Narkotyki w Polsce mity i rzeczywistość Ewa Korpetta


tytuł: "Narkotyki w Polsce - Mity i rzeczywistość"

autor: Ewa Korpetta Ewa Szmerd-Sisicka

Prószynski i S-ka Warszawa 2000

Copyright (c) by Ewa Korpetta, Ewa Szmerdt-Sisicka, 2000

Projekt okładki Natalia Cyrankiewicz

Redakcja Lidia Domańska

Redakcja techniczna Elżbieta Urbańska

Korekta Grażyna Nawrocka

Łamanie Grażyna Janecka

Spis treści

WStęP 7

Wprowadzenie 9

CZĘŚĆ I. PROBLEMATYKA UZALEŻNIEŃ 13

ROZDZIAŁ I. Uzależnienie jako choroba 17

1. Uzależnienie psychiczne 18

2. Uzależnienie fizyczne 22

3. Uzależnienie społeczne 24

ROZDZIAŁ II. Drogi ku uzależnieniu 27

1. "Ja się nie uzależnię" 28

2. "Młodość ma swoje prawa" 31

3. "Winna rodzina" 33

4. "Winna szkoła" 38

5. "Na skróty" 39

ROZDZIAŁ III. Leczenie uzależnień 41

1. Wchodzenie w trzeźwość 43

2. Trzeźwość 48

3. Zapobieganie nawrotom 50

4. Programy redukcji szkód 51

5. Praca z rodziną 52

Podsumowanie 55

CZĘŚĆ II. SUBSTANCJE PSYCHOAKTYWNE 57 ROZDZIAŁ I. Substancje

wziewne 59 ROZDZIAŁ II. Konopie indyjskie 63 ROZDZIAŁ III.

Psychostymulanty 69

1. Amfetamina (amfa, proszek, speed) 69

2.Ecstasy 76

3. Kokaina 78

4. Crack 81

5.Khat 82

ROZDZIAŁ IV. Halucynogeny 83

1. Roślinne i syntetyczne 83

2. "Kwasy" 87

ROZDZIAŁ V. Pochodne opium 89

1. Morfina 90

2. Heroina 92

3. "Kompot" 94

ROZDZIAŁ VI. Skuny 97

ROZDZIAŁ VII. Leki 99

1. Barbiturany 100

2. Benzodiazepiny 101

3. Przeciwbólowe leki opiatowe 102

CZĘŚĆ III. l CO DALEJ? - GDZIE SZUKAĆ POMOCY 103

^'^'i CZĘŚĆ N. LIST DO... - ZAMIAST ZAKOŃCZENIA lii?

•CZĘŚĆ \/. SŁOWNIK 117

WStęP

Książka ta nie jest publikacją naukową. Nie przytaczamy w niej

ani psychologicznych koncepcji uzależnień, ani też mechanizmów

fizjologicznych, towarzyszących przyjmowaniu środków

odurzających. Chcemy natomiast podzielić się naszymi obserwacjami

płynącymi z pracy zespołu terapeutycznego Poradni Uzależnień w

Warszawie przy ul. Dzielnej 7, a także wiedzą, jaką nabywamy w

codziennych kontaktach z młodymi narkomanami i ich rodzinami.

Kontakty te pozwalają nam bezpośrednio i szybko zapoznawać się

z nowymi zjawiskami związanymi z narkomanią w Polsce. Problem

używania substancji psychoaktywnych od dziesięciu lat narasta

lawinowo, pojawiają się nowe środki, obniża się wiek inicjacji

narkotykowej, zdecydowanie nasila się przestępczość wśród młodych

narkomanów. Zdajemy sobie sprawę, że doświadczenia nasze różnią

się nieco od doświadczeń praktyków z innych ośrodków w kraju.

Jesteśmy natomiast głęboko przekonane, że za kilka lat obraz

narkomanii z terenu Warszawy i okolic "pójdzie w Polskę".

Wprowadzenie

Narkotyki znane są od tysięcy lat i od tysięcy lat właściwości,

jakie mają, były wykorzystywane do zmieniania rzeczywistości. Już

przed naszą erą używano ich dla relaksu, w rytuałach religijnych

i społecznych, w celu łagodzenia bólów. Stosowano je na

wszystkich kontynentach - w Afryce, obu Amerykach, Azji, Europie,

na Dalekim i Bliskim Wschodzie. Historii stosowania narkotyków

można poświęcić wielką księgę. W tej książce zajmiemy się

narkotykami, które w ciągu ostatnich lat pojawiły się i zaczęły

upowszechniać w Polsce. Liczba przyjmujących je osób rośnie w

postępie geometrycznym. Są to przeważnie ludzie młodzi, a średnia

wieku obniża się z każdym rokiem. Po narkotyki sięgają już 12-

i 13-latki. Zmiana sytuacji gospodarczej (w tym wzrost wartości

złotówki względem dolara) spowodowała, że od początku lat

dziewięćdziesiątych dystrybucja narkotyków w Polsce stała się

opłacalna, zwłaszcza że do października 1997 roku przepisy prawne

dotyczące przestępczości związanej z dystrybucją i handlem

narkotykami były przestarzałe, wręcz gwarantowały bezkarność.

Brak adekwatnych przepisów dał szansę na rozwinięcie się

szerokiej i świetnie zorganizowanej sieci dealerów, docierających

do dyskotek, klubów, szkół, osiedli. Umożliwił również powielanie

w mass mediach informacji nieprawdziwych, czasem wręcz

zachęcających do brania narkotyków, bo utrwalających ich podział

na "twarde" i "miękkie". Sprzyjał nawet rozwojowi w niektórych

kręgach mody na branie. Zmieniła się również forma handlu -

zwłaszcza w Warszawie. Dawniej zawsze można było zaopatrzyć się

na tzw. bajziu. Obecnie dealerzy narkotyków przenieśli się "w

miasto" - handlują przede

wszystkim w miejscach, w których zbiera się młodzież, ale

handlują wszędzie, gdzie tylko się da. "Dobry" dealer zawsze wie,

gdzie znajdzie klienta i jak do niego trafić. Wie dobrze, kto

jest "potrzebujący", kto ma problemy i - rzecz najważniejsza -

kto jest wypła-calny. Zna możliwości finansowe swoich nabywców

i możliwości ich rodzin. "Dobry" dealer nie bierze narkotyków,

jest trudny do zidentyfikowania. Często dostarcza towar na

zamówienie telefoniczne - najczęściej służy do tego telefon

komórkowy, stąd nazwa slangowa współczesnych narkomanów "Hera

GSM". Obecnie prawie nie używa się nazwy "ćpun". Ćpun był dawniej

- pięć - dziesięć lat temu. Współczesny narkoman to ktoś zupełnie

inny. Inny w wyglądzie zewnętrznym, inny w zachowaniu, inne ma

cele, z innego pochodzi domu, inna jest jego rodzina. Większość

społeczeństwa tkwi jednak w starym schemacie. Brudny, wychudzony,

zaniedbany, obdarty młody człowiek z patologicznej rodziny, z

błyszczącym wzrokiem, marzący tylko o tym, by zdobyć "towar",

"dać sobie w kanał" i "odlecieć". Oto obraz narkomana, który

znamy, który - niestety - nadal się powiela. A to już tylko mit.

Współczesny narkoman wygląda zupełnie inaczej - w pierwszej fazie

uzależnienia nie rozpoznamy go w grupie młodych ludzi. Jest

czysty, zadbany, uczy się lub pracuje, czasem bywa wprawdzie

bezrobotny, ale wtedy szuka pracy, oczywiście bardzo dobrze

płatnej. Chce coś osiągnąć w życiu i właśnie narkotyk ma mu w tym

pomóc. Nierzadko pochodzi z pełnej, tzw. dobrej rodziny. "Dobra

rodzina" obecnie nie chroni przed narkotykami. Rodzice bardzo

często są pewni, że ten problem ich nie dotyczy, bo większość z

nich dostrzega tylko ćpuna, a bardzo niewielu wie o "towarze,

który obecnie chodzi na rynku"... Również strzykawka przestała

być atrybutem narkomana. Teraz nie bierze się dożylnie. Teraz się

wącha, pali, wdycha - to nie zostawia śladów, a równie dobrze

"kręci"... A przecież ślady wkłuć dożylnych stanowią dla

dorosłych jedyny dowód brania narkotyków: nie ma śladów - nie ma

narkotyku. To kolejny mit. Młody narkoman zacznie brać dożylnie -

stanie się ćpunem - dopiero za kilka lat. Mity dotyczące

narkomanii można mnożyć w nieskończoność.

Nasza książka ma na celu przybliżyć Czytelnikom problem

narkomanii, rozwiać choć część istniejących mitów, pomóc młodym

ludziom w dokonaniu właściwego wyboru. 10

Jesteśmy przekonane, że gdyby nasi pacjenci posiadali całą wiedzę

o tym, co zaczynają przyjmować, to 85%, a może nawet więcej,

nigdy nie sięgnęłoby po środki psychoaktywne. Niestety, oni znają

wyłącznie mity, wiedzą jedynie, że po zażyciu "jest super", a o

dalszych skutkach na ogół nie mają pojęcia. Zdarza się, że po

otrzymaniu od nas informacji o tragicznych konsekwencjach

stosowania narkotyku mówią: "to nie może być prawda" lub nawet

"pani się na tym nie zna, skoro mówi takie rzeczy", "żaden mój

znajomy, a niektórzy długo biorą, nic takiego nie mówił"...

Najczęściej zaczyna się od "spróbowania", od tego "tylko jednego

jedynego razu". Nikt nie bierze narkotyku po to, żeby się

uzależnić. I nie uwzględnia takiej ewentualności. My natomiast

wiemy, że ten "jeden jedyny raz" może być początkiem

uzależnienia, ze wszystkimi zagrażającymi skutkami, o których

powiemy w dalszej części tej książki. Mamy nadzieję, że sięgną

po nią ludzie młodzi i że da im szansę na poznanie całej prawdy.

Mamy nadzieję, że również rodzice, wychowawcy i opiekunowie

skorzystają z przekazanych tu informacji.

CZĘŚĆ

PROBLEMATYKA UZALEŻNIEŃ

...Dążeniem naszym jest, by przyczyny przestały być grzechem, a

skutki katem... F.W. Nietzsche

Uzależnienie - jak już wspominałyśmy - jest jednym z tych

zjawisk, dokoła których narosło wiele mitów i fałszywych

przekonań. Błędne opinie na temat czynników jego powstawania,

sposobów leczenia i innych zagadnień związanych z tą chorobą są

niestety powielane na coraz szerszą skalę i czynią coraz więcej

złego. To one łagodzą obawę przed pierwszą próbą wzięcia

narkotyku. To one w dużej mierze sprawiają, iż chory i jego

najbliżsi bardzo długo nie widzą objawów choroby. To one często

stanowią przyczynę braku efektywnej pomocy dla osoby uzależnionej

ze strony rodziny i przyjaciół uwikłanych we współ-uzależnienie.

To one w końcu utrudniają decyzję o podjęciu leczenia oraz

powodują, że chory często je przerywa. Cóż więc jest prawdą, a

co mitem dotyczącym zjawiska uzależnienia? Czymże jest samo

uzależnienie? Spróbujmy się nad tym zastanowić...

ROZDZIAŁ l

Uzależnienie jako choroba

Istnieje wiele teorii psychologicznych starających się wyjaśnić

mechanizmy powstawania uzależnienia, jego przebiegu, sposobów

leczenia. Nie będziemy powoływać się na żadną z nich, żadnej z

nich nie przytoczymy. Postaramy się natomiast podzielić

doświadczeniami płynącymi z praktyki, z codziennej pracy

terapeutycznej z ludźmi uzależnionymi od narkotyków, a więc tym

wszystkim, czego nauczyłyśmy się o uzależnieniu od naszych

pacjentów. Wszyscy teoretycy i praktycy zajmujący się

uzależnieniami są zgodni co do tego, iż uzależnienie jest

chorobą. Jedyną zaś spójną definicją choroby, z jaką zgadzają się

wszyscy, jest jakże proste stwierdzenie, że "choroba to brak

zdrowia". Co to znaczy? Według WHO (Światowa Organizacja Zdrowia)

zdrowie to stan dobrego samopoczucia psychicznego, fizycznego i

społecznego. Subiektywny dyskomfort w którejś z tych sfer życia

może więc być już chorobą. Ale czy tylko dyskomfort subiektywny?

Często chorujemy, nie wiedząc o tym, ponieważ objawy choroby nie

są jeszcze dostępne naszym zmysłom czy naszej świadomości.

Wychwytują je natomiast badania lekarskie, dodatkowe badania

diagnostyczne, a nawet po prostu inni ludzie - pojawia się

czynnik obiektywny diagnozujący chorobę. Można zatem uznać, że

choroba to brak dobrego samopoczucia w sferze naszej psychiki,

naszego ciała lub naszego funkcjonowania społecznego, czyli pod

względem tego, jak my odbieramy świat zewnętrzny i jak świat

zewnętrzny odbiera nas. Bardzo często trzy sfery naszego

funtelffi^ESWilmia rozdzielamy na: "moja psychika" (czyli "ja"),

,j^re ciałof^ynoje bycie w świecie". Trudno nam uświadomić|Kfpie

do k^i^iże te trzy

2. Narkotyki w Polsce M» ^ .^^\

A"y 17

sfery życia są ze sobą nierozerwalnie związane, że zawirowanie

w jednej z nich rzutuje w mniejszym lub większym stopniu na

pozostałe. Są choroby, w których główne objawy dotyczą psychiki

człowieka, oddziałując pośrednio na jego stan fizyczny i

funkcjonowanie społeczne. Są takie, które atakują sferę naszego

ciała - te uważamy za "chorobę prawdziwą", bo są namacalne dowody

tego, że jesteśmy chorzy, np. coś nas boli, wystąpił konkretny

objaw, możliwy do opisania, a jego przyczynę da się zlokalizować

i usunąć. Przy chorobie fizycznej bez trudu znajdujemy

wyjaśnienie dla naszego dyskomfortu psychicznego i społecznego.

Są też choroby wynikłe z szeroko pojętych zaburzonych relacji ze

światem, te najtrudniej zdiagnozować, ale ich wpływ na naszą

kondycję psychiczną jest bezdyskusyjny. Istnieją ponadto choroby,

które zaburzają wszystkie trzy sfery życia jednocześnie, przy

czym zaburzenia w jednej potęgują zaburzenia w pozostałych.

Uzależnienie należy do ostatniej z wymienionych grup chorób, co

oznacza, że jest chorobą ciężką i przewlekłą. Przyjrzyjmy się

zatem trzem aspektom uzależnienia - psychicznemu, fizycznemu i

społecznemu. l. Uzależnienie psychiczne

O uzależnieniu psychicznym zazwyczaj mówi się lekko. Możemy

usłyszeć, że coś "tylko uzależnia psychicznie", że psychika "to

żaden problem, bo jak się ma silną wolę, to...", że "wystarczy

wziąć się w garść", że "gdyby nie chciał, to by nie brał (nie

pił)", że "to tylko kwestia kontroli". Nikomu nie przychodzi

natomiast do głowy, by choremu na raka powiedzieć: "gdybyś nie

chciał, to by cię nie bolało", a komuś ze złamaniem otwartym nogi

poradzić: "weź się w garść, gdybyś miał silną wolę, to samo by

ci się zrosło". Dlaczego? Dlatego, że objaw fizyczny jest czymś

namacalnym, znajomym, swojskim, wczucie się zaś w czyjąś

psychikę, czyjeś doznania i emocje jest bardzo trudne. Emocji nie

widać - można spróbować je opisać, okazać gestem^cży^cała gamą

zachowań, ale nigdy nie nabiorą kształtu realnego, dośtętoego

zmysłom drugiego człowieka. Nasze postrzeganie i przeżywanie

świata oraz swojego bycia w nim 18 . .'/

- niezależnie od tego, jak bardzo się staramy to uzewnętrznić -

pozostaje w znacznej mierze tylko nasze. Nie możemy zapominać o

tym, że całokształt naszego życia psychicznego determinuje jakość

naszego bycia w świecie i ze światem. Dlatego bagatelizowanie

tego, co dzieje się w psychice człowieka uzależnionego,

bagatelizowanie całej złożoności mechanizmów psychicznych

uzależnienia, sprowadzanie ich do prostych stereotypów jest

zasadniczym błędem. Czymże więc jest uzależnienie psychiczne?

Jest ono głębokim przymusem zażycia środka lub wykonania pewnej

czynności, przymusem manifestującym się narastającym napięciem,

lękiem, niepokojem. Osoba uzależniona ma wrażenie, że nie

rozładuje ich w danym momencie w żaden inny sposób. Te emocje są

tak silne, że stopniowo zagłuszają racjonalne myślenie, a procesy

intelektualne nakierowują na osiągnięcie celu, jakim jest

rozładowanie napięcia za wszelką cenę. Nasi pacjenci nazywają ów

stan "ciśnieniem" i w tym słowie zawiera się właściwie wszystko.

"Nieważne, co będzie za godzinę, za dwie, za trzy, za tydzień,

za rok - nieważne, ponieważ jak teraz nie wezmę, to pęknę, więc

świat i tak się skończy". Dodatkowo, jeżeli pomiędzy człowiekiem

w silnym stanie napięcia a jego narkotykiem pojawi się jakaś

przeszkoda, to wtedy napięcie jeszcze się kumuluje, narasta

złość, gniew, agresja o różnym natężeniu - od słownej do czynnej

(w tym zdarza się i autoagre-sja). W stanie napięcia człowiek

jest zdolny, w mniejszym lub większym stopniu, złamać swoje tabu,

nakazy swojego sumienia, swoje zasady moralne. Wie, że postępuje

źle, ale z drugiej strony ma poczucie, że musi tak postępować -

wszystko zależy od stopnia napięcia. Jak widać, bierze się nie

po to, żeby "mieć odlot", "żeby czuć się świetnie" - bierze się

po to, żeby znów było normalnie, żeby doznać ulgi. Narkotyk staje

się więc jedynym gwarantem normalnego, zwykłego samopoczucia, a

każde zaburzenie równowagi psychicznej (niezależnie z jakiego

powodu) staje się sygnałem: "weź". Można powiedzieć, że człowiek

uzależniony traci zdolność przeżywania emocji, radzenia sobie z

nimi - nie potrafi być ani "zimny", ani "gorący" - potrafi być

jedynie "letni". Zawirowanie emocjonalne staje się sygnałem

uruchamiającym proces przymusu psychicznego. Czasem takim

zawirowa-19

niem może być wyobrażenie sobie, że środek stanie się niedostępny

lub że go zabraknie - narasta niepokój: "trzeba zdobyć .

Wystarczy zaobserwować palących papierosy i ich reakcje, gdy

wieczorem zostaje jeden lub dwa papierosy Po mc w nocy by nie

wyszli, po papierosy pójdą albo będą mieli ciężką noc . Jeżeli

przyjmujesz jakikolwiek środek psychoaktywny, wyobraź sobie, że

go już nie ma i nigdy me będzie. Co czujesz? Jeżeli masz nawet

ulotne poczucie straty, zawodu, niepokoju, potraktuj to jako

sygnał ostrzegawczy. Tak już zostało powiedziane, uzależnienie

psychiczne jest przymusem spowodowanym silnym napięciem

emocjonalnym, niwelującym przesłanki intelektualne i

uniemożliwiającym odroczenie czynności, przesunięcie jej w

czasie. Uzależnienie jest więc utratą kontroli nad swoim życiem,

nad swoim funkcjonowaniem. Kontrolę przejmuje narkotyk, on jest

silniejszy, z nim się nie wygra. I tu dochodzimy do jednego z

mitów, który głosi, że uzależnienie jest chorobą woli. Nasza wola

jest nierozerwalnie związana z naszym intelektem - jeżeli emocje

wyłączają intelekt, wyłączają też wolę, w danym momencie

przestaje ona istnieć. Czyż więc chore może być coś, czego nie

ma? Osoba uzależniona często obiecuje sobie i innym, że więcej

nie weźmie, że "to był ostatni raz". Wierzy w swoją "silną wolę",

wierzy, że następnym razem uda jej się zwyciężyć, wierzy w to,

co mówi, bo w danym momencie jej równowaga psychiczna jest

zachowana, a przymusu nie czuje, choć pamięta, co się z nią

dzieje, gdy ów przymus daje o sobie znać. A ponadto wierzy, że

w gruncie rzeczy kontroluje swoje "branie". Do całego procesu

mechanizmów uzależnienia dorabia swoistą ideologię - zaprzecza

często faktom oczywistym, przedstawia nieraz absurdalne

usprawiedliwienia i wyjaśnienia, znajduje zawsze przyczynę

przyjęcia narkotyku w świecie zewnętrznym. U innych widzi i

potrafi opisać uzależnienie - na swoje, takie same objawy jest

po prostu ślepa. Zwykło się uważać, że narkoman, lekoman czy

alkoholik kłamie i manipuluje i że to wypływa z jego "zaburzonej

moralności". To prawda, że człowiek uzależniony kłamie i

manipuluje, ale wypływa to z jego choroby, stanowi jeden z

objawów uzależnienia. W odróżnieniu od człowieka o "zaburzonej

moralności", który łamiąc zasady, czerpie z tego korzyści i

zadowolenie, człowiek uza 20

leżniony wie, że robi źle, i zamiast zadowolenia ma stale

pogłębiające się poczucie winy. Wiemy doskonale, jak silny

dyskomfort psychiczny powoduje poczucie winy, jak trudno uporać

się z płynącymi stąd negatywnymi emocjami. Człowiek uzależniony

radzi sobie z nimi tylko w jeden sposób - sięga po narkotyk.

Czasem najbliżsi chorego, borykający się z problemem, jakim jest

dla nich jego uzależnienie, sądzą, że najlepiej uświadomią mu

zaburzenia, które występują w jego funkcjonowaniu, gdy będą go

"zawstydzać i demaskować", czyli wywoływać poczucie winy. Nie

zdają sobie sprawy, że poczucie winy już jest -"oszukuję, kłamię,

zawodzę zaufanie, zaczynam łamać własną hierarchię wartości" -

i że towarzyszące mu uczucia (lęk, niepokój, napięcie) są

sygnałem: "weź". Musimy zrozumieć, że poczucie winy wzmacnia

mechanizmy uzależnienia na zasadzie błędnego koła - biorę, żeby

zlikwidować dyskomfort psychiczny, gdy trzeźwieję, czuję się

winny, dyskomfort narasta, więc biorę. Ale z drugiej strony,

skoro "nie biorę codziennie, skoro biorę »z jakiegoś powodu«, to

znaczy, że nadal mam kontrolę". Często spotykamy się z

argumentem: "przecież mogę nie brać (nie pić) przez tydzień czy

dwa, a zatem nie jestem uzależniony i kontroluję swoje branie

(picie)". Argument wydaje się i mówiącemu, i słuchaczom logiczny,

ale z drugiej strony tak naprawdę oznacza: "mogę nie brać (nie

pić) tylko przez tydzień czy dwa - później moja kontrola się

kończy". Mechanizmy uzależnienia psychicznego narastają

stopniowo, początkowo - niedostrzegalnie także dla najbliższego

otoczenia. Często choroba trwa już wiele lat, zanim otoczenie się

zorientuje w problemie. A zanim sam chory zorientuje się, że

stracił kontrolę nad swoim życiem, może minąć kilka kolejnych

lat. Uzależnienie psychiczne nie daje objawów, które zwykliśmy

uważać za chorobę - ciało nie boli, więc jest w porządku. Lęk,

niepokój, napięcie, szeroko rozumiane zaburzenia zachowania

zwykliśmy rozpatrywać nie jako objawy choroby, ale jako "coś",

co można oceniać, gdyż zaburza jakość funkcjonowania człowieka.

Nie pamiętamy, a może po prostu nie wiemy, że to, co zaburza

jakość naszego funkcjonowania, może być także objawem choroby,

może być samą chorobą. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że

psychiczny aspekt uzależnienia jest chorobą przewlekłą,

determinującą funkcjonowanie człowieka na wiele lat. Wymaga ona

specjalistycznego lecze-21

nią, którego podstawą jest uświadomienie pacjentowi, co utracił,

i rozbudzenie w nim chęci odbudowy swojego życia, rekonstrukcji

swego funkcjonowania psychicznego. Trzeba przy tym pamiętać, że

w chorobę tę "wpisane" są nawroty w sytuacjach silnego stresu

emocjonalnego (czyjaś śmierć, rozstanie, problemy w pracy itp.),

mogącego stać się sygnałem: "weź". 2. Uzależnienie fizyczne

Uzależnienie fizyczne stanowi jedyny aspekt uzależnienia, który

w obiegowej opinii jest traktowany jako choroba. Jest chorobą,

ponieważ daje obiektywny, namacalny objaw. Jest chorobą, ponieważ

cierpi ciało. Niewątpliwie uzależnienie fizyczne to forma

uzależnienia, którą najszybciej widzi otoczenie i najszybciej

odczuwa sam chory. Nic dziwnego - objawy są bezpośrednio dostępne

"mędrca szkiełku i oku". Czymże jest uzależnienie fizyczne?

Jest to stan biologicznego przystosowania się organizmu do

przyjmowanej substancji. Jej brak w organizmie prowadzi do

dolegliwości fizycznych, płynących ze wszystkich układów -

pojawia się zespół abstynencyjny. Objawy tego zespołu wystąpić

mogą także wtedy, gdy organizm dostanie zbyt małą dawkę w

stosunku do zapotrzebowania. Zespoły abstynencyjne towarzyszą

jedynie trzem grupom środków uzależniających: alkoholowi, lekom

uspokajającym oraz opłatom. Zespół abstynencyjny przy

barbituranach i benzodiazepi-nach oraz alkoholu objawia się

drżeniem, potliwością, lękiem, podnieceniem, nudnościami, bólami

i skurczami mięśni, zaburzeniami postrzegania, ogólnym złym

samopoczuciem, a czasami także napadami drgawkowymi. Z

odstawieniem opiatów związane są dreszcze, bóle mięśnio-wo-

stawowe, zaburzenia wydzielania, nudności i wymioty, bóle

brzucha, biegunka, zaburzenia w układzie sercowo-naczynio-wym,

zaburzenia pracy poszczególnych narządów (serce, wątroba, nerki),

zaburzenia hormonalne. Z tymi zaburzeniami łączą się: silny lęk,

niepokój, napięcie (często rozładowywane zachowaniami

agresywnymi), problemy ze snem (we wszystkich jego fazach). 22

Wymienione objawy powodują, że osoba uzależniona od wspomnianych

środków nie może już wmawiać sobie, że to ona decyduje o tym,

kiedy weźmie. Decyduje objaw, decyduje ciało. Stopniowo, żeby

uzyskać efekt, trzeba systematycznie przyjmować coraz większe

dawki środka (rośnie tolerancja) i coraz częściej - nawet kilka

razy dziennie. Cala aktywność życiowa zaczyna być skierowana na

zdobycie narkotyku, żyje się "od działki do działki", wszystko

inne przestaje być ważne. Przymus fizyczny przesłania mechanizmy

psychologiczne brania. Na plan pierwszy wchodzą doznania, których

źródłem jest ciało - "to nie ja utraciłem kontrolę, to moje

ciało". Zatem "dajcie mi leki, wyleczcie mnie, a ja już sobie

poradzę". W tej fazie na ogół nie trzeba nikogo motywować do

leczenia farmakologicznego, natomiast niezwykle trudno jest

przebić się do sfery psychicznej pacjenta i ukazać mu cały

złożony proces uzależnienia psychicznego. Osoba mająca objawy

fizyczne wywołane narkotykami przychodzi do psychologa czy

psychiatry z własną koncepcją leczenia, z konkretnymi, często

nieadekwatnymi, oczekiwaniami. Każdą próbę przekonania jej, że

leczenie uzależnienia, tak jak leczenie wielu innych chorób,

zawiera w sobie element szeroko pojętej rehabilitacji i że jej

koncepcje i pomysły na "wyjście z brania" będą nieefektywne,

traktuje jako odmowę pomocy. Fakt, że odtrucie, najlepiej w

warunkach szpitalnych, jest dopiero początkiem leczenia, dociera

do świadomości pacjentów dopiero po kolejnej próbie odstawienia

narkotyków, kiedy to na własnej skórze uczą się, że objawy

fizyczne ukrywają siłę uzależnienia psychicznego, kiedy sami

zobaczą, że po ustąpieniu objawów fizycznych nadal jedynym celem

i sensem ich istnienia pozostaje narkotyk, że nadal są skłonni

zrobić wszystko, żeby go zdobyć, że to jednak nie ciało

determinuje ich zachowanie, lecz rozregulowana psychika. Często

spotykamy się z oczekiwaniem na lek idealny, na złoty środek,

który zlikwiduje chorobę, bo - niestety - w obiegowej opinii

choroba to objawy, a ustąpienie objawów to koniec choroby.

