Nazywam się Adam Marlow i jestem prywatnym detektywem.
Patryk patrzył na detektywa z ironicznym uśmieszkiem. Jego twarz zdawała się mówić: "wymyśl koleś coś lepszego na podryw". Z drugiej strony, taki najbrzydszy znowu nie był. Patryk co prawda rzadko szedł z kimś do łóżka tak po prostu, dla sportu, ale akurat dzisiaj go nosiło, a na agencyjne zlecenie raczej liczyć nie mógł. Koniec miesiąca - posucha. Ludzie bez kasy, to i w agencji brak zarobku.
- Szukam Sebastiana - powiedział Marlow, pokazując zdjęcie.
Patryk tylko w myślach zgrzytnął zębami. Że też akurat na niego musiało trafić!
Patryk oczywiście znał Sebastiana. Aż za dobrze.
Poznali się prawie rok temu. Patryk jak zwykle poszedł na podryw (a właściwie na zarobek do dyskoteki). Zobaczył go zaraz po wejściu. Bujna czupryna farbowanych na blond włosów, najlepsze ciuchy prosto z salonów Armaniego, Versace i Gucciego i ruchy w rytm muzyki, świadczące o wyjątkowym wyczuciu rytmu. Patryk poczuł, że ciasno mu się robi w rozporku.
- Sam dzisiaj? Może wyskoczymy do mnie?
- Spadaj, nie dziś - Patryk bez zastanowienia spławił jednego ze swoich stałych klientów. Dalej jak urzeczony wpatrywał się w Sebastiana. Wiedział już, że dziś albo on, albo żaden. Tej drugiej możliwości pod uwagę raczej nie brał. W końcu zazwyczaj nie miał najmniejszych problemów z poderwaniem kogokolwiek. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Odczekał jeszcze kilka minut. W sam raz tyle, żeby piękniś zderzył się z nim wzrokiem, i ruszył na parkiet. Kolejne takty sprawiały, że tańczył coraz bliżej "obiektu". W końcu był dokładnie przed nim.
- Cześć - zaczął bez zastanowienia. W końcu na co tu tracić czas. Tamten odpowiedział z pewnym ociąganiem, chwilę potańczył i ruszył z parkietu w kierunku baru.
Patryk za nim. Oczywiście bez pośpiechu ("niech sobie za dużo nie wyobraża..."). Stanął przy barze obok niego.
- Podobam ci się? - tak bezceremonialnego pytania Patryk na pewno się nie spodziewał. - Skoro już mnie podrywasz, może byś się chociaż przedstawił.
"Trafiła kosa na kamień", pomyślał Patryk. Słysząc wyniosły i lekko znudzony ton kolesia zobaczył w nim siebie. Te wyreżyserowane zachowania kogoś, kto wie, że się podoba. Powiedział, jak ma na imię.
- Sebastian - usłyszał w odpowiedzi. - Ale nie licz dzisiaj na zbyt wiele. Nie jestem tu sam uśmiechnął się, pokazując garnitur pięknych, białych zębów.
Patryk zaskoczony patrzył, jak podchodzi do niego facet mający przynajmniej tyle lat, co oni obaj razem. Facet objął Sebastiana gestem właściciela, "wychodzimy" powiedział i ruszył w stronę drzwi. Sebastian posłusznie podążył za nim.
Spotkali się znów tydzień później. Tym razem Sebastian był sam. Wyraźnie ucieszył się ze spotkania. Z dyskoteki wyszli razem, razem wylądowali u Sebastiana i przeżyli cudowny seks. Patryk pierwszy raz od bardzo dawna pozwolił tak się ponieść zmysłom. To, co razem wyprawiali w łóżku, to był kosmos. Kiedy Sebastian wchodził w niego, wszechświat wirował i znikał, zostawały tylko zmysły i ekstaza. Kiedy Patryk zagłębiał się w tyłek partnera, przeżywał nieziemską wręcz rozkosz. Strugi spermy tryskały, zalewając ich nagie ciała i pościel. Zużyli chyba z tuzin kondomów. Ledwo żywi, padli spać o świcie.
Obudził ich zgrzyt klucza w zamku. W drzwiach pokoju stanął facet Sebastiana.
- Wypierdalać - wycedził tylko przez zęby. Patryk i Sebastian bez słowa ubrali się i wyszli.
- I co teraz?
- Problem - odpowiedział Sebastian.
- Wrócisz do domu?
- Tutaj nie. Mam dość.
- Jeszcze parę godzin temu mówiłeś, że układ jest ekstra.
- Mówiłem, ale zmieniłem zdanie.
- No to co, do mamusi?
