Aleksander Fredro
Rewolwer
OSOBY
Baron Mortara, bankier, lat 50
P a m e l a, wdowa, lat 40
Paroli, notariusz
B a r b i, agent */
Cezar Negri, literat
Mario, sekretarz bankiera
M o n t i, kapitan pensjonowany
O t y l d a, jego córka
Klara Salvandor, żona malarza
P a o l o, niemy komisjoner
Jakiś Jegomość
Oficer
Dwóch Uliczników
Dama, Żandarm, Służący Barona, pospólstwo
Rzecz dzieje się w Parmie.
*/ Nota. Barbi blady, nos czerwony, oczy podbite, włosy w nieładzie. Ile razy kto co powie, co mu się zdaje być kompromitującym, odwraca się cały do ściany — zawsze jak gdyby cicho rozmawiał ze sobą i nerwowym poruszeniem palców zawsze coś koło się poprawia.
AKT PIERWSZY
Salon. — Drzwi w głębi i na prawo od aktorów; okno na lewo. — Po prawej stronie duże biuro z półkami, okryte papierami, bokiem do widzów, nieco od ściany odsunięte. Ku środkowi, trochę w głębi — stół, na którym przygotowanie do śniadania.
SCENA PIERWSZA
Baron, Mario.
Baron — głowa w górę, czarne faworyty. Chusta, kamizelka, pantalony białe, szlafrok letni w jaskrawe kwiaty, czapeczka haftowana. Siedzi w fotelu przy biurze i pisze. Mario wchodzi z papierami z drzwi na prawo.
Baron
Dzień dobry, panie Mario — cóż tam masz nowego?
Mario
Nowego — bardzo mało, lecz dosyć dawnego,
Dosyć, dużo, zanadto, bo codziennie prawie
Przynoszę do podpisu, zawsze w jednej sprawie,
Pozwów, strofów, dekretów cały poczet srogi,
Co jak bomby rzucamy w lokatorów progi.
Te domy na przedmieściu, słaba nasza strona,
To onus pro peccatis * dla pana barona.
*/ To jest ciężar za grzechy.
Baron
podpisując
Ha, mój drogi. Opatrzność rozdziela ciężary,
Każdy musi swój dźwigać, jakiej bądź jest miary.
Zresztą — te nędzne domy, ledwie że nie chaty,
Przeszło piętnaście od sta przynoszą intraty.
Mario
ze wstrętem
Za ten brud jeszcze mało.
Baron
podpisując zawsze
Powiększymy cenę.
Mario wzrusza ramionami.
Mario
Z kawalerem maltańskim dziwną miałem scenę.
Baron
śmiejąc się ironicznie
Ha! don Pedro los Kontos Pontos Tera Fera!...
Ten niech się z pomieszkania czym prędzej wybiera —
Cały dług mu daruję... niech go piorun trzaśnie!...
Byle nie w moim domu.
Mario
Uraził się właśnie
Ofertą — nie piorunu, ale darowizny.
Mówi, że syn hiszpańskiej wspaniałej ojczyzny
Nie zmienia miejsca, długów nie spłaciwszy wprzódy.
Baron
Niechże płaci.
Mario
Zapłaci, jak swoje dochody
Z Meksyku dostanie.
Baron
Fiu!...
Mario
Póki nie dostanie,
Jako człowiek honoru, zatrzyma mieszkanie.
Baron
Co? Jak? — Wyrzucić! Wygnać tego merynosa!
Mario
Można, lecz będzie hałas. Choć jednego włosa
Nie straci, po kawiarniach, gdzie domowy wszędzie,
Gdzie drwinkom za cel służy, wykrzykiwać będzie,
Że bankier-bogacz obdarł, puścił go z torbami...
I otóż ma krzykliwych obrońców setkami.
A ma wielką zaletę, że zgoła nic nie ma
I że każdy od niego wyższym się być mniema.
Baron
po krótkim milczeniu
Dać mu pokój — bo biedny... i stary... i chory...
do siebie, półgłosem
A czej przecie marcowej nie przeżyje pory!
Cóż jeszcze?
Mario
Hrabia Viani może cofnąć słowo.
Jak się dziś nie zapłaci...
Baron
Da go nam na nowo.
Mario
Może kupić kto inny, willa — bardzo tania...
Baron
Plenipotent hrabiego dobrze nas zasłania.
Mario
Dyrekcyja kolei.
Baron
Musi nabyć willę;
Kupię więc i jej sprzedam za drugi raz tyle.
Mario
Lecz gdy zysk grosz na groszu, dlaczegoż odwlekać?
Baron
Może co wytargujem — trzeba jeszcze czekać. wstając i ciszej
Pan hrabia dużo wydał na tajemne cele
I w innych katastrofach stracił bardzo wiele —
Trzeba mu dziś pieniędzy — pędzi więc jak w matnię.
Mario
Willa wpół darmo, hrabia dał słowo ostatnie.
Baron
Takich ostatnich — dziesięć przy każdej sprzedaży.
po krótkim milczeniu
Nareszcie — idź, skończ, zapłać... Jeśli ci się zdarzy
Co urwać, urwij — choć tysiąc; nie korzystać — szkoda.
Mario
Ależ mnie wstyd targ wznawiać, gdzie zawarta zgoda.
Baron
zadziwiony
Wstyd? Mario, jesteś młody, zda ci się nauka:
Wstydzić się tylko trzeba, gdy nas kto oszuka.
siada, zakłada nogi i bawi się złotą tabakierką
Cóż z poczty?
Mario
Nic ważnego; Neapol spokojny,
Lecz w Sycylii domowej lękają się wojny...
Baron
O! bardzo, bardzo proszę... Nie słucham, nie słyszę;
Niechże mi korespondent tych rzeczy nie pisze —
Polityki nie lubię. Czy czarno, czy biało,
Mnie wszystko jedno, byle porządnie się działo.
Mario
po krótkim milczeniu
Rzymskim dziennikom przeczy list z późniejszej daty,
Że dom Blok et Compagnie zawiesił wypłaty.
Baron
zażywając tabakę
Zawiesi — o, zawiesi! Od świata początku
Bankructwo jest najbliższą drogą do majątku,
Najbliższą. A kto traci? Głupcy, bez zawodu.
Na mój honor, rozumni pomarliby z głodu,
Gdyby głupich nie było.
śmiejąc się
Pomarliby z głodu.
śmiejąc się
Na honor, wielka prawda — pomarliby z głodu!
wstając
Wszystko?...
Mario
Jeszcze z Modeny list od kapitana
Monti...
Baron
Prosi pieniędzy?
Mario potakuje głową.
To rzecz niesłychana,
Ten człowiek myśli, że to moje przeznaczenie
Ciągle napełniać jego dziurawe kieszenie.
Mario
Nie ma za co wyjechać.
Baron
Chwała, chwała Bogu!
Przecież wieczny włóczęga zbędzie się nałogu.
Nie ma za co wyjechać? Dokąd, po co, na co?...
Próżniak obrzydły!... Jeździ, bo mu podróż płacą.
Mario
Jako szkolny kolega, prosić się ośmiela...
Baron
Ośmiela — i aż nadto.
Mario
Wzywa przyjaciela,
Który poniekąd wdzięczność...
Baron
Ach, wdzięczność, u czarta!
Już tę wdzięczność spłaciłem sto razy — jak warta.
Nie odpisać najlepiej, bo się nie obronię...
Pani Klara Salvandor wchodzi prędko. Mario wychodzi.
SCENA DRUGA
Baron, Klar a.
Baron
Pani Salvandor, witam.
Klara
Ach, panie baronie!...
Baron
przysuwając krzesełko
Co każesz? Proszę siadać.
zbliżając krzesełko
Niechże pani siada.
Klara
płacząc
Mój mąż... aresztowany...
Baron odsuwa i odwraca krzesło. Krótkie milczenie; Klara płacze.
Jakaż... pańska... rada?
Co robić?...
Baron
Moja pani... rada rzecz to śliska...
Może jaki adwokat... z mego stanowiska...
Klara
Wszak pan znasz mego męża...
Baron
Zaprzeczać nie myślę.
Klara
I tak dawno...
Baron
No, daty nie oznaczę ściśle.
Klara
Wiesz, czy może być winnym.
Baron
Chętnie pani wierzę,
Że nie; lecz sąd najsłuszniej wyrzeknie w tej mierze.
Klara
Wszystko złość
Baron
Pozwól pani innego być zdania —
Sąd jest władzą, a władzę złość nigdy nie skłania.
Klara
Jest w błędzie...
Baron
Przebacz pani, że wątpić w tym względzie
Pozwolę sobie; władza nie może być w błędzie.
Klara
Cóż?... Znaleziono broń...
Baron
odsuwając się
Broń!...
Klara
Ależ, o mój Boże,
Wszak malarz bez modelu obejść się nie może.
Baron
Racz zważać, że modele drewniane być mogą.
Klara
Ach, baronie, nie marnuj w słowach chwilę drogą...
Idź do pana podesty — on jest cnoty wzorem...
Zaręcz za męża mego swym własnym honorem...
Baron
Ja?... ja... mam ręczyć? ręczyć?
na stronie
Dalibóg, wariatka.
Klara
Że mój mąż to poczciwość, dobroduszność rzadka,
Że to broń dawnych wieków... żeśmy nie wiedzieli,
Iż broni mieć nie wolno... aż gdy ją nam wzięli...
Jak się sąsiadki zbiegły — ach, było jak w młynie.
Baron
Łatwo pojąć.
Klara
Z wszystkiego pojęłam jedynie,
Że to stan oblężenia... czy jak się tam zowie
To paskudztwo...
Baron
Bądź pani wstrzemięźliwszą w mowie,
Bo mnie kompromitujesz.
Klara
coraz mocniej płacze i szlocha w końcu
Że pardonu nie ma,
Że... o mój Boże... Boże!... że kto broń zatrzyma
U siebie... może... może... być... być zastrzelony.
Baron
przestraszony
Za…zastrze...
na stronie
Tam do licha! Więc przytomność żony
Jest kompromitującą dla mojego domu!
głośno
Ja, pani, nie odmawiam pomocy nikomu,
Wspieram dzielnie, potężnie, hojnie i wspaniale,
Ale w tym interesie to rzecz inna wcale...
Klara
Jak to?
Baron
Za pozwoleniem...
prostując się
Ja na widni stoję,
Wysokie finansowe stanowisko moje
I lojalność poddańcza, i godność barona —
Musi zostać bez skazy, jak sama korona.
Klara
I czymże to pan skazisz te swoje klejnoty?
Że osłonisz niewinnych, ujmiesz im zgryzoty?...
Baron
He, he, he! Pan podesta mógłby rzec przysłowiem:
Powiedz mi, z kim przystajesz, a kto jesteś, powiem.
Klara
Zatem pan nie chcesz pomóc?
Baron
Ten stan wyjątkowy...
Klara
Stanowczo — nie?
Baron po krótkim milczeniu
Nie.
Klara
Żegnam zatem dwoma słowy:
Pamiętaj sobie!
Odchodzi szybko.
Baron
idąc za nią
Jak to?... Co pamiętać sobie?...
Za pozwoleniem...
Klara wstrzymuje się w samych drzwiach.
W innym pomógłbym sposobie...
Pieniędzy dam...
poprawiając się
pożyczę...
Klara zatrzaska drzwi przed nosem Barona.
Wracając:
Co — pamiętać sobie?
Jak to — pamiętać sobie?... To coś groźbą trąci...
W tych czasach... lada słówko...
z westchnieniem
spokojność zamąci.
I kara śmierci!...
oglądając się
Dużo!... Nie mówię —kajdany...
SCENA TRZECIA
Baron; B a r b i w podróżnym stroju.
Baron
Cóż? Szmid?
Barbi
Umarł.
Baron
Testament?
Barbi
Zapieczętowany.
Baron
Pah!... Masz odpis?
Barbi
Jużcić mam, lecz z wielkim kłopotem;
Zdjęcie pięciu pieczęci, przylepienie potem,
Odpis et caetera — sto szkudów kosztowało.
Baron
Sto szkudów!... Jak to teraz wszystko podrożało?!
Zapisał synowcom?
Barbi
Nie.
Baron
Nie?
chwytając za rękę
Nie?
Barbi
Nie — stokrotnie
Nie.
Baron
Barbi! Być nie może.
Barbi
A tak jest w istocie.
Baron
Ależ to kradzież!... rozbój!... Ten głupiec, ten sknera
Mój własny grosz zebrany z ręki mi wydziera.
Ja na jego obłudne, fałszywe gadanie,
Że się jego majątek synowcom dostanie —
Dałem tym pędziwichrom, golcom, jakich mało,
Różnymi czasy sumki...
Barbi
O!..
Baron
urażony
O! — Cóż „o"?
Barbi
Śmiało...
Baron
Ależ ja w ręku miałem Szmida kapitały,
Bezpiecznie się więc piękne procenta zbierały,
Jak w kasie oszczędności, i nie mniej, nie więcej,
Doszły okrągłej sumki — czterdziestu tysięcy.
Barbi
Szmid trzykroć pozostawił.
Baron
Trzy? Nie byłbym liczył —
U mnie ledwie połowa... I któż odziedziczył?
Barbi
Siostrzeniec jego, przezeń wyklęty, wygnany —
Monti...
Baron
Co!... Monti?!... Ten... ten!...
łagodnie
ten Monti kochany...
Przyjaciel od kolebki... Bardzo mi to miło...
Cieszę się... Kodycylu żadnego nie było?
Barbi
Nie.
Baron
O mnie nic?
Barbi
Nic.
Baron
Hultaj!... Monti więc bogaty...
Ale na czym mam teraz poszukiwać straty?!
Co ja z tych pędziwichrów mogę wyprasować?!
Żeby nie ten testament... Trzeba było... schować.
Barbi
Nie miałem instrukcyji; nie byłoby przecie
Nic pomogło, bo Szmidów — jak prochu na świecie,
A żaden się z nich pewnie z panem nie podzieli.
Baron
A bodaj tego Szmida wszyscy diabli wzięli!
chodzi czas długi
Monti... trzy... trzykroć!
nagle stając
Barbi!... Barbi!... mam!...
Barbi
Co?
Baron
Drogę
Którą nie dość — odzyskać, lecz zarobić mogę.
Myśl szczęśliwa, ogromna, jenialne natchnienie!
Barbi, słuchaj — z Montego córką się ożenię,
I a conto posagu kapitał zatrzymam...
Zięcia nie pozwie przecie.
Barbi
Myśl pan...
Baron
Czasu nie mam.
Barbi
Córka Montego młoda...
Baron
Tym lepiej.
Barbi
I ładna.
Baron
Tym lepiej.
Barbi
Niebezpieczna.
Baron
Ech! bezpieczna — żadna.
Barbi
Lecz cóż Pamela powie? pańska narzeczona,
Opiekunka twych dzieci?...
Baron
Będzie nagrodzona.
Barbi
Ależ ona nie zechce... tu świat będzie chodzić!