Zapominamy, że objaw jest sygnałem, iż dzieje się coś złego.

Ustąpienie objawu nie oznacza, że przyczyna przestała istnieć.

Warto zdać sobie sprawę z tego, że najczęściej narkotyki z grupy

opiatów przyjmowane są po kilkunastu miesiącach czy kilku latach

używania innych środków - takich, które spowodo-23

wały już uzależnienie psychiczne, ale cały czas dawały pozorne

poczucie, że wciąż ma się nad sobą kontrolę. Tak modna dziś

heroina (brown sugar, brąz), sama z siebie bardzo silnie

uzależniająca psychicznie, wchodzi najczęściej na grunt

przygotowany już przez inne narkotyki. Bardzo szybko do objawów

uzależnienia psychicznego dołącza uzależnienie fizyczne - u osoby

biorącej pojawia się paradoksalny podział na narkotyk "zły"

(brown) i narkotyk "dobry", bo dający poczucie iluzorycznej

wolności. Pojawia się oczekiwanie: "wyleczcie mnie z heroiny, bo

cała reszta mi nie szkodzi". Pojawia się duże zapotrzebowanie na

środek "chroniący" wyłącznie przed heroiną. Takie środki już się

pojawiły - efekt jest przerażający. Młody człowiek, który wie,

że jednoczesne przyjmowanie tych środków i opiatów grozi

śmiercią, a cały czas czuje dyskomfort psychiczny (patrz:

uzależnienie psychiczne), likwiduje ten dyskomfort tak jak

potrafi -bierze inne narkotyki, i to w dawkach kilkakrotnie

większych niż wcześniej. I już nawet bez tej pozornej kontroli.

Zaczyna się więc codzienne przyjmowanie ponad l g amfetaminy,

ponad l g skuna, dużych dawek kokainy czy też codzienne picie

alkoholu. Aż do momentu, kiedy znów można "przypalić browna".

Trzeba wiedzieć, że nie ma leku leczącego mechanizmy

uzależnienia, nie ma leku gwarantującego pełną abstynencję od

wszystkich środków psychoaktywnych. Są natomiast leki, które -

stosowane pod ścisłą kontrolą lekarza - mogą wspomagać wchodzenie

w trzeźwość, likwidując elementy dyskomfortu psychicznego,

spowodowanego "żałobą po narkotyku". Wspomagać wchodzenie w

trzeźwość to wspomagać długoterminową psychoterapię. 3.

Uzależnienie społeczne

O społecznych aspektach uzależnień zazwyczaj mówi się w

kontekście zjawisk patologicznych, związanych ze szkodami

ponoszonymi przez społeczeństwo. Natomiast społeczny aspekt

uzależnienia jest niezwykle istotny także dla samego narkomana.

Wszak kontakty z narkotykami - cel i sposób ich przyjmowania,

kontynuacja, rodzaj używanego narkotyku, możliwości zdobycia go,

następstwa i powikłania, proces uzależnienia i proces leczenia -

mają swoje uwarunkowania społeczne. Nikt z nas nie żyje w

próżni. 24

Najczęściej narkotyk pojawia się pierwszy raz w grupie

zaprzyjaźnionych lub znanych sobie osób. Początkowo zaczyna

istnieć w formie pozytywnych mitów i legend, w końcu ktoś go

zdobywa. Tym kimś jest dobry kolega, kumpel, osoba bliska, do

której można mieć zaufanie. Stopniowo zaczyna pojawiać się coraz

częściej, "bo czas inaczej płynie, bo można się świetnie bawić,

bo ogólnie jest fajnie". Staje się zazwyczaj nieodłącznym

atrybutem spotkań danej grupy. Jak go nie ma, można godzinami

rozmawiać o tym, kto się jak "upalił", kto co wziął, kiedy i z

kim. Pojawia się "klimat" - coś wspólnego, coś, co łączy i

fascynuje, daje gwarancję, że jak nawet nie ma co robić, to

przecież zawsze można wziąć.

Stopniowo rozchodzą się drogi biorących i niebiorących, "bo

niebiorący są nudni, nie czują klimatu, nie ma z nimi o czym

rozmawiać". Narkotyk zwalnia z wysiłku nawiązywania kontaktów z

innymi ludźmi, bo zainteresowane nim grono nie musi już szukać

żadnych innych punktów stycznych, "klimat" wystarcza. Tkwiący zaś

w nim człowiek coraz bardziej traci łączność ze światem

zewnętrznym, zamyka się w swoistej subkulturze. We wstępnej pracy

z pacjentem często na plan pierwszy wysuwa się dramat samotności.

Nieraz łatwiej poradzić sobie z odstawieniem narkotyku niż z

odstawieniem grupy, z którą się dorastało i poza którą

praktycznie nie ma się żadnego życia towarzyskiego. A skoro

chcesz przestać brać, to musisz "wyjść z klimatu", zerwać nawet

bierny kontakt z narkotykiem, bo jest on od ciebie silniejszy i

zetknięcie się z nim mogłoby skończyć się twoją porażką. Nie dość

więc, że człowiek, który decyduje się na abstynencję, musi

poradzić sobie z szeregiem bolesnych przeżyć psychicznych, to

jeszcze zostaje w tym wszystkim sam - bez bliskich kolegów, z

nieumiejętnością bycia z innymi ludźmi. Okazuje się, że świat

niebiorących jest tak inny, tak obcy, iż trzeba od nowa uczyć się

żyć. Nieraz nawet te same słowa i gesty mają w nim inne znaczenie

niż "w klimacie". A jeszcze pojawia się nuda i pustka, którą

trzeba zapełnić, umiejętność zaś zorganizowania sobie czasu bez

narkotyku jest żadna. Jest mi źle, jestem sam, nudzę się, nikt

mnie nie rozumie, ja nikogo nie rozumiem. Na dodatek od kolegów

wcale nie jest łatwo się uwolnić. Ośmieszają, kuszą, namawiają,

robią wszystko, żeby grupa się nie rozpadła. Nie jest też łatwo

uwolnić się od 25

dealera który nie chce stracić źródła dochodu - on też zrobi

wszystko, żeby odzyskać klienta. Innym aspektem społecznym

uzależnienia jest samo "zdobywanie towaru" lub pieniędzy, żeby

go kupić. Sposoby są różne, w zależności od narkotyku i stopnia

uzależnienia. Przy heroinie, która jest droga i którą trzeba

systematycznie przyjmować, pojawia się łamanie prawa - kradzieże,

włamania, handel narkotykami. Konsekwencje tego znamy wszyscy.

Następnym społecznym skutkiem przyjmowania narkotyku staje się

utrata szkoły czy pracy. Prędzej czy później każdy z narkotyków

destabilizuje zdolność do wysiłku psychicznego i fizycznego, do

systematyczności, do wykonywania swoich obowiązków. Psychiczne,

fizyczne i wspomniane społeczne aspekty uzależnienia zaburzają

w końcu rodzinę i związki partnerskie. Bywa, że na wymienione

trudności nakładają się jeszcze zaburzenia psychiczne, będące

efektem przyjmowania narkotyków, i dodatkowo niszczą relacje z

otoczeniem. Stopniowo można stracić wszystko - tylko czy warto?

ROZDZIAŁ II

Drogi ku uzależnieniu

Dróg prowadzących ku uzależnieniu jest wiele, a przyczyn

wkraczania na nie dociekają zarówno psycholodzy, jak i

filozofowie. W tym rozdziale nie zamierzamy jednak dyskutować^

ich koncepcjami, lecz z mitami i obiegowymi opiniami, które

narosły wokół przyczyn sięgania przez młodzież po narkotyki i

wokół przyczyn samego powstawania uzależnień. W obiegowych

opiniach wskazuje się przede wszystkim winnych. Z jednej strony

wymienia się winnych "instytucjonalnych", zewnętrznych. Możemy

więc usłyszeć: "winna jest rodzina", "winna jest szkoła", "winne

jest państwo, społeczeństwo, urzędy". Zapominamy przy tym, że te

instytucje nie są oderwane od nas, że sami je tworzymy. Na ogół

jeżeli widzimy dziecko pijące alkohol czy palące papierosy

(najczęściej są to pierwsze środki psychoaktywne, z którymi styka

się przyszły narkoman), to nie zastanawiamy się, że dziecko

kupiło je w sklepie czy kiosku od czyjegoś ojca czy czyjejś

matki. Rzadko zdarza się, aby ktoś z nas, jako członek

społeczeństwa, zareagował na powyższy proceder - nie nasza

sprawa, nie trzeba się wtrącać, unikamy odpowiedzialności. Chyba

że... problem dotknie bezpośrednio nas czy naszych bliskich. Bo

wtedy mamy pretensję, że w odpowiednim czasie nikt nie

interweniował. Z drugiej strony winy poszukuje się też w samym

uzależnionym. Czasami słyszymy przecież, że uzależnienie jest

chorobą z wyboru, że zadecydował o niej sam narkoman. To prawda.

To on dokonuje wyboru. Najczęściej jednak dokonuje go na

podstawie mitów, a nie pełnej, rzetelnej wiedzy, więc nie do

końca jest to wybór w pełni świadomy. Kolejnego winowajcy możemy

poszukać w mediach, które teoretycznie mają obowiązek poma-27

gać w kształtowaniu hierarchii wartości i norm, a także dawać nam

rzetelną wiedzę o rzeczywistości. Jednak zapominamy czy po prostu

nie wiemy, że od momentu wzrostu konkurencyjności między stacjami

radiowymi i telewizyjnymi oraz między czasopismami, to my, jako

społeczeństwo, kształtujemy ich obraz (problem oglądalności i

nakładu) i to my decydujemy - "skacząc" po kanałach - o tym, co

oglądamy. A media dostosowują się do naszych gustów i

zainteresowań. Można również poprzestać na stwierdzeniu, że

uzależnia się ktoś "słaby, zagubiony w rzeczywistości, z

poczuciem braku akceptacji, zaburzoną hierarchią wartości,

zaburzonym poczuciem tożsamości", czyli specyficzna grupa ludzi

"i tak niedostosowanych". I wreszcie możemy znaleźć zbiorowego

winowajcę, powielając obecne od tysiącleci hasło: "ach, ta

dzisiejsza młodzież". Ale nawet jeżeli uda nam się znaleźć

winnych, to czy stąd wyniknie coś konstruktywnego? Chyba jednak

nie. Znalezienie winnego nie rozwiąże problemu, nie zniweluje

powstałych szkód. Cóż więc możemy zrobić? Sądzimy, że możemy

zapoznać się z patologicznymi mechanizmami, które spotykamy w

codziennym życiu. Zapoznać się po to, żeby ich unikać, żeby

zobaczyć prawdy nieraz oczywiste, żeby zapobiegać pewnym

zjawiskom, żeby nie musieć kiedyś szukać winy w sobie i innych.

Kiedy mówimy o uzależnieniach, jedno jest pewne - nie ma jednej,

ściśle określonej przyczyny uzależnienia. Warto więc przyjrzeć

się pewnym czynnikom, sprzyjającym powstaniu tej choroby. l. "Ja

się nie uzależnię"

Żaden z naszych pacjentów nie wziął po raz pierwszy narkotyku z

myślą: "chcę być narkomanem". Żaden z nich nie przypuszczał, że

to właśnie on po pewnym czasie straci kontrolę nad swoim życiem.

Do tego pierwszego razu zawsze dorabiał stosowną ideologię - to

miał być ten jedyny raz, "który nie uzależnia", to miało być

"wzięcie pod kontrolą, bo przecież ja mam silną wolę". To miała

być próba, eksperyment, bo "eksperymentować można bezkarnie,

wszystko zależy od człowieka". 28

Skąd takie przekonanie?

Warto uświadomić sobie, że podobne przekonania, dotyczące różnych

aspektów naszego życia, towarzyszą nam codziennie, choć nie

zdajemy sobie do końca z tego sprawy. Wiemy, że świat, w którym

żyjemy, nie jest wolny od różnego rodzaju zagrożeń, wiemy, że nie

tylko rodzimy się, ale i umieramy. Mamy świadomość tego, że

ludzkie ciało podatne jest na liczne choroby, że w pewnych

sytuacjach okazuje się kruche i bezbronne. To wszystko wiemy, ale

nasza psychika broni nas przed tą wiedzą. I dobrze, że tak się

dzieje, gdyż w przeciwnym wypadku żylibyśmy w stałym lęku o nasze

życie i zdrowie. Dzięki mechanizmowi izolowania od siebie

zagrożeń, możemy spełniać marzenia, cieszyć się życiem, snuć

plany na przyszłość. Gdyby nie ten mechanizm, z lęku przed

światem tkwilibyśmy zamknięci w domach, w silnym poczuciu

zagrożenia, przewidując kolejne nieszczęścia i kataklizmy. Nie

ja złamię nogę, nie ja będę mieć wypadek, nie ja zachoruję - to

wszystko może przydarzyć się innym, mnie - nie. Każdy z nas ma,

w mniejszym lub większym stopniu, poczucie wyjątkowości i

odrębności. Słusznie - każdy z nas jest jedyny i niepowtarzalny.

Ktoś kiedyś powiedział, że jest tyle światów, ile ludzi. Każdy

z nas przeżywa swoje jedno niepowtarzalne życie. Są jednak

sytuacje, w których warto pamiętać, że prawa gatunku, jakim jest

Homo sapiens, dotyczą nas wszystkich. Szczególnie wtedy, gdy

dokonujemy wyboru mogącego mieć wpływ na nasze życie lub życie

innych ludzi, np. pijany kierowca odrzuca myśl, że to właśnie on

może spowodować wypadek, lub gdy młody człowiek sięga po jakiś

narkotyk, bo "wszyscy mogą się uzależnić, tylko nie ja". A skąd

to przekonanie, skąd ta pewność? Jeżeli działanie narkotyku ci

się spodoba, nie łudź się, że na tym poprzestaniesz - weźmiesz

po raz kolejny. Czy chcemy tego, czy też nie - kierujemy się

często w życiu zasadą przyjemności - powtarzamy czynność, która

daje nam zadowolenie, unikamy tej, która nam sprawia ból. Jeżeli

narkotyk da ci przyjemność, będziesz do niej dążył. Jeżeli

dodatkowo, poza przyjemnością, da ci jeszcze jakiś inny profit,

"trafi w twój słaby punkt", tym bardziej będziesz do niego

wracał. Stopniowo oduczysz się czerpania przyjemności i

umiejętności "radzenia sobie z problemami" w inny sposób. Tak nie

musi być, ale jest duże prawdopodobieństwo, że tak będzie. 29

Istnieje szansa, że narkotyk ci się nie spodoba, nie spełni

twoich oczekiwań. Są wtedy dwie drogi - albo nigdy już po niego

nie sięgniesz, albo - w poczuciu bezkarności - zaczniesz

eksperymentować z czymś nowym. Warto mieć świadomość, że przy

całej gamie tak różnie działających środków "każdy z nas może

trafić na coś swojego". Może być i tak, że narkotyk pokaże ci

swoje dwa oblicza -działanie, na które czekasz i które ci

zachwalano, a następnie "zejście", "kaca" - stan szalenie przykry

i dla ciała, i dla ducha. "Na zejściu" pomyślisz: "nigdy więcej,

to okropne". Ale miej i tę świadomość, że pamięć rzeczy przykrych

szybko blednie, za to świetnie pamiętamy rzeczy przyjemne. Może

być i tak, że niepomny następstw, weźmiesz znowu, a żeby uniknąć

przykrych przeżyć, będziesz przyjmować "działki", które je

likwidują. Z czasem zaczniesz brać "ciągami" - codziennie przez

kilka, kilkanaście dni. Później - od "ciągu" do "ciągu" -

będziesz sobie i innym udowadniał, że masz nad sobą kontrolę, "bo

możesz tydzień czy dwa nie brać". A tak naprawdę kontroli już nie

masz, bo wprawdzie możesz nie brać, ale tylko przez tydzień lub

dwa. Czasami możemy usłyszeć lub przeczytać wypowiedzi osób

dorosłych, które osiągnęły znaczny status społeczny (bywa, że i

tytuł profesorski) i - powołując się na własne doświadczenie z

narkotykami - twierdzą, że jednorazowe próby nie prowadzą do

uzależnienia. Warto pamiętać, że to ich nie doprowadziły do

uzależnienia - innych mogą. Każdy z nas w dużej mierze widzi to,

co chce widzieć, słyszy to, co chce słyszeć. Takie wypowiedzi

mogą być wręcz zachęcające - "próbował, został profesorem, nawet

się przyznał, że egzaminy zdawał, wspomagając się narkotykiem,

więc dlaczego ja nie mogę skorzystać z tej drogi, mnie też się

uda". Częściej jednak nie udaje się. Więcej odpowiedzialności,

Panie i Panowie, w tym, co i jak mówicie, co i jak piszecie. Bo

czyż to powód do chwały, że w czasie studiów "zaćpało się,

zakuło, zdało i zapomniało"? Po jednej z takich wypowiedzi w

prasie przez kilkanaście tygodni podczas zajęć z młodzieżą był

to "żelazny argument" za przyjmowaniem amfetaminy. Tylko jeden

piętnastolatek powiedział, że nie chciałby być pacjentem lekarza,

który na studiach zdawał egzaminy "na am-fie", ale tylko jeden -

to o czymś świadczy. 30

2. "Młodość ma swoje prawa"

Można powiedzieć, że właściwie każdy okres w życiu człowieka ma

swoje prawa i przywileje, ale ma też i swoje powinności. Bywają

chwile, że każdy z nas chciałby się znaleźć w innym momencie

życia, niż jest aktualnie. Dziecko tęskni za dorosłością, "bo

dorosłym wszystko wolno", dorosły za dzieciństwem, "bo nic nie

musiał", przy czym dorosły ocenia dzieciństwo z perspektywy czasu

i własnych doświadczeń, dziecko - poprzez pryzmat wyobrażeń i

oczekiwań. Pomiędzy dzieciństwem i dorosłością plasuje się "bycie

nastolatkiem". Nie jest się dzieckiem, nie jest się dorosłym.

Jest się młodzieżą. Nikt nie wątpi, że jest to dla człowieka

bardzo trudny okres. Okres poszukiwania własnej tożsamości,

swojego miejsca w świecie. Okres, gdy chce się znaleźć odpowiedzi

na pytania o sens i cel istnienia, o istotę bytu. Młody człowiek

czuje się nie-rozumiany. Uważa się za dorosłego, a świat

dorosłych to neguje, dla dorosłych jest nadal dzieckiem. Pomiędzy

nastolatkiem i rodzicami powstaje "konflikt interesów". Młody

człowiek pragnie korzystać i z praw dziecka, i z praw dorosłego,

dorośli pragną wyegzekwować obowiązki płynące z tychże praw.

Młodzież buntuje się przeciwko nakazom i zakazom, uważając, że

jej wolność jest ograniczana. Wszak młody człowiek nie nabył

jeszcze tej wiedzy i doświadczenia, które uczy, że wolność ma

swoje granice, którymi między innymi są prawa i wolność innych

ludzi. Młodzież "świeżym okiem" patrzy na otaczający nas świat.

Zwraca uwagę na wiele rzeczy, których my, dorośli, już nie

dostrzegamy. Buntuje się przeciwko zastanemu stanowi rzeczy.

Często chce zmieniać te same rzeczy, które i nam przeszkadzały,

które my chcieliśmy zmienić, gdy mieliśmy "naście" lat. Nam się

często nie udało, z czasem okazało się, że nasze wewnętrzne i

zewnętrzne ograniczenia na wiele działań nam nie pozwoliły. Nasze

dzieci po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, że my w ich wieku

nie byliśmy ani lepsi, ani gorsi - tylko bardzo do nich podobni.

Obwiniają nas za to, że świat jest taki, jaki jest, że my nic nie

zmieniliśmy, że nam tak było, jest i będzie dobrze. Chcemy często

ustrzec nasze dzieci przed problemami, które sami mieliśmy, ale

warto pamiętać, że nasza wiedza nie zastąpi własnego 31

odkrycia, własnego doświadczenia. Starając się przekazać

młodzieży swoją wiedzę, pamiętajmy, że i sami w kontaktach z

młodymi ludźmi możemy wiele skorzystać dzięki ich nowemu

spojrzeniu na świat i często trafnym interpretacjom. Reklamodawcy

i dealerzy narkotyków znacznie lepiej rozumieją specyfikę wieku

dojrzewania niż większość dorosłych. Oni doskonale wiedzą, że

bardziej podatni na uzależnienie są ci, którzy szukają swojej

tożsamości, borykają się z problemami emocjonalnymi i

egzystencjalnymi, mają kłopoty z akceptacją siebie i poczucie

bycia niezrozumianym - czyli właśnie młodzież. Reklama narkotyków

jest przekazywana wśród młodych ludzi "pocztą pantoflową".

Została tak opracowana, żeby narkotyk stał się szansą na pozbycie

się "kompleksów", na "bycie z ludźmi", na "świetną zabawę", na

"spotkanie ze swoim wyższym ja". Ma dawać szansę na zrozumienie

siebie, zrozumienie świata, realizację ambicji. Ma stać się

czymś, co łączy, stwarza "klimat". Narkotyk trafia przez kolegę,

do którego ma się zaufanie, a który zachęca, namawia, wzbudza

ciekawość. Jeżeli ciekawość nie jest wystarczającym bodźcem,

dealer znajdzie inny sposób, by nakłonić do wzięcia. Czasem

presja kolegów jest tak silna, że nie sposób odmówić, bo można

wypaść z grupy lub być wyśmianym jako gorszy i

"niewtajemniczony". Są też młodzi ludzie, którzy biorą "dla

szpanu". Chcą udowodnić za wszelką cenę, że są dojrzalsi i

doroślejsi od innych. Naprawdę szukają czegoś, co podniesie ich

prestiż i ukryje kompleksy. Najłatwiejsze są gadżety dorosłości -

papieros, alkohol i narkotyk. Bywa, że narkotyk pojawia się, gdy

młody człowiek ma idola, którego twórczość odzwierciedla i

wypowiada to, co młody człowiek myśli i czuje, co stanowi istotę

przeżywanych przez niego problemów. Ów idol staje się kimś, z kim

można się identyfikować. Jeżeli elementem jego twórczości jest

narkotyk, młody człowiek - naśladując idola - bezkrytycznie sięga

po ten środek. Na ogół pierwszym miejscem, w którym się bierze,

jest "impreza". Na "imprezę" idzie się po to, żeby się "świetnie

bawić". Jeżeli nie ma nastroju, jeżeli "jest drętwo", a ty

czujesz się nieatrakcyjny, bo np. źle tańczysz - narkotyk zniesie

wszystko, co "przeszkadza zabawie", da "luz". Nieważne, jakim

kosztem, nieważne, że tak naprawdę nie ty się bawisz, tylko

"prochy" bawią się tobą. Ważne, że "impreza się udała". Zaczyna

się życie od im-32

pręży do imprezy, od weekendu do weekendu. Bez poczucia utraty

zdolności prawdziwej zabawy i bez poczucia, że zaczęło się żyć

"od działki do działki" - tyle że w systemie tygodniowym. W

momencie gdy człowiek przestaje być dzieckiem, zaczyna dostrzegać

i przeżywać nowy, dotąd niedostępny mu zakres zjawisk, pojęć i

doświadczeń. Niby początkujący badacz i podróżnik chciałby

dowiedzieć się jak najwięcej, a często jak najszybciej. Szuka

więc i eksperymentuje. Często, niestety, błądzi na ślepo lub

decyduje się na pozornie łatwiejszą drogę - drogę "na skróty".

Dokonuje własnych wyborów zgodnie z wiedzą, jaką posiada. I tu

tkwi sedno rzeczy. Wydaje się, iż naszą rolą nie powinno być

pouczanie młodych ludzi, co i jak mają robić, lecz dawanie im

rzetelnych podstaw do dokonywania tych wyborów. W tym wypadku -

pełnej i rzetelnej wiedzy o narkotykach, uzależnieniu i innych

następstwach przyjmowania środków psychoaktywnych, wiedzy o tym,

co kryje się pod hasłem "zagraża zdrowiu", oraz o tym, czym

naprawdę jest wolność. Dostępna im dotychczas wiedza na temat

narkotyków pochodzi od zainteresowanych zarobkiem dealerów oraz

od biorących kolegów, którzy żyją w nieświadomości strat, jakie

już ponieśli. Młodzież potrafi myśleć i przy pełnej "bazie

danych" dokonuje naprawdę trafnych wyborów. Dajmy młodym ludziom

szansę na dysponowanie tą "bazą danych". 3. "Winna rodzina"

Trzy lata temu, zimą, w jednym z programów telewizyjnych

psycholog o głośnym nazwisku autorytatywnie stwierdził:

"narkomana wychowuje zimny dom". Następnego dnia najtrafniej

skomentowała to pielęgniarka, od lat pracująca w naszej poradni:

"słuchajcie, wychowuję narkomankę, od tygodnia w domu nie grzeją

mi kaloryfery". Czasem słyszymy: "gdzie byli rodzice, że nie

widzieli, że dziecko zaczęło brać?". A jak mieli widzieć, skoro

tkwią w schemacie "ćpuna z Centralnego", skoro narkotyk to

"kompot", a sposób brania to strzykawka. Od dziesięciu lat bierze

się inaczej i co innego, ale zimą 1998 roku cała Polska

oplakatowana była stylizowanym trupem ze strzykawką w sercu.

Skoro tak to wygląda - myśli rodzic - to mnie ten problem nie

dotyczy i dokładniejsza wiedza na ten te-

mat nie jest mi potrzebna. Moja rodzina jest "ciepła" i "dobra",

a to przecież chroni przed narkotykami. "Wszyscy inni, ale nie

moje dziecko". Takie postawy, niestety, często obserwujemy na

organizowanych w szkołach naszych spotkaniach z rodzicami.

Uczestniczy w nich 20-30% zaproszonych osób. A szkoda, gdyż w

wielu wypadkach jest to jedyna szansa poznania prawdy o

problemie; trzeba wtedy jej wysłuchać; "kanału zmienić nie

można", bo to nie telewizor. O roli rodziny i jej znaczeniu dla

rozwoju dziecka, dla kształtowania się jego życia emocjonalnego,

sposobów komunikacji i relacji ze światem, stosunku do samego

siebie czy hierarchii wartości nie trzeba nikogo przekonywać, a

na rynku dostępnych jest szereg interesujących publikacji na te

tematy. Co natomiast warto wiedzieć o roli rodziny mającej w swym

gronie osobę uzależnioną? Na pewno trzeba cały czas pamiętać, że

rodzina nie tkwi w próżni, że żyje w ściśle określonym miejscu

i czasie, w ściśle określonych uwarunkowaniach społecznych i

kulturowych. I podobnie jak nie ma ludzi idealnych, nie ma także

idealnych rodzin (dobrze sobie to uprzytomnić, zanim zaczniemy

"wbijać" kogokolwiek w poczucie winy). Przyjrzyjmy się polskiej

rodzinie, przyjrzyjmy się uwarunkowaniom społecznym i kulturowym,

w których jest ona osadzona. W ciągu ostatnich dziesięciu lat

nastąpiły w naszym kraju zmiany ustrojowe i gospodarcze, co nie

jest bez wpływu na funkcjonowanie typowej polskiej rodziny.

Pojawiło się nieznane dotąd zjawisko bezrobocia i pracy "na

czarno" (niedającej żadnych zabezpieczeń socjalnych). Przy stale

trwającej restrukturyzacji przedsiębiorstw i reformach tzw. sfery

budżetowej pojawił się lęk przed utratą źródła utrzymania.

Rodzice "trzymający się pracy" lub "łapiący chałtury" często nie

mają czasu dla dzieci (poza: "jak było w szkole"), a na dodatek

dzieci nie są głuche i słyszą o trudnym, szarym, bezsensownym

życiu. Nasze rodziny coraz bardziej "zamykają się" w domu,

najczęstszy model spędzania wolnego czasu to siedzenie przed

telewizorem. Telewizor "zwalnia nas" od rozmowy, towarzyszy nam

przy obiedzie i przy kolacji, w czasie świąt i spotkań

towarzyskich. Towarzyszy też naszym dzieciom, a nierzadko

przecież nie jesteśmy w stanie kontrolować, co, jak i kiedy

oglądają, gdy 34

nie ma nas w domu. Pojawia się często konflikt między wartościami

kształtowanymi przez rodzinę (opartymi na katolickim "być") a

wartościami kształtowanymi przez spoty reklamowe i różnego

rodzaju programy (opartymi na "mieć"). Nie oznacza to wcale, że

wśród telewizyjnej "papki" nie ma programów wartościowych, ale...

