529 Michaels Leigh Bardzo moralna propozycja


Leigh Michaels

Bardzo moralna propozycja

Bride on Loan

Rozdział 1

Był październik, dzień Halloween. Sabrina Saunders spojrzała przez okno samochodu i pomyślała, że szare, pochmurne niebo, mżawka i wiatr przypominają raczej nieprzyjemne przedwiośnie niż piękną zazwyczaj jesień.

Zabrała torby, które leżały na tylnym siedzeniu, i wysiadła z samochodu. Zimny wiatr dmuchnął jej prosto w twarz. Zebrała poły żakietu, szybko podbiegła do bramy i nacisnęła dzwonek.

- Pospiesz się, Paige - mruknęła do siebie, podskakując dla rozgrzewki.

Po chwili drzwi się otworzyły i Sabrina weszła do środka.

- Dzień dobry, Eileen. - Uśmiechnęła się lekko do siwowłosej kobiety, poruszającej się na wózku inwalidzkim. - Przyniosłam Paige kostium na Halloween. Czy jest w domu?

Eileen spojrzała przez ramię na Sabrinę i wjechała do pokoju.

- Mam nadzieję, że zamkniesz w końcu te drzwi - powiedziała. - Dopiero co przeszłam bardzo nieprzyjemne zapalenie gardła.

- Przykro mi, że znów nie najlepiej się czujesz - odparła Sabrina, posłusznie spełniając polecenie Eileen.

- W mojej sytuacji nie można wymagać od życia zbyt wiele, toteż muszę szanować tę resztkę zdrowia, która mi pozostała - powiedziała Eileen.

- Witaj, Sabrino, już myślałam, że nie przyjdziesz. - Z korytarza wyłoniła się, trzymając w ręku długopis i notatnik, Paige McDermott.

- Buszowałam po sklepach i zobacz, co dla ciebie znalazłam! - Sabrina z tryumfującą miną wyciągnęła z torby kostium.

- Czy ty uważasz, że moja córka włoży coś takiego na przyjęcie dla dzieci? - Eileen skrzywiła się, jakby zjadła cytrynę bez cukru.

- Tak właśnie myślę. - Sabrina uniosła ze zdziwienia brwi. - Uważam, że w takich kolorach Paige będzie wyglądała ślicznie. A jeśli do tego włoży szpilki...

- Nie zapomnij o długim szlafroku, który ukryje gęsią skórkę - przerwała jej Paige.

- Och, Paige! Czy nie ma w tobie odrobiny szaleństwa? Romantyzmu?

- Ani trochę, nie jestem szalona - odpowiedziała spokojnie Paige.

- No dobrze, w takim razie ubierz się w niedźwiedzią skórę, wtedy na pewno nie zmarzniesz i skutecznie odstraszysz wszystkich facetów - mruknęła Sabrina.

- Nie spodziewałam się po tobie takich uwag - wtrąciła się oburzona Eileen. - Mówisz jak Cassie, ona zawsze jest gotowa zrobić wszystko, by zwrócić na siebie uwagę...

- To dobry pomysł, zaniosę ten strój Cassie - przerwała bezceremonialnie tę tyradę Sabrina.

- Ja w ogóle nie miałam zamiaru się przebierać - powiedziała szybko Paige, widząc minę matki. - W końcu jesteśmy tylko organizatorkami, chciałam się ubrać po prostu w dżinsy i podkoszulek.

- No co ty, nie wygłupiaj się! - krzyknęła Sabrina. - Nie psuj dzieciom zabawy, one uwielbiają przebieranki.

- Mamo, czy jesteś pewna, że nie chcesz z nami pójść? - Paige zmieniła temat. - Będzie tam przecież kącik seniora, nie musisz siedzieć sama w domu... Na przyjęciu może być nawet spokojniej niż w domu. Wiesz, te czeredy dzieciaków, które co chwila dobijają się...

- Nie musisz się o mnie martwić, Paige - ucięła zdecydowanie Eileen. - Nie mam zamiaru nikomu otwierać drzwi. Położę się z książką do łóżka, pogaszę wszystkie światła, zostawię tylko nocną lampkę i nikt nie będzie wiedział, że ktoś jest w domu.

Sabrina zamknęła oczy. Eileen, siedząca sama w ciemnym domu... cóż za wspaniały sposób na spędzenie Halloween... i Paige, którą przez cały wieczór będzie dręczyć poczucie winy, że zostawiła schorowaną matkę samą. Horror!

- Proszę, nie mówmy już o tym, Paige - poprosiła głosem nie znoszącym sprzeciwu Eileen. - Muszę poszukać moich lekarstw.

- Czy znowu czujesz się gorzej? Boli cię gardło? - przestraszyła się Paige.

- Nie, nie czuję się gorzej. - Słowa Eileen kontrastowały z tonem, jakim je wypowiedziała. - Nie chcę ci psuć wieczoru, przecież to żadna przyjemność zajmować się starą, schorowaną matką...

- Nie mów tak... - Paige bezradnie rozłożyła ręce.

- Zresztą i tak nie ma cię kto zastąpić... - Eileen spojrzała na córkę, - Chyba że Cassie... przecież ona też wybiera się na to przyjęcie.

- Dwie osoby to za mało, by wszystko zorganizować - wtrąciła się Sabrina, dla której intencje Eileen były zupełnie oczywiste; szacowna matrona postanowiła po raz kolejny popsuć córce zabawę i za wszelką cenę zatrzymać ją w domu.

- Myślałam, że to tylko niewielka zabawa dla dzieci pracowników filii jednego z przedsiębiorstw waszego klienta; organizowana po to, by dzieciaki nie ganiały po ulicy... - nie dawała za wygraną Eileen.

- Tak miało być z początku, ale przyjęcie rozrosło się do rozmiarów wielkiej imprezy dla wszystkich dzieci z Tanner Electronics - odpowiedziała twardo Sabrina. - Będzie tyle dzieciaków, że zaangażowałyśmy po kilka opiekunek dla każdej grapy wiekowej, aby organizowały dzieciom zabawę i miały na nie oko.

- Caleb Tanner będzie na przyjęciu dla dorosłych - nieśmiało wtrąciła Paige.

- My nie jesteśmy odpowiedzialne za przyjęcie dla dorosłych, ale musimy tak zorganizować zabawę dla dzieci, żeby nie przeszkadzały rodzicom - dodała Sabrina.

- Bardzo mi się to nie podoba, Paige. - Eileen skrzywiła się. - Nie lubię, gdy musisz się zadawać z nie wiadomo kim....

Ona wciąż uważa, że Paige jest małą dziewczynką, która jeszcze nie zna się na ludziach i którą może omotać byle chłystek. Sabrinie szczerze było żal przyjaciółki.

- Mamo, ja organizuję przyjęcie dla dzieci, a poza tym bardzo długo zabiegałyśmy o kontrakt z Tanner Electronics - powiedziała łagodnie Paige.

Sabrina wiedziała, że Paige tłumaczy swojej matce te oczywiste fakty nie po raz pierwszy.

- Jeśli Paige teraz się wycofa, możemy nie dać sobie rady, trudno będzie znaleźć kogoś na jej miejsce. - Sabrina postanowiła twardo bronić przyjaciółki. - A tak w ogóle, to powinnyśmy się pospieszyć, musimy zrobić jeszcze masę rzeczy, a czas płynie nieubłaganie...

Sabrina wraz z przyjaciółkami, Cassie i Paige, prowadziły firmę pod intrygującą nazwą Wypożyczalnia Żon. Zajmowały się wszystkim, na co zapracowani ludzie nie mieli czasu. Organizowały przyjęcia, wynajmowały gosposie, ogrodników, sprzątaczki. Ich zadanie polegało na tym, by klienci mogli zapomnieć o trudach codziennego życia i skupić się na pracy zawodowej.

Gdy Sabrina weszła do atrium siedziby Tanner Electronics, w którym miało się odbyć przyjęcie dla dzieci, z radością stwierdziła, że większość dekoracji jest już zrobiona. Było to dzieło Cassie, która przy pomocy hostess przystroiła salę. Pod sufitem rozwieszone były wielkie pajęczyny, w których czaiły się pająki z ciemnego papier-mache. Na ścianach wisiały ogromne nietoperze o szeroko rozpostartych skrzydłach, a światła były przyćmione. Sabrina uśmiechnęła się z zadowoleniem. Dzięki pomysłowości udało się przekształcić pełne światła pomieszczenie w posępną i mroczną komnatę. Zabawa dla dzieci miała się odbywać w „nawiedzonym zamczysku".

Sabrinie zostały do nadmuchania balony. Z doświadczenia wiedziała, że w ostatniej chwili zawsze może coś wyskoczyć, więc chociaż została jeszcze godzina do rozpoczęcia przyjęcia, postanowiła już teraz włożyć kostium. Zrzuciła ubranie i sprawnie przebrała się za czarnego kota.

Bardzo zależało jej na tym przyjęciu, gdyż była to ich pierwsza duża impreza organizowana dla Tanner Electronics, a szczerze mówiąc - pierwsza taka duża impreza w ogóle. Z początku miało to być tylko niewielkie przyjęcie dla dzieci, o zmianie planów Sabrina, Paige i Cassie dowiedziały się praktycznie w ostatniej chwili. Nie miały czasu na wymyślenie czegoś nowego i niezwykłego, skupiły się zatem na perfekcyjnym przygotowaniu przyjęcia w starym stylu. Sabrina zdawała sobie sprawę, że Caleb Tanner widział już w życiu niejedno i trudno go będzie zadziwić czy olśnić. Była jednak dobrej myśli, bo jak na razie wszystko przebiegało zgodnie z planem.

Po napompowaniu pierwszej setki balonów zawołała chłopaka z obsługi, żeby je pozawieszał. Pompowanie balonów byłoby miłą pracą, gdyby nie to, że butla z helem stała tuż koło wahadłowych drzwi, którymi ciągle ktoś wchodził lub wychodził, i Sabrinę co chwila owiewała nieprzyjemna fala zimnego powietrza. Po napompowaniu drugiej setki była tak przemarznięta, że narzuciła na ramiona płaszcz. Niestety, nie miała szans na przesunięcie ogromnej i przeraźliwie ciężkiej butli w inne miejsce.

Eileen będzie tryumfowała, gdy się przeziębię, pomyślała. A właśnie, gdzie jest Paige? - Rozejrzała się dokoła. Spojrzała nerwowo na zegarek, dzieci pewnie zaczną się schodzić lada moment.

Wzięła kolejne pięćdziesiąt balonów i postanowiła zanieść je do drugiej sali, przy okazji sprawdzając, czy nie ma tam Paige. Zaczęła zbierać rozsypane balony, gdy nagle ktoś z wielkim impetem otworzył drzwi. Spoza balonów niewiele widziała. Miała wrażenie, że nagle koło drzwi wyrosła potężna kolumna, której nigdy wcześniej tam nie było. Na dodatek, nie wiadomo skąd, na ziemię sfrunęła sterta listów. Zdziwiona, zaczęła rozgarniać balony, by sprawdzić, co to takiego. Nie, to nie była kolumna. One przecież nie przeklinają...

Przed nią stał bardzo wysoki mężczyzna o imponująco szerokich barach, ubrany w stalowoszary, skórzany strój motocyklisty. Twarz nieznajomego skryta była pod kaskiem.

- Niezłe przebranie - powiedziała bez zastanowienia. - Poza tym, przyszedł pan za wcześnie, przyjęcie rozpocznie się dopiero za pół godziny - dodała.

- Nie przyszedłem tu dla zabawy - odezwał się nieznajomy nieco zduszonym przez kask głosem.

- Chce pan powiedzieć, że pan się tak ubiera na co dzień? Hm, ciekawa koncepcja, skrzyżowanie Don Kichota z członkiem gangu motocyklowego - stwierdziła z lekką drwiną.

- Chcę powiedzieć, że po prostu tu wszedłem, z pocztą w ręku; nie spodziewałem się, że otwarcie drzwi spowoduje katastrofę. Lecz cóż, wpadła na mnie wyjątkowo źle wychowana kotka...

Sabrina fuknęła, jakby wczuwając się w rolę rozzłoszczonej kocicy, ale żadna dobra i cięta odpowiedź nie przyszła jej do głowy.

- Niech pani spojrzy, jakiego narobiła pani bałaganu. - Motocyklista wskazał rozsypane na podłodze listy.

Wzrok Sabriny powędrował we wskazanym kierunku. Na podłodze leżała ogromna sterta listów w małych i dużych kopertach, folderów i ulotek reklamowych.

- Faktycznie.... przykro mi, ale spoza tych balonów absolutnie niczego nie widziałam, pan natomiast mógł mnie przecież ominąć.

- Jak? Była pani dokładnie koło drzwi, które właśnie otworzyłem! Doprawdy trudno znaleźć gorsze miejsce do pompowania balonów!

- Nie ja je wybrałam - odparła chłodno. - Firma, która przywiozła budę z helem, ustawiła ją właśnie tu!

- Przecież ta butla jest na kółkach. - Mężczyzna wzruszył ramionami.

- Ale ja i tak nie dałam rady jej ruszyć, waży pewnie ze sto kilo! Może mógłby...

Zanim zdążyła skończyć zdanie, motocyklista, niezwykle zwinnie jak na tak dużego mężczyznę, ominął ją, popchnął butlę i przestawił ją parę metrów dalej. Niestety, nie zauważył, że leżał tam kolejny pęk balonów, z których większość z wielkim hukiem pękła.

Niewiele myśląc, Sabrina, wykonała rozpaczliwy skok, żeby ratować te, które ocalały, ale nie spojrzała pod nogi. Z impetem wbiegła na koperty i poślizgnęła się. Zamachała gwałtownie rękami, puszczając ostatnie balony. Motocyklista, wykazując się błyskawicznym refleksem, natychmiast ją podtrzymał, ale również poślizgnął się na listach. Na dodatek padając, popchnął ogromną butlę z helem. Z wielkim hukiem, zwielokrotnionym jeszcze przez echo, przewrócili się na podłogę.

Sabrina odruchowo schowała głowę w ramiona. Choć wreszcie ucichł hałas, jeszcze przez kilka sekund bała się otworzyć oczy. Jej nic sienie stało, bo balony zamortyzowały upadek, ale wyobraźnia podsunęła jej obraz motocyklisty przygniecionego ogromną butlą.

W końcu odważyła się usiąść i otworzyć oczy. Wśród otaczających ich prawie dwustu balonów coś się nagle poruszyło. Dobrze, ten facet przynajmniej żyje, pomyślała. I skoro się rusza, to znaczy, że nie stracił przytomności.... Po chwili spośród balonów zaczęły dochodzić gniewne pomruki.

- Jak słyszę, żyje pan... - Nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć.

- Pani to potrafi narobić bałaganu! - rozległ się spod balonów wprawdzie zduszony, ale całkiem wyraźny głos.

- Chwileczkę, chce pan powiedzieć, że to wszystko moja wina?! - wykrzyknęła.

- A co, może moja? - Nieznajomemu udało się wysunąć głowę.

- Gdyby powiedział mi pan, co zamierza zrobić, przesunęłabym balony. Skoczył pan jak wariat do tej butli, nie patrząc, co za nią leży! A w ogóle, gdyby pan pozbierał swoją pocztę, to bym się na niej nie poślizgnęła.

- Mówi pani o tej poczcie, którą pięć minut temu wytrąciła mi z rąk? - spytał z przekąsem.

Przygryzła lekko wargi. Czuła, że nie jest zupełnie bez winy. Ta kłótnia zmierzała w złym kierunku, nie było sensu dalej jej ciągnąć.

- Pomogę panu wstać - powiedziała ugodowo.

- Dziękuję, dam sobie radę sam - odparł chłodno. Zaczął się podnosić, ale syknął z bólu i podparł się na łokciu. - Nie mogę wstać...

Sabrinie zrobiło się gorąco. Tego jej jeszcze w tej chwili brakowało! Wyobraziła sobie tłum gości, ostrożnie omijających leżącego na środku sali rannego motocyklistę... Nerwowo rozejrzała się za jakąś pomocą. Na szczęście w ich kierunku szedł narzeczony Cassie, Jake Abbott.

- Co tym razem się stało, Sabrino? - Zdziwiony Jake stanął tuż nad nimi.

- Co masz na myśli, mówiąc: „tym razem"? - zapytał motocyklista, zdejmując kask.

Sabrinie jego twarz wydała się znajoma, ale w tej chwili nie potrafiła sobie przypomnieć, czy już kiedyś się spotkali. Pomyślała poza tym, że jest całkiem przystojny... hm... nawet bardzo przystojny. Ciemnobrązowe, wijące się lekko włosy okalały pociągłą, opaloną twarz. Rzęsy miał takie, że gdyby był kobietą, nie musiałby w ogóle używać tuszu, przemknęło jej przez głowę; takie ciemne, długie, gęste i naturalnie wywinięte...

Nie był to jednak czas na rozmyślania o długich rzęsach nieznajomego, gdyż on, próbując wstać, krzywił się z bólu.

- Dzięki Bogu, że tu jesteś, Jake! - zawołała. - On się przewrócił i chyba...

- Nie przewróciłem się - syczał przez zaciśnięte zęby motocyklista. - Podcięła mnie dzika kotka. I niestety obawiam się, że złamałem nogę w kostce.

- Pozwól, Caleb, że ją obejrzę. - Jake przykucnął koło motocyklisty.

Jake powiedział: „Caleb". Sabrina czuła, jak uginają się pod nią kolana. Spojrzała na motocyklistę uważnie i tym razem już nie miała wątpliwości, skąd go zna. Raz już przecież widziała dziedzica fortuny Tannerów.

Dlaczego ze wszystkich ludzi na świecie musiałam podciąć nogi właśnie jemu, zawyła w duchu. Bon vivant, milioner, kobieciarz i, co najgorsze, jej najważniejszy klient!

Z rozpaczą popatrzyła na zabiegi Jake'a, któremu udało się wyswobodzić nieszczęsnego motocyklistę ze skórzanego kombinezonu. Kostka Caleba spuchła tak bardzo, że nawet jeśli nie była złamana, to i tak nie było najmniejszych wątpliwości, że nie będzie mógł dzisiaj chodzić.

Nie ma co, jednak udało mi się zaskoczyć Caleba Tannera, takiego przyjęcia z pewnością się nie spodziewał. Zrobiłam na nim piorunujące wrażenie, nie ma dwóch zdań, złorzeczyła w duchu.

- Dlaczego coś takiego zawsze musi się przytrafić właśnie mnie? - szepnęła z rozpaczą.

Sabrina siedziała nadal na podłodze, nieruchoma i milcząca. Lekarz bandażował nogę Caleba, a sanitariusze przygotowywali nosze, by zanieść go do karetki. Wokół nich zgromadził się już spory tłumek gości. Na szczęście to Caleb, a nie ona, przyciągał powszechną uwagę.

Była wciąż tak oszołomiona, że nie zauważyła, kiedy podeszła do niej Cassie.

- Spadły ci uszy - powiedziała przyjaciółka i nałożyła Sabrinie na głowę trzymany w dłoni przedmiot.

- Nawet nie zauważyłam... Musiały odpaść, gdy się przewróciłam - odpowiedziała Sabrina nieswoim głosem. Wciąż wyglądała na mocno oszołomioną.

- Czy nie uderzyłaś się w głowę? - zaniepokoiła się Cassie. - Może poproszę lekarza, żeby ciebie też zbadał?

- Nie, nic mi nie jest. - Sabrina spojrzała na przyjaciółkę nieco przytomniej. - Paige mnie zabije, gdy dowie się, co zrobiłam... Co gorsza, nie mam nic na swoją obronę.

- Nie przesadzaj, w końcu tylko załatwiłaś naszego najważniejszego klienta. A poza tym, co się stało, to i tak się nie odstanie.

- Kochana jesteś - szepnęła Sabrina.

- Myślę, że Caleba Tannera nikt jeszcze tak nie potraktował, a pewnie nieraz na to zasłużył - pocieszała ją Cassie.

Sabrinie napłynęły do oczu łzy. Starała się je powstrzymać, ale nie do końca jej się to udało.

- Kochanie, nie przejmuj się tak bardzo. - Cassie pogłaskała przyjaciółkę po policzku. - Przecież nie zrobiłaś tego specjalnie.

- On uważa inaczej.

- Na pewno będzie się z tego śmiał, kiedy tylko przestanie go boleć kostka - powiedziała uspokajająco Cassie.

Lekarz skończył opatrywać Caleba i dał znak, by sanitariusze zabrali go do karetki.

- Może powinnam pojechać do szpitala? - spytała lekarza Sabrina, podnosząc się z podłogi. - W końcu znam najlepiej przebieg wypadku...

- Nie pozwól jej na to, Jake! - Caleb zaczął rozpaczliwie wymachiwać rękami. - Jeśli ona wsiądzie do ambulansu, ja pójdę do szpitala piechotą.

Miała ochotę uciąć mu język, ale po namyśle postanowiła chwilowo wstrzymać się z akcją odwetową. Lepiej poczekać, aż Caleb powróci do pełni sił, nie wypada pastwić się nad rannym.

Wtem drzwi się otworzyły i Sabrinę owiał przenikliwie zimny wiatr. Przez moment miała wrażenie, że śni. A może to wywołane stresem halucynacje?

W drzwiach stała królowa. Wyszywana brokatem suknia na szerokiej krynolinie i ogromna fryzura przesłoniły całe światło drzwi. Na twarzy monarchini odmalowało się niekłamane przerażenie.

- Co się stało, kochanie? - Królowa rzuciła się do leżącego na noszach Caleba.

- To tylko niewielki wypadek. Nie ma powodów do histerii, Angelique - odparł Caleb z pewnym zażenowaniem.

- Gotowa uznać go za bohatera. Żeby tylko nie zemdlała - mruknęła pod nosem Sabrina.

- Nie musisz też ze mną jechać do szpitala, nie psuj sobie zabawy - dodał szybko i z lekką paniką w głosie Caleb.

- Ależ, najdroższy! O czym ty mówisz? - Angelique dramatycznym gestem przyłożyła dłoń do serca. - Jak mogłabym się bawić, gdy ty tak bardzo cierpisz! - zawołała z rosnącą egzaltacją.

- Proszę cię, Angelique, przestań robić przedstawienie. Nie pojedziesz w tym stroju do szpitala i koniec - powiedział ze złością.

Chwilę potem sanitariusze wynieśli Caleba do karetki, a Angelique została, robiąc współczującą minę, póki nie zamknęły się za nimi drzwi.

- Chyba jej czas dobiega już końca - szepnęła Cassie do Sabriny.

- Dlaczego tak myślisz? Taki facet jak on pewnie uwielbia otaczać się bezmózgimi ślicznotkami.

- Może i tak, ale tej ma z pewnością dosyć. Widziałaś, jak na nią spojrzał, gdy zaczęła histeryzować? Ona go już tylko drażni - stwierdziła stanowczo Cassie.

- Nie ma o czym mówić - zmieniła temat Sabrina. - Chodź, pora na konkursy dla dzieci. Może zaczniemy od wyścigów w workach?

Sabrina odczytywała uważnie numery mijanych domów. Czyżbym coś źle zapisała? - zastanawiała się. Jednak adres się zgadzał, choć nie tak wyobrażała sobie mieszkanie milionera. Był to jeden z wielu niczym nie wyróżniających się domów na tej ulicy, w takich samych mieszkała większość jej znajomych. Spodziewała się raczej złotej bramy, która otwiera się tylko dla wybranych gości, lokaja w liberii i tym podobnych luksusów. Tymczasem dom wyglądał całkiem przeciętnie. Był to trzypiętrowy budynek, zaprojektowany w stylu kolonialnym i pomalowany na biało. Ozdobą niewielkich balkonów były kute balustrady i skrzynki z kwiatami. Przed domem był niewielki trawnik.

Na wszelki wypadek Sabrina jeszcze raz sprawdziła adres. Wszystko się zgadzało. Caleb mieszkał właśnie tutaj. Nie musiała dzwonić do drzwi, bo właśnie się otworzyły i wyszedł z nich mężczyzna z lekarską torbą. A zatem dobrze trafiłam, pomyślała. Gosposia wskazała jej pokój, w którym leżał Caleb.

Sabrina zatrzymała się i wyciągnęła z torby zapakowane w celofan kwiatki. Poprawiła je, zebrała się w sobie i ruszyła we wskazanym kierunku. Nie była pewna, czy Caleb w ogóle będzie chciał z nią rozmawiać, lecz cóż szkodzi spróbować.

Zapukała do drzwi i delikatnie je uchyliła. W środku stał starszy mężczyzna, który wydawał właśnie polecenia dostawcy.

- Przepraszam, szukam Caleba - powiedziała.

- Proszę pójść do pokoju po drugiej stronie - grzecznie wyjaśnił starszy pan.

- Och, kochanie, czy jesteś pewien, że nic nie mogę zrobić, żebyś poczuł się lepiej? - Sabrina usłyszała ten słodki głosik, w chwili gdy wycofywała się na korytarz. Dochodził z pokoju, w którym miał znajdować się Caleb. Chyba jednak Cassie się pomyliła, czas Angelique jeszcze się nie skończył, pomyślała.

Drzwi były otwarte, lecz Sabrina zapukała. Zatrzymała się jednak tuż przed progiem, gdyż para znajdująca się w środku, najwyraźniej nie usłyszała pukania. Z korytarza mogła dostrzec, że pokój jest duży i jasny. Pod ścianą stało szerokie łoże, w którym leżał Caleb. Angelique czule pochylała się nad ukochanym. Byli zajęci sobą, a właściwie Angelique była zajęta Calebem.

- Skoro jesteś pewien, że nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić, to chyba rzeczywiście lepiej już pójdę. Choć wiesz, że wystarczy jedno twoje słowo... - szeptała Angelique, pochylając się coraz niżej nad Calebem.

Sabrina poczuła się jak intruz. Ta para nie miała najmniejszego pojęcia, że ktoś ich obserwuje. Co robić? - zastanawiała się gorączkowo. Pierwszym, i jak się wydawało, najrozsądniejszym pomysłem, który przyszedł jej do głowy, była ucieczka. Niestety, nie zdążyła wprowadzić go w czyn, gdyż z pokoju w pośpiechu wypadła Angelique. Na widok Sabriny stanęła jak wryta.

- A co ty tutaj robisz? - Spojrzała podejrzliwie na Sabrinę. - Pan Tanner jest chory i nie przyjmuje interesantów. - Jennings, weź kwiaty od pani i wstaw je do wazonu! - przywołała starszego mężczyznę. - Teraz muszę wyjść, ale wrócę za godzinę. Dopilnuj, by absolutnie nikt nie przeszkadzał choremu.

Słowotok tej kobiety może każdego przyprawić o ból głowy, pomyślała Sabrina.

- Och muszę lecieć, jestem już spóźniona! - zawołała Angelique i nie sprawdzając, czy jej polecenia zostaną dokładnie wykonane - to znaczy, czy Jennings rzeczywiście natychmiast wyprowadzi nie zapowiedzianego gościa - pobiegła w stronę wyjścia.

Dopiero gdy Sabrina usłyszała trzask zamykanych drzwi, zaczęła się zastanawiać, co powinna teraz zrobić. Jennings stał naprzeciwko niej i grzecznie czekał. Widać było, że polecenia Angelique nie są dla niego najważniejsze.

- Zajrzę na chwilę do pana Tannera. - Sabrina zdobyła się na odwagę.

- Proszę bardzo. - Jennings otworzył przed nią drzwi jeszcze szerzej.

Weszła do środka i zatrzymała się tuż za progiem. Spojrzała w stronę szerokiego łoża. Caleb leżał na środku, ubrany w niebieski sportowy dres. Nogę, unieruchomioną w aluminiowych łupkach, oparł na podwyższeniu zrobionym z poduszek. Sabrinie w jednej chwili przypomniało się całe nieszczęsne wydarzenie. Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Przyjrzała się uważnie twarzy Caleba - mimo opalenizny była trochę blada. Oczy miał zamknięte i chyba nawet nie zauważył, że ktoś wszedł do pokoju. Sabrina poruszyła się nerwowo.

- Mówiłem już, że chcę zostać sam - powiedział ze zniecierpliwieniem i otworzył oczy.

Wstrzymała oddech.

- Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że zechcesz obejrzeć zniszczenia, jakich dokonałaś - powiedział na widok Sabriny. W jego tonie nie było już złości, raczej kpina.

- Przyszłam ci powiedzieć, jak bardzo mi przykro z powodu tego wypadku, a szczególnie z powodu... hm... tych okoliczności, za które ponoszę odpowiedzialność. - Plątała się coraz bardziej.

- Okoliczności? - Caleb otworzył szeroko oczy i uniósł się nieco na poduszkach. - Hm... tak czy owak, ja przez najbliższe dni nie byłbym w stanie przyjść i sprawdzić, co się z tobą dzieje. Przyznaję, że też nie jestem bez winy. Powinienem trochę bardziej uważać - dodał spokojnie.

Przez chwilę przyglądał jej się badawczo, tak jakby rozważał niesłychanie ważną kwestię. Wydawało się, że nie jest już tak bardzo wściekły na Sabrinę.

- Tak! - powiedział tonem niemal tryumfalnym. - Jesteś tą właściwą osobą i chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.

Rozdział 2

Śliskie poduszki, na których spoczywała noga Caleba, obsunęły się, gdy wykonał zbyt gwałtowny ruch. Przeszyła go ostra fala bólu. Kolejną dawkę środka uśmierzającego będzie mógł wziąć dopiero za godzinę. Z trudem powstrzymał cisnące się na usta przekleństwo i skupił uwagę na stojącej naprzeciwko niego kobiecie.

W normalnych warunkach z pewnością zacząłby ją podrywać, jak każdą piękną kobietę. Ale okoliczności nie sprzyjały sercowym podbojom, był przecież unieruchomiony w łóżku.

Już wczoraj, gdy tylko wszedł do Tanner Electronics, natychmiast ją zauważył. Była piękna, wysoka, szczupła, miała długie wijące się włosy i zielone oczy, które przypominały mu kolor oceanu wokół rafy koralowej. Uwielbiał takie kobiety, zapatrzył się w nią jak w obraz. Od razu pomyślał, że chętnie przegadałby całe przyjęcie z tą śliczną zielonooką kotką... Gdy jednak wpadła na niego, przerwała mu brutalnie kontemplowanie jej urody i popsuła tak dobrze zapowiadający się wieczór.

Ale to było wczoraj. Dzisiaj niestety sytuacja była zupełnie inna. Wieczór spędził w szpitalu, gdzie poddawano go niezbyt przyjemnym zabiegom, w nocy prawie nie spał, bo noga bolała go pomimo zażytych lekarstw. Ranek nie wyglądał dużo lepiej...

Teraz jednak powinien przerwać tę złą passę i w sensowny sposób wykorzystać wizytę Sabriny.

Zanim jednak cokolwiek jej powie, musi przekonać się, jaka jest naprawdę. Nie każda piękna kobieta nadawała się do tego zadania... Żałował, że nie jest jasnowidzem ani telepatą, bo właśnie teraz takie nadprzyrodzone zdolności bardzo by mu się przydały.

Dziś Sabrina wydała mu się równie piękna, jak wczoraj, choć na jej twarzy widoczne były ślady zmęczenia. Gęste, wijące się włosy związała w luźny węzeł, ubrana była w dopasowany złotobrązowy kostium z surowego lnu. Wyglądała niezwykle atrakcyjnie.

