za niesubordynację!
- Ciekawe jak? - dziewczyna nie wyglądała ani na skonsternowaną, ani na przestraszoną.
- Tak - szepnął jej do ucha chłopak i przeturlał się na nią. Hermiona krzyknęła cicho z zaskoczenia, a za chwilę leżała przygnieciona do łóżka twardym, gorącym ciałem kochanka i oddawała jego namiętne, słodko - gorzkie pocałunki.
Draco zerwał z niej jedwabny przyodziewek i rzucił w kąt. Nieistotne, że oderwał kilka guzików, bo zupełnie inne rzeczy pochłaniały jego uwagę.
Z zachwytem patrzył na nagie ciało panny Granger. Było piękne. Ona cała była piękna. Zaczął całować jej twarz, a jego dłoń wślizgnęła się pomiędzy jej uda. Chciał ją przygotować do tego, co miało nastąpić. Nie chciał jej sprawiać niepotrzebnego cierpienia. Chciał, aby jej było jak najprzyjemniej, żeby krzyczała z rozkoszy, tego właśnie pragnął. Gdyby mógł, przychyliłby jej nieba. Za sam fakt, że istniała i że z nim była.
Delikatnie całował szyję dziewczyny, jej ramiona, piersi i brzuch. Jego dłoń błądziła po udach i biodrach Hermiony, co jakiś czas delikatnie muskając gorącą i wilgotną kobiecość. Dziewczyna jęczała cichutko.
- Miona... - szepnął nagle cichutko, podnosząc głowę - ... Na pewno tego chcesz?
Przytaknęła żarliwie.
- Ale wiesz, że będzie... bolało - popatrzył na nią z troską.
- To nic - uśmiechnęła się delikatnie. - Ja bardzo ciebie pragnę.
Pocałował delikatnie jej brzuch i zszedł wargami niżej, by lizać cipkę dziewczyny. Krzyknęła z rozkoszy i wygięła się w łuk. Zmysłowe pieszczoty sprawiły, że bardzo szybko osiągnęła spełnienie.
- Draco, błagam cię, chcę cię poczuć w sobie - szepnęła cichutko przez łzy.
Draco podciągnął się na rękach i uważnie przyjrzał się twarzy Hermiony. Miał nadzieję, że po wszystkim nie będzie tego żałowała. On na pewno nie będzie żałował. I nie chodziło o to, że była jego pierwszą dziewicą, ale o to, że to była sobą. Bardzo powoli i ostrożnie posiadł dziewczynę, ale Szczotunia chciała inaczej. Objęła go nogami i wygięła biodra ku przodowi, a on po prostu nie mógł się powstrzymać.
Hermiona cicho krzyknęła, bo mimo wszystko poczuła ból, a Draco natychmiast stał się na powrót delikatny.
- Przepraszam kochanie - wyszeptał, poruszając się w niej powolutku.
- Nie szkodzi - w odpowiedzi uśmiechnęła się do niego blado. - Nie chcę, żebyś się powstrzymywał.
- Cii... - jego wargi przywarły do szyi dziewczyny. - Nie chcę ci sprawiać niepotrzebnego cierpienie. Zaraz będzie dobrze, Tunia.
I rzeczywiście miał rację. Był tak delikatny, łagodny i tak długo pieścił wargami jej szyję i ramiona, aż dziewczyna zaczęła odczuwać przyjemność, a ból powoli zaczął mijać. Wyjęczała imię kochanka i zacisnęła mocniej uda na jego biodrach.
W momencie spełnienia Draco pocałował Hermionę w usta, a ona jeszcze mocniej przywarła do jego ciała. Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie, wsłuchując się w swoje zmęczone oddechy.
- Przepraszam... nie chciałem, żeby cię bolało – szepnął.
- Głuptasie, to zawsze boli – odpowiedziała cicho.
- Wiem, ale nie chciałem – Draco przeprosił ją raz jeszcze.
- Draco... - Hermiona delikatnie pogłaskała jego policzek - ... Wiem, że nie chciałeś i chciałam ci podziękować, że... chciałam ci podziękować za wszystko i powiedzieć, że mi na tobie zależy.
- Mi na tobie też, kochanie - Draco uśmiechnął się do niej czule i delikatnie cmoknął ją w nos.
- Masz śliczne piegi na nosie - dodał łagodnie.
Hermiona się lekko skrzywiła i odwróciła wzrok.
- Nie lubię ich - powiedziała niepewnie. - Nie przypominaj, że je mam.
- Ale one są cudne - chłopak mocno ucałował jej usta. - Dodają ci tylko uroku, Miona.
- Dziękuję - szepnęła cichutko i jeszcze bardzie wtuliła się w jego ciało.
Po kilku minutach zasnęli, a obudziło ich dopiero czyjeś znaczące chrząkniecie.
*
Draco bardzo niechętnie otworzył oczy i zobaczył, że koło łóżka stoi jego ojciec. Lucjusz w rękach trzymał ubrania Hermiony, których Draco nie wziął z basenu.
- Co ty tu robisz? – spytał chłopak i jednocześnie podciągnął kołdrę, by przykryć Hermionę.
- Mieszkam – odpowiedział spokojnie Malfoy Senior.
- Ale miało cię nie być – warknął jego syn.
- Jest osiemnasta...Właśnie wróciliśmy z twoją matką z urlopu – wyjaśnił nadal spokojnie mężczyzna.
- Draco - szepnęła Hermiona przez sen i przytuliła się do chłopaka, przy okazji odkrywając swoje zgrabne nóżki. Malfoy Junior z troską objął dziewczynę i ponownie przykrył kołdrą, a następnie spojrzał z wyrzutem na ojca. Lucjusz wymownie uniósł brew i złożył dłonie na piersiach.
- No co? To mój pokój - oświadczył szeptem Draco i wzruszył ramionami.
- No coś ty? - mężczyzna nadal wpatrywał się wymownie w swojego jedynaka.
- Cii, Mionka śpi, nie gadaj - chłopak obronnym gestem przygarnął bezbronną i pogrążoną we śnie kochankę.
- Oczywiście, jakżebym śmiał ją budzić. Sam to zrobisz, za pół godziny oczekuje was w salonie. A, przy okazji, wracacie jeszcze do Zabinich? – spytał a w jego głosie zabrzęczały złośliwe nutki.
- Tak - wyszeptał Draco - Tam są wszystkie nasze rzeczy, poza tym jutro musimy być w szkole.
- Oczywiście... a właśnie... Draconie... Czy to może moja jedwabna koszula leży podarta na podłodze? – spytał jego ojciec z zainteresowaniem.
- Eeee, no... - Draco w swojej elokwencji pobił Pottera. - No bo właśnie to się tak niechcący stało i... - Biedak szukał gorączkowo odpowiednich słów, a Lucjusz widząc, jak syn się męczy, podniósł koszulę z podłogi i wymruczał zaklęcie naprawiające.
- Dobra, już nic nie mów. Aż mi się żal robi, gdy patrzę na te... dziewicze rumieńce u mojego pierworodnego - mężczyzna specjalnie zawiesił głos przed słowem "dziewicze", by móc z radością obserwować, jak Draco rumieni się jeszcze bardziej.
Kiedy tylko pan Malfoy wycofał się z pokoju syna, jego jedyna latorośl zaczęła delikatnie wybudzać swą towarzyszkę.
- Hermi... kochanie obudź się...
- Jeszcze chwilkę... – mruknęła przez sen dziewczyna.
- Hermi... Moi rodzice wrócili i oczekują nas za piętnaście minut... – Draco nie dał za wygraną.
- To fajnie...CO?! JAK TO WRÓCILI?! ONI NIE MLI PRAWA WRÓCIĆ! CO ONI SOBIE O MNIE POMYŚLĄ!!! – wykrzyknęła siadając gwałtownie na łóżku.
- Skarbie, nie krzycz... - położył delikatnie palec na jej ustach. - Nie krzycz, bo na pewno nas usłyszą mimo zaklęć wyciszających do mojego pokoju. Drzwi są uchylone. Poza tym wystraszysz Przecinka, biedak nie znosi hałasu – uciszył ją, a Przecinek, jak na komendę wsunął łeb zza drzwi i zaskomlał.
- Boże, ale obciach - Hermiona nie mogła przeżyć wcześniejszego powrotu rodziców swojego chłopaka; przynajmniej taka miała nadzieję, że to jej naprawdę jej chłopak. W odpowiedzi na swoje obawy otrzymała ognistego buziaka godnego prawdziwego Smoka.
- Draco, no co ty... – zdziwiła się.
- Nic, moi rodzice pewnie będą bardzo zadowoleni – odpowiedział chłopak.
- Jasne... już to widzę- zadrwiła panna Granger wstając z łóżka.
- Jesteś pierwszą dziewczyną, która przyprowadziłem do domu i nie zamierzam tak łatwo wypuścić – oznajmił po prostu i wzruszył ramionami.
Hermiona zarumieniła się lekko, ale wyglądała na rozradowaną.
- Naprawdę? – spytała, patrząc w szare, teraz pełne przekory i zarazem czułości oczy.
- Mhm - lakonicznie odrzekł Smok.
- A w co ja się... O! Widzę, że przyniosłeś z basenu nasze ciuchy - Hermiona chwyciła swoją bieliznę i zaczęła naciągać figi na pupę.
- Tak naprawdę nie ja je przyniosłem, tylko mój stary, Tuniu - bardzo cicho i bardzo niepewnie wyprowadził ją z błędu Draco.
Hermionę zamurowało. Przez chwilę stała nieruchomo i wpatrywała się w Dracona zaszokowana.
- Możesz to powtórzyć? – poprosiła powoli.
- Mój ojciec – powtórzył jeszcze ciszej chłopak.
- Nie - jęknęła dziewczyna i usiadła na podłodze. - To jakiś koszmar!
- Tunia, nie będzie tak źle, on... – Draco starał się uspokoić dziewczynę.
- Nie tuniuj mi tutaj! – przerwała mu Hermiona.
- Mionka, skarbie - Draco wciągnął bokserki i usiadł obok niej "na parterze". - Tylko się nie rozklejaj...
- Nie zamierzam - buńczucznie odrzekło dziewczę, chociaż w jej oczach pojawiły się łzy.
Chłopak mocno ją przytulił i zmierzwił krótkie włosy "Tuni".
- Nic się nie stało... Wiesz, skoro chcą z tobą i ze mną zjeść kolację, to raczej nie mają nic przeciwko tobie - dodał i mocno ją pocałował. - A nawet gdyby mieli, to troll na nich pluł, kochanie.
Hermiona, widząc, że Draco mówi to wszystko poważnie, uśmiechnęła się do niego i ubrała do końca. Następnie wraz z młodym Malfoyem zeszła do salonu, gdzie mieli stawić czoło jego rodzicom. Hermiona bardzo obawiała się tego spotkania. W końcu, jakby nie było, ona była dzieckiem mugoli, a oni czarodziejami czystej krwi o dość konserwatywnych poglądach.
- Dobry wieczór - bąknęła niepewnie i uśmiechnęła się, mając nadzieję, że uśmiech był promienny.
- Cześć, mamo - Draco wyszczerzył się trochę sztucznie, co jego rodzicielka skwitowała zmarszczeniem brwi i pełnym dezaprobaty strzepnięciem nieistniejącego pyłka z długiej, łososiowej sukni, w którą przebrała się do kolacji.
- Witajcie - oświadczył oficjalnie pan Malfoy i wskazał im miejsca przy obficie zastawionym stole. Para, patrząc na te wszystkie potrawy, zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna. Hermiona przy okazji miała dodatkowy problem, a mianowicie: czym co się je...
Niepewnie spojrzała się na Dracona, mając nadzieję, że ten dyskretnie pokaże jej co, jak i do czego, ale on nie zdążył tego zrobić. Do jadalni wpadł zadowolony z życia Przecinek. Ledwo przekroczył próg pomieszczenia i stanął jak wryty. Zrobił natychmiastowy odwrót i uciekł jak niepyszny z jadalni. Draco spojrzał zdziwiony za swym psem, gdy nagle dobiegł go chłodny, wręcz lodowaty głos jego matki.
- To coś zniszczyło moją suknię od Armaniego... – oznajmiła kobieta.
- Rany, mamo... uszyją ci nową – zirytował się chłopak.
- Draco - Hermiona jęknęła nad niewyobrażalną ignorancją blondyna - Armani nie jest jakimś tam zwykłym krawcem. Wiesz, jak trudno o jego kreacje?
- Merlinie! Kobiety! - Draco złapał się teatralnie za głowę. – Armanii, Dupanii, czy inny Posrani, a co to za różnica?! Kieckę można było naprawić zaklęciem mamo, a nie psa będziesz mi doprowadzała do stanu przedzawałowego, bo się zwierzak najnormalniej w świecie zabawił - chłopak nie mógł znieść krzywdy swojego podopiecznego jawnie wołającej o pomstę do nieba,.
- Twoja mamusia uważa, że naprawiona suknia od Armaniego to, cytuję już nie ten sam szyk i elegancja, co przed zniszczeniem... Nieważne, że wygląda tak samo - Lucjusz rozłożył ręce i zrobił minę niewiniątka.
- Lu, mógłbyś nie okazywać jawnie swojej ignorancji i nie przekazywać jej Draconowi? Dziękuję. A ty, moja droga - tu Narcyza bardzo krytycznie, lecz z uznaniem spojrzała na Hermionę. – Widać, że masz gust, choć prawdę powiedziawszy na taką nie wyglądasz. Po kolacji pomożesz mi wybrać z katalogu suknię odpowiednią na charytatywny bal karnawałowy, który odbędzie się za miesiąc w Ministerstwie – zakończyła nieco cieplej.
Lucjusz i Draco popatrzyli na siebie porozumiewawczo, a ich wzrok mówił jedno : "Kobiety!".
Hermiona poczuła się troszeczkę pewniej po tym, co usłyszała z ust Narcyzy Malfoy, chociaż nie do końca. Siadając przy stole, rzuciła chłopakowi błagalne spojrzenie i gdy dwoje gospodarzy zwróciło się do siebie, by cichutko zamienić ze sobą parę słów, szepnęła desperacko.
- Draco, ja wiem tylko który widelczyk jest do ciasta, a która łyżeczka do kawy. Zielonego pojęcia nie mam o tym, jak jeść te pieprzone krewetki....
- Spokojnie. Po pierwsze: jest dużo potraw, a na kolację człowiek się nie objada. Nie musisz wszystkiego próbować. Grzeczność wymaga, żebyś skosztowała chociaż trzech potraw, w tym coś słodkiego. Podpowiadaj, co chcesz jeść, a ja dyskretnie będę ci wskazywał odpowiedni sztuciec, to bajecznie proste... jak już raz przejdziesz taką edukację - wyszeptał jej konspiracyjnie do ucha i cmoknął ją delikatnie, ściskając pod stołem dłoń dziewczyny. Hermiona mogła sobie pozwolić na ciche westchnienie ulgi.
- Ciekawe, jak ona sobie poradzi? Wiesz, zwykli ludzie nie jedzą tak, jak my... – Lucjusz szepnął, ze złośliwym błyskiem w oku, do żony.
- Zobaczymy, najwyżej sobie nie poradzi.... - Narcyza nie zamierzała przejmować się tym, czy nowa dziewczyna jej synka będzie wiedziała, który widelczyk do czego. Nadal myślała o zniszczonej sukni.
- Właściwie to niezły sprawdzian dla Dracona... Powinien jej pomóc tak, żebyśmy nic nie zauważyli, ciekawe czy sobie da radę - Lucjusz uniósł zalotnie brew i popatrzył na żonę niemal czule. – Słuchaj, Nari... - szepnął - ... to nie jego wina, że pies lubi się bawić, ani wina psa, że jeszcze ma szczeniackie zapędy. Kupię ci na to miejsce nawet trzy suknie, dobrze?
Kobieta popatrzyła na niego nieco łaskawiej:
- Tu chodzi o to, że ja lubiłam tą suknię, ale dziękuję za dobre chęci. A Draco? No cóż, zobaczymy, na jakiego dżentelmena tatuś go wychował - zdobyła się nawet na to, żeby mrugnąć do Lucjusza.
- Suknię ci naprawie, a Draco na pewno nie nawali - Lucjusz wypiął dumnie pierś i Narcyza lekko się uśmiechnęła.
Najwidoczniej Lucjusz potrafił jako tako wychować syna, gdyż Draco bez najmniejszych trudności podpowiadał Hermionie. Kolacja minęła w dość miłej spokojnej atmosferze. A po kolacji panie przeszły do bawialni Narcyzy i tam pogłębiły swą znajomość. Kiedy przeglądały trzeci katalog były już w bardzo dobrej komitywie, a Narcyza w cichości ducha stwierdziła, że dzięki Merlinowi jej syn ma gust równie dobry, co jego ojciec. W końcu, jakby nie było, Lucjusz wybrał ją, a to musiało o czymś świadczyć.
*
- A jaka ona jest w łóżku? - bardzo cicho zapytał Lucjusz, gdy był pewien, że ani żona, ani potencjalna synowa go nie usłyszą.
Obydwaj z Draconem siedzieli w jadalni i towarzyszył im Przecinek, który bardzo chciał się załapać na resztki z kolacji. Skubaniec, zawsze widział, kiedy pani wyjdzie, i wtedy przychodził na żebry do pana.
W odpowiedzi na wielce dyskretne pytanie rodziciela Draco jedynie się zarumienił i bąknął:
- No wiesz co?
- Nic, chciałem tylko wiedzieć, czy jest tak... niepraktyczna jak jej fryzura - Lucjusz nie mógł sobie darować. Uwielbiał wprowadzać syna w zakłopotanie.
- Jej fryzura wcale nie jest niepraktyczna! Jest ładna... – oburzył się jego syn.
Lucjusz tylko się uśmiechnął i rzucił w stronę Przecinka plasterek wędliny.
- A poza tym, jak ty byś się czuł, gdyby dziadek pytał cię o to, jaka mama jest w łóżku? – spytał poirytowany Draco.
Lucjusz, który już miał poczęstować psa następnym smakołykiem, zamarł i spojrzał na syna. Wydawało mu się, że słyszy właśnie sam siebie sprzed wielu lat. Bo kiedyś pan Lucjusz Malfoy znalazł się dokładnie w takiej samej sytuacji, a jego ojciec zadał mu bardzo podobne pytanie na temat Narcyzy i otrzymał taką odpowiedź, jaką przed chwilą otrzymał on sam.
- Ekhem... No, chyba tak samo. A w ogóle, co ty wiesz o życiu? Pogadamy, jak będziesz miał własne dzieci – rzekł i rzucił dobermanowi następny kawałek mięsa.
- No właśnie, tak samo! - Draco był lekko zły na ojca i nie zamierzał wysłuchiwać niczego o własnych dzieciach i tym podobnych „pierdołach”, jak to określił w duchu.
- Dobrze, uspokój się. Byłem niedyskretny, bywa. Jeżeli to dla ciebie traumatyczne przeżycie, to nie musisz... - mężczyzna nie dokończył.
- Tobie naprawdę sprawia przyjemność robienie mi przykrości, tak? Jak możesz w ten sposób żartować?! - Malfoy Junior wybuchł jak wulkan i jego ojciec ze zdziwienia zamilkł jak zrażony piorunem. On tylko niewinnie żartował.
- To, co przeżyliśmy było piękne, a ty to sprowadzasz do jakichś umiejętności sportowych i jeszcze się nabijasz! Możesz sobie mówić, co chcesz, ale zejdź z Hermiony, bo jest najwspanialszą dziewczyną, jaką znam i mogę ci za nią przyłożyć! - chłopak był po prostu wściekły. – Nie zachowujesz się jak ojciec. Kochający ojciec zachowałby się zupełnie inaczej - dodał z żalem na koniec swojej przemowy.
Lucjusz poczuł się podle. Spuścił wzrok i wbił spojrzenie w dębową podłogę.
- Przepraszam - wyszeptał. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że skrzywdził swojego syna. - Masz rację, zachowuję się jak jakiś niewychowany Gryfon. Na Slytherina, jaki ty jesteś do mnie podobny – wyszeptał podnosząc wzrok.
Draco ze zdziwieniem spojrzał na swego ojca.
- Nie patrz się tak, ja bym zachowywał się identycznie, gdyby ktoś próbował urazić twoją matkę. Zresztą dalej się tak zachowuję. Ja po prostu bardzo kocham tę kobietę – rzekł Lucjusz.
- Aha... To czemu się kłócicie? - spytał Draco i usiadł obok ojca.
- Bo jeżeli żyje się pod jednym dachem, to inaczej nie da rady. Kłótnie nawet są potrzebne. Trzeba mówić sobie nawet przykre rzeczy i starać się rozwiązywać problemy wspólnie, ale mieszkając razem nie da się uniknąć konfliktów. Każdy z nas jest inny i każdy ma swoje potrzeby i swoje racje... – wyjaśnił spokojnie Malfoy Senior.
- Rozumiem, ale wy jesteście wobec siebie też często chłodni i oficjalni i... – zaczął młodzieniec.
- Bo tak nas wychowano, bo jesteśmy ludźmi z wyższych sfer - przerwał synowi pan Malfoy. - Ale to nie znaczy, że się nie kochamy i że jesteśmy wobec siebie oziębli.
- A ja uważam, że należy okazywać czułość jak najczęściej, nawet przy ludziach! - zapalił się chłopak.
- A to ciekawe - Lucjusz uśmiechnął się szeroko. - Mój syn mówi o czułości. Matko, Draco ale wpadłeś. Zupełnie jak ja przed laty.
Chłopak już chciał zaprzeczyć, że wcale nie wpadł, że ojciec sobie coś ubzdurał, ale zamiast tego uśmiechnął się radośnie, bo do jadalnie wróciły obie panie. Draco i Hermiona zaczęli zbierać się po chwili do wyjścia, w końcu jutro trzeba było wracać do szkoły. Nie wiedzieli tylko, że gdy wrócą do rezydencji Zabinich, zastaną tam nie tylko Blaise’a i Gin.
***
Kiedy
tylko Draco, Hermiona i Przecinek teleportowali się do rezydencji
Malfoyów, Ginny poszła do sypialni, by spakować rzeczy swoje i
przyjaciółki. W momencie, gdy zaczęła wyciągać swoje szaty z
szafy Blaise’a, ten pojawił się w pokoju i z dziwnym błyskiem w
oku zamknął drzwi.
- Draco i Hermi wrócą pewnie późnym wieczorem, a ty jesteś mi coś winna za eliksir. Pamiętasz? – zaczął.
- Ja muszę spakować swoje rzeczy... I Hermiony też, a z tego co wiem, to ty swoje łachy i łachy Malfoya również, nie sądzisz? Później nam się nie będzie chciało - Ginny zarumieniła się lekko, ale odpowiedziała tak, jak rozum jej podpowiadał.
Uklękła przy kufrze i układała w nim dwie szaty szkolne, oraz dwie pary spodni dżinsowych. Spódniczki od mundurków zostawiła w szkole.
- Mi się nie chce teraz - wymruczał Blaise, klękając za nią i obejmując jej szczupłe biodra udami. - Mam ochotę na coś zupełnie innego.
Virginia poczuła gorący oddech chłopaka na karku i westchnęła cicho, lecz nadal starała się zachować zdrowy rozsądek.
- Weź, Dziki, bądź raz cywilizowanym chłopcem... Jak się teraz spakujemy będziemy mieli to z głowy – powiedziała wkładając do kufra bluzki.
- Mhm... - odrzekł Zabini i polizał płatek jej ucha. - Wiem... - objął dziewczynę i mocno do siebie przytulił. - I wiem, że można to zrobić dużo szybciej, rzucając zaklęcie - Virginia topiła się w jego ramionach jak wosk. Zacisnęła palce na kolanach chłopaka i przywarła plecami do jego klatki piersiowej.
- Ale czy ty myślisz zawsze tylko o jednym? - zapytała niepewnie, przymykając z rozkoszy oczy, bo Blaise delikatnie całował jej kark.
- Ja po prostu za tobą szaleję. A wiem, że w szkole nie będziemy sobie mogli pozwolić zbyt często na bliskość fizyczną, Ginny. Ale jeżeli nie chcesz i ci to przeszkadza, to przestanę, kochanie - ostatnie słowa powiedział bardzo cicho i łagodnie. Odsunął się trochę i położył dłonie na barkach dziewczyny, by delikatnie je masować.
- Wiesz doskonale, że mi to nie przeszkadza. Jesteś podły, kusisz tylko biednego człowieka – odpowiedziała Ginny.
- Bardzo przepraszam, ale to nie ja chodzę w krótkich spódniczkach i obcisłych spodniach. To ty mnie kusisz – stwierdził Zabini z uśmiechem.
- Blaise - Ginny spojrzała na niego niepewnie przez ramię - Wiesz, że jak mój brat się dowie o..
- Jak twój brat się dowie o nas, to będzie chciał mnie uszkodzić. Więc oboje będziemy musieli coś z tym zrobić. A teraz nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Kobieto, mnie tu czeka życiowe zadanie – przerwał jej łagodnie.
- Ta? A jakie? – spytała Ginny, choć doskonale wiedziała, jaką usłyszy odpowiedź.
- Dobrać się do malej wiewióreczki – oznajmił radośnie brunet.
- Zoofil- skwitowała dziewczyna.
- Wcale nie... W końcu mam ksywę Dziki, jak zwierz, to co ze mnie za zoofil? Biorę się za swoich – zripostował grzecznie.
Virginia cicho się roześmiała, a Blaise warknął - w jego przekonaniu groźnie, i ugryzł ją w ucho, a następnie w kark. Zrobił to na tyle delikatnie, żeby dziewczynę przeszyły przyjemne dreszcze. Odwróciła się przodem do Zabiniego i oplotła nogami jego biodra. Miała na sobie krótką, czarną spódniczkę i chłopak wsunął pod nią dłoń, by pieścić pośladki swojej "wiewióreczki." Przywarła do niego mocniej i obydwoje jęknęli z ogarniającego ich ciała pożądania.
- Twój mały przyjaciel potrzebuje chyba opieki - wyszeptała ochryple Virginia, ocierając się o twardą męskość Blaise'a. - Mogłabym go gdzieś przechować i dać mu troszeczkę przyjemności - kusiła zmysłową chrypką.
- Ty diablico – Blaise, mimo narastającego podniecenia, nie mógł się nie zaśmiać. - Nie dam się tak łatwo przerobić... Nie zabiorę ci niewinności, dopóki nie skończysz szkoły, nie chcę inaczej...
- No wiesz?! - oburzyło się rudowłose dziewczę.
- Cii... - przytulił ją mocno i pocałował w policzek. - Chcę poczekać, aż będziesz naprawdę gotowa.
- Ale do tej pory ja mogę ci się znudzić... - powiedziała żałośnie - a nie chcę tego robić po raz pierwszy z nikim innym, bo jesteś dla mnie... - zawahała się na chwilę - ...bardzo ważny, Blaise...
Chłopak spoważniał i spojrzał jej uważnie w oczy.
- Gin, malutka, znudzić to się może zabawka - powiedział z lekkim wyrzutem. - A ja nie traktuję cię jak zabawki i nigdy nie wolno ci w ten sposób myśleć... Traktuję ciebie, nie, nas, bardzo poważnie.Poważnie... Rozumiesz?
Patrzyła przez dłuższą chwilę w jego szmaragdowe oczy, które były teraz pełne nie tylko namiętności, ale także ciepła, czułości i powagi. W końcu skinęła głową. Zrozumiała, że jej prośby na nic się zdadzą, bo on po prostu wie, co mówi. Nie pozostało jej nic innego jak mocno go ucałować i mieć nadzieję, że następnym razem da się namówić.
- No, a teraz mała wiewiórka będzie grzecznie czekała na to, co duży zły dziki zwierz jej zrobi – oświadczył Blaise.
- I mała wiewiórka nie ma szans na ucieczkę? - zapytała Giny jednocześnie rozpinając mu koszulę.
- Oczywiście, że nie, bo duży dziki zwierz... – chłopak się zaśmiał, widząc w oczach Virginii coś całkowicie sprzecznego z lękiem i chęcią ucieczki.
- Blaise! Jest tu kto?! Wróciliśmy! - dał się słyszeć z dołu radosny głos Anny Zabini.
- Kur*wa - bardzo cicho i żałośnie pisnął dziki, zły zwierz w postaci Blaise'a, a mała bezbronna wiewióreczka Ginny, w tym samym czasie, wrzasnęła na całe gardło:
- AAA!!! - i zaczęła się pospiesznie poprawiać.
- Cicho, wariatko - chłopak zakrył jej usta dłońmi.
- Blaise, co ty wyprawiasz? - matka dotarła do pokoju syna i otworzyła drzwi. Ponieważ Virginia nie zdążyła się odsunąć, a Blaise nie zdążył zapiąć koszuli, zastał ją ciekawy widok.
Zaskoczona uniosła brwi i powiedziała:
- A, to przepraszam. Tylko jej nie bij, dziewczyny nie zawsze to lubią - po czym wyszła zamykając drzwi i kryjąc uśmiech.
- Co tam się dzieje, kochanie?! - dał się słyszeć grzmiący głos pana Zabini
- Absolutnie nic, skarbie! - odkrzyknęła pani Zabini. - Koleżanka Blaise'a uderzyła się w kolano! - skłamała gładko.
- Bić? - Ginny spojrzała się na zarumienionego bruneta.
- E.... nieważne - odpowiedział Blaise i spojrzał na drzwi, za którymi zniknęła jego matka, z nienawiścią. - Lepiej zejdźmy, zanim pojawi się tu reszta rodziny.
- Wiesz, jakoś nie mam ochoty – powiedziała Ginny. - Blaise... musimy przenieść moje rzeczy do dawnej sypialni... Hermiony też. – dodała.
- Okey, musimy i zaraz się to zrobi...
- A co to za reszta rodziny? - zainteresowała się nagle "wiewióreczka".
- Nieistotne - uciął Blaise, myśląc ze złością o swoim cholernie przystojnym, starszym sześć lata braciszku, Steelu.
Warknięcie chłopaka i niebezpieczny błysk w jego oczach, zachęciły tylko Ginny do dalszej inwigilacji.
- No nie bądź taki, powiedz.... - przymilała się, próbując zamknąć pełny kufer, w którym załadowała ciuchy byle jak, wyuczonym zaklęciem pakującym.
- Nie! - warknął Blaise i pomógł Ginny zamknąć kufer, a następnie zaprowadził ją na dół.
Przy schodach, jak na złość, stała starsza latorośl państwa Zabinich i ze złośliwym uśmiechem wpatrywała się w swego brata.
- Nie mogę, Blaise, ktoś tak piękny się tobą zainteresował. Przyznaj się, co na nią rzuciłeś? – zadrwił chłopak.
- Odwal się - Blaise popisał się Malfoyowską kulturą i próbował wyminąć swój dziecięcy koszmar.
- Nic na mnie nie rzucił - żachnęła się Virginia. – I nie jestem łatwa.... – dodała dla pewności, dumnie się prostując. - A ty to kto? - przyjrzała mu się z nieskrywanym zainteresowaniem, co wywołało zgrzytnięcie zębów Blaise’a. A miał powód do zgrzytu.
Straszy brat był do niego bardzo podobny, bo obaj wdali się w tatę, z tym, że Steel miał bardzo długie włosy spięte luźno na karku w koński ogon oraz czarne jak węgiel, błyszczące i kpiące oczy, które odziedziczył po matce.
- Steel Marvolo Zabini, do usług jaśnie wielmożnej panience - ukłonił się kurtuazyjnie i ucałował dłoń Virginii, która od razu poczuła się jak prawdziwa dama i zawstydziła się przykrótkiej spódniczki i zwykłej bluzeczki z dzianiny.
Musiała przyznać, że obaj bracia mieli w sobie, poza skłonnością do nonszalancji, niewymuszony wdzięk i umiejętność dżentelmeńskiego postępowania z kobietami.
- Bardzo mi miło, Virginia Weasley - odrzekła i dygnęła skromnie.
- Chodź Gin, przedstawię cię rodzicom - młodsza latorośl państwa Zabinich złapała ją za rękę i rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w kierunku swojego brata, który tylko pobłażliwie się roześmiał, widząc, jak braciszek zazdrośnie strzeże swojej "wiewióreczki."
- Co jest na obiad? - gromko spytał Andreus Zabini, rzucając zaciekawione spojrzenie Virginii. Jego oczy były identyczne, jak oczy Blaise'a, tylko nie tak skośne (elfi kształt oczu młodszy Zabini odziedziczył po matce). W ogóle był bardzo podobny do młodszego syna, chociaż miał nieco ostrzejsze rysy.
- Spaghetti - powiedział Blaise i uśmiechnął się przy tym niewinnie jak aniołek. Oczywiście nie raczył dodać, że sos do tego cuda kilka dni wcześniej przyrządził Draco wraz z Ginny.
- Mamo, tato, chciałbym żebyście poznali moją dziewczynę. Virginia Weasley – przedstawił rodzicom swoją towarzyszkę.
- Z tych Weasleyów? - zapytał pan Zabini.
- Tak, proszę pana - odpowiedziała grzecznie Ginny i uśmiechnęła się niewinnie.
- Bardzo dobrze znam twojego ojca. Podzielam jego pasję do mugolskich sprzętów. Ci niemagiczni są naprawdę zdolni, jeśli chodzi o ułatwianie sobie życia. Oczywiście rodzice wiedzą, że spędzasz tutaj ferie? – spytał z zainteresowaniem.
- Eeee... no... eeeeee tego... ten... - Virginii nagle zabrakło słów.
Jeśli powie, że wiedzą, ten facet łatwo zweryfikuje, że to nieprawda. I goblin ojca gonił, ale matka....
- Gin miała spędzać wakacje Bożonarodzeniowe u swojej przyjaciółki Hermiony, ale Hermiona wraz Draconem są na Święta u nas i dlatego Ginny też tu się znalazła... - Blaise miał nadzieję, że to wytłumaczenie starczy ojcu i matce.
- Ee, Hermiona Granger? Ta mugolaczka *, której młody Malfoy nie cierpi całą duszą? - Steel uniósł po ślizgońsku brew, mimo że skończył Ravenclaw. - Coś bredzisz braciszku. A poza tym to gdzie oni są teraz? Schowali się pod dywanem? - zakpił, a Blaise poczuł, że go krew zalewa.
- Wybacz mu, Ginny, ale mój brat to ciekawski kretyn. Dla twojej wiadomości, kruczku, Draco i Hermi są teraz u Malfoyów, musieli odteleportować Przecinka – poinformował brata oschle Blaise.