Coraz mniej rozmawiamy ze sobą. Coraz częściej też w tym, co

nazywamy rozmową, umiemy tylko mówić, natomiast nie umiemy

słuchać, w rezultacie więc narzucamy swoje racje, nie przyjmując

racji innych; ginie sztuka dialogu i kompromisu. W kontaktach z

małymi dziećmi rodzice zwykle przekazują te sformułowania, które

kiedyś sami słyszeli, będąc dziećmi. Nie zdają sobie sprawy z

wagi słowa w kształtowaniu struktur poznawczych u dziecka, np.

dziecko namawiane do jedzenia może być motywowane: "zjedz zupkę,

to będziesz dobrym synkiem mamusi", z czego wynika: "jeżeli nie

zjesz, będziesz złym synkiem". Czasem możemy usłyszeć: "gdy

zrobisz to i to, mama będzie cię bardzo kochała", czyli: "jeżeli

nie spełnię oczekiwań, to nie będę kochany". Dziecko jest

niechcący uczone tego, co stanowi problem także dla wielu osób

dorosłych. Uczone jest warunkowej miłości: "jeżeli nie będę

takim, jakim chcą, żebym był, to nie będą mnie kochać". Pojawia

się lęk przed odrzuceniem, przed negatywną oceną swoich działań,

równoznaczną dla wielu osób z utratą sympatii czy miłości. Kocha

się za coś, lubi się za coś, szanuje się za coś. Często

obserwujemy ten mechanizm u naszych pacjentów. Pragną pomocy

rodziców, a zarazem starają się jak najdłużej ukrywać swój

problem narkotykowy -boją się, że skoro zrobili "coś złego",

stracą miłość i akceptację. Zaczęli coś brać, bo bali się

odrzucenia ze strony kolegów. W bardzo podobny sposób, dzięki

słowom, kształtowane jest przekonanie, że skoro robię źle, to

znaczy, że jestem zły. Skoro zrobiłem coś "głupiego", to znaczy,

że jestem głupi. Ocena zachowania staje się dla człowieka oceną

jego jako osoby. Pamiętajmy, że może nam się nie podobać czyjeś

zachowanie, nie możemy jednak na jego podstawie oceniać

człowieka. Innym ważnym elementem, o którym warto wspomnieć, jest

tzw. wychowywanie bezstresowe, niepozwalające dziecku nabyć

doświadczenia i nauczyć się ponoszenia konsekwencji własnych

działań i własnych wyborów. W dorosłe życie wchodzi ono wtedy z

przekonaniem, że jeżeli w wyniku jego działań powstaną ja-35

kies komplikacje, to w "cudowny sposób" same znikną albo ich

konsekwencje będzie ponosił ktoś inny - "czego Jaś się nie

nauczy, tego Jan nie będzie umiał...". Tak wychowany młody

człowiek stosunkowo łatwo sięga po narkotyki, a potem oczekuje,

że ktoś lub coś go "wyleczy", i jest wręcz oburzony, że nie ma

"proszków" na jego chorobę i że proponuje mu się "jakieś

spotkania z terapeutą". Warto też zwrócić uwagę na to, że

oczekiwania i wymagania rodziców wobec dziecka powinny być

adekwatne do jego możliwości i zainteresowań. Nie każdy - choćby

chciał - zostanie wirtuozem, uzdolnionym sportowcem czy geniuszem

matematycznym i nie zawsze wymarzona przez rodziców przyszłość

dla dziecka jest wymarzoną przyszłością samego dziecka. Bywają

wręcz skrajności, kiedy rodzice wymuszają na dorastającym lub

dorosłym dziecku podjęcie wymarzonych przez siebie studiów. Znam

lekarza, który został nim pod presją rodziców (chciał studiować

na politechnice) i nie był wcale dobrym lekarzem, a po kilku

latach po prostu odszedł z zawodu. Nie dokonujmy wyborów za

dziecko, starajmy się ważne decyzje podejmować z udziałem

dziecka, z szacunkiem dla jego oczekiwań. Być może rzeczywiście

wiemy lepiej, ale przedyskutujmy to wspólnie. Bywa, że rodzice,

chcąc zmobilizować dziecko do lepszych wyników, sądzą, że

najlepiej "zagrać na ambicji". Uważają, że powinno ono wzorować

się na najlepszych. Zaczynają porównywać i dawać przykłady.

Dzięki takim "motywacjom" kształtuje się w dziecku zaniżony,

nieadekwatny obraz samego siebie. Rodzice wykazują mu, że w

każdej dziedzinie jest ktoś lepszy. Wynajdują wśród kolegów, w

sposób wybiórczy, tych, którzy mają lepsze osiągnięcia od ich

własnego dziecka. Kasia jest lepsza z matematyki, Krysia ładniej

śpiewa, Marek szybciej biega, Krzysio ładniej rysuje itd.

Nieważne, że w innych dziedzinach, poza wymienionymi, żadne z

tych dzieci nie jest lepsze od własnego, ale samo dziecko tego

nie widzi, nikt mu na to nie zwróci uwagi. W rezultacie dziecko

uważa, że do niczego się nie nadaje i że we wszystkim jest gorsze

od innych - droga do narkotyków gotowa. Innym czynnikiem, na

który warto zwrócić uwagę, jest zachowanie równowagi między

krytyką a pochwałami. Zasłużona pochwala, nawet za najdrobniejszą

rzecz, stanowi nagrodę - działa 36

na dziecko dużo skuteczniej niż krytyka, a także daje mu poczucie

wartości i adekwatnej pewności siebie. Krytyka zaś to kara, budzi

poczucie wstydu i winy, wywołuje lęk przed następną podobną karą.

Nie należy jej unikać, ale trudno uznać za rozsądne podkreślanie

tylko tego, co w naszej opinii dziecko robi źle, a niezauważanie

tego, co robi dobrze. Każdy z nas popełnia błędy. Rodzice ani od

siebie, ani od dzieci nie mogą wymagać, by byli idealni. W chwili

zaś, gdy staną przed problemem narkomanii, zaczynają szukać

wyjaśnień w świecie zewnętrznym, w dziecku, w swoim postępowaniu.

Wraz z rodzącym się wtedy poczuciem winy i związaną z nim

gotowością do naprawienia nawet iluzorycznego błędu wobec dziecka

pojawia się współuzależnienie. To, czym jest współuzależnienie

i jaką funkcję spełnia w procesie uzależnienia i leczenia,

wyjaśnimy, gdy będziemy omawiać rolę rodziny w procesie terapii.

Reasumując, bądźmy w rodzinie razem, a nie obok siebie, spędzajmy

wspólnie wolny czas, rozmawiajmy ze sobą w sposób otwarty, nie

bójmy się trudnych rozmów. Niech dzieci od rodziców dowiadują się

o seksie, narkotykach, alkoholu, sektach itp. Jeżeli mało o tym

wiemy, wskażmy dziecku lektury czy miejsca, gdzie może znaleźć

odpowiedź na gnębiące je pytania. Rozmawiajmy o uczuciach i

emocjach, okazujmy je. Udowadniajmy sobie nawzajem w rodzinie,

że kochamy się niezależnie od tego, czy spełniamy wzajemne swoje

oczekiwania, że nie kochamy się "za coś", ale "pomimo czegoś".

Podejmując ważne decyzje dotyczące rodziny, podejmujmy je

wspólnie. Niech każdy członek rodziny ma poczucie, że jest w niej

ważny, że ma swoje miejsce. Respektujmy wzajemnie swoje prawa,

pamiętajmy o obowiązkach. Bądźmy też otwarci na informacje z

zewnątrz - być może dzięki nim zdołamy szybciej pomóc naszemu

dziecku w kłopotach. Warto także pamiętać, że "rodzina niepełna"

czy "rodzina rozbita" nie daje, wbrew pozorom i ogólnie

przyjętemu mniemaniu, mniejszego poczucia bezpieczeństwa i nie

stwarza większego zagrożenia patologiami niż rodzina pełna. Wszak

wzorce rodzinne to nie tylko rodzice będący razem (których

konflikt małżeński jest często bardziej zaburzający niż rodziców

mieszkających osobno), ale także cały system wielopokoleniowych

norm i wartości oraz umiejętność przekazania przez rodziców i

dziadków tego systemu. 37

4. "Winna szkoła"

Od wielu lat wokół polskich szkół narósł mur oskarżeń, zbudowany

z licznych generalizacji i uproszczeń. Mur skutecznie

odgradzający dwie instytucje, które dla szeroko rozumianego dobra

dziecka powinny ze sobą ściśle współpracować - rodzinę i szkołę.

Szkole często zarzuca się nieskuteczność zarówno edukacyjną, jak

i wychowawczą. Ale jak może być skuteczna instytucja, której

autorytet zburzono. Jak może być skuteczny nauczyciel, który -

"odgórnie", niezależnie od swojej wiedzy i umiejętności - został

pozbawiony szacunku. Jeżeli pytamy o to, co w sytuacjach szeroko

rozumianej patologii wśród młodzieży robi szkoła - miejmy

świadomość, że szkoła bez współpracy z rodzicami nie może nic.

Musimy też pamiętać, że szkoła nie zastąpi rodziny. Dla nikogo

chyba nie ulega wątpliwości, że na terenie szkoły narkotyków nie

brakuje. Nie można jednak o to winić szkoły, bo nie nauczyciele

je przynoszą. Nauczyciele zabezpieczają szkołę przed dealerami

z zewnątrz, ale nie są w stanie wychwycić dealerów wewnętrznych,

czyli handlujących uczniów. Jeżeli nawet nauczyciel ma podstawy,

by przypuszczać, że uczeń bierze, to w praktyce też nie może nic

zrobić; często zaproszony na rozmowę rodzic z oburzeniem odrzuca

taką informację - "na pewno nie moje dziecko". Narkotyki są w

szkole, bo są wśród młodzieży. Spędzając większość czasu w

szkole, młodzi ludzie wnoszą na jej teren swoje zainteresowania,

przeżycia, kłopoty, wnoszą więc również narkotyki i swoją wiedzę

o nich. Coraz więcej szkół zdaje sobie sprawę, czym to grozi,

widzi potrzebę działań profilaktycznych i organizuje np.

spotkania młodzieży, rodziców i nauczycieli z osobami w pełni

znającymi problem. Narkotykami najczęściej spotykanymi w szkole

są kanabino-le (w tym skuny), które "towarzysko" pali się na

przerwach, oraz amfetamina, która dla części uczniów staje się

sposobem na zdobycie dobrej oceny, nierzadko uznawanej za

ważniejszą od realnej wiedzy. Bywa, że przeładowany program,

ambicje szkoły, by realizować tzw. programy autorskie, bardzo

wysokie wymagania ze strony nauczycieli wszystkich przedmiotów -

przekraczają możliwości fizyczne i psychiczne ucznia. Nikt z nas

nie może być świetny we wszystkim, a niektórzy rodzice i

niektórzy nauczy-38

ciele tego właśnie od młodzieży wymagaj ą. Takie sytuacje

powodują, że uczniowie zaczynają "wspomagać" naukę amfetaminą.

Pamiętajmy, że ważna jest młodzież i ta wiedza, którą

wykorzystają młodzi ludzie w dorosłym życiu. Wymagajmy adekwatnie

do możliwości. Pamiętajmy, że nie wszystko jest "lenistwem". Że

poza nauką młody człowiek ma prawo do odpoczynku i własnych

zainteresowań, nawet jeżeli nie są one zgodne z zainteresowaniami

rodziców. Warto też czasem zastanowić się nad tym, czy za wysokie

miejsce w rankingu szkół nie płaci uczeń. 5. "Na skróty"

Żyjemy w świecie, w którym zdobycze cywilizacyjne zaczynają

zwalniać z wysiłku dnia codziennego. Pralka pierze, zmywarka

zmywa, współczesne odkurzacze piorą dywany, mikrofalówka

odgrzewa. Nasza rola często ogranicza się do odkręcenia kurka,

naciśnięcia guzika. Na dodatek wszystko to dzieje się szybko.

Szybko też przemieszczamy się z miejsca na miejsce. Szybko

otrzymujemy informacje ze świata. W rezultacie tego postępu

technicznego, z którym nie wszyscy dają sobie radę, pojawia się

czas wolny. Nie umiejąc żyć aktywnie - szukają czegoś, co wypełni

im czas, niewiele od nich wymagając. Taką "szansę" dają

narkotyki. Część młodych ludzi, zmuszona warunkami życia do

pośpiechu, a równocześnie przyzwyczajona do wygody, oczekuje

sukcesu bez wysiłku i nadzieję taką wiąże z mitem o

psychostymulantach. Dodatkowo od dzieciństwa uczymy się z

przekazów kulturowych i reklam leków, że większość dyskomfortów

fizycznych i psychicznych też można obejść "na skróty" - wziąć

lek "i po bólu". Objaw choroby przestał być sygnałem, że w

organizmie dzieje się coś złego i że należy się tym zająć,

zdiagnozować, wyleczyć. Objaw stał się dyskomfortem, który trzeba

natychmiast zlikwidować. Nie ma objawu - nie ma choroby. Młody

człowiek uczy się, że na wszystko jest prosta rada - łyknąć

tabletkę i "po problemie". Narkotyk idealnie pasuje do tego

modelu. Do tego modelu idealnie pasują także barbiturany i

benzodia-zepiny, które w "cudowny" sposób uwalniają od lęku i

napięcia. Droga do uzależnienia stoi otworem - i to dla każdego

chętnego. Zwalniając się z własnej aktywności i wysiłku, sami

zastawiamy na siebie sidła - sidła uzależnienia. 39

Omawiając przyczyny powstawania uzależnień, nie możemy zapominać

o dużej grupie osób, których uzależnienie jest efektem innych

chorób. W życiu każdego człowieka bywają momenty, gdy ma objawy

depresji, gdy dręczą go stany lękowe. Jeżeli o tym mówi, znajomi

i przyjaciele otaczają go troską, pocieszają ("to minie"), nie

szczędząc rad ("weź się w garść"). Rzadko kiedy natomiast

zasugerują pomoc specjalisty - psychologa czy psychiatry.

Niestety, w Polsce korzystanie z pomocy profesjonalistów -

psychologa, a tym bardziej psychiatry - wiąże się ze wstydem, z

poczuciem "gorszości". Bywa, że osoba przeżywająca stany depresji

czy lęku wstydzi się o nich mówić, "przeżuwa" swoje nieszczęście

w samotności. Często efektem takiego deprecjonowania problemów

psychicznych bywa uzależnienie. Niechcący, szukając pocieszenia,

znajduje się to, co daje ulgę, co doraźnie pomaga. Zresztą

przekaz kulturowy doradza: "jest ci źle, to się napij" albo "utop

smutek w alkoholu". To dlatego właśnie wśród pacjentów poradni

odwykowych jest wiele osób, które alkoholem "leczyły" depresję

czy nerwicę. I co im to dało? Nadal mają objawy tych zaburzeń i

jeszcze dodatkowo problem uzależnienia od alkoholu. Coraz

częściej obserwujemy to zjawisko w naszej poradni. Bywa, że za

używaniem narkotyków ukryte są niezdiagnozowane i nie-leczone

wcześniej zaburzenia depresyjne czy zaburzenia związane z lękiem,

dawniej określane jako różnego rodzaju nerwice. Bywa też, że

narkotykami "leczone" są niedostrzeżone przez otoczenie objawy

chorób psychicznych. Narkotyki łagodzą objawy zespołów

paranoidalnych. Mamy pacjentów, którzy zamiast leczyć nerwicę,

leczyli jej objawy. I wpadli w szpony uzależnienia od

benzodiazepin. Drodzy Państwo, problemy natury psychologicznej

i psychicznej nie są wstydem. Nie należy ich bagatelizować.

Nauczmy się szukać efektywnej pomocy, gdy pojawią się w naszym

życiu. Zacznijmy psychiatrów i psychologów traktować na równi z

innymi specjalistami. Nie wstydźmy się szukać u nich pomocy -

przecież po to są. Na pewno łatwiej jest łyknąć tabletkę czy

wypić kieliszek alkoholu, by zlikwidować uczucie dyskomfortu, niż

podjąć wysiłek nauczenia się strategii np. niwelowania lęku czy

napięcia. Łatwiej - ale niesie to niebezpieczeństwo uzależnienia.

Zastanówmy się więc, czy warto tak ryzykować.

ROZDZIAŁ III

Leczenie uzależnień

W leczeniu uzależnienia cały czas trzeba pamiętać o wszystkich

jego aspektach: fizycznym, społecznym i psychicznym, przy czym

w aspekcie fizycznym chodzi nie tylko o samą zależność fizyczną,

ale także o powikłania na skutek uszkodzenia narządów lub

zaburzonego ich działania. W aspekcie społecznym uzależnienia

bardzo dużą rolę, poza "klimatem", odgrywa rodzina. Wokół

leczenia uzależnień narosło szereg mitów i idących za nimi

nieadekwatnych oczekiwań ze strony zarówno samych chorych, jak

i ich rodzin. Począwszy od mitu "silnej woli" i "wzięcia się w

garść" aż po oczekiwanie złotego środka, który od razu zlikwiduje

wszystkie mechanizmy uzależnienia. Oczekuje się od chorego, że

w bliżej nieokreślony sposób dokona samowyleczenia. Nikt nie

proponuje tej metody choremu na gruźlicę. Żadnej choroby nie

można leczyć bez pełnej współpracy leczonego z leczącym. W

przypadku chorób, w których zaburzone zostało głównie

funkcjonowanie psychiczne człowieka, taka współpraca z

maksymalnym zaangażowaniem pacjenta w proces leczenia jest

niezbędna. Jest podstawą. W Polsce leczenie uzależnienia od

narkotyków opiera się z jednej strony na procedurach i

standardach lecznictwa specjalistycznego, opracowanych przez

profesjonalistów, a z drugiej -na przepisach prawnych zawartych

w Ustawie o Zapobieganiu Narkomanii, w Ustawie o Ochronie Zdrowia

Psychicznego oraz w Karcie Praw Pacjentów. Ustawa o Zapobieganiu

Narkomanii gwarantuje osobie pełnoletniej dobrowolność leczenia.

Osoba pomiędzy 16. a 18. rokiem życia może być leczona wbrew swej

woli, na mocy decyzji sądu rodzinnego. Jeżeli zaś osiągnęła

pełnoletność w trakcie 41

procesu rehabilitacji, to sąd może nakaz przedłużyć. Do 16. roku

życia uzależnione dziecko może być leczone na mocy decyzji

rodziców. Ten zapis ustawy budzi kontrowersje, zwłaszcza wśród

bezsilnych rodziców uzależnionych młodych ludzi w wieku 18-20

lat. W tym miejscu nie będziemy się ustosunkowywać do sensowności

tych uwarunkowań prawnych w procesie leczenia -mamy nadzieję, że

wyjaśni to po prostu cały ten rozdział. Ustawa o Ochronie Zdrowia

Psychicznego przewiduje, że leczenie osoby psychicznie chorej

wbrew jej woli na mocy decyzji sądu rodzinnego jest możliwe, gdy

osoba ta zagraża bezpośrednio swojemu życiu lub życiu i zdrowiu

innych ludzi. Zapis ten; nie dotyczy jednak wszystkich zaburzeń

psychicznych, lecz jedy- nie psychoz. Psychozy jakościowo

zmieniają odbiór i interpreta-1'; cję świata, przez co znoszą

pełną zdolność rozumienia i znaczenia tego, co dzieje się dookoła

człowieka. Jego działania są wówczas efektem urojeń i

halucynacji, a nie obiektywnych faktów. W uzależnieniu sytuacja

wygląda inaczej. Obserwujemy tu ilościowe zaburzenia emocjonalne,

natomiast zdolność interpretacji faktów i realnej oceny zjawisk

zostaje w pełni zachowana. Toteż w świetle Ustawy o Ochronie

Zdrowia Psychicznego uzależnienie nie spełnia kryteriów leczenia

pacjenta bez jego zgody. Człowieka uzależnionego od narkotyków

możemy leczyć wbrew niemu wyłącznie wtedy, kiedy wystąpią u

niego, w efekcie przyjmowania narkotyków, zaburzenia psychiczne

stanowiące bezpośrednie zagrożenie jego życia lub zdrowia i życia

innych ludzi. Zarówno w lecznictwie otwartym, jak i zamkniętym

obowiązuje Karta Praw Pacjenta. Daje ona osobie leczącej się

gwarancję zachowania w tajemnicy wszelkich danych dotyczących jej

choroby, łącznie z informacją, że jest ona pacjentem danej

instytucji. Jeżeli pacjent nie wyrazi zgody, personel placówki

leczącej nie ma prawa udzielenia informacji nawet najbliższej

rodzinie. Jak wspomniałyśmy wcześniej, leczenie uzależnień opiera

się na standardach i procedurach opracowanych przez specjalistów.

Bardzo często jednak zdarza się, że i pacjent, i rodzina

podważają sensowność proponowanych form terapii, opierając się

na własnych koncepcjach. Koncepcje te i ich realizacja na własną

rękę nie tylko opóźniają proces leczenia, ale także pogłębiają

samą chorobę. Powodują również pojawienie się powikłań

somatycznych. Niekiedy wręcz zabrania się specjalistom 42

"wiedzieć lepiej". Przychodzi się do lekarza z listą konkretnych

leków i żąda wypisania recept. Bywa, że nawet argument, iż są to

leki dla danej osoby wręcz szkodliwe, nie działa. Jakoś nikt sam

nie zaczyna leczenia zęba, nikt nie wpada na pomysł samodzielnego

usunięcia sobie woreczka żółciowego czy nowotworu -to zostawiamy

specjalistom. Wierzymy w ich wiedzę. Nie dyktujemy dentyście, jak

ma borować, ani nie pouczamy chirurga, jak ma przeprowadzić

operację. Dajcie więc i nam, drodzy Państwo, szansę na

wykorzystanie posiadanej wiedzy. W naszej poradni bardzo często

zdarza się, że zanim rozpoczniemy konstruktywną terapię

uzależnienia, musimy najpierw zająć się naprawianiem szkód

spowodowanych "domorosłym" leczeniem, opartym na mitach

dotyczących tej choroby. Leczenie uzależnienia to często proces

wieloletni. Proces, w którym z pacjentem współpracuje cały zespół

specjalistów -terapeuta, lekarz psychiatra, pielęgniarka

psychiatryczna i pracownik socjalny. Punktem wyjścia terapii jest

wstępna psychologiczna analiza problemu. Dlatego pierwszy kontakt

z poradnią to spotkanie z psychologiem. Takie spotkanie pozwala

poznać indywidualne kłopoty pacjenta, historię jego choroby, jego

sytuację rodzinną i towarzyską. Na tej podstawie, wspólnie z

pacjentem, ustala się dalszy, adekwatny do jego potrzeb, program

terapeutyczny. l. Wchodzenie w trzeźwość

W początkowej fazie leczenia najważniejsze jest poznanie

motywacji pacjenta, powodów czy też objawów choroby, które

skłoniły go do szukania pomocy i do podjęcia leczenia. Innymi

słowy - poznanie, co tak naprawdę chce on leczyć. Jeżeli są to

objawy będące następstwem zależności fizycznej od opiatów,

pacjent chce leczyć właśnie te objawy, czyli chce leczyć ciało.

Jest przekonany, że to nie on stracił kontrolę nad braniem

narkotyku, lecz jego ciało. Oczekuje więc podania leków, które

zlikwidują dolegliwości, na jakie się uskarża. Widzi u siebie

wyłącznie mechanizmy uzależnienia fizycznego. Do detoksykacji i

leczenia biologicznego namawiać go nie trzeba. Sam tego chce.

Motywuje go ból, motywują zaburzenia pracy organów wewnętrznych.

Nie ma natomiast świadomości, że detoksykacja 43

jest dopiero pierwszą fazą leczenia, że jedynie daje mu szansę

na odstawienie narkotyków, że nie jest wejściem w trzeźwość, ale

jedynie początkiem trzeźwienia. Nie wie, że objawy fizyczne

skutecznie maskują wszystkie mechanizmy uzależnienia

psychicznego. Nie jest dla niego istotne, że zanim sięgnął po

brown, przez wiele lat brał inne narkotyki. Nie uświadamia sobie,

że bez nich nie umiał już żyć, bo jego psychika przestawała

funkcjonować, i że heroina skutecznie je zastąpiła. Zaledwie dla

2% naszych pacjentów brown był pierwszym narkotykiem. Nie jest

sztuką skierować kogoś do szpitala, do oddziału de-

toksykacyjnego. Sztuką jest przekonać go o potrzebie dalszego

leczenia po odtruciu. Najczęściej przed pierwszą detoksykacją

młody człowiek święcie wierzy, że po heroinę więcej nie sięgnie -

ma naprawdę jej dosyć. Widzi, jak zaburza ona jego codzienne

funkcjonowanie, i tylko jej przypisuje szkodliwy wpływ, innym

narkotykom nie. Nie czuje się od nich uzależniony - przecież nic

nie bolało i mógł nie brać "nawet tydzień". Brał wtedy, gdy "miał

ciśnienie". Sam sobie z nimi poradził, "odkąd pali browna, to o

nich nie myśli". Owszem, zazwyczaj brał, "bo go nosiło, bo nie

mógł zasnąć, bo wszystko go denerwowało, bo nie potrafił sobie

odmówić", ale - jego zdaniem - to o niczym nie świadczy. Mówiąc

o objawach uzależnienia psychicznego, nie widzi ich. Niektórzy

z pacjentów sądzą nawet, że inne narkotyki mogą być wspaniałym

lekarstwem na brąz. "Co też pani mówi, w czasie wakacji nie

brałem dzięki amfetaminie - świetnie zbijała ciśnienie. Gdyby nie

ona, po trzech dniach wróciłbym do Warszawy po towar. A tak przez

miesiąc byłem czysty". Przygotowanie do odtrucia, które ma być

wejściem w proces leczenia, polega na uzmysłowieniu pacjentowi

jego uzależnienia psychicznego. Musi zrozumieć, że jego problemem

nie jest ból fizyczny, ale psychiczny przymus brania. Musi

wiedzieć z góry, że w trzeciej - czwartej dobie pobytu na

oddziale "zacznie go nosić", że zatęskni za heroiną niezwykle

intensywnie i zapragnie jej jak niczego w świecie, że przestanie

pamiętać, dlaczego jest w szpitalu, i zechce wypisać się na

własną prośbę, żeby brać dalej. Im większą będzie miał

świadomość, co może się wydarzyć, tym większa jest szansa, że

przejdzie leczenie szpitalne do 44

końca. Jeżeli przed hospitalizacją w pełni uzmysłowi sobie, że

jego problem tkwi przede wszystkim w psychice, to być może zaraz

po wyjściu "nie wsiąknie w klimat" i podejmie leczenie. Niestety,

młodzi ludzie muszą najczęściej na własnej skórze sprawdzić to,

co się im mówi - że nie będą mieli po detoksie "silnej woli", że

to oni stracili kontrolę, a nie tylko ich ciało. W proces

leczenia tak naprawdę młody człowiek wchodzi dopiero wtedy, gdy

uda mu się zdiagnozować własny problem i gdy naprawdę dotrze do

niego, że podlega działaniu tych samych mechanizmów, które

obserwował u kolegów. Podobne trudności w motywowaniu do podjęcia

leczenia mamy w przypadku młodych ludzi zgłaszających się do

poradni "dla świętego spokoju". Na prośbę rodziców. Taki pacjent

"bierze" i "nie widzi w tym problemu", ale "może pogadać".