Baron
Więcej od testamentu nie może zaszkodzić;
Przygotuję ją zwolna. Będzie wprawdzie grzmiało!
Lecz często z dużej chmury mały deszcz; więc śmiało!
Siądź pan i pisz telegram.
Barbi
siadając przy biurze, do siebie
Groźne zawikłanie...
Baron
dyktując
„Do kapitana Monti, baron Mortara, w Modenie.
Najukochańszy Przyjacielu..."
Barbi
Dwa słowa niepotrzebne, to telegram, panie.
Baron
Trzeba wyraźnie... Ale jakie twoje zdanie:
Przyjmą propozycyją?
Barbi
Ojciec — bez wątpienia,
Córka — może, jeżeli — że się jej los zmienia,
Pierwej wiedzieć nie będzie.
Baron
Damy temu radę.
Dziś odpowiedź odbiorę, jutro tam pojadę.
„Najukochańszy Przyjacielu! Najskuteczniej przyjdę Ci w pomoc, jeżeli ofiarować Ci będę mój dom, i to raz na zawsze. Pod warunkiem wszakże, że piękna Otylda zaszczyci mnie swoją ręką. Odpisz w ten moment — tak albo nie. — Czekaj na mnie w Modenie. — Mortara."
Oddaj sam prędko!... Ale któż ostatniej woli
Został egzekutorem?
Barbi
Notariusz Paroli.
Baron
Ten krętarz?
Barbi
oglądając się
Krętarz — prawda, lecz w górze ma łaski.
Baron
Podrożał więc. Ha, darmo — gdzie rąbią, tam trzaski.
Proś go, niech ogłoszenie testamentu zwleka.
Powiedz, że i mnie w części przypada opieka,
z przyciskiem
Bo odpis dokumentu jest złożony u mnie
Przez nieboszczyka, gapia. No, spraw się rozumnie.
Barbi
Jakiż dać powód? prawdy nie powiem.
Baron
Broń Boże!
Ale jakoś... Hm!... lepiej... wypadłoby może,
Gdybyśmy się tu zeszli, szczerze rozmówili...
Zaproś go więc; telegram wypraw; nie trać chwili.
SCENA CZWARTA
Baron
sam — zadzwoniwszy na lokaja
Herbaty!
zacierając ręce
To myśl!... To zwrot!... „Śmiały marsz flankowy" —
Jakby rzekł nasz jenerał.
Wnoszą śniadanie.
Odparli od głowy —
Dalej w bok! z boku marsz! marsz!
śmiejąc się
Na honor, żołnierze
Mają czasem wyrazy, że ochota bierze...
Co za myśl!... Monti, człowiek szczodrości książęcej,
Da coś synowcom — może
śmiejąc się
czterdzieści tysięcy,
zaciera ręce
Bo chociaż to niby ręka rękę spłaci,
Jednak posag w przyszłości — czas płaci, czas traci,
A beatus qui tenet, powiedział pan Benet.
zobaczywszy Pamelę, krzywi się, potem z uśmiechem wita, podając rękę
Pamela!... Tu — tak wcześnie! Gość niespodziewany.
SCENA PIĄTA
B a r o n. Pamela.
Pamela
A ja dodaję jeszcze: gość niepożądany.
Baron
Tego pewnie nie myślisz.
Pamela
Jestem przekonaną.
Aby zastać barona, potrzeba wstać rano,
Aby zaś mnie odwiedził, o tym ani mowy.
Baron
Ach, nie serca to wina, ale raczej głowy;
Już zawrotu dostaję w pracy wiecznym kole.
Mogę służyć herbatą?
Pamela
Dobrze, bo przy stole
Rozmawia się swobodniej.
Baron
siadając
Gospodaruj, proszę.
Pamela
Kto z kim chleb łamie, chce zgody, jak wnoszę.
Baron
Zawsze piękna i świeża...
Pamela
Pogoda jesieni.
Baron
Twoje dotkniecie — w nektar ten napój przemieni.
P a m e l a
Słuchaj, panie baronie, na co to te słowa,
W których myśl rzeczywista mizernie się chowa,
Których, jak fałszywego widocznie banknota,
Przyjąć nie może nawet najgłupsza głupota —
Chyba tylko dlatego, aby zmieszać z błotem
I bezczelne oblicze obrzucić nim potem.
Baron
A zawsze sardoniczna.
zbliżając swoją filiżankę
Troszeczkę śmietanki...
Cóż wczorajsza opera?
Pamela
po krótkim milczeniu
Marku!
Baron
podając
Może grzanki?
Pamela
Marku! musisz mnie słuchać — daremne wykręty,
Nie unikniesz rozmowy dawno przedsięwziętej.
Baron
Dziwna zgodność uczucia — i ja po twe zdanie
Chciałem dziś pójść do ciebie — szczęsne więc spotkanie.
Pamela
nie słuchając
Co dawno przeczuwałam, dziś się prawdą staje...
Baron
nie słuchając
Dwóch moich przyjaciół na mój sąd się zdaje...
Pamela
jak wyżej
Moja reputacja czysta...
Baron
jak wyżej
Że zaś to jest sprawa
Wyłącznie serca, sądzić ty masz więcej prawa,
Jako kobieta wyższych zalet, wiadomości,
Zdolna cenić czyn piękny...
Pamela
Trzeba cierpliwości...
Baron
zawsze nie słuchając ją
Jak się zwą przyjaciele, obchodzić nie może,
Nazwę zatem A i B, mówiąc o ich sporze.
Pamela
Żem jest arcycierpliwa, nikt mi nie zaprzeczy,
Pozwól, że...
Baron
Za pozwoleniem; a zatem do rzeczy:
Pan A bogaty — pan B ledwie że nie w nędzy,
Lecz od pana A nie chce przyjmować pieniędzy,
A pan A, pragnąc gwałtem wesprzeć go w potrzebie,
Postanowił przyjaźni ofiarować siebie,
Bo postanowił córkę pana B zaślubić.
Ach, przyjaźnią tak szczytną świat się może chlubić!
Pamela
Ja oprócz panny — innej nie widzę ofiary,
Bo panna pewnie młoda, bogacz pewnie stary.
I cóż nas dziwić mogą te zwyczajne targi,
Czyż świat wysłucha kiedy tajnej serca skargi?!
Baron
Niech skończę; jest okoliczność, co istotnie zmienia
Czyn pana A w ofiarę godną podziwienia,
Bo jego serce z dawna zajęte miłością
Do osoby błyszczącej rozumem, pięknością,
Z którą... niejaki związek... mówiąc między nami...
Stał się mu świętym.
podając
Mogę służyć biszkoktami?
P a m e l a odtrąca podany talerzyk z biszkoktami tak, że wypada z rąk Barona i tłucze się na ziemi. Zrywając się, potrąca tacą, którą Baron wstrzymuje, ale wylaną herbatę na szlafrok nieraz w ciągu sceny obciera.
Pamela
Cóż to, czym jest szalona, abym wierzyć miała
Twoim baśniom bez sensu, abym nie wiedziała,
Że tym głupim A, B, C — tyś jest, nie kto inny?
Baron
obcierając szlafrok
Jesteś dziś za nerwowa... Jeżelim jest winny...
Pamela
Przyznajesz — wiarołomny! hipokryto podły!
Ale jeżeli nie chcesz, aby mnie przywiodły
Do najgminniejszych środków twe dowcipkowania,
Milcz i słuchaj, co powiem! — Skargi i żądania...
Baron
Miło mi zawsze słyszeć każde twoje słowo.
Pamela
Już lat trzy...
Baron
Więc ab ovo.
Pamela
Co to jest — ab ovo?
Baron
Rzymianie zaczynali...
Pamela
Pewnie od początku —
I ja też początkowego chcę zaczepić wątku.
Gdy siostra moja a twa żona umierała...
Baron
Czcigodna osoba...
Pamela
Mnie do siebie wezwała
I swoje dzieci w moje złożyła objęcie.
Baron
Drogie aniołki!...
Pamela
Wtenczas przyrzekłam jej święcie
Czuwać ciągle nad nimi, z bliska czy z daleka.
Baron
Szczęśliwie, nader trafnie wybrana opieka.
Pamela
Później, kiedy musiałeś zawiesić wypłaty
Baron
się krzywi.
I uchodzić z pośpiechem gdzieś w zamorskie światy...
Baron
poprawiając
Usunąć się...
Pamela
Powierzyć zarząd twego domu,
Powierzyć twoje dzieci nie wiedziałeś komu:
Wtenczas powziąłeś zamiar, w złej poczęty dobie,
Co zniszczył moje szczęście, dziś zagraża tobie —
Prosić o rękę moje; klęczałeś przede mną...
Baron
Wiecznie pamięć tej chwili będzie mi przyjemną.
Pamela
Błagałeś w imię sierot i tej, co tam w niebie...
Padł los...
płacząc
Don Kleofanta zdradziłam dla ciebie.
Baron
Piękny mężczyzna.
Pamela
płacząc
Piękny i kochał mnie szczerze..
Ledwie co nie oszalał... aż mnie zgroza bierze...
Nawet ponoś się zabił, zawsze myśląc o mnie.
Baron
Nie, nie zabił się, ale roztył się ogromnie.
Pamela
Stało się, co się stało — i w skutku namowy
Zerwałam wonny wieniec, a wzięłam okowy.
Miałeś mnie więc zaślubić za twoim powrotem,
Intercyzę spisano i dodano potem
Na twe własne żądanie zapis na rzecz moję,
O który jak nie stałam, tak i dziś nie stoję;
Ironiczny uśmiech Barona.
Lecz podług was, bankierów — wielki Stwórca świata
Nie spoczął dnia siódmego, lecz stworzył dukata.
Baron
Na honor! dowcip tobie jak pachołek służy.
Pamela
Po roku niebytności wróciłeś z podróży,
Wróciłeś z Ameryki.
Baron
Świat pyszny! dziewiczy!
Kto zmierzy owe bory, kto rzeki przeliczy,
Kto owę wegetacją?...
Pamela
Nie o tym tu mowa. —
Wróciłeś, a o naszym ślubie — ani słowa...
Baron
Ach, ty nie wiesz, Pamelo, co to huragany,
Jak piętrzą wyżej żagli spienione bałwany.
Pamela
I cóż to ma do rzeczy?
Baron
Spienione bałwany...
Pamela
Lecz cóż to ma do rzeczy?
Baron
Argument nieprzeczny,
Że po trudach żeglugi — spoczynek konieczny.
Pamela
Spoczywałeś rok.
Baron
Z tobą dnie biegły jak chwile.
Pamela
A potem?
Baron
W całym kraju zaburzenia tyle,
Którem zawsze potępiał, potępiam solennie...
Pamela
Minęły.
Baron
Za co Bogu dziękuję codziennie.
Pamela
A potem, potem, potem? — Pókiż tego będzie?
zbliżając się
Że ja cię kocham, zdrajco, może jesteś w błędzie?
Baron
cofając się
Byłby to rzeczywiście błąd luby, uroczy.
Pamela
Marku!
Baron
Pamelo!
Pamela
Ja... ja... wydrapię ci oczy,
Jeśli będziesz przemawiał w tym szyderskim tonie.
Wzbudź przynajmniej odwagę w twym zdradzieckim łonie.
Wyznaj — chcesz zerwać ze mną?
Baron
O Pamela luba,
Poświęcić się przyjaźni — jest to wielka chluba.
Pamela
Więc po trzechletniej służbie odprawiasz — jak bonę?
Hola!... Twe obietnice muszą być spełnione
W obliczu świata; potem idź, mój drogi Marku,
Idź prosto od ołtarza na złamanie karku.
Baron
Całuję rączki.
Pamela
Tak chce moja dobra sława.
Baron
Abym złamał?...
Pamela
A niech ci zawsze w myśli stawa,
Że to krew maurytańska w moich żyłach płynie.
Baron
Abenserażów.
Pamela
Może.
Baron
Nie wątpię.
Pamela
Nie ginie
Nigdy obelga w rodzie naszym bez odwetu
Słowa, wzgardy, a czasem, czasem i — sztyletu.
Odchodząc spotyka przy drzwiach Barbiego, którego mocno z drogi potrąca.
SCENA SZÓSTA
Baron, Barbi.
Barbi
Sekatura!
do Barona
Cóż, grzmiało?
Baron
Grzmiało, panie, grzmiało,
Ledwie piorun nie trzasnął; lecz dobrze się stało,
Pierwszy wyłom zrobiony — droga otworzona.
Barbi
Jednak jest to czcigodna, szanowna matrona.
Baron
Tak, zapewne — szanowna, lecz diable nerwowa.
Barbi
Jak pani Barbi, moja żona.
Baron
Fraszka — słowa;
Lecz dziś kiwa pod nosem w szalonym zapędzie,
Któż ręczy, że mi jutro po nosie nie będzie?
Barbi
Jak pani Barbi.
Baron
Jeśli talerzem dziś ciska,
Czyliż mi na łbie jutro nie stłucze półmiska?!
Barbi
Jak pani Barbi.
Baron
Słusznie przysłowie powiada:
Im kot starszy, tym ogon twardszy.
Barbi
Trudna rada;
Twardszy, prawda, że twardszy.
Baron
Na co mi tej wojny?...
Ależ dziś dzień feralny, diable niespokojny,
Wpadła do mnie jak wicher Salvandora żona.
Barbi
A!
Baron
Wiesz?...
Barbi
Niestetyl
Baron
Cóż?
Barbi
Źle.
Baron
Kara?...
Barbi
Oznaczona.
Baron
Dlaczegoż, u kaduka, nie oddawać broni?
Barbi
Oddałby każdy, gdyby potem wrócił do niej,
Ale ledwie z rąk wyjdzie, handel ją porywa;
A broń — czasem kosztowna, przy tym czasem bywa
Pretium affectionis.
Baron
po krótkim milczeniu
Ja nie lubię broni.
Barbi
I ja nie. Zresztą każdy, jak może, się chroni
Od zapytań w tym względzie — skąd? kiedy? od kogo?
Bo odpowiedzi, nie chcąc, drugim szkodzić mogą.
Baron
Źle więc, czy się kto w prawo, czy się w lewo ruszy,
Niech diabli biorą!...
Barbi
Cyt!
Baron
Co?
Barbi
Mury mają uszy.
tajemniczo
Margrabinie Belcampo jechać rozkazali...
Baron
Jechać rozkazali?... Gdzie? Na wieś?
Barbi
Trochę dalej.
ciszej
W miejsce obwarowane...
Baron
przestraszony
Do for... for…tecy?
cicho
I za cóż?
Barbi pokazuje na język.
Głośno:
Słusznie... Zawód kobiecy —
Rodzić, karmić, piastować, a nie polemika.
ciszej
A narzeczony, hrabia Viani?
Barbi
kiwnąwszy ręką, prawie do ucha
Ponoś zmyka.
po krótkim milczeniu
Kupiłeś pan willę?
Baron
Nie jeszcze.