- Nie mów do mnie kruczku, żmijeczko bezzębna. I o jakiego Przecinka ci chodzi? – odwarknął Steel.
- Draco ma psa... który boi się kotów - Blaise nie mógł powstrzymać się od dodania tej uwagi.
- No tak, jaki pan taki kram - zauważył Steel i podszedł do kuchenki na której pyrkotał gorący już sos. Swoim zwyczajem nabrał go troszeczkę i spróbował. Jego twarz poczerwieniała i natychmiast rzucił się do kranu z woda.
- Jezu, co to, Blaise?! - wycharczał gdy już pochłonął litry wody.
- To tylko sos neapolitański, co prawda trochę podrasowany przeze mnie i przez Smoka, ale chyba dobrze wchodzi? - wyjaśniła z dumą Ginny.
- Och, podrasowany to on jest na pewno i to nieźle! - Steel podleciał do lodówki i wyciągnął sok grejpfrutowy.
- E, tam. Chilli, biały pieprz, paprykowa pasta węgierska... W sam raz. Miał być ostry, nawet nie wiesz jak dobrze smakuje z makaronem, albo ryżem - Virginia zanurkowała pod ramieniem Zabiniego i wyciągnęła mleko.
- Jak to się stało? - cicho zapytał starszy brat, patrząc na rozwalony piec.
- Malfoy Junior, Malfoy Senior... i butelka wódki dolana do kaczki - Blaise postanowił zataić udział Virginii w tym niecnym czynie.
- I wszystko jasne... Na Boga, nie wiesz, że te mutanty kulinarne nie powinny wchodzić do żadnej kuchni? - młody mężczyzna popukał się w czoło.
- Ale nie wygadasz? - po rzuceniu pełnego wdzięczności spojrzenia w kierunku Blaise'a, Ginny podeszła do Steela i zajrzała mu ze szczerą prośbą w oczy.
- Dobra, zmilczę - musiał przyznać, że rudowłosa ma piękne i ogromne czekoladowe tęczówki, które po prostu rozbrajały.
Ha, mały ma dobry gust - pomyślał.
- Jakby co, Blaise... - dziewczyna zwróciła się do młodszego z braci - ... to ja powiem, że to przeze mnie - wspięła się na palce i ucałowała go mocno w policzek.
- Oj, Ginny, weź przestań, przecież właściwie nic się nie stało - odpowiedział zarumieniony chłopak, na co jego starszy brat parsknął śmiechem.
Kiedy matka obu młodych mężczyzn zbliżała się do kuchenki, Blaise rzucił się w jej stronę.
- Mamuś, ty na pewno jesteś zmęczona. Idź z ojcem, odpocznijcie a ja, Ginny i Steel przygotujemy obiad.
Anna Zabini nie była aż tak naiwna, by wierzyć, że jej syn robi to bezinteresownie, ale wolała, tym razem, przymknąć oko i wraz z mężem udała się do swej sypialni, obrzucając całą trójkę podejrzliwym spojrzeniem.
Kiedy tylko starszyzna rodu opuściła progi kuchni, Blaise popatrzył na brata.
- Mam rozumieć, że ty tego tak bezinteresownie nie robisz?
- Oczywiście, że nie. Co ja, gryfek jakiś jestem? – zadrwił.
Virginia, Blaise i Steel przygotowywali obiad (starsza latorośl Zabinich także znała się nieźle na kuchni): gotowali makaron i obierali oraz szatkowali świeże warzywa. Blaise wpadł na pomysł, żeby nieco złagodzić sos, dodając pomidory i dwie łyżki śmietanki tak, że ten stał się bardziej kwaskowy i mniej żrący.
- Ja lubię ostre sosy ... - powiedział zasmuconej Ginny - ... ale moi rodzice aż tak pikantnej potrawy by nie przełknęli. Masz, spróbuj. Nie popsułem głównego wątku smakowego - dodał łagodnie i kurtuazyjnie zaprosił dziewczynę, podając jej na łyżce sos do spróbowania.
- Główny wątek smakowy, w tym czymś, to pieprz kajeński braciszku - uszczypliwie oznajmił Steel, trąc żółty ser. - Takiego czegoś rzeczywiście nie da się niczym zagłuszyć - dodał z pobłażaniem, obserwując swojego brata, który z czułością karmił rudowłosą Weasleyównę.
Ale się bujnął, nie ma co - pomyślał, znając Blaise'a, jak przysłowiowy zły szeląg.
- Nie znasz się - warknął młodszy z Zabinich i uśmiechnął się pocieszająco do Virginii. - I jak smakuje?
- Nawet, nawet - odpowiedziała rudowłosa i wróciła do robienia sałatki.
Kwadrans później wszyscy znaleźli się w jadalni i przy miłej rozmowie zaczęli pałaszować obiad.
- Rany, to jest pyszne - mało arystokratycznie odezwał się senior rodu. - Przyznam synu, że nie spodziewałem się po Malfoyu czegoś takiego, ale to pewnie za sprawą twej przyjaciółki. Nie pozwalałeś mu eksperymentować prawda?
- Ale przecież Draco bardzo dobrze gotuje - Ginny wręcz się oburzyła; jak można było nie doceniać takiego talentu.
- Gin ma dosyć... niekonwencjonalne podejście do kuchni - Blaise popatrzył z uwielbieniem na rudowłosą. - Lubi eksperymentować, może nie tak mocno jak dwaj Malfoyowie... - wiedział, że w tym momencie kłamie, ale jego Gin musiała być postrzegana przez wszystkich jako ideał, bo on ją uwielbiał - ... ale lubi.
- Rozumiem - Andreus Zabini nabrał kolejną porcję makaronu i pochłonął go z apetytem.
- Jak dla mnie ciut za ostre, ale dobre - Anna Zabini uśmiechnęła się do Virginii, która z dumą posłała jej swój najszerszy i najbardziej rozkoszny uśmiech.
- No, to skoro wy zrobiliście taki dobry obiad ... - powiedziała Anna po skończonym posiłku - ... to my z ojcem powinniśmy pozmywać.
- Mamo, no co ty? - Blaise zaczął poważnie panikować - Kto robi to zmywa, ja i Steel już uzgodniliśmy to i...
- Synu, jeśli chcesz, żebym nie zauważyła tego zniszczonego pieca, to marne są te twoje wysiłki. Mam tylko nadzieję, że Malfoy wystawił dość spory czek, bo jak nie, to go zabiję.
Virginia bardzo cichutko pisnęła i natychmiast przeprosiła, Steel miał minę, która wskazywała na to, że zbytnio nie zdziwił się szybkim refleksem i spostrzegawczością matki, a Blaise spuścił wzrok i się zarumienił.
- Że co?! - zagrzmiał pan Zabini. - Mam nadzieję, że nie tylko wystawił czek, ale że jest on z odpowiednią ilością zer. To już drugi raz!
- Spoko, spoko, wujek Lucjusz wystawił spory czek - mina młodszej latorośli Andreusa i Ann była skruszona i pokorna, chociaż w szmaragdowych oczach można było dostrzec blask przekory.
- Synu, czy ja ci czasami czegoś nie obiecywałem, jeśli wpuścisz do naszej kuchni kogokolwiek z Malfoyów? – spytał powoli Andreus.
- Ale to była sytuacja wyjątkowa - mruknął Blaise.
- A co masz na myli mówiąc wyjątkowa... - zaczęła jego matka, ale nie skończyła gdyż w drzwiach ukazały się dwa stworzenie które ona uwielbiała. Koty.
- Kici, kici! - zawołała Ann Zabini i Zimmy podbiegła do niej z wyprężonym ogonem. Krzywołap, natomiast, usiadł na uboczu z wyrazem miny kota poważnego, który nie ma w głowie jedynie głupot.
- Kochanie, przecież masz uczulenie na sierść kotów! - oznajmił z naganą w głosie Andreus.
- Dlatego nie mamy własnych. Jak się wabisz, co? - zwróciła się do kotki, która wskoczyła jej na kolana i zaczęła trącać kobietę łebkiem, domagając się pieszczot.
- Zimmy - odpowiedziała Ginny, która była bardzo zadowolona, że jej ulubienica wzbudziła taką furorę.
- Co to za... niezwykły okaz? - zapytał się Steel spoglądając na Krzywołapa.
- Jakbyś nie wiedział, to jest kot - odpowiedział jego brat, któremu coraz mniej podobały się spojrzenia, jakie ten pacan rzucał jego wiewióreczce.
- A co, to miało wypadek? Wygląda jakby wpadł z duża prędkością na ścianę – stwierdził z ironią braciszek Zabiniego.
- Sam zaraz będziesz tak wyglądał jełopie - dało się słyszeć złowrogi warkniecie od strony Blaise'a
Młodszy brat Steela objął, z jednoznacznym wyrazem twarzy, swoją Ginny i spojrzał na niego nieprzychylnie.
Nie można nawet patrzeć na intrygującą kobietę? Nie zjem jej - mówiło spojrzenie starszego z potomków Andreusa i Ann.
- Sam jesteś jełop – powiedział tenże potomek na głos.
- To Krzywołap, kot Hermiony - oznajmiła Ginny. - Ma świetny ogon, prawda?
Pomarańczowy zwierz, jak na zawołanie, wstał, wyciągnął przednie łapy, wbijając pazury w dywan i wyprężył puszysty, szczotkowaty ogon; swoją niekłamaną dumę.
- Ta... nadaje się do czyszczenia... – mruknął Steel.
- Steel! – oburzyła się jego rodzicielka.
- No co, mamo? Przecież ja nic nie mówię – chłopak podniósł ręce w obronnym geście.
- No to się nie odzywaj, a ty, piękny kotku, chodź tu, moje maleństwo – Ann zwróciła się do kota.
"Maleństwo" szerokim łukiem ominęło to człeko-podobne coś, co go obrażało, i podeszło do miłej pani, która pewnie da mu coś dobrego.
Pani jednak nie dała nic dobrego, ale pochyliła się nad "maleństwem" i podrapała go po pomarańczowym łbie, co zostało przywitane głośnym mrukiem.
- To cholernie mądra bestia - oznajmił Blaise tak dumnym tonem, jakby Krzywołap był jego zwierzakiem. - Chyba nie jest do końca zwykłym kotem, bo nawet jest bardzo inteligentny.
- Na pewno jest inteligentniejszy od ciebie - oznajmił cicho Steel, a pani Zabini, w tym samym momencie kichnęła potężnie, płosząc oba czworonogi.
Mimo kichnięcia matki, Blaise usłyszał wątpliwy komplement starszego o sześć lat brata.
Virginia też to usłyszała i powiedziała ze śmiechem:
- Jakbym słyszała swoich braci, cięgle się kłócą.
- Mężczyźni tak mają - podsumowała Ann i uśmiechnęła się do tej miłej dziewczyny, którą jej syn wreszcie przyprowadził do domu. Już myślała, że nie pozna żadnej z jego koleżanek.
- Mamo, chciałby zauważyć, że twój pierworodny nie jest mężczyzną, to debil - odezwał się Blaise i posłał braciszkowi najmilszy z uśmiechów.
- Ty matole, za co mnie Bóg takim bratem pokarał? - oznajmił zirytowany Steel i wstał od stołu.
- Obydwaj przestańcie! W tej chwili! - Andreus nie wytrzymał psychicznie, a powstrzymała go, od uderzeniem pięścią w stół, jedynie obecność młodziutkiej przyjaciółki Blaise'a. - Za co MNIE Bóg pokarał takimi infantylnymi synami? - dodał bardzo spokojnie i zmarszczył brwi.
- Och, And... - jego małżonka popatrzyła na mężczyznę wymownie. - Oni odziedziczyli wiele z twojego charakteru; nie tylko urodę, więc lepiej nic nie mów. A wy ... – spojrzała, raczej groźnie, na młodzieńców - ... przeproście się w tej chwili i zachowujcie jak cywilizowani ludzie, dobrze?
- Przecież on nie wie, co to jest cywilizacja! - wykrzyknęli bracia Zabini, wskazując jeden na drugiego, a Ginny wybuchła głośnym, radosnym śmiechem.
- I pomyśleć, że ja urodziłam kogoś takiego - mruknęła seniorka rodu, po czym zwróciła się do Virginii. - Rozumiem, że wiążąc się z moim synem, wiedziałaś, iż ma on problemy z psychiką.
- Oczywiście - odpowiedziała szczerze rudowłosa i puściła oko w stronę swego mężczyzny.
- Dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie zdanie - naburmuszył się Blaise.
- Przecież ja doskonale sobie wiem, że w niektórych sprawach jesteś trochę jak niedorozwinięty - wyszczerzyła się radośnie. - Chociażby te głupie kłótnie z Draconem Malfoyem, czy teraz z twoim bratem. Ludzie myślący ustępują w kłótni i mają spokój, a nie podjudzają do głupich tekstów.
- Odezwała się - mruknął Blaise, ale zrobił to tak cicho, że nikt tego nie usłyszał. W końcu był człowiekiem myślącym... a to, że niekiedy myślał inaczej, to już mniejszy szczegół.
- No, to teraz moi panowie pójdą do kuchni, a ja i Virginia porozmawiamy sobie jak na kobiety przystało. Blaise, nie patrz się tak na mnie, nie zjem jej – oświadczyła Ann.
- Ale... – zaczął Steel.
- Do kuchni, synu - nakazała nie znoszącym sprzeciwu głosem.
Steel wzruszył ramionami, westchnął, zmełł w zębach kąśliwą uwagę i spokojnie ruszył do kuchni, a pan Zabini uśmiechnął się pobłażliwie, widząc głupią minę młodszego syna i zwrócił się do żony:
- Kochanie, rozumiem, że ja też mam wyjść - uniósł brwi i znacząco uśmiechnął się do Ann.
- Oczywiście - autorytarnie i ze słodkim uśmiechem odrzekła jego małżonka i odwzajemniła słodko uśmiech. - Żegnam panów.
* od określenia „mugolak” , które oznacza dziecko magiczne z rodziców mugoli
*
- Chodź, Virginio, usiądź obok mnie – powiedziała Ann łagodnie, gdy już ostatni z przedstawicieli płci brzydkiej opuścił pomieszczenie. - Nie denerwuj się - dodała i uśmiechnęła się ciepło, widząc niezdecydowanie dziewczyny. - No chodź, tylko z tobą porozmawiam.
Ginny uśmiechnęła się niepewnie i usiadła obok matki Blaise'a. Prawdę powiedziawszy to wcale nie miała ochoty na żadną rozmowę i czuła się okropnie - miała pietra.
- A więc ty i mój syn, pozostajecie w związku... – zaczęła kobieta.
- Nie... znaczy tak.. znaczy... dopiero zaczynamy - Ginny zaczęła się jąkać, aż wreszcie zamilkła i spuściła głowę.
- Nie bój się mnie - łagodnie powiedziała Ann. - Też miałam siedemnaście lat.
- Szesnaście - szepnęła Virginia i się zarumieniła.
- Wyobraź sobie, że szesnaście też miałam. W tym wieku seks wydaje się kluczem do dorosłości, a to nie do końca jest tak - uśmiechnęła się ciepło.
- Jaki seks? - zapalczywie pisnęła Ginny. - On powiedział, że mnie nie tknie, dopóki nie skończę Hogwartu, bo mnie szanuje - nagle zamilkła i spuściła głowę. - Przepraszam.
- To znaczy, że mu zależy. Ale kochanie, seks to nie tylko zbliżenie seksualne, a przecież widziałam, że raczej w zupełnej abstynencji nie jesteście... Można pozostać dziewicą, a mieć większe doświadczenie niż kobieta, która, jak to się brzydko mówi, zaliczyła wielu mężczyzn. Jest tyle możliwości dania drugiej osobie rozkoszy... – odrzekła matka Blaise`a.
- Wiem - szepnęła niebywale cicho panna Weasley, a na jej policzkach wykwitły zdrowe rumieńce.
- Moje dziecko, przecież ja cię nie zjem – zapewniła z uśmiechem kobieta. - Nie bój się. Jestem szczęśliwa, że Blaise znalazł wreszcie kogoś, na kim mu zależy i z kim się dobrze czuje. Już się bałam, że zagrzebie się w tych swoich księgach i nauce... – dodała rozbawiona.
- Mnie na nim naprawdę zależy - Ginny wyszeptała cichutko i spojrzała na matkę swego chłopaka.
- Wiem o tym i wiem też, że jemu zależy na tobie – powiedziała Ann Zabini.
*
W czasie, gdy pani Zabini przeprowadzała rozmowę z Virginią, ojciec i brat Blaise`a pokpiwali z niego w kuchni.
- Ruda, co? - wyszczerzył się pan Andreus i Blaise bez słowa posłał mu spojrzenie goblina - seryjnego mordercy.
- Hehehe, rude to wredne, ale jaka inna by go zechciała? - zarechotał Steel.
- Ginny nie jest wredna - syknął wściekle jego młodszy brat, zdając sobie sprawę, że sam za wredną ją czasem uważa. Ale to zupełnie inna sprawa. Ten bubek nie będzie jej obrażał. - A to ty jesteś zazdrosny! – warknął.
- O takie maleństwo? Weź przestań, ja się w dzieciakach nie lubuję. Ile ona ma? Dziesięć, dwanaście lat? – zadrwił Steel.
- Szesnaście - warknął Blaise i spojrzał na brata jak Voldemort na Pottera.
- A nie wygląda. Ojcze, czy ty widziałeś? Ona jeszcze pije mleko – starszy z rodzeństwa Zabinich wyszczerzył się radośnie do swego ojca.
- Mój drogi, mleko dla dzieci jest bardzo zdrowe - stwierdził z powagą Andreus.
Blaise, który wycierał naczynia, ze złością cisnął ręcznikiem i warknął.
- Jak dzieci! Steela mogę zrozumieć, ale ty, ojcze?! - oburzył się chłopak. - Powinieneś się wstydzić! Nie wiem, co taka piękna i inteligentna kobieta jak mama w tobie widziała!
- To samo, co ta młodziutka dzierlatka widzi w tobie - odrzekł niezrażony pan Zabini.
- A jaka jest w łóżku? Czy ona w ogóle wie co i jak? - ironizował Steel.
Obydwaj nabijający się z zakochanego panowie zauważyli w tym momencie, że starszy z braci przesadził.
Zresztą, nie tylko zauważyli. Steel osobiście to odczuł. Pięść brata wylądowała na jego nosie, który, pod wpływem silnego uderzenia, pękł.
Steel złapał się za krwawiący nos, a Blaise zbladł. Nie mógł uwierzyć, że pobił swojego brata tak dotkliwie, choć ten niewątpliwie na to zasłużył. Nie powinien był obrażać Ginny. Ojciec młodzieńców nic nie powiedział, tyko podszedł do lodówki i wyjął worek z lodem, a następnie podał Steelowi.
- Kur*wa, przepraszam Steel, ale nie powinieneś tak mówić - z konsternacją powiedział Blaise.
- O rany, ale masz cios - syknął z bólu jego starszy brat. - Ja pier*dolę, przywaliłeś mi tak, że chyba zacząłbym wyć, gdyby nie lód.
- Przestańcie się wyrażać - uciął Andreus. - A ty, Steel, trochę przesadziłeś. - zwrócił się do pierworodnego. - Ty zaś, Blaise, dobrze bijesz, ale nie narób sobie w szkole kłopotów.
- Widzę, że naprawdę ta mała coś dla ciebie znaczy... Sorry brat - starszy syn Zabinich przyznał się do błędu.
- Znaczy i to bardzo dużo - odpowiedział Blaise, rumieniąc się przy tym słodko.
W tym samym momencie do kuchni weszły Giny i Anna.
- Co tu się dzieje? – spytała kobieta, wpatrując się opuchnięty nos swego pierworodnego.
- Nic, mamo. Potknąłem się i wpadłem na lodówkę - mruknął Steel.
- Właśnie, lodówkę - dodał jego ojciec i posłał małżonce niewinny uśmiech.
- A ta lodówka ma pięści i teraz masuje sobie knykcie za plecami, tak, żeby jej matka tego nie zauważyła - oznajmiła nie zmieniając tonu głosu pani Zabini, co zostało przyjęte trzema niewinnymi rumieńcami na policzkach przedstawicieli płci brzydkiej.
- Blaise, powinieneś przyłożyć bratu po raz drugi za to, że nazwał cię lodówką, nie sądzisz? - jej uśmiech był słodszy od miodu, ale w oczach czaił się chłód.
- Blaise, chyba nie chcesz powiedzieć, że uderzyłeś brata - Ginny spojrzała się na Zabiniego, jakby ten popełnił najgorsze przestępstwo na świecie.
- Ale ja... ale on... ale on na to zasłużył! - wykrzyknął zdesperowany chłopak.
- To prawda - mruknął Steel, postanawiając pomóc bratu - Zasłużyłem.
- Boże, co ja się z wami mam - Ann pokręciła głową z dezaprobatą. – Virginio, pamiętaj, że z mężczyznami to gorzej, jak z małymi dziećmi, a im starsi tym głupsi i trudniej ich przywołać do porządku.
- Zauważyłam! - pisnęła Ginny.
- Ale ona jest zabawna - Steel nie wytrzymał i zarechotał. Uznał piśnięcie dziewczyny za urocze. Zdziwił się tylko, gdy młoda czarownica spiorunowała go wzrokiem i rzucił zaniepokojone spojrzenie bratu, który syknął:
- Powiedz, kruczku... Chcesz mieć, tym razem, limo pod okiem?
- Dobra, już nic nie mówię - Steel pokojowo uniósł dłoń (jedną, bo drugą przykładał lód do złamanego nosa).
- I tej wersji się trzymaj - mruknął Blaise i podszedł do Ginny by ją objąć. Chciał w ten sposób zaznaczyć, że to maleństwo należy wyłącznie do niego.
Steel już miał coś powiedzieć na temat tej demonstracji, lecz po głębszym zastanowieniu stwierdził, że jak na jeden dzień wystarczy mu fizycznych obrażeń.
- To ja i Ginny pójdziemy się spakować - odezwał się Blaise. – W końcu jutro jedziemy do szkoły, a musimy jeszcze spakować Dracona i Hermionę, bo nie wiadomo kiedy wrócą.
Pół godziny później byli już spakowani. Oczywiście cztery kufry postawili w sypialni swoich przyjaciół. Fakt, oni pakowali, ale tamci mogą się pomęczyć z przestawianiem bagaży w przypadku, gdyby im przeszkadzały. Odwalili „brudną” robotę i zbiegli na dół do kuchni po coś słodkiego.
- PIERWSZY! - ryknął Blaise i zanurkował do zamrażalnika po lody śmietankowe w polewie miętowej. - Pierwszy, a to znaczy, że ty robisz mi dobrze! - dokończył swój wywód dosyć głośno, zapominając, że przecież już nie są w rezydencji sami.
Od strony drzwi dało się słyszeć znaczące chrząkniecie, a po chwili także głos Steela.
- Powiedz mi, słodka, jak ty wytrzymujesz z tym indywiduum?
- Sama nie wiem - mruknęła zarumieniona Ginny i obrzuciła wściekłym spojrzeniem Blaise'a.
- Ja ci dam słodką - warknął zarumieniony, tak samo jak jego dziewczyna, Blaise. - I nie podsłuchuj, bałwanie - dodał jeszcze dla podkreślenia wagi swojej wypowiedzi.
- Nie musiał podsłuchiwać. Po co japę wydzierasz, baranie jeden?! - odgryzła się Virginia, wyręczając Steela. - Nie każdy musi znać produkty twojego chorego poczucia humoru - naburmuszyła się, otworzyła lodówkę i wyjęła mleko. - Sam sobie jedz te lody.
- Kochanie, nie gniewaj się - Blaise miał gdzieś, że Steel patrzy na jego pokorną minę. - Wiesz, że żartowałem...
- No właśnie, chodzi mi o twój sposób na dowcip - odwróciła się do chłopaka plecami i nalała sobie mleka do szklanki.
- Skarbie, ja cię naprawdę przepraszam. Wiem, zachowuję się jak dureń – ciągnął Blaise.
- Kontynuuj - mruknęła Giny znad szklanki mleka.
- Kretyn, palant, gumochłon, Puchon, Snape wśród Gryfonów, Malfoy... – zaczął wymieniać chłopak.
- No, przynajmniej raz coś mądrego powiedziałeś – mruknęła Ginny, odstawiając mleko do lodówki.
- Chodzi ci o to, że jak Malfoy, czy że jak Snape wśród Gryfonów? - zamrugał zdezorientowany Blaise.
- Nie, kochanie, jak gumochłon - oznajmiła z naciskiem Ginny, wlepiając w niego czekoladowe oczęta.
- Aha - niepewnie odrzekł zarumieniony chłopak. - Ale nie gniewaj się na mnie...
- Ja się nie gniewam. Po prostu sprawiasz mi czasem przykrość, albo wprawiasz mnie w zakłopotanie – wyjaśniła cicho.
- Przepraszam - powiedział Blaise i przytulił ją mocno do siebie.
Na widok takich czułości Steel wyszedł z kuchni, bynajmniej nie dlatego, że nie chciał przeszkadzać bratu, tylko wszelki romantyzm działał na niego tak, jak Gryfon na Ślizgona. Niedobrze.
***
Kilka godzin później, kiedy wszyscy po sytej kolacji siedzieli w kuchni, z salonu dał się słyszeć wrzask Malfoya.
- Blaise, zboczeńcu, odklej się od wiewióry! Wróciliśmy!
Zadowolony z siebie Draco przemaszerował przez salon z wesołym gwizdem na ustach. Zauważył, że w jadalni świeci się światło i ruszył w tamtym kierunku:
- Mam nadzieję, że nie uprawiacie w tej chwili miłości francuskiej. W takim miejscu to by była perwersja! Wchodzę!
Wszedł.
Wszedł i zamarł.
Wszyscy na niego patrzyli. A było ich wielu: Steel miał wzrok pełen pogardy, pani Zabini była szczerze zdziwiona, niemal zszokowana, a jej mężowi rozszerzyły się nozdrza z irytacji. Blaise wyglądał na podłamanego, a Ginny na zawstydzoną i wściekłą. Draco przełknął ślinę i coś miał już rzec na swoje usprawiedliwienie, ale nie było mu dane.
- Malfoy, zboczeńcu, nie zmieniaj tematu, i tak wiem, że masz na sumieniu PIEC! - zagrzmiał Andreus
Draco, jak przystało na prawdziwego mężczyznę, zamierzał bronić się z godnością do samego końca. Dlatego też wskazała palcem na Ginny i wykrzyknął:
- To ona! To jej wina, bo ona wlała tę butlę spirytusu do kaczki.
- Ale ją chcę w przyszłości za synową, a nie ciebie! – odrzekł pan Zabini.
- CO?! - krzyknęli wspólnie Draco i Virginia, Hermiona, z zaciekawieniem, wychynęła zza ramienia Malfoya, a Blaise zrobił najgłupszą minę, na jaką było go stać.
- No co? Podoba mi się dziewczyna mojego syna - warknął Andreus. - Ale absolutnie nie podoba mi się to, że ty, Wielki Kucharzu, chcesz ją wrobić, podczas gdy ten piec wyleciał z winy twojej i twojego ojca. Ja sobie jeszcze z Lucjuszem porozmawiam - nozdrza mężczyzny zadrgały ponownie, a lewa brew podjechała niebezpiecznie do góry.
- Ale to naprawdę ja dodałam ten spirytus - Ginny postanowiła być mężna. Spuściła głowę i pokazowo się zarumieniła, przygryzając z konsternacji dolną wargę.
- Ależ kochanie. Przecież to się mogło każdemu zdarzyć. Jestem pewien, że chciałaś dobrze i to nie twoja wina, że miałaś do czynienia z tymi cymbałami - odparł Andreus i podszedł do dziewczyny by ją przytulić.
Draco szepnął coś pod nosem na temat dyskryminacji płciowej, lecz dostał po głowie od swojej kobiety.
- Za co to?! – wykrzyknął rozcierając sobie miejsce po uderzeniu.
- Za twoje odzywki przy wejściu. Kretyn! – wyjaśniła ze złością Hermiona.
- No co? Teraz dopiero ci przeszkadzają moje tekściory? - zirytował się blondyn. - Przed chwilą zostałem podle zdyskryminowany, a ty mnie bijesz. Jak możesz? - zrobił minę zmokłego spaniela i Hermiona musiała odwrócić wzrok, żeby nie zmięknąć. Jednak po sekundzie ponownie patrzyła mu z odwagą w oczy.
- W ogóle mi przeszkadzają takie durne, jak to określiłeś, tekściory. Dostałeś po prostu po łbie z opóźnieniem - wzruszyła ramionami i popatrzyła uważnie na pana Zabiniego i jego żonę. Następnie zerknęła z zaciekawieniem na Steela, który szelmowsko się do niej uśmiechnął, a nawet puścił jej oko.
- Nie mówiłeś, że masz brata, Blaise - powiedziała, rzucając zielonookiemu wymowne spojrzenie.
- Bo nie mam – odpowiedział z irytacją brunet - To po prostu pomyłka natury. Tak naprawdę rodzice próbowali go utopić, ale się trzymał przy życiu – dodał
- A ciebie też, gumochłonie – odgryzł się Steel.
- Gryzipiórek – warknął Blaise.
- Co? - Hermiona spojrzał zdziwiona, na, jak dotąd, inteligentnego chłopaka.
- No co? To krukonik – wyjaśnił wzruszając ramionami Blaise.
- Byłeś w Ravenclawie? - spytała Hermiona z zaciekawieniem.
- Tak, był w Ravenclawie - Draco niemal warknął; nie zamierzał patrzeć, jak Steel podrywa jego dziewczynę na inteligencję. - A teraz bądźmy tak dobrzy, Hermi... - przy tych słowach ścisnął lekko jej dłoń - ... i opuśćmy kuchnię, bo jest, mimo swych rozmiarów, za mała na tyle osób.
- Droga wolna - powiedziała Ann, kryjąc uśmieszek. - Idź, ale pamiętaj, przekaż ojcu... chociażby listownie... że czeka go ciężka konfrontacja ze mną... i Narcyzą. Wyraźnie zabroniłyśmy mu wchodzić do jakiejkolwiek kuchni. Tym razem ci się upiekło, Draconie Malfoy, bo Lucjusz wystawił czek.
- Przekażę - prychnął Draco i zmarszczył nos. Hermiona wyszczerzyła się do rodziców Steela i Blaise'a za plecami swojego chłopaka:
- Przejdzie mu - oznajmiła, ściskając wymownie dłoń Mlfoya.
- Mój Boże. Żeby jakieś ładne i inteligentne dziewczyny leciały na takich tłuków jak mój brat i malfoyasty – westchnął Steel, po zniknięciu Hermiony i Dracona, nie kryjąc swojego zdegustowania.
- Sam jesteś tłuk - mruknął Blaise i wyciągnął Ginny z kuchni. Musiał natychmiast porozmawiać z Draconem, a nie chciał zostawić swojej małej wiewióreczki z tą „pomyłką natury” uchodzącą za jego brata.
*
Chwilę później cała czwórka siedziała w sypialni Blaise'a i sprawiała takie wrażenie, jakby ktoś powiadomił ich o śmierci ulubionego Testrala.
- Czyli z naszych planów nici - mruknął Draco. - Znowu powrót do zimnych, pustych sypialni.
- I do Hogwartu - dodała Hermiona
- Hogwart... - mina Blaise'a zdradzała zamyślenie. - Cholera, Hogwart, nauka i egzaminy...
- Egzaminy nie są złe - stwierdziła z miną filozofa Granger, a pozostała trójka posłała jej spojrzenia jadowitych i wściekłych bazyliszków.
- Hogwart Hogwartem, trzeba tam wrócić i tyle - Draco podrapał się niegroźnym końcem różdżki za uchem. - Ale dziś będzie bryndza! - jego głos zabrzmiał donośnie i żałośnie, zupełnie jak pisk nieszczęśliwego Przecinka.
- Pomyślcie, to tylko jedna noc... - Blaise postanowił być optymistą. – Zresztą, rodzice śpią w zupełnie innej części domu, w tej śpimy my i...
- No właśnie, Dziki i... – Draco spojrzał na przyjaciela znacząco.
- O co wam chodzi? - zdumiona Ginny spojrzała na mężczyzn.
- O tą sklątkę tylnowybuchową, która uchodzi za mojego brata – odpowiedział ze złością Blaise.
- On jest bardzo miły i sympatyczny - obie dziewczyny stanęły natychmiast w obronie pierworodnego państwa Zabini, co bynajmniej nie spodobało się ich partnerom.
- On wcale nie jest miły, on jest gorszy niż ... niż ... – brunet próbował znaleźć odpowiednie słowo.
- Niż co, patałachy? – od strony drzwi dobiegł ich głos Steela Zabiniego. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Chłopak stał w progu i przyglądał im się mieszaniną zaciekawienia i rozbawienia na twarzy.
- Jesteś gorszy od tego nadętego idioty, Pottera! Brakuje ci tylko blizny - zaperzył się potomek Malfoyów, za co zarobił wiele mówiące i nieprzychylne prychnięcie Hermiony i żmijowy syk ze strony Virginii.
- Och, Steel nie potrzebuje blizny... On nosi długie włosy - Blaise przeciągał każdą sylabę i wyglądał tak, jakby miał się rzucić na swojego brata i go udusić. Tym razem to Ginny prychnęła, a Hermiona uśmiechnęła się złośliwie.
- Masz kompleks, Blaise? - zapytała słodko panna Granger, wbijając orzechowe oczy w chłopaka swojej przyjaciółki.
- Oczywiście, że nie, ale wiecie, co mówią na temat długich włosów u mężczyzny... - Blaise uśmiechnął się niczym niewinna dziewica.
- Ja nie wiem co mówią - powiedziała Ginny i spojrzała się na Zabiniego, żądając udzielenia odpowiedzi, co ten skwapliwie wykonał.
- Długie włosy - krótki rozum oraz im więcej na głowie, tym mniej miedzy nogami...
Jego słowa jeszcze dobrze nie przebrzmiały, kiedy chłopak ze zdumieniem spojrzał na Dracona, który z wściekłą miną uderzył go książką od eliksirów w głowę.
- O co ci chodzi, Smoku? Przecież ja nic takiego nie powiedziałem ... – spytał z wyrzutem rozcierając sobie głowę.
- Najlepiej by było, jakbyś się w ogóle zamknął - warknął Malfoy i poprawił swój kucyk.