Umawiamy się wtedy na kilka spotkań, w trakcie których staramy

się, aby rzeczywiście usłyszał to, co mówi, i zobaczył to, co z

nim się dzieje. Jeżeli "załapie", sam decyduje się na odstawienie

narkotyków i terapię. Jeżeli nie - wraca po pewnym czasie, gdy

sam zauważył, że coś stracił, że ciągle traci. Zgłaszają się do

nas także młodzi ludzie, u których narkotyki wywołały chorobę

psychiczną. W ich przypadku rzeczą najważniejszą jest zwalczenie

objawów psychozy. W zależności od nasilenia choroby są leczeni

przez lekarza psychiatrę ambulato-ryjnie lub na oddziale

psychiatrycznym. Po ustąpieniu psychozy pozostaje lęk przed jej

nawrotem, a co za tym idzie - lęk przed narkotykiem. Niestety,

taki lęk działa na krótką metę. Tę "wymuszoną" abstynencję należy

wykorzystać na rozpoczęcie właściwego leczenia, na uświadomienie

pacjentowi, że jego problemem nie była choroba psychiczna, lecz

narkotyki, a psychoza stanowiła "efekt uboczny" uzależnienia.

Wśród zgłaszających się pacjentów są i tacy, którzy przyszli po

pomoc, ponieważ sami spostrzegli, że biorą, bo muszą, sami

zdiagnozowali u siebie uzależnienie psychiczne, zdali sobie

sprawę z tego, że utracili kontrolę nad własnym życiem. Pacjent,

który ma świadomość swego uzależnienia, zwykle chce przestać

brać. Nie zmusza go już do podjęcia leczenia ani ciało, ani

rodzice, ani choroba psychiczna - rozpoczyna się kolejny etap

wchodzenia w trzeźwość. Człowiek, który przez wiele lat oduczał

się siebie, którego emocje i potrzeby wiązały się z narkotykiem,

którego relacje ze 45

światem i ludźmi szły przez "filtr" tego narkotyku, staje przed

ogromnym wyzwaniem. Świadomie rezygnuje z tego, co dawało mu

poczucie komfortu psychicznego i bezpieczeństwa, niwelowało

stresy i napięcia, było niezbędne do życia. Nauczył się szybkiej,

wręcz natychmiastowej gratyfikacji potrzeb. Więc skoro podejmuje

tak heroiczny wysiłek, spodziewa się i tym razem natychmiastowej

nagrody. A tu nagrody nie ma - wręcz przeciwnie. Po wielu latach

brania staje bezbronny wobec samego siebie, swoich emocji, swojej

nieumiejętności redukcji napięć i niepokoju, swoich problemów,

od których uciekał w narkotyk. Bez narkotyku czuje się

psychicznie tak, jakby został wystawiony w piżamie na 30-

stopniowy mróz - spotykanie na trzeźwo ze światem jest bolesne.

A na dodatek, jeżeli naprawdę chce przestać brać, musi wyjść z

"klimatu". Wie, że narkotyk jest od niego silniejszy, i że w

bezpośredniej z nim konfrontacji przegra. Nie, może walczyć, musi

stosować uniki. Bardzo szybko okazuje się, że tkwiąc w

"klimacie", zawęził swoje zainteresowania i sposób spędzania

czasu wyłącznie do narkotyków. Że narkotyk był jedynym tematem

rozmów, kluczem do nawiązywania wszelkich kontaktów. Że to

narkotyk bawił się na imprezach, a nie on. Że tak naprawdę

oduczył się bycia i rozmawiania z innymi ludźmi, że nie wie, co

robić z wolnym czasem. Nie ma nagrody - jest "ból istnienia",

samotność, pustka i nuda. Coś, co można nazwać "zespołem żałoby

po narkotyku", choć takiego rozpoznania w klasyfikacji chorób

(ICD-10) nie znajdziemy. W tym etapie wchodzenia w trzeźwość

pacjent uczy się siebie od nowa. Zaczyna zdobywać początkową

wiedzę o swoich emocjach - zaczyna je różnicować i nazywać,

zamiast ładować do jednego worka pt. "ciśnienie". Zaczyna

dostrzegać swoje własne ograniczenia i ograniczenia w świecie

zewnętrznym. Uczy się akceptować fakt, że życie nie jest

pozbawione cierpienia. Zaczyna pracować już nie nad tym, żeby

powstrzymać się od narkotyku, lecz nad tym, co ma zrobić, by nie

przyszło mu do głowy, że może wziąć. To on musi podjąć wysiłek

dokonania tak zasadniczych zmian w swoim życiu. Terapia daje

propozycje, jak skutecznie sobie radzić z napięciami i stresami

bez narkotyku, pomaga dostrzec, co szwankuje. Ale to pacjent

dokonuje wyboru i tak naprawdę 46

to sam znajduje sposób, jak ma się obejść bez środka psycho-

aktywnego. Jeżeli pacjent nie wykaże własnej aktywności, jeżeli

nie przyswoi sobie i nie wdroży w życie tego, co zostało

przepracowane na sesjach terapeutycznych, to nie pomoże mu nawet

najlepszy terapeuta. I jeszcze jedno. Pacjent, który zostawia

sobie "furtkę", dopuszcza myśl, że "kiedyś weźmie znów w sposób

kontrolowany", prędzej czy później zaprzepaści cały swój wysiłek,

bo ta "furtka" stanowi dowód, że narkotyk już zwyciężył. Podstawą

powodzenia jest decyzja "nigdy nic". Takiej decyzji nikt za

chorego nie podejmie. Musi to być jego decyzja. Świadoma. W fazie

wchodzenia w trzeźwość, gdy tworzą się fundamenty życia bez

narkotyku, często niezbędne jest podtrzymujące leczenie

farmakologiczne. Pacjent nie może brać żadnych leków na własną

rękę pod żadnym pozorem. Odpowiedni dla pacjenta lek dobiera

lekarz psychiatra. O doborze i dawkowaniu leku decydują objawy

psychiczne pacjenta, a nie jego "wiedza" o cudownym środku, który

pomógł koledze. Szczególnie groźne jest przyjmowanie na własną

rękę benzodiazepin i barbituranów, wokół których narósł mit

"wspaniałej skuteczności". Mamy nadzieję, że zawarte w tej

książce informacje o barbituranach i benzodiazepinach skutecznie

ten mit rozbiją. Kolejnym mitem, z którym walczymy w pracy z

pacjentem wchodzącym w trzeźwość, jest "browarek", czyli piwo.

Młodzież - w dużym stopniu pod wpływem reklamy "bezalkoholowej"

wersji tego napoju - nie widzi w piwie alkoholu, nie uświadamia

sobie, że pijąc "browarek", zastąpiła jeden środek zmieniający

świadomość innym. Stosowane leki mają na celu wspieranie procesu

terapii. Nie zastępują narkotyków, natomiast obniżają skutki

"zespołu żałoby po narkotyku" - dają szansę na to, że rozchwiana

gospodarka neurohormonalna wróci do normy. W ten etap terapii

wpisane są "wpadki" - sytuacje, kiedy pacjent "sobie odpuści" i

weźmie, bo skuszą koledzy "z klimatu" lub napięcie emocjonalne

sięgnie szczytu. Wtedy właśnie "się weźmie". Ta bezosobowa forma

jest charakterystyczna, gdyż u pacjenta - jak gdyby "poza nim" -

włącza się mechanizm przymusu. Przegrał w konfrontacji z

narkotykiem. Bardzo często w takiej sytuacji nie mówi: "ja

wziąłem", "ja miałem wpadkę", 47

tylko właśnie: "się wzięło...", "człowiek wziął". Zupełnie jak

małe dziecko, według którego coś "się zepsuło", coś "się wylało"

coś "się samo przewróciło". Uciec od poczucia winy pomaga bliżej

nieokreślone "się". Słysząc tego rodzaju wypowiedzi pacjenta, nie

ugruntowujemy w nim poczucia winy - on już je ma. Staramy się

pracować nad "wpadką" jako kolejnym doświadczeniem mechanizmów

uzależnienia. Gdy kończą się "wpadki", zaczyna się trzeźwość.

Zanim jednak przejdziemy do trzeźwości, warto zwrócić uwagę na

jeszcze jedną bardzo istotną rzecz, która czasami bywa wręcz

podstawą przy wchodzeniu w trzeźwość. W początkowej terapii

większość pacjentów wie, dlaczego nie chce brać - wiedzą, co

stracili. Natomiast bardzo trudno im sprecyzować, dlaczego chcą

nie brać- niby zmiana szyku słów, a jednak znaczenie pytania

zupełnie inne. Przyjrzyjmy się różnicy. Nie chcę brać, bo

straciłem pieniądze, straciłem szkołę, straciłem rodzinę,

"przećpałem" najpiękniejsze lata życia itp. Chcę nie brać,

ponieważ chcę skończyć szkołę, chcę normalnie żyć, chcę odzyskać

szacunek do siebie itp. "Dlaczego nie chcę brać" - bo to

wspomnienia przykre, które szybko giną w niepamięci, bo to

przeszłość. "Dlaczego chcę nie brać" - bo to plany, marzenia, to

przyszłość. Pracując z pacjentem uzależnionym, zawsze więc musimy

pamiętać, że powinien mieć świadomość celu, dla którego w danej

chwili ponosi cierpienie. Konkretnego celu, a nie ogólnikowego:

"chcę normalnie żyć". Przedyskutujmy wspólnie, co to dla niego

znaczy, co przez to rozumie, co naprawdę chce osiągnąć. Wierzmy

też, że leczenie pacjent podejmuje naprawdę dopiero wtedy, kiedy

robi to dla siebie. Skoro dla siebie ćpa, to trzeźwieje także dla

siebie. 2. Trzeźwość

Okres trzeźwości to ten czas, kiedy uzależniony zaczyna

wprowadzać w swoje życie strategie, które pozwalają "nie brać",

rozładowywać stres i napięcie bez narkotyku. To również czas,

kiedy stopniowo zaczyna wdrażać się w utracone role społeczne lub

zaczyna spełniać je naprawdę w sposób efektywny. Wraca do szkoły

lub przestaje udawać, że się uczy. Wraca do pracy lub 48

przestaje udawać, że pracuje. Zaczyna bez narkotyku, co prawda

z dużym trudem, wchodzić w środowisko ludzi niebiorących i - co

najważniejsze - przestaje się z nimi nudzić. Nabywa umiejętności

spędzania czasu - już go nie "zabija". Zaczyna czuć się dobrze

w swoim własnym towarzystwie. Nie utożsamia bycia samemu z

poczuciem samotności. Zaczyna akceptować fakt, że "życie nie jest

usłane różami", że normą są wzloty i upadki - uczy się radzić

sobie i z pierwszymi, i z drugimi. To wcale nie jest takie łatwe,

jak by się wydawało, gdyż w odróżnieniu od ludzi zdrowych

człowiek uzależniony musi być wobec siebie czujny. Musi uważać

na swoje emocje, bardziej świadomie je nazywać, bo z reguły

intensywniej je przeżywa. Cały czas musi żyć w przekonaniu, że

jest słabszy niż narkotyk i że nigdy nie może pozwolić sobie na

stwierdzenie: "jestem wyleczony".

Jak już wcześniej zostało powiedziane, pamięć rzeczy przykrych

w nas blednie, pamięć przyjemnych - zostaje. Człowiek uzależniony

gorzej znosi monotonię, z trudem toleruje nudę, ani na chwilę nie

zapomina, że "w klimacie było fajnie". W sytuacjach bardzo

silnego stresu - śmierci bliskiej osoby, rozstania, problemów w

pracy - ktoś, kto swoich napięć nie rozładowywał narkotykami,

pragnie, żeby czas płynął szybciej. Najchętniej przespałby ten

okres. Jeśli zaczyna mieć objawy depresji, stara się jakoś sobie

z nimi radzić - sam lub przy pomocy osób drugich. Człowiek

uzależniony w takich sytuacjach "łapie ciśnienie", a zna sposób

na szybkie i efektywne rozładowanie napięcia - o konsekwencjach

nie myśli. Bardzo ważne jest więc, aby w okresie trzeźwości "nie

odpuścić sobie", aby cały czas systematycznie pracować z

terapeutą lub w grupie terapeutycznej nad tym, co się dzieje,

mieć wgląd w swoje przeżycia i zachowywać czujność, nie stać się

zbyt pewnym siebie. Część osób, przebywając w swoim środowisku,

z różnych względów nie jest w stanie wejść w trzeźwość lub

utrzymać abstynencji. Pozostaje wtedy podjęcie leczenia w ośrodku

terapeutycznym, w miejscu, gdzie przy pomocy społeczności

terapeutycznej można przepracować i wdrożyć w życie te strategie,

o których wcześniej była mowa. Społeczność terapeutyczna daje

dodatkowo szansę na nauczenie się zdrowych relacji w grupie, a

także na przystosowanie się do obowiązków dnia codzien-

ego. Często pacjenci, którym proponujemy leczenie w ośrodku, jako

argument "przeciw" podają: "tam trzeba pracować". A praca w

ośrodku to tak naprawdę zwykłe obowiązki dnia codziennego -

sprzątanie, gotowanie, pranie (czyli to, co robi się także w

domu), to zabezpieczenie własnego bytu, które jest zarówno

przywilejem, jak i obowiązkiem związanym z dorosłością. To także

szansa nauczenia się systematyczności i zadowolenia z własnych

działań, gdy widzi się ich efekty. Pobyt w ośrodku to zarówno

wchodzenie w trzeźwość, jak i życie w trzeźwości. Ale pobyt w

ośrodku nie trwa wiecznie. Kiedyś wreszcie ośrodek trzeba opuścić

i wrócić do własnego środowiska. Utrzymanie trzeźwości poza

ośrodkiem jest trudniejsze. Pierwszą próbę stanowią więc

przepustki - kilkudniowe pobyty w domu, dające szansę na

konfrontację. W końcu człowiek wraca "na stare śmieci".

Pamiętajmy, że uzależnienie, jak każda choroba przewlekła, może

mieć nawroty. A zatem, co robić, aby ich nie było? 3.

Zapobieganie nawrotom

Zapobieganie nawrotom jest tą fazą leczenia, która ma pomóc

choremu w zachowaniu trzeźwości jak najdłużej. Człowiek

uzależniony - była już o tym mowa - zna "rewelacyjny", szybki

sposób na rozładowywanie napięć, na pozorne radzenie sobie w

sytuacjach trudnych. Wiemy doskonale, że życie nie szczędzi

takich sytuacji nikomu z nas. Kontakt z terapeutą czy grupą

wsparcia daje narkomanowi szansę na to, aby mógł on bezpiecznie

przejść przez wszystkie ciężkie chwile w życiu. Szczególnie ważne

jest objęcie tego typu wsparciem osoby, która opuszcza ośrodek

terapeutyczny. Dzięki przebytej w ośrodku terapii narkoman ma

możliwość utrzymania się w trzeźwości, a także ponownego podjęcia

niektórych ról społecznych - często tam kończy naukę i zaczyna

pracować w pobliżu. Ale cały czas czuje nad sobą parasol

ochronny. Bardzo natomiast trudnym momentem jest dla niego powrót

do środowiska - do rodziny, do miejsc, gdzie się brało, do

sytuacji kojarzących się z braniem. Nieraz musi żyć w sąsiedztwie

kumpli, którzy nadal biorą, "klimat" zaś zrobi wszystko, żeby

człowieka z powrotem wchłonąć. W trakcie leczenia w ośrodku

pacjent uczy się 50

wprawdzie, jak sobie radzić w środowisku, ale w bezpośredniej z

nim konfrontacji stosowanie poznanych strategii nie należy do

zadań łatwych. Dlatego bardzo ważne jest, aby na początku nie był

sam, aby miał wsparcie poradni czy grupy samopomocy. Aby nie

uznał swojego leczenia za zakończone. Często zdarza się, że w

konfrontacji ze środowiskiem chory ponosi klęskę. Bywają

pacjenci, którzy po prostu nie mogą wrócić tam, gdzie kiedyś

brali narkotyki, więc należałoby im stworzyć możliwość życia w

innym miejscu. Niestety, wciąż zbyt mało jest w Polsce hosteli

i mieszkań readaptacyjnych, w których pacjenci mieliby szansę

stopniowego wchodzenia w nowe środowisko. Bywa, że w trakcie

leczenia ambulatoryjnego pacjent, który przez dłuższy czas

zachowywał abstynencję, rezygnuje z terapii. Wielomiesięczne

niebranie narkotyku budzi w nim poczucie siły i pewności, co każe

mu lekceważyć zagrożenia. Nie widząc zagrożeń, nie widzi dalszej

potrzeby pomocy. Jednakże uznanie się za wyleczonego przed końcem

terapii zwykle powoduje powrót do narkotyku. 4. Programy redukcji

szkód

Są uzależnieni, którzy - mimo wielokrotnych prób odstawienia

narkotyków - nie są w stanie skorzystać z żadnej formy dostępnej

pomocy. Nie potrafią w żaden sposób przełamać mechanizmów

uzależnienia. Chcą przestać brać, a nie mogą. Ich życie toczy się

od "działki" do "działki". Wszystkie działania są nastawione na

"zdobycie towaru". Choćby nawet byli bardzo zdeterminowani, nie

zdołają podjąć innych form bycia w świecie. "Załatwianie towaru"

wyklucza naukę czy pracę, wyklucza jakiekolwiek życie rodzinne

czy towarzyskie. Z myślą o tak funkcjonujących narkomanach

opiatowych stworzono tzw. programy metadonowe. Pacjent

zakwalifikowany do uczestniczenia w owym programie raz na dobę -

pod kontrolą lekarza - dostaje syntetyczny opłat, czyli metadon.

Stosowany jest on doustnie w minimalnej dawce, pozwalającej

jednak na normalne funkcjonowanie. Daje to pacjentowi szansę

wyrwania się z zaklętego kręgu życia wokół zapewnienia sobie

narkotyku. Daje szansę na to, aby mógł, chociaż nadal bierze

narkotyk, wdrażać się w formy codziennego zdrowego

funkcjonowania. Samo podawanie metadonu nie jest leczeniem.

Leczeniem jest pro-51

gram readaptacyjny, który wdrażając pacjenta stopniowo do

normalnego życia, ma w przyszłości ułatwić mu całkowite

zrezygnowanie z narkotyku. Do programów kwalifikowani są ci,

którym nie udało się osiągnąć celu w inny sposób. Kryteria

przyjęcia do programu są ściśle określone. Warunkiem

uczestniczenia w nim jest także zakaz łamania abstynencji innym

narkotykiem. Nie wszyscy uzależnieni decydują się na podjęcie

takiego leczenia. Jest cala grupa czynnych narkomanów dożylnych,

w której - w wyniku używania wspólnego "sprzętu" - dochodzi

często do licznych zakażeń i infekcji. Najgroźniejsze z nich to

HIV/AIDS i HCV. Redukcja szkód w przypadku tego typu narkomanów

to edukacja zdrowotna oraz zapewnienie dostępu do igieł i

strzykawek jednorazowego użytku. To także nieustające próby

motywowania ich do leczenia. Wymienione działania są prowadzone

bezpośrednio w środowisku biorących przez street workerów.

Programy redukcji szkód to ponadto umożliwianie czynnym

narkomanom dostępu do lecznictwa otwartego celem diagnozowania

i leczenia chorób, które wiążą się z bezdomnością i obniżoną

przez narkotyki odpornością immunologiczną organizmu. 5. Praca

z rodziną

Młody człowiek, który zaczyna brać w wieku 14-18 lat, nie tkwi

w próżni. Jego choroba stopniowo destabilizuje życie całej

rodziny. Dla niektórych rodzin przyjmowanie narkotyków przez

dziecko staje się punktem centralnym, odsuwającym wszystko inne

na plan dalszy. Praca z rodziną stanowi bardzo istotny element

procesu terapii pacjenta, ale równie ważna jest dla samej

rodziny, która musi wypracować strategię radzenia sobie z

objawami choroby, w tym także z jej nawrotami. Przy uzależnieniu

psychicznym, sam chory przez bardzo długi czas nie widzi objawów

swojej choroby. Natomiast dość szybko zauważają je inni ludzie.

Rodzina nie tylko dostrzega zaburzenie, ale i bezpośrednio

odczuwa jego skutki. Zaburzone zachowanie członka rodziny zaburza

zachowanie całej rodziny. Istotne jest, aby rodzina zdobyła pełną

wiedzę o chorobie zwanej uzależnieniem, o jej objawach. Bez tej

wiedzy nie zdoła realizować efektywnych strategii motywacji do

leczenia ani 52

efektywnych strategii pomocy w samym procesie leczenia.

Jednocześnie sama rodzina też potrzebuje pomocy i wsparcia, gdyż

jej członkowie często są uwikłani przez chorego w poczucie winy

oraz w zaburzone mechanizmy jego funkcjonowania społecznego.

Bywa, że taka rodzina ze wstydu zaczyna izolować się, zamykać ze

swoimi problemami we własnym gronie. Narkoman dopiero wtedy

zaczyna widzieć potrzebę leczenia się, kiedy narkotyk daje mu

więcej szkód niż profitów. Toteż podstawą w motywowaniu go do

leczenia jest uzmysłowienie mu, ile traci, oraz pozwolenie na

odczucie konsekwencji tego, że bierze. Pierwszą fazę pracy z

rodziną stanowi przekazywanie jej tej właśnie wiedzy dającej

szansę nieuwikłania się w mechanizmy wspóluzależnienia. Jeżeli

współuzależnienie już powstało, praca z rodziną zaczyna być

terapią ukierunkowaną na nauczenie rodziny efektywnych strategii

radzenia sobie z problemem. Czym jest współuzależnienie?

O współuzależnieniu mówimy wtedy, kiedy osoby bliskie choremu,

pomagając mu, niechcący zapewniają także dalszy komfort brania,

bo przyjmują na siebie wszystkie konsekwencje płynące z

zaburzonego funkcjonowania młodego narkomana i nie pozwalają na

ponoszenie pełnej odpowiedzialności za swoje czyny. Spłacają np.

długi, ukrywają i usprawiedliwiają przed otoczeniem efekty jego

działań, "tuszują" m.in. zwolnieniem lekarskim wszelkie

niedociągnięcia w szkole czy pracy. Dają mu przywileje, nie

umiejąc wyegzekwować wypełniania obowiązków. Podejmują w imieniu

chorego decyzje i w jego imieniu je realizują. A ponieważ

uzależnienie jest chorobą, w którą została wpisana manipulacja,

młody człowiek umiejętnie bazuje na poczuciu obowiązku rodziców

i ich, często nieuzasadnionym, poczuciu winy za istniejący stan

rzeczy. Dopóki rodzina nie wyzwoli się z tych mechanizmów, dopóty

młody człowiek będzie czuł się zwolniony z odpowiedzialności za

swoje życie i z potrzeby podjęcia jakiegokolwiek wysiłku, żeby

coś w nim zmienić. Jednakże leczenie uzależnienia to osobisty

wysiłek - rodzina nie może się leczyć zamiast pacjenta. Praca z

rodziną ma na celu nauczyć, jak nie nagradzać brania i jak

nagradzać każdy wysiłek chorego, zmierzający do zmiany stylu

życia. Rodzina, która umie wdrożyć w życie efektywne formy

pomocy, jest olbrzymim wsparciem w procesie leczenia.

Podsumowanie

Jeżeli mówimy o uzależnieniu, to pamiętajmy: po pierwsze -że jest

ono chorobą, po drugie - że jest chorobą zaburzającą psychiczną,

fizyczną i społeczną sferę funkcjonowania człowieka, więc leczyć

ją trzeba na wszystkich tych płaszczyznach; po trzecie - że nie

ma jednej przyczyny uzależnienia, że jest ono efektem splotu

wielu okoliczności, zatem przy całej gamie dostępnych na rynku

środków i sprzyjającej kondycji psychofizycznej może stać się

udziałem każdego z nas. Niewątpliwie, im lepiej radzimy sobie w

świecie, im większe czerpiemy zadowolenie z własnej aktywności,

im łatwiej akceptujemy własne ograniczenia i ograniczenia płynące

ze świata zewnętrznego, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że

zapadniemy na tę chorobę. Mówimy: "prawdopodobieństwo", nie

mówimy: "pewność", bo eksperymentowanie ze środkami psycho-

aktywnymi to zawsze zabawa z ogniem, szczególnie że nie ma -wbrew

mitom i obiegowej opinii - narkotyków bezpiecznych, przyjaznych

człowiekowi. Pamiętajmy, że skoro uzależnienie jest chorobą, to

wymaga leczenia. Leczenia specjalistycznego, a nie na własną

rękę, nie według własnych koncepcji. Leczenie jest długoterminowe

i wymaga aktywnego zaangażowania ze strony chorego. Osoby

uzależnionej nic i nikt nie wyleczy, jeśli własną ciężką pracą -

ale przy pomocy profesjonalistów - nie dokona zmian w swoim

życiu. Każde odizolowanie człowieka od narkotyku wiązać się musi

z jego świadomą zmianą stylu całego swego życia, ze świadomą

zmianą swoich psychicznych mechanizmów funkcjonowania. Żaden lek,

żadna izolacja "tu i teraz" nie dają gwarancji trzeźwości na

przyszłość. 55

CZĘŚĆ II

SUBSTANCJE PSYCHOAKTYWNE

ROZDZIAŁ l

Substancje wziewne

Wiadomo z prastarych pism perskich i greckich (włącznie z

wyrocznią delficką), a także z malowideł w jaskiniach, że już w

tych odległych czasach używano środków gazowych do wywoływania

zmian świadomości. Środków wziewnych używano w XIX wieku w celach

rozrywkowych, ale również dla złagodzenia bólu. To właśnie środki

wziewne - podtlenek azotu, następnie zaś chloroform - dały

początek znieczuleniu i przyczyniły się do rozwoju

anestezjologii. Pamiętajmy jednak, że kontrolę nad ich

stosowaniem sprawował specjalista i że działał bardzo ostrożnie.

Problem wdychania par rozpuszczalników pojawił się w USA w latach

czterdziestych. Dotyczył głównie młodych i biednych ludzi,

których nie było stać na inne narkotyki zmieniające świadomość.

A substancje te były ogólnie dostępne - można je było kupić w

sklepach gospodarstwa domowego. W Polsce również odurza się

substancjami wziewnymi. Substancji tych nie wącha się, lecz

głęboko wdycha przez usta. Najczęściej robią to bardzo młodzi

ludzie (w wieku 12-16 lat, a nawet młodsi), zwani potocznie

"wąchaczami" lub "klejarzami". Posługują się zwykle plastikowymi

torebkami, a gdy odurzają się w grupie, przekazują taką torebkę

kolejnym osobom. Wdychany środek daje im stan euforii i upojenia.

Zatruty mózg produkuje wizje. Używają produktów codziennego

użytku zawierających takie substancje, jak: benzen, ksylen,

aceton, toluen, tri, chloroform, eter, benzyna. Substancje te

szybko docierają do mózgu i obwodowego układu nerwowego.

Niewielka ich część jest wydychana, większość rozkłada się w

wątrobie. Praktycznie zabu-59

rżą j ą pracę wszystkich układów, niszcząc komórki bez możliwości

ich regeneracji. Uszkadzają układ pokarmowy, nerki, wątrobę,

układ krwionośny, serce, płuca. Mogą dawać stany zapalne błon

śluzowych i skóry. Upośledzają także układ nerwowy, powodując

zaburzenia pamięci, zdolności logicznego myślenia i widzenia (do

ślepoty włącznie) oraz stany zapalne nerwów obwodowych. Prowadzą

ponadto do zaburzeń zachowania w postaci napadów agresji,

dysforii, niemożliwości zapanowania nad afektem. Konsekwencją

przedawkowania bywa nagła śmierć.

Rodzice stosunkowo łatwo mogą zauważyć zmianę w zachowaniu

dziecka-"wąchacza". Przestaje ono interesować się otoczeniem,

zaczyna być nieufne, szuka nowych kolegów, gorzej się uczy,

niekiedy ma zmiany na skórze. Czasem jego ubranie jest

poplamione, a w rzeczach znajdują się cuchnące torby lub szmaty.