- Oszalałeś? Ona "pedała w domu trzymać nie będzie".
- No to co?
- Nie wiem.
Patryk wahał się. Co prawda nie miał wątpliwości, że układ Sebastiana z "tamtym" miał charakter czysto finansowy, ale to nie oznacza, że bez zastrzeżeń przyjmie informację o pracy Patryka w agencji. Co innego utrzymanek, a co innego zwykła kurwa.
- U ciebie mieszkać się nie da? - Sebastian sam zaczął temat.
- Może być trudno. Nie mieszkam sam.
- Wiem.
- Skąd?
- Pewne wiadomości szybko się rozchodzą. Zresztą pracowałem u Mundka jeszcze zanim ty się pojawiłeś.
Patrykowi szczęka o mało nie wypadła na chodnik. Poszli do agencji. Mundek nawet się ucieszył na widok Sebastiana, ale propozycja jego zamieszkania w agencji nie wzbudziła już takiego entuzjazmu. "Kto mieszka, ten pracuje", powiedział. Sebastian zgodził się. Bez entuzjazmu.
Tak zaczęła się wielka miłość Patryka. Potem bywało różnie. Kochali się i nienawidzili na zmianę. Pieścili, całowali i obrzucali wyzwiskami. Aż pojawił się Wiesław. Stały klient Patryka - przystojny facet koło trzydziestki, dobry w łóżku, do tego hojny. Wiesław wszedł do agencji akurat kiedy Patryk był na zleceniu. I wybrał Sebastiana. Dwa tygodnie później Sebastian bez pożegnania z Patrykiem spakował swoje rzeczy i zniknął. Razem z nim zniknął Wiesław. Wszyscy wiedzieli, że Sebastian zamieszkał u niego. Patryk liczył dni od rozstania. Minęło ich dokładnie 96.
- Znam go - powiedział do detektywa. - Ale od dawna nie widziałem. Mieszka u takiego jednego. Wiesława.
- Już nie - serce Patryka zabiło mocniej po tej informacji. - Właśnie dlatego go szukam. Gdybyś się czegoś dowiedział, daj znać. Opłaci ci się.
W ręku Patryka znalazła się wizytówka. Nie wiadomo po co, Patryk nie zamierzał przekazywać żadnych wiadomości.
Marlow podszedł do baru. Pokazał zdjęcie barmanowi. Ten był bardziej pomocny. Widywał Sebastiana tu czasami. Dziś też był, ale wyszedł dosłownie kilka chwil wcześniej. Nie, nie wiedział, kiedy można go znów zobaczyć. Nie, nie wie, gdzie poszli, ale słyszał, że Sebastian bywa ostatnio w saunie kilka ulic dalej.
Marlow ruszył w stronę wyjścia, kiedy nagle ucichła muzyka, a na scenie pojawiło się dwóch mięśniaków. Ubrani w stroje stylizowane na antyczne zaczęli się rozbierać. Jakaś siła zatrzymała Marlowa. Wpatrywał się w rozbierających się facetów. Wyższy ostro pieścił mniejszego, całował. Złapał go za głowę i pociągnął w stronę swojego kutasa. Mniejszy pochłonął go w swoim gardle. Mlaskanie i sapanie mieszały się ze sobą, a modele na scenie zamieniali się rolami. Ciągnęli, lizali jajka, pieścili swoje tyłki. Większy wbijał się językiem w dupę mniejszego. Nagle skądś wyciągnął opakowanie z prezerwatywą i lubrykant. Wbił się ostro w mniejszego. Rżnął go, jak pies sukę, ostro, bez pardonu. Kilka razy zmieniali pozycję. Tempo rosło. Nagle wyrwał się z tyłka, ściągnął gumę i strzelił fontanną spermy na tors mniejszego, który praktycznie w tej samej chwili trysnął w górę fontanną białego płynu wprost na pierś większego.
Marlow, potrącony przez kogoś na parkiecie, gwałtownie wrócił do rzeczywistości. Poczuł swoją erekcję. Nie poznawał się. Nigdy wcześniej nawet mu przez myśl nie przeszło, że może go podniecać seks dwóch facetów. Fakt, od rozstania z żoną, od prawie dziesięciu miesięcy, jego jedyną partnerką była własna ręka, ale to nie mógł być powód. Sądził, nie! Wiedział, że jest heteroseksualistą. Właśnie dlatego nie miał oporów przed przyjęciem zlecenia Wiesława. Ale skąd taka reakcja?
Wzruszył ramionami i ruszył ku drzwiom. Nie wiedział, jaką niespodziankę szykuje mu los zaraz za nimi.