- Myślałem, że jesteście tłukami - oznajmił pierworodny Zabinich. - Ale wy jesteście tłukami do potęgi! A ty, Blaise, masz chyba sieczkę zamiast mózgu. O tym, co masz, a raczej czego nie masz, między nogami nawet nie wspominając - Steel uśmiechał się zupełnie tak samo, jak jego brat. Słodko i niewinnie.
- Nieprawda, że Blaise nie ma nic między... - oburzona Virginia nieco się zapędziła w swoich wywodach i teraz siedziała ze spuszczoną głową ,z zawstydzeniem, międląc w palcach poskręcane pasmo swoich rudych włosów.
- Ups - wyrwało się Hermionie, Draco się zaczerwienił, a Blaise miał minę lekko skonsternowanego zwycięzcy.
- A co powiesz o jego mózgu? - ciągnął rozbawiony i niezrażony Steel.
Virginia poczuła słuszny gniew.
- Mózg Blaise'a jest w porządku! – warknęła. - Co nie zmienia faktu, że obaj jesteście nadętymi bucami i nie potraficie okazywać sobie braterskiej miłości. Starczy?! - czekoladowe oczy Ginny zapłonęły żądzą mordu.
- Ale my się kochamy - mruknął Steel.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo - dodał Blaise.
- Jasne. Percy też nas tak kocha, że od dwóch lat nie mam z nim żadnego kontaktu - warknęła Ginny, zerwała się z łóżka i z łzami w oczach wybiegła z sypialni.
- Po prostu świetnie. Jesteście genialni - Hermiona obrzuciła wściekłym spojrzeniem trojkę zbaranianych mężczyzn i pobiegła za Ginny.
- Ale o co chodzi? - najstarszy z mężczyzn wytrzeszczył oczy. - Jaki Percy? Ja nic nie wiem i nie chcę mieć nic wspólnego z kimś, kto ma tak na imię - dodał dla podkreślenia powagi swych słów.
- Drażliwy temat – mruknął Draco, bawiąc się swoją różdżką.
- Percival Weasley - wycedził Blaise.- Brat Wiewióry, dużo starszy od niej. Tak w ogóle to ona ma samych braci i wszystkich starszych...
- No, strasznie nadęty i wyrzekł się rodziny - Draco zmarszczył brwi i podrapał się za uchem niegroźnym końcem różdżki, ignorując pełne irytacji spojrzenie Blaise'a.
- Aaaaa! Percy Weasley! - pierworodny państwa domu wyglądał, jakby "zaskoczył". - Przecież chodził z nami do Hogwartu. Młodszy dwa lata ode mnie. Nie znałem go dobrze, ale to straszny dupek. Ci młodsi Weasleyowie, bliźniacy byli zupełnie inni. Aaaaa! To ona jest Weasleyówną! - Steela olśniło i gwizdnął przeciągle.
- A co ty? Głuchy jesteś? Pewnie, że tak. Przecież ci się przedstawiła, młotku – Blaise popatrzył na brata ze złością.
- Nie zwracałem uwagi, patrzyłem na jej nogi, a nie na usta – odpowiedział szczerze Steel.
- Kretyn. I co to znaczy, że ona jest Weasleyówną? – warknął jego brat.
- Znam jej brata. Jest moim bezpośrednim przełożonym. Pracujemy razem. Ciekawe, co Charlie powie, jak wspomnę, z kim to umawia się jego ukochana, wypieszczona, wyśniona, wyidealizowana, łagodna, miła, cudowna młodsza siostrzyczka – zaśmiał się Steel.
- Steel! – wrzasnął Blaise.
- No, co? Byłaby jakaś znajoma stypa, a teraz chodź brat, bratową musimy przeprosić – powiedział chłopak i odwrócił się do wyjścia.
- Stypa! - mina i ton głosu Dzikiego dobitnie świadczyły o tym, co on sam myśli na temat stypy, na której byłby głównym gościem. Draco zrobił minę filozofa, ponownie podrapał się za uchem niegroźnym końce różdżki i .... dostał przez łeb, a przedmiot, którego używał zwykle do czarów ,wylądował na drugim końcu pokoju.
Blaise wstał i patrzył na niego z miną szalonego hipogryfa.
- No co?! - zaperzył się blondyn i także wstał, a Steel powstrzymywał się od śmiechu. - Sam też tak robisz!
- Ale nie cały czas, jak ten kretyn! Ostrzegałem! – wykrzyknął chłopak.
- Palant - wymamrotał Draco i obaj z Blaise’em spojrzeli morderczo na Steela, który omal nie dusił się z powstrzymywanego chichotu.
- Zaprawdę, zachowujecie się jak kretyni. Ja się naprawdę dziwię, co one w was widzą – wydusił z siebie.
- Miłość jest ślepa - mruknął Draco, a Blaise skinął głową na potwierdzenie słów przyjaciela.
- Najwyraźniej – zgodził się Steel. - Tylko nie sądziłem, że wy dwaj zakochacie się kiedykolwiek. I to jeszcze w Gryfonkach – dodał z szerokim uśmiechem.
- One powinny być Ślizgonkami, bo gryfońskiego charakteru to one bynajmniej nie mają – oznajmił Draco.
- Ta, jasne - Steel uśmiechnął się sardonicznie.
- Nie każdy jest kruczkiem - kujonkiem - warknął Blaise.
- Ej, młody, nie pozwalaj sobie! Trafiłem tam, bo jestem inteligentny, ale i tak Tiara zastanawiała się długo, czy mnie nie przypisać do Slytherinu – Steel poczuł się urażony słowami brata.
- Współczuję - z powagą oznajmił Draco, podnosząc swoją różdżkę z podłogi. – Już chyba bym wolał być w Gryffindorze... Mimo że Gryfków nie lubię. A Ravenclaw to po prostu okropne kujony bez klasy... - ręka Malfoya Juniora zastygła o milimetry od ucha; Blaise patrzył na niego zbyt natarczywie.
- No, to może pójdziecie przeprosić dziewczyny - powiedział szybko Draco, a jego dłoń natychmiast zjechała w dół.
- Ty idziesz z nami - Blaise uśmiechnął się niczym rodzic z postępów latorośli.
- Ja nic nie mówiłem! – zaprotestował arystokrata.
- Żyjesz i za samo to powinieneś przepraszać – odpowiedział z udawana obojętnością Blaise.
- Przestańcie, głąby - zdenerwował się Steel. - Idziemy wszyscy trzej powiedzieć Sorry, dziewczyny. I nie wyklinać mi tu na siebie młoty!
- Ugryź się, Zabini - Draco pokazał, jak bardzo poważa starszego brata swojego przyjaciela i patrzył na Blaise'a z nieskrywaną pogardą.
- Jak się ugryzę, to, w przeciwieństwie do ciebie, jadu sobie w żyły nie zapuszczę - odrzekł łagodnie młodszy Zabini, wyręczając Steela i wzruszył ramionami.
Po gorących przeprosinach, w których zdecydowano, że nie jest niczyja winą, iż Percy ma w sobie więcej z Filcha niż z Weasleyów, zawarto krótkotrwały pokój. Bo już pięć minut później męski ród znowu się pokłócił, a to podobno kobiety są z natury swarliwe.
***
Późnym wieczorem, gdy teoretycznie wszyscy powinni już spać, bo niektórych z samego rana czekał powrót do szkoły, na korytarzu dało się słyszeć ciche kroki. Zupełnie tak, jakby ktoś się skradał. Kiedy ręka tajemniczej osoby zbliżyła się do klamki przy jednych drzwiach, dał się słyszeć cichy, przesiąknięty ironią głos.
- Braciszku, chyba nie sądzisz, że zgodzę się na łamanie elementarnych zasad przyzwoitości.
- Weź schowaj swój czarny łeb, potworze! Daj żyć normalnie innym, zazdrośniku! - wściekłym szeptem odrzekł Steelowi Blaise.
- Jak będziesz mnie obrażał, nie dam ci spokoju - kpił sobie starszy syn państwa Zabinich, doskonale bawiąc się irytacją zakochanego po uszy młokosa.
- Ty sklątko tylnowybuchowa! – wrzasnął brunet.
- Co tu się dzieje? - usłyszeli nagle głos swojej rodzicielki. - Zamiast spać, to wy się wyzywacie na korytarzu. Żadnej przyzwoitości!
- A ty dlaczego nie śpisz?! - obaj bracia, z wyraźną pretensją w głosie, zwrócili się do swej rodzicielki.
- A wy, jak się do mnie odzywacie? Już spać, pókim dobra. Bo wam blokady na drzwi pozakładam! – zagroziła pani Zabini.
- Mamo... – jęknął Steel.
- Chyba coś powiedziałam! Spać! – rozkazała ostro.
Rozeszli się poirytowani do swoich pokojów, gdzie zaczęli kombinować; zwłaszcza Blaise. Podczas gdy oni kombinowali, Virginia działała. Cichutko zapukała do drzwi Hermiony, która natychmiast jej otworzyła.
- Chcesz spać tak sama całą noc? - pisnęła cichutko rudowłosa, a oczy zalśniły jej w ciemności, przewrotną wesołością.
- W sumie nie... Ale wiesz, to jednak trochę boli - Granger lekko się skrzywiła.
- Zrobiliście to! - Virginia omal nie krzyknęła, a Hermiona szybko położyła palce na jej ustach. - I jak było i jak?! A Blaise, ta świnia niemyta, nie chce i mówi, że chce poczekać - fuknęła rozżalona Ginny na koniec przemowy.
- Czy tobie chodzi tylko o jedno, Gin? - Hermiona spojrzała uważnie na przyjaciółkę.
- N... Nnno nnie - Virginia się zacięła i przygryzła dolną wargę. - Ale dlaczego Draco i ty...
- Draco jest trochę inny niż Blaise, a ja jestem inna niż ty. I uważam, że Zabini postępuje bardzo mądrze. Rozumiesz o czym mówię? Powinnaś się cieszyć, że masz takiego faceta. Opiekuńczego i troskliwego. A ty go wyzywasz. Oj, Gin... – westchnęła Hermiona.
- Ja go kocham - mruknęła panna Weasley, rumieniąc się po naganie przyjaciółki - I masz rację, zachowuje się jak głupia gówniara.
- Oj, przestań. Zachowujesz się po prostu jak normalna, napalona kobieta. Zobaczysz, będzie lepiej, a co do tego, czy chcę spędzić sama tą noc to... nie! – powiedziała Hermiona.
- Czyli? – spytała z zaciekawieniem najmłodsza z rodzeństwa Weasleyów.
- Czyli, moja droga przyjaciółko, zrobiłam coś, do czego przyznaje się z ciężkim sercem – dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo.
- Herm... – Ginny zmrużyła oczy.
- Wiedząc, że tu przyjedziemy, na wszelki wypadek pożyczyłam od naszego przyjaciela pewną pożyteczną rzecz i teraz jej użyjemy! – wyjaśniła z szerokim uśmiechem panna Granger.
- Ty masz... masz... masz pelerynę?! Dlaczego mi wczesnej o tym nie powiedziałaś?! – rudowłosa spojrzała na swoją przyjaciółkę z wyrzutem.
- Oj, Gin... Nie było takiej potrzeby – odrzekła Hermiona wyjmując spod poduszki Pelerynę –Niewidkę Harry`ego.
- Herm, nie powiedziałaś mi i byłaś większym łobuzem niż ja! - w oczach rudzielca zapłonęło uznanie i zazdrość, a Hermiona lekko się zarumieniła i uśmiechnęła przekornie. - UKRADŁAŚ ją Harry'emu - dodała z radosnym zapałem.
- Wcale nie! Ja ją tylko pożyczyłam - zaperzyła się Grangerówna. - Tylko nie wiem, czy jeszcze nie odczekać, bo oni pewnie będą chcieli przyjść do nas...
- Łiii - zapiszczała Virginia. - Wiesz, że to pipki greckie. Pewnie ktoś ich nakrył i powłazili ze strachu do nor... Trochę mi ich żal - Virginia wydęła wargi. - To co, idziemy?
- Chyba nie mamy innego wyjścia - odpowiedziała panna Granger i naciągnęła na siebie oraz Ginny bezcenny skarb.
Już po chwili obie dziewczyny cichutko opuściły sypialnię. Kiedy znalazły się na korytarzu, przez chwilę stały bez ruchu i nasłuchiwały czy ktoś nie nadchodzi. Na szczęście korytarz był pusty. Szybko zbliżyły się do sypialni Dracona i Hermiona bezszelestnie wyślizgnęła się spod pelerynki, a potem, równie cicho, uchyliła drzwi. Kilka sekund później Ginny została sama na korytarzu. Rudowłosa rozejrzała się, pewna, że skrzypniecie drzwi obudziło kogoś, a gdy stwierdziła, że nic takiego nie miało miejsca, pobiegła do pokoju Blaise.
*
- Draco – szepnęła cicho Hermiona, gdy już podeszła do łóżka chłopaka.
- Tunia? - Malfoy poderwał się i usiadł w skotłowanej pościeli. - Moja Tunia sama do mnie przyszła.
Hermiona widziała, jak szczerzy się w ciemnościach, aż mu zęby świecą.
- No, musiała przyjść, skoro jej matołek sam drogi nie może do niej znaleźć – powiedziała.
- No wiesz? To wszystko przez tego jełopa Steela; łazi po nocach - Hermiona ucałowała go mocno w policzek, a Draco ją rzucił na łóżko i mocno przytrzymał.
- A tak właściwie to cóżeś kobieto ode mnie, biednego, zmęczonego trudami życia mężczyzny, chciała? Chyba nie zamierzasz wykorzystać mojego niewinnego ciała? Przysięgam na mój honor, że będę się bronił chociaż trochę – oświadczył, a w jego głosie zabrzmiały rozbawione nutki.
- Żeby nie wyjść na łatwego - mruknęła Hermiona, na co Draco oczywiście musiał zareagować.
Natychmiast zaczął ją łaskotać dopóki dziewczyna zaczęła piszczeć i błagać go o litość.
- Draco... proszę.... przestań.... Draco, a jak... ktoś wejdzie? – wydyszała
- To będziesz się musiała gorąco tłumaczyć, dlaczego napastujesz takie niewinne dziecię jak ja – odpowiedział z rozbrajającą szczerością arystokrata.
- Ty i niewinny! Toż to oksymo... - widząc, że Draco znowu szykuje się do łaskotania, Hermiona natychmiast zmieniła swą wypowiedź. - ...toż to prawda, jesteś niewinny niczym lilia.
- Ty mi tu nie czaruj tylko powiedz, dlaczego naprawdę przyszłaś – zainteresował się młody Malfoy. Hermiona przez chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć Draconowi prawdę. W końcu z uroczymi rumieńcami na policzkach wyszeptała:
- Bo ja już bez ciebie nie potrafię usnąć. Brakuje mi ciebie.
- Nierządnica - Draco uśmiechnął się szeroko. - Brakuje ci mojego boskiego ciała - zażartował, ale za chwilę zrobił się poważny, bo Hermiona posmutniała.
- Wiesz co? Ja mówię poważnie, a ty się ze mnie nabijasz. Może jednak wrócę do siebie - odepchnęła go i spróbowała wstać, ale chłopak ją mocno przytrzymał.
- Przepraszam, Tunia... Wiem, że czasem przeginam. Ale ty się tak uroczo rumienisz. Przepraszam za głupi tekst - na prawdę zrobiło mu się przykro i delikatnie pocałował odkryte ramię dziewczyny, wykorzystując fakt, że batystowe ramiączko zielonej koszulki się zsunęło. Ale Hermiona była tak rozżalona jego niewybrednym żartem, że odepchnęła go od siebie i zajrzała mu z wyrzutem w oczy . Draco zawstydził się tak, jak jeszcze nigdy w swoim nastoletnim życiu. Ta dziewczyna oddała mu swoją niewinność, a on ją wyzywał od nierządnic. Poczuł pod powiekami łzy zażenowania i skruchy.
- Miona, ja naprawdę nie chciałem cię zranić, przecież wiesz... Przepraszam za mój niewyparzony jęzor. Szanuję cię bardziej, niż siebie samego, ale mam takie żałosne zapędy. Przykro mi. Nie chcę, żebyś na mnie patrzyła w taki sposób. Z takim żalem. Pozwolisz mi się przytulić i się przeprosić? Błagam, Mionka – chłopak wbił w nią błagalne spojrzenie.
Hermiona spojrzała na Dracona, a gdy zobaczyła minę chłopaka nie potrafiła się dalej gniewać i zmiękła.
- Już dobrze, tylko obiecaj mi, że postarasz się trochę przyhamować – wyszeptała.
-Tunia, dla ciebie wszystko. Przysięgam... na moją miotłę! – na jego ostatnie słowa Hermiona roześmiała się cicho. Wcale nie uważała, że taka przysięga jest głupia,. W końcu, znając Malfoya, miotła była dla niego czymś naprawdę ważnym.
- To, co? Nie masz nic przeciwko temu, że zostanę? – spytała rozbawiona.
- Kobieto, jeszcze się pytasz? Jestem cały twój i rób ze mną, co chcesz – zadeklarował chłopak.
Hermiona uśmiechnęła się i tylko pokiwała głowa; Draco jednak nigdy się nie zmieni.
- A mogę się po prostu przytulić? – spytała cicho.
- Z największa przyjemnością, moja Szczotuniu – uśmiechnął się Draco.
Hermiona rzuciła Dracona na łóżko i wygodnie się na nim ułożyła, zupełnie jak na materacu.
- Nie za dobrze ci, Szczota? - spytał obejmując ją ramieniem.
- Nie, młotku - odrzekła z uśmiechem i oplotła go w pasie udami, "przyklejając się" mocniej.
- Tunia, jesteś wygodnicka – stwierdził Smok.
- Wiem, niewygodnie ci? - spytała z troską.
- No, co ty. Jesteś ciepła i ładnie pachniesz – blondyn uśmiechnął się do niej słodko.
- Nawzajem – odpowiedziała Hermiona wtulając się głębiej w ciało chłopaka.
Przez kilka chwil leżeli w zupełnej ciszy, aż Draco ośmielił się zapytać:
- Mionka... Będę mógł cię troszeczkę popieścić? Proszę...
Draco cierpliwie czekał na odpowiedź, a kiedy przez dłuższą chwilę jej nie otrzymał, schylił głowę i zauważył, że jego Tunia już śpi. Dziewczyna była bardo zmęczona wszystkimi wydarzeniami minionego dnia. Malfoy uśmiechnął się i delikatnie, by tylko nie obudzić panny Granger, przykrył ją nakryciem i jeszcze mocniej przytulił. Hermiona miała racje - potrzebowali siebie. On również nie potrafił już bez niej spać. W momencie, gdy zasypiał w jego zmęczony umysł wdarła się myśl, że w Hogwarcie wspólne spanie może nastręczyć trochę trudności, ale przecież dla chcącego nic trudnego. Zresztą, on jest Ślizgonem i na pewno sobie poradzi.
***
Ginny Weasley po cichu wślizgnęła się do sypialni Blaise i na palcach podeszła do łóżka chłopaka. Ten pół – leżał, – pół - siedział na łóżku i czytał książkę, zerkając z niepokojem, co parę minut, na zegarek . Ginny, która dalej miała na sobie pelerynę, przez co była dla niego niewidoczna, postanowiła trochę niegroźnie podrażnić Blaise`a. Na początku zgasiła światło w jego pokoju.
Chłopak rozejrzał się , jednak jeszcze nie zaniepokojony na nowo włączył lampkę. Kiedy zabawa w gaszenie i zapalanie powtórzyła się po raz trzeci, biedny Ślizgon nie mógł zignorować sygnałów, że ktoś oprócz niego jest jeszcze w pokoju.
- To wcale nie jest śmieszne - warknął, jednak gdy usłyszał tłumiony dziewczęcy śmiech, natychmiast się rozpogodził.
- Och, czyli panna Weasley tak się bawi... A co będzie, jak cię złapię? – spytał.
- Najpierw musiałbyś mnie złapać – odpowiedziała Weasleyówna.
- Nie ma sprawy - Ginny obserwowała, jak Blaise niczym kot pręży się na łóżku, łowiąc uszami dźwięk.
"Zwierzaczek" - pomyślała z rozczuleniem Virginia.
- A skąd masz Niewidkę, ryża wredoto? - spytał powolutku zbliżając się do krawędzi łóżka.
- Herm zwinęła Harry'emu, młotku - grzecznie go oświeciła wredota i szybciutko przeszła na paluszkach w lewą stronę, żeby jej nie dopadł "na głos".
- W którą stronę przetupałaś, wiewióreczko? – spytał Zabini i spokojnie zszedł z wyrka.
- Chciałbyś wiedzieć - szepnęła Ginny i odskoczyła na bok, gdy Blaise zbliżył się do miejsca, gdzie stała parę sekund wcześniej.
- Zobaczysz, jak cię dopadnę będziesz błagać o litość – zagroził brunet.
- Ciebie? - Ginny znowu się zaśmiała i to był jej błąd.
Dziewczyna nie zdążyła odskoczyć i pelerynka została z niej zerwana.
- Ups... – powiedziała.
- Ja ci dam ups - zamruczał Blaise i zaczął popychać dziewczynę w stronę łóżka.
- Dziki, chyba nie skrzywdzisz swojej wiewióreczki? – spytała niewinnie Ginny.
- Pożyjemy, zobaczymy... – odpowiedział lakonicznie chłopak.
- Nie skrzywdzisz, prawda? - wielkie czekoladowe oczy wlepiły się w zielone tęczówki chłopaka. W odpowiedzi Blaise uniósł tylko jedną brew i pchnął Virginię jeszcze raz, a dziewczyna wylądowała pupą na brzegu łóżka. Nie spuszczając z niego szeroko otwartych, ciemnych oczu, wdrapała się szybciutko na łóżko i skulona przycupnęła przy samej ścianie, starając się wyglądać jak najbardziej niewinnie i zrobić się jeszcze mniejsza, niż była rzeczywiście.
- Nie krzywdź, Blaise - pisnęła cichutko. Zabini się rozczulił, ale nie dał tego po sobie poznać. Wszedł na łóżko i powoli zbliżył się do dziewczyny.
- No i co teraz, mała, ruda cholero? Mówiłem, że cię dorwę - powiedział z drapieżnym uśmiechem i oblizał wargi. Następnie troszkę się od niej odsunął, ale nie spuszczał z niej wzroku, a jego prawa dłoń wślizgnęła się pod koszulkę nastolatki, delikatnie gładząc jedwabiste wnętrze uda:
- Ja, dziki zwierz, Blaise, z dzikiej puszczy... - mówił bardzo cicho - ... miałem się zabawić z małą wiewióreczką i brutalnie nam przerwano – Ginny zachichotała. - A teraz ta niewdzięczna wiewióra zabawiła się moim kosztem i mam jeszcze większą ochotę do niej się dobrać.
Przestał ją dotykać i odsunął się dalej:
- Chodź do Blaise'a, skarbie - powiedział zalotnie.
- Nie! - zapiszczała Ginny. - Bo mała wiewióreczka boi się wielkiego, dzikiego zwierza.... Nie pójdę - cofnęła się pod ścianę, figlarnie mrużąc oczy.
- Boisz się? - uśmiech chłopaka stał się bardziej drapieżny.
- Troszeczkę... – przyznała Ginny.
- Chyba się nie obawiasz, że zerwę z ciebie koszulkę? - to powiedziawszy, Blaise, rzeczywiście zdarł delikatną koszulkę.
- Albo, że porwę twoje majteczki - mruknął i jednym szarpnięciem zniszczył stringi dziewczyny.
Ginny nie potrafiła dłużej się powstrzymywać i parsknęła śmiechem.
- Och, masz rację. Nie powinnam się obawiać, że zedrzesz ze mnie ubranie – odpowiedziała chichocząc.
- Kobieto, milcz i leż. Twój Dziki bierze się do akcji! – powiadomił ją Blaise.
- A... Więc jednak - Ginny uśmiechnęła się figlarnie, a Blaise popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- No, do takiej właściwej akcji miałeś się wziąć, gdy skończę szkołę - w wielkich oczach widać było prośbę i oddanie.
No właśnie, po co ja czekam, skoro ona jest chętna? - pomyślał, ale po kilku
sekundach spoważniał i popatrzył z czułością na Ginny:
- Skarbeczku, bo tak właśnie będzie. Co nie znaczy, że mam zamiar dać ci całkowity spokój - Virginii zrzedła minka, ale za chwilę się uśmiechnęła:
- Ale pozwolisz się odwdzięczyć? - spytała, gdy Blaise delikatnie zaczął lizać jej lewy sutek.
- Och, nie wiem. Nawet jeszcze nie zacząłem, a ty zadajesz mi krępujące pytania. Leż grzecznie i daj działać prawdziwemu mężczyźnie – odpowiedział chłopak.
- Trzeba być jeszcze mężczyzną - zażartowała Ginny, a Blaise spojrzał na nią spod zmrużonych powiek.
- Ty mała wredoto, teraz to ja ci pokaże – pogroził.
- A co? I może ja już to widziałam – zaśmiała się Ginny.
Blaise nic nie odpowiedział tylko bez żadnych uprzedzeń zniżył głowę i polizał Ginny. Dziewczyna jęknęła i straciła ochotę na jakąkolwiek dalszą rozmowę. Było jej bardzo dobrze i chciała jeszcze. Ślizgon jednakże wcale nie zamierzał być dla niej łaskawy. Już po chwili całował delikatnie wnętrze jej uda, bardzo powoli schodząc do łydki, a później do zgrabnej stópki dziewczyny. Polizał kostkę i ujął lewą stopę Virginii w dłonie.
- Co ty robisz, Blaise? - spytała zdziwiona i zaskoczona dziewczyna.
- Pieszczę cię, skarbie od stóp do głów... Podobno kobiety to uwielbiają – odpowiedział Zabini.
Ginny nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć, więc odrzekła jedynie "aha" i obserwowała chłopaka z lekkim rozbawieniem. Rozbawienie jednak bardzo szybko jej minęło, zastąpione cichutkimi jękami, gdy Blaise zaczął pieścić językiem palce i delikatne poduszeczki pod nimi. Virginia musiała zamknąć oczy i zacisnęła piąstki na pościeli, bo to, co wyprawiał z nią Zabini, było niesamowicie miłe, wręcz boskie.
Ustami zaczął wędrować w górę jej nóg i po chwili zatrzymał się w zgięciu kolana. Ginny, która do tej pory nie wierzyła, że ta część ciała może być w jakimś stopniu odpowiedzialna za napięcie erotyczne, teraz zmieniła zdanie. Zaczęła jęczeć i wić się na łóżku. To wspaniałe, a ona na przemian prosiła o więcej i go przeklinała. Chłopak postanowił się wreszcie nad nią zlitować. Podciągnął się na łóżku, tak, że teraz leżeli na przeciw siebie i zaczął całować jej usta, a jego palce gładziły uda Ginny. Virginia wygięła biodra do przodu, błagając go o śmielsze pieszczoty i przywarła do niego ufnie, zanurzając dłonie w czarnych gęstych włosach chłopaka.
- Blaise, błagam cię - jęknęła rozpaczliwie, kiedy Zabini, drocząc się z nią, ominął, po raz kolejny, o milimetry jej wilgotną kobiecość. - Błagam, Blaise.
- Cii... - wyszeptał jej do ucha i pocałował ramię dziewczyny. Delikatnie wsunął w nią środkowy palec, a Ginny krzyknęła cicho i gwałtownie uniosła biodra.
Blaise’owi spontaniczna reakcja dziewczyny bardzo się spodobała. Ona w ogóle mu się bardzo podobała. Powoli zaczął poruszać swoją dłonią, a gdy Ginny zaczęła jęczeć i krzyczeć coraz głośniej, zaczął ją całować. Cholernie żałował, że jego brat śpi za ścianą i on nie może spokojnie wsłuchiwać się w głos „pchełeczki”.
- Szybciej - wyszeptała dziewczyna, kiedy Zabini na chwilę się od niej odsunął.
Chłopak tylko uśmiechnął się do własnych myśli i przyspieszył swe ruchy.
Virginia wiła się na łóżku, powtarzając imię swojego kochanka i była przy tym coraz ekspresyjna, dlatego Blaise musiał ją często całować, żeby tłumić jej gwałtowne reakcje.
- Cicho, dzikusku - szepnął jej do ucha, na co odpowiedziała bardzo głośnym i wyraźnym: "Och, Blaise!" i rozpłakała się z rozkoszy, bo spełnienie, które jej dał, było zbyt silne jak dla niej - w końcu była tylko maleńką wiewióreczką. Wtuliła się w niego, a Zabini uspokajał ją cichymi słowami, dziwiąc się własnej cierpliwości i łagodności. Nie myślał o własnym podnieceniu i pożądaniu. Ono po prostu było, a Ginny była dla niego najważniejsza na świecie:
- Kocham cię, Blaise - szepnęła mu prosto do ucha.
- Ja ciebie też, kochanie - odrzekł, scałowując z jej policzków łzy. - Jak obudziłaś Steela, to się nie zdziw, gdy zapuka i nas opieprzy - dodał jeszcze, patrząc z niepokojem na drzwi. Steel się jednak nie pojawił ani teraz, ani potem. Był na tyle taktowny, że zapobiegawczo nałożył na swoją sypialnię zaklęcie wyciszające.
- On jest w porządku - odrzekła Virginia i delikatnie pchnęła Zabiniego na łóżko. Był silny, ale pozwalał jej na wszystko. Grzecznie położył się na plecach, a Ginny delikatnie zaczęła pieścić ustami i palcami jego klatkę piersiową.
Jej usta schodziły coraz niżej. Językiem zaczęła zataczać kółeczka wokół jego pępka, a jej dłonie bawiły się włoskami na jego podbrzuszu.
-
Gin, proszę nie znęcaj się -jęknął Blaise i to było ostatnie,
co powiedział. Jego oczy zaszły mgłą, a umysł wyłączył się
zupełnie. Wszystko to za sprawą ust pewnego dziewczęcia , które
powoli zaczęły całować jego nabrzmiała męskość. Ginny na
przemian całowa
Kiedy młody mężczyzna czuje na swych
wargach czyj język, zazwyczaj jest to bardzo przyjemne uczucie.
Nawet je li wspomniany wyżej mężczyzna budzi się z potwornym
bólem głowy i jeszcze potworniejszym kacem. Ale pominšwszy to
wszystko, wiadomo ć, że jest się budzonym przez goršcy
pocałunek, to jednak miła perspektywa. Tego zdania był młody
przedstawiciel wiata czarodziejskiego - Draco Malfoy, który
pierwszego stycznia roku pańskiego tysišc dziewięćset
dziewięćdziesištego ósmego czuł, że kto namiętnie liże jego
usta. Z rado ciš otworzył przekrwione oczęta i wrzasnšł ze
strachu i obrzydzenia. W końcu niewiele osób lubi, gdy sier ciasty,
czterołapy stwór, zwany potocznie psem, wpycha swój liski jęzor
między ich wargi.
Wrzask, który z siebie wydał szacowny potomek rodu Malfoyów, nie był dobrym pomysłem, bo spowodował kaskady bólu tuż pod jego czaszkš. Draco jęknšł i opadł bezwładnie na podłogę, na której raczył usnšć. Nagle stwierdził, że słyszy cichutkie pochrapywanie i mlaskanie tuż zza pleców. Odwrócił się powoli, chociaż kosztowało go to bardzo wiele, i dojrzał Virginię, której granatowa, frywolna sukienka podwinęła się pod samš brodę, tak, że mógł teraz podziwiać kolczyk w jej pępku i małe, jędrne piersi dziewczyny. Gdyby nie stan, w jakim się znajdował, zapewne u miechnšłby się rozkosznie i wykorzystał sytuację, jednak teraz mógł tylko cierpieć i to niestety w milczeniu.
Poza tym, gdyby odważył się dotknšć jakiejkolwiek czę ci ciała Wiewióry, to dostałby od Blaise’a, a to by bolało... szczególnie teraz. A swojš drogš ciekawe, gdzie jest ten przebrzydły arystokrata? Ostatnim, co utkwiło w pamięci Smoka, był kankan tańczony przez Ginny i Hermionę na stole. Nawet nie le wywijały tymi nogami. Draco odstšpił od miłych wspomnień i z trudem podniósł się z podłogi. Postanowił poszukać Zabiniego, ponieważ był na sto procent pewien, że ten ma co na kaca.
Draco nie musiał daleko szukać. Kiedy wstał, dojrzał Blaise'a leżšcego przy kominku. I nie tylko jego. Obok spała Hermiona. Mała czarna, którš założyła na sylwestra, była zadarta na tyle wysoko, iż mógł podziwiać zgrabne nogi dziewczyny w całej okazało ci, a także jej smukłe biodra i skšpe, koronkowe, czarne stringi, które więcej odkrywały, niż zakrywały. Powolutku - gdyż każdy krok był mękš - ruszył w jej kierunku, by zasłonić wdzięki "jego Hermiony".
W połowie drogi dojrzał ze zgrozš, jak Blaise, mruczšc, przysuwa się blisko do dziewczyny i powoli przesuwa dłoń w górę jej ud.
- Draco - jęknęła rozkosznie Hermiona, wyginajšc się w łuk.
- Ginny, skarbie - sapnšł Zabini, wsuwajšc dłoń pod sukienkę Granger.
Jakkolwiek to, co szeptała Hermiona, bardzo mu się podobało, to to, co robił Blaise, wcale a wcale nie przypadło mu do gustu i postanowił to okazać. Nie namy lajšc się długo, kopnšł swego najlepszego przyjaciela w dolnš cze ć kręgosłupa, na co Zabini zareagował słusznym we własnym mniemaniu oburzeniem.
- Co, głšbie, robisz?
- Przymknij paszczę, bo Tunię obudzisz. I zabierz od niej łapy – warknšł Draco.
- Tunię? – z powodu nadmiaru alkoholu w krwi Blaise, ku własnemu zdziwieniu, niezbyt rozumiał co się do niego mówi.
- Szczotunię. A teraz rusz dupę i idziemy poszukać czego na kaca – wyja nił Malfoy.
- Klinka? – spytał jego przyjaciel.
- Eliksiru, alkoholiku jeden.... względnie klinka. I nie gap się na niš! – blondyn podniósł głos.
- Łeb mi napier*dala - oznajmił filozoficznie Blaise i złapał się za skroń.
- No co ty? - zadrwił Draco. - A dlaczego proszę cię, żeby znalazł co na kaca? Ach, i zajmij się Wiewiórš, bo się obnażyła.