Wąchanie rozpuszczalników powoduje bardzo duże i bardzo szybkie

uzależnienie psychiczne i - niestety - daje znacznie większą

śmiertelność poniżej 20. roku życia niż jakikolwiek inny

narkotyk. Nawet jednorazowe wąchanie może spowodować

nieodwracalne skutki, w tym także śmierć. O tym wszystkim nasi

młodzi pacjenci nie wiedzą. Wiedzą jedynie to, że może im być

wesoło i że w grupie świetnie się bawią. Niektóre kraje, wśród

nich Polska, wprowadziły znaczne ograniczenia wolnej sprzedaży

towarów zawierających omówione substancje lub zabroniły ich

sprzedaży nieletnim. W Polsce dzieci sięgające po kleje i

rozpuszczalniki to najczęściej dzieci z rodzin biednych, których

nie stać na "prawdziwy" narkotyk. To także dzieci z tzw. rodzin

patologicznych, gdzie "odlot" daje jedyną szansę na zapomnienie

o smutku i bólu, o pijanym ojcu, o nędzy. Bywa, że z klejem

spotykają się po raz pierwszy w grupie równolatków, a następne

"sesje" przeżywają już samotnie w ustronnym miejscu, np. w

piwnicy. W rodzinach patologicznych jest bardzo mała szansa, aby

ktokolwiek z dorosłych zauważył odurzanie się i uzależnienie

dziecka, aby reakcja otoczenia, gdy się w końcu zorientuje w

sytuacji, była adekwatna do wagi problemu. Dlatego bardzo dużą

rolę mają tu do odegrania służby specjalne, które przy szybkiej

i sprawnej diagnozie są w stanie -a przynajmniej powinny próbować

- wyrwać dziecko ze środowi-60

ska i zapewnić mu odpowiednie formy opieki i pomocy (np. sprawnie

działająca sieć świetlic środowiskowych daje szansę na

profilaktykę patologii i minimalizowanie jej skutków). Na

zakończenie tego rozdziału chcemy przestrzec rodziców, że ze

środkami wziewnymi, ogólnie przecież dostępnymi w naszych domach,

eksperymentować może każde dziecko, do którego dotarła zachęta

kolegi.

ROZDZIAŁ II

Konopie indyjskie

Konopie indyjskie, jedną z najstarszych roślin narkotycznych,

opisywano już w XVI wieku p.n.e. Pochodzą z Azji Środkowej i w

ciągu wieków rozprzestrzeniły się na całym świecie - mają ponad

350 nazw. Używano ich do osiągnięcia relaksu i uspokojenia, dla

odurzenia się lub złagodzenia bólów, np. porodowych. Były

stosowane w Asyrii w VIII wieku p.n.e., hodowali je Chińczycy w

IV wieku p.n.e. Pisma indyjskie wspominają o nich w n wieku

p.n.e. Znano je również w starożytnej Grecji. Do Hiszpanii i

Portugalii dotarły za pośrednictwem Maurów ponad tysiąc lat temu.

Stąd zaś z czasem poznała je reszta Europy. W 1758 roku zostały

opisane przez Linneusza pod nazwą Can-nabis sativa. Jako lek

ziołowy konopie indyjskie rozpowszechniły się w kra^ j ach

kultury europejskiej dopiero w XVIII wieku i zaczęły stanowić

konkurencję dla opium - też stosowanego wtedy w celach

leczniczych. Działaniem odurzającym obu środków wówczas się

jeszcze nie interesowano. Nastąpiło to pod koniec XIX wieku, gdy

konopi indyjskich, a ściślej - marihuany, zaczęto używać dla

relaksu, zwłaszcza w koloniach brytyjskich. Powołana została

nawet Komisja Konopi Indyjskich, która szukała przekonywających

dowodów, że palenie marihuany powoduje "szkody psychiczne lub

moralne". Spośród wszystkich narkotyków konopie indyjskie budziły

i budzą największe spory między ich przeciwnikami a obrońcami.

Dyskusja na temat szkodliwości palenia marihuany toczy się do

dnia dzisiejszego. Także Polsce nieobca jest idea wprowadzenia

konopi indyjskich do otwartej sprzedaży dla dorosłych. Gdy "owoc

nie będzie zakazany - nie będzie kusił". A co z młodzieżą, która

jeszcze nie ukończyła 18. roku życia? 63

Konopie indyjskie - roślina jednoroczna, odporna na mróz -bardzo

łatwo przystosowują się do różnych warunków. W zależności od

klimatu i podłoża, na którym rosną, zmieniają ilość występującego

w nich psychoaktywnego czynnika uzależniającego - Delta 9 THC.

Żywica konopi indyjskich zawiera ponad 60 substancji

psychoaktywnych, a wspomniana Delta 9 THC jest najsilniejsza. Z

konopi indyjskich otrzymuje się właśnie marihuanę. Są to liście

i szczytowe części kwiatowo-owoconośne, które po posiekaniu i

wysuszeniu mają postać tytoniu lub herbaty. Marihuana jest

dostępna w wielu odmianach, a zawartość czynnika uzależniającego

THC waha się od 1% do 30%. Tak otrzymaną marihuanę pali się

podobnie jak tytoń. Innym produktem otrzymywanym z konopi

indyjskich jest haszysz - zagęszczona żywica uzyskiwana z liści,

którą pali się po wymieszaniu z tytoniem w postaci jointów lub

w specjalnie do tego celu stworzonych fajkach. Sama masa ma

postać małych, twardych placków lub tabliczek o mocnym zapachu.

Kolor i zawartość czynnika psychoaktywnego zależy od kraju, z

którego konopie pochodzą. Efekty palenia konopi indyjskich mogą

być odczuwane już po kilkunastu minutach i utrzymują się nawet

kilka godzin. A jakie są te efekty? Marihuana zaburza

koncentrację uwagi i pamięć. Zmienia odbiór otoczenia, podnosi

nastrój, zdecydowanie zaburza ocenę odległości, zdolność

prawidłowej oceny sytuacji, koordynację ruchów i poczucie czasu,

spowalnia też reakcje. Osoby pozostające pod wpływem marihuany

częściej więc doznają urazów, częściej ulegają wypadkom na skutek

błędnych decyzji wynikających z nieprawidłowej oceny sytuacji.

Ale przecież wszyscy są głęboko przekonani, że "marihuana nie

szkodzi", że to tylko "miękki" narkotyk. Ten szeroko

rozpowszechniony mit robi bardzo wiele zła. Wróćmy do opisanych

wyżej zaburzeń i wyobraźmy sobie czwórkę młodych ludzi, którzy

świetnie bawili się w dyskotece i wracają do domu samochodem.

Trzech z nich wypiło po kilka piw, czwarty "tylko palił trawkę".

Jest dla wszystkich oczywiste, że wracają samochodem, a prowadzić

będzie ten, który "tylko palił". A to właśnie on jako kierowca

stanowi największe zagrożenie. Niestety, nie zdaje sobie 64

z tego sprawy, bo przecież jest głęboko przekonany, że "marihuana

nie szkodzi". To zdanie słyszymy bardzo często od naszych młodych

pacjentów, którzy prawie zawsze na poparcie swych słów

przytaczają informacje z prasy, radia, telewizji. Takie zdanie

o marihuanie w sposób nieodpowiedzialny publicznie wypowiadają

idole młodzieży. Często powtarzają je dziennikarze oraz... osoby

z tytułami naukowymi. Niejednokrotnie po ukazaniu się w prasie

artykułu "jak to marihuana nie szkodzi" nasi pacjenci przynoszą

taki artykuł do poradni i, machając nim jak transparentem, mówią:

"sam pan profesor napisał, że nie szkodzi", "sam pan profesor

napisał, że brał na studiach amfetaminę i został profesorem" -

"i co pani na to?". W jednej z warszawskich szkół, wysoko

stojącej w rankingach, terapeuta oczekiwał w pokoju

nauczycielskim na spotkanie z młodzieżą na temat narkotyków.

Ponieważ była akurat przerwa, nauczyciele i wychowawcy

rozmawiali. Usłyszał m.in., jak dobra, skuteczna i nieszkodliwa

jest marihuana. Byli o tym przekonani - więc co przekażą

młodzieży? Często, gdy mówię o szkodliwości konopi, słyszę od

dziennikarzy: "oj, przesadza pani z tą szkodliwością" i zaraz

pada wiele argumentów, jakie to profity daje palenie marihuany

w porównaniu np. z papierosami - argumentów zaczerpniętych z

własnych doświadczeń lub doświadczeń kolegów. Niektórzy wielbią

marihuanę za to, że dzięki niej "nie mają problemów z alkoholem".

Moich argumentów nikt nie słucha - po co, skoro ma się własne

doświadczenia, i te są najważniejsze. A marihuana jest bardzo

szkodliwym narkotykiem.

Pierwsza i największą szkodą, jaką się z nią łączy, jest dość

powszechne przekonanie o jej zupełnej nieszkodłiwości. I

rzeczywiście - marihuana nie daje zależności fizycznej. Organizm

żadnym objawem nie sygnalizuje, że coś się dzieje nie tak.

Żadnego ostrzeżenia. Nie rośnie tolerancja - można przez długi

czas palić małą, jednakową dawkę i ona wystarcza. Nie czuje się

przymusu zapalenia.

Ma się "pełną kontrolę", kiedy się zapali.

Naprawdę jednak to zawsze wiadomo, że będzie "imprezka" i że

będzie "marycha" lub "jeszcze lepiej skun" (uważany za

"silniejszą holenderską marihuanę") - wiadomo, że przy każdej

dyskotece znajdzie się ktoś, kto "wspomoże". Drugą wieikcf szkodą

wyrządzaną przez marihuanę jest to, ze z reguły od niej się

zaczyna. To ona pozwala zobaczyć, jak można zmienić sobie

świadomość. To ona wskazuje drogę do innych narkotyków, wprowadza

w dżunglę uzależnienia. Gdy do poradni w połowie 1996 roku

zaczęli zgłaszać się pacjenci z dolegliwościami fizycznymi

spowodowanymi paleniem brown sugar, większość z nich twierdziła,

że nigdy wcześniej nie zetknęła się z żadnym narkotykiem. Byli

o tym przekonani - mówili swoją prawdę. Ale pytani, ile czasu

palili marihuanę, odpowiadali: "trawkę - przecież to nie narkotyk

- palę tak ze 3,4,6 lat". Ponad 95% naszych pacjentów zaczynało

poznawać narkotyki od "nieszkodliwej", "poczciwej" i

"nieuzależniającej" "maryśki". To właśnie palona latami marihuana

wprowadziła ich w uzależnienie. Brown sugar był tylko nowym

środkiem, który "lepiej kręcił".

Marihuana polubiła polską ziemię w całym tego słowa znaczeniu.

Mimo - jak by się wydawało - nie najlepszych warunków

klimatycznych jest w Polsce hodowana. W doniczkach, skrzynkach

balkonowych, na działkach. Bo to hodowla na własny i przyjaciół

użytek. Po zbiorach suszy się ściętą roślinę i jest "towar" dla

całej klasy, na "imprezki", do następnego zbioru. Często

nieświadomi rodzice sami opiekują się konopiami, gdy młodzież

wyjeżdża na wakacje. Znana jest w Warszawie anegdotyczna wręcz

historia, gdy rodzice w czasie upalnego lata jeździli po

kilkanaście kilometrów na działkę, aby podlewać "doświadczalne

poletko" syna, studenta biologii. W końcu ktoś ze znajomych

rozpoznał "roślinkę", ale co sobie pojeździli przez całe

wakacje... to pojeździli... Marihuana jest często używana jako

środek dający "luz" i ułatwiający zabawę. I rzeczywiście - budzi

w człowieku radość, poprawia humor, zwiększa poczucie własnej

atrakcyjności. Nastrój wokół też "jest super". Można gawędzić i

gawędzić. Każdy mówi swoje, mówi o czymś innym, ale wszyscy razem

"rozumieją się doskonale". Wyobraźnia jest wspaniała. To wszystko

wie się, gdy się pali.

Ale nie wie się, że palenie marihuany zaburza koncentrację uwagi,

zmniejsza zdolność przyswajania sobie nowych informa-66

cji, znacznie pogarsza pamięć, a co najważniejsze - osłabia ją

w sposób trwały. I często zdarza się, że nawet po wielu

tygodniach abstynencji pamięć nie wraca już do normy - taka jest

prawda.

Ale jak ma się ta niezaprzeczalna prawda do wypowiedzi

w TV zawodowego wygrywacza teleturniejów, który twierdził, że

przygotowuje się do nich, paląc marihuanę, i dlatego odnosi

sukcesy? Po tej wypowiedzi przez parę miesięcy młodzi pacjenci

poradni powoływali się na nią jako na argument. Wiele miesięcy

również argumentem za marihuaną były słowa lidera jednego z

zespołów: daję swoim dzieciom marihuanę, bo wolę, żeby paliły ją,

a nie papierosy.

Może trochę więcej odpowiedzialności w publicznych wypowiedziach!

Wypowiedziach opartych na mitach i własnych doświadczeniach, a

nie na rzetelnej wiedzy. Osoby palące dużo marihuany mogą mieć

przykre doznania psychotyczne, np. urojenia prześladowcze, gdy

czują się nieustannie śledzone i obserwowane i mimo świadomości,

że to tylko wytwór ich wyobraźni, jest im z tym bardzo źle. Po

marihuanie czasami występują również halucynacje. Innym dużym

problemem jest destabilizacja emocjonalna. Z marihuaną wiążą się

również zaburzenia, które występują "na zejściu" - obniżenie

nastroju, spadek aktywności, ogólna apatia i niechęć do

jakiegokolwiek działania, brak koncentracji uwagi i wspomniane

już uszkodzenia pamięci. Te wszystkie objawy utrudniają codzienne

funkcjonowanie, uczenie się. A zawsze może znaleźć się "kolega",

"przyjaciel" albo dealer, który "pomoże" dręczonemu nimi

narkomanowi. "Życzliwa" ręka poda następny środek, który usunie

dokuczliwe objawy - nadal jednak będzie on brnąć w uzależnienie.

Warto jeszcze wspomnieć o niekorzystnym wpływie marihuany na

gonady. Wprawdzie wyników badań nad trwałym z jej powodu

uszkodzeniem układu rozrodczego i immunologicznego jeszcze nie

ma, ale już wiadomo, że dzieci palaczek marihuany rodzą się

mniejsze, że w pierwszym okresie życia są bardziej ospałe i

łatwiej zapadają na infekcje.

Bada się również wpływ marihuany na trwałe uszkodzenie

komórek mózgowych.

Należy ponadto pamiętać, że dym powstający przy paleniu

marihuany zawiera liczne substancje rakotwórcze.

67

Często młodzi "browniarze" w okresach abstynencji od heroiny

"zbijają sobie ciśnienie" marihuaną. Bardzo dużymi dawkami tego

"miękkiego" narkotyku obniżają napięcie emocjonalne związane z

brakiem heroiny. Czyż może być "miękki" środek, który tak działa?

Najczęściej młody heroinista dzieli narkotyki na szkodliwe i

"dobre" na podstawie własnych objawów, własnych doświadczeń.

Często twierdzi, że od marihuany nie był uzależniony, bo "nie

łapał głodów", problemów zaś nie miał, gdyż "palił ją tak, jak

inni palą papierosy, więc o co chodzi". Ale pytany, czy brałby

brown, gdyby nie palił marihuany, po namyśle ze zdziwieniem

odpowiada: "a wie pani, że nie". Warto, żeby ci, którzy

zachwalają marihuanę, pamiętali o tym. Złamanie jednego tabu, bez

szybkich i widocznych konsekwencji - pozwala pozbyć się lęku

przed złamaniem kolejnego, podobnego tabu.

ROZDZIAŁ III

Psychostymulanty

l. Amfetamina (amfa, proszek, speed)

Chociaż przyjmowanie amfetaminy urosło do rangi problemu w wielu

krajach, tak naprawdę mało jest badań i opracowań naukowych na

temat tego narkotyku. A to właśnie amfetamina, spośród wszystkich

narkotyków,

daje najcięższe powikłania zarówno fizyczne, jak i psychiczne.

Nawracające zespoły paranoidalne, które wywołuje, można leczyć

wyłącznie w szpitalu psychiatrycznym. Nigdy nie wiadomo, która

dawka wywoła chorobę psychiczną - może to zrobić zarówno

pierwsza, jak i setna. Nigdy też nie wiadomo, w którym momencie

konieczna będzie pomoc innych niż psychiatra specjalistów -

kardiologów, gastrologów, neurologów, endokrynologów czy

dermatologów.

Praktyka psychiatryczna pokazuje, że czasem jednorazowe przyjęcie

małej (50 mg) dawki amfetaminy powoduje wystąpienie zespołu

paranoidalnego z pełnym obrazem formalnych zaburzeń myślenia, z

urojeniami ksobnymi, prześladowczymi, z interpretacjami, którym

towarzyszą omamy słuchowe. Narasta również poczucie zagrożenia,

a towarzyszący mu lęk często rodzi agresję. Miałam pacjenta,

który po jednorazowym przyjęciu amfetaminy przez 3 miesiące był

leczony w Instytucie Psychiatrii i Neurologii. Miałam pacjentów,

których po kilkakrotnym jej wzięciu trzeba było przez kilkanaście

tygodni leczyć w szpitalu psychiatrycznym. Miałam również

pacjentów, którzy brali amfetaminę przez dłuższy czas -

dochodzili do kilkugramowej dawki speeda, ale wśród różnych ich

dolegliwości nie wystąpiły zaburzenia psychiczne. 69

Przy przyjmowaniu amfetaminy nigdy nie jest wiadomo, która dawka

zaprowadzi na wiele tygodni do szpitala. Należy o tym pamiętać,

zanim weźmie się "ten jeden jedyny, pierwszy raz". Bo amfetaminę

bierze się nie tylko po to, aby się lepiej bawić. Bierze się

również po to, żeby być lepszym, szybszym, bardziej błyskotliwym.

Żeby w krótszym czasie osiągnąć cel - lepszą ocenę, lepsze

stanowisko... Nikt nie bierze po to, aby się uzależnić - takiego

"powikłania" w ogóle się nie uwzględnia w swych rachubach.

Amfetamina jest silnym środkiem pobudzającym, utrzymującym cały

organizm w stanie czuwania. Syntezę amfetaminy przeprowadzono pod

koniec XIX wieku, a w 1910 roku otrzymano syntetyczne aminy,

nazwane amfetaminowymi. W latach dwudziestych-trzydziestych

stosowano je jako lek w narkolepsji (niekontrolowany nagły sen),

próbowano również leczyć nimi depresję, ale ponieważ dawały

bezsenność, zrezygnowano z tego zamiaru. Przez długi czas

korzystano z amfetaminy przy leczeniu otyłości, ponieważ

powodowała utratę łaknienia. W czasie II wojny światowej

amfetaminę otrzymywali żołnierze walczący w wyjątkowo trudnych

warunkach. Dostawali ją także dzielni amerykańscy marines,

wysłani do tropikalnej dżungli na Malajach. Dawała im poczucie

siły, wiarę we własne możliwości, pewność siebie, przekonanie,

że są niezwyciężeni. Znosiła potrzebę snu i łaknienie, usuwała

zmęczenie - mogli walczyć w bardzo trudnych warunkach. Wkrótce

jednak okazało się, że po tych oczekiwanych efektach

błyskawicznie pojawiają się nieoczekiwane: wyczerpanie, lęki,

poczucie zagrożenia, narastające nastawienia ksobne i

prześladowcze. W rezultacie dużą grupę żołnierzy trzeba było

prosto z dżungli odwieźć do szpitali psychiatrycznych. Początkowo

sądzono, że jest to wynik napięcia, klimatu tropikalnego i

ogólnej atmosfery trudnej walki z niewidzialnym przeciwnikiem,

ale szybko wspomniane objawy połączono z amfetaminą i wycofano

się z jej podawania. Badań nad tym zjawiskiem jednak nie

kontynuowano - były ważniejsze sprawy. Warto dodać, że amfetaminę

podawano żołnierzom również w armii angielskiej i niemieckiej,

i że również szybko wycofano się z tego pomysłu. Śledząc to, co

działo się w czasie II wojny światowej na Dalekim Wschodzie -

mamy tu na myśli zwłaszcza wspaniałych, dziel-70

nych i zdolnych do wszystkiego japońskich kamikadze ("boski

wiatr") - nie możemy oprzeć się przekonaniu, iż w armii

cesarskiej także stosowano amfetaminę, zwłaszcza że to właśnie

japońscy uczeni prowadzą do tej pory badania nad psychozą

amfetaminową. Na konferencji w Genewie w 1996 roku najwięcej

najciekawszych doniesień o psychozie amfetaminowej było właśnie

z Japonii. Czwartą część żołnierzy, którzy w czasie n wojny

światowej walczyli wspomagani amfetaminą, leczono potem

psychiatrycznie. Amfetamina może być przyjmowana w różnych

formach -w pigułkach i kapsułkach różnej wielkości. Bywa w

postaci płynu. Często występuje jako biały lub beżowy proszek.

Może być brana doustnie, wdychana w czasie inhalacji. Można ją

również przyjmować dożylnie. Czasem jest sprzedawana czysta, ale

w sprzedaży detalicznej często łączy się ją z glukozą lub laktozą

- wtedy czystego produktu jest do 40%. Dodatkami mogą być także

mąka i kreda. Po przyjęciu doustnym lub wąchaniu na efekty trzeba

poczekać od pół do półtorej godziny i utrzymują się one ponad 12

godzin. Przyjęta dożylnie działa szybciej. Amfetamina "wszystko

pobudza". Przyspiesza procesy myślenia, lepszego rozumienia i

przyswajania sobie wiedzy, przyspiesza czynność serca,

przyspiesza pracę wszystkich układów. Początkowo daje poczucie

lepszej koncentracji, uwagi i lepszej pamięci. Jednocześnie

rozbudza przekonanie o własnej wartości, mocy i sile. Poprawia

nastrój. Zapewnia dobry humor i olbrzymią, niczym nieuzasadnioną,

pewność siebie. Jednocześnie znosi potrzebę snu i jedzenia. Można

nie jeść i nie spać, można niewielkim wysiłkiem przygotować się

do egzaminu i zdać go dobrze, o ile dobrze wyliczy się dawki.

A to, że dobra pamięć nie trwa zbyt długo, że wiadomości są

niepełne i raczej opierają się na skojarzeniach - tym się nikt

nie przejmuje. Istotne jest wyłącznie uzyskanie wysokiej oceny

i poświęcenie na naukę możliwie najmniejszej ilości czasu.

Amfetaminę bierze się "tylko" na bardzo ważny egzamin. "Ten jeden

jedyny raz". I nigdy więcej. Tyle że po pewnym czasie jest drugi

egzamin - tak samo ważny, a może nawet ważniejszy, więc bierze

się tylko "ten jeden jedyny", ale już drugi raz, potem kolejne

"bardzo ważne razy". 71

Warto też mieć świadomość, że nauka na amfetaminie to nie

jednorazowa dawka narkotyku - po stanie "naspeedowania"

przychodzi "zejście" (które opisane zostanie dalej). Na "zejściu"

nikt się nie nauczy, nikt nie zda - potrzebne są kolejne dawki.

Nauka na amfetaminie to kilku- czy kilkunastodniowy ciąg,

rujnujący fizycznie i psychicznie. Amfetaminę produkuje się w

Polsce nielegalnie. Jest ona wysoko ceniona, ponieważ jej

czystość waha się między 90% a 99%. Nielegalna polska produkcja

amfetaminy stanowi około 10% produkcji światowej. Chętnie

zaopatrują się w nią Skandynawo-wie, Niemcy, właściwie cała

Europa. Na naszym rynku narkotycznym jest łatwo dostępna i

stosunkowo tania, bo odpada cały "nawis" dystrybucji. O tym, co

zostało już napisane o amfetaminie, wiedzą wszyscy, którzy

skorzystali z jej "pomocy". O tym, jaka jest "wspaniała" i jak

wiele dobrego daje, mówi się przy podsuwaniu "działki"

przyjacielowi w kłopotach. Nie mówi się jednak, jak koszmarne są

"zejścia", gdy amfetamina przestaje działać, gdy ma się poczucie

totalnego zmęczenia, a sen nie przychodzi. Gdy nie ma się siły

na żadną aktywność, nawet na przejście do łazienki. Nie mówi się

o tym, że dla osoby, która kilka godzin wcześniej miała poczucie,

że jest świetna i może przesuwać góry, teraz problem stanowi

podniesienie ze stołu książki, a poczucie własnej nicości skłania

do rozważań, czy warto żyć na tym świecie. O takim samopoczuciu

trzeba wiedzieć, zanim sięgnie się po pierwszą kreskę, bo pojawia

się ono zawsze, gdy amfetamina przestaje działać. Wprawdzie można

wtedy wziąć kolejną działkę i tak dalej - do całkowitego

wyczerpania organizmu. Niepokojące jest również to, że amfetaminę

bierze coraz młodsza młodzież - niemal dzieci. Jeszcze kilka lat

temu w przyjmowaniu amfetaminy przodowali studenci, zwłaszcza

tych kierunków, które wymagały pamięciowego opanowania dużej

ilości materiału. Później zaczęła po nią sięgać młodzież mająca

zdawać egzaminy na wyższe uczelnie, a w następnej kolejności -

w trakcie przygotowań do matury i do zaliczeń w ciągu roku -

uczniowie szkół średnich. Ostatnio zaś "z pomocy" amfetaminy

korzysta się już w podstawówce. Przypominam, że poczucie, iż "na

amfie" człowiek uczy się lepiej, szybciej i łatwiej, jest złudne.

"Na amfie" wiedzę 72

przyswaja się na krótko. Niewiele z niej pozostaje na dłuższy

czas.

Kolejną grupą młodych ludzi, która wpadła w sidła amfetaminy, są

zdolni, dobrze zapowiadający się, ambitni pracownicy dobrych

firm. Jeżeli chcą szybko zajść wyżej, muszą w podejmowanych

zadaniach i uzyskiwanych efektach być lepsi od współpracowników,

aktywniejsi od konkurentów, bardziej od nich silni i prężni,

zawsze gotowi do podjęcia każdej funkcji, często przez 16-18

godzin na dobę. Nie mogą sobie pozwolić na zmęczenie, senność i

głód. A przecież zdarza się, że kampanie czy promocje trwają

czasem 2-3 tygodnie. Właściwie nikt ich do takiej pracy nie

zmusza - to oni sami chcą być lepsi, to ich wybór.

I wtedy często decydują się na środki psychoaktywne, a amfetamina

w tych sytuacjach może konkurować jedynie z kokainą, od której

jest znacznie tańsza. Dokonują więc wyboru, nie znając zagrożeń,

nie licząc się z możliwością uzależnienia i innych powikłań.

Przecież są już dorośli i coś w życiu osiągnęli. A amfetamina

spełniła jednak nie tylko ich oczekiwania - wchodzą w

uzależnienie tak samo jak nastolatki.

Tymczasem amfetamina, poza powikłaniem w postaci zespołu

paranoidalnego, wywołuje szereg zaburzeń we wszystkich układach

naszego organizmu. Daje przyspieszoną pracę serca, podnosi

ciśnienie tętnicze, wpływa na stan naczyń krwionośnych, może

prowadzić do udarów mózgu i niedowładów, a także .do

niewydolności serca i całego układu krążenia. Wyobraźmy sobie

młodego człowieka, który po zażyciu amfetaminy poszedł do

dyskoteki - jest pobudzony, bardzo dużo tańczy, poci się obficie,

nie odczuwa pragnienia, więc nie pije płynów, odwadnia się, traci

elektrolity. Jego serce pracuje coraz szybciej, wzrasta

temperatura ciała, gorzej działają nerki i wątroba - taki stan

bardzo łatwo doprowadzi do zapaści i śmierci. Jego mniej

tragiczne, ale przecież też bardzo groźne skutki to uszkodzenia

narządów miąższowych, zaburzenia hormonalne wynikające z

zaburzonej funkcji wszystkich gruczołów dokrew-nych, zaburzenia

w przewodzie pokarmowym, spowodowane brakiem łaknienia i

związanym z nim fizycznym wyniszczeniem. Największe spustoszenie

amfetamina czyni w centralnym

układzie nerwowym.

73

Pracujące na najwyższych obrotach komórki nerwowe ulegają

przemęczeniu. Rozregulowany jest całkowicie system neuro-

przekaźników. Występują trudne do opanowania zaburzenia snu -

praktycznie każdej jego fazy. Pojawia się "huśtawka nastroju" -

od euforii do skrajnego przygnębienia, jednak ze zdecydowanie

większym wychyleniem w kierunku obniżenia nastroju. Towarzyszy

temu bardzo niska samoocena swojej osoby, którą niejako

potwierdza całkowity brak aktywności. Pojawiają się myśli

samobójcze - "po co takie zero jak ja ma istnieć", na szczęście

często połączone z refleksją: "nic mi się nie udaje - to nawet

nie będę potrafił odebrać sobie życia". I zaczyna się brać, żeby

móc funkcjonować, a nie po to, żeby być na topie. Taki nastrój,

takie samopoczucie towarzyszy każdej przerwie w przyjmowaniu

amfetaminy. Jeśli u osoby biorącej amfetaminę nie występuje pełny

zespół paranoidalny, to na ogół występują jego elementy zwiewne,

znajdujące czasem wyraz w nastawieniach ksobnych oraz zwiększonej

nieufności i podejrzliwości. Niekiedy obserwujemy narastający lęk

i poczucie zagrożenia, z którego rodzi się agresja - równie

wielka, jak owo poczucie zagrożenia. Te nastroje "falują" -

nasilają się, wygasają, by znowu się wzmóc. Czasem można w tych

przypadkach swoje zachowania korygować, ale rzadko tak bywa.