- Usiądź, proszę. - Dotarło do niego, że jego gość cały czas stoi. Wskazał jej ręką krzesło w pobliżu łóżka.

Posłusznie usiadła. Kwiatki, które dotychczas trzymała w ręku, położyła po chwili wahania na nocnym stoliku, a niewielką torbę oparła o nogi krzesła. Te wszystkie proste czynności wykonywała z niezwykłą wręcz gracją. Caleb pomyślał, że jeszcze nigdy nie spotkał równie zachwycającej istoty.

- Przyniosłam ci kilka najnowszych magazynów. - Sięgnęła do torby stojącej u jej stóp. - Mam nadzieję, że lektura trochę cię rozerwie... - Uśmiechnęła się nieśmiało. - Jak powiedział mi lekarz, noga nie jest złamana, a tylko zwichnięta - dodała po chwili.

- Tak - przyznał. - Jednak tego typu urazów nie wolno bagatelizować. - Nie mógł się powstrzymać, by się nad nią trochę nie poznęcać. - Rekonwalescencja trwa równie długo, jak przy złamaniu. Istnieje nawet obawa, że taka kontuzja będzie się często odnawiać.

- Och... - szepnęła słabym głosem. - Naprawdę bardzo mi przykro.

- Najbliższe dwa tygodnie spędzę przykuty do łóżka, a do pełnej formy wrócę dopiero za kilka miesięcy. Przez ten czas nie będę mógł uprawiać żadnych sportów ani, co najgorsze, jeździć motocyklem - użalał się nad sobą.

- Jeśli pan chce, panie Tanner, wywołać u mnie jeszcze większe poczucie winy i wyrzuty sumienia, to muszę przyznać, że świetnie panu idzie...

- Nie to jest moim celem. Chcę pani tylko uświadomić, w jaki sposób zmieniła pani moje życie, a właściwie jak dramatycznie pogorszyła jego jakość.

- Mówiłam już, że bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało.

- W ten weekend miałem latać na paralotni. - Popatrzył na nią z wyrzutem.

- Dlaczego za wszelką cenę dąży pan do tego, żebym poczuła się jeszcze gorzej?

- Czy nie uważa pani, że moje utyskiwania są w pełni uzasadnione?

- Owszem, ucierpiał pan nieco podczas tego wypadku. Jednak mam wrażenie, że chce mnie pan nastraszyć i ciekawa jestem, czemu to ma służyć... Czyżby oczekiwał pan jakiejś rekompensaty?

- To dobry pomysł, coś mi się w końcu należy.

- W takim razie powinniśmy niezwłocznie ustalić, co się naprawdę wydarzyło i kto ponosi za to odpowiedzialność - odparła twardo.

- Co się wydarzyło?! - krzyknął z oburzeniem. - Zaraz się okaże, że zwichnięta noga to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni. A czyja to wina? Czy ma pani co do tego jakieś wątpliwości?

- Owszem, mam. Nikt nie kazał panu łapać się za butlę z helem. Gdyby nie był pan taki narwany, nic złego by się nie stało.

- Sama poprosiła mnie pani o pomoc.

- Ale nie kazałam panu zgrywać Herkulesa! Jeśli chce pan ode mnie wyciągnąć pieniądze, to myślę, że niezbyt dobrze pan trafił...

- Pieniądze? - przerwał jej. - Nie potrzebuję pani pieniędzy, mam wystarczająco dużo własnych. Przyznam jednak, że oczekuję od pani pewnego zadośćuczynienia.

- Tak, to typowe dla mężczyzn pana pokroju, że nie przepuszczą żadnej okazji, by wykorzystać kobietę! - W głosie Sabriny pobrzmiewała niekłamana pogarda. - Nie ma co, niezłe z pana ziółko. Jeśli myśli pan, że w ramach zadośćuczynienia powinnam z panem pójść do łóżka, to...

- Co też pani przyszło do głowy? - przerwał jej. - Zapewniam, że nawet o tym nie pomyślałem.

Zaczerwieniła się, wyraźnie zmieszana. Czuła, że się wygłupiła. Nawet więcej, zrobiła z siebie kompletną idiotkę, a na dodatek wyssanymi z palca podejrzeniami obraziła Bogu ducha winnego człowieka.

- Przepraszam - wydusiła z trudem przez zaciśnięte gardło.

- Naprawdę nie należę do facetów, którzy muszą uciekać się do szantażu, by pójść z kobietą do łóżka - powiedział z naciskiem. Było mu naprawdę przykro, że Sabrina miała o nim tak niepochlebne zdanie. - A gdybym chciał panią poderwać, to zabrałbym się do rzeczy zupełnie inaczej...

- Oszczędźmy sobie szczegółów, po co zresztą roztrząsać nieprawdopodobne sytuacje - przerwała mu. - Proszę po prostu powiedzieć, czego pan ode mnie chce.

- Tak, to prawda, zamierzałem panią o coś poprosić. Nie może pani zaprzeczyć, że w mojej sytuacji jestem właściwie skazany na pomoc innych. Trudno o wszystko zadbać, gdy jest się przykutym do łóżka.

- Jak zauważyłam, domem zarządza Jennings - stwierdziła ostrożnie, ciągle nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

- Tak, Jennings otwiera drzwi, odbiera telefony, załatwia zakupy i tym podobne sprawy. Radzi sobie całkiem nieźle - przyznał. - Jednak jest za stary, by troszczyć się również o mnie. Przecież nie jestem w stanie przynieść sobie nawet szklanki soku.

- Czy pan chce mnie zatrudnić jako opiekunkę?! - Sabrina nie potrafiła ukryć niebotycznego zdumienia.

- Potrzebuję kogoś, kto poda mi lekarstwa, zrobi kawę, poczyta, gdy będę zbyt zmęczony, poprawi poduszki czy też pójdzie po lody o trzeciej w nocy, gdy nie będę mógł zasnąć. Jake powiedział mi, że tym właśnie zajmuje się pani firma.

- Niezupełnie - odparła chłodno. - Moja firma nazywa się Wypożyczalnia Żon, a nie Wypożyczalnia Niewolników. Zajmuję się organizacją przyjęć i wynajmowaniem hostess, a nie dostarczaniem taniej siły roboczej. Skąd pomysł, że mogłaby mnie zainteresować pana oferta?

- Cóż, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, pani kandydatura sama się narzuca... - Zawiesił głos. - Jak pani się właściwie nazywa?

- Po co pan pyta? Czy niewolnicy mają w ogóle własne imiona? To ich właściciel nazywa ich, jak chce - powiedziała podniesionym głosem. - Sabrina Saunders - dodała jednak po chwili.

- Sabrina - powtórzył miękko. W jego ustach jej imię zabrzmiało jak pieszczota.

- Dlaczego nie wynajmie pan wykwalifikowanej pielęgniarki, stać pana na to. Byłaby na każde pana zawołanie - przekonywała z zapałem. - Mogłaby pana nawet karmić.

- Nie trzeba mnie karmić. Zresztą jedzenie gorącej zupy z trzymanego przez panią talerza mogłoby się skończyć kolejną katastrofą - odparł z lekkim rozbawieniem. - Nie czułbym się bezpieczny nawet wtedy, gdyby talerz z zupą stał na stoliku obok łóżka.

- Jak zatem mam się panem opiekować, skoro zupełnie mi pan nie ufa? Zresztą, zupełnie słusznie. Nie jestem stworzona do takich zajęć. - Spojrzała na niego kpiąco. - Nie mam najmniejszych wątpliwości, że na jedno pana skinienie zleciałby się tu tłum chętnych do pomocy kobiet.

- To prawda, ale one byłyby zbyt natrętne. Spotkała pani Angelique?

- Tak, nawet z nią rozmawiałam, a właściwie to ona cały czas mówiła.

- Gdyby jej na to pozwolić, siedziałaby przy mnie dzień i noc, zmieniając tylko kreacje. Nie jest to jednak osoba, która byłaby zdolna do opieki nad kimkolwiek. Prędzej czy później zamęczyłaby każdego...

Sabrina nic nie odpowiedziała, ale trudno jej się było nie zgodzić z tą opinią.

- A inne kobiety? - spytała.

- Wszystkie moje znajome są bardzo podobne do Angelique. Zaraz ściągnęłyby mi na głowę stadko swoich koleżanek, których wcale nie mam ochoty oglądać i jeszcze miałyby pretensje, że poświęcam im za mało uwagi. Słabo się czuję i nie wiem, czy poradziłbym sobie z tymi harpiami.

- Myślałby kto, że chodzi o czarownice, a nie o rozpieszczające pana do nieprzyzwoitości kobiety.

- Nie rozpieszczające, lecz zamęczające - sprostował. - Potrzebuję spokoju, żeby jak najprędzej dojść do siebie.

- Może pan po prostu wyłączyć telefon i kazać Jenningsowi nikogo nie wpuszczać - zaproponowała.

- Czyżby? Czy miała pani jakiekolwiek trudności z wejściem tutaj? Znam Jenningsa i wiem, w jakich sprawach można na nim polegać, a w jakich raczej nie. Sama pani... - zawiesił na moment głos. - Może przejdziemy na ty? - zaproponował znienacka.

- Dobrze... - odparła zaskoczona.

- Sabrino, sama przyznałaś, że jesteś w części odpowiedzialna za ten wypadek... - Spojrzał na nią wymownie. - Proszę cię więc, żebyś mi teraz pomogła, bo znalazłem się w trudnej sytuacji. Naprawdę nie oczekuję niczego szczególnego. Pomyśl, czy gdybyś to ty była na moim miejscu, nie wydawałoby ci się naturalne, że osoba, która wpędziła cię w kłopoty, pomoże ci z nich wyjść? - Uważnie wpatrywał się w jej twarz, jakby tam szukając odpowiedzi na zadane przed chwilą pytanie.

- Może wynajmę ci wytresowanego rottweilera - jęknęła.

- Wtedy z pewnością nikt nieproszony by tu nie wszedł.

- A ja w tym czasie umarłbym z głodu - stwierdził ze śmiechem.

- Niestety, nie jestem w stanie ci pomóc. - Sabrina wstała i ruszyła w stronę drzwi. - Do widzenia. - Zatrzymała się na moment i spojrzała mu w oczy.

- Pomówmy poważnie - zaproponował. - Czy twojej firmie nadal zależy na zleceniach od Tanner Electronics? Czy może pragniesz zakończyć tę obiecującą współpracę? - rzucił pospiesznie, jakby się bał, że Sabrina nie będzie go chciała wysłuchać. - Zdajesz sobie sprawę, że mogę mieć pewne zastrzeżenia co do przebiegu tej nieszczęsnej imprezy?

Sabrina bez chwili wahania zawróciła od drzwi i usiadła na krześle. W takiej sytuacji nie miała wyjścia. Kontrakt z Tanner Electronics był warunkiem istnienia jej firmy.

- Od kiedy zaczynam? - spytała spokojnie, głosem pełnym rezygnacji.

Caleb tryumfował i nawet nie bardzo starał się to ukryć. Wprawdzie nie powiedział już ani słowa, ale widać było wyraźnie, że przyzwyczajony jest do tego, iż zawsze osiąga zamierzony cel.

- Najlepiej od zaraz - odparł. - Ale jeśli masz teraz coś do załatwienia, to możesz przyjść dopiero po południu - dodał nonszalancko, jakby to była najbardziej oczywista propozycja na świecie. - Wyjdź teraz, a ja w międzyczasie każę mojemu prawnikowi przygotować odpowiednią umowę. Póki co możemy przypieczętować nasz układ uściskiem rąk.

Sabrina posłusznie podała mu prawicę. Niespodziewany dreszcz wstrząsnął jej ciałem, gdy poczuła dotyk mocnej dłoni Caleba. Trochę nerwowo cofnęła rękę. Chyba zwariowałam, zganiła się w myślach.

W drodze do domu próbowała przemyśleć całą sprawę na spokojnie. Nie mogła postąpić inaczej, jeśli nie chciała narażać Wypożyczalni Żon na poważne kłopoty finansowe. Tanner Electronics to zbyt potężna i bogata firma, by warto było z nią zadzierać. A poza tym, kto przy zdrowych zmysłach chciałby stracić najważniejszego klienta? Nie mogła tego zrobić Paige i Cassie. Musiała ponieść konsekwencje swego czynu. Tylko czy da radę? Caleb był wytrawnym graczem, a w dodatku uwielbiał smak zwycięstwa. Osiągnął dokładnie to, czego chciał, a ona musiała mu się bezdyskusyjnie podporządkować. Miał bardzo silną osobowość, potrafił narzucić innym swoją wolę. Pewnie w poprzednim wcieleniu był dowódcą rzymskich legionów, pomyślała. Zdradliwa wyobraźnia podsunęła jej wizerunek Caleba, wysyłającego do boju tysiące żołnierzy... Jakże wydał jej się piękny i pociągający... Boże, zwariowałam, przywołała się do porządku. Była na siebie zła. Przecież wyraźnie powiedział, że nie zamierza jej podrywać. Pewnie w ogóle nie była w jego typie, prawdopodobnie gustował raczej w pięknych, głupich i bezkrytycznie zapatrzonych w niego kobietach, takich jak Angelique. Ale z drugiej strony miał wyraźnie dosyć tej egzaltowanej panienki, tego Sabrina była pewna ponad wszelką wątpliwość. Może mu się po prostu znudziła i poszuka sobie nowej, gdy tylko dojdzie do zdrowia, pomyślała. Wygląda na faceta, który zmienia kobiety jak rękawiczki i nie jest w stanie długo wytrwać w jakimkolwiek związku.

Zaczęła się zastanawiać, jak będą wyglądać jej najbliższe tygodnie. Caleb wyraźnie dał do zrozumienia, że nie interesuje się nią jako kobietą. Sabrinie też nigdy nie podobali się faceci jego pokroju, a jednak, choć niechętnie się przed sobą do tego przyznała, było jej przykro, iż pójście z nią do łóżka uznał za niedorzeczny pomysł. On, ku jej ogromnemu zdziwieniu, bardzo ją pociągał. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale tak właśnie było. Bała się, że Caleb wcześniej czy później przejrzy ją na wylot. Za żadne skarby świata nie chciała mu dać takiej satysfakcji, chyba spaliłaby się ze wstydu. Nie miała najmniejszego zamiaru dołączyć do grona wielbicielek pana Tannera i przylatywać na każde jego skinienie. Muszę coś z tym zrobić, postanowiła. Jedyna nadzieja w tym, że Calebowi pewnie szybko znudzi się moje towarzystwo i wkrótce zatęskni za swoim haremem.

Po powrocie do domu zadzwoniła do Cassie, żeby powiedzieć jej, że przez kilka dni, czy też... tygodni, będzie się zajmowała tylko jednym klientem... Nie bardzo wiedziała, jak wyjaśnić to przyjaciółce, układ z Calebem był dość nietypowy.

- Byłam u Caleba Tannera - zaczęła. - Przeprosiłam go za to, co się stało i...

- Mam nadzieję, że dał się udobruchać - przerwała jej Cassie. - Jeśli stracimy kontrakt z Tanner Electronics, to praktycznie możemy zlikwidować firmę.

- Nie denerwuj się, wszystko w porządku - odpowiedziała spokojnie Sabrina. - Tanner Electronics podpisze z nami kolejną umowę, ale ja przez kilka dni, najdłużej przez dwa tygodnie, będę wyłączona... Będę zajmowała się Calebem Tannerem - wyrzuciła z siebie.

- Co będziesz robiła?

- Jak ci mówiłam, poszłam do niego, żeby przeprosić za to całe zamieszanie - wyjaśniła Sabrina. - Złożył mi propozycję nie do odrzucenia, bym zajęła się nim, dopóki musi leżeć w łóżku...

- Ty?! - Zgodnie z oczekiwaniem Sabriny Cassie była bardzo zaskoczona. - Masz być jego pielęgniarką? Przecież ty potrafisz przewrócić się na prostej drodze, potłuc wszystko, co weźmiesz do ręki, nie mówiąc już o notorycznym rozlewaniu kawy i herbaty.

- Nie będę jego pielęgniarką, raczej ochroniarzem i asystentką w jednej osobie. Mam trzymać z dala od niego wszystkie osoby, z którymi nie będzie chciał się spotkać, pomagać w załatwianiu najpilniejszych spraw, być jego łącznikiem z resztą świata - tłumaczyła cierpliwie Sabrina. - W zamian za to Tanner Electronics nie zerwie z nami kontraktu. Nie miałam innego wyjścia, musiałam się zgodzić na ten układ - wyjaśniła, gdyż w słuchawce po drugiej stronie zapanowała głucha cisza.

- To jakaś nieprawdopodobna historia - odparła w końcu Cassie. - Ale skoro to był jedyny sposób, żeby uratować naszą firmę, to dobrze zrobiłaś.

- Też mi się tak wydaje, choć byłam zaskoczona propozycją nie mniej niż ty teraz - przyznała.

- Cóż, w takim razie pozostaje mi tylko życzyć ci świętej cierpliwości, bo Caleb nie wygląda na łatwego we współżyciu... A co na to wszystko Angelique? - W Cassie wzięła górę plotkarska część natury.

- Jeszcze nie wiem. Minęłam się z nią w drzwiach, gdy wchodziłam do Caleba. Ona chyba jeszcze nie ma pojęcia o tej dziwacznej umowie, ale mogę się założyć, że nie będzie zachwycona...

- Szykuje się niezła zabawa. Wyjątkowo nie cierpię tego rodzaju kobiet - zachichotała Cassie.

- Ja też, ale wcale mi się nie uśmiecha starcie z tą słodziutką wydrą, a wiem, że trudno będzie tego uniknąć.

- Dasz sobie radę, uważaj tylko na Caleba, to straszny podrywacz.

- Nie bój się, nie jestem w jego typie - odparła Sabrina i nagle zrobiło jej się smutno. - Chyba właśnie dlatego mnie zatrudnił.

- Kiedy zaczynasz?

- Zaraz, wpadłam tylko do domu po kilka niezbędnych drobiazgów i żeby załatwić najpilniejsze sprawy. Ty i Paige będziecie musiały wziąć wszystkie sprawy firmy na siebie - powiedziała z troską.

- O to się nie martw, damy sobie radę. Walcz o przychylność naszego najważniejszego klienta. - Cassie starała się dodać przyjaciółce otuchy.

- Jutro przyślę ci umowę z Tanner Electronics, a teraz wracam do Caleba - powiedziała lekko drżącym głosem Sabrina.

- Trzymaj się i na razie - pożegnała ją Cassie.

- Popsuła mi się komórka, dzwoń więc na domowy numer Caleba.

Piętnaście minut później Sabrina stała przed domem Caleba Tannera. Najpierw postanowiła ustalić kilka spraw z Jenningsem. Nie musiała go szukać, gdyż to on otworzył jej drzwi.

- Czy pan Tanner poinformował pana, że przez kilka najbliższych tygodni będę zajmowała się jego sprawami?

- spytała wprost.

- Tak, oczywiście, wszystko mi wyjaśnił - odparł grzecznie Jennings.

- A zatem wie pan już, że nie można wpuszczać do niego nikogo bez mojej zgody?

- Tak.

Jennings nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo u drzwi zadźwięczał niecierpliwy dzwonek. Żadne z nich nie miało najmniejszych wątpliwości, kto w taki natarczywy sposób ogłasza swe przybycie.

- Sabrino, Jennings, przyjdźcie tu, proszę! - rozległ się głos Caleba. Nie było wątpliwości, że on również wie, kto przyszedł go odwiedzić.

- Co mam powiedzieć Angelique? - spytała, zatrzymując się w progu pokoju.

- Nic. Niech Jennings po prostu ją wpuści. Jennings bez słowa poszedł spełnić życzenie Caleba.

- Myślałam, że mam cię chronić przed takimi właśnie wizytami - powiedziała nieco zaskoczona jego zachowaniem.

- Tak, zaraz to zrobisz - odparł spokojnie. - Usiądź, proszę, ale nie na krześle - zaprotestował, gdy ruszyła w stronę wcześniej zajmowanego miejsca. - Usiądź tu, koło mnie, na brzegu łóżka.

Sabrina spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie było jednak czasu na dyskusję, zwłaszcza że Caleb najwyraźniej miał jakiś plan. Szybko spełniła jego życzenie, gdyż coraz głośniejsze stukanie szpilek o posadzkę zwiastowało rychłe pojawienie się Angelique.

- Widzę, że nie jestem jedyną osobą, która stara ci się osłodzić czas choroby! - zawołała Angelique już od drzwi. - Powinieneś był mnie uprzedzić, że spodziewasz się gościa, nie spieszyłabym się tak bardzo.

- Sabrina również ucierpiała podczas tego wypadku, choć jej obrażenia nie są zbyt poważne. - Caleb zachowywał się tak, jakby nie zauważał wzrastającej irytacji Angelique. - Poza tym wiesz przecież, że nawet nie jestem w stanie sam sobie poprawić poduszek. Nie wiem, co bym począł bez pomocy tego anioła miłosierdzia. - Zupełnie niespodziewanie dla Sabriny Caleb pogłaskał ją po ręce.

- Ależ, kochanie, gdybyś tylko szepnął słówko, zostałabym przy tobie! - wykrzyknęła z emfazą Angelique. - Wiesz przecież...

- Sabrina przed chwilą powiedziała mi, że chciałaby ci podziękować za opiekę, jaką mnie otoczyłaś dzisiejszego ranka - przerwał jej. - Gdy wrócę do zdrowia, urządzimy przyjęcie i na pewno będziesz jednym z honorowych gości...

Sabrina doskonale zrozumiała plan Caleba. Wiedziała też, co czuje Angelique i nawet było jej żal tej kobiety.

- Nie możesz tak po prostu... - Angelique urwała, jakby nagle zabrakło jej słów.

- Kilka dni temu powiedziałem ci, że musimy się rozstać - ciągnął Caleb. - Umawialiśmy się, że ostatnim wspólnym występem będzie przyjęcie na Halloween. Dotrzymałem zawartej umowy.

- Ale nie mówiłeś nic o niej! - Angelique wskazała palcem na Sabrinę.

- No cóż, chyba nie muszę się przed tobą tłumaczyć. Poza tym Sabrina w żaden sposób nie przyczyniła się do naszego rozstania.

- O tak, z pewnością nie. Ty przecież nie znosisz pustki, jakże mogłabym zapomnieć - powiedziała z sarkazmem. - Nie łudź się, że to długo potrwa - zwróciła się do Sabriny.

- On szybko się nudzi, szczególnie, gdy dostanie to, czego chce. - Odrzuciła na plecy długie włosy i jak burza wypadła z pokoju. Trzaśniecie drzwi wyjściowych oznajmiło im, że Angelique opuściła dom.

- To było najpaskudniejsze przedstawienie, jakie w życiu widziałam! - Sabrina zerwała się z łóżka i popatrzyła z wściekłością na Caleba. - A na dodatek zmusiłeś mnie, żebym w tym brała udział!

- Przykro mi, że musiałem cię w to wplątać - odparł spokojnie. - Ale wierz mi, nie widziałem innego sposobu, żeby się od niej wreszcie uwolnić. O tym, że między nami wszystko skończone, mówiłem jej co najmniej dziesięć razy.

- Układy między wami mało mnie obchodzą. Jednak jakim prawem przedstawiasz mnie jako swoją kochankę? Nie mam najmniejszej ochoty uchodzić za twoją kolejną zdobycz! Zdajesz sobie sprawę, że Angelique nie zatrzyma tej informacji dla siebie?

- A czy widzisz lepszy sposób, żeby przestały mnie nachodzić te wszystkie egzaltowane i marzące jedynie o zamążpójściu panienki? Niestety, znam ich jeszcze kilka. Informacja o tym, że z kimś się związałem, powinna je na trochę odstraszyć - odpowiedział spokojnie, jakby w ogóle nie przejął się zarzutami Sabriny.

- Trzeba było wynająć helikopter i polecieć na przykład na Hawaje! - Tupnęła nogą ze złości.

- Sabrino, proszę cię, bądź poważna. To naprawdę najlepszy sposób.

- Nikt nie uwierzy, że możemy być parą.

- Ależ wszyscy uwierzą, Angelique na przykład dała się od razu nabrać. Poza tym jesteś kobietą dokładnie w moim typie - stwierdził z uśmiechem. - Dlatego zaproponowałem ci ten układ - dodał z rozbrajającą szczerością.

- Mam ochotę cię udusić! Jesteś najbardziej denerwującym osobnikiem, jakiego w życiu spotkałam! - wściekała się Sabrina.

- Czy to naprawdę taki wstyd uchodzić za moją dziewczynę? - zapytał i uśmiechnął się łobuzersko.

- Zaraz skręcę ci drugą kostkę - mruknęła wściekle.

- Naprawdę, jesteś idealna do tej roli - powtórzył, przyglądając jej się z zadowoleniem.

- Przecież ta historyjka już z daleka trąci oszustwem - powiedziała nieco spokojniej. - Nigdy nie podobali mi się mężczyźni w twoim typie.

- I to jest twoja kolejna zaleta. Ja potrzebuję absolutnego spokoju. Zapewniam cię, że plotki, które zacznie rozsiewać Angelique, ułatwią życie także tobie. Nie chcę się przechwalać, ale jest jeszcze kilka chętnych na jej miejsce. Po co tłumaczyć każdej z osobna, że nie mam ochoty na żadne damsko-męskie układy, bo spotykam się już z tobą? Angelique nas z pewnością wyręczy.

Sabrina milczała. Złościło ją, że w gruncie rzeczy miał rację. Faktycznie, Angelique na pewno poinformuje wszystkich znajomych o nowej przyjaciółeczce Caleba. Ale dlaczego miałaby pozwolić, by mówiono o niej jako o kolejnej zdobyczy sławnego pożeracza niewieścich serc? Budziło to jej głęboki sprzeciw. Z drugiej jednak strony, która kobieta o zdrowych zmysłach wstydziłaby się takiego narzeczonego jak Caleb Tanner?

Złościła ją jeszcze jedna rzecz. To, że Caleb był tak bardzo świadom swojej atrakcyjności.

- Obiecuję ci, że zrobię wszystko, by jak najszybciej stanąć na nogi. Wtedy rozejdziemy się i mogę wszystkim mówić, że to ty mnie rzuciłaś. Byłabyś pierwszą kobietą, która zrobiła coś takiego - roześmiał się.

Rozdział 3

Sabrina patrzyła na niego, jak na nieznane egzotyczne zwierzę. Pokazał wreszcie na co go stać i wnioski wydawały się oczywiste. Należało z nim postępować bardzo, bardzo ostrożnie. Stado krokodyli jest pewnie mniej niebezpieczne niż on, pomyślała.

Wobec Angelique zachował się bezwzględnie, choć z drugiej strony wiedziała, że akurat w tym przypadku nie można było postąpić inaczej. Do takich jak ona nie docierały spokojne i logiczne argumenty. Jeśli Caleb mówił jej, że między nimi wszystko skończone, a Angelique nadal mu się narzucała, to musiała być skończoną idiotką. Sabrina zawsze starała się stawać po stronie kobiet, identyfikując się raczej z ich punktem widzenia. Jednak w tym wypadku świetnie rozumiała Caleba.

W jej duszę wkradł się cień zwątpienia. Coraz bardziej bała się, że Caleb uzyska nad nią przewagę. Nie była odporna na jego wdzięk. Niestety... Jeśli ma z tego nieszczęsnego układu wyjść bez szwanku, to musi natychmiast przestać myśleć o Calebie jako o przystojnym i pociągającym mężczyźnie. Powinna skupić się na jego wadach, a miał ich przecież bezliku...

Jej rozmyślania przerwał dzwonek u drzwi.

- Ciekawa jestem, czy rewelacje Angelique aż tak szybko obiegły miasto, że sunie tu twoja kolejna zaniepokojona wielbicielka - powiedziała z przekąsem.

- Nie sądzę, ale kto wie - roześmiał się Caleb. Wszedł Jennings i oznajmił, że na dole czeka Jake.

- No widzisz, nie jest tak źle - zażartował Caleb.

- Mam nadzieję, że nie zamierzasz przed nim odgrywać tej komedii? - spytała z niepokojem. - W tym wypadku nie musimy udawać, że jesteśmy parą.

- Dlaczego nie? Nasz plan będzie skuteczny jedynie wtedy, gdy wszyscy będą przekonani, że jesteś moją dziewczyną. W przeciwnym razie istnieje niebezpieczeństwo, że prędzej czy później ktoś się wygada - zaprotestował. - Poza tym Angelique zna Jake'a i z pewnością będzie mu się wypłakiwać na ramieniu. Nie chciałbym stawiać go w niezręcznej sytuacji.

- Ale on w to nie uwierzy!

- Dlaczego nie? A może masz chłopaka? - spytał bezceremonialnie.

- Nie - odpowiedziała automatycznie.

- W czym zatem problem? Przecież to zupełnie normalne, że ludzie poznają się, zakochują się w sobie i są razem.

- Jake mnie zna i nie uwierzy...

- Zna również mnie i zapewniam cię, że uwierzy - odparł nieco zarozumiale, choć z hultajskim wdziękiem. - Nie będzie miał wątpliwości, o ile tylko dobrze odegramy przed nim swoje role.

- Jake przecież słyszał, co mówiłeś tuż po wypadku. - Starała się za wszelką cenę nie dopuścić do tego, by udawać nową dziewczynę Caleba również przed znajomymi. - Skąd taka nagła zmiana frontu?

- Gdy tylko ból przestał mi dokuczać, przejrzałem na oczy i zakochałem się od pierwszego... nie, od drugiego wejrzenia.

Sabrina wiedziała już, że znów musi się poddać. Westchnęła i usiadła na brzegu łóżka Caleba.

- Dobra dziewczynka - uśmiechnął się zwycięsko. - Przysuń się do mnie trochę bliżej, przecież już wiesz, że nie gryzę.

Gdy usiadła tuż obok niego, natychmiast ją objął. W pierwszej chwili chciała zaprotestować, ale kątem oka spostrzegła, że do pokoju wchodzi Jake. Zatrzymał się w drzwiach i przez dłuższą chwilę przyglądał się parze na łóżku. Był zaskoczony, lecz starał się zachować kamienną twarz. Znał wprawdzie zdolności Caleba, ale nie spodziewał się, że akurat Sabrina...

Caleb, wciąż obejmując ramieniem Sabrinę, czule wpatrywał się w jej oczy. Pomyślała, że jest całkiem niezłym aktorem; gdyby nie znała prawdy, sama byłaby skłonna uwierzyć, że są parą...

- Caleb? - Jake odezwał się w końcu. Caleb powoli odwrócił głowę w jego stronę.

- To zadziwiające, że ten niewinny wypadek odegrał w twoim życiu tak ważną rolę - skomentował sytuację Jake. Nie miał najmniejszych wątpliwości, iż to, co widzi, nie jest mistyfikacją.

- Właściwie należałoby powiedzieć, że to najszczęśliwszy wypadek w moim życiu - odparł Caleb. - Inaczej pewnie nigdy nie spotkałbym Sabriny.

- Bardzo się cieszę, że tak się ta historia skończyła - powiedział serdecznie Jake. - Niestety, muszę wam na chwilę przeszkodzić. Najpierw może zajmijmy się twoim zdrowiem. Przywiozłem ci prześwietlenie czaszki, wszystko jest w porządku. Teraz mogę ci już powiedzieć, że lekarz nieco się obawiał... Widzisz, istniało pewne niebezpieczeństwo wystąpienia krwiaka, ale na szczęście masz twardy czerep. Nie zmogło go nawet uderzenie o granitową podłogę.