- Co ty jej zrobił?! - wycharczał Zabini, patrzšc na niemal nagie ciało Virginii. - Jak że jš tknšł...
- Ja to nie ty, ochlapusie przebrzydły! - powiedziała Draco, opuszczajšc delikatnie sukienkę Hermiony na biodra. Pogłaskał jš czule po głowie i, mimo że wišzało się to z ogromnym bólem łepetyny, pochylił się i delikatnie pocałował jš w policzek.
- Ten kretyn już cię nie dotknie, Tunia - szepnšł ochrypłym głosem do ucha dziewczyny. Następnie wzišł cienki kocyk, który zawsze leżał przy kominku i okrył nim "Swojš Kochanš Szczoteczkę."
Blaise z czuło ciš nakrył nagie ciało Virginii kapš zdobišcš dotychczas kanapę i ułożył się obok niej, wsuwajšc się pod ciepły materiał.
- Jak jeste już na nogach, Smoku, to we id po ten eliksir na kaca. Stoi kilka fiolek w moim pokoju... Znaczy tym zwykłym, magicznym, nie tam gdzie jest kino domowe - oznajmił cicho, co by się nie przemęczyć i przytulił się do Ginny, delikatnie pieszczšc jej drobne piersi i brzuch.
- Jasne ty tu się będziesz zabawiał, a ja mam się męczyć – mruknšł Draco.
- Oj, Malfoy, przestań narzekać. Id , zrób dobry uczynek i poszukaj – zniecierpliwił się Blaise.
- winia - mruknšł Draco, ale postanowił się po więcić. W końcu raz w roku można być dobrym dla zwierzšt... znaczy, tego, przyjaciół.
Z wielkim trudem odnalazł najpotrzebniejszy eliksir wiata i od razu zaaplikował sobie podwójnš dawkę. Z nowymi siłami wrócił do salonu, rzucił dwie buteleczki płynnego złota Blaise’owi i w lizgnšł się pod koc Hermiony. Rozkoszujšc się ciepłem bijšcym od jej ciała, zaczšł wodzić ustami po kobiecej szyi. Hermiona niechętnie otworzyła powieki, które zdawały się ważyć tyle, co ołów, i spojrzała na Dracona, a ten z niewinnš minkš spytał:
- Co jeste w stanie zrobić, by dostać eliksir na kaca....? Całš buteleczkę...
- Co? Masz eliksir na kaca? - spytała ochryple dziewczyna. - Daj, proszę... - patrzyła na niego błagalnie, a on, po zażyciu specyfiku czujšc się jak młody bóg, u miechał się słodko i niemal czule.
- Pytałem, co jeste w stanie zrobić w zamian - pomachał jej przed nosem fiolkš, a Hermiona jęknęła bole nie.
- To nie fair...
- Fair, skarbie. Ja go mam a ty nie.... No? – przekomarzał się arystokrata.
- Dlaczego zawsze tak się zachowujesz? - szepnęła z wyrzutem.
- Bo taki już jestem, Tunia... – odpowiedział spokojnie Smok.
Hermiona wytrzeszczyła oczy i wydukała
- Tu... Tu - nia?
- Od szczotuni, nie podoba ci się? - Draco poczuł z irytacjš, że się rumieni.
- Nie, całkiem miłe... Tylko nie daj się prosić o eliksir. Głowa mi pęka - dziewczyna wycišgnęła rękę po złoty płyn.
- O nie, nie, nie. Najpierw Tunia powie, co zrobi dla Smoczka, żeby dostać buteleczkę - Draco schował z siebie rękę z cennym eliksirem.
- Wszystko, tylko mnie nie dręcz! - wybuchła Hermiona. - Zadowolony?
- Naprawdę jeste gotowa zrobić wszystko dla tego eliksiru? - Draco chciał jeszcze trochę podroczyć się z Hermionš. Takie małe słówko niosło tyle możliwo ci.
- Tak - Hermiona, jak na stan, w którym była, odpowiedziała zdecydowanym głosem. - Jestem gotowa zrobić wszystko... dla ciebie.
- Co? – chłopakowi odjęło na chwilę głos.
- Mam gdzie ten eliksir, za kilka godzin mi przejdzie, ale... ja po prostu chcę być z tobš i mam gdzie ten cały zakład – wyja niła ciszej.
Rumieniec, który wykwitł na jej policzkach powiedział więcej, niż słowa i Draco jedynie patrzył na niš zaskoczony. Hermiona wpatrywała się w niego niepewnie. Bała się, że jej słowa mogły mu się nie spodobać, choć sama nie wiedziała dlaczego. Chłopak pocałował jš delikatnie i podał jej zbawczy napitek.
- Bardzo proszę, Tunia – powiedział.
Hermiona wypiła eliksir i popatrzyła z wdzięczno ciš w szare tęczówki Dracona.
- Dziękuję, jeste kochany - powiedziawszy to ucałowała go mocno. Chłopak poczuł się niewypowiedzianie szczę liwy. Przytulił jš do siebie z całej siły, tak, że ledwie mogła złapać oddech. Pogłaskał jej krótkie włosy i spytał cicho.
- Zrobić ci niadanko, Miona?
- Chyba obiadek - odpowiedziała mile zaskoczona. - Wiesz, już pierwsza dochodzi - popatrzyła na ogromny zegar nad kominkiem. - Poza tym nie wiem, czy chcę je ć twoje potrawy... Może jednak ja co zrobię?
- Taka pora to akurat na niadanie, a ty nic nie zrobisz. Poleżysz sobie wygodnie pod kocykiem. Zrobię ci, co tylko chcesz... No więc na co masz ochotę, zczotu ? – spytał chłopak.
- Na ciebie, Smoczku - cmoknęła go w policzek
- Ja tak na poważnie... – mruknšł Draco.
- Ja też! – odpowiedziała Hermiona.
- Nie drocz się ze mnš na mój własny sposób, to deprymujšce! - Draco nie wytrzymał i nakrzyczał na Hermionę, która się tylko szczerze roze miała.
- Fajnie się dekoncentrujesz - oznajmiła po chwili. - Skoro już jeste tak dobry, to rzeczywi cie poproszę o jajecznicę... na bekonie - zastanawiała się przez chwilę i dodała z czułym u miechem, wiedzšc, że sprawi mu tym przyjemno ć. - Możesz do niej dodać, co tylko zechcesz.
- DZIĘKI! - rado nie oznajmił wiatu (czyli Ginny i Blaise'owi, którzy całowali się namiętnie) Malfoy Junior i niemal wyfrunšł spod kocyka.
Hermiona po chwili zastanowienia poszła za nim do kuchni. Nie chciała przeszkadzać Ginny i Blaise’owi.
**
Virginia powoli otwierała zaspane oczy i po chwili zastanowienia stwierdziła, że pocałunki Zabiniego sš bardzo miłym budzikiem. Z wielkim entuzjazm zaczęła je oddawać. Dopiero po chwili odsunęła się od chłopaka, spojrzała na wychodzšcš z pokoju Hermionę, i u miechnęła się.
- Szczę liwego Nowego Roku – wyszeptała, zdajšc sobie sprawę, że zbyt gło ne składanie życzeń może jej zaszkodzić.
- Taaaa, bardzo szczę liwego. Nie, żebym był jaki natrętny, ale co by dała za eliksir na kaca? – spytał z udawanš obojętno ciš chłopak.
- A co by chciał? – odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna.
- Dużo...
- Jak dużo? - spytała cichutko Virginia.
- Bardzo dużo - odpowiedział i obdarzył jš kolejnym goršcym pocałunkiem.
- Jak bardzo? - Ginny przywarła do niego całym ciałem, oddajšc słodkie, ogniste pieszczoty. Mogłaby zrobić dla niego dosłownie wszystko, nawet gdyby nie miał tego zbawczego eliksiru.
- Chcę, żeby poszła ze mnš pod prysznic po niadaniu i pozwoliła mi się dokładnie umyć, skarbie - oznajmił namiętnym szeptem.
- To niedużo... – stwierdziła Ginny.
- Bo to poczštek, ale dalszej czę ci nie wymy liłem - oznajmił prosto.
- A ja będę mogła umyć ciebie? - Ginny wbiła w niego swoje wielkie czekoladowe lepka. Uwielbiał, gdy tak na niego patrzyła – w jej wzroku było wówczas tyle szczero ci.
- Zastanowię się. Proszę, twój eliksir - podał jej buteleczkę i pocałował jš w czoło.
Już po kilku łykach zbawczego płynu Ginny poczuła się jak nowo narodzona i dotarło do niej, gdzie to się znajduje ręka jej zbawcy.
- Eeee... Blaise... co ty robisz? – spytała.
- Nic - powiedział Blaise u miechajšc się niewinnie.
W końcu nic nie robił, a to, że jego dłoń leżała na piersi Virgi, nic przecież nie znaczyło.
- Aha.... Więc je li ja zrobię to... - w tym momencie Ginny położyła swa dłoń na kroczu mężczyzny - ... to też będzie nic?
Blaise jęknšł cicho i przygryzł dolna wargę.
- Zadałam ci pytanie, czy to jest nic? - niewinnie dopytywała się Virginia, delikatnie gładzšc coraz bardziej twardniejšcš wypukło ć czarnych, markowych dżinsów, opinajšcych arystokratyczny tyłek Zabiniego.
- Okey, może... trochę więcej niż... nic - wyjęczał z trudem brunet.
- Tylko trochę - u miech Virginii przywodził na my l wcielenie dziewicy Orleańskiej, ale jej czyny mocno temu zaprzeczały. - A to? - dodała rozkosznie słodkim tonem i bardzo sprawnie cišgnęła z jego bioder spodnie i bokserki, a jej palce mogły teraz swobodnie błšdzić po obnażonej, goršcej męsko ci Blaise'a, który zaczynał powoli tracić zdrowy rozsšdek.
- No więc panie Zabini... ? Czy to również jest nic? – po „upojnej” nocy miała seksownš chrypkę, która działała na Blaise’a prawie tak samo, jak delikatne pieszczoty. Tak bardzo działała, że mężczyzna nie był w stanie odpowiedzieć. Ginny u miechnęła się niewinnie i odsunęła od chłopaka.
- To do zobaczenia pod prysznicem! – krzyknęła i szybko wybiegła z pokoju, podczas gdy Blaise próbował wyregulować oddech, obiecujšc sobie, że jak tylko dorwie tš mała zło nicę „to jej pokaże”. Już niedługo... pod prysznicem.
Klnšc pod nosem, cišgnšł z siebie do końca spodnie, wsunšł bokserki i ruszył prawie dziarskim krokiem w kierunku łazienki. Założył, że wybrała łazienkę na parterze, tš niedaleko salonu, gdzie zalegli.
Niech jš ręka boska broni wybrać jakš na górze – przyszło Zabiniemu na my l. Nie u miechało mu się wchodzić po schodach z monstrualnš erekcjš i w stanie totalnego napalenia.
Była w łazience na dole. Całkiem naga i jeszcze sucha.
- Zmoczysz mnie, skarbie? - spytała zalotnie.
Zabini my lał, że zacznie wyć. Miał ochotę wzišć jš tu i teraz, ale zaczynał co czuć do tej dziewczyny i nie chciał narazić jej na żadne cierpienie. Obiecał sobie, że choćby się waliło i paliło, nie pozbawi jej niewinno ci, jeszcze nie teraz. Chrzanić zakład... Podszedł do Ginny i pchnšł jš pod cianę przyciskajšc jej ciało swoim.
- Ja cię nie tylko zmoczę, kochanie - powiedział ochryple i goršco jš pocałował.
Ginny, niewiele się zastanawiajšc, zaczęła oddawać ogniste pocałunki. Jej dłonie zaczęły błšdzić po jego ciele, dotykała każdego fragmentu jego skóry, każdego miejsca. Wreszcie udało jej się odsunšć i z zadowoleniem spojrzała na to, co zrobiła Blaise’owi.
- Jeste okrutna - jęknšł chłopak.
- Naprawdę? Czyli nie chcesz, żebym cię umyła? – spytała słodko.
- Czarownica! – wykrzyknšł Blaise.
- Przecież jestem czarownicš! - rado nie odkrzyknęła Ginny, obejmujšc go mocno i tulšc się do rozpalonego ciała chłopaka. Była tak drobna, że mógł jš zamknšć w swoich ramionach tak, że całkiem przy nim nikła. Mimo pożšdania, poczuł ogarniajšcš go falę czuło ci.
- Okey, ale jest z ciebie czasem wredna wied ma - oznajmił cicho. - Je li chcesz mnie umyć, to będzie ci trudno, bo nie wiem, czy dosięgniesz dłońmi moich ramion - u miechnšł się zło liwie.
- Bez przesady, dobrze wiesz, że dam radę, zło liwcu - zmarszczyła nos i dała mu kuksańca w bok. - Ale może wolałby się ze mnš po prostu kochać, co? - jej spojrzenie rozja niło się nadziejš.
Blaise stał jak rażony gromem i wpatrywał się w Virginię. Nie potrafił okre lić, co czuje ani jak się czuje. Dziwne... Przecież o tym marzył, a teraz ona sama to zaproponowała. Przez cały czas wymy lał najróżniejsze sposoby, by tylko jš dotknšć, pocałować, by być przy niej, a teraz... A teraz, gdy ona tak po prostu dała mu do zrozumienia, że też tego chce, to on nie chciał. Nie, żeby w ogóle nie chciał, ale nie pragnšł tego teraz. Chciał zaczekać, dać jej więcej czasu. Jej i sobie. Chciał stworzyć wyjštkowa atmosferę, bo Ginny była kim wyjštkowym... przynajmniej dla niego
- Nie, Ginny. - zobaczył, że posmutniała po tych słowach i zrozumiał, że le się wyraził, tak jakby nie chciał jej. - Nie teraz. Chcę, żeby była pewna, że tego pragniesz. By naprawdę była tego pewna. Teraz nie mogę. Nie chcę cię wykorzystywać.
Dziewczyna przez chwilę stała nieruchomo, zastanawiajšc się nad tym, co usłyszała. Chciała mu co odpowiedzieć, ale nie wiedziała, jakie dobrać słowa, by nie wyj ć na głupiutkš trzpiotkę.
- Blaise... - bardzo trudno było jej mówić. Zupełnie tak, jakby dopiero uczyła się budować zdania - ... ja wiem, że nie jestem tak mšdra jak Hermiona... wiem, że mam wiele wad, nie jestem doskonała, ale chciałam ci co ofiarować... i my lę, że czym takim...
- Gin, przestań.... To nie chodzi o to, że ty musisz mi co ofiarować i że ja będę cię do kogo porównywać. Mnie na tym nie zależy, zależy mi na tobie. Jeste sobš i jeste dla mnie wyjštkowa. Jeste dla mnie ważna. Kim innym bym się zanudził, a ty... wła nie na tobie mi zależy i dopóki nie będziesz naprawdę gotowa... nie zrobimy tego. To nie znaczy, oczywi cie, że nie chcę. Bardzo chcę, ale jeszcze nie teraz, jeszcze jest za wcze nie. Mnie zależy na tobie, a nie na seksie z tobš... – Zabini starał się mówić spokojnie.
Virginia wpatrywała się w chłopaka zaskoczona. Najpierw chciała na niego nakrzyczeć, że nie liczy się z jej potrzebami, ale za chwilę zrozumiała, że zraniłaby go tylko takim postępowaniem. Zabini pocałował jš delikatnie. Wspięła się na palce i oddała mu pocałunek. Doprowadzała jš do szaleństwa wiadomo ć, że on jest tak bardzo podniecony, pragnęła poczuć go w sobie, nawet gdyby miła to opłacić największym bólem. Tylko, że jej też na nim zależało i skoro chciał poczekać na to, aż naprawdę będzie gotowa, to ona również okaże trochę cierpliwo ci. Poczuła nawet wdzięczno ć za troskę o jej dobro.
- Ale mogę cię pie cić, prawda? – spytała, gdy już zabrakło jej tchu na pocałunek.
- A tylko spróbowałaby nie - odpowiedział Blaise, ujšł jej pełnš pier w dłoń i zaczšł całować.
Ginny nic nie odpowiedziała tylko cicho jęknęła. Zęby Blaise’a delikatnie zacisnęły się na sutku, a jego ręka wsunęła się między jej uda. Dziewczyna wygięła biodra w oczekiwaniu na kolejna pieszczotę, a dłoniš sięgnęła po jego erekcję. Nie chciała tylko brać, zamierzała też dawać.
Blaise jęknšł gło no i odsunšł delikatnie jej dłoń.
- Najpierw ja, kochanie - szepnšł jej do ucha. Uklškł przed niš, całował jej brzuch i delikatnie gładził po ladki Virginii. Dziewczyna zamknęła oczy i zacisnęła pišstki na włosach chłopaka. Krzyknęła, kiedy jego palce delikatnie w lizgnęły się do mokrego wnętrza, a język zaczšł drażnić nabrzmiałš łechtaczkę. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje.
Nagle Blaise podniósł głowę i spojrzał w zamglone oczy dziewczyny.
- Weasley, je li my lisz, że gdy jutro wrócimy do szkoły, uwolnisz się ode mnie, to się mylisz. Jeste moja. Jasne? – perfidnie wykorzystał moment, w którym nawet nie była w stanie my leć o jakimkolwiek droczeniu się bšd kłótni.
- Jasne – w tej chwili odpowiedziałaby w ten sposób nawet na stwierdzenie, że lizgoni żšdzš, a Gryfoni to ciołki.
- To bardzo dobrze - mruknšł Blaise i ponownie wrócił do ciekawej, zajmujšcej i miłej czynno ci.
Ginny krzyknęła bardzo gło no, bo spełnienie przyszło zbyt szybko i gwałtownie. Gdyby Blaise nie przytrzymywał jej bioder osunęłaby się na podsadzkę. Chłopak przycišgnšł jš do siebie i gwałtownie pocałował wargi dziewczyny. Virginia przywarła do niego, a jej dłonie niecierpliwie pie ciły jego umię nionš klatkę piersiowš i brzuch.
- Połóż się, proszę - wyszeptała mu do ucha i leciutko go popchnęła. Blaise był tak podniecony, że pozwalał jej robić ze sobš wszystko. Ginny pochyliła się i zaczęła ssać twardš główkę męsko ci, doprowadzajšc swojego kochanka na szczyt uniesień.
Po wszystkim leżeli na zimnych kafelkach, ale im to nie przeszkadzało.
- Jestem twój, malutka – wyszeptał jej do ucha.
Ginny wtuliła się w Blaise’a i rozmy lała o tym, jak poważnie brzmiš deklaracje: „jeste moja”, „jestem twój”. W tym momencie nie liczyło się, czy będš ze sobš na długo, czy kiedy będš z kim innym. Teraz byli razem i tylko to się liczyło, nic innego nie miało znaczenia.
***
Hermiona przyglšdała się, jak Draco przyrzšdza niadanie, jakby gotował dla pułku wojska. Widocznie uznał, że w Nowym Roku wszyscy będš mieli o wiele większe apetyty. Dziewczyna stała przez chwilę na progu kuchni, by wreszcie podje ć do młodego mężczyzny skupiajšcego całš swš uwagę na zawarto ci lodówki, a następnie przytulić się do jego nagich pleców.
- Wiesz, Malfoy... Nie sadziłam, że kiedykolwiek spędzę z tobš jakiekolwiek więta... no chyba, że Halloween... przy twoim grobie – zaczęła cicho.
- Oczywi cie, to ty by mnie do tego grobu wpakowała? – zadrwił chłopak.
- Oczywi cie... i dalej mam szansę – zgodziła się Hermiona.
- Tak? – zdziwił się.
- Mogę cię wykończyć nadmiarem seksu – stwierdziła panna Granger.
- Prędzej to ja cię wykończę - Draco wiedział lepiej.
- Ty mnie? - zdziwiła się Hermiona.
- Tak, bo jestem silniejszy i lubię być górš. Uwielbiam słuchać, jak jęczysz z rozkoszy – u miechnšł się rado nie.
- I nawzajem - odpaliła.
- Wiesz? Tylko mnie się to trochę rzadziej zdarza... – powiedział.
- Bo jeste uparciuch – odrzekła dziewczyna.
- No wła nie - jego u miech stał się jeszcze szerszy.
- I gbur, bo nie pozwalasz się odwdzięczyć! – dodała Hermiona.
- Nie gbur, tylko lubię ci sprawiać przyjemno ć - zaprzeczył stanowczo.
Położyła dłonie na jego plecach i wspięła się na palce.
- A nie pomy lałe matołku... - wyszeptała -... że mi sprawia rado ć dawanie przyjemno ci tobie.
Odwrócił się plecami do lodówki i wbił w niš uważne spojrzenie, a następnie przechylił głowę. Na moment przestały go interesować produkty żywno ciowe, które jeszcze niedawno pochłaniały jego uwagę. Jajka, cebula, czosnek, kiełbasa, cytryna, sos czekoladowy i karmel przestały być teraz ważne.
Hermiona wpatrywała się w szare tęczówki chłopaka. Pogłaskał jš po policzku i czule pocałował.
- Dzi pozwolę ci na wszystko, co zechcesz - usłyszała delikatny szept tuż przy swoim uchu.
- Ja tobie też - odpowiedziała żarliwie i mocno się do niego przytuliła. - Chyba, że wcze niej się otruję tš jajecznicš... – mruknęła pod nosem.
- Och, nie martw się, dla ciebie będzie tradycyjna – zapewnił jš Draco.
- Draco... A ty wiesz, jak się robi tradycyjnš jajecznicę? – zakpiła.
- Nie wierzysz w to? – spytał z zainteresowaniem.
- Szczerze powiedziawszy, to niezbyt - mruknęła Hermiona.
- No, wiesz co?! Za to musi cię spotkać kara. Nie wierzyć w umiejętno ci Draco Malfoya... – wykrzyknšł arystokrata.
- Kara? – Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak! Za karę będziesz musiała zawołać Dzikiego i Wiewiórę na niadanie.... Ja wolę nie ryzykować – o wiadczył Smok.
- Boisz się! – za miała się dziewczyna.
- Wcale nie... Po prostu wiem, że on kobiety nie uderzy... – powiedział szybko chłopak.
- Jasne - Hermiona spojrzała na Dracona tak dziwnie, że poczuł się trochę nieswojo.
- No co? - wzruszył ramionami.
- Nic, pójdę po nich, a ty możesz mi zrobić takš jajecznicę, jak i dla Wiewióry. Chętnie spróbuję smoczej, eksperymentalnej kuchni - u miechnęła się łobuzersko, a Draco poczuł się doceniony i radosny jak skowronek. - Dla Zabiniego radziłabym jednak przygotować tradycyjnš, on może wykitować, jak zobaczy co dziwnego.
- On dostanie to, co wszyscy - stanowczo oznajmił Draco. - Co mam się dla niego starać...
- Jak chcesz. Idę na niebezpiecznš misję – poinformowała Gryfonka.
- Powodzenia i napisz z frontu! – odpowiedział wesoło Malfoy.
Hermiona roze miała się i wybiegła z kuchni.
***
Pół godziny pó niej wszyscy biesiadnicy zebrali się w kuchni i cieszyli... ciekawym niadaniem. Nawet Blaise zjadł wszystko bez mrugnięcia okiem. Oczywi cie, oprócz ludzkich stworzeń, były tam też istoty wyższego rzędu, takie jak dwa koty i pies. Przecinek, by nie zostać zauważonym przez te dwa miauczšce potwory, schował się pod stołem i tylko od czasu do czasu przypominał o swoim istnieniu. W końcu należało mu podrzucić co smaczniejszy kšsek.
- Kto pozmywa? - spytała niewinnie Hermiona.
- Dracu robił niadanko, to nie musi - Ginny okazała wszem i wobec swoje miłosierdzie.
- Tylko nie Dracu ! - żachnšł się blondas.
- Okey, Smoczku, sorry - Virginia podskoczyła i cmoknęła go w policzek.
- Kurczysz się, Wiewióra - Blaise zło liwie się u miechnšł, a Ginny się naburmuszyła.
- A ty nie zmieniaj tematu, Zabini - Hermiona zmarszczyła brwi. - Draco robił niadanie, a Blaise zmywa, to chyba uczciwy układ, prawda?
- Hej! A wy co będziecie robić? - zapytał Blaise, któremu wcale nie u miechało się mycie garnków.
- My nas spakujemy, bo, jakby nie było, jutro musimy wracać do szkoły - mruknęła Hermiona, której po raz pierwszy perspektywa powrotu do Hogwartu niezbyt się spodobała.
- To ja skoczę do domu. W końcu nie zostawię tu Przecinka - powiedział Draco i pogłaskał psa po łbie. – Hermiona, chcesz i ć ze mnš? Przecież ty też już masz pozwolenie na teleportację.
Dziewczyna przez chwilę się wahała, ale w końcu ciekawo ć zwyciężyła. Zawsze korciło jš, by zobaczyć, jak mieszka Draco Malfoy.
- A co ja mam robić? - spytała Ginny marszczšc nosek.
- Możesz wycierać naczynia... przydasz się na co - oznajmił z nadziejš Blaise.
- A co będę z tego miała? - dziewczyna zmarszczyła nos jeszcze bardziej. Brunet już miał powiedzieć, że wszystko, co zechce, ale, jako że był słownym człowiekiem i nie lubił rzucać słów na wiatr, w porę ugryzł się w język.
- Co wymy lę - oznajmił u miechajšc się słodko. - Nie pożałujesz...
Ginny cmoknęła z niesmakiem, ale skinęła głowš na znak zgody.
- A wy nie zdemolujcie starym Smoka sypialni - rzuciła w stronę Hermiony i Dracona z najbardziej niewinnym u miechem pod słońcem. Nie wiadomie podsunęła Malfoyowi Juniorowi zabójczy pomysł.
***
Hermiona, Draco i bardzo wystraszony Przecinek teleportowali się prosto do salonu w posiadło ci Malfoyów
- Heeeeeeeeeeeeej! Jest tu kto? - Draco zawył rado nie, tak, że słychać go było w całym domu.
- Draco, ciszej - Hermiona z zainteresowaniem rozglšdała się po salonie utrzymanym w ciepłych barwach.
Nagle, nie wiadomo skšd, pojawił się wiekowy, brodaty czarodziej, który jakby nigdy nic przeszedł przez cianę.
- Draconie, twoi szanowni rodziciele, majšc na względzie swe słabowite zdrowie, udali się na wakacje i wrócš dzi wieczorem. A ty, jak każdy porzšdny młody człowiek, nie powiniene tak krzyczeć. Ta młoda dama ma racje. Ucisz się, chłopcze – zganił Smoka duch.
- Herm, chciałem ci przedstawić mojego przodka, Ulryka Malfoya. Jakby nie zauważyła, jest duchem. Upierdliwym – rzekł z powagš Draco rzucajšc roze lone spojrzenie duchowi, który „odpłynšł” w kierunku przeciwległej ciany.
- Jestem istotš, która przekroczyła już zwykłe ludzkie cielesne bariery i sam jeste upierdliwy, gówniarzu! – Draco był niemal pewien, że duch pokazał mu zza ciany nieprzyzwoity gest.
Hermiona się roze miała, a Malfoy pokazał jej język, jednak potem sam też się u miechnšł.
- Słabowite zdrowie, też mi co – pokręcił głowš z niedowierzaniem. – Chata wolna, Szczotu , co oznacza, że możemy pofiglować... – ugryzł delikatnie płatek jej ucha i Hermiona się zarumieniła. Bšd co bšd , była jeszcze dosyć niewinna. - Chcesz popływać?
- Że co?! – wyglšdała na mocno zaskoczonš.
- Mam na my li basen, a twoje my li sš kosmate – wyja nił spokojnie Malfoy Junior.
- Wcale nie! – rumieniec Hermiony się pogłębił.
- Uwielbiam te zaróżowione policzki – rzekł Draco u miechajšc się do niej łobuzersko.
- ... – Hermiona nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Tunia, jeste słodka, ale nie rób buzi w ciup i nie marszcz noska, bo mi sprawiasz przykro ć. To jak będzie, chcesz się pochlupać? – spytał, a jego u miech stał się jeszcze szerszy.
- A duży chociaż ten basen? – spytała z zaciekawieniem Gryfonka. Bardzo lubiła pływać.
- Sama się przekonasz... Mały na pewno nie jest – odpowiedział Draco.
- Okey, chcę popływać, nawet chętnie – u miechnęła się szeroko.
- Madame – Draco zrobił poważnš minę i podał jej swoje ramię.
- Merci monsieur – odrzekła kurtuazyjnie i przyjęła ofertę.
Po kilku minutach znale li się na basenie. Draco, nie czekajšc na Hermionę, rozebrał się do naga i skoczył do ciepłej wody.
- No co, mała, cykasz? – spytał, wynurzywszy się
- Wcale nie... mały! – odpowiedziała zadziornie Gryfonka.
- Granger, we mnie nie ma nic małego! – zaznaczył arystokrata.
- Jest.... skromno ć i pow cišgliwo ć - odkrzyknęła dziewczyna i zrzuciła z siebie ubranie. Po chwili była już w samej bieli nie.
- No co? Nie jestem pow cišgliwym i skromnym człowiekiem?! – odpowiedział mężczyzna bez cienia skromno ci.
W akustycznym pomieszczeniu rozległ się perlisty miech Hermiony. Chłopak wzruszył ramionami i przyglšdał się z zaciekawieniem, jak dziewczyna cišga z siebie skromne, białe figi i stanik. Po chwili panna Granger nurkowała już w cieplutkiej wodzie basenu.
Trochę baraszkowali w wodzie jak małe dzieci. Bawili się w berka i co chwile słychać było miechy i piski. Po pół godzinie wybryków Draco złapał Hermionę i przycisnšł jš do cianki.
- No i co teraz, Granger? Jeste w mojej mocy... i jeszcze jeste mi co winna – powiedział.
- A niby co? – spytała, udajšc, że nie ma zielono pojęcia, o czym chłopak mówi.
- A nie pamiętasz, co mówiła rano? Że zrobisz... WSZYSTKO – przypomniał jej blondyn.
- Pamiętam - Hermiona patrzyła Draconowi w oczy. Czuła jak jego dłoń delikatnie pie ci pod wodš jej biodro, brzuch i powoli przesuwa się na piersi.
- No i co z tš obietnicš? - sugestywnie uniósł brew i przechylił głowę. - Nadal aktualna?
Dziewczyna pokiwała nie miało głowš. Była całkowicie pewna, że pragnie być z Draconem. Bardzo pragnie.
- To zrób co dla mnie, kochanie, i usišd na brzegu basenu, dobrze? - pocałował delikatnie płatek jej ucha.
Dziewczyna była trochę zdziwiona życzeniem Dracona, ale bez słowa zrobiła to, o co poprosił. I już po chwili cichutko jęknęła. Draco zaczšł jš całować. Lecz nie tak jak dotychczas. Jego usta sunęły w górę jej nóg. Zaczšł od kostek, a pó niej wędrował coraz wyżej. Bawił się jej pragnieniem. Powoli dawkował przyjemno ć. Był niczym prawdziwy wirtuoz rozkoszy.
Położył dłonie na biodrach dziewczyny i delikatnie gładził napiętš skórę, wywołujšc w jej ciele nowe fale przyjemno ci. Jego język zataczał teraz drobne kręgi wokół pępka i Hermiona bezwolnie pojękiwała pod wpływem subtelnych pieszczot.
- Tak ci dobrze? - spytał, podnoszšc głowę i zaglšdajšc w jej ciemnoorzechowe oczy. Skinęła jedynie, niezdolna nic powiedzieć i spragniona dalszej porcji erotycznej uczty, którš jej zaserwował. Nie wiedziała, że to dopiero przedsmak. Draco zszedł ustami niżej i dotknšł jej wilgotnej kobieco ci. Hermiona prawie krzyknęła. Przestały jš hamować jakiekolwiek bariery. Chciała więcej i więcej. Chciała jego. Ale nie pomagały żadne pro by czy błagania. Draco był nieugięty. To on o wszystkim decydował, a Hermiona mogła tylko poddać się jego woli.
Szerzej rozchylił nogi dziewczyny, a jego pocałunki stały się bardziej namiętne i gorętsze, zupełnie tak jak odczucia Hermiony. Krzyknęła gło no i całkowicie dała się unie ć fali przyjemno ci, która ogarnęła jej ciało. Malfoy przytrzymał mocno biodra kochanki, nie pozwalajšc jej na żaden ruch i z rozkoszš smakował jej wnętrze, upajajšc się gwałtownymi reakcjami dziewczyny.
***
Piętna cie minut pó niej Hermiona leżała w wielkim łożu i patrzyła, jak Draco rozpala w kominku. Sypialnia, w której się znajdowała, była ogromna i należała do rodziców Malfoya. Hermiona nawet dobrze nie pamiętała, jak się tu znalazła. Po kolejnej fali rozkoszy po prostu ujrzała wszechogarniajšcš ciemno ć, a kiedy pó niej otworzyła oczy, znajdowała się już w tej komnacie.
Obserwowała go w milczeniu. Był ubrany jedynie w czarny szlafrok. Obejrzał się z niepokojem i u miechnšł się, widzšc, że odzyskała przytomno ć. Na stoliku obok stała szklanka wody, którš obmył jej twarz.
- Masz, napij się – powiedział, zbliżajšc szklankę z resztš płynu do jej warg. - Zemdlała - szepnšł jej do ucha, kiedy łapczywie piła wodę. - Trochę się przestraszyłem.
- Nic się nie stało. Naprawdę. Byłam po prostu.... Boże, Draco co ty mi zrobił? – spytała spoglšdajšc na niego znad szklanki. Czuła, że na twarzy rozkwitajš jej rumieńce.
- Chciałem ci tylko zrobić dobrze. Mam nadzieje, że się udało – wyja nił cicho.
- Przecież wiesz ... – powiedziała Hermiona i rozejrzała się po pokoju. - To sypialnia twoich rodziców? Chyba nie powinni my... - zapytała
- Oj daj spokój, ich przecież nie ma, a majš największe łóżko w tym domu – przerwał jej łagodnie.
- Ale ja bym chciała zobaczyć twój pokój – zażšdała dziewczyna.
Draco jęknšł zrozpaczony.
- Jeste pewna? Moje wyrko nie jest nawet w połowie tak imponujšce, chociaż do skromnych nie należy - Malfoy zrobił minę skrzywdzonego Przecinka.
- Jezu, człowieku, nie chcę oglšdać twojego łóżka ani się w nim kła ć. Chcę po prostu zobaczyć twój pokój – Gryfonka spojrzała na niego znad szklanki.
