Niedziela w galerii…i Anioł?
Janielscy od rana z niecierpliwością czekali na ciocię Elwirę, którą Tata miał przywieźć z lotniska. Magda uważała, że kuzynka Mamy jest najfajniejszą osobą pod słońcem. No i chyba bogatą jak nikt w rodzinie!
- Chyba już idą- szepnęła Mama poprawiając włosy.
Tak. Otworzyły się drzwi, w których ukazała się ciocia Elwira pachnąca i elegancka jak w reklamie super mody . W przedpokoju zrobił się gwar, ściskanie i głośne ciocine całusy składane na kolejnych Janielskich policzkach.
- Tak się cieszę się, że was widzę.
- Nic się nie zmieniłaś, wciąż jesteś młoda i piękna… No i taka wytworna - Mama z podziwem patrzyła na ciocię.
- Ty też Marysiu, ty też - ciocia Elwira przytuliła Mamę - tylko czemuście się tak wszyscy poważnie ubrali?
- Nie poważnie, tylko odświętnie, bo dziś niedziela, wybieramy się do kościoła. Pójdziesz z nami?
- Teraz właśnie? - zdziwiła się ciocia.
- No nie. Najpierw zjemy śniadanie i dopiero…
- Oj, a ja myślałam, że pójdziemy do galerii. Do samolotu nie można wziąć dużego bagażu, a ja chciałabym wam zrobić jakieś upominki.
- Hura! Ciociu, jesteś kochana! - krzyknęła Magda. Kubie też zaświeciły się oczy, a Maluchy uwiesiły się cioci rąk jak na ramionach huśtawki.
- Przykro nam, Elwiro - Tata zmarszczył czoło - ale dziś nie możemy ci towarzyszyć. Niedziela w naszym domu jest dniem poświęconym Panu Bogu, rodzinie, ale nie zakupom.
- No dobrze, pójdę do galerii sama - powiedziała trochę urażona ciocia, gdy zasiedli do śniadania.
Magdzie zrobiło się smutno, a nawet była zła na Tatę, że musiał tak od razu powiedzieć cioci. Czuła, że musi coś zrobić, żeby ciocia nie musiała iść na te zakupy sama. Przecież ona miała im kupić upominki. Kiedy więc całą gromadką wyszli z domu i ciocia poszła na lewo w kierunku galerii a Mama, Tata, Kuba i Bliźniaki na prawo w kierunku kościoła, zawołała:
- Ja jeszcze zaczekam na Agnieszkę.
Ale to nie była prawda, bo Magda wcale się z Agnieszką nie umawiała i gdy tylko rodzice i rodzeństwo zniknęli za rogiem ulicy pobiegła za ciocią. Ciocia uśmiechnęła się i wzięła ją za rękę. Kiedy weszły do galerii ogarnął je tłum ludzi. Magda nigdy nie myślała że w niedzielę ludzie wolą być tutaj i robić zakupy niż iść do kościoła. Ona przecież przyszła tu tylko raz i tylko dla cioci, a to się zupełnie nie liczyło. Chodziła za ciocią od sklepu do sklepu, od stoiska do stoiska oglądając różne towary. Ciocia wciąż o coś pytała, oglądała i kazała pakować. Ale Magdę zaczęło nudzić i męczyć to mnóstwo świateł, półek, towarów. Spoglądała na zegarek i myślała o tym co dzieje się w kościele.
-„Teraz pewnie jest kazanie, teraz ofiarowanie… Komunia święta… zaraz chyba się Masza skończy - myślała.
I nagle zrobiło się jej żal, że okłamała Tatę i Mamę i że Pan Jezus przecież na nią czekał, a ona wolała przyjść tu z ciocią.
- Ciociu - szepnęła szarpiąc ciocię za rękaw - ja jednak muszę iść do kościoła.
Ciocia Elwira zdziwiona popatrzyła w jej wypełnione łzami tęsknotą oczy i poczuła się tak, jak wtedy gdy tęskniła lub płakała za Polską.
- A wiesz Magdusiu - powiedziała dziwnie miękko - zostawmy te zakupy na jutro. Przyjdziemy może tu wszyscy razem, bo jeszcze nic wam nie kupiłam. Ja też czuję, że będziemy szczęśliwsze gdy pójdziemy razem do kościoła. Już parę niedziel nie byłam…
Magda z radości aż uściskała ciocię. Nagle zdumiona bardzo wyraźnie usłyszała dzwony na następną Mszę. Zaczęły więc szukać drogi do wyjścia, ale nie było to łatwe… Ale nagle jakiś uśmiechnięty i jasno ubrany chłopak otworzył im windę i doprowadził je do wyjścia tak szybko, jakby pomagały mu skrzydła. Magda i ciocia też jakby je poczuły…