Rozdział dziesiąty i jedenasty


Kerrelyn Sparks - Najseksowniejszy istniejący wampir


Rozdział dziesiąty

Śliczne niebieskie oczy Madison się rozszerzyły. - Wow! Od lat nie widziałam cię tak dobrze ubranej!

- Wiesz, dzięki. - mruknęła Abigail spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Ciekawe czy Gregori Holstein o niej myśli? Podciągnęła dekolt do góry w swojej czarnej koktajlowej sukience, którą wybrała dla niej siostra, gdy dzisiejszego popołudnia buszowały po sklepach. - Nadal sądzę, że ta sukienka jest zbyt odważna.

- Puścisz to wreszcie? - Madison przechyliła głowę na bok, marszcząc brwi. - Potrzebujesz czegoś. Chwileczkę. - Przeszukała całą swoją walizkę od Louisa Vuittona i wyciągnęła pudełeczko z biżuterią wyłożone aksamitem. - Powinnam mieć tutaj coś odpowiedniego.

Abigail usiadła na brzegu łóżka i skrzywiła się jak bardzo jej blade nogi były obnażone. Nie wkładała sukienek od lat. Od lat też nie brała wolnego w pracy. Jej mama zawsze jej powtarzała, żeby zaczęła żyć, ale jej mama też zasłużyła sobie na życie.

Kiedy wyjaśniła swojej mamie, że Madison rzeczywiście miała rację, nie tylko, dlatego, że wampiry były prawdziwe, ale że z jednym z nich dzisiaj wieczorem wychodzą, jej mama nieźle przyjęła tą wiadomość. Tak naprawdę, Abigail nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio widziała swoją matkę tak podekscytowaną. Wyglądała na pięć lat młodszą, gdy widziały się rano.

Abigail starała się nie odczuwać poczucia winy, że nie ma jej w pracy. Albo, że sukienka poszła na rachunek jej taty. Madison była przyzwyczajona do latania prywatnym odrzutowcem do Nowego Yorku, ale Abigail nigdy nie pozwoliła sobie na taki hulaszczy tryb życia. Jaki to miało cel?

Lata temu w collage'u uświadomiła sobie, że posiadanie torebki za sześćset dolarów nie pomoże jej zdać egzaminu z chemii. Teraz pracowała w laboratorium, gdzie wszyscy nosili białe fartuchy. Jej koledzy po fachu podniecali się nowo odkrytymi wzorami i formami życia bardziej niż najnowszymi trendami w modzie.

Po wylądowaniu w NY, Josh i Charles, natychmiast przesadzili je do czarnej limuzyny Suburban i zabrali do Hotelu Astoria. Ona i Madison dzieliły jedną sypialnię w eleganckim apartamencie, więc chłopaki mogli użyć drugiej. Agenci zaplanowali, że będą pełnić służbę na zmianę, tak, że zawsze jeden z nich będzie stał na warcie.

Abigail westchnęła. Łączny koszt pobytu w hotelu i jej sukienki przekraczał jej miesięczną pensję. Choć musiała przyznać, że ekscytowało ją uciekanie po Manhattanie przed paparazzi, goniącym ich i tajnych agentów, jakby byli jacyś wyjątkowi.

- Ten będzie idealny! - Madison wyciągnęła błyszczący naszyjnik z kryształów górskich. Jej szeroki uśmiech zniknął. - Czemu siedzisz? Pognieciesz sobie sukienkę.

Abigail z powrotem stanęła przed lustrem, chwiejąc się na pożyczonych szpilkach.

- Przewrócę się w tych butach. Wolałabym założyć te płaskie, które przywiozłam.

- Nie bądź głupia. Potrzebujesz obcasów. Wiesz, że jesteś trochę niska. - Madison założyła i zapięła naszyjnik na szyi Abigail.

Abigail się skrzywiła. Długi sznur połyskujących diamencików kończył się w dolince pomiędzy jej piersiami. To było jak neon mówiący: Spójrzcie, co tutaj mam!

To było szaleństwo. Wampirzy nocny klub? Seksowne koktajlowe sukienki?

To nie przypominało misji, jaką proponowała tacie. Ta podróż pewnie będzie wymagała wędrówki przez górzysty teren. Przypuszczała, że to było bezpieczniejsze niż zapoznanie się z Gregorim i jego światem.

Madison sprawdziła jej makijaż w lustrze i spojrzała na Abigail. - Potrzebujesz szminki. Ten kolor będzie do ciebie pasował.

Abigail skrzywiła się do siebie w lustrze. Malowała sobie usta dziesięć minut temu, a już wszystko zeszło. Musiała ją zjeść. Prawdopodobnie otrułaby się, tylko po to by zrobić wrażenie na wampirze. Niewiarygodnie przystojnym wampirze.

Z jękiem zdjęła zatyczkę ze szminki. Musiała się uspokoić. Odprężyć. To tylko facet. Cudowny, tajemniczy facet, który był Nieumarłym. Nałożyła na usta odcień miedzianej czerwieni. Świetnie. Prawdopodobnie przypomni mu to o krwi. Przestań o nim myśleć! Dlaczego miałoby go obchodzić, jak wyglądają jej usta? Na pewno dużo bardziej będzie interesował się jej tętnicą szyjną. Albo graniu na jej umyśle i usypianiu jej tak jak psa Madison. Wielka szkoda, bo jeśli on chciał bawić się z nią w jakieś gierki, to chciałaby być tego w pełni świadoma.

Skrzywiła się. O czym ona, do cholery, myślała?

Gdy zadzwonił telefon, podskoczyła rozmazując szminkę na policzku.

- Och nie!

- Nie martw się o telefon. - Madison sprawdzała swoją maskarę. - Chłopaki go odbiorą. - Spojrzała na Abby i się cofnęła. - O mój Boże! Coś ty zrobiła?

- Wyślizgnęła mi się.

- Sheesh! Zostawiam cię na dziesięć sekund i od razu zmieniasz się w Jokera. - Madison przekopywała swoją awaryjną kosmetyczkę. - Muszę znaleźć płatki do demakijażu. Trzymaj się.

Ktoś zapukał do drzwi.

- To był Gregori. - zawiadomił je Josh. - Jest na dole w hallu.

Serce Abigail przyśpieszyło.

- Jesteśmy prawie gotowe. - zawołała Madison, gdy zmywała szminkę z

policzka Abigail. - Denerwujesz się na dzisiejszy wieczór?

- Jak się domyśliłaś? - mruknęła Abigail. - A ty nie jesteś zdenerwowana?

- Nie. Nie za bardzo. Tata wysłał z nami dwóch najlepszych agentów w tajnych służbach, by nas pilnowali. - Obniżyła głos. - Widziałaś Josha bez marynarki? O mój Boże…

- Madison, nasza ochrona może być silna, ale oni nie mają nadprzyrodzonych mocy jak wampiry. W rzeczywistości, podejrzewam, że Gregori nie pokazał swoich wszystkich mocy. Może mieć jakieś zdolności psychiczne.