- No dobrze, chod ... Tylko poczekaj, musisz w co się ubrać – Draco dał za wygranš. Następnie podszedł do dużej szafy stojšcej w rogu sypialni.
- To nie wzišłe moich rzeczy z basenu? - spytała zaskoczona, obserwujšc, jak wyjmuje ciuchy z szafy.
- Nie, kochanie, niosłem ciebie, ciuchy zostały na dole, ale nie przejmuj się... Ubierz koszulę nocnš mojej matki i jej szlafrok – podał jej rzeczy.
- No wiesz? A jak co zniszczę? One sš na mnie za duże – Hermiona spojrzała na rzeczy, które trzymał, z obawš. Wyglšdały na drogie.
- To chod nago - warknšł Draco.
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w jego wycišgniętš dłoń, by w końcu wzišć od niego rzeczy.
- Gniewasz się? - spytała nie miało, zakładajšc koszulę nocnš.
- Tak, bo chciałem kochać cię i sprawiać ci rozkosz na najfajniejszym wyrku w tym domu, a ty chcesz sobie pooglšdać mój pokój... Przepraszam - dodał widzšc smutnš minę Hermiony.
- Draco, kochanie, ale dla mnie się nie liczy, gdzie to zrobimy, byleby my byli razem – zapewniła go.
Malfoy powoli usiadł na łóżku i dotknšł policzka Hermiony.
- Tunia... Przecież do tej pory oponowała i ... byłem pewny, że teraz też to zrobisz – powiedział, spoglšdajšc na niš spod grzywki.
- A co je li ja chcę się z tobš kochać? – spytała miało.
- NAPRAWDĘ?! – wykrzyknšł zaskoczony.
- Draco, przecież gdybym tego nie chciała, nie byłoby mnie tutaj. W momencie, gdy padła propozycja, że się tu przeniesiemy, wiedziałam, że do tego dojdzie i nie mam nic przeciwko – wyja niła.
- A ja nie wiedziałem, że do tego dojdzie i wcale nie zamierzam cię ani uwodzić, ani do niczego zmuszać. Chciałem ci dać tylko trochę rozkoszy - powiedział łagodnie Draco i jš przytulił.
- Ale ja chcę ci się oddać i naprawdę nieważne, gdzie to zrobimy. Szczerze powiedziawszy, nawet wolę się kochać w pokoju, który jest twój, Draco. Poza tym, chcę zobaczyć jak mieszkasz – dziewczyna spojrzała na niego uważnie i u miechnęła się.
- Naprawdę chcesz mi się oddać? - Draco był trochę zaskoczony. W odpowiedzi goršco go pocałowała i przytuliła się mocniej.
- Naprawdę - odrzekła pewnym głosem.
*
Draco z wielkim oporem zabrał Hermionę do swego królestwa. Była tam zbieranina wielu naprawdę dziwnych rzeczy. Hermionę jednak najbardziej zainteresowała tarcza do lotek. Wydawałaby się zupełnie zwykłš, mugolskš tarczš. Zastanowiło jš, dlaczego Draco na jej widok skrzywił się dosyć dziwne i udawał, że w ogóle nie wie, co ona tam robi
- Mugolska zabawka? - zażartowała Hermiona.
- No, nie do końca - niechętnie odpowiedział Draco i spu cił wzrok.
- Aha, zaczarowałe ... No to masz podobne hobby, jak pan Weasley. On zbiera mugolskie rzeczy i na nich eksperymentuje... Miał nawet latajšcy samochód – stwierdziła dziewczyna, uważnie przyglšdajšc się przedmiotowi wiszšcemu na drzwiach.
Draco jeszcze miesišc wcze niej oburzyłby się na takie porówna, ale teraz zareagował zupełnie inaczej.
- Latajšcy wóz?! - krzyknšł entuzjastycznie. Jego naprawdę interesowało takie eksperymentowanie i to coraz bardziej. Zastanawiał się, co na to powiedziałby jego stary.
- Tak, ale już nie ma. Zwiał do Zakazanego – poinformowała Gryfonka.
- Aha, już pamiętam, to ta historię z Potterem... – przypomniał sobie, o jakim samochodzie mowa.
- No, dasz pograć? Ciekawe jakiego mam cela - wbiła w niego swoje piękne, orzechowe oczy.
Kurczę - pomy lał chłopak i żołšdek mu się na chwilę mocno skurczył.
- Ale wiesz.... – zaczšł.
- No, Draco, proszę... Rzucę tylko raz – zaczęła błagać Hermiona.
- Hermi, przecież nie przyszli my tu żeby... – zaczšł raz jeszcze.
- Oj, Draco, daj się pobawić - powiedziała i wzięła leżšce na biurku lotki.
Przymierzyła się i rzuciła jednš. Co prawda nie trafiła w rodek, ale bardzo blisko, a efekt i tak był bardzo ciekawy.
Z zaskoczeniem usłyszała swój własny głos mówišcy: "Draconie Malfoy, lecę na ciebie."
Popatrzyła na chłopaka ze zdziwieniem i powiedziała:
- Wow, nie wiedziałam, że marzysz o takim tek cie z moich ust. No, no... - obrzuciła go znaczšcym spojrzeniem. - Dobra, ciekawe, co się stanie, jak trafię w rodek tarczy...
- Nic nadzwyczajnego.... - Draco wyglšdał na zawstydzonego.
- Nie? - spytała zalotnie. - Ale ja bardzo chciałabym to usłyszeć – na te słowa twarz Malfoya nabrała buraczanego koloru.
- Oj, Hermi, daj spokój... Wtedy jeszcze cię nie lubiłem - pšs na bladych policzkach jeszcze bardziej się pogłębił.
- Lubić to mnie może i nie lubiłe , ale chciałe usłyszeć jak mówię, że na ciebie lecę, prawda? – spytała dziewczyna.
- Byłem gówniarzem. To miał być tylko taki żart – wytłumaczył Draco.
- Więc nic się nie stanie jak trafię w rodek - to powiedziawszy wzięła lotkę i ponownie rzuciła w stronę tarczy. Tym razem nie spudłowała, a do jej uszu dobiegły słowa: „Draco, jeste moim panem” wypowiadane głosem Harry`ego.
- O! – powiedziała, udajšc zaskoczenie - Widzę, że jeste też ambitny! Chciałby , żeby Harry ci służył? - spytała zalotnie i podeszła do Dracona. Bardzo blisko.
- Szczeniacki wybryk - chłopak wzruszył ramionami i odwrócił wzrok, który padł teraz na ładne, spore, pojedyncze łóżko, w tej chwili zawalone mnóstwem czystych podkoszulek, skarpetek i slipek, których nie sprzštnšł od... dłuższego czasu. Jego konsternacja pogłębiła się, gdy dojrzał wystajšcy spod materaca róg pisemka dla panów...
O żesz kur*wa - pomy lał mało inteligentnie
Hermiona również zauważyła tš szczególnego rodzaju prasę i spojrzała na Dracona z błyskiem w oku.
- Wiesz, zawsze chciałam zobaczyć, jak wyglšdajš takie czarodziejskie pisemko – rzekła.
- Ale ja jestem pewien, że cię to nie zainteresuje... Zresztš to nie moje i ja je tylko czytałem.
Na to ostatnie stwierdzenie Hermiona zareagowała miechem - mężczy ni byli tak łatwi do przejrzenia.
- No i co się miejesz? Takie zabawne, że mój ojciec trzyma takie rzeczy? Co się dziwisz, że sobie wzišłem? - naburmuszył się.
- Chcesz mi wmówić, że to gazetka twojego starszego? Draco, czy ty mnie masz za idiotkę? Nie zauważyłe , że się przyja nię z dwoma facetami i mam przyjaciółkę, która posiada sze ciu braci? No już dobrze – dodała zauważywszy, jak bardzo zrzedła mu mina. Draco przeklinał siebie w duchu za brak porzšdku w pokoju.
- Hej, ja cię za to nie potępiam - powiedziała cicho. - Draco, ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu. Każdy z nas musi zaspokoić w sobie tę szczególna ciekawo ć. Wierzę, że ty to tylko czytałe – spojrzała na niego uważnie.
- Wyszedłem na kretyna? – spytał zawstydzony.
- Nie bardziej niż zazwyczaj... ale i tak cię lubię... – u miechnęła się lekko.
- Tylko lubisz? - zapytał Draco i z niebezpiecznym błyskiem w oku zbliżył się do niej jeszcze bardziej.
- No, może co więcej... – zgodziła się Hermiona.
- W takim razie może pokażesz mi, o ile więcej... – zaproponował, unoszšc brew do góry.
- Jeste pewien, że tego chcesz, Malfoy? - spytała zalotnie.
- Jestem bardziej niż pewien, Granger - objšł jš i gwałtownie pocałował. Goršcy pocałunek powoli zamienił się w delikatnš, zmysłowš pieszczotę.
- W takim razie ci pokażę - szepnęła Hermiona, odrywajšc usta od jego warg i podchodzšc do jego łóżka. Następnie jednym zamaszystym ruchem zwaliła całš garderobę chłopaka na podłogę, pozostawiajšc wolne łóżko.
- Wow, jestem pod wrażeniem - zadrwił Draco i po chwili wylšdował na łóżku, rzucony nań brutalnie przez dziewczynę.
- No i co? - spytała niewinnie, kładšc się na nim.
- To, kochanie - odrzekł on i przewrócił dziewczynę na plecy.
- Hej, to niesprawiedliwe! Jeste silniejszy! – krzyknęła oburzona.
Draco za miał się i z powrotem przekręcił się tak, że leżała na nim.
- Tak może być? - zapytał z ciepłym u miechem i delikatnie zsunšł z jej ramion, odpiętš pod szyjš, jedwabnš koszulę swojego ojca, którš na niš wcze niej zarzucił i w której dziewczyna dosłownie się topiła.
- A wiesz, że to trochę... perwersyjne - powiedziała Hermiona, kiedy Draco całował jej szyję.
- Perwersyjne? - Draco spojrzał na niš zdumiony. Nie za bardzo wiedział, o co jej chodzi.
- Najpierw leżałam nago w łóżku twoich rodziców, teraz cišgasz ze mnie koszulę swojego staruszka , a co będzie, jak oni wrócš do domu? – wyja niła, spoglšdajšc na niego rozbawiona.
- To lepiej dla nich, żeby tu nie wchodzili, Tuniu – odpowiedział Draco.
- Skoro tak mówisz... - dziewczyna nie miała ochoty protestować. Miała jedynie ochotę na to, żeby Draco kontynuował to, co zaczšł
Chłopak delikatnie gładził odkryte ramię Hermiony. Jego dotyk niemal parzył jej skórę. Jęknęła cichutko pod wpływem tej niewinnej pieszczoty i rozwišzała szlafrok Malfoya. Niecierpliwie całowała jego szyję i klatkę piersiowš, a dłoń zsunęła na biodra i brzuch swojego mężczyzny i gładziła go czule, doprowadzajšc chłopaka niemal do szaleństwa.
- Hermiona, proszę, ja tego nie zniosę - wyszeptał, kilka minut pó niej, gdy jej wargi zatrzymały się na rozpalonej skórze podbrzusza.
- Pozwól mi, błagam - podniosła głowę i spojrzała na niego z czuło ciš.
- Dziewczyno, ty mnie wykończysz - jęknšł Draco, ale wcale nie oponował.
Był tylko zwykłym mężczyznš, który nie potrafił niczego odmówić kobiecie.
Hermiona zaczęła schodzić ustami coraz niżej. Powoli objęła ustami jego naprężony członek, a Draco jęknšł z rozkoszy. Gryfonce podobało się to coraz bardziej. Teraz to ona rzšdziła, to ona dawała mu przyjemno ć i to od niej zależało, co będzie się działo dalej.
Z czuło ciš obdarzała go intymnymi pieszczotami. Całowała, gładziła dłońmi jego męsko ć, by za chwilę znowu ssać delikatnie twardš główkę. Draco jęczał coraz gło niej, a dłonie z całej siły zacisnšł na kapie przykrywajšcej łóżko. Miał wrażenie, że za chwilę umrze z rozkoszy. Nigdy wcze niej nie pie ciła go tak żadna dziewczyna; tylko on sam całował tak niemal każdš, z którš się kochał, ponieważ uważał, że kobiety tego potrzebujš. Nie miał pojęcia, że można czuć co tak cudownego, jak czuł w tej chwili.
Nie sšdził, że jakakolwiek kobieta będzie chciała obdarzyć go takimi pieszczotami. Ale to nie była jaka tam dziewczyna. To była Hermiona Jane Granger. Jego Szczotunia. W pewnym momencie poczuł, że dłużej tego już nie wytrzyma. Jeszcze chwila i wszystkie jego plany na dzisiejszy dzień wezmš w łeb.
- Hermi...
- Ja tego chcę - dziewczyna nie dała mu dokończyć i na powrót wróciła do przerwanych pieszczot.
Draco nie mógł już dłużej tłumić swoich reakcji w żaden sposób. Szlochał i krzyczał z rozkoszy, sprawiajšc Hermionie jeszcze większš rado ć z dawania mu przyjemno ci. Spełnienie, które przeżył, było nieporównywalne z niczym innym w jego krótkim, nastoletnim życiu. Zupełnie się nie kontrolował i czuł zawstydzenie, że pozwolił Hermionie doprowadzić się tak daleko. Do samego końca
Dziewczyna przełknęła całe nasienie mężczyzny, krzywišc się leciutko z powodu niezbyt przyjemnego smaku, ale to jej nie przeszkadzało. Najważniejszye, że dała mu tak wspaniałš rozkosz. Hermiona podcišgnęła się do góry i położyła przy Draconie całujšc go delikatnie w policzek. Chłopak przycišgnšł jš do siebie i mocno objšł. Chciał jej podziękować za to, co zrobiła, ale nie wiedział, co powiedzieć. W jakie słowa ubrać to, co czuje.
- Dziękuję - wyszeptał wreszcie i pocałował jš w czubek głowy.
Hermiona u miechnęła się delikatnie i jeszcze mocniej się w niego wtuliła.
- Jeste kochany - wyszeptała po kilku chwilach, podczas których Draco pie cił delikatnie jej kark i plecy.
Była spragniona jego blisko ci i bardzo pobudzona, dlatego każde dotknięcie rozpalało jš jeszcze bardziej, ale jednocze nie łagodziło jej napięcie.
- Skoro ja jestem kochany, to co mam powiedzieć o tobie, skarbie? - zapytał. - Jeste najsłodszš istotš jakš znam.
Hermiona za miała się gło no i przekręciła się tak, że teraz leżała na boku. Przez przypadek ruszyła nogš i u miechnęła się po kobiecemu.
- Czyżby powracał do życia, czy po prostu cieszysz się, że jestem z tobš? – spytała.
- Cicho, kobieto. On jest bardzo nie miały i jeszcze się przestraszy – uciszył jš Draco.
- Och, czyli Blaise miał racje; jaki pan, taki kram – stwierdziła przekornie Hermiona.
- Nie blu nij. On jest naprawdę nie miały i wstydliwy, najlepiej będzie, jak sama się nim zaopiekujesz. Może go gdzie schowamy? – zaproponował.
- Malfoy, miesz twierdzić, że jest w tobie cokolwiek nie miałego i wstydliwego? - Hermiona roze miała się rado nie. - Ale tupet!
- Panno Granger... - warknšł zirytowany jej zachowaniem Draco -... jeżeli się pani natychmiast nie uspokoi, ukażę paniš za niesubordynację!
- Ciekawe jak? - dziewczyna nie wyglšdała ani na skonsternowanš, ani na przestraszonš.
- Tak - szepnšł jej do ucha chłopak i przeturlał się na niš. Hermiona krzyknęła cicho z zaskoczenia, a za chwilę leżała przygnieciona do łóżka twardym, goršcym ciałem kochanka i oddawała jego namiętne, słodko - gorzkie pocałunki.
Draco zerwał z niej jedwabny przyodziewek i rzucił w kšt. Nieistotne, że oderwał kilka guzików, bo zupełnie inne rzeczy pochłaniały jego uwagę.
Z zachwytem patrzył na nagie ciało panny Granger. Było piękne. Ona cała była piękna. Zaczšł całować jej twarz, a jego dłoń w lizgnęła się pomiędzy jej uda. Chciał jš przygotować do tego, co miało nastšpić. Nie chciał jej sprawiać niepotrzebnego cierpienia. Chciał, aby jej było jak najprzyjemniej, żeby krzyczała z rozkoszy, tego wła nie pragnšł. Gdyby mógł, przychyliłby jej nieba. Za sam fakt, że istniała i że z nim była.
Delikatnie całował szyję dziewczyny, jej ramiona, piersi i brzuch. Jego dłoń błšdziła p, udach i biodrach Hermiony, co jaki czas delikatnie muskajšc goršcš i wilgotnš kobieco ć. Dziewczyna jęczała cichutko.
- Miona... - szepnšł nagle cichutko, podnoszšc głowę - ... Na pewno tego chcesz?
Przytaknęła żarliwie.
- Ale wiesz, że będzie bolało - popatrzył na niš z troskš.
- To nic - u miechnęła się delikatnie. - Ja bardzo ciebie pragnę.
Pocałował delikatnie jej brzuch i zszedł wargami niżej, by lizać cipkę dziewczyny. Krzyknęła z rozkoszy i wygięła się w łuk. Zmysłowe pieszczoty sprawiły, że bardzo szybko osišgnęła spełnienie.
- Draco, błagam cię, chcę cię poczuć w sobie - szepnęła cichutko przez łzy.
Draco podcišgnšł się na rękach i uważnie przyjrzał się twarzy Hermiony. Miał nadzieję, że po wszystkim nie będzie tego żałowała. On na pewno nie będzie żałował. I nie chodziło o to, że była jego pierwszš dziewicš, ale o to, że to była sobš. Bardzo powoli i ostrożnie posiadł dziewczynę, ale Szczotunia chciała inaczej. Objęła go nogami i wygięła biodra ku przodowi, a on po prostu nie mógł się powstrzymać.
Hermiona cicho krzyknęła, bo mimo wszystko poczuła ból, a Draco natychmiast stał się na powrót delikatny.
- Przepraszam kochanie - wyszeptał, poruszajšc się w niej powolutku.
- Nie szkodzi - w odpowiedzi u miechnęła się do niego blado - Nie chcę, żeby się powstrzymywał.
- Cii... - jego wargi przywarły do szyi dziewczyny. - Nie chcę ci sprawiać niepotrzebnego cierpienie. Zaraz będzie dobrze, Tunia.
I rzeczywi cie miał rację. Był tak delikatny, łagodny i tak długo pie cił wargami jej szyję i ramiona, aż dziewczyna zaczęła odczuwać przyjemno ć, a ból powoli zaczšł mijać. Wyjęczała imię kochanka i zacisnęła mocniej uda na jego biodrach.
W momencie spełnienia Draco pocałował Hermionę w usta, a ona jeszcze mocniej przywarła do jego ciała. Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie, wsłuch..šc się w swoje zmęczone oddechy.
- Przepraszam... nie chciałem, żeby cię bolało – szepnšł.
- Głuptasie, to zawsze boli – odpowiedziała cicho.
- Wiem, ale nie chciałem – Draco przeprosił jš raz jeszcze.
- Draco... - Hermiona delikatnie pogłaskała jego policzek - ... Wiem, że nie chciałe i chciałam ci podziękować, że... chciałam ci podziękować za wszystko i powiedzieć, że mi na tobie zależy.
- Mi na tobie też, kochanie - Draco u miechnšł się do niej czule i delikatnie cmoknšł jš w nos.
- Masz liczne piegi na nosie - dodał łagodnie.
Hermiona się lekko skrzywiła i odwróciła wzrok.
- Nie lubię ich - powiedziała niepewnie. - Nie przypominaj, że je mam.
- Ale one sš cudne - chłopak mocno ucałował jej usta. - Dodajš ci tylko uroku, Miona.
- Dziękuję - szepnęła cichutko i jeszcze bardzie wtuliła się w jego ciało.
Po kilku minutach zasnęli, a obudziło ich dopiero czyje znaczšce chrzškniecie.
*
Draco bardzo niechętnie otworzył oczy i zobaczył, że koło łóżka stoi jego ojciec. Lucjusz w rękach trzymał ubrania Hermiony, których Draco nie wzišł z basenu.
- Co ty tu robisz? – spytał chłopak i jednocze nie podcišgnšł kołdrę, by przykryć Hermionę.
- Mieszkam – odpowiedział spokojnie Malfoy Senior.
- Ale miało cię nie być – warknšł jego syn.
- Jest osiemnasta...Wła nie wrócili my z twojš matkš z urlopu – wyja nił nadal spokojnie mężczyzna.
- Draco - szepnęła Hermiona przez sen i przytuliła się do chłopaka, przy okazji odkrywajšc swoje zgrabne nóżki. Malfoy Junior z troskš objšł dziewczynę i ponownie przykrył kołdrš, a następnie spojrzał z wyrzutem na ojca. Lucjusz wymownie uniósł brew i złożył dłonie na piersiach.
- No co? To mój pokój - o wiadczył szeptem Draco i wzruszył ramionami.
- No co ty? - mężczyzna nadal wpatrywał się wymownie w swojego jedynaka.
- Cii, Mionka pi, nie gadaj - chłopak obronnym gestem przygarnšł bezbronnš i pogršżonš we nie kochankę.
- Oczywi cie, jakżebym miał jš budzić. Sam to zrobisz, za pół godziny oczekuje was w salonie. A, przy okazji, wracacie jeszcze do Zabinich? – spytał a w jego głosie zabrzęczały zło liwe nutki.
- Tak - wyszeptał Draco - Tam sš wszystkie nasze rzeczy, poza tym jutro musimy być w szkole.
- Oczywi cie... a wła nie... Draconie... Czy to może moja jedwabna koszula leży podarta na podłodze? – spytał jego ojciec z zainteresowaniem.
- Eeee, no... - Draco w swojej elokwencji pobił Pottera. - No bo wła nie to się tak niechcšcy stało i... - Biedak szukał goršczkowo odpowiednich słów, a Lucjusz widzšc, jak syn się męczy, podniósł koszulę z podłogi i wymruczał zaklęcie naprawiajšce.
- Dobra, już nic nie mów. Aż mi się żal robi, gdy patrzę na te... dziewicze rumieńce u mojego pierworodnego - mężczyzna specjalnie zawiesił głos przed słowem "dziewicze", by móc z rado ciš obserwować, jak Draco rumieni się jeszcze bardziej.
Kiedy tylko pan Malfoy wycofał się z pokoju syna, jego jedyna latoro l zaczęła delikatnie wybudzać swš towarzyszkę.
- Hermi... kochanie obud się...
- Jeszcze chwilkę... – mruknęła przez sen dziewczyna.
- Hermi... Moi rodzice wrócili i oczekujš nas za piętna cie minut... – Draco nie dał za wygranš.
- To fajnie...CO?! JAK TO WRÓCILI?! ONI NIE MLI PRAWA WRÓCIĆ! CO ONI SOBIE O MNIE POMY LĽ!!! – wykrzyknęła siadajšc gwałtownie na łóżku.
- Skarbie, nie krzycz... - położył delikatnie palec na jej ustach. - Nie krzycz, bo na pewno nas usłyszš mimo zaklęć wyciszajšcych do mojego pokoju. Drzwi sš uchylone. Poza tym wystraszysz Przecinka, biedak nie znosi hałasu – uciszył jš, a Przecinek, jak na komendę wsunšł łeb zza drzwi i zaskomlał.
- Boże, ale obciach - Hermiona nie mogła przeżyć wcze niejszego powrotu rodziców swojego chłopaka; przynajmniej taka miała nadzieję, że to jej naprawdę jej chłopak. W odpowiedzi na swoje obawy otrzymała ognistego buziaka godnego prawdziwego Smoka.
- Draco, no co ty... – zdziwiła się.
- Nic, moi rodzice pewnie będš bardzo zadowoleni – odpowiedział chłopak.
- Jasne... już to widzę- zadrwiła panna Granger wstajšc z łóżka.
- Jeste pierwszš dziewczynš, która przyprowadziłem do domu i nie zamierzam tak łatwo wypu cić – oznajmił po prostu i wzruszył ramionami.
Hermiona zarumieniła się lekko, ale wyglšdała na rozradowanš.
- Naprawdę? – spytała, patrzšc w szare, teraz pełne przekory i zarazem czuło ci oczy.
- Mhm - lakonicznie odrzekł Smok.
- A w co ja się... O! Widzę, że przyniosłe z basenu nasze ciuchy - Hermiona chwyciła swojš bieliznę i zaczęła nacišgać figi na pupę.
- Tak naprawdę nie ja je przyniosłem, tylko mój stary, Tuniu - bardzo cicho i bardzo niepewnie wyprowadził jš z błędu Draco.
Hermionę zamurowało. Przez chwilę stała nieruchomo i wpatrywała się w Dracona zaszokowana.
- Możesz to powtórzyć? – poprosiła powoli.
- Mój ojciec – powtórzył jeszcze ciszej chłopak.
- Nie - jęknęła dziewczyna i usiadła na podłodze. - To jaki koszmar!
- Tunia, nie będzie tak le, on... – Draco starał się uspokoić dziewczynę.
- Nie tuniuj mi tutaj! – przerwała mu Hermiona.
- Mionka, skarbie - Draco wcišgnšł bokserki i usiadł obok niej "na parterze". - Tylko się nie rozklejaj...
- Nie zamierzam - buńczucznie odrzekło dziewczę, chociaż w jej oczach pojawiły się łzy.
Chłopak mocno jš przytulił i zmierzwił krótkie włosy "Tuni".
- Nic się nie stało... Wiesz, skoro chcš z tobš i ze mnš zje ć kolację, to raczej nie majš nic przeciwko tobie - dodał i mocno jš pocałował. - A nawet gdyby mieli, to troll na nich pluł, kochanie.
Hermiona, widzšc, że Draco mówi to wszystko poważnie, u miechnęła się do niego i ubrała do końca. Następnie wraz z młodym Malfoyem zeszła do salonu, gdzie mieli stawić czoło jego rodzicom. Hermiona bardzo obawiała się tego spotkania. W końcu, jakby nie było, ona była dzieckiem mugoli, a oni czarodziejami czystej krwi o do ć konserwatywnych poglšdach.
- Dobry wieczór - bšknęła niepewnie i u miechnęła się, majšc nadzieję, że u miech był promienny.
- Cze ć, mamo - Draco wyszczerzył się trochę sztucznie, co jego rodzicielka skwitowała zmarszczeniem brwi i pełnym dezaprobaty strzepnięciem nieistniejšcego pyłka z długiej, łososiowej sukni, w którš przebrała się do kolacji.
- Witajcie - o wiadczył oficjalnie pan Malfoy i wskazał im miejsca przy obficie zastawionym stole. Para, patrzšc na te wszystkie potrawy, zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna. Hermiona przy okazji miała dodatkowy problem, a mianowicie: czym co się je...
Niepewnie spojrzała się na Dracona, majšc nadzieję, że ten dyskretnie pokaże jej co, jak i do czego, ale on nie zdšżył tego zrobić. Do jadalni wpadł zadowolony z życia Przecinek. Ledwo przekroczył próg pomieszczenia i stanšł jak wryty. Zrobił natychmiastowy odwrót i uciekł jak niepyszny z jadalni. Draco spojrzał zdziwiony za swym psem, gdy nagle dobiegł go chłodny, wręcz lodowaty głos jego matki.
- To co zniszczyło mojš suknię od Armaniego... – oznajmiła kobieta.
- Rany, mamo... uszyjš ci nowš – zirytował się chłopak.
- Draco - Hermiona jęknęła nad niewyobrażalnš ignorancjš blondyna - Armani nie jest jakim tam zwykłym krawcem. Wiesz, jak trudno o jego kreacje?
- Merlinie! Kobiety! - Draco złapał się teatralnie za głowę. – Armanii, Dupanii, czy inny Posrani, a co to za różnica?! Kieckę można było naprawić zaklęciem mamo, a nie psa będziesz mi doprowadzała do stanu przedzawałowego, bo się zwierzak najnormalniej w wiecie zabawił - chłopak nie mógł znie ć krzywdy swojego podopiecznego jawnie wołajšcej o pomstę do nieba,.
- Twoja mamusia uważa, że naprawiona suknia od Armaniego to, cytuję już nie ten sam szyk i elegancja, co przed zniszczeniem... Nieważne, że wyglšda tak samo - Lucjusz rozłożył ręce i zrobił minę niewiništka.
- Lu, mógłby nie okazywać jawnie swojej ignorancji i nie przekazywać jej Draconowi? Dziękuję. A ty, moja droga - tu Narcyza bardzo krytycznie, lecz z uznaniem spojrzała na Hermionę. – Widać, że masz gust, choć prawdę powiedziawszy na takš nie wyglšdasz. Po kolacji pomożesz mi wybrać z katalogu suknię odpowiedniš na charytatywny bal karnawałowy, który odbędzie się za miesišc w Ministerstwie – zakończyła nieco cieplej.
Lucjusz i Draco popatrzyli na siebie porozumiewawczo, a ich wzrok mówił jedno : "Kobiety!".
Hermiona poczuła się troszeczkę pewniej po tym, co usłyszała z ust Narcyzy Malfoy, chociaż nie do końca. Siadajšc przy stole, rzuciła chłopakowi błagalne spojrzenie i gdy dwoje gospodarzy zwróciło się do siebie, by cichutko zamienić ze sobš parę słów, szepnęła desperacko.
- Draco, ja wiem tylko który widelczyk jest do ciasta, a która łyżeczka do kawy. Zielonego pojęcia nie mam o tym, jak je ć te pieprzone krewetki....
- Spokojnie. Po pierwsze: jest dużo potraw, a na kolację człowiek się nie objada. Nie musisz wszystkiego próbować. Grzeczno ć wymaga, żeby skosztowała chociaż trzech potraw, w tym co słodkiego. Podpowiadaj, co chcesz je ć, a ja dyskretnie będę ci wskazywał odpowiedni sztuciec, to bajecznie proste... jak już raz przejdziesz takš edukację - wyszeptał jej konspiracyjnie do ucha i cmoknšł jš delikatnie, ciskajšc pod stołem dłoń dziewczyny. Hermiona mogła sobie pozwolić na ciche westchnienie ulgi.
- Ciekawe, jak ona sobie poradzi? Wiesz, zwykli ludzie nie jedzš tak, jak my... – Lucjusz szepnšł, ze zło liwym błyskiem w oku, do żony.
- Zobaczymy, najwyżej sobie nie poradzi.... - Narcyza nie zamierzała przejmować się tym, czy nowa dziewczyna jej synka będzie wiedziała, który widelczyk do czego. Nadal my lała o zniszczonej sukni.
- Wła ciwie to niezły sprawdzian dla Dracona... Powinien jej pomóc tak, żeby my nic nie zauważyli, ciekawe czy sobie da radę - Lucjusz uniósł zalotnie brew i popatrzył na żonę niemal czule. – Słuchaj, Nari... - szepnšł - ... to nie jego wina, że pies lubi się bawić, ani wina psa, że jeszcze ma szczeniackie zapędy. Kupię ci na to miejsce nawet trzy suknie, dobrze?
Kobieta popatrzyła na niego nieco łaskawiej:
- Tu chodzi o to, że ja lubiłam tš suknię, ale dziękuję za dobre chęci. A Draco? No cóż, zobaczymy, na jakiego dżentelmena tatu go wychował - zdobyła się nawet na to, żeby mrugnšć do Lucjusza.
- Suknię ci naprawie, a Draco na pewno nie nawali - Lucjusz wypišł dumnie pier i Narcyza lekko się u miechnęła.
Najwidoczniej Lucjusz potrafił jako tako wychować syna, gdyż Draco bez najmniejszych trudno ci podpowiadał Hermionie. Kolacja minęła w do ć miłej spokojnej atmosferze. A po kolacji panie przeszły do bawialni Narcyzy i tam pogłębiły swš znajomo ć. Kiedy przeglšdały trzeci katalog były już w bardzo dobrej komitywie, a Narcyza w cicho ci ducha stwierdziła, że dzięki Merlinowi jej syn ma gust równie dobry, co jego ojciec. W końcu, jakby nie było, Lucjusz wybrał jš, a to musiało o czym wiadczyć.
***
- A jaka ona jest w łóżku? - bardzo cicho zapytał Lucjusz, gdy był pewien, że ani żona, ani potencjalna synowa go nie usłyszš.
Obydwaj z Draconem siedzieli w jadalni i towarzyszył im Przecinek, który bardzo chciał się załapać na resztki z kolacji. Skubaniec, zawsze widział, kiedy pani wyjdzie, i wtedy przychodził na żebry do pana.
W odpowiedzi na wielce dyskretne pytanie rodziciela Draco jedynie się zarumienił i bšknšł:
- No wiesz co?
- Nic, chciałem tylko wiedzieć, czy jest tak... niepraktyczna jak jej fryzura - Lucjusz nie mógł sobie darować. Uwielbiał wprowadzać syna w zakłopotanie.
- Jej fryzura wcale nie jest niepraktyczna! Jest ładna... – oburzył się jego syn.
Lucjusz tylko się u miechnšł i rzucił w stronę Przecinka plasterek wędliny.
- A poza tym, jak ty by się czuł, gdyby dziadek pytał cię o to, jaka mama jest w łóżku? – spytał poirytowany Draco.
Lucjusz, który już miał poczęstować psa następnym smakołykiem, zamarł i spojrzał na syna. Wydawało mu się, że słyszy wła nie sam siebie sprzed wielu lat. Bo kiedy pan Lucjusz Malfoy znalazł się dokładnie w takiej samej sytuacji, a jego ojciec zadał mu bardzo podobne pytanie na temat Narcyzy i otrzymał takš odpowied , jakš przed chwilš otrzymał on sam.
- Ekhem... No, chyba tak samo. A w ogóle, co ty wiesz o życiu? Pogadamy, jak będziesz miał własne dzieci – rzekł i rzucił dobermanowi następny kawałek mięsa.
- No wła nie, tak samo! - Draco był lekko zły na ojca i nie zamierzał wysłuchiwać niczego o własnych dzieciach i tym podobnych „pierdołach”, jak to okre lił w duchu.
- Dobrze, uspokój się. Byłem niedyskretny, bywa. Jeżeli to dla ciebie traumatyczne przeżycie, to nie musisz... - mężczyzna nie dokończył.