- To dobra wiadomość - ucieszył się Caleb. - A jaka jest ta druga sprawa?

- Musimy omówić szczegóły kontraktu, nad którym ostatnio pracowaliśmy i przygotować kosztorys. - Jake spoglądał to na jedno, to na drugie. - Przepraszam, Sabrino, że przeszkadzam wam w takiej chwili, ale od tego kontraktu wiele zależy. Musimy trzymać rękę na pulsie.

- Nie przepraszaj, wiem, jakie to ważne, przecież sama prowadzę firmę - odparła spokojnie.

- Nie zajmie to wiele czasu, przyniosłem wszystkie dokumenty i jeśli tylko Caleb czuje się na siłach, możemy od razu przystąpić do rzeczy. Potrwa to nie dłużej niż godzinę - zapewnił Jake. - Powiedzcie mi, czy chcecie utrzymać wasz związek w tajemnicy? Ciekawość to być może pierwszy stopień do piekła, lecz któż z nas jest od niej wolny?

- Ależ skąd, Jake! - Caleb odpowiedział tak szybko, że Sabrina nawet nie zdążyła otworzyć ust. - Nie ma powodów, by robić z tego sekret. Tym razem nie chodzi jedynie o przelotny romans, Sabrina jest dla mnie kimś naprawdę ważnym. Te wszystkie panienki, które zawsze się przy mnie kręciły, to już przeszłość. - Podniósł do ust dłoń Sabriny i delikatnie ją pocałował. - Mam nadzieję, kochanie, że nie sprawiam ci przykrości, stawiając sprawę tak otwarcie, ale i tak moja reputacja jest powszechnie znana. Wolę sam ci o wszystkim powiedzieć, bo świat pełen jest „życzliwych", którzy ochoczo zatrują ci życie plotkami na mój temat. Do tej pory nie traktowałem kobiet zbyt poważnie, ale ty jesteś inna... Wiedziałem to od pierwszej chwili. - Caleb patrzył na nią tak czule, jakby jego słowa rzeczywiście płynęły z głębi serca. Okazał się świetnym aktorem i nie miała wątpliwości, że Jake wierzy w każde słowo przyjaciela.

- Miło mi to słyszeć - odpowiedziała, spuszczając oczy. Czuła się coraz bardziej skrępowana.

- One wszystkie tak niewiele dla mnie znaczyły, że właściwie już prawie zapomniałem o ich istnieniu. Jesteś pierwszą kobietą w moim życiu - ciągnął przedstawienie Caleb. - I do żadnej nie czułem tego, co czuję do ciebie.

Sabrina coraz lepiej rozumiała, dlaczego kobiety tak za nim szalały. Miał dar wymowy i przekonywania, los obdarzył go urodą i oszałamiającym wdziękiem. Nie miała wątpliwości, że kobiety bez wahania poddawały się jego urokowi. Był prawdziwym mistrzem w szafowaniu komplementami i czułymi słówkami. Czegóż więcej trzeba?

Prawdziwy ideał, pomyślała nie bez złości. Bardzo przystojny, świetnie zbudowany i nieprzyzwoicie bogaty. Jednak nie to było najważniejsze. Jego siła tkwiła w tym, że stosował się do starego i sprawdzonego przepisu: mówił kobietom to, co chciały usłyszeć i wiedział, jak je adorować.

Musiała przyznać, że właśnie takiego traktowania zawsze oczekiwała od mężczyzny.

Chyba zapomniałam, że to zwykły podrywacz, ofuknęła się w duchu. Nic zatem dziwnego, że potrafi kobiecie zawrócić w głowie i owinąć ją sobie wokół palca. Ten pokaz jego możliwości powinnam sobie zapamiętać raz na zawsze.

Postanowiła włączyć się do gry.

- Ja również nie czułam do żadnego mężczyzny tego, co czuję do ciebie - powiedziała słodko i wtuliła się w jego ramię.

Jake patrzył na nich z zachwytem, lecz również z lekkim niedowierzaniem. Caleba znał od kilku lat i nigdy nie widział go w takim stanie. Sabrina była piękną i niezwykłą kobietą, ale bardzo różniła się od dotychczasowych partnerek Caleba, który nigdy nie gustował w zbyt inteligentnych i niezależnych przedstawicielkach płci pięknej. Jake był również zaskoczony tym, że Sabrina jest w stanie zakochać się od pierwszego wejrzenia. Musiał jednak przyznać, że tych dwoje prezentowało się razem wspaniale. Wysocy, ciemnowłosi, urodziwi.

- Nie będę wam przeszkadzać, skoro musicie zająć się teraz interesami. - Sabrina wstała. - Nie masz nic przeciwko, żebym zostawiła cię samego z Jakiem? - spytała z troską w głosie.

- Oczywiście, że nie - uśmiechnął się. - Chociaż już zaczynam za tobą tęsknić. Nie chcę cię jednak zanudzać prawnymi szczegółami kontraktu.

To ostatnie zdanie trochę zezłościło Sabrinę. Nie była głupią panienką, jak większość jego poprzednich narzeczonych. Sama negocjowała już wiele umów, w końcu była współwłaścicielką nieźle prosperującej firmy. Caleb najwyraźniej o tym zapomniał. Dobrze jednak, że będzie mogła od niego przez chwilę odpocząć. Hm... było z nią niedobrze, jeśli już zaczęła się przejmować tym, co on o niej myśli.

- Tylko nie odchodź zbyt daleko, kochanie! - zawołał Caleb, gdy szła w stronę drzwi.

Zatrzymała siei odwróciła w jego stronę. Podtekst, ukryty w tej na pozór niewinnej prośbie, był oczywisty: „Tylko nie ucieknij". Kolejny raz ją zaskoczył, nie był zatem aż tak skupiony na sobie, by nie zauważyć, że czuje się urażona. Nie spodziewała się po nim takiej przenikliwości i wrażliwości.

Z każdą chwilą wydawał jej się bardziej niebezpieczny.

Caleb patrzył na Sabrinę do ostatniej chwili i odwrócił głowę w stronę swego gościa dopiero wtedy, gdy zniknęła za drzwiami.

- Cóż za wspaniała kobieta - westchnął. - Niezwykle piękna...

- Tak, Sabrina jest bardzo piękna - przyznał Jake. - Ale ciekaw jestem, jak długo tym razem potrwa twój związek...

- Znasz chyba Sabrinę dość dobrze... - Caleb skierował rozmowę na inne tory.

- Tak, dość dobrze ją znam i dlatego trochę się martwię. Niełatwo mi o tym mówić... Bardzo cię lubię, Cal... Ale nie chciałbym, żeby Sabrina przez ciebie cierpiała.

- Nie bój się, nie będzie - odparł zdecydowanie Caleb. Nie było sensu omawiać z Jakiem nie istniejącego przecież problemu. - Pokaż lepiej ten kontrakt - zażądał stanowczo.

- Przy okazji chciałem z tobą omówić jeszcze kilka innych spraw. Powinniśmy zatrudnić kilku nowych pracowników, jeśli chcemy podpisać kontrakt z CEO. Dostaliśmy bardzo dużo zgłoszeń od menedżerów najwyższego szczebla.

- To dziwne, czyżby nagle wśród tej grupy zawodowej zapanowało bezrobocie? - zadumał się Caleb. - Nie wydaje ci się to podejrzane?

- Zamiast węszyć spisek, powinieneś się cieszyć, że jest w kim wybierać. Większość z nich to ludzie o świetnych kwalifikacjach i nieposzlakowanej opinii. Jest na przykład facet, który przez lata był oficerem, przeszedł na emeryturę i zrobił naprawdę duże pieniądze. Dwa lata temu sprzedał firmę i żył z kapitału. Nie nazwałbym go bezrobotnym, wydaje mi się, że po prostu szuka jakiegoś przyzwoitego zajęcia, że znudziło mu się wydawanie pieniędzy. Ludzie lubią robić coś twórczego...

Caleb ze skupioną miną przeglądał powoli leżące przed nim dokumenty.

- Zastanawiam się, dlaczego właśnie do nas przysłali swoje podania? - powiedział po namyśle.

- Dostałem te propozycje od firmy zajmującej się rekrutacją, nie podano nazwisk, tylko przebieg karier zawodowych kandydatów. Łowcy głów tak działają, pewnie nie tylko do nas wysłali te oferty. Jeśli ktoś nas zainteresuje, skontaktują nas z nim.

- Ciekawe, ile mnie to będzie kosztowało? - zamyślił się Caleb.

- No cóż, za dobrego menedżera warto dobrze zapłacić, także pośrednikom - odparł Jake.

- Gdy podpiszemy kontrakt z CEO, nowi ludzie będą od razu musieli ostro wziąć się do roboty. Czy wiesz, że przed jednym z budynków, które CEO chce razem z nami wybudować, zaprojektowano wielki kompleks sportowy z polem golfowym?

- Tak, pamiętam. Pewnie jako zapalonego golfistę bardzo cię to cieszy?

- Teraz nie mam nawet co o tym myśleć - jęknął Caleb. - Sam wiesz, że nieprędko będę mógł zagrać w golfa.

- Nie przesadzaj, miesiąc to nie wieczność.

- Miesiąc bez golfa to dla mnie bardzo długo - odparł Caleb. - Ale wróćmy do interesów. Przejrzyj dokładnie te podania o pracę i wybierz najlepsze. Zazwyczaj jesteśmy w tej kwestii zgodni - podsumował rozmowę. - Chociaż na szczęście podobają nam się zupełnie odmienne kobiety.

- To niezupełnie tak. Ja tylko traktuję kobiety nieco poważniej niż ty do tej pory - roześmiał się Jake. - Mam nadzieję, że Sabrina nie będzie przez ciebie cierpiała, to naprawdę piękna, wrażliwa i wartościowa dziewczyna - dodał z przekonaniem.

Caleb nic nie odpowiedział. Podzielał opinię przyjaciela na temat Sabriny. Jednak Jake najwyraźniej nie dostrzegał namiętnej i dzikiej strony jej natury. Wybuch wulkanu jest również cudownym i niezwykłym zjawiskiem, jednak lepiej się od niego trzymać z daleka...

Znacznie młodziej wygląda, gdy śpi, pomyślała Sabrina, wchodząc do pokoju. Cicho stanęła tuż przy łóżku Caleba. W jednej ręce trzymała mały, plastikowy kubeczek z lekarstwami, w drugiej szklankę z wodą do popicia. Caleb spał z lekko rozchylonymi ustami, długie rzęsy rzucały cień na policzki. Wyglądał tak łagodnie i bezbronnie, niemal jak chłopiec. Miał nieco zaróżowioną twarz i Sabrina zaniepokoiła się, czy nie podskoczyła mu temperatura.

Pochyliła się nad nim i wierzchem dłoni, w której trzymała szklankę, delikatnie dotknęła jego policzka. Widocznie był bardzo wrażliwy na łaskotki, bo przez sen machnął gwałtownie ręką. Niestety, tak nieszczęśliwie, że wytrącił Sabrinie z ręki szklankę z wodą. Woda wylała się prosto na niego.

Natychmiast otworzył oczy i próbował się poderwać, jednak ból okazał się silniejszy. Caleb głośno jęknął.

- Co ty znowu wyprawiasz? - Patrzył oszołomiony na ściekającą mu po klatce piersiowej i brzuchu wodę.

Sabrina przygryzła wargi. Zdawała sobie sprawę, że to nie było miłe przebudzenie. Wiedziała też, że nie powinna dotykać śpiącego dłonią, w której trzymała szklankę z wodą. Niestety, za to, co się stało, mogła winić jedynie siebie.

- Chciałam tylko sprawdzić, czy nie masz temperatury - powiedziała speszona.

- Ale dlaczego polałaś mnie zimną wodą?!

- Wytrąciłeś mi z ręki szklankę.

- Może to więc moja wina? - Spojrzał na nią groźnie, zły i zaskoczony zarazem. - Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że nie było to najmilsze przebudzenie.

- W ogóle nie zamierzałam cię budzić. Nie wiedziałam, że masz taki lekki sen.

- Dlaczego nie odstawiłaś najpierw szklanki?

Sabrina nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Postanowiła zatem szybko zmienić temat.

- Przyniosłam ci tabletki przeciwbólowe. Poczekaj, zaraz przyniosę ci coś do popicia.

- Może najpierw podałabyś mi suchą bluzę i pomogła zdjąć mokrą. Leżenie w czymś takim nie należy do przyjemności - powiedział zgryźliwie.

Sabrina posłusznie podała mu bluzę z szafy. Potem pobiegła do kuchni po wodę. Caleb połknął tabletki i tęsknie popatrzył w stronę okna.

- Która godzina? - spytał.

- Dochodzi druga.

- Dopiero? To chyba najdłuższy dzień w tym roku - poskarżył się.

- Może coś ci kupić? - spytała z nadzieją. Bardzo lubiła robić zakupy, a poza tym miała ochotę wyrwać się na chwilę z tego domu.

- Oho, widzę, że już ci się znudziła opieka nad chorym. - Caleb przejrzał jej plany. - Nigdzie nie pójdziesz, siedź tu i zabawiaj mnie.

- Jak cię mam zabawiać? W dzieciństwie grałam na flecie, ale to było dawno.

- Nie, nie musisz grać. Po prostu porozmawiajmy. Powiedz mi na przykład, jak to możliwe, że dopiero teraz poznaliśmy się. Jestem pewien, że przygotowania do imprezy z okazji Halloween trwały co najmniej miesiąc. Dlaczego nie spotkałem cię wcześniej?

- To moje wspólniczki omawiały szczegóły kontraktu z Tanner Electronics. Po prostu nigdy nie wpadliśmy na siebie, chociaż często bywałam w siedzibie twojej firmy. Na przykład z Angelique rozmawiałam dwa razy...

- Ach tak, rozumiem - odparł.

Sabrina nie bardzo wiedziała, o co mu chodzi, ale wolała nie dopytywać się.

- Opowiedz mi o waszej firmie - poprosił.

- Organizujemy różnego rodzaju przyjęcia, promocje i imprezy towarzyskie. Zajmujemy się też takimi sprawami, na które aktywnym zawodowo ludziom zazwyczaj nie starcza czasu. Wynajmujemy gosposie, opiekunki do dzieci, sprzątaczki, ludzi, którzy wyprowadzają psy, zawożą samochód do naprawy i tak dalej. Zazwyczaj tym wszystkim zajmowały się żony, ale czasy się zmieniły, wiele kobiet pracuje zawodowo i nie ma na to czasu. Dlatego nasza firma nazywa się Wypożyczalnia Żon.

- I ludzie płacą wam za ten rodzaj usług?

- Tak. Przecież ty też płacisz Jenningsowi - odparła. - Nasze motto to: „Każda pracująca osoba potrzebuje żony".

- Sprytnie pomyślane - roześmiał się. - Myślę, że macie rację. Chociaż kiedy pierwszy raz usłyszałem nazwę waszej firmy, to pomyślałem, że... - Spojrzał na nią z figlarnym uśmiechem.

- Nie musisz kończyć, nie ty jeden. Ale mimo to myślę, że ta nazwa jest dobra, intryguje ludzi.

- Masz rację, intryguje, chociaż nie... - Caleb przerwał, bo u drzwi wejściowych zadźwięczał dzwonek. - A kogo to znów przyniosło? - mruknął. - Coś mi się zdaje, że pora zebrać pokłosie plotek rozsiewanych przez Angelique.

- Zaraz sprawdzę, kto przyszedł - zaproponowała skwapliwie. - W końcu zatrudniłeś mnie również do roli osobistego ochroniarza.

- Nie, poczekaj. Najwyżej odegramy naszą komedię jeszcze raz. - Przytrzymał ją za rękę. - Usiądź na wszelki wypadek bliżej mnie.

Usłyszeli, że Jennings rozmawia z gościem i usilnie stara mu się coś wytłumaczyć. Oczywiście drugi głos należał do kobiety.

- Jennings miał mówić wszystkim, że śpisz - wyjaśniła Sabrina. - To powinno zniechęcić do odwiedzin większość gości.

- Ale z pewnością nie wszystkich - rozwiał jej optymizm Caleb. - Poza tym nie mogę przecież spać dwa tygodnie.

- Powiem mu, żeby nie powtarzał więcej niż dwa razy tej wymówki jednej osobie - zaproponowała. - Przyznaj, że to dobry pomysł.

Spostrzegła, że Caleb nagle przestał słuchać tego, co mówiła. Patrzył nad jej ramieniem w stronę drzwi. Odwróciła się, żeby zobaczyć, co tak przykuło jego uwagę.

- Ach, nie śpisz już! - W drzwiach stała bardzo szczupła, wysoka brunetka, ubrana w niezwykle kusą sukienkę i buty na bardzo wysokich obcasach.

- Czy mam pozwolić jej wejść? - spytała twardo Sabrina.

- Myślę, że to najprostsze rozwiązanie - mruknął Caleb. - Jak znam Muffy, to łatwo by się nie poddała.

Muffy spojrzała na Sabrinę z nie ukrywaną niechęcią. Jej wzrok mówił: „Wiem, że to przez ciebie Caleb jest taki chory". Prawdopodobnie ta panna również była na przyjęciu, pomyślała Sabrina. Tymczasem Muffy podbiegła już do łóżka.

- Wiedziałam, że Jennings musi się mylić, przecież ty nigdy nie sypiasz w środku dnia - zaszczebiotała słodko.

- Taki duży, silny mężczyzna tego nie potrzebuje. Och, jakiś ty biedny, kochanie! Czy bardzo cię boli? - Wdzięcznie przechyliła głowę. Nie czekała, aż Caleb odpowie, tylko paplała dalej: - Przyniosłam ci wspaniałe lekarstwo przeciwbólowe! - oznajmiła z dumą.

- Brandy czy może koniak? - zakpił Caleb.

- Och nie! Co też ci chodzi po głowie! - obruszyła się. - Mój aromatoterapeuta przygotował to specjalnie dla ciebie! - Wyciągnęła z torebki niewielką buteleczkę. - Masz wąchać to co dziesięć minut. Zapewnił mnie, że już po dwóch godzinach ból minie.

- Dziękuję, ale nie wiem, czy starczy mi cierpliwości - odpowiedział Caleb.

- Tak mi cię szkoda, sezon narciarski tuż tuż, miałam nadzieję, że choć na parę dni wyskoczymy gdzieś razem. - Muffy uśmiechnęła się promiennie.

- W tym sezonie chyba nie będzie ze mnie pożytku - odparł Caleb i przeciągle spojrzał na Sabrinę.

Muffy błędnie zinterpretowała to spojrzenie i zmierzyła Sabrinę wzrokiem pełnym niechęci i pogardy.

Sabrina zaczynała powoli tracić cierpliwość. Najchętniej wyrzuciłaby tę natrętną babę za drzwi. Nie znosiła głupich i bezmyślnych kobiet.

- Myślę, że mimo wszystko możemy wyjechać razem, ja będę kontynuowała naukę jazdy na nartach, a ty będziesz odpoczywał na tarasie - zaproponowała Muffy. - Wiesz, marzę o tym, żeby się tobą zaopiekować.

- Cóż za dziwaczna propozycja! - nie wytrzymała Sabrina. - Caleb nigdzie nie pojedzie. Teraz ja się nim opiekuję! - oświadczyła z naciskiem.

- A kim ty właściwie jesteś dla Caleba? - Muffy spojrzała wojowniczo na domniemaną rywalkę.

- Jego dziewczyną - odparła Sabrina twardo, patrząc tamtej prosto w oczy. - Twój czas się skończył, jeśli w ogóle miałaś swoje pięć minut. A teraz, jeśli pozwolisz, chcielibyśmy już zostać sami!

Muffy przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Caleba, jakby spodziewając się, że przyjdzie jej z odsieczą. Nie doczekawszy się jednak z jego strony pomocy, zrozumiała, że rzeczywiście powinna już pójść.

- Caleb, jak mogłeś mi to zrobić - jęknęła, zatrzymując się jeszcze w drzwiach.

- Może zażyjesz swój cudowny lek? - Caleb wyciągnął buteleczkę w jej kierunku.

- Jak możesz w takiej chwili żartować! - Oburzona Muffy wypadła z pokoju.

- Naprawdę przydałby się ochroniarz - westchnęła Sabrina, gdy usłyszała trzask zamykających się za Muffy drzwi wejściowych. - Niezłe z ciebie ziółko - dodała po chwili.

- Co ja na to poradzę, że dla niektórych kobiet pieniądze i władza są tym, czym waleriana dla kota?

Musiała przyznać, że miał rację. Zarówno Angelique, jak i Muffy, bezwstydnie narzucały się Calebowi. Obie były ładne, dobrze ubrane i z pewnością kochały pieniądze i wystawne życie.

- Za tę sumę mogłaby mi kupić niezły samochód wyścigowy - powiedział Caleb, przyglądając się cenie na buteleczce, którą dostał od Muffy.

- Samochód wyścigowy? - zdziwiła się Sabrina.

- Oczywiście mówię o modelu - roześmiał się. - Jestem zapalonym modelarzem.

- Ulubione hobby każdego chłopaka.

- Ja nadal uwielbiam się tym zajmować. To świetny relaks i duża frajda. Oprócz samochodów mam jeszcze kilkaset kolejek. - Uśmiechnął się rozbrajająco.

Musiała przyznać, nie wiadomo już po raz który w ciągu zaledwie jednego dnia, że Caleb posiadał niezwykły wdzięk i potrafił być ujmujący.

Zajął się czytaniem magazynu motoryzacyjnego, a Sabrina, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, rozglądała się po pokoju. W pewnym momencie przyszło jej do głowy, że ten pokój, a właściwie cały dom, nie są specjalnie starannie urządzone. Wnętrza wydawały się zimne i opuszczone, choć meble były nowe i w dobrym guście. Czuło się brak kobiecej ręki, która by o wszystko zadbała.

- Nigdy nie chciałeś inaczej umeblować tego pokoju? - Nie wytrzymała, żeby nie zadać tego pytania.

- Tak naprawdę to jeszcze wcale go nie urządziłem, kupiłem mieszkanie zaledwie kilka tygodni temu - odparł.

- Urządzanie mieszkania, szczególnie jeśli ma się dużo pieniędzy, to bardzo przyjemne zajęcie - powiedziała z entuzjazmem.

- Mnie to zupełnie nie bawi. Właściwie nigdy nie dążyłem do tego, żeby mieć dom... Nie odczuwałem takiej potrzeby - odpowiedział z lekką zadumą. - Większość życia spędzam w pracy, a w wolnym czasie uprawiam sport lub gdzieś wyjeżdżam.

- Ważne jest, żeby dobrze czuć się we własnym domu - przekonywała Sabrina.

- Pewnie gdybym zamierzał założyć rodzinę, to miałoby to dla mnie znaczenie. Jednak na razie niczego takiego nie planuję. - Spojrzał na nią. - Czuję się tu trochę jak w hotelu. Zresztą, prawdę mówiąc, to wnętrze trochę przypomina luksusowy hotel.

- Chętnie bym tu parę rzeczy zmieniła - powiedziała zdecydowanym tonem Sabrina. - Urządzanie mieszkań to w pewnym sensie moja zawodowa specjalność...

- Nie, to chyba nie jest najlepszy pomysł - skrzywił się. - Poza tym właściwie jesteś w pracy...

- No właśnie, w pracy też się człowiek powinien dobrze czuć. Nasze biuro urządziłam tak, że wszystkim się podoba - pochwaliła się.

- Nie, Sabrino, nie w głowie mi teraz takie zmiany - powiedział zdecydowanie. - Potrzebuję spokoju. Muszę się skupić na powrocie do zdrowia i sprawach firmy. Poza tym wolę, żebyś pomagała mi w moich sprawach, a nie dezorganizowała mi życie.

- Strasznie trudno się z tobą pertraktuje. - Po chwili wahania postanowiła jednak ustąpić. - Nie powiem więcej słowa na ten temat.

- Mądra decyzja, wiesz, kiedy się wycofać.

Caleb powrócił do przerwanej lektury, lecz po kilku minutach czytania zasnął. Sabrina cicho wymknęła się z pokoju. Postanowiła zwiedzić dom.

Porównanie domu do luksusowego hotelu było jak najbardziej trafne. Chociaż właściwie w tych najlepszych hotelach dbano dodatkowo o odpowiednią atmosferę, mającą zapewnić gościom jak najlepsze warunki pobytu. Mieszkanie Caleba było natomiast prawie puste.

To, co się bardzo Sabrinie spodobało, to wielkie okna, wychodzące na zachód i południe. Właściwie przez cały dzień wpadało przez nie słońce. Mebli było mało. W salonie, na przykład, na ścianach nie wisiał żaden obraz. Obejrzała trzy sypialnie gościnne. W jednej stało wielkie łóżko wodne, druga była zupełnie pusta, a trzecia częściowo urządzona.

Krążąc po domu, Sabrina usłyszała trzaśniecie drzwi. Postanowiła szybko sprawdzić, czy to przypadkiem nie następna egzaltowana wielbicielka Caleba. Ciekawe, ile jeszcze takich przepraw przede mną, pomyślała. Dwie dziennie to niezła średnia. Dziwne, że nie słyszałam dzwonka...

Ruszyła w stronę drzwi. Czy to możliwe, że Jennings nie zastosował się do moich poleceń i znowu kogoś wpuścił? Najwyraźniej tak było, bo ze szczytu schodów dobiegł Sabrinę damski głos.

- Dziękuję, Jennings - powiedziała nieznajoma. Sabrina nie posiadała się ze złości.

- Jennings! - zawołała ze szczytu schodów. - Dlaczego znów nie zrobiłeś tego, o co cię prosiłam? Caleb śpi i proszę nikogo do niego nie wpuszczać! - Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale widok osoby, którą ujrzała, całkowicie ją zaskoczył. Była to niezwykle piękna kobieta, bardzo elegancka i dystyngowana, na pierwszy rzut oka dobiegająca pięćdziesiątki.

- Nawet jego matki? - spytała spokojnie kobieta. - Popatrzyła na Sabrinę niezwykle błękitnymi oczyma. Z godnością czekała, aż Sabrina zejdzie na dół.

Ona jednak miała ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Nie miała pojęcia, co ma zrobić i jak się zachować. Jak ma wyjaśnić pani Tanner swoją obecność w domu Caleba? Co ma jej powiedzieć?

- Jestem Catherine Tanner. - Wyciągnęła dłoń o długich, pięknych palcach i zadbanych, pomalowanych paznokciach. - A pani?

Rozdział 4

Sabrina zacisnęła z całej siły pięści, aż zbielały jej kostki. Niestety, w głowie miała pustkę. Choć wiedziała, że to pytanie padnie, w ciągu kilku sekund nie potrafiła znaleźć na nie odpowiedzi.

Co powinna powiedzieć w takiej sytuacji? Prawdę? Caleb kilkakrotnie powtarzał, że nikogo nie można dopuścić do ich tajemnicy. Mówił jednak tylko o współpracownikach i przyjaciołach. Nie wspominał ani słowem o rodzinie...

Przecież nie będę okłamywała jego matki, podjęła błyskawiczną decyzję.

- Jestem... to znaczy Caleb i ja... - zająknęła się. Nie wiedziała, jak najprościej opowiedzieć całą historię.

- Rozumiem - chłodno skwitowała jej wysiłki pani Tanner. - Właściwie nie powinnam pytać, widać przecież, kim pani jest.

Sabrina była tak zaskoczona, że nie zaprotestowała ani nie sprostowała od razu nieporozumienia. Nikt jeszcze nie postawił jej w jednym rzędzie z takimi kobietami jak Angelique i Muffy... Właściwie nie powinno ją to w ogóle obchodzić, a jednak poczuła się urażona.

- Jennings, czy byłbyś tak dobry i zaparzył mi filiżankę kawy? - Catherine zwróciła się do Jenningsa ciepłym i serdecznym tonem. - Czy zechce mi pani towarzyszyć, panno...

- Sabrina Saunders.

- Będziemy w salonie, Jennings - oznajmiła Catherine.

- Proszę, to chyba jedyne wygodne krzesło w całym domu. - Sabrina starała się być miła. Sama usiadła na niezbyt wygodnej, aczkolwiek bardzo ładnej kanapie.

Catherine swobodnie usiadła na krześle i popatrzyła na Sabrinę.

- Mam nadzieję, że wybaczy mi pani szczerość, ale po cóż komplikować sprawy. Poznałam już tyle przyjaciółek Caleba, że nie jestem zaskoczona. Nie musi mi pani niczego tłumaczyć ani wyjaśniać. Dla mnie ta sytuacja jest całkowicie przejrzysta - powiedziała otwarcie. - Mam nadzieję, że nie czuje się pani urażona.

- Ani trochę - siliła się na swobodny ton Sabrina.

- To dobrze. - Catherine przyjrzała się jej jeszcze uważniej. - Mam nadzieję, że będzie pani na tyle mądra, żeby uciec stąd, zanim zdąży się pani zaangażować. To nie złośliwość, a tylko dobra rada...

Sabrina taki właśnie miała plan: uciec stąd tak szybko, jak to tylko możliwe, chociaż z innych powodów, niż te podane przez matkę Caleba.

Do pokoju cicho wszedł Jennings i postawił przed nimi filiżanki z kawą.

- O, zrobiłeś mi kawę w mojej ulubionej filiżance, miło, że o tym pamiętałeś - pochwaliła go Catherine.

- Zawsze pamiętam o pani upodobaniach - ukłonił się wytwornie Jennings i dyskretnie opuścił salon.

Zostały same. Na moment zapadła kłopotliwa cisza. Sabrina czuła, że jest znacznie bardziej skrępowana tą sytuacją niż matka Caleba.

- Może przygotuję pani listę leków, które Caleb powinien przyjmować, wraz z informacją dotyczącą godzin ich podawania? - zaproponowała Sabrina. - Może to się pani przydać, gdy...

- Nie mam zamiaru bawić się w pielęgniarkę Caleba - odparła Catherine zdecydowanie. - Jest dorosły. A z pewnością chętnych do zaopiekowania się nim nie brakuje...

Sabrina podziwiała jej zdrowy rozsądek. Ta kobieta nie miała najmniejszych złudzeń co do charakteru syna, ale też akceptowała jego styl życia i nie miała zamiaru go zmieniać.

- Sabrino! Gdzie jesteś? - Z sypialni rozległo się wołanie Caleba.

- No nieźle, tak dramatyczne okrzyki słyszałam ostatnio, gdy w wieku siedmiu lat złamał nogę - mruknęła do siebie Catherine.

Sabrina poderwała się z miejsca, wzięła swoją filiżankę z kawą i ruszyła w stronę pokoju Caleba.

- Niech chwilę poczeka, nie trzeba błyskawicznie spełniać wszystkich jego zachcianek - zatrzymała ją Catherine i popatrzyła na Sabrinę z politowaniem. - Jego ego jest i tak wyjątkowo rozdęte, nie ma sensu jeszcze bardziej go rozbudowywać...

Nie miała zamiaru spierać się z panią Tanner, zwłaszcza że w głębi ducha przyznawała jej rację. Ta kobieta miała zdrowy dystans do swojego syna.

- On naprawdę nie może się ruszać. - Sabrina postanowiła odgrywać zakochaną po uszy panienkę. Poczekała jednak na Catherine i razem weszły do pokoju Caleba.

- Zobacz, kogo ci przyprowadziłam! - zawołała od progu, by ostrzec Caleba, że nie są sami.

