To miłość
Pachniały bzy i słowik śpiewał gdzieś w krzakach.
Na niebie skrzyły się gwiazdy, ale gwiazdy w ich oczach były jaśniejsze,
siedzieli bez słów, bo w takich momentach słowa były zbyteczne.
Dotyk dłoni mówił wszystko. Upojeni czarem chwili,
oszołomieni ogromem uczucia myśleli w zachwyceniu
"Ach, to jest miłość".
Lecz bzy przekwitły i przebrzmiał śpiew słowika.
Oto stoją pochyleni nad kołyską. Małe rączyny trzepoczą się bezradnie,
buzia krzywi się od płaczu, a oni w niemym zachwycie,
wstrząśnięci ogromem wydarzenia wpatrują się w tę ich dziecinę,
a serce zda się, że pęknie od nadmiaru uczucia.
Znów nie ma słów. I tylko dłonie splatają się w mocnym uścisku,
a w oczach już nie gwiazdy, lecz łzy cichego szczęścia.
To miłość.
A potem były pieluchy, butelki, piskliwe krzyki dziecka,
nieprzespane noce. A gdy ona już słaniała się na nogach,
on mówił: "Połóż się, śpij ja go przewinę".
To też jest miłość.
I tak szli przez życie trzymając się za ręce na drogach
pozłacanych słońcem i przez mroki burz i nawałnic.
Czujni i wyrozumiali na uczucia i przeżycia jeden drugiego.
Raniąc się, wybaczając sobie nawzajem, znowu i znowu bez końca.
I to jest miłość.
A gdy będą już starzy i zgrzybiali, może dokuczliwi i zrzędzący,
nie odwracajcie się od nich wy, zdrowi i młodzi. Wzmacniajcie
ich swoją siłą, udzielajcie swej radości i entuzjazmu, choć może
będą zrzędzić i gderać, zanudzać wielokrotnymi opowiadaniami
minionych dni. Wysłuchajcie ich cierpliwie, przygarnijcie ramieniem,
nie wzdrygajcie się dotknąć starych, żylastych dłoni.
Bo to też jest miłość.
A jeśli was nie stać na to, jeśli w waszych sercach nie potraficie
wyczarować trochę miłości dla zapomnianych starych ludzi, czy dla
brudnego dziecka ulicy, pozwólcie, że przypomnę wam jeden
obraz z przeszłości.
Przed sędzią stoją długie szeregi oskarżonych.
Ci oskarżeni to ty i ja, my wszyscy. Proces nie trwa długo.
Jeden za drugim słyszą z ust siedzącego na ten sam wyrok:
"winien jest śmierci". Przerażenie, rozpacz ogarnia osądzonych,
gdy nagle zjawia się na sali sądowej nowa postać.
"Ojcze pozwól, że za nich umrę".
A potem słychać już tylko odgłos wbijanych gwoździ,
głuchy stukot, gdy podniesiony krzyż zsunięto do wykopanego dołu:
"Wykonało się" wyszeptały skrwawione, wykrzywione bólem usta.
Oto jest miłość, Największa, Doskonała Miłość.