-
Tobie naprawdę sprawia przyjemno ć robienie mi przykro ci, tak? Jak
możesz w ten sposób żartować?! - Malfoy Junior wybuchł jak
wulkan i jego ojciec ze zdziwienia zamilkł
- To, co
przeżyli my było piękne, a ty to sprowadzasz do jakich umiejętno
ci sportowych i jeszcze się nabijasz! Możesz sobie mówić, co
chcesz, ale zejd z Hermiony, bo jest najwspanialszš dziewczynš,
jakš znam i mogę ci za niš przyłożyć! - chłopak był po prostu
w ciekły. – Nie zachowujesz się jak ojciec. Kochajšcy ojciec
zachowałby się zupełnie inaczej - dodał z żalem na koniec swojej
przemowy.
Lucjusz poczuł się podle. Spu cił wzrok i wbił spojrzenie w dębowš podłogę.
- Przepraszam - wyszeptał. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że skrzywdził swojego syna. - Masz rację, zachowuję się jak jaki niewychowany Gryfon. Na Slytherina, jaki ty jeste do mnie podobny – wyszeptał podnoszšc wzrok.
Draco ze zdziwieniem spojrzał na swego ojca.
- Nie patrz się tak, ja bym zachowywał się identycznie, gdyby kto próbował urazić twojš matkę. Zresztš dalej się tak zachowuję. Ja po prostu bardzo kocham tę kobietę – rzekł Lucjusz.
- Aha... To czemu się kłócicie? - spytał Draco i usiadł obok ojca.
- Bo jeżeli żyje się pod jednym dachem, to inaczej nie da rady. Kłótnie nawet sš potrzebne. Trzeba mówić sobie nawet przykre rzeczy i starać się rozwišzywać problemy wspólnie, ale mieszkajšc razem nie da się uniknšć konfliktów. Każdy z nas jest inny i każdy ma swoje potrzeby i swoje racje... – wyja nił spokojnie Malfoy Senior.
- Rozumiem, ale wy jeste cie wobec siebie też często chłodni i oficjalni i... – zaczšł młodzieniec.
- Bo tak nas wychowano, bo jeste my lud mi z wyższych sfer - przerwał synowi pan Malfoy. - Ale to nie znaczy, że się nie kochamy i że jeste my wobec siebie oziębli.
- A ja uważam, że należy okazywać czuło ć jak najczę ciej, nawet przy ludziach! - zapalił się chłopak.
- A to ciekawe - Lucjusz u miechnšł się szeroko. - Mój syn mówi o czuło ci. Matko, Draco ale wpadłe . Zupełnie jak ja przed laty.
Chłopak już chciał zaprzeczyć, że wcale nie wpadł, że ojciec sobie co ubzdurał, ale zamiast tego u miechnšł się rado nie, bo do jadalnie wróciły obie panie. Draco i Hermiona zaczęli zbierać się po chwili do wyj cia, w końcu jutro trzeba było wracać do szkoły. Nie wiedzieli tylko, że gdy wrócš do rezydencji Zabinich, zastanš tam nie tylko Blaise’a i Gin.
Kiedy tylko Draco, Hermiona i Przecinek teleportowali się do rezydencji Malfoyów, Ginny poszła do sypialni, by spakować rzeczy swoje i przyjaciółki. W momencie, gdy zaczęła wycišgać swoje szaty z szafy Blaise’a, ten pojawił się w pokoju i z dziwnym błyskiem w oku zamknšł drzwi.
- Draco i Hermi wrócš pewnie pó nym wieczorem, a ty jeste mi co winna za eliksir. Pamiętasz? – zaczšł.
- Ja muszę spakować swoje rzeczy... I Hermiony też, a z tego co wiem, to ty swoje łachy i łachy Malfoya również, nie sšdzisz? Pó niej nam się nie będzie chciało - Ginny zarumieniła się lekko, ale odpowiedziała tak, jak rozum jej podpowiadał.
Uklękła przy kufrze i układała w nim dwie szaty szkolne, oraz dwie pary spodni dżinsowych. Spódniczki od mundurków zostawiła w szkole.
- Mi się nie chce teraz - wymruczał Blaise, klękajšc za niš i obejmujšc jej szczupłe biodra udami. - Mam ochotę na co zupełnie innego.
Virginia poczuła goršcy oddech chłopaka na karku i westchnęła cicho, lecz nadal starała się zachować zdrowy rozsšdek.
- We , Dziki, bšd raz cywilizowanym chłopcem... Jak się teraz spakujemy będziemy mieli to z głowy – powiedziała wkładajšc do kufra bluzki.
- Mhm... - odrzekł Zabini i polizał płatek jej ucha. - Wiem... - objšł dziewczynę i mocno do siebie przytulił. - I wiem, że można to zrobić dużo szybciej, rzucajšc zaklęcie - Virginia topiła się w jego ramionach jak wosk. Zacisnęła palce na kolanach chłopaka i przywarła plecami do jego klatki piersiowej.
- Ale czy ty my lisz zawsze tylko o jednym? - zapytała niepewnie, przymykajšc z rozkoszy oczy, bo Blaise delikatnie całował jej kark.
- Ja po prostu za tobš szaleję. A wiem, że w szkole nie będziemy sobie mogli pozwolić zbyt często na blisko ć fizycznš, Ginny. Ale jeżeli nie chcesz i ci to przeszkadza, to przestanę, kochanie - ostatnie słowa powiedział bardzo cicho i łagodnie. Odsunšł się trochę i położył dłonie na barkach dziewczyny, by delikatnie je masować.
- Wiesz doskonale, że mi to nie przeszkadza. Jeste podły, kusisz tylko biednego człowieka – odpowiedziała Ginny.
- Bardzo przepraszam, ale to nie ja chodzę w krótkich spódniczkach i obcisłych spodniach. To ty mnie kusisz – stwierdził Zabini z u miechem.
- Blaise - Ginny spojrzała na niego niepewnie przez ramię - Wiesz, że jak mój brat się dowie o..
- Jak twój brat się dowie o nas, to będzie chciał mnie uszkodzić. Więc oboje będziemy musieli co z tym zrobić. A teraz nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Kobieto, mnie tu czeka życiowe zadanie – przerwał jej łagodnie.
- Ta? A jakie? – spytała Ginny, choć doskonale wiedziała, jakš usłyszy odpowied .
- Dobrać się do malej wiewióreczki – oznajmił rado nie brunet.
- Zoofil- skwitowała dziewczyna.
- Wcale nie... W końcu mam ksywę Dziki, jak zwierz, to co ze mnie za zoofil? Biorę się za swoich – zripostował grzecznie.
Virginia cicho się roze miała, a Blaise warknšł - w jego przekonaniu gro nie, i ugryzł jš w ucho, a następnie w kark. Zrobił to na tyle delikatnie, żeby dziewczynę przeszyły przyjemne dreszcze. Odwróciła się przodem do Zabiniego i oplotła nogami jego biodra. Miała na sobie krótkš, czarnš spódniczkę i chłopak wsunšł pod niš dłoń, by pie cić po ladki swojej "wiewióreczki." Przywarła do niego mocniej i obydwoje jęknęli z ogarniajšcego ich ciała pożšdania.
- Twój mały przyjaciel potrzebuje chyba opieki - wyszeptała ochryple Virginia, ocierajšc się o twardš męsko ć Blaise'a. - Mogłabym go gdzie przechować i dać mu troszeczkę przyjemno ci - kusiła zmysłowš chrypkš.
- Ty diablico – Blaise, mimo narastajšcego podniecenia, nie mógł się nie za miać. - Nie dam się tak łatwo przerobić... Nie zabiorę ci niewinno ci, dopóki nie skończysz szkoły, nie chcę inaczej...
- No wiesz?! - oburzyło się rudowłose dziewczę.
- Cii... - przytulił jš mocno i pocałował w policzek. - Chcę poczekać, aż będziesz naprawdę gotowa.
- Ale do tej pory ja mogę ci się znudzić... - powiedziała żało nie - a nie chcę tego robić po raz pierwszy z nikim innym, bo jeste dla mnie... - zawahała się na chwilę - ...bardzo ważny, Blaise...
Chłopak spoważniał i spojrzał jej uważnie w oczy.
- Gin, malutka, znudzić to się może zabawka - powiedział z lekkim wyrzutem. - A ja nie traktuję cię jak zabawki i nigdy nie wolno ci w ten sposób my leć... Traktuję ciebie, nie, nas, bardzo poważnie.Poważnie... Rozumiesz?
Patrzyła przez dłuższš chwilę w jego szmaragdowe oczy, które były teraz pełne nie tylko namiętno ci, ale także ciepła, czuło ci i powagi. W końcu skinęła głowš. Zrozumiała, że jej pro by na nic się zdadzš, bo on po prostu wie, co mówi. Nie pozostało jej nic innego jak mocno go ucałować i mieć nadzieję, że następnym razem da się namówić.
- No, a teraz mała wiewiórka będzie grzecznie czekała na to, co duży zły dziki zwierz jej zrobi – o wiadczył Blaise.
- I mała wiewiórka nie ma szans na ucieczkę? - zapytała Giny jednocze nie rozpinajšc mu koszulę.
- Oczywi cie, że nie, bo duży dziki zwierz... – chłopak się za miał, widzšc w oczach Virginii co całkowicie sprzecznego z lękiem i chęciš ucieczki.
- Blaise! Jest tu kto?! Wrócili my! - dał się słyszeć z dołu radosny głos Anny Zabini.
- Kur*wa - bardzo cicho i żało nie pisnšł dziki, zły zwierz w postaci Blaise'a, a mała bezbronna wiewióreczka Ginny, w tym samym czasie, wrzasnęła na całe gardło:
- AAA!!! - i zaczęła się pospiesznie poprawiać.
- Cicho, wariatko - chłopak zakrył jej usta dłońmi.
- Blaise, co ty wyprawiasz? - matka dotarła do pokoju syna i otworzyła drzwi. Ponieważ Virginia nie zdšżyła się odsunšć, a Blaise nie zdšżył zapišć koszuli, zastał jš ciekawy widok.
Zaskoczona uniosła brwi i powiedziała:
- A, to przepraszam. Tylko jej nie bij, dziewczyny nie zawsze to lubiš - po czym wyszła zamykajšc drzwi i kryjšc u miech.
- Co tam się dzieje, kochanie?! - dał się słyszeć grzmišcy głos pana Zabini
- Absolutnie nic, skarbie! - odkrzyknęła pani Zabini. - Koleżanka Blaise'a uderzyła się w kolano! - skłamała gładko.
- Bić? - Ginny spojrzała się na zarumienionego bruneta.
- E.... nieważne - odpowiedział Blaise i spojrzał na drzwi, za którymi zniknęła jego matka, z nienawi ciš. - Lepiej zejd my, zanim pojawi się tu reszta rodziny.
- Wiesz, jako nie mam ochoty – powiedziała Ginny. - Blaise... musimy przenie ć moje rzeczy do dawnej sypialni... Hermiony też. – dodała.
- Okey, musimy i zaraz się to zrobi...
- A co to za reszta rodziny? - zainteresowała się nagle "wiewióreczka".
- Nieistotne - ucišł Blaise, my lšc ze zło ciš o swoim cholernie przystojnym, starszym sze ć lata braciszku, Steelu.
Warknięcie chłopaka i niebezpieczny błysk w jego oczach, zachęciły tylko Ginny do dalszej inwigilacji.
- No nie bšd taki, powiedz.... - przymilała się, próbujšc zamknšć pełny kufer, w którym załadowała ciuchy byle jak, wyuczonym zaklęciem pakujšcym.
- Nie! - warknšł Blaise i pomógł Ginny zamknšć kufer, a następnie zaprowadził jš na dół.
Przy schodach, jak na zło ć, stała starsza latoro l państwa Zabinich i ze zło liwym u miechem wpatrywała się w swego brata.
- Nie mogę, Blaise, kto tak piękny się tobš zainteresował. Przyznaj się, co na niš rzuciłe ? – zadrwił chłopak.
- Odwal się - Blaise popisał się Malfoyowskš kulturš i próbował wyminšć swój dziecięcy koszmar.
- Nic na mnie nie rzucił - żachnęła się Virginia. – I nie jestem łatwa.... – dodała dla pewno ci, dumnie się prostujšc. - A ty to kto? - przyjrzała mu się z nieskrywanym zainteresowaniem, co wywołało zgrzytnięcie zębów Blaise’a. A miał powód do zgrzytu.
Straszy brat był do niego bardzo podobny, bo obaj wdali się w tatę, z tym, że Steel miał bardzo długie włosy spięte lu no na karku w koński ogon oraz czarne jak węgiel, błyszczšce i kpišce oczy, które odziedziczył po matce.
- Steel Marvolo Zabini, do usług ja nie wielmożnej panience - ukłonił się kurtuazyjnie i ucałował dłoń Virginii, która od razu poczuła się jak prawdziwa dama i zawstydziła się przykrótkiej spódniczki i zwykłej bluzeczki z dzianiny.
Musiała przyznać, że obaj bracia mieli w sobie, poza skłonno ciš do nonszalancji, niewymuszony wdzięk i umiejętno ć dżentelmeńskiego postępowania z kobietami.
- Bardzo mi miło, Virginia Weasley - odrzekła i dygnęła skromnie.
- Chod Gin, przedstawię cię rodzicom - młodsza latoro l państwa Zabinich złapała jš za rękę i rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w kierunku swojego brata, który tylko pobłażliwie się roze miał, widzšc, jak braciszek zazdro nie strzeże swojej "wiewióreczki."
- Co jest na obiad? - gromko spytał Andreus Zabini, rzucajšc zaciekawione spojrzenie Virginii. Jego oczy były identyczne, jak oczy Blaise'a, tylko nie tak sko ne (elfi kształt oczu młodszy Zabini odziedziczył po matce). W ogóle był bardzo podobny do młodszego syna, chociaż miał nieco ostrzejsze rysy.
- Spaghetti - powiedział Blaise i u miechnšł się przy tym niewinnie jak aniołek. Oczywi cie nie raczył dodać, że sos do tego cuda kilka dni wcze niej przyrzšdził Draco wraz z Ginny.
- Mamo, tato, chciałbym żeby cie poznali mojš dziewczynę. Virginia Weasley – przedstawił rodzicom swojš towarzyszkę.
- Z tych Weasleyów? - zapytał pan Zabini.
- Tak, proszę pana - odpowiedziała grzecznie Ginny i u miechnęła się niewinnie.
- Bardzo dobrze znam twojego ojca. Podzielam jego pasję do mugolskich sprzętów. Ci niemagiczni sš naprawdę zdolni, je li chodzi o ułatwianie sobie życia. Oczywi cie rodzice wiedzš, że spędzasz tutaj ferie? – spytał z zainteresowaniem.
- Eeee... no... eeeeee tego... ten... - Virginii nagle zabrakło słów.
Je li powie, że wiedzš, ten facet łatwo zweryfikuje, że to nieprawda. I goblin ojca gonił, ale matka....
- Gin miała spędzać wakacje Bożonarodzeniowe u swojej przyjaciółki Hermiony, ale Hermiona wraz Draconem sš na więta u nas i dlatego Ginny też tu się znalazła... - Blaise miał nadzieję, że to wytłumaczenie starczy ojcu i matce.
- Ee, Hermiona Granger? Ta mugolaczka *, której młody Malfoy nie cierpi całš duszš? - Steel uniósł po lizgońsku brew, mimo że skończył Ravenclaw. - Co bredzisz braciszku. A poza tym to gdzie oni sš teraz? Schowali się pod dywanem? - zakpił, a Blaise poczuł, że go krew zalewa.
- Wybacz mu, Ginny, ale mój brat to ciekawski kretyn. Dla twojej wiadomo ci, kruczku, Draco i Hermi sš teraz u Malfoyów, musieli odteleportować Przecinka – poinformował brata oschle Blaise.
- Nie mów do mnie kruczku, żmijeczko bezzębna. I o jakiego Przecinka ci chodzi? – odwarknšł Steel.
- Draco ma psa... który boi się kotów - Blaise nie mógł powstrzymać się od dodania tej uwagi.
- No tak, jaki pan taki kram - zauważył Steel i podszedł do kuchenki na której pyrkotał goršcy już sos. Swoim zwyczajem nabrał go troszeczkę i spróbował. Jego twarz poczerwieniała i natychmiast rzucił się do kranu z woda.
- Jezu, co to, Blaise?! - wycharczał gdy już pochłonšł litry wody.
- To tylko sos neapolitański, co prawda trochę podrasowany przeze mnie i przez Smoka, ale chyba dobrze wchodzi? - wyja niła z dumš Ginny.
- Och, podrasowany to on jest na pewno i to nie le! - Steel podleciał do lodówki i wycišgnšł sok grejpfrutowy.
- E, tam. Chilli, biały pieprz, paprykowa pasta węgierska... W sam raz. Miał być ostry, nawet nie wiesz jak dobrze smakuje z makaronem, albo ryżem - Virginia zanurkowała pod ramieniem Zabiniego i wycišgnęła mleko.
- Jak to się stało? - cicho zapytał starszy brat, patrzšc na rozwalony piec.
- Malfoy Junior, Malfoy Senior... i butelka wódki dolana do kaczki - Blaise postanowił zataić udział Virginii w tym niecnym czynie.
- I wszystko jasne... Na Boga, nie wiesz, że te mutanty kulinarne nie powinny wchodzić do żadnej kuchni? - młody mężczyzna popukał się w czoło.
- Ale nie wygadasz? - po rzuceniu pełnego wdzięczno ci spojrzenia w kierunku Blaise'a, Ginny podeszła do Steela i zajrzała mu ze szczerš pro bš w oczy.
- Dobra, zmilczę - musiał przyznać, że rudowłosa ma piękne i ogromne czekoladowe tęczówki, które po prostu rozbrajały.
Ha, mały ma dobry gust - pomy lał.
- Jakby co, Blaise... - dziewczyna zwróciła się do młodszego z braci - ... to ja powiem, że to przeze mnie - wspięła się na palce i ucałowała go mocno w policzek.
- Oj, Ginny, we przestań, przecież wła ciwie nic się nie stało - odpowiedział zarumieniony chłopak, na co jego starszy brat parsknšł miechem.
Kiedy matka obu młodych mężczyzn zbliżała się do kuchenki, Blaise rzucił się w jej stronę.
- Mamu , ty na pewno jeste zmęczona. Id z ojcem, odpocznijcie a ja, Ginny i Steel przygotujemy obiad.
Anna Zabini nie była aż tak naiwna, by wierzyć, że jej syn robi to bezinteresownie, ale wolała, tym razem, przymknšć oko i wraz z mężem udała się do swej sypialni, obrzucajšc całš trójkę podejrzliwym spojrzeniem.
Kiedy tylko starszyzna rodu opu ciła progi kuchni, Blaise popatrzył na brata.
- Mam rozumieć, że ty tego tak bezinteresownie nie robisz?
- Oczywi cie, że nie. Co ja, gryfek jaki jestem? – zadrwił.
Virginia, Blaise i Steel przygotowywali obiad (starsza latoro l Zabinich także znała się nie le na kuchni): gotowali makaron i obierali oraz szatkowali wieże warzywa. Blaise wpadł na pomysł, żeby nieco złagodzić sos, dodajšc pomidory i dwie łyżki mietanki tak, że ten stał się bardziej kwaskowy i mniej żršcy.
- Ja lubię ostre sosy ... - powiedział zasmuconej Ginny - ... ale moi rodzice aż tak pikantnej potrawy by nie przełknęli. Masz, spróbuj. Nie popsułem głównego wštku smakowego - dodał łagodnie i kurtuazyjnie zaprosił dziewczynę, podajšc jej na łyżce sos do spróbowania.
- Główny wštek smakowy, w tym czym , to pieprz kajeński braciszku - uszczypliwie oznajmił Steel, tršc żółty ser. - Takiego czego rzeczywi cie nie da się niczym zagłuszyć - dodał z pobłażaniem, obserwujšc swojego brata, który z czuło ciš karmił rudowłosš Weasleyównę.
Ale się bujnšł, nie ma co - pomy lał, znajšc Blaise'a, jak przysłowiowy zły szelšg.
- Nie znasz się - warknšł młodszy z Zabinich i u miechnšł się pocieszajšco do Virginii. - I jak smakuje?
- Nawet, nawet - odpowiedziała rudowłosa i wróciła do robienia sałatki.
Kwadrans pó niej wszyscy znale li się w jadalni i przy miłej rozmowie zaczęli pałaszować obiad.
- Rany, to jest pyszne - mało arystokratycznie odezwał się senior rodu. - Przyznam synu, że nie spodziewałem się po Malfoyu czego takiego, ale to pewnie za sprawš twej przyjaciółki. Nie pozwalałe mu eksperymentować prawda?
- Ale przecież Draco bardzo dobrze gotuje - Ginny wręcz się oburzyła; jak można było nie doceniać takiego talentu.
- Gin ma dosyć... niekonwencjonalne podej cie do kuchni - Blaise popatrzył z uwielbieniem na rudowłosš. - Lubi eksperymentować, może nie tak mocno jak dwaj Malfoyowie... - wiedział, że w tym momencie kłamie, ale jego Gin musiała być postrzegana przez wszystkich jako ideał, bo on jš uwielbiał - ... ale lubi.
- Rozumiem - Andreus Zabini nabrał kolejnš porcję makaronu i pochłonšł go z apetytem.
- Jak dla mnie ciut za ostre, ale dobre - Anna Zabini u miechnęła się do Virginii, która z dumš posłała jej swój najszerszy i najbardziej rozkoszny u miech.
- No, to skoro wy zrobili cie taki dobry obiad ... - powiedziała Anna po skończonym posiłku - ... to my z ojcem powinni my pozmywać.
- Mamo, no co ty? - Blaise zaczšł poważnie panikować - Kto robi to zmywa, ja i Steel już uzgodnili my to i...
- Synu, je li chcesz, żebym nie zauważyła tego zniszczonego pieca, to marne sš te twoje wysiłki. Mam tylko nadzieję, że Malfoy wystawił do ć spory czek, bo jak nie, to go zabiję.
Virginia bardzo cichutko pisnęła i natychmiast przeprosiła, Steel miał minę, która wskazywała na to, że zbytnio nie zdziwił się szybkim refleksem i spostrzegawczo ciš matki, a Blaise spu cił wzrok i się zarumienił.
- Że co?! - zagrzmiał pan Zabini. - Mam nadzieję, że nie tylko wystawił czek, ale że jest on z odpowiedniš ilo ciš zer. To już drugi raz!
- Spoko, spoko, wujek Lucjusz wystawił spory czek - mina młodszej latoro li Andreusa i Ann była skruszona i pokorna, chociaż w szmaragdowych oczach można było dostrzec blask przekory.
- Synu, czy ja ci czasami czego nie obiecywałem, je li wpu cisz do naszej kuchni kogokolwiek z Malfoyów? – spytał powoli Andreus.
- Ale to była sytuacja wyjštkowa - mruknšł Blaise.
- A co masz na myli mówišc wyjštkowa... - zaczęła jego matka, ale nie skończyła gdyż w drzwiach ukazały się dwa stworzenie które ona uwielbiała. Koty.
- Kici, kici! - zawołała Ann Zabini i Zimmy podbiegła do niej z wyprężonym ogonem. Krzywołap, natomiast, usiadł na uboczu z wyrazem miny kota poważnego, który nie ma w głowie jedynie głupot.
- Kochanie, przecież masz uczulenie na sier ć kotów! - oznajmił z naganš w głosie Andreus.
- Dlatego nie mamy własnych. Jak się wabisz, co? - zwróciła się do kotki, która wskoczyła jej na kolana i zaczęła tršcać kobietę łebkiem, domagajšc się pieszczot.
- Zimmy - odpowiedziała Ginny, która była bardzo zadowolona, że jej ulubienica wzbudziła takš furorę.
- Co to za... niezwykły okaz? - zapytał się Steel spoglšdajšc na Krzywołapa.
- Jakby nie wiedział, to jest kot - odpowiedział jego brat, któremu coraz mniej podobały się spojrzenia, jakie ten pacan rzucał jego wiewióreczce.
- A co, to miało wypadek? Wyglšda jakby wpadł z duża prędko ciš na cianę – stwierdził z ironiš braciszek Zabiniego.
- Sam zaraz będziesz tak wyglšdał jełopie - dało się słyszeć złowrogi warkniecie od strony Blaise'a
Młodszy brat Steela objšł, z jednoznacznym wyrazem twarzy, swojš Ginny i spojrzał na niego nieprzychylnie.
Nie można nawet patrzeć na intrygujšcš kobietę? Nie zjem jej. - mówiło spojrzenie starszego z potomków Andreusa i Ann.
- Sam jeste jełop – powiedział tenże potomek na głos.
- To Krzywołap, kot Hermiony - oznajmiła Ginny. - Ma wietny ogon, prawda?
Pomarańczowy zwierz jak na zawołanie wstał, wycišgnšł przednie łapy, wbijajšc pazury w dywan i wyprężył puszysty, szczotkowaty ogon; swojš niekłamanš dumę.
- Ta... nadaje się do czyszczenia... – mruknšł Steel.
- Steel! – oburzyła się jego rodzicielka.
- No, co mamo? Przecież ja nic nie mówię – chłopak podniósł ręce w obronnym ge cie.
- No to się nie odzywaj, a ty, piękny kotku, chod tu, moje maleństwo – Ann zwróciła się do kota.
"Maleństwo" szerokim łukiem ominęło to człeko-podobne co , co go obrażało i podeszło do miłej pani, która pewnie da mu co dobrego.
Pani jednak nie dała nic dobrego, ale pochyliła się nad "maleństwem" i podrapała go po pomarańczowym łbie, co zostało przywitane gło nym mrukiem.
- To cholernie mšdra bestia - oznajmił Blaise tak dumnym tonem, jakby Krzywołap był jego zwierzakiem. - Chyba nie jest do końca zwykłym kotem, bo nawet jest bardzo inteligentny.
- Na pewno jest inteligentniejszy od ciebie - oznajmił cicho Steel, a pani Zabini, w tym samym momencie kichnęła potężnie, płoszšc oba czworonogi.
Mimo kichnięcia matki, Blaise usłyszał wštpliwy komplement starszego o sze ć lat brata.
Virginia też to usłyszała i powiedziała ze miechem:
- Jakbym słyszała swoich braci, cięgle się kłócš.
- Mężczy ni tak majš - podsumowała Ann i u miechnęła się do tej miłej dziewczyny, którš jej syn wreszcie przyprowadził do domu. Już my lała, że nie pozna żadnej z jego koleżanek.
- Mamo, chciałby zauważyć, że twój pierworodny nie jest mężczyznš, to debil - odezwał się Blaise i posłał braciszkowi najmilszy z u miechów.
- Ty matole, za co mnie Bóg takim bratem pokarał? - oznajmił zirytowany Steel i wstał od stołu.
- Obydwaj przestańcie! W tej chwili! - Andreus nie wytrzymał psychicznie, a powstrzymała go, od uderzeniem pię ciš w stół, jedynie obecno ć młodziutkiej przyjaciółki Blaise'a. - Za co MNIE Bóg pokarał takimi infantylnymi synami? - dodał bardzo spokojnie i zmarszczył brwi.
- Och, And... - jego małżonka popatrzyła na mężczyznę wymownie. - Oni odziedziczyli wiele z twojego charakteru; nie tylko urodę, więc lepiej nic nie mów. A wy ... – spojrzała, raczej gro nie, na młodzieńców - ... przepro cie się w tej chwili i zachowujcie jak cywilizowani ludzie, dobrze?
- Przecież on nie wie, co to jest cywilizacja! - wykrzyknęli bracia Zabini, wskazujšc jeden na drugiego, a Ginny wybuchła gło nym, radosnym miechem.
- I pomy leć, że ja urodziłam kogo takiego - mruknęła seniorka rodu, po czym zwróciła się do Virginii. - Rozumiem, że wišżšc się z moim synem, wiedziała , iż ma on problemy z psychikš.
- Oczywi cie - odpowiedziała szczerze rudowłosa i pu ciła oko w stronę swego mężczyzny.
- Dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie zdanie - naburmuszył się Blaise.
- Przecież ja doskonale sobie wiem, że w niektórych sprawach jeste trochę jak niedorozwinięty - wyszczerzyła się rado nie. - Chociażby te głupie kłótnie z Draconem Malfoyem, czy teraz z twoim bratem. Ludzie my lšcy ustępujš w kłótni i majš spokój, a nie podjudzajš do głupich tekstów.
- Odezwała się - mruknšł Blaise, ale zrobił to tak cicho, że nikt tego nie usłyszał. W końcu był człowiekiem my lšcym... a to, że niekiedy my lał inaczej, to już mniejszy szczegół.
- No, to teraz moi panowie pójdš do kuchni, a ja i Virginia porozmawiamy sobie jak na kobiety przystało. Blaise, nie patrz się tak na mnie, nie zjem jej – o wiadczyła Ann.
- Ale... – zaczšł Steel.
- Do kuchni, synu - nakazała nie znoszšcym sprzeciwu głosem.
Steel wzruszył ramionami, westchnšł, zmełł w zębach kš liwš uwagę i spokojnie ruszył do kuchni, a pan Zabini u miechnšł się pobłażliwie, widzšc głupiš minę młodszego syna i zwrócił się do żony:
- Kochanie, rozumiem, że ja też mam wyj ć - uniósł brwi i znaczšco u miechnšł się do Ann.
- Oczywi cie - autorytarnie i ze słodkim u miechem odrzekła jego małżonka i odwzajemniła słodko u miech. - Żegnam panów
(* od mugolaka - dziecko z rodziców mugoli)
*
- Chod , Virginio, usišd obok mnie – powiedziała Ann łagodnie, gdy już ostatni z przedstawicieli płci brzydkiej opu cił pomieszczenie. - Nie denerwuj się - dodała i u miechnęła się ciepło, widzšc niezdecydowanie dziewczyny. - No chod , tylko z tobš porozmawiam.
Ginny u miechnęła się niepewnie i usiadła obok matki Blaise'a. Prawdę powiedziawszy to wcale nie miała ochoty na żadnš rozmowę i czuła się okropnie - miała pietra.
- A więc ty i mój syn, pozostajecie w zwišzku... – zaczęła kobieta.
- Nie... znaczy tak.. znaczy... dopiero zaczynamy - Ginny zaczęła się jškać, aż wreszcie zamilkła i spu ciła głowę.
- Nie bój się mnie - łagodnie powiedziała Ann. - Też miałam siedemna cie lat.
- Szesna cie - szepnęła Virginia i się zarumieniła.
- Wyobra sobie, że szesna cie też miałam. W tym wieku seks wydaje się kluczem do dorosło ci, a to nie do końca jest tak - u miechnęła się ciepło.
- Jaki seks? - zapalczywie pisnęła Ginny. - On powiedział, że mnie nie tknie, dopóki nie skończę Hogwartu, bo mnie szanuje - nagle zamilkła i spu ciła głowę. - Przepraszam.
- To znaczy, że mu zależy. Ale kochanie, seks to nie tylko zbliżenie seksualne, a przecież widziałam, że raczej w zupełnej abstynencji nie jeste cie... Można pozostać dziewicš, a mieć większe do wiadczenie niż kobieta, która, jak to się brzydko mówi, zaliczyła wielu mężczyzn. Jest tyle możliwo ci dania drugiej osobie rozkoszy... – odrzekła matka Blaise`a.
- Wiem - szepnęła niebywale cicho panna Weasley, a na jej policzkach wykwitły zdrowe rumieńce.
- Moje dziecko, przecież ja cię nie zjem – zapewniła z u miechem kobieta. - Nie bój się. Jestem szczę liwa, że Blaise znalazł wreszcie kogo , na kim mu zależy i z kim się dobrze czuje. Już się bałam, że zagrzebie się w tych swoich księgach i nauce... – dodała rozbawiona.
- Mnie na nim naprawdę zależy - Ginny wyszeptała cichutko i spojrzała na matkę swego chłopaka.
- Wiem o tym i wiem też, że jemu zależy na tobie – powiedziała Ann Zabini.
*
W czasie, gdy pani Zabini przeprowadzała rozmowę z Virginiš, ojciec i brat Blaise`a pokpiwali z niego w kuchni.
- Ruda, co? - wyszczerzył się pan Andreus i Blaise bez słowa posłał mu spojrzenie goblina - seryjnego mordercy.
- Hehehe, rude to wredne, ale jaka inna by go zechciała? - zarechotał Steel.
- Ginny nie jest wredna - syknšł w ciekle jego młodszy brat, zdajšc sobie sprawę, że sam za wrednš jš czasem uważa. Ale to zupełnie inna sprawa. Za to ten bubek nie będzie jej obrażał. - A to ty jeste zazdrosny! – warknšł.
- O takie maleństwo? We przestań, ja się w dzieciakach nie lubuję. Ile ona ma? Dziesięć, dwana cie lat? – zadrwił Steel.
- Szesna cie - warknšł Blaise i spojrzał na brata jak Voldemort na Pottera.
- A nie wyglšda. Ojcze, czy ty widziałe ? Ona jeszcze pije mleko – starszy z rodzeństwa Zabinich wyszczerzył się rado nie do swego ojca.
- Mój drogi, mleko dla dzieci jest bardzo zdrowe - stwierdził z powagš Andreus.
Blaise, który wycierał naczynia, ze zło ciš cisnšł ręcznikiem i warknšł.
- Jak dzieci! Steela mogę zrozumieć, ale ty, ojcze?! - oburzył się chłopak. - Powiniene się wstydzić! Nie wiem, co taka piękna i inteligentna kobieta jak mama w tobie widziała!
- To samo, co ta młodziutka dzierlatka widzi w tobie - odrzekł niezrażony pan Zabini.
- A jaka jest w łóżku? Czy ona w ogóle wie co i jak? - ironizował Steel.
Obydwaj nabijajšcy się z zakochanego panowie zauważyli w tym momencie, że starszy z braci przesadził.
Zresztš, nie tylko zauważyli. Steel osobi cie to odczuł. Pię ć brata wylšdowała na jego nosie, który, pod wpływem silnego uderzenia, pękł.
Steel złapał się za krwawišcy nos, a Blaise zbladł. Nie mógł uwierzyć, że pobił swojego brata tak dotkliwie, choć ten niewštpliwie na to zasłużył. Nie powinien był obrażać Ginny. Ojciec młodzieńców nic nie powiedział, tyko podszedł do lodówki i wyjšł worek z lodem, a następnie podał Steelowi.
- Kur*wa, przepraszam Steel, ale nie powiniene tak mówić - z konsternacjš powiedział Blaise.