- Mówiłem ci przecież, że... - zaczął, ale urwał natychmiast na widok matki. Twarz mu się rozjaśniła. - Witaj, mamo! - zawołał wesoło. - Jak się dowiedziałaś o wypadku?

- O, wbrew pozorom Denver nie jest takie duże. Co najmniej pięć osób zadzwoniło do mnie, żeby opowiedzieć mi wszystko ze szczegółami - wyjaśniła Catherine. - Prawdę powiedziawszy, wyglądasz nieszczególnie - dodała szczerze.

- Boli jak diabli - przyznał się Caleb. - I tak nie jest najgorzej, bo nie złamałem nogi. Poza tym, dzięki temu wypadkowi Sabrina spędza ze mną o wiele więcej czasu. Teraz, gdy nie mogę wychodzić z pokoju, prawie się nie rozstajemy.

- O tak, nie wątpię, że na razie jesteś zachwycony takim stanem rzeczy - powiedziała z lekką kpiną Catherine. - Niestety, wpadłam tylko na chwilę, wiec nie mogę poznać bliżej Sabriny, ale w pełni polegam na twoim zdaniu. W sprawach kobiet jesteś ekspertem. Może odwiedzę cię jutro.

- Sabrina postanowiła zmienić wystrój pokoju gościnnego - powiedział znienacka Caleb. - A potem, być może, całego domu...

- To miło, może nareszcie ten dom nabierze jakiegoś charakteru. Ja nie mogłabym mieszkać w tak pustych i pozbawionych duszy wnętrzach. - Catherine spojrzała na Sabrinę z nutką sympatii i równocześnie lekkiego niepokoju. - To pierwszy krok... - Nie dokończyła zdania.

Sabrina była tak zaskoczona, że znów nie wiedziała, jak powinna się zachować, na wszelki wypadek zatem postanowiła milczeć.

- Naprawdę muszę już iść, jutro będę miała więcej czasu. Zdrowiej szybko. - Catherine pocałowała syna w policzek.

- Odprowadzę panią do drzwi - zaproponowała uprzejmie Sabrina.

- Zmiana wystroju domu... hm... gratuluję ci - powiedziała Catherine, gdy wyszły na korytarz. - Jednak mimo wszystko radzę, żebyś sobie zbyt wiele nie obiecywała.

Sabrina przygryzła wargi. Postanowiła nie komentować tej wypowiedzi i udawać, że nie zauważa zawartej w niej złośliwości. Najwyraźniej Catherine nie wyobrażała sobie, żeby Caleb mógł zakochać się w takiej kobiecie jak Sabrina.

Uśmiechnęła się, udając, że przyjmuje słowa pani Tanner za dobrą monetę. Im większą zrobię z siebie idiotkę, tym lepiej, pomyślała w nagłym przebłysku ponurego humoru.

Właściwie w ogóle nie powinna obchodzić jej opinia matki Caleba, skoro związek z nim był zwykłą mistyfikacją. A jednak jakoś dotknęło ją, że została porównana do innych dziewczyn Caleba. Najdziwniejsze w tym wszystkim było jednak to, że nagle zapragnęła, by ta dystyngowana i rozsądna kobieta zmieniła o niej zdanie i przestała ją traktować protekcjonalnie. Po krótkim namyśle postanowiła jednak pozostawić rzeczy swojemu biegowi. Nie zamierzała robić z siebie idiotki ani przyznawać się do tego, że choćby w najmniejszym stopniu zależy jej na dobrej opinii Caleba czyjego rodziny...

Wróciła do swojego kłopotliwego podopiecznego.

- Dobrze poszło, prawda? - spytał Caleb. - Pomysł ze zmianą wystroju domu był chyba celnym strzałem. Myślę, że moja mama dała się nabrać.

- Nie jestem tego taka pewna.

- Masz jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że uważa cię za moją dziewczynę?

- Nie... ale moim zdaniem jest absolutnie przekonana, że to kolejny przelotny romans.

- Cóż, w takim razie trzeba będzie jutro spróbować zagrać ostrzej...

- Czy chcesz, żeby twoja matka zaczęła się denerwować tą sytuacją? - spytała, gdyż nie bardzo wiedziała, do czego Caleb zmierza.

- Moja matka jest zbyt rozsądna, by denerwować się takimi sprawami - odparł.

- Moim zdaniem to nie tylko sprawa zdrowego rozsądku. Ona zna cię zbyt dobrze, by uwierzyć, że w końcu poważnie się zaangażowałeś. Jednak na wszelki wypadek powinieneś się przygotować na jej ewentualne pytania.

- Świetny pomysł - przyznał. - Poproś Jenningsa, żeby zamówił kolację z „Pinnacle".

- Zabawne, ale jakoś wcale mnie nie dziwi, że najlepsza restauracja w Denver dostarcza ci jedzenie do domu - powiedziała z leciutką ironią. - Choć mam nieodparte wrażenie, że robią to wyłącznie dla wybranych klientów...

- W czasie kolacji opowiesz mi wszystko, co powinienem wiedzieć. - Caleb puścił mimo uszu jej przytyk.

- O czym mam ci opowiedzieć? - zdziwiła się.

- Oczywiście o sobie - odparł swobodnie, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. - Przecież to był twój pomysł, bym przygotował się do rozmowy z matką. Muszę wiedzieć, gdzie się urodziłaś i chodziłaś do szkoły, jakie jest twoje ulubione danie, jaką pijasz kawę, kto był twoim pierwszym chłopakiem, ile miałaś lat, jak...

- Nie widzę potrzeby, żebyś zdawał przed matką egzamin z przedmiotu „życie Sabriny" - przerwała mu. - Czy równie gruntownie badałeś przeszłość Angelique?

- To co innego. Nie wiedziałem o niej wiele...

- No właśnie. Nie musisz więc udawać, że ja jestem dla ciebie kimś wyjątkowym.

- Właśnie to powinienem zrobić, żeby moja matka potraktowała cię poważnie.

- A może po prostu powinieneś powiedzieć jej prawdę?

- Przez chwilę nawet rozważałem ten pomysł, ale już za późno - odparł. - W tej sytuacji powinniśmy zrobić wszystko, żeby nam uwierzyła Wiem, że wiele kobiet, które się mną interesują, zna moją matkę. Zdarza się, że wypytują ją o mnie. Ona nie będzie chciała kłamać, więc musi być przekonana, że jesteś dla mnie kimś szczególnym. - Popatrzył na nią przeciągle. - W takiej sytuacji nie pozostaje nam nic innego, tylko lepiej się poznać. Muszę zdać egzamin z przedmiotu „Sabrina Saunders". A zatem, kto był twoim pierwszym chłopakiem?

Na to pytanie Caleb nie doczekał się odpowiedzi. Nigdy przedtem nie spotkał kobiety, która by tak bardzo nie lubiła mówić o sobie jak Sabrina. Wyciągnięcie z niej najprostszych informacji graniczyło niemal z cudem. Pod koniec kolacji wiedział już, gdzie się urodziła i chodziła do szkoły, jakie skończyła studia, co lubi jeść i jaką pije kawę. Natomiast nie udało mu się z niej wydobyć żadnych szczegółów dotyczących życia osobistego.

Kolacja była wyśmienita, ale Sabrina czuła się jak na przesłuchaniu, mimo że Caleb też jej wiele o sobie opowiedział... W zasadzie miał rację, jeśli nie chcieli wypaść ze swych ról, powinni lepiej się poznać.

- Teraz zażyj lekarstwa i kładź się spać - powiedziała Sabrina, gdy skończyli deser i wypili herbatę. Jak na jeden dzień miała aż za dużo wrażeń.

- To niesamowite, komenderujesz mną, jakbym...

- Miał siedem lat i złamaną nogę - weszła mu w słowo, cytując to, co powiedziała jego matka.

- To nieuczciwe zagranie! - zaprotestował. - Wyciągasz informacje o mnie bez mojej wiedzy i zgody, a o sobie nic nie chcesz powiedzieć! Czy zatrudniłaś prywatnego detektywa?

- Nie musiałam, wiem to od twojej matki. Zdradziła mi, że zachowywałeś się wówczas równie nieznośnie...

- To niesamowite, ale dwie kobiety zawsze potrafią się dogadać. - Rozłożył ręce. - Pozostaje mi tylko poddać się twojej woli.

- Tak już lepiej.

- Ale zanim pójdę spać, musimy jeszcze zająć się pewną sprawą organizacyjną - oświadczył. - Będziesz spała w moim pokoju.

Sabrina popatrzyła na niego ze zdumieniem. Jak on to sobie wyobrażał? Lecz zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć, Caleb wyjaśnił wszystko.

- Czemu się dziwisz? Przecież w nocy nie ma się mną kto zająć. Poproś Jenningsa, żeby przyniósł tu dmuchany materac.

- To brzmi niezwykle komfortowo - mruknęła.

- Jeśli wolisz, to oczywiście możesz spać ze mną... - uśmiechnął się łobuzersko. - Poproś go też, żeby dał ci jakąś moją piżamę, chyba że wolisz spać nago...

Była speszona, on rozluźniony... Zastanawiała się gorączkowo co robić. Czy zdecydowanie odmówić? Była przygotowana na to, że będzie nocować w jego domu, ale nie wyobrażała sobie, że będą spali w jednym pokoju. W zasadzie prawdą było, że ktoś powinien w nocy czuwać przy Calebie. Ale z drugiej strony, spać z nim w jednym pokoju? Chyba będzie musiała się na to zgodzić.

- Wzięłam piżamę i szczoteczkę do zębów - odpowiedziała po chwili. Była to całkowita kapitulacja z jej strony.

- O, jaka zapobiegliwa dziewczynka. - Caleb pokręcił głową. - Gratuluję. W takim razie Jennings musi tylko przynieść materac i przygotować ci pościel.

Sabrina poszła po Jenningsa i przekazała mu polecenia Caleba. Czuła się trochę dziwnie. Niby wszystko było w porządku, ale...

Zaniosła swoje rzeczy do łazienki, a potem poszła jeszcze do kuchni po wodę do popicia lekarstw dla Caleba. Gdy wróciła do pokoju, posłanie dla niej było już przygotowane. Podała choremu leki i wodę.

- Ojej! W sobotę Cassie ma urodziny, muszę jej kupić prezent - przypomniała sobie nagle. - Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko temu, bym na kilka godzin wyszła?

- Wykluczone. Do soboty na pewno już trochę wydobrzeję i będę mógł pójść z tobą! - oznajmił z zadowoloną miną.

- Ze mną?! A to z jakiej okazji?

- Jako twój narzeczony!

- Jak to sobie wyobrażasz? Rzecz jasna pytam tylko teoretycznie...

- Mam nadzieję, że noga przestanie mnie boleć i dam radę pokuśtykać o kulach - odparł.

- Nie, na to przyjęcie nie możesz pójść, bo byłbyś jedynym facetem.

- Wcale mi to nie przeszkadza...

- Właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Dobrze, a teraz koniec żartów, idę wziąć prysznic.

- O, prysznic - jęknął komicznie. - Brzmi bosko... Jak myślisz, może ja również, skacząc na jednej nodze, dałbym radę wziąć prysznic? - Spojrzał na nią z nadzieją. - Gdybyś mi pomogła...

- Dosyć już tego, Tanner! Czy ty nigdy nie dajesz za wygraną?

- Bardzo rzadko - przyznał szczerze.

Sabrina poszła do łazienki. Gorący prysznic działał relaksująco. Ostry strumień wody masował jej kark, ramiona, plecy. To był bardzo wyczerpujący dzień. I niewątpliwie działo się z nią coś dziwnego... W tej chwili wolała nie analizować, co to takiego, gdyż była zbyt zmęczona, a poza tym... bała się prawdy.

Caleb drzemał. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał przed zaśnięciem, był widok Sabriny poprawiającej mu poduszki. Wydawało mu się, że zamknął oczy tylko na chwilkę, więc być może to, co zobaczył, było tylko snem... Sabrina w seledynowej satynowej piżamce... Na moment zatrzymała się w drzwiach, a światło padające z korytarza wydobyło z mroku jej wspaniałe kształty. Wyglądała tak seksownie, że Caleb największym wysiłkiem woli opanował się, by nie porwać jej w ramiona. Stała przed nim najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widział, a przez tę skręconą nogę miał bardzo ograniczone pole działania. Zresztą, może to wszystko tylko mu się śniło? Chociaż zamrugał gwałtownie oczyma, jednak Sabrina w zwiewnej piżamce wcale nie znikała. Powoli odłożyła ubranie na krzesło i wsunęła się pod kołdrę.

Oddałby całe Tanner Electronics, żeby tylko być w tej chwili przy niej.

Chyba w końcu przyjdzie mi zapłacić za moje grzeszki, pomyślał. Los się ode mnie odwrócił, skoro taka kobieta jak Sabrina nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi. Nie robię na niej żadnego wrażenia...

Sabrinę wyrwało z głębokiego snu jakieś brzęczenie. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że to dzwoni jej telefon komórkowy. Na szczęście leżał na tyle blisko, że zdążyła go odebrać.

- Halo? - powiedziała zaspanym głosem.

- Przepraszam, że cię obudziłem, ale jest już po dziewiątej i byłem przekonany, że nie śpisz - tłumaczył się Jake.

- Nic nie szkodzi, powinnam już dawno wstać, ale ilekroć Caleb się poruszył czy jęknął, budziłam się i... - Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, jak dwuznacznie to zabrzmiało. - To znaczy nie chodzi o to... tylko... - zaczęła bąkać nieco nieskładnie.

- Nie tłumacz się, Sabrino, wszystko rozumiem - odparł pojednawczo Jake.

Z łóżka Caleba dobiegł zduszony śmiech.

- Teraz, nawet gdybym chciał Jake'a przekonać, że nie jesteśmy parą, to i tak by mi nie uwierzył - chichotał Caleb.

Sabrina popatrzyła na niego ze złością, choć wiedziała, że pretensję może mieć tylko do siebie.

- Zabrzmiało to tak, jakbyśmy spędzili tę noc we wspólnym łóżku, ale to nieprawda - próbowała się tłumaczyć.

- Ależ, Sabrino, nie jestem pruderyjny - powiedział Jake z lekkim rozbawieniem. - Właściwie dzwonię do Caleba.

Sabrina oddala telefon Calebowi i schowała się pod kołdrę. Pięknie zaczęłam dzień, nie ma co, pomyślała. Jak ja to wszystko potem odkręcę, zastanawiała się. Niewiele myśląc, poderwała się gwałtownie z materaca.

Caleb spojrzał na nią tak, że mocno się zaczerwieniła. Rzuciła w niego poduszką i uciekła do łazienki. Wzięła szybki prysznic i zeszła na dół, wydać dyspozycje w sprawie śniadania.

Gdy wróciła do pokoju, Caleb siedział na brzegu łóżka. Nie był już taki blady i wyglądał znacznie lepiej niż poprzedniego dnia. Być może nie będzie mnie już potrzebował, pomyślała z nadzieją.

- Gdzie zniknęłaś? - zapytał.

- Rozmawiałam z Jenningsem o śniadaniu. A dlaczego ty siedzisz? Czy to nie za wcześnie?

- Niestety, Jake nie dzwonił tylko po to, by zapytać o moje zdrowie. Muszę pojechać dziś do biura - oświadczył Caleb.

- Dlaczego?

- Prowadzę wielką firmę i niektórych spraw powinienem dopilnować osobiście.

- Chcesz powiedzieć, że nie możesz zostawić firmy na dłużej niż jeden dzień?

- Czasem nie mogę - odparł. - Dziś mam bardzo ważne spotkanie.

- Czy to na tyle ważny człowiek, że nie wypada ci spotkać się z nim w domu?

- Tutaj? - Popatrzył na nią z politowaniem.

Sabrina rozejrzała się i po chwili zastanowienia przyznała mu rację. To nie było zbyt odpowiednie miejsce na spotkanie w interesach.

- Masz rację - powiedziała. - Wygląd tego domu wyraźnie kłóci się z twoim wizerunkiem. Ale czy nie możesz spotkać się z tym człowiekiem w innym terminie? Wracasz do zdrowia bardzo szybko...

- Niestety, on przyjeżdża do Denver tylko na jeden dzień. Sabrina poszła poprosić Jenningsa, by przygotował Calebowi jakieś wygodne ubranie.

Gdy wróciła do pokoju, Caleb ciągle siedział na brzegu łóżka. Był tak blady, że Sabrina zaczęła się obawiać, czy nie zemdleje. Z pomocą Jenningsa sprowadziła go ze schodów.

- Może wezwę taksówkę? - zaproponowała.

- Nie, nie ma już na to czasu, ty będziesz musiała mnie podwieźć.

- W takim razie wezmę coś, co można będzie podłożyć ci pod nogę. - Szybko pobiegła na górę i zabrała kilka poduszek.

Caleb ledwo się zmieścił na tylnym siedzeniu jej samochodu. Sabrina podłożyła mu poduszki pod chorą nogę i powoli ruszyli.

- Jak można jeździć tak małym samochodem? - marudził Caleb. - Czuję się tu jak sardynka w puszce.

- Tak się składa, że bardzo lubię moje auto - odpowiedziała chłodno. - Dostałam je od dziadka, gdy zrobiłam prawo jazdy.

W samochodzie na moment zapanowała cisza, a po chwili rozległ się zaniepokojony głos Caleba.

- Czy to było dawno?

- Kilka lat temu, nie bój się - roześmiała się.

- Obawiam się, że jazda z tobą może być równie niebezpieczna, jak podróż ciężarówką bez hamulców po górskich serpentynach - mruknął niby to żartem. - Ale tak naprawdę, to w żadnym samochodzie nie czuję się dobrze - dodał spokojniejszym już tonem.

- No tak, przecież ty jesteś fanem motocykli. - Przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie.

- I to od zawsze - wyznał. - Gdy tylko dojdę do siebie, zabiorę cię na przejażdżkę, sama się przekonasz jaka to frajda.

Sabrina nie przyznała się, że trochę boi się motocykli. Zresztą, jakie to miało teraz znaczenie? Obecnie powinna skupić się na bezpiecznym dowiezieniu Caleba do Tanner Electronics.

- Oj, chyba moja noga znalazła się w niewłaściwej pozycji! - krzyknął Caleb.

Sabrina zjechała na chodnik i zatrzymała się.

- Może jednak wezwiemy taksówkę? - zaproponowała.

- Nie, straciłem sporo energii, żeby jakoś upchnąć się w tym samochodzie, nie chcę powtarzać tej operacji od nowa.

Sabrina nagłe wpadła na świetny pomysł. Rozłożyła przednie siedzenie, żeby Caleb mógł jechać w pozycji półleżącej. Tak było mu najwygodniej i w końcu bardzo powoli, omijając wszelkie nierówności jezdni, Sabrina dowiozła Caleba pod siedzibę Tanner Electronics.

- Zaprowadzę cię na górę i pojadę do miasta. Zadzwonisz, gdy skończysz spotkanie i wtedy od razu po ciebie przyjadę - zaproponowała.

- Chyba żartujesz? Chcesz mnie zostawić samego? - oburzył się.

- Jest tu przecież co najmniej sto osób czekających na każde twoje skinienie - odpowiedziała spokojnie. Postanowiła nie poddać się tak łatwo.

- Ale nikt nie wie tak dobrze jak ty, jak postępować z moją chorą nogą. Nie, bezwzględnie jesteś mi potrzebna - potrząsnął głową. - Poza tym to bardzo ważne spotkanie, nie mogę zabrać osoby, do której nie mam bezgranicznego zaufania...

Sabrina popatrzyła na niego zdumiona. Czy to właśnie jej jest gotów powierzyć sekrety swojej firmy? Jego mina najwyraźniej to potwierdzała. Podejrzewała, że ten facet jeszcze nieraz ją zaskoczy.

- Po wiec mi więc, cóż to za ważna osoba, z którą masz spotkanie? - spytała.

- Łowca głów.

- Hm, a kogo poszukujesz?

- Kogoś na moje miejsce - odparł spokojnie.

- Jak to? Nie chcesz być prezesem zarządu? Dlaczego?

- Żeby mieć dla ciebie więcej czasu, kotku - odparł słodko. Spojrzał jej w oczy tak niewinnie, jak wilk Czerwonemu Kapturkowi.

Nie znosiła, gdy żartował z niej w taki sposób i traktował ją jak idiotkę.

Zaparkowała bardzo blisko wejścia. Ciekawa była, jak wygląda gabinet Caleba w Tanner Electronics. Na razie jednak skupiła się na tym, by pomóc mu wysiąść z samochodu. O dziwo, poszło znacznie łatwiej niż przy wsiadaniu.

Caleb mocno wsparł się z jednej strony na ramieniu Sabriny, a z drugiej na kuli, i całkiem raźno ruszył do przodu, mocno przy tym utykając.

Na dole powitała ich recepcjonistka. W ogóle nie wydawała się zdziwiona, że Caleb wkracza tu w towarzystwie podtrzymującej go kobiety.

Gabinet Caleba zaskoczył ją. Spodziewała się ekstrawaganckiego i eleganckiego, raczej zimnego wnętrza. Tymczasem ujrzała miękkie, puszyste wykładziny, antyczne meble i stonowane kolory.

Sabrina spoglądała zamyślona w okno. Nie zauważyła nawet, kiedy Caleb, już przebrany w garnitur, wrócił z łazienki. Dopiero głos Jake'a wyrwał ją z zadumy.

- Caleb, pozwól, że ci przedstawię prezesa agencji Maxwell House - Jake rozpoczął prezentację.

- Prezesa Maxwell House? - Sabrina gwałtownie odwróciła się od okna.

Mężczyzna, który stał obok Jake'a, od razu ją dostrzegł. Zignorował wyciągniętą w jego stronę dłoń Caleba i podszedł do Sabriny. Caleb odwrócił się w ich stronę i błyskawicznie ocenił sytuację.

Sabrina pomyślała, że Mason Maxwell bardzo się zmienił. Chociaż dobiegał czterdziestki, nadal był przystojny, lecz teraz wyglądał jak twardy, bezwzględny rekin finansjery, a przecież kiedyś taki nie był... No cóż, nie widziała go ładnych kilka lat.

- Sabrina... - Mason wciąż był nieco wytrącony z równowagi. - Co ty tutaj robisz? Nie widziałem cię...

- Kilka lat... - podpowiedziała uprzejmie.

Nagle jakby sobie przypomniał, z jakiego powodu tu przyjechał. Spojrzał na Caleba i dostrzegł jego ogromne zaskoczenie.

- Oczywiście, moja droga, nie będę na tyle nietaktowny, by teraz wspominać szczegóły naszego ostatniego spotkania. - Starał się, by jego głos zabrzmiał żartobliwie. - Ale mam nadzieję, że spotkamy się później i opowiemy sobie, co się z nami działo przez ostatnie kilka lat.

Rozdział 5

- Gdy tylko przeczyta pan te dokumenty, możemy rozpocząć naradę - powiedział Caleb, wręczając Masonowi Maxwellowi dość wypchaną teczkę. - Sabrina w tym czasie zajmie się swoimi sprawami.

Odetchnęła z ulgą. Starała się zachowywać naturalnie, ale przychodziło jej to z najwyższym trudem.

- Znam dobrze dokumenty, jakie panowie przysłaliście mi wcześniej, więc zobaczę tylko, co tu jest nowego - oświadczył Mason, po czym z lekkim uśmiechem na twarzy odwrócił się w stronę Sabriny. - Zadzwonię do ciebie później, moja droga, i pogadamy o dawnych czasach.

Caleb z trudem usiadł na swoim ulubionym fotelu. Nogę położył na pudle z książkami, które wcześniej specjalnie ustawił tam Jake. Kostka bolała go jak diabli, nie było wątpliwości, że za wcześnie zaczął ją forsować.

Sabrina pożegnała się i szybko wyszła.

- Przepraszam panów za zamieszanie, które spowodowałem, ale spotkanie z Sabrina to dla mnie kompletne zaskoczenie - tłumaczył się niezbyt zręcznie Mason, gdy zostali już tylko w męskim gronie.

- Zauważyłem - odparł chłodno Caleb.

- Czy Sabrina jest pana asystentką? - dopytywał się Mason, zupełnie nie zrażony jego chłodem. - Skoro tak, to może ja zgłoszę swoją kandydaturę? - Roześmiał się.

Jakie to żałosne, gdy ktoś śmieje się z własnych żartów, pomyślał Caleb. Ten facet chyba uważa, że jest niezwykłe dowcipny.

- Ilu ma pan dla nas kandydatów? - Caleb postanowił zachowywać się oficjalnie.

- Z pewnością nie tak wielu, jak być może panowie się spodziewali. Za to ci, których znalazłem, to ludzie o najwyższych kwalifikacjach. Dołożyliśmy wszelkich starań, żeby spełnić oczekiwania Tanner Electronics.

Calebowi trudno się było skupić na rozmowie. Cały czas zastanawiał się, co też mogło łączyć Masona Maxwella z Sabriną, i o jakich to dawnych czasach zamierzają ze sobą porozmawiać. Nie potrafił jej sobie wyobrazić u boku takiego faceta...

Sabrina przez chwilę zastanawiała się, co robić. Mogła wyjść z Tanner Electronics. Wówczas Caleb zadzwoniłby do niej na komórkę po skończonej naradzie. Jednak wydawało się jej, że to spotkanie nie potrwa dłużej niż godzinę, więc i tak niewiele przez ten czas zdołałaby załatwić. Postanowiła zatem usiąść w sekretariacie, przez który wchodziło się do gabinetu Caleba, napić się kawy i przejrzeć prasę. Nalała sobie filiżankę aromatycznego płynu i sięgnęła po gazetę. Niestety, w ogóle nie była w stanie skupić się na lekturze. Spotkanie z Maxwellem wytrąciło ją z równowagi. Odłożyła gazetę i pogrążyła się w rozmyślaniach.

Spotkanie Masona Maxwella w Tanner Electronics zakrawało na głupi kawał złośliwego losu. Zdawało się tak mało prawdopodobne, że prawie niemożliwe. Jednak widocznie jej przytrafiały się rzeczy niemożliwe.

Sabrina wiedziała, że Mason nadal utrzymywał kontakty towarzyskie z jej rodziną. Gdyby do rodziców dotarły wieści, że córka się zaręczyła, pewnie nie byliby zadowoleni, że dowiadują się o tym z drugiej ręki. Postanowiła jednak na razie się tym nie przejmować. W razie czego wytłumaczy rodzicom całą sytuację, w końcu jest dorosła i może robić, co chce.

Nie była również zadowolona z tego, że Mason dał do zrozumienia, że coś ich kiedyś łączyło. Podejrzewała, że Caleb pomyślał sobie, iż Maxwell był jej narzeczonym. Właściwie, dlaczego ja się tym przejmuję? - pytała się w myślach. Caleba nie powinna interesować moja przeszłość. Może w ogóle nie zwrócił uwagi na słowa Masona. Nie, znała Caleba na tyle, że doskonale wiedziała, iż ta informacja nie uszła jego uwagi.

A właściwie może nawet zabawniej byłoby nie wyprowadzać go z błędu? Niech sobie myśli, że była związana z Masonem, przemknęło jej przez głowę.

Gazeta, którą odłożyła, otworzyła się na stronach z ogłoszeniami. Przyszło jej do głowy, żeby przejrzeć oferty ekip malarskich i budowlanych. Jej myśli zaczęły krążyć wokół innej sprawy. Zastanawiała się nad... zmianą wystroju domu Caleba. Uwielbiała robić takie rzeczy, lecz w tym wypadku powinna dać sobie spokój. Przecież takie prace na pewno potrwają znacznie dłużej niż wyleczenie chorej kostki... Musiałaby zatem widywać się z Calebem nawet po tym, gdy dojdzie już do zdrowia, a to było raczej niewskazane... Trochę szkoda, bo miała wielką ochotę zająć się tym domem. Podobał jej się.

Pierwszym krokiem powinno być znalezienie odpowiedniej ekipy, zaplanowanie koniecznych prac i zrobienie kosztorysu. Potem mogłaby zająć się tym, co najbardziej lubi, czyli kolorystyką i umeblowaniem.

Postanowiła przez chwilę poudawać, że Caleb zlecił jej remont domu. Otworzyła gazetę i zaczęła przeglądać ogłoszenia firm budowlanych. Było ich tyle, że przynajmniej z terminem rozpoczęcia prac nie powinno być kłopotu. Jednak nie chciała angażować pierwszej lepszej ekipy, ta praca powinna być wykonana perfekcyjnie. W tym wypadku zależało jej na opinii Caleba.

Była tak pogrążona w myślach, że nie zauważyła Masona Maxwella, który właśnie wszedł do sekretariatu. Caleba i Jake'a nie było, widocznie naradzali się po skończonej rozmowie z Maxwellem.

- O, jeszcze tutaj jesteś - ucieszył się Mason. - Myślałem, że już cię nie zastanę.

- Ja tu pracuję - odparła spokojnie. Postanowiła nie wyprowadzać go z błędu. Może to i lepiej, że uważał ją za asystentkę Caleba.

- Szkoda, że nie chciałaś pracować w mojej firmie... byłabyś świetną sekretarką i nie musiałabyś się o nic martwić...

- Tak, pamiętam dobrze twoją propozycję: pilnowanie terminów twoich spotkań, porządkowanie dokumentów i podawanie ci kawy... Pewnie uważałeś, że tylko do tego się nadaję - powiedziała z goryczą w głosie.

- Dobrze wiesz, że oferowałem ci znacznie więcej... Proponowałem ci małżeństwo...

- O! Nie wiedziałam, że Caleb ma nową sekretarkę. - Do pokoju weszła wysoka, młoda kobieta. Zmierzyła Sabrinę od stóp do głów nieprzyjaznym wzrokiem.

- Wcale nie jestem sekretarką - burknęła Sabrina. - W tej chwili Calebowi nie można przeszkadzać. Może pani zostawi wiadomość, chętnie przekażę.

- Och, ależ ja muszę porozmawiać z nim osobiście, mam dla niego prezent - odpowiedziała wyniośle nieznajoma. - O, Caleb! - zawołała. - Mój Boże! Wyglądasz...

- Blado? - wpadł jej w słowo Caleb.

- Ależ skąd! - zaprzeczyła energicznie. - Wyglądasz nieprawdopodobnie męsko. - Zniżyła głos do chrapliwego, w swym mniemaniu zapewne seksownego, szeptu.

Sabrina patrzyła na kobietę ze zdziwieniem. Poznała już Angelique i Muffy. Teraz miała przed sobą kolejną wielbicielkę Caleba. Nigdy nie przypuszczała, że niektóre kobiety potrafią być tak głupie i nachalne.

- Mam dla ciebie prezent, kupiłam ci nową, wspaniałą grę i mam nadzieję, że...

- To bardzo miło z twojej strony Candi, dziękuję - znów jej przerwał Caleb. - Daj grę Sabrinie. Ona teraz zajmuje się moimi sprawami.

- Może pokażę ci, jak w nią grać... - nie dawała za wygraną Candi.

- Teraz jestem zajęty - odpowiedział twardo Caleb.

- Mogę wpaść do ciebie do domu, na przykład dziś wieczorem. .. - Candi przechyliła zalotnie głowę.

- Musisz to ustalić z Sabrina - odparł. - To ona teraz rządzi w moim domu... - Zawiesił głos. - Nie wiem, jakie ma na dziś plany.

Mason otworzył ze zdziwienia usta.