Madison wzruszyła ramionami. - Może masz rację. To pewnie jedna z tych wampirzych rzeczy. Myślisz, że jest seksowny. - Wrzuciła brudny płatek do kosza.

- Seksowny? To jest niebezpieczne.

- Abby spokojnie. Słyszałaś tatę. Jeśli będziemy z czegoś niezadowolone

dzisiejszej nocy, to odwoła zawarty sojusz. Gregori nie odważy się nas zezłościć. To my jesteśmy na dominującej pozycji.

Abigail przygryzła wargę. Nie powiedziałaby, że ich pozycja jest dominująca, kiedy Gregori miał swoje moce.

- Tu chodzi o nastawienie. - kontynuowała Madison. - Odgrywałam rolę gospodyni na wielu wieczorach i spotkałam ludzi z innych krajów i kultur. Po prostu uśmiechaj się i zachowuj, jakby wszystko było w porządku. Możesz to zrobić.

- Okej. - Abigail poczuła poczucie winy, że nigdy nie okazywała swojej siostrze szacunku, na który sobie zasłużyła. Przez parę ostatnich lat, Abigail wmawiała sobie, że jest osobą, która najbardziej angażuje się w pomoc swojej Mamie. Pracowała długie godziny, próbując wymyślić lekarstwo na toczeń, kiedy jej siostra grała frywolną imprezowiczkę. Ale teraz zrozumiała, że na swój sposób, Madison też pomagała ich Mamie. Służąc, jako gospodyni na urzędowych przyjęciach i kolacjach, które nie mogły być proste, Abigail wiedziała, że tak zdenerwowana jak dzisiaj, ona nie mogłaby wykonywać tej pracy tak dobrze, jak wykonywała ją jej siostra.

- Dziękuję ci Madison. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

Oczy Madison rozszerzyły się. - Cóż, cała przyjemność po mojej stronie. - Rumieniec pokrył jej śliczne policzki. - Podoba ci się, prawda?

- Kto?

Madison posłała jej ostre spojrzenie. - Chcesz zostać z nim sama dzisiaj wieczorem?

- Dobry Boże, nie. Wolałabym, by był cały czas zajęty.

Madison uśmiechnęła się, gdy podniosła jej małe diamentowe kolczyki. - Więc wiesz, kto.

Abigail chwyciła czarny jedwabny szal i czarną, pikowaną torebeczkę, którą pożyczyła od siostry. - On jest wampirem. I czeka na nich na dole w holu.

Gdy winda jechała w dół, Abigail zarzuciła szal na ramiona, zakrywając się od szyi po dekolt sukienki. Stojąca obok niej Madison głupio się uśmiechała. Ona założyła niebieską błyszczącą sukienkę, pasującą jej do oczu. Przed nimi, przy drzwiach windy stali Josh i Charles. Oni nosili normalne czarne garnitury, słuchawkę w uchu, a na nadgarstku komunikator, by mogli się porozumiewać.

Drzwi windy otworzyły się. Josh przytrzymał drzwi i zablokował je, dopóki

Charles nie ustalił, czy jest na tyle bezpiecznie, by mogły wyjść.

Abigail spięła się, gdy dostrzegła Gregoriego po drugiej stronie holu. Wow.

Bycie tak przystojnym powinno być zabronione. Kobiety mogłyby powodować wypadki, gdyby zobaczyły go na chodniku. Albo udławiłyby się jedzeniem, gdyby wszedł do kawiarni. Był niebezpieczeństwem dla społeczeństwa.

W myślach dała sobie w twarz. Oczywiście, że był niebezpieczeństwem. Był wampirem!

Rozmawiał z jakimś innym mężczyzną. Obaj byli ubrani w drogie garnitury, chociaż nowy facet był bardziej swobodny. Nie miał krawata, a górne guziki koszuli miał rozpięte. On też był wampirem?

- Oh, spójrz. - Madison odrzuciła włosy na ramię. - Gregori wziął ze sobą kumpla. To będzie podwójna randka.

- To nie jest randka. - mruknęła Abigail.

Ona i jej siostra przeszły przez hol w towarzystwie chłopaków z ochrony.

Wzrok Gregoriego prześlizgnął się po facetach i Madison, następnie spoczął na niej. Jego twarz pozostała bez wyrazu, ale rosnąca intensywność w jego oczach powodowała u niej dreszcze. Zachwiała się na wysokich obcasach, więc Charles podtrzymał ją za łokieć. Wzrok Gregoriego padł na rękę Charlesa, a jego usta się zacisnęły.

Madison przełączyła się na tryb gospodyni i uśmiechając się do Gregoriego, wyciągnęła do niego rękę.

- Gregori! Jak miło cię znowu widzieć.

- Madison. - Uścisnął jej dłoń, a potem skinął do Abigail. - Jak się masz?

Ona również skinęła głową. - Dobry wieczór.

Więc on nie zamierza uścisnąć jej dłoni, ani nawet wypowiedzieć jej imienia?

Abigail zacisnęła swoje palce wokół swojego nadgarstka, czując jak małe kryształki bransoletki wbijają jej się w palce. Co z tego, że on chciał zachowywać się sztywnie i formalnie? To był najlepszy sposób.

W tym samym czasie, jej siostra olśniewała uśmiechem nowego faceta.

- Nie sądzę, że się znamy. Jestem Madison Tucker.

- Jestem Phineas McKinney. - Potrząsnął jej dłonią. - Znany także, jako Dr Kieł.

Jej oczy się rozszerzyły. - Naprawdę? Myślę, iż znaczy to, że jesteś... - dramatycznie obniżyła głos -

... jednym z nich.

Mrugnął do niej. - Chcesz się założyć, że zgadnę, jaką masz słodką grupę krwi.

Zachichotała i zbliżyła się, do Abigail. - Czyż nie jest słodki? On jest jak Denzel, tylko młodszy.

- On cię słyszy. - mruknęła Abigail.

Josh i Charles szybko przedstawili się sami, następnie Charles poszedł podstawić limuzynę z parkingu. Kiedy oni czekali, Josh zadzwonił do ich ojca i zdał mu krótki raport.

- To moja siostra Abigail. -Madison przedstawiła ją Phineasowi. - Ona też jest

doktorem. Jaka jest twoja specjalizacja, Dr Kieł?

- Jestem Doktorem Miłości. Każdy zwraca się do mnie z romantycznymi

pytaniami, a teraz nasz świat jest pełen szczęśliwie poślubionych par.

Madison złapała oddech i szepnęła. - Znaczy, że… wasz rodzaj może brać ślub?

- Właściwie, większość chłopaków zaobrączkowało się ze słodkimi śmiertelnymi dziecinkami. - Uśmiechnął się. - Jak ty.

Madison znowu sapnęła i posłała Abigail podekscytowane spojrzenie. - Słyszałaś to?

- Nawet o tym nie myśl. - Wyszeptała Abigail, spoglądając nerwowo w

stronę Josha. - Tata, by nas zabił.

- Nie, on zabiłby nas. - powiedział miękko Gregori.