- O rany, ale masz cios - syknšł z bólu jego starszy brat. - Ja pier*dolę, przywaliłe mi tak, że chyba zaczšłbym wyć, gdyby nie lód.
- Przestańcie się wyrażać - ucišł Andreus. - A ty, Steel, trochę przesadziłe . - zwrócił się do pierworodnego. - Ty za , Blaise, dobrze bijesz, ale nie narób sobie w szkole kłopotów.
- Widzę, że naprawdę ta mała co dla ciebie znaczy... Sorry brat - starszy syn Zabinich przyznał się do błędu.
- Znaczy i to bardzo dużo - odpowiedział Blaise, rumienišc się przy tym słodko.
W tym samym momencie do kuchni weszły Giny i Anna.
- Co tu się dzieje? – spytała kobieta, wpatrujšc się opuchnięty nos swego pierworodnego.
- Nic, mamo. Potknšłem się i wpadłem na lodówkę - mruknšł Steel.
- Wła nie, lodówkę - dodał jego ojciec i posłał małżonce niewinny u miech.
- A ta lodówka ma pię ci i teraz masuje sobie knykcie za plecami, tak, żeby jej matka tego nie zauważyła - oznajmiła nie zmieniajšc tonu głosu pani Zabini, co zostało przyjęte trzema niewinnymi rumieńcami na policzkach przedstawicieli płci brzydkiej.
- Blaise, powiniene przyłożyć bratu po raz drugi za to, że nazwał cię lodówkš, nie sšdzisz? - jej u miech był słodszy od miodu, ale w oczach czaił się chłód.
- Blaise, chyba nie chcesz powiedzieć, że uderzyłe brata - Ginny spojrzała się na Zabiniego, jakby ten popełnił najgorsze przestępstwo na wiecie.
- Ale ja... ale on... ale on na to zasłużył! - wykrzyknšł zdesperowany chłopak.
- To prawda - mruknšł Steel, postanawiajšc pomóc bratu - Zasłużyłem.
- Boże, co ja się z wami mam - Ann pokręciła głowš z dezaprobatš. – Virginio, pamiętaj, że z mężczyznami to gorzej, jak z małymi dziećmi, a im starsi tym głupsi i trudniej ich przywołać do porzšdku.
- Zauważyłam! - pisnęła Ginny.
- Ale ona jest zabawna - Steel nie wytrzymał i zarechotał. Uznał pi nięcie dziewczyny za urocze. Zdziwił się tylko, gdy młoda czarownica spiorunowała go wzrokiem i rzucił zaniepokojone spojrzenie bratu, który syknšł:
- Powiedz, kruczku... Chcesz mieć, tym razem, limo pod okiem?
- Dobra, już nic nie mówię - Steel pokojowo uniósł dłoń (jednš, bo drugš przykładał lód do złamanego nosa).
- I tej wersji się trzymaj - mruknšł Blaise i podszedł do Ginny by jš objšć. Chciał w ten sposób zaznaczyć, że to maleństwo należy wyłšcznie do niego.
Steel już miał co powiedzieć na temat tej demonstracji, lecz po głębszym zastanowieniu stwierdził, że jak na jeden dzień wystarczy mu fizycznych obrażeń.
- To ja i Ginny pójdziemy się spakować - odezwał się Blaise. – W końcu jutro jedziemy do szkoły, a musimy jeszcze spakować Dracona i Hermionę, bo nie wiadomo kiedy wrócš.
Pół godziny pó niej byli już spakowani. Oczywi cie cztery kufry postawili w sypialni swoich przyjaciół. Fakt, oni pakowali, ale tamci mogš się pomęczyć z przestawianiem bagaży w przypadku, gdyby im przeszkadzały. Odwalili „brudnš” robotę i zbiegli na dół do kuchni po co słodkiego.
- PIERWSZY! - ryknšł Blaise i zanurkował do zamrażalnika po lody mietankowe w polewie miętowej. - Pierwszy, a to znaczy, że ty robisz mi dobrze! - dokończył swój wywód dosyć gło no, zapominajšc, że przecież już nie sš w rezydencji sami.
Od strony drzwi dało się słyszeć znaczšce chrzškniecie, a po chwili także głos Steela.
- Powiedz mi słodka, jak ty wytrzymujesz z tym indywiduum?
- Sama nie wiem - mruknęła zarumieniona Ginny i obrzuciła w ciekłym spojrzeniem Blaise'a.
- Ja ci dam [/i]słodkš[/i] - warknšł zarumieniony, tak samo jak jego dziewczyna, Blaise. - I nie podsłuch.., bałwanie - dodał jeszcze dla podkre lenia wagi swojej wypowiedzi.
- Nie musiał podsłuchiwać. Po co japę wydzierasz, baranie jeden?! - odgryzła się Virginia, wyręczajšc Steela. - Nie każdy musi znać produkty twojego chorego poczucia humoru - naburmuszyła się, otworzyła lodówkę i wyjęła mleko. - Sam sobie jedz te lody.
- Kochanie, nie gniewaj się - Blaise miał gdzie , że Steel patrzy na jego pokornš minę. - Wiesz, że żartowałem...
- No wła nie, chodzi mi o twój sposób na dowcip - odwróciła się do chłopaka plecami i nalała sobie mleka do szklanki.
- Skarbie, ja cię naprawdę przepraszam. Wiem, zachowuję się jak dureń – cišgnšł Blaise.
- Kontynuuj - mruknęła Giny znad szklanki mleka.
- Kretyn, palant, gumochłon, Puchon, Snape w ród Gryfonów, Malfoy... – zaczšł wymieniać chłopak.
- No, przynajmniej raz co mšdrego powiedziałe – mruknęła Ginny, odstawiajšc mleko do lodówki.
- Chodzi ci o to, że jak Malfoy, czy że jak Snape w ród Gryfonów? - zamrugał zdezorientowany Blaise.
- Nie, kochanie, jak gumochłon - oznajmiła z naciskiem Ginny, wlepiajšc w niego czekoladowe oczęta.
- Aha - niepewnie odrzekł zarumieniony chłopak. - Ale nie gniewaj się na mnie...
- Ja się nie gniewam. Po prostu sprawiasz mi czasem przykro ć, albo wprawiasz mnie w zakłopotanie – wyja niła cicho.
- Przepraszam - powiedział Blaise i przytulił jš mocno do siebie.
Na widok takich czuło ci Steel wyszedł z kuchni, bynajmniej nie dlatego, że nie chciał przeszkadzać bratu, tylko wszelki romantyzm działał na niego tak, jak Gryfon na lizgona. Niedobrze.
***
Kilka godzin pó niej, kiedy wszyscy po sytej kolacji siedzieli w kuchni, z salonu dał się słyszeć wrzask Malfoya.
- Blaise, zboczeńcu, odklej się od wiewióry! Wrócili my!
Zadowolony z siebie Draco przemaszerował przez salon z wesołym gwizdem na ustach. Zauważył, że w jadalni wieci się wiatło i ruszył w tamtym kierunku:
- Mam nadzieję, że nie uprawiacie w tej chwili miło ci francuskiej. W takim miejscu to by była perwersja! Wchodzę!
Wszedł.
Wszedł i zamarł.
Wszyscy na niego patrzyli. A było ich wielu: Steel miał wzrok pełen pogardy, pani Zabini była szczerze zdziwiona, niemal zszokowana, a jej mężowi rozszerzyły się nozdrza z irytacji. Blaise wyglšdał na podłamanego, a Ginny na zawstydzonš i w ciekłš. Draco przełknšł linę i co miał już rzec na swoje usprawiedliwienie, ale nie było mu dane.
- Malfoy, zboczeńcu, nie zmieniaj tematu, i tak wiem, że masz na sumieniu PIEC! - zagrzmiał Andreus
Draco, jak przystało na prawdziwego mężczyznę, zamierzał bronić się z godno ciš do samego końca. Dlatego też wskazała palcem na Ginny i wykrzyknšł:
- To ona! To jej wina, bo ona wlała tę butlę spirytusu do kaczki.
- Ale jš chcę w przyszło ci za synowš, a nie ciebie! – odrzekł pan Zabini.
- CO?! - krzyknęli wspólnie Draco i Virginia, Hermiona, z zaciekawieniem, wychynęła zza ramienia Malfoya, a Blaise zrobił najgłupszš minę, na jakš było go stać.
- No co? Podoba mi się dziewczyna mojego syna - warknšł Andreus. - Ale absolutnie nie podoba mi się to, że ty, Wielki Kucharzu, chcesz jš wrobić, podczas gdy ten piec wyleciał z winy twojej i twojego ojca. Ja sobie jeszcze z Lucjuszem porozmawiam - nozdrza mężczyzny zadrgały ponownie, a lewa brew podjechała niebezpiecznie do góry.
- Ale to naprawdę ja dodałam ten spirytus - Ginny postanowiła być mężna. Spu ciła głowę i pokazowo się zarumieniła, przygryzajšc z konsternacji dolnš wargę.
- Ależ kochanie. Przecież to się mogło każdemu zdarzyć. Jestem pewien, że chciała dobrze i to nie twoja wina, że miała do czynienia z tymi cymbałami - odparł Andreus i podszedł do dziewczyny by jš przytulić.
Draco szepnšł co pod nosem na temat dyskryminacji płciowej, lecz dostał po głowie od swojej kobiety.
- Za co to?! – wykrzyknšł rozcierajšc sobie miejsce po uderzeniu.
- Za twoje odzywki przy wej ciu. Kretyn! – wyja niła ze zło ciš Hermiona.
- No co? Teraz dopiero ci przeszkadzajš moje tek ciory? - zirytował się blondyn. - Przed chwilš zostałem podle zdyskryminowany, a ty mnie bijesz. Jak możesz? - zrobił minę zmokłego spaniela i Hermiona musiała odwrócić wzrok, żeby nie zmięknšć. Jednak po sekundzie ponownie patrzyła mu z odwagš w oczy.
- W ogóle mi przeszkadzajš takie durne, jak to okre liłe , tek ciory. Dostałe po prostu po łbie z opó nieniem - wzruszyła ramionami i popatrzyła uważnie na pana Zabiniego i jego żonę. Następnie zerknęła z zaciekawieniem na Steela, który szelmowsko się do niej u miechnšł, a nawet pu cił jej oko.
- Nie mówiłe , że masz brata, Blaise - powiedziała, rzucajšc zielonookiemu wymowne spojrzenie.
- Bo nie mam – odpowiedział z irytacjš brunet - To po prostu pomyłka natury. Tak naprawdę rodzice próbowali go utopić, ale się trzymał przy życiu – dodał
- A ciebie też, gumochłonie – odgryzł się Steel.
- Gryzipiórek – warknšł Blaise.
- Co? - Hermiona spojrzał zdziwiona, na, jak dotšd, inteligentnego chłopaka.
- No co? To krukonik – wyja nił wzruszajšc ramionami Blaise.
- Byłe w Ravenclawie? - spytała Hermiona z zaciekawieniem.
- Tak, był w Ravenclawie - Draco niemal warknšł; nie zamierzał patrzeć, jak Steel podrywa jego dziewczynę na inteligencję. - A teraz bšd my tak dobrzy, Hermi... - przy tych słowach cisnšł lekko jej dłoń - ... i opu ćmy kuchnię, bo jest, mimo swych rozmiarów, za mała na tyle osób.
- Droga wolna - powiedziała Ann, kryjšc u mieszek. - Id , ale pamiętaj, przekaż ojcu... chociażby listownie... że czeka go ciężka konfrontacja ze mnš... i Narcyzš. Wyra nie zabroniły my mu wchodzić do jakiejkolwiek kuchni. Tym razem ci się upiekło, Draconie Malfoy, bo Lucjusz wystawił czek.
- Przekażę - prychnšł Draco i zmarszczył nos. Hermiona wyszczerzyła się do rodziców Steela i Blaise'a za plecami swojego chłopaka:
- Przejdzie mu - oznajmiła, ciskajšc wymownie dłoń Mlfoya.
- Mój Boże. Żeby jakie ładne i inteligentne dziewczyny leciały na takich tłuków jak mój brat i malfoyasty – westchnšł Steel, po zniknięciu Hermiony i Dracona, nie kryjšc swojego zdegustowania.
- Sam jeste tłuk - mruknšł Blaise i wycišgnšł Ginny z kuchni. Musiał natychmiast porozmawiać z Draconem, a nie chciał zostawić swojej małej wiewióreczki z tš „pomyłkš natury” uchodzšcš za jego brata.
Chwilę pó niej cała czwórka siedziała w sypialni Blaise'a i sprawiała takie wrażenie, jakby kto powiadomił ich o mierci ulubionego Testrala.
- Czyli z naszych planów nici - mruknšł Draco. - Znowu powrót do zimnych, pustych sypialni.
- I do Hogwartu - dodała Hermiona
- Hogwart... - mina Blaise'a zdradzała zamy lenie. - Cholera, Hogwart, nauka i egzaminy...
- Egzaminy nie sš złe - stwierdziła z minš filozofa Granger, a pozostała trójka posłała jej spojrzenia jadowitych i w ciekłych bazyliszków.
- Hogwart Hogwartem, trzeba tam wrócić i tyle - Draco podrapał się niegro nym końcem różdżki za uchem. - Ale dzi będzie bryndza! - jego głos zabrzmiał dono nie i żało nie, zupełnie jak pisk nieszczę liwego Przecinka.
- Pomy lcie, to tylko jedna noc... - Blaise postanowił być optymistš. – Zresztš, rodzice piš w zupełnie innej czę ci domu, w tej pimy my i...
- No wła nie, Dziki i... – Draco spojrzał na przyjaciela znaczšco.
- O co wam chodzi? - zdumiona Ginny spojrzała na mężczyzn.
- O tš sklštkę tylnowybuchowš, która uchodzi za mojego brata – odpowiedział ze zło ciš Blaise.
- On jest bardzo miły i sympatyczny - obie dziewczyny stanęły natychmiast w obronie pierworodnego państwa Zabini, co bynajmniej nie spodobało się ich partnerom.
- On wcale nie jest miły, on jest gorszy niż ... niż ... – brunet próbował znale ć odpowiednie słowo.
- Niż co, patałachy? – od strony drzwi dobiegł ich głos Steela Zabiniego. Wszyscy spojrzeli w tamtš stronę. Chłopak stał w progu i przyglšdał im się mieszaninš zaciekawienia i rozbawienia na twarzy.
- Jeste gorszy od tego nadętego idioty, Pottera! Brakuje ci tylko blizny - zaperzył się potomek Malfoyów, za co zarobił wiele mówišce i nieprzychylne prychnięcie Hermiony i żmijowy syk ze strony Virginii.
- Och, Steel nie potrzebuje blizny... On nosi długie włosy - Blaise przecišgał każdš sylabę i wyglšdał tak, jakby miał się rzucić na swojego brata i go udusić. Tym razem to Ginny prychnęła, a Hermiona u miechnęła się zło liwie.
- Masz kompleks, Blaise? - zapytała słodko panna Granger, wbijajšc orzechowe oczy w chłopaka swojej przyjaciółki.
- Oczywi cie, że nie, ale wiecie, co mówiš na temat długich włosów u mężczyzny... - Blaise u miechnšł się niczym niewinna dziewica.
- Ja nie wiem co mówiš - powiedziała Ginny i spojrzała się na Zabiniego, żšdajšc udzielenia odpowiedzi, co ten skwapliwie wykonał.
- Długie włosy - krótki rozum oraz im więcej na głowie, tym mniej miedzy nogami...
Jego słowa jeszcze dobrze nie przebrzmiały, kiedy chłopak ze zdumieniem spojrzał na Dracona, który z w ciekłš minš uderzył go ksišżkš od eliksirów w głowę.
- O co ci chodzi, Smoku? Przecież ja nic takiego nie powiedziałem ... – spytał z wyrzutem rozcierajšc sobie głowę.
- Najlepiej by było, jakby się w ogóle zamknšł - warknšł Malfoy i poprawił swój kucyk.
- My lałem, że jeste cie tłukami - oznajmił pierworodny Zabinich. - Ale wy jeste cie tłukami do potęgi! A ty, Blaise, masz chyba sieczkę zamiast mózgu. O tym, co masz, a raczej czego nie masz, między nogami nawet nie wspominajšc - Steel u miechał się zupełnie tak samo, jak jego brat. Słodko i niewinnie.
- Nieprawda, że Blaise nie ma nic między... - oburzona Virginia nieco się zapędziła w swoich wywodach i teraz siedziała ze spuszczonš głowš ,z zawstydzeniem, międlšc w palcach poskręcane pasmo swoich rudych włosów.
- Ups - wyrwało się Hermionie, Draco się zaczerwienił, a Blaise miał minę lekko skonsternowanego zwycięzcy.
- A co powiesz o jego mózgu? - cišgnšł rozbawiony i niezrażony Steel.
Virginia poczuła słuszny gniew.
- Mózg Blaise'a jest w porzšdku! – warknęła. - Co nie zmienia faktu, że obaj jeste cie nadętymi bucami i nie potraficie okazywać sobie braterskiej miło ci. Starczy?! - czekoladowe oczy Ginny zapłonęły żšdzš mordu.
- Ale my się kochamy - mruknšł Steel.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo - dodał Blaise.
- Jasne. Percy też nas tak kocha, że od dwóch lat nie mam z nim żadnego kontaktu - warknęła Ginny, zerwała się z łóżka i z łzami w oczach wybiegła z sypialni.
- Po prostu wietnie. Jeste cie genialni - Hermiona obrzuciła w ciekłym spojrzeniem trojkę zbaranianych mężczyzn i pobiegła za Ginny.
- Ale o co chodzi? - najstarszy z mężczyzn wytrzeszczył oczy. - Jaki Percy? Ja nic nie wiem i nie chcę mieć nic wspólnego z kim , kto ma tak na imię - dodał dla podkre lenia powagi swych słów.
- Drażliwy temat – mruknšł Draco, bawišc się swojš różdżkš.
- Percival Weasley - wycedził Blaise.- Brat Wiewióry, dużo starszy od niej. Tak w ogóle to ona ma samych braci i wszystkich starszych...
- No, strasznie nadęty i wyrzekł się rodziny - Draco zmarszczył brwi i podrapał się za uchem niegro nym końcem różdżki, ignorujšc pełne irytacji spojrzenie Blaise'a.
- Aaaaa! Percy Weasley! - pierworodny państwa domu wyglšdał, jakby "zaskoczył". - Przecież chodził z nami do Hogwartu. Młodszy dwa lata ode mnie. Nie znałem go dobrze, ale to straszny dupek. Ci młodsi Weasleyowie, bli niacy byli zupełnie inni. Aaaaa! To ona jest Weasleyównš! - Steela ol niło i gwizdnšł przecišgle.
- A co ty? Głuchy jeste ? Pewnie, że tak. Przecież ci się przedstawiła, młotku – Blaise popatrzył na brata ze zło ciš.
- Nie zwracałem uwagi, patrzyłem na jej nogi, a nie na usta – odpowiedział szczerze Steel.
- Kretyn. I co to znaczy, że ona jest Weasleyównš? – warknšł jego brat.
- Znam jej brata. Jest moim bezpo rednim przełożonym. Pracujemy razem. Ciekawe, co Charlie powie, jak wspomnę, z kim to umawia się jego ukochana, wypieszczona, wy niona, wyidealizowana, łagodna, miła, cudowna młodsza siostrzyczka – za miał się Steel.
- Steel! – wrzasnšł Blaise.
- No, co? Byłaby jaka znajoma stypa, a teraz chod brat, bratowš musimy przeprosić – powiedział chłopak i odwrócił się do wyj cia.
- Stypa! - mina i ton głosu Dzikiego dobitnie wiadczyły o tym, co on sam my li na temat stypy, na której byłby głównym go ciem. Draco zrobił minę filozofa, ponownie podrapał się za uchem niegro nym końce różdżki i .... dostał przez łeb, a przedmiot, którego używał zwykle do czarów ,wylšdował na drugim końcu pokoju.
Blaise wstał i patrzył na niego z minš szalonego hipogryfa.
- No co?! - zaperzył się blondyn i także wstał, a Steel powstrzymywał się od miechu. - Sam też tak robisz!
- Ale nie cały czas, jak ten kretyn! Ostrzegałem! – wykrzyknšł chłopak.
- Palant - wymamrotał Draco i obaj z Blaise’em spojrzeli morderczo na Steela, który omal nie dusił się z powstrzymywanego chichotu.
- Zaprawdę, zachowujecie się jak kretyni. Ja się naprawdę dziwię, co one w was widzš – wydusił z siebie.
- Miło ć jest lepa - mruknšł Draco, a Blaise skinšł głowš na potwierdzenie słów przyjaciela.
- Najwyra niej – zgodził się Steel. - Tylko nie sšdziłem, że wy dwaj zakochacie się kiedykolwiek. I to jeszcze w Gryfonkach – dodał z szerokim u miechem.
- One powinny być lizgonkami, bo gryfońskiego charakteru to one bynajmniej nie majš – oznajmił Draco.
- Ta, jasne - Steel u miechnšł się sardonicznie.
- Nie każdy jest kruczkiem - kujonkiem - warknšł Blaise.
- Ej, młody, nie pozwalaj sobie! Trafiłem tam, bo jestem inteligentny, ale i tak Tiara zastanawiała się długo, czy mnie nie przypisać do Slytherinu – Steel poczuł się urażony słowami brata.
- Współczuję - z powagš oznajmił Draco, podnoszšc swojš różdżkę z podłogi. – Już chyba bym wolał być w Gryffindorze... Mimo że Gryfków nie lubię. A Ravenclaw to po prostu okropne kujony bez klasy... - ręka Malfoya Juniora zastygła o milimetry od ucha; Blaise patrzył na niego zbyt natarczywie.
- No, to może pójdziecie przeprosić dziewczyny - powiedział szybko Draco, a jego dłoń natychmiast zjechała w dół.
- Ty idziesz z nami - Blaise u miechnšł się niczym rodzic z postępów latoro li.
- Ja nic nie mówiłem! – zaprotestował arystokrata.
- Żyjesz i za samo to powiniene przepraszać – odpowiedział z udawana obojętno ciš Blaise.
- Przestańcie, głšby - zdenerwował się Steel. - Idziemy wszyscy trzej powiedzieć Sorry, dziewczyny. I nie wyklinać mi tu na siebie młoty!
- Ugry się, Zabini - Draco pokazał, jak bardzo poważa starszego brata swojego przyjaciela i patrzył na Blaise'a z nieskrywanš pogardš.
- Jak się ugryzę, to, w przeciwieństwie do ciebie, jadu sobie w żyły nie zapuszczę - odrzekł łagodnie młodszy Zabini, wyręczajšc Steela i wzruszył ramionami.
Po goršcych przeprosinach, w których zdecydowano, że nie jest niczyja winš, iż Percy ma w sobie więcej z Filcha niż z Weasleyów, zawarto krótkotrwały pokój. Bo już pięć minut pó niej męski ród znowu się pokłócił, a to podobno kobiety sš z natury swarliwe.
***
Pó nym wieczorem, gdy teoretycznie wszyscy powinni już spać, bo niektórych z samego rana czekał powrót do szkoły, na korytarzu dało się słyszeć ciche kroki. Zupełnie tak, jakby kto się skradał. Kiedy ręka tajemniczej osoby zbliżyła się do klamki przy jednych drzwiach, dał się słyszeć cichy, przesišknięty ironiš głos.
- Braciszku, chyba nie sšdzisz, że zgodzę się na łamanie elementarnych zasad przyzwoito ci.
- We schowaj swój czarny łeb, potworze! Daj żyć normalnie innym, zazdro niku! - w ciekłym szeptem odrzekł Steelowi Blaise.
- Jak będziesz mnie obrażał, nie dam ci spokoju - kpił sobie starszy syn państwa Zabinich, doskonale bawišc się irytacjš zakochanego po uszy młokosa.
- Ty sklštko tylnowybuchowa! – wrzasnšł brunet.
- Co tu się dzieje? - usłyszeli nagle głos swojej rodzicielki. - Zamiast spać, to wy się wyzywacie na korytarzu. Żadnej przyzwoito ci!
- A ty dlaczego nie pisz?! - obaj bracia, z wyra nš pretensjš w głosie, zwrócili się do swej rodzicielki.
- A wy, jak się do mnie odzywacie? Już spać, pókim dobra. Bo wam blokady na drzwi pozakładam! – zagroziła pani Zabini.
- Mamo... – jęknšł Steel.
- Chyba co powiedziałam! Spać! – rozkazała ostro.
Rozeszli się poirytowani do swoich pokojów, gdzie zaczęli kombinować; zwłaszcza Blaise. Podczas gdy oni kombinowali, Virginia działała. Cichutko zapukała do drzwi Hermiony, która natychmiast jej otworzyła.
- Chcesz spać tak sama całš noc? - pisnęła cichutko rudowłosa, a oczy zal niły jej w ciemno ci, przewrotnš wesoło ciš.
- W sumie nie... Ale wiesz, to jednak trochę boli - Granger lekko się skrzywiła.
- Zrobili cie to! - Virginia omal nie krzyknęła, a Hermiona szybko położyła palce na jej ustach. - I jak było i jak?! A Blaise, ta winia niemyta, nie chce i mówi, że chce poczekać - fuknęła rozżalona Ginny na koniec przemowy.
- Czy tobie chodzi tylko o jedno, Gin? - Hermiona spojrzała uważnie na przyjaciółkę.
- N... Nnno nnie - Virginia się zacięła i przygryzła dolnš wargę. - Ale dlaczego Draco i ty...
- Draco jest trochę inny niż Blaise, a ja jestem inna niż ty. I uważam, że Zabini postępuje bardzo mšdrze. Rozumiesz o czym mówię? Powinna się cieszyć, że masz takiego faceta. Opiekuńczego i troskliwego. A ty go wyzywasz. Oj, Gin... – westchnęła Hermiona.
- Ja go kocham - mruknęła panna Weasley, rumienišc się po naganie przyjaciółki - I masz rację, zachowuje się jak głupia gówniara.
- Oj, przestań. Zachowujesz się po prostu jak normalna, napalona kobieta. Zobaczysz, będzie lepiej, a co do tego, czy chcę spędzić sama tš noc to... nie! – powiedziała Hermiona.
- Czyli? – spytała z zaciekawieniem najmłodsza z rodzeństwa Weasleyów.
- Czyli, moja droga przyjaciółko, zrobiłam co , do czego przyznaje się z ciężkim sercem – dziewczyna u miechnęła się tajemniczo.
- Herm... – Ginny zmrużyła oczy.
- Wiedzšc, że tu przyjedziemy, na wszelki wypadek pożyczyłam od naszego przyjaciela pewnš pożytecznš rzecz i teraz jej użyjemy! – wyja niła z szerokim u miechem panna Granger.
- Ty masz... masz... masz pelerynę?! Dlaczego mi wczesnej o tym nie powiedziała ?! – rudowłosa spojrzała na swojš przyjaciółkę z wyrzutem.
- Oj, Gin... Nie było takiej potrzeby – odrzekła Hermiona wyjmujšc spod poduszki Pelerynę –Niewidkę Harry`ego.
- Herm, nie powiedziała mi i była większym łobuzem niż ja! - w oczach rudzielca zapłonęło uznanie i zazdro ć, a Hermiona lekko się zarumieniła i u miechnęła przekornie. - UKRADŁA jš Harry'emu - dodała z radosnym zapałem.
- Wcale nie! Ja jš tylko pożyczyłam - zaperzyła się Grangerówna. - Tylko nie wiem, czy jeszcze nie odczekać, bo oni pewnie będš chcieli przyj ć do nas...
- Łiii - zapiszczała Virginia. - Wiesz, że to pipki greckie. Pewnie kto ich nakrył i powłazili ze strachu do nor... Trochę mi ich żal - Virginia wydęła wargi. - To co, idziemy?
- Chyba nie mamy innego wyj cia - odpowiedziała panna Granger i nacišgnęła na siebie i Ginny bezcenny skarb.
Już po chwili obie dziewczyny cichutko opu ciły sypialnię. Kiedy znalazły się na korytarzu, przez chwilę stały bez ruchu i nasłuchiwały czy kto nie nadchodzi. Na szczę cie korytarz był pusty. Szybko zbliżyły się do sypialni Dracona i Hermiona bezszelestnie wy lizgnęła się spod pelerynki, a potem, równie cicho, uchyliła drzwi. Kilka sekund pó niej Ginny została sama na korytarzu. Rudowłosa rozejrzała się, pewna, że skrzypniecie drzwi obudziło kogo , a gdy stwierdziła, że nic takiego nie miało miejsca, pobiegła do pokoju Blaise.
*
- Draco – szepnęła cicho Hermiona, gdy już podeszła do łóżka chłopaka.
- Tunia? - Malfoy poderwał się i usiadł w skotłowanej po cieli. - Moja Tunia sama do mnie przyszła.
Hermiona widziała, jak szczerzy się w ciemno ciach, aż mu zęby wiecš.
- No, musiała przyj ć, skoro jej matołek sam drogi nie może do niej znale ć – powiedziała.
- No wiesz? To wszystko przez tego jełopa Steela; łazi po nocach - Hermiona ucałowała go mocno w policzek, a Draco jš rzucił na łóżko i mocno przytrzymał.
- A tak wła ciwie to cóże kobieto ode mnie, biednego, zmęczonego trudami życia mężczyzny, chciała? Chyba nie zamierzasz wykorzystać mojego niewinnego ciała? Przysięgam na mój honor, że będę się bronił chociaż trochę – o wiadczył, a w jego głosie zabrzmiały rozbawione nutki.
- Żeby nie wyj ć na łatwego - mruknęła Hermiona, na co Draco oczywi cie musiał zareagować.
Natychmiast zaczšł jš łaskotać dopóki dziewczyna zaczęła piszczeć i błagać go o lito ć.
- Draco... proszę.... przestań.... Draco, a jak... kto wejdzie? – wydyszała
- To będziesz się musiała goršco tłumaczyć, dlaczego napastujesz takie niewinne dziecię jak ja – odpowiedział z rozbrajajšcš szczero ciš arystokrata.
- Ty i niewinny! Toż to oksy... - widzšc, że Draco znowu szykuje się do łaskotania, Hermiona natychmiast zmieniła swš wypowied . - ...toż to prawda, jeste niewinny niczym lilia.
- Ty mi tu nie czaruj tylko powiedz, dlaczego naprawdę przyszła – zainteresował się młody Malfoy. Hermiona przez chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć Draconowi prawdę. W końcu z uroczymi rumieńcami na policzkach wyszeptała:
- Bo ja już bez ciebie nie potrafię usnšć. Brakuje mi ciebie.
- Nierzšdnica - Draco u miechnšł się szeroko. - Brakuje ci mojego boskiego ciała - zażartował, ale za chwilę zrobił się poważny, bo Hermiona posmutniała.
- Wiesz co? Ja mówię poważnie, a ty się ze mnie nabijasz. Może jednak wrócę do siebie - odepchnęła go i spróbowała wstać, ale chłopak jš mocno przytrzymał.
- Przepraszam, Tunia... Wiem, że czasem przeginam. Ale ty się tak uroczo rumienisz. Przepraszam za głupi tekst - na prawdę zrobiło mu się przykro i delikatnie pocałował odkryte ramię dziewczyny, wykorzystujšc fakt, że batystowe ramišczko zielonej koszulki się zsunęło. Ale Hermiona była tak rozżalona jego niewybrednym żartem, że odepchnęła go od siebie i zajrzała mu z wyrzutem w oczy . Draco zawstydził się tak, jak jeszcze nigdy w swoim nastoletnim życiu. Ta dziewczyna oddała mu swojš niewinno ć, a on jš wyzywał od nierzšdnic. Poczuł pod powiekami łzy zażenowania i skruchy.
- Miona, ja naprawdę nie chciałem cię zranić, przecież wiesz... Przepraszam za mój niewyparzony jęzor. Szanuję cię bardziej, niż siebie samego, ale mam takie żałosne zapędy. Przykro mi. Nie chcę, żeby na mnie patrzyła w taki sposób. Z takim żalem. Pozwolisz mi się przytulić i się przeprosić? Błagam, Mionka – chłopak wbił w niš błagalne spojrzenie.
Hermiona spojrzała na Dracona, a gdy zobaczyła minę chłopaka nie potrafiła się dalej gniewać i zmiękła.
- Już dobrze, tylko obiecaj mi, że postarasz się trochę przyhamować – wyszeptała.
-Tunia, dla ciebie wszystko. Przysięgam... na mojš miotłę! – na jego ostatnie słowa Hermiona roze miała się cicho. Wcale nie uważała, że taka przysięga jest głupia,. W końcu, znajšc Malfoya, miotła była dla niego czym naprawdę ważnym.
- To, co? Nie masz nic przeciwko temu, że zostanę? – spytała rozbawiona.
- Kobieto, jeszcze się pytasz? Jestem cały twój i rób ze mnš, co chcesz – zadeklarował chłopak.
Hermiona u miechnęła się i tylko pokiwała głowa; Draco jednak nigdy się nie zmieni.
- A mogę się po prostu przytulić? – spytała cicho.
- Z największa przyjemno ciš, moja Szczotuniu – u miechnšł się Draco.
Hermiona rzuciła Dracona na łóżko i wygodnie się na nim ułożyła, zupełnie jak na materacu.
- Nie za dobrze ci, Szczota? - spytał obejmujšc jš ramieniem.
- Nie, młotku - odrzekła z u miechem i oplotła go w pasie udami, "przyklejajšc się" mocniej.
- Tunia, jeste wygodnicka – stwierdził Smok.
- Wiem, niewygodnie ci? - spytała z troskš.
- No, co ty. Jeste ciepła i ładnie pachniesz – blondyn u miechnšł się do niej słodko.
- Nawzajem – odpowiedziała Hermiona wtulajšc się głębiej w ciało chłopaka.
Przez kilka chwil leżeli w zupełnej ciszy, aż Draco o mielił się zapytać:
- Mionka... Będę mógł cię troszeczkę popie cić? Proszę...
Draco cierpliwie czekał na odpowied , a kiedy przez dłuższš chwilę jej nie otrzymał, schylił głowę i zauważył, że jego Tunia już pi. Dziewczyna była bardo zmęczona wszystkimi wydarzeniami minionego dnia. Malfoy u miechnšł się i delikatnie, by tylko nie obudzić panny Granger, przykrył jš nakryciem i jeszcze mocniej przytulił. Hermiona miała racje - potrzebowali siebie. On również nie potrafił już bez niej spać. W momencie, gdy zasypiał w jego zmęczony umysł wdarła się my l, że w Hogwarcie wspólne spanie może nastręczyć trochę trudno ci, ale przecież dla chcšcego nic trudnego. Zresztš, on jest lizgonem i na pewno sobie poradzi.