- Sabrina u ciebie mieszka? - wymamrotał.

Caleb objął Sabrinę ramieniem, udając, że nie usłyszał pytania Masona. Cały czas zwracał się do Candi.

- Widzisz, sytuacja się zmieniła. - Pocałował Sabrinę w czubek głowy. - Jesteśmy prawie nierozłączni.

Sabrina miała ochotę kopnąć Caleba w bolącą kostkę. Zerknęła ukradkiem na pobladłą twarz Masona. Jednak już po chwili cała ta sytuacja zaczęła ją bawić.

- To miłe, że pani tak się troszczy o Caleba - zwróciła się do Candi ze słodkim uśmiechem. - Dziękuję za prezent, tak rzadko wychodzimy teraz z domu, że gra bardzo nam się przyda.

Gdyby wzrok mógł zabijać, Sabrina z pewnością byłaby już martwa.

- Ona z tobą mieszka? - Candi postanowiła ostatecznie wyjaśnić sytuację.

- Tak, mieszkamy razem - przyznał Caleb i jakby na potwierdzenie swoich słów objął Sabrinę i przytulił do siebie. To było bardzo dziwne, ale jej ciało natychmiast zareagowało na ten dotyk. Leciutko zadrżała i delikatnie oparła głowę na jego ramieniu.

Mason stał z na wpół otwartymi ustami. Sabrina przez krótki moment miała ochotę serdecznie się roześmiać. Nieoczekiwanie dla samej siebie zapragnęła pokazać Masonowi, a także Candi, że z Calebem łączy ją coś naprawdę poważnego.

Uniosła głowę i z lekko rozchylonymi ustami zajrzała Calebowi w oczy. Wyglądała tak, jakby zapraszała go do pocałunku.

Caleb postąpił zupełnie odruchowo. Na oczach zadziwionych gości pocałował jej rozchylone usta. Nie wiedział dlaczego to zrobił, nie planował tego.

Pocałunek był delikatny, a jednak przez ich ciała przebiegł dreszcz. Przez bardzo krótką chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy jak zaczarowani. Byli zdziwieni, że zwykły pocałunek sprawił im tyle przyjemności.

Pierwsza otrząsnęła się z tego czaru Sabrina.

- Kochanie, jak zwykle rozmazujesz mi szminkę - powiedziała z frywolnym uśmieszkiem. Postanowiła udawać przed Calebem, że pocałunek nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Jednak w rzeczywistości serce waliło jej tak mocno, że bała się, iż wszyscy to usłyszą.

- Twoje usta są tak śliczne, że nie musisz się tym przejmować. - Pogłaskał ją czule po policzku.

Nieznacznie odsunęła się od niego, spojrzała na wszystkich obecnych i szybko przygryzła wargi, by powstrzymać wybuch śmiechu. Mason uniósł ze zdziwienia brwi tak wysoko, że zniknęły pod linią włosów. Jake z niedowierzaniem potrząsał głową, a Candi zacisnęła dłonie w piąstki tak mocno, że zbielały jej kostki. Na dodatek wyglądała tak, jakby miała się za chwilę rozpłakać.

- Gratuluję wam - wysyczała po chwili i wypadła z pokoju, nie żegnając się z nikim.

- My chyba już panów pożegnamy. - Caleb uprzejmie ukłonił się Masonowi i Jake'owi. - Pojedziemy do domu, Sabrino. - Uśmiechnął się do niej i znów objął ją ramieniem.

- Dobrze, kochanie. - Jego słowa spowodowały, że poczuła się nieswojo. Obecność innych ludzi dodawała jej pewności siebie. Sam na sam z Calebem czuła się niepewnie. - Pewnie jesteś okropnie zmęczony...

- Ależ nie, choć muszę przyznać, że noga trochę mnie boli - odparł. - Spieszę się do domu, bo marzę o czułym sam na sam...

Zaczerwieniła się. Nie była tak dobrą aktorką, jak myślała. Odgrywanie czułych scenek z Calebem przychodziło jej trudniej, niż się spodziewała. Mimo licznych postanowień nie była tak obojętna, jak by sobie tego życzyła.

- Nie wiedziałam, że lubisz tego typu gry - powiedziała z lekką pretensją w głosie, wskazując pudełko, które Caleb dostał od Candi.

- To nie żadna głupia gra, tylko symulator lotu - bronił się Caleb.

- Może ci się podoba dlatego, że dostałeś ją od Candi? - Postanowiła odegrać zazdrosną.

- Ależ, kochanie, przecież wiesz, że od kiedy poznałem ciebie, żadna inna kobieta się dla mnie nie liczy.

- Chodźmy już do domu, nie musimy prowadzić takich rozmów publicznie - ucięła Sabrina. Miała dosyć przedstawienia.

- Jej słowo jest dla mnie rozkazem. - Caleb z uśmiechem spojrzał na Jake'a i Masona. - Wkrótce się zobaczymy. - Panowie uścisnęli sobie dłonie. - Muszę chyba dać mojej nodze nieco odpocząć.

- Do widzenia, Sabrino. - Mason był tak oszołomiony tym, co zobaczył, że nie powiedział nic więcej.

- Do widzenia - odparła spokojnie.

W drodze powrotnej obydwoje milczeli. Sabrina czuła się jak zwykle skrępowana bliskością Caleba. Zastanawiała się, czy on również czuje się nieswojo.

Zerknęła na niego spod oka. Nie, nie wyglądał na człowieka, który jest czymkolwiek zdenerwowany, był po prostu zamyślony.

Była ciekawa, co tak zaprząta jego umysł, wolała jednak nie pytać. Zaczęła się zastanawiać nad swoim zachowaniem. Dlaczego farsa z udawaniem narzeczonej Caleba zaszła tak daleko? Co miał znaczyć ten pocałunek w biurze? Czy popchnęła ją do tego obecność Masona Maxwella? Nie, Mason nic dla niej nie znaczył, nie budził żadnych emocji.

- Opowiedz mi o Masonie Maxwellu - poprosił znienacka Caleb.

- Co mam ci opowiedzieć? - zjeżyła się.

- Wszystko, co wiesz - odparł spokojnie. - Chyba będziemy razem pracować i chciałbym wiedzieć o nim jak najwięcej.

Caleb uważnie obserwował Sabrinę. Specjalnie zadał pytanie w taki sposób, by pomyślała, że chodzi mu o jej osobiste kontakty z Maxwellem. Zauważył, że w jej oczach w pierwszej chwili pojawiła się czujność. Jednak coś ich łączyło, pomyślał dziwnie niezadowolony.

- Masz zamiar z nim pracować? - spytała z niechętnym zdziwieniem.

- To jeszcze nie jest do końca postanowione, w każdym razie w najbliższym czasie czeka nas co najmniej kilka spotkań. Maxwell ma dla nas kilku kandydatów i musimy sprawdzić, czy są to właściwi ludzie na to stanowisko - wyjaśnił spokojnie.

- Hm... Z pewnością jest dobry w tym, co robi - powiedziała ostrożnie.

- To już zauważyłem - uśmiechnął się pod nosem Caleb. - Pytam o twoje prywatne zdanie na jego temat...

- Ja cię nie wypytuję o wszystkie kobiety, z którymi się spotykałeś - odparła, zadziornie unosząc podbródek. - A gdybym zapytała, to pewnie nie starczyłoby nam następnych kilku tygodni na odpowiedź...

- A więc spotykałaś się z nim? - przerwał potok jej słów. Wydawało się, że jest całkowicie spokojny, zadał to pytanie nie zdradzającym najmniejszych emocji głosem. Jednak w środku aż wrzał ze złości. Jak ona mogła spotykać się z takim miałkim, wymoczkowatym, cynicznym facetem? Nie rozumiem kobiet i nigdy ich nie zrozumiem, powtarzał sobie w duchu.

- Niezbyt długo - odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia. - Mój ojciec bardzo go lubił.

- I to był wystarczający powód? - W jego głosie słychać było lekką drwinę.

- Nie znasz mojego ojca. - Sabrina postanowiła nie reagować na zaczepki i spokojnie wyjaśnić sytuację. Poznała już Caleba od tej strony i wiedziała, iż będzie drążył tak długo, aż wyciągnie z niej wszystkie interesujące go informacje. - Lubił Masona tak bardzo, że chętnie by go zaadoptował.

- A jak się poznaliście?

- Pracowałam wtedy w domu maklerskim...

- Maxwell był inwestorem, czy starał się załatwić twojemu szefowi pracę w lepszej firmie - wszedł jej w słowo. - A swoją drogą, ciekawe dlaczego pomyślał, że jesteś moją sekretarką...

- Widocznie tak jak ty uważa, że nadaję się tylko do podawania kawy i układania dokumentów. - Nawet nie próbowała ukryć rozgoryczenia.

- Co ty opowiadasz, mnie na pewno nigdy nie przyszłoby do głowy, że jesteś sekretarką - odpowiedział szczerze. - Dlatego właśnie się zdziwiłem. Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś wykonywać taką pracę.

- Masona mogło zmylić to, że siedziałam za biurkiem sekretarki. - Słowa Caleba sprawiły jej przyjemność - Zresztą w biurze maklerskim pracowałam właśnie jako sekretarka i recepcjonistka, ale to było wiele lat temu... Niedługo potem wpadłam na pomysł z Wypożyczalnią Żon. - Zamyśliła się.

- Mason ci go podsunął?

- W pewnym sensie tak. Uważał, że praca w biurze maklerskim jest nie dla mnie, że za bardzo mnie stresuje i pochłania zbyt wiele czasu... Uważał, że powinnam zajmować się domem - powiedziała z goryczą.

- Jego domem? - spytał niespodziewanie Caleb.

Zapadło milczenie. Sabrina starała się nie okazywać żadnych emocji. Pomyślała jednak, że nie ma powodów, by okłamywać Caleba.

- Tak, chciał, żebym została jego żoną - odparła. - Ale ja nigdy nie widziałam się w tej roli, nie mówiąc już o uczuciach. .. Chciałam sama kierować swoim życiem, a nie zdawać się na męża. Marzyłam o tym, żeby sama podejmować decyzje, działać, wziąć sprawy we własne ręce... - Popatrzyła na Caleba, żeby przekonać się, czy jej słucha.

Wpatrywał się w nią bez cienia drwiny, ze skupioną i poważną twarzą. Czuła, że w duchu przyznaje jej rację.

- Przyszło mi do głowy, że skoro każdy mężczyzna marzy, by ktoś mu prowadził dom, robił zakupy, przygotowywał przyjęcia, to Wypożyczalnia Żon jest dobrym pomysłem. Znalazłam wspólniczki i założyłam firmę, która, jak sam mogłeś się przekonać, działa do dziś.

- Czy twoja matka też pragnęła, żebyś poślubiła Masona Maxwella?

- Tak, w tej kwestii moi rodzice byli niezwykle zgodni - odparła z goryczą. - Gdy powiedziałam, że odrzuciłam jego oświadczyny, a na dodatek mam zamiar prowadzić własną firmę, zapowiedzieli, że mnie wydziedziczą i że od tej pory nie mogę liczyć na jakąkolwiek pomoc finansową z ich strony.

- Może gdyby zjawił się inny kandydat, to zmieniliby zdanie - powiedział z namysłem.

- Mówisz tak, jakbyś chciał ogłosić nasze zaręczyny - zażartowała.

- Nie, na razie nie ma chyba takiej potrzeby. Nadal będziemy mieszkać razem bez ślubu. - Również się roześmiał.

- To i tak znacznie więcej, niż proponowałem jakiejkolwiek kobiecie - dodał poważnie.

- Skoro mamy mieszkać, jak to nazwałeś „bez ślubu", to powinnam zacząć dbać o swoją opinię. Wobec tego rozgłoszę wszem i wobec, że zgubiłam pierścionek zaręczynowy - Sabrina wróciła do żartobliwego tonu.

Caleb popatrzył na nią z namysłem, jakby coś jeszcze chciał powiedzieć. Jego spojrzenie speszyło ją, nagle odechciało jej się żartów.

- Jesteś wyjątkową kobietą - powiedział z niezwykle poważną miną. - Muszę przyznać, że jak dotąd nie poznałem drugiej takiej...

- Chyba trochę przesadzasz... - szepnęła. - Właściwie, co masz na myśli?

- Jestem pewien, że żadna ze znanych mi kobiet nie odrzuciłaby propozycji małżeństwa, dzięki któremu mogłaby dostać wszystko...

- Wszystko prócz miłości - przerwała mu.

- Tak, to prawda, ale według mnie prawdziwa miłość w ogóle nie istnieje - odparł z goryczą. - Poza tym, odrzucając propozycję Masona, praktycznie zostałaś zdana tylko na siebie. Twoi rodzice stanęli po jego stronie.

- To prawda, ale jestem dorosła i sama chcę decydować o swoim życiu. Dla mnie czasy, w których to ojciec decydował o tym, za kogo jego córka ma wyjść za mąż, dawno minęły.

Rozdział 6

Cale sobotnie przedpołudnie spierali się o to, czy Caleb ma pójść z Sabriną na przyjęcie do Cassie. Sabrina nie mogła pojąć, dlaczego mu tak bardzo na tym zależy. Natomiast Caleb okazał się nad podziw uparty i nie trafiały do niego żadne rozsądne argumenty.

W końcu niechętnie, ale ustąpiła. Łatwiej by mi chyba było zdobyć Nobla w dziedzinie fizyki niż przekonać tego uparciucha, przyznała w duchu z rezygnacją.

Pod wieczór łudziła się nadzieją, że Caleb zaśnie i uda jej się po cichu wymknąć z domu. Zostawiła go z kolorowym czasopismem w dłoni, odpoczywającego na kanapie.

Jednak gdy na palcach weszła do pokoju, okazało się, że Caleb wcale nie śpi.

- Właśnie czekam na kogoś, kto pomoże mi założyć buty - powitał ją wesoło.

- Jesteś nie do zdarcia - jęknęła. - Może jeszcze raz to przemyśl, nie powinniśmy chadzać razem na przyjęcia... - Popatrzyła wymownie na jego kostkę. - Nie boisz się, że tym razem też spotka cię coś przykrego?

- Lubię ryzyko - stwierdził z łobuzerskim uśmieszkiem. - A poza tym jestem pewien, że będziesz uważać, o ile oczywiście nie marzysz o tym, by opiekować się mną jeszcze kilka tygodni dłużej...

- O nie! - wykrzyknęła, zanim zastanowiła się, że może mu sprawić przykrość.

Faktycznie Caleb poczuł się trochę urażony.

- Nie spodziewałem się, że moje towarzystwo jest dla ciebie aż tak trudne do zniesienia - powiedział. - I nie tłumacz się, twój okrzyk powiedział mi wszystko.

- Nie udawaj, że cię to choć trochę obchodzi - próbowała jakoś naprawić swoją gafę.

Caleb nic nie odpowiedział. Sabrina w milczeniu pomogła mu założyć buty.

- Tylko proszę cię, nie odgrywajmy tym razem komedii. Nie zależy mi na tym, by wszyscy moi znajomi uważali nas za parę - powiedziała, gdy zaczęli zbierać się do wyjścia.

- Przecież i tak już wszyscy o tym wiedzą. Jeśli nie od Angelique czy Muffy, to z pewnością Jake im powiedział. To na tyle sensacyjna wiadomość, że na pewno będziemy atrakcją wieczoru - stwierdził z zaskakującą wesołością.

- Chyba masz rację - westchnęła ciężko. Może to i lepiej, że idą razem, bo w tej sytuacji przynajmniej nikomu nie będzie wypadało wypytywać jej o nowego faceta.

- Na następne Halloween na wszelki wypadek włożę żelazną zbroję - zrzędził Caleb.

- Nie bój się, może za rok to nie ja będę organizowała przyjęcie - odcięła się.

- Jak to, a stały kontrakt z Tanner Electronics? Już o tym zapomniałaś?

- Nie, nie zapomniałam - odparła. - Uważam jednak, że wiele rzeczy może się zdarzyć.

- Ja zawsze dotrzymuję obietnic, pamiętaj o tym - powiedział poważnie.

- Nie zapomnę - odpowiedziała równie serio. - Blado wyglądasz - stwierdziła, przyglądając mu się bacznie. - Czy jesteś pewien, że chcesz ze mną iść?

- Miło mi, że tak się o mnie troszczysz. - Dotknął jej dłoni i delikatnie pogładził.

Sabrina zadrżała. Ta niespodziewana pieszczota obudziła jej zmysły. Nagle zapragnęła, żeby Caleb ją przytulił i pocałował.

Chyba chodziło mu po głowie to samo. Przysunął się do niej tak blisko, że czuła ciepło jego ciała. Ich usta dzieliło tylko kilka centymetrów.

- Zostanę w domu, jeśli ty zostaniesz ze mną - wyszeptał kusząco.

Sabrina nie miała wątpliwości, co jej proponuje. Najgorsze w tym w wszystkim było to, że chętnie przystałaby na jego propozycję. Nie wiedziała, jak to się stało, ale pragnęła Caleba, mimo że miała mu tak wiele do zarzucenia. Nie podobało jej się, że tak lekko traktuje kobiety, że jest podrywaczem, zwyczajnym playboyem. Jednak nie potrafiła oprzeć się jego urokowi. W Calebie było coś, co przyciągało kobiety jak magnes. Uległa tej sile.

Pragnęła, żeby ją pieścił, całował, dotykał. W tej chwili była gotowa zapomnieć o wszystkich swoich zasadach, choć wiedziała, że pewnie bardzo szybko by tego żałowała. Za wszelką cenę starała się odzyskać panowanie nad sobą i nie ulec impulsowi, który mógłby ją bardzo drogo kosztować.

- Nie zostanę... - odpowiedziała nieco schrypniętym głosem.

- Po co nam przyjęcie... we dwójkę też można się świetnie bawić. - Caleb położył dłonie na jej biodrach.

To zdanie ją otrzeźwiło. A więc dla niego to była tylko zabawa, kolejny niezobowiązujący flirt. Odsunęła się od Caleba z najwyższym trudem. Miała wrażenie, jakby pokonywała niewidzialne zapory.

Dlaczego jestem taka głupia? Dlaczego w ogóle przyszło mi do głowy, że on może się zmienić, beształa się w duchu.

- To nie jest najlepszy pomysł - odpowiedziała, ze wszystkich sił starając się, by jej głos brzmiał naturalnie. - Przypominam ci, że jeszcze niedawno przekonywałeś mnie, iż nie chodzi ci o...

- To nie był mój plan. - Jego głos brzmiał zmysłowo. - Ale wydaje mi się, że między nami coś zaiskrzyło... Ty też twierdziłaś, że w żadnym wypadku nie wyobrażasz nas sobie razem, a widzę, że jednak jest inaczej...

- Wydaje ci się! - ucięła szybko. Odwróciła głowę, żeby nie widział, że się zaczerwieniła. - Nie ma o czym mówić. Poza tym nie chciałabym się spóźnić na przyjęcie do Cassie, więc jeśli zdecydowałeś się iść ze mną, to chodźmy.

- Chodźmy. - Caleb wziął ją pod rękę. Zrobił to w tak pieszczotliwy sposób, że Sabrinę znów przeszedł dreszcz. Miała wrażenie, że się zapada, że wciąga ją w odmęty niezwykle silny wir.

Muszę wyzwolić się z tego czaru, pomyślała z rozpaczą. Oby wreszcie obudził się mój instynkt samozachowawczy...

Calebowi zajęło trochę czasu usadowienie się w ciasnym samochodzie Sabriny. Podjechali jeszcze do niej do domu, by mogła szybko się przebrać i zabrać trochę rzeczy. Przyjęcie miało odbyć się w siedzibie Wypożyczalni Żon. Dotarli z mniej więcej półgodzinnym opóźnieniem i wokół aż gęsto było od gości.

Sabrina wzięła głęboki oddech. Czuła się jak przed bardzo ważnym egzaminem.

- Już się zaczynałam martwić, że coś się stało. - Na spotkanie Sabrinie wyszła Paige. Jej spojrzenie skupiło się za plecami przyjaciółki, na Calebie. - No, ale teraz już rozumiem, skąd to spóźnienie - uśmiechnęła się porozumiewawczo.

Sabrina również się uśmiechnęła, postanowiła za wszelką cenę zachowywać się naturalnie. Co innego jednak chcieć, a co innego móc. Cassie zaprosiła chyba całe miasto...

- Ciągle cię nie ma w domu - odezwała się z wyrzutem Paige. - Kilka razy nagrałam się na sekretarkę, ale nie oddzwoniłaś. Gdzie ty właściwie się podziewasz?

- To przeze mnie nie ma jej w domu - odezwał się Caleb, zanim Sabrina zdążyła otworzyć usta. - Trudno mi bez niej wytrzymać choćby kilka godzin, ale to chyba w mojej sytuacji nic dziwnego. - Spojrzał wymownie na Paige.

- No tak. - Paige zerkała raz na jedno, raz na drugie.

- Caleb, usiądź natychmiast na kanapie - zakomenderowała Sabrina. Za wszelką cenę postanowiła nie dopuścić do przedstawienia, do którego szykował się jej kłopotliwy podopieczny. - Lekarz zabronił ci forsować nogę.

- O właśnie, oto dowód, że nikt o mnie lepiej nie zadba. - Caleb rozłożył ręce.

- Usiądź, proszę - powtórzyła z naciskiem Sabrina.

- Musimy sprawdzić, co się dzieje w kuchni. - Paige postanowiła wybawić przyjaciółkę z kłopotliwej sytuacji.

Sabrina odetchnęła z ulgą. Robię to wszystko dla Wypożyczalni Żon, powtarzała sobie w duchu. Wszystkie trzy pracowałyśmy bardzo ciężko i w żadnym wypadku nie mogę dopuścić, żebyśmy straciły naszego najlepszego klienta. Firma warta jest takiego poświęcenia.

Nie dawała jej spokoju jeszcze jedna sprawa. Oprócz tego, że razem prowadziły firmę, były też prawdziwymi przyjaciółkami. Teraz zastanawiała się, czy powiedzieć Paige i Cassie prawdę, czy też, tak jak się umawiała z Calebem, nadal odgrywać komedię. Nie miała ochoty oszukiwać przyjaciółek i najchętniej wyznałaby im prawdę. Ale z drugiej strony wiedziała, że jeśli opowie im, jak to Caleb zaszantażował ją utratą kontraktu i zażądał, aby odstraszała od niego wszystkie natrętne wielbicielki, to Paige i Cassie natychmiast wpadną we wściekłość.

Wściekną się oczywiście na Caleba.

Wolała sobie nawet nie wyobrażać, co by się zaraz zaczęło dziać. Podejrzewała, że przyjaciółki niczym dwie tygrysice rozszarpałyby Caleba na strzępy.

Nie ma co, jak powiem im prawdę, to możemy na zawsze pożegnać się ze zleceniami od Tanner Electronics. Zrobiłam już tak dużo, że dam radę wytrzymać jeszcze kilka dni, pomyślała.

Postanowiła nie mówić przyjaciółkom prawdy.

To oznaczało, że będzie musiała odgrywać przed nimi komedię, i to na tyle dobrze, by niczego nie zaczęły podejrzewać. Niełatwo oszukać osoby, które dobrze nas znają. W końcu wiedziały o niej sporo i mogą nie uwierzyć, że związała się z takim mężczyzną jak Caleb.

- Sabrino, co się z tobą dzieje?! - zawołała Paige, gdy tylko zniknęły z pola widzenia Caleba. - Dlaczego spośród wszystkich facetów, którzy się koło ciebie kręcili, wybrałaś właśnie tego?

- No cóż, przecież widzisz, jaki jest przystojny, uroczy, niezwykły...

- Nie poznaję cię - przerwała jej Paige. - Chyba nie jesteś aż tak zaślepiona! To kobieciarz i podrywacz jakich mało! Jak mogłaś tak szybko uwierzyć, że jest tobą poważnie zainteresowany?

Sabrina zadrżała, przez chwilę było jej naprawdę przykro. Chyba zbyt utożsamiam się z rolą, którą odgrywam, strofowała się w duchu. Z drugiej jednak strony nie wiedziała, co ma odpowiedzieć przyjaciółce. To duży błąd, bo właściwie powinna spodziewać się takiego pytania.

- Kochanie, nie chcę, żeby złamał ci serce - powiedziała Paige, gdy Sabrina nadal milczała.

- Nie bój się, nic takiego się nie stanie. - Sabrina odezwała się w końcu. - Tego jestem pewna.

- No tak, widzę, że wpadłaś na dobre - jęknęła z rezygnacją Paige. - Nawet nie masz ochoty słuchać głosu rozsądku... Ja wiem, że zakochani odrzucają logiczne argumenty, ale przecież wiesz, jak on traktuje kobiety!

- Wiem, że się o mnie martwisz, ale w tym wypadku naprawdę nie ma potrzeby. - Sabrina uśmiechnęła się uspokajająco. - Muszę zrobić Calebowi coś gorącego do picia i sprawdzić, co się z nim dzieje.

- Uważaj, proszę cię, uważaj - jeszcze raz przestrzegła ją zaniepokojona Paige.

Sabrina włączyła czajnik i czekała, aż zagotuje się woda. W tym czasie zastanawiała się nad tym, co powiedziała Paige. Trochę zaskoczyła ją tak ostra reakcja przyjaciółki. Wśród klientów Wypożyczalni Żon było wielu playboyów, którzy często składali niemoralne propozycje którejś ze współwłaścicielek. Przyjaciółka nigdy nie reagowała aż tak zdecydowanie. Sabrinie przyszło do głowy, że być może Caleb uwiódł i porzucił kiedyś jakąś znajomą Paige... Jednak nawet w takim wypadku reakcja przyjaciółki była mocno przesadzona.

Od trzech lat razem prowadziły firmę i Sabrina wiedziała, że wielu mężczyzn interesowało się Paige. Jednak ona zawsze odnosiła się do nich z wielką nieufnością i rezerwą. Sabrina często myślała, że to ze względu na matkę Paige nie chce się z nikim wiązać. Ale teraz doszła do wniosku, że tu musiało chodzić o coś więcej. Przyszło jej do głowy, że Paige być może przeżyła kiedyś wielki zawód miłosny i facet podobny do Caleba złamał jej serce. To by tłumaczyło tak ostrą reakcję...

Jej wzrok skierował się na drugą przyjaciółkę, Cassie. Stali z Jakiem, zapatrzeni w siebie, zakochani, szczęśliwi... To cudowne, że przynajmniej jedna z nas odnalazła swoją drugą połówkę, pomyślała z rozczuleniem. Już za tydzień Cassie i Jake będą małżeństwem, a wszystko wskazuje na to, że bardzo szczęśliwym.

- Nad czym tak dumasz? - Głos Caleba wyrwał ją z zadumy.

Sabrina w pierwszej chwili pomyślała, że ma omamy. Patrzyło na nią i uśmiechało się dwóch Calebów. Po sekundzie dotarło do niej, że Caleb trzyma w ręku magazyn, na okładce którego widnieje jego zdjęcie.

- O, widzę, że podziwiasz swój seksowny uśmiech - powiedziała nie bez złośliwości.

- Uważasz, że jest seksowny? - Uśmiechnął się w taki sposób, że zaschło jej w gardle.

Powinnam bardziej uważać na to, co mówię, zganiła się w duchu. Caleb jest bardzo czujny i błyskawicznie wyłapuje wszystkie niuanse.

- Czy jest tam artykuł na twój temat? - spytała, zostawiając jego pytanie bez odpowiedzi.

- Tak, właśnie sprawdzałem, czy zacytowali mnie dokładnie - odparł spokojnie. - Nie jest to najbardziej cenione przeze mnie pismo, ale z pewnych powodów musiałem udzielić mu wywiadu. Nie wiedziałem natomiast, że prenumerujecie pisma o tak specjalistycznej tematyce jak ekonomia i finanse.

- Można powiedzieć, że to stare przyzwyczajenie z czasów pracy w biurze maklerskim - wyjaśniła. - W zasadzie nawet nie mam kiedy tego czytać, czasem tylko przeglądam...

- Ładne biuro - stwierdził, nieoczekiwanie zmieniając temat. - Czy to ty zaprojektowałaś wystrój wnętrz?

- Tak, ja. Cieszę się, że ci się podoba.

- Wypożyczalnia Żon musi całkiem nieźle prosperować, jeśli stać was na takie biuro - odparł.

- Nie jest najgorzej, chociaż kupiłam ten dom, gdy pracowałam w firmie maklerskiej - przyznała. - Jednak potrzebujemy kilku poważnych i potężnych klientów, aby firma mogła się rozwinąć.

- Jak myślisz, ile czasu zajmie ci zmiana wystroju mojego domu?

- Hm, nie zastanawiałam się nad tym - skłamała szybko. - Nie byłam do końca pewna, czy mówisz poważnie. Musiałabym najpierw znaleźć jakiegoś naprawdę dobrego dekoratora wnętrz...

- Po co masz wynajmować dekoratora? Bardzo mi się podoba ten dom, właśnie coś takiego chciałbym mieć u siebie - przerwał jej. - Zastanów się do przyszłego tygodnia, ile czasu ci to zajmie i jakiego spodziewasz się wynagrodzenia. Przygotuj też wstępny kosztorys, a potem oczywiście podpiszemy umowę.

- Dobrze, jak najszybciej się tym zajmę - odparła.

- To świetnie. Właśnie wpadł mi do głowy inny, może trochę szalony pomysł. - Spojrzał na nią łobuzersko. Chwilę milczał, a potem klepnął się energicznie po udach. - Tak, to dobry pomysł.

Sabrina z uwagą i rosnącą ciekawością wpatrywała się w niego.

- Chciałbym, żeby salon i przedpokój były zrobione w ekspresowym tempie. To właściwie jest moje specjalne zlecenie dla Wypożyczalni Żon. Możesz, a nawet powinnaś, wciągnąć w to swoje przyjaciółki. Zdaje się, że lubicie razem pracować.

- Powiedz w końcu, o co ci chodzi - niecierpliwiła się.

- Chciałbym, żeby salon i przedpokój były gotowe, powiedzmy, do... wtorku.

Sabrina doszła do wniosku, że to wszystko tylko jej się śni. Jednak Caleb miał minę jak najzupełniej poważną. Nic nie wskazywało na to, że żartuje.

- Pod koniec przyszłego tygodnia mam spotkanie z kandydatem na stanowisko dyrektora generalnego. Myślę, że dobrze byłoby spotkać się z nim w miejscu, w którym można bez skrępowania porozmawiać - wyjaśnił.

- Może umówisz się z nim w„Pinnacle", to bardzo dobra restauracja i chyba jesteś tam stałym bywalcem - podsunęła rozwiązanie Sabrina. Chciała zyskać nieco na czasie, aby zastanowić się, czy to, czego oczekuje od niej Caleb, jest w ogóle możliwe.

- Sama mi radziłaś, żebym zrobił coś z domem - przypomniał jej. - To dobra okazja, nie będę musiał wychodzić, forsować nogi...

- Caleb! To strasznie mało czasu!

- Możesz zaangażować najlepsze ekipy, poprosić o pomoc swoje przyjaciółki. Poza tym wierzę w ciebie, dasz sobie radę. Przecież właściwie chodzi o jeden pokój - dodał niewinnym tonem.

Miło jej było słyszeć, że w nią wierzy. Nawet bardzo miło, gdyż nie spodziewała się z jego ust takiego komplementu.