Barbi
Winszuj sobie,
Skompromitowałbyś się w najbrzydszym sposobie.
Na przedzie sceny Barbi mówi do ucha Baronowi, ten słucha z wytrzeszczonymi w słup oczyma.
Mario
wszedłszy niewidziany
Przyszedł list...
Baron i Barbi odskakują od siebie przestraszeni..
Baron
przyszedłszy do siebie, wskazując na Barbiego
Przestraszył się — widziałeś?
Mario
śmiejąc się
Widziałem.
Baron śmieje się głośno, z przymusu. Mario szczerze, nareszcie i Barbi, nie zmieniając płaczliwej twarzy, roześmiał się raz głośno i znowu krzywi się żałośnie.
Baron
To się przestraszył!...
śmieje się; po krótkim milczeniu
Cóż tam?
Mario
Właśnie odebrałem
List od hrabiego Viani...
Baron
Spal pan!... spal czym prędzej!
Nic z nim! Baron Mortara nie da mu pieniędzy.
Baron odchodzi — i Mario wzruszywszy ramionami. Barbi zostaje na środku sceny w zamyśleniu.
AKT DRUGI
SCENA PIERWSZA
Salon pierwszego aktu. — Paroli — twarz rumiana, wesoła, często się śmieje z cicha.
Baron, Paroli.
Siedzą przy sobie na przodzie sceny.
Baron
Dziękuję ci raz jeszcze, mój kochany panie
Paroli, że przyszedłeś na moje wezwanie.
Paroli
Proszę pana barona... bardzo mi przyjemnie...
Chciej pan swojego sługę zawsze widzieć we mnie.
Baron
Powiedz pan — przyjaciela, a przyjmę z wdzięcznością;
Przyjaźń bowiem człowieka z tak wielką wziętością,
Z tak prawym charakterem, dowiedzioną cnotą,
I w zrobieniu przysługi z tak szczerą ochotą,
Słowem, przyjaźń człowieka, jakim pan Paroli,
Zaszczyt temu przynosi, komu jej dozwoli.
Paroli
zawsze przerywając mowę cichym śmiechem
Bardzo dla mnie pochlebnie... jak mogę, tak żyję...
Jakoś... takoś... wet za wet... ręka rękę myje.
Baron
Długie przemowy nie są w moim charakterze,
Zatem powiem interes otwarcie i szczerze:
Szmid umarł.
Paroli
po długim milczeniu
Umarł!?
wznosząc oczy z westchnieniem
Szkoda.
Baron
Szkoda.
Paroli
Wielka szkoda.
Baron
Wielka.
Paroli
On nie próżnował, jak to teraz moda,
Dorobił się majątku przez uczciwą pracę.
Baron
zaczynając się niecierpliwić
Tak, przez uczciwą pracę.
Paroli
Requiescat in pace.
Baron
Requiescat... ale pozwól przystąpić do rzeczy...
Paroli
Hodie mihi, cras tibi.
Baron
Nikt temu nie przeczy,
Lecz żyje czas niejaki ten, co legnie w grobie
Żyje w papierach, które zostawił po sobie.
Paroli
Testament...
Baron
Nie inaczej...
Paroli
Masz go pan?...
Baron
Mniemałem,
Że mam, lecz dziś, kiedy odpieczętowałem
Zwitek, przez nieboszczyka w depozyt mi dany,
Znalazłem w nim testament, lecz nie podpisany.
Paroli
ironicznie
Bagatela!
Baron
Kopija...
Paroli
Nie jest testamentem.
Baron
Wiem, lecz przypuśćmy, że jest zgodną z dokumentem...
Przypuśćmy...
Paroli
I gdzież ten jest? — U kogo złożony?
Baron
Nie wiem — lecz dziś, jutro będzie ci wręczony.
Paroli
Mnie?
Baron
Jesteś wykonawcą tej ostatniej woli.
Paroli
Ja? — Poczciwiec! I umarł. — O, jak serce boli!
ociera oczy
A podług tej kopiji któż majątek bierze?
Baron
Monti.
Paroli
Monti?! — Rzecz dziwna!
Baron
I ja ledwie wierzę,
Ale tak jest w istocie.
Paroli
A jakież legata?
Baron
Żadne.
Paroli
Żadne?
Baron
Nic zgoła.
Paroli
na stronie
Głupiec! Pół wariata!
Baron
A teraz mój interes... Że przez zapis Szmida
Monti dostał majątek, na nic się nie przyda,
Jeśli mu naszej dzielnej pomocy nie damy...
Ach, bo pan nie wiesz, z Montim jak my się kochamy.
W kolebce, szkole, świecie — jak bracia rodzeni...
Nawet mnie raz... podobnoś... wydobył z płomieni.
Poczciwy Monti!... Tyci — wielkie miał przymioty.
Chłopcem — był wzorem pracy, a młodzieńcem — cnoty
Jedną wszakże ma wadę: rozrzutny bez miary;
Strwonił, co miał... Nie starczą przyjacielskie dary,
Zabrnął w długach lichwiarskich i siedzi jak w smole.
Paroli
Lichwiarze więc zabiorą...
Baron
Na to nie zezwolę —
Nie zezwolisz...
Paroli
Cóż mogę?
Baron
Bardzo, bardzo wiele.
Dziś jeszcze nic nie wiedzą jego wierzyciele,
Dajże mi trochę czasu wejść z nimi w układy.
Paroli
Ale jakże to zrobić?
Baron
uderzając go po ramieniu
Nie trzeba ci rady.
Lecz i Monti niech nie wie, jaki los go czeka,
Nad nim samym szczególnie potrzebna opieka.
Rozrzutny, lekkomyślny, radością porwany,
Zniweczyłby układów wszystkie moje plany;
"Wdzięczność zaś panu memu — ja biorę na siebie.
Paroli
sentencjonalnie
Ażeby znaleźć ziarnko, na to kurka grzebie,
Ale, dalibóg, nie wiem, jaką mam pójść drogą...
Krewni — złożyć testament rozkazać mi mogą,
A choćbym raz odmówił, cóż dalej? cóż potem?
Baron
wstrzymując niecierpliwość
Ha! kiedy nie ma rady, darmo mówić o tem...
Paroli
Byłaby tylko jedna — bym wyjechał z domu.
Baron
Wybornie!
Paroli
Gdzie i po co, nie mówiąc nikomu.
Baron
Nikomu — sam Salomon nie zrobiłby lepiej.
Tak nikt widzieć nie będzie, nikt cię nie zaczepi.
Paroli
Tak, ale wykonania sposobu nie widzę,
Bo przed panem baronem wyznać się nie wstydzę,
Mizernych sto dukatów nie mam dziś przy duszy.
Baron
z naciskiem
Mizernych sto dukatów...
Paroli
Któż się z domu ruszy
Bez tej mizernej kwoty? — Grosz płynie jak woda.
Baron
I wyjedziesz, jeżeli zniknie ta przeszkoda?
Paroli
Dziś, dziś, wieczorkiem, chłódkiem. — Wprawdzie to nieładnie
Wymykać się jak bankrut, co siebie okradnie,
Lecz dla pana barona zrobię to z ochotą.
Baron
Dam, lecz sto dukatów
z przyciskiem
nie „mizerną" kwotą...
Zaraz przyniosę.
Odchodzi.
Paroli
sam
Coś tu innego się święci;
Dla cudzej tylko sprawy — za gorliwe chęci.
A chcesz zaś przyjaciela oskubać w ostatku,
Dobrze — ale się puchem podzielimy, bratku.
Gdzie Monti, diabli wiedzą — a spytać się boję;
Z tym przebiegłym krętarzem jak na szpilkach stoję.
SCENA DRUGA
Paroli, B a r b i.
Paroli wesoło, Barbi ponuro.
Paroli
przerywając śmiechem
Co słychać, panie Barbi?
Barbi
Ja nowin nie noszę.
Paroli
A propos nowin — z jakiej daty, proszę,
Był list Montego?
Barbi
Z Montim nie koresponduję.
Paroli
Ale Baron?
Barbi
Barona listów nie czytuję.
Paroli
Przepraszam.
Barbi
Nie ma za co!
Paroli
częstując tabaką
Zażywasz?
Barbi
Dziękuję.
SCENA TRZECIA
Ciż sami, Baron.
Baron dając rulon
Proszę, ale sto dukatów nie — mizerną kwotą.
Daję a conto.
Paroli
Proszę być spokojnym o to.
Wyrachuję się później dokładnie i szczerze
Co do jednego grosza.
Baron
ironicznie
Temu bardzo wierzę.
Paroli
Teraz pożegnać muszę...
znienacka
Monti był w Genewie.
Baron
po krótkim milczeniu
Gdzie był, gdzie jest, nie wiem.
Paroli
na stronie
Wie.
Baron
A pan wiesz?
Paroli
Wiem.
Baron
na stronie
Nie wie.
Paroli
Żegnam.
Baron
Zatem nasz układ?...
Paroli
Wiąże obie strony.
Baron
podając rękę
Słowo?
Paroli
Słowo.
Baron
Bądź pan zdrów.
Paroli
Sługa uniżony.
Odchodzi.
Baron
wracając od drzwi
Wyrwał jak ząb trzonowy... Sto dukatów! Zdzierca!
Monti odda, a przecieć — smutno koło serca.
SCENA CZWARTA
Baron, B a r b i.
Barbi
oddając
Telegram z Modeny.
Baron
czyta
„Otylda będzie Twoją żoną, daje słowo, a słowa nigdy nie złamal — kapitan Monti."
Wiktoria!
Barbi
Szczęścia życzę, ale nie bez trwogi;
Ja mam jakieś przeczucie... ten Monti złowrogi
Przywali nas jak w burzy oberwana góra.
Baron
do wchodzącego
Jak się masz, panie Negri.
SCENA PIĄTA
Baron, Negri, Barbi.
Barbi
na stronie
Z brodą!... Sekatura!
Siada za biurem od ściany.
Baron
Awizo odebrałem — przyjemnie mi będzie
Usłużyć kasą moją; niechże pan usiędzie.
Negri
siadając przy stoliku
Bardzo chętnie odpocznę, bo jestem zmęczony;
W Parmie meldunków krocie i na wszystkie strony,
Tu i tam. i jeszcze tam — każdy chciałby wiedzieć,
Skąd, dokąd, co jem, gdzie śpię, czy chcę stać, czy siedzieć...
Baron
No, no, no, panie Negri, nie tak głośno, proszę.
Negri
Dlaczego?
Baron
Kto usłyszy...
Negri
Właśnie na to głoszę.
Baron
A zawsze opozycja...
Negri
śmiejąc się
Ależ tu jej nie ma.
Baron
Jest, jest wielka, bezwzględna — bo ten, co się żyma
Na wszelkie rozrządzenia, co zawsze przygania
Wszystkiemu, co porządek socjalny osłania —
Ten jest jak salamandra, co w ogniu swawoli.
Negri
Wolę w ogniu jak w błocie.
Barbi
na strome
Sekatura! — Woli!.
Baron
Jako przyjaciel ojca śmiało mówić mogę —
Bezwzględnej opozycji złą wybrałeś drogę.
Negri
Lecz w czym?
Baron
Ot, i w tej brodzie; dziś w niej tylko widno
Dążeń rewolucyjnych chorągiew ohydną.
Czemu nie być na świecie, jak nas Pan Bóg stworzył?
Negri
Stworzył i biedną brodę; prawda, że dołożył
I tych, co dobrze strzygą, jeszcze lepiej golą.
Barbi
na stronie
Sekatura!
Baron
Mój panie! nie jest moją wolą
Bynajmniej — w retoryczne wchodzić z nim zapasy...
stawiąc przed nim kałamarz
Podpisz pan weksel. — Panie Barbi, idź do kasy.
Kiedy Negri podpisuje, przed nim stoi tyłem do widzów Barbi. Baron przerzucając papiery na półkach — pyta się, nie odwracając się:
Dać złoto czy banknoty?
Negri
Złoto, panie, złoto.
Wszystkie papierki diabła warte, z błota — błoto.
Baron i Barbi jak na sprężynach obracają się i znajdują się twarz w twarz.
Baron
Protestuję solennie! — Kredyt silnie stoi.
Negri
Niech zdrów stoi.
Baron
„Papierki"! — Któż się niepokoi?
Jak? gdzie? Coś słyszał, powiedz.
Negri
Ach, bądź pan bez troski:
To był żart, a nie żadne finansowe wnioski.
Ja ważniejszy interes mam jeszcze do pana:
Gdzie teraz Monti?
Baron
Monti?
Negri
Przyjaźń wasza znana;
Cóż dziwi, że się pytam?
Baron
Nie dziwi zupełnie. —
Gdzie mój przyjaciel, nie wiem, lecz chętnie wypełnię
Każdy jego interes.
Negri
Ten — w żadnym sposobie!
Ale z moich zamiarów sekretu nie robię —
Kocham córkę Montego.
Baron
Tak?!
Negri
Jestem kochany.
Baron
Tak?!
Negri
Ojciec kazał czekać lepszej losu zmiany,
Ta nadeszła — odbieram po matce majątek
I własną pracą dobry zrobiłem początek:
Zbieram już plon obfity z obszernego pola,
Jestem współpracownikiem „Eola"...
Baron
„Eola"?
Negri
Skromny tytuł dziennika.
Baron
No, skromny — być może,
Lecz cichy — niekoniecznie.
Negri
Nierówne przestworze
Bóg wichrów tchu potęgą w płaszczyznę przemienia,
Na wsze strony roznosi rodzajne nasienia...
Baron
kończąc sens
I piasek
Negri
Tak, lecz piasek...
Baron
jak wyżej
Zasypuje oczy.
Negri
Temu, co pod wiatr patrzy; lecz naprzód się toczy,
Naprzód i naprzód! — wszystko, wszystko woła zgodnie.
Baron
A jak przepaść przede mną?
Negri
Wpadniesz niezawodnie,
Lecz po twym karku drugi gdzieś na przodzie stanie.
Baron
Padam do nóg!
Negri
Czytujesz „Eola"?
Baron
Nie, panie.
Negri
dostając z kieszeni
Mam tu...
Baron
Dla mnie wystarcza „Kurierek Giełdowy"
I „Gazeta Wieczorna".
Negri
ze wzgardą
Rozumu okowy!
Mam tu numer wczorajszy — właśnie tam te myśli
Bezimienny poeta pięknym wierszem kryśli.
Baron
Ach, dajże mi pan pokój z wszystkimi wierszami!
Z nich wszelkie na świat klęski padają krociami;
Niejeden — i pisałby, i żył bez nagany,
Gdyby nie ten płód piekła, ten rym opętany!
Bo nieraz, że gdzieś w końcu stoi słowo ziarno,
On chciał napisać biało, a napisał czarno.
Stąd też ten zamęt, chaos w dzikim, wściekłym szumie,
Tak że nawet sam siebie nikt już nie rozumie,
Te komunizmy, socjalizmy, furieryzmy
I wszystkie, jakie tam bądź, wyuzdane -izmy!
