Inaczej niż u Sartre'a


ostatnia aktualizacja: wtorek, 14 marca 2006 godz. 11:34 0x01 graphic
Philippe Claudel0x01 graphic

Inaczej niż u Sartre`a

0x01 graphic


0x01 graphic

(fot. jb, ONM)

0x01 graphic

0x01 graphic

Philippe Claudel (urodzony w 1962 r.) - francuski pisarz i scenarzysta filmowy, wykładowca antropologii kultury na uniwersytecie w Nancy. Zadebiutował w 1999 r. Rozgłos przyniosły mu „Szare dusze”, książka uhonorowana w 2003 r. nagrodą Renaudot. Na jej kanwie powstał film fabularny. Z pisarzem rozmawia Jarosław Butkiewicz:

„Wnuczka Pana Linha”, która niedawno ukazała się w Polsce, przypomina nieco przypowieść. Choć domyślamy się, skąd może pochodzić główny bohater i dokąd przybył, unika Pan dokładnego określenia miejsca akcji i czasu, imiona czy nazwiska bohaterów wydają się zbędne (podlegają zresztą różnym zniekształceniom). Również dedykacja - „Wszystkim Panom Linhom na tej ziemi oraz ich wnuczkom” - wskazuje na uniwersalne przesłanie książki. Czy można powiedzieć, że ta powieść jest, w pewnym sensie, współczesną wersją np. historii Hioba?

Tak, dlaczego nie? Mnie samemu to nigdy do głowy nie przyszło, ale to bardzo ciekawa uwaga, po raz pierwszy mi ją poczyniono. Po wszystkich moich lekturach stwierdzam, że tak naprawdę liczą się książki takie jak Biblia, mitologia grecka i rzymska, święte księgi starożytnego Egiptu. Wszystkie książki później napisane są jakąś odmianą, wariacją tych głównych dzieł.

Pisząc „Wnuczkę Pana Linha” zdecydowanie chciałem uczynić z tego utworu coś w rodzaju przypowieści, bajki, opowiastki. Uważam, że przez takie gatunki literackie można przekazać coś ważnego.

Pana bohater jest w sytuacji ekstremalnej. Ciąży mu nie tylko starość, jest ogołocony ze wszystkiego - utracił swój kraj, swój język ojczysty (mowa właściwie przestała być jego narzędziem komunikacji), swoich bliskich, jednak wykazuje niezwykłą wolę życia - jeśli można tak powiedzieć - nawet wbrew rozsądkowi. Książka jest przejmująco smutna, ale nie ma chyba pesymistycznego przesłania?


Z pewnością nie ma. Powiem nawet, że jest to najjaśniejszy z moich utworów i chyba najbardziej optymistyczny. Jest to historia o spotkaniu się dwóch samotności i zadzierzgnięciu więzów przyjaźni. Dwaj uczestnicy tego spotkania czerpią z niego siłę i wychodzą wzmocnieni. Są takie momenty w życiu, kiedy bliźni zatrważa, w innych wydaje się kimś wspaniałym. Myślę, że we „Wnuczce Pana Linha” przeważają te drugie chwile - kiedy ujawnia się wspaniałość istoty ludzkiej, czasami mocno doświadczonej, poszarpanej przez historię, nieszczęścia, wojnę, kryzysy ekonomiczne, w końcu ludzkie szaleństwo. Ale jest to istota ludzka, która wciąż pała przemożną żądzą kontynuowania życia, które zostało jej dane. Wielkim podziwem darzę tych, którzy przeżyli horror obozów koncentracyjnych, tych, którzy wszystko utracili, nawet wiarę w człowieka, ale później znaleźli w sobie tyle siły, aby zbudować na tych zgliszczach nowe życie.

Pana bohaterowie szukają przyjaźni, porozumiewają się bez słów, blisko jest im do romantyków Wiktora Hugo czy Ernesta Hemingwaya. Czy czuje Pan to pokrewieństwo?