Abigail napotkała jego wzrok, na pełną napięcia sekundę zanim zdołał

odwrócić swój wzrok. Dobry Boże, to, dlatego on zachowuję dystans względem

mnie? Ale jeśli chodziło mu, o zaangażowanie się w związek z nią, to musi znaczyć... Pociągam go.

Jakaś jej część była zaskoczona tym odkryciem. Ale jej pozostała część wyczuwała to od samego początku. To, w jaki sposób patrzył na nią, uśmiechał się do niej, obserwował ją tak uważnie.

To niemożliwe, upomniała się. I na całe szczęście on o tym wiedział. Ale ciągle podróż z nim mogłaby być niezręczna. Popatrzyła na jego drogi garnitur. Na pustyni też będzie taki szorstki? Jego wspaniała siła i inne umiejętności na pewno się przydadzą, ale co z jego zobowiązaniami? Co się z nim dzieje podczas dnia? Co jeśli zabraknie mu butelkowanej krwi?

- Charles już podjechał. - poinformował ich Josh. - Chodźmy.

Wyszli na chodnik przy Park Avenue. Powietrze było chłodne, więc pośpieszyli się do samochodu.

Błysk światła oślepił, Abigail, więc podniosła rękę, by osłonić oczy.

- Madison! Uśmiechnij się do nas! - Paparazzi podszedł bliżej, podnosząc swój aparat, gotów zrobić kolejne zdjęcie.

- Szybko. - Josh otworzył drzwi do limuzyny Suburban i wsadził Madison do środka.

Nagle, paparazzi znieruchomiał, a jego twarz była pusta. Uniósł swój aparat i roztrzaskał o chodnik. Rozbił go na tysiąc kawałeczków, ale wyraz jego twarzy się nie zmienił.

Dobry Boże! Dlaczego on zniszczył swój aparat? Myśl napłynęła do umysłu Abigail. Został do tego zmuszony.

Odwróciła się do Gregoriego, ale zachwiała się na wysokich szpilkach. Złapał ją za rękę, by nie upadła. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej, by na niego nie polecieć. - Ty to zrobiłeś?

- Co zrobiłem? - Pochylił się do niej i szepnął. - Wszystko w porządku?

Jego oddech na jej policzku sprawił, że jej serce przyspieszyło. Cholera, on pewnie to słyszy. Jej wzrok padł na jej prawą rękę. Czy to bicie serca?

Przycisnęła rękę mocniej. Tak! Czuła to. Przyłożyła ucho do jego piersi. Puk-puk. Puk-puk. Jego serce biło! I to trochę szybko. Jak jej.

Odchrząknął. - Patrzą na nas.

Odskoczyła od niego i zauważyła, że patrzy na nią błyszczącymi zielonymi oczyma. Phineas uśmiechał się do niej. Josh zmarszczył brwi.

- Wszystko jest w porządku. Tylko sprawdzałam jego serce. To bardzo interesujące pod naukowym względem.

- Chcesz sprawdzić moje? - zapytał Phineas. - Musisz dobrze wykonać swoją pracę, wiesz.

- Wystarczy już. Jedźmy.

Josh skinął na Phineasa, by ten wsiadł do limuzyny. Gdy młody Wampir wszedł do środka, Josh pochylił się, by powiedzieć mu gdzie ma usiąść.

Abigail spojrzała na paparazzi. On nadal tam stał z pustym wyrazem twarzy. Ciarki przeszły jej po plecach i znowu odwróciła się do Gregoriego. - Masz psychiczne moce, prawda? I naprawdę nie jesteś martwy.

Rozejrzał się wokół zatłoczonego chodnika. - Nie rozmawiajmy o tym tutaj, dobrze?

Nie zaprzeczył. Więc ma rację. Zrobiła chwiejny krok w stronę limuzyny, ale uświadomiła sobie, że jej ręce są puste. - Moja torebka! - Zauważyła ją na chodniku i schyliła, żeby ją podnieść.

- Mam ją! - Gregori chwycił ją i zamarł, gdy odwrócił głowę w jej kierunku.

Wciągnęła powietrze. Szal ześlizgnął się jej z ramion i jej piersi praktycznie wypadały! Natychmiast się podniosła i przycisnęła rękę do piersi. Oh, Boże, miał, na co popatrzeć.

I dlaczego wstawał tak powoli? Właśnie oglądał jej nogi? Gdy się prostował, jego wzrok błądził w górę po sukience, aż do naszyjnika. Jej policzki zaczęły się rumienić. Dobry Boże, wiedziała, że nie powinna była wkładać tej sukienki.

Odchrząknęła. - Moja torebka?

Jego wzrok przeniósł się na jej twarz, a następnie na swoją rękę, zaskoczony, że trzymał w niej torebkę. - Proszę.

Wzięła ją. - Dziękuję. - Z wypiekami na twarzy, pospiesznie weszła do samochodu i usiadła na długiej bocznej kanapie obok Madison.

Josh i Gregori również wsiedli. Gdy ruszyli, usłyszała jak paparazzi krzyczy z wściekłości. Musiał uwolnić się od kontroli umysłu Gregoriego. Spojrzała na niego ostrożnie. Jak często bawił się umysłami innych ludzi? Jej wzrok powędrował do chromowanej powierzchni sufitu limuzyny. Widziała własną pobladłą twarz, ale nie jego. Z dreszczem owinęła szal ciaśniej wokół ramion.

****

- Cześć, Wężu. - Gregori przywitał się z ogromnym bramkarzem przed czarnymi drzwiami, na końcu ciemnej uliczki.

Bramkarz odchrząknął i zmrużył swoje małe oczy. Gregori zakładał, że on

nazywa się Wąż, ponieważ miał od szyi do łysej głowy wytatuowany wizerunek

węża, ale do tej pory nigdy się o to nie pytał. Wąż nie był gadatliwym

gościem.

Bramkarz wziął głęboki oddech i zacisnął wargi. - Śmiertelnicy.

Gregori pokiwał głową. - To są moi goście na dziś wieczór.

Wąż odchrząknął. - Znasz zasady. - Otworzył drzwi i wpuścił ich do środka.

- Jakie zasady? - Zapytał, Josh, kiedy wszedł za Gregorim.

- To nic takiego. - skłamał Gregori. Nie było nic dziwnego w tym, że Wampir przyprowadzał dziewczynę lub chłopaka do klubu, ale kiedy ich spotkanie się kończyło, Wampir musiał wymazać pamięć śmiertelnikowi.

- Jakie zasady? - spytał ponownie Josh, jednocześnie rozglądając się po pomieszczeniu.

Gregori westchnął. Musi wymyślić coś sensownego. - Nie możemy pozwolić, by śmiertelnicy napili się krwi. Przez to chorują.

Josh pokiwał głową, najwyraźniej akceptując wyjaśnienie.

Kiedy tylko dziewczyny weszły do środka, stanął blisko nich. Charles stanął na środku parkietu, obserwując dookoła pokój.