Naprzód?! — Niech wszyscy pędzą, niech i gwiazdy miną,
Bylem nie był pomostem ani też drabiną.
Negri
Lecz pozwól pan...
Baron
Pozwól pan, że te spory skrócę
I czasu nie marnując do rzeczy powrócę.
Chcesz się żenić z Otyldą?
Negri
Żyjem chęcią wspólną.
Baron
Dawnoże ją widziałeś, jeśli spytać wolno?
Negri
Wieczność!
Baron
To bardzo dawno.
Negri
Więcej niż ćwierć roku...
Baron
To już mniej...
Negri
oko moje nie drżało w jej oku,
Głos jej nie wpłynął w moje rozczochraną duszę.
Baron
Ach panie!... Z panem, widzę, krótko mówić musze.
Otylda idzie za mąż...
Negri
O baronie srogi!...
Barbi przynosi rulony i kładzie na stole.
Baron
Za człowieka, co może zapewnić los błogi,
Bo posiada majątek i świata szacunek.
posuwając rulony
Dwa, trzy, cztery, pięć, sześć — to pański rachunek.
Negri
Baronie! być nie może.
Baron
Ręczę mym honorem,
Otylda uszczęśliwia ojca swym wyborem.
Negri
Pierwej słońce nas spali, ocean zaleje,
Nim stracę w Otyldzie wiarę i nadzieję.
A powiedz temu, który nieszczęście nam stwarza,
Że tylko po mym trupie dojdzie do ołtarza!
Odchodzi.
SCENA SZÓSTA
Baron, Barbi.
Czas jakiś milczenia.
Baron
Jak powiedział?
Barbi
„Po trupie dojdzie do ołtarza."
Baron
Zatem po jego trupie?
Barbi
A tak... Sekatura!
Baron
De gustibus non disputandum.
Barbi
Po trupie! Rzecz straszna!
Baron
Groźna — niby chmura,
Lecz ręką policyji łatwo ją przegonię;
Teraz idź do Pameli!
Barbi
O! Panie baronie!
Baron
Po wstępie o dobroci, obowiązkach, cnocie
Powiesz jej, koniec końców, co myślę w istocie.
Barbi
O! o! Panie baronie!
Baron
Powiesz, że się żenię,
Lecz z kim, dlaczego — o tym zachowasz milczenie.
Barbi
Nie — z wszelką pewnością nie.
Baron
Co — nie?
Barbi
Bez wahania.
Baron
Cóż?
Barbi
Nie pójdę.
Dlaczego?
Barbi
Roztropność mi wzbrania.
Pamela — godna pani... lecz trochę nerwowa,
Dziś pchnie nożem, a jutro ubóstwiać gotowa;
Uszczerbek zaś cielesny, jaki znak wybity,
To są furdy dla dumnej, zazdrosnej kobiety.
Baron
dostając banknot z pularesu
Powiesz jej...
Barbi
Nic nie powiem.
Baron
dając
Powiesz jej...
Barbi
coraz ciszej, w końcu bierze banknot
Nie, nie... nie...
Baron
Powiesz, że zapis zwrócę.
Barbi
Zwrócisz?
Baron
Bo jest u mnie
Nie wiem, jakim przypadkiem... Zrobi więc rozumnie,
Jeśli go przyjmie zgodnie, scen mi nie wyprawi
I na wsi z mymi dziećmi czas jakiś zabawi,
A ja zaraz po ślubie ten zapis wykupię.
B a r b i
Po ślubie?! O mój Boże!...
Chcesz kroczyć po trupie?
Baron
Gdyby zaś chciała sporów, straci w każdym względzie,
Bo — ani męża, ani pieniędzy mieć będzie.
Barbi
I ja mam to powiedzieć?
Baron
Tak jest, najwyraźniej.
Barbi
Miejże litość nade mną.
Baron
Wstydź się tej bojaźni.
Barbi
Wstydu nie ma, że łączę roztropność z odwagą.
Mam syna, mego Fipcia: gdyby jaką plagą
W tym okropnym poselstwie miałem być dotknięty,
Pamiętaj, że mieć będziesz obowiązek święty
Czuwać nad moim Fipciem!
Baron
śmiejąc się
Masz słowo barona.
Barbi
wracając, z rozczuleniem
Nad panią Barbi także — bo mimo że ona
Truje siłą fizyczną stadła godność wszelką,
Jest połowicą moją, Fipcia rodzicielką.
Baron
Dobrze, dobrze, idź teraz — każda chwila złota.
Ja panu Eolowi pootwieram wrota.
Odchodzi.
Barbi
sam
Sekatura! Gdybym mógł, czyli śmiał raczej,
Może by się udało, strojąc rzecz inaczej,
Panią Barbi do tego poselstwa nakłonić...
Pani Barbi — to nie ja... potrafi się bronić...
A co bądź by tam padło z tej czy owej strony,
Zawsze dla człowieczeństwa zysk niezaprzeczony.
SCENA SIÓDMA
Barbi, Paroli.
Paroli
Jest jeszcze Baron w domu?
Barbi
Oznajmić mu spieszę..
Paroli
zatrzymując go
Nic tak nie ma pilnego. — Ja zawsze się cieszę,
Jak mi pomówić z panem sposobność się zdarza;
Bo kto ma rozum — ludzi rozumnych poważa,
A ja pana Barbiego między takich liczę;
Wszystko też mnie obchodzi, co się go dotyczę.
Podobnoś i w przyjaźni żyją nasze żony.
Jak się ma pański synek, Fipcio ulubiony?
Barbi
Dobrze, dziękuję panu — uczyć się zaczyna...
Paroli
Kubek w kubek — tatunio! Przyjemny chłopczyna!
A nasza pani Barbi jakże się tam miewa?
Zawsze tak piękna... miła?... Zawsze taka żywa?
Hę, hę, hę!
Co?
Barbi
A tak...
na stronie
Sekatura!
Paroli
Nic mnie też nie dziwi,
Że Baron, widząc ciągle, żeście tak szczęśliwi,
Żeni się także...
Barbi
nagle zwracając się ku niemu
Hę? — Jak? — Co?
Paroli
Czy się nie żeni?
Hę, hę, hę!
Barbi
Nie wiem.
Paroli
Z panią Pamelą przecieć zaręczeni...
Barbi
Z Pamelą? Tak — być może... Ale czas mój drogi,
Oznajmię Baronowi... Ścielę mnie pod nogi.
Odchodzi.
SCENA ÓSMA
Paroli
sam
Zląkł się, potem ochłonął — jest więc tajemnica;
Dobrze ją ponoś Negri przez zazdrość wyświeca,
Ale nie wie powodów, ja już wiem dokładnie.
Baron żąda sekretu, bo łatwiej owładnie
Ubogą dziś rodzinę niż jutro bogatą.
Dobrze, panie baronie, ja zgadzam się na to,
Lecz inną całkiem postać interes przybiera...
Trzeba skubnąć Montego, trzeba i bankiera...
Mniemam, że najłatwiej dojdę mego celu,
Jak od wieków pewnego użyję fortelu —
Zmyślę rewolucyjne jakieś zmowy, ruchy
I sklecę, stworzę słonia — gdzie nie ma i muchy.
Niebytność tu Montego i jego osoba
Dozwolą nań ładować, co mi się podoba.
SCENA DZIEWIĄTA
Paroli, Baron.
Paroli
Testament odebrałem — wszystko co do słowa,
Jak mi pan powiedziałeś... Lecz przeszkoda nowa
Wytrąci pono z drogi, którąś mi oznaczył.
Jego ekscelencyja pan podesta raczył
Przywołać mnie do siebie. Jakże było wielkie
Zdziwienie moje, kiedy testamentu wszelkie
Szczegóły, od a do z, łaskawie powtórzyć
Ekscelencyja raczył i rozkaz dołożyć:
„Niech to wszystko tymczasem w sekrecie zostanie."
Baron
Z jakichże to powodów?
Paroli
W tej mierze swe zdanie
Ekscelencyja raczył zamilczeć łaskawie;
Jak zaś drobne szczegóły zbiorę i zestawię,
Domyślam się poniekąd... zdaje mi się... wnoszę...
— Ale że to mój domysł, pamiętaj pan, proszę. —
oglądnąwszy się i ciszej
Zdaje się wiec... że Monti...
jeszcze ciszej
skompromitowany.
Baron
A!...
Paroli
I to nie po trosze. Skądsiś znak był dany,
Wskazano jakieś związki, wzięto jakieś listy,
A więc tego wszystkiego skutek oczywisty —
Testament i majątek zachować w sekrecie.
Baron
Konfiskata?...
Paroli
Być może.
Baron
Będą sądzić przecie?
Paroli
No, pewnie — formalności dołożą tam potem.
Baron
Ale w najgorszym razie, smutnym rzeczy zwrotem
Co by Monti utracił — wezmą po połowie
Rodowi spadkobiercy, Szmida synowcowie.
Paroli
Nikt Montemu własności przeczyć nie ma prawa.
Baron
A więc?
Paroli
Ale odebrać może.
Baron
z uniesieniem
Dziwna sprawa!
To bardzo...
miarkując się
niełaskawie... trochę niełaskawie.
Monti człowiek spokojny, mogę ręczyć — prawie.
Paroli
Właśnie ckscelencyji wspomniałem w tym względzie,
Że baron za Montego zawsze ręczyć będzie.
Baron
z nieukontentowaniem
Na co to było mówić?!
Paroli
Mówiłeś dopiero.
Baron
No, słowa się w baraszkach tak ściśle nie bierą!
Paroli
Zresztą ekscelencyji zrobiłem uwagę,
Że kto ma taką wziętość, majątek, powagę
Jak pan baron, nie mógłby wziąć za przyjaciela
Człowieka niepewnego albo wichrzyciela.
A baron z Montim z dawna żyją jak brat z bratem.
Baron
jak wyżej
Na co to było mówić?
Paroli
Oparłem się na tem,
Coś mi dziś mówił: „Myśmy przyjaźnią złączeni,
W kolebce, szkole, świecie — jak bracia rodzeni."
Baron
No, tak... Ale mam wadę, mówiąc między nami,
Żem jest troszkę poetą... latam więc czasami;
A to w życiu powszednim dzieje się inaczej,
Przyjaciel — często dużo, częściej nic nie znaczy;
Tak mówi się na przykład — „zamieć, przyjacielu!"
„Drzwi otwórz, przyjacielu!" „idź precz, przyjacielu!"
Otóż nie ma przyjaźni, a ,,przyjaciół" — wielu.
Nie chcę ja przez to przeczyć, broń mnie Panie Boże!
Że w dzieciństwie w przyjaźni z Montim byłem... może.
Będę chętnie pomagał, jego honor cenię,
Lecz brać odpowiedzialność — kłaniam uniżenie.
Nareszcie, wszystkim rady udzielam w potrzebie
I wszystkich kocham bardzo, lecz kocham i siebie.
Paroli
Wypowiedziałem, co wiem, a raczej, co wnoszę,
Bo że to moje wnioski, chciej pamiętać, proszę.
Złe najłatwiej pokona, kto wcześnie ubieży.
Już od ekscelencyji wszystko dziś zależy,
Ja u ekscelencyji dobrzem położony —
Mądrej głowie dość na słowie. Sługa uniżony.
Odchodzi.
SCENA DZIESIĄTA
Baron
sam
Byle tu nie przyjechał.
pisze, potem dzwoni i do lokaja
Daj sekretarzowi —
Telegram bardzo pilny.
po długim milczeniu
Niechże mi kto powie,
Co robić? — Zerwać z Montim jakoś nie wypada,
Przy tym szkoda posagu... Trudna, trudna rada...
Jak się ożenię — mogę się skompromitować,
Posagu nie powąchać, a żonę zachować.
Sługa pocztowy przynosi pakiet opieczętowany, oddaje i odchodzi. — Baron przy stole przecina ceratę, w środku jest pakiecik w papier owinięty, czerwoną wstążeczką związany, na nim kartka, którą Baron czyta:
Baronowi Markowi Mortara, najlepszemu i najdawniejszemu przyjacielowi, jako upominek przeseła — kapitan Monti."
otwiera pakiet na stole, potem odskakuje jak sparzony
Ha!... Rewolwer!
ciszej
Rewolwer!
jeszcze ciszej
Rewolwer! — w mym domu!
Od Montego!... przez pocztę... Cios straszny... strzał gromu!
zbliża się do stolika i przypatrując się z daleka
Rewolwer najprawdziwszy!... Ale cóż się trwożę?!
Broń i list jak najprędzej w policyji złożę.
ceratę rzuca pod stół; zawiązuje pakiet — jak był, wstążeczką, potem staje na przodzie sceny
Tak — ale czy Montego nie pogorszę sprawy?...
Ha?... to niech i pogorszę!
idzie do stołu, bierze rewolwer i znowu kładzie
Mogęż bez obawy
Ściągnąć na się uwagę... Bankier — smaczny kąsek...
Będą śledzić mój z Montim przyjacielski związek,
Będą śledzić stosunki... gmerać w mej przeszłości...
Nie, nie — rzecz niebezpieczna... Gdybym... gdzie... w skrytości..
Dobrze! Najlepiej! Rzeka pod mym oknem płynie...
Wrzucę corpus delicti... Niech na wieki ginie!
wyrzuca przez okno
Stało się... Dzień feralny. Okoliczność rzadka —
I pocztym nie wyprawił...
siada do biura, potem wstaje
Strasząca zagadka!...
Na co mi tę broń przysłał ten wartogłów stary?
Jakie mógł mieć powody? Jakie ma zamiary?
SCENA JEDENASTA
Baron, Paolo.
Tę scenę musi się pozostawić grze aktorów: Baron stara się powstrzymywać swoją złość. P a o l o ciągle jedno powtarza na migi. Jak dostrzeże gniew Barona, cofa się zdziwiony, a wtenczas Baron przybiera twarz wesołą i P a o l o śmieje się znowu i w rękę całuje. Baron powtarza, jakby do siebie, co P a o l o mówi na migi, a często i zapomina, że ma z niemym do czynienia.
Baron
Niemy Paolo! czego chcesz?
Paolo
całując go w rękę, na migi
— uniżony sługa — całuję rączki pańskie — bardzo się cieszę, że pana widzę — pan bardzo dobrze wyglądasz — rumiano — pięknie — całuję rączki pańskie —
Baron
Dosyć tych komplementów, czego chcesz?
Paolo
— dziś rano łapałem ryby —
Baron
Łapał ryby.
Paolo
— ale nic — nic nie złapałem —
Baron
Co mi do tego?
Paolo
— wracałem z próżnymi rękoma — i płynąłem łódką — popod pańskie okna —
Baron
Płynął popod moje okna. I cóż stąd? Czego chcesz?
Paolo
— kiedy byłem pod oknem — coś z góry — na mnie spada —
Baron
Coś spadło na niego.
Paolo
— uderza mnie w ramię — stłukło ramię — och, bardzo mnie boli — bardzo —
Baron
Cóż mi do tego, że ci ramię stłukło i że cię boli.