Zdarzyło się kiedyś, że do poradni przybiegł młody człowiek -

roztrącił oczekujących, wpadł do gabinetu, rozejrzał się, opadł

na fotel i powiedział: "wiedziałem, że tutaj będę bezpieczny...".

Był w poradni kilka tygodni wcześniej, żeby "pogadać o

amfetaminie", bo miał wrażenie, że przyjmuje "za często". Zaczął

brać w klasie przedmaturalnej. Teraz zaliczał egzaminy zimowego

semestru pierwszego roku studiów i właściwie do każdego

przygotowywał się "na amfie". Właśnie zdał na piątkę "cholernie"

trudny egzamin u "strasznej kosy". Tuż po wyjściu z egzaminu był

przekonany, że "jest jednak genialny" i że wszyscy wokół zdają

sobie z tego sprawę. Wsiadł do tramwaju. Zorientował się, że

współpasażerowie znają jego tajemnicę, podziwiają go, zazdroszczą

mu. Widział to w ich spojrzeniach, słyszał, jak mówili, że ma

wspaniały mózg i że trzeba to wykorzystać. W końcu zaniepokoił

się, ponieważ oczekujący na przystankach ludzie przekazywali

sobie informację na jego temat. Uświadomił sobie, że z jego mó-74

zgu chce skorzystać mafia. Dojeżdżając do przystanku, zobaczył

oczekujących na niego zbirów, którzy mieli go zabić i zabrać mu

mózg.

Zmylił przeciwników - wyskoczył z tramwaju w ostatniej

chwili, wpadł na czerwonym świetle na jezdnię, przemknął się

między ruszającymi już ze skrzyżowania autami i - chowając się

za ludzi, samochody i drzewa oraz klucząc podwórkami - dotarł do

poradni. Wierzył, że tu znajdzie pomoc.

Był bardzo napięty i pełen lęku, ale zarazem przekonany, że

zapewnimy mu bezpieczeństwo.

Obiecałam mu, że schowam go przed prześladowcami i że zaufani

ludzie zawiozą go w miejsce, gdzie na pewno będzie bezpieczny.

Wezwałam karetkę pogotowia z sanitariuszami i napisałam

skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Do karetki wsiadł pełen

optymizmu i nadziei, mimo że niepokoił się długim oczekiwaniem

na jej przyjazd. Sanitariusze wzbudzili jego zaufanie - dojechali

do szpitala, ale już w izbie przyjęć, oczekując na przyjście

lekarza, nasz pacjent zaczął mieć wyraźne wątpliwości, czy

powinien zostać w szpitalu. W rozmowie z badającym go lekarzem

opowiedział wszystko, co robił i czuł. Opowiedział również

dokładnie, co mu się wydawało - powiązał te doznania z przyjętą

wcześniej amfetaminą i obydwaj z lekarzem dyżurnym izby przyjęć

uznali, że jego hospitalizacja nie jest konieczna. Sanitariusze,

którzy odwozili go do domu, nie mogli uwierzyć, że bez leczenia

i w tak krótkim czasie objawy ustąpiły zupełnie. Niestety, w domu

wieczorem ponownie wystąpił pełny zespół prześladowczy - chłopak

bal się kroków na schodach, a nawet bardzo agresywnie zaatakował

sąsiada - oczywiście poruszony został cały dom, sprowadzono

policję. A potem... karetka pogotowia i znów izba przyjęć,

oddział i leczenie psychiatryczne. Tak falujący przebieg ma ostra

psychoza amfetaminowa. Po okresie silnych zaburzeń objawy

ustępują, a pacjent odnosi się do nich z pełnym krytycyzmem,

później jednak znów wracają z jeszcze większą ekspresją. Musimy

o tym pamiętać, gdy mamy podejrzenie psychozy wywołanej

amfetaminą. Musimy również pamiętać o wspomnianym już działaniu

amfetaminy na nasze ciało: o "przyspieszonej" pracy wszystkich

narządów, zaburzającej ich funkcjonowanie. Nierzadko zdarza się,

że po przedawkowaniu pacjent trafia na salę "R" i z trudem udaje

się go uratować.

Amfetamina bywa często łączona z innymi narkotykami -. z heroiną

albo z barbituranami i benzodiazepinami, które dają "zwolnienie"

po przyspieszeniu uzyskanym "dzięki" amfetaminie. Wtedy

przychodzi zbawczy sen i objawy depresji ulegają złagodzeniu.

Niektórzy nasi pacjenci wpadli nawet na "wspaniały" pomysł:

utrzymywali abstynencję od heroiny, stosując amfetaminę. Z dumą

opowiadali, że nie muszą już zażywać heroiny, bo "wystarcza" im

amfetamina, która wprawdzie nie daje zależności fizycznej, ale

jej niszczące działanie na organizm wymaga często intensywnego

leczenia w szpitalu ogólnym. Z amfetaminy nie odtruwa się, ale

zaprzestanie jej przyjmowania - zwłaszcza dużych dawek - powinno

odbywać się w warunkach szpitalnych i to nie tylko z uwagi na

występujące "na zejściu" objawy depresyjne, lecz również z uwagi

na mogące wystąpić zaburzenia somatyczne, które mogą zagrażać

życiu. 2. Ecstasy

Ecstasy to środek psychoaktywny, stanowiący pochodną amfetaminy.

Wszystkie pochodne amfetaminy - a jest ich wiele -produkuje się

nielegalnie. Mają postać tabletek, proszków, kapsułek, nasączonej

bibuły. Już po kilkunastu minutach od zażycia poprawiają

samopoczucie, pobudzają, "rozjaśniają umysł", usuwają zmęczenie.

Dają nadwrażliwość na bodźce zewnętrzne. Muzyka, której słucha

się po przyjęciu tych środków, "brzmi tak jak powinna", zwłaszcza

muzyka techno. Najsilniejszymi pochodnymi amfetaminy są: MDA,

MDMA, MDE. Największe powodzenie ma MDMA, czyli właśnie ecstasy.

MDA (narkotyk miłości) to połączenie muskaliny (alkaloid

psychoaktywny uzyskany z kaktusa meksykańskiego) i amfetaminy.

Daje długotrwale stany euforii. Szybko i silnie uzależnia.

Stosowanie tego środka, zmieniającego świadomość, zapewnia bardzo

silne doznania zmysłowe i emocjonalne. Im dłużej i silniej

działa, tym trudniej potem wrócić do normalnego życia

emocjonalnego, a z czasem staje się to niemożliwe. MDMA - ecstasy

- jest chemicznym analogiem MDA. Została uzyskana w 1914 roku.

Pobudza ze zmianą odbioru zmysłowe-76

go, bardzo dobrze usposabia do całego świata i wszystkich ludzi,

ułatwia kontakty.

W latach siedemdziesiątych zainteresowanie tym narkotykiem

wzrosło tak, że zaczął stanowić duże zagrożenie; w Stanach

Zjednoczonych zdelegalizowano go w 1985 roku. Ecstasy bierze się,

by się dobrze bawić, "być na luzie, lepiej słyszeć muzykę"...

Wywołuje euforię tak samo jak amfetamina. Działa na

neuroprzekaźniki. Zaburza nastrój i sen, likwiduje głód, rodzi

agresję, wzmaga popęd seksualny, brutalizuje zachowania, wpływa

na ich gwałtowność. Tyle wiedzą wszyscy, którzy sięgnęli po ten

środek, ale wiedzą tylko tyle. Ecstasy to według nich

nieszkodliwy, "fajny" środek. Kolejny mit. Ecstasy niebezpiecznie

podnosi ciśnienie tętnicze i nawet małe dawki mogą powodować

skurcze mięśni szczękowych, do szczękościsku włącznie, ze

wszystkimi jego konsekwencjami. Może również uszkodzić

bezpośrednio nerw wzrokowy. Wzmagając popęd seksualny, zaburza

erekcję i hamuje uzyskanie orgazmu. Działa około 5 godzin

(najpełniej - przez pierwsze godziny), potem następuje "zejście"

trwające ponad 24 godziny.

"Zejście" - to obniżenie nastroju, któremu mogą towarzyszyć

halucynacje i stany lękowe, do napadów paniki włącznie, oraz

dekoncentracja uwagi. Stany pobudzenia bywają bardzo męczące,

zwłaszcza że łączą się z zaburzeniami snu - wszystkich jego faz.

Nawet już "po zejściu" nie mija poczucie utraty kontroli,

zaburzenia koordynacji, obniżenie nastroju i wiele doznań

somatycznych. Występują bóle, zawroty głowy, nudności, wymioty,

czasem omdlenia. Mogą pojawiać się elementy zespołu parano-

idalnego, halucynacje i huśtawka emocjonalna (od euforii do

totalnej depresji). Pamiętajmy również o tym, że zdarzają się

flash backi - podobnie jak przy stosowaniu amfetaminy czy też

środków halucynogennych. Ecstasy - mimo że nie daje zależności

fizycznej - bardziej niż inne narkotyki niszczy narządy

wewnętrzne. Powoduje np. niewydolność wątroby i silnie zaburza

prawidłowe funkcjonowanie wielu układów.

Zależność psychiczna przy stosowaniu ecstasy jest bardzo duża,

a przedawkowanie niesie śmierć. 77

3. Kokaina

Jeszcze cztery lata temu w ulotkach poświęconych kokainie pisano:

"w Polsce kokaina nie jest zażywana". I pisano prawdę. Znało ją

wąskie grono osób, które po raz pierwszy zetknęły się z tym

środkiem i uzależniły od niego w trakcie pobytów zagranicznych.

Dwa lata temu w poradni uzależnień zarejestrowanych było kilka

osób, które - obok innych narkotyków - brały kokainę. W tym samym

czasie w wielu prywatnych gabinetach psychiatrycznych pojawili

się pacjenci z zaburzeniami nastroju, z niechęcią do życia, z

lękami czy też trudnościami w opanowaniu agresji. Osoby te

przyjmowały kokainę, ale nie zawsze łączyły z nią swoje

dolegliwości. Gabinety prywatne, w ich przekonaniu, gwarantowały

dyskrecję i skuteczność w leczeniu zaburzeń. Część z tych osób

po kilku lub kilkunastu miesiącach, gdy skończyły się zasoby

finansowe, trafiła do poradni i tutaj kontynuowała leczenie.

Leczenie uzależnień musi być leczeniem kompleksowym z udziałem

terapeuty, lekarza, ludzi najbliższych choremu. Pacjent musi mieć

także wsparcie grupy osób mających podobne problemy. Tylko wtedy

leczenie daje szansę. Dobry specjalista nie podejmie się leczenia

uzależnień samodzielnie. Dotyczy to uzależnień od każdego środka.

Obecnie w poradni ponad połowa naszych pacjentów miewa kontakt

z kokainą. Wielu z nich, gdyby miało możliwości finansowe,

chętnie używałoby jej znacznie częściej. Stać ich jednak tylko

na dorzucenie co jakiś czas do tańszych narkotyków jednej lub dwu

"ścieżek", bo kokaina jest bardzo droga. Kokaina przestała być

elitarna, trafiła już na ulicę. Jest tak samo łatwo dostępna jak

inne narkotyki. Jest środkiem bardzo silnie uzależniającym

psychicznie - bywa, że już pierwszy raz wywołuje potrzebę

powtórki. Ciało nie sygnalizuje, "że jest coś nie tak", a wgląd

w mechanizmy psychiczne brania pojawia się dużo później niż przy

innych środkach. Kokaina uszkadza struktury czołowe mózgu

odpowiedzialne m.in. za nasze funkcjonowanie społeczne, "hamulce

moralne", zdolność wyciągania wniosków. Jest jedynym narkotykiem,

dla którego można nawet zabić. Kokaina była znana i używana od

ok. 3000 roku p.n.e. w Ameryce Południowej. Tam właśnie rośnie

1-1,5-metrowy krzew ko-78

kainowy (Erythroxylon coca). Potrzebuje stałej temperatury

20-25°C i wysokości 500-1500 m nad poziomem morza. Zbiory

odbywają się wtedy kilka razy do roku. Z liści otrzymuje się, po

odpowiednim przetworzeniu, czysty produkt - kokainę. Ma'postać

białego, krystalicznego proszku, zwanego "śniegiem". Inne nazwy

to chanie lub po prostu coca. Z 200-400 kg liści można otrzymać

l kg chlorowodorku kokainy, proszku o gorzkim smaku, od którego

cierpnie język, i o czystości od 50% do 70%. Indianie od wieków

żuli liście koki, mieszając je z popiołem, który zwiększa ilość

śliny, potrzebnej do wchłonięcia środka. Kokaina przyjmowana w

ten sposób docierała do organizmu w ilościach, które nie dawały

euforii i pobudzenia, usuwały natomiast zmęczenie, obniżały

uczucie głodu, zwiększały wytrzymałość organizmu. Liście koki

bywały czasem niezbędne do przetrwania w trudnych warunkach

Ameryki Południowej, ale wyłącznie tam.

W 1895 roku pierwszy raz wyekstrahowano kokainę z liści koka i

zastosowano ją w medycynie jako środek znieczulający w okulistyce

- przy operacjach na gałce ocznej. Kokainę podawał swojemu

przyjacielowi w okresie pooperacyjnym Zygmunt Freud, aby

zmniejszyć bóle; wtedy nie znano jeszcze tragicznych skutków,

jakie niesie używanie tego środka. Pod koniec XIX wieku, gdy

poznano dokładniej działanie kokainy, ograniczono jej dostępność

- tak samo zresztą jak i opiatów. Obecnie krzewy kokainowe

występują głównie na wyżynach Boliwii, Ekwadoru, Kolumbii i Peru.

Tam też otrzymywana jest kokaina, a produkcja jej jest dość

prosta. Pakuje się ją najczęściej w worki foliowe. W sprzedaży

detalicznej dawki kokainy są zawijane w folię aluminiową lub

plastikową, a także w papier. Kokainę na ogół się wącha. Można

również podgrzewać i używać do inhalacji, rozpuszczać i

przyjmować w kroplach lub bezpośrednio wstrzykiwać do żyły. Bez

względu na sposób przyjęcia kokaina działa bardzo szybko - już

po kilku minutach ma się uczucie, że wzrasta energia, podwyższa

się samoocena, zwiększa jasność myślenia i pewność siebie, nasila

się popęd seksualny. Człowiek jest pełen optymizmu, ma ochotę na

kontakty z innymi i wielką łatwość w ich nawiązywaniu, a

wszystkie przyjemności odczuwa mocniej. Na dodatek ma poczucie

własnej błyskotliwości, wspaniałe pomysły i siłę do ich

realizacji. 79

Czas działania kokainy bywa różny - czasem kilkanaście minut,

czasem kilka godzin, ale jest sposób, aby ten czas wydłużyć - po

prostu przyjmuje się kolejne "linie", czasami aż do zupełnego

wycieńczenia organizmu lub wyczerpania finansów. Takie ciągi

kokainowe mogą kończyć się śmiercią. Duża grupa osób najpierw

przyjmuje kokainę tylko okazjonalnie, nieraz "podlewając" ją

alkoholem, a potem "okazje" stają się coraz częstsze i wreszcie

zaczyna się brać regularnie. To, co do tej pory zostało napisane,

może wyglądać na zachęcanie do kokainy. Kokaina działa silnie

pobudzająco, wywołuje objawy upojenia, połączone ze stanem bardzo

dobrego samopoczucia. Znosi zmęczenie i głód, daje wrażenie

lepszej koncentracji umysłowej - to wie każdy, kto choć raz

spróbował koki.

Tę informację przekazują ci, co biorą, tym, którzy jeszcze nie

dokonali wyboru. Potwierdzenie znaleźć można także w filmach.

Pamiętajmy jednak, że kokaina rozregulowuje pracę centralnego

układu nerwowego, zwiększa aktywność neuroprze-kaźników.

Miejscowe znieczulenie kokainą związane jest z hamowaniem

przewodzenia bodźców nerwowych w ramach obwodowego układu

nerwowego. Szybko i silnie działa na układ krwionośny -

przyspiesza czynność serca, podwyższa ciśnienie tętnicze i

jednocześnie rozszerza obwodowe naczynia krwionośne (łatwo

prowadzi do udarów mózgu). Przyspiesza metabolizm i powoduje

wzrost ilości tlenu w płucach. Niezależnie, jaką drogą jest

przyjęta - palona, wąchana czy wstrzyknięta do żyły - działa

bezpośrednio i bardzo szybko na komórki nerwowe mózgu. Nadmierne

dawki wywołują zwykle zawroty głowy, pocenie się, suchość w

ustach, wysoką temperaturę, dzwonienie w uszach. Może wystąpić

również utrata przytomności i drgawki. Długotrwałe wąchanie

kokainy może prowadzić do zwężenia naczyń krwionośnych w obrębie

przegrody nosa, do przewlekłego kataru lub do uszkodzenia

chrząstki przegrody nosa.

U niektórych osób po kokainie występują zaburzenia hormonalne,

zwłaszcza dotyczące układu rozrodczego. Kobiety ciężarne ryzykują

przedwczesny poród lub urodzenie martwego noworodka. Jeśli

dziecko urodzi się żywe, to rozwija się bardzo powoli, miewa

drgawki, jest niespokojne i nadwrażliwe, jego zacho-80

wanie bywa zaburzone - zbyt impulsywne, często agresywne

czasem dręczą go napady lęku, paniki.

Duże zagrożenie dla życia osoby uzależnionej od kokainy stanowi

okres "zejścia". Po kilku godzinach "wspaniałego życia" następuje

czas głębokiej depresji połączonej z poczuciem własnej

bezwartościo-wości, niepokojem, lękiem, myślami samobójczymi i

ogromną potrzebą wypoczynku, snu, który jednak nie przychodzi.

A wtedy najczęściej i najchętniej sięga się po inny środek, który

na tę chwilę niesie ukojenie - po alkohol, heroinę czy ben-

zodiazepinę.

Gdy wreszcie uda się zasnąć (czasem nawet na dwie doby), to i tak

po przebudzeniu utrzymuje się okres obniżonego nastroju,

zmniejszonej aktywności i zupełnego braku motywacji do

jakichkolwiek działań, niechęci do jedzenia, niechęci do

jakichkolwiek kontaktów z ludźmi. Taki okres może trwać wiele

tygodni. Bardzo często występuje wtedy "głód kokainowy", który

może prowadzić do zdobycia "upragnionej koki" za każdą cenę,

nawet za cenę życia innego człowieka.

O tym powinien wiedzieć każdy, kto po raz pierwszy sięga po

kokainę - bez względu na to, z jakiego powodu to robi. Pierwsza

dawka może być pierwszym krokiem w uzależnienie. 4. Crack

Crack jest słabiej oczyszczoną odmianą kokainy, otrzymaną z liści

krzewu kokainowego. Są to kamyczki lub żwirek do podgrzewania na

folii. Nazwa crack pochodzi od angielskiego to crackle - pękać,

strzelać. To właśnie podgrzewane na folii kamyczki wydają taki

odgłos, gdy pękają. Crack zawiera 70-90% surowej kokainy.

Sprzedawany jest

w małych fiolkach, plastikowych torebkach lub zawinięty w folię

aluminiową. Może być łączony z tytoniem lub palony w fajkach

wodnych. Młodzi ludzie sięgają po niego chętniej niż po kokainę,

bo jest łatwy w użyciu i tańszy, a efekt odurzający daje

natychmiast - już po kilkunastu sekundach (kokaina "zaczyna

kręcić" po 30-50 sekundach, a heroina "dopiero" po 3 minutach).

81

6. Narkotyki w Polsce

Crack błyskawicznie działa na komórki centralnego układu

nerwowego, wywołuje euforię, poczucie wielkiej siły i olbrzymich

możliwości, pobudza seksualnie. Nie uzależnia fizycznie, ale

psychiczna zależność przychodzi bardzo szybko. Jest przyswajany

bezpośrednio w płucach i mózgu, często omija wątrobę, co zwiększa

i przyspiesza jego bezpośrednie działanie. Często jednak szybko

osiągnięta euforia równie szybko mija, a zaczyna się złe

samopoczucie. Uzależnieni od cracka biorą wtedy heroinę, aby ten

przykry stan nie wystąpił. Wiedzą o tym dealerzy i przy sprzedaży

cracka proponują dodatkowo opłaty. Crack bardzo szybko zaburza

układ oddechowy, często doprowadza do spadku wagi, bywa, że

euforii towarzyszą zaburzenia myślenia (urojenia) i zaburzenia

postrzegania (halucynacje). Przedawkowanie cracka niesie śmierć.

5. Khat

Silne działanie narkotyczne daje khat - liście krzewu Catha

edulis, rosnącego na Madagaskarze i w Afryce Wschodniej. Liści

tych od wielu wieków używano przy obrzędach rytualnych. Są one

żute, a suszone mogą być dodatkiem do herbaty. Aktywnym środkiem

jest cathinone, który pobudza centralny układ nerwowy, daje

energię, ale bardzo szybko uzależnia psychicznie. Działanie jego

może być porównywane z działaniem amfetaminy. Nie powoduje

wprawdzie uzależnienia fizycznego, lecz przedawkowany wywołuje

dramatyczne reakcje przewodu pokarmowego (bóle brzucha, biegunki)

oraz takie objawy jak przy zatruciu alkoholem. Może również dawać

zaburzenia psychiczne. W Polsce jest mniej popularny z uwagi na

szybkie psucie się liści i rozpad alkaloidów dających odurzenie.

ROZDZIAŁ IV

Halucynogeny

Środki halucynogenne to substancje, które działając na organizm

ludzki, mają zdolność do wywoływania zmian w odbieraniu otoczenia

zmysłami, w sposobie myślenia i przeżywania emocjonalnego.

Zmuszają nasz mózg do produkcji snów na jawie. Dają zwiększoną

wrażliwość na bodźce zewnętrzne, poczucie większej zdolności do

weny twórczej. Jak większość środków narkotycznych były znane i

stosowane od tysięcy lat, ale głównie w rytualnych spotkaniach

religijnych. l. Roślinne i syntetyczne

Duża grupa środków halucynogennych jest pochodzenia roślinnego.

Aztekowie i Majowie w czasie obrzędów religijnych stosowali na

przykład grzyby zawierające psylozynę i psylocybrynę. Grzyby

takie rosną we wszystkich częściach świata i jest ich ponad 100

gatunków. W Polsce można spotkać kilka ich gatunków - w lasach,

na łąkach i połoninach. Jako środki halucynogenne są spożywane

w różnych formach. Można je jeść na surowo - tnąc w drobne

pasemka, można robić z nich wywar i napar, można suszyć i używać

dopiero w długie zimowe wieczory. Grzyby halucynogenne zbiera się

raczej grupowo i przyjmuje w grupie. Często towarzyszą takim

spotkaniom rytuały ustalone przez liderów danej grupy. Bywa, że

wykorzystują to sekty. Po przyjęciu tego rodzaju środka ma się

zwiększoną wrażliwość na bodźce, w grupie można dzielić się swymi

przeżyciami -83

jest "naprawdę super". Wprawdzie miłym przeżyciom towarzyszą

czasem zawroty głowy, zamazanie obrazu, nieskoordynowane ruchy,

wreszcie stany lękowe, ale o tym się nie myśli, o tych przy.

krych doznaniach lepiej milczeć.

Opowiada się głównie o tym, jak głęboki odczuwa się spokój, jak

mocno, przyjemnie i "super" "łapie się haluny", jak łatwo

dostrzec piękno otoczenia i znaleźć się w świecie pełnym

tęczowych, ciepłych barw. Nie mówi się natomiast o występującym

poczuciu dezorientacji w miejscu i czasie, o zaburzeniach pamięci

i myślenia, o poczuciu chaosu. Nie mówi się również o tym, że w

mieszaninie złudzeń i halucynacji tak naprawdę nie wiadomo, kim

się jest i jakie ma się możliwości. Jeżeli w takim stanie

zaburzeń w odbiorze świata wszystkimi zmysłami oraz zaburzeń w

myśleniu i przeżywaniu emocji ma się poczucie, że jest się

pięknym, wielkim, wspaniałym ptakiem, jeśli widzi się swoje silne

rozłożyste skrzydła i czuje się potrzebę zażycia ruchu i wolności

- to skorzystanie z otwartego okna na którymś tam piętrze

wieżowca nie tylko nie jest trudne czy niebezpieczne, ale jest

nakazem chwili - a kończy się tragicznie.

W Polsce halucynogenne są również rośliny z rodziny psianko-

watych - takie jak chwast bieluń dziędzierzawa (popularnie zwany

szalejem), pokrzyk mandragora (wilcza jagoda) czy lulek czarny.

Zażywanie owoców tych roślin daje zmniejszenie napięcia

mięśniowego, przejściowe zaburzenia w widzeniu (zamazane kontury

przedmiotów połączone z błędną oceną odległości), narastające

poczucie zagrożenia, lęk, a nawet napady paniki. Doznaniom tym

towarzyszą halucynacje wzrokowe, słuchowe i nadwrażliwość na

bodźce. W latach siedemdziesiątych w jednym z warszawskich

szpitali na oddziale ostrych zatruć obserwowano swoistą epidemię.

Zdarzało się, że w ciągu tygodnia do oddziału przywożono w stanie

ostrego zatrucia bieluniem nawet kilka młodych osób. Co się

okazało? Na budującym się wtedy osiedlu na Bródnie rosło dużo

bielunia, a ktoś puścił informację, że działa on jak afrodyzjak.

Natychmiast znalazło się wielu chętnych do sprawdzenia, czy to

prawda. Eksperymenty skończyły się w szpitalu, o czym światek

biorących dowiedział się natychmiast. A mimo to do dziś mass

media informują o dramatach związanych z nawracającą modą na

eksperymenty z bieluniem. Dwa lata temu przedsiębiorczy młodzi

ludzie podjęli produkcję" środka, który "dobrze kręci". Robili

wywar czy też napar z owoców bielunia i sprzedawali go w małych

fiolkach zamkniętych gumowym korkiem. Okazało się, że źle

obliczyli dawkę i w ciągu tygodnia dwie osoby, które spróbowały

"wspaniałego nowego środka", znalazły się w stanie ostrego

zatrucia na sali reanimacyjnej. Wieść o bezpośrednim zagrożeniu

życia błyskawicznie dotarła do potencjalnych odbiorców i

"produkcja" natychmiast upadła - na szczęście.

Roślinne substancje halucynogenne znajdują się również

w występujących w Ameryce Południowej i Arabii nasionach

różnych krzewów.

Znane jest działanie halucynogenne substancji zawartej

w ziarnach jednego z gatunków agawy. Z ziaren tych sporządza się

proszek i używa jako środka halucynogennego.

W 1777 roku zauważono zmiany w zachowaniach ludzi, którzy żywili

się zbożem zawierającym grzyb pasożytniczy bazujący w kłosach

zbóż. Dziś wiemy, że był to sporysz, ale wtedy zbiorowe

zaburzenia świadomości kończyły się procesami czarownic i

oznacza dawkę) oraz w formie papierowych pasków lub płynu; wtedy

jest trudniejszy do wykrycia.