Było to prostokątne pomieszczenie z drewnianym parkietem na środku i

otaczającymi go drewnianymi stolikami i krzesełkami. Przy prawej ścianie stał DJ za swoją konsolą. Długi bar znajdował się przy lewej ścianie i wczesnym wieczorem obsługiwał go tylko jeden barman. Około dwa tuziny Wampirów siedziało przy stołach, cicho rozmawiając i popijając krew z kieliszków. Na samym końcu pokoju, kilka par tuliło się w aksamitnych boksach, tworzących półksiężyc. Grała wolna muzyka, ale nikt nie tańczył. Dzisiaj tłum był mniejszy niż zwykle i bardziej spokojny. Prawdopodobnie Wampiry nie miały ochoty na zabawę, kiedy Wampirza Apokalipsa wisiała im nad głowami.

- To jest to? - Madison zmarszczyła brwi, rozglądając się po sali. - Wygląda tak normalnie. Nawet ludzie wyglądają normalnie.

A czego się ona spodziewała? Nagiej rzymskiej orgii?

- Jest dopiero dwudziesta pierwsza trzydzieści. - wyjaśnił Gregori. - Atmosfera nie rozkręci się do trzeciej rano, kiedy większość Wampirów wyjdzie z pracy i zacznie się teleportować się tutaj z Zachodniego Wybrzeża.

Nie chciał przyznać jak bardzo Wampiry były zaniepokojone.

Madison westchnęła. - Muzyka gra tak cicho.

Gregori pokiwał głową. - Mamy bardzo wrażliwy słuch. Jeżeli muzyka byłaby za głośna, to mogłoby być to dla nas bolesne.

- Podoba mi się to. - Abigail spojrzała na siostrę. - Będziemy mogli się usłyszeć w trakcie rozmowy.

Unikała patrzenia na niego. Świetnie. Miał sprawić by dziewczyny były

szczęśliwe, ale Madison była zawiedziona, a Abigail się go bała. Nie mógł jej za to winić. Najpierw, przestraszył ją użyciem kontroli umysłu na paparazzi. Później zawstydził ją spoglądaniem na jej cudowne ciało. Aż w końcu naprawdę ją przeraził w czasie jazdy. Nie odbijał się w chromowanym suficie limuzyny, ale widział jak wzdrygnęła się z przerażenia.

- Pójdę porozmawiać z DJ. - zaoferował Gregori. - Phineas, zaprowadzisz panie do boksu?

- Pewnie. Moje panie? - Phineas poprowadził je przez parkiet ku boksowi z czerwonego aksamitu z podążającymi za nimi tajnymi agentami.

- Cześć, Gregori! - Dwie wampirzyce pomachały do niego ze stolika stojącego blisko konsoli DJ. Odmachał im. Wyglądały znajomo. Pewnie kiedyś z nimi tańczył. Ta blondynka nazywała się Prudence? A może Prunella? Tak czy inaczej, on nazywał ją Pru.

- Witam panie. Wyglądacie ślicznie dzisiejszego wieczora. - powiedział, gdy szedł do DJ. One zachichotały.

- Cześć, Gregori! - DJ uścisnął mu dłoń.

- Może trochę prawdziwej muzyki? - zapytał Gregori, kładąc na ladzie pięćdziesiąt dolarów. - I trochę światła. Pełen zestaw.

- Robi się, stary. - DJ wcisnął kilka przycisków.

W pomieszczeniu zgasły światła, dyskotekowa kula zaczęła się obracać, a niebieskie i czerwone lasery zaczęły biegać po ścianach.

Szybka muzyka techno wypełniła pokój.

Dwie wampirzyce skoczyły na nogi, klaszcząc w dłonie. Rzuciły się w kierunku Gregoriego i uczepiły się jego ramion.

- Proszę cię, Gregori! - powiedziała Pru z brytyjskim akcentem. - Bądź tak dobry i zatańcz z nami.

- Si. - powiedziała ta druga z hiszpańskim akcentem. - Jesteś taki hhhhot!

Gdy wypowiadała hot, jej głoska h brzmiała jakby odkrztuszała flegmę.

- Przykro mi, ale jestem na tamtej imprezie. - Wskazał głową boks, którą wybrał Phineas i zauważył, że Abigail go obserwuje. Sheesh. Dziesięć minut temu nawet nie chciała na niego patrzeć, ale teraz patrzyła na niego jak jastrząb.

- To jest niesprawiedliwe. - zaprotestowała Pru. - Te dwie dziewczyny mają przy sobie trzech facetów, a my nie mamy żadnego.

- Chcemy ciebie, bo jesteś taki hhhhot!

- Przepraszam. - Wyplątał się z ich uścisku. - Innym razem, dobrze?

Pru wydęła dolną wargę. - Ostatnim razem mówiłeś to samo.

Naprawdę?

Ruszył przez parkiet w stronę baru.

- Cześć, Gregori! - Dwie wampirzyce siedzące przy barze, uśmiechnęły się do niego.

- Witam, panie. - Uśmiechnął się do nich i odwrócił się w stronę barmana. Kiedy zamawiał drinki dwie kobiety przybliżyły się do niego.

- Chcesz się z nami znowu napić? - zapytała jedna z nich. - Ostatnio mieliśmy tyle zabawy.

Kiedy to było? Nie mógł sobie przypomnieć. Minęło osiemnaście lat odkąd został wampirem. A jeśli jego matka miała rację? Co, jeśli marnował wieczność, którą mu dano? Bawił się od lat. Z tak wieloma kobietami. Nie mógł nawet przypomnieć sobie imion tych dziewczyn.

Zawsze powtarzał sobie, ze wyświadcza Wampirzycom przysługę, zapewniając im rozrywkę. Ale czy one nie zasługują na prawdziwych przyjaciół, którzy będą pamiętali ich imiona?

Tego typu rzeczy nigdy wcześniej nie przychodziły mu do głowy, więc co tak

nagle zmieniło jego serce? Szybko spojrzał na boks i zauważył, że Abigail patrzy na niego. Cholera. To był problem. Obserwowała go jakby był jakimś nowoodkrytym gatunkiem. A on nie był pewien czy spodoba mu się to, co w nim odkryje.

- Przepraszam, innym razem. - Chwycił martini i skierował się do boksu. Postawił napoję przed paniami. - Mają tutaj tylko kilka drinków dla śmiertelników. To są jabłkowe martini.

- Cudownie! - Madison wzięła łyk i uśmiechnęła się. - To jest przepyszne!

Uwielbiam te światła i muzykę. Dziękuję.

- Chciałabyś zatańczyć? - zapytał Phineas.

- Oh tak! - Madison skoczyła na nogi i ruszyła na parkiet z Phineasem.

Pru i jej przyjaciółka dołączyły do nich, a potem kilkanaście Wampirów wyszło na parkiet. Madison śmiała się i kręciła dokoła, wyraźnie zachwycona tym, że otaczały ją światła i tańczące Wampiry.

Gregori odetchnął z ulgą. Przynajmniej jedna z dziewcząt była teraz szczęśliwa. Odwrócił się z powrotem do Abigail, która bawiła się nóżką od kieliszka. - Chciałabyś zatańczyć?