Baron mówi czasem do siebie, a czasem podług potrzeby na migi do P a o l a.
Paolo
— ale ja mądry — ja mam rozum — byłoby w wodę wpadło — ja łap — pomyślałem sobie, że to Barona — co mieszka na górze — i oto przynoszę panu —
Paolo oznacza Barona okazaniem jego faworytów, nadęciem policzków i zadarciem głowy. P a o l o dostaje z kieszeni rewolwer, tak obwinięty, jak go był Baron wyrzucił, i podaje mu, całując go w rękę.
Baron
Co to jest?... Ja nic nie wiem... Czegóż kiwasz głową? Nie chcę... to nie jest moje... przeklęty niemowo.
Paolo
Śmiejąc się i całując go w rękę
— żartujesz — ja rozumiem — żartujesz —
Baron
Jak to żartuję? Ja nie żartuję, rozumiesz?
Paolo
— ten pakiet jest twój — jak mnie uderzyło — zabolało mnie bardzo — o, bardzo, bardzo zabolało — spojrzałem w górę — zobaczyłem rękę —
Baron
Zobaczył moją rękę.
Paolo
— w tym oto ubiorze — piękny — och, och, bardzo piękny — jeszcze tak pięknego nie widziałem —
Baron
Przeklęcie!... Jak odbiorę, będę miał spólnika...
Nie wezmę — jeszcze gorzej... bo z tego wynika,
Że albo dla nagrody złoży gdzie w urzędzie,
Albo zechce sprzedawać i schwytany będzie.
W jednym i drugim razie mam śledztwo na karku.
Czas jakiś patrzą sobie w oczy, nic nie mówiąc.
Paolo
— stłukło mi ramię — bardzo boli — nie będę mógł zarobić — mam dzieci — pięcioro — daj mi pan co — byłoby wpadło w wodę — ale ja mądry — ja mam rozum — złapałem — ale mnie stłukło — mam pięcioro dzieci —
Baron
odbiera rewolwer i daje pieniądze
Na, masz, idź precz.
Paolo
— daj mi więcej — proszę pana — pan taki wielki pan — bogaty — ja mam dzieci — tyle — tycie — maluteczkie —
Baron
w gniewie
Co?!
pomiarkowawszy się
Na, masz, ty stłuczony garku.
Paolo odchodzi ku. drzwiom, pomału, oglądając się i patrząc na pieniądze.
Czy on wie, co tu w środku, muszę jednak wiedzieć...
Na skinienie jego Paolo wraca.
Lecz jak te słowa „czy wiesz" na migi powiedzieć?
robi różne migi, których Paolo nie rozumie
Ani rusz!... Wiesz, co w środku?... Tu?... W tym papierze?
Paolo
— tak, tak — płynąłem łódką — z góry spada coś ciężkiego — i byłoby w wodę wpadło —
Baron
gniewnie
Nie powtarzajże, łotrze, bo mnie chętka bierze...
Paolo cofnął się przestraszony, a Baron powstrzymuje złość i mówi z uśmiechem:
Ja ci się pytam, co ten... tu papier osłania... Czy wiesz? Czy wiesz? Czy ty wiesz? O!... znak zapytania.
Powtarza: „czy wiesz", coraz wyraźniej, otwierając gębę coraz więcej, nareszcie zrobił znak zapytania palcem w powietrzu.
Paolo
— tak, tak — wyrzuciłeś przez okno — ja zobaczyłem rękę — w tej oto sukni — bardzo piękna — och, och, bardzo piękna —
Baron
zamierzając się pięścią
Ech! jak cię walnę w mordę.
Paolo odskakuje. Baron udaje śmiech, potem bierze za rękę P a o l a i przyciąga do siebie.
Pójdź tu, mój kochany.
daje pieniądze i głaszcze go
Patrz — to pakiet... O!... o!... o!... wstążeczką związany... Ale tam, tam,
aż przysiadając
tam... w środku... w brzuchu... co tam skryto? Czy wiesz? łubko, kochanku,
zawsze głaszcze
brygancie, bandyto?
Paolo
mam dzieci sześcioro —
Baron
Już i szóste urodził.
Paolo
— tyle, tycie — jedno przy piersi — a mnie ramię boli
Baron
wskazując mu drzwi
Dość tego; idź, idź... Płacę, a nic nie wyjaśnię.
odchodzącemu kłania się ręką i mówi z uprzejmym uśmiechem
Bodaj cię diabli wzięli!... Niech cię piorun trzaśnie!
P a o l o odchodzi. — Baron kładzie rewolwer na stole, rzuca się na krzesło i opierając czoło oboma rękoma:
Dzień feralny!
po krótkim milczeniu
Rewolwer! Straszny, choć zakryty.
po krótkim milczeniu
Żebym wiedział przynajmniej, czy on nie nabity.
AKT TRZECI
Salon w domu Pameli. — Drzwi w głębi i na prawo; po prawej stronie od aktorów kanapa, przed nią stoliczek, na którym butelka z wodą, szklanki i parę flaszeczek. Przy podniesieniu kurtyny Pamela, na pół leżąc na kanapie, zdaje się trzeźwić, wąchając flaszeczkę; w środku sceny stoi Negri, oczy w górę wzniesione. — Po lewej stronie sceny kosz z wiekiem, nazwany chiffonniere.
SCENA PIERWSZA
Pamela, Negri.
Pamela
Taką biorę nagrodę za najczystszą cnotę,
Za opiekę nad dziećmi, za me lata złote,
Za to, żem się wyrzekła świętych uczuć serca!
Nie tylko mnie opuszcza podły przeniewierca,
Ale zagraża oraz memu honorowi,
Bo świat wszystkiemu wierzyć będzie, co on powie,
A on własnej płochości zwali na mnie winę.
O Boże, z żalu, hańby i ze złości zginę.
Panie Negri...
Negri
Co, pani?
Pamela
Proszę, bądź tak grzeczny,
Idź, kup mi funt trucizny...
Negri
Pomysł średniowieczny.
P a m e l a
płacząc i z czułością
Zadam straszną truciznę i jemu. i sobie...
I od wiarołomnego wybranej osobie...
I ojcu tej osoby... i Barbiemu razem...
zrywając się
Nie, nie! Nie chcę trucizny.
Chcę się mścić żelazem...
Idź, kup mi dwa sztylety...
Cóż stoisz jak skała?...
Mówże co...
N e g r i
Czekam, pani, byś mówić przestała.
P a m e l a
Czyż ja mówię?!... Ja płaczę... ja cicho łzy leję;
Powiedz, z kim się chce żenić; daj śmierć lub nadzieję.
Negri
Rozważywszy rozmowę, tak moję, jak pani,
Cośmy mieli z Baronem, serce moje rani
Pewność niezaprzeczona, że ten pawian stary...
P a m e l a
przed siebie
O! o! Pawian, i stary!...
Negri
ma podłe zamiary
Wciągnąć w śluby Otyldę móję ubóstwioną.
Parmla
Córkę Montego?
Negri
Tak jest. Lecz pierwej me łono
Tysiącem przedrze razów, nim spełni, co marzy;
Tylko po moim trupie dojdzie do ołtarzy.
P a m e la
Nie, nie — to być nie może. Baron mało ceni
Osobiste zalety. Jeśli się ożeni,
Jeśli zdepce me prawa, niepomny na Boga,
To tylko dla majątku. — Otylda uboga.
Negri
Powody mi nie znane, lecz znane zamiary.
Pamela
A w stałość twej kochanki — maszże dosyć wiary?
Negri
Ach, gwiazdy nie są tak pewne, że roziskrzą nieba,
Że je potem rozstąpi wóz ognisty Feba.
Jak ja — serca Otyldy. Nie ufać przysiędze —
Byłoby plamić kartę w Odwiecznego księdze,
Posądzać ją o zmienność byłoby tak zbrodnią,
Jak nazwać blask aniołów — piekielną pochodnią.
Pamela
A ojca jestżeś pewny?
Negri
Monti — człowiek prawy,
Lecz, niestety, nie umie kierować swej nawy;
Pieniężne huragany, uderzając nagle,
Pędzą w morza szalenie lub zrywają żagle.
Pamela
O, biedna ty, Otyldo! Ty może w tej dobie,
Pamiętając o ojcu, nie myślisz o sobie.
Negri
Co za myśl piorunowa!
Pamela
Widząc go w potrzebie,
Co ma, niesie w ofierze, to jest — sama siebie.
Negri
Ach, strasznie i boleśnie! Jej dusza wspaniała
Może w sidła szatańskie uwikłać się dała;
Niechże spełni, jak córka, ostatnią ofiarę,
A potem, uświęcając zaprzysięgłą wiarę,
Staniemy przed odwiecznym natury obrazem
I w krater Wezuwiusza rzucimy się razem.
P a m e l a
Istne szaleństwo! Nieba nie sięgajmy czołem,
Ale córkę i ojca ratujmy pospołem!
Nie dozwolim Otyldzie spełnić poświęcenia
I Montemu oszczędzim zgryzoty sumienia;
Jedź, jedź i nie wchodząc w słowną praw obronę,
Uwięź swoję kochankę — jakby własną żonę.
Negri
To być nie może, ona na to nie zezwoli.
P a m e la
Być musi, choćby nawet pomimo jej woli.
Jak już raz u mnie będzie, poradzimy snadnie;
Z moich ją rąk pan Baron pewnie nie wykradnie.
Negri
Ależ nie wiem, gdzie Monti; ja go szukam właśnie.
Jak pocisnę Barona, rzecz całą wyjaśnię.
P a m e l a
Nie; rzecz całą popsujesz. Gdzie Monti przebywa,
Musimy się dowiedzieć... ale — myśl szczęśliwa!
Margrabina Belcampo sprzyja mi łaskawie,
Może być nam pomocną w naszej wspólnej sprawie.
Lecz w tej wczesnej godzinie nie przyjmuje damy...
Napiszę więc bilecik, wręczysz go jej samej;
Możesz mówić otwarcie, będzie cię słuchała,
Bo lubi wszystko wiedzieć i pomóc by chciała.
Przez ogród bardzo blisko, będziesz tam w minucie;
Chodźmy, w Bogu nadzieja.
Negri
Smutne mam przeczucie,
Że czas tylko tracimy, szukając gdzieś rady.
Lżej trafiłbym do końca ostrzem mojej szpady...
Odchodzą w drzwi na prawo.
SCENA DRUGA
Barbi
sam — wsuwa się powoli
Dziś jakoś krótsze schody, jakoś wyższe progi...
Nie wiem, co to jest? — chciałem już wracać z pół drogi.
siada na przodzie sceny
Trzęsą się łydki moje — zginają kolana,
Po grzbiecie przelatuje jakaś dreszcz nieznana...
A przy tym zdaje mi się, że się trochę boję;
Oby już koniec wzięło to poselstwo moje.
po krótkim milczeniu
Na co też Baronowi te harce wyprawiać?!
Samochcąc szukać guza i drugim nabawiać?!
I cóż pani Pameli zarzutem się stanie?
O Boże! z panią Barbi — co za porównanie!
Pani Pamela jeszcze, jak to mówią, jara,
Pani Barbi nie młodsza, nawet troszkę stara.
Pani Pamela miła, jeszcze czasem ładna,
Pani Barbi mniej ładna... brzydka... ba — szkaradna.
Kształtów pani Pameli okrągłość nieszpetna,
U pani Barbi wszystko — negacja kompletna.
A jaka niełagodna — strach!... Nikt nie uwierzy,
Że mnie nawet, dalibóg, czasem i uderzy. Sekatura! co?
SCENA TRZECIA
Baron, Barbi.
Baron
chwiejąc się, blady
Barbi! Barbi, co się dzieje?
Barbi
Gdzie?
Baron
Nie uważałeś?...
Barbi
Co?
Baron
Jakiś zły wiatr wleje...
Barbi
Sziroko.
Baron
Jakiś... ruch... coś... czego człek się boi;
Chciałem pójść przez most — warta.
Barbi
Wszak tam zawsze stoi.
Baron
W bramie miejskiej — żandarmy.
Barbi
Po trzech w każdej bramie.
Baron
Więcej dziesięciu... Jeden chwycił broń na ramię...
Barbi
Może przypadkiem.
Baron
Duszno! Daj mi, proszę, wody. —
Same czoła zmarszczone, śmiejące się brody;
Ten we mnie wzrok szatański topi jakby dzidę,
Tamten staje, jak stanę, a idzie, jak idę;
Ten, wyprzedzając spiesznie, kłania mi się nisko,
Ów stąpa krok w krok za mną, a tak blisko, blisko,
Że jego dech piekielny czułem na mym grzbiecie.
Nareszcie... jakoś mi się... ściemniało na świecie,
Zimny pot oblał czoło, zatrzęsły się nogi,
I bez woli i wiedzy wstąpiłem w te progi.
Barbi
Sekatura! Pan baron jesteś troszkę chory...
Może z panią Pamelą ranne rozgowory
Wywarły jakieś nagłe miłosne wzburzenie...
Baron neguje.
Lub żołądek popsuty... lub też zaziębienie...
Baron
przed siebie
Wplątał mnie hultaj.
Barbi
Kto? Jak?
Baron
po krótkim milczeniu
Barbi, co się dzieje
Z Sałyandorem?
Barbi
Źle pewnie...
Baron
Ależ mam nadzieje,
Że się to dobrze skończy.
Barbi
Ja — nie.
Baron
Być nie może,
Aby mnie zabijano, że broni nie złożę.
Barbi
Ależ, panie baronie, to stan oblężenia.
Podług rodzaju broni kara się odmienia:
Tak — mniej jest karygodne armaty ukrycie
Jak narzędzi zdradliwych, a to mianowicie:
Szpady w lasce, wiatrówki, zwłaszcza rewolwera...
I słusznie, bo to wrota do zbrodni otwiera,
By jedni życia drugich po kieszeniach mieli.
Ot, rewolwer — jak figa, a sto razy strzeli.
Baron
Duszno!... Pójdę do siebie...
Tu postrzegłszy kosz, nie spuszcza z niego oka.
Barbi
Ach, panie baronie,
Kiedy już jesteś w pani Pameli salonie,
Nie odchodź, jej nie widząc — przykro by jej było.
Baron
Tak... tak... dobrze — uwiadom zawsze drogą, miłą
I szanowną Pamelę, że jej sługa czeka.
Barbi odchodzi w drzwi prawe. — Baron, wracając, spieszy do kosza
Tu wrzucę żar piekielny, co mnie wskroś przepieka.
Kiedy jedną ręką dobywa obwinięty rewolwer, a drugą podnosi wieko kosza, P a o l o wchodzi niosąc wazon z kwiatem. Baron, ujrzawszy go, chowa rewolwer do kieszeni, spuszcza wieko i odbiega w przeciwną stronę aż na przód sceny.
Niemy! znowu ten niemy — czart w jego osobie.