**
Ginny Weasley po cichu w lizgnęła się do sypialni Blaise i na palcach podeszła do łóżka chłopaka. Ten pół – leżał, – pół - siedział na łóżku i czytał ksišżkę, zerkajšc z niepokojem, co parę minut, na zegarek . Ginny, która dalej miała na sobie pelerynę, przez co była dla niego niewidoczna, postanowiła trochę niegro nie podrażnić Blaise`a. Na poczštku zgasiła wiatło w jego pokoju.
Chłopak rozejrzał się , jednak jeszcze nie zaniepokojony na nowo włšczył lampkę. Kiedy zabawa w gaszenie i zapalanie powtórzyła się po raz trzeci, biedny lizgon nie mógł zignorować sygnałów, że kto oprócz niego jest jeszcze w pokoju.
- To wcale nie jest mieszne - warknšł, jednak gdy usłyszał tłumiony dziewczęcy miech, natychmiast się rozpogodził.
- Och, czyli panna Weasley tak się bawi... A co będzie, jak cię złapię? – spytał.
- Najpierw musiałby mnie złapać – odpowiedziała Weasleyówna.
- Nie ma sprawy - Ginny obserwowała, jak Blaise niczym kot pręży się na łóżku, łowišc uszami d więk.
"Zwierzaczek" - pomy lała z rozczuleniem Virginia.
- A skšd masz Niewidkę, ryża wredoto? - spytał powolutku zbliżajšc się do krawędzi łóżka.
- Herm zwinęła Harry'emu, młotku - grzecznie go o wieciła wredota i szybciutko przeszła na paluszkach w lewš stronę, żeby jej nie dopadł "na głos".
- W którš stronę przetupała , wiewióreczko? – spytał Zabini i spokojnie zszedł z wyrka.
- Chciałby wiedzieć - szepnęła Ginny i odskoczyła na bok, gdy Blaise zbliżył się do miejsca, gdzie stała parę sekund wcze niej.
- Zobaczysz, jak cię dopadnę będziesz błagać o lito ć – zagroził brunet.
- Ciebie? - Ginny znowu się za miała i to był jej błšd.
Dziewczyna nie zdšżyła odskoczyć i pelerynka została z niej zerwana.
- Ups... – powiedziała.
- Ja ci dam ups - zamruczał Blaise i zaczšł popychać dziewczynę w stronę łóżka.
- Dziki, chyba nie skrzywdzisz swojej wiewióreczki? – spytała niewinnie Ginny.
- Pożyjemy, zobaczymy... – odpowiedział lakonicznie chłopak.
- Nie skrzywdzisz, prawda? - wielkie czekoladowe oczy wlepiły się w zielone tęczówki chłopaka. W odpowiedzi Blaise uniósł tylko jednš brew i pchnšł Virginię jeszcze raz, a dziewczyna wylšdowała pupš na brzegu łóżka. Nie spuszczajšc z niego szeroko otwartych, ciemnych oczu, wdrapała się szybciutko na łóżko i skulona przycupnęła przy samej cianie, starajšc się wyglšdać jak najbardziej niewinnie i zrobić się jeszcze mniejsza, niż była rzeczywi cie.
- Nie krzywd , Blaise - pisnęła cichutko. Zabini się rozczulił, ale nie dał tego po sobie poznać. Wszedł na łóżko i powoli zbliżył się do dziewczyny.
- No i co teraz, mała, ruda cholero? Mówiłem, że cię dorwę - powiedział z drapieżnym u miechem i oblizał wargi. Następnie troszkę się od niej odsunšł, ale nie spuszczał z niej wzroku, a jego prawa dłoń w lizgnęła się pod koszulkę nastolatki, delikatnie gładzšc jedwabiste wnętrze uda:
- Ja, dziki zwierz, Blaise, z dzikiej puszczy... - mówił bardzo cicho - ... miałem się zabawić z małš wiewióreczkš i brutalnie nam przerwano – Ginny zachichotała. - A teraz ta niewdzięczna wiewióra zabawiła się moim kosztem i mam jeszcze większš ochotę do niej się dobrać.
Przestał jš dotykać i odsunšł się dalej:
- Chod do Blaise'a, skarbie - powiedział zalotnie.
- Nie! - zapiszczała Ginny. - Bo mała wiewióreczka boi się wielkiego, dzikiego zwierza.... Nie pójdę - cofnęła się pod cianę, figlarnie mrużšc oczy.
- Boisz się? - u miech chłopaka stał się bardziej drapieżny.
- Troszeczkę... – przyznała Ginny.
- Chyba się nie obawiasz, że zerwę z ciebie koszulkę? - to powiedziawszy, Blaise, rzeczywi cie zdarł delikatnš koszulkę.
- Albo, że porwę twoje majteczki - mruknšł i jednym szarpnięciem zniszczył stringi dziewczyny.
Ginny nie potrafiła dłużej się powstrzymywać i parsknęła miechem.
- Och, masz rację. Nie powinnam się obawiać, że zedrzesz ze mnie ubranie – odpowiedziała chichoczšc.
- Kobieto, milcz i leż. Twój Dziki bierze się do akcji! – powiadomił jš Blaise.
- A... Więc jednak - Ginny u miechnęła się figlarnie, a Blaise popatrzył na niš z zaciekawieniem.
- No, do takiej wła ciwej akcji miałe się wzišć, gdy skończę szkołę - w wielkich oczach widać było pro bę i oddanie.
No wła nie, powiedziawszy, Blaise, rzeczywi cie zdarł delikatnš koszulkę.
- Albo, że porwę twoje majteczki - mruknšł i jednym szarpnięciem zniszczył stringi dziewczyny.
Ginny nie potrafiła dłużej się powstrzymywać i parsknęła miechem.
- Och, masz rację. Nie powinnam się obawiać, że zedrzesz ze mnie ubranie – odpowiedziała chichoczšc.
- Kobieto, milcz i leż. Twój Dziki bierze się do akcji! – powiadomił jš Blaise.
- A... Więc jednak - Ginny u miechnęła się figlarnie, a Blaise popatrzył na niš z zaciekawieniem.
- No, do takiej wła ciwej akcji miałe się wzišć, gdy skończę szkołę - w wielkich oczach widać było pro bę i oddanie.
No wła nie, po co ja czekam, skoro ona jest chętna? - pomy lał, ale po kilku
sekundach spoważniał i popatrzył z czuło ciš na Ginny:
- Skarbeczku, bo tak wła nie będzie. Co nie znaczy, że mam zamiar dać ci całkowity spokój - Virginii zrzedła minka, ale za chwilę się u miechnęła:
- Ale pozwolisz się odwdzięczyć? - spytała, gdy Blaise delikatnie zaczšł lizać jej lewy sutek.
- Och, nie wiem. Nawet jeszcze nie zaczšłem, a ty zadajesz mi krępujšce pytania. Leż grzecznie i daj działać prawdziwemu mężczy nie – odpowiedział chłopak.
- Trzeba być jeszcze mężczyznš - zażartowała Ginny, a Blaise spojrzał na niš spod zmrużonych powiek.
- Ty mała wredoto, teraz to ja ci pokaże – pogroził.
- A co? I może ja już to widziałam – za miała się Ginny.
Blaise nic nie odpowiedział tylko bez żadnych uprzedzeń zniżył głowę i polizał Ginny. Dziewczyna jęknęła i straciła ochotę na jakškolwiek dalszš rozmowę. Było jej bardzo dobrze i chciała jeszcze. lizgon jednakże wcale nie zamierzał być dla niej łaskawy. Już po chwili całował delikatnie wnętrze jej uda, bardzo powoli schodzšc do łydki, a pó niej do zgrabnej stópki dziewczyny. Polizał kostkę i ujšł lewš stopę Virginii w dłonie.
- Co ty robisz, Blaise? - spytała zdziwiona i zaskoczona dziewczyna.
- Pieszczę cię, skarbie od stóp do głów... Podobno kobiety to uwielbiajš – odpowiedział Zabini.
Ginny nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć, więc odrzekła jedynie "aha" i obserwowała chłopaka z lekkim rozbawieniem. Rozbawienie jednak bardzo szybko jej minęło, zastšpione cichutkimi jękami, gdy Blaise zaczšł pie cić językiem palce i delikatne poduszeczki pod nimi. Virginia musiała zamknšć oczy i zacisnęła pišstki na po cieli, bo to, co wyprawiał z niš Zabini, było niesamowicie miłe, wręcz boskie.
Ustami zaczšł wędrować w górę jej nóg i po chwili zatrzymał się w zgięciu kolana. Ginny, która do tej pory nie wierzyła, że ta czę ć ciała może być w jakim stopniu odpowiedzialna za napięcie erotyczne, teraz zmieniła zdanie. Zaczęła jęczeć i wić się na łóżku. To wspaniałe, a ona na przemian prosiła o więcej i go przeklinała. Chłopak postanowił się wreszcie nad niš zlitować. Podcišgnšł się na łóżku, tak, że teraz leżeli na przeciw siebie i zaczšł całować jej usta, a jego palce gładziły uda Ginny. Virginia wygięła biodra do przodu, błagajšc go o mielsze pieszczoty i przywarła do niego ufnie, zanurzajšc dłonie w czarnych gęstych włosach chłopaka.
- Blaise, błagam cię - jęknęła rozpaczliwie, kiedy Zabini, droczšc się z niš, ominšł, po raz kolejny, o milimetry jej wilgotnš kobieco ć. - Błagam, Blaise.
- Cii... - wyszeptał jej do ucha i pocałował ramię dziewczyny. Delikatnie wsunšł w niš rodkowy palec, a Ginny krzyknęła cicho i gwałtownie uniosła biodra.
Blaise’owi spontaniczna reakcja dziewczyny bardzo się spodobała. Ona w ogóle mu się bardzo podobała. Powoli zaczšł poruszać swojš dłoniš, a gdy Ginny zaczęła jęczeć i krzyczeć coraz gło niej, zaczšł jš całować. Cholernie żałował, że jego brat pi za cianš i on nie może spokojnie wsłuchiwać się w głos „pchełeczki”.
- Szybciej - wyszeptała dziewczyna, kiedy Zabini na chwilę się od niej odsunšł.
Chłopak tylko u miechnšł się do własnych my li i przyspieszył swe ruchy.
Virginia wiła się na łóżku, powtarzajšc imię swojego kochanka i była przy tym coraz ekspresyjna, dlatego Blaise musiał jš często całować, żeby tłumić jej gwałtowne reakcje.
- Cicho, dzikusku - szepnšł jej do ucha, na co odpowiedziała bardzo gło nym i wyra nym: "Och, Blaise!" i rozpłakała się z rozkoszy, bo spełnienie, które jej dał, było zbyt silne jak dla niej - w końcu była tylko maleńkš wiewióreczkš. Wtuliła się w niego, a Zabini uspokajał jš cichymi słowami, dziwišc się własnej cierpliwo ci i łagodno ci. Nie my lał o własnym podnieceniu i pożšdaniu. Ono po prostu było, a Ginny była dla niego najważniejsza na wiecie:
- Kocham cię, Blaise - szepnęła mu prosto do ucha.
- Ja ciebie też, kochanie - odrzekł, scałowujšc z jej policzków łzy. - Jak obudziła Steela, to się nie zdziw, gdy zapuka i nas opieprzy - dodał jeszcze, patrzšc z niepokojem na drzwi. Steel się jednak nie pojawił ani teraz, ani potem. Był na tyle taktowny, że zapobiegawczo nałożył na swojš sypialnię zaklęcie wyciszajšce.
- On jest w porzšdku - odrzekła Virginia i delikatnie pchnęła Zabiniego na łóżko. Był silny, ale pozwalał jej na wszystko. Grzecznie położył się na plecach, a Ginny delikatnie zaczęła pie cić ustami i palcami jego klatkę piersiowš.
Jej usta schodziły coraz niżej. Językiem zaczęła zataczać kółeczka wokół jego pępka, a jej dłonie bawiły się włoskami na jego podbrzuszu.
- Gin, proszę nie znęcaj się -jęknšł Blaise i to było ostatnie, co powiedział. Jego oczy zaszły mgłš, a umysł wyłšczył się zupełnie. Wszystko to za sprawš ust pewnego dziewczęcia , które powoli zaczęły całować jego nabrzmiała męsko ć. Ginny na przemian całowała, ssała i lizała stwardniały organ, a jej dłonie ugniatały po ladki chłopaka.
Zabini nie potrzebował wiele, by doj ć. Jego ciało wygięło się w spazmie rozkoszy, a on sam wykrzyczał imię swej czerwonowłosej boginki.
Ginny przykleiła się do Blaise’a, a ten przytulił jš najmocniej, jak potrafił.
- Udusisz mnie, dziki zwierzu - oznajmiła po kilku sekundach lekko zgnieciona dziewczyna, ale nawet nie próbowała się odsunšć. Wręcz przeciwnie, przywarła do chłopaka całym swoim drobnym ciałkiem. Zabini leciutko poluzował u cisk silnych ramion, a Virginia uniosła głowę i spojrzała mu w oczy:
- Wiesz, że jeste słodki i mam ochotę cię schrupać i zostawić tylko kosteczki?
- Ja tam bym cię chętnie skonsumował i to razem z kosteczkami... – odpowiedział chłopak.
- Nie zauważyłam - Ginny u miechnęła się figlarnie.
- Wiewióra, czy ty mnie podpuszczasz? - jedna z brwi Blaise’a podjechała wysoko do góry i została w takiej pozycji na dłużej.
- Nie o mieliłabym się... - dziewczyna zrobiła najbardziej niewinnš minę, na jakš było jš stać, ale i tak w jej bršzowych oczach igrały iskierki wesoło ci.
-Och, to bardzo dobrze, bo jakby mnie podpuszczała, to mógłbym się poczuć urażony i zrobić co niemiłego - odezwał się Blaise z całš powagš na jakš tylko było go stać.
- A co takiego? – spytała z zainteresowaniem Ginny.
- Och... na przykład zwalić cię z łóżka, wrzucić do zimniej wody, wywiesić za okno -
każdy pomysł chłopaka kwitowany był coraz gło niejszym miechem, a pišstki dziewczyny uderzały miarowo w jego klatkę piersiowa.
- Nie bij mnie, nie wiesz, że zwierzšt się nie bije? – Blaise złapał jš za przeguby.
- To ty zwierzę? – zdziwiła się panna Weasley.
- Tak, jestem twoim osobistym dzikim zwierzęciem – odpowiedział Zabini.
Ginny ponownie się roze miała i wtuliła w swe "osobiste, dzikie zwierze". Zabini u miechnšł się do siebie i przytulił dziewczynę. Po kilku minutach zasnęli, a o godzinie siódmej rano biedny Blaise został obudzony czyim gło nym chrzšknięciem.
***
Hermiona obudziła się, gdy jeszcze było ciemno i stwierdziła, że podczas snu, zsunęła się ze swojego wygodnego materaca, jaki stanowił Draco. Leżała obok chłopaka z głowš złożonš na jego klatce piersiowej. Czuła się całkowicie rozbudzona i miała złe przeczucie, że do rana już nie u nie. Delikatnie podsunęła się wyżej i leciutko pocałowała Dracona w usta. Wymruczał przez sen co w stylu "Nie dobieraj się do mnie, Szczota" i u miechnęła się sama do siebie, u wiadamiajšc sobie, że chodzi z Malfoyem i wyobrażajšc sobie miny Harry'ego i Rona, kiedy się dowiedzš. Zamierzała w
pocišgu siedzieć w tym samym przedziale, co jej chłopak
Pewnie obaj stwierdzš, że zwariowała, albo Malfoy co na niš rzucił, pó niej nie będš się do niej odzywać, ale kiedy zbliży się jaki sprawdzian z Eliksirów lub Transmutacji, to znowu zacznš jš zauważać. Ci jej mężczy ni byli tacy przewidywalni. Zresztš wiedziała, że nie tylko jej się oberwie - pewnie do Ginny też się dobiorš. W wyobra ni widziała już awantury urzšdzane przez Rona. A naj mieszniejsze z tego wszystkiego było to, że nic jš to nie obchodziło. Nie zamierzała ukrywać swego zwišzku z Draconem, wręcz
przeciwnie. Zastanawiała się tylko, czy on też zamierza to publicznie okazywać, czy na razie przemilczeć. Pogršżona w my lach Hermiona nie zauważyła nawet, jak zasnęła, a rano zamiast
magicznego budzika wyrwała jš ze snu wišzanka przekleństw i czyj miech.
Otworzyła powolutku oczy i ujrzała Dracona, który siedział na łóżku, szczelnie przykrywajšc jš kołdrš i pomstujšc na czym wiat stoi. Obok stał Blaise i rechotał jak
szalony. Musiało go bardzo rozbawić zachowanie Malfoya.
- I czego rżysz, zdechły patafianie?! - darł się Draco. - Bucu pokręcony, co cię, kur*wa, mieszy?! - dodał i odwrócił się, gdyż uznał, że przykrycie do samej szyi to za mało i podcišgnšł kołdrę aż na jej uszy.
- Szczoteczko, nie słuchaj - jego głos zmiękł i stał się tak łagodny, że Hermiona nie mogła się szczerze nie u miechnšć. Nie mogła się też oprzeć pokusie i podniosła się, by dać chłopakowi siarczystego buziaka w policzek.
-Zamiast mnie obrażać, powiniene dziękować, bo gdyby nie ja, to Steel by was przyszedł obudzić - powiedział uradowany Blaise i pu cił oko do Hermiony.
- Blaise, drogi przyjacielu, w dowód mojej wdzięczno ci pozwolę ci natychmiast opu cić ten pokój bez uszczerbku na zdrowiu – o wiadczył dobrodusznie Draco.
- Jaki ty wielkoduszny - Zabini tylko pokręcił głowš i wyszedł, zostawiajšc Dracona i Hermionę samych.
- Mógłby być dla niego milszy - powiedziała Hermiona, wstajšc z łóżka i zarzucajšc na siebie szlafrok Dracona. Nie miała ochoty szukać swojej koszulki.
- Przecież niczym w niego nie rzuciłem – zaprotestował Draco - Raaaany, jak ja nie chce wracać do szkoły! – dodał.
- I ma być ci serdecznie wdzięczny, bo go po prostu nie nie uszkodziłe ? - spytała ironicznie i skrzywiła się w parodii serdecznego u miechu.
- No wła nie! - Draco podkre lił swojš rację i się szeroko wyszczerzył. - Nie będzie cię oglšdał bezkarnie na golasa - dodał z minš filozofa.
W odpowiedzi Hermiona popukała się w czoło.
- Która godzina? - spytał Draco, wzruszajšc ramionami.
- Siódma - rzuciła obojętnie.
- POSRAŁO GO?! - Draco nie krył irytacji. - Jego starzy wstanš o dziewištej, a już na pewno nie wcze niej, niż o ósmej. niadanie będzie przed dziesištš i wyjedziemy około dziesištej trzydzie ci, bo autami wspomaganymi magicznie nie trzeba wyjeżdżać wcze niej, a on mnie budzi o siódmej! – w miarę jak mówił jego głos wzrastał na sile.
- Przestań krzyczeć! - ofuknęła go Hermiona. - Chyba, że chcesz, aby państwo Zabini wstali już teraz?
Jej uwaga pomogła i Malfoy zaczšł mówić nieco ciszej, a jego mina złagodniała.
- No, pewnie, że nie chcę! A skoro jest tak wcze nie... - przysunšł się do Hermiony i z przekornym u mieszkiem malujšcym się na twarzy rozwišzał swój szlafrok, który na sobie miała. Dziewczyna zrobiła bardzo rozgniewanš minę i popatrzyła na niego pytajšco.
- Jest na ciebie zdecydowanie za duży, Tunia - szepnšł jej do ucha, posyłajšc jej rozbrajajšcy i słodki u miech, że musiał się odwzajemnić tym samym.
- Więc co powiesz na to, żeby my jeszcze na chwile wrócili do łóżka? – zaproponował.
- Ja bym radziła pod prysznic - odpowiedział dziewczyna.
- Jeszcze nigdy nie robiłem tego pod prysznicem – rzekł Draco marszczšc brwi.
- Mi chodzi o kšpiel, smoczusiu. Co prawda, jest dopiero siódma, ale, znajšc ruchy niektórych z nas, pewnie i tak ledwo zdšżymy na pocišg – stwierdziła Hermiona.
- Marudzisz, Tunia - zaczšł Draco, ale nagle zbladł. - Hermiona... ciebie...już nie boli? - ostatni wyraz wymówił bez żadnej przerwy.
- Draco, nie martw się. Ze mnš jest wszystko dobrze. Po prostu naprawdę musimy się pieszyć-
Hermiona tylko roze miała się i przytuliła do Dracona. Prawdę powiedziawszy powrót do szkoły zaczynał jej się podobać coraz bardziej.
***
Dwie godziny pó niej, po większych i mniejszych kłótniach, cała czwórka znalazła się w jadalni i spożywała najzwyklejsze niadanie. Ku ogólnemu zdziwieniu najmniej podobało się to Blaise’owi i Hermionie, który zdšżyli się już przyzwyczaić i nawet w pewnym stopniu polubić kulinarne eksperymenty swych partnerów.
- I jak wam się spało? - Anna Zabini zaczęła temat, który jej zdaniem był bezpieczny.
- Gło no - mruknšł jej pierworodny i ze zło liwym u miechem spojrzał na swego brata.
- To nie trzeba tak gło no chrapać, że aż sam się obudziłe ! - warknšł Blaise.
- Ja po prostu mam bardzo wrażliwy słuch i nieraz nawet Silencio nie pomaga – o wiadczył spokojnie Steel.
- Jak chcesz, to ja cię zasilencjuję na wieki – zaoferował Blaise.
- Chłopcy - pan domu spojrzał wymownie na synów, którzy natychmiast
się uspokoili. Nie, żeby się bali, lecz kiedy ojciec obiecał im, że je li nawet przy niadaniu będš się kłócić, to sprawi im rodzeństwo, a to, o zgrozo, było jeszcze możliwe. Nie wiedzieli tylko jeszcze, o zgrozo ogromna (i jeszcze trochę czasu błogiej nie wiadomo ci im zostało), że ich mamusia jest wła nie w trzecim dniu cišży.
Hermiona i Virginia popatrzyły na siebie z lekkim zdziwieniem, bo obaj młodzi Zabini zamilkli, a Steel cicho i z godno ciš, przy jeszcze cichszym akompaniamencie brat, odpowiedział:
- Tak jest, ojcze.
Andreus u miechnšł się szeroko i Granger pomy lała, że facet jest wprost bajecznie
przystojny. Prawdę powiedziawszy, widać to było po jego latoro lach, zwłaszcza, iż jego małżonka też na brak urody narzekać nie mogła.
- Tuńka! - syknšł pełnym urazu tonem Draco, widzšc, że "jego szczoteczka" wodzi wzrokiem od jednego Zabiniego do drugiego (i trzeciego też!) i tršcił lekko Hermionę.
- Tak? - dziewczyna odwróciła się do niego i popatrzyła w pełne wyrzutu szare tęczówki.
- Ty już wiesz, o co chodzi, Szczota - chłopak się naburmuszył.
- Dlaczego tak nieładnie do niej mówisz? - zdziwiła się pani Zabini i wbiła zaciekawiony wzrok w Malfoya Juniora.
- To przez włosy - odpowiedział Draco, a po chwili z oburzonš minš dodał - Ja jej wcale brzydko nie nazywam.
- Nazywasz, i możesz mi wyja nić, dlaczego przez włosy? – pani Zabini najwyra niej wcale nie chciała zmienić tematu.
- Bo ona miała takie łaaaaaaaaaadne - Blaise u miechnšł się kpišco do Dracona.
- Dłuuuuuuuugie i gęste - Ginny postanowiła dołšczyć do zabawy.
- I je cięłam – wtršciła Hermiona.
- No wła nie! cięła ! Więcej ci na to nie pozwolę. Masz mieć długie włosy i już –wykrzyknšł chłopak. Naprawdę podobały mu się włosy panny Granger. – A w tej fryzurze wyglšda jak szczotunia – dodał.
- No to co? Mówiłe że mi ładnie! - Hermiona wyglšdała na urażonš.
- Ładnemu we wszystkim ładnie - zauważył Andreus. - Draconowi zapewne chodzi o to, że masz piękne włosy i niepotrzebnie je cięła .
Hermiona zarumieniła się leciutko i cicho bšknęła "dziękuję".
- Oczywi cie, że tak! - Malfoy aż się zachłysnšł herbatš. - Ma gęste liczne włosy. Tyle razy miałem ochotę ich dotknšć, zanurzyć w nich twarz... - Draco zdał sobie sprawę z tego, co mówi i zarumienił się jak burak. Hermiona wbiła w niego zdziwione, niemal zszokowane spojrzenie. Ginny natomiast upu ciła z wrażenia widelec.
- No, ten, tego... to znaczy... eee... - jasnowłosy przedstawiciel arystokracji zaczšł się plštać, jškać i poczerwieniał mocniej.
- Draconie Malfoy, czy możesz powtórzyć to, co powiedziałe ? - panna Granger wpatrywała się w chłopaka intensywnie, a w jej oczach zaczęły pojawiać się gro ne błyski.
- Eee... Znaczy to, że masz... eeee... piękne włosy i powinna je zapu cić? – Draco na wszelki wypadek wolał udać głupiego.
- Nie to! - Granger omal nie krzyknęła. - Doskonale wiesz, co i nie udawaj mi tu Harry'ego złapanego przez Snape'a na goršcym uczynku!
- Eee, chcesz herbatki? - Draco był tak czerwony, że włosy tuż przy czole wydawały się różowawe.
- Według mnie, Granger... - odezwał się bardzo cicho, łagodnie i ze zło liwym u miechem Steel - on po prostu leci na ciebie od jakiego czasu. Znajšc Malfoyów i ich niechęć do wyrażania jakichkolwiek uczuć, to może być nawet kilka lat... – zadrwił.
- A według mnie, Zabini, to dla własnego dobra powiniene się zamknšć - Draco nie wiedział czy jest bardziej zawstydzony, czy zły.
- A według mnie, Malfoy... - Hermiona zaczęła przedrze niać ton chłopaka - ... to ty masz mi chyba co do powiedzenie, prawda?
Dziewczyna była naprawdę zła i miała ku temu powody.
- Teraz? – spytał zaskoczony blondyn.
- Tak, teraz! Natychmiast! – wykrzyknęła Hermiona.
- A możemy chociaż wyj ć? - Draco wyglšdał na najnieszczę liwszego człowieka na ziemi.
Hermiona zmrużyła oczy ze zło ci – ona nigdzie nie zamierzała chodzić.
- Słucham!
Draco przez chwilę z uwagš przyglšdał się porcelanowemu talerzowi ze złota obwódkš, aż wreszcie wypowiedział całe, bardzo skomplikowane zdanie na jednym oddechu.
- Bardzomisiepodobałytwojewłosyiwogólecałatybałemsietegoidlategociaglemówiłemżemas
zokropnafryzure.
- A teraz czy mógłby to powtórzyć wolno i wyra nie, tak żebym usłyszała i zrozumiała? - Hermiona doskonale słyszała za pierwszym razem, ale słowa te wywołały dziwnš, wcale nie przyjemnš, miękko ć w jej kolanach.
- Słyszała doskonale i nic nie zamierzam powtarzać – odpowiedział chłodno Malfoy Junior.
- W takim razie ja ci co powiem... – rzekła powoli panna Granger. Następnie wzięła wzięła głęboki oddech i zaczęła krzyczeć - To przez ciebie cięłam włosy. Dosyć miałam już twoich kretyńskich uwag i je obcięłam, więc teraz sam jeste sobie winny, Draconie Malfoy!
Draco zamrugał ze zdziwienia i konsternacji. Wolał się na razie nie odzywać.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego wyzywałe mnie przez tyle lat od szlam i innych z roku na rok coraz czę ciej?! I zwiększš finezjš! - wrzeszczała coraz gło niej.
Siedzšcy przy stole czuli się zakłopotani wybuchem panny Granger, ale nikt nie miał jej przerwać. Nikt nie miał się też ruszyć, czy nawet gło niej odetchnšć, gdyż oczy Granger ciskały w ich kierunku gro ne błyski. Draco wyglšdał dziwnie - jakby skurczył się w sobie.
Andreus Zabini nawet się zaczerwienił, gdy przypomniał sobie, jak często we wczesnej młodo ci beztrosko "szastał" wyzwiskiem szlama. Gryfonka zauważyła zakłopotanie towarzystwa i nakazała sobie w duchu spokój.
Draco wymamrotał pod nosem bardzo ciche przeprosiny, których wzburzona dziewczyna nie usłyszała. Była urażona i czuła się oszukana. Uważała, że wyjštkowo perfidne było wyzywanie jej tylko po to, żeby nie okazać zainteresowania i by je zagłuszyć. Nagle u wiadomiła sobie, że w szóstej klasie odzywki Malfoy stały się rzeczywi cie mniej okrutne i bolesne, a bardziej irytujšce, zaczepne oraz mocno zło liwe.
Ochłonęła trochę i udała że nie słyszy bardzo cichego i i urwanego "...praszam" Potem odetchnęła i spokojnie, lecz z powagš zapytała:
- Czy wiesz, zakichany przedstawicielu nieskalanej arystokracji... - Blaise lekko prychnšł, a Steel uniósł jednš brew i przybrał minę pod tytułem "Masz co do arystokracji, mała?", co Hermiona, mówišc potocznie, "olała" - ... że kiedy po raz pierwszy nazwałe mnie w drugiej klasie szlamš, to płakałam pół nocy? - nie zamierzała nic ułatwiać blondynowi. Malfoy żało nie przygryzł wargę i spu cił skromnie wzrok.
Tym razem dało się słyszeć tylko "...aszam".
Panna Granger zauważyła szczerš skruchę chłopaka i westchnęła przecišgle, bo zrobiło się jej go żal.
Malfoy mnie rozczula. Wpadłam jak różdżka w bezmagicznš przestrzeń- pomy lała czule.
- A co do włosów... Dosyć już miałam twoich odzywek w stylu Uwaga na szopy! Granger, co wystaje z twojego kołnierza? Głowa czy gorylica?
czy inne równie miłe inwektywy i po prostu je cięłam!
Draco tylko jęknšł i nagle nabrał ochoty wyrwać sobie swój niewyparzony język.
- Byłem kretynem - szepnšł i z minš zbitego spaniela spojrzał na pannę Granger.
- Tego nikt nie kwestionuje - mruknšł Steel, ale zaraz zamilkł pod złowrogim spojrzeniem matki i Hermiony.
Panna Granger była zdania, że nikt oprócz niej nie może bezkarnie obrażać Dracona i już miała dosadnie wytłumaczyć to pierworodnemu państwa Zabinich, gdy tchnięta czym spojrzała na zegar. Wskazówki mechanizmu zatrzymały się na ha le Pięć minut do drogi, ruszcie dupę w troki. Widzšc to zapiszczała. Jeszcze kilka minut tej rozmowy, a nawet dzięki magicznym samochodom nie dojadš na czas na stację. Rodzina Zabinich, Wasleyówna oraz Malfoy, zaintrygowani reakcjš panny Granger, spojrzeli w tamtym kierunku i zrozumieli wszystko. Jak jeden mšż wstali od stołu i zabrali się za pospieszne przygotowania do podróży: lewitować bagaże, ciskać się i żegnać.
Najbardziej z całego zamieszania zadowolony był Draco, gdyż dzięki temu uniknšł wymówek na temat „jak to on traktuje kobiety”, które z pewno ciš by usłyszał z ust ciotki i wuja .
Kilka minut pó niej czworo ludzi, dwa koty, bagaże i niezliczona ilo ć prezentów znajdowały się w samochodzie pędzšcym na stację kolejowš. Tym razem magiczne auto prowadził Steel Zabini i je li Blaise uważał, że Draco je dzi jak wariat to to, co wyprawiał jego rodzony brat, to było istne piętnastominutowe szaleństwo. Hermiona Granger okre liła ten rodzaj jazdy nawet pewnym tajemniczym słowem Formuła 1. Według Blaise`a to była najszybsza podróż do Londynu, jakš przeżyli hogwartczycy. Nawet młody Malfoy po wyj ciu z samochodu był cały zielony, co było rekordem samym w sobie.
Parę minut pó niej władowali się do pocišgu i wybrali jaki miły i pusty przedział, który jednak na długo nie pozostał przytulny.
Kto otworzył z impetem rozsuwane drzwi i gło no oznajmił:
- A, tu jeste cie! Jak było u Hermiony? - Ron Weasley był szeroko u miechnięty i wyglšdał na szczę liwego, dopóki nie u wiadomił sobie, że jego siostra i przyjaciółka siedzš razem z największym jego wrogiem, oraz z przyjacielem tegoż wroga, który - o zgrozo – gładził w tym momencie Ginny po włosach.
Ronald pobladł i zaniemówił na chwilę. Hermiona musiała użyć całej swej energii, by nie wybuchnšć miechem na widok jego miny.
- Zabini, wolisz zabrać łapy od mojej siostry, czy mam cię bole nie wykastrować? – spytał bardzo cicho najmłodszy z braci Weasleyów, gdy doszedł już do siebie.
- Oczywi cie, że możesz się do nas dosiš ć, Ron - powiedziała z u miechem panna Granger, kładšc Draconowi poufale rękę na kolanie, co nieco złagodziło jego minę pod tytułem "Wcale, kur*wa, nie możesz, Wieprzlej". - Nie krępuj się - pu ciła do przyjaciela oko i zachęcajšco poklepała miejsce obok siebie. Jeżeli Ronowi wydawało się, że wcze niej stracił głos, to teraz głos chyba opu cił go na dobre. Stał i poruszał ustami jak ryba wyjęta z wody, a z jego ust nie mógł się wydobyć żaden d więk.
Kiedy rudzielec odstawiał popisy rybiego wokalu brzegowego, do przedziału wpadł Harry i widok dwóch par on również stanšł jak rażony piorunem. Jednak, w odróżnieniu od swego przyjaciela, nie stracił głosu. Wręcz przeciwnie.
- Co tu się dzieje? Co te jaszczurki wam... – zaczšł krzyczeć.
- Harry, tu nic się nie dzieję - Giny u miechnęła się rado nie - Po prostu jeste my razem.
***KONIEC***