Potrząsnęła głową. - Nie, dziękuję.

- Czy z twoim drinkiem wszystko w porządku? Mogę ci przynieść coś

bezalkoholowego, jeśli chcesz?

Spojrzała na niego z nieśmiałym spojrzeniem. - Dietetyczna cola byłaby dobra. Dziękuję.

- Zaraz wracam. - Poszedł prosto do baru, ale więcej wampirów przybyło i musiał zaczekać w kolejce.

Spojrzał się w stronę Abigail, siedzącej samotnie w boksie. Powinno z nią być

wszystko w porządku. Jeśli jakiś Wampir się do niej doczepi, to jeden z tajnych agentów, stojących w pobliżu, zatrzyma go.

Ponownie obwinęła ramiona szalem, by ukryć swoje piersi. Jej idealne, słodkie piersi.

Zacisnął pięści. Nie myśl o jej piersiach. Ani o jej nogach. Czy o pięknych oczach. Nie mógł sobie pozwolić, by jego oczy stały się czerwone. To mogłoby ją jeszcze bardziej wystraszyć.

- Gregori! - Jedna z dziewczyn przy barze uwiesiła się mu na ramieniu. - Wróciłeś do nas!

- Przyszedłem po drinka. - Uwolnił swoją rękę i spojrzał na Abigail. Co u diabła? Pru i jej przyjaciółka usiadły na kanapie przy Abigail. Phineas był zajęty tańcem z Madison i nie zauważył ich. Agent z ochrony, Josh, rozmawiał przez telefon, prawdopodobnie z prezydentem, zdając mu raport. Charles im się przyglądał, ale nie interweniował.

A dlaczego miałby to robić?, pomyślał, Gregori. Co mogło się stać, jeśli Abigail porozmawia sobie z kilkoma wampirzycami? To nie był cel dzisiejszej wycieczki? Dać posmakować Abigail wampirzego świata?

Niestety, podejrzewał, że ten smak będzie gorzki.

Tłumaczenie by karolcia_1994

Kerrelyn Sparks - Najseksowniejszy istniejący wampir


Rozdział jedenasty

- Cześć. Jestem Prunella Culpepper, ale wszyscy mówią na mnie Pru.

Abigail odwróciła się i zobaczyła dwie kobiety siedzące w sąsiednim boksie. Jedna była piękną blondynką, druga śliczną brunetką. Obie uśmiechały się, odsłaniając ostre kły. Wampiry. I jeśli się nie myliła, to były to te same kobiety, które kleiły się do Gregoriego przy konsoli DJ.

- Jestem Hhhortencia Maria Constanza. - powiedziała brunetka, akcentując h, tak, że Abigail cofnęła się, by ta jej nie opluła.

- Kim jes… - Brązowe oczy, Constanzy rozszerzyły się. - Santa Maria, jesteś człowiekiem.

Pru pochyliła się i pociągnęła nosem. - Święty Jerzy, masz rację! Zawsze inaczej pachniecie.

Co do cholery? Abigail spojrzała na Gregoriego. Stał w kolejce przy barze, ale patrzył na nią z niepokojem. Charles stał około dziesięć stóp dalej, także na nią spoglądając.

Constanza prychnęła i odrzuciła jej długie czarne włosy na ramiona. - Nie mogę uwierzyć, że Gregori upadł tak nisko.

- Właśnie. - zgodziła się Pru. - On nigdy wcześniej nie był ze śmiertelniczką na randce. Co on widzi w tej smarkuli?

- Może ma dobry smak.

Pru znowu pociągnęła nosem i potrząsnęła głową. - Grupa 0. Strasznie pospolita, wiesz.

Abigail odchrząknęła. - Przepraszam?

Pru skrzywiła się. - Wybacz, kochana, ale to po prostu nie ma sensu. Dlaczego Gregori umawiałby się ze śmiertelniczką na randkę, kiedy tyle Wampirzyc by go chciało?

- Ssssetki. - Constanza się rozpogodziła. - Słyszałam, że jest nieziemski w łóżku.

Abigail oparła się. Gregori był… playboyem?

- Poszłabym z nim do łóżka w tej sekundzie. - dodała Constanza.

- Każda rozsądna kobieta, by to zrobiła. - szepnęła Pru. - Niestety, ja nadal czekam na swoją kolej.

Constanza złapała oddech. - Myślałam, że już to zrobiliście! Widziałam jak się z nim całowałaś na parkiecie dwa tygodnie temu.

Pru uśmiechnęła się z pod przymrużonych powiek. - Święty Jerzy, ludzie mogą się całować. Nikt mnie tak nie całował od 1762.

Abigail zamrugała. - Jesteś Wampirem już tak długo?

Pru potrząsnęła głową. - Byłam wtedy śmiertelna. Pracowałam w tawernie w Dover, kiedy młody rozbójnik posadził mnie u siebie na kolanach i pocałował z wielką pasją. Później spytał mnie czy będę jego kochanką.

Constanza uśmiechnęła się. - I zgodziłaś się?

- Oczywiście. Każda rozsądna kobieta, by to zrobiła.

- I co się potem stało? - spytała Constanza.

- Stałam się pomocnicą. - kontynuowała Pru. - Nosiłam szerokie spodnie, a włosy chowałam pod kapeluszem. W nocy rabowaliśmy tereny i mieliśmy z tego niezły ubaw.

Abigail pochyliła się bliżej, zaintrygowana. To było jak rozmawianie o historycznej postaci. - Mówiłaś „Stój i oddawaj”

- Oczywiście. Wszystko szło świetnie, dopóki nie zatrzymaliśmy powozu należącego do wampira. On złapał mojego rozbójnika i karmił się nim dopóki on nie umarł.

Abigail przełknęła ślinę. Jej spojrzenie powędrowało do Gregoriego. Czy on też kiedyś zaatakował człowieka? Na pewno nie. Ubiegłej nocy twierdził, że on i jego przyjaciele sprzeciwiają się wyrządzaniu krzywdy śmiertelnikom. I walczyli ze złymi wampirami, by ochronić śmiertelników.

- Więc, co ci się stało? - spytała, Constanza.

Pru uśmiechnęła się. - Wampir był bogatym i przystojnym hrabią. Kiedy zobaczył, że jestem piękną i młodą kobietą, zaoferował mi wieczne życie, jako Nieumarta , jeśli zgodzę się być jego kochanką. Oczywiście się zgodziłam. Każda rozsądna kobieta, by to zrobiła.

- Oczywiście. - zgodziła się Constanza.

Abigail skrzywiła się na myśl, że Pru mogła zostawić swojego martwego byłego kochanka na poboczu.

- Nauczył mnie właściwego angielskiego, wiesz. - Oczy Pru się zwęziły. - Byliśmy tacy szczęśliwi, dopóki nie rzucił mnie, by poślubić Lady Pamelę.

- To suka. - syknęła Constanza.

Pru wzruszyła ramionami. - Woda pod mostem. Sęk w tym, że zaznałam kilka dobrych pocałunków przez lata, ale nikt nie mógł dorównać Gregoriemu.

