JANUSZ PYDA OP Co ma wspólnego spowiednik z dziennikiem |
Mój drogi Kasjelu,
decyzja Twojego podopiecznego, aby poszukać sobie dobrego spowiednika i kierownika duchowego, bardzo mi się podoba. Już nieraz Ci sugerowałem, że powinieneś mu w tym pomóc. W każdym razie pierwszy krok w dobrym kierunku jest za wami - Twój podopieczny uznał, że sam sobie nie poradzi. Jest to, co prawda, odkrycie nie większe niż to, że sam siebie własnymi rękoma nie podniesie nawet na wysokość milimetra, niemniej jednak należy się cieszyć, że dostrzegł tę prawidłowość także w życiu duchowym.
A tak swoją drogą, Kasjelu, wydaje mi się, że to dobry moment, aby pokazać Twojemu podopiecznemu, iż tajemnica posłuszeństwa w Kościele założonym przez naszego Pana opiera się na prawdzie o ludzkiej niesamowystarczalności. Ale to jak Ci starczy czasu. Na razie, pomóż mu szukać spowiednika. Namawiam Cię do tego usilnie, bo z Twoich listów jasno wynika, że masz podopiecznego wprawdzie zdeterminowanego, żeby znaleźć księdza, który będzie go cierpliwie wysłuchiwał, ale jeśli zastosuje kryteria obecnie teraz w jego głowie, na pewno nie będzie to dobry spowiednik. O ile masz rację i lista jego potencjalnych kandydatów, którą mi wczoraj przesłałeś, jest prawdziwa, to muszę Cię ostrzec, że Twój podopieczny nie szuka spowiednika, ale raczej swego rodzaju pamiętnika, czegoś na kształt żywej i do tego wyświęconej wersji nieskończenie cierpliwego zeszytu, któremu można powierzyć wszystko i który ma tę zaletę, że nic na to wszystko konkretnego nie powie i na pewno nie będzie niczego konkretnego wymagał. Dokładnie to ma na myśli Twój podopieczny, kiedy mówi, że poszukuje kogoś zdolnego do „towarzyszenia” duchowego.
De facto pomysł pamiętnika nie jest tak bardzo niedorzeczny, jak może się wydawać i Tobie, i Twojemu podopiecznemu. Mój drogi Kasjelu, na Twoim miejscu wręcz podsunąłbym mu tę myśl. Wszystko, co jest wypowiedziane albo napisane, staje się trochę bardziej obiektywne, a przez to łatwiejsze do oceny nawet przez samego autora. Poza tym myśli naszych ziemskich podopiecznych wydają im się bardzo wyjątkowe, przenikliwe, dogłębne i wzniosłe jedynie wówczas, gdy pozostają w ich głowach. Zwykle stają się z tego właśnie powodu początkiem drogi do pychy i egocentryzmu. Kiedy zostaną wypowiedziane albo napisane, nigdy już nie wydają się tak dobre, jak przed jakąkolwiek materializacją.
Policz, Kasjelu, ilu znasz ludzi do tego stopnia zadowolonych z tego, co myślą, że nie widzą potrzeby weryfikacji swoich opinii, a ilu znasz ludzi zadowolonych i dumnych z tego, co napisali, do tego stopnia, że nie chcieliby już niczego poprawiać. Na papierze myśli blakną i stają się mniej wzniosłe, za to zwykle pokorniejsze niż te w głowie. Właśnie z tego powodu przez wieki, namawiając naszych podopiecznych do pisania pamiętników, z jednej strony zapewnialiśmy im odpowiednią dawkę autoanalizy i szkołę uważności wobec tego, co się dzieje dokoła, z drugiej zaś chroniliśmy ich przed pysznym uczuciem wyjątkowości myśli i odczuć. Ktoś, kto pisze pamiętnik, ma zdecydowanie mniejszą szansę stać się zgorzkniałym egocentrykiem przekonanym o własnym nieodkrytym przez świat i zniszczonym przez najbliższych geniuszu niż ten, kto analizuje siebie i świat jedynie w swej głowie i myślach.