Musiałbym się zastanowić. Czy ma pan na myśli jakichś konkretnych bohaterów tych autorów?

Na przykład bohater „Starego człowieka i morza”.


Znowu się przyznam, że nie miałem takiej refleksji, ale znajduję pewne paralele. Bo tam też mamy do czynienia z czymś w rodzaju przypowieści, tam też się opisuje samotność, tam też się pisze o przyjaźni. Wydaje mi się, że mocną sceną „Wnuczki...” jest spotkanie dwóch bohaterów - Linha i Barka - na ławce. Tę scenę można porównywać ze spotkaniem Bouvarda i Pécucheta u Flauberta - tych dwóch bohaterów również się spotyka na ławce, a potem rodzi się z tego przyjaźń. Jest jeszcze odniesienie filmowe - myślę o scenie z filmu „Nocny kowboj” z Jonem Voightem i Dustinem Hoffmanem.

Czy można zaryzykować twierdzenie, że Pana książka to literacka polemika Sartre'owskim widzeniem świata, w którym wszystko jest absurdem, także życie i śmierć człowieka?


Obaj bohaterowie książki czują się zagubieni we współczesnym świecie, są wygnańcami. Pan Linh jest wygnańcem z własnego języka, z ojczystego kraju, pan Bark jest samotny, bo utracił bliskie mu osoby. Obaj zostali zmiażdżeni przez wielką, potężną machinę, jaką jest historia. W przeciwieństwie do bohaterów Sartre'a, Camusa czy Malraux - moi bohaterowie wychodzą z przemiału historii mimo wszystko zwycięsko, nie poddają się tej sile, tworzą silną więź, która ich wzmacnia. To wydaje mi się silnym pozytywnym przesłaniem tej opowieści.

Z pewnością wielu czytelników uzna Pana książkę za wzruszającą, może nawet sentymentalną (w ostatniej scenie). Nie obawia się Pan, że ktoś powie za Rolandem Barthes'em: „Tylko forma pozwala uniknąć śmieszności uczuć”?


Barthes umarł wiele lat temu... w tym intelektualnie. Należę do pokolenia, na które pisarstwo Barthes'a wywarło bardzo duży wpływ. Kiedy studiowałem, był kimś w rodzaju autorytarnego boga. Panował w sposób totalitarny nad twórczością literacką tamtego czasu. Bardzo sobie ceniłem jego teksty krytyczne, analityczne, które pozwalały dostrzegać świat w trochę inny sposób. Ale niestety Barthes doprowadził do „wysuszenia” literatury, poświęcając ją wyłącznie formie. Teraz zaczynamy się z tego wydobywać. Barthes umarł stosunkowo wcześnie, w wieku około 60 lat, po tym, jak potrącił go samochód. Na pewno jego poglądy podlegałyby dalszemu rozwojowi. W jednym z jego ostatnich tekstów „L'Empire des signes” czuje się w nim bardziej powieściopisarza niż formalistę.

Pan jest werystą. Jaki jest Pana stosunek do francuskiej nouveau roman? Czy można ją uznać za nieporozumienie, poza kilkoma książkami? Czy jest już zamkniętym rozdziałem, czy można się spodziewać come backu nowej powieści?

To, co się nazywa nową powieścią, ma już 50 lat. Teoria nouveau roman wydaje mi się bardzo interesująca - pogłębiona refleksja na temat postaci, psychologii, na temat struktury samego tekstu. Ale już utwory, które zaliczamy do nouveau roman, są strasznie smętne i słabe. Jedynym autorem, którego bardzo cenię, jest Marguerite Duras. Jest niesłusznie zaliczana do prądu nouveau roman - być może dlatego, że publikowała u tego samego wydawcy - Les Éditions de Minuit, ale tak naprawdę nie ma nic wspólnego z tym ruchem.