Ja się boję... sam siebie... nie dowierzam sobie,
Bo mógłbym go... mógłbym go...
robiąc gest pchnięcia nożem
ten to tego...
powtarzając gest
A mam, mam chęć... O Boże! zbawże mnie od złego!
Wychodzi nacisnąwszy kapelusza, a spotkawszy pierwej Paola, który go chce w rękę pocałować, grozi mu pięścią pod nosem.
Paolo
zadziwiony, potem na migi
— a to co? — to pięknie! — mnie, mnie, pięścią grozić? — ja mu odniosłem — co złapałem, itd.
SCENA CZWARTA
Pamela, Barbi, Paolo.
Pamela
wybiegając
Ach, panie ba... Co? gdzie? jak? Czy obelga nowa?
Panie Barbi, co to jest?... Spisek, zdrada, zmowa...
porywając go za rękę
Ja pana zabić mogę.
Barbi
Konieczności nie ma,
Bo to ja, ja mówiłem: ,,Niech się pan zatrzyma,
Dobra pani Pamela do względów ma prawa"...
A on na to: „Tak, dobrze, szanowna, łaskawa,
Uwiadomże ją, proszę, że przyjaciel czeka."
Pamela
Dlaczegoż ten przyjaciel przede mną ucieka?
rzucając się na kanapę
Spytaj się pan niemego, czy go jeszcze zastał.
Barbi
O, co to, to nie — będzie rękami mi szastał,
A ja się niemych boję; migi-figi owe —
To przedrzeźnianie diabła, że im odjął mowę.
Pamela
wzrusza ramionami i mówi z migami do niemego
Czy widziałeś Barona? Czy ci co powiedział?
Pokaż mi, co tu robił... Czy chodził? czy siedział?...
Paolo pokazuje na migi, jak wszedł, jak i gdzie stał Baron, udaje jego poruszenia, nareszcie groźbę i odejście. — Barbi odwrócony do ściany. Pamela pokazuje niememu, ze już wie dosyć, i każe postawić wazon między inne kwiaty. — Do Barbiego:
Ile mogłam zrozumieć, wyszedł rozgniewany.
Barbi
Gniewu w nim nie dostrzegłem, lecz był pomieszany,
Był blady... prosił wody...
Pamela
Pił wodę, był blady...
Ależ on może chory... Wyprawię na zwiady...
przywołuje P a o la i mówi, pokutując na migi
Idź, patrz, szukaj Barona... Patrz, czy nie zasłabnie,
Ale zawsze z daleka...
P a o l o pokazuje, że rozumie, i powtarza na migi rozkaz P a m e li. — P a m e l a dając pieniądze:
Na! masz — spraw się zgrabnie.
Paolo
— rozumiem, rozumiem — o, ja mam rozum itd.
Rozpowiada na migi całą historię z Baronem, jak płynął, ile ma dzieci etc.. dopiero na znak powtórny P a m e l i odchodzi, chcąc pierwej pocałować w rękę — i Barbiego, który się cofa przestraszony. Paolo śmieje się, pokazując jego przestrach.
SCENA PIĄTA
Pamela, Barbi.
Pamela siadając na kanapie
A teraz, miedzy nami — siadaj... przy mnie... blisko...
Barbi
siadając na krzesełku
Całuję rączki... Tu mi dobrze...
na stronie
a tam ślisko.
Pamela
Umiesz być szczerym?
Barbi
Umiem, jak mnie nikt nie straszy.
Pamela
Bo szczerości nam trzeba do rozmowy naszej;
Jesteś druhem Barona — zbyt usłużnym może.
Lecz wiernym... Powiem zatem, czym się teraz trwożę.
Kiedym po żwawej scenie do domu wróciła,
Ochłonąwszy cokolwiek, jeszczem w błędzie była,
Ze związków, jak są nasze, łatwo się nie zrywa;
Może on był za przykry, ja za popędliwa,
Lecz i on może czuje cząstkę mej boleści...
Wysłałam więc Marietkę po dokładne wieści;
Z Marietką ma się żenić Barona odźwierny...
Wszystkiego też, com chciała, mam już raport wierny.
Słuchałam go, gdyś nadszedł, i powtórzyć muszę,
Abyś był w stanie pojąć, zrozumieć mą duszę.
Kiedym wyszła, zdrajca żalu nie objawił,
Przyjmował jak zwyczajnie, telegram wyprawił,
Mówił z Negrim, z Parolim — tak minęło rano...
W południe jakiś pakiet z poczty mu oddano.
Coś tam było zapewne wielkiego znaczenia,
Bo od tej chwili — inny człowiek: postać zmienia,
Blady, gniewny, na wszystkich groźnym rzuca okiem,
Sam ze sobą rozmawia, dużym chodzi krokiem,
Drzwi wciąż na klucz zamyka i znowu otwiera,
Potem zwiedza gmach cały, w każdy kąt zaziera,
Na koniec w kapeluszu cudzym wyszedł z domu.
Barbi
Sekatura!
Pamela
Lecz tego nie powiesz nikomu...
Barbi
Broń Boże!
Pamela
Gdyby tu szło o szkody jakowe,
Byłby on z piórem w ręku łamał sobie głowę,
A nie biegł przez mój salon jak biegun do mety.
O! wierz mi, panie Barbi, nasz Baron, niestety
Wplątał się w jakiś spisek.
Barbi
zrywając się
A, na miłość boską,
Ciszej!... Ściągniesz nieszczęście niedorzeczną troską,
Ja wiem wszystko, co robi, co robić zamierza.
Pamela
Ależ się takich rzeczy i bratu nie zwierza.
chwytając za rękę, tragicznie
Wiesz ty, że w spiskach każdy, o północy, w maszce,
Przysięga tajemnicę na skieleta czaszce?
B a r b i
Sekatura!
Pamela
Że, z kościotrupem ręka w rękę,
Ślubuje wszystkim zdrajcom najstraszniejszą mękę?...
Barbi
Zgroza!
Pamela
Wiesz! Wiesz! Nic nie wiesz — chyba żeś sam w spisku...
Barbi
Ja! Ja!...
Pamela
Nie, nie — nie jesteś, bo tam nie ma zysku.
Ale Baron wplątany; jego pomieszanie...
Barbi
Straszące.
Pamela
Bladość...
Barbi
Straszna.
Pamela
Niemego zeznanie...
Barbi
Nie do pojęcia!
Pamela
Ale cóż tu robił?
Potem?
Barbi
Siedział.
Pamela
Potem?
Barbi
Pił wodę... i...
Pamela
Cóż?...
Barbi
Do siebie powiedział:
„Wplątał mnie hultaj."
Pamela
Widzisz! Widzisz! — Sam wyznaje.
Barbi
Ależ...
Pamela
O Monti, Monti! Ciebie w tym poznaję!
Barbi
Monti! Co pani mówisz?
Pamela
Ten wplątał, ten zgubi...
A za to jego córkę pan Baron zaślubi;
Bo tego nie zaprzeczysz?...
Barbi
Nie zaprzeczę, pani,
Nawet powiem, że tę myśl mój rozsądek gani
I żem już Baronowi mówił bez ogródki,
Jakie niebezpieczeństwo, jakie złe stąd skutki.
Pamela
Będziem więc działać wspólnie.
Barbi
Tak, wspólnie w tym względzie,
To nie — zdradą przyjaźni, lecz usługą będzie.
Pamela
po krótkim milczeniu
Poznajże więc mej duszy i stronę tajemną,
z westchnieniem
Pomimo że postąpił tak okrutnie ze mną,
Że nie może swej zdrady uniewinnić niczem,
Że chce splamić mój honor przed świata obliczem,
Honor, który ja zawsze nad me życie cenię —
Panie Barbi... ja kocham, kocham go szalenie...
Barbi
Sekatura!
Pamela
Pojmiesz więc, co za świat boleści
Na całą moję przyszłość jego zamiar mieści...
nagle
I kiedyż pan Kapitan córeczkę przystawi?
Barbi
Monti tu nie przyjedzie i ślub się odprawi...
P a m e l a
z uniesieniem
Ślub!... Ślub się nie odprawi.
Barbi
cofając się
Nie odprawi — pewnie;
Ale za cóż pani na mnie spoglądasz tak gniewnie?!
Pamela
Gdzież Monti?... Tam pojadę... uprzedzę Barona...
Wszystkich rozpędzę — ja... ja, jego przyszła żona...
Albo kogoś wyprawię, co temu zaradzi.
Barbi
Więcej nic nie chcę wiedzieć — niech go Bóg prowadzi.
Ja temu, co przyrzekłem, wiernym pozostanę,
Lecz musze złożyć ciężar, zlecenie mi dane,
A pani zaś, słuchając, chciej mieć wzgląd łaskawy,
Że ja jak Piłat w Credo wlazłem do tej sprawy.
Pamela
Cóż chce mój narzeczony, wiedzieć mi przyjemnie.
Barbi
„Idź do pani Pameli — rzekł — oświadcz jej ode mnie"...
Pamela
Nie mógłże sam oświadczyć?
Barbi
Mógł... mógł bez wątpienia,
Na honor, wielka prawda.
Pamela
Mów, słucham zlecenia.
Cóż?... No!.
Barbi
coraz nieśmielej
Oświadcza... najprzód... najprzód swe ukłony...
Pamela
Potem?
Barbi
Najniższe...
Pamela
Potem?
Barbi
Że jest przymuszony...
Wstąpić w śluby małżeńskie.
Pamela
wstrzymuje się w złości, Barbi kończy prędko:
Jeśli pani zatem
Nie zachcesz mu przeszkadzać, skarżyć się przed światem,
Jeśli na wieś wyjedziesz cicho i spokojnie,
On zapis zaraz zwróci, wynagrodzi hojnie...
Pamela
Barbi!... Jesteście łotry! — Oczy ci wyłupię,
A potem, jak pan Baron, hojnie je wykupię.
Barbi
Ależ, łaskawa pani, wszak pani wiesz przecie,
Żem niewinny... jak nowonarodzone dziecię.
Pamela
A prawda!... Zapomniałam o naszej przyjaźni!...
Barbi
Sekatura!...
Pamela
Wszystko to tak mi nerwy drażni,
Że bić kogoś, coś szarpać — mam chęci ogromne,
Nie bierz mi więc pan za złe, jeśli się zapomnę. —
Odpowiedź Baronowi odniesiemy razem.
Proszę.
Podając mu rękę.
Barbi
na stronie
O Boże!
Pamela
Jednym dam mu ją wyrazem.
SCENA SZÓSTA
Pamela, Barbi, Negri.
Negri
Margrabinym nie zastał.
Barbi
na stronie, odwracając się do ściany
Znowu ten brodaty!...
Pamela do N e g r e go
Już wiemy, gdzie jest Monti... Jedź bez czasu straty...
Panie Barbi, gdzie Monti?
Barbi
Powiedz pani wprzódy,
Że zdradzając Barona, mam zacne powody...
Pamela
Powiem, powiem — lecz prędko, gdzie Monti?
Barbi
W Modenie.
Negri
Ale nas zgubić może moje oddalenie,
A przyjaciel Barona może w tym zamiarze
Zamiast na zachód — na wschód jechać mi dziś każe.
Pamela
Nie, nie — ręczę za niego.
Negri
Co rozkażesz — zrobię.
do Barbiego
Ale jeżeli zdradzisz, pamiętaj że sobie,
Że jak boa konstryktor cielsko twe obwinę,
Boleściami okolę każdą twę godzinę,
Że jak piekielna mara na twych piersiach siędę
I jak wampir niesyty krew twoję pić będę.
Barbi
To nie jedź!... Sekatura!... Co pan masz za prawo
Straszyć mnie, trwożyć, grozić jakąś zemstą krwawą?!
Ja jestem obywatel, mam dwa domy w mieście,
Opłacam z nich podatek... mam syna nareszcie...
Pamela
Skończcieże śmieszną sprzeczkę, nie na czasie wcale.
Panie Negri, idź spiesznie.
Negri
Idę... idę...
do Barbiego, grożąc
Ale!.
Odchodzi.
SCENA SIÓDMA
Pamela, Barbi.
Barbi
Boa konstryktor!... Wampir!... Wiem, że to czcze słowa,
Lecz od nich serce bije, a kręci się głowa...
I będę przez sen krzyczał, widząc węże wszędzie,
I pani Barbi znowu za nos ciągnąć będzie!...
Pamela
Chodźmy! Kto by tam zważał na poety slowa!
Barbi
wychodząc z Pamelą
Boa konstryktor!... Wampir!... Gorączka gotowa...
AKT CZWARTY
Ogród publiczny. — Po prawej i lewej stronie, na samym przodzie sceny, dwie altany. W prawej siedzi Jakiś Jegomość, mocno zajęty czytaniem papierów, w lewej siedzi D a m a, przy niej O f i-c e r. — Z początku aktu, aż do wyjścia na scenę Barona, kilka osób przechodzi w różnym kierunku. Najdalej w głębi C h ł o p c y grają w kule.
SCENA PIERWSZA
Paroli, Negri.
Spotykają się — za Negrim dragarz niesie kuferek.
Paroli
Gdzież tak spieszysz?
Negri
Do dworca żelaznej kolei.
Paroli
I dokąd jedziesz?
Negri
Jadę — za głosem nadziei...
Paroli
A ten głosek gdzież wabi ulubieńca Feba?
Negri
Do Modeny. W Modenie — promieniste nieba,
Tam Monti, tam Otylda moja ubóstwiona.
Spieszę rozerwać sidła chytrego Barona.
Paroli
na stronie
Baron mi się wyśliźnie, jak Otylda bryknie.
głośno
Ale nic z twej podróży ponoś nie wyniknie,
Bo słyszałem z pewnością, że Monti — w Turynie.
Negri
Jeżeli nie w Modenie, jeden człowiek zginie.
Odchodzi.
Paroli sam
Pchnę Barona zazdrością, niech za Negrim goni,
Niech narzeczonej — a raczej niech posagu broni.
Lecz nadto jest bankierem, by sięgnął po żonę,
Nim zedrze z jej majątku straszącą zasłonę;
Jak go więc ćwiknę, będzie musiał pędzić czwałem
Jedną drogą zbawienia, którą mu wskazałem.
Odchodzi w głąbsz sceny.
SCENA DRUGA
Baron, Mario.
Baron wychodzi spoza altany prawej; idzie, oglądając się na wszystkie strony, skosa w głąb sceny: Potem zwraca się nagle i spotyka kogoś znajomego, po wzajemnych ukłonach zwraca się znowu, a idącego na przód sceny Mario spotyka.
Mario
Zszedłem się z hrabią Viani — zaseła ukłony.
Baron
roztargniony
Tak, tak, dobrze — dziękuję...
Mario
Jest uszczęśliwiony,
Żeś pan willi nie kupił.
Baron
I ja nie mniej...
Mario
Szkoda,
Kupców ma dość...
Baron
Winszuję.
Mario
Stanowczo więc zgoda...
Baron
Zerwana.