Zażywanie LSD prowadzi do bardzo niebezpiecznych dla osoby

biorącej i jej otoczenia zaburzeń psychicznych. Poproszono mnie

pewnego dnia, abym zajęła się młodym,

dwudziestoletnim pacjentem. Jego zachowanie budziło niepokój

rodziny. Nie spał od kilku dni, widział wszystko w niespotykanych

kolorach, a swego małego 1,5-rocznego synka, mimo bardzo złej

pogody, zaniósł w tajemnicy przed rodziną do pobliskie-85

84

go kościoła i oddal pod opiekę proboszcza do momentu, "gdy

przyjdzie czas"... Zanim jednak "przyszedł czas", spotkałam się

z tym młodym człowiekiem. Na szczęście dla wszystkich zobaczył

we mnie Matkę Boską, która "zeszła na ziemię, by mu pomóc w walce

z szatanem". Był gotów jechać ze mną do "odpowiedniego kościoła"

i "zwyciężyć tam szatana". Bał się bardzo, aby "Matka Boska" po

drodze nie zniknęła, chwycił więc mnie w ramiona i w takim

uścisku trzymał przez całą drogę do miejsca, gdzie mu pomogą

"zniszczyć szatana". Do dzisiaj czuję ten uścisk i ze szczegółami

pamiętam drogę do "odpowiedniego kościoła", którym był oddział

w szpitalu psychiatrycznym. A minęło już kilka lat. Ów młody

człowiek "tylko" przez miesiąc przyjmował LSD, a po leczeniu, gdy

mówił o swych doznaniach, okazało się, że widział i słyszał

szatana, któremu miał złożyć dziecko w ofierze. Słyszał również,

że Matka Boska mu to odradzała. To ona "poradziła", aby dał synka

księdzu w opiekę. Jak zjawiła się osobiście i chciała zabrać go

"do kościoła", zaczął mieć nadzieję, że zwycięży szatana. Gdy

rozmawiałam z nim później, miał poczucie, że mnie zna, ale nie

łączył tej znajomości z jazdą do szpitala. Leczenie tego ostrego

epizodu psychotycznego trwało kilka tygodni. Przedstawiłam tę

historię, bo bardzo chciałabym, aby młodzi ludzie, zanim sięgną

po LSD, wiedzieli, że każdego zażywającego ten środek może

spotkać takie przeżycie, ale nie dla każdego skończy się tak

szczęśliwie, jak w opisanym przypadku. Że narażają się na różne

zaburzenia psychiczne, że grożą im zaburzenia myślenia, urojenia,

halucynacje, poczucie oddziaływania sił nadprzyrodzonych,

narastający lęk i związana z nim niekontrolowana agresja itd. LSD

nie daje zależności fizycznej, ale bardzo silnie oddziałuje na

wszystkie układy naszego organizmu. Przyspiesza czynność serca,

podwyższa ciśnienie tętnicze, może również doprowadzić do

zatrzymania oddechu. Często wywołuje zawroty głowy, utratę

apetytu i spadek masy ciała. Najlepiej wchłania się ze śluzówek

i najchętniej umiejscawia się w narządach miąższowych, skąd

wydala się bardzo powoli. Ten narkotyk jest najsilniejszym

środkiem halucynogennym. Daje "totalny odlot", który trwa czasem

kilka godzin. Zaburzo-86

na jest wtedy ostrość widzenia. Nieprawidłowo ocenia się

odległość (dziesiąte piętro to żadna wysokość). Ma się

halucynacie wzrokowe i słuchowe - widzi się całe sceny, różne

postacie, często w ruchu. Traci się poczucie czasu. Towarzyszy

tym doznaniom albo duże podniecenie z euforią, albo wręcz

przeciwnie - przygnębienie, płacz. Czasem występuje bardzo duża

agresja, czasem autoagresja - do prób samobójczych włącznie.

Jednej czwartej osób korzystających ze środków halucynogennych

zdarzają się flash backi. Są to zaburzenia występujące nagle, w

trakcie utrzymywania abstynencji, i niczym się nieróż-niące od

zaburzeń, jakie się ma w okresach przyjmowania środka. Mogą trwać

od kilku minut do kilku godzin. Mogą kilkakrotnie się powtórzyć.

Substancje halucynogenne dają duże uzależnienie psychiczne i

zmniejszającą się tolerancję. Przy braniu tych środków następna

dawka, która wywołuje zaburzenia, może być mniejsza niż

poprzednia, a doznania takie same.

Halucynogennie działają również środki używane w medycynie - w

anestezjologii. Fencyklidyna (PCP) została wycofana w 1965 roku.

Bywa używana na rynku narkotycznym w formie papierosów lub do

wciągania do nosa.

Nadal stosowana jest w medycynie ketamina. Podaje się ją

pod ścisłym nadzorem lekarskim, jako środek znieczulający. Na

rynku narkotykowym ma postać białego proszku lub tabletek.

Wymienione środki są bardzo niebezpieczne, a przedawkowanie

powoduje uszkodzenie mózgu, często z majaczeniem, i trwale

uszkadza pamięć. Czasem ich skutkiem są również nagłe,

nieuzasadnione, nieoczekiwane i niekontrolowane wybuchy agresji

czy wręcz akty przemocy. 2. "Kwasy"

Środki halucynogenne - jak większość narkotyków - bywają mieszane

z innymi substancjami psychoaktywnymi. Jedną z takich mieszanin

są "kwasy", czyli narkotyki halucynogenne połączone z amfetaminą

lub z ecstasy. Działanie "kwasów" daje doznania takie jak po

halucynoge-nach i takie jak po amfetaminie oraz jej pochodnych.

Ale nie 87

tylko doznania. Konsekwencje również. Bardzo szybko i bardzo

głęboko uzależniają psychicznie.

Warto wiedzieć, że nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć treści

przeżyć i głębokości halucynacji. Z koszmarnego snu możemy się

obudzić, koszmarnego filmu nie musimy oglądać do końca. Koszmarów

przeżywanych po halucynogenach w żaden sposób przerwać nie można.

Trwają.

ROZDZIAŁ V

pochodne opium

szają lęk i niepokój, obniżają temperaturę, nieco zwalniają

oddech i czynności przewodu pokarmowego, rozluźniają mięśnie ~

słowem - spowalniają funkcjonowanie wszystkich układów w naszym

organizmie. Działanie tych substancji, tzn. utrzymywanie się ich

stałego poziomu we krwi, trwa kilka godzin. Wszystkie opłaty dają

zależność fizyczną, przy czym zawsze wzrasta tolerancja na nie,

toteż trzeba przyjmować coraz większe dawki i coraz częściej, aby

uzyskać ten sam efekt lub zapobiec wystąpieniu zespołu

abstynencyjnego. Opłaty stosowane w medycynie pod stałą kontrolą

lekarza są lekami bezpiecznymi ł przynoszą dobre efekty w

leczeniu. Niestety, zaczęto ich używać również jako środka

odurzającego, zmieniającego świadomość, służącego rozrywce.

Powstał wielki podziemny rynek produkcji i dystrybucji tych

substancji. Wprawdzie uprawa i eksport odbywają się pod nadzorem

Międzynarodowego Organu Kontroli Narkotyków ONZ, ale od końca

ubiegłego wieku rozwinął się nielegalny rynek i działa do

dzisiaj. Nielegalną produkcję prowadzi się głównie w rejonie tzw.

Złotego Trójkąta (Birma, Laos, Tajlandia), a także Złotego

Półksiężyca (Afganistan, Iran, Pakistan), w Meksyku, Libanie,

wreszcie w południowych republikach dawnego ZSRR. Jak już

wspomniano, opium produkuje się z zielonych makówek - z jednego

hektara maku można uzyskać około 33 kg czystego opium. Samo opium

jest nie tylko narkotykiem. Jest również surowcem do otrzymania

tak silnych narkotyków, jak morfina, heroina czy kodeina. Ci,

którzy narkotyzują się opium, najczęściej palą go (odpowiednio

spreparowane kulki) w specjalnych opiumowych fajkach. l. Morfina

Morfinę po raz pierwszy wyizolowano z opium na początku XIX

wieku. Występuje w postaci białego proszku, tabletek lub płynu

w ampułkach. Przyjmowana jest doustnie, dożylnie, domięśniowo

oraz w inhalacji. Działa silnie przeciwbólowe i uspokajająco (po

krótkim okresie euforii). 90

Daje silne uzależnienie fizyczne i psychiczne. Przedawkowanie

powoduje zaburzenia krążeniowo-oddechowe, które mogą być

przyczyną śmierci.

Morfina jest od XIX wieku do dnia dzisiejszego jednym z leków

stosowanych w medycynie w walce z bólem. Ze względu na wspomniane

duże zagrożenie uzależnieniem, jej dystrybucja i podawanie są

ściśle określone zarówno przepisami prawnymi, jak i wskazaniami

medycznymi. Stosowana jest przy przewlekłych bólach w stanach

terminalnych, a doraźnie - wyłącznie w przypadku bólów silnych

i bardzo silnych. Niweluje się nią cierpienie m.in. przy zawale

mięśnia sercowego, ciężkim urazie klatki piersiowej, uszkodzeniu

opłucnej lub oskrzeli, w przypadku bólów pooperacyjnych. Dawkę

dobiera się tak, aby zlikwidować objaw, a nie spowodować euforii.

Trzeba tu jednak wyraźnie powiedzieć, że do stosowania morfiny

i jej pochodnych jest więcej przeciwwskazań medycznych niż

wskazań.

Wśród wskazań wymienić można: urazy głowy, stany drgawkowe,

zaburzenia układu oddechowego (astma, nieżyt oskrzeli,

niewydolność oddechowa), niewydolność nerek i wątroby, niedo-

czynność tarczycy, ostre zapalenie trzustki. Kobiecie w ciąży

morfinę można podawać jedynie wówczas, gdy - zdaniem lekarzy -

korzyść, jaką przyniesie ona matce, przeważa nad potencjalnym

zagrożeniem dla dziecka. Efekty uboczne stosowania morfiny są

takie same jak przy

wszystkich opłatach. Pamiętajmy o tym, kiedy zamierzamy

przyjmować je na własną rękę już jako narkotyk.

Czasem fakt, że morfina jest lekiem, młodzi ludzie wykorzystują

jako argument za eksperymentowaniem z narkotykami. Zapominają

albo nie chcą wiedzieć, że jest lekiem niwelującym jedynie objaw

silnego bólu i to tylko w wybranych chorobach. Jest lekiem, który

daje ulgę w cierpieniu, ale nie leczy.

Jeżeli więc ktoś ma zamiar zacząć przyjmować opłaty dla

"wyleczenia bólu istnienia" ł znajduje sobie usprawiedliwienie

w tym, że część z nich to zalegalizowane leki - niech jeszcze raz

uważnie przeczyta rozdział o uzależnieniu jako chorobie.

Stosowanie leków opiatowych poza kontrolą i wskazaniami

lekarskimi grozi tym samym co używanie opiatów nielegalnych,

takich jak heroina.

91

2. Heroina

Jest to półsyntetyczny produkt wprowadzony do medycyny pod koniec

XIX wieku jako silny środek przeciwbólowy, prze-ciwkaszlowy i

przeciwastmatyczny. Początkowo nie wiedziano, że szybko i głęboko

uzależnia. Stosowano go nawet w leczeniu uzależnienia od morfiny!

Ale już w latach dwudziestych heroina została wycofana z

medycyny, natomiast zaczęła rosnąć jej popularność na rynku

narkotycznym, gdzie "króluje" do dziś. Wytwarza się ją

nielegalnie, głównie w rejonach upraw maku opiumowego - w

Meksyku, na Bliskim Wschodzie, w rejonie Złotego Trójkąta, a

także Złotego Półksiężyca, skąd pochodzi około 70-80% heroiny

znajdującej się na rynku europejskim. Heroinę otrzymuje się w

procesach chemicznych z nieoczysz-czonej morfiny, a więc surowcem

wyjściowym jest opium. Brown sugar- heroina najmniej oczyszczona

- zawiera 15-40% środka odurzającego i ma postać

drobnożwirowatego lub granu-Iowatego proszku w kolorze białawym,

szarawym bądź różowo-brązowym. Dobrze oczyszczona jest białym

proszkiem, czasem z odcieniem beżu - zawiera wtedy 60-95% środka

odurzającego i kosztuje znacznie drożej. W sprzedaży detalicznej

miesza się ją z talkiem, cukrem, sodą oczyszczoną, mąką itp.

Zapach heroiny jest lekko gorzkawy, właściwie trudny do

określenia. Palona heroina ma z kolei słodkawy zapach

"podpalonych starych opon". Wstrzyknięcie heroiny powoduje

natychmiastowe intensywnie przyjemne samopoczucie, często

graniczące z euforią. Potem jest 2-6-godzinny okres pełnego

relaksu i odprężenia połączonego ze zobojętnieniem. Intensywnie

przyjemne uczucie to doznanie, które daje zadowolenie, a zarazem

ulgę i wiarę we własne możliwości intelektualne - odczuwa się to

na jawie - bez jakichkolwiek halucynacji lub wizji. Tak po prostu

jest. Po heroinie ma się wysokie mniemanie o sobie, chęć

działania, by wykorzystać swoje możliwości, poczucie siły

fizycznej.

Narkomani nazywają ten stan błogostanem, ekstazą. Niestety, żeby

go powielić, trzeba zwiększać i dawki, i częstotliwość ich

przyjmowania, bo tolerancja wzrasta bardzo szybko. Opisane

doznania są nieco mniej intensywne w przypadku inhalacji lub

palenia, ale utrzymują się dłużej. 92

Heroina bardzo szybko uzależnia fizycznie i psychicznie. Przy

systematycznym jej stosowaniu mogą występować nud-ności,

zaburzenia oddechu, zakłócenia pracy serca i układu krążenia,

czasem podwyższona temperatura. Nieprzy jecie w odpowiednim

czasie następnej dawki powoduje obniżenie nastroju, zmniejszenie

aktywności i zupełny spadek zainteresowań. Do tego dołączyć mogą

objawy fizyczne, objawy zespołu abstynen-cyjnego - bóle i zawroty

głowy, uczucie duszności, zlewne poty, bóle brzucha, biegunka i

bardzo silne bóle mięśniowo-stawowe. Są one trudne do zniesienia,

a można je przerwać bardzo szybko - po prostu przyjąć następną

dawkę heroiny. I często jest tak, że już dawno przestało się

palić heroinę, by osiągnąć ekstazę. Pali się po to, by móc

funkcjonować, by stłumić narastające dolegliwości, tym bardziej

że narasta niepokój i lęk, pojawia się bezsenność.

Wystąpienie objawów abstynencyjnych często jest pierwszym

sygnałem dla rodziców czy bliskich, że dzieje się coś złego. Bywa

też tak, że młody człowiek, zmęczony ciągłym organizowaniem "kasy

na towar" lub zdobywaniem towaru, sam informuje swoich bliskich

o problemie. I wtedy zaczyna się "szukanie pomocy". Są to bardzo

często własne koncepcje, oparte na intuicji, "zdrowym rozsądku"

czy wreszcie zasłyszanych "dobrych radach".

Niestety, takie koncepcje nie mają nic wspólnego z prawdziwą

wiedzą. Zdarza się niejednokrotnie, że rodzice przyprowadzają do

poradni 22-25-letniego "dzieciaka", który właśnie wczoraj

"przyznał się, że od pół roku bierze", i żądają np.

natychmiastowego podania mu leków. Nawet nie pozwalają na rozmowę

z tym dorosłym człowiekiem, sam na sam. Oni "są rodzicami i muszą

wiedzieć wszystko" - teraz, natychmiast. "Przecież on bierze

tylko pół roku", więc "trochę lekarstw, silnej woli - przecież

to proste". Informację, że proces leczenia po odtruciu na

oddziale de-toksykacyjnym będzie trwał parę miesięcy, kwitują

słowami: "tu nie chcą nam pomóc". Są tak bardzo przejęci swoim

problemem, że nie słyszą nic z tego, co się do nich mówi. Mają

własną koncepcję, która ich całkowicie pochłania. Tacy rodzice

wymagają intensywnej pomocy, ale o tym było już wcześniej.

Pacjenci zgłaszają się na ogół do poradni po kilku miesiącach

palenia heroiny. Ale z reguły nie jest to ich pierwszy narkotyk.

Najczęściej brown pojawia się po kilku latach intensywnego brania

innych środków, gdy uzależnienie psychiczne jest 93

już faktem. Wśród owych środków prym wiedzie marihuana a ostatnio

coraz częściej skun. : Brown sugar - heroina do palenia - w

ostatnich czasach zdominowała rynek narkotyczny w Warszawie.

Pierwsi pacjenci - wytrawni niegdyś palacze "maryśki" - trafili

do naszej poradni we wrześniu 1996 roku (brown sugar pokazała się

na rynku w lutym-kwietniu 1996) i do końca roku zostało

zarejestrowanych 20 pacjentów uzależnionych od tego środka. W dwa

lata później, po analogicznym okresie (l września -31 grudnia

1998) zarejestrowano już ponad 400 pacjentów z tym samym

uzależnieniem. Świadczy to niewątpliwie o randze problemu i jego

narastaniu. Szkoda, że ci, którzy mogą podejmować decyzje, tego

nie widzą, a może nie chcą widzieć. I jeszcze jedno - przy takim

wzroście liczby pacjentów uzależnionych od heroiny liczba łóżek

detoksykacyjnych dla narkomanów w Warszawie jest od 20 lat stała.

Sięga "aż" 20 łóżek. Pozostawimy to bez komentarza. 3. "Kompot"

"Kompot", czyli mieszanina morfiny, heroiny i odczynników

używanych do uzyskania tych opiatów ze słomy makowej, jest

narkotykiem specyficznie polskim. To domorośli polscy chemicy,

tęskniący w okresie "dzieci kwiatów" za niedostępnymi wówczas

drugami, pokazali, że "Polak potrafi". Sami, w domowych

warunkach, uruchomili produkcję. Przez wiele lat (do końca lat

osiemdziesiątych) był to praktycznie jedyny, szeroko dostępny

narkotyk w Polsce. Ze względu jednak na wygląd i sposób

przyjmowania (zastrzyki dożylne) nie wszyscy spragnieni

narkotyków decydowali się na eksperymentowanie. To właśnie

"kompot" stworzył pokutujący do dziś sztandarowy obraz narkomana

- tzw. ćpuna, kojarzonego ze strzykawką, makówką, bezdomnością,

meliną i bajziem, a w późniejszych latach - z HIV/AIDS. Od

momentu, gdy na polskim rynku zaczęły pojawiać się prawdziwe

narkotyki o atrakcyjnym wyglądzie oraz bezpiecznym i "eleganckim"

sposobie przyjmowania, "kompot", szczególnie w Warszawie,

przestał być numerem l. 94

W połowie lat dziewięćdziesiątych wydawało się, że środek ten

przejdzie do historii. Na terenie Warszawy królowała wtedy

amfetamina, wspierana przez kanabinole, zaczął się też pojawiać

skun. Nie znano jeszcze heroiny do palenia, nazwa brown sugar nic

nie mówiła.

Ludzie uzależnieni od "kompotu" trafiali coraz rzadziej do

lecznictwa ambulatoryjnego - część z nich zabrało AIDS, część

weszła do programów metadonowych w ramach likwidacji szkód

spowodowanych przez narkotyki, część podjęła długoterminowe

leczenie rehabilitacyjne w ośrodkach. Nowy narkoman po "kompot"

nie sięgał. Pod koniec 1998 roku "kompot" jednak wrócił. Wrócił

jako

efekt epidemii brown sugar. Coraz więcej młodych ludzi, którzy

2-3 lata "palili tylko brouma", dziś w wyniku braku środków

finansowych na "brąz", przyjmuje "kompot". Kiedyś od "kompotu"

się zaczynało i na "kompocie" się kończyło. Młodzi ludzie,

pogardzający teraz dożylnymi narkomanami -"ćpunami", ale

eksperymentujący z "trawą", palący "zioło", nie zdają sobie

sprawy z tego, że są na najlepszej drodze do "kompotu".

Powstające obecnie pokolenie "kompociarzy" zaczynało od "trawy"

i brzydziło się wtedy "kompotem". Nawet gdy doszło już do browna,

czuło się inne, lepsze od "ćpunów" -"ja tylko palę, ja nie biorę

dożylnie, ja nigdy dożylnie nie wezmę". Czas pokaże, jak będzie

dalej. "Kompot" jest produkowany ze słomy makowej, traktowanej

według ustalonej procedury różnymi substancjami chemicznymi, w

tym rozpuszczalnikami organicznymi. Otrzymywany wywar jest słabo

oczyszczony, zawiera - w zależności od producenta - około 30-40%

morfiny, tyle samo heroiny, resztę stanowią substancje powstałe

z odczynników używanych do produkcji. "Kompot" jest produktem

polskim i polski "kompociarz" -"ćpun" - różnił się od

europejskiego heroinisty.

Substancje używane do produkcji są bardzo toksyczne,

zwłaszcza dla narządów miąższowych. Niejednokrotnie zdarza się

więc, że to właśnie niewydolność tych narządów - stan fizyczny

pacjenta - przyspiesza śmierć. "Kompot" jest sprzedawany w

strzykawkach (w każdej chwili gotowy do podania), a strzykawki

napełnia się prosto z gara, w którym "kompot" był przygotowany.

95

Trudno w tej sytuacji mówić o aseptyce, choć są narkomani którzy

"biorą w żyłę" tylko własną produkcję i zawsze czystą nową igłą,

dezynfekując miejsce wkłucia - ale są to bardzo rzadkie

przypadki. Zdarzają się też tacy, którzy kupiony w strzykawce

"kompot" podgrzewają, żeby zniszczyć wirusa HIV. To jednak

również wyjątki. Większość na takie sprawy nie zwraca uwagi i

wstrzykuje sobie, "byle szybciej działało". Korzystanie z już

używanego sprzętu grozi nie tylko zakażeniem się HIV/AIDS. Grozi

również -a kto wie, czy to nie jest gorsze - zakażeniem się

wirusem typu C (HCV), który wywołuje zapalenie wątroby i jej

uszkodzenie. Trudno nie wspomnieć też o tym, że podawanie

"kompotu" drogą dożylną niszczy żyły - wymaga szukania coraz to

nowych miejsc do nakłuwania, a takie wkłucia niosą za sobą

infekcje bakteryjne nie tylko żył, ale i otaczającej je tkanki

podskórnej. Była kiedyś w poradni 16-letnia pacjentka, która

biorąc dożylnie "kompot" z amfetaminą, wprowadziła sobie

dodatkowo gronkowca złocistego, który wywołał u niej zapalenie

mięśnia sercowego. Po wielotygodniowym leczeniu szpitalnym udało

się uratować jej życie, niestety wróciła do narkotyków. Potem

podjęła kolejną próbę leczenia. Niestety, nie wiem, co się teraz

z nią dzieje. "Kompot" podawany dożylnie często bywa łączony me

tylko z amfetaminą, ale również z innymi środkami - z

benzodiazepi-nami czy barbituranami. Takie mieszanki stwarzają

olbrzymie niebezpieczeństwo przedawkowania, co często prowadzi

do śmierci. "Kompociarz" to ten narkoman, którego widać na

dworcach i w pasażach. Coraz częściej również to ten narkoman,

który kilka lat temu zaczynał od "trawy". Mijając go, pomyśl, że

zaczynał po to, "żeby było fajnie".

ROZDZ/AŁ VI

Skuny

Skuny, narkotyki na bazie marihuany, są szalenie rozpowszechnione

wśród młodzieży. Pali je się pod hasłem "marihuana", "zioło",

ewentualnie "mocniejsza holenderska marihuana". Młodzi ludzie

najczęściej nie mają pojęcia o tym, co przyjmują, z czym naprawdę

się stykają.

Skuny powstały zgodnie z "prawem rynku" - dostarczyć towar ze

wszech miar atrakcyjny, a co za tym idzie, szybko i skutecznie

uzależniający. Towar, który w obiegowej opinii jest "miękki i

nieszkodliwy". Czasami młody człowiek ma świadomość, że jednak

coś jest

nie tak, wie, że "tam jest jakaś chemia", ale na tym jego wiedza

się kończy.

Czymże więc są skuny?

Skuny to narkotyki, w których obok podstawowego składnika, czyli

marihuany, znajdują się inne substancje psychoaktyw-ne dostępne

na rynku - amfetamina i jej pochodne, środki halucynogenne i

substancje lotne. Do "krajanki" z liści konopi dodawana może być

"krajanka" z liści rosnących w naszym kraju roślin trujących,

mających "przy okazji" działanie halucynogenne, takich jak bieluń

czy lulek. Bywają skuny, w których znaleźć można śladowe, ale już

uzależniające fizycznie ilości brown su-gar. Może być chyba

wszystko, poza kokainą i grzybami. Nigdy nie wiadomo, na jaki

zestaw narkotyków się trafi, nigdy nie wiadomo, ile w skunie

naprawdę ich jest. Skun daje psychiczne i fizyczne powikłania

związane ze wszystkimi wymienionymi narkotykami. Daje "zejścia"

i psychozy po-amfetaminowe, daje nawracające flash backi - jak

po LSD. Pojawiają się zaburzenia nastroju i faz snu, zaburzenia

łaknienia, 97

7. Narkotyki w Polsce

problemy z pamięcią i koncentracją uwagi. Występują objawy

zatrucia bieluniem. Zdarzają się fizyczne objawy abstynencvi ne,

charakterystyczne dla opiatów. A przecież to "zioło". Komu

zaszkodziło "zioło"? Jednak wbrew obiegowym opiniom - jest ono

jednym z najgroźniei-szych narkotyków dostępnych w Polsce.

ROZDZIAŁ VII

Leki

Leki są substancjami chemicznymi i powinny być stosowane jedynie

pod kontrolą lekarza i z jego zalecenia, gdyż trzeba znać ich

budowę, mechanizm działania i wpływ na organizm. Wielu pacjentów

bierze je jednak "na własną rękę", czyniąc sobie więcej krzywdy

niż dobra. Wynika to stąd, że jako pacjenci oceniamy lek na

podstawie jego działania na przykry, uciążliwy dla nas objaw. Im

szybciej i łatwiej lek usuwa objaw, tym w ocenie pacjenta jest

lepszy, skuteczniejszy i tym chętniej się po niego sięga.

Niestety, leki, o których będzie mowa, usuwają wprawdzie objawy,

ale nie likwidują ich przyczyny. A ponieważ przyczyna nadal

istnieje, nadal będą występowały przykre objawy. Dlatego właśnie

o przyjmowanych lekach powinien zawsze decydować lekarz, który

zastosuje leczenie przyczynowe. Wielu pacjentów zażywa jakiś lek,

kierując się informacjami z plakatów reklamowych lub poleceniem

znajomych - "bo komuś kiedyś pomógł"... Często pacjent przychodzi

do lekarza po konkretny lek, o którym "tyle dobrego słyszał", a

nie po poradę. I z dużym trudem udaje się go przekonać, że ów lek

nie tylko nie jest dla niego dobry, ale wręcz szkodliwy. Utarło

się również mniemanie, że leki wypisywane przez psychiatrę lub

leki "na uspokojenie" to "psychotropy", czyli leki stosowane w

ciężkich zaburzeniach psychicznych. I tak do jednego worka wrzuca

się neuroleptyk!, leki prze-ciwdepresyjne i np. benzodiazepiny.

Neuroleptyk! i antydepre-santy nie dają uzależnienia, natomiast

benzodiazepiny, zwłaszcza stosowane bez kontroli lekarskiej,

uzależniają bardzo szybko - tak fizycznie, jak i psychicznie. 99

Wiele osób uzależnionych od narkotyków zażywa leki uspokajające,

nasenne lub przeciwbólowe w okresach świadomej abstynencji od

narkotyku lub zamiast narkotyku. Sporo osób jest uzależnionych

od leków, choć nigdy nie używały narkotyków, a pierwsze leki

uspokajające przepisywał im lekarz - później traciły kontrolę nad

ich przyjmowaniem i same "organizowały" sobie recepty. l.

Barbiturany

W 1903 roku został wykryty kwas barbiturowy, a jego pochodne -

barbiturany - zostały wprowadzone jako leki świetnie działające

w bezsenności i nadpobudliwości. Już po kilku latach zauważono

objawy uzależnienia fizycznego od barbituranów, ale dopiero w

latach pięćdziesiątych uznano barbiturany za leki dające

uzależnienie. W tym czasie osoby zażywające amfetaminę zauważyły,

że barbiturany łagodzą skutki jej działania i pozwalają szybciej

wrócić "do normy". Osoby zażywające heroinę odkryły, że z

powodzeniem ją zastępują. Dealerzy zaczęli wtedy dodawać

barbiturany do opiatów, by zyskać tańszy produkt, a do amfetaminy-

by zmniejszyć jej negatywny wpływ. Nastąpił wzrost niemedycz-

nego stosowania barbituranów przez młodych ludzi. W latach

sześćdziesiątych wielu narkomanów uzależnionych od opiatów

wstrzykiwało sobie barbiturany dożylnie, wielu z nich zmarło z

przedawkowania. W latach siedemdziesiątych spadła liczba osób

zażywających barbiturany, rozpowszechniła się bowiem inna grupa

leków - benzodiazepiny, które uważane były za znacznie

"bezpieczniejsze" - niestety, one również szybko i skutecznie

uzależniają. Małe dawki barbituranów dają - poza działaniem

nasennym - poczucie uspokojenia, wyciszenia, wyrównania nastroju.