Wzrok Abigail znowu powędrował do niego przy barze. Oh, bracie. Teraz więcej niż dwie dziewczyny wisiały mu na ramionach.

Potrząsnęła sobą w umyśle. Musiała przezwyciężyć przyciąganie do niego. Był wampirem i playboyem. I miał dziwne psychiczne moce. Trzy główne problemy, z którymi nigdy nie mogłaby się pogodzić. Smutna prawda była taka, że on był nieosiągalny. Całkowicie, nieodwracalnie nieosiągalny.

Zrobiło jej się ciężko na sercu i zamknęła na chwilę oczy. To nie powinno tak bardzo boleć. Spotkała go dopiero ubiegłej nocy. Ale nigdy wcześniej nie spotkała kogoś takiego jak on. Fizycznie, sprawiał, że jej serce galopowało, miękły kolana, a jej poziom Dopaminy podskakiwał. Intelektualnie, fascynował ją. Jak mogła mu się oprzeć?

- Więc, dlaczego z nim nie spałaś? - spytała, Constanza.

- Chciałam. Zaprosiłam go nawet do mojego mieszkania, ale… - Pru zawahała się, a jej oczy błyszczały. - Nie zgadniesz, co mi powiedział.

Constanza pochyliła się do przodu. - Co?

Abigail przybliżyła się, by dobrze usłyszeć.

- Powiedział, że słońce wzejdzie za trzydzieści minut i nie starczy czasu. Ktoś tak piękny jak ja zasłużył na całą noc, by czcić go i dawać mu rozkosz, by dotarła aż do serca. - Pru przycisnęła rękę do piersi. - To była najbardziej romantyczna rzecz, jaką kiedykolwiek ktoś mi powiedział.

Serce Abigail zamarło. Wow. On mówił jak jeden z bohaterów książek jej matki. Jeśli kiedykolwiek powiedziałby jej tak, roztopiłaby się.

- Ooh, on jest taki hhhot. - Constanza zwróciła się do Abigail. - Jesteś szczęściarą, śmiertelniczko. Powinnaś przespać się z nim dzisiejszego wieczora.

- Każda rozsądna kobieta, by to zrobiła. - dodała Pru. - Jest dość wcześnie, więc może masz szansę na całą noc rozkoszy.

Przełknęła. Całą noc. - Ja… naprawdę nie jestem z nim na randce.

Pru uśmiechnęła się z nadzieją. - Więc nie pogniewasz się, jeśli go zabiorę?

Abigail zerknęła na niego. Szedł w ich stronę, trzymając w dłoniach szklanki i skupiając na niej wzrok.

Jej serce fiknęło koziołka. Musiała się opanować. Był całkowicie, nieodwracalnie nieosiągalny.

Ale mogła udawać, prawda? Tylko przez jedną noc mogła udawać, że przystojny, seksowny mężczyzna taki jak Gregori ,wybrał właśnie ją z pośród innych kobiet.

- Nie. - szepnęła. - On jest ze mną.

Pru prychnęła. - Chcesz go dla siebie?

Abigail posłała jej kpiące spojrzenie. - Każda rozsądna kobieta, by tak zrobiła.

Pru zmrużyła gniewnie oczy. - Jak zamierzasz go zatrzymać? Jesteś tylko śmiertelniczką.

- Si. - zgodziła się Constanza. - Nie możesz nawet uprawiać seksu w powietrzu.

- Słucham? - spytała Abigail.

- Wiesz. - Constanza machnęła ręką. - Na suficie.

Abigail otworzyła usta, kiedy przypomniała sobie jak zobaczyła Gregoriego latającego pod sufitem Owalnego Gabinetu. Seks w powietrzu? Czy to było możliwe?

Pru potrząsnęła głową. - Nigdy nie robiłaś tego na suficie, prawda? Naprawdę myślisz, że ktoś tak niedoświadczony jak ty, może zaspokoić Gregoriego?

Obgadywany mężczyzna postawił z hukiem szklanki na stoliku i zmarszczył brwi na widok dwóch Wampirzyc. - Wybaczcie, ale chciałbym zostać sam z moją randką.

Panie skoczyły na nogi i uwiesiły się na nim.

- Nadal na ciebie czekam, Gregori. - szepnęła Pru.

- Ja też. - Constanza przejechała palcem po jego bicepsie.

Moja randka, pomyślała Abigail. Nazwał ją swoją randką. Oczywiście mógł powiedzieć tak tylko, dlatego, by pozbyć się tych Wampirzyc, ale jej serce było innego zdania i zabiło szybciej.

Kobiety naśmiewały się z Abigail, kiedy zarzucały włosami i szły z powrotem na parkiet.

Gregori przesunął napój przed nią i usiadł, nie naprzeciwko niej, ale obok. Uspokoiła się trochę. Miejmy nadzieję, że on niczego nie zauważy.

- Boisz się mnie? - szepnął.

Zauważył.

Potrząsnęła głową, kiedy napiła się trochę jej dietetycznej coli. Przestraszona to nie jest właściwe określenie. Wytrącona z równowagi. Zwariowana. Ale dziwnie przyciągana. Ciekawa. Seks na suficie? Była trochę… urażona, jeśli miałaby być szczera. Nie podobał jej się obraz Gregoriego całującego się z Pru na parkiecie. Prunella Culpepper zostawiła martwego kochanka na poboczu i uciekła z jego mordercą. Gregori zasłużył na kogoś lepszego.

- Wyglądasz na zdenerwowaną. - Przyglądał się jej. - Czy te kobiety powiedziały coś, co mogło cie urazić?

- Nie, wszystko w porządku. - Jej wzrok padł na jego usta, a słowa Pru dręczyły ją. Święty Jerzy, ludzie mogą się całować.

Wbiła się w kanapę.

- Twój ojciec chciał, żebyśmy się lepiej poznali. Możesz mi powiedzieć, jaki projekt miał wtedy na myśli?

- Jeszcze nie mogę powiedzieć. - Wypiła więcej napoju.

Jak mogłaby podróżować z tym człowiekiem? On był taki… kuszący. Zbyt niebezpieczny. Zbyt cholernie seksowny.

Przybliżył się do niej. - Masz jakieś pytania, które chciałabyś mi zadać?

- Tak. Ach… - Czy naprawdę czcisz kobietę i dajesz jej rozkosz przez całą noc? Na suficie? Potrząsnęła sobą w umyśle. Były ważniejsze rzeczy, o które musiała zapytać. - Co się z tobą dzieje podczas dnia?

- Śpię.

- To… wszystko?

Kącik jego ust uniósł się. - Nie chrapię.

Odwróciła wzrok od jego dołeczka. - Jakie psychiczne moce masz?

Rozsiadł się i przysunął swoją szklankę bliżej. - Doniesiesz CIA cokolwiek ci powiem?

- Nie chcę ci sprawiać kłopotu, Panie Holstein, ale muszę wiedzieć, czy to bezpieczne, jeśli masz ze mną być.

- Nigdy bym cię nie skrzywdził. - Zatrzymał się i dodał cierpko. - Panno Tucker.