Mario
I kawaler maltański był u mnie...
Baron
Dobrze, dobrze...
Mario
śmiejąc się
Nareszcie przemówił rozumnie:
Powiada, że dług kiedyś co do grosza spłaci,
Ale pierwej na czele swych zakonnych braci
Chce Stambuł atakować i... prosi na drogę.
Baron
No, potem o tem, adieu!...
Odchodzi trochę w głąb sceny.
Mario
wkrótce wracając
Może służyć mogę?
podając dziennik
Kurierek dość ciekawy, wyraźnie powiada,
Że finanse poprawić — najprościejsza rada:
Nic nie płacić, a cudze brać — brać, co się zdarzy;
Tak się dochód z rozchodem wkrótce zrównoważy.
Ciekawy artykulik, niech go pan przeczyta,
Odchodzi. — Baron schowawszy dziennik odchodzi w głąb, ogląda się, potem, dostając zawinięty rewolwer, prędkim krokiem do altany na prawo wbiega.
Jakiś Jegomość zrywa się przestraszony i upuszcza papiery
Co to jest?
Baron
cofając się spiesznie
Nic. — Przepraszam...
Jakiś Jegomość
Jak — nic? Szpieg! bandyta!.,
zbierając papiery
Szpieg... Przed tymi trutniami już schronienia nie ma — Połknęliby uszyma, zjedliby oczyma.
Odchodzi na prawo nie widziany przez Barona. Baron oglądnąwszy się wkoło, podobnie jak do prawej, wbiega teraz do lewej altany w chwili, kiedy Oficer całuje w rękę Damę. Dama za ukazaniem się Barona spuszcza kwef krzyknąwszy i odchodzi na lewo.
Baron
cofając się
O! o! Przepraszam!...
SCENA TRZECIA
Baron, Oficer.
Oficer
Panie!... czego pan tu żądasz?
Dlaczego nieproszony w altany zaglądasz?
Baron
Niechcąc...
Oficer
Znasz pan te damę?
Baron
Damę?
Oficer
Powiedz szczerze.
Baron
Co?
Oficer
Znasz tę damę?
Baron
wstrzymując niecierpliwość:
Jaką, panie oficerze?
Oficer
Tę, co tam była ze mną.
Baron
Z panem była dama?...
Oficer
Ze mną albo nie ze mną.
Baron
zniecierpliwiony
Sama czy nie sama,
Nigdy jej widzieć nie chcę...
Nigdy jej nie spłoszę.
Oficer
dostając bilet wizytowy z pularesu
A!... tym tonem przemawiasz?... To mój adres — proszę.
Baron
Bardzo panu dziękuję... lecz cóż ja z nim zrobię?
Oficer
Co pan chcesz — a daj mi swój.
Baron
Nie mam dziś przy sobie.
Ale prezentuję się — i rekomenduję...
zdejmuje kapelusz i z ukłonem
Baron Mortara, bankier — firma wielce znana.
Oficer
Tak!... Mortara, i bankier...
odbiera
bilet Bądź zdrów!
Baron
Sługa pana
Uniżony, najniższy!
Oficer
Ale radzę szczerze,
W altany nie zaglądaj, mój panie bankierze.
Mógłbyś wziąć większy procent, niż go brałeś kiedy.
Odchodzi.
SCENA CZWARTA
Baron, potem Chłopcy, później Paolo.
Baron
po krótkim milczeniu
Ach, ja bym brał i mniejszy, bylem wyłazł z biedy.
po krótkim milczeniu
Jak się pozbyć tego psa, tego rewolwera?...
Jak go chcę schować, sto ócz ze wszech stron poziera...
Rzuciłbym gdzie do dziury... a nuż pies wystrzeli...
Hm... hm — właśnie w tym miejscu, tu, przeszłej niedzieli
Skradli mi chustkę... Może — jak szczęście dopisze,
Skradną mi i rewolwer. Tam — jakieś urwisze,
Niby ślepe na wszystko, niby grą zajęte...
W nich nadzieja... spróbujmy — chustka na ponętę.
Dobywa rewolwer z bocznej kieszeni i wraz z chustką, tę długo wypuszczając, kładzie w dolną kieszeń. Potem, biorąc laskę o złotej gałce pod ramię, rozwija dziennik i. przechadzając się ku C h ł o p c o m, czyta. Jeden Chlopiec drepci przy nim, żebrząc, a drugi z dala postępuje za nim.
Chłopiec
Mój łaskawy, dobry panie,
Miej nade mną zlitowanie,
Daj mi szeląg, proszę o to,
Bom jest biedny, bom sierotą;
Ani ojca, ani matki,
Ani grządki, ani chatki.
Mój wielmożny, jaśnie panie,
Miej nade mną zlitowanie,
Trzy dnim w gębie nie miał chleba,
Daj, daj, proszę, bo mi trzeba.
Baron
Nic nie dostaniesz. Wstydź się żebrać — zarób sobie.
Chłopiec
Co dostanę, to zarobię,
Oświecony książę panie,
Najjaśniejszy królu panie,
Miej nade mną zlitowanie.
Ciągnąc za poły.
Baron
chwytając w laskę
A nie pójdziesz mi zaraz!... Ty... ty... napastniku!
Chłopiec
ucieka, potem w oddaleniu podskakując
Kukuryku! Kukuryku!
Kiedy Baron puścił się z laską za Chłopcem, drugi wyciągnął mu chustkę.
Baron
na przodzie sceny, macając kieszeń
Zjedz diabła! — chustkę ukradł, rewolwer zostawił...
Lecz nadziei nie tracę, bo się gładko sprawił,
Ale muszą mieć pomoc starania dziecięce...
Odpina surdut, siada na krzesełku — połę, w której rewolwer, spuszcza poza krzesło; dziennik w ręku, niby zasypia. Chlopiec-żebrak, ten sam, ale na kulach, drugi za nim — zbliżają się powoli.
Byle z mojej kieszeni przeszedł pies w ich ręce.
Niech potem złapią, ćwiczą — moja rzecz skończona...
Jak się zaprę własności, i któż mnie przekona?...
Chłopiec
innym głosem
Paniczeńku, szczęść wam Boże!
Obdarujcie też kaleczkę,
Co zarobić nic nie może.
Ja mam biedną babunieczkę,
Matkę ślepą, siostrę głuchą
I tatunia z nogą suchą.
coraz ciszej i bliżej
Matkę głuchą, siostrę suchą, Głuchą... suchą... suchą... głuchą...
Sięga po zegarek. — Baron chrapnął, poprawił się i zasłonił ręką zegarek. — Chłopiec w tył odskoczył.
Chłopiec
znowu zbliżając się, coraz ciszej
Obdarujcie też kaleczkę,
Ja mam biedną babunieczkę,
Matkę głuchą, siostrę ślepą,
Ślepą, ślepą, głuchą, głuchą.
Drugi Chlopiec wyciąga rewolwer i obadwa odbiegają.
Baron po krótkim milczeniu
Ha! wyleciał. — Wygrałem! Serce we mnie hasa!
A teraz do Modeny! Hopsa sa! Hopsa sa!
Słychać hałas za sceną. — P a o l o niesie w lewym ręku zawinięty rewolwer i czerwoną wstążką obwiązany, a prawą ręką ciągnie za ucho płaczącego C h ł o p c a.
Baron
Niemy! Znowu ten niemy!
chwytając P a o l a za piersi
Poczwaro przeklęta,
Dopókiż znosić będę twe piekielne pęta?!
Ty łotrze! ty hultaju! ty diable rogaty,
Zaduszę cię, zagryzę, rozedrę na szmaty!
P a o l o,
chwycony za piersi, puszcza C h ł o p c a, który, porwawszy upuszczoną laskę przez Barona, odbiega. Na hałas zbiegają się ludnie i Żandarm przychodzi. — B a r o n opamiętawszy się puszcza P a o l a, ogląda się wkoło i po krótkim milczeniu parska udanym śmiechem. Głaszcze P a o l a, który także się śmieje. Pokazując na migi: „Spałem."
Paolo
_ tak, tak — widziałem —
Baron
Coś mi się śniło.
Paolo
_ wiem — wiem — ja patrzałem — ja — ja chłopca — złapałem — Rozpowiada, jak zobaczył, że Baron śpi, jak mu z kieszeni coś wyciągnięto, jak gonił C h ł o p c a, aż go złapał, śmieje się, potem jak go Baron dusił, śmieje się i całuje w rękę.
Baron
odbierając rewolwer
Dobrze, dobrze — masz talara.
Paolo, zobaczywszy talara, unosi w górę kapelusz, jakby krzyczał:
„Wiwat!" Uliczniki otaczają Barona, krzycząc: „I mnie! i mnie! i mnie!" — Baron, zmieszany, rzuca im drobne pieniądze w kapelusze i stara się odejść.
Żandarm
Ustąpcie się, hultaje!
Baron
odchodząc spiesznie
A to boska kara!
U l i c z n i k i
biegnąc za nim wraz z niemym
Wiwat! Wiwat! Niech żyje nasz baron Mortara!
AKT PIĄTY
Salon pierwszego aktu — stołu na środku nie ma. — Baron siedzi przy biurze, na łokciach oparty. Po długim milczeniu:
SCENA PIERWSZA
Baron
sam
I cóż mi się stać może?
wstaje
Co mi się stać może?...
W najgorszym razie... Nie, nie — zanadto się trwożę...
Ale Salvandor?... A ba! — Salvandor ubogi,
A ja... Śmiało, baronie! Stań znowu na nogi.
Skubną mnie wprawdzie, skubną — to boli najwięcej,
Ale wezmę posagu trzykroć sto tysięcy.
Monti gorszy sęk... Monti skompromitowany...
z rozczuleniem
Na co mnie, mnie broń przystał? Wszak mu jestem znany,
Powinien był pamiętać, że już dzieckiem małem
Drewnianą nawet bronią bawić się nie chciałem...
I któż ręczy, że takich rewolwerów krocie
Nie rozesłał ten wariat burzliwej hołocie?!
Któż mi ręczy, że poczcie nie dano wyprawić,
Aby moje lojalność na próbę wystawić?!...
Ten rewolwer mnie niszczy... Jestem jak w malignie;
Co mi się w jednym oku piękny posag mignie,
Zaraz w drugim — pięć rurek jak nożami kraje...
A jak przymknę powieki, Monti w oczach staje,
Monti już z brodą po pas, ze sztyletem w dłoni...
Konspiracyja czysta!... Niechże Pan Bóg broni!
SCENA DRUGA
Baron, Pamela wchodząc spiesznie.
Pamela
Ach, Marku, coś ty zrobił!...
Baron
Chciejże skargi, żale
I przekleństwa na później odłożyć wspaniale.
Pamela
Niewdzięczny, już ja teraz nie mówię o sobie,
Ale o niebezpieczeństwie, co zagraża tobie.
Baron
Mnie?... Otóż się nie boję!
Śmieje się
Straszysz mnie daremnie.
Śmieje się
Cóż?... mówże!...
Pamela
biorąc go za rękę
Patrz mi w oczy. — Gdyś wyszedł ode mnie,
Gdzieś był? Milczysz? Więc prawdą owa wieść straszliwa,
Która już całe miasto jak strzała przeszywa?!
Baron
Jakaś bajka.
Pamela
Nie bajka... Wychodzę z kościoła
Pani kontrolorowa Rossi na mnie woła:
„Pamelo! czy słyszałaś, że się lud zgromadził
W miejskim ogrodzie, licznie, i adres uradził
Do barona Mortary?"...
Baron
Adres! Co za baśnie,
Co za szalone baśnie!
Pamela
Tak też rzekła właśnie
Żona doktora Capi, której brat rodzony
Jest w najbliższych stosunkach — przyjacielem żony
Pułkownika żandarmów; źródło więc dokładne.
Zbieg ludu był ogromny, lecz narady żadne;
Ale Baron rozrzucał pieniądze garściami,
Wydał z dziesięć tysięcy — samymi frankami,
Nowiuteńkimi jak dzień!
Baron
Zwariowały baby!
Ja rzucałem pieniądze między jakieś draby!
Pamela
Nareszcie cavaliere Pipistrella wpada:
„Byłem w ogrodzie — woła — pyszna ludu rada!
Pysznie Baron przemawiał, jak Demosten nowy,
Lud też wrzeszczał wiwaty do zawrotu głowy...
I wykrzyknął na koniec jednogłośnym chórem
Barona de Mortara — naszym dyktatorem."
Baron
Niechże go diabli porwą, tego Pipistrellę!...
Rozumu w nim za mało, a złości za wiele;
Byłem w ogrodzie...
Pamela
Widzisz!... O, biada nam, biada!
Baron
Chustkę mi kradną — niemy złodzieja dopada —
Ja chcę dać za to franka — daję mu talara —
A on w radości krzyknął: „Niech żyje Mortira!"
Pamela
Niemy krzyknął: „Niech żyje"?
Baron
No — niby... jestami..
Potem, jak się podzielił z jakimiś chłopcami,
Ci dwa razy — raz tylko — wiwat zawołali;
Otóż to i rzecz cała. — Ja poszedłem dalej,
Chłopców żandarm rozgonił...
Pamela
Żandarm lud rozgonił?!
Była zatem utarczka, lud się pewnie bronił?...
Krew płynęła?... O, biada!...
Załamuje ręce.
Baron
Ależ, u kaduka!...
Pamela
O, milcz! Twój gniew udany już mnie nie oszuka...
Marku!... Ty spiski knujesz...
Baron
Oglądając się
O, dlaboga, ciszej!...
Pamela
Jesteś na czele spisku...
Baron
chwytając się za głowę
Gwałtu!... Kto usłyszy!...
Pamela
Marku! ja mam bolesny, gorzki żal do ciebie,
A wszystko ci przebaczę, ale ratuj siebie...
klękając
Oto na klęczkach błagam.
Baron
podnosząc ją
Chcesz, abym oszalał?!
Pamela
Chcę — niech ginie świat cały, byłeś ty ocalał...
Idź, spiesz, spiesz do podesty — może za godzinę
Będzie za późno — powiedz — wyznaj swoję winę!
Ach, oni cię uwięzić, oni zabić mogą!
Barbi
wbiegając zadychany
Widziałem!...
Baron
Co?
Barbi
Go.
Baron
Go?...
Barbi
Widziałem go.
Baron
Kogo?
Barbi
Montego...
Baron
Monti tu jest!... Głowa mi się pali!
Pamela
do Barbiego
Z córką?
Barbi
Z córką.
Pamela
spiesznie odchodzi.
SCENA TRZECIA
Baron, Barbi.
Baron
Monti tu!... Świat się na mnie wali.
Barbi
Z wagonu już zawołał: „Jak się masz, kochany
Panie Barbi?" — Kochany!... Dlaczego ,,kochany"?
Sekatura! Jednakże odrzekłem mu grzecznie:
„Dobrze, dziękuję panu"!... Bo zawsze bezpiecznie
Być grzecznym z tymi ludźmi... Kto tam bowiem zgadnie,
Jakie gdzie komu kiedy — przeznaczenie padnie.