- Dobrze, spróbuję, ale zapewniam cię, że efekt byłby bez porównania lepszy, gdybyś dał mi więcej czasu. W takiej sytuacji chyba będziemy musiały same pomalować ten pokój. Łatwiej nam będzie dobrać kolor ścian, odpowiednie zasłony, meble i obrazy.

- Myślę, że na pewno trafisz w mój gust. To biuro jest urządzone tak, że niczego bym tu nie zmienił. - Zatoczył ręką krąg po pokoju. - Obiecuję, że Wypożyczalnia Żon stanie się sławna, wkrótce nie będziecie się mogły opędzić od klientów - zażartował.

- Przy wykańczaniu biura też razem pracowałyśmy - uśmiechnęła się do swoich wspomnień Sabrina. - To były miłe chwile.

- Będziecie miały szansę na powtórkę. To co, umowa stoi? - Wyciągnął do niej rękę.

- Stoi - odparła, cichutko wzdychając. Nie była pewna, czy w tak krótkim czasie uda jej się uzyskać efekt, który w pełni zadowoli Caleba.

Następnego dnia naszkicowały plan, przejrzały katalogi mebli i wybrały kolorystykę. Caleb miał zamiar zaprosić na obiad kilka osób. Niezbędne więc było kupno odpowiedniego stołu i krzeseł.

Gdy murarz już wyrównał ściany, w poniedziałek rano wszystkie trzy, razem z Cassie i Paige, zabrały się do malowania.

Paige miała pewne wątpliwości, czy zielony kolor, który bardzo podobał się Sabrinie i Cassie, nie okaże się zbyt ciemny.

- Tu są przecież ogromne okna - uspokajała ją Sabrina. - Zieleń w połączeniu z jasnożółtymi obiciami mebli doda temu wnętrzu świeżości. To jakby rosnące za oknem drzewa weszły nagle do pokoju.

- Może masz rację, ale pospieszmy się z tym malowaniem, żeby jeszcze zostało trochę czasu na ewentualne zmiany - zaproponowała Paige.

- Dobrze, każda z nas może malować inną ścianę - rzuciła pomysł Cassie.

Każda wzięła puszkę farby i zajęła się swoją ścianą.

- Dziewczyny, otwórzmy na oścież drzwi, bo od zapachu tej farby zaczyna mnie boleć głowa. - Paige wskazała podbródkiem ogromne dwuskrzydłowe drzwi, które łączyły salon z biblioteką.

- Może trochę później - odparła Sabrina. - Caleb wraz z Jakiem za parę minut będą tam mieli ważne spotkanie.

Na dźwięk imienia , Jake" oczy Cassie zalśniły. Sabrina popatrzyła na przyjaciółkę z zazdrością i rozczuleniem. Cassie i Jake byli w sobie tacy zakochani. Niby to nic dziwnego zaledwie kilkanaście dni przed ślubem... Ona też czasem marzyła o takim wielkim uczuciu, ale powoli zaczynała wątpić, że i do niej kiedyś uśmiechnie się szczęście.

Cassie była szczęśliwa i dokładnie wiedziała, czego pragnie: związać się z Jakiem na dobre i na złe.

Wygrała los na loterii, pomyślała Sabrina. To takie dziwne, że jednym się w życiu wszystko układa tak łatwo i prosto, a innym nie...

- Gdzie mam zacząć? - spytała Cassie.

- Może od ściany, na której jest kominek - zaproponowała Paige. - Czy te kolejki zostały po poprzednim właścicielu? - Wskazała brodą na kolekcję Caleba.

- Ależ skąd! - odparła Sabrina. - Modelarstwo to hobby Caleba. Prócz całego taboru kolejowego z różnych stron świata ma też dziesiątki samochodów. Podejrzewam, że kupił dom po to, by móc w końcu rozstawić swoją ukochaną kolekcję.

- Dla żadnej kobiety by tego nie zrobił - mruknęła pod nosem Paige. Po chwili zorientowała się, że niezbyt taktownie się zachowała. - Przepraszam, Sabrino, nie chciałam cię urazić. Boję się o ciebie, a raczej tego, co cię może spotkać ze strony Caleba, stąd moje zgryźliwe uwagi...

- Nie przejmuj się, Paige, nic mi nie będzie - odpowiedziała Sabrina łagodnie. Po raz kolejny pożałowała, że nie może powiedzieć przyjaciółkom prawdy. Jednak gdyby przyznała się, że Caleb w pewnym sensie ją zaszantażował, to Paige i Cassie nigdy by mu tego nie darowały. A zachowując tajemnicę będzie przynajmniej mogła udawać pierwszą w dziejach kobietę, która porzuciła Caleba Tannera.

- Czy obmyśliłaś już menu na jutrzejszy obiad? - Cassie zmieniła temat na bardziej neutralny.

- Nie mam do tego głowy - odparła Sabrina. - Najpierw - musimy skończyć remont. Jak będę robiła tysiąc rzeczy naraz, to w końcu nic z tego nie wyjdzie. Jennings obiecał nam pomóc.

- Skoro tak, to wezmę na siebie przygotowanie przyjęcia - zaproponowała Paige. - Podejrzewam, że Caleb nie wydawał jeszcze w tym domu tak wystawnego obiadu.

- Dzięki za pomoc, jesteś cudowna - ucieszyła się Sabrina.

Nagle w torebce Paige zadzwoniła komórka. Paige wygrzebała telefon.

- Cześć, mamo. Co się dzieje? - Przycisnęła telefon ramieniem, ponownie weszła na drabinę i zaczęła malować.

Sabrina i Cassie spojrzały na siebie porozumiewawczo. Wiedziały, że Eileen za wszelką cenę będzie się starała ściągnąć córkę do domu.

- Czy Caleb opowiadał ci coś o tym facecie, który kandyduje na stanowisko dyrektora generalnego? - spytała Cassie.

- Niewiele - odparła Sabrina. - Przyjeżdża do Denver, by odebrać jakąś nagrodę. Caleb uznał, że to dobra okazja, by go bliżej poznać.

- Mamo, nie denerwuj się. Przyjadę tak szybko, jak to możliwe... - dotarł do nich fragment rozmowy Paige. Nie zdołała powiedzieć nic więcej, bo trzymana między ramieniem a uchem komórka wysunęła się, a Paige odruchowo wyciągnęła po nią rękę, niestety tę, w której trzymała puszkę z farbą.

Cassie odstawiła farbę i podbiegła szybko do Paige.

Sabrina zrobiła to samo, ale było za późno.

Puszka wypadła Paige z ręki i zielona farba z bulgotem wylała się na podłogę. Zielone jeziorko sunęło szybko naprzód i nim którakolwiek zdążyła temu zapobiec, rozlało się po dywanie.

Paige stała jak skamieniała. Wyglądała, jakby za chwilę miała się rozpłakać.

- To nie może być prawda - wyszeptała.

- Niestety, to prawda - jęknęła Sabrina. - Dywan jest stary. I tak był przeznaczony do wyrzucenia, ale co my zrobimy z podłogą?

- Jeśli szybko zbierzemy farbę i przetrzemy podłogę rozpuszczalnikiem, to nie powinno być śladu. - Cassie jak zwykle okazała się najbardziej praktyczna. - Sabrino, przynieś jakieś szmaty, a ty, Paige, na razie zbieraj farbę gazetami.

Wkrótce sytuacja została opanowana. Zwinęły dywan, zebrały farbę i dokładnie zmyły plamy na podłodze rozpuszczalnikiem.

- Utopiłam w farbie telefon - jęknęła Paige.

Sabrina i Cassie starały się nie parsknąć śmiechem, ale nie udało im się powstrzymać wesołości.

- Nie przejmuj się. Takie straty nie narażą naszej firmy na bankructwo. Ja swój rozbiłam w czasie Halloween. - Sabrina pogłaskała przyjaciółkę po ramieniu.

- Ciekawe, czy Eileen uwierzy, że telefon naprawdę wpadł do farby - krztusiła się ze śmiechu Cassie. - Pewnie będzie uważała, że to my z Sabriną znów coś zmajstrowałyśmy, żeby nie mogła co chwila dzwonić.

Cassie zamilkła i przez chwilę intensywnie się nad czymś zastanawiała.

- Ja mam Jake'a, Sabrina ma Caleba, to niesprawiedliwe, że Paige ma tylko Eileen. - Cassie spojrzała na Sabrinę. - Wiesz, musimy coś wymyślić, żeby Paige w końcu też spotkała mężczyznę swego życia.

- To nie takie proste - odpowiedziała z przekonaniem Sabrina. Niestety, nie mogła wyznać prawdy...

- I ty to mówisz?! Przecież wy z Calebem poznaliście się w zupełnie niezwykły sposób.

Rozdział 7

Poniedziałkowe przedpołudnie upłynęło Calebowi na rutynowych spotkaniach z personelem. Odbywały się one w domu, gdyż Caleb nie chciał forsować nogi.

Przyłapał się na tym, że w ich trakcie kilka razy ziewnął. Jake mu sugerował, że powinien sprawy organizacyjne i finansowe przekazać komuś innemu. Jego najmocniejszą stroną było opracowywanie nowych rozwiązań. To naprawdę uwielbiał robić i oddawał się temu zajęciu całym sercem. Znalezienie nowego dyrektora generalnego pozwoliłoby mu uwolnić się od tych zajęć, które zawsze go nużyły.

Caleb zauważył, że jeden z młodych inżynierów, Erie, jest czymś niezwykle poruszony. Wiedział, co to oznacza - jakieś nowe pomysły. Mam nadzieję, że wkrótce będę się zajmował tylko nowymi projektami, westchnął w duchu.

Mason Maxwell miał dla nich trzech kandydatów na stanowisko dyrektora generalnego. Emerytowanego pułkownika, młodą, niezwykle energiczną kobietę, i Austina Weavera, o którym wiele pisano w gazetach.

Nazwisko Weaver było wymawiane przez ludzi z branży z wielkim szacunkiem, może z wyjątkiem tych, którzy przegrali z nim w bezpośrednim starciu. Ci nienawidzili go serdecznie, gdyż Weaver był bezwzględny.

Calebowi przypadła najbardziej do gustu właśnie ta kandydatura. Niepokoiło go jednak to, czy Weaver w ogóle będzie zainteresowany ofertą pracy. W końcu Tanner Electronics w porównaniu z Sony czy General Electrics było zaledwie niewielką, choć bardzo obiecującą firmą. Nie mówiąc o tym, że Austin Weaver musiałby przenieść się z Nowego Jorku do Denver.

Musiał więc użyć całego swojego czaru, żeby Weaver dał się zaprosić na obiad. Jake uważał, że to strata czasu, bo nie bardzo czym mają skusić tak potężnego i rozrywanego człowieka, który mógł do woli przebierać w propozycjach. Caleb jednak postanowił spróbować, w końcu nie miał nic do stracenia.

Liczył na to, że Weaver, który pracował w obecnej firmie już ponad pięć lat, być może pragnął zmiany. Gdyby tak było, to propozycja zajęcia się Tanner Electronics mogłaby okazać się dla niego szalenie interesująca.

Z sąsiedniego pokoju, w którym pracowała Sabrina wraz z przyjaciółkami, dobiegały rozmaite stuki. Caleb starał się nie zwracać na nie uwagi. Jednak gdy usłyszał wielki huk, a potem wrzask Sabriny, przeprosił zgromadzonych i wyszedł zobaczyć, co się stało.

Otworzył drzwi i ostrożnie zajrzał do pokoju. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że żadnej z dziewczyn nic się nie stało. Jednak wymyślne wzorki na ich ubraniach były niezbitym dowodem, że jednak coś musiało się wydarzyć.

Sabrina robiła coś z podłogą, jednak Caleb nie zwracał na to uwagi. Nie mógł natomiast oderwać wzroku od jej smukłych bioder i niezwykle długich nóg. Nagle wyprostowała się i odgarnęła włosy z twarzy. W tym momencie na jej policzku pojawił się zielony szlaczek.

Caleb zamrugał oczyma ze zdziwienia i pomyślał, że ma przywidzenia. Spojrzał na Cassie, na jej bluzie wzorek również był zielony. Paige wyglądała najlepiej, choć i ona była gdzieniegdzie wymazana na zielono.

- Myślałem, że tej zielonej farby wystarczy do pomalowania całego domu - powiedział Caleb, ciągle stojąc w progu. - Ale skoro ozdabiacie nią siebie, to nie jestem pewien, czy...

Urwał, bo w tym momencie Sabrina rzuciła w niego ręcznikiem, w który właśnie wycierała dłonie. Zwinięty w kulkę ręcznik leciał niczym piłka.

Caleb zapomniał o chorej nodze i usiłował odskoczyć. Jednak jego sprawność pozostawiała jeszcze wiele do życzenia. Gdy przeniósł ciężar na chorą nogę, przewrócił się, a na dodatek uderzył głową we framugę drzwi. Przed oczyma zobaczył tysiące gwiazd, a chwilę potem na głowę spadł mu ręcznik i przesłonił cały świat.

Sabrina z okrzykiem przerażenia rzuciła się w jego stronę. Była blada jak ściana, zdenerwowana, bliska paniki. Ściągnęła mu z twarzy ręcznik i przyłożyła rękę do krtani.

Czy ona chce mnie udusić? - pomyślał, nie do końca jeszcze zdając sobie sprawę, co się dzieje.

Gdy tak się nad nim pochylała, jej flanelowa koszula rozchyliła się i Caleb zobaczył niezwykle kształtne piersi w czarnym, koronkowym staniczku.

Pomyślał, że warto było dla tego widoku wycierpieć o wiele więcej.

- Caleb masz bardzo przyspieszony puls - szepnęła z przerażeniem.

- O, nie wątpię. - Jego głos brzmiał dziwnie głucho.

Sabrina dostrzegła wreszcie, w co wpatruje się Caleb. Usiadła na piętach i zebrała poły koszuli.

- Wszystko co dobre, szybko się kończy - zamruczał zmysłowo.

- Zaraz cię palnę - zezłościła się.

- Myślałem, że jako mój anioł opiekuńczy postanowiłaś ulżyć mi w bólu...

Ze złością zarzuciła mu z powrotem na twarz wilgotny ręcznik.

Caleba rozśmieszyła jej reakcja. Był zdziwiony, że widok piersi Sabriny tak bardzo go podniecił. W końcu widział już w życiu niejedno i takie obrazki nie powinny aż tak działać na jego wyobraźnię. Być może to ten kontrast między flanelową koszulą a czarną koronkową bielizną... Tak, to pewnie dlatego, starał się wytłumaczyć sobie swoją reakcję.

- Chyba nic mu się nie stało? - Sabrina zwróciła się do przyjaciółek.

Caleb wstał powoli, niepewnie się uśmiechając.

- Zostawiam was, bo zdaje się, że moja wizyta wprowadziła niezłe zamieszanie. - Mrugnął łobuzersko i kuśtykając wrócił na naradę.

- Już myślałam, że tym razem załatwiłaś go na dobre - parsknęła śmiechem Cassie, gdy zostały same.

- Kochanie, ty czasem jesteś zupełnie nieobliczalna - pokręciła głową Paige.

- To prawda - przyznała Sabrina. - Ale na szczęście nic się nie stało.

Bez żadnych przygód skończyły malowanie salonu, ale do końca dnia, mimo pootwieranych okien, w pokoju unosił się intensywny zapach farby.

Sabrina właśnie stała na drabinie i zawieszała zasłonę, gdy przykuśtykał Caleb. Wciąż był blady. Wyciągnął się na kanapie, a nogę położył nieco wyżej.

- Przykro mi z powodu tego, co się stało - odezwała się cicho Sabrina.

- Jest w tym trochę mojej winy - odparł. - Na chwilę zapomniałem, że nie należy się do ciebie zbliżać, gdy pracujesz. Powinienem raz na zawsze zapamiętać, jakie to niebezpieczne.

Nic nie odpowiedziała, choć w duchu przyznała mu rację. Z jednej strony miała wyrzuty sumienia, że tak bez chwili zastanowienia rzuciła w niego ręcznikiem, a z drugiej była na niego wściekła. Bezwstydnie wlepiał gały w jej biust... Wiele dałaby za to, żeby wreszcie wynieść się z tego domu. Jednak umowa to umowa, a poza tym nie chciała narażać Wypożyczalni Zon na poważne straty.

Dotrzyma warunków umowy, choćby ją to miało wiele kosztować, postanowiła. W tej chwili najbardziej niepokoiła się, czy zdążą skończyć rozpoczęte prace dekoratorskie przed jutrzejszym proszonym obiadem. Jak na razie dom wyglądał jak pobojowisko.

- Może odwołasz ten obiad? - zaproponowała nieśmiało.

- Wiesz, że nie mogę tego zrobić.

- Chodziło mi o to, że mógłbyś przecież zaprosić gości gdzie indziej.

- Nie, Sabrino, w tej chwili nie będę niczego zmieniał. Musicie zdążyć.

- To chociaż zgódź się na wypożyczenie mebli, kupowanie ich w pośpiechu nie jest najrozsądniejsze.

- Ale ja dokładnie wiem, co mi się podoba - odparł.

- Tak?

- Podobają mi się takie meble, jakie były u ciebie w biurze - odparł. - Wiesz, te, które stały w salonie.

- To antyki - odpowiedziała.

- W ogóle masz dobry gust - przyznał.

Sabrina trochę zawstydziła się, słysząc taki komplement.

- Gdy postanowiłaś pomalować salon na zielono, nie byłem do końca przekonany do tego pomysłu - przyznał się. - Teraz uważam, że trafiłaś w dziesiątkę.

- Ściany to nie wszystko - powiedziała jakby do siebie. - Naprawdę uważam, że bezpieczniej byłoby zarezerwować stolik w „Pinnacle".

- Nie bój się, wszystko będzie dobrze - powiedział uspokajająco. - Poza tym nie mogę tego zrobić Jenningsowi, byłby bardzo zawiedziony, gdybym teraz zmienił plany. Pewnie uznałby, że nie wierzę w jego umiejętności kulinarne.

- Trzeba wypożyczyć meble, zastawę, obrusy, nie mówiąc już o przygotowaniu samego obiadu - wyliczała zaniepokojona.

- Możemy pożyczyć zastawę od Cassie, pewnie dostała w prezencie ślubnym mnóstwo szkła - znalazł proste rozwiązanie Caleb.

- Chyba żartujesz! - oburzyła się nie na żarty. - Przecież to prezenty ślubne.

- Och, kobiety są takie sentymentalne. Zawsze mnie dziwiło, że przywiązują tak duże znaczenie do szklanek czy talerzy.

- Nie, to zupełnie wykluczone.

- W takim razie kup zastawę, wiesz, że koszty nie grają roli - powiedział.

Sabrina omal nie podskoczyła z radości. Uwielbiała robić zakupy, a świadomość, że będzie kupowała zastawę dla Caleba, wprawiła ją niemal w stan euforii.

- Czy coś jeszcze powinnam wiedzieć na temat twojego gościa? - spytała.

- A chciałabyś wiedzieć?

- Przed wyborem dań wolałabym się upewnić, czy nie ma żadnej alergii, jak duże znaczenie przywiązuje do etykiety i tym podobne rzeczy.

- Niestety, nie bardzo mogę ci pomóc.

- A ile osób będzie na kolacji?

- Wygląda na to, że siedem. Brakuje nam jednej kobiety, żeby było po tyle samo pań co panów.

- Mogłabym zaprosić Paige, ale ona pewnie się nie zgodzi - odparła Sabrina. - Więc jeśli Austin Weaver...

- O nie, jeśli Weaver z tego powodu miałby odrzucić propozycję pracy w Tanner Electronics, to wcale bym tego nie żałował. Oznaczałoby to bowiem, że zupełnie nie pasuje do mojej firmy.

- Zgadzam się z tobą - przyznała.

- A zatem uważasz, że maniery pracowników Tanner Electronics pozostawiają wiele do życzenia? - Spojrzał na nią podejrzliwie.

- No cóż, nie to miałam na myśli - powiedziała z ociąganiem. - Chociaż zmusiłeś mnie szantażem, żebym tu zamieszkała, a takie zachowanie na pewno nie jest świadectwem nienagannych manier...

- Przeciwnie. To uczciwa umowa - zaprotestował.

- Dobrze, skończmy ten temat - ucięła. - Miałam ciężki dzień i nie jestem w nastroju do kłótni - dodała.

- Możemy porozmawiać o czymś przyjemnym - uśmiechnął się zabójczo. - A w każdym razie musisz mi pomóc dowlec się do łóżka, sam nie dam rady...

- Nie chcesz spać tutaj? - zaproponowała.

- Nie, tu tak śmierdzi farbą, że jutro wstałbym z bólem głowy. Poza tym tam na górze jest szerokie wygodne łóżko, więc jeśli miałabyś ochotę...

- Tego jeszcze brakowało - mruknęła. Udawała obojętność, ale jego na wpół poważna propozycja sprawiła, że przebiegł ją dreszcz.

- Pomóż mi tylko zawiązać buty, bo sam nie dam rady. Potem zejdź na dół witać gości - poprosił Caleb Jenningsa.

- Panna Saunders jest dziś bardzo zdenerwowana - powiedział Jennings.

- Bardzo się przejmuje - uśmiechnął się Caleb. Faktycznie Sabrina od rana była prawie nieprzytomna ze zdenerwowania, jakby na obiad miała przyjść para królewska lub co najmniej przyszli teściowie... Skąd u mnie takie skojarzenia, zdziwił się.

Włożył marynarkę, poprawił przed lustrem krawat i zszedł o kulach na dół.

Sabrina zapalała świeczki ukryte w kompozycjach z kwiatów, którymi ozdobiono stół.

- Piękne - zachwycił się Caleb, gdy ujrzał smukłą i ponętną sylwetkę, której kształty podkreślał jeszcze krój wieczorowej sukni.

Odwróciła głowę i spojrzała na niego uważnie. Caleb uznał, że lepiej, by nie wiedziała, co miał na myśli.

- Pięknie przystrojony stół - powiedział.

Sabrina uśmiechnęła się. Właściwie spodziewała się takiego komplementu.

- Pożyczyłam chińską zastawę od Paige - powiedziała. - Świetnie współgra z kolorem ścian. Bardzo się zdziwiłam, że miała coś takiego.

- A co w tym dziwnego?

- Chodzi o to, że zawsze praktyczna Paige kupiła coś tak wyjątkowego, ten wzór to krótka seria, produkowano ją tylko przez kilka lat.

- Cóż, po prostu lubi ładną zastawę - odparł obojętnie Caleb.

- Wcale nie. A zastawa była głęboko schowana.

- Przestań wszystko bez przerwy analizować, po prostu ciesz się, że zdobyłaś tak piękne talerze - obrócił wszystko w żart. - Nie przejmuj się takimi drobiazgami.

- Ktoś musi, jeśli to przyjęcie ma się udać. - Znów zrobiła zatroskaną minę.

- Zacznij się dobrze bawić - powiedział Caleb. Nagle pod wpływem impulsu pochylił się, żeby ją pocałować.

- Nie, nie teraz - odpowiedziała Sabrina odruchowo.

Caleb oniemiał. Ta odpowiedź, nawet jeśli chodziło wyłącznie o zwykłe przejęzyczenie, zabrzmiała jak obietnica. Jak słodka, cudowna zapowiedź czarownych chwil, które niebawem nastąpią.

Już czuł się zwycięzcą. Wiedział, że wygrał i wkrótce zbierze owoce...

- Jennings będzie potrzebował pomocy - powiedziała nieco oschle Sabrina. Udawała, że nic się nie stało. A może naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, jak dwuznacznie zabrzmiały jej słowa?

Caleb musnął ustami jej włosy, nie mógł się powstrzymać. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.

- To twój gość - powiedziała Sabrina. - Pewnie chcesz z nim zostać kilka minut sam na sam.

- Wolałbym z tobą - wymruczał.

Z zadziwiającą konsekwencją udawała, że nie zwraca uwagi na jego zaloty i poszła szybko w stronę kuchni.

Caleb z najwyższym trudem zapanował nad swymi emocjami i skoncentrował się na czekającej go rozmowie.

Człowiek, który stanął w progu, wyglądał zupełnie inaczej, niż Caleb oczekiwał. I właściwie trudno było powiedzieć, skąd bierze się to dziwne wrażenie. Fizycznie wyglądał dokładnie tak, jak na zdjęciu. Ubrany był zgodnie z przewidywaniami Caleba w świetnie skrojony garnitur. Miał modny krawat i starannie przystrzyżone czarne włosy. Jednak coś w jego wyglądzie zaskoczyło Caleba, niestety teraz nie miał czasu zastanawiać się nad tym.

- Dzień dobry panu. Cieszę się, że mogę pana poznać - przywitał gościa. Następnie zaprowadził go do salonu i zaproponował drinka.

- Poproszę szkocką z wodą - powiedział Weaver. Caleb podał mu szklankę i przygotował takiego samego drinka dla siebie.

- To trochę za wcześnie jak na wypadek na nartach - zagadnął Weaver.

- Skręciłem nogę na dziecięcym przyjęciu z okazji Halloween - odparł ze śmiechem Caleb.

- Ma pan dzieci? - zdziwił się Austin.

- Nie, to było przyjęcie dla dzieci pracowników Tanner Electronics.

- Dobry pomysł, takie działania stwarzają przyjazną atmosferę w firmie i integrują zespół - pochwalił Weaver.

- Tak, to jeden ze sposobów, w jaki staramy się zatrzymać dobrych pracowników - wyjaśnił Caleb. - Jeśli będzie mógł pan zostać do jutra, chętnie pokażę panu moją firmę - dodał, z uwagą przyglądając się Austinowi.

- Mam samolot dopiero po południu - odparł Weaver. - Chętnie zobaczę, jak działa pańska firma.

Niezły z niego negocjator, pomyślał z uznaniem Caleb.

W tym momencie weszła Sabrina, niosąc kryształową tacę pełną gorących przekąsek.

Austin Weaver poderwał się na jej widok tak szybko, że Caleb nawet nie zdążył sięgnąć po kule.

Zgoda, trzeba być szarmanckim wobec dam, ale ten facet podskoczył, jakby poraził go prąd, przemknęło Calebowi przez myśl. Spojrzał na Sabrinę i po raz kolejny uświadomił sobie, że to właściwie nic dziwnego. Większość mężczyzn na jej widok tak reagowała. Trudno było zachować obojętność wobec tak oszałamiającej urody. On sam przecież, gdy tylko ją spostrzegł na przyjęciu z okazji Halloween, stanął jak wryty, co w pewnym sensie doprowadziło do tego nieszczęsnego wypadku.

Dziś wyglądała szczególnie zachwycająco, w krótkiej, obcisłej, białej sukience.

To dziwne, ale miał ochotę dać kuksańca Austinowi, żeby ten opamiętał się wreszcie i przestał tak wybałuszać gały.

- Pani Tanner? - spytał Austin.

Sabrina uśmiechnęła się lekko, wyglądała na nieco zawstydzoną.

- Niezupełnie - odpowiedziała i potrząsnęła głową.

Ona flirtuje! - oburzył się w duchu Caleb. Co w tę kobietę wstąpiło? Czyżby Austin Weaver od pierwszego wejrzenia oczarował ją do tego stopnia, że zapomniała o roli, którą ma odgrywać?

- Czy podać ci gorącą śliwkę? - Spojrzała na Caleba niewidzącym wzrokiem.

- Tak, poproszę - odparł.

Podała mu talerzyk i usiadła w fotelu tuż obok Weavera. Pogrążyli się w rozmowie na tyle, że Caleb zaczął się czuć jak piąte koło u wozu.

Rozległ się dzwonek u drzwi. Caleb chciał nawet wstać i pójść otworzyć, bo Sabrina wydawała się zbyt pochłonięta słuchaniem opowieści gościa, by zwracać uwagę na otoczenie. Jednak nie musiał ruszać się z pokoju, bo Jennings wpuścił gości.

Do salonu wszedł Jake z Cassie i główny inżynier ze swoją nową dziewczyną. W pierwszej chwili nie zwrócił na nią uwagi, jako że ów inżynier miał słabość do długonogich blond piękności o ptasich móżdżkach i Caleb pomyślał, że to jedna z tego typu panienek.

Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że inżynierowi towarzyszy Angelique.

W Calebie wezbrała złość. Co też strzeliło Sabrinie do głowy, żeby zapraszać tę idiotkę? To głupia zagrywka, pewnie chciała mu dobitnie pokazać, jak bardzo różni się na korzyść od tej bezmózgiej ślicznotki, z którą Caleb jeszcze niedawno się prowadzał... Ze złością zagryzł wargi.

- Dzień dobry, Caleb - niemal zamruczała Angelique. - Wyglądasz, jak gdybyś... - urwała. Dała w ten sposób do zrozumienia, że to, co miała do powiedzenia, nie jest zbyt pochlebne. Potem odwróciła się do Sabriny. - Sabrino, kochanie. - Cmoknęła powietrze obok policzka Sabriny. - Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że zjawiłam się na twoim przyjęciu...

Wściekłość Caleba nieco zelżała, gdy spostrzegł, że Sabrina jest równie zaskoczona, jak on.

- Moja przyjaciółka Missa jest chora, ale nie chciała stawiać swego chłopaka w niezręcznej sytuacji. Prosiła mnie, żebym zastąpiła ją na tym przyjęciu i oto jestem.

Caleb miał ochotę udusić tę wampirzycę, Sabrina, sądząc z wyglądu, miała ochotę zrobić dokładnie to samo.

- Czy już jesteśmy w komplecie? Siedem osób? - trajkotała Angelique, udając, że nie zauważa konsternacji, jaką wywołały jej słowa. - Czyżbyś nie miała żadnej przyjaciółki, Sabrino, która mogłaby nam towarzyszyć, czy też ze zrozumiałych względów obawiałaś się konkurencji?

Kątem oka Caleb dostrzegł, że w drzwiach wejściowych Jennings przyjmował jeszcze jednego gościa. Chwilę później do pokoju weszła jego matka.

- Witaj, Sabrino! - przywitała się serdecznie. Później pozdrowiła resztę gości, z wyraźnym chłodem, graniczącym niemal z lekceważeniem, traktując Angelique.

Goście rozmawiali w małych grupkach. Calebowi wydawało się, że Sabrina bardzo się stara wywrzeć na jego matce dobre wrażenie.

- Jeśli się zastanawiasz, skąd się tutaj wzięłam, to przyznam, że jestem tu na prośbę Sabriny - zwróciła się do syna Catherine.

Jennings wniósł pierwsze danie, więc goście ruszyli w stronę stołu.

- Przepraszam, Sabrino, że nie mogę ci służyć ramieniem. - Caleb wsparł się na kulach. Tak czy owak powiedział to zbyt późno, gdyż Sabrinie właśnie szarmancko podał ramię Austin Weaver.

- Rozchmurz się, synku - usłyszał za plecami głos matki. - Poza tym jestem tu najstarszą kobietą, więc tobie przypada zaszczyt poprowadzenia mnie do stołu.

- Oczywiście, mamo.

- Nie ma w tym nic dziwnego, że pani domu zajmuje się honorowym gościem - dodała Catherine. - Robi to z dużym wdziękiem i taktem. Spójrz, jak pięknie razem wyglądają, obydwoje tacy wysocy, czarnowłosi i smukli.

- Tak, urody im nie brakuje - wycedził z niechęcią przez zaciśnięte zęby.