Bardzo szybko jednak wzrasta na nie tolerancja i dawki trzeba

zwiększać, by nie wystąpiły przykre dolegliwości fizyczne.

Zwiększenie dawek stanowi zagrożenie dla układu oddechowego, a

w konsekwencji - dla życia. Łagodne zatrucie barbituranami

powoduje rozchwianie emocjonalne, nieprecyzyjność ruchów,

niewyraźną mowę, oczopląs, a czasem - wysypkę na skórze. Większe

dawki pociągają za sobą 100

depresję układu oddechowego, zaburzenie układu krążenia,

uszkodzenia nerek.

Przewlekłe przyjmowanie barbituranów prowadzi do zaburzeń

emocjonalnych nastroju, do częstych wybuchów niekontrolowanej

agresji. Gwałtowne odstawienie barbituranów może spowodować

bezsenność, dolegliwości żołądkowe, dreszcze, zaburzenie

krążenia, wysoką temperaturę. Może również pojawić się lęk,

halucynacje, urojenia oraz trudne do opanowania drgawki

zagrażające życiu.

Barbiturany, jak wszystkie leki uspokajające, leki nasenne i

przeciwbólowe leki opiatowe, dają uzależnienie fizyczne i

odstawienie ich powinno odbywać się tylko pod całodobową kontrolą

lekarską i tylko na oddziale szpitalnym. 2. Benzodiazepiny

Benzodiazepiny to grupa leków, które od lat sześćdziesiątych

zrobiły błyskawiczną karierę. Działają przeciwlękowo,

uspokajająco, przeciwdrgawkowo - ułatwiają zasypianie, obniżają

napięcie mięśni szkieletowych, dają poczucie wewnętrznego luzu

i spokoju. Niestety, bardzo szybko uzależniają, toteż powinny być

stosowane pod ścisłą kontrolą lekarską. Zdarza się jednak, że

rezultatem zbyt dużych dawek i zbyt długiego stosowania są objawy

zatrucia - pojawia się wtedy nadmierna senność, spowolnienie,

uczucie zmęczenia, czasem obniżenie ciśnienia krwi i zaburzenia

libido. Rzecz paradoksalna, że niekiedy występują bezsenność i

pobudzenie połączone z dużym niepokojem. Ostre przedawkowanie

sygnalizują: senność, spowolnienie psychoruchowe, apatia,

nudności, bóle głowy i zaburzenia pamięci.

Nagłe odstawienie, zwłaszcza po dłuższym stosowaniu, może

spowodować napady drgawkowe typu padaczkowego, stan podniecenia

z zaburzeniami świadomości, zespoły zaburzeń psychicznych i

psychotycznych, zaburzenie widzenia. Mogą też wystąpić

łagodniejsze objawy abstynencyjne, które niekiedy trudno odróżnić

od objawów leczonych zaburzeń, np. nasilenie niepokoju lub lęku,

bezsenność, nudności, drżenie mięśniowe i wzmożone napięcie

mięśniowe czy zlewne poty. Objawy abstynencyjne występują na ogół

w ciągu tygodnia od chwili odsta-

101

się odbywać pod nadzorem lekarskim i powinna mu towarzyszyć

psychoterapia. Długotrwałe, niekontrolowane przyjmowanie

benzodiazepin powoduje zaburzenie koncentracji i pamięci,

zmęczenie, apatię, depresję, wahnięcia nastroju, niezdarność,

która prowadzi do łatwiejszego ulegania wypadkom. Osobny problem

stanowią kierowcy, którzy biorą ten lek i prowadzą samochody,

ponieważ benzodiazepiny mogą dać objawy uzależnienia fizycznego

już po 6-8 tygodniach stosowania. Narkomani "zaopatrują się" w

benzodiazepiny na czarnym rynku i zażywają je bądź dla

osiągnięcia "haju", bądź dla zmniejszenia niepożądanych efektów

działania przyjętego wcześniej narkotyku, bądź dla zapewnienia

sobie odpoczynku lub snu, bądź wreszcie dla wzmocnienia działania

opiatów, głównie heroiny. Stosują na ogół dawki 20-30 razy

większe, niż zaleca producent. Benzodiazepiny lub recepty na nie

to "dobry towar" na rynku narkotycznym. 3. Przeciwbólowe leki

opiatowe

Inną grupę leków uzależniających tworzą leki przeciwbólowe, które

zawierają w swoim składzie opiaty. Leki te, podawane narkomanom

w okresie detoksykacji, by zmniejszyć ich dolegliwości, stają się

środkiem, który bierze się później zamiast narkotyku. wienia leku

i trwają nawet ponad 2 tygodnie. Dlatego odstawienie powinno

Zdarza się, że pierwszą dawkę opiatów zaleca lekarz w celu

złagodzenia bólów, np. pooperacyjnych. I dopóki dawki są

kontrolowane przez lekarza, nie musi dojść do uzależnienia. Bywa

jednak, że w obawie przed nim lekarz, mimo wskazań, ogranicza

podawanie tych leków. Na szczęście nie jest to częste.

CZĘŚĆ III

l CO DALEJ? GDZIE SZUKAĆ POMOCY

Zadając sobie pytanie: "i co dalej", musimy pamiętać, że w

przypadku każdej choroby lepiej jest zapobiegać niż leczyć. Temu,

że narkotyki są obecne w świecie i w Polsce, zaprzeczyć się nie

da. Nie jesteśmy też w stanie zapobiec ich braniu. Zawsze znajdą

się ludzie, którzy po nie sięgną. Cóż więc możemy zrobić?

Na pewno możemy zrobić wiele, aby tych osób było jak najmniej.

Takiemu celowi służą szeroko pojęte programy profilaktyczne,

programy nastawione nie tylko na zapobieganie uzależnieniom, ale

również na kształtowanie tzw. zdrowego stylu życia. Dzięki owym

programom młody człowiek ma szansę zdobycia pełnej wiedzy o sobie

i świecie oraz efektywnego wykorzystania tej wiedzy. Ma szansę

nauczyć się, jak osiągać zadowolenie z własnej aktywności w

świecie zewnętrznym, jak poznawać własne realne możliwości, jak -

adekwatnie do swych potrzeb -spędzać wolny czas. Jednak

równolegle do tych programów powinny istnieć takie miejsca, w

których mógłby on rozwijać swoje zainteresowania. Wydaje się

także rzeczą bardzo istotną uświadomienie młodzieży, czym

naprawdę jest wolność. Warto, by wiedziała, że pewne zakazy i

nakazy - zarówno formułowane w prawie, jak i innych zbiorach

przepisów (np. statut szkoły) - nie służą ograniczeniu naszej

wolności, lecz wręcz przeciwnie - zapewniają ją. Są często jej

gwarantem. Młodzież musi mieć dostęp do pełnej, rzetelnej wiedzy

o środkach psychoaktywnych. Wiedzy, którą mogłaby konfrontować

z szerzonymi mitami na temat narkotyków. Musi też mieć szansę na

stworzenie mody na niebranie. 105

Jeżeli nie zwrócimy uwagi na wymienione zagadnienia, przegramy

z mitami. Przegramy z dealerami. Trzeba ponadto zwrócić uwagę na

sytuację, jaką obserwujemy obecnie. Brak środków na leczenie,

brak adekwatnej liczby miejsc na oddziałach detoksykacyjnych oraz

w ośrodkach terapeutycznych bardzo ogranicza możliwości uzyskania

przez młodych narkomanów szybkiej pomocy, a tym samym sprzyja

wikłaniu ich w chorobę. Muszą brać dalej. Muszą nadal nielegalnie

kupować narkotyki. Muszą wszelkimi sposobami zdobywać środki na

ich zakup. Nie tylko sama narkomania może być kryminogenna, ale

także nieleczenie jej z braku odpowiednich placówek. Nie mnóżmy

i nie powielajmy mitów, które już zrobiły wystarczająco dużo

szkody, jak np. lansowany przez niektóre środowiska mit

nieszkodliwej marihuany i dążenie do jej legalizacji. Trzeba

pamiętać, że mamy już w Polsce dwa legalne środki psychoaktywne -

alkohol i papierosy. Cały czas borykamy się z nimi. W przypadku

alkoholu i papierosów obserwujemy nieskuteczność prawa, nagminne

jego łamanie bez żadnych konsekwencji. Teoretycznie, zgodnie z

przepisami, osobie poniżej 18. roku życia nie wolno sprzedawać

tych środków. A jak jest - sami widzimy. Nikt nie odbiera

sprzedawcom koncesji, nikt nie stawia ich przed kolegium za

łamanie ustawy. Im człowiek jest młodszy, tym większe

spustoszenie czynią w jego ciele i psychice środki psychoaktywne

- przepisy prawne mają dzieci przed tym chronić, ale nie są

przestrzegane, jak gdyby stanowiło to cnotę. A naprawdę chodzi

o łatwy zarobek. Przy legalizacji jakiegokolwiek narkotyku byłoby

tak samo. Zwolennicy legalizacji twierdzą, że "zakazany owoc

kusi". Ten owoc - zalegalizowany - też by kusił. Inicjacja

narkotykowa odbywa się najczęściej między 13. a 15. rokiem życia,

czyli w okresie obwarowanym już zakazem dotyczącym papierosów i

alkoholu. Z marihuaną byłoby identycznie, tyle że stworzyłoby

dodatkową możliwość dostarczania "małolatom" towaru, a

sprzedawcom - uzyskiwania lepszego zarobku. Nie jesteśmy krajem

gotowym na takie pomysły.

Rozwój narkomanii w naszym kraju trwa.

W niespełna dziesięć lat osiągnęliśmy poziom narkomanii, na jaki

w Europie "czekano" dwadzieścia - trzydzieści lat. W przypadku

brown sugar Warszawa dogoniła Zachód w ciągu zaledwie czterech

lat. 106

Liczba osób uzależnionych od brown sugar nadal rośnie w soo-sób

przerażający.

Tak naprawdę nie wiadomo, ile jest w Polsce, szczególnie w dużych

aglomeracjach, osób uzależnionych od narkotyków. Wszelkie

statystyki to tylko wierzchołek góry lodowej. Pokazują bowiem

jedynie tę grupę chorych, która zgłasza się do leczenia. Na pewno

ci, których jeszcze nie wykazują statystyki, zgłoszą się

niedługo. Jeżeli nie zostanie rozszerzona baza leczenia

narkomanów, wielu z nich pomocy nie uzyska, po prostu zabraknie

miejsc i terminów. O konsekwencjach takiego stanu rzeczy nikogo

nie trzeba chyba przekonywać.

Dziesięć lat temu nikt nie był w stanie przewidzieć skali

zjawiska i skali zagrożeń stąd płynących. Dziś też nikt nie jest

w stanie ocenić, co będzie dalej. Jedno jest pewne - jeżeli nadal

tak będzie wyglądał rozwój sytuacji jak do tej pory, scenariusz

będzie naprawdę czarny. Osoba uzależniona i jej rodzina mogą

znaleźć pomoc w placówkach zajmujących się leczeniem uzależnień.

Nie dysponujemy adresami takich placówek w całej Polsce, ale w

Warszawie jest Biuro ds. Narkomanii i tam telefonicznie można

otrzymać informacje o poradniach i punktach konsultacyjnych w

poszczególnych rejonach kraju: • Biuro ds. Narkomanii Warszawa,

ul. Dereniowa 52/54 tel. (0-22) 641-15-01, 641-15-65 Można

również otrzymać adres i numer telefonu placówki konsultacyjnej

lub poradni w rejonowych poradniach zdrowia psychicznego na

terenie całego kraju. Odpowiednią informacją służy ponadto

infolinia "Pogotowia Makowego" - 0-800-20-117. W Warszawie

leczenie osób uzależnionych powyżej 18. roku życia prowadzi:

• Poradnia Uzależnień przy ul. Dzielnej 7

tel. 831-78-43

od poniedziałku do piątku w godz. S^-IS00 Dzieci i młodzież mogą

otrzymać pomoc w: • Poradni Uzależnień przy Poradni Zdrowia

Psychicznego

dla Dzieci i Młodzieży, ul. Dzielna 7

tel. 831-19-20 od poniedziałku do piątku w godz. S^-ró^

107

Leczeniem ambulatoryjnym bez ograniczenia wieku zajmują się: •

Poradnia Profilaktyki i Terapii Uzależnień "MONAR"

przy ul. Powstańców Wielkopolskich 17

tel. 823-65-31, 823-65-32

od poniedziałku do piątku w godz. lO00-!?00

Numer 823-65-31 jest również telefonem zaufania

• Punkt Konsultacyjny "MONAR" przy ul. Hożej 57

tel. 621-13-59

od poniedziałku do piątku w godz. lO00-^00

• Stowarzyszenie Antynarkotyczne "KARAN" Punkt Konsultacyjny przy

ul. Grodzieńskiej 65 tel. 679-02-33 Konsultacje i pomoc dla

rodziców zapewnia Towarzystwo Rodziców i Przyjaciół Dzieci

Uzależnionych "Powrót z U" w: • Poradni przy ul. Puławskiej

120/124

tel. 844-44-70

od poniedziałku do piątku w godz. lO^-lO00

• Punkcie Informacyjnym przy ul. Dziennikarskiej 11

tel. 39-03-83

poniedziałek, środa w godz. 900-1600

wtorek, czwartek, piątek w godz. 900-1900

Pomoc można uzyskać także w:

• Poradni Społecznej Patologii "MARATON"

przy ul. Dunikowskiego 4

tel. 39-03-83

od poniedziałku do piątku w godz. IG^-ZO00

• Centrum Pomocy Rodzinie przy ul. Wspólnej 35 m. 8 tel.

621-11-51 od poniedziałku do piątku w godz. 1000-2000 oraz w

• Stowarzyszeniu "Eleuteria" przy Poradni Uzależnień,

ul. Dzielna 7

tel. 831-78-43, 831-30-11

Przy niektórych urzędach gmin są utworzone punkty konsultacyjne,

do których mogą się zgłaszać wszyscy zainteresowani problemem.

Na Ursynowie punkt taki znajduje się przy ul. Lo-108

kajskiego. Czynny jest w każdy yk w go02- ^-W; tel.

649-72-59 lub 648-83-36.

W Wołominie: ul. Kazimierza W(r)^0 1 tel. 799-98-73

poniedziałek 1^° . , . Być może do chwili wydania k^

uda nam slę P0^.1"1-mery telefonów i adresy innych gi które

widząc narasta]ący problem narkomanii na swoim te^ uruchomiły

analogiczne punkty. .

i

Oczywiście te placówki, które ceniono, stanowią przysłowiową

kroplę w morzu potrzeb, bprowadzone w ostatnim roku reformy "nie

zauważyły" prot-iu uzaleznionych.a ]uz zupełnie nie uwzględniły

tego, że pi-era narasta i liczba potrzebujących rośnie w postępie

geom^021^111'

CZĘŚĆ IV

LIST DO... ZAMIAST ZAKOŃCZENIA

Często możemy usłyszeć, że narkomania jest chorobą na własne

życzenie. Taki chory jest więc kimś gorszym, kimś, czyją chorobę

możemy oceniać moralnie. Drodzy Państwo - nie ma chorób moralnie

złych ani moralnie dobrych. Jeżeli zaczniemy analizować przyczyny

choroby i na tej podstawie oceniać, czy człowiek zasługuje na

pomoc i leczenie, czy też nie - zapłaczemy się we własne sidła.

Wyobraźmy sobie np. sytuację w szpitalu, gdy decyduje się o

przyjęciu osoby po wypadku samochodowym w kategoriach winy i

kary: sprawca -nie leczymy, nie zasługuje, ofiara - przyjmujemy.

Albo przy diagnozie zawału serca: palił papierosy - sam sobie

winien, leczyć nie będę - następny proszę. Przykłady można by

mnożyć w nieskończoność. Bardzo często się zdarza, że sami

pomagamy naszym chorobom zaistnieć, ale nie dopuszczamy nawet

myśli, iż jest to powód do oceny moralnej. Bo nie jest. Nie

dzielmy więc chorych na złych i dobrych, zasługujących na pomoc

i niezasłu-gujących na nią. Żeby zobaczyć problem, nie czekajmy,

aż dotknie on naszego dziecka czy partnera. Nie powielajmy mitów

i niesprawdzonych informacji. Nie podawajmy własnych przykładów

na potwierdzenie swoich teorii, bo każdy z nas jest inny. Drodzy

Radni - pamiętajcie, że najczęściej pierwszymi substancjami

psychoaktywnymi, po które sięgają dzieci, są papierosy i alkohol.

Skądś je biorą. Skąd? Od dorosłych kioskarzy i sklepikarzy,

nagminnie łamiących prawo. Nikt ich za to nie karze. A to

przecież gmina daje koncesje na alkohol. Skoro daje, może też i

zabrać. Straż miejska, zamiast zajmować się babciami handlującymi

pietruszką, niech zajmie się tymi, którzy sprzedają 8. Narkotyki

w Polsce

113

dzieciom papierosy. Ci sprzedawcy też bywają matkami i ojcami.

Drodzy Radni - zajęcie się tym problemem leży w waszej gestii.

Zadbajcie o respektowanie prawa w waszej społeczności lokalnej.

Drodzy Państwo - miejmy świadomość, że dorosły sprzedający osobom

nieletnim alkohol i papierosy jest takim samym dealerem, jak ten,

który sprzedaje marihuanę - zarabia bowiem, łamiąc prawo. Nie

udawajmy, że tego nie widzimy - reagujmy, bo pijane dziecko to

problem nas wszystkich. Nie tylko rodziców - często również

pijanych. Niech wreszcie zginie mur między rodzicami a szkołą.

Tylko pełna współpraca tych środowisk da młodzieży szansę na

naprawdę przyjazną szkołę i na pełne powodzenie programów

profilaktycznych. Drogie Media - oglądalność oglądalnością, ale

pamiętajcie, że jesteście opinio- i kulturotwórczy.

Wykorzystajcie to, podając rzetelną informację o narkotykach w

atrakcyjny sposób. Drodzy Dziennikarze - nie róbcie z narkomanii

sensacji. To jest nabrzmiały problem - piszcie o niej, ale z

sensem, a przede wszystkim z wiedzą. Drogie Kasy Chorych -

narkoman jest takim samym chorym jak inni. Z ośrodkami i

miejscami szpitalnymi jest krucho. Jeżeli narkoman prosi o

refundację leczenia poza waszym terenem, bo tam jest odpowiednie

dla niego miejsce, nie odmawiajcie tej refundacji. A może na

Waszym terenie warto wykupić więcej usług w ośrodkach i

szpitalach, żeby nie musiał "szukać w Polsce"? Drogie Browary -

chyba dobrze wiecie, że dzięki Waszym reklamom piwa

"bezalkoholowego" utrwaliło się przekonanie, iż "browarek" to nie

alkohol i młodzież coraz częściej się nim upija. Drodzy Decydenci

- profilaktyka jest tańsza niż leczenie, a leczenie jest tańsze

niż redukcja szkód spowodowanych przez narkotyki. Pamiętajcie o

tym, dzieląc budżet. Drodzy Państwo - nie czekajmy, aż zrobi coś

gmina czy rząd. Pamiętajmy, że to my tworzymy społeczność lokalną

i że to my tworzymy państwo. Nauczmy się mieć wpływ na to, co się

wokół nas dzieje - skorzystajmy wreszcie z demokracji. Nauczmy

się, czym ona jest. Przede wszystkim zaś zacznijmy ze sobą

rozmawiać. Nie mówić do siebie, lecz rozmawiać. Tak w domu, jak

i w Sejmie. Mło-114

dzi ludzie widzą, słyszą i wyciągają wnioski - a chcieliby mieć

^Sa'Młodzieży - jeżeli dążysz do wolności to pamiętaj, że

narkotyk jej nie daje i nie jest jej symbolem. Wręcz przeciwnie -

zniewala iak nic na świecie.

Jeżeli macie swoje plany, marzenia, zamierzenia, to me

zrealizujecie ich dzięki narkotykom. Narkotyki je Warn odbiorą.

Dokonując wyboru, pamiętajcie

o tym. _

CZĘŚĆ V

Stownik

abstynencja

-zaprzestanie przyjmowania substancji psychoaktywnej akcja

("łapać akcje") -wystąpienie niespecyficznych zaburzeń

psychicznych po użyciu narkotyków amfetamina

-silny środek pobudzający, który

"przyspiesza" wszystkie czynności

organizmu analogi amfetaminy

-pochodne amfetaminy: metamfeta-

miny, deksydryna, ecstasy (MDMA) bajzel

- miejsce handlu narkotykami benzodiazepiny

- grupa leków, które szybko usuwają niepokój, lęk, uspokajają,

ułatwiają zasypianie i bardzo szybko dają uzależnienie brąz

- slangowe określenie brown sugar brown

- patrz: brown sugar brown sugar

- brunatna heroina - syntetyczna

forma heroiny, patrz: heroina buch

-jednorazowe zaciągnięcie się dymem substancji psychoaktywnej \-

\^' to

być na głodzie

- mieć objawy abstynencyjne cent

-1 cm3 "kompotu" charlie

- kokaina ciśnienie

- psychiczny przymus wzięcia narkotyku crack

- odmiana kokainy, która występuje pod postacią kamyków (żwiru)

do podgrzewania ćpun

- pogardliwe określenie narkomana dać sobie w kanał

- przyjąć narkotyk dożylnie dealer (diier)

- handlarz narkotykami diiować

- sprzedawać narkotyki dzialka

-jednorazowa dawka środka psy-

choaktywnego flash back (flesz bek)

-nawracające, krótkotrwale stany zaburzeń świadomości, które

występują w okresach abstynencji u osób używających środków

halucynogennych gandzia

117

- patrz: marihuana garowanie

- domowa produkcja "kompotu" grzanie

- przyjmowanie narkotyku halucynogeny

- środki psychoaktywne, których zażycie wywołuje zaburzenia

postrzegania (halucynacje dotyczą każdego zmysłu) haluny

- omamy (halucynacje) występujące po zażyciu halucynogenów

haszysz -żywica konopi indyjskich, zawierająca - w zależności od

kraju pochodzenia - od 8 do 28% THC hera

- patrz: heroina hera GSM

- żartobliwe określenie Subkultury

młodych heroinistów heroina

- najsilniejszy narkotyk opiatowy hostel

- rodzaj mieszkania readaptacyjne-go, w którym pacjent wdraża w

życie umiejętności samodzielnego funkcjonowania na co dzień,

nabyte w ośrodku lub szpitalu huana

- patrz: marihuana joint

- skręty z czystą marihuaną, czasem

połączoną z tytoniem kanał

-żyła khat

- liście krzewu Catha edulis z czynnikiem aktywnym cathinone

porównywalne w działaniu do amfetaminy (rośnie w Afryce

Zachodniej i na Madagaskarze) klimat (być w klimacie)

118

- młodzieżowe określenie atmosfery towarzyszącej grupie osób,

którą łączą wspólne zainteresowania i sposób spędzania czasu koka

- patrz: kokaina kokaina

- substancja otrzymywana z liści rośliny Erythroxylon coca,

występującej w Ekwadorze, Boliwii, Kolumbii, Peru kompot

- chałupniczo produkowany wywar ze słomy makowej, zawierający

morfinę, heroinę i resztki rozpuszczalników używanych do

produkcji - specjalność polska konopie indyjskie (kanabinole)

- rośliny (Cannabis sativa Urna), z których otrzymuje się

marihuanę, haszysz kwas

-mieszanka środków halucynogennych syntetycznych i metamfeta-min

kwasić się .-przyjmować syntetyczne środki

halucynogenne leki psychotropowe

- leki przeciwpsychotyczne, często

utożsamiane z benzodiazepinami linia

- działka kokainy listek

- znaczek - papierek nasączony

"kwasami" lufa

- szklana fifka używana do przyjmowania narkotyków łapać flesze -

patrz: flash back łapać haluny

- mieć omamy po środkach halucynogennych

tąpać paranoję

- mieć zaburzenia psychiczne po

używaniu narkotyków mach

- patrz: buch makiwara

- wywar ze słomy makowej marihuana

- środek otrzymywany z części owo-conośnej, kwiatowej i liści

konopi indyjskich, zawierający od 2 do 8% THC marycha (maryśka)

- patrz: marihuana morfina

- główny alkaloid pochodzący

z opium nałóg

- patrz: uzależnienie fizyczne, uzależnienie psychiczne

narkomania - przyjmowanie narkotyków z negatywnymi skutkami

fizycznymi, psychicznymi i społecznymi narkotyk

- substancja uzależniająca, która powoduje mniejszą lub większą

zmianę świadomości i emocji objawy abstynencyjne

- patrz: zespół abstynencyjny odstawienie narkotyku

- zaprzestanie przyjmowania opiaty

- opium i jego pochodne - heroina, morfina, produkowany

chałupniczo "kompot" i makiwara papier

- patrz: listek pompka

- strzykawka proszek

- patrz: amfetamina przedawkowanie

- przyjęcie takiej ilości narkotyku,

która destabilizuje podstawowe funkcje organizmu aż do

bezpośredniego zagrożenia życia pukać - brać narkotyki dożylnie

rolki

- tabletki relanium shit

- slangowa nazwa brown sugar, używana przez część uzależnionych

skun - różnorodna mieszanka narkotyków na bazie marihuany, często

określana jako "silniejsza, holenderska marihuana" lub "zioło"

speed

- amfetamina srebro

- folia aluminiowa używana przez

osoby przyjmujące brown sugar

drogą wziewną street walker

- osoba działająca bezpośrednio wśród czynnych narkomanów (często

na ulicy) ścieżka

- patrz; linia śnieg

- potoczna nazwa kokainy środek odurzający

- każda substancja, która działając na centralny układ nerwowy,

zwiększa lub obniża jego pobudliwość, powodując szkodliwe

następstwa dla stanu fizycznego i psychicznego organizmu środki

psychoaktywne

- substancje w mniejszym lub większym stopniu zmieniające

świadomość oraz uzależniające THC (tetrahydrokarnabinol)

- substancja psychoaktywna zawarta w kanabinolach toksykomania

119

- stałe przyjmowanie substancji, która szkodliwie działa na

organizm ludzki i wywołuje stan przewlekłego zatrucia

' tolerancja

- adaptacja organizmu do dawki substancji psychoaktywnej,

powodująca, że z czasem dawkę tę trzeba zwiększać, aby uzyskać

taki sam efekt towar

- narkotyk trawa (trawka)

- patrz: marihuana upalić się

- wypalić dostateczną ilość marihuany, haszyszu, heroiny, aby

uzyskać oczekiwany skutek uzależnienie fizyczne

- stan biologicznego przystosowania się organizmu do przyjmowanej

substancji; jej niedobór znajduje wyraz w fizycznych objawach

(dolegliwościach), występujących we wszystkich układach - aż do

powstania zespołu abstynencyjne-go uzależnienie psychiczne

- przymus zażywania określonego środka w celu osiągnięcia

oczekiwanego stanu emocjonalnego wspóluzależnienie

- zespół zachowań i reakcji osób bliskich osobie uzależnionej

wzrost tolerancji -konieczność przyjmowania coraz większej dawki,

aby uzyskiwać wciąż ten sam efekt, wynikająca z przystosowania

się organizmu do dawki mniejszej zaburzenia świadomości

-przeżywanie zjawisk nieprawdziwych i nierealnych, wypływające

z zaburzonej lub zniesionej percepcji rzeczywistości zaburzenie

psychotyczne

- zespół doznań psychicznych charakteryzujący się zniekształconym

postrzeganiem i interpretowaniem rzeczywistości zależność lękowa

- stan fizyczny i psychiczny wynikający z interakcji między

organizmem a lekiem; charakteryzuje się szeregiem zachowań i

objawów ~ głównie niekontrolowanym przyjmowaniem leku w sposób

okresowy lub stały, aby bądź przeżyć jego działanie, bądź uniknąć

złego samopoczucia, spowodowanego jego brakiem zespół

abstynencyjny

- zespół objawów (dolegliwości) fizycznych występujących po

zaprzestaniu przyjmowania środka, który uzależnia fizycznie zupa

- patrz: makiwara ziolo

- patrz: skun





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Narkotyki w Polsce Mity i rzeczywistość Ewa Korpetta Ewa Szmerd Sisicka
Narkotyki w Polsce Mity i rzeczywistość
Toxykologia, Tekst o marihuanie, Tekst o marihuanie z książki Michaela Gossopa: Narkomania - mity i

więcej podobnych podstron