Baron
Cóż jeszcze mówił?
Barbi
Mówił, że kwaterą stanie
W domu pana barona.
Baron
Nic z tego, mój panie!
U mnie mieszkać nie będziesz.
Barbi
Nawet nie wypada —
Lecz jak temu przeszkodzić?...
Z Montim trudna rada...
A i panna Otylda Judyty zakrawa...
Jakoś mocno zuchwała i kaducznie żwawa...
Potem przybiegł — ten z brodą...
Baron
Negri?
Barbi
Wampir raczej!
Wampir! Boa konstryktor!
Baron
Hę? Jak? Co to znaczy?
Barbi
kiwnąwszy ręką
Nic — Jak weszli do sali, patrzałem przez dziurkę;
Negri zdawał się błagać ojca, ojciec córkę...
Były jakieś zatargi — a potem w znak zgody
Padli sobie w objęcia... Zmieszały się brody
I kropiły się łzami jak święconą wodą...
Baron
chwytając za rękę Barbiego
„Brody"!... Coś ty rzekł!... Monti zatem z brodą?
Barbi
Z brodą.
Baron
Ze sztyletem w ręku?...
Barbi
Nie — z parasolem.
Baron
Boże!
Tajne Twoje przestrogi przyjmuję w pokorze
I jeżeli dziś z córką posag przyjąć muszę,
Z ojcem wszelkie stosunki raz na zawsze kruszę.
Idź, idź, spiesz, panie Barbi, wstrzymaj go w pochodzie...
Powiedz mu... Powiedz, co chcesz, o ważnej przeszkodzie,
Która mu w moim domu mieszkać nie dozwala...
Niech sobie stanie w pięknym hotelu Dorwala;
Wszystko zapłacę... potem odda... chwile lecą,
Idź!... Odwiedzę go zaraz — jak się ściemni nieco...
Barbi
odchodząc
Sekatura!
Baron
sam
Przeklęcie! Ten przyjazd tu do mnie,
Te pogłoski po mieście, rosnące ogromnie,
Mogą ściągnąć uwagę — będziemy strzeżeni...
A rewolwer, rewolwer — zawsze w mej kieszeni..
SCENA CZWARTA
Baron. Paroli.
Paroli
Źle, źle — panie baronie.
Baron
Dlaboga! Zemdleję!
Paroli
Nasz układ trwa niezmienny, lecz się zamiar chwieje...
Szedłem od ekscelencji, gdzie mnie wezwać raczył,
Kiedym w miejskim ogrodzie Negrego zobaczył.
„Dokąd?" — pytam. — „Do dworca żelaznej kolei."
— „Gdzież więc odjeżdżasz?" — ,,Jadę za głosem nadziei:
W Modenie jest Otylda moja ubóstwiona,
Spieszę zniweczyć sidła chytrego Barona."
Chcąc zbałamucić, rzekłem: ,,Monti jest w Turynie."
— ,,Jeżeli nie w Modenie, jeden człowiek zginie!" — . Odpowiedział i odszedł.
Baron
Negrego oddalę,
Ale gorsze zdarzenie, niespodziane wcale —
Monti przyjechał.
Paroli
Monti przyjechał?
Baron
W tej chwili.
Paroli
A więc do nóg upadam, wszystkośmy stracili.
Baron
zatrzymując go
Nie, nic, nic nie stracone, byłeś świadczył potem
Przed jego ekscelencją, żem nie wiedział o tem,
Paroli
Ech, mój panie baronie, nie trać słów daremnie.
Z jakąś niby opieką drwiłeś sobie ze mnie,
Zapragnąłeś posagu, chciałeś w lot ustrzelić,
Dlatego testamentu wzbraniałeś udzielić.
Że mnie zaś o rzecz idzie, a nie o powody,
Udawałem głupiego przy zawarciu zgody.
Teraz nowe wybiegi... Czegóż mam być świadkiem?
Baron
Że go nie przyjmę, gdyby przyszedł tu przypadkiem,
Że póki na nim cięży jakieś oskarżenie,
Póty ja go znać nie chcę.
Paroli
A z córką się żenię...
Baron
Cóż stąd? Córkę za żonę można wziąć do siebie,
A teścia i za okno wyrzucić w potrzebie.
Paroli
Ależ kto się łączy z winnym, ten się winnym staje,
A przynajmniej, mój panie, mocny pozór daje.
Zresztą sam się zakrztusi, kto zanadto kadzi,
Wiedzą przy tym — z ogrodu gdzie droga prowadzi...
Baron
Możesz wierzyć tym baśniom?!
Paroli
Niczemu nie wierzę,
Ale jeszcze raz radzę, com radził w tej mierze.
Idź pan do ekscelencji — ta sprawa się przetnie,
Jeżeli on pomoże... Lecz wystąp szlachetnie,
Otwarcie a rozumnie w Montego obronie.
Ja muszę go unikać, stać jeszcze na stronie,
Bo do wszelkiej bym zwłoki zamknął sobie drogę.
SCENA PIĄTA
Baron, Paroli, Barbi, później Otylda i N e g r i.
Barbi
wbiegając, włosy w nieładzie
Monti aresztowany!
Paroli
na strome
Teraz zostać mogę.
Baron
Nie w moim domu przecie?
Paroli
na stronie
Nie wiem, co to znaczy...
Barbi
W samej bramie.
Baron
Przeklęcie!
Paroli na stronie
Miało być inaczej.
Otylda
wbiegając, za nią N e g r i
Gdzie jest Baron? Gdzie Baron? Mój ojciec niewinny —
Schwytany, uwięziony, a pan tu, nieczynny?!...
Idź!... biegaj!... Broń go, broń, mój panie baronie!...
Baron
Lecz cóż ja zrobić mogę?... Ja go nie obronię.
Otylda
Ależ bronić, nieszczęsny, miej przynajmniej wolę.
Negri
który nie może przyjść do słowa
Pozwól, panno Otyldo...
O t y l d a
Nic, nic nie pozwolę,
Póki mój biedny ojciec wolnym nie zostanie...
do Barona
Nie zabiją nas przecie za korne błaganie,
Idźmy razem oboje...
Baron
I to być nie może,
Otylda
Panie Barbi!
Barbi
Nie mogę.
Otylda
Ależ, o mój Boże, Trzeba przecie coś robić...
Baronie, chodź ze mną. A jeśli nasza prośba stanie się daremną,
Zbierz lud, co cię na rękach dziś w ogrodzie nosił...
Baron
O wstrzemięźliwość w mowie — będę panią prosił…
Inaczej...
Otylda
Zwołaj twój lud pod sztandar czerwony...
Ja, ja stanę na czele — uderzę we dzwony —
Opanuję strażnicę — otoczę więzienie —
I ojca wyrwę z niego albo w gruzy zmienię.
Barbi
na stronie, doszedłszy następnie aż do ściany
Miła panienka!...
Baron
zataczając się i chwytając za ramie Parolego
Panie... Paroli... chciej, proszę...
Oświadczyć ekscelencji, że te mowy znoszę,
Ale potępiam solennie.
Otylda
do Barona
Idziesz?
Baron
Nie — nie idę.
Otylda
Barbi!
Barbi
Nie.
Baron
Pani! Pani!... ściągniesz wielką biedę
Na swego ojca.
Negri
Baron tym razem jest szczery...
Otylda
Schowaj więc te papiery.
Baron
Co to jest?
Otylda
Papiery
Ojca, których nie trzeba, by w rękę dostali
Nieprzyjaciele nasi...
Baron
cofając się
Ani kroku dalej!
Paroli, Barbi, Negri, bądźcie mi świadkami,
Żem nie dotknął rękami, nie widział oczami.
Otylda
Niechże schowa pan Barbi.
Barbi
Dziękuję!
na stronie
Judyta!
A ten jak spojrzy na mnie, aż mi w mózgu świta.
N e g r i
Mnie, mnie powierz, Otyldo — stracę chyba z głową,
Ale pozwól mi jedno, jedno tylko słowo...
Otylda
Alboż bronię?!
Negri
Twój ojciec nie był uwięziony,
Ale przez oficera otrzymał ze strony
Szanownego podesty uprzejme wezwanie.
Barbi
na stronie
Piękna uprzejmość!...
Otylda
Nie, nie... On tam już zostanie,
Ach, baronie, baronie, po coś go sprowadził?!
Baron
Ja? ja go sprowadziłem?...
Otylda
A możeś i zdradził,
Bo mi mój ojciec mówił, a mógł dobrze wiedzieć,
Żeś lubił z dawien dawna na dwóch krzesłach siedzieć.
Baron
Na dwóch! nigdy! — Na jednym siedziałem kamieniem,
Gdzie mi kazano... i mogę zaręczyć sumieniem...
Otylda
Zaręcz więc, że twój dawny przyjaciel — bez winy,
Że jeśli tu przyjechał, to z twojej przyczyny,
Bo kiedy już odpisał, a za mym przybyciem
Widział, że ja ten związek mogę spłacić życiem,
Pospieszył tu czym prędzej — niech go Bóg zachowa —
Prosić o uwolnienie od danego słowa.
Jeżeli mu odmówisz, on pewnie dotrzyma,
A wtenczas dla mnie biednej już ratunku nie ma.
I mimo mej do pana wyraźnej odrazy
Baron się kłania.
Spełnić muszę ofiarę i ojca rozkazy,
Ale wcześnie powiadam, że kocham Cezara,
Że serc naszych nie zmieni spełniona ofiara,
Że jest mym przedsięwzięciem iść honoru drogą,
Ale razem, co tylko siły starczyć mogą,
Nie przestanę pracować sposoby wszelkiemi,
Aby dom nasz był zawsze piekłem na tej ziemi.
Baron ukłoniwszy się nisko
Całuję rączki.
na stronie
Córka jędza, ojciec w kozie,
Posag w sekwestrze — można skończyć na powrozie...
z głębokim ukłonem
Moja panno Otyldo, chciałem cię zaślubić,
Aby się twą miłością i szczęściem pochlubić,
Ale Cezar przybywa i Cezar zwycięża.
Gdy takie przeznaczenie, weźże go za męża.
Trwajcie w waszej łagodnej miłości niezmiennie,
Ja słowo twego ojca zwracam wam solennie.
Otylda
Niechże ci Bóg nagrodzi.
Negri
O wielki baronie!
Ogrom wiecznej miłości rozniecasz w mym łonie.
Baron
A my, panie Paroli, z mych uczuć wyrazem
Do jego ekscelencji pospieszymy razem.
SCENA SZÓSTA
Baron, Barbi. Paroli, Otylda, Negri, Monti,
P a m e l a.
Monti wstrzymuje się we drzwiach.
Wszyscy
Monti!
Otylda
Mój ojciec!
Monti
Krzyczcie stokrotne wiwaty!
I jeżeli ją macie — wystrzelcie z armaty,
Bo jego ekscelencja raczył mnie zaprosić,
Aby mi mógł nowinę przyjemną ogłosić,
Że mnie mój wuj bogatym zrobił niespodzianie —
Dał trzykroć sto tysięcy, daj mu niebo, Panie!
Salvandor, tam przytomny, szepnął w dobrej porze,
Że jego ekscelencja zezwoliłby może,
Bym w jego skarbie małą sumkę ulokował;
Co się też wnet i stało, za com podziękował.
Paroli
na stronie
Ekscelencja mnie odrwił.
Wynosi się cichaczem.
Baron
Widziałeś malarza?
Monti
Widziałem.
Baron
U podesty?
Monti
Czy cię to zatrważa?...
Baron
O, nie! — Więc nie pod sądem?...
Monti
Pewnie nie, tym razem,
Bo pracuje swobodnie nad pięknym obrazem
Kuzynki ekscelencji, najśliczniejszej pani,
Margrabiny Belcampo, i hrabiego Viani.
Baron
Margrabiny Belcampo?... zatem uwolniona?
Wróciła?
Pamela
Skąd?
Baron
Z fortecy.
Pamela
Co! z fortecy? ona?!
Co za bajka!
Baron
I hrabia Viani miał być wzięty.
Pamela
Któż to nakłamał?
Baron
Barbi, ten Barbi przeklęty.
Barbi
Sekatura!
Baron
Przez niego nie kupiłem willi.
Monti
śmiejąc się
Lecz za cożeście pod sąd malarza wsadzili?
Baron
Nie my, lecz żona.
Monti
Właśnie w podesty salonie
Śmiano się z myłki: zamiast w Sandora ustronie,
Wpadli do Salvandora i z przybytku sztuki
Zabrali halabardę, dzidę i dwa łuki.
Żona trwogę niewczesną rozniosła po mieście.
Baron
A pan Barbi potwierdził plotkarstwo niewieście. Barbi
Com słyszał, powtórzyłem — że naraża życie
Ten, co broń zakazaną chowa, mianowicie
Wiatrówki, rewolwery, szpady et caetera.
Monti
do Barona
A propos — kontent jesteś z mego rewolwera?
Baron
przestraszony, oglądając się
Monti! Monti! człowieku!...
Monti
Wielkim on zjawiskiem:
Z pięciu rurek raz po raz za palca pociskiem
Wyskakuje cudownie sygar już obcięty
I zapalony razem.
Baron
Zatem ten przeklęty
Rewolwer — nie rewolwer?
Monti
śmiejąc się
Rewolwer — blaszany?!
Baron
czas jakiś milczy, na twarzy maluje się złość, wstyd i żal. Oddając Montemu:
Nie chce i blaszanego...
Otylda
Ojcze mój kochany,
Że zostałeś bogatym — nowina niemała,
Lecz ja ci powiem lepszą, żem wolną została:
Baron wraca ci słowo.
Pamela
przechodzi do Otyldy.
Baron
rzucając się w objęcie M o n t e go, z udanym uczuciem
Jeżeli, mój stary,
Dobry i drogi druhu, żądasz tej ofiary.
Monti
Żądam jej i przyjmuję dla tej drogiej pary.
do córki i N e g r e g o
Ja prócz waszego szczęścia nic nie żądam więcej
I co mam, weźcie wszystko.
Negri
na stronie
Trzykroć sto tysięcy!
Dziś wystąpię z „Eola", wejdę do „Gazety".
Baron
tymczasem postępował ze spuszczoną głową, a stając przed Barbim
Cóż, Barbi?...
Od prawego l. Barbi. 2.Baron. 3. w głębi Paolo, 4. Pamela, 5. Monti, 6. Otylda, 7. Negri.
Barbi
Sekatura!
Baron
I strata, niestety!
Odwracając się w lewo, postrzega P a o l a, który, wszedłszy niewidziany, ofiaruje mu ogromny bukiet. Baron cofa się, potem na przodzie sceny mówi:
Ha! nieme fatum! — Bukiet skazówki udzielił.
odbiera bukiet i podaje Pameli
Przyjm... z moją... ręką...
Pamela rzucając się w jego objecie
Marku!...
Baron
Rewolwer wystrzelił!