Jeśli Twój podopieczny uważa, że pisanie pamiętników jest niemęskim zajęciem, namów go, żeby pisał dziennik. Chodzi o to samo, ale słowo zabrzmi lepiej. Jeśli i to nie pomoże, możesz wykorzystać w dobrym celu jego lekki snobizm i uzmysłowić mu, że dziennik pisał Mikołaj II - car, Jan XXIII - papież i Charles de Gaulle - prezydent. Jeśli oni mogli, to on też. Choć, jak znam Twojego podopiecznego, najlepszy skutek odniesiesz, jeśli ponieważ mu, że dziennik pisał Thomas Merton.
Mniejsza o dziennik. Miałem Ci pisać o spowiedniku, ale jedno z drugim jest ściśle związane. To właśnie dlatego doświadczeni spowiednicy wielu swoim penitentom za naszą namową kazali bowiem zapisywać to, co się dokonywało w ich duszach. Jeśli zaś idzie o samego spowiednika, to powinieneś, Kasjelu, uzmysłowić Twojemu podopiecznemu, że bardziej niż cierpliwego słuchacza dobry spowiednik przypomina skrzyżowanie diagnosty z trenerem. Diagnosty, bo jego rolą jest stwierdzenie, który grzech jest w życiu penitenta grzechem głównym, a który stanowi jedynie wynik osłabienia woli i siły ducha spowodowanego przez inną wadę niż ta, która najbardziej rzuca się w oczy. Trenera, bo powinien wiedzieć i umieć przeprowadzić penitenta przez to, co niekiedy nazywano ćwiczeniami duchowymi. W każdym razie chodzi o to, aby miał pojęcie o tym, co penitent powinien zrobić, aby wyjść ze swoich słabości i wzmocnić w sobie wszystko, co dobre. Dobry spowiednik jest diagnostą i trenerem, który co prawda „towarzyszy” swojemu penitentowi w zmaganiach duchowych, potrafi jednak tak rozeznać jego sytuację i tak go poprowadzić, aby częściej mógł mu „towarzyszyć” w zwycięstwach niż porażkach. Nie przypomina rodzica pięciolatka, który chodzi na przedstawienia pociechy i bije brawo - nawet wówczas, gdy pociecha nie wypadła najlepiej. Mój drogi Kasjelu, życie duchowe naszych podopiecznych bardziej przypomina zawody sportowe niż przedszkolne przedstawienie. W końcu każdy z nich będzie musiał ocenić, czy w dobrych zawodach wystąpił i czy bieg ukończył, i czy był w stanie wszystkiego sobie odmówić, aby oddano mu wieniec zwycięstwa.
Spowiednik nie jest wierną publicznością, która zawsze bije brawo. Spowiednik jest trenerem. Zanim Twój podopieczny zacznie się rozglądać za kierownikiem duchowym warto, żeby to zrozumiał. W przeciwnym razie swoje spowiedzi zamieni w spotkania analitycznoterapeutyczne, które tylko mu nie pomogą i będą stanowiły pretekst dla odwlekania ważnych i potrzebnych decyzji. Cóż, przecież jeśli coś nie jest do końca przeanalizowane i nazwane, można nie rozpoczynać działania. Można pozostać w miejscu, w którym się jest, i zrzucić z siebie ten dojmujący ciężar winy z tego powodu, iż nic się nie robi. No bo, jak to nic się nie robi - przecież się analizuje. Jeśli Twój podopieczny ulegnie tej pokusie, będziesz miał twardy orzech do zgryzienia. Zrób, co możesz, aby miał ochotę wystartować w zawodach, a nie ułożyć się na kozetce. Ostrzegam, że ten model kozetki nasi podopieczni uważają za szczególnie wygodny i pociągający.
Kochający Was
Zeruel