W nurcie nouveau roman bardzo przeszkadzał mi jego totalitaryzm. Robbe-Grillet, główna postać tego ruchu, uważał się za człowieka, który posiadł jedyną wielką prawdę literacką, jaka może istnieć, cała reszta - to zero, totalna pustka. Uważał, że tylko on ma prawo osądzać, co literaturą jest, a co nie jest. Dla mnie literatura powinna być wieloraka, zróżnicowana, każda literatura ma prawo do istnienia.

W Polsce znane są Pana dwa utwory - kryminał „Szare dusze” i „Wnuczka Pana Lihna”, ale to nie wszystkie Pana książki. Od dawna Pan pisze?


Tak. Zaczynałem pisać jako dziecko, mając sześć-siedem lat miałem pierwsze dokonania. Długo pisałem, pisałem, pisałem, ale to wszystko było bardzo złe. Raptem w wielu 34-35 lat zacząłem pisać dobrze. I ostatecznie zadebiutowałem jako pisarz bardzo późno - w 37. roku życia.

Za granicą rzeczywiście jestem znany głównie z tych dwóch książek. We Francji „Szare dusze” były pierwszym moim utworem, który odniósł sukces, choć chyba niewielu ludzi go dogłębnie przeczytało, podobnie jak „Wnuczkę Pana Linha”. Jeśli chodzi o tłumaczenia, to przekłada się to, co uchodzi za bestseller, chociaż niekoniecznie są to dokonania najważniejsze.

Czy te dwie książki uważa Pan za swoje najlepsze utwory?


Obie te rzeczy pisałem z wewnętrzną siłą, przekonaniem, szczerością, uczciwością. W obie zainwestowałem takie same pokłady mojego intelektu i - można powiedzieć - moich trzewi. Zastanawiam się, dlaczego jedna z tych powieści znajduje więcej uznania, odnosi większy sukces niż druga. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. A moja książka, która mi się najbardziej podoba, to ta, której jeszcze nie napisałem.

Czy jest Pan w Polsce pierwszy raz? Jakie są Pana wrażenia z tego pobytu, ze spotkań z czytelnikami?


Pobyt w Polsce odbieram z wielkim wzruszeniem - przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że pochodzę z Nancy, które łączą z Polską bardzo silne więzi historyczne od 250 lat. Można powiedzieć, że jest to najbardziej polskie ze wszystkich francuskich miast. Drugi powód - to moja żona, która jest z pochodzenia Polką. Jej rodzice przybyli z Polski do Francji z powodów ekonomicznych i z powodu wojny. Mój teść wiele mi mówił o tym kraju i teraz, kiedy tu jestem, wszystko to sobie przypominam.

Brak mi jeszcze odpowiedniego dystansu, aby odpowiedzieć na drugie pytanie. Z tych spotkań, które już odbyłem, zapamiętałem bardzo serdeczne przyjęcie. Dostrzegam u polskiego czytelnika apetyt na odkrywanie nowych książek. Książka to przedmiot niewielkich rozmiarów, łatwy do umieszczenia gdzieś w domu. Ale ten mały przedmiot umożliwia prowadzenie ciekawych dyskusji, rodzi liczne więzy, umożliwia spotkania z innymi, które te więzy przekształcają.

Dziękuję za rozmowę.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Inaczej niż w raju Rozdział technokracja
Zrób coś inaczej niż dotychczas, ezoteryka
dick p k inaczej niz by sie zdawalo ZA7HBRWIYCODHWL5457EVKRJLBCBF5GH4WNGOYI
Brubaker, R Nacjonalizm inaczej Struktura narodowa i kwestie narodowe w nowej Europie rozdz1
Lepiej usługiwać innym niż sobie, Kazania Słowa Bożego, Jacek Filończyk, 02 Usprawiedliwienie przez
klasa3, Pomoce,scenariusze,inscenizacje, scenariusze, Spójrz inaczej
3 c) Mój kolega inaczej się porusza karta pracy nr 3, FOLDER I Mój kolega inaczej się porusza

więcej podobnych podstron