- Synu, nie poznaję cię. - Catherine popatrzyła na niego z lekkim zdziwieniem. - Nigdy nie widziałam, żebyś się w taki sposób zachowywał. Cóż, może w końcu trafiła kosa na kamień... Chyba nie myślałeś, że taką kobietę jak Sabrina uda ci się zagarnąć na cały wieczór wyłącznie dla siebie?

- Ależ skądże, mamo, wszystko jest w najlepszym porządku - odpowiedział nie do końca szczerze. Właściwie, co mnie to wszystko obchodzi, niech Sabrina robi, co chce. Nie moja sprawa, pomyślał.

Rozdział 8

Sabrina usiadła z gracją na krześle, które podsunął jej Weaver. Uśmiechnęła się, skinieniem głowy dziękując mu za eleganckie zachowanie.

W głębi ducha jednak była przerażona. Coraz bardziej obawiała się, że ten wieczór zakończy się katastrofą. Wiedziała, że Angelique właśnie po to tutaj przyszła, żeby zemścić się na niej i na Calebie. Nie uwierzyła w bajeczkę o chorobie dziewczyny głównego inżyniera. Podejrzewała, że Angelique zaproponowała tamtej górę złota, by udawała tego dnia chorą.

Niepokoiło ją również zachowanie Caleba, który najwidoczniej nie miał zamiaru utemperować Angelique.

Austin Weaver chyba nie bardzo rozumiał, co tu się dzieje i wcale by się nie zdziwiła, gdyby wsiadł w taksówkę i wrócił do domu. Do tej pory nikt mu właściwie nie wyjaśnił, po co go tu zaproszono.

Sabrina kątem oka obserwowała gościa. Ku swemu zdziwieniu dostrzegła, że wcale nie jest znudzony czy wściekły. Niewątpliwie był trochę zdziwiony, w tej chwili właśnie z niezwykłą uwagą przyglądał się czemuś na stole. Wyszczerbiony talerz? - pomyślała w popłochu. Weaver nie wyglądał na człowieka, który przejmowałby się takimi rzeczami. Co zatem tak bardzo przyciągało jego uwagę? Odwróciła głowę i spojrzała na niego.

- Jak pięknie pani przybrała stół - powiedział.

- Dziękuję - odparła, choć nie uwierzyła, że właśnie to przykuło jego uwagę.

- Cóż za piękna zastawa - ciągnął Austin. - Czy od dawna ją państwo macie?

- Kieliszki i szklanki są w rodzinie Caleba od dawna - odparła Sabrina. - Catherine dostała je od swojej babki.

- Jak miło, że teraz pani może się cieszyć ich pięknem. Sabrina czuła na sobie niechętny wzrok Angelique, która niewątpliwie słyszała słowa Weavera. Czyżby nadal żałowała, że Caleb się z nią rozstał? I to w dodatku w dość bezceremonialny i brutalny sposób. A może po prostu naprawdę go kochała i była zazdrosna?

Catherine również słyszała to, co powiedział Weaver.

- Jak to dobrze, że Caleb znalazł w końcu kobietę, która jest w stanie docenić piękno tej zastawy, a nie zastanawia się tylko nad jej ceną rynkową - zwróciła się Catherine do Angelique.

Angelique z wściekłością zmrużyła oczy, a Sabrina z trudem powstrzymała śmiech.

- Ja najbardziej lubię pić mleko wprost z kartonu - mruknął pod nosem Caleb.

- Czy zbiera pan starą porcelanę? - spytała Sabrina Weavera.

- Szczerze mówiąc, w naszym domu najczęściej używamy talerzy jednorazowych, przynajmniej mam pewność, że nic im się nie stanie w mikrofalówce - odparł Austin.

Sabrinę zaskoczyła ta odpowiedź, bała się jednak przerwać tę rozmowę, gdyż wtedy na pewno przy stole zapadłoby krępujące milczenie. Spojrzała na rękę Austina, nie nosił obrączki. Powiedział jednak w „naszym domu", więc pewnie z kimś mieszka.

- Czy towarzyszka pańskiego życia nie mogła z panem przyjechać? - spytała, aby w końcu wyjaśnić sytuację.

- Niestety, była już wcześniej umówiona w zoo z całą czeredką przedszkolaków.

Sabrina pomyślała, że miło dla odmiany usłyszeć o żonie biznesmena, która spędza czas na pożytecznych zajęciach.

- Mieszkam tylko z córką - wyjaśnił Austin. - Jennifer ma pięć lat.

Sabrinie nagle zrobiło się przykro, że taki wartościowy człowiek został sam z dzieckiem.

- Jest pan samotnym rodzicem i tak świetnie radzi pan sobie z karierą zawodową? - spytała z podziwem Cassie, która siedziała naprzeciwko Weavera.

- O! Musi pan uważać - roześmiał się Jake. - Należy pan do grupy społecznej, narażonej na szczególne zainteresowanie Cassie i Sabriny. Wraz ze swoją przyjaciółką prowadzą firmę, która nazywa się Wypożyczalnia Żon. Pomagają zajętym ludziom w prowadzeniu domu i załatwianiu wszystkich codziennych spraw, na które zazwyczaj brakuje im czasu.

- To ciekawe - zainteresował się Austin.

- Właściwie zajmujemy się wszystkim oprócz opieki nad dziećmi, choć jeśli przeniósłby się pan do Denver, mogłybyśmy pomyśleć o rozszerzeniu naszej działalności - rozmarzyła się Cassie.

- To całkiem ciekawy pomysł - poparła ją Sabrina.

- Muszę przyznać, że to brzmi bardzo obiecująco. Zdaje się, że Denver to przyjazne miasto i warto pomyśleć o przeprowadzce.

Gdy Sabrina spojrzała na Caleba, zaskoczył ją chłód w jego oczach. Dziwne, powinien być jej raczej wdzięczny, że zachęca Austina do rozważenia pomysłu o przeniesieniu się do Denver. Nie powinien też mieć pretensji, że wspomniały o Wypożyczalni Żon, gdyż to Jake zaczął rozmowę na ten temat.

Jednak Caleb traktował ją z takim chłodem, jakby była jego śmiertelnym wrogiem. Nie miała pojęcia, o co mu właściwie chodzi.

Przyjęcie skończyło się wcześnie. Austin Weaver wyszedł pierwszy. Sabrina nie była tym zaskoczona, gdyż to spotkanie miało tak osobliwy przebieg, że trudno było kogokolwiek winić za chęć jak najszybszej rejterady.

Zdziwiło ją natomiast, że Caleb nie ponowił zaproszenia do odwiedzin w siedzibie Tanner Electronics. Jednak największym zaskoczeniem było to, że Austin Weaver sam przypomniał o zaproszeniu i sam zapowiedział, że na pewno z niego skorzysta.

Sabrina nie rozumiała, o co w tej grze chodzi, co jest prawdą, a co tylko działaniem na pokaz. Mogłaby przysiąc, że Austin Weaver nie jest człowiekiem, który marnuje czas po próżnicy. Była pewna, że nie bez powodu postanowił obejrzeć Tanner Electronics.

Po odprowadzeniu honorowego gościa do drzwi wrócili z Calebem do salonu, właśnie w momencie gdy Cassie zapraszała Catherine na swój ślub z Jakiem, który miał się odbyć w najbliższą sobotę.

- Przepraszam, że zapraszam panią w taki sposób, ale wcześniej Caleb skrzętnie panią przed nami ukrywał. Nie będzie to zresztą wystawne przyjęcie, tylko spotkanie w gronie przyjaciół - mówiła serdecznie Cassie.

- To z pewnością będzie wspaniała uroczystość, ja mam już przygotowaną kreację - wtrąciła Angelique.

W tym momencie Sabrina uświadomiła sobie, że gdy miesiąc temu adresowały zaproszenia, Angelique była jeszcze dziewczyną Caleba, a zatem automatycznie wciągnięto ją na listę gości. Kto mógł przypuścić, że sprawy przybiorą taki obrót?

- Na twoim miejscu nie liczyłabym na to, że skarby Catherine trafią w twoje ręce - powiedziała Angelique na tyle ściszonym głosem, żeby tylko Sabrina mogła to usłyszeć. - Nigdy nie zdołasz przywiązać do siebie Caleba, on już jest z tobą nieszczęśliwy. Może tego nie zauważyłaś? - Szybko się oddaliła, nie dając Sabrinie szansy na odpowiedź. Zresztą Sabrina i tak nie wiedziałaby, jak się odgryźć.

W końcu goście się rozeszli, została tylko Catherine.

- Cieszę się, że już po wszystkim - powiedziała Sabrina.

- Tak? A mnie się wydawało, że świetnie się bawiłaś - powiedział z przekąsem Caleb.

- Pójdę zobaczyć, czy Paige nie potrzebuje pomocy. Wyglądała na trochę przybitą. - Catherine szybko się oddaliła.

Paige przybita? - dziwiła się Sabrina. Było to zupełnie do niej niepodobne, tym bardziej że od strony kulinarnej przyjęcie wypadło bez zarzutu.

Sabrina ruszyła za Catherine.

- A dokąd to? - zatrzymał ją Caleb.

- Idę posprzątać ze stołu - odpowiedziała spokojnie. - Jak chcesz ze mną porozmawiać, to możesz pójść ze mną. W każdym razie nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich impertynencji.

Caleb podążył za nią.

- O, widzę, że uciekasz. To niezła linia obrony. - Jego głos brzmiał szorstko.

- A przed czym niby miałabym się bronić czy uciekać? - Jego zachowanie wyprowadziło ją z równowagi. Jednak starała mu się tego nie okazać i z pozornym spokojem ustawiała na tacy brudne talerze. - Dołożyłam wszelkich starań, żeby przyjęcie się udało.

- Tak, zauważyłem, flirtowałaś na całego - powiedział chłodno. - Zaprosiłem go tu po to, by porozmawiać z nim o interesach, a nie by mu dostarczać rozrywek.

- Ja z nim flirtowałam? - Z brzękiem postawiła filiżankę na tacy. - Starałam się ratować sytuację, to było konieczne, zwłaszcza że Angelique robiła, co w jej mocy, by zepsuć przyjęcie. Ty siedziałeś naburmuszony i nawet nie próbowałeś porozmawiać ze swoim najważniejszym gościem. Powinieneś być mi wdzięczny za to, co zrobiłam! - Ustawiła kieliszki do brandy na samym szczycie stosu talerzyków.

- Czy moja matka naprawdę pożyczyła ci wszystkie te kieliszki?

- Tak, twoje szczęście, bo gdyby należały do ciebie, jeden po drugim rozbiłabym ci je na głowie. - Chwyciła tacę, energicznie ominęła Caleba i wymaszerowała z pokoju.

W kuchni Jennings sortował talerze, Paige w gumowych rękawiczkach stała przy zlewie i zmywała, a Catherine wycierała talerze i relacjonowała Paige przebieg spotkania.

Gdy Sabrina weszła, Catherine zamilkła.

- Czyżbyście miały przede mną jakieś tajemnice? - spytała Sabrina.

- Ależ skąd! - odparła Catherine. - Widzę, że coś cię zasmuciło. Podejrzewam, że pokłóciłaś się z Calebem... Pewnie denerwuje cię jego zaborczość.

Sabrina otworzyła usta ze zdziwienia. Caleb? Zaborczy w stosunku do niej? Gdyby powiedział to ktoś inny, a nie rozsądna i pozbawiona złudzeń Catherine, uznałaby to za szczyt naiwności. Tak dać się zwieść pozorom... Ale jeżeli nawet matka Caleba dała się nabrać i uwierzyła, że synowi zależy na Sabrinie, to coś było nie w porządku.

- Odpocznij, mamo, przyszedłem wam pomóc. Sabrina aż podskoczyła, gdy usłyszała za plecami głos Caleba.

- Możesz usiąść i owijać kieliszki w papier, a potem pakować je do tych pudełek - zaproponowała.

Caleb usiadł w kącie kuchni, natychmiast zabierając się do roboty. Było to miłe zajęcie, które pozwalało myślom błądzić swobodnie.

Dlaczego zachowanie Sabriny tak bardzo wyprowadziło go z równowagi? Po dłuższym zastanowieniu uznał, że w zasadzie zachowywała się tak, jak przystało na dobrą panią domu. Zajmowała się honorowym gościem, przecież gdyby go ignorowała czy nie zauważała, byłoby to po prostu niegrzeczne.

Zresztą, gdyby Weaver zainteresował się propozycją pracy w Tanner Electronics, to i tak, zanim przeniósłby się do Denver, upłynęłoby trochę czasu. On z Sabrina nie musieliby już udawać narzeczonych. W takiej sytuacji może zainteresowałaby się Weaverem. Nie powinno mnie to obchodzić, powiedział sobie. Czy naprawdę nie potrafię myśleć o tym bez złości? Ależ oczywiście, odpowiedział sobie, może trochę zbyt szybko.

Gdy tylko będę mógł chodzić bez kul, wracam do swego normalnego trybu życia; narty, paralotnia, motocykl. Dla takiej kobiety jak Sabrina na dłuższą metę nie ma w moim życiu miejsca. Jest szalenie niebezpieczna.

Centrum handlowe, gdzie co środę Cassie, Paige i Sabrina spotykały się na lunchu, nie było zatłoczone. Gdy Sabrina przyjechała, przyjaciółki już były na miejscu. Sabrina kupiła sałatkę z kurczaka i grzanki, po czym dołączyła do przyjaciółek.

- Nie wiem, jak ci dziękować, Paige, za wczorajszy wieczór - powiedziała serdecznie.

- Nie ma o czym mówić. - Paige wzruszyła ramionami. Była dziwnie osowiała i leniwie dłubała widelcem w sałatce.

- Największym plusem tego przyjęcia jest chyba to, że zaskarbiłaś sobie sympatię twojej przyszłej teściowej. - Cassie uściskała Sabrinę.

Sabrina w ostatniej chwili ugryzła się w język. A już miała powiedzieć, że Catherine nigdy nie będzie jej teściową.

- Jedzenie Paige też było cudowne - dodała Cassie.

- Bez przesady, ja tylko pomagałam Jenningsowi. Dlaczego głos Paige brzmi tak smutno? - zastanowiła się Sabrina. Przez chwilę pomyślała, że przyjaciółka żałuje, iż odrzuciła propozycję wzięcia udziału w przyjęciu. Na pewno milej spędziłaby czas w towarzystwie niż przy garnkach w kuchni. Po namyśle uznała jednak, że wspominanie o tym nie byłoby taktowne.

- Czy Jake nie mówił, jak udało się spotkanie z Austinem Weaverem? - spytała Sabrina Cassie.

- Nie byłaś na spotkaniu? - zdziwiła się Cassie.

- Nie, odwiozłam Caleba do firmy i zajęłam się innym klientem. Jake go odwiezie do domu.

- Ho, ho, że też zaborczy Caleb pozwolił ci się na chwilę wymknąć - zażartowała Cassie.

Sabrina zdziwiła się, że zarówno Catherine, jak i Cassie, uznały Caleba za swoistego tyrana.

- A co z Weaverem? - wróciła do poprzedniego tematu Sabrina.

- Był w Tanner Electronics, spotkał się z załogą i z kadrą kierowniczą. Zadawał dużo pytań i wydaje się, że jest na serio zainteresowany posadą - relacjonowała Cassie.

- To świetnie - ucieszyła się Sabrina. Paige wypadł widelec z ręki.

- To wcale jeszcze nie oznacza, że będzie miał ochotę się tu przenieść - mruknęła jakby do siebie.

- Racja, ale chyba się nad tym poważnie zastanawia - upierała się Cassie.

- Ja też uważam, że niedługo rozpoczną się poważne negocjacje - dodała Sabrina.

- A zatem będzie jeszcze więcej przyjęć i więcej zamówień dla naszej firmy - ucieszyła się Cassie.

- Nie będzie mnie wtedy w mieście - powiedziała nieoczekiwanie ostrym tonem Paige.

- Ale przecież nie wiemy jeszcze, kiedy dostaniemy zlecenie... - Sabrina popatrzyła zdziwiona na Paige. - Chyba nas nie zostawisz na lodzie? Bez ciebie nie damy sobie rady.

- A swoją drogą, to niesamowite, że taki znany menedżer jak Austin Weaver zainteresował się Tanner Electronics - powiedziała z namysłem Cassie.

- Racja - przyznała Sabrina.

- Jeśli nie ma więcej spraw do omówienia, to idę popracować do domu. - Paige odsunęła od siebie talerz.

- Poczekaj jeszcze chwilę - poprosiła Sabrina. - Musimy jakoś podzielić się zadaniami na przyszły tydzień, gdy Cassie i Jake pojadą w podróż poślubną. Na szczęście Caleb czuje się coraz lepiej, więc będę mogła poświęcić firmie trochę więcej czasu.

Cassie przyglądała się z uwagą Paige, która niespokojnie wierciła się na krześle. Co się z nią dzieje? Może nie powinnyśmy w jej obecności rozmawiać o naszych partnerach? Pewnie jest jej przykro, że musi wysłuchiwać opowieści o cudzym szczęściu, podczas gdy sama nie spotkała jeszcze tego jednego jedynego, zastanawiała się Cassie.

- Mam nadzieję, że i ty w końcu odnajdziesz swoje szczęście - powiedziała serdecznie do przyjaciółki.

- Odpowiada mi samotność - odparła obojętnie Paige.

- Każda tak mówi, dopóki nie spotka właściwego faceta. Może twój książę czeka tuż za rogiem - odpowiedziała żartobliwie Cassie.

- Nie liczyłabym na to. - Paige po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się.

Jak szybko człowiek przyzwyczaja się do nowych sytuacji, pomyślała Sabrina, gdy parkowała samochód na podjeździe przed domem Caleba. Wracała tu już niemal automatycznie, jak do siebie.

Gdy weszła do holu, usłyszała, że Jennings rozmawia z kimś przez telefon.

- Nie, panie Maxwell, pan Tanner niestety nie może podejść, ma spotkanie - mówił Jennings.

- Poczekaj, Jennings! - zawołała. - Myślę, że Caleb chciałby porozmawiać z panem Maxwellem. Poza tym zaraz wychodzimy na próbę ślubu.

- W tej chwili nie może podejść - powtórzył Jennings. - Pan Maxwell pytał również o panią. - Podał jej słuchawkę.

Sabrina w tym momencie pożałowała, że nie ugryzła się w język. Ale było już za późno.

- Czyja to próba przedślubna? - zapytał bardzo zaintrygowany Mason.

- Nie moja - odparła chłodno.

- Szczerze mówiąc, tak przypuszczałem - odpowiedział. - Ale muszę ci powiedzieć, że twoi rodzice byli zachwyceni, gdy dowiedzieli się, że hm... jesteś z Calebem Tannerem. Przyznam szczerze, że nawet poczułem się nieco dotknięty...

- Jak widzę, wszystko im wypaplałeś - mruknęła. - A jeśli mój ojciec uznał, że Caleb jest lepszą partią od ciebie, to z pewnością ci to okazał. On nie należy do osób, które przesadnie liczą się z cudzymi uczuciami - dodała spokojnie Sabrina.

- Wypytywał mnie o was, ale niewiele potrafiłem mu powiedzieć. Chyba zamierza zadzwonić do Caleba i zapytać go, jakie ma w stosunku do ciebie zamiary. Może nie być zadowolony z tego, co usłyszy...

- Po raz pierwszy jesteśmy wyjątkowo zgodni - powiedziała z przekąsem.

- Gdyby twoja sytuacja uległa zmianie, choć oczywiście życzę wam dużo szczęścia, to pamiętaj, że podtrzymuję propozycję, którą ci kiedyś złożyłem - wypalił nagle Mason.

Sabrina zaniemówiła, długo nie była w stanie wykrztusić ani jednego słowa.

- Wiesz, gdybyś za mnie wyszła, to z pewnością ułożyłyby się wreszcie twoje stosunki z rodzicami, pamiętaj o tym - dodał Mason.

- Dobrze, będę o tym pamiętać, choć nie przypuszczam, żebym kiedyś miała ochotę skorzystać z twojej propozycji.

- Poza tym powiedz Calebowi, że nie mogę czekać w nieskończoność, aż podejmie decyzję, czy chce się spotkać z kandydatem, którego mu przedstawiłem.

- Dobrze, przekażę mu - odparła.

Skończyli rozmowę i Sabrina ruszyła na górę poszukać Caleba. W salonie go nie było, sypialnia również była pusta. Zaintrygował ją dziwny szum, dobiegający z góry.

Ach, już wiem, co to za ważne spotkanie, Caleb bawi się swoimi kolejkami, pomyślała z rozbawieniem. Poszła na górę. W pokoju rozstawiona była makieta ze stacjami, mostami i wiaduktami. Mostem przejeżdżał właśnie pociąg towarowy. Caleb siedział przy stole i obsługiwał panel kontrolny.

W pierwszej chwili pomyślała, że jej nie zauważył. Jednak Caleb zatrzymał pociąg na najbliższej stacji i odwrócił się do niej. Jego oczy błyszczały z entuzjazmu. Sabrinie na sekundę zrobiło się przykro, że jej towarzystwo nie budzi w nim takich emocji. Zaraz jednak opanowała się i przywołała do porządku. Przecież to zupełnie naturalne, że jest taki ożywiony. W końcu znalazł trochę czasu, by zająć się swoim hobby.

Rozejrzała się po pokoju. Niegdyś musiała tu być sala balowa. Jeszcze do tej pory widać było resztki dawnej świetności. Kryształowy żyrandol, stiuki na suficie, złocenia i ogromne okna były dobitnym świadectwem tego, że dawni właściciele domu nie żałowali pieniędzy na wystrój.

- Podejrzewam, że chcesz, abym porzucił swoje zabawki - jęknął Caleb. - I to po tym, jak się wdrapałem po tych cholernych schodach.

- Nie jest z tobą tak źle, skoro dałeś sobie radę - pochwaliła go.

- Dziś chodzę już tylko o jednej kuli i czuję, że z każdym dniem będzie lepiej. Może na uroczystość ślubną uda mi się pójść bez kul.

Pewnie tak, pomyślała. Wkrótce w ogóle nie będę musiała się nim zajmować i wrócę do własnego domu, uświadomiła sobie. Dziwne, ale w tym momencie poczuła smutek, a nie radość.

- Co tam trzymasz za plecami? - spytał.

- Chyba potrafisz czytać w moich myślach, bo i ja doszłam do wniosku, że możesz już odłożyć kule. Kupiłam to w antykwariacie. - Wyjęła zza pleców bardzo elegancką laskę ze srebrną główką.

- Dziękuję, jaka ładna - rozpromienił się i zamyślił na chwilę. - Wiesz, że gdyby nie ten nieszczęsny wypadek podczas Halloween, to poznalibyśmy się dziś, właśnie na próbie ślubu Cassie i Jake'a?

Spojrzała na niego zdziwiona. Skąd nagle u tego pragmatyka takie sentymentalne gadki? Co mu się stało?

- Pewnie byłoby znacznie lepiej, gdybyśmy się poznali dopiero dziś, zapewne nie potrzebowałbyś tej laseczki - powiedziała.

- Gdybym cię poznał dopiero na próbie, z pewnością byłoby zupełnie inaczej... Byłbym zachwycony, widząc tak piękną kobietę...

Sabrina zadrżała. Gdyby poznali się dopiero dziś, nie byłoby bólu, złości i kłótni. Być może nawet poczuliby do siebie sympatię...

- Ale wtedy pewnie nigdy nie dowiedziałbym się, że jesteś wyjątkowa... A w każdym razie nie dowiedziałbym się tego tak szybko.

Sabrina już nie słyszała, co do niej mówił, zrobiło jej się ciemno przed oczyma. Wszystko mogło być inaczej, może by się zaprzyjaźnili, może nawet... by ją pokochał, tak jak ona pokochała jego...

Rozdział 9

Nieomal równocześnie z myślą, że kocha Caleba, przez głowę przemknęła jej inna, równie absurdalna - to po prostu niemożliwe, bym go pokochała. Jestem zmęczona, a Caleb też się trochę rozkleił, przecież my się nawet nie przyjaźnimy, przekonywała samą siebie.

Jednak myśl, że kocha Caleba, całkowicie Sabrinę oszołomiła. Skąd przyszły jej do głowy takie bzdury? Przecież Caleb zupełnie nie był w jej typie, na początku znajomości nawet go nie lubiła. Teraz sytuacja wyglądała inaczej... Owszem, okazał się sympatycznym facetem i z pewnością niezwykle pociągającym. Jednak od lubienia, czy nawet pociągu seksualnego, do miłości bardzo długa droga... Czyżby ona już przebyła ten dystans?

Nie, to niemożliwe, żebym była głupsza od tych wszystkich panienek Caleba, myślała gorączkowo. Z pewnością Angelique nigdy, nawet przez moment nie pomyślała, że kocha Caleba, choć z pewnością darzyła wielkim uczuciem jego książeczkę czekową. I pomyśleć, że uważała się za mądrzejszą od tej blond wampirzycy...

Bzdura, nonsens, idiotyzm, powtarzała w duchu. Dlaczego zatem, skoro to taki absurd, tak bardzo się tym przejęłam?

Caleb przyglądał jej się uważnie. Zauważył, że coś ją bardzo poruszyło. Wiele oddałby za to, by poznać jej myśli.

Opanowała się z największym wysiłkiem i uśmiechnęła beztrosko.

- Nie znasz moich możliwości. Szczerze mówiąc, powinieneś się cieszyć, że nie wylądowałeś w szpitalu. No, ale wtedy miałbyś wymówkę, żeby nie iść na ślub - dodała.

- Dlaczego wszyscy uważają, że mam coś przeciwko ślubom? - obruszył się. - Lubię je, jak mecze koszykówki. Można popatrzeć, ale po co od razu pchać się na sam środek pola...

- Być może powinieneś prezentować ten pogląd każdej nowo poznanej kobiecie. Oszczędziłoby ci to wielu kłopotów. - Nawet udaje mi się żartować, pomyślała o sobie z dumą. - No, dość tych filozoficznych pogaduszek. Pora zająć się prawdziwym ślubem. Chodź, trzeba się przebrać do próby.

- Poczekaj chwilę. - Caleb pochylił się, by ponownie włączyć kolejkę.

Pociąg towarowy potoczył się po torach i zatrzymał tuż u stóp Sabriny. Na węglarce leżał podłużny pakunek owinięty w srebrny papier.

- To tylko skromne podziękowanie za to, jak zachowałaś się podczas obiadu na cześć Weavera - powiedział Caleb miękko.

Podniosła pudełeczko i uchyliła srebrne wieczko. W środku na delikatnym aksamicie leżała piękna, misternej roboty platynowa bransoletka. Sabrina nie wybrałaby chyba lepiej... To było niesamowite. Poczuła, że uginają się pod nią kolana, a do oczu napływają łzy.

Nie! - powiedziała sobie twardo, nie jesteś w nim zakochana. Wybij sobie wreszcie te bzdury z głowy. Uśmiechnęła się miło, ale konwencjonalnie. Zrobiła to, co należało. Przecież ten piękny prezent był tylko elegancką formą podziękowania, niczym więcej. Delikatnie wyjęła bransoletkę i uniosła ją do góry.

- Ładna - powiedziała tak nonszalancko, jakby otrzymywanie platynowych bransoletek było dla niej chlebem powszednim. - Pewnie już dawno ją kupiłeś, co? Leżała i czekała na odpowiednią okazję.

- O tak, zaraz zadzwonię i zamówię kolejną partię. - Caleb nie krył rozbawienia.

Gdy Sabrina i Caleb przyjechali na miejsce, w kaplicy była już mniej więcej połowa gości. Caleb nie przepadał za tego rodzaju uroczystościami, ale bardzo lubił Jake'a i nie chciał mu sprawić zawodu. Polubił też Cassie, którą po bliższym poznaniu uznał za ładną i miłą dziewczynę, choć zupełnie nie w jego typie.

Zastanawiał się, dlaczego do jednej osoby, tak jak on do Sabriny, czujemy pociąg od pierwszej chwili, a do innych, nawet równie ładnych, nie. Czy to hormony, głód duszy, czy też przeznaczenie? Być może wszechwiedząca natura tak nami kieruje, byśmy wybrali najodpowiedniejszego dla siebie partnera?

Ślub i związane z nim uroczystości zawsze skłaniały ludzi do tego, by myśleli o miłości. Sabrina jednak nie myślała o szczęściu przyjaciółki. Z całą jasnością uświadomiła sobie, że naprawdę jest zakochana w Calebie i nie potrafiła przejść nad tym faktem do porządku dziennego. Nie wiedziała, co robić. W tej chwili pragnęła tylko, żeby Caleb niczego sienie domyślił.

A może on już wie? - pomyślała przerażona. Czasem wydawało jej się, że wprost czyta w jej myślach. Nie, to niemożliwe, w końcu potrafię się przecież kontrolować. Jego dotychczasowe kontakty z kobietami nie opierały się na miłości, lecz na pociągu fizycznym, nie mógł zatem wiele wiedzieć o prawdziwych uczuciach. W końcu oparte na wzajemnym pociągu związki łączyły go z Angelique, Muffy, Candi... i wieloma innymi, których na szczęście nie miała okazji poznać.

- Kto w sobotę będzie podawał obrączki? - zapytał głośno ksiądz.

Sabrina tak bardzo była zaabsorbowana swoimi myślami, że zapomniała, iż trzyma obrączkę Jake'a. Drugą obrączkę miał Caleb.

Spojrzeli na siebie. Co dziwne, Caleb wydawał się szczerze wzruszony przygotowaniami do ceremonii. Gdyby tak można było poznać jego myśli... Odwróciła wzrok, by nie zdradzić się ze swoimi uczuciami.

Patrzyła teraz na Cassie i Jake'a. Boże, jak błyszczą im oczy, pomyślała wzruszona. Przecież to zaledwie próba ceremonii ślubnej. Jeżeli teraz są tacy wzruszeni i zdenerwowani, to jak będą przeżywać właściwy ślub?

Och, jak bardzo bym chciała, żeby Caleb kiedyś patrzył na mnie z równym oddaniem i czułością, załkało jej serce. Nie, teraz nie była w stanie zaprzeczyć, że jest zakochana w Calebie. Po raz pierwszy w życiu dopadła ją gorąca i ślepa miłość.

Teraz już nie uważała go za playboya i podrywacza, lecz za interesującego, wrażliwego i pociągającego mężczyznę. Już nic nie było w stanie ochronić jej przed jego urokiem. O takim mężczyźnie zawsze marzyła i tylko z takim chciała spędzić resztę życia.

Jaka ja byłam ślepa, gdy uważałam, że jestem odporna na jego urok. W ciągu dwóch tygodni, które z nim spędziła, pojawiło się wiele znaków ostrzegawczych, jednak Sabrina je zignorowała. Teraz już było za późno, by płakać z powodu swojej lekkomyślności...

Nie była aż tak naiwna, by uważać, że Caleb też może być w niej zakochany. Przecież jasno i jednoznacznie określił swój stosunek do kobiet. Wprawdzie pociągała go, ale tak samo pociągały go inne: Angelique, Muffy i Candi. Caleb lubił otaczać się kobietami, uwielbiał być przez nie adorowany...

Cassie i Jake składali właśnie próbną przysięgę małżeńską. Głos Cassie drżał, a Jake delikatnie pogładził narzeczoną po policzku i popatrzył na nią z miłością.

Wzruszenie ścisnęło Sabrinie gardło. Oddałaby pół życia za to, by Caleb choć raz w taki sposób na nią spojrzał. Ale to niemożliwe, by kiedykolwiek ją pokochał. Skoro on nie odda mi swojej duszy, to może chociaż uda mi się rozpalić jego namiętność, myślała rozpaczliwie. Może namówię go na romans, który dla niego będzie tylko kolejnym nic nie znaczącym flirtem, a dla mnie najsłodszym wspomnieniem...