Czy on kpił z niej, że chciała zachować jakiś dystans między nimi? - Jeśli odpowiesz mi szczerze, nie powtórzę im tego.

Pokiwał głową. - Zgoda.

- To ty sprawiłeś, że ten mężczyzna roztrzaskał swój aparat?

- To było najlepsze wyjście z sytuacji. Nie chciałem mojego zdjęcia w gazecie. -

Zerknął na nią. - I myślę, że ty też nie chciałabyś rozgłosu.

To była prawda. Ale nie podziękuje mu za to. - Więc, przyznajesz się, że możesz bawić się naszymi umysłami.

Zacisnął wargi. - Mam prawo, by siebie chronić. Jak sądzisz, jakim cudem zdołaliśmy utrzymać nasze istnienie w tajemnicy?

Parsknęła. - Nigdy wasze istnienie nie było tajemnicą. Istniały przerażające historie o twoim rodzaju przez wieki.

- Nie ingerowaliśmy w wystarczająco w umysły ludzi. Pozwoliliśmy zbyt wielu pamięciom pozostać nietkniętym.

Skrzywiła się. - Możesz wymazać pamięć śmiertelnikowi?

Poruszył się na kanapie, obracając się w jej stronę. - Wampiry przeżyły wieki dzięki ludzkiej krwi. Zwykłą procedurą było, nakarmić się, a potem wyczyścić pamięć. To chroniło zarówno wampira jak i śmiertelnika.

- Jak wspaniale pomyślane. - powiedziała cierpko.

Uniósł brew. - Nie sądzisz, że nawet wampiry mają prawo do życia albo żeby się chronić?

- Nie masz prawa ingerować w nasze umysły.

Zacisnął usta. - Co z twoim ciałem?

Prychnęła i zagłębiła się w kanapę. - Sprawiłeś, że pies Madison zasnął?

- Samoobrona, panno Tucker. To coś mogło ugryźć mnie w nogę.

- Możesz to samo zrobić z człowiekiem?

- Mógłbym. - Przysunął się bliżej. - Jeśli planujesz ugryźć mnie w nogę.

Jej twarz oblała się rumieńcem. - Nie gryzę ludzi. To twoja specjalność.

Jego usta się skrzywiły. - Ja też nie gryzę ludzi, panno Tucker. Jestem młodym Wampirem. Żywię się z butelek.

- Nigdy nikogo nie ugryzłeś?

- Nigdy nie ugryzłem śmiertelnika. I nigdy nie ugryzłem dla jedzenia, więc możesz się rozluźnić. Jesteś całkowicie bezpieczna.

Zamiast uczucia ulgi, ona szybko analizowała jego słowa. - Więc gryzłeś wampiry… z innych powodów?

Wyglądał na zaskoczonego, kiedy poprawił jego krawat. - Jesteś bardzo inteligentna, prawda?

- Więc mam rację? Gryzłeś wampiry?

- Tylko Wampirzyce. - Odwrócił się, marszcząc brwi. - W odpowiedniej sytuacji, to może dać dużo przyjemności.

Gorąca fala przeszła przez nią. - Jakiej?

- Będziesz musiała mi wierzyć na słowo. - Zerknął na nią, a jego oczy migotały najcudowniejszą zielenią. - Chyba, że spodobałaby ci się demonstracja?

- Nie. - Odsunęła się od niego.

Zacisnął zęby, kiedy sięgnął po jego drinka. - Nie jestem potworem, panno Tucker. Nie skrzywdzę cię.

Skrzywiła się wewnętrznie. Gdyby tylko mogła myśleć o nim jak o potworze. Mogłoby to jej pomóc zdusić to dziwne przyciąganie, które do niego czuła. Czy on właściwie mógł gryźć, by dawać rozkosz?

Spojrzała na niego jak pije czerwony płyn z różową pianką. Kiedy oblizał usta, jej serce przyspieszyło. Święty Jerzy, ludzie mogą się całować. Uderzyła się w myślach. Nie myśl o tym! - Co… co pijesz?

- To nazywa się Bleer. Pół syntetycznej krwi, pół piwa. To jeden z najpopularniejszych drinków z Wampirzej Kuchni Fusion.

Otworzyła usta. Wampirza Kuchnia Fusion?

Popatrzyła na pieniący się napój i z powrotem na Gregoriego. - Żartujesz? - Sięgnęła po jego szklankę.

- Abigail. - Chwycił jej dłoń. - Nie pij tego. Mogłoby ci zaszkodzić.

- Chcę tylko powąchać. - Spojrzała w górę.

Pochylił się w jej kierunku, a ich twarze dzieliły centymetry. - Dobrze.

Zrobiła głęboki wdech, kiedy zamknęła oczy, by skoncentrować się na innych zmysłach. Napój pachniał piwem i metalicznym zapachem krwi. Jego ręka była taka ciepła.

Gdy otworzyła oczy, zauważyła, że przyglądał się jej twarzy. Jej serce przyspieszyło.

Odstawiła szklankę i odsunęła rękę. - Więc, potrzebujesz krwi, by żyć? Żyjesz, prawda?

Pokiwał głową. - W tej chwili, tak. Moje serce bije tak samo jak twoje. -

Uśmiechnął się lekko, sprawiając, że jego dołeczki były widoczne. - Ale nie tak szybko.

Zarumieniła się. Więc słyszał bicie jej serca. Wskazała na Josha, który stał dwa boksu dalej i rozmawiał przez telefon. - Słyszysz go?

Gregori pochylił głowę i skupił się na Joshu. - Iskierka jest nadal na parkiecie. - Spojrzał na nią pytająco.

- Wszyscy mamy kryptonimy. Madison jest Iskierką.

Uśmiechnął się. - Pasuje do niej. - Pochylił się do Abigail, a jego oczy błyszczały. - A jaki jest twój kryptonim?

Wzruszyła ramionami. - Nieważne.

- Kiepski kryptonim.

- To nie jest mój…

Zachichotał. - Pozwól mi się domyślić. Jak twoja siostra jest Iskierką, to ty jesteś… Olśniewająca.

- Nie. - Jej policzki zrobiły się jeszcze cieplejsze.

- Ale jesteś olśniewająca.

Niestety, jej twarz pewnie była czerwona jak burak.

- Dobrze, jeśli nie chcesz mi powiedzieć, to zgadnę. - Zerknął, na Josha, który schował komórkę i szeptał do Charlesa przez swój komunikator. - Marynarz? Kto to?

- Mój tata.

Gregori uniósł brwi. - Nie chciał być Admirałem?

- Tata lubi być Marynarzem. Należał do floty wojennej i uważa, że to sprawia, że jest bardziej pokorny.

Gregori posłał jej niepewne spojrzenie.

- Wiem. On wcale nie jest bardziej pokorny. Ale to ważne, by wyglądać przyzwoicie, kiedy próbujesz pokazać, że jesteś kompetentny i godzien zaufania, jako przywódca. - Przejechała palcem po obwódce jej szklanki. - On jest inny, kiedy jest z nami. Szczególnie, kiedy jest z mamą. Tak bardzo ją kocha. Kiedy patrzysz jak ktoś, kogo kochasz powoli umiera, a nic nie możesz zrobić, by to zatrzymać, to jest upokarzające.

Zatrzymała rękę. Co ona, do licha, robiła? Otwierała się przed wampirem? Zerknęła na Gregoriego. Jego oczy wyglądały na odległe, pełne wspomnień i bólu.

Wypiła trochę jej dietetycznej coli. On był cichy, aż zastanawiała się, w jakie smutne miejsce się przeniósł. Chciała go dotknąć, ale rozmyśliła się i opuściła rękę. - Przepraszam, jeśli sprawiłam, że jesteś smutny. Nie chciałam…

- W porządku. - Uśmiechnął się, ale smutek w jego oczach pozostał. - Przykro mi z powodu twojej matki.

Zamrugała, odganiając łzy. Już dawno nie rozmawiała z kimś o swojej mamie. Zwykle ukrywała swoje lęki i obawy. A kiedy była z mamą, zawsze próbowała być radosna. - Jej kryptonim to Spokój.

- To dla niej idealne imię.

- Tak. - Abigail zacisnęła pięści, by utrzymać kontrolę nad emocjami.

Gregori położył dłoń na jej dłoniach. - Wszystko będzie dobrze.

Zamarła. Jego ręka była taka ciepła i ludzka. A jego dotyk był taki lekki i… czuły. Jej spojrzenie padło na Josha, który stał dwa boksu dalej w prawo i Charlesa, stojącego dwa boksy dalej w lewo. - Ja…

- Przepraszam. - Gregori zabrał dłoń. - Nie chciałem wprawić cię w zakłopotanie.

Zakłopotanie? Miała ochotę trzymać go za rękę cały czas pod stolikiem. Okazał jej uprzejmość, której by się po nim nie spodziewała. Teraz jeszcze trudniej było się mu oprzeć.

- Jesteś tajemnicza. - Patrzył na nią z pod zmrużonych powiek. - Jeszcze nie powiedziałaś mi swojego kryptonimu. - Przybliżył się do niej. - To jest to? Tajemnicza?

Potrząsnęła głową, uśmiechając się. Okazywał jej jeszcze więcej życzliwości. Odganiał od niej smutki. I nawet to lubiła.

- Wiem! Jesteś Sekretem, bo prowadzisz sekretne życie.

Znowu potrząsnęła głową. - To nie jest nic ekscytującego.

- Hmm. - Obserwował ją uważnie. - Słodyczka? Cukiereczek? Ostra?

Uśmiechnęła się.

- Seksowny kociak?

Zaśmiała się. - Oszalałeś?

- Dla mnie całkiem nieźle brzmi.

Potrząsnęła głową, ignorując rumieńce. - Oni opierali się na moim… umyśle.

- Ach. - Posłał jej zdumione spojrzenie. - Głuptas?

- Co? - Pacnęła go w ramię. - Jak możesz?

Zaśmiał się. - Wolę już jak mnie bijesz niż przede mną uciekasz. Jesteśmy już w połowie kanapy.

Przycisnęła rękę do gorącej twarzy. - Przepraszam.

- W porządku. - Przybliżył się do niej. - Więc twój kryptonim to… Naukowiec? Niesamowity umysł? Przyspieszony oddech?

Zaśmiała się. - Jestem Mądralą.

- Mądralą?

- Ostrzegałam cię. To nie jest ekscytujące.

- Och, ależ jest. - Owinął sobie jedno pasemko jej włosów wokół palca. - Nie wyobrażam sobie nic bardziej ekscytującego niż… mądre rozbieranie.

Przełknęła ślinę. Czy on ją podrywał? Część niej skakała z radości, że taki przystojny, uroczy, tajemniczy mężczyzna mógłby jej pragnąć. Ale inna jej część, wiedziała, że on był nieosiągalny. Całkowicie, nieodwracalnie nieosiągalny.

Nie mogła się zakochać w wampirze.

Poza tym, Pru i Constanza pewnie miały rację. Dlaczego on miałby się interesować śmiertelniczką, skoro tyle Nieumarłych kobiet go pragnęło? Była nudna w porównaniu do Wampirzyc, które mogły uprawiać seks pod sufitem.

Straszne myśli napłynęły jej do głowy. Co, jeśli on tylko udaje, że ją lubi dla politycznych powodów? Mógłby oczarować ją, by zjednać sobie i swojemu rodzajowi jej ojca. Playboy był ekspertem w oczarowywaniu kobiet.

Jęknęła wewnętrznie. To były głupie, pobożne życzenia, by uwierzyć, że Gregori się nią zainteresuje. Faceci, którzy zwykle się nią interesowali byli maniakami - mizernej budowy w wielkich okularach i całkowicie pochłoniętymi w nauce. Była na kilku takich randkach w college'u i na studiach doktoranckich. Takie związki były… wygodne.

Ale oni nie byli mężczyznami, o jakich śniła. Po latach słuchania audiobooków matki, zapragnęła czegoś więcej niż wygody. Chciała namiętności i pasji. Potwornego pragnienia. Chciała spędzać z nim dużo czasu, i żeby on go dla niej miał. Chciała mężczyzny, który będzie sądził, że należy ją czcić i dawać jej rozkosz, która dotrze aż do serca. Przez całą noc.

Obawiała się, że tacy ludzie żyją tylko w bajkach. Teraz obawiała się, że byli prawdziwi. Nie mogłaby związać się z wampirem. Albo playboyem. Wampir oczekiwał seksu pod sufitem. Playboy uznałby, że jej siostra jest atrakcyjna.

Nie ona.

Westchnęła. - Wiem o tobie.

Jego zielone oczy rozszerzyły się. - Co wiesz?

- Jesteś playboyem.

Tłumaczenie by karolcia_1994

http://www.witraze.info/media/k2/galleries/270/szklo-artystyczne-stolik-blat-bar-6.jpg



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział dziesiąty i jedenasty
10(2), Rozdziat dziesiaty
Nieof tłum Błękitna godzina rozdział dziesiąty
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
DOM NOCY 11 rozdział dziesiąty
Rozdział dziesiąty
Nieof tłum Błękitna godzina rozdział dziesiąty
Walking DISASTER ROZDZIAŁ DZIESIĄTY TŁUMACZENIE DiabLica090
Rozdział dziesiąty
Rozdziła dziesiaty
rozdzia a3+dziesi a5ty HU7CCNMAPYJHOI25RAI7OBBFZ63573MM2DA273A
11(2), Rozdzia˙ jedenasty
Nieof. tłum. Błękitna godzina - rozdział jedenasty
25 8, Rozdzia˙ jedenasty
ROZDZIAŁ JEDENASTY 6IF543TF6PKZFXBMOYPINV2MJQZPGSVGOIBWRJQ
11(3), ROZDZIA˙ JEDENASTY
Rozdział jedenasty
Rozdział jedenasty
Rozdział jedenasty

więcej podobnych podstron