Spojrzała na Caleba w momencie, gdy i on odwrócił głowę w jej stronę. Ich oczy się spotkały, przez moment wydawało się Sabrinie, że zajrzał aż na dno jej duszy. Lecz po chwili Caleb odwrócił wzrok, jakby nigdy nic. Poczuła bolesne ukłucie w sercu. Nie była w stanie znieść jego jawnej obojętności.

Po ceremonii szybko pożegnała Cassie i Jake'a i pobiegła do swojego samochodu. Potrzebowała choć chwili samotności. Patrzyła, jak Caleb ściska dłoń Jake'a, uśmiecha się do Cassie, a potem idzie w stronę samochodu. Tak, ja go nic nie obchodzę, uświadomiła sobie.

Zebrała wszystkie siły, by za wszelką cenę ukryć swoje uczucia. Caleb z beztroskim uśmiechem wsiadł do samochodu.

- Co cię tak rozśmieszyło? - spytała.

- Brat Jake'a zapytał, czy noszę czarny garnitur na znak żałoby po przyjacielu, który traci wolność.

- Ciekawa jestem, co na to jego żona - odpowiedziała również żartem.

- Na szczęście tego nie usłyszała. Pamiętasz, że jesteśmy umówieni z Cassie i Jakiem w „Pinnacle"?

- W porządku - odparła.

Podjechali pod restaurację, Sabrina zaparkowała i weszli do środka. Górny taras restauracji umieszczono na obrotowej platformie, tak aby wszyscy goście mogli podziwiać widniejące na horyzoncie Góry Skaliste.

- Ciekawy jestem, jak moja laska sprawdzi się na ruchomej podłodze - zastanawiał się Caleb.

- No cóż, uważaj, bo nie chciałabym, żebyś znów coś sobie zrobił, a potem mnie za wszystko obwiniał - odparła zachmurzona.

- W razie trudności wesprę się na twoim ramieniu - powiedział z łobuzerskim uśmiechem.

Jednak nie oparł się na jej ramieniu, w ogóle przez cały wieczór jej nie dotknął. Zachowywał się miło i uprzejmie, lecz chłodno. A ona pragnęła czegoś więcej. Uświadomiła sobie, że brakuje jej dotyku jego palców, ciepła, bijącego od jego ciała. Dopiero teraz, gdy tego zabrakło, dotarło do niej, jak bardzo to lubiła.

Muszę się wyleczyć z tej miłości, zapomnieć o niej raz na zawsze, powtarzała sobie w duchu. Jednak na niewiele to się zdało. Dobrze przynajmniej, że nie zbłaźniłam się do końca i udało mi się ukryć, co do niego czuję, myślała ze zjadliwą ironią. Niewielka to jednak była pociecha.

Dojechali do domu.

- Mam nadzieję, że państwo spędzili miły wieczór - przywitał ich Jennings.

- Tak, dziękujemy, ale teraz już idziemy spać. Dobranoc, Jennigs - odpowiedział Caleb.

- Dobranoc pani, dobranoc panu - odparł Jennings i zniknął na tyłach domu.

Weszli na górę.

- Choć do mnie, Sabrino - powiedział miękko Caleb.

Zamarła. Wiedziała, co teraz będzie, pewnie Caleb zaraz powie, że seks bez żadnych zobowiązań jest bardzo przyjemny. I potrzebny. Milczała.

Odrzucił na bok laskę i wyciągnął ręce do Sabriny.

- Chodź do mnie - powtórzył uśmiechając się. - Nie dam się oszukać, wiem, że mnie pragniesz. Twoje spojrzenie w kaplicy, gdy Cassie i Jake składali przysięgę, powiedziało mi wszystko.

Nie była w stanie się zatrzymać, przyciągał ją jak magnes. Objął ją i przytulił do siebie.

- Przez cały wieczór nawet mnie nie tknąłeś - szepnęła cichutko.

- Gdybym tylko cię dotknął, to nie byłbym już w stanie się zatrzymać... - odpowiedział.

- A ja myślałam, że nie jesteś mną zainteresowany.

- A co teraz myślisz? - Powoli przesunął rozpalonymi dłońmi po jej plecach. - Mów szybko, bo już za chwilę nie ręczę za siebie.

- To świetnie się składa...

Pocałował ją zachłannie. Nie wypuszczając jej z objęć, przesuwał się w stronę sypialni. Gdy dotarli do łóżka, każdy centymetr jej ciała płonął z namiętności. Sabrina zamknęła oczy, pragnęła zapamiętać każdą cudowną sekundę. Jednak Caleb nie pozwolił jej zbyt długo myśleć, sprawił, że rozum zasnął, a obudziły się zmysły. Nie próbowała z tym walczyć, poddała się całkowicie namiętności i pozwoliła Calebowi zabrać się do czarownej krainy, w której króluje namiętność, żądza i... spełnienie.

Wszystkie wesela trwały za długo. Caleb uważał, że gdyby skrócić je o połowę, byłyby znacznie ciekawsze. Wesele Cassie i Jake'a dłużyło mu się, jak żadne dotąd. Nie mógł się doczekać tego, co nastąpi później. W ogóle nie mógł myśleć o niczym innym, tylko o niej. W myślach zaczął ją rozbierać, a właściwie przypominać sobie, jak wyglądała, gdy przygotowywała się do tej ceremonii. Wyjmował po kolei szpilki z wysoko upiętych włosów, rozpinał powoli guziczki jej czarnej sukni. Wiedział, że pod tą skromną sukienką kryje się całkiem nieskromna bielizna. Ale rozbieranie w myślach Sabriny wcale nie spowodowało, że czas przestał mu się dłużyć. Wręcz przeciwnie. Bardzo pragnął być teraz gdzie indziej i z kimś innym.

- Czy nie musicie już zbierać się do wyjazdu, Hawaje są bardzo daleko... - zagadnął Jake'a.

- Jedziemy dopiero jutro - odpowiedział Jake.

- A noc poślubna, czy goście nie powinni już rozejść się do domów?

- Od kiedy to hołdujesz tego typu tradycjom? - zdziwił się Jake.

- Szczerze mówiąc, w telewizji jest mecz, który bardzo chciałbym obejrzeć. - Caleb starał się wybrnąć z kłopotliwej sytuacji.

- Chyba trochę ci nie wierzę, że chodzi o mecz. - Jake wyglądał na szczerze ubawionego. Jego wzrok spoczął na Sabrinie. - Uważaj, Caleb, bo wpadniesz po uszy, to nie jest taka prosta rozgrywka jak zazwyczaj.

Caleb nic nie odpowiedział, po prostu wstał i podszedł do Sabriny, która siedziała na kanapie.

- Czy możemy już iść? - spytał.

- Jeszcze nie - uśmiechnęła się łagodnie. - Usiądź koło mnie - poprosiła.

Zza ich pleców rozległ się śmiech Angelique.

- Nie pójdzie, dopóki panna młoda nie rzuci swojego bukietu - powiedziała zjadliwie. - Choć jeśli nawet uda ci się złapać ten wiecheć, to nie wiem, czy wyjdzie ci to na dobre. Caleb ma alergię na śluby i wesela... - wysyczała raczej niż powiedziała, po czym odwróciła się i pomaszerowała do sali balowej.

- Rozmawiałyśmy właśnie z Paige o Austinie Weaverze - powiedziała Sabrina.

- O nim? - zapytał lodowatym głosem Caleb, siadając koło Sabriny.

- Czy podejmie tę pracę? - spytała Paige, szczerze zainteresowana tą kwestią.

- Nie dostałem jeszcze od niego żadnej odpowiedzi. Skoro nie odezwał się do tej pory, to podejrzewam, że odrzucił moją ofertę.

- Minęło dopiero kilka dni - zaprotestowała Paige. - Może jeszcze się zastanawia, w końcu to byłaby bardzo poważna zmiana w jego życiu.

- Uważasz zatem, że nie powinienem z niego jeszcze rezygnować? - Caleb popatrzył na Paige uważnie.

- Może potrzebuje czasu, żeby wszystko przemyśleć - wtrąciła się Sabrina.

- Chyba bardzo ci zależy, żeby Weaver przeniósł się do Denver - skomentował chłodno jej wypowiedź Caleb. Obserwował ją uważnie, ale nie był w stanie odgadnąć jej myśli. - Mimo to powinienem w międzyczasie odbyć spotkania z pozostałymi kandydatami. Możecie już zacząć przygotowania, bo wkrótce podam wam konkretne terminy.

- Mason Maxwell na pewno bardzo się ucieszy - powiedziała Sabrina. - Ale chyba nie podejmiesz sam tak ważnej decyzji i poczekasz do powrotu Jake'a z Hawajów?

- To nie jest konieczne, Jake wyraził już swoją opinię, a ostateczna decyzja i tak należy do mnie. - Rozejrzał się uważnie dokoła. - Czy to cholerne przyjęcie kiedykolwiek się skończy?

Dlaczego jest w tak podłym nastroju, zastanawiała się Sabrina. Chyba nie ona była tego powodem. Pomyślała, że może boli go kostka, przecież w ciągu ostatnich dni bardzo ją forsował, nawet tańczył na weselu. Gdy Sabrina starała się go powstrzymać, obiecał, że będzie szalał na parkiecie wyłącznie wtedy, gdy orkiestra zagra coś wolnego.

Coś się jednak zmieniło w jego zachowaniu. Czuły kochanek, którego dotyk niemal jeszcze czuła na swej skórze, gdzieś się ulotnił. Zastąpił go nieco szorstki i chłodny dyrektor Tanner Electronics.

Może rzeczywiście Angelique miała rację, mówiąc, że Caleb nienawidzi wesel? A może na zmianę jego nastroju miała wpływ rozmowa o Austinie? Lecz jeśli tak, to co naprawdę zdenerwowało Caleba? Czy niezdecydowanie Weavera, który zwlekał z podjęciem decyzji, czy też zwykła męska zazdrość? Dlaczego tak bardzo mu zależało, by szybko zorganizować spotkania z kolejnymi kandydatami? Czy nie chodziło przypadkiem o to, by mieć pretekst do jak najszybszego zerwania z moją firmą i ze mną, zastanawiała się Sabrina. Nigdy nie angażowała się w przelotne związki, ale tym razem była bezsilna...

Gdy po weselu wrócili do domu, zobaczyli zaparkowany na podjeździe nieznajomy samochód. Jennings poinformował ich, że od kilku godzin na Caleba czeka jeden z inżynierów.

Caleb mruknął coś w rodzaju przeprosin i pokuśtykał do salonu, gdzie czekał niespodziewany gość.

Sabrina poprosiła Jenningsa, by zaniósł Calebowi tabletkę przeciwbólową. Sądząc po tym, jak szedł, przeforsowana kostka musiała mu bardzo dokuczać.

Może będzie jeszcze tak jak wczoraj, westchnęła. Przestań się łudzić, zganiła się w duchu. Poszła do gabinetu, by trochę popracować. Trzeba było zająć się zorganizowaniem przyjęć, o których wspomniał dzisiaj Caleb. Ledwo usiadła, zadzwonił telefon. Do Caleba. Bez trudu rozpoznała ten głęboki męski głos. Bez zbędnych pytań zaniosła aparat Calebowi do salonu.

- O co chodzi, Sabrino? - spytał.

- To Austin Weaver.

- Widzę, że prawie zaniemówiłaś - mruknął Caleb.

- Witaj, Austin. - Caleb wcisnął guzik na klawiaturze telefonu.

Wiedziała, że powinna wyjść, ale uznała, że skoro w pokoju został młody inżynier, to również ona ma prawo poznać decyzję Austina. Gdyby się zgodził, nie musiałaby organizować spotkań...

W zasadzie powinna się cieszyć. Ale odczuwała tylko wielki smutek. Już wkrótce będzie musiała się stąd wynieść. Wprawdzie Caleb jeszcze przez kilka tygodni nie odzyska dawnej sprawności, jednak na pewno nie będzie potrzebował opieki na „pełny etat".

Caleb skończył rozmowę z Austinem.

- To rozwiązuje wiele problemów - powiedział, gdy odłożył słuchawkę. Zamyślił się na chwilę.

- Chcesz powiedzieć, że Austin Weaver przyjął tę pracę? - spytała.

- Tak, przyjeżdża w pierwszym tygodniu grudnia. - Przyglądał jej się uważnie i najwyraźniej coś go zaskoczyło. - Myślałem, że ucieszy cię ta wiadomość.

- Cieszę się - powiedziała bez wielkiego entuzjazmu.

- Pewnie niepokoi cię, że z powodu wczorajszej nocy będę starał się stanąć ci na drodze.

Otworzyła usta ze zdziwienia.

- Nie bój się, nie jestem takim egoistą, za jakiego mnie uważasz. Widziałem, jakie wrażenie zrobił na tobie Austin Weaver... Domyślam się, że pragniesz jak najszybciej odzyskać wolność.

A więc w taki sposób ma zamiar się z tego wywinąć, pomyślała. Niech mu będzie, to i tak lepsze, niż gdyby powiedział wprost, że już się mną znudził.

- Dobrze, że to rozumiesz - odparła, z trudem powstrzymując łzy. Na szczęście Caleb na nią nie patrzył i niczego nie zauważył.

Rozdział 10

Po wyjściu Sabriny Caleb jakby nigdy nic wrócił do rozmowy z młodym inżynierem. Wyjaśnił mu wszystkie wątpliwości. Młody człowiek zwinął projekt, który przyniósł, i wstał.

- Dziękuję, że znalazł pan dla mnie czas pomimo weekendu - powiedział młody człowiek. - Nie będę panu dłużej zawracał głowy.

- Teraz, gdy Weaver zdecydował się do nas dołączyć, będzie nam łatwiej - zapewnił go Caleb. Potem nieznacznie się skrzywił i dyskretnie pomasował kostkę, która po weselu bardzo mu dokuczała. - Trafisz do drzwi?

- Ależ oczywiście, i jeszcze raz dziękuję.

Po wyjściu inżyniera Caleb opadł na sofę. Miał za sobą bardzo męczący dzień. Pierwsza myśl, jaka mu przyszła do głowy, dotyczyła Sabriny. Nie powinien z nią rozmawiać w tak obcesowy sposób, bo mogła wyciągnąć błędne wnioski. Trzeba to jak najprędzej wyjaśnić... chociaż nie zaprotestowała, gdy dość grubiańsko zwrócił jej wolność. Ale czy rzeczywiście interesowała się Weaverem? Była zbyt taktowna, by wdawać się z nim w rozmowę o intymnych sprawach w obecności postronnej osoby. No cóż, wykazała się znacznie większą klasą niż on.

- Sabrino! - zawołał. Z całą pewnością powinien naprawić swój błąd. Im szybciej, tym lepiej. Sabrina wciąż nie przychodziła, ale usłyszał, że Jennings kręci się po holu.

- Jennings! - zawołał. - Czy mógłbyś poprosić Sabrinę? Muszę z nią zamienić kilka słów.

- Obawiam się, że to niemożliwe - odparł Jennings. - Wyszła jakieś pół godziny temu.

- Minęło aż pół godziny? - Caleb spojrzał na zegarek. - A dokąd poszła o tak późnej porze?

- Nie wiem. Odnoszę jednak wrażenie, że nie ma zamiaru wrócić, gdyż zabrała ze sobą walizkę. - Jennings z trudem przełknął ślinę.

Caleb był zdumiony. Nie mogła mi tego zrobić, przecież mieliśmy umowę...

- Pańska laska. - Jennings podał mu czarną laseczkę, prezent od Sabriny.

W tej chwili Caleb zauważył, że przeszedł pół pokoju bez kuli czy laski. Wprawdzie kostka go bolała, ale mógł znów normalnie się poruszać. Tak, przecież mieliśmy z Sabriną umowę, że zostanie dopóty, dopóki nie będę mógł poruszać się o własnych siłach, uświadomił sobie. Nie ma co, świetnie wybrała moment...

Ale jak mogła tak wyjść bez pożegnania? Bez słowa wyjaśnienia. .. A może uznała, że nie ma czego wyjaśniać? Przypomniał sobie jej ostatnie słowa, gdy docinał jej na temat Weavera. Powiedziała: „Dobrze, że to rozumiesz".

Więc jednak się nie pomylił, Weaver zrobił na niej piorunujące wrażenie. Tak duże, że to, co wydarzyło się między nimi ostatniej nocy, nie miało dla mej żadnego znaczenia. Sabrina nie chciała z nim być. A skoro tak, to nie będzie o nią walczył. Nie będzie jej nic wyjaśniał ani niczego tłumaczył.

Ale przecież ja jej pragnę, uświadomił sobie. Tak bardzo, że aż sprawia mi to ból!

Jak to możliwe? Jak doszło do tego, że chce być z kobietą, która traktuje go jak powietrze?

Nie był przygotowany na odejście Sabriny.

Gdy Sabrina zobaczyła samochód Paige, szybko wzięła torbę i wybiegła przed dom.

- Powinnyśmy skończyć ten projekt do południa - powiedziała na przywitanie Sabrina. Starała się nadać swemu głosowi naturalne brzmienie, lecz przychodziło jej to z największym wysiłkiem.

- Tak, chociaż to trudniejsze zadanie, niż się z początku spodziewałam - odpowiedziała Paige. - Dobrze, że Cassie wróci, zanim zacznie się gorączka przedświąteczna. Musimy wypocząć przed Bożym Narodzeniem, bo wtedy będziemy chyba pracować dzień i noc.

- Tak, nasza firma jest już na tyle duża, że dwie osoby nie dają rady - przyznała Sabrina. - Pamiętasz, jeszcze kilka miesięcy temu prawie nie miałyśmy co robić, a kontrakt z Tanner Electronics uratował nam skórę...

Wspomnienie Tanner Electronics automatycznie skierowało myśli Sabriny na Caleba. Choć tak naprawdę nigdy nie przestawała o nim myśleć... Dlaczego Caleb nie zerwał z nimi kontraktu? Miał do tego pełne prawo, bo przecież nie dotrzymała warunków umowy, opuściła jego dom w pośpiechu, bez słowa wyjaśnienia. Widocznie nie chciał się mścić, pewnie poczuł ulgę, że usunęła się z jego życia.

- A swoją drogą, to miałaś rację z Austinem Weaverem. Trochę długo się zastanawiał, ale wreszcie przyjął ofertę Caleba. Zgodził się zostać nowym dyrektorem generalnym Tanner Electronics.

Paige zahamowała ostro.

- Przepraszam - mruknęła. - Ale zawsze znajdzie się ktoś, kto uważa, że cała jezdnia należy wyłącznie do niego. A co z Calebem? Zanim zadzwoniłam do ciebie do domu, dzwoniłam najpierw do niego, jednak nie zastałam cię tam...

- Tak, wyprowadziłam się. Miałaś rację, to nie mogło trwać długo...

- Mam nadzieję, że szybko się pozbierasz. - Paige spojrzała z troską na przyjaciółkę. - A już myślałam, że wam się ułoży... Na ślubie Cassie patrzył na ciebie w taki sposób, że byłam przekonana, że to coś poważnego.

Sabrina zadrżała. Oddałaby wszystko, żeby Paige miała rację. Niestety, przyjaciółka, która zazwyczaj nie myliła się w takich sprawach, tym razem dała się ponieść fantazji.

Caleb krążył nerwowo po domu, jakby nie mógł sobie znaleźć miejsca. Widać było, że Sabrina pakowała się w wielkim pośpiechu, gdyż zostawiła masę rzeczy. W łazience na półce leżała jej szminka, na stoliku została książka, a koło łóżka jedwabna pończocha. Caleb podniósł ją czubkami palców, a potem ze złością wyrzucił do kosza.

Był na siebie wściekły. Jak mógł dopuścić do tak idiotycznej sytuacji? Dlaczego nie potrafi przestać myśleć o kobiecie, która miała go za nic? Nigdy dotąd mu się to nie zdarzyło. Ale też nigdy dotąd nie spotkał takiej kobiety. Sabrina była jedyna w swoim rodzaju. Przecież tak właśnie myślał od pierwszej chwili, gdy ją tylko ujrzał. I nie chodziło tylko o fizyczne piękno, znał wiele urodziwych kobiet. To osobowość Sabriny tak go urzekła, jej wrażliwość i niezależność. No i żywiołowość, która nie miała sobie równych.

Może ona na mnie czeka? Może powinienem jej poszukać? Próżność nie pozwalała mu przyznać, że właśnie tak pragnął postąpić. Pewnie nie będzie chciała ze mną w ogóle rozmawiać, narobiłem takiego bigosu, że lepiej nie mówić...

Spostrzegł, że w palcach obraca pończochę Sabriny, tę samą, która jeszcze chwilę temu wylądowała w koszu. Nie było sensu zastanawiać się, w jaki sposób znów znalazła się w jego dłoni. Zakochani robią różne dziwne rzeczy...

Minęło kilka dni. Na pozór wszystko było w porządku, pewnie nikt, kto jej bliżej nie znał, nie zorientowałby się, że coś jest nie tak. Sabrina czuła się jak bezwolny automat, życie przestało sprawiać jej jakąkolwiek przyjemność. Pracowała, negocjowała z klientami warunki umów, spotykała się ze znajomymi, oglądała telewizję. Jednak cały czas miała wrażenie, że pogrążyła się w letargu.

Z zadumy wyrwał ją ostry dźwięk komórki. W telefonie odezwał się niski męski głos.

To był Austin Weaver. Zupełnie nie spodziewała się, że poprosi ją o pomoc.

Jennings prawie zemdlał z wrażenia, gdy zobaczył ją w drzwiach. Spojrzał w stronę salonu, gdzie, jak się domyśliła, był Caleb.

- Rozumiem, że Caleb nie chce mnie widzieć, podobnie jak ja nie mam ochoty go oglądać, ale przychodzę w interesach i naprawdę muszę się z nim zobaczyć. Poczekam, aż będzie wolny.

- Zaraz powiem mu, że pani przyszła. - Jennings dziarskim krokiem pomaszerował do salonu.

- A więc sprowadzają cię tu interesy - usłyszała za plecami miękki głos Caleba.

Wydawał się wyższy i smuklejszy, chodził bez laski. To dziwne, że tak bardzo się zmienił, nie widziałam go przecież zaledwie kilka dni, pomyślała ze ściśniętym sercem. Tak bardzo za nim tęskniła... Kochała go i nigdy go nie zapomni.

- A więc sprowadza cię tu interes - powtórzył.

Nigdy nie uda jej się zdobyć tego mężczyzny. Jeśli chce zachować resztki godności, nie powinna mu pokazać, jakie wrażenie zrobił na niej sam jego widok.

- Ucieszyłaś się z jego telefonu? - spytał. Jasne było dla obydwojga, o kim rozmawiają.

- Nieszczególnie - odparła. - Chce, żeby Wypożyczalnia Żon znalazła mu mieszkanie. Rozmawiał ze mną, bo Cassie jest na Hawajach, a Paige nie zna.

- O, widzę, że wasze rozmowy podczas pamiętnego obiadu zaowocowały wzajemnym zaufaniem - powiedział z lekkim przekąsem. - Ale chyba nie jesteś tu po to, by pytać mnie o zgodę na podpisanie umowy z nowym klientem?

- Powiedział, że w trakcie rozmów z zarządem Tanner Electronics zapomniał wyjaśnić kilka istotnych szczegółów. Poprosił mnie, bym ustaliła to z tobą. Chodzi między innymi o: służbowe mieszkanie i samochód, przeloty, prywatną szkołę dla córki, jednym słowem mam z tobą omówić pakiet świadczeń dodatkowych.

- Oczywiście, wejdź i usiądź. - Zaprosił ją do salonu. Jennings wszedł z tacą. Sabrina odruchowo zaczęła zbierać ze stolika kawowego gazety, kartki i pudełka. Jedno z pudełeczek spadło na podłogę i wypadły z nich czerwone, satynowe majtki.

- Czy to prezent od twoich wielbicielek? - roześmiała się. - Pojawiły się na placu boju szybciej, niż myślałam...

Caleb wziął z rąk Jenningsa tacę i postawił ją na stoliku.

- Tęsknię za tobą, Sabrino - powiedział, gdy Jennings zniknął za drzwiami.

Sabrina starała się ze wszystkich sił zachować spokój. Drżącymi dłońmi wzięła ze stolika filiżankę.

- Ty zawsze pragniesz tego, czego nie możesz mieć - odparła. - Pewnie ubodło cię, że odeszłam, nie jesteś do tego przyzwyczajony.

- Nie, Sabrino, to nie tylko to. - Głos Caleba był głęboki i zmysłowy.

- Pewnie musisz się zastanowić nad żądaniami Austina Weavera. Dziś i tak nie podejmiesz decyzji. - Wstała.

Chwycił ją za rękę. Pod żakietem poczuł coś twardego. Rękaw trochę się podwinął i Caleb zobaczył, że Sabrina nosi bransoletkę, którą od niego dostała.

- Nosisz prezent ode mnie - ucieszył się.

- Co w tym dziwnego, pasuje do żakietu. Poza tym, ciężko na nią zapracowałam...

- Chcę, żebyś wróciła do mnie - powiedział. - I zrobię wszystko, by to osiągnąć.

Odwróciła się tak gwałtownie, że straciła równowagę. Caleb zerwał się i przyciągnął ją do siebie. Miękko wylądowali na puszystym dywanie.

- Czy chcesz mnie przekonywać w taki właśnie sposób? - spytała.

Caleb uśmiechnął się tylko, otoczył dłonią jej szyję i przyciągnął jej głowę do swojej. Jego pocałunek był zmysłowy i niecierpliwy.

Osiągnął swój cel, uświadomiła sobie nagle. Pragnęła go jednak tak samo mocno, jak przed chwilą. Straciła dla niego głowę, nie była w stanie się bronić.

- Pozwól mi odejść - szepnęła.

- Nie, nie puszczę cię, zanim mnie nie wysłuchasz. - Przycisnął ją jeszcze mocniej do siebie.

- Mów...

- Gdy załatwiłaś mi kostkę, byłem przekonany, że nie chcę cię więcej widzieć. A jednak oszalałem na twoim punkcie. Dlatego zaszantażowałem cię, zmusiłem, żebyś się mną zaopiekowała. Przysięgałem sobie, że będę ostrożny, że ograniczę się do przelotnego flirtu, ale stało się inaczej.

Sabrinie zakręciło się w głowie. Nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażała sobie takiej sceny.

- Byłem zazdrosny o każdy uśmiech skierowany do Austina Weavera. Bałem się, że mi cię zabierze, wydawał się być w twoim typie: kulturalny, odpowiedzialny, z klasą. Miał wiele cech, których ja nie posiadam. Nie wiedziałem poza tym, że miłość może ranić, dlatego tak późno ją rozpoznałem.

- Miłość? - Jej głos był zduszony.

- Dopiero gdy odeszłaś, zdałem sobie sprawę, że się w tobie zakochałem.

Sabrina nie do końca była pewna, czy dobrze zrozumiała sens tej wypowiedzi.

- Byłem głupcem, źle cię traktowałem. Zacząłem w najgorszy możliwy sposób. Pewnie mnie nie kochasz, ale wiem przynajmniej, że mnie pragniesz. - Spojrzał jej w oczy. - Kocham cię, Sabrino. Jesteś pierwszą kobietą, której to mówię. Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale udowodnię ci, że to prawda.

W jego głosie było tyle żarliwości, że Sabrina natychmiast pozbyła się resztek wątpliwości.

- Wierzę ci - odpowiedziała cicho. - Mnie też na tobie zależy.

Caleb pochylił się i pocałował ją. Ten pocałunek nie był tak namiętny i zachłanny jak poprzedni, lecz i tak prawie zabrakło im tchu.

- Długo nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Do tej pory spotykałam mężczyzn, którzy przede wszystkim zwracali uwagę na moje ciało. Taki właśnie był Mason Maxwell. Uważał, że dobre zamążpójście to szczyt moich marzeń. Myślałam, że ty traktujesz mnie tak samo. Pamiętasz, podczas rozmowy o interesach wysłałeś mnie na kawę, jakbym była zbyt głupia, by cokolwiek z niej zrozumieć. Jednak potrafiłeś ze mną ciekawie rozmawiać, rozśmieszyć mnie. W końcu zakochałam się w tobie.

Caleb pocałował ją w szyję. Sabrina zamruczała jak zadowolona kotka.

- A co byś zrobił, gdybym nie przyszła dziś?

- Jeszcze nie wiem, właśnie przygotowywałem nowy plan, gdy pojawiłaś się we własnej osobie. - Uśmiechnął się łobuzersko. - Może zażądałbym, żebyś skończyła urządzanie mojego mieszkania.

- No dobrze, skończyłabym remont, twoją sypialnię pomalowałabym na różowo... Ale zaraz, co właściwie miałeś na myśli, mówiąc, że przygotowywałeś nowy plan?

- Powiedzmy, że postanowiłem dostarczyć ci powodów, żebyś się tu zjawiła. Austin mi trochę pomógł, choć i tak miał zamiar poprosić Wypożyczalnię Żon o załatwienie kilku spraw...

Oderwała się od niego.

- Kazałeś mu do mnie zadzwonić?

- Nie, bardzo uprzejmie go o to poprosiłem. Chociaż, gdy przez cały dzień się nie zjawiałaś, zacząłem się obawiać, czy ten sposób coś da. Ale zostawmy w spokoju Austina. Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. - Pocałował ją. - Kiedy za mnie wyjdziesz, Sabrino?

- Naprawdę chcesz posunąć się aż tak daleko? Wydawało mi się, że nienawidzisz ślubów i wesel?

- Czy ty pamiętasz każde głupstwo, które powiedziałem?

- Większość. - Roześmiała się radośnie.

- Sabrino, pragnę być z tobą do końca życia, mieć dzieci, dzielić wszystkie smutki i radości. A jeśli martwi cię, że jesteś jedną z wielu, to pamiętaj, że jesteś ostatnią, jedyną i najważniejszą.

- Wyjdę za ciebie i będziemy najszczęśliwsi na świecie - szepnęła. Położyła głowę na jego piersi i wsłuchiwała się w bicie jego serca. Wiedziała, że ono bije tylko dla niej.

Kolejne książki z serii Harlequin Romans ukażą się kwietnia.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
529 Michaels Leigh Bardzo moralna propozycja Wypożyczalnia żon2
529 Michaels Leigh Bardzo moralna propozycja Wypożyczalnia żon2
0529 Michaels Leigh Bardzo moralna propozycja
Michaels Leigh Bardzo moralna propozycja
Michaels Leigh Bardzo moralna propozycja
Michaels Leigh Bardzo moralna propozycja 02
Leigh Michaels Bardzo moralna propozycja
Michaels Leigh Sprzedaj mi marzenie
Michaels Leigh Kim jesteś Święty Mikołaju
Michaels Leigh Siła perswazji
Michaels Leigh Tajemniczy sąsiad
062 Michaels Leigh Zareczyny na niby
Michaels Leigh Jeszcze jedna szansa
264 Michaels Leigh Oni i dziecko Idealne rozwiazanie
Michaels Leigh Lekcja uczuc
Michaels Leigh - Lista kandydatek, Romanse z milionerami
168 Michaels Leigh Z zamknietymi oczami
R224 Michaels Leigh Miodowy miesiac

więcej podobnych podstron